- Przemysł motoryzacyjny w Europie stoi przed kryzysem i zagrożeniem masowych zwolnień.
- Malejący popyt na nowe samochody wpływa na zatrudnienie w branży.
- Obecne regulacje unijne faworyzują droższe pojazdy, co szkodzi mniejszym producentom.
- Prezesi apelują o dostosowanie przepisów do realiów rynku motoryzacyjnego.
- Wzrost cen samochodów może wynikać z nowych regulacji unijnych.
W obliczu kryzysu w europejskiej motoryzacji, prezesi Grupy Renault i koncernu Stellantis, Luca De Meo i John Elkann, alarmują, że miliony ludzi mogą stracić pracę, jeśli nie zostaną wprowadzone pilne zmiany w regulacjach unijnych. Wspólny wywiad opublikowany w „Le Figaro” ukazuje dramatyczną sytuację, w jakiej znalazł się przemysł motoryzacyjny w Europie, wskazując na malejący popyt na nowe samochody oraz rosnące zagrożenie masowymi zwolnieniami.
Spadek popytu na nowe samochody
W rozmowie z dziennikarzami „Le Figaro”, Luca De Meo zauważył, że popyt na nowe samochody w Europie systematycznie maleje. W 2019 roku sprzedano na Starym Kontynencie ponad 18 milionów nowych aut, podczas gdy w 2023 roku ta liczba spadła do 15 milionów. John Elkann podkreślił, że jeśli obecny trend się utrzyma, rynek nowych aut w UE może skurczyć się o ponad połowę w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Obaj prezesi zwracają uwagę, że obecnie w przemyśle samochodowym zatrudnionych jest 13 milionów osób, co stanowi 7 proc. unijnego PKB, a ich praca jest zagrożona w obliczu nadchodzących zmian.
Regulacje unijne a przyszłość przemysłu
De Meo i Elkann wskazują, że szybkie tempo spadku popytu na samochody w UE jest w dużej mierze wynikiem regulacji unijnych. Obaj prezesi zauważają, że obecne wymagania dotyczące emisji CO2 faworyzują większe i droższe pojazdy, co sprawia, że produkcja mniejszych, przystępnych cenowo aut staje się coraz mniej opłacalna. „To, o co prosimy, to zróżnicowana regulacja dla mniejszych samochodów” – podkreślił De Meo, wskazując na potrzebę dostosowania przepisów do realiów rynku.
Przykład Japonii jako inspiracja
W kontekście poszukiwania rozwiązań, De Meo zasugerował, że Europa powinna podążać drogą Japonii, gdzie „lekkie samochody”, znane jako kei-cary, korzystają z ulg podatkowych i zniżek. W jego opinii, obecne regulacje w UE, które były kształtowane przez niemieckich producentów premium, nie odpowiadają na potrzeby rynku masowego. „Europa dla nich się liczy, ale ich priorytetem jest eksport” – dodał, wskazując na nierówności w traktowaniu różnych segmentów rynku.
Wzrost cen samochodów
Obaj prezesi przewidują również, że w najbliższych latach ceny samochodów mogą wzrosnąć o 40 proc. w wyniku nowych regulacji. Elkann zauważył, że aż 1/4 inżynierów w Stellantis zajmuje się wdrażaniem nowych przepisów unijnych, co świadczy o skomplikowaniu procesu produkcji. De Meo dodał, że cena modelu Renault Clio może wzrosnąć z 74 000 zł do blisko 104 000 zł w ciągu pięciu lat, co w jego opinii w 92,5 proc. wynika z regulacji.
Apel o zmiany
Wspólny apel De Meo i Elkanna podkreśla skomplikowaną sytuację, w jakiej znalazł się europejski przemysł motoryzacyjny. Obaj prezesi wskazują, że nie można postrzegać go jako jednego organizmu, a różnice w podejściu do regulacji mogą prowadzić do dalszego osłabienia konkurencyjności Europy na tle takich potęg jak Chiny. „To kolejna słabość europejskiej gospodarki w starciu z innymi rynkami” – podsumował Elkann, apelując o pilne działania w celu ochrony miejsc pracy i przyszłości sektora motoryzacyjnego w Europie.