Orban rozsyła ulotki, pyta o przyszłość Ukrainy w UE. „Nie możemy zaakceptować”

Węgierski rząd rozpoczął akcję kolportowania ulotek zachęcających do udziału w narodowym referendum – podaje portal European Pravda. Węgrzy mieliby odpowiedzieć w nim na pytanie o to, czy popierają akcesję Ukrainy do Unii Europejskiej. Co istotne, Budapeszt podkreśla w broszurach, że spowodowałoby to ogromnych rozmiarów szkody.
Portal European Pravda powołuje się w swoich doniesieniach na ulotkę stworzoną przez centrum informacyjne węgierskiego rządu, datowaną na dzień 19 kwietnia. Gabinet Viktora Orbana wzywa w niej do głosowania przeciwko poparciu przystąpienia Ukrainy do UE, tłumacząc, że uderzy to w węgierskie interesy.
Autorzy ulotki przekonują, że akcesja Ukrainy do UE kosztować będzie „każdą węgierską rodzinę setki tysięcy forintów rocznie, zagrozi emeryturom i wsparciu dla rolników oraz bezpieczeństwu i rynkowi pracy”.
Budapeszt twierdzi również, że „przyspieszenie akcesji w obecnych okolicznościach zniszczy węgierską gospodarkę”.
ZOBACZ: Kluczowe dni dla rozmów pokojowych. Media: Ukraina prawie gotowa, wszystko zależy od Rosji
„My, Węgrzy, nie możemy zaakceptować, że tak ważna kwestia jest rozgrywana na naszych oczach. W nadchodzących tygodniach rząd przedstawi szczegółowe informacje na temat kwestii związanych z przystąpieniem Ukrainy do UE” – głosi treść broszury.
Jednocześnie rząd zapewnia, że wyniki narodowego referendum w tej sprawie potraktuje jako wiążące. Ulotka zachęca Węgrów do „wzięcia udziału w głosowaniu” i „podjęcia rozsądnej decyzji”.
Na początku marca węgierski premier Viktor Orban ogłosił zamiar zorganizowania referendum dotyczącego ewentualnego dołączenia Ukrainy do europejskiej Wspólnoty. Wówczas o sarkastyczny komentarz pokusił się m.in. szef polskiego MSZ Radosław Sikorski.
„Węgry zamierzają przeprowadzić referendum w sprawie przyszłego członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej. A ja ciekaw byłbym wyników referendum w UE w sprawie członkostwa orbanowskich Węgier” – pisał w mediach społecznościowych.
ZOBACZ: Pilna decyzja Putina. Wejdzie w życie za kilkadziesiąt minut
Później węgierski minister ds. europejskich János Bóka doprecyzował, że referendum odbędzie się jeszcze przed początkiem lata.
– Przyszłość procesu rozszerzenia [Ukrainy – red.] jest teraz w rękach obywateli Węgier. Będą mieli okazję wyrazić swoje stanowisko w tych konsultacjach zainicjowanych przez rząd Węgier. Czekamy na wyniki – oświadczył.
Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Wieloletnie rządy PiS jakie by mnie były nie są, bo być nie mogą usprawiedliwieniem łamania prawa przez rząd PO.To co robi rząd premiera Tuska to zło.
PS. Gdzie się kupuje taką koszulkę z napisem KONSTYTUCJA?
Może ktoś z kolegów, któremu już nie potrzebna mi podaruje?
PKB Polski to coś koło 650 mld $. W 2003 roku odnotowałem, że ma 500 mln złotych. No cóż – 20 lat wzrostu pomimo podziałów, pyskówek i wojenek, pandemii i wojen, ciężkej pracy złych polityków i małych złodziei, oporze urzędników i ingerencji obcych.
Fajnie. Polacy potrafią. I Polakom się chce.
Modlitwa:
Panie Boże – dziękuję za bogactwo Polski.
Polska katolicka? Polska ateistyczna? Polska pogańska?
Policzmy zawodowców: duchownych chrześcijańskich (głownie katolickich): 35 tys, wróżek, czarownic i jasnowidzów płacących z tego tytułu podatki jest ponad 75 tysięcy.
Nie wiedziałem, że takie są liczby, dziękuję 🙂
Jestem tutaj, aby zaświadczyć, co ten wielki czarodziej zrobił dla mnie. Nigdy nie wierzyłem w rzucanie zaklęć, dopóki nie kusiło mnie, aby spróbować. Ja i moja żona mamy wiele problemów ze wspólnym mieszkaniem, zawsze nie będzie mnie zmuszać szczęśliwy, ponieważ zakochała się w innym mężczyźnie spoza naszego związku, starałem się, aby moja żona zostawiła tę kobietę, ale im więcej z nią rozmawiam, tym bardziej mnie zasmuca, więc moje małżeństwo prowadzi teraz do rozwodu bo już nie zwraca na mnie uwagi. więc z całym tym bólem i udręką zdecydowałem się skontaktować z tym rzucającym zaklęcia, aby zobaczyć, czy między mną a moją żoną wszystko może się ponownie ułożyć. Ten rzucający zaklęcia, który był mężczyzną, powiedział mi, że moja żona jest naprawdę pod wielkim urokiem, który rzuciła został oczarowany jakąś magią, więc powiedział mi, że zamierza przywrócić wszystko do normy. rzucił zaklęcie na moją żonę i po 5 dniach moja żona całkowicie się zmieniła, nawet przeprasza za sposób, w jaki mnie traktowała, że nie była sobą, naprawdę dziękuję temu człowiekowi, nazywa się Dr Clement, przywrócił mi moją żonę chcę, abyście wszyscy skontaktowali się z nim, którzy mają jakikolwiek problem związany z kwestią małżeństwa i problemem w związku, on rozwiąże to za ciebie. skontaktuj się z nim w celu uzyskania własnej pomocy drbusyspellnhome@gmail.com whatsapp +23470531758952jeśli masz jakieś wyzwania z tym wszystkim1.HIV/ LYME2 zaklęcie w sprawie sądowej3 powiększenie penisa5. ZAPALENIE WĄTROBY B6.CUKRZYCA7. HPV8 rak10 ALS11 loterii
Wojtek, sprzątaj czasem tutaj 🤣😂
Hala Koszyki, Elektrownia Powiśle, Browary Warszawskiej, Fabryka Norblina…. A wszędzie pełno, a wszędzie ruch, a wszędzie się dzieje, dużo dzieje.
Warszawa to inna planeta, inny styl życia, inne tempo, inne przepływy. Zastanawiam się czy hasło wypisane antykwą na budynku EMPIK, że „cały naród buduje swoją stolice” jest prawdziwe? A może to ta stolica karmi ten naród? A może stolica wysysa krew z tego narodu? Na pewno jest inna niż Kraków, niż Rzeszów i Lublin, na pewno Wrocław i Poznań próbują naśladować ale to się nie da, bo Warszawa jest stolica i tu siedzą władze państwa, instytucje centralne, i wszyscy ci, którzy chcą mieć do tych władz blisko aby z nimi się napić, również dobrej kawy.
Dziwne to jest więc nie będę się nad tym zastanawiał tylko zjem drogie śniadanie w Etno i idę dalej do roboty, bo pracować trzeba.
Hala Koszyki, Elektrownia Powiśle, Browary Warszawskiej, Fabryka Norblina, Bliska i dalsza Wola oraz ten najwyższy, którego pstryknąłem wczoraj – wszystko to zostało zbudowane za rządów PiS, który rozdaje, i rujnuje.
Nic nie rozumiem.
*
Werset z Pisma:”Bóg dla każdego narodu ustanowił czasy i granice, aby Go szukały. Czy nie znajdą go choćby po omacku”? Czy Polacy go szukają? Czy Warszawiacy Go szukają?
Właśnie dowiedziałem się, że wybierając PKP Intercity emituję tylko 8,3 kg CO2 na siebie jako pasażera. To ponad 3 razy mniej niż mój samochód (30,4 kg) i 8 razy mniej niż samolot (72,7 kg).
Informacje takie w Niemczech, na biletach DB były już 15 lat temu a u nas pojawiły się dopiero teraz.
Rano znalazłem na bilecie, że przez to, że jadę koleją to mniej CO2 się zrobiło, a teraz przysłali mi mailem, że „nie mogą doczekać się _naszego_ kolejnego wspólnego przejazdu hulajnogą. Do zobaczenia wkrótce”!
Dowiedziałem się też, że „moje przejazdy z hulajnogą na literę T przyczyniają się do zmniejszenia zanieczyszczeń na świecie. Wspieramy wiele projektów mających na celu poprawę środowiska naturalnego, a także zmniejszenie emisji związanej z działaniem naszych biur i magazynów. Więcej informacji znajdziesz …”
Może znowu sobie gdzieś pojadę, a następny razem, „gdy już posiądziemy te dary niebios zwalczymy biedę, nierówności społeczne i zahamujemy spadek bioróżnorodności. Liczne problemy, które nękają świat odejdą w przeszłość, a ludzkości przejdzie obnażona między kolumnami Jakin i Boaz, i wkroczy w chwale w kolejny złoty wiek. (…) Ludzkość zaistnieje na innych planetach, wśród gwiazd i w dalekich galaktykach. (…) Bogactwo, które uzyskamy dzięki hulajnodze pozwoli położyć kres głodowi na świecie”.
No i uwolnimy też wszystkie małe kotki!
Humanizm wspaniałych ludzi biznesu zasmuca mnie bardzo. Nie wiem dlaczego lLudzie tych nowoczesnych biznesów nie chcą po prostu przyznać, że chcą zarabiać kasę ale muszą kreować się na zbawców świat, podczas gdy nie potrafią nawet rozeznać co jest dobre a co złe.
*
Kto z Was zgadnie z czego pochodzi powyższy cytat?
Tylko nie patrz w górę.*W akceleratorze CERN zasymulowaliśmy ….. Odłamki zostaną wyhamowane i nakierowane przy użyciu Drobów, po czym spadną do Pacyfiką, skąd zostaną podjęte przez okręty marynarki.Gdy już posiądziemy te dary niebios zwalczymy biedę, nierówności społeczne i zahamujemy spadek bioróżnorodności. Liczne problemy, które nękają świat odejdą w przeszłość, a ludzkości przejdzie obnażona między kolumnami Jakin i Boaz, i wkroczy w chwale w kolejny złoty wiek.(…)Ludzkość zaistnieje na innych planetach, wśród gwiazd i w dalekich galaktykach.Święte słowaBogactwo, które uzyskamy dzięki komecie pozwoli położyć kres głodowi na świecie.A uwolnią też wszystkie małe kotki?*LifeStylowy idealista. Lajstajlowy Na pozór kieruje się szalechetnymi przekonaniami, ale stale gonię za przyjemnością i uciekamy od bulu – jak doświadczalna mysz. Ich algorytmy mogą przeidzeić nawet jak umrę, z dokładnością 96,5%Prawda jest bardziej dołująca. Nie są dość cwani by działać tak perfidnie.*Wiecie dlaczego każą Wam patrzeć w górę? Powiedzieć Wam? Bo chcą żebyście się bali. Macie patrzeć w górę, żeby oni mogli patrzeć z góry. Mają się za lepszych od was.Dwie strzałki, w górę i w dół symbolicują ciągły spór o wartości w naszym kraju. Pora przestać się kłócić. Dogadajmy się. Odświeżające spojrzenie.Brontorok.
Lewackie (wraźliwość społeczna) myślenie:
Zróbmy coś bo ludzie z cierpią!
Lewackie myślenie Judaszów:
Zróbmy coś bo ludzie cierpią – ale nie za swoje pieniądze.
Akceptowalne przeze mnie trzeźwe myślenie:
Lekcja nowotestamentowa:
Jezus więc na sześć dni przed Paschą przyszedł do Betanii, gdzie był Łazarz, który umarł, a którego On wzbudził z martwych. (2) Tam przygotowali dla Niego wieczerzę, Marta im usługiwała, a Łazarz był jednym z tych, którzy z Nim spoczywali przy stole.
(3) A gdy Maria wzięła litrę płynnego olejku nardowego, bardzo drogiego, namaściła stopy Jezusa i otarła je swoimi włosami; i napełnił się dom wonnością olejku. (4) Powiedział więc jeden z Jego uczniów, Judasz Iskariota, syn Szymona, który miał Go wydać: (5) Dlaczego ten olejek nie został sprzedany za trzysta denarów, i nie rozdano ich ubogim? (6) A to mówił nie dlatego, że troszczył się o ubogich, ale że był złodziejem, i miał sakiewkę, i cokolwiek włożono do niej, sprzeniewierzał.
J12:1-5 tpnp
W TOK-FM powiedzieli, że należy wspierać czworonożnych uchodźców z Ukrainy. Odpowiednie organizacje zbierają na to pieniądze. W małej miejscowości pod Kijowem w tej chwili na ewakuację oczekują 4 koty. Czy ktoś może pomóc? Mówili też, że żadne zwierze nie powinno cierpieć i w Polsce są już ośrodki, które zbierają środki po to aby zwierzęta (również te z gospodarstw rolnych) nie musiały cierpieć w samotności.
Dobrze być dobrym człowiekiem. Chciałbym i ja, i dlatego jak słucham TOK-FM to często płaczę ze wzruszenia i wtedy zwalniam.
Empatia działa zawsze. Nie wybiera, czy współodczuwamy z ludźmi czy zwierzętami. Jeśli nie mamy jej dla zwierząt, znaczy to tyle, że współodczuwanie z ludźmi udajemy, aby coś ugrać. Niestety sporo jest wśród ludzi psychopatów. Gdy zauważmy tę różnicę pomiędzy deklarowaną miłością do ludzi (szczególnie pod wpływem kultu) a pogardę wobec innych stworzeń, jedna reakcja jest prawidłowa: uciekać. Zanim ta menda zalęgnie się nam w domu.
Nie dać się wciągnąć! … Nie dać się wciągnąć!… … Nie dać się wciągnąć!Podarowanie MIGów Jankesom to lepszy pomysł, niż wysłanie ich kurierem z Rzeszowa do Lwowa, ale obawiam się, że prezydent Putin się zorientuje, zwłaszcza jak ja tu ujawnię tajemnicę państwową, o tym, że to ściema.Nie dać się wciągnąć w wojnę! … Nie dać się wciągnąć w wojnę!… … Nie dać się wciągnąć w wojnę!
W Kanadzie od kilku tygodni trwają protesty przeciwko wiadomemu przymusowi oraz obostrzeniom związanym z tracącym swój blask i popularność wirusem celebrytą. Zaczęło się od kierowców ciężarówek, którzy przy sporym aplauzie i poparciu Kanadyjczyków ruszyli na Ottawę. Miasto zostało zablokowane, protesty pojawiły się w kolejnych miastach, ciężarówki zablokowały też bardzo ważny most, przez który szło 25% handlu pomiędzy USA a Kanadą. Premier Kanady Justin Trudeau, który już dawno stał się dla lewicowców z całego świata wzorem do naśladowania i dowodem na to, że można równocześnie być czerwony, zielonym i tęczowym, początkowo schował się przed protestującymi, ale gdy ochłonął, przystąpił do ataku.
Najpierw słownego. Trudeau rzucił na pokojowych demonstrantów, których łączyło w zasadzie tylko to, że chcieli wrócić do normalności, zupełnie standardowe zaklęcia. Zostali przez niego nazwani rasistami, nazistami i homofobami. Zablokowane zostały też internetowe zbiórki pieniędzy dla protestujących. Gdy to nie pomogło, sytuacja zaczęła eskalować.
Trudeau, zupełnie nielegalnie, ogłosił w Kanadzie stan wyjątkowy. Czemu nielegalnie? Bo ustawa na którą się powołał, wyraźnie wskazuje, w jakich okolicznościach jest to możliwe (nie ma obecnie tych okoliczności) oraz jeszcze wyraźniej wskazuje, że protesty nie są taką okolicznością. Co to oznacza? Że w państwie należącym do grupy G7, uznawanym za niezwykle stabilne i demokratyczne, doszło do zamachu stanu, w wyniku którego czerwono-zielono-tęczowy Trudeau został dyktatorem i uzurpował sobie władzę, do której nie ma prawa.
Czy to nie za mocne słowa? Niestety nie. Rząd Kanady zamraża rachunki bankowe osób, które bezpośrednio lub pośrednio popierają protesty. Zawiesza obowiązywanie ubezpieczenia samochodów. Rozumiecie? Idziecie na protest przeciwko absurdalnej polityce rządu, a rząd za to pozbawia was dostępu do waszych pieniędzy. Nie macie przy sobie gotówki? To nie będziecie mieli co jeść. Nie jest to zresztą żadna nowość. Od lat, również w Polsce, obowiązują przepisy o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu, na podstawie których instytucje finansowe, prawnicy, księgowi, antykwaryści i wiele innych firm mają obowiązek bacznego przyglądania się swoim klientom i sprawdzaniu, czy aby przypadkiem nie finansują terroryzmu.
I tak się złożyło, że według Trudeau protestujący nie tylko są rasistami, nazistami, homofobami, to jeszcze do tego zwolennikami Trumpa i terrorystami. A skoro tak, to banki muszą zablokować dostęp do pieniędzy nie tylko protestującym, ale też tym, którzy ich wspierają, na przykład biorąc udział w publicznych zbiórkach pieniędzy. I to się właśnie od kilku dni dzieje. Władze przekazują listy proskrypcyjne bankom, a te blokują konta. Idziesz na protest przeciwko rządowi i kolejnego dnia budzisz się bez środków do życia. Bez wyroku sądu, bez żadnej procedury czy możliwości złożenia wyjaśnień. Kanada 2022 rok.
To oczywiście nie wszystkie represje, jakie stosuje reżim Trudeau. Przywódcy protestów zostali aresztowani, a na manifestujących skierowano policję z długą bronią, tratowano też Kanadyjczyków końmi. Kanadyjskie media oczywiście siedzą cicho, a Kanadyjczycy muszą czerpać informacje z telewizji amerykańskich. Orban z Kaczyńskim się chowają, Kanada jest na poziomie Łukaszenki i Putina.
Dlaczego więc o tej bulwersującej sprawie jest tak cicho? Dlaczego wolny świat nie protestuje, nie wzywa dyktatora do oddania władzy, nie nakłada sankcji na Kanadę? Bo ten tak zwany wolny świat już dawno nie jest wolny i robi podobne rzeczy, a w przyszłości zamierza zrobić dokładnie to samo. Wszystkie przymusy, segregacje i obostrzenia nie są przecież kanadyjskim pomysłem, prawie wszędzie ta głupota się przyjęła. Rządzący uzurpowali sobie prawo do zamykania ludzi w domach, niszczenia firm, wyrzucania ludzi z pracy czy z restauracji. Po ulicach chodziła policja i szukała ludzi niewrażliwych na rządową propagandę, celem nałożenia mandatu lub wyrzucenia z knajpy bądź sklepu. Podobnie cały tzw. wolny świat pewnym krokiem zmierza ku likwidacji gotówki i wprowadzenia cyfrowego pieniądza banku centralnego. Wtedy władza nawet nie będzie musiała prosić prywatnych banków o mrożenie konta. Będzie sama to robić.
Nie chcesz robić za zwierzę w cyrku organizowanym przez rząd? To zabiorą Ci środki do życia, pozbawią ubezpieczenia i pracy. Nie cofną się, dopóki nie będziesz miał niczego i będziesz myślał, że jesteś szczęśliwy. A media, zarówno tradycyjne, jak i te społecznościowe, w trosce o standardy społeczności sprawią, że nikt się o tym nie dowie. Orwell nazwał to ewaporacją, ale to brzmi zbyt groźnie, więc tym razem to będzie tylko deplatforming i cancelowanie, rozszerzone na rynek pracy i usługi finansowe.
Patrzmy na Kanadę. Jeżeli Trudeau uda się złamać Kanadyjczyków, pozostałe rządy bardzo szybko pójdą w jego ślady. Jeżeli jednak Trudeau zostanie obalony, na jakiś czas jego potencjalni naśladowcy będą trochę ostrożniejsi, co da nam trochę czasu na oddech i zebranie sił przed kolejnym starciem.
Pandemia się nie kończy, raczej znikają tylko obostrzenia, bo coraz bardziej wychodzi, że była to pandemia strachu wywołana przez …. no właśnie, przez kogo? Dla kogo? Kto skorzystał?
Co się zmieniło (odnotowuję listę zrobioną bule jak):
Tak. Ludzkość wykonała wielki krok do przodu. W kierunku przepaści.
Kumpel (PJO) opisał tych panów tak:
Nauka jest niesamowita!
„Zgódź się a wtedy pewna duża firma będzie Ci co 6 miesiące przedłużać abonament na Twoje prawa obywatelskie. Fajne jest też to co rząd (europejski) płaci za ten abonament”.
Jest dobrze, bo rok temu Komisja Europejska zakupiła w tej firmie 6 mld abonamentów dla 500mln Europejczyków ale jak mówię o tym znajomym to nie wierzą.
Taki prześmiewczy tekst krąży po sieci, śmieszny i tragiczny więc go sobie zachowam:
Styczeń 20211. Zaszczypani nie zarażą się.2. Zaszczypani mogą się zarazić, ale nie zachorują.3. Zaszczypani mogą zachorować. ale przebieg choroby bodzie lekki.4. Zaszczypani mogą mieć ciężki przebieg choroby, ale nie traifią pod respirator.5. Zaszczypani mogą potrzebować leczenia respiratorem, ale nie umierają.6. Zaszczypani mogą umrzeć, ale nie w cierpieniu.7. Zaszczypani mogą umrzeć w bólu i cierpieniu, ale z czystym sumieniem.8. Zaszczypani którzy umarli idą do nieba gdyż troska o innych była dla nich prtorytetem.Listopad 2021
Ale tak poważnie to muszę sobie zrobić pandemiczne streszczenie roku aby pamiętać.
Właśnie zadzwonili do mnie (jak do wielu moich znajomych) „specjaliści od bezpieczeństwa” z mojego banku.
Powiedziałem temu Panu, że niedługo stanie przed Bogiem i za każdą taką wykonaną rozmowę będzie musiał przed Nim odpowiedzieć. Powiedziałem, że nie musi oszukiwać ludzi i jeszcze może się nawrócić aby nie skończyć w piekle.
Ten pan, z lekko wschodnim akcentem nie chciał tego słuchać i się rozłączył.
Modlitwa:1) O ochronę ludzi prostych przed złodziejami ……… ciebie prosimy, wysłuchaj nas Panie!2) O opamiętanie i nawrócenie oszustów ……… ciebie prosimy, wysłuchaj nas Panie!3) O Twoje szybkie przyjście ……… ciebie prosimy, wysłuchaj nas Panie!Wszechmogący, święty Boże – racz wysłuchać modlitwy naszej.Amen
Piotr miał taki fajny obrazek, który pomaga w dyskusji o tym co się dzieje na granicy. Zachowuję, bo dzieje się źle.
Już rok temu, obserwując jak wprowadzane są maseczki napisałem, że mniej ważne jest bezpieczeństwo, bardziej chodzi o posłuszeństwo. Ale co znaczą tu te słowa?
Bezpieczeństwo to stan umysłu, w którym dominuje przekonanie o naszej kontroli sytuacji; oczekujemy, że może się wydarzyć tylko to co jesteśmy w stanie przewidzieć.
Posłuszeństwo to robienie czegoś, czego robienie jest oczekiwane przez kogoś.
A takie coś powstało i wrzuciłem na fejsa:
Przy okazji definicje innych przydatnych do rozważań słów:
TVN24 jest nadawany drogą satelitarną i reemitowany w sieciach kablowych i w internecie więc jako taki nie jest koncesjonowany, nie ma przydziału pasm ani częstotliwości i jako takiemu nie da się tej stacji przestać nadawać.
To, że macie ten kanał w swoich kablówkach wynika z faktu, że chcecie to od operatora kupić, a on kupuje to dla Was od nadawcy.
To, że możecie to oglądać wynika z tego, że ktoś ustawił antenę (Waszą albo operatora) na określonego satelitę i dopełnione zostały formlaności związane z płaceniem.
Nie ma więc żadnego zagrożenia dla istnienia tej stacji, podobnie jak dostępna jest i będzie stacja RT czy też Al-Dżazira.
Może więc zamiast walczyć ze słomianym chochołem, którego Wam ktoś podkłada (albo wiatrakiem, jak ten od Don Kichota) upomnijcie się o cenzurę na Fejsie, o wolność na YouTubie i swobodę routingu w sieciach IP bo ta też jest zagrożona.  No i o program Pospieszalskiego w TVP.
Konstytucja bo może się przydać:
Krótka opinia z jakiegoś komentarza na fejsie:
Jeszcze raz – co się dzieje: zmienia się porządek polityczny świata. Marksizm atakuje wszędzie, na zachodzie najbardziej to widać.
Ciekawe jest to, że wielu moich znajomych nie widzi, albo nie chce widzieć. albo widzi ale nie wierzy, w takie zjawiska:
– Fakt, że ludzie u realnej władzy realizują koncepcje marksistowskie albo neomarksistowskie. Mało kto nawet wie czym jest marksizm.
– że manipuluje się pieniądzem, który przestał już nawet być fiducjarrnym a jest „nie pieniądzem” (bo nie wiem jak nazwać te elektroniczne zapisy dające prawo a z majątkiem mające coraz mniej wspólnego)
– że w masmediach to już tylko emocjonalna manipulacja jest
– że nieco zmieniono system szkolnictwa i trzeźwe myślenie to już rzadkość, nie tylko u młodzieży ale też u takich, co jeszcze uczyli się w starych szkołach
– idee konserwatywne niezależnie czy dobre czy złe są niszczone, zastępowane pozytywnym postępowym postępem, który głosi, że możesz wszystko
Muszę te myśli porozwijać i jakoś ubrać ładnie w słowa.
Zachowuję.
PM speech to the UN General Assembly: 24 September 2019
Prime Minister’s Office, 10 Downing Street
Mr President, Your Excellencies, Ladies and Gentlemen, faithful late night audience.
It is customary for the British Prime Minister to come to this United Nations and pledge to advance our values and defend our rules, the rules of a peaceful world.
From protecting freedom of navigation in the Gulf
To persevering in the vital task of achieving a two-state solution to the conflict in the Middle East.
And of course I am proud to do all of these things.
But no-one can ignore a gathering force that is reshaping the future of every member of this Assembly.
There has been nothing like it in history When I think of the great scientific revolutions of the past – print, the steam engine, aviation, the atomic age – I think of new tools that we acquired but over which we – the human race – had the advantage, Which we controlled.
That is not necessarily the case in the digital age. You may keep secrets from your friends, from your parents, your children, your doctor – even your personal trainer – but it takes real effort to conceal your thoughts from Google. And if that is true today, in future there may be nowhere to hide.Smart cities will pullulate with sensors, all joined together by the “internet of things”, bollards communing invisibly with lamp postsSo there is always a parking space for your electric car, so that no bin goes unemptied, no street unswept, and the urban environment is as antiseptic as a Zurich pharmacy.But this technology could also be used to keep every citizen under round-the-clock surveillance.A future Alexa will pretend to take orders.But this Alexa will be watching you, Clucking her tongue and stamping her foot In the future, voice connectivity will be in every room and almost every object: your mattress will monitor your nightmares; your fridge will beep for more cheese, your front door will sweep wide the moment you approach, like some silent butler; your smart meter will go hustling – if its accord – for the cheapest electricity.And every one of them minutely transcribing your every habit in tiny electronic shorthand, Stored not in their chips or their innards – nowhere you can find it, But in some great cloud of data that lours ever more oppressively over the human race A giant dark thundercloud waiting to burst And we have no control over how or when the precipitation will take place And every day that we tap on our phones or work on our ipads – as I see some of you doing now -We not only leave our indelible spoor in the etherBut we are ourselves becoming a resource Just as the carboniferous period created the indescribable wealth – leaf by decaying leaf – of hydrocarbons.Data is the crude oil of the modern economy And we are now in an environment where We don’t know who should own these new oil fields We don’t always know who should have the rights or the title to these gushers of cashAnd we don’t know who decides how to use that data Can these algorithms be trusted with our lives and hopes?Should the machines – and only the machines – decide whether or not we are eligible for a mortgage or insurance Or what surgery or medicines we should receive?
Are we doomed to a cold and heartless future in which computer says yes – or computer says no With the grim finality of an emperor in the arena?
How do you plead with an algorithm? How do you get it to see the extenuating circumstances And how do we know that the machines have not been insidiously programmed to fool us or even to cheat us? We already use all kinds of messaging services that offer instant communication at minimal cost.
The same programmes, platforms, could also be designed for real-time censorship of every conversation, with offending words automatically deleted, indeed in some countries this happens today.Digital authoritarianism is not, alas, the stuff of dystopian fantasy but of an emerging reality.The reason I am giving this speech today is that the UK is one of the world’s tech leaders – and I believe governments have been simply caught unawares by the unintended consequences of the internet;A scientific breakthrough more far-reaching in its everyday psychological impact than any other invention since GutenbergAnd when you consider how long it took for books to come into widespread circulationThe arrival of the internet is far bigger than printIt is bigger than the atomic age -But it is like nuclear power in that it is capable of both good and harm – but of course it is not aloneAs new technologies seem to race towards us from the far horizonWe strain our eyes as they come, to make out whether they are for good or bad – friends or foes?AI – what will it mean?Helpful robots washing and caring for an ageing population?or pink eyed terminators sent back from the future to cull the human race?What will synthetic biology stand for – restoring our livers and our eyes with miracle regeneration of the tissues, like some fantastic hangover cure?Or will it bring terrifying limbless chickens to our tables.Will nanotechnology help us to beat disease, or will it leave tiny robots to replicate in the crevices of our cells?It is a trope as old as literature that any scientific advance is punished by the GodsWhen Prometheus brought fire to mankindIn a tube of fennel, as you may remember, that Zeus punished him by chaining him to a tartarean crag while his liver was pecked out by an eagleAnd every time his liver regrew the eagle came back and pecked it againAnd this went on for ever – a bit like the experience of Brexit in the UK, if some of our parliamentarians had their way.In fact it was standard poetic practice to curse the protos heuretes – the person responsible for any scientific or technical breakthroughIf only they had never invented the ship, then Jason would never have sailed to Colchis and all sorts of disasters would never have happenedAnd it is a deep human instinct to be wary of any kind of technical progressIn 1829 they thought the human frame would not withstand the speeds attained by Stephenson’s rocketAnd there are today people today who are actually still anti-science.A whole movement called the anti-Vaxxers, who refuse to acknowledge the evidence that vaccinations have eradicated smallpoxAnd who by their prejudices are actually endangering the very children they want to protectAnd I totally reject this anti-scientific pessimism.I am profoundly optimistic about the ability of new technology to serve as a liberator and remake the world wondrously and benignly,indeed in countless respects technology isalready doing just that.Today, nanotechnology – as I mentioned earlier – is revolutionising medicine by designing robots a fraction of the size of a red blood cell,capable of swimming through our bodies, dispensing medicine and attacking malignant cells like some Star Wars armadaNeural interface technology is producing a new generation of cochlear implants,allowing the gift of hearing to people who would not otherwise be able to hear the voices of their children.A London technology company has worked out how to help the blind to navigate more freely with nothing more than an app on their smartphones -New technologies, produced in Britain, helping the deaf to hear and the blind to see.And we used to think that printing was something you did to run off a boarding cardNow a British company has used 3D printing to make an engine capable of blasting a rocket into space.In African countries, millions of people without bank accounts can now transfer money using a simple app;they can buy solar energy and leap in one transaction from no electricity to green power.And new advances are making renewable energy ever cheaper, aiding our common struggle against climate change.Our understanding of the natural world is being transformed by genome sequencing.The discovery of the very essence of life itselfThe secret genetic code that animates the spirit of every living being.And allows medical breakthroughs the like of which we have never known.Treatments tailored to the precise genetic makeup of the individual.So far, we have discovered the secrets of less than 0.3 percent of complex life on the planet,Think what we will achieve when – and it is a matter of when – we understand 1 or 2 percent, let alone 5 or 10 percent.But how we design the emerging technologies behind these breakthroughs – and what values inform their design –will shape the future of humanity. That is my point to you tonight my friends, my Excellencies -At stake is whether we bequeath an Orwellian world, designed for censorship, repression and control,or a world of emancipation, debate and learning, where technology threatens famine and disease, but not our freedoms.Seven decades ago, this General Assembly adopted the Universal Declaration of Human Rights with no dissenting voices,uniting humanity for the first and perhaps only time behind one set of principles.And our declaration – our joint declaration – upholds “freedom of opinion and expression”,the “privacy” of “home or correspondence,”and the right to “seek…and impart information and ideas”.Unless we ensure that new technology reflects this spirit, I fear that our declaration will mean nothing and no longer hold.So the mission of the United Kingdom and all who share our values must be to ensure that emerging technologies are designed from the outset for freedom, openness and pluralism,with the right safeguards in place to protect our peoples.Month by month, vital decisions are being taken in academic committees, company boardrooms and industry standards groups.They are writing the rulebooks of the future, making ethical judgements, choosing what will or will not be rendered possible.Together, we need to ensure that new advances reflect our values by design.There is excellent work being done in the EU, the Commonwealth, and of course the UN,which has a vital role in ensuring that no country is excluded from the wondrous benefits of this technology, and the industrial revolution it is bringing about.But we must be still more ambitious.We need to find the right balance between freedom and control; between innovation and regulation; between private enterprise and government oversight.We must insist that the ethical judgements inherent in the design of new technology are transparent to all.And we must make our voices heard more loudly in the standards bodies that write the rules.Above all, we need to agree a common set of global principles to shape the norms and standards that will guide the development of emerging technology.So – here’s the good news – I invite you next year to a summit in London, a wonderful city, where by the way it is not raining 94 per cent of the time, and where at one stage – when I was Mayor of London – we discovered that we had more Michelin starred restaurants even than Paris. The French somehow rapidly recovered – by a process that I wasn’t quite sure was entirely fair. But we still have by far, in the UK, by far the biggest tech sector – fintech, biotech, meditech, nanotech, green tech – every kind of tech – in London – the biggest tech sector anywhere in Europe, perhaps half a million people working in tech alone.I hope you will come there, where we will seek to assemble the broadest possible coalition to take forward this vital task Building on all that the UK can contribute to this mission as a global leader in ethical and responsible technology.If we master this challenge – and I have no doubt that we can – then we will not only safeguard our ideals, we will surmount the limits that once constrained humanity and conquer the perils that once ended so many lives.Together, we can vanquish killer diseases, eliminate famine, protect the environment and transform our cities.Success will depend, now as ever, on freedom, openness and pluralism, the formula that not only emancipates the human spirit, but releases the boundless ingenuity and inventiveness of mankind, and which, above all, the United Kingdom will strive to preserve and advance.Excellencies, Ladies and Gentlemen, thank you for your kind attention.
Komentarz PJO: „Głusi słyszą, ślepi widzą, mesyjasz nadchodzi”. Warto więc znać proroctwa, rozumieć znaki, aby dobrze rozpoznać tego, kto przychodzi.
Poniżej kiepskie tłumaczenie z Google:
Czy wiesz, że…
Powierzchnia Australii: to 7,7mln km² a ludzi na ziemi jest około 7mld. Gdyby więc wszyscy ludzie mieszkali w Australii na każdy km² przypadałoby 1 tys. mieszkańców czyli nieco więcej niż to co mamy w województwie śląskim (350 osób na km²).
Ale Afryka to 30mln km² a Azja ponad 50mln a jeszcze są Ameryki.
A mój wniosek jest taki: przeludnienie to bajka aby straszyć nią głupich ludzi.
Od XIX wieku, za sprawą historyków nienieckich historia rozumiana jest jako rekonstrukcja wydarzeń. Ale musimy wiedzieć, że przez całe wieki było inaczej. Wcześniej poeci, pieśniarze, kronikarze i pisarze opowiadali dzieje, sagi i historię nie po to aby dokładnie opisać przeszłe wydarzenia ale aby tym wydarzeniom nadać znaczenie.
Należy o tym pamiętać używając dawnych źródeł historycznych w dzisiejszej pracy historyka.
A dziś? Możliwe, że dalej cel pracy historyka to rekonstrukcja wydarzeń, ale praca historyka do niewielu osób dociera. Do wszystkich zaś docierają popularyzatorzy i propagandziści działający w mediach. Czy czasem nie realizują oni celów, które mieli dawni pieśniarze śpiewający ballady i poematy? Tak! Wszak chodzi o to aby przeszłością nadać znaczenie i w ten sposób wpływać na przyszłość.
Podsumowując:- kiedyś: historia to nadanie znaczenia przeszłym wydarzeniom- od XIX wieku historia to rekonstrukcja opisu tych wydarzeń
Kluczowe pytania dla każdego człowieka:1. skąd pochodzisz (historia)2. kim jesteś (tożsamość)3. dokąd zmierzasz (przyszłość)
z Fejsa, od JSN:- Jak się rekonstruuje fakty?
W34:- Pojawiły mi się pytania pomocnicze: – co to jest fakt?- jak się ma fakt do wydarzenia?Wniosek: lepiej zapisać tam, że „rekonstrukcja wydarzeń”. Przypuszczam, że takiego określenia użył dziś pewien historyk, którego słuchałem, ale ja zapamiętalem inaczej. Ciekawostka.Ale poprawię moją notkę aby była lepsza.
Tak czy inaczej się to skończy jesteśmy świadkami końca pewnej epoki, pewnej kultury, a nawet pewnej cywilizacji. I to nie jest tak, że to się dzieje tam, i nas to nie dotyczy. Chcieliśmy globalizacji, to ją mamy i może nie jutro, ale poczujemy tą zmianę. Przypuszczam, że nie będzie ona przyjemna.
Ale spokojnie. Tak jak Pan Bóg wszystkie wirusy ma policzone tak też kontroluje to co się dzieje z władcami. Ustanawia i zrzuca z tronów, bo to Jego plan na świecie się realizuje.
Notka napisana przed tym, jak Kongres USA ustalił, że Biden ma być zaprzysiężony, i zanim jacyś ludzie weszli nieproszeni do Kapitolu.
Przed chwila padło zdanie:
No cóż, czasy się zmieniły.
Gadaliśmy o giełdzie i o zachowaniu inwestorów. A tak poważnie to to można to racjonalnie przemyśleć i dojść do racjonalnych wniosków. Te wnioski będą mówić o nieracjonalnym zachowaniu innych.
Ostatnio jeden katolik powiedział mi, że „zbyt racjonalnie podchodzę przy czytaniu biblii…”. Zamurowało mnie.
Jakby ktoś nie wiedział to może spojrzeć do Wikipedii a tam…
Czy ja już tu pisałem, że Wikipedia robi z ludzi debili? Pewnie tak. Niestety ostatnio być debilem to norma, ale o debilach poniżej, teraz o NWO.
Jakby ktoś nie wiedział to może spojrzeć do Wikipedii a tam…
Tak opisuje to pojęcie Wikipedia.
A jak ja bym to opisał? Uprościł.
Co zrobiłem? Usunąłem tylko słowa, które za pomocą negatywnych emocji próbują ośmieszyć a więc zdeformować opis tego pojęcia. Spróbujmy porozmawiać o NWO bez emocji – po to mamy umysły aby bez emocji opisywać świat i bez emocji się w nim odnajdywać działając mądrze.
Wyjaśnienie dlaczego usunąłem te 3 fałszujące pojęcie słowa:
Tak więc 4 słowa: spiskowa, rzekome, zakonspirowane, objęcie – i hasło zniszczone, rozważania niemożliwe, nowomowa zwycięża a myślenie idzie w odstawkę.
A teraz o debilach.
Nie. Nie chce mi się.
Z Fejsa:
Teoria jest spiskowa gdy obnaża ukryta agendę tych którzy ja dyskredytują nazywając ja spiskową
Autor dopisał: „Ach te rekurencyjne  definicje. To moje ulubione”.
Ktoś zeskanował stare reklamy cukru. No i fajnie je mieć.
Ciekawa obserwacja wypowiedziana w coworkowej kuchni.
W Polsce mamy doczynienia z dwoma rodzajami polityków. Jedni prowadzą ten naród w rzymski katolicyzm, który jest naszym narodowym doświadczeniem od co najmniej XVII wieku. Przez niego mamy też doświadczenie biedy, nędzy, ogłupienia, wojen, zaborów i dwóch wielkich wojen plus zniewolenie przez komunizm. Tak, tak – osobiście łączę tak przyczynę i skutki.
Druga grupa polityków pcha nas w europejskość, nowoczesność, humanizm, niemoralność i jeszcze większą bezbożność niż ta rzymska i bałwochwalcza. No i oczywiście pcha nas też w zniewolenie od lewicowych Brukselskich technokratów oraz grabież dla zmulenia nazywaną „wolnym rynkiem” a z wolnością gospodarczą nie mającą nic wspólnego.
Szkoda, że nie ma ani polityków, ani przywódców, ani nawet nie ma elit, która w swym życiu wskazywała by na możliwość życia z Bogiem, ot tak po prostu, na codzień. Może od chodzenia z Bogiem przywódców i elit ten naród by też zaczął Boga szukać, opamiętał się, nawrócił i w końcu zaznał szczęścia i bogactwa, które miłujący Bóg daje w obfitości.
Ja to zmienić? Jak rozwalić ten głupi paradygmat, że albo jesteś za PiS albo za PO? Jeszcze nie wiem. Ale spróbujmy pomyśleć. Ktoś ma jakiś pomysł?
thx Ł.
Cykl informacji, które są przydatne aby się nie bać.
Ciąg informacji, seria #1 – telewizja:- ludzie masowo umierają w cierpieniach;- we Włoszech wojskowe ciężarówki nocami wywożą ciała do oddalonych krematoriów (sam w telewizji widziałem);- w USA nie nadążają chować zmarłych, więc kopie się masowe groby (był film na YT);
Ciąg informacji, seria #2 – linki na fejsie:- widzę PDF z tabelkami – liczba zgonów z powodu wirusowych problemów płucnych mniej więcej jak co roku o tej porze;- inny PDF z innego kraju – to samo, nie ma pandemii! czyżby ściema?- tu inne dane, ale okazuje się że zupełnie inaczej klasyfikują przypadki śmierci, więc porównuje się jabłka z woreczkami na jabłka.
Ciąg informacji, seria #3 telewizja, ale taka bardziej oficjalna, rządowa:- masz obowiązkowo nosić maseczkę;- ale maseczki nic nie dają (to samo źródło, tydzień wcześniej);- musisz nosić maseczkę – to od jutra jest prawo;- ale takie maseczki nic nie dają (pan profesor, w tej samej telewizji ale 90 minut później).
(….)
Ciąg informacji, seria #99 – studium Nowego Testamentu:
– Sługo mój Janie – zapisz proszę to co ci pokażę, aby inni słudzy wiedzieli co musi się stać wkrótce. – Czy to się stanie za 3 tygodnie Panie? – Nie twoja to rzecz znać pory i czasy. Twoją rzeczą jest być czujnym, czuwać aby nie dać się zwieść i trzeźwo myśląc robić swoje. Abyś to mógł wykonać dam Ci wizję tego co będzie. I nie trwóż się!
Wniosek:Moją rzeczą jest być trzeźwym. Myśleć i robić swoje. I nie trwożyć się, bo nie dał mi Bóg ducha bojaźni, ale mocy, miłości i trzeźwego myślenia.
430tys ludzi umarło w 2019 roku według GUS , w 2020 umarło ich tylko 700 więcej niż statystyki pokazują w pół roku ,dodajcie sobie że w każdy dzień w polsce musi umrzeć 1100 ludzi według statystyk .Gdzie jest ta epidemia ja się pytam ? gdyby oprócz normalnej liczby śmierci umierało 100 ludzi dziennie na Cov19 nawet nie załapali byśmy się na podwyższoną umieralność a stało się to właśnie w 2019 roku bo w roku poprzednim 2018 według gus było 413tys śmierci w rok następny było 430tyś w 2019
Codziennie musi umrzeć w Polsce 1100ludzi jak nie umrze będziemy mieli wysyp śmiertelności w następnym półroczu ale i tak nie przekroczymy limitu podwyższonej umieralności bo statystyki są nie ubłagane ,pokażą prawdę a wtedy partie ułomów rozliczcie na wyborach
2.000.000 ludzi zachorowało na grypę w tym roku już ilu umarło? to nie daje wam do myślenia ?
Mam nadzieję, że nasi obywatele będą dopominać się o obecność tej szczepionki na rynku. Wygenerujemy emocjonalne zapotrzebowanie, taki stan ducha, że chcę to mieć, że jest to dla mnie niezwykle ważne.”(dr n. med. Jarosław Pinkas, Główny Inspektor Sanitarny)
GK via SMS pyta: Dlaczego Wikipedia jest lewacka?
To proste. Wikipedia jest lewacka bo mimo iż jest dziełem publicznym większą aktywność na niej przejawiają osoby i organizacje o poglądach lewicowych.
Trudniejsza jest odpowiedź sobie na pytanie dlaczego tak jest. Nie wiem, choć mam swoje pewne przemyślnia.
Otóż osoby o poglądach konserwatywnych i tradycyjnych nie otczuwają potrzeby zmian. To do o co dbają to zachowanie ładu społecznego i wolności osobistej. Lewica, obóz postępu (zwane lekceważąco lewactwem albo potepactwem) działa zupełnie inaczej. Tworzy jakąś idee a potem próbuje implementować ją w życiu teoretycznie wszystkich ludzi, zawsze jednak dla siebie robiąc klasowy wyjątek. Może poza żydowskimi kibutzami (a i to niekoniecznie) nie znam przypadku implementacji jakiejś lewackiej idei, w którym nie było by kłamania i manipulacji a potem grabieży, zniewolenia a nawet morderstw. Ponieważ lewica nie lubi się z twardym pojęciem prawdy potrafi tworzyć organizacje tajne, spiski, istytucje terroru, czy ruchy społeczne, gdzie wykonawcy idei pojadję się jakąś prawdę podczas gdy mniejsza grupa liderów zna prawdę inną.
Myślę, że książka pt. 1984 napisana przez pewnego komunistę dobrze opisuje rzeczywistość, z którą spotkaliśmy się w młodości, a która teraz wraca. Warto ją znowu przeczytać – wszak ponoć toczymy wojnę ze Śródazją. A może z Eurazją? Kto to może wiedzieć.
Ale wracając do Wikipedii – wiem, bo to sprawdziłem, że pewne organizacje zajmują się zawodowo redagowaniem pewnych artykułów a finansowanie tych organizacji? No coż – prawica nie organizuje się, więc kasy nie ma, nie finansuje, za to lewica chętnie bierze od wielkich sponsorów, którzy za pomocą organizacji lewicowych realizują swoje cele. To wiem, bo to sprawdziłem.
Co za bzdury! Skąd czerpiesz tę „wiedze”? Chyba z pudelka.
To nie jedyny powód. Osoby o poglądach prawicowych są uciszane i wykluczane. Jeśli napiszesz coś co nie spodoba się lewackiemu administratorowi dostaniesz bana. Oczywiście sam jeden administrator jeśli nie ma dobrych argumentów nie może wiele uczynić. Natomiast najczęściej zbiera się kilku, przetrzepią twoją aktywność, wysuną armaty i dadzą permanentnego bana na wieczność (co jest bez sensu). W przypadku lewackiego redaktora jeśli jego hasła nie są obiektywne, dostanie najwyżej jakieś upomnienia, albo bana na kilka dni. W ten sposób faworyzuje się osoby o poglądach lewicowych, a także świadków Jehowy co można zobaczyć po hasłach związanych z tą grupą.
Miałem konto na Wikipedii wiele lat, a właściwie nie jedno, gdyż właśnie byłem blokowany. Gdy nie mogli nic na mnie znaleźć dokopywali się błędów sprzed wielu lat, gdy się jeszcze uczyłem w pisaniu haseł. Czy to mądre? Kilkaset napisanych haseł, które miały kilka milionów wyświetleń, kilka było tak dobrych, że wylądowało na stronie głównej Wikipedii, dostałem wiele odznaczeń w Tygodniu artykułu tematycznie. Jednak gdy odkryli, że moje poglądy są zbyt prawicowe – BAN na zawsze.
Jest jeszcze taka metoda, że jak nic nie mogą na ciebie znaleźć, to będą się czepiać byle czego, będą robić Ci wpisy w dyskusji, że manipulujesz faktami, oskarżą Cię o fałszerstwa. Takie prowokacje, żebyś wybuchnął gniewem i coś nie tak o nich napisał i to już jest wystarczający powód aby przylepić ci bana. Nic nie zmyślam, wszystko można sprawdzić w historii na Wikipedii, moje konto to Ludek Geograf. Nawet administrator Leszek Jańczuk (człowiek neutralny, naprawdę obiektywny, który unika zwady) tam gdzie oskarżono mnie o fałszerstwo, przyznał, że miałem rację.
Jak jesteś prawy i za dobrze Ci idzie, masz miliony wyświetleń, dostaniesz bana bo masz za duży wpływ.
Jest. Zdecydowanie nie dominują tam osoby o konserwatywnych poglądach. To jest wręcz śmieszne, że np. artykuł o Wykroczeniach seksuanych w Kościele Katolickim ma +200 przypisów, o LGBT podobnie, a np. artykuł o Jezusie czy Janie Pawle drugim np. +50. . Czasem się zdarzy, że istnieją długie artykuły na Wikipedii o chrześijaństwie, które są większe niż na ENwiki (np. my mamy kilka długich artykułów o objawieniach fatimskich i wiele artykułów związanych z Biblią) ale generalnie to czysty absurd, że ktokolwiek moglby pomyslec, ze np. artykul o „LGBT w Polsce” moglby byc zrodlem dla ENwiki ( sensie, ze jest większy u nas niż na ENwiki). Ludzie o konserwatywnych pogladach tak jak autor artykułu zaznaczycl nie czuja takiej potrzeby „udawadniania”/szukania Wikipedii”; oni nie są innowacyjni na zwiamny, bo przez długi czas w Polsce były doceniane taakie wartości jak „Bóg ojczyzna i honor” (zakorzenione u prawie wszystkich Polaków). Mam nadzieję, że będzie tak dalej..
Innym przykładem takiego artykułu debatowo, mógłby być „aborcja w Polsce”. Czemu  sekcja „Marsz  dla Życia i rodziny” zaiera (autentycznie) jedno zdanie a czarne protesty i innowacyjne ideologie po kilkadzieiąt przypisów?
Innym przykładem może być hasło pt. „Prześladowania chrześcijan w Cesarstwie Rzymskim” które występuje na Wikipedii w 16 językach, a w języku polskim ani widu, ani słychu.
Niestety jest, a organizacje walczące niby z fake newsami popierają wikipedii, wkurzają linki i odwołania na wikipedii do stron lewicowych czy nawet nieraz pseudonaukowych. Niby taka naukowa, a wszystko za „swobodą obyczajową” i „nowoczesnością”. Mało obiektywnie o narkotykach czy sprawach lewicowych, a za to dyskredytowanie prawej strony.
Okazuje się, że to nie tylko nasze przeczucia, dwóch naukowców udowodniło, że faktycznie tak jest i Wikipedia jest lewackim narzędziem do prania mózgów całych społeczeństw: https://thecritic.co.uk/the-left-wing-bias-of-wikipedia/
Motto serwisu https://pubmedinfo.wordpress.com/ brzmi:
A te „głębokie korzenie przeszłości” to diabelski podszept w Edenie: zjedz a będziesz jak Bóg!
Niektórzy moi znajomi uważają, że cała ta epidemia to tylko informacyjna ściema aby władza i banksterzy uzyskali więcej, przykręcili śrubę, zabrali wolność, uzyskali pozycję. Inni moi znajomi wierzą, że tysiące ludzi umierają (np. dziś we Włoszech to sporo ponad 1000) i jest to kara Matki Ziemi (bo są tacy co w nią wierzą) albo kara Pana Boga (bo w Niego wierzą inni). Jeszcze inni wierzą, że dzieje się co się dzieje bo wypuszczono z laboratorium wyhodowanego tam sztucznie wirusa i tylko nie wiedzą, czy wypuścił go Chińczyk aby zniszczyć Amerykę czy też Amerykanin, który chce zniszczyć Chiny a Iran to tak przy okazji.
A ja jestem konserwatysta i ciągle zastanawiam się, czy to pijany gen. Błasik czy też zimny czekista Putin sprawił, iż 10 lat temu pod Smoleńskiem prezydencki samolot uległ katastrofie. Mój konserwatyzm w tym wypadku polega na tym, że nie potrafiąc rozwiązać tego problemu trudno mi się rozważa inne.
Nie wiem też czy ludzie wylądowali na księżycu, ale pamiętam, że będąc dzieciakiem oglądałem w Gomułkowskiej telewizji mały krok pewnego człowieka, który był wielkim krokiem ludzkości. Ale ku czemu był ten krok to już nik mi wtedy nie wyjaśnili, ale dziś już wiem!
Dziś już wiem, że był to krok ku propagandowemu zwiedzeniu. Niezależnie czy była to transmisja ze Srebrnego Globu, czy z Hollywood było to pierwsze wydarzenie, które rzeczywiście na bieżąco, przez swoje telewizory oglądali ludzie na cały świecie. Przypomnę, rok 1969 dziś mamy 2020 i przez to 50 lat spece od telewizji, z towarzyszami Szczepańskim (kto pamięta) i Kurskim opanowali skutecznie zastraszanie ludzi, ogłupianie, granie na nastrojach, w tym granie strachem.
Mimo iż nie ma telewizora nie mogę powiedzieć abym nie był pod wpływem mediów, bo jestem. Wiadomości docierają do mnie przez moich znajomych a więc są tym bardziej straszne, bo nie znam faktów, znam tylko opinie. Jedni mówią, że dwa samoloty uderzyły w World Trade Center, że World Trade Center dalej stoi a tylko mi w telewizji pokazali dobrze skrojoną animację oraz radujących wtedy się Arabów nakręconych rok wcześniej. Nie wiem – nie byłem w Nowym Jorku, bo nie chce mi się lecieć by sprawdzać, zresztą co bym tam zobaczył? Dziurę w ziemi? A może jakiś One World Trade Center? Nie chcę lecieć, ogłądać bo One World pewnie za chwilę tu u siebie zobaczę gdy w wyniku epidemii (która jest albo jej nie) ma zrobią w końcu ten jeden, światowy rząd wg. pomysłu pana Tuska (słyszałem – wczoraj o tym mówił).
A jak już będzie jeden rząd, a może jak będzie jeszcze dziesięć (w miejsce obecnych ponad 150-ciu) „wówczas ukaże się ów Niegodziwiec, którego Pan Jezus zgładzi tchnieniem swoich ust i wniwecz obróci samym objawieniem swego przyjścia. Pojawieniu się jego towarzyszyć będzie działanie szatana, z całą mocą, wśród znaków i fałszywych cudów, z wszelkim zwodzeniem ku nieprawości tych, którzy idą na zagładę, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, aby dostąpić zbawienia. Już dziś na wielu moich znajomych Bóg dopuszcza działanie oszustwa, tak iż uwierzą kłamstwu, aby byli osądzeni wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, ale upodobali sobie nieprawość”.
I cytuję tu to rzadko czytane w kościołach proroctwo z Nowego Testamenty (2Tes 2:8) ponieważ już to się dzieje! Tak! Prawie połowa moich znajomych wierzy kłamstwu! Nie wiem tylko która połowa, bo jedni wierzą w brzozę, a inni w trotyl a nie może być tak aby jedni i drudzy mieli rację a każdy z nich jest przekonany, że wie jak było.
A ja już w niewiele rzeczy wierzę. Mam problem z kulistością ziemi, ale z płaską ziemię też mam problem, choć przyjmuję ten model jadąc A4 do Wrocławia. Ale w coś wierzę. Wierzę, że „na początku Bóg stworzył niebo i ziemię”, wierzę „że za sprawą Ducha świętego Pan Jezus przyjął ciało z panny Marii” i że „został ukrzyżowany pod Pockim Piłatem lecz trzeciego dnia zmartwychwstał i będzie sądzić żywych i umarlych, a królestwu Jego, (po 1000-letnim królowaniu na ziemi) nie będzie końca”!
W to wierzę, mimo iż nie często o tym mówią w telewizji, ale tak wyczytałem z mojej Biblii i chciałbym aby inni też sobie o tym poczytali, i też by Biblii uwierzyli. Szkoda tylko, że wydrukowanych Biblii jest w Polsce około 5 mln a telewizorów naliczyć można 6 razy więcej.
Dziś zauważyłem, że już bardzo poważne osoby rozsyłają SMS-ami łańcuszki z prośbami do aniołów. Wczoraj łańcuszki paciorków, których nie wolno przerwać bo … ojej!
Oj, potrzeba nam teraz _trzeźwego_ myślenia.
U mnie trzeźwe myślenie zaczyna się od tego, że uznaję iż istnienie Pan Bóg, Stwórca wszechświata. Uznaję że On wszystkie wirusy ma policzone, i On wie co się dzieje znacznie lepiej niż wszystkie obudzone SMS-ami anioły.
Bóg ma cały wszechświat w swojej kontroli. On ustalił kiedy się urodziłem i wie, kiedy (oraz na co) umrę. Trzeźwe myślenie skłania mnie więc do szukania go, zwracania się do Niego. Jemu chcę ufać bo On, mimo iż ziemia jest skażona przez nas różnymi świństwami chce dla mnie dobrze, i chce dla mnie dobrze na zawsze, bo sam będąc trwałym tą trwałość chce dać również mnie.
Potrzeba nam teraz trzeźwego myślenia. Dla mnie trzeźwe myślenie to wiara Bogu (a nie wiara w Boga, choć ta też jest). Trzeźwe myślenie to uporządkowanie relacji z Nim, zagadanie, przeproszenie, zaufanie, szukanie Jego Słowa i Jego woli.
Na pewno nie jest wiarą Bogu powtarzanie formułek (tak czynią poganie), czy wysyłanie SMS-owych zaklęć. Obawiam się, że obrażamy go zwracając się po obronę do stworzeń, niezależnie od tego jak cudowne i święte się nam one wydają.
Myślę, że lepiej zacząć od pojednania się, potem poszukać, poczytać Jego Słowo. Może na początek lepiej nie zaczytać od Apokalipsy, ale od Ewangelii Jana? Jakież było moje zdziwienie, gdy przeprowadziłem testy wśród znajomych i niewielu wiedziało o czym rozmawiał Jezus z Nikodemem, a co było sednem rozmowy z Samarytanką przy studni. Tak – Ewangelię Jana da się przeczytać w dwie godziny a coś pewnego o Bogu z tego czytania wyniknie.
Potrzeba nam teraz trzeźwego myślenia i pewnej wiedzy o świecie, a ta zawarta jest w Słowie Boga, który tą ziemię stworzył. To słowo zapisane w postaci Pisma Świętego jest dziś jak nigdy wcześnie dostępne. Tanią Biblię kupuje się za 10zł, porządną za 70 a w internecie jest wszystko: przekłady, słowniki, interlinie i konkordancje jak ktoś studiować chce i może.
Może więc narodowe czytanie Pisma Świętego? Jako uczynek nic to nie zmieni, ale da nam wiedzę o Bogu, niezbędną do trzeźwego myślenia.
A trzeźwego myślenia dziś nam potrzeba.
Kolejny łańcuszek
==============
Dzisiaj 27 MARCA O GODZ.18.00 NA PUSTYM PLACU ŚW. PIOTRA – PAPIEŻ WYSTAWI NAJŚWIĘTSZY SAKRAMENT I BĘDZIE BŁOGOSŁAWIŁ CALY ŚWIAT!!!BĘDZIE MOŻNA OTRZYMAĆAUDIENCJĘ PLENARNĄ. TO WYDARZENIE EPOKOWE.NIECH SIĘ ZATRZYMA WSZYSTKO KOMPLETNIE, BĘDZIE TO MOMENT W KTÓRYM PAPIEŻ PRZEŚLE SIŁY SPITRTUALNEDUCHA ŚWIĘTEGO, BY POWSTRZYMAĆ ZŁO.TRZEBA ZDAĆ SOBIE SPRAWĘ Z TEGO – PÓKI NIE ZA PÓŹNO. BĘDZIE UDZIELONEBŁOGOSŁAWIEŃSTWO URBI ET ORBI CAŁEMU ŚWIATU – UNIKALNE I EPOKOWE.
Cytuję z Fejsa
Lekarz z Włoch:…jestem chrześcijaninem i smuci mnie to, czasem nawet płaczę… ale z tych 11 umarłych nikt nie zmarł na koronawirusa. http://robertbrzoza.pl/post/mocne-dyrektor-szpitala-we-wloszech-nikt-nie-zmarl-na-koronawirusa
Tak dla przemyślenia …Maseczki nie służą hamowaniu rozprzestrzeniania się wirusa – wie to każdy, kto zajmuje się choć trochę nauką, albo po prosu umie myśleć analitycznie wiążąc ze sobą nie pasujące do siebie na pierwszy rzut oka fakty.One służą badaniu zachowań dużych grup społecznych, badaniu reakcji na polecenia celem sprawdzenia gotowości wprowadzania różnych manipulacji prawnych zmieniających życie testowanej grupy.Zakładają? Znaczy się są gotowi. Nie zakładają? Trzeba dokręcić śrubę strachu…. a wystarczy otworzyć byle jaki zbiór tablic fizycznych, aby zobaczyć różnicę między rzędem „nano”, a „mikro” – tak po prostu, dla doświadczenia! Dokonaj przeliczeń do skali rzeczywistej i zobacz mikropor maski w skali np. 10 cm i odpowiednio zmniejszonego wirusa w tej skali …Rok temu, gdy zamieściłem pierwszy obszerny post o koronie, niektórzy nazwali mnie paranoikiem. Dzisiaj, gdy farmacja zapowiada konieczną trzecią dawkę szczepionki, gdy pojawiają się odmiany „potrafiące” omijać układ immunologiczny człowieka, gdy mówi się, że wkrótce może zabraknąć jajek, bo kury roznoszą ptasią grypę, a studenci nie wrócą w tym roku na uczelnie, to ja się pytam co będzie następne:? Jednolite ciało koordynujące działania światowe „nieradzących sobie lokalnie z tragedią rządów”? A może z powodu katastrofalnego załamania gospodarczego wirtualna waluta ujednolicająca poziom życia każdego celem „zapobieżenia ubóstwu”? … nie muszę mówić, że „zaskórniaki” zdewaluują się, a oddanie ich do banku będzie się równało przykrym pytaniom skąd się one wzięły?Skoro zaś wytłuką kury, to wytłuką też i świnie, bo przecież mają odmianę afrykańską … tylko patrzeć jak krowy dostaną odmiany księżycowej powodującej wzbieranie mleka w wymionach w okresie pełni.Zaś prace nad mięsem tworzonym laboratoryjnie idą pełną parą … i co, uważacie, że nie będziecie go jedli? Że jestem paranoikiem? No to poczekajmy kolejny rok – jeśli się oczywiście będziemy mieli szansę tutaj spotkać …Ile Wasze dzieci wytrzymają w domu bez trwałych zmian w psychice, alienacji społecznej, zahamowaniom psychicznym, agresji i autoagresji, lęków i uzależnienia od mediów? Jeszcze rok, dwa? A Wy?Długo będziemy udawać, że 20 cm patyka w łeb jest niezbędne do badania DNA? I że Krupówki zainicjowały falę infekcji? Idź do „szwedzkiego sklepu” w niedzielę, to zobaczysz tygodniowe wydanie serialu „Szwedzkie Krupówki”. I co, dalej zastanawiasz się, czemu sklepy meblowe nie zostały objęte zakazem?Na „dzwona” szczepić, skoro nowe mutacje omijają szczepionki?No na to pytanie odpowiedzą eksperci TV, beneficjenci projektów finansowanych przez te same korporacje, które mielą się w ich mordach podczas codziennych wiadomości.Choć wystarczy otworzyć książkę do biologii, żeby wiedzieć, że to niebezpieczni wariaci … Zaś zachwalane korporacje … Że paranoicy, że przecież to poważne firmy, że władza …No tak mówi śpec, który pewnie podaje w szpitalu swoim pacjentom aspirynę – na pewno nie raz mu się zdarzyło ją polecić. Tą samą, której to firmy dyrektor płacił za więźniarki po 100 marek niemieckich i narzekał, że są wymęczone i nie wytrzymują długo testów. Tak tak, został szefem firmy tworzącej witaminki, z tej co tworzyła Cyklon B i to za sprawą legalnych władz.Nie? No co jest? Mieliście z historii niedostateczny? Jednym słowem wyłącz TV i włącz myślenie analityczno-krytyczne.”Dr Wojciech Jan Karwowski
Zaciekawiło mnie dlaczego teraz dostaję mailem spam pt. „Świąteczne lampki bożonarodzeniowe”. Może jakiś bóg ma się narodzić? A może po prostu zwykła niechlujność e-marketingowców, którzy kiedyś coś włączyli, wykupili, uruchomili i to działa, działa, działa… a ponieważ wysłanie maila, albo SMS-a kosztuje tak niewiele to dostaję, dostaję, dostaję….
Dziwny jest ten świat.
Przemoc nie jest zła sama w sobie. Przemoc to używanie swojej mocy, przeciwko mocy innej osoby aby podporządkować jej zachowania swojej woli. A ponieważ wszelka władza pochodzi od Boga to warto analizę przemocy zacząć od Niego, przyglądając się jak On ją stosuje.
Po pierwsze: Bóg zapowiada, że wszelkie czyny osądzi. W zasadzie to On, tworząc czas stworzył zasadę przyczynowo-skutkową i z tej zasady bierze się konieczność osądzenia czynów. Po prostu każdy wcześniej czy później wpadnie na konsekwencje swych decyzji i wtedy okaże się na ile brał pod uwagę otaczające go warunki (równie te prawne). Biblia ładnie to przekazuje mówiąc: „każdy człowiek raz umrze a potem czeka go sąd” (Hbr 9:27) nie dawał bym więc wiary tym, co liczą na kolejną szansę, na jakieś znalezienie się w nicości, albo na uniwersalne podejście, jakoby Bóg wszystkich zbawi i będzie dobrze.
Po drugie wiemy, że wielokrotnie w przeszłości Bóg dokonywał sądu a potem wykonywał wyrok. Czasem wyrok wykonały siły natury (Sodoma i Gomora), czasem posłaniec Boga – anioł (?), a czasem inni ludzie. Jakże często byli to Żydzi (naród przez Boga wybrany), gdy szli na wojnę aby wykonać wyrok Boga . Zajęcie ziemi Kanaanu i wybicie mieszkających tam ludów takim wyrokiem właśnie jest i Bóg jasno mówi dlaczego tak się dzieje.
Po trzecie – tworząc państwa (struktury społeczne) mamy tworzyć w nich sprawiedliwe sądy. Ten punkt dedykuję tym, którzy się w piątek wybierają na manifestacje w obronie sądów przypominając, że Bóg oczekuje sprawiedliwego sądzenia.
Przemoc nie jest zła sama w sobie. Reasumując: Bóg jest władcą a władza to przywilej stanowienie i egzekwowania (wykonywania) prawa. Egzekucja związana jest z użyciem mocy, siły, również z przemocą (przemoc to używanie mocy przeciwko innej mocy), bo moc władcy sprzeciwi się mocy kogoś, kto prawa łamał. Ergo – przemoc nie jest sama w sobie zła.
No dobrze – taka jest teoria, a praktyka? Praktyka jest taka, że na ziemi silni ludzie mianują się władcami i rządzą. Często rządzą nie licząc się z Bogiem, Jego wolą, planami, prawami w wyniku czego podporządkowują sobie innych ludzi, a Bóg nigdy nie chciał aby jakiś człowiek panował nad innym człowiekiem. Ale silni ludzie tak robią – dominują, podporządkowują, zmanipulują, zniewalają i tworzą bezbożne państwa, które napotykają na opór innych silnych ludzi. Normalną więc rzeczą są wojny, a w nich przemoc, która nie dotyka tych władców tylko tych podporządkowanych.
Ale wojną zajmować mi się tu nie chce. Tu chciałem tylko wykazać, że przemoc nie jest zła sama w sobie.
Ważna informacja, bo bym zapomniał. Pan Bóg oprócz tego, że jest sprawiedliwy jest też miłosierny. Tak brzmią pierwsze słowa Koranu, ale nie koran tu chcę zachwalać tylko Pana Boga, i Jego miłosierdzie, objawiające się tym, że nawet „Syna swego dał, aby każdy, kto weń wierzy nie zginał ale miał życie wieczne”. Tak więc można, po znajomości nie iść na sąd! Po znajomości? Tak – zajrzysz do Ewangelii Jana! (J5:24)
Aby łatwiej było zrozumieć moje wywody przytaczam definicje słów, których tu używam:
Wojna nie jest zła sama w sobie. Wojna jest tylko jeszcze jednym narzędziem wywierania wpływy jednych ludzi na drugich, narzędziem, w którym używa się siły fizycznej, zawsze się kogoś rani, a często i zabija. Wojna jest używaniem mocy przeciw mocy, w chwili, gdy argumenty w dyskusji zawodzą a jedna ze stron zdecyduje się użyć argumentu siły.
Wojna nie jest zła sama w sobie i nie można jej potępiać bez analizy przyczyn, zachowań, celów poszczególnych osób. T ote cele (w tym cele prowadzenia wojny) podlegają ocenom moralnym, a nie tylko same działania wojenne, które do tych celów prowadzą.
Wojna nie jest zła sama w sobie, a wojnę prowadzi się po to aby swoje cele osiągnąć.
Jakie są Twoje cele w Twoich wojnach? Tylko nie mówi mi, że nie prowadzisz wojen. Nie wierzę! Nie wierzę, że nie używasz siły, mocy, władzy przeciwko innym ludziom. Nie mów,  tak bo nie uwierzę! Czesław Niemen też nie wierzył, gdy śpiewał, że „nadszedł już czas, najwyższy czas, nienawiść zniszczyć w sobie”. Nienawiść w sobie – to jest problem.
No i wszystko jasne. Otóż biskupi kościoła rzymskokatolickiego (i to nie jeden biskup ale kolegialnie) nauczają, że „homoseksualizm jest _normalnym_ wyrazem ludzkiego pożądania seksualnego”.
No i wszystko jest jasne a moim znajomym katolików zachęcam teraz do przemyślenia tematu ich kościoła.
Może dalej uważać, że Bóg przemawia przez kościół, przez papieża, starszych i dalej wierzyć, że te wszystkie grzechy i świństwa to po prostu wpadki, które przytrafić się mogą każdemu ale system jest OK.
Można też zadziałać inaczej i tym kardynałom i biskupom powiedzieć tak jak starszym ludu powiedzieli apostołowie Piotr i Jan: „Rozsądźcie, czy słuszne jest w oczach Bożych bardziej słuchać was niż Boga”? (Dz 4)
Każdego z nas Bóg na koniec oceni, również z myślenia, szukania i dociekania prawdy.
Notka prasowa: 2019-12 German bishops proclaim homosexuality normal LifeSite.pdf
Biblia:
Pan Bóg stworzył ziemię i ludzi aby nią gospodarowali.
Ekologia:
Człowiek jest rakiem Ziemi.
Do odnotowania:
Dla objawionego Antychrysta będzie jak znalazł.
W radiowej Dwójcie, dziś rano znarzyło mi się usłyszeć porównanie, że to co się dziś dzieje w Wenecji to przypomina Auchwitz. Powiedział to słabo mówiący po polsku włoski reporter i może to go jakoś usprawiedliwia, bo brakowało mu słów, ale całość tej dyskusji była taka, że nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać.
„Wenecja tonie, mieszkańcy utracili dorobek swojego życia…” – redaktor prowadzący nakręcał atmosferę. Chwilę – to w Wenecji są jeszcze jacyś mieszkańcy?
Szkoda, że Dwójka jest dziś stacją ogłupiającą.
Od czasu gdy przeczytałem „Quo vadis” wiem, że fakt iż jakiś pisarz dostał Nagrodę Nobla nie determinuje tego, że pisał on prawdę.
Impuls: Nobel dla Olgi Tokarczuk. Ksiąg Jakubowych nie doczytałem. Po 1/3 miałem dość, po połowie wiedziałem, że to jest literacki gniot. Z wizją świata autorki się nie zgadzam, choć poznałem ją dopiero niedawno, przed próbą przeczytania jej książek.
No i jeszcze o Sienkiewiczu. To co powstało na ziemi w odpowiedzi na dzieło Pana Jezusa to nie jest Kościół rzymskokatolicki. To ten powstał w odpowiedzi na Kościół.
Na fejsie ładnie skomentowali ostatnie wydarzenia:
A w obrazku wyglądało to tak:
Stwierdziłem dziś istnienie (ale niekoniecznie działanie) dwóch nowych, świeckich sakramentów: sakrament udostępniania i sakramentu lajkowania. Nie wymagają one wiary ani od szafarza, ani od osoby nad którą się sakramenty te sprawuje, ale u sprawującego sprawiają poczucie dobrze wypełnionej misji.
Kumpel zadał zasadne pytanie:
Nie bardzo rozumiem, czemu wizyty w sprawie „wymuszeń przez Izrael (raczej Żydów (moje)) polskiego mienia bezspadkowego” nazywa się „restytucją mienia pożydowskiego”?
Mnie zastanawia coś innego – skoro ta śmieszna ustawa nazywa się JUST (Justice for Uncompensated Survivors Today) – czyli sprawiedliwość dla ocalonych co nie otrzymali odszkodowania – to wypadałoby zapytać kto tychże ocalonych oskubał? Przecież Niemcy wypłaciły tytułem odszkodowań miliardy marek. I teraz okazuje się, że są jacyś ocaleni którzy nie dostali odszkodowania?! Może te pieniądze zamiast do ocalonych trafiły do kancelarii prawniczych i oranizacji lobbingowych, które walczą o odszkodowania?
Z serwisu Sebizmu osiedlowo-radykalnego zachowuję sobie:
Tak lewackie media dziś nauczają.
Pan Jezus umarl na krzyzu za wszystkich ludzi bez wyjatku.Za tych innej orientacji tez.Oni  tez moga zostac uwolnieni i oczyszczeni krwia Jezusa.Jezeli tylko przyjda pod krzyz i zawolaja…List do Rzymian 1roz  .napisze fragment…Podobnie tez mezczyzni zaniechali przyrodzonego obcowania z kobieta zapalali jedni do drugich zadza mezczyzni z mezczyznami popelniajac sromote i ponoszac na sobie samych nalezna za ich zboczenie kare. Pan Jezus nie odrzuci nikogo  kto zwroci sie do niego o pomoc.On jest tym ktory uwalnia i uzdrawia.Moc Boza jest wciaz tak samo potezna jaka byla 2000 lat temu i wczesniej zanim powstal swiat.
Usłyszałem ważne zdanie:
Dopisek po kilku godzinach: Zdanie powinno być sprzeczne, bo kredyt hipoteczny powinien mieć zabezpieczenie na hipotece a nie na kotku. Powinno być, ale nie jest bo dziś już słowa nic nie znaczą i kredyt hipoteczny nie jest hipoteczny, czego współcześni ludzie, takie kredyty biorące nie rozumieją i potem przychodzi im za to niezrozumienie czasem słono płacić.
Minister Izraela powiedział, polski premier się wkurzył, no i teraz tylko poczekajmy aż jakiś prowokator przywali jakiemuś na ulicy, bo skoro „z mlekiem matki” to pewnie 1066 będzie można zastosować, wkroczyć, PiS odsunąć…
Właśnie przeczytałem, że jeden facet w Izraelu, w ramach swojego antynatalizmu (pogląd, w ramach którego przyjmuje się, że płodzenie dzieci to wyrządzanie im krzywdy) procesuje się ze swoimi rodzicami o odszkodowanie, gdyż ci, powołując go do życia nie zapytali o zdanie, więc on czuje się poszkodowany faktem że istnieje i istnieć musi.
Dziwny jest ten świat.
„Żelazna logika” tłumaczy czym jest „przepaść cywilizacyjna”. Może mają tak dobrą pamięć, a może mają narzędzia do wspomagania pamiętania, w każdym razie ich praca pozwala mi sobie przypomnieć, a i innych zachęcam aby sobie przypomnieli, bo każdy z nas względem tych wydarzeń jakoś się musiał określić.
Kopia z fejsa, podkreślam to co dobrze pamiętam:
EuroGendFor. Takie coś dziś trafiłem:
Zachowuję (bo może się zmienić), choć jest to kopia z dostępnych źródeł:
Płoty zasadniczo dzielą się na (#1) sygnalizujące granicę, (#2) znacząco utrudniające przejście, i (#3) uniemożliwiające przejście bez zaangażowania szczególnych środków. W naszym kraju najwięcej jest płotów typu (#2), zdarzają się (#3) praktycznie nie widać płotów typu (#1). W Ameryce jest inaczej – najwięcej jest typu (#1) (czasem nawet nie ma płotu, a własność oznacza się inaczej), no i są płoty typu (#3) bo być muszą (Fort Knox). Myślę, że przyczyną jest kapitał społeczny, którego w Polsce bardzo brakuje, przy czym polskie płoty typu (#2) nie podnoszą bezpieczeństwa eliminując łamanie prawa, gdyż jakość wykonania typowego płotu typu (#2) w Polsce utrudnia przejście wszystkim, z wyjątkiem tych, którzy w swym zamyśle przejść chcą, więc bez problemu przeskoczą.
Są jeszcze ha-ha płoty: https://en.wikipedia.org/wiki/Ha-ha
Paradoks. W zaufanie do kleru jest niskie. Ludzie nie wierzą im w tak błahych sprawach jak finanse kościoła, moralność, życie społeczne… ale ufają ich praktykom i nauczaniu w istotnej i życiowej sprawie dotyczącej świata duchowego, relacji z Bogiem, czy też życia po śmierci. A przecież wystarczy sięgnąć do Pisma Świętego.
Paradoks? A może nietrzeźwość i zwiedzenie? Może to opisane przy okazji opisu Sądu nad Wielką Nierządnicą „upicie winem niegodziwości” skoro ludzie tu nie myślą i dają się zwodzić.
Greckie słowo: εξουσια eksousia (S1849 -> biblia.oblubienica.eu -> www.blueletterbible.org) czasem tłumaczy się jako władza, czasem jako moc (czasem jako autorytet, ale w naszym języku to słowo ma inne niż w kulturze anglosaskiej znaczenie).
Wg. mnie władza to osobisty przywilej konkretnej osoby, która ma prawo stanowić i ezgekwować prawo. Wg mnie moc to możliwość realizacji swojej woli, swoich zamysłów. To potencjał osoby w swej realizacji woli.
A teraz patrzę na policjanta (to ponoć jakiś aktor jest) i zastanawiam się – gdzie widać jego moc, a gdzie widać jego władzę.
Zachowuję, bo jest i jest dobre. Młodzi wykształceni z dużych miast tacy właśnie są.
Gazeta Wyborcza zbadała relacja swoich czytelników z polskością.
Szkoda, że nie mam podobnych badać wykonanych wśród czytelników Gazety Polskiej, i tych z Torunia też. Choć nie – pewnym badaniem może być frekwencja na Marszach Niepodległości – w końcu to 100 tys. ludzi tam przyjeżdza, więc nie jest źle mając na uwadze, że czytelników papierowej Wyborczej niej jest już dużo więcej.
A co ja tu widzę? Widzę jak wiele lat pedagogiki wstydu zrobiło spustoszenie w umysłach. Robota Michnika.
Dziwie się, że dopiero dziś taką składnicę robię, mimo iż na dysku wiele plików zachowanych starannie jest.
Czym to nie będą mogli już handlować?
W zasadzie nic nie dziwi, z wyjątkiem tych ψυχὰς ἀνθρώπων na końcu – czy może tu chodzi o życie ludzkie rozumiane jako przeszczepy?
Jak fajną rzeczą jest Unicode i UTF-8!
We wrześciu 2015 napisałem tak:
Dowodem może być tekst pana Żakowskiego w Gazecie (?)
Musiałem to wczoraj nieco przemyśleć i wyliczyłem, że rynek BitCoina (i innych takich) to:
Wypisuję to w takiej kolejności bo tak mi się napisało, ale może powinna być inna? Może (zapewne) czego tu brakuje. Może wygląda to inaczej?
Póki co permanentny rozwój nadaje temu cechy piramidy finansowej ale raczej nią nie jest, choć jest tu ewidentna spekulacja i gra. Paciorki?
Hackerzy z katowickiego HackerSpaca robią warsztaty, w trakcie których każdy będzie sobie mógł zmontować miernik smogu, po czym zabrać go do domu i tam, przez WiFi włączyć w sieć internetowych stacji. Podobne instalacje mają „łowcy burz” (precyzyjny pomiar impulsów radiowych pozwala dokładnie wyznaczyć miejsce wyładowania) oraz miłośnicy samolotów podsłuchujący korespondencję między samolotami a wieżami kontrolnymi wokoło lotnisk (LiveATC.net).
Ale mnie zaciekawiło coś innego: otóż warsztaty te są sponsorowane przez Unię Europejską. Jakoś taki sponsoring do hackerów mi wybitnie nie pasuje. Zwróciłem im na to uwagę przypominając średniowieczne powiedzenie „czyj chleb jesz, tego piosnki śpiewasz” ale czy pojeli o co mi chodzi? Czy piękna idea niezależności i wolności przyprawiona sporą dozą anarchii też już została przez unię kupiona?
Tak! Na ich stronie wyraźnie pisze, że „Projekt finansowany ze środków programu ramowego Unii Europejskiej w zakresie badań naukowych i innowacji „Horyzont 2020” na podstawie umowy o udzielenie dotacji nr 709443” a i bałwochwalcze gwiazdki koło ich logo swoje miejsce znalazły.
O tym, że na berlińskich konferencjach CCC (Computer Chaos Club) pojawiają się przedstawiciele służb oraz urzędasy właściwych urzędów wiadomo, ale (mam nadzieję) CCC jeszcze sponsorowane przez Unię być nie musi. Choć kto wie – może sprawdzę.
NewAge też ma swoje przykazania. Gdzieś w Georgi postawili sobie monument, na którym wypisano:
https://en.wikipedia.org/wiki/Georgia_Guidestones
Ponieważ nie ma tu Pana Boga to odbieram to jako kolejne dzieło Nimroda, dzieło z Babilonu. Diabelstwo. A punkt 1 wyraźnie zdradza to diabelstwo bo jak się ma do nie zabijaj (dziś ludzi jest coś koło 7mld), i jak się to ma do „bądźcie płodni i czyńcie sobie ziemię poddaną” – choć to ostatnie to było w raju, i dziś niekoniecznie tak twardo obowiązuje.
Urzędnicy Fryderyka Wilhelma III (1770-1840) zwracając się do podatnika w urzędowym wezwaniu o rychłe uregulowanie zaległości, organ podatkowy pisali tak:
Z Bożej łaski Fryderyk Wilhelm, król Prus etc. etc.
Łaskawe pozdrowienie! Kochany nasz poddany!
Przedłożono panu 8 bm. rachunek naszej kasy podatkowej, w myśl którego jesteś pan winny wspomnianej kasie kwotę trzech talarów osiem groszy i trzy fenigi. Ponieważ jednak dotąd powyższej kwoty kasa nie otrzymała, przeto zwracamy uwagę Szanownego Pana, że będziemy zmuszeni przeprowadzić na majątku pańskim egzekucję.
Polecamy się łaskawie pamięci.
Berlin 8 listopada 1801 rok.
Takie coś dziś na fejsie:
A ja jestem nienormalny i nieeuropejski. A fotkę zachowuję, bo dobrze obrazuje zwiedzenie (dziś jezuickiego) Watykanu. Słowo Boże jakoś w tej sprawie naucza, ale widać kardynałowie antychrysta wiedzą lepiej, a przecież to oni rządzą duszami w Kościele Rzymskim.
Mam jednak pewne przypuszczenie, ze pani Krystyna nie redaguje swojej strony fejsowej. Dla jakiejś marki kosmetycznej sprzedała swoje nazwisko dodając do niego „sp. z o.o.” a sądząc po aktywności przypuszczam, ze tą jej stronę na fejsie też sprzedała jakiejś agencji prowadzącej profesjonalną, lewacką agitkę (wygląda na coś od Sorosa przez Fundację Batorego).
Czy jest jakieś określenie na kobiety, które sprzedają tak prywatne i intymne rzeczy jak swoje nazwisko, czy też myśli? Tak, jest. I tak dziś o pani Krystynie Jandzie myślę.
Zwodziciel abp Gądecki na pasterce 2007, w trakcie homilii powiedział:
Nie wskazał dokładnie o którego człowieka mu chodzi, ale zwracam uwagę, że nasz naród składa się właśnie z ludzi, co więcej – nasz naród ma rząd, którego zadaniem jest dbanie o bezpieczeństwo narodowe, czyli bezpieczeństwo ludzi, którzy tu mieszkają i ten naród tworzą.
Najpierw wiadomość dnia:
A teraz myśli luźne:
Czy jest jakieś proroctwo o tym, że przy końcu czasów Jerozolima będzie stolicą Izraela? Na pewno. Na pewno jest też proroctwo o tym, że w Jerozolimie będzie świątynia….. Ale to już temat na inną notkę.
Taki artykuł sobie zapisuję:
http://niezalezna.pl/209157-i-gdzie-tu-faszyzm-oto-spis-hasel-z-transparentow-z-marszu-niepodleglosci-zobacz
Jeden z internautów zadał sobie trud, aby spisać wszystkie widoczne na filmie hasła z transparentów widocznych na nagraniach filmowych z tegorocznego Marszu Niepodległości. Listę tę powinien zobaczyć i Donald Tusk, i Guy Verhofstadt, którzy z plucia na patriotycznych Polaków urządzili sobie ostatnio ulubione zajęcie.
Pamiętają Państwo słowa Guya Verhostadta o tysiącach „faszystów, neonazistów, białych suprematystów”, którzy przemaszerowali ulicami Warszawy „300 kilometrów od obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau”?
A słowa współpracownika Hillary Clinton o tym, że „60 tysięcy nazistów maszerowało w Warszawie”?
Tymczasem pod filmowym zapisem Marszu Niepodległości umieszczonym na serwisie YouTube internauta używający pseudonimu MarekRulez poinformował:Spisałem treść banerów w języku ojczystym, wszystkie, które udało mi się odczytać. Może ktoś przetłumaczyć na angielski? A najlepiej gdyby twórcy tego kanału wrzucili to tłumaczenie na angielski w treść materiału filmowego jako napisy. Czasy podane w chwili przejścia baneru przez linię utworzoną przez latarnie znajdujące się najbliżej względem kamery. Tłumaczyć i rozsyłać na świat, niech każdy sam oceni te „faszystowskie”(sic) hasła.
Oto wszystkie hasła transparentów spisane z nagrania filmowego:
2:14- od lewej „My chcemy Boga” „Marsz Niepodległości” // „We want God” 5:26- „Oławscy Patrioci” „Wojownicy’15”7:01- „Wielkopolska Prawica”7:23- „Gazeta Polska Klub w Miliczu”7:34- „Maryjo Królowo Polski Miej w Opiece Naszą ojczyznę. Królestwa swego strzeż”8:28- „Deus Vult Obóz Narodowo- radykalny”9:21- „Solidarni 2010 Belgia”11:13- „Konin”11:27- „Przysucha”11:50- „Xportal.pl”12:27- „Kolscy Patrioci”12:32- „Jezusowi cześć i chwała”13:10- „Młodzież Wszechpolska”13:52- Mario „Zawsze w Prawą strone”17:33- „Narodowe Siły Zbrojne Kraśnik”18:33- „Aborcja to zabijanie dzieci”21:00- „Klub Gazety Polskiej Strzegom”21:28- „Narodowy Krasnystaw” „Polskość to normalność”23:09- „Wolni i Solidarni”23:48- „Dzielny Tata.pl”24:20- „Cześć i Chwała Harcerzom z Zielonki 11.11.1939”25:53- „Lwów i Wilno Pamiętamy”27:09- „Ruch narodowy Śląsk”28:28- „Solidarność Walcząca”28:36- „Boże przywróć Polsce Katolicką Monarchię , przywróć Królestwo Polskiej Korony”, „Polska Katolicka, Nie Laicka” 28:59- „Jak się wyrosło w komunizmie to nie można było nie mieć antykomunistycznego podejścia”29:02- „Bóg Honor Ojczyzna; Stara Wiara”29:05- „Żądamy prawdy o zabójstwie Jerzego Popiełuszki”
30:33- „Czysta Krew Trzeźwy Umysł SXE (Antyhipisi) ; Europa będzie biała albo bezludna; Maksym „tasak” Marcinkiewicz;  Szturmowe południe” – tu faktycznie szła grupka neopogańskich neonazistów
Ale dalej znowu:
31:27- „Wolna Polska kontra Czerska Mać”32:07- „Nie dla islamu w Polsce”36:30- „Patriotyczny Wałbrzyski Kocioł”37:37- „Endecja” „My chcemy Boga”38:05- „Ruch Kontroli Wyborów i Ruch Kontroli Władzy”38:15- „Zjednoczeni Patrioci”38:32- „Polsko zbudź się POBUDKA”41:28- „Panie Prezydencie żądamy ujawnienia Aneksu”
A więc podsumowaując: niemal 100 proc. haseł na Marszu stanowiły takie „faszystowskie” wezwania jak Dobrytata.pl, „Klub Gazety Polskiej Strzegom” i „Konin”…
Na serwisie ChNews w końcu dopuszczono kopiowanie więc kopiuję, bo to ważne jest a chcę to zachować.
Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans, w Polsce znany zwłaszcza z uwag do stanu praworządności w naszym kraju, wystąpił na konferencji „Przemyśleć Europę na nowo”, która odbyła się w Watykanie.Konferencję zorganizowała Komisja Konferencji Biskupów Unii Europejskiej (COMECE).
Timmermans, członek holenderskiej socjaldemokratycznej Partii Pracy, mówił o chrześcijańskim dziedzictwie naszego kontynentu.
Jak wyznał, spędził część życia w Rzymie. Tam też został bierzmowany – przez biskupa z Afryki Zachodniej. Podkreślił, że jest przywiązany do Wiecznego Miasta i tego, „co ono reprezentuje dla korzeni” Unii Europejskiej.
Przypomniał, że sam papież nazywany jest Pontifexem, co znaczy „budowniczy mostów”.
– Najwyższym zaszczytem dla rzymianina w czasach imperialnych było to, by zostać nazwanym Pontifexem – budowniczym mostów. Dlatego Ojciec Święty również nazywa się Pontifex. Dlaczego to najwyższa ocena, jaką można dostać? Bo budowanie mostów jest skrajnie skomplikowane, ale ma ogromny wpływ na społeczeństwo – zwrócił uwagę.
Encyklikę papieża Franciszka „Laudato Si” dotyczącą ekologii uznał za „jeden z najbardziej inspirujących dokumentów, jakie przeczytał w ostatnich latach”, bo przedstawia ona „kompleksową, intelektualną i moralną odpowiedź na wyzwanie, jakim jest zrównoważony rozwój”.
Timmermans zachęcił do otwarcia się na „ludzi o innych poglądach”.
– Chęć uczenia się od innych, sprawdzania swoich przekonań wobec przekonań innych, nie obalania ich. To czyniło nas silnymi jako kościół, kiedy jeżdżąc po świecie, uczyliśmy się od innych – wyznał.
Odniósł się też do chrześcijańskiego dziedzictwa Europy:
– Moje chrześcijańskie dziedzictwo nic dla mnie nie znaczy, jeśli prowadzi do wykluczania tych, którzy nie mają tego samego dziedzictwa. To nie jest chrześcijańskie. Zostałem wychowany, wykształcony przez jezuitów i franciszkanów. Możliwe, że dlatego jestem socjalistą – powiedział.
Przypomnijmy, że z zakonu jezuitów wywodzi się papież Franciszek.
Według wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej, Europa powinna patrzeć na swoje dziedzictwo jako na „otwarte zaproszenie, a nie coś z przeszłości”.
Timmermans, który sam mówi o sobie, że jest katolikiem, ostrzegł przed „dehumanizacją” innych. Nawiązał tu wprost do sprawy „uchodźców”.
– Dehumanizujemy innych i uznajemy, że mamy prawo, by wykluczyć ich ze społeczeństwa, nawet do tego stopnia, by ich zabić. Dehumanizujemy ich z powodu ich religii, pochodzenia. Jeśli czegoś nauczyliśmy się jako chrześcijanie w ciągu 2 tysięcy lat, to tego, by patrzeć na świat oczami innych. Nawet, jeśli tym innym jest afrykański uchodźca płynący łodzią przez Morze Śródziemne – stwierdził.
Przestrzegł przed „traktowaniem bliźniego jako wroga” i wezwał do „braterstwa i solidarności”.
Podczas tej samej konferencji papież Franciszek powiedział, że chrześcijanie są „wezwani, by poważnie rozmyślać nad słowami Jezusa: „byłem przybyszem, a przyjęliście mnie” (Mt. 25,35) – zwłaszcza wobec tragedii osób przesiedlonych i uchodźców”, choć też dodał, że migranci „nie mogą lekceważyć swojej odpowiedzialności, by uczyć się i asymilować z kulturą i tradycją narodów, które ich przyjmują”.
W konferencji wziął udział również przewodniczący Parlamentu Europejskiego – Antonio Tajani.
Zachowuję bo warto to mieć:
Europa, w jaką wierzymy (A Europe We Can Believe In)
Europa należy do nas, a my należymy do Europy. Jej ziemie są naszym domem: innych nie mamy. Powody, dla których kochamy Europę przekraczają naszą zdolność wyjaśnienia lub usprawiedliwienia naszego do niej przywiązania. To kwestia wspólnych dziejów, nadziei i miłości. To kwestia zwyczajów. Chwil patosu i cierpienia. Inspirujących doświadczeń pojednania i obietnica wspólnej przyszłości. Zwykłe krajobrazy i zdarzenia mają dla nas wyjątkowe znaczenie – dla nas, ale już nie dla innych. Dom to przestrzeń, gdzie wszystko jest znajome i gdzie jest dla nas miejsce, niezależnie od tego, dokąd zbłądziliśmy. Taka jest prawdziwa Europa – nasza cenna i niezastąpiona cywilizacja.
Europa jest naszym domem
Europa – z całym swoim bogactwem i wspaniałością – zagrożona jest jednak fałszywym rozumieniem samej siebie. Owa fałszywa Europa uważa, że w swoim obecnym kształcie stanowi wypełnienie naszej cywilizacji; tymczasem tak naprawdę chce zająć nasz dom. Ma skłonność do przesady i zniekształca autentyczne cnoty europejskie, podczas gdy sama jest ślepa na swoje wady. Zadowolona z siebie – posługując się jednostronnymi karykaturami naszej historii – fałszywa Europa tkwi w uporczywym uprzedzeniu w stosunku do własnej przeszłości. Jej orędownicy to sieroty z wyboru, ludzie, którzy zakładają, że sieroctwo – bycie bezdomnym – jest jakimś szlachetnym osiągnięciem. W ten sposób fałszywa Europa szczyci się, że stanowi zapowiedź uniwersalnej wspólnoty – która nie jest ani uniwersalna, ani nie jest wspólnotą.
Zagraża nam fałszywa Europa
Patroni fałszywej Europy tkwią pod urokiem przesądów na temat nieuchronnego postępu. Wierzą, że Historia jest po ich stronie, a wiara ta napełnia ich pychą i wzgardą tak, że nie są w stanie dostrzec wad post-narodowego i post-kulturowego świata, który sami konstruują. Nie znają, co więcej, prawdziwych źródeł ludzkiej przyzwoitości, która – tak jak nam – jest im przecież droga. Ignorują – czy wręcz odrzucają – chrześcijańskie korzenie Europy. A jednocześnie bardzo się starają by nie obrazić muzułmanów, którzy – wedle ich wyobrażeń – z ochotą przyjmą ich świecki multikulturowy światopogląd. Pogrążona w uprzedzeniach, przesądzie i ignorancji, zaślepiona pustymi, bezkrytycznymi wizjami utopijnej przyszłości, fałszywa Europa automatycznie tłamsi sprzeciw. A robi to oczywiście w imię wolności i tolerancji.
Fałszywa Europa jest utopijna i despotyczna
Zbliżamy się do ślepego zaułka. Największym zagrożeniem dla przyszłości Europy nie jest ani rosyjskie awanturnictwo, ani muzułmańska imigracja. Prawdziwym niebezpieczeństwem jest dławiący uścisk, w którym fałszywa Europa trzyma naszą wyobraźnię. Narody i wspólna kultura są wydrążane przez iluzje i samooszukiwanie się co do tego, czym Europa jest i czym być powinna. Przyrzekamy, że będziemy opierać się tym zagrożeniom naszej przyszłości. Będziemy chronić, podtrzymywać i bronić rzeczywistej Europy, tej, do której wszyscy tak naprawdę należymy.
Musimy bronić rzeczywistej Europy
Prawdziwa Europa oczekuje i zachęca do czynnego udziału we wspólnym projekcie politycznego i kulturowego życia. Do ideałów europejskich należy solidarność, która opiera się na uznaniu pewnego zbioru przepisów prawa, które stosuje się do wszystkich, ale jest ograniczone w swoich wymogach. Owo uznanie nie musi koniecznie przyjmować formę demokracji przedstawicielskiej. Niemniej nasze tradycje obywatelskiej lojalności są odzwierciedleniem naszych tradycji politycznych i kulturowych, niezależnie od ich formy. Europejczycy walczyli w przeszłości o coraz większe otwieranie się systemów politycznych na powszechne uczestnictwo – a my słusznie czerpiemy dumę z tej historii. Walka ta przyjmowała nierzadko formę otwartej rebelii, a mimo to nasi przodkowie przyznawali, że nawet przy niesprawiedliwościach i wadach wcześniejszych tradycji, tradycje te są nasze. Takie poświęcenie na rzecz poprawy pokazuje, że Europa dąży do coraz większej sprawiedliwości, a duch postępu ma źródło w miłości i przywiązaniu do naszych ojczyzn.
Solidarność i obywatelska lojalność zachęcają do czynnego uczestnictwa
Europejski duch jedności pozwala na wzajemne zaufanie w przestrzeni publicznej – nawet jeśli jesteśmy sobie obcy. Publiczne parki, rynki i szerokie place naszych miast i miasteczek wyrażają europejskiego ducha politycznego: wspólne jest nasze życie i wspólna res publica. Przyjmujemy założenie, że przyjęcie odpowiedzialności za przyszłe losy naszych społeczeństw jest naszym obowiązkiem. Nie jesteśmy biernymi poddanymi despotycznej władzy, świeckiej czy kościelej. Nie jesteśmy również bezsilni wobec nieubłaganych sił historii. Bycie Europejczykiem oznacza posiadanie politycznej i historycznej podmiotowości. To my jesteśmy autorami naszego wspólnego przeznaczenia.
Nie jesteśmy biernymi poddanymi
Prawdziwa Europa jest wspólnotą narodów, które posiadają własne języki, tradycje i granice. Zawsze jednak – nawet gdy się ze sobą nie zgadzaliśmy lub prowadziliśmy ze sobą wojny – dostrzegaliśmy wzajemną więź. Owa jedność w różnorodności wydaje się czymś naturalnym, a jednocześnie czymś nadzwyczajnym i cennym, bo w rzeczywistości nie jest ani naturalna, ani nieunikniona. Najpowszechniejszą polityczną formą jedności w różnorodności jest imperium, które – po upadku Cesarstwa Rzymskiego – wojowniczy europejscy królowe starali się przez stulecia odtworzyć. Pokusa imperialnej formy pozostała, ale przetrwała idea państwa narodowego – systemu, który łączy powszechność z suwerennością. W ten sposób państwo narodowe stało się znakiem rozpoznawczym cywilizacji europejskiej.
Państwo narodowe znakiem rozpoznawczym Europy
Wspólnota narodowa czerpie dumę z tego, że rządzi się na swój własny sposób, szczyci się także wielkimi osiągnięciami swojego narodu w dziedzinie sztuki czy nauk ścisłych – ale rywalizuje z innymi narodami, niekiedy na polu bitwy. Wzajemne wojny zadały Europie wiele – często dotkliwych – ran, ale nigdy nie zagroziły jej kulturowej jedności. Było wręcz odwrotnie: wraz ustanawianiem i wyodrębnianiem się państw narodowych, coraz silniejsza stawała się wspólna europejska tożsamość. Potworny rozlew krwi światowych wojen dwudziestego wieku wyzwolił w nas większą determinację, by szanować wspólne dziedzictwo. Świadczy to o głębi i sile europejskiej cywilizacji, która jest kosmopolityczna we właściwym sensie tego słowa. Nie jest naszym celem wymuszona jedność imperialna. Przeciwnie: europejski kosmopolityzm wymaga, by patriotyczna miłość i lojalność obywatelska otwierały nas na szerszy świat.
Nie popieramy wymuszonej jedności
Prawdziwa Europa została naznaczona chrześcijaństwem. Uniwersalne duchowe imperium Kościoła nadało Europie kulturową jedność, jednak bez udziału imperium politycznego. Dzięki temu poszczególne obywatelskie lojalności mogły rozwijać się w obrębie wspólnej europejskiej kultury. Cechą charakterystyczną europejskiego życia stała się autonomia tego, co nazywamy społeczeństwem obywatelskim. Co więcej, chrześcijańska doktryna nie wypełnia swoimi nakazami każdej dziedziny życia, co pozwala na zapewnienie i poszanowanie różnorodności świeckich praw narodów, nie zagrażając naszej europejskiej jedności. Nie jest przypadkiem, że wraz z kryzysem chrześcijaństwa w Europie na nowo podejmowane są starania zmierzające do ustanowienia jedności politycznej – imperium pieniędzy i regulacji, które występuje pod przykrywką sentymentów pseudo-religijnego uniwersalizmu, a jest konstruktem Unii Europejskiej.
Chrześcijaństwo sprzyjało jedności kulturowej
Prawdziwa Europa uznaje równą godność każdej jednostki, niezależnie od jej płci, rasy czy warstwy społecznej. To również wyrasta z naszych chrześcijańskich korzeni. Nasze szlachetne cnoty jednoznacznie zawdzięczamy chrześcijańskiej spuściźnie: uczciwość, współczucie, miłosierdzie, zdolność przebaczania, pokojowe nastawienie czy miłość bliźniego. To chrześcijaństwo – kładąc nacisk na miłość i wzajemną wierność – w niespotykany sposób zrewolucjonizowało relacje pomiędzy mężczyznami a kobietami. Związek małżeński pozwala rozkwitać we wzajemnej wspólnocie zarówno kobietom, jak i mężczyznom. Gdy dokonujemy poświęceń w życiu, robimy to najczęściej przez wzgląd na naszych współmałżonków i nasze dzieci. Ten duch oddania jest także wkładem chrześcijaństwa w kulturę Europy, jaką kochamy.
Chrześcijańskie korzenie wzmacniają Europę
Prawdziwa Europa stale czerpie również z tradycji klasycznej. Identyfikujemy się z dziełami starożytnej Grecji i Rzymu. Jako Europejczycy dążymy do doskonałości, korony cnót klasycznych. W przeszłości chęć zdobycia przewagi prowadziła niekiedy do brutalnej rywalizacji. Ale w swoim najlepszym wydaniu dążenie do doskonałości skłania Europejki i Europejczyków do rozwoju – czy to w dziedzinie tworzenia niezrównanych dzieł artystycznych, czy dokonywania przełomowych odkryć w naukach i technologii. Prawdziwa Europa zachowała pamięć zarówno o wspaniałości rzymskiej cnoty umiarkowania, jak i o greckiej dumie obywatelstwa oraz duchu filozoficznych dociekań. One również stanowią nasze dziedzictwo.
Klasyczne korzenie inspirują dążenia do doskonałości
Prawdziwa Europa nigdy nie była doskonała, a zwolenników Europy fałszywej nie należy ganić za ich dążenia do rozwoju i reform. Po roku 1945 i 1989 osiągnięto wiele sukcesów godnych pochwały i szacunku. Nasze wspólne życie jest przecież projektem żywym, a nie skostniałą spuścizną. Ale Europa powinna opierać swoją przyszłość na odnowionym przywiązaniu do najlepszych tradycji, a nie na pozornym uniwersalizmie, który domaga się zapomnienia i samowyparcia. Europa nie zaczęła się od Oświecenia. Unia Europejska nie jest zaś ostateczną formą rozwoju naszego domu, który tak kochamy. Prawdziwa Europa jest – i zawsze będzie – wspólnotą narodów, które czasem wydają się zaściankowe (bywa, że nadmiernie), ale przecież jednoczy je duchowe dziedzictwo, o które się spieramy, które rozwijamy, w którym wspólnie uczestniczymy, i które kochamy.
Europa jest wspólnym przedsięwzięciem
Prawdziwa Europa jest w niebezpieczeństwie. Wszystkie nasze osiągnięcia – narodowa suwerenność, opór wobec imperium, kosmopolityzm harmonizujący z obywatelską miłością, chrześcijański ideał dobrego i godnego życia, głębokie przeżywanie klasycznej spuścizny – wymykają nam się z rąk. Podczas gdy patroni fałszywej Europy konstruują swoją sztuczną religię powszechnych praw człowieka, my tracimy nasz dom.
Tracimy nasz dom
Fałszywa Europa szczyci się niespotykanym poświęceniem na rzecz ludzkiej wolności. Wolność ta jest jednak bardzo jednostronna. Definiuje się ją jako uwolnienie od wszelkich ograniczeń: to wolność seksualna, wolność ekspresji, wolność “bycia sobą”. Pokolenie’68 uważa, że swobody te stanowią cenne zwycięskie trofea, wydarte wszechmocnemu niegdyś, represywnemu reżimowi kulturowemu. Rewolucjoniści lat 60. uważają się za wielkich wyzwolicieli, których szlachetne osiągnięcia moralne zasługują na wdzięczność całego świata.
Dominuje fałszywa wolność
Ale dla młodszych pokoleń Europejczyków rzeczywistość jest dużo mniej różowa. Libertyński hedonizm prowadzi często do nudy i głębokiego poczucia bezcelowości. Instytucja małżeństwa uległa osłabieniu. Szalejący żywioł seksualnego wyzwolenia nierzadko niweczy głębokie pragnienia młodych ludzi – pragnienia małżeństwa i rodziny. A wolność, która niweczy najgłębsze pragnienia naszych serc staje się przekleństwem. Nasze społeczeństwa zdają się pogrążać w indywidualizmie, izolacji i jałowości. Zamiast wolności mamy tępe podporządkowanie kulturze konsumpcji i mediów. Trzeba powiedzieć prawdę: pokolenie’68 niszczyło, nie budowało. Stworzyło próżnię, którą obecnie wypełniają media społecznościowe, tania turystyka i pornografia.
Upowszechnieniają się indywidualizm, izolacja i jałowość
Wbrew głośnym przechwałkom o niespotykanej wolności Europejczyków, ich życie podlega coraz głębszej kontroli. Przepisy – sporządzane często, w porozumieniu z potężnymi interesami, przez anonimowych technokratów – kierują naszymi stosunkami w pracy, decyzjami biznesowymi, edukacyjnymi kwalifikacjami, czy informacyjnymi i rozrywkowymi mediami. Obecnie Europa usiłuje zacieśnić istniejące już przepisy dotyczące wolności słowa – rdzennej wolności europejskiej, w której przejawia się wolność sumienia. Nie ogranicza się tu jednak ani wulgarności, ani innych ataków na przyzwoitość w życiu publicznym. Zamiast tego europejskie klasy rządzące pragną ograniczyć mowę jawnie polityczną. Przywódcy, którzy wypowiadają niewygodne prawdy na temat islamu i imigracji są ciągani po sądach, a polityczna poprawność nakłada tabu na poglądy, które podważają status quo. Fałszywa Europa bynajmniej nie zachęca do kultury wolności. Promuje napędzaną rynkiem kulturę jednorodności i politycznie wymuszonego konformizmu.
Jesteśmy poddawani kontroli i sterowaniu
Fałszywa Europa szczyci się również niespotykanym oddaniem idei równości. Twierdzi, że walczy o niedyskryminację i o integrację wszystkich ras, religii i tożsamości. W tej dziedzinie poczyniono autentyczny postęp, niemniej i tak zwycięża utopijne odklejenie od rzeczywistości. Już od pokoleń dąży się do realizacji wielkiego projektu multikulturalizmu. Domaganie się czy nawet promowanie asymilacji muzułmańskich przybyszów względem naszych zachowań i obyczajów (nie mówiąc już o religii) uznaje się za wielką niesprawiedliwość. Idea równości wymaga – jak słyszymy – byśmy wystrzegali się nawet wzmianki o tym, że wierzymy w wyższość naszej kultury. Jest paradoksem, że multikulturowe przedsięwzięcie, zaprzeczające chrześcijańskim korzeniom Europy, stanowi tak naprawdę wersję chrześcijańskiej idei uniwersalnej miłości, tyle że w przesadzonej i niemożliwej do zrealizowania formie. Wymaga od Europejczyków, by szlachetnie wyparli się samych siebie. Każe nam się wspierać kolonizację naszych ziem i upadek naszej kultury, a ów kolektywny akt samopoświęcenia na rzecz jakiejś nowej, rodzącej się właśnie globalnej społeczności pokoju i dostatku, ma być chwałą Europy dwudziestego pierwszego wieku.
Multikulturalizm jest niewykonalny
W takim myśleniu jest dużo złej wiary. Tak naprawdę większość przedstawicieli naszych klas rządzących nie ma wątpliwości co do wyższości kultury europejskiej, ale takich poglądów nie wolno im głosić publicznie, by nie obrazić imigrantów. Niemniej taka wyższość jest założeniem, skoro uważają oni, że do asymilacji dojdzie naturalnie, i szybko. Myślenie imperialne dawnych czasów rozbrzmiewa tutaj ironicznym echem, gdy europejscy technokraci zakładają, że drogą jakichś praw natury czy historii, “oni” z konieczności staną się tacy jak “my”. Nie wyobrażają sobie, że może być zupełnie odwrotnie. Tymczasem oficjalnej doktryny multikulturalizmu używa się jako terapeutycznego narzędzia do radzenia sobie z przykrymi, ale “przejściowymi” kulturowymi napięciami.
Pogłębia się zła wiara
Znaleźć tu można jeszcze więcej złej wiary, i to mroczniejszego rodzaju. W ciągu ostatnich dziesięcioleci coraz większa część naszej klasy rządzącej zaczęła uznawać, że przyspieszona globalizacja leży w jej interesie. Buduje więc ponadpaństwowe instytucje, które można kontrolować unikając uciążliwości związanych z narodową suwerennością. Coraz lepiej widać, że “demokratyczny deficyt” Unii Europejskiej nie jest jedynie problemem technicznym, który można naprawić technicznymi środkami. Przeciwnie: deficyt ten jest fundamentalnym celem i gorliwie się go broni. Legitymizując swoje poczynania bądź to koniecznością ekonomiczną, bądź autonomicznym rozwojem międzynarodowego prawodawstwa praw człowieka, ponadnarodowi mandaryni z instytucji unijnych zagarniają polityczne życie Europy, na wszystkie wątpliwości odpowiadając w jeden sposób: Nie ma alternatywy. To łagodna, ale coraz bardziej realna tyrania, z którą musimy się mierzyć.
Nasila się technokratyczna tyrania
Mimo starań zwolenników fałszywej Europy, by podtrzymywać wygodne iluzje, pycha tego projektu staje się coraz bardziej widoczna. Przede wszystkim widać, że fałszywa Europa jest słabsza niż sądzono. Popularna rozrywka i konsumpcja materialna nie podtrzymują życia obywatelskiego. Nasze społeczeństwa – których multikulturowa ideologia pozbawiła ideałów i chęci do wyrażania patriotycznej dumy – nie potrafią znaleźć w sobie woli do obrony. Retoryka inkluzywności i bezosobowy system ekonomiczny zdominowany przez gigantyczne międzynarodowe korporacje, nie odbudowują obywatelskiego zaufania i społecznej spoistości. Trzeba powiedzieć otwarcie: społeczeństwa europejskie są mocno zużyte. Wystarczy rozejrzeć się, by dostrzec coraz większe wykorzystywanie władzy rządu, sterowania społeczeństwem i indoktrynacji w szkołach. Uzbrojeni żołnierze wychodzą na ulicę nie tylko z powodu islamskiego terroru. Oddziały prewencyjne policji okazują się teraz niezbędne do opanowania agresywnych anty-systemowych protestów, a nawet do okiełznania pijanych tłumów kibiców piłkarskich. Fanatyzm kibiców jest dramatycznym sygnałem głębokiej ludzkiej potrzeby solidarności – potrzeby, której w fałszywej Europie nie da się zaspokoić w inny sposób
Fałszywa Europa jest krucha i bezsilna
Europejskie klasy intelektualne należą niestety do głównych ideologicznych zwolenników pychy Europy fałszywej. Nasze uniwersytety są bez wątpienia dumą cywilizacji europejskiej. Ale podczas gdy kiedyś starały się przekazywać nowym pokoleniom mądrość poprzednich wieków, dzisiaj większość z nich stawia znak równości pomiędzy krytycznym myśleniem a nierozumnym odrzuceniem przeszłości. Dawniej europejski duch kierował się rygorem intelektualnej uczciwości i obiektywizmu. Przez ostatnie dwa pokolenia jednak ten szlachetny ideał uległ przeobrażeniu. Dyscyplina umysłu, która kiedyś broniła przed tyranią dominującej opinii, przerodziła się w beztroską i bezrefleksyjną niechęć w stosunku do wszystkiego co nasze. Taka postawa kulturowego odrzucenia stała się tanim i prostym sposobem na “krytycyzm”. Od lat promowana jest w salach wykładowych, stając się doktryną, dogmatem. A każdy nowy wyznawca takiego kulturowego kredo uważany jest za przedstawiciela “Oświecenia” i za duchowego wybrańca. W rezultacie nasze uniwersytety są obecnie czynnymi podmiotami trwającej kulturowej destrukcji. Utrwala się kultura odrzucenia
Nasze klasy rządzące wspierają prawa człowieka. Zajmują się walką ze zmianami klimatycznymi. Kierują coraz bardziej zintegrowaną globalnie ekonomią rynkową i ujednoliceniem polityki podatkowej. Monitorują postęp w dziedzinie równości płciowej. Tyle dla nas robią! Jakie mają więc znaczenie mechanizmy, które stały za objęciem przez nich ich urzędów? Jakie znaczenie ma coraz większy sceptycyzm, z jakim ludy europejskie podchodzą do ich zabiegów?
Elity butnie demonstrują swoje cnoty
Ten rosnący sceptycyzm jest w pełni uzasadniony. Europa jest dzisiaj zdominowana przez jałowy materializm, który nie jest w stanie zachęcić kobiety i mężczyzn do zakładania rodzin i posiadania dzieci. Kultura odrzucenia pozbawia przyszłe pokolenie poczucia tożsamości. W niektórych krajach europejskich znajdują się regiony, w których muzułmanie cieszą się nieformalną autonomią wobec lokalnych praw – tak jak gdyby byli kolonistami, a nie współczłonkami narodowości. Indywidualizm izoluje nas od siebie. Globalizacja wpływa na perspektywy życiowe milionów ludzi. Na pytanie, dlaczego tak się dzieje, klasy rządzące Europą odpowiadają, że to element pracy nad dopasowaniem się do tego, co nieuniknione, że to przystosowanie do nieuchronnej konieczności. Że żadna inna droga nie jest możliwa, a każdy kto myśli inaczej, jest irracjonalny. Że rzeczywistość nie może przedstawiać się inaczej. Tym, którzy się sprzeciwiają, mówi się, że cierpią na nostalgię – która zasługuje na moralne potępienie, gdyż jest oznaką rasizmu lub faszyzmu. Wraz ze zwiększaniem się społecznych podziałów i obywatelskiej nieufności, w publicznym życiu Europy rośnie gniew i gorycz, i nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak się to wszystko skończy. Nie możemy już dłużej podążać tą drogą. Musimy odrzucić tyranię fałszywej Europy. Jest alternatywa.
Istnieje alternatywa
Praca musi rozpocząć się od teologicznego samo-poznania. Uniwersalistyczne i uniwersalizujące roszczenia fałszywej Europy pokazują, że stanowi ona namiastkę przedsięwzięcia religijnego, łącznie z silnymi quasi-religijnymi obowiązkami i anatemami. To mocne opium, które paraliżuje Europę jako organizm polityczny. Dążenia religijne należą – podkreślmy to z całą mocą – do dziedziny religii, nie polityki, a tym bardziej nie do biurokratycznej administracji. Odzyskanie przez nas politycznej i historycznej podmiotowości wymaga ponownej sekularyzacji europejskiego życia publicznego.
Musimy odrzucić pseudoreligię
Będziemy zatem musieli wyrzec się zakłamanego języka, który unika odpowiedzialności i sprzyja ideologicznej manipulacji. Mówienie o różnorodności, inkluzywności i multikulturalizmie jest puste. Taki język jest często wykorzystywany do przedstawiania naszych porażek jako sukcesów: osłabienie społecznej solidarności ma być “faktycznie” znakiem gościnności, tolerancji i integracji. To język marketingu, którego celem jest zaciemnienie rzeczywistości, a nie jej rozjaśnienie. A my musimy odzyskać dla rzeczywistości trwały szacunek. Język jest delikatnym narzędziem i ulega dewaluacji, gdy używa się go jako maczugi. Powinniśmy być patronami językowej przyzwoitości. Uciekanie się do oskarżeń jest znakiem dekadencji dzisiejszych czasów. Nie wolno nam tolerować słownego zastraszania, a tym bardziej śmiertelnych pogróżek. A tych, którzy mówią rozsądnie – nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy – powinniśmy chronić. Przyszłość Europy musi być liberalna w najlepszym sensie tego słowa – rzetelna publiczna debata winna być wolna od gróźb przemocy i przymusu.
Musimy przywrócić prawdziwy liberalizm
Przełamanie klątwy fałszywej Europy i jej utopijnej pseudo-religijnej krucjaty na rzecz świata bez granic oznacza ukształtowanie nowego rodzaju przywództwa politycznego i nowego rodzaju męża stanu. Dobry polityczny przywódca dba o dobro konkretnej społeczności. Dobry mąż stanu uważa, że nasze wspólne europejskie dziedzictwo i nasze poszczególne narodowe tradycje są darem wspaniałym i życiodajnym, ale jednocześnie kruchym. Nie będzie on odrzucał tego dziedzictwa ani nie zaryzykuje jego utraty na rzecz utopijnych marzeń. Tacy przywódcy pragną szacunku swoich obywateli, a nie aprobaty “międzynarodowej społeczności”, która tak naprawdę jest wizerunkowym narzędziem oligarchii.
Potrzebujemy odpowiedzialnych przywódców
Uznając szczególny charakter narodów Europy i ich chrześcijańskiego charakteru, nie musimy kłopotać się fałszywymi żądaniami multikulturalistów. Imigracja bez asymilacji jest kolonizacją i jako taka winna zostać odrzucona. Słuszne są nasze oczekiwania, że ci, którzy migrują do naszych ziem, włączą się w nasze społeczeństwa i przyjmą nasze obyczaje. Te oczekiwania musi wspierać rozsądna polityka migracyjna. Język multikulturalizmu przejęliśmy z Ameryki. Ale wielki wiek amerykańskiej imigracji przypadł na przełom dwudziestego wieku – okresu gwałtownego wzrostu ekonomicznego – w kraju, w którym praktycznie nie istnieje system socjalny i w którym panuje bardzo silne poczucie tożsamości narodowej, którą imigranci mieli przyjąć. Po przyjęciu ogromnej ilości przybyszów Ameryka zamknęła się niemal całkowicie na dwa pokolenia. Europa powinna przyswoić sobie tę lekcję amerykańskiego doświadczenia zamiast chłonąć współczesne ideologie. A doświadczenie to mówi nam, że miejsca pracy są silnym motorem dla asymilacji, że hojny system socjalny może ją utrudnić, zaś roztropne polityczne przywództwo czasem nakazuje, by imigrację – niekiedy drastycznie – ograniczyć. Nie wolno dopuścić, by multikulturowa ideologia deformowała nasze polityczne osądy dotyczącego tego, jak najlepiej służyć dobru wspólnemu. To z kolei wymaga, by narodowe wspólnoty, złączone wystarczającą jednością i solidarnością, postrzegały swoje dobro jako wspólne.
Musimy odnowić jedność narodową i solidarność
Po drugiej wojnie światowej Europa Zachodnia rozwijała dynamiczne demokracje, a po upadku imperium sowieckiego, narody Europy Środkowej odbudowały swoją własną dynamikę obywatelską. Jest to jedno z najcenniejszych osiągnięć Europy. Zostaną one jednak zmarnowane, jeśli nie poradzimy sobie z imigracją i ze zmianami demograficznymi w naszych krajach. Tylko imperia mogą być multikulturowe, i takim imperium stanie się Unia Europejska, jeśli nie uda nam się doprowadzić do tego, by solidarność i jedność obywatelska stały się kryteriami, wedle których oceniać będziemy politykę imigracyjną i strategie asymilacji.
Jedynie imperia są multikulturowe
Wielu ludzi głosi błędny pogląd, jakoby Europą wstrząsały jedynie spory wokół imigracji. Tak naprawdę stanowią one zaledwie jeden wymiar procesu ogólnej społecznej dezintegracji, który należy odwrócić. Musimy przywrócić godność poszczególnym rolom społecznym. Rodzice, nauczyciele i profesorowie mają obowiązek kształtować te role wśród tych, którzy znajdują się pod ich opieką. Należy powstrzymać kult eksperckości, który odbywa się kosztem mądrości, taktu oraz kultury w naszym życiu. Nie może być mowy o odnowieniu Europy bez stanowczego odrzucenia nadmiernego egalitaryzmu i redukowania mądrości do umiejętności technicznych. Popieramy polityczne osiągnięcia współczesności. Każdy mężczyzna i każda kobieta powinni mieć równe prawo wyborcze. Ważne prawa należy chronić. Ale zdrowa demokracja wymaga społecznych i kulturowych hierarchii, które zachęcają do dążenia ku doskonałości i wyrażają szacunek wobec tych, którzy służą wspólnemu dobru. Powinniśmy przywrócić poczucie duchowej wielkości i nadać mu stosowne znaczenie tak, by nasza cywilizacja potrafiła bronić się przed wzrastającą władzą samego bogactwa oraz prymitywnej rozrywki.
Właściwa hierarchia służy społecznemu dobrobytowi
Ludzka godność to coś więcej niż prawo do świętego spokoju, a doktryny międzynarodowych praw człowieka nie wyczerpują wymogów sprawiedliwości, a tym mniej dobra. Europa powinna odnowić konsensus moralnej kultury, aby ludzie starali się zmierzać ku życiu cnotliwemu. Nie możemy pozwolić, by fałszywy pogląd na wolność krępował roztropne użycie prawa jako narzędzia do odstraszania występków. Musimy wybaczać ludzkie słabości, ale jednocześnie nie zapominać, że rozkwit Europy będzie niemożliwy bez przywrócenia wspólnotowych dążeń do uczciwego postępowania i do ludzkiej doskonałości. Kultura godności wypływa z przyzwoitości i wypełniania obowiązków wynikających z miejsca, jakie zajmujemy w społeczeństwie. Musimy odnowić wzajemny szacunek pomiędzy klasami społecznymi – szacunek, który obecny jest w społeczeństwie ceniącym wkład każdego z nas.
Musimy odnowić moralną kulturę
Uznając pozytywne aspekty ekonomii wolnorynkowej, musimy jednocześnie sprzeciwić się ideologiom, które absolutyzują logikę rynku. Nie godzimy się na to, by wszystko było na sprzedaż. Sprawnie funkcjonujące rynki wymagają rządów prawa, a nasze rządy prawa powinny mieć za cel więcej niż tylko ekonomiczną wydajność. Rynek działa dobrze, jeśli mieści się w obrębie silnych społecznych instytucji, które zorganizowane są na własnych – nie-rynkowych – zasadach. Wzrost ekonomiczny, chociaż dobroczynny, nie jest dobrem najwyższym. Rynki powinny zwracać się ku celom społecznym. Dzisiaj korporacyjny gigantyzm staje się zagrożeniem nawet dla politycznej suwerenności. Narody powinny współpracować, aby zapanować nad arogancją i bezmyślnością globalnych sił ekonomicznych. Popieramy roztropne użycie władzy w celu podtrzymania nie-ekonomicznych dóbr społecznych.
Ład rynkowy powinien uwzględniać cele społeczne
Wierzymy, że historia i kultura Europy są warte podtrzymania. Nasze uniwersytety zbyt często jednak dopuszczają się zdrady względem naszego kulturowego dziedzictwa. Musimy zreformować programy nauczania w taki sposób, by służyły one przekazywaniu wspólnej kulturowej spuścizny, a nie indoktrynowaniu młodych ludzi kulturą odrzucenia. Na nauczycielach i wychowawcach na każdym poziomie spoczywa obowiązek pamięci. Powinni oni czerpać dumę ze swojej roli jako mostu łączącego przeszłe pokolenia z tymi, które nadejdą. Należy odnowić wysoką kulturę europejską, ustalając za wspólny standard wzniosłość i piękno; odrzucając zaś degradację sztuk i sprowadzanie ich do politycznej propagandy. Będzie to wymagało ukształtowania nowego pokolenia mecenasów. Korporacje i biurokracje okazały się bowiem marnymi mecenasami sztuki.
Edukacja wymaga reformy
Małżeństwo jest podstawą społeczeństwa obywatelskiego i podłożem harmonii pomiędzy mężczyznami a kobietami. Jest ono intymną więzią, która zbudowana jest wokół utrzymania rodziny i wychowania dzieci. W naszym przekonaniu najbardziej fundamentalnymi rolami społecznymi i ludzkimi jest rola ojców i matek. Małżeństwo i dzieci stanowią integralną część wszelkich wizji ludzkiego rozwoju. Dzieci wymagają poświęcenia od tych, za przyczyną których znalazły się na świecie. To poświęcenie jest szlachetne i powinno być otoczone szczególnym poważaniem. Popieramy roztropne rozwiązania polityczne, które stanowią zachętę i wsparcie dla małżeństwa, rodzenia i wychowywania dzieci. Społeczeństwo, które nie chce dzieci, nie ma przyszłości.
Małżeństwo i rodzina to podstawa
Źródłem wielu obaw w Europie jest rosnące w siłę zjawisko nazywane „populizmem”, przy czym pojęcia tego nigdy się nie definiuje i najczęściej ma ono obraźliwy wydźwięk. My również mamy pewne zastrzeżenia. Europa musi czerpać z niezgłębionej mądrości swoich tradycji, a nie posługiwać się uproszczonymi hasłami i rodzącymi podziały i emocje odezwami. Musimy jednak przyznać, że ten nowy rodzaj populizmu wydaje się przejawem zdrowego buntu przeciwko tyranii fałszywej Europy, która wszelkie zagrożenie dla swojego monopolu i moralnej legitymacji uznaje za „antydemokratyczne”. Tak zwany „populizm” stawia wyzwanie dyktaturze status quo i “fanatyzmowi centrum” – i taka postawa jest słuszna. Populizm może również oznaczać, że nawet w samym środku naszej osłabionej i zubożałej kultury politycznej jest szansa na odrodzenie się historycznej podmiotowości ludów Europy.
Populizm trzeba zagospodarować
Za fałszywy uznajemy pogląd, jakoby nie było żadnej odpowiedzialnej alternatywy dla sztucznej pozbawionej ducha solidarności ujednoliconego rynku, ponadnarodowej biurokracji i łatwej rozrywki. Chleb i igrzyska to nie wszystko. Odpowiedzialna alternatywa to prawdziwa Europa.
Naszą przyszłością jest prawdziwa Europa
Zapraszamy zatem wszystkich Europejczyków, by dołączyli do nas i odrzucili utopijną fantazję multikulturowego świata bez granic. Kochamy nasze ojczyzny i pragniemy przekazać naszym dzieciom każdą szlachetną rzecz, którą sami kiedyś – jako spuściznę – otrzymaliśmy. Jesteśmy Europejczykami i dzielimy wspólne dziedzictwo. To dziedzictwo domaga się, byśmy żyli razem w pokoju jako Europa narodów. Odnówmy naszą narodową suwerenność i odzyskajmy godność, która płynie ze wspólnej odpowiedzialności za przyszłość Europy.
Musimy wziąć odpowiedzialność
Philippe Bénéton (France) Rémi Brague (France) Chantal Delsol (France) Roman Joch (Česko) Lánczi András (Magyarország) Ryszard Legutko (Polska) Roger Scruton (United Kingdom) Robert Spaemann (Deutschland) Bart Jan Spruyt (Nederland) Matthias Storme (België)
Deklarację popierają: Bronisław Wildstein Zdzisław Krasnodębski Stanisław Knaflewski Marcin Chludziński Zbigniew Stawrowski Marcin Roszkowski Wojciech Roszkowskin Marek Wróbel
Ja widzę to tak:
Wygląda na to, że rozgrywa się ważna bitwa w wojnie o to, czy dziecko jest własnością państwa czy też wolną osobą pod tymczasową kuratelą rodziców.
To ważna bitwa, a wojna jeszcze ważniejsza, bo nie chodzi tylko o dzieci ale o koncepcje społeczeństwa. Niektórym napiszę tak jak nauczał apostoł Paweł w tej sprawie: „Chrystus przyniósł nam wolność. Stójcie więc niezachwianie i nie schylajcie się znów pod jarzmo niewoli” (Gal 5:1).
A ponieważ na szczepionkach, niemowlakach, medycynie nic a nic się nie znam przytoczę tylko krótką wypowiedź Piotra, która cytuje dwa ważne dokumenty. Po poniższej lekturze nie powinno być wątpliwości kto w tej wojnie ma racje, ale z drugiej strony ludzie mają tak wyprane mózgi, że mogą myśleć inaczej.
Dopisek z 2020: dyskusja medyczna specjalistów się toczy, pewnie są nowe badania bo pojawiają się nowe artykuły, ale stare znikają! Ja więc zachowuję pliki PDF aby pokazać problem taki jaki on był w 2017 roku, tak jak go mogli rozumieć rodzice wtedy, czytając odpowiednie dokumenty.
Jeżeli linki wskazane przez PJO nie zadziałają, w załączniku do tej notki powinny być zachowane przeze mnie pliki PDF.
Zespół Ekspertów pod kierownictwem Konsultanta Krajowego ds. pediatrii opublikował nowe zalecenia dotyczące stosowania witaminy K u noworodków i niemowląt. Poniżej prezentujemy link do pełnego tekstu zaleceń a tu cytat.
A teraz ulotka dla pacjenta preparatu Vitacon:
Dziękuję za uwagę (PJO)
Zachowuję sobie też typową „dyskusję na fejsie” bo warto:
Rafał Narajczyk: Wydaje mi się panie Piotrze, że wypadałoby przećwiczyć czytanie ze zrozumieniem. Proszę porównać dawki. Vitacon zawiera 10 mg witaminy K w tabletce. Zalecane dla noworodka 2mg doustnie. Nikt nie zaleca noworodkom preparatu Vitacon. Nie widzę tu sprzeczności.
Piotr J. Ochwal: Wydaje mi się panie Rafale, że wypadałoby przećwiczyć czytanie ze zrozumieniem. W ulotce jasno stoi, że Vitacon jest również w postaci płynu do injekcji i taki właśnie jest podawany domięśniowo. Również noworodkom. I problem nie w dawce a w składzie preparatu.
Piotr J. Ochwal: Tu stoi jak byk ze Vitacon podaje sie noworodkom http://www.przychodnia.pl/el/leki.php3?lek=2293VITACON – Encyklopedia Leków – Przychodnia Internetowa – PRZYCHODNIA.PL VITACON – Encyklopedia Leków – Przychodnia Internetowa – PRZYCHODNIA.PLPRZYCHODNIA.PL
Taka sobie wypowiedź:
„Stoimy dziś w obliczu największej konfrontacji, jaką kiedykolwiek przeżyła ludzkość. Nie przypuszczam, aby szerokie kręgi społeczeństwa amerykańskiego, ani najszersze kręgi wspólnot chrześcijańskich zdawały sobie z tego w pełni sprawę. Stoimy w obliczu ostatecznej konfrontacji między Kościołem a antykościołem, Ewangelią i jej zaprzeczeniem. Ta konfrontacja została wpisana w plany Boskiej Opatrzności; jest to czas próby, w który musi wejść Kościół, a polski w szczególności. Jest to próba nie tylko naszego narodu i Kościoła. Jest to w pewnym sensie test na dwutysiącletnią kulturę i cywilizację chrześcijańską ze wszystkimi jej konsekwencjami: ludzką godnością, prawami osoby, prawami społeczeństw i narodów”.

Wynotuje sobie słowa kluczowe: konfrontacja, największa konfrontacja jaką przeżyła ludzkość, ostateczna konfrontacja, czas próby, test na kulturę, test na cywilizację, godność, prawa osoby, prawa narodów.

A powiedział to w sierpniu 1976 r. kard. Karol Wojtyła na zakończenie swoje wizyty w Stanach Zjednoczonych, przy czym powiedział to do mieszkających tam Polaków.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
jp2,
papież,
konfrontacja,
ostateczna konfrontacja,
czas próby,
godność,
prawa osoby,
prawa narodów,
eschatologia,
apokalipsa

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Wynotuje sobie słowa kluczowe: konfrontacja, największa konfrontacja jaką przeżyła ludzkość, ostateczna konfrontacja, czas próby, test na kulturę, test na cywilizację, godność, prawa osoby, prawa narodów.

A powiedział to w sierpniu 1976 r. kard. Karol Wojtyła na zakończenie swoje wizyty w Stanach Zjednoczonych, przy czym powiedział to do mieszkających tam Polaków.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
jp2,
papież,
konfrontacja,
ostateczna konfrontacja,
czas próby,
godność,
prawa osoby,
prawa narodów,
eschatologia,
apokalipsa

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A powiedział to w sierpniu 1976 r. kard. Karol Wojtyła na zakończenie swoje wizyty w Stanach Zjednoczonych, przy czym powiedział to do mieszkających tam Polaków.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
jp2,
papież,
konfrontacja,
ostateczna konfrontacja,
czas próby,
godność,
prawa osoby,
prawa narodów,
eschatologia,
apokalipsa

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Nie dawno powiedziałem jednej pannie, żeby wybierając sobie męża wybrała takiego, który w przypadku wojny pójdzie bronić jej i ich dzieci. Moje zdanie wzbudziło emocjonalny sprzeciw – ona wolała aby w przypadku wojny został z nią w domu. W domu i co? Aby razem schowali się w szafie tak jak śpiewała kiedyś Kora?
Dziś przypomniałem sobie tą piosenkę – leciała tak:
Nie wyobrażam sobie, miły,Abyś na wojnę kiedyś szedł.Życia nie wolno tracić, miły,Życie jest po to, by kochać się.
Mam w domu szafę bardzo starąZ podwójnym dnem, z lustrami dwoma,Gdy zaczną strzelać za oknami,Będziemy w szafie żyć.
Starczy nam ubrań na wszystkie pory,Szalone bale, dzikie koloryI u znajomych jest tyle szaf,Będzie co zwiedzać przez parę lat.
Na dziś uważam, że to bardzo głupi i zły tekst. Na usprawiedliwienie Kory jest jednak to, że piosenka powstała w Stanie Wojennym (1983?), w czasach ZSRR i Układu Warszawskiego, w czasach gdy pacyfizm był formą walki z komunistycznym a więc z definicji agresywnym i złym systemem. Ale dziś?
Zanim wjedziecie na mnie, że pokopany jestem zwróćcie uwagę, że w piosence mowa jest o wojnie obronnej. Ten „Miły” podmiotu lirycznego nie ma iść na wojnę zaczepną, gdzieś w okolice Kopenhagi (tam projektował działania polskich wojsk „sługa boży” i „człowiek honoru” Wojciech Jaruzelski). Mowa tu jest o wojnie obronnej. Ktoś strzela pod ich domem, tuż za oknami a – Kora śpiewa o „Miłym” tchórzu i dezerterze, sama do tej dezercji chce się przyczynić obiecując ułudę w postaci jakiegoś zwiedzania cudzych szaf.
Czy moja młoda koleżanka na prawdę wolała za męża tchórza i dezertera? A może tylko miała dziwną, wypatrzoną koncepcje państwa, państwa, którego nie warto bronić, bo lepiej z niego uciekać? W Polsce o to bardzo łatwo.
W trakcie tej rozmowy uświadomiłem sobie, że to ja mam jakieś średniowieczne myślenie o państwie, o rzeczypospolitej (rzeczy wspólnej), o Polsce. To prawda – Polska dziś wygląda okropnie, ale ciągle jeszcze jest rządzona przez Polaków, bo takich widzę w sejmie, w rządzie, w pałacu prezydenta, w sądach, urzędach….
A wyobraźmy sobie, że wszystkie te urzędy są obsadzone przez ludzi obcych, ludzi, których kultura nie bazuje na chrześcijańskim rozumieniu „bliźni” ale różnicuje ludzi. Po pierwsze: swój i swoim, potem długo, długo nic, a potem obcym, którzy są po to aby ich używać do swoich celów. I teraz wyobraźmy sobie, że tacy ludzie władają Polską (w znaczeniu nasze terytorium, nasz kraj), władają nami i mają środki przymusu, którymi egzekwują względem nas, Polaków swoje prawa.
Nie szukajmy daleko! Kultura Talmudu i kultura Koranu to takie właśnie kultury. Obie te kultury nakazują dobrze traktować swoich, jednocześnie pozwalając używać obcych łącznie z ograniczeniem ich wolności, a często też i więc z gwałtem. A może być gorzej – mogą na nas napaść Marsjanie (polecam przypomnieć sobie film Szulkina – Wojna Światów) i co wtedy? Czy polska Polska dalej jawi się nam tak źle?
Ciekawostka. W XX-leciu międzywojennym ludzie pamiętali czym jest niewola, brak niepodległości, mieszkanie w Polsce bez Polski. Pamiętali to i wychowali młodzież tak, że w trakcie II Wojny Światowej zachowała się ona godnie. I nie chcę tu otwierać dyskusji czy miało to sens czy nie, czy Powstanie Warszawskie to była dobra decyzja bo nie o to mi chodzi. Godność młodzieży (pokolenia kolumbów) objawiła się wcześniej, we wrześniu 1939, gdy po ogłoszeniu mobilizacji ludzie stawali do obrony a nie chowali się w szafach.
Ale czy moje myślenie jest głupie? A może głupim jest myślenie Kory wyśpiewane w jej piosence? …..
Ale dziś? Dziś słuchając (a to ładna piosenka jest) należy uważać próbując określić się – jaki jest mój stosunek do dobra wspólnego którym jest rzeczypospolita, nasze państwo.
A co dobrego jest w wojnie – przepraszam, że spytam. Ilekroć słyszę brednie o stawaniu w obronie swojego kraju, to krew mnie zalewa. W imię czego kolejny raz miałyby być złożone jakiekolwiek ofiary, skoro wcześniejsze ofiary nic nie przyniosły. W ogromnym uproszczeniu, najpierw jakieś „złowrogie siły” (wewnętrzne i/lub zewnętrzne) wywołują waśni, konflikty, a potem na front wysyła się zatraceńców, którzy w imię obrony rzekomej wolności, kraju, ducha narodu, demokracji (wstaw dowolne puste frazesy) mają stać się MIĘSEM ARMATNIM, żertwą. I trzeba sprzedać bajeczki o honorze, walce o wolność (sic!) i innych bzdurach, żeby banda ślepców chciała dobrowolnie iść na rzeź. Rzeź bezsensowną, gdyż po jednym zbrojnym konflikcie przychodzą następne. Wojna NICZEGO nie zmienia, gdyż istotą każdego konfliktu zbrojnego jest apogeum zła. Wojna to kłamstwo (bo trzeba diabelskich intryg, żeby wywołać waśń) i morderstwo (cyniczny i brutalny mord na masową skalę). Tym, którym marzy się „wojenka”, po której zdobędą sławę i honor, radzę odciąć sobie bez narkozy dowolną unerwioną, choćby najmniejszą, część ciała (np. mały palec dowolnie wybranej kończyny). Jeśli po takiej zaprawie nadal będą chcieli odnosić rany na polu chwały, to już ich sprawa – niech się zapiszą jako najemnicy w dowolnym konflikcie zbrojnym jakich mnóstwo na tym „łez padole”… Dla europy (celowo używam małej litery) najwyraźniej minął czas opamiętania po zagładzie i horrorze II wojny światowej. Nie pamięta się już ran, rozdartych na strzępy ciał, gwałtów, biedy i zniszczeń. Człowiek człowiekowi zgotował ten los… i nic się w tej kwestii nie zmienia. Wojna, przelew krwi, potem pokój. Następuje wieloletnia mała stabilizacja. Złudne poczucie bezpieczeństwa. Gawiedź na przemian z władzą honoruje nacjonalistycznymi mitami bezsensownie przelaną krew. Stopniowo „społeć-czeństwo” zapomina o batach jakie dostało, poddaje się bezwiednie manipulacjom elit politycznych, pogrąża w hedonistycznym nieróbstwie i chęci „łatwego życia”. A gdy kolejna budowana przez lata bańka spekulacyjna zaczyna nabrzmiewać (i grozi pęknięciem), to zaczyna się podżeganie do kolejnych wojen. I znów szuka się frajerów, którzy na tę wojnę pójdą. Jaka to idea miałaby tym razem przyświecać owej walce o wolność – bój w obronie rencistów spod monopolowego, nieuków, zawodowych bezrobotnych, matki z dzieckiem (bez taty, bo fikcyjny rozwód daje szansę na parę groszy więcej), kombinatorów różnej maści, domorosłych odmóżdżonych „kidultów” oraz tych, co się pracą nie skalają, bo za „takie piniędze (zwykle chodzi o kwotę około 2000PLN netto) to nie bedom pracować”. A może zamiast nawoływania do wojny należy rzucić inne hasło, np: jazda do roboty je*e nieroby! Pieniądz = praca = stabilizacja, a uczciwość + stabilizacja = pokój. W dużym uproszczeniu, rzecz jasna 😛
😛
CC pochodzi od Carbon Copy, dosłownie: kopia węglowa a po naszemu kalka. Kiedyś pisząc na maszynie można było pisać jednoczenie na kilku kartach przez kalkę, czyli przez cieniutki papierek nasączony pyłem węglowym wsadzany pomiędzy karty. Jao efekt miało się napisaną kartkę a pod spodem nieco gorszej jakości ale jednak kopie. Teraz wystarczy w mailu wpisać w adres w CC albo drukując zaznaczyć, że chcę więcej kopi.
A teraz zastanawiam się, gdzie rocznikowo przebiega granica wieku, w którym pojęcie „kalka”, CC, pisanie na maszynie są zrozumiałe. Przypuszczam, że kto miał w 1990 roku lat 15 (a więc roczniki 1975 w górę) mają prawo nie wiedzieć co to CC, zwane czasem po polsku DW.
CC u św. Pawła wyglądało tak: w Liście do Kolosan, pod koniec jest takie zdanie: „A gdy ten list zostanie u was odczytany, dopilnujcie, aby został odczytany także w kościele w Laodycei, a ten z Laodycei wy również przeczytajcie”. (Kol 4,16)
List do Kolosan się zachował, szkoda, że Listu do Laocydei nie znamy.
A nie mówiłem
Szef Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy w PE Guy Verhofstadt opowiedział się w wywiadzie dla niemieckiego tygodnika „Die Zeit” za gruntowną reformą Unii Europejskiej, polegającą m. in. na likwidacji Komisji Europejskiej i zastąpieniu jej „małym europejskim rządem”.
„Musimy zlikwidować Komisję Europejską, aby uratować UE” – powiedział Verhofstadt w wywiadzie opublikowanym we wtorek w internetowym wydaniu „Die Zeit”.
Były premier Belgii zaproponował powołanie „małego europejskiego rządu” składającego się z 12-15 osób. „Musimy zerwać z głupim pomysłem, że każdy kraj musi mieć swojego przedstawiciela w takim rządzie” – podkreślił.
Oprócz proponowanego przez niego europejskiego rządu potrzebne są zdaniem Verhofstadta dwa gremia kontrolne: rozszerzony Parlament Europejski reprezentujący obywateli UE oraz „pewien rodzaj Senatu, który reprezentowałby państwa”. Oba te gremia powoływałyby członków rządu. Belgijski polityk opowiedział się też za zmianą unijnych traktatów, jeśli będzie to konieczne.
Verhofstadt przyznał, że jego propozycje idą w kierunku federacji państw zorganizowanych na wzór USA. „To prawda, ale to nie ja wymyśliłem to pojęcie. Jako pierwsi użyli go Victor Hugo i Winston Churchill” – zaznaczył.
Verhofstadt powiedział, że proponowane przez niego propozycje są najlepszą gwarancją skutecznej obrony interesów europejskich wobec Chin czy USA. „Po dojściu do władzy Trumpa z jego raczej mglistym poparciem dla UE nastał najwyższy czas, by Europa zwarła szeregi i zacieśniła współpracę. Jeżeli nie zrobimy tego teraz, nie będziemy w stanie sprostać ogromnej globalnej presji” – wyjaśnił.
Z Berlina Jacek Lepiarz
Wynotowuję takie cytaty:
I jeszcze jeden cytat:
(…) Dlatego biskup mówiący, że człowiek w stanie grzechu ciężkiego [ bo rozmowa dotyczy cudzołóstwa ] może otrzymać Komunię św., przekracza swoje kompetencje. Co więcej, sam popełnia ciężki grzech, narażając zbawienie tego drugiego człowieka. Oszukuje go, uspokajając jego sumienie, mimo iż to uspokojenie jest nieważne i nieprawdziwe przed Bogiem, którego już oszukać się nie da.
Przypomnę tylko, że 500 lat temu mieliśmy podobną sytuację, gdy ludzie Kościoła – za przyzwoleniem Rzymu – wmawiali wiernym, że poprzez odpusty można kupić zbawienie dla siebie lub bliskich. Wtedy również nie wydano oficjalnych dokumentów kościelnych, które by to stwierdzały, ale taka była praktyka. Po Niemczech wędrował wówczas dominikanin, o. Johann Tetzel, i zbierał pieniądze na budowę bazyliki św. Piotra; tym, którzy płacili, odpuszczał grzechy, a także grzechy ich bliskich zmarłych. Mówiąc wprost: było to oszustwo wobec zbawienia bliźnich. I nie można się wymówić tym, że cały ten proceder kryty był przez arcybiskupa Moguncji, którego pisma zostały rzekomo źle zinterpretowane. Naprawdę powinniśmy wyciągać wnioski z historii. Nie wolno obiecywać fałszywego zbawienia”.
I jeszcze jeden fajny kawałek:
Ale zachowuję też całość (choć to nie całość), bo może się przydać:
Kardynał Gerhard Müller, prefekt Kongregacji Nauki Wiary w latach 2012–2017.
Fot.: Adam Sosnowski
Ostatni wywiad, którego kard. Müller udzielił jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Całą rozmowę można przeczytać w aktualnym numerze miesięcznika Wpis (7-8/2017).
(…)
Adam Sosnowski: Wspominając o stronnictwach postępowych, czyni Ksiądz Kardynał aluzję również do tego typu nurtów wewnątrz Kościoła?
Kard. Gerhard Müller: Nie robię aluzji, a bezpośrednio o nich mówię. Oni nazywają samych siebie otwartymi, liberalnymi czy postępowymi, ale kryje się za tym ta sama ideologia. Tymczasem ci, którzy chcą trwać w wierze, są obrażani jako konserwatyści, bo proszę zwrócić uwagę, że konserwatyzm stał się już dzisiaj obelgą. Tymczasem wiara polega na zakorzenieniu w Chrystusie i czerpaniu ze źródeł Jego zbawienia. Człowiek został stworzony do czynienia dobra, wtedy tylko ma spokojne sumienie. Gdy czyni zło, sumienie go gryzie, ciąży na nim, przytłacza go. Zło nie daje satysfakcji i nie zaspokaja serca.
(…)
Ale właśnie te obiektywne normy są dzisiaj podawane w wątpliwość, nawet na uniwersytetach nie szuka się już prawdy, a obowiązują pewne narracje – ja mam moją, ktoś inny może mieć swoją, ktoś następny jeszcze inną itd. Katolicy i Kościół mają duży problem w prowadzeniu takich sporów, bo punkt wyjścia jest całkowicie inny. My uważamy, że prawda jest jedna, objawiona. Takie podejście uznawane jest jednak tylko za narrację i to na dodatek za wyjątkowo naiwną. Biblia nie jest już żadnym argumentem.
Ma Pan rację, Pismo Święte próbuje się dzisiaj zepchnąć do dziedziny historii jako księgę, która poprzez przypowieści czy wręcz baśnie starała się wytłumaczyć to, co dla człowieka jest niepojęte. Niemniej te wszystkie teorie mówiące o narracjach mają jeden poważny błąd logiczny, zakładają bowiem, że ich prawda o mnogości prawd jest prawdziwa. Gdyby jednak rzeczywiście tak było, oni też nie mogliby mówić o swojej, subiektywnej prawdzie. Nie mogliby mówić również o prawdziwości swojej teorii, weryfikacja staje się w ten sposób w ogóle niemożliwa. Dialog traci sens i nie ma już fundamentów, opowiada się tylko o gustach czy preferencjach. Wpływy takiego zgubnego myślenia widać już w wielu miejscach, chociażby w małżeństwie. Jest kobieta, którą kocha pewien mężczyzna, ale potem zakochuje się w innej, bo ta też jest miła, więc bierze ją sobie jako drugą kobietę. Tłumaczy to tym, że to jest jego prawda. Nierozerwalność małżeństwa staje się w ten sposób już tylko narracją, jedną spośród wielu. Dla innych z kolei ważniejsze jest kryterium rozrywki, chodzi o to, żeby im było dobrze. Nie myślą już o swoich obowiązkach, o oddaniu drugiemu człowiekowi. Trudno będzie nawrócić ludzi o takich poglądach. Równocześnie jednak chciałbym poznać argumenty zwolenników teorii wielu prawd przeciwko nazizmowi, rasizmowi czy darwinizmowi społecznemu. Przecież te ideologie mówią o prawie silniejszego. A skoro wszystko jest względne, to na końcu decydować będzie ten, kto ma władzę, choćby i fizyczną. Dzisiaj decydują ci, którzy mają władzę w partiach politycznych, mediach głównego nurtu. Co więcej, skoro wszystko jest względne i dozwolone, to cóż można powiedzieć przeciwko nazizmowi? Pogląd, że rasa aryjska jest lepsza od innych, staje się po prostu jedną, równorzędną z innymi, narracją. Tak samo domniemano prawo Niemiec do eksterminacji narodu żydowskiego. Co oni mogą powiedzieć przeciwko takim narracjom?
Nic. Na tym polega niebezpieczeństwo, że ten niby tolerancyjny i obiektywny pluralizm uzasadni wszystko.
Oczywiście, i te eksperymenty myślowe można kontynuować. Jak przeciwdziałać niewolnictwu? Narracją białych w stanach południowych było, że to Murzyni są prymitywni i mają pracować na plantacjach, a jako że biali byli silniejsi, to tę narrację narzucili. Nie uzasadnia to co prawda niewolnictwa, ale czyni niemożliwym powiedzenie czegoś przeciwko. Kościół sprzeciwiał się niewolnictwu, powoływał się na moralność i prawa człowieka, ale był to rzekomo tylko subiektywny punkt widzenia. Dlatego walczy się dzisiaj z prawdą. Bez niej nie ma już różnicy między prawdą i kłamstwem, a więc także między dobrem i złem. Dobrem staje się to, co przynosi korzyść silniejszemu. A więc ta argumentacja relatywistyczna nie tylko rozbraja samą siebie, ale również w praktyce prowadzi do opłakanych konsekwencji.
Mimo to zdaje się zdobywać coraz więcej terenu, zważywszy chociażby na to, że „post-prawda” stała się słowem ubiegłego roku. Zresztą nasz metropolita krakowski, abp Marek Jędraszewski, stawia w centrum swego nauczania pojęcie prawdy, podobnie jak św. Jan Paweł II, który już w 1992 r. powiedział podczas spotkania z biskupami niemieckimi w Watykanie: „W świecie, w którym już nic nie jest ważne i gdzie można robić, co się chce, istnieje niebezpieczeństwo, że zasady, prawdy i wartości wywalczone z trudem przez stulecia zostaną wyrzucone na śmietnik przesadnego liberalizmu”. Ostatecznie atak na prawdę jest bowiem atakiem na Boga. Podobnie jest w rodzinie, która staje się ofiarą tych relatywistycznych ataków. Już nie małżeństwo kobiety z mężczyzną jest rodziną, ale dwóch tatusiów z jedną mamusią albo jedna mamusia i jeden transgenderowy rodzic. Nie wiadomo, co jeszcze mamy rzekomo uznać za rodzinę.
Rodzina jest podstawą w przekazywaniu i otrzymywaniu wartości. Już od niemowlęctwa dzieci te wartości poznają, zanim jeszcze są w stanie pojąć je rozumowo. Widzą i czują, że nie są samowystarczalne, że zostały stworzone przez rodziców, których potrzebują. Tworzy się intensywna wspólnota, szczególnie z matką, z którą dziecko łączy 9 miesięcy symbiozy. To cielesne połączenie dziecka z rodzicami jest bardzo istotne, tym bardziej, że poprzedza je intymna cielesność samych rodziców. Poprzez swoją troskę, miłość i tę szczególną więź rodzice uczą dziecko człowieczeństwa. A w późniejszym etapie rozwoju w rodzinie dziecko uczy się balansu między bliskością drugiego człowieka i rodziców a asertywnością. Więź dziecka z rodzicami oraz między rodzeństwem jest osią, wokół której budowane jest człowieczeństwo. Dlatego tak ważna jest rodzina. Ojciec i matka, od których pochodzimy w sposób cielesny, są fundamentem. Istnieją co prawda inne definicje rodziny, ale one są gwałtem na rzeczywistości. Dziecko nie ma dwóch ojców, nie ma też dwóch matek. Kobieta, w której zostało poczęte dziecko, jest matką. Surogatka nie jest matką, lecz karykaturą macierzyństwa. Dziecko dorasta w łonie swojej matki, które jest też jego pierwszym domem. A gdy je opuszcza, zaczyna się wspólna droga z ojcem i matką. Kiedy doświadczenia te są świadomie niszczone, to również droga do Boga Ojca Stworzyciela jest zabarykadowana. Gdy dziecko nie jest owocem Bożej i ludzkiej miłości, to człowiek staje się produktem i spełnieniem czyichś prywatnych zachcianek. I nagle dwóch mężczyzn chce adoptować dziecko, udają matkę i ojca, ale nie są ojcem i matką tego dziecka. Takie zachowanie jest przestępstwem wobec dziecka. Czyni się z niego obiekt własnych chęci i żądzy, tym samym upokarzając go jako osobę. Staje się wobec tego dziecka przestępcą, podobnie jak handlarze niewolników czy rasiści. Oni wszyscy są nie tylko ofiarami swoich ideologii, ale przestępcami, bo uprzedmiotowiają drugiego człowieka i robią z niego narzędzie. Traktowanie drugiego człowieka jak przedmiot jest najgorszym przestępstwem przeciwko innej osobie. Gdy kogoś morduję, staje się on przedmiotem do osiągnięcia moich celów. To jest najgorszy stopień uprzedmiotowienia człowieka. Są także inne jego formy, do których zalicza się adopcja dzieci przez pary homoseksualne. Taka adopcja nie dzieje się bowiem z uwagi na dobro dziecka. Inną formą uprzedmiotowienia jest zabieranie przez państwo dzieci ich rodzicom, uważając je za swoją własność. Znajdujemy się ku temu na dobrej drodze, bo przecież półroczne dzieci wysyła się do żłobków, aby kobiety mogły zostać wykorzystane w świecie zawodowym. I jeszcze wmawia się im, że to jest prawdziwa samorealizacja! Tak naprawdę jednak oszukuje się je na szczęściu, które daje macierzyństwo. I powtórzę, adopcja dziecka przez pary homoseksualne jest przestępstwem wobec dziecka i gwałtem na jego godności. Prawem dziecka jest dzieciństwo i młodzieńczość z własnymi rodzicami. Tylko w przypadkach wyjątkowych, gdy rodzice zmarli albo istnieją inne uzasadnione przesłanki, można wprowadzić dziecko do prawdziwej rodziny zastępczej, z matką i ojcem. Zadaniem adopcji nie jest bowiem spełnienie marzeń niedoszłych rodziców. Nawet normalne, zdrowe, lecz bezdzietne małżeństwo nie może adoptować dziecka, aby spełnić swoje życzenie, lecz po to, aby wypełnić swoją odpowiedzialność wynikającą z miłości małżeńskiej.
Statystyki potwierdzają słowa Księdza Kardynała. Z raportu prof. Marka Regnerusa wynika przykładowo, że 24% dzieci wychowywanych przez gejów w USA ma myśli samobójcze (w normalnych rodzinach jest to 5%), a 23% dzieci wychowywanych przez lesbijki było molestowanych przez którąś z wychowujących je „matek” (2% w normalnych rodzinach).
To przykre liczby, ale nie są zadziwiające. Te dzieci są wykorzystywane i czują, że traktuje się je jak przedmioty. Są efektem czyjejś zachcianki. Zresztą na to muszą uważać również rodzice w normalnych małżeństwach, dziecko nie może się stać powierzchnią do projekcji ich własnych marzeń, należy je uszanować w jego własnej godności i osobowości. Dziecko należy wspierać w tym, co dane mu zostało od Boga.
Księże Kardynale, wspomniał Ksiądz przed chwilą o nierozerwalności małżeńskiej i to z niezachwianą pewnością. Ale czy to w ogóle jest jeszcze obowiązująca doktryna Kościoła katolickiego?
Już wiele razy to mówiłem, ale równie wielu nie chce tego zrozumieć. Jest przeciwko wierze katolickiej, jeżeli interpretuje się adhortację Amoris Laetitia w taki sposób, jakoby papież Franciszek wyniósł się ponad prawo Boże i prawo Kościoła. To jest w ogóle niemożliwe i świadczy o niezrozumieniu posługi Piotrowej. Papież nie może zmienić nauki Chrystusa. Św. Piotr stojący na czele Apostołów otrzymał misję, aby wiernie przekazywać wiarę Kościoła, który został ustanowiony przez samego Jezusa. To Chrystus jest Panem, Centrum i Głową Kościoła, a nie papież. Chrystus jest jedynym Nauczycielem. My jako biskupi jesteśmy jedynie przekazicielami nauki Chrystusowej, a nie swojej własnej. Wolno nam głosić tylko naukę Chrystusa, żadnej innej. Wiernych, których małżeństwo się rozpada, należy wspierać i pomóc im w ich drodze do Boga, a także starać się jak najlepiej odbudować to małżeństwo. Trzeba pomagać również tym osobom, które żyjąc wiernie w małżeństwie, zostały opuszczone przez swoich małżonków. Nie ma prawa do drugiego małżonka czy drugiego małżeństwa, gdyż drugie małżeństwo po prostu nie istnieje i jest nieważne, nawet gdy towarzyszyła temu jakaś ceremonia. Jak długo żyje prawowity małżonek, tak długo małżeństwo trwa. Słowa Chrystusa są całkowicie jednoznaczne. Odpowiada to woli stwórczej Boga, podobnie jak dwie płcie człowieka. Przecież już faryzeusze próbowali zwabić Jezusa w pułapkę, pytając, czy naprawdę nie można oddalić swej żony z listem rozwodowym, bo myśleli w sposób tylko i wyłącznie świecki – po co się męczyć, skoro inny partner może być bardziej przyjemny. Ale Jezus odpowiada, że to, co dla człowieka jest niemożliwe, jest wykonalne wspólnie z łaską Bożą, nawet w sytuacji cierpienia. Nie piętnujemy ludzi znajdujących się w trudnych sytuacjach małżeńskich, ale nie pomożemy im zaciemniając, reinterpretując czy nawet przecząc Słowu Bożemu. To nie jest miłosierdzie, to kłamstwo. Nie możemy mówić ludziom, że mogą przystąpić do Komunii św. znajdując się w stanie grzechu ciężkiego. To nie jest możliwe. Będą mnie krytykować za to, że mówię, iż Chrystus stoi ponad papieżem. Ale ten, kto to krytykuje, albo tego nie rozumie, albo nie jest już katolikiem.
Proszę wybaczyć, ale chciałbym jeszcze porozmawiać na ten temat, gdyż narosło wokół niego wiele nieporozumień. Oficjalnym stanowiskiem Kościoła jest zatem, że małżeństwo jest nierozerwalne, trwa do śmierci jednego z małżonków, a kto mimo legalnie zawartego małżeństwa opuszcza małżonka i zaczyna życie oraz współżycie z inną osobą, popełnia cudzołóstwo, trwa w stanie grzechu ciężkiego i nie może przystąpić do sakramentu Komunii św.?
Takie jest oficjalne stanowisko Kościoła katolickiego i to nie w rozumieniu partii politycznej, gdzie może przyjść komunistyczny szef ideologii i zmienić doktrynę, ale w sensie niezmiennej nauki Chrystusa. Jesteśmy apostolskimi dziedzicami nauki Chrystusa, a Jego Słowo daje zbawienie. Gdy ktoś mówi, że kwestię dostępu do Komunii św. można rozstrzygnąć we własnym sumieniu, ma fałszywe pojęcie sumienia, które jest nie do pogodzenia z wiarą katolicką. Przekazywanie ludziom takich przesłań jest oszustwem. To nie ogranicza się zresztą do rozwodów, to jest zasada ogólna. Kto trwa w grzechu ciężkim, nie może przystąpić do Komunii św. Wcześniej musi przystąpić do sakramentu pokuty, żałować za swoje grzechy, szczerze je wyznać spowiednikowi oraz być gotowy na tyle, na ile to możliwe, naprawić poczynione szkody. Nie mogę kogoś okraść, wyznać potem swoje grzechy i udawać, że wszystko jest w porządku. Nie, muszę oddać to, co zabrałem. Zasada zadośćuczynienia dotyczy wszystkich Bożych przykazań.
Księże Kardynale, również wewnątrz Kościoła słychać zgoła odmienne głosy niektórych biskupów i nie widać tej jednej, oficjalnej linii, o której mówimy. Są biskupi, którzy mówią, że rozwodników żyjących w ponownych związkach można dopuścić do Komunii św.
Ci biskupi przekraczają swoje kompetencje. Biskup nie ma prawa dopuszczać ludzi do sakramentów tak, jakby to były jego sakramenty. To są sakramenty Boga! Dyspensy można udzielić jedynie od przepisów prawa kościelnego, gdy na przykład ktoś jest chory, w podróży albo w gościach, to może w piątek zjeść mięso albo gdy są poważne przeszkody, może nie pójść w niedzielę do kościoła. Kobieta, która dopiero co urodziła dziecko, nie musi oczywiście od razu w niedzielę iść na Mszę św. i dostaje dyspensę. Natomiast od prawa Bożego człowiek nigdy nie może udzielić dyspensy.
Ale dla przeciętnego katolika biskup jest autorytetem; gdy mówi, że coś wolno, wierny to przyjmuje. I tak abp Hollerich z Luksemburga w rozmowie ze mną powiedział wprost, że papież poprzez Amoris Laetitia pozwolił rozwodnikom na udzielanie Komunii św. w ponownych związkach.
Tego typu wniosek nie wynika z Amoris Laetitia, która jest adhortacją i jako taka – zresztą jak każdy inny dokument Kościoła – nie stoi ponad nauką Boga. Chrystus na to nie pozwala i to stanowi dla nas miarę decydującą. Jedynie w niektórych sytuacjach można się zastanowić, czy małżeństwo w ogóle zostało w sposób ważny czy obowiązujący zawarte, gdy małżonkowie nie rozumieją wiary, sakramentu małżeństwa, czy też siebie i własnej seksualności, i przez to są niepewni. Nikt jednak nie może powiedzieć, że małżeństwo może zostać rozwiązane albo że można mieć dwóch małżonków. Ten nowy partner, nawet po ceremonii świeckiej czy kościelnej, nie jest w oczach Boga prawowitym małżonkiem. Nie jest! Sakrament małżeństwa jest ważny przed Bogiem. Dlatego biskup mówiący, że człowiek w stanie grzechu ciężkiego może otrzymać Komunię św., przekracza swoje kompetencje. Co więcej, sam popełnia ciężki grzech, narażając zbawienie tego drugiego człowieka. Oszukuje go, uspokajając jego sumienie, mimo iż to uspokojenie jest nieważne i nieprawdziwe przed Bogiem, którego już oszukać się nie da. Przypomnę tylko, że 500 lat temu mieliśmy podobną sytuację, gdy ludzie Kościoła – za przyzwoleniem Rzymu – wmawiali wiernym, że poprzez odpusty można kupić zbawienie dla siebie lub bliskich. Wtedy również nie wydano oficjalnych dokumentów kościelnych, które by to stwierdzały, ale taka była praktyka. Po Niemczech wędrował wówczas dominikanin, o. Johann Tetzel, i zbierał pieniądze na budowę bazyliki św. Piotra; tym, którzy płacili, odpuszczał grzechy, a także grzechy ich bliskich zmarłych. Mówiąc wprost: było to oszustwo wobec zbawienia bliźnich. I nie można się wymówić tym, że cały ten proceder kryty był przez arcybiskupa Moguncji, którego pisma zostały rzekomo źle zinterpretowane. Naprawdę powinniśmy wyciągać wnioski z historii. Nie wolno obiecywać fałszywego zbawienia.
„Gdy tylko złoto w misce zadzwoni, do nieba jakaś duszyczka pogoni”, twierdził o. Tetzel sprzedając odpusty. Jak już Ksiądz Kardynał wspomniał, nie była to oficjalna nauka Kościoła – dzisiaj o. Tetzel powiedziałby pewnie, że taką miał praktykę duszpasterską. To modne słowo, aby uzasadniać dziś obejście doktryny.
Praktyka duszpasterska nie może oznaczać rozwodnienia czy relatywizacji prawdy o objawieniu. W ten sposób twierdzilibyśmy bowiem, że Bóg się pomylił. To jakby powiedzieć: Boże, przedstawiłeś nam swoje objawienie i prawa, stworzyłeś sakramenty i porządek życia, przywołałeś do pójścia za Chrystusem, ale jednak przeceniłeś naszą ludzką siłę, dlatego możesz dalej mówić i nauczać, ale my – jako Twoi słudzy – musimy to wszystko jakoś tak zredukować, aby ludzie i bez wysiłku mogli sobie poradzić. Taka postawa jest głęboką zdradą wobec chrześcijaństwa.
500 lat temu skończyło się to reformacją i podziałem Kościoła. Czy uważa Ksiądz Kardynał, że kolejna schizma jest możliwa?
Niektórzy twierdzą, że już żyjemy w duchowej schizmie. Moim zadaniem jest temu przeciwdziałać, nie dyplomatycznymi sztuczkami czy zgniłymi kompromisami, lecz przez prawdę, która nas wyzwoli. Dlatego ważne jest, aby powrócić do porządku ustalonego przez objawienie, Pismo i Tradycję, które papież i biskupi zachowują, ale nie tworzą na nowo lub reinterpretują. Przywołał Pan na początku naszej rozmowy obraz sklepu – musimy się wystrzegać, aby nie przyjąć takiej postawy, że wystawimy wszystko na wyprzedaż, a klienci przybiegną, bo jest tanio. Człowiek nie jest klientem. Człowiek potrzebuje łaski Bożej i dlatego biskupi nie mogą być fałszerzami bijącymi podrobione pieniądze i przekłamującymi prawdę.
(…)
Czy nie można było w Amoris ­Laetitia opisać jednoznacznie kwestii małżeństw i rozwodów? „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi”. Te słowa Jezusa przytacza św. Mateusz w swojej Ewangelii, zresztą kilka zdań po tym, gdy Jezus mówi o nierozerwalności małżeństwa. Natomiast w Amoris Laetitia napisane zostało, że jednoznaczna interpretacja jest niezwykle ciężka. Spór trwa już bardzo długo. Dlaczego papież Franciszek nie powie raz, a jasno, że małżeństwa są nierozerwalne – i kropka. Będzie po dyskusji przynajmniej wśród prawowiernych katolików.
Prawda łączy się z jasnością i jednoznacznością. Trzeba się jednak starać, aby ludzie będący w trudnych sytuacjach życiowych nie odwrócili się od Kościoła i pomóc im powrócić na drogę do zbawienia. Człowiek jest tak skonstruowany, że gdy usłyszy prawdę wprost, często reaguje z dystansem i dystans ten przekazuje dalej. Trzeba znaleźć odpowiedni ton, aby mówić prawdę tak, żeby ludzie się zreflektowali, a nie odwracali. Myślę, że taki jest cel i zamiar adhortacji Amoris Laetitia. Inną rzeczą jest, jak konkretnie jest to rozumiane, również przez biskupów. Biskupi, którzy tak dziarsko mówią o dopuszczaniu rozwodników do Komunii św., pewnie nawet nie zadali sobie trudu, aby znaleźć równowagę między prawdą dogmatyczną a bliskością duszpasterską. To jest trudne, łatwiej im wybrać po prostu drogę najmniejszego oporu, bo wtedy otrzymują poklask mediów i są postępowymi biskupami, dobrymi i bliskimi ludowi, których się tylko chwali. Natomiast gdy biskup trwa przy wierze i nauce Chrystusa, od razu staje się tym bezlitosnym, zatwardziałym i zaściankowym, który nie zna świata. Dla wielu ludzi takie mówienie o nich jest bardzo nieprzyjemne, a z drugiej strony przyjemnie jest być chwalonym. Nie jest to jednak zadanie biskupa, nie może on szukać poklasku poprzez głoszenie fałszywej nauki. Tym biskupom dobrze zrobiłoby spojrzenie raz jeszcze na treść przysięgi, którą składali podczas sakry – obiecali głosić naukę katolicką. W 2. Liście św. Pawła do Tymoteusza czytamy: „Zaklinam cię wobec Boga i Chrystusa Jezusa, który będzie sądził żywych i umarłych, i na Jego pojawienie się, i na Jego królestwo: głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz”. Św. Paweł też był ofiarą szyderstw, obelg i prześladowań, bo głosił prawdę. Ale ta prawda przynosi zbawienie, nawet gdy prowokuje opór. Głosimy Pana Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego.
(…)
Całą rozmowę można przeczytać w aktualnym numerze miesięcznika „Wpis” (7-8/2017).
Więcej na http://bialykruk.pl/
Dwa sposoby myślenia:
– Kaczyńskiego- Sorosa
Dwa sposoby działania:- Kaczyńskiego- Sorosa
Dwa cele:- Kaczyńskiego- Sorosa
Ciekawa jest ta polaryzacja. Kiedyś było jasne:- zła komuna, ZSRR, RWPG, Układ Warszawski, Breżniew a przedtem Stalin- dobra demokracja, wolność, zachód, kościół a nawet kościół katolicki
Dzisiaj inaczej:- Kaczyński, Orban, Trump, Warszawa, naród i państwo narodowe- Soros, Angela i Macron, Bruksela (a za nią Berlin), społeczeństwa i ….
Acha – Kaczyński to całe życie angażujący się w Polskę polityk, z wizją i za to bez pragmatyzmu, niewątpliwie patriota.Soros – finansista, spekulat, z kontaktami w świecie jeszcze większych finansów, też z wizją, ponoć filantrop choć jak przebadałem to owszem, wspiera ale tylko takich, którzy realizują jego wizje.
Moje oceny:- nie wierzę aby Panu Bogu podobały się typowo ludzkie (nazwę je: grzeszne) metody działania PiS – sposoby działania Sorosa oraz jego cele są więcej niż bezbożne, są skierowane przeciwko Bogu.
Wynotowuję fakty, a chciałbym emocje ale nie potrafię, bo wielce śpiący jestem mimo dobrej kawy:
#1. Plan wizyty Donalda Trumpa:
#2. AszDziennik dał taki tekst:
Ponad stu agentów Secret Service od rana przeczesuje teren między Mostem Poniatowskiego a popularnym klubem „Cud nad Wisłą” w Warszawie. To tam ze środy na czwartek przebywać miał prezydent USA Donald Trump, który prosto z pokładu samolotu Air Force One postanowił ruszyć w miasto – dowiaduje się ASZdziennik.
Po nocnej eskapadzie Trump obudził się w ubraniu na podłodze swojego hotelowego pokoju bez krawata, portfela i walizki z kodami atomowymi. Prezydent twierdzi, że z ubiegłej nocy niewiele pamięta.
– Do N24 na Centralny było jeszcze 40 minut i stwierdziłem, że szybciej będzie z buta – napisał na Twitterze, dodając hasztag #PartyHard – Już wtedy walizka gdzieś mi covfefe – podkreślił.
Choć od balangi mija już kolejna godzina, nikt z otoczenia prezydenta wciąż nie wie, gdzie znajduje się tzw. „atomowa futbolówka”, czyli teczka z kluczami do arsenału jądrowego USA.
– Poznaję go – twierdzi tymczasem 22-letni Kacper, który spotkał prezydenta USA gdy ten próbował wbić ze swoim alko do Hocków-Klocków. – Mówił, że właśnie przyleciał do Warszawy i udało mu się wynieść z samolotu parę „małpek”.
Kacper i Donald rozpracowali je na schodkach, ale imprezowiczom wciąż było mało.
– Donald skoczył jeszcze na Orlen po jeden czteropak, ale wrócił z całym koncernem, chyba już bez walizki – dodaje 22-latek. – Potem mieliśmy jeszcze ruszyć na Zbawixa, ale Donald powiedział, że odpada, bo jest na rano ustawiony z jakimś Adrianem.Tymczasem akcja poszukiwawcza nad Wisłą wciąż nie przynosi rezultatu, a globalne bezpieczeństwo wisi na włosku. Donald Trump z niepokojem spogląda na rejestr połączeń z ostatniej nocy i 8 telefonów do Władimira Putina między 02:30 a 3:00 i 3 nieodebrane od prezydenta Chin Xi Jinpinga chwilę po 4:30.– Wrzuciliśmy posty na Fejsa „Cudu”, „Pomostu 511” i „Babiego Lata” z prośbą o udostępnianie – twierdzi szef ochrony głowy amerykańskiego państwa. – Na uczciwego znalazcę czeka zielona karta bez loterii wizowej – zachęca przedstawiciel Secret Service.
#3. Kraje międzymorza to (lecę z głowy):
Nie wypisałem (12) Czarnogóry i (13) Macedonia, oraz (14) Mołdawii. Kluczowa jest też (15) Białoruś oraz (16) Ukraina. Problemem jest zawsze prorosyjska (17) Sebia.
#4. A w Rzepie napisano tak:
#5. Przemówienie:
Donald Trump
Przybywamy do waszego kraju, aby przekazać bardzo ważną wiadomość: Ameryka kocha Polskę i Ameryka kocha Polaków, dziękujemy wam. (…) Jest to ogromny zaszczyt, że mogę stanąć w tym mieście, pod tym właśnie pomnikiem na cześć Powstania Warszawskiego, zwracając się do Polaków, których tak wiele pokoleń marzyło o Polsce, która będzie bezpieczna, silna i wolna. (…)
W imieniu wszystkich Amerykanów chcę również podziękować całemu polskiemu narodowi za wielkoduszność, którą pokazaliście, witając i przyjmując naszych żołnierzy w waszym kraju. Ci żołnierze są nie tylko dumnymi obrońcami wolności, ale również symbolem zaangażowania Ameryki na rzecz waszego bezpieczeństwa i waszego miejsca w silnej, demokratycznej Europie. (…)
To moja pierwsza wizyta w Europie Środkowo-Wschodniej jako prezydenta, bardzo cieszę się, że jestem właśnie tutaj, w tym jakże cudownym, pięknym kraju – jest tu naprawdę pięknie. Polska jest geograficznym sercem Europy, ale – co jeszcze ważniejsze – w Polakach postrzegamy duszę Europy, wasz naród jest wielki, ponieważ wielkim jest wasz duch i jest to duch silny. (…)
Przez dwieście lat Polska ciągle cierpiała od nieustannych napaści, natomiast jakkolwiek można było najechać i okupować Polskę, a jej granice wymazać z mapy, to nigdy nie można było wymazać jej z kart historii ani z waszych serc. W tych ciemnych czasach utraciliście swą ziemię, ale przenigdy nie utraciliście dumy. (…) Wbrew wszelkim próbom zmiany Was, ucisku albo zniszczenia was przetrwaliście i zwyciężyliście, jesteście dumnym narodem. (…). Narodem Kopernika, Chopina, Jana Pawła II. Polska jest ziemią wielkich bohaterów, a wy jesteście ludźmi, którzy znają prawdziwą wartość tego, o co walczycie. Triumf polskiego ducha po stuleciach trudów daje nam wszystkim nadzieję na przyszłość, w której dobro zatriumfuje nad złem, zaś pokój da radę pokonać wojnę.
Dla Amerykanów Polska jest symbolem nadziei. Od samego zarania naszego kraju polscy bohaterowie, amerykańscy patrioci walczyli ramię w ramię w naszej wojnie o niepodległość i w wielu innych wojnach później. (…) Z naszej strony nigdy nie zrezygnowaliśmy z wolności i niepodległości, jako prawa i prawdziwego losu Polaków i nigdy, przenigdy tego nie zrobimy. Nasze dwa kraje łączy specjalna więź wykuta w ogniach historii i charakteru narodowego. Jest to braterstwo, które istnieje tylko pomiędzy narodami, które walczyły, krwawiły i ginęły o wolność. (…) Jestem tu dzisiaj nie tylko po to, by odwiedzić starego sojusznika, ale też pokazać was jako przykład wolności innym, którzy poszukują wolności i którzy chcą zebrać w sobie odwagę i gotowość, aby bronić naszej cywilizacji. (…)
Historia Polski to historia ludzi, którzy nigdy nie utracili nadziei; których nigdy nie dało się złamać i którzy nigdy, przenigdy nie zapomnieli, kim są. (…) Wasze granice zniknęły na ponad wiek i pojawiły się ponownie sto lat temu. (…) W 1920 roku w „cudzie nad Wisłą” Polska zatrzymała wojska rosyjskie zamierzające podbić Europę. Zaledwie 19 lat później, w 1939 roku, zostaliście ponownie najechani, tym razem przez Niemców z zachodu i Związek Radziecki ze wschodu. Pod podwójną okupacją Polacy musieli wycierpieć rzeczy, których nie da się opisać: masakra w lesie katyńskim, Holokaust, powstanie w getcie i Powstanie Warszawskie, zniszczenie tej pięknej stolicy (…), dynamiczna największa żydowska diaspora w Europie została zredukowana niemal do zera. Potem, w 1944 roku, naziści i Armia Czerwona szykowali się do straszliwej, krwawej bitwy tutaj właśnie, o Warszawę. I pośród tego piekła na ziemi Polacy unieśli głowy, aby bronić swojej ojczyzny. Jestem głęboko zaszczycony, że dziś są tutaj weterani i bohaterowie Powstania Warszawskiego. Chylimy czoła przed waszym poświęceniem i klniemy się, że zawsze będziemy pamiętać o waszej walce o Polskę i o wolność. Dziękuję. (…)
Najeźdźcy próbowali Was złamać, ale Polski nie da się złamać. Kiedy nadszedł 2 czerwca 1979 r., kiedy milion Polaków zgromadziło się na mszy z polskim papieżem, każdy komunista musiał wiedzieć, że opresyjny system wkrótce się zawali. Milion Polaków – mężczyzn, kobiet i dzieci – nagle wzniosło głosy w jednej modlitwie; milion Polaków, którzy nie prosili o bogactwo, nie prosili o przywileje; zamiast tego milion Polaków powie trzy proste słowa: „my chcemy Boga”. (…)
Stojąc tu dzisiaj przed tym niesamowitym zgromadzeniem, jakże wiernym narodem, nadał słyszę te głosy odbijające się echem w historii. Ich przesłanie jest tak samo aktualne dzisiaj jak kiedykolwiek – Polacy, Amerykanie, Europejczycy nadal wołają wielkim głosem: „my chcemy Boga”. (…)
Razem z papieżem Janem Pawłem II potwierdziliście swoją tożsamość jako naród wierny Bogu. Dzięki tej potężnej deklaracji, tego, kim jesteście, pojęliście, co macie zrobić, jak macie żyć. Stanęliście solidarnie przeciwko ciemiężcom, przeciwko barbarzyńskiej esbecji, przeciwko okrutnemu systemowi, który doprowadził do ruiny wasze miasta i dusze, i wygraliście. Polska zatriumfowała, Polska zawsze zatriumfuje. (…)
Silna Polska to błogosławieństwo dla krajów Europy i one dobrze o tym wiedzą; silna Europa to błogosławieństwo dla Zachodu i dla całego świata. (…)
Europa nie konfrontuje się dziś z komunizmem. Ale są inne zagrożenia dla naszego bezpieczeństwa, dla naszego stylu życia. (…)
Mamy do czynienia z inną ideologią, taką, która chce eksportu terroryzmu, ekstremizmu na cały świat, Ameryka i Europa cierpiały od jednego ataku terrorystów po drugim. Sprawimy, by to dobiegło końca. (…)
Zachęcamy Rosję, aby wstrzymała swoją działalność na rzecz destabilizacji Ukrainy i innych krajów i jej wsparcie dla wrogich reżimów, w tym Syrii i Iranu, oraz by zamiast tego przyłączyła się do wspólnoty narodów odpowiedzialnych, walczących przeciwko wspólnym wrogom, a w Syrii broniących cywilizacji jako takiej. (…)
Musimy pracować razem, aby stawić czoła siłom niezależnie od tego, czy wewnętrznym czy zewnętrznym, z południa czy z północy, czy ze wschodu, które chcą podkopać nasze wartości i zniszczyć więzi kultury, wiary i tradycji, które czynią nas tymi, którymi jesteśmy.
Jeśli zostawimy te siły tak, jak są, to podkopią naszą pewność siebie, osłabią naszego ducha i wolę bronienia siebie i naszego społeczeństwa. Natomiast tak jak nasi przeciwnicy i wrogowie z przeszłości nauczyli się tutaj, w Polsce, tak samo my wiemy, że te siły również w końcu muszą ponieść porażkę, rzeczywiście chcemy aby ci ludzie przegrali.
Przegrają nie dlatego, że nasz sojusz jest silny, nasze kraje odporne, a nasza siła nie ma sobie równych. Wszystko to, musimy powiedzieć, jest prawdą, nasi przeciwnicy jednakże muszą przegrać, ponieważ nigdy nie zapomnimy, kim jesteśmy.
A jeśli nie zapomnimy, kim jesteśmy, to po prostu nie da się nas pokonać. Amerykanie nigdy nie zapomną, narody Europy nigdy nie zapomną. Jesteśmy najszybszym i najwspanialszym społeczeństwem, nie ma niczego takiego jak nasza wspólnota, świat nigdy nie znał czegoś podobnego jak nasza wspólnota narodów. Piszemy symfonię, tworzymy innowacje, świętujemy naszych pradawnych bohaterów, przyjmując ponadczasowe tradycje i zwyczaje, i zawsze chcemy znaleźć, odkryć zupełnie nowe horyzonty. Nagradzamy wybitnych, dążymy do doskonałości i cieszymy się z inspirujących dzieł sztuki, cieszymy się z rządów prawa i chronimy prawa do wolności mowy oraz wyrażania poglądów. (…)
Rzucamy wyzwanie wszystkiemu, rozmawiamy o wszystkim, chcemy wiedzieć wszystko, abyśmy lepiej poznali samych siebie. Ale przede wszystkim cenimy godność każdego życia ludzkiego, chronimy prawa każdego i doceniamy nadzieje każdego człowieka, który chce żyć w wolności. To są bezcenne więzi, które trzymają nas razem jako narody, jako sojuszników oraz jako cywilizację. (…)
Jak długo tylko będziemy znać naszą historię, będziemy umieli budować naszą przyszłość. Amerykanie wiedzą, że silny sojusz wolnych, suwerennych i niezawisłych narodów jest najlepszą obroną dla naszej wolności i dla naszych interesów. Najlepszą obroną dla naszych interesów i wolności jest silny sojusz wolnych, suwerennych i niezawisłych narodów.
Dlatego moja administracja zażądała, aby wszyscy członkowie NATO w końcu wywiązali się ze swoich zobowiązań finansowych. (…) Zwracając się do tych, którzy krytykują nasze stanowisko, chcę tylko powiedzieć, że USA zademonstrowały nie tylko poprzez słowa, ale też poprzez działania, że stajemy ramię w ramię, broniąc artykułu 5 [paktu północnoatlantyckiego] dla wspólnego zobowiązania do obrony kolektywnej. (…)
Łatwo mówić, ale liczą się czyny i dla naszej własnej ochrony, wy wiecie to najlepiej, Europa musi robić więcej. Europa musi zademonstrować, że wierzy w swoją przyszłość, inwestując pieniądze, aby tę przyszłość zagwarantować. Dlatego właśnie chylimy czoła przed Polską za jej decyzje, aby w tym tygodniu ruszyć z zakupem od USA sprawdzonych w boju rakiet Patriot, najlepszych na całym świecie. (…) Dziękuję wam, dziękuję ci, Polsko. Muszę powiedzieć, że przykład, który pokazaliście, jest naprawdę wspaniały. Dziękujemy ci, Polsko. (…)
Fundamentalne pytanie naszych czasów brzmi: czy Zachód chce przeżyć? Czy mamy pewność w naszych wartościach, żeby walczyć o nie do samego końca? Czy mamy wystarczający szacunek do naszych obywateli, aby bronić naszych granic? Czy mamy odwagę, aby zachować naszą cywilizację w obliczu tych, którzy chcieliby ją sobie podporządkować i zniszczyć?
Możemy mieć największe gospodarki i najbardziej śmiercionośną broń na ziemi, natomiast jeżeli nie będziemy mieli silnej rodziny, silnych wartości, to wtedy będziemy słabi i nie przetrwamy.
Jeżeli ktokolwiek zapomni o wadze tych rzeczy, niech przybędzie do jednego kraju, który nigdy o tym nie zapomniał, niech przybędzie do Polski, tu, do Warszawy, niech pozna historię Powstania Warszawskiego. (…) Ci bohaterowie przypominają nam, że Zachód został zbawiony krwią patriotów. (…) Każda piędź ziemi, każdy fragment cywilizacji jest wart bronienia go za cenę życia.
Nasza walka o Zachód nie zaczyna się na polu walki, zaczyna się w umyśle, w duszy i woli do walki. Więzi łączące naszą cywilizację nie są mniej ważne i wymagają nie mniej obrony niż malusieńki przesmyk ziemi, od którego zależała niegdyś nadzieja całej Polski. (…)
Nasza wolność, nasza cywilizacja i nasze przeżycie zależą od naszych więzi, historii, kultury i pamięci. Dziś, tak samo jak kiedykolwiek, Polska jest w naszym sercu. Dokładnie tak, jak Polski nie dało się złamać – mówię to dzisiaj, by usłyszał to cały świat – Zachód nigdy, przenigdy nie pozwoli się złamać. Nasze wartości zatriumfują, nasze narody będą rozkwitać.
Więc razem walczmy wszyscy tak, jak Polacy: za rodzinę, za wolność, za kraj i za Boga. Dziękuję wam, niech was Bóg błogosławi, niech Bóg błogosławi Polaków, niech Bóg błogosławi naszych sojuszników i niech Bóg błogosławi Stany Zjednoczone Ameryki.
Tytuł, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji Rzepy. Tłum. i oprac. pap, tk
#6. Ale w Trumpie nie pokładałbym ufności. Co z tego że amerykanie sprzedadzą nam patrioty i poprą międzymorze. Jeżeli Jahwe miasta nie ustrzeże strażnik daremnie czuwa potrzeba więc aby się naród do Boga zwrócił a nie do Trumpa, Angeli, Putina czy innych wielkich tego świata (ostatnio modni są Chińczycy).
Biały Dom, Biuro Sekretarza Prasowego
Przemówienie prezydenta Donalda Trumpa do Narodu Polskiego na Placu Krasińskich, w Warszawie w dniu 6 lipca 2017 roku
Dziękuję.  Stany Zjednoczone mają wielu znakomitych dyplomatów, ale doprawdy nie ma lepszego ambasadora naszego  kraju niż nasza wspaniała Pierwsza Dama Melania
Przybyliśmy na spotkanie z polskim narodem z bardzo ważnym przesłaniem: Ameryka uwielbia Polskę, Ameryka kocha Polaków.Poza tym, że Polacy dokonali wiele dla tego regionu, Amerykanie polskiego pochodzenia bardzo wzbogacili Stany Zjednoczone i jestem naprawdę dumny z tego, że poparli mnie w wyborach w 2016 roku.
To ogromny zaszczyt stać w tym mieście – pod pomnikiem Powstania Warszawskiego – i zwracać się do narodu polskiego, będąc w Polsce, o jakiej marzyło tak wiele pokoleń: bezpiecznej, silnej i wolnej.
Prezydent Duda i cudowna polska Pierwsza Dama Agata powitali nas z niezwykłą uprzejmością i serdecznością, z jakiej Polska słynie na całym świecie.  Dziękuję im obojgu, a także szczególnie ciepło Pani Premier Beacie Szydło.
Cieszymy się również, że jest z nami dziś były Prezydent Lech Wałęsa – znany przywódca Solidarności. W imieniu wszystkich Amerykanów chciałbym też podziękować całemu narodowi polskiemu za gościnność okazaną naszym żołnierzom w Waszym kraju.
Żołnierze ci są nie tylko dzielnymi obrońcami wolności — są też symbolem zaangażowania Ameryki w zapewnienie Polsce bezpieczeństwa i miejsca w silnej i demokratycznej Europie. Jesteśmy dumni, że są z nami tutaj żołnierze amerykańscy, polscy, brytyjscy i rumuńscy.
Uczestniczyliśmy właśnie wraz z Prezydentem Dudą w niezwykle udanym spotkaniu z przywódcami państw Trójmorza. Pragnę powiedzieć mieszkańcom tego wspaniałego regionu: Ameryka dąży do poszerzenia współpracy z Wami.
Będziemy chętnie pogłębiać partnerstwo i wymianę handlową z Waszymi rozwijającymi się gospodarkami. Zależy nam na tym, byście mieli zapewniony dostęp do alternatywnych źródeł energii, aby Polska i jej sąsiedzi nigdy więcej nie stały się zakładnikiem jedynego dostawcy energii.
Panie Prezydencie, gratuluję Panu, a także Pani Prezydent Chorwacji przywództwa w postaci historycznej inicjatywy Trójmorza.
To moja pierwsza wizyta w Europie Środkowej w roli Prezydenta — jestem zachwycony, że odbywa się ona właśnie tutaj, w tym wspaniałym kraju. Polska jest w geograficznym sercu Europy, a co ważniejsze: w polskim narodzie widać duszę Europy. Wasz naród jest wielki, bo jesteście silni wspaniałym duchem.
Przez dwa stulecia Polska padała ofiarą ciągłych, brutalnych ataków. Ale mimo że jej ziemie była najeżdżane i okupowane a państwo zniknęło nawet z mapy nigdy nie udało się wymazać Polski z historii czy też z Waszych serc. W tych mrocznych czasach nie mieliście wprawdzie swojego kraju, ale nigdy nie straciliście swojej dumy.
Dlatego mówię dziś z prawdziwym podziwem: od pól i wsi, aż po wspaniałe katedry i miejskie place Polska żyje, Polska rozwija się, Polska zwycięża. Mimo wszelkich działań, które miały zmienić czy zniszczyć Wasz kraj, mimo opresji, trwaliście i zwyciężaliście.
Jesteście dumnym narodem Kopernika, Chopina i Św. Jana Pawła II. Polska jest krajem bohaterów. Jesteście narodem, który naprawdę wie, czego broni.
Tryumf polskiego ducha na przestrzeni stuleci, które ciężko doświadczyły kraj, daje nam wszystkim nadzieję na przyszłość, w której dobro zwycięża zło, a pokój odnosi zwycięstwo nad wojną.
Dla Amerykanów Polska zawsze była symbolem nadziei – od zarania dziejów naszego narodu. Polscy bohaterowie i amerykańscy patrioci walczyli ramię w ramię w trakcie naszej wojny o niepodległość oraz w wielu późniejszych wojnach. Nasi żołnierze nadal dziś służą w Afganistanie i Iraku, zwalczając wrogów wszelkiej cywilizacji.
Ameryka nigdy nie zrezygnowała z wolności i niepodległości jako prawa i przeznaczenia polskiego narodu — i nigdy nie zrezygnujemy. Oba nasze kraje łączy szczególna więź, u podstaw której leżą wyjątkowe dzieje i charakter narodu. Tego rodzaju wspólnota występuje tylko między ludźmi, którzy walczyli, przelewali krew i umierali za wolność.
Symbole tej przyjaźni można napotkać w stolicy Ameryki. Zaledwie kilka kroków od Białego Domu wznieśliśmy pomniki upamiętniające postacie o takich nazwiskach jak Pułaski i Kościuszko. Podobnie jest w Warszawie, gdzie tabliczki z nazwami ulic przypominają o Jerzym Waszyngtonie,i gdzie stoi pomnik jednego z największych bohaterów świata, Ronalda Reagana.
Jestem tu więc dzisiaj nie tylko po to, by odwiedzić starego sojusznika, ale by wskazać go jako przykład dla innych, którzy zabiegają o wolność i którzy pragną znaleźć odwagę i wolę do obrony naszej cywilizacji. Historia Polski to historia narodu, który nigdy nie stracił nadziei, nigdy nie dał się złamać i nigdy nie zapomniał, kim jest.
Jesteście narodem o ponadtysiącletniej historii. Granice waszego państwa wymazano z map na ponad jeden wiek – i zaledwie przed stu laty granice te zostały przywrócone.
W 1920 roku, w bitwie zwanej Cudem nad Wisłą, Polska zatrzymała sowiecką armię dążącą do podboju Europy.
Dziewiętnaście lat później, w 1939 roku, znów zostaliście napadnięci – tym razem od zachodu przez nazistowskie Niemcy, a od wschodu przez Związek Radziecki. Pod podwójną okupacją naród polski przeżył nieopisaną gehennę: zbrodnię katyńską, Holokaust, warszawskie Getto i Powstanie w Getcie, zniszczenie pięknej stolicy i zagładę prawie jednej piątej ludności.
Kwitnąca żydowska społeczność – najliczebniejsza w Europie – została zredukowana niemal do zera w wyniku systematycznych nazistowskich mordów na żydowskich obywatelach Polski, a brutalna okupacja pochłonęła niezliczone ofiary.
Latem 1944 roku armie hitlerowska i radziecka szykowały się do stoczenia w Warszawie straszliwej krwawej bitwy.  W piekle na ziemi, jakie im zgotowano, Polacy stanęli w obronie swojej Ojczyzny.
To dla mnie ogromny zaszczyt, że są obok mnie weterani i bohaterowie Powstania Warszawskiego. Oddajemy cześć Waszemu poświęceniu i przyrzekamy, że zawsze będziemy pamiętać Waszą walkę o Polskę i wolność.
Pomnik ten przypomina nam, że w straceńczej walce z uciskiem zginęło ponad 150 tys.Polaków. Po drugiej stronie Wisły wojska radzieckie zatrzymały się – i czekały.  Przyglądali się, jak naziści brutalnie zrównują miasto z ziemią, mordując okrutnie mężczyzn, kobiety i dzieci.
Chcieli na zawsze unicestwić ten naród, zabijając w nim wolę przetrwania. Ale nikomu nie udało się zniszczyć odwagi i siły, które znamionują charakter Polaków.
Polski męczennik biskup Michał Kozal dobrze to wyraził słowami:  „Od przegranej orężnej bardziej przeraża upadek ducha u ludzi”.
Przez cztery dziesięciolecia rządów komunistycznych Polska i inne zniewolone  narody Europy opierały się brutalnej kampanii, której celem było zniszczenie wolności,  Waszej wiary, Waszych praw, Waszej historii, Waszej tożsamości – wszystkiego, co stanowi istotę Waszej kultury i człowieczeństwa.
Przez cały ten czas jednak nigdy nie straciliście ducha. Ciemiężcy próbowali was złamać, ale Polski złamać nie mogli.  I kiedy nadszedł dzień 2 czerwca 1979 roku i gdy na Placu Zwycięstwa na pierwszej mszy z polskim papieżem zgromadziło się milion Polaków- tego dnia każdy komunista w Warszawie musiał zdawać sobie sprawę, że opresyjny system wkrótce się załamie. Zrozumieli to dokładnie w tym momencie,  gdy podczas kazania papieża Jana Pawła II milion Polaków – mężczyzn, kobiet i dzieci – podjęło modlitwę.
Nie prosili o bogactwa. Nie prosili o przywileje. Słowami pieśni wypowiedzieli trzy proste słowa: „My chcemy Boga”.
Tymi słowami naród polski przywoływał obietnicę lepszej przyszłości. Polacy odnaleźli w sobie nową odwagę, by przeciwstawić się prześladowcom. I odnaleźli słowa, by zapowiedzieć,  że Polska znów będzie Polską.
Kiedy stoję tu dzisiaj przed tym pełnym wiary narodem wciąż słychać tamte powracające echem głosy. Niosą przesłanie, które dzisiaj jest równie prawdziwe jak dawniej. Naród polski, naród amerykański i narody Europy wciąż wołają: MY CHCEMY BOGA.
Razem z papieżem Janem Pawłem II, Polacy umocnili swoją tożsamość jako naród poświęcony Bogu. I za sprawą tej dobitnej deklaracji, kim jesteście, zrozumieliście co należy uczynić. Złączeni solidarnością wystąpiliście przeciwko uciskowi, przeciwko działającej bezprawnie tajnej policji oraz przeciwko okrutnemu i niegodziwemu systemowi, który zubażał Wasze miasta i Wasze dusze.
I wygraliście. Polska zwyciężyła. Polska zawsze zwycięży!
W tym zwycięstwie nad komunizmem byliście wspierani przez silny sojusz wolnych narodów na Zachodzie, które przeciwstawiły się tyranii. A obecnie wśród najbardziej oddanych członków NATO, Polska powróciła na swoje miejsce jako wiodący kraj Europy, który jest silny, niepodzielny i wolny.
Silna Polska jest błogosławieństwem dla narodów Europy, o czym powszechnie wiadomo. A silna Europa jest błogosławieństwem dla Zachodu oraz całego świata.
Sto lat po przystąpieniu amerykańskich sił do Pierwszej Wojny Światowej, transatlantycka więź pomiędzy Stanami Zjednoczonymi oraz Europą jest mocniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Nad tym kontynentem nie unosi się już widmo komunizmu. Ale dziś na Zachodzie wciąż stoimy w obliczu poważnych zagrożeń dla naszego bezpieczeństwa i stylu życia. I są to realne zagrożenia. Stawimy im czoło. I na pewno zwyciężymy.
Stoimy w obliczu innej opresyjnej ideologii – której celem jest eksport terroryzmu i ekstremizmu po całym świecie. Ameryka i Europa padają ofiarą jednego zamachu terrorystycznego po drugim. Powstrzymamy je.
Podczas historycznego spotkania w Arabii Saudyjskiej wezwałem przywódców ponad 50 krajów muzułmańskich, by połączyli siły dla wykorzenienia tej groźby, która zagraża całej ludzkości.
Musimy zewrzeć szyki w obliczu wspólnych wrogów, by pozbawić ich terytorium, finansowania, sieci powiązań oraz wszelkich form ideologicznego wsparcia.
I choć zawsze będziemy witali nowych obywateli, którzy podzielają nasze wartości i kochają naszych ludzi, nasze granice zawsze będą zamknięte przed terroryzmem i ekstremizmem.
Walczymy zdecydowanie z radykalnym islamskim terroryzmem. I walkę tę wygramy. Nie możemy zaakceptować tych, którzy posługują się nienawiścią, by usprawiedliwić przemoc wymierzoną w niewinnych.
Obecnie Zachód również staje w obliczu sił, których celem jest wystawienie na próbę naszej woli, zachwianie naszej determinacji i zagrożenie naszym interesom. By przeciwstawić się nowym formom agresji, w tym propagandzie, przestępczości finansowej oraz atakom cybernetycznym, musimy tak przystosować nasz sojusz, by skutecznie konkurował w nowych obszarach i na nowych polach bitewnych.
Wzywamy Rosję, by zaprzestała swoich destabilizujących działań na Ukrainie i wszędzie indziej, i przestała udzielać wsparcia wrogim reżimom – w tym Syrii i Iranowi – a zamiast tego przyłączyła się do wspólnoty odpowiedzialnych narodów w naszej walce przeciwko wspólnym wrogom i w obronie cywilizacji.
I w końcu, po obu stronach Atlantyku, nasi obywatele mierzę się z jeszcze jednym niebezpieczeństwem – z którym możemy sobie w pełni poradzić. To zagrożenie jest dla niektórych niewidoczne, ale dla Polaków – znajome. Stały rozrost rządowej biurokracji, która pozbawia ludzi woli działania i bogactwa. Zachód osiągnął wielki sukces nie dzięki biurokracji i regulacjom, ale dlatego, że ludzie mieli możliwość podążania za swoimi marzeniami i realizowania swoich dążeń.
Amerykanie, Polacy i narody Europy cenią indywidualną wolność i suwerenność. Musimy pracować razem, by przeciwstawić się siłom, niezależnie od tego czy pochodzą z wewnątrz czy z zewnątrz, z Południa czy ze Wschodu, które z czasem grożą podważeniem tych wartości i zerwaniem więzów kultury, wiary i tradycji, które stanowią o naszej tożsamości. Jeśli się im nie przeciwstawimy – siły te pozbawią nas odwagi, nadwątlą naszego ducha i osłabią naszą wolę niezbędną do obrony siebie i naszych społeczeństw.
Ale podobnie jak nasi przeciwnicy i wrogowie z przeszłości dowiedzieli się tego w Polsce – wiemy, że te siły są również skazane na porażkę.
Są skazane na porażkę, nie tylko dlatego, że nasz sojusz jest silny, nasze kraje odporne i nasza potęga nie ma sobie równych – choć wszystko to jest prawdą.
Nasi przeciwnicy są skazani na porażkę, bo nigdy nie zapomnimy, KIM JESTEŚMY. Jeżeli nie zapomnimy, nikt nas nie pokona. Nie zapomną Amerykanie. Nie zapomną narody Europy.
Jesteśmy najbardziej wolną i najwspanialszą wspólnotą narodów, jaką znał świat. Komponujemy symfonie. Dążymy do innowacji.
Oddajemy cześć naszym starożytnym bohaterom, pielęgnujemy nasze odwieczne tradycje oraz zwyczaje i zawsze szukamy oraz odkrywamy nowe możliwości.
Nagradzamy błyskotliwe talenty, dążymy do doskonałości i uwielbiamy inspirujące dzieła sztuki, które oddają cześć Bogu.Cenimy praworządność – i bronimy prawa do wolności słowa.
Wspieramy kobiety – filary naszego społeczeństwa i naszego sukcesu.A w sercu naszego życia stawiamy wiarę i rodzinę; a nie władze i biurokrację.Wszystko poddajemy debacie i kwestionujemy.  Chcemy poznać wszystko – żeby lepiej poznać siebie.
I przede wszystkim, doceniamy godność życia każdej ludzkiej istoty, bronimy praw każdego człowieka i podzielamy nadzieję na życie w wolności tkwiące w każdej ludzkiej duszy.
Tacy właśnie jesteśmy. Takie są bezcenne więzy, które nas łączą. Jako narody, jako sprzymierzeńców i jako cywilizację.
To, co mamy; to, co odziedziczyliśmy po naszych przodkach nie istniało nigdy wcześniej. Państwo wiecie o tym lepiej niż ktokolwiek inny, bo stoją tu z nami bohaterowie tamtych wydarzeń.  A jeśli nie uda nam się tego obronić – nie zaistnieje to nigdy ponownie. Wiec nie wolno nam przegrać.
Tę wielką międzynarodową społeczność łączy jeszcze jeden wspólny element: to NARÓD, a nie możni tego świata, stanowił zawsze podwaliny naszej wolności i kamień węgielny naszej siły.
To naród stanowił i stanowi podwaliny tych wartości tutaj w Polsce, tu w Warszawie, i, od samego początku jej istnienia stanowił podwaliny Ameryki.
Nie po to obywatele naszych państw bili się wspólnie o wolność, nie po to wspólnie przetrwali horror wojen, nie po to wspólnie stawiali opór złu, żeby teraz zaprzepaścić tę wolność przez brak poczucia dumy i wiary w wartości, które wyznajemy.  Nie dopuściliśmy i nie dopuścimy do tego.
Dopóty wiemy skąd przyszliśmy, dopóki wiemy dokąd zmierzamy.Amerykanie są świadomi, że silne przymierze wolnych, suwerennych i niezależnych państw to najlepszy sposób na obronę naszych swobód i naszych interesów.  To dlatego moja Administracja domaga się od wszystkich członków NATO wywiązywania się w pełni ze swoich sprawiedliwie ustalonych zobowiązań finansowych.
Stanowisko to już zaowocowało dodatkowymi miliardami dolarów. Moim zdaniem te miliardy inaczej by nie napłynęły. Krytykom naszego twardego stanowiska chciałbym przypomnieć, że USA okazały nie tylko słowami, ale PRZEDE WSZYSTKIM CZYNAMI swoje nieugięte poparcie dla Artykułu 5go wielostronnych zobowiązań obronnych.  Łatwo rzucać słowa, ale liczą się CZYNY.  Dla swojego własnego dobra, EUROPA MUSI ZROBIĆ WIĘCEJ.  Musi pokazać, że wierzy w swoją przyszłość, inwestując w nią SWOJE WŁASNE PIENIĄDZE.
Właśnie dlatego przyklaskujemy decyzji Polski o zakupie od USA sprawdzonych w boju systemów obrony powietrznej i przeciwrakietowej PATRIOT. Najlepszych na świecie.  Właśnie dlatego tak cenimy naród polski, który jako jeden z nielicznych w NATO spełnia wymogi inwestycyjne we wspólną obronność.  Dzięki Polsko za to, że dla innych krajów członkowskich NATO stanowisz wzór do naśladowania.
Nasza obronność to nie tylko zobowiązania finansowe – to także zaangażowanie WOLI. Historia Polski uczy nas, że obrona Zachodu nie zależy ostatecznie od pieniędzy, a od woli przetrwania narodu.  I tu pojawia się zasadnicze pytanie naszych czasów: czy Zachód ma WOLĘ przetrwać.
Czy wystarczająco silnie wierzymy w system naszych wartości, żeby bronić ich za wszelką cenę.  Czy darzymy wystarczającym szacunkiem naszych obywateli, żeby bronić granic, w których żyją? Czy starczy nam chęci i odwagi, by bronić naszej cywilizacji w obliczu tych, którzy starają się ją podstępnie unicestwić?
Na nic zdadzą się największe gospodarki świata i broń największego rażenia, jeśli zabraknie silnej rodziny i solidnego systemu wartości. Tych, którzy zapomnieli o ich kluczowym znaczeniu zachęcam do odwiedzenia kraju, który nigdy tego nie zapomniał – niech przyjadą do Polski.
Niech przyjadą tu, do Warszawy i niech poznają historię Powstania Warszawskiego.  Niech poznają historię Alej Jerozolimskich.
W sierpniu 1944 roku, tak jak teraz, Aleje Jerozolimskie były jedną z głównych arterii przecinających miasto ze wschodu na zachód.  Kontrola nad nią miała kluczowe znaczenie dla obu stron bitwy o Warszawę.  Wojsko niemieckie chciało ją przejąć jako najkrótszą drogę przemieszczania oddziałów na front i z frontu.
Dla członków Polskiej Armii Krajowej natomiast, możliwość przedostawania się na północ i na południe przez Aleje Jerozolimskie miała zasadnicze znaczenie dla utrzymania Śródmieścia, a tym samym utrzymania przy życiu samego Powstania.Noc w noc, pod obstrzałem broni maszynowej, Polacy znosili worki z piaskiem, by bronić swojego wąskiego przejścia w poprzek Alei Jerozolimskich. Dzień w dzień, wróg rozbijał je w drobny mak. Wtedy Polacy zrobili okop, a wkrótce – barykadę.  W ten sposób nieustraszeni powstańcy zaczęli przekraczać tę arterię.
To wąskie przejście zadecydowało o kontynuacji Powstania.  Mieszkańcy i powstańcy, ryzykując życiem, biegli tym wąskim przejściem, by nieść pomoc swojemu miastu.  „To było zaledwie kilka metrów” – wspominała młoda kobieta imieniem Greta.  „Ten śmiertelnie niebezpieczny fragment ulicy przesiąknięty był krwią posłańców, łączniczek i kurierów”.
Snajperzy brali ich na cel. Żołnierze wroga palili każdy budynek, a kiedy atakowali barykadę, wykorzystywali Polaków jako żywe tarcze dla swoich czołgów.Wróg nie ustawał w ataku na maleńki przyczółek cywilizacji, a Polacy nie ustawali w jego obronie.
Przesmyk przez Aleje Jerozolimskie wymagał ciągłej obrony, napraw i umocnień.  Ale wola obrońców, nawet w obliczu śmierci, była niezachwiana; przejście istniało do ostatnich dni Powstania. Nigdy nie zostało zapomniane, dzięki Polakom było zawsze dostępne.
Pamięć o ofiarach tego heroicznego wydarzenia woła do nas przez dziesięciolecia, a wspomnienia o obrońcach przejścia przez Aleje Jerozolimskie należą do najbardziej żywych.
Ci bohaterowie przypominają nam, że Zachód został ocalony dzięki krwi patriotów, że każde pokolenie ma w tej obronie do odegrania swoją rolę. I że każda piędź ziemi, każdy centymetr naszej cywilizacji jest tej obrony wart.
Nasza walka w obronie Zachodu nie zaczyna się na polu bitwy – zaczyna się od naszych umysłów, naszej woli, naszych dusz.
Dzisiaj, więzy spajające naszą cywilizację mają znaczenie nie mniejsze – i wymagają nie mniej zaciekłej obrony – niż ta piędź ziemi, na której skupiała się nadzieja Polski na istnienie.  Nasza wolność, nasza cywilizacja, i nasze przetrwanie zależą od tych właśnie więzi historii, kultury i pamięci.
I dziś, tak, jak zawsze, Polska jest w naszych sercach, podczas gdy jej naród walczy.  Ogłaszam dziś światu, że tak, jak nie udało się złamać woli Polski, NIE UDA SIĘ NIGDY ZŁAMAĆ WOLI ZACHODU.
System naszych wartości ZWYCIĘŻY. Nasze narody ROZKWITNĄ.  A nasza cywilizacja ZATRIUMFUJE.
Więc walczmy wszyscy jak Polacy – O RODZINĘ, O WOLNOŚĆ, O OJCZYZNĘ I O BOGA.
Dziękuję Wam. Niech Bóg Was błogosławi.  Niech Bóg błogosławi Naród Polski.  Niech Bóg błogosławi naszych sprzymierzeńców.  Niech Bóg błogosławi Stany Zjednoczone Ameryki.
autor U.S. Mission Poland | 6 Lipiec, 2017 |
6 lipca 2017
Ktoś znajomy porównał wizytę Trumpa do pierwszej wizyty JP2, a inny znajomy przeraził się takim porównaniem.
A ja myślę, że lepiej słuchać Boga i na nim polegać, niż na wielkich tego świata, niezależnie z jakiej opcji będą. W księdze proroka Jeremiasza wyczytałem takie coś:
Tak mówi Pan:Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce. Jest on podobny do dzikiego krzewu na stepie, nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście; wybiera miejsca spalone na pustyni, ziemię słoną i bezludną.Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją. Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi; nie obawia się, gdy nadejdzie upał, bo zachowa zielone liście; także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców.Jer 17:5-8 bt5
No i jeszcze pytanie praktyczne – kto w ciągu ostatniego pół roku, roku, 3 lat albo lat 5 przeczytał księgę Jeremiasza, albo Torę, albo Izajasza albo nader ważną dziś Apokalipsę. Bo lepiej słuchać Pana niż polegać na człowieku.
Do odnotowania bo warto:
Słuchaj Synu!
Przez uprzejmość nie będę już precyzował – jaki Synu – chociaż nie zamierzam ukrywać, że ta intytulacja wynika nie tylko z różnicy wieku między nami, ale również, a może nawet przede wszystkim – z intencji okazania Ci pogardy z powodu wypowiedzi, iż „musimy pamiętać, że wiele narodów współuczestniczyło w realizowaniu holokaustu. W tym także naród polski.” Wypowiedź ta dowodzi, że nie wiesz, co to jest naród. Wprawdzie z Twego życiorysu wynika, że jesteś wypustnikiem (celowo nie używam słowa „absolwent”, tylko jego rosyjskiego odpowiednika: „wypustnik”, które, jak sądzę, znacznie lepiej Cię charakteryzuje) rozmaitych uczelni, ale najwyraźniej nie przykładałeś się do nauki. Tacy niedoukowie są plagą naszego nieszczęśliwego kraju, zwłaszcza gdy są osadzani na różnych, nawet operetkowych posadach, jak Twoja. Tedy kierując się chrześcijańskim obowiązkiem, nakazującym „nieumiejętnych nauczać” (zob. Katechizm Kościoła katolickiego – uczynki miłosierne co do duszy), uprzejmie Ci wyjaśniam, że naród to wspólnota etniczna, która zorganizowała się politycznie. Tym właśnie różni się on od narodowości, która ma wprawdzie wspólny język, historię, obyczaje, religię – ale nie zorganizowała się politycznie, to znaczy – nie wytworzyła hierarchii, czyli szlachty, dzięki której staje się narodem. Taka ewolucja wynika z rozwoju dziejowego, ale zdarzają się też przypadki uwstecznienia narodu do poziomu narodowości – jak to stało się w przypadku Czechów po bitwie pod Białą Górą w 1620 roku – i dopiero w wieku XIX doszło do odrodzenia narodowości czeskiej, jako narodu.
W świetle tego wyjaśnienia widoczna jest w całej rozciągłości fałszywość Twego twierdzenia, jakoby w realizowaniu holokaustu uczestniczył także „naród polski”. Naród Polski w okresie okupacji niemieckiej i sowieckiej był politycznie zorganizowany w państwo, które w żaden sposób, nie uczestniczyło w holokauście. Nawet polskie instytucje pozarządowe, które oficjalnie działały w Generalnym Gubernatorstwie w postaci Polskiego Czerwonego Krzyża i Rady Głównej Opiekuńczej również w jakiejkolwiek formie nie uczestniczyły w realizowaniu niemieckiego programu „ostatecznego rozwiązania”. Przeciwnie – gdybyś przeczytał wspomnienia Adama hr. Ronikiera (ale co tam marzyć o tym!), będącego w okresie okupacji niemieckiej prezesem RGO, to wiedziałbyś, że RGO współpracowała w niesieniu pomocy humanitarnej z przedstawicielami społeczności żydowskiej w Polsce, a nawet z delegacjami Żydów amerykańskich – oczywiście do czasu wypowiedzenia przez Rzeszę Niemiecką wojny Stanom Zjednoczonym. Ale Ty o tym wszystkim najwyraźniej nie wiedziałeś i dlatego wygłosiłeś opinię, wpisującą się w skoordynowane polityki historyczne: niemiecką, której celem jest stopniowe zdejmowanie z Niemiec odpowiedzialności za II wojnę światową, a przynajmniej – rozmywanie tej odpowiedzialności – oraz żydowską, które celem jest przerzucanie tej odpowiedzialności na winowajcę zastępczego, by podtrzymać możliwość materialnego eksploatowania holokaustu. Podobne opinie wygłaszają przedstawiciele piątej kolumny w Polsce; rozmaici folksdojcze i skorumpowani łajdacy, uczestniczący w realizowaniu w Polsce tzw. „pedagogiki wstydu”, której celem jest wzbudzenie w Polakach poczucia winy wobec Żydów, by w ten sposób doprowadzić nasz naród do stanu bezbronności. Uprzejmie zakładam, że Twoja opinia nie wynikała z podłości, tylko z ignorancji – ale w takim razie nie ulega wątpliwości, że jesteś głupszy, niż nawet przewiduje ustawa określająca warunki na zajmowaną przez Ciebie, operetkową posadę. W tej sytuacji chyba sam rozumiesz, że żadne „przeprosiny” nie wystarczą, że powinieneś niezwłocznie podać się do dymisji, a ze swoim życiem postąpić, jak przystało na człowieka honoru. Oczekuję tego od Ciebie jako obywatel polski – a myślę, że nie jestem w tym oczekiwaniu odosobniony – który ma interes prawny w tym, by ktoś taki, jak Ty, ani go nigdzie nie reprezentował, ani też nie był rzecznikiem jego praw. Łączę stosowne wyrazy.
Stanisław Michalkiewicz
Wynotuję definicje bo ciekawe:
Pamiętam, że w tymi Czechami to było tak, że w tej bitwie Niemcy wybili im praktycznie 100% szlachty, przez co przez wiele wieków Czesi rządzeni byli faktycznie przez Niemców a przecież do tego czasu państwo Czechów to było bardzo silne, stare i sprawne państwo narodowe.
Wypisuję sobie aby zapamiętać:
Wnioski:
I jeszcze uwaga: nie wolno zapominać, że w kosztach benzyny jest potężna akcyza, a więc polityczny podatek, którego na prądzie jeszcze nie ma.
Notka poprawiona w październiku 2017, po przejechaniu się Teslą, i rozmowie z MM.
Energia:
Zużyć w tym powyższym rozważaniu oznacza „zużyć tyle energii” albo „wykonać taką pracę”, bo mowa jest o wykonaniu pracy, oraz zużywaniu zgromadzonej energii na jej wykonanie – wspominam to, bo czym innym jest moc – możliwość wykonywania pracy w czasie.
Jakoś się z Twoimi wnioskami trudno zgodzić.
Ja to liczę tak:
Elektryk: zużycie energii na 100km: 16kWh cena 1kWh: 0,5zł koszt przejechania 100km: 8zł
Spalinowy: zużycie paliwa na 100km: 7l cena 1l: 4,8zł koszt przejechania 100km: 33,6 zł
Jazda elektrykiem wychodzi 4 razy taniej.
Ja tu zrobiłem jakiś potężny błąd w mnożeniu.  W pkt. 3 pomnożyło mi się 10 razy za dużo! Poprawiam.
To przemówienie jest ważne i choć pochodzi z przed roku wrzucam je dziś, bo kilka dni temu zwodziciel bp. Pieronek przemówił.
„Bądź pozdrowiona węgierska wolność, w dniu twych urodzin!”Panie i Panowie! Rodacy! Węgrzy na całym świecie!Z uszytą przez żonę kokardą na swoim sercu, z tomikiem poezji w kieszeni, z myślami o strasznych wrażeniach z rewolucji w głowie witał Sándor Petőfi 15 marca w swoim dzienniku. „Bądź pozdrowiona węgierska wolność, w dniu twych urodzin!” Dziś po 168 latach z radością i wiosennym optymizmem, z wielkimy nadziejami i podniesioną duszą świętujemy w całym Basenie Karpat. Od Beregszász po Szabadkę, od Rimaszombat po Kézdivásárhely. Każdy Węgier, z jednym sercem, jedną duszą, jedną wolą.Węgierskie serca radują się również tym, że jak w decydujących bitwach powstania węgierskiego, obecnie też jest z nami legion polski. Witam rozentuzjazmowanych potomków generała Bema. Witamy przedstawicieli wielkiego narodu polskiego. Jak zawsze podczas wspólnej tysiącletniej historii,tak teraz też jesteśmy z Wami w walce, którą prowadzicie za wolność i niepodległość Waszej ojczyzny! Razem z Wami zawiadamiamy Brukselę: więcej szacunku dla Polaków, więcej szacunku dla Polski! Bóg Was tu przyprowadził! xxx polsko-węgierskiej wspólnoty losów, jest to, że 60 lat temu nasza druga chwalebna rewolucja w ’56 urodziła się pomiędzy pomnikiem Bema a placem Kossutha. Powstała z wielką siłą chwalebnych przodków i na wieczór wyrwała wielkiego generalissimus Sowjetów.Szanowni Państwo! Szanowni Świętujący!Węgier występuje w obronie swojej prawdy, kiedy trzeba. Jak musi, nawet walczy. Nie szuka bez powodu problemów. Wie, że lepiej zachować spokój, niż wyciągać szable. Dlatego, rzadko bierzemy się za rewolucję. Podczas 170 lat dwa razy tak postąpiliśmy. Mieliśmy powody. Czuliśmy, że nie wytrzymamy dalej. Europa zachowała nasze rewolucje z 1848 i 1956 wśród chwały świata.Chwała bohaterom! Szacunek dla odważnych! Historycy zapisali rewolucję z 1918-19, ale nie na stronach chwalebnych, lecz w leksykonie o bolszewickim zamieszaniu z którego wybuchła rewolucja anty-węgierska dla celów i interesów obcych. My Węgrzy mamy dwie tradycje rewolucyjne. Jedna prowadzi od 1848, przez 1956 i zmiany ustroju do nowej Konstytucji i obecnego porządku konstytucyjnego. Druga wywodzi się od jakobinów, przez 1919 do komunizmu powojennego. Dzisiejszy porządek urządzili spadkobiercy rewolucji z 1848 i 1956.Ta tradycja kieruje dzisiejszym światem polityki, gospodarką i życiem intelektualnym narodu. Równość przed prawem, odpowiedzialne ministerstwa, bank narodowy, wspólny podział obciążenia, wolność, odpowiedzialność, szacunek ludzkiej godności, zjednoczenie narodu. Bądźmy za to wdzięczni, że tak się stało. Soli Deo gloria!Szanowni Państwo!Nawet wyniosłość święta nie pozwala nam zapomnieć, że tradycja 1919 nadal żyje z nami, na szczęście już tylko osłabiona, ale jeszcze tu się snuje. Jeżeli nie dostanie wsparcia z zagranicy, to uschnie w węgierskiej ziemii, która nie przyjmuje internacjonalizmu. Tak jest dobrze.Szanowni Państwo!Porządny, wychowujący dzieci i pracujący obywatel raczej nie zostaje rewolucjonistą. Osoba myśląca i pewna siebie wie, że z zamieszania rzadko wynikają dobre rzeczy. Osoba pogodna i pragnąca rozwoju wie, że nie można na raz robić dwa kroki, bo się potknie o własne nogi. Jednak właśnie tacy mieszczanie z Pesztu zostali zwolennikami rewolucji i maszerowali w pierwszych rzędach, tuż za młodymi studentami.To oni dali większość rewolucji i walk wolnościowych, za honor Węgrów zapłaciliśmy ich krwią. Każda rewolucja jest taka, jak ci, którzy ją robią. Naszą rewolucję robili porządni mieszczanie, oficerowie, prawnicy, pisarze, lekarze, inżynierowie, rzemieślnicy, chłopi i robotnicy o narodowych uczuciach.Nie ma śladu nieudanych wizji nieudanych filozofów czy intelektualistów. Rewolucjoniści z 1848 z kamieni po zburzonym absolutyźmie nie chcieli zbudować świątyni nowej tyranii. Pieśni węgierskiej rewolucji nie pisano na ostrze gilotyny ani na struny szubienicy. Nasze pieśni nie śpiewa tłum linczujący, przemieniony w kata, poematy nie są poświęcone zemście ani krwi. Pełnym godności momentem rewolucji z 1848, kiedy znów rozkwitały rany węgierskiego narodu. Żądano uzyskanie i odzyskanie praw konstytucyjnych, zabranych narodowi.Szanowni Państwo!A wy co robicie? – pyta się Sándor Petőfi w ostatnim liście do Jánosa Aranya trzy tygodnie przed swoją śmiercią. Pyta się też nas. A wy co robicie? Co robicie z dziedzictwem? Czy Węgrzy są godni swego wielkiego imienia? Czy znacie prawo dawnych Węgrów, że to co czynicie, musicie mierzyć nie tylko miarą pożyteczności, lecz też miarą absolutu, ponieważ te czyny muszą zająć swoje miejsce w wieczności.Szanowni Świętujący!Dziedzictwo jest, Węgrzy żyją, Buda stoi. Jesteśmy kim byliśmy, będziemy kim jesteśmy. Znają nas, jesteśmy szanowani przez mądre narody. Zachowujemy dawne prawa. Czy odniesiemy sukces, czy powstanie niezależna, poszanowana na świecie ojczyzna, o którą walczyli w 1848, jeszcze nie wiemy. Wiemy, że gwiazdy Europy są chwiejne, więc czekają nas próby. Obecne czasy zadają nam pytanie, czy mamy być niewolnikami,czy wolni? Los Węgrów jest powiązany z narodami Europy, dziś żaden naród nie może być wolny, jeżeli Europa nie jest wolna. Europa jest bezsilna, jest jak więdnący kwiat zjadany przez tajne robactwo. 168 lat po wiośnie ludów, nasza wspólna ojczyzna, Europa, nie jest wolna.Szanowni Świętujący!Europa nie jest wolna, wolność zaczyna się wypowiedzeniem prawdy. Dziś w Europie zakazane jest powiedzieć prawdę. Kaganiec jest kagańcem, nawet z jedwabiu. Jest zakazane powiedzieć, że dziś nie przybywają uchodźcy, lecz Europie zagraża wędrówka ludów. Jest zakazane powiedzieć, że dziesięciomilionowe tłumy czekają w gotowości, żeby ruszyć w naszym kierunku. Jest zakazane powiedzieć, że migracja przynosi przestępstwo i terror do naszych krajów.Jest zakazane powiedzieć, że tłumy innej cywilizacji są zagrożeniem dla naszego stylu życia, kultury, zwyczajów, tradycji chrześcijańskich. Jest zakazane powiedzieć, że ci co wcześniej przybyli zamiast integracji zbudowali własny świat, z własnymi prawami, ideami, które rozwierają tysiącletnie ramy Europy. Jest zakazane powiedzieć, że to nie łańcuch przypadkowych i nieumyślnych konsekwencji, lecz zaplanowana akcja, tłum ludzi prowadzonych na nas.Jest zakazane powiedzieć, że w Brukseli dziś pracują nad tym, żeby jak najszybciej przywieźli i zasiedlili u nas obcych. Jest zakazane powiedzieć, że celem zasiedlenia jest przerysowanie wzorów religijnych i kulturalnych Europy i przebudowanie etnicznych podstaw, usuwając ostatnie bariery internacjonalizmu, czyli państwa narodowe. Jest zakazane powiedzieć, że Bruksela zabiera kawałki naszej narodowej suwerenności, że w Brukseli pracują nad planem Stanych Zjednoczonych Europy, do czego nikt, nigdy ich nie uprawnił. Dzisiejszy przeciwnicy wolności są inni niż dawni władcy, czy władcy systemu sowjeckiego. Innymi metodami zmuszają do poddania się. Dziś nie zamykają w więzieniach, nie zabierają do łagrów, nie okupują czołgami państwa przywiązane do własnej wolności. Dziś wystarczą ataki prasy światowej, stygmatyzacja, straszenie i szantaż. Czy raczej wystarzczyło. Do tej pory.Narody Europy obudziły się, uporządkowują się i niedługo wstaną. Narody Europy zrozumiały, że chodzi o ich przyszłość. Nie tylko dobrobyt i wygodne życie, praca, ale nasze bezpieczeństwo i pokój jest zagrożony. Śpiące w dobrobycie narody Europy wreszcie zrozumiały, że zagrożone są zasady, na których Europa została zbudowana.Europa to chrześcijaństwo, wspólne życie wolnych i niezależnych narodów, równouprawnienie kobiet i mężczyzn, wyścig fair, solidarność, honor, pokora, sprawiedliwość i miłosierdzie. To niebezpieczeństwo nie atakuje nas jak wojny i katastrofy nagle. Wędrówka ludów to cicha woda, która wytrwale rwie brzegi. Pokazuje się, jako sprawa humanitarna, lecz jej prawdziwa natura, to zajęcie przestrzeni. To co dla nich jest zajęciem przestrzeni, dla nas jest utratą przestrzeni.Wojownicy praw człowieka czują potrzebę, aby nas pouczać i oskarżać. Ponoć jesteśmy wykluczający i wrodzy. Prawda jest taka, że nasza historia, to historia przyjmowań i łączenia kultur. Kto zgłaszał się jako nowy członek rodziny, sojusznik, czy przybysz uciekający aby przeżyć, tego wpuściliśmy i znalazł u nas nową ojczyznę. Kto przybył, aby zmienić nasz kraj, uformować nasz naród na własną modłę, kto przybył z agresją i wbrew naszej woli, zawsze spotkał sprzeciw.
Zasłyszane w coworku:
A ja uważam, że bogactwo tu na ziemi każdego z nas zależy tylko od suwerennej decyzji Pana Boga, za to bogactwo nasze po śmierci będzie zależeć od tego, co sobie tu wypracujemy. Ale tak to ja uważam.
Rzepa zrobła wywiad z bp. Pieronkiem. Zachowuję, bo warto to mieć:
http://www.rp.pl/Kosciol/305179879-Bp-Pieronek-Przyjecie-uchodzcow-to-obowiazek.html
Rzeczpospolita: Polska powinna przyjmować uchodźców?
Bp Tadeusz Pieronek: Tak. To jest jej moralny obowiązek.
Dlaczego?
Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że większość Polaków to chrześcijanie, to ten obowiązek wypływa z miłości bliźniego.
Sondaże pokazują, że większość Polaków nie chce przyjmowania uchodźców i boi się napływu muzułmanów.
Polaków nastraszono uchodźcami. Powiedziano, że oni przynoszą choroby, zabiorą Polakom pracę, będą nas zabijać i Polska stanie się krajem zagrożonym.
Słuszne obawy?
Oparte na półprawdach. Uchodźcy są zjawiskiem od zawsze obecnym w historii. Zawsze był z nimi jakiś problem, ale te ruchy ludności i przemarsze nieraz przez tysiące kilometrów przynosiły jakieś dobro.
Mariusz Błaszczak, minister spraw wewnętrznych i administracji, mówi, że dla Polski z całą pewnością byłaby gorsza zgoda na relokację uchodźców niż kary zapowiadane przez Unię Europejską.
To upraszczanie sprawy. Przyjmuje się zły punkt widzenia, pomijając pozytywne oceny. Każdy potrafi powiedzieć, że jest przeciwny przyjmowaniu uchodźców, bo mu pewnie to trochę skomplikuje życie i będzie może musiał dać nawet na to grosz. Nad pieniędzmi i schematami polityki wewnętrznej jest to, żeby spełnić obowiązek człowieka i chrześcijanina.
Papież i biskupi nawołują do przyjmowania uchodźców, ale politycy powołujący się często na katolicyzm nic sobie z tego nie robią.
Prawdziwi chrześcijanie są za przyjmowaniem uchodźców. Politycy nie mogą wybiórczo korzystać z nauk Kościoła. Niech się nie powołują na nauki papieża i Kościoła, jeśli zamierzają traktować je instrumentalnie dla swoich rozgrywek politycznych.
Rządzący odnoszą się do obaw suwerena, który jest przeciwko przyjmowaniu uchodźców.
Rządzący ciągle powołują się na suwerena, a ten suweren, który odnosi się pozytywnie do obecnego rządu, to jest około 35 procent obywateli. Albo jeszcze mniej. Wracam do tego, co powiedziałem na początku, PiS zastraszył Polaków uchodźcami. Pokazali same negatywy. Polacy mogą wyjeżdżać masowo za granicę, bo tam lepiej im się zarabia i żyje, a inni już do nas przyjeżdżać nie mogą?
Polacy nie terroryzują innych.
Wszędzie trafiają się ludzie o złych zamiarach, szkodzący bliźnim. Polacy uciekający z kraju przed 1989 rokiem korzystali z gościny innych państw. Korzystali i później, wyjeżdżając za chlebem. Nam można, a innym do nas nie można? Gdzie tu uczciwość i sprawiedliwość? My wyjeżdżaliśmy, by mieć co dobrego na chleb położyć i polepszyć swój status społeczny, a oni nie mają nawet tego chleba i wody. Umierają z głodu i są zagrożeni wojną. Polacy stanowią znaczną emigrację ekonomiczną na świecie, a nie zgadzają się na przyjęcie garstki ludzi, którzy potrzebują pomocy. To brak logiki. Pomagajcie tym, którzy są w potrzebie.
Czy można łączyć żarliwość religijną z nieprzyjmowaniem uchodźców?
Żarliwość religijna nie jest potrzebna. Potrzebna jest cnota i otwarcie się na bliźniego. Bądźmy z ludźmi, którzy cierpią, tak jakbyśmy to my cierpieli. Nie odwracajmy się od tych, którzy są zagrożeni ludobójstwem, śmiercią głodową i cierpieniem. Nieprzyjmowanie uchodźców jest praktycznym zrezygnowaniem z bycia chrześcijaninem. Wstydzę się za tych, którzy nie chcą się wywiązać ze swojego obowiązku nie tylko chrześcijańskiego, ale i czysto ludzkiego.
Rządzący chronią Polaków, żeby nasze ulice nie wyglądały tak, jak w Niemczech czy we Francji.
Polacy powinni poczuć obowiązek moralny, który pozwoli im stanąć z otwartym sercem wobec uchodźców.
Za nieprzyjmowanie uchodźców Komisja Europejska grozi sankcjami.
Siedem tysięcy uchodźców to garstka. Polska z honorem powinna wypełniać swoje zobowiązania. Kościół jest gotów przyjąć uchodźców. Są przygotowane parafie, domy diecezjalne, ludzie do ich obsłużenia. Chcemy pomagać korytarzami humanitarnymi. W stosunkach międzynarodowych obowiązują pewne zasady. Polska zobowiązała się, będąc w UE, do stosowania reguł, które obowiązują wszystkich. Zgodziliśmy się nie tylko na korzyści związane z członkostwem w Unii, ale również na obowiązek rozwiązywania problemów ludzkich.
Premier Szydło chce, żeby Polska pomagała uchodźcom, ale na miejscu, np. w Syrii, i przeznacza na to 4 mln zł.
Ta kwota to kpina. Bardzo mała pomoc. Chyba tylko przysłowiowy ciemny lud ma uwierzyć, że pomagamy uchodźcom. Problem jest prosty: jeśli prawdą jest, że większość Polaków jest przeciwko uchodźcom, to rząd nie może się opowiedzieć za ich przyjmowaniem, bo straci poparcie społeczne i władze. Wielką tragedią jest to, że polityka zabija wewnętrzne odczucia moralne ludzi. Niszczy człowieka od wewnątrz dla celów politycznych.
Również Grzegorz Schetyna powiedział, że PO nie jest za przyjmowaniem uchodźców.
Włącza się w kampanię. Za wcześnie. Zachował się jak rządzący, którzy walczą o poparcie. Nie rozumiem tej deklaracji. Wzbudziła duże zdziwienie.
Polska powinna być ukarana przez Komisję Europejską, jeśli nie przyjmie uchodźców?
Nie. I nie sądzę, żeby doszło do finansowego ukarania Polski, ale jakieś inne sankcje pewnie nas spotkają. Niedobrze się dzieje w naszej ojczyźnie.
Miesięcznice smoleńskie są uroczystościami religijnymi?
Jeśli uroczystość ma miejsce w kościele, to tak. Mieszkam przy krakowskiej katedrze i widzę miesięcznice, które nie odbywają się już co miesiąc, ale dwa razy w miesiącu, bo również w miesięcznice pochówku pary prezydenckiej na Wawelu. Dwutygodnice zastąpiły miesięcznice. Ludzie wychodzący z katedry robią tylko politykę. Te marsze i wypowiedzi przed Pałacem Prezydenckim nie mają charakteru religijnego. Miesięcznice smoleńskie to czysta polityka. Podczas przemówień nie ma słów o ofiarach katastrofy i samym Smoleńsku. Nie chodzi już o zmarłych. Chodzi o politykę. To, co się tam słyszy podczas wystąpień, to włosy dęba stają na głowie.
Szef MSWiA mówi, że te wystąpienia mają charakter religijny i że skandalem jest ich zakłócanie.
Wystąpienia prezesa PiS podczas miesięcznic smoleńskich nie mają charakteru religijnego. Powtórzę, te marsze to polityka, nie uroczystości religijne. Religia staje się łatwym instrumentem do manipulacji.
Żałoba może trwać tyle lat?
Jak ktoś bardzo kochał, to żałoba może trwać i całe życie. Ale tu już nie ma mowy o żałobie, ale o wykorzystywaniu tragedii jako narzędzia politycznego, aż ktoś zwycięży. A że jeszcze całkowicie nie zwyciężył, to będą trwały długo.
Prezes Kaczyński mówił, że będą trwały, dopóki pomnik Lecha Kaczyńskiego i ofiar katastrofy smoleńskiej nie stanie na Krakowskim Przedmieściu.
To tylko pretekst. Gdyby nie ten, byłby inny. Wkrótce w każdym miasteczku będzie musiał być pomnik Lecha Kaczyńskiego, jak w ZSRR pomnik Stalina. Rosjanie, żeby podlizać się rządzącym, stawiali pomniki Stalina. Powstawały jak grzyby po deszczu od Moskwy po najmniejsze miasteczka. W każdym domu musiał wisieć portret Stalina. Można próbować wprowadzić taką religię, ale to będzie religia Kaczyńskiego, nie religia chrześcijańska.
Jarosław Kaczyński podkreśla, że każdy, kto jest polskim patriotą, musi być przekonany, że warto, by pomniki jego brata stały w różnych polskich miastach.
Jeszcze niech w każdym domu będzie portret Lecha Kaczyńskiego, przed którym trzeba będzie się kłaniać, jak w Korei Północnej. Od początku mówiłem, że pochówek na Wawelu był błędem. Tworzy się kult. Zrobiono, jak zrobiono, ale nie ma sensu nakręcanie tego na większe obroty. Dzisiaj policjanci każdego 18. dnia miesiąca ochraniają Wawel. Jakby stan wojenny był w Polsce. Sami policjanci się z tego śmieją, ale robią, co im rozkazano. Po co? I ile to kosztuje Polaków?
Może błędem są kontrmanifestacje, przed którymi ochrania policja?
Nikt nie powinien być dyskryminowany. Jeśli mamy wolny kraj, to powinno być nieograniczone prawo do manifestacji. Tylko nie nazywajmy ich uroczystościami religijnymi.
Czy księdzu biskupowi podobają się hasła skandowane przez ONR i Młodzież Wszechpolską typu: „Nie islamska, nie laicka, tylko Polska katolicka”?
To niepokojące zagrożenie, na które chuchają rządzący. Wsącza się niebezpieczne idee młodym Polakom, że Polska ponad wszystkim. Polska nigdy nie była krajem czysto katolickim. Może dopiero po 1945 roku, kiedy odcięto protestantów, stała się jednolita, katolicka. Kościół nigdy nie zaaprobuje systemu państwowego, który byłby oparty na zasadach wiary. Nie jest mu to potrzebne. Ma swoje struktury i sposoby zwracania się do ludzi z orędziem ewangelicznym.
Opozycja chce, żeby ONR został zdelegalizowany.
To niebezpieczne zjawisko, ale to nie moja decyzja.
Czy czas już na zmianę konstytucji i mocniejsze w niej zapisy odnoszące się do wiary i Boga?
Nie. Konstytucja będzie miała dopiero 20 lat, a to wiek wchodzenia w dorosłość. Pozwólmy jej dojrzeć. Szum wokół jej zmiany jest zupełnie niepotrzebny. Rządzący chcą doprowadzić do takich zapisów konstytucyjnych, które sankcjonowałyby wszystkie nadużycia, jakie zostały dokonane na obecnej konstytucji. A jest ich dużo.
Nie jest potrzebne wyraźniejsze odniesienie się do Boga?
To kolejna próba odwracania kota ogonem. W obecnie obowiązującej ustawie zasadniczej jest wystarczający zapis w tym zakresie. Bezprawie i niesprawiedliwość jeszcze dużo rzeczy wymyśli.
No cóż – w końcu wiem co robią „prawdziwi chrześcijanie”.
Z ciekawego wykładu wynotowuję:
inspiracja – prof. Krzysztof Meissner
Dopisek z dyskusji po analizie hasła „Kreacjonizm” na Wikipedii:
Lewactwo zawsze stosuje dwie miary, mentalność Kalego. Lewactwo uważa, że ich wiara to jeszcze nie do końca udowodnione fakty a wiara innych to mimo dowodów i przesłanek zabobon.
Wikipedia jest Oświeceniowa, dlatego wszystko gdzie pojawi się osobowy Bóg jest czymś co należy odrzucić i wyśmiać.
W załączniku film z wykładem „Znaczenie tajemnicy w fizyce – prof. dr hab. Krzysztof Meissner”
Znalezione na serwisie fejsowym:
Znajomy miał takiego mema, którego muszę odnotować. Wymyślone to jest przez lewaka, bo takim był Orwell.
Lewicowość jest czymś w rodzaju fantazji masturbacyjnej, dla której świat faktów nie ma większego znaczenia.
George Orwell

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
lewactwo,
lewicowość,
orwell

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Lewicowość jest czymś w rodzaju fantazji masturbacyjnej, dla której świat faktów nie ma większego znaczenia.
George Orwell
George Orwell
Źle się dzieje w państwie duńskim…
UCHWAŁA
Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 7 kwietnia 2017 r.
w sprawie uczczenia setnej rocznicy objawień fatimskich
W roku 2017 przypada setna rocznica objawień fatimskich. W swoim orędziu Matka Boża przewidziała największe wydarzenia XX wieku, a jego przesłanie jest nadal aktualne.
W sposób niezwykle dramatyczny, poprzez przekazanie trzyczęściowej tajemnicy oraz spektakularny cud słońca, Matka Boża przypomniała ewangeliczną prawdę, że ludziom do szczęścia, tak naprawdę, potrzebny jest tylko Wszechmocny Bóg, który stworzył nas dla siebie i pragnie podzielić się z nami pełnią szczęścia.
Rzadko które wydarzenie religijne odegrało tak ważną rolę w dziejach Kościoła, a nawet całego świata, jak objawienia fatimskie. Mając również na względzie obecną sytuację geopolityczną Polski przesłanie fatimskie nabiera dla naszej Ojczyzny szczególnego znaczenia.
Z powodu wagi i doniosłości orędzia z 1917 roku Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, przekonany o jego szczególnym znaczeniu, pragnie uczcić objawienia fatimskie w ich setną rocznicę.
UZASADNIENIE
Objawienia fatimskie, rozpoczęły się w Fatimie, 13 maja 1917 roku. Tego dnia ukazała się po raz pierwszy Matka Boża Fatimska przekazując światu i Kościołowi swoje Orędzie, poprzez trójkę dzieci: Hiacyntę, Franciszka i Łucję. Objawień było sześć, podczas których przekazane zostały trzy tajemnice fatimskie, poprzedzone objawieniami anielskimi. To zjawienie się Matki Bożej i przekazywane prze kolejne 6 miesięcy orędzie wytyczało kierunek drogi dla świata, dotkniętego wówczas wojnami i przygotowującego się do rewolucji październikowej w Rosji, która następnie objęła wiele krajów świata.
Od 1917 roku zmieniło się wiele elementów w panoramie Europy i świata; w ciągu tego wieku, a zwłaszcza w ostatnich latach, byliśmy świadkami licznych doniosłych wydarzeń. Jednak orędzie w fatimskie, nadal jest stałym punktem odniesienia i wezwaniem do życia ewangelią. Wciąż istnieje jeszcze niebezpieczeństwo, że miejsce marksizmu zająć może ateizm w innej postaci, który wychwalając wolność zmierza do zniszczenia samych korzeni moralności ludzkiej i chrześcijańskiej.
Jan Paweł II podkreślał, że „orędzie fatimskie jest ściśle związane z przeznaczeniem Kościoła i ludzkości i musi być podejmowane z pokolenia na pokolenie, zgodnie z coraz nowymi znakami czasu. Trzeba do niego nieustannie powracać. Trzeba go podejmować wciąż na nowo”. Te wypowiedzi Ojca Świętego na temat orędzia fatimskiego i jego aktualnego znaczenia są potwierdzeniem tego jak ważne jest upamiętnienie setnej rocznicy objawień fatimskich.
Obchody stulecia to nie tylko wspomnienie historyczne, ale przede wszystkim okazja do głoszenia wezwania Matki Boskiej w Fatimie, której orędzie nadal wywiera dobroczynny wpływ na współczesność i przyszłość drogi Kościoła oraz historii ludzkości.
Przypadająca w 2017 roku setna rocznica objawień fatimskich to wielkie święto promieniujące na cały świat. Uczczenie przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej setnej rocznicy objawień fatimskich będzie wymownym aktem, nadającym międzynarodową rangę temu wydarzeniu.
Osobiście wierzę, że cud słońca miał miejsce, i że „Matka Boska” która się tam objawiła coś przekazał, pewnie były to nawet te trzy tajemnice, ale wierzę też, że pod tą Matkę Boską podłożył się upadły anioł światłości, i to co przekazał było inną ewangelię niż tą, którą głosili apostołowie Pana Jezusa.
Szkoda, że nasz sejm zajmuje się propagowaniem zwiedzenia.
Ważne, więc odnotowuję.
2017-03-14 wywiad z Kaczyńskim – rp.pl.pdf
Świat się zmienia, zmienia się bardzo. Otóż po 9 latach przyszło mi na konferencji PLNOG wysłuchać wykładu o neutralności DC. Było pięknie. Referował Sylwek Biernacki, który jako prezes ATM powiedział: „… i wtedy zbudowaliśmy obiekty na konduktorskiej”. Siedzący na sali w barwach Orange (dawniej TP S.A.) Darek Wichniewicz nic nie powiedział. A na parkingu przed Marriottem dalej stoi mocno nieświeży samochód dostawczy z logo PLIX. Pewnie kiedyś przywiózł tu jakieś neutralne pakiety (L3) w ramkach (L2) i tak został.
Dopisek wyjaśniający po latach (w ’21), aby po kolejnych latach pamiętać:
Fajnie jest obserwować ludzi, gdy mówi się im, że prędkość światła nie jest stała, zmniejsza się, że światło porusza się coraz wolniej, a w czasach rzymskich to pewnie biegło dwa, albo i cztery razy szybciej.
Obserwowałem to 20 lat temu, obserwowałem 10 lat temu, obserwuję i teraz. Ciekawe będę co będzie za 10 lat, gdy napisze o tym jakaś poważna gazeta, albo telewizja PLANET, a na Discovery pójdą dalej i będą twierdzić, że zawsze tak twierdzili. Pewnie na kanałach ViaSat pojawią się filmy o spisku, który fałszuje badania, bo przecież prędkość światła jest stała 🙂 podobnie jak dźwięk A miał mieć 435 a nie 440Hz.
A kto wie, że do połowy XIX wieku większość fizyków uważała, że prędkość świata jest nieskończona?
A właściwie to skąd wiemy to co wiemy? A właściwie to dlaczego nie można uczynić Słowa Bożego pełnym autorytetem odnośnie swojego życia? O prędkości światła jest tam niewiele, ale też nie ma ona aż takiego znaczenia dla mojego życia abym tą zmianą, lub jej brakiem miał się przejmować.
Dziś już nie mówi się o kimś, że był pijanym, zresztą nie wiadomo czy był czy nie był, i nie wiadomo też co to znaczy „pijany”. Teraz mówi się, że „był z lekko niedysponowany. Podejrzewano symptomy choroby filipińskiej, wszak był to sobotni wieczór. Miał też wyraźne problemy z artykulacją logiczno-logopedzyczną swoich wątpliwych jakościowo treści”.
I takie niszczenie języka jest ewidentnym wkładem prezydenta Kwaśniewskiego w życie publiczne Polski.
A notka ta powstała bo mi się zachciało Polsat oglądać.
Przeglądam wiadomości a tu:
Wiadomość #1:Eksperci potwierdzają właśnie wiarygodność pochodzących z szafy Kiszczaka kwitów, które Wałęsa podpisywał w latach 70-tych.
Wiadomość #2:IPN potwierdził (co było jawne i udokumentowane od czasów słynnej książki Gontarczuka i Cenckiewicza), że SB w latach 80-tych preparowała kwity na Wałęsę. Oczywiście nagłówek brzmi „SB preparowało kwity na Wałęsę” i tyle wystarczy, więcej się nie czyta.
No i jak zwykle w takich sytuacjach obie te wiadomości (bynajmniej nie sprzeczne) przez ludzi „wierzących” przyjmowane są tylko w połowie – każdy przyjmuje swoją wiadomóść aby wierzyć bardziej, drugą traktują jako dezinformację wytworzoną przez wrogów i kłamców.
A tu patrz – wygląda na to, że obie są prawdziwe.
Dla zainteresowanych przypomnę. W latach 80-tych, jak w SB dowiedzieli się o możliwości przyznania Wałęsie Nobla, w Biurze Studiów i Analiz wyprodukowano kwity, które następnie podrzucono ambasadorowi Norwegii. Ciekawe było to, że kwity te wyprodukowano lekko przerabiając oryginały dokumentów. Jest to dość dobrze udokumentowane, bo produkujący te fałszywki oficer SB, musząc zniszczyć coś archiwalnego sporządzili na tą okoliczność stosowne notatki służbowe, które w tych archiwach się zachowały. Cenckiewicz to opisywał, dokumenty upubliczniał, więc jest to jasne i bardzo wiarygodne.
Wielu moich kolegów cieszyło się. Czasem przy piwie udają wolnorynkowców ale potem zwycięża głupota, wiara w propagandę, socjalizm i cieszą się, że gminy będą nam wywozić śmieci zamiast firmy pana Janka.
A odnośnie mojego płacenia to było tak:
Zwrócę tylko uwagę, że praktycznie we wszystkich okolicznych gminach śmieci wywozi albo niemiecki Remondis albo spółki miejskie przez ten Remondis kontrolowane.
Na stronie Ministerstwa Finansów takie coś wywieszono.
1. Wykonanie budżetu państwa po listopadzie 2016 r. w stosunku do ustawy budżetowej na 2016 r. (po zm.) wg. szacunkowych danych wyniosło:
Deficyt budżetu państwa po listopadzie 2016 r. wyniósł 27,6 mld zł tj. 50,4% wartości planowanej w ustawie budżetowej. Był on niższy o 8,5 mld zł w stosunku do wykonania po listopadzie 2015 r. (36,1 mld zł).
2. Dochody budżetu państwa w okresie styczeń-listopad 2016 r.Wg szacunkowych danych w okresie I-XI br. dochody budżetu państwa były wyższe o 11,6% w porównaniu z tym samym okresem roku ubiegłego. Dochody podatkowe wzrosły w tym okresie o 7,4 % r/r.
Wzrost dochodów w stosunku do okresu I-XI 2015 r. odnotowano we wszystkich głównych podatkach:
Dochody z tytułu podatku od niektórych instytucji finansowych za okres III-XI wyniosły 3,1 mld zł.
W listopadzie br. kontynuowany był pozytywny trend w realizacji dochodów z VAT. W październiku br. dynamika nominalna sprzedaży detalicznej była relatywnie wysoka – wyniosła 103,7%, co miało pozytywny wpływ na wykonanie dochodów z VAT.
W okresie I-XI 2016 r. dochody niepodatkowe były o 13,5 mld zł wyższe niż w roku ubiegłym, głównie ze względu na wpływy z tytułu aukcji LTE w lutym i lipcu br. na łączną kwotę 9,2 mld zł oraz wpłatę w lipcu br. z zysku z NBP w wysokości 7,9 mld zł.
3. Wydatki budżetu państwa w okresie styczeń-listopad 2016 r.Wykonanie wydatków budżetu państwa w okresie I-XI 2016 r. wg szacunkowych danych wyniosło 322,1 mld zł tj. 87,4% planu.
Największe różnice w wykonaniu wydatków w stosunku do roku ubiegłego odnotowano w ramach budżetów wojewodów, co jest głównie związane z wypłatą w okresie kwiecień – październik br. świadczeń wychowawczych w ramach priorytetowego rządowego programu rodzina 500 plus.
Z Frondy, ale było to też na serwisie „Zdrowa Nauka”.
Celem tego opracowania jest porównanie niektórych doktryn i założeń eschatologii islamskiej i chrześcijańskiej.
Przeprowadzając analizę islamskich doktryn i wierzeń dotyczących czasów ostatecznych zobaczymy, że występuje tutaj zdumiewająca korelacja do prawd oraz proroctw zawartych w Biblii.
W islamskiej eschatologii zasadniczą rolę odgrywają trzy postacie:
– Mahdi, który jest oczekiwanym islamskim mesjaszem;– Jezus, o którym jest powiedziane, że powróci jako prawdziwy muzułmanin; oraz– Dadżdżal, który jest uważany za wielkiego kłamcę, antychrysta.
W dalszej części tego opracowania pokażemy, że islamska koncepcja mesjasza, Mahdiego, zarówno, co do jego natury, jak i zamierzeń, odpowiada biblijnej koncepcji Antychrysta.
Analogicznie, podobną analogię zauważamy pomiędzy muzułmańskim Jezusem, który będzie pomocnikiem Mahdiego, oraz Fałszywym Prorokiem z Księgi Objawienia.
Postać Dadżdżala, który występuje w islamskiej tradycji jako antychryst oraz fałszywy żydowski mesjasz, wykazuje wiele podobieństw do biblijnego Jezusa Chrystusa.
Hipotezą, którą tutaj przyjmuje się jest to, że islam będzie głównym narzędziem, które Szatan użyje w swym ostatecznym starciu z Bogiem.
Jeżeli islamska eschatologia jest adekwatna, oznacza to, że w czasie powrotu biblijnego Jezusa, większość muzułmańskiego świata zobaczy w jego osobie, zapowiedzianego w świętych księgach, wielkiego zwodziciela i antychrysta, Dadżdżala.
Przypuszczalnie analogiczna sytuacja będzie miała miejsce podczas pojawienia się biblijnego Antychrysta. Poprzez swoje słowa i działania Antychryst zdoła przekonać muzułmanów, że jest on długo oczekiwanym przez nich mesjaszem, Mahdim.
Koncepcja przedstawiona tutaj jest zarysem poglądów Joela Richardsona.
Islamska teologia oraz prawo (szariat) opierają się głównie na Koranie oraz Sunnie.
Koran jest fundamentalną świętą księgą islamu, przekazaną w całości przez Mahometa, założyciela i „proroka” islamu. Słowo „koran” w języku arabskim oznacza „recytacja” lub „czytanie”. Muzułmanie wierzą, że Koran jest literalnym przekazem słów Allacha.
Sunna w języku arabskim oznacza „droga” lub „ścieżka” i jest zbiorem opowieści o czynach i wypowiedziach proroka Mahometa, stanowiących muzułmańską tradycję religijną.
Na sunnę składają się hadisy oraz siraty. Hadisy to opowieści przytaczające wypowiedzi Mahometa. Siraty są biografiami proroka islamu.
Sunna według muzułmanów posiada tą samą ważność, co Koran. Muzułmanie przyjmują, że znajomość sunny jest niezbędna dla prawidłowej interpretacji Koranu.
Islamskie wierzenia na temat czasów ostatecznych pochodzą głównie z hadisów.
Aby podkreślić rolę, jaką eschatologia pełni w wierzeniach muzułmańskich przytoczmy tutaj fragment z Koranu:
Nie dość jest, aby zostać sprawiedliwym, obracać oblicze swe na Wschód lub Zachód, trzeba jeszcze wierzyć: w Boga, w dzień ostateczny, w Aniołów, w Koran, w Proroka. (Sura 2:172)
Widzimy, że wierzyć w czasy ostateczne i wydarzenia poprzedzające je jest obowiązkiem każdego prawdziwego muzułmanina.
W muzułmańskich wierzeniach na temat czasów ostatecznych, centralny punkt stanowi koncepcja, mówiąca o pojawieniu się człowieka nazywanego „Mahdi”.
Mahdi jest również czasami określany przez szyickich muzułmanów jako Sahib Al-Zaman albo Al-Mahdi al-Muntadhar, co oznacza „Pan Wieku” lub „Oczekiwany Zbawiciel”.
Andrzej Sarwa, autor książki „Dni Mahdiego. Zaświaty w wierzeniach muzułmańskich”, zwraca uwagę na to, że chociaż słowo „mahdi” nie występuje w Koranie, jest ono szeroko znane i od wieków powszechnie używane w świecie islamu.
Wyjaśniając, kim jest Mahdi, Andrzej Sarwa pisze:
„Mahdi, jako jeden z wielkich znaków eschatologicznych pojawia się przy końcu wieku VII, i wówczas na trwałe zajmuje miejsce w teologii szyickiej. Szyici oczekują objawienia się przy końcu czasów doskonałego męża Bożego, ukrywającego się, świętego, posiadającego dar nieomylności Imama – Mahdiego, który przywróci światu pełnię świętej łączności z Bogiem, czystość religii, (z której usunie wszelki fałsz i późniejsze naleciałości niezgodne z objawieniem), natomiast w sferze społecznej miłość, pokój, ład i zjednoczenie wszystkich ludzi. Po przygotowaniu przez Mahdiego świata na Dzień Ostatni, jego rola dobiegnie końca.” [1]
Pomimo istnienia różnic w wierzeniach pomiędzy szyitami i sunnitami, możemy powiedzieć, że koncepcja Mahdiego ma charakter uniwersalny i jest akceptowana przez większość świata muzułmańskiego.
Postać Mahdiego jest dla muzułmanów w pewnym sensie tym samym, co postać Chrystusa (Mesjasza) dla chrześcijan.
Wyrażając to w prostych słowach możemy powiedzieć, że Mahdi jest islamskim mesjaszem lub zbawicielem.
Szejk Kabbani, autor książki „ Approach of Armageddon” pisze:
„Żydzi oczekują Mesjasza, chrześcijanie oczekują Jezusa, natomiast muzułmanie oczekują obydwu Mahdiego i Jezusa. Wszystkie religie opisują ich jako ludzi przychodzących, aby zbawić świat”. [2]
Według tradycji islamskiej Mahdi będzie ostatecznym kalifem islamu, tzn. następcą Mahometa na ziemi. Gdy pojawi się, muzułmanie na całym świecie będą zobligowani, aby podążać za nim.
W jednym z hadisów jest napisane:
„Gdy zobaczysz go, idź i wyraź mu swoją lojalność, nawet jeżeli musisz przedzierać się przez lód, ponieważ on jest wice-regentem (kalifem) Allacha, Mahdim.”
[If you see him, go and give him your allegiance, even if you have to crawl over ice, because he is the Vice-regent (Khalifa) of Allah, the Mahdi] [3].
Joel Richardson twierdzi, że gdy muzułmanie wołają o przywrócenie kalifatu, w rzeczywistości wołają oni o rządy Mahdiego. [4]
Muzułmanie wierzą, że Mahdi ustanowi nowy (islamski) światowy porządek na całej ziemi:
„On pojawi się ponownie w wyznaczonym dniu, i wtedy będzie walczył przeciwko siłom zła, poprowadzi światową rewolucję, i ustanowi nowy światowy porządek oparty na sprawiedliwości, prawości i cnocie… ostatecznie prawi wezmą zarządzanie światem w swoje ręce i islam będzie zwycięski nad wszystkimi religiami.”
[He will reappear on the appointed day, and then he will fight against the forces of evil, lead a world revolution, and set up a new world order based on justice, righteousness, and virtue … ultimately the righteous will take the world administration in their hands and Islam will be victorious over all the religions.] [5]
Będzie on przyszłym światowym muzułmańskim przywódcą, który będzie panował zarówno nad krajami muzułmańskimi, jak i nad resztą świata.
Podczas, gdy niektórzy muzułmanie wierzą, że większość mieszkańców ziemi nawróci się na islam pokojowo podczas panowania Mahdiego, to większość tradycji muzułmańskich przedstawia nawrócenie świata na islam jako efekt militarnego podboju (dżihadu).
Abduallrahman Kelani, autor „The Last Apocalypse” mówi o wielu bitwach, do których dojdzie podczas rządów Mahdiego:
„Mahdi otrzyma obietnicę wierności jako kalif muzułmanów. On poprowadzi muzułmanów w wielu bitwach dżihadu. Jego panowanie będzie kalifatem, który kieruje się prowadzeniem Proroka. Wiele bitew będzie miało miejsce pomiędzy muzułmanami i niewierzącymi podczas rządów Mahdiego…” [6]
Islamska tradycja naucza, że Mahdi dołączy do armii muzułmańskich wojowników z czarnymi flagami, po czym poprowadzi je przeciwko Izraelowi.
„Rasulullah [Mahomet] powiedział: Armie niosące czarne flagi nadejdą z Khurasan. Żadna siła nie będzie w stanie ich zatrzymać i ostatecznie dotrą oni do Eela [Baitul Maqdas w Jerozolimie], gdzie zatkną swoje flagi.”
[Rasulullah (Muhammad) said: „Armies carrying black flags will come from Khurasan. No power will be able to stop them and they will finally reach Eela (Baitul Maqdas in Jerusalem) where they will erect their flags”][7]
„Gdy zobaczysz czarne flagi nadchodzące z Khurasan, wtedy dołącz do nich, nawet jeżeli miałoby to oznaczać przedzieranie się przez śnieg. Zastępca Allacha, Mahdi, będzie pomiędzy nimi.”
[When you see the black banners coming from Khurasan, then go to them even if that means crawling over the snow. The Deputy of Allah, the Mahdi, will be among them.] [8]
Szejk Kabbani wyjaśnia, że Khurasan oznacza współczesny Iran lub Centralną Azję.[9]
Czarne flagi nawiązują do wydarzenia z życia proroka islamu, Mahometa. Kiedy Mahomet powrócił do swojego rodzinnego miasta, Mekki, po ośmiu latach wygnania, towarzyszyło mu dziesięć tysięcy muzułmańskich wojowników z czarnymi flagami w rękach. Na flagach było wypisane po arabsku tylko jedno słowo: kara.[10] Czarne flagi nazywane są również flagami dżihadu i są używane współcześnie przez muzułmańską armię.
Nazwa „Baitul Maqdas” w języku arabskim oznacza „święty dom” i odnosi się do meczetu Kopuła na Skale znajdującym się na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie.
Egipscy autorzy Izzat i Arif w książce „Al Mahdi and the End Time” piszą, że Jerozolima zostanie zdobyta przez muzułmańskie armie, po czym stanie się ona centrum islamskiego kalifatu i islamskich rządów, na czele, których stanie imam Mahdi. [11]
Muzułmanie wierzą, że większość Żydów zostanie całkowicie unicestwiona w tym czasie.
Następny fragment hadisu pochodzi z Sahih Al-Buchari’ego, i muzułmanie uważają go za najbardziej wiarygodny tekst po Koranie:
„Opowiadał Abu Huraira, że Prorok powiedział: Dzień Sądu nie przyjdzie dopóki muzułmanie nie będą walczyć z Żydami i nie zabiją ich. Żydzi schowają się za kamieniami i drzewami, a kamienie i drzewa zawołają: O muzułmaninie, o sługo Allaha, za mną jest Żyd, przyjdź i zabij go! Tylko drzewo gharqad tego nie uczyni, gdyż jest to drzewo Żydów”. [12]
[The Prophet said … the last hour would not come unless the Muslims will fight against the Jews and the Muslims would kill them until the Jews would hide themselves behind a stone or a tree and a stone or a tree would say: Muslim or the servant of Allah, there is a Jew behind me; come and kill him.] (Sahih Muslim Book 041, Number 6985)
W innym hadisie jest mowa o siedmioletnim traktacie pokojowym, który Mahdi zawrze z chrześcijańskimi krajami oraz Izraelem.
„Rasulullah [Mahomet] powiedział: Będą cztery traktaty pokojowe pomiędzy tobą a rzymianami. Czwarty traktat zostanie zawarty za pośrednictwem człowieka będącego potomkiem Hadrat Aarona (czcigodnego Aarona – brata Mojżesza) i będzie zawarty na siedem lat.”
[Rasulullah (Muhammad) said: „There will be four peace agreements between you and the Romans (Christians). The fourth agreement will be mediated through a person who will be from the progeny of Hadrat Haroon (Honourable Aaron – Moses’s brother) and will be upheld for seven years.][13]
Joel Richardson wskazuje na to, że termin „rzymianie” powinien być rozumiany jako chrześcijanie lub ogólnie Zachód.
Jest powiedziane tutaj, że traktat ten ma być zawarty za pośrednictwem człowieka będącego Żydem.
Jednakże najbardziej zdumiewającym szczegółem tego traktatu jest to, że zostanie on zawarty na siedem lat.
Dokładnie ten sam okres czasu jest wymieniony w Biblii, gdy jest mowa o porozumieniu pomiędzy Antychrystem a Izraelem.
Wydaje się, że wymieniony okres siedmiu lat, na który zostanie zawarty traktat pokojowy, określa zarazem długość panowania Mahdiego:
„Prorok powiedział… On będzie rozdzielał własność i rządził ludźmi według Sunny ich Proroka i ustanowi islam na ziemi. On pozostanie siedem lat, potem umrze i muzułmanie będą modlić się nad za niego”
[The Prophet said … He will divide the property, and will govern the people by Sunnah of their Prophet and establish Islam on Earth. He will remain seven years, then die, and Muslims will pray over him] [14]
Mahdi opisywany jest również przez niektórych muzułmańskich autorów jako jeździec na białym koniu:
„Znajduję Mahdiego zapowiedzianego w Księgach Proroków… Na przykład Księga Objawienia powiada: I widziałem, a oto biały koń, ten zaś, który siedział na nim, miał łuk, a dano mu koronę, i wyruszył jako zwycięzca, aby dalej zwyciężać” (Ka’b al Ahbar). [15]
Co więcej, jest powiedziane o Mahdim, że ujawni on zagubione, nieznane fragmenty Tory. [16]
Wszystko wskazuje na to, że celem „ujawnienia” tych nieznanych dotychczas fragmentów Biblii będzie przekonanie chrześcijan i Żydów o słuszności islamu.
Według Biblii Antychryst objawi się w czasach ostatecznych jako człowiek, który będzie przywódcą potężnego światowego imperium. Mówi o tym między innymi Księga Daniela.
W Księdze Daniela, w siódmym rozdziale, znajdujemy opis „czterech zwierząt”, reprezentujących cztery światowe imperia, o których jest powiedziane, że będą panować na ziemi, przed czasem powrotu Mesjasza.
Przechodząc do wyjaśnienia symbolu czwartego zwierzęcia Daniel pisze:
(23) I tak rzekł: Czwarte zwierzę oznacza czwarte królestwo na ziemi, które jest inne niż wszystkie królestwa; ono pochłonie całą ziemię, podepcze i zmiażdży ją. (24) A dziesięć rogów znaczy, że z tego królestwa powstanie dziesięciu królów, a po nich powstanie inny; ten będzie inny niż poprzedni i obali trzech królów. (25) I będzie mówił zuchwałe słowa przeciwko Najwyższemu, będzie męczył Świętych Najwyższego, będzie zamyślał odmienić czasy i zakon; i będą wydani w jego moc aż do czasu i dwóch czasów i pół czasu. (26) Potem odbędzie się sąd i pozbawią go władzy, aby ją ostatecznie zniszczyć i obalić. (27) Królestwo, władza i moc nad wszystkimi królestwami pod całym niebem będą przekazane ludowi Świętych Najwyższego. Jego królestwo jest królestwem wiecznym, a wszystkie moce jemu będą służyć i jemu będą poddane. (Ks. Daniela 7:23-27)
Z wersetów tych dowiadujemy się, że czwarte królestwo doprowadzi do wielkiego zniszczenia na całej ziemi.
Początkowo królestwo to będzie koalicją dziesięciu ‘królów’. Następnie pojawi się kolejny, jedenasty ‘król’, który obali trzech ‘króli’, przejmując władzę nad podległymi im królestwami.
Jedenastym ‘królem’ jest Antychryst, określany przez Daniela terminem „mały róg”.
Antychryst będzie przywódcą, który przejmie władzę nad wszystkimi dziesięcioma ‚państwami’, przedstawionymi symbolicznie pod postacią rogów, tworząc w ten sposób „czwarte imperium” o niespotykanej do tej pory sile i brutalności.
Jest powiedziane tutaj, że Antychryst będzie prześladował wierzących i wielu w tym czasie poniesie śmierć. Terror Antychrysta będzie trwał przez 3 lata i 6 miesięcy (czas, dwa czasy i pół czasu).
Panowanie Antychrysta zostanie obalone poprzez Mesjasza, Jezusa Chrystusa, który powróci w tym czasie, aby ustanowić Boże panowanie na ziemi (Tysiącletnie Królestwo).
W Księdze Objawienie znajdujemy podobny opis imperium Antychrysta, przedstawiony przez Jana.
(1) I widziałem wychodzące z morza zwierzę, które miało dziesięć rogów i siedem głów, a na rogach jego dziesięć diademów, a na głowach jego bluźniercze imiona. (…) (5) I dano mu paszczę mówiącą rzeczy wyniosłe i bluźniercze, dano mu też moc działania przez czterdzieści i dwa miesiące. (6) I otworzyło paszczę swoją, by bluźnić przeciwko Bogu, bluźnić przeciwko imieniu jego i przybytkowi jego, przeciwko tym, którzy mieszkają w niebie. (7) I dozwolono mu wszcząć walkę ze świętymi i zwyciężać ich; dano mu też władzę nad wszystkimi plemionami i ludami, i językami, i narodami. (8) I oddadzą mu pokłon wszyscy mieszkańcy ziemi, każdy, którego imię nie jest od założenia świata zapisane w księdze żywota Baranka, który został zabity. (Ks. Objawienia 13:1, 6-8)
Termin „zwierzę” występuje tutaj z dwóch znaczeniach.
W pierwszym znaczeniu „zwierzę wychodzące z morza” reprezentuje (podobnie jak w Księdze Daniela) królestwo Antychrysta. „Dziesięć rogów” wskazuje na liczbę narodów i ich przywódców, którzy zjednoczą się, aby utworzyć to królestwo.
W drugim znaczeniu „zwierzę” odnosi się do człowieka, którego nazywamy Antychryst.
Widzimy z proroctwa Jana, że imperium to będzie miało globalny zasięg. Podobnie jak Daniel, również Jan zapowiada prześladowanie wierzących. Ponownie znajdujemy tutaj odwołanie do okresu czasu 3 lat i 6 miesięcy (czterdzieści i dwa miesiące), mówiącego o „wielkim ucisku”.
Z przedstawionych tutaj wersetów biblijnych widzimy, że Antychryst będzie politycznym i militarnym liderem o autorytecie niespotykanym do tej pory w historii.
W islamskiej tradycji Mahdi, podobnie jak Antychryst, jest przedstawiany jako polityczny i militarny światowy przywódca, o autorytecie niespotykanym do tej pory w historii.
Jest powiedziane o nim, że będzie „walczył przeciwko siłą zła, doprowadzi do światowej rewolucji, i ustanowi nowy światowy porządek oparty na sprawiedliwości, prawości i cnocie … ” [17]
Muzułmanie wierzą, że Mahdi będzie miał władzę nad całą ziemią jako ostatni kalif (następca Mahometa) islamu. W tym czasie rządy nad ziemią przejdą w ręce muzułmanów, a islam będzie jedyną prawomocną i dozwoloną religią.
Biblia wskazuje na to, że Antychryst będzie również duchowym przywódcą, którego autorytet będzie rozpoznawany na całym świecie.
W Księdze Objawienia możemy czytać o tym, że Antychryst będzie wymagał wielbienia go. Uwielbienie to będzie skierowane zarówno do Szatana („smoka”), jak i Antychrysta („zwierzęcia”) (Obj 13:4, 8; 2 Tes 2:1-4).
Poza tym Antychrystowi będzie towarzyszył człowiek występujący w Księdze Objawienia jako „fałszywy prorok”. Główną rolą Fałszywego Proroka będzie wykonywanie zwodniczych znaków i cudów, aby przekonać mieszkańców ziemi, aby uwielbili Antychrysta („zwierzę)” (Obj 19:20).
Zgodnie z muzułmańską tradycją Mahdi będzie światowym liderem, który doprowadzi do tego, że każdy, kto praktykuje jakąkolwiek inną religię poza islamem będzie musiał wyrzec się swojej wiary i uwielbić Boga islamu.
Mahdi ustanowi „nowy światowy porządek” oparty na religii Islamu.
Widzimy, więc że zarówno Mahdi, jak i Antychryst, są przedstawiani jako liderzy globalnego ruchu religijnego, który odciągnie ludzi od wielbienia Boga Biblii i jego syna Jezusa Chrystusa.
Biblia wyraźnie naucza, że Szatan, przy pomocy Antychrysta, będzie zamierzał wymordować najpierw Żydów, a później Chrześcijan. Jest to przepowiedziane proroczo w Księdze Objawienia w rozdziale 12 i 13.
(13) A gdy smok ujrzał, iż został zrzucony na ziemię, zaczął prześladować niewiastę, która porodziła chłopczyka. (14) I dano niewieście dwa skrzydła wielkiego orła, aby poleciała na pustynię na miejsce swoje, gdzie ją żywią przez czas i czasy, i pół czasu, z dala od węża (…) (17) I zawrzał smok gniewem na niewiastę, i odszedł, aby podjąć walkę z resztą jej potomstwa, które strzeże przykazań Bożych i trwa przy świadectwie o Jezusie. (Ks. Objawienia 12:13-14, 17)
Termin „niewiasta, która porodziła chłopczyka” odnosi się do Izraela, z którego narodził się Mesjasz. Określenie „czas i czasy, i pół czasu” oznacza 3 lata i 6 miesięcy i odnosi się do Wielkiego Ucisku, kiedy to Antychryst będzie miał autorytet, aby panować nad ziemią. „Reszta potomstwa, które strzeże przykazań Bożych” to chrześcijanie.
Jest to jedyny fragment w Biblii, który bezpośrednio wskazuje na prześladowanie zarówno Żydów, jak i Chrześcijan poprzez Antychrysta.
Islamska tradycja mówi wiele o przyjęciu islamu poprzez Żydów i Chrześcijan w czasie pojawienia się Mahdiego.
Ajatollah Ibrahim Amini pisze:
„Mahdi zaoferuje religię islamu Żydom i Chrześcijanom; jeśli oni zaakceptują ją, będą oszczędzeni, w przeciwnym wypadku będą zabici”. [18]
Przywołajmy tutaj jeszcze raz cytowany wcześniej fragment hadisu ze zbioru Sahih Al-Buchari’ego:
„Opowiadał Abu Huraira, że Prorok powiedział: Dzień Sądu nie przyjdzie dopóki muzułmanie nie będą walczyć z Żydami i nie zabiją ich. Żydzi schowają się za kamieniami i drzewami, a kamienie i drzewa zawołają: O muzułmaninie, o sługo Allaha, za mną jest Żyd, przyjdź i zabij go! Tylko drzewo gharqad tego nie uczyni, gdyż jest to drzewo Żydów”.
Muzułmańscy autorzy zwracają często uwagę na to, że to szczególne drzewo „gharqad” jest sadzone obecnie w dużych ilościach w Izraelu.
Pokazuje to, że muzułmanie wierzą, że ostateczny holokaust Żydów będzie miał miejsce w obecnym państwie Izrael.
Biblia uczy, że Antychryst, ze swoją wielonarodową koalicją, zaatakuje Izrael, a specyficznie Jerozolimę.
Jest o tym mowa między innymi w Ks. Zachariasza 14:2 oraz Ks. Ezechiela 38:9-12 (Joel Richardson przyjmuje, że Gog to jedno z określeń odnoszących się do Antychrysta).
Słowa apostoł Pawła w Liście do Tesaloniczan 2:4 wskazują na to, że Świątynia Boża zostanie ponownie odbudowana w przyszłości.
Paweł mówi również o tym, że Antychryst zbezcześci odbudowaną Świątynię, „zasiadając” w niej i wymagając dla siebie boskiego uwielbienia.
Zarówno pierwsza Świątynia, zbudowana przez Salomona, jak i druga Świątynia, ta, która stała w czasach Jezusa, były ulokowane w Jerozolimie, na górze Moria. Miejsce to współcześnie znane jest jako Wzgórze Świątynne.
Druga Świątynia została zburzona w 70 roku przez Rzymian. Zburzenie Świątyni zostało przepowiedziane przez Jezusa (Mat 24:1-2).
Na Wzgórzu Świątynnym znajdują się obecnie dwa meczety: Al-Aksa oraz Kopuła na Skale. Miejsce to uznawane jest przez muzułmanów za trzecie najświętsze miejsce w islamie.
Po tym jak Antychryst zdobędzie Jerozolimę, uczyni on ze Wzgórza Świątynnego, a specyficznie z odbudowanej Świątyni, miejsce swoich rządów.
W tym czasie nienawiść Antychrysta do Żydów objawi się w pełni. W Mat 24:16-22 Jezus proroczo ostrzega mieszkańców Jerozolimy i Izraela, przed prześladowaniami, które rozpoczną się w tym czasie.
Podobnie jak o Antychryście, jest powiedziane o Mahdim, że zaatakuje Izrael i zdobędzie go dla islamu.
„Armie z czarnymi flagami nadejdą z Khurasan (Iran). Żadna siła nie będzie w stanie ich zatrzymać i ostatecznie dotrą do Eela (meczet Kopuła na Skale na Wzgórzu Świątynnym). Jerozolima będzie lokalizacją prawdziwego kalifatu i centrum islamskich rządów, którym będzie przewodził imam Mahdi.” [19]
Częścią eschatologicznych wierzeń w islamie jest zdobycie Jerozolimy i uczynienie Wzgórza Świątynnego centrum władzy islamskiego kalifatu.
W tym czasie też będzie miała miejsce największa w historii rzeź Żydów.
Po tym jak Antychryst dojdzie do władzy, jest powiedziane, że zawrze on z Izraelem porozumienie pokojowe na okres siedmiu lat.
Jest o tym mowa w Księdze Daniela 9:27:
(27) I zawrze ścisłe przymierze z wieloma na jeden tydzień, w połowie tygodnia zniesie ofiary krwawe i z pokarmów. A w świątyni stanie obraz obrzydliwości, który sprawi spustoszenie, dopóki nie nadejdzie wyznaczony kres spustoszenia.
Specyficzne hebrajskie słowo użyte w tym wersecie przetłumaczone jako siedem to „shabuwa”. Słowo to oznacza tydzień, jednakże może być rozumiane jako tydzień dni lub tydzień lat. Teologowie są zgodni, że w tym konkretnym wersecie „shabuwa” powinno być rozumiane jako siedem lat.
Porozumienie zawarte przez Antychrysta da Izraelczykom pozorne poczucie bezpieczeństwa.
Wszystko wskazuje na to, że częścią tego porozumienia będzie zgoda na odbudowanie Świątyni w Jerozolimie.
Dalej werset ten mówi o tym, że w połowie siedmiu lat Antychryst złamie warunki porozumienia, doprowadzi do zaprzestania składania ofiar w Świątyni, oraz umieści w „miejscu najświętszym” swój posąg i ogłosi siebie bogiem.
Prorok Izajasz nazywa to porozumienie Antychrysta z Izraelem „przymierzem ze śmiercią” (Ks. Izajasza 28:14-15).
Podobnie jak o Antychryście, jest powiedziane o Mahdim, że doprowadzi do zawarcia czwartego i ostatniego traktatu pokojowego pomiędzy „rzymianami” (chrześcijańskim zachodem) i muzułmanami.
Ważne jest to, że ten czwarty traktat pokojowy ma być zawarty za pośrednictwem potomka brata Mojżesza, kapłana Aarona. Widzimy, więc tutaj wyraźne odniesienie do narodu żydowskiego.
Do potomków Aarona możemy zaliczyć „kohanim”. Tylko oni z pomiędzy wszystkich Żydów mogą pełnić funkcje kapłańskie w Świątyni. Znajdujemy tutaj jeszcze jedną wskazówkę sugerującą, że Świątynia w Jerozolimie będzie odbudowana w tym czasie.
Najbardziej zdumiewającym szczegółem tego traktatu jest okres czasu, na który zostanie zawarty. Traktat pokojowy zawarty przez Mahdiego zostanie zawarty na siedem lat. Jest to dokładnie ten samy okres czasu, jaki był wymieniony w przypadku porozumienia pomiędzy Antychrystem a Izraelem.
Wspominany już przez nas wcześniej fragment hadisu podaje:
„Rasulullah [Mahomet] powiedział: Będą cztery traktaty pokojowe pomiędzy tobą a rzymianami. Czwarty traktat zostanie zawarty za pośrednictwem człowieka będącego potomkiem Hadrat Aarona (czcigodnego Aarona – brata Mojżesza) i będzie zawarty na siedem lat.” [20]
W Księdze Daniela jest napisane, że Antychryst będzie „zamyślał odmienić czasy i zakon” (Dan 7:25).
Zgodnie z muzułmańskimi wierzeniami Mahdi zmieni prawo poprzez instytucjonalizację islamskiego prawa – szariatu – na całej zamieszkałej ziemi.
Jeżeli chodzi o druga kwestię, zmianę czasu, to należy wziąć pod uwagę to, że muzułmanie posiadają swój własny kalendarz.
Muzułmański kalendarz zbudowany jest na wydarzeniach z życia Mahometa. Muzułmanie przyjmują, że przestrzeganie tego kalendarza jest obowiązkiem każdego wierzącego, jako nakaz pochodzący z Koranu.
Muzułmanie posiadają również odmienny układ dni tygodnia. Świętym dniem dla muzułmanów jest piątek. W tym dniu zbierają się oni w meczetach, modlą się oraz odpoczywają.
Widzimy, że jeżeli muzułmanie przejmą dominację nad całym światem, islamskie prawo i muzułmański kalendarz będzie narzucony wszystkim mieszkańcom ziemi.
Ostatnie podobieństwo pomiędzy Antychrystem i Mahdim dotyczy tego, że obaj są identyfikowani z biblijnym wersetem opisującym jeźdźca na białym koniu
W Księdze Objawienia jest powiedziane:
I widziałem, a oto biały koń, ten zaś, który siedział na nim, miał łuk, a dano mu koronę, i wyruszył jako zwycięzca, aby dalej zwyciężać. (Ks. Objawienia 6:2)
W Księgi Objawienia, w szóstym rozdziale, apostoł Jan pisze o otwarciu poprzez Jezusa siedmiu pieczęci, będących początkiem gniewu Bożego.
W rezultacie otwarcia pierwszej pieczęci, widzimy pojawienie się jeźdźca na białym koniu*, który symbolizuje Antychrysta.
*Jeździec ten różni się od ‚jeźdźca na białym koniu’, który pojawia się przy końcu Księgi Objawienia, i który symbolizuje przychodzącego Mesjasza – Jezusa.
Pojawienie się Antychrysta rozpoczyna sąd Boga nad mieszkańcami ziemi.
Następstwami pojawienia Antychrysta, reprezentowanymi przez kolejne pieczęcie, będą: wojny, głód, zarazy i śmierć, prześladowania i męczeństwo wierzących, wielkie trzęsienia ziemi, gniew Boży.
Wielu teologów uważa, że biały koń, na którym jedzie Antychryst jest imitacją białego konia, na którym będzie siedział Jezus, w czasie swojego powrotu na ziemię (Obj 19:11).
W tym sensie Antychryst będzie imitacją Chrystusa, fałszywym mesjaszem.
Łuk bez strzał, który widzimy w dłoni Antychrysta symbolizuje fałszywy pokój. Być może jest to odniesienie do fałszywego pokoju, który Antychryst zawrze z Izraelem na siedem lat.
Korona na jego głowie mówi o pozycji jego autorytetu. Widzimy również, że prawdziwą motywacją jeźdźca jest zwyciężanie, podbój.
W biblijnym obrazie jeźdźca na białym koniu, z koroną na głowie, podbijającego narody, muzułmanie widzą Mahdiego.
Ka’b al Ahbar, wczesny muzułmański nauczyciel hadisów, powiada:
„Znajduję Mahdiego zapowiedzianego w Księgach Proroków… Na przykład Księga Objawienia powiada: I widziałem, a oto biały koń, ten zaś, który siedział na nim, miał łuk, a dano mu koronę, i wyruszył jako zwycięzca, aby dalej zwyciężać.” [21]
Według tradycji islamskiej po pojawieniu się Mahdiego, kolejnym ważnym wydarzeniem będzie powrót Jezusa.
Zarówno Koran, jak i większość muzułmanów w odniesieniu do Jezusa używa imienia Isa (lub Eesa) al-Maseeh (Mesjasz).
– Pierwszą rzeczą, którą potrzebujemy zrozumieć odnośnie muzułmańskiej koncepcji Jezusa jest to, że muzułmanie odrzucają ideę, że Jezus był lub jest synem Bożym.
Koran podaje:Żydzi powiadają, że Ozair jest synem Bożym; Chrześcijanie toż samo mówią o Jezusie, oni mówią jak niewierni, którzy ich poprzedzili i zaprzeczali jedności Boskiej. Niech niebo ukarze ich bluźnierstwa. (Sura 9:30)
Bóg nie może mieć Syna! Niech będzie chwała Jego Imienia On rozkaże, a na głos Jego, nicość ożyje. (Sura 19:36)
– Drugą rzeczą, którą potrzebujemy zrozumieć jest to, że muzułmanie odrzucają chrześcijańską koncepcję trój-jedyności Boga (Trójcy), tym samym zaprzeczając, że Jezus jest Bogiem.
Jest powiedziane w Koranie:Ci, którzy powiadają, że Jezus syn Maryi jest Bogiem: mówią bluźnierstwo. Nie powiedział, że On sam: chwalcie Boga, mojego i waszego Pana; kto daje najwyższemu równego, nie wejdzie do rozkosznych ogrodów, ogień będzie jego mieszkaniem, odrzucony, niech się nie spodziewa ratunku. Ci, którzy wierzą, w trójcę Boga, są bluźniercy: jeden tylko jest Bóg. Jeżeli nie zmienią wiary swej, kara bolesna będzie nagrodą ich bezbożności. (Sura 5:76-77)
– Trzecią rzeczą, którą muzułmanie przyjmują odnośnie Jezusa, jest to, że Jezus nie umarł na krzyżu za grzechu ludzi.
Koran podaje:I rzekli (Żydzi): skazaliśmy na śmierć Mesjasza, Jezusa Syna Maryi posłańca Bożego; lecz oni go nie skazali na śmierć i nie ukrzyżowali: postać pozorna ciała zawiodła ich okrucieństwa. Ci, którzy się o to sprzeczają, zostają w samych wątpliwościach, nie oświeca ich prawdziwa nauka, a tylko sposób ich sądzenia. Oni nie zabili rzeczywiście Jezusa; Bóg go wziął do siebie, ponieważ On jest potężny i mądry. (Sura 4:155)
Koran zaprzecza temu, że Jezus był ukrzyżowany lub w ogóle doświadczył śmierci.
„Tak, więc ktoś został istotnie ukrzyżowany. Nie był to jednak Jezus (…). Kogoś innego ukrzyżowano zamiast niego. Bóg zabrał Jezusa (…) i uratował go przed śmiercią z rąk jego siepaczy, tak jak to zawsze czynił w przypadku wcześniejszych proroków zagrożonych śmiercią z rąk wrogów. Allach (…) ukoronował misję Jezusa na ziemi wybawieniem go od gwałtownej śmierci i podniósł go do niebios.” [22]
W islamie przyjmuje się, że po tym jak Allach w cudowny sposób wyratował Jezusa od śmierci, Jezus został fizycznie zabrany do nieba, gdzie będzie przebywać do czasu jego powrotu na ziemię.
– Czwartą rzeczą jest to, że muzułmanie odrzucają pogląd, że Jezus był zbawicielem.
Muzułmanie uważają, że Jezus był jednym z wielu proroków służących Allachowi. Pomimo tego, że przypisują oni Jezusowi tytuł „mesjasza”, termin ten w ich rozumieniu jest pozbawiony jego prawdziwego biblijnego znaczenia.
Koran podaje:Mesjasz Jezus syn Maryi, jest tylko posłańcem Najwyższego; inni posłańcy poprzedzili go. (…) Dowodzimy jedności Boga, pomimo to oni oddają się kłamstwu. (Sura 5:79)
Według islamskiej tradycji powrót Jezusa będzie miał miejsce w okolicach Damaszku, w Syrii.
„Jezus pojawi się w Damaszku, w okresie, gdy Mahdi pojawi się w Mekce, a tymczasowo zwycięskie hordy wrogów islamu będą przewalać się przez Bliski Wschód w kierunku miejscowości Lod w Palestynie. (…) Z proroctwa (Muhammada) wynika, iż Jezus ponownie pojawi się na wschodnim minarecie wielkiego meczetu w Damaszku (Meszid Umayyad), skąd zejdzie jak normalny człowiek.” [23]
Według islamu Jezus powróci na ziemię jako wierny muzułmanin. Po powrocie Jezus odbędzie rytualną pielgrzymkę do Mekki. W jednym z hadisów jest powiedziane, że pójdzie on na grób Mahometa i odda mu hołd, poczym Mahomet odpowie Jezusowi tym samym z grobu. [24]
Islamska tradycja naucza, że gdy chrześcijanie zobaczą, że Jezus jest muzułmaninem wielu z nich nawróci się na islam.
Jezus ustanowi islamskie prawo szariat jedynym obowiązującym na całej ziemi. [25]
Według islamskiej tradycji Jezus położy kres chrześcijaństwu. Wszyscy chrześcijanie będą mieli do wyboru zaakceptować islam lub umrzeć.
Sidheeque M. A. Veliankode, muzułmański teolog, pisze:
„Jezus, syn Marii, wkrótce zstąpi (z nieba) pomiędzy muzułmanów jako sprawiedliwy sędzia… Jezus będzie rządził zgodnie z prawem islamu… wszyscy ludzie będą zobowiązani przyjąć islam i nie będzie innej alternatywy.” [26]
Zabije on człowieka zwanego Dadżdżal, który jest muzułmańskim odpowiednikiem Antychrysta, oraz jego zwolenników, składających się głównie z Żydów. [27]
„Zgodnie z proroctwem Muhammada (…), pojawi się on ponownie na ziemi wraz z Mahdim aby stoczyć zwycięski pojedynek z szatańskim Antychrystem – Dadżdżalem, przywódcą armii niewiernych chcących podbić ziemie islamu i zniszczyć Mekkę oraz Medynę. Będzie to sygnalizować nadejście nowej ery w dziejach świata i islamu. Po stoczeniu zwycięskiej walki Jezus (…) zniszczy symbole krzyża i będzie żył około czterdziestu lat jako żonaty muzułmanin. Potem umrze naturalną śmiercią, kończąc swoją przerwaną misję na ziemi. Zostanie on pogrzebany w Medynie pomiędzy grobami Proroka Muhammada (…) i jego następcy Abu Bakra (…).”[28]
Islamska tradycja naucza, że w ostatecznej wojnie pomiędzy muzułmanami i Żydami, Jezus będzie tym, który odegra najważniejsza rolę w wymordowaniu Żydów.
Na koniec jest powiedziane o Jezusie, że po tym, jak zagładzi on wszystkich odrzucających islam, oraz zabije Dadżdżala i jego zwolenników, ożeni się on, będzie miał dzieci i umrze naturalną śmiercią.
Podsumowując tą część naszych rozważań możemy powiedzieć, że muzułmańska koncepcja tego, kim jest Jezus i jaki będzie cel jego powrotu, drastycznie różni się od biblijnej koncepcji.
Porównując biblijną koncepcję czasów ostatecznych z islamską koncepcją czasów ostatecznych, pokazaliśmy, że występuje tutaj zdumiewające podobieństwo w opisie postaci Antychrysta i Mahdiego.
Okazuje się, że poza istnieniem ewidentnego podobieństwa pomiędzy Antychrystem i Mahdim, zarówno, co do ich natury i zamierzeń, istnieje podobny związek pomiędzy biblijnym Fałszywym Prorokiem z Księgi Objawienia a muzułmańskim Jezusem (Isa al-Masih).
Biblia naucza, że w ostatnich dniach Szatan wzbudzi dwóch ludzi, których zadaniem będzie odwieść ludzi od wielbienia prawdziwego Boga. Jednym z tych ludzi będzie Antychryst, drugim Fałszywy Prorok.
Terminem „Fałszywy Prorok” pojawia się w Biblii tylko jeden raz, w Księdze Objawienia 19:20. Apostoł Jan mówiąc o Fałszywym Proroku używa również terminu „drugie zwierzę” lub „inne zwierzę”.
W trzynastym rozdziale Księgi Objawienia jest napisane:
11. I widziałem inne zwierzę, wychodzące z ziemi, które miało dwa rogi podobne do baranich, i mówiło jak smok. 12. A wykonuje ono wszelka władzę pierwszego zwierzęcia na jego oczach. Ono to sprawia, że ziemia i jej mieszkańcy oddają pokłon pierwszemu zwierzęciu, którego śmiertelna rana była wygojona. 13. I czyni wielkie cuda, tak, że i ogień z nieba spuszcza na ziemię na oczach ludzi. 14. I zwodzi mieszkańców ziemi przez cuda, jakie dano mu czynić na oczach zwierzęcia, namawiając mieszkańców ziemi, by postawili posąg zwierzęciu, które ma ranę od miecza, a jednak zostało przy życiu. (Ks. Objawienia 13:11-14)
Powiedziane jest tutaj o Fałszywym Proroku, że będzie on czynił wszelkie cuda na oczach ludzi, nawet ogień z nieba będzie spuszczał na ziemię.
Fałszywy Prorok zwiedzie wielu ludzi, którzy uwierzą mu, że jego moc pochodzi od Boga.
Celem Fałszywego Proroka będzie uwiarygodnić Antychrysta jako tego, który posiada boski autorytet na ziemi. (Jest bardzo prawdopodobne, że Antychryst będzie próbował zaprezentować się światu jako oczekiwany mesjasz.)
W czternastym wersecie jest powiedziane o tym, że Fałszywy Prorok przekona ludzi, aby postawili posag Antychrystowi. (Prawdopodobną lokalizacją posagu Antychrysta będzie odbudowana Świątynia w Jerozolimie.)
Apostoł Jan kontynuuje:15. I dano mu tchnąć ducha w posąg zwierzęcia, aby posąg zwierzęcia przemówił i sprawił, że wszyscy, którzy nie oddali pokłonu posągowi zwierzęcia, zostaną zabici. 16. On też sprawia, że wszyscy, mali i wielcy, bogaci i ubodzy, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na swojej prawej ręce albo na swoim czole, 17. I że nikt nie może kupować ani sprzedawać, jeżeli nie ma znamienia, to jest imienia zwierzęcia lub liczby jego imienia. (Ks. Objawienia 13:15-17)
Będzie coś niezwykłego w tym posągu. Jan podaje, że nie tylko posąg przemówi, ale sprawi, „że wszyscy, którzy nie oddali pokłonu posągowi zwierzęcia, zostaną zabici”.
Ponadto z wersetów szesnastego i siedemnastego dowiadujemy się, że wszyscy mieszkańcy ziemi będą zmuszeni przyjąć „znamię” na rękę lub czoło. Przyjęcie tego szczególnego znamienia będzie równoznaczne z uwielbieniem Antychrysta.
Bez „znamienia” na ręku lub czole nie będzie możliwe normalne funkcjonowanie w społeczeństwie. Biblia podaje, że bez znamienia „nie [będzie] może kupować ani sprzedawać”. Co więcej, na ludzi, którzy odrzucą uwielbienie Antychrysta oraz przyjęcie jego znamienia będzie wydany wyrok śmierci ze strony oficjalnej władzy.
Apostoł Jan pisze:… widziałem też dusze tych, którzy zostali ścięci za to, że składali świadectwo o Jezusie i głosili słowo Boże, oraz tych, którzy nie oddali pokłonu zwierzęciu ani posagowi jego i nie przyjęli znamienia na czoło i na rękę swoją … (Ks. Objawienia 20:4)
Jak widzimy z powyższych wersetów Fałszywy Prorok przyczyni się do wymordowania wielkiej liczby ludzi, którzy zdecydują się pozostać wiernymi Bogu Biblii i Jego synu Jezusowi.
Muzułmański Jezus podobnie jak Fałszywy Prorok przyjdzie, aby nawrócić chrześcijan i Żydów na nową religię. W przypadku muzułmańskiego Jezusa religią tą będzie islam.
Jest powiedziane o muzułmańskim Jezusie, że razem z Mahdim, ustanowi on islamskie prawo szariat obowiązującym na całej ziemi.
W tym czasie wszyscy mieszkańcy ziemi będą zobowiązani zaakceptować islam i nie będzie innej alternatywy dla nikogo.
Islamska tradycja naucza o Jezusie, że zagładzi on wszystkich odrzucających islam.
Widzimy tutaj wyraźną analogię do Fałszywego Proroka, o którym jest powiedziane, że będzie zamierzał wymordować wszystkich ludzi, którzy odrzucą uwielbienie Antychrysta i nie przyjmą „znamienia” na czoło lub rękę.
Islamska tradycja przedstawia Jezusa jako lidera armii, która wymorduje dziesiątki tysiące Żydów, którzy będą podążać za Dadżdżalem (muzułmańskim Antychrystem).
Analogicznie Biblia mówi o inwazji na Izrael, zbezczeszczeniu Świątyni oraz wymordowaniu więcej niż połowy mieszkańców Izraela w wyniku działań Antychrysta i fałszywego proroka.
Zarówno o muzułmańskim Jezusie, jak i fałszywym proroku, jest powiedziane, że przyczynią się do ustanowienia systemu prawnego, który usankcjonuje masowe egzekucje każdego, kto odrzuci przyjęcie globalnej religii (w pierwszym przypadku islamu, w drugim – uwielbienia Antychrysta).
Trzecią bardzo ważną postacią występującą w islamskiej eschatologii jest człowiek, którego pełny tytuł brzmi Al-Maseeh (Mesjasz) Ad-Dajjal (kłamca, oszust).
Opis Dadżdżala występuje w wielu hadisach. Odwołamy się tutaj wyłącznie do najbardziej powszechnych cech przypisywanych tej postaci.
Dadżdżal jest przedstawiany w literaturze muzułmańskiej jako zwodziciel i oszust, który będzie podawać się za Mesjasza, a w rzeczywistości będzie Antychrystem.[29]
Jest powiedziane o Dadżdżalu, że będzie posiadał moc czynienia cudów i tymczasowo posiądzie władzę nad całą ziemią:
„Prorok ostrzegał nas, że w ostatnich dniach pojawi się człowiek, który oszuka całą ludzkość. Dadżdżal będzie posiadał władzę nad tym światem. Dlatego też, muzułmanie musza być ostrożni, aby nie mieć miłości tego świata w swoich sercach, aby nie porzucili swojej religii i nie poszli za nim. On będzie w stanie uzdrawiać chorych przez przeciągnięcie swojej ręki nad nimi, jak Jezus to czynił, jednakże przez to oszustwo Dadżdżal poprowadzi ludzi drogą prosto do piekła. Stąd też Dadżdżal jest fałszywym Mesjaszem, albo Anty-Chrystusem (Massih al-Dajjal). On będzie udawał, że jest prawdziwym Mesjaszem, i oszuka ludzi pokazując im cudowne moce.” [30]
Islamska tradycji wskazuje na to, że Dadżdżal będzie twierdził, że jest Jezusem Chrystusem.
Znany muzułmański teolog Abu Ameenah Bilal Phillips pisze, że Dadżdżal będzie również utrzymywał, że jest on Bogiem. [31]
Muzułmanie wierzą, że trzy miasta będą wyłączone spod władzy Dadżdżala i tam muzułmanie będą mogli szukać schronienia. Tymi miastami będą: Mekka, Medyna i Damaszek. [32] Poza tymi trzema miastami, Dadżdżal wkroczy do każdego innego miejsca na ziemi, aby zwieść tych, którzy będą je zamieszkiwać.
Co więcej, jest powiedziane o Dadżdżalu, że będzie niewidomy na jedno oko [33], oraz, że pomiędzy oczami będzie miał wypisane słowo „niewierny” (kaafir), które będzie widoczne wyłącznie dla prawdziwych muzułmanów. [34]
W oparciu o różne islamskie tradycje muzułmanie wierzą, że Dadżdżal będzie Żydem.
Na przykład Matloob Ahmed Qasmi, muzułmański autor, zatytułował swoją książkę: Emergence of Dajjal, the Jewish King (Pojawienie się Dadżdżala, Żydowskiego Króla).
Imam Autonomii Palestyńskiej szejk Ibrahim Mahdi w jednym ze swoich kazań, transmitowanych przez palestyńska telewizję, stwierdza:
„Żydzi oczekują fałszywego żydowskiego mesjasza, podczas, gdy my oczekujemy z pomocą Allacha … Mahdiego i Jezusa, pokój niech będzie z nim. Czyste ręce Jezusa zamordują fałszywego żydowskiego mesjasza. Gdzie? W mieście Lod, w Palestynie. Palestyna będzie, jak to było w przeszłości, cmentarzyskiem dla najeźdźców.”
O Dadżdżalu islamska tradycja podaje, że zostanie on zabity przez muzułmańskiego Jezusa. [35]
Trzecie podobieństwo pomiędzy biblijną a islamską eschatologią występuje w opisie postaci biblijnego Jezusa i muzułmańskiego antychrysta – Dadżdżala.
Pomimo tego, że w islamskiej literaturze znajdujemy wiele fantastycznych i dziwacznych opisów Dadżdżala, najbardziej podstawowe wierzenia na temat tej postaci możemy sprowadzić do kilku punktów.
– Po pierwsze, Dadżdżal będzie utrzymywał, że jest Jezusem Chrystusem, żydowskim Mesjaszem.– Po drugie, powstanie on w obronie Izraela przeciwko Mahdiemu i muzułmańskiemu Jezusowi.– Po trzecie, zwiedzie on wielu ludzi, aby porzucili islam.
Widzimy, więc, że biblijny Jezus Chrystus wypełnia główne oczekiwania, które muzułmanie mają wobec Dadżdżala.
Prawdziwy Jezus rzeczywiście powróci jako obrońca Izraela i jej duchowego potomstwa, chrześcijan.
Jeżeli islamskie proroctwa są w pewnym stopniu adekwatne, to pokazują one nam, że częścią strategii Szatana jest to, że gdy rzeczywisty Jezus powróci, na ziemi będzie już człowiek, który wcześniej przekona ludzi, że to on jest „Jezusem”. Człowiekiem tym będzie Fałszywy Prorok.
Jeżeli rzeczywiście będzie miało to miejsce, to świat muzułmański oskarży prawdziwego Jezusa, że jest Dadżdżalem, antychrystem.
W oparciu o islamską tradycję, muzułmanie oczekują również, że Dadżdżal będzie przyjęty przez Żydów jako Mesjasz.
Jest to zgodne z Biblią. Proroctwa biblijne nie pozostawiają wątpliwości, co do faktu, że Żydzi uznają Jezusa za ich Mesjasza (Ks. Zachariasza 12:10, 14:1, 3, 4; Rzym 11:26; Ks. Objawienia 7:3-4, 14:1,3).
Będzie to dodatkowym potwierdzeniem dla muzułmanów, że Jezus jest przepowiedzianym Dadżdżalem, wielkim kłamcą.
Co więcej, wszystko wskazuje na to, że islamska tradycja będzie użyta poprzez Szatana nie tylko w celu uniemożliwienia muzułmanom przyjęcia prawdziwego Jezusa w czasie Jego powrotu, ale również, jako inspiracja do wojny z Nim (Jezusem).
Chrześcijanie często zadają sobie pytanie, jak to możliwe, że w ostatnich dniach ludzie powstaną do wojny przeciwko Chrystusowi. Czyż walka z Bogiem nie wydaje się szaleństwem? Islamska eschatologia daje nam odpowiedź na to pytanie.
Wiele faktów wskazuje na to, że islam będzie głównym narzędziem, które Szatan użyje w swym ostatecznym starciu z Bogiem.
Biblia dostarcza nam wielu przesłanek potwierdzających założenie, że ostateczne imperium Antychrysta będzie składać się wyłącznie z krajów islamskich.
Czytając księgi proroków takich jak Izajasz, Jeremiasz, Ezechiel, Zachariasz, Ozeasz widzimy wyraźnie, że odnosząc się do czasów ostatecznych, mówią oni o konflikcie pomiędzy Izraelem a krajami będącymi współcześnie opanowanymi przez islam.
Opis imperium Antychrysta znajdujemy w Księdze Objawienia:
3. I zaniósł mnie w duchu na pustynię. I widziałem kobietę siedzącą na czerwonym jak szkarłat zwierzęciu, pełnym bluźnierczych imion, mającym siedem głów i dziesięć rogów. (…) 9.Tu trzeba umysłu obdarzonego mądrością. Siedem głów to siedem pagórków, na których rozsiadła się kobieta, i siedmiu jest królów; 10. Pięciu upadło, jeden jest, inny jeszcze nie przyszedł, a gdy przyjdzie, będzie mógł krótko tylko pozostać. 11. A zwierzę, które było, a już go nie ma, jest ósmym, i jest z owych siedmiu, idzie na zatracenie. 12. A dziesięć rogów, które widziałeś, to dziesięciu króli, którzy jeszcze nie obieli królestwa, lecz obejmą władzę jako królowie na jedną godzinę wraz ze zwierzęciem.13. Ci są jednej myśli, i oddadzą moc i władzę swoją zwierzęciu.14. Będą oni walczyć z Barankiem, lecz Baranek zwycięży ich, bo jest Panem panów i Królem królów, a z nim ci, którzy są powołani i wybrani, oraz wierni. (Ks. Objawienia 17:3, 9-14)
W wersetach 9 – 10 znajdujemy wyjaśnienie, że „siedem głów” reprezentuje siedem światowych imperiów. W czasie, gdy Jan otrzymał to objawienie, pierwszych pięć z owych siedmiu imperiów już nie istniało.
Według Joela Richardsona owych pięć imperiów to:
– Egipskie– Asyryjskie– Babilońskie– Perskie– Macedońsko – Greckie
Szóste imperium, istniało za życia Jana. Szóstym imperium było:– Cesarstwo Rzymskie
O siódmym imperium Jan nie mógł posiadać wiedzy, dlatego, że pojawiło się ono prawie XIV wieków po jego śmierci. Siódmym imperium było:– Ottomańskie Imperium Tureckie
Zauważmy, że wszystkie z wymienionych powyżej mocarstw, włączając w to Imperium Ottomańskie, spełniają dwa warunki:
– po pierwsze, wszystkie te imperia panowały nad Bliskim Wschodem, włączając w to Jerozolimę;– po drugie, każde z tych imperiów, albo zniszczyło albo wchłonęło imperium je poprzedzające.
W 395 roku Cesarstwo Rzymskie zostało rozdzielone na dwie części: zachodnią ze stolicą w Rzymie, i wschodnią ze stolicą w Konstantynopolu.
Wschodnia część Cesarstwa Rzymskiego pozostała w historii znana jako Cesarstwo Bizantyjskie.
W 410 roku zachodnia część Cesarstwa Rzymskiego, łącznie ze stolicą w Rzymie, została podbita przez barbarzyńskie plemiona niemieckie.
Upadek zachodniej, europejskiej części Cesarstwa Rzymskiego nie oznaczał jednakże jego całkowitego unicestwienia. Stolica cesarstwa oraz jego tron został przeniesiony do Konstantynopolu.
Wschodnia część Cesarstwa Rzymskiego przetrwała kolejne tysiąc lat, aż została podbita przez Turków w 1453 roku.
Tureckie Imperium nastąpiło po Cesarstwie Rzymskim i panowało nad całym Bliskim Wschodzie, oraz nad Jerozolimą, przez prawie pięćset lat. Imperium Tureckie istniało aż do 1909 roku.
Widzimy, więc że jedynie Ottomańskie Imperium Tureckie spełnia wymagania stawiane przez Biblie siódmemu imperium.
W cytowanym tutaj fragmencie z Księgi Objawienia apostoł Jan mówi o imperium Antychrysta:
11. A zwierzę, które było, a już go nie ma, jest ósmym, i jest z owych siedmiu, idzie na zatracenie. (Ks. Objawienia 17:11)
Imperium Antychrysta będzie ósmym i ostatnim imperium. Jest powiedziane o tym imperium, że będzie ono jednym „z siedmiu”. Oznacza to, że jedno z wymienionych przez nas poprzednio imperiów będzie ponownie panować na ziemi w przyszłości.
Joel Richardson twierdzi, że ósmym imperium, będzie odrodzone Imperium Tureckie.
W wersecie 12 znajdujemy wyjaśnienie, że „dziesięć rogów” oznacza dziesięć narodów, które zjednoczą się w dniach ostatnich, aby utworzyć imperium Antychrysta. Jeżeli nasze interpretacja jest trafna Turcja stanie na czele tego nowego imperium.
(Aby dowiedzieć się więcej o imperium Antychrysta, opisanego w Księdze Objawienie przejdź tutaj).
Analizując biblijne proroctwa, widzimy, że odrodzenie państwa Izrael musiało mieć miejsce w „przerwie” następującej po upadku „siódmego imperium” i poprzedzającej powstanie ostatniego „ósmego imperium”.
Bóg od starożytnych czasów, wielokrotnie przepowiadał poprzez swoich proroków, że nadejdzie czas, gdy państwo żydowskie przestanie istnieć a jego mieszkańcy będą rozproszeni pomiędzy wszystkie narody ziemi.
Ostateczne rozproszenie Izraela miało miejsce po zniszczeniu Świątyni oraz zburzeniu Jerozolimy przez Rzymian w I wieku, zgodnie z tym, jak przepowiedział to Jezus.
Od tamtych wydarzeń prawie przez dwa tysiące lat Żydzi w większości byli zmuszeni żyć z dala od ziemi obiecanej im przez Boga. Przez cały ten okres ziemia izraelska pozostawała w rękach innych narodów.
Dopiero pod koniec XX wieku, w 1948 roku państwo Izrael powróciło do swojej egzystencji.
Bóg mówiąc o przyszłości Izraela, zapowiedział również, że dniach ostatnich, powstanie jeszcze jedno światowe imperium. Imperium to, którego przywódcą będzie człowiek znany nam jako Antychryst, zaatakuje Izrael, dążąc do jej całkowitego unicestwienia. Jest powiedziane w Biblii, że będzie to miało miejsce w dniach, gdy naród żydowski będzie żył w swojej ziemi, w Izraelu, bezpiecznie i w dobrobycie.
Według J. Richardsona odpowiedź na pytanie o wielkość przyszłego imperium Antychrysta znajdujemy w Księdze Ezechiela.
Prorok Ezechiel mówiąc o przyszłym ataku na Izrael wymienia listę narodów, których poprowadzi Gog (Ks. Ezechiela 38).
J. Richardsona uważa, że „Gog” jest jednym z wielu tytułów odnoszących się do Antychrysta. Przyjmuje on, że proroctwo Ezechiela o Gogu mówi o ostatecznej inwazji Antychrysta na Izrael.
Narody wymienione, przez Ezechiela to: Magog, Mesech, Tubal, Persja, Kusz, Put, Gomer, Bet-togarma, i „liczne ludy”.
Z ośmiu narodów wymienionych przez Ezechiela siedem z nich występuje w Księdze Rodzaju jako potomkowie Noego i jego synów (Księga Rodzaju 10). Wyjątek stanowi tutaj tylko Persja.
– Mesech i Tubal
Mark Hitchcock zwraca uwagę na to, że Ezechiel 27:13 opisuje Mesech i Tubal jako partnerów w handlu z Tyrem, który współcześnie odnosi się do Libanu.
Hitchcock argumentuje, że Mesech i Tubal to starożytne ludy Moschi (Mushki) i Tubalu (Tibareni), które w czasach Ezechiela zamieszkiwały tereny na południe od Morza Czarnego i Morza Kaspijskiego [36].
Narody te współcześnie stanowią część Turcji.
– Magog
W Księdze Ezechiela jest napisane:
„Synu człowieczy, zwróć swoje oblicze ku Gogowi w kraju Magog, głównemu księciu w Mesech i Tubal…” (Ks. Ezechiela 38:2)
W pismach starożytnego żydowskiego historyka Józefa Flawiusza znajdujemy następującą wskazówkę: „Magog zaś dał początek Magogejczykom, od niego wywodzącym swe imię, których Grecy zwą Scytami”. [37]
Mark Hitchcock pisze, że Scytowie byli wielkim koczowniczym plemieniem, które zamieszkiwało terytorium rozpościerające się od centralnej Azji aż do południowej części starożytnej Rosji.
Współcześnie na terenach tych znajdują się kraje będące byłymi republikami Związku Radzieckiego: Kazachstan, Kyrgystan, Uzbekistan, Turkmenistan, Tadżykistan, być może również północny Afganistan. [38]
– Persja
Persja jest współczesnym Iranem.
W rzeczywistości nazwa Iran została wprowadzona dopiero 1935 roku, do tego czasu kraj ten był znany jako Persja.
– Kusz
Kusz odnosi się do współczesnego Sudanu. Od 1989 roku Sudan jest Islamska Republiką.
– Put
Biblijny Put współcześnie odnosi się do Libii.
– Gomer
Gomer był znany w starożytnym świecie jako Gimarra, znajdująca się w Kapadocji.
Kapadocja znajduje się w centralnej Turcji.
– Togarma
Togarma jest wymieniony w Księdze Rodzaju jako syn Gomera, wnuka Noego (1 Mojż 10:1-3). Togarma występuje w asyryjskich przekazach historycznych pod nazwą Tilgarimmu.
Tilgarimmu było miastem we Wschodniej Anatolii, w dzisiejszej Turcji. Tak, więc Togarma reprezentuje region we współczesnej Turcji.
Jeżeli nasza interpretacja jest prawdziwa oznacza to, że praktycznie wszystkie narody, do których odnosi się proroctwo Ezechiela są współcześnie krajami islamskimi.
Szczególnie istotną rolę zdaje się odgrywać tutaj Turcja. Pięć narodów z ośmiu wymienionych przez Ezechiela odnosi się do Turcji lub tureckich ludów zamieszkujących obszar wokół Kaukazu.
Zauważmy, że kraje te otaczają Izrael ze wszystkich czterech stron: Turcja znajduje się na północy Izraela, Iran na wschodzie, Sudan na południu oraz Libia na zachodzie.
Podsumowując możemy powiedzieć, że według Joela Richardsona proroctwo Ezechiela mówi o islamskiej inwazji na Izrael, prawdopodobnie przewodzonej przez Turcję, która będzie wspomagana przez Iran, Sudan, Libię, oraz inne islamskie narody.
Apostoł Jan pisze:
18. Dzieci, ostatnia to już godzina. A słyszeliście, że ma przyjść antychryst, lecz oto już teraz wielu antychrystów powstało (…) 22. Któż jest kłamcą, jeżeli nie ten, który przeczy, że Jezus jest Chrystusem? Ten jest antychrystem, kto poddaje w wątpliwość Ojca i Syna. 23. Każdy, kto poddaje w wątpliwość Syna, nie ma i Ojca. Kto wyznaje Syna, ma i Ojca. (1 Jana 2:18, 22-23)
Ze słów Jana wynika, że głównym wyrazem ducha antychrysta jest poddawanie w wątpliwość tego, że Jezus jest Synem Bożym. Duch ten zaprzecza również temu, że Jezus jest Mesjaszem (Chrystusem).
Zobaczmy, jaki jest stosunek Koranu, najświętszego pisma muzułmanów, do kwestii wymienionych przez Jana.
Po pierwsze, Koran zaprzecza temu, że Jezus jest Synem Bożym.
Żydzi powiadają, że Ozair jest synem Bożym; Chrześcijanie toż samo mówią o Jezusie, oni mówią jak niewierni, którzy ich poprzedzili i zaprzeczali jedności Boskiej . Niech niebo ukarze ich bluźnierstwa. (Sura 9:30)
Tak mówił Jezus, prawdziwy syn Maryi, narodzony ze słowa Bożego, o czym nie ma wątpliwości. Bóg nie może mieć Syna! Niech będzie chwała Jego Imienia On rozkaże, a na głos Jego, nicość ożyje. (Sura 19:35-36)
Po drugie, Koran zaprzecza temu, że Jezus jest Bogiem.
Ci, którzy wierzą, w trójcę Boga, są bluźniercy: jeden tylko jest Bóg . Jeżeli nie zmienią wiary swej, kara bolesna będzie nagrodą ich bezbożności. (Sura 5:77)
Ci, którzy powiadają, że Jezus syn Maryi jest Bogiem: mówią bluźnierstwo . Nie powiedział, że On sam: chwalcie Boga, mojego i waszego Pana; kto daje najwyższemu równego, nie wejdzie do rozkosznych ogrodów, ogień będzie jego mieszkaniem, odrzucony, niech się nie spodziewa ratunku. (Sura 5:76)
Po trzecie, Koran zaprzecza ukrzyżowaniu Jezusa.
I rzekli (Żydzi): skazaliśmy na śmierć Mesjasza, Jezusa Syna Maryi posłańca Bożego; lecz oni go nie skazali na śmierć i nie ukrzyżowali: postać pozorna ciała zawiodła ich okrucieństwa. Ci, którzy się o to sprzeczają, zostają w samych wątpliwościach, nie oświeca ich prawdziwa nauka, a tylko sposób ich sądzenia. Oni nie zabili rzeczywiście Jezusa; Bóg go wziął do siebie, ponieważ On jest potężny i mądry. (Sura 4:155)
Po czwarte Koran zaprzecza temu, że Jezus jest Mesjaszem i Zbawicielem
Mesjasz Jezus syn Maryi, jest tylko posłańcem Najwyższego; inni posłańcy poprzedzili go . Jego matka była cnotliwa, oni pożywali pokarm. Dowodzimy jedności Boga, pomimo to oni oddają się kłamstwu. (Sura 5:79)
Widzimy, że duch islamu, jest duchem, który bezpośrednio zaprzecza najświętszym prawdą Biblii.
Koran nie tylko nazywa bluźnierstwem wiarę w to, że Jezus jest Synem Bożym oraz jedynym Mesjaszem i Zbawicielem, ale również zapowiada wieczną karę w piekle dla tych, którzy tak wierzą.
Musimy być świadomi tego, że Bóg Biblii i Allach to nie ta sama osoba. Natomiast Biblia i Koran nie są dwoma alternatywnymi drogami do Boga.
Jedna jest tylko droga do Boga i prowadzi ona poprzez Jezusa Chrystusa jako Pana i Zbawiciela.
Przytoczony powyżej fragment pochodzi ze wstępu do polskiego tłumaczenia Koranu:
„Pewnego razu, gdy Prorok Mahomet przebywał w grocie góry Hira, oddając się praktykom ascetycznym, rozmyślaniom i modlitwom, stanął przed nim archanioł Dżibril (Gabriel). Niebiańsko piękny, dostojny i poważny podał Mahometowi zwój rozkazując czytać. Mimo przerażenia, jakie ogarnęło Proroka i mimo faktu, że czytać nie umiał, wziął on Księgę do rąk i odczytał, że:
Bóg potężny i mądry zesłał Koran. On wyprowadził z niczego niebo, ziemię i przepaście przestrzeni; prawda przewodniczyła Jego dziełu, wszystkie stworzenia mają swój kres oznaczony, lecz niewierni odrzucają moją naukę. Co się wam zdaje o waszych bogach? Pokażcie, co oni stworzyli na ziemi. Czyż oni są uczestnikami rozrządzania w niebie. Jeżeli tak jest, pokażcie na dowód jakąś księgę zesłaną przed Koranem albo, jakie inne dowody oparte na powadze nauki. (Koran, 46, 1 3)
Przeżycie to wywarto na Mahomecie wstrząsające wrażenie, nie był pewny czy nie zwariował, albo został nawiedzony przez złego ducha. Mimo, iż żył uczciwie i uprawiał pobożne praktyki, nie mógł dać wiary, że to właśnie jego Bóg powołał na swego proroka. Rychło wszakże wątpliwości te rozwiała jego umiłowana żona Chadidża, stając się pierwszą muzułmanką.
Objawienia zaczynają się powtarzać i wkrótce wokół człowieka, który już bez żadnych zastrzeżeń podjął się tej szczególnej misji, zgromadzili się wierni. Mahomet zaczął publicznie mówić o Allachu, gromić bogaczy, ostrzegać przed grzechem. Nauka ta była nieskomplikowana i zrozumiała dla wszystkich. Jej fundament stanowiły: wiara w Jedynego Boga i prorocką misję Mahometa, dobre uczynki i zupełne poddanie się Bogu (po arabsku islam stąd późniejsza nazwa tej religii).”
Przeżycie Mahometa stoi w ostrym kontraście z przeżyciami, jakie mieli prorocy w Biblii. Czytając Biblię, możemy zauważyć, że kiedykolwiek jakiś człowiek ma doświadczenie spotkania z aniołem Bożym, to chociaż najczęściej towarzyszy temu strach, który jest strachem przed wielkością i świętością Boga, jednakże nigdy nie towarzyszą temu wątpliwości, kogo ten anioł reprezentuje.
Mahomet miał poważne wątpliwości odnośnie tego, czy anioł, który objawił mu się nie jest aniołem ciemności, przychodzącym od Szatana. Wątpliwości te towarzyszyły mu przez dość długi okres, dopiero jego żona pomogła mu zmierzyć się z jego przeżyciami.
[1] Andrzej Sarwa, Dni Mahdiego, Zaświaty w wierzeniach muzułmańskich, Sandomierz 2008, przypis 2, s. 7[2] Kabbani, Approach of Armageddon, 229; cytat w: Joel Richardson, The Islamic Antichrist, 23[3] Ibn Maja, Kitab al-Fitan #4084; cytat w: Joel Richardson, The Islamic Antichrist, 24[4] Joel Richardson, The Islamic Antichrist, 24[5] Al-Sadr and Mutahhari, The Awaited Savior, prolog 4, 5; cytat w: Joel Richardson, The Islamic Antichrist, 24[6] Kelani, The Last Apocalypse, 34-35; cytat w: Joel Richardson, The Islamic Antichrist, 25[7] Tirmidhi cytowany w: Zubair, Signs of Qiyamah, 42; cytat w: Joel Richardson, The Islamic Antichrist, 27[8] Al Hakim, ad-Dani, Nu’aym ibn Hammad, as-Suyuti; cytat w: Izzat and Arif, Al Mahdi and the End Time, 43[9] Kabbani, Approach of Armageddon, 231; cytat w: Joel Richardson, The Islamic Antichrist, 25[10] Ibn Kathir, The Beginning and the End, vol. 2, pt 3, p.288; cytat w: Joel Richardson, The Islamic Antichrist, 26[11] Izzat and Arif, Al Mahdi and the End Time, 40[12] Sahih jest zbiorem hadisów zebranych przez Muhammada ibn Ismaila Al-Buchari’ego (810-870 AD), uczonego sunnickiego pochodzącego z Buchary. W islamie jest uważany za jeden z najbardziej autentycznych zbiorów powiedzeń Proroka.[13] Tabarani cytowany przez Zubair, Signs of Qiyamah, 43; cytat w: Joel Richardson, The Islamic Antichrist, 29[14] tamże[15] Ka’b al Ahbar cytowany w: Izzat and Arif, Al Mahdi and the End of Time, 15, 19; cytat w: Joel Richardson, The Islamic Antichrist, 30[16] Izzat and Arif, Al Mahdi and the End of Time, 40; cytat w: Joel Richardson, The Islamic Antichrist, 30[17] Al-Sadar and Mutahhari, The Awaited Savior, prologue, 4, 5.[18] Amini, Al-Imam Al-Mahdi[19] Izzat and Arif, Al Mahdi and the End of Time, 40[20] Tabarani cytowany przez Zubair, Signs of Qiyamah, 43; cytat w: Joel Richardson, The Islamic Antichrist, 29[21] Izzat and Arif, Al Mahdi and the End of Time, 15, 19.[22] H. Abdalati, Spojrzenie w Islam, 1993, s. 204 – 205.[23] H. Abdalati, Spojrzenie w Islam, 1993, s. 204 – 205.[24] Hakim Mustadrak (2:651) # 4162, cytat w: Kabbani, Approach of Armagedon?, 237[25] Sahih Ashrat as-Sa’at, cytowany w: Kabbani, Approach of Armagedon?, 236[26] Veliankode, Doomsday Portents and Prophecies, 358[27] Veliankode, Doomsday Portents and Prophecies, 360[28] H. Abdalati, Spojrzenie w Islam, 1993, s. 204 – 205.[29] A. al-Tantawi, Ogólny zarys religii Islamu, Białystok 1999, s. 84-86.)[30] Kabbani, Approach of Armagedon?, 223[31] Phillips, Ad-Dajjal, the Antichrist.[32] Kabbani, Approach of Armagedon?, 226[33] Sahih Muslim Book 041, Number 7005, reported by Ibn Umar; Sahih Muslim Book 041, Number 7010, reported by Hudhalfa[34] Sahih Muslim Book 041, Number 7009, reported by Anas b. Malik[35] Sahih Muslim Book 041, Number 6924, reported by Abu Huraira[36] Mark Hitchcock, The Coming Islamic Invasion of Israel, 44[37] Józef Flawiusz, Dawne dzieje Izraela, VI 1.[38] Mark Hitchcock, The Coming Islamic Invasion of Israel, 31
Podstawę tego opracowania stanowi książka Joela Richardsona „The Islamic AntiChrist. The Shocking Truth about the Real Nature of the Beast„.
Z fejsa: ////
Będzie o Unii.
W związku z gorączką i chorym gardłem A. potrzebny był sok z żyworódka. W 6 aptekach nie było ale kupiłem w sklepie zielarskim. Do kupienia jest tylko taki „do zastosowań zewnętrznych”. Dobre i to, bo pewnie niedługo będzie tylko „wersja kolekcjonerska”.
I żeby nie było, że tylko psioczę na tą Unię to jeszcze przemyślenie ze spaceru. Unia zmusiła nas (Polskę i Polaków) to wykonania pewnych wysiłków zbiorowych, które wychodzą nam słabo: oczyszczalnie, drogi, autostrady. Nie wierzę, żeby to było taniej w porównaniu gdybyśmy to sami zbudowali, ale trudno porównywać, bo pewnie byśmy nie zbudowali. Przykład to autostrady – przed wejście do UE nie udało się ustalić, która frakcja której partii ma się na autostradach obłowić, więc nie budowano. UE zmusiła Polskę do budowy ale coś mi się zdaje, że obłowiły się ekipy nie z Polski, bo w Polsce są tylko poszkodowani na więcej niż 10mld podwykonawcy.
Ale autostrady są, w mojej okolicy mam A1 i A4 (najdroższe odcinki), więc mogę sobie do mojego ulubionego lasu w 10 minut dojechać.
Klasyfikacja systemów autonomicznych:
#0 – system komputerowy nie ma kontroli nad pojazdem, ale jest w stanie generować różnorakie ostrzeżenia.
#1 – system ma szczątkowe możliwości operowania pojazdem, np. automatyczne parkowanie lub inteligentny tempomat.
#2 – system jest w stanie samodzielnie przyspieszać pojazd, hamować, operować kierownicą, ale kierowca musi nieustannie nadzorować jego pracę i interweniować, jeśli system błędnie rozpoznał przeszkodę na drodze.
#3 – autonomia na tym poziomie zakłada, że w wybranych warunkach, np. na autostradzie, kierowca może spokojnie się odprężyć, a prowadzenie zostawić systemowi komputerowemu.
#4 – ten poziom zakłada, że samochód poradzi sobie sam w większości przypadków, choć np. w przypadku złej pogody kierowca nie powinien go uruchamiać.
#5 – najwyższy stopień zaawansowania, ingerencja człowieka sprowadza się do wciśnięcia przycisku startu i wpisania miejsca docelowego.
Coraz bardziej mi się podoba pomysł pana Putina zakazujący finansowania organizacji politycznych pieniędzmi spoza Rosji.
Wiem, że u nas nie przejdzie, bo przecież nikt w tym zakłamaniu nie wie co to jest organizacja polityczna, co to organizacja społeczna, i dlaczego Sierakowski się cieszy, że nic mu nie mogą zrobić.
A tak jak jest jest dobrze, bo głupi ludzie uwierzą w spontaniczność demonstracji pod sejmem. Aktorzy opłacenie, rekwizyty kupione, sztab i sekretariat działa dobrze, skoro w BIP można wyczytać miejsca i czas kolejnych spontanicznych demonstracji. I nawet wsparcie warszawskiej palestry dla potencjalnych poszkodowanych zadeklarowano… i tylko tych poszkodowanych nie było. Widać policja (ZOMO?) Dostała inne rozkazy niż te przed 11 listopada 2013 gdy chcąc coś wyrazić za pomocą flagi lekko mnie podgazowali.
Inspiracja: wydarzenia w sejmie i pod sejmem, co to jedni zamachem stanu nazywają (Lis) a inni obroną demokracji.
Dopisek miesiąc później: Notka powstała na bieżąco, stąd zapis, że Lis uważa, że to co się działo w sejmie było zamachem stanu. Minęło kilka dni i okazało się, że to co się działo pod sejmem było zamachem stanu (fajnie nazwane „ciamajdanem”) a to w sejmie było działaniem demokratycznym.
Hubert o promieniowaniu na Fejsie napisał, więc ja sobie to zachowuję w całości bo ciekawe to było:
Taka ciekawostka: Dawki promieniowania, które przyjąłem w szpitalu to ~ 12 mSv, a w Czarnobylu maksymalny odczyt jaki udało mi się zarejestrować to ~ 20 µSv 1000 µSv = 1 mSv
Wniosek z tego taki, że musiałbym w Prypeci spędzić prawie dwa lata, żeby się napromieniować tak mocno jak w szpitalu.
A przyroda aplikuje nam 3,0 mSv rocznie, wiec przyjąłem dawkę na 4 lata 🙂
Jednak warto wiedzieć, że:
Dobre, więc zachowuję:
A dlaczego tak? Ano dlatego, że godło „Teraz Polska” można od kilku lat po prostu kupić. Przykre. Przykre, że tak łatwo przychodzi Polakom kurwienie się.
Podziękowania dla PJO za czujność. On chyba na prawdę czyta wszystkie ulotki i metki, nie tylko te na lekach.
W Krakowie właśnie intronizują Mesjasza Izraela na Króla o czym przekonuję się oglądając transmisję telewizyjną w TV Trwam.
Za chwilkę powiedzą tak:
(…)
Wyznajemy wobec nieba i ziemi, że Twego królowania nam potrzeba. Wyznajemy, że Ty jeden masz do nas święte i nigdy nie wygasłe prawa. Dlatego z pokorą chyląc swe czoła przed Tobą, Królem Wszechświata, uznajemy Twe Panowanie nad Polską i całym naszym Narodem, żyjącym w Ojczyźnie i w świecie.Pragnąc uwielbić majestat Twej potęgi i chwały, z wielką wiarą i miłością wołamy:
Króluj nam Chryste!
– W naszych sercach – Króluj nam Chryste!- W naszych rodzinach – Króluj nam Chryste!- W naszych parafiach – Króluj nam Chryste!- W naszych szkołach i uczelniach – Króluj nam Chryste!- W środkach społecznej komunikacji – Króluj nam Chryste!- W naszych urzędach, miejscach pracy, służby i odpoczynku – Króluj nam Chryste!- W naszych miastach i wioskach – Króluj nam Chryste!- W całym Narodzie i Państwie Polskim – Króluj nam Chryste!
Błogosławimy Cię i dziękujemy Ci Panie Jezu Chryste.
(…)
Plik PDF z aktem jest tu: 2016-11-19 Akt Intronizacyjny
Słuchałem wykładu Brauna o Komisji Edukacji Narodowej, w jakiś dzień nauczyciela (uwaga, notka ma przestawioną datę)
Co było ciekawego i inspirującego? wg. Grzegorza Brauna 5 kluczowych przesądów polskiego inteligenta to:
1. demokratyzm 2. etatyzm3. socjalizm4. modernizm5. pacyfizm6. judeoidealizm
Ciekawe wyliczenie, bo wychodzi, że 6 a nie 5.
Słuchałem, bo chciało mi się posłuchać o Janie Amosie Komeńskim z Leszna, postaci wg. mnie bardzo pozytywnej, a wg. Brauna diable wcielonym. Ale cóż – na Braci Czeskich mamy inne spojrzenie.
Ciekawe też było patrzenie na przemiany oświeceniowe. Wg. Brauna KEN to pierwsza duża maszyna biurokratyczna w Polsce. Kasa na to spadła z nieba, bo wzięła się z kasaty zakonu jezuitów w Polsce. Najświętsza Maria Panna wyprosiła u Syna a jezuici wykonali. A Hugo Kołłątaj…. ojej!
No i dalej nie wiem, czy ci masoni to dobrze, czy też źle ale dalej wiem, że dobro to stan rzeczy w jakim Bóg chciałby aby się one znajdowały.
Dopisek po 11 listopada 2016.
Do niedawna myślałem, że Braunowi mózg na pewnym poziomie zablokował katolicyzm, ale ostatnio podejrzewam, że jest on po prostu zadaniowany.
I teraz będzie dobre miejsce na ważną myśl, którą w poniedziałek wypowiedział mój kumpel Olek na naszym spotkaniu porannym. Napisałem to w formie listu do pewnego małolata:
Ja jestem w pokoleniu zmiany (bo pisałem to do młodszej osoby) a Ty (gość, lay 25) jesteś w pokoleniu, gdy to kim ktoś jest wynika nie z zewnątrz człowieka, z kontekstu ale z wnętrza, z jego woli – jesteście najczęściej tym kim chcecie być, musicie podejmować decyzje jak chcecie żyć, i aby je podjąć zaglądacie w siebie a nie patrzycie na otoczenie, kontekst, rodzinę, kulturę, miejsce startu.
Chcesz być listonoszem – proszę bardzo. A może muzykiem? Wszystko Ci wolno, bo rodzice nie wymuszają a ekonomia pozwala.
I to jest zmiana, która zaczęła się w pod koniec lat 60-tych (rewolucja 1968 to naprawdę rewolucja) a od postmodernizmu, czyli połowy lat 90-tych takie myślenie w Europie jest dominujące.
Dziś w Watykanie ogłoszono już na 100%, że Matka Teresa z Kalkuty jest świętą. Ogłoszono, więc KryPa (Krytyka Polityczna – lewackie wydawnictwo i lewacka gazeta jakby ktoś nie wiedział nie omieszka zamieścić artykuł, w którym wywleka brudy, sugeruje malwersacje, zadaje złośliwe i sugerujące pytania – wskazując na podobne im co do wiarygodności źródła.
Jakoś nie chce mi się przyłączać do tych lewackich mediów i nie przekazywać dale trudno sprawdzalnych opinii zakłamanych komunistów – no bo jakie znaczenie  względem świętości ma to czy te 100 mln$ na koncie było czy nie było, czy to dużo czy mało i co na to Watykan. Mnie wystarczy przeczytany fragment z książki Matki Teresy, w którym opisując co robiła z chorymi, ubogimi, umierającymi w jej hospicjum zapewnia czytelnika, że nie głosi im ewangelii o Jezusie! Rany obmyje, wykąpie, ułoży na czystym prześcieradle, nakarmi ale o ofierze krzyżowej Pana Jezusa nie powie, o możliwości załapania się na odkupienie z win za swoje grzechy też nie, do żadnych decyzji, wyznania grzechów, przyjęcia zbawienia, przytulenia się do przebaczającej mocy Boga-Stworzyciela zachęcać nie będzie. Będzie milczeć, bo przecież ci umierający mają swoje przekonania, mają swoją wiarę, są z co prawda w innej, bardzo pokręconej religii, z innej kultury a ona ich kulturę i wiarę szanuje. Tfu!
Kolega (jeszcze za jej życia) kiedyś skwitował to tak: „Matka Teresa to biała czarownica posyłająca umierających na czystych prześcieradłach ludzi wprost do piekła” i coś w tej jego myśli jest, choć brzmi fatalnie. No bo co biedny człowiek zatopiony w panteizmie,  wychowany w kulturze demonicznego hinduizmu albo ateistycznym buddyzmie może wiedzieć z dobrej nowiny o Jezusie? Nic nie wie, a tu przychodzą siostry, opiekują się nim w najtrudniejszym momencie życia, i może nawet zadawać sobie pytanie: dlaczego to robicie? – ale one nie powiedzą mu, że to dlatego, że Jezus nas kocha, tylko będą milczeć, milczeć aby uszanować człowieka. Umierający buddysta pomyśli „ale dziwną karmę mają te siostrzyczki” i pomagając im w służbie szybciej umrze, ale co będzie z nim dalej? Co będzie wiadomo bo ostateczne rzeczy są dwie: piekło i życie wieczne. I koniec przy czym do życia droga prowadzi tylko poprzez Pana Jezusa.
Pan Jezus chciał abyśmy idąc na cały świat czynili uczniów głosząc ewangelię. A co robiła Matka Teresa? Na pewno dużo robiła, ale czy to co należało czynić? Czy jej działania można określić jako dobre?
A teraz uprzedzając wypowiedzi moich katolickich znajomych, którzy znowu będą przekonani, że na nich najeżdżam, że obrażam, że krytykuję zadam pytania. Odpowiedzi pomogą obiektywnie ocenić dzieło Matki Teresy. Obiektywnie a nie emocjonalnie:
#1. Jaka jest podstawa zbawienia każdego człowieka? Kto idzie do nieba, a kto idzie do piekła? Co na ten temat mówi Pismo? A co katolicki katechizm (i nie boję się powołać dziś na ten autorytet)? A może (bo taki nurt też się w katolicyzmie już pojawił) wszyscy idą do nieba, bo przecież wszyscy (jak naucza papież-zwodziciel) są „dziećmi bożymi”? A może nie ma nieba i piekła, bo w XXI wieku w takie rzeczy już się nie wierzy? Odpowiedź na to pytanie jest ważna aby bez emocji dyskutować o Matce Teresie.
#2. Co Pan Jezus nakazał swoim uczniom? Wiem, wiem, kochać, miłować – ale tak konkretnie to jak, z perspektywy wieczności (a w hospicjach, w przeciwieństwie do sierocińców, przeszkoli i szkół walczy się o wieczność pacjentów)… a więc jak z perspektywy wieczności należy umierającemu bliźniemu pomóc, usłużyć, co mu dać i jak go zaopatrzyć?
Link do tekstu: http://m.krytykapolityczna.pl/artykuly/swiat/20130313/ciemna-strona-matki-teresy  Kopia w PDF: Ciemna strona Matki Teresy – KrytykaPolityczna.pl
Taki oto mem:
Wczoraj byłem w Gnieźnie. Dużo czasu spędziłem w katedrze, w muzeum diecezjalnym, przy Drzwiach Gnieźnieńskich, przy relikwiach św. Wojciecha, słuchałem co mówią księża, przewodnicy, wkręciłem się w wycieczki, a chyba bardziej w pielgrzymki, słuchałem.
W nocy to sobie przemyślałem i bardzo mnie to zasmuciło. Otóż przyjeżdża do Gniezna wycieczka starszych ludzi, ksiądz przewodnik ma ich pełną uwagę przez godzinę i zamiast wyłożyć im ewangelię, której nie znają pieprzy jakieś kawałki o św. Wojciechu, Bolesławie, Otto, o kradzieży relikwii, o obchodach na 1000 i 1050 lat, o komunistach, prymasie, czołgach, Gomułce, sztandarach, trąbach, relikwiarzach, głowie, ręce, kawałkowi ręki (bo skradziono), i jeszcze kawałkowi z kawałka. No i kulcie, bo kult św. Wojciecha jest ważny, zwłaszcza coroczne obnoszenie trupa po mieście. W Bóg? A ewangelia? Nie w tym miejscu, tu się o nim nie wspomina.
Bóg stworzył świat i powiedział ludziom, że jak ktoś umrze to należy go pochować. Pochować a nie obnosić w procesjach. Jak ktoś umrze to nie mamy w nim pokładać ufności bo w oczach Boga kontakty ze zmarłymi oraz kult przodków to są ohyda. Tyle wyczytać można w Piśmie Świętym, ale kto by to czytał, kto by to stosował.
No i ewangelia – w Ewangelii jest coś z zbawieniu z łaski przez wiarę, ku dobrym uczynkom, które Bóg przygotował abyśmy je pełnili. Procesja ze szczątkami św. Wojciecha dobrym uczynkiem nie jest, ale gdyby ci ludzie uwierzyli, dostąpili zbawienia, przemienienia, napełnienia Duchem Świętym i przemiany myślenia dali by sobie spokój z tymi złymi uczynkami, a czynili dobre, które Bóg do czynienia im przygotował. Przyjechali do Gniezna ze swoimi problemami, z chorobami, starością, kłopotami rodzinnymi i finansowymi (wszystko to widać jak się stoi obok, jak się przebywa z nimi przez chwilę) i wyjechali z tym samym, no może tylko kasy mają teraz troszkę miej bo do puszek ofiary na kult namiętnie wrzucali.
System religii katolickiej to zło – zwodzi ludzi, wmawia im, że są na dobrej drodze a zwodzi ich fałszywym kultem.
Wczoraj byłem w Gnieźnie i było mi smuto.
O poganach apostoł Paweł pisał, że „Podając się za mądrych stali się głupimi. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka” (Rz 1:22n).
To o poganach i chyba pogan na tym zdjęciu sfotografowano razem z wielki przywódcą pogaństwa, bo z naukami Pana Jezusa nie ma to nic wspólnego.
Jeszcze raz apostoł Paweł: „A Bóg, ponieważ nie oddali mu czci jako stwórcy wydał ich na pastwę nic nie znaczącego rozumu”. Szkoda.
* * * * *
Gdzieś mi się zapodziało zdjęcie ekumeniczne na którym przywódcy polskiego chrześcijaństwa (i nie tylko), zarówno katolicy jak i luteranie święcą jakąś ikonę. Napisałem „nie tylko” bo obok stoi mój kolega ze studiów, Hani, Arab z OWP, od lat 80-tych mieszkający w Polsce, a obecnie szef tego całego islamu w Polsce. Stoi i na to bałwochwalstwo patrzy. Muszę poszukać tego zdjęcia bo niezłe jest.
Deu 4:16-17 eib „(16) Dlatego uważajcie, abyście nie upadli i nie sporządzili sobie podobizny bożka, jakiegoś posągu przypominającego mężczyznę lub kobietę (17) albo jakieś zwierzę żyjące na ziemi, albo jakiegoś ptaka szybującego po niebie,”
Osobiście uważam, że problem z prezydentem Lechem Wałęsą nie dotyczy tylko jego osobistego zderzenia z SB w latach 70-tych. Zdarzyło się i fakty są wystarczająco dobrze potwierdzone, nie tylko przez kwity i świadków ale też przez liczne, choć pokrętne wypowiedzi samego zainteresowanego. Nasz problem (nasz – już nie tylko jego) to powszechne kłamstwo, mataczenie, przemilczenia, przeinaczenia, manipulacje i zwiedzenia związane z tym tematem. Napisałem „powszechne” – bo bierze się to z powszechnego w naszym społeczeństwie przyzwolenie na kłamstwo i kłamanie.
Kłamiemy. Okłamujemy Boga, okłamujemy się nawzajem, okłamujemy samych siebie. Kłamiemy i doraźna korzyść jest ważniejsza niż fakt, że na takim powszechnym kłamaniu trudno budować państwo, źle działają struktury społeczne, trudno nawet w małżeństwie wychowywać dzieci, trudno wchodzić w poważne związki.
Kłamiemy nawet wiedząc, że stawką jest nasza wieczność, która przegrywa z tą chwilą, w której zwyciężamy kłamstwem. Jak będzie wyglądać pokłamana przez nas Polska? Co będzie z zakłamaną Europą? A co mamy w domach? A na koniec gdzie wylądujemy na wieczności skoro Bóg zapowiedział, że do Niego nie przybliży się żaden kłamca czy krzywoprzysięzca.
* * * * *
Modlitwa:
Panie, miej litość mnie grzesznemu! Panie, miej litość mnie grzesznemu! Panie, miej litość mnie grzesznemu! Amen
* * * * *
Zanotowane w notatkach: Banica, Beskic Niski, czwartek, 7 lipca 2016
* * * * *
Wprowadzam do bloga z notatek, bo wczoraj (10 sierpnia) znowu sprawa Wałęsy wypłynęła a właściwie wypłynęło jej powiązanie z wybuchem bloku mieszkalnego w Gdańsku w 1995 roku.
Z pewnego źródła wiem, że …
Tylko takie proste przeliczenie sobie zrobię:
Drogownictwo to nie jest jednak moja branża. Nie znam się na tym.
W ciągu doby autostradą A4 między Katowicami i Krakowem jeździło 46 tys. 372 pojazdy. To dane za 9 miesięcy tego roku.
O fundacji OKI – bardzo mi się podoba tu zestawienie:
#1. Założyciele Fundacji: Helena Łuczywo, Seweryn Blumsztajn, Jacek Rakowiecki, Jan Ordyński, Piotr Pacewicz
#2. Wyciąg ze Statutu: Głównym celem działalności Fundacji jest ochrona i pomnażanie dorobku Rzeczypospolitej Polskiej jako demokratycznego państwa prawnego, strzeżenie zasad demokracji oraz wolności i praw człowieka i obywatela – (Rozdział II, par. 7)
#3. A ponieważ „jedną z form działalności jest prowadzenie portalu internetowego” a to kosztuje, to pewnie pan Soros wsparł te działanie i tylko pytanie czy bezpośrednio, czy przez Fundację Batorego, bo pewnie nie przez Gazetę Wyborczą, której nie jest wszystko jedno, tylko chwilowo nie ma kasy.
Tak czy inaczej – dobrze, że taka fundacja działa bo patrzeć na ręce władzy należy. Szkoda tylko, że nie powstała 10 albo 25 lat temu.
Tak sobie zacytuję, bo na zachodzie znowu zamachy, więc znowu niepewność. Ewangelia Łukasza, rodział 13:
W tym samym czasie przyszli niektórzy i donieśli Mu o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar.Jezus im odpowiedział:
– Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie.
I opowiedział im następującą przypowieść: Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł.Rzekł więc do ogrodnika:
– Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?
Lecz on mu odpowiedział:
– Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem, może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć.
A na koniec, powtórzę ważne zdanie: „Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie”.
Nawrócicie? Co to za dziwne słowo.
A u nas zapadł wyrok na kolejarzy związany z dość sporą katastrofą pod Szczekocinami, gdzie zderzyły się dwa pośpieszne. Wynotuje jedno zdanie: „Zdaniem biegłych katastrofy można było uniknąć, gdyby choć jedna z tych czterech osób (dwóch maszynistów w dwóch pociągach i dwóch zawiadowców na przeciwnych stacjach) zachowała się zgodnie z procedurami”.
Odnotowuję, że 2 maja 2016 roku Jarosław Kaczyński, w ważnym przemówieniu powiedział, że Polska może być krajem:
Zobaczymy. Mnie tam najbardziej na pkt. 2 zależy, 4 też było by fajnie ale czy nie oczekuję za wiele?
Zuzia nam gaśnie. Ma co najmniej 16 lat, więc jak na kota to sporo. Przez 13 lat mieliśmy z nią tyle radości a teraz gaśnie a proces przez który przechodzi daje do cichego myślenia, któremu trudno się przebić przez hałaśliwe emocje.
W spotkaniu ze śmiercią (to spotkanie jest dla mnie dość delikatne – wszak nie ja umieram tylko mój kot) przeraża mnie niemoc. Niemoc czyli niemożliwość użycia siły, fizyki, chemii, kasy, znajomości, nawet znajomości z Bogiem w celu wstrzymania śmieci. Niemoc, bo śmierć jest w cudzych rękach, śmierć jest w rękach Stwórcy.
Śmierć to … Nie wiem. Jeszcze nie definiowałem śmierci i wiem jak trudno się nią zajmować nie mając dobrze określonego pojęcia życia. No bo niby co to jest życie?
W uszach mi dźwięczy piosenka Skaldów, że „życie jest forma istnienia białka” w której wyśmiewali materialistyczne podejście do emocji. Ale ateizm i materializm mnie nie obchodzi. Ale czy na pewno? Czy na pewno tak ufam Stwórcy, że gaśnięciem Zuzi mogę się pogodzić? Na rozum tak, ale emocje? Gdzie są moje emocje?
Z Fejsa:
Wszystko przemija. Tworzymy, układamy, zmieniamy a niektóre rzeczy sypią się już po roku.Prorok Izajasz (Iz 40:6-8) zwiastowal:„I rzekłem: Co mam zwiastować?To: Wszelkie ciało jest trawą, a cały jego wdzięk jak kwiat polny. Trawa usycha, kwiat więdnie, gdy wiatr Pana powieje nań.Zaprawdę: Ludzie są trawą! Trawa usycha, kwiat więdnie, ale słowo Boga naszego trwa na wieki.”
A Słowo Boga trwa na wieki? Tak! Amen!
A gdyby tak wysłać takie zaproszenie:
Drogi kolego, droga koleżanko.
Zapraszam Cię na piwo.
Będą też kanapki, ciasteczka i orkiestra.
Przyjęcie tego zaproszenia oznacza wyrażenie przez Ciebie zgody na nieodpłatne utrwalanie w formie fotograficznej i rozpowszechnianie jego wizerunku zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. Ustw. z 2016 r. Nr 90 póz. 631 ze zm.) poprzez umieszczanie fotografii na stronach internetowych oraz w moich publikacjach, przy czym rozpowszechnianie, o którym mowa powyżej nastąpi również do celów promocji działań podejmowanych przeze mnie.
A wpadłem na pomysł, aby takie zaproszenie tu wystosować, bo przed chwilą dostałem zaproszenie na udział w Gali, a na zaproszeniu było „Udział w Gali oznacza wyrażenie przez Uczestnika zgody Okręgowej Izbie Przemysłowo-Handlowej w Tychach na nieodpłatne utrwalanie w formie fotograficznej i rozpowszechnianie jego wizerunku zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz. U. z 2016 r. Nr 90 póz. 631 ze zm.) poprzez umieszczanie fotografii na stronach internetowych oraz w publikacjach Okręgowej Izby Przemysłowo-Handlowej w Tychach, przy czym rozpowszechnianie, o którym mowa powyżej nastąpi wyłącznie dla celów promocji działań podejmowanych przez Okręgową Izbę Przemysłowo-Handlową w Tychach”.
No coż – taki mamy świat.
Pokój i bezpieczeństwo!

Kategorie:
obserwator, polityka, Polska, _blog

Słowa kluczowe:
pokoj i bezpieczeństwo,
pokój,
bezpieczeństwo,
terroryzm

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Zainspirowany przeciekami odnośnie negocjowanej w Parlamencie Europejskim umowy TTIP (ponoć gorzej niż ACTA) wypisuję sobie historię stylów sprawowania rządów, które jako ludzkość już przerabialiśmy:
Jak się cieszę, że czeka nas teokracja. W Tysiącletnim Królestwie Pan Jezus będzie królem.
I teraz pozostanie pytanie: co się wcześniej posypie? Euro, bo już dawno posypać się powinno, czy Złoty, atakowany przez spekulantów. Będziemy teraz obstawiać dwa niezależne pola niż dwa, w tajemniczy sposób uwikłane.
Warszawa, dnia 31 grudnia 2015 r. Poz. 2352
ROZPORZĄDZENIE RADY MINISTRÓWz dnia 28 grudnia 2015 r.w sprawie zniesienia Pełnomocnika Rządu do Spraw Wprowadzenia Euro przez Rzeczpospolitą Polską
Na podstawie art. 10 ust. 1 i 4 ustawy z dnia 8 sierpnia 1996 r. o Radzie Ministrów (Dz. U. z 2012 r. poz. 392 oraz z 2015 r. poz. 1064) zarządza się, co następuje:
§ 1. Znosi się Pełnomocnika Rządu do Spraw Wprowadzenia Euro przez Rzeczpospolitą Polską.
§ 2. Traci moc rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 13 stycznia 2009 r. w sprawie ustanowienia PełnomocnikaRządu do Spraw Wprowadzenia Euro przez Rzeczpospolitą Polską (Dz. U. Nr 11, poz. 60).
§ 3. Rozporządzenie wchodzi w życie z dniem następującym po dniu ogłoszenia.
Prezes Rady Ministrów: B. Szydło
Inspiracją do mojego pisania jest ostatnia wypowiedź naszego „narodowego mędrca”. Mówił coś o rozwiązaniach siłowych, o tym, że świat zrozumie, że fizyczna eliminacja, że wojna domowa. Straszne rzeczy mówił i teraz niektórzy się tym podniecają.
Ale ja dość dobrze pamiętam, jak jeden straszny gość, chcąc usprawiedliwić swoją podłość powiedział kiedyś takie słowa:
„Dorobek wielu pokoleń, wzniesiony z popiołów, polski dom ulega ruinie. Struktury państwa przestają działać. Przez każdy zakład pracy, przez wiele polskich domów, przebiegają linie bolesnych podziałów. Atmosfera niekończących się konfliktów, nieporozumień, nienawiści sieje spustoszenie psychiczne”.
Niestety, widzę tu wielkie podobieństwo. Teraz też, podobnie jak wtedy, taką diagnozę podają nam ci, którzy niszczą dorobek wielu pokoleń, kreują bolesne podziały przebiegające wiele polskich domów, tworzą niekończące się konflikty, nieporozumienia, sądzą nam nienawiść, która sieci spustoszenie. Podają nam ją za pomocą mainstreamowych mediów, ale też potrafią (bo już się nauczyli) działać przez media do niedawna niezależne (facebook jest od kilku lat już narzędziem). I ci sami pewnie za chwile będą chcieli wprowadzić podobne, podłe rozwiązania – już zaangażowali Wałęsę a on mówi o wojnie domowej i o fizycznej likwidacji.
Chwilę! A przecież mamy w Polsce demokrację! Polacy kilka miesięcy temu wybrali prezydenta, a potem nowy skład sejmu. Wybrani wygrali większością, która dała im samodzielność rządów, co wskazuje na silę tego wyboru. Większość sejmowa rządzi w sposób, w jaki rządzi się w tym kraju od lat, nic się przecież nie zmieniło. Kim są więc ci oni?
Od kilku tygodni zadaję sobie pytanie, gdzie jest ten drugi ośrodek kierowniczy w Polsce, bo że jest to wiem na pewno. Pierwszy – wiadomo, sejm. Za rządów PO rząd przygotowywał uchwały ale PiS robi to w sejmie. Pewnie ważnym ośrodkiem rządzenia jest też pałac prezydenta, ale też pewnie gabinet prezesa, bo widać, że wizje Kaczyńskiego są realizowane, że on jest tu wodzem (no i fajnie, fajnie jak jest wódz). Tak więc pierwszy ośrodek rządu jest znany, jawny, jest tam gdzie zgodnie z konstytucją i demokracją być powinien.
Ale ten drugi? Ponoć (nie wiem gdzie potwierdzić to info) Soros już dał 150mln na wsparcie rozwoju demokracji w Polsce, więc finansowane przez niego lewackie fundacje już mogą działać i krzyczeć. I krzyczą. Ale to są tylko wykonawcy, nie decydenci. Więc gdzie? Słabo znam się na geografii stolicy, a już na geografii stolicy państwa podziemnego wcale. Na Czerskiej? Nie. W knajpkach? Pewnie też nie. Poza Polską? Głupie te moje rozważania, więc kończę.
Kończę, ale życzę sobie tego, aby PiSowi się udało Polskę uczynić bardziej polską Polską, bo jest to jakaś szansa dla Polaków w czasach narastającego konfliktu globalnego, który wg. wielu już trwa.
Kluczowy problem jaki widzę to prawda, jej postrzeganie, szukanie, wypowiadanie, życie w prawdzie. Manipulatorzy manipulują nam bardzo, odbierają nam poprzez kłamstwa wolność, ale jeżeli zaczynamy szukać prawdy to możliwa jest wolność.
Modlitwa:
Panie Boże, proszę Cię o więcej prawdy w moim życiu. Proszę o więcej prawdy dla moich przyjaciół, znajomych, dla rodaków (łoj, jakie wielkie słowo), ale fajnie by było żyć w kraju, gdzie mamy więcej prawdy, a mniej kłamstw i odbierających wolność manipulacji. Tak Cię dziś o to proszę, bo to ważne jest. Boję się, ze jak będziemy dalej tak brnąć w kłamstwo to się tu pozarzynamy, to poleje się krew. Wiem, że są tacy co już tego dla nas chcą, tacy co myślą, że to jest możliwe a nawet wskazane rozwiązanie. Nie uważam, żeby miał prawo zabierać im wolność więc proszę o inne rozwiązanie: o prawdę dla nas, abyśmy rozumiejąc co się dzieje zachowywali się właściwie.
Amen.
Przenoszę z fejsa, gdzie zapisałem:
Chyba mam dość oglądania płatnych reklam WWF manipulujących mną bym nie wiem co zrobił, ale bym zadbał o wilka, rysia i słonia. Czy na pewno przyszłość wilka, rysia i słonia zależy od jakiś moich decyzji? Moim zdaniem nie. Raczej zależy od decyzji Wielkich Tego Świata, którzy wmawiają mi, że ja ich wybieram, że swoją pracą mi służą, a sami wiedzą (i ja też wiem), że wybrani są jakoś inaczej i robią wszystko aby to im cały świat służył. Rysie i słonie też.
Chyba mam dość tych reklam, bo od ich wewnętrznej sprzeczności lekko głupieję. Ta sama, lewacka ekipa (np. Al Gore, Bill Gates) wmawia mi, że emituję za dużo CO2, że jestem problemem, że jako człowiek jestem „rakiem ziemi”, bo ziemia jest chora na raka. A może to wilk, ryś i słoń są rakiem? Może to delfiny, wieloryby i orki emitują to CO2? A gdyby tak wszystkie je zabić, może tego CO2 było by mniej, i było by miejsce na mnie? A gdyby tak jeszcze wybić wszystkie zwierzątka futerkowe – nie było by problemy, że cierpią gdy znane piosenkarki i aktorki robią sobie z nich futra na zimę w Canes? A gdyby tak zaprowadzić do rzeźni te biedne konie, które muszą cierpieć ciągnąć do Morskiego Oka takich jak ja grubasów? A gdyby tak….
Chyba mam dość tych reklam, ale nie mam dość rozważania jak piękną ziemię Pan Bóg uczynił. Dziś za oknem widziałem piękne, błękitne niebo i białe, puszyste chmury. Nikt z fizyków nie wie, dlaczego chmury się unoszą a nie spadają, a o tej tajemnicy pisał już Hiob w swoim pięknym poemacie. Wdziałem jak piękną ziemię dał nam Bóg w posiadanie, w zarząd, w panowanie i „czynienie sobie poddaną”… a my co? My z chciwości, z wygody życia psujemy to dzieło, przy czym ci co psują najbardziej (ponoć bogaci Amerykanie, bo najwięcej kW energii na obywatela zużywają) żądają od tych, co psują mniej by się ograniczali, by mniej jeździli, albo by się z ziemi w nicość i nieistnienie wynieśli.
Chyba mam dość …
* * * * *
Całkowita zmiana tematu. „Chyba mam dość” (po niemiecku: „Ich habe genug”) to pierwsze słowa Kantyku Symeona, starca co służąc Bogu, w postach i modlitwach wyczekiwał na Mesjasza, aż w końcu Mesjasz się pojawił jako dziecko przyniesiony do świątyni. Symeon uznał, że może się już sobie odejść, bo ujrzał światło na oświecenie pogan i chwałę ludu swojego, Izraela. Ja też mam dość, ale ponieważ Pan Bóg jeszcze mnie nie odwołał to sobie zaraz posłucham kantaty 82 Bacha, która tą myśl (Ich habe henug) pięknie rozwija. Polecam bo piękne.
Tu w wykonaniu Hanny Blazikowej, sopran:
https://www.youtube.com/watch?v=V64FseWPhrU&spfreload=10
Fejsbook patriotycznie sugeruje, że powinienem coś napisać w związku ze świętem. Więc napiszę co mi przed chwilą A. wyliczyła uzupełniając o swoje to co pamiętam:
Co było:1. Święto, jak co rok od kilu lat.2. Ponoć 150 tys. na głównym Marszu, który przeszedł.3. Miły list pana prezydenta do maszerujących.4. Nie taka zła pogoda (mogła padać).5. Transmisja w TVP i za pomocą Peryskopu.
A czego nie było:1. Niemieckiej Antify pałującej Polaków na ulicach Warszawy.2. Nie było kilku konkurencyjnych Marszów, nie wiadomo po co.3. Zmiany trasy w ostatnim momencie.4. Wrogości prezydenta i rządzących do większości manifestujących.5. Policyjnych łapanek na drogach, kontroli busów, terroryzowania młodzieży na dworcach.6. Lewackich antymarszów, blokujących, przeszkadzających, robiących zadymy (atak na skłota, młodzież w pasiakach, homo… na platformie i antifa blokująca Marszałkowską).7. Gonienia się z policją, pałowania, rzucania kamieniami, używania gazu, strzelania z broni.8. Palenia samochodów, samochodów policji i TVN zwłaszcza.9. Przecinania marszu na pół.10. mnie na Marszu.
No to chyba jest lepie niż było?
Fajnie, bo jakoś tak się zrobiło przyjemniej w tej Polsce.
Dopisek: I jeszcze nie było:11. Niszczenia tęczy.12. Tęczy.
Mocne. Niewiele osób to zauważyło, dyskusji o tym nie było żadnej, więc odnotujmy tylko kolejny sukces naukowców.
Zespół brytyjskich i szwedzkich lekarzy chce dokonać przełomowej operacji. Ich celem jest przeszczepienie komórek macierzystych pochodzących z aborcji do komórek dzieci, które w przyszłości mogą zmagać się z ciężkim schorzeniem. Ta operacja ma pomóc w zabieganiu wrodzonej łamliwości kości. O sprawie informuje BBC.
Pierwsze takie operacje odbędą się w styczniu przyszłego roku i zostaną przeprowadzone przez lekarzy z Instytutu Karolinska w Szwecji oraz szpitala Great Ormond Street w Londynie. Cały zabieg polega na przekazaniu komórek z przerwanych ciąż nienarodzonym dzieciom. Dzięki temu dzieci urodzą się bez ciężkiego schorzenia, jakim jest wrodzona łamliwość kości.
Dzieci, które cierpią na tę przypadłość, bardzo często rodzą się z licznymi złamaniami, z którymi zmagają się również w przyszłości. Lekarze chcą wszczepić 15 nienarodzonym dzieciom komórki macierzyste dwoma różnymi sposobami. Pierwsza grupa dzieci otrzyma komórki jeszcze przed narodzinami, druga zaraz po przyjściu na świat. W ten sposób naukowcy ocenią, która z metod jest efektywniejsza.
Dziwne

Prof. Mariusz Grzegorzek, rektor Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, inaugurując nowy rok akademicki, wypowiedział dziwne słowa. Wiem to z fejsa za pośrednictwem racjonalista.pl – więc z drugiej strony to nic pewnego.

Żyjemy w krainie manipulacji i kłamstwa, która osiągnęła niebywały poziom. Jesteśmy jej współtwórcami, a nie bezwolnymi ofiarami. Jako artyści musimy wypracować w sobie aktywną postawę wobec świata. Nie kompromitujmy złotych myśli, bo być może są prawdziwe. Starajmy się być autentyczni i szczerzy. Bierzmy odpowiedzialność za otaczający nas świat. Nie jedzmy makaronów obsypanych chemicznym proszkiem i zalewanych wrzątkiem. Nie oglądajmy Polsatu, TVN-u i programów propagujących totalny brak inteligencji. Nie współtwórzmy takich obrazów. Nie mielmy w głowach toksycznych internetów, głupot, plotek, kłamstw, oszczerstw, dyskredytowania i ignorowania podstawowych wartości. Nie promujmy pozłotka, Las Vegas i odzierania nas z godności w stylu: zoperowałam sobie pochwę, aby odzyskać szczęście.

Świat dławi się projektami, filmami, spektaklami teatralnymi, teledyskami i performance’em. Nie może ich przetrawić, krztusi się i wypluwa bez połykania, o trawieniu nie wspominając. Czy warto ustawiać się w kolejce do tego typu wyścigu? Nasza szkoła jest miejscem, w którym możecie próbować dotykać różnych aspektów swojej osobowości, prowadzić wewnętrzny i zewnętrzny dialog, konfrontować się w zderzeniu myśli, idei i wątpliwości, a nie dygotać w krainie poronionych konkursów. Nie zgadzajcie się na bylejakość i hochsztaplerkę. Rozpoznajcie własne ja i bądźcie mu bezwarunkowo wierni. Bierzcie odpowiedzialność za siebie i innych, a mądre, wspaniałe filmy, przedstawienia, role i projekty przyjdą same.

Kto zrobi dobry i ważny film, ten ratuje cały świat.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Łódzka Szkoła Filmowa

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Prof. Mariusz Grzegorzek, rektor Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, inaugurując nowy rok akademicki, wypowiedział dziwne słowa. Wiem to z fejsa za pośrednictwem racjonalista.pl – więc z drugiej strony to nic pewnego.

Żyjemy w krainie manipulacji i kłamstwa, która osiągnęła niebywały poziom. Jesteśmy jej współtwórcami, a nie bezwolnymi ofiarami. Jako artyści musimy wypracować w sobie aktywną postawę wobec świata. Nie kompromitujmy złotych myśli, bo być może są prawdziwe. Starajmy się być autentyczni i szczerzy. Bierzmy odpowiedzialność za otaczający nas świat. Nie jedzmy makaronów obsypanych chemicznym proszkiem i zalewanych wrzątkiem. Nie oglądajmy Polsatu, TVN-u i programów propagujących totalny brak inteligencji. Nie współtwórzmy takich obrazów. Nie mielmy w głowach toksycznych internetów, głupot, plotek, kłamstw, oszczerstw, dyskredytowania i ignorowania podstawowych wartości. Nie promujmy pozłotka, Las Vegas i odzierania nas z godności w stylu: zoperowałam sobie pochwę, aby odzyskać szczęście.

Świat dławi się projektami, filmami, spektaklami teatralnymi, teledyskami i performance’em. Nie może ich przetrawić, krztusi się i wypluwa bez połykania, o trawieniu nie wspominając. Czy warto ustawiać się w kolejce do tego typu wyścigu? Nasza szkoła jest miejscem, w którym możecie próbować dotykać różnych aspektów swojej osobowości, prowadzić wewnętrzny i zewnętrzny dialog, konfrontować się w zderzeniu myśli, idei i wątpliwości, a nie dygotać w krainie poronionych konkursów. Nie zgadzajcie się na bylejakość i hochsztaplerkę. Rozpoznajcie własne ja i bądźcie mu bezwarunkowo wierni. Bierzcie odpowiedzialność za siebie i innych, a mądre, wspaniałe filmy, przedstawienia, role i projekty przyjdą same.

Kto zrobi dobry i ważny film, ten ratuje cały świat.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Łódzka Szkoła Filmowa

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Żyjemy w krainie manipulacji i kłamstwa, która osiągnęła niebywały poziom. Jesteśmy jej współtwórcami, a nie bezwolnymi ofiarami. Jako artyści musimy wypracować w sobie aktywną postawę wobec świata. Nie kompromitujmy złotych myśli, bo być może są prawdziwe. Starajmy się być autentyczni i szczerzy. Bierzmy odpowiedzialność za otaczający nas świat. Nie jedzmy makaronów obsypanych chemicznym proszkiem i zalewanych wrzątkiem. Nie oglądajmy Polsatu, TVN-u i programów propagujących totalny brak inteligencji. Nie współtwórzmy takich obrazów. Nie mielmy w głowach toksycznych internetów, głupot, plotek, kłamstw, oszczerstw, dyskredytowania i ignorowania podstawowych wartości. Nie promujmy pozłotka, Las Vegas i odzierania nas z godności w stylu: zoperowałam sobie pochwę, aby odzyskać szczęście.

Świat dławi się projektami, filmami, spektaklami teatralnymi, teledyskami i performance’em. Nie może ich przetrawić, krztusi się i wypluwa bez połykania, o trawieniu nie wspominając. Czy warto ustawiać się w kolejce do tego typu wyścigu? Nasza szkoła jest miejscem, w którym możecie próbować dotykać różnych aspektów swojej osobowości, prowadzić wewnętrzny i zewnętrzny dialog, konfrontować się w zderzeniu myśli, idei i wątpliwości, a nie dygotać w krainie poronionych konkursów. Nie zgadzajcie się na bylejakość i hochsztaplerkę. Rozpoznajcie własne ja i bądźcie mu bezwarunkowo wierni. Bierzcie odpowiedzialność za siebie i innych, a mądre, wspaniałe filmy, przedstawienia, role i projekty przyjdą same.

Kto zrobi dobry i ważny film, ten ratuje cały świat.
Świat dławi się projektami, filmami, spektaklami teatralnymi, teledyskami i performance’em. Nie może ich przetrawić, krztusi się i wypluwa bez połykania, o trawieniu nie wspominając. Czy warto ustawiać się w kolejce do tego typu wyścigu? Nasza szkoła jest miejscem, w którym możecie próbować dotykać różnych aspektów swojej osobowości, prowadzić wewnętrzny i zewnętrzny dialog, konfrontować się w zderzeniu myśli, idei i wątpliwości, a nie dygotać w krainie poronionych konkursów. Nie zgadzajcie się na bylejakość i hochsztaplerkę. Rozpoznajcie własne ja i bądźcie mu bezwarunkowo wierni. Bierzcie odpowiedzialność za siebie i innych, a mądre, wspaniałe filmy, przedstawienia, role i projekty przyjdą same.

Kto zrobi dobry i ważny film, ten ratuje cały świat.
Kto zrobi dobry i ważny film, ten ratuje cały świat.
Czy ja dobrze myślę?
1. W Polsce jeździ się po prawej stronie.
2. Środkowy pas służy do wyprzedzania.
3. Lewy pas też służy do wyprzedzania.
Jeżeli tak, to:
1. Jazda środkowym pasem nie jest prawem człowieka i obywatela posiadającego prawo jazdy.
2. Jazda lewy pasem nie jest przywilejem kierowcy, którego samochód potrafi na autostradzie rozwinąć 140km/h.
A moje myślenie bierze się z tego, że dwa razy dziennie mam radość podróżowania autostradą o 3 pasach (niewiele takich w Polsce jest, więc tym bardziej się cieszę, że mam) i jakoś głupio mi się wyprzedza cieci po prawej stronie, wydaje mi się to mało bezpieczne. Wkurzają mnie też goście, którzy chcą wykazać mi, że jadę za szybko (względem przepisowych 140) nawet jak nie jadę za szybko.
A przecież jadąc A4 można mieć tyle radości. Widoki piękne, korki raczej rzadko, remonty jak są to są robione sprawnie. Jak zrobić aby inni też cieszyli się, ale jadąc po prawej, czyli tak jak przepisy nakazują?
Byłem!
Kolega mnie zabrał, bo nowe, bo ciekawe, bo dużo się mówi więc chciał, a ja nie byłem, ponoć znam się, więc ze mną i idziemy. Poszliśmy! Pogoda upalna, więc miejsce super, bo budynek nowoczesny i w środku porządna klimatyzacja jest.
Uwaga pierwsza: 3 godziny to absolutne minimum. Jeżeli ktoś chce dowiedzieć się tego, co mają do powiedzenia autorzy nie zaplanuje sobie 4 lub więcej, bo warto przerwę na kawę uskutecznić i dać nogą odpocząć. W 4 godziny da się to zrobić, w 3 też, wszystko poniżej to robienie po łebkach.
Kolega mnie zabrał, bo ponoć się znam no i chyba rzeczywiście się znam, bo po tych 3 godzinach miałem dziwną satysfakcję z obserwacji, że te 3 godziny były maksymalnie wypełnione treścią a ja nie dowiedziałem się praktycznie niczego czego bym wcześniej nie wiedział. Troszkę sobie przypomniałem (wszak tematykę żydowską na ostro studiowałem od 1991 do 1997), troszkę zobrazowałem, troszkę przypomniałem ale żeby mnie tak coś zaskoczyło to chyba nic. Budynek. Tak – budynek, rozmach, muzeum – to było zaskoczenie, bo w Polsce takich rzeczy się nie robi, a jeżeli robi (rozmach dofinansowań unijnych), to z powodu kosztów dość szybko wyglądają smutno, brudno i nieeuropejsko. Tu budżety są duże i wszystko to działa.
Idą chciałem jedną rzecz sprawdzić. Chciałem zobaczyć tą antypolskość, o której niektórzy mówią a która tam ponoć jest. Szukałem i raczej nie znalazłem. W 2 albo 3 momentach było tak, że inaczej bym postawił akcenty, że coś bym w innej kolejności wymienił. Nie podobało mi się zdanie o Jedwabnem, bo to prawie sprawdziłem i wcale nie wierzę, że było to tak jak oficjalnie się to podaje. Ale to wszystko – czy więc nie jest aż tak źle?
Dopiero drugiego dnia rano, na spacerze wklepałem w iPada „antypolskość muzeum żydów polskich” i od razy pojawił się stosowny artykuł Grzegorza Brauna, który z uwagi na jego wartość cytuję tu w całości (źródło: http://www.historia.uwazamrze.pl/artykul/1146340/owijanie-w-bibulke). Przeczytałem i zauważyłem, że tego rzeczywiście nie zauważyłem. Po prostu – wlazłem na całość w tą Żydowską narrację zapominając, że może być inna. Czy inna będzie bardziej obiektywna i prawdziwsza? Nie, bo po prawdę należy się udać gdzie indziej.
Udałem się więc do Boga Izraela i w jego Słowie znalazłem taki oto tekst: „On (Bóg) określił czasy i granice aby Go szukali. Czy nie znajdą jakby po omacku?” (Dz 17:coś tam). To jest zadanie dla narodów. Narody mają szukać Boga. Mają szukać nie tylko jako indywidualne jednostki (to każdy może sam i każdy sam za to odpowie) ale też jako narody i pewnie jako narody potem będą się cieszy zbiorowym przekleństwem i błogosławieństwem Boga Izraela dla nich. A Izrael? Izrael też, tylko on miał być jeszcze świadectwem dla tych narodów, świadectwem tego, że Bóg wierny jest.
A Izrael jest świadectwem, bo Jahwe czasem im błogosławi, a czasem ich karci, w szczególności sądzi i sąd wykonuje, a ja nie mam już oporów przez interpretowaniem historii zagłady jako realizacji plany Boga względem Żydów. (pisałem o tym tu: http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31991). A Polacy pokroju Grzegorza Brauna? Są religijni ale czy Boga szukają? A może zachowują się tak jak religijni Żydzi, ze swym Talmudem i zamiast szukając Boga rozpychają się po świecie, wchodząc na teren innych narodów? A przecież Bóg określił i czas i granice!
No i artykuł Brauna na ten temat:
Trzeba to wyraźnie powiedzieć: nowo otwarte Muzeum Historii Żydów Polskich prezentuje jawnie antypolską i z gruntu antykatolicką wersję historii. Narracja proponowana w głównej ekspozycji muzeum POLIN w Warszawie jest klasycznym produktem sentymentalno-propagandowym, który doskonale realizuje wytyczne współczesnej poprawności politycznej, ze szczególnym uwzględnieniem jej judeoidealistycznego kanonu. Owa narracja jest jak zwykle oparta na dwóch centralnych fałszach.
Pierwszym z nich jest przedstawianie żydowskiego izolacjonizmu jako wyłącznej konsekwencji „chrześcijańskiego antysemityzmu” – z ewidentnym niedowartościowaniem, jeśli nie kompletnym pominięciem roli żydowskiego prawa religijnego. Stąd np. średniowieczna gettoizacja będzie dla zwiedzającego przypuszczalnym skutkiem opresji ze strony katolików, nie zaś – zgodnie z faktami – wynikiem respektowania przez diasporę przepisów talmudycznego prawa, które wszak każe traktować gojów jako istoty nieczyste, należące raczej do świata przyrody ożywionej, ale nie ludzi.
Gdzie w ogóle w tym muzeum podział się Talmud – owa „dusza żydowska”, na której fundamentalne znaczenie powołują się zarówno świeccy publicyści, jak i ambasador Szewach Weiss? Czego można się tu dowiedzieć o zawartości Talmudu? Otóż co do pryncypiów – właściwie niczego. Podobnie kahał pozostaje w tej muzealnej ekspozycji wyraźnie niedowartościowany. Tymczasem bez świadomości talmudycznego rygoryzmu nie w pełni zrozumiały musi pozostać nie tylko fenomen getta średniowiecznego, ale i tragedia gettoizacji w latach Zagłady. Podobnie bez wyraźnego pojęcia o strukturze kahalnej i bez pamięci o rytualnej przemocy, służącej kahałom do egzekwowania posłuszeństwa, niezrozumiały pozostać musi nie tylko bunt chasydyzmu inicjowany przez „objawienie” Sabbataja Cwi w XVII w., ale i cały wątek kolejnych żydowskich mesjaszy odszczepieńców w rodzaju Jakuba Franka, a wreszcie i tragedia judenratów w latach II wojny światowej.
Drugim fundamentalnym fałszem muzeum POLIN jest pośrednie lub bezpośrednie przypisywanie narodowi i państwu polskiemu odpowiedzialności za rozmaite czyny karalne (napaści, rabunki, gwałty, zabójstwa etc.), popełniane na ziemiach polskich w latach zaborów i okupacji. Autorzy ekspozycji lekką ręką zaliczają bowiem na konto „polskiego antysemityzmu” rozmaite ekscesy i zbrodnie, nawet jeśli dochodziło do nich przy absencji narodowych władz i pod nieobecność jakichkolwiek struktur społeczno-państwowych, które można by uznać za polskie. Państwo polskie jest wszak nieobecne, gdy Żydzi tracą mienie i życie w Białymstoku w 1906, we Lwowie w 1918, w Jedwabnem w 1941 czy Kielcach w 1946. Ale w muzeum POLIN to nie przeszkadza wiązać tych prowokacji z polskim patriotyzmem. Nic dziwnego, skoro sowiecką strefę okupacyjną po 1944 i zainstalowany w niej kolaboracyjny rząd agentów Stalina traktuje się tu jako prawowitą polską władzę. Generalnie, jeśli idzie o poziom historiografii, mamy do czynienia z regresem do sowieckich i ubeckich wersji służących usprawiedliwianiu destrukcji polskiej niepodległości i represji wobec polskiego narodu.
Mamy też do czynienia z ewidentną niespójnością metodologii – wobec Polaków i Żydów stosuje się tu bowiem zgoła odmienne standardy. Kiedy już zupełnie nie da się przemilczeć kolaboracji i bezpośredniego udziału Żydów w zbrodniach socjalistów narodowych (patrz: żydowscy policjanci i gestapowcy) albo socjalistów międzynarodowych (patrz: sowiecka bezpieka, Informacja Wojskowa czy UB), wówczas pojawiają się zawsze okoliczności łagodzące. Na przykład kiedy mowa o zbrodniczej „Trzynastce” rabina Gancwajcha, autorzy spieszą z poetyckim wyjaśnieniem, że „zjawisko zdrady w obliczu śmiertelnego zagrożenia jest tragicznym świadectwem słabości natury ludzkiej”. Tak więc u Polaków to zawsze będzie ordynarny „antysemicki resentyment”, a u Żydów – subtelna „słabość natury ludzkiej”.
Jednocześnie z konsekwentnie uprawianą tu wobec tubylców pedagogiką wstydu nowe muzeum oferuje też Polakom na osłodę sporo sentymentalnych obrazków. Przypomina się więc np. dyżurnego Berka Joselewicza i eksponuje się udział Żydów w demonstracjach 1861 r. Wszystko po to, by przedstawiać ich jako wzgardzonych przyjaciół i odepchniętych patriotów – w całkowitej niezgodzie z rzeczywistością historyczną, wymową statystyk i opinią świadków historii (patrz: np. zapomniana powieść J.I. Kraszewskiego „Żyd”). I tu znów trzeba upomnieć się o nieselektywną metodologię. Skoro bowiem już mowa o Joselewiczu, wytłumaczmy dziatwie szkolnej, dlaczego ten polsko-żydowski bohater został pochowany w szczerym polu (kahalny ogół nie mógł żadną miarą przyzwolić na pogrzeb strefionego odszczepieńca na kockim kirkucie). Skoro przypominamy patriotyczną agitację rabina Ber Meiselsa, powiedzmy, na czyje zlecenie realizował antypolską prowokację (patrz: list wiedeńskiego Rotszylda w jego sprawie).
Całość obliczona jest najwyraźniej na bezgraniczną naiwność i kompletne niedoinformowanie zwiedzających. Jak w tej anegdocie ze wspomnień nowosądeckiego rabina: kiedy na święto Paschy wprosili się do domu polscy oficerowie, którym przecież nie można było wprost powiedzieć, że jako niekoszerni samą swoją obecnością strefią cały rytuał, wówczas gospodarze rada w radę postanowili przynajmniej rytualne kielichy z winem osłonić przed oczyma gojów (którzy, jak wiadomo, samym spojrzeniem czynią wino niekoszernym). I uczynili to, owijając kielichy biało-czerwoną bibułką. Jakże cieszyli się Polacy, konstatując tak patriotyczne nastawienie gościnnych Żydów…
Nie sposób tu omówić wszystkich metodologicznych zgrzytów i merytorycznych zafałszowań, na jakie natykamy się, zwiedzając monumentalny bunkier wzniesiony za blisko 300 mln polskich złotych przy pomniku Bohaterów Getta. Ale trzeba to wyraźnie powiedzieć: nowo otwarte Muzeum Historii Żydów Polskich prezentuje jawnie antypolską i z gruntu antykatolicką wersję historii. Tej kłamliwej narracji żadną miarą nie powinno firmować ani polskie państwo, ani stołeczne miasto.
Wczoraj pani pracująca na stacji Shell, pomimo moich próśb musi mi zaproponować nowe klocki Lego, albo przynajmniej kartę stałego klienta. Nie może, bo przecież gdybym okazał się „tajemniczym klientem” to straciła by 200zł z pensji, albo w ogóle wyleciała z pracy. Ona musi.
Idea „tajemniczego klienta” jest ciekawa o tyle, że znam co najmniej dwóch menadżerów, którzy wdrażają albo wykorzystują to w swoich organizacjach ale pamiętam jak obruszali się, gdy złapano posłankę Sawicką na przyjmowaniu łapówy. „Państwo nie może takimi metodami testować swoich obywateli”, ale przedsiębiorstwo widać już może. Politycy nie mają prawa czynić z naszego społeczeństwa piekła, ale my sami, gdy chodzi o nasze pieniądze robimy to nie zastanawiając się zbytnio.
A może po prostu czasem TVN nam mówi co mamy myśleć, a czasem mówią to na szkoleniach z „dobrych praktyk”.
Naukowcy donoszą, że gdzieś w kosmosie okryli planetę podobną do ziemi, że może będzie tam można kiedyś jeździć na weekendy, a póki co można zgłaszać pomysły na zagospodarowanie choć nie do końca jeszcze wiadomo, czy jest ona pusta, czy czasem ktoś tam już nie mieszka.
Pewnie dyrektorzy handlowi największych koncernów już planują ekspansje, już wpisują w swoje Exele wzrost sprzedaży jak postawią tam kolejne pawilony Media Markt i Biedronki, jak butiki otworzy Zara i Nike, jak pojawią się sklepy iStore. Bank Światowy (przemianowany na tę okazję na Wszechświatowy) pożyczy Lidlowi na to kapitał, aby biedni mieszkańcy tej planety mieli dostęp do lepszej, bo taniej żywności stworzonej na tą okazję przez Monsanto, które w ramach walki z rakiem Randapem opryska całą tą planetę.
Ale wcześniej, aby te centra handlowe postawić ludzkość będzie musiała zdobyć pod nie teren, wybijając na tej planecie miliony kosmicznych Indian, co będzie korzystne o tyle, że za jakieś 200 lat lewicowe ruchy miały za co przepraszać.
Głupoty piszę? Tak. Piszę, bo zastanawiam się jakie moralne prawo ma ludzkość pragnąc zasiedlać inne planety. Co takiego jest w nas, że chcemy nasz styl życia, eksportować w nieznane, na teren niekoniecznie przeznaczony dla nas.
To jest tak fajnie napisany tekst, że bez wyrzutów sumienia kopiuję go do siebie jak leci. Pochodzi z serwisuhttp://nalezecdojezusa.pl na którym jest więcej fajnych tekstów.
Sąd Najwyższy zabrał w piątek głos w wieloletnim konflikcie społecznym, orzekając na rzecz dyskryminowanej dotąd mniejszości. Od tej pory każdy kwadrat będzie miał prawo wpisać w swoim dowodzie osobistym słowo “koło”, dostępne dotychczas wyłącznie dla kół kolistych.
Uchwalona regulacja nie ogranicza się jednak wyłącznie do kwestii drugorzędnej symboliki. Orzeczenie Sądu rewolucjonizuje również obszar największej dotąd dyskryminacji kwadratów, czyli przemysł motoryzacyjny. Od momentu wejścia w życie przedmiotowej regulacji prawnej producent pojazdów nie będzie mógł odmówić wpisania do projektu podwozia chętnych kół kwadratowych, które wraz z kołami kolistymi tworzyć będą wspólnie nową motoryzacyjno-techniczną rzeczywistość. Sędzia Referent podkreślił w ujmującym uzasadnieniu orzeczenia, iż koło stanowi szczytowe osiągnięcie geometrii, zatem obowiązkiem sumienia jest podniesienie odmiennej, lecz równowartościowej figury geometrycznej do godności koła.
Na orzeczenie Sądu Najwyższego entuzjastycznie zareagował Prezydent, który w emocjonalnym wpisie na prezydenckim blogu podzielił się swoimi odczuciami:
Miałem sen! Śniłem, że pewnego dnia kąty proste przestaną mieć znaczenie, a sztuczne podziały pomiędzy kołami i kwadratami zostaną raz na zawsze unicestwione. Śniło mi się, że rozpoczął się wielki marsz ku równości. Że świat dojrzał do zrozumienia, iż kołem jest ta figura geometryczna, która się kołem czuje. Że nie można dyskryminować naszych braci, sióstr, sąsiadów, synów i córek tylko dlatego, że los obdarzył ich inną strukturą obwodu. Dzisiaj w naszym dumnym i postępowym narodzie zwyciężyła geometria! Zwyciężyło prawo do wspólnego korzystania z dobrodziejstw geometrycznej cywilizacji i równego uczestnictwa we wspólnym dziedzictwie motoryzacji.
Twitter określił prezydencką notatkę mianem “epokowej”, “przełomowej”, “historycznej” i “do głębi poruszającej”. Hashtag #kwadratkołem bije kolejne rekordy, a użytkownicy portalów społecznościowych w akcie spontanicznej reakcji zmieniają zdjęcia profilowe na obrazki przedstawiające kwadratowe słońce.
Za skandaliczne uznano słowa Prezesa Koncernu Motoryzacyjnego PRĘDKOŚĆ, Mirosława Wstecznego, który stwierdził w telewizyjnym wywiadzie, iż “istnieje uzasadnione przypuszczenie, że efektywność kół kwadratowych nie dorówna poziomowi efektywności kół kolistych, a przeciętna prędkość pojazdów i tym samym komfort jazdy ulegną znacznemu pogorszeniu”. Dyrektor nowopowołanego Stowarzyszenia Kół Kwadratowych, Jacek Przód, nazwał ową wypowiedź “niefortunnym uproszczeniem znanego kwadratofoba, uprawiającego mowę nienawiści z radością łobuza wybijającego co tydzień nową szybę w oknie sąsiadki”. Zdaniem ekspertów, koło kwadratowe ma szereg zalet nieznanych kołu kolistemu, m.in. gwarantuje większą stabilność stojącego pojazdu, a tym samym zapobiegnie szeregowi wypadków spowodowanych roztargnieniem kierowców, zapominającym zaciągnąć hamulec ręczny podczas postoju na pochyłej drodze. Oponenci podkreślają co prawda, że samochód powinien przede wszystkim dobrze jeździć, a dopiero później dobrze stać, co nie zmienia jednak faktu, iż koła kwadratowe zapewnią nieznane dotąd, przełomowe i absolutnie postępowe bezpieczeństwo eksploatacji.
Zupełnie nieoczekiwanym gestem wykazały się organizacje piłkarskie – FIFA oraz UEFA – które zapowiedziały rychłą adaptację w europejskich ligach piłek w kształcie koła kwadratowego. Czujemy się odpowiedzialni za dyskryminującą, wykluczającą i opresyjną politykę faworyzowania piłek o kształcie kół kolistych – podkreślił na zwołanej konferencji prasowej prezydent Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej – Joseph Dollar. To doskonałe wrażenie sportowej solidarności zatarła nieco nieprzemyślana wypowiedź piłkarza-skandalisty Mario Billoteliego, który stwierdził na Twitterze, iż “piłka jest okrągła, a bramki są dwie”.
Nadchodzące tygodnie zapowiadają się niezwykle ciekawie. Środowiska trójkątów, trapezów, a nawet sześcianów i ostrosłupów zapowiedziały walkę o wyrównanie swoich praw i możliwość towarzyszenia kołom kolistym i kwadratowym w nowych modelach pojazdów. “Koła ostrosłupowe mogą być trafną odpowiedzią na rosnące oczekiwania użytkowników dróg, a ponadto nie ma żadnego powodu, dla którego kwadraty mogą nazywać się kołami, a ostrosłupy już nie” – twierdzi Ilona Słupowa, przewodnicząca Federacji Dyskryminowanych Ostrosłupów. Rząd zapowiedział pochylenie się nad postulatami mniejszości, oferując skonkretyzowaną ofertę legislacyjną w postaci motoryzacyjnych parytetów. Możliwe, że już niedługo wychodzący z linii produkcyjnej pojazd posiadać będzie cztery różne koła – koło koliste (koło), koło kwadratowe (kwadrat), koło ostrosłupowe (ostrosłup) i koło trójkątne (trójkąt). Rząd zdaje się nie zauważać jednak, że obowiązująca obecnie liczba kół nie odpowiada istniejącym potrzebom dyskryminowanych mniejszości geometrycznych. Zdaniem ekspertów, świadczy to o konieczności zaprojektowania “nowych pojazdów na nowe czasy”, charakteryzujących się posiadaniem od kilkunastu do kilkudziesięciu różnorodnych kół.
Wyłącznie jako ciekawostkę przywołać można stanowisko ekscentrycznego prof. Jana Wierzącego, który twierdzi, iż zrównanie pozycji koła i kwadratu oraz ujednolicenie nazwy nie tylko nie dodaje godności kwadratowi, ale i odbiera godność kołu. W ocenie Profesora zabieg ten jest sztuczną ingerencją w naturalne i obiektywne prawa, będąc swoistą “dekonstrukcją ładu matematycznego” i “zaproszeniem do konstrukcyjnego chaosu”. Przypomnijmy jednak, że prof. Wierzący znany jest z obrony nienaukowego poglądu o istnieniu obiektywnej prawdy, zdyskredytowanego przez kilka niezależnych komisji eksperckich, które jednoznacznie i w sposób nie budzący wątpliwości przesądziły, iż w każdych okolicznościach, bez względu na kontekst społeczno-kulturowy i czasoprzestrzenny, prawda ma charakter względny. Profesor Wierzący co prawda zarzucił komisjom, iż skoro prawda ma charakter względny, to ich ustalenia również uznać należy za względne, jednak przewodniczący komisji zamknęli temat wspólnym i przekonującym oświadczeniem: pochylenie się do żałośnie niskiego poziomu polemiki prof. Wierzącego wymagałoby uklęknięcia, czego z oczywistych względów uczynić nie możemy.
Abstrahując od powyższego, redakcja przyłącza się do gratulacji dla środowisk kwadratów. Skoro historia kołem kwadratem się toczy, to miejmy nadzieję, że postęp uczyni jeszcze większy postęp, równość stanie się równa nierówności, a tolerancja zacznie być szeroko tolerowana. Nie trzeba przecież wiele, aby zbudować raj. Wystarczy zrozumieć, że prawdą jest, iż nie ma prawdy. Że nietolerancji nie wolno tolerować. Że żadna idea nie jest równa równości. I najważniejsze – że największym złem jest dzielenie ludzkich zachowań na dobre i złe.
Posłuchałem kilku wykładów dr Rafała Brzeskiego i wynotowałem sobie takie rzeczy odnośnie cybernetyki.
Definicje:
Obserwacja:
Celem mojego wyjazdu na Marsz Niepodległości było aby na własne oczy zobaczyć jak to wygląda i co się dzieje. Widziałem prowokacje policji, bo były tak grubymi nićmi szyte, że nie potrzeba było ich specjalnie szukać. Mimo iż widziałem wielu moich znajomych nie byłem wstanie przekonać, że żyjemy w państwie w którym policja jest wykorzystywana przez polityków do prowokowania obywateli, do zwalczania nieznaczącej partii, do niszczenia demokracji.
Nie jestem wstanie przekonać, bo mam wierzących znajomych – wierzących Tuskowi, Komorowskiemu, wierzących w zbawczą Unię Europejską, wierzących w „dobro każdego człowieka”, wierzących w siebie. I pewnie jutrzejsza publikacja dalej tej wiary nie zmieni, bo problemem jest bogobojność. Bogobojność, albo strach przez Bogiem, poważne traktowanie Stwórcy, który stworzył ten świat a nas na nim jest potrzebna aby myśleć. Tej bogobojności nam w Polsce brakuje – a przez to brakuje mądrości, rozumu, wiedzy i jej zrozumienia.
A przecież każdy z nas za kilka, może kilkanaście lub kilkadziesiąt lat stanie przez Bogiem. I co wtedy powie? że od małpy pochodzi i instynktownie na PO głosował? że taka była konieczność dziejowa aby tą budkę Ruskim spalić, że w wyborach musiał wybrać kłamcę, że na co dzień musi się z układem układać i w dotacjach absorbować unijne srebrniki aby dzieci głodne wykarmić?
Na szczęście jest dobra nowina – można przyjść do Jezusa, otworzyć serce, przyjąć przebaczenie i zmienić, zmienić przynajmniej siebie. Zachęcam – jeszcze można się opamiętać.
Bogobojności nam w narodzie brakuje. Nie mają jej nasi rządzący, mimo iż do kościoła fotografować się chodzą, miejmy ją my. Miejmy ją my, aby zadbać o siebie wiecznie, ale też by mądrze wybierać i zadbać o siebie już dziś tu, póki żyjemy.
Jutro Cezary Gmyz opublikuje taśmy, z których wynika, że minister Sienkiewicz (ten o państwa istniejącego teoretycznie) prowokował na Marszu Niepodległości poprzez podpalenie budki pod Rosyjską Ambasadą.
Spróbuję przewidzieć:
1. Wygra Komorowski: mocodawcy PO już widzą, że PO się skończyła, więc będzie budowanie nowej ekipy, nowej partii, nowe hasła, może nowe twarze i może się udać. Wybory parlamentarne wygra koalicja PO+PSL+jacyś-nowi i będzie jak było, tylko ci nowi będą nabierali siły, a PO się posypie. Może przy okazji wyjdą na jaw jakieś syfki, to się ci nowi wykażą i jakiś powiatowych PeOwców do więzienia wsadzą. I będzie jak było.
2. Wygra Duda: będziemy mieli festiwal nienawiści, wojnę na okrągło, bo przecież znowu prezydent będzie złym, pewnie pijącym i bijącym żonę, nie będzie podpisywał ustaw, i będzie się głupio uśmiechał. Ale wojna ułatwi wejście do sejmu tym nowym, co to ich jeszcze nie ma a są potrzebni. I będzie jak było.
I tak źle, i tak niedobrze. Szkoda.
Ekumenizm międzyreligijny? Dlaczego nie! Jeżeli papież robi zjednoczenie pod wodzą Watykanu to niektórym może się to nie podobać i mogą próbować sobić po swojemu. Tak czy inaczej – znak czasów.
Tu organizacja: http://ipyg.org
A tu jej ostatnia konferencja: http://warpsummit2014.org
Dopisek:
z notki tej czynię składnicę plików i dokumentów na ten temat.
Bełkot to niezrozumiała, niewyraźna mowa, używanie w wypowiedzi nieartykułowanych dźwięków, którym trudno nadać sens.
Bełkot to również pozbawiony sensu, niezrozumiały tekst, zawiła lub nawet sprzeczna wypowiedź.
Zobaczcie zresztą sami, bo pewnie macie lepsze niż ja filtry antyspamowe i mogliście nie wiedzieć:

Wczoraj zawarlem szalona transakcje na kupno nowego domu z ogrodem i basenem. Teraz siedze w przytulnej kawiarni popijajac aromatyczne latte i myslac o tym, ze niesprawiedliwe jest skrywanie przed swiatem przepisu na szczescie.

Za chwilę idę do przytulnej kawiarni na latte. Muszę tam pomyśleć o tym basenie co go jeszcze nie mam i pewnie dlatego moje szczęście jest niepełne.

Kategorie:
obserwator, internet, _blog

Słowa kluczowe:
spam,
szczęście,
mail,
dom z basenem

Komentarze: (8)

w34,

February 14, 2015 13:35

Skomentuj komentarz

To chyba wersja dla lemingów, bo kawiarnia, latte, dom z ogrodem i basenem.

Są Niemcy i jest BankBot.
Kwota zachęty: $5,000 tygodniowo
Bez polskich liter

— Treść przekazanej wiadomości —
Temat: Wiadomosc, ktora zmieni twoje zycie na lepsze
Data: Sat, 14 Feb 2015 04:46:19 -0700
Nadawca: Mariusz Kowalski
Adresat: wojtek@pp….pl

Wczoraj zawarlem szalona transakcje na kupno nowego domu z ogrodem i basenem.
Teraz siedze w przytulnej kawiarni popijajac aromatyczne latte i myslac o tym, ze niesprawiedliwe jest skrywanie przed swiatem przepisu na szczescie.

Dlatego tez dziele sie ta wiadomoscia z toba i jeszcze paroma przypadkowo wybranymi przeze mnie osobami, tak samo jak kiedys podzielil sie nia ze mna moj niemiecki przyjaciel.

Nieprawdopodobne osiagniecie niemieckich uczonych, program zawierajacy tylko pomyslne transakcje na rynku gieldowym na zawsze odmienil zycie takich jak ja.

Podczas gdy czlowiek majac juz zysk praktycznie w swoich rekach zdolny jest do podejmowania decyzji pod wplywem impulsu i dokonywania tym samym bledow, BankBot dziala na ryku rozpoczynajac od szczegolowej analizy jego sytuacji.
Robi wszystko za ciebie a ty tylko rozkoszujesz sie wzrostem swoich dochodow. Jezeli to nie jest cud, to jak to inaczej nazwac?

Nigdy nie bylem materialista stawiajacym pieniadze na pierwszym miejscu, ale to wlasnie mnie wybral los. Znalazlem prace, ktora chcialby posiadac kazdy marzacy o bogactwie leniuch.

Obecnie moj sredni dochod wynosi $5,000 tygodniowo. Przestalem sie obwiniac, zyje jak chce i pomagam bliskim.
Pracuje za mnie BankBot, zdumiewajaca maszyna, ktorej niepotrzebny sen i odpoczynek, ktora nie popelnia bledow wynikajacych ze zmeczenia a co najwazniejsze – przynosi wylacznie zyski!

Nawet nie wiesz jak ci sie dzisiaj poszczescilo trafiajac na ten odnosnik! Odwagi!

w34,

February 14, 2015 15:13

Skomentuj komentarz

Wersja apelująca do mojej chęci niesienia pomocy – tak przynajmniej sugeruje temat i początek – wszak jestem przyjacielem.

W.

Analiza:
Są: Niemcy
Kwota zachęty: 11899 euro w ciagu 2 miesiecy
Kwota wejścia: 511 euro
Bez polskich liter

— Treść przekazanej wiadomości —
Temat: Wiem, ze jestes mi potrzebny
Data: Sat, 14 Feb 2015 16:44:57 +0530
Nadawca: Danuta Kaminski
Adresat: wojtek@pp.,,kkk.pl

Przyjacielu

Niemieccy matematycy wymyslili program, ktory sam gra na gieldzie i tym samym zarabia pieniadze!
Sztuczna inteligencja analizuje rynek przez 24 godziny na dobe i handluje na gieldzie z pozytywnym skutkiem.
Jezeli analiza wskazuje na niekorzystna transakcje – program nie podejmuje zadnych operacji handlowych!

W calkowicie automatycznym trybie z 511 euro program zarobil 11899 euro w ciagu 2 miesiecy prowadzenia precyzyjnego handlu!
Jest to zadowalajacy zysk.

Nie przegap swojej szansy!

w34,

February 14, 2015 15:21

Skomentuj komentarz

Wersja dla leniwych.

w Niemczech
Kwoty: nie ma!
Bez polskich liter

— Treść przekazanej wiadomości —
Temat: Program pracuje przez 24 godziny na dobe i zarabia na moj samochod
Data: Sat, 14 Feb 2015 05:55:34 -0700
Nadawca: Krystyna Wozniak
Adresat: wojtek@pp.kkkl

W Niemczech stworzono sztuczna inteligencje do spraw gieldy, ktora prowadzi na niej pomyslny handel.
Podczas gdy czlowiek spi, program pracuje i zarabia, analizujac rynek i podejmujac tylko korzystne, nie niosace ryzyka operacje.
Czlowiek tego nie potrafi! Musi spac, jesc, odpoczywac! Potega tego programu tkwi w tym, ze on tego po prostu nie potrzebuje!

Nie przegap swojej szansy. Korzystaj poki jego uzywanie nie jest zabronione…

w34,

February 14, 2015 15:36

Skomentuj komentarz

Wersja krótka:

bez niemców, za to sztuczna inteligencja
Kwota wejścia: 300-500 euro
Kwota zachęty: okolo 9000 euro w ciagu 1 miesiaca

— Treść przekazanej wiadomości —
Temat: Dam ci program, ktory zarabia pieniadze
Data: Sat, 14 Feb 2015 13:10:26 +0000
Nadawca: Krzysztof Wojcik
Adresat: w.apel@sgtsa.pl

Sztuczna inteligencja czyni cuda.
Inwestujac 300-500 euro, zyskujesz okolo 9000 euro w ciagu 1 miesiaca nie ryzykujac utraty swoich pieniedzy!
Dowiedz sie i zacznij zarabiac juz dzis…
Program zrobi wszystko sam..

anonim,

February 14, 2015 16:51

Skomentuj komentarz

Bez liczb.

— Treść przekazanej wiadomości —
Temat: W ciagu miesiaca zarobilem na samochod
Data: Sat, 14 Feb 2015 16:04:36 +0100
Nadawca: Monika Lewandowski
Adresat: wojtek@…g.pl

Niesamowite!

Zdumiewajace odkrycie matematykow daje ludziom mozliwosc zarabiania milionow, nie robiac praktycznie NIC!
Sztuczna inteligencja zawiera na gieldzie same korzystne transakcje, wykluczajac jakiekolwiek ryzyko strat.

Pozbawiony emocji, sklonnosci do hazardu i agresji program zawsze „trafia w dziesiatke” w 100 przypadkach na 100!

Mam jednak powazne obawy, ze wkrotce ten program „szczescia” zostanie zabroniony.
W przeciwnym razie swiatowy system finansowy znajdzie sie w zagrozeniu.

Jednak masz jeszcze szanse wzbogacenia sie – kliknij w odnosnik!

anonim,

February 14, 2015 17:31

Skomentuj komentarz

— Treść przekazanej wiadomości —
Temat: Udalo mi sie zarobic swoj pierwszy milion w ciagu kilku miesiecy
Data: Sat, 14 Feb 2015 14:17:48 +0000
Nadawca: Adam Wozniak
Adresat: w.apel@sgtsa.pl

Nieprawdopodobne naukowe odkrycie, ktore odbiera graczom gieldowym mowe!

Nowa technologia zarabia pieniadze podejmujac w 100% pewne decyzje i czyni ludzi diabelnie bogatymi.

W koncu mamy dowod na to, ze maszyny pozbawione czynnika ludzkiego sa w stanie zarabiac pieniadze kilkukrotnie wieksze niz czlowiek!

Korzystaj z tej unikalnej technologii i zostan obrzydliwie bogaty!

Tutaj znajdziesz wszystkie szczegolowe informacje na ten temat.

Spiesz sie!
Kto wie, moze uzywanie tego programu zostanie wkrotce zabronione!

anonim,

February 15, 2015 17:29

Skomentuj komentarz

Chigago, a nie niemcy
I nie ma kwot

— Treść przekazanej wiadomości —
Temat: Wiem w jaki sposob zarobic na samochod oraz dom w ciagu 6 miesiecy
Data: Sun, 15 Feb 2015 15:05:54 +0100
Nadawca: Krzysztof Kowalczyk
Adresat: wojtek@pssg.pl

Jeszcze pol roku temu nawet nie smialem marzyc o latwych pieniadzach, nowym mieszkaniu w Chicago, drogiej bryce i nieograniczonej mozliwosci podrozowania.
Dzis jest to dla mnie chleb powszedni. A dla ciebie?

Wszystko dzieki niedawno powstalemu, handlujacemu na gieldzie programowi, dokonujacemu 100 % pewnych transakcji.
A caly zysk wplywa na moje konto!

Dopoki o jego istnieniu nie wie jeszcze caly swiat, dopoki jego uzywanie nie jest zabronione w celu ratowania swiatowego systemu finansowego przed upadkiem, naucz sie korzystac z niego dla wlasnego pozytku.

Ten odnosnik odmieni twoje zycie!

anonim,

February 16, 2015 13:22

Skomentuj komentarz

— Treść oryginalnej wiadomości —
Temat: Dla MEZCZYZN, Marzacych o Rzuceniu PRACY
Data: Mon, 16 Feb 2015 10:35:59 +0000
Nadawca: Krystyna Nowak
Adresat: w.assssl@sssssa.pl

Tylko spojrzcie jak ten dran zarabia!

Podczas gdy inni tkwia w fabrykach i biurach, 23 letni chlopak siedzac w mieszkaniu matki zbil juz majatek. Media informuja o tym, ze bezrobotny chlopak zostal milionerem, odkrywszy swietny sposob na zarabianie w sieci. Podczas gdy mama placila mu za Internet, on po cichu przelewal swoje pieniadze na rachunek w Szwajcarii. Konkurenci udostepnili jego strone do zarabiania – klikajcie i zobaczcie sami. Jesli jemu sie udalo, to niby w czym my jestesmy gorsi?

Skomentuj notkę
Za chwilę idę do przytulnej kawiarni na latte. Muszę tam pomyśleć o tym basenie co go jeszcze nie mam i pewnie dlatego moje szczęście jest niepełne.

Kategorie:
obserwator, internet, _blog

Słowa kluczowe:
spam,
szczęście,
mail,
dom z basenem

Komentarze: (8)

w34,

February 14, 2015 13:35

Skomentuj komentarz

To chyba wersja dla lemingów, bo kawiarnia, latte, dom z ogrodem i basenem.

Są Niemcy i jest BankBot.
Kwota zachęty: $5,000 tygodniowo
Bez polskich liter

— Treść przekazanej wiadomości —
Temat: Wiadomosc, ktora zmieni twoje zycie na lepsze
Data: Sat, 14 Feb 2015 04:46:19 -0700
Nadawca: Mariusz Kowalski
Adresat: wojtek@pp….pl

Wczoraj zawarlem szalona transakcje na kupno nowego domu z ogrodem i basenem.
Teraz siedze w przytulnej kawiarni popijajac aromatyczne latte i myslac o tym, ze niesprawiedliwe jest skrywanie przed swiatem przepisu na szczescie.

Dlatego tez dziele sie ta wiadomoscia z toba i jeszcze paroma przypadkowo wybranymi przeze mnie osobami, tak samo jak kiedys podzielil sie nia ze mna moj niemiecki przyjaciel.

Nieprawdopodobne osiagniecie niemieckich uczonych, program zawierajacy tylko pomyslne transakcje na rynku gieldowym na zawsze odmienil zycie takich jak ja.

Podczas gdy czlowiek majac juz zysk praktycznie w swoich rekach zdolny jest do podejmowania decyzji pod wplywem impulsu i dokonywania tym samym bledow, BankBot dziala na ryku rozpoczynajac od szczegolowej analizy jego sytuacji.
Robi wszystko za ciebie a ty tylko rozkoszujesz sie wzrostem swoich dochodow. Jezeli to nie jest cud, to jak to inaczej nazwac?

Nigdy nie bylem materialista stawiajacym pieniadze na pierwszym miejscu, ale to wlasnie mnie wybral los. Znalazlem prace, ktora chcialby posiadac kazdy marzacy o bogactwie leniuch.

Obecnie moj sredni dochod wynosi $5,000 tygodniowo. Przestalem sie obwiniac, zyje jak chce i pomagam bliskim.
Pracuje za mnie BankBot, zdumiewajaca maszyna, ktorej niepotrzebny sen i odpoczynek, ktora nie popelnia bledow wynikajacych ze zmeczenia a co najwazniejsze – przynosi wylacznie zyski!

Nawet nie wiesz jak ci sie dzisiaj poszczescilo trafiajac na ten odnosnik! Odwagi!

w34,

February 14, 2015 15:13

Skomentuj komentarz

Wersja apelująca do mojej chęci niesienia pomocy – tak przynajmniej sugeruje temat i początek – wszak jestem przyjacielem.

W.

Analiza:
Są: Niemcy
Kwota zachęty: 11899 euro w ciagu 2 miesiecy
Kwota wejścia: 511 euro
Bez polskich liter

— Treść przekazanej wiadomości —
Temat: Wiem, ze jestes mi potrzebny
Data: Sat, 14 Feb 2015 16:44:57 +0530
Nadawca: Danuta Kaminski
Adresat: wojtek@pp.,,kkk.pl

Przyjacielu

Niemieccy matematycy wymyslili program, ktory sam gra na gieldzie i tym samym zarabia pieniadze!
Sztuczna inteligencja analizuje rynek przez 24 godziny na dobe i handluje na gieldzie z pozytywnym skutkiem.
Jezeli analiza wskazuje na niekorzystna transakcje – program nie podejmuje zadnych operacji handlowych!

W calkowicie automatycznym trybie z 511 euro program zarobil 11899 euro w ciagu 2 miesiecy prowadzenia precyzyjnego handlu!
Jest to zadowalajacy zysk.

Nie przegap swojej szansy!

w34,

February 14, 2015 15:21

Skomentuj komentarz

Wersja dla leniwych.

w Niemczech
Kwoty: nie ma!
Bez polskich liter

— Treść przekazanej wiadomości —
Temat: Program pracuje przez 24 godziny na dobe i zarabia na moj samochod
Data: Sat, 14 Feb 2015 05:55:34 -0700
Nadawca: Krystyna Wozniak
Adresat: wojtek@pp.kkkl

W Niemczech stworzono sztuczna inteligencje do spraw gieldy, ktora prowadzi na niej pomyslny handel.
Podczas gdy czlowiek spi, program pracuje i zarabia, analizujac rynek i podejmujac tylko korzystne, nie niosace ryzyka operacje.
Czlowiek tego nie potrafi! Musi spac, jesc, odpoczywac! Potega tego programu tkwi w tym, ze on tego po prostu nie potrzebuje!

Nie przegap swojej szansy. Korzystaj poki jego uzywanie nie jest zabronione…

w34,

February 14, 2015 15:36

Skomentuj komentarz

Wersja krótka:

bez niemców, za to sztuczna inteligencja
Kwota wejścia: 300-500 euro
Kwota zachęty: okolo 9000 euro w ciagu 1 miesiaca

— Treść przekazanej wiadomości —
Temat: Dam ci program, ktory zarabia pieniadze
Data: Sat, 14 Feb 2015 13:10:26 +0000
Nadawca: Krzysztof Wojcik
Adresat: w.apel@sgtsa.pl

Sztuczna inteligencja czyni cuda.
Inwestujac 300-500 euro, zyskujesz okolo 9000 euro w ciagu 1 miesiaca nie ryzykujac utraty swoich pieniedzy!
Dowiedz sie i zacznij zarabiac juz dzis…
Program zrobi wszystko sam..

anonim,

February 14, 2015 16:51

Skomentuj komentarz

Bez liczb.

— Treść przekazanej wiadomości —
Temat: W ciagu miesiaca zarobilem na samochod
Data: Sat, 14 Feb 2015 16:04:36 +0100
Nadawca: Monika Lewandowski
Adresat: wojtek@…g.pl

Niesamowite!

Zdumiewajace odkrycie matematykow daje ludziom mozliwosc zarabiania milionow, nie robiac praktycznie NIC!
Sztuczna inteligencja zawiera na gieldzie same korzystne transakcje, wykluczajac jakiekolwiek ryzyko strat.

Pozbawiony emocji, sklonnosci do hazardu i agresji program zawsze „trafia w dziesiatke” w 100 przypadkach na 100!

Mam jednak powazne obawy, ze wkrotce ten program „szczescia” zostanie zabroniony.
W przeciwnym razie swiatowy system finansowy znajdzie sie w zagrozeniu.

Jednak masz jeszcze szanse wzbogacenia sie – kliknij w odnosnik!

anonim,

February 14, 2015 17:31

Skomentuj komentarz

— Treść przekazanej wiadomości —
Temat: Udalo mi sie zarobic swoj pierwszy milion w ciagu kilku miesiecy
Data: Sat, 14 Feb 2015 14:17:48 +0000
Nadawca: Adam Wozniak
Adresat: w.apel@sgtsa.pl

Nieprawdopodobne naukowe odkrycie, ktore odbiera graczom gieldowym mowe!

Nowa technologia zarabia pieniadze podejmujac w 100% pewne decyzje i czyni ludzi diabelnie bogatymi.

W koncu mamy dowod na to, ze maszyny pozbawione czynnika ludzkiego sa w stanie zarabiac pieniadze kilkukrotnie wieksze niz czlowiek!

Korzystaj z tej unikalnej technologii i zostan obrzydliwie bogaty!

Tutaj znajdziesz wszystkie szczegolowe informacje na ten temat.

Spiesz sie!
Kto wie, moze uzywanie tego programu zostanie wkrotce zabronione!

anonim,

February 15, 2015 17:29

Skomentuj komentarz

Chigago, a nie niemcy
I nie ma kwot

— Treść przekazanej wiadomości —
Temat: Wiem w jaki sposob zarobic na samochod oraz dom w ciagu 6 miesiecy
Data: Sun, 15 Feb 2015 15:05:54 +0100
Nadawca: Krzysztof Kowalczyk
Adresat: wojtek@pssg.pl

Jeszcze pol roku temu nawet nie smialem marzyc o latwych pieniadzach, nowym mieszkaniu w Chicago, drogiej bryce i nieograniczonej mozliwosci podrozowania.
Dzis jest to dla mnie chleb powszedni. A dla ciebie?

Wszystko dzieki niedawno powstalemu, handlujacemu na gieldzie programowi, dokonujacemu 100 % pewnych transakcji.
A caly zysk wplywa na moje konto!

Dopoki o jego istnieniu nie wie jeszcze caly swiat, dopoki jego uzywanie nie jest zabronione w celu ratowania swiatowego systemu finansowego przed upadkiem, naucz sie korzystac z niego dla wlasnego pozytku.

Ten odnosnik odmieni twoje zycie!

anonim,

February 16, 2015 13:22

Skomentuj komentarz

— Treść oryginalnej wiadomości —
Temat: Dla MEZCZYZN, Marzacych o Rzuceniu PRACY
Data: Mon, 16 Feb 2015 10:35:59 +0000
Nadawca: Krystyna Nowak
Adresat: w.assssl@sssssa.pl

Tylko spojrzcie jak ten dran zarabia!

Podczas gdy inni tkwia w fabrykach i biurach, 23 letni chlopak siedzac w mieszkaniu matki zbil juz majatek. Media informuja o tym, ze bezrobotny chlopak zostal milionerem, odkrywszy swietny sposob na zarabianie w sieci. Podczas gdy mama placila mu za Internet, on po cichu przelewal swoje pieniadze na rachunek w Szwajcarii. Konkurenci udostepnili jego strone do zarabiania – klikajcie i zobaczcie sami. Jesli jemu sie udalo, to niby w czym my jestesmy gorsi?

Skomentuj notkę
Dziś rano, w Dwójcie usłyszałem mniej więcej takie zdanie:
„Film 'Ida’ jest zakłamany bo wprowadzając wątek żydokomuny rozmywa współodpowiedzialność Polaków za holokaust z takim trudem ujawniany przez współczesnych historyków”.
Widać, że do Dwójki zaprasza się gości, który bardzo dobrze opanowali umiejętność kłamania. A może wcześniej byli przygotowani, bo aby tak z marszu, takie zdanie wymyślić, że jestem przeciw jakiemuś filmowi, bo kłamie, bo ….. i przez to jego kłamstwo ma się stać prawdą. Okropność.
To może sprzedajmy już te lasy aby oddać Żydom te 68mld$ i przez jakiś czas będzie spokój. I jak tu nie słuchać Stanisława Michałkiewicza? Ten ferieton ma prawie 10 lat i niestety był proroczy.
http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=30876
Byłem niedawno w dużej księgarni, szukałem mapy Niemiec potrzebnej mi na wyjazd. Znalazłem osiem różnych, wszystkie wydane w Polsce, z polskimi opisami, czyli polskie dla Polaków. Ale tylko jedna była po polsku! Jedna, ale była! I to ucieszyło mnie bardzo.

Były na niej naniesione niemieckie miasta: Kolonia, Moguncja, Monachium, Koblencja, Brema, Konstancja, Bazylea, Drezno, Lipsk i nawet wspomniany Akwizgran. Pod każdą nazwą polską w nawiasie podano nazwę niemiecką abym na autostradzie się zorientował, że jadę do Getyngi. Tak mi się to spodobało, że wykupiłem cały nakład (dwa egzemplarze) a jeden podarowałem mojemu koledze, Ślązakowi co siedział ze mną 8 lat w ławce szkolnej, ale teraz, od 25 lat sieci w Bonn.

A były takie czasy, że Niemcy mieszkający w Polsce gadali ze sobą po Polsku, w którym funkcjonowało słowo „danki”.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kolonia,
akwizgran,
bazylea,
Mogguncja,
Bremia,
Monachium

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Były na niej naniesione niemieckie miasta: Kolonia, Moguncja, Monachium, Koblencja, Brema, Konstancja, Bazylea, Drezno, Lipsk i nawet wspomniany Akwizgran. Pod każdą nazwą polską w nawiasie podano nazwę niemiecką abym na autostradzie się zorientował, że jadę do Getyngi. Tak mi się to spodobało, że wykupiłem cały nakład (dwa egzemplarze) a jeden podarowałem mojemu koledze, Ślązakowi co siedział ze mną 8 lat w ławce szkolnej, ale teraz, od 25 lat sieci w Bonn.

A były takie czasy, że Niemcy mieszkający w Polsce gadali ze sobą po Polsku, w którym funkcjonowało słowo „danki”.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kolonia,
akwizgran,
bazylea,
Mogguncja,
Bremia,
Monachium

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A były takie czasy, że Niemcy mieszkający w Polsce gadali ze sobą po Polsku, w którym funkcjonowało słowo „danki”.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kolonia,
akwizgran,
bazylea,
Mogguncja,
Bremia,
Monachium

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Z Radio (Dwójka) właśnie dowiedziałem się, że „Stanisław Mikulski nie przyłączył się do bojkotu Telewizji Polskiej na początku lat osiemdziesiątych”.
Zastanawiałem się przez chwilkę co to był za bojkot, bo nie pamiętam ale to przecież chodzi o bojkot TVP po wprowadzeniu Stanu Wojennego, gdy w zielonej telewizji (bo niektórzy mogą nie pamiętać, że prezenterzy występowali stedy w mundurach) nie pojawiali się żadni aktorzy. Żadni, z wyjątkiem agenta Klosa.
Pamiętam bojkot, pamiętam postawę Mikulskiego, pamiętam, że było to komentowane w Wolnej Europie. Pamiętam. Ale pamiętam, że było to w Stanie Wojennym a nie „na początku lat osiemdziesiątych”. Chyba między tymi określeniami czasu jest pewna różnica!
A więc już nawet w Polskim Radiu zaczęło się na poważnie fałszowanie historii. Nawet w Dwójce? Pamiętam PRL i coraz bardziej wydaje mi się, że był mniej zakłamany niż to w czym teraz żyjemy.
Przy okazji odnotuję: Stanisław Mikulski, odtwórca zakłamanej roli kapitana Klosa nie żyje. Umarł. Miał 87 lat i umarł. A film, jak większość Polaków bardzo lubię. Szkoda tylko, że muszę lubić tak zakłamany film bo nie kręcono i dalej się nie kręci takich nieco bardziej prawdziwych.
Odnośnie oceny różnych opinii na temat przyczyn zmian klimatycznych kolega zastosował takie oto proroctwo zapisane u Jeremiasza:
I nie pomyśleli w swoim sercu: Bójmy się Pana, naszego Boga, który daje w czasie właściwym zarówno deszcz wczesny, jak i późny, który nam zapewnia ustalone tygodnie żniwa. Wasze winy obaliły ten porządek, a wasze grzechy pozbawiły was dobrego,(Prorok Jeremiasz, rozdział 5, wersety od 24, BW)
No i fajnie, ale muszę jeszcze doczytać konktekst. Jedno jednak zauważam już dziś. Al Gore też uważa, że przyczyną zmian klimatycznych są grzechy ludzkości. On tego tak nie nazywa ale to już jego problem.
Bitwa w Watykanie już się kończy, dym opada, komentatorzy jeszcze wypisują ostatnie komentarze, ale ogólnie wiadomo już wystarczająco dużo, aby można było sobie wyrobić opinie o stanie katolicyzmu.
A co na to lokalne autorytety? Kardynała Stanisław Dziwisz uważa że należy słuchać zwierzchnika Kościoła: „My mamy zawsze zaufanie do papieża. Na nim budujemy naszą wiarę. On jest fundamentem Kościoła” (wywiad dla TVN).
Pięknie i słuszne, bo katolicy na podstawie Ewangelii Mateusza 16.18 wierzą, że to apostoł Piotr jest skałą, a papież jest następcą Piotra, więc jest też fundamentem ich wiary. I nie przeszkadza im, że parę wersetów dalej (w.23) Jezus mówi do tego samego Piotra „zejdź mi z oczu szatanie…”
A jeżeli chodzi o budowanie a budowanie wiary w szczególności to może lepiej postępować tak, jak nakazuje Słowo Boże. Sprawdźmy na kim warto budować:
Albowiem fundamentu innego nikt nie może założyć oprócz tego, który jest założony, a którym jest Jezus Chrystus. (1 List do Koryntian 3.11)
Jak więc przejęliście naukę o Chrystusie Jezusie jako Panu, tak dalej w Nim postępujcie: zapuśćcie w Nim korzenie i na Nim dalej się budujcie, i umacniajcie się w wierze, jak was nauczono, pełni wdzięczności. Baczcie, aby ktoś was nie zagarnął w niewolę przez tę filozofię będącą wierutnym oszustwem, opartą na ludzkiej tylko tradycji, na żywiołach świata, a nie na Chrystusie.(List do Kolosan 2.6-8)
A jeżeli już przyjmie się naukę o Jezusie jako Panu to …
A więc nie jesteście już więcej obcymi i przybyszami, ale współobywatelami z świętymi i domownikami Boga; Zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Jezus Chrystus; Na którym cała budowla razem zespolona rośnie w świętą świątynię w Panu, na którym i wy razem się budujecie, aby być mieszkaniem Boga przez Ducha. (List do Efezjan 2.19-22)
A zakończę pewną znaną pieśnią jako modlitwą, skierowaną do Boga, nie do papieża:
Ty jesteś Skałą Zbawienia mego i siłą w życiu mym Tyś mą nadzieją i mym natchnieniem Do Ciebie wołać chcę. Panie wierzę Ci! tak wierzę Ci Bo Twa miłość wierną jest. W każdej chwili życia wspierasz mnie, Panie do Ciebie ja lgnę.
Słowa kluczowe: „Jezusie jako Panu”, „w Nim”. „przyjęliście”.
Słuchałem sobie przed chwilą porannej katechezy w Radio Maryja. Nawet fajna, bo mocno teologiczna. Było o pierwotnym planie Boga odnośnie stworzonego człowieka, o obcowaniu człowieka z Bogiem, o współpracy, rozmowach. Faje. W pewnym momencie pojawiło się, że człowiek w raju „nadużył wolności”. Ja wiem że użył ale żeby „nadużył”. Retoryka Radia Maryja wymaga nie tylko mocnych słów, wymaga też użycia wzmacniaczy „nad…, naj…, przenaj…” – oni to lubią, ale czy rzeczywiście Adam w raju nadużył swojej wolności? Może po prostu jej użył tylko użył w zły sposób?
W samej istocie prawa zapisana jest możliwość jego łamania, jako pewnik przyjmowana jest wolność osoby, która temu prawu podlega. Każde prawo zbudowane jest tak: Jeżeli zrobisz tak a tak,  to będzie tak a tak
Przykłady:
W stwierdzeniu „jeżeli zrobisz tak…” jest zapisana wolność, jest to „jeżeli” a więc jest możliwość używania wolności, nie nadużywania, choć dodanie tego nad… nieco wzmacnia wypowiedzi i pokazuje na problem.
I tyle. Wysłuchałem. Mogę sobie jechać dalej. Powoli do przodu.
Taki sobie artykuł zachowuję:
Warszawa przez ostatnie tygodnie obfitowała w marsze. Była Parada Równości, na której homoseksualiści i osoby wspierające środowiska LGBT po raz 15. ścierali swój światopogląd ze ścianami polskiego konserwatyzmu. Tydzień temu mieliśmy Marsz Seniorów, gdzie pokaźna grupa emerytów i rencistów udowadniała, że w starszym pokoleniu wciąż tli się młody duch. Natomiast w ostatnią sobotę odbył się Marsz dla Jezusa – na którym kilkaset osób zebrało się, by wielbić imię Pana.
Odziani w biało-czerwone koszulki z napisami typu „Jezus cię kocha” i „Jezus żyje”, z polskimi flagami, balonikami i transparentami w rękach wyruszyli, aby śpiewać, tańczyć, modlić się i ogólnie alleluja. Przyłączyłem się do orszaku, pytając uczestników o ich motywację i potrzebę deklarowania swojej wiary innym. Moją uwagę od razu przykuło dwóch mężczyzn, którzy – idąc na przedzie marszu – trąbili w dziwne rogi. Postanowiłem spytać, co to za czary.
VICE: Możesz mi powiedzieć, jaka jest twoja rola na Marszu dla Jezusa?Dawid: Maszerujemy tutaj w jedności, żeby pokazać światu, że Bóg jest dalej na tronie, a jego imię to Jezus Chrystus Zbawiciel. Jesteśmy tu po to, żeby chrześcijanie zaczęli się łączyć w jedności.
A co to za dziwny instrument, który trzymasz w ręku?Dawid: To Szofar, o którym jest napisane w Starym i Nowym Testamencie, w który trąbili np. aniołowie. Symbolizował m.in. zwycięstwo i radość. Tak więc dzisiaj tym deklarujemy, że Bóg jest zwycięzcą. To już czwarty czy piąty raz idziemy w Marszu i trąbimy Szofarami.
Mówisz, że chcecie zamanifestować, że Jezus wciąż siedzi na tronie. Czy uważasz, że we współczesnym świecie wiara jest zagrożona?Dawid: Oczywiście, wiara jest atakowana nie tylko przez Islam, ale także przez środowiska lewicowe, które sprzedały swoją dusze za talerz zupy. Prędzej, czy później każdy z nich jednak umrze – tak jak my wszyscy – i staną przed Bogiem nadzy, nie będą wtedy mieli grosza przy sobie.
Dziękuję za rozmowę.
Zaraz obok trębaczy dostrzegłem maszerującą kobietę, dumnie dzierżącą obrazek z podobizną Jezusa Chrystusa. Zdążyła mi się tylko pochwalić, że jest poświęcony, gdy podszedł do nas uczestnik Marszu i — co mnie szczerze zaskoczyło — poprosił, by schowała obrazek, bo „organizator sobie nie życzy, by iść z podobizną Pana – to marsz protestancki”. Kiedy poprosiłem mężczyznę, by to wytłumaczył, ten stwierdził, że nie ma czasu i zniknął w tłumie, a Jezus na obrazku trafił do torby… na Marszu dla Jezusa. O ironio.
Podczas krótkiego postoju zauważyłem kolejną sprzeczkę, tym razem pomiędzy uczestniczką parady a kobietą, twierdzącą, że „to herezja, a nie prawdziwy marsz dla Jezusa”, a ludzie, którzy biorą w nim udział, powinni iść do kościoła się wyspowiadać. Co ciekawe, ta sama kobieta protestowała też podczas Parady Równości, tyle że przeciw homoseksualistom. Spytałem, dlaczego czuje potrzebę mówienia innym ludziom, co jest dobre, a co złe. „Bo Bóg powiedział, by iść i nawracać” – usłyszałem w odezwie. Jednak naprawdę ciekawie zrobiło się, gdy inna uczestniczka marszu postanowiła wypędzić z mojej rozmówczyni demona.
„Niech ten demon religii, który związał panią rozwiąże, rozkazuję mu w imieniu Jezusa Chrystusa”.
Poszedłem dalej, rozmawiając z kolejnymi uczestnikami. Gdy pytałem ich o powód przybycia na Marsz i manifestację wiary, zacząłem zauważać u nich pewien wspólny mianownik. Większość z moich rozmówców opowiadała o swoich ciężkich chwilach, życiowych dramatach, które sprawiły, że odnaleźli w swoim życiu leczącą moc Stwórcy.
Pewien pan zdradził mi, że chce podziękować Jezusowi za darowanie życia, bo przeżył potrącenie pociągu (właściwie ten pociąg to podobno po nim przejechał – tak powiedział). Pewna pani dzięki Jezusowi wyszła z narkotyków i przestała być — jak to ujęła — „kukiełką diabła”. Wszystkim im wiara dała drugie życie. Nie inaczej było z moim kolejnym rozmówcą, Robertem, który ze swoją posturą bez problemu mógłby pracować jako ochroniarz lub zapaśnik.
VICE: Dlaczego przyszedłeś na Marsz dla Jezusa?Robert: Dlatego, że Jezus zmienił moje życie.
Co masz na myśli?Robert: Przez 30 lat rosłem się na ulicy, nie znałem miłości do ludzi. Nie potrafiłem ich kochać, zamiast tego czułem tylko nienawiść. Dużą część życia przesiedziałem w więzieniu, handlowałem narkotykami, biłem ludzi, wymuszałem haracze. Tak to wyglądało, aż w pewnym momencie, kiedy odsiadywałem wyrok w Niemczech, powiedziałem: „dosyć tego życia!”. Zawołałem do Boga, żeby do mnie przyszedł i dał mi się poznać – i tak zrobił, wlał w moje serce miłość. Dzisiaj prowadzę kościół, pomagam bezdomnym i kocham wszystkich. Jezus jest dobry i trzeba o tym wszystkim mówić.
Czyli w takim razie – twoim zdaniem – Marsz dla Jezusa jest teraz czymś potrzebnym Polsce?Robert: Myślę, że nawet bardzo potrzebnym. Zwłaszcza w naszym kraju.
Zwłaszcza naszym? Dlaczego?Robert: Jezus umarł za nas na krzyżu, a my żyjemy w kraju katolickim, gdzie 90% ludzi deklaruje, że wierzy w Boga. Ale jeżeli przyjrzymy się bliżej tej wierze – zobaczymy, jak bardzo dalekie to jest od Jezusa, jak się to rozmywa. Musimy pozwolić, by Jezus do nas przyszedł. Ja mu na to pozwoliłem i jestem teraz najszczęśliwszy w życiu, jak nigdy dotąd.
Dziękuję ci za rozmowę.
Ostatnim przystankiem Marszu były Pola Mokotowskie, gdzie czekały na nas rozstawione namioty i scena. Wraz z unoszącym się w powietrzu zapachem grillowanej kiełbasy, wszystko nabrało klimatu weekendowej sielanki. To był dobry moment, by wreszcie porozmawiać z głównym organizatorem Marszu dla Jezusa, Arturem Pawłoskim.
VICE: Jak wygląda frekwencja marszu w tym roku?Artur Pawłowski: W tym roku jest nas mniej. Myślę, że łącznie w tegorocznym Marszu dla Jezusa zebrało się ok. 500 osób. Tyle że sam Marsz jest tylko otwarciem do większego przedsięwzięcia: „Tygodnia Jezusa”. Dlatego przygotowaliśmy dzisiaj też szereg innych wydarzeń, w różnych częściach miasta – wynajęliśmy namioty do projekcji filmów chrześcijańskich, zadbaliśmy też o atrakcje dla młodszych uczestników. Przez to wiele osób poszło gdzie indziej.
Czy w takim razie nałożyliście na siebie zbyt dużo atrakcji? A może to jednak stopniowe odchodzenie ludzi od tematu wiary?Artur Pawłowski: To był taki eksperyment z wieloma imprezami, prowadzonymi jednocześnie przez poszczególne dzielnice i kościoły. Natomiast jeżeli chodzi o kwestie chrześcijaństwa w Polsce, myślę, że jest ono zagrożone. Zauważam, że jest tendencja wśród młodych na uciekanie od kościoła. Tak jakby oni nie chcieli mieć do czynienia z religią.
Dlaczego pana zdaniem tak się dzieje?Utożsamiają Boga z organizacją, co jest błędem, bo kontakt Boga z człowiekiem powinien polegać na relacji „Ojciec i syn, Ojciec i córka”.
Czy za taki stan rzeczy należy winić kościół?Myślę, że winni są ludzie, którzy za bardzo chcą manipulować innymi.
Czyli księża?Problem jest ogólny, ze wszystkimi ludźmi. Odpowiedzialność za to nie ponosi kościół katolicki lub protestancki, ale natura człowieka. Jezus umarł na krzyżu, byśmy byli wolni. My natomiast mamy tendencję do tego, by kontrolować innych. Myślę, że młodzi ludzie są zmęczeni zorganizowanym chrześcijaństwem, oni chcą spontaniczności. Dlatego na Marszu można się modlić, można skakać, tańczyć i śmiać się.
Ok, to fajne, że wymienia pan, co można. Tyle że byłem dzisiaj świadkiem, jak do kobiety trzymającej w rękach obrazek z podobizną Jezusa, podszedł mężczyzna i powiedział, że „organizator chce, by go schowała, bo to jest marsz protestancki”. No więc jak to jest z tym Marszem?To nie jest marsz protestancki, ta osoba musiała zostać źle poinformowana. To jest marsz dla każdego. Zapraszamy protestantów, katolików, baptystów, zielonoświątkowców – wszystkich. Czasem nawet dostaję listy od homoseksualistów, którzy zaczepnie prowokują: „a co, jeżeli my też przyjdziemy?”. Pewnie czekają na odpowiedź, że nie im nie wolno, bo żyją w grzechu – otóż każdy jest mile widziany, każdy.
No ale co z tym obrazkiem?Jeżeli protestanci mają problem z obrazkami, to prosimy, żeby wyznawcy kościoła katolickiego ich nie przynosili. To jest marsz dla każdego, kto chce wywyższyć imię Jezusa Chrystusa, dlatego chcemy koncentrować się na tym, co nas łączy. Jest to krzyż, krew Jezusa i jego imię, w dowolnej postaci: Bóg Ojciec, Bóg Wszechmogący, Alfa i Omega, Jezus Chrystus, Mesjasz Jeszua. To nie zawsze jest łatwe, bo np. protestanci nie akceptują obrazków z Jezusem. Jednak jako organizator staram się balansować pomiędzy tym, co jest potrzebne w Marszu, a co można zostawić.
Dlaczego organizowanie tego Marszu jest potrzebne?Ja żyję w antychrześcijańskim kraju, w Kanadzie, która jest laicka. To kraj, gdzie przez aborcje morduje się własne dzieci i gdzie właśnie zalegalizowano eutanazję. Dla przykładu, w 2005 roku zalegalizowano u nas homoseksualizm, co zdruzgotało Kanadę. Dlatego tym bardziej się cieszę, że w Polsce kościół katolicki, póki co, tak mocno stoi naprzeciw tym strasznym rzeczom, które wymieniłem.
Czyli Stany Zjednoczone popełniły błąd, legalizując małżeństwa jednej płci?To jest straszny pomysł. Ludzie sobie jeszcze nie zdają z tego sprawy, ale konsekwencje tych decyzji, które zniszczą przyszłe pokolenia, wypiorą mózgi dzieciom. Wie pan, że co czwarty dorosły człowiek w mieście Calgary żyje na antydepresantach?
A skąd ma pan takie dane?Pracuję wśród ludzi uzależnionych. Wie pan, ja jestem przeciwny tym rzeczom, ponieważ mój Bóg i moja religia jest temu przeciwna. I proszę zadawać kontrowersyjne pytania, jestem na nie gotowy.
Dobrze, no to mam jedno pytanie dotyczące Parady Równości, która miała niedawno miejsce w Warszawie. Będąc tam, rozmawiałem z napotkanymi po drodze chrześcijanami. Wielu z nich protestowało, gorliwie wymachiwali krzyżami i biblią. Zgadza się pan z nimi?W demokracji musimy pozwolić ludziom, żeby mieli szansę zamanifestowania tego, w co wierzą. Jeżeli chodzi o homoseksualizm, oczywiście uważam, że to grzech, a grzechu nie powinno się manifestować. To jest błąd, za które społeczeństwo kiedyś zapłaci. Ale nie zabraniałbym Parady Równości. Powinna być tylko pewna bariera, której nie należy przekraczać.
To znaczy?W Kanadzie na przykład, podczas takich marszy homoseksualiści rozbierają się do naga, pokazując, że im wolno i tak wygląda ich styl życia. Ja bym tego zabronił. Nie interesuje mnie to, co ci ludzie robią w swoich łóżkach, ale jeżeli rozbierają się przed dziećmi, uważam, że natychmiast powinni zostać aresztowani.
Ale w Polsce chyba nikt się nie rozbierał.Jeszcze.
Czyli wojujący chrześcijanie, którzy wymachują krzyżami jak nunczako, są jednak potrzebni?Myślę, że sposób tych chrześcijan manifestowania dezaprobaty wobec homoseksualistów jest zły. Oni przekroczyli pewną barierę. Jeżeli zacząłbym okładać homoseksualistów po głowie krzyżem, to zaczęliby utożsamiać moją agresję z Bogiem. Myślę, że właśnie w ten sposób chrześcijanie strzelają sobie w stopę.
Oczywiście nie zgadzam się ze stylem życia homoseksualistów, ale tak samo nie zgadzam się ze stylem życia alkoholików lub ze skorumpowanymi politykami. To wszystko jest grzech, ale homoseksualiści zapłacą za niego straszną cenę — wiadomo, że wcześniej umierają, chorują na choroby weneryczne i tak naprawdę nie są szczęśliwi.
Jeżeli nie są, to może wpływ na to ma fakt piętnowania ich w społeczeństwie?A alkoholik pije, bo go społeczeństwo nie rozumie, tak? Grzech to grzech, proszę pana.
Moje ostatnie pytanie jest bardziej osobiste. Gdy rozmawiałem dziś z uczestnikami Marszu, powtarzał się motyw ich przemiany spowodowanej przykrymi doświadczeniami. Czy podobnie było z panem?Tak. Kiedyś byłem kiedyś biznesmenem. Zarabiałem ogromne pieniądze, ale nie potrafiłem sobie poradzić w tym wyścigu szczurów bez alkoholu. W 2000 r. urodził mi się syn, z sercem po prawej stronie i zmiażdżonym płucem. Lekarze nie dawali mu szans przeżycia, skazali go na śmierć — powiedzieli, że nie ma możliwości, by żył i muszę go odłączyć od aparatury.
Pamiętam wtedy moją rebelię przeciwko Bogu, kiedy pytałem go, dlaczego to wszystko mnie spotyka. Wtedy zrozumiałem, że Bóg jest tym, który kontroluje wszystko — poprosiłem go o życie mojego syna. I on to uczynił. Serce mojego synka wróciło na swoje miejsce, płuco zaczęło się rozrastać — co jest medycznie niemożliwe. W tamtej chwili obiecałem Bogu, że będę mu służył do końca życia.
Zostawiłem swoje miliony dolarów, wszystkie domy [nie udało nam się znaleźć informacji na temat działalności biznesowej p. Pawłowski – red.]. Zostawiłem swoje wcześniejsze życie. Pogodziłem się ze swoją żoną, z którą chciałem rozwodu, mamy teraz trójkę dzieci. Jestem szczęśliwym mężem, szczęśliwym ojcem, jestem bardzo wdzięczny Bogu. On mnie uzdrowił.
Mam wrażenie, jakby tamten moment był pana prawdziwym początkiem tego Marszu dla Jezusa.Dokładnie tak było.
Dziękuję za rozmowę.Dziękuję. Bądź pobłogosławiony.
Ludzie na Marszu dla Jezusa okazali się dla mnie bardzo mili. Cieszę się, że wziąłem w tym udział — wreszcie zobaczyłem obraz niewojującego katolika. Mogłem z bliska przyjrzeć się pewnym mechanizmom, które wpłynęły na życia tych ludzi. Dobrze rozumiem, że łatwiej walczyć z przeciwnościami losu, gdy ktoś czeka w naszym narożniku, gdy czujemy, że nie jesteśmy sami i ktoś na kocha, zawsze.
Poza tym, w trakcie marszu trzy razy mnie pobłogosławiono i raz wypędzano Demona zwiedzenia, plus jedna z chrześcijanek zapytała, czy może mnie zaprosić do znajomych na Facebooku. Tego się nie spodziewałem. Dowiedziałem się też, że mam „czystą duszę”, która tylko czeka na przyjęcie Chrystusa. Nie skorzystałem jednak z tej propozycji. Ja już wybrałem święty spokój.
Czerski na fejsie napisał, dobre więc zachowuję. Ten tekst to kolejny opis znaku czasów, a pod spodem wołanie o mesjasza. Przyjdzie. Ale najpierw przyjdzie antymesjasz.
1. To zawsze była wojna o całą Ukrainę – jej międzynarodową przynależność i kształt polityczny – i ta wojna została przez Rosję wygrana. Ukraina uzyska stowarzyszenie z UE, natomiast kwestia jej ewentualnego akcesu do NATO została definitywnie rozstrzygnięta. Co najmniej dwa regiony (po kolejnej turze wojny prawdopodobnie cały południowy wschód) będą pod polityczną kontrolą Rosji, zapewne pozostając przy tym formalnie częścią Ukrainy. Która stanie się państwem niestabilnym, zawieszonym w limbo, a przy tym workiem bez dna.
2. Wojna jest planem B. Planem A był „miękki” imperializm Unii Euroazjatyckiej; plan ten został wywrócony przez wierzgnięcie Ukrainy niemal na ostatniej prostej, co prawdopodobnie wniosło trudny do przecenienia czynnik emocjonalny. Władymir Władymirowicz może zupełnie serio traktować Majdan jako wyjątkowo brutalny, złośliwy faul Zachodu, czy konkretnie Stanów Zjednoczonych. My oczywiście wierzymy w spontaniczny, oddolny, obywatelski zryw ludzi nam podobnych, którzy pragną żyć w dobrobycie i estetycznym anturażu. Jak było /naprawdę/ nie dowiemy się nigdy.
3. Pomiędzy Zachodem i Rosją istnieje głębokie metafizyczne pęknięcie, które na najgłębszym poziomie uniemożliwia porozumienie. Historia Zachodu jest historią Rozumu. W wieku XXI liberalny Zachód ma więc wspaniałą gospodarkę, silne instytucjonalnie społeczeństwo, które w nic nie wierzy, i potężną armię, pełną kobiet i mężczyzn, których priorytetem jest bezpieczeństwo. Historia Rosji, dla odmiany, jest historią Rosji; dlatego Rosja ma fatalną gospodarkę, słabe społeczeństwo, które może uwierzyć we wszystko, i armię pełną młodych mężczyzn gotowych posłusznie użyźniać każdą ziemię, jaką wskaże dowództwo. Nie trzeba być wybitnym analitykiem, żeby widzieć, co się komu opłaca w sytuacji konfliktu.
4. Reaktywne działania Zachodu celowane są tak, aby wywołać pożądaną reakcję racjonalistycznej agentury w rosyjskiej strukturze społecznej; tę stanowi wykształcona w jelcynowskich czasach doktryny szoku oligarchia, zainteresowana /business as usual/. Jednocześnie jednak sankcje (i kontrsankcje) są i w dłuższej perspektywie będą coraz wyraźniej bronią obosieczną, która wywierając na rosyjskie społeczeństwo presję ekonomiczną może zwiększać i tak wysoką podatność na narrację nacjonalistyczno-izolacjonistyczną, nieodłączny element planu B. Ta zaś wymaga nieustannego paliwa: spirala musi się naciągać, inaczej grozi rozprężeniem w postaci sławetnego ruskiego buntu, czyli krwawej łaźni. Naciąganie spirali oznacza z kolei stałe pogłębianie konfliktu z Zachodem – stąd prowokacja estońska, wznowienie spraw karnych przeciwko Litwinom, którzy odmówili służby w sowieckiej armii i wojna informacyjna (m.in. pogróżki skierowane przeciwko Polsce, czy doniesienia o Finach pragnących włączenia ich kraju do Federacji Rosyjskiej).
5. Metafizyczne pęknięcie między Rosją i Zachodem nie jest przez Zachód dostrzegane. Hegemonia Rozumu to piękna katedra i jak z każdej katedry nie widać z niej niczego poza. Zachód mówi „Tołstoj”, Zachód mówi „Dostojewski”, Zachód nie może się nadziwić, jak też można /tak kłamać/. Przy czym /kłamstwo/ rozumie zgodnie z definicją klasyczną, jako niezgodność słów i rzeczywistości; tę drugą traktując jako coś fundamentalnie oczywistego. Tymczasem bezpośrednim efektem pęknięcia metafizycznego jest to, że rzeczywistość jest po prostu czymś odmiennym z punktu widzenia Rosji i Zachodu, a perspektywy są wzajemnie nieprzekładalne (/kłamstwo/, w które wierzy sto milionów, nie jest kłamstwem, tylko narracją). „Tołstoj” i „Dostojewski” w roli argumentów na rzecz pozornej bliskości kulturowej są tragicznym objawem tego samego nieporozumienia, które styropianowym dziadkom z Wyborczej każe wierzyć w etos przyjaciół Moskali, dobrych intelektualistów, sprzeciwiających się złemu carowi, chociaż opublikowany niedawno przegląd stanu ducha człowieka rosyjskiego ujawnia raczej, że nawet wśród intelektualistów znaczna część upatruje w Putinie zbawcy, przywracającego narodowi rosyjskiemu chwałę i wielkość. W racjonalistycznym świecie Zachodu imperializm z gołą dupą uprawiany jest w miejscach odosobnienia dla nadwyrężonych psychicznie, w uduchowionej Rosji przystoi najpiękniejszym umysłom.
6. W odległej – och, jak odległej w niedzielne wrześniowe popołudnie – perspektywie szczególnie niepokojące jest ściśle racjonalistyczne ufundowanie paradygmatu nieużywania broni jądrowej. Zachód wierzy, że użycie broni jądrowej nikomu się /nie opłaca/, chociaż jest to zdanie prawdziwe tylko w odniesieniu do uderzenia jądrowego pomiędzy supermocarstwami. W rzeczywistości w sytuacji głębokiego konfliktu cywilizacyjnego – a z takim mamy do czynienia, przy czym Rosja uczestniczy w nim jako gracz mający poczucie głębokiego niedowartościowania, przechodzącego w upokorzenie – użycie broni jądrowej może być wywróceniem stolika, radykalnym sposobem sprawdzenia realnej siły papierowych sojuszy; wynik takiego ewentualnego testu jest przy tym oczywisty. Dzisiaj, po ponad pół roku wojny, ten dojmująco nieprzyjemny fakt jest już otwarcie analizowany (np. przez Anne Applebaum w Washington Post).
7. Jeżeli urodziliśmy się po kryzysie kubańskim nigdy nie byliśmy świadkami ważniejszych wydarzeń niż w ciągu minionych miesięcy. Kto tego nie rozumie ten nie rozumie niczego, kto odwraca głowę, mówiąc „ach, dość już o Ukrainie” ten jest głupi w najfatalniejszy z możliwych sposobów. Historia upomniała się o nas, musimy mieć tego świadomość. Jeżeli zachodnia demokracja nie ma być tylko łatwą do zgniecenia wydmuszką – my musimy wypełniać ją treścią. Dziś jeszcze wydaje nam się, że wystarczy spoglądać, jutro może się okazać, że już wczoraj powinniśmy byli nawoływać się, zbierać, gromadzić. Że Europa to nie był nikt inny, ale właśnie my.
„Głupi ludzie, głupi naród, wybierają sobie głupich przywódców” – ile razy ostatnio słyszałem w lewackim mainstreamie taką myśl wypowiedzianą przez autorytety na temat nas samych. Słucham, słuchają moim znajomi a ja widzę, że w większości się z taką oceną zgadzają. Zgadzają bo przecież widzimy, że „głupi ludzie, głupi naród”.
To mainstremie bo jeżeli posłuchać tego co na prawo to tam jakby na przekór pojawia się duma. Sienkiewicz, powstania, zaraz jesteśmy dzielnymi Sarmatami, pojawia się Bóg, Honor i Ojczyzna i wyższość cnót moralnych w naszych decyzjach nad złymi Niemcami i Ruskimi i zdradzieckimi demokracjami zachodu. To w gazetach i portalach, a w życiu to te cnoty moralne powiększają się po obaleniu jakiejś flaszki.
Jakoś nie potrafię odnaleźć się w tej dyskusji. Nie mam w niej zdania, nie pasuje mi sposób jej prowadzenia mimo iż ciągle Gazetę podcztytuję, a i Radia Maryja słucham.
A może by tak, zamiast takiej syntezy stworzonej od młotka zastanowić się nad przyczynami, dla których jest tak jak jest? Co jest przyczyną dla której tu teraz jesteśmy jako naród ukształtowani tak a nie inaczej. Dość opisów typu: głupcy, bohaterowie, złodzieje, romantycy…. Może poszukać przyczyn, najlepiej takich wolnozmiennych bo przecież wiadomo, że Polacy to nie przez 50 lat ale pewnie z 500 byli kształtowani aby dziś być tacy jacy są.
Co mamy w warunkach wolnozmiennych? Pogoda? Tak. Od zlodowaceń za Noego pewnie niewiele się zmienia. Pogoda wpływa na to, że lubimy kiszone ogórki o których nie mają pojęcia Francuzi, za to z winem u nas słabiej. Położenie geograficzne? Rzeczywiście, miejsce jest takie, że łażą tu tacy różni, ale od czasu uspokojenia się Tatarów przyłażą już tylko sąsiedzi z bliska, a nie hordy z końca Azji. A więc sąsiedzi. A religia? A gdyby tak tu poszukać?
O czasach przed Piastami pewnego wiadomo niewiele. Szukałem, ale tylko jacyś wymyślacze snują to piękne idee, tylko słabo je mogą udokumentować, więc sobie odpuszczam. Polskę ukształtował katolicyzm, ten średniowieczny do XVI wieku a potem ten katolicyzm trydencki. Za Piastów było to w niby-chrześcijaństwo bo poza kilkoma duchownymi (a może politykami) na dworach, całe chrześcijańskie nauczanie służyło tylko uzasadnieniu tworzących się w Europie feudalnych systemów. W Polsce to tworzenie mocno zaprawione było mieczem i trucizną. A czasy Jagiellonów? Pierwsza i ostania żona Jagiełły wywalczyły, aby w bibliotece królewskiej dostępne były Biblie po polsku, dokładnie to pewnie Biblia-Sztuk-Jeden, bo przepisywanie nie było tanie. Po epoce niedouczonych klechów, i wędrujących mnichów opowiadających różne bajki na przemian z ewangelią było to pewne nowum. Potem Odrodzenie, w Polsce o tyle ciekawe, że silnie to nasze unarodowienie wspierające. Ale od początku XVII wieku Polska z lidera Europy wpada w realizowaną przez jezuitów idee jedności Europejskiej pod przywództwem samego papieża. Koniec ustawiania przez Polskę spraw na wschodzie, koniec imigracji do nas z zachodu, za to zaczyna się nacisk ze wschodu i kolonizacja z zachodu. Z Czechami nie pogadamy, bo to zachód, za to problemy z monarchią rozwiązywane są przez ustalenie, że królową jest Żydówka, królująca dziś również w Meksyku. No i jest coraz smutniej, i smutniej, ani ekonomicznie, ani militarnie, ani intelektualnie jako naród niewiele możemy, mimo iż Skłodowska i Żwirko coś tam próbują.
Bez sensu ta moja pisaniana – tak naprawdę to próbuję sobie w niej uzasadnić możliwość rozpoczęcia krytyki rzymskiego-katolicyzmu w postaci jaki dziś mamy, i w idei, która ukształtowała nasz naród, kawałkami głupi, ale na pewno też dumny. Do teraz często to robiłem w warstwie teologicznej punktując dogmaty sprzeczne z objawieniem ale teraz spróbuję się zająć zbadaniem wpływu na naród, na jego kształtowanie, a więc na nasz dzisiejszy stan.
Inspiracja: Tekst Pawła z okropną wizją przyszłości: „W najbliższych wyborach znów zwycięży PO… Wielu utyskuje na głupi naród, ale kto oceni religię, która tak go ukształtowała?” Mam nadzieję, że Paweł nie jest dobrym prorokiem.
Nie jest to Fukojama, ale może właśnie dlatego jest lepsze. Kolega spisał, ja odnotowuję:
1. Dookoła Izraela (10 mln ludzi) są wyłącznie wrogowie (200 mln ludzi), a jedyny sojusznik powoli nie ma pieniędzy na dalszą pomoc, wygląda to na tonący powoli lotniskowiec, pora na ewakuację, najlepiej w okolice znane z tolerancji, źle rządzone, oczekujące na pomoc gospodarczą (2-3 lata).
2. Ameryka szykuje się do wojny z Chinami, właśnie kładą świeży beton na lotniska na Pacyfiku, do szczęścia potrzebują dwóch rzeczy, pierwsza to osłabiona lub wręcz rozpadająca sie Unia Europejska, druga to sojusznik na północy Azji, ale nie putinowska Rosja tylko coś co powstanie po jej rozpadzie, bo Ameryki nie stać na tak hardego i kosztownego sojusznika jakim jest obecna silna i zwarta Rosja, trzeba ją obalić aby z rozsypanej puzzli poskładać nowego sojusznika (2-3 lata).
3. Unia Europejska to w zasadzie już jeden silny kraj, któremu pozostali członkowie wyłącznie ciążą, ale jeśli do konfliktu w Europie środkowej miałby wnieść ktoś silną pomocną dłoń to ta dłoń nie mogła by być niemiecka, ale błękitne hełmy mogłyby pięknie pasować do Holendrów, sprzedawców brylantów i cichych sojuszników Izraela, powoli zaczyna pasować do punktu 1 (2-3 lata).
4. Jeśli zatem widzimy układ USA-Rosja vs EU-Chiny to po pierwsze za 2-3 lata będzie on sensowny, ale już dziś warto go widzieć, i warto zastanowić się nad udziałem pozostałych krajów w czasie tych 2-3 lat i ich statusie po 2016 roku.
5. Bliski wschód walczący między sobą o tereny po Izraelu (dobrze zagospodarowane, świetnie położone) próbujące przetrwać katastrofę hiv-ebola i rozpoczęcie wydobycia ropy/gazu w innych częściach przebudowanego świata, wydaje się, że zostaną wmanewrowani w bratobójcze wojny wewnętrzne.
6. Skandynawia, Anglia, Wielka Brytania, Kanada i inni wielcy neutralni będą zapewne dalszym gwarantem, że powstały konflikt nie zostanie rozdmuchany do rozmiarów kolejnej wojny światowej, będą wyczuwali swoją katalityczną rolę i po cichu umacniali swoją neutralną rolę, może tylko Falklandy wrócą przy okazji do Argentyny.
7. Hiszpania z Portugalią wrócą pod rządy arabskie czy też zostaną utrzymane jako najważniejsze miejsce wypoczynku świątecznego dla Niemców i ich sojuszników?
8. Białoruś będzie głównym konstruktorem nowej nieputinowskiej wielkiej Rosji razem z Litwą, Łotwą, wschodnią Ukrainą, Krymem i całą piękną kaukaską i azjatycką pozostałością po ZSRR?
9. Polska, Śląsk, Czechy, Słowacja, Zachodnia Ukraina, Moładawia, Węgry i Rumunia staną się nową Unią Środkowo-Europejską pod czasowym zarządem starej UE w postaci komisarzy holenderskich zupełnie przypadkowo posiadający haczykowate nosy i długie modne za 2-3 lata pejsy?
10. Polacy będą górnikami od gazu łupkowego, niewolnikami nowoczesnej Europy, czy… no właśnie, co z nami będzie, czy damy się czy dołączymy do budowy jako nowi Europejczycy?
(Bogusław Turko, 10 sierpnia 2014 godz. 12, zassane z fejsa)
Zachowuje sobie bo fajne. Tak to dziś wygląda jeżeli nie widzi się w tym wszystkim jakiegoś planu Boga. A ja nie mogę zapominać, że moja ojczyzna jest w niebie… bo do takiego myślenia zachęcał mnie św. Paweł w Fil 3:20.
Przeczytałem książkę:
Książka o Polsce, o Lublinie, o KUL, o kościele R-K, o polityce, komunizmie, SB, agentach, IPN i o filozofii też. A właściwie to ta filozofia jest w tle. Chrześcijaństwa nie ma tam wcale. Ot, taka kolejna, dobra książka o Polsce. Warto było ją przeczytać.
Kluczowe osoby w prezentacji tej historii:
Wydawnictwo dodało, że książka obowiązkowa dla idealistów i frajerów, że jest okrutna (bo jest), i że jest o tym jak się robiło kariery. I jak się robi też, bo patrząc na wpisy w Wikipedii nie wiele się od czasów Gierka zmieniło.
Ciekawostka – chyba pierwszy raz w polskiej literaturze jak jawnie cytowane są całe listy elektroniczne, w delikatnym podkreśleniem ich elektroniczności. Mowa jest też o fejsie. Ale do pana Kotowskiego się nie podłącze, bo to nie mój znajomy.
Jest Ebola. I co jeszcze? Zakaz podróżowania? Nie. Zakaz handlu? Nie! Potrzebne są środki nadzwyczajne. Nadzwyczajne w skali międzynarodowej. Potrzebne są eksperymentalne leki. Darmowe.
A jak się ma ebola do malarii, HIV czy po prostu grypy w przenoszeniu, liczbach, niebezpieczeństwie? Nie. To nie jest ważne. Ważne są nadzwyczajne środki. I na czerwono. I na jedynkę. Na pół strony. Nie – na pół strony będzie dopiero w poniedziałek.
Rzadko używam łaciny ale to jest signum temporis więc zwracam uwagę i sobie odnotowuję.
Sytuacją nadzwyczajną dla zdrowia publicznego o zasięgu międzynarodowym określiła dziś epidemię wirusa ebola w Afryce Zachodniej Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). Powstrzymanie epidemii wymaga nadzwyczajnych środków – dodano.
Jednocześnie WHO uznała, że nie ma potrzeby wprowadzania powszechnego zakazu podróży międzynarodowych czy handlu w związku z epidemią.
Epidemia stawia WHO w nadzwyczajnej sytuacji, na którą trzeba reagować nadzwyczajnymi środkami. Jednym z pomysłów, jakie w przyszłym tygodniu będą rozważane przez WHO, jest rozdawanie w krajach objętych epidemią darmowych leków, które w USA są jeszcze we wczesnej fazie eksperymentalnej – przekazała wiceszefowa WHO Marie-Paule Kieny. Mamy do czynienia z chorobą o wysokim współczynniku śmiertelności. Nie dysponujemy sprawdzonymi metodami leczenia ani szczepionką – przypomniała.
W dyskusji udział weźmie powołany przez WHO zespół etyków medycyny, który oceni, jakie działania lekarzy są uzasadnione w obecnej sytuacji.
Dwojgu Amerykanom, którzy zarazili się wirusem eboli w Liberii i zostali przetransportowani do USA na leczenie, podano eksperymentalną szczepionkę ZMapp. Specyfik był wcześniej testowany na małpach, ale nie zdążył wejść w fazę zwykłych testów klinicznych. Stan chorych poprawił się, ale nie wiadomo, czy zdecydowało o tym podanie leku. Nieznane są też ewentualne skutki uboczne.
Epidemia gorączki krwotocznej wybuchła w lutym w Gwinei, ale szybko przeniosła się do Liberii i Sierra Leone.
Według opublikowanego w środę bilansu WHO epidemia spowodowała do tej pory śmierć 932 osób. Najnowsze zestawienie z 4 sierpnia mówi też o ponad 1,7 tys. przypadkach potwierdzonego lub prawdopodobnego zakażenia się wirusem w Gwinei, Liberii, Sierra Leone i Nigerii.
Wirus, który wywołuje gorączkę krwotoczną, przenosi się przez krew i płyny ustrojowe. Niebezpieczne jest także dotykanie ciała zmarłego. Do symptomów choroby należą: gorączka, krwotoki wewnętrzne i zewnętrzne, a w ostatnim stadium choroby – wymioty i biegunka.
Nie wiem. Nie wiem więc nawet na własne potrzeby nie będę wyrokował. W tak prostej sprawie jak nasza brzoza nie jest łatwo, więc zapewne trudniej będzie w sprawie tego samolotu. Trudne będzie również dlatego, że pewnie badać to będzie pani Anodina. Ale mimo tej trudności pewnie wokoło mnie wszyscy będą wiedzieć. Będą wiedzieć albo tak, albo inaczej, będą dyskutować, sądzić, wytaczać argumenty, spierać się… oj, będzie się działo.

Ja nie wiem. Ale wiem, że mój Pan, Jezus Chrystus wie i kontroluje. On jest Panem Wszechświata i zapewne nie siedzi tam w niebie i nie ogląda mądrych mędrców wypowiadających swoje mądre mądrości w TVN24, tylko wie i kontroluje. Wiem też, że zadba o mnie, a winnych rozliczy. Przyjdzie i rozliczy gdyż sądzić będzie żywych i umarłych. To wiem i tego się będę teraz trzymał. Amen!

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
samolot,
zestrzelenie,
wojna,
ukraina,
rosja,
putin,
brzoza

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ja nie wiem. Ale wiem, że mój Pan, Jezus Chrystus wie i kontroluje. On jest Panem Wszechświata i zapewne nie siedzi tam w niebie i nie ogląda mądrych mędrców wypowiadających swoje mądre mądrości w TVN24, tylko wie i kontroluje. Wiem też, że zadba o mnie, a winnych rozliczy. Przyjdzie i rozliczy gdyż sądzić będzie żywych i umarłych. To wiem i tego się będę teraz trzymał. Amen!

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
samolot,
zestrzelenie,
wojna,
ukraina,
rosja,
putin,
brzoza

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Takie coś znalazłem i cytuję aby sobie zachować
Noam Chomsky jest amerykańskim analitykiem życia politycznego. W pewnym momencie doszedł do wniosków, w których opisał słynne dziesięć sposobów na to, jak poprzez media manipulować całymi społeczeństwami. Według badacza media są jedynie marionetkami w rękach rządów i wielkiego kapitału. A ich funkcjonowanie w obecnym świecie nie opiera się na prawdzie, tylko na psychicznym wpływaniu na szerszą publikę, która ma kupić jakiś produkt i finansować mecenasa tych mediów. Nieważne czy tym produktem będzie pasta do zębów, muzyka czy jakaś partia polityczna. Działanie jest analogiczne.
Sądzę, że znakomita większość z państwa gdzieś z tymi prawidłami Chomsky’ego się zetknęła. Jeśli nie to zapraszam do lektury, jeśli tak, to tym bardziej, gdyż postaram się udowodnić, że w niektórych sztabach politycznych i establishmentowych mediach III RP sumiennie te reguły studiowano. Co więcej, wprowadzono je z sukcesem w życie. Oto tych dziesięć punktów wraz z moim subiektywnym komentarzem.
W jednym z artykułów pisałem kiedyś, że polskie media elektroniczne zajmują się kompletnymi bzdetami. Musiałem to napisać po tym, gdy podczas jednego zimowego wieczoru w głównych wydaniach dzienników telewizyjnych usłyszałem informację o tym, że spadł śnieg. Ale to nie tylko śnieg kręci naszych redaktorów. Wielkimi newsami są takie poboczne wydarzenia, jak „Matka Madzi”, jakieś dzieci w lodówkach, wypadki drogowe, świnka uciekająca przed policjantami, celebryci, sport i inne sprawy, które nie mają wpływu na porządek życia społecznego w kraju. Polskie media głównego nurtu czasem mówią o polityce. Ale nie tak jak się powinno, czyli co zrobiono, co przyjęto, co się planuje itp. Tylko na zasadzie „co kto powiedział”. Bach, mamy newsa, bo „Kaczor” coś powiedział. A to „obraził” Ślązaków, a to „obraził” Angelę Merkel. A to Wałęsą kazał siadać gejom za murem. A to jakiś poseł powiedział, że jakaś pani poseł być może przejdzie do jakiejś partii. Nawet sprawę niejasnych kontaktów ministra Nowaka z pewnymi biznesmenami sprowadzono do absurdu zegarkowego, w którym przestało się liczyć meritum sprawy. Nie wyjaśniano sprawy do końca, tylko śmiano się z faux pas, jakim miało być owe pożyczanie zegarków. W tym gąszczu informacyjnych śmieci giną naprawdę ważne informacje z sektora polityki, ekonomii, prawa, które mają wpływ na codzienne życie zwykłego Polaka. A co najgorsze, jesteśmy kompletnie odcięci informacyjnie od ważnych informacji z bulgoczącego świata międzynarodowego. No chyba, że chodzi o operacje Angeliny Jolie albo inne „frapujące” komunikaty ze świata Show-bizzu.
Stefan Kisielewski mawiał, że socjalizm jest takim systemem, który bohatersko walczy z przeciwnościami losu, które sam sobie stworzył. Podobnie jest w przypadku socjalizmu w wydaniu III RP, a już szczególnie gdy widzi się poczynania premiera Tuska i rządzącej partii na przestrzeni ostatnich sześciu lat. Kibole są za spokojni? Zróbmy prowokację policyjną, doprowadźmy do burd na nieprzystosowanym stadionie w Bydgoszczy, trąbmy o tym nieustannie w mediach i bohatersko zamknijmy stadiony dla tych strasznych kiboli. Uczcić ofiary katastrofy smoleńskiej pomnikiem na Krakowski Przedmieściu? Nie, stworzyć problem nie robiąc nic, po czym bohatersko go rozwiązać usunięciem krzyża i zatrudnieniem pijanej hołoty do jego profanacji. W Polsce dochodzi do aktów pedofilskich? Kastrować pedofilów! Są dopalacze, wzniecać nieadekwatny do faktycznych zagrożeń „alert dopalaczowy” w całym kraju i bohatersko z problemem walczyć plombując drzwi w każdym ze sklepów tego typu. Po czym nic sobie nie robić w związku ze sprzedażą internetową tych specyfików. Dziś podobno dopalaczy kupuje się więcej. Dlaczego nie słyszymy w mediach dramatycznych relacji z oddziałów toksykologicznych? To wtedy dramatyzm podkręcano, czy dzisiaj się go ostudza? Wymyślamy urlopy wychowawcze dla matek, pomijając te z pierwszego kwartału. Po czym bohatersko włączamy je do programu, przy świetle kamer, wśród zieleni, widoku matek z dziećmi i premiera Tuska, który pomaga jednej z mam znieść wózek po schodach. Nieważne zatem czy problem jest, czy go nie ma. Ważne, żeby go bohatersko rozwiązać na oczach kamer.
Czyli inaczej zasada salami. Polega na tym, że krok po kroku odcinane są wąskie plasterki obywatelskich wolności, praw, czy obyczajów. Więc jeśli jakaś grupa interesu ma plan, aby zaprogramować dane społeczeństwo, to nigdy nie na zasadzie rewolucji, gdyż może to się spotkać z gwałtowną reakcją społeczną. Najlepszy przykład na stopniowanie zmian znajdziemy we wprowadzaniu w życie groźnej dla człowieka i kultury ideologii LGBT. Docelowo wszędzie dąży się do utworzenia instytucji „małżeństwa homoseksualnego” oraz adopcji dzieci przez takie pary. Ale nie od razu. Na każdym etapie zmian, tak jak dzisiaj w Polsce, kłamie się w żywe oczy mówiąc, że wcale nie chodzi o adopcję dzieci. Najpierw chodzi tylko o współczucie dla homoseksualistów. Potem chodzi o akceptację dla nich. Następnie dochodzi do gloryfikacji homoseksualizmu, jako czegoś cool i trendy. Potem chodzi o legalizację związków partnerskich, ale nie ze względu na pary homo, tylko na 95% par heteroseksualnych, które rzekomo nie mogą się odwiedzać w szpitalach. Potem pojawia się postulat „równości wobec prawa” i ustanowienia małżeństw homoseksualnych, oczywiście krzycząc przy tym, że nie ma mowy o adopcji dzieci. Następnie w ramach „mądrości etapu” i nieuchronności dziejów trzeba zezwolić na tę adopcję. Gdzieś na końcu tej drogi, choć być może jestem naiwny twierdząc, że to koniec genderowej rewolucji, pojawia się postulat obniżenia wieku inicjacji seksualnej, tak aby rodziny homoseksualne mogły „uczyć” swoje dzieci seksualności. Podobnie jest w sferze ekonomicznej w przypadku ciągłego zwiększania podatków. Gdy ludzie przyzwyczają się do wysokich już stawek, nic się nie stanie, jeśli się te stawki podwyższy tylko o ułamek. Gdyby natomiast w jednej chwili zabrać wszystkie przywileje, obniżyć realną płacę, spowodować wysokie bezrobocie czy podwyższyć podatki, groziło by to w danym kraju rewolucją.
W poprzednim punkcie opisano taktykę przy wprowadzaniu zmian na gorsze. Polska, jako kraj potrzebuje natychmiastowych zmian na lepsze, gdyż bez ich wprowadzenia grozi nam biologiczna katastrofa. Trzeba się uporać z potwornym zadłużeniem kraju, fatalnym przyrostem naturalnym, który przyrostem już od dawna nie jest, bankructwem systemu emerytalnego, uciekającymi za granicę młodymi ludźmi, zapaścią na rynku pracy, katastrofalnym poziomem edukacji na każdym szczeblu, bizantyjską kastą urzędniczą, pozycją geopolityczną Polski, która jest coraz bardziej zagrożona przez Moskiewski reżim. Rząd Donalda Tuska przez ostatnie sześć lat nie zrobił nic w tym kierunku. Choć sam premier na okrągło powtarzał: wybudujemy, zrobimy, napiszemy, usprawnimy, utworzymy, pomożemy, zreformujemy. I kończyło się tylko na słowach. Ileż to razy mieliśmy zapowiedź o wiosennej, jesiennej, czy zimowej ofensywie. Ileż to razy premier kazał wziąć się ministrom „do roboty”. Ileż to razy zapowiadał, że będzie mobilizował swój klub w sejmie, by szybciej reformowali, tak jak wtedy gdy miał przeprowadzić swój gabinet do budynku parlamentu. I nie pojawił się w nim bodaj ani razu. Lepiej kierować się zasadą, żeby nic nie robić, a potem, jakoś to będzie.
Ponoć jest taka zasada, że gdy do dorosłego człowieka będzie się mówić, jak do małego dziecka, albo jak do umysłowo chorego, to ten dorosły człowiek zachowa się tak samo naiwnie, jak dziecko, bądź umysłowo chory. Popularność Donalda Tuska polegała na tym, że mówił językiem zrozumiałym dla półanalfabety. Proste słówka, bez zdań podrzędnie złożonych, uśmiech na twarzy, swoboda wypowiedzi. Po prostu świetny, wyluzowany gość. Pamiętamy kampanię wyborczą z 2011 roku, gdy pocieszał płaczące kobiety, mówiąc im jak to on o nie zadba. Znamy też grafiki, które są eksponowane na wielkich ekranach podczas rządowych konferencji prasowych. Przecież mapa z Polską, jako zieloną wyspą na tle czerwonej Europy, to jak jakiś wykład dla dzieci w przedszkolu. Innym razem pojawia się roześmiana rodzina, tabele z procentami, jakieś pismo obrazkowe, tak jakby dorosły człowiek miał nie rozumieć tego co premier, bądź minister mówi. Podobne wrażenie mam oglądając dzienniki telewizyjne. Tu się pokaże kogoś w kółku, żeby zobaczyć jego minę, tu się narysuje jakiś wykres, tu się zrobi grafikę „1,2%” jadącą po prawdziwej taśmie produkcyjnej, bo głupi widz nie usłyszy, że właśnie na tyle prognozuje się wzrost PKB.
Gdy wszystkie racjonalne przesłanki każą odsunąć władzę Tuska od rządzenia, gdy ten nawet nie próbuje udawać, że na czymś mu zależy, trzeba utrzymać władzę opierając się na czymś innym, niż zwykła logika. W związku z tym wykorzystuje się najniższe ludzkie emocje, mające zniechęcić wyborców do głosowania na opozycję, w tym przypadku PiS. Zresztą, polityka szczucia na tę partię trwa nieprzerwanie od 2005 roku, gdy ta posunęła się o krok za daleko i dokonała próby demontażu mafijnego systemu III RP. Merytorycznie nie można jej było zbyt wiele zarzucić, więc postanowiono zaatakować ad personam braci Kaczyńskich, nie za złe rządzenie. Za to, że są niscy, że Jarosław ma kota i opiekuje się matką, że nie ma żony, że Lech Kaczyński nie potrafi się wysłowić, że nie poklepują go na europejskich salonach, że obaj sieją nienawiść i dzielą Polaków. Gdy pod rządem Platformy po raz pierwszy zatrzęsła się ziemia, gdy skompromitowała się w śledztwie smoleńskim, uruchomiono najcięższe działa. Zarzucono opozycji oszołomstwo, bo jej sympatycy modlą się pod krzyżem i za nic nie chcą się wynosić. Nie potrafiono uszanować śmierci i szacunku do osób starszych, piejąc w mediach z zachwytu, nad tym, jak Młodzi Wykształceni z Wielkich Miast konstruują krzyż z puszek po „Zimnym Lechu”, plują, atakują słownie i fizycznie starsze osoby pod krzyżem. Wymyślono idiotyczne hasło klucz, powtarzane, jak mantrę, że „PiS w bezczelny sposób wykorzystuje tragedię smoleńską i śmierć tylu wybitnych osób do partykularnych celów politycznych”. Porównuje się ich do faszystów, bo maszerują z pochodniami. Zaś z Antoniego Macierewicza robi się wariata. Oczywiście PiS odpowiada również za Brunona K., kiboli i „faszystów”, którzy demolują Warszawę każdego 11 listopada. Najsmutniejszą manipulacją było chyba jednak to, gdy za zabicie pracownika biura PiS, przez Ryszarda Cybę media obarczyły winą… Jarosława Kaczyńskiego. Cybę określono nie jako nienawidzącego PiSu, ale jako zmęczonego polskim piekłem politycznym, za które winny jest Kaczyński.
Społeczeństwem głupim jest łatwiej manipulować. Społeczeństwo ogłupione nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie są techniki manipulacji i w ogóle z tego, że są manipulowani. Największym sukcesem manipulatorów jest wmówić manipulowanym, że absolutnie myślą samodzielnie i nie są manipulowani. W Polsce sprawa zaszła jeszcze dalej. Manipulowani twierdzą, że nie tylko myślą samodzielnie, ale że to niezmanipulowani są tak naprawdę manipulowani przez „czarnych” i „Rydzyka”. Manipulowanym w Polsce można wmówić absolutnie wszystko. Choćby poprzez fikcyjne „wykształcenie”, jakie niesie ze sobą matura na poziomie podstawówki lub dyplom wyższej uczelni. Wszak taki delikwent po studiach zjadł już wszystkie rozumy i jest najmądrzejszy na świecie. Więc jak można go zmanipulować, wykluczone. Więc łyka, że sam jest mądry bo ma papierek, że Unia Europejska rozwiąże nasze problemy, że przyjęcie waluty euro jest koniecznością, że PiS jest partią faszystowską i wywoła wojnę z Rosją, że trzeba być tolerancyjnym i pozwalać gejom na wszystko.
Coś co ściśle się wiąże z poprzednim punktem. Głupota, bezrefleksyjność i przeciętność jaką MWzWM reprezentują, zostaje publicznie wyniesiona na piedestał. Teraz bowiem niektóre cechy, dawniej będące powodem do wstydu, stały się czymś wartym do pochwalenia się w towarzystwie. Okazuje się, że czymś fajnym jest nie przeczytać w życiu żadnej książki, czymś fajnym jest nie wiedzieć co się dzieje w Polsce i na świecie, czymś fajnym jest „mieć w d*e politykę”, czymś fajnym jest pracować w korporacji na umowie śmieciowej, czymś fajnym jest częsta zmiana życiowych partnerów, bo tak przecież jest w serialach. Czyli ogólnie, nie tylko utrzymać społeczeństwo w przeciętności, ale wywołać z tej przeciętności dumę. Także dlatego są promowane idiotyczne programy typu reality-show, w których uczestnicy są hojnie wynagradzani właśnie za przeciętność, wulgarność i durnotę. I takie zachowania mają społeczeństwu imponować, do takiego modelu społeczeństwo musi chcieć równać, widząc jak bardzo to popłaca. Trzeba też obniżać ludzkie aspiracje. Trzeba wywołać radość u tych, co pracują po kilkanaście godzin dziennie i wmówić im, że właśnie dlatego są super.
Polacy, aby wiązać jakoś koniec z końcem muszą dziś pracować nierzadko po godzinach, bądź na kilku etatach. Polacy pracują niemal najdłużej na świecie. Co jednak można usłyszeć od mądrych głów w mediach? Że pracujemy jeszcze za mało! Są na przykład badania dotyczące wydajności pracy, w których Polska wypada bardzo blado na tle rozwiniętych krajów europejskich. Ale nie podkreśla się tego, że winna jest organizacja pracy, infrastruktura, zacofanie technologiczne. Bo przecież zaangażowanie pracowników jest podobne, jak w całej Europie, może nawet większe, gdyż Polaków chwali się za granicą za pracowitość. Przekaz jest następujący: Polacy, za bardzo obijacie się w pracy! Więc siedźcie cicho i cieszcie się, że ktoś wam daje ochłapy. To nie zły system jest winny, to wy jesteście winni, bo nie jesteście bardziej przedsiębiorczy! A jak nie chce Wam się pracować, to po co było walczyć z komuną. Nie róbcie powtórki z „Solidaruchów”, bo po rewolucji będzie Wam się żyło jeszcze gorzej. Nie warto walczyć z systemem.
Wiedza dotycząca neurobiologii, procesów społecznych, ekonomii, mediów jest dostępna tylko garstce ludzkości. Ludzie, którzy rządzą Polską bardzo dobrze Polaków poznali. Wiedzą, co lubią, czego nie lubią. Wiedzą, jak ich złapać na haczyk. Wiedzą w końcu jak sterować ich umysłami, tak aby sterowani byli przeświadczeni o swojej nieomylności o „fajności”. Sterowanym bardzo trudno się przed tymi mackami obronić. Bo każdy, kto chce ich z tego umysłowego zaślepienia wydobyć ma już przypiętą łatkę oszołoma, wariata, nienawistnika, niewykształconego kołtuna ogłupionego przez Kościół.
Zobaczyłem sobie serwis https://www.bighistoryproject.com/bhplive oraz przemówienie autora projektu na TED. Załamka. Świetnie zrobione, ale tak wielka propaganda kłamstw. Gość nawet nie specjalnie ukrywa, że robi słuchaczom wodę z mózgu. Na początku mówi, że zasada wzrostu entropii jest ważną zasadą, a potem, że 20 minut całkowice ją lekceważy.
No dobra – ale wynotowałem sobie historę wszechświata wg. ewolucjonistów, aby wiedzieć na czym polegają te kłamstwa.
Jeszcze raz uwagi o całości:
Jestem zagrożeniem. Naprawdę poważnym zagrożeniem. Tak uważa pan premier Tusk i tak to publicznie artykułuje.

Zastanawiam się czy za chwile właściwe służby mnie nie zastrzelą. Przecież jestem zagrożeniem.

Kategorie:
polityka, obserwator, UE, unia, _blog

Słowa kluczowe:
tusk,
europa,
unia,
eu,
zagrożenie

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Zastanawiam się czy za chwile właściwe służby mnie nie zastrzelą. Przecież jestem zagrożeniem.

Kategorie:
polityka, obserwator, UE, unia, _blog

Słowa kluczowe:
tusk,
europa,
unia,
eu,
zagrożenie

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
#1. Cztery metody finansowania biznesu:- pożyczka- kredyt- obligacje- udziału lub akcje
#2. Cztery wyznaczniki oceny sposobu finansowania:- ryzyko- oprocentowanie- współudział w przedsięwzięciu- siła zabezpieczenie kapitału
#3. A gdyby tak zrobić tabelkę z #1 w pionie i #2 z poziomie to jak przebiegały by strzałki wzrostu? Ot, taka ciekawostka.
#4. Ciekawe, że w kulturze Bliskiego Wschodu (u dawnych Arabów, ale też po części u Żydów) pożyczka była rozumiana jako udziały lub akcje. Pełnej miłości i zrozumienia kulturze zachodu wszystko musi być zabezpieczone na majątku.
#5. Rzeczywistość unijna dołożyła nam kolejny sposób finansowania – wsparcie unijne. Bardzo często nie jest to wsparcie ale główny sposób finansowania biznesu, który kręci się tylko dzięki wsparciu, a więc wsparcie nie jest wsparciem. Do tego jeszcze nic za darmo – płaci się duszą, bo aby finansowanie dostać należy coś nakłamać, naściemniać a już na pewno oddać cześć unijnym bałwanom.
#6. A wszystkie te rozważania tracą sens gdyż pieniądz przestał być pieniądzem, jest tylko zapisem kreowanym dowolnie przez kilka banków za dużych by mogły upaść. Wg. niektórych mądrych w każdej chwili może przyjść chwila prawdy ale wg. innych to tylko teorie spiskowe, więc patrz #1 i bierz pożyczkę, kredyt, emituj obligacje lub szukaj inwestora na akcje.
#7. Nie wiedząc co robić gorąco polecam Objawienie w 365 dni. Tak. Studiowanie Apokalipsy ma sens, wszak życie ludzkie jest takie krótkie.
Dopisek od GK:
#8. Jest 5 metod finansowania biznesu – pierwszą z nich jest 3F: Family, friends and fools.
Dopisek kolejny:
Pierwsza metoda to 4F a nie 3F: Family, friends, foods and fools.
Oto twórczość literacka obrazująca pewien problem.
Jednoczycielu Wisły i Cracovii – módl sie za namiDawco kremówek – módl się za namiPozdrawiaczu z okna – módl się za namiDobry powodzie żeby wypić – módl się za namiTy, który nie chciałeś żeby się do ciebie modlić – módl się za namiWybacz nam, o święty, że nie możemy cię uznać wcieleniem bogaTa pierdolona religia nie pozwalaLecz – o święty – gdybyś za życia odrobinę mocniej ekumenizował… na wschód…Kto wie?Grunt, że wiemy co miałeś na myśli”Nie róbcie mi pomników” – to kurtuazja”Spalcie moje notatki” – zawoalowana prośba o publikację”Nie stawiajcie mi pomników” – żartMy, katolicyMy wiemy lepiej
Możliwy autor to Martin Lechowicz, prawdopodobnie. Data obok rękopisu: 2014-04-27.
Problem o którym chcę napisać nazywa się wojtylianizm.
Zassane z sieci od Wojciecha Mazurkiewicza (staraprawda.com):
Przysłuchując się wypowiedziom skrajnej lewicy można zauważyć pewne często powtarzające się tezy, zasady, schematy myślenia, poglądy lub idee-fixe, które ci ludzie zdają się podzielać. Postanowiłem zebrać co najciekawsze i przetłumaczyć je na własny język, co dało mi swego rodzaju lewicowy kanon i pozwoliło zastanowić się nad logiką osób wyznających owe poglądy. Zachęcam do uzupełniania tej listy.
1. Wszyscy są równi wobec prawa, ale niektóre grupy można uprzywilejować.
2. Kobiety są równe mężczyznom, ale należy stworzyć odpowiednie ustawodawstwo, aby mogły im dorównać.
3. Płeć nie powinna być kryterium przy zatrudnianiu pracownika. Pracodawca musi jednak zatrudnić określoną ilość osób danej płci.
4. Popieranie wolności słowa nie przeszkadza w pozywaniu do sądu ludzi o przeciwnych poglądach. Jest to tłumaczone „mową nienawiści”.
5. Zakaz mowy nienawiści nie chroni katolików. Wtedy jest to wolność  artystyczna.
6. Dyskryminacja jest zła, chyba że dyskryminowany jest białym i  heteroseksualnym mężczyzną. Wtedy nazywamy to dyskryminacją pozytywną.
7. Kobiety zarabiają mniej od mężczyzn za dokładnie tę samą pracę. Mimo to chciwi kapitaliści wolą dokładać do interesu i zatrudniać mężczyzn. Oba zjawiska należy zwalczyć.
8. Wolność osobista nie dotyczy możliwości swobodnego dysponowania  własnym majątkiem.
9. Żeby móc pracować, trzeba mieć pozwolenie.
10. Ubóstwo da się znieść ustawą.
11. Istnieje kilkadziesiąt płci.
12. To czego nie lubimy powinno być zakazane. To co lubimy powinno być finansowane z pieniędzy podatników.
13. Bojkotujemy Kościół katolicki za dyskryminowanie kobiet i homoseksualistów. Wzywamy do tolerancji wobec muzułmanów, u których ww grupy nie mają prawie żadnych praw.
14. Obleśne i pełne wyuzdania parady równości, manify, marsze szmat mają za zadanie pokazać społeczeństwu, że ich uczestnicy są normalnymi ludźmi.
15. Rozbieranie się na przed kamerą to seksizm. Robienie tego samego na ulicy to walka o prawa człowieka.
16. Aborcja powinna być legalna na życzenie. Danie klapsa dziecku powinno być przestępstwem.
17. Jeśli socjalistyczne rozwiązania nie działają, to winny jest kapitalizm.
18. Wymarzonym ustrojem jest ten, który doprowadził już do śmierci milionów ludzi.
19. Prezentowanie niektórych rzetelnych statystyk, danych naukowych i faktów historycznych to rasizm.
20. Ale powielanie oświeceniowych i pozbawionych naukowych podstaw kłamstw o historii Kościoła katolickiego to racjonalizm.
21. Ludzie są wystarczająco kompetentni, aby wybierać władzę, ale nie są kompetentni, aby decydować o własnym ubezpieczeniu.
Autor: Wojciech Mazurkiewicz (staraprawda.com)
Czytam w Rzepie artykuł o tym jak politycy stawiają takie pytanie: „jak i za czyje pieniądze sprostać wymogom Komisji Europejskiej i w ciągu 6 lat sprawić, że wszyscy Polacy będą podpięci do szybkiej światłowodowej sieci internetowej”? Zwróćcie proszę uwagę na dwa określenia:- wymogi Komisji Europejskiej;- Polacy będą podpięci;- czyje pieniądze;- sprostać wymaganiom.Autorzy tekstu też nie stawiają pytania: po co? Dlaczego wszyscy Polacy mają być podjęci do szybkiej sieci światłowodowej? Przecież to oczywistość – muszą i koniec.A ja się pytam: jakim prawem Komisja Europejska wymaga aby wszyscy Polacy byli podpięci? Odpowiedź jest prosta – nie chodzi o to aby wszyscy mieli dostęp do sieci, ale o to aby sieć miała dostęp do wszystkiego. Za ich pieniądze.
Zachowuje sobie artykuł. W 2020 będzie się go miło czytało.
Jak i za czyje pieniądze sprostać wymogom Komisji Europejskiej i w ciągu 6 lat sprawić, że wszyscy Polacy będą podpięci do szybkiej światłowodowej sieci internetowej? Także tam, gdzie światłowodów kłaść się nie opłaca? Michał Boni, Marek Falenta, Antonii Mężydło – każdy z nich ma swoją wizję. Wizję Boniego i Falenty klamrą spina propozycja Orange Polska. Telekom właśnie ją składa rynkowi.
Były minister cyfryzacji,  Michał Boni widział w roli inwestorów współfinansujących budowę sieci światłowodowych w Polsce na potrzeby realizacji Europejskiej Agendy Cyfrowej – otwarte fundusze emerytalne. Prywatne Hawe, kontrolowane przez Marka Falentę, próbuje budować sieci światłowodowe do domów i biur na zlecenie telekomów. Chce wziąć na siebie część inwestycji, korzystając z wsparcia założonego przez państwo funduszu – Polskie Inwestycje Rozwojowe (PIR).
Poseł PO, Antonii Mężydło widziałby z kolei państwo w innej roli: właściciela NOI: – Narodowego Operatora Infrastrukturalnego, którego podstawą byłaby m.in. odkupiona od Orange część sieci: pasywna. Jej wartość, wg. posła to około 6 mld zł, płatne  ratami. Państwo wykorzystałoby do modernizacji sieci środki unijne, a NOI świadczyłby usługi detalicznym operatorom. To model podobny do przyjętego przez Nową Zelandię, tyle, że NOI nie wszedłby na giełdę.
Teraz Orange
Pomysł posła nie jest ostatni. Orange Polska wychodzi właśnie z kontr-inicjatywą, spinającą klamrą pomysły promowane przez Michała Boniego i Hawe. Według informacji rpkom.pl, na wtorkowym spotkaniu sygnatariuszy memorandum o współpracy na rzecz budowy sieci szerokopasmowych w ministerstwie cyfryzacji, Orange wysunął propozycję spółki specjalnego przeznaczenia (SPV), która miałaby inwestować m.in. tam, gdzie istnieją na mapie internetowej tzw. białe plamy.
SPV wykorzystywałaby pieniądze unijne z kolejnej perspektywy 2015-2020. Jak mówi nam Tomasz Kowal, dyrektor zarządzania inwestycjami w Orange Polska, udziałowcami SPV mieliby być operatorzy, ale też dostawcy sprzętu, instytucje finansowe – w tym OFE – oraz Skarb Państwa – poprzez  PIR.
– Spółka SPV byłby podmiotem komercyjnym. Jej podstawowym zadaniem byłaby realizacja celów Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa przy pomocy środków publicznych i prywatnych, a potem pełnienie roli operatora sieci – mówi Kowal.
SPV miałaby być operatorem hurtowym i na jednakowych warunkach udostępniać sieć wszystkim przedsiębiorcom telekomunikacyjnym zainteresowanym świadczeniem usług detalicznych na danym terenie – dodaje.
Wehikuł musiałby zapewnić neutralność technologiczną, a z uwagi na zaangażowanie pomocy publicznej spółkę kontrolować miałyby odpowiednie ministerstwa i regulator. – Dotyczy to zwłaszcza cen usług – mówi Kowal.
– Rola państwa będzie kluczowa dla realizacji tej propozycji. Bardzo ważne będzie zapewnienie warunków formalno-prawnych dla działania SPV. W szczególności, sprawne i skuteczne przeprowadzenie notyfikacji na poziomie Komisji Europejskiej, o ile okaże się to konieczne – wylicza przedstawiciel Orange.
Obawy mniejszych
Krzysztof Witoń, prezes Hawe nie wyklucza udziału w SPV. O takim wehikule mówi od pewnego czasu. Tylko że w jednej z wersji miał nim być Mediatel, hurtowy operator, którego Hawe kupiło i do którego planuje wnieść spółkę Hawe Telekom.
Anna Streżyńska, b. prezes UKE, obecnie kierująca Wielkopolską Siecią Szerokopasmową obawia się marginalizacji mniejszych operatorów. – Aby zainwestować w SPV wykrwawiałyby się – mówi, zaznaczając, że Orange na spotkaniu nie odpowiedział na wiele istotnych pytań.
– Mali operatorzy mogliby zostać współwłaścicielami SPV na takich samych zasadach jak inni uczestnicy rynku. W każdym przypadku udział zależałby od decyzji inwestycyjnych danego operatora – mówi Kowal.
– Najważniejsze jest jednak to, że dzięki otwartości sieci mali operatorzy będą mieli zagwarantowaną możliwość korzystania z wybudowanej infrastruktury na takich samych zasadach, jak każdy przedsiębiorca telekomunikacyjny. Gwarancja ta byłaby niezależna od ich ewentualnego udziału kapitałowego w SPV – zapewnia dyrektor.
– Mali i średni przedsiębiorcy mogliby też brać udział w budowie i utrzymaniu sieci, jako podwykonawcy – podkreśla Kowal.
Antonii Mężydło przyznaje, że nie był na tym samym spotkaniu co Streżyńska i Kowal. Uważa jednak nadal, że sieć powinno budować państwo. – To się spina. Państwowa spółka miałaby rocznie kilkaset milionów złotych zysków, które byłyby dalej inwestowane w infrastrukturę – mówi.
Proszony o szczegóły wyliczeń – odmawia. Nie chce rozmawiać z decydentami przez prasę. Uważa, że zainteresowanie renacjonalizacją aktywów telekomunikacyjnych jest. – Zobaczymy – mówi enigmatycznie.
Realizowane dziś pod kątem spełnienia warunków EAC projekty światłowodowe obejmują szkieletową i dostępową część infrastruktury. Na realizację drugiej części inwestycji, a szczególnie na pokrycie tzw. białych plam i modernizację sieci w nowej perspektywie finansowej przeznaczonych jest w nowej perspektywie finansowej 4,3 mld zł.
#1. Radiodyfuzja. Radiodyfuzja to ładne słowo, dość dobrze opisuje przedmiot działalności. Nawet finansiści potrafią to słowo użyć w sposób prawidłowy.
#2. Emitel to spółka o dość sporej wartości bazującej na dużych przepływach przy jednoczesnym dużym ryzyku. To ryzyko zawarte jest właśnie w słowie radiodyfuzja, bo czy radiodyfuzja będzie za jakiś czas potrzebna?
#3. Osobiście wierzę, że zadaniem człowieka jest odkrywać długofalowe procesy a mniej nimi zarządzać. Zarządzają osoby, które mają większą moc a od bardzo dawna są w permanentnym sporze. I nie myślę tu o żadnych masonach ale o Stwórcy i o Najpiękniejszym Spośród Stworzeń który wraz z pokaźną grupą aniołów nie chce podporządkować swojej woli woli Stwórcy. Osobiście wierzę, że zadaniem człowieka jest odkrywać długofalowe procesy…
#4. Cieszę się z internetu. Czasem psioczę, że tak bardzo służy do ogłupiania ale przecież radiodyfuzja bardziej służyła ogłupianiu i propagandzie. Internet ciągle jeszcze daje nam możliwość wyboru, szukania, sprawdzania, badania, ale też kontaktowania się. Myślę, że w zdaniu iż nigdy ludzie nie byli tak dobrze poinformowani nie ma przesady a internet ma swój wkład w prawdziwość tego zdania.
#5. Spróbuję dziś wieczorem iść klubu SP9PDF aby zrobić sobie jakąś łączność na falach krótkich. Nie będzie to radiodyfuzja (co najwyżej radiokomunikacja) ale też nie będzie łączność po TCP/IP z wykorzystaniem Facebooka i Web2.o. Należy ćwiczyć się w wykorzystywaniu innych narzędzi.
Dygresja po wagarowym spacerze po mieście.
Co by było, gdyby tak wszyscy umówili się, że od jutra nie używają słowa „kurwa”. Co by się stało? Pewnie to, że z powodu mniejszej liczby wypowiedzianych przekleństw przekleństwa było by mniej. A tak żyjemy w przekleństwie i dużo mniej miejsca zostaje nam na błogosławieństwo.
* * * * * * *
Nie, żebym potrzebował dowodów ale częstość pojawiania się tego słowa jest dla mnie jeszcze jednym dowodem na istnienie Szatana, który co jak co – ale ma wpływ na ludzkie myślenie.
Tak zastanawiam się na ile sposobów mogę moim SmartFonem (iPhone 4S) posłuchać wiadomości Polskiego Radia nadawanych przez (ciągle komunistyczną) Jedynkę. Jakieś pomysły? Moje są takie:
#1. Mogę uruchomić aplikację Polskiego Radia i słuchać w ichniejszym streamingu. Wiem, że aplikacja jest dziadowska, że się wiesza, że reklamy ale czasem, za drugim uruchomieniem działa.
#2. Uruchomić inną, porządną aplikację do radia internetowego – czasem jakieś bramki stremują PR1 nawet dobrze.
#3. Zadzwonić na numer +48-22-645.92 00 (dopisek) ale nie pamiętam gdzie to zapisałem a nie umiem teraz znaleźć… ale wszystkie programy Polskiego Radia tam były, bo ktoś wpadł na świetny pomysł aby taką bramkę postawić i programy radiowe w sieci telefonicznej (PSTN) udostępniać.
#4. Podłączyć się przeglądarką Safari (WWW+JS) do odbiornika WebSDR w Holandii i ustawić odbiór na 225kHz AM (dopisek: kiedyś było 227kHz, poprawiam, bo ponoć w 1988 się zmieniło). Ta metoda spowodowała te przemyślenia bo wczoraj ją skutecznie zastosowałem dwa razy.
#5. Zestawić VPN do domu i wejść VLC przez http na gatewaya do multicastów z Jamboxa albo Cyfry+ – tam są strumienie Polskiego Radia.
#6. Zestawić VPN do biura, odpalić VNC i uruchomić VLC by wejść nim na multicasty w biurze. Powinno tam być… ale to już trudne, nie przećwiczone i może nie wyjść.
#7. Zlecić domowemu „magnetowidowi” nagrywanie a potem zassać plik z serwera – prawie on-line, bo plik można odczytywać w trakcie nagrywania.
Jakieś inne pomysły?
– mój stary telefon – Samsung Omnia miał interfejs radiowy odbiornika FM. Nokia 6220 też – nawet używałem.
– pewnie niektóre SmartFony mają FM, może niedługo będą miały DVB-T albo i DVB-S 🙂 z kieszeni bo niby dlaczego nie, tylko jak się będzie celować w to 19,2W
Świat jest pełen możliwości, wszystko mogę ale tego wszystkiego mi się nie chce. A już na pewno nie chce mi się słuchać zakłamanych na maksa wiadomości PR1. Wczoraj posłuchałem i stąd ta „komunistyczna jedynka” – komunistyczna, bo minimum informacji za to pranie mózgów na maksa. Jak w TVN24.
A wracając do tematu technologicznego – jakieś inne pomysły?
Rok 1968 to ciekawy rok. A dziś do przemyśleń o tym roku dokładam kolejne
Ciekawa myśl, a właściwie to obserwacja pojawiła się podczas oglądania relacji ze spotkania Krakowskiego Klubu Wtorkowego, gdzie dwóch panów profesorów wspominało i wyjaśniało coś o marcu ’68. Powidzieli coś takiego:
– do 1968 roku każdy młody chciał jak najszybciej stać się dorosłym.
– po 1968 każdy dorosły chce być młody.
Obserwacje: 1968 to dziwny rok, wcześniej był 1967… co się w tych latach działo?
Wojna w Wietnamie, zamieszki w Paryżu, wojna 6-dniowa i zajęcie przez Żydów Jerozolimy (to ważne, bo Jezus to zapowiedział), inwazja na Czechosłowację (to lato ’68), nakręcono Planetę Małp i Odyseję kosmiczną 2001. Gra się już rocka ale jeszcze nie ciężkie aby go i nie do końca szatanistycznego. Hipisi robią rewolucję kulturalną, bo w Chinach już się kończyła. Breżniew się już ustabilizował i rozkręcał.
A w Polsce? Moczar chciał wypchnąć Gomółkę, Jaruzelski z Gierkiem też. Komandosi robią swoje, literaci mają jeszcze coś do powiedzenia, bo telewizja dopiero raczkuje. Gra już Trójka na UKF aby lekko zagłószyć Radio Luxemburg nadające na średnich. Ale nie ma jeszcze Studia 2, bo Szczepański przyjdzie niedługo, ale dopiero z Gierkiem.
Najważniejsza zmiana to chyba ta obyczajowa.
Dopisek: kolejna zaobserwowana zmiana. Przez całe wieki, w większości kultur ubiór świadczył o pozycji człowieka, był jednoznacznym i czytelnym symbolem jego ustawienia w hierarchii albo hierarchiach. Od (symbolicznego) 1968 roki już tak nie jest. Każdy może się ubrać jak chce, ale z drugiej strony wszyscy na całym świecie ubierają się praktycznie tak samo, często w to samo, a za sprawą chińskich i tanich podróbek w tak samo wyglądające rzeczy i dodatki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
1968,
1967

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Przelotka 3G (LTE) na WiFi. Tak! Jest coś takiego. Kosztuje poniżej 100zł, do tego wkłada się kupioną na stacji benzynowej kartę za 5zł, doładowuje jeszcze na 20zł i działa.
Kiedyś, a było to w 1995 albo 1996 roku Paweł T. szukał w biurze przelotki z RS-232 na Ethernetem. Nie było. Za to wzrok inżynierów od sieci, którzy wiedzieli, że aby przełożyć IP z RS-232 (po SLIP lub PPP) na Ethernet (po 802.II albo 802.3 + ARP + DHCP + RIP) o mało Pawła nie zabił. Co to za ingorancja! Jak można pracować w firmie oferującej internet i nie wiedzieć, że potrzebny jest router a router kosztoław wtedy sporo, routery robiłi CISCO a najtańszy nie-CISCO to był PeCet z KA9Q lub nawet całym Linuxem.
Potem pojawiły się w 2000 roku takie przelotki. Jakoś dziwnie samokonfigurujące się, potem NATem, z DHCP klientem na zewnątrz i DHCP serwerem od środka. Kolejne mialy interfejsy na DSL, USB a dziś patrząc co może mój domowy ONT nie mogę się nadziwić jak ten internet zchamiał. Przecież ten ONT to tylko przelotka z PC/APC na 4*Ethernet 1G (na każdym inna usługa), + WiFi (do 4 SIDów), 2*POTS zakończony SIP-klientami w osobnych VLANach). Jest jeszcze port USB ale do końca nie wiem po co – pewnie udostępnia dysk jako DLNA na sieci lokalnej, bo przecież wiadomo, że taki ONT sieć lokalną po IPv4 robi, więc dlaczego by nie.
Oj, ale się ten internet pozmieniał. Prawie 20 lat temu, gdy w moim domu pojawiło się łącze stałe wiedziałem, że internet będzie kiedyś wszędzie, ale jak mi potem niektórzy mówili, że będzie dostarczany do domów jak woda (w aspekcie – prostota, powszechność) nie wierzyłem. To zafiksowanie na inżynierskości sprawiło, że tak głupi byłem uważając, że chcąc używać internetu należy nauczyć się konfigurować IP na sieci lokalnej, a więc wiedzieć co to jest klasa C/8.
„Jestem głęboko zaniepokojony standardami komunikowania się ludzi w sferze publicznej” powiedział Jerzy Owsiak i ja mu się nie dziwię. Też nie jestem zadowolony ze swoich dzieł.

Czyżby zrozumiał, że „przykładanie z Baśki” nie jest właściwe w komunikowaniu? A może tylko taktyczny zwrot? Wszak jeżeli rzeczywiście była to ostatnia WOŚP to winnym zniszczeniu tej inicjatywy będzie Matek Kurka c.n.w.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
wośp,
owsiak

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Czyżby zrozumiał, że „przykładanie z Baśki” nie jest właściwe w komunikowaniu? A może tylko taktyczny zwrot? Wszak jeżeli rzeczywiście była to ostatnia WOŚP to winnym zniszczeniu tej inicjatywy będzie Matek Kurka c.n.w.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
wośp,
owsiak

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
#1. Określenie kogoś, że jest „nienormalny” w zasadzie nic nie wyjaśnia. To złe komunikowanie, bo po takim komunikacie w zasadzie to nic nie wiadomo o opisywanym człowieku gdyż nie wiadomo jaką jego cechę opisujemy i jaka jest rzeczywiście norma tej cechy dotycząca. Norma… bo przecież to co się na wydaje niekoniecznie jest normą, gdyż nie wiadomo kto te normy miałby ustanawiać.
W teizmie było jasne odwołanie do Boga (a może tylko do ludzi którzy głośno krzyczeli „Bóg tak chce”). W modernizmie wiadomo – odwołanie do człowieka, a kwestia „którego człowieka” rozwiązywana była bądź siłowo (Stalin, Lenin), bądź siłowo i propagandowo (Hitler i niby-demokracje zachodu). A w postmodernizmie wydaje się, że nie ma norm – bo oficjalnie jest „róbta co chceta” ale jak się dokładnie przyjrzymy to poprzez władców, polityków oraz media jednak jakieś normy są ustalane.
#2. Określenie kogoś, że jest nienormalny nic nie wyjaśnia. Co więcej – komunikaty typu „szklanka jest do połowy pełna” albo „szklanka jest do połowy pusta” też niewiele wnoszą, bo oprócz dość szczegółowego przekazu, że w szklance jest 1/2 czegoś mamy potężne zakłócenie emocjonalne pochodzące od osoby komunikującej a obrazujące jej stan.
#3. Czy ja jestem czarnowidzem? Narzekaczem? Maruderem, malkontentem. pesymistą? Wiele osób ma takie zdanie o tym, a więc spróbuję inaczej.
#4. Od kilku dni codziennie dojeżdżam do Katowic. Skończyło się raz, dwa razy w tygodniu – jest codziennie, i to codziennie rano do biura i codziennie potem powrót. I co? I jest super! Nie tak dawno były czasy, że z Gliwic do Katowic to była cała wyprawa. Godzina piętnaście, no chyba, że w nocy to 55 minut. A teraz? Mam 10 minut do autostrady, 10 minut po autostradzie i 10 minut od autostrady mam parkowanie. Wiem – Warszawiaki mi zazdroszczą, ale ostatnie 12 lat miałem do biura 7 albo 12 minut, więc mam dobrze, ale gorzej.
Szklanka jest do połowy pełna więc mam swoje A4 i jest pięknie. Mogę sobie jechać po prawym pasie 110 i rozmyślać albo gadać przez telefon. Mogę jechać środkowym 130-140, albo myknąć na lewy ale nie…. teraz jest ślisko. Jest fajnie, mam wybór.
Ale szklanka jest do połowy pusta, bo jakiś matoł z ministerstwa wymyślić, że skoro przejazd między Katowicami a Gliwicami ma być bezpłatny to należy dać możliwość darmowego wjechania do Gliwic ale po obwodnicy to już za darmo nie. Efekt – mieszkańcy Gliwic muszą się przedzierać przez miasto generując niepotrzebny ruch, albo stać w kolejce po bezpłatny bilet aby po kilku kilometrach stać w kolejce i bezpłatny bilet oddać. Firma zarządzająca autostradą ma z tego same koszty, bo zamiast jednego punktu poboru opłat za Gliwicami ma ich 4, czyli 4 razy większe koszty, a przychodu zero – bo dla mieszkańców ma być za darmo. Napisałem „matoł”? Tak – bo jakbym napisał „nienormalny” to nic by nie mówiło, gdyż nie wiadomo jaka jest norma odnośnie myślenia.
#5. Chciałbym aby normą było myślenie z miłością o innych, przykładanie staranności do działań dotyczących społeczności, gospodarność powierzonymi środkami. Chciałbym, ale normą jest, że zarządzają nami matoły, które nie myślą, albo myślą tylko o sobie, trwonią środki, nie starają się zaspokoić potrzeb wspólnych mimo iż są na stanowiskach, które tego właśnie wymagają.
Jak sobie jadę A1 (a mogę z z A4 zjechać w tą autostradę bo tak fajnie mamy w Gliwicach) to widzę budowę DTŚ (dla goroli: budowana od 40 lat droga szybkiego ruchu biegnąca przez środek wszystkich miast aglomeracji), której nie uzgodniono z budowaną 2 lata wcześniej A1. Nie uzgodniono, więc A1, która w tym miejscu przebiega na dość wysokim nasypie będzie przecięta DTŚ-ką na jeszcze wyższym nasypie. Nawet się nie chcę zastanawiać ile to kosztuje, bo jakieś matoły nie mogły uzgodnić, że należī budując A1 od razu zbudować węzeł z budowaną od 30 lat DTŚ.
Kolega Ryszard, zainspirowany kolejną edycją BroadBand Forum wymyślił, że problemem nie jest czy wszyscy będziemy mieli dostęp do sieci, ale czy sieć będzie miała dostęp do wszystkiego. Tak. To poważny problem. Czy na prawdę dla wygody oddamy swą wolność?
Europejska Agenda Cyfrowa:- dostępność łączy 30 Mb/s dla wszystkich mieszkańców Europy,- 100 Mb/s dla przynajmniej 50% gospodarstw domowych,i to do 2020 roku, czyli za 6 a może 7 lat.
Słowo „knajpa” pochodzi od ks. dr. Kneipp’a, który będąc wielkim promotorem wodolecznictwa zakładał pijalnie wód mineralnych zachęcając w ten sposób pospólstwo do zdrowego stylu życia. Miejsca te, które jawiły się jako coś raczej podłego dla ochlaptusów i pijaków nazywane były przez nich „knajpami”. Kiedy i pod wpływem czego nazwa ta przeskoczyła na miejsca, w których serwowano wódkę – nie wiem, ale szkoda, że tak się stało i nazwisko czcigodnego księdza firmuje teraz coś zgoła innego niż zamierzał.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Sebastian_Kneipp
Zarezerwuj, zobacz, wstąp, wypróbuj wybierz, sprawdź, kup, oszczędzaj! – czy koledzy marketingowcy mogli by w końcu przestać mi mówić co mam robić, jak mam żyć, na co mam wydawać moje pieniądze?
Za sobie nie życzę ten permanentnej perswazji za pomocą wszystkich możliwych kanałów komunikacyjnych!
Wydaje mi się, że pozwolenie na pracę (koncesjonowanie zawodów) i pozwolenia na budowę to istotne ograniczenie prawa człowieka.

Te prawa zawsze były i są przyrodzie – jakim prawem więc państwa dają sobie prawo to regulować? Zniewolenie? Tak!
A prawo do życia? O to też mam występować?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
praca,
dom,
budowa,
pozwolenie na budowę,
pozwolenie na pracę,
prawa człowieka

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Te prawa zawsze były i są przyrodzie – jakim prawem więc państwa dają sobie prawo to regulować? Zniewolenie? Tak!
A prawo do życia? O to też mam występować?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
praca,
dom,
budowa,
pozwolenie na budowę,
pozwolenie na pracę,
prawa człowieka

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A prawo do życia? O to też mam występować?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
praca,
dom,
budowa,
pozwolenie na budowę,
pozwolenie na pracę,
prawa człowieka

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Takie coś sobie zachowuję:
#1. Oglądałem wczoraj „nieoczekiwaną zmianę miejsc” – film z przez 30 lat, kawałkami śmieszny. Była tam scena, w której bohater chwali się posiadanymi kartami kredytowymi mówiąc „każdemu takich nie dają”.
Co się zmieniło? Każdemu dają, nie są to karty kredytowe, co więcej – stają się coraz bardziej obowiązkowe, ciągle jeszcze proponowane za pomocą marchewki (wygoda) a nie kija.
#2. Jestem po lekturze książki „Ostatnie ostrzeżenie”. To pewna wizja zmian na świecie z przed 30 lat, dokładnie z 1984 albo 85 roku. Dowiedziałem się, że w tamtych czasach Niemcy protestowali przeciwko obowiązkowym dowodom osobistym z numerem (niemiecki PESEL), bo fakt, że państwo ich ponumerowało odbierali jako zamach na wolność, a w Australii farmerzy masowo nie chcieli podawać do urzędu skarbowego swojej daty urodzenia, bo narusza to prywatność a do rozliczania podatków potrzebne nie jest. 30 lat temu!
#3. Będąc w Rosji nauczyłem się szyfrować notes z numerami telefonów. Misjonarze tam pracujący tak robili – mieli notesiki, ale system zapisu w nich był taki, że tylko każdy swój potrafił przeczytać.
A dziś? 99% moich znajomych nie ma oporów przed wrzuceniem w chmurę, nawet nie państwową, bankową tylko jakiegoś koncernu wszystkich swoich notatek, zapisków, relacji, pamiętników.
Czy czujemy się tak bezpiecznie? Czy taki im ufamy? Najczęściej słyszę: „i tak wiedzą” i coś w tym jest ale czy muszę się na to godzić? Niemcy 30 lat temu protestowali – dziś nie protestują, ale czy państwa, przywódcy, biznesy i liderzy są bardziej godni zaufania niż wtedy? Nie – ale społeczeństwo się zmieniło. Ważniejsze wartości niż prywatność i intymność to wygodna i szybkość działania.
#4. Apokalipsa to księga pocieszenia. Ciekawostką jest to, że na samym początku jest obietnica, że „kto czyta tę księgę będzie błogosławiony” a na końcu jest zapewnienie o błogosławieństwie, które czytający (albo „przeczytający”) otrzymał.
Ja sobie od miesiąca czytam – znaczy – mam Boże błogosławieństwo. No i fajnie, a mój kumpel właśnie zaczyna _roczny_ proces studium ten księgi, via blog i fejsbook, bo skoro ta księga ma 400 wersetów to w sam raz na rok, aby po jednym dziennie.
Błogosławieństwo przez fejsbooka? Bez prywatności i intymności? Z bezproblemowym wyśledzeniem tych, którzy tam wchodzą, zaglądają i piszą? Wierzę, że Bóg, który stworzył to wszystko ma moc obronić swoich świętych w tych trudnych dniach, w którym będą działały tylko karty kredytowe z numerem 666, a przywódcy i liderzy kumając się jeszcze bardziej z demonami niż dziś będą zwodzić całe narody.
#5. No to mamy 2014….. przybliżyło się Królestwo Boże, nawracajmy się i wierzmy w ewangelię.
Dopiero teraz, może kilka dni temu, tak nie dawno dowiedzialem się, że profesor już nie żyje. Trudno. A dziś przeczytalem takie jego zdanie.
Historyk, który mówi krytycznie o tak zwanej spiskowej teorii dziejów, jest historykiem niepoważnym, hołdującym historii dla idiotów lub prostaczków, którzy wierzą w to, co widzą w telewizji i czytają w gazetach.
Jest bowiem historia prawdziwa i historia medialna, fasadowa. Ta prawdziwa w dużej mierze toczy się za kulisami. A za nimi działają przede wszystkim tajne służby.
prof. Paweł Wieczorkiewicz
Zachowuje bo warto.
#1. Dość wcześnie rano chciałem dziś posłuchać radia. Dokonałem wyboru – Polskie Radio program pierwszy, czyli Jedynka. W kuchni słuchałem z iPhona, w samochodzie mam radio. Jedynka to jakaś namiastka tego co znam pod pojęciem „radio” – po prostu tam mówią do słuchacza i nie od razu można się zorientować, że traktują go jak debila.
#2. Aby dodać klimatu w samochodzie przełączyłem się na słuchanie Jedynki na AM. Czętotliwość 225 kHz. Fajnie mieć jeszcze taką możliwość – jak macie, posłuchajcie bo to ciekawe klimaty są. Troszkę zakłóceń, dźwięk przycięty do pasma 9 albo tylko 6kHz (nie pamiętam), trzaski, zakłócenia od sieci energetycznej pod mostami. Polecam!
#3. W wiadomościach o 7.oo wysłuchałem o drugim zamachu w Wołgogradzie. Jedno ze zdań o tym wydarzeniu mówiło, że „Prezydent Władimir Putin polecił schwytanie i ukaranie organizatorów zamachu oraz udzielenie niezbędnej pomocy rannym”. Świetnie. Mają tam jednak cudownego prezydenta, na pewno będą go bardziej lubić.
#4. Ta wiadomość doskonale obrazuje wschodni model państwa – prezydent wydaje polecenia w takiej sprawie. Bizancjum! Ale czy rozwiązaniem jest Rzym, a właściwie Bruksela z regulacjami, które wyeliminują wszelkie konsekwencje? Rano skaleczyłem się nożem (ostry bo szklany) i krwawiąc zastanawiałem się, kiedy Unia zabroni sprzedawania noży kuchennych, a na pewno zabroni.
Ed o lewactwie:
Kulturalny człowiek wie, że „pewnych rzeczy się nie robi” a „w pewnych sytuacjach należy zachować się tak-i-tak”. Dlaczego? Bo tak! Bo taka jest nasza kultura, bo tak zostałem wychowany, bo stoi za mną 10 tysięcy lat cywilizacji, która – od czasów faraonów – rozwija się organicznie. Lewak się temu dziwi, bo już od czasów oświecenia uważa, że lepszy byłby świat zaprojektowany przez człowieka, a nie rozwijający się harmonijnie na podstawie reguł, które odkrywamy, ale nie wiadomo, czy do końca je odkryjemy.
Dopisek: Zed o lewactwie, w 2016 napisał tak:
Wszyscy socjaliści dążą do faszyzmu, czyli poglądu, że państwu wszystko wolno. Pisiory to pobożni socjaliści. Lewak zaś to po prostu bezbożny socjalista, do tego głupi. Lewactwo więc, to połączenie bezbożnego socjalizmu z głupotą.
„Pokłosie” mam zaliczone. Wczoraj puszczali na Canal+. No i tak jak myślałem – to zły film. Znaczy się ładnie nakręcony, dobrze zrobiony ale zły, bo maks zakłamany.
Kiedyś był to dla mnie ważny temat. Chyba z 8 lat studiowałem problem, grzebałem w książkach, czasem źródłach, odwiedzałem, patrzałem… i wiem. Mam na temat książek pana Grosa swoje zdanie i wiem, że nie nad tym narodem przeprowadzany jest jakiś okropny proces, kulturkampf czy coś takiego.
A ten film… ten film to ważny punkt tego okropnego procesu, mimo iż film samo w sobie ładny. Ładny ale zły.
Dwójka to chyba ostatnie radio, gdzie audycje się zapowiada. Lektor informuje która jest godzina i że teraz będzie leciało to a to. Po ich skończeniu się ją zapowiada raz jeszcze, aby wiedział czego słuchałem jeżeli się włączyłem w środku, po czym zapowiada się kolejną.
Kiedyś w radiach był to standard bo teraz radia są ciągłym strumieniem wypełniacza dźwiękowego a nie służą słuchaniu audycji. Ot, taka obserwacja.
To o formie. W formie Dwójka to konserwa. Szkoda tylko, że w treści lewactwo, lewactwo, lewactwo… może z wyjątkiem audycji prof. Perza.
Ot, taki głupi news przeczytany dziś u Korwina: http://korwin-mikke.pl/europa/zobacz/kraje_ue_bede_produkowac_drony/86112
W Unii Europejskiej rozpocznie się produkcja dronów wojskowych. Do klubu państw produkujących drony będzie należeć 7 krajów.
W Brukseli odbyło się spotkanie Europejskiej Agencji Obrony (EDA). Uczestniczyli w nim przedstawiciele Polski, Francji, Niemiec, Grecji, Włoch, Holandii i Hiszpanii.
Celem tej wspólnoty jest wymiana informacji, jak również identyfikacja i ułatwienie współpracy pomiędzy państwami, które obecnie działają lub zamierzają działać w ramach systemu RPAS – czytamy w oświadczeniu wydanym w Brukseli.
Głupi, bo przecież w Polsce (a może Polska nie jest w Unii?) produkowane są drony i to są produkowane od dość dawna. Coś słyszałem o Gliwicach, o jakiś supermózgach z tutejszej polibudy, i słyszałem to już jakieś 2 lata temu. I nie o badaniach, prototypach, ale o produkcji i o zakupie przez Wojsko Polskie.
Ale dlaczego o tym piszę. Po pierwsze, bo muszę się rozerwać i pomyśleć o czymś innym. Po drugie, bo mi się chce coś napisać. Więc myślę i piszę:
#1. Nie wiem czy drony to dobrze (w podstawowym znaczeniu słowa dobro). Znam jedno uzasadnienie, że dobrze…. dobrze, bo jak zbudujemy drony to będzie mniej polskich żołnierzy w Afganistanie ginąć, a więc dobrze. Ale co robią polscy żołnierze w Afganistanie to już nie wiem – pewnie strzegą naszych granic. No to chyba też dobrze. Ale czy to dobrze? Czy to dobro? Mam poważne wątpliwości.
#2. A teraz moja analiza dlaczego można produkować drony, a 10 lat temu się tego zrobić jeszcze nie dało? Dlaczego?
Tak. Technologicznie zmieniło się wiele przez ostatnie 10 lat…. ciekawe co się zmieni w ciągu następnych. Ale co się nie zmieniło? Nie zmienił się człowiek – podobniej jak twórcy bomby atomowej są genialni w kreatywności i skuteczni w swej grzeszności.
Refleksja: A co ja dziś prawie cały dzień robię? Tworzę! No nie, jeszcze przez chwilę coś jem, ale w pracy to tworzę. Czy to jest dobre?
O kurcze. Ktoś 80 lat po Tuwimie nieźle odrobił to zadanie. Podoba mi się. Podoba mi się bardzo.
Czy czytając to łatwiej zrozumieć gorące spory końca lat 30-tych. Aby było łatwiej poniżej oryginalny wiersz Tuwima z 1937 roku. Ale zapiszę sobie jaki jest kontekst wiersza dziś. Kilka dni temu było święto 11 listopada, był Marsz Niepodległości, i jakaś grupa prowokatorów w czasie marszu poleciała na Plan Zbawiciela i podpaliła tęczę zainstalowaną tam przez jakiś artystów z LGBT, paloną już wcześnie kilka razy. Oburzone lewactwo składa teraz na spalonej instalacji kwiaty, a Gazeta zorganizowała akcję całowania się pod tęczą. Ale prawie nikt nie przyszedł….
Absztyfikanci Dzierżyńskiegoi swoje chłopy, od Putinaco niezależnie od wszystkiegotwierdzą, że Kaczyńskiego winaI PiaRowcy od Donaldaco w mediach z mózgów warzą zupęże patriotyzm to jest skandalcałujcie mnie pod tęczą…w dupę!
Wredny chytrusku i ty Kubowy bando prorządowych łgarzyco, gdy wam prawdą w oczy plująjak deszcz ścieracie ślinę z twarzyI ty córeczko resortowaco srać chodziłaś za chałupęzawsze pyskować żeś gotowapocałuj mnie pod tęczą…w dupę
Wy wszystkie wypindżone niunieco zawłaszczacie telewizjez twarzy zeschnięte niby mumiesączycie we łby puste wizjeAdamie wielki redaktorzeco przydupasów trzymasz kupęna Czerskej w swojej ciemnej norzepocałuj mnie pod tęczą…w dupę
Wredny niesiołku z pianą w gębieco przekrzywiony masz dekielekdawno zgubiłeś życia głębiegdzieś pośród szczawiu, mirabelekTy pałujący patriotówministrze co masz taki tupetże winę na nas zwalasz całąpocałuj mnie pod tęczą…w dupę
Do bulu tępy niedoukuco hańbisz krzesło swą posturąna ciebie nawet szkoda drukuz Rosji przysłana kreaturoGnojku co ręce wroga ściskaszgromadzisz wokół zdrajców grupęjeszcze w więzieniu będziesz piskałpocałuj mnie pod tęczą…w dupę
Absztyfikanci Grubej BertyI katowickie węglokopy,I borysławskie naftowierty,I lodzermensche, bycze chłopy.Warszawskie bubki, żygolakiZ szajką wytwornych pind na kupę,Rębajły, franty, zabijaki,Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Izraelitcy doktorkowie,Widnia, żydowskiej Mekki, flance,Co w Bochni, Stryju i KrakowieSzerzycie kulturalną francę !Którzy chlipiecie z „Naje Fraje”Swą intelektualną zupę,Mądrale, oczytane faje,Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Item aryjskie rzeczoznawce,Wypierdy germańskiego ducha(Gdy swoją krew i waszą sprawdzę,Werzcie mi, jedna będzie jucha),Karne pętaki i szturmowcy,Zuchy z Makabi czy z Owupe,I rekordziści, i sportowcy,Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Socjały nudne i ponure,Pedeki, neokatoliki,Podskakiwacze pod kulturę,Czciciele radia i fizyki,Uczone małpy, ścisłowiedy,Co oglądacie świat przez lupęI wszystko wiecie: co, jak, kiedy,Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Item ów belfer szkoły żeńskiej,Co dużo chciałby, a nie może,Item profesor Cy… wileński(Pan wie już za co, profesorze !)I ty za młodu nie dorżniętaMegiero, co masz taki tupet,Że szczujesz na mnie swe szczenięta;Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Item Syjontki palestyńskie,Haluce, co lejecie tkliwieStarozakonne łzy kretyńskie,Że „szumią jodły w Tel-Avivie”,I wszechsłowiańscy marzyciele,Zebrani w malowniczą trupęZ byle mistycznym kpem na czele,Całujcie mnie wszyscy w dupę.
I ty fortuny skurwysynu,Gówniarzu uperfumowany,Co splendor oraz spleen LondynuNosisz na gębie zakazanej,I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,A srać chodziłeś pod chałupę,Ty, wypasiony na Ikacu,Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Item ględziarze i bajdury,Ciągnący z nieba grubą rętę,O, łapiduchy z Jasnej Góry,Z Góry Kalwarii parchy święte,I ty, księżuniu, co kutasaZawiązanego masz na supeł,Żeby ci czasem nie pohasał,Całujcie mnie wszyscy w dupę.
I wy, o których zapomniałem,Lub pominąłem was przez litość,Albo dlatego, że się bałem,Albo, że taka was obfitość,I ty, cenzorze, co za wiersz tenZapewne skarzesz mnie na ciupę,Iżem się stał świntuchów hersztem,Całujcie mnie wszyscy w dupę !…
*
Item liryczni producenciProletarjackich marksyljanek,Item studenci – ach! studenci,Nie wyłączając koleżanek,I wszelkie grupy poezjackie[ Tu włączam i „Skamandra” grupę ]I „Widomości Literackie”, -Całujcie mnie wszyscy w dupę
Aż trudno uwierzyć, że można w taki sposób prowadzić biznes. A może ja jestem jakiś głupi? Skoro można biznesem nazwać złodziejstwo to przecież takie działanie nie ma w sobie nic niemoralnego.
Tak czy inaczej zachowuję sobie ten list ku pamięci.
Drogi Partnerze naszej firmy
Już niedługo koniec roku, czas świąt, pewnych podsumowań. Chcielibyśmy skorzystać z tej okazji i podziękować za dobrą współpracę, którą mieliśmy okazcję doświadczać z Wami w tym roku.
Jak widzicie, firma nasza dba o ciągłą poprawę swojej efektywności, aby pozostać na szczycie w konkurencyjnym środowisku biznesowym. Zależy nam aby utrzymać pozycję atrakcyjnego partnera dla swoich Klientów. Wy, jako nasz Partner i kluczowy dostawca, odgrywacie ważną rolę w osiągnięciu tego celu. Dziękujemy Wam za to. W ostatnim kwartale tego roku dokonujemy przeglądu naszych dostawców koncentrując się na tych, którzy aktywnie wspierają nasze programy efektywnościowe, aby wspólnie zapewnić sobie równie doskonałą pozycję w roku następnym.
W tym kontekście, przewidzieliśmy w czwartym kwartale bieżącego roku redukcję kosztów u naszych strategicznych partnerów na poziomie 8,25%. Do dnia 28 listopada oczekujemy na Państwa propozycje, które przyczynią się do realizacji tego celu. W przypadku braku odpowiedzi uznamy, że zakładana redukcja kosztów zostanie zaakceptowana i automatycznie uwzględniona w kolejnych fakturach.
Państwa wkład w tą naszą inicjatywę będzie kluczowym czynnikiem decyzyjnym w kontekście konsolidacji listy dostawców w roku następnym a wierzymy, że zbudujemy fundament do dla rozszerzenia naszej wspólnej działalności i współpracy.
Wesołych Świąt!
Jeżeli przyjąć założenie, że Monika Olejnik oraz Tomasz Lis to nie dziennikarze, ale funkcjonariusze jakiegoś systemu to od razu stworzenie spójnego opisu świata robi się dużo łatwiejsze.
O ZUS i o Teatrze Starym w Krakowie. O tym drugim mam taki dwugłos:
Głos #1: znowu polaczki z podkarpacia nic nie kapują ze wysokiej kultury blokują rozwój sztuk pięknych i postęp ludzkości.
Głos #2: lewacy zagarnęli Teatr Narodowy i używają go w niszczeniu wszystkiego, również tego narodu.
… a moja ojczyzna jest w niebie skąd jako Zbawcy oczekuję Pana mojego, Jezusa Chrystusa, który niedługo przemieni moje ciało słabe tą mocą którą wszystko sobie podporządkować może. Wiem, że to nastąpi szybko bo mimo iż wielu życzy mi 100-lat (lub więcej) to mam przed sobą list z ZUS i nie mogę się nadziwić jak szybko to 26 lat opłacania składek minęło. Może dostanę na życie rentę 2662zł jeżeli do 67 lat (a więc jeszcze lat 17) dalej tak grzecznie maksymalną możliwą składkę (chyba gdzieś koło 11 tys) płacić będę.
Nie czuję się z tym komfortowo. I dlatego tym bardziej ufam, że moja ojczyzna jest w niebie, skąd jako Zbawczy oczekuję …
SDG!
Pytania pomocnicze:
A owoc żywota twego Je ZUS.
Ważną obserwacją jaką poczyniłem dziś przy śniadaniu jest to, że miernictwo (wszelkie) nie odpowiada na pytanie ile czegoś jest, tylko na pytanie, co wskazuje użyty przyrząd do mierzenia tego czegoś.
Ot, taki GPS – niby wypisuje współrzędne, ale prawda jest taka, że to co wyświetla to nie współrzędne miejsca w którym się znajduje, tylko obliczenia przeprowadzone na podstawie jakiś odbiorów, jakiś fal, od jakiś satelitów, które jakoś tam latają i ktoś coś na ten temat opublikował, ale nie do końca wiadomo czy mu wierzyć bo czy można wierzyć Putinowi i Obamie? A więc GPS coś wypisuje, a termometr?
Z termometru (takiego analogowego) można odczytać ile objętości zajmuje jakaś ciecz, a to, że tą objętość wyskalowali w stopniach to zupełnie inna historia, bo przy skalowaniu zapewne nie uwzględnili, że nagrzewając się termometr zapewne nieco ostudzi swoje otoczenie. Termometr elektroniczny też zakłóca a termometr samochodowy (ostatnio na FB była moda wrzucania fotek takich termometrów) to może i mierzy temperatorę, ale zapewne jest to jego temeratora a nie temperatura powierza wokoło samochodu czyli nie to co o temperaturze myślą meteorolodzy.
A jakiś morał z tym przemyśleń? Chyba tylko taki, że za późno dziś wstałem. Ponoć o 816 ale kto to może wiedzieć co pokazuje mój zegarek.
Po tym jak na Woodstock Miecugow dostaw w trwarz od jednego z uczestników pojawiły się wypowiedzi sugerujące, że to pewnie prawidowiec, faszysta, kaczysta, pisowiec, narodowiec albo i sam kowrwin. Pan Chełstwowski napisał, że należy prezencyjnie zadziałać, bo co prawda jeszcze nie widać, że to faszyzm, ale jak zobaczymy to będzie za póżno.
Co by było, gdyby na stronie redakcyjnen Gazety Wyborczej pojawił się taki oto komentarz np. pana Blumsztajna?
Na oczach przyglądających się biernie tysięcy ludzi pobito znanego z liberalnych poglądów dziennikarza telewizyjnego Grzegorza Miecugowa. Nikt z widzów nie interweniował. Dopiero po fakcie na zdarzenie zareagowała ochrona.
Lata społecznego pobłażania i bezczynności państwa doprowadziły do tego, że festiwal oficjalnie głoszący hasło „Przyjaźń, Miłość, Muzyka” zaczął przyciągać i gromadzić wokół siebie niebezpiecznych ekstremistów.
Nie możemy godzić się na dalszą eskalację politycznego bandytyzmu. Dziś bezkrytyczni wielbiciele Jerzego Owsiaka biją ludzi o nieodpowiadających im poglądach na swoim festiwalu, jutro wyjdą na ulice naszych miast i załomoczą do drzwi naszych domów. Dziś woodstockowicze publicznie spoliczkowali lubianego dziennikarza – do czego będą zdolni w przyszłym roku, zachęceni naszą bezczynnością?
Nie będziemy zasługiwać na demokrację, jeżeli nie będziemy gotowi obronić jej przed szaleńcami.
Pamiętajmy – wolności nikt nie dał nam raz na zawsze!
Ale nie ma takiego komentarza. To tylko kawałek z wpisu Pitu Pitu na Fejsie, który w całości wyglądał tak ładne, że muszę ją zachować, bo jest piękny. To przykład na epistemologię współczesności:
Ślepa przemoc panoszy się na rzekomo pokojowej imprezie Jurka Owsiaka.
Na oczach przyglądających się biernie tysięcy ludzi pobito znanego z liberalnych poglądów dziennikarza telewizyjnego Grzegorza Miecugowa. Nikt z widzów nie interweniował. Dopiero po fakcie na zdarzenie zareagowała ochrona.
Lata społecznego pobłażania i bezczynności państwa doprowadziły do tego, że festiwal oficjalnie głoszący hasło „Przyjaźń, Miłość, Muzyka” zaczął przyciągać i gromadzić wokół siebie niebezpiecznych ekstremistów.
Nie możemy godzić się na dalszą eskalację politycznego bandytyzmu. Dziś bezkrytyczni wielbiciele Jerzego Owsiaka biją ludzi o nieodpowiadających im poglądach na swoim festiwalu, jutro wyjdą na ulice naszych miast i załomoczą do drzwi naszych domów. Dziś woodstockowicze publicznie spoliczkowali lubianego dziennikarza – do czego będą zdolni w przyszłym roku, zachęceni naszą bezczynnością?
Nie będziemy zasługiwać na demokrację, jeżeli nie będziemy gotowi obronić jej przed szaleńcami.
Pamiętajmy – wolności nikt nie dał nam raz na zawsze.
Od którego momentu zaczęliście zastanawiać się, co brałem?
To nie są żadne bzdury, kochani. To nie jest też żadne silenie się na ironię.
To jest NARRACJA. Tak mogły by dziś wyglądać pierwsze strony gazet i nagłówki serwisów internetowych.
Dziś wszystko jest tylko opowieścią. Opowieścią jest Marsz Niepodległości i opowieścią jest też Przystanek Woodstock.
Dygresje II o Powstaniu Warszawskim przeczytało 88 000 osób, zalajkowało 900, udostępniło 672. Moja opowieść wkurwiła. Pokrzepiła serca. Wlała w nie otuchę i zainspirowała. Jednym dodała godności, drugim odwagi. Naprawdę, serdecznie wam wszystkim dziękuję za wasze reakcje.
Jest w tym tylko jedno maleńkie „ale”.
Nigdy, ale to przenigdy nie będziecie wiedzieć na pewno, na ile ten tekst rzeczywiście wyraża poglądy autora, czy był tylko wymyśloną ad hoc, czyli całkiem z dupy narracją dla czystej intelektualnej zabawy gościa, który czasem się trochę nudzi i postanowił dla zasady lub po prostu dla jaj, ustawić się w kontrze do innych narracji. A może tylko poniosła mnie fraza?
Może tak, może nie? Absolutnej pewności co do intencji, które stały za tym tekstem nie będziecie mieli nigdy, choćbym się wam na wszystkie świętości zaklinał.
A teraz wyobraźcie sobie, ze za wasze mózgi zabiera się nie jakiś tam gostek z niszowego fanpejdźu na facebooku, ale ekipa prawdziwych, cynicznych psychomanipulatorów z wypasinym budżetem liczonym w milionach euro.
Upał jakby trochę zelżał, co nie? [p]
Nie mogłem się powtrzymać i sobie tego tekstu nie zachować
Mam w biurze kolegę, takiego troszkę starszego niż średnia. Pracuje z nami mimo iż od chyba 7 lat mógłby być na zasłużonej emeryturze.
Bardzo spodobało mi się dziś, jak to co jest naszą „salą konferencyjną” nazwał „świetlicą”. Ciekawe.
#1. Czy mogę podpisać deklarację śmieciową skoro na koniec jest klauzula, że „oświadczam, że znane są mi przepisu Kodeksu Jakiegoś Tam Skarbowo-Administracyjno-Ważnego”? Nie znam i nie chce mi się znać, więc nie chcę oświadczać nieprawdy, nie chcę się podkładać. Miałem napisać ile naszych metrów śmieci, więc napisałem ale podpisywać, że znam jak nie znam nie chcę a poznawać nie mam zamiaru.
No dobrze – „deklaracja odrzucona, pan przyjdzie, wypełni jeszcze raz, napisze co tam chce ale podpis musi być”.
#2. Po 1989 roku miałem tyle entuzjazmu, państwo jest nasze, urzędnicy pracują dla nas, można się organizować, więc gminy, powiaty, partie no i fajny rząd, choć to tylko nasz premier ale ciągle jeszcze ich prezydent. Ile entuzjazmu… A dziś? Czuję się jak Eliza Orzeszkowa – niby Królestwo Polskie, ale królem jest jakiś Pierwszy Mikołaj albo i Drugi Aleksander ale obaj jacyś dziwni, skoro ich żony Niemki prawosławie wyznają.
Co się więc stało? Co się zmieniło we mnie, co się zmieniło na około? A może nic się nie zmieniło i stale są te Mikołaje, tylko już numeracja jest koło setki? Nie, niemożliwe. W Gliwicach, ta pani od deklaracji na śmieci ma na imię Stanisławą. To takie nasze, polski imię.
#3. Zawsze przy takiej okazji dodaję sobie, że „moja ojczyzna jest w niebie …” – tak aby nie zapomnieć. A póki co …
„Winien i ma” to (prawie)codzienna audycja radiowa Wiktora Legowicza puszczana w Trójce chyba od lat 80-tych. I już pierwszy błąd – sprawdzam… Okazuje się, że to się nie nazywa „Winien i ma” tylko „Informator ekonomiczny” i teraz prowadzi to Wiktor Legowicz ale wcześniej (jak podaje Wikipedia) prowadził ktoś inny i była to audycja o „absurdach gospodarczych PRL-u”. PRL-u? Tak PRL-u czasu przemian, więc złe były braki sznurka do snopowiązałek (wiadomo – gospodarka planowa) ale dobre był kapitał polonijny i prywatyzacja poprzez spółki w czasach premierów Messnera i Rakowskiego. Potem plan Barlecowicza, kapitalizm, bierzcie swoje sprawy w swoje ręce bo teraz już wolno.
No dobrze, nie ważne jak się nazywa ważne o co mi chodzi. A chodzi mi o to, że ostatnio kilka razy miałem okazję posłuchać tej audycji i delikatnie mówiąc się wkurzyłem przekazywanymi tam treściami. Postanowiłem więc podejść bardziej krytycznie i wysłuchać dokładniej, a ponieważ wtedy na Dwójce leci w tym czasie powieść to wymagało to jednak pewnego poświęcenia. Posłuchałem więc i mój wniosek był taki: że nie zgadzam się praktycznie z każdym zdaniem tego, co w tej audycji się promuje. Nie zgadzam się całym sobą, moje ciało, duch i umysł mówią nie, a przecież jako wychowany na Trójce, po przemianach 89 roku na tej właśnie audycji uczyłem się kapitalizmu, ekonomi, tego o co chodzi w gospodarce ale też w zdrowym rozsądku zarządzania. Co jest? Co się ze we mnie zmieniło, że światopoglądowo z prezentowaną w Trójce ideologią tak bardzo się nie zgadzam?
Stwierdzam, że audycja ta nie ma żadnych cech edukacyjnych (a kiedyś miała) a jedynie propagandowe. I to propaganda w najczystszym stylu: ironia, szyderstwo, półprawdy i mimo iż audycja prowadzona jest na zasadzie dwugłosu mamy do dyspozycji dwa sprzeczne głosy opisujące tą samą rzeczywistość (szkoła Wyborczej się kłania jak nic).  A więc dopłaty do rolnictwa są super, bo dzięki nim mamy ekologiczne jajka, premier ma dbać aby była ciepła woda w kranie, a jak babcia nie ma na leki to zła jest ustawa o NFZ albo szara strefa co nie chce płacić na ZUS. Do tego jeszcze wszystko się pięknie zmienia na lepsze (autostrady i koleje) bo są inwestycje unijne, a gdy ich zabraknie to innowacyjni studenci nie będą mogli swych start-upów otwierać, np. takich co to wspierają handlowanie na giełdach jakimś niewidzialnym CO2. Na szczęście jest już nowa „perspektywa finansowa” więc spokojnie, wszystko jest po stronie „ma” a winien? Nikt nie winien.
I nawet nie chodzi mi o to, że audycja ta w jakiś sposób wspiera ekipę Tuska – nie, chodzi mi o to, że przedstawia świat zupełnie jak serwis „Młodzi wykształceni z wielkich ośrodków miejskich”. Ogłupianie, zrzucanie odpowiedzialności, bezmyślność.
Jeżeli do tego ma służyć radio publiczne to jeszcze abonament radiowy przestanę płacić, bo lewactwo Dwójki (tak, tak – nie żartuję, ta stacja też już jest lewacka) za chwile sprawi, że radia też przestanę słuchać a w samochodzie mam służbowe, odtwarzające CD albo nastawione na „Katolicki Głos w Moim Samochodzie” co niekatolikowi o tyle pomaga, że jak się w radio modlą to jeździe nieco wolniej.
W sejmie się dziś smutne rzeczy działy:
Rzeź wołyńska była „czystka etniczną o znamionach ludobójstwa” uznali posłowie, przyjmując w głosowaniu uchwałę w kształcie zaakceptowanym wcześniej przez komisję kultury.
Za przyjęciem uchwały głosowało 263 posłów, 33 było przeciw, a 146 się wstrzymało. (…)
Czystki etniczne na Wołyniu miały miejsce przede wszystkim od lutego 1943 do lutego 1944, kiedy obszar ten znajdował się pod okupacją niemiecką. W lipcu 1943 r. zbrodnie ukraińskich nacjonalistów na Polakach na Wołyniu osiągnęły apogeum. W ciągu kilku tygodni wymordowano ich prawie 20 tys. Podczas całej rzezi zginęło w sumie od 100 do 120 tys. Polaków i od 10 do 20 tys. Ukraińców. Część Ukraińców została zamordowana przez nacjonalistów z UPA za pomoc Polakom. Do mordu na Polakach używano głównie narzędzi rolniczych, a zadawanie śmierci było okrutne i bolesne. Bojownicy UPA atakowali często w niedziele i święta zamykając Polaków w kościołach i podpalając je.
Zbrodnie o niesłychanym okrucieństwie nigdy nie zostały rozliczone, a ich sprawcy pozostali bezkarni. Nie zrobiło tego nawet niepodległe państwo ukraińskie.
Sejm zdecydował: Wołyń to nie było ludobójstwo. „Zafałszowaliśmy prawdę”.
Jak Niemcy piszą za nas naszą historię to się nie dziwię – po prostu dbają o historię własną. Niemcy dbają o swoje państwo.
Jak Rosjanie kręcą film o historii Świętego Wojciech genseka Jaruzelskiego to mnie to nie dziwi – jest to potrzebne do ich polityki zagranicznej, polityki imperialnej jak w czasach ZSRR.
Ale jak w polskim sejmie przegłosowuje się, że czerwone jest różowe to ja sobie myślę, że w większości siedzą w nim debile kierowani przez zdrajców.
Czy ja już publicznie lżę najwyższy organ państwa? Nie chcę tego, bo sejm to coś ważnego, ale z takim głosowaniem zgodzić się nie mogę. Nie mogę bo prawdy się nie głosuje, prawdy się szuka, docieka, prawdę się bada. W tej sprawie historycy zrobili już swoje, zbadali a efekt swojej pracy przyłożyli do ONZ-etowskiej definicji ludobójstwa i niestety pasowało. To było ludobójstwo. Po co więc ośmieszać się i w sejmie i głosować że było inaczej? Głupcy? Zdrajcy?
* * * * * * *
Kilka dni temu Michnik ogłosił generała Jaruzelskiego świętym polskim patriotą. Załamka. Co z tą Polską?
Pogrzebałem sobie dziś nieco w wikipedycznych definicjach i wynotowałem takie 3 określenia:
Reklama (z łac. reclamo, reclamare) – informacja połączona z komunikatem perswazyjnym. Zazwyczaj ma na celu skłonienie do nabycia lub korzystania z określonych towarów czy usług, popierania określonych spraw lub idei (np. promowanie marki). (…)
Perswazja (łac. persuasio) – sztuka przekonywania kogoś do własnych racji. Różni się od manipulacji tym, że przekonanie danej osoby do czegoś nie zaszkodzi jej w późniejszym czasie. Perswazja opisywana jest również często jako jedna z metod retoryki, bądź jedynie jako nawiązanie do „tradycji retorycznej”. (…)
Manipulacja (łac. manipulatio – manewr, fortel, podstęp) – w psychologii oraz socjologii to celowo inspirowana interakcja społeczna mająca na celu oszukanie osoby lub grupy ludzi, aby skłonić je do działania sprzecznego z ich dobrem, interesem. Zazwyczaj osoba lub grupa ludzi poddana manipulacji nie jest świadoma środków, przy użyciu których wywierany jest wpływ. Autor manipulacji dąży zwykle do osiągnięcia korzyści osobistych, ekonomicznych lub politycznych kosztem poddawanych niej osób.(…)
Wynotowałem, bo okazuje się, że mam wśród znajomych kogoś, kto bardzo cieszy się z reklam w telewizorni. Otóż te reklamy, „nie dość, że są ciekawe, ładne to informują go o nowych produktach, nowych możliwościach i dlatego je dokładnie ogląda”. To nie jest wyjątek ale przyznać muszę, że postawa nie częsta. Dużo częstsza jest jakaś forma akceptacji, bo skoro TVN jest za darmo, to przecież na czymś muszą zarabiać a 15 minut z każdej godziny to przecież nie może być problem skoro (jak mówi Wojtek) „stworzeni jesteśmy do wieczności”.
Aby się zastanowić nad reklamą muszę mieć jednak jeszcze jedną definicję, nie ma jej na Wikipedii więc spróbuję skleić ją sam, tak aby do tego kontekstu telewizyjnego i reklamowego pasowała.
Informowanie – to działania, które ma celu sprawić, abym wiedział więcej, mógł więcej rozumieć i lepiej podejmować decyzje, a przez lepiej tu rozumiem najlepiej wymyśloną swoją korzyść.
Ludzie ze świata reklamy i marketingu, aby czuć się lepiej używają takiej ślicznej, wikipedycznej definicji swojej działalności, bo przecież oni to robią dla mojego dobra, nie ma w tym ani troszkę manipulacji, i jeżeli mówią, że nowy proszek ma nową formułę to zapewne ma, podobnie jak sugerując, że jeżeli kupię taki śliczny samochód to będę bardziej akceptowany przez kobiety, a swoją żonę zwłaszcza (nie, tu już przegiąłem z interpretacją – ta laska w tym cabriolecie na pewno nie była żoną). Oni czują się lepiej, bo perswadują a ja wiem, że manipulują w jakiś sposób ograniczając moją wolność, gdyż poprzez podstępny przekaz sprawiają iż podejmuję decyzje niewłaściwe.
No i pojawia się kolejne trudne słowo, ale to zdefiniowałem już sobie jakieś 10 lat temu. Wolność to …
Wolność – możliwość podejmowania decyzji, aktów woli.
Napisałem, że zabierają mi wolność? Nie! Napisałem, że ograniczają, bo wolności tak do końca człowiekowi zabrać nie mogą, ale ograniczają? Tak. Kłamstwem ogranicza się wolnośc innych osób. I to jest smutny wniosek na dziś. Ale też zalecenie do ostrożności.
I po co ja to piszę? Przecież to wszyscy wiedzą!
Gdzieś przeczytałem zdanie, które brzmiało mniej więcej tak:

Na początku, w Judei chrześcijaństwo było wspólnotą. Potem w Grecji zrobiono z chrześcijaństwa filozofię. W Rzymie chrześcijaństwo zmieniło się instytucje, w Europie kulturę a w Ameryce na chrześcijaństwie zrobiono biznes.

Synteza ta godna jest odnotowania, co niniejszym czynię.

Ciekawe, bo w tej chwili Kościół rozwija się w Afryce, Brazylii i Chinach. Rozwija się też w Pakistanie i Nepalu za to w Europie chrześcijaństwa już nie widać. A w Polsce? A na Śląsku, w Gliwicach?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kościół,
chrześcijaństwo

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Na początku, w Judei chrześcijaństwo było wspólnotą. Potem w Grecji zrobiono z chrześcijaństwa filozofię. W Rzymie chrześcijaństwo zmieniło się instytucje, w Europie kulturę a w Ameryce na chrześcijaństwie zrobiono biznes.

Synteza ta godna jest odnotowania, co niniejszym czynię.

Ciekawe, bo w tej chwili Kościół rozwija się w Afryce, Brazylii i Chinach. Rozwija się też w Pakistanie i Nepalu za to w Europie chrześcijaństwa już nie widać. A w Polsce? A na Śląsku, w Gliwicach?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kościół,
chrześcijaństwo

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Synteza ta godna jest odnotowania, co niniejszym czynię.

Ciekawe, bo w tej chwili Kościół rozwija się w Afryce, Brazylii i Chinach. Rozwija się też w Pakistanie i Nepalu za to w Europie chrześcijaństwa już nie widać. A w Polsce? A na Śląsku, w Gliwicach?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kościół,
chrześcijaństwo

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ciekawe, bo w tej chwili Kościół rozwija się w Afryce, Brazylii i Chinach. Rozwija się też w Pakistanie i Nepalu za to w Europie chrześcijaństwa już nie widać. A w Polsce? A na Śląsku, w Gliwicach?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kościół,
chrześcijaństwo

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Przeczytałem i wynotowuje:
Źródło: gazeta.pl, Renata Grochal, Matka czy Polka? Debata nad urlopami macierzyńskimi i rodzicielskim, 30.04.2013
Komu w tym kraju tytuły profesorskie rozdają! Wstyd.
1. ODWRÓĆ UWAGĘ

Kluczowym elementem kontroli społeczeństwa jest strategia polegająca na odwróceniu uwagi publicznej od istotnych spraw i zmian dokonywanych przez polityczne i ekonomiczne elity, poprzez technikę ciągłego rozpraszania uwagi i nagromadzenia nieistotnych informacji. Strategia odwrócenia uwagi jest również niezbędna aby zapobiec zainteresowaniu społeczeństwa podstawową wiedzą z zakresu nauki, ekonomii, psychologii, neurobiologii i cybernetyki. „Opinia publiczna odwrócona od realnych problemów społecznych, zniewolona przez nieważne sprawy. Spraw, by społeczeństwo było zajęte, zajęte, zajęte, bez czasu na myślenie, wciąż na roli ze zwierzętami (cyt. tłum. za „Silent Weapons for Quiet Wars”).

2. STWÓRZ PROBLEMY, PO CZYM ZAPROPONUJ ROZWIĄZANIE

Ta metoda jest również nazywana „problem – reakcja – rozwiązanie”. Tworzy problem, „sytuację”, mającą na celu wywołanie reakcji u odbiorców, którzy będą się domagali podjęcia pewnych kroków zapobiegawczych. Na przykład: pozwól na rozprzestrzenienie się przemocy, lub zaaranżuj krwawe ataki tak, aby społeczeństwo przyjęło zaostrzenie norm prawnych i przepisów za cenę własnej wolności. Lub: wykreuj kryzys ekonomiczny aby usprawiedliwić radykalne cięcia praw społeczeństwa i demontaż świadczeń społecznych.

3. STOPNIUJ ZMIANY

Akceptacja aż do nieakceptowalnego poziomu. Przesuwaj granicę stopniowo, krok po kroku, przez kolejne lata. W ten sposób przeforsowano radykalnie nowe warunki społeczno-ekonomiczne (neoliberalizm) w latach 1980 i 1990: minimum świadczeń, prywatyzacja, niepewność jutra, elastyczność, masowe bezrobocie, poziom płac, brak gwarancji godnego zarobku – zmiany, które wprowadzone naraz wywołałyby rewolucję.

4. ODWLEKAJ ZMIANY

Kolejny sposób na wywołanie akceptacji niemile widzianej zmiany to przedstawienie jej jako „bolesnej konieczności” i otrzymanie przyzwolenia społeczeństwa na wprowadzenie jej w życie w przyszłości. Łatwiej zaakceptować przyszłe poświęcenie, niż poddać się mu z miejsca. Do tego społeczeństwo, masy, mają zawsze naiwną tendencję do zakładania, że „wszystko będzie dobrze” i że być może uda się uniknąć poświęcenia. Taka strategia daje społeczeństwu więcej czasu na oswojenie się ze świadomością zmiany, a także na akceptację tej zmiany w atmosferze rezygnacji, kiedy przyjdzie czas.

5. MÓW DO SPOŁECZEŃSTWA JAK DO MAŁEGO DZIECKA

Większość treści skierowanych do opinii publicznej wykorzystuje sposób wysławiania się, argumentowania czy wręcz tonu protekcjonalnego, jakiego używa się przemawiając do dzieci lub umysłowo chorych. Im bardziej usiłuje się zamglić obraz swojemu rozmówcy, tym chętniej sięga się po taki ton. Dlaczego? „Jeśli będziesz mówić do osoby tak, jakby miała ona 12 lat, to wtedy, z powodu sugestii, osoba ta prawdopodobnie odpowie lub zareaguje bezkrytycznie, tak jakby rzeczywiście miała 12 lub mniej lat” (zob. Silent Weapons for Quiet War).

6. SKUP SIĘ NA EMOCJACH, NIE NA REFLEKSJI

Wykorzystywanie aspektu emocjonalnego to klasyczna technika mająca na celu obejście racjonalnej analizy i zdrowego rozsądku jednostki. Co więcej, użycie mowy nacechowanej emocjonalnie otwiera drzwi do podświadomego zaszczepienia danych idei, pragnień, lęków i niepokojów, impulsów i wywołania określonych zachowań.

7. UTRZYMAJ SPOŁECZEŃSTWO W IGNORANCJI I PRZECIĘTNOŚCI

Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała (zob. Silent Weapons for Quiet War).

8. UTWIERDŹ SPOŁECZEŃSTWO W PRZEKONANIU, ŻE DOBRZE JEST BYĆ PRZECIĘTNYM

Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9. ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
Kluczowym elementem kontroli społeczeństwa jest strategia polegająca na odwróceniu uwagi publicznej od istotnych spraw i zmian dokonywanych przez polityczne i ekonomiczne elity, poprzez technikę ciągłego rozpraszania uwagi i nagromadzenia nieistotnych informacji. Strategia odwrócenia uwagi jest również niezbędna aby zapobiec zainteresowaniu społeczeństwa podstawową wiedzą z zakresu nauki, ekonomii, psychologii, neurobiologii i cybernetyki. „Opinia publiczna odwrócona od realnych problemów społecznych, zniewolona przez nieważne sprawy. Spraw, by społeczeństwo było zajęte, zajęte, zajęte, bez czasu na myślenie, wciąż na roli ze zwierzętami (cyt. tłum. za „Silent Weapons for Quiet Wars”).

2. STWÓRZ PROBLEMY, PO CZYM ZAPROPONUJ ROZWIĄZANIE

Ta metoda jest również nazywana „problem – reakcja – rozwiązanie”. Tworzy problem, „sytuację”, mającą na celu wywołanie reakcji u odbiorców, którzy będą się domagali podjęcia pewnych kroków zapobiegawczych. Na przykład: pozwól na rozprzestrzenienie się przemocy, lub zaaranżuj krwawe ataki tak, aby społeczeństwo przyjęło zaostrzenie norm prawnych i przepisów za cenę własnej wolności. Lub: wykreuj kryzys ekonomiczny aby usprawiedliwić radykalne cięcia praw społeczeństwa i demontaż świadczeń społecznych.

3. STOPNIUJ ZMIANY

Akceptacja aż do nieakceptowalnego poziomu. Przesuwaj granicę stopniowo, krok po kroku, przez kolejne lata. W ten sposób przeforsowano radykalnie nowe warunki społeczno-ekonomiczne (neoliberalizm) w latach 1980 i 1990: minimum świadczeń, prywatyzacja, niepewność jutra, elastyczność, masowe bezrobocie, poziom płac, brak gwarancji godnego zarobku – zmiany, które wprowadzone naraz wywołałyby rewolucję.

4. ODWLEKAJ ZMIANY

Kolejny sposób na wywołanie akceptacji niemile widzianej zmiany to przedstawienie jej jako „bolesnej konieczności” i otrzymanie przyzwolenia społeczeństwa na wprowadzenie jej w życie w przyszłości. Łatwiej zaakceptować przyszłe poświęcenie, niż poddać się mu z miejsca. Do tego społeczeństwo, masy, mają zawsze naiwną tendencję do zakładania, że „wszystko będzie dobrze” i że być może uda się uniknąć poświęcenia. Taka strategia daje społeczeństwu więcej czasu na oswojenie się ze świadomością zmiany, a także na akceptację tej zmiany w atmosferze rezygnacji, kiedy przyjdzie czas.

5. MÓW DO SPOŁECZEŃSTWA JAK DO MAŁEGO DZIECKA

Większość treści skierowanych do opinii publicznej wykorzystuje sposób wysławiania się, argumentowania czy wręcz tonu protekcjonalnego, jakiego używa się przemawiając do dzieci lub umysłowo chorych. Im bardziej usiłuje się zamglić obraz swojemu rozmówcy, tym chętniej sięga się po taki ton. Dlaczego? „Jeśli będziesz mówić do osoby tak, jakby miała ona 12 lat, to wtedy, z powodu sugestii, osoba ta prawdopodobnie odpowie lub zareaguje bezkrytycznie, tak jakby rzeczywiście miała 12 lub mniej lat” (zob. Silent Weapons for Quiet War).

6. SKUP SIĘ NA EMOCJACH, NIE NA REFLEKSJI

Wykorzystywanie aspektu emocjonalnego to klasyczna technika mająca na celu obejście racjonalnej analizy i zdrowego rozsądku jednostki. Co więcej, użycie mowy nacechowanej emocjonalnie otwiera drzwi do podświadomego zaszczepienia danych idei, pragnień, lęków i niepokojów, impulsów i wywołania określonych zachowań.

7. UTRZYMAJ SPOŁECZEŃSTWO W IGNORANCJI I PRZECIĘTNOŚCI

Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała (zob. Silent Weapons for Quiet War).

8. UTWIERDŹ SPOŁECZEŃSTWO W PRZEKONANIU, ŻE DOBRZE JEST BYĆ PRZECIĘTNYM

Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9. ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
2. STWÓRZ PROBLEMY, PO CZYM ZAPROPONUJ ROZWIĄZANIE

Ta metoda jest również nazywana „problem – reakcja – rozwiązanie”. Tworzy problem, „sytuację”, mającą na celu wywołanie reakcji u odbiorców, którzy będą się domagali podjęcia pewnych kroków zapobiegawczych. Na przykład: pozwól na rozprzestrzenienie się przemocy, lub zaaranżuj krwawe ataki tak, aby społeczeństwo przyjęło zaostrzenie norm prawnych i przepisów za cenę własnej wolności. Lub: wykreuj kryzys ekonomiczny aby usprawiedliwić radykalne cięcia praw społeczeństwa i demontaż świadczeń społecznych.

3. STOPNIUJ ZMIANY

Akceptacja aż do nieakceptowalnego poziomu. Przesuwaj granicę stopniowo, krok po kroku, przez kolejne lata. W ten sposób przeforsowano radykalnie nowe warunki społeczno-ekonomiczne (neoliberalizm) w latach 1980 i 1990: minimum świadczeń, prywatyzacja, niepewność jutra, elastyczność, masowe bezrobocie, poziom płac, brak gwarancji godnego zarobku – zmiany, które wprowadzone naraz wywołałyby rewolucję.

4. ODWLEKAJ ZMIANY

Kolejny sposób na wywołanie akceptacji niemile widzianej zmiany to przedstawienie jej jako „bolesnej konieczności” i otrzymanie przyzwolenia społeczeństwa na wprowadzenie jej w życie w przyszłości. Łatwiej zaakceptować przyszłe poświęcenie, niż poddać się mu z miejsca. Do tego społeczeństwo, masy, mają zawsze naiwną tendencję do zakładania, że „wszystko będzie dobrze” i że być może uda się uniknąć poświęcenia. Taka strategia daje społeczeństwu więcej czasu na oswojenie się ze świadomością zmiany, a także na akceptację tej zmiany w atmosferze rezygnacji, kiedy przyjdzie czas.

5. MÓW DO SPOŁECZEŃSTWA JAK DO MAŁEGO DZIECKA

Większość treści skierowanych do opinii publicznej wykorzystuje sposób wysławiania się, argumentowania czy wręcz tonu protekcjonalnego, jakiego używa się przemawiając do dzieci lub umysłowo chorych. Im bardziej usiłuje się zamglić obraz swojemu rozmówcy, tym chętniej sięga się po taki ton. Dlaczego? „Jeśli będziesz mówić do osoby tak, jakby miała ona 12 lat, to wtedy, z powodu sugestii, osoba ta prawdopodobnie odpowie lub zareaguje bezkrytycznie, tak jakby rzeczywiście miała 12 lub mniej lat” (zob. Silent Weapons for Quiet War).

6. SKUP SIĘ NA EMOCJACH, NIE NA REFLEKSJI

Wykorzystywanie aspektu emocjonalnego to klasyczna technika mająca na celu obejście racjonalnej analizy i zdrowego rozsądku jednostki. Co więcej, użycie mowy nacechowanej emocjonalnie otwiera drzwi do podświadomego zaszczepienia danych idei, pragnień, lęków i niepokojów, impulsów i wywołania określonych zachowań.

7. UTRZYMAJ SPOŁECZEŃSTWO W IGNORANCJI I PRZECIĘTNOŚCI

Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała (zob. Silent Weapons for Quiet War).

8. UTWIERDŹ SPOŁECZEŃSTWO W PRZEKONANIU, ŻE DOBRZE JEST BYĆ PRZECIĘTNYM

Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9. ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
Ta metoda jest również nazywana „problem – reakcja – rozwiązanie”. Tworzy problem, „sytuację”, mającą na celu wywołanie reakcji u odbiorców, którzy będą się domagali podjęcia pewnych kroków zapobiegawczych. Na przykład: pozwól na rozprzestrzenienie się przemocy, lub zaaranżuj krwawe ataki tak, aby społeczeństwo przyjęło zaostrzenie norm prawnych i przepisów za cenę własnej wolności. Lub: wykreuj kryzys ekonomiczny aby usprawiedliwić radykalne cięcia praw społeczeństwa i demontaż świadczeń społecznych.

3. STOPNIUJ ZMIANY

Akceptacja aż do nieakceptowalnego poziomu. Przesuwaj granicę stopniowo, krok po kroku, przez kolejne lata. W ten sposób przeforsowano radykalnie nowe warunki społeczno-ekonomiczne (neoliberalizm) w latach 1980 i 1990: minimum świadczeń, prywatyzacja, niepewność jutra, elastyczność, masowe bezrobocie, poziom płac, brak gwarancji godnego zarobku – zmiany, które wprowadzone naraz wywołałyby rewolucję.

4. ODWLEKAJ ZMIANY

Kolejny sposób na wywołanie akceptacji niemile widzianej zmiany to przedstawienie jej jako „bolesnej konieczności” i otrzymanie przyzwolenia społeczeństwa na wprowadzenie jej w życie w przyszłości. Łatwiej zaakceptować przyszłe poświęcenie, niż poddać się mu z miejsca. Do tego społeczeństwo, masy, mają zawsze naiwną tendencję do zakładania, że „wszystko będzie dobrze” i że być może uda się uniknąć poświęcenia. Taka strategia daje społeczeństwu więcej czasu na oswojenie się ze świadomością zmiany, a także na akceptację tej zmiany w atmosferze rezygnacji, kiedy przyjdzie czas.

5. MÓW DO SPOŁECZEŃSTWA JAK DO MAŁEGO DZIECKA

Większość treści skierowanych do opinii publicznej wykorzystuje sposób wysławiania się, argumentowania czy wręcz tonu protekcjonalnego, jakiego używa się przemawiając do dzieci lub umysłowo chorych. Im bardziej usiłuje się zamglić obraz swojemu rozmówcy, tym chętniej sięga się po taki ton. Dlaczego? „Jeśli będziesz mówić do osoby tak, jakby miała ona 12 lat, to wtedy, z powodu sugestii, osoba ta prawdopodobnie odpowie lub zareaguje bezkrytycznie, tak jakby rzeczywiście miała 12 lub mniej lat” (zob. Silent Weapons for Quiet War).

6. SKUP SIĘ NA EMOCJACH, NIE NA REFLEKSJI

Wykorzystywanie aspektu emocjonalnego to klasyczna technika mająca na celu obejście racjonalnej analizy i zdrowego rozsądku jednostki. Co więcej, użycie mowy nacechowanej emocjonalnie otwiera drzwi do podświadomego zaszczepienia danych idei, pragnień, lęków i niepokojów, impulsów i wywołania określonych zachowań.

7. UTRZYMAJ SPOŁECZEŃSTWO W IGNORANCJI I PRZECIĘTNOŚCI

Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała (zob. Silent Weapons for Quiet War).

8. UTWIERDŹ SPOŁECZEŃSTWO W PRZEKONANIU, ŻE DOBRZE JEST BYĆ PRZECIĘTNYM

Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9. ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
3. STOPNIUJ ZMIANY

Akceptacja aż do nieakceptowalnego poziomu. Przesuwaj granicę stopniowo, krok po kroku, przez kolejne lata. W ten sposób przeforsowano radykalnie nowe warunki społeczno-ekonomiczne (neoliberalizm) w latach 1980 i 1990: minimum świadczeń, prywatyzacja, niepewność jutra, elastyczność, masowe bezrobocie, poziom płac, brak gwarancji godnego zarobku – zmiany, które wprowadzone naraz wywołałyby rewolucję.

4. ODWLEKAJ ZMIANY

Kolejny sposób na wywołanie akceptacji niemile widzianej zmiany to przedstawienie jej jako „bolesnej konieczności” i otrzymanie przyzwolenia społeczeństwa na wprowadzenie jej w życie w przyszłości. Łatwiej zaakceptować przyszłe poświęcenie, niż poddać się mu z miejsca. Do tego społeczeństwo, masy, mają zawsze naiwną tendencję do zakładania, że „wszystko będzie dobrze” i że być może uda się uniknąć poświęcenia. Taka strategia daje społeczeństwu więcej czasu na oswojenie się ze świadomością zmiany, a także na akceptację tej zmiany w atmosferze rezygnacji, kiedy przyjdzie czas.

5. MÓW DO SPOŁECZEŃSTWA JAK DO MAŁEGO DZIECKA

Większość treści skierowanych do opinii publicznej wykorzystuje sposób wysławiania się, argumentowania czy wręcz tonu protekcjonalnego, jakiego używa się przemawiając do dzieci lub umysłowo chorych. Im bardziej usiłuje się zamglić obraz swojemu rozmówcy, tym chętniej sięga się po taki ton. Dlaczego? „Jeśli będziesz mówić do osoby tak, jakby miała ona 12 lat, to wtedy, z powodu sugestii, osoba ta prawdopodobnie odpowie lub zareaguje bezkrytycznie, tak jakby rzeczywiście miała 12 lub mniej lat” (zob. Silent Weapons for Quiet War).

6. SKUP SIĘ NA EMOCJACH, NIE NA REFLEKSJI

Wykorzystywanie aspektu emocjonalnego to klasyczna technika mająca na celu obejście racjonalnej analizy i zdrowego rozsądku jednostki. Co więcej, użycie mowy nacechowanej emocjonalnie otwiera drzwi do podświadomego zaszczepienia danych idei, pragnień, lęków i niepokojów, impulsów i wywołania określonych zachowań.

7. UTRZYMAJ SPOŁECZEŃSTWO W IGNORANCJI I PRZECIĘTNOŚCI

Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała (zob. Silent Weapons for Quiet War).

8. UTWIERDŹ SPOŁECZEŃSTWO W PRZEKONANIU, ŻE DOBRZE JEST BYĆ PRZECIĘTNYM

Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9. ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
Akceptacja aż do nieakceptowalnego poziomu. Przesuwaj granicę stopniowo, krok po kroku, przez kolejne lata. W ten sposób przeforsowano radykalnie nowe warunki społeczno-ekonomiczne (neoliberalizm) w latach 1980 i 1990: minimum świadczeń, prywatyzacja, niepewność jutra, elastyczność, masowe bezrobocie, poziom płac, brak gwarancji godnego zarobku – zmiany, które wprowadzone naraz wywołałyby rewolucję.

4. ODWLEKAJ ZMIANY

Kolejny sposób na wywołanie akceptacji niemile widzianej zmiany to przedstawienie jej jako „bolesnej konieczności” i otrzymanie przyzwolenia społeczeństwa na wprowadzenie jej w życie w przyszłości. Łatwiej zaakceptować przyszłe poświęcenie, niż poddać się mu z miejsca. Do tego społeczeństwo, masy, mają zawsze naiwną tendencję do zakładania, że „wszystko będzie dobrze” i że być może uda się uniknąć poświęcenia. Taka strategia daje społeczeństwu więcej czasu na oswojenie się ze świadomością zmiany, a także na akceptację tej zmiany w atmosferze rezygnacji, kiedy przyjdzie czas.

5. MÓW DO SPOŁECZEŃSTWA JAK DO MAŁEGO DZIECKA

Większość treści skierowanych do opinii publicznej wykorzystuje sposób wysławiania się, argumentowania czy wręcz tonu protekcjonalnego, jakiego używa się przemawiając do dzieci lub umysłowo chorych. Im bardziej usiłuje się zamglić obraz swojemu rozmówcy, tym chętniej sięga się po taki ton. Dlaczego? „Jeśli będziesz mówić do osoby tak, jakby miała ona 12 lat, to wtedy, z powodu sugestii, osoba ta prawdopodobnie odpowie lub zareaguje bezkrytycznie, tak jakby rzeczywiście miała 12 lub mniej lat” (zob. Silent Weapons for Quiet War).

6. SKUP SIĘ NA EMOCJACH, NIE NA REFLEKSJI

Wykorzystywanie aspektu emocjonalnego to klasyczna technika mająca na celu obejście racjonalnej analizy i zdrowego rozsądku jednostki. Co więcej, użycie mowy nacechowanej emocjonalnie otwiera drzwi do podświadomego zaszczepienia danych idei, pragnień, lęków i niepokojów, impulsów i wywołania określonych zachowań.

7. UTRZYMAJ SPOŁECZEŃSTWO W IGNORANCJI I PRZECIĘTNOŚCI

Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała (zob. Silent Weapons for Quiet War).

8. UTWIERDŹ SPOŁECZEŃSTWO W PRZEKONANIU, ŻE DOBRZE JEST BYĆ PRZECIĘTNYM

Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9. ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
4. ODWLEKAJ ZMIANY

Kolejny sposób na wywołanie akceptacji niemile widzianej zmiany to przedstawienie jej jako „bolesnej konieczności” i otrzymanie przyzwolenia społeczeństwa na wprowadzenie jej w życie w przyszłości. Łatwiej zaakceptować przyszłe poświęcenie, niż poddać się mu z miejsca. Do tego społeczeństwo, masy, mają zawsze naiwną tendencję do zakładania, że „wszystko będzie dobrze” i że być może uda się uniknąć poświęcenia. Taka strategia daje społeczeństwu więcej czasu na oswojenie się ze świadomością zmiany, a także na akceptację tej zmiany w atmosferze rezygnacji, kiedy przyjdzie czas.

5. MÓW DO SPOŁECZEŃSTWA JAK DO MAŁEGO DZIECKA

Większość treści skierowanych do opinii publicznej wykorzystuje sposób wysławiania się, argumentowania czy wręcz tonu protekcjonalnego, jakiego używa się przemawiając do dzieci lub umysłowo chorych. Im bardziej usiłuje się zamglić obraz swojemu rozmówcy, tym chętniej sięga się po taki ton. Dlaczego? „Jeśli będziesz mówić do osoby tak, jakby miała ona 12 lat, to wtedy, z powodu sugestii, osoba ta prawdopodobnie odpowie lub zareaguje bezkrytycznie, tak jakby rzeczywiście miała 12 lub mniej lat” (zob. Silent Weapons for Quiet War).

6. SKUP SIĘ NA EMOCJACH, NIE NA REFLEKSJI

Wykorzystywanie aspektu emocjonalnego to klasyczna technika mająca na celu obejście racjonalnej analizy i zdrowego rozsądku jednostki. Co więcej, użycie mowy nacechowanej emocjonalnie otwiera drzwi do podświadomego zaszczepienia danych idei, pragnień, lęków i niepokojów, impulsów i wywołania określonych zachowań.

7. UTRZYMAJ SPOŁECZEŃSTWO W IGNORANCJI I PRZECIĘTNOŚCI

Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała (zob. Silent Weapons for Quiet War).

8. UTWIERDŹ SPOŁECZEŃSTWO W PRZEKONANIU, ŻE DOBRZE JEST BYĆ PRZECIĘTNYM

Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9. ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
Kolejny sposób na wywołanie akceptacji niemile widzianej zmiany to przedstawienie jej jako „bolesnej konieczności” i otrzymanie przyzwolenia społeczeństwa na wprowadzenie jej w życie w przyszłości. Łatwiej zaakceptować przyszłe poświęcenie, niż poddać się mu z miejsca. Do tego społeczeństwo, masy, mają zawsze naiwną tendencję do zakładania, że „wszystko będzie dobrze” i że być może uda się uniknąć poświęcenia. Taka strategia daje społeczeństwu więcej czasu na oswojenie się ze świadomością zmiany, a także na akceptację tej zmiany w atmosferze rezygnacji, kiedy przyjdzie czas.

5. MÓW DO SPOŁECZEŃSTWA JAK DO MAŁEGO DZIECKA

Większość treści skierowanych do opinii publicznej wykorzystuje sposób wysławiania się, argumentowania czy wręcz tonu protekcjonalnego, jakiego używa się przemawiając do dzieci lub umysłowo chorych. Im bardziej usiłuje się zamglić obraz swojemu rozmówcy, tym chętniej sięga się po taki ton. Dlaczego? „Jeśli będziesz mówić do osoby tak, jakby miała ona 12 lat, to wtedy, z powodu sugestii, osoba ta prawdopodobnie odpowie lub zareaguje bezkrytycznie, tak jakby rzeczywiście miała 12 lub mniej lat” (zob. Silent Weapons for Quiet War).

6. SKUP SIĘ NA EMOCJACH, NIE NA REFLEKSJI

Wykorzystywanie aspektu emocjonalnego to klasyczna technika mająca na celu obejście racjonalnej analizy i zdrowego rozsądku jednostki. Co więcej, użycie mowy nacechowanej emocjonalnie otwiera drzwi do podświadomego zaszczepienia danych idei, pragnień, lęków i niepokojów, impulsów i wywołania określonych zachowań.

7. UTRZYMAJ SPOŁECZEŃSTWO W IGNORANCJI I PRZECIĘTNOŚCI

Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała (zob. Silent Weapons for Quiet War).

8. UTWIERDŹ SPOŁECZEŃSTWO W PRZEKONANIU, ŻE DOBRZE JEST BYĆ PRZECIĘTNYM

Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9. ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
5. MÓW DO SPOŁECZEŃSTWA JAK DO MAŁEGO DZIECKA

Większość treści skierowanych do opinii publicznej wykorzystuje sposób wysławiania się, argumentowania czy wręcz tonu protekcjonalnego, jakiego używa się przemawiając do dzieci lub umysłowo chorych. Im bardziej usiłuje się zamglić obraz swojemu rozmówcy, tym chętniej sięga się po taki ton. Dlaczego? „Jeśli będziesz mówić do osoby tak, jakby miała ona 12 lat, to wtedy, z powodu sugestii, osoba ta prawdopodobnie odpowie lub zareaguje bezkrytycznie, tak jakby rzeczywiście miała 12 lub mniej lat” (zob. Silent Weapons for Quiet War).

6. SKUP SIĘ NA EMOCJACH, NIE NA REFLEKSJI

Wykorzystywanie aspektu emocjonalnego to klasyczna technika mająca na celu obejście racjonalnej analizy i zdrowego rozsądku jednostki. Co więcej, użycie mowy nacechowanej emocjonalnie otwiera drzwi do podświadomego zaszczepienia danych idei, pragnień, lęków i niepokojów, impulsów i wywołania określonych zachowań.

7. UTRZYMAJ SPOŁECZEŃSTWO W IGNORANCJI I PRZECIĘTNOŚCI

Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała (zob. Silent Weapons for Quiet War).

8. UTWIERDŹ SPOŁECZEŃSTWO W PRZEKONANIU, ŻE DOBRZE JEST BYĆ PRZECIĘTNYM

Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9. ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
Większość treści skierowanych do opinii publicznej wykorzystuje sposób wysławiania się, argumentowania czy wręcz tonu protekcjonalnego, jakiego używa się przemawiając do dzieci lub umysłowo chorych. Im bardziej usiłuje się zamglić obraz swojemu rozmówcy, tym chętniej sięga się po taki ton. Dlaczego? „Jeśli będziesz mówić do osoby tak, jakby miała ona 12 lat, to wtedy, z powodu sugestii, osoba ta prawdopodobnie odpowie lub zareaguje bezkrytycznie, tak jakby rzeczywiście miała 12 lub mniej lat” (zob. Silent Weapons for Quiet War).

6. SKUP SIĘ NA EMOCJACH, NIE NA REFLEKSJI

Wykorzystywanie aspektu emocjonalnego to klasyczna technika mająca na celu obejście racjonalnej analizy i zdrowego rozsądku jednostki. Co więcej, użycie mowy nacechowanej emocjonalnie otwiera drzwi do podświadomego zaszczepienia danych idei, pragnień, lęków i niepokojów, impulsów i wywołania określonych zachowań.

7. UTRZYMAJ SPOŁECZEŃSTWO W IGNORANCJI I PRZECIĘTNOŚCI

Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała (zob. Silent Weapons for Quiet War).

8. UTWIERDŹ SPOŁECZEŃSTWO W PRZEKONANIU, ŻE DOBRZE JEST BYĆ PRZECIĘTNYM

Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9. ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
6. SKUP SIĘ NA EMOCJACH, NIE NA REFLEKSJI

Wykorzystywanie aspektu emocjonalnego to klasyczna technika mająca na celu obejście racjonalnej analizy i zdrowego rozsądku jednostki. Co więcej, użycie mowy nacechowanej emocjonalnie otwiera drzwi do podświadomego zaszczepienia danych idei, pragnień, lęków i niepokojów, impulsów i wywołania określonych zachowań.

7. UTRZYMAJ SPOŁECZEŃSTWO W IGNORANCJI I PRZECIĘTNOŚCI

Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała (zob. Silent Weapons for Quiet War).

8. UTWIERDŹ SPOŁECZEŃSTWO W PRZEKONANIU, ŻE DOBRZE JEST BYĆ PRZECIĘTNYM

Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9. ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
Wykorzystywanie aspektu emocjonalnego to klasyczna technika mająca na celu obejście racjonalnej analizy i zdrowego rozsądku jednostki. Co więcej, użycie mowy nacechowanej emocjonalnie otwiera drzwi do podświadomego zaszczepienia danych idei, pragnień, lęków i niepokojów, impulsów i wywołania określonych zachowań.

7. UTRZYMAJ SPOŁECZEŃSTWO W IGNORANCJI I PRZECIĘTNOŚCI

Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała (zob. Silent Weapons for Quiet War).

8. UTWIERDŹ SPOŁECZEŃSTWO W PRZEKONANIU, ŻE DOBRZE JEST BYĆ PRZECIĘTNYM

Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9. ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
7. UTRZYMAJ SPOŁECZEŃSTWO W IGNORANCJI I PRZECIĘTNOŚCI

Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała (zob. Silent Weapons for Quiet War).

8. UTWIERDŹ SPOŁECZEŃSTWO W PRZEKONANIU, ŻE DOBRZE JEST BYĆ PRZECIĘTNYM

Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9. ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała (zob. Silent Weapons for Quiet War).

8. UTWIERDŹ SPOŁECZEŃSTWO W PRZEKONANIU, ŻE DOBRZE JEST BYĆ PRZECIĘTNYM

Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9. ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
8. UTWIERDŹ SPOŁECZEŃSTWO W PRZEKONANIU, ŻE DOBRZE JEST BYĆ PRZECIĘTNYM

Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9. ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9. ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
9. ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
10. POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
źródło: Noam Chomsky – „Silent Weapons for Quiet War”
Znowu uświadomiłem sobie, że żyję w państwie, którego minister spraw zagranicznych, pan Radek Sikorski uważa, że wrak samolotu po katastrofie smoleńskiej nie jest potrzebny do jej wyjaśnienia, że w Polsce żadne urzędy, instytucje i sądy nie potrzebują tego rzeczowego dowodu, że jest on zbędny.

Do tego pan minister komunikuje to co uważa, a dość ważne media (mam na myśli gazeta.pl) ośmieszają czyniąc z ich wariatów osoby, które próbują choć trochę podważyć jego pogląd.

Ale ponieważ od rana słucham w kółko kantaty 11 Bacha, kantaty przeznaczonej na wczorajsze Święto Wniebowstąpienia Pańskiego to poglądy ministra Sikorskiego zaczynają mi zwisać, mimo iż żyję w tym państwie. Znowu muszę sobie przypomnieć, że moja ojczyzna jest w niebie, i z nieba oczekuję przyjścia mojego Pana, Jezusa Mesjasza, który przemieni moje słabe ciało na podobieństwo swojego ciała chwalebnego, mocą którą wszystko sobie poddać może, z ministrem Sikorskim włącznie. Wiem, oczepiłem się jak rzep tego wersetu z Listu do Filipian (chyba 3.20 o ile pamiętam) bo lepiej się uczepić Słowa Bożego, niż kłamstw Wyborczej i złudnej nadziei, że będzie lepiej wypowiadanej przez wierzących w Unię Europejską polityków.

A póki co puszczam głośniej WinAmpa i w głośnikach brzmi:

Wenn soll es doch geschehen,
Wenn kömmt die liebe Zeit,
Dass ich ihn werde sehen,
In seiner Herrlichkeit?

Du Tag, wenn wirst du sein,
Dass wir den Heiland grüßen,
Dass wir den Heiland küssen?
Komm, stelle dich doch ein!

Co polski śpiewnik ewangelicki oddaje słowami:

Ach, kiedy to się stanie,
Kiedy tę chwilę dasz,
Że Ciebie będę, Panie,
Oglądać twarzą w twarz?

Kiedy nadejdziesz dniu,
Że Zbawcę ucałuję,
Że w Nim się uraduję?
Przyjdź do mnie rychło tu!

Maranatha! Przyjdź Panie Jezu. Niech nastanie Twojej królestwo, bo ministra Sikorskiego mam już lekko dość.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
katastrofa smoleńska,
bwv 11,
kantata,
bach

Komentarze: (2)

anonim,

May 10, 2013 18:02

Skomentuj komentarz

BWV 11Lobet Gott in seinen Reichen(Oratorium na Wniebowstąpienie)1. CHÓRBoga w Mocy wychwalajcie,Uwielbiajcie w nimbie chwały.Wysławiajcie w majestacie!Cześć należną mu oddajcie,Kiedy waszym chórem całymPieśń pochwalną Mu śpiewacie!2. RECYTATYW (T)„A Jezus podniósłszy ręce swoje, błogosławił ich.I stało się, gdy ich błogosławił, że rozstał sięz nimi.”3. RECYTATYW (B)Ach Jezu, czy tak już blisko odejście Twe?Czy już godzina zbliża się,W której czeka nas rozstanie?Ach, zobacz, jak gorące nasze łzy -Po bladych policzkach płyną ich strumienie -Jak tęsknić będziemy my,Gdy znika nasze pocieszenie.Ach, nie odchodź jeszcze, Panie!4. ARIA (A)Ach, zostań ze mną, moje Zycie,Ach, chwilę jeszcze nie uciekaj!Bo to przedwczesne pożegnanieNieznośne sprawia mi cierpienie.Ach, z Twym odejściem jeszcze zwlekaj,Bo w żalu utonie moje życie.5. RECYTATYW (T)„I na ich oczach został uniesiony w górę donieba i obłok wziął go sprzed ich oczu izasiada po prawicy Boga.”6. CHORALTyś ponad światem, świat jest Twój,Wszystko Cię słucha, Boże.I służy Ci aniołów rój,Zawsze, o każdej porze.Władcy świata, ziemi tejTeż posłuszni woli Twej.Cztery żywioły, Panie,Są na Twe rozkazanie.7a. RECYTATYW (T,B)Tenor„1 gdy tak patrzyli uważnie, jak On się oddalałku niebu, oto dwaj mężowie w białych szatachstanęli przy nich i rzekli:”Oba głosy„Mężowie galilejscy, czemu stoicie, patrząc wniebo? Ten Jezus, który od was został wzięty wgórę do nieba, tak przyjdzie, jak go widzieliścieidącego do nieba.”7b. RECYTATYW (A)Ach tak! Więc powróć rychło, Panie,I odmień gesty me żałosne.Inaczej dzień się rokiem stanieDługim i pustym tak nieznośnie.7c. RECYTATYW (T)„A oni pomodliwszy się do Niego, zwrócili sięw stronę Jerozolimy z Góry, zwanej Oliwną,która leży w pobliżu Jerozolimy w odległościdrogi na jeden sabat, i wrócili do Jerozolimy zwielką radością.”7. ARIA(S)Dobry Jezu, dostrzec mogęStale ślady Twojej łaski.Twoja miłość tu została,By się dusza pokrzepiałaTwoją chwałą, Panie nasz, +Nim w ostatnią ruszy drogę,By Cię ujrzeć twarzą w twarz.8. CHORALAch, kiedy to się stanie,Kiedy tę chwilę dasz,Że Ciebie będę, Panie,Oglądać twarzą w twarz?Kiedy nadejdziesz dniu,Że Zbawcę ucałuję,Że w Nim się uraduję?Przyjdź do mnie rychło tu!

anonim,

May 10, 2013 18:04

Skomentuj komentarz

BWV 11 Lobet Gott in seinen ReichenHimmelfahrts-Oratorium1. CoroLobet Gott in seinen Reichen,Preiset ihn in seinen Ehren,Rühmet ihn in seiner Pracht; Sucht sein Lob recht zu vergleichen, Wenn ihr mit gesamten Chören Ihm ein Lied zu Ehren macht!2. Recitativo TDer Herr Jesus hub seine Hände auf und segnete seine Jünger, und es geschah, da er sie segnete, schied er von ihnen.3. Recitativo BAch, Jesu, ist dein Abschied schon so nah?Ach, ist denn schon die Stunde da,Da wir dich von uns lassen sollen?Ach, siehe, wie die heißen TränenVon unsern blassen Wangen rollen,Wie wir uns nach dir sehnen,Wie uns fast aller Trost gebricht.Ach, weiche doch noch nicht!4. Aria AAch, bleibe doch, mein liebstes Leben,Ach, fliehe nicht so bald von mir! Dein Abschied und dein frühes Scheiden Bringt mir das allergrößte Leiden, Ach ja, so bleibe doch noch hier; Sonst werd ich ganz von Schmerz umgeben.5. Recitativo TUnd ward aufgehaben zusehends und fuhr auf gen Himmel, eine Wolke nahm ihn weg vor ihren Augen, und er sitzet zur rechten Hand Gottes.6. ChoralNun lieget alles unter dir,Dich selbst nur ausgenommen;Die Engel müssen für und fürDir aufzuwarten kommen.Die Fürsten stehn auch auf der BahnUnd sind dir willig untertan;Luft, Wasser, Feuer, ErdenMuss dir zu Dienste werden.7a. Recitativo T BTenorUnd da sie ihm nachsahen gen Himmel fahren, siehe, da stunden bei ihnen zwei Männer in weißen Kleidern, welche auch sagten:beideIhr Männer von Galiläa, was stehet ihr und sehet gen Himmels Dieser Jesus, welcher von euch ist aufgenommen gen Himmel, wird kommen, wie ihr ihn gesehen habt gen Himmel fahren.7b. Recitativo AAch ja! so komme bald zurück:Tilg einst mein trauriges Gebärden,Sonst wird mir jeder AugenblickVerhaßt und Jahren ähnlich werden.7c. Recitativo TEvangelistSie aber beteten ihn an, wandten um gen Jerusalem von dem Berge, der da heißet der Ölberg, welcher ist nahe bei Jerusalem und liegt einen Sabbater-Weg davon, und sie kehreten wieder gen Jerusalem mit großer Freude.8. Aria SJesu, deine GnadenblickeKann ich doch beständig sehn. Deine Liebe bleibt zurücke, Dass ich mich hier in der Zeit An der künftgen Herrlichkeit Schon voraus im Geist erquicke, Wenn wir einst dort vor dir stehn.9. ChoralWenn soll es doch geschehen,Wenn kömmt die liebe Zeit,Dass ich ihn werde sehen,In seiner Herrlichkeit?Du Tag, wenn wirst du sein,Dass wir den Heiland grüßen,Dass wir den Heiland küssen?Komm, stelle dich doch ein!

Skomentuj notkę
Do tego pan minister komunikuje to co uważa, a dość ważne media (mam na myśli gazeta.pl) ośmieszają czyniąc z ich wariatów osoby, które próbują choć trochę podważyć jego pogląd.

Ale ponieważ od rana słucham w kółko kantaty 11 Bacha, kantaty przeznaczonej na wczorajsze Święto Wniebowstąpienia Pańskiego to poglądy ministra Sikorskiego zaczynają mi zwisać, mimo iż żyję w tym państwie. Znowu muszę sobie przypomnieć, że moja ojczyzna jest w niebie, i z nieba oczekuję przyjścia mojego Pana, Jezusa Mesjasza, który przemieni moje słabe ciało na podobieństwo swojego ciała chwalebnego, mocą którą wszystko sobie poddać może, z ministrem Sikorskim włącznie. Wiem, oczepiłem się jak rzep tego wersetu z Listu do Filipian (chyba 3.20 o ile pamiętam) bo lepiej się uczepić Słowa Bożego, niż kłamstw Wyborczej i złudnej nadziei, że będzie lepiej wypowiadanej przez wierzących w Unię Europejską polityków.

A póki co puszczam głośniej WinAmpa i w głośnikach brzmi:

Wenn soll es doch geschehen,
Wenn kömmt die liebe Zeit,
Dass ich ihn werde sehen,
In seiner Herrlichkeit?

Du Tag, wenn wirst du sein,
Dass wir den Heiland grüßen,
Dass wir den Heiland küssen?
Komm, stelle dich doch ein!

Co polski śpiewnik ewangelicki oddaje słowami:

Ach, kiedy to się stanie,
Kiedy tę chwilę dasz,
Że Ciebie będę, Panie,
Oglądać twarzą w twarz?

Kiedy nadejdziesz dniu,
Że Zbawcę ucałuję,
Że w Nim się uraduję?
Przyjdź do mnie rychło tu!

Maranatha! Przyjdź Panie Jezu. Niech nastanie Twojej królestwo, bo ministra Sikorskiego mam już lekko dość.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
katastrofa smoleńska,
bwv 11,
kantata,
bach

Komentarze: (2)

anonim,

May 10, 2013 18:02

Skomentuj komentarz

BWV 11Lobet Gott in seinen Reichen(Oratorium na Wniebowstąpienie)1. CHÓRBoga w Mocy wychwalajcie,Uwielbiajcie w nimbie chwały.Wysławiajcie w majestacie!Cześć należną mu oddajcie,Kiedy waszym chórem całymPieśń pochwalną Mu śpiewacie!2. RECYTATYW (T)„A Jezus podniósłszy ręce swoje, błogosławił ich.I stało się, gdy ich błogosławił, że rozstał sięz nimi.”3. RECYTATYW (B)Ach Jezu, czy tak już blisko odejście Twe?Czy już godzina zbliża się,W której czeka nas rozstanie?Ach, zobacz, jak gorące nasze łzy -Po bladych policzkach płyną ich strumienie -Jak tęsknić będziemy my,Gdy znika nasze pocieszenie.Ach, nie odchodź jeszcze, Panie!4. ARIA (A)Ach, zostań ze mną, moje Zycie,Ach, chwilę jeszcze nie uciekaj!Bo to przedwczesne pożegnanieNieznośne sprawia mi cierpienie.Ach, z Twym odejściem jeszcze zwlekaj,Bo w żalu utonie moje życie.5. RECYTATYW (T)„I na ich oczach został uniesiony w górę donieba i obłok wziął go sprzed ich oczu izasiada po prawicy Boga.”6. CHORALTyś ponad światem, świat jest Twój,Wszystko Cię słucha, Boże.I służy Ci aniołów rój,Zawsze, o każdej porze.Władcy świata, ziemi tejTeż posłuszni woli Twej.Cztery żywioły, Panie,Są na Twe rozkazanie.7a. RECYTATYW (T,B)Tenor„1 gdy tak patrzyli uważnie, jak On się oddalałku niebu, oto dwaj mężowie w białych szatachstanęli przy nich i rzekli:”Oba głosy„Mężowie galilejscy, czemu stoicie, patrząc wniebo? Ten Jezus, który od was został wzięty wgórę do nieba, tak przyjdzie, jak go widzieliścieidącego do nieba.”7b. RECYTATYW (A)Ach tak! Więc powróć rychło, Panie,I odmień gesty me żałosne.Inaczej dzień się rokiem stanieDługim i pustym tak nieznośnie.7c. RECYTATYW (T)„A oni pomodliwszy się do Niego, zwrócili sięw stronę Jerozolimy z Góry, zwanej Oliwną,która leży w pobliżu Jerozolimy w odległościdrogi na jeden sabat, i wrócili do Jerozolimy zwielką radością.”7. ARIA(S)Dobry Jezu, dostrzec mogęStale ślady Twojej łaski.Twoja miłość tu została,By się dusza pokrzepiałaTwoją chwałą, Panie nasz, +Nim w ostatnią ruszy drogę,By Cię ujrzeć twarzą w twarz.8. CHORALAch, kiedy to się stanie,Kiedy tę chwilę dasz,Że Ciebie będę, Panie,Oglądać twarzą w twarz?Kiedy nadejdziesz dniu,Że Zbawcę ucałuję,Że w Nim się uraduję?Przyjdź do mnie rychło tu!

anonim,

May 10, 2013 18:04

Skomentuj komentarz

BWV 11 Lobet Gott in seinen ReichenHimmelfahrts-Oratorium1. CoroLobet Gott in seinen Reichen,Preiset ihn in seinen Ehren,Rühmet ihn in seiner Pracht; Sucht sein Lob recht zu vergleichen, Wenn ihr mit gesamten Chören Ihm ein Lied zu Ehren macht!2. Recitativo TDer Herr Jesus hub seine Hände auf und segnete seine Jünger, und es geschah, da er sie segnete, schied er von ihnen.3. Recitativo BAch, Jesu, ist dein Abschied schon so nah?Ach, ist denn schon die Stunde da,Da wir dich von uns lassen sollen?Ach, siehe, wie die heißen TränenVon unsern blassen Wangen rollen,Wie wir uns nach dir sehnen,Wie uns fast aller Trost gebricht.Ach, weiche doch noch nicht!4. Aria AAch, bleibe doch, mein liebstes Leben,Ach, fliehe nicht so bald von mir! Dein Abschied und dein frühes Scheiden Bringt mir das allergrößte Leiden, Ach ja, so bleibe doch noch hier; Sonst werd ich ganz von Schmerz umgeben.5. Recitativo TUnd ward aufgehaben zusehends und fuhr auf gen Himmel, eine Wolke nahm ihn weg vor ihren Augen, und er sitzet zur rechten Hand Gottes.6. ChoralNun lieget alles unter dir,Dich selbst nur ausgenommen;Die Engel müssen für und fürDir aufzuwarten kommen.Die Fürsten stehn auch auf der BahnUnd sind dir willig untertan;Luft, Wasser, Feuer, ErdenMuss dir zu Dienste werden.7a. Recitativo T BTenorUnd da sie ihm nachsahen gen Himmel fahren, siehe, da stunden bei ihnen zwei Männer in weißen Kleidern, welche auch sagten:beideIhr Männer von Galiläa, was stehet ihr und sehet gen Himmels Dieser Jesus, welcher von euch ist aufgenommen gen Himmel, wird kommen, wie ihr ihn gesehen habt gen Himmel fahren.7b. Recitativo AAch ja! so komme bald zurück:Tilg einst mein trauriges Gebärden,Sonst wird mir jeder AugenblickVerhaßt und Jahren ähnlich werden.7c. Recitativo TEvangelistSie aber beteten ihn an, wandten um gen Jerusalem von dem Berge, der da heißet der Ölberg, welcher ist nahe bei Jerusalem und liegt einen Sabbater-Weg davon, und sie kehreten wieder gen Jerusalem mit großer Freude.8. Aria SJesu, deine GnadenblickeKann ich doch beständig sehn. Deine Liebe bleibt zurücke, Dass ich mich hier in der Zeit An der künftgen Herrlichkeit Schon voraus im Geist erquicke, Wenn wir einst dort vor dir stehn.9. ChoralWenn soll es doch geschehen,Wenn kömmt die liebe Zeit,Dass ich ihn werde sehen,In seiner Herrlichkeit?Du Tag, wenn wirst du sein,Dass wir den Heiland grüßen,Dass wir den Heiland küssen?Komm, stelle dich doch ein!

Skomentuj notkę
Ale ponieważ od rana słucham w kółko kantaty 11 Bacha, kantaty przeznaczonej na wczorajsze Święto Wniebowstąpienia Pańskiego to poglądy ministra Sikorskiego zaczynają mi zwisać, mimo iż żyję w tym państwie. Znowu muszę sobie przypomnieć, że moja ojczyzna jest w niebie, i z nieba oczekuję przyjścia mojego Pana, Jezusa Mesjasza, który przemieni moje słabe ciało na podobieństwo swojego ciała chwalebnego, mocą którą wszystko sobie poddać może, z ministrem Sikorskim włącznie. Wiem, oczepiłem się jak rzep tego wersetu z Listu do Filipian (chyba 3.20 o ile pamiętam) bo lepiej się uczepić Słowa Bożego, niż kłamstw Wyborczej i złudnej nadziei, że będzie lepiej wypowiadanej przez wierzących w Unię Europejską polityków.

A póki co puszczam głośniej WinAmpa i w głośnikach brzmi:

Wenn soll es doch geschehen,
Wenn kömmt die liebe Zeit,
Dass ich ihn werde sehen,
In seiner Herrlichkeit?

Du Tag, wenn wirst du sein,
Dass wir den Heiland grüßen,
Dass wir den Heiland küssen?
Komm, stelle dich doch ein!

Co polski śpiewnik ewangelicki oddaje słowami:

Ach, kiedy to się stanie,
Kiedy tę chwilę dasz,
Że Ciebie będę, Panie,
Oglądać twarzą w twarz?

Kiedy nadejdziesz dniu,
Że Zbawcę ucałuję,
Że w Nim się uraduję?
Przyjdź do mnie rychło tu!

Maranatha! Przyjdź Panie Jezu. Niech nastanie Twojej królestwo, bo ministra Sikorskiego mam już lekko dość.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
katastrofa smoleńska,
bwv 11,
kantata,
bach

Komentarze: (2)

anonim,

May 10, 2013 18:02

Skomentuj komentarz

BWV 11Lobet Gott in seinen Reichen(Oratorium na Wniebowstąpienie)1. CHÓRBoga w Mocy wychwalajcie,Uwielbiajcie w nimbie chwały.Wysławiajcie w majestacie!Cześć należną mu oddajcie,Kiedy waszym chórem całymPieśń pochwalną Mu śpiewacie!2. RECYTATYW (T)„A Jezus podniósłszy ręce swoje, błogosławił ich.I stało się, gdy ich błogosławił, że rozstał sięz nimi.”3. RECYTATYW (B)Ach Jezu, czy tak już blisko odejście Twe?Czy już godzina zbliża się,W której czeka nas rozstanie?Ach, zobacz, jak gorące nasze łzy -Po bladych policzkach płyną ich strumienie -Jak tęsknić będziemy my,Gdy znika nasze pocieszenie.Ach, nie odchodź jeszcze, Panie!4. ARIA (A)Ach, zostań ze mną, moje Zycie,Ach, chwilę jeszcze nie uciekaj!Bo to przedwczesne pożegnanieNieznośne sprawia mi cierpienie.Ach, z Twym odejściem jeszcze zwlekaj,Bo w żalu utonie moje życie.5. RECYTATYW (T)„I na ich oczach został uniesiony w górę donieba i obłok wziął go sprzed ich oczu izasiada po prawicy Boga.”6. CHORALTyś ponad światem, świat jest Twój,Wszystko Cię słucha, Boże.I służy Ci aniołów rój,Zawsze, o każdej porze.Władcy świata, ziemi tejTeż posłuszni woli Twej.Cztery żywioły, Panie,Są na Twe rozkazanie.7a. RECYTATYW (T,B)Tenor„1 gdy tak patrzyli uważnie, jak On się oddalałku niebu, oto dwaj mężowie w białych szatachstanęli przy nich i rzekli:”Oba głosy„Mężowie galilejscy, czemu stoicie, patrząc wniebo? Ten Jezus, który od was został wzięty wgórę do nieba, tak przyjdzie, jak go widzieliścieidącego do nieba.”7b. RECYTATYW (A)Ach tak! Więc powróć rychło, Panie,I odmień gesty me żałosne.Inaczej dzień się rokiem stanieDługim i pustym tak nieznośnie.7c. RECYTATYW (T)„A oni pomodliwszy się do Niego, zwrócili sięw stronę Jerozolimy z Góry, zwanej Oliwną,która leży w pobliżu Jerozolimy w odległościdrogi na jeden sabat, i wrócili do Jerozolimy zwielką radością.”7. ARIA(S)Dobry Jezu, dostrzec mogęStale ślady Twojej łaski.Twoja miłość tu została,By się dusza pokrzepiałaTwoją chwałą, Panie nasz, +Nim w ostatnią ruszy drogę,By Cię ujrzeć twarzą w twarz.8. CHORALAch, kiedy to się stanie,Kiedy tę chwilę dasz,Że Ciebie będę, Panie,Oglądać twarzą w twarz?Kiedy nadejdziesz dniu,Że Zbawcę ucałuję,Że w Nim się uraduję?Przyjdź do mnie rychło tu!

anonim,

May 10, 2013 18:04

Skomentuj komentarz

BWV 11 Lobet Gott in seinen ReichenHimmelfahrts-Oratorium1. CoroLobet Gott in seinen Reichen,Preiset ihn in seinen Ehren,Rühmet ihn in seiner Pracht; Sucht sein Lob recht zu vergleichen, Wenn ihr mit gesamten Chören Ihm ein Lied zu Ehren macht!2. Recitativo TDer Herr Jesus hub seine Hände auf und segnete seine Jünger, und es geschah, da er sie segnete, schied er von ihnen.3. Recitativo BAch, Jesu, ist dein Abschied schon so nah?Ach, ist denn schon die Stunde da,Da wir dich von uns lassen sollen?Ach, siehe, wie die heißen TränenVon unsern blassen Wangen rollen,Wie wir uns nach dir sehnen,Wie uns fast aller Trost gebricht.Ach, weiche doch noch nicht!4. Aria AAch, bleibe doch, mein liebstes Leben,Ach, fliehe nicht so bald von mir! Dein Abschied und dein frühes Scheiden Bringt mir das allergrößte Leiden, Ach ja, so bleibe doch noch hier; Sonst werd ich ganz von Schmerz umgeben.5. Recitativo TUnd ward aufgehaben zusehends und fuhr auf gen Himmel, eine Wolke nahm ihn weg vor ihren Augen, und er sitzet zur rechten Hand Gottes.6. ChoralNun lieget alles unter dir,Dich selbst nur ausgenommen;Die Engel müssen für und fürDir aufzuwarten kommen.Die Fürsten stehn auch auf der BahnUnd sind dir willig untertan;Luft, Wasser, Feuer, ErdenMuss dir zu Dienste werden.7a. Recitativo T BTenorUnd da sie ihm nachsahen gen Himmel fahren, siehe, da stunden bei ihnen zwei Männer in weißen Kleidern, welche auch sagten:beideIhr Männer von Galiläa, was stehet ihr und sehet gen Himmels Dieser Jesus, welcher von euch ist aufgenommen gen Himmel, wird kommen, wie ihr ihn gesehen habt gen Himmel fahren.7b. Recitativo AAch ja! so komme bald zurück:Tilg einst mein trauriges Gebärden,Sonst wird mir jeder AugenblickVerhaßt und Jahren ähnlich werden.7c. Recitativo TEvangelistSie aber beteten ihn an, wandten um gen Jerusalem von dem Berge, der da heißet der Ölberg, welcher ist nahe bei Jerusalem und liegt einen Sabbater-Weg davon, und sie kehreten wieder gen Jerusalem mit großer Freude.8. Aria SJesu, deine GnadenblickeKann ich doch beständig sehn. Deine Liebe bleibt zurücke, Dass ich mich hier in der Zeit An der künftgen Herrlichkeit Schon voraus im Geist erquicke, Wenn wir einst dort vor dir stehn.9. ChoralWenn soll es doch geschehen,Wenn kömmt die liebe Zeit,Dass ich ihn werde sehen,In seiner Herrlichkeit?Du Tag, wenn wirst du sein,Dass wir den Heiland grüßen,Dass wir den Heiland küssen?Komm, stelle dich doch ein!

Skomentuj notkę
A póki co puszczam głośniej WinAmpa i w głośnikach brzmi:

Wenn soll es doch geschehen,
Wenn kömmt die liebe Zeit,
Dass ich ihn werde sehen,
In seiner Herrlichkeit?

Du Tag, wenn wirst du sein,
Dass wir den Heiland grüßen,
Dass wir den Heiland küssen?
Komm, stelle dich doch ein!

Co polski śpiewnik ewangelicki oddaje słowami:

Ach, kiedy to się stanie,
Kiedy tę chwilę dasz,
Że Ciebie będę, Panie,
Oglądać twarzą w twarz?

Kiedy nadejdziesz dniu,
Że Zbawcę ucałuję,
Że w Nim się uraduję?
Przyjdź do mnie rychło tu!

Maranatha! Przyjdź Panie Jezu. Niech nastanie Twojej królestwo, bo ministra Sikorskiego mam już lekko dość.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
katastrofa smoleńska,
bwv 11,
kantata,
bach

Komentarze: (2)

anonim,

May 10, 2013 18:02

Skomentuj komentarz

BWV 11Lobet Gott in seinen Reichen(Oratorium na Wniebowstąpienie)1. CHÓRBoga w Mocy wychwalajcie,Uwielbiajcie w nimbie chwały.Wysławiajcie w majestacie!Cześć należną mu oddajcie,Kiedy waszym chórem całymPieśń pochwalną Mu śpiewacie!2. RECYTATYW (T)„A Jezus podniósłszy ręce swoje, błogosławił ich.I stało się, gdy ich błogosławił, że rozstał sięz nimi.”3. RECYTATYW (B)Ach Jezu, czy tak już blisko odejście Twe?Czy już godzina zbliża się,W której czeka nas rozstanie?Ach, zobacz, jak gorące nasze łzy -Po bladych policzkach płyną ich strumienie -Jak tęsknić będziemy my,Gdy znika nasze pocieszenie.Ach, nie odchodź jeszcze, Panie!4. ARIA (A)Ach, zostań ze mną, moje Zycie,Ach, chwilę jeszcze nie uciekaj!Bo to przedwczesne pożegnanieNieznośne sprawia mi cierpienie.Ach, z Twym odejściem jeszcze zwlekaj,Bo w żalu utonie moje życie.5. RECYTATYW (T)„I na ich oczach został uniesiony w górę donieba i obłok wziął go sprzed ich oczu izasiada po prawicy Boga.”6. CHORALTyś ponad światem, świat jest Twój,Wszystko Cię słucha, Boże.I służy Ci aniołów rój,Zawsze, o każdej porze.Władcy świata, ziemi tejTeż posłuszni woli Twej.Cztery żywioły, Panie,Są na Twe rozkazanie.7a. RECYTATYW (T,B)Tenor„1 gdy tak patrzyli uważnie, jak On się oddalałku niebu, oto dwaj mężowie w białych szatachstanęli przy nich i rzekli:”Oba głosy„Mężowie galilejscy, czemu stoicie, patrząc wniebo? Ten Jezus, który od was został wzięty wgórę do nieba, tak przyjdzie, jak go widzieliścieidącego do nieba.”7b. RECYTATYW (A)Ach tak! Więc powróć rychło, Panie,I odmień gesty me żałosne.Inaczej dzień się rokiem stanieDługim i pustym tak nieznośnie.7c. RECYTATYW (T)„A oni pomodliwszy się do Niego, zwrócili sięw stronę Jerozolimy z Góry, zwanej Oliwną,która leży w pobliżu Jerozolimy w odległościdrogi na jeden sabat, i wrócili do Jerozolimy zwielką radością.”7. ARIA(S)Dobry Jezu, dostrzec mogęStale ślady Twojej łaski.Twoja miłość tu została,By się dusza pokrzepiałaTwoją chwałą, Panie nasz, +Nim w ostatnią ruszy drogę,By Cię ujrzeć twarzą w twarz.8. CHORALAch, kiedy to się stanie,Kiedy tę chwilę dasz,Że Ciebie będę, Panie,Oglądać twarzą w twarz?Kiedy nadejdziesz dniu,Że Zbawcę ucałuję,Że w Nim się uraduję?Przyjdź do mnie rychło tu!

anonim,

May 10, 2013 18:04

Skomentuj komentarz

BWV 11 Lobet Gott in seinen ReichenHimmelfahrts-Oratorium1. CoroLobet Gott in seinen Reichen,Preiset ihn in seinen Ehren,Rühmet ihn in seiner Pracht; Sucht sein Lob recht zu vergleichen, Wenn ihr mit gesamten Chören Ihm ein Lied zu Ehren macht!2. Recitativo TDer Herr Jesus hub seine Hände auf und segnete seine Jünger, und es geschah, da er sie segnete, schied er von ihnen.3. Recitativo BAch, Jesu, ist dein Abschied schon so nah?Ach, ist denn schon die Stunde da,Da wir dich von uns lassen sollen?Ach, siehe, wie die heißen TränenVon unsern blassen Wangen rollen,Wie wir uns nach dir sehnen,Wie uns fast aller Trost gebricht.Ach, weiche doch noch nicht!4. Aria AAch, bleibe doch, mein liebstes Leben,Ach, fliehe nicht so bald von mir! Dein Abschied und dein frühes Scheiden Bringt mir das allergrößte Leiden, Ach ja, so bleibe doch noch hier; Sonst werd ich ganz von Schmerz umgeben.5. Recitativo TUnd ward aufgehaben zusehends und fuhr auf gen Himmel, eine Wolke nahm ihn weg vor ihren Augen, und er sitzet zur rechten Hand Gottes.6. ChoralNun lieget alles unter dir,Dich selbst nur ausgenommen;Die Engel müssen für und fürDir aufzuwarten kommen.Die Fürsten stehn auch auf der BahnUnd sind dir willig untertan;Luft, Wasser, Feuer, ErdenMuss dir zu Dienste werden.7a. Recitativo T BTenorUnd da sie ihm nachsahen gen Himmel fahren, siehe, da stunden bei ihnen zwei Männer in weißen Kleidern, welche auch sagten:beideIhr Männer von Galiläa, was stehet ihr und sehet gen Himmels Dieser Jesus, welcher von euch ist aufgenommen gen Himmel, wird kommen, wie ihr ihn gesehen habt gen Himmel fahren.7b. Recitativo AAch ja! so komme bald zurück:Tilg einst mein trauriges Gebärden,Sonst wird mir jeder AugenblickVerhaßt und Jahren ähnlich werden.7c. Recitativo TEvangelistSie aber beteten ihn an, wandten um gen Jerusalem von dem Berge, der da heißet der Ölberg, welcher ist nahe bei Jerusalem und liegt einen Sabbater-Weg davon, und sie kehreten wieder gen Jerusalem mit großer Freude.8. Aria SJesu, deine GnadenblickeKann ich doch beständig sehn. Deine Liebe bleibt zurücke, Dass ich mich hier in der Zeit An der künftgen Herrlichkeit Schon voraus im Geist erquicke, Wenn wir einst dort vor dir stehn.9. ChoralWenn soll es doch geschehen,Wenn kömmt die liebe Zeit,Dass ich ihn werde sehen,In seiner Herrlichkeit?Du Tag, wenn wirst du sein,Dass wir den Heiland grüßen,Dass wir den Heiland küssen?Komm, stelle dich doch ein!

Skomentuj notkę
Wenn soll es doch geschehen,
Wenn kömmt die liebe Zeit,
Dass ich ihn werde sehen,
In seiner Herrlichkeit?

Du Tag, wenn wirst du sein,
Dass wir den Heiland grüßen,
Dass wir den Heiland küssen?
Komm, stelle dich doch ein!

Co polski śpiewnik ewangelicki oddaje słowami:

Ach, kiedy to się stanie,
Kiedy tę chwilę dasz,
Że Ciebie będę, Panie,
Oglądać twarzą w twarz?

Kiedy nadejdziesz dniu,
Że Zbawcę ucałuję,
Że w Nim się uraduję?
Przyjdź do mnie rychło tu!

Maranatha! Przyjdź Panie Jezu. Niech nastanie Twojej królestwo, bo ministra Sikorskiego mam już lekko dość.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
katastrofa smoleńska,
bwv 11,
kantata,
bach

Komentarze: (2)

anonim,

May 10, 2013 18:02

Skomentuj komentarz

BWV 11Lobet Gott in seinen Reichen(Oratorium na Wniebowstąpienie)1. CHÓRBoga w Mocy wychwalajcie,Uwielbiajcie w nimbie chwały.Wysławiajcie w majestacie!Cześć należną mu oddajcie,Kiedy waszym chórem całymPieśń pochwalną Mu śpiewacie!2. RECYTATYW (T)„A Jezus podniósłszy ręce swoje, błogosławił ich.I stało się, gdy ich błogosławił, że rozstał sięz nimi.”3. RECYTATYW (B)Ach Jezu, czy tak już blisko odejście Twe?Czy już godzina zbliża się,W której czeka nas rozstanie?Ach, zobacz, jak gorące nasze łzy -Po bladych policzkach płyną ich strumienie -Jak tęsknić będziemy my,Gdy znika nasze pocieszenie.Ach, nie odchodź jeszcze, Panie!4. ARIA (A)Ach, zostań ze mną, moje Zycie,Ach, chwilę jeszcze nie uciekaj!Bo to przedwczesne pożegnanieNieznośne sprawia mi cierpienie.Ach, z Twym odejściem jeszcze zwlekaj,Bo w żalu utonie moje życie.5. RECYTATYW (T)„I na ich oczach został uniesiony w górę donieba i obłok wziął go sprzed ich oczu izasiada po prawicy Boga.”6. CHORALTyś ponad światem, świat jest Twój,Wszystko Cię słucha, Boże.I służy Ci aniołów rój,Zawsze, o każdej porze.Władcy świata, ziemi tejTeż posłuszni woli Twej.Cztery żywioły, Panie,Są na Twe rozkazanie.7a. RECYTATYW (T,B)Tenor„1 gdy tak patrzyli uważnie, jak On się oddalałku niebu, oto dwaj mężowie w białych szatachstanęli przy nich i rzekli:”Oba głosy„Mężowie galilejscy, czemu stoicie, patrząc wniebo? Ten Jezus, który od was został wzięty wgórę do nieba, tak przyjdzie, jak go widzieliścieidącego do nieba.”7b. RECYTATYW (A)Ach tak! Więc powróć rychło, Panie,I odmień gesty me żałosne.Inaczej dzień się rokiem stanieDługim i pustym tak nieznośnie.7c. RECYTATYW (T)„A oni pomodliwszy się do Niego, zwrócili sięw stronę Jerozolimy z Góry, zwanej Oliwną,która leży w pobliżu Jerozolimy w odległościdrogi na jeden sabat, i wrócili do Jerozolimy zwielką radością.”7. ARIA(S)Dobry Jezu, dostrzec mogęStale ślady Twojej łaski.Twoja miłość tu została,By się dusza pokrzepiałaTwoją chwałą, Panie nasz, +Nim w ostatnią ruszy drogę,By Cię ujrzeć twarzą w twarz.8. CHORALAch, kiedy to się stanie,Kiedy tę chwilę dasz,Że Ciebie będę, Panie,Oglądać twarzą w twarz?Kiedy nadejdziesz dniu,Że Zbawcę ucałuję,Że w Nim się uraduję?Przyjdź do mnie rychło tu!

anonim,

May 10, 2013 18:04

Skomentuj komentarz

BWV 11 Lobet Gott in seinen ReichenHimmelfahrts-Oratorium1. CoroLobet Gott in seinen Reichen,Preiset ihn in seinen Ehren,Rühmet ihn in seiner Pracht; Sucht sein Lob recht zu vergleichen, Wenn ihr mit gesamten Chören Ihm ein Lied zu Ehren macht!2. Recitativo TDer Herr Jesus hub seine Hände auf und segnete seine Jünger, und es geschah, da er sie segnete, schied er von ihnen.3. Recitativo BAch, Jesu, ist dein Abschied schon so nah?Ach, ist denn schon die Stunde da,Da wir dich von uns lassen sollen?Ach, siehe, wie die heißen TränenVon unsern blassen Wangen rollen,Wie wir uns nach dir sehnen,Wie uns fast aller Trost gebricht.Ach, weiche doch noch nicht!4. Aria AAch, bleibe doch, mein liebstes Leben,Ach, fliehe nicht so bald von mir! Dein Abschied und dein frühes Scheiden Bringt mir das allergrößte Leiden, Ach ja, so bleibe doch noch hier; Sonst werd ich ganz von Schmerz umgeben.5. Recitativo TUnd ward aufgehaben zusehends und fuhr auf gen Himmel, eine Wolke nahm ihn weg vor ihren Augen, und er sitzet zur rechten Hand Gottes.6. ChoralNun lieget alles unter dir,Dich selbst nur ausgenommen;Die Engel müssen für und fürDir aufzuwarten kommen.Die Fürsten stehn auch auf der BahnUnd sind dir willig untertan;Luft, Wasser, Feuer, ErdenMuss dir zu Dienste werden.7a. Recitativo T BTenorUnd da sie ihm nachsahen gen Himmel fahren, siehe, da stunden bei ihnen zwei Männer in weißen Kleidern, welche auch sagten:beideIhr Männer von Galiläa, was stehet ihr und sehet gen Himmels Dieser Jesus, welcher von euch ist aufgenommen gen Himmel, wird kommen, wie ihr ihn gesehen habt gen Himmel fahren.7b. Recitativo AAch ja! so komme bald zurück:Tilg einst mein trauriges Gebärden,Sonst wird mir jeder AugenblickVerhaßt und Jahren ähnlich werden.7c. Recitativo TEvangelistSie aber beteten ihn an, wandten um gen Jerusalem von dem Berge, der da heißet der Ölberg, welcher ist nahe bei Jerusalem und liegt einen Sabbater-Weg davon, und sie kehreten wieder gen Jerusalem mit großer Freude.8. Aria SJesu, deine GnadenblickeKann ich doch beständig sehn. Deine Liebe bleibt zurücke, Dass ich mich hier in der Zeit An der künftgen Herrlichkeit Schon voraus im Geist erquicke, Wenn wir einst dort vor dir stehn.9. ChoralWenn soll es doch geschehen,Wenn kömmt die liebe Zeit,Dass ich ihn werde sehen,In seiner Herrlichkeit?Du Tag, wenn wirst du sein,Dass wir den Heiland grüßen,Dass wir den Heiland küssen?Komm, stelle dich doch ein!

Skomentuj notkę
Du Tag, wenn wirst du sein,
Dass wir den Heiland grüßen,
Dass wir den Heiland küssen?
Komm, stelle dich doch ein!

Co polski śpiewnik ewangelicki oddaje słowami:

Ach, kiedy to się stanie,
Kiedy tę chwilę dasz,
Że Ciebie będę, Panie,
Oglądać twarzą w twarz?

Kiedy nadejdziesz dniu,
Że Zbawcę ucałuję,
Że w Nim się uraduję?
Przyjdź do mnie rychło tu!

Maranatha! Przyjdź Panie Jezu. Niech nastanie Twojej królestwo, bo ministra Sikorskiego mam już lekko dość.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
katastrofa smoleńska,
bwv 11,
kantata,
bach

Komentarze: (2)

anonim,

May 10, 2013 18:02

Skomentuj komentarz

BWV 11Lobet Gott in seinen Reichen(Oratorium na Wniebowstąpienie)1. CHÓRBoga w Mocy wychwalajcie,Uwielbiajcie w nimbie chwały.Wysławiajcie w majestacie!Cześć należną mu oddajcie,Kiedy waszym chórem całymPieśń pochwalną Mu śpiewacie!2. RECYTATYW (T)„A Jezus podniósłszy ręce swoje, błogosławił ich.I stało się, gdy ich błogosławił, że rozstał sięz nimi.”3. RECYTATYW (B)Ach Jezu, czy tak już blisko odejście Twe?Czy już godzina zbliża się,W której czeka nas rozstanie?Ach, zobacz, jak gorące nasze łzy -Po bladych policzkach płyną ich strumienie -Jak tęsknić będziemy my,Gdy znika nasze pocieszenie.Ach, nie odchodź jeszcze, Panie!4. ARIA (A)Ach, zostań ze mną, moje Zycie,Ach, chwilę jeszcze nie uciekaj!Bo to przedwczesne pożegnanieNieznośne sprawia mi cierpienie.Ach, z Twym odejściem jeszcze zwlekaj,Bo w żalu utonie moje życie.5. RECYTATYW (T)„I na ich oczach został uniesiony w górę donieba i obłok wziął go sprzed ich oczu izasiada po prawicy Boga.”6. CHORALTyś ponad światem, świat jest Twój,Wszystko Cię słucha, Boże.I służy Ci aniołów rój,Zawsze, o każdej porze.Władcy świata, ziemi tejTeż posłuszni woli Twej.Cztery żywioły, Panie,Są na Twe rozkazanie.7a. RECYTATYW (T,B)Tenor„1 gdy tak patrzyli uważnie, jak On się oddalałku niebu, oto dwaj mężowie w białych szatachstanęli przy nich i rzekli:”Oba głosy„Mężowie galilejscy, czemu stoicie, patrząc wniebo? Ten Jezus, który od was został wzięty wgórę do nieba, tak przyjdzie, jak go widzieliścieidącego do nieba.”7b. RECYTATYW (A)Ach tak! Więc powróć rychło, Panie,I odmień gesty me żałosne.Inaczej dzień się rokiem stanieDługim i pustym tak nieznośnie.7c. RECYTATYW (T)„A oni pomodliwszy się do Niego, zwrócili sięw stronę Jerozolimy z Góry, zwanej Oliwną,która leży w pobliżu Jerozolimy w odległościdrogi na jeden sabat, i wrócili do Jerozolimy zwielką radością.”7. ARIA(S)Dobry Jezu, dostrzec mogęStale ślady Twojej łaski.Twoja miłość tu została,By się dusza pokrzepiałaTwoją chwałą, Panie nasz, +Nim w ostatnią ruszy drogę,By Cię ujrzeć twarzą w twarz.8. CHORALAch, kiedy to się stanie,Kiedy tę chwilę dasz,Że Ciebie będę, Panie,Oglądać twarzą w twarz?Kiedy nadejdziesz dniu,Że Zbawcę ucałuję,Że w Nim się uraduję?Przyjdź do mnie rychło tu!

anonim,

May 10, 2013 18:04

Skomentuj komentarz

BWV 11 Lobet Gott in seinen ReichenHimmelfahrts-Oratorium1. CoroLobet Gott in seinen Reichen,Preiset ihn in seinen Ehren,Rühmet ihn in seiner Pracht; Sucht sein Lob recht zu vergleichen, Wenn ihr mit gesamten Chören Ihm ein Lied zu Ehren macht!2. Recitativo TDer Herr Jesus hub seine Hände auf und segnete seine Jünger, und es geschah, da er sie segnete, schied er von ihnen.3. Recitativo BAch, Jesu, ist dein Abschied schon so nah?Ach, ist denn schon die Stunde da,Da wir dich von uns lassen sollen?Ach, siehe, wie die heißen TränenVon unsern blassen Wangen rollen,Wie wir uns nach dir sehnen,Wie uns fast aller Trost gebricht.Ach, weiche doch noch nicht!4. Aria AAch, bleibe doch, mein liebstes Leben,Ach, fliehe nicht so bald von mir! Dein Abschied und dein frühes Scheiden Bringt mir das allergrößte Leiden, Ach ja, so bleibe doch noch hier; Sonst werd ich ganz von Schmerz umgeben.5. Recitativo TUnd ward aufgehaben zusehends und fuhr auf gen Himmel, eine Wolke nahm ihn weg vor ihren Augen, und er sitzet zur rechten Hand Gottes.6. ChoralNun lieget alles unter dir,Dich selbst nur ausgenommen;Die Engel müssen für und fürDir aufzuwarten kommen.Die Fürsten stehn auch auf der BahnUnd sind dir willig untertan;Luft, Wasser, Feuer, ErdenMuss dir zu Dienste werden.7a. Recitativo T BTenorUnd da sie ihm nachsahen gen Himmel fahren, siehe, da stunden bei ihnen zwei Männer in weißen Kleidern, welche auch sagten:beideIhr Männer von Galiläa, was stehet ihr und sehet gen Himmels Dieser Jesus, welcher von euch ist aufgenommen gen Himmel, wird kommen, wie ihr ihn gesehen habt gen Himmel fahren.7b. Recitativo AAch ja! so komme bald zurück:Tilg einst mein trauriges Gebärden,Sonst wird mir jeder AugenblickVerhaßt und Jahren ähnlich werden.7c. Recitativo TEvangelistSie aber beteten ihn an, wandten um gen Jerusalem von dem Berge, der da heißet der Ölberg, welcher ist nahe bei Jerusalem und liegt einen Sabbater-Weg davon, und sie kehreten wieder gen Jerusalem mit großer Freude.8. Aria SJesu, deine GnadenblickeKann ich doch beständig sehn. Deine Liebe bleibt zurücke, Dass ich mich hier in der Zeit An der künftgen Herrlichkeit Schon voraus im Geist erquicke, Wenn wir einst dort vor dir stehn.9. ChoralWenn soll es doch geschehen,Wenn kömmt die liebe Zeit,Dass ich ihn werde sehen,In seiner Herrlichkeit?Du Tag, wenn wirst du sein,Dass wir den Heiland grüßen,Dass wir den Heiland küssen?Komm, stelle dich doch ein!

Skomentuj notkę
Co polski śpiewnik ewangelicki oddaje słowami:

Ach, kiedy to się stanie,
Kiedy tę chwilę dasz,
Że Ciebie będę, Panie,
Oglądać twarzą w twarz?

Kiedy nadejdziesz dniu,
Że Zbawcę ucałuję,
Że w Nim się uraduję?
Przyjdź do mnie rychło tu!

Maranatha! Przyjdź Panie Jezu. Niech nastanie Twojej królestwo, bo ministra Sikorskiego mam już lekko dość.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
katastrofa smoleńska,
bwv 11,
kantata,
bach

Komentarze: (2)

anonim,

May 10, 2013 18:02

Skomentuj komentarz

BWV 11Lobet Gott in seinen Reichen(Oratorium na Wniebowstąpienie)1. CHÓRBoga w Mocy wychwalajcie,Uwielbiajcie w nimbie chwały.Wysławiajcie w majestacie!Cześć należną mu oddajcie,Kiedy waszym chórem całymPieśń pochwalną Mu śpiewacie!2. RECYTATYW (T)„A Jezus podniósłszy ręce swoje, błogosławił ich.I stało się, gdy ich błogosławił, że rozstał sięz nimi.”3. RECYTATYW (B)Ach Jezu, czy tak już blisko odejście Twe?Czy już godzina zbliża się,W której czeka nas rozstanie?Ach, zobacz, jak gorące nasze łzy -Po bladych policzkach płyną ich strumienie -Jak tęsknić będziemy my,Gdy znika nasze pocieszenie.Ach, nie odchodź jeszcze, Panie!4. ARIA (A)Ach, zostań ze mną, moje Zycie,Ach, chwilę jeszcze nie uciekaj!Bo to przedwczesne pożegnanieNieznośne sprawia mi cierpienie.Ach, z Twym odejściem jeszcze zwlekaj,Bo w żalu utonie moje życie.5. RECYTATYW (T)„I na ich oczach został uniesiony w górę donieba i obłok wziął go sprzed ich oczu izasiada po prawicy Boga.”6. CHORALTyś ponad światem, świat jest Twój,Wszystko Cię słucha, Boże.I służy Ci aniołów rój,Zawsze, o każdej porze.Władcy świata, ziemi tejTeż posłuszni woli Twej.Cztery żywioły, Panie,Są na Twe rozkazanie.7a. RECYTATYW (T,B)Tenor„1 gdy tak patrzyli uważnie, jak On się oddalałku niebu, oto dwaj mężowie w białych szatachstanęli przy nich i rzekli:”Oba głosy„Mężowie galilejscy, czemu stoicie, patrząc wniebo? Ten Jezus, który od was został wzięty wgórę do nieba, tak przyjdzie, jak go widzieliścieidącego do nieba.”7b. RECYTATYW (A)Ach tak! Więc powróć rychło, Panie,I odmień gesty me żałosne.Inaczej dzień się rokiem stanieDługim i pustym tak nieznośnie.7c. RECYTATYW (T)„A oni pomodliwszy się do Niego, zwrócili sięw stronę Jerozolimy z Góry, zwanej Oliwną,która leży w pobliżu Jerozolimy w odległościdrogi na jeden sabat, i wrócili do Jerozolimy zwielką radością.”7. ARIA(S)Dobry Jezu, dostrzec mogęStale ślady Twojej łaski.Twoja miłość tu została,By się dusza pokrzepiałaTwoją chwałą, Panie nasz, +Nim w ostatnią ruszy drogę,By Cię ujrzeć twarzą w twarz.8. CHORALAch, kiedy to się stanie,Kiedy tę chwilę dasz,Że Ciebie będę, Panie,Oglądać twarzą w twarz?Kiedy nadejdziesz dniu,Że Zbawcę ucałuję,Że w Nim się uraduję?Przyjdź do mnie rychło tu!

anonim,

May 10, 2013 18:04

Skomentuj komentarz

BWV 11 Lobet Gott in seinen ReichenHimmelfahrts-Oratorium1. CoroLobet Gott in seinen Reichen,Preiset ihn in seinen Ehren,Rühmet ihn in seiner Pracht; Sucht sein Lob recht zu vergleichen, Wenn ihr mit gesamten Chören Ihm ein Lied zu Ehren macht!2. Recitativo TDer Herr Jesus hub seine Hände auf und segnete seine Jünger, und es geschah, da er sie segnete, schied er von ihnen.3. Recitativo BAch, Jesu, ist dein Abschied schon so nah?Ach, ist denn schon die Stunde da,Da wir dich von uns lassen sollen?Ach, siehe, wie die heißen TränenVon unsern blassen Wangen rollen,Wie wir uns nach dir sehnen,Wie uns fast aller Trost gebricht.Ach, weiche doch noch nicht!4. Aria AAch, bleibe doch, mein liebstes Leben,Ach, fliehe nicht so bald von mir! Dein Abschied und dein frühes Scheiden Bringt mir das allergrößte Leiden, Ach ja, so bleibe doch noch hier; Sonst werd ich ganz von Schmerz umgeben.5. Recitativo TUnd ward aufgehaben zusehends und fuhr auf gen Himmel, eine Wolke nahm ihn weg vor ihren Augen, und er sitzet zur rechten Hand Gottes.6. ChoralNun lieget alles unter dir,Dich selbst nur ausgenommen;Die Engel müssen für und fürDir aufzuwarten kommen.Die Fürsten stehn auch auf der BahnUnd sind dir willig untertan;Luft, Wasser, Feuer, ErdenMuss dir zu Dienste werden.7a. Recitativo T BTenorUnd da sie ihm nachsahen gen Himmel fahren, siehe, da stunden bei ihnen zwei Männer in weißen Kleidern, welche auch sagten:beideIhr Männer von Galiläa, was stehet ihr und sehet gen Himmels Dieser Jesus, welcher von euch ist aufgenommen gen Himmel, wird kommen, wie ihr ihn gesehen habt gen Himmel fahren.7b. Recitativo AAch ja! so komme bald zurück:Tilg einst mein trauriges Gebärden,Sonst wird mir jeder AugenblickVerhaßt und Jahren ähnlich werden.7c. Recitativo TEvangelistSie aber beteten ihn an, wandten um gen Jerusalem von dem Berge, der da heißet der Ölberg, welcher ist nahe bei Jerusalem und liegt einen Sabbater-Weg davon, und sie kehreten wieder gen Jerusalem mit großer Freude.8. Aria SJesu, deine GnadenblickeKann ich doch beständig sehn. Deine Liebe bleibt zurücke, Dass ich mich hier in der Zeit An der künftgen Herrlichkeit Schon voraus im Geist erquicke, Wenn wir einst dort vor dir stehn.9. ChoralWenn soll es doch geschehen,Wenn kömmt die liebe Zeit,Dass ich ihn werde sehen,In seiner Herrlichkeit?Du Tag, wenn wirst du sein,Dass wir den Heiland grüßen,Dass wir den Heiland küssen?Komm, stelle dich doch ein!

Skomentuj notkę
Ach, kiedy to się stanie,
Kiedy tę chwilę dasz,
Że Ciebie będę, Panie,
Oglądać twarzą w twarz?

Kiedy nadejdziesz dniu,
Że Zbawcę ucałuję,
Że w Nim się uraduję?
Przyjdź do mnie rychło tu!

Maranatha! Przyjdź Panie Jezu. Niech nastanie Twojej królestwo, bo ministra Sikorskiego mam już lekko dość.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
katastrofa smoleńska,
bwv 11,
kantata,
bach

Komentarze: (2)

anonim,

May 10, 2013 18:02

Skomentuj komentarz

BWV 11Lobet Gott in seinen Reichen(Oratorium na Wniebowstąpienie)1. CHÓRBoga w Mocy wychwalajcie,Uwielbiajcie w nimbie chwały.Wysławiajcie w majestacie!Cześć należną mu oddajcie,Kiedy waszym chórem całymPieśń pochwalną Mu śpiewacie!2. RECYTATYW (T)„A Jezus podniósłszy ręce swoje, błogosławił ich.I stało się, gdy ich błogosławił, że rozstał sięz nimi.”3. RECYTATYW (B)Ach Jezu, czy tak już blisko odejście Twe?Czy już godzina zbliża się,W której czeka nas rozstanie?Ach, zobacz, jak gorące nasze łzy -Po bladych policzkach płyną ich strumienie -Jak tęsknić będziemy my,Gdy znika nasze pocieszenie.Ach, nie odchodź jeszcze, Panie!4. ARIA (A)Ach, zostań ze mną, moje Zycie,Ach, chwilę jeszcze nie uciekaj!Bo to przedwczesne pożegnanieNieznośne sprawia mi cierpienie.Ach, z Twym odejściem jeszcze zwlekaj,Bo w żalu utonie moje życie.5. RECYTATYW (T)„I na ich oczach został uniesiony w górę donieba i obłok wziął go sprzed ich oczu izasiada po prawicy Boga.”6. CHORALTyś ponad światem, świat jest Twój,Wszystko Cię słucha, Boże.I służy Ci aniołów rój,Zawsze, o każdej porze.Władcy świata, ziemi tejTeż posłuszni woli Twej.Cztery żywioły, Panie,Są na Twe rozkazanie.7a. RECYTATYW (T,B)Tenor„1 gdy tak patrzyli uważnie, jak On się oddalałku niebu, oto dwaj mężowie w białych szatachstanęli przy nich i rzekli:”Oba głosy„Mężowie galilejscy, czemu stoicie, patrząc wniebo? Ten Jezus, który od was został wzięty wgórę do nieba, tak przyjdzie, jak go widzieliścieidącego do nieba.”7b. RECYTATYW (A)Ach tak! Więc powróć rychło, Panie,I odmień gesty me żałosne.Inaczej dzień się rokiem stanieDługim i pustym tak nieznośnie.7c. RECYTATYW (T)„A oni pomodliwszy się do Niego, zwrócili sięw stronę Jerozolimy z Góry, zwanej Oliwną,która leży w pobliżu Jerozolimy w odległościdrogi na jeden sabat, i wrócili do Jerozolimy zwielką radością.”7. ARIA(S)Dobry Jezu, dostrzec mogęStale ślady Twojej łaski.Twoja miłość tu została,By się dusza pokrzepiałaTwoją chwałą, Panie nasz, +Nim w ostatnią ruszy drogę,By Cię ujrzeć twarzą w twarz.8. CHORALAch, kiedy to się stanie,Kiedy tę chwilę dasz,Że Ciebie będę, Panie,Oglądać twarzą w twarz?Kiedy nadejdziesz dniu,Że Zbawcę ucałuję,Że w Nim się uraduję?Przyjdź do mnie rychło tu!

anonim,

May 10, 2013 18:04

Skomentuj komentarz

BWV 11 Lobet Gott in seinen ReichenHimmelfahrts-Oratorium1. CoroLobet Gott in seinen Reichen,Preiset ihn in seinen Ehren,Rühmet ihn in seiner Pracht; Sucht sein Lob recht zu vergleichen, Wenn ihr mit gesamten Chören Ihm ein Lied zu Ehren macht!2. Recitativo TDer Herr Jesus hub seine Hände auf und segnete seine Jünger, und es geschah, da er sie segnete, schied er von ihnen.3. Recitativo BAch, Jesu, ist dein Abschied schon so nah?Ach, ist denn schon die Stunde da,Da wir dich von uns lassen sollen?Ach, siehe, wie die heißen TränenVon unsern blassen Wangen rollen,Wie wir uns nach dir sehnen,Wie uns fast aller Trost gebricht.Ach, weiche doch noch nicht!4. Aria AAch, bleibe doch, mein liebstes Leben,Ach, fliehe nicht so bald von mir! Dein Abschied und dein frühes Scheiden Bringt mir das allergrößte Leiden, Ach ja, so bleibe doch noch hier; Sonst werd ich ganz von Schmerz umgeben.5. Recitativo TUnd ward aufgehaben zusehends und fuhr auf gen Himmel, eine Wolke nahm ihn weg vor ihren Augen, und er sitzet zur rechten Hand Gottes.6. ChoralNun lieget alles unter dir,Dich selbst nur ausgenommen;Die Engel müssen für und fürDir aufzuwarten kommen.Die Fürsten stehn auch auf der BahnUnd sind dir willig untertan;Luft, Wasser, Feuer, ErdenMuss dir zu Dienste werden.7a. Recitativo T BTenorUnd da sie ihm nachsahen gen Himmel fahren, siehe, da stunden bei ihnen zwei Männer in weißen Kleidern, welche auch sagten:beideIhr Männer von Galiläa, was stehet ihr und sehet gen Himmels Dieser Jesus, welcher von euch ist aufgenommen gen Himmel, wird kommen, wie ihr ihn gesehen habt gen Himmel fahren.7b. Recitativo AAch ja! so komme bald zurück:Tilg einst mein trauriges Gebärden,Sonst wird mir jeder AugenblickVerhaßt und Jahren ähnlich werden.7c. Recitativo TEvangelistSie aber beteten ihn an, wandten um gen Jerusalem von dem Berge, der da heißet der Ölberg, welcher ist nahe bei Jerusalem und liegt einen Sabbater-Weg davon, und sie kehreten wieder gen Jerusalem mit großer Freude.8. Aria SJesu, deine GnadenblickeKann ich doch beständig sehn. Deine Liebe bleibt zurücke, Dass ich mich hier in der Zeit An der künftgen Herrlichkeit Schon voraus im Geist erquicke, Wenn wir einst dort vor dir stehn.9. ChoralWenn soll es doch geschehen,Wenn kömmt die liebe Zeit,Dass ich ihn werde sehen,In seiner Herrlichkeit?Du Tag, wenn wirst du sein,Dass wir den Heiland grüßen,Dass wir den Heiland küssen?Komm, stelle dich doch ein!

Skomentuj notkę
Kiedy nadejdziesz dniu,
Że Zbawcę ucałuję,
Że w Nim się uraduję?
Przyjdź do mnie rychło tu!

Maranatha! Przyjdź Panie Jezu. Niech nastanie Twojej królestwo, bo ministra Sikorskiego mam już lekko dość.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
katastrofa smoleńska,
bwv 11,
kantata,
bach

Komentarze: (2)

anonim,

May 10, 2013 18:02

Skomentuj komentarz

BWV 11Lobet Gott in seinen Reichen(Oratorium na Wniebowstąpienie)1. CHÓRBoga w Mocy wychwalajcie,Uwielbiajcie w nimbie chwały.Wysławiajcie w majestacie!Cześć należną mu oddajcie,Kiedy waszym chórem całymPieśń pochwalną Mu śpiewacie!2. RECYTATYW (T)„A Jezus podniósłszy ręce swoje, błogosławił ich.I stało się, gdy ich błogosławił, że rozstał sięz nimi.”3. RECYTATYW (B)Ach Jezu, czy tak już blisko odejście Twe?Czy już godzina zbliża się,W której czeka nas rozstanie?Ach, zobacz, jak gorące nasze łzy -Po bladych policzkach płyną ich strumienie -Jak tęsknić będziemy my,Gdy znika nasze pocieszenie.Ach, nie odchodź jeszcze, Panie!4. ARIA (A)Ach, zostań ze mną, moje Zycie,Ach, chwilę jeszcze nie uciekaj!Bo to przedwczesne pożegnanieNieznośne sprawia mi cierpienie.Ach, z Twym odejściem jeszcze zwlekaj,Bo w żalu utonie moje życie.5. RECYTATYW (T)„I na ich oczach został uniesiony w górę donieba i obłok wziął go sprzed ich oczu izasiada po prawicy Boga.”6. CHORALTyś ponad światem, świat jest Twój,Wszystko Cię słucha, Boże.I służy Ci aniołów rój,Zawsze, o każdej porze.Władcy świata, ziemi tejTeż posłuszni woli Twej.Cztery żywioły, Panie,Są na Twe rozkazanie.7a. RECYTATYW (T,B)Tenor„1 gdy tak patrzyli uważnie, jak On się oddalałku niebu, oto dwaj mężowie w białych szatachstanęli przy nich i rzekli:”Oba głosy„Mężowie galilejscy, czemu stoicie, patrząc wniebo? Ten Jezus, który od was został wzięty wgórę do nieba, tak przyjdzie, jak go widzieliścieidącego do nieba.”7b. RECYTATYW (A)Ach tak! Więc powróć rychło, Panie,I odmień gesty me żałosne.Inaczej dzień się rokiem stanieDługim i pustym tak nieznośnie.7c. RECYTATYW (T)„A oni pomodliwszy się do Niego, zwrócili sięw stronę Jerozolimy z Góry, zwanej Oliwną,która leży w pobliżu Jerozolimy w odległościdrogi na jeden sabat, i wrócili do Jerozolimy zwielką radością.”7. ARIA(S)Dobry Jezu, dostrzec mogęStale ślady Twojej łaski.Twoja miłość tu została,By się dusza pokrzepiałaTwoją chwałą, Panie nasz, +Nim w ostatnią ruszy drogę,By Cię ujrzeć twarzą w twarz.8. CHORALAch, kiedy to się stanie,Kiedy tę chwilę dasz,Że Ciebie będę, Panie,Oglądać twarzą w twarz?Kiedy nadejdziesz dniu,Że Zbawcę ucałuję,Że w Nim się uraduję?Przyjdź do mnie rychło tu!

anonim,

May 10, 2013 18:04

Skomentuj komentarz

BWV 11 Lobet Gott in seinen ReichenHimmelfahrts-Oratorium1. CoroLobet Gott in seinen Reichen,Preiset ihn in seinen Ehren,Rühmet ihn in seiner Pracht; Sucht sein Lob recht zu vergleichen, Wenn ihr mit gesamten Chören Ihm ein Lied zu Ehren macht!2. Recitativo TDer Herr Jesus hub seine Hände auf und segnete seine Jünger, und es geschah, da er sie segnete, schied er von ihnen.3. Recitativo BAch, Jesu, ist dein Abschied schon so nah?Ach, ist denn schon die Stunde da,Da wir dich von uns lassen sollen?Ach, siehe, wie die heißen TränenVon unsern blassen Wangen rollen,Wie wir uns nach dir sehnen,Wie uns fast aller Trost gebricht.Ach, weiche doch noch nicht!4. Aria AAch, bleibe doch, mein liebstes Leben,Ach, fliehe nicht so bald von mir! Dein Abschied und dein frühes Scheiden Bringt mir das allergrößte Leiden, Ach ja, so bleibe doch noch hier; Sonst werd ich ganz von Schmerz umgeben.5. Recitativo TUnd ward aufgehaben zusehends und fuhr auf gen Himmel, eine Wolke nahm ihn weg vor ihren Augen, und er sitzet zur rechten Hand Gottes.6. ChoralNun lieget alles unter dir,Dich selbst nur ausgenommen;Die Engel müssen für und fürDir aufzuwarten kommen.Die Fürsten stehn auch auf der BahnUnd sind dir willig untertan;Luft, Wasser, Feuer, ErdenMuss dir zu Dienste werden.7a. Recitativo T BTenorUnd da sie ihm nachsahen gen Himmel fahren, siehe, da stunden bei ihnen zwei Männer in weißen Kleidern, welche auch sagten:beideIhr Männer von Galiläa, was stehet ihr und sehet gen Himmels Dieser Jesus, welcher von euch ist aufgenommen gen Himmel, wird kommen, wie ihr ihn gesehen habt gen Himmel fahren.7b. Recitativo AAch ja! so komme bald zurück:Tilg einst mein trauriges Gebärden,Sonst wird mir jeder AugenblickVerhaßt und Jahren ähnlich werden.7c. Recitativo TEvangelistSie aber beteten ihn an, wandten um gen Jerusalem von dem Berge, der da heißet der Ölberg, welcher ist nahe bei Jerusalem und liegt einen Sabbater-Weg davon, und sie kehreten wieder gen Jerusalem mit großer Freude.8. Aria SJesu, deine GnadenblickeKann ich doch beständig sehn. Deine Liebe bleibt zurücke, Dass ich mich hier in der Zeit An der künftgen Herrlichkeit Schon voraus im Geist erquicke, Wenn wir einst dort vor dir stehn.9. ChoralWenn soll es doch geschehen,Wenn kömmt die liebe Zeit,Dass ich ihn werde sehen,In seiner Herrlichkeit?Du Tag, wenn wirst du sein,Dass wir den Heiland grüßen,Dass wir den Heiland küssen?Komm, stelle dich doch ein!

Skomentuj notkę
Maranatha! Przyjdź Panie Jezu. Niech nastanie Twojej królestwo, bo ministra Sikorskiego mam już lekko dość.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
katastrofa smoleńska,
bwv 11,
kantata,
bach

Komentarze: (2)

anonim,

May 10, 2013 18:02

Skomentuj komentarz

BWV 11Lobet Gott in seinen Reichen(Oratorium na Wniebowstąpienie)1. CHÓRBoga w Mocy wychwalajcie,Uwielbiajcie w nimbie chwały.Wysławiajcie w majestacie!Cześć należną mu oddajcie,Kiedy waszym chórem całymPieśń pochwalną Mu śpiewacie!2. RECYTATYW (T)„A Jezus podniósłszy ręce swoje, błogosławił ich.I stało się, gdy ich błogosławił, że rozstał sięz nimi.”3. RECYTATYW (B)Ach Jezu, czy tak już blisko odejście Twe?Czy już godzina zbliża się,W której czeka nas rozstanie?Ach, zobacz, jak gorące nasze łzy -Po bladych policzkach płyną ich strumienie -Jak tęsknić będziemy my,Gdy znika nasze pocieszenie.Ach, nie odchodź jeszcze, Panie!4. ARIA (A)Ach, zostań ze mną, moje Zycie,Ach, chwilę jeszcze nie uciekaj!Bo to przedwczesne pożegnanieNieznośne sprawia mi cierpienie.Ach, z Twym odejściem jeszcze zwlekaj,Bo w żalu utonie moje życie.5. RECYTATYW (T)„I na ich oczach został uniesiony w górę donieba i obłok wziął go sprzed ich oczu izasiada po prawicy Boga.”6. CHORALTyś ponad światem, świat jest Twój,Wszystko Cię słucha, Boże.I służy Ci aniołów rój,Zawsze, o każdej porze.Władcy świata, ziemi tejTeż posłuszni woli Twej.Cztery żywioły, Panie,Są na Twe rozkazanie.7a. RECYTATYW (T,B)Tenor„1 gdy tak patrzyli uważnie, jak On się oddalałku niebu, oto dwaj mężowie w białych szatachstanęli przy nich i rzekli:”Oba głosy„Mężowie galilejscy, czemu stoicie, patrząc wniebo? Ten Jezus, który od was został wzięty wgórę do nieba, tak przyjdzie, jak go widzieliścieidącego do nieba.”7b. RECYTATYW (A)Ach tak! Więc powróć rychło, Panie,I odmień gesty me żałosne.Inaczej dzień się rokiem stanieDługim i pustym tak nieznośnie.7c. RECYTATYW (T)„A oni pomodliwszy się do Niego, zwrócili sięw stronę Jerozolimy z Góry, zwanej Oliwną,która leży w pobliżu Jerozolimy w odległościdrogi na jeden sabat, i wrócili do Jerozolimy zwielką radością.”7. ARIA(S)Dobry Jezu, dostrzec mogęStale ślady Twojej łaski.Twoja miłość tu została,By się dusza pokrzepiałaTwoją chwałą, Panie nasz, +Nim w ostatnią ruszy drogę,By Cię ujrzeć twarzą w twarz.8. CHORALAch, kiedy to się stanie,Kiedy tę chwilę dasz,Że Ciebie będę, Panie,Oglądać twarzą w twarz?Kiedy nadejdziesz dniu,Że Zbawcę ucałuję,Że w Nim się uraduję?Przyjdź do mnie rychło tu!

anonim,

May 10, 2013 18:04

Skomentuj komentarz

BWV 11 Lobet Gott in seinen ReichenHimmelfahrts-Oratorium1. CoroLobet Gott in seinen Reichen,Preiset ihn in seinen Ehren,Rühmet ihn in seiner Pracht; Sucht sein Lob recht zu vergleichen, Wenn ihr mit gesamten Chören Ihm ein Lied zu Ehren macht!2. Recitativo TDer Herr Jesus hub seine Hände auf und segnete seine Jünger, und es geschah, da er sie segnete, schied er von ihnen.3. Recitativo BAch, Jesu, ist dein Abschied schon so nah?Ach, ist denn schon die Stunde da,Da wir dich von uns lassen sollen?Ach, siehe, wie die heißen TränenVon unsern blassen Wangen rollen,Wie wir uns nach dir sehnen,Wie uns fast aller Trost gebricht.Ach, weiche doch noch nicht!4. Aria AAch, bleibe doch, mein liebstes Leben,Ach, fliehe nicht so bald von mir! Dein Abschied und dein frühes Scheiden Bringt mir das allergrößte Leiden, Ach ja, so bleibe doch noch hier; Sonst werd ich ganz von Schmerz umgeben.5. Recitativo TUnd ward aufgehaben zusehends und fuhr auf gen Himmel, eine Wolke nahm ihn weg vor ihren Augen, und er sitzet zur rechten Hand Gottes.6. ChoralNun lieget alles unter dir,Dich selbst nur ausgenommen;Die Engel müssen für und fürDir aufzuwarten kommen.Die Fürsten stehn auch auf der BahnUnd sind dir willig untertan;Luft, Wasser, Feuer, ErdenMuss dir zu Dienste werden.7a. Recitativo T BTenorUnd da sie ihm nachsahen gen Himmel fahren, siehe, da stunden bei ihnen zwei Männer in weißen Kleidern, welche auch sagten:beideIhr Männer von Galiläa, was stehet ihr und sehet gen Himmels Dieser Jesus, welcher von euch ist aufgenommen gen Himmel, wird kommen, wie ihr ihn gesehen habt gen Himmel fahren.7b. Recitativo AAch ja! so komme bald zurück:Tilg einst mein trauriges Gebärden,Sonst wird mir jeder AugenblickVerhaßt und Jahren ähnlich werden.7c. Recitativo TEvangelistSie aber beteten ihn an, wandten um gen Jerusalem von dem Berge, der da heißet der Ölberg, welcher ist nahe bei Jerusalem und liegt einen Sabbater-Weg davon, und sie kehreten wieder gen Jerusalem mit großer Freude.8. Aria SJesu, deine GnadenblickeKann ich doch beständig sehn. Deine Liebe bleibt zurücke, Dass ich mich hier in der Zeit An der künftgen Herrlichkeit Schon voraus im Geist erquicke, Wenn wir einst dort vor dir stehn.9. ChoralWenn soll es doch geschehen,Wenn kömmt die liebe Zeit,Dass ich ihn werde sehen,In seiner Herrlichkeit?Du Tag, wenn wirst du sein,Dass wir den Heiland grüßen,Dass wir den Heiland küssen?Komm, stelle dich doch ein!

Skomentuj notkę
Chodząc na basen zaobserwowałem, że obsługuje on stosunkowo różne grupy wiekowe, a przez to grupy docelowe:

na basen chodzą niemowlaki. Znaczy się, nie chodzą same ale chodzą z rodzicami pragnącymi aby ich pociechy (w wieku od 3 do 9 miesięcy) nauczyły się pływać. dziwne.

na baset chodzą dzieciaki. Obwieszone kołem pseudoratunkowym, z wielką dmuchaną kaczką, w kolorowych czepkach próbują pływać albo nawet i pływają, w każdym razie zabawę mają świetną. Do tego zjeżdżalnia, brodzik, zjazd rurą z 10m.

na basen chodzą małolaty. Chodzą bo to świetna okazja aby wychodząc z domu na basen z koleżanką całować się w dzakuzi z kolegą. Można też zaprezentować swoje ciało, choć to robią bardziej małolaty+.

na basen chodzą pistolety i młode wilki. Bo to modne, bo można się wytrenować, bo nie takie głupie jak siłownia dla dresiarzy. Pistolety płyną szybko, nawroty robią profesjonalnie, często używają dopalaczy w postaci płetw, rękawic, mają modny sprzęt, choć w przypadku pływania tego sprzętu nie ma zawiele.

na baset chodzą w wieku średnim. Motywacja jest silna, bo lekarz albo Pan Bóg już postraszył zawałem, hormony wyhamowały za to tłuszczyk ruszył, lekarz krzyczy, że więcej ruchu a nie tylko biuro, samochód, telewizor. Taki to przyjdzie na 6.00, przepłynie swoje regulaminowe 2km i spada do biura.

na basen chodzą ludzie starsi. Motywacja niby podobna jak dla grupy poprzedniej ale możliwości inne, więc dzakuzi, bicze wodne, jeżeli coś przepłynąć to tak spokojnie, cztery razy i wyjść tak, żeby się zmieścić w godzinie, żeby nie dopłacać.

na basen nie chodzą ci, co już umarli. Nie ma się co dziwić.

No i najważniejsza obserwacja: wszystkie te grupy różnią się w sposób wyraźni gładkością skóry. Skóra to jest to, na czym wyraźnie widać starzenie się człowieka. Gładka skóra jest czymś, na co się przyjemnie patrzy w przeciwieństwie do skóry pomarszczonej.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
starość,
skóra,
basen

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
No i najważniejsza obserwacja: wszystkie te grupy różnią się w sposób wyraźni gładkością skóry. Skóra to jest to, na czym wyraźnie widać starzenie się człowieka. Gładka skóra jest czymś, na co się przyjemnie patrzy w przeciwieństwie do skóry pomarszczonej.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
starość,
skóra,
basen

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Fajnie musi być być powołanym rzemieślnikiem. Być pełnym ducha, mądrości, mieć rozum i poznanie oraz wszechstronną zręczność a w tym co się robi być pomysłowym. Fajnie jest też mieć zdolność nauczania tegoż.

I rzekł Mojżesz do synów izraelskich: Oto Pan powołał imiennie Besalela, syna Uriego, syna Chura, z plemienia Judy, i napełnił go duchem Bożym, mądrością, rozumem, poznaniem i wszechstronną zręcznością w rzemiośle, pomysłowością w wyrobach ze złota, ze srebra i miedzi, w szlifowaniu drogich kamieni do oprawy, w snycerstwie i we wszelkiej artystycznej robocie. Dał też zdolność nauczania, jemu i Oholiabowi, synowi Achisamacha, z plemienia Dan;

Exodus 35,30nn
Jak widać, niektórym Pan to daje.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
exodus,
rzemieślnik,
zdolności

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
I rzekł Mojżesz do synów izraelskich: Oto Pan powołał imiennie Besalela, syna Uriego, syna Chura, z plemienia Judy, i napełnił go duchem Bożym, mądrością, rozumem, poznaniem i wszechstronną zręcznością w rzemiośle, pomysłowością w wyrobach ze złota, ze srebra i miedzi, w szlifowaniu drogich kamieni do oprawy, w snycerstwie i we wszelkiej artystycznej robocie. Dał też zdolność nauczania, jemu i Oholiabowi, synowi Achisamacha, z plemienia Dan;

Exodus 35,30nn
Jak widać, niektórym Pan to daje.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
exodus,
rzemieślnik,
zdolności

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Jak widać, niektórym Pan to daje.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
exodus,
rzemieślnik,
zdolności

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Takie coś znalazłem to zachowuje bo dobre
Rząd, partie polityczne i organizacje KRLD wydały w sobotę wspólne specjalne oświadczenie, które brzmi następująco:Ruchy amerykańskich imperialistów na rzecz pogwałcenia suwerenności KRLD, oraz naruszenia jej najwyższych interesów weszły w bardzo poważną fazę.
W ramach tej sytuacji, Drogi Szanowany Marszałek Kim Dzong Un, genialny dowódcaGóry Paektu, w trybie pilnym zwołał spotkanie operacyjne w sprawie wykonania obowiązku Strategicznych Sił Rakietowych Koreańskiej Armii Ludowej do uderzenia siłą ognią, oraz ostatecznego przeanalizowania i ratyfikowania planu uderzeniowego.Ważną decyzją podjętą przez niego była deklaracja bitwy na śmierć i życie w celu zapewnienia epokowej okazji do położenia kresu niekończącemu się starciu z USA i zapoczątkowania nowej ery. Jest to również ostatnie ostrzeżenie sprawiedliwości dla USA, Korei Południowej i innych anty-zjednoczeniowych grup wrogich sił. Decyzja odzwierciedla silną wolę armii i ludu KRLD do zniszczenia wrogów.Heroiczny lud KRLD jest pełen rosnącego gniewu na lekkomyślne działania prowokacyjne amerykańskich imperialistów, oraz silnej woli, aby jak jeden mąż włączyć się do śmiercionośnej walki z wrogami i odnieść ostateczne zwycięstwo w wielkiej wojnie dla zjednoczenia narodu, zgodnie z ważną decyzją, podjętą przez Kim Dzong Una.
Naczelne Dowództwo KAL, w poprzednim oświadczeniu, uroczyście ogłosiło w kraju i za granicą, wolę armii i ludu KRLD do podjęcia zdecydowanego wojskowego przeciwdziałania, aby bronić suwerenności kraju i godności jego najwyższego kierownictwa, w odniesieniu do działań wojennych USA i południowokoreańskich marionetek, które osiągnęły najbardziej ekstremalną fazę.Nie zadowalając się dopuszczeniem do sukcesywnych lotów bojowych B-52 nad Koreą Południową, pomimo wielu ostrzeżeń KRLD, Amerykanie dopuścili do tego, aby ich bombowce strategiczne B-2A Stealth i inny ultranowoczesny sprzęt zdolny do przeprowadzenia precyzyjnych ataków, latał z USA do Korei Południowej w celu prowadzenia manewrów skierowanych przeciwko KRLD.
To jest niewybaczalna i haniebna prowokacja, oraz otwarte wyzwanie.Wykorzystując lekkomyślną amerykańską kampanię na rzecz wojny nuklearnej przeciwkoKRLD, południowokoreańskie marionetki wzywają do „ataku wyprzedzającego”, „silnego przeciwdziałania”, a nawet „uderzenia w siły dowódcze”, otwarcie ujawniając próbę zniszczenia pomników, symbolizujących godność najwyższego kierownictwa KRLD.
To wyraźnie pokazuje, że amerykańska bandycka ambicja agresji, oraz marionetkowe próby inwazji na KRLD przekroczyły granicę, a zagrożenie jakie sprawiają przekształciło fazę gróźb i szantaży, w lekkomyślną fazę realnej wojny.Poważna, ponura sytuacja wyraźnie dowodzi tego, że Naczelne Dowództwo KAL słusznie wydało wyrok i decyzję, aby zdecydowanie rozliczyć się z amerykańskimi imperialistami i południowokoreańskimi marionetkami dzięki potędze Songun, gdyż czas, kiedy słowa mogły coś zdziałać dawno już minął.
Oni otwarcie twierdzą, że ćwiczenia „zrzucania bomb atomowych”, prowadzone przez bombowce strategiczne B-2A Stealth nie są prowadzone dla rozdrażnienia Północy, ale jako „defensywne”. Stany Zjednoczone mówią też, że poprzez ćwiczenia „bronią interesów swojego sojusznika”. Jest to jednak kiepski pretekst, aby ukryć swój agresywny charakter, uniknąć potępienia w kraju i za granicą, oraz uciec od ataków odwetowych KRLD.
Czasy, kiedy USA uciekały się do polityki siły poprzez straszenie bronią jądrową, już minęły.
Zdecydowaną odpowiedzą KRLD, oraz jej niezachwianą postawą, jest przeciwdziałanie szantażowi nuklearnemu amerykańskich imperialistów bezlitosnym atakiem nuklearnym, a rozpętaniu przez nich wojny wojną totalną.
Powinni dobrze wiedzieć, że w dobie Marszałka Kim Dzong Una, najwybitniejszego dowódcy w historii, wszystko jest inaczej, niż kiedyś w przeszłości. Wrogie siły wyraźnie uświadomią sobie żelazną wolę, bezkonkurencyjny hart i nadzwyczajny zapał dowódcy Góry Paektu, do udowodnienia, że ziemia nie może istnieć bez Songun Korei.
Nadszedł czas ostatecznej bitwy na śmierć i życie.
Rząd, partie polityczne i organizacje z KRLD, odzwierciedlając ostateczną decyzję podjętą przez Kim Dzong Una podczas spotkania operacyjnego Naczelnego Dowództwa KAL i zgodną wolę całego ludu KRLD, którzy czekają tylko na jego ostateczny rozkaz, uroczyście oświadczają co następuje:
1. Od tej chwili, relacje między Północą, a Południem zostaną wprowadzone w stan wojenny, a wszystkie problemy między Północą, a Południem będą rozpatrywane zgodnie z wojennymi przepisami.Stan ani pokoju, ani wojny właśnie zakończył się na Półwyspie Koreańskim.Rewolucyjne siły zbrojne KRLD rozpoczynają działania rzeczywistej wojny, gdyż między koreańskie stosunki naturalnie weszły w stan wojny.Zatem, KRLD natychmiast ukarze każdą, nawet najmniejszą prowokację godzącą w jej godność i suwerenność, poprzez zdecydowane i bezlitosne działania fizyczne, bez żadnego uprzedzenia.
2. Jeśli USA i południowokoreańska grupa marionetek dokona militarnej prowokacji dla wywołania wojny przeciwko KRLD na jakimkolwiek obszarze, nie wyłączając pięciu wysp na Zachodnim Morzu Korei, lub w strefie wzdłuż demarkacyjnej linii wojskowej, nie ograniczy się ona tylko do lokalnej wojny, ale rozwinie ją do wojny totalnej, wojny nuklearnej.Oczywistym jest, że każdy konflikt zbrojny na Półwyspie Koreańskim doprowadzi do wojny totalnej, wojny nuklearnej, gdyż nawet amerykańskie bombowce strategiczne, wyposażone w broń nuklearną, stacjonujące w bazach wojskowych na Pacyfiku, w tymHawajach i Guam, oraz na kontynencie amerykańskim, latają nad Koreą Południową i biorą udział w szalonych, skierowanych przeciwko KRLD, ruchach na rzecz wojny nuklearnej.
Pierwsze uderzenie rewolucyjnych sił zbrojnych KRLD wysadzi amerykańskie bazy agresji na kontynencie, oraz na Pacyfiku, w tym Hawajach i Guam, oraz nie ograniczy się tylko do ich baz w Korei Południowej, ale również marionetkowe instytucje władzy, w tymChongwadae i marionetkowa armia, zostaną zamienione w popiół, nie mówiąc już o agresorach i prowokatorach.
3. KRLD nigdy nie przegapi złotej szansy na ostateczne zwycięstwo w wielkiej wojnie o zjednoczenie narodu.
Ta wojna nie będzie trzydniowa, a błyskawiczna, podczas której KAL zajmie wszystkie obszary Korei Południowej, w tym Wyspę Jeju, za jednym uderzeniem, nie dając USA i marionetkowym południowokoreańskim podżegaczom wojennym czasu do namysłu, a trójwymiarowa wojna będzie toczyć się w powietrzu, na ziemi i morzu, oraz na linii frontu i na tyłach.
Ta święta wojna o sprawiedliwość będzie ogólnonarodowa, będzie ludowym oporem w którym wezmą udział Koreańczycy z Północy, z Południa i z zagranicy i w którym zdrajcy narodu, w tym ohydni maniacy konfrontacji, podżegacze wojenni i szumowiny zostaną bezlitośnie zmieceni z powierzchni ziemi.
Żadna siła na ziemi nie może złamać woli ludu KRLD w słusznej wielkiej wojnie o zjednoczenie narodu, oraz wszystkich innych Koreańczyków i ich obezwładniającej potęgi.
Trzymając się wysokich wartości niezrównanie wielkich ludzi Góry Paektu, Koreańczycydają upust tłumionej niechęci i realizują swoje długo oczekiwane pragnienia, aby przynieść jasny dzień narodowego zjednoczenia i zbudować największą potęgę na ziemi, bez żadnej porażki.
No i fajnie.
Czy ja mogę dalej zostać właścicielem _moich_ śmieci i dalej poprosić firmę „Bracia Strach” (rzetelna firma) o wywożenie _moich_ śmieci na składowisko, gdzie będą składowane obok _moich_ śmieci, które tam zawieźli przez ostatnie lata i za składowanie których już zapłaciłem?

Ta ustawa narusza konstytucyjne prawo własności (do śmieci, ale te śmieci są moje), ta propozycja rządu ingeruje w swobodę zawierania umów.

Jakim prawie odbiera się mi moją własność? Jakim prawem narzuca się na mnie kolejne, duże, obowiązkowe opłaty za usługi, których nie chcę, nie zamawiałem, już wiem, że będą gorsze? Jakim prawem ingeruje się w dobrze działający, konkurencyjny rynek („Bracia Strach” nie są jedyni w moim mieście – mam wybór, są też tańsi, ale ja lubię tych), co więcej – niszczy się ten rynek, niszczy się tą branżę.

Co jeszcze w tym kraju spieprzą rządy PO? Gdzie jeszcze wprowadzą ohydną regulacje, okropny socjalizm. Mówili, że są gospodarczymi liberałami a teraz co robią?

Jak mogę się zbuntować, jak mogę powiedzieć, że się nie zgadzam, co mogę zrobić?

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
śmieci,
wywóz śmieci

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ta ustawa narusza konstytucyjne prawo własności (do śmieci, ale te śmieci są moje), ta propozycja rządu ingeruje w swobodę zawierania umów.

Jakim prawie odbiera się mi moją własność? Jakim prawem narzuca się na mnie kolejne, duże, obowiązkowe opłaty za usługi, których nie chcę, nie zamawiałem, już wiem, że będą gorsze? Jakim prawem ingeruje się w dobrze działający, konkurencyjny rynek („Bracia Strach” nie są jedyni w moim mieście – mam wybór, są też tańsi, ale ja lubię tych), co więcej – niszczy się ten rynek, niszczy się tą branżę.

Co jeszcze w tym kraju spieprzą rządy PO? Gdzie jeszcze wprowadzą ohydną regulacje, okropny socjalizm. Mówili, że są gospodarczymi liberałami a teraz co robią?

Jak mogę się zbuntować, jak mogę powiedzieć, że się nie zgadzam, co mogę zrobić?

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
śmieci,
wywóz śmieci

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Jakim prawie odbiera się mi moją własność? Jakim prawem narzuca się na mnie kolejne, duże, obowiązkowe opłaty za usługi, których nie chcę, nie zamawiałem, już wiem, że będą gorsze? Jakim prawem ingeruje się w dobrze działający, konkurencyjny rynek („Bracia Strach” nie są jedyni w moim mieście – mam wybór, są też tańsi, ale ja lubię tych), co więcej – niszczy się ten rynek, niszczy się tą branżę.

Co jeszcze w tym kraju spieprzą rządy PO? Gdzie jeszcze wprowadzą ohydną regulacje, okropny socjalizm. Mówili, że są gospodarczymi liberałami a teraz co robią?

Jak mogę się zbuntować, jak mogę powiedzieć, że się nie zgadzam, co mogę zrobić?

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
śmieci,
wywóz śmieci

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Co jeszcze w tym kraju spieprzą rządy PO? Gdzie jeszcze wprowadzą ohydną regulacje, okropny socjalizm. Mówili, że są gospodarczymi liberałami a teraz co robią?

Jak mogę się zbuntować, jak mogę powiedzieć, że się nie zgadzam, co mogę zrobić?

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
śmieci,
wywóz śmieci

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Jak mogę się zbuntować, jak mogę powiedzieć, że się nie zgadzam, co mogę zrobić?

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
śmieci,
wywóz śmieci

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Bóg się objawia i cały czas widać w świecie jego cechy: potęgę i bóstwo. Obserwując wszechświat można uświadomić sobie jak wielkie są Jego dzieła a zastanawiając się nad tym wykrętem jest zaprzeczanie Jego istnieniu. A mimo to są ludzie trwający w zakłamaniu i na nich ujawnia się gniew Boży poprzez ich nieprawość.

Przez to, że ludzie ci rozpoznali Boga ale nie oddali mu czci jako Stwórcy Bóg zaciemnił ich umysły i wydał na pastwę nic nie znaczącego rozumu. Myśląc, że są niesłychanie mądrzy w rzeczywistości stali się głupcami chwaląc się i ciesząc ze swych dzieł.

Dlatego Bóg sprawił, że kierują się własnymi żądzami; że żyją w sposób nie szanujący i niszczący ich własne ciała. Między innymi dziwactwami i wynaturzeniami zaczęły uprawiam i promować homoseksualizm sami ponosząc zapłatę, czy poprzez choroby swych ciał, czy też niszczenie wszelkich relacji społecznych.

Ich pokręcony rozum sprawił, że czynią rzeczy złe: są chciwi i kłamliwi, propagują bezbożność, ateizm, agnostycyzm i różne demoniczne religie wschodu. Zazdroszczą, zabijają, korumpują, promując chciwość i podstępnie walczą o władzę a wszystko to w swojej pysze i zuchwałości, braku poszanowania dla innych, dla zwyczajów i tradycji, wykorzystując wszystkie swoje zdolności do złego.

Oni to, czując że przed Bogiem mają przechlapane nie tylko sami tak czynią ale również pochwalają i zachęcają innych by też tak czynili.
Przez to, że ludzie ci rozpoznali Boga ale nie oddali mu czci jako Stwórcy Bóg zaciemnił ich umysły i wydał na pastwę nic nie znaczącego rozumu. Myśląc, że są niesłychanie mądrzy w rzeczywistości stali się głupcami chwaląc się i ciesząc ze swych dzieł.

Dlatego Bóg sprawił, że kierują się własnymi żądzami; że żyją w sposób nie szanujący i niszczący ich własne ciała. Między innymi dziwactwami i wynaturzeniami zaczęły uprawiam i promować homoseksualizm sami ponosząc zapłatę, czy poprzez choroby swych ciał, czy też niszczenie wszelkich relacji społecznych.

Ich pokręcony rozum sprawił, że czynią rzeczy złe: są chciwi i kłamliwi, propagują bezbożność, ateizm, agnostycyzm i różne demoniczne religie wschodu. Zazdroszczą, zabijają, korumpują, promując chciwość i podstępnie walczą o władzę a wszystko to w swojej pysze i zuchwałości, braku poszanowania dla innych, dla zwyczajów i tradycji, wykorzystując wszystkie swoje zdolności do złego.

Oni to, czując że przed Bogiem mają przechlapane nie tylko sami tak czynią ale również pochwalają i zachęcają innych by też tak czynili.
Dlatego Bóg sprawił, że kierują się własnymi żądzami; że żyją w sposób nie szanujący i niszczący ich własne ciała. Między innymi dziwactwami i wynaturzeniami zaczęły uprawiam i promować homoseksualizm sami ponosząc zapłatę, czy poprzez choroby swych ciał, czy też niszczenie wszelkich relacji społecznych.

Ich pokręcony rozum sprawił, że czynią rzeczy złe: są chciwi i kłamliwi, propagują bezbożność, ateizm, agnostycyzm i różne demoniczne religie wschodu. Zazdroszczą, zabijają, korumpują, promując chciwość i podstępnie walczą o władzę a wszystko to w swojej pysze i zuchwałości, braku poszanowania dla innych, dla zwyczajów i tradycji, wykorzystując wszystkie swoje zdolności do złego.

Oni to, czując że przed Bogiem mają przechlapane nie tylko sami tak czynią ale również pochwalają i zachęcają innych by też tak czynili.
Ich pokręcony rozum sprawił, że czynią rzeczy złe: są chciwi i kłamliwi, propagują bezbożność, ateizm, agnostycyzm i różne demoniczne religie wschodu. Zazdroszczą, zabijają, korumpują, promując chciwość i podstępnie walczą o władzę a wszystko to w swojej pysze i zuchwałości, braku poszanowania dla innych, dla zwyczajów i tradycji, wykorzystując wszystkie swoje zdolności do złego.

Oni to, czując że przed Bogiem mają przechlapane nie tylko sami tak czynią ale również pochwalają i zachęcają innych by też tak czynili.
Oni to, czując że przed Bogiem mają przechlapane nie tylko sami tak czynią ale również pochwalają i zachęcają innych by też tak czynili.
A teraz tekst w oryginale:

List do Rzymian, rodział 1, wersety od 18, przekład Biblii Tysiąclecia

Albowiem gniew Boży ujawnia się z nieba na wszelką bezbożność i nieprawość tych ludzi, którzy przez nieprawość nakładają prawdzie pęta. To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił.

Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy.

Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów.
Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen.

Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.

A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.

Kategorie:
obserwator, etyka, _blog

Słowa kluczowe:
etyka,
List do Rzymian,
parafraza Listu do Rzymian,
homoseksualizm,
rz1,
rz1:18

Komentarze: (5)

anonim,

August 21, 2015 20:07

Skomentuj komentarz

Dziś kolejna wersja:Od zawsze, przez stworzony świat ludzie mogą poznać cechy niewidzialnego Boga Stwórcy. Jego wieczność, moc, bóstwo są we wszechświecie widoczne, więc nie można powiedzieć, że Boga nie ma.Są jednak ludzie, którzy nie akceptują tej widocznej prawdy. Ludzie ci, choć poznali Boga nie chwalą go jako Stwórcy, ani nie są mu za nic wdzięczni. Zgłupieli, zaciemniły się myśli w ich rozmach, uważając, że są mądrzy okazali się być głupcami i zamiast oddawać cześć wiecznemu Bogu chwalą stworzenie, zachwycają się materią, radują odkryciami naukowymi, zdobyczami technologicznymi, pokładają ufność w ludziach i ludzkości.A Bóg wydał ich ich własnym pożądaniom i namiętnością, tak że czynią rzeczy przeciwne naturze: w szczególności mężczyźni współżyją z mężczyznami, ale nie tylko bo za dobry uważają nierząd, przewrotność, chciwość i złośliwość. Pełni są chorych ambicji i zazdrości, niszczą innych ludzi, prowadzą wojny i spory, używają manipulacji i podstępu wynoszą się nad innych nie mając miłości ani miłosierdzia.Wiedzą, że Bóg takie rzeczy karze ale nie tylko w tych uczynkach trwają ale też propagują je uważając za dobre.

wojtek,

June 1, 2020 13:27

Skomentuj komentarz

Maj, 2020, w ramach PP+ powstają kolejne parafrazy.
Magda:
Gniew Boży objawia się z nieba, bo ludzie bezprawnie fałszują prawdę. To, co można wiedzieć o Bogu, jest dla nich widoczne, bo Bóg uczynił to widocznym. Od ustanowienia świata, Jego niewidzialna moc i boska natura mogą być zrozumiane przez to, co Stworzył, tak iż nic nie mają na swoją obronę. Nie oddali Mu chwały i nie podziękowali Mu, bo znikczemnieli w swoim myśleniu, a ich życie wewnętrzne było ciemnością. Hołdując swoją mądrość, stali się głupcami. Zmienili chwałę niezniszczalnego Boga na upodobanie nietrwałego człowieka oraz zwierząt. Przez pożądliwość ich wnętrz, Bóg wydał ich ciała na nieczystość i hańbę. Bóg naprawdę jest godny pochwały, a ludzie obrali za kult stworzenie, bo zmienili Bożą rzeczywistość na kłamstwo. Mężczyźni i kobiety opanowani przez swoje ohydne namiętności, używali swoich ciał wbrew naturze. Bóg wydał ich na pastwę ich niezdatnego do osądu rozumu. Będąc napełnieni wszelką nieprawością, robili to, co nie wypada, wiedząc, że ci co tak robią, godni są śmierci.
* * * * * *
Monika:
Niewiara, niesprawiedliwość, powstrzymywanie i ukrywanie prawdy.Gniew Boga jest przeciwko temu.Jest to jasne, bo On to objawił.Otwórz oczy i zobacz!Od samego początku, gdy stworzył światWidoczna jest Jego moc i boska natura.Ludzie (zamiast Go uwielbić) stali się próżni,Zamiast być wdzięczni, wyparli się Go.Dlatego Bóg ujawnił pożądliwości,Nieczystości serca i ciała.Kobieta nie wiedziała jak być kobietą,A mężczyzna mężczyzną.Człowiek człowiekiem,A stworzenie stworzeniem.Doskonale wiedzieli, że zasłużyli na śmierćAle zamienili Prawdę na kłamstwo.* * * * * * 
Kuba
Bóg wyraża swój gniew (z nieba) przeciwko grzechowi; bezbożności i niesprawiedliwości ludzi, którzy zagłuszają i zatrzymują prawdę, a przecież Bóg, swoją nieskończoną moc i boskość pokazał im przez to co stworzył więc to co można wiedzieć o Bogu już od początku stworzonego przez Niego świata, jest widoczne (nie zakryte), stąd ludzie nie mają żadnej wymówki. Dlatego, że poznali Boga, a mimo to nie oddali mu należnej chwały i czci i nie dziękowali mu (a przecież On ich i wszystko inne stworzył), a ich myśli stały się zarozumiałe, mnożąc wątpliwości stali się w końcu niezdolni do trafnego osądu, przez co ich niepojętne serce zostało zamroczone. Uważając się za mądrych, stali się głupimi. Dodatkowo zamienili chwałę nieśmiertelnego Boga na podobizny i obrazy tego co stworzone i śmiertelne. A ponieważ zamienili prawdę w kłamstwo, to przez ich pożądliwe serca, Bóg przeznaczył ich dla nieczystości, aby poniżali swoje ciała i byli pod panowaniem swoich własnych namiętności. W konsekwencji zarówno kobiety, jak i mężczyźni, pobudzeni przez swoje żądze, zamienili naturalne pożycie, na bezwstydne, nienaturalne namiętności wobec tej samej płci, i za to zboczenie odbierają (na sobie) należną zapłatę. A skoro nie chcieli lepiej poznać Boga, to On zostawił ich pod kierownictwem ich bezrozumnego myślenia, by robili to co nieprzyzwoite. A cechuje ich: niesprawiedliwość, nierząd, podłość, chciwość, złość, zazdrość, żądza mordu, kłótliwość, podstęp, złośliwość. Są oni plotkarzami, oszustami, nienawidzącymi Boga, bezczelni, zarozumiali, wymyślający złe rzeczy, nieposłuszni rodzicom, nierozgarnięci, niesumienni, nieczuli, bezlitośni. Ci ludzie poznali słuszny wyrok Boga i zasługują na śmierć ponieważ robią te rzeczy, co więcej pochwalają tych, którzy postępują podobnie.

wojtek,

June 1, 2020 14:26

Skomentuj komentarz

W maju 2020 piszę to tak:
Czy wiecie, że to co o Bogu wiedzieć można jawne jest wśród ludzi, tak że nie mogą się wymówić, że niby o Nim nie wiedzieli. Otóż niewidzialna Jego moc, i chwała widoczne są w Jego stworzeniu. Ale ponieważ nie oddali Stwórcy chwały, ani mu nie dziękowali to znikczemnieli w swych zamysłach i bezrozumne stało się ich serce. Podając się za mądrych zgłupieli i oddają cześć stworzeniu zamiast Bogu. W efekcie tego żyją wg. swoich żądz ostro grzesząc i sami na sobie ponosząc karę za swe grzechy.

wojtek,

October 22, 2020 12:31

Skomentuj komentarz

Pod koniec księgi Objawienia (ale nie na końcu, dokładnie 20:11) mamy takie piękne przedstawienie: Pokazany jest gdzieś wielki biały tron i widać, że siedzi na nim Bóg, od którego oblicza wcześniej ucieknie ziemia i niebo, i nie będzie dla nich miejsca (mimo iż to On niebo i ziemię na początku stworzył). Przed tronem tym będą stali umarli, mali i wielcy, bo będą stali przed Bogiem. Z archiwów zostaną przyniesione notatki, zapiski, nagrania i wszyscy umarli zostaną osądzenie według swoich czynów.W podobny sposób zostaną osądzeni ci, którzy pogrzebani są w morzu, którzy przebywają w hadesie (hebr. szeol) bo każdy musi być osądzony według swoich czynów. Ale w trakcie tego sądu dostępny jest  jeszcze inny spis, spis zwany Księgą Życia. Jest on o tyle ważny, bo każdy kogo imię nie jest zapisane w tym spisie ląduje w jeziorze ognia, które tu przedstawione jest jako śmierć druga.No i teraz lepiej się zastanowić: czy moje imię zapisane jest w Księdze Życia? Jak to sprawdzić? Kto tam zapisuje, a kto wykreśla? Wg. jakiej zasady mogę się tam dopisać? A czy Pan Jezus, który tak uroczyście zapewniał o życiu (J5:24) ma coś z tym wspólnego czy też to tylko jakaś bajka?

wojtek,

February 8, 2021 17:10

Skomentuj komentarz

Zadanie domowe:
Jest taki kawałek w Liście do EfezjanEf 4:17-19 TPNT(17) To więc mówię i świadczę w Panu, abyście już więcej nie postępowali tak, jak pozostali poganie postępują, w próżności swojego umysłu, (18) Ludzie, którzy mają swoje myśli pogrążone w ciemności, będący obcy wobec życia Bożego z powodu niewiedzy będącej w nich, przez zatwardziałość ich serca, (19) Którzy stali się nieczuli, samych siebie oddali rozpuście, czyniąc wszelką nieczystość z butną chciwością.
Pytanie: do którego przeczytanego kawałka Listu do Rzymian najbardziej on pasuje? Przeczytaliśmy dopiero 5 rozdziałów, przypomnijcie robie i może gdzieś, tak jak puzzel zaskoczy.

Skomentuj notkę
Albowiem gniew Boży ujawnia się z nieba na wszelką bezbożność i nieprawość tych ludzi, którzy przez nieprawość nakładają prawdzie pęta. To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił.

Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy.

Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów.
Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen.

Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.

A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.
Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy.

Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów.
Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen.

Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.

A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.
Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów.
Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen.

Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.

A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.
Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen.

Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.

A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.
Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.

A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.
A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.
Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.
Maj, 2020, w ramach PP+ powstają kolejne parafrazy.
Magda:
Gniew Boży objawia się z nieba, bo ludzie bezprawnie fałszują prawdę. To, co można wiedzieć o Bogu, jest dla nich widoczne, bo Bóg uczynił to widocznym. Od ustanowienia świata, Jego niewidzialna moc i boska natura mogą być zrozumiane przez to, co Stworzył, tak iż nic nie mają na swoją obronę. Nie oddali Mu chwały i nie podziękowali Mu, bo znikczemnieli w swoim myśleniu, a ich życie wewnętrzne było ciemnością. Hołdując swoją mądrość, stali się głupcami. Zmienili chwałę niezniszczalnego Boga na upodobanie nietrwałego człowieka oraz zwierząt. Przez pożądliwość ich wnętrz, Bóg wydał ich ciała na nieczystość i hańbę. Bóg naprawdę jest godny pochwały, a ludzie obrali za kult stworzenie, bo zmienili Bożą rzeczywistość na kłamstwo. Mężczyźni i kobiety opanowani przez swoje ohydne namiętności, używali swoich ciał wbrew naturze. Bóg wydał ich na pastwę ich niezdatnego do osądu rozumu. Będąc napełnieni wszelką nieprawością, robili to, co nie wypada, wiedząc, że ci co tak robią, godni są śmierci.
* * * * * *
Monika:
Niewiara, niesprawiedliwość, powstrzymywanie i ukrywanie prawdy.Gniew Boga jest przeciwko temu.Jest to jasne, bo On to objawił.Otwórz oczy i zobacz!Od samego początku, gdy stworzył światWidoczna jest Jego moc i boska natura.Ludzie (zamiast Go uwielbić) stali się próżni,Zamiast być wdzięczni, wyparli się Go.Dlatego Bóg ujawnił pożądliwości,Nieczystości serca i ciała.Kobieta nie wiedziała jak być kobietą,A mężczyzna mężczyzną.Człowiek człowiekiem,A stworzenie stworzeniem.Doskonale wiedzieli, że zasłużyli na śmierćAle zamienili Prawdę na kłamstwo.* * * * * *
Kuba
Bóg wyraża swój gniew (z nieba) przeciwko grzechowi; bezbożności i niesprawiedliwości ludzi, którzy zagłuszają i zatrzymują prawdę, a przecież Bóg, swoją nieskończoną moc i boskość pokazał im przez to co stworzył więc to co można wiedzieć o Bogu już od początku stworzonego przez Niego świata, jest widoczne (nie zakryte), stąd ludzie nie mają żadnej wymówki. Dlatego, że poznali Boga, a mimo to nie oddali mu należnej chwały i czci i nie dziękowali mu (a przecież On ich i wszystko inne stworzył), a ich myśli stały się zarozumiałe, mnożąc wątpliwości stali się w końcu niezdolni do trafnego osądu, przez co ich niepojętne serce zostało zamroczone. Uważając się za mądrych, stali się głupimi. Dodatkowo zamienili chwałę nieśmiertelnego Boga na podobizny i obrazy tego co stworzone i śmiertelne. A ponieważ zamienili prawdę w kłamstwo, to przez ich pożądliwe serca, Bóg przeznaczył ich dla nieczystości, aby poniżali swoje ciała i byli pod panowaniem swoich własnych namiętności. W konsekwencji zarówno kobiety, jak i mężczyźni, pobudzeni przez swoje żądze, zamienili naturalne pożycie, na bezwstydne, nienaturalne namiętności wobec tej samej płci, i za to zboczenie odbierają (na sobie) należną zapłatę. A skoro nie chcieli lepiej poznać Boga, to On zostawił ich pod kierownictwem ich bezrozumnego myślenia, by robili to co nieprzyzwoite. A cechuje ich: niesprawiedliwość, nierząd, podłość, chciwość, złość, zazdrość, żądza mordu, kłótliwość, podstęp, złośliwość. Są oni plotkarzami, oszustami, nienawidzącymi Boga, bezczelni, zarozumiali, wymyślający złe rzeczy, nieposłuszni rodzicom, nierozgarnięci, niesumienni, nieczuli, bezlitośni. Ci ludzie poznali słuszny wyrok Boga i zasługują na śmierć ponieważ robią te rzeczy, co więcej pochwalają tych, którzy postępują podobnie.
W maju 2020 piszę to tak:
Czy wiecie, że to co o Bogu wiedzieć można jawne jest wśród ludzi, tak że nie mogą się wymówić, że niby o Nim nie wiedzieli. Otóż niewidzialna Jego moc, i chwała widoczne są w Jego stworzeniu. Ale ponieważ nie oddali Stwórcy chwały, ani mu nie dziękowali to znikczemnieli w swych zamysłach i bezrozumne stało się ich serce. Podając się za mądrych zgłupieli i oddają cześć stworzeniu zamiast Bogu. W efekcie tego żyją wg. swoich żądz ostro grzesząc i sami na sobie ponosząc karę za swe grzechy.
Pod koniec księgi Objawienia (ale nie na końcu, dokładnie 20:11) mamy takie piękne przedstawienie: Pokazany jest gdzieś wielki biały tron i widać, że siedzi na nim Bóg, od którego oblicza wcześniej ucieknie ziemia i niebo, i nie będzie dla nich miejsca (mimo iż to On niebo i ziemię na początku stworzył). Przed tronem tym będą stali umarli, mali i wielcy, bo będą stali przed Bogiem. Z archiwów zostaną przyniesione notatki, zapiski, nagrania i wszyscy umarli zostaną osądzenie według swoich czynów.W podobny sposób zostaną osądzeni ci, którzy pogrzebani są w morzu, którzy przebywają w hadesie (hebr. szeol) bo każdy musi być osądzony według swoich czynów. Ale w trakcie tego sądu dostępny jest  jeszcze inny spis, spis zwany Księgą Życia. Jest on o tyle ważny, bo każdy kogo imię nie jest zapisane w tym spisie ląduje w jeziorze ognia, które tu przedstawione jest jako śmierć druga.No i teraz lepiej się zastanowić: czy moje imię zapisane jest w Księdze Życia? Jak to sprawdzić? Kto tam zapisuje, a kto wykreśla? Wg. jakiej zasady mogę się tam dopisać? A czy Pan Jezus, który tak uroczyście zapewniał o życiu (J5:24) ma coś z tym wspólnego czy też to tylko jakaś bajka?
Zadanie domowe:
Jest taki kawałek w Liście do EfezjanEf 4:17-19 TPNT(17) To więc mówię i świadczę w Panu, abyście już więcej nie postępowali tak, jak pozostali poganie postępują, w próżności swojego umysłu, (18) Ludzie, którzy mają swoje myśli pogrążone w ciemności, będący obcy wobec życia Bożego z powodu niewiedzy będącej w nich, przez zatwardziałość ich serca, (19) Którzy stali się nieczuli, samych siebie oddali rozpuście, czyniąc wszelką nieczystość z butną chciwością.
Pytanie: do którego przeczytanego kawałka Listu do Rzymian najbardziej on pasuje? Przeczytaliśmy dopiero 5 rozdziałów, przypomnijcie robie i może gdzieś, tak jak puzzel zaskoczy.
Staroświecka edukacja robi krzywdę dzieciom. Na szczęście rewolucja robi swoje.

1950 r.
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. Wycięcie tego drzewa kosztowało go 4/5 tej kwoty. Ile zarobił drwal?

1980 r.
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. Wycięcie drewna kosztowało go 4/5 tej kwoty – czyli 80 złotych. Ile zarobił drwal?

2000 r.
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. Wycięcie drewna kosztowało go 4/5 tej kwoty, czyli 80 złotych. Zarobił 20 złotych. Zakreśl liczbę 20.

2012 r. (tylko dla zainteresowanych)
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. W tym celu musiał wyciąć kilka starych drzew. Podzielcie się na grupy i odegrajcie krótkie przedstawienie w którym postarajcie się przedstawić jak w tej sytuacji czuły się biedne zwierzątka leśne i rośliny. Przekonajcie widza, jak bardzo niekorzystne dla środowiska jest wycinanie starych drzew.

2013 r.
Drwal sprzedał drewno za 100zł. Pokoloruj drwala.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
drwal,
edukacja,
szkoła

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
1950 r.
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. Wycięcie tego drzewa kosztowało go 4/5 tej kwoty. Ile zarobił drwal?

1980 r.
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. Wycięcie drewna kosztowało go 4/5 tej kwoty – czyli 80 złotych. Ile zarobił drwal?

2000 r.
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. Wycięcie drewna kosztowało go 4/5 tej kwoty, czyli 80 złotych. Zarobił 20 złotych. Zakreśl liczbę 20.

2012 r. (tylko dla zainteresowanych)
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. W tym celu musiał wyciąć kilka starych drzew. Podzielcie się na grupy i odegrajcie krótkie przedstawienie w którym postarajcie się przedstawić jak w tej sytuacji czuły się biedne zwierzątka leśne i rośliny. Przekonajcie widza, jak bardzo niekorzystne dla środowiska jest wycinanie starych drzew.

2013 r.
Drwal sprzedał drewno za 100zł. Pokoloruj drwala.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
drwal,
edukacja,
szkoła

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. Wycięcie tego drzewa kosztowało go 4/5 tej kwoty. Ile zarobił drwal?

1980 r.
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. Wycięcie drewna kosztowało go 4/5 tej kwoty – czyli 80 złotych. Ile zarobił drwal?

2000 r.
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. Wycięcie drewna kosztowało go 4/5 tej kwoty, czyli 80 złotych. Zarobił 20 złotych. Zakreśl liczbę 20.

2012 r. (tylko dla zainteresowanych)
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. W tym celu musiał wyciąć kilka starych drzew. Podzielcie się na grupy i odegrajcie krótkie przedstawienie w którym postarajcie się przedstawić jak w tej sytuacji czuły się biedne zwierzątka leśne i rośliny. Przekonajcie widza, jak bardzo niekorzystne dla środowiska jest wycinanie starych drzew.

2013 r.
Drwal sprzedał drewno za 100zł. Pokoloruj drwala.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
drwal,
edukacja,
szkoła

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
1980 r.
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. Wycięcie drewna kosztowało go 4/5 tej kwoty – czyli 80 złotych. Ile zarobił drwal?

2000 r.
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. Wycięcie drewna kosztowało go 4/5 tej kwoty, czyli 80 złotych. Zarobił 20 złotych. Zakreśl liczbę 20.

2012 r. (tylko dla zainteresowanych)
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. W tym celu musiał wyciąć kilka starych drzew. Podzielcie się na grupy i odegrajcie krótkie przedstawienie w którym postarajcie się przedstawić jak w tej sytuacji czuły się biedne zwierzątka leśne i rośliny. Przekonajcie widza, jak bardzo niekorzystne dla środowiska jest wycinanie starych drzew.

2013 r.
Drwal sprzedał drewno za 100zł. Pokoloruj drwala.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
drwal,
edukacja,
szkoła

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. Wycięcie drewna kosztowało go 4/5 tej kwoty – czyli 80 złotych. Ile zarobił drwal?

2000 r.
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. Wycięcie drewna kosztowało go 4/5 tej kwoty, czyli 80 złotych. Zarobił 20 złotych. Zakreśl liczbę 20.

2012 r. (tylko dla zainteresowanych)
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. W tym celu musiał wyciąć kilka starych drzew. Podzielcie się na grupy i odegrajcie krótkie przedstawienie w którym postarajcie się przedstawić jak w tej sytuacji czuły się biedne zwierzątka leśne i rośliny. Przekonajcie widza, jak bardzo niekorzystne dla środowiska jest wycinanie starych drzew.

2013 r.
Drwal sprzedał drewno za 100zł. Pokoloruj drwala.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
drwal,
edukacja,
szkoła

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
2000 r.
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. Wycięcie drewna kosztowało go 4/5 tej kwoty, czyli 80 złotych. Zarobił 20 złotych. Zakreśl liczbę 20.

2012 r. (tylko dla zainteresowanych)
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. W tym celu musiał wyciąć kilka starych drzew. Podzielcie się na grupy i odegrajcie krótkie przedstawienie w którym postarajcie się przedstawić jak w tej sytuacji czuły się biedne zwierzątka leśne i rośliny. Przekonajcie widza, jak bardzo niekorzystne dla środowiska jest wycinanie starych drzew.

2013 r.
Drwal sprzedał drewno za 100zł. Pokoloruj drwala.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
drwal,
edukacja,
szkoła

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. Wycięcie drewna kosztowało go 4/5 tej kwoty, czyli 80 złotych. Zarobił 20 złotych. Zakreśl liczbę 20.

2012 r. (tylko dla zainteresowanych)
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. W tym celu musiał wyciąć kilka starych drzew. Podzielcie się na grupy i odegrajcie krótkie przedstawienie w którym postarajcie się przedstawić jak w tej sytuacji czuły się biedne zwierzątka leśne i rośliny. Przekonajcie widza, jak bardzo niekorzystne dla środowiska jest wycinanie starych drzew.

2013 r.
Drwal sprzedał drewno za 100zł. Pokoloruj drwala.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
drwal,
edukacja,
szkoła

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
2012 r. (tylko dla zainteresowanych)
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. W tym celu musiał wyciąć kilka starych drzew. Podzielcie się na grupy i odegrajcie krótkie przedstawienie w którym postarajcie się przedstawić jak w tej sytuacji czuły się biedne zwierzątka leśne i rośliny. Przekonajcie widza, jak bardzo niekorzystne dla środowiska jest wycinanie starych drzew.

2013 r.
Drwal sprzedał drewno za 100zł. Pokoloruj drwala.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
drwal,
edukacja,
szkoła

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Drwal sprzedał drewno za 100 złotych. W tym celu musiał wyciąć kilka starych drzew. Podzielcie się na grupy i odegrajcie krótkie przedstawienie w którym postarajcie się przedstawić jak w tej sytuacji czuły się biedne zwierzątka leśne i rośliny. Przekonajcie widza, jak bardzo niekorzystne dla środowiska jest wycinanie starych drzew.

2013 r.
Drwal sprzedał drewno za 100zł. Pokoloruj drwala.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
drwal,
edukacja,
szkoła

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
2013 r.
Drwal sprzedał drewno za 100zł. Pokoloruj drwala.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
drwal,
edukacja,
szkoła

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Drwal sprzedał drewno za 100zł. Pokoloruj drwala.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
drwal,
edukacja,
szkoła

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W radio wysłuchałem reklamy sugerującej, że dzieci w wieku lat 6, zadając trudne pytania (dlaczego koło się kręci?) są przed rodziców ignorowani, rodzice są niekompetentni, nie mają czasu i tak ogólnie, te dzieci są przeszkodą w ich (rodziców) dobre zabawie. I dlatego dziecko ma iść do szkoły, aby się mogło dobrze rozwijać, bo tylko szkoła…

I to za pieniądze publiczne! Wkurza mnie to, bo niby dlaczego państwo ma prawo ingerować w rodzinę? Przecież zdobycz cywilizacji, może po części socjalizmu (choć to nie prawda) jaką jest powszechność nauczania ma być prawem a nie obowiązkiem.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
szkoła,
6-latki,
rodzina

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
I to za pieniądze publiczne! Wkurza mnie to, bo niby dlaczego państwo ma prawo ingerować w rodzinę? Przecież zdobycz cywilizacji, może po części socjalizmu (choć to nie prawda) jaką jest powszechność nauczania ma być prawem a nie obowiązkiem.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
szkoła,
6-latki,
rodzina

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W dzieciństwie (PRL czasów Gierka) dorośli wokoło mnie przekonani byli, że Polska dokłada do ZSRR. Ponoć kupowaliśmy wyposażenie do statków, które za grosze sprzedawano na wschód. Szynka była też eksportowana do Rosji, jabłka, ziemniaki też. Eksportowano też węgiel.

W młodości pojechałem na nieco dłużej do Rosji. Nie było już ZSRR ale spotkane osoby przekonane były, że ZSRR się rozpadł bo musiał utrzymywać kraje socjalistyczne. Pieniądze ładowali głównie w Polskę i Węgry i sugerowali, że powinienem być im wdzięczny za bogactwo mojego kraju.

Niedawno mój kolega Niemiec powiedział mi, że gdyby nie UE, a Niemcy w szczególności to nie miałbym takiej pięknej autostrady (na co dzień używam A4) bo to za ich pieniądze zbudowano. Jakoś poczułem się głupio.

Politycy to zawsze potrafią skłócić narody. Potrafią stworzyć napięcia, dawać preteksty do nienawiści a może i wojny. Szkoda. Przypuszczam, że Bogu nie o to chodziło, choć pomieszanie języków to jego robota.

Ot, takie przemyślenia.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
unia europejska,
rwpg

Komentarze: (1)

waldek,

January 31, 2013 22:04

Skomentuj komentarz

a ja słyszałem, że pomieszanie języków to robota kosmitów.Niektórzy sądzą, że do porozumiewania kiedyś nie był potrzebny język. Czasem wydaje mi się to bardziej a czasem mniej prawdopodobne.

Skomentuj notkę
W młodości pojechałem na nieco dłużej do Rosji. Nie było już ZSRR ale spotkane osoby przekonane były, że ZSRR się rozpadł bo musiał utrzymywać kraje socjalistyczne. Pieniądze ładowali głównie w Polskę i Węgry i sugerowali, że powinienem być im wdzięczny za bogactwo mojego kraju.

Niedawno mój kolega Niemiec powiedział mi, że gdyby nie UE, a Niemcy w szczególności to nie miałbym takiej pięknej autostrady (na co dzień używam A4) bo to za ich pieniądze zbudowano. Jakoś poczułem się głupio.

Politycy to zawsze potrafią skłócić narody. Potrafią stworzyć napięcia, dawać preteksty do nienawiści a może i wojny. Szkoda. Przypuszczam, że Bogu nie o to chodziło, choć pomieszanie języków to jego robota.

Ot, takie przemyślenia.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
unia europejska,
rwpg

Komentarze: (1)

waldek,

January 31, 2013 22:04

Skomentuj komentarz

a ja słyszałem, że pomieszanie języków to robota kosmitów.Niektórzy sądzą, że do porozumiewania kiedyś nie był potrzebny język. Czasem wydaje mi się to bardziej a czasem mniej prawdopodobne.

Skomentuj notkę
Niedawno mój kolega Niemiec powiedział mi, że gdyby nie UE, a Niemcy w szczególności to nie miałbym takiej pięknej autostrady (na co dzień używam A4) bo to za ich pieniądze zbudowano. Jakoś poczułem się głupio.

Politycy to zawsze potrafią skłócić narody. Potrafią stworzyć napięcia, dawać preteksty do nienawiści a może i wojny. Szkoda. Przypuszczam, że Bogu nie o to chodziło, choć pomieszanie języków to jego robota.

Ot, takie przemyślenia.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
unia europejska,
rwpg

Komentarze: (1)

waldek,

January 31, 2013 22:04

Skomentuj komentarz

a ja słyszałem, że pomieszanie języków to robota kosmitów.Niektórzy sądzą, że do porozumiewania kiedyś nie był potrzebny język. Czasem wydaje mi się to bardziej a czasem mniej prawdopodobne.

Skomentuj notkę
Politycy to zawsze potrafią skłócić narody. Potrafią stworzyć napięcia, dawać preteksty do nienawiści a może i wojny. Szkoda. Przypuszczam, że Bogu nie o to chodziło, choć pomieszanie języków to jego robota.

Ot, takie przemyślenia.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
unia europejska,
rwpg

Komentarze: (1)

waldek,

January 31, 2013 22:04

Skomentuj komentarz

a ja słyszałem, że pomieszanie języków to robota kosmitów.Niektórzy sądzą, że do porozumiewania kiedyś nie był potrzebny język. Czasem wydaje mi się to bardziej a czasem mniej prawdopodobne.

Skomentuj notkę
Ot, takie przemyślenia.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
unia europejska,
rwpg

Komentarze: (1)

waldek,

January 31, 2013 22:04

Skomentuj komentarz

a ja słyszałem, że pomieszanie języków to robota kosmitów.Niektórzy sądzą, że do porozumiewania kiedyś nie był potrzebny język. Czasem wydaje mi się to bardziej a czasem mniej prawdopodobne.

Skomentuj notkę
Kiedyś to był kapitalizm. Przynajmniej tak mi się zdaje bo kilkukrotnym przeczytaniu „Ziemi Obiecanej” Reymonta i opowiadań o Dzikim Zachodzie. Kto miał kasę budował fabrykę i swoją kasę w tej fabryce ryzykował. Niektórzy mówili, że „ty nie masz nic, ja nie mam nic to możemy zbudować fabrykę” ale mówili tak na początku, po chwili budując już za swoje, i to swoje im się potem spaliło. Banki służyły głównie do wzajemnego rozliczania się, transferu pieniędzy, do pożyczania też – ale wcześniej, aby pożyczyć musiały zebrać depozyty, mieć wkład, a więc znowu kapitał, bo dawniej to był kapitalizm.
A dziś? A. mówi, że mamy „kredytalizm” i to dziwne słowo dość dobrze oddaje współczesny system ekonomiczny bazujący na kredycie a nie na kapitale. Dziś suma bilansowa wielu spółek jest ujemna i nikogo to nie dziwi. Gdy jest lekko dodatnia to jest dobrze, a tylko frajerzy dbają aby była poważnie dodatnia i jakoś powiązana z kapitałem zakładowym. Banki produkują pieniądz, bo za każdy milion lokat mogą udzielić 10 albo i 20 milionów kredytu takim bliskim zera spółkom aby te się kręciły, bo fajnie jest jak się to wszystko kręci, a nie jak jest coś warte. Ale kredytalizm to nie tylko problem przedsiębiorstw. Zanikanie klasy średniej skutkuje brakiem kapitału u obywateli, życiem z dnia na dzień, a młodzi wykształceni szpanują nie posiadaniem (no bo skąd) tylko wykorzystaną zdolnością kredytową. Dziś młody człowiek, 3 lata po studiach musi mieć pięknie wyposażony  dom z zapełnionym podwójnym garażem. Kretytalizm. Tak – kredytalizm to jest to słowo.
Ale jak to wszystko dupnie! No właśnie – jak to wszystko dupnie, to przekonany jestem że silniejsi będą jeszcze silniejsi, a biedny bardziej biedni. Może rzeczywiście w chwili dupnięcia poleje się krew, będzie się dużo działo, bo to zamieszki, kradzieże, rozbój może się przytrafić ale w efekcie bogaci bogatsi będą, bo w Davos spotykają się i gadają o tym jak jeszcze bogatszymi być światem całym, wbrew demokracji rządząc. Tak myślę – i troszkę się boję.
Modlitwa:
Panie Boże – boję się, że to wszystko dupnie i na świecie będzie się źle działo. Z czystego egoizmu, z mojego jamochłoństwa proszę o bezpieczeństwo dla siebie i bliskich. Wierzę, że masz moc zadbać o nas, ale prośbę mam też inną. Jakże by chciał aby wielu poznało Ciebie. Ciebie Stwórcę, który wie jak to wszystko poukładać
Dzisiejsza konferencję będę długo pamiętał. Dla jednego z pomysłów myślę, że załatwimy finansowanie, z drugim pomysłodawcą chętnie pogadam, trzeci wygląda super tylko nie wiem czy to dla mnie. Bardzo to ciekawe było, ale było to inspirujące nie tylko biznesowo.

Oprócz prezentacji pomysłów, sponsora, dyskusji panelowych z wystąpienia dr Marcina dowiedziałem, że zbudowano już drukarki 3D, które potrafią „drukować” ludzkie organy. Pewna grupa Polaków tworzy nawet taką, która będzie mogła drukować białkiem 3D w kosmosie! Za pomocą takich drukarek drukuje się zęby (to jest prawie proste), kawałek tchawicy, a niedługo będzie się drukować całe serce, bo może się zepsuć i wtedy na pewnie przydatne będzie serce nowe, nowowydrukowane.

Aby lepiej sobie takie serce wydrukować powinno się odczytać swój kod genetyczny (koszt: 300$) a po odczytaniu rozzipować i przekompilować (jeszcze +600$) dowiadując się o sobie czegoś więcej. Kim jestem? skąd pochodzę? dokąd zmierzam? to podstawowe pytania ontologii, wielu filozofów i niefilozofów walczyło z nimi przez całe życie a tu proszę – niecały 1000$ i wiadomo coś o rodzicach, o tym co jeść i na co się zachoruje i umrze. Ale żeby życie było aż takie trywialne?

Ale wracając do 3D-drukarek. Ciekaw jestem czy będzie się też dało wydrukować w ten sposób nową duszę. Nie wiem, ale przypuszczam, że zależy to od przestrzeni w której funkcjonuje osoba będąca w potrzebie. Pewnie niektórym wystarczy zwykła drukarka, dwuwymiarowa, płaska, ale dobrej jakości, np. taka którą drukuje się banknoty. Tak – to wystarczy płaskim, ale jak toś ma duszę 3D? Też może bo prototypy już są, i pewnie niedługo będzie można kupić na Allegro porządną amerykańską albo tańszą, chińską podróbę (oczywiście, o ile minister Boni od cyfryzacji nie zabroni, bo coś już wspominał, że na takie drukarki to koncesja gdyż można sobie wydrukować pistolet). Ale co zrobić jak ktoś ma duszę więcej wymiarową? Więcej niż 3D? Niemożliwe! A może jednak?

Z tymi czterema wymiarami to nie żartuję. Wiem, że Bóg może, w procesie odnowienia grzesznego (tfu – co za niemodne słowo!) człowieka uczulić go na więcej niż nasza ortogonalna rzeczywistość 3-wymiara. Przypuszczam, że pewne boże sprawy dzieją się w tych dodatkowych przestrzeniach, z których Jezus przenikał do swych uczniów po zmartwychwstaniu, a w których Bóg już dziś zbudował Nową Jerozolimę, zwymiarowaną w Apokalipsie wektorem jak nic 4-wymiarowym (patrz rozdział 21 i 22).

Wiem że tak jest, i dlatego używając teraz słów rabiego Szawła z Tarsu „zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Bożą.”

To cytat z jego listu do Efezjan (roz. 3) ewidentnie wskazujący na przestrzeń 4-wymiarową. Listu napisanego po grecku i używanymi pojęciami jak nic odnoszący się do „Elementów” Euklidesa, dzieła, które jest podstawą matematyki, wykładanego nam od pierwszej klasy szkoły podstawowej.

No i na koniec drobna doksologia, z tego samego dzieła:
„Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen.”

Amen! Twórzmy dalej takie wspaniałe drukarki! Drukujmy 3D również w kosmosie – zawsze się cieszę gdy polska gospodarka jest innowacyjna.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
techmine,
drukarka 3D,
list do efezjan,
przestrzeń 4D

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Oprócz prezentacji pomysłów, sponsora, dyskusji panelowych z wystąpienia dr Marcina dowiedziałem, że zbudowano już drukarki 3D, które potrafią „drukować” ludzkie organy. Pewna grupa Polaków tworzy nawet taką, która będzie mogła drukować białkiem 3D w kosmosie! Za pomocą takich drukarek drukuje się zęby (to jest prawie proste), kawałek tchawicy, a niedługo będzie się drukować całe serce, bo może się zepsuć i wtedy na pewnie przydatne będzie serce nowe, nowowydrukowane.

Aby lepiej sobie takie serce wydrukować powinno się odczytać swój kod genetyczny (koszt: 300$) a po odczytaniu rozzipować i przekompilować (jeszcze +600$) dowiadując się o sobie czegoś więcej. Kim jestem? skąd pochodzę? dokąd zmierzam? to podstawowe pytania ontologii, wielu filozofów i niefilozofów walczyło z nimi przez całe życie a tu proszę – niecały 1000$ i wiadomo coś o rodzicach, o tym co jeść i na co się zachoruje i umrze. Ale żeby życie było aż takie trywialne?

Ale wracając do 3D-drukarek. Ciekaw jestem czy będzie się też dało wydrukować w ten sposób nową duszę. Nie wiem, ale przypuszczam, że zależy to od przestrzeni w której funkcjonuje osoba będąca w potrzebie. Pewnie niektórym wystarczy zwykła drukarka, dwuwymiarowa, płaska, ale dobrej jakości, np. taka którą drukuje się banknoty. Tak – to wystarczy płaskim, ale jak toś ma duszę 3D? Też może bo prototypy już są, i pewnie niedługo będzie można kupić na Allegro porządną amerykańską albo tańszą, chińską podróbę (oczywiście, o ile minister Boni od cyfryzacji nie zabroni, bo coś już wspominał, że na takie drukarki to koncesja gdyż można sobie wydrukować pistolet). Ale co zrobić jak ktoś ma duszę więcej wymiarową? Więcej niż 3D? Niemożliwe! A może jednak?

Z tymi czterema wymiarami to nie żartuję. Wiem, że Bóg może, w procesie odnowienia grzesznego (tfu – co za niemodne słowo!) człowieka uczulić go na więcej niż nasza ortogonalna rzeczywistość 3-wymiara. Przypuszczam, że pewne boże sprawy dzieją się w tych dodatkowych przestrzeniach, z których Jezus przenikał do swych uczniów po zmartwychwstaniu, a w których Bóg już dziś zbudował Nową Jerozolimę, zwymiarowaną w Apokalipsie wektorem jak nic 4-wymiarowym (patrz rozdział 21 i 22).

Wiem że tak jest, i dlatego używając teraz słów rabiego Szawła z Tarsu „zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Bożą.”

To cytat z jego listu do Efezjan (roz. 3) ewidentnie wskazujący na przestrzeń 4-wymiarową. Listu napisanego po grecku i używanymi pojęciami jak nic odnoszący się do „Elementów” Euklidesa, dzieła, które jest podstawą matematyki, wykładanego nam od pierwszej klasy szkoły podstawowej.

No i na koniec drobna doksologia, z tego samego dzieła:
„Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen.”

Amen! Twórzmy dalej takie wspaniałe drukarki! Drukujmy 3D również w kosmosie – zawsze się cieszę gdy polska gospodarka jest innowacyjna.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
techmine,
drukarka 3D,
list do efezjan,
przestrzeń 4D

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Aby lepiej sobie takie serce wydrukować powinno się odczytać swój kod genetyczny (koszt: 300$) a po odczytaniu rozzipować i przekompilować (jeszcze +600$) dowiadując się o sobie czegoś więcej. Kim jestem? skąd pochodzę? dokąd zmierzam? to podstawowe pytania ontologii, wielu filozofów i niefilozofów walczyło z nimi przez całe życie a tu proszę – niecały 1000$ i wiadomo coś o rodzicach, o tym co jeść i na co się zachoruje i umrze. Ale żeby życie było aż takie trywialne?

Ale wracając do 3D-drukarek. Ciekaw jestem czy będzie się też dało wydrukować w ten sposób nową duszę. Nie wiem, ale przypuszczam, że zależy to od przestrzeni w której funkcjonuje osoba będąca w potrzebie. Pewnie niektórym wystarczy zwykła drukarka, dwuwymiarowa, płaska, ale dobrej jakości, np. taka którą drukuje się banknoty. Tak – to wystarczy płaskim, ale jak toś ma duszę 3D? Też może bo prototypy już są, i pewnie niedługo będzie można kupić na Allegro porządną amerykańską albo tańszą, chińską podróbę (oczywiście, o ile minister Boni od cyfryzacji nie zabroni, bo coś już wspominał, że na takie drukarki to koncesja gdyż można sobie wydrukować pistolet). Ale co zrobić jak ktoś ma duszę więcej wymiarową? Więcej niż 3D? Niemożliwe! A może jednak?

Z tymi czterema wymiarami to nie żartuję. Wiem, że Bóg może, w procesie odnowienia grzesznego (tfu – co za niemodne słowo!) człowieka uczulić go na więcej niż nasza ortogonalna rzeczywistość 3-wymiara. Przypuszczam, że pewne boże sprawy dzieją się w tych dodatkowych przestrzeniach, z których Jezus przenikał do swych uczniów po zmartwychwstaniu, a w których Bóg już dziś zbudował Nową Jerozolimę, zwymiarowaną w Apokalipsie wektorem jak nic 4-wymiarowym (patrz rozdział 21 i 22).

Wiem że tak jest, i dlatego używając teraz słów rabiego Szawła z Tarsu „zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Bożą.”

To cytat z jego listu do Efezjan (roz. 3) ewidentnie wskazujący na przestrzeń 4-wymiarową. Listu napisanego po grecku i używanymi pojęciami jak nic odnoszący się do „Elementów” Euklidesa, dzieła, które jest podstawą matematyki, wykładanego nam od pierwszej klasy szkoły podstawowej.

No i na koniec drobna doksologia, z tego samego dzieła:
„Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen.”

Amen! Twórzmy dalej takie wspaniałe drukarki! Drukujmy 3D również w kosmosie – zawsze się cieszę gdy polska gospodarka jest innowacyjna.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
techmine,
drukarka 3D,
list do efezjan,
przestrzeń 4D

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ale wracając do 3D-drukarek. Ciekaw jestem czy będzie się też dało wydrukować w ten sposób nową duszę. Nie wiem, ale przypuszczam, że zależy to od przestrzeni w której funkcjonuje osoba będąca w potrzebie. Pewnie niektórym wystarczy zwykła drukarka, dwuwymiarowa, płaska, ale dobrej jakości, np. taka którą drukuje się banknoty. Tak – to wystarczy płaskim, ale jak toś ma duszę 3D? Też może bo prototypy już są, i pewnie niedługo będzie można kupić na Allegro porządną amerykańską albo tańszą, chińską podróbę (oczywiście, o ile minister Boni od cyfryzacji nie zabroni, bo coś już wspominał, że na takie drukarki to koncesja gdyż można sobie wydrukować pistolet). Ale co zrobić jak ktoś ma duszę więcej wymiarową? Więcej niż 3D? Niemożliwe! A może jednak?

Z tymi czterema wymiarami to nie żartuję. Wiem, że Bóg może, w procesie odnowienia grzesznego (tfu – co za niemodne słowo!) człowieka uczulić go na więcej niż nasza ortogonalna rzeczywistość 3-wymiara. Przypuszczam, że pewne boże sprawy dzieją się w tych dodatkowych przestrzeniach, z których Jezus przenikał do swych uczniów po zmartwychwstaniu, a w których Bóg już dziś zbudował Nową Jerozolimę, zwymiarowaną w Apokalipsie wektorem jak nic 4-wymiarowym (patrz rozdział 21 i 22).

Wiem że tak jest, i dlatego używając teraz słów rabiego Szawła z Tarsu „zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Bożą.”

To cytat z jego listu do Efezjan (roz. 3) ewidentnie wskazujący na przestrzeń 4-wymiarową. Listu napisanego po grecku i używanymi pojęciami jak nic odnoszący się do „Elementów” Euklidesa, dzieła, które jest podstawą matematyki, wykładanego nam od pierwszej klasy szkoły podstawowej.

No i na koniec drobna doksologia, z tego samego dzieła:
„Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen.”

Amen! Twórzmy dalej takie wspaniałe drukarki! Drukujmy 3D również w kosmosie – zawsze się cieszę gdy polska gospodarka jest innowacyjna.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
techmine,
drukarka 3D,
list do efezjan,
przestrzeń 4D

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Z tymi czterema wymiarami to nie żartuję. Wiem, że Bóg może, w procesie odnowienia grzesznego (tfu – co za niemodne słowo!) człowieka uczulić go na więcej niż nasza ortogonalna rzeczywistość 3-wymiara. Przypuszczam, że pewne boże sprawy dzieją się w tych dodatkowych przestrzeniach, z których Jezus przenikał do swych uczniów po zmartwychwstaniu, a w których Bóg już dziś zbudował Nową Jerozolimę, zwymiarowaną w Apokalipsie wektorem jak nic 4-wymiarowym (patrz rozdział 21 i 22).

Wiem że tak jest, i dlatego używając teraz słów rabiego Szawła z Tarsu „zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Bożą.”

To cytat z jego listu do Efezjan (roz. 3) ewidentnie wskazujący na przestrzeń 4-wymiarową. Listu napisanego po grecku i używanymi pojęciami jak nic odnoszący się do „Elementów” Euklidesa, dzieła, które jest podstawą matematyki, wykładanego nam od pierwszej klasy szkoły podstawowej.

No i na koniec drobna doksologia, z tego samego dzieła:
„Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen.”

Amen! Twórzmy dalej takie wspaniałe drukarki! Drukujmy 3D również w kosmosie – zawsze się cieszę gdy polska gospodarka jest innowacyjna.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
techmine,
drukarka 3D,
list do efezjan,
przestrzeń 4D

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Wiem że tak jest, i dlatego używając teraz słów rabiego Szawła z Tarsu „zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Bożą.”

To cytat z jego listu do Efezjan (roz. 3) ewidentnie wskazujący na przestrzeń 4-wymiarową. Listu napisanego po grecku i używanymi pojęciami jak nic odnoszący się do „Elementów” Euklidesa, dzieła, które jest podstawą matematyki, wykładanego nam od pierwszej klasy szkoły podstawowej.

No i na koniec drobna doksologia, z tego samego dzieła:
„Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen.”

Amen! Twórzmy dalej takie wspaniałe drukarki! Drukujmy 3D również w kosmosie – zawsze się cieszę gdy polska gospodarka jest innowacyjna.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
techmine,
drukarka 3D,
list do efezjan,
przestrzeń 4D

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
To cytat z jego listu do Efezjan (roz. 3) ewidentnie wskazujący na przestrzeń 4-wymiarową. Listu napisanego po grecku i używanymi pojęciami jak nic odnoszący się do „Elementów” Euklidesa, dzieła, które jest podstawą matematyki, wykładanego nam od pierwszej klasy szkoły podstawowej.

No i na koniec drobna doksologia, z tego samego dzieła:
„Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen.”

Amen! Twórzmy dalej takie wspaniałe drukarki! Drukujmy 3D również w kosmosie – zawsze się cieszę gdy polska gospodarka jest innowacyjna.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
techmine,
drukarka 3D,
list do efezjan,
przestrzeń 4D

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
No i na koniec drobna doksologia, z tego samego dzieła:
„Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen.”

Amen! Twórzmy dalej takie wspaniałe drukarki! Drukujmy 3D również w kosmosie – zawsze się cieszę gdy polska gospodarka jest innowacyjna.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
techmine,
drukarka 3D,
list do efezjan,
przestrzeń 4D

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Amen! Twórzmy dalej takie wspaniałe drukarki! Drukujmy 3D również w kosmosie – zawsze się cieszę gdy polska gospodarka jest innowacyjna.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
techmine,
drukarka 3D,
list do efezjan,
przestrzeń 4D

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Na oszołomskich portalach już pojawiły się informacje o tym, że rząd PO za pomocą służb wykreował sobie zamachowca aby samemu pokazać się jako niedoszli męczennicy, jednocześnie zaraz go złapać i ogłosić sukces. Normalnie oszołomy! Świry. Czego jeszcze ci prawicowi zwolennicy spiskowej teorii świata nie wymyślą!

A można by przypomnieć słowa naszego prezydenta (z czasów, gdy jeszcze nie był prezydentem), które wypowiedział o innym prezydencie. „Jaki prezydent taki zamach”. Tak! Tak powiedział a chmara komentatorów w telewizji zaraz to podchwyciła, że pewnie specjalnie z Saakaszwilim z drogi zjechali, gdzie ich własne służby puściły w powietrze serie z kałacha aby się ładnie w telewizji nagrało i aby można było pokazać, jakie to Ruskie są złe i prezydenta nam chcą zabić.

Jaki prezydent taki zamach. Tak tak.

* * * * *

A właśnie zauważyłem, że tamten prezydent już nie żyje a Gruzja jest jakby bardziej prorosyjska. Jak to było? Ukraina, Gruzja, Pribaltika a potem? Ale co ja się tak wielką polityką międzynarodową zajmuje, skoro moja ojczyzna jest w niebie. Znowu się zapomniałem. Ta notka miała się skończyć przed * * * * *

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
zamach,
gruzja,
kaczyński,
komorowski

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A można by przypomnieć słowa naszego prezydenta (z czasów, gdy jeszcze nie był prezydentem), które wypowiedział o innym prezydencie. „Jaki prezydent taki zamach”. Tak! Tak powiedział a chmara komentatorów w telewizji zaraz to podchwyciła, że pewnie specjalnie z Saakaszwilim z drogi zjechali, gdzie ich własne służby puściły w powietrze serie z kałacha aby się ładnie w telewizji nagrało i aby można było pokazać, jakie to Ruskie są złe i prezydenta nam chcą zabić.

Jaki prezydent taki zamach. Tak tak.

* * * * *

A właśnie zauważyłem, że tamten prezydent już nie żyje a Gruzja jest jakby bardziej prorosyjska. Jak to było? Ukraina, Gruzja, Pribaltika a potem? Ale co ja się tak wielką polityką międzynarodową zajmuje, skoro moja ojczyzna jest w niebie. Znowu się zapomniałem. Ta notka miała się skończyć przed * * * * *

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
zamach,
gruzja,
kaczyński,
komorowski

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Jaki prezydent taki zamach. Tak tak.

* * * * *

A właśnie zauważyłem, że tamten prezydent już nie żyje a Gruzja jest jakby bardziej prorosyjska. Jak to było? Ukraina, Gruzja, Pribaltika a potem? Ale co ja się tak wielką polityką międzynarodową zajmuje, skoro moja ojczyzna jest w niebie. Znowu się zapomniałem. Ta notka miała się skończyć przed * * * * *

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
zamach,
gruzja,
kaczyński,
komorowski

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
* * * * *

A właśnie zauważyłem, że tamten prezydent już nie żyje a Gruzja jest jakby bardziej prorosyjska. Jak to było? Ukraina, Gruzja, Pribaltika a potem? Ale co ja się tak wielką polityką międzynarodową zajmuje, skoro moja ojczyzna jest w niebie. Znowu się zapomniałem. Ta notka miała się skończyć przed * * * * *

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
zamach,
gruzja,
kaczyński,
komorowski

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A właśnie zauważyłem, że tamten prezydent już nie żyje a Gruzja jest jakby bardziej prorosyjska. Jak to było? Ukraina, Gruzja, Pribaltika a potem? Ale co ja się tak wielką polityką międzynarodową zajmuje, skoro moja ojczyzna jest w niebie. Znowu się zapomniałem. Ta notka miała się skończyć przed * * * * *

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
zamach,
gruzja,
kaczyński,
komorowski

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Moja żona zwraca mi uwagę na fakt, iż ludzie korzystają z tych mediów, które potwierdzają zawarte w ich mózgach opinie. Szukają potwierdzenia – to się chyba nazywa fachowo „społecznym dowodem słuszności” czy jakoś tak. Taka jest jej obserwacja i trudno się z żoną nie zgodzić – wszak jest najmądrzejsza.

A ja sobie myślę, że racjonalnie (a przez to chyba lepiej) jest działać tak: na podstawie faktów, za pomocą wnioskowań tworzyć sobie swój światopogląd dopełniając nim to czego się nie wie. Tak myślę, ale widzę że często tak nie jest, często jakiś światopogląd już się ma i wnioskowanie wykorzystuje się do interpretowania (w szczególności zaniedbywania) faktów które do światopoglądu nie pasują. Nasz mózg nie blokuje takiego działania więc dawaj – niby dlaczego ma być to gorsze niż to pierwsze, to które nazywam racjonalnym.

A piszę o tym dlatego, że w zeszłym tygodniu 3 razy, od trzech różnych osób usłyszałem mniej lub bardziej stanowcze „ja w to nie uwierzę”, przy czym dwa razy odnosiło się to do tego, co moje oczy w dzień widziały a przez to „ja w to nie uwierzę” zamieniało się na bardziej osobiste „ja tobie nie wierzę”.

A więc jak? Fakty kształtują światopogląd czy jeżeli fakty są sprzeczne ze światopoglądem to tym gorzej dla faktów?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
światopogląd

Komentarze: (1)

kibol,

November 29, 2012 12:40

Skomentuj komentarz

„Jestem racjonalistą, szukam racjonalnych wyjaśnień dla swoich intuicji” – Chesterton

Skomentuj notkę
A ja sobie myślę, że racjonalnie (a przez to chyba lepiej) jest działać tak: na podstawie faktów, za pomocą wnioskowań tworzyć sobie swój światopogląd dopełniając nim to czego się nie wie. Tak myślę, ale widzę że często tak nie jest, często jakiś światopogląd już się ma i wnioskowanie wykorzystuje się do interpretowania (w szczególności zaniedbywania) faktów które do światopoglądu nie pasują. Nasz mózg nie blokuje takiego działania więc dawaj – niby dlaczego ma być to gorsze niż to pierwsze, to które nazywam racjonalnym.

A piszę o tym dlatego, że w zeszłym tygodniu 3 razy, od trzech różnych osób usłyszałem mniej lub bardziej stanowcze „ja w to nie uwierzę”, przy czym dwa razy odnosiło się to do tego, co moje oczy w dzień widziały a przez to „ja w to nie uwierzę” zamieniało się na bardziej osobiste „ja tobie nie wierzę”.

A więc jak? Fakty kształtują światopogląd czy jeżeli fakty są sprzeczne ze światopoglądem to tym gorzej dla faktów?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
światopogląd

Komentarze: (1)

kibol,

November 29, 2012 12:40

Skomentuj komentarz

„Jestem racjonalistą, szukam racjonalnych wyjaśnień dla swoich intuicji” – Chesterton

Skomentuj notkę
A piszę o tym dlatego, że w zeszłym tygodniu 3 razy, od trzech różnych osób usłyszałem mniej lub bardziej stanowcze „ja w to nie uwierzę”, przy czym dwa razy odnosiło się to do tego, co moje oczy w dzień widziały a przez to „ja w to nie uwierzę” zamieniało się na bardziej osobiste „ja tobie nie wierzę”.

A więc jak? Fakty kształtują światopogląd czy jeżeli fakty są sprzeczne ze światopoglądem to tym gorzej dla faktów?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
światopogląd

Komentarze: (1)

kibol,

November 29, 2012 12:40

Skomentuj komentarz

„Jestem racjonalistą, szukam racjonalnych wyjaśnień dla swoich intuicji” – Chesterton

Skomentuj notkę
A więc jak? Fakty kształtują światopogląd czy jeżeli fakty są sprzeczne ze światopoglądem to tym gorzej dla faktów?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
światopogląd

Komentarze: (1)

kibol,

November 29, 2012 12:40

Skomentuj komentarz

„Jestem racjonalistą, szukam racjonalnych wyjaśnień dla swoich intuicji” – Chesterton

Skomentuj notkę
Byłem. Byłem, bo nie wierzyłem do końca tym filmom z Marszu 2011. A więc pojechałem, kupiłem sobie flagę i poszedłem. Poszedłem i widziałem.

I napiszę krótko – przykro mi żyć w kraju, w którym policja jest wykorzystywana do prowokacji, w którym media, politycy, a w tym rządzący politycy kłamią.

Kilka dni później, znajomi z FB prosili, abym napisał co widziałem. Napisałem tak:

A więc co widziałem:

#1. Na trasie katowickiej kontrole autobusów. W Częstochowie koło Tesco, potem na parkingu za Radomskiem chyba z 30 uzbrojonych policjantów oczekujących na kolejny autobus, bo przed parkingiem jeden normalny policjant „kierował ruchem”. Jak zobaczyłem to to uwierzyłem w opisywane wcześniej na różnych portalach szykany wobec organizatorów wyjazdów. Rzeczywiście – musieli liczyć się z kontrolami na trasie.

#2. Widziałem policyjny radar z szybkością 141km/h ale to nie była prowokacja tylko sprawiedliwość – 300zł i 8pkt. Niestety, na tym sprawiedliwość się nie skończyła – koło Rawy znowu oglądałem radar ale oprócz sprawiedliwości objawiło się też malutkie miłosierdzie.

#3. Na Ujazdowskich i Placu Trzech Krzyży widziałem defilujących żołnierzy i marsz prezydencki. Malutki, znaczy się żołnierzy kupę, potem z 200 oficjeli i z 500-1000 ludzi. Poza ochroniarzami praktycznie bez policji. Jak wracałem z Placu Trzech Krzyży widziałem kompanie uzbrojonych, a zaraz obok grupę 30 po cywilu, niektórzy w kamizelkach odblaskowych z napisem policja ale większość bez. Większość w kapturach, styl luźny. Zaniepokoiło mnie to, bo używanie w takich sytuacjach policji po cywilu jest czymś złym. Od tego jest mundur, abym wiedział z kim mam doczynienia a tu natykam się na ludzi, którzy mi coś karzą i nie wiem kim oni są i dlaczego mi coś karzą.

#4. Jak już byłem na Marszałkowskiej, koło Domów Towarowych widziałem kompanie (tak ze 100 chłopa), przy czym gdzieś 1/4 z nich była po cywilu, ale ubrani inaczej niż ta wcześniejsza grupa – ewidentnie stylizowani w ubraniu na kiboli – maski, szaliki. Byli pod jedną komendą, najpierw gadali sobie a potem razem wyruszyli w kierunku ronda, zanim ruszył marsz. Ta ekipa była dość charakterystyczna – rozpoznaję ich na filmach które dziś oglądałem.

#5. Jak ruszył marsz to widziałem jeszcze jedną kompanię jak szła Marszałkowską wzdłuż Novotelu do przodu, wyprzedzając marsz.

#6. Jak się marsz zatrzymał byłem na wysokości Nowogrodzkiej. Prowadzący nakazali zatrzymanie się – to się stanęło i stoi. Nakazali powolne cofanie się to się cofnąłem pod Novotel ale zaraz powiedzieli że się nie można cofać, bo za rondem jest zablokowane. Prowadzący dał hasło do zatrzymania więc ekipa stała i wtedy policja zaczęła nacierać, bo ludzie z przodu lecieli na nas. Mieli oczy załzawione, gaz nawet na nas działał. To był dość nieciekawy moment, bo jest tłoczno, do przodu nie, do tyłu nie, Nowogrodzka zablokowana, aleje też a policja podaje komunikat, że należy się rozejść, że kobiety w ciąży, i że nie biorą odpowiedzialności za moje zdrowie i życie. Ten komunikat pada jeszcze kilka razy, w międzyczasie chyba jeszcze 2 razy policja nacierała, bo wszystko się musiało cofać. Na szczęście nie było paniki. Kupę ludzi starszych, wiele z dzieciakami a tu policja naciera.

Myślę, że jeżeli przed nami byli jacyś zadymiarze to można ich było spokojnie wyłapać. Fakt, że policja co najmniej 3 razy natarła na marsz odbieram jako prowokacje. Podobnie komunikaty o rozejście się jak dużo ludzi stoi na ulicy z której nie ma wyjść.

#7. W tłumie gdzieś połowa to młodzież, tak gdzieś połowa młodzieży zorganizowana w grupy, z reguły z transparentem opisującym kim są. Zero agresji. Krzyczą hasła, machają flagami ale ludzie stoją pomiędzy nimi bez lęku czy obaw. Nie można tego opisać jako chuligaństwo. W grupie nie ma żadnych przepychanek, biegów, akcji – każdy sobie idzie spokojnie.

#8. W pewnym momencie prowadzący proszą aby policja podała komunikat, co mają zrobić ludzie, gdzie mają iść. A policja nic – z ich głośników stały tekst, że się rozejść, stosować do prawa, że kobiety w ciąży i przedstawiciele mediów, bo nie gwarantują…. I nagle prowadzący mówi, że marsz nie został rozwiązany, i że można iść. Chwile później policja znika, nigdzie ich nie widać a marsz rusza i już jest fajnie. I fajnie jest do końca.

#9. Fajnie było pod pomnikiem Dmowskiego, bo wielu miało flary, więc było jasno i przyjemnie. Mniej przyjemne były petardy, przy czym nie widziałem aby ktoś z tych idących ekip młodzieży odpalał je, a mimo to stale huczało. Sądząc w siły huku wydaje mi się, że wiele z nich nie jest do kupienia w normalnym sklepie.

#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
marsz niepodległości,
onr,
mw

Komentarze: (2)

ky,

November 20, 2012 11:30

Skomentuj komentarz

A co widziałeś? Ma emial jeśli inaczej nie możesz… 😉

W34,

December 1, 2012 09:57

Skomentuj komentarz

A więc co widziałem:#1. Na trasie katowickiej kontrole autobusów. W Częstochowie koło Tesco, potem na parkingu za Radomskiem chyba z 30 uzbrojonych policjantów oczekujących na kolejny autobus, bo przed parkingiem jeden normalny policjant „kierował ruchem”. Jak zobaczyłem to to uwierzyłem w opisywane wcześniej na różnych portalach szykany wobec organizatorów wyjazdów. Rzeczywiście – musieli liczyć się z kontrolami na trasie.#2. Widziałem policyjny radar z szybkością 141km/h ale to nie była prowokacja tylko sprawiedliwość – 300zł i 8pkt. Niestety, na tym sprawiedliwość się nie skończyła – koło Rawy znowu oglądałem radar ale oprócz sprawiedliwości objawiło się też malutkie miłosierdzie.#3. Na Ujazdowskich i Placu Trzech Krzyży widziałem defilujących żołnierzy i marsz prezydencki. Malutki, znaczy się żołnierzy kupę, potem z 200 oficjeli i z 500-1000 ludzi. Poza ochroniarzami praktycznie bez policji. Jak wracałem z Placu Trzech Krzyży widziałem kompanie uzbrojonych, a zaraz obok grupę 30 po cywilu, niektórzy w kamizelkach odblaskowych z napisem policja ale większość bez. Większość w kapturach, styl luźny. Zaniepokoiło mnie to, bo używanie w takich sytuacjach policji po cywilu jest czymś złym. Od tego jest mundur, abym wiedział z kim mam doczynienia a tu natykam się na ludzi, którzy mi coś karzą i nie wiem kim oni są i dlaczego mi coś karzą.#4. Jak już byłem na Marszałkowskiej, koło Domów Towarowych widziałem kompanie (tak ze 100 chłopa), przy czym gdzieś 1/4 z nich była po cywilu, ale ubrani inaczej niż ta wcześniejsza grupa – ewidentnie stylizowani w ubraniu na kiboli – maski, szaliki. Byli pod jedną komendą, najpierw gadali sobie a potem razem wyruszyli w kierunku ronda, zanim ruszył marsz. Ta ekipa była dość charakterystyczna – rozpoznaję ich na filmach które dziś oglądałem.#5. Jak ruszył marsz to widziałem jeszcze jedną kompanię jak szła Marszałkowską wzdłuż Novotelu do przodu, wyprzedzając marsz.#6. Jak się marsz zatrzymał byłem na wysokości Nowogrodzkiej. Prowadzący nakazali zatrzymanie się – to się stanęło i stoi. Nakazali powolne cofanie się to się cofnąłem pod Novotel ale zaraz powiedzieli że się nie można cofać, bo za rondem jest zablokowane. Prowadzący dał hasło do zatrzymania więc ekipa stała i wtedy policja zaczęła nacierać, bo ludzie z przodu lecieli na nas. Mieli oczy załzawione, gaz nawet na nas działał. To był dość nieciekawy moment, bo jest tłoczno, do przodu nie, do tyłu nie, Nowogrodzka zablokowana, aleje też a policja podaje komunikat, że należy się rozejść, że kobiety w ciąży, i że nie biorą odpowiedzialności za moje zdrowie i życie. Ten komunikat pada jeszcze kilka razy, w międzyczasie chyba jeszcze 2 razy policja nacierała, bo wszystko się musiało cofać. Na szczęście nie było paniki. Kupę ludzi starszych, wiele z dzieciakami a tu policja naciera.Myślę, że jeżeli przed nami byli jacyś zadymiarze to można ich było spokojnie wyłapać. Fakt, że policja co najmniej 3 razy natarła na marsz odbieram jako prowokacje. Podobnie komunikaty o rozejście się jak dużo ludzi stoi na ulicy z której nie ma wyjść.#7. W tłumie gdzieś połowa to młodzież, tak gdzieś połowa młodzieży zorganizowana w grupy, z reguły z transparentem opisującym kim są. Zero agresji. Krzyczą hasła, machają flagami ale ludzie stoją pomiędzy nimi bez lęku czy obaw. Nie można tego opisać jako chuligaństwo. W grupie nie ma żadnych przepychanek, biegów, akcji – każdy sobie idzie spokojnie.#8. W pewnym momencie prowadzący proszą aby policja podała komunikat, co mają zrobić ludzie, gdzie mają iść. A policja nic – z ich głośników stały tekst, że się rozejść, stosować do prawa, że kobiety w ciąży i przedstawiciele mediów, bo nie gwarantują…. I nagle prowadzący mówi, że marsz nie został rozwiązany, i że można iść. Chwile później policja znika, nigdzie ich nie widać a marsz rusza i już jest fajnie. I fajnie jest do końca.#9. Fajnie było pod pomnikiem Dmowskiego, bo wielu miało flary, więc było jasno i przyjemnie. Mniej przyjemne były petardy, przy czym nie widziałem aby ktoś z tych idących ekip młodzieży odpalał je, a mimo to stale huczało. Sądząc w siły huku wydaje mi się, że wiele z nich nie jest do kupienia w normalnym sklepie.#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.

Skomentuj notkę
I napiszę krótko – przykro mi żyć w kraju, w którym policja jest wykorzystywana do prowokacji, w którym media, politycy, a w tym rządzący politycy kłamią.

Kilka dni później, znajomi z FB prosili, abym napisał co widziałem. Napisałem tak:

A więc co widziałem:

#1. Na trasie katowickiej kontrole autobusów. W Częstochowie koło Tesco, potem na parkingu za Radomskiem chyba z 30 uzbrojonych policjantów oczekujących na kolejny autobus, bo przed parkingiem jeden normalny policjant „kierował ruchem”. Jak zobaczyłem to to uwierzyłem w opisywane wcześniej na różnych portalach szykany wobec organizatorów wyjazdów. Rzeczywiście – musieli liczyć się z kontrolami na trasie.

#2. Widziałem policyjny radar z szybkością 141km/h ale to nie była prowokacja tylko sprawiedliwość – 300zł i 8pkt. Niestety, na tym sprawiedliwość się nie skończyła – koło Rawy znowu oglądałem radar ale oprócz sprawiedliwości objawiło się też malutkie miłosierdzie.

#3. Na Ujazdowskich i Placu Trzech Krzyży widziałem defilujących żołnierzy i marsz prezydencki. Malutki, znaczy się żołnierzy kupę, potem z 200 oficjeli i z 500-1000 ludzi. Poza ochroniarzami praktycznie bez policji. Jak wracałem z Placu Trzech Krzyży widziałem kompanie uzbrojonych, a zaraz obok grupę 30 po cywilu, niektórzy w kamizelkach odblaskowych z napisem policja ale większość bez. Większość w kapturach, styl luźny. Zaniepokoiło mnie to, bo używanie w takich sytuacjach policji po cywilu jest czymś złym. Od tego jest mundur, abym wiedział z kim mam doczynienia a tu natykam się na ludzi, którzy mi coś karzą i nie wiem kim oni są i dlaczego mi coś karzą.

#4. Jak już byłem na Marszałkowskiej, koło Domów Towarowych widziałem kompanie (tak ze 100 chłopa), przy czym gdzieś 1/4 z nich była po cywilu, ale ubrani inaczej niż ta wcześniejsza grupa – ewidentnie stylizowani w ubraniu na kiboli – maski, szaliki. Byli pod jedną komendą, najpierw gadali sobie a potem razem wyruszyli w kierunku ronda, zanim ruszył marsz. Ta ekipa była dość charakterystyczna – rozpoznaję ich na filmach które dziś oglądałem.

#5. Jak ruszył marsz to widziałem jeszcze jedną kompanię jak szła Marszałkowską wzdłuż Novotelu do przodu, wyprzedzając marsz.

#6. Jak się marsz zatrzymał byłem na wysokości Nowogrodzkiej. Prowadzący nakazali zatrzymanie się – to się stanęło i stoi. Nakazali powolne cofanie się to się cofnąłem pod Novotel ale zaraz powiedzieli że się nie można cofać, bo za rondem jest zablokowane. Prowadzący dał hasło do zatrzymania więc ekipa stała i wtedy policja zaczęła nacierać, bo ludzie z przodu lecieli na nas. Mieli oczy załzawione, gaz nawet na nas działał. To był dość nieciekawy moment, bo jest tłoczno, do przodu nie, do tyłu nie, Nowogrodzka zablokowana, aleje też a policja podaje komunikat, że należy się rozejść, że kobiety w ciąży, i że nie biorą odpowiedzialności za moje zdrowie i życie. Ten komunikat pada jeszcze kilka razy, w międzyczasie chyba jeszcze 2 razy policja nacierała, bo wszystko się musiało cofać. Na szczęście nie było paniki. Kupę ludzi starszych, wiele z dzieciakami a tu policja naciera.

Myślę, że jeżeli przed nami byli jacyś zadymiarze to można ich było spokojnie wyłapać. Fakt, że policja co najmniej 3 razy natarła na marsz odbieram jako prowokacje. Podobnie komunikaty o rozejście się jak dużo ludzi stoi na ulicy z której nie ma wyjść.

#7. W tłumie gdzieś połowa to młodzież, tak gdzieś połowa młodzieży zorganizowana w grupy, z reguły z transparentem opisującym kim są. Zero agresji. Krzyczą hasła, machają flagami ale ludzie stoją pomiędzy nimi bez lęku czy obaw. Nie można tego opisać jako chuligaństwo. W grupie nie ma żadnych przepychanek, biegów, akcji – każdy sobie idzie spokojnie.

#8. W pewnym momencie prowadzący proszą aby policja podała komunikat, co mają zrobić ludzie, gdzie mają iść. A policja nic – z ich głośników stały tekst, że się rozejść, stosować do prawa, że kobiety w ciąży i przedstawiciele mediów, bo nie gwarantują…. I nagle prowadzący mówi, że marsz nie został rozwiązany, i że można iść. Chwile później policja znika, nigdzie ich nie widać a marsz rusza i już jest fajnie. I fajnie jest do końca.

#9. Fajnie było pod pomnikiem Dmowskiego, bo wielu miało flary, więc było jasno i przyjemnie. Mniej przyjemne były petardy, przy czym nie widziałem aby ktoś z tych idących ekip młodzieży odpalał je, a mimo to stale huczało. Sądząc w siły huku wydaje mi się, że wiele z nich nie jest do kupienia w normalnym sklepie.

#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
marsz niepodległości,
onr,
mw

Komentarze: (2)

ky,

November 20, 2012 11:30

Skomentuj komentarz

A co widziałeś? Ma emial jeśli inaczej nie możesz… 😉

W34,

December 1, 2012 09:57

Skomentuj komentarz

A więc co widziałem:#1. Na trasie katowickiej kontrole autobusów. W Częstochowie koło Tesco, potem na parkingu za Radomskiem chyba z 30 uzbrojonych policjantów oczekujących na kolejny autobus, bo przed parkingiem jeden normalny policjant „kierował ruchem”. Jak zobaczyłem to to uwierzyłem w opisywane wcześniej na różnych portalach szykany wobec organizatorów wyjazdów. Rzeczywiście – musieli liczyć się z kontrolami na trasie.#2. Widziałem policyjny radar z szybkością 141km/h ale to nie była prowokacja tylko sprawiedliwość – 300zł i 8pkt. Niestety, na tym sprawiedliwość się nie skończyła – koło Rawy znowu oglądałem radar ale oprócz sprawiedliwości objawiło się też malutkie miłosierdzie.#3. Na Ujazdowskich i Placu Trzech Krzyży widziałem defilujących żołnierzy i marsz prezydencki. Malutki, znaczy się żołnierzy kupę, potem z 200 oficjeli i z 500-1000 ludzi. Poza ochroniarzami praktycznie bez policji. Jak wracałem z Placu Trzech Krzyży widziałem kompanie uzbrojonych, a zaraz obok grupę 30 po cywilu, niektórzy w kamizelkach odblaskowych z napisem policja ale większość bez. Większość w kapturach, styl luźny. Zaniepokoiło mnie to, bo używanie w takich sytuacjach policji po cywilu jest czymś złym. Od tego jest mundur, abym wiedział z kim mam doczynienia a tu natykam się na ludzi, którzy mi coś karzą i nie wiem kim oni są i dlaczego mi coś karzą.#4. Jak już byłem na Marszałkowskiej, koło Domów Towarowych widziałem kompanie (tak ze 100 chłopa), przy czym gdzieś 1/4 z nich była po cywilu, ale ubrani inaczej niż ta wcześniejsza grupa – ewidentnie stylizowani w ubraniu na kiboli – maski, szaliki. Byli pod jedną komendą, najpierw gadali sobie a potem razem wyruszyli w kierunku ronda, zanim ruszył marsz. Ta ekipa była dość charakterystyczna – rozpoznaję ich na filmach które dziś oglądałem.#5. Jak ruszył marsz to widziałem jeszcze jedną kompanię jak szła Marszałkowską wzdłuż Novotelu do przodu, wyprzedzając marsz.#6. Jak się marsz zatrzymał byłem na wysokości Nowogrodzkiej. Prowadzący nakazali zatrzymanie się – to się stanęło i stoi. Nakazali powolne cofanie się to się cofnąłem pod Novotel ale zaraz powiedzieli że się nie można cofać, bo za rondem jest zablokowane. Prowadzący dał hasło do zatrzymania więc ekipa stała i wtedy policja zaczęła nacierać, bo ludzie z przodu lecieli na nas. Mieli oczy załzawione, gaz nawet na nas działał. To był dość nieciekawy moment, bo jest tłoczno, do przodu nie, do tyłu nie, Nowogrodzka zablokowana, aleje też a policja podaje komunikat, że należy się rozejść, że kobiety w ciąży, i że nie biorą odpowiedzialności za moje zdrowie i życie. Ten komunikat pada jeszcze kilka razy, w międzyczasie chyba jeszcze 2 razy policja nacierała, bo wszystko się musiało cofać. Na szczęście nie było paniki. Kupę ludzi starszych, wiele z dzieciakami a tu policja naciera.Myślę, że jeżeli przed nami byli jacyś zadymiarze to można ich było spokojnie wyłapać. Fakt, że policja co najmniej 3 razy natarła na marsz odbieram jako prowokacje. Podobnie komunikaty o rozejście się jak dużo ludzi stoi na ulicy z której nie ma wyjść.#7. W tłumie gdzieś połowa to młodzież, tak gdzieś połowa młodzieży zorganizowana w grupy, z reguły z transparentem opisującym kim są. Zero agresji. Krzyczą hasła, machają flagami ale ludzie stoją pomiędzy nimi bez lęku czy obaw. Nie można tego opisać jako chuligaństwo. W grupie nie ma żadnych przepychanek, biegów, akcji – każdy sobie idzie spokojnie.#8. W pewnym momencie prowadzący proszą aby policja podała komunikat, co mają zrobić ludzie, gdzie mają iść. A policja nic – z ich głośników stały tekst, że się rozejść, stosować do prawa, że kobiety w ciąży i przedstawiciele mediów, bo nie gwarantują…. I nagle prowadzący mówi, że marsz nie został rozwiązany, i że można iść. Chwile później policja znika, nigdzie ich nie widać a marsz rusza i już jest fajnie. I fajnie jest do końca.#9. Fajnie było pod pomnikiem Dmowskiego, bo wielu miało flary, więc było jasno i przyjemnie. Mniej przyjemne były petardy, przy czym nie widziałem aby ktoś z tych idących ekip młodzieży odpalał je, a mimo to stale huczało. Sądząc w siły huku wydaje mi się, że wiele z nich nie jest do kupienia w normalnym sklepie.#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.

Skomentuj notkę
Kilka dni później, znajomi z FB prosili, abym napisał co widziałem. Napisałem tak:

A więc co widziałem:

#1. Na trasie katowickiej kontrole autobusów. W Częstochowie koło Tesco, potem na parkingu za Radomskiem chyba z 30 uzbrojonych policjantów oczekujących na kolejny autobus, bo przed parkingiem jeden normalny policjant „kierował ruchem”. Jak zobaczyłem to to uwierzyłem w opisywane wcześniej na różnych portalach szykany wobec organizatorów wyjazdów. Rzeczywiście – musieli liczyć się z kontrolami na trasie.

#2. Widziałem policyjny radar z szybkością 141km/h ale to nie była prowokacja tylko sprawiedliwość – 300zł i 8pkt. Niestety, na tym sprawiedliwość się nie skończyła – koło Rawy znowu oglądałem radar ale oprócz sprawiedliwości objawiło się też malutkie miłosierdzie.

#3. Na Ujazdowskich i Placu Trzech Krzyży widziałem defilujących żołnierzy i marsz prezydencki. Malutki, znaczy się żołnierzy kupę, potem z 200 oficjeli i z 500-1000 ludzi. Poza ochroniarzami praktycznie bez policji. Jak wracałem z Placu Trzech Krzyży widziałem kompanie uzbrojonych, a zaraz obok grupę 30 po cywilu, niektórzy w kamizelkach odblaskowych z napisem policja ale większość bez. Większość w kapturach, styl luźny. Zaniepokoiło mnie to, bo używanie w takich sytuacjach policji po cywilu jest czymś złym. Od tego jest mundur, abym wiedział z kim mam doczynienia a tu natykam się na ludzi, którzy mi coś karzą i nie wiem kim oni są i dlaczego mi coś karzą.

#4. Jak już byłem na Marszałkowskiej, koło Domów Towarowych widziałem kompanie (tak ze 100 chłopa), przy czym gdzieś 1/4 z nich była po cywilu, ale ubrani inaczej niż ta wcześniejsza grupa – ewidentnie stylizowani w ubraniu na kiboli – maski, szaliki. Byli pod jedną komendą, najpierw gadali sobie a potem razem wyruszyli w kierunku ronda, zanim ruszył marsz. Ta ekipa była dość charakterystyczna – rozpoznaję ich na filmach które dziś oglądałem.

#5. Jak ruszył marsz to widziałem jeszcze jedną kompanię jak szła Marszałkowską wzdłuż Novotelu do przodu, wyprzedzając marsz.

#6. Jak się marsz zatrzymał byłem na wysokości Nowogrodzkiej. Prowadzący nakazali zatrzymanie się – to się stanęło i stoi. Nakazali powolne cofanie się to się cofnąłem pod Novotel ale zaraz powiedzieli że się nie można cofać, bo za rondem jest zablokowane. Prowadzący dał hasło do zatrzymania więc ekipa stała i wtedy policja zaczęła nacierać, bo ludzie z przodu lecieli na nas. Mieli oczy załzawione, gaz nawet na nas działał. To był dość nieciekawy moment, bo jest tłoczno, do przodu nie, do tyłu nie, Nowogrodzka zablokowana, aleje też a policja podaje komunikat, że należy się rozejść, że kobiety w ciąży, i że nie biorą odpowiedzialności za moje zdrowie i życie. Ten komunikat pada jeszcze kilka razy, w międzyczasie chyba jeszcze 2 razy policja nacierała, bo wszystko się musiało cofać. Na szczęście nie było paniki. Kupę ludzi starszych, wiele z dzieciakami a tu policja naciera.

Myślę, że jeżeli przed nami byli jacyś zadymiarze to można ich było spokojnie wyłapać. Fakt, że policja co najmniej 3 razy natarła na marsz odbieram jako prowokacje. Podobnie komunikaty o rozejście się jak dużo ludzi stoi na ulicy z której nie ma wyjść.

#7. W tłumie gdzieś połowa to młodzież, tak gdzieś połowa młodzieży zorganizowana w grupy, z reguły z transparentem opisującym kim są. Zero agresji. Krzyczą hasła, machają flagami ale ludzie stoją pomiędzy nimi bez lęku czy obaw. Nie można tego opisać jako chuligaństwo. W grupie nie ma żadnych przepychanek, biegów, akcji – każdy sobie idzie spokojnie.

#8. W pewnym momencie prowadzący proszą aby policja podała komunikat, co mają zrobić ludzie, gdzie mają iść. A policja nic – z ich głośników stały tekst, że się rozejść, stosować do prawa, że kobiety w ciąży i przedstawiciele mediów, bo nie gwarantują…. I nagle prowadzący mówi, że marsz nie został rozwiązany, i że można iść. Chwile później policja znika, nigdzie ich nie widać a marsz rusza i już jest fajnie. I fajnie jest do końca.

#9. Fajnie było pod pomnikiem Dmowskiego, bo wielu miało flary, więc było jasno i przyjemnie. Mniej przyjemne były petardy, przy czym nie widziałem aby ktoś z tych idących ekip młodzieży odpalał je, a mimo to stale huczało. Sądząc w siły huku wydaje mi się, że wiele z nich nie jest do kupienia w normalnym sklepie.

#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
marsz niepodległości,
onr,
mw

Komentarze: (2)

ky,

November 20, 2012 11:30

Skomentuj komentarz

A co widziałeś? Ma emial jeśli inaczej nie możesz… 😉

W34,

December 1, 2012 09:57

Skomentuj komentarz

A więc co widziałem:#1. Na trasie katowickiej kontrole autobusów. W Częstochowie koło Tesco, potem na parkingu za Radomskiem chyba z 30 uzbrojonych policjantów oczekujących na kolejny autobus, bo przed parkingiem jeden normalny policjant „kierował ruchem”. Jak zobaczyłem to to uwierzyłem w opisywane wcześniej na różnych portalach szykany wobec organizatorów wyjazdów. Rzeczywiście – musieli liczyć się z kontrolami na trasie.#2. Widziałem policyjny radar z szybkością 141km/h ale to nie była prowokacja tylko sprawiedliwość – 300zł i 8pkt. Niestety, na tym sprawiedliwość się nie skończyła – koło Rawy znowu oglądałem radar ale oprócz sprawiedliwości objawiło się też malutkie miłosierdzie.#3. Na Ujazdowskich i Placu Trzech Krzyży widziałem defilujących żołnierzy i marsz prezydencki. Malutki, znaczy się żołnierzy kupę, potem z 200 oficjeli i z 500-1000 ludzi. Poza ochroniarzami praktycznie bez policji. Jak wracałem z Placu Trzech Krzyży widziałem kompanie uzbrojonych, a zaraz obok grupę 30 po cywilu, niektórzy w kamizelkach odblaskowych z napisem policja ale większość bez. Większość w kapturach, styl luźny. Zaniepokoiło mnie to, bo używanie w takich sytuacjach policji po cywilu jest czymś złym. Od tego jest mundur, abym wiedział z kim mam doczynienia a tu natykam się na ludzi, którzy mi coś karzą i nie wiem kim oni są i dlaczego mi coś karzą.#4. Jak już byłem na Marszałkowskiej, koło Domów Towarowych widziałem kompanie (tak ze 100 chłopa), przy czym gdzieś 1/4 z nich była po cywilu, ale ubrani inaczej niż ta wcześniejsza grupa – ewidentnie stylizowani w ubraniu na kiboli – maski, szaliki. Byli pod jedną komendą, najpierw gadali sobie a potem razem wyruszyli w kierunku ronda, zanim ruszył marsz. Ta ekipa była dość charakterystyczna – rozpoznaję ich na filmach które dziś oglądałem.#5. Jak ruszył marsz to widziałem jeszcze jedną kompanię jak szła Marszałkowską wzdłuż Novotelu do przodu, wyprzedzając marsz.#6. Jak się marsz zatrzymał byłem na wysokości Nowogrodzkiej. Prowadzący nakazali zatrzymanie się – to się stanęło i stoi. Nakazali powolne cofanie się to się cofnąłem pod Novotel ale zaraz powiedzieli że się nie można cofać, bo za rondem jest zablokowane. Prowadzący dał hasło do zatrzymania więc ekipa stała i wtedy policja zaczęła nacierać, bo ludzie z przodu lecieli na nas. Mieli oczy załzawione, gaz nawet na nas działał. To był dość nieciekawy moment, bo jest tłoczno, do przodu nie, do tyłu nie, Nowogrodzka zablokowana, aleje też a policja podaje komunikat, że należy się rozejść, że kobiety w ciąży, i że nie biorą odpowiedzialności za moje zdrowie i życie. Ten komunikat pada jeszcze kilka razy, w międzyczasie chyba jeszcze 2 razy policja nacierała, bo wszystko się musiało cofać. Na szczęście nie było paniki. Kupę ludzi starszych, wiele z dzieciakami a tu policja naciera.Myślę, że jeżeli przed nami byli jacyś zadymiarze to można ich było spokojnie wyłapać. Fakt, że policja co najmniej 3 razy natarła na marsz odbieram jako prowokacje. Podobnie komunikaty o rozejście się jak dużo ludzi stoi na ulicy z której nie ma wyjść.#7. W tłumie gdzieś połowa to młodzież, tak gdzieś połowa młodzieży zorganizowana w grupy, z reguły z transparentem opisującym kim są. Zero agresji. Krzyczą hasła, machają flagami ale ludzie stoją pomiędzy nimi bez lęku czy obaw. Nie można tego opisać jako chuligaństwo. W grupie nie ma żadnych przepychanek, biegów, akcji – każdy sobie idzie spokojnie.#8. W pewnym momencie prowadzący proszą aby policja podała komunikat, co mają zrobić ludzie, gdzie mają iść. A policja nic – z ich głośników stały tekst, że się rozejść, stosować do prawa, że kobiety w ciąży i przedstawiciele mediów, bo nie gwarantują…. I nagle prowadzący mówi, że marsz nie został rozwiązany, i że można iść. Chwile później policja znika, nigdzie ich nie widać a marsz rusza i już jest fajnie. I fajnie jest do końca.#9. Fajnie było pod pomnikiem Dmowskiego, bo wielu miało flary, więc było jasno i przyjemnie. Mniej przyjemne były petardy, przy czym nie widziałem aby ktoś z tych idących ekip młodzieży odpalał je, a mimo to stale huczało. Sądząc w siły huku wydaje mi się, że wiele z nich nie jest do kupienia w normalnym sklepie.#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.

Skomentuj notkę
A więc co widziałem:

#1. Na trasie katowickiej kontrole autobusów. W Częstochowie koło Tesco, potem na parkingu za Radomskiem chyba z 30 uzbrojonych policjantów oczekujących na kolejny autobus, bo przed parkingiem jeden normalny policjant „kierował ruchem”. Jak zobaczyłem to to uwierzyłem w opisywane wcześniej na różnych portalach szykany wobec organizatorów wyjazdów. Rzeczywiście – musieli liczyć się z kontrolami na trasie.

#2. Widziałem policyjny radar z szybkością 141km/h ale to nie była prowokacja tylko sprawiedliwość – 300zł i 8pkt. Niestety, na tym sprawiedliwość się nie skończyła – koło Rawy znowu oglądałem radar ale oprócz sprawiedliwości objawiło się też malutkie miłosierdzie.

#3. Na Ujazdowskich i Placu Trzech Krzyży widziałem defilujących żołnierzy i marsz prezydencki. Malutki, znaczy się żołnierzy kupę, potem z 200 oficjeli i z 500-1000 ludzi. Poza ochroniarzami praktycznie bez policji. Jak wracałem z Placu Trzech Krzyży widziałem kompanie uzbrojonych, a zaraz obok grupę 30 po cywilu, niektórzy w kamizelkach odblaskowych z napisem policja ale większość bez. Większość w kapturach, styl luźny. Zaniepokoiło mnie to, bo używanie w takich sytuacjach policji po cywilu jest czymś złym. Od tego jest mundur, abym wiedział z kim mam doczynienia a tu natykam się na ludzi, którzy mi coś karzą i nie wiem kim oni są i dlaczego mi coś karzą.

#4. Jak już byłem na Marszałkowskiej, koło Domów Towarowych widziałem kompanie (tak ze 100 chłopa), przy czym gdzieś 1/4 z nich była po cywilu, ale ubrani inaczej niż ta wcześniejsza grupa – ewidentnie stylizowani w ubraniu na kiboli – maski, szaliki. Byli pod jedną komendą, najpierw gadali sobie a potem razem wyruszyli w kierunku ronda, zanim ruszył marsz. Ta ekipa była dość charakterystyczna – rozpoznaję ich na filmach które dziś oglądałem.

#5. Jak ruszył marsz to widziałem jeszcze jedną kompanię jak szła Marszałkowską wzdłuż Novotelu do przodu, wyprzedzając marsz.

#6. Jak się marsz zatrzymał byłem na wysokości Nowogrodzkiej. Prowadzący nakazali zatrzymanie się – to się stanęło i stoi. Nakazali powolne cofanie się to się cofnąłem pod Novotel ale zaraz powiedzieli że się nie można cofać, bo za rondem jest zablokowane. Prowadzący dał hasło do zatrzymania więc ekipa stała i wtedy policja zaczęła nacierać, bo ludzie z przodu lecieli na nas. Mieli oczy załzawione, gaz nawet na nas działał. To był dość nieciekawy moment, bo jest tłoczno, do przodu nie, do tyłu nie, Nowogrodzka zablokowana, aleje też a policja podaje komunikat, że należy się rozejść, że kobiety w ciąży, i że nie biorą odpowiedzialności za moje zdrowie i życie. Ten komunikat pada jeszcze kilka razy, w międzyczasie chyba jeszcze 2 razy policja nacierała, bo wszystko się musiało cofać. Na szczęście nie było paniki. Kupę ludzi starszych, wiele z dzieciakami a tu policja naciera.

Myślę, że jeżeli przed nami byli jacyś zadymiarze to można ich było spokojnie wyłapać. Fakt, że policja co najmniej 3 razy natarła na marsz odbieram jako prowokacje. Podobnie komunikaty o rozejście się jak dużo ludzi stoi na ulicy z której nie ma wyjść.

#7. W tłumie gdzieś połowa to młodzież, tak gdzieś połowa młodzieży zorganizowana w grupy, z reguły z transparentem opisującym kim są. Zero agresji. Krzyczą hasła, machają flagami ale ludzie stoją pomiędzy nimi bez lęku czy obaw. Nie można tego opisać jako chuligaństwo. W grupie nie ma żadnych przepychanek, biegów, akcji – każdy sobie idzie spokojnie.

#8. W pewnym momencie prowadzący proszą aby policja podała komunikat, co mają zrobić ludzie, gdzie mają iść. A policja nic – z ich głośników stały tekst, że się rozejść, stosować do prawa, że kobiety w ciąży i przedstawiciele mediów, bo nie gwarantują…. I nagle prowadzący mówi, że marsz nie został rozwiązany, i że można iść. Chwile później policja znika, nigdzie ich nie widać a marsz rusza i już jest fajnie. I fajnie jest do końca.

#9. Fajnie było pod pomnikiem Dmowskiego, bo wielu miało flary, więc było jasno i przyjemnie. Mniej przyjemne były petardy, przy czym nie widziałem aby ktoś z tych idących ekip młodzieży odpalał je, a mimo to stale huczało. Sądząc w siły huku wydaje mi się, że wiele z nich nie jest do kupienia w normalnym sklepie.

#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.
#1. Na trasie katowickiej kontrole autobusów. W Częstochowie koło Tesco, potem na parkingu za Radomskiem chyba z 30 uzbrojonych policjantów oczekujących na kolejny autobus, bo przed parkingiem jeden normalny policjant „kierował ruchem”. Jak zobaczyłem to to uwierzyłem w opisywane wcześniej na różnych portalach szykany wobec organizatorów wyjazdów. Rzeczywiście – musieli liczyć się z kontrolami na trasie.

#2. Widziałem policyjny radar z szybkością 141km/h ale to nie była prowokacja tylko sprawiedliwość – 300zł i 8pkt. Niestety, na tym sprawiedliwość się nie skończyła – koło Rawy znowu oglądałem radar ale oprócz sprawiedliwości objawiło się też malutkie miłosierdzie.

#3. Na Ujazdowskich i Placu Trzech Krzyży widziałem defilujących żołnierzy i marsz prezydencki. Malutki, znaczy się żołnierzy kupę, potem z 200 oficjeli i z 500-1000 ludzi. Poza ochroniarzami praktycznie bez policji. Jak wracałem z Placu Trzech Krzyży widziałem kompanie uzbrojonych, a zaraz obok grupę 30 po cywilu, niektórzy w kamizelkach odblaskowych z napisem policja ale większość bez. Większość w kapturach, styl luźny. Zaniepokoiło mnie to, bo używanie w takich sytuacjach policji po cywilu jest czymś złym. Od tego jest mundur, abym wiedział z kim mam doczynienia a tu natykam się na ludzi, którzy mi coś karzą i nie wiem kim oni są i dlaczego mi coś karzą.

#4. Jak już byłem na Marszałkowskiej, koło Domów Towarowych widziałem kompanie (tak ze 100 chłopa), przy czym gdzieś 1/4 z nich była po cywilu, ale ubrani inaczej niż ta wcześniejsza grupa – ewidentnie stylizowani w ubraniu na kiboli – maski, szaliki. Byli pod jedną komendą, najpierw gadali sobie a potem razem wyruszyli w kierunku ronda, zanim ruszył marsz. Ta ekipa była dość charakterystyczna – rozpoznaję ich na filmach które dziś oglądałem.

#5. Jak ruszył marsz to widziałem jeszcze jedną kompanię jak szła Marszałkowską wzdłuż Novotelu do przodu, wyprzedzając marsz.

#6. Jak się marsz zatrzymał byłem na wysokości Nowogrodzkiej. Prowadzący nakazali zatrzymanie się – to się stanęło i stoi. Nakazali powolne cofanie się to się cofnąłem pod Novotel ale zaraz powiedzieli że się nie można cofać, bo za rondem jest zablokowane. Prowadzący dał hasło do zatrzymania więc ekipa stała i wtedy policja zaczęła nacierać, bo ludzie z przodu lecieli na nas. Mieli oczy załzawione, gaz nawet na nas działał. To był dość nieciekawy moment, bo jest tłoczno, do przodu nie, do tyłu nie, Nowogrodzka zablokowana, aleje też a policja podaje komunikat, że należy się rozejść, że kobiety w ciąży, i że nie biorą odpowiedzialności za moje zdrowie i życie. Ten komunikat pada jeszcze kilka razy, w międzyczasie chyba jeszcze 2 razy policja nacierała, bo wszystko się musiało cofać. Na szczęście nie było paniki. Kupę ludzi starszych, wiele z dzieciakami a tu policja naciera.

Myślę, że jeżeli przed nami byli jacyś zadymiarze to można ich było spokojnie wyłapać. Fakt, że policja co najmniej 3 razy natarła na marsz odbieram jako prowokacje. Podobnie komunikaty o rozejście się jak dużo ludzi stoi na ulicy z której nie ma wyjść.

#7. W tłumie gdzieś połowa to młodzież, tak gdzieś połowa młodzieży zorganizowana w grupy, z reguły z transparentem opisującym kim są. Zero agresji. Krzyczą hasła, machają flagami ale ludzie stoją pomiędzy nimi bez lęku czy obaw. Nie można tego opisać jako chuligaństwo. W grupie nie ma żadnych przepychanek, biegów, akcji – każdy sobie idzie spokojnie.

#8. W pewnym momencie prowadzący proszą aby policja podała komunikat, co mają zrobić ludzie, gdzie mają iść. A policja nic – z ich głośników stały tekst, że się rozejść, stosować do prawa, że kobiety w ciąży i przedstawiciele mediów, bo nie gwarantują…. I nagle prowadzący mówi, że marsz nie został rozwiązany, i że można iść. Chwile później policja znika, nigdzie ich nie widać a marsz rusza i już jest fajnie. I fajnie jest do końca.

#9. Fajnie było pod pomnikiem Dmowskiego, bo wielu miało flary, więc było jasno i przyjemnie. Mniej przyjemne były petardy, przy czym nie widziałem aby ktoś z tych idących ekip młodzieży odpalał je, a mimo to stale huczało. Sądząc w siły huku wydaje mi się, że wiele z nich nie jest do kupienia w normalnym sklepie.

#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.
#2. Widziałem policyjny radar z szybkością 141km/h ale to nie była prowokacja tylko sprawiedliwość – 300zł i 8pkt. Niestety, na tym sprawiedliwość się nie skończyła – koło Rawy znowu oglądałem radar ale oprócz sprawiedliwości objawiło się też malutkie miłosierdzie.

#3. Na Ujazdowskich i Placu Trzech Krzyży widziałem defilujących żołnierzy i marsz prezydencki. Malutki, znaczy się żołnierzy kupę, potem z 200 oficjeli i z 500-1000 ludzi. Poza ochroniarzami praktycznie bez policji. Jak wracałem z Placu Trzech Krzyży widziałem kompanie uzbrojonych, a zaraz obok grupę 30 po cywilu, niektórzy w kamizelkach odblaskowych z napisem policja ale większość bez. Większość w kapturach, styl luźny. Zaniepokoiło mnie to, bo używanie w takich sytuacjach policji po cywilu jest czymś złym. Od tego jest mundur, abym wiedział z kim mam doczynienia a tu natykam się na ludzi, którzy mi coś karzą i nie wiem kim oni są i dlaczego mi coś karzą.

#4. Jak już byłem na Marszałkowskiej, koło Domów Towarowych widziałem kompanie (tak ze 100 chłopa), przy czym gdzieś 1/4 z nich była po cywilu, ale ubrani inaczej niż ta wcześniejsza grupa – ewidentnie stylizowani w ubraniu na kiboli – maski, szaliki. Byli pod jedną komendą, najpierw gadali sobie a potem razem wyruszyli w kierunku ronda, zanim ruszył marsz. Ta ekipa była dość charakterystyczna – rozpoznaję ich na filmach które dziś oglądałem.

#5. Jak ruszył marsz to widziałem jeszcze jedną kompanię jak szła Marszałkowską wzdłuż Novotelu do przodu, wyprzedzając marsz.

#6. Jak się marsz zatrzymał byłem na wysokości Nowogrodzkiej. Prowadzący nakazali zatrzymanie się – to się stanęło i stoi. Nakazali powolne cofanie się to się cofnąłem pod Novotel ale zaraz powiedzieli że się nie można cofać, bo za rondem jest zablokowane. Prowadzący dał hasło do zatrzymania więc ekipa stała i wtedy policja zaczęła nacierać, bo ludzie z przodu lecieli na nas. Mieli oczy załzawione, gaz nawet na nas działał. To był dość nieciekawy moment, bo jest tłoczno, do przodu nie, do tyłu nie, Nowogrodzka zablokowana, aleje też a policja podaje komunikat, że należy się rozejść, że kobiety w ciąży, i że nie biorą odpowiedzialności za moje zdrowie i życie. Ten komunikat pada jeszcze kilka razy, w międzyczasie chyba jeszcze 2 razy policja nacierała, bo wszystko się musiało cofać. Na szczęście nie było paniki. Kupę ludzi starszych, wiele z dzieciakami a tu policja naciera.

Myślę, że jeżeli przed nami byli jacyś zadymiarze to można ich było spokojnie wyłapać. Fakt, że policja co najmniej 3 razy natarła na marsz odbieram jako prowokacje. Podobnie komunikaty o rozejście się jak dużo ludzi stoi na ulicy z której nie ma wyjść.

#7. W tłumie gdzieś połowa to młodzież, tak gdzieś połowa młodzieży zorganizowana w grupy, z reguły z transparentem opisującym kim są. Zero agresji. Krzyczą hasła, machają flagami ale ludzie stoją pomiędzy nimi bez lęku czy obaw. Nie można tego opisać jako chuligaństwo. W grupie nie ma żadnych przepychanek, biegów, akcji – każdy sobie idzie spokojnie.

#8. W pewnym momencie prowadzący proszą aby policja podała komunikat, co mają zrobić ludzie, gdzie mają iść. A policja nic – z ich głośników stały tekst, że się rozejść, stosować do prawa, że kobiety w ciąży i przedstawiciele mediów, bo nie gwarantują…. I nagle prowadzący mówi, że marsz nie został rozwiązany, i że można iść. Chwile później policja znika, nigdzie ich nie widać a marsz rusza i już jest fajnie. I fajnie jest do końca.

#9. Fajnie było pod pomnikiem Dmowskiego, bo wielu miało flary, więc było jasno i przyjemnie. Mniej przyjemne były petardy, przy czym nie widziałem aby ktoś z tych idących ekip młodzieży odpalał je, a mimo to stale huczało. Sądząc w siły huku wydaje mi się, że wiele z nich nie jest do kupienia w normalnym sklepie.

#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.
#3. Na Ujazdowskich i Placu Trzech Krzyży widziałem defilujących żołnierzy i marsz prezydencki. Malutki, znaczy się żołnierzy kupę, potem z 200 oficjeli i z 500-1000 ludzi. Poza ochroniarzami praktycznie bez policji. Jak wracałem z Placu Trzech Krzyży widziałem kompanie uzbrojonych, a zaraz obok grupę 30 po cywilu, niektórzy w kamizelkach odblaskowych z napisem policja ale większość bez. Większość w kapturach, styl luźny. Zaniepokoiło mnie to, bo używanie w takich sytuacjach policji po cywilu jest czymś złym. Od tego jest mundur, abym wiedział z kim mam doczynienia a tu natykam się na ludzi, którzy mi coś karzą i nie wiem kim oni są i dlaczego mi coś karzą.

#4. Jak już byłem na Marszałkowskiej, koło Domów Towarowych widziałem kompanie (tak ze 100 chłopa), przy czym gdzieś 1/4 z nich była po cywilu, ale ubrani inaczej niż ta wcześniejsza grupa – ewidentnie stylizowani w ubraniu na kiboli – maski, szaliki. Byli pod jedną komendą, najpierw gadali sobie a potem razem wyruszyli w kierunku ronda, zanim ruszył marsz. Ta ekipa była dość charakterystyczna – rozpoznaję ich na filmach które dziś oglądałem.

#5. Jak ruszył marsz to widziałem jeszcze jedną kompanię jak szła Marszałkowską wzdłuż Novotelu do przodu, wyprzedzając marsz.

#6. Jak się marsz zatrzymał byłem na wysokości Nowogrodzkiej. Prowadzący nakazali zatrzymanie się – to się stanęło i stoi. Nakazali powolne cofanie się to się cofnąłem pod Novotel ale zaraz powiedzieli że się nie można cofać, bo za rondem jest zablokowane. Prowadzący dał hasło do zatrzymania więc ekipa stała i wtedy policja zaczęła nacierać, bo ludzie z przodu lecieli na nas. Mieli oczy załzawione, gaz nawet na nas działał. To był dość nieciekawy moment, bo jest tłoczno, do przodu nie, do tyłu nie, Nowogrodzka zablokowana, aleje też a policja podaje komunikat, że należy się rozejść, że kobiety w ciąży, i że nie biorą odpowiedzialności za moje zdrowie i życie. Ten komunikat pada jeszcze kilka razy, w międzyczasie chyba jeszcze 2 razy policja nacierała, bo wszystko się musiało cofać. Na szczęście nie było paniki. Kupę ludzi starszych, wiele z dzieciakami a tu policja naciera.

Myślę, że jeżeli przed nami byli jacyś zadymiarze to można ich było spokojnie wyłapać. Fakt, że policja co najmniej 3 razy natarła na marsz odbieram jako prowokacje. Podobnie komunikaty o rozejście się jak dużo ludzi stoi na ulicy z której nie ma wyjść.

#7. W tłumie gdzieś połowa to młodzież, tak gdzieś połowa młodzieży zorganizowana w grupy, z reguły z transparentem opisującym kim są. Zero agresji. Krzyczą hasła, machają flagami ale ludzie stoją pomiędzy nimi bez lęku czy obaw. Nie można tego opisać jako chuligaństwo. W grupie nie ma żadnych przepychanek, biegów, akcji – każdy sobie idzie spokojnie.

#8. W pewnym momencie prowadzący proszą aby policja podała komunikat, co mają zrobić ludzie, gdzie mają iść. A policja nic – z ich głośników stały tekst, że się rozejść, stosować do prawa, że kobiety w ciąży i przedstawiciele mediów, bo nie gwarantują…. I nagle prowadzący mówi, że marsz nie został rozwiązany, i że można iść. Chwile później policja znika, nigdzie ich nie widać a marsz rusza i już jest fajnie. I fajnie jest do końca.

#9. Fajnie było pod pomnikiem Dmowskiego, bo wielu miało flary, więc było jasno i przyjemnie. Mniej przyjemne były petardy, przy czym nie widziałem aby ktoś z tych idących ekip młodzieży odpalał je, a mimo to stale huczało. Sądząc w siły huku wydaje mi się, że wiele z nich nie jest do kupienia w normalnym sklepie.

#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.
#4. Jak już byłem na Marszałkowskiej, koło Domów Towarowych widziałem kompanie (tak ze 100 chłopa), przy czym gdzieś 1/4 z nich była po cywilu, ale ubrani inaczej niż ta wcześniejsza grupa – ewidentnie stylizowani w ubraniu na kiboli – maski, szaliki. Byli pod jedną komendą, najpierw gadali sobie a potem razem wyruszyli w kierunku ronda, zanim ruszył marsz. Ta ekipa była dość charakterystyczna – rozpoznaję ich na filmach które dziś oglądałem.

#5. Jak ruszył marsz to widziałem jeszcze jedną kompanię jak szła Marszałkowską wzdłuż Novotelu do przodu, wyprzedzając marsz.

#6. Jak się marsz zatrzymał byłem na wysokości Nowogrodzkiej. Prowadzący nakazali zatrzymanie się – to się stanęło i stoi. Nakazali powolne cofanie się to się cofnąłem pod Novotel ale zaraz powiedzieli że się nie można cofać, bo za rondem jest zablokowane. Prowadzący dał hasło do zatrzymania więc ekipa stała i wtedy policja zaczęła nacierać, bo ludzie z przodu lecieli na nas. Mieli oczy załzawione, gaz nawet na nas działał. To był dość nieciekawy moment, bo jest tłoczno, do przodu nie, do tyłu nie, Nowogrodzka zablokowana, aleje też a policja podaje komunikat, że należy się rozejść, że kobiety w ciąży, i że nie biorą odpowiedzialności za moje zdrowie i życie. Ten komunikat pada jeszcze kilka razy, w międzyczasie chyba jeszcze 2 razy policja nacierała, bo wszystko się musiało cofać. Na szczęście nie było paniki. Kupę ludzi starszych, wiele z dzieciakami a tu policja naciera.

Myślę, że jeżeli przed nami byli jacyś zadymiarze to można ich było spokojnie wyłapać. Fakt, że policja co najmniej 3 razy natarła na marsz odbieram jako prowokacje. Podobnie komunikaty o rozejście się jak dużo ludzi stoi na ulicy z której nie ma wyjść.

#7. W tłumie gdzieś połowa to młodzież, tak gdzieś połowa młodzieży zorganizowana w grupy, z reguły z transparentem opisującym kim są. Zero agresji. Krzyczą hasła, machają flagami ale ludzie stoją pomiędzy nimi bez lęku czy obaw. Nie można tego opisać jako chuligaństwo. W grupie nie ma żadnych przepychanek, biegów, akcji – każdy sobie idzie spokojnie.

#8. W pewnym momencie prowadzący proszą aby policja podała komunikat, co mają zrobić ludzie, gdzie mają iść. A policja nic – z ich głośników stały tekst, że się rozejść, stosować do prawa, że kobiety w ciąży i przedstawiciele mediów, bo nie gwarantują…. I nagle prowadzący mówi, że marsz nie został rozwiązany, i że można iść. Chwile później policja znika, nigdzie ich nie widać a marsz rusza i już jest fajnie. I fajnie jest do końca.

#9. Fajnie było pod pomnikiem Dmowskiego, bo wielu miało flary, więc było jasno i przyjemnie. Mniej przyjemne były petardy, przy czym nie widziałem aby ktoś z tych idących ekip młodzieży odpalał je, a mimo to stale huczało. Sądząc w siły huku wydaje mi się, że wiele z nich nie jest do kupienia w normalnym sklepie.

#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.
#5. Jak ruszył marsz to widziałem jeszcze jedną kompanię jak szła Marszałkowską wzdłuż Novotelu do przodu, wyprzedzając marsz.

#6. Jak się marsz zatrzymał byłem na wysokości Nowogrodzkiej. Prowadzący nakazali zatrzymanie się – to się stanęło i stoi. Nakazali powolne cofanie się to się cofnąłem pod Novotel ale zaraz powiedzieli że się nie można cofać, bo za rondem jest zablokowane. Prowadzący dał hasło do zatrzymania więc ekipa stała i wtedy policja zaczęła nacierać, bo ludzie z przodu lecieli na nas. Mieli oczy załzawione, gaz nawet na nas działał. To był dość nieciekawy moment, bo jest tłoczno, do przodu nie, do tyłu nie, Nowogrodzka zablokowana, aleje też a policja podaje komunikat, że należy się rozejść, że kobiety w ciąży, i że nie biorą odpowiedzialności za moje zdrowie i życie. Ten komunikat pada jeszcze kilka razy, w międzyczasie chyba jeszcze 2 razy policja nacierała, bo wszystko się musiało cofać. Na szczęście nie było paniki. Kupę ludzi starszych, wiele z dzieciakami a tu policja naciera.

Myślę, że jeżeli przed nami byli jacyś zadymiarze to można ich było spokojnie wyłapać. Fakt, że policja co najmniej 3 razy natarła na marsz odbieram jako prowokacje. Podobnie komunikaty o rozejście się jak dużo ludzi stoi na ulicy z której nie ma wyjść.

#7. W tłumie gdzieś połowa to młodzież, tak gdzieś połowa młodzieży zorganizowana w grupy, z reguły z transparentem opisującym kim są. Zero agresji. Krzyczą hasła, machają flagami ale ludzie stoją pomiędzy nimi bez lęku czy obaw. Nie można tego opisać jako chuligaństwo. W grupie nie ma żadnych przepychanek, biegów, akcji – każdy sobie idzie spokojnie.

#8. W pewnym momencie prowadzący proszą aby policja podała komunikat, co mają zrobić ludzie, gdzie mają iść. A policja nic – z ich głośników stały tekst, że się rozejść, stosować do prawa, że kobiety w ciąży i przedstawiciele mediów, bo nie gwarantują…. I nagle prowadzący mówi, że marsz nie został rozwiązany, i że można iść. Chwile później policja znika, nigdzie ich nie widać a marsz rusza i już jest fajnie. I fajnie jest do końca.

#9. Fajnie było pod pomnikiem Dmowskiego, bo wielu miało flary, więc było jasno i przyjemnie. Mniej przyjemne były petardy, przy czym nie widziałem aby ktoś z tych idących ekip młodzieży odpalał je, a mimo to stale huczało. Sądząc w siły huku wydaje mi się, że wiele z nich nie jest do kupienia w normalnym sklepie.

#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.
#6. Jak się marsz zatrzymał byłem na wysokości Nowogrodzkiej. Prowadzący nakazali zatrzymanie się – to się stanęło i stoi. Nakazali powolne cofanie się to się cofnąłem pod Novotel ale zaraz powiedzieli że się nie można cofać, bo za rondem jest zablokowane. Prowadzący dał hasło do zatrzymania więc ekipa stała i wtedy policja zaczęła nacierać, bo ludzie z przodu lecieli na nas. Mieli oczy załzawione, gaz nawet na nas działał. To był dość nieciekawy moment, bo jest tłoczno, do przodu nie, do tyłu nie, Nowogrodzka zablokowana, aleje też a policja podaje komunikat, że należy się rozejść, że kobiety w ciąży, i że nie biorą odpowiedzialności za moje zdrowie i życie. Ten komunikat pada jeszcze kilka razy, w międzyczasie chyba jeszcze 2 razy policja nacierała, bo wszystko się musiało cofać. Na szczęście nie było paniki. Kupę ludzi starszych, wiele z dzieciakami a tu policja naciera.

Myślę, że jeżeli przed nami byli jacyś zadymiarze to można ich było spokojnie wyłapać. Fakt, że policja co najmniej 3 razy natarła na marsz odbieram jako prowokacje. Podobnie komunikaty o rozejście się jak dużo ludzi stoi na ulicy z której nie ma wyjść.

#7. W tłumie gdzieś połowa to młodzież, tak gdzieś połowa młodzieży zorganizowana w grupy, z reguły z transparentem opisującym kim są. Zero agresji. Krzyczą hasła, machają flagami ale ludzie stoją pomiędzy nimi bez lęku czy obaw. Nie można tego opisać jako chuligaństwo. W grupie nie ma żadnych przepychanek, biegów, akcji – każdy sobie idzie spokojnie.

#8. W pewnym momencie prowadzący proszą aby policja podała komunikat, co mają zrobić ludzie, gdzie mają iść. A policja nic – z ich głośników stały tekst, że się rozejść, stosować do prawa, że kobiety w ciąży i przedstawiciele mediów, bo nie gwarantują…. I nagle prowadzący mówi, że marsz nie został rozwiązany, i że można iść. Chwile później policja znika, nigdzie ich nie widać a marsz rusza i już jest fajnie. I fajnie jest do końca.

#9. Fajnie było pod pomnikiem Dmowskiego, bo wielu miało flary, więc było jasno i przyjemnie. Mniej przyjemne były petardy, przy czym nie widziałem aby ktoś z tych idących ekip młodzieży odpalał je, a mimo to stale huczało. Sądząc w siły huku wydaje mi się, że wiele z nich nie jest do kupienia w normalnym sklepie.

#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.
Myślę, że jeżeli przed nami byli jacyś zadymiarze to można ich było spokojnie wyłapać. Fakt, że policja co najmniej 3 razy natarła na marsz odbieram jako prowokacje. Podobnie komunikaty o rozejście się jak dużo ludzi stoi na ulicy z której nie ma wyjść.

#7. W tłumie gdzieś połowa to młodzież, tak gdzieś połowa młodzieży zorganizowana w grupy, z reguły z transparentem opisującym kim są. Zero agresji. Krzyczą hasła, machają flagami ale ludzie stoją pomiędzy nimi bez lęku czy obaw. Nie można tego opisać jako chuligaństwo. W grupie nie ma żadnych przepychanek, biegów, akcji – każdy sobie idzie spokojnie.

#8. W pewnym momencie prowadzący proszą aby policja podała komunikat, co mają zrobić ludzie, gdzie mają iść. A policja nic – z ich głośników stały tekst, że się rozejść, stosować do prawa, że kobiety w ciąży i przedstawiciele mediów, bo nie gwarantują…. I nagle prowadzący mówi, że marsz nie został rozwiązany, i że można iść. Chwile później policja znika, nigdzie ich nie widać a marsz rusza i już jest fajnie. I fajnie jest do końca.

#9. Fajnie było pod pomnikiem Dmowskiego, bo wielu miało flary, więc było jasno i przyjemnie. Mniej przyjemne były petardy, przy czym nie widziałem aby ktoś z tych idących ekip młodzieży odpalał je, a mimo to stale huczało. Sądząc w siły huku wydaje mi się, że wiele z nich nie jest do kupienia w normalnym sklepie.

#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.
#7. W tłumie gdzieś połowa to młodzież, tak gdzieś połowa młodzieży zorganizowana w grupy, z reguły z transparentem opisującym kim są. Zero agresji. Krzyczą hasła, machają flagami ale ludzie stoją pomiędzy nimi bez lęku czy obaw. Nie można tego opisać jako chuligaństwo. W grupie nie ma żadnych przepychanek, biegów, akcji – każdy sobie idzie spokojnie.

#8. W pewnym momencie prowadzący proszą aby policja podała komunikat, co mają zrobić ludzie, gdzie mają iść. A policja nic – z ich głośników stały tekst, że się rozejść, stosować do prawa, że kobiety w ciąży i przedstawiciele mediów, bo nie gwarantują…. I nagle prowadzący mówi, że marsz nie został rozwiązany, i że można iść. Chwile później policja znika, nigdzie ich nie widać a marsz rusza i już jest fajnie. I fajnie jest do końca.

#9. Fajnie było pod pomnikiem Dmowskiego, bo wielu miało flary, więc było jasno i przyjemnie. Mniej przyjemne były petardy, przy czym nie widziałem aby ktoś z tych idących ekip młodzieży odpalał je, a mimo to stale huczało. Sądząc w siły huku wydaje mi się, że wiele z nich nie jest do kupienia w normalnym sklepie.

#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.
#8. W pewnym momencie prowadzący proszą aby policja podała komunikat, co mają zrobić ludzie, gdzie mają iść. A policja nic – z ich głośników stały tekst, że się rozejść, stosować do prawa, że kobiety w ciąży i przedstawiciele mediów, bo nie gwarantują…. I nagle prowadzący mówi, że marsz nie został rozwiązany, i że można iść. Chwile później policja znika, nigdzie ich nie widać a marsz rusza i już jest fajnie. I fajnie jest do końca.

#9. Fajnie było pod pomnikiem Dmowskiego, bo wielu miało flary, więc było jasno i przyjemnie. Mniej przyjemne były petardy, przy czym nie widziałem aby ktoś z tych idących ekip młodzieży odpalał je, a mimo to stale huczało. Sądząc w siły huku wydaje mi się, że wiele z nich nie jest do kupienia w normalnym sklepie.

#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.
#9. Fajnie było pod pomnikiem Dmowskiego, bo wielu miało flary, więc było jasno i przyjemnie. Mniej przyjemne były petardy, przy czym nie widziałem aby ktoś z tych idących ekip młodzieży odpalał je, a mimo to stale huczało. Sądząc w siły huku wydaje mi się, że wiele z nich nie jest do kupienia w normalnym sklepie.

#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.
#10. Dziś pooglądałem sobie filmy.
Jedni moim znajomi wierzą na 100% fachowcowi, który wczoraj o zamachu wypowiadał się w Gazecie. Fajnie się w to wierzy, bo za tym stoją wszystkie oficjalne i nieoficjalne wypowiedzi ekipy rządzącej. Inni wierzą w to co mówi pan Gwiazda (wywiad w Onet), Macierewicz i dość spora grupa polskich naukowców. W to też da się wierzyć – psychologia oblężonej twierdzy pomaga.

Ale problemem jest to, że jedni coraz bardziej nie lubią tych drugich, oczywiście z wzajemnością. Nie lubią bardzo!

Nie wypowiem się co do zamachu – bo może to był wypadek, ale tak czy inaczej, w taki sposób dając dostęp do materiałów, danych, manipulując wiedzą, puszczając prawdziwe przecieki oraz zakłamane wrzutki rządzącym w Rosji, przy dość aktywnym udziale rządzących w Polsce w sposób doskonały udało się podzielić społeczeństwo na pół, i to podzielić ostro. Przekonany jestem, że dla Polski i dla Polaków to jest coś bardzo złego. Oczywiście, jest jeszcze trzecia grupa – też liczna – grupa osób, którym to wszystko zwisa bo żyją tym, co nazywa się dziś.

I tak dziś realizuje się politykę społeczną.

Kategorie:
katastrofa smoleńska, polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
katastrofa smoleńska,
podziały,
polityka społeczna,
Macierewicz

Komentarze: (1)

ky,

November 6, 2012 09:47

Skomentuj komentarz

To jest jeszcze czwarta grupa: Ci którym nie zwisa, ale nie zamierzają dołączyć do żadnej ze stron „smoleńskiej historii” i być paliwem dla którejś z nich. Choćby dlatego, że podział między nimi jest iluzoryczny, prawdziwa jest tylko nienawiść.

Skomentuj notkę
Ale problemem jest to, że jedni coraz bardziej nie lubią tych drugich, oczywiście z wzajemnością. Nie lubią bardzo!

Nie wypowiem się co do zamachu – bo może to był wypadek, ale tak czy inaczej, w taki sposób dając dostęp do materiałów, danych, manipulując wiedzą, puszczając prawdziwe przecieki oraz zakłamane wrzutki rządzącym w Rosji, przy dość aktywnym udziale rządzących w Polsce w sposób doskonały udało się podzielić społeczeństwo na pół, i to podzielić ostro. Przekonany jestem, że dla Polski i dla Polaków to jest coś bardzo złego. Oczywiście, jest jeszcze trzecia grupa – też liczna – grupa osób, którym to wszystko zwisa bo żyją tym, co nazywa się dziś.

I tak dziś realizuje się politykę społeczną.

Kategorie:
katastrofa smoleńska, polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
katastrofa smoleńska,
podziały,
polityka społeczna,
Macierewicz

Komentarze: (1)

ky,

November 6, 2012 09:47

Skomentuj komentarz

To jest jeszcze czwarta grupa: Ci którym nie zwisa, ale nie zamierzają dołączyć do żadnej ze stron „smoleńskiej historii” i być paliwem dla którejś z nich. Choćby dlatego, że podział między nimi jest iluzoryczny, prawdziwa jest tylko nienawiść.

Skomentuj notkę
Nie wypowiem się co do zamachu – bo może to był wypadek, ale tak czy inaczej, w taki sposób dając dostęp do materiałów, danych, manipulując wiedzą, puszczając prawdziwe przecieki oraz zakłamane wrzutki rządzącym w Rosji, przy dość aktywnym udziale rządzących w Polsce w sposób doskonały udało się podzielić społeczeństwo na pół, i to podzielić ostro. Przekonany jestem, że dla Polski i dla Polaków to jest coś bardzo złego. Oczywiście, jest jeszcze trzecia grupa – też liczna – grupa osób, którym to wszystko zwisa bo żyją tym, co nazywa się dziś.

I tak dziś realizuje się politykę społeczną.

Kategorie:
katastrofa smoleńska, polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
katastrofa smoleńska,
podziały,
polityka społeczna,
Macierewicz

Komentarze: (1)

ky,

November 6, 2012 09:47

Skomentuj komentarz

To jest jeszcze czwarta grupa: Ci którym nie zwisa, ale nie zamierzają dołączyć do żadnej ze stron „smoleńskiej historii” i być paliwem dla którejś z nich. Choćby dlatego, że podział między nimi jest iluzoryczny, prawdziwa jest tylko nienawiść.

Skomentuj notkę
I tak dziś realizuje się politykę społeczną.

Kategorie:
katastrofa smoleńska, polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
katastrofa smoleńska,
podziały,
polityka społeczna,
Macierewicz

Komentarze: (1)

ky,

November 6, 2012 09:47

Skomentuj komentarz

To jest jeszcze czwarta grupa: Ci którym nie zwisa, ale nie zamierzają dołączyć do żadnej ze stron „smoleńskiej historii” i być paliwem dla którejś z nich. Choćby dlatego, że podział między nimi jest iluzoryczny, prawdziwa jest tylko nienawiść.

Skomentuj notkę
Na serwisie se.pl znalazłem komentarz:

ZALOSNY JEST TEN KACZYNSKI – STARY KAWALER,UZALEZNIONY OD MAMUSI, BEZ PRAWA JAZDY, KONTA, MIESZKAJACY Z KOTEM, ZGRYZLIWY I MSCIWY – POLSKIE KOBIETY MARZA O KIMS TAKIM… 🙂

A ja patrzę się na tego Kaczyńskiego i widzę, że …

Kaczyński poważnie zaangażował się w służbę publiczną rezygnując z życia osobistego ale mimo to ma silne i dobre relacje rodzinne troszcząc się o samotną, owdowiałą matkę. Rozlicza się gotówką nie kredytując swoich wydatków a hodując domowe zwierzęta daje wyraz szacunku do świata i życia w harmonii z przyrodą. Wiele kobiet chciało by mieć takiego męża, ojca swoich dzieci.

Inne spojrzenie na te same fakty.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
pis,
kaczyński,
manipulacja,
media

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A ja patrzę się na tego Kaczyńskiego i widzę, że …

Kaczyński poważnie zaangażował się w służbę publiczną rezygnując z życia osobistego ale mimo to ma silne i dobre relacje rodzinne troszcząc się o samotną, owdowiałą matkę. Rozlicza się gotówką nie kredytując swoich wydatków a hodując domowe zwierzęta daje wyraz szacunku do świata i życia w harmonii z przyrodą. Wiele kobiet chciało by mieć takiego męża, ojca swoich dzieci.

Inne spojrzenie na te same fakty.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
pis,
kaczyński,
manipulacja,
media

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Inne spojrzenie na te same fakty.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
pis,
kaczyński,
manipulacja,
media

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
O. Rydzyk miał się pojawić, ale przyszła w jego zastępstwie pani dyrektor Lidia Kochanowicz

Media katolickie w procesie cyfryzacji
Wystąpienia w ramach konferencji Media Summit '2012
stanowisko o. Tadeusza Rydzyka odczytane przez panią dyrektor Lidię Kochanowicz
Czynniki polityczne i medialne rządzące aktualnie Polską zdają się traktować proces cyfryzacji mediów elektronicznych w sposób nadzwyczaj zachowawczy, jako konieczność wymuszoną przez zmiany technologiczne w rozpowszechnianiu tych mediów oraz jako wynikającą z tej konieczności potrzebę “prostego” przejścia od analogowego rynku mediów elektronicznych do cyfrowego rynku tych mediów.
Czynniki te omijają przy tym świadomie szanse techniczne, prawne, ekonomiczne, cywilizacyjne, kulturowe, społeczne, religijne etc. wiążące się z digitalizacją mediów elektronicznych. Ich celem głównym wydaje się utrzymanie oligopolicznego charakteru analogowego rynku mediów elektronicznych w przestrzeni cyfrowej.
Czynniki te zdają się nie postrzegać procesu cyfryzacji w kategoriach narodowej, cywilizacyjnej szansy rozwojowej, patrząc nań raczej w kategoriach możliwych zagrożeń. Głównymi kryteriami oceny procesu cyfryzacji wydają się polityka i ekonomia. Zupełnie pomijane jest przy tym znaczenie kryterium społecznego. Dlatego w moim wystąpieniu omówię znaczenie społecznego aspektu cyfryzacji mediów elektronicznych oraz antyspołeczne konsekwencje decyzji koncesyjnych Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wobec Telewizji Trwam.
We współczesnym świecie, także w Polsce, dostęp do wiedzy i informacji stanowi podstawowy warunek rozwoju indywidualnego i zbiorowego, czyli człowieka i społeczeństwa.
To sprawia, że powinniśmy z uwagą i powagą oraz głęboką refleksją podejmować problem miejsca i roli mediów w życiu każdego człowieka, społeczeństwa i państwa oraz innych ponadpaństwowych struktur i podmiotów.
Już nawet pobieżna analiza literatury przedmiotu z zakresu kształtującej się wciąż dyscypliny wiedzy zwanej przez niektórych medioznawstwem rodzi duży niedosyt, przede wszystkim natury ilościowej, jak i jakościowej. Ilość tzw. medioznawców i katedr zajmujących się badaniem mediów wydaje się odwrotnie proporcjonalna do ilości poważnych prac naukowych poświęconych np. cyfryzacji mediów elektronicznych czy problematyce mediów w ogóle. Sytuacja w tej mierze stanowi wypadkową nie tylko złej sytuacji polskiej nauki, ale także uzależnienia większości mediów w Polsce m.in. od świata polityki i biznesu (ekonomii). Świadomość wagi, siły i znaczenia mediów we współczesnym świecie mają bowiem przede wszystkim politycy i ekonomiści oraz ludzie mediów.
Dość powiedzieć, że w literaturze polskiej brak jest jak dotychczas choćby jednej monografii omawiającej całościowo proces cyfryzacji mediów elektronicznych. Większość publikacji poświęconych temu problemowi ma charakter ledwie przyczynkarski. Ich jakość najczęściej nie grzeszy najwyższym poziomem naukowym. Tak zwani medioznawcy wolą zamiast naukowych debat na temat różnorodnych aspektów digitalizacji obśmiewać i atakować media katolickie i ich słuchaczy. Łatwiej im być bowiem propagandystą w naukowej todze aniżeli zorientowanym na odkrywanie prawdy badaczem i jej propagatorem.
To oni najczęściej, obok urzędników – reprezentujących regulatorów rynku mediów oraz ludzi związanych z mediami i biznesem medialnym (telekomunikacyjnym, radiodyfuzyjnym) podejmują i przedstawiają społeczeństwu problemy takie jak np. cyfryzacja telewizji naziemnej. I czynią to w sposób determinowany przez fakt ich szczególnego typu powiązań z mediami. Tymczasem chcąc dziś kompetentnie i ze zrozumieniem pojmować media, ich miejsce i rolę w życiu człowieka i społeczeństwa, należy je rozpatrywać i ujmować z wielu punktów widzenia. Przede wszystkim z politycznego, ekonomicznego, kulturowego, technicznego, społecznego, pedagogicznego, religijnego, cywilizacyjnego etc.
Historia mediów w Polsce, głównie mediów elektronicznych, pozwala każdemu uważnemu i uczciwemu badaczowi i świadkowi odkryć, dostrzec i stwierdzić jednocześnie zastanawiającą, zasmucającą i zdumiewającą prawidłowość: media katolickie od zawsze były w państwie polskim dyskryminowane. Nie miały one sprzyjających ze strony państwa warunków rozwoju. Dyskryminacja i walka państwa z Radiem Maryja i Telewizją Trwam jest tylko szczególną, ale bynajmniej nie jedyną egzemplifikacją powyższej tezy.
Próba odpowiedzi na pytanie: Dlaczego tak było w okresie PRL i dlaczego tak jest w okresie III Rzeczypospolitej? – wymagałaby zupełnie osobnego studium. Na użytek dzisiejszych rozważań odpowiedź tę spróbuję zawrzeć w bardzo ogólnym stwierdzeniu mówiącym, że była ona i jest nadal efektem szeroko rozumianej walki o człowieka i o Polskę we współczesnym świecie.
Cyfryzacja telewizji naziemnej nie jest celem samym w sobie, ma bowiem w ostatecznym rachunku służyć człowiekowi i społeczeństwu.
Spośród wszystkich wymienionych wcześniej najważniejszych aspektów cyfryzacji (przypomnę je raz jeszcze: aspekt techniczny, prawny, ekonomiczny, kulturowy, cywilizacyjny, społeczny etc.) właśnie ten ostatni wydaje się zasadniczy i najważniejszy.
Aspekty te powinny stanowić także wiodące kryteria dla regulatorów polskiej przestrzeni medialnej (KRRiT i UKE) podczas wdrażania naziemnej telewizji cyfrowej. Dlatego zdumiewa dotychczasowa pasywność wymienionych regulatorów i reprezentantów wszystkich rodzajów władz państwowych: wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej, w urzeczywistnianiu społecznego celu cyfryzacji. Należy spytać: Czego po cyfryzacji telewizji oczekuje przeciętny widz? Czego oczekuje społeczeństwo polskie? I kolejne pytanie: Czy dotychczasowe decyzje koncesyjne KRRiT wychodzą naprzeciw oczekiwaniom społeczeństwa i społecznym celom cyfryzacji?
Pytania te w tym miejscu pozostawiam bez odpowiedzi. Odpowiedzi na nie widnieją bowiem na milionowych listach adresowanych do KRRiT i reprezentantów wszystkich władz państwowych oraz na różnorodnych transparentach uczestników marszów poparcia dla słusznych dążeń Telewizji Trwam.
Media katolickie są bardzo ważnym elementem polskiego rynku mediów. Są to bowiem media, których sens i cel istnienia sprowadza się do krzewienia litery i ducha Ewangelii za pomocą instrumentów elektronicznych lub słowa drukowanego.
Media te nigdy nie zajmowały znaczącej, w sensie ilościowym, pozycji na krajowym rynku mediów. Po odzyskaniu niepodległości w 1989 roku, poza mediami papierowymi, media katolickie uzyskały stosowne koncesje na rozpowszechnianie swojego przekazu drogą radiową i telewizyjną. Z punktu widzenia dzisiejszych rozważań istotny wydaje się obraz statystycznego odbiorcy mediów katolickich. Wedle mediów tzw. wiodącego nurtu i dominujących w nich celebrytów, odbiorcą mediów katolickich jest człowiek, którego przywódca partii rządzącej naszym katolickim krajem nazwał krótko “moherowym beretem”.
Dominująca na rynku prasowym gazeta statystycznego odbiorcę mediów katolickich określiła jako człowieka w podeszłym wieku, niewykształconego, najczęściej pochodzącego ze wsi i małych miasteczek, niepełnosprawnego, samotnego, nieudacznika życiowego, nieobeznanego z nowoczesną techniką, nieradzącego sobie w życiu, patriotę – ksenofoba, nacjonalistę, antysemitę, człowieka chorego, człowieka głęboko religijnego i kierującego się w życiu chrześcijańskim systemem wartości.
Przypuszczalnie określenia te powstały w wyniku błędnej obserwacji rzeczywistości i są krzywdzące, należy jednak stwierdzić, że w sensie ilościowym liczba aktywnych odbiorców mediów katolickich oscyluje wokół milionów osób, czego potwierdzeniem są zebrane podpisy na listach adresowanych do przewodniczącego KRRiT. Te kilka milionów osób jasno i wprost wyraża swoją wolę: żądamy umieszczenia Telewizji Trwam na multipleksie pierwszym!
Chcąc uchwycić najważniejsze konsekwencje społeczne dotychczasowych decyzji koncesyjnych KRRiT w zakresie naziemnej telewizji cyfrowej, nie można tego uczynić bez odwołania się do dotychczasowych beneficjentów cyfryzacji. Innymi słowy, należy odpowiedzieć sobie na pytanie: Kto skorzystał na procesie cyfryzacji naziemnej telewizji?
Na analogowym rynku mediów elektronicznych z woli państwa uprzywilejowaną pozycję zajmowały media publiczne: TVP i Polskie Radio. Przez ostatnie lata liczni politycy, reprezentanci władz państwowych i władz tych mediów starali się usilnie o to, aby wydatnie pomniejszyć ich udział w rynku medialnym, a co za tym idzie – i w podziale tzw. tortu reklamowego.
W przypadku radia zabiegi te udały się stosunkowo szybko. Jeśli chodzi o telewizję publiczną, proces ten trwa do dziś. Jednak podjęte przez KRRiT decyzje koncesyjne w zakresie przydziału miejsc na uruchamianych trzech pierwszych (z ośmiu możliwych) multipleksach wyraźnie faworyzują nadawców komercyjnych kosztem nadawcy publicznego. Dziwnym trafem KRRiT, przy biernej postawie władz telewizji publicznej, “niejako za darmo” multiplikuje możliwości nadawcze płatnych telewizji komercyjnych, w tym nawet tych, które dotychczas nie posiadały statusu naziemnego nadawcy ogólnopolskiego. Jednocześnie, z przyczyn politycznych, blokuje jedynego nadawcę społecznego i katolickiego – Telewizję Trwam.
W efekcie publiczna, bezpłatna telewizja po zakończeniu wdrażania naziemnej telewizji cyfrowej znajdzie się w dużo trudniejszej sytuacji rynkowej aniżeli na rynku analogowym. To w połączeniu ze świadomym ograniczaniem przez polityków i reprezentantów władz dopływu abonamentowych środków na telewizję publiczną doprowadzi do znaczącej degradacji tego medium na rynku mediów elektronicznych. Powtórzy się więc scenariusz sprzed lat, zrealizowany na rynku radiowym – scenariusz politycznej i administracyjnej detronizacji pierwszorzędnej roli mediów publicznych. Wszystko to prowadzić ma do zahamowania rozwoju telewizji bezpłatnej w ramach oferty naziemnej telewizji cyfrowej.
W tym miejscu przypomnieć należy, że Polska jako jedno z ostatnich państw w Europie wespół z Rumunią i Bułgarią zrealizuje cyfryzację telewizji.
Analizując dotychczasowy proces wdrażania naziemnej telewizji cyfrowej w Polsce, ze zdumieniem odkrywamy, że przyczyną tego tak wstydliwego faktu są przynajmniej trzy czynniki: – po pierwsze, świadoma impotencja i abdykacja państwa; – po drugie, zamierzona i celowa pasywność nadawców publicznych; – po trzecie, rzeczywista kontrola procesu cyfryzacji przez nadawców i operatorów komercyjnych.
Państwo polskie i w tej mierze nie wywiązało się ze swojej – zdawałoby się – naturalnej roli. Nie podjęło w praktyce wsparcia i realizacji żadnej ze społecznych determinant wdrażania naziemnej telewizji cyfrowej. Oddając pole cyfryzacji mediów elektronicznych nadawcom i operatorom komercyjnym w zakresie radiodyfuzji i telekomunikacji, faktycznie stawiało się w roli ich niejawnego, cichego sprzymierzeńca i sojusznika. Czyniło i nadal czyni to kosztem społeczeństwa polskiego – kosztem widza telewizyjnego (odbierającego “płatny” sygnał telewizyjny poprzez satelitę bądź drogą kablową).
Tymczasem w interesie społecznym było i jest wykorzystanie możliwości stwarzanych przez cyfryzację mediów elektronicznych do m.in.:
1. bardzo szybkiej poprawy jakości sygnału telewizyjnego;
2. poprawy efektywności gospodarowania naturalnym dobrem narodowym, jakim jest widmo fal elektromagnetycznych;
3. rzeczywistej pluralizacji nadawców i programów telewizyjnych, a przez to dalszej demokratyzacji państwa;
4. zniwelowania groźby tzw. wykluczenia cyfrowego;
5. zdynamizowania budowy społeczeństwa informacyjnego opartego o wiedzę;
6. upodmiotowienia i uwspólnotowienia społeczności regionalnych;
7. przyśpieszenia rozwoju cywilizacyjnego Polski. Nasuwają się też kolejne wątpliwości i pytania:Skoro m.in. Porozumienie Genewa 2006 umożliwia docelowo uruchomienie w Polsce od 6 do 8 multipleksów, to dlaczego KRRiT postanowiła wespół z UKE uruchomić tylko trzy multipleksy? Dlaczego KRRiT wciąż proponuje Polakom, jak w dobie gospodarki socjalistycznej, “eter i wizję na kartki”? Czyż nie lepiej było zaplanować i zaproponować całościowe zagospodarowanie wszystkich 6-8 multipleksów, ogłosić na nie konkursy i w ten sposób uniknąć sytuacji, z którą mamy obecnie do czynienia?
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji oraz Urząd Komunikacji Elektronicznej, nadzorując i regulując wdrażanie naziemnej telewizji cyfrowej w Polsce, nie unikają powtarzania oczywistych błędów, które popełniali w minionych latach w tzw. pierwszym procesie koncesyjnym w radiofonii i telewizji oraz w tzw. procesie rekoncesyjnym. Raport NIK z 2000 roku w zakresie realizacji koncesji Radia Maryja – jak się okazuje – dla KRRiT i UKE nadal pozostaje nieodrobioną lekcją.
Media coraz częściej donoszą o ujawniających się coraz wyraźniej zagrożeniach we wdrażaniu naziemnej telewizji cyfrowej. Wiążą się one z niedostateczną gotowością dużych grup społeczeństwa polskiego do przejścia z odbioru telewizji analogowej na odbiór telewizji cyfrowej.
Najczęstszą tego przyczyną jest brak dostatecznej wiedzy w społeczeństwie na temat cyfryzacji, ubóstwo materialne wielu ludzi niepozwalające na wymianę (kupno) nowego telewizora, dekodera czy nowej anteny. Państwo polskie nie stworzyło i nie uruchomiło także jak dotychczas skutecznych – a właściwie jakichkolwiek – mechanizmów przeciwdziałających tzw. wykluczeniu cyfrowemu.
Tymczasem doświadczenie rynku mediów elektronicznych w Polsce, doświadczenie związane z tzw. przejściem z nadawania w dolnym zakresie UKF na zakres górny UKF na przełomie lat 1999/2000, doświadczenie, które powodowało m.in. konieczność wymiany przez słuchaczy odbiorników radiowych, uczy, że ów proces zakończył się powodzeniem dzięki jego wsparciu przez media katolickie, przede wszystkim zaś przez Radio Maryja i “Nasz Dziennik”.
Również obecnie aktywna i zaangażowana postawa mediów katolickich byłaby gwarantem szybkiej i pełnej cyfryzacji Polski oraz bardzo ważnym instrumentem przeciwdziałania tzw. wykluczeniu cyfrowemu.
Przechodząc do wniosków wynikających z poruszonych przeze mnie zagadnień, stwierdzić należy, że utrzymanie w mocy decyzji KRRiT w sprawie przydziału miejsc na MUX-1 (i rozdziału miejsc w innych multipleksach) spowoduje m.in. nie tylko zablokowanie dostępu Telewizji Trwam do cyfrowego rynku naziemnej telewizji w Polsce, ale także:
– pogłębi i utrwali brak pluralizmu medialnego w naszym kraju, – spowoduje odtworzenie oligopolicznego, analogowego rynku mediów elektronicznych w przestrzeni cyfrowej, – doprowadzi do zupełnej marginalizacji telewizji publicznej, – ograniczy ofertę bezpłatnej naziemnej telewizji w Polsce, – doprowadzi do wykluczenia cyfrowego dużej części społeczeństwa polskiego, – spowoduje znaczne opóźnienie procesu cyfryzacji w Polsce, – ograniczy demokratyczny ład w naszym kraju,
– wpłynie na zahamowanie rozwoju społeczeństwa informacyjnego. Utrzymanie dotychczasowego stanowiska KRRiT w sprawie koncesji cyfrowej dla Telewizji Trwam pociąga za sobą przede wszystkim groźbę tzw. wykluczenia cyfrowego milionowych rzesz społeczeństwa polskiego.
To wykluczenie cyfrowe będzie jednocześnie wykluczeniem społecznym znacznej grupy obecnych słuchaczy Radia Maryja i Telewizji Trwam.
Kiedy do tego dodamy wykluczenie cyfrowe milionów Polaków powstałe z przyczyn ekonomicznych – osób, których nie stać na nowy odbiornik telewizyjny lub dekoder albo nową antenę telewizyjną, oraz osób niepełnosprawnych, a także niebędących w stanie samodzielnie uruchomić odbioru telewizji cyfrowej – to wtedy dopiero dostrzeżemy pełnię negatywnych skutków decyzji KRRiT w sprawie nieprzyznania miejsca Telewizji Trwam na multipleksie pierwszym.
Skutkiem wykluczenia cyfrowego Telewizji Trwam będzie opóźnienie i osłabienie tempa rozwoju społeczeństwa informacyjnego w naszym kraju, a co za tym idzie – skazanie Polski na zacofanie cywilizacyjne i pogłębienie dystansu cywilizacyjnego w stosunku do innych krajów świata, Europy i regionu. Dziękuję Państwu za uwagę.

Kategorie:
obserwator, media, _blog

Słowa kluczowe:
tv trwam,
media summit,
o. rydzyk

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Czynniki polityczne i medialne rządzące aktualnie Polską zdają się traktować proces cyfryzacji mediów elektronicznych w sposób nadzwyczaj zachowawczy, jako konieczność wymuszoną przez zmiany technologiczne w rozpowszechnianiu tych mediów oraz jako wynikającą z tej konieczności potrzebę “prostego” przejścia od analogowego rynku mediów elektronicznych do cyfrowego rynku tych mediów.
Czynniki te omijają przy tym świadomie szanse techniczne, prawne, ekonomiczne, cywilizacyjne, kulturowe, społeczne, religijne etc. wiążące się z digitalizacją mediów elektronicznych. Ich celem głównym wydaje się utrzymanie oligopolicznego charakteru analogowego rynku mediów elektronicznych w przestrzeni cyfrowej.
Czynniki te zdają się nie postrzegać procesu cyfryzacji w kategoriach narodowej, cywilizacyjnej szansy rozwojowej, patrząc nań raczej w kategoriach możliwych zagrożeń. Głównymi kryteriami oceny procesu cyfryzacji wydają się polityka i ekonomia. Zupełnie pomijane jest przy tym znaczenie kryterium społecznego. Dlatego w moim wystąpieniu omówię znaczenie społecznego aspektu cyfryzacji mediów elektronicznych oraz antyspołeczne konsekwencje decyzji koncesyjnych Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wobec Telewizji Trwam.
We współczesnym świecie, także w Polsce, dostęp do wiedzy i informacji stanowi podstawowy warunek rozwoju indywidualnego i zbiorowego, czyli człowieka i społeczeństwa.
To sprawia, że powinniśmy z uwagą i powagą oraz głęboką refleksją podejmować problem miejsca i roli mediów w życiu każdego człowieka, społeczeństwa i państwa oraz innych ponadpaństwowych struktur i podmiotów.
Już nawet pobieżna analiza literatury przedmiotu z zakresu kształtującej się wciąż dyscypliny wiedzy zwanej przez niektórych medioznawstwem rodzi duży niedosyt, przede wszystkim natury ilościowej, jak i jakościowej. Ilość tzw. medioznawców i katedr zajmujących się badaniem mediów wydaje się odwrotnie proporcjonalna do ilości poważnych prac naukowych poświęconych np. cyfryzacji mediów elektronicznych czy problematyce mediów w ogóle. Sytuacja w tej mierze stanowi wypadkową nie tylko złej sytuacji polskiej nauki, ale także uzależnienia większości mediów w Polsce m.in. od świata polityki i biznesu (ekonomii). Świadomość wagi, siły i znaczenia mediów we współczesnym świecie mają bowiem przede wszystkim politycy i ekonomiści oraz ludzie mediów.
Dość powiedzieć, że w literaturze polskiej brak jest jak dotychczas choćby jednej monografii omawiającej całościowo proces cyfryzacji mediów elektronicznych. Większość publikacji poświęconych temu problemowi ma charakter ledwie przyczynkarski. Ich jakość najczęściej nie grzeszy najwyższym poziomem naukowym. Tak zwani medioznawcy wolą zamiast naukowych debat na temat różnorodnych aspektów digitalizacji obśmiewać i atakować media katolickie i ich słuchaczy. Łatwiej im być bowiem propagandystą w naukowej todze aniżeli zorientowanym na odkrywanie prawdy badaczem i jej propagatorem.
To oni najczęściej, obok urzędników – reprezentujących regulatorów rynku mediów oraz ludzi związanych z mediami i biznesem medialnym (telekomunikacyjnym, radiodyfuzyjnym) podejmują i przedstawiają społeczeństwu problemy takie jak np. cyfryzacja telewizji naziemnej. I czynią to w sposób determinowany przez fakt ich szczególnego typu powiązań z mediami. Tymczasem chcąc dziś kompetentnie i ze zrozumieniem pojmować media, ich miejsce i rolę w życiu człowieka i społeczeństwa, należy je rozpatrywać i ujmować z wielu punktów widzenia. Przede wszystkim z politycznego, ekonomicznego, kulturowego, technicznego, społecznego, pedagogicznego, religijnego, cywilizacyjnego etc.
Historia mediów w Polsce, głównie mediów elektronicznych, pozwala każdemu uważnemu i uczciwemu badaczowi i świadkowi odkryć, dostrzec i stwierdzić jednocześnie zastanawiającą, zasmucającą i zdumiewającą prawidłowość: media katolickie od zawsze były w państwie polskim dyskryminowane. Nie miały one sprzyjających ze strony państwa warunków rozwoju. Dyskryminacja i walka państwa z Radiem Maryja i Telewizją Trwam jest tylko szczególną, ale bynajmniej nie jedyną egzemplifikacją powyższej tezy.
Próba odpowiedzi na pytanie: Dlaczego tak było w okresie PRL i dlaczego tak jest w okresie III Rzeczypospolitej? – wymagałaby zupełnie osobnego studium. Na użytek dzisiejszych rozważań odpowiedź tę spróbuję zawrzeć w bardzo ogólnym stwierdzeniu mówiącym, że była ona i jest nadal efektem szeroko rozumianej walki o człowieka i o Polskę we współczesnym świecie.
Cyfryzacja telewizji naziemnej nie jest celem samym w sobie, ma bowiem w ostatecznym rachunku służyć człowiekowi i społeczeństwu.
Spośród wszystkich wymienionych wcześniej najważniejszych aspektów cyfryzacji (przypomnę je raz jeszcze: aspekt techniczny, prawny, ekonomiczny, kulturowy, cywilizacyjny, społeczny etc.) właśnie ten ostatni wydaje się zasadniczy i najważniejszy.
Aspekty te powinny stanowić także wiodące kryteria dla regulatorów polskiej przestrzeni medialnej (KRRiT i UKE) podczas wdrażania naziemnej telewizji cyfrowej. Dlatego zdumiewa dotychczasowa pasywność wymienionych regulatorów i reprezentantów wszystkich rodzajów władz państwowych: wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej, w urzeczywistnianiu społecznego celu cyfryzacji. Należy spytać: Czego po cyfryzacji telewizji oczekuje przeciętny widz? Czego oczekuje społeczeństwo polskie? I kolejne pytanie: Czy dotychczasowe decyzje koncesyjne KRRiT wychodzą naprzeciw oczekiwaniom społeczeństwa i społecznym celom cyfryzacji?
Pytania te w tym miejscu pozostawiam bez odpowiedzi. Odpowiedzi na nie widnieją bowiem na milionowych listach adresowanych do KRRiT i reprezentantów wszystkich władz państwowych oraz na różnorodnych transparentach uczestników marszów poparcia dla słusznych dążeń Telewizji Trwam.
Media katolickie są bardzo ważnym elementem polskiego rynku mediów. Są to bowiem media, których sens i cel istnienia sprowadza się do krzewienia litery i ducha Ewangelii za pomocą instrumentów elektronicznych lub słowa drukowanego.
Media te nigdy nie zajmowały znaczącej, w sensie ilościowym, pozycji na krajowym rynku mediów. Po odzyskaniu niepodległości w 1989 roku, poza mediami papierowymi, media katolickie uzyskały stosowne koncesje na rozpowszechnianie swojego przekazu drogą radiową i telewizyjną. Z punktu widzenia dzisiejszych rozważań istotny wydaje się obraz statystycznego odbiorcy mediów katolickich. Wedle mediów tzw. wiodącego nurtu i dominujących w nich celebrytów, odbiorcą mediów katolickich jest człowiek, którego przywódca partii rządzącej naszym katolickim krajem nazwał krótko “moherowym beretem”.
Dominująca na rynku prasowym gazeta statystycznego odbiorcę mediów katolickich określiła jako człowieka w podeszłym wieku, niewykształconego, najczęściej pochodzącego ze wsi i małych miasteczek, niepełnosprawnego, samotnego, nieudacznika życiowego, nieobeznanego z nowoczesną techniką, nieradzącego sobie w życiu, patriotę – ksenofoba, nacjonalistę, antysemitę, człowieka chorego, człowieka głęboko religijnego i kierującego się w życiu chrześcijańskim systemem wartości.
Przypuszczalnie określenia te powstały w wyniku błędnej obserwacji rzeczywistości i są krzywdzące, należy jednak stwierdzić, że w sensie ilościowym liczba aktywnych odbiorców mediów katolickich oscyluje wokół milionów osób, czego potwierdzeniem są zebrane podpisy na listach adresowanych do przewodniczącego KRRiT. Te kilka milionów osób jasno i wprost wyraża swoją wolę: żądamy umieszczenia Telewizji Trwam na multipleksie pierwszym!
Chcąc uchwycić najważniejsze konsekwencje społeczne dotychczasowych decyzji koncesyjnych KRRiT w zakresie naziemnej telewizji cyfrowej, nie można tego uczynić bez odwołania się do dotychczasowych beneficjentów cyfryzacji. Innymi słowy, należy odpowiedzieć sobie na pytanie: Kto skorzystał na procesie cyfryzacji naziemnej telewizji?
Na analogowym rynku mediów elektronicznych z woli państwa uprzywilejowaną pozycję zajmowały media publiczne: TVP i Polskie Radio. Przez ostatnie lata liczni politycy, reprezentanci władz państwowych i władz tych mediów starali się usilnie o to, aby wydatnie pomniejszyć ich udział w rynku medialnym, a co za tym idzie – i w podziale tzw. tortu reklamowego.
W przypadku radia zabiegi te udały się stosunkowo szybko. Jeśli chodzi o telewizję publiczną, proces ten trwa do dziś. Jednak podjęte przez KRRiT decyzje koncesyjne w zakresie przydziału miejsc na uruchamianych trzech pierwszych (z ośmiu możliwych) multipleksach wyraźnie faworyzują nadawców komercyjnych kosztem nadawcy publicznego. Dziwnym trafem KRRiT, przy biernej postawie władz telewizji publicznej, “niejako za darmo” multiplikuje możliwości nadawcze płatnych telewizji komercyjnych, w tym nawet tych, które dotychczas nie posiadały statusu naziemnego nadawcy ogólnopolskiego. Jednocześnie, z przyczyn politycznych, blokuje jedynego nadawcę społecznego i katolickiego – Telewizję Trwam.
W efekcie publiczna, bezpłatna telewizja po zakończeniu wdrażania naziemnej telewizji cyfrowej znajdzie się w dużo trudniejszej sytuacji rynkowej aniżeli na rynku analogowym. To w połączeniu ze świadomym ograniczaniem przez polityków i reprezentantów władz dopływu abonamentowych środków na telewizję publiczną doprowadzi do znaczącej degradacji tego medium na rynku mediów elektronicznych. Powtórzy się więc scenariusz sprzed lat, zrealizowany na rynku radiowym – scenariusz politycznej i administracyjnej detronizacji pierwszorzędnej roli mediów publicznych. Wszystko to prowadzić ma do zahamowania rozwoju telewizji bezpłatnej w ramach oferty naziemnej telewizji cyfrowej.
W tym miejscu przypomnieć należy, że Polska jako jedno z ostatnich państw w Europie wespół z Rumunią i Bułgarią zrealizuje cyfryzację telewizji.
Analizując dotychczasowy proces wdrażania naziemnej telewizji cyfrowej w Polsce, ze zdumieniem odkrywamy, że przyczyną tego tak wstydliwego faktu są przynajmniej trzy czynniki: – po pierwsze, świadoma impotencja i abdykacja państwa; – po drugie, zamierzona i celowa pasywność nadawców publicznych; – po trzecie, rzeczywista kontrola procesu cyfryzacji przez nadawców i operatorów komercyjnych.
Państwo polskie i w tej mierze nie wywiązało się ze swojej – zdawałoby się – naturalnej roli. Nie podjęło w praktyce wsparcia i realizacji żadnej ze społecznych determinant wdrażania naziemnej telewizji cyfrowej. Oddając pole cyfryzacji mediów elektronicznych nadawcom i operatorom komercyjnym w zakresie radiodyfuzji i telekomunikacji, faktycznie stawiało się w roli ich niejawnego, cichego sprzymierzeńca i sojusznika. Czyniło i nadal czyni to kosztem społeczeństwa polskiego – kosztem widza telewizyjnego (odbierającego “płatny” sygnał telewizyjny poprzez satelitę bądź drogą kablową).
Tymczasem w interesie społecznym było i jest wykorzystanie możliwości stwarzanych przez cyfryzację mediów elektronicznych do m.in.:
1. bardzo szybkiej poprawy jakości sygnału telewizyjnego;
2. poprawy efektywności gospodarowania naturalnym dobrem narodowym, jakim jest widmo fal elektromagnetycznych;
3. rzeczywistej pluralizacji nadawców i programów telewizyjnych, a przez to dalszej demokratyzacji państwa;
4. zniwelowania groźby tzw. wykluczenia cyfrowego;
5. zdynamizowania budowy społeczeństwa informacyjnego opartego o wiedzę;
6. upodmiotowienia i uwspólnotowienia społeczności regionalnych;
7. przyśpieszenia rozwoju cywilizacyjnego Polski. Nasuwają się też kolejne wątpliwości i pytania:Skoro m.in. Porozumienie Genewa 2006 umożliwia docelowo uruchomienie w Polsce od 6 do 8 multipleksów, to dlaczego KRRiT postanowiła wespół z UKE uruchomić tylko trzy multipleksy? Dlaczego KRRiT wciąż proponuje Polakom, jak w dobie gospodarki socjalistycznej, “eter i wizję na kartki”? Czyż nie lepiej było zaplanować i zaproponować całościowe zagospodarowanie wszystkich 6-8 multipleksów, ogłosić na nie konkursy i w ten sposób uniknąć sytuacji, z którą mamy obecnie do czynienia?
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji oraz Urząd Komunikacji Elektronicznej, nadzorując i regulując wdrażanie naziemnej telewizji cyfrowej w Polsce, nie unikają powtarzania oczywistych błędów, które popełniali w minionych latach w tzw. pierwszym procesie koncesyjnym w radiofonii i telewizji oraz w tzw. procesie rekoncesyjnym. Raport NIK z 2000 roku w zakresie realizacji koncesji Radia Maryja – jak się okazuje – dla KRRiT i UKE nadal pozostaje nieodrobioną lekcją.
Media coraz częściej donoszą o ujawniających się coraz wyraźniej zagrożeniach we wdrażaniu naziemnej telewizji cyfrowej. Wiążą się one z niedostateczną gotowością dużych grup społeczeństwa polskiego do przejścia z odbioru telewizji analogowej na odbiór telewizji cyfrowej.
Najczęstszą tego przyczyną jest brak dostatecznej wiedzy w społeczeństwie na temat cyfryzacji, ubóstwo materialne wielu ludzi niepozwalające na wymianę (kupno) nowego telewizora, dekodera czy nowej anteny. Państwo polskie nie stworzyło i nie uruchomiło także jak dotychczas skutecznych – a właściwie jakichkolwiek – mechanizmów przeciwdziałających tzw. wykluczeniu cyfrowemu.
Tymczasem doświadczenie rynku mediów elektronicznych w Polsce, doświadczenie związane z tzw. przejściem z nadawania w dolnym zakresie UKF na zakres górny UKF na przełomie lat 1999/2000, doświadczenie, które powodowało m.in. konieczność wymiany przez słuchaczy odbiorników radiowych, uczy, że ów proces zakończył się powodzeniem dzięki jego wsparciu przez media katolickie, przede wszystkim zaś przez Radio Maryja i “Nasz Dziennik”.
Również obecnie aktywna i zaangażowana postawa mediów katolickich byłaby gwarantem szybkiej i pełnej cyfryzacji Polski oraz bardzo ważnym instrumentem przeciwdziałania tzw. wykluczeniu cyfrowemu.
Przechodząc do wniosków wynikających z poruszonych przeze mnie zagadnień, stwierdzić należy, że utrzymanie w mocy decyzji KRRiT w sprawie przydziału miejsc na MUX-1 (i rozdziału miejsc w innych multipleksach) spowoduje m.in. nie tylko zablokowanie dostępu Telewizji Trwam do cyfrowego rynku naziemnej telewizji w Polsce, ale także:
– pogłębi i utrwali brak pluralizmu medialnego w naszym kraju, – spowoduje odtworzenie oligopolicznego, analogowego rynku mediów elektronicznych w przestrzeni cyfrowej, – doprowadzi do zupełnej marginalizacji telewizji publicznej, – ograniczy ofertę bezpłatnej naziemnej telewizji w Polsce, – doprowadzi do wykluczenia cyfrowego dużej części społeczeństwa polskiego, – spowoduje znaczne opóźnienie procesu cyfryzacji w Polsce, – ograniczy demokratyczny ład w naszym kraju,
– wpłynie na zahamowanie rozwoju społeczeństwa informacyjnego. Utrzymanie dotychczasowego stanowiska KRRiT w sprawie koncesji cyfrowej dla Telewizji Trwam pociąga za sobą przede wszystkim groźbę tzw. wykluczenia cyfrowego milionowych rzesz społeczeństwa polskiego.
To wykluczenie cyfrowe będzie jednocześnie wykluczeniem społecznym znacznej grupy obecnych słuchaczy Radia Maryja i Telewizji Trwam.
Kiedy do tego dodamy wykluczenie cyfrowe milionów Polaków powstałe z przyczyn ekonomicznych – osób, których nie stać na nowy odbiornik telewizyjny lub dekoder albo nową antenę telewizyjną, oraz osób niepełnosprawnych, a także niebędących w stanie samodzielnie uruchomić odbioru telewizji cyfrowej – to wtedy dopiero dostrzeżemy pełnię negatywnych skutków decyzji KRRiT w sprawie nieprzyznania miejsca Telewizji Trwam na multipleksie pierwszym.
Skutkiem wykluczenia cyfrowego Telewizji Trwam będzie opóźnienie i osłabienie tempa rozwoju społeczeństwa informacyjnego w naszym kraju, a co za tym idzie – skazanie Polski na zacofanie cywilizacyjne i pogłębienie dystansu cywilizacyjnego w stosunku do innych krajów świata, Europy i regionu. Dziękuję Państwu za uwagę.
Rosyjski prezydent ostro skrytykował UE, choć zapewnił, że nie będzie wojny handlowej
Wypowiadając się na zakończenie szczytu Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku we Władywostoku, Putin odniósł się do postępowania antymonopolowego UE wobec rosyjskiego państwowego giganta gazowego Gazpromu. 
I uznał, że jest to akcja polityczna, a jej celem – zmuszenie Moskwy do wspierania nowych członków UE z Europy Środkowej. Przekonywał co prawda, że wojny gospodarczej Rosja–UE obecnie nie ma („mamy dobre, konstruktywne stosunki”) i w przyszłości też nie należy się jej spodziewać, ale zagroził, że skutki działań Brukseli mogą być negatywne – „dla obu stron”.
Kryzys polityczny
Jego zdaniem kryzys ekonomiczny w Unii Europejskiej ma podłoże polityczne, a jest nim przede wszystkim rozszerzenie Unii na wschód. – Problem polega na tym, że wszystkie te kraje (Europy Środkowej – red.) zostały przyjęte do UE, a Unia zobowiązała się do subsydiowania ich gospodarek – stwierdził. Jego zdaniem inne problema my, z którymi boryka się Bruksela, to „bardzo upolityczniony system, wysoki poziom gwarancji socjalnych, niezdolność do zapewnienia wzrostu konsumpcji” w Unii.
– Najwyraźniej ktoś w Komisji Europejskiej zadecydował, że my (Rosja – red.) powinniśmy przejąć część obowiązków subsydiowania [Europy Wschodniej]. To oznacza, że zjednoczona Europa chce utrzymać tam wpływy polityczne, gdy my będziemy częściowo za to płacić. To niekonstruktywne podejście – stwierdził Putin. Rosyjski prezydent przypomniał czasy, gdy ZSRR sprzedawał swym sojusznikom gaz i ropę po specjalnych cenach – i podkreślił, że nastały czasy wolnego rynku, a więc ceny surowców powinny być ustalane na zasadach rynkowych.
Unia Europejska wszczęła przeciw Gazpromowi postępowanie antymonopolowe, zarzucając temu koncernowi nieuczciwą konkurencję. Chodzi o uzależnianie cen gazu naturalnego od cen ropy, sprzedawanej Środkowej i Wschodniej Europie, przeciwdziałanie dywersyfikacji dostaw gazu do tego regionu i segmentowanie rynku gazowego, utrudniając przy tym wolny przepływ gazu między poszczególnymi krajami. Gazprom dostarcza jedną czwartą europejskiego gazu; w razie udowodnienia, że pogwałcił prawo, grozi mu bardzo wysoka kara, sięgająca nawet miliardów euro. Koncern twierdzi, że żadnych przepisów nie naruszył i działa całkowicie zgodnie z prawem, „skrupulatnie” ich przestrzegając.
Bruksela narzuca
Siergiej Markow, prorektor Rosyjskiego Uniwersytetu Ekonomicznego im. Plechanowa, twierdzi, że przyczyną irytacji Putina jest dążenie Unii Europejskiej do objęcia swymi przepisami sąsiadów, w tym właśnie Rosji. – Bruksela chce narzucić nam prawa, w przyjmowaniu których nie braliśmy udziału. A pamiętajmy, jak rozpoczęła się rewolucja amerykańska: od odmowy płacenia podatków, w których ustanowieniu Amerykanie nie uczestniczyli – podkreślił w rozmowie z „Rz”. – Gotowi jesteśmy przyjąć pewne uwarunkowania techniczne, a nawet niektóre unijne przepisy prawne. Ale dobrowolnie. Nie zgodzimy się na to, by cokolwiek nam narzucano – wskazał Markow.
– Słowa Putina nie mają żadnego związku z rzeczywistością i są wyrazem irytacji tym, że postępowanie Komisji Europejskiej wobec Gazpromu wpływa negatywnie na kondycję finansową koncernu, z czego skorzystać mogłyby państwa członkowskie UE Europy Środkowej i Wschodniej – powiedział „Rz” Kai Olaf Lang, ekspert fundacji Nauka i Polityka. – Moskwa nie może wypowiedzieć wojny handlowej UE, bo jest skazana na eksport swego gazu, jednak niepokój Rosji wzbudzają postępy w konsolidacji rynku energetycznego Unii przez Komisję Europejską, co nie jest po myśli Rosjan – dodał. 
Jednak zdaniem Petera Balazsa, byłego węgierskiego ministra spraw zagranicznych, nie leży w niczyim interesie wywoływanie wojny handlowej.
Nikt nie chce wojny
– Nie zależy na tym ani Unii, ani Rosji. I zapewne Putin nie zdecyduje się na żadne drastyczne kroki. Procedury podjęte przez Komisję Europejską nie są czymś niezwykłym i Moskwa musi to zrozumieć – mówił „Rz”. – Sama procedura antymonopolowa w sprawie Gazpromu trwa i nie wiadomo, jakie przyniesie rezultaty, więc wszelkie obecne rozważania są spekulacjami, które mogą jedynie zaognić atmosferę – dodał Balazs.
Rosyjski prezydent we Władywostoku mówił też o zainteresowaniu jego kraju Azją, rozwijaniu współpracy z krajami regionu oraz o planowanych inwestycjach rosyjskich w rozwój Dalekiego Wschodu – regionów syberyjskich Rosji. Według ekspertów te słowa też można rozpatrywać w kontekście podjętej przez Putina krytyki UE.
Rzeczpospolita
ˆ Wszystkie prawa zastrzeżone
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniania lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją, fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie – bez pisemnej zgody PRESSPUBLICA Sp. z o.o. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody PRESSPUBLICA Sp. z o.o. lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Jest taki fundusz inwestycyjny, który „przygotowując nowy produkt czerpał zarówno z uniwersalnych wartości etycznych jak i podstawowych zasad społecznej nauki Kościoła Katolickiego oraz pewnych reguł przyjętych powszechnie w światowym ruchu unii kredytowych.”

Co ciekawego – „daje on nabywcom gwarancję, iż zainwestowane przez nich środki nie będą przeznaczane na rozwój niehumanitarnych branż przemysłu, handlu czy usług przy jednoczesnym zachowaniu ekonomicznej efektywności produktu.”

Co o tym myśleć?

Kategorie:
obserwator, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
skok,
tfi,
fundusze,
finanse,
lokata

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Co ciekawego – „daje on nabywcom gwarancję, iż zainwestowane przez nich środki nie będą przeznaczane na rozwój niehumanitarnych branż przemysłu, handlu czy usług przy jednoczesnym zachowaniu ekonomicznej efektywności produktu.”

Co o tym myśleć?

Kategorie:
obserwator, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
skok,
tfi,
fundusze,
finanse,
lokata

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Co o tym myśleć?

Kategorie:
obserwator, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
skok,
tfi,
fundusze,
finanse,
lokata

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Korespondencja z Rzymu

Pomysł to jeden z wielu punktów dekretu, który ma pobudzić gospodarkę. Na razie mowa jest o tym, by każdy od lipca 2013 r. mógł, a nie musiał, płacić kartą za wszystko powyżej 50 euro. Ale potężny minister rozwoju gospodarczego, infrastruktury i transportu Corrado Passera nie kryje, że w dalszej perspektywie (2014 r.) używanie karty ma być obligatoryjne, a limit znacznie obniżony, nawet do 20 euro, bo jak stwierdził: „nic tak nie pomoże w walce z przestępczością gospodarczą jak zastąpienie gotówki pieniądzem elektronicznym”.

Trudno się dziwić, że włoski rząd chce podjąć tak zdecydowane kroki, skoro drugi, nielegalny obieg gospodarki wypracowuje za pominięciem fiskusa 530 mld euro rocznie, czyli dodatkowe 35 proc. „oficjalnego” PKB, a obroty mafii szacuje się na 200 mld euro w skali roku. O porażającej skali oszustw świadczą naloty policji skarbowej na znane kurorty, jak Cortina d’Ampezzo czy Valgardena, gdzie w sklepach, butikach, restauracjach i hotelach 70 proc. rachunków regulowano gotówką z ominięciem kasy fiskalnej. Nie przypadkiem na głowę Włocha przypada rocznie tylko 68 płatności „zostawiających ślady” (kartą bankową, czekiem, przelewem itp.) przy średniej 182 w strefie euro, a na terenie całej Unii – 173.

Oczywiście Włochom pomysł rządu się nie podoba. Wskazują, że o ile skuteczność tych planów walki z oszustami jest na razie zupełnie nieznana, o tyle już wiadomo, że jak zwykle obłowią się banki.
W moim narożnym sklepiku spożywczym, gdzie płacić można wyłącznie gotówką, właściciel mówi: „U mnie rzadko kto kupuje za więcej niż 15–20 euro. A gdyby nawet, mógłbym zawsze grubsze zakupy zaksięgować jako kilka małych. Niestety, pomysł rządu zmusza mnie do wynajęcia maszyny do kart płatnicznych z połączeniem z bankiem.
W sumie szacuję koszta na 500 euro rocznie. Będących w mojej sytuacji może być milion albo dwa”. Indagowane w tej sprawie Włoskie Stowarzyszenie Bankowe wyjaśniło, że za darmo takich usług banki świadczyć nie zamierzają. Samo płacenie kartą też kosztuje (0,3–0,5 proc.). Sklepikarz nie krył, że nie stać go na takie koszta, więc będzie musiał podnieść ceny. Jak się domyśla, tak zrobią wszyscy i w efekcie klienci będą zmuszeni do nabijania kabzy bankowcom.
Szczególnie prawicowe media w tym kontekście przypominają, że premier Mario Monti jeszcze w zeszłym roku był doradcą banku Goldman Sachs, a Corrado Passera dyrektorem włoskiego banku Intesa San Paolo. Komentatorzy zwracają uwagę, że w ten sposób zawłaszczony zostanie przez bankowo-policyjnego Wielkiego Brata kolejny obszar wolności. Ida Magli napisała w komentarzu w „Il Giornale”, że: „Włosi, nie zdając sobie z tego sprawy, zmierzają w kierunku dyktatury rządu bankierów, który nie potrzebuje rewolweru, żeby nas obrabować”.

Protestują stowarzyszenia handlowców i konsumentów, ale wiceminister rozwoju gospodarczego Claudio De Vincenti, choć – jak zapewnia – pilnie wsłuchuje się w te głosy, to jednak argumentuje, że oszuści podatkowi kosztują Włochów o wiele, wiele więcej niż koszta korzystania z kart.

Rzeczpospolita
Pomysł to jeden z wielu punktów dekretu, który ma pobudzić gospodarkę. Na razie mowa jest o tym, by każdy od lipca 2013 r. mógł, a nie musiał, płacić kartą za wszystko powyżej 50 euro. Ale potężny minister rozwoju gospodarczego, infrastruktury i transportu Corrado Passera nie kryje, że w dalszej perspektywie (2014 r.) używanie karty ma być obligatoryjne, a limit znacznie obniżony, nawet do 20 euro, bo jak stwierdził: „nic tak nie pomoże w walce z przestępczością gospodarczą jak zastąpienie gotówki pieniądzem elektronicznym”.

Trudno się dziwić, że włoski rząd chce podjąć tak zdecydowane kroki, skoro drugi, nielegalny obieg gospodarki wypracowuje za pominięciem fiskusa 530 mld euro rocznie, czyli dodatkowe 35 proc. „oficjalnego” PKB, a obroty mafii szacuje się na 200 mld euro w skali roku. O porażającej skali oszustw świadczą naloty policji skarbowej na znane kurorty, jak Cortina d’Ampezzo czy Valgardena, gdzie w sklepach, butikach, restauracjach i hotelach 70 proc. rachunków regulowano gotówką z ominięciem kasy fiskalnej. Nie przypadkiem na głowę Włocha przypada rocznie tylko 68 płatności „zostawiających ślady” (kartą bankową, czekiem, przelewem itp.) przy średniej 182 w strefie euro, a na terenie całej Unii – 173.

Oczywiście Włochom pomysł rządu się nie podoba. Wskazują, że o ile skuteczność tych planów walki z oszustami jest na razie zupełnie nieznana, o tyle już wiadomo, że jak zwykle obłowią się banki.
W moim narożnym sklepiku spożywczym, gdzie płacić można wyłącznie gotówką, właściciel mówi: „U mnie rzadko kto kupuje za więcej niż 15–20 euro. A gdyby nawet, mógłbym zawsze grubsze zakupy zaksięgować jako kilka małych. Niestety, pomysł rządu zmusza mnie do wynajęcia maszyny do kart płatnicznych z połączeniem z bankiem.
W sumie szacuję koszta na 500 euro rocznie. Będących w mojej sytuacji może być milion albo dwa”. Indagowane w tej sprawie Włoskie Stowarzyszenie Bankowe wyjaśniło, że za darmo takich usług banki świadczyć nie zamierzają. Samo płacenie kartą też kosztuje (0,3–0,5 proc.). Sklepikarz nie krył, że nie stać go na takie koszta, więc będzie musiał podnieść ceny. Jak się domyśla, tak zrobią wszyscy i w efekcie klienci będą zmuszeni do nabijania kabzy bankowcom.
Szczególnie prawicowe media w tym kontekście przypominają, że premier Mario Monti jeszcze w zeszłym roku był doradcą banku Goldman Sachs, a Corrado Passera dyrektorem włoskiego banku Intesa San Paolo. Komentatorzy zwracają uwagę, że w ten sposób zawłaszczony zostanie przez bankowo-policyjnego Wielkiego Brata kolejny obszar wolności. Ida Magli napisała w komentarzu w „Il Giornale”, że: „Włosi, nie zdając sobie z tego sprawy, zmierzają w kierunku dyktatury rządu bankierów, który nie potrzebuje rewolweru, żeby nas obrabować”.

Protestują stowarzyszenia handlowców i konsumentów, ale wiceminister rozwoju gospodarczego Claudio De Vincenti, choć – jak zapewnia – pilnie wsłuchuje się w te głosy, to jednak argumentuje, że oszuści podatkowi kosztują Włochów o wiele, wiele więcej niż koszta korzystania z kart.

Rzeczpospolita
Trudno się dziwić, że włoski rząd chce podjąć tak zdecydowane kroki, skoro drugi, nielegalny obieg gospodarki wypracowuje za pominięciem fiskusa 530 mld euro rocznie, czyli dodatkowe 35 proc. „oficjalnego” PKB, a obroty mafii szacuje się na 200 mld euro w skali roku. O porażającej skali oszustw świadczą naloty policji skarbowej na znane kurorty, jak Cortina d’Ampezzo czy Valgardena, gdzie w sklepach, butikach, restauracjach i hotelach 70 proc. rachunków regulowano gotówką z ominięciem kasy fiskalnej. Nie przypadkiem na głowę Włocha przypada rocznie tylko 68 płatności „zostawiających ślady” (kartą bankową, czekiem, przelewem itp.) przy średniej 182 w strefie euro, a na terenie całej Unii – 173.

Oczywiście Włochom pomysł rządu się nie podoba. Wskazują, że o ile skuteczność tych planów walki z oszustami jest na razie zupełnie nieznana, o tyle już wiadomo, że jak zwykle obłowią się banki.
W moim narożnym sklepiku spożywczym, gdzie płacić można wyłącznie gotówką, właściciel mówi: „U mnie rzadko kto kupuje za więcej niż 15–20 euro. A gdyby nawet, mógłbym zawsze grubsze zakupy zaksięgować jako kilka małych. Niestety, pomysł rządu zmusza mnie do wynajęcia maszyny do kart płatnicznych z połączeniem z bankiem.
W sumie szacuję koszta na 500 euro rocznie. Będących w mojej sytuacji może być milion albo dwa”. Indagowane w tej sprawie Włoskie Stowarzyszenie Bankowe wyjaśniło, że za darmo takich usług banki świadczyć nie zamierzają. Samo płacenie kartą też kosztuje (0,3–0,5 proc.). Sklepikarz nie krył, że nie stać go na takie koszta, więc będzie musiał podnieść ceny. Jak się domyśla, tak zrobią wszyscy i w efekcie klienci będą zmuszeni do nabijania kabzy bankowcom.
Szczególnie prawicowe media w tym kontekście przypominają, że premier Mario Monti jeszcze w zeszłym roku był doradcą banku Goldman Sachs, a Corrado Passera dyrektorem włoskiego banku Intesa San Paolo. Komentatorzy zwracają uwagę, że w ten sposób zawłaszczony zostanie przez bankowo-policyjnego Wielkiego Brata kolejny obszar wolności. Ida Magli napisała w komentarzu w „Il Giornale”, że: „Włosi, nie zdając sobie z tego sprawy, zmierzają w kierunku dyktatury rządu bankierów, który nie potrzebuje rewolweru, żeby nas obrabować”.

Protestują stowarzyszenia handlowców i konsumentów, ale wiceminister rozwoju gospodarczego Claudio De Vincenti, choć – jak zapewnia – pilnie wsłuchuje się w te głosy, to jednak argumentuje, że oszuści podatkowi kosztują Włochów o wiele, wiele więcej niż koszta korzystania z kart.

Rzeczpospolita
Oczywiście Włochom pomysł rządu się nie podoba. Wskazują, że o ile skuteczność tych planów walki z oszustami jest na razie zupełnie nieznana, o tyle już wiadomo, że jak zwykle obłowią się banki.
W moim narożnym sklepiku spożywczym, gdzie płacić można wyłącznie gotówką, właściciel mówi: „U mnie rzadko kto kupuje za więcej niż 15–20 euro. A gdyby nawet, mógłbym zawsze grubsze zakupy zaksięgować jako kilka małych. Niestety, pomysł rządu zmusza mnie do wynajęcia maszyny do kart płatnicznych z połączeniem z bankiem.
W sumie szacuję koszta na 500 euro rocznie. Będących w mojej sytuacji może być milion albo dwa”. Indagowane w tej sprawie Włoskie Stowarzyszenie Bankowe wyjaśniło, że za darmo takich usług banki świadczyć nie zamierzają. Samo płacenie kartą też kosztuje (0,3–0,5 proc.). Sklepikarz nie krył, że nie stać go na takie koszta, więc będzie musiał podnieść ceny. Jak się domyśla, tak zrobią wszyscy i w efekcie klienci będą zmuszeni do nabijania kabzy bankowcom.
Szczególnie prawicowe media w tym kontekście przypominają, że premier Mario Monti jeszcze w zeszłym roku był doradcą banku Goldman Sachs, a Corrado Passera dyrektorem włoskiego banku Intesa San Paolo. Komentatorzy zwracają uwagę, że w ten sposób zawłaszczony zostanie przez bankowo-policyjnego Wielkiego Brata kolejny obszar wolności. Ida Magli napisała w komentarzu w „Il Giornale”, że: „Włosi, nie zdając sobie z tego sprawy, zmierzają w kierunku dyktatury rządu bankierów, który nie potrzebuje rewolweru, żeby nas obrabować”.

Protestują stowarzyszenia handlowców i konsumentów, ale wiceminister rozwoju gospodarczego Claudio De Vincenti, choć – jak zapewnia – pilnie wsłuchuje się w te głosy, to jednak argumentuje, że oszuści podatkowi kosztują Włochów o wiele, wiele więcej niż koszta korzystania z kart.

Rzeczpospolita
Protestują stowarzyszenia handlowców i konsumentów, ale wiceminister rozwoju gospodarczego Claudio De Vincenti, choć – jak zapewnia – pilnie wsłuchuje się w te głosy, to jednak argumentuje, że oszuści podatkowi kosztują Włochów o wiele, wiele więcej niż koszta korzystania z kart.

Rzeczpospolita
Rzeczpospolita
Czytam taki kawałek:

Byłem zachwycony tym, jak dużą dbałość w tym spektaklu włożono w podkreślenie tolerancji i pluralizmu jako wartości ważnych dla Wielkiej Brytanii. W wiązance popkulturowych pocałunków znalazł się pierwszy lesbijski pocałunek w dziejach brytyjskiej TV (z serialu „Brookside”, 1993). Spektakl transmitowano na cały świat, będzie to więc także zapewne pierwszy lesbijski pocałunek pokazany w telewizji w takich krajach, jak Iran czy Arabia Saudyjska.

i zastanawiam sie czy to Islam atakuje zachód czy tez zachód atakuje Islam?

Źródło: Gazeta Wyborcza, Taka Brytania jest Wielka, Wojciech Orliński, 28 lipca 2012

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
homoseksualizm,
lewactwo,
olimpiada,
londyn 2012,
iran,
arabia saudyjska,
obyczaje

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Źródło: Gazeta Wyborcza, Taka Brytania jest Wielka, Wojciech Orliński, 28 lipca 2012

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
homoseksualizm,
lewactwo,
olimpiada,
londyn 2012,
iran,
arabia saudyjska,
obyczaje

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Mamy dziś w polityce kolejną aferę podsłuchową. Gazety opublikowały miłą rozmowę dwóch ważnych polityków PSL-u (w tym ministra Sawickiego – zbieżność nazwisk z panią Beatą przypadkowa), w której opowiadają sobie mniej więcej o tym do czego służy raz zdobyta władza. Rozmowa ohydna, bardzo podobna do tej, którą usłyszeliśmy słuchając taśm z afery Rywina, taśm z panią Beatą Sawicką, taśm Oleksego, podsłuchów Kaczmarka i Kornatowskiego (oczywiście podsłuchy te były PiSowsko-nielegalne), nagrania Renaty Berger, podsłuchów Rysia i Zdzisia…

Jak zwykle kluczowy polityk broni się, że prowokacja, że nie tak, że nic takiego – ale podsłuchiwanie ma to do siebie, że prawda o ohydzie człowieka wychodzi na jaw, i pojawia się w miejscu wykreowanego przez niego pięknego obrazu.

Przypomniałem sobie, że Jezus powiedział, że „dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach”. Nie wiem, czy to na temat podsłuchów było, czy też nie ale pomyślałem sobie coś, i zapisałem to poniżej.

* * * * * *

Modlitwy spisane:

Chciał być w moim życiu tak bardzo spójny, tak prawdziwy, że każde moje słowo wypowiedziane do konkretnej osoby mogło by być usłyszane przez wszystkie inne osoby znające mnie, jednocześnie nie budząc mojego zażenowania a ich zdziwienia. Tak bym chciał …
… Ciebie proszę – wysłuchaj mnie Panie! Przemieniaj mój umysł abym był prawdziwy, abym był spójny w myślach, mowie i uczynku.

Kategorie:
polityka, obserwator, modlitwy, _blog

Słowa kluczowe:
psl,
podsłuch

Komentarze: (2)

anonim,

July 18, 2012 15:34

Skomentuj komentarz

Pan prezydent Wałęsa, historyczny przywódca Solidarności, laureat nagrody Nobla oraz autorytet opisujący świat dla wielu ludzi wypowiedział się na temat innego zasłużonego działacza, ministra Sawickiego z PSL, jednego z bohaterów tej afery. Jednocześnie sugeruje, że musimy świat rozwijać nie ograniczając wolności, a bazując na wartościach. Powiedział, że jeżeli nie będziemy budować na wartościach to przy każdym człowieku będziemy musieli postawić 3 policjantów. Przypuszczam, że do końca dnia wypowiedź pana prezydenta Wałęsy dotrze do miliona Polaków, również do tych, którzy za jej pomocą ugruntują się w wierze, że rząd PO i PSL dobrze dba o interesy obywateli.

anonim,

July 18, 2012 17:20

Skomentuj komentarz

Kolejny niewinny minister w rządzie prawdomównego premiera, straci stanowisko w wyniku afery której nie było.

Skomentuj notkę
Jak zwykle kluczowy polityk broni się, że prowokacja, że nie tak, że nic takiego – ale podsłuchiwanie ma to do siebie, że prawda o ohydzie człowieka wychodzi na jaw, i pojawia się w miejscu wykreowanego przez niego pięknego obrazu.

Przypomniałem sobie, że Jezus powiedział, że „dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach”. Nie wiem, czy to na temat podsłuchów było, czy też nie ale pomyślałem sobie coś, i zapisałem to poniżej.

* * * * * *

Modlitwy spisane:

Chciał być w moim życiu tak bardzo spójny, tak prawdziwy, że każde moje słowo wypowiedziane do konkretnej osoby mogło by być usłyszane przez wszystkie inne osoby znające mnie, jednocześnie nie budząc mojego zażenowania a ich zdziwienia. Tak bym chciał …
… Ciebie proszę – wysłuchaj mnie Panie! Przemieniaj mój umysł abym był prawdziwy, abym był spójny w myślach, mowie i uczynku.

Kategorie:
polityka, obserwator, modlitwy, _blog

Słowa kluczowe:
psl,
podsłuch

Komentarze: (2)

anonim,

July 18, 2012 15:34

Skomentuj komentarz

Pan prezydent Wałęsa, historyczny przywódca Solidarności, laureat nagrody Nobla oraz autorytet opisujący świat dla wielu ludzi wypowiedział się na temat innego zasłużonego działacza, ministra Sawickiego z PSL, jednego z bohaterów tej afery. Jednocześnie sugeruje, że musimy świat rozwijać nie ograniczając wolności, a bazując na wartościach. Powiedział, że jeżeli nie będziemy budować na wartościach to przy każdym człowieku będziemy musieli postawić 3 policjantów. Przypuszczam, że do końca dnia wypowiedź pana prezydenta Wałęsy dotrze do miliona Polaków, również do tych, którzy za jej pomocą ugruntują się w wierze, że rząd PO i PSL dobrze dba o interesy obywateli.

anonim,

July 18, 2012 17:20

Skomentuj komentarz

Kolejny niewinny minister w rządzie prawdomównego premiera, straci stanowisko w wyniku afery której nie było.

Skomentuj notkę
Przypomniałem sobie, że Jezus powiedział, że „dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach”. Nie wiem, czy to na temat podsłuchów było, czy też nie ale pomyślałem sobie coś, i zapisałem to poniżej.

* * * * * *

Modlitwy spisane:

Chciał być w moim życiu tak bardzo spójny, tak prawdziwy, że każde moje słowo wypowiedziane do konkretnej osoby mogło by być usłyszane przez wszystkie inne osoby znające mnie, jednocześnie nie budząc mojego zażenowania a ich zdziwienia. Tak bym chciał …
… Ciebie proszę – wysłuchaj mnie Panie! Przemieniaj mój umysł abym był prawdziwy, abym był spójny w myślach, mowie i uczynku.

Kategorie:
polityka, obserwator, modlitwy, _blog

Słowa kluczowe:
psl,
podsłuch

Komentarze: (2)

anonim,

July 18, 2012 15:34

Skomentuj komentarz

Pan prezydent Wałęsa, historyczny przywódca Solidarności, laureat nagrody Nobla oraz autorytet opisujący świat dla wielu ludzi wypowiedział się na temat innego zasłużonego działacza, ministra Sawickiego z PSL, jednego z bohaterów tej afery. Jednocześnie sugeruje, że musimy świat rozwijać nie ograniczając wolności, a bazując na wartościach. Powiedział, że jeżeli nie będziemy budować na wartościach to przy każdym człowieku będziemy musieli postawić 3 policjantów. Przypuszczam, że do końca dnia wypowiedź pana prezydenta Wałęsy dotrze do miliona Polaków, również do tych, którzy za jej pomocą ugruntują się w wierze, że rząd PO i PSL dobrze dba o interesy obywateli.

anonim,

July 18, 2012 17:20

Skomentuj komentarz

Kolejny niewinny minister w rządzie prawdomównego premiera, straci stanowisko w wyniku afery której nie było.

Skomentuj notkę
* * * * * *

Modlitwy spisane:

Chciał być w moim życiu tak bardzo spójny, tak prawdziwy, że każde moje słowo wypowiedziane do konkretnej osoby mogło by być usłyszane przez wszystkie inne osoby znające mnie, jednocześnie nie budząc mojego zażenowania a ich zdziwienia. Tak bym chciał …
… Ciebie proszę – wysłuchaj mnie Panie! Przemieniaj mój umysł abym był prawdziwy, abym był spójny w myślach, mowie i uczynku.

Kategorie:
polityka, obserwator, modlitwy, _blog

Słowa kluczowe:
psl,
podsłuch

Komentarze: (2)

anonim,

July 18, 2012 15:34

Skomentuj komentarz

Pan prezydent Wałęsa, historyczny przywódca Solidarności, laureat nagrody Nobla oraz autorytet opisujący świat dla wielu ludzi wypowiedział się na temat innego zasłużonego działacza, ministra Sawickiego z PSL, jednego z bohaterów tej afery. Jednocześnie sugeruje, że musimy świat rozwijać nie ograniczając wolności, a bazując na wartościach. Powiedział, że jeżeli nie będziemy budować na wartościach to przy każdym człowieku będziemy musieli postawić 3 policjantów. Przypuszczam, że do końca dnia wypowiedź pana prezydenta Wałęsy dotrze do miliona Polaków, również do tych, którzy za jej pomocą ugruntują się w wierze, że rząd PO i PSL dobrze dba o interesy obywateli.

anonim,

July 18, 2012 17:20

Skomentuj komentarz

Kolejny niewinny minister w rządzie prawdomównego premiera, straci stanowisko w wyniku afery której nie było.

Skomentuj notkę
Modlitwy spisane:

Chciał być w moim życiu tak bardzo spójny, tak prawdziwy, że każde moje słowo wypowiedziane do konkretnej osoby mogło by być usłyszane przez wszystkie inne osoby znające mnie, jednocześnie nie budząc mojego zażenowania a ich zdziwienia. Tak bym chciał …
… Ciebie proszę – wysłuchaj mnie Panie! Przemieniaj mój umysł abym był prawdziwy, abym był spójny w myślach, mowie i uczynku.

Kategorie:
polityka, obserwator, modlitwy, _blog

Słowa kluczowe:
psl,
podsłuch

Komentarze: (2)

anonim,

July 18, 2012 15:34

Skomentuj komentarz

Pan prezydent Wałęsa, historyczny przywódca Solidarności, laureat nagrody Nobla oraz autorytet opisujący świat dla wielu ludzi wypowiedział się na temat innego zasłużonego działacza, ministra Sawickiego z PSL, jednego z bohaterów tej afery. Jednocześnie sugeruje, że musimy świat rozwijać nie ograniczając wolności, a bazując na wartościach. Powiedział, że jeżeli nie będziemy budować na wartościach to przy każdym człowieku będziemy musieli postawić 3 policjantów. Przypuszczam, że do końca dnia wypowiedź pana prezydenta Wałęsy dotrze do miliona Polaków, również do tych, którzy za jej pomocą ugruntują się w wierze, że rząd PO i PSL dobrze dba o interesy obywateli.

anonim,

July 18, 2012 17:20

Skomentuj komentarz

Kolejny niewinny minister w rządzie prawdomównego premiera, straci stanowisko w wyniku afery której nie było.

Skomentuj notkę
Chciał być w moim życiu tak bardzo spójny, tak prawdziwy, że każde moje słowo wypowiedziane do konkretnej osoby mogło by być usłyszane przez wszystkie inne osoby znające mnie, jednocześnie nie budząc mojego zażenowania a ich zdziwienia. Tak bym chciał …
… Ciebie proszę – wysłuchaj mnie Panie! Przemieniaj mój umysł abym był prawdziwy, abym był spójny w myślach, mowie i uczynku.

Kategorie:
polityka, obserwator, modlitwy, _blog

Słowa kluczowe:
psl,
podsłuch

Komentarze: (2)

anonim,

July 18, 2012 15:34

Skomentuj komentarz

Pan prezydent Wałęsa, historyczny przywódca Solidarności, laureat nagrody Nobla oraz autorytet opisujący świat dla wielu ludzi wypowiedział się na temat innego zasłużonego działacza, ministra Sawickiego z PSL, jednego z bohaterów tej afery. Jednocześnie sugeruje, że musimy świat rozwijać nie ograniczając wolności, a bazując na wartościach. Powiedział, że jeżeli nie będziemy budować na wartościach to przy każdym człowieku będziemy musieli postawić 3 policjantów. Przypuszczam, że do końca dnia wypowiedź pana prezydenta Wałęsy dotrze do miliona Polaków, również do tych, którzy za jej pomocą ugruntują się w wierze, że rząd PO i PSL dobrze dba o interesy obywateli.

anonim,

July 18, 2012 17:20

Skomentuj komentarz

Kolejny niewinny minister w rządzie prawdomównego premiera, straci stanowisko w wyniku afery której nie było.

Skomentuj notkę
… Ciebie proszę – wysłuchaj mnie Panie! Przemieniaj mój umysł abym był prawdziwy, abym był spójny w myślach, mowie i uczynku.

Kategorie:
polityka, obserwator, modlitwy, _blog

Słowa kluczowe:
psl,
podsłuch

Komentarze: (2)

anonim,

July 18, 2012 15:34

Skomentuj komentarz

Pan prezydent Wałęsa, historyczny przywódca Solidarności, laureat nagrody Nobla oraz autorytet opisujący świat dla wielu ludzi wypowiedział się na temat innego zasłużonego działacza, ministra Sawickiego z PSL, jednego z bohaterów tej afery. Jednocześnie sugeruje, że musimy świat rozwijać nie ograniczając wolności, a bazując na wartościach. Powiedział, że jeżeli nie będziemy budować na wartościach to przy każdym człowieku będziemy musieli postawić 3 policjantów. Przypuszczam, że do końca dnia wypowiedź pana prezydenta Wałęsy dotrze do miliona Polaków, również do tych, którzy za jej pomocą ugruntują się w wierze, że rząd PO i PSL dobrze dba o interesy obywateli.

anonim,

July 18, 2012 17:20

Skomentuj komentarz

Kolejny niewinny minister w rządzie prawdomównego premiera, straci stanowisko w wyniku afery której nie było.

Skomentuj notkę
Znalazłem gdzieś w sieci taki ciekawy materiał, więc go sobie tu zachowuję.

Punkt przełomu. Trendy rozwojowe o zasięgu głobalnym i regionalnym
Edwin Bendyk

W załączniku jest PDF.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
rozwój,
polityka,
koniec świata,
kultura

Pliki

punkt_przelomu.pdf

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W załączniku jest PDF.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
rozwój,
polityka,
koniec świata,
kultura

Pliki

punkt_przelomu.pdf

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Oglądałem mecz. Oglądałem jak gonili za piłką aż w pewnym momencie piłka wpadła do bramki i jedni się cieszyli a inni wręcz przeciwnie. Chwile później mecz się skoczył i ci co się nie cieszyli byli bardzo, ale to bardzo smutni, zawiedzeni, załamani. Ktoś zabrał im nadzieję, ktoś sprawił, że czegoś oczekiwali a to coś się nie wydarzyło – wielkie, toksyczne przeżycie, tym bardziej trudne, że obok stała ekipa, która się cieszyła i radowała.

Oglądałem mecze. W jakości HD więc widać było więcej tych emocji choć TVP1 HD w powietrza jakościowo jest więcej niż cienkie.

* * * * *

Po co urządzać imprezę, w której tylko jedna ekipa będzie usatysfakcjonowana, a większość (chyba 15, ale nie jestem pewien) zostanie zawiedziona? To bez sensu. To jakby gwałt w miejsce seksu – miało był pełnia satysfakcji z bycia razem, a wyszło tak, że jedno wykorzystało drugiego. Mogła być akceptacja, zrozumienie, radowanie się różnością, przebywanie, obcowanie, wymiana myśli, uczuć i zapachów – a wyszła wojna, agresja, naciski i uderzenia. Po co to?

Modlitwa:
Panie Jezu – dziękuję Ci za to, że dzięki Twojej ofierze mogę być po stronie zwycięzców. Wiem, że chciałbyś aby wszyscy byli zwycięzcami, bo strategia win-win to nie sposób prowadzenia biznesu, tylko Twoja wizja świata, w której Ty jesteś najważniejszy, a wszystko inne jest poukładane w sposób satysfakcjonujący.
Za Euro 2012 też Ci dziękuję – bo to może być inspiracja do przemyśleć, choć obawiam się, że pranie mózgów też tu się realizuje.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
euro 2012,
emocje,
wojna,
uczucia,
obcowanie,
pranie mózgu

Komentarze: (2)

Rafał,

June 27, 2012 10:10

Skomentuj komentarz

Adrenalina, endorfina, piwo, inne substancje pomocnicze… Z mojej perspektywy głównie dla tej chemii jest Euro.. Jak do tego dodamy jeszcze kilkadziesiąt tysięcy facetów „spuszczonych ze smyczy”, to komuś na tym chyba zależy. Z drugiej strony przeżycia związane z oglądaniem meczy na żywo, a nie przez szybkę muszą robić wrażenie.

Rafał,

July 8, 2012 23:04

Skomentuj komentarz

W sumie skłonność do rywalizacji leży w naszej naturze…. Może więc lepsze takie Euro niż walki gladiatorów.

Skomentuj notkę
Oglądałem mecze. W jakości HD więc widać było więcej tych emocji choć TVP1 HD w powietrza jakościowo jest więcej niż cienkie.

* * * * *

Po co urządzać imprezę, w której tylko jedna ekipa będzie usatysfakcjonowana, a większość (chyba 15, ale nie jestem pewien) zostanie zawiedziona? To bez sensu. To jakby gwałt w miejsce seksu – miało był pełnia satysfakcji z bycia razem, a wyszło tak, że jedno wykorzystało drugiego. Mogła być akceptacja, zrozumienie, radowanie się różnością, przebywanie, obcowanie, wymiana myśli, uczuć i zapachów – a wyszła wojna, agresja, naciski i uderzenia. Po co to?

Modlitwa:
Panie Jezu – dziękuję Ci za to, że dzięki Twojej ofierze mogę być po stronie zwycięzców. Wiem, że chciałbyś aby wszyscy byli zwycięzcami, bo strategia win-win to nie sposób prowadzenia biznesu, tylko Twoja wizja świata, w której Ty jesteś najważniejszy, a wszystko inne jest poukładane w sposób satysfakcjonujący.
Za Euro 2012 też Ci dziękuję – bo to może być inspiracja do przemyśleć, choć obawiam się, że pranie mózgów też tu się realizuje.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
euro 2012,
emocje,
wojna,
uczucia,
obcowanie,
pranie mózgu

Komentarze: (2)

Rafał,

June 27, 2012 10:10

Skomentuj komentarz

Adrenalina, endorfina, piwo, inne substancje pomocnicze… Z mojej perspektywy głównie dla tej chemii jest Euro.. Jak do tego dodamy jeszcze kilkadziesiąt tysięcy facetów „spuszczonych ze smyczy”, to komuś na tym chyba zależy. Z drugiej strony przeżycia związane z oglądaniem meczy na żywo, a nie przez szybkę muszą robić wrażenie.

Rafał,

July 8, 2012 23:04

Skomentuj komentarz

W sumie skłonność do rywalizacji leży w naszej naturze…. Może więc lepsze takie Euro niż walki gladiatorów.

Skomentuj notkę
* * * * *

Po co urządzać imprezę, w której tylko jedna ekipa będzie usatysfakcjonowana, a większość (chyba 15, ale nie jestem pewien) zostanie zawiedziona? To bez sensu. To jakby gwałt w miejsce seksu – miało był pełnia satysfakcji z bycia razem, a wyszło tak, że jedno wykorzystało drugiego. Mogła być akceptacja, zrozumienie, radowanie się różnością, przebywanie, obcowanie, wymiana myśli, uczuć i zapachów – a wyszła wojna, agresja, naciski i uderzenia. Po co to?

Modlitwa:
Panie Jezu – dziękuję Ci za to, że dzięki Twojej ofierze mogę być po stronie zwycięzców. Wiem, że chciałbyś aby wszyscy byli zwycięzcami, bo strategia win-win to nie sposób prowadzenia biznesu, tylko Twoja wizja świata, w której Ty jesteś najważniejszy, a wszystko inne jest poukładane w sposób satysfakcjonujący.
Za Euro 2012 też Ci dziękuję – bo to może być inspiracja do przemyśleć, choć obawiam się, że pranie mózgów też tu się realizuje.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
euro 2012,
emocje,
wojna,
uczucia,
obcowanie,
pranie mózgu

Komentarze: (2)

Rafał,

June 27, 2012 10:10

Skomentuj komentarz

Adrenalina, endorfina, piwo, inne substancje pomocnicze… Z mojej perspektywy głównie dla tej chemii jest Euro.. Jak do tego dodamy jeszcze kilkadziesiąt tysięcy facetów „spuszczonych ze smyczy”, to komuś na tym chyba zależy. Z drugiej strony przeżycia związane z oglądaniem meczy na żywo, a nie przez szybkę muszą robić wrażenie.

Rafał,

July 8, 2012 23:04

Skomentuj komentarz

W sumie skłonność do rywalizacji leży w naszej naturze…. Może więc lepsze takie Euro niż walki gladiatorów.

Skomentuj notkę
Po co urządzać imprezę, w której tylko jedna ekipa będzie usatysfakcjonowana, a większość (chyba 15, ale nie jestem pewien) zostanie zawiedziona? To bez sensu. To jakby gwałt w miejsce seksu – miało był pełnia satysfakcji z bycia razem, a wyszło tak, że jedno wykorzystało drugiego. Mogła być akceptacja, zrozumienie, radowanie się różnością, przebywanie, obcowanie, wymiana myśli, uczuć i zapachów – a wyszła wojna, agresja, naciski i uderzenia. Po co to?

Modlitwa:
Panie Jezu – dziękuję Ci za to, że dzięki Twojej ofierze mogę być po stronie zwycięzców. Wiem, że chciałbyś aby wszyscy byli zwycięzcami, bo strategia win-win to nie sposób prowadzenia biznesu, tylko Twoja wizja świata, w której Ty jesteś najważniejszy, a wszystko inne jest poukładane w sposób satysfakcjonujący.
Za Euro 2012 też Ci dziękuję – bo to może być inspiracja do przemyśleć, choć obawiam się, że pranie mózgów też tu się realizuje.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
euro 2012,
emocje,
wojna,
uczucia,
obcowanie,
pranie mózgu

Komentarze: (2)

Rafał,

June 27, 2012 10:10

Skomentuj komentarz

Adrenalina, endorfina, piwo, inne substancje pomocnicze… Z mojej perspektywy głównie dla tej chemii jest Euro.. Jak do tego dodamy jeszcze kilkadziesiąt tysięcy facetów „spuszczonych ze smyczy”, to komuś na tym chyba zależy. Z drugiej strony przeżycia związane z oglądaniem meczy na żywo, a nie przez szybkę muszą robić wrażenie.

Rafał,

July 8, 2012 23:04

Skomentuj komentarz

W sumie skłonność do rywalizacji leży w naszej naturze…. Może więc lepsze takie Euro niż walki gladiatorów.

Skomentuj notkę
Modlitwa:
Panie Jezu – dziękuję Ci za to, że dzięki Twojej ofierze mogę być po stronie zwycięzców. Wiem, że chciałbyś aby wszyscy byli zwycięzcami, bo strategia win-win to nie sposób prowadzenia biznesu, tylko Twoja wizja świata, w której Ty jesteś najważniejszy, a wszystko inne jest poukładane w sposób satysfakcjonujący.
Za Euro 2012 też Ci dziękuję – bo to może być inspiracja do przemyśleć, choć obawiam się, że pranie mózgów też tu się realizuje.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
euro 2012,
emocje,
wojna,
uczucia,
obcowanie,
pranie mózgu

Komentarze: (2)

Rafał,

June 27, 2012 10:10

Skomentuj komentarz

Adrenalina, endorfina, piwo, inne substancje pomocnicze… Z mojej perspektywy głównie dla tej chemii jest Euro.. Jak do tego dodamy jeszcze kilkadziesiąt tysięcy facetów „spuszczonych ze smyczy”, to komuś na tym chyba zależy. Z drugiej strony przeżycia związane z oglądaniem meczy na żywo, a nie przez szybkę muszą robić wrażenie.

Rafał,

July 8, 2012 23:04

Skomentuj komentarz

W sumie skłonność do rywalizacji leży w naszej naturze…. Może więc lepsze takie Euro niż walki gladiatorów.

Skomentuj notkę
Panie Jezu – dziękuję Ci za to, że dzięki Twojej ofierze mogę być po stronie zwycięzców. Wiem, że chciałbyś aby wszyscy byli zwycięzcami, bo strategia win-win to nie sposób prowadzenia biznesu, tylko Twoja wizja świata, w której Ty jesteś najważniejszy, a wszystko inne jest poukładane w sposób satysfakcjonujący.
Za Euro 2012 też Ci dziękuję – bo to może być inspiracja do przemyśleć, choć obawiam się, że pranie mózgów też tu się realizuje.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
euro 2012,
emocje,
wojna,
uczucia,
obcowanie,
pranie mózgu

Komentarze: (2)

Rafał,

June 27, 2012 10:10

Skomentuj komentarz

Adrenalina, endorfina, piwo, inne substancje pomocnicze… Z mojej perspektywy głównie dla tej chemii jest Euro.. Jak do tego dodamy jeszcze kilkadziesiąt tysięcy facetów „spuszczonych ze smyczy”, to komuś na tym chyba zależy. Z drugiej strony przeżycia związane z oglądaniem meczy na żywo, a nie przez szybkę muszą robić wrażenie.

Rafał,

July 8, 2012 23:04

Skomentuj komentarz

W sumie skłonność do rywalizacji leży w naszej naturze…. Może więc lepsze takie Euro niż walki gladiatorów.

Skomentuj notkę
Trochę mi smutno, że reprezentacja przegrała. Nastroje klapną, złoty się osłabi, kolegom będzie smutno, inwestycje w stadiony nie wyjdą, winny będzie Kaczor, giełda klapnie ale …

… ale przez tą przegraną wielkie pranie mózgów za pomocą igrzysk będzie trwało krócej wymagając od wielu aby spotkali się z rzeczywistością, aby o niej pomyśleli.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
euro 2012,
polityka,
pranie mózgu

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
… ale przez tą przegraną wielkie pranie mózgów za pomocą igrzysk będzie trwało krócej wymagając od wielu aby spotkali się z rzeczywistością, aby o niej pomyśleli.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
euro 2012,
polityka,
pranie mózgu

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Dychotomia to stan, w którym na temat otaczającej mnie rzeczywistości co innego słyszę, a co innego czuję. Ale wiadomo – uczucia mogą zwodzić.

Platforma Obywatelska jest partią rozsądku, umiaru, centrum, a nie szaleństw i skrajności”, jak mówi Władysław Bartoszewski

Już od 10 lat Platforma Obywatelska wyzwala pozytywną energię Polaków. Ta energia, to efekt ciężkiej pracy każdej Polki i każdego Polaka. To ona stała się kołem zamachowym polskiego dynamicznego rozwoju, budzącego obecnie w świecie szacunek i podziw. Nie ma twórczego społeczeństwa bez aktywnych obywateli.

Platforma Obywatelska krok po kroku buduje sprawne państwo. Ten wysiłek opiera się na dwóch wartościach: służbie i solidarności. Po pierwsze: to państwo ma służyć obywatelowi, a nie obywatel państwu. Po drugie: warunkiem dobrobytu nas, żyjących tu i teraz, jak i naszych dzieci, dziś bardziej ufnie spoglądających w przyszłość, jest więcej, a nie mniej społecznej solidarności. Nie ma dobrobytu bez solidarności

Konsekwentnie wzmacniamy fundamenty naszej gospodarki. Jej stabilność już uchroniła nasz kraj przed skutkami światowego kryzysu. Teraz będziemy dalej starali się stwarzać jak najlepsze warunki dla wyzwolenia kreatywności i inteligencji Polaków tak, by przełożyły się one na innowacyjność naszej gospodarki. Innowacyjność jest bowiem największą dźwignią rozwoju naszych regionów, niezależnie od ich przeszłych, historycznych uwarunkowań. Innowacyjność pokazuje też, iż najważniejszym ogniwem w gospodarce jest człowiek – jego rozwój, edukacja i kompetencje. Nie ma innowacyjności gospodarczej bez kreatywności ludzkiej.

Naszym niezmiennym celem pozostaje poprawa jakości życia każdej polskiej rodziny, systematyczne podnoszenie komfortu życia każdej Polki i każdego Polaka. Razem, dzień po dniu, chcemy budować Polskę, która jest naszym wspólnym domem. Domem, w którym każdy znajduje swoje miejsce.

Źródłem tego opisu jest strona WWW Platformy – dane zachowałem w dniu 9 czerwca 2012, zachowałem, po pewnie niedługo może się coś zmienić.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
po,
rząd,
tusk,
platforma,
dychotomia

Komentarze: (1)

anonim,

March 16, 2013 08:31

Skomentuj komentarz

Uzasadnienie wyroku: PLATFORMA dokonała, w ciągu 5 lat: 1) likwidacja stoczni Gdynia i Szczecin 2) afera hazardowa 3) mimo kasy z Unii nie będzie gotowej w całości żadnej drogi na Euro 4) podwyżka VAT 5) zamach na OFE 6) zakup samolotów Bryza bez przetargu 7) afera z kupowaniem głosów w Wałbrzychu 8) afera senatora Misiaka (ustawione przetargi) 9) afera ministra Grada (firma jego zony przypadkowo wygrywa przetargi dla ministerstwa którym kieruje Grad…) 10) afera ministra Grabarczyka (obsadza on stanowiska w PKP kolegami i ich zonami a potem w święta PKP leży i kwiczy) 11) kolejne przetargi na drogi są odwoływanie (S5 Wrocław – Poznań, S7 Gdańsk – Elbląg, S7 pod Radomiem, S8 pod Białymstokiem itd), ale jest kasa na nowych urzędników! 12) wyprzedaż firm przynoszących krociowe zyski jak np PKO (4 mld zysku w 2010) KGHM (11 mld zysku w 2010), PZU , Bogdanka itd 13) podwyżka akcyzy na gaz 14) podwyżka akcyzy na piwo 15) Premier jeździ na narty i nie reaguje na kłamliwe oskarżenia Rosji pod adresem polskich oficerów (raport MAK) 16) PO buduje najdroższe drogi na świecie – cena za kilometr w nizinnej Polsce wyższa niż w górzystej Chorwacji… 17) mimo obietnic „odpolitycznienie” TVP, PO obsadziło TVP swoim ludźmi natychmiast po tym jak Komorowski został Prezydentem. 18) posłanka PO Sawicka i kręcenie lodów – przyznała się przed kamerami – za to Tusk zniszczył CBA i uczynił z tej służby marionetkę 19) koleje rozbite na 8 spółek, obsadzane koleżkami nawet na święta puszczają pociągi po 4 wagony… 20) Świnoujście zablokowane przez Nord Stream 21) katastrofa Smoleńska do jakiej doszło w wyniku niewłaściwego zabezpieczenia lotniska przez BOR (brak aparatury do lądowania i nadzoru w wieży kontroli – co ciekawe jak 3 dni wcześniej lądował tam Tusk to aparatura tam była …), mając te aparaturę na lotnisku samolot mógłby lądować nawet przy 0m widoczności i bez rosyjskich kontrolerów. CZEMU JEJ NIE BYŁO Tylko zaufano Rosjanom? Jak wynika z nagrań rozmów z wieżą Rosjanie wprowadzili załogę w błąd co do wysokości i kursu samolotu! Mówili że był na 100 m a naprawdę był na 30m ! Tusk wiedział to od 14 kwietnia, a mimo tego szczuli przez 9 miesięcy że to „pijany” Kaczyński wpadł do kabiny i kazał lądować! 22) bezrobocie rośnie od 3 lat – mimo że spada u naszych sąsiadów…w styczniu już prawie 13%. (Za PiS w 2007 było 8% …) 23) inwestor z Kataru który pojawił się przed wyborami i znikł po wyborach… 24) Karnowski z zarzutami prokuratorskimi za korupcję, popierany w wyborach na prezydenta Sopotu przez PO. 25) nieudana profesjonalizacja wojska – armia nie ma szeregowych – 3/4 to oficerowie i podoficerowie! 26) skandal z przetargiem na samoloty Bryza 27) Minister Zdrowia Kopacz okłamała sejm – podobno widziała na własne oczy jak ziemia w smoleńsku była przekopana na 1 metr w głąb …. a potem okazuje się że tam są szczątki ludzkie i fragmenty samolotu 28) deficyt finansów w 2010 – 8%! Za pis w 2007 – nadwyżka w budżecie! 29) nieudolne negocjacje gazowe z Rosją – drogi gaz na długi okres czasu 30) oddanie koncesji na gaz łupkowy firmom zachodnim za 1/4 tego co np. Arabia Saudyjska czy Norwegia!!!! 31) Prezydent Wpadka Komorowski i jego żenujące wpadki przynoszące Polakom wielki wstyd. 32) kampania nienawiści przeciw opozycji w efekcie czego doszło do mordu w Łodzi! 33) zadłużenie skoczyło o 380 mld pln w 4 lata – NA CO POSZŁA TA KASA? – nawet dróg nie ma! 34) dzięki naciskom PiS i rządu J. Kaczyńskiego na UEFA udało się uzyskać EURO 2012 – Tuski przegrały rywalizacje o Instytut Technologiczny i EXPO! 35) płatne autostrady – 20 gr/km – Najdroższe w EUROPIE!(w stosunku do zarobków) 36) wykryli 3 afery PiS: Klapka laptopa Ziobry. Kanapa podgryziona przez psa Ludwika Dorna, Afera wykryta przez minister od korupcji Piterę „Dorsz za 8.5”. 37) za poparcie PO w wyborach w 2007 roku Gronkiewicz Waltz dofinansowała stadion piłkarski Legii należący do TVN za ok 400 mln PLN. 38) Rzecznik Rządu otrzymuje dochody od niemieckiego biznesmena (mieszka w należącej do Niemca will za darmochę… komu ten pan służy?) 39) program modernizacji linii kolejowych nie udał się, prawdopodobnie kasa z UE przepadnie 40) skandaliczne szkolenie wojska – 4 katastrofy lotnicze (Bryza, Casa, Mi-24, Tu-154) 41) dzierżawa samolotu dla VIP na dwa lata za kasę pozwalającą kupić NOWY SAMOLOT! 42) gdyby nie weto Kaczora prezydenta, to w 2008 roku PO wprowadziłoby nas do strefy sztywnego kursu euro i w czasie kryzysu padłby nasz eksport – tylko dzięki temu wetu Polska była „zieloną wyspą” 43) PiS obniżył podatki a podobno jest socjalistyczny, PO podnosi podatki a podobno jest liberalne buhahah 44) ZUS dla jednoosobowych firm rośnie, dławiona jest przedsiębiorczość Polaków, ale firmy zagraniczne dostają hojną reką dopłaty po czym likwidują produkcję a rząd PO nic nie robi (DELL, FIAT) 45) najbogatsi rolnicy dalej płacą KRUS 46) tzw jedno okienko (zakładanie firm) to niewypał 47) Komisja „Przyjazne Państwo” (znoszenie barier w administracji) przez 4 lata nic nie zrobiła! Medialna fikcja 48) bezzasadne odwołanie szefa CBA przed końcem kadencji – bo ujawnił aferę hazardową 49) nieudolne negocjacje o limity CO2 – prąd będzie droższy o kilkadziesiąt procent 50) Minister Klich niszczy GROM i Wojska Lotnicze – odchodzą fachowcy! 51) straszenie pis’em mimo ze NIC im nie udowodnili – żadnych afer i przekrętów! 52) po aferze Rywina Miller miał honor podać się do dymisji. Po aferze hazardowej Tusk udaje głupa i dalej kurczowo trzyma się koryta! 53) Minister Finansów PO – Rostowski, człowiek znikąd! Nawet paszportu nie miał w 2007 roku! 54) otwarcie rynku pracy od 1 stycznia 2011 dla Rosjan, Ukraińców i Białorusinów i to mimo tego że jest 13% bezrobocia i stale rośnie (od 3 lat! – to tez CUD Donka!) 55) od 4 lat brak nawet PROJEKTU poprawy stanu służby zdrowia podczas gdy za PiS podniesiono pensje lekarzom i pielęgniarkom od 5 lat PO tylko mami i obiecuje…

Skomentuj notkę
Platforma Obywatelska jest partią rozsądku, umiaru, centrum, a nie szaleństw i skrajności”, jak mówi Władysław Bartoszewski

Już od 10 lat Platforma Obywatelska wyzwala pozytywną energię Polaków. Ta energia, to efekt ciężkiej pracy każdej Polki i każdego Polaka. To ona stała się kołem zamachowym polskiego dynamicznego rozwoju, budzącego obecnie w świecie szacunek i podziw. Nie ma twórczego społeczeństwa bez aktywnych obywateli.

Platforma Obywatelska krok po kroku buduje sprawne państwo. Ten wysiłek opiera się na dwóch wartościach: służbie i solidarności. Po pierwsze: to państwo ma służyć obywatelowi, a nie obywatel państwu. Po drugie: warunkiem dobrobytu nas, żyjących tu i teraz, jak i naszych dzieci, dziś bardziej ufnie spoglądających w przyszłość, jest więcej, a nie mniej społecznej solidarności. Nie ma dobrobytu bez solidarności

Konsekwentnie wzmacniamy fundamenty naszej gospodarki. Jej stabilność już uchroniła nasz kraj przed skutkami światowego kryzysu. Teraz będziemy dalej starali się stwarzać jak najlepsze warunki dla wyzwolenia kreatywności i inteligencji Polaków tak, by przełożyły się one na innowacyjność naszej gospodarki. Innowacyjność jest bowiem największą dźwignią rozwoju naszych regionów, niezależnie od ich przeszłych, historycznych uwarunkowań. Innowacyjność pokazuje też, iż najważniejszym ogniwem w gospodarce jest człowiek – jego rozwój, edukacja i kompetencje. Nie ma innowacyjności gospodarczej bez kreatywności ludzkiej.

Naszym niezmiennym celem pozostaje poprawa jakości życia każdej polskiej rodziny, systematyczne podnoszenie komfortu życia każdej Polki i każdego Polaka. Razem, dzień po dniu, chcemy budować Polskę, która jest naszym wspólnym domem. Domem, w którym każdy znajduje swoje miejsce.
Już od 10 lat Platforma Obywatelska wyzwala pozytywną energię Polaków. Ta energia, to efekt ciężkiej pracy każdej Polki i każdego Polaka. To ona stała się kołem zamachowym polskiego dynamicznego rozwoju, budzącego obecnie w świecie szacunek i podziw. Nie ma twórczego społeczeństwa bez aktywnych obywateli.

Platforma Obywatelska krok po kroku buduje sprawne państwo. Ten wysiłek opiera się na dwóch wartościach: służbie i solidarności. Po pierwsze: to państwo ma służyć obywatelowi, a nie obywatel państwu. Po drugie: warunkiem dobrobytu nas, żyjących tu i teraz, jak i naszych dzieci, dziś bardziej ufnie spoglądających w przyszłość, jest więcej, a nie mniej społecznej solidarności. Nie ma dobrobytu bez solidarności

Konsekwentnie wzmacniamy fundamenty naszej gospodarki. Jej stabilność już uchroniła nasz kraj przed skutkami światowego kryzysu. Teraz będziemy dalej starali się stwarzać jak najlepsze warunki dla wyzwolenia kreatywności i inteligencji Polaków tak, by przełożyły się one na innowacyjność naszej gospodarki. Innowacyjność jest bowiem największą dźwignią rozwoju naszych regionów, niezależnie od ich przeszłych, historycznych uwarunkowań. Innowacyjność pokazuje też, iż najważniejszym ogniwem w gospodarce jest człowiek – jego rozwój, edukacja i kompetencje. Nie ma innowacyjności gospodarczej bez kreatywności ludzkiej.

Naszym niezmiennym celem pozostaje poprawa jakości życia każdej polskiej rodziny, systematyczne podnoszenie komfortu życia każdej Polki i każdego Polaka. Razem, dzień po dniu, chcemy budować Polskę, która jest naszym wspólnym domem. Domem, w którym każdy znajduje swoje miejsce.
Platforma Obywatelska krok po kroku buduje sprawne państwo. Ten wysiłek opiera się na dwóch wartościach: służbie i solidarności. Po pierwsze: to państwo ma służyć obywatelowi, a nie obywatel państwu. Po drugie: warunkiem dobrobytu nas, żyjących tu i teraz, jak i naszych dzieci, dziś bardziej ufnie spoglądających w przyszłość, jest więcej, a nie mniej społecznej solidarności. Nie ma dobrobytu bez solidarności

Konsekwentnie wzmacniamy fundamenty naszej gospodarki. Jej stabilność już uchroniła nasz kraj przed skutkami światowego kryzysu. Teraz będziemy dalej starali się stwarzać jak najlepsze warunki dla wyzwolenia kreatywności i inteligencji Polaków tak, by przełożyły się one na innowacyjność naszej gospodarki. Innowacyjność jest bowiem największą dźwignią rozwoju naszych regionów, niezależnie od ich przeszłych, historycznych uwarunkowań. Innowacyjność pokazuje też, iż najważniejszym ogniwem w gospodarce jest człowiek – jego rozwój, edukacja i kompetencje. Nie ma innowacyjności gospodarczej bez kreatywności ludzkiej.

Naszym niezmiennym celem pozostaje poprawa jakości życia każdej polskiej rodziny, systematyczne podnoszenie komfortu życia każdej Polki i każdego Polaka. Razem, dzień po dniu, chcemy budować Polskę, która jest naszym wspólnym domem. Domem, w którym każdy znajduje swoje miejsce.
Konsekwentnie wzmacniamy fundamenty naszej gospodarki. Jej stabilność już uchroniła nasz kraj przed skutkami światowego kryzysu. Teraz będziemy dalej starali się stwarzać jak najlepsze warunki dla wyzwolenia kreatywności i inteligencji Polaków tak, by przełożyły się one na innowacyjność naszej gospodarki. Innowacyjność jest bowiem największą dźwignią rozwoju naszych regionów, niezależnie od ich przeszłych, historycznych uwarunkowań. Innowacyjność pokazuje też, iż najważniejszym ogniwem w gospodarce jest człowiek – jego rozwój, edukacja i kompetencje. Nie ma innowacyjności gospodarczej bez kreatywności ludzkiej.

Naszym niezmiennym celem pozostaje poprawa jakości życia każdej polskiej rodziny, systematyczne podnoszenie komfortu życia każdej Polki i każdego Polaka. Razem, dzień po dniu, chcemy budować Polskę, która jest naszym wspólnym domem. Domem, w którym każdy znajduje swoje miejsce.
Naszym niezmiennym celem pozostaje poprawa jakości życia każdej polskiej rodziny, systematyczne podnoszenie komfortu życia każdej Polki i każdego Polaka. Razem, dzień po dniu, chcemy budować Polskę, która jest naszym wspólnym domem. Domem, w którym każdy znajduje swoje miejsce.
Źródłem tego opisu jest strona WWW Platformy – dane zachowałem w dniu 9 czerwca 2012, zachowałem, po pewnie niedługo może się coś zmienić.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
po,
rząd,
tusk,
platforma,
dychotomia

Komentarze: (1)

anonim,

March 16, 2013 08:31

Skomentuj komentarz

Uzasadnienie wyroku: PLATFORMA dokonała, w ciągu 5 lat: 1) likwidacja stoczni Gdynia i Szczecin 2) afera hazardowa 3) mimo kasy z Unii nie będzie gotowej w całości żadnej drogi na Euro 4) podwyżka VAT 5) zamach na OFE 6) zakup samolotów Bryza bez przetargu 7) afera z kupowaniem głosów w Wałbrzychu 8) afera senatora Misiaka (ustawione przetargi) 9) afera ministra Grada (firma jego zony przypadkowo wygrywa przetargi dla ministerstwa którym kieruje Grad…) 10) afera ministra Grabarczyka (obsadza on stanowiska w PKP kolegami i ich zonami a potem w święta PKP leży i kwiczy) 11) kolejne przetargi na drogi są odwoływanie (S5 Wrocław – Poznań, S7 Gdańsk – Elbląg, S7 pod Radomiem, S8 pod Białymstokiem itd), ale jest kasa na nowych urzędników! 12) wyprzedaż firm przynoszących krociowe zyski jak np PKO (4 mld zysku w 2010) KGHM (11 mld zysku w 2010), PZU , Bogdanka itd 13) podwyżka akcyzy na gaz 14) podwyżka akcyzy na piwo 15) Premier jeździ na narty i nie reaguje na kłamliwe oskarżenia Rosji pod adresem polskich oficerów (raport MAK) 16) PO buduje najdroższe drogi na świecie – cena za kilometr w nizinnej Polsce wyższa niż w górzystej Chorwacji… 17) mimo obietnic „odpolitycznienie” TVP, PO obsadziło TVP swoim ludźmi natychmiast po tym jak Komorowski został Prezydentem. 18) posłanka PO Sawicka i kręcenie lodów – przyznała się przed kamerami – za to Tusk zniszczył CBA i uczynił z tej służby marionetkę 19) koleje rozbite na 8 spółek, obsadzane koleżkami nawet na święta puszczają pociągi po 4 wagony… 20) Świnoujście zablokowane przez Nord Stream 21) katastrofa Smoleńska do jakiej doszło w wyniku niewłaściwego zabezpieczenia lotniska przez BOR (brak aparatury do lądowania i nadzoru w wieży kontroli – co ciekawe jak 3 dni wcześniej lądował tam Tusk to aparatura tam była …), mając te aparaturę na lotnisku samolot mógłby lądować nawet przy 0m widoczności i bez rosyjskich kontrolerów. CZEMU JEJ NIE BYŁO Tylko zaufano Rosjanom? Jak wynika z nagrań rozmów z wieżą Rosjanie wprowadzili załogę w błąd co do wysokości i kursu samolotu! Mówili że był na 100 m a naprawdę był na 30m ! Tusk wiedział to od 14 kwietnia, a mimo tego szczuli przez 9 miesięcy że to „pijany” Kaczyński wpadł do kabiny i kazał lądować! 22) bezrobocie rośnie od 3 lat – mimo że spada u naszych sąsiadów…w styczniu już prawie 13%. (Za PiS w 2007 było 8% …) 23) inwestor z Kataru który pojawił się przed wyborami i znikł po wyborach… 24) Karnowski z zarzutami prokuratorskimi za korupcję, popierany w wyborach na prezydenta Sopotu przez PO. 25) nieudana profesjonalizacja wojska – armia nie ma szeregowych – 3/4 to oficerowie i podoficerowie! 26) skandal z przetargiem na samoloty Bryza 27) Minister Zdrowia Kopacz okłamała sejm – podobno widziała na własne oczy jak ziemia w smoleńsku była przekopana na 1 metr w głąb …. a potem okazuje się że tam są szczątki ludzkie i fragmenty samolotu 28) deficyt finansów w 2010 – 8%! Za pis w 2007 – nadwyżka w budżecie! 29) nieudolne negocjacje gazowe z Rosją – drogi gaz na długi okres czasu 30) oddanie koncesji na gaz łupkowy firmom zachodnim za 1/4 tego co np. Arabia Saudyjska czy Norwegia!!!! 31) Prezydent Wpadka Komorowski i jego żenujące wpadki przynoszące Polakom wielki wstyd. 32) kampania nienawiści przeciw opozycji w efekcie czego doszło do mordu w Łodzi! 33) zadłużenie skoczyło o 380 mld pln w 4 lata – NA CO POSZŁA TA KASA? – nawet dróg nie ma! 34) dzięki naciskom PiS i rządu J. Kaczyńskiego na UEFA udało się uzyskać EURO 2012 – Tuski przegrały rywalizacje o Instytut Technologiczny i EXPO! 35) płatne autostrady – 20 gr/km – Najdroższe w EUROPIE!(w stosunku do zarobków) 36) wykryli 3 afery PiS: Klapka laptopa Ziobry. Kanapa podgryziona przez psa Ludwika Dorna, Afera wykryta przez minister od korupcji Piterę „Dorsz za 8.5”. 37) za poparcie PO w wyborach w 2007 roku Gronkiewicz Waltz dofinansowała stadion piłkarski Legii należący do TVN za ok 400 mln PLN. 38) Rzecznik Rządu otrzymuje dochody od niemieckiego biznesmena (mieszka w należącej do Niemca will za darmochę… komu ten pan służy?) 39) program modernizacji linii kolejowych nie udał się, prawdopodobnie kasa z UE przepadnie 40) skandaliczne szkolenie wojska – 4 katastrofy lotnicze (Bryza, Casa, Mi-24, Tu-154) 41) dzierżawa samolotu dla VIP na dwa lata za kasę pozwalającą kupić NOWY SAMOLOT! 42) gdyby nie weto Kaczora prezydenta, to w 2008 roku PO wprowadziłoby nas do strefy sztywnego kursu euro i w czasie kryzysu padłby nasz eksport – tylko dzięki temu wetu Polska była „zieloną wyspą” 43) PiS obniżył podatki a podobno jest socjalistyczny, PO podnosi podatki a podobno jest liberalne buhahah 44) ZUS dla jednoosobowych firm rośnie, dławiona jest przedsiębiorczość Polaków, ale firmy zagraniczne dostają hojną reką dopłaty po czym likwidują produkcję a rząd PO nic nie robi (DELL, FIAT) 45) najbogatsi rolnicy dalej płacą KRUS 46) tzw jedno okienko (zakładanie firm) to niewypał 47) Komisja „Przyjazne Państwo” (znoszenie barier w administracji) przez 4 lata nic nie zrobiła! Medialna fikcja 48) bezzasadne odwołanie szefa CBA przed końcem kadencji – bo ujawnił aferę hazardową 49) nieudolne negocjacje o limity CO2 – prąd będzie droższy o kilkadziesiąt procent 50) Minister Klich niszczy GROM i Wojska Lotnicze – odchodzą fachowcy! 51) straszenie pis’em mimo ze NIC im nie udowodnili – żadnych afer i przekrętów! 52) po aferze Rywina Miller miał honor podać się do dymisji. Po aferze hazardowej Tusk udaje głupa i dalej kurczowo trzyma się koryta! 53) Minister Finansów PO – Rostowski, człowiek znikąd! Nawet paszportu nie miał w 2007 roku! 54) otwarcie rynku pracy od 1 stycznia 2011 dla Rosjan, Ukraińców i Białorusinów i to mimo tego że jest 13% bezrobocia i stale rośnie (od 3 lat! – to tez CUD Donka!) 55) od 4 lat brak nawet PROJEKTU poprawy stanu służby zdrowia podczas gdy za PiS podniesiono pensje lekarzom i pielęgniarkom od 5 lat PO tylko mami i obiecuje…

Skomentuj notkę
Znalazłem taką oto ciekawą myśl

Kościół jest nietolerancyjny w zasadach, ponieważ wierzy; lecz jest tolerancyjny w praktyce, ponieważ kocha.

Wrogowie Kościoła są tolerancyjni w zasadach, ponieważ nie wierzą; lecz są nietolerancyjni w praktyce, ponieważ nie kochają.
o. Réginald Garrigou-Lagrange OP

Już widzę jak banda humanistów i ateistów wrzeszczy czytają powyższy bełkot. Są przekonani, że jest inaczej, że tylko człowiek oświecony, świadomy, wyewoluowany zdolny jest do miłości, w tym również miłości homoseksualnej 🙂 A kościół? Tylko inkwizycja i stosy w przerwach pomiędzy krucjatami.

Kategorie:
obserwator, kościół, _blog

Słowa kluczowe:
o kościele,
tolerancja,
miłość,
kościół

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Kościół jest nietolerancyjny w zasadach, ponieważ wierzy; lecz jest tolerancyjny w praktyce, ponieważ kocha.

Wrogowie Kościoła są tolerancyjni w zasadach, ponieważ nie wierzą; lecz są nietolerancyjni w praktyce, ponieważ nie kochają.
o. Réginald Garrigou-Lagrange OP
Wrogowie Kościoła są tolerancyjni w zasadach, ponieważ nie wierzą; lecz są nietolerancyjni w praktyce, ponieważ nie kochają.
o. Réginald Garrigou-Lagrange OP
o. Réginald Garrigou-Lagrange OP
Już widzę jak banda humanistów i ateistów wrzeszczy czytają powyższy bełkot. Są przekonani, że jest inaczej, że tylko człowiek oświecony, świadomy, wyewoluowany zdolny jest do miłości, w tym również miłości homoseksualnej 🙂 A kościół? Tylko inkwizycja i stosy w przerwach pomiędzy krucjatami.

Kategorie:
obserwator, kościół, _blog

Słowa kluczowe:
o kościele,
tolerancja,
miłość,
kościół

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Na spacerze brakuje mi czasami radia, dokładnie programu PR2. W starym telefonie miałem odbiornik FM, w iPhonie tego nie ma, ale czy nie ma radia? W końcu to urządzenie ma 4 interfejsy radiowe (GSM+UMTS, GPS, Bluetooth, WiFi) i piąty, odbiornik FM byłby przesadą – przecież mogę słuchać radia po internecie? Ale czy nie popłynę na tym cenowo?

Policzmy. Pasmo używane w radiach internetowych to najczęściej 128 kb/s, więc …
więc pewnie z narzutami protokołów przechodzi 13kB/s tzn. 780KB/min (niecałe 1MB/min), czyli na godzinę mniej niż 50MB.
Jak się to ma do limitów transferu?
Jak się to ma do ceny za transmisje?
Kurcze – muszę się wgłębić w taryfę! Ponoć tam w jakimś pakiecie jest 2GB, ale co będzie ja przeciągnę pakiet? A jeżeli nie wykorzystam?
Albo olać to – przecież w miesiącu, jeżeli użyję tego pewnie z 5 razy, więc zużyję 250MB transferu. Przestaje się więc przejmować.

A inspiracja do tej notki jest taka. Kolega Piotr R. powiedział, że już nie męczy się z wgrywaniem muzyki na iPhona (jakie to popieprzone jest) tylko po prostu zestawia tunel do swojego domowego serwerka Synologi i sobie gra co chce. Skoro sieć jest wszędzie, a taryfy są dostępne to niby dlaczego nie?

Dygresja o paśmie w dostępie:

– miałem kiedyś modem 2400kb/s – to był pierwszy mój modem.
– potem miałem taki lepszy, 33,6kb/s
– potem miałem łącze 115kb/s, a potem 2Mb/s, 3,5/1,5Mb/s
– od 2001 roku wszędzie był już GPRS 128kb/s a potem (2004) EAGE koło 380kb/s
– od 2009 skutecznie działa UMTS dochodzi ponoć pod 2Mb/s
– w domu, po drucie standardem jest 6, 10, 20 a nawet 100Mb/s
– za to Aero2 dał mi za darmo 256kb/s i już w ciągu godziny 80MB się zassało.

Kategorie:
obserwator, telekomunikacja, _blog

Słowa kluczowe:
internet,
gprs,
umts,
lte,
radio internetowe

Komentarze: (3)

adam@kormoran,

May 6, 2012 22:00

Skomentuj komentarz

A nie wiesz, czy Aero2 dziala z ipadami? (Chodzi mi przede wszystkim o ten najnowszy model).

anonim,

May 6, 2012 23:40

Skomentuj komentarz

Tylko z iPad2, tzn. z iPadem starym nie.W.

Gość,

June 20, 2012 13:33

Skomentuj komentarz

Sprawdź www.deezer.com. Będziesz miał niemałą bibliotekę 18 mln utworów zawsze pod ręką, w jakości do 320k, również offline, jeśli chcesz. Bez potrzeby przechowywania, synchronizacji, szukania.

Skomentuj notkę
Policzmy. Pasmo używane w radiach internetowych to najczęściej 128 kb/s, więc …
więc pewnie z narzutami protokołów przechodzi 13kB/s tzn. 780KB/min (niecałe 1MB/min), czyli na godzinę mniej niż 50MB.
Jak się to ma do limitów transferu?
Jak się to ma do ceny za transmisje?
Kurcze – muszę się wgłębić w taryfę! Ponoć tam w jakimś pakiecie jest 2GB, ale co będzie ja przeciągnę pakiet? A jeżeli nie wykorzystam?
Albo olać to – przecież w miesiącu, jeżeli użyję tego pewnie z 5 razy, więc zużyję 250MB transferu. Przestaje się więc przejmować.

A inspiracja do tej notki jest taka. Kolega Piotr R. powiedział, że już nie męczy się z wgrywaniem muzyki na iPhona (jakie to popieprzone jest) tylko po prostu zestawia tunel do swojego domowego serwerka Synologi i sobie gra co chce. Skoro sieć jest wszędzie, a taryfy są dostępne to niby dlaczego nie?

Dygresja o paśmie w dostępie:

– miałem kiedyś modem 2400kb/s – to był pierwszy mój modem.
– potem miałem taki lepszy, 33,6kb/s
– potem miałem łącze 115kb/s, a potem 2Mb/s, 3,5/1,5Mb/s
– od 2001 roku wszędzie był już GPRS 128kb/s a potem (2004) EAGE koło 380kb/s
– od 2009 skutecznie działa UMTS dochodzi ponoć pod 2Mb/s
– w domu, po drucie standardem jest 6, 10, 20 a nawet 100Mb/s
– za to Aero2 dał mi za darmo 256kb/s i już w ciągu godziny 80MB się zassało.

Kategorie:
obserwator, telekomunikacja, _blog

Słowa kluczowe:
internet,
gprs,
umts,
lte,
radio internetowe

Komentarze: (3)

adam@kormoran,

May 6, 2012 22:00

Skomentuj komentarz

A nie wiesz, czy Aero2 dziala z ipadami? (Chodzi mi przede wszystkim o ten najnowszy model).

anonim,

May 6, 2012 23:40

Skomentuj komentarz

Tylko z iPad2, tzn. z iPadem starym nie.W.

Gość,

June 20, 2012 13:33

Skomentuj komentarz

Sprawdź www.deezer.com. Będziesz miał niemałą bibliotekę 18 mln utworów zawsze pod ręką, w jakości do 320k, również offline, jeśli chcesz. Bez potrzeby przechowywania, synchronizacji, szukania.

Skomentuj notkę
A inspiracja do tej notki jest taka. Kolega Piotr R. powiedział, że już nie męczy się z wgrywaniem muzyki na iPhona (jakie to popieprzone jest) tylko po prostu zestawia tunel do swojego domowego serwerka Synologi i sobie gra co chce. Skoro sieć jest wszędzie, a taryfy są dostępne to niby dlaczego nie?

Dygresja o paśmie w dostępie:

– miałem kiedyś modem 2400kb/s – to był pierwszy mój modem.
– potem miałem taki lepszy, 33,6kb/s
– potem miałem łącze 115kb/s, a potem 2Mb/s, 3,5/1,5Mb/s
– od 2001 roku wszędzie był już GPRS 128kb/s a potem (2004) EAGE koło 380kb/s
– od 2009 skutecznie działa UMTS dochodzi ponoć pod 2Mb/s
– w domu, po drucie standardem jest 6, 10, 20 a nawet 100Mb/s
– za to Aero2 dał mi za darmo 256kb/s i już w ciągu godziny 80MB się zassało.

Kategorie:
obserwator, telekomunikacja, _blog

Słowa kluczowe:
internet,
gprs,
umts,
lte,
radio internetowe

Komentarze: (3)

adam@kormoran,

May 6, 2012 22:00

Skomentuj komentarz

A nie wiesz, czy Aero2 dziala z ipadami? (Chodzi mi przede wszystkim o ten najnowszy model).

anonim,

May 6, 2012 23:40

Skomentuj komentarz

Tylko z iPad2, tzn. z iPadem starym nie.W.

Gość,

June 20, 2012 13:33

Skomentuj komentarz

Sprawdź www.deezer.com. Będziesz miał niemałą bibliotekę 18 mln utworów zawsze pod ręką, w jakości do 320k, również offline, jeśli chcesz. Bez potrzeby przechowywania, synchronizacji, szukania.

Skomentuj notkę
Dygresja o paśmie w dostępie:

– miałem kiedyś modem 2400kb/s – to był pierwszy mój modem.
– potem miałem taki lepszy, 33,6kb/s
– potem miałem łącze 115kb/s, a potem 2Mb/s, 3,5/1,5Mb/s
– od 2001 roku wszędzie był już GPRS 128kb/s a potem (2004) EAGE koło 380kb/s
– od 2009 skutecznie działa UMTS dochodzi ponoć pod 2Mb/s
– w domu, po drucie standardem jest 6, 10, 20 a nawet 100Mb/s
– za to Aero2 dał mi za darmo 256kb/s i już w ciągu godziny 80MB się zassało.

Kategorie:
obserwator, telekomunikacja, _blog

Słowa kluczowe:
internet,
gprs,
umts,
lte,
radio internetowe

Komentarze: (3)

adam@kormoran,

May 6, 2012 22:00

Skomentuj komentarz

A nie wiesz, czy Aero2 dziala z ipadami? (Chodzi mi przede wszystkim o ten najnowszy model).

anonim,

May 6, 2012 23:40

Skomentuj komentarz

Tylko z iPad2, tzn. z iPadem starym nie.W.

Gość,

June 20, 2012 13:33

Skomentuj komentarz

Sprawdź www.deezer.com. Będziesz miał niemałą bibliotekę 18 mln utworów zawsze pod ręką, w jakości do 320k, również offline, jeśli chcesz. Bez potrzeby przechowywania, synchronizacji, szukania.

Skomentuj notkę
Telekomunikacja Polska – game over!
Z jednej strony mi smutno, ale z drugiej się cieszę. Nieco mniej kłamstwa w naszym życiu.

Kategorie:
zawodowe, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
tp,
telekomunikacja polska,
orange,
marketing

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Z jednej strony mi smutno, ale z drugiej się cieszę. Nieco mniej kłamstwa w naszym życiu.

Kategorie:
zawodowe, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
tp,
telekomunikacja polska,
orange,
marketing

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Minister Finansów określił, że …
… debiutant muzyczny to artysta lub zespół muzyczny, jeżeli od wydania jego pierwszej płyty nie minęło więcej niż 1 roku lub sprzedaż którejkolwiek z jego płyt nie przekroczyła 15000 egzemplarzy.
Nie wiadomo, po co są pewne rzeczy, ale wiadomo, że są opodatkowane!

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
debiutant,
minister finansów,
podatki

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
… debiutant muzyczny to artysta lub zespół muzyczny, jeżeli od wydania jego pierwszej płyty nie minęło więcej niż 1 roku lub sprzedaż którejkolwiek z jego płyt nie przekroczyła 15000 egzemplarzy.
Nie wiadomo, po co są pewne rzeczy, ale wiadomo, że są opodatkowane!

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
debiutant,
minister finansów,
podatki

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Nie wiadomo, po co są pewne rzeczy, ale wiadomo, że są opodatkowane!

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
debiutant,
minister finansów,
podatki

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W Centru handlowym „Forum” jest siłownia, a reklamują ją takim oto hasłem:

 
„Naszą misja jest osiągniecie twoich celów”
 

Ciekawe. Czy oni mogą mieć pojęcie o moich celach? To siłownia – więc może tak.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
siłownia,
cele,
misja

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ciekawe. Czy oni mogą mieć pojęcie o moich celach? To siłownia – więc może tak.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
siłownia,
cele,
misja

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Dialog:
– Słyszałeś? Zamach był! Były dwa wybuchy w powietrzu!
– Bzdury! (na boku: ale oszołom! świr!)

No dobrze – ale ja bym chciał wiedzieć, na jakiej podstawie ktoś mówi, że był zamach, i że były dwa wybuchy. Jednocześnie chciałbym wiedzieć, na jakiej podstawie ktoś inny mówi, że to bzdury. A mój problem polega na tym, że niektórym (np. pani minister i jednocześnie marszałek Kopacz) już nie wolno mi wierzyć, gdyż wiem iż są kłamcami. Mam pamięć i mam na YT nagranie z sejmu, oraz mam sfałszowane stenogramy sejmowe z jej wypowiedzią. Mam więc dowód, że ekipa rządowa kłamie i fałszuje dokumenty w tej sprawie.

A o zamachu – nie mam danych – i dlatego każda teoria jest tak samo dobra jak inna, a osoby które mówią, że to wypadek są takimi samymi oszołomami jak te, z których się nabijają.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
katastrofa smoleńska,
polityka,
Kopacz,
zamach

Komentarze: (4)

Buczacz,

April 6, 2012 20:45

Skomentuj komentarz

„ale ja bym chciał wiedzieć, na jakiej podstawie ktoś mówi, że był zamach, i że były dwa wybuchy.” To już plus dla Pana, większość społeczeństwa takich chęci nie przejawia. Jednak nie ma co liczyć, że taka wiedza spłynie sama. Ale tym razem dopomogę: oto podstawy twierdzenia o dwóch wybuchach http://niezalezna.pl/26278-prof-nowaczyk-o-dwoch-eksplozjach-w-tupolewie nie twierdzę, że to rozstrzyga temat, natomiast jest kolejną cegiełką, która tworzy przygnębiający obraz.PozdrawiamP.S. Od jakiegoś czasu czytuję Pańskiego bloga i zaskakuje mnie, jak w wielu sprawach dochodzę do podobnych wniosków

adam@kormoran,

May 6, 2012 23:46

Skomentuj komentarz

Mnie interesuje takie coś: Antonio uważa, że Polska powinna zwrócić sie do USA o udostepnienie zdjec satelitarnych zrobionych zaraz po katastrofie. Nie wyobrażam sobie, żeby Amerykanie tych zdjec sami już dawno nie sprawdzili. Jeśli coś z nich wynika, to muszą od dawna o tym wiedzieć.
Skoro wiedzą, to

już nie powiedzą, bo jakby to teraz wyglądało?
ruscy też wiedzą, że Amerykanie wiedzą; może dogadali się w szerszym gronie — no bo taki numer jak zabicie prezydenta należało uzgodnić — no nie? Czarny jeszcze zanim go wybrano dawał do zrozumienia że USA rezygnują z aktywnej polityki w Europie i zachęcał niemców do brania większej odpowiedzialności za kontynent. Zatem uzgodnienia nie musiały być zbyt trudne. (Swoją drogrą nieobecność czarnego i anieli na pogrzebie też była wymowna).

anonim,

May 10, 2012 11:34

Skomentuj komentarz

Wydaje mi się, że Antonio wierzy z Hamerykę, jej ideały, w jej siłę ale też w jej demokrację. Ale czy mając taką wiedzę jaką ma (wszak był ministrem spraw ważnych i tajnych wiele widział) jego wiara jest uzasadniona? Nie wiem. Nie rozumiem go – ale wiem, że taką postawę antyamerykańscy cynicy wyśmiewali od zawsze. Nawet jak w Wawie, chyba w 1920 (albo 1930-tym) postawili pomnik wdzięczności Ameryce to powstałe wierszyk „z przodu cyce z tyłu cyce, Polska wdzięczna Ameryce” (bo pomnik był bardzo krągły i pulchny).Ale to może być tak: jeżeli przedmiotem naszej wiary nie jest coś poza ziemią, to musimy sobie znaleźć na ziemi coś w co wierzymy. I pewnie dlatego wielu wierzy w Hamerykę i jej ideały, a wielu wierzy w Unię. Nieco jest taki co wierzy w siebie, swój humanizm a wiec i w Polskę. No i oczywiście są tacy, co czując siłę Wschodu wierzy w jej metody i pragmatycznie z nich korzystając do Wschodu się przyłącza.Tak czy inaczej „stworzeniu oddają cześć Boga mając za nic” (Rz. 1.17nnn) i to jest smutne.W34.

adam@kormoran,

May 30, 2012 23:36

Skomentuj komentarz

To ja znowu przyziemnie. Oderwałem się na chwilę od swoich zajęć i poogladałem jutjuba — i jutjub twierdzi tak:

zdjecia satelitarne w bardzo wysokiej rozdzielczosci. zostaly przekazane Polsce
nawet na zdjeciach o malej rozdzielczosci dostepnych w necie widac „przemieszczanie sie” kawalkow samolotu.
zdjecia krążyły między różnymi organami naszego zdającego egzamin państwa aż zaginęły.

Btw, prezentacje prof-ow Biniendy i Nowaczyka warte obejrzenia!

Skomentuj notkę
No dobrze – ale ja bym chciał wiedzieć, na jakiej podstawie ktoś mówi, że był zamach, i że były dwa wybuchy. Jednocześnie chciałbym wiedzieć, na jakiej podstawie ktoś inny mówi, że to bzdury. A mój problem polega na tym, że niektórym (np. pani minister i jednocześnie marszałek Kopacz) już nie wolno mi wierzyć, gdyż wiem iż są kłamcami. Mam pamięć i mam na YT nagranie z sejmu, oraz mam sfałszowane stenogramy sejmowe z jej wypowiedzią. Mam więc dowód, że ekipa rządowa kłamie i fałszuje dokumenty w tej sprawie.

A o zamachu – nie mam danych – i dlatego każda teoria jest tak samo dobra jak inna, a osoby które mówią, że to wypadek są takimi samymi oszołomami jak te, z których się nabijają.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
katastrofa smoleńska,
polityka,
Kopacz,
zamach

Komentarze: (4)

Buczacz,

April 6, 2012 20:45

Skomentuj komentarz

„ale ja bym chciał wiedzieć, na jakiej podstawie ktoś mówi, że był zamach, i że były dwa wybuchy.” To już plus dla Pana, większość społeczeństwa takich chęci nie przejawia. Jednak nie ma co liczyć, że taka wiedza spłynie sama. Ale tym razem dopomogę: oto podstawy twierdzenia o dwóch wybuchach http://niezalezna.pl/26278-prof-nowaczyk-o-dwoch-eksplozjach-w-tupolewie nie twierdzę, że to rozstrzyga temat, natomiast jest kolejną cegiełką, która tworzy przygnębiający obraz.PozdrawiamP.S. Od jakiegoś czasu czytuję Pańskiego bloga i zaskakuje mnie, jak w wielu sprawach dochodzę do podobnych wniosków

adam@kormoran,

May 6, 2012 23:46

Skomentuj komentarz

Mnie interesuje takie coś: Antonio uważa, że Polska powinna zwrócić sie do USA o udostepnienie zdjec satelitarnych zrobionych zaraz po katastrofie. Nie wyobrażam sobie, żeby Amerykanie tych zdjec sami już dawno nie sprawdzili. Jeśli coś z nich wynika, to muszą od dawna o tym wiedzieć.
Skoro wiedzą, to

już nie powiedzą, bo jakby to teraz wyglądało?
ruscy też wiedzą, że Amerykanie wiedzą; może dogadali się w szerszym gronie — no bo taki numer jak zabicie prezydenta należało uzgodnić — no nie? Czarny jeszcze zanim go wybrano dawał do zrozumienia że USA rezygnują z aktywnej polityki w Europie i zachęcał niemców do brania większej odpowiedzialności za kontynent. Zatem uzgodnienia nie musiały być zbyt trudne. (Swoją drogrą nieobecność czarnego i anieli na pogrzebie też była wymowna).

anonim,

May 10, 2012 11:34

Skomentuj komentarz

Wydaje mi się, że Antonio wierzy z Hamerykę, jej ideały, w jej siłę ale też w jej demokrację. Ale czy mając taką wiedzę jaką ma (wszak był ministrem spraw ważnych i tajnych wiele widział) jego wiara jest uzasadniona? Nie wiem. Nie rozumiem go – ale wiem, że taką postawę antyamerykańscy cynicy wyśmiewali od zawsze. Nawet jak w Wawie, chyba w 1920 (albo 1930-tym) postawili pomnik wdzięczności Ameryce to powstałe wierszyk „z przodu cyce z tyłu cyce, Polska wdzięczna Ameryce” (bo pomnik był bardzo krągły i pulchny).Ale to może być tak: jeżeli przedmiotem naszej wiary nie jest coś poza ziemią, to musimy sobie znaleźć na ziemi coś w co wierzymy. I pewnie dlatego wielu wierzy w Hamerykę i jej ideały, a wielu wierzy w Unię. Nieco jest taki co wierzy w siebie, swój humanizm a wiec i w Polskę. No i oczywiście są tacy, co czując siłę Wschodu wierzy w jej metody i pragmatycznie z nich korzystając do Wschodu się przyłącza.Tak czy inaczej „stworzeniu oddają cześć Boga mając za nic” (Rz. 1.17nnn) i to jest smutne.W34.

adam@kormoran,

May 30, 2012 23:36

Skomentuj komentarz

To ja znowu przyziemnie. Oderwałem się na chwilę od swoich zajęć i poogladałem jutjuba — i jutjub twierdzi tak:

zdjecia satelitarne w bardzo wysokiej rozdzielczosci. zostaly przekazane Polsce
nawet na zdjeciach o malej rozdzielczosci dostepnych w necie widac „przemieszczanie sie” kawalkow samolotu.
zdjecia krążyły między różnymi organami naszego zdającego egzamin państwa aż zaginęły.

Btw, prezentacje prof-ow Biniendy i Nowaczyka warte obejrzenia!

Skomentuj notkę
A o zamachu – nie mam danych – i dlatego każda teoria jest tak samo dobra jak inna, a osoby które mówią, że to wypadek są takimi samymi oszołomami jak te, z których się nabijają.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
katastrofa smoleńska,
polityka,
Kopacz,
zamach

Komentarze: (4)

Buczacz,

April 6, 2012 20:45

Skomentuj komentarz

„ale ja bym chciał wiedzieć, na jakiej podstawie ktoś mówi, że był zamach, i że były dwa wybuchy.” To już plus dla Pana, większość społeczeństwa takich chęci nie przejawia. Jednak nie ma co liczyć, że taka wiedza spłynie sama. Ale tym razem dopomogę: oto podstawy twierdzenia o dwóch wybuchach http://niezalezna.pl/26278-prof-nowaczyk-o-dwoch-eksplozjach-w-tupolewie nie twierdzę, że to rozstrzyga temat, natomiast jest kolejną cegiełką, która tworzy przygnębiający obraz.PozdrawiamP.S. Od jakiegoś czasu czytuję Pańskiego bloga i zaskakuje mnie, jak w wielu sprawach dochodzę do podobnych wniosków

adam@kormoran,

May 6, 2012 23:46

Skomentuj komentarz

Mnie interesuje takie coś: Antonio uważa, że Polska powinna zwrócić sie do USA o udostepnienie zdjec satelitarnych zrobionych zaraz po katastrofie. Nie wyobrażam sobie, żeby Amerykanie tych zdjec sami już dawno nie sprawdzili. Jeśli coś z nich wynika, to muszą od dawna o tym wiedzieć.
Skoro wiedzą, to

już nie powiedzą, bo jakby to teraz wyglądało?
ruscy też wiedzą, że Amerykanie wiedzą; może dogadali się w szerszym gronie — no bo taki numer jak zabicie prezydenta należało uzgodnić — no nie? Czarny jeszcze zanim go wybrano dawał do zrozumienia że USA rezygnują z aktywnej polityki w Europie i zachęcał niemców do brania większej odpowiedzialności za kontynent. Zatem uzgodnienia nie musiały być zbyt trudne. (Swoją drogrą nieobecność czarnego i anieli na pogrzebie też była wymowna).

anonim,

May 10, 2012 11:34

Skomentuj komentarz

Wydaje mi się, że Antonio wierzy z Hamerykę, jej ideały, w jej siłę ale też w jej demokrację. Ale czy mając taką wiedzę jaką ma (wszak był ministrem spraw ważnych i tajnych wiele widział) jego wiara jest uzasadniona? Nie wiem. Nie rozumiem go – ale wiem, że taką postawę antyamerykańscy cynicy wyśmiewali od zawsze. Nawet jak w Wawie, chyba w 1920 (albo 1930-tym) postawili pomnik wdzięczności Ameryce to powstałe wierszyk „z przodu cyce z tyłu cyce, Polska wdzięczna Ameryce” (bo pomnik był bardzo krągły i pulchny).Ale to może być tak: jeżeli przedmiotem naszej wiary nie jest coś poza ziemią, to musimy sobie znaleźć na ziemi coś w co wierzymy. I pewnie dlatego wielu wierzy w Hamerykę i jej ideały, a wielu wierzy w Unię. Nieco jest taki co wierzy w siebie, swój humanizm a wiec i w Polskę. No i oczywiście są tacy, co czując siłę Wschodu wierzy w jej metody i pragmatycznie z nich korzystając do Wschodu się przyłącza.Tak czy inaczej „stworzeniu oddają cześć Boga mając za nic” (Rz. 1.17nnn) i to jest smutne.W34.

adam@kormoran,

May 30, 2012 23:36

Skomentuj komentarz

To ja znowu przyziemnie. Oderwałem się na chwilę od swoich zajęć i poogladałem jutjuba — i jutjub twierdzi tak:

zdjecia satelitarne w bardzo wysokiej rozdzielczosci. zostaly przekazane Polsce
nawet na zdjeciach o malej rozdzielczosci dostepnych w necie widac „przemieszczanie sie” kawalkow samolotu.
zdjecia krążyły między różnymi organami naszego zdającego egzamin państwa aż zaginęły.

Btw, prezentacje prof-ow Biniendy i Nowaczyka warte obejrzenia!

Skomentuj notkę
Mnie interesuje takie coś: Antonio uważa, że Polska powinna zwrócić sie do USA o udostepnienie zdjec satelitarnych zrobionych zaraz po katastrofie. Nie wyobrażam sobie, żeby Amerykanie tych zdjec sami już dawno nie sprawdzili. Jeśli coś z nich wynika, to muszą od dawna o tym wiedzieć.
Skoro wiedzą, to
To ja znowu przyziemnie. Oderwałem się na chwilę od swoich zajęć i poogladałem jutjuba — i jutjub twierdzi tak:
Btw, prezentacje prof-ow Biniendy i Nowaczyka warte obejrzenia!
Ciekawostka:
Pewna komisja sejmowa, w swoim raporcie końcowym stwierdziła winę kilku ważnych urzędników państwowych, ale jej raport nie był podstawą do skierowania do Trybunału Stanu oskarżenia tych urzędników.
Inne dwie komisje sejmowe, w swych raportach nie stwierdziły uchybień w działaniach innych urzędników (premiera i ministra) ale mimo to, za chwilę będzie głosowany wniosek do Trybunału Stanu, aby tymi urzędnikami się zajął.
Ta pierwsza komisja to Komisja ds. afery Rywina. Ci urzędnicy to co najmniej premier Miler, ale pewnie też pani minister Jakubowska.
Te ostatnie dwie komisje dotyczą nacisków i czegoś tam jeszcze a dotyczą premiera Kaczyńskiego i ministra Ziobry.
Można nie lubić PiS, można być zakochanym w PO, ale jako komuś się to podoba to jest zwiedzionym przez TVNy debilem. Trudno.
Trudno, bo dziś ta władza wali po Kaczyńskim i innych, ale na tym się nie zakończy – potem będzie walić po każdym, komu przywalić zechce – i nie będzie hamulca, bo niby skąd ma być, skoro dziś nie reagujemy, i dziś wielu z nas się to podoba.
Słowo o politykach, a dokładnie o wiodącym polityku PO, który powiedział:

Premier Donald Tusk: „Gdybym ustąpił w sprawie ACTA, musiałbym podać się do dymisji”.
(TVP1, Wiadomość, 6 lutego 2012, godzina 19.30)

a po 11 dniach powiedział coś takiego:

Premier Donald Tusk zaproponował w piątek przywódcom partii należących do frakcji Europejskiej Partii Ludowej w Parlamencie Europejskim odrzucenie ACTA w kształcie wynegocjowanym przez Komisję Europejską.
(TVP1, Wiadomość, 17 lutego 2012, godzina 19.30)

Jacy słabi politycy nami rządzą! Jeżeli jest przekonany w sprawie ACTA i tej całej globalizacji to niech to robi, wbrew protestom, wbrew demokracji, wbrew ludziom. Historia zna wielu wielkich Napoleonów, Aleksandrów Wielkich ale też Hitlerów. Ale on woli patrzeć na sondaże, przypodobać się wielu, mówić tu coś, a tam coś innego – mały człowiek, a co gorsza nic nie zabezpiecza nas przez nim.

Demokracja jest bez sensu. Niedemokracja jeszcze bardziej bez sensu…. to co moa sens?

W liście do Filipian św. Paweł napisał, że „moja ojczyzna jest w niebie …” i to jest ważne. Za dużo tej telewizji oglądam. Za dużo gazet czytam.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tusk,
premier tusk,
polityka,
acta

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Premier Donald Tusk: „Gdybym ustąpił w sprawie ACTA, musiałbym podać się do dymisji”.
(TVP1, Wiadomość, 6 lutego 2012, godzina 19.30)
(TVP1, Wiadomość, 6 lutego 2012, godzina 19.30)
a po 11 dniach powiedział coś takiego:

Premier Donald Tusk zaproponował w piątek przywódcom partii należących do frakcji Europejskiej Partii Ludowej w Parlamencie Europejskim odrzucenie ACTA w kształcie wynegocjowanym przez Komisję Europejską.
(TVP1, Wiadomość, 17 lutego 2012, godzina 19.30)

Jacy słabi politycy nami rządzą! Jeżeli jest przekonany w sprawie ACTA i tej całej globalizacji to niech to robi, wbrew protestom, wbrew demokracji, wbrew ludziom. Historia zna wielu wielkich Napoleonów, Aleksandrów Wielkich ale też Hitlerów. Ale on woli patrzeć na sondaże, przypodobać się wielu, mówić tu coś, a tam coś innego – mały człowiek, a co gorsza nic nie zabezpiecza nas przez nim.

Demokracja jest bez sensu. Niedemokracja jeszcze bardziej bez sensu…. to co moa sens?

W liście do Filipian św. Paweł napisał, że „moja ojczyzna jest w niebie …” i to jest ważne. Za dużo tej telewizji oglądam. Za dużo gazet czytam.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tusk,
premier tusk,
polityka,
acta

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Premier Donald Tusk zaproponował w piątek przywódcom partii należących do frakcji Europejskiej Partii Ludowej w Parlamencie Europejskim odrzucenie ACTA w kształcie wynegocjowanym przez Komisję Europejską.
(TVP1, Wiadomość, 17 lutego 2012, godzina 19.30)
(TVP1, Wiadomość, 17 lutego 2012, godzina 19.30)
Jacy słabi politycy nami rządzą! Jeżeli jest przekonany w sprawie ACTA i tej całej globalizacji to niech to robi, wbrew protestom, wbrew demokracji, wbrew ludziom. Historia zna wielu wielkich Napoleonów, Aleksandrów Wielkich ale też Hitlerów. Ale on woli patrzeć na sondaże, przypodobać się wielu, mówić tu coś, a tam coś innego – mały człowiek, a co gorsza nic nie zabezpiecza nas przez nim.

Demokracja jest bez sensu. Niedemokracja jeszcze bardziej bez sensu…. to co moa sens?

W liście do Filipian św. Paweł napisał, że „moja ojczyzna jest w niebie …” i to jest ważne. Za dużo tej telewizji oglądam. Za dużo gazet czytam.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tusk,
premier tusk,
polityka,
acta

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Demokracja jest bez sensu. Niedemokracja jeszcze bardziej bez sensu…. to co moa sens?

W liście do Filipian św. Paweł napisał, że „moja ojczyzna jest w niebie …” i to jest ważne. Za dużo tej telewizji oglądam. Za dużo gazet czytam.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tusk,
premier tusk,
polityka,
acta

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W liście do Filipian św. Paweł napisał, że „moja ojczyzna jest w niebie …” i to jest ważne. Za dużo tej telewizji oglądam. Za dużo gazet czytam.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tusk,
premier tusk,
polityka,
acta

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ktoś niedawno zaproponował aby naszą scenę polityczną nie analizować używając tradycyjnego i nie sprawdzającego się już podziału na lewicę i prawicę ale podziału na „niepodległościowców” i „zdrajców”. Przynajmniej jedno z tych słów jest mocne więc aby odnieść się do propozycji muszę zastanowić się co te słowa znaczą i jak klasyfikacji dokonywać.

No to zaczynam i kończę moją ulubioną zabawę w słowa i wychodzą mi takie oto definicje:

Niepodległość – niezależność państwa od formalnego wpływu innych jednostek politycznych, w szczególności zdolność państwa do samodzielnego, niezależnego od innych podmiotów, sprawowania władzy politycznej nad określonym terytorium oraz osobami na nim przebywającymi, obejmująca sprawy wewnętrzne jak i zewnętrzne.
Zdrada stanu – świadome i intencjonalne zawiedzenie zaufania godzące w najistotniejsze interesy państwa, w szczególności próba obalenia rządu poprzez zamach stanu, uczestnictwo w działalności zmierzającej do uszczuplenia terytorium państwowego bądź ograniczenia niezależności.

Jeżeli przyjmiemy jeszcze dwie pomocnicze definicje:

Niepodległościowiec – obywatel państwa dążący do uzyskania lub utrzymania niepodległości.
Zdrajca – obywatel państwa dopuszczający się zdrady.

to rzeczywiście, dość łatwo można podzielić naszą scenę polityczną na te dwa obozy. Obecnie nasz rząd w Brukseli (a nie w Warszawie) dyskutuje na temat sprzedawania wódki po 22.oo – nie mam problemu z wódką, ale wydaje mi się to dziwne. Osobiście też nie palę i nie lubię palaczy, bo mi smrodzą – ale nie pasuje mi, jeżeli nie mogę w własnym biurze wydać zalecenia czy wolno, czy nie wolno w nim palić. Oczywiście, że zawsze zabraniałem – ale chciałbym mieć prawo do podjęcia innej decyzji – ale nie mogę, bo mój rząd, w ramach harmonizowania się z Unią zaingerował w przestrzeń mojego biura i w moją wolność. Mój rząd, w sposób taki abym się o tym nie dowiedział negocjował dziwną umowę handlową (ACTA), którą dawała możliwość ścigania mnie przez zagraniczne koncerny w procesach cywilnych bez udziału polskich sądów, którym z racji obywatelstwa podlegam.

To co ja mam myśleć o tym rządzie? Co więcej – co ja mam myśleć o świętej pamięci Lechu Kaczyńskim, który mimo protestu jego osobistego pióra podpisał Traktat Lizboński ograniczający suwerenność Polskiego rządu. Zdrajca?

Tak! Podział na zdrajców i niepodległościowców to chyba dobry podział.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
zdrajca,
zdrada,
niepodległość,
niepodległościowiec,
unia europejska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
No to zaczynam i kończę moją ulubioną zabawę w słowa i wychodzą mi takie oto definicje:

Niepodległość – niezależność państwa od formalnego wpływu innych jednostek politycznych, w szczególności zdolność państwa do samodzielnego, niezależnego od innych podmiotów, sprawowania władzy politycznej nad określonym terytorium oraz osobami na nim przebywającymi, obejmująca sprawy wewnętrzne jak i zewnętrzne.
Zdrada stanu – świadome i intencjonalne zawiedzenie zaufania godzące w najistotniejsze interesy państwa, w szczególności próba obalenia rządu poprzez zamach stanu, uczestnictwo w działalności zmierzającej do uszczuplenia terytorium państwowego bądź ograniczenia niezależności.

Jeżeli przyjmiemy jeszcze dwie pomocnicze definicje:

Niepodległościowiec – obywatel państwa dążący do uzyskania lub utrzymania niepodległości.
Zdrajca – obywatel państwa dopuszczający się zdrady.

to rzeczywiście, dość łatwo można podzielić naszą scenę polityczną na te dwa obozy. Obecnie nasz rząd w Brukseli (a nie w Warszawie) dyskutuje na temat sprzedawania wódki po 22.oo – nie mam problemu z wódką, ale wydaje mi się to dziwne. Osobiście też nie palę i nie lubię palaczy, bo mi smrodzą – ale nie pasuje mi, jeżeli nie mogę w własnym biurze wydać zalecenia czy wolno, czy nie wolno w nim palić. Oczywiście, że zawsze zabraniałem – ale chciałbym mieć prawo do podjęcia innej decyzji – ale nie mogę, bo mój rząd, w ramach harmonizowania się z Unią zaingerował w przestrzeń mojego biura i w moją wolność. Mój rząd, w sposób taki abym się o tym nie dowiedział negocjował dziwną umowę handlową (ACTA), którą dawała możliwość ścigania mnie przez zagraniczne koncerny w procesach cywilnych bez udziału polskich sądów, którym z racji obywatelstwa podlegam.

To co ja mam myśleć o tym rządzie? Co więcej – co ja mam myśleć o świętej pamięci Lechu Kaczyńskim, który mimo protestu jego osobistego pióra podpisał Traktat Lizboński ograniczający suwerenność Polskiego rządu. Zdrajca?

Tak! Podział na zdrajców i niepodległościowców to chyba dobry podział.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
zdrajca,
zdrada,
niepodległość,
niepodległościowiec,
unia europejska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Niepodległość – niezależność państwa od formalnego wpływu innych jednostek politycznych, w szczególności zdolność państwa do samodzielnego, niezależnego od innych podmiotów, sprawowania władzy politycznej nad określonym terytorium oraz osobami na nim przebywającymi, obejmująca sprawy wewnętrzne jak i zewnętrzne.
Zdrada stanu – świadome i intencjonalne zawiedzenie zaufania godzące w najistotniejsze interesy państwa, w szczególności próba obalenia rządu poprzez zamach stanu, uczestnictwo w działalności zmierzającej do uszczuplenia terytorium państwowego bądź ograniczenia niezależności.
Zdrada stanu – świadome i intencjonalne zawiedzenie zaufania godzące w najistotniejsze interesy państwa, w szczególności próba obalenia rządu poprzez zamach stanu, uczestnictwo w działalności zmierzającej do uszczuplenia terytorium państwowego bądź ograniczenia niezależności.
Jeżeli przyjmiemy jeszcze dwie pomocnicze definicje:

Niepodległościowiec – obywatel państwa dążący do uzyskania lub utrzymania niepodległości.
Zdrajca – obywatel państwa dopuszczający się zdrady.

to rzeczywiście, dość łatwo można podzielić naszą scenę polityczną na te dwa obozy. Obecnie nasz rząd w Brukseli (a nie w Warszawie) dyskutuje na temat sprzedawania wódki po 22.oo – nie mam problemu z wódką, ale wydaje mi się to dziwne. Osobiście też nie palę i nie lubię palaczy, bo mi smrodzą – ale nie pasuje mi, jeżeli nie mogę w własnym biurze wydać zalecenia czy wolno, czy nie wolno w nim palić. Oczywiście, że zawsze zabraniałem – ale chciałbym mieć prawo do podjęcia innej decyzji – ale nie mogę, bo mój rząd, w ramach harmonizowania się z Unią zaingerował w przestrzeń mojego biura i w moją wolność. Mój rząd, w sposób taki abym się o tym nie dowiedział negocjował dziwną umowę handlową (ACTA), którą dawała możliwość ścigania mnie przez zagraniczne koncerny w procesach cywilnych bez udziału polskich sądów, którym z racji obywatelstwa podlegam.

To co ja mam myśleć o tym rządzie? Co więcej – co ja mam myśleć o świętej pamięci Lechu Kaczyńskim, który mimo protestu jego osobistego pióra podpisał Traktat Lizboński ograniczający suwerenność Polskiego rządu. Zdrajca?

Tak! Podział na zdrajców i niepodległościowców to chyba dobry podział.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
zdrajca,
zdrada,
niepodległość,
niepodległościowiec,
unia europejska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Niepodległościowiec – obywatel państwa dążący do uzyskania lub utrzymania niepodległości.
Zdrajca – obywatel państwa dopuszczający się zdrady.
Zdrajca – obywatel państwa dopuszczający się zdrady.
to rzeczywiście, dość łatwo można podzielić naszą scenę polityczną na te dwa obozy. Obecnie nasz rząd w Brukseli (a nie w Warszawie) dyskutuje na temat sprzedawania wódki po 22.oo – nie mam problemu z wódką, ale wydaje mi się to dziwne. Osobiście też nie palę i nie lubię palaczy, bo mi smrodzą – ale nie pasuje mi, jeżeli nie mogę w własnym biurze wydać zalecenia czy wolno, czy nie wolno w nim palić. Oczywiście, że zawsze zabraniałem – ale chciałbym mieć prawo do podjęcia innej decyzji – ale nie mogę, bo mój rząd, w ramach harmonizowania się z Unią zaingerował w przestrzeń mojego biura i w moją wolność. Mój rząd, w sposób taki abym się o tym nie dowiedział negocjował dziwną umowę handlową (ACTA), którą dawała możliwość ścigania mnie przez zagraniczne koncerny w procesach cywilnych bez udziału polskich sądów, którym z racji obywatelstwa podlegam.

To co ja mam myśleć o tym rządzie? Co więcej – co ja mam myśleć o świętej pamięci Lechu Kaczyńskim, który mimo protestu jego osobistego pióra podpisał Traktat Lizboński ograniczający suwerenność Polskiego rządu. Zdrajca?

Tak! Podział na zdrajców i niepodległościowców to chyba dobry podział.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
zdrajca,
zdrada,
niepodległość,
niepodległościowiec,
unia europejska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
To co ja mam myśleć o tym rządzie? Co więcej – co ja mam myśleć o świętej pamięci Lechu Kaczyńskim, który mimo protestu jego osobistego pióra podpisał Traktat Lizboński ograniczający suwerenność Polskiego rządu. Zdrajca?

Tak! Podział na zdrajców i niepodległościowców to chyba dobry podział.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
zdrajca,
zdrada,
niepodległość,
niepodległościowiec,
unia europejska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Tak! Podział na zdrajców i niepodległościowców to chyba dobry podział.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
zdrajca,
zdrada,
niepodległość,
niepodległościowiec,
unia europejska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Prosta analiza kosztów prądu na zabawki pracowników IT

Założenia:
– w miesiącu mamy 24 godziny * 30 dni = 720 godzin
– w biurowcach prąc kosztuje powyżej 40 gr
– w biurowcach PUE z reguły jest koło 2.0 choć nie zawsze to widać (np. właściciel budynku płaci za klimę)
– w DataCenter prąd kosztuje koło 33gr lub mniej
– w DataCenter za PUE przyjmuje się 1,6 albo i mniej
– do rozważań przyjmę, że zabawki IT biorą 4kW, choć często jest to dużo więcej

Wyliczenia:
– zabawki w serwer roomie w biurowcu
720 godzin * 40 gr. za kWh * 2 PUE * 4kW = 2304zł za prąd

– zabawki w DataCenter
720 godzin * 33 gr. za kWh * 1,55 PUE * 4kW = 1473zł za prąd

I to chciałem sobie policzyć, więc policzyłem.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
prąd,
cena prądu,
datacenter,
3sf

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Założenia:
– w miesiącu mamy 24 godziny * 30 dni = 720 godzin
– w biurowcach prąc kosztuje powyżej 40 gr
– w biurowcach PUE z reguły jest koło 2.0 choć nie zawsze to widać (np. właściciel budynku płaci za klimę)
– w DataCenter prąd kosztuje koło 33gr lub mniej
– w DataCenter za PUE przyjmuje się 1,6 albo i mniej
– do rozważań przyjmę, że zabawki IT biorą 4kW, choć często jest to dużo więcej

Wyliczenia:
– zabawki w serwer roomie w biurowcu
720 godzin * 40 gr. za kWh * 2 PUE * 4kW = 2304zł za prąd

– zabawki w DataCenter
720 godzin * 33 gr. za kWh * 1,55 PUE * 4kW = 1473zł za prąd

I to chciałem sobie policzyć, więc policzyłem.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
prąd,
cena prądu,
datacenter,
3sf

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Wyliczenia:
– zabawki w serwer roomie w biurowcu
720 godzin * 40 gr. za kWh * 2 PUE * 4kW = 2304zł za prąd

– zabawki w DataCenter
720 godzin * 33 gr. za kWh * 1,55 PUE * 4kW = 1473zł za prąd

I to chciałem sobie policzyć, więc policzyłem.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
prąd,
cena prądu,
datacenter,
3sf

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
– zabawki w DataCenter
720 godzin * 33 gr. za kWh * 1,55 PUE * 4kW = 1473zł za prąd

I to chciałem sobie policzyć, więc policzyłem.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
prąd,
cena prądu,
datacenter,
3sf

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
I to chciałem sobie policzyć, więc policzyłem.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
prąd,
cena prądu,
datacenter,
3sf

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Byłem na koncercie ale w trakcie pierwszego, iście niemieckiego utworu naszła mnie taka refleksja, którą czym prędzej spisałem.

Co z tą Polska? Co z tą Polską skoro już nie tylko Telekomunikacja Polska jest nie polska tylko francuska a właśnie od teraz, Narodową Orkiestrą Polskiego Radia kieruje Niemiec.

Ja rozumiem, że nie mamy piłkarzy bo Orliki to dopiero Tusk wymyślił ale dyrygentów? A dyrygowali tą orkiestrą: Jan Krenz, Bohdan Wodiczko, Kazimierz Kord, Tadeusz Strugała, Jerzy Maksymiuk, Stanisław Wisłocki, Jacek Kaspszyk, Antoni Wit….. a od dziś Niemiec! No tak, ale wtedy to ona się nazywała Wielką Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia a od niedawna nazywa się Narodową….
Ale brzmi nieźle, choć na pierwszy koncert pan niemiecki dyrygent wybrał utwory samych wiedeński faszystów. A Szymanowski? A Lutosławski? A choćby i Hanna Kulenty? Fitelberga by czasami coś zagrali.
Nawet ładnie zagrali. Ten dyrygent ma swoją klasę, ale refleksja pozostała.

Co z tą Polską?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
nospr,
wospr,
polska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Co z tą Polska? Co z tą Polską skoro już nie tylko Telekomunikacja Polska jest nie polska tylko francuska a właśnie od teraz, Narodową Orkiestrą Polskiego Radia kieruje Niemiec.

Ja rozumiem, że nie mamy piłkarzy bo Orliki to dopiero Tusk wymyślił ale dyrygentów? A dyrygowali tą orkiestrą: Jan Krenz, Bohdan Wodiczko, Kazimierz Kord, Tadeusz Strugała, Jerzy Maksymiuk, Stanisław Wisłocki, Jacek Kaspszyk, Antoni Wit….. a od dziś Niemiec! No tak, ale wtedy to ona się nazywała Wielką Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia a od niedawna nazywa się Narodową….
Ale brzmi nieźle, choć na pierwszy koncert pan niemiecki dyrygent wybrał utwory samych wiedeński faszystów. A Szymanowski? A Lutosławski? A choćby i Hanna Kulenty? Fitelberga by czasami coś zagrali.
Nawet ładnie zagrali. Ten dyrygent ma swoją klasę, ale refleksja pozostała.

Co z tą Polską?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
nospr,
wospr,
polska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ja rozumiem, że nie mamy piłkarzy bo Orliki to dopiero Tusk wymyślił ale dyrygentów? A dyrygowali tą orkiestrą: Jan Krenz, Bohdan Wodiczko, Kazimierz Kord, Tadeusz Strugała, Jerzy Maksymiuk, Stanisław Wisłocki, Jacek Kaspszyk, Antoni Wit….. a od dziś Niemiec! No tak, ale wtedy to ona się nazywała Wielką Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia a od niedawna nazywa się Narodową….
Ale brzmi nieźle, choć na pierwszy koncert pan niemiecki dyrygent wybrał utwory samych wiedeński faszystów. A Szymanowski? A Lutosławski? A choćby i Hanna Kulenty? Fitelberga by czasami coś zagrali.
Nawet ładnie zagrali. Ten dyrygent ma swoją klasę, ale refleksja pozostała.

Co z tą Polską?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
nospr,
wospr,
polska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Co z tą Polską?
Z aplikacjami „w chmurze” (a piszę pod wpływem Prezi, dotyczy to też FB) to jest tak, że nigdy nie masz pewności, czy czasem, na 30 minut przed ważnym wydarzeniem, w którym takiej aplikacji musisz użyć nie pojawi się jakiś super-upgrade, który wprowadzi 1283 doskonałe ulepszenia, pewnie z 800 takich, na które się czekało, ale też ta kluczowa funkcjonalność, tak istotna po to aby w ciągu tych 30 minut przygotować się do wydarzenia, nie zostanie tez poprawiona tak, że nie wiesz jak jej używać.

No właśnie – i to jest więcej niż wkurzające, bo „bez chmury” człowiek panował nad wersjami, upgradami, nad tym co robił – i był w tym wolny.

Panie, panowie – chmura odbiera nam wolność! Żeby nie było, że nie ostrzegałem.

Kategorie:
obserwator, internet, _blog

Słowa kluczowe:
prezi,
chmura,
internet,
wolność

Komentarze: (1)

Gość,

June 20, 2012 13:58

Skomentuj komentarz

„bo „bez chmury” człowiek panował nad wersjami, upgradami, nad tym co robił”Przyznasz, że najczęściej nie robił nic – rzadko upgrade’ował, nie łatał, nie myślał. Z chmurą też nie musi nic robić, a jednak „robi się samo”. To nie pytanie czy chmura jest dobra, tylko czy chcesz się czegoś uczyć (w kontekście wersji).Stary dobry Notatnik/Text Edit jest nadal dostępny. Format txt również. I do dzisiaj są świetne w robieniu tego, do czego zostały stworzone. Możesz pisać ołówkiem, możesz również piórem z pięknym atramentem. Czy z faktu, że dzisiejszych piór nie zanurza się w atramencie, wynika coś złego? Wystarczyło nauczyć się innej techniki napełniania.Technologia jest bardziej złożona od napełniania pióra, jednak staje się coraz bardziej przyjazna i, na szczęście, łatwa w przyswojeniu. A jakże pięknie się nią pisze.

Skomentuj notkę
No właśnie – i to jest więcej niż wkurzające, bo „bez chmury” człowiek panował nad wersjami, upgradami, nad tym co robił – i był w tym wolny.

Panie, panowie – chmura odbiera nam wolność! Żeby nie było, że nie ostrzegałem.

Kategorie:
obserwator, internet, _blog

Słowa kluczowe:
prezi,
chmura,
internet,
wolność

Komentarze: (1)

Gość,

June 20, 2012 13:58

Skomentuj komentarz

„bo „bez chmury” człowiek panował nad wersjami, upgradami, nad tym co robił”Przyznasz, że najczęściej nie robił nic – rzadko upgrade’ował, nie łatał, nie myślał. Z chmurą też nie musi nic robić, a jednak „robi się samo”. To nie pytanie czy chmura jest dobra, tylko czy chcesz się czegoś uczyć (w kontekście wersji).Stary dobry Notatnik/Text Edit jest nadal dostępny. Format txt również. I do dzisiaj są świetne w robieniu tego, do czego zostały stworzone. Możesz pisać ołówkiem, możesz również piórem z pięknym atramentem. Czy z faktu, że dzisiejszych piór nie zanurza się w atramencie, wynika coś złego? Wystarczyło nauczyć się innej techniki napełniania.Technologia jest bardziej złożona od napełniania pióra, jednak staje się coraz bardziej przyjazna i, na szczęście, łatwa w przyswojeniu. A jakże pięknie się nią pisze.

Skomentuj notkę
Panie, panowie – chmura odbiera nam wolność! Żeby nie było, że nie ostrzegałem.

Kategorie:
obserwator, internet, _blog

Słowa kluczowe:
prezi,
chmura,
internet,
wolność

Komentarze: (1)

Gość,

June 20, 2012 13:58

Skomentuj komentarz

„bo „bez chmury” człowiek panował nad wersjami, upgradami, nad tym co robił”Przyznasz, że najczęściej nie robił nic – rzadko upgrade’ował, nie łatał, nie myślał. Z chmurą też nie musi nic robić, a jednak „robi się samo”. To nie pytanie czy chmura jest dobra, tylko czy chcesz się czegoś uczyć (w kontekście wersji).Stary dobry Notatnik/Text Edit jest nadal dostępny. Format txt również. I do dzisiaj są świetne w robieniu tego, do czego zostały stworzone. Możesz pisać ołówkiem, możesz również piórem z pięknym atramentem. Czy z faktu, że dzisiejszych piór nie zanurza się w atramencie, wynika coś złego? Wystarczyło nauczyć się innej techniki napełniania.Technologia jest bardziej złożona od napełniania pióra, jednak staje się coraz bardziej przyjazna i, na szczęście, łatwa w przyswojeniu. A jakże pięknie się nią pisze.

Skomentuj notkę
Jak to było? Jakoś tak, że „kto w imię bezpieczeństwa rezygnuje z wolności nie będzie miał ani jednej z tych wartości”. No i walczymy o ACTA, bo nie chcemy aby rząd, koncerny medialne, a pewnie z wielką radością zainstalujemy nowego Chroma, bo on zwiększa nasze bezpieczeństwo! Komentator Gazety opisał to tak:

Druga znacząca zmiana dotyczy bezpieczeństwa. Za każdym razem, gdy użytkownik ściąga plik, Google porówna go z bazą danych zaufanych plików i wydawców. Jeśli go tam nie znajdzie, to przeprowadzi automatyczną analizę bazowaną na rozmaitych informacjach i jeżeli stwierdzi, że może być groźny, to ostrzeże przed nim użytkownika. Ostrzeżenie będzie można oczywiście pominąć.

A więc o każdej moje transmisji pliku Google będzie poinformowane, a jeżeli tego pliku nie zna, bo nie jest opisany w ich bazach, to moja przeglądarka wyśle do Google jego sygnaturę, aby przy innych transmisjach, innych ludzi było już wiadomo. I nikt nie wkurza się, że dostaje narzędzie, które stale komuś raportuje co robimy. Obok mojego biura stoi drukarka – ponieważ połączenie z nią nie jest realizowane po staroświeckim Centronixie, ani USB tylko po IP jestem już przekonany, że jak tylko na niej drukuje to ona śle do producenta informacje o tym fakcie. Jeszcze nie sprawdziłem tego na firmowym firewall’u ale przekonany jestem, że tak jest bo nawet trudno to wykryć pomiędzy stale chodzącym ruchem z pytaniami o upgrady (jakby drukarkę należał upgrejdowac co tydzień), o ruchu generowanym przez Androidy, iPady, dziwne aplikacje systemowe Windows 7 nie wspominając. Pracownicy wychodzą z biura a w sieci ruch jakby wszyscy pracowali – lampki na swiczach mrugają, firewall pracuje. Dlaczego? Niby dlaczego pracownicy (albo tylko zatrudnieni w tej firmie agencji rządowi lub mafijni) koncernu produkującego drukarki muszą mieć możliwość wglądu w to co drukuję. Niby dlaczego Google ma mieć wiedzę na temat plików, jakie przesyłam sobie między moim biurem a serwem domowym? Aha – bezpieczeństwo! No tak.

Dlaczego tak łatwo godzimy się na podglądanie? Pewnym argumentem jest, że „za darmo”. Ale czy za darmo, skoro oddajemy swoją intymność, swoje tajemnice, a więc i swoją wolność?

* * * * * *

Aby czuć się bezpiecznie, notka ta będzie zapisana na moim blogu (W34), stojącym na moim serwerze. Inaczej niejaki FaceBook mógłby ją przeczytać 🙂

Kategorie:
obserwator, internet, _blog

Słowa kluczowe:
internet,
google,
bezpieczeństwo,
podglądanie,
szpiegostwo,
sieć

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A więc o każdej moje transmisji pliku Google będzie poinformowane, a jeżeli tego pliku nie zna, bo nie jest opisany w ich bazach, to moja przeglądarka wyśle do Google jego sygnaturę, aby przy innych transmisjach, innych ludzi było już wiadomo. I nikt nie wkurza się, że dostaje narzędzie, które stale komuś raportuje co robimy. Obok mojego biura stoi drukarka – ponieważ połączenie z nią nie jest realizowane po staroświeckim Centronixie, ani USB tylko po IP jestem już przekonany, że jak tylko na niej drukuje to ona śle do producenta informacje o tym fakcie. Jeszcze nie sprawdziłem tego na firmowym firewall’u ale przekonany jestem, że tak jest bo nawet trudno to wykryć pomiędzy stale chodzącym ruchem z pytaniami o upgrady (jakby drukarkę należał upgrejdowac co tydzień), o ruchu generowanym przez Androidy, iPady, dziwne aplikacje systemowe Windows 7 nie wspominając. Pracownicy wychodzą z biura a w sieci ruch jakby wszyscy pracowali – lampki na swiczach mrugają, firewall pracuje. Dlaczego? Niby dlaczego pracownicy (albo tylko zatrudnieni w tej firmie agencji rządowi lub mafijni) koncernu produkującego drukarki muszą mieć możliwość wglądu w to co drukuję. Niby dlaczego Google ma mieć wiedzę na temat plików, jakie przesyłam sobie między moim biurem a serwem domowym? Aha – bezpieczeństwo! No tak.

Dlaczego tak łatwo godzimy się na podglądanie? Pewnym argumentem jest, że „za darmo”. Ale czy za darmo, skoro oddajemy swoją intymność, swoje tajemnice, a więc i swoją wolność?

* * * * * *

Aby czuć się bezpiecznie, notka ta będzie zapisana na moim blogu (W34), stojącym na moim serwerze. Inaczej niejaki FaceBook mógłby ją przeczytać 🙂

Kategorie:
obserwator, internet, _blog

Słowa kluczowe:
internet,
google,
bezpieczeństwo,
podglądanie,
szpiegostwo,
sieć

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Dlaczego tak łatwo godzimy się na podglądanie? Pewnym argumentem jest, że „za darmo”. Ale czy za darmo, skoro oddajemy swoją intymność, swoje tajemnice, a więc i swoją wolność?

* * * * * *

Aby czuć się bezpiecznie, notka ta będzie zapisana na moim blogu (W34), stojącym na moim serwerze. Inaczej niejaki FaceBook mógłby ją przeczytać 🙂

Kategorie:
obserwator, internet, _blog

Słowa kluczowe:
internet,
google,
bezpieczeństwo,
podglądanie,
szpiegostwo,
sieć

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
* * * * * *

Aby czuć się bezpiecznie, notka ta będzie zapisana na moim blogu (W34), stojącym na moim serwerze. Inaczej niejaki FaceBook mógłby ją przeczytać 🙂

Kategorie:
obserwator, internet, _blog

Słowa kluczowe:
internet,
google,
bezpieczeństwo,
podglądanie,
szpiegostwo,
sieć

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Aby czuć się bezpiecznie, notka ta będzie zapisana na moim blogu (W34), stojącym na moim serwerze. Inaczej niejaki FaceBook mógłby ją przeczytać 🙂

Kategorie:
obserwator, internet, _blog

Słowa kluczowe:
internet,
google,
bezpieczeństwo,
podglądanie,
szpiegostwo,
sieć

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Umarła we śnie? Tak, i jest to prezentowane jako wartość bo co by nie mówić nasza kultura boi się śmierci. Lepiej o niej nie mówić, lepiej żyć dzisiaj a jutro? Jutro też pewnie będzie dzień, no chyba, że ktoś umrze we śnie, a więc tak bez niepotrzebnych komplikacji.

Nie tak dawno ktoś inny, równie znany też tak umarł i też było to przedstawiane jako wartość. Ale przecież nie zawsze tak było. Kiedyś ludzie bali się śmierci w nocy, w chwili gdy są samotni, w czasie, w którym nie tego się spodziewamy. „od nagłej i niespodziewanej śmierci uchowaj nas Panie” to stara modlitwa a jak do tego tematu podchodzi się dziś?

Ja mamy z tym problem. Z wiekiem coraz większy, bo wiem, że będąc dalej jestem coraz bliżej. Ale też wiem, że nie muszę się obawiać, bo skoro błogosławił do teraz, to dlaczego nie miałby błogosławić mi w tej ostatniej chwili. Skoro zabezpieczał, dawał moc, możliwości – i najważniejsze, skoro wszystko co dla mnie robi jest dla mnie dobrze, bo ON mnie kocha to w tym ostatnim moim ziemskim akcie też to dobro musi się jakoś wyrazić.

Mimo iż mam z tym problem luzuję się. Również moją modlitwą jest modlitwa Tomka Żółtki z przed lat, którą tu na nowo zacytuje. A wiersz inspiratorki tego rozważania o kocie też zacytuje, choć więcej on mówi o kotach i ludziach co pozostają niż o umierającym.

Modlitwa o umieraniu
Tomasz Żółtko

Umieranie, śmierć – punkt graniczny między doczesnością a tym wszystkim, co jest po drugiej stronie; piekłem i niebem. Piekłem dla przeklętych bo przeklinających Ciebie, ale też dla niepoprawnych agnostyków, zimnych ateistów, obojętnych cyników i rzeszy nominalnych chrześcijan wszelkich wyznań, oraz niebem, gdzie znajdują się wszyscy ci, co Cię kochają. I chociaż jako Twoje dziecko Ojcze ze spokojem czy wręcz z niecierpliwością czekam na ten dzień, kiedy poznam tę największą tejemnicę, to jednak z drugiej strony, gdy myślę o tym nierzadko wzdragam się. I bynajmniej nie powodowany strachem, że w moim zaufaniu Tobie mogę mylić się. Tak, wierzę i dlatego wiem, że gdy przekroczę ten próg, to spotkam się z Tobą twarzą w twarz i będę wreszcie doskonale szczęśliwy. Problem tkwi gdzie indziej. Samo umieranie, ta krótka chwila, a może długie godziny napawa mnie niepokojem. Śmierć bowiem jest dla mnie czymś obcym, przeraźliwie zimnym i lepkim, czymś niewyobrażalnym, przytłaczającym.

Ojcze, już dziś chcę, abyś mocno chwycił moją dłoń i gdy kiedyś nadejdzie mój kres, proszę trzymaj mnie mocno i poprowadź do siebie.

Kot w pustym mieszkaniu
Wisława Szymborska
Umrzeć – tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.

Kategorie:
obserwator, filozofia, _blog

Słowa kluczowe:
szymborska,
psalm,
żółtko,
umieranie

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Nie tak dawno ktoś inny, równie znany też tak umarł i też było to przedstawiane jako wartość. Ale przecież nie zawsze tak było. Kiedyś ludzie bali się śmierci w nocy, w chwili gdy są samotni, w czasie, w którym nie tego się spodziewamy. „od nagłej i niespodziewanej śmierci uchowaj nas Panie” to stara modlitwa a jak do tego tematu podchodzi się dziś?

Ja mamy z tym problem. Z wiekiem coraz większy, bo wiem, że będąc dalej jestem coraz bliżej. Ale też wiem, że nie muszę się obawiać, bo skoro błogosławił do teraz, to dlaczego nie miałby błogosławić mi w tej ostatniej chwili. Skoro zabezpieczał, dawał moc, możliwości – i najważniejsze, skoro wszystko co dla mnie robi jest dla mnie dobrze, bo ON mnie kocha to w tym ostatnim moim ziemskim akcie też to dobro musi się jakoś wyrazić.

Mimo iż mam z tym problem luzuję się. Również moją modlitwą jest modlitwa Tomka Żółtki z przed lat, którą tu na nowo zacytuje. A wiersz inspiratorki tego rozważania o kocie też zacytuje, choć więcej on mówi o kotach i ludziach co pozostają niż o umierającym.

Modlitwa o umieraniu
Tomasz Żółtko

Umieranie, śmierć – punkt graniczny między doczesnością a tym wszystkim, co jest po drugiej stronie; piekłem i niebem. Piekłem dla przeklętych bo przeklinających Ciebie, ale też dla niepoprawnych agnostyków, zimnych ateistów, obojętnych cyników i rzeszy nominalnych chrześcijan wszelkich wyznań, oraz niebem, gdzie znajdują się wszyscy ci, co Cię kochają. I chociaż jako Twoje dziecko Ojcze ze spokojem czy wręcz z niecierpliwością czekam na ten dzień, kiedy poznam tę największą tejemnicę, to jednak z drugiej strony, gdy myślę o tym nierzadko wzdragam się. I bynajmniej nie powodowany strachem, że w moim zaufaniu Tobie mogę mylić się. Tak, wierzę i dlatego wiem, że gdy przekroczę ten próg, to spotkam się z Tobą twarzą w twarz i będę wreszcie doskonale szczęśliwy. Problem tkwi gdzie indziej. Samo umieranie, ta krótka chwila, a może długie godziny napawa mnie niepokojem. Śmierć bowiem jest dla mnie czymś obcym, przeraźliwie zimnym i lepkim, czymś niewyobrażalnym, przytłaczającym.

Ojcze, już dziś chcę, abyś mocno chwycił moją dłoń i gdy kiedyś nadejdzie mój kres, proszę trzymaj mnie mocno i poprowadź do siebie.

Kot w pustym mieszkaniu
Wisława Szymborska
Umrzeć – tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.

Kategorie:
obserwator, filozofia, _blog

Słowa kluczowe:
szymborska,
psalm,
żółtko,
umieranie

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ja mamy z tym problem. Z wiekiem coraz większy, bo wiem, że będąc dalej jestem coraz bliżej. Ale też wiem, że nie muszę się obawiać, bo skoro błogosławił do teraz, to dlaczego nie miałby błogosławić mi w tej ostatniej chwili. Skoro zabezpieczał, dawał moc, możliwości – i najważniejsze, skoro wszystko co dla mnie robi jest dla mnie dobrze, bo ON mnie kocha to w tym ostatnim moim ziemskim akcie też to dobro musi się jakoś wyrazić.

Mimo iż mam z tym problem luzuję się. Również moją modlitwą jest modlitwa Tomka Żółtki z przed lat, którą tu na nowo zacytuje. A wiersz inspiratorki tego rozważania o kocie też zacytuje, choć więcej on mówi o kotach i ludziach co pozostają niż o umierającym.

Modlitwa o umieraniu
Tomasz Żółtko

Umieranie, śmierć – punkt graniczny między doczesnością a tym wszystkim, co jest po drugiej stronie; piekłem i niebem. Piekłem dla przeklętych bo przeklinających Ciebie, ale też dla niepoprawnych agnostyków, zimnych ateistów, obojętnych cyników i rzeszy nominalnych chrześcijan wszelkich wyznań, oraz niebem, gdzie znajdują się wszyscy ci, co Cię kochają. I chociaż jako Twoje dziecko Ojcze ze spokojem czy wręcz z niecierpliwością czekam na ten dzień, kiedy poznam tę największą tejemnicę, to jednak z drugiej strony, gdy myślę o tym nierzadko wzdragam się. I bynajmniej nie powodowany strachem, że w moim zaufaniu Tobie mogę mylić się. Tak, wierzę i dlatego wiem, że gdy przekroczę ten próg, to spotkam się z Tobą twarzą w twarz i będę wreszcie doskonale szczęśliwy. Problem tkwi gdzie indziej. Samo umieranie, ta krótka chwila, a może długie godziny napawa mnie niepokojem. Śmierć bowiem jest dla mnie czymś obcym, przeraźliwie zimnym i lepkim, czymś niewyobrażalnym, przytłaczającym.

Ojcze, już dziś chcę, abyś mocno chwycił moją dłoń i gdy kiedyś nadejdzie mój kres, proszę trzymaj mnie mocno i poprowadź do siebie.

Kot w pustym mieszkaniu
Wisława Szymborska
Umrzeć – tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.

Kategorie:
obserwator, filozofia, _blog

Słowa kluczowe:
szymborska,
psalm,
żółtko,
umieranie

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Mimo iż mam z tym problem luzuję się. Również moją modlitwą jest modlitwa Tomka Żółtki z przed lat, którą tu na nowo zacytuje. A wiersz inspiratorki tego rozważania o kocie też zacytuje, choć więcej on mówi o kotach i ludziach co pozostają niż o umierającym.

Modlitwa o umieraniu
Tomasz Żółtko

Umieranie, śmierć – punkt graniczny między doczesnością a tym wszystkim, co jest po drugiej stronie; piekłem i niebem. Piekłem dla przeklętych bo przeklinających Ciebie, ale też dla niepoprawnych agnostyków, zimnych ateistów, obojętnych cyników i rzeszy nominalnych chrześcijan wszelkich wyznań, oraz niebem, gdzie znajdują się wszyscy ci, co Cię kochają. I chociaż jako Twoje dziecko Ojcze ze spokojem czy wręcz z niecierpliwością czekam na ten dzień, kiedy poznam tę największą tejemnicę, to jednak z drugiej strony, gdy myślę o tym nierzadko wzdragam się. I bynajmniej nie powodowany strachem, że w moim zaufaniu Tobie mogę mylić się. Tak, wierzę i dlatego wiem, że gdy przekroczę ten próg, to spotkam się z Tobą twarzą w twarz i będę wreszcie doskonale szczęśliwy. Problem tkwi gdzie indziej. Samo umieranie, ta krótka chwila, a może długie godziny napawa mnie niepokojem. Śmierć bowiem jest dla mnie czymś obcym, przeraźliwie zimnym i lepkim, czymś niewyobrażalnym, przytłaczającym.

Ojcze, już dziś chcę, abyś mocno chwycił moją dłoń i gdy kiedyś nadejdzie mój kres, proszę trzymaj mnie mocno i poprowadź do siebie.

Kot w pustym mieszkaniu
Wisława Szymborska
Umrzeć – tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.

Kategorie:
obserwator, filozofia, _blog

Słowa kluczowe:
szymborska,
psalm,
żółtko,
umieranie

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Umieranie, śmierć – punkt graniczny między doczesnością a tym wszystkim, co jest po drugiej stronie; piekłem i niebem. Piekłem dla przeklętych bo przeklinających Ciebie, ale też dla niepoprawnych agnostyków, zimnych ateistów, obojętnych cyników i rzeszy nominalnych chrześcijan wszelkich wyznań, oraz niebem, gdzie znajdują się wszyscy ci, co Cię kochają. I chociaż jako Twoje dziecko Ojcze ze spokojem czy wręcz z niecierpliwością czekam na ten dzień, kiedy poznam tę największą tejemnicę, to jednak z drugiej strony, gdy myślę o tym nierzadko wzdragam się. I bynajmniej nie powodowany strachem, że w moim zaufaniu Tobie mogę mylić się. Tak, wierzę i dlatego wiem, że gdy przekroczę ten próg, to spotkam się z Tobą twarzą w twarz i będę wreszcie doskonale szczęśliwy. Problem tkwi gdzie indziej. Samo umieranie, ta krótka chwila, a może długie godziny napawa mnie niepokojem. Śmierć bowiem jest dla mnie czymś obcym, przeraźliwie zimnym i lepkim, czymś niewyobrażalnym, przytłaczającym.

Ojcze, już dziś chcę, abyś mocno chwycił moją dłoń i gdy kiedyś nadejdzie mój kres, proszę trzymaj mnie mocno i poprowadź do siebie.
Ojcze, już dziś chcę, abyś mocno chwycił moją dłoń i gdy kiedyś nadejdzie mój kres, proszę trzymaj mnie mocno i poprowadź do siebie.
Umrzeć – tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.
Dziś w Gazecie napisali, że „naukowcy stworzyli narzędzie, które skanuje mózg i odtwarza nasze myśli – coraz lepiej wiedzą, co się dzieje w ludzkim mózgu”! Super! Za to w psalmie 139 znajduję informację, że „choć jeszcze nie ma słowa na mym języku to Bóg zna je w całości”.

Naukowców troszkę się boję, Boga też. Ten pierwszy strach nie jest dla mnie dobry w myśl mądrości znalezionej w Księgi Przysłów (29.25), że „Lęk przed ludźmi nastawia na człowieka sidła, lecz kto ufa Panu jest bezpieczny”. Ten drugi, czyli bogobojność może być dla mnie początkiem mądrości co potwierdza kolejny cytat, z psalmu 110 chyba. Google pomagają znaleźć ale wypadało by się znowu troszkę tego poduczyć. Np. zauważyłem, że w cytacie z przysłów pamiętam, że jest użyte słowo „nakłada sidła” a teraz widzę, że jest tylko „zastawia” – istotna różnica.

Aby sobie przypomnieć cytuję tu cały psalm.

Psalm 139

Panie, przenikasz i znasz mnie,
Ty wiesz, kiedy siadam i wstaję.
Z daleka przenikasz moje zamysły,
widzisz moje działanie i mój spoczynek
i wszystkie moje drogi są Ci znane.
Choć jeszcze nie ma słowa na języku:
Ty, Panie, już znasz je w całości.
Ty ogarniasz mnie zewsząd
i kładziesz na mnie swą rękę.
Zbyt dziwna jest dla mnie Twa wiedza,
zbyt wzniosła: nie mogę jej pojąć.
Gdzież się oddalę przed Twoim duchem?
Gdzie ucieknę od Twego oblicza?
Gdy wstąpię do nieba, tam jesteś;
jesteś przy mnie, gdy się w Szeolu położę.
Gdybym przybrał skrzydła jutrzenki,
zamieszkał na krańcu morza:
tam również Twa ręka będzie mnie wiodła
i podtrzyma mię Twoja prawica.
Jeśli powiem:
„Niech mię przynajmniej ciemności okryją
i noc mnie otoczy jak światło”:
sama ciemność nie będzie ciemna dla Ciebie,
a noc jak dzień zajaśnieje
mrok jest dla Ciebie jak światło.

Ty bowiem utworzyłeś moje nerki,
Ty utkałeś mnie w łonie matki.
Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie,
godne podziwu są Twoje dzieła.
I dobrze znasz moją duszę,
nie tajna Ci moja istota,
kiedy w ukryciu powstawałem,
utkany w głębi ziemi.
Oczy Twoje widziały me czyny
i wszystkie są spisane w Twej księdze;
dni określone zostały,
chociaż żaden z nich jeszcze nie nastał.

Jak nieocenione są dla mnie myśli Twe, Boże,
jak jest ogromna ich ilość!
Gdybym je policzył, więcej ich niż piasku;
gdybym doszedł do końca, jeszcze jestem z Tobą.
O Boże, obyś zgładził bezbożnego,
niech krwawi mężowie idą precz ode mnie!
Oni przeciw Tobie zmawiają się podstępnie,
za nic mają Twoje myśli.

Panie, czyż nie mam nienawidzić tych,
co nienawidzą Ciebie?
oraz nie brzydzić się tymi,
co przeciw Tobie powstają?
Nienawidzę ich pełnią nienawiści;
stali się moimi wrogami.
Zbadaj mnie, Boże, i poznaj me serce;
doświadcz i poznaj moje troski,
i zobacz, czy jestem na drodze nieprawej,
a skieruj mnie na drogę odwieczną!

Kategorie:
Biblia, osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
psalm,
psalm 139,
biblia,
gazeta,
naukowcy,
mózg

Komentarze: (1)

anonim,

February 1, 2012 15:47

Skomentuj komentarz

Naukowcy stworzyli narzędzie, które skanuje mózg i odtwarza nasze myślihttp://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,11069002,Naukowcy_stworzyli_narzedzie__ktore_skanuje_mozg_i.html01.02.2012 , aktualizacja: 01.02.2012 13:24Naukowcy coraz lepiej wiedzą, co się dzieje w ludzkim mózgu. Właśnie odkryli, jak na podstawie badania fal mózgowych zrekonstruować, o czym myślimy. Nowa technika opiera się na analizie sygnałów elektrycznych pochodzących bezpośrednio z mózgu i pozwala odgadnąć, o jakich słowach myślał w danej chwili badany.Badając sygnały pochodzące z ludzkiego mózgu, możemy za pomocą komputerów zrekonstruować nawet poszczególne słowa, o których pomyślał poddany badaniu człowiek – ogłosili naukowcy z prestiżowego uniwersytetu Berkeley w Kaliforni – pisze BBC.Jak relacjonują w piśmie naukowym PLoS Biology, opracowana przez nich metoda pozwala zrekonstruować słowa, o których pomyślał człowiek, dzięki badaniu elektrycznych sygnałów pochodzących bezpośrednio z mózgu. To odkrycie może pozwolić w przyszłości ułatwić komunikację z osobami będącymi w śpiączce – pisze entuzjastycznie BBC.Skąd naukowcy wiedzą, o czym myśli człowiek?Naukowcy monitorowali fale mózgowe 15 pacjentów, którzy przechodzili operacje w związku z atakami epilepsji lub wylewami. Puszczali badanym nagrania różnych lektorów wymawiających słowa i zdania i stworzyli mapę pokazującą, które obszary mózgu i z jaką siłą reagowały na różne częstotliwości słyszanego dźwięku. Później pacjentów poproszono o pomyślenie o słowach z dostarczonej im listy. Na podstawie porównania reakcji ich mózgów z wcześniejszymi zapisami naukowcy byli w stanie stwierdzić, o czym pomyśleli pacjenci. Co więcej – przekładając zarejestrowane fale mózgowe z powrotem na dźwięk, odtworzyli niektóre słowa.Zespół dra Briana Pasleya, który dokonał odkrycia, skoncentrował się na tym obszarze mózgu, który jest odpowiedzialny nie tylko za kontrolę aparatu słuchowego, ale także za nadawanie lingwistycznego sensu dźwiękom, które słyszymy. Według jednego z autorów badania, Roberta Knigta z Uniwersytetu Berkeley, jedną z najważniejszych rzeczy, jakie pokazuje eksperyment, jest to, jak działa mózg. Po drugie, pozwala dać nadzieję ludziom mającym trudności z mówieniem. Autorzy zastrzegają jednak, że od wyników ich badań do budowy urządzeń ułatwiających mówienie droga jest jeszcze daleka.Naukowcy coraz lepiej wiedzą, co się dzieje w ludzkim mózguW ostatnich latach dokonano kilku przełomowych odkryć dotyczących metod badania ludzkich myśli. W 2011 r. odpowiednio podłączone do mózgu elektrody umożliwiły sterowanie kursorem na ekranie monitora wyłącznie dzięki myśleniu o konkretnych… samogłoskach. Na tym samym uniwersytecie w Berkeley, gdzie dokonano najnowszego odkrycia, inna grupa naukowców opracowała wcześniej metody odgadywania obrazów, o których pomyślał badany, poprzez powiązanie ich ze schematami przepływu krwi w mózgu. Teraz, opierając się na wynikach tych badań, grupa dra Briana Pasleya poszła jeszcze dalej.

Skomentuj notkę
Naukowców troszkę się boję, Boga też. Ten pierwszy strach nie jest dla mnie dobry w myśl mądrości znalezionej w Księgi Przysłów (29.25), że „Lęk przed ludźmi nastawia na człowieka sidła, lecz kto ufa Panu jest bezpieczny”. Ten drugi, czyli bogobojność może być dla mnie początkiem mądrości co potwierdza kolejny cytat, z psalmu 110 chyba. Google pomagają znaleźć ale wypadało by się znowu troszkę tego poduczyć. Np. zauważyłem, że w cytacie z przysłów pamiętam, że jest użyte słowo „nakłada sidła” a teraz widzę, że jest tylko „zastawia” – istotna różnica.

Aby sobie przypomnieć cytuję tu cały psalm.

Psalm 139

Panie, przenikasz i znasz mnie,
Ty wiesz, kiedy siadam i wstaję.
Z daleka przenikasz moje zamysły,
widzisz moje działanie i mój spoczynek
i wszystkie moje drogi są Ci znane.
Choć jeszcze nie ma słowa na języku:
Ty, Panie, już znasz je w całości.
Ty ogarniasz mnie zewsząd
i kładziesz na mnie swą rękę.
Zbyt dziwna jest dla mnie Twa wiedza,
zbyt wzniosła: nie mogę jej pojąć.
Gdzież się oddalę przed Twoim duchem?
Gdzie ucieknę od Twego oblicza?
Gdy wstąpię do nieba, tam jesteś;
jesteś przy mnie, gdy się w Szeolu położę.
Gdybym przybrał skrzydła jutrzenki,
zamieszkał na krańcu morza:
tam również Twa ręka będzie mnie wiodła
i podtrzyma mię Twoja prawica.
Jeśli powiem:
„Niech mię przynajmniej ciemności okryją
i noc mnie otoczy jak światło”:
sama ciemność nie będzie ciemna dla Ciebie,
a noc jak dzień zajaśnieje
mrok jest dla Ciebie jak światło.

Ty bowiem utworzyłeś moje nerki,
Ty utkałeś mnie w łonie matki.
Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie,
godne podziwu są Twoje dzieła.
I dobrze znasz moją duszę,
nie tajna Ci moja istota,
kiedy w ukryciu powstawałem,
utkany w głębi ziemi.
Oczy Twoje widziały me czyny
i wszystkie są spisane w Twej księdze;
dni określone zostały,
chociaż żaden z nich jeszcze nie nastał.

Jak nieocenione są dla mnie myśli Twe, Boże,
jak jest ogromna ich ilość!
Gdybym je policzył, więcej ich niż piasku;
gdybym doszedł do końca, jeszcze jestem z Tobą.
O Boże, obyś zgładził bezbożnego,
niech krwawi mężowie idą precz ode mnie!
Oni przeciw Tobie zmawiają się podstępnie,
za nic mają Twoje myśli.

Panie, czyż nie mam nienawidzić tych,
co nienawidzą Ciebie?
oraz nie brzydzić się tymi,
co przeciw Tobie powstają?
Nienawidzę ich pełnią nienawiści;
stali się moimi wrogami.
Zbadaj mnie, Boże, i poznaj me serce;
doświadcz i poznaj moje troski,
i zobacz, czy jestem na drodze nieprawej,
a skieruj mnie na drogę odwieczną!

Kategorie:
Biblia, osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
psalm,
psalm 139,
biblia,
gazeta,
naukowcy,
mózg

Komentarze: (1)

anonim,

February 1, 2012 15:47

Skomentuj komentarz

Naukowcy stworzyli narzędzie, które skanuje mózg i odtwarza nasze myślihttp://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,11069002,Naukowcy_stworzyli_narzedzie__ktore_skanuje_mozg_i.html01.02.2012 , aktualizacja: 01.02.2012 13:24Naukowcy coraz lepiej wiedzą, co się dzieje w ludzkim mózgu. Właśnie odkryli, jak na podstawie badania fal mózgowych zrekonstruować, o czym myślimy. Nowa technika opiera się na analizie sygnałów elektrycznych pochodzących bezpośrednio z mózgu i pozwala odgadnąć, o jakich słowach myślał w danej chwili badany.Badając sygnały pochodzące z ludzkiego mózgu, możemy za pomocą komputerów zrekonstruować nawet poszczególne słowa, o których pomyślał poddany badaniu człowiek – ogłosili naukowcy z prestiżowego uniwersytetu Berkeley w Kaliforni – pisze BBC.Jak relacjonują w piśmie naukowym PLoS Biology, opracowana przez nich metoda pozwala zrekonstruować słowa, o których pomyślał człowiek, dzięki badaniu elektrycznych sygnałów pochodzących bezpośrednio z mózgu. To odkrycie może pozwolić w przyszłości ułatwić komunikację z osobami będącymi w śpiączce – pisze entuzjastycznie BBC.Skąd naukowcy wiedzą, o czym myśli człowiek?Naukowcy monitorowali fale mózgowe 15 pacjentów, którzy przechodzili operacje w związku z atakami epilepsji lub wylewami. Puszczali badanym nagrania różnych lektorów wymawiających słowa i zdania i stworzyli mapę pokazującą, które obszary mózgu i z jaką siłą reagowały na różne częstotliwości słyszanego dźwięku. Później pacjentów poproszono o pomyślenie o słowach z dostarczonej im listy. Na podstawie porównania reakcji ich mózgów z wcześniejszymi zapisami naukowcy byli w stanie stwierdzić, o czym pomyśleli pacjenci. Co więcej – przekładając zarejestrowane fale mózgowe z powrotem na dźwięk, odtworzyli niektóre słowa.Zespół dra Briana Pasleya, który dokonał odkrycia, skoncentrował się na tym obszarze mózgu, który jest odpowiedzialny nie tylko za kontrolę aparatu słuchowego, ale także za nadawanie lingwistycznego sensu dźwiękom, które słyszymy. Według jednego z autorów badania, Roberta Knigta z Uniwersytetu Berkeley, jedną z najważniejszych rzeczy, jakie pokazuje eksperyment, jest to, jak działa mózg. Po drugie, pozwala dać nadzieję ludziom mającym trudności z mówieniem. Autorzy zastrzegają jednak, że od wyników ich badań do budowy urządzeń ułatwiających mówienie droga jest jeszcze daleka.Naukowcy coraz lepiej wiedzą, co się dzieje w ludzkim mózguW ostatnich latach dokonano kilku przełomowych odkryć dotyczących metod badania ludzkich myśli. W 2011 r. odpowiednio podłączone do mózgu elektrody umożliwiły sterowanie kursorem na ekranie monitora wyłącznie dzięki myśleniu o konkretnych… samogłoskach. Na tym samym uniwersytecie w Berkeley, gdzie dokonano najnowszego odkrycia, inna grupa naukowców opracowała wcześniej metody odgadywania obrazów, o których pomyślał badany, poprzez powiązanie ich ze schematami przepływu krwi w mózgu. Teraz, opierając się na wynikach tych badań, grupa dra Briana Pasleya poszła jeszcze dalej.

Skomentuj notkę
Aby sobie przypomnieć cytuję tu cały psalm.

Psalm 139

Panie, przenikasz i znasz mnie,
Ty wiesz, kiedy siadam i wstaję.
Z daleka przenikasz moje zamysły,
widzisz moje działanie i mój spoczynek
i wszystkie moje drogi są Ci znane.
Choć jeszcze nie ma słowa na języku:
Ty, Panie, już znasz je w całości.
Ty ogarniasz mnie zewsząd
i kładziesz na mnie swą rękę.
Zbyt dziwna jest dla mnie Twa wiedza,
zbyt wzniosła: nie mogę jej pojąć.
Gdzież się oddalę przed Twoim duchem?
Gdzie ucieknę od Twego oblicza?
Gdy wstąpię do nieba, tam jesteś;
jesteś przy mnie, gdy się w Szeolu położę.
Gdybym przybrał skrzydła jutrzenki,
zamieszkał na krańcu morza:
tam również Twa ręka będzie mnie wiodła
i podtrzyma mię Twoja prawica.
Jeśli powiem:
„Niech mię przynajmniej ciemności okryją
i noc mnie otoczy jak światło”:
sama ciemność nie będzie ciemna dla Ciebie,
a noc jak dzień zajaśnieje
mrok jest dla Ciebie jak światło.

Ty bowiem utworzyłeś moje nerki,
Ty utkałeś mnie w łonie matki.
Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie,
godne podziwu są Twoje dzieła.
I dobrze znasz moją duszę,
nie tajna Ci moja istota,
kiedy w ukryciu powstawałem,
utkany w głębi ziemi.
Oczy Twoje widziały me czyny
i wszystkie są spisane w Twej księdze;
dni określone zostały,
chociaż żaden z nich jeszcze nie nastał.

Jak nieocenione są dla mnie myśli Twe, Boże,
jak jest ogromna ich ilość!
Gdybym je policzył, więcej ich niż piasku;
gdybym doszedł do końca, jeszcze jestem z Tobą.
O Boże, obyś zgładził bezbożnego,
niech krwawi mężowie idą precz ode mnie!
Oni przeciw Tobie zmawiają się podstępnie,
za nic mają Twoje myśli.

Panie, czyż nie mam nienawidzić tych,
co nienawidzą Ciebie?
oraz nie brzydzić się tymi,
co przeciw Tobie powstają?
Nienawidzę ich pełnią nienawiści;
stali się moimi wrogami.
Zbadaj mnie, Boże, i poznaj me serce;
doświadcz i poznaj moje troski,
i zobacz, czy jestem na drodze nieprawej,
a skieruj mnie na drogę odwieczną!

Kategorie:
Biblia, osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
psalm,
psalm 139,
biblia,
gazeta,
naukowcy,
mózg

Komentarze: (1)

anonim,

February 1, 2012 15:47

Skomentuj komentarz

Naukowcy stworzyli narzędzie, które skanuje mózg i odtwarza nasze myślihttp://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,11069002,Naukowcy_stworzyli_narzedzie__ktore_skanuje_mozg_i.html01.02.2012 , aktualizacja: 01.02.2012 13:24Naukowcy coraz lepiej wiedzą, co się dzieje w ludzkim mózgu. Właśnie odkryli, jak na podstawie badania fal mózgowych zrekonstruować, o czym myślimy. Nowa technika opiera się na analizie sygnałów elektrycznych pochodzących bezpośrednio z mózgu i pozwala odgadnąć, o jakich słowach myślał w danej chwili badany.Badając sygnały pochodzące z ludzkiego mózgu, możemy za pomocą komputerów zrekonstruować nawet poszczególne słowa, o których pomyślał poddany badaniu człowiek – ogłosili naukowcy z prestiżowego uniwersytetu Berkeley w Kaliforni – pisze BBC.Jak relacjonują w piśmie naukowym PLoS Biology, opracowana przez nich metoda pozwala zrekonstruować słowa, o których pomyślał człowiek, dzięki badaniu elektrycznych sygnałów pochodzących bezpośrednio z mózgu. To odkrycie może pozwolić w przyszłości ułatwić komunikację z osobami będącymi w śpiączce – pisze entuzjastycznie BBC.Skąd naukowcy wiedzą, o czym myśli człowiek?Naukowcy monitorowali fale mózgowe 15 pacjentów, którzy przechodzili operacje w związku z atakami epilepsji lub wylewami. Puszczali badanym nagrania różnych lektorów wymawiających słowa i zdania i stworzyli mapę pokazującą, które obszary mózgu i z jaką siłą reagowały na różne częstotliwości słyszanego dźwięku. Później pacjentów poproszono o pomyślenie o słowach z dostarczonej im listy. Na podstawie porównania reakcji ich mózgów z wcześniejszymi zapisami naukowcy byli w stanie stwierdzić, o czym pomyśleli pacjenci. Co więcej – przekładając zarejestrowane fale mózgowe z powrotem na dźwięk, odtworzyli niektóre słowa.Zespół dra Briana Pasleya, który dokonał odkrycia, skoncentrował się na tym obszarze mózgu, który jest odpowiedzialny nie tylko za kontrolę aparatu słuchowego, ale także za nadawanie lingwistycznego sensu dźwiękom, które słyszymy. Według jednego z autorów badania, Roberta Knigta z Uniwersytetu Berkeley, jedną z najważniejszych rzeczy, jakie pokazuje eksperyment, jest to, jak działa mózg. Po drugie, pozwala dać nadzieję ludziom mającym trudności z mówieniem. Autorzy zastrzegają jednak, że od wyników ich badań do budowy urządzeń ułatwiających mówienie droga jest jeszcze daleka.Naukowcy coraz lepiej wiedzą, co się dzieje w ludzkim mózguW ostatnich latach dokonano kilku przełomowych odkryć dotyczących metod badania ludzkich myśli. W 2011 r. odpowiednio podłączone do mózgu elektrody umożliwiły sterowanie kursorem na ekranie monitora wyłącznie dzięki myśleniu o konkretnych… samogłoskach. Na tym samym uniwersytecie w Berkeley, gdzie dokonano najnowszego odkrycia, inna grupa naukowców opracowała wcześniej metody odgadywania obrazów, o których pomyślał badany, poprzez powiązanie ich ze schematami przepływu krwi w mózgu. Teraz, opierając się na wynikach tych badań, grupa dra Briana Pasleya poszła jeszcze dalej.

Skomentuj notkę
Psalm 139

Panie, przenikasz i znasz mnie,
Ty wiesz, kiedy siadam i wstaję.
Z daleka przenikasz moje zamysły,
widzisz moje działanie i mój spoczynek
i wszystkie moje drogi są Ci znane.
Choć jeszcze nie ma słowa na języku:
Ty, Panie, już znasz je w całości.
Ty ogarniasz mnie zewsząd
i kładziesz na mnie swą rękę.
Zbyt dziwna jest dla mnie Twa wiedza,
zbyt wzniosła: nie mogę jej pojąć.
Gdzież się oddalę przed Twoim duchem?
Gdzie ucieknę od Twego oblicza?
Gdy wstąpię do nieba, tam jesteś;
jesteś przy mnie, gdy się w Szeolu położę.
Gdybym przybrał skrzydła jutrzenki,
zamieszkał na krańcu morza:
tam również Twa ręka będzie mnie wiodła
i podtrzyma mię Twoja prawica.
Jeśli powiem:
„Niech mię przynajmniej ciemności okryją
i noc mnie otoczy jak światło”:
sama ciemność nie będzie ciemna dla Ciebie,
a noc jak dzień zajaśnieje
mrok jest dla Ciebie jak światło.

Ty bowiem utworzyłeś moje nerki,
Ty utkałeś mnie w łonie matki.
Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie,
godne podziwu są Twoje dzieła.
I dobrze znasz moją duszę,
nie tajna Ci moja istota,
kiedy w ukryciu powstawałem,
utkany w głębi ziemi.
Oczy Twoje widziały me czyny
i wszystkie są spisane w Twej księdze;
dni określone zostały,
chociaż żaden z nich jeszcze nie nastał.

Jak nieocenione są dla mnie myśli Twe, Boże,
jak jest ogromna ich ilość!
Gdybym je policzył, więcej ich niż piasku;
gdybym doszedł do końca, jeszcze jestem z Tobą.
O Boże, obyś zgładził bezbożnego,
niech krwawi mężowie idą precz ode mnie!
Oni przeciw Tobie zmawiają się podstępnie,
za nic mają Twoje myśli.

Panie, czyż nie mam nienawidzić tych,
co nienawidzą Ciebie?
oraz nie brzydzić się tymi,
co przeciw Tobie powstają?
Nienawidzę ich pełnią nienawiści;
stali się moimi wrogami.
Zbadaj mnie, Boże, i poznaj me serce;
doświadcz i poznaj moje troski,
i zobacz, czy jestem na drodze nieprawej,
a skieruj mnie na drogę odwieczną!

Kategorie:
Biblia, osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
psalm,
psalm 139,
biblia,
gazeta,
naukowcy,
mózg

Komentarze: (1)

anonim,

February 1, 2012 15:47

Skomentuj komentarz

Naukowcy stworzyli narzędzie, które skanuje mózg i odtwarza nasze myślihttp://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,11069002,Naukowcy_stworzyli_narzedzie__ktore_skanuje_mozg_i.html01.02.2012 , aktualizacja: 01.02.2012 13:24Naukowcy coraz lepiej wiedzą, co się dzieje w ludzkim mózgu. Właśnie odkryli, jak na podstawie badania fal mózgowych zrekonstruować, o czym myślimy. Nowa technika opiera się na analizie sygnałów elektrycznych pochodzących bezpośrednio z mózgu i pozwala odgadnąć, o jakich słowach myślał w danej chwili badany.Badając sygnały pochodzące z ludzkiego mózgu, możemy za pomocą komputerów zrekonstruować nawet poszczególne słowa, o których pomyślał poddany badaniu człowiek – ogłosili naukowcy z prestiżowego uniwersytetu Berkeley w Kaliforni – pisze BBC.Jak relacjonują w piśmie naukowym PLoS Biology, opracowana przez nich metoda pozwala zrekonstruować słowa, o których pomyślał człowiek, dzięki badaniu elektrycznych sygnałów pochodzących bezpośrednio z mózgu. To odkrycie może pozwolić w przyszłości ułatwić komunikację z osobami będącymi w śpiączce – pisze entuzjastycznie BBC.Skąd naukowcy wiedzą, o czym myśli człowiek?Naukowcy monitorowali fale mózgowe 15 pacjentów, którzy przechodzili operacje w związku z atakami epilepsji lub wylewami. Puszczali badanym nagrania różnych lektorów wymawiających słowa i zdania i stworzyli mapę pokazującą, które obszary mózgu i z jaką siłą reagowały na różne częstotliwości słyszanego dźwięku. Później pacjentów poproszono o pomyślenie o słowach z dostarczonej im listy. Na podstawie porównania reakcji ich mózgów z wcześniejszymi zapisami naukowcy byli w stanie stwierdzić, o czym pomyśleli pacjenci. Co więcej – przekładając zarejestrowane fale mózgowe z powrotem na dźwięk, odtworzyli niektóre słowa.Zespół dra Briana Pasleya, który dokonał odkrycia, skoncentrował się na tym obszarze mózgu, który jest odpowiedzialny nie tylko za kontrolę aparatu słuchowego, ale także za nadawanie lingwistycznego sensu dźwiękom, które słyszymy. Według jednego z autorów badania, Roberta Knigta z Uniwersytetu Berkeley, jedną z najważniejszych rzeczy, jakie pokazuje eksperyment, jest to, jak działa mózg. Po drugie, pozwala dać nadzieję ludziom mającym trudności z mówieniem. Autorzy zastrzegają jednak, że od wyników ich badań do budowy urządzeń ułatwiających mówienie droga jest jeszcze daleka.Naukowcy coraz lepiej wiedzą, co się dzieje w ludzkim mózguW ostatnich latach dokonano kilku przełomowych odkryć dotyczących metod badania ludzkich myśli. W 2011 r. odpowiednio podłączone do mózgu elektrody umożliwiły sterowanie kursorem na ekranie monitora wyłącznie dzięki myśleniu o konkretnych… samogłoskach. Na tym samym uniwersytecie w Berkeley, gdzie dokonano najnowszego odkrycia, inna grupa naukowców opracowała wcześniej metody odgadywania obrazów, o których pomyślał badany, poprzez powiązanie ich ze schematami przepływu krwi w mózgu. Teraz, opierając się na wynikach tych badań, grupa dra Briana Pasleya poszła jeszcze dalej.

Skomentuj notkę
Panie, przenikasz i znasz mnie,
Ty wiesz, kiedy siadam i wstaję.
Z daleka przenikasz moje zamysły,
widzisz moje działanie i mój spoczynek
i wszystkie moje drogi są Ci znane.
Choć jeszcze nie ma słowa na języku:
Ty, Panie, już znasz je w całości.
Ty ogarniasz mnie zewsząd
i kładziesz na mnie swą rękę.
Zbyt dziwna jest dla mnie Twa wiedza,
zbyt wzniosła: nie mogę jej pojąć.
Gdzież się oddalę przed Twoim duchem?
Gdzie ucieknę od Twego oblicza?
Gdy wstąpię do nieba, tam jesteś;
jesteś przy mnie, gdy się w Szeolu położę.
Gdybym przybrał skrzydła jutrzenki,
zamieszkał na krańcu morza:
tam również Twa ręka będzie mnie wiodła
i podtrzyma mię Twoja prawica.
Jeśli powiem:
„Niech mię przynajmniej ciemności okryją
i noc mnie otoczy jak światło”:
sama ciemność nie będzie ciemna dla Ciebie,
a noc jak dzień zajaśnieje
mrok jest dla Ciebie jak światło.

Ty bowiem utworzyłeś moje nerki,
Ty utkałeś mnie w łonie matki.
Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie,
godne podziwu są Twoje dzieła.
I dobrze znasz moją duszę,
nie tajna Ci moja istota,
kiedy w ukryciu powstawałem,
utkany w głębi ziemi.
Oczy Twoje widziały me czyny
i wszystkie są spisane w Twej księdze;
dni określone zostały,
chociaż żaden z nich jeszcze nie nastał.

Jak nieocenione są dla mnie myśli Twe, Boże,
jak jest ogromna ich ilość!
Gdybym je policzył, więcej ich niż piasku;
gdybym doszedł do końca, jeszcze jestem z Tobą.
O Boże, obyś zgładził bezbożnego,
niech krwawi mężowie idą precz ode mnie!
Oni przeciw Tobie zmawiają się podstępnie,
za nic mają Twoje myśli.

Panie, czyż nie mam nienawidzić tych,
co nienawidzą Ciebie?
oraz nie brzydzić się tymi,
co przeciw Tobie powstają?
Nienawidzę ich pełnią nienawiści;
stali się moimi wrogami.
Zbadaj mnie, Boże, i poznaj me serce;
doświadcz i poznaj moje troski,
i zobacz, czy jestem na drodze nieprawej,
a skieruj mnie na drogę odwieczną!
Ty bowiem utworzyłeś moje nerki,
Ty utkałeś mnie w łonie matki.
Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie,
godne podziwu są Twoje dzieła.
I dobrze znasz moją duszę,
nie tajna Ci moja istota,
kiedy w ukryciu powstawałem,
utkany w głębi ziemi.
Oczy Twoje widziały me czyny
i wszystkie są spisane w Twej księdze;
dni określone zostały,
chociaż żaden z nich jeszcze nie nastał.

Jak nieocenione są dla mnie myśli Twe, Boże,
jak jest ogromna ich ilość!
Gdybym je policzył, więcej ich niż piasku;
gdybym doszedł do końca, jeszcze jestem z Tobą.
O Boże, obyś zgładził bezbożnego,
niech krwawi mężowie idą precz ode mnie!
Oni przeciw Tobie zmawiają się podstępnie,
za nic mają Twoje myśli.

Panie, czyż nie mam nienawidzić tych,
co nienawidzą Ciebie?
oraz nie brzydzić się tymi,
co przeciw Tobie powstają?
Nienawidzę ich pełnią nienawiści;
stali się moimi wrogami.
Zbadaj mnie, Boże, i poznaj me serce;
doświadcz i poznaj moje troski,
i zobacz, czy jestem na drodze nieprawej,
a skieruj mnie na drogę odwieczną!
Jak nieocenione są dla mnie myśli Twe, Boże,
jak jest ogromna ich ilość!
Gdybym je policzył, więcej ich niż piasku;
gdybym doszedł do końca, jeszcze jestem z Tobą.
O Boże, obyś zgładził bezbożnego,
niech krwawi mężowie idą precz ode mnie!
Oni przeciw Tobie zmawiają się podstępnie,
za nic mają Twoje myśli.

Panie, czyż nie mam nienawidzić tych,
co nienawidzą Ciebie?
oraz nie brzydzić się tymi,
co przeciw Tobie powstają?
Nienawidzę ich pełnią nienawiści;
stali się moimi wrogami.
Zbadaj mnie, Boże, i poznaj me serce;
doświadcz i poznaj moje troski,
i zobacz, czy jestem na drodze nieprawej,
a skieruj mnie na drogę odwieczną!
Panie, czyż nie mam nienawidzić tych,
co nienawidzą Ciebie?
oraz nie brzydzić się tymi,
co przeciw Tobie powstają?
Nienawidzę ich pełnią nienawiści;
stali się moimi wrogami.
Zbadaj mnie, Boże, i poznaj me serce;
doświadcz i poznaj moje troski,
i zobacz, czy jestem na drodze nieprawej,
a skieruj mnie na drogę odwieczną!
#1. Oglądałem niedawno jak w sejmie posłowie zadawali pytania do rządu i jak marszałek Niesiołowski każdemu, po kolei, konsekwentnie, dokładnie po minucie wyłączał mikrofon niezależnie od tego czy ten rzeczywiście kończył myśl i zdanie czy też nie. Wyglądało to okropnie, tak jakby sejmem zarządzała maszyna a ludzie mimo iż to ona zarządza próbują się jakoś skomunikować. A do tego jeszcze Niesiołowski – chamstwem nazwać to to mało.

#2. Wczoraj byłem na rozpoczęciu pewnej imprezy (młodzieżowej? internetowej? biznesowej? – wszystko na tak) której elementem początkowym jest dana wszystkim uczestnikom możliwość zreferowania swojego pomysłu na biznes w jedną (!) minutę.

Prowadzący przerywał wypowiedzi gdy tylko stoper się wyzerował. Obserwując to miałem mieszane uczucia, mimo iż była to impreza z od początku tak zdefiniowanymi warunkami a każdy aktywny uczestnik przygotowywał się do tej 1 minuty bardzo rzetelnie tak aby zdążyć. Ot, taka ciekawostka.

#3. SMS próbował nas zmieścić w 160 znakach – nie wyszło to mu, bo już po kilku latach operatorzy i producenci telefonów nauczyli się SMSy łączyć (i kasować za nie). Potem wprowadzili MMSy dające nieco więcej swobody nie mówiąc już o mailu w komórkach co już pozwala na naprawdę wiele. Twiter dalej brnie w świat 140 znaków co zmusza niektórych prozaików do pisania poezji. Bardzo ważne idee muszą się zmieścić w regułach czasowych TED, a dziś walczymy z ACTA bo to ponoć ma nas kneblować w wypowiedziach i komunikowaniu się.

Ale czy czasem poprzez pośpiech, brak czasu

A może to brak szacunku do siebie nawzajem sprawia, że tak się ograniczamy w wypowiedziach? Uzasadniamy to brakiem czasu, pośpiechem ale chyba to właśnie jest to – brak szacunku. Za każdym razem mam wrażenie, że spiesząc się komunikujemy „mam ważniejsze sprawy niż słuchanie twojego paplania”. Tak – chyba tak to jest i chyba powinienem tak, jasno i czytelnie to komunikować – a jeżeli chcę coś zmienić to muszę zmienić priorytety a nie polepszać kalendarz. Bo może w życiu chodzi właśnie o głębsze spotykanie się z napotkanymi osobami niż też spotykanie się powierzchowne z jak największą ich liczbą?

#4. Ile czasu Jezus rozmawiał z Samarytanką? Chyba długo bo jego kumple poszli do marketu po żarcie, wrócili a on jeszcze gadał. Gadali długo – szkoda, ze relacja z tej rozmowy ograniczona jest do kilku zdań u Jana.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
SMS,
ACTA,
Cracow Startup Weekend ,
Niesiołowski

Komentarze: (2)

Andrzej,

January 23, 2012 14:37

Skomentuj komentarz

Tak a propo – o co chodzi z tym ACTA – znalazłem ciekawy filmik, który to krótko i precyzyjnie przedstawia: http://vod.gazetapolska.pl/1049-jak-dziala-acta-zatrzymaj-donalda-tuska

Andrzej,

January 25, 2012 12:47

Skomentuj komentarz

Dla wielbicieli talentu Niesiołowskiego: http://www.youtube.com/watch?v=aggDGlusAEY&feature=player_embedded

Skomentuj notkę
#2. Wczoraj byłem na rozpoczęciu pewnej imprezy (młodzieżowej? internetowej? biznesowej? – wszystko na tak) której elementem początkowym jest dana wszystkim uczestnikom możliwość zreferowania swojego pomysłu na biznes w jedną (!) minutę.

Prowadzący przerywał wypowiedzi gdy tylko stoper się wyzerował. Obserwując to miałem mieszane uczucia, mimo iż była to impreza z od początku tak zdefiniowanymi warunkami a każdy aktywny uczestnik przygotowywał się do tej 1 minuty bardzo rzetelnie tak aby zdążyć. Ot, taka ciekawostka.

#3. SMS próbował nas zmieścić w 160 znakach – nie wyszło to mu, bo już po kilku latach operatorzy i producenci telefonów nauczyli się SMSy łączyć (i kasować za nie). Potem wprowadzili MMSy dające nieco więcej swobody nie mówiąc już o mailu w komórkach co już pozwala na naprawdę wiele. Twiter dalej brnie w świat 140 znaków co zmusza niektórych prozaików do pisania poezji. Bardzo ważne idee muszą się zmieścić w regułach czasowych TED, a dziś walczymy z ACTA bo to ponoć ma nas kneblować w wypowiedziach i komunikowaniu się.

Ale czy czasem poprzez pośpiech, brak czasu

A może to brak szacunku do siebie nawzajem sprawia, że tak się ograniczamy w wypowiedziach? Uzasadniamy to brakiem czasu, pośpiechem ale chyba to właśnie jest to – brak szacunku. Za każdym razem mam wrażenie, że spiesząc się komunikujemy „mam ważniejsze sprawy niż słuchanie twojego paplania”. Tak – chyba tak to jest i chyba powinienem tak, jasno i czytelnie to komunikować – a jeżeli chcę coś zmienić to muszę zmienić priorytety a nie polepszać kalendarz. Bo może w życiu chodzi właśnie o głębsze spotykanie się z napotkanymi osobami niż też spotykanie się powierzchowne z jak największą ich liczbą?

#4. Ile czasu Jezus rozmawiał z Samarytanką? Chyba długo bo jego kumple poszli do marketu po żarcie, wrócili a on jeszcze gadał. Gadali długo – szkoda, ze relacja z tej rozmowy ograniczona jest do kilku zdań u Jana.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
SMS,
ACTA,
Cracow Startup Weekend ,
Niesiołowski

Komentarze: (2)

Andrzej,

January 23, 2012 14:37

Skomentuj komentarz

Tak a propo – o co chodzi z tym ACTA – znalazłem ciekawy filmik, który to krótko i precyzyjnie przedstawia: http://vod.gazetapolska.pl/1049-jak-dziala-acta-zatrzymaj-donalda-tuska

Andrzej,

January 25, 2012 12:47

Skomentuj komentarz

Dla wielbicieli talentu Niesiołowskiego: http://www.youtube.com/watch?v=aggDGlusAEY&feature=player_embedded

Skomentuj notkę
Prowadzący przerywał wypowiedzi gdy tylko stoper się wyzerował. Obserwując to miałem mieszane uczucia, mimo iż była to impreza z od początku tak zdefiniowanymi warunkami a każdy aktywny uczestnik przygotowywał się do tej 1 minuty bardzo rzetelnie tak aby zdążyć. Ot, taka ciekawostka.

#3. SMS próbował nas zmieścić w 160 znakach – nie wyszło to mu, bo już po kilku latach operatorzy i producenci telefonów nauczyli się SMSy łączyć (i kasować za nie). Potem wprowadzili MMSy dające nieco więcej swobody nie mówiąc już o mailu w komórkach co już pozwala na naprawdę wiele. Twiter dalej brnie w świat 140 znaków co zmusza niektórych prozaików do pisania poezji. Bardzo ważne idee muszą się zmieścić w regułach czasowych TED, a dziś walczymy z ACTA bo to ponoć ma nas kneblować w wypowiedziach i komunikowaniu się.

Ale czy czasem poprzez pośpiech, brak czasu

A może to brak szacunku do siebie nawzajem sprawia, że tak się ograniczamy w wypowiedziach? Uzasadniamy to brakiem czasu, pośpiechem ale chyba to właśnie jest to – brak szacunku. Za każdym razem mam wrażenie, że spiesząc się komunikujemy „mam ważniejsze sprawy niż słuchanie twojego paplania”. Tak – chyba tak to jest i chyba powinienem tak, jasno i czytelnie to komunikować – a jeżeli chcę coś zmienić to muszę zmienić priorytety a nie polepszać kalendarz. Bo może w życiu chodzi właśnie o głębsze spotykanie się z napotkanymi osobami niż też spotykanie się powierzchowne z jak największą ich liczbą?

#4. Ile czasu Jezus rozmawiał z Samarytanką? Chyba długo bo jego kumple poszli do marketu po żarcie, wrócili a on jeszcze gadał. Gadali długo – szkoda, ze relacja z tej rozmowy ograniczona jest do kilku zdań u Jana.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
SMS,
ACTA,
Cracow Startup Weekend ,
Niesiołowski

Komentarze: (2)

Andrzej,

January 23, 2012 14:37

Skomentuj komentarz

Tak a propo – o co chodzi z tym ACTA – znalazłem ciekawy filmik, który to krótko i precyzyjnie przedstawia: http://vod.gazetapolska.pl/1049-jak-dziala-acta-zatrzymaj-donalda-tuska

Andrzej,

January 25, 2012 12:47

Skomentuj komentarz

Dla wielbicieli talentu Niesiołowskiego: http://www.youtube.com/watch?v=aggDGlusAEY&feature=player_embedded

Skomentuj notkę
#3. SMS próbował nas zmieścić w 160 znakach – nie wyszło to mu, bo już po kilku latach operatorzy i producenci telefonów nauczyli się SMSy łączyć (i kasować za nie). Potem wprowadzili MMSy dające nieco więcej swobody nie mówiąc już o mailu w komórkach co już pozwala na naprawdę wiele. Twiter dalej brnie w świat 140 znaków co zmusza niektórych prozaików do pisania poezji. Bardzo ważne idee muszą się zmieścić w regułach czasowych TED, a dziś walczymy z ACTA bo to ponoć ma nas kneblować w wypowiedziach i komunikowaniu się.

Ale czy czasem poprzez pośpiech, brak czasu

A może to brak szacunku do siebie nawzajem sprawia, że tak się ograniczamy w wypowiedziach? Uzasadniamy to brakiem czasu, pośpiechem ale chyba to właśnie jest to – brak szacunku. Za każdym razem mam wrażenie, że spiesząc się komunikujemy „mam ważniejsze sprawy niż słuchanie twojego paplania”. Tak – chyba tak to jest i chyba powinienem tak, jasno i czytelnie to komunikować – a jeżeli chcę coś zmienić to muszę zmienić priorytety a nie polepszać kalendarz. Bo może w życiu chodzi właśnie o głębsze spotykanie się z napotkanymi osobami niż też spotykanie się powierzchowne z jak największą ich liczbą?

#4. Ile czasu Jezus rozmawiał z Samarytanką? Chyba długo bo jego kumple poszli do marketu po żarcie, wrócili a on jeszcze gadał. Gadali długo – szkoda, ze relacja z tej rozmowy ograniczona jest do kilku zdań u Jana.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
SMS,
ACTA,
Cracow Startup Weekend ,
Niesiołowski

Komentarze: (2)

Andrzej,

January 23, 2012 14:37

Skomentuj komentarz

Tak a propo – o co chodzi z tym ACTA – znalazłem ciekawy filmik, który to krótko i precyzyjnie przedstawia: http://vod.gazetapolska.pl/1049-jak-dziala-acta-zatrzymaj-donalda-tuska

Andrzej,

January 25, 2012 12:47

Skomentuj komentarz

Dla wielbicieli talentu Niesiołowskiego: http://www.youtube.com/watch?v=aggDGlusAEY&feature=player_embedded

Skomentuj notkę
Ale czy czasem poprzez pośpiech, brak czasu

A może to brak szacunku do siebie nawzajem sprawia, że tak się ograniczamy w wypowiedziach? Uzasadniamy to brakiem czasu, pośpiechem ale chyba to właśnie jest to – brak szacunku. Za każdym razem mam wrażenie, że spiesząc się komunikujemy „mam ważniejsze sprawy niż słuchanie twojego paplania”. Tak – chyba tak to jest i chyba powinienem tak, jasno i czytelnie to komunikować – a jeżeli chcę coś zmienić to muszę zmienić priorytety a nie polepszać kalendarz. Bo może w życiu chodzi właśnie o głębsze spotykanie się z napotkanymi osobami niż też spotykanie się powierzchowne z jak największą ich liczbą?

#4. Ile czasu Jezus rozmawiał z Samarytanką? Chyba długo bo jego kumple poszli do marketu po żarcie, wrócili a on jeszcze gadał. Gadali długo – szkoda, ze relacja z tej rozmowy ograniczona jest do kilku zdań u Jana.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
SMS,
ACTA,
Cracow Startup Weekend ,
Niesiołowski

Komentarze: (2)

Andrzej,

January 23, 2012 14:37

Skomentuj komentarz

Tak a propo – o co chodzi z tym ACTA – znalazłem ciekawy filmik, który to krótko i precyzyjnie przedstawia: http://vod.gazetapolska.pl/1049-jak-dziala-acta-zatrzymaj-donalda-tuska

Andrzej,

January 25, 2012 12:47

Skomentuj komentarz

Dla wielbicieli talentu Niesiołowskiego: http://www.youtube.com/watch?v=aggDGlusAEY&feature=player_embedded

Skomentuj notkę
A może to brak szacunku do siebie nawzajem sprawia, że tak się ograniczamy w wypowiedziach? Uzasadniamy to brakiem czasu, pośpiechem ale chyba to właśnie jest to – brak szacunku. Za każdym razem mam wrażenie, że spiesząc się komunikujemy „mam ważniejsze sprawy niż słuchanie twojego paplania”. Tak – chyba tak to jest i chyba powinienem tak, jasno i czytelnie to komunikować – a jeżeli chcę coś zmienić to muszę zmienić priorytety a nie polepszać kalendarz. Bo może w życiu chodzi właśnie o głębsze spotykanie się z napotkanymi osobami niż też spotykanie się powierzchowne z jak największą ich liczbą?

#4. Ile czasu Jezus rozmawiał z Samarytanką? Chyba długo bo jego kumple poszli do marketu po żarcie, wrócili a on jeszcze gadał. Gadali długo – szkoda, ze relacja z tej rozmowy ograniczona jest do kilku zdań u Jana.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
SMS,
ACTA,
Cracow Startup Weekend ,
Niesiołowski

Komentarze: (2)

Andrzej,

January 23, 2012 14:37

Skomentuj komentarz

Tak a propo – o co chodzi z tym ACTA – znalazłem ciekawy filmik, który to krótko i precyzyjnie przedstawia: http://vod.gazetapolska.pl/1049-jak-dziala-acta-zatrzymaj-donalda-tuska

Andrzej,

January 25, 2012 12:47

Skomentuj komentarz

Dla wielbicieli talentu Niesiołowskiego: http://www.youtube.com/watch?v=aggDGlusAEY&feature=player_embedded

Skomentuj notkę
#4. Ile czasu Jezus rozmawiał z Samarytanką? Chyba długo bo jego kumple poszli do marketu po żarcie, wrócili a on jeszcze gadał. Gadali długo – szkoda, ze relacja z tej rozmowy ograniczona jest do kilku zdań u Jana.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
SMS,
ACTA,
Cracow Startup Weekend ,
Niesiołowski

Komentarze: (2)

Andrzej,

January 23, 2012 14:37

Skomentuj komentarz

Tak a propo – o co chodzi z tym ACTA – znalazłem ciekawy filmik, który to krótko i precyzyjnie przedstawia: http://vod.gazetapolska.pl/1049-jak-dziala-acta-zatrzymaj-donalda-tuska

Andrzej,

January 25, 2012 12:47

Skomentuj komentarz

Dla wielbicieli talentu Niesiołowskiego: http://www.youtube.com/watch?v=aggDGlusAEY&feature=player_embedded

Skomentuj notkę
Po 3 dniach używania Androida na Asus Transformer (jakościowo dość dobry sprzęt) mam już swoje zdanie o tym systemie operacyjnym i tym narzędziu (albo jak kto woli zabawce). A ponieważ rozwiązanie to jest tylko 300-400zł tańsze (to muszę sprawdzić) niż odpowiednik iPadowy to nie widzę powodu aby go kupować innego niż Linuxowe podejście do świata potencjalnego użytkownika. Tak – Linuxowiec musi to mieć, każdy inny niekoniecznie.

Co by nie mówić o zamkniętej filozofii iOSa iPad (i iPhone) to jednak urządzenia te sa bezproblemowe a Androidy jeszcze długo takie nie będą. Nie jestem sekciarzem, ale doceniając jakość iPadów i iPhonów będę je polecał. O MacOsie zdanie mam dale przeciwne.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
android,
ipad,
ios,
asus transformer,
linux

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Co by nie mówić o zamkniętej filozofii iOSa iPad (i iPhone) to jednak urządzenia te sa bezproblemowe a Androidy jeszcze długo takie nie będą. Nie jestem sekciarzem, ale doceniając jakość iPadów i iPhonów będę je polecał. O MacOsie zdanie mam dale przeciwne.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
android,
ipad,
ios,
asus transformer,
linux

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Żyjemy w państwie miłującym filozofów!
Właśnie sąd stwierdził, że filozof Palikot np. nie popełnił oszustwa wypełniając swoje oświadczenie majątkowe (pewnie przestępstwa skarbowego też nie) ponieważ „nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych pana posła wynikają z filozoficznego wykształcenia i stosunku do wartości materialnych”. Brawo!
Takie mamy państwo.
A pisze to, bo ciągle mam w głowie fakt odmowy wpuszczenia TV Trwam na Muxa i do tego kuriozalne uzasadnienie tej decyzji. Ale lepiej już zamilknę bo zaraz okaże się, że nie będąc katolem będę zaklasyfikowany jako katolski terrorysta.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tv trwam,
rydzyk,
radio maryja

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Dwa znane kawałki:

Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą. Baczcie na siebie, aby serca wasze nie były ociężałe wskutek obżarstwa i opilstwa oraz troski o byt i aby ów dzień was nie zaskoczył niby sidło; przyjdzie bowiem znienacka na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi. Czuwajcie więc, modląc się cały czas, abyście mogli ujść przed tym wszystkim, co nastanie, i stanąć przed Synem Człowieczym.
Ew. Łukasza 21:31-36

A o czasach i porach, bracia, nie ma potrzeby do was pisać. Sami bowiem dokładnie wiecie, iż dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy. Gdy mówić będą: Pokój i bezpieczeństwo, wtedy przyjdzie na nich nagła zagłada, jak bóle na kobietę brzemienną, i nie umkną. Wy zaś, bracia, nie jesteście w ciemności, aby was dzień ten jak złodziej zaskoczył. Wy wszyscy bowiem synami światłości jesteście i synami dnia. Nie należymy do nocy ani do ciemności. Przeto nie śpijmy jak inni, lecz czuwajmy i bądźmy trzeźwi. Albowiem ci, którzy śpią, w nocy śpią, a ci, którzy się upijają, w nocy się upijają.
1 List do Tesaloniczan 5:1-7

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
czasy ostateczne

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą. Baczcie na siebie, aby serca wasze nie były ociężałe wskutek obżarstwa i opilstwa oraz troski o byt i aby ów dzień was nie zaskoczył niby sidło; przyjdzie bowiem znienacka na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi. Czuwajcie więc, modląc się cały czas, abyście mogli ujść przed tym wszystkim, co nastanie, i stanąć przed Synem Człowieczym.
Ew. Łukasza 21:31-36

A o czasach i porach, bracia, nie ma potrzeby do was pisać. Sami bowiem dokładnie wiecie, iż dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy. Gdy mówić będą: Pokój i bezpieczeństwo, wtedy przyjdzie na nich nagła zagłada, jak bóle na kobietę brzemienną, i nie umkną. Wy zaś, bracia, nie jesteście w ciemności, aby was dzień ten jak złodziej zaskoczył. Wy wszyscy bowiem synami światłości jesteście i synami dnia. Nie należymy do nocy ani do ciemności. Przeto nie śpijmy jak inni, lecz czuwajmy i bądźmy trzeźwi. Albowiem ci, którzy śpią, w nocy śpią, a ci, którzy się upijają, w nocy się upijają.
1 List do Tesaloniczan 5:1-7

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
czasy ostateczne

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A o czasach i porach, bracia, nie ma potrzeby do was pisać. Sami bowiem dokładnie wiecie, iż dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy. Gdy mówić będą: Pokój i bezpieczeństwo, wtedy przyjdzie na nich nagła zagłada, jak bóle na kobietę brzemienną, i nie umkną. Wy zaś, bracia, nie jesteście w ciemności, aby was dzień ten jak złodziej zaskoczył. Wy wszyscy bowiem synami światłości jesteście i synami dnia. Nie należymy do nocy ani do ciemności. Przeto nie śpijmy jak inni, lecz czuwajmy i bądźmy trzeźwi. Albowiem ci, którzy śpią, w nocy śpią, a ci, którzy się upijają, w nocy się upijają.
1 List do Tesaloniczan 5:1-7

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
czasy ostateczne

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
LinkedIn oraz Flipboard to dwa używane przeze mnie systemy, które stosując UTF-8 ciągle nie radzą sobie z polskimi literkami. Dziwne. W przypadku LinkedIn to jakieś z lekka spiskowe jest, bo chwalą się swoją globalnością, bazą specjalistów na całym świecie a jakoś tym specjalistom w ich językach narodowych komunikować się nie pozwalają. Ale czy rzeczywiście wszyscy specjaliści na całym świecie muszą być zmuszenie do używania tylko 24 literek alfabetu łacińskiego (zwanego czasem ASCII)? Czy piękno zapisu „Świętosława Ździebło z miasta Łódź” musi być redukowane do 7 bitów?

* * * * * *

Pan Bóg pomieszał ludziom języki podczas budowy Wierzy Babel. Pomieszał dla ich dobra, ponieważ pojawiała się tam idea, że „razem zbudujemy wierzę, która sięgnie niebios”. Przykład upadku Lucyfera wskazuje, że taka idea nie jest groźna dla Boga Stwórcy ale dla stworzenia, które wymyśli sobie, że z tym Stwórcą może się jakoś mierzyć. A dziś język angielski i internet pomaga ludziom do tej idei wracać – razem zbudujemy lepszy świat, z Wikipedią, z LinkedInem, z komunikacją za pomocą GSM i FaceBooka – tyle tylko, że za szybko wskaźniki giełdowe i wzrost PKB uznano za wskaźniki tej „lepszości” świata, tego dobra.

Ja na swoje potrzeby definiuję, że dobro to stan rzeczy w jakim Bóg by chciał aby się one znajdowały – i angielski do rozmawiania z Nim o tym nie jest mi specjalnie potrzebny, za na LinkedIn chciałbym aby słowo „wymyślać” zapisane było jako „wymyślać” a nie „wymy#la#” bo taki zapis wygląda brzydko.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
linkedin,
facebook,
wieża babel,
języki,
lucyfer

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
* * * * * *

Pan Bóg pomieszał ludziom języki podczas budowy Wierzy Babel. Pomieszał dla ich dobra, ponieważ pojawiała się tam idea, że „razem zbudujemy wierzę, która sięgnie niebios”. Przykład upadku Lucyfera wskazuje, że taka idea nie jest groźna dla Boga Stwórcy ale dla stworzenia, które wymyśli sobie, że z tym Stwórcą może się jakoś mierzyć. A dziś język angielski i internet pomaga ludziom do tej idei wracać – razem zbudujemy lepszy świat, z Wikipedią, z LinkedInem, z komunikacją za pomocą GSM i FaceBooka – tyle tylko, że za szybko wskaźniki giełdowe i wzrost PKB uznano za wskaźniki tej „lepszości” świata, tego dobra.

Ja na swoje potrzeby definiuję, że dobro to stan rzeczy w jakim Bóg by chciał aby się one znajdowały – i angielski do rozmawiania z Nim o tym nie jest mi specjalnie potrzebny, za na LinkedIn chciałbym aby słowo „wymyślać” zapisane było jako „wymyślać” a nie „wymy#la#” bo taki zapis wygląda brzydko.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
linkedin,
facebook,
wieża babel,
języki,
lucyfer

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Pan Bóg pomieszał ludziom języki podczas budowy Wierzy Babel. Pomieszał dla ich dobra, ponieważ pojawiała się tam idea, że „razem zbudujemy wierzę, która sięgnie niebios”. Przykład upadku Lucyfera wskazuje, że taka idea nie jest groźna dla Boga Stwórcy ale dla stworzenia, które wymyśli sobie, że z tym Stwórcą może się jakoś mierzyć. A dziś język angielski i internet pomaga ludziom do tej idei wracać – razem zbudujemy lepszy świat, z Wikipedią, z LinkedInem, z komunikacją za pomocą GSM i FaceBooka – tyle tylko, że za szybko wskaźniki giełdowe i wzrost PKB uznano za wskaźniki tej „lepszości” świata, tego dobra.

Ja na swoje potrzeby definiuję, że dobro to stan rzeczy w jakim Bóg by chciał aby się one znajdowały – i angielski do rozmawiania z Nim o tym nie jest mi specjalnie potrzebny, za na LinkedIn chciałbym aby słowo „wymyślać” zapisane było jako „wymyślać” a nie „wymy#la#” bo taki zapis wygląda brzydko.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
linkedin,
facebook,
wieża babel,
języki,
lucyfer

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ja na swoje potrzeby definiuję, że dobro to stan rzeczy w jakim Bóg by chciał aby się one znajdowały – i angielski do rozmawiania z Nim o tym nie jest mi specjalnie potrzebny, za na LinkedIn chciałbym aby słowo „wymyślać” zapisane było jako „wymyślać” a nie „wymy#la#” bo taki zapis wygląda brzydko.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
linkedin,
facebook,
wieża babel,
języki,
lucyfer

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Dzisiejszy marszałek Niesiołowski. Cytuję, bo muszę się tego nauczyć:
To jest język ludzi chorych z nienawiści i pełnych urazów, a do tego głęboko nieprawdziwy. Mówienie o tym jest niegodne, przecież to w jasny sposób kojarzy się ze złem. Te niegodziwe teksty świadczą o tym, że oni wszyscy się do psychoanalityka.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
niesiołowski,
język nienawiści,
język

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Nie wiem co o tym myśleć, poza tym, że to jest bardzo ważne. Ale wiem, że za jakiś czas Niemcy (mam na myśli wielu prostych Niemców a nie kanclerza) mogą być przekonani, że są biedni, bo ratowali Unie, a w Polsce Polacy (mam na myśli normalnym Polaków a nie premiera) będą przekonani, że są biedni bo ich Unia i Niemcy łupią. Potem już tylko chwila a pojawi się przywódca, wódz, mesjasz i powie na wschód, albo za zachód – i wtedy anegdota ministra Sikorskiego na temat Jugosławii stanie się prawdą. Naprawdę nie wiem, po co pchać się drugi raz w eksperyment RWPG, ZSRR – mamy w Europie tyle pięknych, narodowych państw. Mamy dość stabilne granice, które za sprawą EWG (nie mylić z UE) są otwarte ale nie, to za mało. Naprawdę mam podstawy aby wierzyć, że są jakieś tajne siły, które robią ten europejski eksperyment nie dla mojego dobra. Na szczęście moja ojczyzna jest w niebie – i chyba już dziś raz powoływałem się na werset w Fil 3.20 więc może w obecnej sytuacji politycznej jest to dla ludzi Jezusa werset naprawdę ważny.

A ważne to przemówienie zachowuję sobie ku pamięci na blogu.

Polska a przyszłość Unii Europejskiej
Radosław Sikorski, Minister Spraw
Zagranicznych RP, Berlin, 28 listopada 2011 r.
Panie
Prezydencie, Ministrze – drogi Guido, Szanowni Państwo,
Pozwólcie,
że zacznę od anegdoty.
20 lat
temu, w 1991 roku, pojechałem jako dziennikarz do Federalnej Republiki
Jugosławii. Gdy przeprowadzałem wywiad z prezesem Republikańskiego Banku
Chorwacji, ktoś do niego zadzwonił z wiadomością, której znaczenie nie było do
końca jasne. Otóż przekazano mu, iż parlament innej republiki Jugosławii,
Serbii, chwilę wcześniej przegłosował dodruk nieuprawnionej ilości wspólnej
waluty – dinarów.
Odkładając
słuchawkę bankier powiedział: „To jest koniec Jugosławii.”
Miał
rację. Jugosławia rozpadła się. Rozpadła się również „strefa dinara”.
Wiemy, co nastąpiło potem. Sprawy dotyczące waluty, mogą być sprawami wojny i
pokoju, życia i śmierci federacji.
Dzisiaj
Chorwacja, Serbia i Macedonia mają własne waluty.
Czarnogóra
i Kosowo posługują się euro, mimo że nie są w strefie euro. Bośnia i
Hercegowina ma nawet „wymienialną markę”, której kurs jest zależny od
euro.
Zaskakująca
historia. Nie integracji, lecz dezintegracji europejskiej.
Dezintegracji,
która nastąpiła straszliwym kosztem życia ludzkiego. Region ten dopiero teraz
powoli powraca do europejskiej rodziny.
Los
Jugosławii pokazuje nam, że pieniądz, pełniąc funkcję techniczną jako „środek
wymiany”, symbolizuje jedność lub jej brak.
Dlaczego
tak jest? Pieniądze istnieją, ponieważ istnieją wspólnoty. Wspólnota, w której
ludzie żyją i handlują – dokonują swobodnej wymiany – tworzy wartość. Ich
pieniądze są wyrazicielem tej wartości.
Moralne
znaczenie pieniądza intrygowało Immanuela Kanta, który napisał, że cała
praktyka pożyczania pieniędzy zakłada z góry uczciwą intencję spłaty. Gdyby
warunek ten został powszechnie zignorowany, wówczas istota udzielania pożyczek
i dzielenia się bogactwem zostałaby podważona.
Dla Kanta,
uczciwość i odpowiedzialność stanowiły imperatywy kategoryczne: podstawę
wszelkiego ładu moralnego. Stanowią one również kamienie węgielne Unii
Europejskiej. Wskazałbym na dwie podstawowe wartości: Odpowiedzialność i Solidarność.
Nasza odpowiedzialność za decyzje i procesy. A solidarność, gdy przychodzi do
ponoszenia ciężarów.
Dzisiaj,
gdy zbliża się koniec Polskiej Prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, postawię
następujące pytania:
Jak doszło do tego kryzysu?
Dokąd zmierzamy?
Jak chcemy to osiągnąć?
Jaki jest wkład Polski?
O co prosimy Niemcy?
* *
Pierwsze pytanie: jak to się
stało, że strefa euro popadła w obecne tarapaty?

Zacznę od tego, czego ten
kryzys nie dotyczy. Nie został on wywołany – jak niektórzy sugerują –
rozszerzeniem.
Rozszerzenie stworzyło rozwój
i bogactwo w całej Europie.
Eksport krajów UE-15 do
krajów UE-10 wzrósł prawie dwukrotnie w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Dane te
są jeszcze bardziej zaskakujące, jeżeli spojrzymy na poszczególne kraje.
Eksport Wielkiej Brytanii do 10 krajów, które przystąpiły do UE po 2004 wzrósł
z 2,2 miliarda euro w 1993 r. do 10 miliardów euro w zeszłym roku; Francji – z
2,7 miliarda euro do 16,0 miliardów euro, Niemiec – to może Państwa zaskoczyć –
z 15 miliardów euro do 95 miliardów euro. W zeszłym roku łączne obroty handlowe
między krajami UE-15 a krajami UE-10 wyniosły 222 miliardów euro, o 51
miliardów euro więcej niż w 1995 roku. Okrągła suma. Podejrzewam, że zapewnia
ona niejedno miejsce pracy w starej Europie.
Zatem rozszerzenie nie tylko
nie spowodowało kryzysu, ale przeciwnie, zapewne dałoby się wykazać, że pomogło
odroczyć gospodarcze turbulencje. Dzięki korzyściom, jakie daje handel na
rozszerzonym rynku, państwa opiekuńcze Europy Zachodniej dopiero teraz zostały
zmuszone stawić czoło rzeczywistości.
Jeżeli nie
ma związku między obecnymi zawirowaniami a rozszerzeniem, to może mamy do
czynienia z kryzysem walutowym?
Nie do
końca. Euro ma się dobrze w stosunku do dolara i innych walut.
Naturalnie
częściowo chodzi o zadłużenie, o konieczność zmniejszenia szaleńczo wysokich
dźwigni finansowych, spowodowanych nadmiernymi wydatkami budżetowymi rządów
posiłkujących się instrumentami szarlatanerii księgowej i nieodpowiedzialną
inżynierią finansową. Zmniejszanie dźwigni finansowych następuje poza strefą
euro: spójrzmy na Wielką Brytanię, której zadłużenie sięgnęło 80% PKB, i Stany
Zjednoczone, gdzie osiągnęło ono poziom 100% PKB.
Gdyby
chodziło tylko o zadłużenie, to moglibyśmy oczekiwać, że ratingi i spready
oddziaływałyby na kraje proporcjonalnie do stopnia ich zadłużenia. Lecz, co
wielce znaczące, tak się nie dzieje. Niektóre kraje, jak Wielka Brytania i
Japonia, które są bardzo zadłużone w stosunku do swojego PKB, płacą niskie
stawki kosztów obsługi długu. Inne kraje o niższym zadłużeniu – jak Hiszpania,
ponoszą wysokie koszty.
Nieuchronny wniosek, jaki się
nasuwa, to taki, że ten kryzys nie dotyczy tylko zadłużenia, ale przede
wszystkim zaufania, a mówiąc ściślej, wiarygodności. Dotyczy tego, gdzie – zdaniem
inwestorów – ich inwestycje będą bezpieczne.
Bądźmy wobec siebie szczerzy
i przyznajmy, że rynki mają pełne prawo wątpić w wiarygodność strefy euro.
Przecież Pakt Stabilności i Rozwoju został naruszony 60 razy! I nie tylko przez
mniejsze kraje, które mają kłopoty, ale również przez samych założycieli w
jądrze strefy euro.
Jeżeli problemem jest
wiarygodność, to należy ją odbudować.
Potrzebne
są instytucje, procedury, sankcje, które przekonają inwestorów, że kraje będą
potrafiły żyć w granicach swoich możliwości, a zatem, że obligacje, które kupią
zostaną spłacone, najlepiej z uczciwym procentem.
Drugie pytanie: Dokąd
zmierzamy?
Mamy dwie
zasadnicze możliwości. Zanim powiem, na czym one polegają, pozwólcie, że zwrócę
uwagę na to, że słabości strefy euro nie są wyjątkiem, ale raczej są typowe dla
sposobu, w jaki zbudowaliśmy Unię Europejską. Mamy w Europie dominującą walutę,
na straży której nie stoi żadne europejskie Ministerstwo Skarbu. Mamy wspólne
granice bez wspólnej polityki migracyjnej. Mamy rzekomo wspólną politykę
zagraniczną, lecz jest ona pozbawiona realnych instrumentów władzy i często
osłabiana przez państwa członkowskie, które załatwiają własne interesy. Mógłbym
jeszcze długo wymieniać.
Większość
naszych instytucji i procedur zależy od dobrej woli i poczucia przyzwoitości
państw członkowskich. Mechanizm ten działa w miarę sprawnie przy sprzyjających
okolicznościach. A jeśli na granicy unijnej pojawiają się masowo imigranci, w
naszym sąsiedztwie wybucha wojna domowa albo rynki finansowe reagują paniką, co
wówczas zazwyczaj robimy? Szukamy schronienia w dobrze znanych ramach państwa
narodowego.
Kryzys strefy euro jest
bardziej dramatycznym przejawem europejskiej niemocy, ponieważ jej założyciele
stworzyli system, który może być doprowadzony do rozpadu przez każdego z jej
członków, za co on i całe otoczenie zapłaci zatrważającą cenę.
Rozpad
spowodowałby kryzys apokaliptycznych rozmiarów, wykraczający poza nasz system
finansowy. Z chwilą, gdy zacznie obowiązywać logika „każdy dba o
siebie”, czy rzeczywiście możemy ufać, że wszyscy będą działać w duchu
wspólnotowym i odrzucą pokusę wyrównywania rachunków w innych dziedzinach, na
przykład w handlu?
Czy
naprawdę założylibyście się o wszystko, że jeżeli dojdzie do rozpadu strefy
euro, to wspólny rynek, kamień węgielny Unii Europejskiej, na pewno przetrwa? W
końcu więcej małżeństw kończy się burzliwym, a nie polubownym rozwodem.
Słyszałem o przypadku w Kalifornii, kiedy rozwodzące się małżeństwo wydało 100
000 dolarów na ustalenie, które z nich przejmie opiekę nad ich kotem.
Jeżeli nie jesteśmy gotowi
zaryzykować częściowego demontażu UE, wówczas staniemy przed najtrudniejszym
dla każdej federacji wyborem: głębsza integracja lub rozpad.
Nie
jesteśmy jedyną federacją, która stoi przed fundamentalnym pytaniem o swoją
przyszłość z powodu zadłużenia. Przed nami drogę tę przeszły dwie do dziś
istniejące federacje. Amerykanie przekroczyli punkt, z którego nie ma powrotu,
tworząc Stany Zjednoczone, z chwilą gdy rząd federalny przejął odpowiedzialność
za długi zaciągnięte przez poszczególne stany podczas Wojny o Niepodległość.
Wypłacalna Wirginia ubiła targu z bardziej zadłużonym Massachusetts i dlatego
stolicę ustanowiono nad Potomakiem. Alexander Hamilton doprowadził do zawarcia
umowy, w myśl której długi wszystkich uzyskały wspólne gwarancje, tworząc
strumień dochodów do ich obsługi.
Szwajcaria
również przekształciła się w prawdziwą federację, gdy ustanowiła zasady
zaciągania długów i dokonywana transferów między jej bogatszymi i biedniejszymi
kantonami.
My też
stoimy przed wyborem, czy chcemy być prawdziwą federacją, czy też nie. Jeżeli
ponowna nacjonalizacja lub rozpad są nie do zaakceptowania, pozostaje nam tylko
jedna możliwość: sprawienie, by Europą w końcu można było rządzić, a co za tym
idzie, doprowadzenie z czasem do Europy bardziej wiarygodnej.
Polityka
jest często sztuką osiągania równowagi między tym, co pilne, a tym co ważne.
Pilną
sprawą jest ocalenie strefy euro. Podejmując ten wysiłek, ważne jest, abyśmy
zachowali Europę jako demokrację, która szanuje autonomię jej państw
członkowskich. Ten nowy europejski ład będzie musiał znaleźć równowagę między
Odpowiedzialnością, Solidarnością i Demokracją, jako podwalinami naszej unii
politycznej.
Pytanie trzecie: jak chcemy
to osiągnąć?
Dobrym początkiem
jest tzw. sześciopak czyli pakiet pięciu rozporządzeń i jednej dyrektywy,
wynegocjowany z pomocą polskiej Prezydencji, który wniósł większą przejrzystość
i dyscyplinę do finansów państw członkowskich. Teraz w procesie tworzenia
budżetów krajowych, ministrowie finansów państw członkowskich będą zobowiązani
przedstawić bardzo wcześnie, nawet zanim zostaną one przekazane do parlamentów
krajowych, wyliczenia budżetowe swoim odpowiednikom oraz Komisji. Komisja
zaproponuje działania korygujące, gdy państwo członkowskie znajdzie się w
sytuacji nierównowagi makroekonomicznej. Członkowie strefy euro, którzy naruszą
Pakt Stabilności i Wzrostu, będą poddawani sankcjom prawie niemożliwym do
zablokowania przez zastosowanie presji politycznej. Ponadto „sześciopak”
potwierdza, że zasady można wprowadzać nie w postaci dyrektyw – które wymagają
wdrożenia do prawa krajowego – lecz rozporządzeń, które są aktami powszechnie i
od razu obowiązującymi.
Zostały
zaproponowane bardziej ambitne działania. W celu wzmocnienia konwergencji
ekonomicznej, Komisja i Eurogrupa uzyskałyby prawo do szczegółowego badania z
wyprzedzeniem wszystkich głównych planów reform gospodarczych, których skutki
mogłyby być odczuwalne w strefie euro; nakładałyby sankcje na kraje
niewdrażające zaleceń politycznych, a grupy krajów uzyskałyby zgodę na
zsynchronizowanie swoich polityk rynku pracy, emerytalnych i społecznych.
Dyscyplina
finansowa uległaby wzmocnieniu dzięki temu, że dostęp do funduszy ratunkowych
mieliby tylko ci członkowie, którzy przestrzegają reguł makrofiskalnych,
sankcje stałyby się automatyczne, a Komisja, Rada i Trybunał Sprawiedliwości
uzyskałyby uprawnienia do egzekwowania 3% pułapu deficytu i 60% pułapu
zadłużenia. Kraje podlegające procedurze nadmiernego deficytu budżetowego musiałyby
przedstawić swoje budżety krajowe Komisji do zaakceptowania. Komisja
otrzymałaby uprawnienia do ingerowania w polityki krajów, które nie mogą
spełnić swoich zobowiązań. Kraje uporczywie łamiące zasady byłyby zawieszone w
swoich prawach głosu.
Pod warunkiem,
że Rada Europejska raz na zawsze ustanowi nowe, surowe zasady, Europejski Bank
Centralny powinien stać się bankiem centralnym z prawdziwego zdarzenia,
pożyczkodawcą ostatniej szansy, który podtrzymuje wiarygodność całej strefy
euro. EBC musi działać szybko, wyprzedzając nieodwracalne procesy ustawodawcze.
To
pozwoliłby nam uniknąć katastrofy, ale potrzeba czegoś więcej. Polska od samego
początku wspierała pomysł nowego traktatu, który uczyniłby Unię bardziej
skuteczną.
Komisja Europejska powinna
zostać wzmocniona. Jeżeli ma odgrywać rolę nadzorcy gospodarczego, to jej
komisarze powinni być autentycznymi przywódcami z autorytetem, osobowością i co
więcej – charyzmą, tak aby być prawdziwymi rzecznikami wspólnych europejskich
interesów. Komisja powinna być mniejsza, aby być bardziej efektywna. Każdy z
nas, kto przewodniczył jakiemuś spotkaniu wie, że najbardziej wydajne są te, w
których uczestniczy nie więcej niż dwanaście osób. Komisja Europejska składa
się obecnie z 27 członków. Należy wprowadzić rotację przy obsadzie stanowisk
komisarzy przez państwa członkowskie.
Im więcej władzy przekażemy
instytucjom europejskim, tym większą legitymizację demokratyczną powinny
uzyskać. Drakońskie uprawienia do nadzorowania budżetów krajowych powinny być
wykonywane tylko w porozumieniu z Parlamentem Europejskim.
Parlament
powinien bronić swojej roli i zadań. Eurosceptycy mają rację, gdy mówią, że
Europa będzie dobrze funkcjonować, jeżeli przekształci się w ustrój, wspólnotę,
z którą ludzie będą się utożsamiać i wobec której będą lojalni. Włochy zostały
stworzone, musimy jeszcze stworzyć Włochów, powiedział Massimo d’Azeglio na
pierwszym posiedzeniu parlamentu po zjednoczeniu Królestwa Włoch w XIX wieku.
My w UE mamy łatwiejsze zadanie: mamy zjednoczoną Europę. Mamy Europejczyków. To,
co musimy uczynić, to nadać wyraz polityczny europejskiej opinii publicznej.
Aby to urzeczywistnić, niektórzy członkowie Parlamentu Europejskiego mogliby
być wybierani z ogólnoeuropejskiej listy kandydatów. Istnieje potrzeba
zwiększenia „politische Bildung” (edukacji politycznej) obywateli i
elit politycznych. Parlament powinien mieć swoją siedzibę w jednym miejscu.
Moglibyśmy również połączyć
stanowiska Przewodniczących Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej. Kanclerz Angela Merkel sugeruje nawet, aby taka
osoba była wybierana w bezpośrednich wyborach przez lud europejski.
Ważne
jest, abyśmy zachowali spójność miedzy strefą euro a całą UE. Instytucje
wspólnotowe powinny zachować swój centralny charakter. Jako Prezydencja stoimy
na straży naszej jedności. A jedność nie może być hipotetyczna. Chodzi o to, że
stwierdzenie, iż kraje mogą uczestniczyć z chwilą przystąpienia do strefy euro,
to za mało. Zamiast organizować odrębne szczyty grupy euro lub spotkania
wyłącznie z udziałem ministrów finansów, moglibyśmy kontynuować praktykę
stosowaną na innych forach unijnych, w których wszyscy mogą uczestniczyć, ale
głosować mogą tylko członkowie.
Im więcej władzy i
legitymizacji przekażemy instytucjom federalnym, tym państwa członkowskie
powinny być bardziej utwierdzane w przekonaniu, że niektóre prerogatywy, takie jak
szeroko pojęte kwestie: tożsamości narodowej, religii, stylu życia, moralności
publicznej oraz stawek podatku dochodowego i podatku VAT, powinny na zawsze
pozostać w gestii państw. Nasza jedność nie ucierpi na różnicach w godzinach
pracy lub zapisach prawa rodzinnego.
To nasuwa
pytanie, czy tak ważne państwo członkowskie jak Wielka Brytania może poprzeć
reformę. Daliście Unii wspólny język. Jednolity Rynek to, w dużej mierze, Wasz
genialny pomysł. Brytyjska komisarz kieruje naszą dyplomacją. Moglibyście
przewodzić Europie w sprawach obronności. Jesteście niezbędnym łącznikiem w
stosunkach transatlantyckich. Z drugiej strony, rozpad strefy euro bardzo by
zaszkodził Waszej gospodarce. Ponadto ogólne zadłużenie Wielkiej Brytanii,
uwzględniając dług publiczny, dług przedsiębiorstw i gospodarstw domowych
przekroczył 400% PKB. Czy jesteście pewni, że rynki będą zawsze dla Was
przychylne? Wolelibyśmy widzieć Was w strefie euro, ale jeżeli nie możecie do
niej przystąpić, pozwólcie nam iść dalej. Proszę Was też o to, żebyście zaczęli
tłumaczyć Brytyjczykom, że decyzje europejskie nie są dyktatami Brukseli, ale
wynikają z porozumień, w tworzeniu których dobrowolnie bierzecie udział.
Czwarte pytanie: Co Polska
wnosi?
Dzisiaj Polska nie jest
źródłem problemów, lecz rozwiązań europejskich. Teraz zarówno możemy, jak i
chcemy, wnosić swój wkład. Wnosimy nasze niedawne doświadczenie pomyślnej
transformacji z dyktatury do demokracji i z chorej gospodarki
nakazowo-rozdzielczej do coraz lepiej rozwijającej się gospodarki rynkowej.
Pomogli nam przyjaciele i
sojusznicy: Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i, przede wszystkim,
Niemcy. Doceniamy duże i szczodre wsparcie – solidarność – jaką Niemcy nam
okazały w ciągu ostatniego dwudziestolecia. Ich danke Ihnen als Politiker und
als Pole.
Mam
nadzieję, że doceniacie to, iż była to dobra inwestycja. W 2010 roku eksport
Niemiec do Polski przekroczył dziewięciokrotnie poziom z 1990 roku i – mimo
kryzysu – rośnie. Wymiana handlowa Niemiec z Polską jest większa niż z Federacją
Rosyjską, chociaż nie zawsze można się tego dowiedzieć z niemieckiego dyskursu
politycznego.
Od
zeszłego roku Polska jest zaliczana do bardzo rozwiniętych krajów we Wskaźniku
Rozwoju Społecznego. W latach 2007-2011 awansowaliśmy o dziesięć miejsc w rankingu
Globalnego Wskaźnika Konkurencyjności . W tym okresie poprawiliśmy naszą
pozycję o 20 miejsc we Wskaźniku Postrzegania Korupcji , wyprzedzając
niektórych członków euro.
Na przestrzeni ostatnich
czterech lat, skumulowany wzrost PKB w Polsce wyniósł w sumie 15,4 procent.
Jaki kraj ma drugi wynik w Unii Europejskiej ze wzrostem 8 procent? Otóż jest
to członek strefy euro – Słowacja. Tymczasem średnia unijna to minus 0,4
procent. Dla tych, którzy chcieliby dzielić Europę, mam zatem następującą
propozycję: a może przeprowadzimy naturalny podział na Europę cieszącą się
wzrostem gospodarczym i Europę, gdzie wzrostu gospodarczego nie ma? Ale
ostrzegam: kształty tych bloków nie odpowiadałyby panującym stereotypom.
Nie stało
się tak samoistnie. Kolejne rządy RP podejmowały bolesne decyzje, a Polacy
ponosili wiele wyrzeczeń. Prywatyzacja, reforma emerytur, otwarcie Polski na
globalizację – niektórzy wyszli z tego obronną ręką, podczas gdy inni
ucierpieli. Byliśmy jednym z pierwszych krajów, który wprowadził konstytucyjną
„kotwicę” długu publicznego.
Nie
spoczywamy przy tym na laurach. Gdy Premier Donald Tusk dwa tygodnie temu
przedstawiał w Sejmie nowy rząd, powiedział: „Po to, aby zarówno
bezpiecznie przejść przez rok 2012, ale również aby tworzyć reguły stabilnego
wzrostu bezpieczeństwa finansowego, dyscypliny finansowej także na kolejne lata
i dziesięciolecia, będziemy musieli podjąć działania, w tym działania
niepopularne, działania, które będą wymagały wyrzeczenia i zrozumienia od
wszystkich bez wyjątku”.
Już w
przyszłym roku zamierzamy osiągnąć pułap 3 procent deficytu sektora finansów
publicznych oraz ograniczyć dług publiczny do 52 procent PKB. Na koniec 2015
roku chcemy doprowadzić do obniżenia deficytu do 1 procenta PKB, a długu
publicznego do 47 procent. Wiek przechodzenia na emeryturę, zarówno kobiet jak
i mężczyzn, zostanie podwyższony do 67 roku życia. Zmniejszone zostaną
przywileje emerytalne żołnierzy, policjantów i duchowieństwa. Składka rentowa
będzie podniesiona o 2 punkty procentowe. Świadczenia rodzinne zostaną odebrane
bogatszym i przekazane biedniejszym.
Na koniec
kadencji tego rządu, Polska będzie spełniała kryteria członkostwa w strefie
euro. Zależy nam bowiem na przetrwaniu i rozkwicie strefy euro, do której
planujemy przystąpić. Popierając Traktat Akcesyjny, Polacy upoważnili nas do
wprowadzenia Polski do strefy euro – gdy tylko ona i my będziemy na to gotowi.
Polska
wnosi również do Europy gotowość do kompromisu – nawet w zakresie wspólnego
podejścia do suwerenności – w zamian za uczciwą pozycję w silniejszej Europie.
Pytanie piąte: O co prosimy
Niemcy?
Po
pierwsze, prosimy Niemcy o to, aby otwarcie przyznały, że są największym
beneficjentem obecnych porozumień i tym samym, że to na nich ciąży największy
obowiązek, aby porozumienia te przetrwały.
Po drugie,
doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, że nie jesteście niewinną ofiarą
rozrzutności innych. Wy również łamaliście Pakt Stabilności i Wzrostu, a Wasze
banki lekkomyślnie kupowały ryzykowne obligacje.
Po
trzecie, ponieważ inwestorzy sprzedają obligacje państw najbardziej zagrożonych
i szukają bezpiecznych inwestycji, Wasze koszty pożyczania pieniędzy są niższe
niż w przypadku normalnej koniunktury.
Po
czwarte, jeśli gospodarki Waszych sąsiadów zwolnią lub załamią się, wy także
przez to ogromnie ucierpicie.
Po piąte,
mimo zrozumiałej awersji do inflacji, Niemcy powinny przyznać, że zdają sobie
sprawę z tego, że ryzyko rozpadu jest obecnie coraz większe.
Po szóste,
że z racji rozmiarów i historii Waszego kraju, ponosicie specjalną odpowiedzialność,
aby chronić pokój i demokrację na naszym kontynencie. Jak mądrze stwierdził
Jurgen Habermas, „Jeśli projekt europejski upadnie, pojawi się pytanie jak
wiele trzeba będzie czasu, aby odzyskać status quo. Przypomnijmy sobie
rewolucję niemiecką z 1848 r.: po jej klęsce potrzeba było stu lat, aby
doprowadzić do tego samego poziomu demokracji”.
Co, jako minister spraw
zagranicznych Polski, uważam za największe zagrożenie dla bezpieczeństwa i
dobrobytu Europy dziś, w dniu 28 listopada 2011 roku? Nie jest to terroryzm,
nie są to Talibowie, i już na pewno nie są to niemieckie czołgi. Nie są to
nawet rosyjskie rakiety, którymi groził Prezydent Miedwiediew, mówiąc, że
rozmieści je na granicy Unii Europejskiej. Największym zagrożeniem dla
bezpieczeństwa i dobrobytu Polski byłby upadek strefy euro.
I domagam się od Niemiec
tego, abyście – dla dobra Waszego i naszego – pomogli tej strefie euro
przetrwać i prosperować. Dobrze wiecie, że nikt inny nie jest w stanie tego
zrobić. Zapewne jestem pierwszym w historii ministrem spraw zagranicznych
Polski, który to powie: Mniej zaczynam się obawiać się niemieckiej potęgi niż
niemieckiej bezczynności.
Niemcy
stały się niezbędnym narodem Europy.
Nie
możecie sobie pozwolić na porażkę przywództwa. Nie możecie dominować, lecz
macie przewodzić reformom.
Jeżeli
włączycie nas w proces podejmowania decyzji, możecie liczyć na wsparcie ze
strony Polski.
Niebezpieczeństwa spóźnionej
reformy
Rozpocząłem
to wystąpienie od anegdoty o pewnym eksperymencie z unią polityczną w
komunistycznej Jugosławii.
Pozwólcie
Państwo, że na zakończenie opowiem Wam jeszcze jedną historię. Chodzi o
najmniej znaną w dziejach Europy federację, a konkretnie o wspólne państwo
utworzone przez Polskę i Wielkie Księstwo Litewskie w 1385 r. Przetrwało ono
ponad cztery wieki, czyli – jak do tej pory – dłużej niż takie federacje jak
Stany Zjednoczone, Zjednoczone Królestwo czy Republika Federalna Niemiec, nie
wspominając już o Unii Europejskiej.
Stworzona
dzięki tej unii Rzeczpospolita Obojga Narodów wyprzedzała ówczesne standardy –
podobnie jak dziś UE. Posiadała bowiem wspólny parlament oraz obieralną głowę
państwa. Grupa dysponująca prawami politycznymi, a więc obywatele uprawnieni do
głosowania, stanowili 10% ludności. Był to zatem ustrój, który jak na tamte
czasy gwarantował największą partycypację polityczną. Co więcej, panująca w
Rzeczpospolitej tolerancja religijna oszczędziła jej mieszkańcom okrucieństw
wojny trzydziestoletniej. Miasta zakładane były według prawa magdeburskiego, a
początki wielu spośród nich – np. mojej rodzinnej Bydgoszczy – wiążą się z
niemieckimi osadnikami. Żydzi, Ormianie oraz wszelkiego rodzaju dysydenci
przybywali tutaj licznie z całej Europy, aby spróbować swojego szczęścia.
Swoboda i
siła militarna szły ramię w ramię. W 1410 r. wojska tego państwa rozgromiły pod
Grunwaldem rycerzy zakonu krzyżackiego, którego symbole heraldyczne do dziś
funkcjonują w armii niemieckiej. W 1683 r. u bram Wiednia powstrzymaliśmy
imperium osmańskie i jego plany zjednoczenia Europy pod sztandarami islamu.
Ale na
przełomie XVII i XVIII stulecia coś się zmieniło. Królowie elekcyjni,
niepowiązane ze sobą armie i niezależne waluty nie miały szans w świecie
zunifikowanych, merkantylistycznych i autorytarnych państw narodowych.
Największą słabością Rzeczypospolitej stał się jej najbardziej demokratyczny
rys – możliwość zablokowania procesu legislacyjnego przez jednego posła. Zasada
jednomyślności, której przyjęcie w państwie federalnym niewątpliwie zasługuje
na podziw, otworzyła furtkę dla korupcji i braku odpowiedzialności.
Polska
zdołała się w końcu zreformować. Uchwalona 3 maja 1791 r. konstytucja zniosła
zasadę jednomyślności, zunifikowała państwo i stworzyła stały rząd. Ale reformy
zostały wprowadzone zbyt późno. Przegraliśmy wojnę w obronie konstytucji i w
wyniku rozbioru z 1795 r. Polska zniknęła z mapy świata na ponad sto lat.
Jaki jest
morał tej historii? Nie wolno stać w miejscu, gdy świat wokół się zmienia i
rosną nowi konkurenci. Nie wystarczy polegać na instytucjach i procedurach, które
sprawdziły się w przeszłości. Stopniowe zmiany to za mało. Nawet zachowanie
dotychczasowej pozycji jest uzależnione od podejmowania odpowiednio szybkich
decyzji.
Uważam, że
mamy obowiązek oszczędzić naszej wspaniałej unii losu, jaki spotkał Jugosławię
oraz dawno minioną Rzeczpospolitą Obojga Narodów.
Zakończenie
Nasz schyłek nie jest wcale
rzeczą przesądzoną. Jeżeli pokonamy bieżące trudności, wciąż możemy zadziwić
świat naszymi dokonaniami i siłą.
Jesteśmy przecież nie tylko
największą światową gospodarką, lecz również największą strefą pokoju,
demokracji i praw człowieka. Stanowimy źródło inspiracji dla narodów żyjących w
naszym sąsiedztwie – zarówno na Wschodzie, jak i na Południu. Jeżeli
uporządkujemy nasze sprawy, możemy stać się prawdziwym supermocarstwem. W
ramach równego partnerstwa ze Stanami Zjednoczonymi będziemy wówczas mogli
utrzymać siłę, dobrobyt i przywództwo Zachodu.
Ale dziś stoimy na skraju
przepaści. To najbardziej przerażająca chwila w mojej ministerialnej karierze,
ale przez to jednocześnie najbardziej wzniosła. Przyszłe pokolenia osądzą nas
według naszych czynów lub ich braku. Według tego, czy stworzymy podwaliny pod
dziesięciolecia wielkości, czy też uchylimy się od odpowiedzialności i
pogodzimy z naszym schyłkiem.
Stojąc tu, w Berlinie, jako
Polak i Europejczyk, mówię: trzeba działać teraz.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
ue,
berlin,
sikorski,
przemówienie

Komentarze: (2)

anonim,

December 1, 2011 07:04

Skomentuj komentarz

Blog RzeczpospolitejPiotr ZarembaUnia jak Jugosławia?W USA umiejętność przemawiania była zawsze narodową specjalnością.Uczono jej w szkole, wydawano podręczniki. Ktoś, kto wplótł w mowę dobrą anegdotę, odnosił sukces na politycznym wiecu albo za stołem, gdzie wygłaszał toast.Franklin Delano Roosevelt, świetny mówca (zdaniem złośliwych lepszy niż polityk – nie zgadzam się z tym), aby usposobić dobrze farmerów do programu ograniczania zbiorów, zafundował im opowieść o miastowym, który przyjechał na południową wieś i zbiory bawełny wziął za… zbiór malin. Grunt to dobry humor.Politycy europejscy mają coraz więcej okazji, aby ćwiczyć podobne umiejętności podczas niezliczonych konferencji. Radosław Sikorski, wdzięczny uczeń amerykańskich think tanków, korzysta z okazji. W Berlinie odwołał się do emocji i wygrał. Były owacje.Ale entuzjazm (albo kac po wspólnym biesiadowaniu) mija, sięga się po tekst. Polski minister zaczął od opowieści z czasów rozpadu Jugosławii. Młody Radek rozmawiał z prezesem banku Chorwacji. Ten dowiedział się, że Serbia dodrukowała dinary, i od razu pojął, że to koniec wspólnego państwa. Tak samo jest teraz – koniec euro to koniec Unii Europejskiej. Zaczną się rzezie i czystki etniczne!Cóż za erudycja, co za dar kojarzenia! Jednak czytamy raz jeszcze… Czy Jugosławia rozpadła się na skutek kłopotów walutowych? A nie dlatego, że była sztucznym tworem połączonym jedynie gasnącą komunistyczną ideologią? I czy uratowałyby ją reformy finansowe? Ustrojowe? Nie, uratować ją mogła najsilniejsza Serbia – za cenę przemocy straszniejszej pewnie niż masakry, jakie zaczęły się potem w poszczególnych republikach.Przykład jest więc „ni priczom”, a nawet można go odczytywać wbrew intencjom ministra. Bo skoro Unia to Jugosławia, twór sztuczny… Przeczytajcie państwo całą tę mowę. Ona się roi od takich sprzeczności.One przesłaniają prawdę, która tam nie pada. Sikorski anonsuje, pokrętnie i nie do końca, ale jednak, zmianę kontraktu, jaki Polska zawarła z Unią na początku lat 2000. Wiązaliśmy się z ligą wolnych państw. A dziś mówi się o nadzorze nad narodowymi budżetami, czego nie ma nawet w USA, choć to jedno państwo z jednym politycznym naro- dem, inaczej niż Europa. Ta zmiana kontraktu wymaga nowej ratyfikacji lub – za czym się opowiadam – odrzucenia. Nie zagubmy tego wśród dowcipnych dygresji.Autor jest publicystą tygodnika „Uważam Rze”

adam@kormoran,

December 24, 2011 13:31

Skomentuj komentarz

Wpadł mi w oko ten kawałek:
Nasz schyłek nie jest wcale rzeczą przesądzoną. Jeżeli pokonamy bieżące trudności, wciąż możemy zadziwić świat naszymi dokonaniami i siłą.
i od razu przypomniało mi się jak mój ś.p. dziadek komentował w real-time przemówienia Jaruzela, coś o socjaliźmie, o przjeściowych chwilowych, o nowej drodze, itd. taa.. wy zbudujecie, złotą drogę zbudujecie… tu zaciągał się papierosem a po chwili wybuchał rechotliwym śmiechem: ale socjalizm po złotych drogach nie chodzi.
A gdy nieutulony w żalu spiker dziennika ogłaszał, że po śmierci L. Breżniewa flagi zostały opuszczone do połowy masztu dziadek warknał: było portki spuścić.
Więc skoro związek radziecki nie zniknął tylko zmienił swoje położenie to uwagi te nie straciły nic na aktualności 🙂

Skomentuj notkę
A ważne to przemówienie zachowuję sobie ku pamięci na blogu.

Polska a przyszłość Unii Europejskiej
Radosław Sikorski, Minister Spraw
Zagranicznych RP, Berlin, 28 listopada 2011 r.
Panie
Prezydencie, Ministrze – drogi Guido, Szanowni Państwo,
Pozwólcie,
że zacznę od anegdoty.
20 lat
temu, w 1991 roku, pojechałem jako dziennikarz do Federalnej Republiki
Jugosławii. Gdy przeprowadzałem wywiad z prezesem Republikańskiego Banku
Chorwacji, ktoś do niego zadzwonił z wiadomością, której znaczenie nie było do
końca jasne. Otóż przekazano mu, iż parlament innej republiki Jugosławii,
Serbii, chwilę wcześniej przegłosował dodruk nieuprawnionej ilości wspólnej
waluty – dinarów.
Odkładając
słuchawkę bankier powiedział: „To jest koniec Jugosławii.”
Miał
rację. Jugosławia rozpadła się. Rozpadła się również „strefa dinara”.
Wiemy, co nastąpiło potem. Sprawy dotyczące waluty, mogą być sprawami wojny i
pokoju, życia i śmierci federacji.
Dzisiaj
Chorwacja, Serbia i Macedonia mają własne waluty.
Czarnogóra
i Kosowo posługują się euro, mimo że nie są w strefie euro. Bośnia i
Hercegowina ma nawet „wymienialną markę”, której kurs jest zależny od
euro.
Zaskakująca
historia. Nie integracji, lecz dezintegracji europejskiej.
Dezintegracji,
która nastąpiła straszliwym kosztem życia ludzkiego. Region ten dopiero teraz
powoli powraca do europejskiej rodziny.
Los
Jugosławii pokazuje nam, że pieniądz, pełniąc funkcję techniczną jako „środek
wymiany”, symbolizuje jedność lub jej brak.
Dlaczego
tak jest? Pieniądze istnieją, ponieważ istnieją wspólnoty. Wspólnota, w której
ludzie żyją i handlują – dokonują swobodnej wymiany – tworzy wartość. Ich
pieniądze są wyrazicielem tej wartości.
Moralne
znaczenie pieniądza intrygowało Immanuela Kanta, który napisał, że cała
praktyka pożyczania pieniędzy zakłada z góry uczciwą intencję spłaty. Gdyby
warunek ten został powszechnie zignorowany, wówczas istota udzielania pożyczek
i dzielenia się bogactwem zostałaby podważona.
Dla Kanta,
uczciwość i odpowiedzialność stanowiły imperatywy kategoryczne: podstawę
wszelkiego ładu moralnego. Stanowią one również kamienie węgielne Unii
Europejskiej. Wskazałbym na dwie podstawowe wartości: Odpowiedzialność i Solidarność.
Nasza odpowiedzialność za decyzje i procesy. A solidarność, gdy przychodzi do
ponoszenia ciężarów.
Dzisiaj,
gdy zbliża się koniec Polskiej Prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, postawię
następujące pytania:
Jak doszło do tego kryzysu?
Dokąd zmierzamy?
Jak chcemy to osiągnąć?
Jaki jest wkład Polski?
O co prosimy Niemcy?
* *
Pierwsze pytanie: jak to się
stało, że strefa euro popadła w obecne tarapaty?

Zacznę od tego, czego ten
kryzys nie dotyczy. Nie został on wywołany – jak niektórzy sugerują –
rozszerzeniem.
Rozszerzenie stworzyło rozwój
i bogactwo w całej Europie.
Eksport krajów UE-15 do
krajów UE-10 wzrósł prawie dwukrotnie w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Dane te
są jeszcze bardziej zaskakujące, jeżeli spojrzymy na poszczególne kraje.
Eksport Wielkiej Brytanii do 10 krajów, które przystąpiły do UE po 2004 wzrósł
z 2,2 miliarda euro w 1993 r. do 10 miliardów euro w zeszłym roku; Francji – z
2,7 miliarda euro do 16,0 miliardów euro, Niemiec – to może Państwa zaskoczyć –
z 15 miliardów euro do 95 miliardów euro. W zeszłym roku łączne obroty handlowe
między krajami UE-15 a krajami UE-10 wyniosły 222 miliardów euro, o 51
miliardów euro więcej niż w 1995 roku. Okrągła suma. Podejrzewam, że zapewnia
ona niejedno miejsce pracy w starej Europie.
Zatem rozszerzenie nie tylko
nie spowodowało kryzysu, ale przeciwnie, zapewne dałoby się wykazać, że pomogło
odroczyć gospodarcze turbulencje. Dzięki korzyściom, jakie daje handel na
rozszerzonym rynku, państwa opiekuńcze Europy Zachodniej dopiero teraz zostały
zmuszone stawić czoło rzeczywistości.
Jeżeli nie
ma związku między obecnymi zawirowaniami a rozszerzeniem, to może mamy do
czynienia z kryzysem walutowym?
Nie do
końca. Euro ma się dobrze w stosunku do dolara i innych walut.
Naturalnie
częściowo chodzi o zadłużenie, o konieczność zmniejszenia szaleńczo wysokich
dźwigni finansowych, spowodowanych nadmiernymi wydatkami budżetowymi rządów
posiłkujących się instrumentami szarlatanerii księgowej i nieodpowiedzialną
inżynierią finansową. Zmniejszanie dźwigni finansowych następuje poza strefą
euro: spójrzmy na Wielką Brytanię, której zadłużenie sięgnęło 80% PKB, i Stany
Zjednoczone, gdzie osiągnęło ono poziom 100% PKB.
Gdyby
chodziło tylko o zadłużenie, to moglibyśmy oczekiwać, że ratingi i spready
oddziaływałyby na kraje proporcjonalnie do stopnia ich zadłużenia. Lecz, co
wielce znaczące, tak się nie dzieje. Niektóre kraje, jak Wielka Brytania i
Japonia, które są bardzo zadłużone w stosunku do swojego PKB, płacą niskie
stawki kosztów obsługi długu. Inne kraje o niższym zadłużeniu – jak Hiszpania,
ponoszą wysokie koszty.
Nieuchronny wniosek, jaki się
nasuwa, to taki, że ten kryzys nie dotyczy tylko zadłużenia, ale przede
wszystkim zaufania, a mówiąc ściślej, wiarygodności. Dotyczy tego, gdzie – zdaniem
inwestorów – ich inwestycje będą bezpieczne.
Bądźmy wobec siebie szczerzy
i przyznajmy, że rynki mają pełne prawo wątpić w wiarygodność strefy euro.
Przecież Pakt Stabilności i Rozwoju został naruszony 60 razy! I nie tylko przez
mniejsze kraje, które mają kłopoty, ale również przez samych założycieli w
jądrze strefy euro.
Jeżeli problemem jest
wiarygodność, to należy ją odbudować.
Potrzebne
są instytucje, procedury, sankcje, które przekonają inwestorów, że kraje będą
potrafiły żyć w granicach swoich możliwości, a zatem, że obligacje, które kupią
zostaną spłacone, najlepiej z uczciwym procentem.
Drugie pytanie: Dokąd
zmierzamy?
Mamy dwie
zasadnicze możliwości. Zanim powiem, na czym one polegają, pozwólcie, że zwrócę
uwagę na to, że słabości strefy euro nie są wyjątkiem, ale raczej są typowe dla
sposobu, w jaki zbudowaliśmy Unię Europejską. Mamy w Europie dominującą walutę,
na straży której nie stoi żadne europejskie Ministerstwo Skarbu. Mamy wspólne
granice bez wspólnej polityki migracyjnej. Mamy rzekomo wspólną politykę
zagraniczną, lecz jest ona pozbawiona realnych instrumentów władzy i często
osłabiana przez państwa członkowskie, które załatwiają własne interesy. Mógłbym
jeszcze długo wymieniać.
Większość
naszych instytucji i procedur zależy od dobrej woli i poczucia przyzwoitości
państw członkowskich. Mechanizm ten działa w miarę sprawnie przy sprzyjających
okolicznościach. A jeśli na granicy unijnej pojawiają się masowo imigranci, w
naszym sąsiedztwie wybucha wojna domowa albo rynki finansowe reagują paniką, co
wówczas zazwyczaj robimy? Szukamy schronienia w dobrze znanych ramach państwa
narodowego.
Kryzys strefy euro jest
bardziej dramatycznym przejawem europejskiej niemocy, ponieważ jej założyciele
stworzyli system, który może być doprowadzony do rozpadu przez każdego z jej
członków, za co on i całe otoczenie zapłaci zatrważającą cenę.
Rozpad
spowodowałby kryzys apokaliptycznych rozmiarów, wykraczający poza nasz system
finansowy. Z chwilą, gdy zacznie obowiązywać logika „każdy dba o
siebie”, czy rzeczywiście możemy ufać, że wszyscy będą działać w duchu
wspólnotowym i odrzucą pokusę wyrównywania rachunków w innych dziedzinach, na
przykład w handlu?
Czy
naprawdę założylibyście się o wszystko, że jeżeli dojdzie do rozpadu strefy
euro, to wspólny rynek, kamień węgielny Unii Europejskiej, na pewno przetrwa? W
końcu więcej małżeństw kończy się burzliwym, a nie polubownym rozwodem.
Słyszałem o przypadku w Kalifornii, kiedy rozwodzące się małżeństwo wydało 100
000 dolarów na ustalenie, które z nich przejmie opiekę nad ich kotem.
Jeżeli nie jesteśmy gotowi
zaryzykować częściowego demontażu UE, wówczas staniemy przed najtrudniejszym
dla każdej federacji wyborem: głębsza integracja lub rozpad.
Nie
jesteśmy jedyną federacją, która stoi przed fundamentalnym pytaniem o swoją
przyszłość z powodu zadłużenia. Przed nami drogę tę przeszły dwie do dziś
istniejące federacje. Amerykanie przekroczyli punkt, z którego nie ma powrotu,
tworząc Stany Zjednoczone, z chwilą gdy rząd federalny przejął odpowiedzialność
za długi zaciągnięte przez poszczególne stany podczas Wojny o Niepodległość.
Wypłacalna Wirginia ubiła targu z bardziej zadłużonym Massachusetts i dlatego
stolicę ustanowiono nad Potomakiem. Alexander Hamilton doprowadził do zawarcia
umowy, w myśl której długi wszystkich uzyskały wspólne gwarancje, tworząc
strumień dochodów do ich obsługi.
Szwajcaria
również przekształciła się w prawdziwą federację, gdy ustanowiła zasady
zaciągania długów i dokonywana transferów między jej bogatszymi i biedniejszymi
kantonami.
My też
stoimy przed wyborem, czy chcemy być prawdziwą federacją, czy też nie. Jeżeli
ponowna nacjonalizacja lub rozpad są nie do zaakceptowania, pozostaje nam tylko
jedna możliwość: sprawienie, by Europą w końcu można było rządzić, a co za tym
idzie, doprowadzenie z czasem do Europy bardziej wiarygodnej.
Polityka
jest często sztuką osiągania równowagi między tym, co pilne, a tym co ważne.
Pilną
sprawą jest ocalenie strefy euro. Podejmując ten wysiłek, ważne jest, abyśmy
zachowali Europę jako demokrację, która szanuje autonomię jej państw
członkowskich. Ten nowy europejski ład będzie musiał znaleźć równowagę między
Odpowiedzialnością, Solidarnością i Demokracją, jako podwalinami naszej unii
politycznej.
Pytanie trzecie: jak chcemy
to osiągnąć?
Dobrym początkiem
jest tzw. sześciopak czyli pakiet pięciu rozporządzeń i jednej dyrektywy,
wynegocjowany z pomocą polskiej Prezydencji, który wniósł większą przejrzystość
i dyscyplinę do finansów państw członkowskich. Teraz w procesie tworzenia
budżetów krajowych, ministrowie finansów państw członkowskich będą zobowiązani
przedstawić bardzo wcześnie, nawet zanim zostaną one przekazane do parlamentów
krajowych, wyliczenia budżetowe swoim odpowiednikom oraz Komisji. Komisja
zaproponuje działania korygujące, gdy państwo członkowskie znajdzie się w
sytuacji nierównowagi makroekonomicznej. Członkowie strefy euro, którzy naruszą
Pakt Stabilności i Wzrostu, będą poddawani sankcjom prawie niemożliwym do
zablokowania przez zastosowanie presji politycznej. Ponadto „sześciopak”
potwierdza, że zasady można wprowadzać nie w postaci dyrektyw – które wymagają
wdrożenia do prawa krajowego – lecz rozporządzeń, które są aktami powszechnie i
od razu obowiązującymi.
Zostały
zaproponowane bardziej ambitne działania. W celu wzmocnienia konwergencji
ekonomicznej, Komisja i Eurogrupa uzyskałyby prawo do szczegółowego badania z
wyprzedzeniem wszystkich głównych planów reform gospodarczych, których skutki
mogłyby być odczuwalne w strefie euro; nakładałyby sankcje na kraje
niewdrażające zaleceń politycznych, a grupy krajów uzyskałyby zgodę na
zsynchronizowanie swoich polityk rynku pracy, emerytalnych i społecznych.
Dyscyplina
finansowa uległaby wzmocnieniu dzięki temu, że dostęp do funduszy ratunkowych
mieliby tylko ci członkowie, którzy przestrzegają reguł makrofiskalnych,
sankcje stałyby się automatyczne, a Komisja, Rada i Trybunał Sprawiedliwości
uzyskałyby uprawnienia do egzekwowania 3% pułapu deficytu i 60% pułapu
zadłużenia. Kraje podlegające procedurze nadmiernego deficytu budżetowego musiałyby
przedstawić swoje budżety krajowe Komisji do zaakceptowania. Komisja
otrzymałaby uprawnienia do ingerowania w polityki krajów, które nie mogą
spełnić swoich zobowiązań. Kraje uporczywie łamiące zasady byłyby zawieszone w
swoich prawach głosu.
Pod warunkiem,
że Rada Europejska raz na zawsze ustanowi nowe, surowe zasady, Europejski Bank
Centralny powinien stać się bankiem centralnym z prawdziwego zdarzenia,
pożyczkodawcą ostatniej szansy, który podtrzymuje wiarygodność całej strefy
euro. EBC musi działać szybko, wyprzedzając nieodwracalne procesy ustawodawcze.
To
pozwoliłby nam uniknąć katastrofy, ale potrzeba czegoś więcej. Polska od samego
początku wspierała pomysł nowego traktatu, który uczyniłby Unię bardziej
skuteczną.
Komisja Europejska powinna
zostać wzmocniona. Jeżeli ma odgrywać rolę nadzorcy gospodarczego, to jej
komisarze powinni być autentycznymi przywódcami z autorytetem, osobowością i co
więcej – charyzmą, tak aby być prawdziwymi rzecznikami wspólnych europejskich
interesów. Komisja powinna być mniejsza, aby być bardziej efektywna. Każdy z
nas, kto przewodniczył jakiemuś spotkaniu wie, że najbardziej wydajne są te, w
których uczestniczy nie więcej niż dwanaście osób. Komisja Europejska składa
się obecnie z 27 członków. Należy wprowadzić rotację przy obsadzie stanowisk
komisarzy przez państwa członkowskie.
Im więcej władzy przekażemy
instytucjom europejskim, tym większą legitymizację demokratyczną powinny
uzyskać. Drakońskie uprawienia do nadzorowania budżetów krajowych powinny być
wykonywane tylko w porozumieniu z Parlamentem Europejskim.
Parlament
powinien bronić swojej roli i zadań. Eurosceptycy mają rację, gdy mówią, że
Europa będzie dobrze funkcjonować, jeżeli przekształci się w ustrój, wspólnotę,
z którą ludzie będą się utożsamiać i wobec której będą lojalni. Włochy zostały
stworzone, musimy jeszcze stworzyć Włochów, powiedział Massimo d’Azeglio na
pierwszym posiedzeniu parlamentu po zjednoczeniu Królestwa Włoch w XIX wieku.
My w UE mamy łatwiejsze zadanie: mamy zjednoczoną Europę. Mamy Europejczyków. To,
co musimy uczynić, to nadać wyraz polityczny europejskiej opinii publicznej.
Aby to urzeczywistnić, niektórzy członkowie Parlamentu Europejskiego mogliby
być wybierani z ogólnoeuropejskiej listy kandydatów. Istnieje potrzeba
zwiększenia „politische Bildung” (edukacji politycznej) obywateli i
elit politycznych. Parlament powinien mieć swoją siedzibę w jednym miejscu.
Moglibyśmy również połączyć
stanowiska Przewodniczących Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej. Kanclerz Angela Merkel sugeruje nawet, aby taka
osoba była wybierana w bezpośrednich wyborach przez lud europejski.
Ważne
jest, abyśmy zachowali spójność miedzy strefą euro a całą UE. Instytucje
wspólnotowe powinny zachować swój centralny charakter. Jako Prezydencja stoimy
na straży naszej jedności. A jedność nie może być hipotetyczna. Chodzi o to, że
stwierdzenie, iż kraje mogą uczestniczyć z chwilą przystąpienia do strefy euro,
to za mało. Zamiast organizować odrębne szczyty grupy euro lub spotkania
wyłącznie z udziałem ministrów finansów, moglibyśmy kontynuować praktykę
stosowaną na innych forach unijnych, w których wszyscy mogą uczestniczyć, ale
głosować mogą tylko członkowie.
Im więcej władzy i
legitymizacji przekażemy instytucjom federalnym, tym państwa członkowskie
powinny być bardziej utwierdzane w przekonaniu, że niektóre prerogatywy, takie jak
szeroko pojęte kwestie: tożsamości narodowej, religii, stylu życia, moralności
publicznej oraz stawek podatku dochodowego i podatku VAT, powinny na zawsze
pozostać w gestii państw. Nasza jedność nie ucierpi na różnicach w godzinach
pracy lub zapisach prawa rodzinnego.
To nasuwa
pytanie, czy tak ważne państwo członkowskie jak Wielka Brytania może poprzeć
reformę. Daliście Unii wspólny język. Jednolity Rynek to, w dużej mierze, Wasz
genialny pomysł. Brytyjska komisarz kieruje naszą dyplomacją. Moglibyście
przewodzić Europie w sprawach obronności. Jesteście niezbędnym łącznikiem w
stosunkach transatlantyckich. Z drugiej strony, rozpad strefy euro bardzo by
zaszkodził Waszej gospodarce. Ponadto ogólne zadłużenie Wielkiej Brytanii,
uwzględniając dług publiczny, dług przedsiębiorstw i gospodarstw domowych
przekroczył 400% PKB. Czy jesteście pewni, że rynki będą zawsze dla Was
przychylne? Wolelibyśmy widzieć Was w strefie euro, ale jeżeli nie możecie do
niej przystąpić, pozwólcie nam iść dalej. Proszę Was też o to, żebyście zaczęli
tłumaczyć Brytyjczykom, że decyzje europejskie nie są dyktatami Brukseli, ale
wynikają z porozumień, w tworzeniu których dobrowolnie bierzecie udział.
Czwarte pytanie: Co Polska
wnosi?
Dzisiaj Polska nie jest
źródłem problemów, lecz rozwiązań europejskich. Teraz zarówno możemy, jak i
chcemy, wnosić swój wkład. Wnosimy nasze niedawne doświadczenie pomyślnej
transformacji z dyktatury do demokracji i z chorej gospodarki
nakazowo-rozdzielczej do coraz lepiej rozwijającej się gospodarki rynkowej.
Pomogli nam przyjaciele i
sojusznicy: Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i, przede wszystkim,
Niemcy. Doceniamy duże i szczodre wsparcie – solidarność – jaką Niemcy nam
okazały w ciągu ostatniego dwudziestolecia. Ich danke Ihnen als Politiker und
als Pole.
Mam
nadzieję, że doceniacie to, iż była to dobra inwestycja. W 2010 roku eksport
Niemiec do Polski przekroczył dziewięciokrotnie poziom z 1990 roku i – mimo
kryzysu – rośnie. Wymiana handlowa Niemiec z Polską jest większa niż z Federacją
Rosyjską, chociaż nie zawsze można się tego dowiedzieć z niemieckiego dyskursu
politycznego.
Od
zeszłego roku Polska jest zaliczana do bardzo rozwiniętych krajów we Wskaźniku
Rozwoju Społecznego. W latach 2007-2011 awansowaliśmy o dziesięć miejsc w rankingu
Globalnego Wskaźnika Konkurencyjności . W tym okresie poprawiliśmy naszą
pozycję o 20 miejsc we Wskaźniku Postrzegania Korupcji , wyprzedzając
niektórych członków euro.
Na przestrzeni ostatnich
czterech lat, skumulowany wzrost PKB w Polsce wyniósł w sumie 15,4 procent.
Jaki kraj ma drugi wynik w Unii Europejskiej ze wzrostem 8 procent? Otóż jest
to członek strefy euro – Słowacja. Tymczasem średnia unijna to minus 0,4
procent. Dla tych, którzy chcieliby dzielić Europę, mam zatem następującą
propozycję: a może przeprowadzimy naturalny podział na Europę cieszącą się
wzrostem gospodarczym i Europę, gdzie wzrostu gospodarczego nie ma? Ale
ostrzegam: kształty tych bloków nie odpowiadałyby panującym stereotypom.
Nie stało
się tak samoistnie. Kolejne rządy RP podejmowały bolesne decyzje, a Polacy
ponosili wiele wyrzeczeń. Prywatyzacja, reforma emerytur, otwarcie Polski na
globalizację – niektórzy wyszli z tego obronną ręką, podczas gdy inni
ucierpieli. Byliśmy jednym z pierwszych krajów, który wprowadził konstytucyjną
„kotwicę” długu publicznego.
Nie
spoczywamy przy tym na laurach. Gdy Premier Donald Tusk dwa tygodnie temu
przedstawiał w Sejmie nowy rząd, powiedział: „Po to, aby zarówno
bezpiecznie przejść przez rok 2012, ale również aby tworzyć reguły stabilnego
wzrostu bezpieczeństwa finansowego, dyscypliny finansowej także na kolejne lata
i dziesięciolecia, będziemy musieli podjąć działania, w tym działania
niepopularne, działania, które będą wymagały wyrzeczenia i zrozumienia od
wszystkich bez wyjątku”.
Już w
przyszłym roku zamierzamy osiągnąć pułap 3 procent deficytu sektora finansów
publicznych oraz ograniczyć dług publiczny do 52 procent PKB. Na koniec 2015
roku chcemy doprowadzić do obniżenia deficytu do 1 procenta PKB, a długu
publicznego do 47 procent. Wiek przechodzenia na emeryturę, zarówno kobiet jak
i mężczyzn, zostanie podwyższony do 67 roku życia. Zmniejszone zostaną
przywileje emerytalne żołnierzy, policjantów i duchowieństwa. Składka rentowa
będzie podniesiona o 2 punkty procentowe. Świadczenia rodzinne zostaną odebrane
bogatszym i przekazane biedniejszym.
Na koniec
kadencji tego rządu, Polska będzie spełniała kryteria członkostwa w strefie
euro. Zależy nam bowiem na przetrwaniu i rozkwicie strefy euro, do której
planujemy przystąpić. Popierając Traktat Akcesyjny, Polacy upoważnili nas do
wprowadzenia Polski do strefy euro – gdy tylko ona i my będziemy na to gotowi.
Polska
wnosi również do Europy gotowość do kompromisu – nawet w zakresie wspólnego
podejścia do suwerenności – w zamian za uczciwą pozycję w silniejszej Europie.
Pytanie piąte: O co prosimy
Niemcy?
Po
pierwsze, prosimy Niemcy o to, aby otwarcie przyznały, że są największym
beneficjentem obecnych porozumień i tym samym, że to na nich ciąży największy
obowiązek, aby porozumienia te przetrwały.
Po drugie,
doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, że nie jesteście niewinną ofiarą
rozrzutności innych. Wy również łamaliście Pakt Stabilności i Wzrostu, a Wasze
banki lekkomyślnie kupowały ryzykowne obligacje.
Po
trzecie, ponieważ inwestorzy sprzedają obligacje państw najbardziej zagrożonych
i szukają bezpiecznych inwestycji, Wasze koszty pożyczania pieniędzy są niższe
niż w przypadku normalnej koniunktury.
Po
czwarte, jeśli gospodarki Waszych sąsiadów zwolnią lub załamią się, wy także
przez to ogromnie ucierpicie.
Po piąte,
mimo zrozumiałej awersji do inflacji, Niemcy powinny przyznać, że zdają sobie
sprawę z tego, że ryzyko rozpadu jest obecnie coraz większe.
Po szóste,
że z racji rozmiarów i historii Waszego kraju, ponosicie specjalną odpowiedzialność,
aby chronić pokój i demokrację na naszym kontynencie. Jak mądrze stwierdził
Jurgen Habermas, „Jeśli projekt europejski upadnie, pojawi się pytanie jak
wiele trzeba będzie czasu, aby odzyskać status quo. Przypomnijmy sobie
rewolucję niemiecką z 1848 r.: po jej klęsce potrzeba było stu lat, aby
doprowadzić do tego samego poziomu demokracji”.
Co, jako minister spraw
zagranicznych Polski, uważam za największe zagrożenie dla bezpieczeństwa i
dobrobytu Europy dziś, w dniu 28 listopada 2011 roku? Nie jest to terroryzm,
nie są to Talibowie, i już na pewno nie są to niemieckie czołgi. Nie są to
nawet rosyjskie rakiety, którymi groził Prezydent Miedwiediew, mówiąc, że
rozmieści je na granicy Unii Europejskiej. Największym zagrożeniem dla
bezpieczeństwa i dobrobytu Polski byłby upadek strefy euro.
I domagam się od Niemiec
tego, abyście – dla dobra Waszego i naszego – pomogli tej strefie euro
przetrwać i prosperować. Dobrze wiecie, że nikt inny nie jest w stanie tego
zrobić. Zapewne jestem pierwszym w historii ministrem spraw zagranicznych
Polski, który to powie: Mniej zaczynam się obawiać się niemieckiej potęgi niż
niemieckiej bezczynności.
Niemcy
stały się niezbędnym narodem Europy.
Nie
możecie sobie pozwolić na porażkę przywództwa. Nie możecie dominować, lecz
macie przewodzić reformom.
Jeżeli
włączycie nas w proces podejmowania decyzji, możecie liczyć na wsparcie ze
strony Polski.
Niebezpieczeństwa spóźnionej
reformy
Rozpocząłem
to wystąpienie od anegdoty o pewnym eksperymencie z unią polityczną w
komunistycznej Jugosławii.
Pozwólcie
Państwo, że na zakończenie opowiem Wam jeszcze jedną historię. Chodzi o
najmniej znaną w dziejach Europy federację, a konkretnie o wspólne państwo
utworzone przez Polskę i Wielkie Księstwo Litewskie w 1385 r. Przetrwało ono
ponad cztery wieki, czyli – jak do tej pory – dłużej niż takie federacje jak
Stany Zjednoczone, Zjednoczone Królestwo czy Republika Federalna Niemiec, nie
wspominając już o Unii Europejskiej.
Stworzona
dzięki tej unii Rzeczpospolita Obojga Narodów wyprzedzała ówczesne standardy –
podobnie jak dziś UE. Posiadała bowiem wspólny parlament oraz obieralną głowę
państwa. Grupa dysponująca prawami politycznymi, a więc obywatele uprawnieni do
głosowania, stanowili 10% ludności. Był to zatem ustrój, który jak na tamte
czasy gwarantował największą partycypację polityczną. Co więcej, panująca w
Rzeczpospolitej tolerancja religijna oszczędziła jej mieszkańcom okrucieństw
wojny trzydziestoletniej. Miasta zakładane były według prawa magdeburskiego, a
początki wielu spośród nich – np. mojej rodzinnej Bydgoszczy – wiążą się z
niemieckimi osadnikami. Żydzi, Ormianie oraz wszelkiego rodzaju dysydenci
przybywali tutaj licznie z całej Europy, aby spróbować swojego szczęścia.
Swoboda i
siła militarna szły ramię w ramię. W 1410 r. wojska tego państwa rozgromiły pod
Grunwaldem rycerzy zakonu krzyżackiego, którego symbole heraldyczne do dziś
funkcjonują w armii niemieckiej. W 1683 r. u bram Wiednia powstrzymaliśmy
imperium osmańskie i jego plany zjednoczenia Europy pod sztandarami islamu.
Ale na
przełomie XVII i XVIII stulecia coś się zmieniło. Królowie elekcyjni,
niepowiązane ze sobą armie i niezależne waluty nie miały szans w świecie
zunifikowanych, merkantylistycznych i autorytarnych państw narodowych.
Największą słabością Rzeczypospolitej stał się jej najbardziej demokratyczny
rys – możliwość zablokowania procesu legislacyjnego przez jednego posła. Zasada
jednomyślności, której przyjęcie w państwie federalnym niewątpliwie zasługuje
na podziw, otworzyła furtkę dla korupcji i braku odpowiedzialności.
Polska
zdołała się w końcu zreformować. Uchwalona 3 maja 1791 r. konstytucja zniosła
zasadę jednomyślności, zunifikowała państwo i stworzyła stały rząd. Ale reformy
zostały wprowadzone zbyt późno. Przegraliśmy wojnę w obronie konstytucji i w
wyniku rozbioru z 1795 r. Polska zniknęła z mapy świata na ponad sto lat.
Jaki jest
morał tej historii? Nie wolno stać w miejscu, gdy świat wokół się zmienia i
rosną nowi konkurenci. Nie wystarczy polegać na instytucjach i procedurach, które
sprawdziły się w przeszłości. Stopniowe zmiany to za mało. Nawet zachowanie
dotychczasowej pozycji jest uzależnione od podejmowania odpowiednio szybkich
decyzji.
Uważam, że
mamy obowiązek oszczędzić naszej wspaniałej unii losu, jaki spotkał Jugosławię
oraz dawno minioną Rzeczpospolitą Obojga Narodów.
Zakończenie
Nasz schyłek nie jest wcale
rzeczą przesądzoną. Jeżeli pokonamy bieżące trudności, wciąż możemy zadziwić
świat naszymi dokonaniami i siłą.
Jesteśmy przecież nie tylko
największą światową gospodarką, lecz również największą strefą pokoju,
demokracji i praw człowieka. Stanowimy źródło inspiracji dla narodów żyjących w
naszym sąsiedztwie – zarówno na Wschodzie, jak i na Południu. Jeżeli
uporządkujemy nasze sprawy, możemy stać się prawdziwym supermocarstwem. W
ramach równego partnerstwa ze Stanami Zjednoczonymi będziemy wówczas mogli
utrzymać siłę, dobrobyt i przywództwo Zachodu.
Ale dziś stoimy na skraju
przepaści. To najbardziej przerażająca chwila w mojej ministerialnej karierze,
ale przez to jednocześnie najbardziej wzniosła. Przyszłe pokolenia osądzą nas
według naszych czynów lub ich braku. Według tego, czy stworzymy podwaliny pod
dziesięciolecia wielkości, czy też uchylimy się od odpowiedzialności i
pogodzimy z naszym schyłkiem.
Stojąc tu, w Berlinie, jako
Polak i Europejczyk, mówię: trzeba działać teraz.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
ue,
berlin,
sikorski,
przemówienie

Komentarze: (2)

anonim,

December 1, 2011 07:04

Skomentuj komentarz

Blog RzeczpospolitejPiotr ZarembaUnia jak Jugosławia?W USA umiejętność przemawiania była zawsze narodową specjalnością.Uczono jej w szkole, wydawano podręczniki. Ktoś, kto wplótł w mowę dobrą anegdotę, odnosił sukces na politycznym wiecu albo za stołem, gdzie wygłaszał toast.Franklin Delano Roosevelt, świetny mówca (zdaniem złośliwych lepszy niż polityk – nie zgadzam się z tym), aby usposobić dobrze farmerów do programu ograniczania zbiorów, zafundował im opowieść o miastowym, który przyjechał na południową wieś i zbiory bawełny wziął za… zbiór malin. Grunt to dobry humor.Politycy europejscy mają coraz więcej okazji, aby ćwiczyć podobne umiejętności podczas niezliczonych konferencji. Radosław Sikorski, wdzięczny uczeń amerykańskich think tanków, korzysta z okazji. W Berlinie odwołał się do emocji i wygrał. Były owacje.Ale entuzjazm (albo kac po wspólnym biesiadowaniu) mija, sięga się po tekst. Polski minister zaczął od opowieści z czasów rozpadu Jugosławii. Młody Radek rozmawiał z prezesem banku Chorwacji. Ten dowiedział się, że Serbia dodrukowała dinary, i od razu pojął, że to koniec wspólnego państwa. Tak samo jest teraz – koniec euro to koniec Unii Europejskiej. Zaczną się rzezie i czystki etniczne!Cóż za erudycja, co za dar kojarzenia! Jednak czytamy raz jeszcze… Czy Jugosławia rozpadła się na skutek kłopotów walutowych? A nie dlatego, że była sztucznym tworem połączonym jedynie gasnącą komunistyczną ideologią? I czy uratowałyby ją reformy finansowe? Ustrojowe? Nie, uratować ją mogła najsilniejsza Serbia – za cenę przemocy straszniejszej pewnie niż masakry, jakie zaczęły się potem w poszczególnych republikach.Przykład jest więc „ni priczom”, a nawet można go odczytywać wbrew intencjom ministra. Bo skoro Unia to Jugosławia, twór sztuczny… Przeczytajcie państwo całą tę mowę. Ona się roi od takich sprzeczności.One przesłaniają prawdę, która tam nie pada. Sikorski anonsuje, pokrętnie i nie do końca, ale jednak, zmianę kontraktu, jaki Polska zawarła z Unią na początku lat 2000. Wiązaliśmy się z ligą wolnych państw. A dziś mówi się o nadzorze nad narodowymi budżetami, czego nie ma nawet w USA, choć to jedno państwo z jednym politycznym naro- dem, inaczej niż Europa. Ta zmiana kontraktu wymaga nowej ratyfikacji lub – za czym się opowiadam – odrzucenia. Nie zagubmy tego wśród dowcipnych dygresji.Autor jest publicystą tygodnika „Uważam Rze”

adam@kormoran,

December 24, 2011 13:31

Skomentuj komentarz

Wpadł mi w oko ten kawałek:
Nasz schyłek nie jest wcale rzeczą przesądzoną. Jeżeli pokonamy bieżące trudności, wciąż możemy zadziwić świat naszymi dokonaniami i siłą.
i od razu przypomniało mi się jak mój ś.p. dziadek komentował w real-time przemówienia Jaruzela, coś o socjaliźmie, o przjeściowych chwilowych, o nowej drodze, itd. taa.. wy zbudujecie, złotą drogę zbudujecie… tu zaciągał się papierosem a po chwili wybuchał rechotliwym śmiechem: ale socjalizm po złotych drogach nie chodzi.
A gdy nieutulony w żalu spiker dziennika ogłaszał, że po śmierci L. Breżniewa flagi zostały opuszczone do połowy masztu dziadek warknał: było portki spuścić.
Więc skoro związek radziecki nie zniknął tylko zmienił swoje położenie to uwagi te nie straciły nic na aktualności 🙂

Skomentuj notkę
Panie
Prezydencie, Ministrze – drogi Guido, Szanowni Państwo,
Pozwólcie,
że zacznę od anegdoty.
20 lat
temu, w 1991 roku, pojechałem jako dziennikarz do Federalnej Republiki
Jugosławii. Gdy przeprowadzałem wywiad z prezesem Republikańskiego Banku
Chorwacji, ktoś do niego zadzwonił z wiadomością, której znaczenie nie było do
końca jasne. Otóż przekazano mu, iż parlament innej republiki Jugosławii,
Serbii, chwilę wcześniej przegłosował dodruk nieuprawnionej ilości wspólnej
waluty – dinarów.
Odkładając
słuchawkę bankier powiedział: „To jest koniec Jugosławii.”
Miał
rację. Jugosławia rozpadła się. Rozpadła się również „strefa dinara”.
Wiemy, co nastąpiło potem. Sprawy dotyczące waluty, mogą być sprawami wojny i
pokoju, życia i śmierci federacji.
Dzisiaj
Chorwacja, Serbia i Macedonia mają własne waluty.
Czarnogóra
i Kosowo posługują się euro, mimo że nie są w strefie euro. Bośnia i
Hercegowina ma nawet „wymienialną markę”, której kurs jest zależny od
euro.
Zaskakująca
historia. Nie integracji, lecz dezintegracji europejskiej.
Dezintegracji,
która nastąpiła straszliwym kosztem życia ludzkiego. Region ten dopiero teraz
powoli powraca do europejskiej rodziny.
Los
Jugosławii pokazuje nam, że pieniądz, pełniąc funkcję techniczną jako „środek
wymiany”, symbolizuje jedność lub jej brak.
Dlaczego
tak jest? Pieniądze istnieją, ponieważ istnieją wspólnoty. Wspólnota, w której
ludzie żyją i handlują – dokonują swobodnej wymiany – tworzy wartość. Ich
pieniądze są wyrazicielem tej wartości.
Moralne
znaczenie pieniądza intrygowało Immanuela Kanta, który napisał, że cała
praktyka pożyczania pieniędzy zakłada z góry uczciwą intencję spłaty. Gdyby
warunek ten został powszechnie zignorowany, wówczas istota udzielania pożyczek
i dzielenia się bogactwem zostałaby podważona.
Dla Kanta,
uczciwość i odpowiedzialność stanowiły imperatywy kategoryczne: podstawę
wszelkiego ładu moralnego. Stanowią one również kamienie węgielne Unii
Europejskiej. Wskazałbym na dwie podstawowe wartości: Odpowiedzialność i Solidarność.
Nasza odpowiedzialność za decyzje i procesy. A solidarność, gdy przychodzi do
ponoszenia ciężarów.
Dzisiaj,
gdy zbliża się koniec Polskiej Prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, postawię
następujące pytania:
Jak doszło do tego kryzysu?
Dokąd zmierzamy?
Jak chcemy to osiągnąć?
Jaki jest wkład Polski?
O co prosimy Niemcy?
* *
Pierwsze pytanie: jak to się
stało, że strefa euro popadła w obecne tarapaty?
Zacznę od tego, czego ten
kryzys nie dotyczy. Nie został on wywołany – jak niektórzy sugerują –
rozszerzeniem.
Rozszerzenie stworzyło rozwój
i bogactwo w całej Europie.
Eksport krajów UE-15 do
krajów UE-10 wzrósł prawie dwukrotnie w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Dane te
są jeszcze bardziej zaskakujące, jeżeli spojrzymy na poszczególne kraje.
Eksport Wielkiej Brytanii do 10 krajów, które przystąpiły do UE po 2004 wzrósł
z 2,2 miliarda euro w 1993 r. do 10 miliardów euro w zeszłym roku; Francji – z
2,7 miliarda euro do 16,0 miliardów euro, Niemiec – to może Państwa zaskoczyć –
z 15 miliardów euro do 95 miliardów euro. W zeszłym roku łączne obroty handlowe
między krajami UE-15 a krajami UE-10 wyniosły 222 miliardów euro, o 51
miliardów euro więcej niż w 1995 roku. Okrągła suma. Podejrzewam, że zapewnia
ona niejedno miejsce pracy w starej Europie.
Zatem rozszerzenie nie tylko
nie spowodowało kryzysu, ale przeciwnie, zapewne dałoby się wykazać, że pomogło
odroczyć gospodarcze turbulencje. Dzięki korzyściom, jakie daje handel na
rozszerzonym rynku, państwa opiekuńcze Europy Zachodniej dopiero teraz zostały
zmuszone stawić czoło rzeczywistości.
Jeżeli nie
ma związku między obecnymi zawirowaniami a rozszerzeniem, to może mamy do
czynienia z kryzysem walutowym?
Nie do
końca. Euro ma się dobrze w stosunku do dolara i innych walut.
Naturalnie
częściowo chodzi o zadłużenie, o konieczność zmniejszenia szaleńczo wysokich
dźwigni finansowych, spowodowanych nadmiernymi wydatkami budżetowymi rządów
posiłkujących się instrumentami szarlatanerii księgowej i nieodpowiedzialną
inżynierią finansową. Zmniejszanie dźwigni finansowych następuje poza strefą
euro: spójrzmy na Wielką Brytanię, której zadłużenie sięgnęło 80% PKB, i Stany
Zjednoczone, gdzie osiągnęło ono poziom 100% PKB.
Gdyby
chodziło tylko o zadłużenie, to moglibyśmy oczekiwać, że ratingi i spready
oddziaływałyby na kraje proporcjonalnie do stopnia ich zadłużenia. Lecz, co
wielce znaczące, tak się nie dzieje. Niektóre kraje, jak Wielka Brytania i
Japonia, które są bardzo zadłużone w stosunku do swojego PKB, płacą niskie
stawki kosztów obsługi długu. Inne kraje o niższym zadłużeniu – jak Hiszpania,
ponoszą wysokie koszty.
Nieuchronny wniosek, jaki się
nasuwa, to taki, że ten kryzys nie dotyczy tylko zadłużenia, ale przede
wszystkim zaufania, a mówiąc ściślej, wiarygodności. Dotyczy tego, gdzie – zdaniem
inwestorów – ich inwestycje będą bezpieczne.
Bądźmy wobec siebie szczerzy
i przyznajmy, że rynki mają pełne prawo wątpić w wiarygodność strefy euro.
Przecież Pakt Stabilności i Rozwoju został naruszony 60 razy! I nie tylko przez
mniejsze kraje, które mają kłopoty, ale również przez samych założycieli w
jądrze strefy euro.
Jeżeli problemem jest
wiarygodność, to należy ją odbudować.
Potrzebne
są instytucje, procedury, sankcje, które przekonają inwestorów, że kraje będą
potrafiły żyć w granicach swoich możliwości, a zatem, że obligacje, które kupią
zostaną spłacone, najlepiej z uczciwym procentem.
Drugie pytanie: Dokąd
zmierzamy?
Mamy dwie
zasadnicze możliwości. Zanim powiem, na czym one polegają, pozwólcie, że zwrócę
uwagę na to, że słabości strefy euro nie są wyjątkiem, ale raczej są typowe dla
sposobu, w jaki zbudowaliśmy Unię Europejską. Mamy w Europie dominującą walutę,
na straży której nie stoi żadne europejskie Ministerstwo Skarbu. Mamy wspólne
granice bez wspólnej polityki migracyjnej. Mamy rzekomo wspólną politykę
zagraniczną, lecz jest ona pozbawiona realnych instrumentów władzy i często
osłabiana przez państwa członkowskie, które załatwiają własne interesy. Mógłbym
jeszcze długo wymieniać.
Większość
naszych instytucji i procedur zależy od dobrej woli i poczucia przyzwoitości
państw członkowskich. Mechanizm ten działa w miarę sprawnie przy sprzyjających
okolicznościach. A jeśli na granicy unijnej pojawiają się masowo imigranci, w
naszym sąsiedztwie wybucha wojna domowa albo rynki finansowe reagują paniką, co
wówczas zazwyczaj robimy? Szukamy schronienia w dobrze znanych ramach państwa
narodowego.
Kryzys strefy euro jest
bardziej dramatycznym przejawem europejskiej niemocy, ponieważ jej założyciele
stworzyli system, który może być doprowadzony do rozpadu przez każdego z jej
członków, za co on i całe otoczenie zapłaci zatrważającą cenę.
Rozpad
spowodowałby kryzys apokaliptycznych rozmiarów, wykraczający poza nasz system
finansowy. Z chwilą, gdy zacznie obowiązywać logika „każdy dba o
siebie”, czy rzeczywiście możemy ufać, że wszyscy będą działać w duchu
wspólnotowym i odrzucą pokusę wyrównywania rachunków w innych dziedzinach, na
przykład w handlu?
Czy
naprawdę założylibyście się o wszystko, że jeżeli dojdzie do rozpadu strefy
euro, to wspólny rynek, kamień węgielny Unii Europejskiej, na pewno przetrwa? W
końcu więcej małżeństw kończy się burzliwym, a nie polubownym rozwodem.
Słyszałem o przypadku w Kalifornii, kiedy rozwodzące się małżeństwo wydało 100
000 dolarów na ustalenie, które z nich przejmie opiekę nad ich kotem.
Jeżeli nie jesteśmy gotowi
zaryzykować częściowego demontażu UE, wówczas staniemy przed najtrudniejszym
dla każdej federacji wyborem: głębsza integracja lub rozpad.
Nie
jesteśmy jedyną federacją, która stoi przed fundamentalnym pytaniem o swoją
przyszłość z powodu zadłużenia. Przed nami drogę tę przeszły dwie do dziś
istniejące federacje. Amerykanie przekroczyli punkt, z którego nie ma powrotu,
tworząc Stany Zjednoczone, z chwilą gdy rząd federalny przejął odpowiedzialność
za długi zaciągnięte przez poszczególne stany podczas Wojny o Niepodległość.
Wypłacalna Wirginia ubiła targu z bardziej zadłużonym Massachusetts i dlatego
stolicę ustanowiono nad Potomakiem. Alexander Hamilton doprowadził do zawarcia
umowy, w myśl której długi wszystkich uzyskały wspólne gwarancje, tworząc
strumień dochodów do ich obsługi.
Szwajcaria
również przekształciła się w prawdziwą federację, gdy ustanowiła zasady
zaciągania długów i dokonywana transferów między jej bogatszymi i biedniejszymi
kantonami.
My też
stoimy przed wyborem, czy chcemy być prawdziwą federacją, czy też nie. Jeżeli
ponowna nacjonalizacja lub rozpad są nie do zaakceptowania, pozostaje nam tylko
jedna możliwość: sprawienie, by Europą w końcu można było rządzić, a co za tym
idzie, doprowadzenie z czasem do Europy bardziej wiarygodnej.
Polityka
jest często sztuką osiągania równowagi między tym, co pilne, a tym co ważne.
Pilną
sprawą jest ocalenie strefy euro. Podejmując ten wysiłek, ważne jest, abyśmy
zachowali Europę jako demokrację, która szanuje autonomię jej państw
członkowskich. Ten nowy europejski ład będzie musiał znaleźć równowagę między
Odpowiedzialnością, Solidarnością i Demokracją, jako podwalinami naszej unii
politycznej.
Pytanie trzecie: jak chcemy
to osiągnąć?
Dobrym początkiem
jest tzw. sześciopak czyli pakiet pięciu rozporządzeń i jednej dyrektywy,
wynegocjowany z pomocą polskiej Prezydencji, który wniósł większą przejrzystość
i dyscyplinę do finansów państw członkowskich. Teraz w procesie tworzenia
budżetów krajowych, ministrowie finansów państw członkowskich będą zobowiązani
przedstawić bardzo wcześnie, nawet zanim zostaną one przekazane do parlamentów
krajowych, wyliczenia budżetowe swoim odpowiednikom oraz Komisji. Komisja
zaproponuje działania korygujące, gdy państwo członkowskie znajdzie się w
sytuacji nierównowagi makroekonomicznej. Członkowie strefy euro, którzy naruszą
Pakt Stabilności i Wzrostu, będą poddawani sankcjom prawie niemożliwym do
zablokowania przez zastosowanie presji politycznej. Ponadto „sześciopak”
potwierdza, że zasady można wprowadzać nie w postaci dyrektyw – które wymagają
wdrożenia do prawa krajowego – lecz rozporządzeń, które są aktami powszechnie i
od razu obowiązującymi.
Zostały
zaproponowane bardziej ambitne działania. W celu wzmocnienia konwergencji
ekonomicznej, Komisja i Eurogrupa uzyskałyby prawo do szczegółowego badania z
wyprzedzeniem wszystkich głównych planów reform gospodarczych, których skutki
mogłyby być odczuwalne w strefie euro; nakładałyby sankcje na kraje
niewdrażające zaleceń politycznych, a grupy krajów uzyskałyby zgodę na
zsynchronizowanie swoich polityk rynku pracy, emerytalnych i społecznych.
Dyscyplina
finansowa uległaby wzmocnieniu dzięki temu, że dostęp do funduszy ratunkowych
mieliby tylko ci członkowie, którzy przestrzegają reguł makrofiskalnych,
sankcje stałyby się automatyczne, a Komisja, Rada i Trybunał Sprawiedliwości
uzyskałyby uprawnienia do egzekwowania 3% pułapu deficytu i 60% pułapu
zadłużenia. Kraje podlegające procedurze nadmiernego deficytu budżetowego musiałyby
przedstawić swoje budżety krajowe Komisji do zaakceptowania. Komisja
otrzymałaby uprawnienia do ingerowania w polityki krajów, które nie mogą
spełnić swoich zobowiązań. Kraje uporczywie łamiące zasady byłyby zawieszone w
swoich prawach głosu.
Pod warunkiem,
że Rada Europejska raz na zawsze ustanowi nowe, surowe zasady, Europejski Bank
Centralny powinien stać się bankiem centralnym z prawdziwego zdarzenia,
pożyczkodawcą ostatniej szansy, który podtrzymuje wiarygodność całej strefy
euro. EBC musi działać szybko, wyprzedzając nieodwracalne procesy ustawodawcze.
To
pozwoliłby nam uniknąć katastrofy, ale potrzeba czegoś więcej. Polska od samego
początku wspierała pomysł nowego traktatu, który uczyniłby Unię bardziej
skuteczną.
Komisja Europejska powinna
zostać wzmocniona. Jeżeli ma odgrywać rolę nadzorcy gospodarczego, to jej
komisarze powinni być autentycznymi przywódcami z autorytetem, osobowością i co
więcej – charyzmą, tak aby być prawdziwymi rzecznikami wspólnych europejskich
interesów. Komisja powinna być mniejsza, aby być bardziej efektywna. Każdy z
nas, kto przewodniczył jakiemuś spotkaniu wie, że najbardziej wydajne są te, w
których uczestniczy nie więcej niż dwanaście osób. Komisja Europejska składa
się obecnie z 27 członków. Należy wprowadzić rotację przy obsadzie stanowisk
komisarzy przez państwa członkowskie.
Im więcej władzy przekażemy
instytucjom europejskim, tym większą legitymizację demokratyczną powinny
uzyskać. Drakońskie uprawienia do nadzorowania budżetów krajowych powinny być
wykonywane tylko w porozumieniu z Parlamentem Europejskim.
Parlament
powinien bronić swojej roli i zadań. Eurosceptycy mają rację, gdy mówią, że
Europa będzie dobrze funkcjonować, jeżeli przekształci się w ustrój, wspólnotę,
z którą ludzie będą się utożsamiać i wobec której będą lojalni. Włochy zostały
stworzone, musimy jeszcze stworzyć Włochów, powiedział Massimo d’Azeglio na
pierwszym posiedzeniu parlamentu po zjednoczeniu Królestwa Włoch w XIX wieku.
My w UE mamy łatwiejsze zadanie: mamy zjednoczoną Europę. Mamy Europejczyków. To,
co musimy uczynić, to nadać wyraz polityczny europejskiej opinii publicznej.
Aby to urzeczywistnić, niektórzy członkowie Parlamentu Europejskiego mogliby
być wybierani z ogólnoeuropejskiej listy kandydatów. Istnieje potrzeba
zwiększenia „politische Bildung” (edukacji politycznej) obywateli i
elit politycznych. Parlament powinien mieć swoją siedzibę w jednym miejscu.
Moglibyśmy również połączyć
stanowiska Przewodniczących Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej. Kanclerz Angela Merkel sugeruje nawet, aby taka
osoba była wybierana w bezpośrednich wyborach przez lud europejski.
Ważne
jest, abyśmy zachowali spójność miedzy strefą euro a całą UE. Instytucje
wspólnotowe powinny zachować swój centralny charakter. Jako Prezydencja stoimy
na straży naszej jedności. A jedność nie może być hipotetyczna. Chodzi o to, że
stwierdzenie, iż kraje mogą uczestniczyć z chwilą przystąpienia do strefy euro,
to za mało. Zamiast organizować odrębne szczyty grupy euro lub spotkania
wyłącznie z udziałem ministrów finansów, moglibyśmy kontynuować praktykę
stosowaną na innych forach unijnych, w których wszyscy mogą uczestniczyć, ale
głosować mogą tylko członkowie.
Im więcej władzy i
legitymizacji przekażemy instytucjom federalnym, tym państwa członkowskie
powinny być bardziej utwierdzane w przekonaniu, że niektóre prerogatywy, takie jak
szeroko pojęte kwestie: tożsamości narodowej, religii, stylu życia, moralności
publicznej oraz stawek podatku dochodowego i podatku VAT, powinny na zawsze
pozostać w gestii państw. Nasza jedność nie ucierpi na różnicach w godzinach
pracy lub zapisach prawa rodzinnego.
To nasuwa
pytanie, czy tak ważne państwo członkowskie jak Wielka Brytania może poprzeć
reformę. Daliście Unii wspólny język. Jednolity Rynek to, w dużej mierze, Wasz
genialny pomysł. Brytyjska komisarz kieruje naszą dyplomacją. Moglibyście
przewodzić Europie w sprawach obronności. Jesteście niezbędnym łącznikiem w
stosunkach transatlantyckich. Z drugiej strony, rozpad strefy euro bardzo by
zaszkodził Waszej gospodarce. Ponadto ogólne zadłużenie Wielkiej Brytanii,
uwzględniając dług publiczny, dług przedsiębiorstw i gospodarstw domowych
przekroczył 400% PKB. Czy jesteście pewni, że rynki będą zawsze dla Was
przychylne? Wolelibyśmy widzieć Was w strefie euro, ale jeżeli nie możecie do
niej przystąpić, pozwólcie nam iść dalej. Proszę Was też o to, żebyście zaczęli
tłumaczyć Brytyjczykom, że decyzje europejskie nie są dyktatami Brukseli, ale
wynikają z porozumień, w tworzeniu których dobrowolnie bierzecie udział.
Czwarte pytanie: Co Polska
wnosi?
Dzisiaj Polska nie jest
źródłem problemów, lecz rozwiązań europejskich. Teraz zarówno możemy, jak i
chcemy, wnosić swój wkład. Wnosimy nasze niedawne doświadczenie pomyślnej
transformacji z dyktatury do demokracji i z chorej gospodarki
nakazowo-rozdzielczej do coraz lepiej rozwijającej się gospodarki rynkowej.
Pomogli nam przyjaciele i
sojusznicy: Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i, przede wszystkim,
Niemcy. Doceniamy duże i szczodre wsparcie – solidarność – jaką Niemcy nam
okazały w ciągu ostatniego dwudziestolecia. Ich danke Ihnen als Politiker und
als Pole.
Mam
nadzieję, że doceniacie to, iż była to dobra inwestycja. W 2010 roku eksport
Niemiec do Polski przekroczył dziewięciokrotnie poziom z 1990 roku i – mimo
kryzysu – rośnie. Wymiana handlowa Niemiec z Polską jest większa niż z Federacją
Rosyjską, chociaż nie zawsze można się tego dowiedzieć z niemieckiego dyskursu
politycznego.
Od
zeszłego roku Polska jest zaliczana do bardzo rozwiniętych krajów we Wskaźniku
Rozwoju Społecznego. W latach 2007-2011 awansowaliśmy o dziesięć miejsc w rankingu
Globalnego Wskaźnika Konkurencyjności . W tym okresie poprawiliśmy naszą
pozycję o 20 miejsc we Wskaźniku Postrzegania Korupcji , wyprzedzając
niektórych członków euro.
Na przestrzeni ostatnich
czterech lat, skumulowany wzrost PKB w Polsce wyniósł w sumie 15,4 procent.
Jaki kraj ma drugi wynik w Unii Europejskiej ze wzrostem 8 procent? Otóż jest
to członek strefy euro – Słowacja. Tymczasem średnia unijna to minus 0,4
procent. Dla tych, którzy chcieliby dzielić Europę, mam zatem następującą
propozycję: a może przeprowadzimy naturalny podział na Europę cieszącą się
wzrostem gospodarczym i Europę, gdzie wzrostu gospodarczego nie ma? Ale
ostrzegam: kształty tych bloków nie odpowiadałyby panującym stereotypom.
Nie stało
się tak samoistnie. Kolejne rządy RP podejmowały bolesne decyzje, a Polacy
ponosili wiele wyrzeczeń. Prywatyzacja, reforma emerytur, otwarcie Polski na
globalizację – niektórzy wyszli z tego obronną ręką, podczas gdy inni
ucierpieli. Byliśmy jednym z pierwszych krajów, który wprowadził konstytucyjną
„kotwicę” długu publicznego.
Nie
spoczywamy przy tym na laurach. Gdy Premier Donald Tusk dwa tygodnie temu
przedstawiał w Sejmie nowy rząd, powiedział: „Po to, aby zarówno
bezpiecznie przejść przez rok 2012, ale również aby tworzyć reguły stabilnego
wzrostu bezpieczeństwa finansowego, dyscypliny finansowej także na kolejne lata
i dziesięciolecia, będziemy musieli podjąć działania, w tym działania
niepopularne, działania, które będą wymagały wyrzeczenia i zrozumienia od
wszystkich bez wyjątku”.
Już w
przyszłym roku zamierzamy osiągnąć pułap 3 procent deficytu sektora finansów
publicznych oraz ograniczyć dług publiczny do 52 procent PKB. Na koniec 2015
roku chcemy doprowadzić do obniżenia deficytu do 1 procenta PKB, a długu
publicznego do 47 procent. Wiek przechodzenia na emeryturę, zarówno kobiet jak
i mężczyzn, zostanie podwyższony do 67 roku życia. Zmniejszone zostaną
przywileje emerytalne żołnierzy, policjantów i duchowieństwa. Składka rentowa
będzie podniesiona o 2 punkty procentowe. Świadczenia rodzinne zostaną odebrane
bogatszym i przekazane biedniejszym.
Na koniec
kadencji tego rządu, Polska będzie spełniała kryteria członkostwa w strefie
euro. Zależy nam bowiem na przetrwaniu i rozkwicie strefy euro, do której
planujemy przystąpić. Popierając Traktat Akcesyjny, Polacy upoważnili nas do
wprowadzenia Polski do strefy euro – gdy tylko ona i my będziemy na to gotowi.
Polska
wnosi również do Europy gotowość do kompromisu – nawet w zakresie wspólnego
podejścia do suwerenności – w zamian za uczciwą pozycję w silniejszej Europie.
Pytanie piąte: O co prosimy
Niemcy?
Po
pierwsze, prosimy Niemcy o to, aby otwarcie przyznały, że są największym
beneficjentem obecnych porozumień i tym samym, że to na nich ciąży największy
obowiązek, aby porozumienia te przetrwały.
Po drugie,
doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, że nie jesteście niewinną ofiarą
rozrzutności innych. Wy również łamaliście Pakt Stabilności i Wzrostu, a Wasze
banki lekkomyślnie kupowały ryzykowne obligacje.
Po
trzecie, ponieważ inwestorzy sprzedają obligacje państw najbardziej zagrożonych
i szukają bezpiecznych inwestycji, Wasze koszty pożyczania pieniędzy są niższe
niż w przypadku normalnej koniunktury.
Po
czwarte, jeśli gospodarki Waszych sąsiadów zwolnią lub załamią się, wy także
przez to ogromnie ucierpicie.
Po piąte,
mimo zrozumiałej awersji do inflacji, Niemcy powinny przyznać, że zdają sobie
sprawę z tego, że ryzyko rozpadu jest obecnie coraz większe.
Po szóste,
że z racji rozmiarów i historii Waszego kraju, ponosicie specjalną odpowiedzialność,
aby chronić pokój i demokrację na naszym kontynencie. Jak mądrze stwierdził
Jurgen Habermas, „Jeśli projekt europejski upadnie, pojawi się pytanie jak
wiele trzeba będzie czasu, aby odzyskać status quo. Przypomnijmy sobie
rewolucję niemiecką z 1848 r.: po jej klęsce potrzeba było stu lat, aby
doprowadzić do tego samego poziomu demokracji”.
Co, jako minister spraw
zagranicznych Polski, uważam za największe zagrożenie dla bezpieczeństwa i
dobrobytu Europy dziś, w dniu 28 listopada 2011 roku? Nie jest to terroryzm,
nie są to Talibowie, i już na pewno nie są to niemieckie czołgi. Nie są to
nawet rosyjskie rakiety, którymi groził Prezydent Miedwiediew, mówiąc, że
rozmieści je na granicy Unii Europejskiej. Największym zagrożeniem dla
bezpieczeństwa i dobrobytu Polski byłby upadek strefy euro.
I domagam się od Niemiec
tego, abyście – dla dobra Waszego i naszego – pomogli tej strefie euro
przetrwać i prosperować. Dobrze wiecie, że nikt inny nie jest w stanie tego
zrobić. Zapewne jestem pierwszym w historii ministrem spraw zagranicznych
Polski, który to powie: Mniej zaczynam się obawiać się niemieckiej potęgi niż
niemieckiej bezczynności.
Niemcy
stały się niezbędnym narodem Europy.
Nie
możecie sobie pozwolić na porażkę przywództwa. Nie możecie dominować, lecz
macie przewodzić reformom.
Jeżeli
włączycie nas w proces podejmowania decyzji, możecie liczyć na wsparcie ze
strony Polski.
Niebezpieczeństwa spóźnionej
reformy
Rozpocząłem
to wystąpienie od anegdoty o pewnym eksperymencie z unią polityczną w
komunistycznej Jugosławii.
Pozwólcie
Państwo, że na zakończenie opowiem Wam jeszcze jedną historię. Chodzi o
najmniej znaną w dziejach Europy federację, a konkretnie o wspólne państwo
utworzone przez Polskę i Wielkie Księstwo Litewskie w 1385 r. Przetrwało ono
ponad cztery wieki, czyli – jak do tej pory – dłużej niż takie federacje jak
Stany Zjednoczone, Zjednoczone Królestwo czy Republika Federalna Niemiec, nie
wspominając już o Unii Europejskiej.
Stworzona
dzięki tej unii Rzeczpospolita Obojga Narodów wyprzedzała ówczesne standardy –
podobnie jak dziś UE. Posiadała bowiem wspólny parlament oraz obieralną głowę
państwa. Grupa dysponująca prawami politycznymi, a więc obywatele uprawnieni do
głosowania, stanowili 10% ludności. Był to zatem ustrój, który jak na tamte
czasy gwarantował największą partycypację polityczną. Co więcej, panująca w
Rzeczpospolitej tolerancja religijna oszczędziła jej mieszkańcom okrucieństw
wojny trzydziestoletniej. Miasta zakładane były według prawa magdeburskiego, a
początki wielu spośród nich – np. mojej rodzinnej Bydgoszczy – wiążą się z
niemieckimi osadnikami. Żydzi, Ormianie oraz wszelkiego rodzaju dysydenci
przybywali tutaj licznie z całej Europy, aby spróbować swojego szczęścia.
Swoboda i
siła militarna szły ramię w ramię. W 1410 r. wojska tego państwa rozgromiły pod
Grunwaldem rycerzy zakonu krzyżackiego, którego symbole heraldyczne do dziś
funkcjonują w armii niemieckiej. W 1683 r. u bram Wiednia powstrzymaliśmy
imperium osmańskie i jego plany zjednoczenia Europy pod sztandarami islamu.
Ale na
przełomie XVII i XVIII stulecia coś się zmieniło. Królowie elekcyjni,
niepowiązane ze sobą armie i niezależne waluty nie miały szans w świecie
zunifikowanych, merkantylistycznych i autorytarnych państw narodowych.
Największą słabością Rzeczypospolitej stał się jej najbardziej demokratyczny
rys – możliwość zablokowania procesu legislacyjnego przez jednego posła. Zasada
jednomyślności, której przyjęcie w państwie federalnym niewątpliwie zasługuje
na podziw, otworzyła furtkę dla korupcji i braku odpowiedzialności.
Polska
zdołała się w końcu zreformować. Uchwalona 3 maja 1791 r. konstytucja zniosła
zasadę jednomyślności, zunifikowała państwo i stworzyła stały rząd. Ale reformy
zostały wprowadzone zbyt późno. Przegraliśmy wojnę w obronie konstytucji i w
wyniku rozbioru z 1795 r. Polska zniknęła z mapy świata na ponad sto lat.
Jaki jest
morał tej historii? Nie wolno stać w miejscu, gdy świat wokół się zmienia i
rosną nowi konkurenci. Nie wystarczy polegać na instytucjach i procedurach, które
sprawdziły się w przeszłości. Stopniowe zmiany to za mało. Nawet zachowanie
dotychczasowej pozycji jest uzależnione od podejmowania odpowiednio szybkich
decyzji.
Uważam, że
mamy obowiązek oszczędzić naszej wspaniałej unii losu, jaki spotkał Jugosławię
oraz dawno minioną Rzeczpospolitą Obojga Narodów.
Zakończenie
Nasz schyłek nie jest wcale
rzeczą przesądzoną. Jeżeli pokonamy bieżące trudności, wciąż możemy zadziwić
świat naszymi dokonaniami i siłą.
Jesteśmy przecież nie tylko
największą światową gospodarką, lecz również największą strefą pokoju,
demokracji i praw człowieka. Stanowimy źródło inspiracji dla narodów żyjących w
naszym sąsiedztwie – zarówno na Wschodzie, jak i na Południu. Jeżeli
uporządkujemy nasze sprawy, możemy stać się prawdziwym supermocarstwem. W
ramach równego partnerstwa ze Stanami Zjednoczonymi będziemy wówczas mogli
utrzymać siłę, dobrobyt i przywództwo Zachodu.
Ale dziś stoimy na skraju
przepaści. To najbardziej przerażająca chwila w mojej ministerialnej karierze,
ale przez to jednocześnie najbardziej wzniosła. Przyszłe pokolenia osądzą nas
według naszych czynów lub ich braku. Według tego, czy stworzymy podwaliny pod
dziesięciolecia wielkości, czy też uchylimy się od odpowiedzialności i
pogodzimy z naszym schyłkiem.
Stojąc tu, w Berlinie, jako
Polak i Europejczyk, mówię: trzeba działać teraz.
Wpadł mi w oko ten kawałek:
Nasz schyłek nie jest wcale rzeczą przesądzoną. Jeżeli pokonamy bieżące trudności, wciąż możemy zadziwić świat naszymi dokonaniami i siłą.
i od razu przypomniało mi się jak mój ś.p. dziadek komentował w real-time przemówienia Jaruzela, coś o socjaliźmie, o przjeściowych chwilowych, o nowej drodze, itd. taa.. wy zbudujecie, złotą drogę zbudujecie… tu zaciągał się papierosem a po chwili wybuchał rechotliwym śmiechem: ale socjalizm po złotych drogach nie chodzi.
A gdy nieutulony w żalu spiker dziennika ogłaszał, że po śmierci L. Breżniewa flagi zostały opuszczone do połowy masztu dziadek warknał: było portki spuścić.
Więc skoro związek radziecki nie zniknął tylko zmienił swoje położenie to uwagi te nie straciły nic na aktualności 🙂
Kiedyś o urodzinach znajomych starałem się pamiętać (najczęściej nie pamiętałem – od dat w naszej rodzinie jest ktoś inny) – dziś nie muszę, bo portale społecznościowe wysyłają mi powiadomienia o datach, które znajomi bez oporów przy zakładaniu konta podają. Pewnie te przypomnienia wszyscy to znacie, więc po co o tym piszę?

A no po to, bo czekam kiedy w trosce o „wyższą jakość życia” portale społecznościowe wprowadzą funkcjonalność automatycznego odpowiadania na takie powiadomienia, tak abym mógł wpisać gdzieś standardowy dla mnie szablon odpowiedzi, od np. coś takiego:

Drogi %Imię%
W dniu Twoich urodzin życzę Ci dobrze.
Wojtek

Gdy pojawi się taka funkcjonalność będę mógł zupełnie zapomnieć o obsłudze części relacji z moimi znajomymi, w szczególności będę mógł sobie spokojnie umrzeć, a życzenia w moim imieniu i tak zostaną wysłane sprawiając komuś przyjemność. Życie będzie prostsze, zwłaszcza, że pewnie z taką funkcjonalnością zapewne zostanie wprowadzona funkcjonalność automatycznego odpowiadania na takie bezsensowne życzenia, wg. innego wzorca i zapewne wielu ludzi ją włączy tworząc szablon

Drogi %Nadawca%
Dziękuję Ci za Twoje serdeczne życzenia. Cieszę się, że o mnie pamiętałeś (-łaś).
%Imię%

Tak będzie, bo często widzę jak ludzie na FaceBook’u pojawiają się podziękowania, w których ludzie nie wiadomo komu dziękują za pamięć o nich.

A piszę o tym nie tyle aby zafascynować się technologią, która aby sobie żyć nie potrzebuje już nas, ale aby podkreślić jak bardzo przez te telezabawki oddalamy się od siebie zamiast przybliżać. A przecież jesteśmy stworzeni w „realu”, jesteśmy fizyczni, mamy też ciała i mam to aby być z sobą. Potrzebujemy się widzieć, słyszeć w pełni oraz (!) powąchać, (!!) poczuć i dotknąć (czasem pogłaskać, uszczypnąć, przytulić, a czasem przyłożyć w zęby) bo tylko wtedy nasze obcowanie jest pełne a co za tym idzie prawdziwe.

Piszę o tym, bo w trakcie PLNOG ktoś (Grzesiu z Poznania? Tak! dziękuję) podpowiedział mi, że telekomunikacja bardziej oddala niż przybliża i chyba coś w tym jest.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
serwisy spolecznościowe,
e-życie,
urudziny,
życzenia

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A no po to, bo czekam kiedy w trosce o „wyższą jakość życia” portale społecznościowe wprowadzą funkcjonalność automatycznego odpowiadania na takie powiadomienia, tak abym mógł wpisać gdzieś standardowy dla mnie szablon odpowiedzi, od np. coś takiego:

Drogi %Imię%
W dniu Twoich urodzin życzę Ci dobrze.
Wojtek

Gdy pojawi się taka funkcjonalność będę mógł zupełnie zapomnieć o obsłudze części relacji z moimi znajomymi, w szczególności będę mógł sobie spokojnie umrzeć, a życzenia w moim imieniu i tak zostaną wysłane sprawiając komuś przyjemność. Życie będzie prostsze, zwłaszcza, że pewnie z taką funkcjonalnością zapewne zostanie wprowadzona funkcjonalność automatycznego odpowiadania na takie bezsensowne życzenia, wg. innego wzorca i zapewne wielu ludzi ją włączy tworząc szablon

Drogi %Nadawca%
Dziękuję Ci za Twoje serdeczne życzenia. Cieszę się, że o mnie pamiętałeś (-łaś).
%Imię%

Tak będzie, bo często widzę jak ludzie na FaceBook’u pojawiają się podziękowania, w których ludzie nie wiadomo komu dziękują za pamięć o nich.

A piszę o tym nie tyle aby zafascynować się technologią, która aby sobie żyć nie potrzebuje już nas, ale aby podkreślić jak bardzo przez te telezabawki oddalamy się od siebie zamiast przybliżać. A przecież jesteśmy stworzeni w „realu”, jesteśmy fizyczni, mamy też ciała i mam to aby być z sobą. Potrzebujemy się widzieć, słyszeć w pełni oraz (!) powąchać, (!!) poczuć i dotknąć (czasem pogłaskać, uszczypnąć, przytulić, a czasem przyłożyć w zęby) bo tylko wtedy nasze obcowanie jest pełne a co za tym idzie prawdziwe.

Piszę o tym, bo w trakcie PLNOG ktoś (Grzesiu z Poznania? Tak! dziękuję) podpowiedział mi, że telekomunikacja bardziej oddala niż przybliża i chyba coś w tym jest.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
serwisy spolecznościowe,
e-życie,
urudziny,
życzenia

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Gdy pojawi się taka funkcjonalność będę mógł zupełnie zapomnieć o obsłudze części relacji z moimi znajomymi, w szczególności będę mógł sobie spokojnie umrzeć, a życzenia w moim imieniu i tak zostaną wysłane sprawiając komuś przyjemność. Życie będzie prostsze, zwłaszcza, że pewnie z taką funkcjonalnością zapewne zostanie wprowadzona funkcjonalność automatycznego odpowiadania na takie bezsensowne życzenia, wg. innego wzorca i zapewne wielu ludzi ją włączy tworząc szablon

Drogi %Nadawca%
Dziękuję Ci za Twoje serdeczne życzenia. Cieszę się, że o mnie pamiętałeś (-łaś).
%Imię%

Tak będzie, bo często widzę jak ludzie na FaceBook’u pojawiają się podziękowania, w których ludzie nie wiadomo komu dziękują za pamięć o nich.

A piszę o tym nie tyle aby zafascynować się technologią, która aby sobie żyć nie potrzebuje już nas, ale aby podkreślić jak bardzo przez te telezabawki oddalamy się od siebie zamiast przybliżać. A przecież jesteśmy stworzeni w „realu”, jesteśmy fizyczni, mamy też ciała i mam to aby być z sobą. Potrzebujemy się widzieć, słyszeć w pełni oraz (!) powąchać, (!!) poczuć i dotknąć (czasem pogłaskać, uszczypnąć, przytulić, a czasem przyłożyć w zęby) bo tylko wtedy nasze obcowanie jest pełne a co za tym idzie prawdziwe.

Piszę o tym, bo w trakcie PLNOG ktoś (Grzesiu z Poznania? Tak! dziękuję) podpowiedział mi, że telekomunikacja bardziej oddala niż przybliża i chyba coś w tym jest.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
serwisy spolecznościowe,
e-życie,
urudziny,
życzenia

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Tak będzie, bo często widzę jak ludzie na FaceBook’u pojawiają się podziękowania, w których ludzie nie wiadomo komu dziękują za pamięć o nich.

A piszę o tym nie tyle aby zafascynować się technologią, która aby sobie żyć nie potrzebuje już nas, ale aby podkreślić jak bardzo przez te telezabawki oddalamy się od siebie zamiast przybliżać. A przecież jesteśmy stworzeni w „realu”, jesteśmy fizyczni, mamy też ciała i mam to aby być z sobą. Potrzebujemy się widzieć, słyszeć w pełni oraz (!) powąchać, (!!) poczuć i dotknąć (czasem pogłaskać, uszczypnąć, przytulić, a czasem przyłożyć w zęby) bo tylko wtedy nasze obcowanie jest pełne a co za tym idzie prawdziwe.

Piszę o tym, bo w trakcie PLNOG ktoś (Grzesiu z Poznania? Tak! dziękuję) podpowiedział mi, że telekomunikacja bardziej oddala niż przybliża i chyba coś w tym jest.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
serwisy spolecznościowe,
e-życie,
urudziny,
życzenia

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A piszę o tym nie tyle aby zafascynować się technologią, która aby sobie żyć nie potrzebuje już nas, ale aby podkreślić jak bardzo przez te telezabawki oddalamy się od siebie zamiast przybliżać. A przecież jesteśmy stworzeni w „realu”, jesteśmy fizyczni, mamy też ciała i mam to aby być z sobą. Potrzebujemy się widzieć, słyszeć w pełni oraz (!) powąchać, (!!) poczuć i dotknąć (czasem pogłaskać, uszczypnąć, przytulić, a czasem przyłożyć w zęby) bo tylko wtedy nasze obcowanie jest pełne a co za tym idzie prawdziwe.

Piszę o tym, bo w trakcie PLNOG ktoś (Grzesiu z Poznania? Tak! dziękuję) podpowiedział mi, że telekomunikacja bardziej oddala niż przybliża i chyba coś w tym jest.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
serwisy spolecznościowe,
e-życie,
urudziny,
życzenia

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Piszę o tym, bo w trakcie PLNOG ktoś (Grzesiu z Poznania? Tak! dziękuję) podpowiedział mi, że telekomunikacja bardziej oddala niż przybliża i chyba coś w tym jest.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
serwisy spolecznościowe,
e-życie,
urudziny,
życzenia

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ponieważ zbliża się 11 listopada już teraz oświadczam, że jestem faszystą, skrajną prawicą, oszołomem, nacjonalistą (nie mylić z nazistą bo nazizm to jednak socjalizm). W zasadzie to chciałbym pójść ale ponieważ chodzi się w Warszawie to pewnie jak co roku będzie „no pasaram”.

* * * * * *

Ale tak poważnie – niepokoi mnie kolejny podział, znowu bardzo silny, bardzo emocjonalny i robiony tam gdzie go nie ma, robiony sztucznie. Komu na tym zależy? komu to służy? Kto za tym stoi? Jeżeli moja ulubiona kapela, tak promująca polski, narodowy folklor (a więc po części nacjonalizm) dziś krzyczy, że nacjonalistom stop, że „nie przejdzie” to co ja mam o tym myśleć? Nie wiem, ale ktoś tu niezłą propagandową robotę robi.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
11 listopada,
marsz niepodległości,
lewica,
prawica,
nacjonalizm,
niepodległość,
marsz

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
* * * * * *

Ale tak poważnie – niepokoi mnie kolejny podział, znowu bardzo silny, bardzo emocjonalny i robiony tam gdzie go nie ma, robiony sztucznie. Komu na tym zależy? komu to służy? Kto za tym stoi? Jeżeli moja ulubiona kapela, tak promująca polski, narodowy folklor (a więc po części nacjonalizm) dziś krzyczy, że nacjonalistom stop, że „nie przejdzie” to co ja mam o tym myśleć? Nie wiem, ale ktoś tu niezłą propagandową robotę robi.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
11 listopada,
marsz niepodległości,
lewica,
prawica,
nacjonalizm,
niepodległość,
marsz

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ale tak poważnie – niepokoi mnie kolejny podział, znowu bardzo silny, bardzo emocjonalny i robiony tam gdzie go nie ma, robiony sztucznie. Komu na tym zależy? komu to służy? Kto za tym stoi? Jeżeli moja ulubiona kapela, tak promująca polski, narodowy folklor (a więc po części nacjonalizm) dziś krzyczy, że nacjonalistom stop, że „nie przejdzie” to co ja mam o tym myśleć? Nie wiem, ale ktoś tu niezłą propagandową robotę robi.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
11 listopada,
marsz niepodległości,
lewica,
prawica,
nacjonalizm,
niepodległość,
marsz

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Przed chwilą pani z obsługi telefonicznej mBank przekonywała mnie, abym zaczął korzystać z potwierdzania SMSem w miejsce papierowych kodów jednorazowych. Użyła pięknego argumentu, że „większość ludzi już przeszła na ten system”. Cóż – jedyne co mogłem jej odpowiedzieć, że większość ludzi to głupcy.

mBank właśnie propaguje swoją aplikację na (od zawsze zhackowanego) iPhona jednocześnie promując autoryzacje SMSem. Czy tam naprawdę pracują głupcy i debile? Rozumiem, że ludzie mogą się nie znać, nie rozumieć, wybierać co wydaje się wygodniejsze – ale w banku przecież ponoć pracują fachowcy od bezpieczeństwa.

* * * * * *

Większość ludzi w Polsce, w potencjalnym referendum „czy chcemy wprowadzenia Euro” odpowiedziała na tak, by kierując się ewidentną wygodą przy wyjeżdżaniu za granicę. Argumenty o gospodarce, zadłużeniu, PKB, bezpieczeństwie państwa czy też suwerenności (a kto jest suwerenem?) nie jest istotna, gdy na każdej stacji benzynowej człowiek musi przeliczać, a po każdym wyjeździe w Alpy na narty zostaje mnóstwo drobnych i bałagan w portfelu. Większość ludzi… Nie lubię demokracji.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
demokracja,
większość,
mbank,
sms

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
mBank właśnie propaguje swoją aplikację na (od zawsze zhackowanego) iPhona jednocześnie promując autoryzacje SMSem. Czy tam naprawdę pracują głupcy i debile? Rozumiem, że ludzie mogą się nie znać, nie rozumieć, wybierać co wydaje się wygodniejsze – ale w banku przecież ponoć pracują fachowcy od bezpieczeństwa.

* * * * * *

Większość ludzi w Polsce, w potencjalnym referendum „czy chcemy wprowadzenia Euro” odpowiedziała na tak, by kierując się ewidentną wygodą przy wyjeżdżaniu za granicę. Argumenty o gospodarce, zadłużeniu, PKB, bezpieczeństwie państwa czy też suwerenności (a kto jest suwerenem?) nie jest istotna, gdy na każdej stacji benzynowej człowiek musi przeliczać, a po każdym wyjeździe w Alpy na narty zostaje mnóstwo drobnych i bałagan w portfelu. Większość ludzi… Nie lubię demokracji.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
demokracja,
większość,
mbank,
sms

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
* * * * * *

Większość ludzi w Polsce, w potencjalnym referendum „czy chcemy wprowadzenia Euro” odpowiedziała na tak, by kierując się ewidentną wygodą przy wyjeżdżaniu za granicę. Argumenty o gospodarce, zadłużeniu, PKB, bezpieczeństwie państwa czy też suwerenności (a kto jest suwerenem?) nie jest istotna, gdy na każdej stacji benzynowej człowiek musi przeliczać, a po każdym wyjeździe w Alpy na narty zostaje mnóstwo drobnych i bałagan w portfelu. Większość ludzi… Nie lubię demokracji.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
demokracja,
większość,
mbank,
sms

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Większość ludzi w Polsce, w potencjalnym referendum „czy chcemy wprowadzenia Euro” odpowiedziała na tak, by kierując się ewidentną wygodą przy wyjeżdżaniu za granicę. Argumenty o gospodarce, zadłużeniu, PKB, bezpieczeństwie państwa czy też suwerenności (a kto jest suwerenem?) nie jest istotna, gdy na każdej stacji benzynowej człowiek musi przeliczać, a po każdym wyjeździe w Alpy na narty zostaje mnóstwo drobnych i bałagan w portfelu. Większość ludzi… Nie lubię demokracji.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
demokracja,
większość,
mbank,
sms

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Z Twitera Kataryny:

Tusk dzisiaj: „Ludzie mają prawo oczekiwać od każdej władzy, że będzie się im przysłuchiwać”. To wyjaśnia masowe podsłuchy.
Komentarz: przed wyborami 4 lata temu, w których PiS przerżnął panowała obsesja podsłuchów. Co chwilę jakiś małot-celebryta mówił, że czuję się podsłuchiwany, bo mu w telefonie coś zatrzeszczało i pewnie to wzmocniło antyPiSową nagonkę zaganiając młodych, wykształconych, z dużych miast do urn i frekwencją robiąc sukces PO. Dziś, wg. danych pokazywanych przez służby, i publikowanych przez różne organizacje pozarządowe podsłuchów jest dużo więcej. Ale obsesji nie ma…
Ot, taka jest polityka, demokracja i świat.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
po,
pis,
kataryna,
podsłuchy

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Komentarz: przed wyborami 4 lata temu, w których PiS przerżnął panowała obsesja podsłuchów. Co chwilę jakiś małot-celebryta mówił, że czuję się podsłuchiwany, bo mu w telefonie coś zatrzeszczało i pewnie to wzmocniło antyPiSową nagonkę zaganiając młodych, wykształconych, z dużych miast do urn i frekwencją robiąc sukces PO. Dziś, wg. danych pokazywanych przez służby, i publikowanych przez różne organizacje pozarządowe podsłuchów jest dużo więcej. Ale obsesji nie ma…
Ot, taka jest polityka, demokracja i świat.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
po,
pis,
kataryna,
podsłuchy

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ot, taka jest polityka, demokracja i świat.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
po,
pis,
kataryna,
podsłuchy

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
(…) Oglądając z podobnie rewolucyjną gorliwością bajki dla dzieci trudno byłoby chyba znaleźć taką, która mogłaby uzyskać akceptację Komisji. Bolek i Lolek to przecież epopeja męskiej dominacji gdzie Tola to przykład marginalnego traktowania kobiet. Jaś i Małgosia to stereotyp dominującej macochy i bezwolnego ojca. Czerwony Kapturek zaś: krzywdzący obraz wilka, powodujący wokół tego ginącego i objętego ochroną gatunku nagromadzenie negatywnych emocji społecznych. (…)
W firmie dla której pracuje złodzieje dość często przecinają kable światłowodowe. Przecinają, bo muszą sprawdzić czy przypadkiem w środku nie ma choć trochę miedzi (w związku w chińskim boomem gospodarczym cena miedzi w skupach złomu wzrosła wielokrotnie). Niektórzy złomiarze, będąc niedouczeni nie zadowolą się przecięciem i jakby nie wierząc, że to nic nie warte wycinają niezbędne technologicznie zapasy światłowodu zlokalizowane czy to w studni kablowej, słupie.

Zauważyłem, że przy okazji napraw okoliczni tubylcy, litując się nad naszą ekipą remontową wyrażają opinie, że „ludzie teraz biedne to kradną, panie bo z czego mają żyć” i właśnie z tą opinią ja całkowicie zgodzić się nie mogę.

Nie mogę, bo jest skrajnie nieprawdziwa nie przez fakt powiązania biedy z kradzieżą ale poprzez zamianę przyczyn i skutków. Ale po kolei:

Opinia A:

Ludzie kradną bo są biedni.

Opinia B:

Ludzie są biedni, bo kradną.

Oczywiście, cała chmara populistów i moralnych relatywistów będzie zaraz mącić i mieszać te dwie skrajne opinie aby otrzymać jedną, pokręconą ale za to papkowatą przez co bezpieczną do wypowiedzenia w każdym środowisku a twierdzącą, że a opnie A i B są jednocześnie obie prawdziwe, bo to się wszystko razem nakręca, przeplata, miesza i koniec. No cóż – a ja sobie będę uważał relatywistów za głupców a populistów za kłamców i twardo będę obstawał, że tylko jedna z tych opinii może być prawdziwa. Co więcej – uważam, że prawdziwa jest tylko ta druga, gdyż bogactwo (przeciwieństwo do biedy) m swoje źródło w błogosławieństwie Boga, a to, czego nawet Hiob jest pozytywnym przykładem ma coś wspólnego z zasadami, jakie ten Bóg nam do życia przekazał. Ósme przykazanie jest tak samo ważne jak pierwsze – ale ponieważ pierwsze już z naszego życia społecznego wygumowano nie ma się co dziwić, że ósme też przestało działać.
Szkoda.

Modlitwa:

Panie Boże – nie potrafię zabezpieczyć się przez złodziejami. Mam jakieś zamki, płoty, kłódki, alarmy, hasła do konta i certyfikaty czegoś tam – mam to wszystko i mimo to nie czuję się bezpieczniej, a obawiam się, że inwestując w nie bardziej będę się czuł jeszcze gorzej, gdy przytrafia się mi być okradzionym lub gdy kradzież zdarza się w moim pobliżu. Ale wiem, że Ty możesz mnie ochronić o ile tylko będę stale pamiętał, że skarb to w niebie mam gromadzić a nie w światłowodach pod ziemią schowanych.

Słowa kluczowe:
dekalog,
dziesięć przykazań,
światłowody

Komentarze: (1)

format,

October 25, 2011 19:22

Skomentuj komentarz

i synteza: Ludzie kradną, bo kradną.

Skomentuj notkę
Zauważyłem, że przy okazji napraw okoliczni tubylcy, litując się nad naszą ekipą remontową wyrażają opinie, że „ludzie teraz biedne to kradną, panie bo z czego mają żyć” i właśnie z tą opinią ja całkowicie zgodzić się nie mogę.

Nie mogę, bo jest skrajnie nieprawdziwa nie przez fakt powiązania biedy z kradzieżą ale poprzez zamianę przyczyn i skutków. Ale po kolei:

Opinia A:

Ludzie kradną bo są biedni.

Opinia B:

Ludzie są biedni, bo kradną.

Oczywiście, cała chmara populistów i moralnych relatywistów będzie zaraz mącić i mieszać te dwie skrajne opinie aby otrzymać jedną, pokręconą ale za to papkowatą przez co bezpieczną do wypowiedzenia w każdym środowisku a twierdzącą, że a opnie A i B są jednocześnie obie prawdziwe, bo to się wszystko razem nakręca, przeplata, miesza i koniec. No cóż – a ja sobie będę uważał relatywistów za głupców a populistów za kłamców i twardo będę obstawał, że tylko jedna z tych opinii może być prawdziwa. Co więcej – uważam, że prawdziwa jest tylko ta druga, gdyż bogactwo (przeciwieństwo do biedy) m swoje źródło w błogosławieństwie Boga, a to, czego nawet Hiob jest pozytywnym przykładem ma coś wspólnego z zasadami, jakie ten Bóg nam do życia przekazał. Ósme przykazanie jest tak samo ważne jak pierwsze – ale ponieważ pierwsze już z naszego życia społecznego wygumowano nie ma się co dziwić, że ósme też przestało działać.
Szkoda.

Modlitwa:

Panie Boże – nie potrafię zabezpieczyć się przez złodziejami. Mam jakieś zamki, płoty, kłódki, alarmy, hasła do konta i certyfikaty czegoś tam – mam to wszystko i mimo to nie czuję się bezpieczniej, a obawiam się, że inwestując w nie bardziej będę się czuł jeszcze gorzej, gdy przytrafia się mi być okradzionym lub gdy kradzież zdarza się w moim pobliżu. Ale wiem, że Ty możesz mnie ochronić o ile tylko będę stale pamiętał, że skarb to w niebie mam gromadzić a nie w światłowodach pod ziemią schowanych.

Słowa kluczowe:
dekalog,
dziesięć przykazań,
światłowody

Komentarze: (1)

format,

October 25, 2011 19:22

Skomentuj komentarz

i synteza: Ludzie kradną, bo kradną.

Skomentuj notkę
Nie mogę, bo jest skrajnie nieprawdziwa nie przez fakt powiązania biedy z kradzieżą ale poprzez zamianę przyczyn i skutków. Ale po kolei:

Opinia A:

Ludzie kradną bo są biedni.

Opinia B:

Ludzie są biedni, bo kradną.

Oczywiście, cała chmara populistów i moralnych relatywistów będzie zaraz mącić i mieszać te dwie skrajne opinie aby otrzymać jedną, pokręconą ale za to papkowatą przez co bezpieczną do wypowiedzenia w każdym środowisku a twierdzącą, że a opnie A i B są jednocześnie obie prawdziwe, bo to się wszystko razem nakręca, przeplata, miesza i koniec. No cóż – a ja sobie będę uważał relatywistów za głupców a populistów za kłamców i twardo będę obstawał, że tylko jedna z tych opinii może być prawdziwa. Co więcej – uważam, że prawdziwa jest tylko ta druga, gdyż bogactwo (przeciwieństwo do biedy) m swoje źródło w błogosławieństwie Boga, a to, czego nawet Hiob jest pozytywnym przykładem ma coś wspólnego z zasadami, jakie ten Bóg nam do życia przekazał. Ósme przykazanie jest tak samo ważne jak pierwsze – ale ponieważ pierwsze już z naszego życia społecznego wygumowano nie ma się co dziwić, że ósme też przestało działać.
Szkoda.

Modlitwa:

Panie Boże – nie potrafię zabezpieczyć się przez złodziejami. Mam jakieś zamki, płoty, kłódki, alarmy, hasła do konta i certyfikaty czegoś tam – mam to wszystko i mimo to nie czuję się bezpieczniej, a obawiam się, że inwestując w nie bardziej będę się czuł jeszcze gorzej, gdy przytrafia się mi być okradzionym lub gdy kradzież zdarza się w moim pobliżu. Ale wiem, że Ty możesz mnie ochronić o ile tylko będę stale pamiętał, że skarb to w niebie mam gromadzić a nie w światłowodach pod ziemią schowanych.

Słowa kluczowe:
dekalog,
dziesięć przykazań,
światłowody

Komentarze: (1)

format,

October 25, 2011 19:22

Skomentuj komentarz

i synteza: Ludzie kradną, bo kradną.

Skomentuj notkę
Opinia A:

Ludzie kradną bo są biedni.

Opinia B:

Ludzie są biedni, bo kradną.

Oczywiście, cała chmara populistów i moralnych relatywistów będzie zaraz mącić i mieszać te dwie skrajne opinie aby otrzymać jedną, pokręconą ale za to papkowatą przez co bezpieczną do wypowiedzenia w każdym środowisku a twierdzącą, że a opnie A i B są jednocześnie obie prawdziwe, bo to się wszystko razem nakręca, przeplata, miesza i koniec. No cóż – a ja sobie będę uważał relatywistów za głupców a populistów za kłamców i twardo będę obstawał, że tylko jedna z tych opinii może być prawdziwa. Co więcej – uważam, że prawdziwa jest tylko ta druga, gdyż bogactwo (przeciwieństwo do biedy) m swoje źródło w błogosławieństwie Boga, a to, czego nawet Hiob jest pozytywnym przykładem ma coś wspólnego z zasadami, jakie ten Bóg nam do życia przekazał. Ósme przykazanie jest tak samo ważne jak pierwsze – ale ponieważ pierwsze już z naszego życia społecznego wygumowano nie ma się co dziwić, że ósme też przestało działać.
Szkoda.

Modlitwa:

Panie Boże – nie potrafię zabezpieczyć się przez złodziejami. Mam jakieś zamki, płoty, kłódki, alarmy, hasła do konta i certyfikaty czegoś tam – mam to wszystko i mimo to nie czuję się bezpieczniej, a obawiam się, że inwestując w nie bardziej będę się czuł jeszcze gorzej, gdy przytrafia się mi być okradzionym lub gdy kradzież zdarza się w moim pobliżu. Ale wiem, że Ty możesz mnie ochronić o ile tylko będę stale pamiętał, że skarb to w niebie mam gromadzić a nie w światłowodach pod ziemią schowanych.

Słowa kluczowe:
dekalog,
dziesięć przykazań,
światłowody

Komentarze: (1)

format,

October 25, 2011 19:22

Skomentuj komentarz

i synteza: Ludzie kradną, bo kradną.

Skomentuj notkę
Ludzie kradną bo są biedni.

Opinia B:

Ludzie są biedni, bo kradną.

Oczywiście, cała chmara populistów i moralnych relatywistów będzie zaraz mącić i mieszać te dwie skrajne opinie aby otrzymać jedną, pokręconą ale za to papkowatą przez co bezpieczną do wypowiedzenia w każdym środowisku a twierdzącą, że a opnie A i B są jednocześnie obie prawdziwe, bo to się wszystko razem nakręca, przeplata, miesza i koniec. No cóż – a ja sobie będę uważał relatywistów za głupców a populistów za kłamców i twardo będę obstawał, że tylko jedna z tych opinii może być prawdziwa. Co więcej – uważam, że prawdziwa jest tylko ta druga, gdyż bogactwo (przeciwieństwo do biedy) m swoje źródło w błogosławieństwie Boga, a to, czego nawet Hiob jest pozytywnym przykładem ma coś wspólnego z zasadami, jakie ten Bóg nam do życia przekazał. Ósme przykazanie jest tak samo ważne jak pierwsze – ale ponieważ pierwsze już z naszego życia społecznego wygumowano nie ma się co dziwić, że ósme też przestało działać.
Szkoda.

Modlitwa:

Panie Boże – nie potrafię zabezpieczyć się przez złodziejami. Mam jakieś zamki, płoty, kłódki, alarmy, hasła do konta i certyfikaty czegoś tam – mam to wszystko i mimo to nie czuję się bezpieczniej, a obawiam się, że inwestując w nie bardziej będę się czuł jeszcze gorzej, gdy przytrafia się mi być okradzionym lub gdy kradzież zdarza się w moim pobliżu. Ale wiem, że Ty możesz mnie ochronić o ile tylko będę stale pamiętał, że skarb to w niebie mam gromadzić a nie w światłowodach pod ziemią schowanych.

Słowa kluczowe:
dekalog,
dziesięć przykazań,
światłowody

Komentarze: (1)

format,

October 25, 2011 19:22

Skomentuj komentarz

i synteza: Ludzie kradną, bo kradną.

Skomentuj notkę
Opinia B:

Ludzie są biedni, bo kradną.

Oczywiście, cała chmara populistów i moralnych relatywistów będzie zaraz mącić i mieszać te dwie skrajne opinie aby otrzymać jedną, pokręconą ale za to papkowatą przez co bezpieczną do wypowiedzenia w każdym środowisku a twierdzącą, że a opnie A i B są jednocześnie obie prawdziwe, bo to się wszystko razem nakręca, przeplata, miesza i koniec. No cóż – a ja sobie będę uważał relatywistów za głupców a populistów za kłamców i twardo będę obstawał, że tylko jedna z tych opinii może być prawdziwa. Co więcej – uważam, że prawdziwa jest tylko ta druga, gdyż bogactwo (przeciwieństwo do biedy) m swoje źródło w błogosławieństwie Boga, a to, czego nawet Hiob jest pozytywnym przykładem ma coś wspólnego z zasadami, jakie ten Bóg nam do życia przekazał. Ósme przykazanie jest tak samo ważne jak pierwsze – ale ponieważ pierwsze już z naszego życia społecznego wygumowano nie ma się co dziwić, że ósme też przestało działać.
Szkoda.

Modlitwa:

Panie Boże – nie potrafię zabezpieczyć się przez złodziejami. Mam jakieś zamki, płoty, kłódki, alarmy, hasła do konta i certyfikaty czegoś tam – mam to wszystko i mimo to nie czuję się bezpieczniej, a obawiam się, że inwestując w nie bardziej będę się czuł jeszcze gorzej, gdy przytrafia się mi być okradzionym lub gdy kradzież zdarza się w moim pobliżu. Ale wiem, że Ty możesz mnie ochronić o ile tylko będę stale pamiętał, że skarb to w niebie mam gromadzić a nie w światłowodach pod ziemią schowanych.

Słowa kluczowe:
dekalog,
dziesięć przykazań,
światłowody

Komentarze: (1)

format,

October 25, 2011 19:22

Skomentuj komentarz

i synteza: Ludzie kradną, bo kradną.

Skomentuj notkę
Ludzie są biedni, bo kradną.

Oczywiście, cała chmara populistów i moralnych relatywistów będzie zaraz mącić i mieszać te dwie skrajne opinie aby otrzymać jedną, pokręconą ale za to papkowatą przez co bezpieczną do wypowiedzenia w każdym środowisku a twierdzącą, że a opnie A i B są jednocześnie obie prawdziwe, bo to się wszystko razem nakręca, przeplata, miesza i koniec. No cóż – a ja sobie będę uważał relatywistów za głupców a populistów za kłamców i twardo będę obstawał, że tylko jedna z tych opinii może być prawdziwa. Co więcej – uważam, że prawdziwa jest tylko ta druga, gdyż bogactwo (przeciwieństwo do biedy) m swoje źródło w błogosławieństwie Boga, a to, czego nawet Hiob jest pozytywnym przykładem ma coś wspólnego z zasadami, jakie ten Bóg nam do życia przekazał. Ósme przykazanie jest tak samo ważne jak pierwsze – ale ponieważ pierwsze już z naszego życia społecznego wygumowano nie ma się co dziwić, że ósme też przestało działać.
Szkoda.

Modlitwa:

Panie Boże – nie potrafię zabezpieczyć się przez złodziejami. Mam jakieś zamki, płoty, kłódki, alarmy, hasła do konta i certyfikaty czegoś tam – mam to wszystko i mimo to nie czuję się bezpieczniej, a obawiam się, że inwestując w nie bardziej będę się czuł jeszcze gorzej, gdy przytrafia się mi być okradzionym lub gdy kradzież zdarza się w moim pobliżu. Ale wiem, że Ty możesz mnie ochronić o ile tylko będę stale pamiętał, że skarb to w niebie mam gromadzić a nie w światłowodach pod ziemią schowanych.

Słowa kluczowe:
dekalog,
dziesięć przykazań,
światłowody

Komentarze: (1)

format,

October 25, 2011 19:22

Skomentuj komentarz

i synteza: Ludzie kradną, bo kradną.

Skomentuj notkę
Oczywiście, cała chmara populistów i moralnych relatywistów będzie zaraz mącić i mieszać te dwie skrajne opinie aby otrzymać jedną, pokręconą ale za to papkowatą przez co bezpieczną do wypowiedzenia w każdym środowisku a twierdzącą, że a opnie A i B są jednocześnie obie prawdziwe, bo to się wszystko razem nakręca, przeplata, miesza i koniec. No cóż – a ja sobie będę uważał relatywistów za głupców a populistów za kłamców i twardo będę obstawał, że tylko jedna z tych opinii może być prawdziwa. Co więcej – uważam, że prawdziwa jest tylko ta druga, gdyż bogactwo (przeciwieństwo do biedy) m swoje źródło w błogosławieństwie Boga, a to, czego nawet Hiob jest pozytywnym przykładem ma coś wspólnego z zasadami, jakie ten Bóg nam do życia przekazał. Ósme przykazanie jest tak samo ważne jak pierwsze – ale ponieważ pierwsze już z naszego życia społecznego wygumowano nie ma się co dziwić, że ósme też przestało działać.
Szkoda.

Modlitwa:

Panie Boże – nie potrafię zabezpieczyć się przez złodziejami. Mam jakieś zamki, płoty, kłódki, alarmy, hasła do konta i certyfikaty czegoś tam – mam to wszystko i mimo to nie czuję się bezpieczniej, a obawiam się, że inwestując w nie bardziej będę się czuł jeszcze gorzej, gdy przytrafia się mi być okradzionym lub gdy kradzież zdarza się w moim pobliżu. Ale wiem, że Ty możesz mnie ochronić o ile tylko będę stale pamiętał, że skarb to w niebie mam gromadzić a nie w światłowodach pod ziemią schowanych.

Słowa kluczowe:
dekalog,
dziesięć przykazań,
światłowody

Komentarze: (1)

format,

October 25, 2011 19:22

Skomentuj komentarz

i synteza: Ludzie kradną, bo kradną.

Skomentuj notkę
Modlitwa:

Panie Boże – nie potrafię zabezpieczyć się przez złodziejami. Mam jakieś zamki, płoty, kłódki, alarmy, hasła do konta i certyfikaty czegoś tam – mam to wszystko i mimo to nie czuję się bezpieczniej, a obawiam się, że inwestując w nie bardziej będę się czuł jeszcze gorzej, gdy przytrafia się mi być okradzionym lub gdy kradzież zdarza się w moim pobliżu. Ale wiem, że Ty możesz mnie ochronić o ile tylko będę stale pamiętał, że skarb to w niebie mam gromadzić a nie w światłowodach pod ziemią schowanych.

Słowa kluczowe:
dekalog,
dziesięć przykazań,
światłowody

Komentarze: (1)

format,

October 25, 2011 19:22

Skomentuj komentarz

i synteza: Ludzie kradną, bo kradną.

Skomentuj notkę
Panie Boże – nie potrafię zabezpieczyć się przez złodziejami. Mam jakieś zamki, płoty, kłódki, alarmy, hasła do konta i certyfikaty czegoś tam – mam to wszystko i mimo to nie czuję się bezpieczniej, a obawiam się, że inwestując w nie bardziej będę się czuł jeszcze gorzej, gdy przytrafia się mi być okradzionym lub gdy kradzież zdarza się w moim pobliżu. Ale wiem, że Ty możesz mnie ochronić o ile tylko będę stale pamiętał, że skarb to w niebie mam gromadzić a nie w światłowodach pod ziemią schowanych.

Słowa kluczowe:
dekalog,
dziesięć przykazań,
światłowody

Komentarze: (1)

format,

October 25, 2011 19:22

Skomentuj komentarz

i synteza: Ludzie kradną, bo kradną.

Skomentuj notkę
Hipoteza dla J.
(spisane jednym palcem na iPhonie, chyba w samochodzie, możliwe, że kierując)
Jeżeli przyjąć, że Rosja nie miała interesu aby zabić Kaczyńskiego, bo przecież za kilka miesięcy miały się odbyć wybory, które dotychczasowy prezydent zapewne przegrał by z kretesem więc po co zabijać skoro i tak wypadnie z polityki to można też przyjąć hipotezę inną. Gdyby Kaczyński przegrał i odszedł Polacy przyjęli by ten wynik wyborów i pewnie żyli by z tym tak jak żyli i z Kwaśniewskim, i Kaczyńskim jak i z Wałęsą (każdy wygrywał nieznaczną większością). Jeżeli jednak poprzez zamach (a może i wypadek, co za różnica) doprowadzono do tak ostrego podziału społecznego jaki mamy teraz…
Spiskowa teoria wg. W34.
Gdyby wylądowali nic by się nie stało, ale ponieważ Rosja chce i lubi ingerować w ten sposób w życie innych państw potrzebny był jej wypadek, przy czym nie ważne jest co było przyczyną – ważne jest, że nie można jej jednoznacznie wyjaśnić.
Zdanie #1: „potrzbowalbym jeszcze wilkosc reve a jakie udalo sie wygeneraowac z tych akcji oraz Pana guess na pipeline w przyszolosci (czyli opportunicje a nie zamkniete transakcje) dziekuje”

Zdanie #2 z Orwella: Celem wprowadzenia NowoMowy jest uniemożliwienie popełnienia MyśloZbrodni. Celem ubocznym jest odebranie wolności i zniszczenie wszelkich relacji między osobami.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
żargon,
język,
orwell,
myślozbrodnia

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Zdanie #2 z Orwella: Celem wprowadzenia NowoMowy jest uniemożliwienie popełnienia MyśloZbrodni. Celem ubocznym jest odebranie wolności i zniszczenie wszelkich relacji między osobami.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
żargon,
język,
orwell,
myślozbrodnia

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Gdyby było normalnie ….
I gdyby w Norwegii, na obozie tej młodzieżówki był mój kolega, ze swoimi córkami (mógłby być), gdyby miał przy sobie to co zazwyczaj lubi mieć (lubi, bo wakacyjny obóz to dobry czas aby córki doszkolić), gdyby to coś nie było na gaz, tylko na prawdziwe naboje i gdyby na ten obóz wpadł jakiś szaleniec aby nieco pomordować to mordowanie to nie trwało by tak długo. Może zastrzliłby jedną osobę, może pięć, ale pewnie dość szybko mój kolega, albo któraś z jego córek sięgnęli by po swoją broń i gościa zastrzelili. Pewnie na tak licznym obozie nie była by to jedyna broń, więc gość tym bardziej nie miał by szans – może nawet nie zaplanował by pojawienia się w takim miejscu aby mordować, bo to nie miało by żadnego sensu.
Gdyby było normalnie i każdy kto chce miał dostęp do broni. Nie wiem dlaczego broń ma być dostępna tylko dla bandytów, mafii i świrów a normalni faceci, którzy chcą przeszkolić swoje córki ze strzelania muszą to robić gazowymi zabawkami.
Tak, tak – jestem za powszechnym dostępem do broni palnej. Chcę jej aby móc się bronić. Uważam, że ograniczenie dostępu ogranicza moją wolność obrony przed tymi, którzy nie patrząc na przepisy i prawo broń posiadają, bo mają prawo gdzieś a chcą osiągnąć swoje cele mogą odważyć się użyć przeciwko mnie. Tak uważam.
Ukochany kraj, umiłowany kraj, ale murarz, żołnierz, cieśla, zdun, inżynier – wszyscy jakoś wolą pracować za granicą. Szkoda, że patriotyzm na co dzień przestał być modny.
Mam wybór! Bo wolność jaką otrzymuje od innych polega na tym, że mam wybór, mogę wcisnąć jeden guzik lub drugi.

Czy zgadzasz się na coś tam?
Zgadzam się.
Zapytaj mnie później.

Mam wybór?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Czy zgadzasz się na coś tam?
Zgadzam się.
Zapytaj mnie później.
Mam wybór?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Oprogramowanie w chmurze ma taką cechę, że człowiek się może całkowicie zdziwić. Odpalam moje ulubione Toodlego i widzę coś zupełnie innego niż wczoraj, choć moje dane dalej tam są. Normalnie byłbym zapytany czy chcę upgrade, czy chcę go dziś czy za tydzień, czy mam czas teraz uczyć się nowej aplikacji, nowego układu menu, nowych formatek wyświetlania. A tu nie – potraktowany z buta muszę się dopasować, bo ktoś wie lepiej.
No cóż – to daje do myślenia.
8080 (wolałem Z-80)
8086 i 8088
80286
80386SX 80386 80386DX
486, 486DX 486DX2 (do 100MHz)
Pentium (od 60 do 120MHz)
Pentium MMX (ponoć 686)
Pentium-II (rozwinięcie MMX) i wersja uboga Celeron
Pentium-III (500 do 1000GHz)
Pentium-4 (wilamate?) i dużo wersji łącznie z grzejnikiem na GHz
Pentium-D czyli dwa Pentium-4 w jednej obudowie
Pentium-M dobre do laptopów, bazujące na Pentium-III i zegarze 1GHz (w T-41)
Intel Core Duo (jest w T-60)
Intel Core 2 Duo (i Xeon to jest to samo ale do serwerów) (T-61)
Intel Core I5
Intel Core I7
Solidarność pokoleń? A może solidarność międzypokoleniowa? Umowa społeczna? A może łupienie się nawzajem?

Było tak prosto – była rodzina, rodzina płodziła młodych, gromadziła majątek, przekazywała go młodym, którzy opiekowali się starszymi. Potem wymyślono obowiązkowe ubezpieczenia społeczne i państwo używając pretekstu, że zmusza młodych do oszczędzania zabierało młodszym aby dawać starszym. System był dziurawy, więc zaczeło się pożyczanie, że niby młodsi w przyszłości oddadzą, potem oddać mieli ci młodsi, co się dopiero urodzą, a teraz, jak okazało się, że z powodu rozwalenia relacji rodzinnych ci młodsi jakoś się nie rodzą to ministrowie zjechali się do Gdańska, aby radzić co czynić.

I radzą…

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
zus,
emerytury,
unia europejska,
deficyt budżetowy,
system emerytalny

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Było tak prosto – była rodzina, rodzina płodziła młodych, gromadziła majątek, przekazywała go młodym, którzy opiekowali się starszymi. Potem wymyślono obowiązkowe ubezpieczenia społeczne i państwo używając pretekstu, że zmusza młodych do oszczędzania zabierało młodszym aby dawać starszym. System był dziurawy, więc zaczeło się pożyczanie, że niby młodsi w przyszłości oddadzą, potem oddać mieli ci młodsi, co się dopiero urodzą, a teraz, jak okazało się, że z powodu rozwalenia relacji rodzinnych ci młodsi jakoś się nie rodzą to ministrowie zjechali się do Gdańska, aby radzić co czynić.

I radzą…

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
zus,
emerytury,
unia europejska,
deficyt budżetowy,
system emerytalny

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
I radzą…

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
zus,
emerytury,
unia europejska,
deficyt budżetowy,
system emerytalny

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Cytat z Rzepy:

Strona polska przeszkadzała firmie Covec?
jsat 18-06-2011, ostatnia aktualizacja 18-06-2011 10:40
http://www.rp.pl/artykul/675784_Strona_polska_przeszkadzala_firmie_Covec_.html
Chińska prasa twierdzi, że firma Covec, która miała wybudować w Polsce dwa odcinki autostrady A2, spotkała się z niemiłym przyjęciem w naszym kraju. Artykuł na ten temat opublikował anglojęzyczny dziennik „China Daily”.

Gazeta przedrukowała fragmenty poświęconego temu tematowi piątkowego artykułu chińskiego dziennika „Renmin Ribao”, który jest uważany za tubę rządu chińskiego.

– Mimo wszelkich starań strony chińskiej, polska strona jakby celowo przeszkadzała w pracach, a nawet starała się uciekać do środków dyplomatycznych, by problem upolitycznić – twierdzi autor artykułu zatytułowanego „Chińska firma spotkała się z niemiłym przyjęciem w Polsce”.
(…)

Jaki dziwny jest ten zglobalizowany świat. Naprawdę musi w nim być jakiś błąd systemowy – teologia mówi coś o grzechu, etyka o chciwości i rządy władzy – bo dla mnie nie jest normalne aby rządowa agencja od budowy autostrad szukała wykonawcy na końcu świata. Bo niby co Chińczycy mają w Polsce robić? Piasek, żwir i tłuczeń na pewno będzie lokalny, beton i stal też, maszyny w najlepszym wypadku przyjadą z bliskiego zachodu, projektowanie wykona się w polskich biurach projektów, operatorzy maszyn też pewnie będą Polakami, bo przecież wszystko to robią lokalni podwykonawcy. To co robią Chińczycy? A co robili Portugalczycy na A4 w Gliwicach, co robią Austriacy na A1 pod Rybnikiem? Co robią politycy i ważni urzędnicy w ministerstwie? Ano hodują swoją i polityków chciwość, zaspokajają rządzę władzy, napawają się wielkością patrząc na własną umiejętność załatwiania lokalnych spraw w globalny sposób. Globalizacja, którą w tym wypadku rozumiem jako łatwość przemieszczania się, przesuwania kapitału, rozgrywania jurysdykcji ułatwia takie gierki bo rozmywa odpowiedzialność. Kto winien? Chińczycy! A kto odpowiedzialny za kryzys finansowy? finansiści gdzieś tam, no właśnie – ale nie ci u nas, nie nasi i nie my!

Nie podoba mi się globalizacja. Jakoś lepiej bym się czuł, gdyby polskie autostrady budowały polskie firmy i jak się pojawią problemy i przekręty to będzie to załatwiane w Polsce, przez polskie organy i instytucje.

Uwaga – na Węgrzech się coś dzieje! Zamiast budować wspaniały, wielki, zglobalizowany świat rząd Orbana buduje silne Węgry. Może to dobrze?

Kategorie:
obserwator, globalizacja, _blog

Słowa kluczowe:
globalizacja,
a1,
autostracy,
chiny,
węgry,
orban

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Chińska prasa twierdzi, że firma Covec, która miała wybudować w Polsce dwa odcinki autostrady A2, spotkała się z niemiłym przyjęciem w naszym kraju. Artykuł na ten temat opublikował anglojęzyczny dziennik „China Daily”.

Gazeta przedrukowała fragmenty poświęconego temu tematowi piątkowego artykułu chińskiego dziennika „Renmin Ribao”, który jest uważany za tubę rządu chińskiego.

– Mimo wszelkich starań strony chińskiej, polska strona jakby celowo przeszkadzała w pracach, a nawet starała się uciekać do środków dyplomatycznych, by problem upolitycznić – twierdzi autor artykułu zatytułowanego „Chińska firma spotkała się z niemiłym przyjęciem w Polsce”.
(…)
Gazeta przedrukowała fragmenty poświęconego temu tematowi piątkowego artykułu chińskiego dziennika „Renmin Ribao”, który jest uważany za tubę rządu chińskiego.

– Mimo wszelkich starań strony chińskiej, polska strona jakby celowo przeszkadzała w pracach, a nawet starała się uciekać do środków dyplomatycznych, by problem upolitycznić – twierdzi autor artykułu zatytułowanego „Chińska firma spotkała się z niemiłym przyjęciem w Polsce”.
(…)
– Mimo wszelkich starań strony chińskiej, polska strona jakby celowo przeszkadzała w pracach, a nawet starała się uciekać do środków dyplomatycznych, by problem upolitycznić – twierdzi autor artykułu zatytułowanego „Chińska firma spotkała się z niemiłym przyjęciem w Polsce”.
(…)
Jaki dziwny jest ten zglobalizowany świat. Naprawdę musi w nim być jakiś błąd systemowy – teologia mówi coś o grzechu, etyka o chciwości i rządy władzy – bo dla mnie nie jest normalne aby rządowa agencja od budowy autostrad szukała wykonawcy na końcu świata. Bo niby co Chińczycy mają w Polsce robić? Piasek, żwir i tłuczeń na pewno będzie lokalny, beton i stal też, maszyny w najlepszym wypadku przyjadą z bliskiego zachodu, projektowanie wykona się w polskich biurach projektów, operatorzy maszyn też pewnie będą Polakami, bo przecież wszystko to robią lokalni podwykonawcy. To co robią Chińczycy? A co robili Portugalczycy na A4 w Gliwicach, co robią Austriacy na A1 pod Rybnikiem? Co robią politycy i ważni urzędnicy w ministerstwie? Ano hodują swoją i polityków chciwość, zaspokajają rządzę władzy, napawają się wielkością patrząc na własną umiejętność załatwiania lokalnych spraw w globalny sposób. Globalizacja, którą w tym wypadku rozumiem jako łatwość przemieszczania się, przesuwania kapitału, rozgrywania jurysdykcji ułatwia takie gierki bo rozmywa odpowiedzialność. Kto winien? Chińczycy! A kto odpowiedzialny za kryzys finansowy? finansiści gdzieś tam, no właśnie – ale nie ci u nas, nie nasi i nie my!

Nie podoba mi się globalizacja. Jakoś lepiej bym się czuł, gdyby polskie autostrady budowały polskie firmy i jak się pojawią problemy i przekręty to będzie to załatwiane w Polsce, przez polskie organy i instytucje.

Uwaga – na Węgrzech się coś dzieje! Zamiast budować wspaniały, wielki, zglobalizowany świat rząd Orbana buduje silne Węgry. Może to dobrze?

Kategorie:
obserwator, globalizacja, _blog

Słowa kluczowe:
globalizacja,
a1,
autostracy,
chiny,
węgry,
orban

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Nie podoba mi się globalizacja. Jakoś lepiej bym się czuł, gdyby polskie autostrady budowały polskie firmy i jak się pojawią problemy i przekręty to będzie to załatwiane w Polsce, przez polskie organy i instytucje.

Uwaga – na Węgrzech się coś dzieje! Zamiast budować wspaniały, wielki, zglobalizowany świat rząd Orbana buduje silne Węgry. Może to dobrze?

Kategorie:
obserwator, globalizacja, _blog

Słowa kluczowe:
globalizacja,
a1,
autostracy,
chiny,
węgry,
orban

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Uwaga – na Węgrzech się coś dzieje! Zamiast budować wspaniały, wielki, zglobalizowany świat rząd Orbana buduje silne Węgry. Może to dobrze?

Kategorie:
obserwator, globalizacja, _blog

Słowa kluczowe:
globalizacja,
a1,
autostracy,
chiny,
węgry,
orban

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Czas poświęcony na rozmowy rekrutacyjne to czas ciekawy, wielce inspirujący i dający wiele do myślenia. Wszak to czas poznawania ludzi, a jako istoty społeczne zostaliśmy stworzenie, więc poznawanie się jest jakoby „wpisane w nas”, jest naszą istotą.

A więc dziś, w trakcie rozmów rekrutacyjnych (bo było ich kilka) pojawili się „prawdziwi Polacy” oraz „ci, którzy dzielą”. Ponoć kandydata nie wolno pytać o poglądy polityczne – co więcej – nie wolno w CV umieszczać informacji o rodzinie. Okropna jest ta polityczna poprawność! Przecież jak ktoś ma poukładane sprawy rodzinne to musi w procesie rekrutacji działać to na jego korzyść! Przecież nowotestamentowy warunek dla biskupa jest taki, że „mąż jednej żony, który dzieci umiał wychować w karności”. Tak mi się wydaje, ale świat jest popieprzony i coraz więcej menadżerów uważa, że lepiej zatrudniać singli.

No dobrze – o rodzinę i politykę pytać nie wolno, ale spytałem i pojawili się „prawdziwi Polacy”. A skoro się pojawili to ja tylko po raz kolejny wpadłem w zachwyt nad specjalistami od zakłamania naszego życia publicznego. Nie będę się wypowiadał, za PO czy PiSem bo nie jest to zupełnie przedmiotem moich rozważań ale zaduma nad kłamstwem będzie tu właściwa, a jak to było z tymi „prawdziwymi Polakami” to prawie pamiętam.

Otóż Kaczyński wygłosił przemówienie, w którym było o „wolnych Polakach w swoim wolnym kraju”. Już w trakcie wiecu media przekłamały relacje podając na czerwonych paskach i na portalach, że „Kaczyński mówi o prawdziwych Polakach”. Sprostowanie owszem, poszło za 3 dni, małym druczkiem ale za to przez 3 dni politycy i komentatorzy używali sobie na tym antyfakcie rzeczywiście dzieląc Polaków na tych przeciwko Kaczorowi i tych, co jednak go lubią. Przy okazji Kaczyńskiemu dołożono antysemityzm (bo kim są ci nieprawdziwi Polacy), totalitaryzm skoro chce przejmować władzę, a ostatnio i faszyzm bo Bratkowskiemu do reszty odbiło.

Czytam ostatnio wiele książek o II Wojnie Światowej i zastanawiam się jak praktycznie cały narów niemiecki dał się zwieść. Z jednej strony nie potrafię tego zrozumieć, a z drugiej strony na własnych oczach widzę dokładnie to samo – przez manipulowanie informacją ktoś sprawia, że większość narodu żyje w kłamstwie. Do czego to doprowadzi?

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
rozmowy rekrutacyjne,
prawdziwi polacy,
kaczyński,
pis,
media,
zakłamanie,
polityka

Komentarze: (1)

ulotny,

May 27, 2011 11:47

Skomentuj komentarz

Chyba mi nie uwierzysz…bo prawie we wszystkim zgadzam się z Tobą. I cierpię (bo nazywam się „milijon” -AM).Jestem przekonany, że nasz Pan Chrystus Jezus niedługo powróci, a za jeden ze znaków jego powrotu uznaję wielki wpływ na poglądy ludzi demona zamieszania – nie symbolicznego – osobę, złego ducha, demona, którego wielkim sukcesem jest wprowadzenie zamieszania i niezrozumienia. Nie tylko w Polsce, oczywiście. Ludzie robią źle, a są szczerze przekonani, że robią dobrze. I coraz więcej jest typów czy rodzajów grzechów chronionych przez prawo. Ale, żeby nie było(że pesymista), zwycięstwo jest po stronie wiernych Jego słowu (mimo tego ogromu zamieszania i nieporozumień). Pozostań z Bogiem – ulotny.

Skomentuj notkę
A więc dziś, w trakcie rozmów rekrutacyjnych (bo było ich kilka) pojawili się „prawdziwi Polacy” oraz „ci, którzy dzielą”. Ponoć kandydata nie wolno pytać o poglądy polityczne – co więcej – nie wolno w CV umieszczać informacji o rodzinie. Okropna jest ta polityczna poprawność! Przecież jak ktoś ma poukładane sprawy rodzinne to musi w procesie rekrutacji działać to na jego korzyść! Przecież nowotestamentowy warunek dla biskupa jest taki, że „mąż jednej żony, który dzieci umiał wychować w karności”. Tak mi się wydaje, ale świat jest popieprzony i coraz więcej menadżerów uważa, że lepiej zatrudniać singli.

No dobrze – o rodzinę i politykę pytać nie wolno, ale spytałem i pojawili się „prawdziwi Polacy”. A skoro się pojawili to ja tylko po raz kolejny wpadłem w zachwyt nad specjalistami od zakłamania naszego życia publicznego. Nie będę się wypowiadał, za PO czy PiSem bo nie jest to zupełnie przedmiotem moich rozważań ale zaduma nad kłamstwem będzie tu właściwa, a jak to było z tymi „prawdziwymi Polakami” to prawie pamiętam.

Otóż Kaczyński wygłosił przemówienie, w którym było o „wolnych Polakach w swoim wolnym kraju”. Już w trakcie wiecu media przekłamały relacje podając na czerwonych paskach i na portalach, że „Kaczyński mówi o prawdziwych Polakach”. Sprostowanie owszem, poszło za 3 dni, małym druczkiem ale za to przez 3 dni politycy i komentatorzy używali sobie na tym antyfakcie rzeczywiście dzieląc Polaków na tych przeciwko Kaczorowi i tych, co jednak go lubią. Przy okazji Kaczyńskiemu dołożono antysemityzm (bo kim są ci nieprawdziwi Polacy), totalitaryzm skoro chce przejmować władzę, a ostatnio i faszyzm bo Bratkowskiemu do reszty odbiło.

Czytam ostatnio wiele książek o II Wojnie Światowej i zastanawiam się jak praktycznie cały narów niemiecki dał się zwieść. Z jednej strony nie potrafię tego zrozumieć, a z drugiej strony na własnych oczach widzę dokładnie to samo – przez manipulowanie informacją ktoś sprawia, że większość narodu żyje w kłamstwie. Do czego to doprowadzi?

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
rozmowy rekrutacyjne,
prawdziwi polacy,
kaczyński,
pis,
media,
zakłamanie,
polityka

Komentarze: (1)

ulotny,

May 27, 2011 11:47

Skomentuj komentarz

Chyba mi nie uwierzysz…bo prawie we wszystkim zgadzam się z Tobą. I cierpię (bo nazywam się „milijon” -AM).Jestem przekonany, że nasz Pan Chrystus Jezus niedługo powróci, a za jeden ze znaków jego powrotu uznaję wielki wpływ na poglądy ludzi demona zamieszania – nie symbolicznego – osobę, złego ducha, demona, którego wielkim sukcesem jest wprowadzenie zamieszania i niezrozumienia. Nie tylko w Polsce, oczywiście. Ludzie robią źle, a są szczerze przekonani, że robią dobrze. I coraz więcej jest typów czy rodzajów grzechów chronionych przez prawo. Ale, żeby nie było(że pesymista), zwycięstwo jest po stronie wiernych Jego słowu (mimo tego ogromu zamieszania i nieporozumień). Pozostań z Bogiem – ulotny.

Skomentuj notkę
No dobrze – o rodzinę i politykę pytać nie wolno, ale spytałem i pojawili się „prawdziwi Polacy”. A skoro się pojawili to ja tylko po raz kolejny wpadłem w zachwyt nad specjalistami od zakłamania naszego życia publicznego. Nie będę się wypowiadał, za PO czy PiSem bo nie jest to zupełnie przedmiotem moich rozważań ale zaduma nad kłamstwem będzie tu właściwa, a jak to było z tymi „prawdziwymi Polakami” to prawie pamiętam.

Otóż Kaczyński wygłosił przemówienie, w którym było o „wolnych Polakach w swoim wolnym kraju”. Już w trakcie wiecu media przekłamały relacje podając na czerwonych paskach i na portalach, że „Kaczyński mówi o prawdziwych Polakach”. Sprostowanie owszem, poszło za 3 dni, małym druczkiem ale za to przez 3 dni politycy i komentatorzy używali sobie na tym antyfakcie rzeczywiście dzieląc Polaków na tych przeciwko Kaczorowi i tych, co jednak go lubią. Przy okazji Kaczyńskiemu dołożono antysemityzm (bo kim są ci nieprawdziwi Polacy), totalitaryzm skoro chce przejmować władzę, a ostatnio i faszyzm bo Bratkowskiemu do reszty odbiło.

Czytam ostatnio wiele książek o II Wojnie Światowej i zastanawiam się jak praktycznie cały narów niemiecki dał się zwieść. Z jednej strony nie potrafię tego zrozumieć, a z drugiej strony na własnych oczach widzę dokładnie to samo – przez manipulowanie informacją ktoś sprawia, że większość narodu żyje w kłamstwie. Do czego to doprowadzi?

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
rozmowy rekrutacyjne,
prawdziwi polacy,
kaczyński,
pis,
media,
zakłamanie,
polityka

Komentarze: (1)

ulotny,

May 27, 2011 11:47

Skomentuj komentarz

Chyba mi nie uwierzysz…bo prawie we wszystkim zgadzam się z Tobą. I cierpię (bo nazywam się „milijon” -AM).Jestem przekonany, że nasz Pan Chrystus Jezus niedługo powróci, a za jeden ze znaków jego powrotu uznaję wielki wpływ na poglądy ludzi demona zamieszania – nie symbolicznego – osobę, złego ducha, demona, którego wielkim sukcesem jest wprowadzenie zamieszania i niezrozumienia. Nie tylko w Polsce, oczywiście. Ludzie robią źle, a są szczerze przekonani, że robią dobrze. I coraz więcej jest typów czy rodzajów grzechów chronionych przez prawo. Ale, żeby nie było(że pesymista), zwycięstwo jest po stronie wiernych Jego słowu (mimo tego ogromu zamieszania i nieporozumień). Pozostań z Bogiem – ulotny.

Skomentuj notkę
Otóż Kaczyński wygłosił przemówienie, w którym było o „wolnych Polakach w swoim wolnym kraju”. Już w trakcie wiecu media przekłamały relacje podając na czerwonych paskach i na portalach, że „Kaczyński mówi o prawdziwych Polakach”. Sprostowanie owszem, poszło za 3 dni, małym druczkiem ale za to przez 3 dni politycy i komentatorzy używali sobie na tym antyfakcie rzeczywiście dzieląc Polaków na tych przeciwko Kaczorowi i tych, co jednak go lubią. Przy okazji Kaczyńskiemu dołożono antysemityzm (bo kim są ci nieprawdziwi Polacy), totalitaryzm skoro chce przejmować władzę, a ostatnio i faszyzm bo Bratkowskiemu do reszty odbiło.

Czytam ostatnio wiele książek o II Wojnie Światowej i zastanawiam się jak praktycznie cały narów niemiecki dał się zwieść. Z jednej strony nie potrafię tego zrozumieć, a z drugiej strony na własnych oczach widzę dokładnie to samo – przez manipulowanie informacją ktoś sprawia, że większość narodu żyje w kłamstwie. Do czego to doprowadzi?

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
rozmowy rekrutacyjne,
prawdziwi polacy,
kaczyński,
pis,
media,
zakłamanie,
polityka

Komentarze: (1)

ulotny,

May 27, 2011 11:47

Skomentuj komentarz

Chyba mi nie uwierzysz…bo prawie we wszystkim zgadzam się z Tobą. I cierpię (bo nazywam się „milijon” -AM).Jestem przekonany, że nasz Pan Chrystus Jezus niedługo powróci, a za jeden ze znaków jego powrotu uznaję wielki wpływ na poglądy ludzi demona zamieszania – nie symbolicznego – osobę, złego ducha, demona, którego wielkim sukcesem jest wprowadzenie zamieszania i niezrozumienia. Nie tylko w Polsce, oczywiście. Ludzie robią źle, a są szczerze przekonani, że robią dobrze. I coraz więcej jest typów czy rodzajów grzechów chronionych przez prawo. Ale, żeby nie było(że pesymista), zwycięstwo jest po stronie wiernych Jego słowu (mimo tego ogromu zamieszania i nieporozumień). Pozostań z Bogiem – ulotny.

Skomentuj notkę
Czytam ostatnio wiele książek o II Wojnie Światowej i zastanawiam się jak praktycznie cały narów niemiecki dał się zwieść. Z jednej strony nie potrafię tego zrozumieć, a z drugiej strony na własnych oczach widzę dokładnie to samo – przez manipulowanie informacją ktoś sprawia, że większość narodu żyje w kłamstwie. Do czego to doprowadzi?

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
rozmowy rekrutacyjne,
prawdziwi polacy,
kaczyński,
pis,
media,
zakłamanie,
polityka

Komentarze: (1)

ulotny,

May 27, 2011 11:47

Skomentuj komentarz

Chyba mi nie uwierzysz…bo prawie we wszystkim zgadzam się z Tobą. I cierpię (bo nazywam się „milijon” -AM).Jestem przekonany, że nasz Pan Chrystus Jezus niedługo powróci, a za jeden ze znaków jego powrotu uznaję wielki wpływ na poglądy ludzi demona zamieszania – nie symbolicznego – osobę, złego ducha, demona, którego wielkim sukcesem jest wprowadzenie zamieszania i niezrozumienia. Nie tylko w Polsce, oczywiście. Ludzie robią źle, a są szczerze przekonani, że robią dobrze. I coraz więcej jest typów czy rodzajów grzechów chronionych przez prawo. Ale, żeby nie było(że pesymista), zwycięstwo jest po stronie wiernych Jego słowu (mimo tego ogromu zamieszania i nieporozumień). Pozostań z Bogiem – ulotny.

Skomentuj notkę
Mam wrażenie, że w polityce ukonstytuowały się dwie grupy: jedna używa haseł: święty spokój, kiełbaski, front jedności narodu, druga ponad wszystko lubi słowo prawda. Pierwsza wyzywa drugą od nienawiści, druga pierwszą od zakłamania.

Wydaje mi się jednak, że łatwo się w tym połapać, robiąc właściwe testy. Na początek prawda, bo prawda jest kategorią łatwo sprawdzalną. Po pierwsze – prawda musi być spójna, a właściwie – nie może być wewnętrznie sprzeczna. Wiedząc to można badać.

A teraz nienawiść – nienawiść zakłada nieistnienie drugiej osoby (nie jej poglądów, nie zachowań, nie czynów ale osoby jako osoby). I znowu test bo łatwo sprawdzić kto nie chciałby istnienia innych osób.

A smutne jest to, że proces podziału, wbrew zjednoczonym w grillowaniu zwolennikom świętego spokoju będzie się pogłębiał, konflikt wartości będzie narastał, ludzie będą musieli się opowiadać. A może to nie jest smutne? Może to dobrze? – wszak tylko jedne z tych systemów jest tolerancyjny (i moim zdaniem nie jest ten grillujący) i tylko na jednym można budować coś dobrego i trwałego.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
po,
pis,
polityka,
grilowanie,
prawda,
prawda w polityce,
katastrofa smoleńska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Wydaje mi się jednak, że łatwo się w tym połapać, robiąc właściwe testy. Na początek prawda, bo prawda jest kategorią łatwo sprawdzalną. Po pierwsze – prawda musi być spójna, a właściwie – nie może być wewnętrznie sprzeczna. Wiedząc to można badać.

A teraz nienawiść – nienawiść zakłada nieistnienie drugiej osoby (nie jej poglądów, nie zachowań, nie czynów ale osoby jako osoby). I znowu test bo łatwo sprawdzić kto nie chciałby istnienia innych osób.

A smutne jest to, że proces podziału, wbrew zjednoczonym w grillowaniu zwolennikom świętego spokoju będzie się pogłębiał, konflikt wartości będzie narastał, ludzie będą musieli się opowiadać. A może to nie jest smutne? Może to dobrze? – wszak tylko jedne z tych systemów jest tolerancyjny (i moim zdaniem nie jest ten grillujący) i tylko na jednym można budować coś dobrego i trwałego.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
po,
pis,
polityka,
grilowanie,
prawda,
prawda w polityce,
katastrofa smoleńska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A teraz nienawiść – nienawiść zakłada nieistnienie drugiej osoby (nie jej poglądów, nie zachowań, nie czynów ale osoby jako osoby). I znowu test bo łatwo sprawdzić kto nie chciałby istnienia innych osób.

A smutne jest to, że proces podziału, wbrew zjednoczonym w grillowaniu zwolennikom świętego spokoju będzie się pogłębiał, konflikt wartości będzie narastał, ludzie będą musieli się opowiadać. A może to nie jest smutne? Może to dobrze? – wszak tylko jedne z tych systemów jest tolerancyjny (i moim zdaniem nie jest ten grillujący) i tylko na jednym można budować coś dobrego i trwałego.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
po,
pis,
polityka,
grilowanie,
prawda,
prawda w polityce,
katastrofa smoleńska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A smutne jest to, że proces podziału, wbrew zjednoczonym w grillowaniu zwolennikom świętego spokoju będzie się pogłębiał, konflikt wartości będzie narastał, ludzie będą musieli się opowiadać. A może to nie jest smutne? Może to dobrze? – wszak tylko jedne z tych systemów jest tolerancyjny (i moim zdaniem nie jest ten grillujący) i tylko na jednym można budować coś dobrego i trwałego.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
po,
pis,
polityka,
grilowanie,
prawda,
prawda w polityce,
katastrofa smoleńska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Musiałem pojechać na stację diagnostyczną zrobić przegląd mojego samochodu. Co jakiś czasu trzeba. Siedzę, czekam aż pan mechanik wypiszę fakturę, przybije pieczątki, wpisze wszystko w komputer, siedzę i słucham radia, a dokładnie wiadomości z RMF.

RMF: „Rada bezpieczeństwa ustaliła (…), już wkrótce (…) A jakie wg was powinno być stanowisko Polski w sprawie Libii? Już teraz możecie się wypowiedzieć na portalu naszego radia”.

Pytają mnie to znaczy, że mam głos, jestem kimś ważnym, pytają mnie wiec pewnie mój pogląd ma znaczenie w tej istotnej kwestii! Mam okazję się wypowiedzieć – muszę tylko wejść na stronę radia i wpisać co myślę, a przecież myślę, mam swoje zdanie! Dlaczego więc tego nie robię? Przecież ktoś mnie pyta jakie, według mnie powinno być stanowisko Polski w sprawie Libii? Przecież mój minister Sikorski powinien wiedzieć co myślę. Potem powinien to przedstawić na sesji Rady Bezpieczeństwa ONZ, powinien przedyskutować moje stanowisko z sojusznikami w NATO. Radio RMF zachęca mnie abym się wypowiedział, co więcej – stworzyło swój portal – doskonałe narzędzie komunikacji!

* * * * * *

Przypomina mi się scena z filmu „Okruchy życia” (o życiu pewnego kamerdynera przy boku ważnego angielskiego arystokraty w czasie II wojny światowej, świetna rola Hopkinsa i Emmy Thomson), scena w której ministrowie rządu wyśmiewając się z demokracji pytając kamerdynera trudne, polityczne kwestie.

Obawiam się, że wmawia się nam demokracje. Na pewno nie ma jej w aspekcie wpływania wszystkich jednostek na decyzje wspólne. Nie mam jej – i takie akcje w wydaniu RMF będą tylko pogłębiać frustracje spowodowaną tym, że co innego się wmawia, a co innego doświadczamy. Niestety, nie mam jej też w równości względem prawa o czym przypomniałem sobie podczas wizyty w barze na 40 piętrze hotelu Mariott. Nie ma też walki o demokracje rozumianej jako nieakceptacja niedekokracji skoro Putin, Kadafi i rządy koministów w Chinach mają się tak dobrze.

To może czas skończyć z życie w kłamstwie, mówiącym że demokracja jest najlepszym systemem społecznym i zacząć szukać jakiegoś innego?

* * * * * *

Modlitwa: Panie Boże – czy moje życie w takim świecie ma sens? Jakbym chciał abyś to Ty, jako mój Stwórca na nowo go dziś nadal. Jak bym chciał, abyś jako Stwórca nadał go nie tylko mnie, ale też tym rządzącym, w Nowym Jorku, Brukseli, Warszawie a może też i w Trypolisie. A gdybyś jeszcze nadał sens życia tym, co nadają z kopca w Krakowie – wszak media powinny służyć zbliżeniu się ludzi w miłości i prawdzie.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
libia,
rmf,
glos,
polityka,
demokracja,
hopkins

Komentarze: (1)

Andrzej,

March 26, 2011 21:12

Skomentuj komentarz

Tak naprawdę realna demokracja jest tylko odmianą feudalizmu. Różnica jest taka, że w feudaliźmie wiadomo było kto jest panem.

Skomentuj notkę
RMF: „Rada bezpieczeństwa ustaliła (…), już wkrótce (…) A jakie wg was powinno być stanowisko Polski w sprawie Libii? Już teraz możecie się wypowiedzieć na portalu naszego radia”.

Pytają mnie to znaczy, że mam głos, jestem kimś ważnym, pytają mnie wiec pewnie mój pogląd ma znaczenie w tej istotnej kwestii! Mam okazję się wypowiedzieć – muszę tylko wejść na stronę radia i wpisać co myślę, a przecież myślę, mam swoje zdanie! Dlaczego więc tego nie robię? Przecież ktoś mnie pyta jakie, według mnie powinno być stanowisko Polski w sprawie Libii? Przecież mój minister Sikorski powinien wiedzieć co myślę. Potem powinien to przedstawić na sesji Rady Bezpieczeństwa ONZ, powinien przedyskutować moje stanowisko z sojusznikami w NATO. Radio RMF zachęca mnie abym się wypowiedział, co więcej – stworzyło swój portal – doskonałe narzędzie komunikacji!

* * * * * *

Przypomina mi się scena z filmu „Okruchy życia” (o życiu pewnego kamerdynera przy boku ważnego angielskiego arystokraty w czasie II wojny światowej, świetna rola Hopkinsa i Emmy Thomson), scena w której ministrowie rządu wyśmiewając się z demokracji pytając kamerdynera trudne, polityczne kwestie.

Obawiam się, że wmawia się nam demokracje. Na pewno nie ma jej w aspekcie wpływania wszystkich jednostek na decyzje wspólne. Nie mam jej – i takie akcje w wydaniu RMF będą tylko pogłębiać frustracje spowodowaną tym, że co innego się wmawia, a co innego doświadczamy. Niestety, nie mam jej też w równości względem prawa o czym przypomniałem sobie podczas wizyty w barze na 40 piętrze hotelu Mariott. Nie ma też walki o demokracje rozumianej jako nieakceptacja niedekokracji skoro Putin, Kadafi i rządy koministów w Chinach mają się tak dobrze.

To może czas skończyć z życie w kłamstwie, mówiącym że demokracja jest najlepszym systemem społecznym i zacząć szukać jakiegoś innego?

* * * * * *

Modlitwa: Panie Boże – czy moje życie w takim świecie ma sens? Jakbym chciał abyś to Ty, jako mój Stwórca na nowo go dziś nadal. Jak bym chciał, abyś jako Stwórca nadał go nie tylko mnie, ale też tym rządzącym, w Nowym Jorku, Brukseli, Warszawie a może też i w Trypolisie. A gdybyś jeszcze nadał sens życia tym, co nadają z kopca w Krakowie – wszak media powinny służyć zbliżeniu się ludzi w miłości i prawdzie.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
libia,
rmf,
glos,
polityka,
demokracja,
hopkins

Komentarze: (1)

Andrzej,

March 26, 2011 21:12

Skomentuj komentarz

Tak naprawdę realna demokracja jest tylko odmianą feudalizmu. Różnica jest taka, że w feudaliźmie wiadomo było kto jest panem.

Skomentuj notkę
Pytają mnie to znaczy, że mam głos, jestem kimś ważnym, pytają mnie wiec pewnie mój pogląd ma znaczenie w tej istotnej kwestii! Mam okazję się wypowiedzieć – muszę tylko wejść na stronę radia i wpisać co myślę, a przecież myślę, mam swoje zdanie! Dlaczego więc tego nie robię? Przecież ktoś mnie pyta jakie, według mnie powinno być stanowisko Polski w sprawie Libii? Przecież mój minister Sikorski powinien wiedzieć co myślę. Potem powinien to przedstawić na sesji Rady Bezpieczeństwa ONZ, powinien przedyskutować moje stanowisko z sojusznikami w NATO. Radio RMF zachęca mnie abym się wypowiedział, co więcej – stworzyło swój portal – doskonałe narzędzie komunikacji!

* * * * * *

Przypomina mi się scena z filmu „Okruchy życia” (o życiu pewnego kamerdynera przy boku ważnego angielskiego arystokraty w czasie II wojny światowej, świetna rola Hopkinsa i Emmy Thomson), scena w której ministrowie rządu wyśmiewając się z demokracji pytając kamerdynera trudne, polityczne kwestie.

Obawiam się, że wmawia się nam demokracje. Na pewno nie ma jej w aspekcie wpływania wszystkich jednostek na decyzje wspólne. Nie mam jej – i takie akcje w wydaniu RMF będą tylko pogłębiać frustracje spowodowaną tym, że co innego się wmawia, a co innego doświadczamy. Niestety, nie mam jej też w równości względem prawa o czym przypomniałem sobie podczas wizyty w barze na 40 piętrze hotelu Mariott. Nie ma też walki o demokracje rozumianej jako nieakceptacja niedekokracji skoro Putin, Kadafi i rządy koministów w Chinach mają się tak dobrze.

To może czas skończyć z życie w kłamstwie, mówiącym że demokracja jest najlepszym systemem społecznym i zacząć szukać jakiegoś innego?

* * * * * *

Modlitwa: Panie Boże – czy moje życie w takim świecie ma sens? Jakbym chciał abyś to Ty, jako mój Stwórca na nowo go dziś nadal. Jak bym chciał, abyś jako Stwórca nadał go nie tylko mnie, ale też tym rządzącym, w Nowym Jorku, Brukseli, Warszawie a może też i w Trypolisie. A gdybyś jeszcze nadał sens życia tym, co nadają z kopca w Krakowie – wszak media powinny służyć zbliżeniu się ludzi w miłości i prawdzie.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
libia,
rmf,
glos,
polityka,
demokracja,
hopkins

Komentarze: (1)

Andrzej,

March 26, 2011 21:12

Skomentuj komentarz

Tak naprawdę realna demokracja jest tylko odmianą feudalizmu. Różnica jest taka, że w feudaliźmie wiadomo było kto jest panem.

Skomentuj notkę
* * * * * *

Przypomina mi się scena z filmu „Okruchy życia” (o życiu pewnego kamerdynera przy boku ważnego angielskiego arystokraty w czasie II wojny światowej, świetna rola Hopkinsa i Emmy Thomson), scena w której ministrowie rządu wyśmiewając się z demokracji pytając kamerdynera trudne, polityczne kwestie.

Obawiam się, że wmawia się nam demokracje. Na pewno nie ma jej w aspekcie wpływania wszystkich jednostek na decyzje wspólne. Nie mam jej – i takie akcje w wydaniu RMF będą tylko pogłębiać frustracje spowodowaną tym, że co innego się wmawia, a co innego doświadczamy. Niestety, nie mam jej też w równości względem prawa o czym przypomniałem sobie podczas wizyty w barze na 40 piętrze hotelu Mariott. Nie ma też walki o demokracje rozumianej jako nieakceptacja niedekokracji skoro Putin, Kadafi i rządy koministów w Chinach mają się tak dobrze.

To może czas skończyć z życie w kłamstwie, mówiącym że demokracja jest najlepszym systemem społecznym i zacząć szukać jakiegoś innego?

* * * * * *

Modlitwa: Panie Boże – czy moje życie w takim świecie ma sens? Jakbym chciał abyś to Ty, jako mój Stwórca na nowo go dziś nadal. Jak bym chciał, abyś jako Stwórca nadał go nie tylko mnie, ale też tym rządzącym, w Nowym Jorku, Brukseli, Warszawie a może też i w Trypolisie. A gdybyś jeszcze nadał sens życia tym, co nadają z kopca w Krakowie – wszak media powinny służyć zbliżeniu się ludzi w miłości i prawdzie.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
libia,
rmf,
glos,
polityka,
demokracja,
hopkins

Komentarze: (1)

Andrzej,

March 26, 2011 21:12

Skomentuj komentarz

Tak naprawdę realna demokracja jest tylko odmianą feudalizmu. Różnica jest taka, że w feudaliźmie wiadomo było kto jest panem.

Skomentuj notkę
Przypomina mi się scena z filmu „Okruchy życia” (o życiu pewnego kamerdynera przy boku ważnego angielskiego arystokraty w czasie II wojny światowej, świetna rola Hopkinsa i Emmy Thomson), scena w której ministrowie rządu wyśmiewając się z demokracji pytając kamerdynera trudne, polityczne kwestie.

Obawiam się, że wmawia się nam demokracje. Na pewno nie ma jej w aspekcie wpływania wszystkich jednostek na decyzje wspólne. Nie mam jej – i takie akcje w wydaniu RMF będą tylko pogłębiać frustracje spowodowaną tym, że co innego się wmawia, a co innego doświadczamy. Niestety, nie mam jej też w równości względem prawa o czym przypomniałem sobie podczas wizyty w barze na 40 piętrze hotelu Mariott. Nie ma też walki o demokracje rozumianej jako nieakceptacja niedekokracji skoro Putin, Kadafi i rządy koministów w Chinach mają się tak dobrze.

To może czas skończyć z życie w kłamstwie, mówiącym że demokracja jest najlepszym systemem społecznym i zacząć szukać jakiegoś innego?

* * * * * *

Modlitwa: Panie Boże – czy moje życie w takim świecie ma sens? Jakbym chciał abyś to Ty, jako mój Stwórca na nowo go dziś nadal. Jak bym chciał, abyś jako Stwórca nadał go nie tylko mnie, ale też tym rządzącym, w Nowym Jorku, Brukseli, Warszawie a może też i w Trypolisie. A gdybyś jeszcze nadał sens życia tym, co nadają z kopca w Krakowie – wszak media powinny służyć zbliżeniu się ludzi w miłości i prawdzie.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
libia,
rmf,
glos,
polityka,
demokracja,
hopkins

Komentarze: (1)

Andrzej,

March 26, 2011 21:12

Skomentuj komentarz

Tak naprawdę realna demokracja jest tylko odmianą feudalizmu. Różnica jest taka, że w feudaliźmie wiadomo było kto jest panem.

Skomentuj notkę
Obawiam się, że wmawia się nam demokracje. Na pewno nie ma jej w aspekcie wpływania wszystkich jednostek na decyzje wspólne. Nie mam jej – i takie akcje w wydaniu RMF będą tylko pogłębiać frustracje spowodowaną tym, że co innego się wmawia, a co innego doświadczamy. Niestety, nie mam jej też w równości względem prawa o czym przypomniałem sobie podczas wizyty w barze na 40 piętrze hotelu Mariott. Nie ma też walki o demokracje rozumianej jako nieakceptacja niedekokracji skoro Putin, Kadafi i rządy koministów w Chinach mają się tak dobrze.

To może czas skończyć z życie w kłamstwie, mówiącym że demokracja jest najlepszym systemem społecznym i zacząć szukać jakiegoś innego?

* * * * * *

Modlitwa: Panie Boże – czy moje życie w takim świecie ma sens? Jakbym chciał abyś to Ty, jako mój Stwórca na nowo go dziś nadal. Jak bym chciał, abyś jako Stwórca nadał go nie tylko mnie, ale też tym rządzącym, w Nowym Jorku, Brukseli, Warszawie a może też i w Trypolisie. A gdybyś jeszcze nadał sens życia tym, co nadają z kopca w Krakowie – wszak media powinny służyć zbliżeniu się ludzi w miłości i prawdzie.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
libia,
rmf,
glos,
polityka,
demokracja,
hopkins

Komentarze: (1)

Andrzej,

March 26, 2011 21:12

Skomentuj komentarz

Tak naprawdę realna demokracja jest tylko odmianą feudalizmu. Różnica jest taka, że w feudaliźmie wiadomo było kto jest panem.

Skomentuj notkę
To może czas skończyć z życie w kłamstwie, mówiącym że demokracja jest najlepszym systemem społecznym i zacząć szukać jakiegoś innego?

* * * * * *

Modlitwa: Panie Boże – czy moje życie w takim świecie ma sens? Jakbym chciał abyś to Ty, jako mój Stwórca na nowo go dziś nadal. Jak bym chciał, abyś jako Stwórca nadał go nie tylko mnie, ale też tym rządzącym, w Nowym Jorku, Brukseli, Warszawie a może też i w Trypolisie. A gdybyś jeszcze nadał sens życia tym, co nadają z kopca w Krakowie – wszak media powinny służyć zbliżeniu się ludzi w miłości i prawdzie.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
libia,
rmf,
glos,
polityka,
demokracja,
hopkins

Komentarze: (1)

Andrzej,

March 26, 2011 21:12

Skomentuj komentarz

Tak naprawdę realna demokracja jest tylko odmianą feudalizmu. Różnica jest taka, że w feudaliźmie wiadomo było kto jest panem.

Skomentuj notkę
* * * * * *

Modlitwa: Panie Boże – czy moje życie w takim świecie ma sens? Jakbym chciał abyś to Ty, jako mój Stwórca na nowo go dziś nadal. Jak bym chciał, abyś jako Stwórca nadał go nie tylko mnie, ale też tym rządzącym, w Nowym Jorku, Brukseli, Warszawie a może też i w Trypolisie. A gdybyś jeszcze nadał sens życia tym, co nadają z kopca w Krakowie – wszak media powinny służyć zbliżeniu się ludzi w miłości i prawdzie.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
libia,
rmf,
glos,
polityka,
demokracja,
hopkins

Komentarze: (1)

Andrzej,

March 26, 2011 21:12

Skomentuj komentarz

Tak naprawdę realna demokracja jest tylko odmianą feudalizmu. Różnica jest taka, że w feudaliźmie wiadomo było kto jest panem.

Skomentuj notkę
Modlitwa: Panie Boże – czy moje życie w takim świecie ma sens? Jakbym chciał abyś to Ty, jako mój Stwórca na nowo go dziś nadal. Jak bym chciał, abyś jako Stwórca nadał go nie tylko mnie, ale też tym rządzącym, w Nowym Jorku, Brukseli, Warszawie a może też i w Trypolisie. A gdybyś jeszcze nadał sens życia tym, co nadają z kopca w Krakowie – wszak media powinny służyć zbliżeniu się ludzi w miłości i prawdzie.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
libia,
rmf,
glos,
polityka,
demokracja,
hopkins

Komentarze: (1)

Andrzej,

March 26, 2011 21:12

Skomentuj komentarz

Tak naprawdę realna demokracja jest tylko odmianą feudalizmu. Różnica jest taka, że w feudaliźmie wiadomo było kto jest panem.

Skomentuj notkę
Kawał jest śmieszny, więc go zacytuję jako znak czasów

– Mamo, mamo, zrób mi kanapkę!
– Nie nazywaj mnie mamą!
– Ale mamo, zrob mi kanapkę!
– To, że sypiam z twoim ojcem nie upoważnia cię do mówienia mim mamo.
– To jak mam ci mówić?
– Po prostu mów mi Andrzej.

Kawał jeszcze śmieszy i to jest fajne, ale pewnie niedługo nie będzie wolno opowiadać takich kawału, będzie to passe. A mi się jakoś przypomniało z listu do Tymoteusza. „A wiedz o tym, że w dniach ostatnich nastaną chwile trudne. Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, bez serca, bezlitośni, miotający oszczerstwa, niepohamowani, bez uczuć ludzkich, nieprzychylni, zdrajcy, zuchwali, nadęci, miłujący bardziej rozkosz niż Boga. Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy. I od takich stroń.”(2 Tm 3:1-5)

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
homoseksualizm

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
– Mamo, mamo, zrób mi kanapkę!
– Nie nazywaj mnie mamą!
– Ale mamo, zrob mi kanapkę!
– To, że sypiam z twoim ojcem nie upoważnia cię do mówienia mim mamo.
– To jak mam ci mówić?
– Po prostu mów mi Andrzej.

Kawał jeszcze śmieszy i to jest fajne, ale pewnie niedługo nie będzie wolno opowiadać takich kawału, będzie to passe. A mi się jakoś przypomniało z listu do Tymoteusza. „A wiedz o tym, że w dniach ostatnich nastaną chwile trudne. Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, bez serca, bezlitośni, miotający oszczerstwa, niepohamowani, bez uczuć ludzkich, nieprzychylni, zdrajcy, zuchwali, nadęci, miłujący bardziej rozkosz niż Boga. Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy. I od takich stroń.”(2 Tm 3:1-5)

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
homoseksualizm

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Kawał jeszcze śmieszy i to jest fajne, ale pewnie niedługo nie będzie wolno opowiadać takich kawału, będzie to passe. A mi się jakoś przypomniało z listu do Tymoteusza. „A wiedz o tym, że w dniach ostatnich nastaną chwile trudne. Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, bez serca, bezlitośni, miotający oszczerstwa, niepohamowani, bez uczuć ludzkich, nieprzychylni, zdrajcy, zuchwali, nadęci, miłujący bardziej rozkosz niż Boga. Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy. I od takich stroń.”(2 Tm 3:1-5)

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
homoseksualizm

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Cytuje tu tekst z Gazety Prawnej, ponieważ dobrze ilustruje on problem ograniczania wolności, psucia państwa, wprowadzania mechanizmów kontroli.

Dodatkowo obrazuje to też kolejny przypadek wprowadzania martwego przepisu, a martwe przepisy nie są po to aby regulować życie społeczeństwa (bo nie mogą, bo są martwe) ale aby poszczególne, wredne jednostki pracujące w organach władzy mogły się przyczepiać pojedynczych obywateli utrudniając im życie, szantażując, a …w efekcie osiągając swoje własne, złe cele.

I to jest psucie państwa, i to jest poważny problem. Po to to robią.

Wyjazd za granicę trzeba będzie zgłosić do urzędu gminy
Dziennik Gazeta Prawna, 2010-12-13 14:56, Leszek Jaworski
http://www.gazetaprawna.pl/drukowanie/471601
Obywatel polski, który zamierza wyjechać z kraju, będzie musiał zgłosić ten fakt w urzędzie gminy. W przypadku gdy nie planuje pozostania na stałe za granicą, a wyjazd ten będzie dłuższy niż sześć miesięcy, będzie musiał zgłosić w gminie swój powrót do Polski. Zgłoszenia tego będzie można dokonać w urzędzie lub drogą elektroniczną na formularzu umożliwiającym wprowadzanie danych

Uchwalona przez Sejm 24 września 2010 r. ustawa o ewidencji ludności (nazywana dalej ustawą) określa między innymi zasady wykonywania obowiązku meldunkowego przez obywateli polskich. (…)

Podstawa prawna

Art. 2, art. 3, art. 24 – art. 38 ustawy z 24 września 2010 r. o ewidencji ludności (Dz.U. nr 217, poz. 1427).

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
meldunek,
obowiązej meldunkowy,
wyjazd za granice,
paszport

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Dodatkowo obrazuje to też kolejny przypadek wprowadzania martwego przepisu, a martwe przepisy nie są po to aby regulować życie społeczeństwa (bo nie mogą, bo są martwe) ale aby poszczególne, wredne jednostki pracujące w organach władzy mogły się przyczepiać pojedynczych obywateli utrudniając im życie, szantażując, a …w efekcie osiągając swoje własne, złe cele.

I to jest psucie państwa, i to jest poważny problem. Po to to robią.

Wyjazd za granicę trzeba będzie zgłosić do urzędu gminy
Dziennik Gazeta Prawna, 2010-12-13 14:56, Leszek Jaworski
http://www.gazetaprawna.pl/drukowanie/471601
Obywatel polski, który zamierza wyjechać z kraju, będzie musiał zgłosić ten fakt w urzędzie gminy. W przypadku gdy nie planuje pozostania na stałe za granicą, a wyjazd ten będzie dłuższy niż sześć miesięcy, będzie musiał zgłosić w gminie swój powrót do Polski. Zgłoszenia tego będzie można dokonać w urzędzie lub drogą elektroniczną na formularzu umożliwiającym wprowadzanie danych

Uchwalona przez Sejm 24 września 2010 r. ustawa o ewidencji ludności (nazywana dalej ustawą) określa między innymi zasady wykonywania obowiązku meldunkowego przez obywateli polskich. (…)

Podstawa prawna

Art. 2, art. 3, art. 24 – art. 38 ustawy z 24 września 2010 r. o ewidencji ludności (Dz.U. nr 217, poz. 1427).

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
meldunek,
obowiązej meldunkowy,
wyjazd za granice,
paszport

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
I to jest psucie państwa, i to jest poważny problem. Po to to robią.

Wyjazd za granicę trzeba będzie zgłosić do urzędu gminy
Dziennik Gazeta Prawna, 2010-12-13 14:56, Leszek Jaworski
http://www.gazetaprawna.pl/drukowanie/471601
Obywatel polski, który zamierza wyjechać z kraju, będzie musiał zgłosić ten fakt w urzędzie gminy. W przypadku gdy nie planuje pozostania na stałe za granicą, a wyjazd ten będzie dłuższy niż sześć miesięcy, będzie musiał zgłosić w gminie swój powrót do Polski. Zgłoszenia tego będzie można dokonać w urzędzie lub drogą elektroniczną na formularzu umożliwiającym wprowadzanie danych

Uchwalona przez Sejm 24 września 2010 r. ustawa o ewidencji ludności (nazywana dalej ustawą) określa między innymi zasady wykonywania obowiązku meldunkowego przez obywateli polskich. (…)

Podstawa prawna

Art. 2, art. 3, art. 24 – art. 38 ustawy z 24 września 2010 r. o ewidencji ludności (Dz.U. nr 217, poz. 1427).

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
meldunek,
obowiązej meldunkowy,
wyjazd za granice,
paszport

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Obywatel polski, który zamierza wyjechać z kraju, będzie musiał zgłosić ten fakt w urzędzie gminy. W przypadku gdy nie planuje pozostania na stałe za granicą, a wyjazd ten będzie dłuższy niż sześć miesięcy, będzie musiał zgłosić w gminie swój powrót do Polski. Zgłoszenia tego będzie można dokonać w urzędzie lub drogą elektroniczną na formularzu umożliwiającym wprowadzanie danych

Uchwalona przez Sejm 24 września 2010 r. ustawa o ewidencji ludności (nazywana dalej ustawą) określa między innymi zasady wykonywania obowiązku meldunkowego przez obywateli polskich. (…)

Podstawa prawna

Art. 2, art. 3, art. 24 – art. 38 ustawy z 24 września 2010 r. o ewidencji ludności (Dz.U. nr 217, poz. 1427).
Uchwalona przez Sejm 24 września 2010 r. ustawa o ewidencji ludności (nazywana dalej ustawą) określa między innymi zasady wykonywania obowiązku meldunkowego przez obywateli polskich. (…)

Podstawa prawna

Art. 2, art. 3, art. 24 – art. 38 ustawy z 24 września 2010 r. o ewidencji ludności (Dz.U. nr 217, poz. 1427).
Podstawa prawna

Art. 2, art. 3, art. 24 – art. 38 ustawy z 24 września 2010 r. o ewidencji ludności (Dz.U. nr 217, poz. 1427).
Art. 2, art. 3, art. 24 – art. 38 ustawy z 24 września 2010 r. o ewidencji ludności (Dz.U. nr 217, poz. 1427).
Ciekawe co będzie:
– albo Putin zupełnie upokorzy Tuska i raport MAK o obecnej formie będzie końcowym raportem,
– albo Putin pomoże Tuskowi i do raportu MAK dopiszą kilka zdań o niewątpliwej winie strony rosyjskiej – bo to i żarówka w systemie naprowadzania się przepaliła, i kontroler był niewyspany i mówił niewyraźnie, a na lotnisku było brudno.

I tak się zakończy badanie przyczyn znanych już w godzinę po wypadku, bo przecież „nie powinni lądować”, sam słyszałem jak to ogłoszono.

Tak czy inaczej, zacytuje to teksty ze strony Ziemkiewicza ku pamięci, bo kiedyś, myśląc o polityce zagranicznej bardziej globalnie warto się będzie do niego odwołać.

Katastrofa posmoleńska
Subotnik Ziemkiewicza
Rafał Ziemkiewicz, http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/12/18/katastrofa-posmolenska/

Z góry muszę przeprosić, że ten felieton będzie marny. Dobry felieton wymaga dystansu, dobry felieton powinien zabawić czytelnika oryginalną konstrukcją, skojarzeniami, raczej ciąć skalpelem ironii, niż walić na odlew.

Co jednak zrobić, jeśli autor siadając do słów uświadamia sobie, że ma już dość, że jest w końcu tylko człowiekiem, i to człowiekiem doprowadzonym do bezsilnego stanu „wyjść, skrzywić się, wycedzić szyderstwo”, a wręcz − splunąć z pogardą… I jeśli waga spraw odbiera chęć do popisywania się zawijasami pióra.

A posmoleńska katastrofa to sprawa zbyt poważna, by chciało mi się na niej ćwiczyć „lapidarność stylu”. Tak, nie pomyliłem się w tytule − chodzi mi tu o katastrofę posmoleńską. Katastrofa smoleńska sama w sobie była wystarczającym nieszczęściem, ale zaraz po niej przyszła druga: katastrofa państwa polskiego, katastrofa władzy, w krytycznym momencie sprawowanej przez ludzi, których poziom umysłowy i etyczny wystarcza do podawania piłek na boisku, ale nie dorasta do wymogów stawianych mężom stanu.

W katastrofie pierwszej straciliśmy prezydenta, kilkudziesięciu szefów urzędów centralnych, posłów, działaczy społecznych i zasłużonych obywateli. Ale zaraz potem straciliśmy jeszcze więcej. Straciliśmy jako państwo godność i pozycję podmiotu polityki międzynarodowej, stając się jej przedmiotem.

Straciliśmy je dlatego, że dla pana premiera Tuska w tym momencie najbardziej ze wszystkiego liczyło się, żeby dobrze wypaść przed kamerami i w oczach przywódców sąsiednich krajów, od których wydaje się całkowicie uzależniony emocjonalnie. Najważniejszą jego troską w obliczu narodowej tragedii było to, aby nie przyniosła ona korzyści politycznemu rywalowi. Wszystko inne odłożone zostało na bok. Po pierwsze − być na miejscu tragedii pierwszym, przed znienawidzonym rywalem, i z dobrym światłem oraz na dobrym tle objąć się z premierem Putinem. Po pierwsze, odegrać główną rolę w kiczowatej telenoweli „pojednanie narodów”. Po pierwsze, użyć całej swej medialnej i politycznej sfory do pomniejszenia, wyszydzenia, unieważnienia nieszczęścia, a zwłaszcza do odarcia z godności i powagi tych, którzy w tym momencie mieli czelność zachowywać się normalnie. Normalnie, to znaczy − podnosić sprawy ważne i bronić zdrowego rozsądku oraz pamięci o tym, jakie są mechanizmy państwa, któremu premier RP, kierując się logiką scenariusza łzawej telenoweli, oddał za bzdurno pełnię władzy nad śledztwem, i jaka jest natura władzy sprawowanej przez jego liderów.

Mam o Donaldzie Tusku z każdym tygodniem coraz gorsze zdanie, ale, wbrew jego medialnej klace, nigdy nie będę z niego robił idioty. A przecież to właśnie oznaczałoby teraz poważne potraktowanie olśnienia, jakiego niby doznał premier po sześciu miesiącach, po tym, jak dawno już popioły wystygły, dowody zostały przemielone i zaorane, zeznania urzędowo skorygowane, a oryginalne czarne skrzynki poddane Bóg jeden wie jakim zabiegom konserwacyjnym. Gdyby uwierzyć, że oto teraz, po sześciu miesiącach opluwania „małpiarni” (jak nas nazwał usłużny Adam Michnik), wyszydzania i deprecjonowania wszelkich przejawów krytycyzmu wobec rosyjskiego „śledztwa”, rugowania z mediów dziennikarzy odmawiających podporządkowania się obłudnej propagandzie, kłamliwego powtarzania, że wszystko jest znakomicie, współpraca układa się wzorowo, jesteśmy dopuszczani do każdej informacji na każdym szczeblu − teraz oto nagle połapał się biedny chłopczyna z boiska, że go ruscy okiwali. Że ich raport jest „bezdyskusyjnie nie do przyjęcia”. A nawet, że są w Rosji − Boże ty mój! − źli ludzie, którzy chcą ukryć prawdę!

Nie, pan premier − podkreślam to z całą mocą, wbrew jego chwalcom − nie jest idiotą. Pan premier na pewno słyszał kiedyś nazwę „Kursk”, by do tego jednego przykładu się ograniczyć, i wie, jak wyglądają śledztwa prowadzone przez oficjalne rosyjskie komisje rządowe, na czele których staje Władimir Putin. Pan premier ma zapewne telewizor i kabel, w którym oprócz kanałów sportowych jest też Discovery, History i National Geografic, i na każdym z tych kanałów mógł sobie bez trudu obejrzeć film pokazujący w szczegółach rzeczywisty przebieg katastrofy okrętu, który, wedle obowiązującego, oficjalnego dokumentu z podpisem przyjaznego Wołodii, zatopiony został przez „nieznaną łódź podwodną zachodniej konstrukcji”.

Medialna sfora na usługach władzy przez pół roku z maniackim uporem wyszukiwała po Internecie anonimowych wpisów do obśmiania, o sztucznej mgle albo o tym, że samolotu w ogóle nie było, wyciągała wszelkie możliwe szalone teorie spiskowe o kosmitach, organizowała „autorytety” do ich wyszydzania. Nie wysilali się natomiast medialni dysponenci na to, żeby przypomnieć Polakom historię rozmaitych radzieckich i rosyjskich „śledztw”, żeby opisać, jak to się robi za wschodnią granicą, ani jak się owe sowieckie „dochodzenie prawdy” ma do konwencji chicagowskiej, i szerzej, w ogóle do wszelkich zasad w cywilizowanym świecie uważanych za oczywiste. Przeciwnie, za pokazanie, jak Rosjanie rozwalają wrak polskiego Tupolewa, zlikwidowano „Misję specjalną”.

W momencie oddania całego śledztwa Rosji było jasne, że zostanie ono przeprowadzone według standardów sowieckich. Nie było innej możliwości. Rosja nie ma innych niż sowieckie narzędzi i mechanizmów, nie ma ekspertów, którzy nie kierowaliby się żelazną zasadą dopasowywania faktów i dowodów do jedynie słusznej tezy, a jedynie słuszna teza jest zawsze taka, że rosyjska technika jest niezawodna, rosyjskie procedury są niezawodne, i rosyjscy ludzie też nigdy nie zawodzą. Konkluzje oficjalnego raportu MAK były jasne i oczywiste od chwili, gdy Donald Tusk nie odważył się wykorzystać jedynej istniejącej możliwości umiędzynarodowienia śledztwa. Mam wierzyć, że dopiero teraz, nagle, po pół roku, zdał sobie z tego sprawę?

Donald Tusk, powtórzę po raz trzeci, nie jest idiotą. Ma po prostu takie priorytety, że najważniejsze jest dla niego utrzymać się na stołku. W sprawie Smoleńska też kierował się wyłącznie tym priorytetem − nie dać się Kaczyńskiemu, nie pozwolić, aby katastrofa pomogła mu odbudować znaczenie i wrócić do władzy, nie pozwolić, aby zbudowano wokół niej mit.

A żeby to się mogło udać, polską rację stanu trzeba było spisać na straty.

Donald Tusk na pewno słyszał nie tylko nazwę „Kursk”, ale i nazwę „Kopernik”. Starszym przypomnę, młodszym wyjaśnię, że tak nazywał się Ił-62, w którego katastrofie w roku 1980 zginęło 88 osób. I, rzecz bez precedensu w dziejach imperium, choć radzieccy eksperci oczywiście robili to co zawsze, to znaczy twardo od pierwszej chwili zwalali całą winę na nieżyjącego kapitana i z oburzeniem zaprzeczali możliwości awarii technicznej przodującego technologicznie radzieckiego samolotu, ostatecznie, nagle, w oficjalnym raporcie znalazła się konkluzja, że to właśnie rozerwanie wadliwej turbiny było przyczyną tragedii. Bo ustalono to na najwyższym szczeblu. W związku z trudną już wtedy sytuacją w PRL, towarzysze radzieccy wyjątkowo pozwolili towarzyszom z Warszawy na tak niesłychaną rzecz, jak przyznanie prawdy.

Sądzę, że tak samo wyobrażał sobie bieg wypadków premier Tusk. Że śledztwo będzie wiadomo jakie, i wiadomo ile warte, ale Putin nie ma przecież żadnego interesu go upokarzać − każe więc napisać raport tak, żeby jego sojusznik nie stracił przed własnym narodem twarzy, z jakimś tam elementem współodpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Może przecenił Tusk swe znaczenie dla Putina, może wsparcie na jakie liczyć może z Zachodu… W każdym razie, jak na dziś, został upokorzony. I teraz postanowił pokazać, że coś jednak może, że nie musi być taki potulny. Trochę wprawdzie wychodzi przy tym na bubka, ale może i słusznie zakłada, że ma wystarczającą rzeszę wytresowanych jak foki służalców, którzy z dnia na dzień teraz nagle zaczną krzyczeć, że prawda jest najważniejsza, że nie damy sobie pluć, i piać zachwyty, jak dzielnie, z jaką godnością stawia się nasz premier oprawcy Czeczenów, Litwinienki i Politkowskiej.

Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
ziemkiewicz,
tusk,
katastrofa smoleńska,
tu-154,
putin

Komentarze: (3)

anonim,

April 15, 2011 11:14

Skomentuj komentarz

„Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił” – mieli przeczytać wszyscy politycy PO tuż po katastrofie, jako instrukcję do rozmów z mediami. http://www.rp.pl/artykul/642925_Tajna-instrukcja-po-katastrofie–Petelicki–Mam-ten-SMS.html

anonim,

September 26, 2011 16:58

Skomentuj komentarz

68 przypadków smoleńskich(foto. Arch.)Od 10 kwietnia 2010 r. rząd PO, sprzyjające mu media i wybrani eksperci wmawiają Polakom, że przyczyną katastrofy smoleńskiej był zbiór zbiegów okoliczności – nieodpowiedzialni piloci, naciski gen. Andrzeja Błasika, zły nadzór dowódców. Katastrofy często są wynikiem zbiegu kilku okoliczności. W przypadku tragedii smoleńskiej było ich jednak zdecydowanie zbyt dużo.Przygotowania1. 9 kwietnia 2009 r. – MON podpisuje umowę dotyczącą remontu dwóch Tu-154. Przetarg wart jest ponad 69 mln zł, wygrywa go konsorcjum firm MAW Telecom i Polit Elektronik. Ta druga spółka nie jest nawet zarejestrowana w KRS.Z niewyjaśnionych przyczyn odrzucono ofertę poważnych kontrkandydatów, wśród nich Metalexportu-S i państwowego Bumaru. Jak informowała agencja lotnicza Altair, MON wybrało wykonawcę remontu bez analizy propozycji cenowych innych oferentów.Właścicielem zakładów w Samarze, które wybrało konsorcjum, jest Oleg Deripaska, który był przesłuchiwany przez zachodnich prokuratorów w związku z podejrzeniami o pranie brudnych pieniędzy i kontakty z mafią. Z kolei silniki tupolewa remontowane są w zakładach kontrolowanych przez Siergieja Czemiezowa – byłego agenta KGB, który od 1983 do 1988 r. pracował pod przykrywką w Dreźnie, mieszkając po sąsiedzku z obecnym premierem Rosji – Władimirem Putinem. Przy naprawie silników nie był obecny żaden przedstawiciel polskich służb.2. Kwiecień 2009 r. – w wypowiedzi dla telewizji Gazeta.pl Janusz Palikot, wówczas poseł PO, stwierdza: „Na wypadek, gdyby Lech Kaczyński nie był w stanie wypełniać swej roli do końca swojej kadencji, musi być ktoś, kto jest poza tą bieżącą grą, (…) w związku z rolą konstytucyjną marszałka Komorowskiego, który jest wskazywany jako ta osoba, która na wypadek śmierci musi zastąpić prezydenta Polski, to wskazane byłoby, by ludzie nie odebrali tego jako element gry, tylko autentyczne, konstytucyjne uprawnienie marszałka”.3. 3 maja 2009 r. – Bronisław Komorowski w rozmowie z RMF FM mówi: „Nie pretenduję do roli wieszcza czy proroka (…). Przyjdą wybory prezydenckie albo prezydent będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni”. Bronisław Komorowski nie wyjaśnił, co miał na myśli, choć pytał go o to po katastrofie Jarosław Kaczyński.4. Lato 2009 r. – ABW opracowuje szczegółową analizę opisującą sytuację jednoczesnej śmierci najwyższych dowódców Wojska Polskiego i prezydenta RP, a także innych ważnych osobistości państwowych i sposób przejęcia władzy.5. 1 września 2009 r. – w Sopocie spotykają się premierzy Donald Tusk i Władimira Putin. Niespodziewanie udają się na półgodzinną rozmowę w cztery oczy na słynne sopockie molo (choć oficjalny plan przewidywał spotkanie w hotelu Sheraton). Według rzecznika polskiego rządu Pawła Grasia mówiono m.in. o wspólnych polsko-rosyjskich uroczystościach katyńskich.6. Wrzesień 2009 r. – dochodzi do zorganizowanego ataku cybernetycznego na serwery polskich instytucji państwowych. Jak pisze „Rzeczpospolita”, atak na polskie ośrodki rządowe został przeprowadzony z terytorium Federacji Rosyjskiej.7. Koniec grudnia 2009 r. – biuro ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego rozsyła parlamentarzystom foldery reklamowe MAW Telecom – firmy wchodzącej w skład konsorcjum, które wygrało przetarg na remont polskich tupolewów.8. 23 grudnia 2009 r. – w Warszawie ląduje po remoncie w Samarze rządowy Tu-154M 101. Tego samego dnia znaleziono ciało Grzegorza Michniewicza, dyrektora generalnego w kancelarii premiera Tuska. Michniewicz miał najwyższe poświadczenia bezpieczeństwa, zarówno krajowe, jak i NATO oraz Unii Europejskiej. Przez jego ręce przechodziły niemal wszystkie dokumenty kancelarii premiera, także tajne. Michniewicz, który według prokuratury popełnił samobójstwo, nie zostawił żadnego listu pożegnalnego. Ostatnią osobą, z którą rozmawiał w cztery oczy przed śmiercią, był Tomasz Arabski, szef kancelarii premiera. W aktach prokuratorskich, do których dotarła „GP”, czytamy: „Z zeznań szeregu świadków jednoznacznie wynika, iż Grzegorz Michniewicz miał najbliższe dni dokładnie zaplanowane. W dniu 23 grudnia 2009 r. planował bowiem pojechać do Białogardu, aby z żoną i jej rodziną spędzić święta. Wszystkie jego zachowania podejmowane nie tylko w ostatnich dniach, ale także i godzinach życia, wskazywały, iż plan ten chce wypełnić. Wskazuje na to choćby sporządzony przez niego wniosek urlopowy, zakup prezentów czy też podejmowanie jeszcze późnym wieczorem 22 grudnia przygotowania do wyjazdu. Niewątpliwie więc decyzja o popełnieniu samobójstwa podjęta została nagle pod wpływem impulsu”.9. Styczeń 2010 r. – Donald Tusk, murowany faworyt zbliżających się wyborów prezydenckich, niespodziewanie rezygnuje z kandydowania. Tłumaczy to zamiarem utrzymania władzy premiera i niewielkimi uprawnieniami prezydenta. 31 marca 2010 r. Zyta Gilowska, komentując decyzję Tuska, stwierdziła: „Taka wolta, na dokładkę niezbyt serio objaśniana żyrandolami, ma skrywany komponent, jakąś tajemnicę”.10. 3 lutego 2010 r. – rosyjska agencja Interfax podaje, że: „premier Federacji Rosyjskiej Władimir Putin zaprosił prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska do wspólnego uczczenia pamięci ofiar Katynia”. Kancelaria premiera Tuska poinformowała, że zaproszenie zostało przekazane w czasie rozmowy telefonicznej, do której doszło z inicjatywy strony rosyjskiej i że uroczystości odbędą się w pierwszej połowie kwietnia 2010 r. Putin pominął w zaproszeniu prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.9. Styczeń 2010 r. – Donald Tusk, murowany faworyt zbliżających się wyborów prezydenckich, niespodziewanie rezygnuje z kandydowania. Tłumaczy to zamiarem utrzymania władzy premiera i niewielkimi uprawnieniami prezydenta. 31 marca 2010 r. Zyta Gilowska, komentując decyzję Tuska, stwierdziła: „Taka wolta, na dokładkę niezbyt serio objaśniana żyrandolami, ma skrywany komponent, jakąś tajemnicę”.11. 14 lutego 2010 r. – do pracy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych zostaje przywrócony Tomasz Turowski; od razu mianowany ministrem pełnomocnym w ambasadzie RP w Moskwie. Turowskiemu zostaje powierzone zadanie przygotowania wizyt w Katyniu premiera Tuska i prezydenta Kaczyńskiego. Z doniesień IPN wynika, że w latach 1976–1985 Turowski był w PRL agentem najbardziej elitarnej, zakonspirowanej komórki wywiadu: Wydziału XIV w Departamencie I. Dostęp do danych tej agentury miały służby sowieckie. Jak ujawnił „Nasz Dziennik”, Turowski w latach 90. rozpracowywany był przez Urząd Ochrony Państwa, który sprawdzał jego kontakty z oficerem rosyjskiego wywiadu Grigorijem Jakimiszynem.12. 20 lutego 2010 r. – Władimir Grinin, ambasador rosyjski w Polsce, kłamie, że nie dostał pisma, wysłanego do niego27 stycznia 2010 r. przez Mariusza Handzlika podsekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta z informacją, że w kwietniu Lech Kaczyński planuje w Katyniu oddanie hołdu pomordowanym polskim oficerom.Można sądzić, że Grinin wykonuje rozkazy bezpośrednio otrzymane od Władimira Putina. Obaj znają się jeszcze z drugiej połowy lat 80. Gdy Putin był agentem KGB we wschodnioniemieckim Dreźnie, Grinin stał na czele sowieckiej ambasady w NRD.Tuż po katastrofie – w czerwcu 2010 r. – Grinin „awansuje”. Zostaje ambasadorem Rosji w Niemczech.13. 17 marca 2010 r. – szef Kancelarii Premiera, minister Tomasz Arabski udaje się do Moskwy (to druga z kolei wizyta Arabskiego w Moskwie – pierwsza, według informacji „GP”, odbyła w styczniu 2010 r.). Celem drugiego pobytu w Rosji są ustalenia dotyczące przebiegu wizyty premiera i prezydenta w Katyniu – wynika z relacji towarzyszącego mu funkcjonariusza Biura Ochrony Rządu. Spotkanie z Rosjanami odbywa się… w jednej z moskiewskich restauracji; co jeszcze bardziej dziwne, nie uczestniczy w nim nikt z resortu spraw zagranicznych ani z Ambasady RP w Moskwie. Tego samego dnia Arabski spotyka się też z Jurijem Uszakowem, wiceszefem kancelarii Władimira Putina. Nie wiadomo jednak, czy do rozmowy doszło właśnie w moskiewskiej restauracji, czy wcześniej lub później w jakimś innym miejscu.14. Marzec 2010 r. – przedstawiciele Kancelarii Prezydenta nie mogą skontrolować stanu lotniska w Smoleńsku. 1Wizyta przygotowawcza, która miała się odbyć w Katyniu i Moskwie między 3 a 5 marca 2010 r., zostaje w ostatniej chwili odwołana, a zaplanowany na 10 marca wyjazd grupy roboczej do Smoleńska zostaje uznany przez stronę rosyjską za nieaktualny. 19 marca do Moskwy ma się udać minister w Kancelarii Prezydenta Mariusz Handzlik, ale 16 marca ambasador Jerzy Bahr przekazuje mu informację, że w związku ze zorganizowaną 17–18 marca wizytą delegacji rządowej z ministrem Tomaszem Arabskim w Moskwie nie jest to możliwe.Przez cały ten czas Kancelaria Prezydenta sygnalizuje swoje wątpliwości dotyczące stanu lotniska w Smoleńsku.15. 5 kwietnia 2010 r. – następuje przerwanie pracy serwerów MSZ. Praca resortu kierowanego przez Radosława Sikorskiego zostaje na wiele godzin sparaliżowana.Jak się okazuje, w najnowocześniejszym budynku Ministerstwa Spraw Zagranicznych, tzw. szpiegowcu, mieszczącym m.in. serwery z tajnymi danymi, doszło do przerwania zasilania zewnętrznego. „Jestem w MSZ od wielu lat, ale czegoś takiego nie pamiętam” – opowiada6 kwietnia 2010 r. tygodnikowi „Polityka” jeden z dyplomatów.16. 7 kwietnia 2010 r. – na stronach internetowych Rządowego Zespołu Reagowania na Incydenty Komputerowe CERT. GOV. PL pojawia się komunikat o możliwych atakach ukierunkowanych na pracowników instytucji administracji publicznej w Polsce. 9 kwietnia „gigantyczna” (jak informowała wówczas telewizja TVN) awaria teleinformatyczna paraliżuje pracę największego polskiego banku PKO BP.17. Minister Klich zezwala na uczestnictwo w locie do Smoleńska najwyższych dowódców polskiej armii; zapewnia jednocześnie na piśmie, że on sam „też się tam wybiera”. Kilka dni później rezygnuje jednak z uczestnictwa w delegacji.18. MON nie zapewnia generałom WP na czas delegacji prezydenckiej ochrony Żandarmerii Wojskowej – do Katynia nie poleciał ani jeden żołnierz ŻW, choć taka ochrona przysługiwała generałom ustawowo.19. Dzień przed wylotem do Smoleńska Rosjanie cofają zgodę, by funkcjonariusze BOR, którzy mieli zabezpieczać wizytę prezydenckiej delegacji na miejscu, posiadali ze sobą broń.Przed tragedią20. Organizatorzy lotu w Polsce nie wyznaczają przed wylotem lotnisk zapasowych, jak również rezerwowego samolotu, choć nakazuje to instrukcja HEAD.21. Polska załoga Tu-154M 101 otrzymuje od Rosjan karty podejścia lotniska Smoleńsk-Siewiernyj, zawierające błędne dane. Była to prawdopodobnie jedna z przyczyn katastrofy.22. Tu-154M 101 musi lądować z kierunku wschodniego, gdzie są jary i drzewa, których nie ma od strony zachodniej. Jak się okazało, jesienią 2009 r. zdemontowano na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj system nawigacyjnego naprowadzania samolotów od strony zachodniej.23. Niespodziewanie, wbrew prognozom meteorologicznym, w okolicy lotniska Smoleńsk-Siewiernyj pojawia się mgła, która nasila się przed katastrofą, a po niej zaczyna ustępować, by po godzinie niemal całkowicie się rozproszyć.24. Kontrolerzy wieży w Smoleńsku, wbrew rosyjskim minimom (gęsta mgła), nie wydają zakazu podejścia do lądowania i nie zamykają lotniska ze względu na warunki atmosferyczne, zagrażające bezpieczeństwu lotów statków powietrznych.25. Załoga samolotu jest błędnie informowana o położeniu na kursie i ścieżce, gdy w rzeczywistości samolot jest ponad ścieżką i zbacza z kursu.26. Płk Krasnokucki nakazuje kontrolerowi, który po raz kolejny sugeruje odesłanie samolotu na lotnisko zapasowe, by polecił załodze polskiego samolotu zejście do 100 m. „Doprowadzamy do 100 metrów, 100 metrów i koniec rozmowy”.27. Przed lądowaniem samolotu z prezydentem RP nad lotniskiem pojawia się i znika Ił-76, którego roli nikt do dziś nie wyjaśnił.28. Od czwartej minuty przed tragedią trwa niewyjaśniona cisza w eterze – milkną wówczas rozmowy między wieżą i Tu-154. Pada tylko komenda „na kursie i ścieżce” i „horyzont 101”. Polsce kontrolerzy twierdzą, że to absurdalne i niewiarygodne, gdyż określenia „na kursie i ścieżce” są niemożliwe bez uprzednich poprawek kursu. Wskazuje to na prawdopodobieństwo sfałszowania stenogramów.29. Gdy samolot znajduje się na wysokości 15 m nad ziemią, zanika zasilanie głównego komputera pokładowego FMS i rejestratorów lotu. Polski Tu-154M znajduje się wówczas ok. 60–70 m przed miejscem pierwszego zderzenia z gruntem.30. Gdy samolot z delegacją prezydencką zbliża się do lotniska w Smoleńsku, na płycie nie ma ani jednego funkcjonariusza BOR, nie ma też podstawionej kolumny samochodów ani oczekujących na polską delegację dziennikarzy.Po katastrofie31. Samolot, spadając na ziemię z wysokości kilkunastu metrów, ulega całkowitej zagładzie, wraz z 96 pasażerami. Maszyna zostaje rozbita na tysiące części.32. Rosjanie tuż po katastrofie rozpowszechniają oszczerstwa, że polscy piloci lądowali wbrew zaleceniom rosyjskich kontrolerów lotów w Smoleńsku.33. Rosyjscy wojskowi i milicjanci kilka godzin po tragedii wymieniają reflektory i żarówki w lampach wskazujących samolotom położenie pasa startowego.34. Rosjanie już kilka godzin po tragedii wykluczajązamach.35. Wkrótce po katastrofie niektóre polskie media przedstawiają opinie wybranych przez siebie ekspertów, którzy stwierdzili, że tragedia była spowodowana winą pilotów. Ta teza raportu zostaje potem powtórzona w raportach Tatiany Anodiny i Jerzego Millera. Według gen. Petelickiego czołowi politycy PO jeszcze 10 kwietnia otrzymują SMS wysłany przez najbliższe otoczenie Donalda Tuska. Brzmi on: „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”.36. Rząd Donalda Tuska i prokuratura rezygnują z pomocy najlepszych lekarzy sądowych różnych specjalności, w tym antropologów, genetyków sądowych, z prof. Barbarą Świątek, krajowym konsultantem w dziedzinie medycyny sądowej, na czele. Eksperci ci od południa 10 kwietnia 2010 r. czekają, gotowi w każdej chwili jechać do Smoleńska; wysyłają także pisma do rządu i prokuratury.37. Według Rosjan polski Tu-154 przed upadkiem przeciął linię wysokiego napięcia przed lotniskiem, choć nie zgadza się to z odtworzonym torem lotu i czasem (o godz. 8.39, gdy linia została zerwana, samolot był kilkaset metrów nad ziemią). Uszkodzona linia wysokiego napięcia koło lotniska smoleńskiego mogła zasilać system radiolatarni.38.Rosjanie po katastrofie wysypują teren przy miejscu tragedii piachem i wykładają betonowymi płytami, wycinają bez wiedzy Polaków okoliczne drzewa i krzaki, w tym podobno ścięte przez Tu-154, co uniemożliwia potem odtworzenie trajektorii lotu.39. Pojawiają się rozbieżności dotyczące czasu katastrofy. Najpierw – przez dwa tygodnie po tragedii – podawana jest godz. 8.56. Po przypadkowym opublikowaniu informacji o godzinie zerwania trakcji elektrycznej przed katastrofą Rosjanie zmieniają tę informację, podając, że samolot uległ katastrofie o godz. 8.41 czasu polskiego.40. Rosjanie już następnego dnia po katastrofie demolują wrak, tnąc go piłami i wybijając szyby w oknach.41. 29 kwietnia – podczas sejmowego wystąpienia minister zdrowia Ewa Kopacz mówi: „Z wielką uwagą obserwowałam pracę naszych patomorfologów przez pierwsze godziny. Pierwsze godziny nie były łatwe i to państwo musicie wiedzieć. Przez moment nasi polscy lekarze byli traktowani jako obserwatorzy tego, co się dzieje. To trwało może kilkanaście minut, a potem, kiedy założyli fartuchy i stanęli do pracy razem z lekarzami rosyjskimi, nie musieli do siebie nic mówić”.W lipcu 2010 r. płk Zbigniew Rzepa z prokuratury wojskowej ujawnia w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, że było to kłamstwo, bo w sekcjach zwłok ofiar katastrofy nie uczestniczyli ani polscy śledczy, ani patomorfolodzy.42. Rosjanie zastrzegają, by przysłanych z Moskwy metalowych trumien z ciałami ofiar w żadnym wypadku nie otwierać.43. Rosjanie pozostawiają (na długie miesiące) wrak Tu-154M 101 bez żadnego zabezpieczenia.Śledztwo44. Pod naciskiem Rosjan premier Tusk rezygnuje ze stosowania korzystnej dla Polski umowy z 1993 r. i zawiera tajne, nigdzie dotychczas nieopublikowane porozumienie z premierem Władimirem Putinem.Na mocy tego porozumienia zaczyna obowiązywać rozporządzenie wydane 13 kwietnia 2010 r. przez premiera Władimira Putina, które badanie katastrofy i koordynowanie działań krajowych i międzynarodowych powierza Międzypaństwowemu Komitetowi Lotniczemu Tatiany Anodiny.Jako podstawę prawną wyjaśniania przyczyn katastrofy przyjęto – jak twierdzi rząd – konwencję chicagowską, mimo że dotyczy ona katastrof samolotów cywilnych.45. Na początku stycznia 2011 r. okazuje się, że nawet fatalne dla Polski ustalenia konwencji chicagowskiej nie są podstawą polsko-rosyjskiej współpracy przy badaniu katastrofy smoleńskiej. W końcowym raporcie MAK czytamy bowiem: „Na podstawie tegoż Zarządzenia określono, że badanie powinno być prowadzone zgodnie z Załącznikiem 13 do Konwencji o Międzynarodowym Lotnictwie Cywilnym (dalej Załącznik 13). Ta decyzja została zaaprobowana przez Rząd Rzeczpospolitej Polskiej”. A zatem współpraca opierała się nie na samej konwencji, lecz na załączniku 13. Oznacza to m.in., że Polska nie może stosować się do żadnych procedur odwoławczych przewidzianych w konwencji, a więc musi zaakceptować końcowy raport MAK.46.Rosjanie ukrywają fakt, że dowódca Tu-154 Arkadiusz Protasiuk podjął na przepisowej wysokości 100 m decyzję o przerwaniu podejścia do lądowania i odejściu na tzw. drugi krąg. Protasiuk powiedział: „Odchodzimy”, po czym komenda ta została potwierdzona przez II pilota – mjr. Roberta Grzywnę. Oznacza to, że załoga Tu-154 wcale nie próbowała lądować.Rosyjscy „specjaliści” błędnie odczytali także inne wypowiedzi nagrane w kokpicie. Według polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej, dotyczy to np. słów „wkurzy się, jeśli… (niezrozumiałe)… jedna mila od pasa” – które posłużyły MAK do obciążenia odpowiedzialnością za tragedię śp. Lecha Kaczyńskiego. W rzeczywistości w kabinie pilotów padło wówczas zdanie: „Powiedz, że jeszcze jedna mila od osi została”.47. Polska pozostawia w ręku Rosjan główne dowody w śledztwie (czarne skrzynki, wrak, badanie ciał ofiar, szczątków maszyny itp.).48. Polska prokuratura wojskowa przez ponad półtora roku od czasu katastrofy odmawia zgody na ekshumację bliskich rodzinom, które wystąpiły z takim wnioskiem.49. Z nieznanych powodów do dziś nie został odnaleziony rejestrator K3-63, rejestrujący parametry lotu: czas, wysokość barometryczną, prędkość przyrządową, przeciążenie (pionowe). Rejestrator ma większe rozmiary niż inne rejestratory i skrzynka ATM; powinien znajdować się w opancerzonym zasobniku pod podłogą w kabinie pasażerskiej.50. Podczas zgrywania kopii z czarnej skrzynki nagle zabrakło prądu i zniknęło 16 sekund nagrania, po które potem specjalnie pojechał do Moskwy minister Miller.51. Rosjanie odmawiają polskim prokuratorom oddania czarnych skrzynek polskiego samolotu, choć są one własnością polskiego rządu, a nawet udostępnienia oryginałów do badań w Polsce.52. Rosjanie odmawiają polskiej prokuratorze zwrotu, a także udostępnienia do badań w Polsce wraku samolotu.53. Rosjanie nie chcą wydać polskiej prokuraturze protokołów badania w Moskwie – przy udziale polskich specjalistów z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie – oryginałów zapisu rozmów z czarnej skrzynki. Wcześniej przez 10 miesięcy przetrzymują protokoły sporządzone w Smoleńsku przez polskich archeologów.54. Rosjanie informują, że nie zachował się zapis wideo wieży w Smoleńsku z taśmą, na której zarejestrowano pracę kontrolerów i płk Krasnokuckiego.55. Latem 2010 r. Rosjanie, tłumacząc się względami formalnymi, jeszcze raz przesłuchali pracowników wieży. Nowe zeznania okazują się znacznie korzystniejsze dla strony rosyjskiej. Polska prokuratura akceptuje nowe zeznania kontrolerów lotu ze Smoleńska i unieważnia zeznania otrzymane wcześniej. „To szokujące” – komentuje w „Rzeczpospolitej” znany karnista, prof. Piotr Kruszyński.56. W materiałach przekazanych Polsce przez Rosjan brak dokumentacji fotograficznej miejsca zdarzenia zaraz po katastrofie i po przemieszczeniu części wraku, a także dokumentacji z oblotu terenu lotniska – przed 10 kwietnia i po katastrofie.57. Komisja Jerzego Millera nie zleca badań, które udowodniłyby, że skrzydło Tu-154 mogło urwać się po zderzeniu z brzozą. Mimo to w swoim raporcie formułuje taką tezę. We wrześniu 2011 r. ekspert NASA prof. Wiesław Binienda przygotowuje fachową ekspertyzę obalającą teorię specjalistów Millera.58. Polskie agendy rządowe, w tym służby specjalne RP, od półtora roku ukrywają zdjęcia satelitarne miejsca katastrofy, wykonane 10 kwietnia 2010 r., przekazane Polsce niedługo po katastrofie przez służby USA.59. Polska komisja pod przewodnictwem ministra Millera opracowuje raport końcowy dotyczący przyczyn katastrofy, bez dostępu do kluczowych dowodów przerzuca winę na polskie wojsko, w tym pilotów, którzy siedzieli za sterami Tu-154M 101.60. Rosjanie nie przekazali dotychczas Polsce ekspertyz balistycznych i pirotechnicznych.61. Rosjanie nie wyjaśnili polskim ekspertom tożsamości tajemniczego gen. Władimira Iwanowicza, któremu niedługo przed katastrofą płk Krasnokucki meldował o sytuacji na lotnisku.Awanse, odznaczenia i dymisje62. 11 listopada 2010 r., z okazji Święta Niepodległości na stopień generała brygady zostaje awansowany płk Krzysztof Bondaryk. 10 kwietnia 2010 r. szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.63. 11 listopada 2010 r. – na stopień generała brygady zostaje awansowany płk Janusz Nosek. 10 kwietnia 2010 r. szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego.64. 11 listopada 2010 r. – na stopień generała brygady zostaje awansowany płk Krzysztof Parulski. 10 kwietnia 2010 r. naczelny prokurator wojskowy i zastępca prokuratora generalnego.65. 16 listopada 2010 r. z okazji Dnia Służby Zagranicznej Jerzy Bahr – 10 kwietnia 2010 r. ambasador RP w Moskwie – zostaje odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.66. 16 listopada 2010 r. szef MSZ, Radosław Sikorski, odznacza szefa BOR, gen. Mariana Janickiego, Odznaką Honorową „Bene Merito” (Dobrej Zasługi) – zaszczytnym, honorowym wyróżnieniem przyznawanym przez MSZ za „działalność wzmacniającą pozycję Polski na arenie międzynarodowej”.67. 10 czerwca 2011 r. naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski zawiesza Marka Pasionka, jednego z dwóch prokuratorów prowadzących śledztwo smoleńskie, i wszczyna wobec niego postępowanie dyscyplinarne. Pasionek zawinił, bo miał zwracać się do przedstawicieli USA o pomoc w uzyskaniu materiałów przydatnych w śledztwie i był zwolennikiem postawienia zarzutów ministrowi Bogdanowi Klichowi i szefowi Kancelarii Premiera Tomaszowi Arabskiemu.68. 16 czerwca 2011 r. po Święcie Biura Ochrony Rządu na stopień generała dywizji zostaje awansowany gen. bryg. Marian Janicki, szef BOR.

anonim,

August 12, 2012 10:19

Skomentuj komentarz

„Już jako minister pojechałem do Iraku tydzień po nominacji. Wtedy nasza baza była w Dywanii. Lecieliśmy naszym „Air Force One”, czyli starym tupolewem. Ten samolot zawsze budził we mnie szczególne odczucia. W trakcie lotu jest czas na to, żeby porozmawiać z dziennikarzami, kolegami ministrami czy premierem, a skądinąd wiadomo, że te maszyny są serwisowane w Moskwie. W tysiącach kilometrów kabli można ukryć wszystko”Kto to powiedział? Radosław Sikorski w książce – wywiadzie dla Łukasza Warzechy „Strefa Zdekomunizowana” w 2007 roku. Str. 181.Czy to nie ten sam Sikorski, który znamiennie pukając się w czoło, kpi z Macierewicza, który uważa, że Rosjanie mogli podłożyć w tupolewie bombę podczas serwisu w grudniu 2009 r.?

Skomentuj notkę
I tak się zakończy badanie przyczyn znanych już w godzinę po wypadku, bo przecież „nie powinni lądować”, sam słyszałem jak to ogłoszono.

Tak czy inaczej, zacytuje to teksty ze strony Ziemkiewicza ku pamięci, bo kiedyś, myśląc o polityce zagranicznej bardziej globalnie warto się będzie do niego odwołać.

Katastrofa posmoleńska
Subotnik Ziemkiewicza
Rafał Ziemkiewicz, http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/12/18/katastrofa-posmolenska/

Z góry muszę przeprosić, że ten felieton będzie marny. Dobry felieton wymaga dystansu, dobry felieton powinien zabawić czytelnika oryginalną konstrukcją, skojarzeniami, raczej ciąć skalpelem ironii, niż walić na odlew.

Co jednak zrobić, jeśli autor siadając do słów uświadamia sobie, że ma już dość, że jest w końcu tylko człowiekiem, i to człowiekiem doprowadzonym do bezsilnego stanu „wyjść, skrzywić się, wycedzić szyderstwo”, a wręcz − splunąć z pogardą… I jeśli waga spraw odbiera chęć do popisywania się zawijasami pióra.

A posmoleńska katastrofa to sprawa zbyt poważna, by chciało mi się na niej ćwiczyć „lapidarność stylu”. Tak, nie pomyliłem się w tytule − chodzi mi tu o katastrofę posmoleńską. Katastrofa smoleńska sama w sobie była wystarczającym nieszczęściem, ale zaraz po niej przyszła druga: katastrofa państwa polskiego, katastrofa władzy, w krytycznym momencie sprawowanej przez ludzi, których poziom umysłowy i etyczny wystarcza do podawania piłek na boisku, ale nie dorasta do wymogów stawianych mężom stanu.

W katastrofie pierwszej straciliśmy prezydenta, kilkudziesięciu szefów urzędów centralnych, posłów, działaczy społecznych i zasłużonych obywateli. Ale zaraz potem straciliśmy jeszcze więcej. Straciliśmy jako państwo godność i pozycję podmiotu polityki międzynarodowej, stając się jej przedmiotem.

Straciliśmy je dlatego, że dla pana premiera Tuska w tym momencie najbardziej ze wszystkiego liczyło się, żeby dobrze wypaść przed kamerami i w oczach przywódców sąsiednich krajów, od których wydaje się całkowicie uzależniony emocjonalnie. Najważniejszą jego troską w obliczu narodowej tragedii było to, aby nie przyniosła ona korzyści politycznemu rywalowi. Wszystko inne odłożone zostało na bok. Po pierwsze − być na miejscu tragedii pierwszym, przed znienawidzonym rywalem, i z dobrym światłem oraz na dobrym tle objąć się z premierem Putinem. Po pierwsze, odegrać główną rolę w kiczowatej telenoweli „pojednanie narodów”. Po pierwsze, użyć całej swej medialnej i politycznej sfory do pomniejszenia, wyszydzenia, unieważnienia nieszczęścia, a zwłaszcza do odarcia z godności i powagi tych, którzy w tym momencie mieli czelność zachowywać się normalnie. Normalnie, to znaczy − podnosić sprawy ważne i bronić zdrowego rozsądku oraz pamięci o tym, jakie są mechanizmy państwa, któremu premier RP, kierując się logiką scenariusza łzawej telenoweli, oddał za bzdurno pełnię władzy nad śledztwem, i jaka jest natura władzy sprawowanej przez jego liderów.

Mam o Donaldzie Tusku z każdym tygodniem coraz gorsze zdanie, ale, wbrew jego medialnej klace, nigdy nie będę z niego robił idioty. A przecież to właśnie oznaczałoby teraz poważne potraktowanie olśnienia, jakiego niby doznał premier po sześciu miesiącach, po tym, jak dawno już popioły wystygły, dowody zostały przemielone i zaorane, zeznania urzędowo skorygowane, a oryginalne czarne skrzynki poddane Bóg jeden wie jakim zabiegom konserwacyjnym. Gdyby uwierzyć, że oto teraz, po sześciu miesiącach opluwania „małpiarni” (jak nas nazwał usłużny Adam Michnik), wyszydzania i deprecjonowania wszelkich przejawów krytycyzmu wobec rosyjskiego „śledztwa”, rugowania z mediów dziennikarzy odmawiających podporządkowania się obłudnej propagandzie, kłamliwego powtarzania, że wszystko jest znakomicie, współpraca układa się wzorowo, jesteśmy dopuszczani do każdej informacji na każdym szczeblu − teraz oto nagle połapał się biedny chłopczyna z boiska, że go ruscy okiwali. Że ich raport jest „bezdyskusyjnie nie do przyjęcia”. A nawet, że są w Rosji − Boże ty mój! − źli ludzie, którzy chcą ukryć prawdę!

Nie, pan premier − podkreślam to z całą mocą, wbrew jego chwalcom − nie jest idiotą. Pan premier na pewno słyszał kiedyś nazwę „Kursk”, by do tego jednego przykładu się ograniczyć, i wie, jak wyglądają śledztwa prowadzone przez oficjalne rosyjskie komisje rządowe, na czele których staje Władimir Putin. Pan premier ma zapewne telewizor i kabel, w którym oprócz kanałów sportowych jest też Discovery, History i National Geografic, i na każdym z tych kanałów mógł sobie bez trudu obejrzeć film pokazujący w szczegółach rzeczywisty przebieg katastrofy okrętu, który, wedle obowiązującego, oficjalnego dokumentu z podpisem przyjaznego Wołodii, zatopiony został przez „nieznaną łódź podwodną zachodniej konstrukcji”.

Medialna sfora na usługach władzy przez pół roku z maniackim uporem wyszukiwała po Internecie anonimowych wpisów do obśmiania, o sztucznej mgle albo o tym, że samolotu w ogóle nie było, wyciągała wszelkie możliwe szalone teorie spiskowe o kosmitach, organizowała „autorytety” do ich wyszydzania. Nie wysilali się natomiast medialni dysponenci na to, żeby przypomnieć Polakom historię rozmaitych radzieckich i rosyjskich „śledztw”, żeby opisać, jak to się robi za wschodnią granicą, ani jak się owe sowieckie „dochodzenie prawdy” ma do konwencji chicagowskiej, i szerzej, w ogóle do wszelkich zasad w cywilizowanym świecie uważanych za oczywiste. Przeciwnie, za pokazanie, jak Rosjanie rozwalają wrak polskiego Tupolewa, zlikwidowano „Misję specjalną”.

W momencie oddania całego śledztwa Rosji było jasne, że zostanie ono przeprowadzone według standardów sowieckich. Nie było innej możliwości. Rosja nie ma innych niż sowieckie narzędzi i mechanizmów, nie ma ekspertów, którzy nie kierowaliby się żelazną zasadą dopasowywania faktów i dowodów do jedynie słusznej tezy, a jedynie słuszna teza jest zawsze taka, że rosyjska technika jest niezawodna, rosyjskie procedury są niezawodne, i rosyjscy ludzie też nigdy nie zawodzą. Konkluzje oficjalnego raportu MAK były jasne i oczywiste od chwili, gdy Donald Tusk nie odważył się wykorzystać jedynej istniejącej możliwości umiędzynarodowienia śledztwa. Mam wierzyć, że dopiero teraz, nagle, po pół roku, zdał sobie z tego sprawę?

Donald Tusk, powtórzę po raz trzeci, nie jest idiotą. Ma po prostu takie priorytety, że najważniejsze jest dla niego utrzymać się na stołku. W sprawie Smoleńska też kierował się wyłącznie tym priorytetem − nie dać się Kaczyńskiemu, nie pozwolić, aby katastrofa pomogła mu odbudować znaczenie i wrócić do władzy, nie pozwolić, aby zbudowano wokół niej mit.

A żeby to się mogło udać, polską rację stanu trzeba było spisać na straty.

Donald Tusk na pewno słyszał nie tylko nazwę „Kursk”, ale i nazwę „Kopernik”. Starszym przypomnę, młodszym wyjaśnię, że tak nazywał się Ił-62, w którego katastrofie w roku 1980 zginęło 88 osób. I, rzecz bez precedensu w dziejach imperium, choć radzieccy eksperci oczywiście robili to co zawsze, to znaczy twardo od pierwszej chwili zwalali całą winę na nieżyjącego kapitana i z oburzeniem zaprzeczali możliwości awarii technicznej przodującego technologicznie radzieckiego samolotu, ostatecznie, nagle, w oficjalnym raporcie znalazła się konkluzja, że to właśnie rozerwanie wadliwej turbiny było przyczyną tragedii. Bo ustalono to na najwyższym szczeblu. W związku z trudną już wtedy sytuacją w PRL, towarzysze radzieccy wyjątkowo pozwolili towarzyszom z Warszawy na tak niesłychaną rzecz, jak przyznanie prawdy.

Sądzę, że tak samo wyobrażał sobie bieg wypadków premier Tusk. Że śledztwo będzie wiadomo jakie, i wiadomo ile warte, ale Putin nie ma przecież żadnego interesu go upokarzać − każe więc napisać raport tak, żeby jego sojusznik nie stracił przed własnym narodem twarzy, z jakimś tam elementem współodpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Może przecenił Tusk swe znaczenie dla Putina, może wsparcie na jakie liczyć może z Zachodu… W każdym razie, jak na dziś, został upokorzony. I teraz postanowił pokazać, że coś jednak może, że nie musi być taki potulny. Trochę wprawdzie wychodzi przy tym na bubka, ale może i słusznie zakłada, że ma wystarczającą rzeszę wytresowanych jak foki służalców, którzy z dnia na dzień teraz nagle zaczną krzyczeć, że prawda jest najważniejsza, że nie damy sobie pluć, i piać zachwyty, jak dzielnie, z jaką godnością stawia się nasz premier oprawcy Czeczenów, Litwinienki i Politkowskiej.

Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
ziemkiewicz,
tusk,
katastrofa smoleńska,
tu-154,
putin

Komentarze: (3)

anonim,

April 15, 2011 11:14

Skomentuj komentarz

„Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił” – mieli przeczytać wszyscy politycy PO tuż po katastrofie, jako instrukcję do rozmów z mediami. http://www.rp.pl/artykul/642925_Tajna-instrukcja-po-katastrofie–Petelicki–Mam-ten-SMS.html

anonim,

September 26, 2011 16:58

Skomentuj komentarz

68 przypadków smoleńskich(foto. Arch.)Od 10 kwietnia 2010 r. rząd PO, sprzyjające mu media i wybrani eksperci wmawiają Polakom, że przyczyną katastrofy smoleńskiej był zbiór zbiegów okoliczności – nieodpowiedzialni piloci, naciski gen. Andrzeja Błasika, zły nadzór dowódców. Katastrofy często są wynikiem zbiegu kilku okoliczności. W przypadku tragedii smoleńskiej było ich jednak zdecydowanie zbyt dużo.Przygotowania1. 9 kwietnia 2009 r. – MON podpisuje umowę dotyczącą remontu dwóch Tu-154. Przetarg wart jest ponad 69 mln zł, wygrywa go konsorcjum firm MAW Telecom i Polit Elektronik. Ta druga spółka nie jest nawet zarejestrowana w KRS.Z niewyjaśnionych przyczyn odrzucono ofertę poważnych kontrkandydatów, wśród nich Metalexportu-S i państwowego Bumaru. Jak informowała agencja lotnicza Altair, MON wybrało wykonawcę remontu bez analizy propozycji cenowych innych oferentów.Właścicielem zakładów w Samarze, które wybrało konsorcjum, jest Oleg Deripaska, który był przesłuchiwany przez zachodnich prokuratorów w związku z podejrzeniami o pranie brudnych pieniędzy i kontakty z mafią. Z kolei silniki tupolewa remontowane są w zakładach kontrolowanych przez Siergieja Czemiezowa – byłego agenta KGB, który od 1983 do 1988 r. pracował pod przykrywką w Dreźnie, mieszkając po sąsiedzku z obecnym premierem Rosji – Władimirem Putinem. Przy naprawie silników nie był obecny żaden przedstawiciel polskich służb.2. Kwiecień 2009 r. – w wypowiedzi dla telewizji Gazeta.pl Janusz Palikot, wówczas poseł PO, stwierdza: „Na wypadek, gdyby Lech Kaczyński nie był w stanie wypełniać swej roli do końca swojej kadencji, musi być ktoś, kto jest poza tą bieżącą grą, (…) w związku z rolą konstytucyjną marszałka Komorowskiego, który jest wskazywany jako ta osoba, która na wypadek śmierci musi zastąpić prezydenta Polski, to wskazane byłoby, by ludzie nie odebrali tego jako element gry, tylko autentyczne, konstytucyjne uprawnienie marszałka”.3. 3 maja 2009 r. – Bronisław Komorowski w rozmowie z RMF FM mówi: „Nie pretenduję do roli wieszcza czy proroka (…). Przyjdą wybory prezydenckie albo prezydent będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni”. Bronisław Komorowski nie wyjaśnił, co miał na myśli, choć pytał go o to po katastrofie Jarosław Kaczyński.4. Lato 2009 r. – ABW opracowuje szczegółową analizę opisującą sytuację jednoczesnej śmierci najwyższych dowódców Wojska Polskiego i prezydenta RP, a także innych ważnych osobistości państwowych i sposób przejęcia władzy.5. 1 września 2009 r. – w Sopocie spotykają się premierzy Donald Tusk i Władimira Putin. Niespodziewanie udają się na półgodzinną rozmowę w cztery oczy na słynne sopockie molo (choć oficjalny plan przewidywał spotkanie w hotelu Sheraton). Według rzecznika polskiego rządu Pawła Grasia mówiono m.in. o wspólnych polsko-rosyjskich uroczystościach katyńskich.6. Wrzesień 2009 r. – dochodzi do zorganizowanego ataku cybernetycznego na serwery polskich instytucji państwowych. Jak pisze „Rzeczpospolita”, atak na polskie ośrodki rządowe został przeprowadzony z terytorium Federacji Rosyjskiej.7. Koniec grudnia 2009 r. – biuro ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego rozsyła parlamentarzystom foldery reklamowe MAW Telecom – firmy wchodzącej w skład konsorcjum, które wygrało przetarg na remont polskich tupolewów.8. 23 grudnia 2009 r. – w Warszawie ląduje po remoncie w Samarze rządowy Tu-154M 101. Tego samego dnia znaleziono ciało Grzegorza Michniewicza, dyrektora generalnego w kancelarii premiera Tuska. Michniewicz miał najwyższe poświadczenia bezpieczeństwa, zarówno krajowe, jak i NATO oraz Unii Europejskiej. Przez jego ręce przechodziły niemal wszystkie dokumenty kancelarii premiera, także tajne. Michniewicz, który według prokuratury popełnił samobójstwo, nie zostawił żadnego listu pożegnalnego. Ostatnią osobą, z którą rozmawiał w cztery oczy przed śmiercią, był Tomasz Arabski, szef kancelarii premiera. W aktach prokuratorskich, do których dotarła „GP”, czytamy: „Z zeznań szeregu świadków jednoznacznie wynika, iż Grzegorz Michniewicz miał najbliższe dni dokładnie zaplanowane. W dniu 23 grudnia 2009 r. planował bowiem pojechać do Białogardu, aby z żoną i jej rodziną spędzić święta. Wszystkie jego zachowania podejmowane nie tylko w ostatnich dniach, ale także i godzinach życia, wskazywały, iż plan ten chce wypełnić. Wskazuje na to choćby sporządzony przez niego wniosek urlopowy, zakup prezentów czy też podejmowanie jeszcze późnym wieczorem 22 grudnia przygotowania do wyjazdu. Niewątpliwie więc decyzja o popełnieniu samobójstwa podjęta została nagle pod wpływem impulsu”.9. Styczeń 2010 r. – Donald Tusk, murowany faworyt zbliżających się wyborów prezydenckich, niespodziewanie rezygnuje z kandydowania. Tłumaczy to zamiarem utrzymania władzy premiera i niewielkimi uprawnieniami prezydenta. 31 marca 2010 r. Zyta Gilowska, komentując decyzję Tuska, stwierdziła: „Taka wolta, na dokładkę niezbyt serio objaśniana żyrandolami, ma skrywany komponent, jakąś tajemnicę”.10. 3 lutego 2010 r. – rosyjska agencja Interfax podaje, że: „premier Federacji Rosyjskiej Władimir Putin zaprosił prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska do wspólnego uczczenia pamięci ofiar Katynia”. Kancelaria premiera Tuska poinformowała, że zaproszenie zostało przekazane w czasie rozmowy telefonicznej, do której doszło z inicjatywy strony rosyjskiej i że uroczystości odbędą się w pierwszej połowie kwietnia 2010 r. Putin pominął w zaproszeniu prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.9. Styczeń 2010 r. – Donald Tusk, murowany faworyt zbliżających się wyborów prezydenckich, niespodziewanie rezygnuje z kandydowania. Tłumaczy to zamiarem utrzymania władzy premiera i niewielkimi uprawnieniami prezydenta. 31 marca 2010 r. Zyta Gilowska, komentując decyzję Tuska, stwierdziła: „Taka wolta, na dokładkę niezbyt serio objaśniana żyrandolami, ma skrywany komponent, jakąś tajemnicę”.11. 14 lutego 2010 r. – do pracy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych zostaje przywrócony Tomasz Turowski; od razu mianowany ministrem pełnomocnym w ambasadzie RP w Moskwie. Turowskiemu zostaje powierzone zadanie przygotowania wizyt w Katyniu premiera Tuska i prezydenta Kaczyńskiego. Z doniesień IPN wynika, że w latach 1976–1985 Turowski był w PRL agentem najbardziej elitarnej, zakonspirowanej komórki wywiadu: Wydziału XIV w Departamencie I. Dostęp do danych tej agentury miały służby sowieckie. Jak ujawnił „Nasz Dziennik”, Turowski w latach 90. rozpracowywany był przez Urząd Ochrony Państwa, który sprawdzał jego kontakty z oficerem rosyjskiego wywiadu Grigorijem Jakimiszynem.12. 20 lutego 2010 r. – Władimir Grinin, ambasador rosyjski w Polsce, kłamie, że nie dostał pisma, wysłanego do niego27 stycznia 2010 r. przez Mariusza Handzlika podsekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta z informacją, że w kwietniu Lech Kaczyński planuje w Katyniu oddanie hołdu pomordowanym polskim oficerom.Można sądzić, że Grinin wykonuje rozkazy bezpośrednio otrzymane od Władimira Putina. Obaj znają się jeszcze z drugiej połowy lat 80. Gdy Putin był agentem KGB we wschodnioniemieckim Dreźnie, Grinin stał na czele sowieckiej ambasady w NRD.Tuż po katastrofie – w czerwcu 2010 r. – Grinin „awansuje”. Zostaje ambasadorem Rosji w Niemczech.13. 17 marca 2010 r. – szef Kancelarii Premiera, minister Tomasz Arabski udaje się do Moskwy (to druga z kolei wizyta Arabskiego w Moskwie – pierwsza, według informacji „GP”, odbyła w styczniu 2010 r.). Celem drugiego pobytu w Rosji są ustalenia dotyczące przebiegu wizyty premiera i prezydenta w Katyniu – wynika z relacji towarzyszącego mu funkcjonariusza Biura Ochrony Rządu. Spotkanie z Rosjanami odbywa się… w jednej z moskiewskich restauracji; co jeszcze bardziej dziwne, nie uczestniczy w nim nikt z resortu spraw zagranicznych ani z Ambasady RP w Moskwie. Tego samego dnia Arabski spotyka się też z Jurijem Uszakowem, wiceszefem kancelarii Władimira Putina. Nie wiadomo jednak, czy do rozmowy doszło właśnie w moskiewskiej restauracji, czy wcześniej lub później w jakimś innym miejscu.14. Marzec 2010 r. – przedstawiciele Kancelarii Prezydenta nie mogą skontrolować stanu lotniska w Smoleńsku. 1Wizyta przygotowawcza, która miała się odbyć w Katyniu i Moskwie między 3 a 5 marca 2010 r., zostaje w ostatniej chwili odwołana, a zaplanowany na 10 marca wyjazd grupy roboczej do Smoleńska zostaje uznany przez stronę rosyjską za nieaktualny. 19 marca do Moskwy ma się udać minister w Kancelarii Prezydenta Mariusz Handzlik, ale 16 marca ambasador Jerzy Bahr przekazuje mu informację, że w związku ze zorganizowaną 17–18 marca wizytą delegacji rządowej z ministrem Tomaszem Arabskim w Moskwie nie jest to możliwe.Przez cały ten czas Kancelaria Prezydenta sygnalizuje swoje wątpliwości dotyczące stanu lotniska w Smoleńsku.15. 5 kwietnia 2010 r. – następuje przerwanie pracy serwerów MSZ. Praca resortu kierowanego przez Radosława Sikorskiego zostaje na wiele godzin sparaliżowana.Jak się okazuje, w najnowocześniejszym budynku Ministerstwa Spraw Zagranicznych, tzw. szpiegowcu, mieszczącym m.in. serwery z tajnymi danymi, doszło do przerwania zasilania zewnętrznego. „Jestem w MSZ od wielu lat, ale czegoś takiego nie pamiętam” – opowiada6 kwietnia 2010 r. tygodnikowi „Polityka” jeden z dyplomatów.16. 7 kwietnia 2010 r. – na stronach internetowych Rządowego Zespołu Reagowania na Incydenty Komputerowe CERT. GOV. PL pojawia się komunikat o możliwych atakach ukierunkowanych na pracowników instytucji administracji publicznej w Polsce. 9 kwietnia „gigantyczna” (jak informowała wówczas telewizja TVN) awaria teleinformatyczna paraliżuje pracę największego polskiego banku PKO BP.17. Minister Klich zezwala na uczestnictwo w locie do Smoleńska najwyższych dowódców polskiej armii; zapewnia jednocześnie na piśmie, że on sam „też się tam wybiera”. Kilka dni później rezygnuje jednak z uczestnictwa w delegacji.18. MON nie zapewnia generałom WP na czas delegacji prezydenckiej ochrony Żandarmerii Wojskowej – do Katynia nie poleciał ani jeden żołnierz ŻW, choć taka ochrona przysługiwała generałom ustawowo.19. Dzień przed wylotem do Smoleńska Rosjanie cofają zgodę, by funkcjonariusze BOR, którzy mieli zabezpieczać wizytę prezydenckiej delegacji na miejscu, posiadali ze sobą broń.Przed tragedią20. Organizatorzy lotu w Polsce nie wyznaczają przed wylotem lotnisk zapasowych, jak również rezerwowego samolotu, choć nakazuje to instrukcja HEAD.21. Polska załoga Tu-154M 101 otrzymuje od Rosjan karty podejścia lotniska Smoleńsk-Siewiernyj, zawierające błędne dane. Była to prawdopodobnie jedna z przyczyn katastrofy.22. Tu-154M 101 musi lądować z kierunku wschodniego, gdzie są jary i drzewa, których nie ma od strony zachodniej. Jak się okazało, jesienią 2009 r. zdemontowano na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj system nawigacyjnego naprowadzania samolotów od strony zachodniej.23. Niespodziewanie, wbrew prognozom meteorologicznym, w okolicy lotniska Smoleńsk-Siewiernyj pojawia się mgła, która nasila się przed katastrofą, a po niej zaczyna ustępować, by po godzinie niemal całkowicie się rozproszyć.24. Kontrolerzy wieży w Smoleńsku, wbrew rosyjskim minimom (gęsta mgła), nie wydają zakazu podejścia do lądowania i nie zamykają lotniska ze względu na warunki atmosferyczne, zagrażające bezpieczeństwu lotów statków powietrznych.25. Załoga samolotu jest błędnie informowana o położeniu na kursie i ścieżce, gdy w rzeczywistości samolot jest ponad ścieżką i zbacza z kursu.26. Płk Krasnokucki nakazuje kontrolerowi, który po raz kolejny sugeruje odesłanie samolotu na lotnisko zapasowe, by polecił załodze polskiego samolotu zejście do 100 m. „Doprowadzamy do 100 metrów, 100 metrów i koniec rozmowy”.27. Przed lądowaniem samolotu z prezydentem RP nad lotniskiem pojawia się i znika Ił-76, którego roli nikt do dziś nie wyjaśnił.28. Od czwartej minuty przed tragedią trwa niewyjaśniona cisza w eterze – milkną wówczas rozmowy między wieżą i Tu-154. Pada tylko komenda „na kursie i ścieżce” i „horyzont 101”. Polsce kontrolerzy twierdzą, że to absurdalne i niewiarygodne, gdyż określenia „na kursie i ścieżce” są niemożliwe bez uprzednich poprawek kursu. Wskazuje to na prawdopodobieństwo sfałszowania stenogramów.29. Gdy samolot znajduje się na wysokości 15 m nad ziemią, zanika zasilanie głównego komputera pokładowego FMS i rejestratorów lotu. Polski Tu-154M znajduje się wówczas ok. 60–70 m przed miejscem pierwszego zderzenia z gruntem.30. Gdy samolot z delegacją prezydencką zbliża się do lotniska w Smoleńsku, na płycie nie ma ani jednego funkcjonariusza BOR, nie ma też podstawionej kolumny samochodów ani oczekujących na polską delegację dziennikarzy.Po katastrofie31. Samolot, spadając na ziemię z wysokości kilkunastu metrów, ulega całkowitej zagładzie, wraz z 96 pasażerami. Maszyna zostaje rozbita na tysiące części.32. Rosjanie tuż po katastrofie rozpowszechniają oszczerstwa, że polscy piloci lądowali wbrew zaleceniom rosyjskich kontrolerów lotów w Smoleńsku.33. Rosyjscy wojskowi i milicjanci kilka godzin po tragedii wymieniają reflektory i żarówki w lampach wskazujących samolotom położenie pasa startowego.34. Rosjanie już kilka godzin po tragedii wykluczajązamach.35. Wkrótce po katastrofie niektóre polskie media przedstawiają opinie wybranych przez siebie ekspertów, którzy stwierdzili, że tragedia była spowodowana winą pilotów. Ta teza raportu zostaje potem powtórzona w raportach Tatiany Anodiny i Jerzego Millera. Według gen. Petelickiego czołowi politycy PO jeszcze 10 kwietnia otrzymują SMS wysłany przez najbliższe otoczenie Donalda Tuska. Brzmi on: „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”.36. Rząd Donalda Tuska i prokuratura rezygnują z pomocy najlepszych lekarzy sądowych różnych specjalności, w tym antropologów, genetyków sądowych, z prof. Barbarą Świątek, krajowym konsultantem w dziedzinie medycyny sądowej, na czele. Eksperci ci od południa 10 kwietnia 2010 r. czekają, gotowi w każdej chwili jechać do Smoleńska; wysyłają także pisma do rządu i prokuratury.37. Według Rosjan polski Tu-154 przed upadkiem przeciął linię wysokiego napięcia przed lotniskiem, choć nie zgadza się to z odtworzonym torem lotu i czasem (o godz. 8.39, gdy linia została zerwana, samolot był kilkaset metrów nad ziemią). Uszkodzona linia wysokiego napięcia koło lotniska smoleńskiego mogła zasilać system radiolatarni.38.Rosjanie po katastrofie wysypują teren przy miejscu tragedii piachem i wykładają betonowymi płytami, wycinają bez wiedzy Polaków okoliczne drzewa i krzaki, w tym podobno ścięte przez Tu-154, co uniemożliwia potem odtworzenie trajektorii lotu.39. Pojawiają się rozbieżności dotyczące czasu katastrofy. Najpierw – przez dwa tygodnie po tragedii – podawana jest godz. 8.56. Po przypadkowym opublikowaniu informacji o godzinie zerwania trakcji elektrycznej przed katastrofą Rosjanie zmieniają tę informację, podając, że samolot uległ katastrofie o godz. 8.41 czasu polskiego.40. Rosjanie już następnego dnia po katastrofie demolują wrak, tnąc go piłami i wybijając szyby w oknach.41. 29 kwietnia – podczas sejmowego wystąpienia minister zdrowia Ewa Kopacz mówi: „Z wielką uwagą obserwowałam pracę naszych patomorfologów przez pierwsze godziny. Pierwsze godziny nie były łatwe i to państwo musicie wiedzieć. Przez moment nasi polscy lekarze byli traktowani jako obserwatorzy tego, co się dzieje. To trwało może kilkanaście minut, a potem, kiedy założyli fartuchy i stanęli do pracy razem z lekarzami rosyjskimi, nie musieli do siebie nic mówić”.W lipcu 2010 r. płk Zbigniew Rzepa z prokuratury wojskowej ujawnia w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, że było to kłamstwo, bo w sekcjach zwłok ofiar katastrofy nie uczestniczyli ani polscy śledczy, ani patomorfolodzy.42. Rosjanie zastrzegają, by przysłanych z Moskwy metalowych trumien z ciałami ofiar w żadnym wypadku nie otwierać.43. Rosjanie pozostawiają (na długie miesiące) wrak Tu-154M 101 bez żadnego zabezpieczenia.Śledztwo44. Pod naciskiem Rosjan premier Tusk rezygnuje ze stosowania korzystnej dla Polski umowy z 1993 r. i zawiera tajne, nigdzie dotychczas nieopublikowane porozumienie z premierem Władimirem Putinem.Na mocy tego porozumienia zaczyna obowiązywać rozporządzenie wydane 13 kwietnia 2010 r. przez premiera Władimira Putina, które badanie katastrofy i koordynowanie działań krajowych i międzynarodowych powierza Międzypaństwowemu Komitetowi Lotniczemu Tatiany Anodiny.Jako podstawę prawną wyjaśniania przyczyn katastrofy przyjęto – jak twierdzi rząd – konwencję chicagowską, mimo że dotyczy ona katastrof samolotów cywilnych.45. Na początku stycznia 2011 r. okazuje się, że nawet fatalne dla Polski ustalenia konwencji chicagowskiej nie są podstawą polsko-rosyjskiej współpracy przy badaniu katastrofy smoleńskiej. W końcowym raporcie MAK czytamy bowiem: „Na podstawie tegoż Zarządzenia określono, że badanie powinno być prowadzone zgodnie z Załącznikiem 13 do Konwencji o Międzynarodowym Lotnictwie Cywilnym (dalej Załącznik 13). Ta decyzja została zaaprobowana przez Rząd Rzeczpospolitej Polskiej”. A zatem współpraca opierała się nie na samej konwencji, lecz na załączniku 13. Oznacza to m.in., że Polska nie może stosować się do żadnych procedur odwoławczych przewidzianych w konwencji, a więc musi zaakceptować końcowy raport MAK.46.Rosjanie ukrywają fakt, że dowódca Tu-154 Arkadiusz Protasiuk podjął na przepisowej wysokości 100 m decyzję o przerwaniu podejścia do lądowania i odejściu na tzw. drugi krąg. Protasiuk powiedział: „Odchodzimy”, po czym komenda ta została potwierdzona przez II pilota – mjr. Roberta Grzywnę. Oznacza to, że załoga Tu-154 wcale nie próbowała lądować.Rosyjscy „specjaliści” błędnie odczytali także inne wypowiedzi nagrane w kokpicie. Według polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej, dotyczy to np. słów „wkurzy się, jeśli… (niezrozumiałe)… jedna mila od pasa” – które posłużyły MAK do obciążenia odpowiedzialnością za tragedię śp. Lecha Kaczyńskiego. W rzeczywistości w kabinie pilotów padło wówczas zdanie: „Powiedz, że jeszcze jedna mila od osi została”.47. Polska pozostawia w ręku Rosjan główne dowody w śledztwie (czarne skrzynki, wrak, badanie ciał ofiar, szczątków maszyny itp.).48. Polska prokuratura wojskowa przez ponad półtora roku od czasu katastrofy odmawia zgody na ekshumację bliskich rodzinom, które wystąpiły z takim wnioskiem.49. Z nieznanych powodów do dziś nie został odnaleziony rejestrator K3-63, rejestrujący parametry lotu: czas, wysokość barometryczną, prędkość przyrządową, przeciążenie (pionowe). Rejestrator ma większe rozmiary niż inne rejestratory i skrzynka ATM; powinien znajdować się w opancerzonym zasobniku pod podłogą w kabinie pasażerskiej.50. Podczas zgrywania kopii z czarnej skrzynki nagle zabrakło prądu i zniknęło 16 sekund nagrania, po które potem specjalnie pojechał do Moskwy minister Miller.51. Rosjanie odmawiają polskim prokuratorom oddania czarnych skrzynek polskiego samolotu, choć są one własnością polskiego rządu, a nawet udostępnienia oryginałów do badań w Polsce.52. Rosjanie odmawiają polskiej prokuratorze zwrotu, a także udostępnienia do badań w Polsce wraku samolotu.53. Rosjanie nie chcą wydać polskiej prokuraturze protokołów badania w Moskwie – przy udziale polskich specjalistów z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie – oryginałów zapisu rozmów z czarnej skrzynki. Wcześniej przez 10 miesięcy przetrzymują protokoły sporządzone w Smoleńsku przez polskich archeologów.54. Rosjanie informują, że nie zachował się zapis wideo wieży w Smoleńsku z taśmą, na której zarejestrowano pracę kontrolerów i płk Krasnokuckiego.55. Latem 2010 r. Rosjanie, tłumacząc się względami formalnymi, jeszcze raz przesłuchali pracowników wieży. Nowe zeznania okazują się znacznie korzystniejsze dla strony rosyjskiej. Polska prokuratura akceptuje nowe zeznania kontrolerów lotu ze Smoleńska i unieważnia zeznania otrzymane wcześniej. „To szokujące” – komentuje w „Rzeczpospolitej” znany karnista, prof. Piotr Kruszyński.56. W materiałach przekazanych Polsce przez Rosjan brak dokumentacji fotograficznej miejsca zdarzenia zaraz po katastrofie i po przemieszczeniu części wraku, a także dokumentacji z oblotu terenu lotniska – przed 10 kwietnia i po katastrofie.57. Komisja Jerzego Millera nie zleca badań, które udowodniłyby, że skrzydło Tu-154 mogło urwać się po zderzeniu z brzozą. Mimo to w swoim raporcie formułuje taką tezę. We wrześniu 2011 r. ekspert NASA prof. Wiesław Binienda przygotowuje fachową ekspertyzę obalającą teorię specjalistów Millera.58. Polskie agendy rządowe, w tym służby specjalne RP, od półtora roku ukrywają zdjęcia satelitarne miejsca katastrofy, wykonane 10 kwietnia 2010 r., przekazane Polsce niedługo po katastrofie przez służby USA.59. Polska komisja pod przewodnictwem ministra Millera opracowuje raport końcowy dotyczący przyczyn katastrofy, bez dostępu do kluczowych dowodów przerzuca winę na polskie wojsko, w tym pilotów, którzy siedzieli za sterami Tu-154M 101.60. Rosjanie nie przekazali dotychczas Polsce ekspertyz balistycznych i pirotechnicznych.61. Rosjanie nie wyjaśnili polskim ekspertom tożsamości tajemniczego gen. Władimira Iwanowicza, któremu niedługo przed katastrofą płk Krasnokucki meldował o sytuacji na lotnisku.Awanse, odznaczenia i dymisje62. 11 listopada 2010 r., z okazji Święta Niepodległości na stopień generała brygady zostaje awansowany płk Krzysztof Bondaryk. 10 kwietnia 2010 r. szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.63. 11 listopada 2010 r. – na stopień generała brygady zostaje awansowany płk Janusz Nosek. 10 kwietnia 2010 r. szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego.64. 11 listopada 2010 r. – na stopień generała brygady zostaje awansowany płk Krzysztof Parulski. 10 kwietnia 2010 r. naczelny prokurator wojskowy i zastępca prokuratora generalnego.65. 16 listopada 2010 r. z okazji Dnia Służby Zagranicznej Jerzy Bahr – 10 kwietnia 2010 r. ambasador RP w Moskwie – zostaje odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.66. 16 listopada 2010 r. szef MSZ, Radosław Sikorski, odznacza szefa BOR, gen. Mariana Janickiego, Odznaką Honorową „Bene Merito” (Dobrej Zasługi) – zaszczytnym, honorowym wyróżnieniem przyznawanym przez MSZ za „działalność wzmacniającą pozycję Polski na arenie międzynarodowej”.67. 10 czerwca 2011 r. naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski zawiesza Marka Pasionka, jednego z dwóch prokuratorów prowadzących śledztwo smoleńskie, i wszczyna wobec niego postępowanie dyscyplinarne. Pasionek zawinił, bo miał zwracać się do przedstawicieli USA o pomoc w uzyskaniu materiałów przydatnych w śledztwie i był zwolennikiem postawienia zarzutów ministrowi Bogdanowi Klichowi i szefowi Kancelarii Premiera Tomaszowi Arabskiemu.68. 16 czerwca 2011 r. po Święcie Biura Ochrony Rządu na stopień generała dywizji zostaje awansowany gen. bryg. Marian Janicki, szef BOR.

anonim,

August 12, 2012 10:19

Skomentuj komentarz

„Już jako minister pojechałem do Iraku tydzień po nominacji. Wtedy nasza baza była w Dywanii. Lecieliśmy naszym „Air Force One”, czyli starym tupolewem. Ten samolot zawsze budził we mnie szczególne odczucia. W trakcie lotu jest czas na to, żeby porozmawiać z dziennikarzami, kolegami ministrami czy premierem, a skądinąd wiadomo, że te maszyny są serwisowane w Moskwie. W tysiącach kilometrów kabli można ukryć wszystko”Kto to powiedział? Radosław Sikorski w książce – wywiadzie dla Łukasza Warzechy „Strefa Zdekomunizowana” w 2007 roku. Str. 181.Czy to nie ten sam Sikorski, który znamiennie pukając się w czoło, kpi z Macierewicza, który uważa, że Rosjanie mogli podłożyć w tupolewie bombę podczas serwisu w grudniu 2009 r.?

Skomentuj notkę
Tak czy inaczej, zacytuje to teksty ze strony Ziemkiewicza ku pamięci, bo kiedyś, myśląc o polityce zagranicznej bardziej globalnie warto się będzie do niego odwołać.

Katastrofa posmoleńska
Subotnik Ziemkiewicza
Rafał Ziemkiewicz, http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/12/18/katastrofa-posmolenska/

Z góry muszę przeprosić, że ten felieton będzie marny. Dobry felieton wymaga dystansu, dobry felieton powinien zabawić czytelnika oryginalną konstrukcją, skojarzeniami, raczej ciąć skalpelem ironii, niż walić na odlew.

Co jednak zrobić, jeśli autor siadając do słów uświadamia sobie, że ma już dość, że jest w końcu tylko człowiekiem, i to człowiekiem doprowadzonym do bezsilnego stanu „wyjść, skrzywić się, wycedzić szyderstwo”, a wręcz − splunąć z pogardą… I jeśli waga spraw odbiera chęć do popisywania się zawijasami pióra.

A posmoleńska katastrofa to sprawa zbyt poważna, by chciało mi się na niej ćwiczyć „lapidarność stylu”. Tak, nie pomyliłem się w tytule − chodzi mi tu o katastrofę posmoleńską. Katastrofa smoleńska sama w sobie była wystarczającym nieszczęściem, ale zaraz po niej przyszła druga: katastrofa państwa polskiego, katastrofa władzy, w krytycznym momencie sprawowanej przez ludzi, których poziom umysłowy i etyczny wystarcza do podawania piłek na boisku, ale nie dorasta do wymogów stawianych mężom stanu.

W katastrofie pierwszej straciliśmy prezydenta, kilkudziesięciu szefów urzędów centralnych, posłów, działaczy społecznych i zasłużonych obywateli. Ale zaraz potem straciliśmy jeszcze więcej. Straciliśmy jako państwo godność i pozycję podmiotu polityki międzynarodowej, stając się jej przedmiotem.

Straciliśmy je dlatego, że dla pana premiera Tuska w tym momencie najbardziej ze wszystkiego liczyło się, żeby dobrze wypaść przed kamerami i w oczach przywódców sąsiednich krajów, od których wydaje się całkowicie uzależniony emocjonalnie. Najważniejszą jego troską w obliczu narodowej tragedii było to, aby nie przyniosła ona korzyści politycznemu rywalowi. Wszystko inne odłożone zostało na bok. Po pierwsze − być na miejscu tragedii pierwszym, przed znienawidzonym rywalem, i z dobrym światłem oraz na dobrym tle objąć się z premierem Putinem. Po pierwsze, odegrać główną rolę w kiczowatej telenoweli „pojednanie narodów”. Po pierwsze, użyć całej swej medialnej i politycznej sfory do pomniejszenia, wyszydzenia, unieważnienia nieszczęścia, a zwłaszcza do odarcia z godności i powagi tych, którzy w tym momencie mieli czelność zachowywać się normalnie. Normalnie, to znaczy − podnosić sprawy ważne i bronić zdrowego rozsądku oraz pamięci o tym, jakie są mechanizmy państwa, któremu premier RP, kierując się logiką scenariusza łzawej telenoweli, oddał za bzdurno pełnię władzy nad śledztwem, i jaka jest natura władzy sprawowanej przez jego liderów.

Mam o Donaldzie Tusku z każdym tygodniem coraz gorsze zdanie, ale, wbrew jego medialnej klace, nigdy nie będę z niego robił idioty. A przecież to właśnie oznaczałoby teraz poważne potraktowanie olśnienia, jakiego niby doznał premier po sześciu miesiącach, po tym, jak dawno już popioły wystygły, dowody zostały przemielone i zaorane, zeznania urzędowo skorygowane, a oryginalne czarne skrzynki poddane Bóg jeden wie jakim zabiegom konserwacyjnym. Gdyby uwierzyć, że oto teraz, po sześciu miesiącach opluwania „małpiarni” (jak nas nazwał usłużny Adam Michnik), wyszydzania i deprecjonowania wszelkich przejawów krytycyzmu wobec rosyjskiego „śledztwa”, rugowania z mediów dziennikarzy odmawiających podporządkowania się obłudnej propagandzie, kłamliwego powtarzania, że wszystko jest znakomicie, współpraca układa się wzorowo, jesteśmy dopuszczani do każdej informacji na każdym szczeblu − teraz oto nagle połapał się biedny chłopczyna z boiska, że go ruscy okiwali. Że ich raport jest „bezdyskusyjnie nie do przyjęcia”. A nawet, że są w Rosji − Boże ty mój! − źli ludzie, którzy chcą ukryć prawdę!

Nie, pan premier − podkreślam to z całą mocą, wbrew jego chwalcom − nie jest idiotą. Pan premier na pewno słyszał kiedyś nazwę „Kursk”, by do tego jednego przykładu się ograniczyć, i wie, jak wyglądają śledztwa prowadzone przez oficjalne rosyjskie komisje rządowe, na czele których staje Władimir Putin. Pan premier ma zapewne telewizor i kabel, w którym oprócz kanałów sportowych jest też Discovery, History i National Geografic, i na każdym z tych kanałów mógł sobie bez trudu obejrzeć film pokazujący w szczegółach rzeczywisty przebieg katastrofy okrętu, który, wedle obowiązującego, oficjalnego dokumentu z podpisem przyjaznego Wołodii, zatopiony został przez „nieznaną łódź podwodną zachodniej konstrukcji”.

Medialna sfora na usługach władzy przez pół roku z maniackim uporem wyszukiwała po Internecie anonimowych wpisów do obśmiania, o sztucznej mgle albo o tym, że samolotu w ogóle nie było, wyciągała wszelkie możliwe szalone teorie spiskowe o kosmitach, organizowała „autorytety” do ich wyszydzania. Nie wysilali się natomiast medialni dysponenci na to, żeby przypomnieć Polakom historię rozmaitych radzieckich i rosyjskich „śledztw”, żeby opisać, jak to się robi za wschodnią granicą, ani jak się owe sowieckie „dochodzenie prawdy” ma do konwencji chicagowskiej, i szerzej, w ogóle do wszelkich zasad w cywilizowanym świecie uważanych za oczywiste. Przeciwnie, za pokazanie, jak Rosjanie rozwalają wrak polskiego Tupolewa, zlikwidowano „Misję specjalną”.

W momencie oddania całego śledztwa Rosji było jasne, że zostanie ono przeprowadzone według standardów sowieckich. Nie było innej możliwości. Rosja nie ma innych niż sowieckie narzędzi i mechanizmów, nie ma ekspertów, którzy nie kierowaliby się żelazną zasadą dopasowywania faktów i dowodów do jedynie słusznej tezy, a jedynie słuszna teza jest zawsze taka, że rosyjska technika jest niezawodna, rosyjskie procedury są niezawodne, i rosyjscy ludzie też nigdy nie zawodzą. Konkluzje oficjalnego raportu MAK były jasne i oczywiste od chwili, gdy Donald Tusk nie odważył się wykorzystać jedynej istniejącej możliwości umiędzynarodowienia śledztwa. Mam wierzyć, że dopiero teraz, nagle, po pół roku, zdał sobie z tego sprawę?

Donald Tusk, powtórzę po raz trzeci, nie jest idiotą. Ma po prostu takie priorytety, że najważniejsze jest dla niego utrzymać się na stołku. W sprawie Smoleńska też kierował się wyłącznie tym priorytetem − nie dać się Kaczyńskiemu, nie pozwolić, aby katastrofa pomogła mu odbudować znaczenie i wrócić do władzy, nie pozwolić, aby zbudowano wokół niej mit.

A żeby to się mogło udać, polską rację stanu trzeba było spisać na straty.

Donald Tusk na pewno słyszał nie tylko nazwę „Kursk”, ale i nazwę „Kopernik”. Starszym przypomnę, młodszym wyjaśnię, że tak nazywał się Ił-62, w którego katastrofie w roku 1980 zginęło 88 osób. I, rzecz bez precedensu w dziejach imperium, choć radzieccy eksperci oczywiście robili to co zawsze, to znaczy twardo od pierwszej chwili zwalali całą winę na nieżyjącego kapitana i z oburzeniem zaprzeczali możliwości awarii technicznej przodującego technologicznie radzieckiego samolotu, ostatecznie, nagle, w oficjalnym raporcie znalazła się konkluzja, że to właśnie rozerwanie wadliwej turbiny było przyczyną tragedii. Bo ustalono to na najwyższym szczeblu. W związku z trudną już wtedy sytuacją w PRL, towarzysze radzieccy wyjątkowo pozwolili towarzyszom z Warszawy na tak niesłychaną rzecz, jak przyznanie prawdy.

Sądzę, że tak samo wyobrażał sobie bieg wypadków premier Tusk. Że śledztwo będzie wiadomo jakie, i wiadomo ile warte, ale Putin nie ma przecież żadnego interesu go upokarzać − każe więc napisać raport tak, żeby jego sojusznik nie stracił przed własnym narodem twarzy, z jakimś tam elementem współodpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Może przecenił Tusk swe znaczenie dla Putina, może wsparcie na jakie liczyć może z Zachodu… W każdym razie, jak na dziś, został upokorzony. I teraz postanowił pokazać, że coś jednak może, że nie musi być taki potulny. Trochę wprawdzie wychodzi przy tym na bubka, ale może i słusznie zakłada, że ma wystarczającą rzeszę wytresowanych jak foki służalców, którzy z dnia na dzień teraz nagle zaczną krzyczeć, że prawda jest najważniejsza, że nie damy sobie pluć, i piać zachwyty, jak dzielnie, z jaką godnością stawia się nasz premier oprawcy Czeczenów, Litwinienki i Politkowskiej.

Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
ziemkiewicz,
tusk,
katastrofa smoleńska,
tu-154,
putin

Komentarze: (3)

anonim,

April 15, 2011 11:14

Skomentuj komentarz

„Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił” – mieli przeczytać wszyscy politycy PO tuż po katastrofie, jako instrukcję do rozmów z mediami. http://www.rp.pl/artykul/642925_Tajna-instrukcja-po-katastrofie–Petelicki–Mam-ten-SMS.html

anonim,

September 26, 2011 16:58

Skomentuj komentarz

68 przypadków smoleńskich(foto. Arch.)Od 10 kwietnia 2010 r. rząd PO, sprzyjające mu media i wybrani eksperci wmawiają Polakom, że przyczyną katastrofy smoleńskiej był zbiór zbiegów okoliczności – nieodpowiedzialni piloci, naciski gen. Andrzeja Błasika, zły nadzór dowódców. Katastrofy często są wynikiem zbiegu kilku okoliczności. W przypadku tragedii smoleńskiej było ich jednak zdecydowanie zbyt dużo.Przygotowania1. 9 kwietnia 2009 r. – MON podpisuje umowę dotyczącą remontu dwóch Tu-154. Przetarg wart jest ponad 69 mln zł, wygrywa go konsorcjum firm MAW Telecom i Polit Elektronik. Ta druga spółka nie jest nawet zarejestrowana w KRS.Z niewyjaśnionych przyczyn odrzucono ofertę poważnych kontrkandydatów, wśród nich Metalexportu-S i państwowego Bumaru. Jak informowała agencja lotnicza Altair, MON wybrało wykonawcę remontu bez analizy propozycji cenowych innych oferentów.Właścicielem zakładów w Samarze, które wybrało konsorcjum, jest Oleg Deripaska, który był przesłuchiwany przez zachodnich prokuratorów w związku z podejrzeniami o pranie brudnych pieniędzy i kontakty z mafią. Z kolei silniki tupolewa remontowane są w zakładach kontrolowanych przez Siergieja Czemiezowa – byłego agenta KGB, który od 1983 do 1988 r. pracował pod przykrywką w Dreźnie, mieszkając po sąsiedzku z obecnym premierem Rosji – Władimirem Putinem. Przy naprawie silników nie był obecny żaden przedstawiciel polskich służb.2. Kwiecień 2009 r. – w wypowiedzi dla telewizji Gazeta.pl Janusz Palikot, wówczas poseł PO, stwierdza: „Na wypadek, gdyby Lech Kaczyński nie był w stanie wypełniać swej roli do końca swojej kadencji, musi być ktoś, kto jest poza tą bieżącą grą, (…) w związku z rolą konstytucyjną marszałka Komorowskiego, który jest wskazywany jako ta osoba, która na wypadek śmierci musi zastąpić prezydenta Polski, to wskazane byłoby, by ludzie nie odebrali tego jako element gry, tylko autentyczne, konstytucyjne uprawnienie marszałka”.3. 3 maja 2009 r. – Bronisław Komorowski w rozmowie z RMF FM mówi: „Nie pretenduję do roli wieszcza czy proroka (…). Przyjdą wybory prezydenckie albo prezydent będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni”. Bronisław Komorowski nie wyjaśnił, co miał na myśli, choć pytał go o to po katastrofie Jarosław Kaczyński.4. Lato 2009 r. – ABW opracowuje szczegółową analizę opisującą sytuację jednoczesnej śmierci najwyższych dowódców Wojska Polskiego i prezydenta RP, a także innych ważnych osobistości państwowych i sposób przejęcia władzy.5. 1 września 2009 r. – w Sopocie spotykają się premierzy Donald Tusk i Władimira Putin. Niespodziewanie udają się na półgodzinną rozmowę w cztery oczy na słynne sopockie molo (choć oficjalny plan przewidywał spotkanie w hotelu Sheraton). Według rzecznika polskiego rządu Pawła Grasia mówiono m.in. o wspólnych polsko-rosyjskich uroczystościach katyńskich.6. Wrzesień 2009 r. – dochodzi do zorganizowanego ataku cybernetycznego na serwery polskich instytucji państwowych. Jak pisze „Rzeczpospolita”, atak na polskie ośrodki rządowe został przeprowadzony z terytorium Federacji Rosyjskiej.7. Koniec grudnia 2009 r. – biuro ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego rozsyła parlamentarzystom foldery reklamowe MAW Telecom – firmy wchodzącej w skład konsorcjum, które wygrało przetarg na remont polskich tupolewów.8. 23 grudnia 2009 r. – w Warszawie ląduje po remoncie w Samarze rządowy Tu-154M 101. Tego samego dnia znaleziono ciało Grzegorza Michniewicza, dyrektora generalnego w kancelarii premiera Tuska. Michniewicz miał najwyższe poświadczenia bezpieczeństwa, zarówno krajowe, jak i NATO oraz Unii Europejskiej. Przez jego ręce przechodziły niemal wszystkie dokumenty kancelarii premiera, także tajne. Michniewicz, który według prokuratury popełnił samobójstwo, nie zostawił żadnego listu pożegnalnego. Ostatnią osobą, z którą rozmawiał w cztery oczy przed śmiercią, był Tomasz Arabski, szef kancelarii premiera. W aktach prokuratorskich, do których dotarła „GP”, czytamy: „Z zeznań szeregu świadków jednoznacznie wynika, iż Grzegorz Michniewicz miał najbliższe dni dokładnie zaplanowane. W dniu 23 grudnia 2009 r. planował bowiem pojechać do Białogardu, aby z żoną i jej rodziną spędzić święta. Wszystkie jego zachowania podejmowane nie tylko w ostatnich dniach, ale także i godzinach życia, wskazywały, iż plan ten chce wypełnić. Wskazuje na to choćby sporządzony przez niego wniosek urlopowy, zakup prezentów czy też podejmowanie jeszcze późnym wieczorem 22 grudnia przygotowania do wyjazdu. Niewątpliwie więc decyzja o popełnieniu samobójstwa podjęta została nagle pod wpływem impulsu”.9. Styczeń 2010 r. – Donald Tusk, murowany faworyt zbliżających się wyborów prezydenckich, niespodziewanie rezygnuje z kandydowania. Tłumaczy to zamiarem utrzymania władzy premiera i niewielkimi uprawnieniami prezydenta. 31 marca 2010 r. Zyta Gilowska, komentując decyzję Tuska, stwierdziła: „Taka wolta, na dokładkę niezbyt serio objaśniana żyrandolami, ma skrywany komponent, jakąś tajemnicę”.10. 3 lutego 2010 r. – rosyjska agencja Interfax podaje, że: „premier Federacji Rosyjskiej Władimir Putin zaprosił prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska do wspólnego uczczenia pamięci ofiar Katynia”. Kancelaria premiera Tuska poinformowała, że zaproszenie zostało przekazane w czasie rozmowy telefonicznej, do której doszło z inicjatywy strony rosyjskiej i że uroczystości odbędą się w pierwszej połowie kwietnia 2010 r. Putin pominął w zaproszeniu prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.9. Styczeń 2010 r. – Donald Tusk, murowany faworyt zbliżających się wyborów prezydenckich, niespodziewanie rezygnuje z kandydowania. Tłumaczy to zamiarem utrzymania władzy premiera i niewielkimi uprawnieniami prezydenta. 31 marca 2010 r. Zyta Gilowska, komentując decyzję Tuska, stwierdziła: „Taka wolta, na dokładkę niezbyt serio objaśniana żyrandolami, ma skrywany komponent, jakąś tajemnicę”.11. 14 lutego 2010 r. – do pracy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych zostaje przywrócony Tomasz Turowski; od razu mianowany ministrem pełnomocnym w ambasadzie RP w Moskwie. Turowskiemu zostaje powierzone zadanie przygotowania wizyt w Katyniu premiera Tuska i prezydenta Kaczyńskiego. Z doniesień IPN wynika, że w latach 1976–1985 Turowski był w PRL agentem najbardziej elitarnej, zakonspirowanej komórki wywiadu: Wydziału XIV w Departamencie I. Dostęp do danych tej agentury miały służby sowieckie. Jak ujawnił „Nasz Dziennik”, Turowski w latach 90. rozpracowywany był przez Urząd Ochrony Państwa, który sprawdzał jego kontakty z oficerem rosyjskiego wywiadu Grigorijem Jakimiszynem.12. 20 lutego 2010 r. – Władimir Grinin, ambasador rosyjski w Polsce, kłamie, że nie dostał pisma, wysłanego do niego27 stycznia 2010 r. przez Mariusza Handzlika podsekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta z informacją, że w kwietniu Lech Kaczyński planuje w Katyniu oddanie hołdu pomordowanym polskim oficerom.Można sądzić, że Grinin wykonuje rozkazy bezpośrednio otrzymane od Władimira Putina. Obaj znają się jeszcze z drugiej połowy lat 80. Gdy Putin był agentem KGB we wschodnioniemieckim Dreźnie, Grinin stał na czele sowieckiej ambasady w NRD.Tuż po katastrofie – w czerwcu 2010 r. – Grinin „awansuje”. Zostaje ambasadorem Rosji w Niemczech.13. 17 marca 2010 r. – szef Kancelarii Premiera, minister Tomasz Arabski udaje się do Moskwy (to druga z kolei wizyta Arabskiego w Moskwie – pierwsza, według informacji „GP”, odbyła w styczniu 2010 r.). Celem drugiego pobytu w Rosji są ustalenia dotyczące przebiegu wizyty premiera i prezydenta w Katyniu – wynika z relacji towarzyszącego mu funkcjonariusza Biura Ochrony Rządu. Spotkanie z Rosjanami odbywa się… w jednej z moskiewskich restauracji; co jeszcze bardziej dziwne, nie uczestniczy w nim nikt z resortu spraw zagranicznych ani z Ambasady RP w Moskwie. Tego samego dnia Arabski spotyka się też z Jurijem Uszakowem, wiceszefem kancelarii Władimira Putina. Nie wiadomo jednak, czy do rozmowy doszło właśnie w moskiewskiej restauracji, czy wcześniej lub później w jakimś innym miejscu.14. Marzec 2010 r. – przedstawiciele Kancelarii Prezydenta nie mogą skontrolować stanu lotniska w Smoleńsku. 1Wizyta przygotowawcza, która miała się odbyć w Katyniu i Moskwie między 3 a 5 marca 2010 r., zostaje w ostatniej chwili odwołana, a zaplanowany na 10 marca wyjazd grupy roboczej do Smoleńska zostaje uznany przez stronę rosyjską za nieaktualny. 19 marca do Moskwy ma się udać minister w Kancelarii Prezydenta Mariusz Handzlik, ale 16 marca ambasador Jerzy Bahr przekazuje mu informację, że w związku ze zorganizowaną 17–18 marca wizytą delegacji rządowej z ministrem Tomaszem Arabskim w Moskwie nie jest to możliwe.Przez cały ten czas Kancelaria Prezydenta sygnalizuje swoje wątpliwości dotyczące stanu lotniska w Smoleńsku.15. 5 kwietnia 2010 r. – następuje przerwanie pracy serwerów MSZ. Praca resortu kierowanego przez Radosława Sikorskiego zostaje na wiele godzin sparaliżowana.Jak się okazuje, w najnowocześniejszym budynku Ministerstwa Spraw Zagranicznych, tzw. szpiegowcu, mieszczącym m.in. serwery z tajnymi danymi, doszło do przerwania zasilania zewnętrznego. „Jestem w MSZ od wielu lat, ale czegoś takiego nie pamiętam” – opowiada6 kwietnia 2010 r. tygodnikowi „Polityka” jeden z dyplomatów.16. 7 kwietnia 2010 r. – na stronach internetowych Rządowego Zespołu Reagowania na Incydenty Komputerowe CERT. GOV. PL pojawia się komunikat o możliwych atakach ukierunkowanych na pracowników instytucji administracji publicznej w Polsce. 9 kwietnia „gigantyczna” (jak informowała wówczas telewizja TVN) awaria teleinformatyczna paraliżuje pracę największego polskiego banku PKO BP.17. Minister Klich zezwala na uczestnictwo w locie do Smoleńska najwyższych dowódców polskiej armii; zapewnia jednocześnie na piśmie, że on sam „też się tam wybiera”. Kilka dni później rezygnuje jednak z uczestnictwa w delegacji.18. MON nie zapewnia generałom WP na czas delegacji prezydenckiej ochrony Żandarmerii Wojskowej – do Katynia nie poleciał ani jeden żołnierz ŻW, choć taka ochrona przysługiwała generałom ustawowo.19. Dzień przed wylotem do Smoleńska Rosjanie cofają zgodę, by funkcjonariusze BOR, którzy mieli zabezpieczać wizytę prezydenckiej delegacji na miejscu, posiadali ze sobą broń.Przed tragedią20. Organizatorzy lotu w Polsce nie wyznaczają przed wylotem lotnisk zapasowych, jak również rezerwowego samolotu, choć nakazuje to instrukcja HEAD.21. Polska załoga Tu-154M 101 otrzymuje od Rosjan karty podejścia lotniska Smoleńsk-Siewiernyj, zawierające błędne dane. Była to prawdopodobnie jedna z przyczyn katastrofy.22. Tu-154M 101 musi lądować z kierunku wschodniego, gdzie są jary i drzewa, których nie ma od strony zachodniej. Jak się okazało, jesienią 2009 r. zdemontowano na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj system nawigacyjnego naprowadzania samolotów od strony zachodniej.23. Niespodziewanie, wbrew prognozom meteorologicznym, w okolicy lotniska Smoleńsk-Siewiernyj pojawia się mgła, która nasila się przed katastrofą, a po niej zaczyna ustępować, by po godzinie niemal całkowicie się rozproszyć.24. Kontrolerzy wieży w Smoleńsku, wbrew rosyjskim minimom (gęsta mgła), nie wydają zakazu podejścia do lądowania i nie zamykają lotniska ze względu na warunki atmosferyczne, zagrażające bezpieczeństwu lotów statków powietrznych.25. Załoga samolotu jest błędnie informowana o położeniu na kursie i ścieżce, gdy w rzeczywistości samolot jest ponad ścieżką i zbacza z kursu.26. Płk Krasnokucki nakazuje kontrolerowi, który po raz kolejny sugeruje odesłanie samolotu na lotnisko zapasowe, by polecił załodze polskiego samolotu zejście do 100 m. „Doprowadzamy do 100 metrów, 100 metrów i koniec rozmowy”.27. Przed lądowaniem samolotu z prezydentem RP nad lotniskiem pojawia się i znika Ił-76, którego roli nikt do dziś nie wyjaśnił.28. Od czwartej minuty przed tragedią trwa niewyjaśniona cisza w eterze – milkną wówczas rozmowy między wieżą i Tu-154. Pada tylko komenda „na kursie i ścieżce” i „horyzont 101”. Polsce kontrolerzy twierdzą, że to absurdalne i niewiarygodne, gdyż określenia „na kursie i ścieżce” są niemożliwe bez uprzednich poprawek kursu. Wskazuje to na prawdopodobieństwo sfałszowania stenogramów.29. Gdy samolot znajduje się na wysokości 15 m nad ziemią, zanika zasilanie głównego komputera pokładowego FMS i rejestratorów lotu. Polski Tu-154M znajduje się wówczas ok. 60–70 m przed miejscem pierwszego zderzenia z gruntem.30. Gdy samolot z delegacją prezydencką zbliża się do lotniska w Smoleńsku, na płycie nie ma ani jednego funkcjonariusza BOR, nie ma też podstawionej kolumny samochodów ani oczekujących na polską delegację dziennikarzy.Po katastrofie31. Samolot, spadając na ziemię z wysokości kilkunastu metrów, ulega całkowitej zagładzie, wraz z 96 pasażerami. Maszyna zostaje rozbita na tysiące części.32. Rosjanie tuż po katastrofie rozpowszechniają oszczerstwa, że polscy piloci lądowali wbrew zaleceniom rosyjskich kontrolerów lotów w Smoleńsku.33. Rosyjscy wojskowi i milicjanci kilka godzin po tragedii wymieniają reflektory i żarówki w lampach wskazujących samolotom położenie pasa startowego.34. Rosjanie już kilka godzin po tragedii wykluczajązamach.35. Wkrótce po katastrofie niektóre polskie media przedstawiają opinie wybranych przez siebie ekspertów, którzy stwierdzili, że tragedia była spowodowana winą pilotów. Ta teza raportu zostaje potem powtórzona w raportach Tatiany Anodiny i Jerzego Millera. Według gen. Petelickiego czołowi politycy PO jeszcze 10 kwietnia otrzymują SMS wysłany przez najbliższe otoczenie Donalda Tuska. Brzmi on: „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”.36. Rząd Donalda Tuska i prokuratura rezygnują z pomocy najlepszych lekarzy sądowych różnych specjalności, w tym antropologów, genetyków sądowych, z prof. Barbarą Świątek, krajowym konsultantem w dziedzinie medycyny sądowej, na czele. Eksperci ci od południa 10 kwietnia 2010 r. czekają, gotowi w każdej chwili jechać do Smoleńska; wysyłają także pisma do rządu i prokuratury.37. Według Rosjan polski Tu-154 przed upadkiem przeciął linię wysokiego napięcia przed lotniskiem, choć nie zgadza się to z odtworzonym torem lotu i czasem (o godz. 8.39, gdy linia została zerwana, samolot był kilkaset metrów nad ziemią). Uszkodzona linia wysokiego napięcia koło lotniska smoleńskiego mogła zasilać system radiolatarni.38.Rosjanie po katastrofie wysypują teren przy miejscu tragedii piachem i wykładają betonowymi płytami, wycinają bez wiedzy Polaków okoliczne drzewa i krzaki, w tym podobno ścięte przez Tu-154, co uniemożliwia potem odtworzenie trajektorii lotu.39. Pojawiają się rozbieżności dotyczące czasu katastrofy. Najpierw – przez dwa tygodnie po tragedii – podawana jest godz. 8.56. Po przypadkowym opublikowaniu informacji o godzinie zerwania trakcji elektrycznej przed katastrofą Rosjanie zmieniają tę informację, podając, że samolot uległ katastrofie o godz. 8.41 czasu polskiego.40. Rosjanie już następnego dnia po katastrofie demolują wrak, tnąc go piłami i wybijając szyby w oknach.41. 29 kwietnia – podczas sejmowego wystąpienia minister zdrowia Ewa Kopacz mówi: „Z wielką uwagą obserwowałam pracę naszych patomorfologów przez pierwsze godziny. Pierwsze godziny nie były łatwe i to państwo musicie wiedzieć. Przez moment nasi polscy lekarze byli traktowani jako obserwatorzy tego, co się dzieje. To trwało może kilkanaście minut, a potem, kiedy założyli fartuchy i stanęli do pracy razem z lekarzami rosyjskimi, nie musieli do siebie nic mówić”.W lipcu 2010 r. płk Zbigniew Rzepa z prokuratury wojskowej ujawnia w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, że było to kłamstwo, bo w sekcjach zwłok ofiar katastrofy nie uczestniczyli ani polscy śledczy, ani patomorfolodzy.42. Rosjanie zastrzegają, by przysłanych z Moskwy metalowych trumien z ciałami ofiar w żadnym wypadku nie otwierać.43. Rosjanie pozostawiają (na długie miesiące) wrak Tu-154M 101 bez żadnego zabezpieczenia.Śledztwo44. Pod naciskiem Rosjan premier Tusk rezygnuje ze stosowania korzystnej dla Polski umowy z 1993 r. i zawiera tajne, nigdzie dotychczas nieopublikowane porozumienie z premierem Władimirem Putinem.Na mocy tego porozumienia zaczyna obowiązywać rozporządzenie wydane 13 kwietnia 2010 r. przez premiera Władimira Putina, które badanie katastrofy i koordynowanie działań krajowych i międzynarodowych powierza Międzypaństwowemu Komitetowi Lotniczemu Tatiany Anodiny.Jako podstawę prawną wyjaśniania przyczyn katastrofy przyjęto – jak twierdzi rząd – konwencję chicagowską, mimo że dotyczy ona katastrof samolotów cywilnych.45. Na początku stycznia 2011 r. okazuje się, że nawet fatalne dla Polski ustalenia konwencji chicagowskiej nie są podstawą polsko-rosyjskiej współpracy przy badaniu katastrofy smoleńskiej. W końcowym raporcie MAK czytamy bowiem: „Na podstawie tegoż Zarządzenia określono, że badanie powinno być prowadzone zgodnie z Załącznikiem 13 do Konwencji o Międzynarodowym Lotnictwie Cywilnym (dalej Załącznik 13). Ta decyzja została zaaprobowana przez Rząd Rzeczpospolitej Polskiej”. A zatem współpraca opierała się nie na samej konwencji, lecz na załączniku 13. Oznacza to m.in., że Polska nie może stosować się do żadnych procedur odwoławczych przewidzianych w konwencji, a więc musi zaakceptować końcowy raport MAK.46.Rosjanie ukrywają fakt, że dowódca Tu-154 Arkadiusz Protasiuk podjął na przepisowej wysokości 100 m decyzję o przerwaniu podejścia do lądowania i odejściu na tzw. drugi krąg. Protasiuk powiedział: „Odchodzimy”, po czym komenda ta została potwierdzona przez II pilota – mjr. Roberta Grzywnę. Oznacza to, że załoga Tu-154 wcale nie próbowała lądować.Rosyjscy „specjaliści” błędnie odczytali także inne wypowiedzi nagrane w kokpicie. Według polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej, dotyczy to np. słów „wkurzy się, jeśli… (niezrozumiałe)… jedna mila od pasa” – które posłużyły MAK do obciążenia odpowiedzialnością za tragedię śp. Lecha Kaczyńskiego. W rzeczywistości w kabinie pilotów padło wówczas zdanie: „Powiedz, że jeszcze jedna mila od osi została”.47. Polska pozostawia w ręku Rosjan główne dowody w śledztwie (czarne skrzynki, wrak, badanie ciał ofiar, szczątków maszyny itp.).48. Polska prokuratura wojskowa przez ponad półtora roku od czasu katastrofy odmawia zgody na ekshumację bliskich rodzinom, które wystąpiły z takim wnioskiem.49. Z nieznanych powodów do dziś nie został odnaleziony rejestrator K3-63, rejestrujący parametry lotu: czas, wysokość barometryczną, prędkość przyrządową, przeciążenie (pionowe). Rejestrator ma większe rozmiary niż inne rejestratory i skrzynka ATM; powinien znajdować się w opancerzonym zasobniku pod podłogą w kabinie pasażerskiej.50. Podczas zgrywania kopii z czarnej skrzynki nagle zabrakło prądu i zniknęło 16 sekund nagrania, po które potem specjalnie pojechał do Moskwy minister Miller.51. Rosjanie odmawiają polskim prokuratorom oddania czarnych skrzynek polskiego samolotu, choć są one własnością polskiego rządu, a nawet udostępnienia oryginałów do badań w Polsce.52. Rosjanie odmawiają polskiej prokuratorze zwrotu, a także udostępnienia do badań w Polsce wraku samolotu.53. Rosjanie nie chcą wydać polskiej prokuraturze protokołów badania w Moskwie – przy udziale polskich specjalistów z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie – oryginałów zapisu rozmów z czarnej skrzynki. Wcześniej przez 10 miesięcy przetrzymują protokoły sporządzone w Smoleńsku przez polskich archeologów.54. Rosjanie informują, że nie zachował się zapis wideo wieży w Smoleńsku z taśmą, na której zarejestrowano pracę kontrolerów i płk Krasnokuckiego.55. Latem 2010 r. Rosjanie, tłumacząc się względami formalnymi, jeszcze raz przesłuchali pracowników wieży. Nowe zeznania okazują się znacznie korzystniejsze dla strony rosyjskiej. Polska prokuratura akceptuje nowe zeznania kontrolerów lotu ze Smoleńska i unieważnia zeznania otrzymane wcześniej. „To szokujące” – komentuje w „Rzeczpospolitej” znany karnista, prof. Piotr Kruszyński.56. W materiałach przekazanych Polsce przez Rosjan brak dokumentacji fotograficznej miejsca zdarzenia zaraz po katastrofie i po przemieszczeniu części wraku, a także dokumentacji z oblotu terenu lotniska – przed 10 kwietnia i po katastrofie.57. Komisja Jerzego Millera nie zleca badań, które udowodniłyby, że skrzydło Tu-154 mogło urwać się po zderzeniu z brzozą. Mimo to w swoim raporcie formułuje taką tezę. We wrześniu 2011 r. ekspert NASA prof. Wiesław Binienda przygotowuje fachową ekspertyzę obalającą teorię specjalistów Millera.58. Polskie agendy rządowe, w tym służby specjalne RP, od półtora roku ukrywają zdjęcia satelitarne miejsca katastrofy, wykonane 10 kwietnia 2010 r., przekazane Polsce niedługo po katastrofie przez służby USA.59. Polska komisja pod przewodnictwem ministra Millera opracowuje raport końcowy dotyczący przyczyn katastrofy, bez dostępu do kluczowych dowodów przerzuca winę na polskie wojsko, w tym pilotów, którzy siedzieli za sterami Tu-154M 101.60. Rosjanie nie przekazali dotychczas Polsce ekspertyz balistycznych i pirotechnicznych.61. Rosjanie nie wyjaśnili polskim ekspertom tożsamości tajemniczego gen. Władimira Iwanowicza, któremu niedługo przed katastrofą płk Krasnokucki meldował o sytuacji na lotnisku.Awanse, odznaczenia i dymisje62. 11 listopada 2010 r., z okazji Święta Niepodległości na stopień generała brygady zostaje awansowany płk Krzysztof Bondaryk. 10 kwietnia 2010 r. szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.63. 11 listopada 2010 r. – na stopień generała brygady zostaje awansowany płk Janusz Nosek. 10 kwietnia 2010 r. szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego.64. 11 listopada 2010 r. – na stopień generała brygady zostaje awansowany płk Krzysztof Parulski. 10 kwietnia 2010 r. naczelny prokurator wojskowy i zastępca prokuratora generalnego.65. 16 listopada 2010 r. z okazji Dnia Służby Zagranicznej Jerzy Bahr – 10 kwietnia 2010 r. ambasador RP w Moskwie – zostaje odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.66. 16 listopada 2010 r. szef MSZ, Radosław Sikorski, odznacza szefa BOR, gen. Mariana Janickiego, Odznaką Honorową „Bene Merito” (Dobrej Zasługi) – zaszczytnym, honorowym wyróżnieniem przyznawanym przez MSZ za „działalność wzmacniającą pozycję Polski na arenie międzynarodowej”.67. 10 czerwca 2011 r. naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski zawiesza Marka Pasionka, jednego z dwóch prokuratorów prowadzących śledztwo smoleńskie, i wszczyna wobec niego postępowanie dyscyplinarne. Pasionek zawinił, bo miał zwracać się do przedstawicieli USA o pomoc w uzyskaniu materiałów przydatnych w śledztwie i był zwolennikiem postawienia zarzutów ministrowi Bogdanowi Klichowi i szefowi Kancelarii Premiera Tomaszowi Arabskiemu.68. 16 czerwca 2011 r. po Święcie Biura Ochrony Rządu na stopień generała dywizji zostaje awansowany gen. bryg. Marian Janicki, szef BOR.

anonim,

August 12, 2012 10:19

Skomentuj komentarz

„Już jako minister pojechałem do Iraku tydzień po nominacji. Wtedy nasza baza była w Dywanii. Lecieliśmy naszym „Air Force One”, czyli starym tupolewem. Ten samolot zawsze budził we mnie szczególne odczucia. W trakcie lotu jest czas na to, żeby porozmawiać z dziennikarzami, kolegami ministrami czy premierem, a skądinąd wiadomo, że te maszyny są serwisowane w Moskwie. W tysiącach kilometrów kabli można ukryć wszystko”Kto to powiedział? Radosław Sikorski w książce – wywiadzie dla Łukasza Warzechy „Strefa Zdekomunizowana” w 2007 roku. Str. 181.Czy to nie ten sam Sikorski, który znamiennie pukając się w czoło, kpi z Macierewicza, który uważa, że Rosjanie mogli podłożyć w tupolewie bombę podczas serwisu w grudniu 2009 r.?

Skomentuj notkę
Z góry muszę przeprosić, że ten felieton będzie marny. Dobry felieton wymaga dystansu, dobry felieton powinien zabawić czytelnika oryginalną konstrukcją, skojarzeniami, raczej ciąć skalpelem ironii, niż walić na odlew.

Co jednak zrobić, jeśli autor siadając do słów uświadamia sobie, że ma już dość, że jest w końcu tylko człowiekiem, i to człowiekiem doprowadzonym do bezsilnego stanu „wyjść, skrzywić się, wycedzić szyderstwo”, a wręcz − splunąć z pogardą… I jeśli waga spraw odbiera chęć do popisywania się zawijasami pióra.

A posmoleńska katastrofa to sprawa zbyt poważna, by chciało mi się na niej ćwiczyć „lapidarność stylu”. Tak, nie pomyliłem się w tytule − chodzi mi tu o katastrofę posmoleńską. Katastrofa smoleńska sama w sobie była wystarczającym nieszczęściem, ale zaraz po niej przyszła druga: katastrofa państwa polskiego, katastrofa władzy, w krytycznym momencie sprawowanej przez ludzi, których poziom umysłowy i etyczny wystarcza do podawania piłek na boisku, ale nie dorasta do wymogów stawianych mężom stanu.

W katastrofie pierwszej straciliśmy prezydenta, kilkudziesięciu szefów urzędów centralnych, posłów, działaczy społecznych i zasłużonych obywateli. Ale zaraz potem straciliśmy jeszcze więcej. Straciliśmy jako państwo godność i pozycję podmiotu polityki międzynarodowej, stając się jej przedmiotem.

Straciliśmy je dlatego, że dla pana premiera Tuska w tym momencie najbardziej ze wszystkiego liczyło się, żeby dobrze wypaść przed kamerami i w oczach przywódców sąsiednich krajów, od których wydaje się całkowicie uzależniony emocjonalnie. Najważniejszą jego troską w obliczu narodowej tragedii było to, aby nie przyniosła ona korzyści politycznemu rywalowi. Wszystko inne odłożone zostało na bok. Po pierwsze − być na miejscu tragedii pierwszym, przed znienawidzonym rywalem, i z dobrym światłem oraz na dobrym tle objąć się z premierem Putinem. Po pierwsze, odegrać główną rolę w kiczowatej telenoweli „pojednanie narodów”. Po pierwsze, użyć całej swej medialnej i politycznej sfory do pomniejszenia, wyszydzenia, unieważnienia nieszczęścia, a zwłaszcza do odarcia z godności i powagi tych, którzy w tym momencie mieli czelność zachowywać się normalnie. Normalnie, to znaczy − podnosić sprawy ważne i bronić zdrowego rozsądku oraz pamięci o tym, jakie są mechanizmy państwa, któremu premier RP, kierując się logiką scenariusza łzawej telenoweli, oddał za bzdurno pełnię władzy nad śledztwem, i jaka jest natura władzy sprawowanej przez jego liderów.

Mam o Donaldzie Tusku z każdym tygodniem coraz gorsze zdanie, ale, wbrew jego medialnej klace, nigdy nie będę z niego robił idioty. A przecież to właśnie oznaczałoby teraz poważne potraktowanie olśnienia, jakiego niby doznał premier po sześciu miesiącach, po tym, jak dawno już popioły wystygły, dowody zostały przemielone i zaorane, zeznania urzędowo skorygowane, a oryginalne czarne skrzynki poddane Bóg jeden wie jakim zabiegom konserwacyjnym. Gdyby uwierzyć, że oto teraz, po sześciu miesiącach opluwania „małpiarni” (jak nas nazwał usłużny Adam Michnik), wyszydzania i deprecjonowania wszelkich przejawów krytycyzmu wobec rosyjskiego „śledztwa”, rugowania z mediów dziennikarzy odmawiających podporządkowania się obłudnej propagandzie, kłamliwego powtarzania, że wszystko jest znakomicie, współpraca układa się wzorowo, jesteśmy dopuszczani do każdej informacji na każdym szczeblu − teraz oto nagle połapał się biedny chłopczyna z boiska, że go ruscy okiwali. Że ich raport jest „bezdyskusyjnie nie do przyjęcia”. A nawet, że są w Rosji − Boże ty mój! − źli ludzie, którzy chcą ukryć prawdę!

Nie, pan premier − podkreślam to z całą mocą, wbrew jego chwalcom − nie jest idiotą. Pan premier na pewno słyszał kiedyś nazwę „Kursk”, by do tego jednego przykładu się ograniczyć, i wie, jak wyglądają śledztwa prowadzone przez oficjalne rosyjskie komisje rządowe, na czele których staje Władimir Putin. Pan premier ma zapewne telewizor i kabel, w którym oprócz kanałów sportowych jest też Discovery, History i National Geografic, i na każdym z tych kanałów mógł sobie bez trudu obejrzeć film pokazujący w szczegółach rzeczywisty przebieg katastrofy okrętu, który, wedle obowiązującego, oficjalnego dokumentu z podpisem przyjaznego Wołodii, zatopiony został przez „nieznaną łódź podwodną zachodniej konstrukcji”.

Medialna sfora na usługach władzy przez pół roku z maniackim uporem wyszukiwała po Internecie anonimowych wpisów do obśmiania, o sztucznej mgle albo o tym, że samolotu w ogóle nie było, wyciągała wszelkie możliwe szalone teorie spiskowe o kosmitach, organizowała „autorytety” do ich wyszydzania. Nie wysilali się natomiast medialni dysponenci na to, żeby przypomnieć Polakom historię rozmaitych radzieckich i rosyjskich „śledztw”, żeby opisać, jak to się robi za wschodnią granicą, ani jak się owe sowieckie „dochodzenie prawdy” ma do konwencji chicagowskiej, i szerzej, w ogóle do wszelkich zasad w cywilizowanym świecie uważanych za oczywiste. Przeciwnie, za pokazanie, jak Rosjanie rozwalają wrak polskiego Tupolewa, zlikwidowano „Misję specjalną”.

W momencie oddania całego śledztwa Rosji było jasne, że zostanie ono przeprowadzone według standardów sowieckich. Nie było innej możliwości. Rosja nie ma innych niż sowieckie narzędzi i mechanizmów, nie ma ekspertów, którzy nie kierowaliby się żelazną zasadą dopasowywania faktów i dowodów do jedynie słusznej tezy, a jedynie słuszna teza jest zawsze taka, że rosyjska technika jest niezawodna, rosyjskie procedury są niezawodne, i rosyjscy ludzie też nigdy nie zawodzą. Konkluzje oficjalnego raportu MAK były jasne i oczywiste od chwili, gdy Donald Tusk nie odważył się wykorzystać jedynej istniejącej możliwości umiędzynarodowienia śledztwa. Mam wierzyć, że dopiero teraz, nagle, po pół roku, zdał sobie z tego sprawę?

Donald Tusk, powtórzę po raz trzeci, nie jest idiotą. Ma po prostu takie priorytety, że najważniejsze jest dla niego utrzymać się na stołku. W sprawie Smoleńska też kierował się wyłącznie tym priorytetem − nie dać się Kaczyńskiemu, nie pozwolić, aby katastrofa pomogła mu odbudować znaczenie i wrócić do władzy, nie pozwolić, aby zbudowano wokół niej mit.

A żeby to się mogło udać, polską rację stanu trzeba było spisać na straty.

Donald Tusk na pewno słyszał nie tylko nazwę „Kursk”, ale i nazwę „Kopernik”. Starszym przypomnę, młodszym wyjaśnię, że tak nazywał się Ił-62, w którego katastrofie w roku 1980 zginęło 88 osób. I, rzecz bez precedensu w dziejach imperium, choć radzieccy eksperci oczywiście robili to co zawsze, to znaczy twardo od pierwszej chwili zwalali całą winę na nieżyjącego kapitana i z oburzeniem zaprzeczali możliwości awarii technicznej przodującego technologicznie radzieckiego samolotu, ostatecznie, nagle, w oficjalnym raporcie znalazła się konkluzja, że to właśnie rozerwanie wadliwej turbiny było przyczyną tragedii. Bo ustalono to na najwyższym szczeblu. W związku z trudną już wtedy sytuacją w PRL, towarzysze radzieccy wyjątkowo pozwolili towarzyszom z Warszawy na tak niesłychaną rzecz, jak przyznanie prawdy.

Sądzę, że tak samo wyobrażał sobie bieg wypadków premier Tusk. Że śledztwo będzie wiadomo jakie, i wiadomo ile warte, ale Putin nie ma przecież żadnego interesu go upokarzać − każe więc napisać raport tak, żeby jego sojusznik nie stracił przed własnym narodem twarzy, z jakimś tam elementem współodpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Może przecenił Tusk swe znaczenie dla Putina, może wsparcie na jakie liczyć może z Zachodu… W każdym razie, jak na dziś, został upokorzony. I teraz postanowił pokazać, że coś jednak może, że nie musi być taki potulny. Trochę wprawdzie wychodzi przy tym na bubka, ale może i słusznie zakłada, że ma wystarczającą rzeszę wytresowanych jak foki służalców, którzy z dnia na dzień teraz nagle zaczną krzyczeć, że prawda jest najważniejsza, że nie damy sobie pluć, i piać zachwyty, jak dzielnie, z jaką godnością stawia się nasz premier oprawcy Czeczenów, Litwinienki i Politkowskiej.

Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.
Co jednak zrobić, jeśli autor siadając do słów uświadamia sobie, że ma już dość, że jest w końcu tylko człowiekiem, i to człowiekiem doprowadzonym do bezsilnego stanu „wyjść, skrzywić się, wycedzić szyderstwo”, a wręcz − splunąć z pogardą… I jeśli waga spraw odbiera chęć do popisywania się zawijasami pióra.

A posmoleńska katastrofa to sprawa zbyt poważna, by chciało mi się na niej ćwiczyć „lapidarność stylu”. Tak, nie pomyliłem się w tytule − chodzi mi tu o katastrofę posmoleńską. Katastrofa smoleńska sama w sobie była wystarczającym nieszczęściem, ale zaraz po niej przyszła druga: katastrofa państwa polskiego, katastrofa władzy, w krytycznym momencie sprawowanej przez ludzi, których poziom umysłowy i etyczny wystarcza do podawania piłek na boisku, ale nie dorasta do wymogów stawianych mężom stanu.

W katastrofie pierwszej straciliśmy prezydenta, kilkudziesięciu szefów urzędów centralnych, posłów, działaczy społecznych i zasłużonych obywateli. Ale zaraz potem straciliśmy jeszcze więcej. Straciliśmy jako państwo godność i pozycję podmiotu polityki międzynarodowej, stając się jej przedmiotem.

Straciliśmy je dlatego, że dla pana premiera Tuska w tym momencie najbardziej ze wszystkiego liczyło się, żeby dobrze wypaść przed kamerami i w oczach przywódców sąsiednich krajów, od których wydaje się całkowicie uzależniony emocjonalnie. Najważniejszą jego troską w obliczu narodowej tragedii było to, aby nie przyniosła ona korzyści politycznemu rywalowi. Wszystko inne odłożone zostało na bok. Po pierwsze − być na miejscu tragedii pierwszym, przed znienawidzonym rywalem, i z dobrym światłem oraz na dobrym tle objąć się z premierem Putinem. Po pierwsze, odegrać główną rolę w kiczowatej telenoweli „pojednanie narodów”. Po pierwsze, użyć całej swej medialnej i politycznej sfory do pomniejszenia, wyszydzenia, unieważnienia nieszczęścia, a zwłaszcza do odarcia z godności i powagi tych, którzy w tym momencie mieli czelność zachowywać się normalnie. Normalnie, to znaczy − podnosić sprawy ważne i bronić zdrowego rozsądku oraz pamięci o tym, jakie są mechanizmy państwa, któremu premier RP, kierując się logiką scenariusza łzawej telenoweli, oddał za bzdurno pełnię władzy nad śledztwem, i jaka jest natura władzy sprawowanej przez jego liderów.

Mam o Donaldzie Tusku z każdym tygodniem coraz gorsze zdanie, ale, wbrew jego medialnej klace, nigdy nie będę z niego robił idioty. A przecież to właśnie oznaczałoby teraz poważne potraktowanie olśnienia, jakiego niby doznał premier po sześciu miesiącach, po tym, jak dawno już popioły wystygły, dowody zostały przemielone i zaorane, zeznania urzędowo skorygowane, a oryginalne czarne skrzynki poddane Bóg jeden wie jakim zabiegom konserwacyjnym. Gdyby uwierzyć, że oto teraz, po sześciu miesiącach opluwania „małpiarni” (jak nas nazwał usłużny Adam Michnik), wyszydzania i deprecjonowania wszelkich przejawów krytycyzmu wobec rosyjskiego „śledztwa”, rugowania z mediów dziennikarzy odmawiających podporządkowania się obłudnej propagandzie, kłamliwego powtarzania, że wszystko jest znakomicie, współpraca układa się wzorowo, jesteśmy dopuszczani do każdej informacji na każdym szczeblu − teraz oto nagle połapał się biedny chłopczyna z boiska, że go ruscy okiwali. Że ich raport jest „bezdyskusyjnie nie do przyjęcia”. A nawet, że są w Rosji − Boże ty mój! − źli ludzie, którzy chcą ukryć prawdę!

Nie, pan premier − podkreślam to z całą mocą, wbrew jego chwalcom − nie jest idiotą. Pan premier na pewno słyszał kiedyś nazwę „Kursk”, by do tego jednego przykładu się ograniczyć, i wie, jak wyglądają śledztwa prowadzone przez oficjalne rosyjskie komisje rządowe, na czele których staje Władimir Putin. Pan premier ma zapewne telewizor i kabel, w którym oprócz kanałów sportowych jest też Discovery, History i National Geografic, i na każdym z tych kanałów mógł sobie bez trudu obejrzeć film pokazujący w szczegółach rzeczywisty przebieg katastrofy okrętu, który, wedle obowiązującego, oficjalnego dokumentu z podpisem przyjaznego Wołodii, zatopiony został przez „nieznaną łódź podwodną zachodniej konstrukcji”.

Medialna sfora na usługach władzy przez pół roku z maniackim uporem wyszukiwała po Internecie anonimowych wpisów do obśmiania, o sztucznej mgle albo o tym, że samolotu w ogóle nie było, wyciągała wszelkie możliwe szalone teorie spiskowe o kosmitach, organizowała „autorytety” do ich wyszydzania. Nie wysilali się natomiast medialni dysponenci na to, żeby przypomnieć Polakom historię rozmaitych radzieckich i rosyjskich „śledztw”, żeby opisać, jak to się robi za wschodnią granicą, ani jak się owe sowieckie „dochodzenie prawdy” ma do konwencji chicagowskiej, i szerzej, w ogóle do wszelkich zasad w cywilizowanym świecie uważanych za oczywiste. Przeciwnie, za pokazanie, jak Rosjanie rozwalają wrak polskiego Tupolewa, zlikwidowano „Misję specjalną”.

W momencie oddania całego śledztwa Rosji było jasne, że zostanie ono przeprowadzone według standardów sowieckich. Nie było innej możliwości. Rosja nie ma innych niż sowieckie narzędzi i mechanizmów, nie ma ekspertów, którzy nie kierowaliby się żelazną zasadą dopasowywania faktów i dowodów do jedynie słusznej tezy, a jedynie słuszna teza jest zawsze taka, że rosyjska technika jest niezawodna, rosyjskie procedury są niezawodne, i rosyjscy ludzie też nigdy nie zawodzą. Konkluzje oficjalnego raportu MAK były jasne i oczywiste od chwili, gdy Donald Tusk nie odważył się wykorzystać jedynej istniejącej możliwości umiędzynarodowienia śledztwa. Mam wierzyć, że dopiero teraz, nagle, po pół roku, zdał sobie z tego sprawę?

Donald Tusk, powtórzę po raz trzeci, nie jest idiotą. Ma po prostu takie priorytety, że najważniejsze jest dla niego utrzymać się na stołku. W sprawie Smoleńska też kierował się wyłącznie tym priorytetem − nie dać się Kaczyńskiemu, nie pozwolić, aby katastrofa pomogła mu odbudować znaczenie i wrócić do władzy, nie pozwolić, aby zbudowano wokół niej mit.

A żeby to się mogło udać, polską rację stanu trzeba było spisać na straty.

Donald Tusk na pewno słyszał nie tylko nazwę „Kursk”, ale i nazwę „Kopernik”. Starszym przypomnę, młodszym wyjaśnię, że tak nazywał się Ił-62, w którego katastrofie w roku 1980 zginęło 88 osób. I, rzecz bez precedensu w dziejach imperium, choć radzieccy eksperci oczywiście robili to co zawsze, to znaczy twardo od pierwszej chwili zwalali całą winę na nieżyjącego kapitana i z oburzeniem zaprzeczali możliwości awarii technicznej przodującego technologicznie radzieckiego samolotu, ostatecznie, nagle, w oficjalnym raporcie znalazła się konkluzja, że to właśnie rozerwanie wadliwej turbiny było przyczyną tragedii. Bo ustalono to na najwyższym szczeblu. W związku z trudną już wtedy sytuacją w PRL, towarzysze radzieccy wyjątkowo pozwolili towarzyszom z Warszawy na tak niesłychaną rzecz, jak przyznanie prawdy.

Sądzę, że tak samo wyobrażał sobie bieg wypadków premier Tusk. Że śledztwo będzie wiadomo jakie, i wiadomo ile warte, ale Putin nie ma przecież żadnego interesu go upokarzać − każe więc napisać raport tak, żeby jego sojusznik nie stracił przed własnym narodem twarzy, z jakimś tam elementem współodpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Może przecenił Tusk swe znaczenie dla Putina, może wsparcie na jakie liczyć może z Zachodu… W każdym razie, jak na dziś, został upokorzony. I teraz postanowił pokazać, że coś jednak może, że nie musi być taki potulny. Trochę wprawdzie wychodzi przy tym na bubka, ale może i słusznie zakłada, że ma wystarczającą rzeszę wytresowanych jak foki służalców, którzy z dnia na dzień teraz nagle zaczną krzyczeć, że prawda jest najważniejsza, że nie damy sobie pluć, i piać zachwyty, jak dzielnie, z jaką godnością stawia się nasz premier oprawcy Czeczenów, Litwinienki i Politkowskiej.

Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.
A posmoleńska katastrofa to sprawa zbyt poważna, by chciało mi się na niej ćwiczyć „lapidarność stylu”. Tak, nie pomyliłem się w tytule − chodzi mi tu o katastrofę posmoleńską. Katastrofa smoleńska sama w sobie była wystarczającym nieszczęściem, ale zaraz po niej przyszła druga: katastrofa państwa polskiego, katastrofa władzy, w krytycznym momencie sprawowanej przez ludzi, których poziom umysłowy i etyczny wystarcza do podawania piłek na boisku, ale nie dorasta do wymogów stawianych mężom stanu.

W katastrofie pierwszej straciliśmy prezydenta, kilkudziesięciu szefów urzędów centralnych, posłów, działaczy społecznych i zasłużonych obywateli. Ale zaraz potem straciliśmy jeszcze więcej. Straciliśmy jako państwo godność i pozycję podmiotu polityki międzynarodowej, stając się jej przedmiotem.

Straciliśmy je dlatego, że dla pana premiera Tuska w tym momencie najbardziej ze wszystkiego liczyło się, żeby dobrze wypaść przed kamerami i w oczach przywódców sąsiednich krajów, od których wydaje się całkowicie uzależniony emocjonalnie. Najważniejszą jego troską w obliczu narodowej tragedii było to, aby nie przyniosła ona korzyści politycznemu rywalowi. Wszystko inne odłożone zostało na bok. Po pierwsze − być na miejscu tragedii pierwszym, przed znienawidzonym rywalem, i z dobrym światłem oraz na dobrym tle objąć się z premierem Putinem. Po pierwsze, odegrać główną rolę w kiczowatej telenoweli „pojednanie narodów”. Po pierwsze, użyć całej swej medialnej i politycznej sfory do pomniejszenia, wyszydzenia, unieważnienia nieszczęścia, a zwłaszcza do odarcia z godności i powagi tych, którzy w tym momencie mieli czelność zachowywać się normalnie. Normalnie, to znaczy − podnosić sprawy ważne i bronić zdrowego rozsądku oraz pamięci o tym, jakie są mechanizmy państwa, któremu premier RP, kierując się logiką scenariusza łzawej telenoweli, oddał za bzdurno pełnię władzy nad śledztwem, i jaka jest natura władzy sprawowanej przez jego liderów.

Mam o Donaldzie Tusku z każdym tygodniem coraz gorsze zdanie, ale, wbrew jego medialnej klace, nigdy nie będę z niego robił idioty. A przecież to właśnie oznaczałoby teraz poważne potraktowanie olśnienia, jakiego niby doznał premier po sześciu miesiącach, po tym, jak dawno już popioły wystygły, dowody zostały przemielone i zaorane, zeznania urzędowo skorygowane, a oryginalne czarne skrzynki poddane Bóg jeden wie jakim zabiegom konserwacyjnym. Gdyby uwierzyć, że oto teraz, po sześciu miesiącach opluwania „małpiarni” (jak nas nazwał usłużny Adam Michnik), wyszydzania i deprecjonowania wszelkich przejawów krytycyzmu wobec rosyjskiego „śledztwa”, rugowania z mediów dziennikarzy odmawiających podporządkowania się obłudnej propagandzie, kłamliwego powtarzania, że wszystko jest znakomicie, współpraca układa się wzorowo, jesteśmy dopuszczani do każdej informacji na każdym szczeblu − teraz oto nagle połapał się biedny chłopczyna z boiska, że go ruscy okiwali. Że ich raport jest „bezdyskusyjnie nie do przyjęcia”. A nawet, że są w Rosji − Boże ty mój! − źli ludzie, którzy chcą ukryć prawdę!

Nie, pan premier − podkreślam to z całą mocą, wbrew jego chwalcom − nie jest idiotą. Pan premier na pewno słyszał kiedyś nazwę „Kursk”, by do tego jednego przykładu się ograniczyć, i wie, jak wyglądają śledztwa prowadzone przez oficjalne rosyjskie komisje rządowe, na czele których staje Władimir Putin. Pan premier ma zapewne telewizor i kabel, w którym oprócz kanałów sportowych jest też Discovery, History i National Geografic, i na każdym z tych kanałów mógł sobie bez trudu obejrzeć film pokazujący w szczegółach rzeczywisty przebieg katastrofy okrętu, który, wedle obowiązującego, oficjalnego dokumentu z podpisem przyjaznego Wołodii, zatopiony został przez „nieznaną łódź podwodną zachodniej konstrukcji”.

Medialna sfora na usługach władzy przez pół roku z maniackim uporem wyszukiwała po Internecie anonimowych wpisów do obśmiania, o sztucznej mgle albo o tym, że samolotu w ogóle nie było, wyciągała wszelkie możliwe szalone teorie spiskowe o kosmitach, organizowała „autorytety” do ich wyszydzania. Nie wysilali się natomiast medialni dysponenci na to, żeby przypomnieć Polakom historię rozmaitych radzieckich i rosyjskich „śledztw”, żeby opisać, jak to się robi za wschodnią granicą, ani jak się owe sowieckie „dochodzenie prawdy” ma do konwencji chicagowskiej, i szerzej, w ogóle do wszelkich zasad w cywilizowanym świecie uważanych za oczywiste. Przeciwnie, za pokazanie, jak Rosjanie rozwalają wrak polskiego Tupolewa, zlikwidowano „Misję specjalną”.

W momencie oddania całego śledztwa Rosji było jasne, że zostanie ono przeprowadzone według standardów sowieckich. Nie było innej możliwości. Rosja nie ma innych niż sowieckie narzędzi i mechanizmów, nie ma ekspertów, którzy nie kierowaliby się żelazną zasadą dopasowywania faktów i dowodów do jedynie słusznej tezy, a jedynie słuszna teza jest zawsze taka, że rosyjska technika jest niezawodna, rosyjskie procedury są niezawodne, i rosyjscy ludzie też nigdy nie zawodzą. Konkluzje oficjalnego raportu MAK były jasne i oczywiste od chwili, gdy Donald Tusk nie odważył się wykorzystać jedynej istniejącej możliwości umiędzynarodowienia śledztwa. Mam wierzyć, że dopiero teraz, nagle, po pół roku, zdał sobie z tego sprawę?

Donald Tusk, powtórzę po raz trzeci, nie jest idiotą. Ma po prostu takie priorytety, że najważniejsze jest dla niego utrzymać się na stołku. W sprawie Smoleńska też kierował się wyłącznie tym priorytetem − nie dać się Kaczyńskiemu, nie pozwolić, aby katastrofa pomogła mu odbudować znaczenie i wrócić do władzy, nie pozwolić, aby zbudowano wokół niej mit.

A żeby to się mogło udać, polską rację stanu trzeba było spisać na straty.

Donald Tusk na pewno słyszał nie tylko nazwę „Kursk”, ale i nazwę „Kopernik”. Starszym przypomnę, młodszym wyjaśnię, że tak nazywał się Ił-62, w którego katastrofie w roku 1980 zginęło 88 osób. I, rzecz bez precedensu w dziejach imperium, choć radzieccy eksperci oczywiście robili to co zawsze, to znaczy twardo od pierwszej chwili zwalali całą winę na nieżyjącego kapitana i z oburzeniem zaprzeczali możliwości awarii technicznej przodującego technologicznie radzieckiego samolotu, ostatecznie, nagle, w oficjalnym raporcie znalazła się konkluzja, że to właśnie rozerwanie wadliwej turbiny było przyczyną tragedii. Bo ustalono to na najwyższym szczeblu. W związku z trudną już wtedy sytuacją w PRL, towarzysze radzieccy wyjątkowo pozwolili towarzyszom z Warszawy na tak niesłychaną rzecz, jak przyznanie prawdy.

Sądzę, że tak samo wyobrażał sobie bieg wypadków premier Tusk. Że śledztwo będzie wiadomo jakie, i wiadomo ile warte, ale Putin nie ma przecież żadnego interesu go upokarzać − każe więc napisać raport tak, żeby jego sojusznik nie stracił przed własnym narodem twarzy, z jakimś tam elementem współodpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Może przecenił Tusk swe znaczenie dla Putina, może wsparcie na jakie liczyć może z Zachodu… W każdym razie, jak na dziś, został upokorzony. I teraz postanowił pokazać, że coś jednak może, że nie musi być taki potulny. Trochę wprawdzie wychodzi przy tym na bubka, ale może i słusznie zakłada, że ma wystarczającą rzeszę wytresowanych jak foki służalców, którzy z dnia na dzień teraz nagle zaczną krzyczeć, że prawda jest najważniejsza, że nie damy sobie pluć, i piać zachwyty, jak dzielnie, z jaką godnością stawia się nasz premier oprawcy Czeczenów, Litwinienki i Politkowskiej.

Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.
W katastrofie pierwszej straciliśmy prezydenta, kilkudziesięciu szefów urzędów centralnych, posłów, działaczy społecznych i zasłużonych obywateli. Ale zaraz potem straciliśmy jeszcze więcej. Straciliśmy jako państwo godność i pozycję podmiotu polityki międzynarodowej, stając się jej przedmiotem.

Straciliśmy je dlatego, że dla pana premiera Tuska w tym momencie najbardziej ze wszystkiego liczyło się, żeby dobrze wypaść przed kamerami i w oczach przywódców sąsiednich krajów, od których wydaje się całkowicie uzależniony emocjonalnie. Najważniejszą jego troską w obliczu narodowej tragedii było to, aby nie przyniosła ona korzyści politycznemu rywalowi. Wszystko inne odłożone zostało na bok. Po pierwsze − być na miejscu tragedii pierwszym, przed znienawidzonym rywalem, i z dobrym światłem oraz na dobrym tle objąć się z premierem Putinem. Po pierwsze, odegrać główną rolę w kiczowatej telenoweli „pojednanie narodów”. Po pierwsze, użyć całej swej medialnej i politycznej sfory do pomniejszenia, wyszydzenia, unieważnienia nieszczęścia, a zwłaszcza do odarcia z godności i powagi tych, którzy w tym momencie mieli czelność zachowywać się normalnie. Normalnie, to znaczy − podnosić sprawy ważne i bronić zdrowego rozsądku oraz pamięci o tym, jakie są mechanizmy państwa, któremu premier RP, kierując się logiką scenariusza łzawej telenoweli, oddał za bzdurno pełnię władzy nad śledztwem, i jaka jest natura władzy sprawowanej przez jego liderów.

Mam o Donaldzie Tusku z każdym tygodniem coraz gorsze zdanie, ale, wbrew jego medialnej klace, nigdy nie będę z niego robił idioty. A przecież to właśnie oznaczałoby teraz poważne potraktowanie olśnienia, jakiego niby doznał premier po sześciu miesiącach, po tym, jak dawno już popioły wystygły, dowody zostały przemielone i zaorane, zeznania urzędowo skorygowane, a oryginalne czarne skrzynki poddane Bóg jeden wie jakim zabiegom konserwacyjnym. Gdyby uwierzyć, że oto teraz, po sześciu miesiącach opluwania „małpiarni” (jak nas nazwał usłużny Adam Michnik), wyszydzania i deprecjonowania wszelkich przejawów krytycyzmu wobec rosyjskiego „śledztwa”, rugowania z mediów dziennikarzy odmawiających podporządkowania się obłudnej propagandzie, kłamliwego powtarzania, że wszystko jest znakomicie, współpraca układa się wzorowo, jesteśmy dopuszczani do każdej informacji na każdym szczeblu − teraz oto nagle połapał się biedny chłopczyna z boiska, że go ruscy okiwali. Że ich raport jest „bezdyskusyjnie nie do przyjęcia”. A nawet, że są w Rosji − Boże ty mój! − źli ludzie, którzy chcą ukryć prawdę!

Nie, pan premier − podkreślam to z całą mocą, wbrew jego chwalcom − nie jest idiotą. Pan premier na pewno słyszał kiedyś nazwę „Kursk”, by do tego jednego przykładu się ograniczyć, i wie, jak wyglądają śledztwa prowadzone przez oficjalne rosyjskie komisje rządowe, na czele których staje Władimir Putin. Pan premier ma zapewne telewizor i kabel, w którym oprócz kanałów sportowych jest też Discovery, History i National Geografic, i na każdym z tych kanałów mógł sobie bez trudu obejrzeć film pokazujący w szczegółach rzeczywisty przebieg katastrofy okrętu, który, wedle obowiązującego, oficjalnego dokumentu z podpisem przyjaznego Wołodii, zatopiony został przez „nieznaną łódź podwodną zachodniej konstrukcji”.

Medialna sfora na usługach władzy przez pół roku z maniackim uporem wyszukiwała po Internecie anonimowych wpisów do obśmiania, o sztucznej mgle albo o tym, że samolotu w ogóle nie było, wyciągała wszelkie możliwe szalone teorie spiskowe o kosmitach, organizowała „autorytety” do ich wyszydzania. Nie wysilali się natomiast medialni dysponenci na to, żeby przypomnieć Polakom historię rozmaitych radzieckich i rosyjskich „śledztw”, żeby opisać, jak to się robi za wschodnią granicą, ani jak się owe sowieckie „dochodzenie prawdy” ma do konwencji chicagowskiej, i szerzej, w ogóle do wszelkich zasad w cywilizowanym świecie uważanych za oczywiste. Przeciwnie, za pokazanie, jak Rosjanie rozwalają wrak polskiego Tupolewa, zlikwidowano „Misję specjalną”.

W momencie oddania całego śledztwa Rosji było jasne, że zostanie ono przeprowadzone według standardów sowieckich. Nie było innej możliwości. Rosja nie ma innych niż sowieckie narzędzi i mechanizmów, nie ma ekspertów, którzy nie kierowaliby się żelazną zasadą dopasowywania faktów i dowodów do jedynie słusznej tezy, a jedynie słuszna teza jest zawsze taka, że rosyjska technika jest niezawodna, rosyjskie procedury są niezawodne, i rosyjscy ludzie też nigdy nie zawodzą. Konkluzje oficjalnego raportu MAK były jasne i oczywiste od chwili, gdy Donald Tusk nie odważył się wykorzystać jedynej istniejącej możliwości umiędzynarodowienia śledztwa. Mam wierzyć, że dopiero teraz, nagle, po pół roku, zdał sobie z tego sprawę?

Donald Tusk, powtórzę po raz trzeci, nie jest idiotą. Ma po prostu takie priorytety, że najważniejsze jest dla niego utrzymać się na stołku. W sprawie Smoleńska też kierował się wyłącznie tym priorytetem − nie dać się Kaczyńskiemu, nie pozwolić, aby katastrofa pomogła mu odbudować znaczenie i wrócić do władzy, nie pozwolić, aby zbudowano wokół niej mit.

A żeby to się mogło udać, polską rację stanu trzeba było spisać na straty.

Donald Tusk na pewno słyszał nie tylko nazwę „Kursk”, ale i nazwę „Kopernik”. Starszym przypomnę, młodszym wyjaśnię, że tak nazywał się Ił-62, w którego katastrofie w roku 1980 zginęło 88 osób. I, rzecz bez precedensu w dziejach imperium, choć radzieccy eksperci oczywiście robili to co zawsze, to znaczy twardo od pierwszej chwili zwalali całą winę na nieżyjącego kapitana i z oburzeniem zaprzeczali możliwości awarii technicznej przodującego technologicznie radzieckiego samolotu, ostatecznie, nagle, w oficjalnym raporcie znalazła się konkluzja, że to właśnie rozerwanie wadliwej turbiny było przyczyną tragedii. Bo ustalono to na najwyższym szczeblu. W związku z trudną już wtedy sytuacją w PRL, towarzysze radzieccy wyjątkowo pozwolili towarzyszom z Warszawy na tak niesłychaną rzecz, jak przyznanie prawdy.

Sądzę, że tak samo wyobrażał sobie bieg wypadków premier Tusk. Że śledztwo będzie wiadomo jakie, i wiadomo ile warte, ale Putin nie ma przecież żadnego interesu go upokarzać − każe więc napisać raport tak, żeby jego sojusznik nie stracił przed własnym narodem twarzy, z jakimś tam elementem współodpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Może przecenił Tusk swe znaczenie dla Putina, może wsparcie na jakie liczyć może z Zachodu… W każdym razie, jak na dziś, został upokorzony. I teraz postanowił pokazać, że coś jednak może, że nie musi być taki potulny. Trochę wprawdzie wychodzi przy tym na bubka, ale może i słusznie zakłada, że ma wystarczającą rzeszę wytresowanych jak foki służalców, którzy z dnia na dzień teraz nagle zaczną krzyczeć, że prawda jest najważniejsza, że nie damy sobie pluć, i piać zachwyty, jak dzielnie, z jaką godnością stawia się nasz premier oprawcy Czeczenów, Litwinienki i Politkowskiej.

Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.
Straciliśmy je dlatego, że dla pana premiera Tuska w tym momencie najbardziej ze wszystkiego liczyło się, żeby dobrze wypaść przed kamerami i w oczach przywódców sąsiednich krajów, od których wydaje się całkowicie uzależniony emocjonalnie. Najważniejszą jego troską w obliczu narodowej tragedii było to, aby nie przyniosła ona korzyści politycznemu rywalowi. Wszystko inne odłożone zostało na bok. Po pierwsze − być na miejscu tragedii pierwszym, przed znienawidzonym rywalem, i z dobrym światłem oraz na dobrym tle objąć się z premierem Putinem. Po pierwsze, odegrać główną rolę w kiczowatej telenoweli „pojednanie narodów”. Po pierwsze, użyć całej swej medialnej i politycznej sfory do pomniejszenia, wyszydzenia, unieważnienia nieszczęścia, a zwłaszcza do odarcia z godności i powagi tych, którzy w tym momencie mieli czelność zachowywać się normalnie. Normalnie, to znaczy − podnosić sprawy ważne i bronić zdrowego rozsądku oraz pamięci o tym, jakie są mechanizmy państwa, któremu premier RP, kierując się logiką scenariusza łzawej telenoweli, oddał za bzdurno pełnię władzy nad śledztwem, i jaka jest natura władzy sprawowanej przez jego liderów.

Mam o Donaldzie Tusku z każdym tygodniem coraz gorsze zdanie, ale, wbrew jego medialnej klace, nigdy nie będę z niego robił idioty. A przecież to właśnie oznaczałoby teraz poważne potraktowanie olśnienia, jakiego niby doznał premier po sześciu miesiącach, po tym, jak dawno już popioły wystygły, dowody zostały przemielone i zaorane, zeznania urzędowo skorygowane, a oryginalne czarne skrzynki poddane Bóg jeden wie jakim zabiegom konserwacyjnym. Gdyby uwierzyć, że oto teraz, po sześciu miesiącach opluwania „małpiarni” (jak nas nazwał usłużny Adam Michnik), wyszydzania i deprecjonowania wszelkich przejawów krytycyzmu wobec rosyjskiego „śledztwa”, rugowania z mediów dziennikarzy odmawiających podporządkowania się obłudnej propagandzie, kłamliwego powtarzania, że wszystko jest znakomicie, współpraca układa się wzorowo, jesteśmy dopuszczani do każdej informacji na każdym szczeblu − teraz oto nagle połapał się biedny chłopczyna z boiska, że go ruscy okiwali. Że ich raport jest „bezdyskusyjnie nie do przyjęcia”. A nawet, że są w Rosji − Boże ty mój! − źli ludzie, którzy chcą ukryć prawdę!

Nie, pan premier − podkreślam to z całą mocą, wbrew jego chwalcom − nie jest idiotą. Pan premier na pewno słyszał kiedyś nazwę „Kursk”, by do tego jednego przykładu się ograniczyć, i wie, jak wyglądają śledztwa prowadzone przez oficjalne rosyjskie komisje rządowe, na czele których staje Władimir Putin. Pan premier ma zapewne telewizor i kabel, w którym oprócz kanałów sportowych jest też Discovery, History i National Geografic, i na każdym z tych kanałów mógł sobie bez trudu obejrzeć film pokazujący w szczegółach rzeczywisty przebieg katastrofy okrętu, który, wedle obowiązującego, oficjalnego dokumentu z podpisem przyjaznego Wołodii, zatopiony został przez „nieznaną łódź podwodną zachodniej konstrukcji”.

Medialna sfora na usługach władzy przez pół roku z maniackim uporem wyszukiwała po Internecie anonimowych wpisów do obśmiania, o sztucznej mgle albo o tym, że samolotu w ogóle nie było, wyciągała wszelkie możliwe szalone teorie spiskowe o kosmitach, organizowała „autorytety” do ich wyszydzania. Nie wysilali się natomiast medialni dysponenci na to, żeby przypomnieć Polakom historię rozmaitych radzieckich i rosyjskich „śledztw”, żeby opisać, jak to się robi za wschodnią granicą, ani jak się owe sowieckie „dochodzenie prawdy” ma do konwencji chicagowskiej, i szerzej, w ogóle do wszelkich zasad w cywilizowanym świecie uważanych za oczywiste. Przeciwnie, za pokazanie, jak Rosjanie rozwalają wrak polskiego Tupolewa, zlikwidowano „Misję specjalną”.

W momencie oddania całego śledztwa Rosji było jasne, że zostanie ono przeprowadzone według standardów sowieckich. Nie było innej możliwości. Rosja nie ma innych niż sowieckie narzędzi i mechanizmów, nie ma ekspertów, którzy nie kierowaliby się żelazną zasadą dopasowywania faktów i dowodów do jedynie słusznej tezy, a jedynie słuszna teza jest zawsze taka, że rosyjska technika jest niezawodna, rosyjskie procedury są niezawodne, i rosyjscy ludzie też nigdy nie zawodzą. Konkluzje oficjalnego raportu MAK były jasne i oczywiste od chwili, gdy Donald Tusk nie odważył się wykorzystać jedynej istniejącej możliwości umiędzynarodowienia śledztwa. Mam wierzyć, że dopiero teraz, nagle, po pół roku, zdał sobie z tego sprawę?

Donald Tusk, powtórzę po raz trzeci, nie jest idiotą. Ma po prostu takie priorytety, że najważniejsze jest dla niego utrzymać się na stołku. W sprawie Smoleńska też kierował się wyłącznie tym priorytetem − nie dać się Kaczyńskiemu, nie pozwolić, aby katastrofa pomogła mu odbudować znaczenie i wrócić do władzy, nie pozwolić, aby zbudowano wokół niej mit.

A żeby to się mogło udać, polską rację stanu trzeba było spisać na straty.

Donald Tusk na pewno słyszał nie tylko nazwę „Kursk”, ale i nazwę „Kopernik”. Starszym przypomnę, młodszym wyjaśnię, że tak nazywał się Ił-62, w którego katastrofie w roku 1980 zginęło 88 osób. I, rzecz bez precedensu w dziejach imperium, choć radzieccy eksperci oczywiście robili to co zawsze, to znaczy twardo od pierwszej chwili zwalali całą winę na nieżyjącego kapitana i z oburzeniem zaprzeczali możliwości awarii technicznej przodującego technologicznie radzieckiego samolotu, ostatecznie, nagle, w oficjalnym raporcie znalazła się konkluzja, że to właśnie rozerwanie wadliwej turbiny było przyczyną tragedii. Bo ustalono to na najwyższym szczeblu. W związku z trudną już wtedy sytuacją w PRL, towarzysze radzieccy wyjątkowo pozwolili towarzyszom z Warszawy na tak niesłychaną rzecz, jak przyznanie prawdy.

Sądzę, że tak samo wyobrażał sobie bieg wypadków premier Tusk. Że śledztwo będzie wiadomo jakie, i wiadomo ile warte, ale Putin nie ma przecież żadnego interesu go upokarzać − każe więc napisać raport tak, żeby jego sojusznik nie stracił przed własnym narodem twarzy, z jakimś tam elementem współodpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Może przecenił Tusk swe znaczenie dla Putina, może wsparcie na jakie liczyć może z Zachodu… W każdym razie, jak na dziś, został upokorzony. I teraz postanowił pokazać, że coś jednak może, że nie musi być taki potulny. Trochę wprawdzie wychodzi przy tym na bubka, ale może i słusznie zakłada, że ma wystarczającą rzeszę wytresowanych jak foki służalców, którzy z dnia na dzień teraz nagle zaczną krzyczeć, że prawda jest najważniejsza, że nie damy sobie pluć, i piać zachwyty, jak dzielnie, z jaką godnością stawia się nasz premier oprawcy Czeczenów, Litwinienki i Politkowskiej.

Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.
Mam o Donaldzie Tusku z każdym tygodniem coraz gorsze zdanie, ale, wbrew jego medialnej klace, nigdy nie będę z niego robił idioty. A przecież to właśnie oznaczałoby teraz poważne potraktowanie olśnienia, jakiego niby doznał premier po sześciu miesiącach, po tym, jak dawno już popioły wystygły, dowody zostały przemielone i zaorane, zeznania urzędowo skorygowane, a oryginalne czarne skrzynki poddane Bóg jeden wie jakim zabiegom konserwacyjnym. Gdyby uwierzyć, że oto teraz, po sześciu miesiącach opluwania „małpiarni” (jak nas nazwał usłużny Adam Michnik), wyszydzania i deprecjonowania wszelkich przejawów krytycyzmu wobec rosyjskiego „śledztwa”, rugowania z mediów dziennikarzy odmawiających podporządkowania się obłudnej propagandzie, kłamliwego powtarzania, że wszystko jest znakomicie, współpraca układa się wzorowo, jesteśmy dopuszczani do każdej informacji na każdym szczeblu − teraz oto nagle połapał się biedny chłopczyna z boiska, że go ruscy okiwali. Że ich raport jest „bezdyskusyjnie nie do przyjęcia”. A nawet, że są w Rosji − Boże ty mój! − źli ludzie, którzy chcą ukryć prawdę!

Nie, pan premier − podkreślam to z całą mocą, wbrew jego chwalcom − nie jest idiotą. Pan premier na pewno słyszał kiedyś nazwę „Kursk”, by do tego jednego przykładu się ograniczyć, i wie, jak wyglądają śledztwa prowadzone przez oficjalne rosyjskie komisje rządowe, na czele których staje Władimir Putin. Pan premier ma zapewne telewizor i kabel, w którym oprócz kanałów sportowych jest też Discovery, History i National Geografic, i na każdym z tych kanałów mógł sobie bez trudu obejrzeć film pokazujący w szczegółach rzeczywisty przebieg katastrofy okrętu, który, wedle obowiązującego, oficjalnego dokumentu z podpisem przyjaznego Wołodii, zatopiony został przez „nieznaną łódź podwodną zachodniej konstrukcji”.

Medialna sfora na usługach władzy przez pół roku z maniackim uporem wyszukiwała po Internecie anonimowych wpisów do obśmiania, o sztucznej mgle albo o tym, że samolotu w ogóle nie było, wyciągała wszelkie możliwe szalone teorie spiskowe o kosmitach, organizowała „autorytety” do ich wyszydzania. Nie wysilali się natomiast medialni dysponenci na to, żeby przypomnieć Polakom historię rozmaitych radzieckich i rosyjskich „śledztw”, żeby opisać, jak to się robi za wschodnią granicą, ani jak się owe sowieckie „dochodzenie prawdy” ma do konwencji chicagowskiej, i szerzej, w ogóle do wszelkich zasad w cywilizowanym świecie uważanych za oczywiste. Przeciwnie, za pokazanie, jak Rosjanie rozwalają wrak polskiego Tupolewa, zlikwidowano „Misję specjalną”.

W momencie oddania całego śledztwa Rosji było jasne, że zostanie ono przeprowadzone według standardów sowieckich. Nie było innej możliwości. Rosja nie ma innych niż sowieckie narzędzi i mechanizmów, nie ma ekspertów, którzy nie kierowaliby się żelazną zasadą dopasowywania faktów i dowodów do jedynie słusznej tezy, a jedynie słuszna teza jest zawsze taka, że rosyjska technika jest niezawodna, rosyjskie procedury są niezawodne, i rosyjscy ludzie też nigdy nie zawodzą. Konkluzje oficjalnego raportu MAK były jasne i oczywiste od chwili, gdy Donald Tusk nie odważył się wykorzystać jedynej istniejącej możliwości umiędzynarodowienia śledztwa. Mam wierzyć, że dopiero teraz, nagle, po pół roku, zdał sobie z tego sprawę?

Donald Tusk, powtórzę po raz trzeci, nie jest idiotą. Ma po prostu takie priorytety, że najważniejsze jest dla niego utrzymać się na stołku. W sprawie Smoleńska też kierował się wyłącznie tym priorytetem − nie dać się Kaczyńskiemu, nie pozwolić, aby katastrofa pomogła mu odbudować znaczenie i wrócić do władzy, nie pozwolić, aby zbudowano wokół niej mit.

A żeby to się mogło udać, polską rację stanu trzeba było spisać na straty.

Donald Tusk na pewno słyszał nie tylko nazwę „Kursk”, ale i nazwę „Kopernik”. Starszym przypomnę, młodszym wyjaśnię, że tak nazywał się Ił-62, w którego katastrofie w roku 1980 zginęło 88 osób. I, rzecz bez precedensu w dziejach imperium, choć radzieccy eksperci oczywiście robili to co zawsze, to znaczy twardo od pierwszej chwili zwalali całą winę na nieżyjącego kapitana i z oburzeniem zaprzeczali możliwości awarii technicznej przodującego technologicznie radzieckiego samolotu, ostatecznie, nagle, w oficjalnym raporcie znalazła się konkluzja, że to właśnie rozerwanie wadliwej turbiny było przyczyną tragedii. Bo ustalono to na najwyższym szczeblu. W związku z trudną już wtedy sytuacją w PRL, towarzysze radzieccy wyjątkowo pozwolili towarzyszom z Warszawy na tak niesłychaną rzecz, jak przyznanie prawdy.

Sądzę, że tak samo wyobrażał sobie bieg wypadków premier Tusk. Że śledztwo będzie wiadomo jakie, i wiadomo ile warte, ale Putin nie ma przecież żadnego interesu go upokarzać − każe więc napisać raport tak, żeby jego sojusznik nie stracił przed własnym narodem twarzy, z jakimś tam elementem współodpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Może przecenił Tusk swe znaczenie dla Putina, może wsparcie na jakie liczyć może z Zachodu… W każdym razie, jak na dziś, został upokorzony. I teraz postanowił pokazać, że coś jednak może, że nie musi być taki potulny. Trochę wprawdzie wychodzi przy tym na bubka, ale może i słusznie zakłada, że ma wystarczającą rzeszę wytresowanych jak foki służalców, którzy z dnia na dzień teraz nagle zaczną krzyczeć, że prawda jest najważniejsza, że nie damy sobie pluć, i piać zachwyty, jak dzielnie, z jaką godnością stawia się nasz premier oprawcy Czeczenów, Litwinienki i Politkowskiej.

Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.
Nie, pan premier − podkreślam to z całą mocą, wbrew jego chwalcom − nie jest idiotą. Pan premier na pewno słyszał kiedyś nazwę „Kursk”, by do tego jednego przykładu się ograniczyć, i wie, jak wyglądają śledztwa prowadzone przez oficjalne rosyjskie komisje rządowe, na czele których staje Władimir Putin. Pan premier ma zapewne telewizor i kabel, w którym oprócz kanałów sportowych jest też Discovery, History i National Geografic, i na każdym z tych kanałów mógł sobie bez trudu obejrzeć film pokazujący w szczegółach rzeczywisty przebieg katastrofy okrętu, który, wedle obowiązującego, oficjalnego dokumentu z podpisem przyjaznego Wołodii, zatopiony został przez „nieznaną łódź podwodną zachodniej konstrukcji”.

Medialna sfora na usługach władzy przez pół roku z maniackim uporem wyszukiwała po Internecie anonimowych wpisów do obśmiania, o sztucznej mgle albo o tym, że samolotu w ogóle nie było, wyciągała wszelkie możliwe szalone teorie spiskowe o kosmitach, organizowała „autorytety” do ich wyszydzania. Nie wysilali się natomiast medialni dysponenci na to, żeby przypomnieć Polakom historię rozmaitych radzieckich i rosyjskich „śledztw”, żeby opisać, jak to się robi za wschodnią granicą, ani jak się owe sowieckie „dochodzenie prawdy” ma do konwencji chicagowskiej, i szerzej, w ogóle do wszelkich zasad w cywilizowanym świecie uważanych za oczywiste. Przeciwnie, za pokazanie, jak Rosjanie rozwalają wrak polskiego Tupolewa, zlikwidowano „Misję specjalną”.

W momencie oddania całego śledztwa Rosji było jasne, że zostanie ono przeprowadzone według standardów sowieckich. Nie było innej możliwości. Rosja nie ma innych niż sowieckie narzędzi i mechanizmów, nie ma ekspertów, którzy nie kierowaliby się żelazną zasadą dopasowywania faktów i dowodów do jedynie słusznej tezy, a jedynie słuszna teza jest zawsze taka, że rosyjska technika jest niezawodna, rosyjskie procedury są niezawodne, i rosyjscy ludzie też nigdy nie zawodzą. Konkluzje oficjalnego raportu MAK były jasne i oczywiste od chwili, gdy Donald Tusk nie odważył się wykorzystać jedynej istniejącej możliwości umiędzynarodowienia śledztwa. Mam wierzyć, że dopiero teraz, nagle, po pół roku, zdał sobie z tego sprawę?

Donald Tusk, powtórzę po raz trzeci, nie jest idiotą. Ma po prostu takie priorytety, że najważniejsze jest dla niego utrzymać się na stołku. W sprawie Smoleńska też kierował się wyłącznie tym priorytetem − nie dać się Kaczyńskiemu, nie pozwolić, aby katastrofa pomogła mu odbudować znaczenie i wrócić do władzy, nie pozwolić, aby zbudowano wokół niej mit.

A żeby to się mogło udać, polską rację stanu trzeba było spisać na straty.

Donald Tusk na pewno słyszał nie tylko nazwę „Kursk”, ale i nazwę „Kopernik”. Starszym przypomnę, młodszym wyjaśnię, że tak nazywał się Ił-62, w którego katastrofie w roku 1980 zginęło 88 osób. I, rzecz bez precedensu w dziejach imperium, choć radzieccy eksperci oczywiście robili to co zawsze, to znaczy twardo od pierwszej chwili zwalali całą winę na nieżyjącego kapitana i z oburzeniem zaprzeczali możliwości awarii technicznej przodującego technologicznie radzieckiego samolotu, ostatecznie, nagle, w oficjalnym raporcie znalazła się konkluzja, że to właśnie rozerwanie wadliwej turbiny było przyczyną tragedii. Bo ustalono to na najwyższym szczeblu. W związku z trudną już wtedy sytuacją w PRL, towarzysze radzieccy wyjątkowo pozwolili towarzyszom z Warszawy na tak niesłychaną rzecz, jak przyznanie prawdy.

Sądzę, że tak samo wyobrażał sobie bieg wypadków premier Tusk. Że śledztwo będzie wiadomo jakie, i wiadomo ile warte, ale Putin nie ma przecież żadnego interesu go upokarzać − każe więc napisać raport tak, żeby jego sojusznik nie stracił przed własnym narodem twarzy, z jakimś tam elementem współodpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Może przecenił Tusk swe znaczenie dla Putina, może wsparcie na jakie liczyć może z Zachodu… W każdym razie, jak na dziś, został upokorzony. I teraz postanowił pokazać, że coś jednak może, że nie musi być taki potulny. Trochę wprawdzie wychodzi przy tym na bubka, ale może i słusznie zakłada, że ma wystarczającą rzeszę wytresowanych jak foki służalców, którzy z dnia na dzień teraz nagle zaczną krzyczeć, że prawda jest najważniejsza, że nie damy sobie pluć, i piać zachwyty, jak dzielnie, z jaką godnością stawia się nasz premier oprawcy Czeczenów, Litwinienki i Politkowskiej.

Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.
Medialna sfora na usługach władzy przez pół roku z maniackim uporem wyszukiwała po Internecie anonimowych wpisów do obśmiania, o sztucznej mgle albo o tym, że samolotu w ogóle nie było, wyciągała wszelkie możliwe szalone teorie spiskowe o kosmitach, organizowała „autorytety” do ich wyszydzania. Nie wysilali się natomiast medialni dysponenci na to, żeby przypomnieć Polakom historię rozmaitych radzieckich i rosyjskich „śledztw”, żeby opisać, jak to się robi za wschodnią granicą, ani jak się owe sowieckie „dochodzenie prawdy” ma do konwencji chicagowskiej, i szerzej, w ogóle do wszelkich zasad w cywilizowanym świecie uważanych za oczywiste. Przeciwnie, za pokazanie, jak Rosjanie rozwalają wrak polskiego Tupolewa, zlikwidowano „Misję specjalną”.

W momencie oddania całego śledztwa Rosji było jasne, że zostanie ono przeprowadzone według standardów sowieckich. Nie było innej możliwości. Rosja nie ma innych niż sowieckie narzędzi i mechanizmów, nie ma ekspertów, którzy nie kierowaliby się żelazną zasadą dopasowywania faktów i dowodów do jedynie słusznej tezy, a jedynie słuszna teza jest zawsze taka, że rosyjska technika jest niezawodna, rosyjskie procedury są niezawodne, i rosyjscy ludzie też nigdy nie zawodzą. Konkluzje oficjalnego raportu MAK były jasne i oczywiste od chwili, gdy Donald Tusk nie odważył się wykorzystać jedynej istniejącej możliwości umiędzynarodowienia śledztwa. Mam wierzyć, że dopiero teraz, nagle, po pół roku, zdał sobie z tego sprawę?

Donald Tusk, powtórzę po raz trzeci, nie jest idiotą. Ma po prostu takie priorytety, że najważniejsze jest dla niego utrzymać się na stołku. W sprawie Smoleńska też kierował się wyłącznie tym priorytetem − nie dać się Kaczyńskiemu, nie pozwolić, aby katastrofa pomogła mu odbudować znaczenie i wrócić do władzy, nie pozwolić, aby zbudowano wokół niej mit.

A żeby to się mogło udać, polską rację stanu trzeba było spisać na straty.

Donald Tusk na pewno słyszał nie tylko nazwę „Kursk”, ale i nazwę „Kopernik”. Starszym przypomnę, młodszym wyjaśnię, że tak nazywał się Ił-62, w którego katastrofie w roku 1980 zginęło 88 osób. I, rzecz bez precedensu w dziejach imperium, choć radzieccy eksperci oczywiście robili to co zawsze, to znaczy twardo od pierwszej chwili zwalali całą winę na nieżyjącego kapitana i z oburzeniem zaprzeczali możliwości awarii technicznej przodującego technologicznie radzieckiego samolotu, ostatecznie, nagle, w oficjalnym raporcie znalazła się konkluzja, że to właśnie rozerwanie wadliwej turbiny było przyczyną tragedii. Bo ustalono to na najwyższym szczeblu. W związku z trudną już wtedy sytuacją w PRL, towarzysze radzieccy wyjątkowo pozwolili towarzyszom z Warszawy na tak niesłychaną rzecz, jak przyznanie prawdy.

Sądzę, że tak samo wyobrażał sobie bieg wypadków premier Tusk. Że śledztwo będzie wiadomo jakie, i wiadomo ile warte, ale Putin nie ma przecież żadnego interesu go upokarzać − każe więc napisać raport tak, żeby jego sojusznik nie stracił przed własnym narodem twarzy, z jakimś tam elementem współodpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Może przecenił Tusk swe znaczenie dla Putina, może wsparcie na jakie liczyć może z Zachodu… W każdym razie, jak na dziś, został upokorzony. I teraz postanowił pokazać, że coś jednak może, że nie musi być taki potulny. Trochę wprawdzie wychodzi przy tym na bubka, ale może i słusznie zakłada, że ma wystarczającą rzeszę wytresowanych jak foki służalców, którzy z dnia na dzień teraz nagle zaczną krzyczeć, że prawda jest najważniejsza, że nie damy sobie pluć, i piać zachwyty, jak dzielnie, z jaką godnością stawia się nasz premier oprawcy Czeczenów, Litwinienki i Politkowskiej.

Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.
W momencie oddania całego śledztwa Rosji było jasne, że zostanie ono przeprowadzone według standardów sowieckich. Nie było innej możliwości. Rosja nie ma innych niż sowieckie narzędzi i mechanizmów, nie ma ekspertów, którzy nie kierowaliby się żelazną zasadą dopasowywania faktów i dowodów do jedynie słusznej tezy, a jedynie słuszna teza jest zawsze taka, że rosyjska technika jest niezawodna, rosyjskie procedury są niezawodne, i rosyjscy ludzie też nigdy nie zawodzą. Konkluzje oficjalnego raportu MAK były jasne i oczywiste od chwili, gdy Donald Tusk nie odważył się wykorzystać jedynej istniejącej możliwości umiędzynarodowienia śledztwa. Mam wierzyć, że dopiero teraz, nagle, po pół roku, zdał sobie z tego sprawę?

Donald Tusk, powtórzę po raz trzeci, nie jest idiotą. Ma po prostu takie priorytety, że najważniejsze jest dla niego utrzymać się na stołku. W sprawie Smoleńska też kierował się wyłącznie tym priorytetem − nie dać się Kaczyńskiemu, nie pozwolić, aby katastrofa pomogła mu odbudować znaczenie i wrócić do władzy, nie pozwolić, aby zbudowano wokół niej mit.

A żeby to się mogło udać, polską rację stanu trzeba było spisać na straty.

Donald Tusk na pewno słyszał nie tylko nazwę „Kursk”, ale i nazwę „Kopernik”. Starszym przypomnę, młodszym wyjaśnię, że tak nazywał się Ił-62, w którego katastrofie w roku 1980 zginęło 88 osób. I, rzecz bez precedensu w dziejach imperium, choć radzieccy eksperci oczywiście robili to co zawsze, to znaczy twardo od pierwszej chwili zwalali całą winę na nieżyjącego kapitana i z oburzeniem zaprzeczali możliwości awarii technicznej przodującego technologicznie radzieckiego samolotu, ostatecznie, nagle, w oficjalnym raporcie znalazła się konkluzja, że to właśnie rozerwanie wadliwej turbiny było przyczyną tragedii. Bo ustalono to na najwyższym szczeblu. W związku z trudną już wtedy sytuacją w PRL, towarzysze radzieccy wyjątkowo pozwolili towarzyszom z Warszawy na tak niesłychaną rzecz, jak przyznanie prawdy.

Sądzę, że tak samo wyobrażał sobie bieg wypadków premier Tusk. Że śledztwo będzie wiadomo jakie, i wiadomo ile warte, ale Putin nie ma przecież żadnego interesu go upokarzać − każe więc napisać raport tak, żeby jego sojusznik nie stracił przed własnym narodem twarzy, z jakimś tam elementem współodpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Może przecenił Tusk swe znaczenie dla Putina, może wsparcie na jakie liczyć może z Zachodu… W każdym razie, jak na dziś, został upokorzony. I teraz postanowił pokazać, że coś jednak może, że nie musi być taki potulny. Trochę wprawdzie wychodzi przy tym na bubka, ale może i słusznie zakłada, że ma wystarczającą rzeszę wytresowanych jak foki służalców, którzy z dnia na dzień teraz nagle zaczną krzyczeć, że prawda jest najważniejsza, że nie damy sobie pluć, i piać zachwyty, jak dzielnie, z jaką godnością stawia się nasz premier oprawcy Czeczenów, Litwinienki i Politkowskiej.

Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.
Donald Tusk, powtórzę po raz trzeci, nie jest idiotą. Ma po prostu takie priorytety, że najważniejsze jest dla niego utrzymać się na stołku. W sprawie Smoleńska też kierował się wyłącznie tym priorytetem − nie dać się Kaczyńskiemu, nie pozwolić, aby katastrofa pomogła mu odbudować znaczenie i wrócić do władzy, nie pozwolić, aby zbudowano wokół niej mit.

A żeby to się mogło udać, polską rację stanu trzeba było spisać na straty.

Donald Tusk na pewno słyszał nie tylko nazwę „Kursk”, ale i nazwę „Kopernik”. Starszym przypomnę, młodszym wyjaśnię, że tak nazywał się Ił-62, w którego katastrofie w roku 1980 zginęło 88 osób. I, rzecz bez precedensu w dziejach imperium, choć radzieccy eksperci oczywiście robili to co zawsze, to znaczy twardo od pierwszej chwili zwalali całą winę na nieżyjącego kapitana i z oburzeniem zaprzeczali możliwości awarii technicznej przodującego technologicznie radzieckiego samolotu, ostatecznie, nagle, w oficjalnym raporcie znalazła się konkluzja, że to właśnie rozerwanie wadliwej turbiny było przyczyną tragedii. Bo ustalono to na najwyższym szczeblu. W związku z trudną już wtedy sytuacją w PRL, towarzysze radzieccy wyjątkowo pozwolili towarzyszom z Warszawy na tak niesłychaną rzecz, jak przyznanie prawdy.

Sądzę, że tak samo wyobrażał sobie bieg wypadków premier Tusk. Że śledztwo będzie wiadomo jakie, i wiadomo ile warte, ale Putin nie ma przecież żadnego interesu go upokarzać − każe więc napisać raport tak, żeby jego sojusznik nie stracił przed własnym narodem twarzy, z jakimś tam elementem współodpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Może przecenił Tusk swe znaczenie dla Putina, może wsparcie na jakie liczyć może z Zachodu… W każdym razie, jak na dziś, został upokorzony. I teraz postanowił pokazać, że coś jednak może, że nie musi być taki potulny. Trochę wprawdzie wychodzi przy tym na bubka, ale może i słusznie zakłada, że ma wystarczającą rzeszę wytresowanych jak foki służalców, którzy z dnia na dzień teraz nagle zaczną krzyczeć, że prawda jest najważniejsza, że nie damy sobie pluć, i piać zachwyty, jak dzielnie, z jaką godnością stawia się nasz premier oprawcy Czeczenów, Litwinienki i Politkowskiej.

Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.
A żeby to się mogło udać, polską rację stanu trzeba było spisać na straty.

Donald Tusk na pewno słyszał nie tylko nazwę „Kursk”, ale i nazwę „Kopernik”. Starszym przypomnę, młodszym wyjaśnię, że tak nazywał się Ił-62, w którego katastrofie w roku 1980 zginęło 88 osób. I, rzecz bez precedensu w dziejach imperium, choć radzieccy eksperci oczywiście robili to co zawsze, to znaczy twardo od pierwszej chwili zwalali całą winę na nieżyjącego kapitana i z oburzeniem zaprzeczali możliwości awarii technicznej przodującego technologicznie radzieckiego samolotu, ostatecznie, nagle, w oficjalnym raporcie znalazła się konkluzja, że to właśnie rozerwanie wadliwej turbiny było przyczyną tragedii. Bo ustalono to na najwyższym szczeblu. W związku z trudną już wtedy sytuacją w PRL, towarzysze radzieccy wyjątkowo pozwolili towarzyszom z Warszawy na tak niesłychaną rzecz, jak przyznanie prawdy.

Sądzę, że tak samo wyobrażał sobie bieg wypadków premier Tusk. Że śledztwo będzie wiadomo jakie, i wiadomo ile warte, ale Putin nie ma przecież żadnego interesu go upokarzać − każe więc napisać raport tak, żeby jego sojusznik nie stracił przed własnym narodem twarzy, z jakimś tam elementem współodpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Może przecenił Tusk swe znaczenie dla Putina, może wsparcie na jakie liczyć może z Zachodu… W każdym razie, jak na dziś, został upokorzony. I teraz postanowił pokazać, że coś jednak może, że nie musi być taki potulny. Trochę wprawdzie wychodzi przy tym na bubka, ale może i słusznie zakłada, że ma wystarczającą rzeszę wytresowanych jak foki służalców, którzy z dnia na dzień teraz nagle zaczną krzyczeć, że prawda jest najważniejsza, że nie damy sobie pluć, i piać zachwyty, jak dzielnie, z jaką godnością stawia się nasz premier oprawcy Czeczenów, Litwinienki i Politkowskiej.

Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.
Donald Tusk na pewno słyszał nie tylko nazwę „Kursk”, ale i nazwę „Kopernik”. Starszym przypomnę, młodszym wyjaśnię, że tak nazywał się Ił-62, w którego katastrofie w roku 1980 zginęło 88 osób. I, rzecz bez precedensu w dziejach imperium, choć radzieccy eksperci oczywiście robili to co zawsze, to znaczy twardo od pierwszej chwili zwalali całą winę na nieżyjącego kapitana i z oburzeniem zaprzeczali możliwości awarii technicznej przodującego technologicznie radzieckiego samolotu, ostatecznie, nagle, w oficjalnym raporcie znalazła się konkluzja, że to właśnie rozerwanie wadliwej turbiny było przyczyną tragedii. Bo ustalono to na najwyższym szczeblu. W związku z trudną już wtedy sytuacją w PRL, towarzysze radzieccy wyjątkowo pozwolili towarzyszom z Warszawy na tak niesłychaną rzecz, jak przyznanie prawdy.

Sądzę, że tak samo wyobrażał sobie bieg wypadków premier Tusk. Że śledztwo będzie wiadomo jakie, i wiadomo ile warte, ale Putin nie ma przecież żadnego interesu go upokarzać − każe więc napisać raport tak, żeby jego sojusznik nie stracił przed własnym narodem twarzy, z jakimś tam elementem współodpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Może przecenił Tusk swe znaczenie dla Putina, może wsparcie na jakie liczyć może z Zachodu… W każdym razie, jak na dziś, został upokorzony. I teraz postanowił pokazać, że coś jednak może, że nie musi być taki potulny. Trochę wprawdzie wychodzi przy tym na bubka, ale może i słusznie zakłada, że ma wystarczającą rzeszę wytresowanych jak foki służalców, którzy z dnia na dzień teraz nagle zaczną krzyczeć, że prawda jest najważniejsza, że nie damy sobie pluć, i piać zachwyty, jak dzielnie, z jaką godnością stawia się nasz premier oprawcy Czeczenów, Litwinienki i Politkowskiej.

Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.
Sądzę, że tak samo wyobrażał sobie bieg wypadków premier Tusk. Że śledztwo będzie wiadomo jakie, i wiadomo ile warte, ale Putin nie ma przecież żadnego interesu go upokarzać − każe więc napisać raport tak, żeby jego sojusznik nie stracił przed własnym narodem twarzy, z jakimś tam elementem współodpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Może przecenił Tusk swe znaczenie dla Putina, może wsparcie na jakie liczyć może z Zachodu… W każdym razie, jak na dziś, został upokorzony. I teraz postanowił pokazać, że coś jednak może, że nie musi być taki potulny. Trochę wprawdzie wychodzi przy tym na bubka, ale może i słusznie zakłada, że ma wystarczającą rzeszę wytresowanych jak foki służalców, którzy z dnia na dzień teraz nagle zaczną krzyczeć, że prawda jest najważniejsza, że nie damy sobie pluć, i piać zachwyty, jak dzielnie, z jaką godnością stawia się nasz premier oprawcy Czeczenów, Litwinienki i Politkowskiej.

Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.
Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.
A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.
Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.
Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.
Lewicowcy wdrażając swoje idee niszczą, powodują szkody, straty, ból i cierpienie – jednak w chwili, gdy jest to już jasne, gdy to widać i gdy zaczyna się o tym dyskutować lewicowcy mają już nowe idee, nowe pomysły na naprawienie tego co jest złe. Co gorsza, zaczynają je wdrażań w życie co tylko jest źródłem nowych problemów.
Czasami wydaje mi się, że Adam, biorąc z rąk Ewy zakazane jabłko wszczepił w nas nie tylko grzech, ale też taką lewicowość.
(pijąc kawę 50m od siedziby Krytyki Politycznej)
Przegląda dnia:

– Rosja żąda wycofania się USA i krajów NATO z skierowanych przeciwko niej planów obrony Litwy, Łotwy i Estonii. Bardzo, bardzo ciekawe myślenie.

W Rzepie czytam, że „Coraz więcej kart do szybkich płatności – Liczba kart bezstykowych, którymi można płacić bez użycia PIN-u i podpisu, wydanych przez polskie banki zbliża się do 2 mln”. A przecież jeszcze niedawno karta to było coś dla wybranych, nie niektórych, dla tych, których wiarygodność potwierdzał bank kartę kredytową wydając.

– Rosja (to już druga informacja o ich polityce) zgodnie z wolą władz separatystycznych władz Osetii Południowej umieściła na okupowanych obszarach wyrzutnie rakietowe systemu „Smiercz”. Ta ofensywna broń ma służyć bo obrony okupowanej Osetii przez Gruzją.

– PayPale, Visa i Poczty Szwajcarska niekoniecznie chcą mieć w gronie swoich klientów terrorystów z WikiLeaks blokując konta, przelewy, usługi. Gotówki niedługo nikt już nie będzie przyjmował, a po zobaczeniu filmy Agora wiem, że niedługo też do tego szanownego grona „czarnych ludzi” (terrorystów) będę zaliczony.

– Kolejna odsłona Google Chrom OS jeszcze bardziej akcentuje zmianę modelu używana Internetu a co za tym idzie jego definicje. W 1995 roku uważałem, że „Internet to globalna, publiczna sieć telekomunikacyjna transmitująca dane wykorzystywane przez różne aplikacje dostępne na różnych terminalach”. Dziś coraz bardziej widać, że Internet to infrastruktura dająca na różnych terminalach powszechny dostęp do czegoś.

– Moja kocica jest już zdrowa, więc myślę, że powinienem spakować do pudełka mojego kocurka (ma problemy z zębami) i też przejechać się z nim do weterynarza. A obserwacja jest taka, że pierwszą operacją jaką robi weterynarz z przyniesionym do lecznicy psem lub kotem jest sprawdzenie bezprzewodowym czytnikiem wszczepionego mu kociego numeru PESEL. Właścicieli ciągle jeszcze pyta się tylko o imię i nazwisko, ale obawiam się, że ważność mojego paszportu właśnie się kończy a proszą o nowy mój odcisk palca złożyć będę musiał.

Rozważanie:

– Jak blisko nam już do wizji z Apokalipsy (13:11-18): „Potem ujrzałem inną Bestię, wychodzącą z ziemi: (…) I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia. Tu jest potrzebna mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba ta bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć”.

Smacznego – ale ja wybieram Pana Jezusa, bo z nim będę się czuł bezpieczniej niż z NATO.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
rosja,
gruzja,
nato,
internet,
666

Komentarze: (2)

Piotr,

December 10, 2010 20:05

Skomentuj komentarz

I co zrobić ?

Piotr,

December 10, 2010 20:32

Skomentuj komentarz

Pan Jezus?Został sprzedany.

Skomentuj notkę
– Rosja żąda wycofania się USA i krajów NATO z skierowanych przeciwko niej planów obrony Litwy, Łotwy i Estonii. Bardzo, bardzo ciekawe myślenie.

W Rzepie czytam, że „Coraz więcej kart do szybkich płatności – Liczba kart bezstykowych, którymi można płacić bez użycia PIN-u i podpisu, wydanych przez polskie banki zbliża się do 2 mln”. A przecież jeszcze niedawno karta to było coś dla wybranych, nie niektórych, dla tych, których wiarygodność potwierdzał bank kartę kredytową wydając.

– Rosja (to już druga informacja o ich polityce) zgodnie z wolą władz separatystycznych władz Osetii Południowej umieściła na okupowanych obszarach wyrzutnie rakietowe systemu „Smiercz”. Ta ofensywna broń ma służyć bo obrony okupowanej Osetii przez Gruzją.

– PayPale, Visa i Poczty Szwajcarska niekoniecznie chcą mieć w gronie swoich klientów terrorystów z WikiLeaks blokując konta, przelewy, usługi. Gotówki niedługo nikt już nie będzie przyjmował, a po zobaczeniu filmy Agora wiem, że niedługo też do tego szanownego grona „czarnych ludzi” (terrorystów) będę zaliczony.

– Kolejna odsłona Google Chrom OS jeszcze bardziej akcentuje zmianę modelu używana Internetu a co za tym idzie jego definicje. W 1995 roku uważałem, że „Internet to globalna, publiczna sieć telekomunikacyjna transmitująca dane wykorzystywane przez różne aplikacje dostępne na różnych terminalach”. Dziś coraz bardziej widać, że Internet to infrastruktura dająca na różnych terminalach powszechny dostęp do czegoś.

– Moja kocica jest już zdrowa, więc myślę, że powinienem spakować do pudełka mojego kocurka (ma problemy z zębami) i też przejechać się z nim do weterynarza. A obserwacja jest taka, że pierwszą operacją jaką robi weterynarz z przyniesionym do lecznicy psem lub kotem jest sprawdzenie bezprzewodowym czytnikiem wszczepionego mu kociego numeru PESEL. Właścicieli ciągle jeszcze pyta się tylko o imię i nazwisko, ale obawiam się, że ważność mojego paszportu właśnie się kończy a proszą o nowy mój odcisk palca złożyć będę musiał.

Rozważanie:

– Jak blisko nam już do wizji z Apokalipsy (13:11-18): „Potem ujrzałem inną Bestię, wychodzącą z ziemi: (…) I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia. Tu jest potrzebna mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba ta bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć”.

Smacznego – ale ja wybieram Pana Jezusa, bo z nim będę się czuł bezpieczniej niż z NATO.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
rosja,
gruzja,
nato,
internet,
666

Komentarze: (2)

Piotr,

December 10, 2010 20:05

Skomentuj komentarz

I co zrobić ?

Piotr,

December 10, 2010 20:32

Skomentuj komentarz

Pan Jezus?Został sprzedany.

Skomentuj notkę
W Rzepie czytam, że „Coraz więcej kart do szybkich płatności – Liczba kart bezstykowych, którymi można płacić bez użycia PIN-u i podpisu, wydanych przez polskie banki zbliża się do 2 mln”. A przecież jeszcze niedawno karta to było coś dla wybranych, nie niektórych, dla tych, których wiarygodność potwierdzał bank kartę kredytową wydając.

– Rosja (to już druga informacja o ich polityce) zgodnie z wolą władz separatystycznych władz Osetii Południowej umieściła na okupowanych obszarach wyrzutnie rakietowe systemu „Smiercz”. Ta ofensywna broń ma służyć bo obrony okupowanej Osetii przez Gruzją.

– PayPale, Visa i Poczty Szwajcarska niekoniecznie chcą mieć w gronie swoich klientów terrorystów z WikiLeaks blokując konta, przelewy, usługi. Gotówki niedługo nikt już nie będzie przyjmował, a po zobaczeniu filmy Agora wiem, że niedługo też do tego szanownego grona „czarnych ludzi” (terrorystów) będę zaliczony.

– Kolejna odsłona Google Chrom OS jeszcze bardziej akcentuje zmianę modelu używana Internetu a co za tym idzie jego definicje. W 1995 roku uważałem, że „Internet to globalna, publiczna sieć telekomunikacyjna transmitująca dane wykorzystywane przez różne aplikacje dostępne na różnych terminalach”. Dziś coraz bardziej widać, że Internet to infrastruktura dająca na różnych terminalach powszechny dostęp do czegoś.

– Moja kocica jest już zdrowa, więc myślę, że powinienem spakować do pudełka mojego kocurka (ma problemy z zębami) i też przejechać się z nim do weterynarza. A obserwacja jest taka, że pierwszą operacją jaką robi weterynarz z przyniesionym do lecznicy psem lub kotem jest sprawdzenie bezprzewodowym czytnikiem wszczepionego mu kociego numeru PESEL. Właścicieli ciągle jeszcze pyta się tylko o imię i nazwisko, ale obawiam się, że ważność mojego paszportu właśnie się kończy a proszą o nowy mój odcisk palca złożyć będę musiał.

Rozważanie:

– Jak blisko nam już do wizji z Apokalipsy (13:11-18): „Potem ujrzałem inną Bestię, wychodzącą z ziemi: (…) I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia. Tu jest potrzebna mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba ta bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć”.

Smacznego – ale ja wybieram Pana Jezusa, bo z nim będę się czuł bezpieczniej niż z NATO.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
rosja,
gruzja,
nato,
internet,
666

Komentarze: (2)

Piotr,

December 10, 2010 20:05

Skomentuj komentarz

I co zrobić ?

Piotr,

December 10, 2010 20:32

Skomentuj komentarz

Pan Jezus?Został sprzedany.

Skomentuj notkę
– Rosja (to już druga informacja o ich polityce) zgodnie z wolą władz separatystycznych władz Osetii Południowej umieściła na okupowanych obszarach wyrzutnie rakietowe systemu „Smiercz”. Ta ofensywna broń ma służyć bo obrony okupowanej Osetii przez Gruzją.

– PayPale, Visa i Poczty Szwajcarska niekoniecznie chcą mieć w gronie swoich klientów terrorystów z WikiLeaks blokując konta, przelewy, usługi. Gotówki niedługo nikt już nie będzie przyjmował, a po zobaczeniu filmy Agora wiem, że niedługo też do tego szanownego grona „czarnych ludzi” (terrorystów) będę zaliczony.

– Kolejna odsłona Google Chrom OS jeszcze bardziej akcentuje zmianę modelu używana Internetu a co za tym idzie jego definicje. W 1995 roku uważałem, że „Internet to globalna, publiczna sieć telekomunikacyjna transmitująca dane wykorzystywane przez różne aplikacje dostępne na różnych terminalach”. Dziś coraz bardziej widać, że Internet to infrastruktura dająca na różnych terminalach powszechny dostęp do czegoś.

– Moja kocica jest już zdrowa, więc myślę, że powinienem spakować do pudełka mojego kocurka (ma problemy z zębami) i też przejechać się z nim do weterynarza. A obserwacja jest taka, że pierwszą operacją jaką robi weterynarz z przyniesionym do lecznicy psem lub kotem jest sprawdzenie bezprzewodowym czytnikiem wszczepionego mu kociego numeru PESEL. Właścicieli ciągle jeszcze pyta się tylko o imię i nazwisko, ale obawiam się, że ważność mojego paszportu właśnie się kończy a proszą o nowy mój odcisk palca złożyć będę musiał.

Rozważanie:

– Jak blisko nam już do wizji z Apokalipsy (13:11-18): „Potem ujrzałem inną Bestię, wychodzącą z ziemi: (…) I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia. Tu jest potrzebna mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba ta bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć”.

Smacznego – ale ja wybieram Pana Jezusa, bo z nim będę się czuł bezpieczniej niż z NATO.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
rosja,
gruzja,
nato,
internet,
666

Komentarze: (2)

Piotr,

December 10, 2010 20:05

Skomentuj komentarz

I co zrobić ?

Piotr,

December 10, 2010 20:32

Skomentuj komentarz

Pan Jezus?Został sprzedany.

Skomentuj notkę
– PayPale, Visa i Poczty Szwajcarska niekoniecznie chcą mieć w gronie swoich klientów terrorystów z WikiLeaks blokując konta, przelewy, usługi. Gotówki niedługo nikt już nie będzie przyjmował, a po zobaczeniu filmy Agora wiem, że niedługo też do tego szanownego grona „czarnych ludzi” (terrorystów) będę zaliczony.

– Kolejna odsłona Google Chrom OS jeszcze bardziej akcentuje zmianę modelu używana Internetu a co za tym idzie jego definicje. W 1995 roku uważałem, że „Internet to globalna, publiczna sieć telekomunikacyjna transmitująca dane wykorzystywane przez różne aplikacje dostępne na różnych terminalach”. Dziś coraz bardziej widać, że Internet to infrastruktura dająca na różnych terminalach powszechny dostęp do czegoś.

– Moja kocica jest już zdrowa, więc myślę, że powinienem spakować do pudełka mojego kocurka (ma problemy z zębami) i też przejechać się z nim do weterynarza. A obserwacja jest taka, że pierwszą operacją jaką robi weterynarz z przyniesionym do lecznicy psem lub kotem jest sprawdzenie bezprzewodowym czytnikiem wszczepionego mu kociego numeru PESEL. Właścicieli ciągle jeszcze pyta się tylko o imię i nazwisko, ale obawiam się, że ważność mojego paszportu właśnie się kończy a proszą o nowy mój odcisk palca złożyć będę musiał.

Rozważanie:

– Jak blisko nam już do wizji z Apokalipsy (13:11-18): „Potem ujrzałem inną Bestię, wychodzącą z ziemi: (…) I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia. Tu jest potrzebna mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba ta bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć”.

Smacznego – ale ja wybieram Pana Jezusa, bo z nim będę się czuł bezpieczniej niż z NATO.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
rosja,
gruzja,
nato,
internet,
666

Komentarze: (2)

Piotr,

December 10, 2010 20:05

Skomentuj komentarz

I co zrobić ?

Piotr,

December 10, 2010 20:32

Skomentuj komentarz

Pan Jezus?Został sprzedany.

Skomentuj notkę
– Kolejna odsłona Google Chrom OS jeszcze bardziej akcentuje zmianę modelu używana Internetu a co za tym idzie jego definicje. W 1995 roku uważałem, że „Internet to globalna, publiczna sieć telekomunikacyjna transmitująca dane wykorzystywane przez różne aplikacje dostępne na różnych terminalach”. Dziś coraz bardziej widać, że Internet to infrastruktura dająca na różnych terminalach powszechny dostęp do czegoś.

– Moja kocica jest już zdrowa, więc myślę, że powinienem spakować do pudełka mojego kocurka (ma problemy z zębami) i też przejechać się z nim do weterynarza. A obserwacja jest taka, że pierwszą operacją jaką robi weterynarz z przyniesionym do lecznicy psem lub kotem jest sprawdzenie bezprzewodowym czytnikiem wszczepionego mu kociego numeru PESEL. Właścicieli ciągle jeszcze pyta się tylko o imię i nazwisko, ale obawiam się, że ważność mojego paszportu właśnie się kończy a proszą o nowy mój odcisk palca złożyć będę musiał.

Rozważanie:

– Jak blisko nam już do wizji z Apokalipsy (13:11-18): „Potem ujrzałem inną Bestię, wychodzącą z ziemi: (…) I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia. Tu jest potrzebna mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba ta bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć”.

Smacznego – ale ja wybieram Pana Jezusa, bo z nim będę się czuł bezpieczniej niż z NATO.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
rosja,
gruzja,
nato,
internet,
666

Komentarze: (2)

Piotr,

December 10, 2010 20:05

Skomentuj komentarz

I co zrobić ?

Piotr,

December 10, 2010 20:32

Skomentuj komentarz

Pan Jezus?Został sprzedany.

Skomentuj notkę
– Moja kocica jest już zdrowa, więc myślę, że powinienem spakować do pudełka mojego kocurka (ma problemy z zębami) i też przejechać się z nim do weterynarza. A obserwacja jest taka, że pierwszą operacją jaką robi weterynarz z przyniesionym do lecznicy psem lub kotem jest sprawdzenie bezprzewodowym czytnikiem wszczepionego mu kociego numeru PESEL. Właścicieli ciągle jeszcze pyta się tylko o imię i nazwisko, ale obawiam się, że ważność mojego paszportu właśnie się kończy a proszą o nowy mój odcisk palca złożyć będę musiał.

Rozważanie:

– Jak blisko nam już do wizji z Apokalipsy (13:11-18): „Potem ujrzałem inną Bestię, wychodzącą z ziemi: (…) I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia. Tu jest potrzebna mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba ta bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć”.

Smacznego – ale ja wybieram Pana Jezusa, bo z nim będę się czuł bezpieczniej niż z NATO.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
rosja,
gruzja,
nato,
internet,
666

Komentarze: (2)

Piotr,

December 10, 2010 20:05

Skomentuj komentarz

I co zrobić ?

Piotr,

December 10, 2010 20:32

Skomentuj komentarz

Pan Jezus?Został sprzedany.

Skomentuj notkę
Rozważanie:

– Jak blisko nam już do wizji z Apokalipsy (13:11-18): „Potem ujrzałem inną Bestię, wychodzącą z ziemi: (…) I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia. Tu jest potrzebna mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba ta bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć”.

Smacznego – ale ja wybieram Pana Jezusa, bo z nim będę się czuł bezpieczniej niż z NATO.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
rosja,
gruzja,
nato,
internet,
666

Komentarze: (2)

Piotr,

December 10, 2010 20:05

Skomentuj komentarz

I co zrobić ?

Piotr,

December 10, 2010 20:32

Skomentuj komentarz

Pan Jezus?Został sprzedany.

Skomentuj notkę
– Jak blisko nam już do wizji z Apokalipsy (13:11-18): „Potem ujrzałem inną Bestię, wychodzącą z ziemi: (…) I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia. Tu jest potrzebna mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba ta bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć”.

Smacznego – ale ja wybieram Pana Jezusa, bo z nim będę się czuł bezpieczniej niż z NATO.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
rosja,
gruzja,
nato,
internet,
666

Komentarze: (2)

Piotr,

December 10, 2010 20:05

Skomentuj komentarz

I co zrobić ?

Piotr,

December 10, 2010 20:32

Skomentuj komentarz

Pan Jezus?Został sprzedany.

Skomentuj notkę
Smacznego – ale ja wybieram Pana Jezusa, bo z nim będę się czuł bezpieczniej niż z NATO.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
rosja,
gruzja,
nato,
internet,
666

Komentarze: (2)

Piotr,

December 10, 2010 20:05

Skomentuj komentarz

I co zrobić ?

Piotr,

December 10, 2010 20:32

Skomentuj komentarz

Pan Jezus?Został sprzedany.

Skomentuj notkę
Zauważam, że jeżeli ktoś w towarzystwie mówi o ciemnej stronie polityki, dyplomacji, o szpiegach, agentach wpływu, kłamstwie i zdradzie wielkiej polityce wielkich mocarstw to jest uważany za świra, sekciarza, pisowca, debila wierzącego w teorie spiskowe rydzyków i innych oszołomów z Macierewiczem na czele. Na co dzień nie lubimy proroków, takich Natanów co to przyjdą do wspaniałego króla Dawida, albo co gorsza do nas. Przyłażą i powiedzą, że robimy coś złego. Nie lubimy nawet Natatów przychodzących do innych ludzi, bo psuje nam ten dobry obraz świata.

Przyczyna jest prosta – we wszystkich nas głęboko siedzi humanizm i wielka wiara w dobro człowieka. Oczywiście, jeżeli gdzieś chwilowo tego dobra zabraknie i wybuchnie jakaś wojna, ktoś zostanie zabity, ktoś okradziony to humanizm ten nie jest podważany – dalej ludzie są dobrzy a to chwilowe zło pewnie z czasem odejdzie o ile będziemy się starać, oświecać i edukować, europeizować, cywilizować. Przecież świat ewoluuje do dobrego!

Mi jakoś, na podstawie obserwacji swojej osoby oraz tworzonych przeze mnie relacji łatwiej uwierzyć jednak w biblijny obraz świata. Wierzę, że po upadku w Edenie człowiek skażony grzechem, zły a przez to łatwiej mu kierować się chciwością, pychą i rządzą, wierzę że więcej w nas jest egoizmy i próżności niż dążenia do dobra ogółu.

No dobrze – ale miało być o polityce. Otóż co jakiś czas wypływają takie dokumenty jak te z WikiLeaks i przez chwilę jest afera, przez chwilę widać prawdę – ale już po chwili jak ktoś w towarzystwie powie o ciemnej stronie polityki to jest uważany za świra.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
humanizm,
grzech

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Przyczyna jest prosta – we wszystkich nas głęboko siedzi humanizm i wielka wiara w dobro człowieka. Oczywiście, jeżeli gdzieś chwilowo tego dobra zabraknie i wybuchnie jakaś wojna, ktoś zostanie zabity, ktoś okradziony to humanizm ten nie jest podważany – dalej ludzie są dobrzy a to chwilowe zło pewnie z czasem odejdzie o ile będziemy się starać, oświecać i edukować, europeizować, cywilizować. Przecież świat ewoluuje do dobrego!

Mi jakoś, na podstawie obserwacji swojej osoby oraz tworzonych przeze mnie relacji łatwiej uwierzyć jednak w biblijny obraz świata. Wierzę, że po upadku w Edenie człowiek skażony grzechem, zły a przez to łatwiej mu kierować się chciwością, pychą i rządzą, wierzę że więcej w nas jest egoizmy i próżności niż dążenia do dobra ogółu.

No dobrze – ale miało być o polityce. Otóż co jakiś czas wypływają takie dokumenty jak te z WikiLeaks i przez chwilę jest afera, przez chwilę widać prawdę – ale już po chwili jak ktoś w towarzystwie powie o ciemnej stronie polityki to jest uważany za świra.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
humanizm,
grzech

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Mi jakoś, na podstawie obserwacji swojej osoby oraz tworzonych przeze mnie relacji łatwiej uwierzyć jednak w biblijny obraz świata. Wierzę, że po upadku w Edenie człowiek skażony grzechem, zły a przez to łatwiej mu kierować się chciwością, pychą i rządzą, wierzę że więcej w nas jest egoizmy i próżności niż dążenia do dobra ogółu.

No dobrze – ale miało być o polityce. Otóż co jakiś czas wypływają takie dokumenty jak te z WikiLeaks i przez chwilę jest afera, przez chwilę widać prawdę – ale już po chwili jak ktoś w towarzystwie powie o ciemnej stronie polityki to jest uważany za świra.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
humanizm,
grzech

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
No dobrze – ale miało być o polityce. Otóż co jakiś czas wypływają takie dokumenty jak te z WikiLeaks i przez chwilę jest afera, przez chwilę widać prawdę – ale już po chwili jak ktoś w towarzystwie powie o ciemnej stronie polityki to jest uważany za świra.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
humanizm,
grzech

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Warto zwrócić uwagę na osobę ministra skarbu, jego wykształcenie i kompetencje. Czy coś się w tej sprawie zmieniło?

(…)
Nikodem tymczasem siedział przy dużym stole milczący i zacięty, spode łba przyglądając się prezydującemu premierowi, ministrowi skarbu, który właśnie przemawiał, i pozostałym kilkunastu dygnitarzom. Przy sąsiednim stoliku siedziały dwie stenografistki.

Minister skarbu suchym, urywanym głosem uzasadniał swój wniosek. Wyjaśniał, że jedynym sposobem pokrycia deficytów budżetowych jest sprzedanie zlombardowanego zboża. Tymczasem może się poprawić koniunktura międzynarodowa i zdołamy uzyskać pożyczkę zagraniczną. Na zakończenie dodał, że jest filologiem, na ekonomii zna się o tyle, o ile go mogło nauczyć doświadczenie kilku lat, że urząd objął wbrew własnej woli, że jednak nie myśli być malowanym ministrem skarbu, i dlatego, jeżeli jego wniosek zostanie odrzucony, stanowczo podaje się do dymisji.

Z kolei premier zapewnił przedmówcę, że jego zasługi są wysoko cenione i że wniosek winien być przyjęty.

Powszechne potakiwanie było na to odpowiedzią.

Jednakże przez cały czas wszystkie oczy zwrócone były na Dyzmę, uporczywie milczącego. Oczekiwano od niego czegoś niespodziewanego i nie zawiedziono się. Gdy premier zwrócił się doń z uśmiechem, zapytując o zdanie, Nikodem wstał.

– Proszę panów. Ja tam gadać nie lubię. Powiem krótko. Chodzi nie o nas, a o dobro państwa i na siu bździu czy na inne fintifluszki nie czas. To, co tu gada się, to wszystko do chrzanu. Ja ograniczę się do przeczytania mojej deklaracji.

Rozłożył przed sobą przygotowaną przez Krzepickiego odpowiedź i przeczytał.

Już podczas czytania wśród zebranych dało się zauważyć poruszenie, gdy zaś skończył, minister skarbu zerwał się wzburzony, gestykulując i protestując.

Zapanował ogólny gwar, ostra wymiana zdań, a nawet kłótnia, która stopniowo, na skutek perswazji premiera, przeszła w dyskusję.

Minister Jaszuński w pewnym momencie z irytacją zapytał Dyzmę:
– Dlaczegóż to pan prezes zajmuje dziś takie nieubłagane stanowisko, skoro jeszcze przedwczoraj w rozmowie ze mną zapewniał, że w zasadzie zgadza się na wniosek?
Dyzma poczerwieniał.
– Nigdy tego nie mówiłem!
– Owszem, mówił pan, że może to i dobrze będzie.
– Nieprawda!
– To pan mówi nieprawdę! – krzyknął Jaszuński. – Może nie tymi słowami pan mówił, ale mniej więcej oznaczały one zgodę na projekt.
– Ależ, panie kolego – zjadliwym tonem powiedział minister skarbu – czy pan nic rozumie, że prezes Dyzma użył tego podstępu, by nas zaskoczyć swoją opozycją?
Nikodem wstał.
– Nie mam więcej nic do gadania. Ja powiedziałem, co miałem do powiedzenia. A panowie róbcie, jak chcecie. Wniosek ministra skarbu został przyjęty.
Kariera Nikodema Dyzmy, rozdział 18, posiedzenie Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
Dyzma,
ministref finansów,
deficyt budżetowy

Komentarze: (1)

adam,

October 13, 2010 09:08

Skomentuj komentarz

śmieszne

Skomentuj notkę
Minister skarbu suchym, urywanym głosem uzasadniał swój wniosek. Wyjaśniał, że jedynym sposobem pokrycia deficytów budżetowych jest sprzedanie zlombardowanego zboża. Tymczasem może się poprawić koniunktura międzynarodowa i zdołamy uzyskać pożyczkę zagraniczną. Na zakończenie dodał, że jest filologiem, na ekonomii zna się o tyle, o ile go mogło nauczyć doświadczenie kilku lat, że urząd objął wbrew własnej woli, że jednak nie myśli być malowanym ministrem skarbu, i dlatego, jeżeli jego wniosek zostanie odrzucony, stanowczo podaje się do dymisji.

Z kolei premier zapewnił przedmówcę, że jego zasługi są wysoko cenione i że wniosek winien być przyjęty.

Powszechne potakiwanie było na to odpowiedzią.

Jednakże przez cały czas wszystkie oczy zwrócone były na Dyzmę, uporczywie milczącego. Oczekiwano od niego czegoś niespodziewanego i nie zawiedziono się. Gdy premier zwrócił się doń z uśmiechem, zapytując o zdanie, Nikodem wstał.

– Proszę panów. Ja tam gadać nie lubię. Powiem krótko. Chodzi nie o nas, a o dobro państwa i na siu bździu czy na inne fintifluszki nie czas. To, co tu gada się, to wszystko do chrzanu. Ja ograniczę się do przeczytania mojej deklaracji.

Rozłożył przed sobą przygotowaną przez Krzepickiego odpowiedź i przeczytał.

Już podczas czytania wśród zebranych dało się zauważyć poruszenie, gdy zaś skończył, minister skarbu zerwał się wzburzony, gestykulując i protestując.

Zapanował ogólny gwar, ostra wymiana zdań, a nawet kłótnia, która stopniowo, na skutek perswazji premiera, przeszła w dyskusję.

Minister Jaszuński w pewnym momencie z irytacją zapytał Dyzmę:
– Dlaczegóż to pan prezes zajmuje dziś takie nieubłagane stanowisko, skoro jeszcze przedwczoraj w rozmowie ze mną zapewniał, że w zasadzie zgadza się na wniosek?
Dyzma poczerwieniał.
– Nigdy tego nie mówiłem!
– Owszem, mówił pan, że może to i dobrze będzie.
– Nieprawda!
– To pan mówi nieprawdę! – krzyknął Jaszuński. – Może nie tymi słowami pan mówił, ale mniej więcej oznaczały one zgodę na projekt.
– Ależ, panie kolego – zjadliwym tonem powiedział minister skarbu – czy pan nic rozumie, że prezes Dyzma użył tego podstępu, by nas zaskoczyć swoją opozycją?
Nikodem wstał.
– Nie mam więcej nic do gadania. Ja powiedziałem, co miałem do powiedzenia. A panowie róbcie, jak chcecie. Wniosek ministra skarbu został przyjęty.
Kariera Nikodema Dyzmy, rozdział 18, posiedzenie Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów.
Z kolei premier zapewnił przedmówcę, że jego zasługi są wysoko cenione i że wniosek winien być przyjęty.

Powszechne potakiwanie było na to odpowiedzią.

Jednakże przez cały czas wszystkie oczy zwrócone były na Dyzmę, uporczywie milczącego. Oczekiwano od niego czegoś niespodziewanego i nie zawiedziono się. Gdy premier zwrócił się doń z uśmiechem, zapytując o zdanie, Nikodem wstał.

– Proszę panów. Ja tam gadać nie lubię. Powiem krótko. Chodzi nie o nas, a o dobro państwa i na siu bździu czy na inne fintifluszki nie czas. To, co tu gada się, to wszystko do chrzanu. Ja ograniczę się do przeczytania mojej deklaracji.

Rozłożył przed sobą przygotowaną przez Krzepickiego odpowiedź i przeczytał.

Już podczas czytania wśród zebranych dało się zauważyć poruszenie, gdy zaś skończył, minister skarbu zerwał się wzburzony, gestykulując i protestując.

Zapanował ogólny gwar, ostra wymiana zdań, a nawet kłótnia, która stopniowo, na skutek perswazji premiera, przeszła w dyskusję.

Minister Jaszuński w pewnym momencie z irytacją zapytał Dyzmę:
– Dlaczegóż to pan prezes zajmuje dziś takie nieubłagane stanowisko, skoro jeszcze przedwczoraj w rozmowie ze mną zapewniał, że w zasadzie zgadza się na wniosek?
Dyzma poczerwieniał.
– Nigdy tego nie mówiłem!
– Owszem, mówił pan, że może to i dobrze będzie.
– Nieprawda!
– To pan mówi nieprawdę! – krzyknął Jaszuński. – Może nie tymi słowami pan mówił, ale mniej więcej oznaczały one zgodę na projekt.
– Ależ, panie kolego – zjadliwym tonem powiedział minister skarbu – czy pan nic rozumie, że prezes Dyzma użył tego podstępu, by nas zaskoczyć swoją opozycją?
Nikodem wstał.
– Nie mam więcej nic do gadania. Ja powiedziałem, co miałem do powiedzenia. A panowie róbcie, jak chcecie. Wniosek ministra skarbu został przyjęty.
Kariera Nikodema Dyzmy, rozdział 18, posiedzenie Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów.
Powszechne potakiwanie było na to odpowiedzią.

Jednakże przez cały czas wszystkie oczy zwrócone były na Dyzmę, uporczywie milczącego. Oczekiwano od niego czegoś niespodziewanego i nie zawiedziono się. Gdy premier zwrócił się doń z uśmiechem, zapytując o zdanie, Nikodem wstał.

– Proszę panów. Ja tam gadać nie lubię. Powiem krótko. Chodzi nie o nas, a o dobro państwa i na siu bździu czy na inne fintifluszki nie czas. To, co tu gada się, to wszystko do chrzanu. Ja ograniczę się do przeczytania mojej deklaracji.

Rozłożył przed sobą przygotowaną przez Krzepickiego odpowiedź i przeczytał.

Już podczas czytania wśród zebranych dało się zauważyć poruszenie, gdy zaś skończył, minister skarbu zerwał się wzburzony, gestykulując i protestując.

Zapanował ogólny gwar, ostra wymiana zdań, a nawet kłótnia, która stopniowo, na skutek perswazji premiera, przeszła w dyskusję.

Minister Jaszuński w pewnym momencie z irytacją zapytał Dyzmę:
– Dlaczegóż to pan prezes zajmuje dziś takie nieubłagane stanowisko, skoro jeszcze przedwczoraj w rozmowie ze mną zapewniał, że w zasadzie zgadza się na wniosek?
Dyzma poczerwieniał.
– Nigdy tego nie mówiłem!
– Owszem, mówił pan, że może to i dobrze będzie.
– Nieprawda!
– To pan mówi nieprawdę! – krzyknął Jaszuński. – Może nie tymi słowami pan mówił, ale mniej więcej oznaczały one zgodę na projekt.
– Ależ, panie kolego – zjadliwym tonem powiedział minister skarbu – czy pan nic rozumie, że prezes Dyzma użył tego podstępu, by nas zaskoczyć swoją opozycją?
Nikodem wstał.
– Nie mam więcej nic do gadania. Ja powiedziałem, co miałem do powiedzenia. A panowie róbcie, jak chcecie. Wniosek ministra skarbu został przyjęty.
Kariera Nikodema Dyzmy, rozdział 18, posiedzenie Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów.
Jednakże przez cały czas wszystkie oczy zwrócone były na Dyzmę, uporczywie milczącego. Oczekiwano od niego czegoś niespodziewanego i nie zawiedziono się. Gdy premier zwrócił się doń z uśmiechem, zapytując o zdanie, Nikodem wstał.

– Proszę panów. Ja tam gadać nie lubię. Powiem krótko. Chodzi nie o nas, a o dobro państwa i na siu bździu czy na inne fintifluszki nie czas. To, co tu gada się, to wszystko do chrzanu. Ja ograniczę się do przeczytania mojej deklaracji.

Rozłożył przed sobą przygotowaną przez Krzepickiego odpowiedź i przeczytał.

Już podczas czytania wśród zebranych dało się zauważyć poruszenie, gdy zaś skończył, minister skarbu zerwał się wzburzony, gestykulując i protestując.

Zapanował ogólny gwar, ostra wymiana zdań, a nawet kłótnia, która stopniowo, na skutek perswazji premiera, przeszła w dyskusję.

Minister Jaszuński w pewnym momencie z irytacją zapytał Dyzmę:
– Dlaczegóż to pan prezes zajmuje dziś takie nieubłagane stanowisko, skoro jeszcze przedwczoraj w rozmowie ze mną zapewniał, że w zasadzie zgadza się na wniosek?
Dyzma poczerwieniał.
– Nigdy tego nie mówiłem!
– Owszem, mówił pan, że może to i dobrze będzie.
– Nieprawda!
– To pan mówi nieprawdę! – krzyknął Jaszuński. – Może nie tymi słowami pan mówił, ale mniej więcej oznaczały one zgodę na projekt.
– Ależ, panie kolego – zjadliwym tonem powiedział minister skarbu – czy pan nic rozumie, że prezes Dyzma użył tego podstępu, by nas zaskoczyć swoją opozycją?
Nikodem wstał.
– Nie mam więcej nic do gadania. Ja powiedziałem, co miałem do powiedzenia. A panowie róbcie, jak chcecie. Wniosek ministra skarbu został przyjęty.
Kariera Nikodema Dyzmy, rozdział 18, posiedzenie Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów.
– Proszę panów. Ja tam gadać nie lubię. Powiem krótko. Chodzi nie o nas, a o dobro państwa i na siu bździu czy na inne fintifluszki nie czas. To, co tu gada się, to wszystko do chrzanu. Ja ograniczę się do przeczytania mojej deklaracji.

Rozłożył przed sobą przygotowaną przez Krzepickiego odpowiedź i przeczytał.

Już podczas czytania wśród zebranych dało się zauważyć poruszenie, gdy zaś skończył, minister skarbu zerwał się wzburzony, gestykulując i protestując.

Zapanował ogólny gwar, ostra wymiana zdań, a nawet kłótnia, która stopniowo, na skutek perswazji premiera, przeszła w dyskusję.

Minister Jaszuński w pewnym momencie z irytacją zapytał Dyzmę:
– Dlaczegóż to pan prezes zajmuje dziś takie nieubłagane stanowisko, skoro jeszcze przedwczoraj w rozmowie ze mną zapewniał, że w zasadzie zgadza się na wniosek?
Dyzma poczerwieniał.
– Nigdy tego nie mówiłem!
– Owszem, mówił pan, że może to i dobrze będzie.
– Nieprawda!
– To pan mówi nieprawdę! – krzyknął Jaszuński. – Może nie tymi słowami pan mówił, ale mniej więcej oznaczały one zgodę na projekt.
– Ależ, panie kolego – zjadliwym tonem powiedział minister skarbu – czy pan nic rozumie, że prezes Dyzma użył tego podstępu, by nas zaskoczyć swoją opozycją?
Nikodem wstał.
– Nie mam więcej nic do gadania. Ja powiedziałem, co miałem do powiedzenia. A panowie róbcie, jak chcecie. Wniosek ministra skarbu został przyjęty.
Kariera Nikodema Dyzmy, rozdział 18, posiedzenie Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów.
Rozłożył przed sobą przygotowaną przez Krzepickiego odpowiedź i przeczytał.

Już podczas czytania wśród zebranych dało się zauważyć poruszenie, gdy zaś skończył, minister skarbu zerwał się wzburzony, gestykulując i protestując.

Zapanował ogólny gwar, ostra wymiana zdań, a nawet kłótnia, która stopniowo, na skutek perswazji premiera, przeszła w dyskusję.

Minister Jaszuński w pewnym momencie z irytacją zapytał Dyzmę:
– Dlaczegóż to pan prezes zajmuje dziś takie nieubłagane stanowisko, skoro jeszcze przedwczoraj w rozmowie ze mną zapewniał, że w zasadzie zgadza się na wniosek?
Dyzma poczerwieniał.
– Nigdy tego nie mówiłem!
– Owszem, mówił pan, że może to i dobrze będzie.
– Nieprawda!
– To pan mówi nieprawdę! – krzyknął Jaszuński. – Może nie tymi słowami pan mówił, ale mniej więcej oznaczały one zgodę na projekt.
– Ależ, panie kolego – zjadliwym tonem powiedział minister skarbu – czy pan nic rozumie, że prezes Dyzma użył tego podstępu, by nas zaskoczyć swoją opozycją?
Nikodem wstał.
– Nie mam więcej nic do gadania. Ja powiedziałem, co miałem do powiedzenia. A panowie róbcie, jak chcecie. Wniosek ministra skarbu został przyjęty.
Kariera Nikodema Dyzmy, rozdział 18, posiedzenie Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów.
Już podczas czytania wśród zebranych dało się zauważyć poruszenie, gdy zaś skończył, minister skarbu zerwał się wzburzony, gestykulując i protestując.

Zapanował ogólny gwar, ostra wymiana zdań, a nawet kłótnia, która stopniowo, na skutek perswazji premiera, przeszła w dyskusję.

Minister Jaszuński w pewnym momencie z irytacją zapytał Dyzmę:
– Dlaczegóż to pan prezes zajmuje dziś takie nieubłagane stanowisko, skoro jeszcze przedwczoraj w rozmowie ze mną zapewniał, że w zasadzie zgadza się na wniosek?
Dyzma poczerwieniał.
– Nigdy tego nie mówiłem!
– Owszem, mówił pan, że może to i dobrze będzie.
– Nieprawda!
– To pan mówi nieprawdę! – krzyknął Jaszuński. – Może nie tymi słowami pan mówił, ale mniej więcej oznaczały one zgodę na projekt.
– Ależ, panie kolego – zjadliwym tonem powiedział minister skarbu – czy pan nic rozumie, że prezes Dyzma użył tego podstępu, by nas zaskoczyć swoją opozycją?
Nikodem wstał.
– Nie mam więcej nic do gadania. Ja powiedziałem, co miałem do powiedzenia. A panowie róbcie, jak chcecie. Wniosek ministra skarbu został przyjęty.
Kariera Nikodema Dyzmy, rozdział 18, posiedzenie Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów.
Zapanował ogólny gwar, ostra wymiana zdań, a nawet kłótnia, która stopniowo, na skutek perswazji premiera, przeszła w dyskusję.

Minister Jaszuński w pewnym momencie z irytacją zapytał Dyzmę:
– Dlaczegóż to pan prezes zajmuje dziś takie nieubłagane stanowisko, skoro jeszcze przedwczoraj w rozmowie ze mną zapewniał, że w zasadzie zgadza się na wniosek?
Dyzma poczerwieniał.
– Nigdy tego nie mówiłem!
– Owszem, mówił pan, że może to i dobrze będzie.
– Nieprawda!
– To pan mówi nieprawdę! – krzyknął Jaszuński. – Może nie tymi słowami pan mówił, ale mniej więcej oznaczały one zgodę na projekt.
– Ależ, panie kolego – zjadliwym tonem powiedział minister skarbu – czy pan nic rozumie, że prezes Dyzma użył tego podstępu, by nas zaskoczyć swoją opozycją?
Nikodem wstał.
– Nie mam więcej nic do gadania. Ja powiedziałem, co miałem do powiedzenia. A panowie róbcie, jak chcecie. Wniosek ministra skarbu został przyjęty.
Kariera Nikodema Dyzmy, rozdział 18, posiedzenie Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów.
Minister Jaszuński w pewnym momencie z irytacją zapytał Dyzmę:
– Dlaczegóż to pan prezes zajmuje dziś takie nieubłagane stanowisko, skoro jeszcze przedwczoraj w rozmowie ze mną zapewniał, że w zasadzie zgadza się na wniosek?
Dyzma poczerwieniał.
– Nigdy tego nie mówiłem!
– Owszem, mówił pan, że może to i dobrze będzie.
– Nieprawda!
– To pan mówi nieprawdę! – krzyknął Jaszuński. – Może nie tymi słowami pan mówił, ale mniej więcej oznaczały one zgodę na projekt.
– Ależ, panie kolego – zjadliwym tonem powiedział minister skarbu – czy pan nic rozumie, że prezes Dyzma użył tego podstępu, by nas zaskoczyć swoją opozycją?
Nikodem wstał.
– Nie mam więcej nic do gadania. Ja powiedziałem, co miałem do powiedzenia. A panowie róbcie, jak chcecie. Wniosek ministra skarbu został przyjęty.
Kariera Nikodema Dyzmy, rozdział 18, posiedzenie Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów.
Kariera Nikodema Dyzmy, rozdział 18, posiedzenie Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów.
No to zastanówmy się. Dostęp do sieci to nie tylko komfort ale też siła napędowa rozwoju, podobnie jak kolej przed ponad 100 laty. Pewnie tak. Ale czy rozwój jest aż taki ważny aby tak go promować, tak o niego walczyć i wszelkie swoje polityczne działania nim usprawiedliwiać?

Przez kilka dni przesłuchuję młodych ludzi, pragnących zatrudnić się w naszych „prężnie rozwijających się przedsiębiorstwach”. Wszyscy podkreślają, że ich motywacją pracy dla nas jest znalezienie miejsca, w którym będą się mogli rozwijać. Niby co się dziwić – są młodzi ale nikt nie powiedział, że chce stabilizacji, chce dobrze zarabiać, bo zakłada rodzinę i musi ją utrzymać, nikt nie chce się uspokoić i odpocząć po trudnych studiach i walce o zdane egzaminy. Rozwój, rozwój, rozwój… Czy rozwój już jest bogiem?

Myślenie w którym wartością jest rozwój pojawiło się w oświeceniu. Hasło tworzenia (przez ludzi) lepszego świata pojawiło się w Wielkiej Rewolucji Francuskiej, potem w kolejnych trzech rewolucjach XIX wieku, a potem darwinizm i ewolucjonizm dał do tego ideologiczną podstawę. Postęp technologiczny dorobił do tego pragmatyzm i mamy teraz to co mamy – czyli rozwój i rozwój. Ale przecież mistrzowie odrodzenia uważali, że dobre to już kiedyś było, że doskonały to był antyk a teraz to już tylko gorzej i gorzej, i co najwyżej możemy próbować odtworzyć doskonałość istniejącą kiedyś? Podobnie wcześniejsi scholastycy – dobre i doskonałe jest to co stworzył w akcje stworzenia Stwórca ale potem grzech tego świata powoduje zniszczenie i odejście od doskonałości. Kaspian, książe Narni (uwaga: przeskoczyłem z cofania się w czasie w nieco inną przestrzeń) widząc wprowadzenie postępowych idei i rozwojowego niewolnictwa na Samotnych Wyspach powiedział, że z rozwojem mamy również doczynienia wtedy gdy jajko się zepsuje. A więc czy rozwój jest rzeczywiście bezwzględnym dobrem jak to jest u podstaw obowiązującej nas kultury?

O Kaspianie pisałem tu: http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=30057
Z ustach dwóch kluczowych menadżerów, z którymi pracuję usłyszałem ostatnio powątpiewanie w rozwój. Obaj wyrazili to zdaniem, że czasem celem przedsiębiorstwa jest trwanie. B. powiedział o piekarzu, S. przytoczył jakąś szkolną (MBA? raczej nie) definicje z przed lat. I rzeczywiście – celem przedsiębiorstw mogło by być trwanie, gdyby ideologia rozwoju nie wymuszała na innych przedsiębiorstwach ciągłego poszukiwania, ciągłych innowacji i gdyby menadżerowie tych przedsiębiorstw nie brali udziału w osobistym i korporacyjnym wyścigu szczurów. Gonimy – i to sprawia, że nie można trwać, bo kto tylko trwa ginie, pada albo jest zjadany.
Rozwój jest więc ryzykowny, bo albo jesteśmy z tych lepszych i rozwijając się zjadamy innych albo nie i wtedy jesteśmy zjadani. Ale umowa społeczna na trwanie nie zadziała, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie się chciał rozwijać.

Dziś wielu jest takich co chce aby ludzie polecieli na Marsa. Pojawiają się hasła kolonizacji kosmosu i co ciekawe, są to hasła lotne. Myślę, że każdy z tych kandydatów do zatrudnienia w naszym prężnie rozwijającym się przedsiębiorstwie dużo chętnie pracowałby przy projekcie wysłania osadników na Alfa Centaura.
Kiedyś taki projekt zaproponował Krzysztof Kolumb, a teraz, po 200 latach od odkrycia Ameryki niektórzy bardzo proszą Hiszpanów aby za wysłanie tej ekspedycji przeprosili i zapłacili bowiem straty w cywilizacji Indian są niepowetowane. Czy teraz, po tych 200 latach ludzie zmienili się na tyle, żeby podbijając kosmos nie narobili podobnych głupot jak konfiskadorzy? Pojazdy mamy lepsze – ale moralność? Obawiam się, że tu podstępu nie odnotowano choć filozofowie i etycy napisali wiele książek.

Fajnie by było, gdyby chrześcijanie przemyśleli temat rozwoju i zweryfikowali swoje myślenie również w tej dziedzinie. Wszak chrześcijański czas prowadzi do wydarzeń opisanych w apokalipsie.
Gdzieś kiedyś pisałem o tych wizjach zmian wszechświata. Muszę to sobie przypomnieć. W tej notce http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=30144 są tylko obrazki a tekst?

Ciekawostka: współczesny katolicyzm jest tak przeżarty ewolucjonizmem, wiarą w to, że może nie jest dobrze ale będzie lepiej, że będziemy się uczyć, doskonalić, przemieniać, że w końcu ludzkość na ziemi zbuduje sobie sama tą Nową Jerozolimę. Przekonany jestem, że wyjdzie z tego Wielki Babilon ale to nie przeszkodzi przywódcom tej religii wierzyć i głosić, że jest dobrze.
Czy ja tego gdzieś już nie napisałem? Tak – w notce o jednej książce kilka dni temu.

Ciekawe, kiedy pojawią się politycy, którzy będą głosić uspokojenie, trwanie, dążenie do harmonii i spokoju. W zasadzie nieco z tej filozofii jest u Rydzyków i fundamentalistów islamskich. Telewizja nazywa się Trwam, a celem tych drugich jest zachowanie starego porządku (o ile oni kiedyś u siebie mieli jakiś porządek – ja powątpiewam).
Ale spróbujmy sobie wyobrazić Partię Świętego Spokoju. Albo Koalicję na rzecz Stabilizacji promujący program NieRozwoju gospodarczego. Oj, tego się chyba wyobrazić nie da bo giełda musi rosnąć podobnie jak PKB.

A kolej rzeczywiście była czynnikiem postępu. Fajnie jest przeanalizować dwie potężne mapy umieszczone tu: http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31323 mając na uwadze, że kolej zniszczyła praktycznie zawód furmana. Dziś w wielu miejscach kolej jest niszczona przez transport samochodowy i kierowców i wytrzymuje tylko dzięki dotacjom a internet? Internet przez dotacje ma być rozwijany aby …. aby był rozwój, bo tak pani komisarz UE uważa i koniec.
Ale czy rozwój jest bogiem?
O Kaspianie pisałem tu: http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=30057
Z ustach dwóch kluczowych menadżerów, z którymi pracuję usłyszałem ostatnio powątpiewanie w rozwój. Obaj wyrazili to zdaniem, że czasem celem przedsiębiorstwa jest trwanie. B. powiedział o piekarzu, S. przytoczył jakąś szkolną (MBA? raczej nie) definicje z przed lat. I rzeczywiście – celem przedsiębiorstw mogło by być trwanie, gdyby ideologia rozwoju nie wymuszała na innych przedsiębiorstwach ciągłego poszukiwania, ciągłych innowacji i gdyby menadżerowie tych przedsiębiorstw nie brali udziału w osobistym i korporacyjnym wyścigu szczurów. Gonimy – i to sprawia, że nie można trwać, bo kto tylko trwa ginie, pada albo jest zjadany.
Rozwój jest więc ryzykowny, bo albo jesteśmy z tych lepszych i rozwijając się zjadamy innych albo nie i wtedy jesteśmy zjadani. Ale umowa społeczna na trwanie nie zadziała, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie się chciał rozwijać.

Dziś wielu jest takich co chce aby ludzie polecieli na Marsa. Pojawiają się hasła kolonizacji kosmosu i co ciekawe, są to hasła lotne. Myślę, że każdy z tych kandydatów do zatrudnienia w naszym prężnie rozwijającym się przedsiębiorstwie dużo chętnie pracowałby przy projekcie wysłania osadników na Alfa Centaura.
Kiedyś taki projekt zaproponował Krzysztof Kolumb, a teraz, po 200 latach od odkrycia Ameryki niektórzy bardzo proszą Hiszpanów aby za wysłanie tej ekspedycji przeprosili i zapłacili bowiem straty w cywilizacji Indian są niepowetowane. Czy teraz, po tych 200 latach ludzie zmienili się na tyle, żeby podbijając kosmos nie narobili podobnych głupot jak konfiskadorzy? Pojazdy mamy lepsze – ale moralność? Obawiam się, że tu podstępu nie odnotowano choć filozofowie i etycy napisali wiele książek.

Fajnie by było, gdyby chrześcijanie przemyśleli temat rozwoju i zweryfikowali swoje myślenie również w tej dziedzinie. Wszak chrześcijański czas prowadzi do wydarzeń opisanych w apokalipsie.
Gdzieś kiedyś pisałem o tych wizjach zmian wszechświata. Muszę to sobie przypomnieć. W tej notce http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=30144 są tylko obrazki a tekst?

Ciekawostka: współczesny katolicyzm jest tak przeżarty ewolucjonizmem, wiarą w to, że może nie jest dobrze ale będzie lepiej, że będziemy się uczyć, doskonalić, przemieniać, że w końcu ludzkość na ziemi zbuduje sobie sama tą Nową Jerozolimę. Przekonany jestem, że wyjdzie z tego Wielki Babilon ale to nie przeszkodzi przywódcom tej religii wierzyć i głosić, że jest dobrze.
Czy ja tego gdzieś już nie napisałem? Tak – w notce o jednej książce kilka dni temu.

Ciekawe, kiedy pojawią się politycy, którzy będą głosić uspokojenie, trwanie, dążenie do harmonii i spokoju. W zasadzie nieco z tej filozofii jest u Rydzyków i fundamentalistów islamskich. Telewizja nazywa się Trwam, a celem tych drugich jest zachowanie starego porządku (o ile oni kiedyś u siebie mieli jakiś porządek – ja powątpiewam).
Ale spróbujmy sobie wyobrazić Partię Świętego Spokoju. Albo Koalicję na rzecz Stabilizacji promujący program NieRozwoju gospodarczego. Oj, tego się chyba wyobrazić nie da bo giełda musi rosnąć podobnie jak PKB.

A kolej rzeczywiście była czynnikiem postępu. Fajnie jest przeanalizować dwie potężne mapy umieszczone tu: http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31323 mając na uwadze, że kolej zniszczyła praktycznie zawód furmana. Dziś w wielu miejscach kolej jest niszczona przez transport samochodowy i kierowców i wytrzymuje tylko dzięki dotacjom a internet? Internet przez dotacje ma być rozwijany aby …. aby był rozwój, bo tak pani komisarz UE uważa i koniec.
Ale czy rozwój jest bogiem?
Rozwój jest więc ryzykowny, bo albo jesteśmy z tych lepszych i rozwijając się zjadamy innych albo nie i wtedy jesteśmy zjadani. Ale umowa społeczna na trwanie nie zadziała, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie się chciał rozwijać.

Dziś wielu jest takich co chce aby ludzie polecieli na Marsa. Pojawiają się hasła kolonizacji kosmosu i co ciekawe, są to hasła lotne. Myślę, że każdy z tych kandydatów do zatrudnienia w naszym prężnie rozwijającym się przedsiębiorstwie dużo chętnie pracowałby przy projekcie wysłania osadników na Alfa Centaura.
Kiedyś taki projekt zaproponował Krzysztof Kolumb, a teraz, po 200 latach od odkrycia Ameryki niektórzy bardzo proszą Hiszpanów aby za wysłanie tej ekspedycji przeprosili i zapłacili bowiem straty w cywilizacji Indian są niepowetowane. Czy teraz, po tych 200 latach ludzie zmienili się na tyle, żeby podbijając kosmos nie narobili podobnych głupot jak konfiskadorzy? Pojazdy mamy lepsze – ale moralność? Obawiam się, że tu podstępu nie odnotowano choć filozofowie i etycy napisali wiele książek.

Fajnie by było, gdyby chrześcijanie przemyśleli temat rozwoju i zweryfikowali swoje myślenie również w tej dziedzinie. Wszak chrześcijański czas prowadzi do wydarzeń opisanych w apokalipsie.
Gdzieś kiedyś pisałem o tych wizjach zmian wszechświata. Muszę to sobie przypomnieć. W tej notce http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=30144 są tylko obrazki a tekst?

Ciekawostka: współczesny katolicyzm jest tak przeżarty ewolucjonizmem, wiarą w to, że może nie jest dobrze ale będzie lepiej, że będziemy się uczyć, doskonalić, przemieniać, że w końcu ludzkość na ziemi zbuduje sobie sama tą Nową Jerozolimę. Przekonany jestem, że wyjdzie z tego Wielki Babilon ale to nie przeszkodzi przywódcom tej religii wierzyć i głosić, że jest dobrze.
Czy ja tego gdzieś już nie napisałem? Tak – w notce o jednej książce kilka dni temu.

Ciekawe, kiedy pojawią się politycy, którzy będą głosić uspokojenie, trwanie, dążenie do harmonii i spokoju. W zasadzie nieco z tej filozofii jest u Rydzyków i fundamentalistów islamskich. Telewizja nazywa się Trwam, a celem tych drugich jest zachowanie starego porządku (o ile oni kiedyś u siebie mieli jakiś porządek – ja powątpiewam).
Ale spróbujmy sobie wyobrazić Partię Świętego Spokoju. Albo Koalicję na rzecz Stabilizacji promujący program NieRozwoju gospodarczego. Oj, tego się chyba wyobrazić nie da bo giełda musi rosnąć podobnie jak PKB.

A kolej rzeczywiście była czynnikiem postępu. Fajnie jest przeanalizować dwie potężne mapy umieszczone tu: http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31323 mając na uwadze, że kolej zniszczyła praktycznie zawód furmana. Dziś w wielu miejscach kolej jest niszczona przez transport samochodowy i kierowców i wytrzymuje tylko dzięki dotacjom a internet? Internet przez dotacje ma być rozwijany aby …. aby był rozwój, bo tak pani komisarz UE uważa i koniec.
Ale czy rozwój jest bogiem?
Kiedyś taki projekt zaproponował Krzysztof Kolumb, a teraz, po 200 latach od odkrycia Ameryki niektórzy bardzo proszą Hiszpanów aby za wysłanie tej ekspedycji przeprosili i zapłacili bowiem straty w cywilizacji Indian są niepowetowane. Czy teraz, po tych 200 latach ludzie zmienili się na tyle, żeby podbijając kosmos nie narobili podobnych głupot jak konfiskadorzy? Pojazdy mamy lepsze – ale moralność? Obawiam się, że tu podstępu nie odnotowano choć filozofowie i etycy napisali wiele książek.

Fajnie by było, gdyby chrześcijanie przemyśleli temat rozwoju i zweryfikowali swoje myślenie również w tej dziedzinie. Wszak chrześcijański czas prowadzi do wydarzeń opisanych w apokalipsie.
Gdzieś kiedyś pisałem o tych wizjach zmian wszechświata. Muszę to sobie przypomnieć. W tej notce http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=30144 są tylko obrazki a tekst?

Ciekawostka: współczesny katolicyzm jest tak przeżarty ewolucjonizmem, wiarą w to, że może nie jest dobrze ale będzie lepiej, że będziemy się uczyć, doskonalić, przemieniać, że w końcu ludzkość na ziemi zbuduje sobie sama tą Nową Jerozolimę. Przekonany jestem, że wyjdzie z tego Wielki Babilon ale to nie przeszkodzi przywódcom tej religii wierzyć i głosić, że jest dobrze.
Czy ja tego gdzieś już nie napisałem? Tak – w notce o jednej książce kilka dni temu.

Ciekawe, kiedy pojawią się politycy, którzy będą głosić uspokojenie, trwanie, dążenie do harmonii i spokoju. W zasadzie nieco z tej filozofii jest u Rydzyków i fundamentalistów islamskich. Telewizja nazywa się Trwam, a celem tych drugich jest zachowanie starego porządku (o ile oni kiedyś u siebie mieli jakiś porządek – ja powątpiewam).
Ale spróbujmy sobie wyobrazić Partię Świętego Spokoju. Albo Koalicję na rzecz Stabilizacji promujący program NieRozwoju gospodarczego. Oj, tego się chyba wyobrazić nie da bo giełda musi rosnąć podobnie jak PKB.

A kolej rzeczywiście była czynnikiem postępu. Fajnie jest przeanalizować dwie potężne mapy umieszczone tu: http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31323 mając na uwadze, że kolej zniszczyła praktycznie zawód furmana. Dziś w wielu miejscach kolej jest niszczona przez transport samochodowy i kierowców i wytrzymuje tylko dzięki dotacjom a internet? Internet przez dotacje ma być rozwijany aby …. aby był rozwój, bo tak pani komisarz UE uważa i koniec.
Ale czy rozwój jest bogiem?
Gdzieś kiedyś pisałem o tych wizjach zmian wszechświata. Muszę to sobie przypomnieć. W tej notce http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=30144 są tylko obrazki a tekst?

Ciekawostka: współczesny katolicyzm jest tak przeżarty ewolucjonizmem, wiarą w to, że może nie jest dobrze ale będzie lepiej, że będziemy się uczyć, doskonalić, przemieniać, że w końcu ludzkość na ziemi zbuduje sobie sama tą Nową Jerozolimę. Przekonany jestem, że wyjdzie z tego Wielki Babilon ale to nie przeszkodzi przywódcom tej religii wierzyć i głosić, że jest dobrze.
Czy ja tego gdzieś już nie napisałem? Tak – w notce o jednej książce kilka dni temu.

Ciekawe, kiedy pojawią się politycy, którzy będą głosić uspokojenie, trwanie, dążenie do harmonii i spokoju. W zasadzie nieco z tej filozofii jest u Rydzyków i fundamentalistów islamskich. Telewizja nazywa się Trwam, a celem tych drugich jest zachowanie starego porządku (o ile oni kiedyś u siebie mieli jakiś porządek – ja powątpiewam).
Ale spróbujmy sobie wyobrazić Partię Świętego Spokoju. Albo Koalicję na rzecz Stabilizacji promujący program NieRozwoju gospodarczego. Oj, tego się chyba wyobrazić nie da bo giełda musi rosnąć podobnie jak PKB.

A kolej rzeczywiście była czynnikiem postępu. Fajnie jest przeanalizować dwie potężne mapy umieszczone tu: http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31323 mając na uwadze, że kolej zniszczyła praktycznie zawód furmana. Dziś w wielu miejscach kolej jest niszczona przez transport samochodowy i kierowców i wytrzymuje tylko dzięki dotacjom a internet? Internet przez dotacje ma być rozwijany aby …. aby był rozwój, bo tak pani komisarz UE uważa i koniec.
Ale czy rozwój jest bogiem?
Czy ja tego gdzieś już nie napisałem? Tak – w notce o jednej książce kilka dni temu.

Ciekawe, kiedy pojawią się politycy, którzy będą głosić uspokojenie, trwanie, dążenie do harmonii i spokoju. W zasadzie nieco z tej filozofii jest u Rydzyków i fundamentalistów islamskich. Telewizja nazywa się Trwam, a celem tych drugich jest zachowanie starego porządku (o ile oni kiedyś u siebie mieli jakiś porządek – ja powątpiewam).
Ale spróbujmy sobie wyobrazić Partię Świętego Spokoju. Albo Koalicję na rzecz Stabilizacji promujący program NieRozwoju gospodarczego. Oj, tego się chyba wyobrazić nie da bo giełda musi rosnąć podobnie jak PKB.

A kolej rzeczywiście była czynnikiem postępu. Fajnie jest przeanalizować dwie potężne mapy umieszczone tu: http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31323 mając na uwadze, że kolej zniszczyła praktycznie zawód furmana. Dziś w wielu miejscach kolej jest niszczona przez transport samochodowy i kierowców i wytrzymuje tylko dzięki dotacjom a internet? Internet przez dotacje ma być rozwijany aby …. aby był rozwój, bo tak pani komisarz UE uważa i koniec.
Ale czy rozwój jest bogiem?
Ale spróbujmy sobie wyobrazić Partię Świętego Spokoju. Albo Koalicję na rzecz Stabilizacji promujący program NieRozwoju gospodarczego. Oj, tego się chyba wyobrazić nie da bo giełda musi rosnąć podobnie jak PKB.

A kolej rzeczywiście była czynnikiem postępu. Fajnie jest przeanalizować dwie potężne mapy umieszczone tu: http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31323 mając na uwadze, że kolej zniszczyła praktycznie zawód furmana. Dziś w wielu miejscach kolej jest niszczona przez transport samochodowy i kierowców i wytrzymuje tylko dzięki dotacjom a internet? Internet przez dotacje ma być rozwijany aby …. aby był rozwój, bo tak pani komisarz UE uważa i koniec.
Ale czy rozwój jest bogiem?
Ale czy rozwój jest bogiem?
#1. Życie jest czymś szczególnym. Jeszcze nie wiem do końca czym jest, ale jest czymś szczególnym, czymś innym, czymś co z racji swojego oddzielenia od nieżycia (atomy i materia niepoukładana) dotyczy świętości. A świętość to kolejne trudne słowo, ale wiem już, że świętość oznacza właśnie oddzielenie, świętość to coś innego niż normalność. I dlatego życie to świętość, to nienormalność w wielkim, martwym wszechświecie.
#2. Kiedyś już wymyśliłem, że dla kota życie jest najwyższą wartością. Wymyśliłem to będąc u weterynarza. Kot walcząc o życie będzie uciekał, drapał, wył – byle życie zachować, byle dale żyć.Z ludźmi jest nieco inaczej – człowiek potrafi ofiarować życie i przekonany jestem, że bierze się to z tego iż dla ludzi najwyższą wbudowaną w nich wartością jest nie samo życie ale życie w bliskości z Bogiem. Niestety, nie wszyscy w to wierzą i skupiają się – zupełnie jak mój kot – na życiu teraz, na życiu tak po prostu. Na przyjemnym łapaniu ptaków i myszy, na wylegiwaniu się przy kominku i troszczeniu się o swoje futro. I swoje życie, życie tu i teraz, bo jest ono najważniejsze więc musi trwać.
#3. A. opowiadała mi niedawno o rytuałach biblijnego judaizmu wskazujących na świętość życia. Powiedziała, że ofiara za oczyszczenie w połogu to nie coś, co ma wskazywać na nieczystość fizyczna (a tak się niestety w naszej kulturze błędnie utarło) ale coś, co wskazuje na pewien problem związany z życiem, z tym, że we wnętrzu kobiety było życie, a po porodzie już go tam nie ma, po porodzie jest na zewnątrz. Podwójna ofiara po urodzeniu dziewczynki wskazuje na potencjał życia w jej życiu, urodzenie dziewczynki to jakby podwójny brak życia w jej matce. Coś pięknego!Bóg jako dawca życia pouczał Żydów (a oni powinni pouczać innych) o świętości i ważności życia. Bo życie to świętość.
#4. Dziś pewien śliczny gil stracił życie. Jesień idzie, przyleciał już do Polski z daleka (kto wie gdzie żyją gile?) i niestety, natrafił w ogrodzie na mojego kota a kot jak kot, lubi łapać ptaki, w tym również lubi łapać gile. Teraz ta naruszona świętość leży na podłodze w kuchni a ja muszę posprzątać pióra obserwując zadowolenie kota. I obserwując nieżycie gila.
#5. Życie jest czymś szczególnym. Jeszcze nie wiem do końca czym ale dziękuję Bogu za moje życie i za to, że jest ono całkowicie w jego rękach, niezależne od kotów i ludzi-kotów. Nawet jeżeli skończy się ono tu, wiem, że będzie trwało tam, tam z Nim.
#6. O życiu kota, a właściwie o nie-życiu kota musiałem kiedyś napisać tu: http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31151 i smutny to był zapisek.
No to zróbmy sobie mały test. Zacznę od pytań.

* * * * * * * *

Pytanie #1:
Jaki jest Twój stosunek do ekologów, przypinających się do drzew by zablokować przecinającą dolinę Rospudy budowę obwodnicy Augustowa?
– Ekologia jest bardzo ważna. Dobrze, że protestują inaczej dla naszych dzieci nie pozostanie nic z piękna naszej ziemi.
– Mieszkańcy Augustowa są ważniejsi niż żaby! Należy czym prędzej wybudować tą obwodnicę bo nie da się żyć w mieście, przez które stale przejeżdża 5 ciężarówek na minutę?

Pytanie #2:
Jaki jest Twój stosunek do ludzi, którzy swoimi ciałami bronią postawionego na Krakowskim Przedmieściu przez harcerzy krzyża upamiętniającego katastrofę Smoleński?
– Opozycja prowadzi niegodną politykę grając krzyżem, którego miejsce jest w kościele. Należy natychmiast krzyż usunąć i nie tworzyć legendy byłego prezydenta.
– Ta grupa obywateli (podkreślam – obywateli) reprezentuje znaczną część społeczeństwa, dla której upamiętnienie tej tragedii w ten sposób jest ważne. Czy rzeczywiście tak jest, że konserwator zabytków jest ważniejszy niż tak znaczący ruch społeczny?

* * * * * * * *

A może olejmy emocje, dajmy sobie spokój z prowokacją niektórych polityków i mediami, tą prowokację wspierającymi we władnym interesie i przejdźmy do meritum obu tych spraw?
W obu przypadkach chodzi o to jaka ma być Polska, jakie ma być środowisko w którym żyjemy, o to kto jest podmiotem a kto tylko przedmiotem wykorzystywanym przez tych, którzy uważają, się na jedyne podmioty. Myślenie nie boli, więc myślmy a nie powtarzajmy to co podaje nam do powtarzania TVN i Wyborcza.

Ale zastanawiając się nad tym jaka ma być Polska należy dobrze się zastanowić nad swoim światopoglądem. Bez takie refleksji z odpowiedzi zgodnych z tezami Gazety Wyborczej można wylądować w świecie tez ojca Rydzyka, czyli z oszołomstwa w oszołomstwo a przekonany jestem, że właśnie o to diabłu i politykom chodzi. A więc zastanawiające się jaka ma być Polska może należy wyjść do tego skąd jestem, kim jestem i dokąd zmierzam. Może należy zadać sobie pytanie: czy pan Bóg jest czy też może go nie ma? A może warto przemyśleć tezę, czy może życie ma jakieś znaczenie czy też jestem przypadkiem i liczy się tylko dziś, może jutro?

Każda odpowiedź wynikająca z myślenia jest dobra a im więcej myślenia tym lepiej, bo bliżej prawdy i Prawdy (piszę z dużej litery, ale nie chodzi mi tu o tytuł pewnej gazety z lat dawnych). Każda odpowiedź jest dobra bo rodzi indywidualność a nie wtłacza nas proste odpowiedzi typu „to oszołomy od Rydzyka” albo „precz z liberałami”.

Do przemyślenia tego tematu czuję się dziś zachęcony. Skąd jestem? Poco jestem? Dokąd zmierzam i jak się to ma do akcji na Krakowskim Przedmieściu.

Michał – thx. za prowokację. Bez niej nie chciałby by mi się tego napisać, ale czy to pisanie miało sens to już musisz ocenić sam.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
krzyż,
smoleńsk,
tragedia smoleńska,
krakowskie przedmieście,
wojna o krzyż

Komentarze: (15)

anonim,

August 3, 2010 17:54

Skomentuj komentarz

Kopiuje w FaceBookaPawel Tutka: Gdyby rząd wiedział jaka głośna będzie awantura z krzyżem… to zapewne dzisiaj rozmawiano by o 33% podatku VAT.

g,

August 3, 2010 22:48

Skomentuj komentarz

Jestem właśnie po szkle kontaktowym.Tam awantura z krzyżem świetnie się sprzedaje.Czemu rząd miałby chcieć o vacie rozmawiać ?

Michal,

August 3, 2010 20:22

Skomentuj komentarz

Hmm… To Ty mnie teraz sprowokowałeś… aby o tym wszystkim pomyśleć (i to najlepiej jakoś teraz a nie znowu 'kiedyś’).Może jakby ktoś pomyślał o żabach ratując mieszkańców Augustowa to inaczej zaprojektowałby obwodnicę.Może jakby ktoś pomyślał przed ogłoszeniem „przenoszenia” krzyża..

anonim,

August 3, 2010 22:44

Skomentuj komentarz

Sądzisz że ktoś nie pomyślał ?Oj byłby ten krzyż solą w oku dla obecnego prezydenta.A tak, ludzie szybciej zapomną…

w34,

August 4, 2010 09:44

Skomentuj komentarz

Bo ja jestem … Ja jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro, Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pamiętasz?Wiem, że tu zupełnie nie na temat ale znalazłem i sobie tu zachowuje.W34.Ja jestem pro, Jerzy KlesykJa jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro,Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pionek historii, władzy trzon,Co wyzwala w was emocje, burzy krew!Ja funkcjonariusz nieuchwytny,Po cichu zjawiam się i niknę,I z igły widły robię, wodę z mózgu, ludu gniew!To ja wyciągam ludzi na zwierzeniaI ja najgłośniej zawsze w tłumie krzyczę,A jeśli mi uwierzą i jeśli zawtórują,To wielu z nich dość długo będzie milczeć!To ja wychodzę, gdy nadchodzi ciemność,Człowieka szukam, który dzisiaj zgrzeszy.Być może go obrażę, być może się uniesie.Bo chcę uderzyć, lecz niech on uderzy pierwszy!To ja szeptałem w uszy przed wiekami,Że czarownice stanowią wielkie zło.I wystarczyło potem, by jeden wskazał palcem,A już krzyczeli wszyscy: Na stos! Na stos! Na stos!Na moim grzbiecie Neron stawiał stopę,Ja byłem gotów na każde zawołanie.To ja nad brzegiem Tybru nocami mordowałemI ja krzyczałem potem: To wszystko chrześcijanie!To ja pracuję i drukuję nocą,Ulotki się rozklei jutro w mig.I wszyscy się dowiedzą, i wszyscy się dowiedzą,Że taki jeden w kraju to Żyd, Żyd, Żyd!To ja pisuję artykuły w prasie,Od których już z daleka czujesz swąd.To wszystko jest celowe i dobrze przemyślane,Niech ktoś zareaguje i popełni błąd!

Aa,

August 4, 2010 09:20

Skomentuj komentarz

Krzyz – chrzescijanski symbol meczenskiej smierci Chrystusa (nie siegam dalej wstecz). Dla katolikow symbol kultu, dla innych: narzedzie zbrodni. Krzyz pod palacem i sejmem – dzielo polskich katolikow (glownie narodowych, ziejacych nienawiscia do innych wyznan, glownie do Zydow).Polska (RP) – religia dominujaca rzymski katolicyzm. Przez część swojej historii Rzeczpospolita Polska była jendak panstwem niepodległym, wieloetnicznym i wielowyznaniowym.Krzyz wiec jako katolicki symbol kultu ma swoje miesce w swiatyni katolickiej a nie we wspomnianych miejscach publicznych. Ciekawe tylko jak sobie z tym poradzi rzad. Tyle na temat.

w34,

August 4, 2010 09:45

Skomentuj komentarz

Ojej!Wolność słowa, wolność bloga.

Hocus,

August 4, 2010 13:06

Skomentuj komentarz

A czy Ciebie też boli w krzyżu? ;-)http://hocus.3a.pl/krzyznet.jpg

Aa,

August 4, 2010 16:10

Skomentuj komentarz

HeheSzczerze mowiac to czasem pobolewa, ale nie jest to skutkiem zlej POstawy ale dyskopa(r)ti.

w34,

August 5, 2010 16:45

Skomentuj komentarz

Uzupełniający dialog z Mariusze, przenoszę z FaceBookaMariusz:Barierki są Wojtku zawsze obustronne… bariery niefizyczne są często gorsze od tych fizycznych… szkoda, że pod jednym z wczorajszych wpisów nie napisałeś mi, jak Ty byś postąpił w takiej sytuacjiWojtek:Mariuszu – ja naprawdę nie wiem. Ja już wiem, że walka ze skutkami zaniedbań (albo celowych działań) na wyższym poziomie powoduje tylko to, że pojawią się inne nieprzyjemne skutki. No bo co – usuniesz na siłe? Kogoś pokrzywdzisz. Zostawisz? …Masz dużą grupę niezadowolonych i argument, że ciemnogród atakuje.Nie znam rozwiązania na tym poziomie – ale mam diagnozę na innym i ta diagnoza mówi, że „grzech”. Grzech traktowania siebie jako najważniejszej istoty we wszechświecie, swoich potrzeb i zachcianek, jako czegoś czemu musi być bezwzględnie podporządkowane wszystko, grzech żądzy władzy, którą należy zdobyć za wszelką cenę i na koniec, choć może to powinno być na początku, grzech nie właściwej relacji ze Stwórcą, który stworzył każdego z nas i całe ten świat. Grzech jest moim problemem i grzech jest problemem tych, którzy swoimi działaniami doprowadzili do sytuacji na Krakowskim,,,,, ale też do tego że nasze państwo jest takie popieprzone, że Europa się sypie, że na świecie mamy głod, nędzę i cierpienie.Widzisz jak łatwo przeskoczyłem z tego konkretnego przypadku do bardzo, ale to bardzo ogólnej zasady światopoglądowej (o którą pewnie też z wieloma będzie można się spierać trwając w kolejnym grzechu). Ale zaraz zejdę z powrotem na poziom Krakowskiego…. Grzech jest problemem, ale z tym grzechem każdy z nas może sobie poradzić. Ja jakoś próbuję, gadam z o tym z moim Szefem, on mówi mi co mam robić ale potem znowu robię swoje (czytaj: grzech), więc potem znowu gadam. Fajne jest to, że wiem coraz więcej, że widzę bardziej i co ważne, coraz bardziej poznaję JEGO. To jest zasada, którą próbuję stosować i przypuszczam, że ona też była by rozwiązaniem problemy tego krzyża, gdyby za kawałkiem drewna, albo za ideą, albo antyidea pojawił się prawdziwy Bóg i do niego ludzie by się odwoływali.No i dochodzę do mojego rozwiązania:- modlitwa – można samemu gadać z Szefem, prosząc o przebudzenie dla siebie i dla tego kraju, od polityków zaczynając. Były wybory – była okazja by http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31277 ale tetaz też należy http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=30573- proszenie o myślenie – to też można. zamiast przekonywać do jakiegoś działania proponować szukanie zasad, a dokładnie szukanie Boga, którzy ustawił zasady.To moja propozycja – tego dzisiejszego konfliktu nie rozwiąże, ale może przyszłe? może jakieś przebudzenie, jak to z XVI wieku w Polsce albo z przez 20 lat u Zulusów? A jeżeli nawet nie będzie przebudzenia to może ten, lub tamten, może wieczność bo przecież życie ludzkie jest takie krótkie.Mam nadzieję, że złapałeś o co mi chodzi w tej pisaninie. Jak nie – jestem do dyspozycji.W.#Mariusz:@W: myślę, że załapałem i w pełni się zgadzam, że chodzi o egozimy, niezależnie od tego czy zakwalifikujemy je z punktu widzenia wiary , czy też świecko, – nazwijmy je „misie” (wydaje MI SIE, chce MI SIE etc). Więc te Misie rozszarpują k…ażdą społeczność i ten trend nie jest dobry. Dziękuję za odpowiedź.Ja chyba z tymi ludźmi spróbowałbym porozmawiać. Bez kamer. I niekoniecznie na ulicy. Bo tak naprawdę chyba, nie chodzi im wcale o ten krzyż, w tym miejscu. Zobacz więcej

anonim,

August 9, 2010 17:46

Skomentuj komentarz

Z FaceBooka:Tomasz Wawrzyczek:Macierewicz mówi o powszechnej akceptacji obecności krzyża. No to ja jestem jakiś margines, bo jestem wbrew. Nie w tym miejscu.W34:No bo jesteś zmanipulowany przez ideologie antyPIS. Spróbuj nieco obiektywnie, zapomnij o Kaczorach:- w Polsce do upamiętniania służą krzyże, niekoniecznie w kontekście religijnym. Zobacz – masz krzyż pod kopalnią Wujek, masz krzyże przed stocznią w Gdańsku, masz krzyże od Poznania ’56 ale (!) masz też krzyże na każdym ostrzejszym zakręcie, gdzie wracały ostre chłopaki z dyskoteki i nie wyrobili. Krzyżem się upamiętnia – to fakt nr 1. Oczywiście możesz go nie akceptować.- w katastrofie smoleńskiej zginęło sporo ważny ludzi – takie rzeczy się upamiętnia. Zobacz – masz upamiętnienia katastrofy w 82, w 87 a nawet na Krowiarkach jest tablica (z krzyżem) upamiętniająca wypadek lotniczy z 1969. Czy uważasz, że tej katastrofy nie należy upamiętniać? Zrobili to już na Węgrzech a w Polsce?- w tej katastrofie oprócz innych zginął prezydent i dużo osób z jego kancelarii. Ten wyjazd był wyjazdem na prezydenckim więc gdzie to upamiętnić? W sejmie? przez budynkiem rządu? a może na stadionie Legii? Jakie miejsce proponujesz?- w tym miejscy, w tygodniu żałoby narodowej pojawiło się kilkaset tysięcy ludzi i postawiło krzyż. Oczywiście można ich olać, bo w końcu kim oni są, jakie myślenie reprezentują, jaką opcje popierają. Demokracja owszem, ale nie dla oszołomów. Tylko czy takie podejście do tych ludzi jest demokratyczne? Zobacz, że na JK głosowała prawie połowa wyborców. Czy ci ludzie się nie liczą?- a niby dlaczego „krzyż ma zniknąć z przestrzeni publicznej”? To jakiś nowy dogmat. Ja nie jestem katolikiem ale żyję w kraju, gdzie szanuje się innych – przynajmniej tak mi się wydaje.Ale jeżeli chcesz się przyłączyć do walczących z mitologizowaniem Lecha Kaczyńskiego to ciągnij tak dalej, tylko co Ci zostanie za 40 lat jak rządzić Tobą będą Twoje dzieci, nie mające skąd odwołać się do wartości innych niż piwo Lech i napój energetyzujący.

Aa,

August 13, 2010 13:52

Skomentuj komentarz

A ja sie nie zgadzam, a co, wolno mi.Brak akceptacji powszechnej krzyza nie jest wynikiem zadnej manipulacji antyPIS! To tak jakby nieakceptowanie krzyza jako symbolu odwolywalo sie do wrogow PIS a zwolennikow PO. Ja nie mieszam sie do polityki, obserwuje jedynie ale na krzyz nie zgadzam sie.Jesli w gre wchodzi jakas manipulacja, to owszem narod jest zmanilupowany ale symbolem krzyza ktory wykorzystuje sie wszedzie, jak powiedziales, nawet bez zwiazku z religia. Ale ten brak zwiazku to pozor: POlska jest nieoficjalnie krajem katolickim gdzie symbole religijne sa naduzywane nawet w kontekscie pozornie nie majacym z religia nic wspolnego. I tak: cos sie nie podoba? protestujemy? KRZYZ! Zaslonmy sie Chrystusem ktory jest jednak „jakims” autorytetem w panstwie poddanym KRK. Kto sie odwazy podniesc reke na obronce krzyza? Polska zawsze silnie byla zwiazana z kosciolem, za silnie przez setki lat. Utknal nam ten krzyz w glowach tak ze trudno logicznie myslec i uzywac rozsadnych argumentow. Kosciol (czyt. krzyz) kojarzy sie takze z walka Polski o niepodleglosc, byc partyjnym znaczylo odejsc od kosciola. 50% glosowalo na Kaczynskiego ale to nie znaczy ze glosowalo na wszechobecnosc krzyza i KK. Piszesz ze zyjesz w kraju gdzie szanuje sie innych. Bzdura. Nie szanuje sie. Bo przemyca nam sie chrzescijanskie symbole (powinnam powiedziec katolickie jednak) do swieckim miejsc. RP ma byc panstwem swieckim. Wykorzystywanie krzyza to naduzycie i ja sie sprzeciwiam.A tak na zakonczenie to przypomne ze krzyz cale lata zle sie kojarzyl, wykorzystywany np w krucjactach do „nawracania” niewiernych. Teraz garstka biednych staruszkow ktorym ten krzyz zamotal w glowach, czesto pelnych nienawisci do innych wyznan (zydow), przekonana o koniecznosci wielkiej misji robi sobie cyrk w centrum stolicy.

g,

August 15, 2010 20:03

Skomentuj komentarz

Aa, troszeczkę kontekstu historycznego przytaczasz, ale dzisiaj okoliczności są inne. Przypomnijmy fakty. Ale od początku tzn. od 14 kwietnia, a nie od dnia próby przenoszenia. Krzyża nie postawiły władze państwowe, ani hierarchia kościelna, ani zwolennicy PiS na wiecu.Krzyż postawili harcerze.A dlaczego go postawili ?Ponieważ Polacy, w dość dużej liczbie ludzi i chyba raczej spontanicznie, żałowali śmierci prezydenta i innych i zbierali się w jednym miejscu. A naturalne jest, że w kraju chrześcijańskim (katolickim, protestanckim, prawosławnym) taka żałoba łączy się z symbolami religijnymi.Pewna liczba ludzi ma tę przypadłość, że w takich chwilach, nachodzi ich pamięć historyczna.Oczywiście nie wszyscy żałowali bardzo, nie wszyscy głęboko, ale spora grupa właśnie tak.Czy widzisz tu jakiś atak krzyżem ?Owszem manifestowano religijnie (krzyż) w sprawie państwowej (śmierć przedstawicieli władzy).Ale robili to ludzie. I robili to spokojnie. A to nie to samo co pójście na wojnę z mieczem i krzyżem. To nawet nie to samo co rozwieszenie krzyży w urzędach zadekretowane przez władzę, albo religia w salach szkolnych.Myślę że to był kawałek historii, o której będzie się pamiętać.Wtedy krzyż nie budził powszechnej kontrowersji.Coś dziwnego stało się cztery miesiące później. Dziwne to byłoby jedynie dla kogoś, kto nie znałby partyjnych sporów w kraju nad Wisłą. Załóżmy na chwilę, ze ich nie ma.Oto najpierw stała się katastrofa, w której zginęli przedstawiciele władzy. Ludzie najpierw żałowali, potem wybrali nową władzę. Wydawało by się że ta, zadowolona, że ludzie tak bardzo władzę żałować potrafią, powinna miejsce jeszcze bardziej upamiętnić. Ale nie, ta w pierwszym odruchu rządzenia postanowiła troszeczkę pamięć ludzi o tym żałowaniu władzy zatrzeć (tzn. krzyż przenieść z miejsca, które wszyscy pamiętali i które jest godne, do miejsca, w którym szybko by o nim zapomniano i które też jest godne).Dziwne jest to tym bardziej, że nawet Ci ludzie, którzy wybrali nową władzę, też, jak sami mówili wtedy, żałowali.Dziwne jest też to, że hierarchia kościelna na przeniesienie krzyża łatwo się zgodziła, co czyżby świadczyło o tym, że państwo jest jakoś wyznaniowe ?Tak więc moje pytanie jest takie: po co było ten krzyż przenosić ?Aa, czy przed awanturą o przenoszenie, krzyż też Ci przeszkadzał ?Jeśli nie, to znaczy że ktoś Cię sprowokował.Może i odpowiesz że tak, przeszkadzał. Ale w takim razie, w tej właśnie historii, chyba jednak, tak mi się wydaje, to Ty właśnie atakujesz.

Aa,

August 16, 2010 13:40

Skomentuj komentarz

Moze moj tekst rzeczywiscie nie jest w lagodnym tonie ale to skutek mojej irytacji cala sytuacja. Wiec tak: nie ma chyba nikogo ktorym smolenska katastrofa nie wstrzasnela. Zgineli ludzie, (jak w innych katastrofach)ale byli to ludzie sczczegolni dla nas Polakow wiec jak najbardziej zasluguja na zalobe. Narodowa. Nikt w to nie watpi. Kwestia jest tylko czy na pewno Wawel byl odowiednim miejscem i czy krzyz jest odpowednim symbolem upamietniajacym pamiec po ludziach reprezentujacych panstwo swieckie. A Wawel to przeciez miejsce dla ludzi jednoznacznie okreslonych przez historie. A czy prezydentura sp. L. Kaczynskiego byla jakas wybitna? Palac prezydencki czy sejm nie sa odpowiednim tlem dla krzyza bo to symbol nie wszystkich Polakow a rzad i prezydent tak. Czy krzyz mi wczesniej przeszkadzal?Sam krzyz nie (mam jeden na lancuszku i czasem nosze)ale narzucanie, przemycanie symboli (zawsze jest podtekst) tak. Nie chce zadnych symboli religijnych w miejscach swieckich, nie chce religii w szkole, krzyzy w klasach. od tego sa salki parafialne, wiec jak ktos chce na religie chodzic jest tam mile widziany. Wiec wg Ciebie sa dwa wyjscia: albo mnie sprowokowano albo atakuje. A moze bronie sie po prostu przed czyms co chca mi na sile narzucic?

g,

August 17, 2010 22:01

Skomentuj komentarz

Ciekawa wypowiedź w sprawie krzyża i nie tylko, osoby, o której powiedziałbym że jest z drugiej strony barykady.Trochę długie ale warto przeczytać. Wywiad z Marią Szyszkowską w Rzeczpospolitej.Co pani myślała, oglądając relację z próby przeniesienia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego? Że osoby modlące się pod krzyżem to fanatycy religijni. Jednak uważam, że nie należy im przeszkadzać, jeśli modlitwa jest sensem ich życia, jeśli są przekonani, iż postępują właściwie. A poza tym przecież nie stoją na środku jezdni, nie tamują ruchu. Dlatego zbulwersowały mnie słowa wicemarszałka Niesiołowskiego. Co takiego dokładnie? W jego wypowiedziach była wielka pogarda dla modlących się pod krzyżem! Byłam tym przykro zaskoczona. Nie bierze się pod uwagę woli mniejszości, która żąda, aby krzyż pozostał przed pałacem. A przecież tyle mówi się o tym, że demokracja to ustrój, który szanuje oczekiwania rozmaitych mniejszości.Pani zdaniem krzyż powinien przed Pałacem Prezydenckim pozostać? Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ten krzyż jest szczególny. Ktoś postawił go, aby być bliżej zmarłego prezydenta. Ulica jest wprawdzie wspólna, ale uważam, że nikomu, naprawdę nikomu, nie powinna przeszkadzać grupa modlących się ludzi. A poza tym mamy krzyże upamiętniające zmarłych zarówno przy polnych drogach, szosach, jak i na ulicach miast. Jak to? To nie jest już pani zwolenniczką zdejmowania krzyży w miejscach publicznych? Uważam, że krzyż powinien być w świątyniach, ewentualnie w miejscach upamiętniających poległych. Jeśli poważnie traktuje się koncepcję państwa demokratycznego, to powinno być ono neutralne światopoglądowo. Przecież w szpitalu są ludzie rozmaitych wyznań, a wisi tylko jeden typ krzyża. Poza tym w Polsce żyją agnostycy, ateiści, ludzie bezwyznaniowi, wyznawcy religii niechrześcijańskich. Czym innym jest stosunek do Boga, a czym innym rozwiązywanie spraw publicznych, które powinno być wolne od nacisku jakiegokolwiek wyznania religijnego. Poza tym w ustroju demokratycznym istnieje wymóg szacunku dla mniejszości, także religijnych. Uważa pani, że mniejszości religijne nie są w Polsce szanowane? U nas narzucany jest światopogląd katolicki. Nie chcę przez to powiedzieć, że moralność katolicka jest wadliwa – zostałam w niej wychowana. Ale przecież walczyliśmy o państwo wieloświatopoglądowe, o społeczeństwo obywatelskie, inne niż w PRL. A tymczasem, gdy są jakieś spory przy stanowieniu ustaw, następuje milczące odwołanie do prawa naturalnego w ujęciu tomistycznym, czyli ujęciu Kościoła katolickiego. Nie mówi się o tym, że jest wiele teorii prawa naturalnego. Kto inny, jak nie ustawodawca, powinien się wznieść ponad własny światopogląd, tak, by nie narzucać go całemu społeczeństwu? Stąd bardzo ważny postulat państwa neutralnego światopoglądowo. Wielu komentatorów wydarzeń z Krakowskiego Przedmieścia twierdzi, że szwankuje konstytucyjny zapis o neutralności światopoglądowej państwa. Pani też tak myśli? Polska jest państwem katolickim, a nie neutralnym światopoglądowo. Nikt, czy to prawica, czy lewica, nie ma odwagi uchwalić ustawy, która pozostawałaby w sprzeczności z etyką katolicką. Podaje się argument, że Polacy w większości są katolikami. Tylko ile w tym deklaracji, a ile prawdy? Nie krytykowałabym, gdyby jawnie powiedziano, że jesteśmy państwem katolickim. Tymczasem w konstytucji jest napisane, że Polska to państwo demokratyczne. Nie zauważam tego, ale jeśli faktycznie mamy nim być, to choćby z tego względu nikt nie powinien przeciwstawiać się mało licznej grupie modlącej się pod krzyżem. A jest zupełnie inaczej. Niektórzy widzą w tym słabość państwa. Dziwią mnie takie rozważania. Dlaczego mówi się, że państwo powinno być silne tylko wtedy, gdy chodzi o przeniesienie krzyża, a jednocześnie aprobuje się wszelkie jego słabości. Podstawowe bolączki społeczeństwa jak: bezrobocie, sprawy gospodarcze, zdrowotne, problemy emerytów nie są rozwiązane. A to jest obowiązek państwa. A sprawa powodzi? Gdyby na początku ogłoszono stan klęski żywiołowej, wiele spraw byłoby można rozwiązać z korzyścią dla powodzian. Dlaczego nikt nie zarzucał wtedy państwu, że jest słabe? To dlaczego teraz, pani zdaniem, pada argument o słabości państwa? Myślę, że politycy nie chcą narazić się episkopatowi, zwracając się do niego z prośbą, aby rozwiązał ten problem. Uważam, że to jest sprawa tylko i wyłącznie władz Kościoła katolickiego i spór powinien rozstrzygnąć ktoś, kto ma autorytet. Czyli kto? Kardynał Glemp. Ale episkopat twierdzi, że Kościół nie jest stroną w sporze, a w całej sprawie nie chodzi o krzyż, ale o to, co politycy mogą ugrać. Zgadzam się z tym, że Kościół nie jest stroną w tym sporze. Uważam tylko, że powinien się tą sprawą zająć, by uszanować wolę modlących się ludzi. Poza tym krzyż jest symbolem religijnym i żaden z polityków nie powinien go ruszać. Natomiast rozumiem, dlaczego Kościół odwleka taki moment. Jest w trudnej sytuacji. Wygodniejszy byłby dla niego stan harmonii ze wszystkimi stronami, które oczekują jego poparcia. W razie takiego czy innego zwycięstwa politycznego zyskuje wtedy za to pewne przywileje. A proszę nie zapominać, że o jego poparcie jawnie stara się Prawo i Sprawiedliwość, a także, choć po cichu, Platforma Obywatelska. Mamy więc walkę krzyżem? Niewątpliwie tak. Chociaż ci, którzy modlą się pod krzyżem, robią to w dobrej wierze. W większości są to ludzie prości, słabo wykształceni, którzy nie zdają sobie sprawy, że zachodzi tu jakaś manipulacja. A prawda jest taka, że toczy się silna walka Platformy Obywatelskiej przeciwko PiS. Tak jak kiedyś za pomocą zręcznych, a zarazem brzydkich posunięć udało się wyeliminować z życia publicznego Samoobronę, tak teraz u podłoża walki o krzyż leży chęć eliminacji PiS z życia publicznego. To byłoby groźne z wielu powodów. PiS jest partią ideową, krzewi patriotyzm. W działaniach Platformy Obywatelskiej żadnych idei oprócz prywatyzacji Polski nie umiem odnaleźć. Poza tym nie chciałabym na powrót żyć w państwie jednopartyjnym. Wielopartyjność jest jednym z istotnych warunków demokracji. W sprawę krzyża angażuje się też SLD. To jest przykład gry politycznej. SLD, które organizowało ostatnią manifestację, nie protestowało przeciwko krzyżom w miejscach publicznych, gdy sprawowało władzę. Wręcz odwrotnie, Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski zabiegali o aprobatę Kościoła. Nie chcieli się też zgodzić na ustawy, które byłyby sprzeczne z etyką katolicką. Dlatego to, co robi teraz SLD, jest nieprzyzwoite, wzmaga podziały w społeczeństwie. A może zamiast krzyża powinien być wybudowany pomnik ku czci Lecha Kaczyńskiego? Raczej nie. Jest za dużo pomników, a poza tym miałam pretensje do Lecha Kaczyńskiego za to, że nie rozmawiał ze społeczeństwem. Wtedy przynajmniej Polacy mieliby świadomość, że przedwyborcze zamiary PiS są nadal aktualne, tylko – dopóki nie dojdzie znów do władzy – niemożliwe do spełnienia. Zresztą uważam, że wiele zapowiedzi ze strony Prawa i Sprawiedliwości było trafnych, łącznie z tą, by zbadać legalność osiągniętych w Polsce fortun. Uważam jednak, że należy się szacunek tym, którzy chcą pomnika, zwłaszcza że blisko połowa społeczeństwa głosowała w wyborach prezydenckich na Jarosława Kaczyńskiego. Choćby z tego względu należy to rozważyć, a nie odnosić się z pogardą do takiego pomysłu. Jeśli przed pałacem stoi pomnik Poniatowskiego, to może stać i inny. Skoro w pani odczuciu pomnik nie jest potrzebny, to może zadowala panią odsłonięta na ścianie Pałacu Prezydenckiego tablica ku czci ofiar? Tablica jako sposób upamiętnienia ofiar tragedii była dobrym pomysłem, ale okoliczności jej umieszczenia były skandaliczne. Dlaczego? Pracownicy Kancelarii Prezydenta, który wygrał wybory niewielką przewagą głosów, nie powinni byli po cichu, bez udziału rodzin tych, którzy zginęli, zajmować się tą sprawą. Nie wspominając o tym, że byli oni zbyt niscy rangą, by brać udział w odsłonięciu. Nie słyszałam też, by były w tej sprawie jakieś konsultacje. To przejaw nieprzyzwoitości ze strony tych, którzy podjęli taką decyzję i brak szacunku dla Jarosława Kaczyńskiego oraz rodzin pogrążonych w żałobie. A wracając do źródła tych wydarzeń, czyli tragedii smoleńskiej z 10 kwietnia. Pamięta pani, co robiła, gdy dowiedziała się o katastrofie? Tak. Jechałam pociągiem z Nałęczowa do Warszawy na wykład. Nic jeszcze wtedy nie wiedziałam. Przeżyłam wstrząs dopiero, gdy weszłam do pustej sali wykładowej. Sekretarka powiedziała, że studenci poszli do domu, że stało się nieszczęście. Czułam przerażenie. Przeżywała pani jakoś ten tydzień po katastrofie? Cieszyłam się, że przez pierwsze dwa dni była atmosfera pojednania. Jednak głęboko w duchu czułam, że nie potrwa ona długo. Przypomniała mi się śmierć papieża Jana Pawła II. Wtedy też mówiono o powstaniu pokolenia JP2. Według mnie są to powierzchowne przemiany. Nie widzę, żeby to pokolenie było czymś szczególnym. Nie jest ani lepsze, ani gorsze od innych. A potem jeszcze głos pana Wajdy w sprawie pochówku prezydenta. Odebrałam to jako głęboki nietakt. Niektórzy doszukują się w tych wydarzeniach odrodzenia polskiego mesjanizmu, a pani? Uważam, że polski mesjanizm cały czas funkcjonuje. Ostatnie wydarzenia tylko go wzmocniły. Występuje poczucie, że Polacy mają do spełnienia misję nawracania, czy to grekokatolików, czy prawosławnych na katolicyzm. Mesjanizm jest w Polsce dość silny. Szczególnie zaznaczył się w kazaniach prymasa Wyszyńskiego. To jest poczucie, że mamy duchowo odrodzić Zachód. Zgadzam się, że jest on przesadnie zmaterializowany i trzeba mu wskazać jakąś ideę, a nie dobra materialne jako cel istnienia. Brzmi to dość dziwnie w ustach osoby, która na czas papieskich pielgrzymek zamykała się w domu, zasłaniała okna i czytała „NIE” Urbana. Wie pani, czułam, że te spotkania z papieżem nie prowadzą do odnowy duchowej, że jest w tym doza zakłamania. Społeczeństwu był potrzebny jakiś bohater, autorytet, ale nie po to, by jego słowa wcielać w życie. Ale wtedy odbierano to jako niechęć do papieża, a nie do postaw Polaków. W takim razie niesłusznie. Aczkolwiek cenię papieża Jana XXIII. Mam wrażenie, że złagodniała pani w poglądach. Nie złagodniałam. Nadal jestem wierna swoim przekonaniom. W PRL boleśnie odczułam brak wolności, którą bardzo cenię. A skoro tak, to nie mogę mieć pretensji, że ktoś modli się pod krzyżem, bo uważa to za swoją misję czy powołanie. To może skoro broni pani PiS, wstąpi pani do tej partii? Prawo i Sprawiedliwość nie stoi na gruncie wieloświatopoglądowości. Utrwala wyznaniowy charakter państwa. Ale jest mi bliski program społeczny tej partii. Cieszyłam się, gdy Lech Kaczyński zatrzymywał ustawy prywatyzacyjne. Gdy na koncercie Sławy Przybylskiej posadzono mnie obok Marii Kaczyńskiej, prosiłam, by mu to przekazała. Prof. Maria Szyszkowska jest filozofem, politykiem lewicy, działaczką społeczną, wykładowcą akademickim. Była członkiem SLD i senatorem tej partii w latach 2001-2005

Skomentuj notkę
* * * * * * * *

Pytanie #1:
Jaki jest Twój stosunek do ekologów, przypinających się do drzew by zablokować przecinającą dolinę Rospudy budowę obwodnicy Augustowa?
– Ekologia jest bardzo ważna. Dobrze, że protestują inaczej dla naszych dzieci nie pozostanie nic z piękna naszej ziemi.
– Mieszkańcy Augustowa są ważniejsi niż żaby! Należy czym prędzej wybudować tą obwodnicę bo nie da się żyć w mieście, przez które stale przejeżdża 5 ciężarówek na minutę?

Pytanie #2:
Jaki jest Twój stosunek do ludzi, którzy swoimi ciałami bronią postawionego na Krakowskim Przedmieściu przez harcerzy krzyża upamiętniającego katastrofę Smoleński?
– Opozycja prowadzi niegodną politykę grając krzyżem, którego miejsce jest w kościele. Należy natychmiast krzyż usunąć i nie tworzyć legendy byłego prezydenta.
– Ta grupa obywateli (podkreślam – obywateli) reprezentuje znaczną część społeczeństwa, dla której upamiętnienie tej tragedii w ten sposób jest ważne. Czy rzeczywiście tak jest, że konserwator zabytków jest ważniejszy niż tak znaczący ruch społeczny?

* * * * * * * *

A może olejmy emocje, dajmy sobie spokój z prowokacją niektórych polityków i mediami, tą prowokację wspierającymi we władnym interesie i przejdźmy do meritum obu tych spraw?
W obu przypadkach chodzi o to jaka ma być Polska, jakie ma być środowisko w którym żyjemy, o to kto jest podmiotem a kto tylko przedmiotem wykorzystywanym przez tych, którzy uważają, się na jedyne podmioty. Myślenie nie boli, więc myślmy a nie powtarzajmy to co podaje nam do powtarzania TVN i Wyborcza.

Ale zastanawiając się nad tym jaka ma być Polska należy dobrze się zastanowić nad swoim światopoglądem. Bez takie refleksji z odpowiedzi zgodnych z tezami Gazety Wyborczej można wylądować w świecie tez ojca Rydzyka, czyli z oszołomstwa w oszołomstwo a przekonany jestem, że właśnie o to diabłu i politykom chodzi. A więc zastanawiające się jaka ma być Polska może należy wyjść do tego skąd jestem, kim jestem i dokąd zmierzam. Może należy zadać sobie pytanie: czy pan Bóg jest czy też może go nie ma? A może warto przemyśleć tezę, czy może życie ma jakieś znaczenie czy też jestem przypadkiem i liczy się tylko dziś, może jutro?

Każda odpowiedź wynikająca z myślenia jest dobra a im więcej myślenia tym lepiej, bo bliżej prawdy i Prawdy (piszę z dużej litery, ale nie chodzi mi tu o tytuł pewnej gazety z lat dawnych). Każda odpowiedź jest dobra bo rodzi indywidualność a nie wtłacza nas proste odpowiedzi typu „to oszołomy od Rydzyka” albo „precz z liberałami”.

Do przemyślenia tego tematu czuję się dziś zachęcony. Skąd jestem? Poco jestem? Dokąd zmierzam i jak się to ma do akcji na Krakowskim Przedmieściu.

Michał – thx. za prowokację. Bez niej nie chciałby by mi się tego napisać, ale czy to pisanie miało sens to już musisz ocenić sam.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
krzyż,
smoleńsk,
tragedia smoleńska,
krakowskie przedmieście,
wojna o krzyż

Komentarze: (15)

anonim,

August 3, 2010 17:54

Skomentuj komentarz

Kopiuje w FaceBookaPawel Tutka: Gdyby rząd wiedział jaka głośna będzie awantura z krzyżem… to zapewne dzisiaj rozmawiano by o 33% podatku VAT.

g,

August 3, 2010 22:48

Skomentuj komentarz

Jestem właśnie po szkle kontaktowym.Tam awantura z krzyżem świetnie się sprzedaje.Czemu rząd miałby chcieć o vacie rozmawiać ?

Michal,

August 3, 2010 20:22

Skomentuj komentarz

Hmm… To Ty mnie teraz sprowokowałeś… aby o tym wszystkim pomyśleć (i to najlepiej jakoś teraz a nie znowu 'kiedyś’).Może jakby ktoś pomyślał o żabach ratując mieszkańców Augustowa to inaczej zaprojektowałby obwodnicę.Może jakby ktoś pomyślał przed ogłoszeniem „przenoszenia” krzyża..

anonim,

August 3, 2010 22:44

Skomentuj komentarz

Sądzisz że ktoś nie pomyślał ?Oj byłby ten krzyż solą w oku dla obecnego prezydenta.A tak, ludzie szybciej zapomną…

w34,

August 4, 2010 09:44

Skomentuj komentarz

Bo ja jestem … Ja jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro, Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pamiętasz?Wiem, że tu zupełnie nie na temat ale znalazłem i sobie tu zachowuje.W34.Ja jestem pro, Jerzy KlesykJa jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro,Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pionek historii, władzy trzon,Co wyzwala w was emocje, burzy krew!Ja funkcjonariusz nieuchwytny,Po cichu zjawiam się i niknę,I z igły widły robię, wodę z mózgu, ludu gniew!To ja wyciągam ludzi na zwierzeniaI ja najgłośniej zawsze w tłumie krzyczę,A jeśli mi uwierzą i jeśli zawtórują,To wielu z nich dość długo będzie milczeć!To ja wychodzę, gdy nadchodzi ciemność,Człowieka szukam, który dzisiaj zgrzeszy.Być może go obrażę, być może się uniesie.Bo chcę uderzyć, lecz niech on uderzy pierwszy!To ja szeptałem w uszy przed wiekami,Że czarownice stanowią wielkie zło.I wystarczyło potem, by jeden wskazał palcem,A już krzyczeli wszyscy: Na stos! Na stos! Na stos!Na moim grzbiecie Neron stawiał stopę,Ja byłem gotów na każde zawołanie.To ja nad brzegiem Tybru nocami mordowałemI ja krzyczałem potem: To wszystko chrześcijanie!To ja pracuję i drukuję nocą,Ulotki się rozklei jutro w mig.I wszyscy się dowiedzą, i wszyscy się dowiedzą,Że taki jeden w kraju to Żyd, Żyd, Żyd!To ja pisuję artykuły w prasie,Od których już z daleka czujesz swąd.To wszystko jest celowe i dobrze przemyślane,Niech ktoś zareaguje i popełni błąd!

Aa,

August 4, 2010 09:20

Skomentuj komentarz

Krzyz – chrzescijanski symbol meczenskiej smierci Chrystusa (nie siegam dalej wstecz). Dla katolikow symbol kultu, dla innych: narzedzie zbrodni. Krzyz pod palacem i sejmem – dzielo polskich katolikow (glownie narodowych, ziejacych nienawiscia do innych wyznan, glownie do Zydow).Polska (RP) – religia dominujaca rzymski katolicyzm. Przez część swojej historii Rzeczpospolita Polska była jendak panstwem niepodległym, wieloetnicznym i wielowyznaniowym.Krzyz wiec jako katolicki symbol kultu ma swoje miesce w swiatyni katolickiej a nie we wspomnianych miejscach publicznych. Ciekawe tylko jak sobie z tym poradzi rzad. Tyle na temat.

w34,

August 4, 2010 09:45

Skomentuj komentarz

Ojej!Wolność słowa, wolność bloga.

Hocus,

August 4, 2010 13:06

Skomentuj komentarz

A czy Ciebie też boli w krzyżu? ;-)http://hocus.3a.pl/krzyznet.jpg

Aa,

August 4, 2010 16:10

Skomentuj komentarz

HeheSzczerze mowiac to czasem pobolewa, ale nie jest to skutkiem zlej POstawy ale dyskopa(r)ti.

w34,

August 5, 2010 16:45

Skomentuj komentarz

Uzupełniający dialog z Mariusze, przenoszę z FaceBookaMariusz:Barierki są Wojtku zawsze obustronne… bariery niefizyczne są często gorsze od tych fizycznych… szkoda, że pod jednym z wczorajszych wpisów nie napisałeś mi, jak Ty byś postąpił w takiej sytuacjiWojtek:Mariuszu – ja naprawdę nie wiem. Ja już wiem, że walka ze skutkami zaniedbań (albo celowych działań) na wyższym poziomie powoduje tylko to, że pojawią się inne nieprzyjemne skutki. No bo co – usuniesz na siłe? Kogoś pokrzywdzisz. Zostawisz? …Masz dużą grupę niezadowolonych i argument, że ciemnogród atakuje.Nie znam rozwiązania na tym poziomie – ale mam diagnozę na innym i ta diagnoza mówi, że „grzech”. Grzech traktowania siebie jako najważniejszej istoty we wszechświecie, swoich potrzeb i zachcianek, jako czegoś czemu musi być bezwzględnie podporządkowane wszystko, grzech żądzy władzy, którą należy zdobyć za wszelką cenę i na koniec, choć może to powinno być na początku, grzech nie właściwej relacji ze Stwórcą, który stworzył każdego z nas i całe ten świat. Grzech jest moim problemem i grzech jest problemem tych, którzy swoimi działaniami doprowadzili do sytuacji na Krakowskim,,,,, ale też do tego że nasze państwo jest takie popieprzone, że Europa się sypie, że na świecie mamy głod, nędzę i cierpienie.Widzisz jak łatwo przeskoczyłem z tego konkretnego przypadku do bardzo, ale to bardzo ogólnej zasady światopoglądowej (o którą pewnie też z wieloma będzie można się spierać trwając w kolejnym grzechu). Ale zaraz zejdę z powrotem na poziom Krakowskiego…. Grzech jest problemem, ale z tym grzechem każdy z nas może sobie poradzić. Ja jakoś próbuję, gadam z o tym z moim Szefem, on mówi mi co mam robić ale potem znowu robię swoje (czytaj: grzech), więc potem znowu gadam. Fajne jest to, że wiem coraz więcej, że widzę bardziej i co ważne, coraz bardziej poznaję JEGO. To jest zasada, którą próbuję stosować i przypuszczam, że ona też była by rozwiązaniem problemy tego krzyża, gdyby za kawałkiem drewna, albo za ideą, albo antyidea pojawił się prawdziwy Bóg i do niego ludzie by się odwoływali.No i dochodzę do mojego rozwiązania:- modlitwa – można samemu gadać z Szefem, prosząc o przebudzenie dla siebie i dla tego kraju, od polityków zaczynając. Były wybory – była okazja by http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31277 ale tetaz też należy http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=30573- proszenie o myślenie – to też można. zamiast przekonywać do jakiegoś działania proponować szukanie zasad, a dokładnie szukanie Boga, którzy ustawił zasady.To moja propozycja – tego dzisiejszego konfliktu nie rozwiąże, ale może przyszłe? może jakieś przebudzenie, jak to z XVI wieku w Polsce albo z przez 20 lat u Zulusów? A jeżeli nawet nie będzie przebudzenia to może ten, lub tamten, może wieczność bo przecież życie ludzkie jest takie krótkie.Mam nadzieję, że złapałeś o co mi chodzi w tej pisaninie. Jak nie – jestem do dyspozycji.W.#Mariusz:@W: myślę, że załapałem i w pełni się zgadzam, że chodzi o egozimy, niezależnie od tego czy zakwalifikujemy je z punktu widzenia wiary , czy też świecko, – nazwijmy je „misie” (wydaje MI SIE, chce MI SIE etc). Więc te Misie rozszarpują k…ażdą społeczność i ten trend nie jest dobry. Dziękuję za odpowiedź.Ja chyba z tymi ludźmi spróbowałbym porozmawiać. Bez kamer. I niekoniecznie na ulicy. Bo tak naprawdę chyba, nie chodzi im wcale o ten krzyż, w tym miejscu. Zobacz więcej

anonim,

August 9, 2010 17:46

Skomentuj komentarz

Z FaceBooka:Tomasz Wawrzyczek:Macierewicz mówi o powszechnej akceptacji obecności krzyża. No to ja jestem jakiś margines, bo jestem wbrew. Nie w tym miejscu.W34:No bo jesteś zmanipulowany przez ideologie antyPIS. Spróbuj nieco obiektywnie, zapomnij o Kaczorach:- w Polsce do upamiętniania służą krzyże, niekoniecznie w kontekście religijnym. Zobacz – masz krzyż pod kopalnią Wujek, masz krzyże przed stocznią w Gdańsku, masz krzyże od Poznania ’56 ale (!) masz też krzyże na każdym ostrzejszym zakręcie, gdzie wracały ostre chłopaki z dyskoteki i nie wyrobili. Krzyżem się upamiętnia – to fakt nr 1. Oczywiście możesz go nie akceptować.- w katastrofie smoleńskiej zginęło sporo ważny ludzi – takie rzeczy się upamiętnia. Zobacz – masz upamiętnienia katastrofy w 82, w 87 a nawet na Krowiarkach jest tablica (z krzyżem) upamiętniająca wypadek lotniczy z 1969. Czy uważasz, że tej katastrofy nie należy upamiętniać? Zrobili to już na Węgrzech a w Polsce?- w tej katastrofie oprócz innych zginął prezydent i dużo osób z jego kancelarii. Ten wyjazd był wyjazdem na prezydenckim więc gdzie to upamiętnić? W sejmie? przez budynkiem rządu? a może na stadionie Legii? Jakie miejsce proponujesz?- w tym miejscy, w tygodniu żałoby narodowej pojawiło się kilkaset tysięcy ludzi i postawiło krzyż. Oczywiście można ich olać, bo w końcu kim oni są, jakie myślenie reprezentują, jaką opcje popierają. Demokracja owszem, ale nie dla oszołomów. Tylko czy takie podejście do tych ludzi jest demokratyczne? Zobacz, że na JK głosowała prawie połowa wyborców. Czy ci ludzie się nie liczą?- a niby dlaczego „krzyż ma zniknąć z przestrzeni publicznej”? To jakiś nowy dogmat. Ja nie jestem katolikiem ale żyję w kraju, gdzie szanuje się innych – przynajmniej tak mi się wydaje.Ale jeżeli chcesz się przyłączyć do walczących z mitologizowaniem Lecha Kaczyńskiego to ciągnij tak dalej, tylko co Ci zostanie za 40 lat jak rządzić Tobą będą Twoje dzieci, nie mające skąd odwołać się do wartości innych niż piwo Lech i napój energetyzujący.

Aa,

August 13, 2010 13:52

Skomentuj komentarz

A ja sie nie zgadzam, a co, wolno mi.Brak akceptacji powszechnej krzyza nie jest wynikiem zadnej manipulacji antyPIS! To tak jakby nieakceptowanie krzyza jako symbolu odwolywalo sie do wrogow PIS a zwolennikow PO. Ja nie mieszam sie do polityki, obserwuje jedynie ale na krzyz nie zgadzam sie.Jesli w gre wchodzi jakas manipulacja, to owszem narod jest zmanilupowany ale symbolem krzyza ktory wykorzystuje sie wszedzie, jak powiedziales, nawet bez zwiazku z religia. Ale ten brak zwiazku to pozor: POlska jest nieoficjalnie krajem katolickim gdzie symbole religijne sa naduzywane nawet w kontekscie pozornie nie majacym z religia nic wspolnego. I tak: cos sie nie podoba? protestujemy? KRZYZ! Zaslonmy sie Chrystusem ktory jest jednak „jakims” autorytetem w panstwie poddanym KRK. Kto sie odwazy podniesc reke na obronce krzyza? Polska zawsze silnie byla zwiazana z kosciolem, za silnie przez setki lat. Utknal nam ten krzyz w glowach tak ze trudno logicznie myslec i uzywac rozsadnych argumentow. Kosciol (czyt. krzyz) kojarzy sie takze z walka Polski o niepodleglosc, byc partyjnym znaczylo odejsc od kosciola. 50% glosowalo na Kaczynskiego ale to nie znaczy ze glosowalo na wszechobecnosc krzyza i KK. Piszesz ze zyjesz w kraju gdzie szanuje sie innych. Bzdura. Nie szanuje sie. Bo przemyca nam sie chrzescijanskie symbole (powinnam powiedziec katolickie jednak) do swieckim miejsc. RP ma byc panstwem swieckim. Wykorzystywanie krzyza to naduzycie i ja sie sprzeciwiam.A tak na zakonczenie to przypomne ze krzyz cale lata zle sie kojarzyl, wykorzystywany np w krucjactach do „nawracania” niewiernych. Teraz garstka biednych staruszkow ktorym ten krzyz zamotal w glowach, czesto pelnych nienawisci do innych wyznan (zydow), przekonana o koniecznosci wielkiej misji robi sobie cyrk w centrum stolicy.

g,

August 15, 2010 20:03

Skomentuj komentarz

Aa, troszeczkę kontekstu historycznego przytaczasz, ale dzisiaj okoliczności są inne. Przypomnijmy fakty. Ale od początku tzn. od 14 kwietnia, a nie od dnia próby przenoszenia. Krzyża nie postawiły władze państwowe, ani hierarchia kościelna, ani zwolennicy PiS na wiecu.Krzyż postawili harcerze.A dlaczego go postawili ?Ponieważ Polacy, w dość dużej liczbie ludzi i chyba raczej spontanicznie, żałowali śmierci prezydenta i innych i zbierali się w jednym miejscu. A naturalne jest, że w kraju chrześcijańskim (katolickim, protestanckim, prawosławnym) taka żałoba łączy się z symbolami religijnymi.Pewna liczba ludzi ma tę przypadłość, że w takich chwilach, nachodzi ich pamięć historyczna.Oczywiście nie wszyscy żałowali bardzo, nie wszyscy głęboko, ale spora grupa właśnie tak.Czy widzisz tu jakiś atak krzyżem ?Owszem manifestowano religijnie (krzyż) w sprawie państwowej (śmierć przedstawicieli władzy).Ale robili to ludzie. I robili to spokojnie. A to nie to samo co pójście na wojnę z mieczem i krzyżem. To nawet nie to samo co rozwieszenie krzyży w urzędach zadekretowane przez władzę, albo religia w salach szkolnych.Myślę że to był kawałek historii, o której będzie się pamiętać.Wtedy krzyż nie budził powszechnej kontrowersji.Coś dziwnego stało się cztery miesiące później. Dziwne to byłoby jedynie dla kogoś, kto nie znałby partyjnych sporów w kraju nad Wisłą. Załóżmy na chwilę, ze ich nie ma.Oto najpierw stała się katastrofa, w której zginęli przedstawiciele władzy. Ludzie najpierw żałowali, potem wybrali nową władzę. Wydawało by się że ta, zadowolona, że ludzie tak bardzo władzę żałować potrafią, powinna miejsce jeszcze bardziej upamiętnić. Ale nie, ta w pierwszym odruchu rządzenia postanowiła troszeczkę pamięć ludzi o tym żałowaniu władzy zatrzeć (tzn. krzyż przenieść z miejsca, które wszyscy pamiętali i które jest godne, do miejsca, w którym szybko by o nim zapomniano i które też jest godne).Dziwne jest to tym bardziej, że nawet Ci ludzie, którzy wybrali nową władzę, też, jak sami mówili wtedy, żałowali.Dziwne jest też to, że hierarchia kościelna na przeniesienie krzyża łatwo się zgodziła, co czyżby świadczyło o tym, że państwo jest jakoś wyznaniowe ?Tak więc moje pytanie jest takie: po co było ten krzyż przenosić ?Aa, czy przed awanturą o przenoszenie, krzyż też Ci przeszkadzał ?Jeśli nie, to znaczy że ktoś Cię sprowokował.Może i odpowiesz że tak, przeszkadzał. Ale w takim razie, w tej właśnie historii, chyba jednak, tak mi się wydaje, to Ty właśnie atakujesz.

Aa,

August 16, 2010 13:40

Skomentuj komentarz

Moze moj tekst rzeczywiscie nie jest w lagodnym tonie ale to skutek mojej irytacji cala sytuacja. Wiec tak: nie ma chyba nikogo ktorym smolenska katastrofa nie wstrzasnela. Zgineli ludzie, (jak w innych katastrofach)ale byli to ludzie sczczegolni dla nas Polakow wiec jak najbardziej zasluguja na zalobe. Narodowa. Nikt w to nie watpi. Kwestia jest tylko czy na pewno Wawel byl odowiednim miejscem i czy krzyz jest odpowednim symbolem upamietniajacym pamiec po ludziach reprezentujacych panstwo swieckie. A Wawel to przeciez miejsce dla ludzi jednoznacznie okreslonych przez historie. A czy prezydentura sp. L. Kaczynskiego byla jakas wybitna? Palac prezydencki czy sejm nie sa odpowiednim tlem dla krzyza bo to symbol nie wszystkich Polakow a rzad i prezydent tak. Czy krzyz mi wczesniej przeszkadzal?Sam krzyz nie (mam jeden na lancuszku i czasem nosze)ale narzucanie, przemycanie symboli (zawsze jest podtekst) tak. Nie chce zadnych symboli religijnych w miejscach swieckich, nie chce religii w szkole, krzyzy w klasach. od tego sa salki parafialne, wiec jak ktos chce na religie chodzic jest tam mile widziany. Wiec wg Ciebie sa dwa wyjscia: albo mnie sprowokowano albo atakuje. A moze bronie sie po prostu przed czyms co chca mi na sile narzucic?

g,

August 17, 2010 22:01

Skomentuj komentarz

Ciekawa wypowiedź w sprawie krzyża i nie tylko, osoby, o której powiedziałbym że jest z drugiej strony barykady.Trochę długie ale warto przeczytać. Wywiad z Marią Szyszkowską w Rzeczpospolitej.Co pani myślała, oglądając relację z próby przeniesienia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego? Że osoby modlące się pod krzyżem to fanatycy religijni. Jednak uważam, że nie należy im przeszkadzać, jeśli modlitwa jest sensem ich życia, jeśli są przekonani, iż postępują właściwie. A poza tym przecież nie stoją na środku jezdni, nie tamują ruchu. Dlatego zbulwersowały mnie słowa wicemarszałka Niesiołowskiego. Co takiego dokładnie? W jego wypowiedziach była wielka pogarda dla modlących się pod krzyżem! Byłam tym przykro zaskoczona. Nie bierze się pod uwagę woli mniejszości, która żąda, aby krzyż pozostał przed pałacem. A przecież tyle mówi się o tym, że demokracja to ustrój, który szanuje oczekiwania rozmaitych mniejszości.Pani zdaniem krzyż powinien przed Pałacem Prezydenckim pozostać? Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ten krzyż jest szczególny. Ktoś postawił go, aby być bliżej zmarłego prezydenta. Ulica jest wprawdzie wspólna, ale uważam, że nikomu, naprawdę nikomu, nie powinna przeszkadzać grupa modlących się ludzi. A poza tym mamy krzyże upamiętniające zmarłych zarówno przy polnych drogach, szosach, jak i na ulicach miast. Jak to? To nie jest już pani zwolenniczką zdejmowania krzyży w miejscach publicznych? Uważam, że krzyż powinien być w świątyniach, ewentualnie w miejscach upamiętniających poległych. Jeśli poważnie traktuje się koncepcję państwa demokratycznego, to powinno być ono neutralne światopoglądowo. Przecież w szpitalu są ludzie rozmaitych wyznań, a wisi tylko jeden typ krzyża. Poza tym w Polsce żyją agnostycy, ateiści, ludzie bezwyznaniowi, wyznawcy religii niechrześcijańskich. Czym innym jest stosunek do Boga, a czym innym rozwiązywanie spraw publicznych, które powinno być wolne od nacisku jakiegokolwiek wyznania religijnego. Poza tym w ustroju demokratycznym istnieje wymóg szacunku dla mniejszości, także religijnych. Uważa pani, że mniejszości religijne nie są w Polsce szanowane? U nas narzucany jest światopogląd katolicki. Nie chcę przez to powiedzieć, że moralność katolicka jest wadliwa – zostałam w niej wychowana. Ale przecież walczyliśmy o państwo wieloświatopoglądowe, o społeczeństwo obywatelskie, inne niż w PRL. A tymczasem, gdy są jakieś spory przy stanowieniu ustaw, następuje milczące odwołanie do prawa naturalnego w ujęciu tomistycznym, czyli ujęciu Kościoła katolickiego. Nie mówi się o tym, że jest wiele teorii prawa naturalnego. Kto inny, jak nie ustawodawca, powinien się wznieść ponad własny światopogląd, tak, by nie narzucać go całemu społeczeństwu? Stąd bardzo ważny postulat państwa neutralnego światopoglądowo. Wielu komentatorów wydarzeń z Krakowskiego Przedmieścia twierdzi, że szwankuje konstytucyjny zapis o neutralności światopoglądowej państwa. Pani też tak myśli? Polska jest państwem katolickim, a nie neutralnym światopoglądowo. Nikt, czy to prawica, czy lewica, nie ma odwagi uchwalić ustawy, która pozostawałaby w sprzeczności z etyką katolicką. Podaje się argument, że Polacy w większości są katolikami. Tylko ile w tym deklaracji, a ile prawdy? Nie krytykowałabym, gdyby jawnie powiedziano, że jesteśmy państwem katolickim. Tymczasem w konstytucji jest napisane, że Polska to państwo demokratyczne. Nie zauważam tego, ale jeśli faktycznie mamy nim być, to choćby z tego względu nikt nie powinien przeciwstawiać się mało licznej grupie modlącej się pod krzyżem. A jest zupełnie inaczej. Niektórzy widzą w tym słabość państwa. Dziwią mnie takie rozważania. Dlaczego mówi się, że państwo powinno być silne tylko wtedy, gdy chodzi o przeniesienie krzyża, a jednocześnie aprobuje się wszelkie jego słabości. Podstawowe bolączki społeczeństwa jak: bezrobocie, sprawy gospodarcze, zdrowotne, problemy emerytów nie są rozwiązane. A to jest obowiązek państwa. A sprawa powodzi? Gdyby na początku ogłoszono stan klęski żywiołowej, wiele spraw byłoby można rozwiązać z korzyścią dla powodzian. Dlaczego nikt nie zarzucał wtedy państwu, że jest słabe? To dlaczego teraz, pani zdaniem, pada argument o słabości państwa? Myślę, że politycy nie chcą narazić się episkopatowi, zwracając się do niego z prośbą, aby rozwiązał ten problem. Uważam, że to jest sprawa tylko i wyłącznie władz Kościoła katolickiego i spór powinien rozstrzygnąć ktoś, kto ma autorytet. Czyli kto? Kardynał Glemp. Ale episkopat twierdzi, że Kościół nie jest stroną w sporze, a w całej sprawie nie chodzi o krzyż, ale o to, co politycy mogą ugrać. Zgadzam się z tym, że Kościół nie jest stroną w tym sporze. Uważam tylko, że powinien się tą sprawą zająć, by uszanować wolę modlących się ludzi. Poza tym krzyż jest symbolem religijnym i żaden z polityków nie powinien go ruszać. Natomiast rozumiem, dlaczego Kościół odwleka taki moment. Jest w trudnej sytuacji. Wygodniejszy byłby dla niego stan harmonii ze wszystkimi stronami, które oczekują jego poparcia. W razie takiego czy innego zwycięstwa politycznego zyskuje wtedy za to pewne przywileje. A proszę nie zapominać, że o jego poparcie jawnie stara się Prawo i Sprawiedliwość, a także, choć po cichu, Platforma Obywatelska. Mamy więc walkę krzyżem? Niewątpliwie tak. Chociaż ci, którzy modlą się pod krzyżem, robią to w dobrej wierze. W większości są to ludzie prości, słabo wykształceni, którzy nie zdają sobie sprawy, że zachodzi tu jakaś manipulacja. A prawda jest taka, że toczy się silna walka Platformy Obywatelskiej przeciwko PiS. Tak jak kiedyś za pomocą zręcznych, a zarazem brzydkich posunięć udało się wyeliminować z życia publicznego Samoobronę, tak teraz u podłoża walki o krzyż leży chęć eliminacji PiS z życia publicznego. To byłoby groźne z wielu powodów. PiS jest partią ideową, krzewi patriotyzm. W działaniach Platformy Obywatelskiej żadnych idei oprócz prywatyzacji Polski nie umiem odnaleźć. Poza tym nie chciałabym na powrót żyć w państwie jednopartyjnym. Wielopartyjność jest jednym z istotnych warunków demokracji. W sprawę krzyża angażuje się też SLD. To jest przykład gry politycznej. SLD, które organizowało ostatnią manifestację, nie protestowało przeciwko krzyżom w miejscach publicznych, gdy sprawowało władzę. Wręcz odwrotnie, Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski zabiegali o aprobatę Kościoła. Nie chcieli się też zgodzić na ustawy, które byłyby sprzeczne z etyką katolicką. Dlatego to, co robi teraz SLD, jest nieprzyzwoite, wzmaga podziały w społeczeństwie. A może zamiast krzyża powinien być wybudowany pomnik ku czci Lecha Kaczyńskiego? Raczej nie. Jest za dużo pomników, a poza tym miałam pretensje do Lecha Kaczyńskiego za to, że nie rozmawiał ze społeczeństwem. Wtedy przynajmniej Polacy mieliby świadomość, że przedwyborcze zamiary PiS są nadal aktualne, tylko – dopóki nie dojdzie znów do władzy – niemożliwe do spełnienia. Zresztą uważam, że wiele zapowiedzi ze strony Prawa i Sprawiedliwości było trafnych, łącznie z tą, by zbadać legalność osiągniętych w Polsce fortun. Uważam jednak, że należy się szacunek tym, którzy chcą pomnika, zwłaszcza że blisko połowa społeczeństwa głosowała w wyborach prezydenckich na Jarosława Kaczyńskiego. Choćby z tego względu należy to rozważyć, a nie odnosić się z pogardą do takiego pomysłu. Jeśli przed pałacem stoi pomnik Poniatowskiego, to może stać i inny. Skoro w pani odczuciu pomnik nie jest potrzebny, to może zadowala panią odsłonięta na ścianie Pałacu Prezydenckiego tablica ku czci ofiar? Tablica jako sposób upamiętnienia ofiar tragedii była dobrym pomysłem, ale okoliczności jej umieszczenia były skandaliczne. Dlaczego? Pracownicy Kancelarii Prezydenta, który wygrał wybory niewielką przewagą głosów, nie powinni byli po cichu, bez udziału rodzin tych, którzy zginęli, zajmować się tą sprawą. Nie wspominając o tym, że byli oni zbyt niscy rangą, by brać udział w odsłonięciu. Nie słyszałam też, by były w tej sprawie jakieś konsultacje. To przejaw nieprzyzwoitości ze strony tych, którzy podjęli taką decyzję i brak szacunku dla Jarosława Kaczyńskiego oraz rodzin pogrążonych w żałobie. A wracając do źródła tych wydarzeń, czyli tragedii smoleńskiej z 10 kwietnia. Pamięta pani, co robiła, gdy dowiedziała się o katastrofie? Tak. Jechałam pociągiem z Nałęczowa do Warszawy na wykład. Nic jeszcze wtedy nie wiedziałam. Przeżyłam wstrząs dopiero, gdy weszłam do pustej sali wykładowej. Sekretarka powiedziała, że studenci poszli do domu, że stało się nieszczęście. Czułam przerażenie. Przeżywała pani jakoś ten tydzień po katastrofie? Cieszyłam się, że przez pierwsze dwa dni była atmosfera pojednania. Jednak głęboko w duchu czułam, że nie potrwa ona długo. Przypomniała mi się śmierć papieża Jana Pawła II. Wtedy też mówiono o powstaniu pokolenia JP2. Według mnie są to powierzchowne przemiany. Nie widzę, żeby to pokolenie było czymś szczególnym. Nie jest ani lepsze, ani gorsze od innych. A potem jeszcze głos pana Wajdy w sprawie pochówku prezydenta. Odebrałam to jako głęboki nietakt. Niektórzy doszukują się w tych wydarzeniach odrodzenia polskiego mesjanizmu, a pani? Uważam, że polski mesjanizm cały czas funkcjonuje. Ostatnie wydarzenia tylko go wzmocniły. Występuje poczucie, że Polacy mają do spełnienia misję nawracania, czy to grekokatolików, czy prawosławnych na katolicyzm. Mesjanizm jest w Polsce dość silny. Szczególnie zaznaczył się w kazaniach prymasa Wyszyńskiego. To jest poczucie, że mamy duchowo odrodzić Zachód. Zgadzam się, że jest on przesadnie zmaterializowany i trzeba mu wskazać jakąś ideę, a nie dobra materialne jako cel istnienia. Brzmi to dość dziwnie w ustach osoby, która na czas papieskich pielgrzymek zamykała się w domu, zasłaniała okna i czytała „NIE” Urbana. Wie pani, czułam, że te spotkania z papieżem nie prowadzą do odnowy duchowej, że jest w tym doza zakłamania. Społeczeństwu był potrzebny jakiś bohater, autorytet, ale nie po to, by jego słowa wcielać w życie. Ale wtedy odbierano to jako niechęć do papieża, a nie do postaw Polaków. W takim razie niesłusznie. Aczkolwiek cenię papieża Jana XXIII. Mam wrażenie, że złagodniała pani w poglądach. Nie złagodniałam. Nadal jestem wierna swoim przekonaniom. W PRL boleśnie odczułam brak wolności, którą bardzo cenię. A skoro tak, to nie mogę mieć pretensji, że ktoś modli się pod krzyżem, bo uważa to za swoją misję czy powołanie. To może skoro broni pani PiS, wstąpi pani do tej partii? Prawo i Sprawiedliwość nie stoi na gruncie wieloświatopoglądowości. Utrwala wyznaniowy charakter państwa. Ale jest mi bliski program społeczny tej partii. Cieszyłam się, gdy Lech Kaczyński zatrzymywał ustawy prywatyzacyjne. Gdy na koncercie Sławy Przybylskiej posadzono mnie obok Marii Kaczyńskiej, prosiłam, by mu to przekazała. Prof. Maria Szyszkowska jest filozofem, politykiem lewicy, działaczką społeczną, wykładowcą akademickim. Była członkiem SLD i senatorem tej partii w latach 2001-2005

Skomentuj notkę
Pytanie #1:
Jaki jest Twój stosunek do ekologów, przypinających się do drzew by zablokować przecinającą dolinę Rospudy budowę obwodnicy Augustowa?
– Ekologia jest bardzo ważna. Dobrze, że protestują inaczej dla naszych dzieci nie pozostanie nic z piękna naszej ziemi.
– Mieszkańcy Augustowa są ważniejsi niż żaby! Należy czym prędzej wybudować tą obwodnicę bo nie da się żyć w mieście, przez które stale przejeżdża 5 ciężarówek na minutę?

Pytanie #2:
Jaki jest Twój stosunek do ludzi, którzy swoimi ciałami bronią postawionego na Krakowskim Przedmieściu przez harcerzy krzyża upamiętniającego katastrofę Smoleński?
– Opozycja prowadzi niegodną politykę grając krzyżem, którego miejsce jest w kościele. Należy natychmiast krzyż usunąć i nie tworzyć legendy byłego prezydenta.
– Ta grupa obywateli (podkreślam – obywateli) reprezentuje znaczną część społeczeństwa, dla której upamiętnienie tej tragedii w ten sposób jest ważne. Czy rzeczywiście tak jest, że konserwator zabytków jest ważniejszy niż tak znaczący ruch społeczny?

* * * * * * * *

A może olejmy emocje, dajmy sobie spokój z prowokacją niektórych polityków i mediami, tą prowokację wspierającymi we władnym interesie i przejdźmy do meritum obu tych spraw?
W obu przypadkach chodzi o to jaka ma być Polska, jakie ma być środowisko w którym żyjemy, o to kto jest podmiotem a kto tylko przedmiotem wykorzystywanym przez tych, którzy uważają, się na jedyne podmioty. Myślenie nie boli, więc myślmy a nie powtarzajmy to co podaje nam do powtarzania TVN i Wyborcza.

Ale zastanawiając się nad tym jaka ma być Polska należy dobrze się zastanowić nad swoim światopoglądem. Bez takie refleksji z odpowiedzi zgodnych z tezami Gazety Wyborczej można wylądować w świecie tez ojca Rydzyka, czyli z oszołomstwa w oszołomstwo a przekonany jestem, że właśnie o to diabłu i politykom chodzi. A więc zastanawiające się jaka ma być Polska może należy wyjść do tego skąd jestem, kim jestem i dokąd zmierzam. Może należy zadać sobie pytanie: czy pan Bóg jest czy też może go nie ma? A może warto przemyśleć tezę, czy może życie ma jakieś znaczenie czy też jestem przypadkiem i liczy się tylko dziś, może jutro?

Każda odpowiedź wynikająca z myślenia jest dobra a im więcej myślenia tym lepiej, bo bliżej prawdy i Prawdy (piszę z dużej litery, ale nie chodzi mi tu o tytuł pewnej gazety z lat dawnych). Każda odpowiedź jest dobra bo rodzi indywidualność a nie wtłacza nas proste odpowiedzi typu „to oszołomy od Rydzyka” albo „precz z liberałami”.

Do przemyślenia tego tematu czuję się dziś zachęcony. Skąd jestem? Poco jestem? Dokąd zmierzam i jak się to ma do akcji na Krakowskim Przedmieściu.

Michał – thx. za prowokację. Bez niej nie chciałby by mi się tego napisać, ale czy to pisanie miało sens to już musisz ocenić sam.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
krzyż,
smoleńsk,
tragedia smoleńska,
krakowskie przedmieście,
wojna o krzyż

Komentarze: (15)

anonim,

August 3, 2010 17:54

Skomentuj komentarz

Kopiuje w FaceBookaPawel Tutka: Gdyby rząd wiedział jaka głośna będzie awantura z krzyżem… to zapewne dzisiaj rozmawiano by o 33% podatku VAT.

g,

August 3, 2010 22:48

Skomentuj komentarz

Jestem właśnie po szkle kontaktowym.Tam awantura z krzyżem świetnie się sprzedaje.Czemu rząd miałby chcieć o vacie rozmawiać ?

Michal,

August 3, 2010 20:22

Skomentuj komentarz

Hmm… To Ty mnie teraz sprowokowałeś… aby o tym wszystkim pomyśleć (i to najlepiej jakoś teraz a nie znowu 'kiedyś’).Może jakby ktoś pomyślał o żabach ratując mieszkańców Augustowa to inaczej zaprojektowałby obwodnicę.Może jakby ktoś pomyślał przed ogłoszeniem „przenoszenia” krzyża..

anonim,

August 3, 2010 22:44

Skomentuj komentarz

Sądzisz że ktoś nie pomyślał ?Oj byłby ten krzyż solą w oku dla obecnego prezydenta.A tak, ludzie szybciej zapomną…

w34,

August 4, 2010 09:44

Skomentuj komentarz

Bo ja jestem … Ja jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro, Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pamiętasz?Wiem, że tu zupełnie nie na temat ale znalazłem i sobie tu zachowuje.W34.Ja jestem pro, Jerzy KlesykJa jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro,Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pionek historii, władzy trzon,Co wyzwala w was emocje, burzy krew!Ja funkcjonariusz nieuchwytny,Po cichu zjawiam się i niknę,I z igły widły robię, wodę z mózgu, ludu gniew!To ja wyciągam ludzi na zwierzeniaI ja najgłośniej zawsze w tłumie krzyczę,A jeśli mi uwierzą i jeśli zawtórują,To wielu z nich dość długo będzie milczeć!To ja wychodzę, gdy nadchodzi ciemność,Człowieka szukam, który dzisiaj zgrzeszy.Być może go obrażę, być może się uniesie.Bo chcę uderzyć, lecz niech on uderzy pierwszy!To ja szeptałem w uszy przed wiekami,Że czarownice stanowią wielkie zło.I wystarczyło potem, by jeden wskazał palcem,A już krzyczeli wszyscy: Na stos! Na stos! Na stos!Na moim grzbiecie Neron stawiał stopę,Ja byłem gotów na każde zawołanie.To ja nad brzegiem Tybru nocami mordowałemI ja krzyczałem potem: To wszystko chrześcijanie!To ja pracuję i drukuję nocą,Ulotki się rozklei jutro w mig.I wszyscy się dowiedzą, i wszyscy się dowiedzą,Że taki jeden w kraju to Żyd, Żyd, Żyd!To ja pisuję artykuły w prasie,Od których już z daleka czujesz swąd.To wszystko jest celowe i dobrze przemyślane,Niech ktoś zareaguje i popełni błąd!

Aa,

August 4, 2010 09:20

Skomentuj komentarz

Krzyz – chrzescijanski symbol meczenskiej smierci Chrystusa (nie siegam dalej wstecz). Dla katolikow symbol kultu, dla innych: narzedzie zbrodni. Krzyz pod palacem i sejmem – dzielo polskich katolikow (glownie narodowych, ziejacych nienawiscia do innych wyznan, glownie do Zydow).Polska (RP) – religia dominujaca rzymski katolicyzm. Przez część swojej historii Rzeczpospolita Polska była jendak panstwem niepodległym, wieloetnicznym i wielowyznaniowym.Krzyz wiec jako katolicki symbol kultu ma swoje miesce w swiatyni katolickiej a nie we wspomnianych miejscach publicznych. Ciekawe tylko jak sobie z tym poradzi rzad. Tyle na temat.

w34,

August 4, 2010 09:45

Skomentuj komentarz

Ojej!Wolność słowa, wolność bloga.

Hocus,

August 4, 2010 13:06

Skomentuj komentarz

A czy Ciebie też boli w krzyżu? ;-)http://hocus.3a.pl/krzyznet.jpg

Aa,

August 4, 2010 16:10

Skomentuj komentarz

HeheSzczerze mowiac to czasem pobolewa, ale nie jest to skutkiem zlej POstawy ale dyskopa(r)ti.

w34,

August 5, 2010 16:45

Skomentuj komentarz

Uzupełniający dialog z Mariusze, przenoszę z FaceBookaMariusz:Barierki są Wojtku zawsze obustronne… bariery niefizyczne są często gorsze od tych fizycznych… szkoda, że pod jednym z wczorajszych wpisów nie napisałeś mi, jak Ty byś postąpił w takiej sytuacjiWojtek:Mariuszu – ja naprawdę nie wiem. Ja już wiem, że walka ze skutkami zaniedbań (albo celowych działań) na wyższym poziomie powoduje tylko to, że pojawią się inne nieprzyjemne skutki. No bo co – usuniesz na siłe? Kogoś pokrzywdzisz. Zostawisz? …Masz dużą grupę niezadowolonych i argument, że ciemnogród atakuje.Nie znam rozwiązania na tym poziomie – ale mam diagnozę na innym i ta diagnoza mówi, że „grzech”. Grzech traktowania siebie jako najważniejszej istoty we wszechświecie, swoich potrzeb i zachcianek, jako czegoś czemu musi być bezwzględnie podporządkowane wszystko, grzech żądzy władzy, którą należy zdobyć za wszelką cenę i na koniec, choć może to powinno być na początku, grzech nie właściwej relacji ze Stwórcą, który stworzył każdego z nas i całe ten świat. Grzech jest moim problemem i grzech jest problemem tych, którzy swoimi działaniami doprowadzili do sytuacji na Krakowskim,,,,, ale też do tego że nasze państwo jest takie popieprzone, że Europa się sypie, że na świecie mamy głod, nędzę i cierpienie.Widzisz jak łatwo przeskoczyłem z tego konkretnego przypadku do bardzo, ale to bardzo ogólnej zasady światopoglądowej (o którą pewnie też z wieloma będzie można się spierać trwając w kolejnym grzechu). Ale zaraz zejdę z powrotem na poziom Krakowskiego…. Grzech jest problemem, ale z tym grzechem każdy z nas może sobie poradzić. Ja jakoś próbuję, gadam z o tym z moim Szefem, on mówi mi co mam robić ale potem znowu robię swoje (czytaj: grzech), więc potem znowu gadam. Fajne jest to, że wiem coraz więcej, że widzę bardziej i co ważne, coraz bardziej poznaję JEGO. To jest zasada, którą próbuję stosować i przypuszczam, że ona też była by rozwiązaniem problemy tego krzyża, gdyby za kawałkiem drewna, albo za ideą, albo antyidea pojawił się prawdziwy Bóg i do niego ludzie by się odwoływali.No i dochodzę do mojego rozwiązania:- modlitwa – można samemu gadać z Szefem, prosząc o przebudzenie dla siebie i dla tego kraju, od polityków zaczynając. Były wybory – była okazja by http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31277 ale tetaz też należy http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=30573- proszenie o myślenie – to też można. zamiast przekonywać do jakiegoś działania proponować szukanie zasad, a dokładnie szukanie Boga, którzy ustawił zasady.To moja propozycja – tego dzisiejszego konfliktu nie rozwiąże, ale może przyszłe? może jakieś przebudzenie, jak to z XVI wieku w Polsce albo z przez 20 lat u Zulusów? A jeżeli nawet nie będzie przebudzenia to może ten, lub tamten, może wieczność bo przecież życie ludzkie jest takie krótkie.Mam nadzieję, że złapałeś o co mi chodzi w tej pisaninie. Jak nie – jestem do dyspozycji.W.#Mariusz:@W: myślę, że załapałem i w pełni się zgadzam, że chodzi o egozimy, niezależnie od tego czy zakwalifikujemy je z punktu widzenia wiary , czy też świecko, – nazwijmy je „misie” (wydaje MI SIE, chce MI SIE etc). Więc te Misie rozszarpują k…ażdą społeczność i ten trend nie jest dobry. Dziękuję za odpowiedź.Ja chyba z tymi ludźmi spróbowałbym porozmawiać. Bez kamer. I niekoniecznie na ulicy. Bo tak naprawdę chyba, nie chodzi im wcale o ten krzyż, w tym miejscu. Zobacz więcej

anonim,

August 9, 2010 17:46

Skomentuj komentarz

Z FaceBooka:Tomasz Wawrzyczek:Macierewicz mówi o powszechnej akceptacji obecności krzyża. No to ja jestem jakiś margines, bo jestem wbrew. Nie w tym miejscu.W34:No bo jesteś zmanipulowany przez ideologie antyPIS. Spróbuj nieco obiektywnie, zapomnij o Kaczorach:- w Polsce do upamiętniania służą krzyże, niekoniecznie w kontekście religijnym. Zobacz – masz krzyż pod kopalnią Wujek, masz krzyże przed stocznią w Gdańsku, masz krzyże od Poznania ’56 ale (!) masz też krzyże na każdym ostrzejszym zakręcie, gdzie wracały ostre chłopaki z dyskoteki i nie wyrobili. Krzyżem się upamiętnia – to fakt nr 1. Oczywiście możesz go nie akceptować.- w katastrofie smoleńskiej zginęło sporo ważny ludzi – takie rzeczy się upamiętnia. Zobacz – masz upamiętnienia katastrofy w 82, w 87 a nawet na Krowiarkach jest tablica (z krzyżem) upamiętniająca wypadek lotniczy z 1969. Czy uważasz, że tej katastrofy nie należy upamiętniać? Zrobili to już na Węgrzech a w Polsce?- w tej katastrofie oprócz innych zginął prezydent i dużo osób z jego kancelarii. Ten wyjazd był wyjazdem na prezydenckim więc gdzie to upamiętnić? W sejmie? przez budynkiem rządu? a może na stadionie Legii? Jakie miejsce proponujesz?- w tym miejscy, w tygodniu żałoby narodowej pojawiło się kilkaset tysięcy ludzi i postawiło krzyż. Oczywiście można ich olać, bo w końcu kim oni są, jakie myślenie reprezentują, jaką opcje popierają. Demokracja owszem, ale nie dla oszołomów. Tylko czy takie podejście do tych ludzi jest demokratyczne? Zobacz, że na JK głosowała prawie połowa wyborców. Czy ci ludzie się nie liczą?- a niby dlaczego „krzyż ma zniknąć z przestrzeni publicznej”? To jakiś nowy dogmat. Ja nie jestem katolikiem ale żyję w kraju, gdzie szanuje się innych – przynajmniej tak mi się wydaje.Ale jeżeli chcesz się przyłączyć do walczących z mitologizowaniem Lecha Kaczyńskiego to ciągnij tak dalej, tylko co Ci zostanie za 40 lat jak rządzić Tobą będą Twoje dzieci, nie mające skąd odwołać się do wartości innych niż piwo Lech i napój energetyzujący.

Aa,

August 13, 2010 13:52

Skomentuj komentarz

A ja sie nie zgadzam, a co, wolno mi.Brak akceptacji powszechnej krzyza nie jest wynikiem zadnej manipulacji antyPIS! To tak jakby nieakceptowanie krzyza jako symbolu odwolywalo sie do wrogow PIS a zwolennikow PO. Ja nie mieszam sie do polityki, obserwuje jedynie ale na krzyz nie zgadzam sie.Jesli w gre wchodzi jakas manipulacja, to owszem narod jest zmanilupowany ale symbolem krzyza ktory wykorzystuje sie wszedzie, jak powiedziales, nawet bez zwiazku z religia. Ale ten brak zwiazku to pozor: POlska jest nieoficjalnie krajem katolickim gdzie symbole religijne sa naduzywane nawet w kontekscie pozornie nie majacym z religia nic wspolnego. I tak: cos sie nie podoba? protestujemy? KRZYZ! Zaslonmy sie Chrystusem ktory jest jednak „jakims” autorytetem w panstwie poddanym KRK. Kto sie odwazy podniesc reke na obronce krzyza? Polska zawsze silnie byla zwiazana z kosciolem, za silnie przez setki lat. Utknal nam ten krzyz w glowach tak ze trudno logicznie myslec i uzywac rozsadnych argumentow. Kosciol (czyt. krzyz) kojarzy sie takze z walka Polski o niepodleglosc, byc partyjnym znaczylo odejsc od kosciola. 50% glosowalo na Kaczynskiego ale to nie znaczy ze glosowalo na wszechobecnosc krzyza i KK. Piszesz ze zyjesz w kraju gdzie szanuje sie innych. Bzdura. Nie szanuje sie. Bo przemyca nam sie chrzescijanskie symbole (powinnam powiedziec katolickie jednak) do swieckim miejsc. RP ma byc panstwem swieckim. Wykorzystywanie krzyza to naduzycie i ja sie sprzeciwiam.A tak na zakonczenie to przypomne ze krzyz cale lata zle sie kojarzyl, wykorzystywany np w krucjactach do „nawracania” niewiernych. Teraz garstka biednych staruszkow ktorym ten krzyz zamotal w glowach, czesto pelnych nienawisci do innych wyznan (zydow), przekonana o koniecznosci wielkiej misji robi sobie cyrk w centrum stolicy.

g,

August 15, 2010 20:03

Skomentuj komentarz

Aa, troszeczkę kontekstu historycznego przytaczasz, ale dzisiaj okoliczności są inne. Przypomnijmy fakty. Ale od początku tzn. od 14 kwietnia, a nie od dnia próby przenoszenia. Krzyża nie postawiły władze państwowe, ani hierarchia kościelna, ani zwolennicy PiS na wiecu.Krzyż postawili harcerze.A dlaczego go postawili ?Ponieważ Polacy, w dość dużej liczbie ludzi i chyba raczej spontanicznie, żałowali śmierci prezydenta i innych i zbierali się w jednym miejscu. A naturalne jest, że w kraju chrześcijańskim (katolickim, protestanckim, prawosławnym) taka żałoba łączy się z symbolami religijnymi.Pewna liczba ludzi ma tę przypadłość, że w takich chwilach, nachodzi ich pamięć historyczna.Oczywiście nie wszyscy żałowali bardzo, nie wszyscy głęboko, ale spora grupa właśnie tak.Czy widzisz tu jakiś atak krzyżem ?Owszem manifestowano religijnie (krzyż) w sprawie państwowej (śmierć przedstawicieli władzy).Ale robili to ludzie. I robili to spokojnie. A to nie to samo co pójście na wojnę z mieczem i krzyżem. To nawet nie to samo co rozwieszenie krzyży w urzędach zadekretowane przez władzę, albo religia w salach szkolnych.Myślę że to był kawałek historii, o której będzie się pamiętać.Wtedy krzyż nie budził powszechnej kontrowersji.Coś dziwnego stało się cztery miesiące później. Dziwne to byłoby jedynie dla kogoś, kto nie znałby partyjnych sporów w kraju nad Wisłą. Załóżmy na chwilę, ze ich nie ma.Oto najpierw stała się katastrofa, w której zginęli przedstawiciele władzy. Ludzie najpierw żałowali, potem wybrali nową władzę. Wydawało by się że ta, zadowolona, że ludzie tak bardzo władzę żałować potrafią, powinna miejsce jeszcze bardziej upamiętnić. Ale nie, ta w pierwszym odruchu rządzenia postanowiła troszeczkę pamięć ludzi o tym żałowaniu władzy zatrzeć (tzn. krzyż przenieść z miejsca, które wszyscy pamiętali i które jest godne, do miejsca, w którym szybko by o nim zapomniano i które też jest godne).Dziwne jest to tym bardziej, że nawet Ci ludzie, którzy wybrali nową władzę, też, jak sami mówili wtedy, żałowali.Dziwne jest też to, że hierarchia kościelna na przeniesienie krzyża łatwo się zgodziła, co czyżby świadczyło o tym, że państwo jest jakoś wyznaniowe ?Tak więc moje pytanie jest takie: po co było ten krzyż przenosić ?Aa, czy przed awanturą o przenoszenie, krzyż też Ci przeszkadzał ?Jeśli nie, to znaczy że ktoś Cię sprowokował.Może i odpowiesz że tak, przeszkadzał. Ale w takim razie, w tej właśnie historii, chyba jednak, tak mi się wydaje, to Ty właśnie atakujesz.

Aa,

August 16, 2010 13:40

Skomentuj komentarz

Moze moj tekst rzeczywiscie nie jest w lagodnym tonie ale to skutek mojej irytacji cala sytuacja. Wiec tak: nie ma chyba nikogo ktorym smolenska katastrofa nie wstrzasnela. Zgineli ludzie, (jak w innych katastrofach)ale byli to ludzie sczczegolni dla nas Polakow wiec jak najbardziej zasluguja na zalobe. Narodowa. Nikt w to nie watpi. Kwestia jest tylko czy na pewno Wawel byl odowiednim miejscem i czy krzyz jest odpowednim symbolem upamietniajacym pamiec po ludziach reprezentujacych panstwo swieckie. A Wawel to przeciez miejsce dla ludzi jednoznacznie okreslonych przez historie. A czy prezydentura sp. L. Kaczynskiego byla jakas wybitna? Palac prezydencki czy sejm nie sa odpowiednim tlem dla krzyza bo to symbol nie wszystkich Polakow a rzad i prezydent tak. Czy krzyz mi wczesniej przeszkadzal?Sam krzyz nie (mam jeden na lancuszku i czasem nosze)ale narzucanie, przemycanie symboli (zawsze jest podtekst) tak. Nie chce zadnych symboli religijnych w miejscach swieckich, nie chce religii w szkole, krzyzy w klasach. od tego sa salki parafialne, wiec jak ktos chce na religie chodzic jest tam mile widziany. Wiec wg Ciebie sa dwa wyjscia: albo mnie sprowokowano albo atakuje. A moze bronie sie po prostu przed czyms co chca mi na sile narzucic?

g,

August 17, 2010 22:01

Skomentuj komentarz

Ciekawa wypowiedź w sprawie krzyża i nie tylko, osoby, o której powiedziałbym że jest z drugiej strony barykady.Trochę długie ale warto przeczytać. Wywiad z Marią Szyszkowską w Rzeczpospolitej.Co pani myślała, oglądając relację z próby przeniesienia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego? Że osoby modlące się pod krzyżem to fanatycy religijni. Jednak uważam, że nie należy im przeszkadzać, jeśli modlitwa jest sensem ich życia, jeśli są przekonani, iż postępują właściwie. A poza tym przecież nie stoją na środku jezdni, nie tamują ruchu. Dlatego zbulwersowały mnie słowa wicemarszałka Niesiołowskiego. Co takiego dokładnie? W jego wypowiedziach była wielka pogarda dla modlących się pod krzyżem! Byłam tym przykro zaskoczona. Nie bierze się pod uwagę woli mniejszości, która żąda, aby krzyż pozostał przed pałacem. A przecież tyle mówi się o tym, że demokracja to ustrój, który szanuje oczekiwania rozmaitych mniejszości.Pani zdaniem krzyż powinien przed Pałacem Prezydenckim pozostać? Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ten krzyż jest szczególny. Ktoś postawił go, aby być bliżej zmarłego prezydenta. Ulica jest wprawdzie wspólna, ale uważam, że nikomu, naprawdę nikomu, nie powinna przeszkadzać grupa modlących się ludzi. A poza tym mamy krzyże upamiętniające zmarłych zarówno przy polnych drogach, szosach, jak i na ulicach miast. Jak to? To nie jest już pani zwolenniczką zdejmowania krzyży w miejscach publicznych? Uważam, że krzyż powinien być w świątyniach, ewentualnie w miejscach upamiętniających poległych. Jeśli poważnie traktuje się koncepcję państwa demokratycznego, to powinno być ono neutralne światopoglądowo. Przecież w szpitalu są ludzie rozmaitych wyznań, a wisi tylko jeden typ krzyża. Poza tym w Polsce żyją agnostycy, ateiści, ludzie bezwyznaniowi, wyznawcy religii niechrześcijańskich. Czym innym jest stosunek do Boga, a czym innym rozwiązywanie spraw publicznych, które powinno być wolne od nacisku jakiegokolwiek wyznania religijnego. Poza tym w ustroju demokratycznym istnieje wymóg szacunku dla mniejszości, także religijnych. Uważa pani, że mniejszości religijne nie są w Polsce szanowane? U nas narzucany jest światopogląd katolicki. Nie chcę przez to powiedzieć, że moralność katolicka jest wadliwa – zostałam w niej wychowana. Ale przecież walczyliśmy o państwo wieloświatopoglądowe, o społeczeństwo obywatelskie, inne niż w PRL. A tymczasem, gdy są jakieś spory przy stanowieniu ustaw, następuje milczące odwołanie do prawa naturalnego w ujęciu tomistycznym, czyli ujęciu Kościoła katolickiego. Nie mówi się o tym, że jest wiele teorii prawa naturalnego. Kto inny, jak nie ustawodawca, powinien się wznieść ponad własny światopogląd, tak, by nie narzucać go całemu społeczeństwu? Stąd bardzo ważny postulat państwa neutralnego światopoglądowo. Wielu komentatorów wydarzeń z Krakowskiego Przedmieścia twierdzi, że szwankuje konstytucyjny zapis o neutralności światopoglądowej państwa. Pani też tak myśli? Polska jest państwem katolickim, a nie neutralnym światopoglądowo. Nikt, czy to prawica, czy lewica, nie ma odwagi uchwalić ustawy, która pozostawałaby w sprzeczności z etyką katolicką. Podaje się argument, że Polacy w większości są katolikami. Tylko ile w tym deklaracji, a ile prawdy? Nie krytykowałabym, gdyby jawnie powiedziano, że jesteśmy państwem katolickim. Tymczasem w konstytucji jest napisane, że Polska to państwo demokratyczne. Nie zauważam tego, ale jeśli faktycznie mamy nim być, to choćby z tego względu nikt nie powinien przeciwstawiać się mało licznej grupie modlącej się pod krzyżem. A jest zupełnie inaczej. Niektórzy widzą w tym słabość państwa. Dziwią mnie takie rozważania. Dlaczego mówi się, że państwo powinno być silne tylko wtedy, gdy chodzi o przeniesienie krzyża, a jednocześnie aprobuje się wszelkie jego słabości. Podstawowe bolączki społeczeństwa jak: bezrobocie, sprawy gospodarcze, zdrowotne, problemy emerytów nie są rozwiązane. A to jest obowiązek państwa. A sprawa powodzi? Gdyby na początku ogłoszono stan klęski żywiołowej, wiele spraw byłoby można rozwiązać z korzyścią dla powodzian. Dlaczego nikt nie zarzucał wtedy państwu, że jest słabe? To dlaczego teraz, pani zdaniem, pada argument o słabości państwa? Myślę, że politycy nie chcą narazić się episkopatowi, zwracając się do niego z prośbą, aby rozwiązał ten problem. Uważam, że to jest sprawa tylko i wyłącznie władz Kościoła katolickiego i spór powinien rozstrzygnąć ktoś, kto ma autorytet. Czyli kto? Kardynał Glemp. Ale episkopat twierdzi, że Kościół nie jest stroną w sporze, a w całej sprawie nie chodzi o krzyż, ale o to, co politycy mogą ugrać. Zgadzam się z tym, że Kościół nie jest stroną w tym sporze. Uważam tylko, że powinien się tą sprawą zająć, by uszanować wolę modlących się ludzi. Poza tym krzyż jest symbolem religijnym i żaden z polityków nie powinien go ruszać. Natomiast rozumiem, dlaczego Kościół odwleka taki moment. Jest w trudnej sytuacji. Wygodniejszy byłby dla niego stan harmonii ze wszystkimi stronami, które oczekują jego poparcia. W razie takiego czy innego zwycięstwa politycznego zyskuje wtedy za to pewne przywileje. A proszę nie zapominać, że o jego poparcie jawnie stara się Prawo i Sprawiedliwość, a także, choć po cichu, Platforma Obywatelska. Mamy więc walkę krzyżem? Niewątpliwie tak. Chociaż ci, którzy modlą się pod krzyżem, robią to w dobrej wierze. W większości są to ludzie prości, słabo wykształceni, którzy nie zdają sobie sprawy, że zachodzi tu jakaś manipulacja. A prawda jest taka, że toczy się silna walka Platformy Obywatelskiej przeciwko PiS. Tak jak kiedyś za pomocą zręcznych, a zarazem brzydkich posunięć udało się wyeliminować z życia publicznego Samoobronę, tak teraz u podłoża walki o krzyż leży chęć eliminacji PiS z życia publicznego. To byłoby groźne z wielu powodów. PiS jest partią ideową, krzewi patriotyzm. W działaniach Platformy Obywatelskiej żadnych idei oprócz prywatyzacji Polski nie umiem odnaleźć. Poza tym nie chciałabym na powrót żyć w państwie jednopartyjnym. Wielopartyjność jest jednym z istotnych warunków demokracji. W sprawę krzyża angażuje się też SLD. To jest przykład gry politycznej. SLD, które organizowało ostatnią manifestację, nie protestowało przeciwko krzyżom w miejscach publicznych, gdy sprawowało władzę. Wręcz odwrotnie, Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski zabiegali o aprobatę Kościoła. Nie chcieli się też zgodzić na ustawy, które byłyby sprzeczne z etyką katolicką. Dlatego to, co robi teraz SLD, jest nieprzyzwoite, wzmaga podziały w społeczeństwie. A może zamiast krzyża powinien być wybudowany pomnik ku czci Lecha Kaczyńskiego? Raczej nie. Jest za dużo pomników, a poza tym miałam pretensje do Lecha Kaczyńskiego za to, że nie rozmawiał ze społeczeństwem. Wtedy przynajmniej Polacy mieliby świadomość, że przedwyborcze zamiary PiS są nadal aktualne, tylko – dopóki nie dojdzie znów do władzy – niemożliwe do spełnienia. Zresztą uważam, że wiele zapowiedzi ze strony Prawa i Sprawiedliwości było trafnych, łącznie z tą, by zbadać legalność osiągniętych w Polsce fortun. Uważam jednak, że należy się szacunek tym, którzy chcą pomnika, zwłaszcza że blisko połowa społeczeństwa głosowała w wyborach prezydenckich na Jarosława Kaczyńskiego. Choćby z tego względu należy to rozważyć, a nie odnosić się z pogardą do takiego pomysłu. Jeśli przed pałacem stoi pomnik Poniatowskiego, to może stać i inny. Skoro w pani odczuciu pomnik nie jest potrzebny, to może zadowala panią odsłonięta na ścianie Pałacu Prezydenckiego tablica ku czci ofiar? Tablica jako sposób upamiętnienia ofiar tragedii była dobrym pomysłem, ale okoliczności jej umieszczenia były skandaliczne. Dlaczego? Pracownicy Kancelarii Prezydenta, który wygrał wybory niewielką przewagą głosów, nie powinni byli po cichu, bez udziału rodzin tych, którzy zginęli, zajmować się tą sprawą. Nie wspominając o tym, że byli oni zbyt niscy rangą, by brać udział w odsłonięciu. Nie słyszałam też, by były w tej sprawie jakieś konsultacje. To przejaw nieprzyzwoitości ze strony tych, którzy podjęli taką decyzję i brak szacunku dla Jarosława Kaczyńskiego oraz rodzin pogrążonych w żałobie. A wracając do źródła tych wydarzeń, czyli tragedii smoleńskiej z 10 kwietnia. Pamięta pani, co robiła, gdy dowiedziała się o katastrofie? Tak. Jechałam pociągiem z Nałęczowa do Warszawy na wykład. Nic jeszcze wtedy nie wiedziałam. Przeżyłam wstrząs dopiero, gdy weszłam do pustej sali wykładowej. Sekretarka powiedziała, że studenci poszli do domu, że stało się nieszczęście. Czułam przerażenie. Przeżywała pani jakoś ten tydzień po katastrofie? Cieszyłam się, że przez pierwsze dwa dni była atmosfera pojednania. Jednak głęboko w duchu czułam, że nie potrwa ona długo. Przypomniała mi się śmierć papieża Jana Pawła II. Wtedy też mówiono o powstaniu pokolenia JP2. Według mnie są to powierzchowne przemiany. Nie widzę, żeby to pokolenie było czymś szczególnym. Nie jest ani lepsze, ani gorsze od innych. A potem jeszcze głos pana Wajdy w sprawie pochówku prezydenta. Odebrałam to jako głęboki nietakt. Niektórzy doszukują się w tych wydarzeniach odrodzenia polskiego mesjanizmu, a pani? Uważam, że polski mesjanizm cały czas funkcjonuje. Ostatnie wydarzenia tylko go wzmocniły. Występuje poczucie, że Polacy mają do spełnienia misję nawracania, czy to grekokatolików, czy prawosławnych na katolicyzm. Mesjanizm jest w Polsce dość silny. Szczególnie zaznaczył się w kazaniach prymasa Wyszyńskiego. To jest poczucie, że mamy duchowo odrodzić Zachód. Zgadzam się, że jest on przesadnie zmaterializowany i trzeba mu wskazać jakąś ideę, a nie dobra materialne jako cel istnienia. Brzmi to dość dziwnie w ustach osoby, która na czas papieskich pielgrzymek zamykała się w domu, zasłaniała okna i czytała „NIE” Urbana. Wie pani, czułam, że te spotkania z papieżem nie prowadzą do odnowy duchowej, że jest w tym doza zakłamania. Społeczeństwu był potrzebny jakiś bohater, autorytet, ale nie po to, by jego słowa wcielać w życie. Ale wtedy odbierano to jako niechęć do papieża, a nie do postaw Polaków. W takim razie niesłusznie. Aczkolwiek cenię papieża Jana XXIII. Mam wrażenie, że złagodniała pani w poglądach. Nie złagodniałam. Nadal jestem wierna swoim przekonaniom. W PRL boleśnie odczułam brak wolności, którą bardzo cenię. A skoro tak, to nie mogę mieć pretensji, że ktoś modli się pod krzyżem, bo uważa to za swoją misję czy powołanie. To może skoro broni pani PiS, wstąpi pani do tej partii? Prawo i Sprawiedliwość nie stoi na gruncie wieloświatopoglądowości. Utrwala wyznaniowy charakter państwa. Ale jest mi bliski program społeczny tej partii. Cieszyłam się, gdy Lech Kaczyński zatrzymywał ustawy prywatyzacyjne. Gdy na koncercie Sławy Przybylskiej posadzono mnie obok Marii Kaczyńskiej, prosiłam, by mu to przekazała. Prof. Maria Szyszkowska jest filozofem, politykiem lewicy, działaczką społeczną, wykładowcą akademickim. Była członkiem SLD i senatorem tej partii w latach 2001-2005

Skomentuj notkę
Pytanie #2:
Jaki jest Twój stosunek do ludzi, którzy swoimi ciałami bronią postawionego na Krakowskim Przedmieściu przez harcerzy krzyża upamiętniającego katastrofę Smoleński?
– Opozycja prowadzi niegodną politykę grając krzyżem, którego miejsce jest w kościele. Należy natychmiast krzyż usunąć i nie tworzyć legendy byłego prezydenta.
– Ta grupa obywateli (podkreślam – obywateli) reprezentuje znaczną część społeczeństwa, dla której upamiętnienie tej tragedii w ten sposób jest ważne. Czy rzeczywiście tak jest, że konserwator zabytków jest ważniejszy niż tak znaczący ruch społeczny?

* * * * * * * *

A może olejmy emocje, dajmy sobie spokój z prowokacją niektórych polityków i mediami, tą prowokację wspierającymi we władnym interesie i przejdźmy do meritum obu tych spraw?
W obu przypadkach chodzi o to jaka ma być Polska, jakie ma być środowisko w którym żyjemy, o to kto jest podmiotem a kto tylko przedmiotem wykorzystywanym przez tych, którzy uważają, się na jedyne podmioty. Myślenie nie boli, więc myślmy a nie powtarzajmy to co podaje nam do powtarzania TVN i Wyborcza.

Ale zastanawiając się nad tym jaka ma być Polska należy dobrze się zastanowić nad swoim światopoglądem. Bez takie refleksji z odpowiedzi zgodnych z tezami Gazety Wyborczej można wylądować w świecie tez ojca Rydzyka, czyli z oszołomstwa w oszołomstwo a przekonany jestem, że właśnie o to diabłu i politykom chodzi. A więc zastanawiające się jaka ma być Polska może należy wyjść do tego skąd jestem, kim jestem i dokąd zmierzam. Może należy zadać sobie pytanie: czy pan Bóg jest czy też może go nie ma? A może warto przemyśleć tezę, czy może życie ma jakieś znaczenie czy też jestem przypadkiem i liczy się tylko dziś, może jutro?

Każda odpowiedź wynikająca z myślenia jest dobra a im więcej myślenia tym lepiej, bo bliżej prawdy i Prawdy (piszę z dużej litery, ale nie chodzi mi tu o tytuł pewnej gazety z lat dawnych). Każda odpowiedź jest dobra bo rodzi indywidualność a nie wtłacza nas proste odpowiedzi typu „to oszołomy od Rydzyka” albo „precz z liberałami”.

Do przemyślenia tego tematu czuję się dziś zachęcony. Skąd jestem? Poco jestem? Dokąd zmierzam i jak się to ma do akcji na Krakowskim Przedmieściu.

Michał – thx. za prowokację. Bez niej nie chciałby by mi się tego napisać, ale czy to pisanie miało sens to już musisz ocenić sam.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
krzyż,
smoleńsk,
tragedia smoleńska,
krakowskie przedmieście,
wojna o krzyż

Komentarze: (15)

anonim,

August 3, 2010 17:54

Skomentuj komentarz

Kopiuje w FaceBookaPawel Tutka: Gdyby rząd wiedział jaka głośna będzie awantura z krzyżem… to zapewne dzisiaj rozmawiano by o 33% podatku VAT.

g,

August 3, 2010 22:48

Skomentuj komentarz

Jestem właśnie po szkle kontaktowym.Tam awantura z krzyżem świetnie się sprzedaje.Czemu rząd miałby chcieć o vacie rozmawiać ?

Michal,

August 3, 2010 20:22

Skomentuj komentarz

Hmm… To Ty mnie teraz sprowokowałeś… aby o tym wszystkim pomyśleć (i to najlepiej jakoś teraz a nie znowu 'kiedyś’).Może jakby ktoś pomyślał o żabach ratując mieszkańców Augustowa to inaczej zaprojektowałby obwodnicę.Może jakby ktoś pomyślał przed ogłoszeniem „przenoszenia” krzyża..

anonim,

August 3, 2010 22:44

Skomentuj komentarz

Sądzisz że ktoś nie pomyślał ?Oj byłby ten krzyż solą w oku dla obecnego prezydenta.A tak, ludzie szybciej zapomną…

w34,

August 4, 2010 09:44

Skomentuj komentarz

Bo ja jestem … Ja jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro, Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pamiętasz?Wiem, że tu zupełnie nie na temat ale znalazłem i sobie tu zachowuje.W34.Ja jestem pro, Jerzy KlesykJa jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro,Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pionek historii, władzy trzon,Co wyzwala w was emocje, burzy krew!Ja funkcjonariusz nieuchwytny,Po cichu zjawiam się i niknę,I z igły widły robię, wodę z mózgu, ludu gniew!To ja wyciągam ludzi na zwierzeniaI ja najgłośniej zawsze w tłumie krzyczę,A jeśli mi uwierzą i jeśli zawtórują,To wielu z nich dość długo będzie milczeć!To ja wychodzę, gdy nadchodzi ciemność,Człowieka szukam, który dzisiaj zgrzeszy.Być może go obrażę, być może się uniesie.Bo chcę uderzyć, lecz niech on uderzy pierwszy!To ja szeptałem w uszy przed wiekami,Że czarownice stanowią wielkie zło.I wystarczyło potem, by jeden wskazał palcem,A już krzyczeli wszyscy: Na stos! Na stos! Na stos!Na moim grzbiecie Neron stawiał stopę,Ja byłem gotów na każde zawołanie.To ja nad brzegiem Tybru nocami mordowałemI ja krzyczałem potem: To wszystko chrześcijanie!To ja pracuję i drukuję nocą,Ulotki się rozklei jutro w mig.I wszyscy się dowiedzą, i wszyscy się dowiedzą,Że taki jeden w kraju to Żyd, Żyd, Żyd!To ja pisuję artykuły w prasie,Od których już z daleka czujesz swąd.To wszystko jest celowe i dobrze przemyślane,Niech ktoś zareaguje i popełni błąd!

Aa,

August 4, 2010 09:20

Skomentuj komentarz

Krzyz – chrzescijanski symbol meczenskiej smierci Chrystusa (nie siegam dalej wstecz). Dla katolikow symbol kultu, dla innych: narzedzie zbrodni. Krzyz pod palacem i sejmem – dzielo polskich katolikow (glownie narodowych, ziejacych nienawiscia do innych wyznan, glownie do Zydow).Polska (RP) – religia dominujaca rzymski katolicyzm. Przez część swojej historii Rzeczpospolita Polska była jendak panstwem niepodległym, wieloetnicznym i wielowyznaniowym.Krzyz wiec jako katolicki symbol kultu ma swoje miesce w swiatyni katolickiej a nie we wspomnianych miejscach publicznych. Ciekawe tylko jak sobie z tym poradzi rzad. Tyle na temat.

w34,

August 4, 2010 09:45

Skomentuj komentarz

Ojej!Wolność słowa, wolność bloga.

Hocus,

August 4, 2010 13:06

Skomentuj komentarz

A czy Ciebie też boli w krzyżu? ;-)http://hocus.3a.pl/krzyznet.jpg

Aa,

August 4, 2010 16:10

Skomentuj komentarz

HeheSzczerze mowiac to czasem pobolewa, ale nie jest to skutkiem zlej POstawy ale dyskopa(r)ti.

w34,

August 5, 2010 16:45

Skomentuj komentarz

Uzupełniający dialog z Mariusze, przenoszę z FaceBookaMariusz:Barierki są Wojtku zawsze obustronne… bariery niefizyczne są często gorsze od tych fizycznych… szkoda, że pod jednym z wczorajszych wpisów nie napisałeś mi, jak Ty byś postąpił w takiej sytuacjiWojtek:Mariuszu – ja naprawdę nie wiem. Ja już wiem, że walka ze skutkami zaniedbań (albo celowych działań) na wyższym poziomie powoduje tylko to, że pojawią się inne nieprzyjemne skutki. No bo co – usuniesz na siłe? Kogoś pokrzywdzisz. Zostawisz? …Masz dużą grupę niezadowolonych i argument, że ciemnogród atakuje.Nie znam rozwiązania na tym poziomie – ale mam diagnozę na innym i ta diagnoza mówi, że „grzech”. Grzech traktowania siebie jako najważniejszej istoty we wszechświecie, swoich potrzeb i zachcianek, jako czegoś czemu musi być bezwzględnie podporządkowane wszystko, grzech żądzy władzy, którą należy zdobyć za wszelką cenę i na koniec, choć może to powinno być na początku, grzech nie właściwej relacji ze Stwórcą, który stworzył każdego z nas i całe ten świat. Grzech jest moim problemem i grzech jest problemem tych, którzy swoimi działaniami doprowadzili do sytuacji na Krakowskim,,,,, ale też do tego że nasze państwo jest takie popieprzone, że Europa się sypie, że na świecie mamy głod, nędzę i cierpienie.Widzisz jak łatwo przeskoczyłem z tego konkretnego przypadku do bardzo, ale to bardzo ogólnej zasady światopoglądowej (o którą pewnie też z wieloma będzie można się spierać trwając w kolejnym grzechu). Ale zaraz zejdę z powrotem na poziom Krakowskiego…. Grzech jest problemem, ale z tym grzechem każdy z nas może sobie poradzić. Ja jakoś próbuję, gadam z o tym z moim Szefem, on mówi mi co mam robić ale potem znowu robię swoje (czytaj: grzech), więc potem znowu gadam. Fajne jest to, że wiem coraz więcej, że widzę bardziej i co ważne, coraz bardziej poznaję JEGO. To jest zasada, którą próbuję stosować i przypuszczam, że ona też była by rozwiązaniem problemy tego krzyża, gdyby za kawałkiem drewna, albo za ideą, albo antyidea pojawił się prawdziwy Bóg i do niego ludzie by się odwoływali.No i dochodzę do mojego rozwiązania:- modlitwa – można samemu gadać z Szefem, prosząc o przebudzenie dla siebie i dla tego kraju, od polityków zaczynając. Były wybory – była okazja by http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31277 ale tetaz też należy http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=30573- proszenie o myślenie – to też można. zamiast przekonywać do jakiegoś działania proponować szukanie zasad, a dokładnie szukanie Boga, którzy ustawił zasady.To moja propozycja – tego dzisiejszego konfliktu nie rozwiąże, ale może przyszłe? może jakieś przebudzenie, jak to z XVI wieku w Polsce albo z przez 20 lat u Zulusów? A jeżeli nawet nie będzie przebudzenia to może ten, lub tamten, może wieczność bo przecież życie ludzkie jest takie krótkie.Mam nadzieję, że złapałeś o co mi chodzi w tej pisaninie. Jak nie – jestem do dyspozycji.W.#Mariusz:@W: myślę, że załapałem i w pełni się zgadzam, że chodzi o egozimy, niezależnie od tego czy zakwalifikujemy je z punktu widzenia wiary , czy też świecko, – nazwijmy je „misie” (wydaje MI SIE, chce MI SIE etc). Więc te Misie rozszarpują k…ażdą społeczność i ten trend nie jest dobry. Dziękuję za odpowiedź.Ja chyba z tymi ludźmi spróbowałbym porozmawiać. Bez kamer. I niekoniecznie na ulicy. Bo tak naprawdę chyba, nie chodzi im wcale o ten krzyż, w tym miejscu. Zobacz więcej

anonim,

August 9, 2010 17:46

Skomentuj komentarz

Z FaceBooka:Tomasz Wawrzyczek:Macierewicz mówi o powszechnej akceptacji obecności krzyża. No to ja jestem jakiś margines, bo jestem wbrew. Nie w tym miejscu.W34:No bo jesteś zmanipulowany przez ideologie antyPIS. Spróbuj nieco obiektywnie, zapomnij o Kaczorach:- w Polsce do upamiętniania służą krzyże, niekoniecznie w kontekście religijnym. Zobacz – masz krzyż pod kopalnią Wujek, masz krzyże przed stocznią w Gdańsku, masz krzyże od Poznania ’56 ale (!) masz też krzyże na każdym ostrzejszym zakręcie, gdzie wracały ostre chłopaki z dyskoteki i nie wyrobili. Krzyżem się upamiętnia – to fakt nr 1. Oczywiście możesz go nie akceptować.- w katastrofie smoleńskiej zginęło sporo ważny ludzi – takie rzeczy się upamiętnia. Zobacz – masz upamiętnienia katastrofy w 82, w 87 a nawet na Krowiarkach jest tablica (z krzyżem) upamiętniająca wypadek lotniczy z 1969. Czy uważasz, że tej katastrofy nie należy upamiętniać? Zrobili to już na Węgrzech a w Polsce?- w tej katastrofie oprócz innych zginął prezydent i dużo osób z jego kancelarii. Ten wyjazd był wyjazdem na prezydenckim więc gdzie to upamiętnić? W sejmie? przez budynkiem rządu? a może na stadionie Legii? Jakie miejsce proponujesz?- w tym miejscy, w tygodniu żałoby narodowej pojawiło się kilkaset tysięcy ludzi i postawiło krzyż. Oczywiście można ich olać, bo w końcu kim oni są, jakie myślenie reprezentują, jaką opcje popierają. Demokracja owszem, ale nie dla oszołomów. Tylko czy takie podejście do tych ludzi jest demokratyczne? Zobacz, że na JK głosowała prawie połowa wyborców. Czy ci ludzie się nie liczą?- a niby dlaczego „krzyż ma zniknąć z przestrzeni publicznej”? To jakiś nowy dogmat. Ja nie jestem katolikiem ale żyję w kraju, gdzie szanuje się innych – przynajmniej tak mi się wydaje.Ale jeżeli chcesz się przyłączyć do walczących z mitologizowaniem Lecha Kaczyńskiego to ciągnij tak dalej, tylko co Ci zostanie za 40 lat jak rządzić Tobą będą Twoje dzieci, nie mające skąd odwołać się do wartości innych niż piwo Lech i napój energetyzujący.

Aa,

August 13, 2010 13:52

Skomentuj komentarz

A ja sie nie zgadzam, a co, wolno mi.Brak akceptacji powszechnej krzyza nie jest wynikiem zadnej manipulacji antyPIS! To tak jakby nieakceptowanie krzyza jako symbolu odwolywalo sie do wrogow PIS a zwolennikow PO. Ja nie mieszam sie do polityki, obserwuje jedynie ale na krzyz nie zgadzam sie.Jesli w gre wchodzi jakas manipulacja, to owszem narod jest zmanilupowany ale symbolem krzyza ktory wykorzystuje sie wszedzie, jak powiedziales, nawet bez zwiazku z religia. Ale ten brak zwiazku to pozor: POlska jest nieoficjalnie krajem katolickim gdzie symbole religijne sa naduzywane nawet w kontekscie pozornie nie majacym z religia nic wspolnego. I tak: cos sie nie podoba? protestujemy? KRZYZ! Zaslonmy sie Chrystusem ktory jest jednak „jakims” autorytetem w panstwie poddanym KRK. Kto sie odwazy podniesc reke na obronce krzyza? Polska zawsze silnie byla zwiazana z kosciolem, za silnie przez setki lat. Utknal nam ten krzyz w glowach tak ze trudno logicznie myslec i uzywac rozsadnych argumentow. Kosciol (czyt. krzyz) kojarzy sie takze z walka Polski o niepodleglosc, byc partyjnym znaczylo odejsc od kosciola. 50% glosowalo na Kaczynskiego ale to nie znaczy ze glosowalo na wszechobecnosc krzyza i KK. Piszesz ze zyjesz w kraju gdzie szanuje sie innych. Bzdura. Nie szanuje sie. Bo przemyca nam sie chrzescijanskie symbole (powinnam powiedziec katolickie jednak) do swieckim miejsc. RP ma byc panstwem swieckim. Wykorzystywanie krzyza to naduzycie i ja sie sprzeciwiam.A tak na zakonczenie to przypomne ze krzyz cale lata zle sie kojarzyl, wykorzystywany np w krucjactach do „nawracania” niewiernych. Teraz garstka biednych staruszkow ktorym ten krzyz zamotal w glowach, czesto pelnych nienawisci do innych wyznan (zydow), przekonana o koniecznosci wielkiej misji robi sobie cyrk w centrum stolicy.

g,

August 15, 2010 20:03

Skomentuj komentarz

Aa, troszeczkę kontekstu historycznego przytaczasz, ale dzisiaj okoliczności są inne. Przypomnijmy fakty. Ale od początku tzn. od 14 kwietnia, a nie od dnia próby przenoszenia. Krzyża nie postawiły władze państwowe, ani hierarchia kościelna, ani zwolennicy PiS na wiecu.Krzyż postawili harcerze.A dlaczego go postawili ?Ponieważ Polacy, w dość dużej liczbie ludzi i chyba raczej spontanicznie, żałowali śmierci prezydenta i innych i zbierali się w jednym miejscu. A naturalne jest, że w kraju chrześcijańskim (katolickim, protestanckim, prawosławnym) taka żałoba łączy się z symbolami religijnymi.Pewna liczba ludzi ma tę przypadłość, że w takich chwilach, nachodzi ich pamięć historyczna.Oczywiście nie wszyscy żałowali bardzo, nie wszyscy głęboko, ale spora grupa właśnie tak.Czy widzisz tu jakiś atak krzyżem ?Owszem manifestowano religijnie (krzyż) w sprawie państwowej (śmierć przedstawicieli władzy).Ale robili to ludzie. I robili to spokojnie. A to nie to samo co pójście na wojnę z mieczem i krzyżem. To nawet nie to samo co rozwieszenie krzyży w urzędach zadekretowane przez władzę, albo religia w salach szkolnych.Myślę że to był kawałek historii, o której będzie się pamiętać.Wtedy krzyż nie budził powszechnej kontrowersji.Coś dziwnego stało się cztery miesiące później. Dziwne to byłoby jedynie dla kogoś, kto nie znałby partyjnych sporów w kraju nad Wisłą. Załóżmy na chwilę, ze ich nie ma.Oto najpierw stała się katastrofa, w której zginęli przedstawiciele władzy. Ludzie najpierw żałowali, potem wybrali nową władzę. Wydawało by się że ta, zadowolona, że ludzie tak bardzo władzę żałować potrafią, powinna miejsce jeszcze bardziej upamiętnić. Ale nie, ta w pierwszym odruchu rządzenia postanowiła troszeczkę pamięć ludzi o tym żałowaniu władzy zatrzeć (tzn. krzyż przenieść z miejsca, które wszyscy pamiętali i które jest godne, do miejsca, w którym szybko by o nim zapomniano i które też jest godne).Dziwne jest to tym bardziej, że nawet Ci ludzie, którzy wybrali nową władzę, też, jak sami mówili wtedy, żałowali.Dziwne jest też to, że hierarchia kościelna na przeniesienie krzyża łatwo się zgodziła, co czyżby świadczyło o tym, że państwo jest jakoś wyznaniowe ?Tak więc moje pytanie jest takie: po co było ten krzyż przenosić ?Aa, czy przed awanturą o przenoszenie, krzyż też Ci przeszkadzał ?Jeśli nie, to znaczy że ktoś Cię sprowokował.Może i odpowiesz że tak, przeszkadzał. Ale w takim razie, w tej właśnie historii, chyba jednak, tak mi się wydaje, to Ty właśnie atakujesz.

Aa,

August 16, 2010 13:40

Skomentuj komentarz

Moze moj tekst rzeczywiscie nie jest w lagodnym tonie ale to skutek mojej irytacji cala sytuacja. Wiec tak: nie ma chyba nikogo ktorym smolenska katastrofa nie wstrzasnela. Zgineli ludzie, (jak w innych katastrofach)ale byli to ludzie sczczegolni dla nas Polakow wiec jak najbardziej zasluguja na zalobe. Narodowa. Nikt w to nie watpi. Kwestia jest tylko czy na pewno Wawel byl odowiednim miejscem i czy krzyz jest odpowednim symbolem upamietniajacym pamiec po ludziach reprezentujacych panstwo swieckie. A Wawel to przeciez miejsce dla ludzi jednoznacznie okreslonych przez historie. A czy prezydentura sp. L. Kaczynskiego byla jakas wybitna? Palac prezydencki czy sejm nie sa odpowiednim tlem dla krzyza bo to symbol nie wszystkich Polakow a rzad i prezydent tak. Czy krzyz mi wczesniej przeszkadzal?Sam krzyz nie (mam jeden na lancuszku i czasem nosze)ale narzucanie, przemycanie symboli (zawsze jest podtekst) tak. Nie chce zadnych symboli religijnych w miejscach swieckich, nie chce religii w szkole, krzyzy w klasach. od tego sa salki parafialne, wiec jak ktos chce na religie chodzic jest tam mile widziany. Wiec wg Ciebie sa dwa wyjscia: albo mnie sprowokowano albo atakuje. A moze bronie sie po prostu przed czyms co chca mi na sile narzucic?

g,

August 17, 2010 22:01

Skomentuj komentarz

Ciekawa wypowiedź w sprawie krzyża i nie tylko, osoby, o której powiedziałbym że jest z drugiej strony barykady.Trochę długie ale warto przeczytać. Wywiad z Marią Szyszkowską w Rzeczpospolitej.Co pani myślała, oglądając relację z próby przeniesienia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego? Że osoby modlące się pod krzyżem to fanatycy religijni. Jednak uważam, że nie należy im przeszkadzać, jeśli modlitwa jest sensem ich życia, jeśli są przekonani, iż postępują właściwie. A poza tym przecież nie stoją na środku jezdni, nie tamują ruchu. Dlatego zbulwersowały mnie słowa wicemarszałka Niesiołowskiego. Co takiego dokładnie? W jego wypowiedziach była wielka pogarda dla modlących się pod krzyżem! Byłam tym przykro zaskoczona. Nie bierze się pod uwagę woli mniejszości, która żąda, aby krzyż pozostał przed pałacem. A przecież tyle mówi się o tym, że demokracja to ustrój, który szanuje oczekiwania rozmaitych mniejszości.Pani zdaniem krzyż powinien przed Pałacem Prezydenckim pozostać? Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ten krzyż jest szczególny. Ktoś postawił go, aby być bliżej zmarłego prezydenta. Ulica jest wprawdzie wspólna, ale uważam, że nikomu, naprawdę nikomu, nie powinna przeszkadzać grupa modlących się ludzi. A poza tym mamy krzyże upamiętniające zmarłych zarówno przy polnych drogach, szosach, jak i na ulicach miast. Jak to? To nie jest już pani zwolenniczką zdejmowania krzyży w miejscach publicznych? Uważam, że krzyż powinien być w świątyniach, ewentualnie w miejscach upamiętniających poległych. Jeśli poważnie traktuje się koncepcję państwa demokratycznego, to powinno być ono neutralne światopoglądowo. Przecież w szpitalu są ludzie rozmaitych wyznań, a wisi tylko jeden typ krzyża. Poza tym w Polsce żyją agnostycy, ateiści, ludzie bezwyznaniowi, wyznawcy religii niechrześcijańskich. Czym innym jest stosunek do Boga, a czym innym rozwiązywanie spraw publicznych, które powinno być wolne od nacisku jakiegokolwiek wyznania religijnego. Poza tym w ustroju demokratycznym istnieje wymóg szacunku dla mniejszości, także religijnych. Uważa pani, że mniejszości religijne nie są w Polsce szanowane? U nas narzucany jest światopogląd katolicki. Nie chcę przez to powiedzieć, że moralność katolicka jest wadliwa – zostałam w niej wychowana. Ale przecież walczyliśmy o państwo wieloświatopoglądowe, o społeczeństwo obywatelskie, inne niż w PRL. A tymczasem, gdy są jakieś spory przy stanowieniu ustaw, następuje milczące odwołanie do prawa naturalnego w ujęciu tomistycznym, czyli ujęciu Kościoła katolickiego. Nie mówi się o tym, że jest wiele teorii prawa naturalnego. Kto inny, jak nie ustawodawca, powinien się wznieść ponad własny światopogląd, tak, by nie narzucać go całemu społeczeństwu? Stąd bardzo ważny postulat państwa neutralnego światopoglądowo. Wielu komentatorów wydarzeń z Krakowskiego Przedmieścia twierdzi, że szwankuje konstytucyjny zapis o neutralności światopoglądowej państwa. Pani też tak myśli? Polska jest państwem katolickim, a nie neutralnym światopoglądowo. Nikt, czy to prawica, czy lewica, nie ma odwagi uchwalić ustawy, która pozostawałaby w sprzeczności z etyką katolicką. Podaje się argument, że Polacy w większości są katolikami. Tylko ile w tym deklaracji, a ile prawdy? Nie krytykowałabym, gdyby jawnie powiedziano, że jesteśmy państwem katolickim. Tymczasem w konstytucji jest napisane, że Polska to państwo demokratyczne. Nie zauważam tego, ale jeśli faktycznie mamy nim być, to choćby z tego względu nikt nie powinien przeciwstawiać się mało licznej grupie modlącej się pod krzyżem. A jest zupełnie inaczej. Niektórzy widzą w tym słabość państwa. Dziwią mnie takie rozważania. Dlaczego mówi się, że państwo powinno być silne tylko wtedy, gdy chodzi o przeniesienie krzyża, a jednocześnie aprobuje się wszelkie jego słabości. Podstawowe bolączki społeczeństwa jak: bezrobocie, sprawy gospodarcze, zdrowotne, problemy emerytów nie są rozwiązane. A to jest obowiązek państwa. A sprawa powodzi? Gdyby na początku ogłoszono stan klęski żywiołowej, wiele spraw byłoby można rozwiązać z korzyścią dla powodzian. Dlaczego nikt nie zarzucał wtedy państwu, że jest słabe? To dlaczego teraz, pani zdaniem, pada argument o słabości państwa? Myślę, że politycy nie chcą narazić się episkopatowi, zwracając się do niego z prośbą, aby rozwiązał ten problem. Uważam, że to jest sprawa tylko i wyłącznie władz Kościoła katolickiego i spór powinien rozstrzygnąć ktoś, kto ma autorytet. Czyli kto? Kardynał Glemp. Ale episkopat twierdzi, że Kościół nie jest stroną w sporze, a w całej sprawie nie chodzi o krzyż, ale o to, co politycy mogą ugrać. Zgadzam się z tym, że Kościół nie jest stroną w tym sporze. Uważam tylko, że powinien się tą sprawą zająć, by uszanować wolę modlących się ludzi. Poza tym krzyż jest symbolem religijnym i żaden z polityków nie powinien go ruszać. Natomiast rozumiem, dlaczego Kościół odwleka taki moment. Jest w trudnej sytuacji. Wygodniejszy byłby dla niego stan harmonii ze wszystkimi stronami, które oczekują jego poparcia. W razie takiego czy innego zwycięstwa politycznego zyskuje wtedy za to pewne przywileje. A proszę nie zapominać, że o jego poparcie jawnie stara się Prawo i Sprawiedliwość, a także, choć po cichu, Platforma Obywatelska. Mamy więc walkę krzyżem? Niewątpliwie tak. Chociaż ci, którzy modlą się pod krzyżem, robią to w dobrej wierze. W większości są to ludzie prości, słabo wykształceni, którzy nie zdają sobie sprawy, że zachodzi tu jakaś manipulacja. A prawda jest taka, że toczy się silna walka Platformy Obywatelskiej przeciwko PiS. Tak jak kiedyś za pomocą zręcznych, a zarazem brzydkich posunięć udało się wyeliminować z życia publicznego Samoobronę, tak teraz u podłoża walki o krzyż leży chęć eliminacji PiS z życia publicznego. To byłoby groźne z wielu powodów. PiS jest partią ideową, krzewi patriotyzm. W działaniach Platformy Obywatelskiej żadnych idei oprócz prywatyzacji Polski nie umiem odnaleźć. Poza tym nie chciałabym na powrót żyć w państwie jednopartyjnym. Wielopartyjność jest jednym z istotnych warunków demokracji. W sprawę krzyża angażuje się też SLD. To jest przykład gry politycznej. SLD, które organizowało ostatnią manifestację, nie protestowało przeciwko krzyżom w miejscach publicznych, gdy sprawowało władzę. Wręcz odwrotnie, Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski zabiegali o aprobatę Kościoła. Nie chcieli się też zgodzić na ustawy, które byłyby sprzeczne z etyką katolicką. Dlatego to, co robi teraz SLD, jest nieprzyzwoite, wzmaga podziały w społeczeństwie. A może zamiast krzyża powinien być wybudowany pomnik ku czci Lecha Kaczyńskiego? Raczej nie. Jest za dużo pomników, a poza tym miałam pretensje do Lecha Kaczyńskiego za to, że nie rozmawiał ze społeczeństwem. Wtedy przynajmniej Polacy mieliby świadomość, że przedwyborcze zamiary PiS są nadal aktualne, tylko – dopóki nie dojdzie znów do władzy – niemożliwe do spełnienia. Zresztą uważam, że wiele zapowiedzi ze strony Prawa i Sprawiedliwości było trafnych, łącznie z tą, by zbadać legalność osiągniętych w Polsce fortun. Uważam jednak, że należy się szacunek tym, którzy chcą pomnika, zwłaszcza że blisko połowa społeczeństwa głosowała w wyborach prezydenckich na Jarosława Kaczyńskiego. Choćby z tego względu należy to rozważyć, a nie odnosić się z pogardą do takiego pomysłu. Jeśli przed pałacem stoi pomnik Poniatowskiego, to może stać i inny. Skoro w pani odczuciu pomnik nie jest potrzebny, to może zadowala panią odsłonięta na ścianie Pałacu Prezydenckiego tablica ku czci ofiar? Tablica jako sposób upamiętnienia ofiar tragedii była dobrym pomysłem, ale okoliczności jej umieszczenia były skandaliczne. Dlaczego? Pracownicy Kancelarii Prezydenta, który wygrał wybory niewielką przewagą głosów, nie powinni byli po cichu, bez udziału rodzin tych, którzy zginęli, zajmować się tą sprawą. Nie wspominając o tym, że byli oni zbyt niscy rangą, by brać udział w odsłonięciu. Nie słyszałam też, by były w tej sprawie jakieś konsultacje. To przejaw nieprzyzwoitości ze strony tych, którzy podjęli taką decyzję i brak szacunku dla Jarosława Kaczyńskiego oraz rodzin pogrążonych w żałobie. A wracając do źródła tych wydarzeń, czyli tragedii smoleńskiej z 10 kwietnia. Pamięta pani, co robiła, gdy dowiedziała się o katastrofie? Tak. Jechałam pociągiem z Nałęczowa do Warszawy na wykład. Nic jeszcze wtedy nie wiedziałam. Przeżyłam wstrząs dopiero, gdy weszłam do pustej sali wykładowej. Sekretarka powiedziała, że studenci poszli do domu, że stało się nieszczęście. Czułam przerażenie. Przeżywała pani jakoś ten tydzień po katastrofie? Cieszyłam się, że przez pierwsze dwa dni była atmosfera pojednania. Jednak głęboko w duchu czułam, że nie potrwa ona długo. Przypomniała mi się śmierć papieża Jana Pawła II. Wtedy też mówiono o powstaniu pokolenia JP2. Według mnie są to powierzchowne przemiany. Nie widzę, żeby to pokolenie było czymś szczególnym. Nie jest ani lepsze, ani gorsze od innych. A potem jeszcze głos pana Wajdy w sprawie pochówku prezydenta. Odebrałam to jako głęboki nietakt. Niektórzy doszukują się w tych wydarzeniach odrodzenia polskiego mesjanizmu, a pani? Uważam, że polski mesjanizm cały czas funkcjonuje. Ostatnie wydarzenia tylko go wzmocniły. Występuje poczucie, że Polacy mają do spełnienia misję nawracania, czy to grekokatolików, czy prawosławnych na katolicyzm. Mesjanizm jest w Polsce dość silny. Szczególnie zaznaczył się w kazaniach prymasa Wyszyńskiego. To jest poczucie, że mamy duchowo odrodzić Zachód. Zgadzam się, że jest on przesadnie zmaterializowany i trzeba mu wskazać jakąś ideę, a nie dobra materialne jako cel istnienia. Brzmi to dość dziwnie w ustach osoby, która na czas papieskich pielgrzymek zamykała się w domu, zasłaniała okna i czytała „NIE” Urbana. Wie pani, czułam, że te spotkania z papieżem nie prowadzą do odnowy duchowej, że jest w tym doza zakłamania. Społeczeństwu był potrzebny jakiś bohater, autorytet, ale nie po to, by jego słowa wcielać w życie. Ale wtedy odbierano to jako niechęć do papieża, a nie do postaw Polaków. W takim razie niesłusznie. Aczkolwiek cenię papieża Jana XXIII. Mam wrażenie, że złagodniała pani w poglądach. Nie złagodniałam. Nadal jestem wierna swoim przekonaniom. W PRL boleśnie odczułam brak wolności, którą bardzo cenię. A skoro tak, to nie mogę mieć pretensji, że ktoś modli się pod krzyżem, bo uważa to za swoją misję czy powołanie. To może skoro broni pani PiS, wstąpi pani do tej partii? Prawo i Sprawiedliwość nie stoi na gruncie wieloświatopoglądowości. Utrwala wyznaniowy charakter państwa. Ale jest mi bliski program społeczny tej partii. Cieszyłam się, gdy Lech Kaczyński zatrzymywał ustawy prywatyzacyjne. Gdy na koncercie Sławy Przybylskiej posadzono mnie obok Marii Kaczyńskiej, prosiłam, by mu to przekazała. Prof. Maria Szyszkowska jest filozofem, politykiem lewicy, działaczką społeczną, wykładowcą akademickim. Była członkiem SLD i senatorem tej partii w latach 2001-2005

Skomentuj notkę
* * * * * * * *

A może olejmy emocje, dajmy sobie spokój z prowokacją niektórych polityków i mediami, tą prowokację wspierającymi we władnym interesie i przejdźmy do meritum obu tych spraw?
W obu przypadkach chodzi o to jaka ma być Polska, jakie ma być środowisko w którym żyjemy, o to kto jest podmiotem a kto tylko przedmiotem wykorzystywanym przez tych, którzy uważają, się na jedyne podmioty. Myślenie nie boli, więc myślmy a nie powtarzajmy to co podaje nam do powtarzania TVN i Wyborcza.

Ale zastanawiając się nad tym jaka ma być Polska należy dobrze się zastanowić nad swoim światopoglądem. Bez takie refleksji z odpowiedzi zgodnych z tezami Gazety Wyborczej można wylądować w świecie tez ojca Rydzyka, czyli z oszołomstwa w oszołomstwo a przekonany jestem, że właśnie o to diabłu i politykom chodzi. A więc zastanawiające się jaka ma być Polska może należy wyjść do tego skąd jestem, kim jestem i dokąd zmierzam. Może należy zadać sobie pytanie: czy pan Bóg jest czy też może go nie ma? A może warto przemyśleć tezę, czy może życie ma jakieś znaczenie czy też jestem przypadkiem i liczy się tylko dziś, może jutro?

Każda odpowiedź wynikająca z myślenia jest dobra a im więcej myślenia tym lepiej, bo bliżej prawdy i Prawdy (piszę z dużej litery, ale nie chodzi mi tu o tytuł pewnej gazety z lat dawnych). Każda odpowiedź jest dobra bo rodzi indywidualność a nie wtłacza nas proste odpowiedzi typu „to oszołomy od Rydzyka” albo „precz z liberałami”.

Do przemyślenia tego tematu czuję się dziś zachęcony. Skąd jestem? Poco jestem? Dokąd zmierzam i jak się to ma do akcji na Krakowskim Przedmieściu.

Michał – thx. za prowokację. Bez niej nie chciałby by mi się tego napisać, ale czy to pisanie miało sens to już musisz ocenić sam.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
krzyż,
smoleńsk,
tragedia smoleńska,
krakowskie przedmieście,
wojna o krzyż

Komentarze: (15)

anonim,

August 3, 2010 17:54

Skomentuj komentarz

Kopiuje w FaceBookaPawel Tutka: Gdyby rząd wiedział jaka głośna będzie awantura z krzyżem… to zapewne dzisiaj rozmawiano by o 33% podatku VAT.

g,

August 3, 2010 22:48

Skomentuj komentarz

Jestem właśnie po szkle kontaktowym.Tam awantura z krzyżem świetnie się sprzedaje.Czemu rząd miałby chcieć o vacie rozmawiać ?

Michal,

August 3, 2010 20:22

Skomentuj komentarz

Hmm… To Ty mnie teraz sprowokowałeś… aby o tym wszystkim pomyśleć (i to najlepiej jakoś teraz a nie znowu 'kiedyś’).Może jakby ktoś pomyślał o żabach ratując mieszkańców Augustowa to inaczej zaprojektowałby obwodnicę.Może jakby ktoś pomyślał przed ogłoszeniem „przenoszenia” krzyża..

anonim,

August 3, 2010 22:44

Skomentuj komentarz

Sądzisz że ktoś nie pomyślał ?Oj byłby ten krzyż solą w oku dla obecnego prezydenta.A tak, ludzie szybciej zapomną…

w34,

August 4, 2010 09:44

Skomentuj komentarz

Bo ja jestem … Ja jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro, Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pamiętasz?Wiem, że tu zupełnie nie na temat ale znalazłem i sobie tu zachowuje.W34.Ja jestem pro, Jerzy KlesykJa jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro,Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pionek historii, władzy trzon,Co wyzwala w was emocje, burzy krew!Ja funkcjonariusz nieuchwytny,Po cichu zjawiam się i niknę,I z igły widły robię, wodę z mózgu, ludu gniew!To ja wyciągam ludzi na zwierzeniaI ja najgłośniej zawsze w tłumie krzyczę,A jeśli mi uwierzą i jeśli zawtórują,To wielu z nich dość długo będzie milczeć!To ja wychodzę, gdy nadchodzi ciemność,Człowieka szukam, który dzisiaj zgrzeszy.Być może go obrażę, być może się uniesie.Bo chcę uderzyć, lecz niech on uderzy pierwszy!To ja szeptałem w uszy przed wiekami,Że czarownice stanowią wielkie zło.I wystarczyło potem, by jeden wskazał palcem,A już krzyczeli wszyscy: Na stos! Na stos! Na stos!Na moim grzbiecie Neron stawiał stopę,Ja byłem gotów na każde zawołanie.To ja nad brzegiem Tybru nocami mordowałemI ja krzyczałem potem: To wszystko chrześcijanie!To ja pracuję i drukuję nocą,Ulotki się rozklei jutro w mig.I wszyscy się dowiedzą, i wszyscy się dowiedzą,Że taki jeden w kraju to Żyd, Żyd, Żyd!To ja pisuję artykuły w prasie,Od których już z daleka czujesz swąd.To wszystko jest celowe i dobrze przemyślane,Niech ktoś zareaguje i popełni błąd!

Aa,

August 4, 2010 09:20

Skomentuj komentarz

Krzyz – chrzescijanski symbol meczenskiej smierci Chrystusa (nie siegam dalej wstecz). Dla katolikow symbol kultu, dla innych: narzedzie zbrodni. Krzyz pod palacem i sejmem – dzielo polskich katolikow (glownie narodowych, ziejacych nienawiscia do innych wyznan, glownie do Zydow).Polska (RP) – religia dominujaca rzymski katolicyzm. Przez część swojej historii Rzeczpospolita Polska była jendak panstwem niepodległym, wieloetnicznym i wielowyznaniowym.Krzyz wiec jako katolicki symbol kultu ma swoje miesce w swiatyni katolickiej a nie we wspomnianych miejscach publicznych. Ciekawe tylko jak sobie z tym poradzi rzad. Tyle na temat.

w34,

August 4, 2010 09:45

Skomentuj komentarz

Ojej!Wolność słowa, wolność bloga.

Hocus,

August 4, 2010 13:06

Skomentuj komentarz

A czy Ciebie też boli w krzyżu? ;-)http://hocus.3a.pl/krzyznet.jpg

Aa,

August 4, 2010 16:10

Skomentuj komentarz

HeheSzczerze mowiac to czasem pobolewa, ale nie jest to skutkiem zlej POstawy ale dyskopa(r)ti.

w34,

August 5, 2010 16:45

Skomentuj komentarz

Uzupełniający dialog z Mariusze, przenoszę z FaceBookaMariusz:Barierki są Wojtku zawsze obustronne… bariery niefizyczne są często gorsze od tych fizycznych… szkoda, że pod jednym z wczorajszych wpisów nie napisałeś mi, jak Ty byś postąpił w takiej sytuacjiWojtek:Mariuszu – ja naprawdę nie wiem. Ja już wiem, że walka ze skutkami zaniedbań (albo celowych działań) na wyższym poziomie powoduje tylko to, że pojawią się inne nieprzyjemne skutki. No bo co – usuniesz na siłe? Kogoś pokrzywdzisz. Zostawisz? …Masz dużą grupę niezadowolonych i argument, że ciemnogród atakuje.Nie znam rozwiązania na tym poziomie – ale mam diagnozę na innym i ta diagnoza mówi, że „grzech”. Grzech traktowania siebie jako najważniejszej istoty we wszechświecie, swoich potrzeb i zachcianek, jako czegoś czemu musi być bezwzględnie podporządkowane wszystko, grzech żądzy władzy, którą należy zdobyć za wszelką cenę i na koniec, choć może to powinno być na początku, grzech nie właściwej relacji ze Stwórcą, który stworzył każdego z nas i całe ten świat. Grzech jest moim problemem i grzech jest problemem tych, którzy swoimi działaniami doprowadzili do sytuacji na Krakowskim,,,,, ale też do tego że nasze państwo jest takie popieprzone, że Europa się sypie, że na świecie mamy głod, nędzę i cierpienie.Widzisz jak łatwo przeskoczyłem z tego konkretnego przypadku do bardzo, ale to bardzo ogólnej zasady światopoglądowej (o którą pewnie też z wieloma będzie można się spierać trwając w kolejnym grzechu). Ale zaraz zejdę z powrotem na poziom Krakowskiego…. Grzech jest problemem, ale z tym grzechem każdy z nas może sobie poradzić. Ja jakoś próbuję, gadam z o tym z moim Szefem, on mówi mi co mam robić ale potem znowu robię swoje (czytaj: grzech), więc potem znowu gadam. Fajne jest to, że wiem coraz więcej, że widzę bardziej i co ważne, coraz bardziej poznaję JEGO. To jest zasada, którą próbuję stosować i przypuszczam, że ona też była by rozwiązaniem problemy tego krzyża, gdyby za kawałkiem drewna, albo za ideą, albo antyidea pojawił się prawdziwy Bóg i do niego ludzie by się odwoływali.No i dochodzę do mojego rozwiązania:- modlitwa – można samemu gadać z Szefem, prosząc o przebudzenie dla siebie i dla tego kraju, od polityków zaczynając. Były wybory – była okazja by http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31277 ale tetaz też należy http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=30573- proszenie o myślenie – to też można. zamiast przekonywać do jakiegoś działania proponować szukanie zasad, a dokładnie szukanie Boga, którzy ustawił zasady.To moja propozycja – tego dzisiejszego konfliktu nie rozwiąże, ale może przyszłe? może jakieś przebudzenie, jak to z XVI wieku w Polsce albo z przez 20 lat u Zulusów? A jeżeli nawet nie będzie przebudzenia to może ten, lub tamten, może wieczność bo przecież życie ludzkie jest takie krótkie.Mam nadzieję, że złapałeś o co mi chodzi w tej pisaninie. Jak nie – jestem do dyspozycji.W.#Mariusz:@W: myślę, że załapałem i w pełni się zgadzam, że chodzi o egozimy, niezależnie od tego czy zakwalifikujemy je z punktu widzenia wiary , czy też świecko, – nazwijmy je „misie” (wydaje MI SIE, chce MI SIE etc). Więc te Misie rozszarpują k…ażdą społeczność i ten trend nie jest dobry. Dziękuję za odpowiedź.Ja chyba z tymi ludźmi spróbowałbym porozmawiać. Bez kamer. I niekoniecznie na ulicy. Bo tak naprawdę chyba, nie chodzi im wcale o ten krzyż, w tym miejscu. Zobacz więcej

anonim,

August 9, 2010 17:46

Skomentuj komentarz

Z FaceBooka:Tomasz Wawrzyczek:Macierewicz mówi o powszechnej akceptacji obecności krzyża. No to ja jestem jakiś margines, bo jestem wbrew. Nie w tym miejscu.W34:No bo jesteś zmanipulowany przez ideologie antyPIS. Spróbuj nieco obiektywnie, zapomnij o Kaczorach:- w Polsce do upamiętniania służą krzyże, niekoniecznie w kontekście religijnym. Zobacz – masz krzyż pod kopalnią Wujek, masz krzyże przed stocznią w Gdańsku, masz krzyże od Poznania ’56 ale (!) masz też krzyże na każdym ostrzejszym zakręcie, gdzie wracały ostre chłopaki z dyskoteki i nie wyrobili. Krzyżem się upamiętnia – to fakt nr 1. Oczywiście możesz go nie akceptować.- w katastrofie smoleńskiej zginęło sporo ważny ludzi – takie rzeczy się upamiętnia. Zobacz – masz upamiętnienia katastrofy w 82, w 87 a nawet na Krowiarkach jest tablica (z krzyżem) upamiętniająca wypadek lotniczy z 1969. Czy uważasz, że tej katastrofy nie należy upamiętniać? Zrobili to już na Węgrzech a w Polsce?- w tej katastrofie oprócz innych zginął prezydent i dużo osób z jego kancelarii. Ten wyjazd był wyjazdem na prezydenckim więc gdzie to upamiętnić? W sejmie? przez budynkiem rządu? a może na stadionie Legii? Jakie miejsce proponujesz?- w tym miejscy, w tygodniu żałoby narodowej pojawiło się kilkaset tysięcy ludzi i postawiło krzyż. Oczywiście można ich olać, bo w końcu kim oni są, jakie myślenie reprezentują, jaką opcje popierają. Demokracja owszem, ale nie dla oszołomów. Tylko czy takie podejście do tych ludzi jest demokratyczne? Zobacz, że na JK głosowała prawie połowa wyborców. Czy ci ludzie się nie liczą?- a niby dlaczego „krzyż ma zniknąć z przestrzeni publicznej”? To jakiś nowy dogmat. Ja nie jestem katolikiem ale żyję w kraju, gdzie szanuje się innych – przynajmniej tak mi się wydaje.Ale jeżeli chcesz się przyłączyć do walczących z mitologizowaniem Lecha Kaczyńskiego to ciągnij tak dalej, tylko co Ci zostanie za 40 lat jak rządzić Tobą będą Twoje dzieci, nie mające skąd odwołać się do wartości innych niż piwo Lech i napój energetyzujący.

Aa,

August 13, 2010 13:52

Skomentuj komentarz

A ja sie nie zgadzam, a co, wolno mi.Brak akceptacji powszechnej krzyza nie jest wynikiem zadnej manipulacji antyPIS! To tak jakby nieakceptowanie krzyza jako symbolu odwolywalo sie do wrogow PIS a zwolennikow PO. Ja nie mieszam sie do polityki, obserwuje jedynie ale na krzyz nie zgadzam sie.Jesli w gre wchodzi jakas manipulacja, to owszem narod jest zmanilupowany ale symbolem krzyza ktory wykorzystuje sie wszedzie, jak powiedziales, nawet bez zwiazku z religia. Ale ten brak zwiazku to pozor: POlska jest nieoficjalnie krajem katolickim gdzie symbole religijne sa naduzywane nawet w kontekscie pozornie nie majacym z religia nic wspolnego. I tak: cos sie nie podoba? protestujemy? KRZYZ! Zaslonmy sie Chrystusem ktory jest jednak „jakims” autorytetem w panstwie poddanym KRK. Kto sie odwazy podniesc reke na obronce krzyza? Polska zawsze silnie byla zwiazana z kosciolem, za silnie przez setki lat. Utknal nam ten krzyz w glowach tak ze trudno logicznie myslec i uzywac rozsadnych argumentow. Kosciol (czyt. krzyz) kojarzy sie takze z walka Polski o niepodleglosc, byc partyjnym znaczylo odejsc od kosciola. 50% glosowalo na Kaczynskiego ale to nie znaczy ze glosowalo na wszechobecnosc krzyza i KK. Piszesz ze zyjesz w kraju gdzie szanuje sie innych. Bzdura. Nie szanuje sie. Bo przemyca nam sie chrzescijanskie symbole (powinnam powiedziec katolickie jednak) do swieckim miejsc. RP ma byc panstwem swieckim. Wykorzystywanie krzyza to naduzycie i ja sie sprzeciwiam.A tak na zakonczenie to przypomne ze krzyz cale lata zle sie kojarzyl, wykorzystywany np w krucjactach do „nawracania” niewiernych. Teraz garstka biednych staruszkow ktorym ten krzyz zamotal w glowach, czesto pelnych nienawisci do innych wyznan (zydow), przekonana o koniecznosci wielkiej misji robi sobie cyrk w centrum stolicy.

g,

August 15, 2010 20:03

Skomentuj komentarz

Aa, troszeczkę kontekstu historycznego przytaczasz, ale dzisiaj okoliczności są inne. Przypomnijmy fakty. Ale od początku tzn. od 14 kwietnia, a nie od dnia próby przenoszenia. Krzyża nie postawiły władze państwowe, ani hierarchia kościelna, ani zwolennicy PiS na wiecu.Krzyż postawili harcerze.A dlaczego go postawili ?Ponieważ Polacy, w dość dużej liczbie ludzi i chyba raczej spontanicznie, żałowali śmierci prezydenta i innych i zbierali się w jednym miejscu. A naturalne jest, że w kraju chrześcijańskim (katolickim, protestanckim, prawosławnym) taka żałoba łączy się z symbolami religijnymi.Pewna liczba ludzi ma tę przypadłość, że w takich chwilach, nachodzi ich pamięć historyczna.Oczywiście nie wszyscy żałowali bardzo, nie wszyscy głęboko, ale spora grupa właśnie tak.Czy widzisz tu jakiś atak krzyżem ?Owszem manifestowano religijnie (krzyż) w sprawie państwowej (śmierć przedstawicieli władzy).Ale robili to ludzie. I robili to spokojnie. A to nie to samo co pójście na wojnę z mieczem i krzyżem. To nawet nie to samo co rozwieszenie krzyży w urzędach zadekretowane przez władzę, albo religia w salach szkolnych.Myślę że to był kawałek historii, o której będzie się pamiętać.Wtedy krzyż nie budził powszechnej kontrowersji.Coś dziwnego stało się cztery miesiące później. Dziwne to byłoby jedynie dla kogoś, kto nie znałby partyjnych sporów w kraju nad Wisłą. Załóżmy na chwilę, ze ich nie ma.Oto najpierw stała się katastrofa, w której zginęli przedstawiciele władzy. Ludzie najpierw żałowali, potem wybrali nową władzę. Wydawało by się że ta, zadowolona, że ludzie tak bardzo władzę żałować potrafią, powinna miejsce jeszcze bardziej upamiętnić. Ale nie, ta w pierwszym odruchu rządzenia postanowiła troszeczkę pamięć ludzi o tym żałowaniu władzy zatrzeć (tzn. krzyż przenieść z miejsca, które wszyscy pamiętali i które jest godne, do miejsca, w którym szybko by o nim zapomniano i które też jest godne).Dziwne jest to tym bardziej, że nawet Ci ludzie, którzy wybrali nową władzę, też, jak sami mówili wtedy, żałowali.Dziwne jest też to, że hierarchia kościelna na przeniesienie krzyża łatwo się zgodziła, co czyżby świadczyło o tym, że państwo jest jakoś wyznaniowe ?Tak więc moje pytanie jest takie: po co było ten krzyż przenosić ?Aa, czy przed awanturą o przenoszenie, krzyż też Ci przeszkadzał ?Jeśli nie, to znaczy że ktoś Cię sprowokował.Może i odpowiesz że tak, przeszkadzał. Ale w takim razie, w tej właśnie historii, chyba jednak, tak mi się wydaje, to Ty właśnie atakujesz.

Aa,

August 16, 2010 13:40

Skomentuj komentarz

Moze moj tekst rzeczywiscie nie jest w lagodnym tonie ale to skutek mojej irytacji cala sytuacja. Wiec tak: nie ma chyba nikogo ktorym smolenska katastrofa nie wstrzasnela. Zgineli ludzie, (jak w innych katastrofach)ale byli to ludzie sczczegolni dla nas Polakow wiec jak najbardziej zasluguja na zalobe. Narodowa. Nikt w to nie watpi. Kwestia jest tylko czy na pewno Wawel byl odowiednim miejscem i czy krzyz jest odpowednim symbolem upamietniajacym pamiec po ludziach reprezentujacych panstwo swieckie. A Wawel to przeciez miejsce dla ludzi jednoznacznie okreslonych przez historie. A czy prezydentura sp. L. Kaczynskiego byla jakas wybitna? Palac prezydencki czy sejm nie sa odpowiednim tlem dla krzyza bo to symbol nie wszystkich Polakow a rzad i prezydent tak. Czy krzyz mi wczesniej przeszkadzal?Sam krzyz nie (mam jeden na lancuszku i czasem nosze)ale narzucanie, przemycanie symboli (zawsze jest podtekst) tak. Nie chce zadnych symboli religijnych w miejscach swieckich, nie chce religii w szkole, krzyzy w klasach. od tego sa salki parafialne, wiec jak ktos chce na religie chodzic jest tam mile widziany. Wiec wg Ciebie sa dwa wyjscia: albo mnie sprowokowano albo atakuje. A moze bronie sie po prostu przed czyms co chca mi na sile narzucic?

g,

August 17, 2010 22:01

Skomentuj komentarz

Ciekawa wypowiedź w sprawie krzyża i nie tylko, osoby, o której powiedziałbym że jest z drugiej strony barykady.Trochę długie ale warto przeczytać. Wywiad z Marią Szyszkowską w Rzeczpospolitej.Co pani myślała, oglądając relację z próby przeniesienia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego? Że osoby modlące się pod krzyżem to fanatycy religijni. Jednak uważam, że nie należy im przeszkadzać, jeśli modlitwa jest sensem ich życia, jeśli są przekonani, iż postępują właściwie. A poza tym przecież nie stoją na środku jezdni, nie tamują ruchu. Dlatego zbulwersowały mnie słowa wicemarszałka Niesiołowskiego. Co takiego dokładnie? W jego wypowiedziach była wielka pogarda dla modlących się pod krzyżem! Byłam tym przykro zaskoczona. Nie bierze się pod uwagę woli mniejszości, która żąda, aby krzyż pozostał przed pałacem. A przecież tyle mówi się o tym, że demokracja to ustrój, który szanuje oczekiwania rozmaitych mniejszości.Pani zdaniem krzyż powinien przed Pałacem Prezydenckim pozostać? Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ten krzyż jest szczególny. Ktoś postawił go, aby być bliżej zmarłego prezydenta. Ulica jest wprawdzie wspólna, ale uważam, że nikomu, naprawdę nikomu, nie powinna przeszkadzać grupa modlących się ludzi. A poza tym mamy krzyże upamiętniające zmarłych zarówno przy polnych drogach, szosach, jak i na ulicach miast. Jak to? To nie jest już pani zwolenniczką zdejmowania krzyży w miejscach publicznych? Uważam, że krzyż powinien być w świątyniach, ewentualnie w miejscach upamiętniających poległych. Jeśli poważnie traktuje się koncepcję państwa demokratycznego, to powinno być ono neutralne światopoglądowo. Przecież w szpitalu są ludzie rozmaitych wyznań, a wisi tylko jeden typ krzyża. Poza tym w Polsce żyją agnostycy, ateiści, ludzie bezwyznaniowi, wyznawcy religii niechrześcijańskich. Czym innym jest stosunek do Boga, a czym innym rozwiązywanie spraw publicznych, które powinno być wolne od nacisku jakiegokolwiek wyznania religijnego. Poza tym w ustroju demokratycznym istnieje wymóg szacunku dla mniejszości, także religijnych. Uważa pani, że mniejszości religijne nie są w Polsce szanowane? U nas narzucany jest światopogląd katolicki. Nie chcę przez to powiedzieć, że moralność katolicka jest wadliwa – zostałam w niej wychowana. Ale przecież walczyliśmy o państwo wieloświatopoglądowe, o społeczeństwo obywatelskie, inne niż w PRL. A tymczasem, gdy są jakieś spory przy stanowieniu ustaw, następuje milczące odwołanie do prawa naturalnego w ujęciu tomistycznym, czyli ujęciu Kościoła katolickiego. Nie mówi się o tym, że jest wiele teorii prawa naturalnego. Kto inny, jak nie ustawodawca, powinien się wznieść ponad własny światopogląd, tak, by nie narzucać go całemu społeczeństwu? Stąd bardzo ważny postulat państwa neutralnego światopoglądowo. Wielu komentatorów wydarzeń z Krakowskiego Przedmieścia twierdzi, że szwankuje konstytucyjny zapis o neutralności światopoglądowej państwa. Pani też tak myśli? Polska jest państwem katolickim, a nie neutralnym światopoglądowo. Nikt, czy to prawica, czy lewica, nie ma odwagi uchwalić ustawy, która pozostawałaby w sprzeczności z etyką katolicką. Podaje się argument, że Polacy w większości są katolikami. Tylko ile w tym deklaracji, a ile prawdy? Nie krytykowałabym, gdyby jawnie powiedziano, że jesteśmy państwem katolickim. Tymczasem w konstytucji jest napisane, że Polska to państwo demokratyczne. Nie zauważam tego, ale jeśli faktycznie mamy nim być, to choćby z tego względu nikt nie powinien przeciwstawiać się mało licznej grupie modlącej się pod krzyżem. A jest zupełnie inaczej. Niektórzy widzą w tym słabość państwa. Dziwią mnie takie rozważania. Dlaczego mówi się, że państwo powinno być silne tylko wtedy, gdy chodzi o przeniesienie krzyża, a jednocześnie aprobuje się wszelkie jego słabości. Podstawowe bolączki społeczeństwa jak: bezrobocie, sprawy gospodarcze, zdrowotne, problemy emerytów nie są rozwiązane. A to jest obowiązek państwa. A sprawa powodzi? Gdyby na początku ogłoszono stan klęski żywiołowej, wiele spraw byłoby można rozwiązać z korzyścią dla powodzian. Dlaczego nikt nie zarzucał wtedy państwu, że jest słabe? To dlaczego teraz, pani zdaniem, pada argument o słabości państwa? Myślę, że politycy nie chcą narazić się episkopatowi, zwracając się do niego z prośbą, aby rozwiązał ten problem. Uważam, że to jest sprawa tylko i wyłącznie władz Kościoła katolickiego i spór powinien rozstrzygnąć ktoś, kto ma autorytet. Czyli kto? Kardynał Glemp. Ale episkopat twierdzi, że Kościół nie jest stroną w sporze, a w całej sprawie nie chodzi o krzyż, ale o to, co politycy mogą ugrać. Zgadzam się z tym, że Kościół nie jest stroną w tym sporze. Uważam tylko, że powinien się tą sprawą zająć, by uszanować wolę modlących się ludzi. Poza tym krzyż jest symbolem religijnym i żaden z polityków nie powinien go ruszać. Natomiast rozumiem, dlaczego Kościół odwleka taki moment. Jest w trudnej sytuacji. Wygodniejszy byłby dla niego stan harmonii ze wszystkimi stronami, które oczekują jego poparcia. W razie takiego czy innego zwycięstwa politycznego zyskuje wtedy za to pewne przywileje. A proszę nie zapominać, że o jego poparcie jawnie stara się Prawo i Sprawiedliwość, a także, choć po cichu, Platforma Obywatelska. Mamy więc walkę krzyżem? Niewątpliwie tak. Chociaż ci, którzy modlą się pod krzyżem, robią to w dobrej wierze. W większości są to ludzie prości, słabo wykształceni, którzy nie zdają sobie sprawy, że zachodzi tu jakaś manipulacja. A prawda jest taka, że toczy się silna walka Platformy Obywatelskiej przeciwko PiS. Tak jak kiedyś za pomocą zręcznych, a zarazem brzydkich posunięć udało się wyeliminować z życia publicznego Samoobronę, tak teraz u podłoża walki o krzyż leży chęć eliminacji PiS z życia publicznego. To byłoby groźne z wielu powodów. PiS jest partią ideową, krzewi patriotyzm. W działaniach Platformy Obywatelskiej żadnych idei oprócz prywatyzacji Polski nie umiem odnaleźć. Poza tym nie chciałabym na powrót żyć w państwie jednopartyjnym. Wielopartyjność jest jednym z istotnych warunków demokracji. W sprawę krzyża angażuje się też SLD. To jest przykład gry politycznej. SLD, które organizowało ostatnią manifestację, nie protestowało przeciwko krzyżom w miejscach publicznych, gdy sprawowało władzę. Wręcz odwrotnie, Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski zabiegali o aprobatę Kościoła. Nie chcieli się też zgodzić na ustawy, które byłyby sprzeczne z etyką katolicką. Dlatego to, co robi teraz SLD, jest nieprzyzwoite, wzmaga podziały w społeczeństwie. A może zamiast krzyża powinien być wybudowany pomnik ku czci Lecha Kaczyńskiego? Raczej nie. Jest za dużo pomników, a poza tym miałam pretensje do Lecha Kaczyńskiego za to, że nie rozmawiał ze społeczeństwem. Wtedy przynajmniej Polacy mieliby świadomość, że przedwyborcze zamiary PiS są nadal aktualne, tylko – dopóki nie dojdzie znów do władzy – niemożliwe do spełnienia. Zresztą uważam, że wiele zapowiedzi ze strony Prawa i Sprawiedliwości było trafnych, łącznie z tą, by zbadać legalność osiągniętych w Polsce fortun. Uważam jednak, że należy się szacunek tym, którzy chcą pomnika, zwłaszcza że blisko połowa społeczeństwa głosowała w wyborach prezydenckich na Jarosława Kaczyńskiego. Choćby z tego względu należy to rozważyć, a nie odnosić się z pogardą do takiego pomysłu. Jeśli przed pałacem stoi pomnik Poniatowskiego, to może stać i inny. Skoro w pani odczuciu pomnik nie jest potrzebny, to może zadowala panią odsłonięta na ścianie Pałacu Prezydenckiego tablica ku czci ofiar? Tablica jako sposób upamiętnienia ofiar tragedii była dobrym pomysłem, ale okoliczności jej umieszczenia były skandaliczne. Dlaczego? Pracownicy Kancelarii Prezydenta, który wygrał wybory niewielką przewagą głosów, nie powinni byli po cichu, bez udziału rodzin tych, którzy zginęli, zajmować się tą sprawą. Nie wspominając o tym, że byli oni zbyt niscy rangą, by brać udział w odsłonięciu. Nie słyszałam też, by były w tej sprawie jakieś konsultacje. To przejaw nieprzyzwoitości ze strony tych, którzy podjęli taką decyzję i brak szacunku dla Jarosława Kaczyńskiego oraz rodzin pogrążonych w żałobie. A wracając do źródła tych wydarzeń, czyli tragedii smoleńskiej z 10 kwietnia. Pamięta pani, co robiła, gdy dowiedziała się o katastrofie? Tak. Jechałam pociągiem z Nałęczowa do Warszawy na wykład. Nic jeszcze wtedy nie wiedziałam. Przeżyłam wstrząs dopiero, gdy weszłam do pustej sali wykładowej. Sekretarka powiedziała, że studenci poszli do domu, że stało się nieszczęście. Czułam przerażenie. Przeżywała pani jakoś ten tydzień po katastrofie? Cieszyłam się, że przez pierwsze dwa dni była atmosfera pojednania. Jednak głęboko w duchu czułam, że nie potrwa ona długo. Przypomniała mi się śmierć papieża Jana Pawła II. Wtedy też mówiono o powstaniu pokolenia JP2. Według mnie są to powierzchowne przemiany. Nie widzę, żeby to pokolenie było czymś szczególnym. Nie jest ani lepsze, ani gorsze od innych. A potem jeszcze głos pana Wajdy w sprawie pochówku prezydenta. Odebrałam to jako głęboki nietakt. Niektórzy doszukują się w tych wydarzeniach odrodzenia polskiego mesjanizmu, a pani? Uważam, że polski mesjanizm cały czas funkcjonuje. Ostatnie wydarzenia tylko go wzmocniły. Występuje poczucie, że Polacy mają do spełnienia misję nawracania, czy to grekokatolików, czy prawosławnych na katolicyzm. Mesjanizm jest w Polsce dość silny. Szczególnie zaznaczył się w kazaniach prymasa Wyszyńskiego. To jest poczucie, że mamy duchowo odrodzić Zachód. Zgadzam się, że jest on przesadnie zmaterializowany i trzeba mu wskazać jakąś ideę, a nie dobra materialne jako cel istnienia. Brzmi to dość dziwnie w ustach osoby, która na czas papieskich pielgrzymek zamykała się w domu, zasłaniała okna i czytała „NIE” Urbana. Wie pani, czułam, że te spotkania z papieżem nie prowadzą do odnowy duchowej, że jest w tym doza zakłamania. Społeczeństwu był potrzebny jakiś bohater, autorytet, ale nie po to, by jego słowa wcielać w życie. Ale wtedy odbierano to jako niechęć do papieża, a nie do postaw Polaków. W takim razie niesłusznie. Aczkolwiek cenię papieża Jana XXIII. Mam wrażenie, że złagodniała pani w poglądach. Nie złagodniałam. Nadal jestem wierna swoim przekonaniom. W PRL boleśnie odczułam brak wolności, którą bardzo cenię. A skoro tak, to nie mogę mieć pretensji, że ktoś modli się pod krzyżem, bo uważa to za swoją misję czy powołanie. To może skoro broni pani PiS, wstąpi pani do tej partii? Prawo i Sprawiedliwość nie stoi na gruncie wieloświatopoglądowości. Utrwala wyznaniowy charakter państwa. Ale jest mi bliski program społeczny tej partii. Cieszyłam się, gdy Lech Kaczyński zatrzymywał ustawy prywatyzacyjne. Gdy na koncercie Sławy Przybylskiej posadzono mnie obok Marii Kaczyńskiej, prosiłam, by mu to przekazała. Prof. Maria Szyszkowska jest filozofem, politykiem lewicy, działaczką społeczną, wykładowcą akademickim. Była członkiem SLD i senatorem tej partii w latach 2001-2005

Skomentuj notkę
A może olejmy emocje, dajmy sobie spokój z prowokacją niektórych polityków i mediami, tą prowokację wspierającymi we władnym interesie i przejdźmy do meritum obu tych spraw?
W obu przypadkach chodzi o to jaka ma być Polska, jakie ma być środowisko w którym żyjemy, o to kto jest podmiotem a kto tylko przedmiotem wykorzystywanym przez tych, którzy uważają, się na jedyne podmioty. Myślenie nie boli, więc myślmy a nie powtarzajmy to co podaje nam do powtarzania TVN i Wyborcza.

Ale zastanawiając się nad tym jaka ma być Polska należy dobrze się zastanowić nad swoim światopoglądem. Bez takie refleksji z odpowiedzi zgodnych z tezami Gazety Wyborczej można wylądować w świecie tez ojca Rydzyka, czyli z oszołomstwa w oszołomstwo a przekonany jestem, że właśnie o to diabłu i politykom chodzi. A więc zastanawiające się jaka ma być Polska może należy wyjść do tego skąd jestem, kim jestem i dokąd zmierzam. Może należy zadać sobie pytanie: czy pan Bóg jest czy też może go nie ma? A może warto przemyśleć tezę, czy może życie ma jakieś znaczenie czy też jestem przypadkiem i liczy się tylko dziś, może jutro?

Każda odpowiedź wynikająca z myślenia jest dobra a im więcej myślenia tym lepiej, bo bliżej prawdy i Prawdy (piszę z dużej litery, ale nie chodzi mi tu o tytuł pewnej gazety z lat dawnych). Każda odpowiedź jest dobra bo rodzi indywidualność a nie wtłacza nas proste odpowiedzi typu „to oszołomy od Rydzyka” albo „precz z liberałami”.

Do przemyślenia tego tematu czuję się dziś zachęcony. Skąd jestem? Poco jestem? Dokąd zmierzam i jak się to ma do akcji na Krakowskim Przedmieściu.

Michał – thx. za prowokację. Bez niej nie chciałby by mi się tego napisać, ale czy to pisanie miało sens to już musisz ocenić sam.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
krzyż,
smoleńsk,
tragedia smoleńska,
krakowskie przedmieście,
wojna o krzyż

Komentarze: (15)

anonim,

August 3, 2010 17:54

Skomentuj komentarz

Kopiuje w FaceBookaPawel Tutka: Gdyby rząd wiedział jaka głośna będzie awantura z krzyżem… to zapewne dzisiaj rozmawiano by o 33% podatku VAT.

g,

August 3, 2010 22:48

Skomentuj komentarz

Jestem właśnie po szkle kontaktowym.Tam awantura z krzyżem świetnie się sprzedaje.Czemu rząd miałby chcieć o vacie rozmawiać ?

Michal,

August 3, 2010 20:22

Skomentuj komentarz

Hmm… To Ty mnie teraz sprowokowałeś… aby o tym wszystkim pomyśleć (i to najlepiej jakoś teraz a nie znowu 'kiedyś’).Może jakby ktoś pomyślał o żabach ratując mieszkańców Augustowa to inaczej zaprojektowałby obwodnicę.Może jakby ktoś pomyślał przed ogłoszeniem „przenoszenia” krzyża..

anonim,

August 3, 2010 22:44

Skomentuj komentarz

Sądzisz że ktoś nie pomyślał ?Oj byłby ten krzyż solą w oku dla obecnego prezydenta.A tak, ludzie szybciej zapomną…

w34,

August 4, 2010 09:44

Skomentuj komentarz

Bo ja jestem … Ja jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro, Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pamiętasz?Wiem, że tu zupełnie nie na temat ale znalazłem i sobie tu zachowuje.W34.Ja jestem pro, Jerzy KlesykJa jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro,Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pionek historii, władzy trzon,Co wyzwala w was emocje, burzy krew!Ja funkcjonariusz nieuchwytny,Po cichu zjawiam się i niknę,I z igły widły robię, wodę z mózgu, ludu gniew!To ja wyciągam ludzi na zwierzeniaI ja najgłośniej zawsze w tłumie krzyczę,A jeśli mi uwierzą i jeśli zawtórują,To wielu z nich dość długo będzie milczeć!To ja wychodzę, gdy nadchodzi ciemność,Człowieka szukam, który dzisiaj zgrzeszy.Być może go obrażę, być może się uniesie.Bo chcę uderzyć, lecz niech on uderzy pierwszy!To ja szeptałem w uszy przed wiekami,Że czarownice stanowią wielkie zło.I wystarczyło potem, by jeden wskazał palcem,A już krzyczeli wszyscy: Na stos! Na stos! Na stos!Na moim grzbiecie Neron stawiał stopę,Ja byłem gotów na każde zawołanie.To ja nad brzegiem Tybru nocami mordowałemI ja krzyczałem potem: To wszystko chrześcijanie!To ja pracuję i drukuję nocą,Ulotki się rozklei jutro w mig.I wszyscy się dowiedzą, i wszyscy się dowiedzą,Że taki jeden w kraju to Żyd, Żyd, Żyd!To ja pisuję artykuły w prasie,Od których już z daleka czujesz swąd.To wszystko jest celowe i dobrze przemyślane,Niech ktoś zareaguje i popełni błąd!

Aa,

August 4, 2010 09:20

Skomentuj komentarz

Krzyz – chrzescijanski symbol meczenskiej smierci Chrystusa (nie siegam dalej wstecz). Dla katolikow symbol kultu, dla innych: narzedzie zbrodni. Krzyz pod palacem i sejmem – dzielo polskich katolikow (glownie narodowych, ziejacych nienawiscia do innych wyznan, glownie do Zydow).Polska (RP) – religia dominujaca rzymski katolicyzm. Przez część swojej historii Rzeczpospolita Polska była jendak panstwem niepodległym, wieloetnicznym i wielowyznaniowym.Krzyz wiec jako katolicki symbol kultu ma swoje miesce w swiatyni katolickiej a nie we wspomnianych miejscach publicznych. Ciekawe tylko jak sobie z tym poradzi rzad. Tyle na temat.

w34,

August 4, 2010 09:45

Skomentuj komentarz

Ojej!Wolność słowa, wolność bloga.

Hocus,

August 4, 2010 13:06

Skomentuj komentarz

A czy Ciebie też boli w krzyżu? ;-)http://hocus.3a.pl/krzyznet.jpg

Aa,

August 4, 2010 16:10

Skomentuj komentarz

HeheSzczerze mowiac to czasem pobolewa, ale nie jest to skutkiem zlej POstawy ale dyskopa(r)ti.

w34,

August 5, 2010 16:45

Skomentuj komentarz

Uzupełniający dialog z Mariusze, przenoszę z FaceBookaMariusz:Barierki są Wojtku zawsze obustronne… bariery niefizyczne są często gorsze od tych fizycznych… szkoda, że pod jednym z wczorajszych wpisów nie napisałeś mi, jak Ty byś postąpił w takiej sytuacjiWojtek:Mariuszu – ja naprawdę nie wiem. Ja już wiem, że walka ze skutkami zaniedbań (albo celowych działań) na wyższym poziomie powoduje tylko to, że pojawią się inne nieprzyjemne skutki. No bo co – usuniesz na siłe? Kogoś pokrzywdzisz. Zostawisz? …Masz dużą grupę niezadowolonych i argument, że ciemnogród atakuje.Nie znam rozwiązania na tym poziomie – ale mam diagnozę na innym i ta diagnoza mówi, że „grzech”. Grzech traktowania siebie jako najważniejszej istoty we wszechświecie, swoich potrzeb i zachcianek, jako czegoś czemu musi być bezwzględnie podporządkowane wszystko, grzech żądzy władzy, którą należy zdobyć za wszelką cenę i na koniec, choć może to powinno być na początku, grzech nie właściwej relacji ze Stwórcą, który stworzył każdego z nas i całe ten świat. Grzech jest moim problemem i grzech jest problemem tych, którzy swoimi działaniami doprowadzili do sytuacji na Krakowskim,,,,, ale też do tego że nasze państwo jest takie popieprzone, że Europa się sypie, że na świecie mamy głod, nędzę i cierpienie.Widzisz jak łatwo przeskoczyłem z tego konkretnego przypadku do bardzo, ale to bardzo ogólnej zasady światopoglądowej (o którą pewnie też z wieloma będzie można się spierać trwając w kolejnym grzechu). Ale zaraz zejdę z powrotem na poziom Krakowskiego…. Grzech jest problemem, ale z tym grzechem każdy z nas może sobie poradzić. Ja jakoś próbuję, gadam z o tym z moim Szefem, on mówi mi co mam robić ale potem znowu robię swoje (czytaj: grzech), więc potem znowu gadam. Fajne jest to, że wiem coraz więcej, że widzę bardziej i co ważne, coraz bardziej poznaję JEGO. To jest zasada, którą próbuję stosować i przypuszczam, że ona też była by rozwiązaniem problemy tego krzyża, gdyby za kawałkiem drewna, albo za ideą, albo antyidea pojawił się prawdziwy Bóg i do niego ludzie by się odwoływali.No i dochodzę do mojego rozwiązania:- modlitwa – można samemu gadać z Szefem, prosząc o przebudzenie dla siebie i dla tego kraju, od polityków zaczynając. Były wybory – była okazja by http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31277 ale tetaz też należy http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=30573- proszenie o myślenie – to też można. zamiast przekonywać do jakiegoś działania proponować szukanie zasad, a dokładnie szukanie Boga, którzy ustawił zasady.To moja propozycja – tego dzisiejszego konfliktu nie rozwiąże, ale może przyszłe? może jakieś przebudzenie, jak to z XVI wieku w Polsce albo z przez 20 lat u Zulusów? A jeżeli nawet nie będzie przebudzenia to może ten, lub tamten, może wieczność bo przecież życie ludzkie jest takie krótkie.Mam nadzieję, że złapałeś o co mi chodzi w tej pisaninie. Jak nie – jestem do dyspozycji.W.#Mariusz:@W: myślę, że załapałem i w pełni się zgadzam, że chodzi o egozimy, niezależnie od tego czy zakwalifikujemy je z punktu widzenia wiary , czy też świecko, – nazwijmy je „misie” (wydaje MI SIE, chce MI SIE etc). Więc te Misie rozszarpują k…ażdą społeczność i ten trend nie jest dobry. Dziękuję za odpowiedź.Ja chyba z tymi ludźmi spróbowałbym porozmawiać. Bez kamer. I niekoniecznie na ulicy. Bo tak naprawdę chyba, nie chodzi im wcale o ten krzyż, w tym miejscu. Zobacz więcej

anonim,

August 9, 2010 17:46

Skomentuj komentarz

Z FaceBooka:Tomasz Wawrzyczek:Macierewicz mówi o powszechnej akceptacji obecności krzyża. No to ja jestem jakiś margines, bo jestem wbrew. Nie w tym miejscu.W34:No bo jesteś zmanipulowany przez ideologie antyPIS. Spróbuj nieco obiektywnie, zapomnij o Kaczorach:- w Polsce do upamiętniania służą krzyże, niekoniecznie w kontekście religijnym. Zobacz – masz krzyż pod kopalnią Wujek, masz krzyże przed stocznią w Gdańsku, masz krzyże od Poznania ’56 ale (!) masz też krzyże na każdym ostrzejszym zakręcie, gdzie wracały ostre chłopaki z dyskoteki i nie wyrobili. Krzyżem się upamiętnia – to fakt nr 1. Oczywiście możesz go nie akceptować.- w katastrofie smoleńskiej zginęło sporo ważny ludzi – takie rzeczy się upamiętnia. Zobacz – masz upamiętnienia katastrofy w 82, w 87 a nawet na Krowiarkach jest tablica (z krzyżem) upamiętniająca wypadek lotniczy z 1969. Czy uważasz, że tej katastrofy nie należy upamiętniać? Zrobili to już na Węgrzech a w Polsce?- w tej katastrofie oprócz innych zginął prezydent i dużo osób z jego kancelarii. Ten wyjazd był wyjazdem na prezydenckim więc gdzie to upamiętnić? W sejmie? przez budynkiem rządu? a może na stadionie Legii? Jakie miejsce proponujesz?- w tym miejscy, w tygodniu żałoby narodowej pojawiło się kilkaset tysięcy ludzi i postawiło krzyż. Oczywiście można ich olać, bo w końcu kim oni są, jakie myślenie reprezentują, jaką opcje popierają. Demokracja owszem, ale nie dla oszołomów. Tylko czy takie podejście do tych ludzi jest demokratyczne? Zobacz, że na JK głosowała prawie połowa wyborców. Czy ci ludzie się nie liczą?- a niby dlaczego „krzyż ma zniknąć z przestrzeni publicznej”? To jakiś nowy dogmat. Ja nie jestem katolikiem ale żyję w kraju, gdzie szanuje się innych – przynajmniej tak mi się wydaje.Ale jeżeli chcesz się przyłączyć do walczących z mitologizowaniem Lecha Kaczyńskiego to ciągnij tak dalej, tylko co Ci zostanie za 40 lat jak rządzić Tobą będą Twoje dzieci, nie mające skąd odwołać się do wartości innych niż piwo Lech i napój energetyzujący.

Aa,

August 13, 2010 13:52

Skomentuj komentarz

A ja sie nie zgadzam, a co, wolno mi.Brak akceptacji powszechnej krzyza nie jest wynikiem zadnej manipulacji antyPIS! To tak jakby nieakceptowanie krzyza jako symbolu odwolywalo sie do wrogow PIS a zwolennikow PO. Ja nie mieszam sie do polityki, obserwuje jedynie ale na krzyz nie zgadzam sie.Jesli w gre wchodzi jakas manipulacja, to owszem narod jest zmanilupowany ale symbolem krzyza ktory wykorzystuje sie wszedzie, jak powiedziales, nawet bez zwiazku z religia. Ale ten brak zwiazku to pozor: POlska jest nieoficjalnie krajem katolickim gdzie symbole religijne sa naduzywane nawet w kontekscie pozornie nie majacym z religia nic wspolnego. I tak: cos sie nie podoba? protestujemy? KRZYZ! Zaslonmy sie Chrystusem ktory jest jednak „jakims” autorytetem w panstwie poddanym KRK. Kto sie odwazy podniesc reke na obronce krzyza? Polska zawsze silnie byla zwiazana z kosciolem, za silnie przez setki lat. Utknal nam ten krzyz w glowach tak ze trudno logicznie myslec i uzywac rozsadnych argumentow. Kosciol (czyt. krzyz) kojarzy sie takze z walka Polski o niepodleglosc, byc partyjnym znaczylo odejsc od kosciola. 50% glosowalo na Kaczynskiego ale to nie znaczy ze glosowalo na wszechobecnosc krzyza i KK. Piszesz ze zyjesz w kraju gdzie szanuje sie innych. Bzdura. Nie szanuje sie. Bo przemyca nam sie chrzescijanskie symbole (powinnam powiedziec katolickie jednak) do swieckim miejsc. RP ma byc panstwem swieckim. Wykorzystywanie krzyza to naduzycie i ja sie sprzeciwiam.A tak na zakonczenie to przypomne ze krzyz cale lata zle sie kojarzyl, wykorzystywany np w krucjactach do „nawracania” niewiernych. Teraz garstka biednych staruszkow ktorym ten krzyz zamotal w glowach, czesto pelnych nienawisci do innych wyznan (zydow), przekonana o koniecznosci wielkiej misji robi sobie cyrk w centrum stolicy.

g,

August 15, 2010 20:03

Skomentuj komentarz

Aa, troszeczkę kontekstu historycznego przytaczasz, ale dzisiaj okoliczności są inne. Przypomnijmy fakty. Ale od początku tzn. od 14 kwietnia, a nie od dnia próby przenoszenia. Krzyża nie postawiły władze państwowe, ani hierarchia kościelna, ani zwolennicy PiS na wiecu.Krzyż postawili harcerze.A dlaczego go postawili ?Ponieważ Polacy, w dość dużej liczbie ludzi i chyba raczej spontanicznie, żałowali śmierci prezydenta i innych i zbierali się w jednym miejscu. A naturalne jest, że w kraju chrześcijańskim (katolickim, protestanckim, prawosławnym) taka żałoba łączy się z symbolami religijnymi.Pewna liczba ludzi ma tę przypadłość, że w takich chwilach, nachodzi ich pamięć historyczna.Oczywiście nie wszyscy żałowali bardzo, nie wszyscy głęboko, ale spora grupa właśnie tak.Czy widzisz tu jakiś atak krzyżem ?Owszem manifestowano religijnie (krzyż) w sprawie państwowej (śmierć przedstawicieli władzy).Ale robili to ludzie. I robili to spokojnie. A to nie to samo co pójście na wojnę z mieczem i krzyżem. To nawet nie to samo co rozwieszenie krzyży w urzędach zadekretowane przez władzę, albo religia w salach szkolnych.Myślę że to był kawałek historii, o której będzie się pamiętać.Wtedy krzyż nie budził powszechnej kontrowersji.Coś dziwnego stało się cztery miesiące później. Dziwne to byłoby jedynie dla kogoś, kto nie znałby partyjnych sporów w kraju nad Wisłą. Załóżmy na chwilę, ze ich nie ma.Oto najpierw stała się katastrofa, w której zginęli przedstawiciele władzy. Ludzie najpierw żałowali, potem wybrali nową władzę. Wydawało by się że ta, zadowolona, że ludzie tak bardzo władzę żałować potrafią, powinna miejsce jeszcze bardziej upamiętnić. Ale nie, ta w pierwszym odruchu rządzenia postanowiła troszeczkę pamięć ludzi o tym żałowaniu władzy zatrzeć (tzn. krzyż przenieść z miejsca, które wszyscy pamiętali i które jest godne, do miejsca, w którym szybko by o nim zapomniano i które też jest godne).Dziwne jest to tym bardziej, że nawet Ci ludzie, którzy wybrali nową władzę, też, jak sami mówili wtedy, żałowali.Dziwne jest też to, że hierarchia kościelna na przeniesienie krzyża łatwo się zgodziła, co czyżby świadczyło o tym, że państwo jest jakoś wyznaniowe ?Tak więc moje pytanie jest takie: po co było ten krzyż przenosić ?Aa, czy przed awanturą o przenoszenie, krzyż też Ci przeszkadzał ?Jeśli nie, to znaczy że ktoś Cię sprowokował.Może i odpowiesz że tak, przeszkadzał. Ale w takim razie, w tej właśnie historii, chyba jednak, tak mi się wydaje, to Ty właśnie atakujesz.

Aa,

August 16, 2010 13:40

Skomentuj komentarz

Moze moj tekst rzeczywiscie nie jest w lagodnym tonie ale to skutek mojej irytacji cala sytuacja. Wiec tak: nie ma chyba nikogo ktorym smolenska katastrofa nie wstrzasnela. Zgineli ludzie, (jak w innych katastrofach)ale byli to ludzie sczczegolni dla nas Polakow wiec jak najbardziej zasluguja na zalobe. Narodowa. Nikt w to nie watpi. Kwestia jest tylko czy na pewno Wawel byl odowiednim miejscem i czy krzyz jest odpowednim symbolem upamietniajacym pamiec po ludziach reprezentujacych panstwo swieckie. A Wawel to przeciez miejsce dla ludzi jednoznacznie okreslonych przez historie. A czy prezydentura sp. L. Kaczynskiego byla jakas wybitna? Palac prezydencki czy sejm nie sa odpowiednim tlem dla krzyza bo to symbol nie wszystkich Polakow a rzad i prezydent tak. Czy krzyz mi wczesniej przeszkadzal?Sam krzyz nie (mam jeden na lancuszku i czasem nosze)ale narzucanie, przemycanie symboli (zawsze jest podtekst) tak. Nie chce zadnych symboli religijnych w miejscach swieckich, nie chce religii w szkole, krzyzy w klasach. od tego sa salki parafialne, wiec jak ktos chce na religie chodzic jest tam mile widziany. Wiec wg Ciebie sa dwa wyjscia: albo mnie sprowokowano albo atakuje. A moze bronie sie po prostu przed czyms co chca mi na sile narzucic?

g,

August 17, 2010 22:01

Skomentuj komentarz

Ciekawa wypowiedź w sprawie krzyża i nie tylko, osoby, o której powiedziałbym że jest z drugiej strony barykady.Trochę długie ale warto przeczytać. Wywiad z Marią Szyszkowską w Rzeczpospolitej.Co pani myślała, oglądając relację z próby przeniesienia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego? Że osoby modlące się pod krzyżem to fanatycy religijni. Jednak uważam, że nie należy im przeszkadzać, jeśli modlitwa jest sensem ich życia, jeśli są przekonani, iż postępują właściwie. A poza tym przecież nie stoją na środku jezdni, nie tamują ruchu. Dlatego zbulwersowały mnie słowa wicemarszałka Niesiołowskiego. Co takiego dokładnie? W jego wypowiedziach była wielka pogarda dla modlących się pod krzyżem! Byłam tym przykro zaskoczona. Nie bierze się pod uwagę woli mniejszości, która żąda, aby krzyż pozostał przed pałacem. A przecież tyle mówi się o tym, że demokracja to ustrój, który szanuje oczekiwania rozmaitych mniejszości.Pani zdaniem krzyż powinien przed Pałacem Prezydenckim pozostać? Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ten krzyż jest szczególny. Ktoś postawił go, aby być bliżej zmarłego prezydenta. Ulica jest wprawdzie wspólna, ale uważam, że nikomu, naprawdę nikomu, nie powinna przeszkadzać grupa modlących się ludzi. A poza tym mamy krzyże upamiętniające zmarłych zarówno przy polnych drogach, szosach, jak i na ulicach miast. Jak to? To nie jest już pani zwolenniczką zdejmowania krzyży w miejscach publicznych? Uważam, że krzyż powinien być w świątyniach, ewentualnie w miejscach upamiętniających poległych. Jeśli poważnie traktuje się koncepcję państwa demokratycznego, to powinno być ono neutralne światopoglądowo. Przecież w szpitalu są ludzie rozmaitych wyznań, a wisi tylko jeden typ krzyża. Poza tym w Polsce żyją agnostycy, ateiści, ludzie bezwyznaniowi, wyznawcy religii niechrześcijańskich. Czym innym jest stosunek do Boga, a czym innym rozwiązywanie spraw publicznych, które powinno być wolne od nacisku jakiegokolwiek wyznania religijnego. Poza tym w ustroju demokratycznym istnieje wymóg szacunku dla mniejszości, także religijnych. Uważa pani, że mniejszości religijne nie są w Polsce szanowane? U nas narzucany jest światopogląd katolicki. Nie chcę przez to powiedzieć, że moralność katolicka jest wadliwa – zostałam w niej wychowana. Ale przecież walczyliśmy o państwo wieloświatopoglądowe, o społeczeństwo obywatelskie, inne niż w PRL. A tymczasem, gdy są jakieś spory przy stanowieniu ustaw, następuje milczące odwołanie do prawa naturalnego w ujęciu tomistycznym, czyli ujęciu Kościoła katolickiego. Nie mówi się o tym, że jest wiele teorii prawa naturalnego. Kto inny, jak nie ustawodawca, powinien się wznieść ponad własny światopogląd, tak, by nie narzucać go całemu społeczeństwu? Stąd bardzo ważny postulat państwa neutralnego światopoglądowo. Wielu komentatorów wydarzeń z Krakowskiego Przedmieścia twierdzi, że szwankuje konstytucyjny zapis o neutralności światopoglądowej państwa. Pani też tak myśli? Polska jest państwem katolickim, a nie neutralnym światopoglądowo. Nikt, czy to prawica, czy lewica, nie ma odwagi uchwalić ustawy, która pozostawałaby w sprzeczności z etyką katolicką. Podaje się argument, że Polacy w większości są katolikami. Tylko ile w tym deklaracji, a ile prawdy? Nie krytykowałabym, gdyby jawnie powiedziano, że jesteśmy państwem katolickim. Tymczasem w konstytucji jest napisane, że Polska to państwo demokratyczne. Nie zauważam tego, ale jeśli faktycznie mamy nim być, to choćby z tego względu nikt nie powinien przeciwstawiać się mało licznej grupie modlącej się pod krzyżem. A jest zupełnie inaczej. Niektórzy widzą w tym słabość państwa. Dziwią mnie takie rozważania. Dlaczego mówi się, że państwo powinno być silne tylko wtedy, gdy chodzi o przeniesienie krzyża, a jednocześnie aprobuje się wszelkie jego słabości. Podstawowe bolączki społeczeństwa jak: bezrobocie, sprawy gospodarcze, zdrowotne, problemy emerytów nie są rozwiązane. A to jest obowiązek państwa. A sprawa powodzi? Gdyby na początku ogłoszono stan klęski żywiołowej, wiele spraw byłoby można rozwiązać z korzyścią dla powodzian. Dlaczego nikt nie zarzucał wtedy państwu, że jest słabe? To dlaczego teraz, pani zdaniem, pada argument o słabości państwa? Myślę, że politycy nie chcą narazić się episkopatowi, zwracając się do niego z prośbą, aby rozwiązał ten problem. Uważam, że to jest sprawa tylko i wyłącznie władz Kościoła katolickiego i spór powinien rozstrzygnąć ktoś, kto ma autorytet. Czyli kto? Kardynał Glemp. Ale episkopat twierdzi, że Kościół nie jest stroną w sporze, a w całej sprawie nie chodzi o krzyż, ale o to, co politycy mogą ugrać. Zgadzam się z tym, że Kościół nie jest stroną w tym sporze. Uważam tylko, że powinien się tą sprawą zająć, by uszanować wolę modlących się ludzi. Poza tym krzyż jest symbolem religijnym i żaden z polityków nie powinien go ruszać. Natomiast rozumiem, dlaczego Kościół odwleka taki moment. Jest w trudnej sytuacji. Wygodniejszy byłby dla niego stan harmonii ze wszystkimi stronami, które oczekują jego poparcia. W razie takiego czy innego zwycięstwa politycznego zyskuje wtedy za to pewne przywileje. A proszę nie zapominać, że o jego poparcie jawnie stara się Prawo i Sprawiedliwość, a także, choć po cichu, Platforma Obywatelska. Mamy więc walkę krzyżem? Niewątpliwie tak. Chociaż ci, którzy modlą się pod krzyżem, robią to w dobrej wierze. W większości są to ludzie prości, słabo wykształceni, którzy nie zdają sobie sprawy, że zachodzi tu jakaś manipulacja. A prawda jest taka, że toczy się silna walka Platformy Obywatelskiej przeciwko PiS. Tak jak kiedyś za pomocą zręcznych, a zarazem brzydkich posunięć udało się wyeliminować z życia publicznego Samoobronę, tak teraz u podłoża walki o krzyż leży chęć eliminacji PiS z życia publicznego. To byłoby groźne z wielu powodów. PiS jest partią ideową, krzewi patriotyzm. W działaniach Platformy Obywatelskiej żadnych idei oprócz prywatyzacji Polski nie umiem odnaleźć. Poza tym nie chciałabym na powrót żyć w państwie jednopartyjnym. Wielopartyjność jest jednym z istotnych warunków demokracji. W sprawę krzyża angażuje się też SLD. To jest przykład gry politycznej. SLD, które organizowało ostatnią manifestację, nie protestowało przeciwko krzyżom w miejscach publicznych, gdy sprawowało władzę. Wręcz odwrotnie, Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski zabiegali o aprobatę Kościoła. Nie chcieli się też zgodzić na ustawy, które byłyby sprzeczne z etyką katolicką. Dlatego to, co robi teraz SLD, jest nieprzyzwoite, wzmaga podziały w społeczeństwie. A może zamiast krzyża powinien być wybudowany pomnik ku czci Lecha Kaczyńskiego? Raczej nie. Jest za dużo pomników, a poza tym miałam pretensje do Lecha Kaczyńskiego za to, że nie rozmawiał ze społeczeństwem. Wtedy przynajmniej Polacy mieliby świadomość, że przedwyborcze zamiary PiS są nadal aktualne, tylko – dopóki nie dojdzie znów do władzy – niemożliwe do spełnienia. Zresztą uważam, że wiele zapowiedzi ze strony Prawa i Sprawiedliwości było trafnych, łącznie z tą, by zbadać legalność osiągniętych w Polsce fortun. Uważam jednak, że należy się szacunek tym, którzy chcą pomnika, zwłaszcza że blisko połowa społeczeństwa głosowała w wyborach prezydenckich na Jarosława Kaczyńskiego. Choćby z tego względu należy to rozważyć, a nie odnosić się z pogardą do takiego pomysłu. Jeśli przed pałacem stoi pomnik Poniatowskiego, to może stać i inny. Skoro w pani odczuciu pomnik nie jest potrzebny, to może zadowala panią odsłonięta na ścianie Pałacu Prezydenckiego tablica ku czci ofiar? Tablica jako sposób upamiętnienia ofiar tragedii była dobrym pomysłem, ale okoliczności jej umieszczenia były skandaliczne. Dlaczego? Pracownicy Kancelarii Prezydenta, który wygrał wybory niewielką przewagą głosów, nie powinni byli po cichu, bez udziału rodzin tych, którzy zginęli, zajmować się tą sprawą. Nie wspominając o tym, że byli oni zbyt niscy rangą, by brać udział w odsłonięciu. Nie słyszałam też, by były w tej sprawie jakieś konsultacje. To przejaw nieprzyzwoitości ze strony tych, którzy podjęli taką decyzję i brak szacunku dla Jarosława Kaczyńskiego oraz rodzin pogrążonych w żałobie. A wracając do źródła tych wydarzeń, czyli tragedii smoleńskiej z 10 kwietnia. Pamięta pani, co robiła, gdy dowiedziała się o katastrofie? Tak. Jechałam pociągiem z Nałęczowa do Warszawy na wykład. Nic jeszcze wtedy nie wiedziałam. Przeżyłam wstrząs dopiero, gdy weszłam do pustej sali wykładowej. Sekretarka powiedziała, że studenci poszli do domu, że stało się nieszczęście. Czułam przerażenie. Przeżywała pani jakoś ten tydzień po katastrofie? Cieszyłam się, że przez pierwsze dwa dni była atmosfera pojednania. Jednak głęboko w duchu czułam, że nie potrwa ona długo. Przypomniała mi się śmierć papieża Jana Pawła II. Wtedy też mówiono o powstaniu pokolenia JP2. Według mnie są to powierzchowne przemiany. Nie widzę, żeby to pokolenie było czymś szczególnym. Nie jest ani lepsze, ani gorsze od innych. A potem jeszcze głos pana Wajdy w sprawie pochówku prezydenta. Odebrałam to jako głęboki nietakt. Niektórzy doszukują się w tych wydarzeniach odrodzenia polskiego mesjanizmu, a pani? Uważam, że polski mesjanizm cały czas funkcjonuje. Ostatnie wydarzenia tylko go wzmocniły. Występuje poczucie, że Polacy mają do spełnienia misję nawracania, czy to grekokatolików, czy prawosławnych na katolicyzm. Mesjanizm jest w Polsce dość silny. Szczególnie zaznaczył się w kazaniach prymasa Wyszyńskiego. To jest poczucie, że mamy duchowo odrodzić Zachód. Zgadzam się, że jest on przesadnie zmaterializowany i trzeba mu wskazać jakąś ideę, a nie dobra materialne jako cel istnienia. Brzmi to dość dziwnie w ustach osoby, która na czas papieskich pielgrzymek zamykała się w domu, zasłaniała okna i czytała „NIE” Urbana. Wie pani, czułam, że te spotkania z papieżem nie prowadzą do odnowy duchowej, że jest w tym doza zakłamania. Społeczeństwu był potrzebny jakiś bohater, autorytet, ale nie po to, by jego słowa wcielać w życie. Ale wtedy odbierano to jako niechęć do papieża, a nie do postaw Polaków. W takim razie niesłusznie. Aczkolwiek cenię papieża Jana XXIII. Mam wrażenie, że złagodniała pani w poglądach. Nie złagodniałam. Nadal jestem wierna swoim przekonaniom. W PRL boleśnie odczułam brak wolności, którą bardzo cenię. A skoro tak, to nie mogę mieć pretensji, że ktoś modli się pod krzyżem, bo uważa to za swoją misję czy powołanie. To może skoro broni pani PiS, wstąpi pani do tej partii? Prawo i Sprawiedliwość nie stoi na gruncie wieloświatopoglądowości. Utrwala wyznaniowy charakter państwa. Ale jest mi bliski program społeczny tej partii. Cieszyłam się, gdy Lech Kaczyński zatrzymywał ustawy prywatyzacyjne. Gdy na koncercie Sławy Przybylskiej posadzono mnie obok Marii Kaczyńskiej, prosiłam, by mu to przekazała. Prof. Maria Szyszkowska jest filozofem, politykiem lewicy, działaczką społeczną, wykładowcą akademickim. Była członkiem SLD i senatorem tej partii w latach 2001-2005

Skomentuj notkę
Ale zastanawiając się nad tym jaka ma być Polska należy dobrze się zastanowić nad swoim światopoglądem. Bez takie refleksji z odpowiedzi zgodnych z tezami Gazety Wyborczej można wylądować w świecie tez ojca Rydzyka, czyli z oszołomstwa w oszołomstwo a przekonany jestem, że właśnie o to diabłu i politykom chodzi. A więc zastanawiające się jaka ma być Polska może należy wyjść do tego skąd jestem, kim jestem i dokąd zmierzam. Może należy zadać sobie pytanie: czy pan Bóg jest czy też może go nie ma? A może warto przemyśleć tezę, czy może życie ma jakieś znaczenie czy też jestem przypadkiem i liczy się tylko dziś, może jutro?

Każda odpowiedź wynikająca z myślenia jest dobra a im więcej myślenia tym lepiej, bo bliżej prawdy i Prawdy (piszę z dużej litery, ale nie chodzi mi tu o tytuł pewnej gazety z lat dawnych). Każda odpowiedź jest dobra bo rodzi indywidualność a nie wtłacza nas proste odpowiedzi typu „to oszołomy od Rydzyka” albo „precz z liberałami”.

Do przemyślenia tego tematu czuję się dziś zachęcony. Skąd jestem? Poco jestem? Dokąd zmierzam i jak się to ma do akcji na Krakowskim Przedmieściu.

Michał – thx. za prowokację. Bez niej nie chciałby by mi się tego napisać, ale czy to pisanie miało sens to już musisz ocenić sam.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
krzyż,
smoleńsk,
tragedia smoleńska,
krakowskie przedmieście,
wojna o krzyż

Komentarze: (15)

anonim,

August 3, 2010 17:54

Skomentuj komentarz

Kopiuje w FaceBookaPawel Tutka: Gdyby rząd wiedział jaka głośna będzie awantura z krzyżem… to zapewne dzisiaj rozmawiano by o 33% podatku VAT.

g,

August 3, 2010 22:48

Skomentuj komentarz

Jestem właśnie po szkle kontaktowym.Tam awantura z krzyżem świetnie się sprzedaje.Czemu rząd miałby chcieć o vacie rozmawiać ?

Michal,

August 3, 2010 20:22

Skomentuj komentarz

Hmm… To Ty mnie teraz sprowokowałeś… aby o tym wszystkim pomyśleć (i to najlepiej jakoś teraz a nie znowu 'kiedyś’).Może jakby ktoś pomyślał o żabach ratując mieszkańców Augustowa to inaczej zaprojektowałby obwodnicę.Może jakby ktoś pomyślał przed ogłoszeniem „przenoszenia” krzyża..

anonim,

August 3, 2010 22:44

Skomentuj komentarz

Sądzisz że ktoś nie pomyślał ?Oj byłby ten krzyż solą w oku dla obecnego prezydenta.A tak, ludzie szybciej zapomną…

w34,

August 4, 2010 09:44

Skomentuj komentarz

Bo ja jestem … Ja jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro, Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pamiętasz?Wiem, że tu zupełnie nie na temat ale znalazłem i sobie tu zachowuje.W34.Ja jestem pro, Jerzy KlesykJa jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro,Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pionek historii, władzy trzon,Co wyzwala w was emocje, burzy krew!Ja funkcjonariusz nieuchwytny,Po cichu zjawiam się i niknę,I z igły widły robię, wodę z mózgu, ludu gniew!To ja wyciągam ludzi na zwierzeniaI ja najgłośniej zawsze w tłumie krzyczę,A jeśli mi uwierzą i jeśli zawtórują,To wielu z nich dość długo będzie milczeć!To ja wychodzę, gdy nadchodzi ciemność,Człowieka szukam, który dzisiaj zgrzeszy.Być może go obrażę, być może się uniesie.Bo chcę uderzyć, lecz niech on uderzy pierwszy!To ja szeptałem w uszy przed wiekami,Że czarownice stanowią wielkie zło.I wystarczyło potem, by jeden wskazał palcem,A już krzyczeli wszyscy: Na stos! Na stos! Na stos!Na moim grzbiecie Neron stawiał stopę,Ja byłem gotów na każde zawołanie.To ja nad brzegiem Tybru nocami mordowałemI ja krzyczałem potem: To wszystko chrześcijanie!To ja pracuję i drukuję nocą,Ulotki się rozklei jutro w mig.I wszyscy się dowiedzą, i wszyscy się dowiedzą,Że taki jeden w kraju to Żyd, Żyd, Żyd!To ja pisuję artykuły w prasie,Od których już z daleka czujesz swąd.To wszystko jest celowe i dobrze przemyślane,Niech ktoś zareaguje i popełni błąd!

Aa,

August 4, 2010 09:20

Skomentuj komentarz

Krzyz – chrzescijanski symbol meczenskiej smierci Chrystusa (nie siegam dalej wstecz). Dla katolikow symbol kultu, dla innych: narzedzie zbrodni. Krzyz pod palacem i sejmem – dzielo polskich katolikow (glownie narodowych, ziejacych nienawiscia do innych wyznan, glownie do Zydow).Polska (RP) – religia dominujaca rzymski katolicyzm. Przez część swojej historii Rzeczpospolita Polska była jendak panstwem niepodległym, wieloetnicznym i wielowyznaniowym.Krzyz wiec jako katolicki symbol kultu ma swoje miesce w swiatyni katolickiej a nie we wspomnianych miejscach publicznych. Ciekawe tylko jak sobie z tym poradzi rzad. Tyle na temat.

w34,

August 4, 2010 09:45

Skomentuj komentarz

Ojej!Wolność słowa, wolność bloga.

Hocus,

August 4, 2010 13:06

Skomentuj komentarz

A czy Ciebie też boli w krzyżu? ;-)http://hocus.3a.pl/krzyznet.jpg

Aa,

August 4, 2010 16:10

Skomentuj komentarz

HeheSzczerze mowiac to czasem pobolewa, ale nie jest to skutkiem zlej POstawy ale dyskopa(r)ti.

w34,

August 5, 2010 16:45

Skomentuj komentarz

Uzupełniający dialog z Mariusze, przenoszę z FaceBookaMariusz:Barierki są Wojtku zawsze obustronne… bariery niefizyczne są często gorsze od tych fizycznych… szkoda, że pod jednym z wczorajszych wpisów nie napisałeś mi, jak Ty byś postąpił w takiej sytuacjiWojtek:Mariuszu – ja naprawdę nie wiem. Ja już wiem, że walka ze skutkami zaniedbań (albo celowych działań) na wyższym poziomie powoduje tylko to, że pojawią się inne nieprzyjemne skutki. No bo co – usuniesz na siłe? Kogoś pokrzywdzisz. Zostawisz? …Masz dużą grupę niezadowolonych i argument, że ciemnogród atakuje.Nie znam rozwiązania na tym poziomie – ale mam diagnozę na innym i ta diagnoza mówi, że „grzech”. Grzech traktowania siebie jako najważniejszej istoty we wszechświecie, swoich potrzeb i zachcianek, jako czegoś czemu musi być bezwzględnie podporządkowane wszystko, grzech żądzy władzy, którą należy zdobyć za wszelką cenę i na koniec, choć może to powinno być na początku, grzech nie właściwej relacji ze Stwórcą, który stworzył każdego z nas i całe ten świat. Grzech jest moim problemem i grzech jest problemem tych, którzy swoimi działaniami doprowadzili do sytuacji na Krakowskim,,,,, ale też do tego że nasze państwo jest takie popieprzone, że Europa się sypie, że na świecie mamy głod, nędzę i cierpienie.Widzisz jak łatwo przeskoczyłem z tego konkretnego przypadku do bardzo, ale to bardzo ogólnej zasady światopoglądowej (o którą pewnie też z wieloma będzie można się spierać trwając w kolejnym grzechu). Ale zaraz zejdę z powrotem na poziom Krakowskiego…. Grzech jest problemem, ale z tym grzechem każdy z nas może sobie poradzić. Ja jakoś próbuję, gadam z o tym z moim Szefem, on mówi mi co mam robić ale potem znowu robię swoje (czytaj: grzech), więc potem znowu gadam. Fajne jest to, że wiem coraz więcej, że widzę bardziej i co ważne, coraz bardziej poznaję JEGO. To jest zasada, którą próbuję stosować i przypuszczam, że ona też była by rozwiązaniem problemy tego krzyża, gdyby za kawałkiem drewna, albo za ideą, albo antyidea pojawił się prawdziwy Bóg i do niego ludzie by się odwoływali.No i dochodzę do mojego rozwiązania:- modlitwa – można samemu gadać z Szefem, prosząc o przebudzenie dla siebie i dla tego kraju, od polityków zaczynając. Były wybory – była okazja by http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31277 ale tetaz też należy http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=30573- proszenie o myślenie – to też można. zamiast przekonywać do jakiegoś działania proponować szukanie zasad, a dokładnie szukanie Boga, którzy ustawił zasady.To moja propozycja – tego dzisiejszego konfliktu nie rozwiąże, ale może przyszłe? może jakieś przebudzenie, jak to z XVI wieku w Polsce albo z przez 20 lat u Zulusów? A jeżeli nawet nie będzie przebudzenia to może ten, lub tamten, może wieczność bo przecież życie ludzkie jest takie krótkie.Mam nadzieję, że złapałeś o co mi chodzi w tej pisaninie. Jak nie – jestem do dyspozycji.W.#Mariusz:@W: myślę, że załapałem i w pełni się zgadzam, że chodzi o egozimy, niezależnie od tego czy zakwalifikujemy je z punktu widzenia wiary , czy też świecko, – nazwijmy je „misie” (wydaje MI SIE, chce MI SIE etc). Więc te Misie rozszarpują k…ażdą społeczność i ten trend nie jest dobry. Dziękuję za odpowiedź.Ja chyba z tymi ludźmi spróbowałbym porozmawiać. Bez kamer. I niekoniecznie na ulicy. Bo tak naprawdę chyba, nie chodzi im wcale o ten krzyż, w tym miejscu. Zobacz więcej

anonim,

August 9, 2010 17:46

Skomentuj komentarz

Z FaceBooka:Tomasz Wawrzyczek:Macierewicz mówi o powszechnej akceptacji obecności krzyża. No to ja jestem jakiś margines, bo jestem wbrew. Nie w tym miejscu.W34:No bo jesteś zmanipulowany przez ideologie antyPIS. Spróbuj nieco obiektywnie, zapomnij o Kaczorach:- w Polsce do upamiętniania służą krzyże, niekoniecznie w kontekście religijnym. Zobacz – masz krzyż pod kopalnią Wujek, masz krzyże przed stocznią w Gdańsku, masz krzyże od Poznania ’56 ale (!) masz też krzyże na każdym ostrzejszym zakręcie, gdzie wracały ostre chłopaki z dyskoteki i nie wyrobili. Krzyżem się upamiętnia – to fakt nr 1. Oczywiście możesz go nie akceptować.- w katastrofie smoleńskiej zginęło sporo ważny ludzi – takie rzeczy się upamiętnia. Zobacz – masz upamiętnienia katastrofy w 82, w 87 a nawet na Krowiarkach jest tablica (z krzyżem) upamiętniająca wypadek lotniczy z 1969. Czy uważasz, że tej katastrofy nie należy upamiętniać? Zrobili to już na Węgrzech a w Polsce?- w tej katastrofie oprócz innych zginął prezydent i dużo osób z jego kancelarii. Ten wyjazd był wyjazdem na prezydenckim więc gdzie to upamiętnić? W sejmie? przez budynkiem rządu? a może na stadionie Legii? Jakie miejsce proponujesz?- w tym miejscy, w tygodniu żałoby narodowej pojawiło się kilkaset tysięcy ludzi i postawiło krzyż. Oczywiście można ich olać, bo w końcu kim oni są, jakie myślenie reprezentują, jaką opcje popierają. Demokracja owszem, ale nie dla oszołomów. Tylko czy takie podejście do tych ludzi jest demokratyczne? Zobacz, że na JK głosowała prawie połowa wyborców. Czy ci ludzie się nie liczą?- a niby dlaczego „krzyż ma zniknąć z przestrzeni publicznej”? To jakiś nowy dogmat. Ja nie jestem katolikiem ale żyję w kraju, gdzie szanuje się innych – przynajmniej tak mi się wydaje.Ale jeżeli chcesz się przyłączyć do walczących z mitologizowaniem Lecha Kaczyńskiego to ciągnij tak dalej, tylko co Ci zostanie za 40 lat jak rządzić Tobą będą Twoje dzieci, nie mające skąd odwołać się do wartości innych niż piwo Lech i napój energetyzujący.

Aa,

August 13, 2010 13:52

Skomentuj komentarz

A ja sie nie zgadzam, a co, wolno mi.Brak akceptacji powszechnej krzyza nie jest wynikiem zadnej manipulacji antyPIS! To tak jakby nieakceptowanie krzyza jako symbolu odwolywalo sie do wrogow PIS a zwolennikow PO. Ja nie mieszam sie do polityki, obserwuje jedynie ale na krzyz nie zgadzam sie.Jesli w gre wchodzi jakas manipulacja, to owszem narod jest zmanilupowany ale symbolem krzyza ktory wykorzystuje sie wszedzie, jak powiedziales, nawet bez zwiazku z religia. Ale ten brak zwiazku to pozor: POlska jest nieoficjalnie krajem katolickim gdzie symbole religijne sa naduzywane nawet w kontekscie pozornie nie majacym z religia nic wspolnego. I tak: cos sie nie podoba? protestujemy? KRZYZ! Zaslonmy sie Chrystusem ktory jest jednak „jakims” autorytetem w panstwie poddanym KRK. Kto sie odwazy podniesc reke na obronce krzyza? Polska zawsze silnie byla zwiazana z kosciolem, za silnie przez setki lat. Utknal nam ten krzyz w glowach tak ze trudno logicznie myslec i uzywac rozsadnych argumentow. Kosciol (czyt. krzyz) kojarzy sie takze z walka Polski o niepodleglosc, byc partyjnym znaczylo odejsc od kosciola. 50% glosowalo na Kaczynskiego ale to nie znaczy ze glosowalo na wszechobecnosc krzyza i KK. Piszesz ze zyjesz w kraju gdzie szanuje sie innych. Bzdura. Nie szanuje sie. Bo przemyca nam sie chrzescijanskie symbole (powinnam powiedziec katolickie jednak) do swieckim miejsc. RP ma byc panstwem swieckim. Wykorzystywanie krzyza to naduzycie i ja sie sprzeciwiam.A tak na zakonczenie to przypomne ze krzyz cale lata zle sie kojarzyl, wykorzystywany np w krucjactach do „nawracania” niewiernych. Teraz garstka biednych staruszkow ktorym ten krzyz zamotal w glowach, czesto pelnych nienawisci do innych wyznan (zydow), przekonana o koniecznosci wielkiej misji robi sobie cyrk w centrum stolicy.

g,

August 15, 2010 20:03

Skomentuj komentarz

Aa, troszeczkę kontekstu historycznego przytaczasz, ale dzisiaj okoliczności są inne. Przypomnijmy fakty. Ale od początku tzn. od 14 kwietnia, a nie od dnia próby przenoszenia. Krzyża nie postawiły władze państwowe, ani hierarchia kościelna, ani zwolennicy PiS na wiecu.Krzyż postawili harcerze.A dlaczego go postawili ?Ponieważ Polacy, w dość dużej liczbie ludzi i chyba raczej spontanicznie, żałowali śmierci prezydenta i innych i zbierali się w jednym miejscu. A naturalne jest, że w kraju chrześcijańskim (katolickim, protestanckim, prawosławnym) taka żałoba łączy się z symbolami religijnymi.Pewna liczba ludzi ma tę przypadłość, że w takich chwilach, nachodzi ich pamięć historyczna.Oczywiście nie wszyscy żałowali bardzo, nie wszyscy głęboko, ale spora grupa właśnie tak.Czy widzisz tu jakiś atak krzyżem ?Owszem manifestowano religijnie (krzyż) w sprawie państwowej (śmierć przedstawicieli władzy).Ale robili to ludzie. I robili to spokojnie. A to nie to samo co pójście na wojnę z mieczem i krzyżem. To nawet nie to samo co rozwieszenie krzyży w urzędach zadekretowane przez władzę, albo religia w salach szkolnych.Myślę że to był kawałek historii, o której będzie się pamiętać.Wtedy krzyż nie budził powszechnej kontrowersji.Coś dziwnego stało się cztery miesiące później. Dziwne to byłoby jedynie dla kogoś, kto nie znałby partyjnych sporów w kraju nad Wisłą. Załóżmy na chwilę, ze ich nie ma.Oto najpierw stała się katastrofa, w której zginęli przedstawiciele władzy. Ludzie najpierw żałowali, potem wybrali nową władzę. Wydawało by się że ta, zadowolona, że ludzie tak bardzo władzę żałować potrafią, powinna miejsce jeszcze bardziej upamiętnić. Ale nie, ta w pierwszym odruchu rządzenia postanowiła troszeczkę pamięć ludzi o tym żałowaniu władzy zatrzeć (tzn. krzyż przenieść z miejsca, które wszyscy pamiętali i które jest godne, do miejsca, w którym szybko by o nim zapomniano i które też jest godne).Dziwne jest to tym bardziej, że nawet Ci ludzie, którzy wybrali nową władzę, też, jak sami mówili wtedy, żałowali.Dziwne jest też to, że hierarchia kościelna na przeniesienie krzyża łatwo się zgodziła, co czyżby świadczyło o tym, że państwo jest jakoś wyznaniowe ?Tak więc moje pytanie jest takie: po co było ten krzyż przenosić ?Aa, czy przed awanturą o przenoszenie, krzyż też Ci przeszkadzał ?Jeśli nie, to znaczy że ktoś Cię sprowokował.Może i odpowiesz że tak, przeszkadzał. Ale w takim razie, w tej właśnie historii, chyba jednak, tak mi się wydaje, to Ty właśnie atakujesz.

Aa,

August 16, 2010 13:40

Skomentuj komentarz

Moze moj tekst rzeczywiscie nie jest w lagodnym tonie ale to skutek mojej irytacji cala sytuacja. Wiec tak: nie ma chyba nikogo ktorym smolenska katastrofa nie wstrzasnela. Zgineli ludzie, (jak w innych katastrofach)ale byli to ludzie sczczegolni dla nas Polakow wiec jak najbardziej zasluguja na zalobe. Narodowa. Nikt w to nie watpi. Kwestia jest tylko czy na pewno Wawel byl odowiednim miejscem i czy krzyz jest odpowednim symbolem upamietniajacym pamiec po ludziach reprezentujacych panstwo swieckie. A Wawel to przeciez miejsce dla ludzi jednoznacznie okreslonych przez historie. A czy prezydentura sp. L. Kaczynskiego byla jakas wybitna? Palac prezydencki czy sejm nie sa odpowiednim tlem dla krzyza bo to symbol nie wszystkich Polakow a rzad i prezydent tak. Czy krzyz mi wczesniej przeszkadzal?Sam krzyz nie (mam jeden na lancuszku i czasem nosze)ale narzucanie, przemycanie symboli (zawsze jest podtekst) tak. Nie chce zadnych symboli religijnych w miejscach swieckich, nie chce religii w szkole, krzyzy w klasach. od tego sa salki parafialne, wiec jak ktos chce na religie chodzic jest tam mile widziany. Wiec wg Ciebie sa dwa wyjscia: albo mnie sprowokowano albo atakuje. A moze bronie sie po prostu przed czyms co chca mi na sile narzucic?

g,

August 17, 2010 22:01

Skomentuj komentarz

Ciekawa wypowiedź w sprawie krzyża i nie tylko, osoby, o której powiedziałbym że jest z drugiej strony barykady.Trochę długie ale warto przeczytać. Wywiad z Marią Szyszkowską w Rzeczpospolitej.Co pani myślała, oglądając relację z próby przeniesienia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego? Że osoby modlące się pod krzyżem to fanatycy religijni. Jednak uważam, że nie należy im przeszkadzać, jeśli modlitwa jest sensem ich życia, jeśli są przekonani, iż postępują właściwie. A poza tym przecież nie stoją na środku jezdni, nie tamują ruchu. Dlatego zbulwersowały mnie słowa wicemarszałka Niesiołowskiego. Co takiego dokładnie? W jego wypowiedziach była wielka pogarda dla modlących się pod krzyżem! Byłam tym przykro zaskoczona. Nie bierze się pod uwagę woli mniejszości, która żąda, aby krzyż pozostał przed pałacem. A przecież tyle mówi się o tym, że demokracja to ustrój, który szanuje oczekiwania rozmaitych mniejszości.Pani zdaniem krzyż powinien przed Pałacem Prezydenckim pozostać? Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ten krzyż jest szczególny. Ktoś postawił go, aby być bliżej zmarłego prezydenta. Ulica jest wprawdzie wspólna, ale uważam, że nikomu, naprawdę nikomu, nie powinna przeszkadzać grupa modlących się ludzi. A poza tym mamy krzyże upamiętniające zmarłych zarówno przy polnych drogach, szosach, jak i na ulicach miast. Jak to? To nie jest już pani zwolenniczką zdejmowania krzyży w miejscach publicznych? Uważam, że krzyż powinien być w świątyniach, ewentualnie w miejscach upamiętniających poległych. Jeśli poważnie traktuje się koncepcję państwa demokratycznego, to powinno być ono neutralne światopoglądowo. Przecież w szpitalu są ludzie rozmaitych wyznań, a wisi tylko jeden typ krzyża. Poza tym w Polsce żyją agnostycy, ateiści, ludzie bezwyznaniowi, wyznawcy religii niechrześcijańskich. Czym innym jest stosunek do Boga, a czym innym rozwiązywanie spraw publicznych, które powinno być wolne od nacisku jakiegokolwiek wyznania religijnego. Poza tym w ustroju demokratycznym istnieje wymóg szacunku dla mniejszości, także religijnych. Uważa pani, że mniejszości religijne nie są w Polsce szanowane? U nas narzucany jest światopogląd katolicki. Nie chcę przez to powiedzieć, że moralność katolicka jest wadliwa – zostałam w niej wychowana. Ale przecież walczyliśmy o państwo wieloświatopoglądowe, o społeczeństwo obywatelskie, inne niż w PRL. A tymczasem, gdy są jakieś spory przy stanowieniu ustaw, następuje milczące odwołanie do prawa naturalnego w ujęciu tomistycznym, czyli ujęciu Kościoła katolickiego. Nie mówi się o tym, że jest wiele teorii prawa naturalnego. Kto inny, jak nie ustawodawca, powinien się wznieść ponad własny światopogląd, tak, by nie narzucać go całemu społeczeństwu? Stąd bardzo ważny postulat państwa neutralnego światopoglądowo. Wielu komentatorów wydarzeń z Krakowskiego Przedmieścia twierdzi, że szwankuje konstytucyjny zapis o neutralności światopoglądowej państwa. Pani też tak myśli? Polska jest państwem katolickim, a nie neutralnym światopoglądowo. Nikt, czy to prawica, czy lewica, nie ma odwagi uchwalić ustawy, która pozostawałaby w sprzeczności z etyką katolicką. Podaje się argument, że Polacy w większości są katolikami. Tylko ile w tym deklaracji, a ile prawdy? Nie krytykowałabym, gdyby jawnie powiedziano, że jesteśmy państwem katolickim. Tymczasem w konstytucji jest napisane, że Polska to państwo demokratyczne. Nie zauważam tego, ale jeśli faktycznie mamy nim być, to choćby z tego względu nikt nie powinien przeciwstawiać się mało licznej grupie modlącej się pod krzyżem. A jest zupełnie inaczej. Niektórzy widzą w tym słabość państwa. Dziwią mnie takie rozważania. Dlaczego mówi się, że państwo powinno być silne tylko wtedy, gdy chodzi o przeniesienie krzyża, a jednocześnie aprobuje się wszelkie jego słabości. Podstawowe bolączki społeczeństwa jak: bezrobocie, sprawy gospodarcze, zdrowotne, problemy emerytów nie są rozwiązane. A to jest obowiązek państwa. A sprawa powodzi? Gdyby na początku ogłoszono stan klęski żywiołowej, wiele spraw byłoby można rozwiązać z korzyścią dla powodzian. Dlaczego nikt nie zarzucał wtedy państwu, że jest słabe? To dlaczego teraz, pani zdaniem, pada argument o słabości państwa? Myślę, że politycy nie chcą narazić się episkopatowi, zwracając się do niego z prośbą, aby rozwiązał ten problem. Uważam, że to jest sprawa tylko i wyłącznie władz Kościoła katolickiego i spór powinien rozstrzygnąć ktoś, kto ma autorytet. Czyli kto? Kardynał Glemp. Ale episkopat twierdzi, że Kościół nie jest stroną w sporze, a w całej sprawie nie chodzi o krzyż, ale o to, co politycy mogą ugrać. Zgadzam się z tym, że Kościół nie jest stroną w tym sporze. Uważam tylko, że powinien się tą sprawą zająć, by uszanować wolę modlących się ludzi. Poza tym krzyż jest symbolem religijnym i żaden z polityków nie powinien go ruszać. Natomiast rozumiem, dlaczego Kościół odwleka taki moment. Jest w trudnej sytuacji. Wygodniejszy byłby dla niego stan harmonii ze wszystkimi stronami, które oczekują jego poparcia. W razie takiego czy innego zwycięstwa politycznego zyskuje wtedy za to pewne przywileje. A proszę nie zapominać, że o jego poparcie jawnie stara się Prawo i Sprawiedliwość, a także, choć po cichu, Platforma Obywatelska. Mamy więc walkę krzyżem? Niewątpliwie tak. Chociaż ci, którzy modlą się pod krzyżem, robią to w dobrej wierze. W większości są to ludzie prości, słabo wykształceni, którzy nie zdają sobie sprawy, że zachodzi tu jakaś manipulacja. A prawda jest taka, że toczy się silna walka Platformy Obywatelskiej przeciwko PiS. Tak jak kiedyś za pomocą zręcznych, a zarazem brzydkich posunięć udało się wyeliminować z życia publicznego Samoobronę, tak teraz u podłoża walki o krzyż leży chęć eliminacji PiS z życia publicznego. To byłoby groźne z wielu powodów. PiS jest partią ideową, krzewi patriotyzm. W działaniach Platformy Obywatelskiej żadnych idei oprócz prywatyzacji Polski nie umiem odnaleźć. Poza tym nie chciałabym na powrót żyć w państwie jednopartyjnym. Wielopartyjność jest jednym z istotnych warunków demokracji. W sprawę krzyża angażuje się też SLD. To jest przykład gry politycznej. SLD, które organizowało ostatnią manifestację, nie protestowało przeciwko krzyżom w miejscach publicznych, gdy sprawowało władzę. Wręcz odwrotnie, Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski zabiegali o aprobatę Kościoła. Nie chcieli się też zgodzić na ustawy, które byłyby sprzeczne z etyką katolicką. Dlatego to, co robi teraz SLD, jest nieprzyzwoite, wzmaga podziały w społeczeństwie. A może zamiast krzyża powinien być wybudowany pomnik ku czci Lecha Kaczyńskiego? Raczej nie. Jest za dużo pomników, a poza tym miałam pretensje do Lecha Kaczyńskiego za to, że nie rozmawiał ze społeczeństwem. Wtedy przynajmniej Polacy mieliby świadomość, że przedwyborcze zamiary PiS są nadal aktualne, tylko – dopóki nie dojdzie znów do władzy – niemożliwe do spełnienia. Zresztą uważam, że wiele zapowiedzi ze strony Prawa i Sprawiedliwości było trafnych, łącznie z tą, by zbadać legalność osiągniętych w Polsce fortun. Uważam jednak, że należy się szacunek tym, którzy chcą pomnika, zwłaszcza że blisko połowa społeczeństwa głosowała w wyborach prezydenckich na Jarosława Kaczyńskiego. Choćby z tego względu należy to rozważyć, a nie odnosić się z pogardą do takiego pomysłu. Jeśli przed pałacem stoi pomnik Poniatowskiego, to może stać i inny. Skoro w pani odczuciu pomnik nie jest potrzebny, to może zadowala panią odsłonięta na ścianie Pałacu Prezydenckiego tablica ku czci ofiar? Tablica jako sposób upamiętnienia ofiar tragedii była dobrym pomysłem, ale okoliczności jej umieszczenia były skandaliczne. Dlaczego? Pracownicy Kancelarii Prezydenta, który wygrał wybory niewielką przewagą głosów, nie powinni byli po cichu, bez udziału rodzin tych, którzy zginęli, zajmować się tą sprawą. Nie wspominając o tym, że byli oni zbyt niscy rangą, by brać udział w odsłonięciu. Nie słyszałam też, by były w tej sprawie jakieś konsultacje. To przejaw nieprzyzwoitości ze strony tych, którzy podjęli taką decyzję i brak szacunku dla Jarosława Kaczyńskiego oraz rodzin pogrążonych w żałobie. A wracając do źródła tych wydarzeń, czyli tragedii smoleńskiej z 10 kwietnia. Pamięta pani, co robiła, gdy dowiedziała się o katastrofie? Tak. Jechałam pociągiem z Nałęczowa do Warszawy na wykład. Nic jeszcze wtedy nie wiedziałam. Przeżyłam wstrząs dopiero, gdy weszłam do pustej sali wykładowej. Sekretarka powiedziała, że studenci poszli do domu, że stało się nieszczęście. Czułam przerażenie. Przeżywała pani jakoś ten tydzień po katastrofie? Cieszyłam się, że przez pierwsze dwa dni była atmosfera pojednania. Jednak głęboko w duchu czułam, że nie potrwa ona długo. Przypomniała mi się śmierć papieża Jana Pawła II. Wtedy też mówiono o powstaniu pokolenia JP2. Według mnie są to powierzchowne przemiany. Nie widzę, żeby to pokolenie było czymś szczególnym. Nie jest ani lepsze, ani gorsze od innych. A potem jeszcze głos pana Wajdy w sprawie pochówku prezydenta. Odebrałam to jako głęboki nietakt. Niektórzy doszukują się w tych wydarzeniach odrodzenia polskiego mesjanizmu, a pani? Uważam, że polski mesjanizm cały czas funkcjonuje. Ostatnie wydarzenia tylko go wzmocniły. Występuje poczucie, że Polacy mają do spełnienia misję nawracania, czy to grekokatolików, czy prawosławnych na katolicyzm. Mesjanizm jest w Polsce dość silny. Szczególnie zaznaczył się w kazaniach prymasa Wyszyńskiego. To jest poczucie, że mamy duchowo odrodzić Zachód. Zgadzam się, że jest on przesadnie zmaterializowany i trzeba mu wskazać jakąś ideę, a nie dobra materialne jako cel istnienia. Brzmi to dość dziwnie w ustach osoby, która na czas papieskich pielgrzymek zamykała się w domu, zasłaniała okna i czytała „NIE” Urbana. Wie pani, czułam, że te spotkania z papieżem nie prowadzą do odnowy duchowej, że jest w tym doza zakłamania. Społeczeństwu był potrzebny jakiś bohater, autorytet, ale nie po to, by jego słowa wcielać w życie. Ale wtedy odbierano to jako niechęć do papieża, a nie do postaw Polaków. W takim razie niesłusznie. Aczkolwiek cenię papieża Jana XXIII. Mam wrażenie, że złagodniała pani w poglądach. Nie złagodniałam. Nadal jestem wierna swoim przekonaniom. W PRL boleśnie odczułam brak wolności, którą bardzo cenię. A skoro tak, to nie mogę mieć pretensji, że ktoś modli się pod krzyżem, bo uważa to za swoją misję czy powołanie. To może skoro broni pani PiS, wstąpi pani do tej partii? Prawo i Sprawiedliwość nie stoi na gruncie wieloświatopoglądowości. Utrwala wyznaniowy charakter państwa. Ale jest mi bliski program społeczny tej partii. Cieszyłam się, gdy Lech Kaczyński zatrzymywał ustawy prywatyzacyjne. Gdy na koncercie Sławy Przybylskiej posadzono mnie obok Marii Kaczyńskiej, prosiłam, by mu to przekazała. Prof. Maria Szyszkowska jest filozofem, politykiem lewicy, działaczką społeczną, wykładowcą akademickim. Była członkiem SLD i senatorem tej partii w latach 2001-2005

Skomentuj notkę
Każda odpowiedź wynikająca z myślenia jest dobra a im więcej myślenia tym lepiej, bo bliżej prawdy i Prawdy (piszę z dużej litery, ale nie chodzi mi tu o tytuł pewnej gazety z lat dawnych). Każda odpowiedź jest dobra bo rodzi indywidualność a nie wtłacza nas proste odpowiedzi typu „to oszołomy od Rydzyka” albo „precz z liberałami”.

Do przemyślenia tego tematu czuję się dziś zachęcony. Skąd jestem? Poco jestem? Dokąd zmierzam i jak się to ma do akcji na Krakowskim Przedmieściu.

Michał – thx. za prowokację. Bez niej nie chciałby by mi się tego napisać, ale czy to pisanie miało sens to już musisz ocenić sam.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
krzyż,
smoleńsk,
tragedia smoleńska,
krakowskie przedmieście,
wojna o krzyż

Komentarze: (15)

anonim,

August 3, 2010 17:54

Skomentuj komentarz

Kopiuje w FaceBookaPawel Tutka: Gdyby rząd wiedział jaka głośna będzie awantura z krzyżem… to zapewne dzisiaj rozmawiano by o 33% podatku VAT.

g,

August 3, 2010 22:48

Skomentuj komentarz

Jestem właśnie po szkle kontaktowym.Tam awantura z krzyżem świetnie się sprzedaje.Czemu rząd miałby chcieć o vacie rozmawiać ?

Michal,

August 3, 2010 20:22

Skomentuj komentarz

Hmm… To Ty mnie teraz sprowokowałeś… aby o tym wszystkim pomyśleć (i to najlepiej jakoś teraz a nie znowu 'kiedyś’).Może jakby ktoś pomyślał o żabach ratując mieszkańców Augustowa to inaczej zaprojektowałby obwodnicę.Może jakby ktoś pomyślał przed ogłoszeniem „przenoszenia” krzyża..

anonim,

August 3, 2010 22:44

Skomentuj komentarz

Sądzisz że ktoś nie pomyślał ?Oj byłby ten krzyż solą w oku dla obecnego prezydenta.A tak, ludzie szybciej zapomną…

w34,

August 4, 2010 09:44

Skomentuj komentarz

Bo ja jestem … Ja jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro, Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pamiętasz?Wiem, że tu zupełnie nie na temat ale znalazłem i sobie tu zachowuje.W34.Ja jestem pro, Jerzy KlesykJa jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro,Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pionek historii, władzy trzon,Co wyzwala w was emocje, burzy krew!Ja funkcjonariusz nieuchwytny,Po cichu zjawiam się i niknę,I z igły widły robię, wodę z mózgu, ludu gniew!To ja wyciągam ludzi na zwierzeniaI ja najgłośniej zawsze w tłumie krzyczę,A jeśli mi uwierzą i jeśli zawtórują,To wielu z nich dość długo będzie milczeć!To ja wychodzę, gdy nadchodzi ciemność,Człowieka szukam, który dzisiaj zgrzeszy.Być może go obrażę, być może się uniesie.Bo chcę uderzyć, lecz niech on uderzy pierwszy!To ja szeptałem w uszy przed wiekami,Że czarownice stanowią wielkie zło.I wystarczyło potem, by jeden wskazał palcem,A już krzyczeli wszyscy: Na stos! Na stos! Na stos!Na moim grzbiecie Neron stawiał stopę,Ja byłem gotów na każde zawołanie.To ja nad brzegiem Tybru nocami mordowałemI ja krzyczałem potem: To wszystko chrześcijanie!To ja pracuję i drukuję nocą,Ulotki się rozklei jutro w mig.I wszyscy się dowiedzą, i wszyscy się dowiedzą,Że taki jeden w kraju to Żyd, Żyd, Żyd!To ja pisuję artykuły w prasie,Od których już z daleka czujesz swąd.To wszystko jest celowe i dobrze przemyślane,Niech ktoś zareaguje i popełni błąd!

Aa,

August 4, 2010 09:20

Skomentuj komentarz

Krzyz – chrzescijanski symbol meczenskiej smierci Chrystusa (nie siegam dalej wstecz). Dla katolikow symbol kultu, dla innych: narzedzie zbrodni. Krzyz pod palacem i sejmem – dzielo polskich katolikow (glownie narodowych, ziejacych nienawiscia do innych wyznan, glownie do Zydow).Polska (RP) – religia dominujaca rzymski katolicyzm. Przez część swojej historii Rzeczpospolita Polska była jendak panstwem niepodległym, wieloetnicznym i wielowyznaniowym.Krzyz wiec jako katolicki symbol kultu ma swoje miesce w swiatyni katolickiej a nie we wspomnianych miejscach publicznych. Ciekawe tylko jak sobie z tym poradzi rzad. Tyle na temat.

w34,

August 4, 2010 09:45

Skomentuj komentarz

Ojej!Wolność słowa, wolność bloga.

Hocus,

August 4, 2010 13:06

Skomentuj komentarz

A czy Ciebie też boli w krzyżu? ;-)http://hocus.3a.pl/krzyznet.jpg

Aa,

August 4, 2010 16:10

Skomentuj komentarz

HeheSzczerze mowiac to czasem pobolewa, ale nie jest to skutkiem zlej POstawy ale dyskopa(r)ti.

w34,

August 5, 2010 16:45

Skomentuj komentarz

Uzupełniający dialog z Mariusze, przenoszę z FaceBookaMariusz:Barierki są Wojtku zawsze obustronne… bariery niefizyczne są często gorsze od tych fizycznych… szkoda, że pod jednym z wczorajszych wpisów nie napisałeś mi, jak Ty byś postąpił w takiej sytuacjiWojtek:Mariuszu – ja naprawdę nie wiem. Ja już wiem, że walka ze skutkami zaniedbań (albo celowych działań) na wyższym poziomie powoduje tylko to, że pojawią się inne nieprzyjemne skutki. No bo co – usuniesz na siłe? Kogoś pokrzywdzisz. Zostawisz? …Masz dużą grupę niezadowolonych i argument, że ciemnogród atakuje.Nie znam rozwiązania na tym poziomie – ale mam diagnozę na innym i ta diagnoza mówi, że „grzech”. Grzech traktowania siebie jako najważniejszej istoty we wszechświecie, swoich potrzeb i zachcianek, jako czegoś czemu musi być bezwzględnie podporządkowane wszystko, grzech żądzy władzy, którą należy zdobyć za wszelką cenę i na koniec, choć może to powinno być na początku, grzech nie właściwej relacji ze Stwórcą, który stworzył każdego z nas i całe ten świat. Grzech jest moim problemem i grzech jest problemem tych, którzy swoimi działaniami doprowadzili do sytuacji na Krakowskim,,,,, ale też do tego że nasze państwo jest takie popieprzone, że Europa się sypie, że na świecie mamy głod, nędzę i cierpienie.Widzisz jak łatwo przeskoczyłem z tego konkretnego przypadku do bardzo, ale to bardzo ogólnej zasady światopoglądowej (o którą pewnie też z wieloma będzie można się spierać trwając w kolejnym grzechu). Ale zaraz zejdę z powrotem na poziom Krakowskiego…. Grzech jest problemem, ale z tym grzechem każdy z nas może sobie poradzić. Ja jakoś próbuję, gadam z o tym z moim Szefem, on mówi mi co mam robić ale potem znowu robię swoje (czytaj: grzech), więc potem znowu gadam. Fajne jest to, że wiem coraz więcej, że widzę bardziej i co ważne, coraz bardziej poznaję JEGO. To jest zasada, którą próbuję stosować i przypuszczam, że ona też była by rozwiązaniem problemy tego krzyża, gdyby za kawałkiem drewna, albo za ideą, albo antyidea pojawił się prawdziwy Bóg i do niego ludzie by się odwoływali.No i dochodzę do mojego rozwiązania:- modlitwa – można samemu gadać z Szefem, prosząc o przebudzenie dla siebie i dla tego kraju, od polityków zaczynając. Były wybory – była okazja by http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31277 ale tetaz też należy http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=30573- proszenie o myślenie – to też można. zamiast przekonywać do jakiegoś działania proponować szukanie zasad, a dokładnie szukanie Boga, którzy ustawił zasady.To moja propozycja – tego dzisiejszego konfliktu nie rozwiąże, ale może przyszłe? może jakieś przebudzenie, jak to z XVI wieku w Polsce albo z przez 20 lat u Zulusów? A jeżeli nawet nie będzie przebudzenia to może ten, lub tamten, może wieczność bo przecież życie ludzkie jest takie krótkie.Mam nadzieję, że złapałeś o co mi chodzi w tej pisaninie. Jak nie – jestem do dyspozycji.W.#Mariusz:@W: myślę, że załapałem i w pełni się zgadzam, że chodzi o egozimy, niezależnie od tego czy zakwalifikujemy je z punktu widzenia wiary , czy też świecko, – nazwijmy je „misie” (wydaje MI SIE, chce MI SIE etc). Więc te Misie rozszarpują k…ażdą społeczność i ten trend nie jest dobry. Dziękuję za odpowiedź.Ja chyba z tymi ludźmi spróbowałbym porozmawiać. Bez kamer. I niekoniecznie na ulicy. Bo tak naprawdę chyba, nie chodzi im wcale o ten krzyż, w tym miejscu. Zobacz więcej

anonim,

August 9, 2010 17:46

Skomentuj komentarz

Z FaceBooka:Tomasz Wawrzyczek:Macierewicz mówi o powszechnej akceptacji obecności krzyża. No to ja jestem jakiś margines, bo jestem wbrew. Nie w tym miejscu.W34:No bo jesteś zmanipulowany przez ideologie antyPIS. Spróbuj nieco obiektywnie, zapomnij o Kaczorach:- w Polsce do upamiętniania służą krzyże, niekoniecznie w kontekście religijnym. Zobacz – masz krzyż pod kopalnią Wujek, masz krzyże przed stocznią w Gdańsku, masz krzyże od Poznania ’56 ale (!) masz też krzyże na każdym ostrzejszym zakręcie, gdzie wracały ostre chłopaki z dyskoteki i nie wyrobili. Krzyżem się upamiętnia – to fakt nr 1. Oczywiście możesz go nie akceptować.- w katastrofie smoleńskiej zginęło sporo ważny ludzi – takie rzeczy się upamiętnia. Zobacz – masz upamiętnienia katastrofy w 82, w 87 a nawet na Krowiarkach jest tablica (z krzyżem) upamiętniająca wypadek lotniczy z 1969. Czy uważasz, że tej katastrofy nie należy upamiętniać? Zrobili to już na Węgrzech a w Polsce?- w tej katastrofie oprócz innych zginął prezydent i dużo osób z jego kancelarii. Ten wyjazd był wyjazdem na prezydenckim więc gdzie to upamiętnić? W sejmie? przez budynkiem rządu? a może na stadionie Legii? Jakie miejsce proponujesz?- w tym miejscy, w tygodniu żałoby narodowej pojawiło się kilkaset tysięcy ludzi i postawiło krzyż. Oczywiście można ich olać, bo w końcu kim oni są, jakie myślenie reprezentują, jaką opcje popierają. Demokracja owszem, ale nie dla oszołomów. Tylko czy takie podejście do tych ludzi jest demokratyczne? Zobacz, że na JK głosowała prawie połowa wyborców. Czy ci ludzie się nie liczą?- a niby dlaczego „krzyż ma zniknąć z przestrzeni publicznej”? To jakiś nowy dogmat. Ja nie jestem katolikiem ale żyję w kraju, gdzie szanuje się innych – przynajmniej tak mi się wydaje.Ale jeżeli chcesz się przyłączyć do walczących z mitologizowaniem Lecha Kaczyńskiego to ciągnij tak dalej, tylko co Ci zostanie za 40 lat jak rządzić Tobą będą Twoje dzieci, nie mające skąd odwołać się do wartości innych niż piwo Lech i napój energetyzujący.

Aa,

August 13, 2010 13:52

Skomentuj komentarz

A ja sie nie zgadzam, a co, wolno mi.Brak akceptacji powszechnej krzyza nie jest wynikiem zadnej manipulacji antyPIS! To tak jakby nieakceptowanie krzyza jako symbolu odwolywalo sie do wrogow PIS a zwolennikow PO. Ja nie mieszam sie do polityki, obserwuje jedynie ale na krzyz nie zgadzam sie.Jesli w gre wchodzi jakas manipulacja, to owszem narod jest zmanilupowany ale symbolem krzyza ktory wykorzystuje sie wszedzie, jak powiedziales, nawet bez zwiazku z religia. Ale ten brak zwiazku to pozor: POlska jest nieoficjalnie krajem katolickim gdzie symbole religijne sa naduzywane nawet w kontekscie pozornie nie majacym z religia nic wspolnego. I tak: cos sie nie podoba? protestujemy? KRZYZ! Zaslonmy sie Chrystusem ktory jest jednak „jakims” autorytetem w panstwie poddanym KRK. Kto sie odwazy podniesc reke na obronce krzyza? Polska zawsze silnie byla zwiazana z kosciolem, za silnie przez setki lat. Utknal nam ten krzyz w glowach tak ze trudno logicznie myslec i uzywac rozsadnych argumentow. Kosciol (czyt. krzyz) kojarzy sie takze z walka Polski o niepodleglosc, byc partyjnym znaczylo odejsc od kosciola. 50% glosowalo na Kaczynskiego ale to nie znaczy ze glosowalo na wszechobecnosc krzyza i KK. Piszesz ze zyjesz w kraju gdzie szanuje sie innych. Bzdura. Nie szanuje sie. Bo przemyca nam sie chrzescijanskie symbole (powinnam powiedziec katolickie jednak) do swieckim miejsc. RP ma byc panstwem swieckim. Wykorzystywanie krzyza to naduzycie i ja sie sprzeciwiam.A tak na zakonczenie to przypomne ze krzyz cale lata zle sie kojarzyl, wykorzystywany np w krucjactach do „nawracania” niewiernych. Teraz garstka biednych staruszkow ktorym ten krzyz zamotal w glowach, czesto pelnych nienawisci do innych wyznan (zydow), przekonana o koniecznosci wielkiej misji robi sobie cyrk w centrum stolicy.

g,

August 15, 2010 20:03

Skomentuj komentarz

Aa, troszeczkę kontekstu historycznego przytaczasz, ale dzisiaj okoliczności są inne. Przypomnijmy fakty. Ale od początku tzn. od 14 kwietnia, a nie od dnia próby przenoszenia. Krzyża nie postawiły władze państwowe, ani hierarchia kościelna, ani zwolennicy PiS na wiecu.Krzyż postawili harcerze.A dlaczego go postawili ?Ponieważ Polacy, w dość dużej liczbie ludzi i chyba raczej spontanicznie, żałowali śmierci prezydenta i innych i zbierali się w jednym miejscu. A naturalne jest, że w kraju chrześcijańskim (katolickim, protestanckim, prawosławnym) taka żałoba łączy się z symbolami religijnymi.Pewna liczba ludzi ma tę przypadłość, że w takich chwilach, nachodzi ich pamięć historyczna.Oczywiście nie wszyscy żałowali bardzo, nie wszyscy głęboko, ale spora grupa właśnie tak.Czy widzisz tu jakiś atak krzyżem ?Owszem manifestowano religijnie (krzyż) w sprawie państwowej (śmierć przedstawicieli władzy).Ale robili to ludzie. I robili to spokojnie. A to nie to samo co pójście na wojnę z mieczem i krzyżem. To nawet nie to samo co rozwieszenie krzyży w urzędach zadekretowane przez władzę, albo religia w salach szkolnych.Myślę że to był kawałek historii, o której będzie się pamiętać.Wtedy krzyż nie budził powszechnej kontrowersji.Coś dziwnego stało się cztery miesiące później. Dziwne to byłoby jedynie dla kogoś, kto nie znałby partyjnych sporów w kraju nad Wisłą. Załóżmy na chwilę, ze ich nie ma.Oto najpierw stała się katastrofa, w której zginęli przedstawiciele władzy. Ludzie najpierw żałowali, potem wybrali nową władzę. Wydawało by się że ta, zadowolona, że ludzie tak bardzo władzę żałować potrafią, powinna miejsce jeszcze bardziej upamiętnić. Ale nie, ta w pierwszym odruchu rządzenia postanowiła troszeczkę pamięć ludzi o tym żałowaniu władzy zatrzeć (tzn. krzyż przenieść z miejsca, które wszyscy pamiętali i które jest godne, do miejsca, w którym szybko by o nim zapomniano i które też jest godne).Dziwne jest to tym bardziej, że nawet Ci ludzie, którzy wybrali nową władzę, też, jak sami mówili wtedy, żałowali.Dziwne jest też to, że hierarchia kościelna na przeniesienie krzyża łatwo się zgodziła, co czyżby świadczyło o tym, że państwo jest jakoś wyznaniowe ?Tak więc moje pytanie jest takie: po co było ten krzyż przenosić ?Aa, czy przed awanturą o przenoszenie, krzyż też Ci przeszkadzał ?Jeśli nie, to znaczy że ktoś Cię sprowokował.Może i odpowiesz że tak, przeszkadzał. Ale w takim razie, w tej właśnie historii, chyba jednak, tak mi się wydaje, to Ty właśnie atakujesz.

Aa,

August 16, 2010 13:40

Skomentuj komentarz

Moze moj tekst rzeczywiscie nie jest w lagodnym tonie ale to skutek mojej irytacji cala sytuacja. Wiec tak: nie ma chyba nikogo ktorym smolenska katastrofa nie wstrzasnela. Zgineli ludzie, (jak w innych katastrofach)ale byli to ludzie sczczegolni dla nas Polakow wiec jak najbardziej zasluguja na zalobe. Narodowa. Nikt w to nie watpi. Kwestia jest tylko czy na pewno Wawel byl odowiednim miejscem i czy krzyz jest odpowednim symbolem upamietniajacym pamiec po ludziach reprezentujacych panstwo swieckie. A Wawel to przeciez miejsce dla ludzi jednoznacznie okreslonych przez historie. A czy prezydentura sp. L. Kaczynskiego byla jakas wybitna? Palac prezydencki czy sejm nie sa odpowiednim tlem dla krzyza bo to symbol nie wszystkich Polakow a rzad i prezydent tak. Czy krzyz mi wczesniej przeszkadzal?Sam krzyz nie (mam jeden na lancuszku i czasem nosze)ale narzucanie, przemycanie symboli (zawsze jest podtekst) tak. Nie chce zadnych symboli religijnych w miejscach swieckich, nie chce religii w szkole, krzyzy w klasach. od tego sa salki parafialne, wiec jak ktos chce na religie chodzic jest tam mile widziany. Wiec wg Ciebie sa dwa wyjscia: albo mnie sprowokowano albo atakuje. A moze bronie sie po prostu przed czyms co chca mi na sile narzucic?

g,

August 17, 2010 22:01

Skomentuj komentarz

Ciekawa wypowiedź w sprawie krzyża i nie tylko, osoby, o której powiedziałbym że jest z drugiej strony barykady.Trochę długie ale warto przeczytać. Wywiad z Marią Szyszkowską w Rzeczpospolitej.Co pani myślała, oglądając relację z próby przeniesienia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego? Że osoby modlące się pod krzyżem to fanatycy religijni. Jednak uważam, że nie należy im przeszkadzać, jeśli modlitwa jest sensem ich życia, jeśli są przekonani, iż postępują właściwie. A poza tym przecież nie stoją na środku jezdni, nie tamują ruchu. Dlatego zbulwersowały mnie słowa wicemarszałka Niesiołowskiego. Co takiego dokładnie? W jego wypowiedziach była wielka pogarda dla modlących się pod krzyżem! Byłam tym przykro zaskoczona. Nie bierze się pod uwagę woli mniejszości, która żąda, aby krzyż pozostał przed pałacem. A przecież tyle mówi się o tym, że demokracja to ustrój, który szanuje oczekiwania rozmaitych mniejszości.Pani zdaniem krzyż powinien przed Pałacem Prezydenckim pozostać? Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ten krzyż jest szczególny. Ktoś postawił go, aby być bliżej zmarłego prezydenta. Ulica jest wprawdzie wspólna, ale uważam, że nikomu, naprawdę nikomu, nie powinna przeszkadzać grupa modlących się ludzi. A poza tym mamy krzyże upamiętniające zmarłych zarówno przy polnych drogach, szosach, jak i na ulicach miast. Jak to? To nie jest już pani zwolenniczką zdejmowania krzyży w miejscach publicznych? Uważam, że krzyż powinien być w świątyniach, ewentualnie w miejscach upamiętniających poległych. Jeśli poważnie traktuje się koncepcję państwa demokratycznego, to powinno być ono neutralne światopoglądowo. Przecież w szpitalu są ludzie rozmaitych wyznań, a wisi tylko jeden typ krzyża. Poza tym w Polsce żyją agnostycy, ateiści, ludzie bezwyznaniowi, wyznawcy religii niechrześcijańskich. Czym innym jest stosunek do Boga, a czym innym rozwiązywanie spraw publicznych, które powinno być wolne od nacisku jakiegokolwiek wyznania religijnego. Poza tym w ustroju demokratycznym istnieje wymóg szacunku dla mniejszości, także religijnych. Uważa pani, że mniejszości religijne nie są w Polsce szanowane? U nas narzucany jest światopogląd katolicki. Nie chcę przez to powiedzieć, że moralność katolicka jest wadliwa – zostałam w niej wychowana. Ale przecież walczyliśmy o państwo wieloświatopoglądowe, o społeczeństwo obywatelskie, inne niż w PRL. A tymczasem, gdy są jakieś spory przy stanowieniu ustaw, następuje milczące odwołanie do prawa naturalnego w ujęciu tomistycznym, czyli ujęciu Kościoła katolickiego. Nie mówi się o tym, że jest wiele teorii prawa naturalnego. Kto inny, jak nie ustawodawca, powinien się wznieść ponad własny światopogląd, tak, by nie narzucać go całemu społeczeństwu? Stąd bardzo ważny postulat państwa neutralnego światopoglądowo. Wielu komentatorów wydarzeń z Krakowskiego Przedmieścia twierdzi, że szwankuje konstytucyjny zapis o neutralności światopoglądowej państwa. Pani też tak myśli? Polska jest państwem katolickim, a nie neutralnym światopoglądowo. Nikt, czy to prawica, czy lewica, nie ma odwagi uchwalić ustawy, która pozostawałaby w sprzeczności z etyką katolicką. Podaje się argument, że Polacy w większości są katolikami. Tylko ile w tym deklaracji, a ile prawdy? Nie krytykowałabym, gdyby jawnie powiedziano, że jesteśmy państwem katolickim. Tymczasem w konstytucji jest napisane, że Polska to państwo demokratyczne. Nie zauważam tego, ale jeśli faktycznie mamy nim być, to choćby z tego względu nikt nie powinien przeciwstawiać się mało licznej grupie modlącej się pod krzyżem. A jest zupełnie inaczej. Niektórzy widzą w tym słabość państwa. Dziwią mnie takie rozważania. Dlaczego mówi się, że państwo powinno być silne tylko wtedy, gdy chodzi o przeniesienie krzyża, a jednocześnie aprobuje się wszelkie jego słabości. Podstawowe bolączki społeczeństwa jak: bezrobocie, sprawy gospodarcze, zdrowotne, problemy emerytów nie są rozwiązane. A to jest obowiązek państwa. A sprawa powodzi? Gdyby na początku ogłoszono stan klęski żywiołowej, wiele spraw byłoby można rozwiązać z korzyścią dla powodzian. Dlaczego nikt nie zarzucał wtedy państwu, że jest słabe? To dlaczego teraz, pani zdaniem, pada argument o słabości państwa? Myślę, że politycy nie chcą narazić się episkopatowi, zwracając się do niego z prośbą, aby rozwiązał ten problem. Uważam, że to jest sprawa tylko i wyłącznie władz Kościoła katolickiego i spór powinien rozstrzygnąć ktoś, kto ma autorytet. Czyli kto? Kardynał Glemp. Ale episkopat twierdzi, że Kościół nie jest stroną w sporze, a w całej sprawie nie chodzi o krzyż, ale o to, co politycy mogą ugrać. Zgadzam się z tym, że Kościół nie jest stroną w tym sporze. Uważam tylko, że powinien się tą sprawą zająć, by uszanować wolę modlących się ludzi. Poza tym krzyż jest symbolem religijnym i żaden z polityków nie powinien go ruszać. Natomiast rozumiem, dlaczego Kościół odwleka taki moment. Jest w trudnej sytuacji. Wygodniejszy byłby dla niego stan harmonii ze wszystkimi stronami, które oczekują jego poparcia. W razie takiego czy innego zwycięstwa politycznego zyskuje wtedy za to pewne przywileje. A proszę nie zapominać, że o jego poparcie jawnie stara się Prawo i Sprawiedliwość, a także, choć po cichu, Platforma Obywatelska. Mamy więc walkę krzyżem? Niewątpliwie tak. Chociaż ci, którzy modlą się pod krzyżem, robią to w dobrej wierze. W większości są to ludzie prości, słabo wykształceni, którzy nie zdają sobie sprawy, że zachodzi tu jakaś manipulacja. A prawda jest taka, że toczy się silna walka Platformy Obywatelskiej przeciwko PiS. Tak jak kiedyś za pomocą zręcznych, a zarazem brzydkich posunięć udało się wyeliminować z życia publicznego Samoobronę, tak teraz u podłoża walki o krzyż leży chęć eliminacji PiS z życia publicznego. To byłoby groźne z wielu powodów. PiS jest partią ideową, krzewi patriotyzm. W działaniach Platformy Obywatelskiej żadnych idei oprócz prywatyzacji Polski nie umiem odnaleźć. Poza tym nie chciałabym na powrót żyć w państwie jednopartyjnym. Wielopartyjność jest jednym z istotnych warunków demokracji. W sprawę krzyża angażuje się też SLD. To jest przykład gry politycznej. SLD, które organizowało ostatnią manifestację, nie protestowało przeciwko krzyżom w miejscach publicznych, gdy sprawowało władzę. Wręcz odwrotnie, Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski zabiegali o aprobatę Kościoła. Nie chcieli się też zgodzić na ustawy, które byłyby sprzeczne z etyką katolicką. Dlatego to, co robi teraz SLD, jest nieprzyzwoite, wzmaga podziały w społeczeństwie. A może zamiast krzyża powinien być wybudowany pomnik ku czci Lecha Kaczyńskiego? Raczej nie. Jest za dużo pomników, a poza tym miałam pretensje do Lecha Kaczyńskiego za to, że nie rozmawiał ze społeczeństwem. Wtedy przynajmniej Polacy mieliby świadomość, że przedwyborcze zamiary PiS są nadal aktualne, tylko – dopóki nie dojdzie znów do władzy – niemożliwe do spełnienia. Zresztą uważam, że wiele zapowiedzi ze strony Prawa i Sprawiedliwości było trafnych, łącznie z tą, by zbadać legalność osiągniętych w Polsce fortun. Uważam jednak, że należy się szacunek tym, którzy chcą pomnika, zwłaszcza że blisko połowa społeczeństwa głosowała w wyborach prezydenckich na Jarosława Kaczyńskiego. Choćby z tego względu należy to rozważyć, a nie odnosić się z pogardą do takiego pomysłu. Jeśli przed pałacem stoi pomnik Poniatowskiego, to może stać i inny. Skoro w pani odczuciu pomnik nie jest potrzebny, to może zadowala panią odsłonięta na ścianie Pałacu Prezydenckiego tablica ku czci ofiar? Tablica jako sposób upamiętnienia ofiar tragedii była dobrym pomysłem, ale okoliczności jej umieszczenia były skandaliczne. Dlaczego? Pracownicy Kancelarii Prezydenta, który wygrał wybory niewielką przewagą głosów, nie powinni byli po cichu, bez udziału rodzin tych, którzy zginęli, zajmować się tą sprawą. Nie wspominając o tym, że byli oni zbyt niscy rangą, by brać udział w odsłonięciu. Nie słyszałam też, by były w tej sprawie jakieś konsultacje. To przejaw nieprzyzwoitości ze strony tych, którzy podjęli taką decyzję i brak szacunku dla Jarosława Kaczyńskiego oraz rodzin pogrążonych w żałobie. A wracając do źródła tych wydarzeń, czyli tragedii smoleńskiej z 10 kwietnia. Pamięta pani, co robiła, gdy dowiedziała się o katastrofie? Tak. Jechałam pociągiem z Nałęczowa do Warszawy na wykład. Nic jeszcze wtedy nie wiedziałam. Przeżyłam wstrząs dopiero, gdy weszłam do pustej sali wykładowej. Sekretarka powiedziała, że studenci poszli do domu, że stało się nieszczęście. Czułam przerażenie. Przeżywała pani jakoś ten tydzień po katastrofie? Cieszyłam się, że przez pierwsze dwa dni była atmosfera pojednania. Jednak głęboko w duchu czułam, że nie potrwa ona długo. Przypomniała mi się śmierć papieża Jana Pawła II. Wtedy też mówiono o powstaniu pokolenia JP2. Według mnie są to powierzchowne przemiany. Nie widzę, żeby to pokolenie było czymś szczególnym. Nie jest ani lepsze, ani gorsze od innych. A potem jeszcze głos pana Wajdy w sprawie pochówku prezydenta. Odebrałam to jako głęboki nietakt. Niektórzy doszukują się w tych wydarzeniach odrodzenia polskiego mesjanizmu, a pani? Uważam, że polski mesjanizm cały czas funkcjonuje. Ostatnie wydarzenia tylko go wzmocniły. Występuje poczucie, że Polacy mają do spełnienia misję nawracania, czy to grekokatolików, czy prawosławnych na katolicyzm. Mesjanizm jest w Polsce dość silny. Szczególnie zaznaczył się w kazaniach prymasa Wyszyńskiego. To jest poczucie, że mamy duchowo odrodzić Zachód. Zgadzam się, że jest on przesadnie zmaterializowany i trzeba mu wskazać jakąś ideę, a nie dobra materialne jako cel istnienia. Brzmi to dość dziwnie w ustach osoby, która na czas papieskich pielgrzymek zamykała się w domu, zasłaniała okna i czytała „NIE” Urbana. Wie pani, czułam, że te spotkania z papieżem nie prowadzą do odnowy duchowej, że jest w tym doza zakłamania. Społeczeństwu był potrzebny jakiś bohater, autorytet, ale nie po to, by jego słowa wcielać w życie. Ale wtedy odbierano to jako niechęć do papieża, a nie do postaw Polaków. W takim razie niesłusznie. Aczkolwiek cenię papieża Jana XXIII. Mam wrażenie, że złagodniała pani w poglądach. Nie złagodniałam. Nadal jestem wierna swoim przekonaniom. W PRL boleśnie odczułam brak wolności, którą bardzo cenię. A skoro tak, to nie mogę mieć pretensji, że ktoś modli się pod krzyżem, bo uważa to za swoją misję czy powołanie. To może skoro broni pani PiS, wstąpi pani do tej partii? Prawo i Sprawiedliwość nie stoi na gruncie wieloświatopoglądowości. Utrwala wyznaniowy charakter państwa. Ale jest mi bliski program społeczny tej partii. Cieszyłam się, gdy Lech Kaczyński zatrzymywał ustawy prywatyzacyjne. Gdy na koncercie Sławy Przybylskiej posadzono mnie obok Marii Kaczyńskiej, prosiłam, by mu to przekazała. Prof. Maria Szyszkowska jest filozofem, politykiem lewicy, działaczką społeczną, wykładowcą akademickim. Była członkiem SLD i senatorem tej partii w latach 2001-2005

Skomentuj notkę
Do przemyślenia tego tematu czuję się dziś zachęcony. Skąd jestem? Poco jestem? Dokąd zmierzam i jak się to ma do akcji na Krakowskim Przedmieściu.

Michał – thx. za prowokację. Bez niej nie chciałby by mi się tego napisać, ale czy to pisanie miało sens to już musisz ocenić sam.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
krzyż,
smoleńsk,
tragedia smoleńska,
krakowskie przedmieście,
wojna o krzyż

Komentarze: (15)

anonim,

August 3, 2010 17:54

Skomentuj komentarz

Kopiuje w FaceBookaPawel Tutka: Gdyby rząd wiedział jaka głośna będzie awantura z krzyżem… to zapewne dzisiaj rozmawiano by o 33% podatku VAT.

g,

August 3, 2010 22:48

Skomentuj komentarz

Jestem właśnie po szkle kontaktowym.Tam awantura z krzyżem świetnie się sprzedaje.Czemu rząd miałby chcieć o vacie rozmawiać ?

Michal,

August 3, 2010 20:22

Skomentuj komentarz

Hmm… To Ty mnie teraz sprowokowałeś… aby o tym wszystkim pomyśleć (i to najlepiej jakoś teraz a nie znowu 'kiedyś’).Może jakby ktoś pomyślał o żabach ratując mieszkańców Augustowa to inaczej zaprojektowałby obwodnicę.Może jakby ktoś pomyślał przed ogłoszeniem „przenoszenia” krzyża..

anonim,

August 3, 2010 22:44

Skomentuj komentarz

Sądzisz że ktoś nie pomyślał ?Oj byłby ten krzyż solą w oku dla obecnego prezydenta.A tak, ludzie szybciej zapomną…

w34,

August 4, 2010 09:44

Skomentuj komentarz

Bo ja jestem … Ja jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro, Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pamiętasz?Wiem, że tu zupełnie nie na temat ale znalazłem i sobie tu zachowuje.W34.Ja jestem pro, Jerzy KlesykJa jestem pro, ja jestem pro, ja jestem pro,Ja jestem pro, ja jestem prowokator.Pionek historii, władzy trzon,Co wyzwala w was emocje, burzy krew!Ja funkcjonariusz nieuchwytny,Po cichu zjawiam się i niknę,I z igły widły robię, wodę z mózgu, ludu gniew!To ja wyciągam ludzi na zwierzeniaI ja najgłośniej zawsze w tłumie krzyczę,A jeśli mi uwierzą i jeśli zawtórują,To wielu z nich dość długo będzie milczeć!To ja wychodzę, gdy nadchodzi ciemność,Człowieka szukam, który dzisiaj zgrzeszy.Być może go obrażę, być może się uniesie.Bo chcę uderzyć, lecz niech on uderzy pierwszy!To ja szeptałem w uszy przed wiekami,Że czarownice stanowią wielkie zło.I wystarczyło potem, by jeden wskazał palcem,A już krzyczeli wszyscy: Na stos! Na stos! Na stos!Na moim grzbiecie Neron stawiał stopę,Ja byłem gotów na każde zawołanie.To ja nad brzegiem Tybru nocami mordowałemI ja krzyczałem potem: To wszystko chrześcijanie!To ja pracuję i drukuję nocą,Ulotki się rozklei jutro w mig.I wszyscy się dowiedzą, i wszyscy się dowiedzą,Że taki jeden w kraju to Żyd, Żyd, Żyd!To ja pisuję artykuły w prasie,Od których już z daleka czujesz swąd.To wszystko jest celowe i dobrze przemyślane,Niech ktoś zareaguje i popełni błąd!

Aa,

August 4, 2010 09:20

Skomentuj komentarz

Krzyz – chrzescijanski symbol meczenskiej smierci Chrystusa (nie siegam dalej wstecz). Dla katolikow symbol kultu, dla innych: narzedzie zbrodni. Krzyz pod palacem i sejmem – dzielo polskich katolikow (glownie narodowych, ziejacych nienawiscia do innych wyznan, glownie do Zydow).Polska (RP) – religia dominujaca rzymski katolicyzm. Przez część swojej historii Rzeczpospolita Polska była jendak panstwem niepodległym, wieloetnicznym i wielowyznaniowym.Krzyz wiec jako katolicki symbol kultu ma swoje miesce w swiatyni katolickiej a nie we wspomnianych miejscach publicznych. Ciekawe tylko jak sobie z tym poradzi rzad. Tyle na temat.

w34,

August 4, 2010 09:45

Skomentuj komentarz

Ojej!Wolność słowa, wolność bloga.

Hocus,

August 4, 2010 13:06

Skomentuj komentarz

A czy Ciebie też boli w krzyżu? ;-)http://hocus.3a.pl/krzyznet.jpg

Aa,

August 4, 2010 16:10

Skomentuj komentarz

HeheSzczerze mowiac to czasem pobolewa, ale nie jest to skutkiem zlej POstawy ale dyskopa(r)ti.

w34,

August 5, 2010 16:45

Skomentuj komentarz

Uzupełniający dialog z Mariusze, przenoszę z FaceBookaMariusz:Barierki są Wojtku zawsze obustronne… bariery niefizyczne są często gorsze od tych fizycznych… szkoda, że pod jednym z wczorajszych wpisów nie napisałeś mi, jak Ty byś postąpił w takiej sytuacjiWojtek:Mariuszu – ja naprawdę nie wiem. Ja już wiem, że walka ze skutkami zaniedbań (albo celowych działań) na wyższym poziomie powoduje tylko to, że pojawią się inne nieprzyjemne skutki. No bo co – usuniesz na siłe? Kogoś pokrzywdzisz. Zostawisz? …Masz dużą grupę niezadowolonych i argument, że ciemnogród atakuje.Nie znam rozwiązania na tym poziomie – ale mam diagnozę na innym i ta diagnoza mówi, że „grzech”. Grzech traktowania siebie jako najważniejszej istoty we wszechświecie, swoich potrzeb i zachcianek, jako czegoś czemu musi być bezwzględnie podporządkowane wszystko, grzech żądzy władzy, którą należy zdobyć za wszelką cenę i na koniec, choć może to powinno być na początku, grzech nie właściwej relacji ze Stwórcą, który stworzył każdego z nas i całe ten świat. Grzech jest moim problemem i grzech jest problemem tych, którzy swoimi działaniami doprowadzili do sytuacji na Krakowskim,,,,, ale też do tego że nasze państwo jest takie popieprzone, że Europa się sypie, że na świecie mamy głod, nędzę i cierpienie.Widzisz jak łatwo przeskoczyłem z tego konkretnego przypadku do bardzo, ale to bardzo ogólnej zasady światopoglądowej (o którą pewnie też z wieloma będzie można się spierać trwając w kolejnym grzechu). Ale zaraz zejdę z powrotem na poziom Krakowskiego…. Grzech jest problemem, ale z tym grzechem każdy z nas może sobie poradzić. Ja jakoś próbuję, gadam z o tym z moim Szefem, on mówi mi co mam robić ale potem znowu robię swoje (czytaj: grzech), więc potem znowu gadam. Fajne jest to, że wiem coraz więcej, że widzę bardziej i co ważne, coraz bardziej poznaję JEGO. To jest zasada, którą próbuję stosować i przypuszczam, że ona też była by rozwiązaniem problemy tego krzyża, gdyby za kawałkiem drewna, albo za ideą, albo antyidea pojawił się prawdziwy Bóg i do niego ludzie by się odwoływali.No i dochodzę do mojego rozwiązania:- modlitwa – można samemu gadać z Szefem, prosząc o przebudzenie dla siebie i dla tego kraju, od polityków zaczynając. Były wybory – była okazja by http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31277 ale tetaz też należy http://pp.org.pl/wojtek/index.php?id=30573- proszenie o myślenie – to też można. zamiast przekonywać do jakiegoś działania proponować szukanie zasad, a dokładnie szukanie Boga, którzy ustawił zasady.To moja propozycja – tego dzisiejszego konfliktu nie rozwiąże, ale może przyszłe? może jakieś przebudzenie, jak to z XVI wieku w Polsce albo z przez 20 lat u Zulusów? A jeżeli nawet nie będzie przebudzenia to może ten, lub tamten, może wieczność bo przecież życie ludzkie jest takie krótkie.Mam nadzieję, że złapałeś o co mi chodzi w tej pisaninie. Jak nie – jestem do dyspozycji.W.#Mariusz:@W: myślę, że załapałem i w pełni się zgadzam, że chodzi o egozimy, niezależnie od tego czy zakwalifikujemy je z punktu widzenia wiary , czy też świecko, – nazwijmy je „misie” (wydaje MI SIE, chce MI SIE etc). Więc te Misie rozszarpują k…ażdą społeczność i ten trend nie jest dobry. Dziękuję za odpowiedź.Ja chyba z tymi ludźmi spróbowałbym porozmawiać. Bez kamer. I niekoniecznie na ulicy. Bo tak naprawdę chyba, nie chodzi im wcale o ten krzyż, w tym miejscu. Zobacz więcej

anonim,

August 9, 2010 17:46

Skomentuj komentarz

Z FaceBooka:Tomasz Wawrzyczek:Macierewicz mówi o powszechnej akceptacji obecności krzyża. No to ja jestem jakiś margines, bo jestem wbrew. Nie w tym miejscu.W34:No bo jesteś zmanipulowany przez ideologie antyPIS. Spróbuj nieco obiektywnie, zapomnij o Kaczorach:- w Polsce do upamiętniania służą krzyże, niekoniecznie w kontekście religijnym. Zobacz – masz krzyż pod kopalnią Wujek, masz krzyże przed stocznią w Gdańsku, masz krzyże od Poznania ’56 ale (!) masz też krzyże na każdym ostrzejszym zakręcie, gdzie wracały ostre chłopaki z dyskoteki i nie wyrobili. Krzyżem się upamiętnia – to fakt nr 1. Oczywiście możesz go nie akceptować.- w katastrofie smoleńskiej zginęło sporo ważny ludzi – takie rzeczy się upamiętnia. Zobacz – masz upamiętnienia katastrofy w 82, w 87 a nawet na Krowiarkach jest tablica (z krzyżem) upamiętniająca wypadek lotniczy z 1969. Czy uważasz, że tej katastrofy nie należy upamiętniać? Zrobili to już na Węgrzech a w Polsce?- w tej katastrofie oprócz innych zginął prezydent i dużo osób z jego kancelarii. Ten wyjazd był wyjazdem na prezydenckim więc gdzie to upamiętnić? W sejmie? przez budynkiem rządu? a może na stadionie Legii? Jakie miejsce proponujesz?- w tym miejscy, w tygodniu żałoby narodowej pojawiło się kilkaset tysięcy ludzi i postawiło krzyż. Oczywiście można ich olać, bo w końcu kim oni są, jakie myślenie reprezentują, jaką opcje popierają. Demokracja owszem, ale nie dla oszołomów. Tylko czy takie podejście do tych ludzi jest demokratyczne? Zobacz, że na JK głosowała prawie połowa wyborców. Czy ci ludzie się nie liczą?- a niby dlaczego „krzyż ma zniknąć z przestrzeni publicznej”? To jakiś nowy dogmat. Ja nie jestem katolikiem ale żyję w kraju, gdzie szanuje się innych – przynajmniej tak mi się wydaje.Ale jeżeli chcesz się przyłączyć do walczących z mitologizowaniem Lecha Kaczyńskiego to ciągnij tak dalej, tylko co Ci zostanie za 40 lat jak rządzić Tobą będą Twoje dzieci, nie mające skąd odwołać się do wartości innych niż piwo Lech i napój energetyzujący.

Aa,

August 13, 2010 13:52

Skomentuj komentarz

A ja sie nie zgadzam, a co, wolno mi.Brak akceptacji powszechnej krzyza nie jest wynikiem zadnej manipulacji antyPIS! To tak jakby nieakceptowanie krzyza jako symbolu odwolywalo sie do wrogow PIS a zwolennikow PO. Ja nie mieszam sie do polityki, obserwuje jedynie ale na krzyz nie zgadzam sie.Jesli w gre wchodzi jakas manipulacja, to owszem narod jest zmanilupowany ale symbolem krzyza ktory wykorzystuje sie wszedzie, jak powiedziales, nawet bez zwiazku z religia. Ale ten brak zwiazku to pozor: POlska jest nieoficjalnie krajem katolickim gdzie symbole religijne sa naduzywane nawet w kontekscie pozornie nie majacym z religia nic wspolnego. I tak: cos sie nie podoba? protestujemy? KRZYZ! Zaslonmy sie Chrystusem ktory jest jednak „jakims” autorytetem w panstwie poddanym KRK. Kto sie odwazy podniesc reke na obronce krzyza? Polska zawsze silnie byla zwiazana z kosciolem, za silnie przez setki lat. Utknal nam ten krzyz w glowach tak ze trudno logicznie myslec i uzywac rozsadnych argumentow. Kosciol (czyt. krzyz) kojarzy sie takze z walka Polski o niepodleglosc, byc partyjnym znaczylo odejsc od kosciola. 50% glosowalo na Kaczynskiego ale to nie znaczy ze glosowalo na wszechobecnosc krzyza i KK. Piszesz ze zyjesz w kraju gdzie szanuje sie innych. Bzdura. Nie szanuje sie. Bo przemyca nam sie chrzescijanskie symbole (powinnam powiedziec katolickie jednak) do swieckim miejsc. RP ma byc panstwem swieckim. Wykorzystywanie krzyza to naduzycie i ja sie sprzeciwiam.A tak na zakonczenie to przypomne ze krzyz cale lata zle sie kojarzyl, wykorzystywany np w krucjactach do „nawracania” niewiernych. Teraz garstka biednych staruszkow ktorym ten krzyz zamotal w glowach, czesto pelnych nienawisci do innych wyznan (zydow), przekonana o koniecznosci wielkiej misji robi sobie cyrk w centrum stolicy.

g,

August 15, 2010 20:03

Skomentuj komentarz

Aa, troszeczkę kontekstu historycznego przytaczasz, ale dzisiaj okoliczności są inne. Przypomnijmy fakty. Ale od początku tzn. od 14 kwietnia, a nie od dnia próby przenoszenia. Krzyża nie postawiły władze państwowe, ani hierarchia kościelna, ani zwolennicy PiS na wiecu.Krzyż postawili harcerze.A dlaczego go postawili ?Ponieważ Polacy, w dość dużej liczbie ludzi i chyba raczej spontanicznie, żałowali śmierci prezydenta i innych i zbierali się w jednym miejscu. A naturalne jest, że w kraju chrześcijańskim (katolickim, protestanckim, prawosławnym) taka żałoba łączy się z symbolami religijnymi.Pewna liczba ludzi ma tę przypadłość, że w takich chwilach, nachodzi ich pamięć historyczna.Oczywiście nie wszyscy żałowali bardzo, nie wszyscy głęboko, ale spora grupa właśnie tak.Czy widzisz tu jakiś atak krzyżem ?Owszem manifestowano religijnie (krzyż) w sprawie państwowej (śmierć przedstawicieli władzy).Ale robili to ludzie. I robili to spokojnie. A to nie to samo co pójście na wojnę z mieczem i krzyżem. To nawet nie to samo co rozwieszenie krzyży w urzędach zadekretowane przez władzę, albo religia w salach szkolnych.Myślę że to był kawałek historii, o której będzie się pamiętać.Wtedy krzyż nie budził powszechnej kontrowersji.Coś dziwnego stało się cztery miesiące później. Dziwne to byłoby jedynie dla kogoś, kto nie znałby partyjnych sporów w kraju nad Wisłą. Załóżmy na chwilę, ze ich nie ma.Oto najpierw stała się katastrofa, w której zginęli przedstawiciele władzy. Ludzie najpierw żałowali, potem wybrali nową władzę. Wydawało by się że ta, zadowolona, że ludzie tak bardzo władzę żałować potrafią, powinna miejsce jeszcze bardziej upamiętnić. Ale nie, ta w pierwszym odruchu rządzenia postanowiła troszeczkę pamięć ludzi o tym żałowaniu władzy zatrzeć (tzn. krzyż przenieść z miejsca, które wszyscy pamiętali i które jest godne, do miejsca, w którym szybko by o nim zapomniano i które też jest godne).Dziwne jest to tym bardziej, że nawet Ci ludzie, którzy wybrali nową władzę, też, jak sami mówili wtedy, żałowali.Dziwne jest też to, że hierarchia kościelna na przeniesienie krzyża łatwo się zgodziła, co czyżby świadczyło o tym, że państwo jest jakoś wyznaniowe ?Tak więc moje pytanie jest takie: po co było ten krzyż przenosić ?Aa, czy przed awanturą o przenoszenie, krzyż też Ci przeszkadzał ?Jeśli nie, to znaczy że ktoś Cię sprowokował.Może i odpowiesz że tak, przeszkadzał. Ale w takim razie, w tej właśnie historii, chyba jednak, tak mi się wydaje, to Ty właśnie atakujesz.

Aa,

August 16, 2010 13:40

Skomentuj komentarz

Moze moj tekst rzeczywiscie nie jest w lagodnym tonie ale to skutek mojej irytacji cala sytuacja. Wiec tak: nie ma chyba nikogo ktorym smolenska katastrofa nie wstrzasnela. Zgineli ludzie, (jak w innych katastrofach)ale byli to ludzie sczczegolni dla nas Polakow wiec jak najbardziej zasluguja na zalobe. Narodowa. Nikt w to nie watpi. Kwestia jest tylko czy na pewno Wawel byl odowiednim miejscem i czy krzyz jest odpowednim symbolem upamietniajacym pamiec po ludziach reprezentujacych panstwo swieckie. A Wawel to przeciez miejsce dla ludzi jednoznacznie okreslonych przez historie. A czy prezydentura sp. L. Kaczynskiego byla jakas wybitna? Palac prezydencki czy sejm nie sa odpowiednim tlem dla krzyza bo to symbol nie wszystkich Polakow a rzad i prezydent tak. Czy krzyz mi wczesniej przeszkadzal?Sam krzyz nie (mam jeden na lancuszku i czasem nosze)ale narzucanie, przemycanie symboli (zawsze jest podtekst) tak. Nie chce zadnych symboli religijnych w miejscach swieckich, nie chce religii w szkole, krzyzy w klasach. od tego sa salki parafialne, wiec jak ktos chce na religie chodzic jest tam mile widziany. Wiec wg Ciebie sa dwa wyjscia: albo mnie sprowokowano albo atakuje. A moze bronie sie po prostu przed czyms co chca mi na sile narzucic?

g,

August 17, 2010 22:01

Skomentuj komentarz

Ciekawa wypowiedź w sprawie krzyża i nie tylko, osoby, o której powiedziałbym że jest z drugiej strony barykady.Trochę długie ale warto przeczytać. Wywiad z Marią Szyszkowską w Rzeczpospolitej.Co pani myślała, oglądając relację z próby przeniesienia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego? Że osoby modlące się pod krzyżem to fanatycy religijni. Jednak uważam, że nie należy im przeszkadzać, jeśli modlitwa jest sensem ich życia, jeśli są przekonani, iż postępują właściwie. A poza tym przecież nie stoją na środku jezdni, nie tamują ruchu. Dlatego zbulwersowały mnie słowa wicemarszałka Niesiołowskiego. Co takiego dokładnie? W jego wypowiedziach była wielka pogarda dla modlących się pod krzyżem! Byłam tym przykro zaskoczona. Nie bierze się pod uwagę woli mniejszości, która żąda, aby krzyż pozostał przed pałacem. A przecież tyle mówi się o tym, że demokracja to ustrój, który szanuje oczekiwania rozmaitych mniejszości.Pani zdaniem krzyż powinien przed Pałacem Prezydenckim pozostać? Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ten krzyż jest szczególny. Ktoś postawił go, aby być bliżej zmarłego prezydenta. Ulica jest wprawdzie wspólna, ale uważam, że nikomu, naprawdę nikomu, nie powinna przeszkadzać grupa modlących się ludzi. A poza tym mamy krzyże upamiętniające zmarłych zarówno przy polnych drogach, szosach, jak i na ulicach miast. Jak to? To nie jest już pani zwolenniczką zdejmowania krzyży w miejscach publicznych? Uważam, że krzyż powinien być w świątyniach, ewentualnie w miejscach upamiętniających poległych. Jeśli poważnie traktuje się koncepcję państwa demokratycznego, to powinno być ono neutralne światopoglądowo. Przecież w szpitalu są ludzie rozmaitych wyznań, a wisi tylko jeden typ krzyża. Poza tym w Polsce żyją agnostycy, ateiści, ludzie bezwyznaniowi, wyznawcy religii niechrześcijańskich. Czym innym jest stosunek do Boga, a czym innym rozwiązywanie spraw publicznych, które powinno być wolne od nacisku jakiegokolwiek wyznania religijnego. Poza tym w ustroju demokratycznym istnieje wymóg szacunku dla mniejszości, także religijnych. Uważa pani, że mniejszości religijne nie są w Polsce szanowane? U nas narzucany jest światopogląd katolicki. Nie chcę przez to powiedzieć, że moralność katolicka jest wadliwa – zostałam w niej wychowana. Ale przecież walczyliśmy o państwo wieloświatopoglądowe, o społeczeństwo obywatelskie, inne niż w PRL. A tymczasem, gdy są jakieś spory przy stanowieniu ustaw, następuje milczące odwołanie do prawa naturalnego w ujęciu tomistycznym, czyli ujęciu Kościoła katolickiego. Nie mówi się o tym, że jest wiele teorii prawa naturalnego. Kto inny, jak nie ustawodawca, powinien się wznieść ponad własny światopogląd, tak, by nie narzucać go całemu społeczeństwu? Stąd bardzo ważny postulat państwa neutralnego światopoglądowo. Wielu komentatorów wydarzeń z Krakowskiego Przedmieścia twierdzi, że szwankuje konstytucyjny zapis o neutralności światopoglądowej państwa. Pani też tak myśli? Polska jest państwem katolickim, a nie neutralnym światopoglądowo. Nikt, czy to prawica, czy lewica, nie ma odwagi uchwalić ustawy, która pozostawałaby w sprzeczności z etyką katolicką. Podaje się argument, że Polacy w większości są katolikami. Tylko ile w tym deklaracji, a ile prawdy? Nie krytykowałabym, gdyby jawnie powiedziano, że jesteśmy państwem katolickim. Tymczasem w konstytucji jest napisane, że Polska to państwo demokratyczne. Nie zauważam tego, ale jeśli faktycznie mamy nim być, to choćby z tego względu nikt nie powinien przeciwstawiać się mało licznej grupie modlącej się pod krzyżem. A jest zupełnie inaczej. Niektórzy widzą w tym słabość państwa. Dziwią mnie takie rozważania. Dlaczego mówi się, że państwo powinno być silne tylko wtedy, gdy chodzi o przeniesienie krzyża, a jednocześnie aprobuje się wszelkie jego słabości. Podstawowe bolączki społeczeństwa jak: bezrobocie, sprawy gospodarcze, zdrowotne, problemy emerytów nie są rozwiązane. A to jest obowiązek państwa. A sprawa powodzi? Gdyby na początku ogłoszono stan klęski żywiołowej, wiele spraw byłoby można rozwiązać z korzyścią dla powodzian. Dlaczego nikt nie zarzucał wtedy państwu, że jest słabe? To dlaczego teraz, pani zdaniem, pada argument o słabości państwa? Myślę, że politycy nie chcą narazić się episkopatowi, zwracając się do niego z prośbą, aby rozwiązał ten problem. Uważam, że to jest sprawa tylko i wyłącznie władz Kościoła katolickiego i spór powinien rozstrzygnąć ktoś, kto ma autorytet. Czyli kto? Kardynał Glemp. Ale episkopat twierdzi, że Kościół nie jest stroną w sporze, a w całej sprawie nie chodzi o krzyż, ale o to, co politycy mogą ugrać. Zgadzam się z tym, że Kościół nie jest stroną w tym sporze. Uważam tylko, że powinien się tą sprawą zająć, by uszanować wolę modlących się ludzi. Poza tym krzyż jest symbolem religijnym i żaden z polityków nie powinien go ruszać. Natomiast rozumiem, dlaczego Kościół odwleka taki moment. Jest w trudnej sytuacji. Wygodniejszy byłby dla niego stan harmonii ze wszystkimi stronami, które oczekują jego poparcia. W razie takiego czy innego zwycięstwa politycznego zyskuje wtedy za to pewne przywileje. A proszę nie zapominać, że o jego poparcie jawnie stara się Prawo i Sprawiedliwość, a także, choć po cichu, Platforma Obywatelska. Mamy więc walkę krzyżem? Niewątpliwie tak. Chociaż ci, którzy modlą się pod krzyżem, robią to w dobrej wierze. W większości są to ludzie prości, słabo wykształceni, którzy nie zdają sobie sprawy, że zachodzi tu jakaś manipulacja. A prawda jest taka, że toczy się silna walka Platformy Obywatelskiej przeciwko PiS. Tak jak kiedyś za pomocą zręcznych, a zarazem brzydkich posunięć udało się wyeliminować z życia publicznego Samoobronę, tak teraz u podłoża walki o krzyż leży chęć eliminacji PiS z życia publicznego. To byłoby groźne z wielu powodów. PiS jest partią ideową, krzewi patriotyzm. W działaniach Platformy Obywatelskiej żadnych idei oprócz prywatyzacji Polski nie umiem odnaleźć. Poza tym nie chciałabym na powrót żyć w państwie jednopartyjnym. Wielopartyjność jest jednym z istotnych warunków demokracji. W sprawę krzyża angażuje się też SLD. To jest przykład gry politycznej. SLD, które organizowało ostatnią manifestację, nie protestowało przeciwko krzyżom w miejscach publicznych, gdy sprawowało władzę. Wręcz odwrotnie, Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski zabiegali o aprobatę Kościoła. Nie chcieli się też zgodzić na ustawy, które byłyby sprzeczne z etyką katolicką. Dlatego to, co robi teraz SLD, jest nieprzyzwoite, wzmaga podziały w społeczeństwie. A może zamiast krzyża powinien być wybudowany pomnik ku czci Lecha Kaczyńskiego? Raczej nie. Jest za dużo pomników, a poza tym miałam pretensje do Lecha Kaczyńskiego za to, że nie rozmawiał ze społeczeństwem. Wtedy przynajmniej Polacy mieliby świadomość, że przedwyborcze zamiary PiS są nadal aktualne, tylko – dopóki nie dojdzie znów do władzy – niemożliwe do spełnienia. Zresztą uważam, że wiele zapowiedzi ze strony Prawa i Sprawiedliwości było trafnych, łącznie z tą, by zbadać legalność osiągniętych w Polsce fortun. Uważam jednak, że należy się szacunek tym, którzy chcą pomnika, zwłaszcza że blisko połowa społeczeństwa głosowała w wyborach prezydenckich na Jarosława Kaczyńskiego. Choćby z tego względu należy to rozważyć, a nie odnosić się z pogardą do takiego pomysłu. Jeśli przed pałacem stoi pomnik Poniatowskiego, to może stać i inny. Skoro w pani odczuciu pomnik nie jest potrzebny, to może zadowala panią odsłonięta na ścianie Pałacu Prezydenckiego tablica ku czci ofiar? Tablica jako sposób upamiętnienia ofiar tragedii była dobrym pomysłem, ale okoliczności jej umieszczenia były skandaliczne. Dlaczego? Pracownicy Kancelarii Prezydenta, który wygrał wybory niewielką przewagą głosów, nie powinni byli po cichu, bez udziału rodzin tych, którzy zginęli, zajmować się tą sprawą. Nie wspominając o tym, że byli oni zbyt niscy rangą, by brać udział w odsłonięciu. Nie słyszałam też, by były w tej sprawie jakieś konsultacje. To przejaw nieprzyzwoitości ze strony tych, którzy podjęli taką decyzję i brak szacunku dla Jarosława Kaczyńskiego oraz rodzin pogrążonych w żałobie. A wracając do źródła tych wydarzeń, czyli tragedii smoleńskiej z 10 kwietnia. Pamięta pani, co robiła, gdy dowiedziała się o katastrofie? Tak. Jechałam pociągiem z Nałęczowa do Warszawy na wykład. Nic jeszcze wtedy nie wiedziałam. Przeżyłam wstrząs dopiero, gdy weszłam do pustej sali wykładowej. Sekretarka powiedziała, że studenci poszli do domu, że stało się nieszczęście. Czułam przerażenie. Przeżywała pani jakoś ten tydzień po katastrofie? Cieszyłam się, że przez pierwsze dwa dni była atmosfera pojednania. Jednak głęboko w duchu czułam, że nie potrwa ona długo. Przypomniała mi się śmierć papieża Jana Pawła II. Wtedy też mówiono o powstaniu pokolenia JP2. Według mnie są to powierzchowne przemiany. Nie widzę, żeby to pokolenie było czymś szczególnym. Nie jest ani lepsze, ani gorsze od innych. A potem jeszcze głos pana Wajdy w sprawie pochówku prezydenta. Odebrałam to jako głęboki nietakt. Niektórzy doszukują się w tych wydarzeniach odrodzenia polskiego mesjanizmu, a pani? Uważam, że polski mesjanizm cały czas funkcjonuje. Ostatnie wydarzenia tylko go wzmocniły. Występuje poczucie, że Polacy mają do spełnienia misję nawracania, czy to grekokatolików, czy prawosławnych na katolicyzm. Mesjanizm jest w Polsce dość silny. Szczególnie zaznaczył się w kazaniach prymasa Wyszyńskiego. To jest poczucie, że mamy duchowo odrodzić Zachód. Zgadzam się, że jest on przesadnie zmaterializowany i trzeba mu wskazać jakąś ideę, a nie dobra materialne jako cel istnienia. Brzmi to dość dziwnie w ustach osoby, która na czas papieskich pielgrzymek zamykała się w domu, zasłaniała okna i czytała „NIE” Urbana. Wie pani, czułam, że te spotkania z papieżem nie prowadzą do odnowy duchowej, że jest w tym doza zakłamania. Społeczeństwu był potrzebny jakiś bohater, autorytet, ale nie po to, by jego słowa wcielać w życie. Ale wtedy odbierano to jako niechęć do papieża, a nie do postaw Polaków. W takim razie niesłusznie. Aczkolwiek cenię papieża Jana XXIII. Mam wrażenie, że złagodniała pani w poglądach. Nie złagodniałam. Nadal jestem wierna swoim przekonaniom. W PRL boleśnie odczułam brak wolności, którą bardzo cenię. A skoro tak, to nie mogę mieć pretensji, że ktoś modli się pod krzyżem, bo uważa to za swoją misję czy powołanie. To może skoro broni pani PiS, wstąpi pani do tej partii? Prawo i Sprawiedliwość nie stoi na gruncie wieloświatopoglądowości. Utrwala wyznaniowy charakter państwa. Ale jest mi bliski program społeczny tej partii. Cieszyłam się, gdy Lech Kaczyński zatrzymywał ustawy prywatyzacyjne. Gdy na koncercie Sławy Przybylskiej posadzono mnie obok Marii Kaczyńskiej, prosiłam, by mu to przekazała. Prof. Maria Szyszkowska jest filozofem, politykiem lewicy, działaczką społeczną, wykładowcą akademickim. Była członkiem SLD i senatorem tej partii w latach 2001-2005

Skomentuj notkę
Po kilku latach używania kieszonkowych Windowsów (przypomnę sobie: iPAQ HP1915, MDA-I, małe MDA-III, Omnia) przechodzę na iOS4 na moim iPhonie 3GS cokolwiek to znaczy. O tych iPAQ’ach sporo tu napisałem, nawet na tym ostatnim sporo napsioczyłem. Zobaczymy jak będzie z tym iPhonem, bo to różnie mówią.
Na pewno to coś nowego w moim życiu.
Gazeta Wyborcza bawi sie nekrofilia, (ktora straszyl Bartoszewski) i na dzien przed wyborami straszy rzadami PiSu. Ale z Barbary Blidy – swietej Barbary zrobic sie nie da, bo ta ostatnie jest patronka gornikow a nie opiekunka mafii weglowej. I dlatego chcac aby nie bylo w tym kraju swietych krow glosuje na Jarka, … Ale jutro na JKM.

Jak naprawdę zginęła Barbara Blida
wiadomosci.gazeta.pl

Policja i ABW nie zabezpieczyły na miejscu tragedii dowodów, które mogłyby dać odpowiedź na te pytania. To teza raportu byłego gdańskiego prokuratora Donata Paliszewskiego. Jego analizę zagadki śmierci Blidy dostała sejmowa komisja śledcza. …

Kategorie:
Obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
Blida,
barbara blida,
gornictwo,
wybory

Komentarze: (7)

anonim,

June 21, 2010 23:40

Skomentuj komentarz

Komentarz Wildsteina z RzepyKto gra śmierciąBronisław Wildstein“IV RP to państwo, które zamordowało Barbarę Blidę”. To kuriozalne zdanie pochodzi z wypowiedzi Adama Michnika wzywającego do zwierania szeregów w drugiej turze wyborów dla powstrzymania Jarosława Kaczyńskiego.Podobną rzecz powiedział Bronisław Komorowski na zakończenie telewizyjnej debaty prezydenckich kandydatów. Mamy więc do czynienia ze strategią wyborczą.Czy to III RP zabiła Krzysztofa Olewnika, Marka Papałę albo Jacka Dębskiego, a potem wykonawców tych morderstw, masowo popełniających samobójstwa pod troskliwym nadzorem Straży Więziennej? W każdym z tych wypadków mieliśmy do czynienia z korupcją i przestępczymi układami na wysokim szczeblu, bezradnością wymiaru sprawiedliwości i bezkarnością zleceniodawców zabójstw. Kto jest odpowiedzialny za opisywane przez nas ostatnio morderstwa i zaginięcia świadków koronnych? Czy należy obwinić za te śmierci Adama Michnika, Tadeusza Mazowieckiego, a może Bronisława Komorowskiego?W trakcie sprawowania władzy przez premiera Tuska i marszałka Komorowskiego sędzia z Garwolina powiesił się po przeszukaniu przez funkcjonariuszy ABW jego służbowego pomieszczenia. W tym samym czasie podpułkownik Barbara P. popełniła samobójstwo po tym, gdy wielokrotnie przesłuchiwana była w sprawie śledztw za rządów PiS. Czy jej śmierć jest mniej tragiczna niż śmierć Blidy? Może należy więc oskarżyć kandydata Komorowskiego o tę i podobne zbrodnie?Funkcjonariusze ABW, którzy weszli do domu Blidy, popełnili grzech nadmiernej delikatności: oskarżani wcześniej o brutalność nie założyli jej kajdanek i nie pilnowali w toalecie. Od początku polityczne żerowanie na jej śmierci było czymś ohydnym. Czas, aby Władysław Bartoszewski nazwał po imieniu praktyki Komorowskiego i jego propagandystów.

ky,

August 13, 2010 12:51

Skomentuj komentarz

Skąd wiadomo o „grzechu nadmiernej delikatności”? No skąd? Bo w telewizji powiedzieli? Łatwo jest mówić o patriotyźmie, o WSI, ruskich, spiskach, ale trzeba przy tej okazji jasno i wyraźnie stwierdzić, że Blida zabiła się sama, a funkcjonariuszka, która jej pilnowała siedząc pod drzwiami wstała dopiero gdy zobaczyła jej męża jak pojawił się w drzwiach (tego fragmentu zeznań jej męża nikt nie zanegował)…

marekm,

July 1, 2010 12:54

Skomentuj komentarz

Wojtka MłynarskiegoWiersz na 4 lipca(coby na tym blogu troszke rownowagi wprowadzic 😉 )Nie jestem żaden smarkacz,Łeb mam pokryty siwizną,Nie zagłosuję na Jarka,Bo zbyt Cię kocham Ojczyzno!Niejeden ciężar na barkachDźwigałem, znosiłem trudy.Nie zagłosuję na Jarka,Bo dość mam kłamstw i obłudy.Gdy spytasz mnie, niedowiarka,Dlaczego? Wyznam Ci szczerze:Nie zagłosuję na Jarka,Bo w żadną zmianę nie wierzę.Skąd wiem, że wybór niedobry?Nie wierzę w zmiany oblicza,Bo nie chcę powrotu ZiobryI teczek Macierewicza.Bo nie chcę mieć prezydenta,Co straszy gejem i Żydem,Co w każdym widzi agenta,I może zaszczuć jak Blidę.Na Jarka nie oddam głosuZa czasy, gdy był premierem,Za ten upadek etosu,I koalicję z Lepperem.Za to, co wciska ludowi,Na co pozwala i sprzyja,Za to, co pisze SakowiczI głosi Radio Maryja.Za sieć podsłuchów i haków,Wydanie walki elitom,Za to, że skłócił rodaków,Za IV Rzeczpospolitą.Dziś w duszy mej zakamarkachOdkrywam decyzji sedno:Nie zagłosuję na Jarka,Bo nie jest mi wszystko jedno.Wybaczcie drwinę i sarkazm,Odporność z wiekiem się zmniejsza.Nie zagłosuję na Jarka,Bo Polska jest najważniejsza!

anonim,

July 2, 2010 18:49

Skomentuj komentarz

No i teraz Młynarski stracił w mych oczach, bo wierszyk ładny, ale jak się to ma do faktów? Rozmawiajmy o faktach bo inaczej zamiast „straszenia gejami i Żydami” mamy takie samo straszenie tylko Kaczorami i Żiobrem.Szkoda, że w wyborach ludzie kierują się emocjami a nie faktami („sieć podsłuchów”, teczki Macierewicza).W.

Hocusowa,

July 5, 2010 23:10

Skomentuj komentarz

Sprostowanie – autorem wierszyka jest Pan Wojciech Dąbrowski:http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/10,88722,8074559,_Nie_zaglosuje_na_Jarka__bo_zbyt_cie_kocham_Ojczyzno_.htm

adam@kormoran,

August 10, 2010 22:06

Skomentuj komentarz

> glosuje na Jarka, … Ale jutro na JKM.
To ja napisze, jak nie zagłosowałem na JKM. Było tak:
Podpisałem listę wyborczą, uprawiałem subtelną propagandę wśród znajomych, wreszcie sfinalizowałem rozmowy o wymianie głosów (pierwsza tura i tak jest bez znaczenia, zagłosujcie w pierwszej turze na JKM to ja w drugiej zagłosuję na Kaczora, w drugiej może liczyć się każdy głos).
W sobotę przed wyborami oglądałem na youtube film z wiecu wyborczego JKM na Placu Zamkowym w Warszawie. Kilkadziesiąt minut, JKM w niezłej formie, wali między oczy, przyjemnie się go słucha, widać, że nie mogli go dopuścić do debat w telewizorze razem z kandydatami partii parlamentarnych (bo im też by przywalił).
Koniec spotkania, JKM żegna się z wyborcami i na sam koniec zaczyna wygadywać jakieś bzdury o tym, że telewizja wysyła przekazy podprogowe, że dostał właśnie jakiś nowy sprzęt od Rosjan i będzie monitorował mistrzostwa świata w RPA, żeby sprawdzić czy nie są wysyłane jakieś ukryte bodźce, itd.
Może to jest takie poczucie humoru JKM-a, ale ja tę wypowiedź odebrałem tak: wiecie ludzie, dobrze czasem wygarnąć prosto z mostu, ale ja tak naprawdę w tych wyborach startuję tylko tak dla hecy. Nie musicie na mnie głosować.
No skoro tak to nie zagłosowałem…

w34,

August 11, 2010 10:03

Skomentuj komentarz

Dziwne to, ale też dające do myślenia:#1. A. też uważa (a A. zna się na tym), że z tym programowaniem ludzi to coś musi być. Nie widać techniki ale efekty niewątpliwie tak i jest problem, bo różne ludzkie metody wyjaśniania dziwnych zachowań dają do myślenia. A JKM myśli.#2. Startuje dla hecy? Raczej tak, bo oczywiście sondaże mogą się mylić, ale nie aż tak a skoro wiadomo, że nie wygra to po co startować? To jest irracjonalne – ale z drugiej strony racjonalne, bo jest, bo ma głos, bo daje do myślenia#3. Zarówno z #1 i #2 wynika, że po ludzku tego nie rozbierzesz i chyba na to należy patrzeć bardziej metafizycznie. Skoro Pan Bóg jest (dziwne jest to, że tak wielu ludzi deklaruje iż wierzy że jest) to załóżmy choć przez chwilę, że ma tu na ziemi coś do powiedzenia. Co więcej – że skoro ON jest to jest też ten drugi, który może taką mocą nie dysponuje, ale w końcu ktoś nazwał go panem wszelkich królestw tego świata. Właśnie szataństwo wyjaśnia dziwne (a może już nie) działania polityków, mediów, tłumów, związanie, zniewolenie, brak błogosławieństwa mimo bogactwa, cierpienie pomimo technologii, próżność pomimo obfitości.W.

Skomentuj notkę
Policja i ABW nie zabezpieczyły na miejscu tragedii dowodów, które mogłyby dać odpowiedź na te pytania. To teza raportu byłego gdańskiego prokuratora Donata Paliszewskiego. Jego analizę zagadki śmierci Blidy dostała sejmowa komisja śledcza. …
> glosuje na Jarka, … Ale jutro na JKM.
To ja napisze, jak nie zagłosowałem na JKM. Było tak:
Podpisałem listę wyborczą, uprawiałem subtelną propagandę wśród znajomych, wreszcie sfinalizowałem rozmowy o wymianie głosów (pierwsza tura i tak jest bez znaczenia, zagłosujcie w pierwszej turze na JKM to ja w drugiej zagłosuję na Kaczora, w drugiej może liczyć się każdy głos).
W sobotę przed wyborami oglądałem na youtube film z wiecu wyborczego JKM na Placu Zamkowym w Warszawie. Kilkadziesiąt minut, JKM w niezłej formie, wali między oczy, przyjemnie się go słucha, widać, że nie mogli go dopuścić do debat w telewizorze razem z kandydatami partii parlamentarnych (bo im też by przywalił).
Koniec spotkania, JKM żegna się z wyborcami i na sam koniec zaczyna wygadywać jakieś bzdury o tym, że telewizja wysyła przekazy podprogowe, że dostał właśnie jakiś nowy sprzęt od Rosjan i będzie monitorował mistrzostwa świata w RPA, żeby sprawdzić czy nie są wysyłane jakieś ukryte bodźce, itd.
Może to jest takie poczucie humoru JKM-a, ale ja tę wypowiedź odebrałem tak: wiecie ludzie, dobrze czasem wygarnąć prosto z mostu, ale ja tak naprawdę w tych wyborach startuję tylko tak dla hecy. Nie musicie na mnie głosować.
No skoro tak to nie zagłosowałem…
Do teraz, pisząc umowy byłem bardzo zadowolony z siebie, gdy skonstruowana była on wg schematu:

Umowa zawarta pomiędzy (…) a (…) zwane dalej Stronami.

Mając na uwadze, że
1. …
2. …
3. …

Strony uzgadniają

Paragraf 1

(…)

Dziś, po pobieżnej lekturze Traktatu Konstytucyjnego, będę pisał tak:

WYSOKIE UMAWIAJĄCE SIĘ STRONY,

PRZYWOŁUJĄC ….

PRZYJĄWSZY DO WIADOMOŚCI stanowisko ….

ŚWIADOME faktu, że …..

PRAGNĄC zatem ustanowić …..

UZNAJĄC, iż …

BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …

PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.

Artykuł 1

(…)

Kategorie:
obserwator, prawo, _blog

Słowa kluczowe:
umowa,
traktat lizboński,
preambuła,
komparycja,
oświadczenie,
zobowiązanie

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Umowa zawarta pomiędzy (…) a (…) zwane dalej Stronami.

Mając na uwadze, że
1. …
2. …
3. …

Strony uzgadniają

Paragraf 1

(…)
Mając na uwadze, że
1. …
2. …
3. …

Strony uzgadniają

Paragraf 1

(…)
1. …
2. …
3. …

Strony uzgadniają

Paragraf 1

(…)
2. …
3. …

Strony uzgadniają

Paragraf 1

(…)
3. …

Strony uzgadniają

Paragraf 1

(…)
Strony uzgadniają

Paragraf 1

(…)
Paragraf 1

(…)
(…)
Dziś, po pobieżnej lekturze Traktatu Konstytucyjnego, będę pisał tak:

WYSOKIE UMAWIAJĄCE SIĘ STRONY,

PRZYWOŁUJĄC ….

PRZYJĄWSZY DO WIADOMOŚCI stanowisko ….

ŚWIADOME faktu, że …..

PRAGNĄC zatem ustanowić …..

UZNAJĄC, iż …

BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …

PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.

Artykuł 1

(…)

Kategorie:
obserwator, prawo, _blog

Słowa kluczowe:
umowa,
traktat lizboński,
preambuła,
komparycja,
oświadczenie,
zobowiązanie

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
WYSOKIE UMAWIAJĄCE SIĘ STRONY,

PRZYWOŁUJĄC ….

PRZYJĄWSZY DO WIADOMOŚCI stanowisko ….

ŚWIADOME faktu, że …..

PRAGNĄC zatem ustanowić …..

UZNAJĄC, iż …

BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …

PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.

Artykuł 1

(…)
PRZYWOŁUJĄC ….

PRZYJĄWSZY DO WIADOMOŚCI stanowisko ….

ŚWIADOME faktu, że …..

PRAGNĄC zatem ustanowić …..

UZNAJĄC, iż …

BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …

PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.

Artykuł 1

(…)
PRZYJĄWSZY DO WIADOMOŚCI stanowisko ….

ŚWIADOME faktu, że …..

PRAGNĄC zatem ustanowić …..

UZNAJĄC, iż …

BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …

PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.

Artykuł 1

(…)
ŚWIADOME faktu, że …..

PRAGNĄC zatem ustanowić …..

UZNAJĄC, iż …

BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …

PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.

Artykuł 1

(…)
PRAGNĄC zatem ustanowić …..

UZNAJĄC, iż …

BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …

PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.

Artykuł 1

(…)
UZNAJĄC, iż …

BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …

PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.

Artykuł 1

(…)
BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …

PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.

Artykuł 1

(…)
PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.

Artykuł 1

(…)
Artykuł 1

(…)
(…)
Andrzej Wajda: „To wojna domowa (…) mamy przyjaciół w TVN, wspiera nas też druga prywatna telewizja” (*)

Kazimierz Kutz: „W przyszłym tygodniu odbędzie się też czytanie nowelizacji ustawy, która pozwoli zlikwidować rady nadzorcze w telewizji publicznej i w radiu – mówi Kutz. – Główną intencją jest likwidacja tego, z czym mamy do czynienia w tej chwili: z politycznym zawłaszczeniem” (gazeta.pl, 2010-06-16 06:26)

Coś pięknego.

A teraz najpiękniejsze, czyli tytuł tego tekstu w Gazecie:
PO nie zawłaszczała mediów, ma czyste ręce.

(*) Ponoć to było tak: „Powinniśmy tutaj jak tu jesteśmy znaleźć jakąś formę, żeby zwrócić się do szefa telewizji publicznej. Dlaczego do publicznej telewizji: dlatego, że to jest jedyna telewizja, która mówi do wszystkich Polaków. My możemy mieć oczywiście przyjaciół w TVNie, nas może wspierać i druga telewizja, ale pamiętajcie o tym, że oni tak jak patrzyłem na to co się dzieje na ekranie telewizora to oni dobrze wiedzą, że właśnie pierwsza telewizja może im odebrać w razie potrzeby, może im odebrać licencję i oni wolą podobny program nadawać na wszelki wypadek. My musimy mieć zapiewnione i nie można dopuścić do tego, żeby było inaczej: tyl samo godzin, te same godziny, w tym samym czasie. Tego musimy się domagać absolutnie niezależnie od wszystkich innych sytuacji, które moga się wytoworzyć

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
kutz,
wajda,
tvn,
tvp

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Kazimierz Kutz: „W przyszłym tygodniu odbędzie się też czytanie nowelizacji ustawy, która pozwoli zlikwidować rady nadzorcze w telewizji publicznej i w radiu – mówi Kutz. – Główną intencją jest likwidacja tego, z czym mamy do czynienia w tej chwili: z politycznym zawłaszczeniem” (gazeta.pl, 2010-06-16 06:26)

Coś pięknego.

A teraz najpiękniejsze, czyli tytuł tego tekstu w Gazecie:
PO nie zawłaszczała mediów, ma czyste ręce.

(*) Ponoć to było tak: „Powinniśmy tutaj jak tu jesteśmy znaleźć jakąś formę, żeby zwrócić się do szefa telewizji publicznej. Dlaczego do publicznej telewizji: dlatego, że to jest jedyna telewizja, która mówi do wszystkich Polaków. My możemy mieć oczywiście przyjaciół w TVNie, nas może wspierać i druga telewizja, ale pamiętajcie o tym, że oni tak jak patrzyłem na to co się dzieje na ekranie telewizora to oni dobrze wiedzą, że właśnie pierwsza telewizja może im odebrać w razie potrzeby, może im odebrać licencję i oni wolą podobny program nadawać na wszelki wypadek. My musimy mieć zapiewnione i nie można dopuścić do tego, żeby było inaczej: tyl samo godzin, te same godziny, w tym samym czasie. Tego musimy się domagać absolutnie niezależnie od wszystkich innych sytuacji, które moga się wytoworzyć

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
kutz,
wajda,
tvn,
tvp

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Coś pięknego.

A teraz najpiękniejsze, czyli tytuł tego tekstu w Gazecie:
PO nie zawłaszczała mediów, ma czyste ręce.

(*) Ponoć to było tak: „Powinniśmy tutaj jak tu jesteśmy znaleźć jakąś formę, żeby zwrócić się do szefa telewizji publicznej. Dlaczego do publicznej telewizji: dlatego, że to jest jedyna telewizja, która mówi do wszystkich Polaków. My możemy mieć oczywiście przyjaciół w TVNie, nas może wspierać i druga telewizja, ale pamiętajcie o tym, że oni tak jak patrzyłem na to co się dzieje na ekranie telewizora to oni dobrze wiedzą, że właśnie pierwsza telewizja może im odebrać w razie potrzeby, może im odebrać licencję i oni wolą podobny program nadawać na wszelki wypadek. My musimy mieć zapiewnione i nie można dopuścić do tego, żeby było inaczej: tyl samo godzin, te same godziny, w tym samym czasie. Tego musimy się domagać absolutnie niezależnie od wszystkich innych sytuacji, które moga się wytoworzyć

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
kutz,
wajda,
tvn,
tvp

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A teraz najpiękniejsze, czyli tytuł tego tekstu w Gazecie:
PO nie zawłaszczała mediów, ma czyste ręce.

(*) Ponoć to było tak: „Powinniśmy tutaj jak tu jesteśmy znaleźć jakąś formę, żeby zwrócić się do szefa telewizji publicznej. Dlaczego do publicznej telewizji: dlatego, że to jest jedyna telewizja, która mówi do wszystkich Polaków. My możemy mieć oczywiście przyjaciół w TVNie, nas może wspierać i druga telewizja, ale pamiętajcie o tym, że oni tak jak patrzyłem na to co się dzieje na ekranie telewizora to oni dobrze wiedzą, że właśnie pierwsza telewizja może im odebrać w razie potrzeby, może im odebrać licencję i oni wolą podobny program nadawać na wszelki wypadek. My musimy mieć zapiewnione i nie można dopuścić do tego, żeby było inaczej: tyl samo godzin, te same godziny, w tym samym czasie. Tego musimy się domagać absolutnie niezależnie od wszystkich innych sytuacji, które moga się wytoworzyć

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
kutz,
wajda,
tvn,
tvp

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Zainspirowany wczorajszymi wiadomościami (TVP 1, godzina 19.30) sam sobie dziś coś policzyłem. W zasadzie wystarczy kalkulator i znajomość kinetyki na poziomie klasy V szkoły podstawowej (w czasach, gdy ja kończyłem taką szkołę, nie wiem jak dziś). Moje obliczenia zrobiłem w Exelu starając się w sposób szczególny zachować przejrzystość rozumowania. Czy mi wyszło? Można zobaczyć wyniki w formie graficznej (GIF), można w PDF albo można sobie ściągnąć mojego exela.
A teraz wnioski. A dokładnie dwa rodzaje wniosków, jakie potrafię wygenerować. Dwa, skrajne dwa.
Wnioski niepoprawne: #1. Pomiar urządzeń wieży kontroli lotów jest zafałszowany. Podawana wartość mniejsza o 1km niż rzeczywista. #2. Wieża podawała odległość nie do początku pasa, tylko do punktu na 1 km przed nim. #3. Załoga lądowała zgodnie z poleceniami wieży i dlatego uderzyła w drzewo na 1,1km przed pasem. #4. Błąd pomiaru odległości i podawane za nim do pilotów błędne komunikaty są przyczyną katastrofy.
Wnioski poprawne: #1. Warunki pogodowe nie pozwalały na lądowanie o czym piloci byli wielokrotnie informowani. #2. Kontrolerzy lotniska nie mogli odmówić lądowania bez ryzyka awantury międzynarodowej. Polityka zagraniczna Polski względem Rosji jest znana. #3. Presja wywierana na pilotów przez prezydenta L. Kaczyńskiego (podobnie jak to miało miejsce w Gruzji) wymusiła kawalerską szarżę pilotów. #4. Splot okoliczności (pogoda, niezgranie załogi, brak jednej żarówki na lotnisku) sprawia, że dochodzi do katastrofy. #5. Rosyjska komisja, przy współpracy ekspertów z Polski szybko i sprawnie ustala przyczyny i podaje spójna wersję wydarzeń wyjaśniajacych zajście. #6. Katastrofa staje się przełomem w stosunkach Polsko-Rosyjskich, które od tego czasu są dobre.
Tytuł w gazecie może wyglądać tak:
Atak na konwój z aktywistamiRzeczpospolita, 31 maja(…)
albo tak:
Atak konwojem z aktywistami(…)

…i za każdym razem jakoś to oddaje myślenie redakcji. Ustalenie agresora w tym wypadku łatwe nie jest mimo to, większość mediów jakoś się to udaje, w wyniku czego potem, w tych samych mediach czytamy, że „społeczność międzynarodowa potępia atak Izraela”.

Osobiście jakoś ten drugi tytuł bardziej mi odpowiada. Tak gdzieś o jakieś 17dB bardziej a więc oświadczam, że nie jestem „społeczność międzynarodowa”, nie chcę do takiej społeczności należeć i potępiam arabski atak na państwo Izrael, wykonany przy pomocy nowej broni jaką są aktywiści.

Kategorie:
obserwator, polityka, izrael, _blog

Słowa kluczowe:
izrael,
wojna,
propaganda,
media,
gaza,
pacyfiści

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
(…)
albo tak:
Atak konwojem z aktywistami(…)

…i za każdym razem jakoś to oddaje myślenie redakcji. Ustalenie agresora w tym wypadku łatwe nie jest mimo to, większość mediów jakoś się to udaje, w wyniku czego potem, w tych samych mediach czytamy, że „społeczność międzynarodowa potępia atak Izraela”.

Osobiście jakoś ten drugi tytuł bardziej mi odpowiada. Tak gdzieś o jakieś 17dB bardziej a więc oświadczam, że nie jestem „społeczność międzynarodowa”, nie chcę do takiej społeczności należeć i potępiam arabski atak na państwo Izrael, wykonany przy pomocy nowej broni jaką są aktywiści.

Kategorie:
obserwator, polityka, izrael, _blog

Słowa kluczowe:
izrael,
wojna,
propaganda,
media,
gaza,
pacyfiści

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
(…)
…i za każdym razem jakoś to oddaje myślenie redakcji. Ustalenie agresora w tym wypadku łatwe nie jest mimo to, większość mediów jakoś się to udaje, w wyniku czego potem, w tych samych mediach czytamy, że „społeczność międzynarodowa potępia atak Izraela”.

Osobiście jakoś ten drugi tytuł bardziej mi odpowiada. Tak gdzieś o jakieś 17dB bardziej a więc oświadczam, że nie jestem „społeczność międzynarodowa”, nie chcę do takiej społeczności należeć i potępiam arabski atak na państwo Izrael, wykonany przy pomocy nowej broni jaką są aktywiści.

Kategorie:
obserwator, polityka, izrael, _blog

Słowa kluczowe:
izrael,
wojna,
propaganda,
media,
gaza,
pacyfiści

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Osobiście jakoś ten drugi tytuł bardziej mi odpowiada. Tak gdzieś o jakieś 17dB bardziej a więc oświadczam, że nie jestem „społeczność międzynarodowa”, nie chcę do takiej społeczności należeć i potępiam arabski atak na państwo Izrael, wykonany przy pomocy nowej broni jaką są aktywiści.

Kategorie:
obserwator, polityka, izrael, _blog

Słowa kluczowe:
izrael,
wojna,
propaganda,
media,
gaza,
pacyfiści

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W robotniczej dzielnicy Gliwic pojawił się bilboard „Inwestuj w Jaworznie” tak, jakby właśnie tam codziennie przechodzili inwestorzy i zastanawiali się, co ze swoim wolnym kapitałem zrobić. W Krakowie widziałem bilboard że Wschodzący Białystok to teraz metoropolis, wszak tancerzy można wynająć. Ale nie dam się nabrać, bo byłem niedawno kilka dni w Białymstoku i widziałem, że dalej jest to kilkusettysięczna wiocha. W reklamach telewizyjnych emitowanych na wszystkich kanałach mogę dowiedzieć, że Śląskie to fajnie, bo i dobre żarcie, i kosmos i underground w kopalni.

No i fajnie, ale czemu to ma służyć? Na wszystkich tych reklamach jest logo informujące mnie o finansowaniu tych kampanii z pieniędzy unijnych więc za sprawą agencji reklamowych, które właśnie dorwały się do unijnego cycka nowa religia żółtych gwiazdek jest na nasze pieniądze głoszona.

Dopiski:
– Promocja Świękorzyskiego, jako miejsca uprawiania turystyki chyba ma sens.
– Koleżanka od PR powiedziała, że logo tej promocji Białegostoku to logo jakiejś organizacji gejowskiej z Nowego Jorku, i że całość jest zabawna. No cóż – inny obszar eksploatacji, inna grupa docelowa a Unia zapłaci.

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
unia europejska,
ue,
pr,
promocja miast,
promocja

Komentarze: (2)

anonim,

August 10, 2010 20:58

Skomentuj komentarz

Komentarz Adama do tego notki jest tu: http://www.pp.org.pl/wojtek/?s=negatywny-wplyw-UE#comment-3063

adam@kormoran,

August 10, 2010 21:46

Skomentuj komentarz

Tak jest. Sorry za bałaganienie w blogu:) Jeszcze apropos JKM-a miałem coś dopisać. Gdzie to było…..? O, jest: Propaganda GW.

Skomentuj notkę
No i fajnie, ale czemu to ma służyć? Na wszystkich tych reklamach jest logo informujące mnie o finansowaniu tych kampanii z pieniędzy unijnych więc za sprawą agencji reklamowych, które właśnie dorwały się do unijnego cycka nowa religia żółtych gwiazdek jest na nasze pieniądze głoszona.

Dopiski:
– Promocja Świękorzyskiego, jako miejsca uprawiania turystyki chyba ma sens.
– Koleżanka od PR powiedziała, że logo tej promocji Białegostoku to logo jakiejś organizacji gejowskiej z Nowego Jorku, i że całość jest zabawna. No cóż – inny obszar eksploatacji, inna grupa docelowa a Unia zapłaci.

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
unia europejska,
ue,
pr,
promocja miast,
promocja

Komentarze: (2)

anonim,

August 10, 2010 20:58

Skomentuj komentarz

Komentarz Adama do tego notki jest tu: http://www.pp.org.pl/wojtek/?s=negatywny-wplyw-UE#comment-3063

adam@kormoran,

August 10, 2010 21:46

Skomentuj komentarz

Tak jest. Sorry za bałaganienie w blogu:) Jeszcze apropos JKM-a miałem coś dopisać. Gdzie to było…..? O, jest: Propaganda GW.

Skomentuj notkę
Dopiski:
– Promocja Świękorzyskiego, jako miejsca uprawiania turystyki chyba ma sens.
– Koleżanka od PR powiedziała, że logo tej promocji Białegostoku to logo jakiejś organizacji gejowskiej z Nowego Jorku, i że całość jest zabawna. No cóż – inny obszar eksploatacji, inna grupa docelowa a Unia zapłaci.

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
unia europejska,
ue,
pr,
promocja miast,
promocja

Komentarze: (2)

anonim,

August 10, 2010 20:58

Skomentuj komentarz

Komentarz Adama do tego notki jest tu: http://www.pp.org.pl/wojtek/?s=negatywny-wplyw-UE#comment-3063

adam@kormoran,

August 10, 2010 21:46

Skomentuj komentarz

Tak jest. Sorry za bałaganienie w blogu:) Jeszcze apropos JKM-a miałem coś dopisać. Gdzie to było…..? O, jest: Propaganda GW.

Skomentuj notkę
Tak jest. Sorry za bałaganienie w blogu:) Jeszcze apropos JKM-a miałem coś dopisać. Gdzie to było…..? O, jest: Propaganda GW.
Komórkę ze sztucznym genomem sterującym jej pracą stworzył zespół z J. Craig Venter Institute

„Informujemy o zaprojektowaniu, syntezie i złożeniu genomu M. mycoides powstałego na podstawie informacji cyfrowej, transplantacji tego genomu do komórki M. capricolum, która stała się komórką M.mycoides kontrolowaną przez syntetyczny chromosom” – tak zawile rozpoczynają swój artykuł w „Science” naukowcy z J. Craig Venter Institute. W laboratorium powstał genom – przepis na życie – wzorowany na istniejącej bakterii. Tę sztuczną konstrukcję wszczepiono do komórki innej bakterii, w efekcie całkowicie zmieniając jej cechy. To pierwsza sztuczna komórka – podkreślają naukowcy.

To ukoronowanie 15 lat pracy zespołu 20 naukowców specjalizujących się w manipulacjach genetycznych. W dzisiejszym wydaniu „Science” zespół Craiga Ventera i Daniela Gibsona opisuje, jak – krok po kroku – udało się im złożyć sztuczny genom bakterii, umieścić go w komórce, a następnie tę komórkę „uruchomić” – już z nowym przepisem na życie.

– To potężne narzędzie do skłonienia biologii, aby robiła to, co chcemy – mówi Venter.

Modyfikacje sztucznego genomu mają pozwolić naukowcom na skonstruowanie organizmów produkujących paliwa, leki, szczepionki czy substancje chemiczne. I te organizmy opatentować. Prace, które doprowadziły do skonstruowania sztucznego żywego organizmu, kosztowały ok. 40 mln dolarów.

Trzy kroki do sukcesu

Cała historia ma swój początek w połowie lat 90., gdy naukowcom udało się zsekwencjonować cały genom bakterii Mycoplasma genitalium – wówczas uznawany za najbardziej prymitywny i najmniejszy. Z niecałych 500 genów naukowcy wycięli jeszcze 100, które uznali za niepotrzebne. Bakteria nadal funkcjonowała, a uczeni stworzyli minimalny zasób genetyczny niezbędny do życia prostego mikroorganizmu.

Zamierzeniem Ventera było samodzielnie złożyć taki genom z gotowych części – na wzór Mycoplasma genitalium. Taki sztuczny chromosom powstał w 2008 roku. Został dodatkowo wyposażony w „znak wodny” pozwalający odróżnić go od występujących naturalnie. Rok wcześniej Venter z powodzeniem przeszczepił DNA jednej bakterii do komórki drugiej.

Teraz udało się te dwa kroki połączyć – sztuczny genom opracowany w laboratorium wszczepiono komórce. A ta zaczęła działać.

Z początku prace postępowały jednak opornie. Okazało się, że Mycoplasma genitalium zbyt wolno się rozwija w laboratorium. Dlatego zmieniono gatunek bakterii na M. mycoides. Dla pewności w ubiegłym roku naukowcy wypróbowali jeszcze jedną sztuczkę – cały genom jednej bakterii wycięli, wszczepili go do komórek drożdży, a następnie włożyli do innej bakterii – M. capricolum. Po co sięgnięto po drożdże? Dysponują one świetnie działającymi enzymami sklejającymi fragmenty DNA. A to właśnie było potrzebne naukowcom.

Geny ze sklepu

Naukowcy kupili potrzebne im sekwencje DNA, z których zamierzali samodzielnie złożyć genom M. mycoides. Niektóre fragmenty zostały oznakowane (m.in. adresami e-mail i nazwiskami). Następnie wykorzystano komórki drożdży i bakterii E. coli do sklejania drobnych kawałków w dłuższe łańcuchy – najpierw po 10 tys. zasad, później 100 tys., aż wreszcie osiągnięto nieco ponad milion par zasad składających się na kompletny genom.

Umieszczono go w opróżnionej wcześniej komórce M. capricolum. I… nic się nie stało. Komórka nie „ożyła”. Przez trzy miesiące zespół sprawdzał – literka po literce – genetyczny przepis, szukając błędu. Udało się dopiero miesiąc temu – na jednej z płytek nagle zaczęła rosnąć kolonia oznakowanych (niebieskich) bakterii. – Zmieniliśmy jeden gatunek w inny – cieszy się Venter.

– To jest kamień milowy syntetycznej biologii – zachwyca się w „Science” Jef Boeke z Johns Hopkins University. – Jedno jest pewne. W laboratorium Ventera będą powstawać interesujące nowe stworzenia.

Ale sami naukowcy są podzieleni co do przyszłości tej techniki. Niektórzy – jak Anthony Forster z Vanderbilt University – nie chcą nawet uznać, że to pierwszy syntetyczny organizm, bo sztuczny genom umieszczono w żywej komórce.

Naukowcy martwią się również możliwością nadużyć, choć przyznają, że technologia jest tak skomplikowana, że na razie nieosiągalna dla terrorystów. Sam Venter podkreśla, że wystąpił o bioetyczną analizę tego problemu już dziesięć lat temu. – To chyba pierwszy przypadek, gdy ocena bioetyczna została wykonana jeszcze przed eksperymentem. Chcemy, aby nauka postępowała w sposób etyczny i rozważny, biorąc pod uwagę skutki – mówi naukowiec.

– Przed bioinżynierami jeszcze wiele wyzwań, zanim uda im się dowolnie mieszać i wymieniać geny – prognozuje genetyk Paul Keim z Northern Arizona University. Na zapowiadane przez naukowców leki i paliwa z modyfikowanych bakterii przyjdzie nam jeszcze poczekać.

John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
„Informujemy o zaprojektowaniu, syntezie i złożeniu genomu M. mycoides powstałego na podstawie informacji cyfrowej, transplantacji tego genomu do komórki M. capricolum, która stała się komórką M.mycoides kontrolowaną przez syntetyczny chromosom” – tak zawile rozpoczynają swój artykuł w „Science” naukowcy z J. Craig Venter Institute. W laboratorium powstał genom – przepis na życie – wzorowany na istniejącej bakterii. Tę sztuczną konstrukcję wszczepiono do komórki innej bakterii, w efekcie całkowicie zmieniając jej cechy. To pierwsza sztuczna komórka – podkreślają naukowcy.

To ukoronowanie 15 lat pracy zespołu 20 naukowców specjalizujących się w manipulacjach genetycznych. W dzisiejszym wydaniu „Science” zespół Craiga Ventera i Daniela Gibsona opisuje, jak – krok po kroku – udało się im złożyć sztuczny genom bakterii, umieścić go w komórce, a następnie tę komórkę „uruchomić” – już z nowym przepisem na życie.

– To potężne narzędzie do skłonienia biologii, aby robiła to, co chcemy – mówi Venter.

Modyfikacje sztucznego genomu mają pozwolić naukowcom na skonstruowanie organizmów produkujących paliwa, leki, szczepionki czy substancje chemiczne. I te organizmy opatentować. Prace, które doprowadziły do skonstruowania sztucznego żywego organizmu, kosztowały ok. 40 mln dolarów.

Trzy kroki do sukcesu

Cała historia ma swój początek w połowie lat 90., gdy naukowcom udało się zsekwencjonować cały genom bakterii Mycoplasma genitalium – wówczas uznawany za najbardziej prymitywny i najmniejszy. Z niecałych 500 genów naukowcy wycięli jeszcze 100, które uznali za niepotrzebne. Bakteria nadal funkcjonowała, a uczeni stworzyli minimalny zasób genetyczny niezbędny do życia prostego mikroorganizmu.

Zamierzeniem Ventera było samodzielnie złożyć taki genom z gotowych części – na wzór Mycoplasma genitalium. Taki sztuczny chromosom powstał w 2008 roku. Został dodatkowo wyposażony w „znak wodny” pozwalający odróżnić go od występujących naturalnie. Rok wcześniej Venter z powodzeniem przeszczepił DNA jednej bakterii do komórki drugiej.

Teraz udało się te dwa kroki połączyć – sztuczny genom opracowany w laboratorium wszczepiono komórce. A ta zaczęła działać.

Z początku prace postępowały jednak opornie. Okazało się, że Mycoplasma genitalium zbyt wolno się rozwija w laboratorium. Dlatego zmieniono gatunek bakterii na M. mycoides. Dla pewności w ubiegłym roku naukowcy wypróbowali jeszcze jedną sztuczkę – cały genom jednej bakterii wycięli, wszczepili go do komórek drożdży, a następnie włożyli do innej bakterii – M. capricolum. Po co sięgnięto po drożdże? Dysponują one świetnie działającymi enzymami sklejającymi fragmenty DNA. A to właśnie było potrzebne naukowcom.

Geny ze sklepu

Naukowcy kupili potrzebne im sekwencje DNA, z których zamierzali samodzielnie złożyć genom M. mycoides. Niektóre fragmenty zostały oznakowane (m.in. adresami e-mail i nazwiskami). Następnie wykorzystano komórki drożdży i bakterii E. coli do sklejania drobnych kawałków w dłuższe łańcuchy – najpierw po 10 tys. zasad, później 100 tys., aż wreszcie osiągnięto nieco ponad milion par zasad składających się na kompletny genom.

Umieszczono go w opróżnionej wcześniej komórce M. capricolum. I… nic się nie stało. Komórka nie „ożyła”. Przez trzy miesiące zespół sprawdzał – literka po literce – genetyczny przepis, szukając błędu. Udało się dopiero miesiąc temu – na jednej z płytek nagle zaczęła rosnąć kolonia oznakowanych (niebieskich) bakterii. – Zmieniliśmy jeden gatunek w inny – cieszy się Venter.

– To jest kamień milowy syntetycznej biologii – zachwyca się w „Science” Jef Boeke z Johns Hopkins University. – Jedno jest pewne. W laboratorium Ventera będą powstawać interesujące nowe stworzenia.

Ale sami naukowcy są podzieleni co do przyszłości tej techniki. Niektórzy – jak Anthony Forster z Vanderbilt University – nie chcą nawet uznać, że to pierwszy syntetyczny organizm, bo sztuczny genom umieszczono w żywej komórce.

Naukowcy martwią się również możliwością nadużyć, choć przyznają, że technologia jest tak skomplikowana, że na razie nieosiągalna dla terrorystów. Sam Venter podkreśla, że wystąpił o bioetyczną analizę tego problemu już dziesięć lat temu. – To chyba pierwszy przypadek, gdy ocena bioetyczna została wykonana jeszcze przed eksperymentem. Chcemy, aby nauka postępowała w sposób etyczny i rozważny, biorąc pod uwagę skutki – mówi naukowiec.

– Przed bioinżynierami jeszcze wiele wyzwań, zanim uda im się dowolnie mieszać i wymieniać geny – prognozuje genetyk Paul Keim z Northern Arizona University. Na zapowiadane przez naukowców leki i paliwa z modyfikowanych bakterii przyjdzie nam jeszcze poczekać.

John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
To ukoronowanie 15 lat pracy zespołu 20 naukowców specjalizujących się w manipulacjach genetycznych. W dzisiejszym wydaniu „Science” zespół Craiga Ventera i Daniela Gibsona opisuje, jak – krok po kroku – udało się im złożyć sztuczny genom bakterii, umieścić go w komórce, a następnie tę komórkę „uruchomić” – już z nowym przepisem na życie.

– To potężne narzędzie do skłonienia biologii, aby robiła to, co chcemy – mówi Venter.

Modyfikacje sztucznego genomu mają pozwolić naukowcom na skonstruowanie organizmów produkujących paliwa, leki, szczepionki czy substancje chemiczne. I te organizmy opatentować. Prace, które doprowadziły do skonstruowania sztucznego żywego organizmu, kosztowały ok. 40 mln dolarów.

Trzy kroki do sukcesu

Cała historia ma swój początek w połowie lat 90., gdy naukowcom udało się zsekwencjonować cały genom bakterii Mycoplasma genitalium – wówczas uznawany za najbardziej prymitywny i najmniejszy. Z niecałych 500 genów naukowcy wycięli jeszcze 100, które uznali za niepotrzebne. Bakteria nadal funkcjonowała, a uczeni stworzyli minimalny zasób genetyczny niezbędny do życia prostego mikroorganizmu.

Zamierzeniem Ventera było samodzielnie złożyć taki genom z gotowych części – na wzór Mycoplasma genitalium. Taki sztuczny chromosom powstał w 2008 roku. Został dodatkowo wyposażony w „znak wodny” pozwalający odróżnić go od występujących naturalnie. Rok wcześniej Venter z powodzeniem przeszczepił DNA jednej bakterii do komórki drugiej.

Teraz udało się te dwa kroki połączyć – sztuczny genom opracowany w laboratorium wszczepiono komórce. A ta zaczęła działać.

Z początku prace postępowały jednak opornie. Okazało się, że Mycoplasma genitalium zbyt wolno się rozwija w laboratorium. Dlatego zmieniono gatunek bakterii na M. mycoides. Dla pewności w ubiegłym roku naukowcy wypróbowali jeszcze jedną sztuczkę – cały genom jednej bakterii wycięli, wszczepili go do komórek drożdży, a następnie włożyli do innej bakterii – M. capricolum. Po co sięgnięto po drożdże? Dysponują one świetnie działającymi enzymami sklejającymi fragmenty DNA. A to właśnie było potrzebne naukowcom.

Geny ze sklepu

Naukowcy kupili potrzebne im sekwencje DNA, z których zamierzali samodzielnie złożyć genom M. mycoides. Niektóre fragmenty zostały oznakowane (m.in. adresami e-mail i nazwiskami). Następnie wykorzystano komórki drożdży i bakterii E. coli do sklejania drobnych kawałków w dłuższe łańcuchy – najpierw po 10 tys. zasad, później 100 tys., aż wreszcie osiągnięto nieco ponad milion par zasad składających się na kompletny genom.

Umieszczono go w opróżnionej wcześniej komórce M. capricolum. I… nic się nie stało. Komórka nie „ożyła”. Przez trzy miesiące zespół sprawdzał – literka po literce – genetyczny przepis, szukając błędu. Udało się dopiero miesiąc temu – na jednej z płytek nagle zaczęła rosnąć kolonia oznakowanych (niebieskich) bakterii. – Zmieniliśmy jeden gatunek w inny – cieszy się Venter.

– To jest kamień milowy syntetycznej biologii – zachwyca się w „Science” Jef Boeke z Johns Hopkins University. – Jedno jest pewne. W laboratorium Ventera będą powstawać interesujące nowe stworzenia.

Ale sami naukowcy są podzieleni co do przyszłości tej techniki. Niektórzy – jak Anthony Forster z Vanderbilt University – nie chcą nawet uznać, że to pierwszy syntetyczny organizm, bo sztuczny genom umieszczono w żywej komórce.

Naukowcy martwią się również możliwością nadużyć, choć przyznają, że technologia jest tak skomplikowana, że na razie nieosiągalna dla terrorystów. Sam Venter podkreśla, że wystąpił o bioetyczną analizę tego problemu już dziesięć lat temu. – To chyba pierwszy przypadek, gdy ocena bioetyczna została wykonana jeszcze przed eksperymentem. Chcemy, aby nauka postępowała w sposób etyczny i rozważny, biorąc pod uwagę skutki – mówi naukowiec.

– Przed bioinżynierami jeszcze wiele wyzwań, zanim uda im się dowolnie mieszać i wymieniać geny – prognozuje genetyk Paul Keim z Northern Arizona University. Na zapowiadane przez naukowców leki i paliwa z modyfikowanych bakterii przyjdzie nam jeszcze poczekać.

John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
– To potężne narzędzie do skłonienia biologii, aby robiła to, co chcemy – mówi Venter.

Modyfikacje sztucznego genomu mają pozwolić naukowcom na skonstruowanie organizmów produkujących paliwa, leki, szczepionki czy substancje chemiczne. I te organizmy opatentować. Prace, które doprowadziły do skonstruowania sztucznego żywego organizmu, kosztowały ok. 40 mln dolarów.

Trzy kroki do sukcesu

Cała historia ma swój początek w połowie lat 90., gdy naukowcom udało się zsekwencjonować cały genom bakterii Mycoplasma genitalium – wówczas uznawany za najbardziej prymitywny i najmniejszy. Z niecałych 500 genów naukowcy wycięli jeszcze 100, które uznali za niepotrzebne. Bakteria nadal funkcjonowała, a uczeni stworzyli minimalny zasób genetyczny niezbędny do życia prostego mikroorganizmu.

Zamierzeniem Ventera było samodzielnie złożyć taki genom z gotowych części – na wzór Mycoplasma genitalium. Taki sztuczny chromosom powstał w 2008 roku. Został dodatkowo wyposażony w „znak wodny” pozwalający odróżnić go od występujących naturalnie. Rok wcześniej Venter z powodzeniem przeszczepił DNA jednej bakterii do komórki drugiej.

Teraz udało się te dwa kroki połączyć – sztuczny genom opracowany w laboratorium wszczepiono komórce. A ta zaczęła działać.

Z początku prace postępowały jednak opornie. Okazało się, że Mycoplasma genitalium zbyt wolno się rozwija w laboratorium. Dlatego zmieniono gatunek bakterii na M. mycoides. Dla pewności w ubiegłym roku naukowcy wypróbowali jeszcze jedną sztuczkę – cały genom jednej bakterii wycięli, wszczepili go do komórek drożdży, a następnie włożyli do innej bakterii – M. capricolum. Po co sięgnięto po drożdże? Dysponują one świetnie działającymi enzymami sklejającymi fragmenty DNA. A to właśnie było potrzebne naukowcom.

Geny ze sklepu

Naukowcy kupili potrzebne im sekwencje DNA, z których zamierzali samodzielnie złożyć genom M. mycoides. Niektóre fragmenty zostały oznakowane (m.in. adresami e-mail i nazwiskami). Następnie wykorzystano komórki drożdży i bakterii E. coli do sklejania drobnych kawałków w dłuższe łańcuchy – najpierw po 10 tys. zasad, później 100 tys., aż wreszcie osiągnięto nieco ponad milion par zasad składających się na kompletny genom.

Umieszczono go w opróżnionej wcześniej komórce M. capricolum. I… nic się nie stało. Komórka nie „ożyła”. Przez trzy miesiące zespół sprawdzał – literka po literce – genetyczny przepis, szukając błędu. Udało się dopiero miesiąc temu – na jednej z płytek nagle zaczęła rosnąć kolonia oznakowanych (niebieskich) bakterii. – Zmieniliśmy jeden gatunek w inny – cieszy się Venter.

– To jest kamień milowy syntetycznej biologii – zachwyca się w „Science” Jef Boeke z Johns Hopkins University. – Jedno jest pewne. W laboratorium Ventera będą powstawać interesujące nowe stworzenia.

Ale sami naukowcy są podzieleni co do przyszłości tej techniki. Niektórzy – jak Anthony Forster z Vanderbilt University – nie chcą nawet uznać, że to pierwszy syntetyczny organizm, bo sztuczny genom umieszczono w żywej komórce.

Naukowcy martwią się również możliwością nadużyć, choć przyznają, że technologia jest tak skomplikowana, że na razie nieosiągalna dla terrorystów. Sam Venter podkreśla, że wystąpił o bioetyczną analizę tego problemu już dziesięć lat temu. – To chyba pierwszy przypadek, gdy ocena bioetyczna została wykonana jeszcze przed eksperymentem. Chcemy, aby nauka postępowała w sposób etyczny i rozważny, biorąc pod uwagę skutki – mówi naukowiec.

– Przed bioinżynierami jeszcze wiele wyzwań, zanim uda im się dowolnie mieszać i wymieniać geny – prognozuje genetyk Paul Keim z Northern Arizona University. Na zapowiadane przez naukowców leki i paliwa z modyfikowanych bakterii przyjdzie nam jeszcze poczekać.

John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
Modyfikacje sztucznego genomu mają pozwolić naukowcom na skonstruowanie organizmów produkujących paliwa, leki, szczepionki czy substancje chemiczne. I te organizmy opatentować. Prace, które doprowadziły do skonstruowania sztucznego żywego organizmu, kosztowały ok. 40 mln dolarów.

Trzy kroki do sukcesu

Cała historia ma swój początek w połowie lat 90., gdy naukowcom udało się zsekwencjonować cały genom bakterii Mycoplasma genitalium – wówczas uznawany za najbardziej prymitywny i najmniejszy. Z niecałych 500 genów naukowcy wycięli jeszcze 100, które uznali za niepotrzebne. Bakteria nadal funkcjonowała, a uczeni stworzyli minimalny zasób genetyczny niezbędny do życia prostego mikroorganizmu.

Zamierzeniem Ventera było samodzielnie złożyć taki genom z gotowych części – na wzór Mycoplasma genitalium. Taki sztuczny chromosom powstał w 2008 roku. Został dodatkowo wyposażony w „znak wodny” pozwalający odróżnić go od występujących naturalnie. Rok wcześniej Venter z powodzeniem przeszczepił DNA jednej bakterii do komórki drugiej.

Teraz udało się te dwa kroki połączyć – sztuczny genom opracowany w laboratorium wszczepiono komórce. A ta zaczęła działać.

Z początku prace postępowały jednak opornie. Okazało się, że Mycoplasma genitalium zbyt wolno się rozwija w laboratorium. Dlatego zmieniono gatunek bakterii na M. mycoides. Dla pewności w ubiegłym roku naukowcy wypróbowali jeszcze jedną sztuczkę – cały genom jednej bakterii wycięli, wszczepili go do komórek drożdży, a następnie włożyli do innej bakterii – M. capricolum. Po co sięgnięto po drożdże? Dysponują one świetnie działającymi enzymami sklejającymi fragmenty DNA. A to właśnie było potrzebne naukowcom.

Geny ze sklepu

Naukowcy kupili potrzebne im sekwencje DNA, z których zamierzali samodzielnie złożyć genom M. mycoides. Niektóre fragmenty zostały oznakowane (m.in. adresami e-mail i nazwiskami). Następnie wykorzystano komórki drożdży i bakterii E. coli do sklejania drobnych kawałków w dłuższe łańcuchy – najpierw po 10 tys. zasad, później 100 tys., aż wreszcie osiągnięto nieco ponad milion par zasad składających się na kompletny genom.

Umieszczono go w opróżnionej wcześniej komórce M. capricolum. I… nic się nie stało. Komórka nie „ożyła”. Przez trzy miesiące zespół sprawdzał – literka po literce – genetyczny przepis, szukając błędu. Udało się dopiero miesiąc temu – na jednej z płytek nagle zaczęła rosnąć kolonia oznakowanych (niebieskich) bakterii. – Zmieniliśmy jeden gatunek w inny – cieszy się Venter.

– To jest kamień milowy syntetycznej biologii – zachwyca się w „Science” Jef Boeke z Johns Hopkins University. – Jedno jest pewne. W laboratorium Ventera będą powstawać interesujące nowe stworzenia.

Ale sami naukowcy są podzieleni co do przyszłości tej techniki. Niektórzy – jak Anthony Forster z Vanderbilt University – nie chcą nawet uznać, że to pierwszy syntetyczny organizm, bo sztuczny genom umieszczono w żywej komórce.

Naukowcy martwią się również możliwością nadużyć, choć przyznają, że technologia jest tak skomplikowana, że na razie nieosiągalna dla terrorystów. Sam Venter podkreśla, że wystąpił o bioetyczną analizę tego problemu już dziesięć lat temu. – To chyba pierwszy przypadek, gdy ocena bioetyczna została wykonana jeszcze przed eksperymentem. Chcemy, aby nauka postępowała w sposób etyczny i rozważny, biorąc pod uwagę skutki – mówi naukowiec.

– Przed bioinżynierami jeszcze wiele wyzwań, zanim uda im się dowolnie mieszać i wymieniać geny – prognozuje genetyk Paul Keim z Northern Arizona University. Na zapowiadane przez naukowców leki i paliwa z modyfikowanych bakterii przyjdzie nam jeszcze poczekać.

John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
Trzy kroki do sukcesu

Cała historia ma swój początek w połowie lat 90., gdy naukowcom udało się zsekwencjonować cały genom bakterii Mycoplasma genitalium – wówczas uznawany za najbardziej prymitywny i najmniejszy. Z niecałych 500 genów naukowcy wycięli jeszcze 100, które uznali za niepotrzebne. Bakteria nadal funkcjonowała, a uczeni stworzyli minimalny zasób genetyczny niezbędny do życia prostego mikroorganizmu.

Zamierzeniem Ventera było samodzielnie złożyć taki genom z gotowych części – na wzór Mycoplasma genitalium. Taki sztuczny chromosom powstał w 2008 roku. Został dodatkowo wyposażony w „znak wodny” pozwalający odróżnić go od występujących naturalnie. Rok wcześniej Venter z powodzeniem przeszczepił DNA jednej bakterii do komórki drugiej.

Teraz udało się te dwa kroki połączyć – sztuczny genom opracowany w laboratorium wszczepiono komórce. A ta zaczęła działać.

Z początku prace postępowały jednak opornie. Okazało się, że Mycoplasma genitalium zbyt wolno się rozwija w laboratorium. Dlatego zmieniono gatunek bakterii na M. mycoides. Dla pewności w ubiegłym roku naukowcy wypróbowali jeszcze jedną sztuczkę – cały genom jednej bakterii wycięli, wszczepili go do komórek drożdży, a następnie włożyli do innej bakterii – M. capricolum. Po co sięgnięto po drożdże? Dysponują one świetnie działającymi enzymami sklejającymi fragmenty DNA. A to właśnie było potrzebne naukowcom.

Geny ze sklepu

Naukowcy kupili potrzebne im sekwencje DNA, z których zamierzali samodzielnie złożyć genom M. mycoides. Niektóre fragmenty zostały oznakowane (m.in. adresami e-mail i nazwiskami). Następnie wykorzystano komórki drożdży i bakterii E. coli do sklejania drobnych kawałków w dłuższe łańcuchy – najpierw po 10 tys. zasad, później 100 tys., aż wreszcie osiągnięto nieco ponad milion par zasad składających się na kompletny genom.

Umieszczono go w opróżnionej wcześniej komórce M. capricolum. I… nic się nie stało. Komórka nie „ożyła”. Przez trzy miesiące zespół sprawdzał – literka po literce – genetyczny przepis, szukając błędu. Udało się dopiero miesiąc temu – na jednej z płytek nagle zaczęła rosnąć kolonia oznakowanych (niebieskich) bakterii. – Zmieniliśmy jeden gatunek w inny – cieszy się Venter.

– To jest kamień milowy syntetycznej biologii – zachwyca się w „Science” Jef Boeke z Johns Hopkins University. – Jedno jest pewne. W laboratorium Ventera będą powstawać interesujące nowe stworzenia.

Ale sami naukowcy są podzieleni co do przyszłości tej techniki. Niektórzy – jak Anthony Forster z Vanderbilt University – nie chcą nawet uznać, że to pierwszy syntetyczny organizm, bo sztuczny genom umieszczono w żywej komórce.

Naukowcy martwią się również możliwością nadużyć, choć przyznają, że technologia jest tak skomplikowana, że na razie nieosiągalna dla terrorystów. Sam Venter podkreśla, że wystąpił o bioetyczną analizę tego problemu już dziesięć lat temu. – To chyba pierwszy przypadek, gdy ocena bioetyczna została wykonana jeszcze przed eksperymentem. Chcemy, aby nauka postępowała w sposób etyczny i rozważny, biorąc pod uwagę skutki – mówi naukowiec.

– Przed bioinżynierami jeszcze wiele wyzwań, zanim uda im się dowolnie mieszać i wymieniać geny – prognozuje genetyk Paul Keim z Northern Arizona University. Na zapowiadane przez naukowców leki i paliwa z modyfikowanych bakterii przyjdzie nam jeszcze poczekać.

John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
Cała historia ma swój początek w połowie lat 90., gdy naukowcom udało się zsekwencjonować cały genom bakterii Mycoplasma genitalium – wówczas uznawany za najbardziej prymitywny i najmniejszy. Z niecałych 500 genów naukowcy wycięli jeszcze 100, które uznali za niepotrzebne. Bakteria nadal funkcjonowała, a uczeni stworzyli minimalny zasób genetyczny niezbędny do życia prostego mikroorganizmu.

Zamierzeniem Ventera było samodzielnie złożyć taki genom z gotowych części – na wzór Mycoplasma genitalium. Taki sztuczny chromosom powstał w 2008 roku. Został dodatkowo wyposażony w „znak wodny” pozwalający odróżnić go od występujących naturalnie. Rok wcześniej Venter z powodzeniem przeszczepił DNA jednej bakterii do komórki drugiej.

Teraz udało się te dwa kroki połączyć – sztuczny genom opracowany w laboratorium wszczepiono komórce. A ta zaczęła działać.

Z początku prace postępowały jednak opornie. Okazało się, że Mycoplasma genitalium zbyt wolno się rozwija w laboratorium. Dlatego zmieniono gatunek bakterii na M. mycoides. Dla pewności w ubiegłym roku naukowcy wypróbowali jeszcze jedną sztuczkę – cały genom jednej bakterii wycięli, wszczepili go do komórek drożdży, a następnie włożyli do innej bakterii – M. capricolum. Po co sięgnięto po drożdże? Dysponują one świetnie działającymi enzymami sklejającymi fragmenty DNA. A to właśnie było potrzebne naukowcom.

Geny ze sklepu

Naukowcy kupili potrzebne im sekwencje DNA, z których zamierzali samodzielnie złożyć genom M. mycoides. Niektóre fragmenty zostały oznakowane (m.in. adresami e-mail i nazwiskami). Następnie wykorzystano komórki drożdży i bakterii E. coli do sklejania drobnych kawałków w dłuższe łańcuchy – najpierw po 10 tys. zasad, później 100 tys., aż wreszcie osiągnięto nieco ponad milion par zasad składających się na kompletny genom.

Umieszczono go w opróżnionej wcześniej komórce M. capricolum. I… nic się nie stało. Komórka nie „ożyła”. Przez trzy miesiące zespół sprawdzał – literka po literce – genetyczny przepis, szukając błędu. Udało się dopiero miesiąc temu – na jednej z płytek nagle zaczęła rosnąć kolonia oznakowanych (niebieskich) bakterii. – Zmieniliśmy jeden gatunek w inny – cieszy się Venter.

– To jest kamień milowy syntetycznej biologii – zachwyca się w „Science” Jef Boeke z Johns Hopkins University. – Jedno jest pewne. W laboratorium Ventera będą powstawać interesujące nowe stworzenia.

Ale sami naukowcy są podzieleni co do przyszłości tej techniki. Niektórzy – jak Anthony Forster z Vanderbilt University – nie chcą nawet uznać, że to pierwszy syntetyczny organizm, bo sztuczny genom umieszczono w żywej komórce.

Naukowcy martwią się również możliwością nadużyć, choć przyznają, że technologia jest tak skomplikowana, że na razie nieosiągalna dla terrorystów. Sam Venter podkreśla, że wystąpił o bioetyczną analizę tego problemu już dziesięć lat temu. – To chyba pierwszy przypadek, gdy ocena bioetyczna została wykonana jeszcze przed eksperymentem. Chcemy, aby nauka postępowała w sposób etyczny i rozważny, biorąc pod uwagę skutki – mówi naukowiec.

– Przed bioinżynierami jeszcze wiele wyzwań, zanim uda im się dowolnie mieszać i wymieniać geny – prognozuje genetyk Paul Keim z Northern Arizona University. Na zapowiadane przez naukowców leki i paliwa z modyfikowanych bakterii przyjdzie nam jeszcze poczekać.

John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
Zamierzeniem Ventera było samodzielnie złożyć taki genom z gotowych części – na wzór Mycoplasma genitalium. Taki sztuczny chromosom powstał w 2008 roku. Został dodatkowo wyposażony w „znak wodny” pozwalający odróżnić go od występujących naturalnie. Rok wcześniej Venter z powodzeniem przeszczepił DNA jednej bakterii do komórki drugiej.

Teraz udało się te dwa kroki połączyć – sztuczny genom opracowany w laboratorium wszczepiono komórce. A ta zaczęła działać.

Z początku prace postępowały jednak opornie. Okazało się, że Mycoplasma genitalium zbyt wolno się rozwija w laboratorium. Dlatego zmieniono gatunek bakterii na M. mycoides. Dla pewności w ubiegłym roku naukowcy wypróbowali jeszcze jedną sztuczkę – cały genom jednej bakterii wycięli, wszczepili go do komórek drożdży, a następnie włożyli do innej bakterii – M. capricolum. Po co sięgnięto po drożdże? Dysponują one świetnie działającymi enzymami sklejającymi fragmenty DNA. A to właśnie było potrzebne naukowcom.

Geny ze sklepu

Naukowcy kupili potrzebne im sekwencje DNA, z których zamierzali samodzielnie złożyć genom M. mycoides. Niektóre fragmenty zostały oznakowane (m.in. adresami e-mail i nazwiskami). Następnie wykorzystano komórki drożdży i bakterii E. coli do sklejania drobnych kawałków w dłuższe łańcuchy – najpierw po 10 tys. zasad, później 100 tys., aż wreszcie osiągnięto nieco ponad milion par zasad składających się na kompletny genom.

Umieszczono go w opróżnionej wcześniej komórce M. capricolum. I… nic się nie stało. Komórka nie „ożyła”. Przez trzy miesiące zespół sprawdzał – literka po literce – genetyczny przepis, szukając błędu. Udało się dopiero miesiąc temu – na jednej z płytek nagle zaczęła rosnąć kolonia oznakowanych (niebieskich) bakterii. – Zmieniliśmy jeden gatunek w inny – cieszy się Venter.

– To jest kamień milowy syntetycznej biologii – zachwyca się w „Science” Jef Boeke z Johns Hopkins University. – Jedno jest pewne. W laboratorium Ventera będą powstawać interesujące nowe stworzenia.

Ale sami naukowcy są podzieleni co do przyszłości tej techniki. Niektórzy – jak Anthony Forster z Vanderbilt University – nie chcą nawet uznać, że to pierwszy syntetyczny organizm, bo sztuczny genom umieszczono w żywej komórce.

Naukowcy martwią się również możliwością nadużyć, choć przyznają, że technologia jest tak skomplikowana, że na razie nieosiągalna dla terrorystów. Sam Venter podkreśla, że wystąpił o bioetyczną analizę tego problemu już dziesięć lat temu. – To chyba pierwszy przypadek, gdy ocena bioetyczna została wykonana jeszcze przed eksperymentem. Chcemy, aby nauka postępowała w sposób etyczny i rozważny, biorąc pod uwagę skutki – mówi naukowiec.

– Przed bioinżynierami jeszcze wiele wyzwań, zanim uda im się dowolnie mieszać i wymieniać geny – prognozuje genetyk Paul Keim z Northern Arizona University. Na zapowiadane przez naukowców leki i paliwa z modyfikowanych bakterii przyjdzie nam jeszcze poczekać.

John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
Teraz udało się te dwa kroki połączyć – sztuczny genom opracowany w laboratorium wszczepiono komórce. A ta zaczęła działać.

Z początku prace postępowały jednak opornie. Okazało się, że Mycoplasma genitalium zbyt wolno się rozwija w laboratorium. Dlatego zmieniono gatunek bakterii na M. mycoides. Dla pewności w ubiegłym roku naukowcy wypróbowali jeszcze jedną sztuczkę – cały genom jednej bakterii wycięli, wszczepili go do komórek drożdży, a następnie włożyli do innej bakterii – M. capricolum. Po co sięgnięto po drożdże? Dysponują one świetnie działającymi enzymami sklejającymi fragmenty DNA. A to właśnie było potrzebne naukowcom.

Geny ze sklepu

Naukowcy kupili potrzebne im sekwencje DNA, z których zamierzali samodzielnie złożyć genom M. mycoides. Niektóre fragmenty zostały oznakowane (m.in. adresami e-mail i nazwiskami). Następnie wykorzystano komórki drożdży i bakterii E. coli do sklejania drobnych kawałków w dłuższe łańcuchy – najpierw po 10 tys. zasad, później 100 tys., aż wreszcie osiągnięto nieco ponad milion par zasad składających się na kompletny genom.

Umieszczono go w opróżnionej wcześniej komórce M. capricolum. I… nic się nie stało. Komórka nie „ożyła”. Przez trzy miesiące zespół sprawdzał – literka po literce – genetyczny przepis, szukając błędu. Udało się dopiero miesiąc temu – na jednej z płytek nagle zaczęła rosnąć kolonia oznakowanych (niebieskich) bakterii. – Zmieniliśmy jeden gatunek w inny – cieszy się Venter.

– To jest kamień milowy syntetycznej biologii – zachwyca się w „Science” Jef Boeke z Johns Hopkins University. – Jedno jest pewne. W laboratorium Ventera będą powstawać interesujące nowe stworzenia.

Ale sami naukowcy są podzieleni co do przyszłości tej techniki. Niektórzy – jak Anthony Forster z Vanderbilt University – nie chcą nawet uznać, że to pierwszy syntetyczny organizm, bo sztuczny genom umieszczono w żywej komórce.

Naukowcy martwią się również możliwością nadużyć, choć przyznają, że technologia jest tak skomplikowana, że na razie nieosiągalna dla terrorystów. Sam Venter podkreśla, że wystąpił o bioetyczną analizę tego problemu już dziesięć lat temu. – To chyba pierwszy przypadek, gdy ocena bioetyczna została wykonana jeszcze przed eksperymentem. Chcemy, aby nauka postępowała w sposób etyczny i rozważny, biorąc pod uwagę skutki – mówi naukowiec.

– Przed bioinżynierami jeszcze wiele wyzwań, zanim uda im się dowolnie mieszać i wymieniać geny – prognozuje genetyk Paul Keim z Northern Arizona University. Na zapowiadane przez naukowców leki i paliwa z modyfikowanych bakterii przyjdzie nam jeszcze poczekać.

John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
Z początku prace postępowały jednak opornie. Okazało się, że Mycoplasma genitalium zbyt wolno się rozwija w laboratorium. Dlatego zmieniono gatunek bakterii na M. mycoides. Dla pewności w ubiegłym roku naukowcy wypróbowali jeszcze jedną sztuczkę – cały genom jednej bakterii wycięli, wszczepili go do komórek drożdży, a następnie włożyli do innej bakterii – M. capricolum. Po co sięgnięto po drożdże? Dysponują one świetnie działającymi enzymami sklejającymi fragmenty DNA. A to właśnie było potrzebne naukowcom.

Geny ze sklepu

Naukowcy kupili potrzebne im sekwencje DNA, z których zamierzali samodzielnie złożyć genom M. mycoides. Niektóre fragmenty zostały oznakowane (m.in. adresami e-mail i nazwiskami). Następnie wykorzystano komórki drożdży i bakterii E. coli do sklejania drobnych kawałków w dłuższe łańcuchy – najpierw po 10 tys. zasad, później 100 tys., aż wreszcie osiągnięto nieco ponad milion par zasad składających się na kompletny genom.

Umieszczono go w opróżnionej wcześniej komórce M. capricolum. I… nic się nie stało. Komórka nie „ożyła”. Przez trzy miesiące zespół sprawdzał – literka po literce – genetyczny przepis, szukając błędu. Udało się dopiero miesiąc temu – na jednej z płytek nagle zaczęła rosnąć kolonia oznakowanych (niebieskich) bakterii. – Zmieniliśmy jeden gatunek w inny – cieszy się Venter.

– To jest kamień milowy syntetycznej biologii – zachwyca się w „Science” Jef Boeke z Johns Hopkins University. – Jedno jest pewne. W laboratorium Ventera będą powstawać interesujące nowe stworzenia.

Ale sami naukowcy są podzieleni co do przyszłości tej techniki. Niektórzy – jak Anthony Forster z Vanderbilt University – nie chcą nawet uznać, że to pierwszy syntetyczny organizm, bo sztuczny genom umieszczono w żywej komórce.

Naukowcy martwią się również możliwością nadużyć, choć przyznają, że technologia jest tak skomplikowana, że na razie nieosiągalna dla terrorystów. Sam Venter podkreśla, że wystąpił o bioetyczną analizę tego problemu już dziesięć lat temu. – To chyba pierwszy przypadek, gdy ocena bioetyczna została wykonana jeszcze przed eksperymentem. Chcemy, aby nauka postępowała w sposób etyczny i rozważny, biorąc pod uwagę skutki – mówi naukowiec.

– Przed bioinżynierami jeszcze wiele wyzwań, zanim uda im się dowolnie mieszać i wymieniać geny – prognozuje genetyk Paul Keim z Northern Arizona University. Na zapowiadane przez naukowców leki i paliwa z modyfikowanych bakterii przyjdzie nam jeszcze poczekać.

John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
Geny ze sklepu

Naukowcy kupili potrzebne im sekwencje DNA, z których zamierzali samodzielnie złożyć genom M. mycoides. Niektóre fragmenty zostały oznakowane (m.in. adresami e-mail i nazwiskami). Następnie wykorzystano komórki drożdży i bakterii E. coli do sklejania drobnych kawałków w dłuższe łańcuchy – najpierw po 10 tys. zasad, później 100 tys., aż wreszcie osiągnięto nieco ponad milion par zasad składających się na kompletny genom.

Umieszczono go w opróżnionej wcześniej komórce M. capricolum. I… nic się nie stało. Komórka nie „ożyła”. Przez trzy miesiące zespół sprawdzał – literka po literce – genetyczny przepis, szukając błędu. Udało się dopiero miesiąc temu – na jednej z płytek nagle zaczęła rosnąć kolonia oznakowanych (niebieskich) bakterii. – Zmieniliśmy jeden gatunek w inny – cieszy się Venter.

– To jest kamień milowy syntetycznej biologii – zachwyca się w „Science” Jef Boeke z Johns Hopkins University. – Jedno jest pewne. W laboratorium Ventera będą powstawać interesujące nowe stworzenia.

Ale sami naukowcy są podzieleni co do przyszłości tej techniki. Niektórzy – jak Anthony Forster z Vanderbilt University – nie chcą nawet uznać, że to pierwszy syntetyczny organizm, bo sztuczny genom umieszczono w żywej komórce.

Naukowcy martwią się również możliwością nadużyć, choć przyznają, że technologia jest tak skomplikowana, że na razie nieosiągalna dla terrorystów. Sam Venter podkreśla, że wystąpił o bioetyczną analizę tego problemu już dziesięć lat temu. – To chyba pierwszy przypadek, gdy ocena bioetyczna została wykonana jeszcze przed eksperymentem. Chcemy, aby nauka postępowała w sposób etyczny i rozważny, biorąc pod uwagę skutki – mówi naukowiec.

– Przed bioinżynierami jeszcze wiele wyzwań, zanim uda im się dowolnie mieszać i wymieniać geny – prognozuje genetyk Paul Keim z Northern Arizona University. Na zapowiadane przez naukowców leki i paliwa z modyfikowanych bakterii przyjdzie nam jeszcze poczekać.

John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
Naukowcy kupili potrzebne im sekwencje DNA, z których zamierzali samodzielnie złożyć genom M. mycoides. Niektóre fragmenty zostały oznakowane (m.in. adresami e-mail i nazwiskami). Następnie wykorzystano komórki drożdży i bakterii E. coli do sklejania drobnych kawałków w dłuższe łańcuchy – najpierw po 10 tys. zasad, później 100 tys., aż wreszcie osiągnięto nieco ponad milion par zasad składających się na kompletny genom.

Umieszczono go w opróżnionej wcześniej komórce M. capricolum. I… nic się nie stało. Komórka nie „ożyła”. Przez trzy miesiące zespół sprawdzał – literka po literce – genetyczny przepis, szukając błędu. Udało się dopiero miesiąc temu – na jednej z płytek nagle zaczęła rosnąć kolonia oznakowanych (niebieskich) bakterii. – Zmieniliśmy jeden gatunek w inny – cieszy się Venter.

– To jest kamień milowy syntetycznej biologii – zachwyca się w „Science” Jef Boeke z Johns Hopkins University. – Jedno jest pewne. W laboratorium Ventera będą powstawać interesujące nowe stworzenia.

Ale sami naukowcy są podzieleni co do przyszłości tej techniki. Niektórzy – jak Anthony Forster z Vanderbilt University – nie chcą nawet uznać, że to pierwszy syntetyczny organizm, bo sztuczny genom umieszczono w żywej komórce.

Naukowcy martwią się również możliwością nadużyć, choć przyznają, że technologia jest tak skomplikowana, że na razie nieosiągalna dla terrorystów. Sam Venter podkreśla, że wystąpił o bioetyczną analizę tego problemu już dziesięć lat temu. – To chyba pierwszy przypadek, gdy ocena bioetyczna została wykonana jeszcze przed eksperymentem. Chcemy, aby nauka postępowała w sposób etyczny i rozważny, biorąc pod uwagę skutki – mówi naukowiec.

– Przed bioinżynierami jeszcze wiele wyzwań, zanim uda im się dowolnie mieszać i wymieniać geny – prognozuje genetyk Paul Keim z Northern Arizona University. Na zapowiadane przez naukowców leki i paliwa z modyfikowanych bakterii przyjdzie nam jeszcze poczekać.

John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
Umieszczono go w opróżnionej wcześniej komórce M. capricolum. I… nic się nie stało. Komórka nie „ożyła”. Przez trzy miesiące zespół sprawdzał – literka po literce – genetyczny przepis, szukając błędu. Udało się dopiero miesiąc temu – na jednej z płytek nagle zaczęła rosnąć kolonia oznakowanych (niebieskich) bakterii. – Zmieniliśmy jeden gatunek w inny – cieszy się Venter.

– To jest kamień milowy syntetycznej biologii – zachwyca się w „Science” Jef Boeke z Johns Hopkins University. – Jedno jest pewne. W laboratorium Ventera będą powstawać interesujące nowe stworzenia.

Ale sami naukowcy są podzieleni co do przyszłości tej techniki. Niektórzy – jak Anthony Forster z Vanderbilt University – nie chcą nawet uznać, że to pierwszy syntetyczny organizm, bo sztuczny genom umieszczono w żywej komórce.

Naukowcy martwią się również możliwością nadużyć, choć przyznają, że technologia jest tak skomplikowana, że na razie nieosiągalna dla terrorystów. Sam Venter podkreśla, że wystąpił o bioetyczną analizę tego problemu już dziesięć lat temu. – To chyba pierwszy przypadek, gdy ocena bioetyczna została wykonana jeszcze przed eksperymentem. Chcemy, aby nauka postępowała w sposób etyczny i rozważny, biorąc pod uwagę skutki – mówi naukowiec.

– Przed bioinżynierami jeszcze wiele wyzwań, zanim uda im się dowolnie mieszać i wymieniać geny – prognozuje genetyk Paul Keim z Northern Arizona University. Na zapowiadane przez naukowców leki i paliwa z modyfikowanych bakterii przyjdzie nam jeszcze poczekać.

John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
– To jest kamień milowy syntetycznej biologii – zachwyca się w „Science” Jef Boeke z Johns Hopkins University. – Jedno jest pewne. W laboratorium Ventera będą powstawać interesujące nowe stworzenia.

Ale sami naukowcy są podzieleni co do przyszłości tej techniki. Niektórzy – jak Anthony Forster z Vanderbilt University – nie chcą nawet uznać, że to pierwszy syntetyczny organizm, bo sztuczny genom umieszczono w żywej komórce.

Naukowcy martwią się również możliwością nadużyć, choć przyznają, że technologia jest tak skomplikowana, że na razie nieosiągalna dla terrorystów. Sam Venter podkreśla, że wystąpił o bioetyczną analizę tego problemu już dziesięć lat temu. – To chyba pierwszy przypadek, gdy ocena bioetyczna została wykonana jeszcze przed eksperymentem. Chcemy, aby nauka postępowała w sposób etyczny i rozważny, biorąc pod uwagę skutki – mówi naukowiec.

– Przed bioinżynierami jeszcze wiele wyzwań, zanim uda im się dowolnie mieszać i wymieniać geny – prognozuje genetyk Paul Keim z Northern Arizona University. Na zapowiadane przez naukowców leki i paliwa z modyfikowanych bakterii przyjdzie nam jeszcze poczekać.

John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
Ale sami naukowcy są podzieleni co do przyszłości tej techniki. Niektórzy – jak Anthony Forster z Vanderbilt University – nie chcą nawet uznać, że to pierwszy syntetyczny organizm, bo sztuczny genom umieszczono w żywej komórce.

Naukowcy martwią się również możliwością nadużyć, choć przyznają, że technologia jest tak skomplikowana, że na razie nieosiągalna dla terrorystów. Sam Venter podkreśla, że wystąpił o bioetyczną analizę tego problemu już dziesięć lat temu. – To chyba pierwszy przypadek, gdy ocena bioetyczna została wykonana jeszcze przed eksperymentem. Chcemy, aby nauka postępowała w sposób etyczny i rozważny, biorąc pod uwagę skutki – mówi naukowiec.

– Przed bioinżynierami jeszcze wiele wyzwań, zanim uda im się dowolnie mieszać i wymieniać geny – prognozuje genetyk Paul Keim z Northern Arizona University. Na zapowiadane przez naukowców leki i paliwa z modyfikowanych bakterii przyjdzie nam jeszcze poczekać.

John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
Naukowcy martwią się również możliwością nadużyć, choć przyznają, że technologia jest tak skomplikowana, że na razie nieosiągalna dla terrorystów. Sam Venter podkreśla, że wystąpił o bioetyczną analizę tego problemu już dziesięć lat temu. – To chyba pierwszy przypadek, gdy ocena bioetyczna została wykonana jeszcze przed eksperymentem. Chcemy, aby nauka postępowała w sposób etyczny i rozważny, biorąc pod uwagę skutki – mówi naukowiec.

– Przed bioinżynierami jeszcze wiele wyzwań, zanim uda im się dowolnie mieszać i wymieniać geny – prognozuje genetyk Paul Keim z Northern Arizona University. Na zapowiadane przez naukowców leki i paliwa z modyfikowanych bakterii przyjdzie nam jeszcze poczekać.

John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
– Przed bioinżynierami jeszcze wiele wyzwań, zanim uda im się dowolnie mieszać i wymieniać geny – prognozuje genetyk Paul Keim z Northern Arizona University. Na zapowiadane przez naukowców leki i paliwa z modyfikowanych bakterii przyjdzie nam jeszcze poczekać.

John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
John Craig Venteramerykański biolog i przedsiębiorca

Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
Urodził się 64 lata temu w Salt Lake City. Jako nastolatek wiele czasu spędzał na desce, chciał zostać surferem. Duży wpływ na jego życie miał wyjazd na wojnę do Wietnamu, gdzie pracował w szpitalu polowym. Po powrocie do kraju skończył medycynę. Swoją karierę związał jednak z pracą w laboratorium. Założony przez niego w 1992 roku Institute for Genomic Research jako pierwszy opracował cały materiał genetyczny bakterii. W 2007 roku Venter był pierwszym człowiekiem, który poznał sekwencję swojego DNA. W tym samym roku rozpoczął pracę nad utworzeniem w sposób syntetyczny żywego organizmu. Dwukrotnie znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi tygodnika „Time”. „Albo jest jednym z najbardziej elektryzujących naukowców swojej epoki, albo jednym z najbardziej szalonych” – pisał „Washington Post”. Założyciel Celera Genomics, Synthetic Genomics oraz J. Craig Venter Institute.

—ifr
—ifr
Powiedziałeś „wstąpię na niebiosa, zasiądę na tronie najwyższego” – jakże szybko spadłeś o najpiękniejszy spośród stworzeń.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
stworzenie,
biologia,
bakteria,
diabeł

Komentarze: (1)

michal,

June 8, 2010 17:46

Skomentuj komentarz

ciekawe – ponieważ mechanizm, którego użyto do złudzenia przypomina… metodę powielania się HIV (odwrotna transkrypcja, również przeprogramowująca funkcjonalność organizmu – choć nie zmieniająca go w inny).może korzystając z tej metody uda się przeprogramować zainfekowane komórki układu odpornościowego – albo nawet zaatakować i przeprogramować wirusa?

Skomentuj notkę
No i znowu będzie o katastrofie i będzie politycznie. Politycznie i spiskowo co do końca przyklei mi gębę oszołoma i świra. Ale trudno.

A więc przypadkowo, przed chwilą włączyło mi się TV Trwam na telewizorze (nawet zapomniałem na jakim kanale ich mam) a tam pan Macierewicz komentuje. No i słucham i słucham i cieszę się, bo co by o tym panu nie myśleć, to w dociekaniu prawdy ważne są słowa a nie osoba która je wypowiada.

No i ten pan zwrócił mi uwagę, na kilka faktów z moje branży. Ot, np.
Informacja #1: Pani Oficjalna z Rosji mówi, że _wszystkie_ telefony z samolotu zostały zwrócone.

Informacja #2: Pan OberProkurator z Polski twierdzi, że nie otrzymał od Rosji telefonów satelitarnych (dziennikarze mówią o 3 ale raczej wydaje mi się, że chodzi o jeden z trzema słuchawkami).

Informacja #3: Pan polityk z ministerstwa twierdzi, że na pokładzie był typowy telefon satelitarny, taki jak każdy może sobie kupić i na pewno nie było w tym telefonie żadnych kodów NATO. Zgubił się? Trudno, kupimy sobie nowy, żadnej tragedii nie ma.

Informacja #4: (z moje pamięci, więc może być niepewna) Polska jest od jakiegoś czasu w NATO, tym samolotem leciał pan prezydent, który jest zwierzchnikiem sił zbrojnych.

No i co ja mam zrobić? Z informacji #4 i #3 wyciągam wnioski, że albo …
– żyję w państwie, gdzie do prezydenta nie można się w bezpieczny (z szyfrowaniem) sposób dodzwonić, gdy leci swoim samolotem;
– żyję w państwie, gdzie pan polityk z ministerstwa kłamie lub się nie zna na bezpieczeństwie pracując z ministerstwie bezpieczeństwa a mimo to mówi.
Co lepsze?

Do tego wydaje mi się, że ten pan polityk z ministerstwa wprowadza tą dezinformację aby umniejszyć wagę problemu zwrotu tego telefonu. Dlaczego? Ja, będąc z branży jestem wstanie uwierzyć, że telefon ten był dość typowy, nawet pewnie seryjnie produkowany – tyle tylko, że pewnie doposażony we wkładkę szyfrującą, która na pewno nie jest już do kupienia w sklepie. Na pewno ktoś z NATO nie jest zadowolony, że ta wkładka przepadła ale aby dziennikarze i opinia publiczna w Polsce nie zadawała głupich pytań (bo bp. w Washington Post już można takie pytania zadawać) polityk z ministerstwa kłamie przed kamerą.

To musi rodzić pytania, chyba, że ktoś sobie pytań zadawać nie chce ale ja widząc kręcenie panów z PO wolę głosować na Jarka, bo w tak ważnej sprawie jak suwerenność Polski daje on mi więcej gwarancji niż umoczony w politykę Bronek.

* * * * * *

A TV Trwam mam na kanale 51, czyli o 10 więcej niż Zone Europa, który chciałem włączyć. Warto sobie to 51 zapamiętać o ile JAMBOXowcy mi znowu nie zmienią.

* * * * * *

J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji wypowiedzieć będzie trzeba a J. wojny się boi, bo wojna jest zła. Coś w tym jest ale lepsza jest chyba prawda niż zakłamanie, choć niekoniecznie prawda musi od razu prowadzić do wojny. Ale jest to też jakiś głos w dyskusji.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tragedia smoleńska,
kaczyński,
samolot,
telefon satelitarny,
putin,
rosja,
nato

Komentarze: (5)

jax,

May 23, 2010 13:05

Skomentuj komentarz

i jest jakies wyjasnienie strzalow przy wraku samolotu. Zakladam, ze BOR MUSIAL pewne rzeczy odnalezc przed wejsciem do akcji Rosjan. Podejzewam, ze strzelaliby do ostatniego naboju, gdyby tego COS nie znalezli… Z mlodziezowym pozdrowieniem,Jax

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:53

Skomentuj komentarz

> Politycznie i spiskowo co do końca przyklei mi > gębę oszołoma i świra. Ale trudno.No coż — taka kolej rzeczy… 😀 Jeśli dokładniej śledzisz wiadomości, to po pewnym czasie zaczynasz dostrzegać taką ilość kłamstw, manipulacji, przekłamań, że nie ma wyjścia — trzeba rozstać się z Jasnogrodem.W zasadzie nie są nawet do tego potrzebne potępiane czy wyśmiewane przez mainstream media czy książki. Wystarczy posłuchać mainstream-u — po jakimś czasie też dużo widac — szydło wyłazi z worka zgodnie z zasadą, że kłamstwo ma krótkie nogi. (Przykład: Ziemkiewicz chwali się, że w „Michnikowszczyznie” nie ma ani jednego cytatu spoza „salonu”). Większość ludzi nie zastanawia się nad treścią. Reagują na proste bodźce — obrazy, nagłówki w gazetach, modę… A prawda jest taka, że lepiej nie mieć żadnych informacji niż mieć informacje fałszywe…

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:57

Skomentuj komentarz

Apropos Ziemkiewicz. Zobacz co ten potwór znowu wysmażył na swoim blogu:
Michnikowszczyzna, która na co dzień manipuluje w białych rękawiczkach, od czasu do czasu wpada w panikę i wtedy zatraca wszelkie hamulce − łapie po prostu pałkę i wali na odlew (http://wwww.rp.pl/)
Np. ta informacja, że matka S.T. była z domu Szmul …:D Nie wiedziałem o tym.

adam@kormoran,

May 23, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

> J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek > mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, > ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji> wypowiedzieć będzieCiekawa sprawa z tą wojną bo słyszę to już od którejś osoby. (Pierwszy raz to ze dwa lata temu kumpel mi wspominał o tym że J.K. to by najchętniej wypowiedział rusom wojnę). Pewnie coś takiego zapodał gdzieś między wierszami jakiś mędrzec w Tefauenie albo innej telewizorni, telewizornia to potem chwilę polansowała i — popatrz panie — do tej pory ludzie powtarzają. To jest to o czym pisałem w pierwszym komentarzu — prosty przekaz odwołujący się do emocji — ludzie nie myślą tylko wchłaniają jak gąbki…

w34,

May 24, 2010 11:21

Skomentuj komentarz

S.T. …… ojej, jakie stare czasy. Wczoraj przypominałem o tym A. jak to było. Przypominałem sobie też film „Psy”, którego chyba wtedy nie zrozumiałem. Ale czy dziś rozumiem? Czy za jakiś czas będę miał inną, jeszcze szerszą perspektywę na dzisiejszy świat? Czasem wydaje mi się, że życie to proces nabierania mądrości – ale z drugiej strony patrząc na Bartoszewskiego mogę mieć obawy, że głupieje i czas gdy mieszkałem w akademiku był dla mnie najlepszy.Nie! Niemożliwe. Ważne jest utrzymanie punktu odniesienia a nim powinna być wieczność i Stwórca inicjujący i kończący moje życie na ziemi a Gazeta Wyborcza? dziś jest jutro jej nie będzie.W.

Skomentuj notkę
A więc przypadkowo, przed chwilą włączyło mi się TV Trwam na telewizorze (nawet zapomniałem na jakim kanale ich mam) a tam pan Macierewicz komentuje. No i słucham i słucham i cieszę się, bo co by o tym panu nie myśleć, to w dociekaniu prawdy ważne są słowa a nie osoba która je wypowiada.

No i ten pan zwrócił mi uwagę, na kilka faktów z moje branży. Ot, np.
Informacja #1: Pani Oficjalna z Rosji mówi, że _wszystkie_ telefony z samolotu zostały zwrócone.

Informacja #2: Pan OberProkurator z Polski twierdzi, że nie otrzymał od Rosji telefonów satelitarnych (dziennikarze mówią o 3 ale raczej wydaje mi się, że chodzi o jeden z trzema słuchawkami).

Informacja #3: Pan polityk z ministerstwa twierdzi, że na pokładzie był typowy telefon satelitarny, taki jak każdy może sobie kupić i na pewno nie było w tym telefonie żadnych kodów NATO. Zgubił się? Trudno, kupimy sobie nowy, żadnej tragedii nie ma.

Informacja #4: (z moje pamięci, więc może być niepewna) Polska jest od jakiegoś czasu w NATO, tym samolotem leciał pan prezydent, który jest zwierzchnikiem sił zbrojnych.

No i co ja mam zrobić? Z informacji #4 i #3 wyciągam wnioski, że albo …
– żyję w państwie, gdzie do prezydenta nie można się w bezpieczny (z szyfrowaniem) sposób dodzwonić, gdy leci swoim samolotem;
– żyję w państwie, gdzie pan polityk z ministerstwa kłamie lub się nie zna na bezpieczeństwie pracując z ministerstwie bezpieczeństwa a mimo to mówi.
Co lepsze?

Do tego wydaje mi się, że ten pan polityk z ministerstwa wprowadza tą dezinformację aby umniejszyć wagę problemu zwrotu tego telefonu. Dlaczego? Ja, będąc z branży jestem wstanie uwierzyć, że telefon ten był dość typowy, nawet pewnie seryjnie produkowany – tyle tylko, że pewnie doposażony we wkładkę szyfrującą, która na pewno nie jest już do kupienia w sklepie. Na pewno ktoś z NATO nie jest zadowolony, że ta wkładka przepadła ale aby dziennikarze i opinia publiczna w Polsce nie zadawała głupich pytań (bo bp. w Washington Post już można takie pytania zadawać) polityk z ministerstwa kłamie przed kamerą.

To musi rodzić pytania, chyba, że ktoś sobie pytań zadawać nie chce ale ja widząc kręcenie panów z PO wolę głosować na Jarka, bo w tak ważnej sprawie jak suwerenność Polski daje on mi więcej gwarancji niż umoczony w politykę Bronek.

* * * * * *

A TV Trwam mam na kanale 51, czyli o 10 więcej niż Zone Europa, który chciałem włączyć. Warto sobie to 51 zapamiętać o ile JAMBOXowcy mi znowu nie zmienią.

* * * * * *

J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji wypowiedzieć będzie trzeba a J. wojny się boi, bo wojna jest zła. Coś w tym jest ale lepsza jest chyba prawda niż zakłamanie, choć niekoniecznie prawda musi od razu prowadzić do wojny. Ale jest to też jakiś głos w dyskusji.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tragedia smoleńska,
kaczyński,
samolot,
telefon satelitarny,
putin,
rosja,
nato

Komentarze: (5)

jax,

May 23, 2010 13:05

Skomentuj komentarz

i jest jakies wyjasnienie strzalow przy wraku samolotu. Zakladam, ze BOR MUSIAL pewne rzeczy odnalezc przed wejsciem do akcji Rosjan. Podejzewam, ze strzelaliby do ostatniego naboju, gdyby tego COS nie znalezli… Z mlodziezowym pozdrowieniem,Jax

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:53

Skomentuj komentarz

> Politycznie i spiskowo co do końca przyklei mi > gębę oszołoma i świra. Ale trudno.No coż — taka kolej rzeczy… 😀 Jeśli dokładniej śledzisz wiadomości, to po pewnym czasie zaczynasz dostrzegać taką ilość kłamstw, manipulacji, przekłamań, że nie ma wyjścia — trzeba rozstać się z Jasnogrodem.W zasadzie nie są nawet do tego potrzebne potępiane czy wyśmiewane przez mainstream media czy książki. Wystarczy posłuchać mainstream-u — po jakimś czasie też dużo widac — szydło wyłazi z worka zgodnie z zasadą, że kłamstwo ma krótkie nogi. (Przykład: Ziemkiewicz chwali się, że w „Michnikowszczyznie” nie ma ani jednego cytatu spoza „salonu”). Większość ludzi nie zastanawia się nad treścią. Reagują na proste bodźce — obrazy, nagłówki w gazetach, modę… A prawda jest taka, że lepiej nie mieć żadnych informacji niż mieć informacje fałszywe…

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:57

Skomentuj komentarz

Apropos Ziemkiewicz. Zobacz co ten potwór znowu wysmażył na swoim blogu:
Michnikowszczyzna, która na co dzień manipuluje w białych rękawiczkach, od czasu do czasu wpada w panikę i wtedy zatraca wszelkie hamulce − łapie po prostu pałkę i wali na odlew (http://wwww.rp.pl/)
Np. ta informacja, że matka S.T. była z domu Szmul …:D Nie wiedziałem o tym.

adam@kormoran,

May 23, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

> J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek > mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, > ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji> wypowiedzieć będzieCiekawa sprawa z tą wojną bo słyszę to już od którejś osoby. (Pierwszy raz to ze dwa lata temu kumpel mi wspominał o tym że J.K. to by najchętniej wypowiedział rusom wojnę). Pewnie coś takiego zapodał gdzieś między wierszami jakiś mędrzec w Tefauenie albo innej telewizorni, telewizornia to potem chwilę polansowała i — popatrz panie — do tej pory ludzie powtarzają. To jest to o czym pisałem w pierwszym komentarzu — prosty przekaz odwołujący się do emocji — ludzie nie myślą tylko wchłaniają jak gąbki…

w34,

May 24, 2010 11:21

Skomentuj komentarz

S.T. …… ojej, jakie stare czasy. Wczoraj przypominałem o tym A. jak to było. Przypominałem sobie też film „Psy”, którego chyba wtedy nie zrozumiałem. Ale czy dziś rozumiem? Czy za jakiś czas będę miał inną, jeszcze szerszą perspektywę na dzisiejszy świat? Czasem wydaje mi się, że życie to proces nabierania mądrości – ale z drugiej strony patrząc na Bartoszewskiego mogę mieć obawy, że głupieje i czas gdy mieszkałem w akademiku był dla mnie najlepszy.Nie! Niemożliwe. Ważne jest utrzymanie punktu odniesienia a nim powinna być wieczność i Stwórca inicjujący i kończący moje życie na ziemi a Gazeta Wyborcza? dziś jest jutro jej nie będzie.W.

Skomentuj notkę
No i ten pan zwrócił mi uwagę, na kilka faktów z moje branży. Ot, np.
Informacja #1: Pani Oficjalna z Rosji mówi, że _wszystkie_ telefony z samolotu zostały zwrócone.

Informacja #2: Pan OberProkurator z Polski twierdzi, że nie otrzymał od Rosji telefonów satelitarnych (dziennikarze mówią o 3 ale raczej wydaje mi się, że chodzi o jeden z trzema słuchawkami).

Informacja #3: Pan polityk z ministerstwa twierdzi, że na pokładzie był typowy telefon satelitarny, taki jak każdy może sobie kupić i na pewno nie było w tym telefonie żadnych kodów NATO. Zgubił się? Trudno, kupimy sobie nowy, żadnej tragedii nie ma.

Informacja #4: (z moje pamięci, więc może być niepewna) Polska jest od jakiegoś czasu w NATO, tym samolotem leciał pan prezydent, który jest zwierzchnikiem sił zbrojnych.

No i co ja mam zrobić? Z informacji #4 i #3 wyciągam wnioski, że albo …
– żyję w państwie, gdzie do prezydenta nie można się w bezpieczny (z szyfrowaniem) sposób dodzwonić, gdy leci swoim samolotem;
– żyję w państwie, gdzie pan polityk z ministerstwa kłamie lub się nie zna na bezpieczeństwie pracując z ministerstwie bezpieczeństwa a mimo to mówi.
Co lepsze?

Do tego wydaje mi się, że ten pan polityk z ministerstwa wprowadza tą dezinformację aby umniejszyć wagę problemu zwrotu tego telefonu. Dlaczego? Ja, będąc z branży jestem wstanie uwierzyć, że telefon ten był dość typowy, nawet pewnie seryjnie produkowany – tyle tylko, że pewnie doposażony we wkładkę szyfrującą, która na pewno nie jest już do kupienia w sklepie. Na pewno ktoś z NATO nie jest zadowolony, że ta wkładka przepadła ale aby dziennikarze i opinia publiczna w Polsce nie zadawała głupich pytań (bo bp. w Washington Post już można takie pytania zadawać) polityk z ministerstwa kłamie przed kamerą.

To musi rodzić pytania, chyba, że ktoś sobie pytań zadawać nie chce ale ja widząc kręcenie panów z PO wolę głosować na Jarka, bo w tak ważnej sprawie jak suwerenność Polski daje on mi więcej gwarancji niż umoczony w politykę Bronek.

* * * * * *

A TV Trwam mam na kanale 51, czyli o 10 więcej niż Zone Europa, który chciałem włączyć. Warto sobie to 51 zapamiętać o ile JAMBOXowcy mi znowu nie zmienią.

* * * * * *

J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji wypowiedzieć będzie trzeba a J. wojny się boi, bo wojna jest zła. Coś w tym jest ale lepsza jest chyba prawda niż zakłamanie, choć niekoniecznie prawda musi od razu prowadzić do wojny. Ale jest to też jakiś głos w dyskusji.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tragedia smoleńska,
kaczyński,
samolot,
telefon satelitarny,
putin,
rosja,
nato

Komentarze: (5)

jax,

May 23, 2010 13:05

Skomentuj komentarz

i jest jakies wyjasnienie strzalow przy wraku samolotu. Zakladam, ze BOR MUSIAL pewne rzeczy odnalezc przed wejsciem do akcji Rosjan. Podejzewam, ze strzelaliby do ostatniego naboju, gdyby tego COS nie znalezli… Z mlodziezowym pozdrowieniem,Jax

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:53

Skomentuj komentarz

> Politycznie i spiskowo co do końca przyklei mi > gębę oszołoma i świra. Ale trudno.No coż — taka kolej rzeczy… 😀 Jeśli dokładniej śledzisz wiadomości, to po pewnym czasie zaczynasz dostrzegać taką ilość kłamstw, manipulacji, przekłamań, że nie ma wyjścia — trzeba rozstać się z Jasnogrodem.W zasadzie nie są nawet do tego potrzebne potępiane czy wyśmiewane przez mainstream media czy książki. Wystarczy posłuchać mainstream-u — po jakimś czasie też dużo widac — szydło wyłazi z worka zgodnie z zasadą, że kłamstwo ma krótkie nogi. (Przykład: Ziemkiewicz chwali się, że w „Michnikowszczyznie” nie ma ani jednego cytatu spoza „salonu”). Większość ludzi nie zastanawia się nad treścią. Reagują na proste bodźce — obrazy, nagłówki w gazetach, modę… A prawda jest taka, że lepiej nie mieć żadnych informacji niż mieć informacje fałszywe…

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:57

Skomentuj komentarz

Apropos Ziemkiewicz. Zobacz co ten potwór znowu wysmażył na swoim blogu:
Michnikowszczyzna, która na co dzień manipuluje w białych rękawiczkach, od czasu do czasu wpada w panikę i wtedy zatraca wszelkie hamulce − łapie po prostu pałkę i wali na odlew (http://wwww.rp.pl/)
Np. ta informacja, że matka S.T. była z domu Szmul …:D Nie wiedziałem o tym.

adam@kormoran,

May 23, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

> J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek > mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, > ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji> wypowiedzieć będzieCiekawa sprawa z tą wojną bo słyszę to już od którejś osoby. (Pierwszy raz to ze dwa lata temu kumpel mi wspominał o tym że J.K. to by najchętniej wypowiedział rusom wojnę). Pewnie coś takiego zapodał gdzieś między wierszami jakiś mędrzec w Tefauenie albo innej telewizorni, telewizornia to potem chwilę polansowała i — popatrz panie — do tej pory ludzie powtarzają. To jest to o czym pisałem w pierwszym komentarzu — prosty przekaz odwołujący się do emocji — ludzie nie myślą tylko wchłaniają jak gąbki…

w34,

May 24, 2010 11:21

Skomentuj komentarz

S.T. …… ojej, jakie stare czasy. Wczoraj przypominałem o tym A. jak to było. Przypominałem sobie też film „Psy”, którego chyba wtedy nie zrozumiałem. Ale czy dziś rozumiem? Czy za jakiś czas będę miał inną, jeszcze szerszą perspektywę na dzisiejszy świat? Czasem wydaje mi się, że życie to proces nabierania mądrości – ale z drugiej strony patrząc na Bartoszewskiego mogę mieć obawy, że głupieje i czas gdy mieszkałem w akademiku był dla mnie najlepszy.Nie! Niemożliwe. Ważne jest utrzymanie punktu odniesienia a nim powinna być wieczność i Stwórca inicjujący i kończący moje życie na ziemi a Gazeta Wyborcza? dziś jest jutro jej nie będzie.W.

Skomentuj notkę
Informacja #2: Pan OberProkurator z Polski twierdzi, że nie otrzymał od Rosji telefonów satelitarnych (dziennikarze mówią o 3 ale raczej wydaje mi się, że chodzi o jeden z trzema słuchawkami).

Informacja #3: Pan polityk z ministerstwa twierdzi, że na pokładzie był typowy telefon satelitarny, taki jak każdy może sobie kupić i na pewno nie było w tym telefonie żadnych kodów NATO. Zgubił się? Trudno, kupimy sobie nowy, żadnej tragedii nie ma.

Informacja #4: (z moje pamięci, więc może być niepewna) Polska jest od jakiegoś czasu w NATO, tym samolotem leciał pan prezydent, który jest zwierzchnikiem sił zbrojnych.

No i co ja mam zrobić? Z informacji #4 i #3 wyciągam wnioski, że albo …
– żyję w państwie, gdzie do prezydenta nie można się w bezpieczny (z szyfrowaniem) sposób dodzwonić, gdy leci swoim samolotem;
– żyję w państwie, gdzie pan polityk z ministerstwa kłamie lub się nie zna na bezpieczeństwie pracując z ministerstwie bezpieczeństwa a mimo to mówi.
Co lepsze?

Do tego wydaje mi się, że ten pan polityk z ministerstwa wprowadza tą dezinformację aby umniejszyć wagę problemu zwrotu tego telefonu. Dlaczego? Ja, będąc z branży jestem wstanie uwierzyć, że telefon ten był dość typowy, nawet pewnie seryjnie produkowany – tyle tylko, że pewnie doposażony we wkładkę szyfrującą, która na pewno nie jest już do kupienia w sklepie. Na pewno ktoś z NATO nie jest zadowolony, że ta wkładka przepadła ale aby dziennikarze i opinia publiczna w Polsce nie zadawała głupich pytań (bo bp. w Washington Post już można takie pytania zadawać) polityk z ministerstwa kłamie przed kamerą.

To musi rodzić pytania, chyba, że ktoś sobie pytań zadawać nie chce ale ja widząc kręcenie panów z PO wolę głosować na Jarka, bo w tak ważnej sprawie jak suwerenność Polski daje on mi więcej gwarancji niż umoczony w politykę Bronek.

* * * * * *

A TV Trwam mam na kanale 51, czyli o 10 więcej niż Zone Europa, który chciałem włączyć. Warto sobie to 51 zapamiętać o ile JAMBOXowcy mi znowu nie zmienią.

* * * * * *

J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji wypowiedzieć będzie trzeba a J. wojny się boi, bo wojna jest zła. Coś w tym jest ale lepsza jest chyba prawda niż zakłamanie, choć niekoniecznie prawda musi od razu prowadzić do wojny. Ale jest to też jakiś głos w dyskusji.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tragedia smoleńska,
kaczyński,
samolot,
telefon satelitarny,
putin,
rosja,
nato

Komentarze: (5)

jax,

May 23, 2010 13:05

Skomentuj komentarz

i jest jakies wyjasnienie strzalow przy wraku samolotu. Zakladam, ze BOR MUSIAL pewne rzeczy odnalezc przed wejsciem do akcji Rosjan. Podejzewam, ze strzelaliby do ostatniego naboju, gdyby tego COS nie znalezli… Z mlodziezowym pozdrowieniem,Jax

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:53

Skomentuj komentarz

> Politycznie i spiskowo co do końca przyklei mi > gębę oszołoma i świra. Ale trudno.No coż — taka kolej rzeczy… 😀 Jeśli dokładniej śledzisz wiadomości, to po pewnym czasie zaczynasz dostrzegać taką ilość kłamstw, manipulacji, przekłamań, że nie ma wyjścia — trzeba rozstać się z Jasnogrodem.W zasadzie nie są nawet do tego potrzebne potępiane czy wyśmiewane przez mainstream media czy książki. Wystarczy posłuchać mainstream-u — po jakimś czasie też dużo widac — szydło wyłazi z worka zgodnie z zasadą, że kłamstwo ma krótkie nogi. (Przykład: Ziemkiewicz chwali się, że w „Michnikowszczyznie” nie ma ani jednego cytatu spoza „salonu”). Większość ludzi nie zastanawia się nad treścią. Reagują na proste bodźce — obrazy, nagłówki w gazetach, modę… A prawda jest taka, że lepiej nie mieć żadnych informacji niż mieć informacje fałszywe…

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:57

Skomentuj komentarz

Apropos Ziemkiewicz. Zobacz co ten potwór znowu wysmażył na swoim blogu:
Michnikowszczyzna, która na co dzień manipuluje w białych rękawiczkach, od czasu do czasu wpada w panikę i wtedy zatraca wszelkie hamulce − łapie po prostu pałkę i wali na odlew (http://wwww.rp.pl/)
Np. ta informacja, że matka S.T. była z domu Szmul …:D Nie wiedziałem o tym.

adam@kormoran,

May 23, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

> J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek > mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, > ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji> wypowiedzieć będzieCiekawa sprawa z tą wojną bo słyszę to już od którejś osoby. (Pierwszy raz to ze dwa lata temu kumpel mi wspominał o tym że J.K. to by najchętniej wypowiedział rusom wojnę). Pewnie coś takiego zapodał gdzieś między wierszami jakiś mędrzec w Tefauenie albo innej telewizorni, telewizornia to potem chwilę polansowała i — popatrz panie — do tej pory ludzie powtarzają. To jest to o czym pisałem w pierwszym komentarzu — prosty przekaz odwołujący się do emocji — ludzie nie myślą tylko wchłaniają jak gąbki…

w34,

May 24, 2010 11:21

Skomentuj komentarz

S.T. …… ojej, jakie stare czasy. Wczoraj przypominałem o tym A. jak to było. Przypominałem sobie też film „Psy”, którego chyba wtedy nie zrozumiałem. Ale czy dziś rozumiem? Czy za jakiś czas będę miał inną, jeszcze szerszą perspektywę na dzisiejszy świat? Czasem wydaje mi się, że życie to proces nabierania mądrości – ale z drugiej strony patrząc na Bartoszewskiego mogę mieć obawy, że głupieje i czas gdy mieszkałem w akademiku był dla mnie najlepszy.Nie! Niemożliwe. Ważne jest utrzymanie punktu odniesienia a nim powinna być wieczność i Stwórca inicjujący i kończący moje życie na ziemi a Gazeta Wyborcza? dziś jest jutro jej nie będzie.W.

Skomentuj notkę
Informacja #3: Pan polityk z ministerstwa twierdzi, że na pokładzie był typowy telefon satelitarny, taki jak każdy może sobie kupić i na pewno nie było w tym telefonie żadnych kodów NATO. Zgubił się? Trudno, kupimy sobie nowy, żadnej tragedii nie ma.

Informacja #4: (z moje pamięci, więc może być niepewna) Polska jest od jakiegoś czasu w NATO, tym samolotem leciał pan prezydent, który jest zwierzchnikiem sił zbrojnych.

No i co ja mam zrobić? Z informacji #4 i #3 wyciągam wnioski, że albo …
– żyję w państwie, gdzie do prezydenta nie można się w bezpieczny (z szyfrowaniem) sposób dodzwonić, gdy leci swoim samolotem;
– żyję w państwie, gdzie pan polityk z ministerstwa kłamie lub się nie zna na bezpieczeństwie pracując z ministerstwie bezpieczeństwa a mimo to mówi.
Co lepsze?

Do tego wydaje mi się, że ten pan polityk z ministerstwa wprowadza tą dezinformację aby umniejszyć wagę problemu zwrotu tego telefonu. Dlaczego? Ja, będąc z branży jestem wstanie uwierzyć, że telefon ten był dość typowy, nawet pewnie seryjnie produkowany – tyle tylko, że pewnie doposażony we wkładkę szyfrującą, która na pewno nie jest już do kupienia w sklepie. Na pewno ktoś z NATO nie jest zadowolony, że ta wkładka przepadła ale aby dziennikarze i opinia publiczna w Polsce nie zadawała głupich pytań (bo bp. w Washington Post już można takie pytania zadawać) polityk z ministerstwa kłamie przed kamerą.

To musi rodzić pytania, chyba, że ktoś sobie pytań zadawać nie chce ale ja widząc kręcenie panów z PO wolę głosować na Jarka, bo w tak ważnej sprawie jak suwerenność Polski daje on mi więcej gwarancji niż umoczony w politykę Bronek.

* * * * * *

A TV Trwam mam na kanale 51, czyli o 10 więcej niż Zone Europa, który chciałem włączyć. Warto sobie to 51 zapamiętać o ile JAMBOXowcy mi znowu nie zmienią.

* * * * * *

J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji wypowiedzieć będzie trzeba a J. wojny się boi, bo wojna jest zła. Coś w tym jest ale lepsza jest chyba prawda niż zakłamanie, choć niekoniecznie prawda musi od razu prowadzić do wojny. Ale jest to też jakiś głos w dyskusji.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tragedia smoleńska,
kaczyński,
samolot,
telefon satelitarny,
putin,
rosja,
nato

Komentarze: (5)

jax,

May 23, 2010 13:05

Skomentuj komentarz

i jest jakies wyjasnienie strzalow przy wraku samolotu. Zakladam, ze BOR MUSIAL pewne rzeczy odnalezc przed wejsciem do akcji Rosjan. Podejzewam, ze strzelaliby do ostatniego naboju, gdyby tego COS nie znalezli… Z mlodziezowym pozdrowieniem,Jax

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:53

Skomentuj komentarz

> Politycznie i spiskowo co do końca przyklei mi > gębę oszołoma i świra. Ale trudno.No coż — taka kolej rzeczy… 😀 Jeśli dokładniej śledzisz wiadomości, to po pewnym czasie zaczynasz dostrzegać taką ilość kłamstw, manipulacji, przekłamań, że nie ma wyjścia — trzeba rozstać się z Jasnogrodem.W zasadzie nie są nawet do tego potrzebne potępiane czy wyśmiewane przez mainstream media czy książki. Wystarczy posłuchać mainstream-u — po jakimś czasie też dużo widac — szydło wyłazi z worka zgodnie z zasadą, że kłamstwo ma krótkie nogi. (Przykład: Ziemkiewicz chwali się, że w „Michnikowszczyznie” nie ma ani jednego cytatu spoza „salonu”). Większość ludzi nie zastanawia się nad treścią. Reagują na proste bodźce — obrazy, nagłówki w gazetach, modę… A prawda jest taka, że lepiej nie mieć żadnych informacji niż mieć informacje fałszywe…

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:57

Skomentuj komentarz

Apropos Ziemkiewicz. Zobacz co ten potwór znowu wysmażył na swoim blogu:
Michnikowszczyzna, która na co dzień manipuluje w białych rękawiczkach, od czasu do czasu wpada w panikę i wtedy zatraca wszelkie hamulce − łapie po prostu pałkę i wali na odlew (http://wwww.rp.pl/)
Np. ta informacja, że matka S.T. była z domu Szmul …:D Nie wiedziałem o tym.

adam@kormoran,

May 23, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

> J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek > mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, > ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji> wypowiedzieć będzieCiekawa sprawa z tą wojną bo słyszę to już od którejś osoby. (Pierwszy raz to ze dwa lata temu kumpel mi wspominał o tym że J.K. to by najchętniej wypowiedział rusom wojnę). Pewnie coś takiego zapodał gdzieś między wierszami jakiś mędrzec w Tefauenie albo innej telewizorni, telewizornia to potem chwilę polansowała i — popatrz panie — do tej pory ludzie powtarzają. To jest to o czym pisałem w pierwszym komentarzu — prosty przekaz odwołujący się do emocji — ludzie nie myślą tylko wchłaniają jak gąbki…

w34,

May 24, 2010 11:21

Skomentuj komentarz

S.T. …… ojej, jakie stare czasy. Wczoraj przypominałem o tym A. jak to było. Przypominałem sobie też film „Psy”, którego chyba wtedy nie zrozumiałem. Ale czy dziś rozumiem? Czy za jakiś czas będę miał inną, jeszcze szerszą perspektywę na dzisiejszy świat? Czasem wydaje mi się, że życie to proces nabierania mądrości – ale z drugiej strony patrząc na Bartoszewskiego mogę mieć obawy, że głupieje i czas gdy mieszkałem w akademiku był dla mnie najlepszy.Nie! Niemożliwe. Ważne jest utrzymanie punktu odniesienia a nim powinna być wieczność i Stwórca inicjujący i kończący moje życie na ziemi a Gazeta Wyborcza? dziś jest jutro jej nie będzie.W.

Skomentuj notkę
Informacja #4: (z moje pamięci, więc może być niepewna) Polska jest od jakiegoś czasu w NATO, tym samolotem leciał pan prezydent, który jest zwierzchnikiem sił zbrojnych.

No i co ja mam zrobić? Z informacji #4 i #3 wyciągam wnioski, że albo …
– żyję w państwie, gdzie do prezydenta nie można się w bezpieczny (z szyfrowaniem) sposób dodzwonić, gdy leci swoim samolotem;
– żyję w państwie, gdzie pan polityk z ministerstwa kłamie lub się nie zna na bezpieczeństwie pracując z ministerstwie bezpieczeństwa a mimo to mówi.
Co lepsze?

Do tego wydaje mi się, że ten pan polityk z ministerstwa wprowadza tą dezinformację aby umniejszyć wagę problemu zwrotu tego telefonu. Dlaczego? Ja, będąc z branży jestem wstanie uwierzyć, że telefon ten był dość typowy, nawet pewnie seryjnie produkowany – tyle tylko, że pewnie doposażony we wkładkę szyfrującą, która na pewno nie jest już do kupienia w sklepie. Na pewno ktoś z NATO nie jest zadowolony, że ta wkładka przepadła ale aby dziennikarze i opinia publiczna w Polsce nie zadawała głupich pytań (bo bp. w Washington Post już można takie pytania zadawać) polityk z ministerstwa kłamie przed kamerą.

To musi rodzić pytania, chyba, że ktoś sobie pytań zadawać nie chce ale ja widząc kręcenie panów z PO wolę głosować na Jarka, bo w tak ważnej sprawie jak suwerenność Polski daje on mi więcej gwarancji niż umoczony w politykę Bronek.

* * * * * *

A TV Trwam mam na kanale 51, czyli o 10 więcej niż Zone Europa, który chciałem włączyć. Warto sobie to 51 zapamiętać o ile JAMBOXowcy mi znowu nie zmienią.

* * * * * *

J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji wypowiedzieć będzie trzeba a J. wojny się boi, bo wojna jest zła. Coś w tym jest ale lepsza jest chyba prawda niż zakłamanie, choć niekoniecznie prawda musi od razu prowadzić do wojny. Ale jest to też jakiś głos w dyskusji.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tragedia smoleńska,
kaczyński,
samolot,
telefon satelitarny,
putin,
rosja,
nato

Komentarze: (5)

jax,

May 23, 2010 13:05

Skomentuj komentarz

i jest jakies wyjasnienie strzalow przy wraku samolotu. Zakladam, ze BOR MUSIAL pewne rzeczy odnalezc przed wejsciem do akcji Rosjan. Podejzewam, ze strzelaliby do ostatniego naboju, gdyby tego COS nie znalezli… Z mlodziezowym pozdrowieniem,Jax

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:53

Skomentuj komentarz

> Politycznie i spiskowo co do końca przyklei mi > gębę oszołoma i świra. Ale trudno.No coż — taka kolej rzeczy… 😀 Jeśli dokładniej śledzisz wiadomości, to po pewnym czasie zaczynasz dostrzegać taką ilość kłamstw, manipulacji, przekłamań, że nie ma wyjścia — trzeba rozstać się z Jasnogrodem.W zasadzie nie są nawet do tego potrzebne potępiane czy wyśmiewane przez mainstream media czy książki. Wystarczy posłuchać mainstream-u — po jakimś czasie też dużo widac — szydło wyłazi z worka zgodnie z zasadą, że kłamstwo ma krótkie nogi. (Przykład: Ziemkiewicz chwali się, że w „Michnikowszczyznie” nie ma ani jednego cytatu spoza „salonu”). Większość ludzi nie zastanawia się nad treścią. Reagują na proste bodźce — obrazy, nagłówki w gazetach, modę… A prawda jest taka, że lepiej nie mieć żadnych informacji niż mieć informacje fałszywe…

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:57

Skomentuj komentarz

Apropos Ziemkiewicz. Zobacz co ten potwór znowu wysmażył na swoim blogu:
Michnikowszczyzna, która na co dzień manipuluje w białych rękawiczkach, od czasu do czasu wpada w panikę i wtedy zatraca wszelkie hamulce − łapie po prostu pałkę i wali na odlew (http://wwww.rp.pl/)
Np. ta informacja, że matka S.T. była z domu Szmul …:D Nie wiedziałem o tym.

adam@kormoran,

May 23, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

> J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek > mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, > ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji> wypowiedzieć będzieCiekawa sprawa z tą wojną bo słyszę to już od którejś osoby. (Pierwszy raz to ze dwa lata temu kumpel mi wspominał o tym że J.K. to by najchętniej wypowiedział rusom wojnę). Pewnie coś takiego zapodał gdzieś między wierszami jakiś mędrzec w Tefauenie albo innej telewizorni, telewizornia to potem chwilę polansowała i — popatrz panie — do tej pory ludzie powtarzają. To jest to o czym pisałem w pierwszym komentarzu — prosty przekaz odwołujący się do emocji — ludzie nie myślą tylko wchłaniają jak gąbki…

w34,

May 24, 2010 11:21

Skomentuj komentarz

S.T. …… ojej, jakie stare czasy. Wczoraj przypominałem o tym A. jak to było. Przypominałem sobie też film „Psy”, którego chyba wtedy nie zrozumiałem. Ale czy dziś rozumiem? Czy za jakiś czas będę miał inną, jeszcze szerszą perspektywę na dzisiejszy świat? Czasem wydaje mi się, że życie to proces nabierania mądrości – ale z drugiej strony patrząc na Bartoszewskiego mogę mieć obawy, że głupieje i czas gdy mieszkałem w akademiku był dla mnie najlepszy.Nie! Niemożliwe. Ważne jest utrzymanie punktu odniesienia a nim powinna być wieczność i Stwórca inicjujący i kończący moje życie na ziemi a Gazeta Wyborcza? dziś jest jutro jej nie będzie.W.

Skomentuj notkę
No i co ja mam zrobić? Z informacji #4 i #3 wyciągam wnioski, że albo …
– żyję w państwie, gdzie do prezydenta nie można się w bezpieczny (z szyfrowaniem) sposób dodzwonić, gdy leci swoim samolotem;
– żyję w państwie, gdzie pan polityk z ministerstwa kłamie lub się nie zna na bezpieczeństwie pracując z ministerstwie bezpieczeństwa a mimo to mówi.
Co lepsze?

Do tego wydaje mi się, że ten pan polityk z ministerstwa wprowadza tą dezinformację aby umniejszyć wagę problemu zwrotu tego telefonu. Dlaczego? Ja, będąc z branży jestem wstanie uwierzyć, że telefon ten był dość typowy, nawet pewnie seryjnie produkowany – tyle tylko, że pewnie doposażony we wkładkę szyfrującą, która na pewno nie jest już do kupienia w sklepie. Na pewno ktoś z NATO nie jest zadowolony, że ta wkładka przepadła ale aby dziennikarze i opinia publiczna w Polsce nie zadawała głupich pytań (bo bp. w Washington Post już można takie pytania zadawać) polityk z ministerstwa kłamie przed kamerą.

To musi rodzić pytania, chyba, że ktoś sobie pytań zadawać nie chce ale ja widząc kręcenie panów z PO wolę głosować na Jarka, bo w tak ważnej sprawie jak suwerenność Polski daje on mi więcej gwarancji niż umoczony w politykę Bronek.

* * * * * *

A TV Trwam mam na kanale 51, czyli o 10 więcej niż Zone Europa, który chciałem włączyć. Warto sobie to 51 zapamiętać o ile JAMBOXowcy mi znowu nie zmienią.

* * * * * *

J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji wypowiedzieć będzie trzeba a J. wojny się boi, bo wojna jest zła. Coś w tym jest ale lepsza jest chyba prawda niż zakłamanie, choć niekoniecznie prawda musi od razu prowadzić do wojny. Ale jest to też jakiś głos w dyskusji.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tragedia smoleńska,
kaczyński,
samolot,
telefon satelitarny,
putin,
rosja,
nato

Komentarze: (5)

jax,

May 23, 2010 13:05

Skomentuj komentarz

i jest jakies wyjasnienie strzalow przy wraku samolotu. Zakladam, ze BOR MUSIAL pewne rzeczy odnalezc przed wejsciem do akcji Rosjan. Podejzewam, ze strzelaliby do ostatniego naboju, gdyby tego COS nie znalezli… Z mlodziezowym pozdrowieniem,Jax

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:53

Skomentuj komentarz

> Politycznie i spiskowo co do końca przyklei mi > gębę oszołoma i świra. Ale trudno.No coż — taka kolej rzeczy… 😀 Jeśli dokładniej śledzisz wiadomości, to po pewnym czasie zaczynasz dostrzegać taką ilość kłamstw, manipulacji, przekłamań, że nie ma wyjścia — trzeba rozstać się z Jasnogrodem.W zasadzie nie są nawet do tego potrzebne potępiane czy wyśmiewane przez mainstream media czy książki. Wystarczy posłuchać mainstream-u — po jakimś czasie też dużo widac — szydło wyłazi z worka zgodnie z zasadą, że kłamstwo ma krótkie nogi. (Przykład: Ziemkiewicz chwali się, że w „Michnikowszczyznie” nie ma ani jednego cytatu spoza „salonu”). Większość ludzi nie zastanawia się nad treścią. Reagują na proste bodźce — obrazy, nagłówki w gazetach, modę… A prawda jest taka, że lepiej nie mieć żadnych informacji niż mieć informacje fałszywe…

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:57

Skomentuj komentarz

Apropos Ziemkiewicz. Zobacz co ten potwór znowu wysmażył na swoim blogu:
Michnikowszczyzna, która na co dzień manipuluje w białych rękawiczkach, od czasu do czasu wpada w panikę i wtedy zatraca wszelkie hamulce − łapie po prostu pałkę i wali na odlew (http://wwww.rp.pl/)
Np. ta informacja, że matka S.T. była z domu Szmul …:D Nie wiedziałem o tym.

adam@kormoran,

May 23, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

> J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek > mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, > ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji> wypowiedzieć będzieCiekawa sprawa z tą wojną bo słyszę to już od którejś osoby. (Pierwszy raz to ze dwa lata temu kumpel mi wspominał o tym że J.K. to by najchętniej wypowiedział rusom wojnę). Pewnie coś takiego zapodał gdzieś między wierszami jakiś mędrzec w Tefauenie albo innej telewizorni, telewizornia to potem chwilę polansowała i — popatrz panie — do tej pory ludzie powtarzają. To jest to o czym pisałem w pierwszym komentarzu — prosty przekaz odwołujący się do emocji — ludzie nie myślą tylko wchłaniają jak gąbki…

w34,

May 24, 2010 11:21

Skomentuj komentarz

S.T. …… ojej, jakie stare czasy. Wczoraj przypominałem o tym A. jak to było. Przypominałem sobie też film „Psy”, którego chyba wtedy nie zrozumiałem. Ale czy dziś rozumiem? Czy za jakiś czas będę miał inną, jeszcze szerszą perspektywę na dzisiejszy świat? Czasem wydaje mi się, że życie to proces nabierania mądrości – ale z drugiej strony patrząc na Bartoszewskiego mogę mieć obawy, że głupieje i czas gdy mieszkałem w akademiku był dla mnie najlepszy.Nie! Niemożliwe. Ważne jest utrzymanie punktu odniesienia a nim powinna być wieczność i Stwórca inicjujący i kończący moje życie na ziemi a Gazeta Wyborcza? dziś jest jutro jej nie będzie.W.

Skomentuj notkę
Do tego wydaje mi się, że ten pan polityk z ministerstwa wprowadza tą dezinformację aby umniejszyć wagę problemu zwrotu tego telefonu. Dlaczego? Ja, będąc z branży jestem wstanie uwierzyć, że telefon ten był dość typowy, nawet pewnie seryjnie produkowany – tyle tylko, że pewnie doposażony we wkładkę szyfrującą, która na pewno nie jest już do kupienia w sklepie. Na pewno ktoś z NATO nie jest zadowolony, że ta wkładka przepadła ale aby dziennikarze i opinia publiczna w Polsce nie zadawała głupich pytań (bo bp. w Washington Post już można takie pytania zadawać) polityk z ministerstwa kłamie przed kamerą.

To musi rodzić pytania, chyba, że ktoś sobie pytań zadawać nie chce ale ja widząc kręcenie panów z PO wolę głosować na Jarka, bo w tak ważnej sprawie jak suwerenność Polski daje on mi więcej gwarancji niż umoczony w politykę Bronek.

* * * * * *

A TV Trwam mam na kanale 51, czyli o 10 więcej niż Zone Europa, który chciałem włączyć. Warto sobie to 51 zapamiętać o ile JAMBOXowcy mi znowu nie zmienią.

* * * * * *

J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji wypowiedzieć będzie trzeba a J. wojny się boi, bo wojna jest zła. Coś w tym jest ale lepsza jest chyba prawda niż zakłamanie, choć niekoniecznie prawda musi od razu prowadzić do wojny. Ale jest to też jakiś głos w dyskusji.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tragedia smoleńska,
kaczyński,
samolot,
telefon satelitarny,
putin,
rosja,
nato

Komentarze: (5)

jax,

May 23, 2010 13:05

Skomentuj komentarz

i jest jakies wyjasnienie strzalow przy wraku samolotu. Zakladam, ze BOR MUSIAL pewne rzeczy odnalezc przed wejsciem do akcji Rosjan. Podejzewam, ze strzelaliby do ostatniego naboju, gdyby tego COS nie znalezli… Z mlodziezowym pozdrowieniem,Jax

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:53

Skomentuj komentarz

> Politycznie i spiskowo co do końca przyklei mi > gębę oszołoma i świra. Ale trudno.No coż — taka kolej rzeczy… 😀 Jeśli dokładniej śledzisz wiadomości, to po pewnym czasie zaczynasz dostrzegać taką ilość kłamstw, manipulacji, przekłamań, że nie ma wyjścia — trzeba rozstać się z Jasnogrodem.W zasadzie nie są nawet do tego potrzebne potępiane czy wyśmiewane przez mainstream media czy książki. Wystarczy posłuchać mainstream-u — po jakimś czasie też dużo widac — szydło wyłazi z worka zgodnie z zasadą, że kłamstwo ma krótkie nogi. (Przykład: Ziemkiewicz chwali się, że w „Michnikowszczyznie” nie ma ani jednego cytatu spoza „salonu”). Większość ludzi nie zastanawia się nad treścią. Reagują na proste bodźce — obrazy, nagłówki w gazetach, modę… A prawda jest taka, że lepiej nie mieć żadnych informacji niż mieć informacje fałszywe…

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:57

Skomentuj komentarz

Apropos Ziemkiewicz. Zobacz co ten potwór znowu wysmażył na swoim blogu:
Michnikowszczyzna, która na co dzień manipuluje w białych rękawiczkach, od czasu do czasu wpada w panikę i wtedy zatraca wszelkie hamulce − łapie po prostu pałkę i wali na odlew (http://wwww.rp.pl/)
Np. ta informacja, że matka S.T. była z domu Szmul …:D Nie wiedziałem o tym.

adam@kormoran,

May 23, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

> J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek > mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, > ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji> wypowiedzieć będzieCiekawa sprawa z tą wojną bo słyszę to już od którejś osoby. (Pierwszy raz to ze dwa lata temu kumpel mi wspominał o tym że J.K. to by najchętniej wypowiedział rusom wojnę). Pewnie coś takiego zapodał gdzieś między wierszami jakiś mędrzec w Tefauenie albo innej telewizorni, telewizornia to potem chwilę polansowała i — popatrz panie — do tej pory ludzie powtarzają. To jest to o czym pisałem w pierwszym komentarzu — prosty przekaz odwołujący się do emocji — ludzie nie myślą tylko wchłaniają jak gąbki…

w34,

May 24, 2010 11:21

Skomentuj komentarz

S.T. …… ojej, jakie stare czasy. Wczoraj przypominałem o tym A. jak to było. Przypominałem sobie też film „Psy”, którego chyba wtedy nie zrozumiałem. Ale czy dziś rozumiem? Czy za jakiś czas będę miał inną, jeszcze szerszą perspektywę na dzisiejszy świat? Czasem wydaje mi się, że życie to proces nabierania mądrości – ale z drugiej strony patrząc na Bartoszewskiego mogę mieć obawy, że głupieje i czas gdy mieszkałem w akademiku był dla mnie najlepszy.Nie! Niemożliwe. Ważne jest utrzymanie punktu odniesienia a nim powinna być wieczność i Stwórca inicjujący i kończący moje życie na ziemi a Gazeta Wyborcza? dziś jest jutro jej nie będzie.W.

Skomentuj notkę
To musi rodzić pytania, chyba, że ktoś sobie pytań zadawać nie chce ale ja widząc kręcenie panów z PO wolę głosować na Jarka, bo w tak ważnej sprawie jak suwerenność Polski daje on mi więcej gwarancji niż umoczony w politykę Bronek.

* * * * * *

A TV Trwam mam na kanale 51, czyli o 10 więcej niż Zone Europa, który chciałem włączyć. Warto sobie to 51 zapamiętać o ile JAMBOXowcy mi znowu nie zmienią.

* * * * * *

J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji wypowiedzieć będzie trzeba a J. wojny się boi, bo wojna jest zła. Coś w tym jest ale lepsza jest chyba prawda niż zakłamanie, choć niekoniecznie prawda musi od razu prowadzić do wojny. Ale jest to też jakiś głos w dyskusji.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tragedia smoleńska,
kaczyński,
samolot,
telefon satelitarny,
putin,
rosja,
nato

Komentarze: (5)

jax,

May 23, 2010 13:05

Skomentuj komentarz

i jest jakies wyjasnienie strzalow przy wraku samolotu. Zakladam, ze BOR MUSIAL pewne rzeczy odnalezc przed wejsciem do akcji Rosjan. Podejzewam, ze strzelaliby do ostatniego naboju, gdyby tego COS nie znalezli… Z mlodziezowym pozdrowieniem,Jax

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:53

Skomentuj komentarz

> Politycznie i spiskowo co do końca przyklei mi > gębę oszołoma i świra. Ale trudno.No coż — taka kolej rzeczy… 😀 Jeśli dokładniej śledzisz wiadomości, to po pewnym czasie zaczynasz dostrzegać taką ilość kłamstw, manipulacji, przekłamań, że nie ma wyjścia — trzeba rozstać się z Jasnogrodem.W zasadzie nie są nawet do tego potrzebne potępiane czy wyśmiewane przez mainstream media czy książki. Wystarczy posłuchać mainstream-u — po jakimś czasie też dużo widac — szydło wyłazi z worka zgodnie z zasadą, że kłamstwo ma krótkie nogi. (Przykład: Ziemkiewicz chwali się, że w „Michnikowszczyznie” nie ma ani jednego cytatu spoza „salonu”). Większość ludzi nie zastanawia się nad treścią. Reagują na proste bodźce — obrazy, nagłówki w gazetach, modę… A prawda jest taka, że lepiej nie mieć żadnych informacji niż mieć informacje fałszywe…

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:57

Skomentuj komentarz

Apropos Ziemkiewicz. Zobacz co ten potwór znowu wysmażył na swoim blogu:
Michnikowszczyzna, która na co dzień manipuluje w białych rękawiczkach, od czasu do czasu wpada w panikę i wtedy zatraca wszelkie hamulce − łapie po prostu pałkę i wali na odlew (http://wwww.rp.pl/)
Np. ta informacja, że matka S.T. była z domu Szmul …:D Nie wiedziałem o tym.

adam@kormoran,

May 23, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

> J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek > mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, > ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji> wypowiedzieć będzieCiekawa sprawa z tą wojną bo słyszę to już od którejś osoby. (Pierwszy raz to ze dwa lata temu kumpel mi wspominał o tym że J.K. to by najchętniej wypowiedział rusom wojnę). Pewnie coś takiego zapodał gdzieś między wierszami jakiś mędrzec w Tefauenie albo innej telewizorni, telewizornia to potem chwilę polansowała i — popatrz panie — do tej pory ludzie powtarzają. To jest to o czym pisałem w pierwszym komentarzu — prosty przekaz odwołujący się do emocji — ludzie nie myślą tylko wchłaniają jak gąbki…

w34,

May 24, 2010 11:21

Skomentuj komentarz

S.T. …… ojej, jakie stare czasy. Wczoraj przypominałem o tym A. jak to było. Przypominałem sobie też film „Psy”, którego chyba wtedy nie zrozumiałem. Ale czy dziś rozumiem? Czy za jakiś czas będę miał inną, jeszcze szerszą perspektywę na dzisiejszy świat? Czasem wydaje mi się, że życie to proces nabierania mądrości – ale z drugiej strony patrząc na Bartoszewskiego mogę mieć obawy, że głupieje i czas gdy mieszkałem w akademiku był dla mnie najlepszy.Nie! Niemożliwe. Ważne jest utrzymanie punktu odniesienia a nim powinna być wieczność i Stwórca inicjujący i kończący moje życie na ziemi a Gazeta Wyborcza? dziś jest jutro jej nie będzie.W.

Skomentuj notkę
* * * * * *

A TV Trwam mam na kanale 51, czyli o 10 więcej niż Zone Europa, który chciałem włączyć. Warto sobie to 51 zapamiętać o ile JAMBOXowcy mi znowu nie zmienią.

* * * * * *

J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji wypowiedzieć będzie trzeba a J. wojny się boi, bo wojna jest zła. Coś w tym jest ale lepsza jest chyba prawda niż zakłamanie, choć niekoniecznie prawda musi od razu prowadzić do wojny. Ale jest to też jakiś głos w dyskusji.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tragedia smoleńska,
kaczyński,
samolot,
telefon satelitarny,
putin,
rosja,
nato

Komentarze: (5)

jax,

May 23, 2010 13:05

Skomentuj komentarz

i jest jakies wyjasnienie strzalow przy wraku samolotu. Zakladam, ze BOR MUSIAL pewne rzeczy odnalezc przed wejsciem do akcji Rosjan. Podejzewam, ze strzelaliby do ostatniego naboju, gdyby tego COS nie znalezli… Z mlodziezowym pozdrowieniem,Jax

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:53

Skomentuj komentarz

> Politycznie i spiskowo co do końca przyklei mi > gębę oszołoma i świra. Ale trudno.No coż — taka kolej rzeczy… 😀 Jeśli dokładniej śledzisz wiadomości, to po pewnym czasie zaczynasz dostrzegać taką ilość kłamstw, manipulacji, przekłamań, że nie ma wyjścia — trzeba rozstać się z Jasnogrodem.W zasadzie nie są nawet do tego potrzebne potępiane czy wyśmiewane przez mainstream media czy książki. Wystarczy posłuchać mainstream-u — po jakimś czasie też dużo widac — szydło wyłazi z worka zgodnie z zasadą, że kłamstwo ma krótkie nogi. (Przykład: Ziemkiewicz chwali się, że w „Michnikowszczyznie” nie ma ani jednego cytatu spoza „salonu”). Większość ludzi nie zastanawia się nad treścią. Reagują na proste bodźce — obrazy, nagłówki w gazetach, modę… A prawda jest taka, że lepiej nie mieć żadnych informacji niż mieć informacje fałszywe…

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:57

Skomentuj komentarz

Apropos Ziemkiewicz. Zobacz co ten potwór znowu wysmażył na swoim blogu:
Michnikowszczyzna, która na co dzień manipuluje w białych rękawiczkach, od czasu do czasu wpada w panikę i wtedy zatraca wszelkie hamulce − łapie po prostu pałkę i wali na odlew (http://wwww.rp.pl/)
Np. ta informacja, że matka S.T. była z domu Szmul …:D Nie wiedziałem o tym.

adam@kormoran,

May 23, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

> J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek > mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, > ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji> wypowiedzieć będzieCiekawa sprawa z tą wojną bo słyszę to już od którejś osoby. (Pierwszy raz to ze dwa lata temu kumpel mi wspominał o tym że J.K. to by najchętniej wypowiedział rusom wojnę). Pewnie coś takiego zapodał gdzieś między wierszami jakiś mędrzec w Tefauenie albo innej telewizorni, telewizornia to potem chwilę polansowała i — popatrz panie — do tej pory ludzie powtarzają. To jest to o czym pisałem w pierwszym komentarzu — prosty przekaz odwołujący się do emocji — ludzie nie myślą tylko wchłaniają jak gąbki…

w34,

May 24, 2010 11:21

Skomentuj komentarz

S.T. …… ojej, jakie stare czasy. Wczoraj przypominałem o tym A. jak to było. Przypominałem sobie też film „Psy”, którego chyba wtedy nie zrozumiałem. Ale czy dziś rozumiem? Czy za jakiś czas będę miał inną, jeszcze szerszą perspektywę na dzisiejszy świat? Czasem wydaje mi się, że życie to proces nabierania mądrości – ale z drugiej strony patrząc na Bartoszewskiego mogę mieć obawy, że głupieje i czas gdy mieszkałem w akademiku był dla mnie najlepszy.Nie! Niemożliwe. Ważne jest utrzymanie punktu odniesienia a nim powinna być wieczność i Stwórca inicjujący i kończący moje życie na ziemi a Gazeta Wyborcza? dziś jest jutro jej nie będzie.W.

Skomentuj notkę
A TV Trwam mam na kanale 51, czyli o 10 więcej niż Zone Europa, który chciałem włączyć. Warto sobie to 51 zapamiętać o ile JAMBOXowcy mi znowu nie zmienią.

* * * * * *

J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji wypowiedzieć będzie trzeba a J. wojny się boi, bo wojna jest zła. Coś w tym jest ale lepsza jest chyba prawda niż zakłamanie, choć niekoniecznie prawda musi od razu prowadzić do wojny. Ale jest to też jakiś głos w dyskusji.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tragedia smoleńska,
kaczyński,
samolot,
telefon satelitarny,
putin,
rosja,
nato

Komentarze: (5)

jax,

May 23, 2010 13:05

Skomentuj komentarz

i jest jakies wyjasnienie strzalow przy wraku samolotu. Zakladam, ze BOR MUSIAL pewne rzeczy odnalezc przed wejsciem do akcji Rosjan. Podejzewam, ze strzelaliby do ostatniego naboju, gdyby tego COS nie znalezli… Z mlodziezowym pozdrowieniem,Jax

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:53

Skomentuj komentarz

> Politycznie i spiskowo co do końca przyklei mi > gębę oszołoma i świra. Ale trudno.No coż — taka kolej rzeczy… 😀 Jeśli dokładniej śledzisz wiadomości, to po pewnym czasie zaczynasz dostrzegać taką ilość kłamstw, manipulacji, przekłamań, że nie ma wyjścia — trzeba rozstać się z Jasnogrodem.W zasadzie nie są nawet do tego potrzebne potępiane czy wyśmiewane przez mainstream media czy książki. Wystarczy posłuchać mainstream-u — po jakimś czasie też dużo widac — szydło wyłazi z worka zgodnie z zasadą, że kłamstwo ma krótkie nogi. (Przykład: Ziemkiewicz chwali się, że w „Michnikowszczyznie” nie ma ani jednego cytatu spoza „salonu”). Większość ludzi nie zastanawia się nad treścią. Reagują na proste bodźce — obrazy, nagłówki w gazetach, modę… A prawda jest taka, że lepiej nie mieć żadnych informacji niż mieć informacje fałszywe…

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:57

Skomentuj komentarz

Apropos Ziemkiewicz. Zobacz co ten potwór znowu wysmażył na swoim blogu:
Michnikowszczyzna, która na co dzień manipuluje w białych rękawiczkach, od czasu do czasu wpada w panikę i wtedy zatraca wszelkie hamulce − łapie po prostu pałkę i wali na odlew (http://wwww.rp.pl/)
Np. ta informacja, że matka S.T. była z domu Szmul …:D Nie wiedziałem o tym.

adam@kormoran,

May 23, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

> J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek > mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, > ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji> wypowiedzieć będzieCiekawa sprawa z tą wojną bo słyszę to już od którejś osoby. (Pierwszy raz to ze dwa lata temu kumpel mi wspominał o tym że J.K. to by najchętniej wypowiedział rusom wojnę). Pewnie coś takiego zapodał gdzieś między wierszami jakiś mędrzec w Tefauenie albo innej telewizorni, telewizornia to potem chwilę polansowała i — popatrz panie — do tej pory ludzie powtarzają. To jest to o czym pisałem w pierwszym komentarzu — prosty przekaz odwołujący się do emocji — ludzie nie myślą tylko wchłaniają jak gąbki…

w34,

May 24, 2010 11:21

Skomentuj komentarz

S.T. …… ojej, jakie stare czasy. Wczoraj przypominałem o tym A. jak to było. Przypominałem sobie też film „Psy”, którego chyba wtedy nie zrozumiałem. Ale czy dziś rozumiem? Czy za jakiś czas będę miał inną, jeszcze szerszą perspektywę na dzisiejszy świat? Czasem wydaje mi się, że życie to proces nabierania mądrości – ale z drugiej strony patrząc na Bartoszewskiego mogę mieć obawy, że głupieje i czas gdy mieszkałem w akademiku był dla mnie najlepszy.Nie! Niemożliwe. Ważne jest utrzymanie punktu odniesienia a nim powinna być wieczność i Stwórca inicjujący i kończący moje życie na ziemi a Gazeta Wyborcza? dziś jest jutro jej nie będzie.W.

Skomentuj notkę
* * * * * *

J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji wypowiedzieć będzie trzeba a J. wojny się boi, bo wojna jest zła. Coś w tym jest ale lepsza jest chyba prawda niż zakłamanie, choć niekoniecznie prawda musi od razu prowadzić do wojny. Ale jest to też jakiś głos w dyskusji.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tragedia smoleńska,
kaczyński,
samolot,
telefon satelitarny,
putin,
rosja,
nato

Komentarze: (5)

jax,

May 23, 2010 13:05

Skomentuj komentarz

i jest jakies wyjasnienie strzalow przy wraku samolotu. Zakladam, ze BOR MUSIAL pewne rzeczy odnalezc przed wejsciem do akcji Rosjan. Podejzewam, ze strzelaliby do ostatniego naboju, gdyby tego COS nie znalezli… Z mlodziezowym pozdrowieniem,Jax

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:53

Skomentuj komentarz

> Politycznie i spiskowo co do końca przyklei mi > gębę oszołoma i świra. Ale trudno.No coż — taka kolej rzeczy… 😀 Jeśli dokładniej śledzisz wiadomości, to po pewnym czasie zaczynasz dostrzegać taką ilość kłamstw, manipulacji, przekłamań, że nie ma wyjścia — trzeba rozstać się z Jasnogrodem.W zasadzie nie są nawet do tego potrzebne potępiane czy wyśmiewane przez mainstream media czy książki. Wystarczy posłuchać mainstream-u — po jakimś czasie też dużo widac — szydło wyłazi z worka zgodnie z zasadą, że kłamstwo ma krótkie nogi. (Przykład: Ziemkiewicz chwali się, że w „Michnikowszczyznie” nie ma ani jednego cytatu spoza „salonu”). Większość ludzi nie zastanawia się nad treścią. Reagują na proste bodźce — obrazy, nagłówki w gazetach, modę… A prawda jest taka, że lepiej nie mieć żadnych informacji niż mieć informacje fałszywe…

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:57

Skomentuj komentarz

Apropos Ziemkiewicz. Zobacz co ten potwór znowu wysmażył na swoim blogu:
Michnikowszczyzna, która na co dzień manipuluje w białych rękawiczkach, od czasu do czasu wpada w panikę i wtedy zatraca wszelkie hamulce − łapie po prostu pałkę i wali na odlew (http://wwww.rp.pl/)
Np. ta informacja, że matka S.T. była z domu Szmul …:D Nie wiedziałem o tym.

adam@kormoran,

May 23, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

> J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek > mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, > ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji> wypowiedzieć będzieCiekawa sprawa z tą wojną bo słyszę to już od którejś osoby. (Pierwszy raz to ze dwa lata temu kumpel mi wspominał o tym że J.K. to by najchętniej wypowiedział rusom wojnę). Pewnie coś takiego zapodał gdzieś między wierszami jakiś mędrzec w Tefauenie albo innej telewizorni, telewizornia to potem chwilę polansowała i — popatrz panie — do tej pory ludzie powtarzają. To jest to o czym pisałem w pierwszym komentarzu — prosty przekaz odwołujący się do emocji — ludzie nie myślą tylko wchłaniają jak gąbki…

w34,

May 24, 2010 11:21

Skomentuj komentarz

S.T. …… ojej, jakie stare czasy. Wczoraj przypominałem o tym A. jak to było. Przypominałem sobie też film „Psy”, którego chyba wtedy nie zrozumiałem. Ale czy dziś rozumiem? Czy za jakiś czas będę miał inną, jeszcze szerszą perspektywę na dzisiejszy świat? Czasem wydaje mi się, że życie to proces nabierania mądrości – ale z drugiej strony patrząc na Bartoszewskiego mogę mieć obawy, że głupieje i czas gdy mieszkałem w akademiku był dla mnie najlepszy.Nie! Niemożliwe. Ważne jest utrzymanie punktu odniesienia a nim powinna być wieczność i Stwórca inicjujący i kończący moje życie na ziemi a Gazeta Wyborcza? dziś jest jutro jej nie będzie.W.

Skomentuj notkę
J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji wypowiedzieć będzie trzeba a J. wojny się boi, bo wojna jest zła. Coś w tym jest ale lepsza jest chyba prawda niż zakłamanie, choć niekoniecznie prawda musi od razu prowadzić do wojny. Ale jest to też jakiś głos w dyskusji.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
tragedia smoleńska,
kaczyński,
samolot,
telefon satelitarny,
putin,
rosja,
nato

Komentarze: (5)

jax,

May 23, 2010 13:05

Skomentuj komentarz

i jest jakies wyjasnienie strzalow przy wraku samolotu. Zakladam, ze BOR MUSIAL pewne rzeczy odnalezc przed wejsciem do akcji Rosjan. Podejzewam, ze strzelaliby do ostatniego naboju, gdyby tego COS nie znalezli… Z mlodziezowym pozdrowieniem,Jax

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:53

Skomentuj komentarz

> Politycznie i spiskowo co do końca przyklei mi > gębę oszołoma i świra. Ale trudno.No coż — taka kolej rzeczy… 😀 Jeśli dokładniej śledzisz wiadomości, to po pewnym czasie zaczynasz dostrzegać taką ilość kłamstw, manipulacji, przekłamań, że nie ma wyjścia — trzeba rozstać się z Jasnogrodem.W zasadzie nie są nawet do tego potrzebne potępiane czy wyśmiewane przez mainstream media czy książki. Wystarczy posłuchać mainstream-u — po jakimś czasie też dużo widac — szydło wyłazi z worka zgodnie z zasadą, że kłamstwo ma krótkie nogi. (Przykład: Ziemkiewicz chwali się, że w „Michnikowszczyznie” nie ma ani jednego cytatu spoza „salonu”). Większość ludzi nie zastanawia się nad treścią. Reagują na proste bodźce — obrazy, nagłówki w gazetach, modę… A prawda jest taka, że lepiej nie mieć żadnych informacji niż mieć informacje fałszywe…

adam@kormoran,

May 23, 2010 22:57

Skomentuj komentarz

Apropos Ziemkiewicz. Zobacz co ten potwór znowu wysmażył na swoim blogu:
Michnikowszczyzna, która na co dzień manipuluje w białych rękawiczkach, od czasu do czasu wpada w panikę i wtedy zatraca wszelkie hamulce − łapie po prostu pałkę i wali na odlew (http://wwww.rp.pl/)
Np. ta informacja, że matka S.T. była z domu Szmul …:D Nie wiedziałem o tym.

adam@kormoran,

May 23, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

> J. powiedział, że się boi głosować na Jarka. Jarek > mógłby zostając prezydentem znaleźć niezbite dowody, > ze Leszka zestrzelili i co wtedy? Wojnę Rosji> wypowiedzieć będzieCiekawa sprawa z tą wojną bo słyszę to już od którejś osoby. (Pierwszy raz to ze dwa lata temu kumpel mi wspominał o tym że J.K. to by najchętniej wypowiedział rusom wojnę). Pewnie coś takiego zapodał gdzieś między wierszami jakiś mędrzec w Tefauenie albo innej telewizorni, telewizornia to potem chwilę polansowała i — popatrz panie — do tej pory ludzie powtarzają. To jest to o czym pisałem w pierwszym komentarzu — prosty przekaz odwołujący się do emocji — ludzie nie myślą tylko wchłaniają jak gąbki…

w34,

May 24, 2010 11:21

Skomentuj komentarz

S.T. …… ojej, jakie stare czasy. Wczoraj przypominałem o tym A. jak to było. Przypominałem sobie też film „Psy”, którego chyba wtedy nie zrozumiałem. Ale czy dziś rozumiem? Czy za jakiś czas będę miał inną, jeszcze szerszą perspektywę na dzisiejszy świat? Czasem wydaje mi się, że życie to proces nabierania mądrości – ale z drugiej strony patrząc na Bartoszewskiego mogę mieć obawy, że głupieje i czas gdy mieszkałem w akademiku był dla mnie najlepszy.Nie! Niemożliwe. Ważne jest utrzymanie punktu odniesienia a nim powinna być wieczność i Stwórca inicjujący i kończący moje życie na ziemi a Gazeta Wyborcza? dziś jest jutro jej nie będzie.W.

Skomentuj notkę
Apropos Ziemkiewicz. Zobacz co ten potwór znowu wysmażył na swoim blogu:
Michnikowszczyzna, która na co dzień manipuluje w białych rękawiczkach, od czasu do czasu wpada w panikę i wtedy zatraca wszelkie hamulce − łapie po prostu pałkę i wali na odlew (http://wwww.rp.pl/)
Np. ta informacja, że matka S.T. była z domu Szmul …:D Nie wiedziałem o tym.
Inspiracja: tekst w Rzepie pt: „Bruksela będzie się zadłużać” pod http://www.rp.pl/artykul/479589.html.
#1. Cytuję ważnego polityka UE: Grecja nadmiernie się zadłużyła, nie może obsługiwać swojego długu i
dlatego uchwaliliśmy dla nich program pomocowy na 110mld euro. Muszą
wiedzieć, że nie można zadłużać się bez końca.
#2. Reklama ze słupa: Tanie pożyczki konsol…idacyjne! Nie potrafisz spłacać kredytów? Ciążą ci raty? Weź pożyczkę konsolidacyjną, bez poręczenia
żyrantów, bez wiedzy żony. Pożyczka konsolidacyjna może być
przeznaczona na dowolny cel lub spłatę zobowiązań kredytowych, kredytu samochodowego, rat RTV/AGD….
#3. Traktat
Lizboński stwierdza, że UE jest pomiotem prawa międzynarodowego, jest
państwem. A państwo zadłużać się może.
#4. Mądra księga naucza: Nie pożyczaj aby nikt nie miał cię w garści.
#5. Czy ja mogę ogłosić, że mój dom,
moja działka nie jest u Unii?
Przy śniadaniu przeczytałem cytat z Katarzyny II Wielkiej:

Jest rzeczą nieodzowną, abyśmy wprowadzili na tron Polski Piasta dla
nas dogodnego, użytecznego dla naszych rzeczywistych interesów, jednym
słowem człowieka, który by wyłącznie nam zawdzięczał swoje wyniesienie.
W osobie hrabiego Poniatowskiego, stolnika litewskiego, znajdujemy
wszystkie warunki niezbędne dla dogodzenia nam i skutkiem tego
postanowiliśmy wynieść go na tron Polski.

Zaproszenie przez Putina premiera Tuska do Katynia było ewidentną ingerencją w sprawy Polskie, więc widać przez to 200 lat zmieniły się metody podróżowania przywódców państw ale ich myślenie i zachowanie już niekoniecznie.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
kaczyński,
komorowski,
po,
pis,
wybory prezydenckie

Komentarze: (14)

ky,

May 11, 2010 13:42

Skomentuj komentarz

Dlaczego samo wystosowanie zaproszenia było ewidentną ingerencją w sprawy polskie? Szczerze mówiąc nie wiem czemu tak uważasz… A jakby zaprosili Kaczyńskiego to też by była? A jak Kaczyński zapraszał kogoś do Polski (a było paru takich) to też ewidentnie ingerował w sprawy tych krajów? Czy masz jakieś reguły według których sprawdzasz które zaproszenie jest „ewidentną ingerencją w sprawy jakiegoś kraju” a które nie?Czy chodzi o to, że Twoim zdaniem Putin wsparł Tuska bo Tusk będzie pracował dla Rosjan? Przypomnij sobie co J.Kaczyński mówił publicznie o Rosji: „Z Rosją trzeba umieć rozmawiać, z Rosją trzeba twardo”, „Wystarczyło tylko tupnąć” itp. Przecież te wypowiedzi były wyraźnie obelżywe – to jak Rosjanie, mając jakieś ambicje mieli je odebrać, zwłaszcza, że były to raczej „osobiste wycieczki” do charakteru i możliwości Rosjan. Ile firm padło po wyczynach Jarka i jak to potem skomentował PiS w sejmie gdy nie udało się odzyskać rynku? A co z rurą północną i południową? Niczego nie uzyskał a tylko stracił – jako polityk w tej sferze jest wybitnie nieskuteczny. Przecież wypowiedzi Jarosława były publikowane w Rosji i używane propagandowo – jak Putin miał mu podać rękę przed katastrofą i sam nie stracić twarzy?Jak się podsumuje działalność J.Kaczyńskiego w tej sferze to wychodzi, że usłużnie i na czas dostarczał Rosji argumentów politycznych przeciwko Polsce i Polakom, w działaniach mających przynieść korzyści gospodarcze albo był całkowicie nieskuteczny albo wręcz niszczycielski. To pozwala sądzić, że reprezentował interesy Rosjan, oczywiście ci go będą kryć więc stąd wizerunek patrioty i „wroga” Rosji. W takiej sytuacji twierdzenie, że J.Kaczyński jest rosyjskim agentem jest wewnętrznie spójne i również zgodne z faktami, które miały miejsce.

anonim,

May 13, 2010 20:01

Skomentuj komentarz

http://kataryna.blox.pl/2010/05/Jak-sie-Kaczynski-na-obchody-wpychal-cd.htmlJak się Kaczyński na obchody wpychał – cd.27 styczniaMariusz Handzlik do Radosława Sikorskiego: Szanowny Panie Ministrze. Uprzejmie informuję, że w związku z przypadającą w tym roku 70. rocznicą mordu polskich jeńców wojennych w lesie katyńskim, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Pan Lech Kaczyński planuje oddać hołd ofiarom na Polskim Cmentarzu Wojennym w Katyniu.23 lutegoAndrzej Kremer (MSZ) do Władysława Stasiaka: Szanowny Panie Ministrze. W nawiązaniu do rozmów odbytych z Panem Ministrem w dniu 22 lutego i 12 lutego oraz do pisma (…) pozwolę sobie ponownie potwierdzić Panu Ministrowi, że zgodnie z coroczną tradycją, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa organizuje, w dniu 10 kwietnia 2010, wyjazd oficjalnej delegacji polskiej na coroczne uroczystości w Katyniu. (…) Mając powyższe na uwadze, zwracam się do Pana Ministra z uprzejmą prośbą o ostateczne potwierdzenie gotowości Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej do uczestniczenia w tych uroczystościach i przewodniczenia delegacji polskiej.Ta korespondencja, opublikowana przed chwilą na stronach Wprost, ostatecznie wyjaśnia sprawę rzekomego „wciskania się” nieproszonego Kaczyńskiego na katyńskie uroczystości. Nie ulega już wątpliwości nie tylko to, że prezydent zaplanował swój wyjazd na długo przedtem zanim Putin zaplanował wyjazd Tuska, ale też że była to delegacja jak najbardziej oficjalna, a o jej przewodniczenie prezydent został poproszony przez MSZ Radka Sikorskiego.Jednoznaczne rozstrzygnięcie tej kwestii rodzi jednak nowe pytania.Dlaczego polska dyplomacja nigdy oficjalnie nie potwierdziła tego, o czym świetnie wiedziała i na co miała dokumenty, tylko dopuściła do żenującej i upokarzającej głowę państwa, a więc i samo państwo, dyskusji na temat rzekomego wpychania się prezydenta na uroczystości? Czy bierne przysłuchiwanie się kolejnym wypowiedziom poniżającym prezydenta i podważającym zasadność jego wyjazdu do Katynia było zgodne z polską racją stanu?Dlaczego polskie media w tym akurat przypadku zaniechały swoich funkcji kontrolnych i aż do dzisiaj nie sprawdziły jak to naprawdę było i kto w tym gorszącym sporze ma rację? Dlaczego dziennikarze zamiast informować wzięli czynny – świadomy lub nie – udział w kampanii dezinformacji, nie tylko nie prostując ewidentnych jak widać przekłamań, ale także wzmacniając je swoimi komentarzami lub „listami do redakcji”?Dlaczego Tusk przyjął zaproszenie Putina na osobne uroczystości, a jego kancelaria wspólnie z kancelarią Putina uzgodniła ich datę na o trzy dni wcześniejszą niż oficjalne polskie obchody (Centrum Informacyjne Rządu „Datę spotkania Premierów RP i FR w Katyniu/Smoleńsku (7 kwietnia) ustaliły w trybie roboczym kancelarie Szefów obu rządów”), zamiast zaprosić Putina do wzięcia udziału w oficjalnych polskich uroczystościach odbywających się jak co roku 10 kwietnia?Dlaczego politycy Platformy i kibicujące im media (o postkomunistach i licznych użytecznych idiotach bez przydziału nie wspominając) włożyły tyle wysiłku w obniżenie rangi polskich oficjalnych uroczystości, a premier dał się użyć do podniesienia rangi rosyjskich (bo nie wspólnych) uroczystości, zamiast zadbać o odpowiednią rangę, oprawę i gości uroczystości polskich?Jacek Saryusz-Wolski (PO): Nie można wykluczyć tego, że zaproszenie, które wystosował Putin do premiera Tuska to tak naprawdę próba rozegrania polskich władz, zastosowanie polityki „dziel i rządź”. Natomiast to jest sprawa tej wagi, w której Polacy nie powinni się dać dzielić i powinni działać wspólnie. Nie zgadzam się ze słowami Sikorskiego. To jest miejsce i dla polskiego premiera i dla polskiego prezydenta.Mogliśmy mieć jedne wspólne obchody, z premierami i prezydentami Polski i Rosji. Mogliśmy mieć od biedy podwójne obchody, jedne z prezydentami Polski i Rosji, drugie z premierami Polski i Rosji. Dzięki wspólnym wysiłkom rosyjskiej i polskiej dyplomacji, mieliśmy jedne oficjalne polskie obchody z prezydentem Polski i jakimś wiceministrem Rosji, poprzedzone oficjalnymi rosyjskimi obchodami, które dla odmiany uświetnił obecnością premier Polski i czołówka partii rządzącej.Putin rozegrał Tuska jak dziecko. Niestety, ponieważ dwa lata temu udało się z dyplomacji pozbyć „dyplomatołków” i teraz stery dzierżą tam same tuzy, z Radkiem Sikorskim na czele, nikt tego nie zauważył. Albo, co gorsza, zauważył ale mu to było na rękę bo im gorzej dla Kaczyńskiego, tym lepiej dla Tuska. Nawet jeśli tak naprawdę gorzej dla Polski, a lepiej tylko dla Putina.

jacek,

May 11, 2010 21:49

Skomentuj komentarz

dla mnie Putin i Tusk w Katyniu byli obrzydliwi.w tym show było coś paskudnego…w moim odczuciu Tusk został wykorzystany jako „pożyteczny idiota”. Putinowi się nie dziwię. Cała wina więc po stronie Tuska…A teraz obrabiają go z drugiej strony:http://wiadomosci.onet.pl/2168318,11,prestizowa_nagroda_dla_tuska_i_laudacja_merkel,item.html

w34,

May 12, 2010 13:25

Skomentuj komentarz

Na temat jest to http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/05/11/w-uscisku-putina/

jacek,

May 12, 2010 15:28

Skomentuj komentarz

zrozumiałeś mnie nie tak jak chciałem.mi chodziło o ten pierwszy Katyń – tuskowo-putinowe obchody – te które przywołujesz w swej notce.ten drugi ? juz mniejsza o to….

anonim,

May 12, 2010 15:55

Skomentuj komentarz

A no tak. Obchody 7 kwietnia.Ja chcę wierzyć, że to było najlepsze wyjście dla Polski. Tusk jedzie bo Putin zaprosił a prezydent potem jeszcze raz, bardziej oficjalnie. Ale wyszło inaczej.No bo co Tusk miał zrobić? Zabrać ze sobą prezydenta, którego Putin nie zaprosił? Nie pojechać? Każde rozwiązanie jest złe.A tam…. róbmy swoje.W.

adam@kormoran,

May 12, 2010 22:18

Skomentuj komentarz

No bardzo ładnie, że w okolicy mam taki ciekawy blog 🙂

Ponieważ chwilami radykalizujecie się trochę zbyt opieszale, pozwólcie, że podeślę lekturę uzupełniającą:

(…) Już zachodzimy w głowę, czy mamy się cieszyć z powodu wielkoduszności zimnego ruskiego czekisty Putina, czy też przeciwnie – nie cieszyć. Chodzi oczywiście o uroczystość, jaką rosyjski premier Włodzimierz Putin zorganizował w Katyniu z udziałem polskiego premiera Donalda Tuska. Premier Donald Tusk tak się ucieszył z zaproszenia go przez premiera Putina, że niewiele brakowało, a z tej radości zapomniałby o spodniach, czy nawet kalesonach, skoro przyjmując zaproszenie albo zapomniał, że 10 kwietnia uroczystości w Katyniu organizuje Polska z udziałem polskiego prezydenta – albo nie zapomniał, tylko skwapliwie chwycił podsuniętą mu przez rosyjskiego premiera okazję wysunięcia się przed prezydenta własnego państwa. Ta druga możliwość jest znacznie bardziej prawdopodobna i w rezultacie premier Tusk statystował w operacji rosyjskiej polityki historycznej. Łącząc bowiem uroczystość obchodów 70 rocznicy wymordowania polskich oficerów w Katyniu z uroczystością oddania hołdu rosyjskim ofiarom „wielkiej czystki” lat 30-tych, rosyjska dyplomacja nie tylko jednym susem umieściła Rosję w pierwszym szeregu ofiar złego Stalina, ale w dodatku zredukowała zbrodnię katyńską do rangi jednego z epizodów rosyjskich, a właściwie sowieckich spraw wewnętrznych – ze wszystkimi tego – również prawnymi – konsekwencjami.
Tymczasem morderstwo na polskich oficerach, podobnie jak deportacje na Kresach Wschodnich, miało tło nie tyle ideologiczne, co imperialno-narodowościowe i jeśli stanowiło epizod, to nie tyle w wewnętrznych sprawach sowieckich, co w sekwencji wydarzeń zapoczątkowanych paktem Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku, poprzez 17 września 1939 roku i późniejsze narady NKWD i Gestapo, których celem było koordynowanie eksterminacji ludności polskiej po obydwu stronach okupacyjnego kordonu. Niestety partyjniactwo padło premieru Tusku na oczy, i w rezultacie nawet nie zauważył, jak ruscy szachiści zrobili go w konia. Jest to oczywiście wyjaśnienie dla premiera Donalda Tuska najbardziej uprzejme, bo według mniej uprzejmego, mógł on wykonywać zadanie zlecone przez strategicznych partnerów. Bo rosyjski premier uczynił dokładnie to samo, co wcześniej zrobili Niemcy, jednym susem wskakując do pierwszego szeregu ofiar złych „nazistów”.
Więc jak wspomniałem, zachodzimy w głowę, czy powinniśmy się cieszyć z wielkoduszności premiera Putina, czy przeciwnie – nie cieszyć. Zdania są oczywiście podzielone, zaś wśród entuzjastów na pierwsze miejsce wysforował się red. Adam Michnik. Adam Michnik przelicytował bowiem wszystkich, wezwaniem do wdzięczności wobec „przyjaciół Moskali”. Trudno tak od razu zrozumieć, czy ma na myśli tylko uroczystość jaka odbyła się w Katyniu 7 kwietnia br., czy również wydarzenia sprzed 70 lat – bo przecież nie da się ukryć, że ta pierwsza nie mogłaby się odbyć bez tych drugich. Zresztą mniejsza o to, bo wydaje się, że entuzjazm red. Michnika może mieć aż potrójną przyczynę. Po pierwsze tę, że premier Putin w swoim przemówieniu wprawdzie potępił zbrodnie, ale odpowiedzialnością za nie obciążył „totalitaryzm”, taktownie nie precyzując jego rodzaju. Tymczasem wiadomo, że europejsy, z powodów rasowych i – że tak powiem – rodzinnych, konsekwentnie odmawiają postawienia znaku równości między nazizmem i komunizmem. Dzięki temu – po drugie – partie komunistyczne działają sobie w UE jak gdyby nigdy nic, więc jest nadzieja, że Związek Radziecki znowu zmartwychwstanie w nowej postaci, co dla internacjonalistów zapoczątkuje kolejny okres dobrego fartu – a zanim to nastąpi – sprzyja to rozwojowi Nowej Lewicy, z którą europejsy wiążą wielkie nadzieje na ponowne stworzenie cudnego, tym razem już oczywiście „prawdziwego” raju. I wreszcie – po trzecie – taktowna i pozornie wielkoduszna retoryka premiera Putina stawia w kłopotliwej sytuacji znienawidzonych polskich „nacjonałów”, których pretensje, dąsy i oczekiwania nie znajdą już więcej zrozumienia w zachodnich stolicach, od dawna zresztą już zmęczonych tym całym Katyniem (…)
(Za www.michalkiewicz.pl; tekst z gazety polonijnej napisany jeszcze przed katastrofą).

adam@kormoran,

May 12, 2010 22:32

Skomentuj komentarz

Cała ta teoria z rosyjską polityką historyczną mogła wydawać mi się trochę naciągana dopóki w angielskojęzycznych wiadomościach (np. CNBC) tuż po katastrofie nie usłyszałem, że polska delegacja leciała do Katynia aby uczcić zamordowanych tam Polaków i sowietów.

Na podobny temat:
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1580
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1579

jacek,

May 13, 2010 13:30

Skomentuj komentarz

no co Ty ???”jedzie bo Putin zaprosił” ?a dlaczego Putin zaprosił ?dlaczego nie pojechać razem – 10 kwietnia, i zaproponować to Putinowi ?w/g mnie z tego samego powodu, dla którego informacje na Polsacie dają o 18.45 🙂

adam@kormoran,

May 13, 2010 20:22

Skomentuj komentarz

No widzisz?
Taką durnotę premier Tusek zrobił, że aż sam w to nie wierzysz. Jest wyraźnie napisane, że Tusk poleciał do Smoleńska na zaproszenie strony rosyjskiej i na organizowaną przez stronę rosyjską uroczystość (ku czci polskich oficerów i ofiar wielkiej czystki).
Ciekawe, czy pojechałby też do Oświęcimia, gdyby niemcy urządzili tam uroczystość na cześć pomordowanych Żydów, Polaków i członków NSDAP (nazwanych dla niepoznaki antynazistami) roztrzelanych po nie udanym zamachu na hitlera.

anonim,

May 12, 2010 13:31

Skomentuj komentarz

Nieprawdziwa twarz Platformyhttp://www.wykop.pl/ramka/364660/nieprawdziwa-twarz-platformy-marek-magierowski/To skandal, że Platforma nie pokazuje w tej kampanii swojej prawdziwej twarzy.Dlaczego Bronisław Komorowski nie zaprasza na swoje konferencje prasowe byłych oficerów LWP i WSI, dla których ma taki szacunek?Dlaczego nie przypomni, że w 2005 r. krytykował Aleksandra Kwaśniewskiego za udział w defiladzie zwycięstwa Moskwie?Dlaczego premier Tusk nie mówi, że jest „eurosceptykiem” i „nie przepada za Unią Europejską”, jak twierdził jeszcze kilka lat temu?Dlaczego Radek Sikorski nie przypomni, co pisał swego czasu o Okrągłym Stole? Może wyjaśni przy okazji co miał na myśli, twierdząc, iż „faworyzował on komunistów” i że doszło wówczas do aktu „kolaboracji” między Adamem Michnikiem a przedstawicielami reżimu?Dlaczego Stefan Niesiołowski nie wystąpi w TVN24 i nie oświadczy, że homoseksualiści to zboczeńcy?Dlaczego u boku Grzegorza Schetyny nie pojawia się Zbigniew Chlebowski?Gdzie Mirosław Drzewiecki? Gdzie senator Misiak i posłanka Sawicka?Gdzie plastikowe penisy i świńskie ryje?Skąd ta nagła odmiana i ocieplenie wizerunku?

Andrzej,

May 31, 2010 22:22

Skomentuj komentarz

-Jaka jest ulubiona zabawka Putina?-Kaczor Donald.

anonim,

June 20, 2010 21:44

Skomentuj komentarz

Mediowo wyniki z dwóch sondażowni:tvp/tvnBronek 40,7/45,7Jarek 35,8/33,2Grześ 14/13,4Korwin 3/2,3

g,

August 15, 2010 20:25

Skomentuj komentarz

A teraz już po wyborach.I taką ciekawostkę przeczytałem,że może Tusk się trochę przeliczyć.Autor: Paweł Lisicki, Rzeczpospolita.Donald Tusk – koniec absolutyzmuStrach się bać. Napisze człowiek felieton, a tu zaraz Jarosław Kaczyński głos zabierze, do porządku przywoła, pouczy i obsobaczy. Więc, choć korci mnie, bm nic o krzyżu i o PiS. Nawet o zapateryzmie się nie zająknę.y na replikę na replikę prezesa repliką replikować, tym razePrzypomnę natomiast pewne słowa: „Kluczowe było przekonanie, że chociaż prezydentura to wielki spektakl, a kampania wyborcza bardzo wielu wyborców ekscytuje, pociąga, to wszyscy wiemy, że po tym, jak nowy prezydent mówi słowa przysięgi, jest tylko prestiż, zaszczyt, żyrandol, pałac i weto”. Ciekaw jestem, czy i dziś Donald Tusk, on to bowiem jest owych mądrości autorem, by je powtórzył. Chyba nie. Chyba i on dostrzegł, jak bardzo się pomylił.I kto wie, czy w duchu, w ciszy, gdy nikt nie patrzy, nie pluje sobie w brodę i powtarza: głupio zrobiłem. A już szczególnie, kiedy przypomni sobie i tę wypowiedź: „Warto podjąć wyzwanie większe niż pałac na Krakowskim Przedmieściu. Zostać jego lokatorem – to byłaby jednak ułomna satysfakcja”. Ułomna satysfakcja? Dobre sobie. Bo też na razie żadnych wielkich wyzwań, które Tusk miałby podejmować, nie widać. Trudno przecież uznać, że są nimi zapowiadane przez rząd podwyżki VAT.Donald Tusk, uważam przeto, się przeliczył. A dokładniej: nie docenił znaczenia prezydentury lub też, co na to samo wychodzi, przecenił pozycję premiera. Tak długo, jak wrogiem numer jeden był śp. Lech Kaczyński, Tusk łatwo mógł dominować. Mając za sobą zjednoczoną Platformę, bez kłopotów potrafił wykazywać swoją przewagę. To jednak zupełnie inna sytuacja, niż gdy w pałacu zasiada polityk z jego własnego ugrupowania. W tym momencie wszystkie nieformalne wpływy, jakimi dysponuje prezydent, zaczynają się liczyć podwójnie.Prezydent stał się zatem równorzędnym w stosunku do premiera ośrodkiem władzy. I wcale nie jest powiedziane, że owa równowaga będzie trwała. Wystarczy poważniejszy kryzys i środek ciężkości władzy łacno może przechylić się w stronę Pałacu Prezydenckiego. Oprócz bowiem formalnych uprawnień, oprócz żyrandola i zaszczytów, prezydent ma to, czego zazdrościć mu musi każdy demokratyczny polityk: gwarancję zachowania władzy. Oraz, rzecz nie do pogardzenia, najwyższą możliwą formę legitymizacji.Nie to, bym naiwnie, jak czynią to niektórzy, jedni z nadzieją, inni ze strachem, wieszczył konflikt prezydenta z premierem. Stwierdzam jedynie prosty fakt, że Tusk przestał być władcą absolutnym, że w osobie Komorowskiego ma silnego konkurenta i że w miarę upływu czasu pozycja prezydenta będzie rosła. A to prędzej czy później doprowadzi do napięcia. W końcu zawsze pojawi się pytanie, kto podejmuje najważniejsze decyzje, a kto je tylko wykonuje. Nie da się ukryć, że twórcy konstytucji, dokonując tak osobliwego podziału wewnątrz władzy wykonawczej, zapewnili Polakom niekończące się emocje polityczne.

Skomentuj notkę
Zaproszenie przez Putina premiera Tuska do Katynia było ewidentną ingerencją w sprawy Polskie, więc widać przez to 200 lat zmieniły się metody podróżowania przywódców państw ale ich myślenie i zachowanie już niekoniecznie.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
kaczyński,
komorowski,
po,
pis,
wybory prezydenckie

Komentarze: (14)

ky,

May 11, 2010 13:42

Skomentuj komentarz

Dlaczego samo wystosowanie zaproszenia było ewidentną ingerencją w sprawy polskie? Szczerze mówiąc nie wiem czemu tak uważasz… A jakby zaprosili Kaczyńskiego to też by była? A jak Kaczyński zapraszał kogoś do Polski (a było paru takich) to też ewidentnie ingerował w sprawy tych krajów? Czy masz jakieś reguły według których sprawdzasz które zaproszenie jest „ewidentną ingerencją w sprawy jakiegoś kraju” a które nie?Czy chodzi o to, że Twoim zdaniem Putin wsparł Tuska bo Tusk będzie pracował dla Rosjan? Przypomnij sobie co J.Kaczyński mówił publicznie o Rosji: „Z Rosją trzeba umieć rozmawiać, z Rosją trzeba twardo”, „Wystarczyło tylko tupnąć” itp. Przecież te wypowiedzi były wyraźnie obelżywe – to jak Rosjanie, mając jakieś ambicje mieli je odebrać, zwłaszcza, że były to raczej „osobiste wycieczki” do charakteru i możliwości Rosjan. Ile firm padło po wyczynach Jarka i jak to potem skomentował PiS w sejmie gdy nie udało się odzyskać rynku? A co z rurą północną i południową? Niczego nie uzyskał a tylko stracił – jako polityk w tej sferze jest wybitnie nieskuteczny. Przecież wypowiedzi Jarosława były publikowane w Rosji i używane propagandowo – jak Putin miał mu podać rękę przed katastrofą i sam nie stracić twarzy?Jak się podsumuje działalność J.Kaczyńskiego w tej sferze to wychodzi, że usłużnie i na czas dostarczał Rosji argumentów politycznych przeciwko Polsce i Polakom, w działaniach mających przynieść korzyści gospodarcze albo był całkowicie nieskuteczny albo wręcz niszczycielski. To pozwala sądzić, że reprezentował interesy Rosjan, oczywiście ci go będą kryć więc stąd wizerunek patrioty i „wroga” Rosji. W takiej sytuacji twierdzenie, że J.Kaczyński jest rosyjskim agentem jest wewnętrznie spójne i również zgodne z faktami, które miały miejsce.

anonim,

May 13, 2010 20:01

Skomentuj komentarz

http://kataryna.blox.pl/2010/05/Jak-sie-Kaczynski-na-obchody-wpychal-cd.htmlJak się Kaczyński na obchody wpychał – cd.27 styczniaMariusz Handzlik do Radosława Sikorskiego: Szanowny Panie Ministrze. Uprzejmie informuję, że w związku z przypadającą w tym roku 70. rocznicą mordu polskich jeńców wojennych w lesie katyńskim, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Pan Lech Kaczyński planuje oddać hołd ofiarom na Polskim Cmentarzu Wojennym w Katyniu.23 lutegoAndrzej Kremer (MSZ) do Władysława Stasiaka: Szanowny Panie Ministrze. W nawiązaniu do rozmów odbytych z Panem Ministrem w dniu 22 lutego i 12 lutego oraz do pisma (…) pozwolę sobie ponownie potwierdzić Panu Ministrowi, że zgodnie z coroczną tradycją, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa organizuje, w dniu 10 kwietnia 2010, wyjazd oficjalnej delegacji polskiej na coroczne uroczystości w Katyniu. (…) Mając powyższe na uwadze, zwracam się do Pana Ministra z uprzejmą prośbą o ostateczne potwierdzenie gotowości Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej do uczestniczenia w tych uroczystościach i przewodniczenia delegacji polskiej.Ta korespondencja, opublikowana przed chwilą na stronach Wprost, ostatecznie wyjaśnia sprawę rzekomego „wciskania się” nieproszonego Kaczyńskiego na katyńskie uroczystości. Nie ulega już wątpliwości nie tylko to, że prezydent zaplanował swój wyjazd na długo przedtem zanim Putin zaplanował wyjazd Tuska, ale też że była to delegacja jak najbardziej oficjalna, a o jej przewodniczenie prezydent został poproszony przez MSZ Radka Sikorskiego.Jednoznaczne rozstrzygnięcie tej kwestii rodzi jednak nowe pytania.Dlaczego polska dyplomacja nigdy oficjalnie nie potwierdziła tego, o czym świetnie wiedziała i na co miała dokumenty, tylko dopuściła do żenującej i upokarzającej głowę państwa, a więc i samo państwo, dyskusji na temat rzekomego wpychania się prezydenta na uroczystości? Czy bierne przysłuchiwanie się kolejnym wypowiedziom poniżającym prezydenta i podważającym zasadność jego wyjazdu do Katynia było zgodne z polską racją stanu?Dlaczego polskie media w tym akurat przypadku zaniechały swoich funkcji kontrolnych i aż do dzisiaj nie sprawdziły jak to naprawdę było i kto w tym gorszącym sporze ma rację? Dlaczego dziennikarze zamiast informować wzięli czynny – świadomy lub nie – udział w kampanii dezinformacji, nie tylko nie prostując ewidentnych jak widać przekłamań, ale także wzmacniając je swoimi komentarzami lub „listami do redakcji”?Dlaczego Tusk przyjął zaproszenie Putina na osobne uroczystości, a jego kancelaria wspólnie z kancelarią Putina uzgodniła ich datę na o trzy dni wcześniejszą niż oficjalne polskie obchody (Centrum Informacyjne Rządu „Datę spotkania Premierów RP i FR w Katyniu/Smoleńsku (7 kwietnia) ustaliły w trybie roboczym kancelarie Szefów obu rządów”), zamiast zaprosić Putina do wzięcia udziału w oficjalnych polskich uroczystościach odbywających się jak co roku 10 kwietnia?Dlaczego politycy Platformy i kibicujące im media (o postkomunistach i licznych użytecznych idiotach bez przydziału nie wspominając) włożyły tyle wysiłku w obniżenie rangi polskich oficjalnych uroczystości, a premier dał się użyć do podniesienia rangi rosyjskich (bo nie wspólnych) uroczystości, zamiast zadbać o odpowiednią rangę, oprawę i gości uroczystości polskich?Jacek Saryusz-Wolski (PO): Nie można wykluczyć tego, że zaproszenie, które wystosował Putin do premiera Tuska to tak naprawdę próba rozegrania polskich władz, zastosowanie polityki „dziel i rządź”. Natomiast to jest sprawa tej wagi, w której Polacy nie powinni się dać dzielić i powinni działać wspólnie. Nie zgadzam się ze słowami Sikorskiego. To jest miejsce i dla polskiego premiera i dla polskiego prezydenta.Mogliśmy mieć jedne wspólne obchody, z premierami i prezydentami Polski i Rosji. Mogliśmy mieć od biedy podwójne obchody, jedne z prezydentami Polski i Rosji, drugie z premierami Polski i Rosji. Dzięki wspólnym wysiłkom rosyjskiej i polskiej dyplomacji, mieliśmy jedne oficjalne polskie obchody z prezydentem Polski i jakimś wiceministrem Rosji, poprzedzone oficjalnymi rosyjskimi obchodami, które dla odmiany uświetnił obecnością premier Polski i czołówka partii rządzącej.Putin rozegrał Tuska jak dziecko. Niestety, ponieważ dwa lata temu udało się z dyplomacji pozbyć „dyplomatołków” i teraz stery dzierżą tam same tuzy, z Radkiem Sikorskim na czele, nikt tego nie zauważył. Albo, co gorsza, zauważył ale mu to było na rękę bo im gorzej dla Kaczyńskiego, tym lepiej dla Tuska. Nawet jeśli tak naprawdę gorzej dla Polski, a lepiej tylko dla Putina.

jacek,

May 11, 2010 21:49

Skomentuj komentarz

dla mnie Putin i Tusk w Katyniu byli obrzydliwi.w tym show było coś paskudnego…w moim odczuciu Tusk został wykorzystany jako „pożyteczny idiota”. Putinowi się nie dziwię. Cała wina więc po stronie Tuska…A teraz obrabiają go z drugiej strony:http://wiadomosci.onet.pl/2168318,11,prestizowa_nagroda_dla_tuska_i_laudacja_merkel,item.html

w34,

May 12, 2010 13:25

Skomentuj komentarz

Na temat jest to http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/05/11/w-uscisku-putina/

jacek,

May 12, 2010 15:28

Skomentuj komentarz

zrozumiałeś mnie nie tak jak chciałem.mi chodziło o ten pierwszy Katyń – tuskowo-putinowe obchody – te które przywołujesz w swej notce.ten drugi ? juz mniejsza o to….

anonim,

May 12, 2010 15:55

Skomentuj komentarz

A no tak. Obchody 7 kwietnia.Ja chcę wierzyć, że to było najlepsze wyjście dla Polski. Tusk jedzie bo Putin zaprosił a prezydent potem jeszcze raz, bardziej oficjalnie. Ale wyszło inaczej.No bo co Tusk miał zrobić? Zabrać ze sobą prezydenta, którego Putin nie zaprosił? Nie pojechać? Każde rozwiązanie jest złe.A tam…. róbmy swoje.W.

adam@kormoran,

May 12, 2010 22:18

Skomentuj komentarz

No bardzo ładnie, że w okolicy mam taki ciekawy blog 🙂

Ponieważ chwilami radykalizujecie się trochę zbyt opieszale, pozwólcie, że podeślę lekturę uzupełniającą:

(…) Już zachodzimy w głowę, czy mamy się cieszyć z powodu wielkoduszności zimnego ruskiego czekisty Putina, czy też przeciwnie – nie cieszyć. Chodzi oczywiście o uroczystość, jaką rosyjski premier Włodzimierz Putin zorganizował w Katyniu z udziałem polskiego premiera Donalda Tuska. Premier Donald Tusk tak się ucieszył z zaproszenia go przez premiera Putina, że niewiele brakowało, a z tej radości zapomniałby o spodniach, czy nawet kalesonach, skoro przyjmując zaproszenie albo zapomniał, że 10 kwietnia uroczystości w Katyniu organizuje Polska z udziałem polskiego prezydenta – albo nie zapomniał, tylko skwapliwie chwycił podsuniętą mu przez rosyjskiego premiera okazję wysunięcia się przed prezydenta własnego państwa. Ta druga możliwość jest znacznie bardziej prawdopodobna i w rezultacie premier Tusk statystował w operacji rosyjskiej polityki historycznej. Łącząc bowiem uroczystość obchodów 70 rocznicy wymordowania polskich oficerów w Katyniu z uroczystością oddania hołdu rosyjskim ofiarom „wielkiej czystki” lat 30-tych, rosyjska dyplomacja nie tylko jednym susem umieściła Rosję w pierwszym szeregu ofiar złego Stalina, ale w dodatku zredukowała zbrodnię katyńską do rangi jednego z epizodów rosyjskich, a właściwie sowieckich spraw wewnętrznych – ze wszystkimi tego – również prawnymi – konsekwencjami.
Tymczasem morderstwo na polskich oficerach, podobnie jak deportacje na Kresach Wschodnich, miało tło nie tyle ideologiczne, co imperialno-narodowościowe i jeśli stanowiło epizod, to nie tyle w wewnętrznych sprawach sowieckich, co w sekwencji wydarzeń zapoczątkowanych paktem Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku, poprzez 17 września 1939 roku i późniejsze narady NKWD i Gestapo, których celem było koordynowanie eksterminacji ludności polskiej po obydwu stronach okupacyjnego kordonu. Niestety partyjniactwo padło premieru Tusku na oczy, i w rezultacie nawet nie zauważył, jak ruscy szachiści zrobili go w konia. Jest to oczywiście wyjaśnienie dla premiera Donalda Tuska najbardziej uprzejme, bo według mniej uprzejmego, mógł on wykonywać zadanie zlecone przez strategicznych partnerów. Bo rosyjski premier uczynił dokładnie to samo, co wcześniej zrobili Niemcy, jednym susem wskakując do pierwszego szeregu ofiar złych „nazistów”.
Więc jak wspomniałem, zachodzimy w głowę, czy powinniśmy się cieszyć z wielkoduszności premiera Putina, czy przeciwnie – nie cieszyć. Zdania są oczywiście podzielone, zaś wśród entuzjastów na pierwsze miejsce wysforował się red. Adam Michnik. Adam Michnik przelicytował bowiem wszystkich, wezwaniem do wdzięczności wobec „przyjaciół Moskali”. Trudno tak od razu zrozumieć, czy ma na myśli tylko uroczystość jaka odbyła się w Katyniu 7 kwietnia br., czy również wydarzenia sprzed 70 lat – bo przecież nie da się ukryć, że ta pierwsza nie mogłaby się odbyć bez tych drugich. Zresztą mniejsza o to, bo wydaje się, że entuzjazm red. Michnika może mieć aż potrójną przyczynę. Po pierwsze tę, że premier Putin w swoim przemówieniu wprawdzie potępił zbrodnie, ale odpowiedzialnością za nie obciążył „totalitaryzm”, taktownie nie precyzując jego rodzaju. Tymczasem wiadomo, że europejsy, z powodów rasowych i – że tak powiem – rodzinnych, konsekwentnie odmawiają postawienia znaku równości między nazizmem i komunizmem. Dzięki temu – po drugie – partie komunistyczne działają sobie w UE jak gdyby nigdy nic, więc jest nadzieja, że Związek Radziecki znowu zmartwychwstanie w nowej postaci, co dla internacjonalistów zapoczątkuje kolejny okres dobrego fartu – a zanim to nastąpi – sprzyja to rozwojowi Nowej Lewicy, z którą europejsy wiążą wielkie nadzieje na ponowne stworzenie cudnego, tym razem już oczywiście „prawdziwego” raju. I wreszcie – po trzecie – taktowna i pozornie wielkoduszna retoryka premiera Putina stawia w kłopotliwej sytuacji znienawidzonych polskich „nacjonałów”, których pretensje, dąsy i oczekiwania nie znajdą już więcej zrozumienia w zachodnich stolicach, od dawna zresztą już zmęczonych tym całym Katyniem (…)
(Za www.michalkiewicz.pl; tekst z gazety polonijnej napisany jeszcze przed katastrofą).

adam@kormoran,

May 12, 2010 22:32

Skomentuj komentarz

Cała ta teoria z rosyjską polityką historyczną mogła wydawać mi się trochę naciągana dopóki w angielskojęzycznych wiadomościach (np. CNBC) tuż po katastrofie nie usłyszałem, że polska delegacja leciała do Katynia aby uczcić zamordowanych tam Polaków i sowietów.

Na podobny temat:
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1580
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1579

jacek,

May 13, 2010 13:30

Skomentuj komentarz

no co Ty ???”jedzie bo Putin zaprosił” ?a dlaczego Putin zaprosił ?dlaczego nie pojechać razem – 10 kwietnia, i zaproponować to Putinowi ?w/g mnie z tego samego powodu, dla którego informacje na Polsacie dają o 18.45 🙂

adam@kormoran,

May 13, 2010 20:22

Skomentuj komentarz

No widzisz?
Taką durnotę premier Tusek zrobił, że aż sam w to nie wierzysz. Jest wyraźnie napisane, że Tusk poleciał do Smoleńska na zaproszenie strony rosyjskiej i na organizowaną przez stronę rosyjską uroczystość (ku czci polskich oficerów i ofiar wielkiej czystki).
Ciekawe, czy pojechałby też do Oświęcimia, gdyby niemcy urządzili tam uroczystość na cześć pomordowanych Żydów, Polaków i członków NSDAP (nazwanych dla niepoznaki antynazistami) roztrzelanych po nie udanym zamachu na hitlera.

anonim,

May 12, 2010 13:31

Skomentuj komentarz

Nieprawdziwa twarz Platformyhttp://www.wykop.pl/ramka/364660/nieprawdziwa-twarz-platformy-marek-magierowski/To skandal, że Platforma nie pokazuje w tej kampanii swojej prawdziwej twarzy.Dlaczego Bronisław Komorowski nie zaprasza na swoje konferencje prasowe byłych oficerów LWP i WSI, dla których ma taki szacunek?Dlaczego nie przypomni, że w 2005 r. krytykował Aleksandra Kwaśniewskiego za udział w defiladzie zwycięstwa Moskwie?Dlaczego premier Tusk nie mówi, że jest „eurosceptykiem” i „nie przepada za Unią Europejską”, jak twierdził jeszcze kilka lat temu?Dlaczego Radek Sikorski nie przypomni, co pisał swego czasu o Okrągłym Stole? Może wyjaśni przy okazji co miał na myśli, twierdząc, iż „faworyzował on komunistów” i że doszło wówczas do aktu „kolaboracji” między Adamem Michnikiem a przedstawicielami reżimu?Dlaczego Stefan Niesiołowski nie wystąpi w TVN24 i nie oświadczy, że homoseksualiści to zboczeńcy?Dlaczego u boku Grzegorza Schetyny nie pojawia się Zbigniew Chlebowski?Gdzie Mirosław Drzewiecki? Gdzie senator Misiak i posłanka Sawicka?Gdzie plastikowe penisy i świńskie ryje?Skąd ta nagła odmiana i ocieplenie wizerunku?

Andrzej,

May 31, 2010 22:22

Skomentuj komentarz

-Jaka jest ulubiona zabawka Putina?-Kaczor Donald.

anonim,

June 20, 2010 21:44

Skomentuj komentarz

Mediowo wyniki z dwóch sondażowni:tvp/tvnBronek 40,7/45,7Jarek 35,8/33,2Grześ 14/13,4Korwin 3/2,3

g,

August 15, 2010 20:25

Skomentuj komentarz

A teraz już po wyborach.I taką ciekawostkę przeczytałem,że może Tusk się trochę przeliczyć.Autor: Paweł Lisicki, Rzeczpospolita.Donald Tusk – koniec absolutyzmuStrach się bać. Napisze człowiek felieton, a tu zaraz Jarosław Kaczyński głos zabierze, do porządku przywoła, pouczy i obsobaczy. Więc, choć korci mnie, bm nic o krzyżu i o PiS. Nawet o zapateryzmie się nie zająknę.y na replikę na replikę prezesa repliką replikować, tym razePrzypomnę natomiast pewne słowa: „Kluczowe było przekonanie, że chociaż prezydentura to wielki spektakl, a kampania wyborcza bardzo wielu wyborców ekscytuje, pociąga, to wszyscy wiemy, że po tym, jak nowy prezydent mówi słowa przysięgi, jest tylko prestiż, zaszczyt, żyrandol, pałac i weto”. Ciekaw jestem, czy i dziś Donald Tusk, on to bowiem jest owych mądrości autorem, by je powtórzył. Chyba nie. Chyba i on dostrzegł, jak bardzo się pomylił.I kto wie, czy w duchu, w ciszy, gdy nikt nie patrzy, nie pluje sobie w brodę i powtarza: głupio zrobiłem. A już szczególnie, kiedy przypomni sobie i tę wypowiedź: „Warto podjąć wyzwanie większe niż pałac na Krakowskim Przedmieściu. Zostać jego lokatorem – to byłaby jednak ułomna satysfakcja”. Ułomna satysfakcja? Dobre sobie. Bo też na razie żadnych wielkich wyzwań, które Tusk miałby podejmować, nie widać. Trudno przecież uznać, że są nimi zapowiadane przez rząd podwyżki VAT.Donald Tusk, uważam przeto, się przeliczył. A dokładniej: nie docenił znaczenia prezydentury lub też, co na to samo wychodzi, przecenił pozycję premiera. Tak długo, jak wrogiem numer jeden był śp. Lech Kaczyński, Tusk łatwo mógł dominować. Mając za sobą zjednoczoną Platformę, bez kłopotów potrafił wykazywać swoją przewagę. To jednak zupełnie inna sytuacja, niż gdy w pałacu zasiada polityk z jego własnego ugrupowania. W tym momencie wszystkie nieformalne wpływy, jakimi dysponuje prezydent, zaczynają się liczyć podwójnie.Prezydent stał się zatem równorzędnym w stosunku do premiera ośrodkiem władzy. I wcale nie jest powiedziane, że owa równowaga będzie trwała. Wystarczy poważniejszy kryzys i środek ciężkości władzy łacno może przechylić się w stronę Pałacu Prezydenckiego. Oprócz bowiem formalnych uprawnień, oprócz żyrandola i zaszczytów, prezydent ma to, czego zazdrościć mu musi każdy demokratyczny polityk: gwarancję zachowania władzy. Oraz, rzecz nie do pogardzenia, najwyższą możliwą formę legitymizacji.Nie to, bym naiwnie, jak czynią to niektórzy, jedni z nadzieją, inni ze strachem, wieszczył konflikt prezydenta z premierem. Stwierdzam jedynie prosty fakt, że Tusk przestał być władcą absolutnym, że w osobie Komorowskiego ma silnego konkurenta i że w miarę upływu czasu pozycja prezydenta będzie rosła. A to prędzej czy później doprowadzi do napięcia. W końcu zawsze pojawi się pytanie, kto podejmuje najważniejsze decyzje, a kto je tylko wykonuje. Nie da się ukryć, że twórcy konstytucji, dokonując tak osobliwego podziału wewnątrz władzy wykonawczej, zapewnili Polakom niekończące się emocje polityczne.

Skomentuj notkę
No bardzo ładnie, że w okolicy mam taki ciekawy blog 🙂
Ponieważ chwilami radykalizujecie się trochę zbyt opieszale, pozwólcie, że podeślę lekturę uzupełniającą:

(…) Już zachodzimy w głowę, czy mamy się cieszyć z powodu wielkoduszności zimnego ruskiego czekisty Putina, czy też przeciwnie – nie cieszyć. Chodzi oczywiście o uroczystość, jaką rosyjski premier Włodzimierz Putin zorganizował w Katyniu z udziałem polskiego premiera Donalda Tuska. Premier Donald Tusk tak się ucieszył z zaproszenia go przez premiera Putina, że niewiele brakowało, a z tej radości zapomniałby o spodniach, czy nawet kalesonach, skoro przyjmując zaproszenie albo zapomniał, że 10 kwietnia uroczystości w Katyniu organizuje Polska z udziałem polskiego prezydenta – albo nie zapomniał, tylko skwapliwie chwycił podsuniętą mu przez rosyjskiego premiera okazję wysunięcia się przed prezydenta własnego państwa. Ta druga możliwość jest znacznie bardziej prawdopodobna i w rezultacie premier Tusk statystował w operacji rosyjskiej polityki historycznej. Łącząc bowiem uroczystość obchodów 70 rocznicy wymordowania polskich oficerów w Katyniu z uroczystością oddania hołdu rosyjskim ofiarom „wielkiej czystki” lat 30-tych, rosyjska dyplomacja nie tylko jednym susem umieściła Rosję w pierwszym szeregu ofiar złego Stalina, ale w dodatku zredukowała zbrodnię katyńską do rangi jednego z epizodów rosyjskich, a właściwie sowieckich spraw wewnętrznych – ze wszystkimi tego – również prawnymi – konsekwencjami.
Tymczasem morderstwo na polskich oficerach, podobnie jak deportacje na Kresach Wschodnich, miało tło nie tyle ideologiczne, co imperialno-narodowościowe i jeśli stanowiło epizod, to nie tyle w wewnętrznych sprawach sowieckich, co w sekwencji wydarzeń zapoczątkowanych paktem Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku, poprzez 17 września 1939 roku i późniejsze narady NKWD i Gestapo, których celem było koordynowanie eksterminacji ludności polskiej po obydwu stronach okupacyjnego kordonu. Niestety partyjniactwo padło premieru Tusku na oczy, i w rezultacie nawet nie zauważył, jak ruscy szachiści zrobili go w konia. Jest to oczywiście wyjaśnienie dla premiera Donalda Tuska najbardziej uprzejme, bo według mniej uprzejmego, mógł on wykonywać zadanie zlecone przez strategicznych partnerów. Bo rosyjski premier uczynił dokładnie to samo, co wcześniej zrobili Niemcy, jednym susem wskakując do pierwszego szeregu ofiar złych „nazistów”.
Więc jak wspomniałem, zachodzimy w głowę, czy powinniśmy się cieszyć z wielkoduszności premiera Putina, czy przeciwnie – nie cieszyć. Zdania są oczywiście podzielone, zaś wśród entuzjastów na pierwsze miejsce wysforował się red. Adam Michnik. Adam Michnik przelicytował bowiem wszystkich, wezwaniem do wdzięczności wobec „przyjaciół Moskali”. Trudno tak od razu zrozumieć, czy ma na myśli tylko uroczystość jaka odbyła się w Katyniu 7 kwietnia br., czy również wydarzenia sprzed 70 lat – bo przecież nie da się ukryć, że ta pierwsza nie mogłaby się odbyć bez tych drugich. Zresztą mniejsza o to, bo wydaje się, że entuzjazm red. Michnika może mieć aż potrójną przyczynę. Po pierwsze tę, że premier Putin w swoim przemówieniu wprawdzie potępił zbrodnie, ale odpowiedzialnością za nie obciążył „totalitaryzm”, taktownie nie precyzując jego rodzaju. Tymczasem wiadomo, że europejsy, z powodów rasowych i – że tak powiem – rodzinnych, konsekwentnie odmawiają postawienia znaku równości między nazizmem i komunizmem. Dzięki temu – po drugie – partie komunistyczne działają sobie w UE jak gdyby nigdy nic, więc jest nadzieja, że Związek Radziecki znowu zmartwychwstanie w nowej postaci, co dla internacjonalistów zapoczątkuje kolejny okres dobrego fartu – a zanim to nastąpi – sprzyja to rozwojowi Nowej Lewicy, z którą europejsy wiążą wielkie nadzieje na ponowne stworzenie cudnego, tym razem już oczywiście „prawdziwego” raju. I wreszcie – po trzecie – taktowna i pozornie wielkoduszna retoryka premiera Putina stawia w kłopotliwej sytuacji znienawidzonych polskich „nacjonałów”, których pretensje, dąsy i oczekiwania nie znajdą już więcej zrozumienia w zachodnich stolicach, od dawna zresztą już zmęczonych tym całym Katyniem (…)
(Za www.michalkiewicz.pl; tekst z gazety polonijnej napisany jeszcze przed katastrofą).

adam@kormoran,

May 12, 2010 22:32

Skomentuj komentarz

Cała ta teoria z rosyjską polityką historyczną mogła wydawać mi się trochę naciągana dopóki w angielskojęzycznych wiadomościach (np. CNBC) tuż po katastrofie nie usłyszałem, że polska delegacja leciała do Katynia aby uczcić zamordowanych tam Polaków i sowietów.

Na podobny temat:
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1580
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1579
(…) Już zachodzimy w głowę, czy mamy się cieszyć z powodu wielkoduszności zimnego ruskiego czekisty Putina, czy też przeciwnie – nie cieszyć. Chodzi oczywiście o uroczystość, jaką rosyjski premier Włodzimierz Putin zorganizował w Katyniu z udziałem polskiego premiera Donalda Tuska. Premier Donald Tusk tak się ucieszył z zaproszenia go przez premiera Putina, że niewiele brakowało, a z tej radości zapomniałby o spodniach, czy nawet kalesonach, skoro przyjmując zaproszenie albo zapomniał, że 10 kwietnia uroczystości w Katyniu organizuje Polska z udziałem polskiego prezydenta – albo nie zapomniał, tylko skwapliwie chwycił podsuniętą mu przez rosyjskiego premiera okazję wysunięcia się przed prezydenta własnego państwa. Ta druga możliwość jest znacznie bardziej prawdopodobna i w rezultacie premier Tusk statystował w operacji rosyjskiej polityki historycznej. Łącząc bowiem uroczystość obchodów 70 rocznicy wymordowania polskich oficerów w Katyniu z uroczystością oddania hołdu rosyjskim ofiarom „wielkiej czystki” lat 30-tych, rosyjska dyplomacja nie tylko jednym susem umieściła Rosję w pierwszym szeregu ofiar złego Stalina, ale w dodatku zredukowała zbrodnię katyńską do rangi jednego z epizodów rosyjskich, a właściwie sowieckich spraw wewnętrznych – ze wszystkimi tego – również prawnymi – konsekwencjami.
Tymczasem morderstwo na polskich oficerach, podobnie jak deportacje na Kresach Wschodnich, miało tło nie tyle ideologiczne, co imperialno-narodowościowe i jeśli stanowiło epizod, to nie tyle w wewnętrznych sprawach sowieckich, co w sekwencji wydarzeń zapoczątkowanych paktem Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku, poprzez 17 września 1939 roku i późniejsze narady NKWD i Gestapo, których celem było koordynowanie eksterminacji ludności polskiej po obydwu stronach okupacyjnego kordonu. Niestety partyjniactwo padło premieru Tusku na oczy, i w rezultacie nawet nie zauważył, jak ruscy szachiści zrobili go w konia. Jest to oczywiście wyjaśnienie dla premiera Donalda Tuska najbardziej uprzejme, bo według mniej uprzejmego, mógł on wykonywać zadanie zlecone przez strategicznych partnerów. Bo rosyjski premier uczynił dokładnie to samo, co wcześniej zrobili Niemcy, jednym susem wskakując do pierwszego szeregu ofiar złych „nazistów”.
Więc jak wspomniałem, zachodzimy w głowę, czy powinniśmy się cieszyć z wielkoduszności premiera Putina, czy przeciwnie – nie cieszyć. Zdania są oczywiście podzielone, zaś wśród entuzjastów na pierwsze miejsce wysforował się red. Adam Michnik. Adam Michnik przelicytował bowiem wszystkich, wezwaniem do wdzięczności wobec „przyjaciół Moskali”. Trudno tak od razu zrozumieć, czy ma na myśli tylko uroczystość jaka odbyła się w Katyniu 7 kwietnia br., czy również wydarzenia sprzed 70 lat – bo przecież nie da się ukryć, że ta pierwsza nie mogłaby się odbyć bez tych drugich. Zresztą mniejsza o to, bo wydaje się, że entuzjazm red. Michnika może mieć aż potrójną przyczynę. Po pierwsze tę, że premier Putin w swoim przemówieniu wprawdzie potępił zbrodnie, ale odpowiedzialnością za nie obciążył „totalitaryzm”, taktownie nie precyzując jego rodzaju. Tymczasem wiadomo, że europejsy, z powodów rasowych i – że tak powiem – rodzinnych, konsekwentnie odmawiają postawienia znaku równości między nazizmem i komunizmem. Dzięki temu – po drugie – partie komunistyczne działają sobie w UE jak gdyby nigdy nic, więc jest nadzieja, że Związek Radziecki znowu zmartwychwstanie w nowej postaci, co dla internacjonalistów zapoczątkuje kolejny okres dobrego fartu – a zanim to nastąpi – sprzyja to rozwojowi Nowej Lewicy, z którą europejsy wiążą wielkie nadzieje na ponowne stworzenie cudnego, tym razem już oczywiście „prawdziwego” raju. I wreszcie – po trzecie – taktowna i pozornie wielkoduszna retoryka premiera Putina stawia w kłopotliwej sytuacji znienawidzonych polskich „nacjonałów”, których pretensje, dąsy i oczekiwania nie znajdą już więcej zrozumienia w zachodnich stolicach, od dawna zresztą już zmęczonych tym całym Katyniem (…)
(Za www.michalkiewicz.pl; tekst z gazety polonijnej napisany jeszcze przed katastrofą).

adam@kormoran,

May 12, 2010 22:32

Skomentuj komentarz

Cała ta teoria z rosyjską polityką historyczną mogła wydawać mi się trochę naciągana dopóki w angielskojęzycznych wiadomościach (np. CNBC) tuż po katastrofie nie usłyszałem, że polska delegacja leciała do Katynia aby uczcić zamordowanych tam Polaków i sowietów.

Na podobny temat:
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1580
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1579
(…) Już zachodzimy w głowę, czy mamy się cieszyć z powodu wielkoduszności zimnego ruskiego czekisty Putina, czy też przeciwnie – nie cieszyć. Chodzi oczywiście o uroczystość, jaką rosyjski premier Włodzimierz Putin zorganizował w Katyniu z udziałem polskiego premiera Donalda Tuska. Premier Donald Tusk tak się ucieszył z zaproszenia go przez premiera Putina, że niewiele brakowało, a z tej radości zapomniałby o spodniach, czy nawet kalesonach, skoro przyjmując zaproszenie albo zapomniał, że 10 kwietnia uroczystości w Katyniu organizuje Polska z udziałem polskiego prezydenta – albo nie zapomniał, tylko skwapliwie chwycił podsuniętą mu przez rosyjskiego premiera okazję wysunięcia się przed prezydenta własnego państwa. Ta druga możliwość jest znacznie bardziej prawdopodobna i w rezultacie premier Tusk statystował w operacji rosyjskiej polityki historycznej. Łącząc bowiem uroczystość obchodów 70 rocznicy wymordowania polskich oficerów w Katyniu z uroczystością oddania hołdu rosyjskim ofiarom „wielkiej czystki” lat 30-tych, rosyjska dyplomacja nie tylko jednym susem umieściła Rosję w pierwszym szeregu ofiar złego Stalina, ale w dodatku zredukowała zbrodnię katyńską do rangi jednego z epizodów rosyjskich, a właściwie sowieckich spraw wewnętrznych – ze wszystkimi tego – również prawnymi – konsekwencjami.
Tymczasem morderstwo na polskich oficerach, podobnie jak deportacje na Kresach Wschodnich, miało tło nie tyle ideologiczne, co imperialno-narodowościowe i jeśli stanowiło epizod, to nie tyle w wewnętrznych sprawach sowieckich, co w sekwencji wydarzeń zapoczątkowanych paktem Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku, poprzez 17 września 1939 roku i późniejsze narady NKWD i Gestapo, których celem było koordynowanie eksterminacji ludności polskiej po obydwu stronach okupacyjnego kordonu. Niestety partyjniactwo padło premieru Tusku na oczy, i w rezultacie nawet nie zauważył, jak ruscy szachiści zrobili go w konia. Jest to oczywiście wyjaśnienie dla premiera Donalda Tuska najbardziej uprzejme, bo według mniej uprzejmego, mógł on wykonywać zadanie zlecone przez strategicznych partnerów. Bo rosyjski premier uczynił dokładnie to samo, co wcześniej zrobili Niemcy, jednym susem wskakując do pierwszego szeregu ofiar złych „nazistów”.
Więc jak wspomniałem, zachodzimy w głowę, czy powinniśmy się cieszyć z wielkoduszności premiera Putina, czy przeciwnie – nie cieszyć. Zdania są oczywiście podzielone, zaś wśród entuzjastów na pierwsze miejsce wysforował się red. Adam Michnik. Adam Michnik przelicytował bowiem wszystkich, wezwaniem do wdzięczności wobec „przyjaciół Moskali”. Trudno tak od razu zrozumieć, czy ma na myśli tylko uroczystość jaka odbyła się w Katyniu 7 kwietnia br., czy również wydarzenia sprzed 70 lat – bo przecież nie da się ukryć, że ta pierwsza nie mogłaby się odbyć bez tych drugich. Zresztą mniejsza o to, bo wydaje się, że entuzjazm red. Michnika może mieć aż potrójną przyczynę. Po pierwsze tę, że premier Putin w swoim przemówieniu wprawdzie potępił zbrodnie, ale odpowiedzialnością za nie obciążył „totalitaryzm”, taktownie nie precyzując jego rodzaju. Tymczasem wiadomo, że europejsy, z powodów rasowych i – że tak powiem – rodzinnych, konsekwentnie odmawiają postawienia znaku równości między nazizmem i komunizmem. Dzięki temu – po drugie – partie komunistyczne działają sobie w UE jak gdyby nigdy nic, więc jest nadzieja, że Związek Radziecki znowu zmartwychwstanie w nowej postaci, co dla internacjonalistów zapoczątkuje kolejny okres dobrego fartu – a zanim to nastąpi – sprzyja to rozwojowi Nowej Lewicy, z którą europejsy wiążą wielkie nadzieje na ponowne stworzenie cudnego, tym razem już oczywiście „prawdziwego” raju. I wreszcie – po trzecie – taktowna i pozornie wielkoduszna retoryka premiera Putina stawia w kłopotliwej sytuacji znienawidzonych polskich „nacjonałów”, których pretensje, dąsy i oczekiwania nie znajdą już więcej zrozumienia w zachodnich stolicach, od dawna zresztą już zmęczonych tym całym Katyniem (…)
(Za www.michalkiewicz.pl; tekst z gazety polonijnej napisany jeszcze przed katastrofą).
Cała ta teoria z rosyjską polityką historyczną mogła wydawać mi się trochę naciągana dopóki w angielskojęzycznych wiadomościach (np. CNBC) tuż po katastrofie nie usłyszałem, że polska delegacja leciała do Katynia aby uczcić zamordowanych tam Polaków i sowietów.
Na podobny temat:
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1580
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1579
No widzisz?
Taką durnotę premier Tusek zrobił, że aż sam w to nie wierzysz. Jest wyraźnie napisane, że Tusk poleciał do Smoleńska na zaproszenie strony rosyjskiej i na organizowaną przez stronę rosyjską uroczystość (ku czci polskich oficerów i ofiar wielkiej czystki).
Ciekawe, czy pojechałby też do Oświęcimia, gdyby niemcy urządzili tam uroczystość na cześć pomordowanych Żydów, Polaków i członków NSDAP (nazwanych dla niepoznaki antynazistami) roztrzelanych po nie udanym zamachu na hitlera.
Cytat z Bartoszewskiego za Wyborczą:

Jeśli Jarosław Kaczyński – a w ostatnich dniach już to się rozpoczęło – będzie wykorzystywał wielką stratę, jakiej doznał, jako argumentu wyborczego, wówczas będę musiał powiedzieć: jestem zarówno przeciwko pedofilii, jak i nekrofilii każdego rodzaju.
(…)
Podtrzymuję w pełni pogląd, że nie należy w kampanii wyborczej odwoływać się do tragicznej katastrofy i posługiwać się dziećmi ofiar tej katastrofy, które dotąd nie miały nic wspólnego z polityką.

A mój komentarz jest taki: J.Kaczyński na razie w kampanii nic nie mówi, więc trudno mówić, że powoduje się na katastrofie. O córce Lecha coś pisały gazety, ale gazety pełne są nibyfaktów. A więc kto tu jest nekrofilem i posługuje się tragedią? Tak! Na jednym pogrzebie widziano, że ubrał się na czarno, a z czarnym mu do twarzy – ewidentnie wykorzystuje tą tragedie.

A jeszcze nie tak dawno o p. Bartoszewskim myślałem jak o mądrym człowieku.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
bartoszewski,
kaczyński,
wybory,
katastrofa smoleńska

Komentarze: (4)

kripero,

May 10, 2010 11:59

Skomentuj komentarz

Kutz też się popisał niestety.

ky,

May 11, 2010 01:38

Skomentuj komentarz

Czyżbyś myślał, że Jarosław Kaczyński nie prowadzi kampanii nie, decyduje o tym co gdzie i jak, nie pracuje na swój wybór?Że za niego i poza nim wszystko organizują „spin doktorzy”?Trudno mi w to uwierzyć, że można tak ocenić aktualne wydarzenia… Dlaczego tak myślisz? Przecież bez niego jego brat nie wylądowałby na Wawelu. To przemówienie do „braci Rosjan” to też nie on? Myślę, że nikt poza nim nie byłby w stanie opracować dostatecznie efektywnej strategii w tak krótkim czasie. Niezależnie od postawy moralnej trzeba przyznać to jest „łebski” i twardy facet. I myślę, że zaczął prowadzić kampanię bardzo wcześnie, a raczej nie przerwał jej prowadzenia mimo jego śmierci. I trzeba też przyznać, że potrafi wykorzystać nastroje jak nikt inny…

jacek,

May 11, 2010 21:16

Skomentuj komentarz

pełna zgoda z Wojtkiem w tym wypadku. Strasznie głupio palnął p. Bartoszewski i jakos zupełnie nie na poziomie.starość …?

pietrek,

May 12, 2010 15:12

Skomentuj komentarz

Jak na osobę, której przypisuje się tak wiele zasług za życia to panu Bartoszewskiemu dziwnie brakuje skromności. Zachowuje się jak primadonna. Bardzo mnie to u niego zawsze irytowało i nie wiem czy to tylko ja, ale zawsze przychodzi mi do głowy jakie są prawdziwe życiorysy wszystkich kandydatów na pomniki, bo dobrze wiemy, że wszyscy popełniamy błędy. W przypadku p. Bartoszewskiego wydaje się, że skrzętnie skrywa pelerynkę, rajtuzy i koszulkę z wielkim S. On i chyba jeszcze Wałęsa to ludzie, którzy niespecjalnie by protestowali, gdyby ktoś jeszcze za ich życia otworzył ich procesy kanonizacyjne .. po co czekać ! Przepraszam ale tak czasem myślę, a polityczna poprawność mnie denerwuje.

Skomentuj notkę
Jeśli Jarosław Kaczyński – a w ostatnich dniach już to się rozpoczęło – będzie wykorzystywał wielką stratę, jakiej doznał, jako argumentu wyborczego, wówczas będę musiał powiedzieć: jestem zarówno przeciwko pedofilii, jak i nekrofilii każdego rodzaju.
(…)
Podtrzymuję w pełni pogląd, że nie należy w kampanii wyborczej odwoływać się do tragicznej katastrofy i posługiwać się dziećmi ofiar tej katastrofy, które dotąd nie miały nic wspólnego z polityką.
(…)
Podtrzymuję w pełni pogląd, że nie należy w kampanii wyborczej odwoływać się do tragicznej katastrofy i posługiwać się dziećmi ofiar tej katastrofy, które dotąd nie miały nic wspólnego z polityką.
Podtrzymuję w pełni pogląd, że nie należy w kampanii wyborczej odwoływać się do tragicznej katastrofy i posługiwać się dziećmi ofiar tej katastrofy, które dotąd nie miały nic wspólnego z polityką.
A mój komentarz jest taki: J.Kaczyński na razie w kampanii nic nie mówi, więc trudno mówić, że powoduje się na katastrofie. O córce Lecha coś pisały gazety, ale gazety pełne są nibyfaktów. A więc kto tu jest nekrofilem i posługuje się tragedią? Tak! Na jednym pogrzebie widziano, że ubrał się na czarno, a z czarnym mu do twarzy – ewidentnie wykorzystuje tą tragedie.

A jeszcze nie tak dawno o p. Bartoszewskim myślałem jak o mądrym człowieku.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
bartoszewski,
kaczyński,
wybory,
katastrofa smoleńska

Komentarze: (4)

kripero,

May 10, 2010 11:59

Skomentuj komentarz

Kutz też się popisał niestety.

ky,

May 11, 2010 01:38

Skomentuj komentarz

Czyżbyś myślał, że Jarosław Kaczyński nie prowadzi kampanii nie, decyduje o tym co gdzie i jak, nie pracuje na swój wybór?Że za niego i poza nim wszystko organizują „spin doktorzy”?Trudno mi w to uwierzyć, że można tak ocenić aktualne wydarzenia… Dlaczego tak myślisz? Przecież bez niego jego brat nie wylądowałby na Wawelu. To przemówienie do „braci Rosjan” to też nie on? Myślę, że nikt poza nim nie byłby w stanie opracować dostatecznie efektywnej strategii w tak krótkim czasie. Niezależnie od postawy moralnej trzeba przyznać to jest „łebski” i twardy facet. I myślę, że zaczął prowadzić kampanię bardzo wcześnie, a raczej nie przerwał jej prowadzenia mimo jego śmierci. I trzeba też przyznać, że potrafi wykorzystać nastroje jak nikt inny…

jacek,

May 11, 2010 21:16

Skomentuj komentarz

pełna zgoda z Wojtkiem w tym wypadku. Strasznie głupio palnął p. Bartoszewski i jakos zupełnie nie na poziomie.starość …?

pietrek,

May 12, 2010 15:12

Skomentuj komentarz

Jak na osobę, której przypisuje się tak wiele zasług za życia to panu Bartoszewskiemu dziwnie brakuje skromności. Zachowuje się jak primadonna. Bardzo mnie to u niego zawsze irytowało i nie wiem czy to tylko ja, ale zawsze przychodzi mi do głowy jakie są prawdziwe życiorysy wszystkich kandydatów na pomniki, bo dobrze wiemy, że wszyscy popełniamy błędy. W przypadku p. Bartoszewskiego wydaje się, że skrzętnie skrywa pelerynkę, rajtuzy i koszulkę z wielkim S. On i chyba jeszcze Wałęsa to ludzie, którzy niespecjalnie by protestowali, gdyby ktoś jeszcze za ich życia otworzył ich procesy kanonizacyjne .. po co czekać ! Przepraszam ale tak czasem myślę, a polityczna poprawność mnie denerwuje.

Skomentuj notkę
A jeszcze nie tak dawno o p. Bartoszewskim myślałem jak o mądrym człowieku.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
bartoszewski,
kaczyński,
wybory,
katastrofa smoleńska

Komentarze: (4)

kripero,

May 10, 2010 11:59

Skomentuj komentarz

Kutz też się popisał niestety.

ky,

May 11, 2010 01:38

Skomentuj komentarz

Czyżbyś myślał, że Jarosław Kaczyński nie prowadzi kampanii nie, decyduje o tym co gdzie i jak, nie pracuje na swój wybór?Że za niego i poza nim wszystko organizują „spin doktorzy”?Trudno mi w to uwierzyć, że można tak ocenić aktualne wydarzenia… Dlaczego tak myślisz? Przecież bez niego jego brat nie wylądowałby na Wawelu. To przemówienie do „braci Rosjan” to też nie on? Myślę, że nikt poza nim nie byłby w stanie opracować dostatecznie efektywnej strategii w tak krótkim czasie. Niezależnie od postawy moralnej trzeba przyznać to jest „łebski” i twardy facet. I myślę, że zaczął prowadzić kampanię bardzo wcześnie, a raczej nie przerwał jej prowadzenia mimo jego śmierci. I trzeba też przyznać, że potrafi wykorzystać nastroje jak nikt inny…

jacek,

May 11, 2010 21:16

Skomentuj komentarz

pełna zgoda z Wojtkiem w tym wypadku. Strasznie głupio palnął p. Bartoszewski i jakos zupełnie nie na poziomie.starość …?

pietrek,

May 12, 2010 15:12

Skomentuj komentarz

Jak na osobę, której przypisuje się tak wiele zasług za życia to panu Bartoszewskiemu dziwnie brakuje skromności. Zachowuje się jak primadonna. Bardzo mnie to u niego zawsze irytowało i nie wiem czy to tylko ja, ale zawsze przychodzi mi do głowy jakie są prawdziwe życiorysy wszystkich kandydatów na pomniki, bo dobrze wiemy, że wszyscy popełniamy błędy. W przypadku p. Bartoszewskiego wydaje się, że skrzętnie skrywa pelerynkę, rajtuzy i koszulkę z wielkim S. On i chyba jeszcze Wałęsa to ludzie, którzy niespecjalnie by protestowali, gdyby ktoś jeszcze za ich życia otworzył ich procesy kanonizacyjne .. po co czekać ! Przepraszam ale tak czasem myślę, a polityczna poprawność mnie denerwuje.

Skomentuj notkę
Jadąc sobie do pracy zauważyłem nowy, wielki bilboard a na nim reklamę nowego kremu: powiększ swój biust. Nawet o jeden rozmiar! W internecie ciągle jestem zachęcany abym wydłużył swojego penisa i teraz już wiem, co dla tego świata naprawdę jest ważne.

Jak to szkoda, że nie ma maści na zwiększenie rozumu albo tabletek prostujących sumienia.

Sumienie? Przecież w organizmie człowieka nie ma takiego narządu!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
reklama,
biust,
seks

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Jak to szkoda, że nie ma maści na zwiększenie rozumu albo tabletek prostujących sumienia.

Sumienie? Przecież w organizmie człowieka nie ma takiego narządu!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
reklama,
biust,
seks

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Sumienie? Przecież w organizmie człowieka nie ma takiego narządu!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
reklama,
biust,
seks

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Tytułów woli karania innych państw przez kanclerza Niemiec było więcej ale ku pamięci zachowam sobie tylko te dwa, bo dają do myślenia.

Z konserwatywnej Rzepy

Merkel chce karać zadłużone państwa strefy euro
rp.pl karp, 01-05-2010 19:32
W wywiadzie dla najnowszego wydania „Bild am Sonntag” kanclerz Niemiec Angela Merkel oceniła, że niezbędne jest zaostrzenie regulacji dla państw strefy euro, w tym wprowadzenie surowych kar za łamanie kryteriów Paktu Stabilności i Wzrostu
Kanclerz Angela Merkel podczas konferencji z szefami WTO i OECD na temat pomocy Grecji

„W przyszłości musi być możliwe, by w ostateczności pozbawiać – przynajmniej przejściowo – prawa głosu państwo, które nie dotrzymuje swych zobowiązań. Niemcy uważają to za nieodzowne” – powiedziała Merkel w rozmowie, której fragmenty opublikowały w sobotę z wyprzedzeniem niemieckie media.
(…)

I jeszcze liberalnego TVN24

Merkel chce karać państwa za długi
TVN24, 17:50, 01.05.2010, http://www.tvn24.pl/0,1654501,0,1,merkel-chce-karac-panstwa-za-dlugi,wiadomosc.html
Trzeba karać tych, którzy nie przestrzegają kryteriów Paktu Stabilności i Wzrostu – takiego zdania jest niemiecka kanclerz Angela Merkel. W swoim wywiadzie szefowa niemieckiego rządu mówi o przyszłości, ale wypowiedż pada w związku z kryzysem wokół greckiego zadłużenia.
– W przyszłości musi być możliwe, by w ostateczności pozbawiać – przynajmniej przejściowo – prawa głosu państwo, które nie dotrzymuje swych zobowiązań. Niemcy uważają to za nieodzowne – powiedziała Merkel w rozmowie z gazetą „Bild am Sonntag”.
(…)

Przemyślenie
Jestem teraz po potężnej dawce książek historycznych i jakoś tak jak czytam, że kanclerz Niemiec chce karać inne państwa to niezbyt dobrze się z tym czuję. Z drugiej strony te państwa (dokładnie wybrane rządy), łamiąc porozumienia i zadłużając się ile wlezie psują wspólny pieniądz, pieniąc w dużej mierze niemiecki. A jak ktoś łamie zasady, to powinien być karany – tylko karanie międzypaństwowe oznacza… ojej!

Aż mi się nie chce myśleć dalej co z tego będzie, ale jesteśmy w Unii i widać w jak wielkim eksperymencie przyszło nam brać dziś udział.

Kiedyś państwa wybierały sobie rządy, te rządy rządziły lepiej lub gorzej, miały własne atrybuty państwowości (np. pieniądz, granice, suwerenność) a dziś? Bez granic, unifikowane prawo, wspólny pieniądz ale jakoś wspólnoty europejczyków nie ma, choć tworząca państwo polskie wspólnota Polaków też sobie z łamaniem zasad nie radzi.

Trudny temat – wiec zakończę odnotowując: Kanclerz Niemiec chce karać państwa za łamanie zasad.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
merkel,
niemcy,
unia,
unia europejska,
euro,
strefa euro,
polityka

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Z konserwatywnej Rzepy

Merkel chce karać zadłużone państwa strefy euro
rp.pl karp, 01-05-2010 19:32
W wywiadzie dla najnowszego wydania „Bild am Sonntag” kanclerz Niemiec Angela Merkel oceniła, że niezbędne jest zaostrzenie regulacji dla państw strefy euro, w tym wprowadzenie surowych kar za łamanie kryteriów Paktu Stabilności i Wzrostu
Kanclerz Angela Merkel podczas konferencji z szefami WTO i OECD na temat pomocy Grecji

„W przyszłości musi być możliwe, by w ostateczności pozbawiać – przynajmniej przejściowo – prawa głosu państwo, które nie dotrzymuje swych zobowiązań. Niemcy uważają to za nieodzowne” – powiedziała Merkel w rozmowie, której fragmenty opublikowały w sobotę z wyprzedzeniem niemieckie media.
(…)

I jeszcze liberalnego TVN24

Merkel chce karać państwa za długi
TVN24, 17:50, 01.05.2010, http://www.tvn24.pl/0,1654501,0,1,merkel-chce-karac-panstwa-za-dlugi,wiadomosc.html
Trzeba karać tych, którzy nie przestrzegają kryteriów Paktu Stabilności i Wzrostu – takiego zdania jest niemiecka kanclerz Angela Merkel. W swoim wywiadzie szefowa niemieckiego rządu mówi o przyszłości, ale wypowiedż pada w związku z kryzysem wokół greckiego zadłużenia.
– W przyszłości musi być możliwe, by w ostateczności pozbawiać – przynajmniej przejściowo – prawa głosu państwo, które nie dotrzymuje swych zobowiązań. Niemcy uważają to za nieodzowne – powiedziała Merkel w rozmowie z gazetą „Bild am Sonntag”.
(…)

Przemyślenie
Jestem teraz po potężnej dawce książek historycznych i jakoś tak jak czytam, że kanclerz Niemiec chce karać inne państwa to niezbyt dobrze się z tym czuję. Z drugiej strony te państwa (dokładnie wybrane rządy), łamiąc porozumienia i zadłużając się ile wlezie psują wspólny pieniądz, pieniąc w dużej mierze niemiecki. A jak ktoś łamie zasady, to powinien być karany – tylko karanie międzypaństwowe oznacza… ojej!

Aż mi się nie chce myśleć dalej co z tego będzie, ale jesteśmy w Unii i widać w jak wielkim eksperymencie przyszło nam brać dziś udział.

Kiedyś państwa wybierały sobie rządy, te rządy rządziły lepiej lub gorzej, miały własne atrybuty państwowości (np. pieniądz, granice, suwerenność) a dziś? Bez granic, unifikowane prawo, wspólny pieniądz ale jakoś wspólnoty europejczyków nie ma, choć tworząca państwo polskie wspólnota Polaków też sobie z łamaniem zasad nie radzi.

Trudny temat – wiec zakończę odnotowując: Kanclerz Niemiec chce karać państwa za łamanie zasad.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
merkel,
niemcy,
unia,
unia europejska,
euro,
strefa euro,
polityka

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W wywiadzie dla najnowszego wydania „Bild am Sonntag” kanclerz Niemiec Angela Merkel oceniła, że niezbędne jest zaostrzenie regulacji dla państw strefy euro, w tym wprowadzenie surowych kar za łamanie kryteriów Paktu Stabilności i Wzrostu
Kanclerz Angela Merkel podczas konferencji z szefami WTO i OECD na temat pomocy Grecji

„W przyszłości musi być możliwe, by w ostateczności pozbawiać – przynajmniej przejściowo – prawa głosu państwo, które nie dotrzymuje swych zobowiązań. Niemcy uważają to za nieodzowne” – powiedziała Merkel w rozmowie, której fragmenty opublikowały w sobotę z wyprzedzeniem niemieckie media.
(…)
„W przyszłości musi być możliwe, by w ostateczności pozbawiać – przynajmniej przejściowo – prawa głosu państwo, które nie dotrzymuje swych zobowiązań. Niemcy uważają to za nieodzowne” – powiedziała Merkel w rozmowie, której fragmenty opublikowały w sobotę z wyprzedzeniem niemieckie media.
(…)
(…)
I jeszcze liberalnego TVN24

Merkel chce karać państwa za długi
TVN24, 17:50, 01.05.2010, http://www.tvn24.pl/0,1654501,0,1,merkel-chce-karac-panstwa-za-dlugi,wiadomosc.html
Trzeba karać tych, którzy nie przestrzegają kryteriów Paktu Stabilności i Wzrostu – takiego zdania jest niemiecka kanclerz Angela Merkel. W swoim wywiadzie szefowa niemieckiego rządu mówi o przyszłości, ale wypowiedż pada w związku z kryzysem wokół greckiego zadłużenia.
– W przyszłości musi być możliwe, by w ostateczności pozbawiać – przynajmniej przejściowo – prawa głosu państwo, które nie dotrzymuje swych zobowiązań. Niemcy uważają to za nieodzowne – powiedziała Merkel w rozmowie z gazetą „Bild am Sonntag”.
(…)

Przemyślenie
Jestem teraz po potężnej dawce książek historycznych i jakoś tak jak czytam, że kanclerz Niemiec chce karać inne państwa to niezbyt dobrze się z tym czuję. Z drugiej strony te państwa (dokładnie wybrane rządy), łamiąc porozumienia i zadłużając się ile wlezie psują wspólny pieniądz, pieniąc w dużej mierze niemiecki. A jak ktoś łamie zasady, to powinien być karany – tylko karanie międzypaństwowe oznacza… ojej!

Aż mi się nie chce myśleć dalej co z tego będzie, ale jesteśmy w Unii i widać w jak wielkim eksperymencie przyszło nam brać dziś udział.

Kiedyś państwa wybierały sobie rządy, te rządy rządziły lepiej lub gorzej, miały własne atrybuty państwowości (np. pieniądz, granice, suwerenność) a dziś? Bez granic, unifikowane prawo, wspólny pieniądz ale jakoś wspólnoty europejczyków nie ma, choć tworząca państwo polskie wspólnota Polaków też sobie z łamaniem zasad nie radzi.

Trudny temat – wiec zakończę odnotowując: Kanclerz Niemiec chce karać państwa za łamanie zasad.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
merkel,
niemcy,
unia,
unia europejska,
euro,
strefa euro,
polityka

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Trzeba karać tych, którzy nie przestrzegają kryteriów Paktu Stabilności i Wzrostu – takiego zdania jest niemiecka kanclerz Angela Merkel. W swoim wywiadzie szefowa niemieckiego rządu mówi o przyszłości, ale wypowiedż pada w związku z kryzysem wokół greckiego zadłużenia.
– W przyszłości musi być możliwe, by w ostateczności pozbawiać – przynajmniej przejściowo – prawa głosu państwo, które nie dotrzymuje swych zobowiązań. Niemcy uważają to za nieodzowne – powiedziała Merkel w rozmowie z gazetą „Bild am Sonntag”.
(…)
– W przyszłości musi być możliwe, by w ostateczności pozbawiać – przynajmniej przejściowo – prawa głosu państwo, które nie dotrzymuje swych zobowiązań. Niemcy uważają to za nieodzowne – powiedziała Merkel w rozmowie z gazetą „Bild am Sonntag”.
(…)
(…)
Jestem teraz po potężnej dawce książek historycznych i jakoś tak jak czytam, że kanclerz Niemiec chce karać inne państwa to niezbyt dobrze się z tym czuję. Z drugiej strony te państwa (dokładnie wybrane rządy), łamiąc porozumienia i zadłużając się ile wlezie psują wspólny pieniądz, pieniąc w dużej mierze niemiecki. A jak ktoś łamie zasady, to powinien być karany – tylko karanie międzypaństwowe oznacza… ojej!

Aż mi się nie chce myśleć dalej co z tego będzie, ale jesteśmy w Unii i widać w jak wielkim eksperymencie przyszło nam brać dziś udział.

Kiedyś państwa wybierały sobie rządy, te rządy rządziły lepiej lub gorzej, miały własne atrybuty państwowości (np. pieniądz, granice, suwerenność) a dziś? Bez granic, unifikowane prawo, wspólny pieniądz ale jakoś wspólnoty europejczyków nie ma, choć tworząca państwo polskie wspólnota Polaków też sobie z łamaniem zasad nie radzi.

Trudny temat – wiec zakończę odnotowując: Kanclerz Niemiec chce karać państwa za łamanie zasad.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
merkel,
niemcy,
unia,
unia europejska,
euro,
strefa euro,
polityka

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Aż mi się nie chce myśleć dalej co z tego będzie, ale jesteśmy w Unii i widać w jak wielkim eksperymencie przyszło nam brać dziś udział.

Kiedyś państwa wybierały sobie rządy, te rządy rządziły lepiej lub gorzej, miały własne atrybuty państwowości (np. pieniądz, granice, suwerenność) a dziś? Bez granic, unifikowane prawo, wspólny pieniądz ale jakoś wspólnoty europejczyków nie ma, choć tworząca państwo polskie wspólnota Polaków też sobie z łamaniem zasad nie radzi.

Trudny temat – wiec zakończę odnotowując: Kanclerz Niemiec chce karać państwa za łamanie zasad.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
merkel,
niemcy,
unia,
unia europejska,
euro,
strefa euro,
polityka

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Kiedyś państwa wybierały sobie rządy, te rządy rządziły lepiej lub gorzej, miały własne atrybuty państwowości (np. pieniądz, granice, suwerenność) a dziś? Bez granic, unifikowane prawo, wspólny pieniądz ale jakoś wspólnoty europejczyków nie ma, choć tworząca państwo polskie wspólnota Polaków też sobie z łamaniem zasad nie radzi.

Trudny temat – wiec zakończę odnotowując: Kanclerz Niemiec chce karać państwa za łamanie zasad.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
merkel,
niemcy,
unia,
unia europejska,
euro,
strefa euro,
polityka

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Trudny temat – wiec zakończę odnotowując: Kanclerz Niemiec chce karać państwa za łamanie zasad.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
merkel,
niemcy,
unia,
unia europejska,
euro,
strefa euro,
polityka

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Przyzwoitość. Przyzwoitość to coś, czego panu Komorowskiemu dziś zabrakło a ponieważ o człowieku świadczą nie słowa a czyny zapominam wszystko co przeczytałem w ostatnich tygodniach o nim, zapominam te miłe słowa w wywiadach, te kresowe opowieści o rodzinie, te wspomnienia z opozycji. Pan Komorowski to po prostu aparatczyk rządzącej ekipy jakoś tak z nią powiązany, że w miejsce przyzwoitości jaka mogła by wynikać z jego przeszłości niszczy naszą przyszłość. Dlaczego? Nie wiem.

Uważam, że Komorowski jako prezydent to będzie zły wybór. I w ten sposób rozpoczynam swoją prywatną kampanie wyborczą.

Notka powstała początkowo na FaceBook a FaceBook zachęca mnie do pisania hasłem „napisz co myślisz” a ponieważ wlazłem tu po szybkiej lekturze Gazety Wyborczej chciałem napisać „Komorowski to świnia”…. na szczęście emocje opadły i pół godziny później napisałem to co powyżej.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
polityka,
wybory,
komorowski,
kaczyński,
prezydent,
ipn

Komentarze: (15)

jacek,

April 30, 2010 08:54

Skomentuj komentarz

pytanie w sprawie kandydatów na prezydenta: Czy masz/znasz jakiś dobry wybór ?

anonim,

April 30, 2010 11:31

Skomentuj komentarz

Głosuję na Jarka. Nie wierzę, że może „podpalić Polskę” ale wierzę, że mu na Polsce zależy bardziej niż na jego prywatnym majątku i biznesach jego kolesiów.A że będzie opozycja, będą podziały, będą działania ośmieszające ze strony elit… będą. Trudno.

mike,

May 9, 2010 15:30

Skomentuj komentarz

Problem polega na tym, że z tego co do tej pory dało się po Jarku poznać, to właśnie na tym mu głównie zależy. Może nie na tym, żeby poprawić prowadzenie biznesu swoich kolesiów (bo akurat niewielu jego kolesiów poradziło sobie w biznesie), ale na tym, żeby porozsadzać ich na wygodnych posadkach i wypompować trochę forsy z budżetu. Dużo mówisz (w kontekscie IPN) o pamiętaniu o tym, co ludzie kiedyś zrobili: trzeba pamiętać o tym, co kiedyś Porozumienie Centrum zrobiło z Fundacją Prasową „Solidarność”, trzeba pamiętać o Bagsiku i Gąsiorowskim. Ludzie mają różne rzeczy na sumieniu, nie tylko te poczynione za PRLu (może te późne są gorsze nawet, bo nic im wtedy nie groziło za bycie uczciwymi ludźmi). Dlatego nigdy, przenigdy na Jarosława głosować nie będę.A co do podpisania ustawy o IPN: gdyby cała PO wraz z Tuskiem zginęła w wypadku lotniczym, to czy PiS wprowadziłby np. podatek liniowy albo zlikwidował KRRiT? Pewnie, że nie. Więc myślę, że argument o „testamencie LK” możemy spokojnie pogrzebać. Skoro Lech Kaczyński chciał skierować sprawę do Trybunału Konstytucyjnego, to powinien to zrobić, a nie czekać nie wiadomo na co.

anonim,

May 10, 2010 19:17

Skomentuj komentarz

Chciałem brzydko nazwać Komorowskiego nie za to, że podpisał, tylko dlatego, że widziałem jak użył tego samego co Ty argumentu (widać, Ciebie to przekonało. Powiedział, że gdyby LK chciał skierować ustawę do Trybunału to powinien to zrobić. Wiem, że Komorowski wiedział, że ustawa z senatu wpłynęła do kancelarii w piątek. To kiedy miał to zrobić? Oczywiście jest odpowiedź: natychmiast!Może by i tak zrobił widząc, że w kalendarz ktoś na sobotę rano mu katastrofę zaplanował.

mike,

May 10, 2010 20:56

Skomentuj komentarz

Argument ten mnie przekonuje dlatego, że nie przekonuje mnie schemat w jakim dowiadujemy się o tym co Prezydent Lech Kaczyński zrobić chciał: na scenę wychodzi jeden z jego sekretarzy i mówi: „Ja wiem, że wolą Pana Prezydenta było…” itd. Nie może być tak, że tylko dlatego, że pojawia się jakiś człowiek, który mówił, że zna prawdziwą wolę Śp. prezydenta, to nagle Komorowski jest do czegoś zobowiązany. Nie odpowiada mi to, że oczekuje się od niego wypełniania jakiejś niepisanej woli, bo w ten sposób tworzy się zamknięty krąg, uniemożliwiający zarządzanie państwem. Weźmy np. najbliższy problem: sprawozdanie z działalności KRRiT. Można się domyślać, że „wolą Pana Prezydenta było…” podpisanie tego sprawozdania. Istnienie KRRiT w obecnym składzie leżało LK na sercu równie mocno, co istnienie IPN w obecnej formule. Z drugiej jednak strony, jak działa KRRiT chyba każdy widzi, o tym jak działa rada nadzorcza TVP, nad którą KRRiT pełni straż broniąc ją przed rozwiązaniem – chyba też. To co, Komorowski też powinien wypełnić wolę Śp. Prezydenta? A co z następnym problemem który nawinie się na rękę? A następnym? Dlatego wydaje mi się, że dobrze się stało, że Komorowski uniknął stworzenia takiego niebezpiecznego precedensu.

jacek,

May 11, 2010 21:42

Skomentuj komentarz

mój odbiór Jarka jest taki, że to na czym mu najbardziej zależy to wladza, rządzenie… To nie jest w moim odbiorze typ czlowieka, ktory rządzenie pojmuje jako służbę.Jednocześnie zgoda – ewidentnie odbieram go jako kogoś osobiście uczciwego – w sensie niezabiegania o materialne dobra dla siebie, czy swoich bliskich lub kolesiów.Ale czy to jest kwalifikacja wystarczająca do urzędu prezydenta ???Prosze mnie tylko nie odbierać jako fana Komorowskiego !Dlatego dopytuję się o dobrych kandydatów…Jarosław Kaczyński takim nie jest.

anonim,

May 12, 2010 13:23

Skomentuj komentarz

Więcej chęci rządzenia dla rządzenia widzę w Tusku. Podobnie w Wałęsie – nawet w przychylnej mu biografii pt. „Zadra” jest to bardzo albo i za bardzo widoczne.Ale Kaczyński? Że pcha się do władzy widać ale chyba nie dla władzy co dla realizacji jego idei i jego wizji budowania państwa porządnego. Ta idea może być potem trudna do zrealizowania ale ta idea jest, jest czytelna w przeciwieństwie do bezideowych pomysłów „wybierz przyszłość” czy „Polskę stać na cud”.Jarek nie podoba mi się – ale idea porządnego państwa zdecydowani tak, a więcej jej widzę w Macierewiczach niż Schetynach.

adam@kormoran,

May 1, 2010 08:34

Skomentuj komentarz

POśpiech w przejmowaniu IPN

Rafał Ziemkiewicz 29-04-2010, ostatnia aktualizacja 29-04-2010 21:07

W świetle przyjętej dosłownie przed chwilą, głosami rządzącej większości, nowelizacji ustawy o IPN, poranna decyzja Bronisława Komorowskiego o podpisaniu nowej ustawy staje się jeszcze bardziej znamienna, niż to się w pierwszej chwili wydawało.
(…)
Przyjęta tego samego dnia wieczorem, w trybie superekspresowym nowelizacja daje prawo wskazania tymczasowego następcy… marszałkowi Sejmu.
(…)
O co zakład, że Bronisław Komorowski na mocy tej noweli wskaże nie Gryciuka, ale Marię Dmochowską − tę, która stała się sławna, kiedy dwie godziny po śmierci Janusza Kurtyki ogłosiła, że przejmuje jego funkcje, i próbowała zająć jego gabinet?
(…)

http://www.rp.pl/artykul/2,468986_POspiech_w_przejmowaniu_IPN.html

anonim,

May 1, 2010 14:50

Skomentuj komentarz

Pani Maria Dmochowska to ta, co próbowała wstrzymać druk książki Centkiewicza. Gdybym nie czytał nie wiedziałbym co myśleć, ale przeczytałem.

Hocus,

May 1, 2010 16:51

Skomentuj komentarz

Mnie IPN kojarzy sie glownie jako narzedzie do wyciagania efektownych (co nie znaczy:prawdziwych) hakow na kazdego, kto sie nawinie.Fanom IPN uwazajacych go za niezwykle wazny (zwlaszcza w kampanii wyborczej) dla funkcjonowania panstwa polskiego organ dedykuje ponizszy wiersz Adama Asnyka:Trzeba z żywymi naprzód iść,Po życie sięgać nowe,A nie w uwiędłych laurów liśćZ uporem stroić głowęWy nie cofniecie życia fal!Nic skargi nie pomogą:Bezsilne gniewy, próżny żal!Świat pójdzie swoją drogą!

anonim,

May 2, 2010 22:29

Skomentuj komentarz

A jak Ty chcesz budować świetlaną przyszłość nie rozumiejąc, ani nawet nie próbując zrozumieć tego co dzieje się dziś? Lepiej postaraj się to zrozumieć inaczej będziesz walił głową w niewidzialny mur i nie będziesz wstanie zrozumieć, dlaczego to co czynisz Ci nie wychodzi.IPN jest po to aby łatwiej Ci było zrozumieć. To prawda, że IPN czasem wyciąga panu A z partii AAA a czasem panu B z frakcji BBB jakiś papier. Ale wyciąga to po to, abyś mógł słuchając pana A i pana B zrozumieć kto tu jest wiarygodny a kto kłamie. IPN czasami pozwala też zrozumieć dlaczego kłamie.W.

ky,

May 4, 2010 15:06

Skomentuj komentarz

Hej!Chyba jestem niedzisiejszy, ale jakie świństwo (chyba tak to trzeba nazwać skoro masz ochotę nazwać go świnią…) on był popełnił?Ky

anonim,

May 5, 2010 20:05

Skomentuj komentarz

Podpisał ustawę o IPN. Nie musiał. 3 miesiące sprawa może poczekać a przez wzgląd na prezydenta Kaczyńskiego, jego poglądy mógł poczekać.Ale to nie czyni go świnią. Świnią czyni go to, jak ten podpis uzasadniał. Jeden z argumentów był taki, że „gdyby Lech Kaczyński chciał ją przesłać do Trybunały to mógł to uczynić”. Tak powiedział – a wiedział, że Kaczyński mógł to uczynić najwyżej w piątkowy wieczór (wtedy kwity przyszły z sejmu do kancelarii prezydenta) przed niedzielną tragedią. Na pewno też wiedział, że Kaczyński kazał urzędnikowi przygotować kwity na przesłanie do Trybunału, więc pewnie gdyby ten urzędnik przysiedział w piątek i sobotę, a Kaczyński wiedział, że na kolacje nie wróci …No dobra – jeżeli nie świnia to przynajmniej „mały człowiek”.

ky,

May 5, 2010 23:06

Skomentuj komentarz

Moim zdaniem ustawa powinna trafić do Trybunału jeśli na to zasługuje łamiąc konstytucję, lub gdy jest takie podejrzenie, a nie z powodu tego, że poprzedni prezydent rzekomo tak chciał… Jeśli ktoś ma realizować testament Lecha Kaczyńskiego to nie są potrzebne wybory wystarczy ustanowić jakiegoś kuratora – nie wiem jak się nazywa ten kto czuwa na wykonaniem testamentu. Ja sam nie uważam też, że Kaczyński był wzorem godnym do naśladowania – wręcz przeciwnie, więc niechętnie patrzę na nawoływania do realizowania jego woli po śmierci. Cokolwiek jednak chciał zrobić poprzedni a chce zrobić p.o. to człowiek, który nie ma własnego zdania i poglądów nie powinien kandydować na prezydenta. A jeśli je ma to niech według nich postępuje – niech ze względu na to kim jest i co sobą reprezentuje zostanie prezydentem lub nie. Ciekawe, że po wygranych wyborach PiS nie kwapił się do realizowania woli poprzedników… czy tylko ze względu na to, że Miller przezym wypadek? A gdyby zginął – to wtedy realizowałby? Oczywiście, że nie. Ja to widzę tak, że jeśli ktoś nawołuje to niepodpisywania ustawy z powodu kadencji zakończonej śmiercią a nie ponownymi wyborami i „testamentem” to znaczy, że nie ma innych argumentów, albo są takie, których nie można ich podać do publicznej wiadomości – i to jest żenujące.

Yann,

June 20, 2010 23:07

Skomentuj komentarz

Słuchal czie mnie. Wszystko alle nie liberalna strona. One son osobe bez żadna etyka. Prosce, ja tak bardzo lubie polska i polskie ludzki, nie oczekiwam zadne kłamstwo. Na prawde, bedzie cie płakać, to son illuminati. One pogryźon was do krwi. Bede modlić się. Y jeszcze jedna rzecz, one tak mowily ze na euro bedzie nam wszystko lepiej i wiele rzecz mniej kosztować. To nie prawda. Moge wam powiedzieć ze na początek euro 100gr ser kosztowalo 0.80 euros, ale dzisiaj 100gr ten same ser kosztule 1.20 euros. Na prawde, Słuchal czie mnie, liberał demoniczny. Bede modlić się dla polakow i dla polska.

Skomentuj notkę
Uważam, że Komorowski jako prezydent to będzie zły wybór. I w ten sposób rozpoczynam swoją prywatną kampanie wyborczą.

Notka powstała początkowo na FaceBook a FaceBook zachęca mnie do pisania hasłem „napisz co myślisz” a ponieważ wlazłem tu po szybkiej lekturze Gazety Wyborczej chciałem napisać „Komorowski to świnia”…. na szczęście emocje opadły i pół godziny później napisałem to co powyżej.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
polityka,
wybory,
komorowski,
kaczyński,
prezydent,
ipn

Komentarze: (15)

jacek,

April 30, 2010 08:54

Skomentuj komentarz

pytanie w sprawie kandydatów na prezydenta: Czy masz/znasz jakiś dobry wybór ?

anonim,

April 30, 2010 11:31

Skomentuj komentarz

Głosuję na Jarka. Nie wierzę, że może „podpalić Polskę” ale wierzę, że mu na Polsce zależy bardziej niż na jego prywatnym majątku i biznesach jego kolesiów.A że będzie opozycja, będą podziały, będą działania ośmieszające ze strony elit… będą. Trudno.

mike,

May 9, 2010 15:30

Skomentuj komentarz

Problem polega na tym, że z tego co do tej pory dało się po Jarku poznać, to właśnie na tym mu głównie zależy. Może nie na tym, żeby poprawić prowadzenie biznesu swoich kolesiów (bo akurat niewielu jego kolesiów poradziło sobie w biznesie), ale na tym, żeby porozsadzać ich na wygodnych posadkach i wypompować trochę forsy z budżetu. Dużo mówisz (w kontekscie IPN) o pamiętaniu o tym, co ludzie kiedyś zrobili: trzeba pamiętać o tym, co kiedyś Porozumienie Centrum zrobiło z Fundacją Prasową „Solidarność”, trzeba pamiętać o Bagsiku i Gąsiorowskim. Ludzie mają różne rzeczy na sumieniu, nie tylko te poczynione za PRLu (może te późne są gorsze nawet, bo nic im wtedy nie groziło za bycie uczciwymi ludźmi). Dlatego nigdy, przenigdy na Jarosława głosować nie będę.A co do podpisania ustawy o IPN: gdyby cała PO wraz z Tuskiem zginęła w wypadku lotniczym, to czy PiS wprowadziłby np. podatek liniowy albo zlikwidował KRRiT? Pewnie, że nie. Więc myślę, że argument o „testamencie LK” możemy spokojnie pogrzebać. Skoro Lech Kaczyński chciał skierować sprawę do Trybunału Konstytucyjnego, to powinien to zrobić, a nie czekać nie wiadomo na co.

anonim,

May 10, 2010 19:17

Skomentuj komentarz

Chciałem brzydko nazwać Komorowskiego nie za to, że podpisał, tylko dlatego, że widziałem jak użył tego samego co Ty argumentu (widać, Ciebie to przekonało. Powiedział, że gdyby LK chciał skierować ustawę do Trybunału to powinien to zrobić. Wiem, że Komorowski wiedział, że ustawa z senatu wpłynęła do kancelarii w piątek. To kiedy miał to zrobić? Oczywiście jest odpowiedź: natychmiast!Może by i tak zrobił widząc, że w kalendarz ktoś na sobotę rano mu katastrofę zaplanował.

mike,

May 10, 2010 20:56

Skomentuj komentarz

Argument ten mnie przekonuje dlatego, że nie przekonuje mnie schemat w jakim dowiadujemy się o tym co Prezydent Lech Kaczyński zrobić chciał: na scenę wychodzi jeden z jego sekretarzy i mówi: „Ja wiem, że wolą Pana Prezydenta było…” itd. Nie może być tak, że tylko dlatego, że pojawia się jakiś człowiek, który mówił, że zna prawdziwą wolę Śp. prezydenta, to nagle Komorowski jest do czegoś zobowiązany. Nie odpowiada mi to, że oczekuje się od niego wypełniania jakiejś niepisanej woli, bo w ten sposób tworzy się zamknięty krąg, uniemożliwiający zarządzanie państwem. Weźmy np. najbliższy problem: sprawozdanie z działalności KRRiT. Można się domyślać, że „wolą Pana Prezydenta było…” podpisanie tego sprawozdania. Istnienie KRRiT w obecnym składzie leżało LK na sercu równie mocno, co istnienie IPN w obecnej formule. Z drugiej jednak strony, jak działa KRRiT chyba każdy widzi, o tym jak działa rada nadzorcza TVP, nad którą KRRiT pełni straż broniąc ją przed rozwiązaniem – chyba też. To co, Komorowski też powinien wypełnić wolę Śp. Prezydenta? A co z następnym problemem który nawinie się na rękę? A następnym? Dlatego wydaje mi się, że dobrze się stało, że Komorowski uniknął stworzenia takiego niebezpiecznego precedensu.

jacek,

May 11, 2010 21:42

Skomentuj komentarz

mój odbiór Jarka jest taki, że to na czym mu najbardziej zależy to wladza, rządzenie… To nie jest w moim odbiorze typ czlowieka, ktory rządzenie pojmuje jako służbę.Jednocześnie zgoda – ewidentnie odbieram go jako kogoś osobiście uczciwego – w sensie niezabiegania o materialne dobra dla siebie, czy swoich bliskich lub kolesiów.Ale czy to jest kwalifikacja wystarczająca do urzędu prezydenta ???Prosze mnie tylko nie odbierać jako fana Komorowskiego !Dlatego dopytuję się o dobrych kandydatów…Jarosław Kaczyński takim nie jest.

anonim,

May 12, 2010 13:23

Skomentuj komentarz

Więcej chęci rządzenia dla rządzenia widzę w Tusku. Podobnie w Wałęsie – nawet w przychylnej mu biografii pt. „Zadra” jest to bardzo albo i za bardzo widoczne.Ale Kaczyński? Że pcha się do władzy widać ale chyba nie dla władzy co dla realizacji jego idei i jego wizji budowania państwa porządnego. Ta idea może być potem trudna do zrealizowania ale ta idea jest, jest czytelna w przeciwieństwie do bezideowych pomysłów „wybierz przyszłość” czy „Polskę stać na cud”.Jarek nie podoba mi się – ale idea porządnego państwa zdecydowani tak, a więcej jej widzę w Macierewiczach niż Schetynach.

adam@kormoran,

May 1, 2010 08:34

Skomentuj komentarz

POśpiech w przejmowaniu IPN

Rafał Ziemkiewicz 29-04-2010, ostatnia aktualizacja 29-04-2010 21:07

W świetle przyjętej dosłownie przed chwilą, głosami rządzącej większości, nowelizacji ustawy o IPN, poranna decyzja Bronisława Komorowskiego o podpisaniu nowej ustawy staje się jeszcze bardziej znamienna, niż to się w pierwszej chwili wydawało.
(…)
Przyjęta tego samego dnia wieczorem, w trybie superekspresowym nowelizacja daje prawo wskazania tymczasowego następcy… marszałkowi Sejmu.
(…)
O co zakład, że Bronisław Komorowski na mocy tej noweli wskaże nie Gryciuka, ale Marię Dmochowską − tę, która stała się sławna, kiedy dwie godziny po śmierci Janusza Kurtyki ogłosiła, że przejmuje jego funkcje, i próbowała zająć jego gabinet?
(…)

http://www.rp.pl/artykul/2,468986_POspiech_w_przejmowaniu_IPN.html

anonim,

May 1, 2010 14:50

Skomentuj komentarz

Pani Maria Dmochowska to ta, co próbowała wstrzymać druk książki Centkiewicza. Gdybym nie czytał nie wiedziałbym co myśleć, ale przeczytałem.

Hocus,

May 1, 2010 16:51

Skomentuj komentarz

Mnie IPN kojarzy sie glownie jako narzedzie do wyciagania efektownych (co nie znaczy:prawdziwych) hakow na kazdego, kto sie nawinie.Fanom IPN uwazajacych go za niezwykle wazny (zwlaszcza w kampanii wyborczej) dla funkcjonowania panstwa polskiego organ dedykuje ponizszy wiersz Adama Asnyka:Trzeba z żywymi naprzód iść,Po życie sięgać nowe,A nie w uwiędłych laurów liśćZ uporem stroić głowęWy nie cofniecie życia fal!Nic skargi nie pomogą:Bezsilne gniewy, próżny żal!Świat pójdzie swoją drogą!

anonim,

May 2, 2010 22:29

Skomentuj komentarz

A jak Ty chcesz budować świetlaną przyszłość nie rozumiejąc, ani nawet nie próbując zrozumieć tego co dzieje się dziś? Lepiej postaraj się to zrozumieć inaczej będziesz walił głową w niewidzialny mur i nie będziesz wstanie zrozumieć, dlaczego to co czynisz Ci nie wychodzi.IPN jest po to aby łatwiej Ci było zrozumieć. To prawda, że IPN czasem wyciąga panu A z partii AAA a czasem panu B z frakcji BBB jakiś papier. Ale wyciąga to po to, abyś mógł słuchając pana A i pana B zrozumieć kto tu jest wiarygodny a kto kłamie. IPN czasami pozwala też zrozumieć dlaczego kłamie.W.

ky,

May 4, 2010 15:06

Skomentuj komentarz

Hej!Chyba jestem niedzisiejszy, ale jakie świństwo (chyba tak to trzeba nazwać skoro masz ochotę nazwać go świnią…) on był popełnił?Ky

anonim,

May 5, 2010 20:05

Skomentuj komentarz

Podpisał ustawę o IPN. Nie musiał. 3 miesiące sprawa może poczekać a przez wzgląd na prezydenta Kaczyńskiego, jego poglądy mógł poczekać.Ale to nie czyni go świnią. Świnią czyni go to, jak ten podpis uzasadniał. Jeden z argumentów był taki, że „gdyby Lech Kaczyński chciał ją przesłać do Trybunały to mógł to uczynić”. Tak powiedział – a wiedział, że Kaczyński mógł to uczynić najwyżej w piątkowy wieczór (wtedy kwity przyszły z sejmu do kancelarii prezydenta) przed niedzielną tragedią. Na pewno też wiedział, że Kaczyński kazał urzędnikowi przygotować kwity na przesłanie do Trybunału, więc pewnie gdyby ten urzędnik przysiedział w piątek i sobotę, a Kaczyński wiedział, że na kolacje nie wróci …No dobra – jeżeli nie świnia to przynajmniej „mały człowiek”.

ky,

May 5, 2010 23:06

Skomentuj komentarz

Moim zdaniem ustawa powinna trafić do Trybunału jeśli na to zasługuje łamiąc konstytucję, lub gdy jest takie podejrzenie, a nie z powodu tego, że poprzedni prezydent rzekomo tak chciał… Jeśli ktoś ma realizować testament Lecha Kaczyńskiego to nie są potrzebne wybory wystarczy ustanowić jakiegoś kuratora – nie wiem jak się nazywa ten kto czuwa na wykonaniem testamentu. Ja sam nie uważam też, że Kaczyński był wzorem godnym do naśladowania – wręcz przeciwnie, więc niechętnie patrzę na nawoływania do realizowania jego woli po śmierci. Cokolwiek jednak chciał zrobić poprzedni a chce zrobić p.o. to człowiek, który nie ma własnego zdania i poglądów nie powinien kandydować na prezydenta. A jeśli je ma to niech według nich postępuje – niech ze względu na to kim jest i co sobą reprezentuje zostanie prezydentem lub nie. Ciekawe, że po wygranych wyborach PiS nie kwapił się do realizowania woli poprzedników… czy tylko ze względu na to, że Miller przezym wypadek? A gdyby zginął – to wtedy realizowałby? Oczywiście, że nie. Ja to widzę tak, że jeśli ktoś nawołuje to niepodpisywania ustawy z powodu kadencji zakończonej śmiercią a nie ponownymi wyborami i „testamentem” to znaczy, że nie ma innych argumentów, albo są takie, których nie można ich podać do publicznej wiadomości – i to jest żenujące.

Yann,

June 20, 2010 23:07

Skomentuj komentarz

Słuchal czie mnie. Wszystko alle nie liberalna strona. One son osobe bez żadna etyka. Prosce, ja tak bardzo lubie polska i polskie ludzki, nie oczekiwam zadne kłamstwo. Na prawde, bedzie cie płakać, to son illuminati. One pogryźon was do krwi. Bede modlić się. Y jeszcze jedna rzecz, one tak mowily ze na euro bedzie nam wszystko lepiej i wiele rzecz mniej kosztować. To nie prawda. Moge wam powiedzieć ze na początek euro 100gr ser kosztowalo 0.80 euros, ale dzisiaj 100gr ten same ser kosztule 1.20 euros. Na prawde, Słuchal czie mnie, liberał demoniczny. Bede modlić się dla polakow i dla polska.

Skomentuj notkę
Notka powstała początkowo na FaceBook a FaceBook zachęca mnie do pisania hasłem „napisz co myślisz” a ponieważ wlazłem tu po szybkiej lekturze Gazety Wyborczej chciałem napisać „Komorowski to świnia”…. na szczęście emocje opadły i pół godziny później napisałem to co powyżej.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
polityka,
wybory,
komorowski,
kaczyński,
prezydent,
ipn

Komentarze: (15)

jacek,

April 30, 2010 08:54

Skomentuj komentarz

pytanie w sprawie kandydatów na prezydenta: Czy masz/znasz jakiś dobry wybór ?

anonim,

April 30, 2010 11:31

Skomentuj komentarz

Głosuję na Jarka. Nie wierzę, że może „podpalić Polskę” ale wierzę, że mu na Polsce zależy bardziej niż na jego prywatnym majątku i biznesach jego kolesiów.A że będzie opozycja, będą podziały, będą działania ośmieszające ze strony elit… będą. Trudno.

mike,

May 9, 2010 15:30

Skomentuj komentarz

Problem polega na tym, że z tego co do tej pory dało się po Jarku poznać, to właśnie na tym mu głównie zależy. Może nie na tym, żeby poprawić prowadzenie biznesu swoich kolesiów (bo akurat niewielu jego kolesiów poradziło sobie w biznesie), ale na tym, żeby porozsadzać ich na wygodnych posadkach i wypompować trochę forsy z budżetu. Dużo mówisz (w kontekscie IPN) o pamiętaniu o tym, co ludzie kiedyś zrobili: trzeba pamiętać o tym, co kiedyś Porozumienie Centrum zrobiło z Fundacją Prasową „Solidarność”, trzeba pamiętać o Bagsiku i Gąsiorowskim. Ludzie mają różne rzeczy na sumieniu, nie tylko te poczynione za PRLu (może te późne są gorsze nawet, bo nic im wtedy nie groziło za bycie uczciwymi ludźmi). Dlatego nigdy, przenigdy na Jarosława głosować nie będę.A co do podpisania ustawy o IPN: gdyby cała PO wraz z Tuskiem zginęła w wypadku lotniczym, to czy PiS wprowadziłby np. podatek liniowy albo zlikwidował KRRiT? Pewnie, że nie. Więc myślę, że argument o „testamencie LK” możemy spokojnie pogrzebać. Skoro Lech Kaczyński chciał skierować sprawę do Trybunału Konstytucyjnego, to powinien to zrobić, a nie czekać nie wiadomo na co.

anonim,

May 10, 2010 19:17

Skomentuj komentarz

Chciałem brzydko nazwać Komorowskiego nie za to, że podpisał, tylko dlatego, że widziałem jak użył tego samego co Ty argumentu (widać, Ciebie to przekonało. Powiedział, że gdyby LK chciał skierować ustawę do Trybunału to powinien to zrobić. Wiem, że Komorowski wiedział, że ustawa z senatu wpłynęła do kancelarii w piątek. To kiedy miał to zrobić? Oczywiście jest odpowiedź: natychmiast!Może by i tak zrobił widząc, że w kalendarz ktoś na sobotę rano mu katastrofę zaplanował.

mike,

May 10, 2010 20:56

Skomentuj komentarz

Argument ten mnie przekonuje dlatego, że nie przekonuje mnie schemat w jakim dowiadujemy się o tym co Prezydent Lech Kaczyński zrobić chciał: na scenę wychodzi jeden z jego sekretarzy i mówi: „Ja wiem, że wolą Pana Prezydenta było…” itd. Nie może być tak, że tylko dlatego, że pojawia się jakiś człowiek, który mówił, że zna prawdziwą wolę Śp. prezydenta, to nagle Komorowski jest do czegoś zobowiązany. Nie odpowiada mi to, że oczekuje się od niego wypełniania jakiejś niepisanej woli, bo w ten sposób tworzy się zamknięty krąg, uniemożliwiający zarządzanie państwem. Weźmy np. najbliższy problem: sprawozdanie z działalności KRRiT. Można się domyślać, że „wolą Pana Prezydenta było…” podpisanie tego sprawozdania. Istnienie KRRiT w obecnym składzie leżało LK na sercu równie mocno, co istnienie IPN w obecnej formule. Z drugiej jednak strony, jak działa KRRiT chyba każdy widzi, o tym jak działa rada nadzorcza TVP, nad którą KRRiT pełni straż broniąc ją przed rozwiązaniem – chyba też. To co, Komorowski też powinien wypełnić wolę Śp. Prezydenta? A co z następnym problemem który nawinie się na rękę? A następnym? Dlatego wydaje mi się, że dobrze się stało, że Komorowski uniknął stworzenia takiego niebezpiecznego precedensu.

jacek,

May 11, 2010 21:42

Skomentuj komentarz

mój odbiór Jarka jest taki, że to na czym mu najbardziej zależy to wladza, rządzenie… To nie jest w moim odbiorze typ czlowieka, ktory rządzenie pojmuje jako służbę.Jednocześnie zgoda – ewidentnie odbieram go jako kogoś osobiście uczciwego – w sensie niezabiegania o materialne dobra dla siebie, czy swoich bliskich lub kolesiów.Ale czy to jest kwalifikacja wystarczająca do urzędu prezydenta ???Prosze mnie tylko nie odbierać jako fana Komorowskiego !Dlatego dopytuję się o dobrych kandydatów…Jarosław Kaczyński takim nie jest.

anonim,

May 12, 2010 13:23

Skomentuj komentarz

Więcej chęci rządzenia dla rządzenia widzę w Tusku. Podobnie w Wałęsie – nawet w przychylnej mu biografii pt. „Zadra” jest to bardzo albo i za bardzo widoczne.Ale Kaczyński? Że pcha się do władzy widać ale chyba nie dla władzy co dla realizacji jego idei i jego wizji budowania państwa porządnego. Ta idea może być potem trudna do zrealizowania ale ta idea jest, jest czytelna w przeciwieństwie do bezideowych pomysłów „wybierz przyszłość” czy „Polskę stać na cud”.Jarek nie podoba mi się – ale idea porządnego państwa zdecydowani tak, a więcej jej widzę w Macierewiczach niż Schetynach.

adam@kormoran,

May 1, 2010 08:34

Skomentuj komentarz

POśpiech w przejmowaniu IPN

Rafał Ziemkiewicz 29-04-2010, ostatnia aktualizacja 29-04-2010 21:07

W świetle przyjętej dosłownie przed chwilą, głosami rządzącej większości, nowelizacji ustawy o IPN, poranna decyzja Bronisława Komorowskiego o podpisaniu nowej ustawy staje się jeszcze bardziej znamienna, niż to się w pierwszej chwili wydawało.
(…)
Przyjęta tego samego dnia wieczorem, w trybie superekspresowym nowelizacja daje prawo wskazania tymczasowego następcy… marszałkowi Sejmu.
(…)
O co zakład, że Bronisław Komorowski na mocy tej noweli wskaże nie Gryciuka, ale Marię Dmochowską − tę, która stała się sławna, kiedy dwie godziny po śmierci Janusza Kurtyki ogłosiła, że przejmuje jego funkcje, i próbowała zająć jego gabinet?
(…)

http://www.rp.pl/artykul/2,468986_POspiech_w_przejmowaniu_IPN.html

anonim,

May 1, 2010 14:50

Skomentuj komentarz

Pani Maria Dmochowska to ta, co próbowała wstrzymać druk książki Centkiewicza. Gdybym nie czytał nie wiedziałbym co myśleć, ale przeczytałem.

Hocus,

May 1, 2010 16:51

Skomentuj komentarz

Mnie IPN kojarzy sie glownie jako narzedzie do wyciagania efektownych (co nie znaczy:prawdziwych) hakow na kazdego, kto sie nawinie.Fanom IPN uwazajacych go za niezwykle wazny (zwlaszcza w kampanii wyborczej) dla funkcjonowania panstwa polskiego organ dedykuje ponizszy wiersz Adama Asnyka:Trzeba z żywymi naprzód iść,Po życie sięgać nowe,A nie w uwiędłych laurów liśćZ uporem stroić głowęWy nie cofniecie życia fal!Nic skargi nie pomogą:Bezsilne gniewy, próżny żal!Świat pójdzie swoją drogą!

anonim,

May 2, 2010 22:29

Skomentuj komentarz

A jak Ty chcesz budować świetlaną przyszłość nie rozumiejąc, ani nawet nie próbując zrozumieć tego co dzieje się dziś? Lepiej postaraj się to zrozumieć inaczej będziesz walił głową w niewidzialny mur i nie będziesz wstanie zrozumieć, dlaczego to co czynisz Ci nie wychodzi.IPN jest po to aby łatwiej Ci było zrozumieć. To prawda, że IPN czasem wyciąga panu A z partii AAA a czasem panu B z frakcji BBB jakiś papier. Ale wyciąga to po to, abyś mógł słuchając pana A i pana B zrozumieć kto tu jest wiarygodny a kto kłamie. IPN czasami pozwala też zrozumieć dlaczego kłamie.W.

ky,

May 4, 2010 15:06

Skomentuj komentarz

Hej!Chyba jestem niedzisiejszy, ale jakie świństwo (chyba tak to trzeba nazwać skoro masz ochotę nazwać go świnią…) on był popełnił?Ky

anonim,

May 5, 2010 20:05

Skomentuj komentarz

Podpisał ustawę o IPN. Nie musiał. 3 miesiące sprawa może poczekać a przez wzgląd na prezydenta Kaczyńskiego, jego poglądy mógł poczekać.Ale to nie czyni go świnią. Świnią czyni go to, jak ten podpis uzasadniał. Jeden z argumentów był taki, że „gdyby Lech Kaczyński chciał ją przesłać do Trybunały to mógł to uczynić”. Tak powiedział – a wiedział, że Kaczyński mógł to uczynić najwyżej w piątkowy wieczór (wtedy kwity przyszły z sejmu do kancelarii prezydenta) przed niedzielną tragedią. Na pewno też wiedział, że Kaczyński kazał urzędnikowi przygotować kwity na przesłanie do Trybunału, więc pewnie gdyby ten urzędnik przysiedział w piątek i sobotę, a Kaczyński wiedział, że na kolacje nie wróci …No dobra – jeżeli nie świnia to przynajmniej „mały człowiek”.

ky,

May 5, 2010 23:06

Skomentuj komentarz

Moim zdaniem ustawa powinna trafić do Trybunału jeśli na to zasługuje łamiąc konstytucję, lub gdy jest takie podejrzenie, a nie z powodu tego, że poprzedni prezydent rzekomo tak chciał… Jeśli ktoś ma realizować testament Lecha Kaczyńskiego to nie są potrzebne wybory wystarczy ustanowić jakiegoś kuratora – nie wiem jak się nazywa ten kto czuwa na wykonaniem testamentu. Ja sam nie uważam też, że Kaczyński był wzorem godnym do naśladowania – wręcz przeciwnie, więc niechętnie patrzę na nawoływania do realizowania jego woli po śmierci. Cokolwiek jednak chciał zrobić poprzedni a chce zrobić p.o. to człowiek, który nie ma własnego zdania i poglądów nie powinien kandydować na prezydenta. A jeśli je ma to niech według nich postępuje – niech ze względu na to kim jest i co sobą reprezentuje zostanie prezydentem lub nie. Ciekawe, że po wygranych wyborach PiS nie kwapił się do realizowania woli poprzedników… czy tylko ze względu na to, że Miller przezym wypadek? A gdyby zginął – to wtedy realizowałby? Oczywiście, że nie. Ja to widzę tak, że jeśli ktoś nawołuje to niepodpisywania ustawy z powodu kadencji zakończonej śmiercią a nie ponownymi wyborami i „testamentem” to znaczy, że nie ma innych argumentów, albo są takie, których nie można ich podać do publicznej wiadomości – i to jest żenujące.

Yann,

June 20, 2010 23:07

Skomentuj komentarz

Słuchal czie mnie. Wszystko alle nie liberalna strona. One son osobe bez żadna etyka. Prosce, ja tak bardzo lubie polska i polskie ludzki, nie oczekiwam zadne kłamstwo. Na prawde, bedzie cie płakać, to son illuminati. One pogryźon was do krwi. Bede modlić się. Y jeszcze jedna rzecz, one tak mowily ze na euro bedzie nam wszystko lepiej i wiele rzecz mniej kosztować. To nie prawda. Moge wam powiedzieć ze na początek euro 100gr ser kosztowalo 0.80 euros, ale dzisiaj 100gr ten same ser kosztule 1.20 euros. Na prawde, Słuchal czie mnie, liberał demoniczny. Bede modlić się dla polakow i dla polska.

Skomentuj notkę
Kto winien: rosyjscy kontrolerzy, polscy piloci, mgła czy maszyna? Mnożą się też teorie spiskowe
Nad wyjaśnie niem katastrofy Tu-154 M pod Smoleńskiem pracuje polsko rosyjska grupa, w której skład wchodzi blisko 60 prokuratorów. Na zdjęciu specjaliści badający wrak samolotu

10 kwietnia o 8.56 w katastrofie prezydenckiego samolotu Tu-154M zginął prezydent Lech Kaczyński z małżonką i 94 inne osoby obecne na pokładzie. Do tragedii doszło podczas próby lądowania na lotnisku pod Smoleńskiem. Oto dziesięć teorii na temat przyczyn katastrofy.

1. Niedoświadczony pilot. 36-letni kapitan Arkadiusz Protasiuk miał według Rosjan przeszarżować: nie znał lotniska i maszyny, którą leciał. „Załoga najwyraźniej nie uwzględniła specyfiki rosyjskiego samolotu” – pisał portal Newsru.com, powołując się na rosyjskich ekspertów. Tu-154 traci wysokość szybciej niż inne samoloty. Protasiuk miał więc popełnić szkolny błąd i za nisko sprowadzić maszynę.

Ale polski pilot na tupolewie przelatał imponującą liczbę 2937 godzin. Maszynę znał doskonale. – Znał również lotnisko. Trzy dni wcześniej lądował na nim, jako drugi pilot samolotu premiera Donalda Tuska – powiedział „Rz” pułkownik Grzegorz Kułakowski, kolega Protasiuka z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.

2. Kłopoty z rosyjskim. Jak twierdzi rosyjski kontroler lotu ze Smoleńska Paweł Plusnin, polscy piloci nie informowali go o swojej wysokości, bo „słabo znali rosyjski”. Te słowa wzburzyły kolegów zabitych pilotów. – Protasiuk mówił po rosyjsku znakomicie – powiedział Kułakowski. Trzy dni wcześniej podczas lądowania w Smoleńsku Protasiuk nie miał najmniejszych problemów w komunikacji radiowej z rosyjskimi pracownikami lotniska.

3. Naciski na pilotów. Zwolennicy tej tezy przypominają, że w sierpniu 2008 r., podczas rosyjskiej inwazji na Gruzję, prezydent próbował nakłonić pilota do lądowania w Tbilisi. Ten jednak sprowadził maszynę na bezpieczniejsze lotnisko w Ganji w Azerbejdżanie. Czy tym razem pilot się ugiął, bo ktoś – prezydent lub dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik – kazał mu lądować w skrajnie trudnych warunkach?

Koledzy Protasiuka uważają, że to niemożliwe. – Załogi, które latają w pułku zapewniającym transport najważniejszym osobom w państwie, są tak wyszkolone, że nie ulegają presji – powiedział kapitan Grzegorz Pietruczuk, ten sam, który odmówił prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu lądowania w Tbilisi.

Wojskowi podkreślają, że żelazna zasada mówi, iż najważniejszą osobą na pokładzie jest pilot. Nikt, nawet prezydent, nie ma prawa narzucać mu swojej woli. Po incydencie na Kaukazie piloci mieli jeszcze umocnić się w tym postanowieniu.

Z przecieków po wstępnej analizie czarnej skrzynki wynika, że żaden z pasażerów nie ingerował w pracę pilotów.

4. Mgła. W chwili wypadku była bardzo gęsta i pilot mógł nie zauważyć drzew.

– Na nowoczesnych lotniskach mgła nie jest groźna, ale w Smoleńsku, gdzie jest lotnisko przestarzałe, mogła sprawić problemy – mówi „Rz” ekspert Grzegorz Hołdanowicz. Według niego mgła jest niebezpieczna, bo jest nieprzewidywalna. W jednym miejscu mogą być prześwity, gdzie indziej niespodziewanie gęstnieje. – Piloci nie zdawali sobie sprawy, że lecą nad jarem głębokim na 60 metrów. Tyle im zabrakło do bezpiecznego lądowania. Gdyby nie jar, wylądowaliby bezpiecznie – podkreślił Hołdanowicz.

Do bezpiecznego lądowania potrzeba widoczności na 1 km. Tego dnia nad Smoleńskiem wynosiła chwilami zaledwie 100 metrów.

5. Awaria samolotu. Kolejna hipoteza sugeruje możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim tupolewie. Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. – Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca – mówił „Rz” po katastrofie były premier Józef Oleksy. – Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski – dodaje. Rosjanie zapewniają, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował
1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. – Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano – mówił Gusiew.

– Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.

6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.

– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
10 kwietnia o 8.56 w katastrofie prezydenckiego samolotu Tu-154M zginął prezydent Lech Kaczyński z małżonką i 94 inne osoby obecne na pokładzie. Do tragedii doszło podczas próby lądowania na lotnisku pod Smoleńskiem. Oto dziesięć teorii na temat przyczyn katastrofy.

1. Niedoświadczony pilot. 36-letni kapitan Arkadiusz Protasiuk miał według Rosjan przeszarżować: nie znał lotniska i maszyny, którą leciał. „Załoga najwyraźniej nie uwzględniła specyfiki rosyjskiego samolotu” – pisał portal Newsru.com, powołując się na rosyjskich ekspertów. Tu-154 traci wysokość szybciej niż inne samoloty. Protasiuk miał więc popełnić szkolny błąd i za nisko sprowadzić maszynę.

Ale polski pilot na tupolewie przelatał imponującą liczbę 2937 godzin. Maszynę znał doskonale. – Znał również lotnisko. Trzy dni wcześniej lądował na nim, jako drugi pilot samolotu premiera Donalda Tuska – powiedział „Rz” pułkownik Grzegorz Kułakowski, kolega Protasiuka z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.

2. Kłopoty z rosyjskim. Jak twierdzi rosyjski kontroler lotu ze Smoleńska Paweł Plusnin, polscy piloci nie informowali go o swojej wysokości, bo „słabo znali rosyjski”. Te słowa wzburzyły kolegów zabitych pilotów. – Protasiuk mówił po rosyjsku znakomicie – powiedział Kułakowski. Trzy dni wcześniej podczas lądowania w Smoleńsku Protasiuk nie miał najmniejszych problemów w komunikacji radiowej z rosyjskimi pracownikami lotniska.

3. Naciski na pilotów. Zwolennicy tej tezy przypominają, że w sierpniu 2008 r., podczas rosyjskiej inwazji na Gruzję, prezydent próbował nakłonić pilota do lądowania w Tbilisi. Ten jednak sprowadził maszynę na bezpieczniejsze lotnisko w Ganji w Azerbejdżanie. Czy tym razem pilot się ugiął, bo ktoś – prezydent lub dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik – kazał mu lądować w skrajnie trudnych warunkach?

Koledzy Protasiuka uważają, że to niemożliwe. – Załogi, które latają w pułku zapewniającym transport najważniejszym osobom w państwie, są tak wyszkolone, że nie ulegają presji – powiedział kapitan Grzegorz Pietruczuk, ten sam, który odmówił prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu lądowania w Tbilisi.

Wojskowi podkreślają, że żelazna zasada mówi, iż najważniejszą osobą na pokładzie jest pilot. Nikt, nawet prezydent, nie ma prawa narzucać mu swojej woli. Po incydencie na Kaukazie piloci mieli jeszcze umocnić się w tym postanowieniu.

Z przecieków po wstępnej analizie czarnej skrzynki wynika, że żaden z pasażerów nie ingerował w pracę pilotów.

4. Mgła. W chwili wypadku była bardzo gęsta i pilot mógł nie zauważyć drzew.

– Na nowoczesnych lotniskach mgła nie jest groźna, ale w Smoleńsku, gdzie jest lotnisko przestarzałe, mogła sprawić problemy – mówi „Rz” ekspert Grzegorz Hołdanowicz. Według niego mgła jest niebezpieczna, bo jest nieprzewidywalna. W jednym miejscu mogą być prześwity, gdzie indziej niespodziewanie gęstnieje. – Piloci nie zdawali sobie sprawy, że lecą nad jarem głębokim na 60 metrów. Tyle im zabrakło do bezpiecznego lądowania. Gdyby nie jar, wylądowaliby bezpiecznie – podkreślił Hołdanowicz.

Do bezpiecznego lądowania potrzeba widoczności na 1 km. Tego dnia nad Smoleńskiem wynosiła chwilami zaledwie 100 metrów.

5. Awaria samolotu. Kolejna hipoteza sugeruje możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim tupolewie. Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. – Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca – mówił „Rz” po katastrofie były premier Józef Oleksy. – Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski – dodaje. Rosjanie zapewniają, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował
1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. – Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano – mówił Gusiew.

– Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.

6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.

– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
1. Niedoświadczony pilot. 36-letni kapitan Arkadiusz Protasiuk miał według Rosjan przeszarżować: nie znał lotniska i maszyny, którą leciał. „Załoga najwyraźniej nie uwzględniła specyfiki rosyjskiego samolotu” – pisał portal Newsru.com, powołując się na rosyjskich ekspertów. Tu-154 traci wysokość szybciej niż inne samoloty. Protasiuk miał więc popełnić szkolny błąd i za nisko sprowadzić maszynę.

Ale polski pilot na tupolewie przelatał imponującą liczbę 2937 godzin. Maszynę znał doskonale. – Znał również lotnisko. Trzy dni wcześniej lądował na nim, jako drugi pilot samolotu premiera Donalda Tuska – powiedział „Rz” pułkownik Grzegorz Kułakowski, kolega Protasiuka z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.

2. Kłopoty z rosyjskim. Jak twierdzi rosyjski kontroler lotu ze Smoleńska Paweł Plusnin, polscy piloci nie informowali go o swojej wysokości, bo „słabo znali rosyjski”. Te słowa wzburzyły kolegów zabitych pilotów. – Protasiuk mówił po rosyjsku znakomicie – powiedział Kułakowski. Trzy dni wcześniej podczas lądowania w Smoleńsku Protasiuk nie miał najmniejszych problemów w komunikacji radiowej z rosyjskimi pracownikami lotniska.

3. Naciski na pilotów. Zwolennicy tej tezy przypominają, że w sierpniu 2008 r., podczas rosyjskiej inwazji na Gruzję, prezydent próbował nakłonić pilota do lądowania w Tbilisi. Ten jednak sprowadził maszynę na bezpieczniejsze lotnisko w Ganji w Azerbejdżanie. Czy tym razem pilot się ugiął, bo ktoś – prezydent lub dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik – kazał mu lądować w skrajnie trudnych warunkach?

Koledzy Protasiuka uważają, że to niemożliwe. – Załogi, które latają w pułku zapewniającym transport najważniejszym osobom w państwie, są tak wyszkolone, że nie ulegają presji – powiedział kapitan Grzegorz Pietruczuk, ten sam, który odmówił prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu lądowania w Tbilisi.

Wojskowi podkreślają, że żelazna zasada mówi, iż najważniejszą osobą na pokładzie jest pilot. Nikt, nawet prezydent, nie ma prawa narzucać mu swojej woli. Po incydencie na Kaukazie piloci mieli jeszcze umocnić się w tym postanowieniu.

Z przecieków po wstępnej analizie czarnej skrzynki wynika, że żaden z pasażerów nie ingerował w pracę pilotów.

4. Mgła. W chwili wypadku była bardzo gęsta i pilot mógł nie zauważyć drzew.

– Na nowoczesnych lotniskach mgła nie jest groźna, ale w Smoleńsku, gdzie jest lotnisko przestarzałe, mogła sprawić problemy – mówi „Rz” ekspert Grzegorz Hołdanowicz. Według niego mgła jest niebezpieczna, bo jest nieprzewidywalna. W jednym miejscu mogą być prześwity, gdzie indziej niespodziewanie gęstnieje. – Piloci nie zdawali sobie sprawy, że lecą nad jarem głębokim na 60 metrów. Tyle im zabrakło do bezpiecznego lądowania. Gdyby nie jar, wylądowaliby bezpiecznie – podkreślił Hołdanowicz.

Do bezpiecznego lądowania potrzeba widoczności na 1 km. Tego dnia nad Smoleńskiem wynosiła chwilami zaledwie 100 metrów.

5. Awaria samolotu. Kolejna hipoteza sugeruje możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim tupolewie. Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. – Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca – mówił „Rz” po katastrofie były premier Józef Oleksy. – Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski – dodaje. Rosjanie zapewniają, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował
1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. – Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano – mówił Gusiew.

– Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.

6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.

– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
Ale polski pilot na tupolewie przelatał imponującą liczbę 2937 godzin. Maszynę znał doskonale. – Znał również lotnisko. Trzy dni wcześniej lądował na nim, jako drugi pilot samolotu premiera Donalda Tuska – powiedział „Rz” pułkownik Grzegorz Kułakowski, kolega Protasiuka z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.

2. Kłopoty z rosyjskim. Jak twierdzi rosyjski kontroler lotu ze Smoleńska Paweł Plusnin, polscy piloci nie informowali go o swojej wysokości, bo „słabo znali rosyjski”. Te słowa wzburzyły kolegów zabitych pilotów. – Protasiuk mówił po rosyjsku znakomicie – powiedział Kułakowski. Trzy dni wcześniej podczas lądowania w Smoleńsku Protasiuk nie miał najmniejszych problemów w komunikacji radiowej z rosyjskimi pracownikami lotniska.

3. Naciski na pilotów. Zwolennicy tej tezy przypominają, że w sierpniu 2008 r., podczas rosyjskiej inwazji na Gruzję, prezydent próbował nakłonić pilota do lądowania w Tbilisi. Ten jednak sprowadził maszynę na bezpieczniejsze lotnisko w Ganji w Azerbejdżanie. Czy tym razem pilot się ugiął, bo ktoś – prezydent lub dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik – kazał mu lądować w skrajnie trudnych warunkach?

Koledzy Protasiuka uważają, że to niemożliwe. – Załogi, które latają w pułku zapewniającym transport najważniejszym osobom w państwie, są tak wyszkolone, że nie ulegają presji – powiedział kapitan Grzegorz Pietruczuk, ten sam, który odmówił prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu lądowania w Tbilisi.

Wojskowi podkreślają, że żelazna zasada mówi, iż najważniejszą osobą na pokładzie jest pilot. Nikt, nawet prezydent, nie ma prawa narzucać mu swojej woli. Po incydencie na Kaukazie piloci mieli jeszcze umocnić się w tym postanowieniu.

Z przecieków po wstępnej analizie czarnej skrzynki wynika, że żaden z pasażerów nie ingerował w pracę pilotów.

4. Mgła. W chwili wypadku była bardzo gęsta i pilot mógł nie zauważyć drzew.

– Na nowoczesnych lotniskach mgła nie jest groźna, ale w Smoleńsku, gdzie jest lotnisko przestarzałe, mogła sprawić problemy – mówi „Rz” ekspert Grzegorz Hołdanowicz. Według niego mgła jest niebezpieczna, bo jest nieprzewidywalna. W jednym miejscu mogą być prześwity, gdzie indziej niespodziewanie gęstnieje. – Piloci nie zdawali sobie sprawy, że lecą nad jarem głębokim na 60 metrów. Tyle im zabrakło do bezpiecznego lądowania. Gdyby nie jar, wylądowaliby bezpiecznie – podkreślił Hołdanowicz.

Do bezpiecznego lądowania potrzeba widoczności na 1 km. Tego dnia nad Smoleńskiem wynosiła chwilami zaledwie 100 metrów.

5. Awaria samolotu. Kolejna hipoteza sugeruje możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim tupolewie. Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. – Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca – mówił „Rz” po katastrofie były premier Józef Oleksy. – Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski – dodaje. Rosjanie zapewniają, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował
1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. – Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano – mówił Gusiew.

– Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.

6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.

– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
2. Kłopoty z rosyjskim. Jak twierdzi rosyjski kontroler lotu ze Smoleńska Paweł Plusnin, polscy piloci nie informowali go o swojej wysokości, bo „słabo znali rosyjski”. Te słowa wzburzyły kolegów zabitych pilotów. – Protasiuk mówił po rosyjsku znakomicie – powiedział Kułakowski. Trzy dni wcześniej podczas lądowania w Smoleńsku Protasiuk nie miał najmniejszych problemów w komunikacji radiowej z rosyjskimi pracownikami lotniska.

3. Naciski na pilotów. Zwolennicy tej tezy przypominają, że w sierpniu 2008 r., podczas rosyjskiej inwazji na Gruzję, prezydent próbował nakłonić pilota do lądowania w Tbilisi. Ten jednak sprowadził maszynę na bezpieczniejsze lotnisko w Ganji w Azerbejdżanie. Czy tym razem pilot się ugiął, bo ktoś – prezydent lub dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik – kazał mu lądować w skrajnie trudnych warunkach?

Koledzy Protasiuka uważają, że to niemożliwe. – Załogi, które latają w pułku zapewniającym transport najważniejszym osobom w państwie, są tak wyszkolone, że nie ulegają presji – powiedział kapitan Grzegorz Pietruczuk, ten sam, który odmówił prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu lądowania w Tbilisi.

Wojskowi podkreślają, że żelazna zasada mówi, iż najważniejszą osobą na pokładzie jest pilot. Nikt, nawet prezydent, nie ma prawa narzucać mu swojej woli. Po incydencie na Kaukazie piloci mieli jeszcze umocnić się w tym postanowieniu.

Z przecieków po wstępnej analizie czarnej skrzynki wynika, że żaden z pasażerów nie ingerował w pracę pilotów.

4. Mgła. W chwili wypadku była bardzo gęsta i pilot mógł nie zauważyć drzew.

– Na nowoczesnych lotniskach mgła nie jest groźna, ale w Smoleńsku, gdzie jest lotnisko przestarzałe, mogła sprawić problemy – mówi „Rz” ekspert Grzegorz Hołdanowicz. Według niego mgła jest niebezpieczna, bo jest nieprzewidywalna. W jednym miejscu mogą być prześwity, gdzie indziej niespodziewanie gęstnieje. – Piloci nie zdawali sobie sprawy, że lecą nad jarem głębokim na 60 metrów. Tyle im zabrakło do bezpiecznego lądowania. Gdyby nie jar, wylądowaliby bezpiecznie – podkreślił Hołdanowicz.

Do bezpiecznego lądowania potrzeba widoczności na 1 km. Tego dnia nad Smoleńskiem wynosiła chwilami zaledwie 100 metrów.

5. Awaria samolotu. Kolejna hipoteza sugeruje możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim tupolewie. Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. – Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca – mówił „Rz” po katastrofie były premier Józef Oleksy. – Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski – dodaje. Rosjanie zapewniają, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował
1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. – Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano – mówił Gusiew.

– Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.

6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.

– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
3. Naciski na pilotów. Zwolennicy tej tezy przypominają, że w sierpniu 2008 r., podczas rosyjskiej inwazji na Gruzję, prezydent próbował nakłonić pilota do lądowania w Tbilisi. Ten jednak sprowadził maszynę na bezpieczniejsze lotnisko w Ganji w Azerbejdżanie. Czy tym razem pilot się ugiął, bo ktoś – prezydent lub dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik – kazał mu lądować w skrajnie trudnych warunkach?

Koledzy Protasiuka uważają, że to niemożliwe. – Załogi, które latają w pułku zapewniającym transport najważniejszym osobom w państwie, są tak wyszkolone, że nie ulegają presji – powiedział kapitan Grzegorz Pietruczuk, ten sam, który odmówił prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu lądowania w Tbilisi.

Wojskowi podkreślają, że żelazna zasada mówi, iż najważniejszą osobą na pokładzie jest pilot. Nikt, nawet prezydent, nie ma prawa narzucać mu swojej woli. Po incydencie na Kaukazie piloci mieli jeszcze umocnić się w tym postanowieniu.

Z przecieków po wstępnej analizie czarnej skrzynki wynika, że żaden z pasażerów nie ingerował w pracę pilotów.

4. Mgła. W chwili wypadku była bardzo gęsta i pilot mógł nie zauważyć drzew.

– Na nowoczesnych lotniskach mgła nie jest groźna, ale w Smoleńsku, gdzie jest lotnisko przestarzałe, mogła sprawić problemy – mówi „Rz” ekspert Grzegorz Hołdanowicz. Według niego mgła jest niebezpieczna, bo jest nieprzewidywalna. W jednym miejscu mogą być prześwity, gdzie indziej niespodziewanie gęstnieje. – Piloci nie zdawali sobie sprawy, że lecą nad jarem głębokim na 60 metrów. Tyle im zabrakło do bezpiecznego lądowania. Gdyby nie jar, wylądowaliby bezpiecznie – podkreślił Hołdanowicz.

Do bezpiecznego lądowania potrzeba widoczności na 1 km. Tego dnia nad Smoleńskiem wynosiła chwilami zaledwie 100 metrów.

5. Awaria samolotu. Kolejna hipoteza sugeruje możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim tupolewie. Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. – Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca – mówił „Rz” po katastrofie były premier Józef Oleksy. – Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski – dodaje. Rosjanie zapewniają, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował
1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. – Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano – mówił Gusiew.

– Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.

6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.

– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
Koledzy Protasiuka uważają, że to niemożliwe. – Załogi, które latają w pułku zapewniającym transport najważniejszym osobom w państwie, są tak wyszkolone, że nie ulegają presji – powiedział kapitan Grzegorz Pietruczuk, ten sam, który odmówił prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu lądowania w Tbilisi.

Wojskowi podkreślają, że żelazna zasada mówi, iż najważniejszą osobą na pokładzie jest pilot. Nikt, nawet prezydent, nie ma prawa narzucać mu swojej woli. Po incydencie na Kaukazie piloci mieli jeszcze umocnić się w tym postanowieniu.

Z przecieków po wstępnej analizie czarnej skrzynki wynika, że żaden z pasażerów nie ingerował w pracę pilotów.

4. Mgła. W chwili wypadku była bardzo gęsta i pilot mógł nie zauważyć drzew.

– Na nowoczesnych lotniskach mgła nie jest groźna, ale w Smoleńsku, gdzie jest lotnisko przestarzałe, mogła sprawić problemy – mówi „Rz” ekspert Grzegorz Hołdanowicz. Według niego mgła jest niebezpieczna, bo jest nieprzewidywalna. W jednym miejscu mogą być prześwity, gdzie indziej niespodziewanie gęstnieje. – Piloci nie zdawali sobie sprawy, że lecą nad jarem głębokim na 60 metrów. Tyle im zabrakło do bezpiecznego lądowania. Gdyby nie jar, wylądowaliby bezpiecznie – podkreślił Hołdanowicz.

Do bezpiecznego lądowania potrzeba widoczności na 1 km. Tego dnia nad Smoleńskiem wynosiła chwilami zaledwie 100 metrów.

5. Awaria samolotu. Kolejna hipoteza sugeruje możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim tupolewie. Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. – Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca – mówił „Rz” po katastrofie były premier Józef Oleksy. – Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski – dodaje. Rosjanie zapewniają, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował
1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. – Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano – mówił Gusiew.

– Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.

6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.

– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
Wojskowi podkreślają, że żelazna zasada mówi, iż najważniejszą osobą na pokładzie jest pilot. Nikt, nawet prezydent, nie ma prawa narzucać mu swojej woli. Po incydencie na Kaukazie piloci mieli jeszcze umocnić się w tym postanowieniu.

Z przecieków po wstępnej analizie czarnej skrzynki wynika, że żaden z pasażerów nie ingerował w pracę pilotów.

4. Mgła. W chwili wypadku była bardzo gęsta i pilot mógł nie zauważyć drzew.

– Na nowoczesnych lotniskach mgła nie jest groźna, ale w Smoleńsku, gdzie jest lotnisko przestarzałe, mogła sprawić problemy – mówi „Rz” ekspert Grzegorz Hołdanowicz. Według niego mgła jest niebezpieczna, bo jest nieprzewidywalna. W jednym miejscu mogą być prześwity, gdzie indziej niespodziewanie gęstnieje. – Piloci nie zdawali sobie sprawy, że lecą nad jarem głębokim na 60 metrów. Tyle im zabrakło do bezpiecznego lądowania. Gdyby nie jar, wylądowaliby bezpiecznie – podkreślił Hołdanowicz.

Do bezpiecznego lądowania potrzeba widoczności na 1 km. Tego dnia nad Smoleńskiem wynosiła chwilami zaledwie 100 metrów.

5. Awaria samolotu. Kolejna hipoteza sugeruje możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim tupolewie. Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. – Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca – mówił „Rz” po katastrofie były premier Józef Oleksy. – Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski – dodaje. Rosjanie zapewniają, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował
1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. – Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano – mówił Gusiew.

– Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.

6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.

– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
Z przecieków po wstępnej analizie czarnej skrzynki wynika, że żaden z pasażerów nie ingerował w pracę pilotów.

4. Mgła. W chwili wypadku była bardzo gęsta i pilot mógł nie zauważyć drzew.

– Na nowoczesnych lotniskach mgła nie jest groźna, ale w Smoleńsku, gdzie jest lotnisko przestarzałe, mogła sprawić problemy – mówi „Rz” ekspert Grzegorz Hołdanowicz. Według niego mgła jest niebezpieczna, bo jest nieprzewidywalna. W jednym miejscu mogą być prześwity, gdzie indziej niespodziewanie gęstnieje. – Piloci nie zdawali sobie sprawy, że lecą nad jarem głębokim na 60 metrów. Tyle im zabrakło do bezpiecznego lądowania. Gdyby nie jar, wylądowaliby bezpiecznie – podkreślił Hołdanowicz.

Do bezpiecznego lądowania potrzeba widoczności na 1 km. Tego dnia nad Smoleńskiem wynosiła chwilami zaledwie 100 metrów.

5. Awaria samolotu. Kolejna hipoteza sugeruje możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim tupolewie. Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. – Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca – mówił „Rz” po katastrofie były premier Józef Oleksy. – Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski – dodaje. Rosjanie zapewniają, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował
1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. – Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano – mówił Gusiew.

– Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.

6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.

– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
4. Mgła. W chwili wypadku była bardzo gęsta i pilot mógł nie zauważyć drzew.

– Na nowoczesnych lotniskach mgła nie jest groźna, ale w Smoleńsku, gdzie jest lotnisko przestarzałe, mogła sprawić problemy – mówi „Rz” ekspert Grzegorz Hołdanowicz. Według niego mgła jest niebezpieczna, bo jest nieprzewidywalna. W jednym miejscu mogą być prześwity, gdzie indziej niespodziewanie gęstnieje. – Piloci nie zdawali sobie sprawy, że lecą nad jarem głębokim na 60 metrów. Tyle im zabrakło do bezpiecznego lądowania. Gdyby nie jar, wylądowaliby bezpiecznie – podkreślił Hołdanowicz.

Do bezpiecznego lądowania potrzeba widoczności na 1 km. Tego dnia nad Smoleńskiem wynosiła chwilami zaledwie 100 metrów.

5. Awaria samolotu. Kolejna hipoteza sugeruje możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim tupolewie. Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. – Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca – mówił „Rz” po katastrofie były premier Józef Oleksy. – Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski – dodaje. Rosjanie zapewniają, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował
1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. – Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano – mówił Gusiew.

– Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.

6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.

– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
– Na nowoczesnych lotniskach mgła nie jest groźna, ale w Smoleńsku, gdzie jest lotnisko przestarzałe, mogła sprawić problemy – mówi „Rz” ekspert Grzegorz Hołdanowicz. Według niego mgła jest niebezpieczna, bo jest nieprzewidywalna. W jednym miejscu mogą być prześwity, gdzie indziej niespodziewanie gęstnieje. – Piloci nie zdawali sobie sprawy, że lecą nad jarem głębokim na 60 metrów. Tyle im zabrakło do bezpiecznego lądowania. Gdyby nie jar, wylądowaliby bezpiecznie – podkreślił Hołdanowicz.

Do bezpiecznego lądowania potrzeba widoczności na 1 km. Tego dnia nad Smoleńskiem wynosiła chwilami zaledwie 100 metrów.

5. Awaria samolotu. Kolejna hipoteza sugeruje możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim tupolewie. Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. – Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca – mówił „Rz” po katastrofie były premier Józef Oleksy. – Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski – dodaje. Rosjanie zapewniają, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował
1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. – Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano – mówił Gusiew.

– Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.

6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.

– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
Do bezpiecznego lądowania potrzeba widoczności na 1 km. Tego dnia nad Smoleńskiem wynosiła chwilami zaledwie 100 metrów.

5. Awaria samolotu. Kolejna hipoteza sugeruje możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim tupolewie. Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. – Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca – mówił „Rz” po katastrofie były premier Józef Oleksy. – Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski – dodaje. Rosjanie zapewniają, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował
1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. – Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano – mówił Gusiew.

– Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.

6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.

– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
5. Awaria samolotu. Kolejna hipoteza sugeruje możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim tupolewie. Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. – Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca – mówił „Rz” po katastrofie były premier Józef Oleksy. – Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski – dodaje. Rosjanie zapewniają, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował
1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. – Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano – mówił Gusiew.

– Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.

6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.

– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
– Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.

6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.

– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.

– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.
Podobna do Twoje tezy pojawia się tu:

http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/05/01/siodmy-wariant/
Ponoć generał Janicki, szef BOR, z stwierdził, że „wizyta była nieoficjalna, ale traktowana jak oficjalna”. Ja oficjalnie nie wiem co to znaczy.
http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/05/01/siodmy-wariant/
Ponoć generał Janicki, szef BOR, z stwierdził, że „wizyta była nieoficjalna, ale traktowana jak oficjalna”. Ja oficjalnie nie wiem co to znaczy.
Ponoć generał Janicki, szef BOR, z stwierdził, że „wizyta była nieoficjalna, ale traktowana jak oficjalna”. Ja oficjalnie nie wiem co to znaczy.
Yundi Li wygrał 5 lat temu co sprawiło, że gra na fortepianie w Chinach stała się jeszcze bardziej popularna. Ponoć 30 mln Chińczyków gra bardzo dobrze, a 3 mln Chińczyków gra bardzo dobrze Chopina. 300 tys. Chińczyków jest wystarczająco młodych, oraz gra aż tak dobrze że chcieliby przyjechać na Konkurs Szopenowski aby w ojczyźnie Szopena zagrać i najlepiej wygrać. Może rząd chiński zrobi wstępne eliminacje i z każdej dziesiątki, po linii partyjnej wybierze najlepszego technicznie, rodzinnie, ideologicznie i genetycznie (kryptoeugenika jest w chinach modna) – tak czy inaczej 30 tys. chińczyków można wsadzić w samolot i do Polski przywieźć.

Kiedyś słyszałem, jak ten chiński problem zamienił w świetny skecz Waldemar Malicki ale skecz skeczem a problem pozostaje bo jak wybrać najlepszego pianistę z grupy, w której będzie 20 Rosjan i 13 Niemców, kilku Francuzów i Włochów, 16 Polaków i 100 obywateli innych państw i 30 tys. Chińczyków?

Kategorie:
obserwator, muzyka, _blog

Słowa kluczowe:
konkurs chopinowski,
konkurs szopenowski,
chopin,
szopen

Komentarze: (1)

Hocusowa,

April 24, 2010 23:41

Skomentuj komentarz

Yundi Li wygrał dziesięć lat temu, zaś pięć lat temu Konkurs Chopinowski wygrał nasz wspaniały Rafał Blechacz 🙂 – jego konkursowego wykonania koncertu e-moll nie da się zapomnieć 🙂

Skomentuj notkę
Kiedyś słyszałem, jak ten chiński problem zamienił w świetny skecz Waldemar Malicki ale skecz skeczem a problem pozostaje bo jak wybrać najlepszego pianistę z grupy, w której będzie 20 Rosjan i 13 Niemców, kilku Francuzów i Włochów, 16 Polaków i 100 obywateli innych państw i 30 tys. Chińczyków?

Kategorie:
obserwator, muzyka, _blog

Słowa kluczowe:
konkurs chopinowski,
konkurs szopenowski,
chopin,
szopen

Komentarze: (1)

Hocusowa,

April 24, 2010 23:41

Skomentuj komentarz

Yundi Li wygrał dziesięć lat temu, zaś pięć lat temu Konkurs Chopinowski wygrał nasz wspaniały Rafał Blechacz 🙂 – jego konkursowego wykonania koncertu e-moll nie da się zapomnieć 🙂

Skomentuj notkę
Przy okazji słuchania nekrologów po panu prezydencie zauważyłem, że …

„Pokój jego duszy”

brzmi mi w uszach o jakie 7dB lepiej niż
„cześć ich pamięci”.

Kategorie:
obserwator, filozofia, _blog

Słowa kluczowe:
po śmierci,
śmierć

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Nieco inny punkt widzenia. Cytuję za Frondą.

Katyń 2
Julia Łatynina
Fronda.pl, kategoria: Polska, czwartek, 15 kwietnia 2010 11:31

Kaczyński nie wierzył w mgłę. „Mgła” oznaczała jedynie powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego.

Mur ambasady polskiej zasypano kwiatami. W telewizji w porze najlepszej oglądalności puszczono „Katyń”. W Rosji ogłoszono żałobę narodową, Putin z namiotu osobiście kieruje odprawą ciał, a na stronie Miedwiediewa pojawiły się kondolencje w języku polskim. Po raz pierwszy od wielu lat nie wstyd mi za mój kraj. Gdybyśmy zawsze tak się zachowywali, nie byłoby ani wojny sierpniowej, ani „gazowej”, ani Katynia-2, a Rosja cieszyłaby się u swoich byłych kolonii takim samym szacunkiem co Imperium Brytyjskie.

Wyobraźmy sobie, że na krótko przed wyborami prezydenckimi na Ukrainie, aby ostatecznie dobić niepopularnego i nieudolnego Juszczenkę, premier Putin postanowił wytrącić mu z rąk główny atut, jego osobisty temat – Wielki Głód na Ukrainie. I przyznał osobistą odpowiedzialność Stalina za Wielki Głód… przed premier Tymoszenko.

I tych dwoje trzy dni przed pamiętną datą przyleciało w miejsca uświęcone przez Wielki Głód. A Juszczenki nie zaprosili, gdyż taki właśnie był cel: dobić notowania Juszczenki. Wystawić go jako nieudolnego nacjonalistę, który nie umie się dogadywać. A jako że lotnisko, na które przylecieli premierzy, było lotniskiem wojennym i przestarzałym, dla zapewnienia normalnego lądowania Putina przywieziono na nie odpowiedni sprzęt.

I wszystkie gazety napisały, że Putin okazał skruchę z powodu Wielkiego Głodu. A potem, po kilku dniach, na to samo lotnisko, wtedy już opustoszałe, przyleciał śmieszny, nikomu niepotrzebny prezydent Juszczenko, którego premierzy nie zaprosili do siebie, choć Wielki Głód to jego osobisty, bolesny temat.

I wtedy samolot Juszczenki się rozbił.

Wyobrazili sobie państwo? To właśnie się stało: tyle że nie z Ukrainą, a z Polską. (Informacja o tym, że w celu zapewnienia bezpieczeństwa lądowaniu Putina i Tuska na lotnisku coś tam przywieziono, a potem – rozumie się samo przez się – odwieziono, pojawiła bezpośrednio w eterze jak dotąd jeden jedyny raz w „Echach Moskwy” – w ustach telefonującego lotnika.)

Relacje między Rosją a Polską – dwoma słowiańskimi narodami, z których jeden przegrał bitwę o hegemonię z powodu swojej anarchii, a drugi zmiażdżył ten pierwszy z pomocą samodzierżawia – w ostatnich trzystu latach ułożyły się wysoce niekorzystnie. Rosyjskie władze Polaków zarzynały, wieszały, zsyłały na Syberię, a także przeciągały na swoją stronę. Jednej tylko rzeczy rosyjskie władze nie robiły: one Polaków nie nienawidziły.

Narody nigdy nie nienawidzą tych, których ujarzmiły. Nienawidzą, gdy same zostaną ujarzmione.

Za Putina wszystko się odmieniło: w działaniach Kremla coraz widoczniejsza stała się jakaś niska, wstrętna nienawiść wobec biednych kolonii. Wobec Polski, Gruzji, Ukrainy. 4 listopada – wysoce wątpliwa data, kiedy to Polaków rzekomo wygnano z moskiewskiego Kremla, nagle, czterysta prawie lat po dawno zapomnianych zdarzeniach, została ogłoszona świętem ogólnonarodowym, i to nie byle jakim, tylko w myśl najlepszych tradycji dwójmyślenia, dniem zgody i pojednania.

Później doszło do przykrego wypadku pobicia dzieci rosyjskich dyplomatów przez polskich chuliganów. Miało się wrażenie, że Kremlowi pomyliło się znaczenie słowa „imperium”. Imperium było wtedy, gdy Suworow topił przedmieścia Warszawy w krwi. Natomiast gdy specjalnie wyszkoleni ludzie biją dyplomatów na moskiewskich ulicach – to nie jest imperium. To motłoch.

Jednak, rzecz jasna, najważniejszą kwestią w stosunkach dwóch państw pozostawał Katyń. Władze rosyjskie potraktowały rodziny pomordowanych Polaków tak samo bezczelnie, jak rodziny lekarzy przejechanych przez wiceprezydenta Łukoila w alei Lenina.

W 2006 r. Główna Prokuratura Wojenna odrzuciła powództwo rodzin rozstrzelanych, a nawet odmówiła przekazania do sądu materiałów sprawy, oznajmiając, że większość spośród 183 tomów opatrzona jest gryfem tajności. W październiku 2008 r. odmówił im Sąd Chamowniczeski, a w styczniu 2009 r. – Sąd Najwyższy RF. Wtedy bliscy zwrócili się do Strasburga, a Główna Prokuratura Wojenna przesłała tam zadziwiające pismo, z którego wynikało, że jej, prokuraturze, nikt nie udowodnił, iż w Katyniu kiedyś kogoś rozstrzelano. („Niemożliwe okazało się uzyskanie informacji dotyczących wykonania decyzji o rozstrzelaniu konkretnych osób, ponieważ wszystkie dokumenty zostały zniszczone i odzyskanie ich jest niemożliwe”.)

Równocześnie media kontrolowane przez Kreml prowadziły natarcie w dwóch kierunkach. Rosyjskim czytelnikom sugerowano, że, po pierwsze, pytanie, kto rozstrzelał Polaków, „wciąż pozostaje otwarte”, wzywano do „nieprzyklejania etykietek” i „rozpoczęcia poważnej dyskusji” o tym, kto miał rzekomo rozstrzelać polskich oficerów, Stalin czy Hitler. Po drugie, piarowcy Kremla forsowali tezę, że Katyń to historyczny odwet za czerwonoarmistów zamorzonych głodem w obozach dla jeńców wojennych po wojnie z „Białopolakami”.

W wywiadzie z Natalią Narocznicką dla „Komsomolskiej prawdy”, opublikowanym w przededniu wizyty Putina w Polsce, który wywołał w Polsce niebywały skandal, powiedziano nawet, że obozy te stały się dla Niemców prototypem obozów koncentracyjnych. To znaczy, po pierwsze, że my Polaków nie zabijaliśmy, a po drugie – było za co.

I nagle, na wiosnę 2010 roku, wszystko to, jak na komendę, skończyło się. W telewizji zamiast Narocznickiej pokazano „Katyń” Wajdy, a Putin pojechał do Katynia razem z Donaldem Tuskiem.

Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
katyń,
katyń-2,
kaczyński,
prezydent,
putin,
tusk

Komentarze: (5)

anonim,

April 15, 2010 22:27

Skomentuj komentarz

Катынь-2
13 АПРЕЛЯ 2010 г. ЮЛИЯ ЛАТЫНИНА

Стена посольства Польши завалена цветами. По телевизору в прайм-тайм пустили «Катынь». В России объявлен национальный траур, Путин лично в палатке распоряжается отправкой тел, и на сайте Медведева висит соболезнование на польском языке. Мне впервые за много лет не стыдно за свою страну. Если бы мы вели себя так всегда, не было бы ни августовской войны, ни «газовой», ни Катыни-2, и Россия пользовалась бы среди своих бывших колоний тем же уважением, что и Британская империя.

Представим себе, что незадолго до украинских президентских выборов, чтобы окончательно добить непопулярного и беспомощного Ющенко, премьер Путин решил выбить из его рук главный козырь, его личную тему – Голодомор. И признал личную ответственность Сталина за Голодомор… перед премьером Тимошенко.

И эти двое за три дня до памятной даты прилетели в священные для Голодомора места. А Ющенко не пригласили, потому что, собственно, это и была цель: добить рейтинг Ющенко. Выставить его бездарным националистом, который не умеет договариваться. И так как аэродром, на который прилетели премьеры, был военный и дохлый, то на него для обеспечения нормальной посадки Путина даже завезли оборудование.

И все газеты написали, что Путин покаялся за Голодомор. А потом, спустя несколько дней, на тот же аэродром, уже опустевший, прилетел смешной, никому не нужный президент Ющенко, которого премьеры не пригласили с собой, хотя Голодомор – это его личная, больная тема.

И тут самолет Ющенко разбился.

Представили? Вот это и случилось: только не с Украиной, а с Польшей. (Про то, что для обеспечения безопасности посадки Путина и Туска на аэродром что-то завозили, и потом, разумеется, увезли – это мелькнуло единственный пока раз в прямом эфире «Эха Москвы», от позвонившего летчика.)

Отношения между Россией и Польшей — двумя славянскими нациями, одна из которых проиграла битву за гегемонию благодаря своей анархии, а другая раздавила первую благодаря самодержавию — последние лет триста были как нельзя скверны. Российская власть поляков резала, вешала, ссылала в Сибирь и переманивала на свою сторону. Была только одна вещь, которую российская власть не делала: она поляков не ненавидела.

Народы никогда не ненавидят тех, кого они покорили. Они ненавидят тогда, когда покорили их.

Все изменилось с Путиным: в действиях Кремля все очевидней стала тема какой-то мелкой, пакостной ненависти к бывшим колониям. К Польше, Грузии, Украине. 4 ноября – крайне сомнительная дата, когда поляков якобы выгнали из московского Кремля, вдруг, через четыреста без малого лет после давно забытого события, была объявлена общенациональным праздником, да еще не каким-нибудь, а, в лучших традициях двоемыслия, Днем примирения и согласия.

Потом был неприятный случай с избиением польскими хулиганами детей российских дипломатов. Было такое впечатление, что в Кремле перепутали значение слова «империя». Империя – это когда Суворов топит предместье Варшавы в крови. А когда специально обученные люди бьют дипломатов на московских улицах — это не империя. Это шпана.

Но, конечно, самым главным вопросом в отношении двух стран оставалась Катынь. Российская власть вела себя с родственниками погибших поляков так же нагло, как с родственниками врачей, раздавленных вице-президентом ЛУКОЙЛа на Ленинском проспекте.

В 2006-м Главная военная прокуратура отказала родственникам расстрелянных и даже отказалась предоставить в суд материалы дела, заявив, что большинство из 183-х томов имеют гриф «секретно». В октябре 2008-го им отказал Хамовнический суд, а в январе 2009-го – Верховный суд РФ. Тогда родственники обратились в Страсбург, и Главная военная прокуратура прислала туда совершенно изумительную бумагу, из которой следовало, что ей, прокуратуре, еще никто не доказал, что в Катыни когда-то кого-то расстреливали. («Оказалось невозможным получить информацию относительно выполнения решения по расстрелу конкретных лиц, так как все записи были уничтожены и восстановить их невозможно».)

Параллельно с этим подконтрольные Кремлю СМИ вели наступление по двум направлениям. Российским читателям внушали, что, во-первых, вопрос о том, кто расстрелял поляков, «еще открыт», призывали не «вешать ярлыков» и «начать серьезную дискуссию» на тему, кто же, мол, все-таки расстрелял польских офицеров, Сталин или Гитлер. Во-вторых, пиарщики Кремля настаивали, что Катынь — это историческое возмездие за красноармейцев, уморенных в лагерях военнопленных после войны с «белополяками».

В интервью Натальи Нарочницкой «Комсомольской правде», опубликованном накануне визита Путина в Польшу и вызвавшего в Польше небывалый скандал, было даже сказано, что эти лагеря послужили для немцев прототипом концлагеря. То есть, во-первых, мы поляков не убивали, во-вторых, было за что.

И вдруг, весной 2010-го, все это, как по команде, кончилось. По телевизору вместо Нарочницкой показали «Катынь» Вайды, а Путин поехал в Катынь вместе с Дональдом Туском.

Что произошло?

Ответ на этот вопрос легко даст тот, кто прочтет The Wall Street Journal за 8 апреля 2010 года – то есть на следующий день после посещения Путиным и Туском Катыни.

«Вся газовая промышленность Польши и спецпредставитель США по вопросам энергетики собрались на конференцию по сланцевому газу, спонсорами которой выступили Chevron, ExxonMobil и Halliburton. Газовые гиганты США начнут разведочное бурение сланцевого газа в Польше в ближайшие несколько недель. В случае их успеха энергетика Польши, ее экологические проблемы и даже внешняя политика могут полностью измениться».

Вот, собственно, ответ на вопрос. Вся новая имперская политика России строилась на том, что у нас есть наш мирный Газпром, и мы трубу нашего мирного газопровода воткнем полякам в то же место, что и украинцам.

А весной 2010-го в Кремле резко поняли, что сланцевый газ покончил с мирным газопроводом и что, если не принять мер, то, возможно, это Польша будет экспортировать газ в Европу. И что руководство Польши надо срочно переманивать на свою сторону, потому что вопрос о добыче сланцевого газа в Польше – разумеется, политический и очень сильно зависит от того, какая партия выиграет следующие выборы.

«Право и справедливость» Леха Качиньского, ярого националиста, популиста, антикоммуниста, человека, для которого Катынь — его личная боль и который каждую годовщину лично приезжает в Катынь с частным визитом. Или «Гражданская платформа» Дональда Туска, рационального прагматика, который готов дружить со всеми, кроме, разумеется, президента Качиньского — потому что эти двое друг с другом даже не разговаривают.

И за три дня до дня памяти жертв Катыни два премьера – Путин и Туск – поехали в Катынь. Они приехали специально за три дня, чтобы не приглашать президента Качиньского и иметь возможность его опередить.

И там Путин перед камерами стал на колени. И мир был так потрясен, что ни одно западное СМИ не заметило его маленькой оговорки насчет советских красноармейцев, замученных в польском плену (я со своими друзьями поспорила, что Путин не сможет без этой оговорки).

А через три дня, в настоящий день Памяти, прилетел польский президент Качиньский – непопулярный, отчаянный националист, который, по опросам, проигрывал на президентских выборах во втором туре любому кандидату. Он взял с собой всю польскую элиту в надежде перебить своим частным визитом визит ненавистного ему Туска к ненавистному ему Путину и он понимал, что его визит не будет иметь никакого эффекта: эти двое уже отпиарились.

И когда ему сказали «туман», он конечно отдал приказ садиться. Потому что был уже такой случай, когда во время русско-грузинской войны президент Польши полетел, вместе с президентами Украины, Эстонии и Литвы на борту, в Тбилиси, а ему сказали, что русские могут сбить самолет и надо садиться в Азербайджане.

И тогда президент Польши принял решение, подобающее президенту: он приказал садиться в Тбилиси. А командир судна принял решение, подобающее командиру судна: он посадил самолет в Баку. Тогда Качиньский выступил на митинге в Тбилиси и заявил: «Сегодня Грузия, завтра – Украина, послезавтра государства Прибалтики и, возможно, моя страна». Тогда польский МИД заявил, что это «личное мнение» президента Качиньского. Тогда премьер Туск, на все разумные законы которого Качиньский к тому времени накладывал «вето», наградил пилота за посадку в Баку.

И утром 10 апреля, зная, что в России его не хотят видеть, президент Польши не мог не приказать посадить самолет. Это было не самодурство, не барство: это в России пьяные полпреды разбиваются, стреляя с вертолета по горным баранам. Это был итог всего, что антикоммунист, националист, новый Костюшко, новый Сикорский, человек, в котором пульсировали разделы Польши 1772-го, 1793-го, 1795-го и 1939-го, восстания 1794-го, 1830-го и 1863-го, пакт Молотова-Риббентропа, Катынь, Варшавское восстание, «Солидарность» — президент Польши Лех Качиньский думал о России.

Не верил Качиньский ни в какой туман. «Туман» для него был всего лишь политическим приемом Путина, который в преддверии польских выборов заключает союз с Туском, как Екатерина нанимала Браницкого или Потоцкого – среди сволочащихся между собой поляков всегда было достаточно желающих получить от России чин генерала от инфантерии.

А туман был просто туман. Иногда туман бывает просто туманом. Земля там проклятая.

castellanus,

April 28, 2010 18:08

Skomentuj komentarz

Russian expert on Katyn2:http://www.ruscomment.com/view.php?filename=articles/2010-04-27-23-02-23.php

anonim,

April 28, 2010 21:14

Skomentuj komentarz

Mogę przez wielu moim znajomych i nieznajmomych być uważany za debila albo oszołoma ale mam racjonalne przesłanki aby wierzyć w spiskową teorię na temat śmierci pana prezydenta wraz z ekipą.Tą przesłanką jest kłamstwo oficjalnych władz Rosji i dezinformacja w mediach, której źródło jest do tych władz zbliżone. Jeżeli kilka godzin po tragedii gubernator województwa smoleńskiego twierdzi, że zna przyczyny; jeżeli jego współpracownicy chwile po tej wypowiedzi puszczają plotki a te plotki przez wiele dni krążą po światowych mediach to znaczy tylko, że kłamią a skoro kłamią to ja nie powinienem im wierzyć.I w tym kontekście teoria o zestrzeleniu jest równie prawdopodobna jak teoria o złej pogodzie.

Hocusowa,

May 2, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

A ja, po stokrotnym obejrzeniu wiadomego filmiku (tego kręconego komórką), absolutnie przekonana, że słyszę na nim polskie krzyki „uspokój się”, a później strzały, po dwóch nieprzespanych z tego powodu nocach najczarniejszej żałoby, wyraziłam na moim forum wniosek, że niestety – ja Rosjanom nie ufam. Otrzymałam odpowiedź, że skoro na filmiku słyszę polskie głosy i strzały, to powinnam uważać – może spotkam na ulicy Elvisa.I nagle przez pryzmat tej sytuacji uświadomiłam sobie, że z polską nauką nie jest źle, lecz jest fatalnie – bo moje forum gromadzi doktorów nauk technicznych i humanistycznych w liczbie kilkuset osób.Czego oczekiwać od polskich naukowców, skoro nie zadają oni oczywistych pytań zasadniczych? Skoro do niusów prasowych podchodzą bezrefleksyjnie? Nie zastanawiają się nad rzeczywistością…? I nawet nie czekają z wyrokami do końca śledztwa?Przecież to oczywiste, że z nauką, którą „robią”, postępują identycznie!Nie znamy prawdy. Co gorsza, pewnie nigdy jej nie poznamy – wszak to Rosjanie prowadzą śledztwo, dadzą nam te materiały, które będą im wygodne, nigdy w historii nie postąpili inaczej….Z drugiej strony mierzę się dziś z własną rusofobią. Bo być może – moje (nasze) zarzuty i wątpliwości są bezpodstawne. Może to wszystko to straszny zbieg okoliczności, a Rosjanie z całych sił chcą nam pomóc. I krzywdzimy Ich podejrzewając, że maczali w tym palce.Nie wiem – i ten brak wiedzy strasznie mi dokucza, tak jakby wyjaśnienie przyczyn nieszczęścia mogło wrócić Ofiarom życie.

krisper,

April 22, 2010 21:23

Skomentuj komentarz

A mnie w serduchu, coś takiego kołacze, że tak właśnie było…

Skomentuj notkę
Kaczyński nie wierzył w mgłę. „Mgła” oznaczała jedynie powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego.

Mur ambasady polskiej zasypano kwiatami. W telewizji w porze najlepszej oglądalności puszczono „Katyń”. W Rosji ogłoszono żałobę narodową, Putin z namiotu osobiście kieruje odprawą ciał, a na stronie Miedwiediewa pojawiły się kondolencje w języku polskim. Po raz pierwszy od wielu lat nie wstyd mi za mój kraj. Gdybyśmy zawsze tak się zachowywali, nie byłoby ani wojny sierpniowej, ani „gazowej”, ani Katynia-2, a Rosja cieszyłaby się u swoich byłych kolonii takim samym szacunkiem co Imperium Brytyjskie.

Wyobraźmy sobie, że na krótko przed wyborami prezydenckimi na Ukrainie, aby ostatecznie dobić niepopularnego i nieudolnego Juszczenkę, premier Putin postanowił wytrącić mu z rąk główny atut, jego osobisty temat – Wielki Głód na Ukrainie. I przyznał osobistą odpowiedzialność Stalina za Wielki Głód… przed premier Tymoszenko.

I tych dwoje trzy dni przed pamiętną datą przyleciało w miejsca uświęcone przez Wielki Głód. A Juszczenki nie zaprosili, gdyż taki właśnie był cel: dobić notowania Juszczenki. Wystawić go jako nieudolnego nacjonalistę, który nie umie się dogadywać. A jako że lotnisko, na które przylecieli premierzy, było lotniskiem wojennym i przestarzałym, dla zapewnienia normalnego lądowania Putina przywieziono na nie odpowiedni sprzęt.

I wszystkie gazety napisały, że Putin okazał skruchę z powodu Wielkiego Głodu. A potem, po kilku dniach, na to samo lotnisko, wtedy już opustoszałe, przyleciał śmieszny, nikomu niepotrzebny prezydent Juszczenko, którego premierzy nie zaprosili do siebie, choć Wielki Głód to jego osobisty, bolesny temat.

I wtedy samolot Juszczenki się rozbił.

Wyobrazili sobie państwo? To właśnie się stało: tyle że nie z Ukrainą, a z Polską. (Informacja o tym, że w celu zapewnienia bezpieczeństwa lądowaniu Putina i Tuska na lotnisku coś tam przywieziono, a potem – rozumie się samo przez się – odwieziono, pojawiła bezpośrednio w eterze jak dotąd jeden jedyny raz w „Echach Moskwy” – w ustach telefonującego lotnika.)

Relacje między Rosją a Polską – dwoma słowiańskimi narodami, z których jeden przegrał bitwę o hegemonię z powodu swojej anarchii, a drugi zmiażdżył ten pierwszy z pomocą samodzierżawia – w ostatnich trzystu latach ułożyły się wysoce niekorzystnie. Rosyjskie władze Polaków zarzynały, wieszały, zsyłały na Syberię, a także przeciągały na swoją stronę. Jednej tylko rzeczy rosyjskie władze nie robiły: one Polaków nie nienawidziły.

Narody nigdy nie nienawidzą tych, których ujarzmiły. Nienawidzą, gdy same zostaną ujarzmione.

Za Putina wszystko się odmieniło: w działaniach Kremla coraz widoczniejsza stała się jakaś niska, wstrętna nienawiść wobec biednych kolonii. Wobec Polski, Gruzji, Ukrainy. 4 listopada – wysoce wątpliwa data, kiedy to Polaków rzekomo wygnano z moskiewskiego Kremla, nagle, czterysta prawie lat po dawno zapomnianych zdarzeniach, została ogłoszona świętem ogólnonarodowym, i to nie byle jakim, tylko w myśl najlepszych tradycji dwójmyślenia, dniem zgody i pojednania.

Później doszło do przykrego wypadku pobicia dzieci rosyjskich dyplomatów przez polskich chuliganów. Miało się wrażenie, że Kremlowi pomyliło się znaczenie słowa „imperium”. Imperium było wtedy, gdy Suworow topił przedmieścia Warszawy w krwi. Natomiast gdy specjalnie wyszkoleni ludzie biją dyplomatów na moskiewskich ulicach – to nie jest imperium. To motłoch.

Jednak, rzecz jasna, najważniejszą kwestią w stosunkach dwóch państw pozostawał Katyń. Władze rosyjskie potraktowały rodziny pomordowanych Polaków tak samo bezczelnie, jak rodziny lekarzy przejechanych przez wiceprezydenta Łukoila w alei Lenina.

W 2006 r. Główna Prokuratura Wojenna odrzuciła powództwo rodzin rozstrzelanych, a nawet odmówiła przekazania do sądu materiałów sprawy, oznajmiając, że większość spośród 183 tomów opatrzona jest gryfem tajności. W październiku 2008 r. odmówił im Sąd Chamowniczeski, a w styczniu 2009 r. – Sąd Najwyższy RF. Wtedy bliscy zwrócili się do Strasburga, a Główna Prokuratura Wojenna przesłała tam zadziwiające pismo, z którego wynikało, że jej, prokuraturze, nikt nie udowodnił, iż w Katyniu kiedyś kogoś rozstrzelano. („Niemożliwe okazało się uzyskanie informacji dotyczących wykonania decyzji o rozstrzelaniu konkretnych osób, ponieważ wszystkie dokumenty zostały zniszczone i odzyskanie ich jest niemożliwe”.)

Równocześnie media kontrolowane przez Kreml prowadziły natarcie w dwóch kierunkach. Rosyjskim czytelnikom sugerowano, że, po pierwsze, pytanie, kto rozstrzelał Polaków, „wciąż pozostaje otwarte”, wzywano do „nieprzyklejania etykietek” i „rozpoczęcia poważnej dyskusji” o tym, kto miał rzekomo rozstrzelać polskich oficerów, Stalin czy Hitler. Po drugie, piarowcy Kremla forsowali tezę, że Katyń to historyczny odwet za czerwonoarmistów zamorzonych głodem w obozach dla jeńców wojennych po wojnie z „Białopolakami”.

W wywiadzie z Natalią Narocznicką dla „Komsomolskiej prawdy”, opublikowanym w przededniu wizyty Putina w Polsce, który wywołał w Polsce niebywały skandal, powiedziano nawet, że obozy te stały się dla Niemców prototypem obozów koncentracyjnych. To znaczy, po pierwsze, że my Polaków nie zabijaliśmy, a po drugie – było za co.

I nagle, na wiosnę 2010 roku, wszystko to, jak na komendę, skończyło się. W telewizji zamiast Narocznickiej pokazano „Katyń” Wajdy, a Putin pojechał do Katynia razem z Donaldem Tuskiem.

Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Mur ambasady polskiej zasypano kwiatami. W telewizji w porze najlepszej oglądalności puszczono „Katyń”. W Rosji ogłoszono żałobę narodową, Putin z namiotu osobiście kieruje odprawą ciał, a na stronie Miedwiediewa pojawiły się kondolencje w języku polskim. Po raz pierwszy od wielu lat nie wstyd mi za mój kraj. Gdybyśmy zawsze tak się zachowywali, nie byłoby ani wojny sierpniowej, ani „gazowej”, ani Katynia-2, a Rosja cieszyłaby się u swoich byłych kolonii takim samym szacunkiem co Imperium Brytyjskie.

Wyobraźmy sobie, że na krótko przed wyborami prezydenckimi na Ukrainie, aby ostatecznie dobić niepopularnego i nieudolnego Juszczenkę, premier Putin postanowił wytrącić mu z rąk główny atut, jego osobisty temat – Wielki Głód na Ukrainie. I przyznał osobistą odpowiedzialność Stalina za Wielki Głód… przed premier Tymoszenko.

I tych dwoje trzy dni przed pamiętną datą przyleciało w miejsca uświęcone przez Wielki Głód. A Juszczenki nie zaprosili, gdyż taki właśnie był cel: dobić notowania Juszczenki. Wystawić go jako nieudolnego nacjonalistę, który nie umie się dogadywać. A jako że lotnisko, na które przylecieli premierzy, było lotniskiem wojennym i przestarzałym, dla zapewnienia normalnego lądowania Putina przywieziono na nie odpowiedni sprzęt.

I wszystkie gazety napisały, że Putin okazał skruchę z powodu Wielkiego Głodu. A potem, po kilku dniach, na to samo lotnisko, wtedy już opustoszałe, przyleciał śmieszny, nikomu niepotrzebny prezydent Juszczenko, którego premierzy nie zaprosili do siebie, choć Wielki Głód to jego osobisty, bolesny temat.

I wtedy samolot Juszczenki się rozbił.

Wyobrazili sobie państwo? To właśnie się stało: tyle że nie z Ukrainą, a z Polską. (Informacja o tym, że w celu zapewnienia bezpieczeństwa lądowaniu Putina i Tuska na lotnisku coś tam przywieziono, a potem – rozumie się samo przez się – odwieziono, pojawiła bezpośrednio w eterze jak dotąd jeden jedyny raz w „Echach Moskwy” – w ustach telefonującego lotnika.)

Relacje między Rosją a Polską – dwoma słowiańskimi narodami, z których jeden przegrał bitwę o hegemonię z powodu swojej anarchii, a drugi zmiażdżył ten pierwszy z pomocą samodzierżawia – w ostatnich trzystu latach ułożyły się wysoce niekorzystnie. Rosyjskie władze Polaków zarzynały, wieszały, zsyłały na Syberię, a także przeciągały na swoją stronę. Jednej tylko rzeczy rosyjskie władze nie robiły: one Polaków nie nienawidziły.

Narody nigdy nie nienawidzą tych, których ujarzmiły. Nienawidzą, gdy same zostaną ujarzmione.

Za Putina wszystko się odmieniło: w działaniach Kremla coraz widoczniejsza stała się jakaś niska, wstrętna nienawiść wobec biednych kolonii. Wobec Polski, Gruzji, Ukrainy. 4 listopada – wysoce wątpliwa data, kiedy to Polaków rzekomo wygnano z moskiewskiego Kremla, nagle, czterysta prawie lat po dawno zapomnianych zdarzeniach, została ogłoszona świętem ogólnonarodowym, i to nie byle jakim, tylko w myśl najlepszych tradycji dwójmyślenia, dniem zgody i pojednania.

Później doszło do przykrego wypadku pobicia dzieci rosyjskich dyplomatów przez polskich chuliganów. Miało się wrażenie, że Kremlowi pomyliło się znaczenie słowa „imperium”. Imperium było wtedy, gdy Suworow topił przedmieścia Warszawy w krwi. Natomiast gdy specjalnie wyszkoleni ludzie biją dyplomatów na moskiewskich ulicach – to nie jest imperium. To motłoch.

Jednak, rzecz jasna, najważniejszą kwestią w stosunkach dwóch państw pozostawał Katyń. Władze rosyjskie potraktowały rodziny pomordowanych Polaków tak samo bezczelnie, jak rodziny lekarzy przejechanych przez wiceprezydenta Łukoila w alei Lenina.

W 2006 r. Główna Prokuratura Wojenna odrzuciła powództwo rodzin rozstrzelanych, a nawet odmówiła przekazania do sądu materiałów sprawy, oznajmiając, że większość spośród 183 tomów opatrzona jest gryfem tajności. W październiku 2008 r. odmówił im Sąd Chamowniczeski, a w styczniu 2009 r. – Sąd Najwyższy RF. Wtedy bliscy zwrócili się do Strasburga, a Główna Prokuratura Wojenna przesłała tam zadziwiające pismo, z którego wynikało, że jej, prokuraturze, nikt nie udowodnił, iż w Katyniu kiedyś kogoś rozstrzelano. („Niemożliwe okazało się uzyskanie informacji dotyczących wykonania decyzji o rozstrzelaniu konkretnych osób, ponieważ wszystkie dokumenty zostały zniszczone i odzyskanie ich jest niemożliwe”.)

Równocześnie media kontrolowane przez Kreml prowadziły natarcie w dwóch kierunkach. Rosyjskim czytelnikom sugerowano, że, po pierwsze, pytanie, kto rozstrzelał Polaków, „wciąż pozostaje otwarte”, wzywano do „nieprzyklejania etykietek” i „rozpoczęcia poważnej dyskusji” o tym, kto miał rzekomo rozstrzelać polskich oficerów, Stalin czy Hitler. Po drugie, piarowcy Kremla forsowali tezę, że Katyń to historyczny odwet za czerwonoarmistów zamorzonych głodem w obozach dla jeńców wojennych po wojnie z „Białopolakami”.

W wywiadzie z Natalią Narocznicką dla „Komsomolskiej prawdy”, opublikowanym w przededniu wizyty Putina w Polsce, który wywołał w Polsce niebywały skandal, powiedziano nawet, że obozy te stały się dla Niemców prototypem obozów koncentracyjnych. To znaczy, po pierwsze, że my Polaków nie zabijaliśmy, a po drugie – było za co.

I nagle, na wiosnę 2010 roku, wszystko to, jak na komendę, skończyło się. W telewizji zamiast Narocznickiej pokazano „Katyń” Wajdy, a Putin pojechał do Katynia razem z Donaldem Tuskiem.

Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Wyobraźmy sobie, że na krótko przed wyborami prezydenckimi na Ukrainie, aby ostatecznie dobić niepopularnego i nieudolnego Juszczenkę, premier Putin postanowił wytrącić mu z rąk główny atut, jego osobisty temat – Wielki Głód na Ukrainie. I przyznał osobistą odpowiedzialność Stalina za Wielki Głód… przed premier Tymoszenko.

I tych dwoje trzy dni przed pamiętną datą przyleciało w miejsca uświęcone przez Wielki Głód. A Juszczenki nie zaprosili, gdyż taki właśnie był cel: dobić notowania Juszczenki. Wystawić go jako nieudolnego nacjonalistę, który nie umie się dogadywać. A jako że lotnisko, na które przylecieli premierzy, było lotniskiem wojennym i przestarzałym, dla zapewnienia normalnego lądowania Putina przywieziono na nie odpowiedni sprzęt.

I wszystkie gazety napisały, że Putin okazał skruchę z powodu Wielkiego Głodu. A potem, po kilku dniach, na to samo lotnisko, wtedy już opustoszałe, przyleciał śmieszny, nikomu niepotrzebny prezydent Juszczenko, którego premierzy nie zaprosili do siebie, choć Wielki Głód to jego osobisty, bolesny temat.

I wtedy samolot Juszczenki się rozbił.

Wyobrazili sobie państwo? To właśnie się stało: tyle że nie z Ukrainą, a z Polską. (Informacja o tym, że w celu zapewnienia bezpieczeństwa lądowaniu Putina i Tuska na lotnisku coś tam przywieziono, a potem – rozumie się samo przez się – odwieziono, pojawiła bezpośrednio w eterze jak dotąd jeden jedyny raz w „Echach Moskwy” – w ustach telefonującego lotnika.)

Relacje między Rosją a Polską – dwoma słowiańskimi narodami, z których jeden przegrał bitwę o hegemonię z powodu swojej anarchii, a drugi zmiażdżył ten pierwszy z pomocą samodzierżawia – w ostatnich trzystu latach ułożyły się wysoce niekorzystnie. Rosyjskie władze Polaków zarzynały, wieszały, zsyłały na Syberię, a także przeciągały na swoją stronę. Jednej tylko rzeczy rosyjskie władze nie robiły: one Polaków nie nienawidziły.

Narody nigdy nie nienawidzą tych, których ujarzmiły. Nienawidzą, gdy same zostaną ujarzmione.

Za Putina wszystko się odmieniło: w działaniach Kremla coraz widoczniejsza stała się jakaś niska, wstrętna nienawiść wobec biednych kolonii. Wobec Polski, Gruzji, Ukrainy. 4 listopada – wysoce wątpliwa data, kiedy to Polaków rzekomo wygnano z moskiewskiego Kremla, nagle, czterysta prawie lat po dawno zapomnianych zdarzeniach, została ogłoszona świętem ogólnonarodowym, i to nie byle jakim, tylko w myśl najlepszych tradycji dwójmyślenia, dniem zgody i pojednania.

Później doszło do przykrego wypadku pobicia dzieci rosyjskich dyplomatów przez polskich chuliganów. Miało się wrażenie, że Kremlowi pomyliło się znaczenie słowa „imperium”. Imperium było wtedy, gdy Suworow topił przedmieścia Warszawy w krwi. Natomiast gdy specjalnie wyszkoleni ludzie biją dyplomatów na moskiewskich ulicach – to nie jest imperium. To motłoch.

Jednak, rzecz jasna, najważniejszą kwestią w stosunkach dwóch państw pozostawał Katyń. Władze rosyjskie potraktowały rodziny pomordowanych Polaków tak samo bezczelnie, jak rodziny lekarzy przejechanych przez wiceprezydenta Łukoila w alei Lenina.

W 2006 r. Główna Prokuratura Wojenna odrzuciła powództwo rodzin rozstrzelanych, a nawet odmówiła przekazania do sądu materiałów sprawy, oznajmiając, że większość spośród 183 tomów opatrzona jest gryfem tajności. W październiku 2008 r. odmówił im Sąd Chamowniczeski, a w styczniu 2009 r. – Sąd Najwyższy RF. Wtedy bliscy zwrócili się do Strasburga, a Główna Prokuratura Wojenna przesłała tam zadziwiające pismo, z którego wynikało, że jej, prokuraturze, nikt nie udowodnił, iż w Katyniu kiedyś kogoś rozstrzelano. („Niemożliwe okazało się uzyskanie informacji dotyczących wykonania decyzji o rozstrzelaniu konkretnych osób, ponieważ wszystkie dokumenty zostały zniszczone i odzyskanie ich jest niemożliwe”.)

Równocześnie media kontrolowane przez Kreml prowadziły natarcie w dwóch kierunkach. Rosyjskim czytelnikom sugerowano, że, po pierwsze, pytanie, kto rozstrzelał Polaków, „wciąż pozostaje otwarte”, wzywano do „nieprzyklejania etykietek” i „rozpoczęcia poważnej dyskusji” o tym, kto miał rzekomo rozstrzelać polskich oficerów, Stalin czy Hitler. Po drugie, piarowcy Kremla forsowali tezę, że Katyń to historyczny odwet za czerwonoarmistów zamorzonych głodem w obozach dla jeńców wojennych po wojnie z „Białopolakami”.

W wywiadzie z Natalią Narocznicką dla „Komsomolskiej prawdy”, opublikowanym w przededniu wizyty Putina w Polsce, który wywołał w Polsce niebywały skandal, powiedziano nawet, że obozy te stały się dla Niemców prototypem obozów koncentracyjnych. To znaczy, po pierwsze, że my Polaków nie zabijaliśmy, a po drugie – było za co.

I nagle, na wiosnę 2010 roku, wszystko to, jak na komendę, skończyło się. W telewizji zamiast Narocznickiej pokazano „Katyń” Wajdy, a Putin pojechał do Katynia razem z Donaldem Tuskiem.

Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
I tych dwoje trzy dni przed pamiętną datą przyleciało w miejsca uświęcone przez Wielki Głód. A Juszczenki nie zaprosili, gdyż taki właśnie był cel: dobić notowania Juszczenki. Wystawić go jako nieudolnego nacjonalistę, który nie umie się dogadywać. A jako że lotnisko, na które przylecieli premierzy, było lotniskiem wojennym i przestarzałym, dla zapewnienia normalnego lądowania Putina przywieziono na nie odpowiedni sprzęt.

I wszystkie gazety napisały, że Putin okazał skruchę z powodu Wielkiego Głodu. A potem, po kilku dniach, na to samo lotnisko, wtedy już opustoszałe, przyleciał śmieszny, nikomu niepotrzebny prezydent Juszczenko, którego premierzy nie zaprosili do siebie, choć Wielki Głód to jego osobisty, bolesny temat.

I wtedy samolot Juszczenki się rozbił.

Wyobrazili sobie państwo? To właśnie się stało: tyle że nie z Ukrainą, a z Polską. (Informacja o tym, że w celu zapewnienia bezpieczeństwa lądowaniu Putina i Tuska na lotnisku coś tam przywieziono, a potem – rozumie się samo przez się – odwieziono, pojawiła bezpośrednio w eterze jak dotąd jeden jedyny raz w „Echach Moskwy” – w ustach telefonującego lotnika.)

Relacje między Rosją a Polską – dwoma słowiańskimi narodami, z których jeden przegrał bitwę o hegemonię z powodu swojej anarchii, a drugi zmiażdżył ten pierwszy z pomocą samodzierżawia – w ostatnich trzystu latach ułożyły się wysoce niekorzystnie. Rosyjskie władze Polaków zarzynały, wieszały, zsyłały na Syberię, a także przeciągały na swoją stronę. Jednej tylko rzeczy rosyjskie władze nie robiły: one Polaków nie nienawidziły.

Narody nigdy nie nienawidzą tych, których ujarzmiły. Nienawidzą, gdy same zostaną ujarzmione.

Za Putina wszystko się odmieniło: w działaniach Kremla coraz widoczniejsza stała się jakaś niska, wstrętna nienawiść wobec biednych kolonii. Wobec Polski, Gruzji, Ukrainy. 4 listopada – wysoce wątpliwa data, kiedy to Polaków rzekomo wygnano z moskiewskiego Kremla, nagle, czterysta prawie lat po dawno zapomnianych zdarzeniach, została ogłoszona świętem ogólnonarodowym, i to nie byle jakim, tylko w myśl najlepszych tradycji dwójmyślenia, dniem zgody i pojednania.

Później doszło do przykrego wypadku pobicia dzieci rosyjskich dyplomatów przez polskich chuliganów. Miało się wrażenie, że Kremlowi pomyliło się znaczenie słowa „imperium”. Imperium było wtedy, gdy Suworow topił przedmieścia Warszawy w krwi. Natomiast gdy specjalnie wyszkoleni ludzie biją dyplomatów na moskiewskich ulicach – to nie jest imperium. To motłoch.

Jednak, rzecz jasna, najważniejszą kwestią w stosunkach dwóch państw pozostawał Katyń. Władze rosyjskie potraktowały rodziny pomordowanych Polaków tak samo bezczelnie, jak rodziny lekarzy przejechanych przez wiceprezydenta Łukoila w alei Lenina.

W 2006 r. Główna Prokuratura Wojenna odrzuciła powództwo rodzin rozstrzelanych, a nawet odmówiła przekazania do sądu materiałów sprawy, oznajmiając, że większość spośród 183 tomów opatrzona jest gryfem tajności. W październiku 2008 r. odmówił im Sąd Chamowniczeski, a w styczniu 2009 r. – Sąd Najwyższy RF. Wtedy bliscy zwrócili się do Strasburga, a Główna Prokuratura Wojenna przesłała tam zadziwiające pismo, z którego wynikało, że jej, prokuraturze, nikt nie udowodnił, iż w Katyniu kiedyś kogoś rozstrzelano. („Niemożliwe okazało się uzyskanie informacji dotyczących wykonania decyzji o rozstrzelaniu konkretnych osób, ponieważ wszystkie dokumenty zostały zniszczone i odzyskanie ich jest niemożliwe”.)

Równocześnie media kontrolowane przez Kreml prowadziły natarcie w dwóch kierunkach. Rosyjskim czytelnikom sugerowano, że, po pierwsze, pytanie, kto rozstrzelał Polaków, „wciąż pozostaje otwarte”, wzywano do „nieprzyklejania etykietek” i „rozpoczęcia poważnej dyskusji” o tym, kto miał rzekomo rozstrzelać polskich oficerów, Stalin czy Hitler. Po drugie, piarowcy Kremla forsowali tezę, że Katyń to historyczny odwet za czerwonoarmistów zamorzonych głodem w obozach dla jeńców wojennych po wojnie z „Białopolakami”.

W wywiadzie z Natalią Narocznicką dla „Komsomolskiej prawdy”, opublikowanym w przededniu wizyty Putina w Polsce, który wywołał w Polsce niebywały skandal, powiedziano nawet, że obozy te stały się dla Niemców prototypem obozów koncentracyjnych. To znaczy, po pierwsze, że my Polaków nie zabijaliśmy, a po drugie – było za co.

I nagle, na wiosnę 2010 roku, wszystko to, jak na komendę, skończyło się. W telewizji zamiast Narocznickiej pokazano „Katyń” Wajdy, a Putin pojechał do Katynia razem z Donaldem Tuskiem.

Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
I wszystkie gazety napisały, że Putin okazał skruchę z powodu Wielkiego Głodu. A potem, po kilku dniach, na to samo lotnisko, wtedy już opustoszałe, przyleciał śmieszny, nikomu niepotrzebny prezydent Juszczenko, którego premierzy nie zaprosili do siebie, choć Wielki Głód to jego osobisty, bolesny temat.

I wtedy samolot Juszczenki się rozbił.

Wyobrazili sobie państwo? To właśnie się stało: tyle że nie z Ukrainą, a z Polską. (Informacja o tym, że w celu zapewnienia bezpieczeństwa lądowaniu Putina i Tuska na lotnisku coś tam przywieziono, a potem – rozumie się samo przez się – odwieziono, pojawiła bezpośrednio w eterze jak dotąd jeden jedyny raz w „Echach Moskwy” – w ustach telefonującego lotnika.)

Relacje między Rosją a Polską – dwoma słowiańskimi narodami, z których jeden przegrał bitwę o hegemonię z powodu swojej anarchii, a drugi zmiażdżył ten pierwszy z pomocą samodzierżawia – w ostatnich trzystu latach ułożyły się wysoce niekorzystnie. Rosyjskie władze Polaków zarzynały, wieszały, zsyłały na Syberię, a także przeciągały na swoją stronę. Jednej tylko rzeczy rosyjskie władze nie robiły: one Polaków nie nienawidziły.

Narody nigdy nie nienawidzą tych, których ujarzmiły. Nienawidzą, gdy same zostaną ujarzmione.

Za Putina wszystko się odmieniło: w działaniach Kremla coraz widoczniejsza stała się jakaś niska, wstrętna nienawiść wobec biednych kolonii. Wobec Polski, Gruzji, Ukrainy. 4 listopada – wysoce wątpliwa data, kiedy to Polaków rzekomo wygnano z moskiewskiego Kremla, nagle, czterysta prawie lat po dawno zapomnianych zdarzeniach, została ogłoszona świętem ogólnonarodowym, i to nie byle jakim, tylko w myśl najlepszych tradycji dwójmyślenia, dniem zgody i pojednania.

Później doszło do przykrego wypadku pobicia dzieci rosyjskich dyplomatów przez polskich chuliganów. Miało się wrażenie, że Kremlowi pomyliło się znaczenie słowa „imperium”. Imperium było wtedy, gdy Suworow topił przedmieścia Warszawy w krwi. Natomiast gdy specjalnie wyszkoleni ludzie biją dyplomatów na moskiewskich ulicach – to nie jest imperium. To motłoch.

Jednak, rzecz jasna, najważniejszą kwestią w stosunkach dwóch państw pozostawał Katyń. Władze rosyjskie potraktowały rodziny pomordowanych Polaków tak samo bezczelnie, jak rodziny lekarzy przejechanych przez wiceprezydenta Łukoila w alei Lenina.

W 2006 r. Główna Prokuratura Wojenna odrzuciła powództwo rodzin rozstrzelanych, a nawet odmówiła przekazania do sądu materiałów sprawy, oznajmiając, że większość spośród 183 tomów opatrzona jest gryfem tajności. W październiku 2008 r. odmówił im Sąd Chamowniczeski, a w styczniu 2009 r. – Sąd Najwyższy RF. Wtedy bliscy zwrócili się do Strasburga, a Główna Prokuratura Wojenna przesłała tam zadziwiające pismo, z którego wynikało, że jej, prokuraturze, nikt nie udowodnił, iż w Katyniu kiedyś kogoś rozstrzelano. („Niemożliwe okazało się uzyskanie informacji dotyczących wykonania decyzji o rozstrzelaniu konkretnych osób, ponieważ wszystkie dokumenty zostały zniszczone i odzyskanie ich jest niemożliwe”.)

Równocześnie media kontrolowane przez Kreml prowadziły natarcie w dwóch kierunkach. Rosyjskim czytelnikom sugerowano, że, po pierwsze, pytanie, kto rozstrzelał Polaków, „wciąż pozostaje otwarte”, wzywano do „nieprzyklejania etykietek” i „rozpoczęcia poważnej dyskusji” o tym, kto miał rzekomo rozstrzelać polskich oficerów, Stalin czy Hitler. Po drugie, piarowcy Kremla forsowali tezę, że Katyń to historyczny odwet za czerwonoarmistów zamorzonych głodem w obozach dla jeńców wojennych po wojnie z „Białopolakami”.

W wywiadzie z Natalią Narocznicką dla „Komsomolskiej prawdy”, opublikowanym w przededniu wizyty Putina w Polsce, który wywołał w Polsce niebywały skandal, powiedziano nawet, że obozy te stały się dla Niemców prototypem obozów koncentracyjnych. To znaczy, po pierwsze, że my Polaków nie zabijaliśmy, a po drugie – było za co.

I nagle, na wiosnę 2010 roku, wszystko to, jak na komendę, skończyło się. W telewizji zamiast Narocznickiej pokazano „Katyń” Wajdy, a Putin pojechał do Katynia razem z Donaldem Tuskiem.

Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
I wtedy samolot Juszczenki się rozbił.

Wyobrazili sobie państwo? To właśnie się stało: tyle że nie z Ukrainą, a z Polską. (Informacja o tym, że w celu zapewnienia bezpieczeństwa lądowaniu Putina i Tuska na lotnisku coś tam przywieziono, a potem – rozumie się samo przez się – odwieziono, pojawiła bezpośrednio w eterze jak dotąd jeden jedyny raz w „Echach Moskwy” – w ustach telefonującego lotnika.)

Relacje między Rosją a Polską – dwoma słowiańskimi narodami, z których jeden przegrał bitwę o hegemonię z powodu swojej anarchii, a drugi zmiażdżył ten pierwszy z pomocą samodzierżawia – w ostatnich trzystu latach ułożyły się wysoce niekorzystnie. Rosyjskie władze Polaków zarzynały, wieszały, zsyłały na Syberię, a także przeciągały na swoją stronę. Jednej tylko rzeczy rosyjskie władze nie robiły: one Polaków nie nienawidziły.

Narody nigdy nie nienawidzą tych, których ujarzmiły. Nienawidzą, gdy same zostaną ujarzmione.

Za Putina wszystko się odmieniło: w działaniach Kremla coraz widoczniejsza stała się jakaś niska, wstrętna nienawiść wobec biednych kolonii. Wobec Polski, Gruzji, Ukrainy. 4 listopada – wysoce wątpliwa data, kiedy to Polaków rzekomo wygnano z moskiewskiego Kremla, nagle, czterysta prawie lat po dawno zapomnianych zdarzeniach, została ogłoszona świętem ogólnonarodowym, i to nie byle jakim, tylko w myśl najlepszych tradycji dwójmyślenia, dniem zgody i pojednania.

Później doszło do przykrego wypadku pobicia dzieci rosyjskich dyplomatów przez polskich chuliganów. Miało się wrażenie, że Kremlowi pomyliło się znaczenie słowa „imperium”. Imperium było wtedy, gdy Suworow topił przedmieścia Warszawy w krwi. Natomiast gdy specjalnie wyszkoleni ludzie biją dyplomatów na moskiewskich ulicach – to nie jest imperium. To motłoch.

Jednak, rzecz jasna, najważniejszą kwestią w stosunkach dwóch państw pozostawał Katyń. Władze rosyjskie potraktowały rodziny pomordowanych Polaków tak samo bezczelnie, jak rodziny lekarzy przejechanych przez wiceprezydenta Łukoila w alei Lenina.

W 2006 r. Główna Prokuratura Wojenna odrzuciła powództwo rodzin rozstrzelanych, a nawet odmówiła przekazania do sądu materiałów sprawy, oznajmiając, że większość spośród 183 tomów opatrzona jest gryfem tajności. W październiku 2008 r. odmówił im Sąd Chamowniczeski, a w styczniu 2009 r. – Sąd Najwyższy RF. Wtedy bliscy zwrócili się do Strasburga, a Główna Prokuratura Wojenna przesłała tam zadziwiające pismo, z którego wynikało, że jej, prokuraturze, nikt nie udowodnił, iż w Katyniu kiedyś kogoś rozstrzelano. („Niemożliwe okazało się uzyskanie informacji dotyczących wykonania decyzji o rozstrzelaniu konkretnych osób, ponieważ wszystkie dokumenty zostały zniszczone i odzyskanie ich jest niemożliwe”.)

Równocześnie media kontrolowane przez Kreml prowadziły natarcie w dwóch kierunkach. Rosyjskim czytelnikom sugerowano, że, po pierwsze, pytanie, kto rozstrzelał Polaków, „wciąż pozostaje otwarte”, wzywano do „nieprzyklejania etykietek” i „rozpoczęcia poważnej dyskusji” o tym, kto miał rzekomo rozstrzelać polskich oficerów, Stalin czy Hitler. Po drugie, piarowcy Kremla forsowali tezę, że Katyń to historyczny odwet za czerwonoarmistów zamorzonych głodem w obozach dla jeńców wojennych po wojnie z „Białopolakami”.

W wywiadzie z Natalią Narocznicką dla „Komsomolskiej prawdy”, opublikowanym w przededniu wizyty Putina w Polsce, który wywołał w Polsce niebywały skandal, powiedziano nawet, że obozy te stały się dla Niemców prototypem obozów koncentracyjnych. To znaczy, po pierwsze, że my Polaków nie zabijaliśmy, a po drugie – było za co.

I nagle, na wiosnę 2010 roku, wszystko to, jak na komendę, skończyło się. W telewizji zamiast Narocznickiej pokazano „Katyń” Wajdy, a Putin pojechał do Katynia razem z Donaldem Tuskiem.

Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Wyobrazili sobie państwo? To właśnie się stało: tyle że nie z Ukrainą, a z Polską. (Informacja o tym, że w celu zapewnienia bezpieczeństwa lądowaniu Putina i Tuska na lotnisku coś tam przywieziono, a potem – rozumie się samo przez się – odwieziono, pojawiła bezpośrednio w eterze jak dotąd jeden jedyny raz w „Echach Moskwy” – w ustach telefonującego lotnika.)

Relacje między Rosją a Polską – dwoma słowiańskimi narodami, z których jeden przegrał bitwę o hegemonię z powodu swojej anarchii, a drugi zmiażdżył ten pierwszy z pomocą samodzierżawia – w ostatnich trzystu latach ułożyły się wysoce niekorzystnie. Rosyjskie władze Polaków zarzynały, wieszały, zsyłały na Syberię, a także przeciągały na swoją stronę. Jednej tylko rzeczy rosyjskie władze nie robiły: one Polaków nie nienawidziły.

Narody nigdy nie nienawidzą tych, których ujarzmiły. Nienawidzą, gdy same zostaną ujarzmione.

Za Putina wszystko się odmieniło: w działaniach Kremla coraz widoczniejsza stała się jakaś niska, wstrętna nienawiść wobec biednych kolonii. Wobec Polski, Gruzji, Ukrainy. 4 listopada – wysoce wątpliwa data, kiedy to Polaków rzekomo wygnano z moskiewskiego Kremla, nagle, czterysta prawie lat po dawno zapomnianych zdarzeniach, została ogłoszona świętem ogólnonarodowym, i to nie byle jakim, tylko w myśl najlepszych tradycji dwójmyślenia, dniem zgody i pojednania.

Później doszło do przykrego wypadku pobicia dzieci rosyjskich dyplomatów przez polskich chuliganów. Miało się wrażenie, że Kremlowi pomyliło się znaczenie słowa „imperium”. Imperium było wtedy, gdy Suworow topił przedmieścia Warszawy w krwi. Natomiast gdy specjalnie wyszkoleni ludzie biją dyplomatów na moskiewskich ulicach – to nie jest imperium. To motłoch.

Jednak, rzecz jasna, najważniejszą kwestią w stosunkach dwóch państw pozostawał Katyń. Władze rosyjskie potraktowały rodziny pomordowanych Polaków tak samo bezczelnie, jak rodziny lekarzy przejechanych przez wiceprezydenta Łukoila w alei Lenina.

W 2006 r. Główna Prokuratura Wojenna odrzuciła powództwo rodzin rozstrzelanych, a nawet odmówiła przekazania do sądu materiałów sprawy, oznajmiając, że większość spośród 183 tomów opatrzona jest gryfem tajności. W październiku 2008 r. odmówił im Sąd Chamowniczeski, a w styczniu 2009 r. – Sąd Najwyższy RF. Wtedy bliscy zwrócili się do Strasburga, a Główna Prokuratura Wojenna przesłała tam zadziwiające pismo, z którego wynikało, że jej, prokuraturze, nikt nie udowodnił, iż w Katyniu kiedyś kogoś rozstrzelano. („Niemożliwe okazało się uzyskanie informacji dotyczących wykonania decyzji o rozstrzelaniu konkretnych osób, ponieważ wszystkie dokumenty zostały zniszczone i odzyskanie ich jest niemożliwe”.)

Równocześnie media kontrolowane przez Kreml prowadziły natarcie w dwóch kierunkach. Rosyjskim czytelnikom sugerowano, że, po pierwsze, pytanie, kto rozstrzelał Polaków, „wciąż pozostaje otwarte”, wzywano do „nieprzyklejania etykietek” i „rozpoczęcia poważnej dyskusji” o tym, kto miał rzekomo rozstrzelać polskich oficerów, Stalin czy Hitler. Po drugie, piarowcy Kremla forsowali tezę, że Katyń to historyczny odwet za czerwonoarmistów zamorzonych głodem w obozach dla jeńców wojennych po wojnie z „Białopolakami”.

W wywiadzie z Natalią Narocznicką dla „Komsomolskiej prawdy”, opublikowanym w przededniu wizyty Putina w Polsce, który wywołał w Polsce niebywały skandal, powiedziano nawet, że obozy te stały się dla Niemców prototypem obozów koncentracyjnych. To znaczy, po pierwsze, że my Polaków nie zabijaliśmy, a po drugie – było za co.

I nagle, na wiosnę 2010 roku, wszystko to, jak na komendę, skończyło się. W telewizji zamiast Narocznickiej pokazano „Katyń” Wajdy, a Putin pojechał do Katynia razem z Donaldem Tuskiem.

Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Relacje między Rosją a Polską – dwoma słowiańskimi narodami, z których jeden przegrał bitwę o hegemonię z powodu swojej anarchii, a drugi zmiażdżył ten pierwszy z pomocą samodzierżawia – w ostatnich trzystu latach ułożyły się wysoce niekorzystnie. Rosyjskie władze Polaków zarzynały, wieszały, zsyłały na Syberię, a także przeciągały na swoją stronę. Jednej tylko rzeczy rosyjskie władze nie robiły: one Polaków nie nienawidziły.

Narody nigdy nie nienawidzą tych, których ujarzmiły. Nienawidzą, gdy same zostaną ujarzmione.

Za Putina wszystko się odmieniło: w działaniach Kremla coraz widoczniejsza stała się jakaś niska, wstrętna nienawiść wobec biednych kolonii. Wobec Polski, Gruzji, Ukrainy. 4 listopada – wysoce wątpliwa data, kiedy to Polaków rzekomo wygnano z moskiewskiego Kremla, nagle, czterysta prawie lat po dawno zapomnianych zdarzeniach, została ogłoszona świętem ogólnonarodowym, i to nie byle jakim, tylko w myśl najlepszych tradycji dwójmyślenia, dniem zgody i pojednania.

Później doszło do przykrego wypadku pobicia dzieci rosyjskich dyplomatów przez polskich chuliganów. Miało się wrażenie, że Kremlowi pomyliło się znaczenie słowa „imperium”. Imperium było wtedy, gdy Suworow topił przedmieścia Warszawy w krwi. Natomiast gdy specjalnie wyszkoleni ludzie biją dyplomatów na moskiewskich ulicach – to nie jest imperium. To motłoch.

Jednak, rzecz jasna, najważniejszą kwestią w stosunkach dwóch państw pozostawał Katyń. Władze rosyjskie potraktowały rodziny pomordowanych Polaków tak samo bezczelnie, jak rodziny lekarzy przejechanych przez wiceprezydenta Łukoila w alei Lenina.

W 2006 r. Główna Prokuratura Wojenna odrzuciła powództwo rodzin rozstrzelanych, a nawet odmówiła przekazania do sądu materiałów sprawy, oznajmiając, że większość spośród 183 tomów opatrzona jest gryfem tajności. W październiku 2008 r. odmówił im Sąd Chamowniczeski, a w styczniu 2009 r. – Sąd Najwyższy RF. Wtedy bliscy zwrócili się do Strasburga, a Główna Prokuratura Wojenna przesłała tam zadziwiające pismo, z którego wynikało, że jej, prokuraturze, nikt nie udowodnił, iż w Katyniu kiedyś kogoś rozstrzelano. („Niemożliwe okazało się uzyskanie informacji dotyczących wykonania decyzji o rozstrzelaniu konkretnych osób, ponieważ wszystkie dokumenty zostały zniszczone i odzyskanie ich jest niemożliwe”.)

Równocześnie media kontrolowane przez Kreml prowadziły natarcie w dwóch kierunkach. Rosyjskim czytelnikom sugerowano, że, po pierwsze, pytanie, kto rozstrzelał Polaków, „wciąż pozostaje otwarte”, wzywano do „nieprzyklejania etykietek” i „rozpoczęcia poważnej dyskusji” o tym, kto miał rzekomo rozstrzelać polskich oficerów, Stalin czy Hitler. Po drugie, piarowcy Kremla forsowali tezę, że Katyń to historyczny odwet za czerwonoarmistów zamorzonych głodem w obozach dla jeńców wojennych po wojnie z „Białopolakami”.

W wywiadzie z Natalią Narocznicką dla „Komsomolskiej prawdy”, opublikowanym w przededniu wizyty Putina w Polsce, który wywołał w Polsce niebywały skandal, powiedziano nawet, że obozy te stały się dla Niemców prototypem obozów koncentracyjnych. To znaczy, po pierwsze, że my Polaków nie zabijaliśmy, a po drugie – było za co.

I nagle, na wiosnę 2010 roku, wszystko to, jak na komendę, skończyło się. W telewizji zamiast Narocznickiej pokazano „Katyń” Wajdy, a Putin pojechał do Katynia razem z Donaldem Tuskiem.

Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Narody nigdy nie nienawidzą tych, których ujarzmiły. Nienawidzą, gdy same zostaną ujarzmione.

Za Putina wszystko się odmieniło: w działaniach Kremla coraz widoczniejsza stała się jakaś niska, wstrętna nienawiść wobec biednych kolonii. Wobec Polski, Gruzji, Ukrainy. 4 listopada – wysoce wątpliwa data, kiedy to Polaków rzekomo wygnano z moskiewskiego Kremla, nagle, czterysta prawie lat po dawno zapomnianych zdarzeniach, została ogłoszona świętem ogólnonarodowym, i to nie byle jakim, tylko w myśl najlepszych tradycji dwójmyślenia, dniem zgody i pojednania.

Później doszło do przykrego wypadku pobicia dzieci rosyjskich dyplomatów przez polskich chuliganów. Miało się wrażenie, że Kremlowi pomyliło się znaczenie słowa „imperium”. Imperium było wtedy, gdy Suworow topił przedmieścia Warszawy w krwi. Natomiast gdy specjalnie wyszkoleni ludzie biją dyplomatów na moskiewskich ulicach – to nie jest imperium. To motłoch.

Jednak, rzecz jasna, najważniejszą kwestią w stosunkach dwóch państw pozostawał Katyń. Władze rosyjskie potraktowały rodziny pomordowanych Polaków tak samo bezczelnie, jak rodziny lekarzy przejechanych przez wiceprezydenta Łukoila w alei Lenina.

W 2006 r. Główna Prokuratura Wojenna odrzuciła powództwo rodzin rozstrzelanych, a nawet odmówiła przekazania do sądu materiałów sprawy, oznajmiając, że większość spośród 183 tomów opatrzona jest gryfem tajności. W październiku 2008 r. odmówił im Sąd Chamowniczeski, a w styczniu 2009 r. – Sąd Najwyższy RF. Wtedy bliscy zwrócili się do Strasburga, a Główna Prokuratura Wojenna przesłała tam zadziwiające pismo, z którego wynikało, że jej, prokuraturze, nikt nie udowodnił, iż w Katyniu kiedyś kogoś rozstrzelano. („Niemożliwe okazało się uzyskanie informacji dotyczących wykonania decyzji o rozstrzelaniu konkretnych osób, ponieważ wszystkie dokumenty zostały zniszczone i odzyskanie ich jest niemożliwe”.)

Równocześnie media kontrolowane przez Kreml prowadziły natarcie w dwóch kierunkach. Rosyjskim czytelnikom sugerowano, że, po pierwsze, pytanie, kto rozstrzelał Polaków, „wciąż pozostaje otwarte”, wzywano do „nieprzyklejania etykietek” i „rozpoczęcia poważnej dyskusji” o tym, kto miał rzekomo rozstrzelać polskich oficerów, Stalin czy Hitler. Po drugie, piarowcy Kremla forsowali tezę, że Katyń to historyczny odwet za czerwonoarmistów zamorzonych głodem w obozach dla jeńców wojennych po wojnie z „Białopolakami”.

W wywiadzie z Natalią Narocznicką dla „Komsomolskiej prawdy”, opublikowanym w przededniu wizyty Putina w Polsce, który wywołał w Polsce niebywały skandal, powiedziano nawet, że obozy te stały się dla Niemców prototypem obozów koncentracyjnych. To znaczy, po pierwsze, że my Polaków nie zabijaliśmy, a po drugie – było za co.

I nagle, na wiosnę 2010 roku, wszystko to, jak na komendę, skończyło się. W telewizji zamiast Narocznickiej pokazano „Katyń” Wajdy, a Putin pojechał do Katynia razem z Donaldem Tuskiem.

Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Za Putina wszystko się odmieniło: w działaniach Kremla coraz widoczniejsza stała się jakaś niska, wstrętna nienawiść wobec biednych kolonii. Wobec Polski, Gruzji, Ukrainy. 4 listopada – wysoce wątpliwa data, kiedy to Polaków rzekomo wygnano z moskiewskiego Kremla, nagle, czterysta prawie lat po dawno zapomnianych zdarzeniach, została ogłoszona świętem ogólnonarodowym, i to nie byle jakim, tylko w myśl najlepszych tradycji dwójmyślenia, dniem zgody i pojednania.

Później doszło do przykrego wypadku pobicia dzieci rosyjskich dyplomatów przez polskich chuliganów. Miało się wrażenie, że Kremlowi pomyliło się znaczenie słowa „imperium”. Imperium było wtedy, gdy Suworow topił przedmieścia Warszawy w krwi. Natomiast gdy specjalnie wyszkoleni ludzie biją dyplomatów na moskiewskich ulicach – to nie jest imperium. To motłoch.

Jednak, rzecz jasna, najważniejszą kwestią w stosunkach dwóch państw pozostawał Katyń. Władze rosyjskie potraktowały rodziny pomordowanych Polaków tak samo bezczelnie, jak rodziny lekarzy przejechanych przez wiceprezydenta Łukoila w alei Lenina.

W 2006 r. Główna Prokuratura Wojenna odrzuciła powództwo rodzin rozstrzelanych, a nawet odmówiła przekazania do sądu materiałów sprawy, oznajmiając, że większość spośród 183 tomów opatrzona jest gryfem tajności. W październiku 2008 r. odmówił im Sąd Chamowniczeski, a w styczniu 2009 r. – Sąd Najwyższy RF. Wtedy bliscy zwrócili się do Strasburga, a Główna Prokuratura Wojenna przesłała tam zadziwiające pismo, z którego wynikało, że jej, prokuraturze, nikt nie udowodnił, iż w Katyniu kiedyś kogoś rozstrzelano. („Niemożliwe okazało się uzyskanie informacji dotyczących wykonania decyzji o rozstrzelaniu konkretnych osób, ponieważ wszystkie dokumenty zostały zniszczone i odzyskanie ich jest niemożliwe”.)

Równocześnie media kontrolowane przez Kreml prowadziły natarcie w dwóch kierunkach. Rosyjskim czytelnikom sugerowano, że, po pierwsze, pytanie, kto rozstrzelał Polaków, „wciąż pozostaje otwarte”, wzywano do „nieprzyklejania etykietek” i „rozpoczęcia poważnej dyskusji” o tym, kto miał rzekomo rozstrzelać polskich oficerów, Stalin czy Hitler. Po drugie, piarowcy Kremla forsowali tezę, że Katyń to historyczny odwet za czerwonoarmistów zamorzonych głodem w obozach dla jeńców wojennych po wojnie z „Białopolakami”.

W wywiadzie z Natalią Narocznicką dla „Komsomolskiej prawdy”, opublikowanym w przededniu wizyty Putina w Polsce, który wywołał w Polsce niebywały skandal, powiedziano nawet, że obozy te stały się dla Niemców prototypem obozów koncentracyjnych. To znaczy, po pierwsze, że my Polaków nie zabijaliśmy, a po drugie – było za co.

I nagle, na wiosnę 2010 roku, wszystko to, jak na komendę, skończyło się. W telewizji zamiast Narocznickiej pokazano „Katyń” Wajdy, a Putin pojechał do Katynia razem z Donaldem Tuskiem.

Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Później doszło do przykrego wypadku pobicia dzieci rosyjskich dyplomatów przez polskich chuliganów. Miało się wrażenie, że Kremlowi pomyliło się znaczenie słowa „imperium”. Imperium było wtedy, gdy Suworow topił przedmieścia Warszawy w krwi. Natomiast gdy specjalnie wyszkoleni ludzie biją dyplomatów na moskiewskich ulicach – to nie jest imperium. To motłoch.

Jednak, rzecz jasna, najważniejszą kwestią w stosunkach dwóch państw pozostawał Katyń. Władze rosyjskie potraktowały rodziny pomordowanych Polaków tak samo bezczelnie, jak rodziny lekarzy przejechanych przez wiceprezydenta Łukoila w alei Lenina.

W 2006 r. Główna Prokuratura Wojenna odrzuciła powództwo rodzin rozstrzelanych, a nawet odmówiła przekazania do sądu materiałów sprawy, oznajmiając, że większość spośród 183 tomów opatrzona jest gryfem tajności. W październiku 2008 r. odmówił im Sąd Chamowniczeski, a w styczniu 2009 r. – Sąd Najwyższy RF. Wtedy bliscy zwrócili się do Strasburga, a Główna Prokuratura Wojenna przesłała tam zadziwiające pismo, z którego wynikało, że jej, prokuraturze, nikt nie udowodnił, iż w Katyniu kiedyś kogoś rozstrzelano. („Niemożliwe okazało się uzyskanie informacji dotyczących wykonania decyzji o rozstrzelaniu konkretnych osób, ponieważ wszystkie dokumenty zostały zniszczone i odzyskanie ich jest niemożliwe”.)

Równocześnie media kontrolowane przez Kreml prowadziły natarcie w dwóch kierunkach. Rosyjskim czytelnikom sugerowano, że, po pierwsze, pytanie, kto rozstrzelał Polaków, „wciąż pozostaje otwarte”, wzywano do „nieprzyklejania etykietek” i „rozpoczęcia poważnej dyskusji” o tym, kto miał rzekomo rozstrzelać polskich oficerów, Stalin czy Hitler. Po drugie, piarowcy Kremla forsowali tezę, że Katyń to historyczny odwet za czerwonoarmistów zamorzonych głodem w obozach dla jeńców wojennych po wojnie z „Białopolakami”.

W wywiadzie z Natalią Narocznicką dla „Komsomolskiej prawdy”, opublikowanym w przededniu wizyty Putina w Polsce, który wywołał w Polsce niebywały skandal, powiedziano nawet, że obozy te stały się dla Niemców prototypem obozów koncentracyjnych. To znaczy, po pierwsze, że my Polaków nie zabijaliśmy, a po drugie – było za co.

I nagle, na wiosnę 2010 roku, wszystko to, jak na komendę, skończyło się. W telewizji zamiast Narocznickiej pokazano „Katyń” Wajdy, a Putin pojechał do Katynia razem z Donaldem Tuskiem.

Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Jednak, rzecz jasna, najważniejszą kwestią w stosunkach dwóch państw pozostawał Katyń. Władze rosyjskie potraktowały rodziny pomordowanych Polaków tak samo bezczelnie, jak rodziny lekarzy przejechanych przez wiceprezydenta Łukoila w alei Lenina.

W 2006 r. Główna Prokuratura Wojenna odrzuciła powództwo rodzin rozstrzelanych, a nawet odmówiła przekazania do sądu materiałów sprawy, oznajmiając, że większość spośród 183 tomów opatrzona jest gryfem tajności. W październiku 2008 r. odmówił im Sąd Chamowniczeski, a w styczniu 2009 r. – Sąd Najwyższy RF. Wtedy bliscy zwrócili się do Strasburga, a Główna Prokuratura Wojenna przesłała tam zadziwiające pismo, z którego wynikało, że jej, prokuraturze, nikt nie udowodnił, iż w Katyniu kiedyś kogoś rozstrzelano. („Niemożliwe okazało się uzyskanie informacji dotyczących wykonania decyzji o rozstrzelaniu konkretnych osób, ponieważ wszystkie dokumenty zostały zniszczone i odzyskanie ich jest niemożliwe”.)

Równocześnie media kontrolowane przez Kreml prowadziły natarcie w dwóch kierunkach. Rosyjskim czytelnikom sugerowano, że, po pierwsze, pytanie, kto rozstrzelał Polaków, „wciąż pozostaje otwarte”, wzywano do „nieprzyklejania etykietek” i „rozpoczęcia poważnej dyskusji” o tym, kto miał rzekomo rozstrzelać polskich oficerów, Stalin czy Hitler. Po drugie, piarowcy Kremla forsowali tezę, że Katyń to historyczny odwet za czerwonoarmistów zamorzonych głodem w obozach dla jeńców wojennych po wojnie z „Białopolakami”.

W wywiadzie z Natalią Narocznicką dla „Komsomolskiej prawdy”, opublikowanym w przededniu wizyty Putina w Polsce, który wywołał w Polsce niebywały skandal, powiedziano nawet, że obozy te stały się dla Niemców prototypem obozów koncentracyjnych. To znaczy, po pierwsze, że my Polaków nie zabijaliśmy, a po drugie – było za co.

I nagle, na wiosnę 2010 roku, wszystko to, jak na komendę, skończyło się. W telewizji zamiast Narocznickiej pokazano „Katyń” Wajdy, a Putin pojechał do Katynia razem z Donaldem Tuskiem.

Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
W 2006 r. Główna Prokuratura Wojenna odrzuciła powództwo rodzin rozstrzelanych, a nawet odmówiła przekazania do sądu materiałów sprawy, oznajmiając, że większość spośród 183 tomów opatrzona jest gryfem tajności. W październiku 2008 r. odmówił im Sąd Chamowniczeski, a w styczniu 2009 r. – Sąd Najwyższy RF. Wtedy bliscy zwrócili się do Strasburga, a Główna Prokuratura Wojenna przesłała tam zadziwiające pismo, z którego wynikało, że jej, prokuraturze, nikt nie udowodnił, iż w Katyniu kiedyś kogoś rozstrzelano. („Niemożliwe okazało się uzyskanie informacji dotyczących wykonania decyzji o rozstrzelaniu konkretnych osób, ponieważ wszystkie dokumenty zostały zniszczone i odzyskanie ich jest niemożliwe”.)

Równocześnie media kontrolowane przez Kreml prowadziły natarcie w dwóch kierunkach. Rosyjskim czytelnikom sugerowano, że, po pierwsze, pytanie, kto rozstrzelał Polaków, „wciąż pozostaje otwarte”, wzywano do „nieprzyklejania etykietek” i „rozpoczęcia poważnej dyskusji” o tym, kto miał rzekomo rozstrzelać polskich oficerów, Stalin czy Hitler. Po drugie, piarowcy Kremla forsowali tezę, że Katyń to historyczny odwet za czerwonoarmistów zamorzonych głodem w obozach dla jeńców wojennych po wojnie z „Białopolakami”.

W wywiadzie z Natalią Narocznicką dla „Komsomolskiej prawdy”, opublikowanym w przededniu wizyty Putina w Polsce, który wywołał w Polsce niebywały skandal, powiedziano nawet, że obozy te stały się dla Niemców prototypem obozów koncentracyjnych. To znaczy, po pierwsze, że my Polaków nie zabijaliśmy, a po drugie – było za co.

I nagle, na wiosnę 2010 roku, wszystko to, jak na komendę, skończyło się. W telewizji zamiast Narocznickiej pokazano „Katyń” Wajdy, a Putin pojechał do Katynia razem z Donaldem Tuskiem.

Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Równocześnie media kontrolowane przez Kreml prowadziły natarcie w dwóch kierunkach. Rosyjskim czytelnikom sugerowano, że, po pierwsze, pytanie, kto rozstrzelał Polaków, „wciąż pozostaje otwarte”, wzywano do „nieprzyklejania etykietek” i „rozpoczęcia poważnej dyskusji” o tym, kto miał rzekomo rozstrzelać polskich oficerów, Stalin czy Hitler. Po drugie, piarowcy Kremla forsowali tezę, że Katyń to historyczny odwet za czerwonoarmistów zamorzonych głodem w obozach dla jeńców wojennych po wojnie z „Białopolakami”.

W wywiadzie z Natalią Narocznicką dla „Komsomolskiej prawdy”, opublikowanym w przededniu wizyty Putina w Polsce, który wywołał w Polsce niebywały skandal, powiedziano nawet, że obozy te stały się dla Niemców prototypem obozów koncentracyjnych. To znaczy, po pierwsze, że my Polaków nie zabijaliśmy, a po drugie – było za co.

I nagle, na wiosnę 2010 roku, wszystko to, jak na komendę, skończyło się. W telewizji zamiast Narocznickiej pokazano „Katyń” Wajdy, a Putin pojechał do Katynia razem z Donaldem Tuskiem.

Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
W wywiadzie z Natalią Narocznicką dla „Komsomolskiej prawdy”, opublikowanym w przededniu wizyty Putina w Polsce, który wywołał w Polsce niebywały skandal, powiedziano nawet, że obozy te stały się dla Niemców prototypem obozów koncentracyjnych. To znaczy, po pierwsze, że my Polaków nie zabijaliśmy, a po drugie – było za co.

I nagle, na wiosnę 2010 roku, wszystko to, jak na komendę, skończyło się. W telewizji zamiast Narocznickiej pokazano „Katyń” Wajdy, a Putin pojechał do Katynia razem z Donaldem Tuskiem.

Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
I nagle, na wiosnę 2010 roku, wszystko to, jak na komendę, skończyło się. W telewizji zamiast Narocznickiej pokazano „Katyń” Wajdy, a Putin pojechał do Katynia razem z Donaldem Tuskiem.

Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Co się stało?

Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Odpowiedź na to pytanie łatwo da ten, kto przeczyta The Wall Street Journal z 8 kwietnia 2010 roku – to znaczy z następnego dnia po wizycie Putina i Tuska w Katyniu.

„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
„Cały gazowy przemysł Polski i specjalny przedstawiciel USA ds. energetyki zebrali się na konferencję na temat gazu łupkowego sponsorowanej przez Chevron, ExxonMobil i Halliburton. Gazowi giganci z USA rozpoczną badawcze odwierty gazu łupkowego w Polsce w ciągu najbliższych kilku tygodni. W razie ich sukcesu energetyka Polski, jej problemy ekologiczne, a nawet polityka zagraniczna mogą się całkowicie zmienić.

I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
I taka właśnie jest odpowiedź na to pytanie. Całość nowej imperialnej polityki Rosji budowana była na fakcie, że my mamy nasz światowy Gazprom i rurę naszego światowego gazociągu wsadzimy Polakom to samo miejsce, co i Ukraińcom.

A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
A wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować gaz do Europy. I że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę, gdyż sprawa wydobycia gazu łupkowego w Polsce jest, jak wiadomo, polityczna i w dużym stopniu zależy od tego, która partia wygra następne wybory.

Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Prawo i Sprawiedliwość Lecha Kaczyńskiego, zaciekłego nacjonalisty, populisty, antykomunisty, człowieka, dla którego Katyń to jego osobisty ból i który w każdą rocznicę osobiście składa w Katyniu prywatną wizytę. Albo Platforma Obywatelska Donalda Tuska, racjonalnego pragmatyka, który gotów jest przyjaźnić się ze wszystkimi, z wyjątkiem, ma się rozumieć, prezydenta Kaczyńskiego – ponieważ ci dwaj nawet ze sobą nie rozmawiają.

I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
I trzy dni przed dniem pamięci ofiar Katynia dwaj premierzy – Putin i Tusk – pojechali do Katynia. Przyjechali specjalnie trzy dni wcześniej, żeby nie zapraszać prezydenta Kaczyńskiego i mieć możliwość go uprzedzić.

I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
I tam, przed kamerami, Putin uklęknął. A świat doznał wstrząsu, tak że żadne zachodnie medium nie zauważyło małego zastrzeżenia, jakie poczynił odnośnie do sowieckich czerwonoarmistów zamęczonych w polskiej niewoli (pokłóciłam się z przyjaciółmi, że Putin nie daruje sobie tego zastrzeżenia).

A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
A trzy dni później, w prawdziwy Dzień Pamięci, przyleciał polski prezydent Kaczyński – niepopularny, szalony, nacjonalista, który według sondaży przegrywał w drugiej turze prezydenckich wyborów z każdym kandydatem. Zabrał ze sobą całą polską elitę w nadziei, że uda mu się przebić swoją prywatną wizytą wizytę nienawidzącego go Tuska złożoną nienawidzącemu go Putinowi i rozumiał, że wizyta ta nie przyniesie żadnego efektu: ci dwaj już się „odpiarzyli”.

Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Więc kiedy powiedziano mu: „mgła”, on oczywiście dał rozkaz lądowania. Ponieważ zdarzył się już taki wypadek, kiedy w trakcie wojny rosyjsko-gruzińskiej prezydent Polski poleciał, z prezydentami Ukrainy, Estonii i Litwy na pokładzie, do Tbilisi, i powiedziano mu, że Rosjanie mogą strącić samolot i trzeba lądować w Azerbejdżanie.

I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
I wtedy prezydent Polski podjął decyzję, jaką przystoi podejmować prezydentowi: nakazał lądować w Tbilisi. A dowódca samolotu podjął decyzję, jaką przystoi podejmować dowódcy samolotu: wylądował w Baku. Wtedy Kaczyński wystąpił na spotkaniu w Tbilisi i oświadczył: „Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a może i mój kraj”. Wtedy polskie MSZ oświadczyło, że jest to „prywatna opinia” prezydenta Kaczyńskiego. Wtedy premier Tusk, którego wszystkie rozsądne ustawy Kaczyński w tamtym okresie wetował, przyznał pilotowi nagrodę za lądowanie w Baku.

Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Rankiem 10 kwietnia, wiedząc, że w Rosji nie jest mile widziany, prezydent Polski nie mógł nie nakazać lądowania samolotu. To nie była samowola, nie była wielkopańskość: to w Rosji dyplomaci rozbijają się po pijaku, strzelając ze śmigłowca do owiec górskich. Było to wynikiem wszystkiego, co antykomunista, nacjonalista, nowy Kościuszko, nowy Sikorski, człowiek, w którego krwi tętniły rozbiory Polski 1772, 1793, 1795 i 1939 roku, powstania 1794, 1830 i 1863 roku, pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie, Solidarność – wynikiem wszystkiego, co prezydent Polski Lech Kaczyński myślał o Rosji.

Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Nie wierzył Kaczyński w żadną mgłę. „Mgła” oznaczała dla niego jedynie polityczne powitanie przez Putina, który w przeddzień polskich wyborów zawiązuje sojusz z Tuskiem, podobnie jak Katarzyna skorzystała z usług Branickiego i Potockiego – wśród skundlonych między sobą Polaków było wystarczająco dużo chętnych do otrzymania od Rosji stopnia generała piechoty.

A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
A mgła była po prostu mgłą. Czasami mgła jest po prostu mgłą. Ziemia tam przeklęta.

Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Julia Łatynina

Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Źródło: Ej.ru
tłum. Michał Jasiński

Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Julia Łatynina (1966) – rosyjska pisarka i publicystka. Jest autorką powieści fantasy i sensacyjnych, których akcja rozgrywa się we współczesnej Rosji. Kontestowana przez rosyjski establiszment.
Катынь-2
13 АПРЕЛЯ 2010 г. ЮЛИЯ ЛАТЫНИНА

Стена посольства Польши завалена цветами. По телевизору в прайм-тайм пустили «Катынь». В России объявлен национальный траур, Путин лично в палатке распоряжается отправкой тел, и на сайте Медведева висит соболезнование на польском языке. Мне впервые за много лет не стыдно за свою страну. Если бы мы вели себя так всегда, не было бы ни августовской войны, ни «газовой», ни Катыни-2, и Россия пользовалась бы среди своих бывших колоний тем же уважением, что и Британская империя.

Представим себе, что незадолго до украинских президентских выборов, чтобы окончательно добить непопулярного и беспомощного Ющенко, премьер Путин решил выбить из его рук главный козырь, его личную тему – Голодомор. И признал личную ответственность Сталина за Голодомор… перед премьером Тимошенко.

И эти двое за три дня до памятной даты прилетели в священные для Голодомора места. А Ющенко не пригласили, потому что, собственно, это и была цель: добить рейтинг Ющенко. Выставить его бездарным националистом, который не умеет договариваться. И так как аэродром, на который прилетели премьеры, был военный и дохлый, то на него для обеспечения нормальной посадки Путина даже завезли оборудование.

И все газеты написали, что Путин покаялся за Голодомор. А потом, спустя несколько дней, на тот же аэродром, уже опустевший, прилетел смешной, никому не нужный президент Ющенко, которого премьеры не пригласили с собой, хотя Голодомор – это его личная, больная тема.

И тут самолет Ющенко разбился.

Представили? Вот это и случилось: только не с Украиной, а с Польшей. (Про то, что для обеспечения безопасности посадки Путина и Туска на аэродром что-то завозили, и потом, разумеется, увезли – это мелькнуло единственный пока раз в прямом эфире «Эха Москвы», от позвонившего летчика.)

Отношения между Россией и Польшей — двумя славянскими нациями, одна из которых проиграла битву за гегемонию благодаря своей анархии, а другая раздавила первую благодаря самодержавию — последние лет триста были как нельзя скверны. Российская власть поляков резала, вешала, ссылала в Сибирь и переманивала на свою сторону. Была только одна вещь, которую российская власть не делала: она поляков не ненавидела.

Народы никогда не ненавидят тех, кого они покорили. Они ненавидят тогда, когда покорили их.

Все изменилось с Путиным: в действиях Кремля все очевидней стала тема какой-то мелкой, пакостной ненависти к бывшим колониям. К Польше, Грузии, Украине. 4 ноября – крайне сомнительная дата, когда поляков якобы выгнали из московского Кремля, вдруг, через четыреста без малого лет после давно забытого события, была объявлена общенациональным праздником, да еще не каким-нибудь, а, в лучших традициях двоемыслия, Днем примирения и согласия.

Потом был неприятный случай с избиением польскими хулиганами детей российских дипломатов. Было такое впечатление, что в Кремле перепутали значение слова «империя». Империя – это когда Суворов топит предместье Варшавы в крови. А когда специально обученные люди бьют дипломатов на московских улицах — это не империя. Это шпана.

Но, конечно, самым главным вопросом в отношении двух стран оставалась Катынь. Российская власть вела себя с родственниками погибших поляков так же нагло, как с родственниками врачей, раздавленных вице-президентом ЛУКОЙЛа на Ленинском проспекте.

В 2006-м Главная военная прокуратура отказала родственникам расстрелянных и даже отказалась предоставить в суд материалы дела, заявив, что большинство из 183-х томов имеют гриф «секретно». В октябре 2008-го им отказал Хамовнический суд, а в январе 2009-го – Верховный суд РФ. Тогда родственники обратились в Страсбург, и Главная военная прокуратура прислала туда совершенно изумительную бумагу, из которой следовало, что ей, прокуратуре, еще никто не доказал, что в Катыни когда-то кого-то расстреливали. («Оказалось невозможным получить информацию относительно выполнения решения по расстрелу конкретных лиц, так как все записи были уничтожены и восстановить их невозможно».)

Параллельно с этим подконтрольные Кремлю СМИ вели наступление по двум направлениям. Российским читателям внушали, что, во-первых, вопрос о том, кто расстрелял поляков, «еще открыт», призывали не «вешать ярлыков» и «начать серьезную дискуссию» на тему, кто же, мол, все-таки расстрелял польских офицеров, Сталин или Гитлер. Во-вторых, пиарщики Кремля настаивали, что Катынь — это историческое возмездие за красноармейцев, уморенных в лагерях военнопленных после войны с «белополяками».

В интервью Натальи Нарочницкой «Комсомольской правде», опубликованном накануне визита Путина в Польшу и вызвавшего в Польше небывалый скандал, было даже сказано, что эти лагеря послужили для немцев прототипом концлагеря. То есть, во-первых, мы поляков не убивали, во-вторых, было за что.

И вдруг, весной 2010-го, все это, как по команде, кончилось. По телевизору вместо Нарочницкой показали «Катынь» Вайды, а Путин поехал в Катынь вместе с Дональдом Туском.

Что произошло?

Ответ на этот вопрос легко даст тот, кто прочтет The Wall Street Journal за 8 апреля 2010 года – то есть на следующий день после посещения Путиным и Туском Катыни.

«Вся газовая промышленность Польши и спецпредставитель США по вопросам энергетики собрались на конференцию по сланцевому газу, спонсорами которой выступили Chevron, ExxonMobil и Halliburton. Газовые гиганты США начнут разведочное бурение сланцевого газа в Польше в ближайшие несколько недель. В случае их успеха энергетика Польши, ее экологические проблемы и даже внешняя политика могут полностью измениться».

Вот, собственно, ответ на вопрос. Вся новая имперская политика России строилась на том, что у нас есть наш мирный Газпром, и мы трубу нашего мирного газопровода воткнем полякам в то же место, что и украинцам.

А весной 2010-го в Кремле резко поняли, что сланцевый газ покончил с мирным газопроводом и что, если не принять мер, то, возможно, это Польша будет экспортировать газ в Европу. И что руководство Польши надо срочно переманивать на свою сторону, потому что вопрос о добыче сланцевого газа в Польше – разумеется, политический и очень сильно зависит от того, какая партия выиграет следующие выборы.

«Право и справедливость» Леха Качиньского, ярого националиста, популиста, антикоммуниста, человека, для которого Катынь — его личная боль и который каждую годовщину лично приезжает в Катынь с частным визитом. Или «Гражданская платформа» Дональда Туска, рационального прагматика, который готов дружить со всеми, кроме, разумеется, президента Качиньского — потому что эти двое друг с другом даже не разговаривают.

И за три дня до дня памяти жертв Катыни два премьера – Путин и Туск – поехали в Катынь. Они приехали специально за три дня, чтобы не приглашать президента Качиньского и иметь возможность его опередить.

И там Путин перед камерами стал на колени. И мир был так потрясен, что ни одно западное СМИ не заметило его маленькой оговорки насчет советских красноармейцев, замученных в польском плену (я со своими друзьями поспорила, что Путин не сможет без этой оговорки).

А через три дня, в настоящий день Памяти, прилетел польский президент Качиньский – непопулярный, отчаянный националист, который, по опросам, проигрывал на президентских выборах во втором туре любому кандидату. Он взял с собой всю польскую элиту в надежде перебить своим частным визитом визит ненавистного ему Туска к ненавистному ему Путину и он понимал, что его визит не будет иметь никакого эффекта: эти двое уже отпиарились.

И когда ему сказали «туман», он конечно отдал приказ садиться. Потому что был уже такой случай, когда во время русско-грузинской войны президент Польши полетел, вместе с президентами Украины, Эстонии и Литвы на борту, в Тбилиси, а ему сказали, что русские могут сбить самолет и надо садиться в Азербайджане.

И тогда президент Польши принял решение, подобающее президенту: он приказал садиться в Тбилиси. А командир судна принял решение, подобающее командиру судна: он посадил самолет в Баку. Тогда Качиньский выступил на митинге в Тбилиси и заявил: «Сегодня Грузия, завтра – Украина, послезавтра государства Прибалтики и, возможно, моя страна». Тогда польский МИД заявил, что это «личное мнение» президента Качиньского. Тогда премьер Туск, на все разумные законы которого Качиньский к тому времени накладывал «вето», наградил пилота за посадку в Баку.

И утром 10 апреля, зная, что в России его не хотят видеть, президент Польши не мог не приказать посадить самолет. Это было не самодурство, не барство: это в России пьяные полпреды разбиваются, стреляя с вертолета по горным баранам. Это был итог всего, что антикоммунист, националист, новый Костюшко, новый Сикорский, человек, в котором пульсировали разделы Польши 1772-го, 1793-го, 1795-го и 1939-го, восстания 1794-го, 1830-го и 1863-го, пакт Молотова-Риббентропа, Катынь, Варшавское восстание, «Солидарность» — президент Польши Лех Качиньский думал о России.

Не верил Качиньский ни в какой туман. «Туман» для него был всего лишь политическим приемом Путина, который в преддверии польских выборов заключает союз с Туском, как Екатерина нанимала Браницкого или Потоцкого – среди сволочащихся между собой поляков всегда было достаточно желающих получить от России чин генерала от инфантерии.

А туман был просто туман. Иногда туман бывает просто туманом. Земля там проклятая.
Wyczytałem dziś w gazecie, że w Indiach robią spis powszechny. Przy okazji od każdego obywatela chcą pobrać odciski palców i każdemu obywatelowi chcą zrobić zdjęcie.

Abstrahując od potrzeby takich działań, i sensowności i legalności, … – tylko nie wiem względem jakiego prawa taką legalność badać, ale pamiętam, że król Dawid kiedyś zrobił spis swoich podanych w Izraelu i nie bardzo podobało się to Bogu – w każdym razie abstrahując od potrzeby zastanowiłem się nad techniką.

Oto rozważanie:
– Hindusów jest około 1,5 mld.
– Złóżmy, że potrzeba 1MB danych na zdjęcie.
– Potrzebna przestrzeń to 1 MB * 1,5 mld = 1,5GB * 1mln = 1,5TB * tys. = 1500 TB = 1,5 PTB.

A więc pojawiają się nam praktyczne pojemności petabajtowe zrealizowane z kilu tysięcy dysków terabajtowych. Ponieważ jestem na czasie i przypuszczam, że do szafy wkłada się spokojnie 200TB danych to tych Hindusów uda się opisać w 10 szafach pewnie chłodzonych wodą ale to już zupełnie inny problem.

Przerażeniem ogarnia mnie fakt, że skoro da się takie coś przeprowadzić dla Indii to ponieważ cała ludzkość jest tylko 4 lub 5 razy większa to samo da się zrealizować dla całego świata. Nie wiem po ktoś miałby coś takiego robić, ale rządzący nami politycy nie zadają sobie zbyt często takich pytań, tylko po prostu coś robią.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
spis powszechny,
indie,
TB,
terrabajt,
przestrzeń dyskowa

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Abstrahując od potrzeby takich działań, i sensowności i legalności, … – tylko nie wiem względem jakiego prawa taką legalność badać, ale pamiętam, że król Dawid kiedyś zrobił spis swoich podanych w Izraelu i nie bardzo podobało się to Bogu – w każdym razie abstrahując od potrzeby zastanowiłem się nad techniką.

Oto rozważanie:
– Hindusów jest około 1,5 mld.
– Złóżmy, że potrzeba 1MB danych na zdjęcie.
– Potrzebna przestrzeń to 1 MB * 1,5 mld = 1,5GB * 1mln = 1,5TB * tys. = 1500 TB = 1,5 PTB.

A więc pojawiają się nam praktyczne pojemności petabajtowe zrealizowane z kilu tysięcy dysków terabajtowych. Ponieważ jestem na czasie i przypuszczam, że do szafy wkłada się spokojnie 200TB danych to tych Hindusów uda się opisać w 10 szafach pewnie chłodzonych wodą ale to już zupełnie inny problem.

Przerażeniem ogarnia mnie fakt, że skoro da się takie coś przeprowadzić dla Indii to ponieważ cała ludzkość jest tylko 4 lub 5 razy większa to samo da się zrealizować dla całego świata. Nie wiem po ktoś miałby coś takiego robić, ale rządzący nami politycy nie zadają sobie zbyt często takich pytań, tylko po prostu coś robią.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
spis powszechny,
indie,
TB,
terrabajt,
przestrzeń dyskowa

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Oto rozważanie:
– Hindusów jest około 1,5 mld.
– Złóżmy, że potrzeba 1MB danych na zdjęcie.
– Potrzebna przestrzeń to 1 MB * 1,5 mld = 1,5GB * 1mln = 1,5TB * tys. = 1500 TB = 1,5 PTB.

A więc pojawiają się nam praktyczne pojemności petabajtowe zrealizowane z kilu tysięcy dysków terabajtowych. Ponieważ jestem na czasie i przypuszczam, że do szafy wkłada się spokojnie 200TB danych to tych Hindusów uda się opisać w 10 szafach pewnie chłodzonych wodą ale to już zupełnie inny problem.

Przerażeniem ogarnia mnie fakt, że skoro da się takie coś przeprowadzić dla Indii to ponieważ cała ludzkość jest tylko 4 lub 5 razy większa to samo da się zrealizować dla całego świata. Nie wiem po ktoś miałby coś takiego robić, ale rządzący nami politycy nie zadają sobie zbyt często takich pytań, tylko po prostu coś robią.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
spis powszechny,
indie,
TB,
terrabajt,
przestrzeń dyskowa

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A więc pojawiają się nam praktyczne pojemności petabajtowe zrealizowane z kilu tysięcy dysków terabajtowych. Ponieważ jestem na czasie i przypuszczam, że do szafy wkłada się spokojnie 200TB danych to tych Hindusów uda się opisać w 10 szafach pewnie chłodzonych wodą ale to już zupełnie inny problem.

Przerażeniem ogarnia mnie fakt, że skoro da się takie coś przeprowadzić dla Indii to ponieważ cała ludzkość jest tylko 4 lub 5 razy większa to samo da się zrealizować dla całego świata. Nie wiem po ktoś miałby coś takiego robić, ale rządzący nami politycy nie zadają sobie zbyt często takich pytań, tylko po prostu coś robią.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
spis powszechny,
indie,
TB,
terrabajt,
przestrzeń dyskowa

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Przerażeniem ogarnia mnie fakt, że skoro da się takie coś przeprowadzić dla Indii to ponieważ cała ludzkość jest tylko 4 lub 5 razy większa to samo da się zrealizować dla całego świata. Nie wiem po ktoś miałby coś takiego robić, ale rządzący nami politycy nie zadają sobie zbyt często takich pytań, tylko po prostu coś robią.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
spis powszechny,
indie,
TB,
terrabajt,
przestrzeń dyskowa

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Zanim pojawiły się hotele ludzie odwiedzali się w domach. Jadac gdzieś jechało się do kogoś, było się przez niego goszczonym a gościńce i zajazdy służyły tylko podróżnym tak jjak dziś hotele F1 przy lokalizowane przy autostradach.
Tak było kiedyś a dziś są hotele i mieszkając z nich człowiek czuję się bezdomny. Ma ładnie, czysto, jeść podadzą ale bezdomność jest podkreślana co chwile.

Kategorie:
osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
hotel,
hotele

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Tak było kiedyś a dziś są hotele i mieszkając z nich człowiek czuję się bezdomny. Ma ładnie, czysto, jeść podadzą ale bezdomność jest podkreślana co chwile.

Kategorie:
osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
hotel,
hotele

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Za sprawą YouTuba zobaczyłem dwa filmy, na które nie zdążyłem do kina i przypomniałem sobie trzeci bez szukania płyty DVD. Trzy filmy pod rząd to sporo ale czemu nie?

Kategorie:
osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
film,
goodbye lenin,
upadek,
hitler,
życie na podsłuchu

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Czytam ….

Komisja Nadzoru Finansowego: uwaga na kredyty konsumpcyjne!
Nina Hałabuz, gazeta.pl, 2010-02-10 17:36
Do 154,5 mld zł wzrosła w 2009 r. wartość udzielonych pożyczek konsumpcyjnych. Ale banki mają problem z odzyskaniem co 10-tej pożyczonej złotówki
(…)

Czytam i wydaje mi się, że 155mld to bardzo dużo. Jak to podzielić przez 38mln to wychodzi po 4 tys. zł na głowę albo po 13 tysięcy na rodzinę. To dużo.

Współczesne niewolnictwo to zadłużanie. Spłacaj kartę kredytową, spłacaj samochód, spłacaj dom, buduj firmę na kredyt inwestycyjny, zwiększ tempo kredytem obrotowym, rozruszaj gospodarkę przez emisję obligacji rządowych, … Ojej!

Kategorie:
obserwator, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
kredyty,
zadłużenie,
dług,
pożyczki,
knf

Komentarze: (1)

anonim,

February 18, 2010 21:45

Skomentuj komentarz

Jesienią bank może zamknąć stare konton.ch. 18-02-2010, ostatnia aktualizacja 18-02-2010 17:06http://www.rp.pl/artykul/436166_Bank_moze_zamknac_stare_konto.htmlDłuższe stanie w okienku bankowym, a nawet możliwe zamknięcie konta, na którym wciąż znajdują się środki – to skutki nowych regulacji w sprawie prania pieniędzyDo 22 października instytucje mają wzmożoną kontrolą objąć dotychczasowych klientów. W przypadku banków oznacza to m.in. pozyskanie dodatkowych informacji o właścicielach kontZa dwa miesiące, 22 kwietnia, w ramach dostosowania do dyrektywy unijnej, w Polsce wchodzi w życie nowela ustawy o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu. Szereg instytucji finansowych oraz innych firm będzie zmuszona zaostrzyć dotychczas stosowane procedury. Spośród klientów zmiany odczują na własnej skórze głównie ci korzystający z usług bankowych.Przede wszystkim zwiększy się kontrola tożsamości osób zakładających konta. – Nowe regulacje mogą wydłużyć czas oczekiwania na załatwienie formalności przez klientów banków. Mogą wymagać dodatkowych dokumentów czy oświadczeń – mówi Romuald Paprzycki, starszy menedżer w dziale zarządzania ryzykiem w firmie Deloitte. Chodzi m.in. o oświadczenie, że nie jest się osoba publiczną (w rozumieniu tej ustawy dotyczy to jedynie osób zamieszkałych poza Polską), o wskazanie tzw. rzeczywistego beneficjenta konta czy dokonywanej transakcji (w przypadku osób fizycznych może to być np. wnuk, a w przypadku osób prawnych – spółka powiązana), a także o weryfikację, czy klient nie jest na międzynarodowych listach sankcyjnych, np. osób i podmiotów uczestniczących w akcjach terrorystycznych.Zostanie zaostrzona również procedura otwierania rachunku przez internet. Oprócz standardowo wymaganych danych pojawi się np. wymóg podania rachunku bankowego, z które zostanie zasilone nowo otwarte konto.Do 22 października instytucje mają wzmożoną kontrolą objąć dotychczasowych klientów. W przypadku banków oznacza to m.in. pozyskanie dodatkowych informacji o właścicielach kont. Jeśli nie uda się ich zdobyć, konto uznane jest za anonimowe i 22 października zamknięte. Jeśli znajdują się na nim środki – będą przechowywane przez pięć lat. Klient może w tym czasie przyjść do banku i ubiegać się o ich odzyskanie.Równocześnie już za dwa miesiące banki będą zobowiązane do bieżącej analizy wszystkich transakcji. – Klienci banków powinni spodziewać się, ze ich rachunki bankowe będą monitorowane m.in. pod kątem poziomu obrotów, czy zmian salda odbiegających od standardowych zachowań – dodaje Agata Kulas, menedżer w dziale zarządzania ryzykiem w Deloitte.

Skomentuj notkę
Do 154,5 mld zł wzrosła w 2009 r. wartość udzielonych pożyczek konsumpcyjnych. Ale banki mają problem z odzyskaniem co 10-tej pożyczonej złotówki
(…)
(…)
Czytam i wydaje mi się, że 155mld to bardzo dużo. Jak to podzielić przez 38mln to wychodzi po 4 tys. zł na głowę albo po 13 tysięcy na rodzinę. To dużo.

Współczesne niewolnictwo to zadłużanie. Spłacaj kartę kredytową, spłacaj samochód, spłacaj dom, buduj firmę na kredyt inwestycyjny, zwiększ tempo kredytem obrotowym, rozruszaj gospodarkę przez emisję obligacji rządowych, … Ojej!

Kategorie:
obserwator, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
kredyty,
zadłużenie,
dług,
pożyczki,
knf

Komentarze: (1)

anonim,

February 18, 2010 21:45

Skomentuj komentarz

Jesienią bank może zamknąć stare konton.ch. 18-02-2010, ostatnia aktualizacja 18-02-2010 17:06http://www.rp.pl/artykul/436166_Bank_moze_zamknac_stare_konto.htmlDłuższe stanie w okienku bankowym, a nawet możliwe zamknięcie konta, na którym wciąż znajdują się środki – to skutki nowych regulacji w sprawie prania pieniędzyDo 22 października instytucje mają wzmożoną kontrolą objąć dotychczasowych klientów. W przypadku banków oznacza to m.in. pozyskanie dodatkowych informacji o właścicielach kontZa dwa miesiące, 22 kwietnia, w ramach dostosowania do dyrektywy unijnej, w Polsce wchodzi w życie nowela ustawy o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu. Szereg instytucji finansowych oraz innych firm będzie zmuszona zaostrzyć dotychczas stosowane procedury. Spośród klientów zmiany odczują na własnej skórze głównie ci korzystający z usług bankowych.Przede wszystkim zwiększy się kontrola tożsamości osób zakładających konta. – Nowe regulacje mogą wydłużyć czas oczekiwania na załatwienie formalności przez klientów banków. Mogą wymagać dodatkowych dokumentów czy oświadczeń – mówi Romuald Paprzycki, starszy menedżer w dziale zarządzania ryzykiem w firmie Deloitte. Chodzi m.in. o oświadczenie, że nie jest się osoba publiczną (w rozumieniu tej ustawy dotyczy to jedynie osób zamieszkałych poza Polską), o wskazanie tzw. rzeczywistego beneficjenta konta czy dokonywanej transakcji (w przypadku osób fizycznych może to być np. wnuk, a w przypadku osób prawnych – spółka powiązana), a także o weryfikację, czy klient nie jest na międzynarodowych listach sankcyjnych, np. osób i podmiotów uczestniczących w akcjach terrorystycznych.Zostanie zaostrzona również procedura otwierania rachunku przez internet. Oprócz standardowo wymaganych danych pojawi się np. wymóg podania rachunku bankowego, z które zostanie zasilone nowo otwarte konto.Do 22 października instytucje mają wzmożoną kontrolą objąć dotychczasowych klientów. W przypadku banków oznacza to m.in. pozyskanie dodatkowych informacji o właścicielach kont. Jeśli nie uda się ich zdobyć, konto uznane jest za anonimowe i 22 października zamknięte. Jeśli znajdują się na nim środki – będą przechowywane przez pięć lat. Klient może w tym czasie przyjść do banku i ubiegać się o ich odzyskanie.Równocześnie już za dwa miesiące banki będą zobowiązane do bieżącej analizy wszystkich transakcji. – Klienci banków powinni spodziewać się, ze ich rachunki bankowe będą monitorowane m.in. pod kątem poziomu obrotów, czy zmian salda odbiegających od standardowych zachowań – dodaje Agata Kulas, menedżer w dziale zarządzania ryzykiem w Deloitte.

Skomentuj notkę
Współczesne niewolnictwo to zadłużanie. Spłacaj kartę kredytową, spłacaj samochód, spłacaj dom, buduj firmę na kredyt inwestycyjny, zwiększ tempo kredytem obrotowym, rozruszaj gospodarkę przez emisję obligacji rządowych, … Ojej!

Kategorie:
obserwator, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
kredyty,
zadłużenie,
dług,
pożyczki,
knf

Komentarze: (1)

anonim,

February 18, 2010 21:45

Skomentuj komentarz

Jesienią bank może zamknąć stare konton.ch. 18-02-2010, ostatnia aktualizacja 18-02-2010 17:06http://www.rp.pl/artykul/436166_Bank_moze_zamknac_stare_konto.htmlDłuższe stanie w okienku bankowym, a nawet możliwe zamknięcie konta, na którym wciąż znajdują się środki – to skutki nowych regulacji w sprawie prania pieniędzyDo 22 października instytucje mają wzmożoną kontrolą objąć dotychczasowych klientów. W przypadku banków oznacza to m.in. pozyskanie dodatkowych informacji o właścicielach kontZa dwa miesiące, 22 kwietnia, w ramach dostosowania do dyrektywy unijnej, w Polsce wchodzi w życie nowela ustawy o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu. Szereg instytucji finansowych oraz innych firm będzie zmuszona zaostrzyć dotychczas stosowane procedury. Spośród klientów zmiany odczują na własnej skórze głównie ci korzystający z usług bankowych.Przede wszystkim zwiększy się kontrola tożsamości osób zakładających konta. – Nowe regulacje mogą wydłużyć czas oczekiwania na załatwienie formalności przez klientów banków. Mogą wymagać dodatkowych dokumentów czy oświadczeń – mówi Romuald Paprzycki, starszy menedżer w dziale zarządzania ryzykiem w firmie Deloitte. Chodzi m.in. o oświadczenie, że nie jest się osoba publiczną (w rozumieniu tej ustawy dotyczy to jedynie osób zamieszkałych poza Polską), o wskazanie tzw. rzeczywistego beneficjenta konta czy dokonywanej transakcji (w przypadku osób fizycznych może to być np. wnuk, a w przypadku osób prawnych – spółka powiązana), a także o weryfikację, czy klient nie jest na międzynarodowych listach sankcyjnych, np. osób i podmiotów uczestniczących w akcjach terrorystycznych.Zostanie zaostrzona również procedura otwierania rachunku przez internet. Oprócz standardowo wymaganych danych pojawi się np. wymóg podania rachunku bankowego, z które zostanie zasilone nowo otwarte konto.Do 22 października instytucje mają wzmożoną kontrolą objąć dotychczasowych klientów. W przypadku banków oznacza to m.in. pozyskanie dodatkowych informacji o właścicielach kont. Jeśli nie uda się ich zdobyć, konto uznane jest za anonimowe i 22 października zamknięte. Jeśli znajdują się na nim środki – będą przechowywane przez pięć lat. Klient może w tym czasie przyjść do banku i ubiegać się o ich odzyskanie.Równocześnie już za dwa miesiące banki będą zobowiązane do bieżącej analizy wszystkich transakcji. – Klienci banków powinni spodziewać się, ze ich rachunki bankowe będą monitorowane m.in. pod kątem poziomu obrotów, czy zmian salda odbiegających od standardowych zachowań – dodaje Agata Kulas, menedżer w dziale zarządzania ryzykiem w Deloitte.

Skomentuj notkę
Do przemyślenia:

Dziecięca antykrucjata
Grzegorz Górny
www.rp.pl, ostatnia aktualizacja 31-12-2009 14:00
Największymi
sponsorami programów antyludnościowych na świecie są dziś rządy krajów
najbogatszych. Robią to w imię własnego interesu – przynajmniej tak, jak go
pojmują

Ludzi, którzy 3 maja br. zebrali się
na poufnym spotkaniu na Manhattanie, nazywa się bogami. To media okrzyknęły
bogiem biznesu Warrena Buffeta – najbogatszego człowieka na kuli ziemskiej.
Założyciela Microsoftu Billa Gatesa, drugiego na liście najzamożniejszych
ludzi globu dziennikarze mianowali bogiem informatyki. Do Teda Turnera, szefa
koncernu CNN, przylgnęło miano boga mediów, a do spekulanta i filantropa
George’a Sorosa określenie „bóg giełdy“. Na spotkaniu była też bogini
telewizji Oprah Winfrey oraz burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg i
przedstawiciel jednej z najbardziej wpływowych rodzin na świecie David
Rockefeller junior.

Rąbka tajemnicy, o czym rozmawiano
podczas szczytu na Manhattanie uchylił dziennikarz brytyjskiego „Timesa“.
Tak jak greccy bogowie na Olimpie przestawiali ludzkie pionki na planszy dziejów,
tak dzisiejsi bogowie zbiorowej wyobraźni postanowili nie dopuścić do
urodzenia się miliarda dzieci na kuli ziemskiej. W ich zamyśle tylko w ten
sposób można uratować naszą planetę przed przeludnieniem, tragedią
globalnego ocieplenia i zagładą.

Odkurzony Malthus

Wola bogów zawsze miała moc
konkretnego wcielania się w życie. Tak więc liczba miliarda zbędnych osób,
która pojawiła się w ich ustach, szybko zaczęła powtarzać się w różnego
rodzaju prognozach, raportach, opracowaniach. W oficjalnych dokumentach Funduszu
Ludnościowego ONZ (UNFPA) możemy wyczytać, że wyeliminowanie miliarda dzieci
spowoduje oszczędności energetyczne równe pracy dwóch milionów
jednomegatowych wiatraków.

Taka operacja jednak kosztuje. Nic
więc dziwnego, że w sierpniu br. szefowa UNFPA Thoraya Ahmed Obaid zaapelowała
do ONZ o wsparcie swej instytucji kwotą 23 miliardów dol. na upowszechnianie w
świecie aborcji. Uczestnicy manhattańskiego szczytu wielokrotnie wspierali już
projekty antyludnościowe. Bill Gates przekazał Planned Parenthood – największej
organizacji aborcyjnej na świecie – sumę ok. 34 mln dolarów. Fundacja
Warrena Buffeta sfinansowała z kolei badania kliniczne, które pozwoliły
wprowadzić na rynek pigułki dzieciobójcze RU-486.

Tym razem jednak rozmach zadania
wydaje się przekraczać nawet możliwości finansowe „bogów”. Dlatego
UNFPA apeluje do rządów najbogatszych krajów o większą hojność w
sponsorowaniu projektów antynatalistycznych.

Roger Lowenstein, biograf Warrena
Buffeta, stwierdził, że tym, co najbardziej cechuje uczestników nowojorskiego
zebrania, jest wręcz paniczny strach przed przeludnieniem. Skąd bierze się ta
obawa? Otóż mentalnie znajdują się oni pod wpływem ideologii pokolenia
’68. Jedną z najważniejszych książek, jaka ukazała się w 1968 roku, była
zaś „Bomba demograficzna” (Population Bomb) Paula Ehrlicha. Jej autor pisał,
że „bomba P” jest o wiele groźniejsza od bomby atomowej czy wodorowej, gdyż
– jeśli nie zostanie w porę rozbrojona – przyniesie naszej planecie
nieuchronną zagładę.

O ile bomba A została skonstruowana
w laboratorium w Los Alamos, o tyle bomba P narodziła się w umyśle Ehrlicha.
On sam pisze o tym następująco: „W płaszczyźnie psychologicznej eksplozja
demograficzna zaczęła się dla mnie ujawniać pewnej tropikalnej nocy przesiąkniętej
odrażającymi zapachami w Delhi. Ulice wypełniało mrowie ludzkie – jedzące,
myjące się, śpiące, skłócone i krzykliwe. Ludzie wciskający ręce przez
uchylone okno taksówki z prośbą o jałmużnę. Ludzie załatwiający swe
potrzeby fizjologiczne wprost na ulicy. Ludzie przeganiający ulicami zwierzęta.
Ludzie, ludzie, ludzie”. Tego typu wstręt człowieka cywilizowanego do ludzi,
których uważa za prymitywniejszych od siebie, nie jest niczym nowym. Włoska
badaczka Eugenia Roccella zwraca uwagę, że w podobny sposób w XVIII wieku
angielscy podróżnicy opisywali swoje wrażenia z pobytu w Neapolu.

W czasach, gdy karierę na świecie
robiło słowo „rozbrojenie”, Ehrlich proponował, by rozbroić bombę P. W
jaki sposób? Przez likwidację „socjomasy balastowej”, czyli owego odrażającego
„mrowia ludzkiego”. Trzeba rozpowszechniać sterylizację, aborcję i
antykoncepcję.

Psychozie przeludnienia uległo wówczas
wiele znanych postaci. Pisarz SF Isaac Asimov, zastanawiał się nawet poważnie,
czy z tego powodu nasza cywilizacja dotrwa w ogóle do końca XX wieku: „Nasze
społeczeństwo może nie przeżyć następnego pokolenia (…) około 2000 roku
struktura technologiczna społeczności ludzkiej zostanie prawie na pewno
zniszczona”.

Paul Ehrlich należał do nowej
kasty świeckich kapłanów, dla których nauka miała dać odpowiedź na
wszystkie problemy ludzkości. Naukowcy ci skupili się w Klubie Rzymskim i w
1972 r. ogłosili w Wiecznym Mieście dokument, który miał się stać laickim
odpowiednikiem papieskiej encykliki. Raport Klubu Rzymskiego przepowiadał, że
jeśli nie powstrzymamy przyrostu demograficznego, to wkrótce ujrzymy „koniec
świata spowodowany śmiercią głodową ludzkości”.

Jednym z autorów owego dokumentu był
sam Ehrlich, który jest najlepszym przykładem przekonania o własnej nieomylności.
W pierwszym wydaniu „Bomby demograficznej” z 1968 r. pisał, że „w latach
siedemdziesiątych” setki milionów ludzi umrą z głodu. Kiedy minęła
dekada i nic takiego się nie stało, w następnych wydaniach zmienił sformułowanie
i napisał, że owe setki milionów umrą „w latach siedemdziesiątych i
osiemdziesiątych”. Kiedy i ta prognoza się nie sprawdziła, w kolejnym
wydaniu z 1990 r. Ehrlich stwierdził, że codziennie na świecie umiera z głodu
40 tys. dzieci. Wystarczyło jednak przejrzeć doroczny raport ONZ, by przekonać
się, że 95 proc. dziecięcych zgonów powoduje nie brak żywności, lecz
biegunka, choroby zakaźne, problemy prenatalne i wypadki, zaś 70 proc. z nich
zdarza się w krajach, w których głód nie jest zjawiskiem społecznym.

Cel uświęca jednak środki, gdy w
grę wchodzi obrona dogmatu, że na kuli ziemskiej żyje za dużo ludzi i
powinno ich być mniej. Ted Turner powiedział to zresztą wprost: „Całkowita
liczba ludzi na poziomie 250 – 300 mln, czyli 95-procentowa redukcja obecnego
poziomu, byłaby idealna”. Jeden z autorów Raportu Rzymskiego Dennis L.
Meadows radził zaś Polsce, by zmniejszyła swoją ludność do 15 mln, gdyż
byłaby to liczba optymalna dla naszego kraju.

Kiedy promotorzy polityki antyludnościowej
twierdzili, że trzeba zmniejszyć liczbę populacji, gdyż grozi nam widmo głodu,
powtarzali tezy anglikańskiego pastora Thomasa R. Malthusa, który po raz
pierwszy w 1798 r. sformułował teorię, że liczba ludności wzrasta w postępie
geometrycznym, podczas gdy środki utrzymania w tempie arytmetycznym. Tak więc,
według niego, dla wzrastającej liczby ludzi nie starczy żywności i musi się pojawić
głód.

Życie zweryfikowało jednak teorie
Malthusa na ich niekorzyść. Obecnie więc neomaltuzjaniści używają innego
argumentu: przeludnienie jest groźbą dla klimatu i grozi katastrofą
ekologiczną. Jesteśmy właśnie świadkami kampanii medialnych, które odwołują
się do takiej groźby.

W przededniu międzynarodowej
konferencji klimatycznej w Kopenhadze rząd duński wystąpił z propozycją, by
globalne ocieplenie zwalczać za pomocą polityki antyludnościowej przez
popieranie aborcji i sterylizacji. Podobnie uważa UNFPA: tylko poważne
ograniczenie liczby ludności może ograniczyć emisję gazów cieplarnianych do
atmosfery. „Jest nas zbyt wielu. Stąd bierze się globalne ocieplenie. Zbyt
wielu ludzi zużywa atmosferę”, mówił główny prywatny sponsor UNFPA Ted
Turner.

Al Gore porównał człowieka do
nowotworu żerującego na organizmie naszej planety. W swej książce „Ziemia
na szali” opisywał, do czego prowadzi niszczycielska działalność ludzi.
Przykład znalazł także w naszym kraju: „w niektórych rejonach Polski –
pisał – regularnie sprowadza się dzieci pod ziemię do głębokich kopalń,
żeby je chronić od różnych gazów i zanieczyszczeń powietrza. Można sobie
wyobrazić, jak nauczyciele ostrożnie wychylają się z tych kopalń i
sprawdzają, czy można już bezpiecznie wyjść na powierzchnię”.

Czytając ten fragment, można się
zadumać, dlaczego Al Gore dostał pokojowego, a nie literackiego Nobla.
Bardziej jednak nurtujące wydaje się inne pytanie: skoro jest nas za dużo,,
to dlaczego ci, którzy namawiają innych, by zrezygnowali z potomstwa, sami mają
dużo dzieci? Dlaczego Bill Gates i Warren Buffet mają po troje dzieci, Al Gore
i David Packard – po czworo, a Ted Turner – pięcioro? Dlaczego bogatym
wolno mieć liczne potomstwo, a biednym nie?

Żeby wrogów było mniej

Spróbujmy to pytanie przełożyć
na język polityki. Głównym sponsorem programów antyludnościowych na świecie
są dziś rządy krajów najbogatszych. Robią to w imię własnego interesu –
przynajmniej tak, jak go pojmują.

Przyjrzyjmy się ważnemu
dokumentowi, który uchwycił zmianę charakteru konfliktów międzynarodowych w
XX wieku. Chodzi o tzw. raport Kissingera z grudnia 1974 r. czyli dokument Rady
Bezpieczenstwa Narodowego USA pod nazwą „Memorandum dotyczące Studiów nad
Bezpieczeństwem Narodowym”. Pada w nim znaczące, a zarazem brzemienne w
skutkach stwierdzenie: „Konflikty, które postrzegane są głównie w
kategoriach politycznych, często mają swe korzenie w demografii. Uznanie tych
relacji wydaje się kluczowe dla zrozumienia i zapobieżenia konfliktom
zbrojnym”.

Raport Kissingera stwierdzał, że
wysoki przyrost naturalny w krajach Trzeciego Świata stanowi poważną groźbę
dla rozwoju gospodarczego, postępu społecznego i dobrobytu USA oraz dla
zaopatrzenia tego kraju w żywność, minerały i paliwa. Demografia jest też
jednym z czynników międzynarodowej supremacji. Bez wzrostu populacji niemożliwe
jest osiągnięcie znaczącej pozycji geostrategicznej. Dlatego mocarstwa dbają
o to, by osłabiać potencjał demograficzny państw, które mogą się stać
ich ewentualnymi rywalami. Tego typu polityka była prowadzona już w starożytnej
Grecji, np. Spartaci co roku systematycznie mordowali określoną liczbę helotów
i periojków, czyli najbardziej wartościowych jednostek wśród podbitej ludności,
by zachować nad nią przewagę demograficzną.

Głównymi heroldami
imperialistycznej i rasistowskiej polityki antynatalistycznej są lewicowi
aktywiści głoszący hasła sprawiedliwości społecznej

Dziś metody się zmieniły, ale
cele pozostają podobne. Raport Kissingera wymieniał 13 krajów szczególnie
niebezpiecznych dla USA ze względu na swą dynamikę demograficzną (m.in.
Indie, Brazylię, Filipiny, Nigerię, Tajlandię, Egipt, Kolumbię, Meksyk czy
Indonezję). Jako metodę prowadzenia polityki obronnej raport rekomendował
wprowadzenie światowego programu antyludnościowego. Głównymi narzędziami
miały być aborcja, antykoncepcja i sterylizacja.

Autorzy dokumentu, którego treść
postanowiono utajnić (ujawniono go dopiero w 1990 r.), zdawali sobie sprawę,
że prowadzenie otwartej działalności antynatalistycznej wywoła na świecie
falę oburzenia. Za wszelką cenę chcieli uniknąć oskarżeń, że Waszyngton
prowadzi politykę imperialistyczną, rasistowską i ludobójczą. Zaproponowali
więc propagandową otoczkę w postaci projektów zdrowotnych i takich
humanitarnych haseł, jak „walka z przeludnieniem”, „walka z głodem”
czy „reprodukcyjne prawa człowieka”.

Raport podkreślał też, że należało
unikać bezpośredniego zaangażowania USA i realizować swe cele za pośrednictwem
międzynarodowych organizacji, głównie oenzetowskich agend, takich jak UNFPA,
WHO, UNICEF czy UNDP. Stratedzy Rady Bezpieczeństwa Narodowego proponowali, by
unikać środków przymusu i koncentrować się na propagandzie, która przekona
samych zainteresowanych, że pozbawiając się potomstwa, działają na własną
korzyść. Dodatkowym bodźcem miało być uzależnienie amerykańskiej pomocy
gospodarczej krajom ubogim od wprowadzenia przez nie programów
antyurodzeniowych.

Taką politykę zaczęły prowadzić
nie tylko władze USA, lecz także Bank Światowy za prezesury Roberta McNamary,
który oświadczył nawet wprost, że jego instytucja udzieli kredytów tylko
tym krajom, które zalegalizują aborcję. Za słowami szły konkretne czyny. Na
przykład na Filipinach w 1995 r. w ramach kampanii immunologicznej 7,5 mln
kobiet poddano szczepieniom przeciwtężcowym, a w rzeczywistości 3,5 mln z
nich zostało wysterylizowanych bez ich wiedzy i zgody. Podobnych akcji w
krajach Trzeciego Świata było znacznie więcej.

Spisek przeciwko życiu

Najbogatsze kraje wydały
gigantyczne sumy na globalne programy antyludnościowe promujące w państwach
Trzeciego Świata antykoncepcję, wazektomię, podwiązywanie jajowodów czy
aborcję. W ramach tych projektów tworzona jest strategia psychologiczna, która
każe uważać środki depopulacyjne nie tylko za dobrodziejstwo dla całej społeczności,
ale wręcz za prawa człowieka. Dzieje się dokładnie tak, jak rekomendowali to
autorzy raportu Kissingera.

Jako przykład udanej manipulacji
Belgijski uczony ks. Michael Schooyans podaje wmówienie opinii publicznej
przekonania, że przeludnienie jest źródłem ich nędzy. Tymczasem wystarczy
porównać gęstość zaludnienia jego rodzinnej Belgii oraz Brazylii, by się
przekonać, że to nieprawda. W Brazylii na 1 km kwadratowy przypada średnio 18
mieszkańców, a w Belgii aż 320. To przeludniona Belgia powinna być więc
biedna, a Brazylia bogata. Jest jednak odwrotnie. Przyczyną ubóstwa nie jest
bowiem liczba ludności, lecz nieumiejętność rozwiązywania problemów społecznych,
politycznych i gospodarczych.

Przeciw narzucaniu demograficznego
dyktatu od początku protestował Kościół katolicki. W 1974 r. Paweł VI
powiedział, że „narzucanie narodom ograniczającej polityki demograficznej,
aby nie domagały się należnego im udziału w dobrach ziemi”, jest niczym
innym, jak „nową formą wojny”. Podobnie wypowiadał się Jan Paweł II, który
mówił wręcz o „spisku przeciw życiu“, w którym biorą udział „środki
społecznego przekazu, utwierdzając w opinii publicznej ową kulturę, która
uważa stosowanie antykoncepcji, sterylizacji, aborcji, a nawet eutanazji za
przejaw postępu i zdobycz wolnośc”. W encyklice „Evangelium vitae” Jan
Paweł II pisał, że możni tego świata „są przerażeni obecnym tempem
przyrostu ludności i obawiają się, że narody najbardziej płodne i najuboższe
stanowią zagrożenie dla dobrobytu i bezpieczeństwa ich krajów. W
konsekwencji zamiast podjąć próbę rozwiązania tych poważnych problemów w
duchu poszanowania godności osób i rodzin oraz nienaruszalnego prawa każdego
człowieka do życia, wolą propagować albo narzucać wszelkimi środkami na
skalę masową politykę planowania urodzin”.

Dla wielu ludów zagrożonych
polityką depopulacyjną Kościół pozostaje ostatnią nadzieją. W 2007 r. w
Brazylii delegacja największej organizacji skupiającej tamtejszych Indian wręczyła
Benedyktowi XVI pismo, w którym prosiła go o ratunek: „Nasze kobiety
poddawane są przymusowej sterylizacji (…) jesteśmy przedmiotem autentycznej
eksterminacji”. Swoistym paradoksem jest fakt, że największymi heroldami tej
imperialistycznej i w gruncie rzeczy rasistowskiej polityki antynatalistycznej są
lewicowi aktywiści głoszący hasła sprawiedliwości społecznej. Sprzeciwili
się jej natomiast choćby Ronald Reagan czy George W. Bush, którzy swe ludzkie
uczucia postawili ponad interes narodowy, tak jak definiował go raport
Kissingera. To właśnie ci prezydenci za swej kadencji wycofali finansowe
poparcie USA dla programów antyludnościowych na świecie.

Natomiast Bill Clinton oraz Barack
Obama (ten drugi już w pierwszym dniu swego urzędowania) złożyli podpisy pod
dokumentami uruchamiającymi strumień pieniędzy na projekty depopulacyjne w
krajach Trzeciego Świata. Pierwszy czarnoskóry prezydent w dziejach USA przyłożył
rękę do realizacji programu, którego głównymi ofiarami staną się ludzie o
czarnym, czerwonym i żółtym kolorze skóry.

Grzegorz Górny jest redaktorem naczelnym kwartalnika „Fronda”

Kategorie:
obserwator, ekologia, _blog

Słowa kluczowe:
soros,
gates,
baffet,
programy antyludnościowe

Komentarze: (3)

anonim,

February 11, 2010 20:46

Skomentuj komentarz

Co nasi licealiści zrobiliby z żebrakami, gdyby mogligazeta.pl Marzena Żuchowicz 2010-02-10 19:11:19.0Sterylizować, zamykać w gettach, odbierać prawa rodzicielskie, wysłać na bezludną wyspę – w taki sposób co piąty wrocławski licealista chciałby rozwiązać problem żebractwa w naszym mieście. Skąd takie pomysły? Przenikają ze świata dorosłychTo finał organizowanej po raz drugi Wrocławskiej Burzy Pomysłów. W akcji zainicjowanej przez studentów Uniwersytetu Ekonomicznego chodzi o to, by jednego dnia o jednej porze młodzież z kilkunastu liceów i kilku szkół wyższych przedstawiła swoje pomysły na rozwiązanie jednego z najbardziej palących dla miasta problemów społecznych. Tym razem był nim problem natrętnego ulicznego żebractwa.Młodzi ludzie proponowali akcje społeczne, imprezy charytatywne, a nawet msze w intencji bezdomnych. Ale obok rozwiązań pokojowych pojawiły się też głosy ostro radykalne. Na 400 uczestników Burzy mniej więcej co piąty licealista uznał, że najlepszym rozwiązaniem byłaby całkowita eliminacja żebraków. Przedstawiali różne pomysły na to, jak tego dokonać. Po pierwsze, wprowadzić „zakaz wjazdu do miasta dla wszelkich osób podejrzanych o brak środków do życia”. Po drugie, „deportować” tych, którzy zdążyli już do nas wjechać, „zatrudnić ekipę, która ich sprzątnie” i „eksmitować ich do miejsc urodzenia”. Niektórzy jednak spostrzegli, że może to sprawy do końca nie rozwiązać, bo mamy też żebraków u nas urodzonych. Co gorsza – taka postawa w niektórych dzielnicach miasta szerzy się jak tyfus i jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Proponowano rozwiązania długofalowe: „ograniczenie przyrostu naturalnego”, „darmową antykoncepcję”, „odbieranie żebrakom praw rodzicielskich” i „obowiązkowe szczepienia”. Były też rozwiązania ekspresowe: „powsadzać za kraty”, „wywieźć na Madagaskar”, „wystrzelać”, stworzyć w mieście specjalne „dzielnice dla ubogich” albo „kolonie karne”. Pojawiły się także głosy, że należy karać tych, co dają żebrakom pieniądze, a w szkołach wprowadzić specjalny przedmiot „nauka znieczulicy”.Zastanawiam się, skąd u młodych ludzi skłonność do głoszenia tak radykalnych poglądów? Czy da się to wszystko zrzucić na karb ich niedojrzałości, niewykształconej jeszcze empatii albo typowego w tym wieku zamiłowania do głupich żartów?Po przeanalizowaniu blisko 400 pomysłów, jakie zgłosiła młodzież, widać wyraźnie, co im najbardziej w żebrakach przeszkadza: niczego nie wytwarzają, nie płacą podatków, nie przyczyniają się do wzrostu PKB, a jedynie biorą, biorą, biorą. Młodzi ludzie, wychowani w kulturze sukcesu, kulcie pracy i pieniądza uznali, że to wystarczający powód, by uznać ich za gorszą kategorię człowieka. Skąd taki osąd? Zapewne nie wziął się w głowach licealistów z powietrza, a jedynie – w zmutowanej formie – przeniknął do nich ze świata dorosłych.Miejska komisja, złożona z przedstawicieli departamentu spraw społecznych, w tym wydziału edukacji i zdrowia, która oceniała pomysły i wybrała najlepsze z zamiarem wcielenia ich w życie, tym razem wszystkie kontrowersyjne propozycje odrzuciła. Wybrano m.in. akcję społeczną, której celem będzie „społeczna aktywizacja żebraków”.To nie pierwsza taka akcja. Poprzednio licealiści zastanawiali się nad rozwiązaniem problemu alkoholizmu wśród młodzieży, a ta sama miejska komisja bezdyskusyjnie zaakceptowała pomysł szkolnych wycieczek do izby wytrzeźwień. Zaniepokoiło nas wtedy, że nikt nie zastanowił się, że alkoholicy to nie są zwierzęta w zoo, które można pokazywać szkolnym wycieczkom, że też są ludźmi i mają swoje prawa.Skoro jednak urzędnicy odpowiedzialni w mieście za sprawy społeczne nie mają wyczucia w kwestii praw człowieka, to czego się spodziewać po licealistach? Po prostu twórczo rozwijają wzorce czerpane ze świata dorosłych.Marzena ŻuchowiczTekst pochodzi z portalu Gazeta.pl – www.gazeta.pl © Agora SA

jacek,

February 13, 2010 23:00

Skomentuj komentarz

nie podoba mi sie ten artykuł. Mówie o tym cytowanym przez Wojtka – artykule p. Grzegorza Górnego.1/ rzetelność opisu tajnego spotkania, o którym paple (jak wyczytałem w innych źródłach) zaproszony gość :-), podobnie jak informacji o przeznaczeniu 29 miliardów, mówiąc delikatnie – pozostawia wiele do życzenia.2/ zestawianie z tym spotkaniem analiz i dokumentow sprzed 30 lat ma dla mnie mało sensu.3/ to nie ci bogacze nazwali się bogami, to robota głupich dziennikarzy.4/ nie zaprosili tam Gore’a, co dobrze o nich świadczy :-)5/ Kościół wiele mówi o tym, że nie należy czynić tego i owego, ale oczywiście – nie podaje jak…Ale do dobroczynności – zacheca.Górny oczywiście nie uznał za wskazane wspomnieć, że uczestnicy spotkania licząc od 1996 roku, wydali łacznie na cele dobroczynne ponad 70 miliardów dolarów. dobroczynność na duza skalę to niełatwy problem. I duża odpowiedzialność… 6/ Więc na dobra sprawę wciąż jeszcze nie widze nic złego w tym, że tych paru biznesmenów postanowiło się spotkać, żeby wymienić się pogladami, a może – coś postarać się skoordynować ? politycy wciąż mają takie spotkania. Biznesmenom nie wolno ?A że w przeciwienstwie do polityków niekoniecznie potrzebuja do takich spotkań prasy ? Rozumiem ich…7/ ja nie wiem na pewno, czy miliarderzy nie planują czegoś niedobrego. Może właśnie tak ? Ale artykuł tej tezy w żaden sposób nie udowadnia. Po prostu – Górny wie i już. Ma więc jego wypowiedź tylko wartość insynuacji. To dla mnie wojna propagandowa w marnym wydaniu. dziwię się, że Rzeczpospolita to wydrukowała.

WHITESTAR,

November 9, 2011 11:14

Skomentuj komentarz

Wszystkim zainteresowanym polecam przeczytanie np. „Antychrześcijanina” Friedricha Nietzsche lub jeszcze paru innych książek tego filozofa a może znajdą Państwo pewne analogie.Ze swej strony zauważam szereg zjawisk, ktore budza moje pytania. Dotyczą one GMO, polityki atomowej naszego państwa,całej działalności NBP, które tak naprawdę nie wiadomo do kogo należy, obecnej polityki Watykanu itd. Jak popatrzy się na to z góry, czyli ujrzy się las a nie tylko poszczególne drzewa, zobaczy się prawdę. Ta prawda nie uszczęśliwia ale to prawda. Przetrwją najsilniejsi, jednocześnie odporni immunologicznie jak i psychicznie. Jeżeli komuś się wydaje, że w wyniku uruchomienia tego procesu sam nie stanie się obiektem potencjalnej eliminacji, niestety jest w błędzie. I to też prawda. Nawet jeśli stwierdzenia szarych eminencji o przeludnieniu jest słuszne, to niestety tworzą coś nad czym nie będą mogli panować, bez bardzo dużych utrudnień. To natura rządzi i nawet jak stworzą coś co będzie z nią niezgodne, to albo to sama zniszczy albo wchłonie i ponownie stworzy coś co będzie nieprzewidywalne i mało poznane.

Skomentuj notkę
Największymi
sponsorami programów antyludnościowych na świecie są dziś rządy krajów
najbogatszych. Robią to w imię własnego interesu – przynajmniej tak, jak go
pojmują
Ludzi, którzy 3 maja br. zebrali się
na poufnym spotkaniu na Manhattanie, nazywa się bogami. To media okrzyknęły
bogiem biznesu Warrena Buffeta – najbogatszego człowieka na kuli ziemskiej.
Założyciela Microsoftu Billa Gatesa, drugiego na liście najzamożniejszych
ludzi globu dziennikarze mianowali bogiem informatyki. Do Teda Turnera, szefa
koncernu CNN, przylgnęło miano boga mediów, a do spekulanta i filantropa
George’a Sorosa określenie „bóg giełdy“. Na spotkaniu była też bogini
telewizji Oprah Winfrey oraz burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg i
przedstawiciel jednej z najbardziej wpływowych rodzin na świecie David
Rockefeller junior.
Rąbka tajemnicy, o czym rozmawiano
podczas szczytu na Manhattanie uchylił dziennikarz brytyjskiego „Timesa“.
Tak jak greccy bogowie na Olimpie przestawiali ludzkie pionki na planszy dziejów,
tak dzisiejsi bogowie zbiorowej wyobraźni postanowili nie dopuścić do
urodzenia się miliarda dzieci na kuli ziemskiej. W ich zamyśle tylko w ten
sposób można uratować naszą planetę przed przeludnieniem, tragedią
globalnego ocieplenia i zagładą.
Wola bogów zawsze miała moc
konkretnego wcielania się w życie. Tak więc liczba miliarda zbędnych osób,
która pojawiła się w ich ustach, szybko zaczęła powtarzać się w różnego
rodzaju prognozach, raportach, opracowaniach. W oficjalnych dokumentach Funduszu
Ludnościowego ONZ (UNFPA) możemy wyczytać, że wyeliminowanie miliarda dzieci
spowoduje oszczędności energetyczne równe pracy dwóch milionów
jednomegatowych wiatraków.
Taka operacja jednak kosztuje. Nic
więc dziwnego, że w sierpniu br. szefowa UNFPA Thoraya Ahmed Obaid zaapelowała
do ONZ o wsparcie swej instytucji kwotą 23 miliardów dol. na upowszechnianie w
świecie aborcji. Uczestnicy manhattańskiego szczytu wielokrotnie wspierali już
projekty antyludnościowe. Bill Gates przekazał Planned Parenthood – największej
organizacji aborcyjnej na świecie – sumę ok. 34 mln dolarów. Fundacja
Warrena Buffeta sfinansowała z kolei badania kliniczne, które pozwoliły
wprowadzić na rynek pigułki dzieciobójcze RU-486.
Tym razem jednak rozmach zadania
wydaje się przekraczać nawet możliwości finansowe „bogów”. Dlatego
UNFPA apeluje do rządów najbogatszych krajów o większą hojność w
sponsorowaniu projektów antynatalistycznych.
Roger Lowenstein, biograf Warrena
Buffeta, stwierdził, że tym, co najbardziej cechuje uczestników nowojorskiego
zebrania, jest wręcz paniczny strach przed przeludnieniem. Skąd bierze się ta
obawa? Otóż mentalnie znajdują się oni pod wpływem ideologii pokolenia
’68. Jedną z najważniejszych książek, jaka ukazała się w 1968 roku, była
zaś „Bomba demograficzna” (Population Bomb) Paula Ehrlicha. Jej autor pisał,
że „bomba P” jest o wiele groźniejsza od bomby atomowej czy wodorowej, gdyż
– jeśli nie zostanie w porę rozbrojona – przyniesie naszej planecie
nieuchronną zagładę.
O ile bomba A została skonstruowana
w laboratorium w Los Alamos, o tyle bomba P narodziła się w umyśle Ehrlicha.
On sam pisze o tym następująco: „W płaszczyźnie psychologicznej eksplozja
demograficzna zaczęła się dla mnie ujawniać pewnej tropikalnej nocy przesiąkniętej
odrażającymi zapachami w Delhi. Ulice wypełniało mrowie ludzkie – jedzące,
myjące się, śpiące, skłócone i krzykliwe. Ludzie wciskający ręce przez
uchylone okno taksówki z prośbą o jałmużnę. Ludzie załatwiający swe
potrzeby fizjologiczne wprost na ulicy. Ludzie przeganiający ulicami zwierzęta.
Ludzie, ludzie, ludzie”. Tego typu wstręt człowieka cywilizowanego do ludzi,
których uważa za prymitywniejszych od siebie, nie jest niczym nowym. Włoska
badaczka Eugenia Roccella zwraca uwagę, że w podobny sposób w XVIII wieku
angielscy podróżnicy opisywali swoje wrażenia z pobytu w Neapolu.
W czasach, gdy karierę na świecie
robiło słowo „rozbrojenie”, Ehrlich proponował, by rozbroić bombę P. W
jaki sposób? Przez likwidację „socjomasy balastowej”, czyli owego odrażającego
„mrowia ludzkiego”. Trzeba rozpowszechniać sterylizację, aborcję i
antykoncepcję.
Psychozie przeludnienia uległo wówczas
wiele znanych postaci. Pisarz SF Isaac Asimov, zastanawiał się nawet poważnie,
czy z tego powodu nasza cywilizacja dotrwa w ogóle do końca XX wieku: „Nasze
społeczeństwo może nie przeżyć następnego pokolenia (…) około 2000 roku
struktura technologiczna społeczności ludzkiej zostanie prawie na pewno
zniszczona”.
Paul Ehrlich należał do nowej
kasty świeckich kapłanów, dla których nauka miała dać odpowiedź na
wszystkie problemy ludzkości. Naukowcy ci skupili się w Klubie Rzymskim i w
1972 r. ogłosili w Wiecznym Mieście dokument, który miał się stać laickim
odpowiednikiem papieskiej encykliki. Raport Klubu Rzymskiego przepowiadał, że
jeśli nie powstrzymamy przyrostu demograficznego, to wkrótce ujrzymy „koniec
świata spowodowany śmiercią głodową ludzkości”.
Jednym z autorów owego dokumentu był
sam Ehrlich, który jest najlepszym przykładem przekonania o własnej nieomylności.
W pierwszym wydaniu „Bomby demograficznej” z 1968 r. pisał, że „w latach
siedemdziesiątych” setki milionów ludzi umrą z głodu. Kiedy minęła
dekada i nic takiego się nie stało, w następnych wydaniach zmienił sformułowanie
i napisał, że owe setki milionów umrą „w latach siedemdziesiątych i
osiemdziesiątych”. Kiedy i ta prognoza się nie sprawdziła, w kolejnym
wydaniu z 1990 r. Ehrlich stwierdził, że codziennie na świecie umiera z głodu
40 tys. dzieci. Wystarczyło jednak przejrzeć doroczny raport ONZ, by przekonać
się, że 95 proc. dziecięcych zgonów powoduje nie brak żywności, lecz
biegunka, choroby zakaźne, problemy prenatalne i wypadki, zaś 70 proc. z nich
zdarza się w krajach, w których głód nie jest zjawiskiem społecznym.
Cel uświęca jednak środki, gdy w
grę wchodzi obrona dogmatu, że na kuli ziemskiej żyje za dużo ludzi i
powinno ich być mniej. Ted Turner powiedział to zresztą wprost: „Całkowita
liczba ludzi na poziomie 250 – 300 mln, czyli 95-procentowa redukcja obecnego
poziomu, byłaby idealna”. Jeden z autorów Raportu Rzymskiego Dennis L.
Meadows radził zaś Polsce, by zmniejszyła swoją ludność do 15 mln, gdyż
byłaby to liczba optymalna dla naszego kraju.
Kiedy promotorzy polityki antyludnościowej
twierdzili, że trzeba zmniejszyć liczbę populacji, gdyż grozi nam widmo głodu,
powtarzali tezy anglikańskiego pastora Thomasa R. Malthusa, który po raz
pierwszy w 1798 r. sformułował teorię, że liczba ludności wzrasta w postępie
geometrycznym, podczas gdy środki utrzymania w tempie arytmetycznym. Tak więc,
według niego, dla wzrastającej liczby ludzi nie starczy żywności i musi się pojawić
głód.
Życie zweryfikowało jednak teorie
Malthusa na ich niekorzyść. Obecnie więc neomaltuzjaniści używają innego
argumentu: przeludnienie jest groźbą dla klimatu i grozi katastrofą
ekologiczną. Jesteśmy właśnie świadkami kampanii medialnych, które odwołują
się do takiej groźby.
W przededniu międzynarodowej
konferencji klimatycznej w Kopenhadze rząd duński wystąpił z propozycją, by
globalne ocieplenie zwalczać za pomocą polityki antyludnościowej przez
popieranie aborcji i sterylizacji. Podobnie uważa UNFPA: tylko poważne
ograniczenie liczby ludności może ograniczyć emisję gazów cieplarnianych do
atmosfery. „Jest nas zbyt wielu. Stąd bierze się globalne ocieplenie. Zbyt
wielu ludzi zużywa atmosferę”, mówił główny prywatny sponsor UNFPA Ted
Turner.
Al Gore porównał człowieka do
nowotworu żerującego na organizmie naszej planety. W swej książce „Ziemia
na szali” opisywał, do czego prowadzi niszczycielska działalność ludzi.
Przykład znalazł także w naszym kraju: „w niektórych rejonach Polski –
pisał – regularnie sprowadza się dzieci pod ziemię do głębokich kopalń,
żeby je chronić od różnych gazów i zanieczyszczeń powietrza. Można sobie
wyobrazić, jak nauczyciele ostrożnie wychylają się z tych kopalń i
sprawdzają, czy można już bezpiecznie wyjść na powierzchnię”.
Czytając ten fragment, można się
zadumać, dlaczego Al Gore dostał pokojowego, a nie literackiego Nobla.
Bardziej jednak nurtujące wydaje się inne pytanie: skoro jest nas za dużo,,
to dlaczego ci, którzy namawiają innych, by zrezygnowali z potomstwa, sami mają
dużo dzieci? Dlaczego Bill Gates i Warren Buffet mają po troje dzieci, Al Gore
i David Packard – po czworo, a Ted Turner – pięcioro? Dlaczego bogatym
wolno mieć liczne potomstwo, a biednym nie?
Spróbujmy to pytanie przełożyć
na język polityki. Głównym sponsorem programów antyludnościowych na świecie
są dziś rządy krajów najbogatszych. Robią to w imię własnego interesu –
przynajmniej tak, jak go pojmują.
Przyjrzyjmy się ważnemu
dokumentowi, który uchwycił zmianę charakteru konfliktów międzynarodowych w
XX wieku. Chodzi o tzw. raport Kissingera z grudnia 1974 r. czyli dokument Rady
Bezpieczenstwa Narodowego USA pod nazwą „Memorandum dotyczące Studiów nad
Bezpieczeństwem Narodowym”. Pada w nim znaczące, a zarazem brzemienne w
skutkach stwierdzenie: „Konflikty, które postrzegane są głównie w
kategoriach politycznych, często mają swe korzenie w demografii. Uznanie tych
relacji wydaje się kluczowe dla zrozumienia i zapobieżenia konfliktom
zbrojnym”.
Raport Kissingera stwierdzał, że
wysoki przyrost naturalny w krajach Trzeciego Świata stanowi poważną groźbę
dla rozwoju gospodarczego, postępu społecznego i dobrobytu USA oraz dla
zaopatrzenia tego kraju w żywność, minerały i paliwa. Demografia jest też
jednym z czynników międzynarodowej supremacji. Bez wzrostu populacji niemożliwe
jest osiągnięcie znaczącej pozycji geostrategicznej. Dlatego mocarstwa dbają
o to, by osłabiać potencjał demograficzny państw, które mogą się stać
ich ewentualnymi rywalami. Tego typu polityka była prowadzona już w starożytnej
Grecji, np. Spartaci co roku systematycznie mordowali określoną liczbę helotów
i periojków, czyli najbardziej wartościowych jednostek wśród podbitej ludności,
by zachować nad nią przewagę demograficzną.
Głównymi heroldami
imperialistycznej i rasistowskiej polityki antynatalistycznej są lewicowi
aktywiści głoszący hasła sprawiedliwości społecznej
Dziś metody się zmieniły, ale
cele pozostają podobne. Raport Kissingera wymieniał 13 krajów szczególnie
niebezpiecznych dla USA ze względu na swą dynamikę demograficzną (m.in.
Indie, Brazylię, Filipiny, Nigerię, Tajlandię, Egipt, Kolumbię, Meksyk czy
Indonezję). Jako metodę prowadzenia polityki obronnej raport rekomendował
wprowadzenie światowego programu antyludnościowego. Głównymi narzędziami
miały być aborcja, antykoncepcja i sterylizacja.
Autorzy dokumentu, którego treść
postanowiono utajnić (ujawniono go dopiero w 1990 r.), zdawali sobie sprawę,
że prowadzenie otwartej działalności antynatalistycznej wywoła na świecie
falę oburzenia. Za wszelką cenę chcieli uniknąć oskarżeń, że Waszyngton
prowadzi politykę imperialistyczną, rasistowską i ludobójczą. Zaproponowali
więc propagandową otoczkę w postaci projektów zdrowotnych i takich
humanitarnych haseł, jak „walka z przeludnieniem”, „walka z głodem”
czy „reprodukcyjne prawa człowieka”.
Raport podkreślał też, że należało
unikać bezpośredniego zaangażowania USA i realizować swe cele za pośrednictwem
międzynarodowych organizacji, głównie oenzetowskich agend, takich jak UNFPA,
WHO, UNICEF czy UNDP. Stratedzy Rady Bezpieczeństwa Narodowego proponowali, by
unikać środków przymusu i koncentrować się na propagandzie, która przekona
samych zainteresowanych, że pozbawiając się potomstwa, działają na własną
korzyść. Dodatkowym bodźcem miało być uzależnienie amerykańskiej pomocy
gospodarczej krajom ubogim od wprowadzenia przez nie programów
antyurodzeniowych.
Taką politykę zaczęły prowadzić
nie tylko władze USA, lecz także Bank Światowy za prezesury Roberta McNamary,
który oświadczył nawet wprost, że jego instytucja udzieli kredytów tylko
tym krajom, które zalegalizują aborcję. Za słowami szły konkretne czyny. Na
przykład na Filipinach w 1995 r. w ramach kampanii immunologicznej 7,5 mln
kobiet poddano szczepieniom przeciwtężcowym, a w rzeczywistości 3,5 mln z
nich zostało wysterylizowanych bez ich wiedzy i zgody. Podobnych akcji w
krajach Trzeciego Świata było znacznie więcej.
Najbogatsze kraje wydały
gigantyczne sumy na globalne programy antyludnościowe promujące w państwach
Trzeciego Świata antykoncepcję, wazektomię, podwiązywanie jajowodów czy
aborcję. W ramach tych projektów tworzona jest strategia psychologiczna, która
każe uważać środki depopulacyjne nie tylko za dobrodziejstwo dla całej społeczności,
ale wręcz za prawa człowieka. Dzieje się dokładnie tak, jak rekomendowali to
autorzy raportu Kissingera.
Jako przykład udanej manipulacji
Belgijski uczony ks. Michael Schooyans podaje wmówienie opinii publicznej
przekonania, że przeludnienie jest źródłem ich nędzy. Tymczasem wystarczy
porównać gęstość zaludnienia jego rodzinnej Belgii oraz Brazylii, by się
przekonać, że to nieprawda. W Brazylii na 1 km kwadratowy przypada średnio 18
mieszkańców, a w Belgii aż 320. To przeludniona Belgia powinna być więc
biedna, a Brazylia bogata. Jest jednak odwrotnie. Przyczyną ubóstwa nie jest
bowiem liczba ludności, lecz nieumiejętność rozwiązywania problemów społecznych,
politycznych i gospodarczych.
Przeciw narzucaniu demograficznego
dyktatu od początku protestował Kościół katolicki. W 1974 r. Paweł VI
powiedział, że „narzucanie narodom ograniczającej polityki demograficznej,
aby nie domagały się należnego im udziału w dobrach ziemi”, jest niczym
innym, jak „nową formą wojny”. Podobnie wypowiadał się Jan Paweł II, który
mówił wręcz o „spisku przeciw życiu“, w którym biorą udział „środki
społecznego przekazu, utwierdzając w opinii publicznej ową kulturę, która
uważa stosowanie antykoncepcji, sterylizacji, aborcji, a nawet eutanazji za
przejaw postępu i zdobycz wolnośc”. W encyklice „Evangelium vitae” Jan
Paweł II pisał, że możni tego świata „są przerażeni obecnym tempem
przyrostu ludności i obawiają się, że narody najbardziej płodne i najuboższe
stanowią zagrożenie dla dobrobytu i bezpieczeństwa ich krajów. W
konsekwencji zamiast podjąć próbę rozwiązania tych poważnych problemów w
duchu poszanowania godności osób i rodzin oraz nienaruszalnego prawa każdego
człowieka do życia, wolą propagować albo narzucać wszelkimi środkami na
skalę masową politykę planowania urodzin”.
Dla wielu ludów zagrożonych
polityką depopulacyjną Kościół pozostaje ostatnią nadzieją. W 2007 r. w
Brazylii delegacja największej organizacji skupiającej tamtejszych Indian wręczyła
Benedyktowi XVI pismo, w którym prosiła go o ratunek: „Nasze kobiety
poddawane są przymusowej sterylizacji (…) jesteśmy przedmiotem autentycznej
eksterminacji”. Swoistym paradoksem jest fakt, że największymi heroldami tej
imperialistycznej i w gruncie rzeczy rasistowskiej polityki antynatalistycznej są
lewicowi aktywiści głoszący hasła sprawiedliwości społecznej. Sprzeciwili
się jej natomiast choćby Ronald Reagan czy George W. Bush, którzy swe ludzkie
uczucia postawili ponad interes narodowy, tak jak definiował go raport
Kissingera. To właśnie ci prezydenci za swej kadencji wycofali finansowe
poparcie USA dla programów antyludnościowych na świecie.
Natomiast Bill Clinton oraz Barack
Obama (ten drugi już w pierwszym dniu swego urzędowania) złożyli podpisy pod
dokumentami uruchamiającymi strumień pieniędzy na projekty depopulacyjne w
krajach Trzeciego Świata. Pierwszy czarnoskóry prezydent w dziejach USA przyłożył
rękę do realizacji programu, którego głównymi ofiarami staną się ludzie o
czarnym, czerwonym i żółtym kolorze skóry.
Grzegorz Górny jest redaktorem naczelnym kwartalnika „Fronda”
#1. Od pewnego czasu nie ma w Polsce telefonicznych numerów kierunkowych, co więcej – nie ma tez „0” poprzedzającego wybierane numery z normalnej telefonicznej linii czy to operatorów stacjonarnych czy też komórkowych. Będąc w Polsce i dzwoniąc do Polski po prostu wybiera się 9 cyfr i już.
#2. Oczywiście są w Polsce konserwatyści. Nie dziwie się, że radio ojca Rydzyka do dziś podaje do siebie numer kierunkowy ale że w podobny sposób opisuje swój kontakt telewizja TVS może już dziwić.
#3. Konsekwencją tego jest możliwośc uproszczenia numerów podawanych na wszelkiego rodzaju materiałach inforfmacyjnych, markietingowych i wizytówkach.
Tak więc telefon do firmy to 32 330 44 20 ale aby nie mieszać grup dwu i trzycyfrowych lepiej podać go jako 323 304 420
W pisowni można zapisać to ciekawiej jako 323.304.420 a kkonwencje z kropkami pomiędzy grupami używają nie tylko technicy internetowi ale też francuzi, gdy mieli jeszcze u siebie numeracje 8 cyfrową. Teraz mają już ponoć 11 cyfr do wstukania czyli przerąbane.
#4. Na papierach międzynarodowych najlepiej podawać to telefony tak:
+48 323 304 420 – gdy papier jest bardzo międzynarodowy
(+48) 323 304 420 – gdy papier jest międzynarodowo-polski
(+48) 323.304.420 – gdy chcemy aby było ciekawiej
Do teraz, pisząc umowy byłem bardzo zadowolony z siebie, gdy skonstruowana była on wg schematu:

Umowa zawarta pomiędzy (…) a (…) zwane dalej Stronami.
Mając na uwadze, że
  1. …
  2. …
  3. …
Strony uzgadniają
 
Paragraf 1
(…)

Dziś, po pobieżnej lekturze Traktatu Konstytucyjnego, będę pisał tak:

WYSOKIE UMAWIAJĄCE SIĘ STRONY,
PRZYWOŁUJĄC ….
PRZYJĄWSZY DO WIADOMOŚCI stanowisko ….
ŚWIADOME faktu, że …..
PRAGNĄC zatem ustanowić …..
UZNAJĄC, iż …
BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …
PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.
 
Artykuł 1
(…)

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
umowa,
traktat

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Umowa zawarta pomiędzy (…) a (…) zwane dalej Stronami.
Mając na uwadze, że
  1. …
  2. …
  3. …
Strony uzgadniają
 
Paragraf 1
(…)
Mając na uwadze, że
  1. …
  2. …
  3. …
Strony uzgadniają
 
Paragraf 1
(…)
1. …
  2. …
  3. …
Strony uzgadniają
 
Paragraf 1
(…)
2. …
  3. …
Strony uzgadniają
 
Paragraf 1
(…)
3. …
Strony uzgadniają
 
Paragraf 1
(…)
Strony uzgadniają
 
Paragraf 1
(…)
Paragraf 1
(…)
Paragraf 1
(…)
(…)
Dziś, po pobieżnej lekturze Traktatu Konstytucyjnego, będę pisał tak:

WYSOKIE UMAWIAJĄCE SIĘ STRONY,
PRZYWOŁUJĄC ….
PRZYJĄWSZY DO WIADOMOŚCI stanowisko ….
ŚWIADOME faktu, że …..
PRAGNĄC zatem ustanowić …..
UZNAJĄC, iż …
BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …
PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.
 
Artykuł 1
(…)

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
umowa,
traktat

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
WYSOKIE UMAWIAJĄCE SIĘ STRONY,
PRZYWOŁUJĄC ….
PRZYJĄWSZY DO WIADOMOŚCI stanowisko ….
ŚWIADOME faktu, że …..
PRAGNĄC zatem ustanowić …..
UZNAJĄC, iż …
BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …
PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.
 
Artykuł 1
(…)

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
umowa,
traktat

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
PRZYWOŁUJĄC ….
PRZYJĄWSZY DO WIADOMOŚCI stanowisko ….
ŚWIADOME faktu, że …..
PRAGNĄC zatem ustanowić …..
UZNAJĄC, iż …
BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …
PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.
 
Artykuł 1
(…)

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
umowa,
traktat

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
PRZYJĄWSZY DO WIADOMOŚCI stanowisko ….
ŚWIADOME faktu, że …..
PRAGNĄC zatem ustanowić …..
UZNAJĄC, iż …
BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …
PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.
 
Artykuł 1
(…)

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
umowa,
traktat

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
ŚWIADOME faktu, że …..
PRAGNĄC zatem ustanowić …..
UZNAJĄC, iż …
BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …
PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.
 
Artykuł 1
(…)

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
umowa,
traktat

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
PRAGNĄC zatem ustanowić …..
UZNAJĄC, iż …
BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …
PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.
 
Artykuł 1
(…)

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
umowa,
traktat

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
UZNAJĄC, iż …
BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …
PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.
 
Artykuł 1
(…)

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
umowa,
traktat

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
BIORĄC POD UWAGĘ następujące dokumenty …
PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.
 
Artykuł 1
(…)

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
umowa,
traktat

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
PRZYJĘŁY następujące postanowienia, które są zapisane poniżej.
 
Artykuł 1
(…)

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
umowa,
traktat

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Artykuł 1
(…)

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
umowa,
traktat

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Artykuł 1
(…)

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
umowa,
traktat

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
(…)

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
umowa,
traktat

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Podoba mi się, więc tu cytuję, za serwisem www.bash.org.pl:
przetłumaczysz mi tekst?
ok wal
„ty pierdolony chuju z tą swoją pierdoloną bandą pojebów”
to będzie tak…
„Szanowny marszałku, wysoka izbo”
lol chodziło mi na angielski 😀
Pewne państwo zadziałało tak:
– podpisało traktaty o swobodzie handlu oraz przepływu kapitału,
– stworzyło przepisy ułatwiające tworzenie banków oraz ostre granie na rynku bankowym.
– W efekcie ludziki z całego świata lokowali pieniądze w tych bankach, bo dawały dobry procent a bank to bank, gwarancje państwa to gwarancje państwa.
– Jak banki przestały być wypłacalne państwo (w osobie rządu tego państwa) powiedziało, że owszem – gwarantuje za te banki, ale bardzo prosi aby inne państwa mu pomogły.
– Niektóre państwa pomogły – jedne bardziej, bo są bogate, inne mniej bo są biedne (moje państwo jest biedne ale pomogło), a inne wcale – bo mają mądre rządy (moje państwo ma głupi rząd więc pomogło).
– Potem rząd tego państwa powiedział, że rzeczywiście gwarantuje za te banki, ale tylko oszczędności swoich obywateli. Jeżeli ma gwarantować za wszystkie wierzytelności to musi się spytać narodu, bo to naród jest suwerenem i tworzy prawo w tym państwie.

Myślę, że ludziki z całego świata co kupowali papiery w tych bankach mogą sobie teraz teraz te papiery zabrać. Może zaczną myśleć a może nie.

No i co? Wojna?

Kategorie:
obserwator, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
bank,
islandia,
oprocentowanie,
lokaty

Komentarze: (2)

anonim,

January 5, 2010 17:03

Skomentuj komentarz

Islandia? Tak. A rząd Tuska wspomógł Islandię polskimi 300 mln, bo tylko na tyle nas stać.

anonim,

January 5, 2010 17:03

Skomentuj komentarz

Islandia nie spłaci długów swych upadłych banków?Leszek Baj, Reuters, AP 2010-01-05 15:49Brytyjskie i holenderskie władze są wściekłe. Islandzki prezydent Olafur Grimsson odmówił podpisania ustawy regulującej spłatę ponad 5 mld dol., które po upadku islandzkiego banku Landsbanki stracili jego klienci w Wielkiej Brytanii i HolandiiTeraz o dalszych losach kontrowersyjnej ustawy zadecydują sami Islandczycy w referendum. – To kamień węgielny struktury konstytucyjnej w Islandii, że ludzie są najwyższym sędzią ważności prawa – powiedział prezydent w oświadczeniu. Referendum ma się odbyć najszybciej jak to możliwe. Problem w tym, że jeśli ustawa nie wejdzie w życie, Islandia może mieć kłopoty z otrzymaniem dalszych międzynarodowych pożyczek – w sumie miała dostać około 4,6 mld dol. od Międzynarodowego Funduszu Walutowego i krajów nordyckich na ratowanie pogrążonej w kryzysie gospodarki. Co więcej Islandia będzie też miała inny poważny problem. W lipcu islandzki rząd złożył wniosek o członkostwo w Unii Europejskiej, ale bez rozwiązania problemów zadłużenia prawdopodobnie nie będzie ono możliwe.- Jesteśmy bardzo rozczarowani decyzją prezydenta. Oczekujemy szybkiej reakcji islandzkiego rządu, co się teraz będzie działo – powiedział Reuterowi Ruud Slotboom, rzecznik holenderskiego resortu finansów. – Islandia ma obowiązek spłaty zobowiązań – dodał. W podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele brytyjskiego rządu.- To wielkie zaskoczenie, bardzo negatywne dla rynków finansowych. To może zaszkodzić pożyczce z MFW – powiedział z kolei Petter Sandgren, ekonomista szwedzkiego banku SEB.Skąd takie międzynarodowe zamieszanie o islandzkie długi?W październiku 2008 r. Islandia przeżyła prawdziwe załamanie gospodarcze. Tamtejszy system finansowy przewrócił się do góry nogami, korona mocno straciła na wartości. Kłopoty niewielkiego leżącego na Atlantyku kraju na własnej skórze odczuli obywatele różnych krajów Unii Europejskiej. Islandzkie banki kusiły bowiem wysokim oprocentowaniem obywateli Wielkiej Brytanii, Holandii czy innych krajów UE. Kłopoty pojawiły się, gdy największe islandzkie banki wpadły w tarapaty, w rezultacie rząd musiał je znacjonalizować.Upadek największych instytucji finansowych w Islandii spowodował, że tysiące ich klientów za granicą zostało na lodzie, nierzadko tracąc oszczędności swojego życia. W Wielkiej Brytanii i Holandii internetowy bank Icesave (należący wtedy do Landsbanki) miał około 320 tys. klientów. Oszczędności swoich obywateli – w sumie około 5,7 mld dol. – musiały zagwarantować rządy Wielkiej Brytanii i Holandii.Islandzki rząd opracował specjalną ustawę, która regulowała spłatę tych długów począwszy od 2016 r. Pod koniec zeszłego roku przyjął ją parlament. Problem w tym, że ponad 56 tys. osób, czyli niemal jedna czwarta islandzkiego elektoratu, podpisało petycję do prezydenta, by tej ustawy nie popierał. Z badań opinii publicznej przeprowadzonych jeszcze w sierpniu 2009 r. wynika, że przeciwko spłacie długów po upadku Icesave jest aż 70 proc. obywateli liczącej 320 tys. osób Islandii. I trudno im się dziwić. Na jednego Islandczyka przypada bowiem niemal 18 tys. dol. długu.

Skomentuj notkę
Myślę, że ludziki z całego świata co kupowali papiery w tych bankach mogą sobie teraz teraz te papiery zabrać. Może zaczną myśleć a może nie.

No i co? Wojna?

Kategorie:
obserwator, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
bank,
islandia,
oprocentowanie,
lokaty

Komentarze: (2)

anonim,

January 5, 2010 17:03

Skomentuj komentarz

Islandia? Tak. A rząd Tuska wspomógł Islandię polskimi 300 mln, bo tylko na tyle nas stać.

anonim,

January 5, 2010 17:03

Skomentuj komentarz

Islandia nie spłaci długów swych upadłych banków?Leszek Baj, Reuters, AP 2010-01-05 15:49Brytyjskie i holenderskie władze są wściekłe. Islandzki prezydent Olafur Grimsson odmówił podpisania ustawy regulującej spłatę ponad 5 mld dol., które po upadku islandzkiego banku Landsbanki stracili jego klienci w Wielkiej Brytanii i HolandiiTeraz o dalszych losach kontrowersyjnej ustawy zadecydują sami Islandczycy w referendum. – To kamień węgielny struktury konstytucyjnej w Islandii, że ludzie są najwyższym sędzią ważności prawa – powiedział prezydent w oświadczeniu. Referendum ma się odbyć najszybciej jak to możliwe. Problem w tym, że jeśli ustawa nie wejdzie w życie, Islandia może mieć kłopoty z otrzymaniem dalszych międzynarodowych pożyczek – w sumie miała dostać około 4,6 mld dol. od Międzynarodowego Funduszu Walutowego i krajów nordyckich na ratowanie pogrążonej w kryzysie gospodarki. Co więcej Islandia będzie też miała inny poważny problem. W lipcu islandzki rząd złożył wniosek o członkostwo w Unii Europejskiej, ale bez rozwiązania problemów zadłużenia prawdopodobnie nie będzie ono możliwe.- Jesteśmy bardzo rozczarowani decyzją prezydenta. Oczekujemy szybkiej reakcji islandzkiego rządu, co się teraz będzie działo – powiedział Reuterowi Ruud Slotboom, rzecznik holenderskiego resortu finansów. – Islandia ma obowiązek spłaty zobowiązań – dodał. W podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele brytyjskiego rządu.- To wielkie zaskoczenie, bardzo negatywne dla rynków finansowych. To może zaszkodzić pożyczce z MFW – powiedział z kolei Petter Sandgren, ekonomista szwedzkiego banku SEB.Skąd takie międzynarodowe zamieszanie o islandzkie długi?W październiku 2008 r. Islandia przeżyła prawdziwe załamanie gospodarcze. Tamtejszy system finansowy przewrócił się do góry nogami, korona mocno straciła na wartości. Kłopoty niewielkiego leżącego na Atlantyku kraju na własnej skórze odczuli obywatele różnych krajów Unii Europejskiej. Islandzkie banki kusiły bowiem wysokim oprocentowaniem obywateli Wielkiej Brytanii, Holandii czy innych krajów UE. Kłopoty pojawiły się, gdy największe islandzkie banki wpadły w tarapaty, w rezultacie rząd musiał je znacjonalizować.Upadek największych instytucji finansowych w Islandii spowodował, że tysiące ich klientów za granicą zostało na lodzie, nierzadko tracąc oszczędności swojego życia. W Wielkiej Brytanii i Holandii internetowy bank Icesave (należący wtedy do Landsbanki) miał około 320 tys. klientów. Oszczędności swoich obywateli – w sumie około 5,7 mld dol. – musiały zagwarantować rządy Wielkiej Brytanii i Holandii.Islandzki rząd opracował specjalną ustawę, która regulowała spłatę tych długów począwszy od 2016 r. Pod koniec zeszłego roku przyjął ją parlament. Problem w tym, że ponad 56 tys. osób, czyli niemal jedna czwarta islandzkiego elektoratu, podpisało petycję do prezydenta, by tej ustawy nie popierał. Z badań opinii publicznej przeprowadzonych jeszcze w sierpniu 2009 r. wynika, że przeciwko spłacie długów po upadku Icesave jest aż 70 proc. obywateli liczącej 320 tys. osób Islandii. I trudno im się dziwić. Na jednego Islandczyka przypada bowiem niemal 18 tys. dol. długu.

Skomentuj notkę
No i co? Wojna?

Kategorie:
obserwator, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
bank,
islandia,
oprocentowanie,
lokaty

Komentarze: (2)

anonim,

January 5, 2010 17:03

Skomentuj komentarz

Islandia? Tak. A rząd Tuska wspomógł Islandię polskimi 300 mln, bo tylko na tyle nas stać.

anonim,

January 5, 2010 17:03

Skomentuj komentarz

Islandia nie spłaci długów swych upadłych banków?Leszek Baj, Reuters, AP 2010-01-05 15:49Brytyjskie i holenderskie władze są wściekłe. Islandzki prezydent Olafur Grimsson odmówił podpisania ustawy regulującej spłatę ponad 5 mld dol., które po upadku islandzkiego banku Landsbanki stracili jego klienci w Wielkiej Brytanii i HolandiiTeraz o dalszych losach kontrowersyjnej ustawy zadecydują sami Islandczycy w referendum. – To kamień węgielny struktury konstytucyjnej w Islandii, że ludzie są najwyższym sędzią ważności prawa – powiedział prezydent w oświadczeniu. Referendum ma się odbyć najszybciej jak to możliwe. Problem w tym, że jeśli ustawa nie wejdzie w życie, Islandia może mieć kłopoty z otrzymaniem dalszych międzynarodowych pożyczek – w sumie miała dostać około 4,6 mld dol. od Międzynarodowego Funduszu Walutowego i krajów nordyckich na ratowanie pogrążonej w kryzysie gospodarki. Co więcej Islandia będzie też miała inny poważny problem. W lipcu islandzki rząd złożył wniosek o członkostwo w Unii Europejskiej, ale bez rozwiązania problemów zadłużenia prawdopodobnie nie będzie ono możliwe.- Jesteśmy bardzo rozczarowani decyzją prezydenta. Oczekujemy szybkiej reakcji islandzkiego rządu, co się teraz będzie działo – powiedział Reuterowi Ruud Slotboom, rzecznik holenderskiego resortu finansów. – Islandia ma obowiązek spłaty zobowiązań – dodał. W podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele brytyjskiego rządu.- To wielkie zaskoczenie, bardzo negatywne dla rynków finansowych. To może zaszkodzić pożyczce z MFW – powiedział z kolei Petter Sandgren, ekonomista szwedzkiego banku SEB.Skąd takie międzynarodowe zamieszanie o islandzkie długi?W październiku 2008 r. Islandia przeżyła prawdziwe załamanie gospodarcze. Tamtejszy system finansowy przewrócił się do góry nogami, korona mocno straciła na wartości. Kłopoty niewielkiego leżącego na Atlantyku kraju na własnej skórze odczuli obywatele różnych krajów Unii Europejskiej. Islandzkie banki kusiły bowiem wysokim oprocentowaniem obywateli Wielkiej Brytanii, Holandii czy innych krajów UE. Kłopoty pojawiły się, gdy największe islandzkie banki wpadły w tarapaty, w rezultacie rząd musiał je znacjonalizować.Upadek największych instytucji finansowych w Islandii spowodował, że tysiące ich klientów za granicą zostało na lodzie, nierzadko tracąc oszczędności swojego życia. W Wielkiej Brytanii i Holandii internetowy bank Icesave (należący wtedy do Landsbanki) miał około 320 tys. klientów. Oszczędności swoich obywateli – w sumie około 5,7 mld dol. – musiały zagwarantować rządy Wielkiej Brytanii i Holandii.Islandzki rząd opracował specjalną ustawę, która regulowała spłatę tych długów począwszy od 2016 r. Pod koniec zeszłego roku przyjął ją parlament. Problem w tym, że ponad 56 tys. osób, czyli niemal jedna czwarta islandzkiego elektoratu, podpisało petycję do prezydenta, by tej ustawy nie popierał. Z badań opinii publicznej przeprowadzonych jeszcze w sierpniu 2009 r. wynika, że przeciwko spłacie długów po upadku Icesave jest aż 70 proc. obywateli liczącej 320 tys. osób Islandii. I trudno im się dziwić. Na jednego Islandczyka przypada bowiem niemal 18 tys. dol. długu.

Skomentuj notkę
Hurra! Jesteśmy w Uni Europejskiej! Nie wiem do końca czym jest ta Unia (nie przeczytałem jeszcze Traktatu Lizbońskiego więc skąd mam wiedzieć) ale już wiem, że bardzo ciekawie wpływa ona na kulturę. Zmianę zachowań międzyludzkich dobrze obrazuje poniższy list:

—– Original Message —–
From: scsi@e-slask.pl
To: wojtek@…..pl
Sent: Thursday, December 17, 2009 8:38 AM
Subject: Kartka Świąteczna 2009 – [Sprawa#SCSI.0717-000103/09]

Dokumenty: SCSI.KW-001518/09
Sygn. sprawy: SCSI.0717-000103/09
Rej. koresp. wych.: KWe-013913/09
Wysłane przez: Magdalena Cicha
——– Wiadomość oryginalna ——–

Szanowni Państwo,
W załączeniu przesyłam Kartkę Świąteczną od Śląskiego Centrum Społeczeństwa Informacyjnego.
Proszę rozesłać Kartkę do pracowników poszczególnych wydziałów.
Pozdrawiam,
Magdalena Cicha

W przypadku kontynuacji korespondencji w aktualnej sprawie prosimy nie usuwać znaku sprawy z tematu wiadomości.

Telefon: 032 774 03 18
Faks: 032 774 01 73
email: scsi@e-slask.pl
www.e-slask.pl

Śląskie Centrum Społeczeństwa Informacyjnego
ul. Henryka Dąbrowskiego 23
40-032 Katowice

Wysłano z systemu FINN 8 SQL

I chyba są to jedyne życzenia jakie otrzymałem, które mają formę delikatnego, urzędniczego polecenia (a może jestem przewrażliwiony i jest to tylko gorąca prośba?). W każdym razie nie zastosowałem się i nie rozesłałem tego listu pracownikom poszczególnych wydziałów a życząc urzędnikom dobrze nie zastosowałem się i nie użyłem znaku sprawy w temacie wiadomości.

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
scsi,
ue,
życzenia noworoczne,
biurokracja

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Dokumenty: SCSI.KW-001518/09
Sygn. sprawy: SCSI.0717-000103/09
Rej. koresp. wych.: KWe-013913/09
Wysłane przez: Magdalena Cicha
——– Wiadomość oryginalna ——–

Szanowni Państwo,
W załączeniu przesyłam Kartkę Świąteczną od Śląskiego Centrum Społeczeństwa Informacyjnego.
Proszę rozesłać Kartkę do pracowników poszczególnych wydziałów.
Pozdrawiam,
Magdalena Cicha

W przypadku kontynuacji korespondencji w aktualnej sprawie prosimy nie usuwać znaku sprawy z tematu wiadomości.

Telefon: 032 774 03 18
Faks: 032 774 01 73
email: scsi@e-slask.pl
www.e-slask.pl

Śląskie Centrum Społeczeństwa Informacyjnego
ul. Henryka Dąbrowskiego 23
40-032 Katowice

Wysłano z systemu FINN 8 SQL
——– Wiadomość oryginalna ——–

Szanowni Państwo,
W załączeniu przesyłam Kartkę Świąteczną od Śląskiego Centrum Społeczeństwa Informacyjnego.
Proszę rozesłać Kartkę do pracowników poszczególnych wydziałów.
Pozdrawiam,
Magdalena Cicha

W przypadku kontynuacji korespondencji w aktualnej sprawie prosimy nie usuwać znaku sprawy z tematu wiadomości.

Telefon: 032 774 03 18
Faks: 032 774 01 73
email: scsi@e-slask.pl
www.e-slask.pl

Śląskie Centrum Społeczeństwa Informacyjnego
ul. Henryka Dąbrowskiego 23
40-032 Katowice

Wysłano z systemu FINN 8 SQL
Proszę rozesłać Kartkę do pracowników poszczególnych wydziałów.
Pozdrawiam,
Magdalena Cicha

W przypadku kontynuacji korespondencji w aktualnej sprawie prosimy nie usuwać znaku sprawy z tematu wiadomości.

Telefon: 032 774 03 18
Faks: 032 774 01 73
email: scsi@e-slask.pl
www.e-slask.pl

Śląskie Centrum Społeczeństwa Informacyjnego
ul. Henryka Dąbrowskiego 23
40-032 Katowice

Wysłano z systemu FINN 8 SQL
W przypadku kontynuacji korespondencji w aktualnej sprawie prosimy nie usuwać znaku sprawy z tematu wiadomości.

Telefon: 032 774 03 18
Faks: 032 774 01 73
email: scsi@e-slask.pl
www.e-slask.pl

Śląskie Centrum Społeczeństwa Informacyjnego
ul. Henryka Dąbrowskiego 23
40-032 Katowice

Wysłano z systemu FINN 8 SQL
Telefon: 032 774 03 18
Faks: 032 774 01 73
email: scsi@e-slask.pl
www.e-slask.pl

Śląskie Centrum Społeczeństwa Informacyjnego
ul. Henryka Dąbrowskiego 23
40-032 Katowice

Wysłano z systemu FINN 8 SQL
Śląskie Centrum Społeczeństwa Informacyjnego
ul. Henryka Dąbrowskiego 23
40-032 Katowice

Wysłano z systemu FINN 8 SQL
Wysłano z systemu FINN 8 SQL
I chyba są to jedyne życzenia jakie otrzymałem, które mają formę delikatnego, urzędniczego polecenia (a może jestem przewrażliwiony i jest to tylko gorąca prośba?). W każdym razie nie zastosowałem się i nie rozesłałem tego listu pracownikom poszczególnych wydziałów a życząc urzędnikom dobrze nie zastosowałem się i nie użyłem znaku sprawy w temacie wiadomości.

Kategorie:
obserwator, ue, _blog

Słowa kluczowe:
scsi,
ue,
życzenia noworoczne,
biurokracja

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Biblia i matematyka nie mogą się mylić – zapewnia słynny amerykański kaznodzieja. I przedstawia swoje wyliczenia.

Dzień zagłady z pewnością nie nadejdzie w 2012 roku, jak niektórzy przewidują, opierając się na kalendarzu Majów. – To bajka – mówi Harold Camping, znany z kontrowersyjnych interpretacji Biblii i uduchowionych wystąpień w radiu i telewizji, których słuchają wierni na całym świecie.

Jak informuje ”San Francisco Chronicle”, 88-letni Camping od 70 lat zajmuje się badaniem Biblii. Twierdzi, że udało mu się opracować formułę matematyczną, która pozwala zinterpretować proroctwo ukryte w Piśmie Świętym. Dzięki temu kilka lat temu odkrył datę końca świata – 21.05.2011.

Jak obliczyć datę zagłady świata?

Tekst Biblii został podyktowany przez Boga i każde słowo i każda liczba ma duchowe znaczenie – mówi Camping. Amerykański kaznodzieja zauważył, że niektóre liczby pojawiają się tam, gdzie poruszane są określone tematy. I tak liczba pięć oznacza ”pokutę”, dziesięć ”pełnię”, a siedem ”niebo”. A potem wystarczy policzyć.

– Chrystus zawisł na krzyżu 1 kwietnia 33 roku naszej ery. Do 1 kwietnia 2011 roku minie 1978 lat – mówi Camping. 1978 należy pomnożyć przez 365,2422 dni (liczba dni w roku solarnym).

Między 1 kwietnia a 21 maja jest 51 dni. Jeśli dodamy do wyniku poprzedniego mnożenia otrzymamy liczbę 722 500. Czyli:

(5 x 10 x 17) x (5 x 10 x 17) = 722 500

Albo: (pokuta x pełnia x niebo) podniesione do kwadratu. – Mówię wam, prawie spadłem z krzesła, gdy to zauważyłem – opowiada amerykański kaznodzieja. Wierni, którzy słuchają jego kazań z krzeseł nie spadają i ze spokojem przyjmują zapowiedź końca świata.

– Czekam na to. Świat kiedyś miał dla mnie jakiś urok, ale teraz stracił go definitywnie – mówi 60-letni Ted Solomon, zatrudniony Family Radio, rozgłośni nadającej wystąpienia Campinga. Niektórzy pracownicy biura w Oakland, które drukuje broszury i książki kaznodziei, noszą nawet koszulki z napisem: ”21 maja 2011”.

Ups! Już raz końca świata nie było

Nie przeszkadza im nawet fakt, że Harold Camping już raz prorokował koniec świata – jak łatwo się domyślić, popełnił ”błąd w obliczeniach”. 6 września 1994 roku jego zwolennicy zebrali się w Alameda w Kalifornii i czekali na powtórne nadejście Chrystusa.

Ich przywódca duchowy zapowiadał ten dzień od dwóch lat. Dzieci poprzebierane w najładniejsze stroje do kościoła, dorośli z Bibliami w rękach – wszyscy czekali z twarzami zwróconymi ku niebu. I… nic.

Harold Camping nie przejął się zbytnio pomyłką. Kolejne lata spędził na obliczeniach. I rozwijaniu swojego przedsiębiorstwa medialnego, które zapewniło mu jeszcze większy rozgłos. – Jesteśmy teraz tłumaczeni na 48 języków, nadajemy transmisje nawet do Chin – chwali się Camping. – Jak byłoby to możliwe bez miłosierdzia bożego? – pyta.

Czy straci poparcie, jeśli znowu końca świata nie będzie? – Nawet nie mogę o tym myśleć. Teraz wszystko jest zbyt pewne. Zostało zbyt mało czasu, żeby myśleć w ten sposób – mówi Rick LaCasse, który 15 lat temu był w Alameda i jeden ”dzień zagłady” już przeżył. I nie ma teraz najmniejszych wątpliwości.
Dzień zagłady z pewnością nie nadejdzie w 2012 roku, jak niektórzy przewidują, opierając się na kalendarzu Majów. – To bajka – mówi Harold Camping, znany z kontrowersyjnych interpretacji Biblii i uduchowionych wystąpień w radiu i telewizji, których słuchają wierni na całym świecie.

Jak informuje ”San Francisco Chronicle”, 88-letni Camping od 70 lat zajmuje się badaniem Biblii. Twierdzi, że udało mu się opracować formułę matematyczną, która pozwala zinterpretować proroctwo ukryte w Piśmie Świętym. Dzięki temu kilka lat temu odkrył datę końca świata – 21.05.2011.

Jak obliczyć datę zagłady świata?

Tekst Biblii został podyktowany przez Boga i każde słowo i każda liczba ma duchowe znaczenie – mówi Camping. Amerykański kaznodzieja zauważył, że niektóre liczby pojawiają się tam, gdzie poruszane są określone tematy. I tak liczba pięć oznacza ”pokutę”, dziesięć ”pełnię”, a siedem ”niebo”. A potem wystarczy policzyć.

– Chrystus zawisł na krzyżu 1 kwietnia 33 roku naszej ery. Do 1 kwietnia 2011 roku minie 1978 lat – mówi Camping. 1978 należy pomnożyć przez 365,2422 dni (liczba dni w roku solarnym).

Między 1 kwietnia a 21 maja jest 51 dni. Jeśli dodamy do wyniku poprzedniego mnożenia otrzymamy liczbę 722 500. Czyli:

(5 x 10 x 17) x (5 x 10 x 17) = 722 500

Albo: (pokuta x pełnia x niebo) podniesione do kwadratu. – Mówię wam, prawie spadłem z krzesła, gdy to zauważyłem – opowiada amerykański kaznodzieja. Wierni, którzy słuchają jego kazań z krzeseł nie spadają i ze spokojem przyjmują zapowiedź końca świata.

– Czekam na to. Świat kiedyś miał dla mnie jakiś urok, ale teraz stracił go definitywnie – mówi 60-letni Ted Solomon, zatrudniony Family Radio, rozgłośni nadającej wystąpienia Campinga. Niektórzy pracownicy biura w Oakland, które drukuje broszury i książki kaznodziei, noszą nawet koszulki z napisem: ”21 maja 2011”.

Ups! Już raz końca świata nie było

Nie przeszkadza im nawet fakt, że Harold Camping już raz prorokował koniec świata – jak łatwo się domyślić, popełnił ”błąd w obliczeniach”. 6 września 1994 roku jego zwolennicy zebrali się w Alameda w Kalifornii i czekali na powtórne nadejście Chrystusa.

Ich przywódca duchowy zapowiadał ten dzień od dwóch lat. Dzieci poprzebierane w najładniejsze stroje do kościoła, dorośli z Bibliami w rękach – wszyscy czekali z twarzami zwróconymi ku niebu. I… nic.

Harold Camping nie przejął się zbytnio pomyłką. Kolejne lata spędził na obliczeniach. I rozwijaniu swojego przedsiębiorstwa medialnego, które zapewniło mu jeszcze większy rozgłos. – Jesteśmy teraz tłumaczeni na 48 języków, nadajemy transmisje nawet do Chin – chwali się Camping. – Jak byłoby to możliwe bez miłosierdzia bożego? – pyta.

Czy straci poparcie, jeśli znowu końca świata nie będzie? – Nawet nie mogę o tym myśleć. Teraz wszystko jest zbyt pewne. Zostało zbyt mało czasu, żeby myśleć w ten sposób – mówi Rick LaCasse, który 15 lat temu był w Alameda i jeden ”dzień zagłady” już przeżył. I nie ma teraz najmniejszych wątpliwości.
Jak informuje ”San Francisco Chronicle”, 88-letni Camping od 70 lat zajmuje się badaniem Biblii. Twierdzi, że udało mu się opracować formułę matematyczną, która pozwala zinterpretować proroctwo ukryte w Piśmie Świętym. Dzięki temu kilka lat temu odkrył datę końca świata – 21.05.2011.

Jak obliczyć datę zagłady świata?

Tekst Biblii został podyktowany przez Boga i każde słowo i każda liczba ma duchowe znaczenie – mówi Camping. Amerykański kaznodzieja zauważył, że niektóre liczby pojawiają się tam, gdzie poruszane są określone tematy. I tak liczba pięć oznacza ”pokutę”, dziesięć ”pełnię”, a siedem ”niebo”. A potem wystarczy policzyć.

– Chrystus zawisł na krzyżu 1 kwietnia 33 roku naszej ery. Do 1 kwietnia 2011 roku minie 1978 lat – mówi Camping. 1978 należy pomnożyć przez 365,2422 dni (liczba dni w roku solarnym).

Między 1 kwietnia a 21 maja jest 51 dni. Jeśli dodamy do wyniku poprzedniego mnożenia otrzymamy liczbę 722 500. Czyli:

(5 x 10 x 17) x (5 x 10 x 17) = 722 500

Albo: (pokuta x pełnia x niebo) podniesione do kwadratu. – Mówię wam, prawie spadłem z krzesła, gdy to zauważyłem – opowiada amerykański kaznodzieja. Wierni, którzy słuchają jego kazań z krzeseł nie spadają i ze spokojem przyjmują zapowiedź końca świata.

– Czekam na to. Świat kiedyś miał dla mnie jakiś urok, ale teraz stracił go definitywnie – mówi 60-letni Ted Solomon, zatrudniony Family Radio, rozgłośni nadającej wystąpienia Campinga. Niektórzy pracownicy biura w Oakland, które drukuje broszury i książki kaznodziei, noszą nawet koszulki z napisem: ”21 maja 2011”.

Ups! Już raz końca świata nie było

Nie przeszkadza im nawet fakt, że Harold Camping już raz prorokował koniec świata – jak łatwo się domyślić, popełnił ”błąd w obliczeniach”. 6 września 1994 roku jego zwolennicy zebrali się w Alameda w Kalifornii i czekali na powtórne nadejście Chrystusa.

Ich przywódca duchowy zapowiadał ten dzień od dwóch lat. Dzieci poprzebierane w najładniejsze stroje do kościoła, dorośli z Bibliami w rękach – wszyscy czekali z twarzami zwróconymi ku niebu. I… nic.

Harold Camping nie przejął się zbytnio pomyłką. Kolejne lata spędził na obliczeniach. I rozwijaniu swojego przedsiębiorstwa medialnego, które zapewniło mu jeszcze większy rozgłos. – Jesteśmy teraz tłumaczeni na 48 języków, nadajemy transmisje nawet do Chin – chwali się Camping. – Jak byłoby to możliwe bez miłosierdzia bożego? – pyta.

Czy straci poparcie, jeśli znowu końca świata nie będzie? – Nawet nie mogę o tym myśleć. Teraz wszystko jest zbyt pewne. Zostało zbyt mało czasu, żeby myśleć w ten sposób – mówi Rick LaCasse, który 15 lat temu był w Alameda i jeden ”dzień zagłady” już przeżył. I nie ma teraz najmniejszych wątpliwości.
Jak obliczyć datę zagłady świata?

Tekst Biblii został podyktowany przez Boga i każde słowo i każda liczba ma duchowe znaczenie – mówi Camping. Amerykański kaznodzieja zauważył, że niektóre liczby pojawiają się tam, gdzie poruszane są określone tematy. I tak liczba pięć oznacza ”pokutę”, dziesięć ”pełnię”, a siedem ”niebo”. A potem wystarczy policzyć.

– Chrystus zawisł na krzyżu 1 kwietnia 33 roku naszej ery. Do 1 kwietnia 2011 roku minie 1978 lat – mówi Camping. 1978 należy pomnożyć przez 365,2422 dni (liczba dni w roku solarnym).

Między 1 kwietnia a 21 maja jest 51 dni. Jeśli dodamy do wyniku poprzedniego mnożenia otrzymamy liczbę 722 500. Czyli:

(5 x 10 x 17) x (5 x 10 x 17) = 722 500

Albo: (pokuta x pełnia x niebo) podniesione do kwadratu. – Mówię wam, prawie spadłem z krzesła, gdy to zauważyłem – opowiada amerykański kaznodzieja. Wierni, którzy słuchają jego kazań z krzeseł nie spadają i ze spokojem przyjmują zapowiedź końca świata.

– Czekam na to. Świat kiedyś miał dla mnie jakiś urok, ale teraz stracił go definitywnie – mówi 60-letni Ted Solomon, zatrudniony Family Radio, rozgłośni nadającej wystąpienia Campinga. Niektórzy pracownicy biura w Oakland, które drukuje broszury i książki kaznodziei, noszą nawet koszulki z napisem: ”21 maja 2011”.

Ups! Już raz końca świata nie było

Nie przeszkadza im nawet fakt, że Harold Camping już raz prorokował koniec świata – jak łatwo się domyślić, popełnił ”błąd w obliczeniach”. 6 września 1994 roku jego zwolennicy zebrali się w Alameda w Kalifornii i czekali na powtórne nadejście Chrystusa.

Ich przywódca duchowy zapowiadał ten dzień od dwóch lat. Dzieci poprzebierane w najładniejsze stroje do kościoła, dorośli z Bibliami w rękach – wszyscy czekali z twarzami zwróconymi ku niebu. I… nic.

Harold Camping nie przejął się zbytnio pomyłką. Kolejne lata spędził na obliczeniach. I rozwijaniu swojego przedsiębiorstwa medialnego, które zapewniło mu jeszcze większy rozgłos. – Jesteśmy teraz tłumaczeni na 48 języków, nadajemy transmisje nawet do Chin – chwali się Camping. – Jak byłoby to możliwe bez miłosierdzia bożego? – pyta.

Czy straci poparcie, jeśli znowu końca świata nie będzie? – Nawet nie mogę o tym myśleć. Teraz wszystko jest zbyt pewne. Zostało zbyt mało czasu, żeby myśleć w ten sposób – mówi Rick LaCasse, który 15 lat temu był w Alameda i jeden ”dzień zagłady” już przeżył. I nie ma teraz najmniejszych wątpliwości.
Tekst Biblii został podyktowany przez Boga i każde słowo i każda liczba ma duchowe znaczenie – mówi Camping. Amerykański kaznodzieja zauważył, że niektóre liczby pojawiają się tam, gdzie poruszane są określone tematy. I tak liczba pięć oznacza ”pokutę”, dziesięć ”pełnię”, a siedem ”niebo”. A potem wystarczy policzyć.

– Chrystus zawisł na krzyżu 1 kwietnia 33 roku naszej ery. Do 1 kwietnia 2011 roku minie 1978 lat – mówi Camping. 1978 należy pomnożyć przez 365,2422 dni (liczba dni w roku solarnym).

Między 1 kwietnia a 21 maja jest 51 dni. Jeśli dodamy do wyniku poprzedniego mnożenia otrzymamy liczbę 722 500. Czyli:

(5 x 10 x 17) x (5 x 10 x 17) = 722 500

Albo: (pokuta x pełnia x niebo) podniesione do kwadratu. – Mówię wam, prawie spadłem z krzesła, gdy to zauważyłem – opowiada amerykański kaznodzieja. Wierni, którzy słuchają jego kazań z krzeseł nie spadają i ze spokojem przyjmują zapowiedź końca świata.

– Czekam na to. Świat kiedyś miał dla mnie jakiś urok, ale teraz stracił go definitywnie – mówi 60-letni Ted Solomon, zatrudniony Family Radio, rozgłośni nadającej wystąpienia Campinga. Niektórzy pracownicy biura w Oakland, które drukuje broszury i książki kaznodziei, noszą nawet koszulki z napisem: ”21 maja 2011”.

Ups! Już raz końca świata nie było

Nie przeszkadza im nawet fakt, że Harold Camping już raz prorokował koniec świata – jak łatwo się domyślić, popełnił ”błąd w obliczeniach”. 6 września 1994 roku jego zwolennicy zebrali się w Alameda w Kalifornii i czekali na powtórne nadejście Chrystusa.

Ich przywódca duchowy zapowiadał ten dzień od dwóch lat. Dzieci poprzebierane w najładniejsze stroje do kościoła, dorośli z Bibliami w rękach – wszyscy czekali z twarzami zwróconymi ku niebu. I… nic.

Harold Camping nie przejął się zbytnio pomyłką. Kolejne lata spędził na obliczeniach. I rozwijaniu swojego przedsiębiorstwa medialnego, które zapewniło mu jeszcze większy rozgłos. – Jesteśmy teraz tłumaczeni na 48 języków, nadajemy transmisje nawet do Chin – chwali się Camping. – Jak byłoby to możliwe bez miłosierdzia bożego? – pyta.

Czy straci poparcie, jeśli znowu końca świata nie będzie? – Nawet nie mogę o tym myśleć. Teraz wszystko jest zbyt pewne. Zostało zbyt mało czasu, żeby myśleć w ten sposób – mówi Rick LaCasse, który 15 lat temu był w Alameda i jeden ”dzień zagłady” już przeżył. I nie ma teraz najmniejszych wątpliwości.
– Chrystus zawisł na krzyżu 1 kwietnia 33 roku naszej ery. Do 1 kwietnia 2011 roku minie 1978 lat – mówi Camping. 1978 należy pomnożyć przez 365,2422 dni (liczba dni w roku solarnym).

Między 1 kwietnia a 21 maja jest 51 dni. Jeśli dodamy do wyniku poprzedniego mnożenia otrzymamy liczbę 722 500. Czyli:

(5 x 10 x 17) x (5 x 10 x 17) = 722 500

Albo: (pokuta x pełnia x niebo) podniesione do kwadratu. – Mówię wam, prawie spadłem z krzesła, gdy to zauważyłem – opowiada amerykański kaznodzieja. Wierni, którzy słuchają jego kazań z krzeseł nie spadają i ze spokojem przyjmują zapowiedź końca świata.

– Czekam na to. Świat kiedyś miał dla mnie jakiś urok, ale teraz stracił go definitywnie – mówi 60-letni Ted Solomon, zatrudniony Family Radio, rozgłośni nadającej wystąpienia Campinga. Niektórzy pracownicy biura w Oakland, które drukuje broszury i książki kaznodziei, noszą nawet koszulki z napisem: ”21 maja 2011”.

Ups! Już raz końca świata nie było

Nie przeszkadza im nawet fakt, że Harold Camping już raz prorokował koniec świata – jak łatwo się domyślić, popełnił ”błąd w obliczeniach”. 6 września 1994 roku jego zwolennicy zebrali się w Alameda w Kalifornii i czekali na powtórne nadejście Chrystusa.

Ich przywódca duchowy zapowiadał ten dzień od dwóch lat. Dzieci poprzebierane w najładniejsze stroje do kościoła, dorośli z Bibliami w rękach – wszyscy czekali z twarzami zwróconymi ku niebu. I… nic.

Harold Camping nie przejął się zbytnio pomyłką. Kolejne lata spędził na obliczeniach. I rozwijaniu swojego przedsiębiorstwa medialnego, które zapewniło mu jeszcze większy rozgłos. – Jesteśmy teraz tłumaczeni na 48 języków, nadajemy transmisje nawet do Chin – chwali się Camping. – Jak byłoby to możliwe bez miłosierdzia bożego? – pyta.

Czy straci poparcie, jeśli znowu końca świata nie będzie? – Nawet nie mogę o tym myśleć. Teraz wszystko jest zbyt pewne. Zostało zbyt mało czasu, żeby myśleć w ten sposób – mówi Rick LaCasse, który 15 lat temu był w Alameda i jeden ”dzień zagłady” już przeżył. I nie ma teraz najmniejszych wątpliwości.
Między 1 kwietnia a 21 maja jest 51 dni. Jeśli dodamy do wyniku poprzedniego mnożenia otrzymamy liczbę 722 500. Czyli:

(5 x 10 x 17) x (5 x 10 x 17) = 722 500

Albo: (pokuta x pełnia x niebo) podniesione do kwadratu. – Mówię wam, prawie spadłem z krzesła, gdy to zauważyłem – opowiada amerykański kaznodzieja. Wierni, którzy słuchają jego kazań z krzeseł nie spadają i ze spokojem przyjmują zapowiedź końca świata.

– Czekam na to. Świat kiedyś miał dla mnie jakiś urok, ale teraz stracił go definitywnie – mówi 60-letni Ted Solomon, zatrudniony Family Radio, rozgłośni nadającej wystąpienia Campinga. Niektórzy pracownicy biura w Oakland, które drukuje broszury i książki kaznodziei, noszą nawet koszulki z napisem: ”21 maja 2011”.

Ups! Już raz końca świata nie było

Nie przeszkadza im nawet fakt, że Harold Camping już raz prorokował koniec świata – jak łatwo się domyślić, popełnił ”błąd w obliczeniach”. 6 września 1994 roku jego zwolennicy zebrali się w Alameda w Kalifornii i czekali na powtórne nadejście Chrystusa.

Ich przywódca duchowy zapowiadał ten dzień od dwóch lat. Dzieci poprzebierane w najładniejsze stroje do kościoła, dorośli z Bibliami w rękach – wszyscy czekali z twarzami zwróconymi ku niebu. I… nic.

Harold Camping nie przejął się zbytnio pomyłką. Kolejne lata spędził na obliczeniach. I rozwijaniu swojego przedsiębiorstwa medialnego, które zapewniło mu jeszcze większy rozgłos. – Jesteśmy teraz tłumaczeni na 48 języków, nadajemy transmisje nawet do Chin – chwali się Camping. – Jak byłoby to możliwe bez miłosierdzia bożego? – pyta.

Czy straci poparcie, jeśli znowu końca świata nie będzie? – Nawet nie mogę o tym myśleć. Teraz wszystko jest zbyt pewne. Zostało zbyt mało czasu, żeby myśleć w ten sposób – mówi Rick LaCasse, który 15 lat temu był w Alameda i jeden ”dzień zagłady” już przeżył. I nie ma teraz najmniejszych wątpliwości.
(5 x 10 x 17) x (5 x 10 x 17) = 722 500

Albo: (pokuta x pełnia x niebo) podniesione do kwadratu. – Mówię wam, prawie spadłem z krzesła, gdy to zauważyłem – opowiada amerykański kaznodzieja. Wierni, którzy słuchają jego kazań z krzeseł nie spadają i ze spokojem przyjmują zapowiedź końca świata.

– Czekam na to. Świat kiedyś miał dla mnie jakiś urok, ale teraz stracił go definitywnie – mówi 60-letni Ted Solomon, zatrudniony Family Radio, rozgłośni nadającej wystąpienia Campinga. Niektórzy pracownicy biura w Oakland, które drukuje broszury i książki kaznodziei, noszą nawet koszulki z napisem: ”21 maja 2011”.

Ups! Już raz końca świata nie było

Nie przeszkadza im nawet fakt, że Harold Camping już raz prorokował koniec świata – jak łatwo się domyślić, popełnił ”błąd w obliczeniach”. 6 września 1994 roku jego zwolennicy zebrali się w Alameda w Kalifornii i czekali na powtórne nadejście Chrystusa.

Ich przywódca duchowy zapowiadał ten dzień od dwóch lat. Dzieci poprzebierane w najładniejsze stroje do kościoła, dorośli z Bibliami w rękach – wszyscy czekali z twarzami zwróconymi ku niebu. I… nic.

Harold Camping nie przejął się zbytnio pomyłką. Kolejne lata spędził na obliczeniach. I rozwijaniu swojego przedsiębiorstwa medialnego, które zapewniło mu jeszcze większy rozgłos. – Jesteśmy teraz tłumaczeni na 48 języków, nadajemy transmisje nawet do Chin – chwali się Camping. – Jak byłoby to możliwe bez miłosierdzia bożego? – pyta.

Czy straci poparcie, jeśli znowu końca świata nie będzie? – Nawet nie mogę o tym myśleć. Teraz wszystko jest zbyt pewne. Zostało zbyt mało czasu, żeby myśleć w ten sposób – mówi Rick LaCasse, który 15 lat temu był w Alameda i jeden ”dzień zagłady” już przeżył. I nie ma teraz najmniejszych wątpliwości.
Albo: (pokuta x pełnia x niebo) podniesione do kwadratu. – Mówię wam, prawie spadłem z krzesła, gdy to zauważyłem – opowiada amerykański kaznodzieja. Wierni, którzy słuchają jego kazań z krzeseł nie spadają i ze spokojem przyjmują zapowiedź końca świata.

– Czekam na to. Świat kiedyś miał dla mnie jakiś urok, ale teraz stracił go definitywnie – mówi 60-letni Ted Solomon, zatrudniony Family Radio, rozgłośni nadającej wystąpienia Campinga. Niektórzy pracownicy biura w Oakland, które drukuje broszury i książki kaznodziei, noszą nawet koszulki z napisem: ”21 maja 2011”.

Ups! Już raz końca świata nie było

Nie przeszkadza im nawet fakt, że Harold Camping już raz prorokował koniec świata – jak łatwo się domyślić, popełnił ”błąd w obliczeniach”. 6 września 1994 roku jego zwolennicy zebrali się w Alameda w Kalifornii i czekali na powtórne nadejście Chrystusa.

Ich przywódca duchowy zapowiadał ten dzień od dwóch lat. Dzieci poprzebierane w najładniejsze stroje do kościoła, dorośli z Bibliami w rękach – wszyscy czekali z twarzami zwróconymi ku niebu. I… nic.

Harold Camping nie przejął się zbytnio pomyłką. Kolejne lata spędził na obliczeniach. I rozwijaniu swojego przedsiębiorstwa medialnego, które zapewniło mu jeszcze większy rozgłos. – Jesteśmy teraz tłumaczeni na 48 języków, nadajemy transmisje nawet do Chin – chwali się Camping. – Jak byłoby to możliwe bez miłosierdzia bożego? – pyta.

Czy straci poparcie, jeśli znowu końca świata nie będzie? – Nawet nie mogę o tym myśleć. Teraz wszystko jest zbyt pewne. Zostało zbyt mało czasu, żeby myśleć w ten sposób – mówi Rick LaCasse, który 15 lat temu był w Alameda i jeden ”dzień zagłady” już przeżył. I nie ma teraz najmniejszych wątpliwości.
– Czekam na to. Świat kiedyś miał dla mnie jakiś urok, ale teraz stracił go definitywnie – mówi 60-letni Ted Solomon, zatrudniony Family Radio, rozgłośni nadającej wystąpienia Campinga. Niektórzy pracownicy biura w Oakland, które drukuje broszury i książki kaznodziei, noszą nawet koszulki z napisem: ”21 maja 2011”.

Ups! Już raz końca świata nie było

Nie przeszkadza im nawet fakt, że Harold Camping już raz prorokował koniec świata – jak łatwo się domyślić, popełnił ”błąd w obliczeniach”. 6 września 1994 roku jego zwolennicy zebrali się w Alameda w Kalifornii i czekali na powtórne nadejście Chrystusa.

Ich przywódca duchowy zapowiadał ten dzień od dwóch lat. Dzieci poprzebierane w najładniejsze stroje do kościoła, dorośli z Bibliami w rękach – wszyscy czekali z twarzami zwróconymi ku niebu. I… nic.

Harold Camping nie przejął się zbytnio pomyłką. Kolejne lata spędził na obliczeniach. I rozwijaniu swojego przedsiębiorstwa medialnego, które zapewniło mu jeszcze większy rozgłos. – Jesteśmy teraz tłumaczeni na 48 języków, nadajemy transmisje nawet do Chin – chwali się Camping. – Jak byłoby to możliwe bez miłosierdzia bożego? – pyta.

Czy straci poparcie, jeśli znowu końca świata nie będzie? – Nawet nie mogę o tym myśleć. Teraz wszystko jest zbyt pewne. Zostało zbyt mało czasu, żeby myśleć w ten sposób – mówi Rick LaCasse, który 15 lat temu był w Alameda i jeden ”dzień zagłady” już przeżył. I nie ma teraz najmniejszych wątpliwości.
Ups! Już raz końca świata nie było

Nie przeszkadza im nawet fakt, że Harold Camping już raz prorokował koniec świata – jak łatwo się domyślić, popełnił ”błąd w obliczeniach”. 6 września 1994 roku jego zwolennicy zebrali się w Alameda w Kalifornii i czekali na powtórne nadejście Chrystusa.

Ich przywódca duchowy zapowiadał ten dzień od dwóch lat. Dzieci poprzebierane w najładniejsze stroje do kościoła, dorośli z Bibliami w rękach – wszyscy czekali z twarzami zwróconymi ku niebu. I… nic.

Harold Camping nie przejął się zbytnio pomyłką. Kolejne lata spędził na obliczeniach. I rozwijaniu swojego przedsiębiorstwa medialnego, które zapewniło mu jeszcze większy rozgłos. – Jesteśmy teraz tłumaczeni na 48 języków, nadajemy transmisje nawet do Chin – chwali się Camping. – Jak byłoby to możliwe bez miłosierdzia bożego? – pyta.

Czy straci poparcie, jeśli znowu końca świata nie będzie? – Nawet nie mogę o tym myśleć. Teraz wszystko jest zbyt pewne. Zostało zbyt mało czasu, żeby myśleć w ten sposób – mówi Rick LaCasse, który 15 lat temu był w Alameda i jeden ”dzień zagłady” już przeżył. I nie ma teraz najmniejszych wątpliwości.
Nie przeszkadza im nawet fakt, że Harold Camping już raz prorokował koniec świata – jak łatwo się domyślić, popełnił ”błąd w obliczeniach”. 6 września 1994 roku jego zwolennicy zebrali się w Alameda w Kalifornii i czekali na powtórne nadejście Chrystusa.

Ich przywódca duchowy zapowiadał ten dzień od dwóch lat. Dzieci poprzebierane w najładniejsze stroje do kościoła, dorośli z Bibliami w rękach – wszyscy czekali z twarzami zwróconymi ku niebu. I… nic.

Harold Camping nie przejął się zbytnio pomyłką. Kolejne lata spędził na obliczeniach. I rozwijaniu swojego przedsiębiorstwa medialnego, które zapewniło mu jeszcze większy rozgłos. – Jesteśmy teraz tłumaczeni na 48 języków, nadajemy transmisje nawet do Chin – chwali się Camping. – Jak byłoby to możliwe bez miłosierdzia bożego? – pyta.

Czy straci poparcie, jeśli znowu końca świata nie będzie? – Nawet nie mogę o tym myśleć. Teraz wszystko jest zbyt pewne. Zostało zbyt mało czasu, żeby myśleć w ten sposób – mówi Rick LaCasse, który 15 lat temu był w Alameda i jeden ”dzień zagłady” już przeżył. I nie ma teraz najmniejszych wątpliwości.
Ich przywódca duchowy zapowiadał ten dzień od dwóch lat. Dzieci poprzebierane w najładniejsze stroje do kościoła, dorośli z Bibliami w rękach – wszyscy czekali z twarzami zwróconymi ku niebu. I… nic.

Harold Camping nie przejął się zbytnio pomyłką. Kolejne lata spędził na obliczeniach. I rozwijaniu swojego przedsiębiorstwa medialnego, które zapewniło mu jeszcze większy rozgłos. – Jesteśmy teraz tłumaczeni na 48 języków, nadajemy transmisje nawet do Chin – chwali się Camping. – Jak byłoby to możliwe bez miłosierdzia bożego? – pyta.

Czy straci poparcie, jeśli znowu końca świata nie będzie? – Nawet nie mogę o tym myśleć. Teraz wszystko jest zbyt pewne. Zostało zbyt mało czasu, żeby myśleć w ten sposób – mówi Rick LaCasse, który 15 lat temu był w Alameda i jeden ”dzień zagłady” już przeżył. I nie ma teraz najmniejszych wątpliwości.
Harold Camping nie przejął się zbytnio pomyłką. Kolejne lata spędził na obliczeniach. I rozwijaniu swojego przedsiębiorstwa medialnego, które zapewniło mu jeszcze większy rozgłos. – Jesteśmy teraz tłumaczeni na 48 języków, nadajemy transmisje nawet do Chin – chwali się Camping. – Jak byłoby to możliwe bez miłosierdzia bożego? – pyta.

Czy straci poparcie, jeśli znowu końca świata nie będzie? – Nawet nie mogę o tym myśleć. Teraz wszystko jest zbyt pewne. Zostało zbyt mało czasu, żeby myśleć w ten sposób – mówi Rick LaCasse, który 15 lat temu był w Alameda i jeden ”dzień zagłady” już przeżył. I nie ma teraz najmniejszych wątpliwości.
Czy straci poparcie, jeśli znowu końca świata nie będzie? – Nawet nie mogę o tym myśleć. Teraz wszystko jest zbyt pewne. Zostało zbyt mało czasu, żeby myśleć w ten sposób – mówi Rick LaCasse, który 15 lat temu był w Alameda i jeden ”dzień zagłady” już przeżył. I nie ma teraz najmniejszych wątpliwości.
A piękne jest to, przez takiego gościa w mediach (a gazeta.pl jest tu typowa) całkowicie dyskredytuje się oczekiwanie. Oczekiwanie jest nie modne, bo przecież mamy plany, wizje, chcemy jeszcze zrobić to i zobaczyć tamto. Oczekiwanie jest dobre dla Świadków Jehowy i dewocyjnych dziwiaków, mimo iż ciągle jeszcze wielu co niedziele ustami wyznaje w stronę nieba (albo tylko ołtarza w kościele), że „oczekuje przyjścia Pana w chwale”.

Piękne jest to, że Jezus powiedział i „Jak działo się za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego: jedli i pili, żenili się i za mąż wychodziły aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki; nagle przyszedł potop i wygubił wszystkich.” (Łk 17:26-27).

I to jest piękne 🙂

Modlitwa
Przyjdź Panie Jezu. Maranatha!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
koniec świata,
powtórne przyjście,
2012

Komentarze: (7)

Gość: Ewiak Ryszard,

January 4, 2010 17:27

Skomentuj komentarz

Gość: Ewiak Ryszard, dynamic-78-8-158-232.ssp.dialog.net.pl2010/01/03 22:28:54No cóż, to będzie kolejna kompromitacja. Jezus wyraźnie ostrzegał: „Nie wasza to rzecz poznać czasy lub wyznaczone czasy, które Ojciec zarządził we własnej władzy” (Dz.1:7). Do końca świata, a właściwie końca epoki jest jeszcze daleko. Gdzie faktycznie znajdujemy się w strumieniu czasu? Wielką pomocą jest tu wizja z jedenastego rozdziału Księgi Daniela. Zawiera ona podany w porządku chronologicznym plan Nieba. Co więc czeka nas w najbliższej przyszłości? „W czasie wyznaczonym [król północy = Rosja] powróci z powrotem [odzyska utracone, w wyniku rozpadu bloku wschodniego wpływy] i wkroczy na południe [wiele wskazuje na Gruzję], ale nie będzie jak wcześniej [zwycięstwa, jak w 1921] i jak później [w 2008], gdyż ruszą przeciw niemu mieszkańcy wybrzeży Kittim [Zachód], i będzie poniżony i zawróci” (Daniela 11:29,30a). Już w Księdze Liczb zapowiedziano: „I [przypłyną] okręty od strony Kittim (z Zachodu) i upokorzą Aszszura (Rosję) i upokorzą Ebera (mieszkańców zza Eufratu)” (24:24). Biblia jednoznacznie wskazuje, że USA zaatakują Rosję i Iran, i prawdopodobnie też jako pierwsze użyją „wielkiego miecza”, tj. broń jądrową (Apokalipsa 6:4). Wiele wskazuje, że wojna zacznie się od wkroczenia oddziałów rosyjskich w głąb Gruzji.Jezus, nawiązując do wcześniejszych proroctw, zapowiedział, że powstanie naród przeciw narodowi (konflikt etniczny), a potem królestwo przeciw królestwu (Mateusza 24:7). To będzie dopiero początek bólów porodowych (Mateusza 24:8).

anonim,

January 4, 2010 17:28

Skomentuj komentarz

A więc jeszcze nie w tym tygodniu 🙂

mike,

January 5, 2010 20:38

Skomentuj komentarz

Nie rozumiem tej całej fascynacji końcem świata – tak jakby ci wszyscy bibliści nie zrozumieli przypowieści o pannach roztropnych i nierozsądnych. „Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny” – jak dla mnie to jedyny potrzebny dowód, że nie da się tego ani wyczytać z przemnożonych liczb znalezionych w Biblii, ani z interpretacji proroctw ani z gwiazd na niebie. Gdy wiadomo, kiedy trzeba wstać, to po co czuwać?

W.,

January 5, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

Widzisz – to nie jest takie proste. Jest nieco wypowiedzi dających nadzieje, że nie będzie się zaskoczonym. Np. taki fragment:

„Nie potrzeba wam, bracia, pisać o czasach i chwilach. Sami bowiem dokładnie wiecie, że dzień Pański przyjdzie tak, jak złodziej w nocy. Kiedy bowiem będą mówić: Pokój i bezpieczeństwo – tak niespodzianie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą.

Ale wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej,. Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia. Nie jesteśmy synami nocy ani ciemności.

Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi! Ci, którzy śpią, w nocy śpią, a którzy się upijają, w nocy są pijani. My zaś, którzy do dnia należymy, bądźmy trzeźwi, odziani w pancerz wiary i miłości oraz hełm nadziei zbawienia. Ponieważ nie przeznaczył nas Bóg, abyśmy zasłużyli na gniew, ale na osiągnięcie zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który za nas umarł, abyśmy, czy żywi, czy umarli, razem z Nim żyli.”

(1 Tes 5:1-10)

Janusz,

January 13, 2010 19:01

Skomentuj komentarz

Domyślam się,że W.to imię autora strony. Też podobnie uważam.Można dopowiedzieć za słowami K.Salomona- „Kto strzeże przykazania nie uzna nic złego i CZAS i przyczyny zna serce mądrego.Albowiem wszelki zamysł ma czas i przyczyny aleć wielka bieda trzyma się człowieka,że NIE WIE,co ma być, bo kiedy się to stanie,któż mu oznajmi?” Obliczenia H.C.w żadnym razie nie mogą być przypadkowe. Tysiące ludzi sprawdzało je i nikt nie był w stanie obalić ich.Wierzę,że sprawa jest bardzo poważna.Musimy jedno pamiętać,mianowicie,że wszystkie dane do obliczeń wypływały ze Słowa Bożego.Smutne jest to,że komentarze w G.pl są tak szydercze i prymitywne.To prawda,że nie chcemy słyszeć o końcu świata,tyle spraw jeszcze do załatwienia,tyle…. Niech zatem każdy sprawdzi w czym myli się H.C. i ewentualnie udowodni omylność Jego wywodów bo czasu zostało niewiele. Pozdrawiam

mike,

January 16, 2010 20:50

Skomentuj komentarz

Jego obliczenia są o tyle prawidłowe, o ile jego założenia są prawidłowe. A jego założenia są dosyć daleko idące. To, że pewne liczby się powtarzają, to jedno – ale jego formuły, które są opracowane „z powietrza” to drugie. Czemu (5 x 10 x 17) do kwadratu, a nie do sześcianu? W końcu są trzy osoby boskie – idealnie pasowałoby do naszego równania, równie zrzucałoby z krzesła. Zresztą wielebny Camping zakłada, że data urodzenia Chrystusa została przy ustalaniu kalendarza gregoriańskiego ustalona poprawnie – z badań historycznych wynika, że tak nie było i Chrystus prawdopodobnie urodził się w 4 roku p.n.e. Chociażby sam ten fakt wskazuje na to, że to wszystko w dużej mierze szarlataneria i żerowanie na ludzkiej słabości do poznawania przyszłości. Jednym słowem: tarot dla chrześcijan.

stg,

December 6, 2010 18:02

Skomentuj komentarz

Wszystko jest zależne od Boga, więc może on przekładać datę końca świata,a jak wszyscy bez przerwy będą się tym tak fascynować to końca świata nigdy nie będzie lub długo…

Skomentuj notkę
Piękne jest to, że Jezus powiedział i „Jak działo się za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego: jedli i pili, żenili się i za mąż wychodziły aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki; nagle przyszedł potop i wygubił wszystkich.” (Łk 17:26-27).

I to jest piękne 🙂

Modlitwa
Przyjdź Panie Jezu. Maranatha!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
koniec świata,
powtórne przyjście,
2012

Komentarze: (7)

Gość: Ewiak Ryszard,

January 4, 2010 17:27

Skomentuj komentarz

Gość: Ewiak Ryszard, dynamic-78-8-158-232.ssp.dialog.net.pl2010/01/03 22:28:54No cóż, to będzie kolejna kompromitacja. Jezus wyraźnie ostrzegał: „Nie wasza to rzecz poznać czasy lub wyznaczone czasy, które Ojciec zarządził we własnej władzy” (Dz.1:7). Do końca świata, a właściwie końca epoki jest jeszcze daleko. Gdzie faktycznie znajdujemy się w strumieniu czasu? Wielką pomocą jest tu wizja z jedenastego rozdziału Księgi Daniela. Zawiera ona podany w porządku chronologicznym plan Nieba. Co więc czeka nas w najbliższej przyszłości? „W czasie wyznaczonym [król północy = Rosja] powróci z powrotem [odzyska utracone, w wyniku rozpadu bloku wschodniego wpływy] i wkroczy na południe [wiele wskazuje na Gruzję], ale nie będzie jak wcześniej [zwycięstwa, jak w 1921] i jak później [w 2008], gdyż ruszą przeciw niemu mieszkańcy wybrzeży Kittim [Zachód], i będzie poniżony i zawróci” (Daniela 11:29,30a). Już w Księdze Liczb zapowiedziano: „I [przypłyną] okręty od strony Kittim (z Zachodu) i upokorzą Aszszura (Rosję) i upokorzą Ebera (mieszkańców zza Eufratu)” (24:24). Biblia jednoznacznie wskazuje, że USA zaatakują Rosję i Iran, i prawdopodobnie też jako pierwsze użyją „wielkiego miecza”, tj. broń jądrową (Apokalipsa 6:4). Wiele wskazuje, że wojna zacznie się od wkroczenia oddziałów rosyjskich w głąb Gruzji.Jezus, nawiązując do wcześniejszych proroctw, zapowiedział, że powstanie naród przeciw narodowi (konflikt etniczny), a potem królestwo przeciw królestwu (Mateusza 24:7). To będzie dopiero początek bólów porodowych (Mateusza 24:8).

anonim,

January 4, 2010 17:28

Skomentuj komentarz

A więc jeszcze nie w tym tygodniu 🙂

mike,

January 5, 2010 20:38

Skomentuj komentarz

Nie rozumiem tej całej fascynacji końcem świata – tak jakby ci wszyscy bibliści nie zrozumieli przypowieści o pannach roztropnych i nierozsądnych. „Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny” – jak dla mnie to jedyny potrzebny dowód, że nie da się tego ani wyczytać z przemnożonych liczb znalezionych w Biblii, ani z interpretacji proroctw ani z gwiazd na niebie. Gdy wiadomo, kiedy trzeba wstać, to po co czuwać?

W.,

January 5, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

Widzisz – to nie jest takie proste. Jest nieco wypowiedzi dających nadzieje, że nie będzie się zaskoczonym. Np. taki fragment:

„Nie potrzeba wam, bracia, pisać o czasach i chwilach. Sami bowiem dokładnie wiecie, że dzień Pański przyjdzie tak, jak złodziej w nocy. Kiedy bowiem będą mówić: Pokój i bezpieczeństwo – tak niespodzianie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą.

Ale wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej,. Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia. Nie jesteśmy synami nocy ani ciemności.

Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi! Ci, którzy śpią, w nocy śpią, a którzy się upijają, w nocy są pijani. My zaś, którzy do dnia należymy, bądźmy trzeźwi, odziani w pancerz wiary i miłości oraz hełm nadziei zbawienia. Ponieważ nie przeznaczył nas Bóg, abyśmy zasłużyli na gniew, ale na osiągnięcie zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który za nas umarł, abyśmy, czy żywi, czy umarli, razem z Nim żyli.”

(1 Tes 5:1-10)

Janusz,

January 13, 2010 19:01

Skomentuj komentarz

Domyślam się,że W.to imię autora strony. Też podobnie uważam.Można dopowiedzieć za słowami K.Salomona- „Kto strzeże przykazania nie uzna nic złego i CZAS i przyczyny zna serce mądrego.Albowiem wszelki zamysł ma czas i przyczyny aleć wielka bieda trzyma się człowieka,że NIE WIE,co ma być, bo kiedy się to stanie,któż mu oznajmi?” Obliczenia H.C.w żadnym razie nie mogą być przypadkowe. Tysiące ludzi sprawdzało je i nikt nie był w stanie obalić ich.Wierzę,że sprawa jest bardzo poważna.Musimy jedno pamiętać,mianowicie,że wszystkie dane do obliczeń wypływały ze Słowa Bożego.Smutne jest to,że komentarze w G.pl są tak szydercze i prymitywne.To prawda,że nie chcemy słyszeć o końcu świata,tyle spraw jeszcze do załatwienia,tyle…. Niech zatem każdy sprawdzi w czym myli się H.C. i ewentualnie udowodni omylność Jego wywodów bo czasu zostało niewiele. Pozdrawiam

mike,

January 16, 2010 20:50

Skomentuj komentarz

Jego obliczenia są o tyle prawidłowe, o ile jego założenia są prawidłowe. A jego założenia są dosyć daleko idące. To, że pewne liczby się powtarzają, to jedno – ale jego formuły, które są opracowane „z powietrza” to drugie. Czemu (5 x 10 x 17) do kwadratu, a nie do sześcianu? W końcu są trzy osoby boskie – idealnie pasowałoby do naszego równania, równie zrzucałoby z krzesła. Zresztą wielebny Camping zakłada, że data urodzenia Chrystusa została przy ustalaniu kalendarza gregoriańskiego ustalona poprawnie – z badań historycznych wynika, że tak nie było i Chrystus prawdopodobnie urodził się w 4 roku p.n.e. Chociażby sam ten fakt wskazuje na to, że to wszystko w dużej mierze szarlataneria i żerowanie na ludzkiej słabości do poznawania przyszłości. Jednym słowem: tarot dla chrześcijan.

stg,

December 6, 2010 18:02

Skomentuj komentarz

Wszystko jest zależne od Boga, więc może on przekładać datę końca świata,a jak wszyscy bez przerwy będą się tym tak fascynować to końca świata nigdy nie będzie lub długo…

Skomentuj notkę
I to jest piękne 🙂

Modlitwa
Przyjdź Panie Jezu. Maranatha!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
koniec świata,
powtórne przyjście,
2012

Komentarze: (7)

Gość: Ewiak Ryszard,

January 4, 2010 17:27

Skomentuj komentarz

Gość: Ewiak Ryszard, dynamic-78-8-158-232.ssp.dialog.net.pl2010/01/03 22:28:54No cóż, to będzie kolejna kompromitacja. Jezus wyraźnie ostrzegał: „Nie wasza to rzecz poznać czasy lub wyznaczone czasy, które Ojciec zarządził we własnej władzy” (Dz.1:7). Do końca świata, a właściwie końca epoki jest jeszcze daleko. Gdzie faktycznie znajdujemy się w strumieniu czasu? Wielką pomocą jest tu wizja z jedenastego rozdziału Księgi Daniela. Zawiera ona podany w porządku chronologicznym plan Nieba. Co więc czeka nas w najbliższej przyszłości? „W czasie wyznaczonym [król północy = Rosja] powróci z powrotem [odzyska utracone, w wyniku rozpadu bloku wschodniego wpływy] i wkroczy na południe [wiele wskazuje na Gruzję], ale nie będzie jak wcześniej [zwycięstwa, jak w 1921] i jak później [w 2008], gdyż ruszą przeciw niemu mieszkańcy wybrzeży Kittim [Zachód], i będzie poniżony i zawróci” (Daniela 11:29,30a). Już w Księdze Liczb zapowiedziano: „I [przypłyną] okręty od strony Kittim (z Zachodu) i upokorzą Aszszura (Rosję) i upokorzą Ebera (mieszkańców zza Eufratu)” (24:24). Biblia jednoznacznie wskazuje, że USA zaatakują Rosję i Iran, i prawdopodobnie też jako pierwsze użyją „wielkiego miecza”, tj. broń jądrową (Apokalipsa 6:4). Wiele wskazuje, że wojna zacznie się od wkroczenia oddziałów rosyjskich w głąb Gruzji.Jezus, nawiązując do wcześniejszych proroctw, zapowiedział, że powstanie naród przeciw narodowi (konflikt etniczny), a potem królestwo przeciw królestwu (Mateusza 24:7). To będzie dopiero początek bólów porodowych (Mateusza 24:8).

anonim,

January 4, 2010 17:28

Skomentuj komentarz

A więc jeszcze nie w tym tygodniu 🙂

mike,

January 5, 2010 20:38

Skomentuj komentarz

Nie rozumiem tej całej fascynacji końcem świata – tak jakby ci wszyscy bibliści nie zrozumieli przypowieści o pannach roztropnych i nierozsądnych. „Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny” – jak dla mnie to jedyny potrzebny dowód, że nie da się tego ani wyczytać z przemnożonych liczb znalezionych w Biblii, ani z interpretacji proroctw ani z gwiazd na niebie. Gdy wiadomo, kiedy trzeba wstać, to po co czuwać?

W.,

January 5, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

Widzisz – to nie jest takie proste. Jest nieco wypowiedzi dających nadzieje, że nie będzie się zaskoczonym. Np. taki fragment:

„Nie potrzeba wam, bracia, pisać o czasach i chwilach. Sami bowiem dokładnie wiecie, że dzień Pański przyjdzie tak, jak złodziej w nocy. Kiedy bowiem będą mówić: Pokój i bezpieczeństwo – tak niespodzianie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą.

Ale wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej,. Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia. Nie jesteśmy synami nocy ani ciemności.

Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi! Ci, którzy śpią, w nocy śpią, a którzy się upijają, w nocy są pijani. My zaś, którzy do dnia należymy, bądźmy trzeźwi, odziani w pancerz wiary i miłości oraz hełm nadziei zbawienia. Ponieważ nie przeznaczył nas Bóg, abyśmy zasłużyli na gniew, ale na osiągnięcie zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który za nas umarł, abyśmy, czy żywi, czy umarli, razem z Nim żyli.”

(1 Tes 5:1-10)

Janusz,

January 13, 2010 19:01

Skomentuj komentarz

Domyślam się,że W.to imię autora strony. Też podobnie uważam.Można dopowiedzieć za słowami K.Salomona- „Kto strzeże przykazania nie uzna nic złego i CZAS i przyczyny zna serce mądrego.Albowiem wszelki zamysł ma czas i przyczyny aleć wielka bieda trzyma się człowieka,że NIE WIE,co ma być, bo kiedy się to stanie,któż mu oznajmi?” Obliczenia H.C.w żadnym razie nie mogą być przypadkowe. Tysiące ludzi sprawdzało je i nikt nie był w stanie obalić ich.Wierzę,że sprawa jest bardzo poważna.Musimy jedno pamiętać,mianowicie,że wszystkie dane do obliczeń wypływały ze Słowa Bożego.Smutne jest to,że komentarze w G.pl są tak szydercze i prymitywne.To prawda,że nie chcemy słyszeć o końcu świata,tyle spraw jeszcze do załatwienia,tyle…. Niech zatem każdy sprawdzi w czym myli się H.C. i ewentualnie udowodni omylność Jego wywodów bo czasu zostało niewiele. Pozdrawiam

mike,

January 16, 2010 20:50

Skomentuj komentarz

Jego obliczenia są o tyle prawidłowe, o ile jego założenia są prawidłowe. A jego założenia są dosyć daleko idące. To, że pewne liczby się powtarzają, to jedno – ale jego formuły, które są opracowane „z powietrza” to drugie. Czemu (5 x 10 x 17) do kwadratu, a nie do sześcianu? W końcu są trzy osoby boskie – idealnie pasowałoby do naszego równania, równie zrzucałoby z krzesła. Zresztą wielebny Camping zakłada, że data urodzenia Chrystusa została przy ustalaniu kalendarza gregoriańskiego ustalona poprawnie – z badań historycznych wynika, że tak nie było i Chrystus prawdopodobnie urodził się w 4 roku p.n.e. Chociażby sam ten fakt wskazuje na to, że to wszystko w dużej mierze szarlataneria i żerowanie na ludzkiej słabości do poznawania przyszłości. Jednym słowem: tarot dla chrześcijan.

stg,

December 6, 2010 18:02

Skomentuj komentarz

Wszystko jest zależne od Boga, więc może on przekładać datę końca świata,a jak wszyscy bez przerwy będą się tym tak fascynować to końca świata nigdy nie będzie lub długo…

Skomentuj notkę
Przyjdź Panie Jezu. Maranatha!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
koniec świata,
powtórne przyjście,
2012

Komentarze: (7)

Gość: Ewiak Ryszard,

January 4, 2010 17:27

Skomentuj komentarz

Gość: Ewiak Ryszard, dynamic-78-8-158-232.ssp.dialog.net.pl2010/01/03 22:28:54No cóż, to będzie kolejna kompromitacja. Jezus wyraźnie ostrzegał: „Nie wasza to rzecz poznać czasy lub wyznaczone czasy, które Ojciec zarządził we własnej władzy” (Dz.1:7). Do końca świata, a właściwie końca epoki jest jeszcze daleko. Gdzie faktycznie znajdujemy się w strumieniu czasu? Wielką pomocą jest tu wizja z jedenastego rozdziału Księgi Daniela. Zawiera ona podany w porządku chronologicznym plan Nieba. Co więc czeka nas w najbliższej przyszłości? „W czasie wyznaczonym [król północy = Rosja] powróci z powrotem [odzyska utracone, w wyniku rozpadu bloku wschodniego wpływy] i wkroczy na południe [wiele wskazuje na Gruzję], ale nie będzie jak wcześniej [zwycięstwa, jak w 1921] i jak później [w 2008], gdyż ruszą przeciw niemu mieszkańcy wybrzeży Kittim [Zachód], i będzie poniżony i zawróci” (Daniela 11:29,30a). Już w Księdze Liczb zapowiedziano: „I [przypłyną] okręty od strony Kittim (z Zachodu) i upokorzą Aszszura (Rosję) i upokorzą Ebera (mieszkańców zza Eufratu)” (24:24). Biblia jednoznacznie wskazuje, że USA zaatakują Rosję i Iran, i prawdopodobnie też jako pierwsze użyją „wielkiego miecza”, tj. broń jądrową (Apokalipsa 6:4). Wiele wskazuje, że wojna zacznie się od wkroczenia oddziałów rosyjskich w głąb Gruzji.Jezus, nawiązując do wcześniejszych proroctw, zapowiedział, że powstanie naród przeciw narodowi (konflikt etniczny), a potem królestwo przeciw królestwu (Mateusza 24:7). To będzie dopiero początek bólów porodowych (Mateusza 24:8).

anonim,

January 4, 2010 17:28

Skomentuj komentarz

A więc jeszcze nie w tym tygodniu 🙂

mike,

January 5, 2010 20:38

Skomentuj komentarz

Nie rozumiem tej całej fascynacji końcem świata – tak jakby ci wszyscy bibliści nie zrozumieli przypowieści o pannach roztropnych i nierozsądnych. „Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny” – jak dla mnie to jedyny potrzebny dowód, że nie da się tego ani wyczytać z przemnożonych liczb znalezionych w Biblii, ani z interpretacji proroctw ani z gwiazd na niebie. Gdy wiadomo, kiedy trzeba wstać, to po co czuwać?

W.,

January 5, 2010 23:14

Skomentuj komentarz

Widzisz – to nie jest takie proste. Jest nieco wypowiedzi dających nadzieje, że nie będzie się zaskoczonym. Np. taki fragment:

„Nie potrzeba wam, bracia, pisać o czasach i chwilach. Sami bowiem dokładnie wiecie, że dzień Pański przyjdzie tak, jak złodziej w nocy. Kiedy bowiem będą mówić: Pokój i bezpieczeństwo – tak niespodzianie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą.

Ale wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej,. Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia. Nie jesteśmy synami nocy ani ciemności.

Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi! Ci, którzy śpią, w nocy śpią, a którzy się upijają, w nocy są pijani. My zaś, którzy do dnia należymy, bądźmy trzeźwi, odziani w pancerz wiary i miłości oraz hełm nadziei zbawienia. Ponieważ nie przeznaczył nas Bóg, abyśmy zasłużyli na gniew, ale na osiągnięcie zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który za nas umarł, abyśmy, czy żywi, czy umarli, razem z Nim żyli.”

(1 Tes 5:1-10)

Janusz,

January 13, 2010 19:01

Skomentuj komentarz

Domyślam się,że W.to imię autora strony. Też podobnie uważam.Można dopowiedzieć za słowami K.Salomona- „Kto strzeże przykazania nie uzna nic złego i CZAS i przyczyny zna serce mądrego.Albowiem wszelki zamysł ma czas i przyczyny aleć wielka bieda trzyma się człowieka,że NIE WIE,co ma być, bo kiedy się to stanie,któż mu oznajmi?” Obliczenia H.C.w żadnym razie nie mogą być przypadkowe. Tysiące ludzi sprawdzało je i nikt nie był w stanie obalić ich.Wierzę,że sprawa jest bardzo poważna.Musimy jedno pamiętać,mianowicie,że wszystkie dane do obliczeń wypływały ze Słowa Bożego.Smutne jest to,że komentarze w G.pl są tak szydercze i prymitywne.To prawda,że nie chcemy słyszeć o końcu świata,tyle spraw jeszcze do załatwienia,tyle…. Niech zatem każdy sprawdzi w czym myli się H.C. i ewentualnie udowodni omylność Jego wywodów bo czasu zostało niewiele. Pozdrawiam

mike,

January 16, 2010 20:50

Skomentuj komentarz

Jego obliczenia są o tyle prawidłowe, o ile jego założenia są prawidłowe. A jego założenia są dosyć daleko idące. To, że pewne liczby się powtarzają, to jedno – ale jego formuły, które są opracowane „z powietrza” to drugie. Czemu (5 x 10 x 17) do kwadratu, a nie do sześcianu? W końcu są trzy osoby boskie – idealnie pasowałoby do naszego równania, równie zrzucałoby z krzesła. Zresztą wielebny Camping zakłada, że data urodzenia Chrystusa została przy ustalaniu kalendarza gregoriańskiego ustalona poprawnie – z badań historycznych wynika, że tak nie było i Chrystus prawdopodobnie urodził się w 4 roku p.n.e. Chociażby sam ten fakt wskazuje na to, że to wszystko w dużej mierze szarlataneria i żerowanie na ludzkiej słabości do poznawania przyszłości. Jednym słowem: tarot dla chrześcijan.

stg,

December 6, 2010 18:02

Skomentuj komentarz

Wszystko jest zależne od Boga, więc może on przekładać datę końca świata,a jak wszyscy bez przerwy będą się tym tak fascynować to końca świata nigdy nie będzie lub długo…

Skomentuj notkę
Widzisz – to nie jest takie proste. Jest nieco wypowiedzi dających nadzieje, że nie będzie się zaskoczonym. Np. taki fragment:

„Nie potrzeba wam, bracia, pisać o czasach i chwilach. Sami bowiem dokładnie wiecie, że dzień Pański przyjdzie tak, jak złodziej w nocy. Kiedy bowiem będą mówić: Pokój i bezpieczeństwo – tak niespodzianie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą.

Ale wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej,. Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia. Nie jesteśmy synami nocy ani ciemności.

Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi! Ci, którzy śpią, w nocy śpią, a którzy się upijają, w nocy są pijani. My zaś, którzy do dnia należymy, bądźmy trzeźwi, odziani w pancerz wiary i miłości oraz hełm nadziei zbawienia. Ponieważ nie przeznaczył nas Bóg, abyśmy zasłużyli na gniew, ale na osiągnięcie zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który za nas umarł, abyśmy, czy żywi, czy umarli, razem z Nim żyli.”

(1 Tes 5:1-10)

Janusz,

January 13, 2010 19:01

Skomentuj komentarz

Domyślam się,że W.to imię autora strony. Też podobnie uważam.Można dopowiedzieć za słowami K.Salomona- „Kto strzeże przykazania nie uzna nic złego i CZAS i przyczyny zna serce mądrego.Albowiem wszelki zamysł ma czas i przyczyny aleć wielka bieda trzyma się człowieka,że NIE WIE,co ma być, bo kiedy się to stanie,któż mu oznajmi?” Obliczenia H.C.w żadnym razie nie mogą być przypadkowe. Tysiące ludzi sprawdzało je i nikt nie był w stanie obalić ich.Wierzę,że sprawa jest bardzo poważna.Musimy jedno pamiętać,mianowicie,że wszystkie dane do obliczeń wypływały ze Słowa Bożego.Smutne jest to,że komentarze w G.pl są tak szydercze i prymitywne.To prawda,że nie chcemy słyszeć o końcu świata,tyle spraw jeszcze do załatwienia,tyle…. Niech zatem każdy sprawdzi w czym myli się H.C. i ewentualnie udowodni omylność Jego wywodów bo czasu zostało niewiele. Pozdrawiam

mike,

January 16, 2010 20:50

Skomentuj komentarz

Jego obliczenia są o tyle prawidłowe, o ile jego założenia są prawidłowe. A jego założenia są dosyć daleko idące. To, że pewne liczby się powtarzają, to jedno – ale jego formuły, które są opracowane „z powietrza” to drugie. Czemu (5 x 10 x 17) do kwadratu, a nie do sześcianu? W końcu są trzy osoby boskie – idealnie pasowałoby do naszego równania, równie zrzucałoby z krzesła. Zresztą wielebny Camping zakłada, że data urodzenia Chrystusa została przy ustalaniu kalendarza gregoriańskiego ustalona poprawnie – z badań historycznych wynika, że tak nie było i Chrystus prawdopodobnie urodził się w 4 roku p.n.e. Chociażby sam ten fakt wskazuje na to, że to wszystko w dużej mierze szarlataneria i żerowanie na ludzkiej słabości do poznawania przyszłości. Jednym słowem: tarot dla chrześcijan.

stg,

December 6, 2010 18:02

Skomentuj komentarz

Wszystko jest zależne od Boga, więc może on przekładać datę końca świata,a jak wszyscy bez przerwy będą się tym tak fascynować to końca świata nigdy nie będzie lub długo…
„Nie potrzeba wam, bracia, pisać o czasach i chwilach. Sami bowiem dokładnie wiecie, że dzień Pański przyjdzie tak, jak złodziej w nocy. Kiedy bowiem będą mówić: Pokój i bezpieczeństwo – tak niespodzianie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą.

Ale wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej,. Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia. Nie jesteśmy synami nocy ani ciemności.

Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi! Ci, którzy śpią, w nocy śpią, a którzy się upijają, w nocy są pijani. My zaś, którzy do dnia należymy, bądźmy trzeźwi, odziani w pancerz wiary i miłości oraz hełm nadziei zbawienia. Ponieważ nie przeznaczył nas Bóg, abyśmy zasłużyli na gniew, ale na osiągnięcie zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który za nas umarł, abyśmy, czy żywi, czy umarli, razem z Nim żyli.”

(1 Tes 5:1-10)

Janusz,

January 13, 2010 19:01

Skomentuj komentarz

Domyślam się,że W.to imię autora strony. Też podobnie uważam.Można dopowiedzieć za słowami K.Salomona- „Kto strzeże przykazania nie uzna nic złego i CZAS i przyczyny zna serce mądrego.Albowiem wszelki zamysł ma czas i przyczyny aleć wielka bieda trzyma się człowieka,że NIE WIE,co ma być, bo kiedy się to stanie,któż mu oznajmi?” Obliczenia H.C.w żadnym razie nie mogą być przypadkowe. Tysiące ludzi sprawdzało je i nikt nie był w stanie obalić ich.Wierzę,że sprawa jest bardzo poważna.Musimy jedno pamiętać,mianowicie,że wszystkie dane do obliczeń wypływały ze Słowa Bożego.Smutne jest to,że komentarze w G.pl są tak szydercze i prymitywne.To prawda,że nie chcemy słyszeć o końcu świata,tyle spraw jeszcze do załatwienia,tyle…. Niech zatem każdy sprawdzi w czym myli się H.C. i ewentualnie udowodni omylność Jego wywodów bo czasu zostało niewiele. Pozdrawiam

mike,

January 16, 2010 20:50

Skomentuj komentarz

Jego obliczenia są o tyle prawidłowe, o ile jego założenia są prawidłowe. A jego założenia są dosyć daleko idące. To, że pewne liczby się powtarzają, to jedno – ale jego formuły, które są opracowane „z powietrza” to drugie. Czemu (5 x 10 x 17) do kwadratu, a nie do sześcianu? W końcu są trzy osoby boskie – idealnie pasowałoby do naszego równania, równie zrzucałoby z krzesła. Zresztą wielebny Camping zakłada, że data urodzenia Chrystusa została przy ustalaniu kalendarza gregoriańskiego ustalona poprawnie – z badań historycznych wynika, że tak nie było i Chrystus prawdopodobnie urodził się w 4 roku p.n.e. Chociażby sam ten fakt wskazuje na to, że to wszystko w dużej mierze szarlataneria i żerowanie na ludzkiej słabości do poznawania przyszłości. Jednym słowem: tarot dla chrześcijan.

stg,

December 6, 2010 18:02

Skomentuj komentarz

Wszystko jest zależne od Boga, więc może on przekładać datę końca świata,a jak wszyscy bez przerwy będą się tym tak fascynować to końca świata nigdy nie będzie lub długo…
Ale wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej,. Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia. Nie jesteśmy synami nocy ani ciemności.

Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi! Ci, którzy śpią, w nocy śpią, a którzy się upijają, w nocy są pijani. My zaś, którzy do dnia należymy, bądźmy trzeźwi, odziani w pancerz wiary i miłości oraz hełm nadziei zbawienia. Ponieważ nie przeznaczył nas Bóg, abyśmy zasłużyli na gniew, ale na osiągnięcie zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który za nas umarł, abyśmy, czy żywi, czy umarli, razem z Nim żyli.”

(1 Tes 5:1-10)

Janusz,

January 13, 2010 19:01

Skomentuj komentarz

Domyślam się,że W.to imię autora strony. Też podobnie uważam.Można dopowiedzieć za słowami K.Salomona- „Kto strzeże przykazania nie uzna nic złego i CZAS i przyczyny zna serce mądrego.Albowiem wszelki zamysł ma czas i przyczyny aleć wielka bieda trzyma się człowieka,że NIE WIE,co ma być, bo kiedy się to stanie,któż mu oznajmi?” Obliczenia H.C.w żadnym razie nie mogą być przypadkowe. Tysiące ludzi sprawdzało je i nikt nie był w stanie obalić ich.Wierzę,że sprawa jest bardzo poważna.Musimy jedno pamiętać,mianowicie,że wszystkie dane do obliczeń wypływały ze Słowa Bożego.Smutne jest to,że komentarze w G.pl są tak szydercze i prymitywne.To prawda,że nie chcemy słyszeć o końcu świata,tyle spraw jeszcze do załatwienia,tyle…. Niech zatem każdy sprawdzi w czym myli się H.C. i ewentualnie udowodni omylność Jego wywodów bo czasu zostało niewiele. Pozdrawiam

mike,

January 16, 2010 20:50

Skomentuj komentarz

Jego obliczenia są o tyle prawidłowe, o ile jego założenia są prawidłowe. A jego założenia są dosyć daleko idące. To, że pewne liczby się powtarzają, to jedno – ale jego formuły, które są opracowane „z powietrza” to drugie. Czemu (5 x 10 x 17) do kwadratu, a nie do sześcianu? W końcu są trzy osoby boskie – idealnie pasowałoby do naszego równania, równie zrzucałoby z krzesła. Zresztą wielebny Camping zakłada, że data urodzenia Chrystusa została przy ustalaniu kalendarza gregoriańskiego ustalona poprawnie – z badań historycznych wynika, że tak nie było i Chrystus prawdopodobnie urodził się w 4 roku p.n.e. Chociażby sam ten fakt wskazuje na to, że to wszystko w dużej mierze szarlataneria i żerowanie na ludzkiej słabości do poznawania przyszłości. Jednym słowem: tarot dla chrześcijan.

stg,

December 6, 2010 18:02

Skomentuj komentarz

Wszystko jest zależne od Boga, więc może on przekładać datę końca świata,a jak wszyscy bez przerwy będą się tym tak fascynować to końca świata nigdy nie będzie lub długo…
Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi! Ci, którzy śpią, w nocy śpią, a którzy się upijają, w nocy są pijani. My zaś, którzy do dnia należymy, bądźmy trzeźwi, odziani w pancerz wiary i miłości oraz hełm nadziei zbawienia. Ponieważ nie przeznaczył nas Bóg, abyśmy zasłużyli na gniew, ale na osiągnięcie zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który za nas umarł, abyśmy, czy żywi, czy umarli, razem z Nim żyli.”

(1 Tes 5:1-10)

Janusz,

January 13, 2010 19:01

Skomentuj komentarz

Domyślam się,że W.to imię autora strony. Też podobnie uważam.Można dopowiedzieć za słowami K.Salomona- „Kto strzeże przykazania nie uzna nic złego i CZAS i przyczyny zna serce mądrego.Albowiem wszelki zamysł ma czas i przyczyny aleć wielka bieda trzyma się człowieka,że NIE WIE,co ma być, bo kiedy się to stanie,któż mu oznajmi?” Obliczenia H.C.w żadnym razie nie mogą być przypadkowe. Tysiące ludzi sprawdzało je i nikt nie był w stanie obalić ich.Wierzę,że sprawa jest bardzo poważna.Musimy jedno pamiętać,mianowicie,że wszystkie dane do obliczeń wypływały ze Słowa Bożego.Smutne jest to,że komentarze w G.pl są tak szydercze i prymitywne.To prawda,że nie chcemy słyszeć o końcu świata,tyle spraw jeszcze do załatwienia,tyle…. Niech zatem każdy sprawdzi w czym myli się H.C. i ewentualnie udowodni omylność Jego wywodów bo czasu zostało niewiele. Pozdrawiam

mike,

January 16, 2010 20:50

Skomentuj komentarz

Jego obliczenia są o tyle prawidłowe, o ile jego założenia są prawidłowe. A jego założenia są dosyć daleko idące. To, że pewne liczby się powtarzają, to jedno – ale jego formuły, które są opracowane „z powietrza” to drugie. Czemu (5 x 10 x 17) do kwadratu, a nie do sześcianu? W końcu są trzy osoby boskie – idealnie pasowałoby do naszego równania, równie zrzucałoby z krzesła. Zresztą wielebny Camping zakłada, że data urodzenia Chrystusa została przy ustalaniu kalendarza gregoriańskiego ustalona poprawnie – z badań historycznych wynika, że tak nie było i Chrystus prawdopodobnie urodził się w 4 roku p.n.e. Chociażby sam ten fakt wskazuje na to, że to wszystko w dużej mierze szarlataneria i żerowanie na ludzkiej słabości do poznawania przyszłości. Jednym słowem: tarot dla chrześcijan.

stg,

December 6, 2010 18:02

Skomentuj komentarz

Wszystko jest zależne od Boga, więc może on przekładać datę końca świata,a jak wszyscy bez przerwy będą się tym tak fascynować to końca świata nigdy nie będzie lub długo…
Największe sieci telewizji kablowej w Polsce (UPC, Vectra, Multimedia Polska, Aster) połączą się w jednego operatora kablowego? Jeden z funduszy zainteresowany konsolidacją polskiego rynku kablowego jest już po pierwszych rozmowach.

Eksperci od dawna twierdzą, że operatorzy telewizji kablowej, by przetrwać i sprostać wyzwaniom technologicznym oraz konkurencji, muszą się konsolidować. Po konsolidacji mniejszych graczy kablowego rynku przyszedł czas liderów rynku.

W październiku Puls Biznesu podawał, że polskiemu rynkowi telewizji kablowej przygląda się Fundusz private equity EQT, który dysponuje miliardem euro i jest zainteresowany udziałem w konsolidacji kablowego rynku – czterech największych operatorów (UPC, Vectra, Aster czy Multimedia Polska) spełnia kryteria wielkości.

Dzisiaj te zapowiedzi zaczynają nabierać racjonalnego kształtu. Wczoraj Piotr Czapski, partner w EQT Partners poinformował dziennikarzy, że fundusz jest już po rozmowach z zarządami i właścicielami największych graczy rynku kablowego w Polsce. Dodaje, że reprezentowany fundusz stawia na liderów rynku. Według funduszu duzi operatorzy powinni się połączyć, a nie budować sieci na tych samych osiedlach.

Powstanie potężnego operatora kablowego może być dużym zagrożeniem dla firm telekomunikacyjnych oraz platform satelitarnych. Już teraz kablówki z telekomami zdecydowanie wygrywają pod względem Internetu oferując coraz szybsze (w UPC nawet do 120 Mb/s) opcje oraz niższe ceny. Wygrywają także z platformami satelitarnymi pod względem oferty programowej oferując kanały z różnych platform (Cyfrowego Polsatu, Cyfry+, od stycznia telewizji „n”) w jednym kablu.

[Łukasz Szewczyk]
Eksperci od dawna twierdzą, że operatorzy telewizji kablowej, by przetrwać i sprostać wyzwaniom technologicznym oraz konkurencji, muszą się konsolidować. Po konsolidacji mniejszych graczy kablowego rynku przyszedł czas liderów rynku.

W październiku Puls Biznesu podawał, że polskiemu rynkowi telewizji kablowej przygląda się Fundusz private equity EQT, który dysponuje miliardem euro i jest zainteresowany udziałem w konsolidacji kablowego rynku – czterech największych operatorów (UPC, Vectra, Aster czy Multimedia Polska) spełnia kryteria wielkości.

Dzisiaj te zapowiedzi zaczynają nabierać racjonalnego kształtu. Wczoraj Piotr Czapski, partner w EQT Partners poinformował dziennikarzy, że fundusz jest już po rozmowach z zarządami i właścicielami największych graczy rynku kablowego w Polsce. Dodaje, że reprezentowany fundusz stawia na liderów rynku. Według funduszu duzi operatorzy powinni się połączyć, a nie budować sieci na tych samych osiedlach.

Powstanie potężnego operatora kablowego może być dużym zagrożeniem dla firm telekomunikacyjnych oraz platform satelitarnych. Już teraz kablówki z telekomami zdecydowanie wygrywają pod względem Internetu oferując coraz szybsze (w UPC nawet do 120 Mb/s) opcje oraz niższe ceny. Wygrywają także z platformami satelitarnymi pod względem oferty programowej oferując kanały z różnych platform (Cyfrowego Polsatu, Cyfry+, od stycznia telewizji „n”) w jednym kablu.

[Łukasz Szewczyk]
W październiku Puls Biznesu podawał, że polskiemu rynkowi telewizji kablowej przygląda się Fundusz private equity EQT, który dysponuje miliardem euro i jest zainteresowany udziałem w konsolidacji kablowego rynku – czterech największych operatorów (UPC, Vectra, Aster czy Multimedia Polska) spełnia kryteria wielkości.

Dzisiaj te zapowiedzi zaczynają nabierać racjonalnego kształtu. Wczoraj Piotr Czapski, partner w EQT Partners poinformował dziennikarzy, że fundusz jest już po rozmowach z zarządami i właścicielami największych graczy rynku kablowego w Polsce. Dodaje, że reprezentowany fundusz stawia na liderów rynku. Według funduszu duzi operatorzy powinni się połączyć, a nie budować sieci na tych samych osiedlach.

Powstanie potężnego operatora kablowego może być dużym zagrożeniem dla firm telekomunikacyjnych oraz platform satelitarnych. Już teraz kablówki z telekomami zdecydowanie wygrywają pod względem Internetu oferując coraz szybsze (w UPC nawet do 120 Mb/s) opcje oraz niższe ceny. Wygrywają także z platformami satelitarnymi pod względem oferty programowej oferując kanały z różnych platform (Cyfrowego Polsatu, Cyfry+, od stycznia telewizji „n”) w jednym kablu.

[Łukasz Szewczyk]
Dzisiaj te zapowiedzi zaczynają nabierać racjonalnego kształtu. Wczoraj Piotr Czapski, partner w EQT Partners poinformował dziennikarzy, że fundusz jest już po rozmowach z zarządami i właścicielami największych graczy rynku kablowego w Polsce. Dodaje, że reprezentowany fundusz stawia na liderów rynku. Według funduszu duzi operatorzy powinni się połączyć, a nie budować sieci na tych samych osiedlach.

Powstanie potężnego operatora kablowego może być dużym zagrożeniem dla firm telekomunikacyjnych oraz platform satelitarnych. Już teraz kablówki z telekomami zdecydowanie wygrywają pod względem Internetu oferując coraz szybsze (w UPC nawet do 120 Mb/s) opcje oraz niższe ceny. Wygrywają także z platformami satelitarnymi pod względem oferty programowej oferując kanały z różnych platform (Cyfrowego Polsatu, Cyfry+, od stycznia telewizji „n”) w jednym kablu.

[Łukasz Szewczyk]
Powstanie potężnego operatora kablowego może być dużym zagrożeniem dla firm telekomunikacyjnych oraz platform satelitarnych. Już teraz kablówki z telekomami zdecydowanie wygrywają pod względem Internetu oferując coraz szybsze (w UPC nawet do 120 Mb/s) opcje oraz niższe ceny. Wygrywają także z platformami satelitarnymi pod względem oferty programowej oferując kanały z różnych platform (Cyfrowego Polsatu, Cyfry+, od stycznia telewizji „n”) w jednym kablu.

[Łukasz Szewczyk]
[Łukasz Szewczyk]
Nie ma szans!
– UPC ma stabilnego silnego właściciela (Liberty) i jeżeli coś chce to kupić, ale tylko kupić największych: Vectre, Aster, Multimedie.
– Multimedia to firma w zasadzie właścicielska – niby giełdowa ale jednak pakiet ma ktoś znany z imienia i nazwiska i tą firmą zarządzający. Nie można jednak wykluczyć, że fundusze inwestycyjne w niego zaangażowane mogą mu wyciąć numer – ale wtedy będzie tam wojna.
– Vectra jest zarządzana przez fundusze – wszystko więc możliwe.
– Aster – jak wyżej, + stała opcja na sprzedanie się.
– Stream – jak wyżej, ale Czesi jeszcze budują wartość i będą to robić przez pół roku, rok….

Tak więc możliwe jest połączenie Vectra (800), Aster (500), Strem (180) w jedno coć co ma 1,5mln a więc jest spore…. połączenie po to aby UPC to kupiło i powstało coś co ma 3 mln.

Wtedy Multimedia ma problem ale TP S.A. też. Wtedy tez na poważnie zacznie się wojna kablówek z platformami satelitarnymi.

Kategorie:
obserwator, zawodowe, _blog

Słowa kluczowe:
upc,
aster,
multimedia,
stream,
vectra

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Tak więc możliwe jest połączenie Vectra (800), Aster (500), Strem (180) w jedno coć co ma 1,5mln a więc jest spore…. połączenie po to aby UPC to kupiło i powstało coś co ma 3 mln.

Wtedy Multimedia ma problem ale TP S.A. też. Wtedy tez na poważnie zacznie się wojna kablówek z platformami satelitarnymi.

Kategorie:
obserwator, zawodowe, _blog

Słowa kluczowe:
upc,
aster,
multimedia,
stream,
vectra

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Wtedy Multimedia ma problem ale TP S.A. też. Wtedy tez na poważnie zacznie się wojna kablówek z platformami satelitarnymi.

Kategorie:
obserwator, zawodowe, _blog

Słowa kluczowe:
upc,
aster,
multimedia,
stream,
vectra

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Amerykańska Centralna Agencja Wywiadowcza, która tropi fundusze służące terrorystom, uzyska wgląd w prywatne konta bankowe obywateli państw UE

O sprawie pisze tygodnik „Sunday Times”, powołując się na unijną notatkę informacyjną.

Porozumienie USA-UE, które ma wejść w życie za dwa miesiące, wymaga od rządów 27 krajów unijnych, aby odpowiadały pozytywnie na wnioski o udostępnienie bankowych danych, składane w ramach amerykańskiego programu tropienia funduszy terrorystów i w ramach systemu przesiewania danych międzybankowego systemu rozliczeń Swift.

„W notatce informacyjnej z ubiegłego tygodnia, która uszła szerszej uwagi, UE potwierdziła, że godzi się na to, by jej członkowie mieli obowiązek ujawnienia (tego rodzaju) danych CIA w trybie pilnym” – napisał brytyjski tygodnik.

Amerykański program, stawiający sobie za cel odcięcie terrorystów od źródeł finansowania, analizuje tysiące transakcji, przesiewając dane z ośrodka globalnego systemu bankowego, jakim jest Swift, mający siedzibę w Belgii.

Amerykanie odpowiedzialni za walkę z terroryzmem twierdzą, że monitoring i przesiewanie danych systemu Swift służy prześledzeniu transakcji osób powiązanych z Al-Kaidą. Jednak źródła cytowane przez „Sunday Times” zauważają, że UE nie przysługuje na zasadzie wzajemności podobne prawo wobec obywateli USA.

Ponadto CIA uzyska o wiele łatwiejszy dostęp do bankowych danych UE niż europejskie służby specjalne, które w większości państw unijnych przed uzyskaniem wglądu w czyjeś prywatne konto muszą uzyskać zgodę sądu.
PAP
O sprawie pisze tygodnik „Sunday Times”, powołując się na unijną notatkę informacyjną.

Porozumienie USA-UE, które ma wejść w życie za dwa miesiące, wymaga od rządów 27 krajów unijnych, aby odpowiadały pozytywnie na wnioski o udostępnienie bankowych danych, składane w ramach amerykańskiego programu tropienia funduszy terrorystów i w ramach systemu przesiewania danych międzybankowego systemu rozliczeń Swift.

„W notatce informacyjnej z ubiegłego tygodnia, która uszła szerszej uwagi, UE potwierdziła, że godzi się na to, by jej członkowie mieli obowiązek ujawnienia (tego rodzaju) danych CIA w trybie pilnym” – napisał brytyjski tygodnik.

Amerykański program, stawiający sobie za cel odcięcie terrorystów od źródeł finansowania, analizuje tysiące transakcji, przesiewając dane z ośrodka globalnego systemu bankowego, jakim jest Swift, mający siedzibę w Belgii.

Amerykanie odpowiedzialni za walkę z terroryzmem twierdzą, że monitoring i przesiewanie danych systemu Swift służy prześledzeniu transakcji osób powiązanych z Al-Kaidą. Jednak źródła cytowane przez „Sunday Times” zauważają, że UE nie przysługuje na zasadzie wzajemności podobne prawo wobec obywateli USA.

Ponadto CIA uzyska o wiele łatwiejszy dostęp do bankowych danych UE niż europejskie służby specjalne, które w większości państw unijnych przed uzyskaniem wglądu w czyjeś prywatne konto muszą uzyskać zgodę sądu.
PAP
Porozumienie USA-UE, które ma wejść w życie za dwa miesiące, wymaga od rządów 27 krajów unijnych, aby odpowiadały pozytywnie na wnioski o udostępnienie bankowych danych, składane w ramach amerykańskiego programu tropienia funduszy terrorystów i w ramach systemu przesiewania danych międzybankowego systemu rozliczeń Swift.

„W notatce informacyjnej z ubiegłego tygodnia, która uszła szerszej uwagi, UE potwierdziła, że godzi się na to, by jej członkowie mieli obowiązek ujawnienia (tego rodzaju) danych CIA w trybie pilnym” – napisał brytyjski tygodnik.

Amerykański program, stawiający sobie za cel odcięcie terrorystów od źródeł finansowania, analizuje tysiące transakcji, przesiewając dane z ośrodka globalnego systemu bankowego, jakim jest Swift, mający siedzibę w Belgii.

Amerykanie odpowiedzialni za walkę z terroryzmem twierdzą, że monitoring i przesiewanie danych systemu Swift służy prześledzeniu transakcji osób powiązanych z Al-Kaidą. Jednak źródła cytowane przez „Sunday Times” zauważają, że UE nie przysługuje na zasadzie wzajemności podobne prawo wobec obywateli USA.

Ponadto CIA uzyska o wiele łatwiejszy dostęp do bankowych danych UE niż europejskie służby specjalne, które w większości państw unijnych przed uzyskaniem wglądu w czyjeś prywatne konto muszą uzyskać zgodę sądu.
PAP
„W notatce informacyjnej z ubiegłego tygodnia, która uszła szerszej uwagi, UE potwierdziła, że godzi się na to, by jej członkowie mieli obowiązek ujawnienia (tego rodzaju) danych CIA w trybie pilnym” – napisał brytyjski tygodnik.

Amerykański program, stawiający sobie za cel odcięcie terrorystów od źródeł finansowania, analizuje tysiące transakcji, przesiewając dane z ośrodka globalnego systemu bankowego, jakim jest Swift, mający siedzibę w Belgii.

Amerykanie odpowiedzialni za walkę z terroryzmem twierdzą, że monitoring i przesiewanie danych systemu Swift służy prześledzeniu transakcji osób powiązanych z Al-Kaidą. Jednak źródła cytowane przez „Sunday Times” zauważają, że UE nie przysługuje na zasadzie wzajemności podobne prawo wobec obywateli USA.

Ponadto CIA uzyska o wiele łatwiejszy dostęp do bankowych danych UE niż europejskie służby specjalne, które w większości państw unijnych przed uzyskaniem wglądu w czyjeś prywatne konto muszą uzyskać zgodę sądu.
PAP
Amerykański program, stawiający sobie za cel odcięcie terrorystów od źródeł finansowania, analizuje tysiące transakcji, przesiewając dane z ośrodka globalnego systemu bankowego, jakim jest Swift, mający siedzibę w Belgii.

Amerykanie odpowiedzialni za walkę z terroryzmem twierdzą, że monitoring i przesiewanie danych systemu Swift służy prześledzeniu transakcji osób powiązanych z Al-Kaidą. Jednak źródła cytowane przez „Sunday Times” zauważają, że UE nie przysługuje na zasadzie wzajemności podobne prawo wobec obywateli USA.

Ponadto CIA uzyska o wiele łatwiejszy dostęp do bankowych danych UE niż europejskie służby specjalne, które w większości państw unijnych przed uzyskaniem wglądu w czyjeś prywatne konto muszą uzyskać zgodę sądu.
PAP
Amerykanie odpowiedzialni za walkę z terroryzmem twierdzą, że monitoring i przesiewanie danych systemu Swift służy prześledzeniu transakcji osób powiązanych z Al-Kaidą. Jednak źródła cytowane przez „Sunday Times” zauważają, że UE nie przysługuje na zasadzie wzajemności podobne prawo wobec obywateli USA.

Ponadto CIA uzyska o wiele łatwiejszy dostęp do bankowych danych UE niż europejskie służby specjalne, które w większości państw unijnych przed uzyskaniem wglądu w czyjeś prywatne konto muszą uzyskać zgodę sądu.
PAP
Ponadto CIA uzyska o wiele łatwiejszy dostęp do bankowych danych UE niż europejskie służby specjalne, które w większości państw unijnych przed uzyskaniem wglądu w czyjeś prywatne konto muszą uzyskać zgodę sądu.
PAP
Freenet może być instrumentem i dobra, i zła. Pomaga tak dysydentom w Chinach, jak i islamskim terrorystom
Demonstracja w Kalifornii przeciw współpracy Google’a z chińską cenzurą. Freenet pozwala ominąć wszelkie bariery w sieci

Już ponad 2 miliony ludzi na całym świecie ściągnęło program Freenet, dzięki któremu można korzystać z zasobów sieci niedostępnych dla przeciętnych użytkowników. Podręcznik dla bojowników dżihadu, który w normalnym Internecie jest ocenzurowany, za pośrednictwem Freenetu pozwala dowiedzieć się, jak skonstruować bombę i jak zabić jak największą liczbę osób. Normalne wyszukiwarki Google czy Yahoo pod hasłem „silent death” pokażą opis gry komputerowej. Freenet udostępni podręcznik przygotowywania najbardziej zabójczych trucizn.

Ostrzega o pedofilach

„Wsypując trutkę na szczury do kawy, można narazić się na poważne nieprzyjemności, bo ofiara zanim umrze, łatwo się zorientuje, o co chodzi. Ta książka pomoże przyrządzić bezwonną i bezsmakową truciznę” – czytamy. Nic dziwnego, że z sieci korzystają grupy przestępcze, terroryści czy pedofile.

Ale jest też jasna strona Freenetu. To tu użytkownicy mogą np. znaleźć ostrzeżenia o osobach skazanych za pedofilię, co w ogólnodostępnej sieci można by uznać za naruszanie prywatności. Informacjami wymieniają się obrońcy praw człowieka z krajów, w których Internet podlega ostrej cenzurze, zwłaszcza z Chin. Freenet gwarantuje bowiem całkowitą anonimowość. Ściągając program, użytkownik musi tylko zaznaczyć, jak bardzo zależy mu na ochronie swojej prywatności. Ceną za bezpieczeństwo jest wolniejsze ściąganie danych.

Anonimowość oferuje też sieć Tor, z której korzystają np. agenci wywiadu czy dziennikarze chcący bezpiecznie kontaktować się z informatorami.

– U podstaw Internetu leżała całkowita swoboda wymiany informacji. Tymczasem mamy kolejne zakazy i próby ingerencji ze strony rządów. Jak daleko zaszliśmy, pokazują zapowiedzi Wielkiej Brytanii czy Francji, że osobom przyłapanym na nielegalnym ściąganiu danych będzie ograniczany dostęp do Internetu. Nic dziwnego, że użytkownicy intuicyjnie szukają sieci, gdzie panuje wolność – mówi „Rz” Rick Falkvinge, szef szwedzkiej Partii Piratów, która walczy o prawo do prywatności i swobody wymiany informacji w Internecie. Jak zaznacza, taką wolność można sobie zagwarantować dzięki specjalnym programom kryptograficznym chroniącym tożsamość użytkowników sieci. – W dziewięciomilionowej Szwecji już pół miliona osób postanowiło korzystać z takiego programu – mówi.

Szansa czy nie

Jednak przewagą Freenetu czy Toru jest dostęp do niezgłębionych zasobów informacji. W 2008 r. Internet osiągnął liczbę biliona stron WWW odnajdywanych przez wyszukiwarki. Szacuje się, że zasób tych ogólnie dostępnych informacji będzie się podwajał co pięć lat. Tymczasem ilość informacji pozostająca poza zasięgiem wyszukiwarek może być o wiele większa. Michael K. Bergman, amerykański naukowiec, który zajmuje się badaniem Internetu, oszacował w pracy opublikowanej w 2001 r., że tzw. głęboka sieć może być nawet 400 – 500 razy większa niż ogólnodostępny Internet. – Bardzo wątpię w te szacunki. Nie znam nikogo, kto korzystałby z Freenetu – mówi Tom Royal z ComputerActive Magazine.

Ale eksperci są zgodni, że wraz z udoskonalaniem sieci oferujących anonimowość będą się one stawać coraz popularniejsze. Freenet i Tor są wciąż unowocześniane. Pieniądze na dalsze badania przekazała m.in. firma Google. – Bardzo mnie niepokoi wizja powszechnie używanej sieci, w której nie ma żadnej kontroli. Wykrycie pedofila jest w niej praktycznie niemożliwe – mówi „Rz” Zafar Majid, szef brytyjskiej firmy Spysure produkującej oprogramowanie umożliwiające nadzór nad dziećmi korzystającymi z komputerów. Ale hiszpański analityk Felipe Ortega widzi przyszłość dla takich sieci: – To szansa na swobodny dostęp do informacji dla mieszkańców krajów, gdzie Internet jest cenzurowany. Nie jest to konkurencja dla Internetu. To ta sama sieć, tylko sposób przesyłu informacji jest inny.

Sieć w sieci, czyli jak to działa

Freenet i Tor to jakby sieć w sieci. Łączność odbywa się na zasadzie peer-to-peer, czyli bezpośrednio między użytkownikami komputerów z pominięciem centralnych serwerów, które mogą podlegać kontroli. Użytkownicy dobrowolnie udostępniają część swojego twardego dysku na składowanie danych. Nigdy nie wiadomo, czy ściągane z czyjegoś komputera zostały udostępnione przez jego właściciela, czy jest on tylko pośrednikiem. Całość transmisji i dane są szyfrowane. Zdecentralizowanie sieci i ominięcie centralnych serwerów powoduje, że usunięcie danych, zablokowanie połączeń lub wykrycie tożsamości ich użytkowników staje się praktycznie niemożliwe.
Już ponad 2 miliony ludzi na całym świecie ściągnęło program Freenet, dzięki któremu można korzystać z zasobów sieci niedostępnych dla przeciętnych użytkowników. Podręcznik dla bojowników dżihadu, który w normalnym Internecie jest ocenzurowany, za pośrednictwem Freenetu pozwala dowiedzieć się, jak skonstruować bombę i jak zabić jak największą liczbę osób. Normalne wyszukiwarki Google czy Yahoo pod hasłem „silent death” pokażą opis gry komputerowej. Freenet udostępni podręcznik przygotowywania najbardziej zabójczych trucizn.

Ostrzega o pedofilach

„Wsypując trutkę na szczury do kawy, można narazić się na poważne nieprzyjemności, bo ofiara zanim umrze, łatwo się zorientuje, o co chodzi. Ta książka pomoże przyrządzić bezwonną i bezsmakową truciznę” – czytamy. Nic dziwnego, że z sieci korzystają grupy przestępcze, terroryści czy pedofile.

Ale jest też jasna strona Freenetu. To tu użytkownicy mogą np. znaleźć ostrzeżenia o osobach skazanych za pedofilię, co w ogólnodostępnej sieci można by uznać za naruszanie prywatności. Informacjami wymieniają się obrońcy praw człowieka z krajów, w których Internet podlega ostrej cenzurze, zwłaszcza z Chin. Freenet gwarantuje bowiem całkowitą anonimowość. Ściągając program, użytkownik musi tylko zaznaczyć, jak bardzo zależy mu na ochronie swojej prywatności. Ceną za bezpieczeństwo jest wolniejsze ściąganie danych.

Anonimowość oferuje też sieć Tor, z której korzystają np. agenci wywiadu czy dziennikarze chcący bezpiecznie kontaktować się z informatorami.

– U podstaw Internetu leżała całkowita swoboda wymiany informacji. Tymczasem mamy kolejne zakazy i próby ingerencji ze strony rządów. Jak daleko zaszliśmy, pokazują zapowiedzi Wielkiej Brytanii czy Francji, że osobom przyłapanym na nielegalnym ściąganiu danych będzie ograniczany dostęp do Internetu. Nic dziwnego, że użytkownicy intuicyjnie szukają sieci, gdzie panuje wolność – mówi „Rz” Rick Falkvinge, szef szwedzkiej Partii Piratów, która walczy o prawo do prywatności i swobody wymiany informacji w Internecie. Jak zaznacza, taką wolność można sobie zagwarantować dzięki specjalnym programom kryptograficznym chroniącym tożsamość użytkowników sieci. – W dziewięciomilionowej Szwecji już pół miliona osób postanowiło korzystać z takiego programu – mówi.

Szansa czy nie

Jednak przewagą Freenetu czy Toru jest dostęp do niezgłębionych zasobów informacji. W 2008 r. Internet osiągnął liczbę biliona stron WWW odnajdywanych przez wyszukiwarki. Szacuje się, że zasób tych ogólnie dostępnych informacji będzie się podwajał co pięć lat. Tymczasem ilość informacji pozostająca poza zasięgiem wyszukiwarek może być o wiele większa. Michael K. Bergman, amerykański naukowiec, który zajmuje się badaniem Internetu, oszacował w pracy opublikowanej w 2001 r., że tzw. głęboka sieć może być nawet 400 – 500 razy większa niż ogólnodostępny Internet. – Bardzo wątpię w te szacunki. Nie znam nikogo, kto korzystałby z Freenetu – mówi Tom Royal z ComputerActive Magazine.

Ale eksperci są zgodni, że wraz z udoskonalaniem sieci oferujących anonimowość będą się one stawać coraz popularniejsze. Freenet i Tor są wciąż unowocześniane. Pieniądze na dalsze badania przekazała m.in. firma Google. – Bardzo mnie niepokoi wizja powszechnie używanej sieci, w której nie ma żadnej kontroli. Wykrycie pedofila jest w niej praktycznie niemożliwe – mówi „Rz” Zafar Majid, szef brytyjskiej firmy Spysure produkującej oprogramowanie umożliwiające nadzór nad dziećmi korzystającymi z komputerów. Ale hiszpański analityk Felipe Ortega widzi przyszłość dla takich sieci: – To szansa na swobodny dostęp do informacji dla mieszkańców krajów, gdzie Internet jest cenzurowany. Nie jest to konkurencja dla Internetu. To ta sama sieć, tylko sposób przesyłu informacji jest inny.

Sieć w sieci, czyli jak to działa

Freenet i Tor to jakby sieć w sieci. Łączność odbywa się na zasadzie peer-to-peer, czyli bezpośrednio między użytkownikami komputerów z pominięciem centralnych serwerów, które mogą podlegać kontroli. Użytkownicy dobrowolnie udostępniają część swojego twardego dysku na składowanie danych. Nigdy nie wiadomo, czy ściągane z czyjegoś komputera zostały udostępnione przez jego właściciela, czy jest on tylko pośrednikiem. Całość transmisji i dane są szyfrowane. Zdecentralizowanie sieci i ominięcie centralnych serwerów powoduje, że usunięcie danych, zablokowanie połączeń lub wykrycie tożsamości ich użytkowników staje się praktycznie niemożliwe.
Ostrzega o pedofilach

„Wsypując trutkę na szczury do kawy, można narazić się na poważne nieprzyjemności, bo ofiara zanim umrze, łatwo się zorientuje, o co chodzi. Ta książka pomoże przyrządzić bezwonną i bezsmakową truciznę” – czytamy. Nic dziwnego, że z sieci korzystają grupy przestępcze, terroryści czy pedofile.

Ale jest też jasna strona Freenetu. To tu użytkownicy mogą np. znaleźć ostrzeżenia o osobach skazanych za pedofilię, co w ogólnodostępnej sieci można by uznać za naruszanie prywatności. Informacjami wymieniają się obrońcy praw człowieka z krajów, w których Internet podlega ostrej cenzurze, zwłaszcza z Chin. Freenet gwarantuje bowiem całkowitą anonimowość. Ściągając program, użytkownik musi tylko zaznaczyć, jak bardzo zależy mu na ochronie swojej prywatności. Ceną za bezpieczeństwo jest wolniejsze ściąganie danych.

Anonimowość oferuje też sieć Tor, z której korzystają np. agenci wywiadu czy dziennikarze chcący bezpiecznie kontaktować się z informatorami.

– U podstaw Internetu leżała całkowita swoboda wymiany informacji. Tymczasem mamy kolejne zakazy i próby ingerencji ze strony rządów. Jak daleko zaszliśmy, pokazują zapowiedzi Wielkiej Brytanii czy Francji, że osobom przyłapanym na nielegalnym ściąganiu danych będzie ograniczany dostęp do Internetu. Nic dziwnego, że użytkownicy intuicyjnie szukają sieci, gdzie panuje wolność – mówi „Rz” Rick Falkvinge, szef szwedzkiej Partii Piratów, która walczy o prawo do prywatności i swobody wymiany informacji w Internecie. Jak zaznacza, taką wolność można sobie zagwarantować dzięki specjalnym programom kryptograficznym chroniącym tożsamość użytkowników sieci. – W dziewięciomilionowej Szwecji już pół miliona osób postanowiło korzystać z takiego programu – mówi.

Szansa czy nie

Jednak przewagą Freenetu czy Toru jest dostęp do niezgłębionych zasobów informacji. W 2008 r. Internet osiągnął liczbę biliona stron WWW odnajdywanych przez wyszukiwarki. Szacuje się, że zasób tych ogólnie dostępnych informacji będzie się podwajał co pięć lat. Tymczasem ilość informacji pozostająca poza zasięgiem wyszukiwarek może być o wiele większa. Michael K. Bergman, amerykański naukowiec, który zajmuje się badaniem Internetu, oszacował w pracy opublikowanej w 2001 r., że tzw. głęboka sieć może być nawet 400 – 500 razy większa niż ogólnodostępny Internet. – Bardzo wątpię w te szacunki. Nie znam nikogo, kto korzystałby z Freenetu – mówi Tom Royal z ComputerActive Magazine.

Ale eksperci są zgodni, że wraz z udoskonalaniem sieci oferujących anonimowość będą się one stawać coraz popularniejsze. Freenet i Tor są wciąż unowocześniane. Pieniądze na dalsze badania przekazała m.in. firma Google. – Bardzo mnie niepokoi wizja powszechnie używanej sieci, w której nie ma żadnej kontroli. Wykrycie pedofila jest w niej praktycznie niemożliwe – mówi „Rz” Zafar Majid, szef brytyjskiej firmy Spysure produkującej oprogramowanie umożliwiające nadzór nad dziećmi korzystającymi z komputerów. Ale hiszpański analityk Felipe Ortega widzi przyszłość dla takich sieci: – To szansa na swobodny dostęp do informacji dla mieszkańców krajów, gdzie Internet jest cenzurowany. Nie jest to konkurencja dla Internetu. To ta sama sieć, tylko sposób przesyłu informacji jest inny.

Sieć w sieci, czyli jak to działa

Freenet i Tor to jakby sieć w sieci. Łączność odbywa się na zasadzie peer-to-peer, czyli bezpośrednio między użytkownikami komputerów z pominięciem centralnych serwerów, które mogą podlegać kontroli. Użytkownicy dobrowolnie udostępniają część swojego twardego dysku na składowanie danych. Nigdy nie wiadomo, czy ściągane z czyjegoś komputera zostały udostępnione przez jego właściciela, czy jest on tylko pośrednikiem. Całość transmisji i dane są szyfrowane. Zdecentralizowanie sieci i ominięcie centralnych serwerów powoduje, że usunięcie danych, zablokowanie połączeń lub wykrycie tożsamości ich użytkowników staje się praktycznie niemożliwe.
„Wsypując trutkę na szczury do kawy, można narazić się na poważne nieprzyjemności, bo ofiara zanim umrze, łatwo się zorientuje, o co chodzi. Ta książka pomoże przyrządzić bezwonną i bezsmakową truciznę” – czytamy. Nic dziwnego, że z sieci korzystają grupy przestępcze, terroryści czy pedofile.

Ale jest też jasna strona Freenetu. To tu użytkownicy mogą np. znaleźć ostrzeżenia o osobach skazanych za pedofilię, co w ogólnodostępnej sieci można by uznać za naruszanie prywatności. Informacjami wymieniają się obrońcy praw człowieka z krajów, w których Internet podlega ostrej cenzurze, zwłaszcza z Chin. Freenet gwarantuje bowiem całkowitą anonimowość. Ściągając program, użytkownik musi tylko zaznaczyć, jak bardzo zależy mu na ochronie swojej prywatności. Ceną za bezpieczeństwo jest wolniejsze ściąganie danych.

Anonimowość oferuje też sieć Tor, z której korzystają np. agenci wywiadu czy dziennikarze chcący bezpiecznie kontaktować się z informatorami.

– U podstaw Internetu leżała całkowita swoboda wymiany informacji. Tymczasem mamy kolejne zakazy i próby ingerencji ze strony rządów. Jak daleko zaszliśmy, pokazują zapowiedzi Wielkiej Brytanii czy Francji, że osobom przyłapanym na nielegalnym ściąganiu danych będzie ograniczany dostęp do Internetu. Nic dziwnego, że użytkownicy intuicyjnie szukają sieci, gdzie panuje wolność – mówi „Rz” Rick Falkvinge, szef szwedzkiej Partii Piratów, która walczy o prawo do prywatności i swobody wymiany informacji w Internecie. Jak zaznacza, taką wolność można sobie zagwarantować dzięki specjalnym programom kryptograficznym chroniącym tożsamość użytkowników sieci. – W dziewięciomilionowej Szwecji już pół miliona osób postanowiło korzystać z takiego programu – mówi.

Szansa czy nie

Jednak przewagą Freenetu czy Toru jest dostęp do niezgłębionych zasobów informacji. W 2008 r. Internet osiągnął liczbę biliona stron WWW odnajdywanych przez wyszukiwarki. Szacuje się, że zasób tych ogólnie dostępnych informacji będzie się podwajał co pięć lat. Tymczasem ilość informacji pozostająca poza zasięgiem wyszukiwarek może być o wiele większa. Michael K. Bergman, amerykański naukowiec, który zajmuje się badaniem Internetu, oszacował w pracy opublikowanej w 2001 r., że tzw. głęboka sieć może być nawet 400 – 500 razy większa niż ogólnodostępny Internet. – Bardzo wątpię w te szacunki. Nie znam nikogo, kto korzystałby z Freenetu – mówi Tom Royal z ComputerActive Magazine.

Ale eksperci są zgodni, że wraz z udoskonalaniem sieci oferujących anonimowość będą się one stawać coraz popularniejsze. Freenet i Tor są wciąż unowocześniane. Pieniądze na dalsze badania przekazała m.in. firma Google. – Bardzo mnie niepokoi wizja powszechnie używanej sieci, w której nie ma żadnej kontroli. Wykrycie pedofila jest w niej praktycznie niemożliwe – mówi „Rz” Zafar Majid, szef brytyjskiej firmy Spysure produkującej oprogramowanie umożliwiające nadzór nad dziećmi korzystającymi z komputerów. Ale hiszpański analityk Felipe Ortega widzi przyszłość dla takich sieci: – To szansa na swobodny dostęp do informacji dla mieszkańców krajów, gdzie Internet jest cenzurowany. Nie jest to konkurencja dla Internetu. To ta sama sieć, tylko sposób przesyłu informacji jest inny.

Sieć w sieci, czyli jak to działa

Freenet i Tor to jakby sieć w sieci. Łączność odbywa się na zasadzie peer-to-peer, czyli bezpośrednio między użytkownikami komputerów z pominięciem centralnych serwerów, które mogą podlegać kontroli. Użytkownicy dobrowolnie udostępniają część swojego twardego dysku na składowanie danych. Nigdy nie wiadomo, czy ściągane z czyjegoś komputera zostały udostępnione przez jego właściciela, czy jest on tylko pośrednikiem. Całość transmisji i dane są szyfrowane. Zdecentralizowanie sieci i ominięcie centralnych serwerów powoduje, że usunięcie danych, zablokowanie połączeń lub wykrycie tożsamości ich użytkowników staje się praktycznie niemożliwe.
Ale jest też jasna strona Freenetu. To tu użytkownicy mogą np. znaleźć ostrzeżenia o osobach skazanych za pedofilię, co w ogólnodostępnej sieci można by uznać za naruszanie prywatności. Informacjami wymieniają się obrońcy praw człowieka z krajów, w których Internet podlega ostrej cenzurze, zwłaszcza z Chin. Freenet gwarantuje bowiem całkowitą anonimowość. Ściągając program, użytkownik musi tylko zaznaczyć, jak bardzo zależy mu na ochronie swojej prywatności. Ceną za bezpieczeństwo jest wolniejsze ściąganie danych.

Anonimowość oferuje też sieć Tor, z której korzystają np. agenci wywiadu czy dziennikarze chcący bezpiecznie kontaktować się z informatorami.

– U podstaw Internetu leżała całkowita swoboda wymiany informacji. Tymczasem mamy kolejne zakazy i próby ingerencji ze strony rządów. Jak daleko zaszliśmy, pokazują zapowiedzi Wielkiej Brytanii czy Francji, że osobom przyłapanym na nielegalnym ściąganiu danych będzie ograniczany dostęp do Internetu. Nic dziwnego, że użytkownicy intuicyjnie szukają sieci, gdzie panuje wolność – mówi „Rz” Rick Falkvinge, szef szwedzkiej Partii Piratów, która walczy o prawo do prywatności i swobody wymiany informacji w Internecie. Jak zaznacza, taką wolność można sobie zagwarantować dzięki specjalnym programom kryptograficznym chroniącym tożsamość użytkowników sieci. – W dziewięciomilionowej Szwecji już pół miliona osób postanowiło korzystać z takiego programu – mówi.

Szansa czy nie

Jednak przewagą Freenetu czy Toru jest dostęp do niezgłębionych zasobów informacji. W 2008 r. Internet osiągnął liczbę biliona stron WWW odnajdywanych przez wyszukiwarki. Szacuje się, że zasób tych ogólnie dostępnych informacji będzie się podwajał co pięć lat. Tymczasem ilość informacji pozostająca poza zasięgiem wyszukiwarek może być o wiele większa. Michael K. Bergman, amerykański naukowiec, który zajmuje się badaniem Internetu, oszacował w pracy opublikowanej w 2001 r., że tzw. głęboka sieć może być nawet 400 – 500 razy większa niż ogólnodostępny Internet. – Bardzo wątpię w te szacunki. Nie znam nikogo, kto korzystałby z Freenetu – mówi Tom Royal z ComputerActive Magazine.

Ale eksperci są zgodni, że wraz z udoskonalaniem sieci oferujących anonimowość będą się one stawać coraz popularniejsze. Freenet i Tor są wciąż unowocześniane. Pieniądze na dalsze badania przekazała m.in. firma Google. – Bardzo mnie niepokoi wizja powszechnie używanej sieci, w której nie ma żadnej kontroli. Wykrycie pedofila jest w niej praktycznie niemożliwe – mówi „Rz” Zafar Majid, szef brytyjskiej firmy Spysure produkującej oprogramowanie umożliwiające nadzór nad dziećmi korzystającymi z komputerów. Ale hiszpański analityk Felipe Ortega widzi przyszłość dla takich sieci: – To szansa na swobodny dostęp do informacji dla mieszkańców krajów, gdzie Internet jest cenzurowany. Nie jest to konkurencja dla Internetu. To ta sama sieć, tylko sposób przesyłu informacji jest inny.

Sieć w sieci, czyli jak to działa

Freenet i Tor to jakby sieć w sieci. Łączność odbywa się na zasadzie peer-to-peer, czyli bezpośrednio między użytkownikami komputerów z pominięciem centralnych serwerów, które mogą podlegać kontroli. Użytkownicy dobrowolnie udostępniają część swojego twardego dysku na składowanie danych. Nigdy nie wiadomo, czy ściągane z czyjegoś komputera zostały udostępnione przez jego właściciela, czy jest on tylko pośrednikiem. Całość transmisji i dane są szyfrowane. Zdecentralizowanie sieci i ominięcie centralnych serwerów powoduje, że usunięcie danych, zablokowanie połączeń lub wykrycie tożsamości ich użytkowników staje się praktycznie niemożliwe.
Anonimowość oferuje też sieć Tor, z której korzystają np. agenci wywiadu czy dziennikarze chcący bezpiecznie kontaktować się z informatorami.

– U podstaw Internetu leżała całkowita swoboda wymiany informacji. Tymczasem mamy kolejne zakazy i próby ingerencji ze strony rządów. Jak daleko zaszliśmy, pokazują zapowiedzi Wielkiej Brytanii czy Francji, że osobom przyłapanym na nielegalnym ściąganiu danych będzie ograniczany dostęp do Internetu. Nic dziwnego, że użytkownicy intuicyjnie szukają sieci, gdzie panuje wolność – mówi „Rz” Rick Falkvinge, szef szwedzkiej Partii Piratów, która walczy o prawo do prywatności i swobody wymiany informacji w Internecie. Jak zaznacza, taką wolność można sobie zagwarantować dzięki specjalnym programom kryptograficznym chroniącym tożsamość użytkowników sieci. – W dziewięciomilionowej Szwecji już pół miliona osób postanowiło korzystać z takiego programu – mówi.

Szansa czy nie

Jednak przewagą Freenetu czy Toru jest dostęp do niezgłębionych zasobów informacji. W 2008 r. Internet osiągnął liczbę biliona stron WWW odnajdywanych przez wyszukiwarki. Szacuje się, że zasób tych ogólnie dostępnych informacji będzie się podwajał co pięć lat. Tymczasem ilość informacji pozostająca poza zasięgiem wyszukiwarek może być o wiele większa. Michael K. Bergman, amerykański naukowiec, który zajmuje się badaniem Internetu, oszacował w pracy opublikowanej w 2001 r., że tzw. głęboka sieć może być nawet 400 – 500 razy większa niż ogólnodostępny Internet. – Bardzo wątpię w te szacunki. Nie znam nikogo, kto korzystałby z Freenetu – mówi Tom Royal z ComputerActive Magazine.

Ale eksperci są zgodni, że wraz z udoskonalaniem sieci oferujących anonimowość będą się one stawać coraz popularniejsze. Freenet i Tor są wciąż unowocześniane. Pieniądze na dalsze badania przekazała m.in. firma Google. – Bardzo mnie niepokoi wizja powszechnie używanej sieci, w której nie ma żadnej kontroli. Wykrycie pedofila jest w niej praktycznie niemożliwe – mówi „Rz” Zafar Majid, szef brytyjskiej firmy Spysure produkującej oprogramowanie umożliwiające nadzór nad dziećmi korzystającymi z komputerów. Ale hiszpański analityk Felipe Ortega widzi przyszłość dla takich sieci: – To szansa na swobodny dostęp do informacji dla mieszkańców krajów, gdzie Internet jest cenzurowany. Nie jest to konkurencja dla Internetu. To ta sama sieć, tylko sposób przesyłu informacji jest inny.

Sieć w sieci, czyli jak to działa

Freenet i Tor to jakby sieć w sieci. Łączność odbywa się na zasadzie peer-to-peer, czyli bezpośrednio między użytkownikami komputerów z pominięciem centralnych serwerów, które mogą podlegać kontroli. Użytkownicy dobrowolnie udostępniają część swojego twardego dysku na składowanie danych. Nigdy nie wiadomo, czy ściągane z czyjegoś komputera zostały udostępnione przez jego właściciela, czy jest on tylko pośrednikiem. Całość transmisji i dane są szyfrowane. Zdecentralizowanie sieci i ominięcie centralnych serwerów powoduje, że usunięcie danych, zablokowanie połączeń lub wykrycie tożsamości ich użytkowników staje się praktycznie niemożliwe.
– U podstaw Internetu leżała całkowita swoboda wymiany informacji. Tymczasem mamy kolejne zakazy i próby ingerencji ze strony rządów. Jak daleko zaszliśmy, pokazują zapowiedzi Wielkiej Brytanii czy Francji, że osobom przyłapanym na nielegalnym ściąganiu danych będzie ograniczany dostęp do Internetu. Nic dziwnego, że użytkownicy intuicyjnie szukają sieci, gdzie panuje wolność – mówi „Rz” Rick Falkvinge, szef szwedzkiej Partii Piratów, która walczy o prawo do prywatności i swobody wymiany informacji w Internecie. Jak zaznacza, taką wolność można sobie zagwarantować dzięki specjalnym programom kryptograficznym chroniącym tożsamość użytkowników sieci. – W dziewięciomilionowej Szwecji już pół miliona osób postanowiło korzystać z takiego programu – mówi.

Szansa czy nie

Jednak przewagą Freenetu czy Toru jest dostęp do niezgłębionych zasobów informacji. W 2008 r. Internet osiągnął liczbę biliona stron WWW odnajdywanych przez wyszukiwarki. Szacuje się, że zasób tych ogólnie dostępnych informacji będzie się podwajał co pięć lat. Tymczasem ilość informacji pozostająca poza zasięgiem wyszukiwarek może być o wiele większa. Michael K. Bergman, amerykański naukowiec, który zajmuje się badaniem Internetu, oszacował w pracy opublikowanej w 2001 r., że tzw. głęboka sieć może być nawet 400 – 500 razy większa niż ogólnodostępny Internet. – Bardzo wątpię w te szacunki. Nie znam nikogo, kto korzystałby z Freenetu – mówi Tom Royal z ComputerActive Magazine.

Ale eksperci są zgodni, że wraz z udoskonalaniem sieci oferujących anonimowość będą się one stawać coraz popularniejsze. Freenet i Tor są wciąż unowocześniane. Pieniądze na dalsze badania przekazała m.in. firma Google. – Bardzo mnie niepokoi wizja powszechnie używanej sieci, w której nie ma żadnej kontroli. Wykrycie pedofila jest w niej praktycznie niemożliwe – mówi „Rz” Zafar Majid, szef brytyjskiej firmy Spysure produkującej oprogramowanie umożliwiające nadzór nad dziećmi korzystającymi z komputerów. Ale hiszpański analityk Felipe Ortega widzi przyszłość dla takich sieci: – To szansa na swobodny dostęp do informacji dla mieszkańców krajów, gdzie Internet jest cenzurowany. Nie jest to konkurencja dla Internetu. To ta sama sieć, tylko sposób przesyłu informacji jest inny.

Sieć w sieci, czyli jak to działa

Freenet i Tor to jakby sieć w sieci. Łączność odbywa się na zasadzie peer-to-peer, czyli bezpośrednio między użytkownikami komputerów z pominięciem centralnych serwerów, które mogą podlegać kontroli. Użytkownicy dobrowolnie udostępniają część swojego twardego dysku na składowanie danych. Nigdy nie wiadomo, czy ściągane z czyjegoś komputera zostały udostępnione przez jego właściciela, czy jest on tylko pośrednikiem. Całość transmisji i dane są szyfrowane. Zdecentralizowanie sieci i ominięcie centralnych serwerów powoduje, że usunięcie danych, zablokowanie połączeń lub wykrycie tożsamości ich użytkowników staje się praktycznie niemożliwe.
Szansa czy nie

Jednak przewagą Freenetu czy Toru jest dostęp do niezgłębionych zasobów informacji. W 2008 r. Internet osiągnął liczbę biliona stron WWW odnajdywanych przez wyszukiwarki. Szacuje się, że zasób tych ogólnie dostępnych informacji będzie się podwajał co pięć lat. Tymczasem ilość informacji pozostająca poza zasięgiem wyszukiwarek może być o wiele większa. Michael K. Bergman, amerykański naukowiec, który zajmuje się badaniem Internetu, oszacował w pracy opublikowanej w 2001 r., że tzw. głęboka sieć może być nawet 400 – 500 razy większa niż ogólnodostępny Internet. – Bardzo wątpię w te szacunki. Nie znam nikogo, kto korzystałby z Freenetu – mówi Tom Royal z ComputerActive Magazine.

Ale eksperci są zgodni, że wraz z udoskonalaniem sieci oferujących anonimowość będą się one stawać coraz popularniejsze. Freenet i Tor są wciąż unowocześniane. Pieniądze na dalsze badania przekazała m.in. firma Google. – Bardzo mnie niepokoi wizja powszechnie używanej sieci, w której nie ma żadnej kontroli. Wykrycie pedofila jest w niej praktycznie niemożliwe – mówi „Rz” Zafar Majid, szef brytyjskiej firmy Spysure produkującej oprogramowanie umożliwiające nadzór nad dziećmi korzystającymi z komputerów. Ale hiszpański analityk Felipe Ortega widzi przyszłość dla takich sieci: – To szansa na swobodny dostęp do informacji dla mieszkańców krajów, gdzie Internet jest cenzurowany. Nie jest to konkurencja dla Internetu. To ta sama sieć, tylko sposób przesyłu informacji jest inny.

Sieć w sieci, czyli jak to działa

Freenet i Tor to jakby sieć w sieci. Łączność odbywa się na zasadzie peer-to-peer, czyli bezpośrednio między użytkownikami komputerów z pominięciem centralnych serwerów, które mogą podlegać kontroli. Użytkownicy dobrowolnie udostępniają część swojego twardego dysku na składowanie danych. Nigdy nie wiadomo, czy ściągane z czyjegoś komputera zostały udostępnione przez jego właściciela, czy jest on tylko pośrednikiem. Całość transmisji i dane są szyfrowane. Zdecentralizowanie sieci i ominięcie centralnych serwerów powoduje, że usunięcie danych, zablokowanie połączeń lub wykrycie tożsamości ich użytkowników staje się praktycznie niemożliwe.
Jednak przewagą Freenetu czy Toru jest dostęp do niezgłębionych zasobów informacji. W 2008 r. Internet osiągnął liczbę biliona stron WWW odnajdywanych przez wyszukiwarki. Szacuje się, że zasób tych ogólnie dostępnych informacji będzie się podwajał co pięć lat. Tymczasem ilość informacji pozostająca poza zasięgiem wyszukiwarek może być o wiele większa. Michael K. Bergman, amerykański naukowiec, który zajmuje się badaniem Internetu, oszacował w pracy opublikowanej w 2001 r., że tzw. głęboka sieć może być nawet 400 – 500 razy większa niż ogólnodostępny Internet. – Bardzo wątpię w te szacunki. Nie znam nikogo, kto korzystałby z Freenetu – mówi Tom Royal z ComputerActive Magazine.

Ale eksperci są zgodni, że wraz z udoskonalaniem sieci oferujących anonimowość będą się one stawać coraz popularniejsze. Freenet i Tor są wciąż unowocześniane. Pieniądze na dalsze badania przekazała m.in. firma Google. – Bardzo mnie niepokoi wizja powszechnie używanej sieci, w której nie ma żadnej kontroli. Wykrycie pedofila jest w niej praktycznie niemożliwe – mówi „Rz” Zafar Majid, szef brytyjskiej firmy Spysure produkującej oprogramowanie umożliwiające nadzór nad dziećmi korzystającymi z komputerów. Ale hiszpański analityk Felipe Ortega widzi przyszłość dla takich sieci: – To szansa na swobodny dostęp do informacji dla mieszkańców krajów, gdzie Internet jest cenzurowany. Nie jest to konkurencja dla Internetu. To ta sama sieć, tylko sposób przesyłu informacji jest inny.

Sieć w sieci, czyli jak to działa

Freenet i Tor to jakby sieć w sieci. Łączność odbywa się na zasadzie peer-to-peer, czyli bezpośrednio między użytkownikami komputerów z pominięciem centralnych serwerów, które mogą podlegać kontroli. Użytkownicy dobrowolnie udostępniają część swojego twardego dysku na składowanie danych. Nigdy nie wiadomo, czy ściągane z czyjegoś komputera zostały udostępnione przez jego właściciela, czy jest on tylko pośrednikiem. Całość transmisji i dane są szyfrowane. Zdecentralizowanie sieci i ominięcie centralnych serwerów powoduje, że usunięcie danych, zablokowanie połączeń lub wykrycie tożsamości ich użytkowników staje się praktycznie niemożliwe.
Ale eksperci są zgodni, że wraz z udoskonalaniem sieci oferujących anonimowość będą się one stawać coraz popularniejsze. Freenet i Tor są wciąż unowocześniane. Pieniądze na dalsze badania przekazała m.in. firma Google. – Bardzo mnie niepokoi wizja powszechnie używanej sieci, w której nie ma żadnej kontroli. Wykrycie pedofila jest w niej praktycznie niemożliwe – mówi „Rz” Zafar Majid, szef brytyjskiej firmy Spysure produkującej oprogramowanie umożliwiające nadzór nad dziećmi korzystającymi z komputerów. Ale hiszpański analityk Felipe Ortega widzi przyszłość dla takich sieci: – To szansa na swobodny dostęp do informacji dla mieszkańców krajów, gdzie Internet jest cenzurowany. Nie jest to konkurencja dla Internetu. To ta sama sieć, tylko sposób przesyłu informacji jest inny.

Sieć w sieci, czyli jak to działa

Freenet i Tor to jakby sieć w sieci. Łączność odbywa się na zasadzie peer-to-peer, czyli bezpośrednio między użytkownikami komputerów z pominięciem centralnych serwerów, które mogą podlegać kontroli. Użytkownicy dobrowolnie udostępniają część swojego twardego dysku na składowanie danych. Nigdy nie wiadomo, czy ściągane z czyjegoś komputera zostały udostępnione przez jego właściciela, czy jest on tylko pośrednikiem. Całość transmisji i dane są szyfrowane. Zdecentralizowanie sieci i ominięcie centralnych serwerów powoduje, że usunięcie danych, zablokowanie połączeń lub wykrycie tożsamości ich użytkowników staje się praktycznie niemożliwe.
Sieć w sieci, czyli jak to działa

Freenet i Tor to jakby sieć w sieci. Łączność odbywa się na zasadzie peer-to-peer, czyli bezpośrednio między użytkownikami komputerów z pominięciem centralnych serwerów, które mogą podlegać kontroli. Użytkownicy dobrowolnie udostępniają część swojego twardego dysku na składowanie danych. Nigdy nie wiadomo, czy ściągane z czyjegoś komputera zostały udostępnione przez jego właściciela, czy jest on tylko pośrednikiem. Całość transmisji i dane są szyfrowane. Zdecentralizowanie sieci i ominięcie centralnych serwerów powoduje, że usunięcie danych, zablokowanie połączeń lub wykrycie tożsamości ich użytkowników staje się praktycznie niemożliwe.
Freenet i Tor to jakby sieć w sieci. Łączność odbywa się na zasadzie peer-to-peer, czyli bezpośrednio między użytkownikami komputerów z pominięciem centralnych serwerów, które mogą podlegać kontroli. Użytkownicy dobrowolnie udostępniają część swojego twardego dysku na składowanie danych. Nigdy nie wiadomo, czy ściągane z czyjegoś komputera zostały udostępnione przez jego właściciela, czy jest on tylko pośrednikiem. Całość transmisji i dane są szyfrowane. Zdecentralizowanie sieci i ominięcie centralnych serwerów powoduje, że usunięcie danych, zablokowanie połączeń lub wykrycie tożsamości ich użytkowników staje się praktycznie niemożliwe.
Władze chińskie postanowiły wypłacać nagrody sięgające 10 tys. juanów (prawie 1 tys. euro) internautom, którzy zadenuncjują pornograficzne strony internetowe – poinformowała w niedzielę agencja Xinhua.

W piątek Ośrodek Nielegalnych Informacji w Internecie – którego zadaniem jest wyszukiwanie w internecie stron z obsceniczną treścią – uruchomił w tym celu specjalną stronę internetową. W ciągu 24 godzin na podany tam numer zadzwoniło 500 osób, a sama strona zarejestrowała 13 tys. odwiedzin.

Chiny, które mogą się poszczycić największą liczbą internautów na świecie (300 mln), rozpoczęły na początku roku wielką kampanię antypornograficzną. W ramach tej akcji ograniczono internautom dostęp do informacji dotyczących seksu, nawet o charakterze naukowym. Władze podjęły także decyzję o wgraniu na wszystkie komputery sprzedawane osobom prywatnym specjalnego oprogramowania antypornograficznego.
W piątek Ośrodek Nielegalnych Informacji w Internecie – którego zadaniem jest wyszukiwanie w internecie stron z obsceniczną treścią – uruchomił w tym celu specjalną stronę internetową. W ciągu 24 godzin na podany tam numer zadzwoniło 500 osób, a sama strona zarejestrowała 13 tys. odwiedzin.

Chiny, które mogą się poszczycić największą liczbą internautów na świecie (300 mln), rozpoczęły na początku roku wielką kampanię antypornograficzną. W ramach tej akcji ograniczono internautom dostęp do informacji dotyczących seksu, nawet o charakterze naukowym. Władze podjęły także decyzję o wgraniu na wszystkie komputery sprzedawane osobom prywatnym specjalnego oprogramowania antypornograficznego.
Chiny, które mogą się poszczycić największą liczbą internautów na świecie (300 mln), rozpoczęły na początku roku wielką kampanię antypornograficzną. W ramach tej akcji ograniczono internautom dostęp do informacji dotyczących seksu, nawet o charakterze naukowym. Władze podjęły także decyzję o wgraniu na wszystkie komputery sprzedawane osobom prywatnym specjalnego oprogramowania antypornograficznego.
AD.1
Tez zwróciłem uwagę:
(…) nawet władze UE zawarły ze Stanami Zjednoczonymi porozumienie o tym, że CIA będzie miała wgląd w konta bankowe wszystkich obywateli Unii i kraje członkowski »zostały o tym zawiadomione« – »do wykonania«, co pokazuje jaka praktyka zaczyna się wytwarzać (…)

Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną; panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, które się poruszają po ziemi!
(…)
I spojrzał Bóg na wszystko, co uczynił, a było to bardzo dobre. I nastał wieczór, i nastał poranek – dzień szósty.
(Genesis, 1, 26, cytuje za tysiąclatką)
(…)
I spojrzał Bóg na wszystko, co uczynił, a było to bardzo dobre. I nastał wieczór, i nastał poranek – dzień szósty.
(Genesis, 1, 26, cytuje za tysiąclatką)
I spojrzał Bóg na wszystko, co uczynił, a było to bardzo dobre. I nastał wieczór, i nastał poranek – dzień szósty.
(Genesis, 1, 26, cytuje za tysiąclatką)
Dolar do dolara, inwestycje w dobrowolne planowanie rodziny i edukowanie dziewczynek na dłuższą metę pozwolił ograniczyć gazy cieplarniane co najmniej o tyle samo, co gdybyśmy zainwestowali te pieniądze w energię nuklearną lub wiatrową.
Przemyślenia

Inspiracja pierwsza:
Dwa tygodnie temu, jak byłem w Warszawie to jakoś tak dziwnie się stało, że miasto to nie odrzucało mnie, jak to się działo przez ostatnie 8 lat. Przez tyle czasu unikałem wizyt, wyjazdów ograniczając je do niezbędnego minimum a tu nagle tak raz przyjechałem i spodobało mi się. Było to dziwne uczucie, ale jadąc taksówką rozglądałem się i było ładnie. Dziwne.

Inspiracja druga:

Warszawo, kochana Warszawo!
Tyś treścią mych marzeń, mych snów.
Radosnych przechodniów Twych lawą,
ulicznym rozgwarem i wrzawą.

Ty wołasz mnie, wołasz stęskniona
upojnych piosenek i słów.
Jak bardzo dziś pragnę zobaczyć Cię znów.
O, moja Warszawo wyśniona.

Jak pragnąłbym krokiem beztroskim
przemierzyć przestrzeni twej szmat.
Bez celu się przejść Marszałkowską,
na Wisłę napatrzeć się z mostu.
(…)

A więc przyjechałem na konferencję „Summit Media” i mam 2 dni na Warszawę, która ostatnio spodobała mi się bardzo. Nie jest źle. Ale póki co siedzę w hotelu, ogłądam TVN24 (bo zauważyłem, że nie znam tej stacji) i piszę bloga, bo coś muszę robić. Co mu tu mamy? Wiadomości…

Pani doktor w 1997 roku wypisywała bezpłatne leki ludziom bezdomnym, którzy nie byli wstanie wykupić leków zniżkowych. Wypisywała recepty wpisując nazwiska członków swojej rodziny. No i teraz jest proces o oszustwo, bo NFZ ucierpiał na 100 tys. jak nic. Bardzo ciekawy proces.

Dobrze czy źle robiła?
– dobrze bo pomagała ludziom
– źle, bo łamała prawo.

Państwo prawa cechuje się tym, że co w prawie to dobre. Co sprzeczne z prawem – to złe. Jak to ułatwia życie, jak to ułatwia etykę. Ale co jeżeli samo państwo tworzące prawo jest złe?

Prokurator zadziałał ciekawie. Żąda wyroki skazującego, wskazującego, że jest to sprzeczne z prawem (a więc złe) ale jednocześnie jako kary zażądał 2 miesięcy pracy społecznej pani doktor w fundacji w której ona i tak pracuje pomagając bezdomnym. Bardzo ciekawe zagranie. Miałem nadzieje, że są podejmie tą gierkę prokuratora i będzie i wilk (państwo) syty i owca (sprawiedliwość społeczna wyrażana w uczuciach gawiedzi) cała. Ale nie. Sąd umorzył sprawę, mówiąc, że pani doktor jest OK, że dobro społeczne… NFS ma problem, bo teraz wielu cwaniaków może próbować robić to samo.

Ot, ciekawostka.

Pod sejmem manifestacja bukmacherów w obronie wolnego hazardu. Szok! Żyjemy w państwie prawa a więc co legalne to dobre. Manifa jest super – goście bronią miejsc pracy w budkach z jednoręcznymi bandytami.

A przy okazji wyłazi prawda o zorganizowaniu tego środowiska – myślę, że emeryci, górnicy i pielęgniarki nie zorganizowali by się tam sprawnie. Do tego te hasła, transparenty – widać, ze wymyślone przez świetnych PRowców, widać, że nie malowane farbą na desce tylko wydrukowane przez porządną agencję reklamową. Ale nie ma co się dziwić – wszak hazardem zajmuje się mafia – przestępczość zorganizowana.

Dziś na konferencji „Summit Media” obserwowałem, ja toczy się w Polsce proces cyfryzacji telewizji. Państwo polskie jest do czegoś zobowiązane, ale ponieważ nikomu nie zależy na wprowadzaniu cyfryzacji (znaczy się, wszystkim graczom zależy aby się nic nie zmieniło, a cyfryzacja niesie za sobą ryzyko zmian) to co chwilę znajdowane są nowe, ciekawe przeszkody jeszcze bardziej ośmieszając demokratyczne, papierowe państwo prawa w jakim żyjemy. A może lepsze jest państwo bezprawia?

Hotel Ibis – tani (czy na pewno?), prosty, łatwy w użyciu. 299zł. Radisson Blue 603zł a więc drogi (czy na pewno?). Oczywiście są jeszcze hostele, pensjonaty – ale jak człowiek jest zmarznięty, zmęczony i głodny to idzie zjeść do Mc’Donald’sa bo może tam jest mało smacznie, może drogo, światowo i wyzyskują pracowników – ale wiadomo, czego się można spodziewać, wiadomo, że szybko się zje i to jest właśnie jego wartością. Hotel Ibis fajny jest a na luksusy Radissona zostawię sobie na kiedyś. Ale z tym piwem w barze za 15zł to przegięli!

O tym jaka jest Warszawa powinna przypominać mi obserwacja tutejszych okien. Wszystkie okna na parterze, wiele na pierwszym piętrze a czasem i na drugim są zakratowane. Wszystkie sklepy poza centrami handlowymi i tymi „top” z całodobową ochroną mają potężne kraty. „Warszawo, kochana Warszawo! Tyś treścią mych marzeń, mych snów” – ale czy rzeczywiście o takim poczuciu bezpieczeństwa marzą mieszkańcy tego miasta?

Ulotki oferujące usługi różnych pań wkładane za wycieraczki to taka kolejna wieloletnia już, warszawska tradycja. Amsterdam ma dzielnicę czerwonych latarń, w Katowicach jest dzielnica uniwersytecka z ul. bankową a tu widać, musisz ulotkę wyciągnąć z za szyby.

Pod wieczór pogoda się poprawiła i „krokiem beztroskim” udało mi się „przemierzyć przestrzeni twej szmat. Bez celu się przejść Marszałkowską” i na placu Konstytucji wsiąść w taksówkę aby wrócić do hotelu.

Kategorie:
obserwator, państwo, _blog

Słowa kluczowe:
warszawa,
ibis,
radisson,
tvn24

Komentarze: (2)

hylanka,

November 26, 2009 22:17

Skomentuj komentarz

WitamTak się tylko zastanawiam, jak cokolwiek może być ładne pod koniec listopada? A może trafiłeś na pogodę rodem z końca września (+wzrok już nie ten co kiedyś)? Albo też po prostu nasza stolyca jest spełnieniem marzeń i tyle :)Pozdrawiam, A.

Hocusowa,

November 28, 2009 01:14

Skomentuj komentarz

Idąc beztrosko Marszałkowską musiałeś minąć znakomitą kawiarnię „Batida”, na rogu Marszałkowskiej i pl. Konstytucji.A w niej – najsmaczniejsze, ale przede wszystkim najpiękniejsze ciastka, jakie można zjeść w Stolicy 😉

Skomentuj notkę
Warszawo, kochana Warszawo!
Tyś treścią mych marzeń, mych snów.
Radosnych przechodniów Twych lawą,
ulicznym rozgwarem i wrzawą.

Ty wołasz mnie, wołasz stęskniona
upojnych piosenek i słów.
Jak bardzo dziś pragnę zobaczyć Cię znów.
O, moja Warszawo wyśniona.

Jak pragnąłbym krokiem beztroskim
przemierzyć przestrzeni twej szmat.
Bez celu się przejść Marszałkowską,
na Wisłę napatrzeć się z mostu.
(…)
Ty wołasz mnie, wołasz stęskniona
upojnych piosenek i słów.
Jak bardzo dziś pragnę zobaczyć Cię znów.
O, moja Warszawo wyśniona.

Jak pragnąłbym krokiem beztroskim
przemierzyć przestrzeni twej szmat.
Bez celu się przejść Marszałkowską,
na Wisłę napatrzeć się z mostu.
(…)
Jak pragnąłbym krokiem beztroskim
przemierzyć przestrzeni twej szmat.
Bez celu się przejść Marszałkowską,
na Wisłę napatrzeć się z mostu.
(…)
(…)
Dobrze czy źle robiła?
– dobrze bo pomagała ludziom
– źle, bo łamała prawo.

Państwo prawa cechuje się tym, że co w prawie to dobre. Co sprzeczne z prawem – to złe. Jak to ułatwia życie, jak to ułatwia etykę. Ale co jeżeli samo państwo tworzące prawo jest złe?

Prokurator zadziałał ciekawie. Żąda wyroki skazującego, wskazującego, że jest to sprzeczne z prawem (a więc złe) ale jednocześnie jako kary zażądał 2 miesięcy pracy społecznej pani doktor w fundacji w której ona i tak pracuje pomagając bezdomnym. Bardzo ciekawe zagranie. Miałem nadzieje, że są podejmie tą gierkę prokuratora i będzie i wilk (państwo) syty i owca (sprawiedliwość społeczna wyrażana w uczuciach gawiedzi) cała. Ale nie. Sąd umorzył sprawę, mówiąc, że pani doktor jest OK, że dobro społeczne… NFS ma problem, bo teraz wielu cwaniaków może próbować robić to samo.

Ot, ciekawostka.

Pod sejmem manifestacja bukmacherów w obronie wolnego hazardu. Szok! Żyjemy w państwie prawa a więc co legalne to dobre. Manifa jest super – goście bronią miejsc pracy w budkach z jednoręcznymi bandytami.

A przy okazji wyłazi prawda o zorganizowaniu tego środowiska – myślę, że emeryci, górnicy i pielęgniarki nie zorganizowali by się tam sprawnie. Do tego te hasła, transparenty – widać, ze wymyślone przez świetnych PRowców, widać, że nie malowane farbą na desce tylko wydrukowane przez porządną agencję reklamową. Ale nie ma co się dziwić – wszak hazardem zajmuje się mafia – przestępczość zorganizowana.

Dziś na konferencji „Summit Media” obserwowałem, ja toczy się w Polsce proces cyfryzacji telewizji. Państwo polskie jest do czegoś zobowiązane, ale ponieważ nikomu nie zależy na wprowadzaniu cyfryzacji (znaczy się, wszystkim graczom zależy aby się nic nie zmieniło, a cyfryzacja niesie za sobą ryzyko zmian) to co chwilę znajdowane są nowe, ciekawe przeszkody jeszcze bardziej ośmieszając demokratyczne, papierowe państwo prawa w jakim żyjemy. A może lepsze jest państwo bezprawia?

Hotel Ibis – tani (czy na pewno?), prosty, łatwy w użyciu. 299zł. Radisson Blue 603zł a więc drogi (czy na pewno?). Oczywiście są jeszcze hostele, pensjonaty – ale jak człowiek jest zmarznięty, zmęczony i głodny to idzie zjeść do Mc’Donald’sa bo może tam jest mało smacznie, może drogo, światowo i wyzyskują pracowników – ale wiadomo, czego się można spodziewać, wiadomo, że szybko się zje i to jest właśnie jego wartością. Hotel Ibis fajny jest a na luksusy Radissona zostawię sobie na kiedyś. Ale z tym piwem w barze za 15zł to przegięli!

O tym jaka jest Warszawa powinna przypominać mi obserwacja tutejszych okien. Wszystkie okna na parterze, wiele na pierwszym piętrze a czasem i na drugim są zakratowane. Wszystkie sklepy poza centrami handlowymi i tymi „top” z całodobową ochroną mają potężne kraty. „Warszawo, kochana Warszawo! Tyś treścią mych marzeń, mych snów” – ale czy rzeczywiście o takim poczuciu bezpieczeństwa marzą mieszkańcy tego miasta?

Ulotki oferujące usługi różnych pań wkładane za wycieraczki to taka kolejna wieloletnia już, warszawska tradycja. Amsterdam ma dzielnicę czerwonych latarń, w Katowicach jest dzielnica uniwersytecka z ul. bankową a tu widać, musisz ulotkę wyciągnąć z za szyby.

Pod wieczór pogoda się poprawiła i „krokiem beztroskim” udało mi się „przemierzyć przestrzeni twej szmat. Bez celu się przejść Marszałkowską” i na placu Konstytucji wsiąść w taksówkę aby wrócić do hotelu.
Państwo prawa cechuje się tym, że co w prawie to dobre. Co sprzeczne z prawem – to złe. Jak to ułatwia życie, jak to ułatwia etykę. Ale co jeżeli samo państwo tworzące prawo jest złe?

Prokurator zadziałał ciekawie. Żąda wyroki skazującego, wskazującego, że jest to sprzeczne z prawem (a więc złe) ale jednocześnie jako kary zażądał 2 miesięcy pracy społecznej pani doktor w fundacji w której ona i tak pracuje pomagając bezdomnym. Bardzo ciekawe zagranie. Miałem nadzieje, że są podejmie tą gierkę prokuratora i będzie i wilk (państwo) syty i owca (sprawiedliwość społeczna wyrażana w uczuciach gawiedzi) cała. Ale nie. Sąd umorzył sprawę, mówiąc, że pani doktor jest OK, że dobro społeczne… NFS ma problem, bo teraz wielu cwaniaków może próbować robić to samo.

Ot, ciekawostka.

Pod sejmem manifestacja bukmacherów w obronie wolnego hazardu. Szok! Żyjemy w państwie prawa a więc co legalne to dobre. Manifa jest super – goście bronią miejsc pracy w budkach z jednoręcznymi bandytami.

A przy okazji wyłazi prawda o zorganizowaniu tego środowiska – myślę, że emeryci, górnicy i pielęgniarki nie zorganizowali by się tam sprawnie. Do tego te hasła, transparenty – widać, ze wymyślone przez świetnych PRowców, widać, że nie malowane farbą na desce tylko wydrukowane przez porządną agencję reklamową. Ale nie ma co się dziwić – wszak hazardem zajmuje się mafia – przestępczość zorganizowana.

Dziś na konferencji „Summit Media” obserwowałem, ja toczy się w Polsce proces cyfryzacji telewizji. Państwo polskie jest do czegoś zobowiązane, ale ponieważ nikomu nie zależy na wprowadzaniu cyfryzacji (znaczy się, wszystkim graczom zależy aby się nic nie zmieniło, a cyfryzacja niesie za sobą ryzyko zmian) to co chwilę znajdowane są nowe, ciekawe przeszkody jeszcze bardziej ośmieszając demokratyczne, papierowe państwo prawa w jakim żyjemy. A może lepsze jest państwo bezprawia?

Hotel Ibis – tani (czy na pewno?), prosty, łatwy w użyciu. 299zł. Radisson Blue 603zł a więc drogi (czy na pewno?). Oczywiście są jeszcze hostele, pensjonaty – ale jak człowiek jest zmarznięty, zmęczony i głodny to idzie zjeść do Mc’Donald’sa bo może tam jest mało smacznie, może drogo, światowo i wyzyskują pracowników – ale wiadomo, czego się można spodziewać, wiadomo, że szybko się zje i to jest właśnie jego wartością. Hotel Ibis fajny jest a na luksusy Radissona zostawię sobie na kiedyś. Ale z tym piwem w barze za 15zł to przegięli!

O tym jaka jest Warszawa powinna przypominać mi obserwacja tutejszych okien. Wszystkie okna na parterze, wiele na pierwszym piętrze a czasem i na drugim są zakratowane. Wszystkie sklepy poza centrami handlowymi i tymi „top” z całodobową ochroną mają potężne kraty. „Warszawo, kochana Warszawo! Tyś treścią mych marzeń, mych snów” – ale czy rzeczywiście o takim poczuciu bezpieczeństwa marzą mieszkańcy tego miasta?

Ulotki oferujące usługi różnych pań wkładane za wycieraczki to taka kolejna wieloletnia już, warszawska tradycja. Amsterdam ma dzielnicę czerwonych latarń, w Katowicach jest dzielnica uniwersytecka z ul. bankową a tu widać, musisz ulotkę wyciągnąć z za szyby.

Pod wieczór pogoda się poprawiła i „krokiem beztroskim” udało mi się „przemierzyć przestrzeni twej szmat. Bez celu się przejść Marszałkowską” i na placu Konstytucji wsiąść w taksówkę aby wrócić do hotelu.
Prokurator zadziałał ciekawie. Żąda wyroki skazującego, wskazującego, że jest to sprzeczne z prawem (a więc złe) ale jednocześnie jako kary zażądał 2 miesięcy pracy społecznej pani doktor w fundacji w której ona i tak pracuje pomagając bezdomnym. Bardzo ciekawe zagranie. Miałem nadzieje, że są podejmie tą gierkę prokuratora i będzie i wilk (państwo) syty i owca (sprawiedliwość społeczna wyrażana w uczuciach gawiedzi) cała. Ale nie. Sąd umorzył sprawę, mówiąc, że pani doktor jest OK, że dobro społeczne… NFS ma problem, bo teraz wielu cwaniaków może próbować robić to samo.

Ot, ciekawostka.

Pod sejmem manifestacja bukmacherów w obronie wolnego hazardu. Szok! Żyjemy w państwie prawa a więc co legalne to dobre. Manifa jest super – goście bronią miejsc pracy w budkach z jednoręcznymi bandytami.

A przy okazji wyłazi prawda o zorganizowaniu tego środowiska – myślę, że emeryci, górnicy i pielęgniarki nie zorganizowali by się tam sprawnie. Do tego te hasła, transparenty – widać, ze wymyślone przez świetnych PRowców, widać, że nie malowane farbą na desce tylko wydrukowane przez porządną agencję reklamową. Ale nie ma co się dziwić – wszak hazardem zajmuje się mafia – przestępczość zorganizowana.

Dziś na konferencji „Summit Media” obserwowałem, ja toczy się w Polsce proces cyfryzacji telewizji. Państwo polskie jest do czegoś zobowiązane, ale ponieważ nikomu nie zależy na wprowadzaniu cyfryzacji (znaczy się, wszystkim graczom zależy aby się nic nie zmieniło, a cyfryzacja niesie za sobą ryzyko zmian) to co chwilę znajdowane są nowe, ciekawe przeszkody jeszcze bardziej ośmieszając demokratyczne, papierowe państwo prawa w jakim żyjemy. A może lepsze jest państwo bezprawia?

Hotel Ibis – tani (czy na pewno?), prosty, łatwy w użyciu. 299zł. Radisson Blue 603zł a więc drogi (czy na pewno?). Oczywiście są jeszcze hostele, pensjonaty – ale jak człowiek jest zmarznięty, zmęczony i głodny to idzie zjeść do Mc’Donald’sa bo może tam jest mało smacznie, może drogo, światowo i wyzyskują pracowników – ale wiadomo, czego się można spodziewać, wiadomo, że szybko się zje i to jest właśnie jego wartością. Hotel Ibis fajny jest a na luksusy Radissona zostawię sobie na kiedyś. Ale z tym piwem w barze za 15zł to przegięli!

O tym jaka jest Warszawa powinna przypominać mi obserwacja tutejszych okien. Wszystkie okna na parterze, wiele na pierwszym piętrze a czasem i na drugim są zakratowane. Wszystkie sklepy poza centrami handlowymi i tymi „top” z całodobową ochroną mają potężne kraty. „Warszawo, kochana Warszawo! Tyś treścią mych marzeń, mych snów” – ale czy rzeczywiście o takim poczuciu bezpieczeństwa marzą mieszkańcy tego miasta?

Ulotki oferujące usługi różnych pań wkładane za wycieraczki to taka kolejna wieloletnia już, warszawska tradycja. Amsterdam ma dzielnicę czerwonych latarń, w Katowicach jest dzielnica uniwersytecka z ul. bankową a tu widać, musisz ulotkę wyciągnąć z za szyby.

Pod wieczór pogoda się poprawiła i „krokiem beztroskim” udało mi się „przemierzyć przestrzeni twej szmat. Bez celu się przejść Marszałkowską” i na placu Konstytucji wsiąść w taksówkę aby wrócić do hotelu.
Ot, ciekawostka.

Pod sejmem manifestacja bukmacherów w obronie wolnego hazardu. Szok! Żyjemy w państwie prawa a więc co legalne to dobre. Manifa jest super – goście bronią miejsc pracy w budkach z jednoręcznymi bandytami.

A przy okazji wyłazi prawda o zorganizowaniu tego środowiska – myślę, że emeryci, górnicy i pielęgniarki nie zorganizowali by się tam sprawnie. Do tego te hasła, transparenty – widać, ze wymyślone przez świetnych PRowców, widać, że nie malowane farbą na desce tylko wydrukowane przez porządną agencję reklamową. Ale nie ma co się dziwić – wszak hazardem zajmuje się mafia – przestępczość zorganizowana.

Dziś na konferencji „Summit Media” obserwowałem, ja toczy się w Polsce proces cyfryzacji telewizji. Państwo polskie jest do czegoś zobowiązane, ale ponieważ nikomu nie zależy na wprowadzaniu cyfryzacji (znaczy się, wszystkim graczom zależy aby się nic nie zmieniło, a cyfryzacja niesie za sobą ryzyko zmian) to co chwilę znajdowane są nowe, ciekawe przeszkody jeszcze bardziej ośmieszając demokratyczne, papierowe państwo prawa w jakim żyjemy. A może lepsze jest państwo bezprawia?

Hotel Ibis – tani (czy na pewno?), prosty, łatwy w użyciu. 299zł. Radisson Blue 603zł a więc drogi (czy na pewno?). Oczywiście są jeszcze hostele, pensjonaty – ale jak człowiek jest zmarznięty, zmęczony i głodny to idzie zjeść do Mc’Donald’sa bo może tam jest mało smacznie, może drogo, światowo i wyzyskują pracowników – ale wiadomo, czego się można spodziewać, wiadomo, że szybko się zje i to jest właśnie jego wartością. Hotel Ibis fajny jest a na luksusy Radissona zostawię sobie na kiedyś. Ale z tym piwem w barze za 15zł to przegięli!

O tym jaka jest Warszawa powinna przypominać mi obserwacja tutejszych okien. Wszystkie okna na parterze, wiele na pierwszym piętrze a czasem i na drugim są zakratowane. Wszystkie sklepy poza centrami handlowymi i tymi „top” z całodobową ochroną mają potężne kraty. „Warszawo, kochana Warszawo! Tyś treścią mych marzeń, mych snów” – ale czy rzeczywiście o takim poczuciu bezpieczeństwa marzą mieszkańcy tego miasta?

Ulotki oferujące usługi różnych pań wkładane za wycieraczki to taka kolejna wieloletnia już, warszawska tradycja. Amsterdam ma dzielnicę czerwonych latarń, w Katowicach jest dzielnica uniwersytecka z ul. bankową a tu widać, musisz ulotkę wyciągnąć z za szyby.

Pod wieczór pogoda się poprawiła i „krokiem beztroskim” udało mi się „przemierzyć przestrzeni twej szmat. Bez celu się przejść Marszałkowską” i na placu Konstytucji wsiąść w taksówkę aby wrócić do hotelu.
A przy okazji wyłazi prawda o zorganizowaniu tego środowiska – myślę, że emeryci, górnicy i pielęgniarki nie zorganizowali by się tam sprawnie. Do tego te hasła, transparenty – widać, ze wymyślone przez świetnych PRowców, widać, że nie malowane farbą na desce tylko wydrukowane przez porządną agencję reklamową. Ale nie ma co się dziwić – wszak hazardem zajmuje się mafia – przestępczość zorganizowana.

Dziś na konferencji „Summit Media” obserwowałem, ja toczy się w Polsce proces cyfryzacji telewizji. Państwo polskie jest do czegoś zobowiązane, ale ponieważ nikomu nie zależy na wprowadzaniu cyfryzacji (znaczy się, wszystkim graczom zależy aby się nic nie zmieniło, a cyfryzacja niesie za sobą ryzyko zmian) to co chwilę znajdowane są nowe, ciekawe przeszkody jeszcze bardziej ośmieszając demokratyczne, papierowe państwo prawa w jakim żyjemy. A może lepsze jest państwo bezprawia?

Hotel Ibis – tani (czy na pewno?), prosty, łatwy w użyciu. 299zł. Radisson Blue 603zł a więc drogi (czy na pewno?). Oczywiście są jeszcze hostele, pensjonaty – ale jak człowiek jest zmarznięty, zmęczony i głodny to idzie zjeść do Mc’Donald’sa bo może tam jest mało smacznie, może drogo, światowo i wyzyskują pracowników – ale wiadomo, czego się można spodziewać, wiadomo, że szybko się zje i to jest właśnie jego wartością. Hotel Ibis fajny jest a na luksusy Radissona zostawię sobie na kiedyś. Ale z tym piwem w barze za 15zł to przegięli!

O tym jaka jest Warszawa powinna przypominać mi obserwacja tutejszych okien. Wszystkie okna na parterze, wiele na pierwszym piętrze a czasem i na drugim są zakratowane. Wszystkie sklepy poza centrami handlowymi i tymi „top” z całodobową ochroną mają potężne kraty. „Warszawo, kochana Warszawo! Tyś treścią mych marzeń, mych snów” – ale czy rzeczywiście o takim poczuciu bezpieczeństwa marzą mieszkańcy tego miasta?

Ulotki oferujące usługi różnych pań wkładane za wycieraczki to taka kolejna wieloletnia już, warszawska tradycja. Amsterdam ma dzielnicę czerwonych latarń, w Katowicach jest dzielnica uniwersytecka z ul. bankową a tu widać, musisz ulotkę wyciągnąć z za szyby.

Pod wieczór pogoda się poprawiła i „krokiem beztroskim” udało mi się „przemierzyć przestrzeni twej szmat. Bez celu się przejść Marszałkowską” i na placu Konstytucji wsiąść w taksówkę aby wrócić do hotelu.
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
(Mateusz, 5.5)
Obserwacja
Relacja państwo – obywatel

Co może robi państwo wobec obywatela, który nie złoży deklaracji podatkowej PIT i zapłaci podatku dochodowego. Co zrobi, gdy obywatel nie zapłaci jakiegokolwiek innego zobowiązania wobec państwa, gminy, agencji rządowej czy organizacji, której z mocy prawa od obywatela coś się należy. To proste – państwo zacznie ścigać takiego obywatela całą swą organizacją aż w końcu należny podatek, zapłatę, świadczenie – czasem poprzez brutalną interwencje komornika wyegzekwuje.

Co zrobi państwo wobec swojego obywatela, którego wolą jest samodzielnie uczyć swoje dziecko. Najpierw będą pisma, straszaki, potem kary administracyjne – koniec końców zostaną odebrane prawa rodzicielskie, bo przecież powszechny obowiązek szkolny realizowany być musi.

Co zrobi wobec kogoś, kto nie jest przekonany co do skuteczności i bezpieczeństwa szczepień, które (temat chwilowo modny) może będą przywilejem, może prawem a może obowiązkiem ale zawsze będą podejrzanym biznesem wielkich kompani farmaceutycznych. Przymusowe leczenie alkoholików, narkomanów, schizofreników jest prawnie unormowane, przymusowe szczepienia też pewnie będą skoro już mowa kwarantannach (czyli jak by nie było ograniczeniu wolności) wprowadzanych tylko na podstawie nie popartej badaniami paniki prasowej.

Relacja obywatel – państwo

Co może zrobić obywatel, pragnący na swojej działce zbudować dom, w sytuacji, gdy nie ma planu zagospodarowania przestrzennego. Tzn. plan miał być, bo jakaś uchwała sejmowa (a więc prawo) zobowiązała w 1991 (?) gminy do opracowaniu takich w 5 lat, potem przedłużono okres o dwa lata, potem jeszcze… a teraz już niedługo będzie lat 20 a w wielu miastach i gminach jak planów nie ma tak nie ma – co gorsza, urzędasy nawet nie myślą aby zacząć je robić, bo przecież tak dla nich jest lepiej.

Co może zrobić biznesmen, który chce działać na postawie uchwalonej, sejmowej ustawy a minister właściwy nie wydaje przepisów wykonawczych komunikując jasno, że nie warto, bo będą wybory, zmieni się sejm i pewnie zmieni się ustawa, a drobny fakt, że inny obywatel biznesmen (wg gazet powiązany), działając na podstawie dziwnego zezwolenia zagarnia cały rynek spokojnie dla siebie.

A co może zrobić człowiek osaczany ze wszystkich stron przez zakłamane reklamy, mieszkając w środowisku medialnie skażonym ciągłą zachętą do hazardu, dopalaczy, pornografii, niemoralności w życiu. Zamalowywać bilbordy? Zrywać plakaty? Zakłócać stacje telewizyjne? Podpalać nibykasyna? Wszystkie takie działania są sprzeczne z prawem i z pewnością będą przez państwo ścigane z całą surowością, bo przecież godzą w wolnych obywateli prowadzących swoje biznesy, nie zakazane przez prawo – a wiec na pewno moralnie dobre. (Przy okazji: to fatalna cecha państwa prawa – dozwolone, znaczy dobre)

Modlitwa
Panie Boże – nie powinienem się przyzwyczajać za bardzo do tej ziemi, bo jest jak jest i w zasadzie nie ma czynnika sprawczego aby miało być inaczej. Ale obiecałeś, że cisi posiądą ziemię – czy wtedy ta posiadana przez nich ziemia będzie wyglądać inaczej?
Panie Boże – nie powinienem się przyzwyczajać za bardzo do tej ziemi, ale ciągle wydaje mi się, że powinienem ją poprawiać. Ciągle wydaje mi się, że swoimi działaniami ją poprawiam – ale jak tak głębiej się zastanowię, to nic dobrego z tego chyba nie wychodzi.

Kategorie:
obserwator, państwo, _blog

Słowa kluczowe:
szczepionki,
podatki,
państwo,
prawo

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Co może robi państwo wobec obywatela, który nie złoży deklaracji podatkowej PIT i zapłaci podatku dochodowego. Co zrobi, gdy obywatel nie zapłaci jakiegokolwiek innego zobowiązania wobec państwa, gminy, agencji rządowej czy organizacji, której z mocy prawa od obywatela coś się należy. To proste – państwo zacznie ścigać takiego obywatela całą swą organizacją aż w końcu należny podatek, zapłatę, świadczenie – czasem poprzez brutalną interwencje komornika wyegzekwuje.

Co zrobi państwo wobec swojego obywatela, którego wolą jest samodzielnie uczyć swoje dziecko. Najpierw będą pisma, straszaki, potem kary administracyjne – koniec końców zostaną odebrane prawa rodzicielskie, bo przecież powszechny obowiązek szkolny realizowany być musi.

Co zrobi wobec kogoś, kto nie jest przekonany co do skuteczności i bezpieczeństwa szczepień, które (temat chwilowo modny) może będą przywilejem, może prawem a może obowiązkiem ale zawsze będą podejrzanym biznesem wielkich kompani farmaceutycznych. Przymusowe leczenie alkoholików, narkomanów, schizofreników jest prawnie unormowane, przymusowe szczepienia też pewnie będą skoro już mowa kwarantannach (czyli jak by nie było ograniczeniu wolności) wprowadzanych tylko na podstawie nie popartej badaniami paniki prasowej.

Relacja obywatel – państwo

Co może zrobić obywatel, pragnący na swojej działce zbudować dom, w sytuacji, gdy nie ma planu zagospodarowania przestrzennego. Tzn. plan miał być, bo jakaś uchwała sejmowa (a więc prawo) zobowiązała w 1991 (?) gminy do opracowaniu takich w 5 lat, potem przedłużono okres o dwa lata, potem jeszcze… a teraz już niedługo będzie lat 20 a w wielu miastach i gminach jak planów nie ma tak nie ma – co gorsza, urzędasy nawet nie myślą aby zacząć je robić, bo przecież tak dla nich jest lepiej.

Co może zrobić biznesmen, który chce działać na postawie uchwalonej, sejmowej ustawy a minister właściwy nie wydaje przepisów wykonawczych komunikując jasno, że nie warto, bo będą wybory, zmieni się sejm i pewnie zmieni się ustawa, a drobny fakt, że inny obywatel biznesmen (wg gazet powiązany), działając na podstawie dziwnego zezwolenia zagarnia cały rynek spokojnie dla siebie.

A co może zrobić człowiek osaczany ze wszystkich stron przez zakłamane reklamy, mieszkając w środowisku medialnie skażonym ciągłą zachętą do hazardu, dopalaczy, pornografii, niemoralności w życiu. Zamalowywać bilbordy? Zrywać plakaty? Zakłócać stacje telewizyjne? Podpalać nibykasyna? Wszystkie takie działania są sprzeczne z prawem i z pewnością będą przez państwo ścigane z całą surowością, bo przecież godzą w wolnych obywateli prowadzących swoje biznesy, nie zakazane przez prawo – a wiec na pewno moralnie dobre. (Przy okazji: to fatalna cecha państwa prawa – dozwolone, znaczy dobre)

Modlitwa
Panie Boże – nie powinienem się przyzwyczajać za bardzo do tej ziemi, bo jest jak jest i w zasadzie nie ma czynnika sprawczego aby miało być inaczej. Ale obiecałeś, że cisi posiądą ziemię – czy wtedy ta posiadana przez nich ziemia będzie wyglądać inaczej?
Panie Boże – nie powinienem się przyzwyczajać za bardzo do tej ziemi, ale ciągle wydaje mi się, że powinienem ją poprawiać. Ciągle wydaje mi się, że swoimi działaniami ją poprawiam – ale jak tak głębiej się zastanowię, to nic dobrego z tego chyba nie wychodzi.

Kategorie:
obserwator, państwo, _blog

Słowa kluczowe:
szczepionki,
podatki,
państwo,
prawo

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Co zrobi państwo wobec swojego obywatela, którego wolą jest samodzielnie uczyć swoje dziecko. Najpierw będą pisma, straszaki, potem kary administracyjne – koniec końców zostaną odebrane prawa rodzicielskie, bo przecież powszechny obowiązek szkolny realizowany być musi.

Co zrobi wobec kogoś, kto nie jest przekonany co do skuteczności i bezpieczeństwa szczepień, które (temat chwilowo modny) może będą przywilejem, może prawem a może obowiązkiem ale zawsze będą podejrzanym biznesem wielkich kompani farmaceutycznych. Przymusowe leczenie alkoholików, narkomanów, schizofreników jest prawnie unormowane, przymusowe szczepienia też pewnie będą skoro już mowa kwarantannach (czyli jak by nie było ograniczeniu wolności) wprowadzanych tylko na podstawie nie popartej badaniami paniki prasowej.

Relacja obywatel – państwo

Co może zrobić obywatel, pragnący na swojej działce zbudować dom, w sytuacji, gdy nie ma planu zagospodarowania przestrzennego. Tzn. plan miał być, bo jakaś uchwała sejmowa (a więc prawo) zobowiązała w 1991 (?) gminy do opracowaniu takich w 5 lat, potem przedłużono okres o dwa lata, potem jeszcze… a teraz już niedługo będzie lat 20 a w wielu miastach i gminach jak planów nie ma tak nie ma – co gorsza, urzędasy nawet nie myślą aby zacząć je robić, bo przecież tak dla nich jest lepiej.

Co może zrobić biznesmen, który chce działać na postawie uchwalonej, sejmowej ustawy a minister właściwy nie wydaje przepisów wykonawczych komunikując jasno, że nie warto, bo będą wybory, zmieni się sejm i pewnie zmieni się ustawa, a drobny fakt, że inny obywatel biznesmen (wg gazet powiązany), działając na podstawie dziwnego zezwolenia zagarnia cały rynek spokojnie dla siebie.

A co może zrobić człowiek osaczany ze wszystkich stron przez zakłamane reklamy, mieszkając w środowisku medialnie skażonym ciągłą zachętą do hazardu, dopalaczy, pornografii, niemoralności w życiu. Zamalowywać bilbordy? Zrywać plakaty? Zakłócać stacje telewizyjne? Podpalać nibykasyna? Wszystkie takie działania są sprzeczne z prawem i z pewnością będą przez państwo ścigane z całą surowością, bo przecież godzą w wolnych obywateli prowadzących swoje biznesy, nie zakazane przez prawo – a wiec na pewno moralnie dobre. (Przy okazji: to fatalna cecha państwa prawa – dozwolone, znaczy dobre)

Modlitwa
Panie Boże – nie powinienem się przyzwyczajać za bardzo do tej ziemi, bo jest jak jest i w zasadzie nie ma czynnika sprawczego aby miało być inaczej. Ale obiecałeś, że cisi posiądą ziemię – czy wtedy ta posiadana przez nich ziemia będzie wyglądać inaczej?
Panie Boże – nie powinienem się przyzwyczajać za bardzo do tej ziemi, ale ciągle wydaje mi się, że powinienem ją poprawiać. Ciągle wydaje mi się, że swoimi działaniami ją poprawiam – ale jak tak głębiej się zastanowię, to nic dobrego z tego chyba nie wychodzi.

Kategorie:
obserwator, państwo, _blog

Słowa kluczowe:
szczepionki,
podatki,
państwo,
prawo

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Co zrobi wobec kogoś, kto nie jest przekonany co do skuteczności i bezpieczeństwa szczepień, które (temat chwilowo modny) może będą przywilejem, może prawem a może obowiązkiem ale zawsze będą podejrzanym biznesem wielkich kompani farmaceutycznych. Przymusowe leczenie alkoholików, narkomanów, schizofreników jest prawnie unormowane, przymusowe szczepienia też pewnie będą skoro już mowa kwarantannach (czyli jak by nie było ograniczeniu wolności) wprowadzanych tylko na podstawie nie popartej badaniami paniki prasowej.

Relacja obywatel – państwo

Co może zrobić obywatel, pragnący na swojej działce zbudować dom, w sytuacji, gdy nie ma planu zagospodarowania przestrzennego. Tzn. plan miał być, bo jakaś uchwała sejmowa (a więc prawo) zobowiązała w 1991 (?) gminy do opracowaniu takich w 5 lat, potem przedłużono okres o dwa lata, potem jeszcze… a teraz już niedługo będzie lat 20 a w wielu miastach i gminach jak planów nie ma tak nie ma – co gorsza, urzędasy nawet nie myślą aby zacząć je robić, bo przecież tak dla nich jest lepiej.

Co może zrobić biznesmen, który chce działać na postawie uchwalonej, sejmowej ustawy a minister właściwy nie wydaje przepisów wykonawczych komunikując jasno, że nie warto, bo będą wybory, zmieni się sejm i pewnie zmieni się ustawa, a drobny fakt, że inny obywatel biznesmen (wg gazet powiązany), działając na podstawie dziwnego zezwolenia zagarnia cały rynek spokojnie dla siebie.

A co może zrobić człowiek osaczany ze wszystkich stron przez zakłamane reklamy, mieszkając w środowisku medialnie skażonym ciągłą zachętą do hazardu, dopalaczy, pornografii, niemoralności w życiu. Zamalowywać bilbordy? Zrywać plakaty? Zakłócać stacje telewizyjne? Podpalać nibykasyna? Wszystkie takie działania są sprzeczne z prawem i z pewnością będą przez państwo ścigane z całą surowością, bo przecież godzą w wolnych obywateli prowadzących swoje biznesy, nie zakazane przez prawo – a wiec na pewno moralnie dobre. (Przy okazji: to fatalna cecha państwa prawa – dozwolone, znaczy dobre)

Modlitwa
Panie Boże – nie powinienem się przyzwyczajać za bardzo do tej ziemi, bo jest jak jest i w zasadzie nie ma czynnika sprawczego aby miało być inaczej. Ale obiecałeś, że cisi posiądą ziemię – czy wtedy ta posiadana przez nich ziemia będzie wyglądać inaczej?
Panie Boże – nie powinienem się przyzwyczajać za bardzo do tej ziemi, ale ciągle wydaje mi się, że powinienem ją poprawiać. Ciągle wydaje mi się, że swoimi działaniami ją poprawiam – ale jak tak głębiej się zastanowię, to nic dobrego z tego chyba nie wychodzi.

Kategorie:
obserwator, państwo, _blog

Słowa kluczowe:
szczepionki,
podatki,
państwo,
prawo

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Co może zrobić obywatel, pragnący na swojej działce zbudować dom, w sytuacji, gdy nie ma planu zagospodarowania przestrzennego. Tzn. plan miał być, bo jakaś uchwała sejmowa (a więc prawo) zobowiązała w 1991 (?) gminy do opracowaniu takich w 5 lat, potem przedłużono okres o dwa lata, potem jeszcze… a teraz już niedługo będzie lat 20 a w wielu miastach i gminach jak planów nie ma tak nie ma – co gorsza, urzędasy nawet nie myślą aby zacząć je robić, bo przecież tak dla nich jest lepiej.

Co może zrobić biznesmen, który chce działać na postawie uchwalonej, sejmowej ustawy a minister właściwy nie wydaje przepisów wykonawczych komunikując jasno, że nie warto, bo będą wybory, zmieni się sejm i pewnie zmieni się ustawa, a drobny fakt, że inny obywatel biznesmen (wg gazet powiązany), działając na podstawie dziwnego zezwolenia zagarnia cały rynek spokojnie dla siebie.

A co może zrobić człowiek osaczany ze wszystkich stron przez zakłamane reklamy, mieszkając w środowisku medialnie skażonym ciągłą zachętą do hazardu, dopalaczy, pornografii, niemoralności w życiu. Zamalowywać bilbordy? Zrywać plakaty? Zakłócać stacje telewizyjne? Podpalać nibykasyna? Wszystkie takie działania są sprzeczne z prawem i z pewnością będą przez państwo ścigane z całą surowością, bo przecież godzą w wolnych obywateli prowadzących swoje biznesy, nie zakazane przez prawo – a wiec na pewno moralnie dobre. (Przy okazji: to fatalna cecha państwa prawa – dozwolone, znaczy dobre)

Modlitwa
Panie Boże – nie powinienem się przyzwyczajać za bardzo do tej ziemi, bo jest jak jest i w zasadzie nie ma czynnika sprawczego aby miało być inaczej. Ale obiecałeś, że cisi posiądą ziemię – czy wtedy ta posiadana przez nich ziemia będzie wyglądać inaczej?
Panie Boże – nie powinienem się przyzwyczajać za bardzo do tej ziemi, ale ciągle wydaje mi się, że powinienem ją poprawiać. Ciągle wydaje mi się, że swoimi działaniami ją poprawiam – ale jak tak głębiej się zastanowię, to nic dobrego z tego chyba nie wychodzi.

Kategorie:
obserwator, państwo, _blog

Słowa kluczowe:
szczepionki,
podatki,
państwo,
prawo

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Co może zrobić biznesmen, który chce działać na postawie uchwalonej, sejmowej ustawy a minister właściwy nie wydaje przepisów wykonawczych komunikując jasno, że nie warto, bo będą wybory, zmieni się sejm i pewnie zmieni się ustawa, a drobny fakt, że inny obywatel biznesmen (wg gazet powiązany), działając na podstawie dziwnego zezwolenia zagarnia cały rynek spokojnie dla siebie.

A co może zrobić człowiek osaczany ze wszystkich stron przez zakłamane reklamy, mieszkając w środowisku medialnie skażonym ciągłą zachętą do hazardu, dopalaczy, pornografii, niemoralności w życiu. Zamalowywać bilbordy? Zrywać plakaty? Zakłócać stacje telewizyjne? Podpalać nibykasyna? Wszystkie takie działania są sprzeczne z prawem i z pewnością będą przez państwo ścigane z całą surowością, bo przecież godzą w wolnych obywateli prowadzących swoje biznesy, nie zakazane przez prawo – a wiec na pewno moralnie dobre. (Przy okazji: to fatalna cecha państwa prawa – dozwolone, znaczy dobre)

Modlitwa
Panie Boże – nie powinienem się przyzwyczajać za bardzo do tej ziemi, bo jest jak jest i w zasadzie nie ma czynnika sprawczego aby miało być inaczej. Ale obiecałeś, że cisi posiądą ziemię – czy wtedy ta posiadana przez nich ziemia będzie wyglądać inaczej?
Panie Boże – nie powinienem się przyzwyczajać za bardzo do tej ziemi, ale ciągle wydaje mi się, że powinienem ją poprawiać. Ciągle wydaje mi się, że swoimi działaniami ją poprawiam – ale jak tak głębiej się zastanowię, to nic dobrego z tego chyba nie wychodzi.

Kategorie:
obserwator, państwo, _blog

Słowa kluczowe:
szczepionki,
podatki,
państwo,
prawo

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A co może zrobić człowiek osaczany ze wszystkich stron przez zakłamane reklamy, mieszkając w środowisku medialnie skażonym ciągłą zachętą do hazardu, dopalaczy, pornografii, niemoralności w życiu. Zamalowywać bilbordy? Zrywać plakaty? Zakłócać stacje telewizyjne? Podpalać nibykasyna? Wszystkie takie działania są sprzeczne z prawem i z pewnością będą przez państwo ścigane z całą surowością, bo przecież godzą w wolnych obywateli prowadzących swoje biznesy, nie zakazane przez prawo – a wiec na pewno moralnie dobre. (Przy okazji: to fatalna cecha państwa prawa – dozwolone, znaczy dobre)

Modlitwa
Panie Boże – nie powinienem się przyzwyczajać za bardzo do tej ziemi, bo jest jak jest i w zasadzie nie ma czynnika sprawczego aby miało być inaczej. Ale obiecałeś, że cisi posiądą ziemię – czy wtedy ta posiadana przez nich ziemia będzie wyglądać inaczej?
Panie Boże – nie powinienem się przyzwyczajać za bardzo do tej ziemi, ale ciągle wydaje mi się, że powinienem ją poprawiać. Ciągle wydaje mi się, że swoimi działaniami ją poprawiam – ale jak tak głębiej się zastanowię, to nic dobrego z tego chyba nie wychodzi.

Kategorie:
obserwator, państwo, _blog

Słowa kluczowe:
szczepionki,
podatki,
państwo,
prawo

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Panie Boże – nie powinienem się przyzwyczajać za bardzo do tej ziemi, bo jest jak jest i w zasadzie nie ma czynnika sprawczego aby miało być inaczej. Ale obiecałeś, że cisi posiądą ziemię – czy wtedy ta posiadana przez nich ziemia będzie wyglądać inaczej?
Panie Boże – nie powinienem się przyzwyczajać za bardzo do tej ziemi, ale ciągle wydaje mi się, że powinienem ją poprawiać. Ciągle wydaje mi się, że swoimi działaniami ją poprawiam – ale jak tak głębiej się zastanowię, to nic dobrego z tego chyba nie wychodzi.

Kategorie:
obserwator, państwo, _blog

Słowa kluczowe:
szczepionki,
podatki,
państwo,
prawo

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Panie Boże – nie powinienem się przyzwyczajać za bardzo do tej ziemi, ale ciągle wydaje mi się, że powinienem ją poprawiać. Ciągle wydaje mi się, że swoimi działaniami ją poprawiam – ale jak tak głębiej się zastanowię, to nic dobrego z tego chyba nie wychodzi.

Kategorie:
obserwator, państwo, _blog

Słowa kluczowe:
szczepionki,
podatki,
państwo,
prawo

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Dziś rano, w Wyborczej przeczytałem:
(…) Nadciąga jednak koniec taniego OC. Do 10 grudnia Polska zgodnie z wymaganiami UE musi podnieść tzw. sumy ubezpieczenia.

Inne cytaty, których znalezienie zajęło mi minutę:

Nowe regulacje prawne w Polsce – dostosowanie do wymagań Unii Europejskiej.
W dostosowaniu się do wymogów Unii pomagają polskim urzędom Anglicy (…) Euroskrzynki (skrzynki dostosowane do wymogów unijnych).
(…) dostosowanie prawa polskiego do wymogów unijnych, (…) wymagań Unii Europejskiej
Harmonizacja prawa nie jest zatem zadaniem łatwym. Układ Europejski określił obszary szczególnie ważne w dostosowywaniu polskiego prawa do unijnego

W ostatnim przykładzie widać, ze PRowcy znaleźli na to miękkie i przyjemne słowo „harmonizacja”, które jest zupełnym zaprzeczeniem w jakości takich pojęć jak „dominacja”, „narzucanie”, „braku suwerenności”. Ciekawe, czy ktoś by napisał, że tow. Breżniew pod koniec lat 60-tych sformułował doktrynę o harmonizacji polityki państw socjalistycznych z wymaganiami Kremla.

A kto pomyśli, o dostosowaniu polskiego prawa do wymagań Polaków! Miało być, ze żyjemy w wolnym, suwerennym kraju. Miało być tak, że wyzwalając się z pod dominacji ZSRR Polska miała być dla Polaków. Gdy wtedy „oszołomy” pisały o oddaniu się Brukseli śmiałem się z innymi lewakami, czego mi teraz wstyd. Ale teraz, jeszcze ciągle w sposób mało bolesny mnie to dotyka muszę zadać sobie pytanie o sens istnienia Unii Europejskiej. A może rację miał Ziemkiewicz sugerując niedawno w dość głośnym artykule, że Polski na suwerenność nie stać, albo tu albo tam – najwyżej możemy sobie wybrać.

I jeszcze luźne przemyślenia:

Rano spaliła się kolejna żarówka 100W a ich zapas w piwnicy jest niestety skończony. Nie lubię światła żarówek ekologicznych. Nie lubię Unii Europejskiej!
Wczoraj pan prezydent powiedział, że „Polska nie przyjmie do wiadomości, tego że w szkołach nie mogą wisieć krzyże”. W zasadzie nigdy nie byłem za krzyżami w szkołach, a nawet raczej ja bym ich tam nie wieszał – ale wypowiedź pana prezydenta bardzo mi się co do zasady spodobała. Ale jak prezydentem zostanie Tusk albo Kwaśniewski?
Co się stanie jak pojaw się więcej takich jak ja eurosceptyków? Ojej!

I jeszcze złota myśli:
Polska dla Polaków.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
unia europejska,
harmonizacja prawa,
wymagania unijne,
breżniew,
dokrtyna breżniewa,
prezydent

Komentarze: (5)

anonim,

November 12, 2009 20:40

Skomentuj komentarz

Felieton patriotyczny – Bronisław Wildsteinhttp://blog.rp.pl/wildstein/2009/11/11/felieton-patriotyczny/Żyjemy w epoce, która walczy z wszelkimi wykluczeniami, a naród z natury rzeczy polega na wykluczeniu. Przynależność narodową (co nie musi znaczyć – etniczną) określa się poprzez przeciwstawienie rodaków cudzoziemcom. Nic dziwnego więc, że naród i patriotyzm kiepsko pasują do dominującej dziś kultury. Z drugiej strony nawet w Europie obserwujemy renesans narodu.Nie sposób wyobrazić sobie demokracji oderwanej od narodu. Współczesny demos to naród właśnie. A demokracja to również współczesny fetysz. Demokracja nie udaje się w zbiorowościach, które nie mają poczucia tożsamości. Jeśli nie istnieje nadrzędna, narodowa wspólnota, to poszczególne grupy etniczne organizują się nie na rzecz nieistniejącego dobra wspólnego, ale przeciw sobie, tak jak dzieje się to w pseudopaństwach współczesnej Afryki.Cokolwiek byśmy wymyślali, to naród pozostaje największą możliwą wspólnotą, z którą jesteśmy w stanie się zidentyfikować. Gatunkowa, ludzka przynależność, choć oczywista, ma nieco abstrakcyjny charakter. Owszem, powinniśmy kochać, a co najmniej szanować, bliźniego swego, ale to naród wyznacza naszą najszerszą tożsamość. Dlatego określany bywa jako wspólnota losu. Możemy zerwać z nim, ale trudność i doniosłość takiego aktu odsłaniają nam znaczenie narodowej przynależności.Ludzie potrzebują wspólnoty, która każe im przekroczyć wymiar indywidualnego czy rodzinnego bytowania i włączyć się w szerszą odpowiedzialność. Ta odpowiedzialność jest na tyle konkretna, że może być powszechnie rozpoznawana. Urodziliśmy się w określonym miejscu, w konkretnej kulturze wyznaczanej znanymi wydarzeniami. Dziedziczymy i powinniśmy zostawić po sobie spadek.W imię narodu w niedawnej historii popełniano monstrualne zbrodnie. Potwierdza to tylko prawdę, że wszystkie ludzkie cnoty i wartości mogą zostać znieprawione. Gdybyśmy chcieli odrzucać je z tego powodu, zostalibyśmy z pustymi rękami. Nie tylko jesteśmy ciągle skazani na narodową tożsamość, ale powinna być ona źródłem naszych przewag i godności.

anonim,

November 17, 2009 15:50

Skomentuj komentarz

Wszyscy zadają pytanie „jak efektywnie wykorzystywać środki unijne” a nikt nie ma odwagi (albo mądrości) aby zapytać „czy wykorzystywać środki unijne”?

Hocus,

November 18, 2009 21:55

Skomentuj komentarz

Tego, że jesteśmy w UE – nie zmienię.Tego, jak działa UE – nie zmienię.Tego, że inni będą wykorzystywać środki – nie zmienię.Natomiast na to, co zrobię ze swoim prywatnym „byciem w UE” wpływ mam całkiem spory.Konkluzja: jak dają, to brać. Bo kiedyś przestaną dawać. I wykorzystywać najlepiej jak się potrafi to co dali dla dobra tego wszystkiego, na co wpływ mam. Pewnie nie raz zaboli. Przynajmniej będę wiedział, że czegoś nowego się nauczyłem 🙂

anonim,

November 25, 2009 18:32

Skomentuj komentarz

Opony z etykietami jak na pralkachgazeta.pl, tm, PAP, 2009-11-25 14:30Od 2012 r. nowe opony sprzedawane w Unii Europejskiej będą musiały być zaopatrzone w etykietki informujące o ich wpływie na zużycie paliwa, przyczepności do wilgotnego podłoża oraz hałasie.Parlament Europejski zatwierdził w środę nowe unijne rozporządzenie, które ma skłonić konsumentów do wyboru bardziej przyjaznych środowisku opon.Na oponach obowiązkowo pojawią się etykietki znane już np. ze sprzętu gospodarstwa domowego, gdzie sygnalizują zużycie energii. KE przekonuje, że z oponami jest podobnie jak z pralkami czy lodówkami – używając odpowiednich, można oszczędzić do 10 proc. paliwa.

adam@kormoran,

November 28, 2009 19:47

Skomentuj komentarz

UE to barbaria!!
Dowód:

Fundamentami naszej cywilizacji są filozofia grecka, prawo rzymskie i etyka chrześcijańska.

Starożytni Rzymianie uważali, że największą zbrodnią wobec podbitego narodu jest odebranie mu jego języka.
Drugą zbrodnią, niemal równie poważną, jest odebranie narodowi jego praw.
Mimo, że podbili cały basen Morza Śródziemnego nie robili nigdy ani jednego, ani drugiego.
Ślady tego odnajdujemy w Ewangelii.
Rzymski namiestnik Poncjusz Piłat szanuje zwyczaj Żydów – najbardziej pogardzanego narodu imperium –
i zgodnie z tradycją uwalnia jednego więźnia.

A był obowiązany uwalniać im jednego na święta (Łk 23,17)

A na każde święto namiestnik miał zwyczaj uwalniać jednego więźnia, którego chcieli (Mt 27,15)
Na każde zaś święto miał zwyczaj uwalniać im jednego więźnia, którego żądali. (Mk 15,6)
Tłum przyszedł i zaczął domagać się tego, co zawsze dla nich czynił. (Mk 15,8)
Jest zaś u was zwyczaj, że na Paschę uwalniam wam jednego więźnia. (J 18,39)

czy wreszcie:

Piłat rzekł więc do nich: „Weźcie go sobie i osądźcie według swojego prawa”. (J 18,30)

A w eurosojuzie? — harmonizacja — normy na oscypki, na banany, na żarówki — rzygać się chce.

c.b.d.u.

Skomentuj notkę
(…) Nadciąga jednak koniec taniego OC. Do 10 grudnia Polska zgodnie z wymaganiami UE musi podnieść tzw. sumy ubezpieczenia.
Inne cytaty, których znalezienie zajęło mi minutę:

Nowe regulacje prawne w Polsce – dostosowanie do wymagań Unii Europejskiej.
W dostosowaniu się do wymogów Unii pomagają polskim urzędom Anglicy (…) Euroskrzynki (skrzynki dostosowane do wymogów unijnych).
(…) dostosowanie prawa polskiego do wymogów unijnych, (…) wymagań Unii Europejskiej
Harmonizacja prawa nie jest zatem zadaniem łatwym. Układ Europejski określił obszary szczególnie ważne w dostosowywaniu polskiego prawa do unijnego

W ostatnim przykładzie widać, ze PRowcy znaleźli na to miękkie i przyjemne słowo „harmonizacja”, które jest zupełnym zaprzeczeniem w jakości takich pojęć jak „dominacja”, „narzucanie”, „braku suwerenności”. Ciekawe, czy ktoś by napisał, że tow. Breżniew pod koniec lat 60-tych sformułował doktrynę o harmonizacji polityki państw socjalistycznych z wymaganiami Kremla.

A kto pomyśli, o dostosowaniu polskiego prawa do wymagań Polaków! Miało być, ze żyjemy w wolnym, suwerennym kraju. Miało być tak, że wyzwalając się z pod dominacji ZSRR Polska miała być dla Polaków. Gdy wtedy „oszołomy” pisały o oddaniu się Brukseli śmiałem się z innymi lewakami, czego mi teraz wstyd. Ale teraz, jeszcze ciągle w sposób mało bolesny mnie to dotyka muszę zadać sobie pytanie o sens istnienia Unii Europejskiej. A może rację miał Ziemkiewicz sugerując niedawno w dość głośnym artykule, że Polski na suwerenność nie stać, albo tu albo tam – najwyżej możemy sobie wybrać.

I jeszcze luźne przemyślenia:

Rano spaliła się kolejna żarówka 100W a ich zapas w piwnicy jest niestety skończony. Nie lubię światła żarówek ekologicznych. Nie lubię Unii Europejskiej!
Wczoraj pan prezydent powiedział, że „Polska nie przyjmie do wiadomości, tego że w szkołach nie mogą wisieć krzyże”. W zasadzie nigdy nie byłem za krzyżami w szkołach, a nawet raczej ja bym ich tam nie wieszał – ale wypowiedź pana prezydenta bardzo mi się co do zasady spodobała. Ale jak prezydentem zostanie Tusk albo Kwaśniewski?
Co się stanie jak pojaw się więcej takich jak ja eurosceptyków? Ojej!

I jeszcze złota myśli:
Polska dla Polaków.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
unia europejska,
harmonizacja prawa,
wymagania unijne,
breżniew,
dokrtyna breżniewa,
prezydent

Komentarze: (5)

anonim,

November 12, 2009 20:40

Skomentuj komentarz

Felieton patriotyczny – Bronisław Wildsteinhttp://blog.rp.pl/wildstein/2009/11/11/felieton-patriotyczny/Żyjemy w epoce, która walczy z wszelkimi wykluczeniami, a naród z natury rzeczy polega na wykluczeniu. Przynależność narodową (co nie musi znaczyć – etniczną) określa się poprzez przeciwstawienie rodaków cudzoziemcom. Nic dziwnego więc, że naród i patriotyzm kiepsko pasują do dominującej dziś kultury. Z drugiej strony nawet w Europie obserwujemy renesans narodu.Nie sposób wyobrazić sobie demokracji oderwanej od narodu. Współczesny demos to naród właśnie. A demokracja to również współczesny fetysz. Demokracja nie udaje się w zbiorowościach, które nie mają poczucia tożsamości. Jeśli nie istnieje nadrzędna, narodowa wspólnota, to poszczególne grupy etniczne organizują się nie na rzecz nieistniejącego dobra wspólnego, ale przeciw sobie, tak jak dzieje się to w pseudopaństwach współczesnej Afryki.Cokolwiek byśmy wymyślali, to naród pozostaje największą możliwą wspólnotą, z którą jesteśmy w stanie się zidentyfikować. Gatunkowa, ludzka przynależność, choć oczywista, ma nieco abstrakcyjny charakter. Owszem, powinniśmy kochać, a co najmniej szanować, bliźniego swego, ale to naród wyznacza naszą najszerszą tożsamość. Dlatego określany bywa jako wspólnota losu. Możemy zerwać z nim, ale trudność i doniosłość takiego aktu odsłaniają nam znaczenie narodowej przynależności.Ludzie potrzebują wspólnoty, która każe im przekroczyć wymiar indywidualnego czy rodzinnego bytowania i włączyć się w szerszą odpowiedzialność. Ta odpowiedzialność jest na tyle konkretna, że może być powszechnie rozpoznawana. Urodziliśmy się w określonym miejscu, w konkretnej kulturze wyznaczanej znanymi wydarzeniami. Dziedziczymy i powinniśmy zostawić po sobie spadek.W imię narodu w niedawnej historii popełniano monstrualne zbrodnie. Potwierdza to tylko prawdę, że wszystkie ludzkie cnoty i wartości mogą zostać znieprawione. Gdybyśmy chcieli odrzucać je z tego powodu, zostalibyśmy z pustymi rękami. Nie tylko jesteśmy ciągle skazani na narodową tożsamość, ale powinna być ona źródłem naszych przewag i godności.

anonim,

November 17, 2009 15:50

Skomentuj komentarz

Wszyscy zadają pytanie „jak efektywnie wykorzystywać środki unijne” a nikt nie ma odwagi (albo mądrości) aby zapytać „czy wykorzystywać środki unijne”?

Hocus,

November 18, 2009 21:55

Skomentuj komentarz

Tego, że jesteśmy w UE – nie zmienię.Tego, jak działa UE – nie zmienię.Tego, że inni będą wykorzystywać środki – nie zmienię.Natomiast na to, co zrobię ze swoim prywatnym „byciem w UE” wpływ mam całkiem spory.Konkluzja: jak dają, to brać. Bo kiedyś przestaną dawać. I wykorzystywać najlepiej jak się potrafi to co dali dla dobra tego wszystkiego, na co wpływ mam. Pewnie nie raz zaboli. Przynajmniej będę wiedział, że czegoś nowego się nauczyłem 🙂

anonim,

November 25, 2009 18:32

Skomentuj komentarz

Opony z etykietami jak na pralkachgazeta.pl, tm, PAP, 2009-11-25 14:30Od 2012 r. nowe opony sprzedawane w Unii Europejskiej będą musiały być zaopatrzone w etykietki informujące o ich wpływie na zużycie paliwa, przyczepności do wilgotnego podłoża oraz hałasie.Parlament Europejski zatwierdził w środę nowe unijne rozporządzenie, które ma skłonić konsumentów do wyboru bardziej przyjaznych środowisku opon.Na oponach obowiązkowo pojawią się etykietki znane już np. ze sprzętu gospodarstwa domowego, gdzie sygnalizują zużycie energii. KE przekonuje, że z oponami jest podobnie jak z pralkami czy lodówkami – używając odpowiednich, można oszczędzić do 10 proc. paliwa.

adam@kormoran,

November 28, 2009 19:47

Skomentuj komentarz

UE to barbaria!!
Dowód:

Fundamentami naszej cywilizacji są filozofia grecka, prawo rzymskie i etyka chrześcijańska.

Starożytni Rzymianie uważali, że największą zbrodnią wobec podbitego narodu jest odebranie mu jego języka.
Drugą zbrodnią, niemal równie poważną, jest odebranie narodowi jego praw.
Mimo, że podbili cały basen Morza Śródziemnego nie robili nigdy ani jednego, ani drugiego.
Ślady tego odnajdujemy w Ewangelii.
Rzymski namiestnik Poncjusz Piłat szanuje zwyczaj Żydów – najbardziej pogardzanego narodu imperium –
i zgodnie z tradycją uwalnia jednego więźnia.

A był obowiązany uwalniać im jednego na święta (Łk 23,17)

A na każde święto namiestnik miał zwyczaj uwalniać jednego więźnia, którego chcieli (Mt 27,15)
Na każde zaś święto miał zwyczaj uwalniać im jednego więźnia, którego żądali. (Mk 15,6)
Tłum przyszedł i zaczął domagać się tego, co zawsze dla nich czynił. (Mk 15,8)
Jest zaś u was zwyczaj, że na Paschę uwalniam wam jednego więźnia. (J 18,39)

czy wreszcie:

Piłat rzekł więc do nich: „Weźcie go sobie i osądźcie według swojego prawa”. (J 18,30)

A w eurosojuzie? — harmonizacja — normy na oscypki, na banany, na żarówki — rzygać się chce.

c.b.d.u.

Skomentuj notkę
W ostatnim przykładzie widać, ze PRowcy znaleźli na to miękkie i przyjemne słowo „harmonizacja”, które jest zupełnym zaprzeczeniem w jakości takich pojęć jak „dominacja”, „narzucanie”, „braku suwerenności”. Ciekawe, czy ktoś by napisał, że tow. Breżniew pod koniec lat 60-tych sformułował doktrynę o harmonizacji polityki państw socjalistycznych z wymaganiami Kremla.

A kto pomyśli, o dostosowaniu polskiego prawa do wymagań Polaków! Miało być, ze żyjemy w wolnym, suwerennym kraju. Miało być tak, że wyzwalając się z pod dominacji ZSRR Polska miała być dla Polaków. Gdy wtedy „oszołomy” pisały o oddaniu się Brukseli śmiałem się z innymi lewakami, czego mi teraz wstyd. Ale teraz, jeszcze ciągle w sposób mało bolesny mnie to dotyka muszę zadać sobie pytanie o sens istnienia Unii Europejskiej. A może rację miał Ziemkiewicz sugerując niedawno w dość głośnym artykule, że Polski na suwerenność nie stać, albo tu albo tam – najwyżej możemy sobie wybrać.

I jeszcze luźne przemyślenia:

Rano spaliła się kolejna żarówka 100W a ich zapas w piwnicy jest niestety skończony. Nie lubię światła żarówek ekologicznych. Nie lubię Unii Europejskiej!
Wczoraj pan prezydent powiedział, że „Polska nie przyjmie do wiadomości, tego że w szkołach nie mogą wisieć krzyże”. W zasadzie nigdy nie byłem za krzyżami w szkołach, a nawet raczej ja bym ich tam nie wieszał – ale wypowiedź pana prezydenta bardzo mi się co do zasady spodobała. Ale jak prezydentem zostanie Tusk albo Kwaśniewski?
Co się stanie jak pojaw się więcej takich jak ja eurosceptyków? Ojej!

I jeszcze złota myśli:
Polska dla Polaków.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
unia europejska,
harmonizacja prawa,
wymagania unijne,
breżniew,
dokrtyna breżniewa,
prezydent

Komentarze: (5)

anonim,

November 12, 2009 20:40

Skomentuj komentarz

Felieton patriotyczny – Bronisław Wildsteinhttp://blog.rp.pl/wildstein/2009/11/11/felieton-patriotyczny/Żyjemy w epoce, która walczy z wszelkimi wykluczeniami, a naród z natury rzeczy polega na wykluczeniu. Przynależność narodową (co nie musi znaczyć – etniczną) określa się poprzez przeciwstawienie rodaków cudzoziemcom. Nic dziwnego więc, że naród i patriotyzm kiepsko pasują do dominującej dziś kultury. Z drugiej strony nawet w Europie obserwujemy renesans narodu.Nie sposób wyobrazić sobie demokracji oderwanej od narodu. Współczesny demos to naród właśnie. A demokracja to również współczesny fetysz. Demokracja nie udaje się w zbiorowościach, które nie mają poczucia tożsamości. Jeśli nie istnieje nadrzędna, narodowa wspólnota, to poszczególne grupy etniczne organizują się nie na rzecz nieistniejącego dobra wspólnego, ale przeciw sobie, tak jak dzieje się to w pseudopaństwach współczesnej Afryki.Cokolwiek byśmy wymyślali, to naród pozostaje największą możliwą wspólnotą, z którą jesteśmy w stanie się zidentyfikować. Gatunkowa, ludzka przynależność, choć oczywista, ma nieco abstrakcyjny charakter. Owszem, powinniśmy kochać, a co najmniej szanować, bliźniego swego, ale to naród wyznacza naszą najszerszą tożsamość. Dlatego określany bywa jako wspólnota losu. Możemy zerwać z nim, ale trudność i doniosłość takiego aktu odsłaniają nam znaczenie narodowej przynależności.Ludzie potrzebują wspólnoty, która każe im przekroczyć wymiar indywidualnego czy rodzinnego bytowania i włączyć się w szerszą odpowiedzialność. Ta odpowiedzialność jest na tyle konkretna, że może być powszechnie rozpoznawana. Urodziliśmy się w określonym miejscu, w konkretnej kulturze wyznaczanej znanymi wydarzeniami. Dziedziczymy i powinniśmy zostawić po sobie spadek.W imię narodu w niedawnej historii popełniano monstrualne zbrodnie. Potwierdza to tylko prawdę, że wszystkie ludzkie cnoty i wartości mogą zostać znieprawione. Gdybyśmy chcieli odrzucać je z tego powodu, zostalibyśmy z pustymi rękami. Nie tylko jesteśmy ciągle skazani na narodową tożsamość, ale powinna być ona źródłem naszych przewag i godności.

anonim,

November 17, 2009 15:50

Skomentuj komentarz

Wszyscy zadają pytanie „jak efektywnie wykorzystywać środki unijne” a nikt nie ma odwagi (albo mądrości) aby zapytać „czy wykorzystywać środki unijne”?

Hocus,

November 18, 2009 21:55

Skomentuj komentarz

Tego, że jesteśmy w UE – nie zmienię.Tego, jak działa UE – nie zmienię.Tego, że inni będą wykorzystywać środki – nie zmienię.Natomiast na to, co zrobię ze swoim prywatnym „byciem w UE” wpływ mam całkiem spory.Konkluzja: jak dają, to brać. Bo kiedyś przestaną dawać. I wykorzystywać najlepiej jak się potrafi to co dali dla dobra tego wszystkiego, na co wpływ mam. Pewnie nie raz zaboli. Przynajmniej będę wiedział, że czegoś nowego się nauczyłem 🙂

anonim,

November 25, 2009 18:32

Skomentuj komentarz

Opony z etykietami jak na pralkachgazeta.pl, tm, PAP, 2009-11-25 14:30Od 2012 r. nowe opony sprzedawane w Unii Europejskiej będą musiały być zaopatrzone w etykietki informujące o ich wpływie na zużycie paliwa, przyczepności do wilgotnego podłoża oraz hałasie.Parlament Europejski zatwierdził w środę nowe unijne rozporządzenie, które ma skłonić konsumentów do wyboru bardziej przyjaznych środowisku opon.Na oponach obowiązkowo pojawią się etykietki znane już np. ze sprzętu gospodarstwa domowego, gdzie sygnalizują zużycie energii. KE przekonuje, że z oponami jest podobnie jak z pralkami czy lodówkami – używając odpowiednich, można oszczędzić do 10 proc. paliwa.

adam@kormoran,

November 28, 2009 19:47

Skomentuj komentarz

UE to barbaria!!
Dowód:

Fundamentami naszej cywilizacji są filozofia grecka, prawo rzymskie i etyka chrześcijańska.

Starożytni Rzymianie uważali, że największą zbrodnią wobec podbitego narodu jest odebranie mu jego języka.
Drugą zbrodnią, niemal równie poważną, jest odebranie narodowi jego praw.
Mimo, że podbili cały basen Morza Śródziemnego nie robili nigdy ani jednego, ani drugiego.
Ślady tego odnajdujemy w Ewangelii.
Rzymski namiestnik Poncjusz Piłat szanuje zwyczaj Żydów – najbardziej pogardzanego narodu imperium –
i zgodnie z tradycją uwalnia jednego więźnia.

A był obowiązany uwalniać im jednego na święta (Łk 23,17)

A na każde święto namiestnik miał zwyczaj uwalniać jednego więźnia, którego chcieli (Mt 27,15)
Na każde zaś święto miał zwyczaj uwalniać im jednego więźnia, którego żądali. (Mk 15,6)
Tłum przyszedł i zaczął domagać się tego, co zawsze dla nich czynił. (Mk 15,8)
Jest zaś u was zwyczaj, że na Paschę uwalniam wam jednego więźnia. (J 18,39)

czy wreszcie:

Piłat rzekł więc do nich: „Weźcie go sobie i osądźcie według swojego prawa”. (J 18,30)

A w eurosojuzie? — harmonizacja — normy na oscypki, na banany, na żarówki — rzygać się chce.

c.b.d.u.

Skomentuj notkę
A kto pomyśli, o dostosowaniu polskiego prawa do wymagań Polaków! Miało być, ze żyjemy w wolnym, suwerennym kraju. Miało być tak, że wyzwalając się z pod dominacji ZSRR Polska miała być dla Polaków. Gdy wtedy „oszołomy” pisały o oddaniu się Brukseli śmiałem się z innymi lewakami, czego mi teraz wstyd. Ale teraz, jeszcze ciągle w sposób mało bolesny mnie to dotyka muszę zadać sobie pytanie o sens istnienia Unii Europejskiej. A może rację miał Ziemkiewicz sugerując niedawno w dość głośnym artykule, że Polski na suwerenność nie stać, albo tu albo tam – najwyżej możemy sobie wybrać.

I jeszcze luźne przemyślenia:

Rano spaliła się kolejna żarówka 100W a ich zapas w piwnicy jest niestety skończony. Nie lubię światła żarówek ekologicznych. Nie lubię Unii Europejskiej!
Wczoraj pan prezydent powiedział, że „Polska nie przyjmie do wiadomości, tego że w szkołach nie mogą wisieć krzyże”. W zasadzie nigdy nie byłem za krzyżami w szkołach, a nawet raczej ja bym ich tam nie wieszał – ale wypowiedź pana prezydenta bardzo mi się co do zasady spodobała. Ale jak prezydentem zostanie Tusk albo Kwaśniewski?
Co się stanie jak pojaw się więcej takich jak ja eurosceptyków? Ojej!

I jeszcze złota myśli:
Polska dla Polaków.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
unia europejska,
harmonizacja prawa,
wymagania unijne,
breżniew,
dokrtyna breżniewa,
prezydent

Komentarze: (5)

anonim,

November 12, 2009 20:40

Skomentuj komentarz

Felieton patriotyczny – Bronisław Wildsteinhttp://blog.rp.pl/wildstein/2009/11/11/felieton-patriotyczny/Żyjemy w epoce, która walczy z wszelkimi wykluczeniami, a naród z natury rzeczy polega na wykluczeniu. Przynależność narodową (co nie musi znaczyć – etniczną) określa się poprzez przeciwstawienie rodaków cudzoziemcom. Nic dziwnego więc, że naród i patriotyzm kiepsko pasują do dominującej dziś kultury. Z drugiej strony nawet w Europie obserwujemy renesans narodu.Nie sposób wyobrazić sobie demokracji oderwanej od narodu. Współczesny demos to naród właśnie. A demokracja to również współczesny fetysz. Demokracja nie udaje się w zbiorowościach, które nie mają poczucia tożsamości. Jeśli nie istnieje nadrzędna, narodowa wspólnota, to poszczególne grupy etniczne organizują się nie na rzecz nieistniejącego dobra wspólnego, ale przeciw sobie, tak jak dzieje się to w pseudopaństwach współczesnej Afryki.Cokolwiek byśmy wymyślali, to naród pozostaje największą możliwą wspólnotą, z którą jesteśmy w stanie się zidentyfikować. Gatunkowa, ludzka przynależność, choć oczywista, ma nieco abstrakcyjny charakter. Owszem, powinniśmy kochać, a co najmniej szanować, bliźniego swego, ale to naród wyznacza naszą najszerszą tożsamość. Dlatego określany bywa jako wspólnota losu. Możemy zerwać z nim, ale trudność i doniosłość takiego aktu odsłaniają nam znaczenie narodowej przynależności.Ludzie potrzebują wspólnoty, która każe im przekroczyć wymiar indywidualnego czy rodzinnego bytowania i włączyć się w szerszą odpowiedzialność. Ta odpowiedzialność jest na tyle konkretna, że może być powszechnie rozpoznawana. Urodziliśmy się w określonym miejscu, w konkretnej kulturze wyznaczanej znanymi wydarzeniami. Dziedziczymy i powinniśmy zostawić po sobie spadek.W imię narodu w niedawnej historii popełniano monstrualne zbrodnie. Potwierdza to tylko prawdę, że wszystkie ludzkie cnoty i wartości mogą zostać znieprawione. Gdybyśmy chcieli odrzucać je z tego powodu, zostalibyśmy z pustymi rękami. Nie tylko jesteśmy ciągle skazani na narodową tożsamość, ale powinna być ona źródłem naszych przewag i godności.

anonim,

November 17, 2009 15:50

Skomentuj komentarz

Wszyscy zadają pytanie „jak efektywnie wykorzystywać środki unijne” a nikt nie ma odwagi (albo mądrości) aby zapytać „czy wykorzystywać środki unijne”?

Hocus,

November 18, 2009 21:55

Skomentuj komentarz

Tego, że jesteśmy w UE – nie zmienię.Tego, jak działa UE – nie zmienię.Tego, że inni będą wykorzystywać środki – nie zmienię.Natomiast na to, co zrobię ze swoim prywatnym „byciem w UE” wpływ mam całkiem spory.Konkluzja: jak dają, to brać. Bo kiedyś przestaną dawać. I wykorzystywać najlepiej jak się potrafi to co dali dla dobra tego wszystkiego, na co wpływ mam. Pewnie nie raz zaboli. Przynajmniej będę wiedział, że czegoś nowego się nauczyłem 🙂

anonim,

November 25, 2009 18:32

Skomentuj komentarz

Opony z etykietami jak na pralkachgazeta.pl, tm, PAP, 2009-11-25 14:30Od 2012 r. nowe opony sprzedawane w Unii Europejskiej będą musiały być zaopatrzone w etykietki informujące o ich wpływie na zużycie paliwa, przyczepności do wilgotnego podłoża oraz hałasie.Parlament Europejski zatwierdził w środę nowe unijne rozporządzenie, które ma skłonić konsumentów do wyboru bardziej przyjaznych środowisku opon.Na oponach obowiązkowo pojawią się etykietki znane już np. ze sprzętu gospodarstwa domowego, gdzie sygnalizują zużycie energii. KE przekonuje, że z oponami jest podobnie jak z pralkami czy lodówkami – używając odpowiednich, można oszczędzić do 10 proc. paliwa.

adam@kormoran,

November 28, 2009 19:47

Skomentuj komentarz

UE to barbaria!!
Dowód:

Fundamentami naszej cywilizacji są filozofia grecka, prawo rzymskie i etyka chrześcijańska.

Starożytni Rzymianie uważali, że największą zbrodnią wobec podbitego narodu jest odebranie mu jego języka.
Drugą zbrodnią, niemal równie poważną, jest odebranie narodowi jego praw.
Mimo, że podbili cały basen Morza Śródziemnego nie robili nigdy ani jednego, ani drugiego.
Ślady tego odnajdujemy w Ewangelii.
Rzymski namiestnik Poncjusz Piłat szanuje zwyczaj Żydów – najbardziej pogardzanego narodu imperium –
i zgodnie z tradycją uwalnia jednego więźnia.

A był obowiązany uwalniać im jednego na święta (Łk 23,17)

A na każde święto namiestnik miał zwyczaj uwalniać jednego więźnia, którego chcieli (Mt 27,15)
Na każde zaś święto miał zwyczaj uwalniać im jednego więźnia, którego żądali. (Mk 15,6)
Tłum przyszedł i zaczął domagać się tego, co zawsze dla nich czynił. (Mk 15,8)
Jest zaś u was zwyczaj, że na Paschę uwalniam wam jednego więźnia. (J 18,39)

czy wreszcie:

Piłat rzekł więc do nich: „Weźcie go sobie i osądźcie według swojego prawa”. (J 18,30)

A w eurosojuzie? — harmonizacja — normy na oscypki, na banany, na żarówki — rzygać się chce.

c.b.d.u.

Skomentuj notkę
I jeszcze luźne przemyślenia:

Rano spaliła się kolejna żarówka 100W a ich zapas w piwnicy jest niestety skończony. Nie lubię światła żarówek ekologicznych. Nie lubię Unii Europejskiej!
Wczoraj pan prezydent powiedział, że „Polska nie przyjmie do wiadomości, tego że w szkołach nie mogą wisieć krzyże”. W zasadzie nigdy nie byłem za krzyżami w szkołach, a nawet raczej ja bym ich tam nie wieszał – ale wypowiedź pana prezydenta bardzo mi się co do zasady spodobała. Ale jak prezydentem zostanie Tusk albo Kwaśniewski?
Co się stanie jak pojaw się więcej takich jak ja eurosceptyków? Ojej!

I jeszcze złota myśli:
Polska dla Polaków.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
unia europejska,
harmonizacja prawa,
wymagania unijne,
breżniew,
dokrtyna breżniewa,
prezydent

Komentarze: (5)

anonim,

November 12, 2009 20:40

Skomentuj komentarz

Felieton patriotyczny – Bronisław Wildsteinhttp://blog.rp.pl/wildstein/2009/11/11/felieton-patriotyczny/Żyjemy w epoce, która walczy z wszelkimi wykluczeniami, a naród z natury rzeczy polega na wykluczeniu. Przynależność narodową (co nie musi znaczyć – etniczną) określa się poprzez przeciwstawienie rodaków cudzoziemcom. Nic dziwnego więc, że naród i patriotyzm kiepsko pasują do dominującej dziś kultury. Z drugiej strony nawet w Europie obserwujemy renesans narodu.Nie sposób wyobrazić sobie demokracji oderwanej od narodu. Współczesny demos to naród właśnie. A demokracja to również współczesny fetysz. Demokracja nie udaje się w zbiorowościach, które nie mają poczucia tożsamości. Jeśli nie istnieje nadrzędna, narodowa wspólnota, to poszczególne grupy etniczne organizują się nie na rzecz nieistniejącego dobra wspólnego, ale przeciw sobie, tak jak dzieje się to w pseudopaństwach współczesnej Afryki.Cokolwiek byśmy wymyślali, to naród pozostaje największą możliwą wspólnotą, z którą jesteśmy w stanie się zidentyfikować. Gatunkowa, ludzka przynależność, choć oczywista, ma nieco abstrakcyjny charakter. Owszem, powinniśmy kochać, a co najmniej szanować, bliźniego swego, ale to naród wyznacza naszą najszerszą tożsamość. Dlatego określany bywa jako wspólnota losu. Możemy zerwać z nim, ale trudność i doniosłość takiego aktu odsłaniają nam znaczenie narodowej przynależności.Ludzie potrzebują wspólnoty, która każe im przekroczyć wymiar indywidualnego czy rodzinnego bytowania i włączyć się w szerszą odpowiedzialność. Ta odpowiedzialność jest na tyle konkretna, że może być powszechnie rozpoznawana. Urodziliśmy się w określonym miejscu, w konkretnej kulturze wyznaczanej znanymi wydarzeniami. Dziedziczymy i powinniśmy zostawić po sobie spadek.W imię narodu w niedawnej historii popełniano monstrualne zbrodnie. Potwierdza to tylko prawdę, że wszystkie ludzkie cnoty i wartości mogą zostać znieprawione. Gdybyśmy chcieli odrzucać je z tego powodu, zostalibyśmy z pustymi rękami. Nie tylko jesteśmy ciągle skazani na narodową tożsamość, ale powinna być ona źródłem naszych przewag i godności.

anonim,

November 17, 2009 15:50

Skomentuj komentarz

Wszyscy zadają pytanie „jak efektywnie wykorzystywać środki unijne” a nikt nie ma odwagi (albo mądrości) aby zapytać „czy wykorzystywać środki unijne”?

Hocus,

November 18, 2009 21:55

Skomentuj komentarz

Tego, że jesteśmy w UE – nie zmienię.Tego, jak działa UE – nie zmienię.Tego, że inni będą wykorzystywać środki – nie zmienię.Natomiast na to, co zrobię ze swoim prywatnym „byciem w UE” wpływ mam całkiem spory.Konkluzja: jak dają, to brać. Bo kiedyś przestaną dawać. I wykorzystywać najlepiej jak się potrafi to co dali dla dobra tego wszystkiego, na co wpływ mam. Pewnie nie raz zaboli. Przynajmniej będę wiedział, że czegoś nowego się nauczyłem 🙂

anonim,

November 25, 2009 18:32

Skomentuj komentarz

Opony z etykietami jak na pralkachgazeta.pl, tm, PAP, 2009-11-25 14:30Od 2012 r. nowe opony sprzedawane w Unii Europejskiej będą musiały być zaopatrzone w etykietki informujące o ich wpływie na zużycie paliwa, przyczepności do wilgotnego podłoża oraz hałasie.Parlament Europejski zatwierdził w środę nowe unijne rozporządzenie, które ma skłonić konsumentów do wyboru bardziej przyjaznych środowisku opon.Na oponach obowiązkowo pojawią się etykietki znane już np. ze sprzętu gospodarstwa domowego, gdzie sygnalizują zużycie energii. KE przekonuje, że z oponami jest podobnie jak z pralkami czy lodówkami – używając odpowiednich, można oszczędzić do 10 proc. paliwa.

adam@kormoran,

November 28, 2009 19:47

Skomentuj komentarz

UE to barbaria!!
Dowód:

Fundamentami naszej cywilizacji są filozofia grecka, prawo rzymskie i etyka chrześcijańska.

Starożytni Rzymianie uważali, że największą zbrodnią wobec podbitego narodu jest odebranie mu jego języka.
Drugą zbrodnią, niemal równie poważną, jest odebranie narodowi jego praw.
Mimo, że podbili cały basen Morza Śródziemnego nie robili nigdy ani jednego, ani drugiego.
Ślady tego odnajdujemy w Ewangelii.
Rzymski namiestnik Poncjusz Piłat szanuje zwyczaj Żydów – najbardziej pogardzanego narodu imperium –
i zgodnie z tradycją uwalnia jednego więźnia.

A był obowiązany uwalniać im jednego na święta (Łk 23,17)

A na każde święto namiestnik miał zwyczaj uwalniać jednego więźnia, którego chcieli (Mt 27,15)
Na każde zaś święto miał zwyczaj uwalniać im jednego więźnia, którego żądali. (Mk 15,6)
Tłum przyszedł i zaczął domagać się tego, co zawsze dla nich czynił. (Mk 15,8)
Jest zaś u was zwyczaj, że na Paschę uwalniam wam jednego więźnia. (J 18,39)

czy wreszcie:

Piłat rzekł więc do nich: „Weźcie go sobie i osądźcie według swojego prawa”. (J 18,30)

A w eurosojuzie? — harmonizacja — normy na oscypki, na banany, na żarówki — rzygać się chce.

c.b.d.u.

Skomentuj notkę
I jeszcze złota myśli:
Polska dla Polaków.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
unia europejska,
harmonizacja prawa,
wymagania unijne,
breżniew,
dokrtyna breżniewa,
prezydent

Komentarze: (5)

anonim,

November 12, 2009 20:40

Skomentuj komentarz

Felieton patriotyczny – Bronisław Wildsteinhttp://blog.rp.pl/wildstein/2009/11/11/felieton-patriotyczny/Żyjemy w epoce, która walczy z wszelkimi wykluczeniami, a naród z natury rzeczy polega na wykluczeniu. Przynależność narodową (co nie musi znaczyć – etniczną) określa się poprzez przeciwstawienie rodaków cudzoziemcom. Nic dziwnego więc, że naród i patriotyzm kiepsko pasują do dominującej dziś kultury. Z drugiej strony nawet w Europie obserwujemy renesans narodu.Nie sposób wyobrazić sobie demokracji oderwanej od narodu. Współczesny demos to naród właśnie. A demokracja to również współczesny fetysz. Demokracja nie udaje się w zbiorowościach, które nie mają poczucia tożsamości. Jeśli nie istnieje nadrzędna, narodowa wspólnota, to poszczególne grupy etniczne organizują się nie na rzecz nieistniejącego dobra wspólnego, ale przeciw sobie, tak jak dzieje się to w pseudopaństwach współczesnej Afryki.Cokolwiek byśmy wymyślali, to naród pozostaje największą możliwą wspólnotą, z którą jesteśmy w stanie się zidentyfikować. Gatunkowa, ludzka przynależność, choć oczywista, ma nieco abstrakcyjny charakter. Owszem, powinniśmy kochać, a co najmniej szanować, bliźniego swego, ale to naród wyznacza naszą najszerszą tożsamość. Dlatego określany bywa jako wspólnota losu. Możemy zerwać z nim, ale trudność i doniosłość takiego aktu odsłaniają nam znaczenie narodowej przynależności.Ludzie potrzebują wspólnoty, która każe im przekroczyć wymiar indywidualnego czy rodzinnego bytowania i włączyć się w szerszą odpowiedzialność. Ta odpowiedzialność jest na tyle konkretna, że może być powszechnie rozpoznawana. Urodziliśmy się w określonym miejscu, w konkretnej kulturze wyznaczanej znanymi wydarzeniami. Dziedziczymy i powinniśmy zostawić po sobie spadek.W imię narodu w niedawnej historii popełniano monstrualne zbrodnie. Potwierdza to tylko prawdę, że wszystkie ludzkie cnoty i wartości mogą zostać znieprawione. Gdybyśmy chcieli odrzucać je z tego powodu, zostalibyśmy z pustymi rękami. Nie tylko jesteśmy ciągle skazani na narodową tożsamość, ale powinna być ona źródłem naszych przewag i godności.

anonim,

November 17, 2009 15:50

Skomentuj komentarz

Wszyscy zadają pytanie „jak efektywnie wykorzystywać środki unijne” a nikt nie ma odwagi (albo mądrości) aby zapytać „czy wykorzystywać środki unijne”?

Hocus,

November 18, 2009 21:55

Skomentuj komentarz

Tego, że jesteśmy w UE – nie zmienię.Tego, jak działa UE – nie zmienię.Tego, że inni będą wykorzystywać środki – nie zmienię.Natomiast na to, co zrobię ze swoim prywatnym „byciem w UE” wpływ mam całkiem spory.Konkluzja: jak dają, to brać. Bo kiedyś przestaną dawać. I wykorzystywać najlepiej jak się potrafi to co dali dla dobra tego wszystkiego, na co wpływ mam. Pewnie nie raz zaboli. Przynajmniej będę wiedział, że czegoś nowego się nauczyłem 🙂

anonim,

November 25, 2009 18:32

Skomentuj komentarz

Opony z etykietami jak na pralkachgazeta.pl, tm, PAP, 2009-11-25 14:30Od 2012 r. nowe opony sprzedawane w Unii Europejskiej będą musiały być zaopatrzone w etykietki informujące o ich wpływie na zużycie paliwa, przyczepności do wilgotnego podłoża oraz hałasie.Parlament Europejski zatwierdził w środę nowe unijne rozporządzenie, które ma skłonić konsumentów do wyboru bardziej przyjaznych środowisku opon.Na oponach obowiązkowo pojawią się etykietki znane już np. ze sprzętu gospodarstwa domowego, gdzie sygnalizują zużycie energii. KE przekonuje, że z oponami jest podobnie jak z pralkami czy lodówkami – używając odpowiednich, można oszczędzić do 10 proc. paliwa.

adam@kormoran,

November 28, 2009 19:47

Skomentuj komentarz

UE to barbaria!!
Dowód:

Fundamentami naszej cywilizacji są filozofia grecka, prawo rzymskie i etyka chrześcijańska.

Starożytni Rzymianie uważali, że największą zbrodnią wobec podbitego narodu jest odebranie mu jego języka.
Drugą zbrodnią, niemal równie poważną, jest odebranie narodowi jego praw.
Mimo, że podbili cały basen Morza Śródziemnego nie robili nigdy ani jednego, ani drugiego.
Ślady tego odnajdujemy w Ewangelii.
Rzymski namiestnik Poncjusz Piłat szanuje zwyczaj Żydów – najbardziej pogardzanego narodu imperium –
i zgodnie z tradycją uwalnia jednego więźnia.

A był obowiązany uwalniać im jednego na święta (Łk 23,17)

A na każde święto namiestnik miał zwyczaj uwalniać jednego więźnia, którego chcieli (Mt 27,15)
Na każde zaś święto miał zwyczaj uwalniać im jednego więźnia, którego żądali. (Mk 15,6)
Tłum przyszedł i zaczął domagać się tego, co zawsze dla nich czynił. (Mk 15,8)
Jest zaś u was zwyczaj, że na Paschę uwalniam wam jednego więźnia. (J 18,39)

czy wreszcie:

Piłat rzekł więc do nich: „Weźcie go sobie i osądźcie według swojego prawa”. (J 18,30)

A w eurosojuzie? — harmonizacja — normy na oscypki, na banany, na żarówki — rzygać się chce.

c.b.d.u.

Skomentuj notkę
Dowód:
Fundamentami naszej cywilizacji są filozofia grecka, prawo rzymskie i etyka chrześcijańska.
Starożytni Rzymianie uważali, że największą zbrodnią wobec podbitego narodu jest odebranie mu jego języka.
Drugą zbrodnią, niemal równie poważną, jest odebranie narodowi jego praw.
Mimo, że podbili cały basen Morza Śródziemnego nie robili nigdy ani jednego, ani drugiego.
Ślady tego odnajdujemy w Ewangelii.
Rzymski namiestnik Poncjusz Piłat szanuje zwyczaj Żydów – najbardziej pogardzanego narodu imperium –
i zgodnie z tradycją uwalnia jednego więźnia.
A był obowiązany uwalniać im jednego na święta (Łk 23,17)

A na każde święto namiestnik miał zwyczaj uwalniać jednego więźnia, którego chcieli (Mt 27,15)
Na każde zaś święto miał zwyczaj uwalniać im jednego więźnia, którego żądali. (Mk 15,6)
Tłum przyszedł i zaczął domagać się tego, co zawsze dla nich czynił. (Mk 15,8)
Jest zaś u was zwyczaj, że na Paschę uwalniam wam jednego więźnia. (J 18,39)
czy wreszcie:
Piłat rzekł więc do nich: „Weźcie go sobie i osądźcie według swojego prawa”. (J 18,30)
A w eurosojuzie? — harmonizacja — normy na oscypki, na banany, na żarówki — rzygać się chce.
c.b.d.u.
Kto od miecza wojuje od miecza ginie. Tak wiele pojawiało się przed wyborami spotów antyPiSowskich – teraz mamy piękną serie pt. „Cuda się skończyły”. Brakuje mi najnowszego o rodzinnej wycieczcie ministra Grasia.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
spot,
po,
pis

Komentarze: (1)

JURCYS56,

February 27, 2011 09:51

Skomentuj komentarz

FAJOWA STRONKA PRZYŁĄCZAM SIĘ RĘKOMA I NOGAMI DO TEJ STRONY — POZDRAWIAM !!!!!!!!

Skomentuj notkę
Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
spot,
po,
pis

Komentarze: (1)

JURCYS56,

February 27, 2011 09:51

Skomentuj komentarz

FAJOWA STRONKA PRZYŁĄCZAM SIĘ RĘKOMA I NOGAMI DO TEJ STRONY — POZDRAWIAM !!!!!!!!

Skomentuj notkę
Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
spot,
po,
pis

Komentarze: (1)

JURCYS56,

February 27, 2011 09:51

Skomentuj komentarz

FAJOWA STRONKA PRZYŁĄCZAM SIĘ RĘKOMA I NOGAMI DO TEJ STRONY — POZDRAWIAM !!!!!!!!

Skomentuj notkę
Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
spot,
po,
pis

Komentarze: (1)

JURCYS56,

February 27, 2011 09:51

Skomentuj komentarz

FAJOWA STRONKA PRZYŁĄCZAM SIĘ RĘKOMA I NOGAMI DO TEJ STRONY — POZDRAWIAM !!!!!!!!

Skomentuj notkę
Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
spot,
po,
pis

Komentarze: (1)

JURCYS56,

February 27, 2011 09:51

Skomentuj komentarz

FAJOWA STRONKA PRZYŁĄCZAM SIĘ RĘKOMA I NOGAMI DO TEJ STRONY — POZDRAWIAM !!!!!!!!

Skomentuj notkę
Zdjęcie zrobiłem na dworcu kolejowym w Białymstoku. Zrobiłem, bo mnie zdziwiło skojarzenie marketingowców tak a nie inaczej reklamujących książki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
żytnia,
książki,
księgarnia,
wódka żytnia

Komentarze: (5)

anonim,

August 24, 2009 10:43

Skomentuj komentarz

bo książki są extra

ja,

August 24, 2009 23:28

Skomentuj komentarz

a ja się dziwie jak tak szybko skojarzyłeś to z żytnią?:) ja bym nie skojarzył;)

anonim,

August 25, 2009 15:24

Skomentuj komentarz

ja też się zdziwiłem – niestety, często ten napis przewijał się w mojej młodości przed moimi oczami.

anonim,

September 5, 2009 20:49

Skomentuj komentarz

… fachowców którzy mają w małym palcu: strukturę, fakturę, powierzchnię, kolor, materię.

symimir,

November 23, 2009 09:11

Skomentuj komentarz

Za moich mlodych czasow o piciu mowilo sie ze czyta sie ksiazki, ale nigdy bym nie pomyslala, ze pojawi sie to nawet w takiej formie 😉

Skomentuj notkę
Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
żytnia,
książki,
księgarnia,
wódka żytnia

Komentarze: (5)

anonim,

August 24, 2009 10:43

Skomentuj komentarz

bo książki są extra

ja,

August 24, 2009 23:28

Skomentuj komentarz

a ja się dziwie jak tak szybko skojarzyłeś to z żytnią?:) ja bym nie skojarzył;)

anonim,

August 25, 2009 15:24

Skomentuj komentarz

ja też się zdziwiłem – niestety, często ten napis przewijał się w mojej młodości przed moimi oczami.

anonim,

September 5, 2009 20:49

Skomentuj komentarz

… fachowców którzy mają w małym palcu: strukturę, fakturę, powierzchnię, kolor, materię.

symimir,

November 23, 2009 09:11

Skomentuj komentarz

Za moich mlodych czasow o piciu mowilo sie ze czyta sie ksiazki, ale nigdy bym nie pomyslala, ze pojawi sie to nawet w takiej formie 😉

Skomentuj notkę
Mam w domu telewizje JAMBOX, duży i dobry telewizor Sharpa – a to sprawia,
że jak nigdy wcześniej oglądam sobie sport, a dokładnie mistrzostwa w
Berlinie. Oglądam i widzę ciekawe efekty:

– na TVP HD leci wersja międzynarodowa, z polskim komentarzem robionym z
Warszawy. Obraz przepiękny, choć jak TVP robi rano powtórki to już jest
nieco gorszy niż ten co leci na żywo. (Można by sprawdzić jakim strumieniem
to leci, ale jak na moje oko to gdzieś pod 20Mb/s jak nic).

– na Eurosporcie leci wersja EuroSportowa (Europejska), z polskim
komentarzem ale nie wiem czy komentatorzy siedzą na stadionie, czy też w
studiu w Wawie. Wersja ta ma wiele wywiadów z zawodnikami najczęściej jednak
z Niemcami lub Anglikami. Obraz taki sobie, po prostu SD. Komentarz
redaktorów jest świetny gdyby nie dźwięk. Dźwięk jest fatalny, bo automat
realizuje miksowanie fonii i gdy tylko redaktor zamilknie pojawia się głosny
szum ze stadionu. Wstydzili by się – to płatny kanał a taka zła jakość
fonii.

– na TVP Sport, z kopią czasem na TVP Info i czasem TVP 2 leci wersja polska
(inna niż na TVP-HD), z innymi komentatorami chyba siedzącymi w Berlinie na
stadionie, w każdym razie są wstawki z wywiadami z polskimi sportowcami i to
jest fajne. Jakoś tego obrazu jest fatalna, do tego 16:9 robione poprzez
czarne paski na górze i dole. Jak ktoś ma jednocześnie HD to żal na to
patrzeć.

Ot, taka ciekawostka.

Kategorie:
obserwator, telewizja, iptv, _blog

Słowa kluczowe:
jambox,
berlin,
mistrzostwa,
eurosport,
tvp-hd,
tvp

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
– na TVP HD leci wersja międzynarodowa, z polskim komentarzem robionym z
Warszawy. Obraz przepiękny, choć jak TVP robi rano powtórki to już jest
nieco gorszy niż ten co leci na żywo. (Można by sprawdzić jakim strumieniem
to leci, ale jak na moje oko to gdzieś pod 20Mb/s jak nic).

– na Eurosporcie leci wersja EuroSportowa (Europejska), z polskim
komentarzem ale nie wiem czy komentatorzy siedzą na stadionie, czy też w
studiu w Wawie. Wersja ta ma wiele wywiadów z zawodnikami najczęściej jednak
z Niemcami lub Anglikami. Obraz taki sobie, po prostu SD. Komentarz
redaktorów jest świetny gdyby nie dźwięk. Dźwięk jest fatalny, bo automat
realizuje miksowanie fonii i gdy tylko redaktor zamilknie pojawia się głosny
szum ze stadionu. Wstydzili by się – to płatny kanał a taka zła jakość
fonii.

– na TVP Sport, z kopią czasem na TVP Info i czasem TVP 2 leci wersja polska
(inna niż na TVP-HD), z innymi komentatorami chyba siedzącymi w Berlinie na
stadionie, w każdym razie są wstawki z wywiadami z polskimi sportowcami i to
jest fajne. Jakoś tego obrazu jest fatalna, do tego 16:9 robione poprzez
czarne paski na górze i dole. Jak ktoś ma jednocześnie HD to żal na to
patrzeć.

Ot, taka ciekawostka.

Kategorie:
obserwator, telewizja, iptv, _blog

Słowa kluczowe:
jambox,
berlin,
mistrzostwa,
eurosport,
tvp-hd,
tvp

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
– na Eurosporcie leci wersja EuroSportowa (Europejska), z polskim
komentarzem ale nie wiem czy komentatorzy siedzą na stadionie, czy też w
studiu w Wawie. Wersja ta ma wiele wywiadów z zawodnikami najczęściej jednak
z Niemcami lub Anglikami. Obraz taki sobie, po prostu SD. Komentarz
redaktorów jest świetny gdyby nie dźwięk. Dźwięk jest fatalny, bo automat
realizuje miksowanie fonii i gdy tylko redaktor zamilknie pojawia się głosny
szum ze stadionu. Wstydzili by się – to płatny kanał a taka zła jakość
fonii.

– na TVP Sport, z kopią czasem na TVP Info i czasem TVP 2 leci wersja polska
(inna niż na TVP-HD), z innymi komentatorami chyba siedzącymi w Berlinie na
stadionie, w każdym razie są wstawki z wywiadami z polskimi sportowcami i to
jest fajne. Jakoś tego obrazu jest fatalna, do tego 16:9 robione poprzez
czarne paski na górze i dole. Jak ktoś ma jednocześnie HD to żal na to
patrzeć.

Ot, taka ciekawostka.

Kategorie:
obserwator, telewizja, iptv, _blog

Słowa kluczowe:
jambox,
berlin,
mistrzostwa,
eurosport,
tvp-hd,
tvp

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
– na TVP Sport, z kopią czasem na TVP Info i czasem TVP 2 leci wersja polska
(inna niż na TVP-HD), z innymi komentatorami chyba siedzącymi w Berlinie na
stadionie, w każdym razie są wstawki z wywiadami z polskimi sportowcami i to
jest fajne. Jakoś tego obrazu jest fatalna, do tego 16:9 robione poprzez
czarne paski na górze i dole. Jak ktoś ma jednocześnie HD to żal na to
patrzeć.

Ot, taka ciekawostka.

Kategorie:
obserwator, telewizja, iptv, _blog

Słowa kluczowe:
jambox,
berlin,
mistrzostwa,
eurosport,
tvp-hd,
tvp

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ot, taka ciekawostka.

Kategorie:
obserwator, telewizja, iptv, _blog

Słowa kluczowe:
jambox,
berlin,
mistrzostwa,
eurosport,
tvp-hd,
tvp

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Niesformatowane przemyślenia ….

(…)

1. Lewicowość zakłada, że ludzie są prawie dobrzy. Jeżeli w społeczeństwie coś nie działa tak, aby dawać wszystkim tam potrzebna satysfakcję lewicowość będzie wierzyć, a czasem tej wierze aktywnie pomagać aby ludzie pozmieniali się.

2. Prawicowość zakłada, ze ludzie są jacy są (czyli są źli) i należy tak poukładać ich relacje aby to zło jak najmniej bolało, aby dało się żyć.

3. Lewicowość jest bardziej agresywna, bo przedstawiciel lewicowości, często sierpem i młotkiem będzie przekonywał wszystkich wokoło, że mają być tacy jak on sobie właśnie chwilowo wymyślił.

4. Oczywiście lewicowcy większą agresję widzą w prawicy wskazując jako przykład na socjalistę Hitlera. Zbrodnie Leninów, Trockich, Stalinów, Che oraz Kadafich to tylko wypatrzenia na drodze ludzkości do pełni szczęścia.

LEWICA…
człowiek lewicy uważa, że jemu wolno, ze jest powyżej prawa, zasad, że on kształtując nową rzeczywistość nie musi się stosować do zasad, które głosi, bo przecież on je tworzy. Jednocześnie będzie ostro zwalczał tych, którzy jego zasad nie przestrzegają i będzie miał prawo to robić, wszak to on jest kreatorem zmian.

*

Lewicowe myślenie?

Ludzie lewicy wierzą, że ludzie są dobrzy, a jeżeli chwilowo nie są to z czasem (ewolucyjna lub rewolucyjna zmiana świata) będą.

Ludzie prawicy wiedzą, że ludzie są źli i próbują tak urządzić swoje życie i świat aby dało się z tym żyć mimo to…. Zobacz więcej

Ludzi lewicy są zaskakiwani. Czyżbyś dał się zaskoczyć? A Rz 3.23 o czym mówi?

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
lewica,
prawica,
lewicowość

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
1. Lewicowość zakłada, że ludzie są prawie dobrzy. Jeżeli w społeczeństwie coś nie działa tak, aby dawać wszystkim tam potrzebna satysfakcję lewicowość będzie wierzyć, a czasem tej wierze aktywnie pomagać aby ludzie pozmieniali się.

2. Prawicowość zakłada, ze ludzie są jacy są (czyli są źli) i należy tak poukładać ich relacje aby to zło jak najmniej bolało, aby dało się żyć.

3. Lewicowość jest bardziej agresywna, bo przedstawiciel lewicowości, często sierpem i młotkiem będzie przekonywał wszystkich wokoło, że mają być tacy jak on sobie właśnie chwilowo wymyślił.

4. Oczywiście lewicowcy większą agresję widzą w prawicy wskazując jako przykład na socjalistę Hitlera. Zbrodnie Leninów, Trockich, Stalinów, Che oraz Kadafich to tylko wypatrzenia na drodze ludzkości do pełni szczęścia.

LEWICA…
człowiek lewicy uważa, że jemu wolno, ze jest powyżej prawa, zasad, że on kształtując nową rzeczywistość nie musi się stosować do zasad, które głosi, bo przecież on je tworzy. Jednocześnie będzie ostro zwalczał tych, którzy jego zasad nie przestrzegają i będzie miał prawo to robić, wszak to on jest kreatorem zmian.

*

Lewicowe myślenie?

Ludzie lewicy wierzą, że ludzie są dobrzy, a jeżeli chwilowo nie są to z czasem (ewolucyjna lub rewolucyjna zmiana świata) będą.

Ludzie prawicy wiedzą, że ludzie są źli i próbują tak urządzić swoje życie i świat aby dało się z tym żyć mimo to…. Zobacz więcej

Ludzi lewicy są zaskakiwani. Czyżbyś dał się zaskoczyć? A Rz 3.23 o czym mówi?

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
lewica,
prawica,
lewicowość

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
2. Prawicowość zakłada, ze ludzie są jacy są (czyli są źli) i należy tak poukładać ich relacje aby to zło jak najmniej bolało, aby dało się żyć.

3. Lewicowość jest bardziej agresywna, bo przedstawiciel lewicowości, często sierpem i młotkiem będzie przekonywał wszystkich wokoło, że mają być tacy jak on sobie właśnie chwilowo wymyślił.

4. Oczywiście lewicowcy większą agresję widzą w prawicy wskazując jako przykład na socjalistę Hitlera. Zbrodnie Leninów, Trockich, Stalinów, Che oraz Kadafich to tylko wypatrzenia na drodze ludzkości do pełni szczęścia.

LEWICA…
człowiek lewicy uważa, że jemu wolno, ze jest powyżej prawa, zasad, że on kształtując nową rzeczywistość nie musi się stosować do zasad, które głosi, bo przecież on je tworzy. Jednocześnie będzie ostro zwalczał tych, którzy jego zasad nie przestrzegają i będzie miał prawo to robić, wszak to on jest kreatorem zmian.

*

Lewicowe myślenie?

Ludzie lewicy wierzą, że ludzie są dobrzy, a jeżeli chwilowo nie są to z czasem (ewolucyjna lub rewolucyjna zmiana świata) będą.

Ludzie prawicy wiedzą, że ludzie są źli i próbują tak urządzić swoje życie i świat aby dało się z tym żyć mimo to…. Zobacz więcej

Ludzi lewicy są zaskakiwani. Czyżbyś dał się zaskoczyć? A Rz 3.23 o czym mówi?

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
lewica,
prawica,
lewicowość

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
3. Lewicowość jest bardziej agresywna, bo przedstawiciel lewicowości, często sierpem i młotkiem będzie przekonywał wszystkich wokoło, że mają być tacy jak on sobie właśnie chwilowo wymyślił.

4. Oczywiście lewicowcy większą agresję widzą w prawicy wskazując jako przykład na socjalistę Hitlera. Zbrodnie Leninów, Trockich, Stalinów, Che oraz Kadafich to tylko wypatrzenia na drodze ludzkości do pełni szczęścia.

LEWICA…
człowiek lewicy uważa, że jemu wolno, ze jest powyżej prawa, zasad, że on kształtując nową rzeczywistość nie musi się stosować do zasad, które głosi, bo przecież on je tworzy. Jednocześnie będzie ostro zwalczał tych, którzy jego zasad nie przestrzegają i będzie miał prawo to robić, wszak to on jest kreatorem zmian.

*

Lewicowe myślenie?

Ludzie lewicy wierzą, że ludzie są dobrzy, a jeżeli chwilowo nie są to z czasem (ewolucyjna lub rewolucyjna zmiana świata) będą.

Ludzie prawicy wiedzą, że ludzie są źli i próbują tak urządzić swoje życie i świat aby dało się z tym żyć mimo to…. Zobacz więcej

Ludzi lewicy są zaskakiwani. Czyżbyś dał się zaskoczyć? A Rz 3.23 o czym mówi?

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
lewica,
prawica,
lewicowość

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
4. Oczywiście lewicowcy większą agresję widzą w prawicy wskazując jako przykład na socjalistę Hitlera. Zbrodnie Leninów, Trockich, Stalinów, Che oraz Kadafich to tylko wypatrzenia na drodze ludzkości do pełni szczęścia.

LEWICA…
człowiek lewicy uważa, że jemu wolno, ze jest powyżej prawa, zasad, że on kształtując nową rzeczywistość nie musi się stosować do zasad, które głosi, bo przecież on je tworzy. Jednocześnie będzie ostro zwalczał tych, którzy jego zasad nie przestrzegają i będzie miał prawo to robić, wszak to on jest kreatorem zmian.

*

Lewicowe myślenie?

Ludzie lewicy wierzą, że ludzie są dobrzy, a jeżeli chwilowo nie są to z czasem (ewolucyjna lub rewolucyjna zmiana świata) będą.

Ludzie prawicy wiedzą, że ludzie są źli i próbują tak urządzić swoje życie i świat aby dało się z tym żyć mimo to…. Zobacz więcej

Ludzi lewicy są zaskakiwani. Czyżbyś dał się zaskoczyć? A Rz 3.23 o czym mówi?

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
lewica,
prawica,
lewicowość

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
LEWICA…
człowiek lewicy uważa, że jemu wolno, ze jest powyżej prawa, zasad, że on kształtując nową rzeczywistość nie musi się stosować do zasad, które głosi, bo przecież on je tworzy. Jednocześnie będzie ostro zwalczał tych, którzy jego zasad nie przestrzegają i będzie miał prawo to robić, wszak to on jest kreatorem zmian.

*

Lewicowe myślenie?

Ludzie lewicy wierzą, że ludzie są dobrzy, a jeżeli chwilowo nie są to z czasem (ewolucyjna lub rewolucyjna zmiana świata) będą.

Ludzie prawicy wiedzą, że ludzie są źli i próbują tak urządzić swoje życie i świat aby dało się z tym żyć mimo to…. Zobacz więcej

Ludzi lewicy są zaskakiwani. Czyżbyś dał się zaskoczyć? A Rz 3.23 o czym mówi?

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
lewica,
prawica,
lewicowość

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
*

Lewicowe myślenie?

Ludzie lewicy wierzą, że ludzie są dobrzy, a jeżeli chwilowo nie są to z czasem (ewolucyjna lub rewolucyjna zmiana świata) będą.

Ludzie prawicy wiedzą, że ludzie są źli i próbują tak urządzić swoje życie i świat aby dało się z tym żyć mimo to…. Zobacz więcej

Ludzi lewicy są zaskakiwani. Czyżbyś dał się zaskoczyć? A Rz 3.23 o czym mówi?

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
lewica,
prawica,
lewicowość

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Lewicowe myślenie?

Ludzie lewicy wierzą, że ludzie są dobrzy, a jeżeli chwilowo nie są to z czasem (ewolucyjna lub rewolucyjna zmiana świata) będą.

Ludzie prawicy wiedzą, że ludzie są źli i próbują tak urządzić swoje życie i świat aby dało się z tym żyć mimo to…. Zobacz więcej

Ludzi lewicy są zaskakiwani. Czyżbyś dał się zaskoczyć? A Rz 3.23 o czym mówi?

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
lewica,
prawica,
lewicowość

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ludzie lewicy wierzą, że ludzie są dobrzy, a jeżeli chwilowo nie są to z czasem (ewolucyjna lub rewolucyjna zmiana świata) będą.

Ludzie prawicy wiedzą, że ludzie są źli i próbują tak urządzić swoje życie i świat aby dało się z tym żyć mimo to…. Zobacz więcej

Ludzi lewicy są zaskakiwani. Czyżbyś dał się zaskoczyć? A Rz 3.23 o czym mówi?

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
lewica,
prawica,
lewicowość

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ludzie prawicy wiedzą, że ludzie są źli i próbują tak urządzić swoje życie i świat aby dało się z tym żyć mimo to…. Zobacz więcej

Ludzi lewicy są zaskakiwani. Czyżbyś dał się zaskoczyć? A Rz 3.23 o czym mówi?

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
lewica,
prawica,
lewicowość

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ludzi lewicy są zaskakiwani. Czyżbyś dał się zaskoczyć? A Rz 3.23 o czym mówi?

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
lewica,
prawica,
lewicowość

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ponoć w Polsce monopol na hazard ma państwo. Ponoć w zamian za straty społeczne Totalizator Sportowy buduje stadiony. Ponoć Polacy na hazard wydają więcej niż na wódę.
To wszystko niepewne i niesprawdzone dane, więc dołożę jeszcze jedną, niesprawdzoną – liczba punktów hazardowych w moim mieście przekroczyła liczbę punktów sprzedaży Plusa, Ery, Playa i Orange razem wziętych.
Co to się dzieje?!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
hazard

Komentarze: (2)

anonim,

October 1, 2009 00:22

Skomentuj komentarz

Z rzepy(…)W 2008 r. przychody z gier i zakładów wzajemnych, według danych resortu finansów, wyniosły przeszło 17,1 mld zł. Tylko w pierwszym półroczu tego roku przekroczyły 9,8 mld. zł.http://www.rp.pl/artykul/370871_CBA_ostrzega_przed_zmiana_ustawy_o_grach.html

anonim,

October 4, 2009 15:58

Skomentuj komentarz

http://pamietnikhazardzisty.salon24.pl/128561,sedno-hazardowej-afery-mam-nadzieje-ze-groch-drazy-scianeMafia wygrywa z papierowym państwemOd wczoraj czytam posty i artykuły, oglądam programy na temat afery hazardowej. Był jeden program (a właściwie tylko pół) o prawdziwej naturze tego problemu. Wczoraj w Warto Rozmawiać pokazano część rzeczywistej natury tego biznesu. Zahaczono o problem społeczny.Żaden z bloggerów nie przedstawił natury problemu. Wszyscy od Leskiego do Ściosa polegli w temacie, pisząc mniej lub bardziej udane analizy rzeczywistości medialnej tudzież politycznej. Gonią za kością rzucona przez PO lub tą rzuconą przez CBA. Ulubiony Ścios analizuje historię ustawodawczą, Dorn wskazuje Chlebowskiego jako autora niechlubnych poprawek do sldowskiej ustawy, płytki jak zwykle Leski pisze już chyba z 10 wpis (o czym?- a każdy wisi na SG!), jeszcze ktoś inny analizuje kto zyska a kto straci dzieląc na bohaterów grupowych i abstrakcyjnych. Większość zgodnie z noszoną barwą partyjnych koszulek gryzą przeciwników po kostkach.Jesteście jak oszalali ślepcy, gryzący się nawzajem, zaślepieni własną ograniczonością i niewiedzą, własna partyjną miłością lub nienawiścią. Poza te horyzonty nie wykroczyliście tym razem. Jedyny post Hazardzisty dotykający natury rzeczy nie dostał się nawet na SG Salonu24. Spróbuję wyłożyć to czego moim odczuciu nie dostrzegacie i co tak ostro we wstępie skrytykowałem. Afera, którą odkryło CBA ma kilka warstw: Warstwa polityczna realnaWarstwa polityczna medialnaWarstwa rzeczywista biznesowo kryminalna – skutecznie pomijana przez wszystkichWarstwa społeczna.- opisana jedynie przez Hazardzistę Warstwa polityczna realnaAfera odsłania, podobnie jak ta rywinowska, rzeczywisty obraz naszej polityki. Pokazuje sposób pisania ustaw, pokazuje słabość etyczno-morlaną głównych przedstawicieli reprezentujących nas polityków. Pokazuje słabość naszego państwa w zderzeniu z twardą rzeczywistością posługującą się metodami kryminalnymi do osiągnięcia zakładanych celów.W warstwie tej widzimy polityków siedzących w kieszeniach biznesmenów – a raczej kryminalistów w białych kołnierzykach. Warstwa medialna została przez was dokładnie opisana. Rozgrywa się gra, PO walczy by ośmieszyć Kamińskiego, by zredukować własną odpowiedzialność zaistniałą sytuację. PiS i SLD usiłuję na sprawie politycznie coś ugrać. W imię politycznej władzy sprawie medialnie ukręci się łeb (pewnie łeb Kamińskiego) by nie ponosić kosztownej odpowiedzialności politycznej. Tusk nie wyrzuci z sań Mira bo ten trzyma kasę ani Grzesia bo ten saniami powozi a Tusk nie umie. Warstwa rzeczywista biznesowo kryminalnaAspekt ten jest najciekawszym ale i najtrudniejszym do zrozumienia. Nie znajdziecie uczciwych ekspertów co powiedzą Wam co i jak. Będziecie przeżywać aferę w słodkiej nieświadomości o co idzie gra. Biznes na automatach jest liczony w miliardach. W każdej budce z kebabem stoją po 3 czyli maksymalna ilość. Właściciele mówią, że to lepszy biznes niż kebab. Bo tak rzeczywiście jest. Ale oni od tego maja jeynie małą prowizję – lwią część zbiera mafijny oligopol.Istotą tych automatów było to, że można na nich wygrać nie więcej niż 15 euro. Faktycznie dzięki lukom w prawie (stworzonym przez SLD z udziałem Chlebowskiego) można wygrać kilkanaście-kilkadziesiąt tys. złotych. Jeśli tyle można wygrać to oznacza że tyle też można przegrać. Czyli mamy do czynienia z poważnymi kwotami (a to powoduje uzależnienia vide warstwa społeczna). Fakt ten sprawia, że na każdym osiedlu, w tysiącach spelunek istnieją mini kasyna. Nieregulowane ostrzej przez prawo. Opodatkowanie maszyn, jest właściwie zerowe. Nie ma VAT a zryczałtowany podatek w porównaniu do przychodów jest śmieszny.W programie Pospieszalskiego, odkryto mechanizm procederu prania brudnych pieniędzy poprzez maszyny do gier. Gangster we własnej „szulerni” wrzuca lewe pieniądze z przestępstw (dragi, burdele, kradzieże etc), odprowadza od nich jedynie skromny zryczałtowany podatek. W ten sposób brudne pieniądze bez żadnych dodatkowych kosztów zostają wyprane. Jedyny poważny koszt to opłata rejestracyjna – ale to pikuś wobec skali zysków z tego biznesu. Naprawdę zyski z maszyn są ogromne.Luka w systemie jest wielka i płynie przez nią rzeka brudnych pieniędzy.Nie wykluczam, że główni bohaterowie afery są umoczeni w taki proceder a politycy o tym doskonale wiedzą. Warstwa społeczna – jest w tym wszystkim najważniejsza. Opisał ją Hazardzista w swoim wpisie więc nie będę jej powtarzał. Każdy z czytelników jako zadanie domowe powinien zapoznać się choć z jedną osobą dotkniętą przez uzależnienie hazardowe. Otworzą się Wam oczy. Warto bo ćwiczenie osobowości i poszerzenie horyzontów powiększy Wasz humanitaryzm, którego tu widzę czasami głęboki deficyt. Ślepcy w Salonie24W komentarzu pod wpisem hazardzisty, który jako jedyny poruszył ten aspekt, napisałem co sądzę o naszych Adminach. Oni nie wrzucają na stronę główną tematów traktujących o poważnych problemach społecznych, chyba ze te są przedmiotem politycznego sporu polityków. W efekcie dyskusja na Salonie24 zostaje spłycona do nawalanki pomiędzy zwolennikami ugrupowań. W efekcie Salon24, nad którym wszyscy od czasu do czasu tak się zachwycamy, jest jedynie platformą płytkich politycznych analiz. Chciałbym wierzyć, że zainteresowanie polityczne obecnych tu bloggerów, jest nie tylko propagandą, wymianą poglądów czy uczestnictwem w sporze, ale przede wszystkim ma czemuś służyć. Czemu służy polityka bez chęci zmiany świata na lepszy? W tej sprawie bez zmiany tragicznej sytuacji społecznej milionów ludzi dotkniętych problemem hazardu. Tu zwracam się do Was wszystkich, zwolenników PO, PIS, SLD i PSL.Czy Wasze partie zrobiły coś w kierunku zlikwidowania szerzącego się w zastraszającym tempie, masowego zjawiska uzależnienia od hazardu?Co wyście uczynili? Żaden polityk w zderzeniu z mafią sobie nie poradzi. Nie zrobi tego ani Tusk ani Kaczyński.Nie zrobi tego PO ani PiS samodzielnie. Miałem cichą i naiwną nadzieję że spotkanie u Prezydenta będzie początkiem umowy partyjnej by załatwić ten problem a wykorzystane tylko po to by Prezydent umoczyć w rozgrywce partyjnej.Teraz już po spotkaniu wiemy, że politycy porządku nie zrobią bo mafia jest silna i ich zniszczy. Mafia opłaca lobbystów i ma swoich polityków rozlokowanych we wszystkich partiach.Problem polega na żenująco niskiej świadomości społecznej. To dzięki niej łatwo zniszczyć polityka – dokładnie tak jak Chlebowski z Rysiem próbowali zniszczyć partyjnego kolegę Chlebowskiego, za zgodą Grzesia i przy poparciu Mira.

Skomentuj notkę
To wszystko niepewne i niesprawdzone dane, więc dołożę jeszcze jedną, niesprawdzoną – liczba punktów hazardowych w moim mieście przekroczyła liczbę punktów sprzedaży Plusa, Ery, Playa i Orange razem wziętych.
Co to się dzieje?!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
hazard

Komentarze: (2)

anonim,

October 1, 2009 00:22

Skomentuj komentarz

Z rzepy(…)W 2008 r. przychody z gier i zakładów wzajemnych, według danych resortu finansów, wyniosły przeszło 17,1 mld zł. Tylko w pierwszym półroczu tego roku przekroczyły 9,8 mld. zł.http://www.rp.pl/artykul/370871_CBA_ostrzega_przed_zmiana_ustawy_o_grach.html

anonim,

October 4, 2009 15:58

Skomentuj komentarz

http://pamietnikhazardzisty.salon24.pl/128561,sedno-hazardowej-afery-mam-nadzieje-ze-groch-drazy-scianeMafia wygrywa z papierowym państwemOd wczoraj czytam posty i artykuły, oglądam programy na temat afery hazardowej. Był jeden program (a właściwie tylko pół) o prawdziwej naturze tego problemu. Wczoraj w Warto Rozmawiać pokazano część rzeczywistej natury tego biznesu. Zahaczono o problem społeczny.Żaden z bloggerów nie przedstawił natury problemu. Wszyscy od Leskiego do Ściosa polegli w temacie, pisząc mniej lub bardziej udane analizy rzeczywistości medialnej tudzież politycznej. Gonią za kością rzucona przez PO lub tą rzuconą przez CBA. Ulubiony Ścios analizuje historię ustawodawczą, Dorn wskazuje Chlebowskiego jako autora niechlubnych poprawek do sldowskiej ustawy, płytki jak zwykle Leski pisze już chyba z 10 wpis (o czym?- a każdy wisi na SG!), jeszcze ktoś inny analizuje kto zyska a kto straci dzieląc na bohaterów grupowych i abstrakcyjnych. Większość zgodnie z noszoną barwą partyjnych koszulek gryzą przeciwników po kostkach.Jesteście jak oszalali ślepcy, gryzący się nawzajem, zaślepieni własną ograniczonością i niewiedzą, własna partyjną miłością lub nienawiścią. Poza te horyzonty nie wykroczyliście tym razem. Jedyny post Hazardzisty dotykający natury rzeczy nie dostał się nawet na SG Salonu24. Spróbuję wyłożyć to czego moim odczuciu nie dostrzegacie i co tak ostro we wstępie skrytykowałem. Afera, którą odkryło CBA ma kilka warstw: Warstwa polityczna realnaWarstwa polityczna medialnaWarstwa rzeczywista biznesowo kryminalna – skutecznie pomijana przez wszystkichWarstwa społeczna.- opisana jedynie przez Hazardzistę Warstwa polityczna realnaAfera odsłania, podobnie jak ta rywinowska, rzeczywisty obraz naszej polityki. Pokazuje sposób pisania ustaw, pokazuje słabość etyczno-morlaną głównych przedstawicieli reprezentujących nas polityków. Pokazuje słabość naszego państwa w zderzeniu z twardą rzeczywistością posługującą się metodami kryminalnymi do osiągnięcia zakładanych celów.W warstwie tej widzimy polityków siedzących w kieszeniach biznesmenów – a raczej kryminalistów w białych kołnierzykach. Warstwa medialna została przez was dokładnie opisana. Rozgrywa się gra, PO walczy by ośmieszyć Kamińskiego, by zredukować własną odpowiedzialność zaistniałą sytuację. PiS i SLD usiłuję na sprawie politycznie coś ugrać. W imię politycznej władzy sprawie medialnie ukręci się łeb (pewnie łeb Kamińskiego) by nie ponosić kosztownej odpowiedzialności politycznej. Tusk nie wyrzuci z sań Mira bo ten trzyma kasę ani Grzesia bo ten saniami powozi a Tusk nie umie. Warstwa rzeczywista biznesowo kryminalnaAspekt ten jest najciekawszym ale i najtrudniejszym do zrozumienia. Nie znajdziecie uczciwych ekspertów co powiedzą Wam co i jak. Będziecie przeżywać aferę w słodkiej nieświadomości o co idzie gra. Biznes na automatach jest liczony w miliardach. W każdej budce z kebabem stoją po 3 czyli maksymalna ilość. Właściciele mówią, że to lepszy biznes niż kebab. Bo tak rzeczywiście jest. Ale oni od tego maja jeynie małą prowizję – lwią część zbiera mafijny oligopol.Istotą tych automatów było to, że można na nich wygrać nie więcej niż 15 euro. Faktycznie dzięki lukom w prawie (stworzonym przez SLD z udziałem Chlebowskiego) można wygrać kilkanaście-kilkadziesiąt tys. złotych. Jeśli tyle można wygrać to oznacza że tyle też można przegrać. Czyli mamy do czynienia z poważnymi kwotami (a to powoduje uzależnienia vide warstwa społeczna). Fakt ten sprawia, że na każdym osiedlu, w tysiącach spelunek istnieją mini kasyna. Nieregulowane ostrzej przez prawo. Opodatkowanie maszyn, jest właściwie zerowe. Nie ma VAT a zryczałtowany podatek w porównaniu do przychodów jest śmieszny.W programie Pospieszalskiego, odkryto mechanizm procederu prania brudnych pieniędzy poprzez maszyny do gier. Gangster we własnej „szulerni” wrzuca lewe pieniądze z przestępstw (dragi, burdele, kradzieże etc), odprowadza od nich jedynie skromny zryczałtowany podatek. W ten sposób brudne pieniądze bez żadnych dodatkowych kosztów zostają wyprane. Jedyny poważny koszt to opłata rejestracyjna – ale to pikuś wobec skali zysków z tego biznesu. Naprawdę zyski z maszyn są ogromne.Luka w systemie jest wielka i płynie przez nią rzeka brudnych pieniędzy.Nie wykluczam, że główni bohaterowie afery są umoczeni w taki proceder a politycy o tym doskonale wiedzą. Warstwa społeczna – jest w tym wszystkim najważniejsza. Opisał ją Hazardzista w swoim wpisie więc nie będę jej powtarzał. Każdy z czytelników jako zadanie domowe powinien zapoznać się choć z jedną osobą dotkniętą przez uzależnienie hazardowe. Otworzą się Wam oczy. Warto bo ćwiczenie osobowości i poszerzenie horyzontów powiększy Wasz humanitaryzm, którego tu widzę czasami głęboki deficyt. Ślepcy w Salonie24W komentarzu pod wpisem hazardzisty, który jako jedyny poruszył ten aspekt, napisałem co sądzę o naszych Adminach. Oni nie wrzucają na stronę główną tematów traktujących o poważnych problemach społecznych, chyba ze te są przedmiotem politycznego sporu polityków. W efekcie dyskusja na Salonie24 zostaje spłycona do nawalanki pomiędzy zwolennikami ugrupowań. W efekcie Salon24, nad którym wszyscy od czasu do czasu tak się zachwycamy, jest jedynie platformą płytkich politycznych analiz. Chciałbym wierzyć, że zainteresowanie polityczne obecnych tu bloggerów, jest nie tylko propagandą, wymianą poglądów czy uczestnictwem w sporze, ale przede wszystkim ma czemuś służyć. Czemu służy polityka bez chęci zmiany świata na lepszy? W tej sprawie bez zmiany tragicznej sytuacji społecznej milionów ludzi dotkniętych problemem hazardu. Tu zwracam się do Was wszystkich, zwolenników PO, PIS, SLD i PSL.Czy Wasze partie zrobiły coś w kierunku zlikwidowania szerzącego się w zastraszającym tempie, masowego zjawiska uzależnienia od hazardu?Co wyście uczynili? Żaden polityk w zderzeniu z mafią sobie nie poradzi. Nie zrobi tego ani Tusk ani Kaczyński.Nie zrobi tego PO ani PiS samodzielnie. Miałem cichą i naiwną nadzieję że spotkanie u Prezydenta będzie początkiem umowy partyjnej by załatwić ten problem a wykorzystane tylko po to by Prezydent umoczyć w rozgrywce partyjnej.Teraz już po spotkaniu wiemy, że politycy porządku nie zrobią bo mafia jest silna i ich zniszczy. Mafia opłaca lobbystów i ma swoich polityków rozlokowanych we wszystkich partiach.Problem polega na żenująco niskiej świadomości społecznej. To dzięki niej łatwo zniszczyć polityka – dokładnie tak jak Chlebowski z Rysiem próbowali zniszczyć partyjnego kolegę Chlebowskiego, za zgodą Grzesia i przy poparciu Mira.

Skomentuj notkę
Co to się dzieje?!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
hazard

Komentarze: (2)

anonim,

October 1, 2009 00:22

Skomentuj komentarz

Z rzepy(…)W 2008 r. przychody z gier i zakładów wzajemnych, według danych resortu finansów, wyniosły przeszło 17,1 mld zł. Tylko w pierwszym półroczu tego roku przekroczyły 9,8 mld. zł.http://www.rp.pl/artykul/370871_CBA_ostrzega_przed_zmiana_ustawy_o_grach.html

anonim,

October 4, 2009 15:58

Skomentuj komentarz

http://pamietnikhazardzisty.salon24.pl/128561,sedno-hazardowej-afery-mam-nadzieje-ze-groch-drazy-scianeMafia wygrywa z papierowym państwemOd wczoraj czytam posty i artykuły, oglądam programy na temat afery hazardowej. Był jeden program (a właściwie tylko pół) o prawdziwej naturze tego problemu. Wczoraj w Warto Rozmawiać pokazano część rzeczywistej natury tego biznesu. Zahaczono o problem społeczny.Żaden z bloggerów nie przedstawił natury problemu. Wszyscy od Leskiego do Ściosa polegli w temacie, pisząc mniej lub bardziej udane analizy rzeczywistości medialnej tudzież politycznej. Gonią za kością rzucona przez PO lub tą rzuconą przez CBA. Ulubiony Ścios analizuje historię ustawodawczą, Dorn wskazuje Chlebowskiego jako autora niechlubnych poprawek do sldowskiej ustawy, płytki jak zwykle Leski pisze już chyba z 10 wpis (o czym?- a każdy wisi na SG!), jeszcze ktoś inny analizuje kto zyska a kto straci dzieląc na bohaterów grupowych i abstrakcyjnych. Większość zgodnie z noszoną barwą partyjnych koszulek gryzą przeciwników po kostkach.Jesteście jak oszalali ślepcy, gryzący się nawzajem, zaślepieni własną ograniczonością i niewiedzą, własna partyjną miłością lub nienawiścią. Poza te horyzonty nie wykroczyliście tym razem. Jedyny post Hazardzisty dotykający natury rzeczy nie dostał się nawet na SG Salonu24. Spróbuję wyłożyć to czego moim odczuciu nie dostrzegacie i co tak ostro we wstępie skrytykowałem. Afera, którą odkryło CBA ma kilka warstw: Warstwa polityczna realnaWarstwa polityczna medialnaWarstwa rzeczywista biznesowo kryminalna – skutecznie pomijana przez wszystkichWarstwa społeczna.- opisana jedynie przez Hazardzistę Warstwa polityczna realnaAfera odsłania, podobnie jak ta rywinowska, rzeczywisty obraz naszej polityki. Pokazuje sposób pisania ustaw, pokazuje słabość etyczno-morlaną głównych przedstawicieli reprezentujących nas polityków. Pokazuje słabość naszego państwa w zderzeniu z twardą rzeczywistością posługującą się metodami kryminalnymi do osiągnięcia zakładanych celów.W warstwie tej widzimy polityków siedzących w kieszeniach biznesmenów – a raczej kryminalistów w białych kołnierzykach. Warstwa medialna została przez was dokładnie opisana. Rozgrywa się gra, PO walczy by ośmieszyć Kamińskiego, by zredukować własną odpowiedzialność zaistniałą sytuację. PiS i SLD usiłuję na sprawie politycznie coś ugrać. W imię politycznej władzy sprawie medialnie ukręci się łeb (pewnie łeb Kamińskiego) by nie ponosić kosztownej odpowiedzialności politycznej. Tusk nie wyrzuci z sań Mira bo ten trzyma kasę ani Grzesia bo ten saniami powozi a Tusk nie umie. Warstwa rzeczywista biznesowo kryminalnaAspekt ten jest najciekawszym ale i najtrudniejszym do zrozumienia. Nie znajdziecie uczciwych ekspertów co powiedzą Wam co i jak. Będziecie przeżywać aferę w słodkiej nieświadomości o co idzie gra. Biznes na automatach jest liczony w miliardach. W każdej budce z kebabem stoją po 3 czyli maksymalna ilość. Właściciele mówią, że to lepszy biznes niż kebab. Bo tak rzeczywiście jest. Ale oni od tego maja jeynie małą prowizję – lwią część zbiera mafijny oligopol.Istotą tych automatów było to, że można na nich wygrać nie więcej niż 15 euro. Faktycznie dzięki lukom w prawie (stworzonym przez SLD z udziałem Chlebowskiego) można wygrać kilkanaście-kilkadziesiąt tys. złotych. Jeśli tyle można wygrać to oznacza że tyle też można przegrać. Czyli mamy do czynienia z poważnymi kwotami (a to powoduje uzależnienia vide warstwa społeczna). Fakt ten sprawia, że na każdym osiedlu, w tysiącach spelunek istnieją mini kasyna. Nieregulowane ostrzej przez prawo. Opodatkowanie maszyn, jest właściwie zerowe. Nie ma VAT a zryczałtowany podatek w porównaniu do przychodów jest śmieszny.W programie Pospieszalskiego, odkryto mechanizm procederu prania brudnych pieniędzy poprzez maszyny do gier. Gangster we własnej „szulerni” wrzuca lewe pieniądze z przestępstw (dragi, burdele, kradzieże etc), odprowadza od nich jedynie skromny zryczałtowany podatek. W ten sposób brudne pieniądze bez żadnych dodatkowych kosztów zostają wyprane. Jedyny poważny koszt to opłata rejestracyjna – ale to pikuś wobec skali zysków z tego biznesu. Naprawdę zyski z maszyn są ogromne.Luka w systemie jest wielka i płynie przez nią rzeka brudnych pieniędzy.Nie wykluczam, że główni bohaterowie afery są umoczeni w taki proceder a politycy o tym doskonale wiedzą. Warstwa społeczna – jest w tym wszystkim najważniejsza. Opisał ją Hazardzista w swoim wpisie więc nie będę jej powtarzał. Każdy z czytelników jako zadanie domowe powinien zapoznać się choć z jedną osobą dotkniętą przez uzależnienie hazardowe. Otworzą się Wam oczy. Warto bo ćwiczenie osobowości i poszerzenie horyzontów powiększy Wasz humanitaryzm, którego tu widzę czasami głęboki deficyt. Ślepcy w Salonie24W komentarzu pod wpisem hazardzisty, który jako jedyny poruszył ten aspekt, napisałem co sądzę o naszych Adminach. Oni nie wrzucają na stronę główną tematów traktujących o poważnych problemach społecznych, chyba ze te są przedmiotem politycznego sporu polityków. W efekcie dyskusja na Salonie24 zostaje spłycona do nawalanki pomiędzy zwolennikami ugrupowań. W efekcie Salon24, nad którym wszyscy od czasu do czasu tak się zachwycamy, jest jedynie platformą płytkich politycznych analiz. Chciałbym wierzyć, że zainteresowanie polityczne obecnych tu bloggerów, jest nie tylko propagandą, wymianą poglądów czy uczestnictwem w sporze, ale przede wszystkim ma czemuś służyć. Czemu służy polityka bez chęci zmiany świata na lepszy? W tej sprawie bez zmiany tragicznej sytuacji społecznej milionów ludzi dotkniętych problemem hazardu. Tu zwracam się do Was wszystkich, zwolenników PO, PIS, SLD i PSL.Czy Wasze partie zrobiły coś w kierunku zlikwidowania szerzącego się w zastraszającym tempie, masowego zjawiska uzależnienia od hazardu?Co wyście uczynili? Żaden polityk w zderzeniu z mafią sobie nie poradzi. Nie zrobi tego ani Tusk ani Kaczyński.Nie zrobi tego PO ani PiS samodzielnie. Miałem cichą i naiwną nadzieję że spotkanie u Prezydenta będzie początkiem umowy partyjnej by załatwić ten problem a wykorzystane tylko po to by Prezydent umoczyć w rozgrywce partyjnej.Teraz już po spotkaniu wiemy, że politycy porządku nie zrobią bo mafia jest silna i ich zniszczy. Mafia opłaca lobbystów i ma swoich polityków rozlokowanych we wszystkich partiach.Problem polega na żenująco niskiej świadomości społecznej. To dzięki niej łatwo zniszczyć polityka – dokładnie tak jak Chlebowski z Rysiem próbowali zniszczyć partyjnego kolegę Chlebowskiego, za zgodą Grzesia i przy poparciu Mira.

Skomentuj notkę
Na portalu gazeta.pl czytamy:

Kuria zakazała mszy. Modłów i procesji przeciwko Madonnie nie będzie (…)

Dokładnie zapisano to tak:

Kuria zakazuje mszy przeciw Madonnie
Iwona Szpala, gazeta.pl, 2009-07-14
Warszawska kuria nie zgadza się na mszę polową w intencji odwołania koncertu Madonny. – To sojusz tronu i ołtarza – komentuje przywódca protestu, mazowiecki radny Marian Brudzyński.

Komitet Obrony Wiary i Tradycji Narodowych „Pro Polonia” planował z rozmachem: 31 lipca miała wystartować „publiczna krucjata modlitewna” (…).

(…) arcybiskup Kazimierz Nycz (…)

Pułapka zastawiona przez PRowców Przedsiębiorstwa Madonna (w nazwie używam specjalnie analogii do Przedsiębiorstwa Holocaust) musiała zadziałać. W końcu przedsiębiorstwa to coś, co musi działać sprawnie, fachowo, profesjonalnie, skutecznie – a temat był łatwy, bo katolików w Polsce łatwo podejść, łatwo sprowokować.

W szerokim pojęciu „katolicy” zawsze znajdzie się ktoś, komu coś się nie spodoba i na to niespodobanie będzie publicznie i głośno zanosił skargi do Boga, z akcentem na „publicznie i głośno”, w skrajnym przypadku nawet „do Boga bez Boga” bo Bóg do krzyczenia potrzebny nie jest. A skoro taki ktoś się znajdzie i zacznie krzyczeć to należy tylko ten jego krzyk nagłośnić pod hasłem „Polski ciemnogród zakazuje muzyki”. I już jest o czym pisać na pierwszych stronach.
W tym wypadku kuria zadziałała mądrze hamując krzykaczy – ale pułapka zastawiona zadziałać musiała i zadziałała. Teraz można napisać „kuria zakazuje” a wplątując w tekst nazwisko i autorytet arcybiskupa robi się jeszcze ciekawiej.

Porządne media nie zauważają problemu, milczą, ignorując nie dają się wykorzystać PRowcom mającym za cel zwiększyć sprzedaż biletów. Szmaty, takie jak Gazeta śledzą temat od kilku dni, komentują, nagłaśniają, biorą udział w tej prowokacji, w końcu żyją w symbiozie z PRowcami ogłupiającymi ludzi raz tak, a raz inaczej.

A czy dało się jakoś nie dać takiej prowokacji? Chyba nie – gdyby Kościół Katolicki w Polsce składał się tylko z ludzi mądrych – wszyscy sprawę by zignorowali. Gdyby składał się z ludzi karnych – jeden tekst wyjaśniający jakiegoś hierarchy i było by po sprawie (choć musiał by być przekazany po cichu, gdyż agenci w kościele nie śpią). Gdyby … Nie – chyba się nie dało uniknąć tej prowokacji. Przedsiębiorstwo Madonna przyjeżdżając do Polski 15 sierpnia (w święto ustanowione przez Jeroobama – aby nie było wątpliwości) wie co robi i robi to skutecznie.

* * * * *

„A w każdej bryce vis a vis madonna i madonna” – to Ewa Demarczyk tą karuzelę wyśpiewała.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Madonna,
PR,
katolicyzm

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Dokładnie zapisano to tak:

Kuria zakazuje mszy przeciw Madonnie
Iwona Szpala, gazeta.pl, 2009-07-14
Warszawska kuria nie zgadza się na mszę polową w intencji odwołania koncertu Madonny. – To sojusz tronu i ołtarza – komentuje przywódca protestu, mazowiecki radny Marian Brudzyński.

Komitet Obrony Wiary i Tradycji Narodowych „Pro Polonia” planował z rozmachem: 31 lipca miała wystartować „publiczna krucjata modlitewna” (…).

(…) arcybiskup Kazimierz Nycz (…)

Pułapka zastawiona przez PRowców Przedsiębiorstwa Madonna (w nazwie używam specjalnie analogii do Przedsiębiorstwa Holocaust) musiała zadziałać. W końcu przedsiębiorstwa to coś, co musi działać sprawnie, fachowo, profesjonalnie, skutecznie – a temat był łatwy, bo katolików w Polsce łatwo podejść, łatwo sprowokować.

W szerokim pojęciu „katolicy” zawsze znajdzie się ktoś, komu coś się nie spodoba i na to niespodobanie będzie publicznie i głośno zanosił skargi do Boga, z akcentem na „publicznie i głośno”, w skrajnym przypadku nawet „do Boga bez Boga” bo Bóg do krzyczenia potrzebny nie jest. A skoro taki ktoś się znajdzie i zacznie krzyczeć to należy tylko ten jego krzyk nagłośnić pod hasłem „Polski ciemnogród zakazuje muzyki”. I już jest o czym pisać na pierwszych stronach.
W tym wypadku kuria zadziałała mądrze hamując krzykaczy – ale pułapka zastawiona zadziałać musiała i zadziałała. Teraz można napisać „kuria zakazuje” a wplątując w tekst nazwisko i autorytet arcybiskupa robi się jeszcze ciekawiej.

Porządne media nie zauważają problemu, milczą, ignorując nie dają się wykorzystać PRowcom mającym za cel zwiększyć sprzedaż biletów. Szmaty, takie jak Gazeta śledzą temat od kilku dni, komentują, nagłaśniają, biorą udział w tej prowokacji, w końcu żyją w symbiozie z PRowcami ogłupiającymi ludzi raz tak, a raz inaczej.

A czy dało się jakoś nie dać takiej prowokacji? Chyba nie – gdyby Kościół Katolicki w Polsce składał się tylko z ludzi mądrych – wszyscy sprawę by zignorowali. Gdyby składał się z ludzi karnych – jeden tekst wyjaśniający jakiegoś hierarchy i było by po sprawie (choć musiał by być przekazany po cichu, gdyż agenci w kościele nie śpią). Gdyby … Nie – chyba się nie dało uniknąć tej prowokacji. Przedsiębiorstwo Madonna przyjeżdżając do Polski 15 sierpnia (w święto ustanowione przez Jeroobama – aby nie było wątpliwości) wie co robi i robi to skutecznie.

* * * * *

„A w każdej bryce vis a vis madonna i madonna” – to Ewa Demarczyk tą karuzelę wyśpiewała.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Madonna,
PR,
katolicyzm

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Warszawska kuria nie zgadza się na mszę polową w intencji odwołania koncertu Madonny. – To sojusz tronu i ołtarza – komentuje przywódca protestu, mazowiecki radny Marian Brudzyński.

Komitet Obrony Wiary i Tradycji Narodowych „Pro Polonia” planował z rozmachem: 31 lipca miała wystartować „publiczna krucjata modlitewna” (…).

(…) arcybiskup Kazimierz Nycz (…)
Komitet Obrony Wiary i Tradycji Narodowych „Pro Polonia” planował z rozmachem: 31 lipca miała wystartować „publiczna krucjata modlitewna” (…).

(…) arcybiskup Kazimierz Nycz (…)
(…) arcybiskup Kazimierz Nycz (…)
Pułapka zastawiona przez PRowców Przedsiębiorstwa Madonna (w nazwie używam specjalnie analogii do Przedsiębiorstwa Holocaust) musiała zadziałać. W końcu przedsiębiorstwa to coś, co musi działać sprawnie, fachowo, profesjonalnie, skutecznie – a temat był łatwy, bo katolików w Polsce łatwo podejść, łatwo sprowokować.

W szerokim pojęciu „katolicy” zawsze znajdzie się ktoś, komu coś się nie spodoba i na to niespodobanie będzie publicznie i głośno zanosił skargi do Boga, z akcentem na „publicznie i głośno”, w skrajnym przypadku nawet „do Boga bez Boga” bo Bóg do krzyczenia potrzebny nie jest. A skoro taki ktoś się znajdzie i zacznie krzyczeć to należy tylko ten jego krzyk nagłośnić pod hasłem „Polski ciemnogród zakazuje muzyki”. I już jest o czym pisać na pierwszych stronach.
W tym wypadku kuria zadziałała mądrze hamując krzykaczy – ale pułapka zastawiona zadziałać musiała i zadziałała. Teraz można napisać „kuria zakazuje” a wplątując w tekst nazwisko i autorytet arcybiskupa robi się jeszcze ciekawiej.

Porządne media nie zauważają problemu, milczą, ignorując nie dają się wykorzystać PRowcom mającym za cel zwiększyć sprzedaż biletów. Szmaty, takie jak Gazeta śledzą temat od kilku dni, komentują, nagłaśniają, biorą udział w tej prowokacji, w końcu żyją w symbiozie z PRowcami ogłupiającymi ludzi raz tak, a raz inaczej.

A czy dało się jakoś nie dać takiej prowokacji? Chyba nie – gdyby Kościół Katolicki w Polsce składał się tylko z ludzi mądrych – wszyscy sprawę by zignorowali. Gdyby składał się z ludzi karnych – jeden tekst wyjaśniający jakiegoś hierarchy i było by po sprawie (choć musiał by być przekazany po cichu, gdyż agenci w kościele nie śpią). Gdyby … Nie – chyba się nie dało uniknąć tej prowokacji. Przedsiębiorstwo Madonna przyjeżdżając do Polski 15 sierpnia (w święto ustanowione przez Jeroobama – aby nie było wątpliwości) wie co robi i robi to skutecznie.

* * * * *

„A w każdej bryce vis a vis madonna i madonna” – to Ewa Demarczyk tą karuzelę wyśpiewała.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Madonna,
PR,
katolicyzm

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W szerokim pojęciu „katolicy” zawsze znajdzie się ktoś, komu coś się nie spodoba i na to niespodobanie będzie publicznie i głośno zanosił skargi do Boga, z akcentem na „publicznie i głośno”, w skrajnym przypadku nawet „do Boga bez Boga” bo Bóg do krzyczenia potrzebny nie jest. A skoro taki ktoś się znajdzie i zacznie krzyczeć to należy tylko ten jego krzyk nagłośnić pod hasłem „Polski ciemnogród zakazuje muzyki”. I już jest o czym pisać na pierwszych stronach.
W tym wypadku kuria zadziałała mądrze hamując krzykaczy – ale pułapka zastawiona zadziałać musiała i zadziałała. Teraz można napisać „kuria zakazuje” a wplątując w tekst nazwisko i autorytet arcybiskupa robi się jeszcze ciekawiej.

Porządne media nie zauważają problemu, milczą, ignorując nie dają się wykorzystać PRowcom mającym za cel zwiększyć sprzedaż biletów. Szmaty, takie jak Gazeta śledzą temat od kilku dni, komentują, nagłaśniają, biorą udział w tej prowokacji, w końcu żyją w symbiozie z PRowcami ogłupiającymi ludzi raz tak, a raz inaczej.

A czy dało się jakoś nie dać takiej prowokacji? Chyba nie – gdyby Kościół Katolicki w Polsce składał się tylko z ludzi mądrych – wszyscy sprawę by zignorowali. Gdyby składał się z ludzi karnych – jeden tekst wyjaśniający jakiegoś hierarchy i było by po sprawie (choć musiał by być przekazany po cichu, gdyż agenci w kościele nie śpią). Gdyby … Nie – chyba się nie dało uniknąć tej prowokacji. Przedsiębiorstwo Madonna przyjeżdżając do Polski 15 sierpnia (w święto ustanowione przez Jeroobama – aby nie było wątpliwości) wie co robi i robi to skutecznie.

* * * * *

„A w każdej bryce vis a vis madonna i madonna” – to Ewa Demarczyk tą karuzelę wyśpiewała.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Madonna,
PR,
katolicyzm

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W tym wypadku kuria zadziałała mądrze hamując krzykaczy – ale pułapka zastawiona zadziałać musiała i zadziałała. Teraz można napisać „kuria zakazuje” a wplątując w tekst nazwisko i autorytet arcybiskupa robi się jeszcze ciekawiej.

Porządne media nie zauważają problemu, milczą, ignorując nie dają się wykorzystać PRowcom mającym za cel zwiększyć sprzedaż biletów. Szmaty, takie jak Gazeta śledzą temat od kilku dni, komentują, nagłaśniają, biorą udział w tej prowokacji, w końcu żyją w symbiozie z PRowcami ogłupiającymi ludzi raz tak, a raz inaczej.

A czy dało się jakoś nie dać takiej prowokacji? Chyba nie – gdyby Kościół Katolicki w Polsce składał się tylko z ludzi mądrych – wszyscy sprawę by zignorowali. Gdyby składał się z ludzi karnych – jeden tekst wyjaśniający jakiegoś hierarchy i było by po sprawie (choć musiał by być przekazany po cichu, gdyż agenci w kościele nie śpią). Gdyby … Nie – chyba się nie dało uniknąć tej prowokacji. Przedsiębiorstwo Madonna przyjeżdżając do Polski 15 sierpnia (w święto ustanowione przez Jeroobama – aby nie było wątpliwości) wie co robi i robi to skutecznie.

* * * * *

„A w każdej bryce vis a vis madonna i madonna” – to Ewa Demarczyk tą karuzelę wyśpiewała.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Madonna,
PR,
katolicyzm

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Porządne media nie zauważają problemu, milczą, ignorując nie dają się wykorzystać PRowcom mającym za cel zwiększyć sprzedaż biletów. Szmaty, takie jak Gazeta śledzą temat od kilku dni, komentują, nagłaśniają, biorą udział w tej prowokacji, w końcu żyją w symbiozie z PRowcami ogłupiającymi ludzi raz tak, a raz inaczej.

A czy dało się jakoś nie dać takiej prowokacji? Chyba nie – gdyby Kościół Katolicki w Polsce składał się tylko z ludzi mądrych – wszyscy sprawę by zignorowali. Gdyby składał się z ludzi karnych – jeden tekst wyjaśniający jakiegoś hierarchy i było by po sprawie (choć musiał by być przekazany po cichu, gdyż agenci w kościele nie śpią). Gdyby … Nie – chyba się nie dało uniknąć tej prowokacji. Przedsiębiorstwo Madonna przyjeżdżając do Polski 15 sierpnia (w święto ustanowione przez Jeroobama – aby nie było wątpliwości) wie co robi i robi to skutecznie.

* * * * *

„A w każdej bryce vis a vis madonna i madonna” – to Ewa Demarczyk tą karuzelę wyśpiewała.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Madonna,
PR,
katolicyzm

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A czy dało się jakoś nie dać takiej prowokacji? Chyba nie – gdyby Kościół Katolicki w Polsce składał się tylko z ludzi mądrych – wszyscy sprawę by zignorowali. Gdyby składał się z ludzi karnych – jeden tekst wyjaśniający jakiegoś hierarchy i było by po sprawie (choć musiał by być przekazany po cichu, gdyż agenci w kościele nie śpią). Gdyby … Nie – chyba się nie dało uniknąć tej prowokacji. Przedsiębiorstwo Madonna przyjeżdżając do Polski 15 sierpnia (w święto ustanowione przez Jeroobama – aby nie było wątpliwości) wie co robi i robi to skutecznie.

* * * * *

„A w każdej bryce vis a vis madonna i madonna” – to Ewa Demarczyk tą karuzelę wyśpiewała.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Madonna,
PR,
katolicyzm

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
* * * * *

„A w każdej bryce vis a vis madonna i madonna” – to Ewa Demarczyk tą karuzelę wyśpiewała.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Madonna,
PR,
katolicyzm

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
„A w każdej bryce vis a vis madonna i madonna” – to Ewa Demarczyk tą karuzelę wyśpiewała.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Madonna,
PR,
katolicyzm

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Zakładając, że UE ma być takim pięknym superpaństwem (a do tego zmierza Traktat Lizboński) nie koniecznie powinno mi zależeć na tym, żeby Buzek był lub nie był szefem europarlamentu. Walka o stołki dla Polaków (lub Włochów) dowodzi, że Europa nie jest i nie będzie superpaństwem dobrym dla wszystkich europejczyków tylko jest miejscem wydzierania czegoś jednym narodom przez inne, które sprawniej powalczyły o stanowiska.
Mniej państwa i mniej państwa europejskiego. Tylko jeżeli będzie mniej państwa to czym media będą drażnić tłumy? Dziurą w lokalnym moście? Kogo to interesuje!

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
buzek,
europarlament,
traktat lizboński,
państwo,
polityka

Komentarze: (2)

anonim,

June 23, 2009 15:54

Skomentuj komentarz

Moja Europo, Pan nad tobą płaczeTy zabijasz proroków, wolisz żyć w kłamstwie.W siatce pozorów, w blichtrze kolorówZa trzydzieści srebrników kupujesz względny spokój.* * * Sztuczne zęby i uśmiechy.Ładnie, ślicznie i na efekt,Glanc, puc, błysk, pięć gwiazdek i na luzie szpan.Puste domy i kościoły, Chłodne wnętrza, krótkie stoły.Życia ćwierć, alkohol z lodem, dyskoteka trwa.* * * Zjednoczona, wielka, wolna,Pax na ziemi, Gloria w niebiosachPerspektywy, raj prawdziwy za parę lat.Mądrze, pięknie, jak należyChoć na progu Łazarz leży.Grunt to my, kontynent i ? humanizm ?? nasz ???.(Nasza Rodzina Poszerzona)http://www.youtube.com/watch?v=tSGw3_gIhKI

anonim,

June 23, 2009 17:08

Skomentuj komentarz

Moja Europo, Pan nad Tobą płaczeTy zabijasz proroków, wolisz żyć w kłamstwieW siatce pozorów, w blichtrze kolorówZa trzydzieści srebrników kupujesz względny spokój.Jest historia pełna Boga i wielkich dat.Dwa tysiące lat chrześcijaństwa, Wzlotów ducha, wojen, draństwa,Krwawe dłonie piłatowe, cmentarzysko szans.Sztuczne zęby i uśmiechy, ładnie ślicznie i na efektGlanc, puc, błysk, pięć gwiazdek i na luzie szpan. Puste domy i kościoły, chłodne wnętrza krótkie stołyŻycia ćwierć, alkohol z lodem, dyskoteka trwaZjednoczona, wielka, wolna, Max na ziemiGloria w niebiosach, perspektywy, raj prawdziwy za parę lat.Mądrze, pięknie, jak należy, choć na progu Łazarz leżyGrunt to my, kontynent i w tumanie zła.

Skomentuj notkę
Mniej państwa i mniej państwa europejskiego. Tylko jeżeli będzie mniej państwa to czym media będą drażnić tłumy? Dziurą w lokalnym moście? Kogo to interesuje!

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
buzek,
europarlament,
traktat lizboński,
państwo,
polityka

Komentarze: (2)

anonim,

June 23, 2009 15:54

Skomentuj komentarz

Moja Europo, Pan nad tobą płaczeTy zabijasz proroków, wolisz żyć w kłamstwie.W siatce pozorów, w blichtrze kolorówZa trzydzieści srebrników kupujesz względny spokój.* * * Sztuczne zęby i uśmiechy.Ładnie, ślicznie i na efekt,Glanc, puc, błysk, pięć gwiazdek i na luzie szpan.Puste domy i kościoły, Chłodne wnętrza, krótkie stoły.Życia ćwierć, alkohol z lodem, dyskoteka trwa.* * * Zjednoczona, wielka, wolna,Pax na ziemi, Gloria w niebiosachPerspektywy, raj prawdziwy za parę lat.Mądrze, pięknie, jak należyChoć na progu Łazarz leży.Grunt to my, kontynent i ? humanizm ?? nasz ???.(Nasza Rodzina Poszerzona)http://www.youtube.com/watch?v=tSGw3_gIhKI

anonim,

June 23, 2009 17:08

Skomentuj komentarz

Moja Europo, Pan nad Tobą płaczeTy zabijasz proroków, wolisz żyć w kłamstwieW siatce pozorów, w blichtrze kolorówZa trzydzieści srebrników kupujesz względny spokój.Jest historia pełna Boga i wielkich dat.Dwa tysiące lat chrześcijaństwa, Wzlotów ducha, wojen, draństwa,Krwawe dłonie piłatowe, cmentarzysko szans.Sztuczne zęby i uśmiechy, ładnie ślicznie i na efektGlanc, puc, błysk, pięć gwiazdek i na luzie szpan. Puste domy i kościoły, chłodne wnętrza krótkie stołyŻycia ćwierć, alkohol z lodem, dyskoteka trwaZjednoczona, wielka, wolna, Max na ziemiGloria w niebiosach, perspektywy, raj prawdziwy za parę lat.Mądrze, pięknie, jak należy, choć na progu Łazarz leżyGrunt to my, kontynent i w tumanie zła.

Skomentuj notkę
Z dużą nieśmiałością i wielkimi wątpliwościami umieszczam tu ten materiał.

Kapłan wobec ofensywy ideologii neomarksizmu i postmodernizmu we współczesnym świecie.
Konferencja biskupa Stanisława Wielgusa, wygłoszona do księży profesorów Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie, w lutym 2004r.

ściągaj (22MB)
graj (32kb/s)

Zgadzam się z diagnozą ale zupełnie nie wierzę w ten religijny i jednocześnie bezbożny sposób na terapie. Do tego nie pasuje mi archaiczny język, który utrudnia odbiór zmuszając do dużego wysiłku w słuchaniu. Ale ponieważ problem mediów jest problemem współczesnego świata publikuję tu ten materiał bo warto się z nim zapoznać.

W załączniku treść w PDFie do poczytania.

Kategorie:
obserwator, media, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
manipulacja,
bp Wielgus

Pliki

2007-03-kaplan-wobec-ofenzywy.mp3

2007-03-kaplan-wobec-ofenzywy.pdf

graj.gif

index.php

sciagnij.gif

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Konferencja biskupa Stanisława Wielgusa, wygłoszona do księży profesorów Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie, w lutym 2004r.
ściągaj (22MB)
graj (32kb/s)
graj (32kb/s)
Zgadzam się z diagnozą ale zupełnie nie wierzę w ten religijny i jednocześnie bezbożny sposób na terapie. Do tego nie pasuje mi archaiczny język, który utrudnia odbiór zmuszając do dużego wysiłku w słuchaniu. Ale ponieważ problem mediów jest problemem współczesnego świata publikuję tu ten materiał bo warto się z nim zapoznać.

W załączniku treść w PDFie do poczytania.

Kategorie:
obserwator, media, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
manipulacja,
bp Wielgus

Pliki

2007-03-kaplan-wobec-ofenzywy.mp3

2007-03-kaplan-wobec-ofenzywy.pdf

graj.gif

index.php

sciagnij.gif

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W załączniku treść w PDFie do poczytania.

Kategorie:
obserwator, media, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
manipulacja,
bp Wielgus

Pliki

2007-03-kaplan-wobec-ofenzywy.mp3

2007-03-kaplan-wobec-ofenzywy.pdf

graj.gif

index.php

sciagnij.gif

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Czy chrześcijanie na zachodzie są prześladowani? Chyba nie bo głowy nie lecą, nikt jak Paweł, Piotr czy Barnaba w więzieniu nie siedzi, nikogo jeszcze jak Szczepana nie ukamieniowali. Ale pojawiają się pewne sygnały o tym, że łatwo, miło i przyjemnie to już było bo lewicowcy i liberałowie (z nazwy) będący u władzy jak mają okazję poszkucić to szkucą.

Przykład pierwszy opisany jest tu:

Chcesz czytać Biblię w domu ze znajomymi? Musisz wykupić licencję
Fronda.pl
Gdzie? W stanach Zjednoczonych, w hrabstwie San Diego. Pastor wraz z żoną zapraszali przyjaciół na studiowanie Pisma Świętego – dostali ostrzeżenie o zakazie nielegalnych zgromadzeń religijnych.

Amerykańska wolność słowa coraz mniej dotyczy Słowa Bożego. Pastorowi Davidowi Jones’owi i jego żonie zabroniono zapraszać do ich prywatnego domu znajomych na studiowanie Biblii. Jeśli chcą to robić, muszą zapłacić hrabstwu San Diego kilkadziesiąt tysięcy dolarów – podaje Fox News.

Raz w miesiącu pastorowa miała zwyczaj zapraszać przyjaciół na obiad, by wspólnie świętować Dzień Pański dzieląc się przy tym także Słowem Bożym. Niestety, kilkanaście osób wspólnie modlących się, to już dla amerykańskiej władzy zgromadzenie religijne – a na takie potrzeba zezwolenia. Szybko znalazł się powód, by policjant mógł zapukać do drzwi pastora i o nie poprosić – przed domem parkowała zbyt duża ilość samochodów, co podobno zakłóca porządek w dzielnicy.

– W Wielki Piątek przyszedł do nas urzędnik i powiedział, że spotkanie na którym razem z przyjaciółmi czytaliśmy wspólnie Biblię było religijnym zgromadzeniem i, że narusza to przepisy hrabstwa – mówił pastor. Kilka dni potem w skrzynce na listy było już pisemne ostrzeżenie z merostwa. Z niego dowiedzieli się, że „niezgodnie z prawem wykorzystują grunty”. Teraz mają do wyboru albo „zaprzestanie organizowania zgromadzeń religijnych” albo „ubieganie się o zezwolenie”. Ile kosztuje uzyskanie pozwolenia? Bagatela kilkadziesiąt tysięcy dolarów.

– Trudności, z którymi musimy się zmagać mogą dotyczyć również dziesiątki tysięcy, podobnych jak my, ludzi – mówi żona pastora Mary Jones. Fox News informuje, że para nie zamierza bezdyskusyjnie podporządkować się przepisom – mają nadzieję, że nagłośnienie sprawy wywoła ogólnokrajową debatę na temat poszanowania praw obywatelskich i religijnych w ich kraju.

Przykład drugi to próba wprowadzenia przez nasze MSWiA drakońskich i obowiązkowych opłat za szkolenie służb kierujących ruchem na pielgrzymkach. Wczoraj przejeżdżając przez Wejherowo widziałem kilka grup lokalnych pielgrzymek (jakieś święto tam mieli) i co można powiedzieć o tych ludziach, że wiedzą jak to się robi i troszczą się nieźle o to aby inni mogli sobie iść bezpiecznie. Oczywiście Kościół Katolicki w Polsce jeszcze krzywdy sobie zrobić nie da i już uzgodniono, że dla osób delegowanych przez parafie opłaty będą symboliczne a szkolenie krótkie ale co zrobić z innymi Kościołami gdyby tak zachciało im się nagle popielgrzymować? Nic – niech zapłacą a potem się okaże czy im się jeszcze chce.

Przykład trzeci to aresztowanie w Szwecji pastora, który przeczytał w trakcie nabożeństwa z Biblii kawałek o tym, że homoseksualizm to grzech. Zamknęli go bo tym samy namawiał do nienawiści.

Kolejny przykład pochodzi z Francji – ale nie chce mi się go już opisywać. Po prostu odnotuję ten kawałek z Frondy i już.

Kategorie:
obserwator, znak czasów, _blog

Słowa kluczowe:
wolność zgromadzeń,
ameryka,
czytanie biblii

Komentarze: (4)

Anka,

June 11, 2009 13:18

Skomentuj komentarz

To rzeczywiscie dziwaczne ze nie mozna cytowac jakiegokolwiek fragmentu biblii w kosciele ktorego filozofia wlasnie na tej ksiedze jest oparta. Wiadomo przeciez ze koscioly chrzescijanskie zamkniete sa dla homoseksualistow ktorych praktyki definiowane sa jako wstretne dla Boga. Idac dalej homoseksualista nie moze zostac czlonkiem konsciola. Znam czlowieka wychowanego w religii katolickiej ktory odnalazl w sobie sklonnosci homoseksualne. Probowal z tym „walczyc” przez lata, miedzy innymi zakladajac „normalna rodzine” czyli zeniac sie z kobieta i majac dzieci. Mial zaprzeyjaznionego ksiedza – spowiednika i daradce, poddawal sie terapiom specjalistycznym… Nie „pomoglo” i wciaz zyje w rozdarciu bo chrzescijanski Bog go nie chce. Dodam tylko ze pare razy probowal popelnic samobojstwo…. Czy zasluzyl na takie traktowanie?

anonim,

June 14, 2009 17:28

Skomentuj komentarz

Pytanie „czy zasłużył na takie traktowanie” proszę kierować do Boga, bo on zna odpowiedź. Ja po części też ją znam, bo jest zapisana w Rz1.18 tylko aby to zrozumieć, należy zauważyć, że nie ma ludzi niewinnych, bo wszyscy zgrzeszyliśmy…

Anka,

June 15, 2009 21:34

Skomentuj komentarz

Nie oczekuje odpowiedzi na moje pytanie, oczekiwalabym raczej zwyklej ludzkiej empatii przy ocenie sytuacji tego biedaka. Wspolczucia i chwili zadumy nad okrutnoscia slowa Bozego. I moze nawet momentu tworczego zwatpienia.

anonim,

June 15, 2009 23:04

Skomentuj komentarz

Moja empatia wyrażona jest w słowach „wszyscy zgrzeszyliśmy” w których osobiście akcent stawiam na „ja zgrzeszyłem”. A skoro sam zgrzeszyłem to mam przez co zrozumienie dla ludzi, którzy podobnie jak ja mają teraz pewne dziedziny życia niepoukładane właściwie, mają problemy, niedostatki, braki, niewłaściwe relacje a przez to niespełnione oczekiwania.Mam jednak nadzieję, bo wiem że Bóg zrobił wszystko aby na nowo życie ludziom _dobrze_ poukładać. I nie ma tu miejsca na okrutność bo jest nadzieja o ile chce się z tej nadziei skorzystać.

Skomentuj notkę
Przykład pierwszy opisany jest tu:

Chcesz czytać Biblię w domu ze znajomymi? Musisz wykupić licencję
Fronda.pl
Gdzie? W stanach Zjednoczonych, w hrabstwie San Diego. Pastor wraz z żoną zapraszali przyjaciół na studiowanie Pisma Świętego – dostali ostrzeżenie o zakazie nielegalnych zgromadzeń religijnych.

Amerykańska wolność słowa coraz mniej dotyczy Słowa Bożego. Pastorowi Davidowi Jones’owi i jego żonie zabroniono zapraszać do ich prywatnego domu znajomych na studiowanie Biblii. Jeśli chcą to robić, muszą zapłacić hrabstwu San Diego kilkadziesiąt tysięcy dolarów – podaje Fox News.

Raz w miesiącu pastorowa miała zwyczaj zapraszać przyjaciół na obiad, by wspólnie świętować Dzień Pański dzieląc się przy tym także Słowem Bożym. Niestety, kilkanaście osób wspólnie modlących się, to już dla amerykańskiej władzy zgromadzenie religijne – a na takie potrzeba zezwolenia. Szybko znalazł się powód, by policjant mógł zapukać do drzwi pastora i o nie poprosić – przed domem parkowała zbyt duża ilość samochodów, co podobno zakłóca porządek w dzielnicy.

– W Wielki Piątek przyszedł do nas urzędnik i powiedział, że spotkanie na którym razem z przyjaciółmi czytaliśmy wspólnie Biblię było religijnym zgromadzeniem i, że narusza to przepisy hrabstwa – mówił pastor. Kilka dni potem w skrzynce na listy było już pisemne ostrzeżenie z merostwa. Z niego dowiedzieli się, że „niezgodnie z prawem wykorzystują grunty”. Teraz mają do wyboru albo „zaprzestanie organizowania zgromadzeń religijnych” albo „ubieganie się o zezwolenie”. Ile kosztuje uzyskanie pozwolenia? Bagatela kilkadziesiąt tysięcy dolarów.

– Trudności, z którymi musimy się zmagać mogą dotyczyć również dziesiątki tysięcy, podobnych jak my, ludzi – mówi żona pastora Mary Jones. Fox News informuje, że para nie zamierza bezdyskusyjnie podporządkować się przepisom – mają nadzieję, że nagłośnienie sprawy wywoła ogólnokrajową debatę na temat poszanowania praw obywatelskich i religijnych w ich kraju.

Przykład drugi to próba wprowadzenia przez nasze MSWiA drakońskich i obowiązkowych opłat za szkolenie służb kierujących ruchem na pielgrzymkach. Wczoraj przejeżdżając przez Wejherowo widziałem kilka grup lokalnych pielgrzymek (jakieś święto tam mieli) i co można powiedzieć o tych ludziach, że wiedzą jak to się robi i troszczą się nieźle o to aby inni mogli sobie iść bezpiecznie. Oczywiście Kościół Katolicki w Polsce jeszcze krzywdy sobie zrobić nie da i już uzgodniono, że dla osób delegowanych przez parafie opłaty będą symboliczne a szkolenie krótkie ale co zrobić z innymi Kościołami gdyby tak zachciało im się nagle popielgrzymować? Nic – niech zapłacą a potem się okaże czy im się jeszcze chce.

Przykład trzeci to aresztowanie w Szwecji pastora, który przeczytał w trakcie nabożeństwa z Biblii kawałek o tym, że homoseksualizm to grzech. Zamknęli go bo tym samy namawiał do nienawiści.

Kolejny przykład pochodzi z Francji – ale nie chce mi się go już opisywać. Po prostu odnotuję ten kawałek z Frondy i już.

Kategorie:
obserwator, znak czasów, _blog

Słowa kluczowe:
wolność zgromadzeń,
ameryka,
czytanie biblii

Komentarze: (4)

Anka,

June 11, 2009 13:18

Skomentuj komentarz

To rzeczywiscie dziwaczne ze nie mozna cytowac jakiegokolwiek fragmentu biblii w kosciele ktorego filozofia wlasnie na tej ksiedze jest oparta. Wiadomo przeciez ze koscioly chrzescijanskie zamkniete sa dla homoseksualistow ktorych praktyki definiowane sa jako wstretne dla Boga. Idac dalej homoseksualista nie moze zostac czlonkiem konsciola. Znam czlowieka wychowanego w religii katolickiej ktory odnalazl w sobie sklonnosci homoseksualne. Probowal z tym „walczyc” przez lata, miedzy innymi zakladajac „normalna rodzine” czyli zeniac sie z kobieta i majac dzieci. Mial zaprzeyjaznionego ksiedza – spowiednika i daradce, poddawal sie terapiom specjalistycznym… Nie „pomoglo” i wciaz zyje w rozdarciu bo chrzescijanski Bog go nie chce. Dodam tylko ze pare razy probowal popelnic samobojstwo…. Czy zasluzyl na takie traktowanie?

anonim,

June 14, 2009 17:28

Skomentuj komentarz

Pytanie „czy zasłużył na takie traktowanie” proszę kierować do Boga, bo on zna odpowiedź. Ja po części też ją znam, bo jest zapisana w Rz1.18 tylko aby to zrozumieć, należy zauważyć, że nie ma ludzi niewinnych, bo wszyscy zgrzeszyliśmy…

Anka,

June 15, 2009 21:34

Skomentuj komentarz

Nie oczekuje odpowiedzi na moje pytanie, oczekiwalabym raczej zwyklej ludzkiej empatii przy ocenie sytuacji tego biedaka. Wspolczucia i chwili zadumy nad okrutnoscia slowa Bozego. I moze nawet momentu tworczego zwatpienia.

anonim,

June 15, 2009 23:04

Skomentuj komentarz

Moja empatia wyrażona jest w słowach „wszyscy zgrzeszyliśmy” w których osobiście akcent stawiam na „ja zgrzeszyłem”. A skoro sam zgrzeszyłem to mam przez co zrozumienie dla ludzi, którzy podobnie jak ja mają teraz pewne dziedziny życia niepoukładane właściwie, mają problemy, niedostatki, braki, niewłaściwe relacje a przez to niespełnione oczekiwania.Mam jednak nadzieję, bo wiem że Bóg zrobił wszystko aby na nowo życie ludziom _dobrze_ poukładać. I nie ma tu miejsca na okrutność bo jest nadzieja o ile chce się z tej nadziei skorzystać.

Skomentuj notkę
Gdzie? W stanach Zjednoczonych, w hrabstwie San Diego. Pastor wraz z żoną zapraszali przyjaciół na studiowanie Pisma Świętego – dostali ostrzeżenie o zakazie nielegalnych zgromadzeń religijnych.

Amerykańska wolność słowa coraz mniej dotyczy Słowa Bożego. Pastorowi Davidowi Jones’owi i jego żonie zabroniono zapraszać do ich prywatnego domu znajomych na studiowanie Biblii. Jeśli chcą to robić, muszą zapłacić hrabstwu San Diego kilkadziesiąt tysięcy dolarów – podaje Fox News.

Raz w miesiącu pastorowa miała zwyczaj zapraszać przyjaciół na obiad, by wspólnie świętować Dzień Pański dzieląc się przy tym także Słowem Bożym. Niestety, kilkanaście osób wspólnie modlących się, to już dla amerykańskiej władzy zgromadzenie religijne – a na takie potrzeba zezwolenia. Szybko znalazł się powód, by policjant mógł zapukać do drzwi pastora i o nie poprosić – przed domem parkowała zbyt duża ilość samochodów, co podobno zakłóca porządek w dzielnicy.

– W Wielki Piątek przyszedł do nas urzędnik i powiedział, że spotkanie na którym razem z przyjaciółmi czytaliśmy wspólnie Biblię było religijnym zgromadzeniem i, że narusza to przepisy hrabstwa – mówił pastor. Kilka dni potem w skrzynce na listy było już pisemne ostrzeżenie z merostwa. Z niego dowiedzieli się, że „niezgodnie z prawem wykorzystują grunty”. Teraz mają do wyboru albo „zaprzestanie organizowania zgromadzeń religijnych” albo „ubieganie się o zezwolenie”. Ile kosztuje uzyskanie pozwolenia? Bagatela kilkadziesiąt tysięcy dolarów.

– Trudności, z którymi musimy się zmagać mogą dotyczyć również dziesiątki tysięcy, podobnych jak my, ludzi – mówi żona pastora Mary Jones. Fox News informuje, że para nie zamierza bezdyskusyjnie podporządkować się przepisom – mają nadzieję, że nagłośnienie sprawy wywoła ogólnokrajową debatę na temat poszanowania praw obywatelskich i religijnych w ich kraju.
Amerykańska wolność słowa coraz mniej dotyczy Słowa Bożego. Pastorowi Davidowi Jones’owi i jego żonie zabroniono zapraszać do ich prywatnego domu znajomych na studiowanie Biblii. Jeśli chcą to robić, muszą zapłacić hrabstwu San Diego kilkadziesiąt tysięcy dolarów – podaje Fox News.

Raz w miesiącu pastorowa miała zwyczaj zapraszać przyjaciół na obiad, by wspólnie świętować Dzień Pański dzieląc się przy tym także Słowem Bożym. Niestety, kilkanaście osób wspólnie modlących się, to już dla amerykańskiej władzy zgromadzenie religijne – a na takie potrzeba zezwolenia. Szybko znalazł się powód, by policjant mógł zapukać do drzwi pastora i o nie poprosić – przed domem parkowała zbyt duża ilość samochodów, co podobno zakłóca porządek w dzielnicy.

– W Wielki Piątek przyszedł do nas urzędnik i powiedział, że spotkanie na którym razem z przyjaciółmi czytaliśmy wspólnie Biblię było religijnym zgromadzeniem i, że narusza to przepisy hrabstwa – mówił pastor. Kilka dni potem w skrzynce na listy było już pisemne ostrzeżenie z merostwa. Z niego dowiedzieli się, że „niezgodnie z prawem wykorzystują grunty”. Teraz mają do wyboru albo „zaprzestanie organizowania zgromadzeń religijnych” albo „ubieganie się o zezwolenie”. Ile kosztuje uzyskanie pozwolenia? Bagatela kilkadziesiąt tysięcy dolarów.

– Trudności, z którymi musimy się zmagać mogą dotyczyć również dziesiątki tysięcy, podobnych jak my, ludzi – mówi żona pastora Mary Jones. Fox News informuje, że para nie zamierza bezdyskusyjnie podporządkować się przepisom – mają nadzieję, że nagłośnienie sprawy wywoła ogólnokrajową debatę na temat poszanowania praw obywatelskich i religijnych w ich kraju.
Raz w miesiącu pastorowa miała zwyczaj zapraszać przyjaciół na obiad, by wspólnie świętować Dzień Pański dzieląc się przy tym także Słowem Bożym. Niestety, kilkanaście osób wspólnie modlących się, to już dla amerykańskiej władzy zgromadzenie religijne – a na takie potrzeba zezwolenia. Szybko znalazł się powód, by policjant mógł zapukać do drzwi pastora i o nie poprosić – przed domem parkowała zbyt duża ilość samochodów, co podobno zakłóca porządek w dzielnicy.

– W Wielki Piątek przyszedł do nas urzędnik i powiedział, że spotkanie na którym razem z przyjaciółmi czytaliśmy wspólnie Biblię było religijnym zgromadzeniem i, że narusza to przepisy hrabstwa – mówił pastor. Kilka dni potem w skrzynce na listy było już pisemne ostrzeżenie z merostwa. Z niego dowiedzieli się, że „niezgodnie z prawem wykorzystują grunty”. Teraz mają do wyboru albo „zaprzestanie organizowania zgromadzeń religijnych” albo „ubieganie się o zezwolenie”. Ile kosztuje uzyskanie pozwolenia? Bagatela kilkadziesiąt tysięcy dolarów.

– Trudności, z którymi musimy się zmagać mogą dotyczyć również dziesiątki tysięcy, podobnych jak my, ludzi – mówi żona pastora Mary Jones. Fox News informuje, że para nie zamierza bezdyskusyjnie podporządkować się przepisom – mają nadzieję, że nagłośnienie sprawy wywoła ogólnokrajową debatę na temat poszanowania praw obywatelskich i religijnych w ich kraju.
– W Wielki Piątek przyszedł do nas urzędnik i powiedział, że spotkanie na którym razem z przyjaciółmi czytaliśmy wspólnie Biblię było religijnym zgromadzeniem i, że narusza to przepisy hrabstwa – mówił pastor. Kilka dni potem w skrzynce na listy było już pisemne ostrzeżenie z merostwa. Z niego dowiedzieli się, że „niezgodnie z prawem wykorzystują grunty”. Teraz mają do wyboru albo „zaprzestanie organizowania zgromadzeń religijnych” albo „ubieganie się o zezwolenie”. Ile kosztuje uzyskanie pozwolenia? Bagatela kilkadziesiąt tysięcy dolarów.

– Trudności, z którymi musimy się zmagać mogą dotyczyć również dziesiątki tysięcy, podobnych jak my, ludzi – mówi żona pastora Mary Jones. Fox News informuje, że para nie zamierza bezdyskusyjnie podporządkować się przepisom – mają nadzieję, że nagłośnienie sprawy wywoła ogólnokrajową debatę na temat poszanowania praw obywatelskich i religijnych w ich kraju.
– Trudności, z którymi musimy się zmagać mogą dotyczyć również dziesiątki tysięcy, podobnych jak my, ludzi – mówi żona pastora Mary Jones. Fox News informuje, że para nie zamierza bezdyskusyjnie podporządkować się przepisom – mają nadzieję, że nagłośnienie sprawy wywoła ogólnokrajową debatę na temat poszanowania praw obywatelskich i religijnych w ich kraju.
Przykład drugi to próba wprowadzenia przez nasze MSWiA drakońskich i obowiązkowych opłat za szkolenie służb kierujących ruchem na pielgrzymkach. Wczoraj przejeżdżając przez Wejherowo widziałem kilka grup lokalnych pielgrzymek (jakieś święto tam mieli) i co można powiedzieć o tych ludziach, że wiedzą jak to się robi i troszczą się nieźle o to aby inni mogli sobie iść bezpiecznie. Oczywiście Kościół Katolicki w Polsce jeszcze krzywdy sobie zrobić nie da i już uzgodniono, że dla osób delegowanych przez parafie opłaty będą symboliczne a szkolenie krótkie ale co zrobić z innymi Kościołami gdyby tak zachciało im się nagle popielgrzymować? Nic – niech zapłacą a potem się okaże czy im się jeszcze chce.

Przykład trzeci to aresztowanie w Szwecji pastora, który przeczytał w trakcie nabożeństwa z Biblii kawałek o tym, że homoseksualizm to grzech. Zamknęli go bo tym samy namawiał do nienawiści.

Kolejny przykład pochodzi z Francji – ale nie chce mi się go już opisywać. Po prostu odnotuję ten kawałek z Frondy i już.

Kategorie:
obserwator, znak czasów, _blog

Słowa kluczowe:
wolność zgromadzeń,
ameryka,
czytanie biblii

Komentarze: (4)

Anka,

June 11, 2009 13:18

Skomentuj komentarz

To rzeczywiscie dziwaczne ze nie mozna cytowac jakiegokolwiek fragmentu biblii w kosciele ktorego filozofia wlasnie na tej ksiedze jest oparta. Wiadomo przeciez ze koscioly chrzescijanskie zamkniete sa dla homoseksualistow ktorych praktyki definiowane sa jako wstretne dla Boga. Idac dalej homoseksualista nie moze zostac czlonkiem konsciola. Znam czlowieka wychowanego w religii katolickiej ktory odnalazl w sobie sklonnosci homoseksualne. Probowal z tym „walczyc” przez lata, miedzy innymi zakladajac „normalna rodzine” czyli zeniac sie z kobieta i majac dzieci. Mial zaprzeyjaznionego ksiedza – spowiednika i daradce, poddawal sie terapiom specjalistycznym… Nie „pomoglo” i wciaz zyje w rozdarciu bo chrzescijanski Bog go nie chce. Dodam tylko ze pare razy probowal popelnic samobojstwo…. Czy zasluzyl na takie traktowanie?

anonim,

June 14, 2009 17:28

Skomentuj komentarz

Pytanie „czy zasłużył na takie traktowanie” proszę kierować do Boga, bo on zna odpowiedź. Ja po części też ją znam, bo jest zapisana w Rz1.18 tylko aby to zrozumieć, należy zauważyć, że nie ma ludzi niewinnych, bo wszyscy zgrzeszyliśmy…

Anka,

June 15, 2009 21:34

Skomentuj komentarz

Nie oczekuje odpowiedzi na moje pytanie, oczekiwalabym raczej zwyklej ludzkiej empatii przy ocenie sytuacji tego biedaka. Wspolczucia i chwili zadumy nad okrutnoscia slowa Bozego. I moze nawet momentu tworczego zwatpienia.

anonim,

June 15, 2009 23:04

Skomentuj komentarz

Moja empatia wyrażona jest w słowach „wszyscy zgrzeszyliśmy” w których osobiście akcent stawiam na „ja zgrzeszyłem”. A skoro sam zgrzeszyłem to mam przez co zrozumienie dla ludzi, którzy podobnie jak ja mają teraz pewne dziedziny życia niepoukładane właściwie, mają problemy, niedostatki, braki, niewłaściwe relacje a przez to niespełnione oczekiwania.Mam jednak nadzieję, bo wiem że Bóg zrobił wszystko aby na nowo życie ludziom _dobrze_ poukładać. I nie ma tu miejsca na okrutność bo jest nadzieja o ile chce się z tej nadziei skorzystać.

Skomentuj notkę
Przykład trzeci to aresztowanie w Szwecji pastora, który przeczytał w trakcie nabożeństwa z Biblii kawałek o tym, że homoseksualizm to grzech. Zamknęli go bo tym samy namawiał do nienawiści.

Kolejny przykład pochodzi z Francji – ale nie chce mi się go już opisywać. Po prostu odnotuję ten kawałek z Frondy i już.

Kategorie:
obserwator, znak czasów, _blog

Słowa kluczowe:
wolność zgromadzeń,
ameryka,
czytanie biblii

Komentarze: (4)

Anka,

June 11, 2009 13:18

Skomentuj komentarz

To rzeczywiscie dziwaczne ze nie mozna cytowac jakiegokolwiek fragmentu biblii w kosciele ktorego filozofia wlasnie na tej ksiedze jest oparta. Wiadomo przeciez ze koscioly chrzescijanskie zamkniete sa dla homoseksualistow ktorych praktyki definiowane sa jako wstretne dla Boga. Idac dalej homoseksualista nie moze zostac czlonkiem konsciola. Znam czlowieka wychowanego w religii katolickiej ktory odnalazl w sobie sklonnosci homoseksualne. Probowal z tym „walczyc” przez lata, miedzy innymi zakladajac „normalna rodzine” czyli zeniac sie z kobieta i majac dzieci. Mial zaprzeyjaznionego ksiedza – spowiednika i daradce, poddawal sie terapiom specjalistycznym… Nie „pomoglo” i wciaz zyje w rozdarciu bo chrzescijanski Bog go nie chce. Dodam tylko ze pare razy probowal popelnic samobojstwo…. Czy zasluzyl na takie traktowanie?

anonim,

June 14, 2009 17:28

Skomentuj komentarz

Pytanie „czy zasłużył na takie traktowanie” proszę kierować do Boga, bo on zna odpowiedź. Ja po części też ją znam, bo jest zapisana w Rz1.18 tylko aby to zrozumieć, należy zauważyć, że nie ma ludzi niewinnych, bo wszyscy zgrzeszyliśmy…

Anka,

June 15, 2009 21:34

Skomentuj komentarz

Nie oczekuje odpowiedzi na moje pytanie, oczekiwalabym raczej zwyklej ludzkiej empatii przy ocenie sytuacji tego biedaka. Wspolczucia i chwili zadumy nad okrutnoscia slowa Bozego. I moze nawet momentu tworczego zwatpienia.

anonim,

June 15, 2009 23:04

Skomentuj komentarz

Moja empatia wyrażona jest w słowach „wszyscy zgrzeszyliśmy” w których osobiście akcent stawiam na „ja zgrzeszyłem”. A skoro sam zgrzeszyłem to mam przez co zrozumienie dla ludzi, którzy podobnie jak ja mają teraz pewne dziedziny życia niepoukładane właściwie, mają problemy, niedostatki, braki, niewłaściwe relacje a przez to niespełnione oczekiwania.Mam jednak nadzieję, bo wiem że Bóg zrobił wszystko aby na nowo życie ludziom _dobrze_ poukładać. I nie ma tu miejsca na okrutność bo jest nadzieja o ile chce się z tej nadziei skorzystać.

Skomentuj notkę
Kolejny przykład pochodzi z Francji – ale nie chce mi się go już opisywać. Po prostu odnotuję ten kawałek z Frondy i już.

Kategorie:
obserwator, znak czasów, _blog

Słowa kluczowe:
wolność zgromadzeń,
ameryka,
czytanie biblii

Komentarze: (4)

Anka,

June 11, 2009 13:18

Skomentuj komentarz

To rzeczywiscie dziwaczne ze nie mozna cytowac jakiegokolwiek fragmentu biblii w kosciele ktorego filozofia wlasnie na tej ksiedze jest oparta. Wiadomo przeciez ze koscioly chrzescijanskie zamkniete sa dla homoseksualistow ktorych praktyki definiowane sa jako wstretne dla Boga. Idac dalej homoseksualista nie moze zostac czlonkiem konsciola. Znam czlowieka wychowanego w religii katolickiej ktory odnalazl w sobie sklonnosci homoseksualne. Probowal z tym „walczyc” przez lata, miedzy innymi zakladajac „normalna rodzine” czyli zeniac sie z kobieta i majac dzieci. Mial zaprzeyjaznionego ksiedza – spowiednika i daradce, poddawal sie terapiom specjalistycznym… Nie „pomoglo” i wciaz zyje w rozdarciu bo chrzescijanski Bog go nie chce. Dodam tylko ze pare razy probowal popelnic samobojstwo…. Czy zasluzyl na takie traktowanie?

anonim,

June 14, 2009 17:28

Skomentuj komentarz

Pytanie „czy zasłużył na takie traktowanie” proszę kierować do Boga, bo on zna odpowiedź. Ja po części też ją znam, bo jest zapisana w Rz1.18 tylko aby to zrozumieć, należy zauważyć, że nie ma ludzi niewinnych, bo wszyscy zgrzeszyliśmy…

Anka,

June 15, 2009 21:34

Skomentuj komentarz

Nie oczekuje odpowiedzi na moje pytanie, oczekiwalabym raczej zwyklej ludzkiej empatii przy ocenie sytuacji tego biedaka. Wspolczucia i chwili zadumy nad okrutnoscia slowa Bozego. I moze nawet momentu tworczego zwatpienia.

anonim,

June 15, 2009 23:04

Skomentuj komentarz

Moja empatia wyrażona jest w słowach „wszyscy zgrzeszyliśmy” w których osobiście akcent stawiam na „ja zgrzeszyłem”. A skoro sam zgrzeszyłem to mam przez co zrozumienie dla ludzi, którzy podobnie jak ja mają teraz pewne dziedziny życia niepoukładane właściwie, mają problemy, niedostatki, braki, niewłaściwe relacje a przez to niespełnione oczekiwania.Mam jednak nadzieję, bo wiem że Bóg zrobił wszystko aby na nowo życie ludziom _dobrze_ poukładać. I nie ma tu miejsca na okrutność bo jest nadzieja o ile chce się z tej nadziei skorzystać.

Skomentuj notkę
W piękny, sobotni poranek otwieram sobie gazetę i czytam:

Prawie cała Europa już tonie… Polska jeszcze pływa
Leszek Baj, Leszek Kostrzewski, Piotr Miączyński, gazeta.pl, 2009-05-15 23:55
Europa pogrąża się w największej recesji od dziesięcioleci. Gospodarka Unii skurczyła się w I kwartale aż o 4,4 proc.! Czy Polska też utonie? (…)

Dziesiątki tysięcy ludzi wychodzą na ulice zachodnioeuropejskich miast w proteście przeciw rosnącemu bezrobociu. W czwartek w Madrycie – 50 tys. osób. Wczoraj w Brukseli – 40 tys. Kolejne marsze dziś w Berlinie i Pradze.

Ten strach jest uzasadniony. Komisja Europejska ostrzega, że w przyszłym roku w całej Unii będzie ponad 26 mln bezrobotnych. O 10 mln więcej niż teraz!
(…)

i już wiem, że muszę się bać, że strach przed padającą gospodarką jest teraz na czasie. A mi się nie chce!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kryzys gospodarczy,
kryzys,
straszenie

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Europa pogrąża się w największej recesji od dziesięcioleci. Gospodarka Unii skurczyła się w I kwartale aż o 4,4 proc.! Czy Polska też utonie? (…)

Dziesiątki tysięcy ludzi wychodzą na ulice zachodnioeuropejskich miast w proteście przeciw rosnącemu bezrobociu. W czwartek w Madrycie – 50 tys. osób. Wczoraj w Brukseli – 40 tys. Kolejne marsze dziś w Berlinie i Pradze.

Ten strach jest uzasadniony. Komisja Europejska ostrzega, że w przyszłym roku w całej Unii będzie ponad 26 mln bezrobotnych. O 10 mln więcej niż teraz!
(…)
Dziesiątki tysięcy ludzi wychodzą na ulice zachodnioeuropejskich miast w proteście przeciw rosnącemu bezrobociu. W czwartek w Madrycie – 50 tys. osób. Wczoraj w Brukseli – 40 tys. Kolejne marsze dziś w Berlinie i Pradze.

Ten strach jest uzasadniony. Komisja Europejska ostrzega, że w przyszłym roku w całej Unii będzie ponad 26 mln bezrobotnych. O 10 mln więcej niż teraz!
(…)
Ten strach jest uzasadniony. Komisja Europejska ostrzega, że w przyszłym roku w całej Unii będzie ponad 26 mln bezrobotnych. O 10 mln więcej niż teraz!
(…)
(…)
i już wiem, że muszę się bać, że strach przed padającą gospodarką jest teraz na czasie. A mi się nie chce!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kryzys gospodarczy,
kryzys,
straszenie

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Dziś mijają dwa lata.

Gdzieś spotkałem się z opinią, że podobnie jak w przypadku Majakowskiego, ostatnie słowa Barbary Blidy przed popełnieniem samobójstwa brzmiały „towarzysze, nie strzelajcie”. W kontekście licznych samobójstw przestępców popełnianych w aresztach śledczych i więzieniach (z Baraniną to nie tylko w Polsce) hipoteza wydaje się być prawdopodobna a przy tym i ciekawa.

Martwa Barbara Blida po pierwsze nic nie powie, po drugie ma większe szanse aby zostać Świętą Barbarą – zarówno tą w sensie politycznym (w Siemianowicach dla niektórych już jest) jak i dosłownym (za sprawą ofiary Jezusa Mesjasza miłosierdzie Boga nie ma granic i łatwo zostać świętym odchodząc z tego świata w dobrych relacjach z Bogiem).

A górnictwo? No cóż – sztuka polega na tym aby sprywatyzować przychody (pośrednicy w handlu, spółki i spółeczki, handel długami, przetargi, restrukturyzacja) i znacjonalizować koszty (np. wysyłając górników do Warszawy aby się ZUS nie czepiał). Barbara Blida – zupełnie jak Święta Barbara bardzo dobrze wie (wiedziała) co się w górnictwie dzieje. Wiedziała i miała tam swoje wpływy a były to wpływy niemałe.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
Barbara Blida,
PiS,
górnictwo

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Gdzieś spotkałem się z opinią, że podobnie jak w przypadku Majakowskiego, ostatnie słowa Barbary Blidy przed popełnieniem samobójstwa brzmiały „towarzysze, nie strzelajcie”. W kontekście licznych samobójstw przestępców popełnianych w aresztach śledczych i więzieniach (z Baraniną to nie tylko w Polsce) hipoteza wydaje się być prawdopodobna a przy tym i ciekawa.

Martwa Barbara Blida po pierwsze nic nie powie, po drugie ma większe szanse aby zostać Świętą Barbarą – zarówno tą w sensie politycznym (w Siemianowicach dla niektórych już jest) jak i dosłownym (za sprawą ofiary Jezusa Mesjasza miłosierdzie Boga nie ma granic i łatwo zostać świętym odchodząc z tego świata w dobrych relacjach z Bogiem).

A górnictwo? No cóż – sztuka polega na tym aby sprywatyzować przychody (pośrednicy w handlu, spółki i spółeczki, handel długami, przetargi, restrukturyzacja) i znacjonalizować koszty (np. wysyłając górników do Warszawy aby się ZUS nie czepiał). Barbara Blida – zupełnie jak Święta Barbara bardzo dobrze wie (wiedziała) co się w górnictwie dzieje. Wiedziała i miała tam swoje wpływy a były to wpływy niemałe.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
Barbara Blida,
PiS,
górnictwo

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Martwa Barbara Blida po pierwsze nic nie powie, po drugie ma większe szanse aby zostać Świętą Barbarą – zarówno tą w sensie politycznym (w Siemianowicach dla niektórych już jest) jak i dosłownym (za sprawą ofiary Jezusa Mesjasza miłosierdzie Boga nie ma granic i łatwo zostać świętym odchodząc z tego świata w dobrych relacjach z Bogiem).

A górnictwo? No cóż – sztuka polega na tym aby sprywatyzować przychody (pośrednicy w handlu, spółki i spółeczki, handel długami, przetargi, restrukturyzacja) i znacjonalizować koszty (np. wysyłając górników do Warszawy aby się ZUS nie czepiał). Barbara Blida – zupełnie jak Święta Barbara bardzo dobrze wie (wiedziała) co się w górnictwie dzieje. Wiedziała i miała tam swoje wpływy a były to wpływy niemałe.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
Barbara Blida,
PiS,
górnictwo

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A górnictwo? No cóż – sztuka polega na tym aby sprywatyzować przychody (pośrednicy w handlu, spółki i spółeczki, handel długami, przetargi, restrukturyzacja) i znacjonalizować koszty (np. wysyłając górników do Warszawy aby się ZUS nie czepiał). Barbara Blida – zupełnie jak Święta Barbara bardzo dobrze wie (wiedziała) co się w górnictwie dzieje. Wiedziała i miała tam swoje wpływy a były to wpływy niemałe.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
Barbara Blida,
PiS,
górnictwo

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
#1. W telewizji (dokładnie w Wiadomościach o 19.30) powiedzieli, że …
Jeżeli ludzkość ma przetrwać musi zacząć kolonizować inne planety.
To ja nie chcę przetrwać! Albo proszę mnie przestać nazywać ludzkość!

#2. Widziałem kiedyś taki katastroficzny film o tym jak Marsjanie atakują ziemie i mordują Ziemian. Ciekawe, czy lewaccy intelektualiści z europy zachodniej, którzy dziś uważają, że Ziemianie muszą kolonizować kosmos mają wystarczającą motywacje aby w niedalekiej przyszłości nie mordować Marsjan na Marsie (o ile tam Marsjanie będą a lewicowi intelektualiści wierzą, że tak). Pewnie nie i potem inni lewicowi intelektualiści (albo zieloni antyglobaliści) będą przepraszać potomków tych Marsjan za złe zachowanie ich przodków Ziemian zupełnie jak teraz biali przepraszają czerwonych w obu Amerykach.

#3. Bóg uczynił ziemię aby człowiek na niej mieszkał i się o nią troszczył. Użyte w Genesis słowo „czynił poddaną” często przez eliminację tego „troszczenia się” jest niewłaściwie rozumiane, zniekształcone a potem wskazywane przez zielonych i ekologów jako chrześcijańsko-niemoralne. Bóg uczynił ziemie – ale niektórzy ludzie najpierw ją niszczą a potem chcą lecieć na Marsa aby tam też coś poniszczyć. Szkoda.

#4. Kidusz:
Bądź błogosławiony Panie Boże, stwórco wszechświata w tym, że uczyniłeś dla nas ziemię jako właściwe miejsce zamieszkania.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
marsjanie,
ziemianie,
kolonizacja marsa,
kosmos,
lewicowi intelektualiści,
lewica

Komentarze: (1)

anonim,

June 1, 2009 09:53

Skomentuj komentarz

Wczoraj na HBO leciał film pt. „Wall-e”. Ciekawa koncepcja świata.

Skomentuj notkę
Jeżeli ludzkość ma przetrwać musi zacząć kolonizować inne planety.
To ja nie chcę przetrwać! Albo proszę mnie przestać nazywać ludzkość!

#2. Widziałem kiedyś taki katastroficzny film o tym jak Marsjanie atakują ziemie i mordują Ziemian. Ciekawe, czy lewaccy intelektualiści z europy zachodniej, którzy dziś uważają, że Ziemianie muszą kolonizować kosmos mają wystarczającą motywacje aby w niedalekiej przyszłości nie mordować Marsjan na Marsie (o ile tam Marsjanie będą a lewicowi intelektualiści wierzą, że tak). Pewnie nie i potem inni lewicowi intelektualiści (albo zieloni antyglobaliści) będą przepraszać potomków tych Marsjan za złe zachowanie ich przodków Ziemian zupełnie jak teraz biali przepraszają czerwonych w obu Amerykach.

#3. Bóg uczynił ziemię aby człowiek na niej mieszkał i się o nią troszczył. Użyte w Genesis słowo „czynił poddaną” często przez eliminację tego „troszczenia się” jest niewłaściwie rozumiane, zniekształcone a potem wskazywane przez zielonych i ekologów jako chrześcijańsko-niemoralne. Bóg uczynił ziemie – ale niektórzy ludzie najpierw ją niszczą a potem chcą lecieć na Marsa aby tam też coś poniszczyć. Szkoda.

#4. Kidusz:
Bądź błogosławiony Panie Boże, stwórco wszechświata w tym, że uczyniłeś dla nas ziemię jako właściwe miejsce zamieszkania.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
marsjanie,
ziemianie,
kolonizacja marsa,
kosmos,
lewicowi intelektualiści,
lewica

Komentarze: (1)

anonim,

June 1, 2009 09:53

Skomentuj komentarz

Wczoraj na HBO leciał film pt. „Wall-e”. Ciekawa koncepcja świata.

Skomentuj notkę
To ja nie chcę przetrwać! Albo proszę mnie przestać nazywać ludzkość!

#2. Widziałem kiedyś taki katastroficzny film o tym jak Marsjanie atakują ziemie i mordują Ziemian. Ciekawe, czy lewaccy intelektualiści z europy zachodniej, którzy dziś uważają, że Ziemianie muszą kolonizować kosmos mają wystarczającą motywacje aby w niedalekiej przyszłości nie mordować Marsjan na Marsie (o ile tam Marsjanie będą a lewicowi intelektualiści wierzą, że tak). Pewnie nie i potem inni lewicowi intelektualiści (albo zieloni antyglobaliści) będą przepraszać potomków tych Marsjan za złe zachowanie ich przodków Ziemian zupełnie jak teraz biali przepraszają czerwonych w obu Amerykach.

#3. Bóg uczynił ziemię aby człowiek na niej mieszkał i się o nią troszczył. Użyte w Genesis słowo „czynił poddaną” często przez eliminację tego „troszczenia się” jest niewłaściwie rozumiane, zniekształcone a potem wskazywane przez zielonych i ekologów jako chrześcijańsko-niemoralne. Bóg uczynił ziemie – ale niektórzy ludzie najpierw ją niszczą a potem chcą lecieć na Marsa aby tam też coś poniszczyć. Szkoda.

#4. Kidusz:
Bądź błogosławiony Panie Boże, stwórco wszechświata w tym, że uczyniłeś dla nas ziemię jako właściwe miejsce zamieszkania.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
marsjanie,
ziemianie,
kolonizacja marsa,
kosmos,
lewicowi intelektualiści,
lewica

Komentarze: (1)

anonim,

June 1, 2009 09:53

Skomentuj komentarz

Wczoraj na HBO leciał film pt. „Wall-e”. Ciekawa koncepcja świata.

Skomentuj notkę
#2. Widziałem kiedyś taki katastroficzny film o tym jak Marsjanie atakują ziemie i mordują Ziemian. Ciekawe, czy lewaccy intelektualiści z europy zachodniej, którzy dziś uważają, że Ziemianie muszą kolonizować kosmos mają wystarczającą motywacje aby w niedalekiej przyszłości nie mordować Marsjan na Marsie (o ile tam Marsjanie będą a lewicowi intelektualiści wierzą, że tak). Pewnie nie i potem inni lewicowi intelektualiści (albo zieloni antyglobaliści) będą przepraszać potomków tych Marsjan za złe zachowanie ich przodków Ziemian zupełnie jak teraz biali przepraszają czerwonych w obu Amerykach.

#3. Bóg uczynił ziemię aby człowiek na niej mieszkał i się o nią troszczył. Użyte w Genesis słowo „czynił poddaną” często przez eliminację tego „troszczenia się” jest niewłaściwie rozumiane, zniekształcone a potem wskazywane przez zielonych i ekologów jako chrześcijańsko-niemoralne. Bóg uczynił ziemie – ale niektórzy ludzie najpierw ją niszczą a potem chcą lecieć na Marsa aby tam też coś poniszczyć. Szkoda.

#4. Kidusz:
Bądź błogosławiony Panie Boże, stwórco wszechświata w tym, że uczyniłeś dla nas ziemię jako właściwe miejsce zamieszkania.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
marsjanie,
ziemianie,
kolonizacja marsa,
kosmos,
lewicowi intelektualiści,
lewica

Komentarze: (1)

anonim,

June 1, 2009 09:53

Skomentuj komentarz

Wczoraj na HBO leciał film pt. „Wall-e”. Ciekawa koncepcja świata.

Skomentuj notkę
#3. Bóg uczynił ziemię aby człowiek na niej mieszkał i się o nią troszczył. Użyte w Genesis słowo „czynił poddaną” często przez eliminację tego „troszczenia się” jest niewłaściwie rozumiane, zniekształcone a potem wskazywane przez zielonych i ekologów jako chrześcijańsko-niemoralne. Bóg uczynił ziemie – ale niektórzy ludzie najpierw ją niszczą a potem chcą lecieć na Marsa aby tam też coś poniszczyć. Szkoda.

#4. Kidusz:
Bądź błogosławiony Panie Boże, stwórco wszechświata w tym, że uczyniłeś dla nas ziemię jako właściwe miejsce zamieszkania.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
marsjanie,
ziemianie,
kolonizacja marsa,
kosmos,
lewicowi intelektualiści,
lewica

Komentarze: (1)

anonim,

June 1, 2009 09:53

Skomentuj komentarz

Wczoraj na HBO leciał film pt. „Wall-e”. Ciekawa koncepcja świata.

Skomentuj notkę
#4. Kidusz:
Bądź błogosławiony Panie Boże, stwórco wszechświata w tym, że uczyniłeś dla nas ziemię jako właściwe miejsce zamieszkania.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
marsjanie,
ziemianie,
kolonizacja marsa,
kosmos,
lewicowi intelektualiści,
lewica

Komentarze: (1)

anonim,

June 1, 2009 09:53

Skomentuj komentarz

Wczoraj na HBO leciał film pt. „Wall-e”. Ciekawa koncepcja świata.

Skomentuj notkę
Bądź błogosławiony Panie Boże, stwórco wszechświata w tym, że uczyniłeś dla nas ziemię jako właściwe miejsce zamieszkania.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
marsjanie,
ziemianie,
kolonizacja marsa,
kosmos,
lewicowi intelektualiści,
lewica

Komentarze: (1)

anonim,

June 1, 2009 09:53

Skomentuj komentarz

Wczoraj na HBO leciał film pt. „Wall-e”. Ciekawa koncepcja świata.

Skomentuj notkę
Po raz pierwszy w histori fundusz inwestycyjny zawiesił możliwość wycofania pieniędzy przez swoich klientów. DWS Polska TFI nie jest w stanie wycenić części swoich inwestycji – informuje dzisiejszy „Puls Biznesu”
DWS TFI zawiesił możliwość nabywania i odkupywania jednostek uczestnictwa w trzech swoich funduszach: Płynna Lokata, Płynna Lokata Plus i Dłużnych Papierów Wartościowych. Zawieszenie może trwac maksymalnie dwa tygodnie. To pierwszy taki przypadek w polskich funduszach inwestycyjnych – podaje „Puls Biznesu”

Jako powód takiego działania zarządzający podają „przesłanki uniemożliwiające dokonanie wiarygodnej wyceny istotnej częście aktywów funduszy”.

Prawdopodbnie chodzi o papiery wyemitowane przez irlandzkie firmy m.in. instytucje finansową, która mocno inwestowała na rynku nieruchomości, który stał się ostatnio przyczyną strat.
Jako powód takiego działania zarządzający podają „przesłanki uniemożliwiające dokonanie wiarygodnej wyceny istotnej częście aktywów funduszy”.

Prawdopodbnie chodzi o papiery wyemitowane przez irlandzkie firmy m.in. instytucje finansową, która mocno inwestowała na rynku nieruchomości, który stał się ostatnio przyczyną strat.
Prawdopodbnie chodzi o papiery wyemitowane przez irlandzkie firmy m.in. instytucje finansową, która mocno inwestowała na rynku nieruchomości, który stał się ostatnio przyczyną strat.
No cóż – daje do myślenia. Skoro bezpieczne obligacje nie są już bezpieczne?

Kategorie:
obserwator, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
kryzys,
fundusze inwestycyjne,
dws

Komentarze: (1)

anonim,

March 5, 2009 19:25

Skomentuj komentarz

*
Uprzejmie proszę o zatrudnienie mnie w charakterze prezesa zarządu, dyrektora generalnego, menadżera projektu, programisty, konsultanta, telemarketera, konserwatora maszyn biurowych, operatora koparki, spawacza konstrukcji stalowych, fryzjera, portiera…
Ukończyłem z powodzeniem londyńskie MBA w Łądku-Zdrój, SGH, AGH, Politechnikę Wrocławską, Wyższą Szkołę Marketingu i Zarządzania w Pcimiu, Techniku Kolejowe w Koluszkach, kurs malowania szaf….
Jestem człowiekiem pogodnym, bezkonfliktowym, twórczym i odtwórczym, dobrze integruję się ze środowiskiem…..
Interesuje się sportem, kulturą Japoniim, fotografią wysokogórską i wschodnimi sztukami walki. Dysponuję samochodem i dwójką dzieci z biegłą umiejętnością języka angielskiego oraz hiszpańskiego (jedno dziecko).
Swoim zaangażowaniem i wydajną pracą mogę wspomóc Wasze przedsiębiorstwo w intensywnym rozwoju na rynkach dalekowschodnich, poszukiwaniu nowych pokładów ropy i gazu, osiągnięciu wzrostu sprzedaży nakrętek calowych, zwiększeniu dynamiki przeróbki smoły, …

*

Nie ma dnia, aby nie wpłynęło do mnie co najmniej jedno CV a przez zeszły rok nie wpłynęło ani jedno. Czy to już kryzys czy tylko mi się wydaje?

Nie wiem co o tym myśleć.

Skomentuj notkę
Uprzejmie proszę o zatrudnienie mnie w charakterze prezesa zarządu, dyrektora generalnego, menadżera projektu, programisty, konsultanta, telemarketera, konserwatora maszyn biurowych, operatora koparki, spawacza konstrukcji stalowych, fryzjera, portiera…
Ukończyłem z powodzeniem londyńskie MBA w Łądku-Zdrój, SGH, AGH, Politechnikę Wrocławską, Wyższą Szkołę Marketingu i Zarządzania w Pcimiu, Techniku Kolejowe w Koluszkach, kurs malowania szaf….
Jestem człowiekiem pogodnym, bezkonfliktowym, twórczym i odtwórczym, dobrze integruję się ze środowiskiem…..
Interesuje się sportem, kulturą Japoniim, fotografią wysokogórską i wschodnimi sztukami walki. Dysponuję samochodem i dwójką dzieci z biegłą umiejętnością języka angielskiego oraz hiszpańskiego (jedno dziecko).
Swoim zaangażowaniem i wydajną pracą mogę wspomóc Wasze przedsiębiorstwo w intensywnym rozwoju na rynkach dalekowschodnich, poszukiwaniu nowych pokładów ropy i gazu, osiągnięciu wzrostu sprzedaży nakrętek calowych, zwiększeniu dynamiki przeróbki smoły, …

*

Nie ma dnia, aby nie wpłynęło do mnie co najmniej jedno CV a przez zeszły rok nie wpłynęło ani jedno. Czy to już kryzys czy tylko mi się wydaje?

Nie wiem co o tym myśleć.
Ukończyłem z powodzeniem londyńskie MBA w Łądku-Zdrój, SGH, AGH, Politechnikę Wrocławską, Wyższą Szkołę Marketingu i Zarządzania w Pcimiu, Techniku Kolejowe w Koluszkach, kurs malowania szaf….
Jestem człowiekiem pogodnym, bezkonfliktowym, twórczym i odtwórczym, dobrze integruję się ze środowiskiem…..
Interesuje się sportem, kulturą Japoniim, fotografią wysokogórską i wschodnimi sztukami walki. Dysponuję samochodem i dwójką dzieci z biegłą umiejętnością języka angielskiego oraz hiszpańskiego (jedno dziecko).
Swoim zaangażowaniem i wydajną pracą mogę wspomóc Wasze przedsiębiorstwo w intensywnym rozwoju na rynkach dalekowschodnich, poszukiwaniu nowych pokładów ropy i gazu, osiągnięciu wzrostu sprzedaży nakrętek calowych, zwiększeniu dynamiki przeróbki smoły, …
Jestem człowiekiem pogodnym, bezkonfliktowym, twórczym i odtwórczym, dobrze integruję się ze środowiskiem…..
Interesuje się sportem, kulturą Japoniim, fotografią wysokogórską i wschodnimi sztukami walki. Dysponuję samochodem i dwójką dzieci z biegłą umiejętnością języka angielskiego oraz hiszpańskiego (jedno dziecko).
Swoim zaangażowaniem i wydajną pracą mogę wspomóc Wasze przedsiębiorstwo w intensywnym rozwoju na rynkach dalekowschodnich, poszukiwaniu nowych pokładów ropy i gazu, osiągnięciu wzrostu sprzedaży nakrętek calowych, zwiększeniu dynamiki przeróbki smoły, …
Interesuje się sportem, kulturą Japoniim, fotografią wysokogórską i wschodnimi sztukami walki. Dysponuję samochodem i dwójką dzieci z biegłą umiejętnością języka angielskiego oraz hiszpańskiego (jedno dziecko).
Swoim zaangażowaniem i wydajną pracą mogę wspomóc Wasze przedsiębiorstwo w intensywnym rozwoju na rynkach dalekowschodnich, poszukiwaniu nowych pokładów ropy i gazu, osiągnięciu wzrostu sprzedaży nakrętek calowych, zwiększeniu dynamiki przeróbki smoły, …
Swoim zaangażowaniem i wydajną pracą mogę wspomóc Wasze przedsiębiorstwo w intensywnym rozwoju na rynkach dalekowschodnich, poszukiwaniu nowych pokładów ropy i gazu, osiągnięciu wzrostu sprzedaży nakrętek calowych, zwiększeniu dynamiki przeróbki smoły, …
*

Nie ma dnia, aby nie wpłynęło do mnie co najmniej jedno CV a przez zeszły rok nie wpłynęło ani jedno. Czy to już kryzys czy tylko mi się wydaje?

Nie wiem co o tym myśleć.
Nie ma dnia, aby nie wpłynęło do mnie co najmniej jedno CV a przez zeszły rok nie wpłynęło ani jedno. Czy to już kryzys czy tylko mi się wydaje?

Nie wiem co o tym myśleć.
Nie wiem co o tym myśleć.
Astrologia, różdżkarstwo i lewitacja to zagadnienia, które licealiści będą omawiać na lekcjach przyrody – przedmiocie, który zastąpi biologię, fizykę i chemię.
Ministerstwo Edukacji Narodowej uznało, że uczniom, którzy po pierwszej klasie ogólniaka wybiorą profil humanistyczny, wystarczy tylko ogólna wiedza ścisła. Prawa fizyki, wzory chemiczne i budowę DNA będą poznawać w czasie jednego przedmiotu – przyrody. Ale żeby ich wiedza o świecie była pełna, MEN sugeruje nauczycielom, by mówili na lekcjach także o zagadnieniach takich jak bioenergoterapia, żyły wodne i kreacjonizm. Te tematy zapisano w nowej podstawie programowej. – Czy to znaczy, że mam stawiać uczniom horoskopy, a na zajęciach praktycznych zamiast probówek używać szklanej kuli? – pyta z przekąsem Katarzyna Juras, nauczycielka fizyki z Sosnowca.

Marii Dłotko, chemiczce z dwudziestoletnim stażem, a zarazem wicedyrektorce katowickiego VIII LO im. Skłodowskiej-Curie, nie jest do śmiechu: – To trąci XIX wiekiem! Zamiast kształcić młodzież na wysokim poziomie, będziemy się bawić. Polska edukacja staje się swoją własną karykaturą – oburza się Dłotko.
Ministerstwo Edukacji Narodowej uznało, że uczniom, którzy po pierwszej klasie ogólniaka wybiorą profil humanistyczny, wystarczy tylko ogólna wiedza ścisła. Prawa fizyki, wzory chemiczne i budowę DNA będą poznawać w czasie jednego przedmiotu – przyrody. Ale żeby ich wiedza o świecie była pełna, MEN sugeruje nauczycielom, by mówili na lekcjach także o zagadnieniach takich jak bioenergoterapia, żyły wodne i kreacjonizm. Te tematy zapisano w nowej podstawie programowej. – Czy to znaczy, że mam stawiać uczniom horoskopy, a na zajęciach praktycznych zamiast probówek używać szklanej kuli? – pyta z przekąsem Katarzyna Juras, nauczycielka fizyki z Sosnowca.

Marii Dłotko, chemiczce z dwudziestoletnim stażem, a zarazem wicedyrektorce katowickiego VIII LO im. Skłodowskiej-Curie, nie jest do śmiechu: – To trąci XIX wiekiem! Zamiast kształcić młodzież na wysokim poziomie, będziemy się bawić. Polska edukacja staje się swoją własną karykaturą – oburza się Dłotko.
Marii Dłotko, chemiczce z dwudziestoletnim stażem, a zarazem wicedyrektorce katowickiego VIII LO im. Skłodowskiej-Curie, nie jest do śmiechu: – To trąci XIX wiekiem! Zamiast kształcić młodzież na wysokim poziomie, będziemy się bawić. Polska edukacja staje się swoją własną karykaturą – oburza się Dłotko.
Nie wiem na ile to prawda a na ile kolejny dziennikarski temat „zamiast” ale odnotować warto, bo jest to jakiś znak czasu.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
szkola,
astrologia,
magia,
horoskop

Komentarze: (2)

Gosia (emi_grise),

March 6, 2009 15:40

Skomentuj komentarz

Kolejnym znakiem czasu może być też to, że….Ministerstwo Pracy zalegalizowało zawód wróżbity, astrologa i radiestety…->>link do artykułu z Wyborczej:http://wyborcza.pl/1,76842,6320309,Jestem_wrozbita_i_mam_na_to_papier.html,Szkoda, że jeszcze tak niewielu wierzących ma wpływ na nasze resorty…Od razu też warto zauważyć, jaką popularnością cieszą się homeopaci…Okultyzm w przebraniu new age szerzy się na całego, a ludzie ze świata patrzą i nie widzą, słuchają i nie słyszą…

jacek,

June 3, 2009 10:11

Skomentuj komentarz

zainteresowała mnie Twoja uwaga…powiedz proszę, jaki widzisz związek pomiędzy homeopatią a okultyzmem ?

Skomentuj notkę
Jeszcze nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale pewne jest, że inżynierowie z Seattle podejmują już decyzję o tym, kiedy będą się przeładowywać setki milionów komputerów.
Ich decyzja – oczywiście, dla mojego dobra – dotknęła dziś rano mojego laptopa. Walcząc z przyciskiem „przeładuj później” udało mi się dokończyć czytania poczty przed zamknięciem wszystkich okienek. W biurze już nie poszło tak łatwo, bo wszystkie pootwierane wczoraj okna, pliki i zadania ekipa od Gatesa ładnie mi pozamykała nie pytając o zdanie.
Nie chce mi się tego oceniać, dyskutować o tym czy to dobrze, czy źle, czy bezpiecznie czy też wręcz przeciwnie – zwracam tylko uwagę, że tak jest i jest to pewien kolejny sygnał bo pierwszy zapisałem w notce Wygoda kontra suwerenność ponad 4 lata temu.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
microsoft,
windows,
rządy nad światem,

Komentarze: (1)

CTO,

February 28, 2009 00:07

Skomentuj komentarz

… i dlatego chcę mieć ten serwer zza wschodniej granicy na Linuxie… chcę mieć kontrole nad nim, chcę wiedzieć co się tam dzieje…

Skomentuj notkę
Ich decyzja – oczywiście, dla mojego dobra – dotknęła dziś rano mojego laptopa. Walcząc z przyciskiem „przeładuj później” udało mi się dokończyć czytania poczty przed zamknięciem wszystkich okienek. W biurze już nie poszło tak łatwo, bo wszystkie pootwierane wczoraj okna, pliki i zadania ekipa od Gatesa ładnie mi pozamykała nie pytając o zdanie.
Nie chce mi się tego oceniać, dyskutować o tym czy to dobrze, czy źle, czy bezpiecznie czy też wręcz przeciwnie – zwracam tylko uwagę, że tak jest i jest to pewien kolejny sygnał bo pierwszy zapisałem w notce Wygoda kontra suwerenność ponad 4 lata temu.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
microsoft,
windows,
rządy nad światem,

Komentarze: (1)

CTO,

February 28, 2009 00:07

Skomentuj komentarz

… i dlatego chcę mieć ten serwer zza wschodniej granicy na Linuxie… chcę mieć kontrole nad nim, chcę wiedzieć co się tam dzieje…

Skomentuj notkę
Nie chce mi się tego oceniać, dyskutować o tym czy to dobrze, czy źle, czy bezpiecznie czy też wręcz przeciwnie – zwracam tylko uwagę, że tak jest i jest to pewien kolejny sygnał bo pierwszy zapisałem w notce Wygoda kontra suwerenność ponad 4 lata temu.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
microsoft,
windows,
rządy nad światem,

Komentarze: (1)

CTO,

February 28, 2009 00:07

Skomentuj komentarz

… i dlatego chcę mieć ten serwer zza wschodniej granicy na Linuxie… chcę mieć kontrole nad nim, chcę wiedzieć co się tam dzieje…

Skomentuj notkę
Postanowiłem, w dyskusji sam ze sobą przemyśleć nieco sprawę przejścia w Polsce ze złotego na euro.

Słabym argumentem jest dla mnie argument o wygodzie w używaniu jednolitych pieniędzy przy podróżach po Europie. Niewątpliwie jest to wygodne ale sprawa jest poważniejsza aby podejmować decyzję na podstawie takiej przesłanki.
W pewnym moim przedsięwzięciu kurs dolara jest elementem ważnym. Gdy zmieniło się coś z 2,20 na 3,80 poczuliśmy to bardzo. Ale czy mój biznes ma być powodem rezygnacji ze złotego? Gdybym był eksporterem produkującym dla Niemców mój biznes wyglądałby teraz kwitnąco (o ile nie byłbym złapany na opcje). Tak więc przemysł może płakać z powodu niestabilności kursu (o tym poniżej) ale jeżeli chodzi o wartość złotego to argumentów za euro nie ma.
Stabilność kursu wymiany i przewidywalność (bezpieczeństwo) w biznesie i nie tylko. Tak, to jest argument. Zdecydowanie łatwiej prowadzi się biznesy gdy biznesplany mają jedną niewiadomą mniej.
Suwerenność Polski – to chyba jest najważniejszy argument, bo jednak dla każdego pieniądza istnieje coś takiego jak bank emisyjny i pieniądz oprócz funkcji płatniczej ma też funkcję finansową. Ograniczanie analizy przed podjęcie decyzji do korzyści płynących z wygody realizacji funkcji płatniczych jest poważnym błędem a już mowa jest o jakiś EuroObligacjach.

Kategorie:
obserwator, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
euro,
złoty,
euroobligacje,
bank centralny

Komentarze: (2)

ky,

March 2, 2009 17:31

Skomentuj komentarz

Hej!Suwerennośc to inaczej niepodległość, brak zależności – to wolność w podejmowaniu decyzji, w dysponowaniu tym co pozostaje w dyspozycji. Jak jestem właścicielem mieszkania to mogę go wynająć i sprzedać itp. A co można zrobić z pieniądzem mając odpowiednia władzę? Może na dobry początek np. „wyregulować” kurs złotówki tak, żeby był odpowiedni… tylko dlaczego nikt tego nie robi? Nie da się? Trochę kiepska ta suwerenność… Ale tu nie chodzi o samą suwerenność, ale o to kto i do czego z niej będzie korzystał – jak widzę (w tv) tych, którym jej tak bardzo brakuje (bardzo chcą zostać naszymi suweranemi), mając o nich zdanie takie jakie mam, wolałbym byśmy jako Polacy nie mieli mieli już jakieś suwerenności, którą można zawłaszczyć – mniejsza byłaby dla nas krzywda. Nie dlatego, że inni będą o nas specjalnie dbać, ale dlatego, że może będą nas traktować tak samo jak resztę (straszne, nie?).Ale zróbmy eksperyment myślowy do czego można użyć tej suwerenności, co się da? Zobaczmy jakie są pomysły… jeżeli mnie pamięć nie myli to głównie chodzi o robienie większego deficytu. Za granicą w tej chwili nie da się za bardzo (czy to jest ograniczenie suwerenności?). Z tego co słyszę to jest prosty pomysł: niskie stopy, tanie kredyty, trochę ożywczej infacji – i będzie fajnie. Czyli tak:- relatywnie spadnie zadłużenie państwa – duży plus dla tych co mają władzę- kredyty będą droższe bo trzeba będzie w banku wygrać konkurencję z własnym państwem – młodzi bez majątku zajmą się w końcu pracą, a nie konsumpcją na kredyt- ci co mają oszczędności stracą (inflacja) – ci co mają majątki mniej stracą, czyli relatywnie zyskają- podatki będą większe – stracą biedniejsi, bo mają mniejsze majątki- uzyskane środki zostaną podzielone przez wykonawców suwerenności – też plus dla mających władzę…Co z tego będzie? Może ożywienie gospodarcze, a może nie…Ale jedyne co pewne to większe podatki… i inflacja.Warto pamiętać, że z tych wypróbowanych środków w Polsce korzystano już wcześniej – np. za rządów SLD – skutki tego na pewno łatwiej ocenić niż skutki przeszłych działań naszego niedoszłego suwerena (a właściwie dwóch).

ky,

March 17, 2009 09:36

Skomentuj komentarz

To znowu ja… o euro.Ostatnio wystapiła p.Gilowska i stwierdziła, że wyłączna winę za nie wejście Polski do strefy euro ponosi aktualny rząd… z czego ja wyciągam wniosek, że J.Kaczyńskiemu w sondażach wyszło, że Polacy w dostatecznie dużej ilości mają mu za złe sprzeciwianie się wejściu do strefy euro. Dziś jeden z doradców prezydenta sugerował, że euro owszem, bez referendum, ale ze zmianą konstytucji, a ceną za zmianę konstytucji byłoby opóźnienie wejścia do strefy euro tak by zostało to „wprowadzone przez następny parlament” (takie słowa zostały użyte!) – wygląda jakby ktoś kto teraz jest w opozycji chciał zachować szansę na „własnoręczne” wejście „do euro”… no i jakie znaczenie ma ta cała suwerenność?

Skomentuj notkę
Cytat za Gazetą, ale pokreślenia moje.

G7: priorytetem walka z recesją
ask, PAP, gazeta.pl 2009-02-14 17:45
– Najbardziej rozwinięte państwa świata z G7 zapowiedziały w sobotę, że walka z recesją będzie ich priorytetem. Grupa G7 uzgodniła, że zaangażuje się w tworzenie „nowych reguł”, by powstał nowy światowy porządek gospodarczy.

Grupa G7 uzgodniła, że zaangażuje się w tworzenie „nowych reguł”, by powstał nowy światowy porządek gospodarczy – powiedział w sobotę włoski minister gospodarki i finansów Giulio Tremonti na konferencji prasowej. Konferencja zakończyła spotkanie ministrów finansów grupy G7 – siedmiu najbardziej uprzemysłowionych państw świata.

Na zakończenie obrad w Rzymie ministrowie finansów i szefowie banków centralnych siedmiu najbardziej rozwiniętych krajów świata wyrazili też przekonanie o konieczności powstrzymania protekcjonizmu, gdyż to ich zdaniem pogorszyłoby sytuację gospodarczą.

(…)

Mój komentarz:
Czytając coś takiego dźwięczy mi w uszach stare pojęcie „rząd światowy”. Czy już nadchodzi? Ale Rzym się wypowiedział – sprawa załatwiona.
Apokalipsa może się niedługo dobrze sprzedawać ale czytając ją kto ją zrozumie?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
nowy światowy porządek gospodarczy,
rząd światowy,
nowy ład gospodarczy,
nowy porządek świata,
NWO

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
– Najbardziej rozwinięte państwa świata z G7 zapowiedziały w sobotę, że walka z recesją będzie ich priorytetem. Grupa G7 uzgodniła, że zaangażuje się w tworzenie „nowych reguł”, by powstał nowy światowy porządek gospodarczy.

Grupa G7 uzgodniła, że zaangażuje się w tworzenie „nowych reguł”, by powstał nowy światowy porządek gospodarczy – powiedział w sobotę włoski minister gospodarki i finansów Giulio Tremonti na konferencji prasowej. Konferencja zakończyła spotkanie ministrów finansów grupy G7 – siedmiu najbardziej uprzemysłowionych państw świata.

Na zakończenie obrad w Rzymie ministrowie finansów i szefowie banków centralnych siedmiu najbardziej rozwiniętych krajów świata wyrazili też przekonanie o konieczności powstrzymania protekcjonizmu, gdyż to ich zdaniem pogorszyłoby sytuację gospodarczą.

(…)
Grupa G7 uzgodniła, że zaangażuje się w tworzenie „nowych reguł”, by powstał nowy światowy porządek gospodarczy – powiedział w sobotę włoski minister gospodarki i finansów Giulio Tremonti na konferencji prasowej. Konferencja zakończyła spotkanie ministrów finansów grupy G7 – siedmiu najbardziej uprzemysłowionych państw świata.

Na zakończenie obrad w Rzymie ministrowie finansów i szefowie banków centralnych siedmiu najbardziej rozwiniętych krajów świata wyrazili też przekonanie o konieczności powstrzymania protekcjonizmu, gdyż to ich zdaniem pogorszyłoby sytuację gospodarczą.

(…)
Na zakończenie obrad w Rzymie ministrowie finansów i szefowie banków centralnych siedmiu najbardziej rozwiniętych krajów świata wyrazili też przekonanie o konieczności powstrzymania protekcjonizmu, gdyż to ich zdaniem pogorszyłoby sytuację gospodarczą.

(…)
(…)
Czytając coś takiego dźwięczy mi w uszach stare pojęcie „rząd światowy”. Czy już nadchodzi? Ale Rzym się wypowiedział – sprawa załatwiona.
Apokalipsa może się niedługo dobrze sprzedawać ale czytając ją kto ją zrozumie?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
nowy światowy porządek gospodarczy,
rząd światowy,
nowy ład gospodarczy,
nowy porządek świata,
NWO

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Apokalipsa może się niedługo dobrze sprzedawać ale czytając ją kto ją zrozumie?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
nowy światowy porządek gospodarczy,
rząd światowy,
nowy ład gospodarczy,
nowy porządek świata,
NWO

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Sieć restauracji Sfinks ma kłopoty z płynnością, część kłopotów firmy wynika z nietrafionych kontraktów opcyjnych. Wcześniej spółka Elwo jako pierwsza złożyła wniosek o upadłość z powodu poniesionych strat na opcjach walutowych.

Sfinks Polska SA prowadzący restauracje pod markami Sphinx, Wook oraz Polskie Jadło nie jest w stanie spłacać zaciągniętych wcześniej kredytów. – Zarząd jest zaskoczony liczbą odkrytych nieprawidłowości, które będą miały szkodliwy wpływ na przyszłą płynność biznesu – podały w komunikacie giełdowym nowe, funkcjonujące od nieco ponad miesiąca władze spółki.
(…)
Sfinks Polska SA prowadzący restauracje pod markami Sphinx, Wook oraz Polskie Jadło nie jest w stanie spłacać zaciągniętych wcześniej kredytów. – Zarząd jest zaskoczony liczbą odkrytych nieprawidłowości, które będą miały szkodliwy wpływ na przyszłą płynność biznesu – podały w komunikacie giełdowym nowe, funkcjonujące od nieco ponad miesiąca władze spółki.
(…)
(…)
(…)
Art. 397. Jeżeli bilans sporządzony przez zarząd wykaże stratę przewyższającą sumę kapitałów zapasowego i rezerwowych oraz jedną trzecią kapitału zakładowego, zarząd obowiązany jest niezwłocznie zwołać walne zgromadzenie celem powzięcia uchwały dotyczącej dalszego istnienia spółki.
Art. 397. Jeżeli bilans sporządzony przez zarząd wykaże stratę przewyższającą sumę kapitałów zapasowego i rezerwowych oraz jedną trzecią kapitału zakładowego, zarząd obowiązany jest niezwłocznie zwołać walne zgromadzenie celem powzięcia uchwały dotyczącej dalszego istnienia spółki.
Nowy zarząd jest zaskoczony, ale stary zarząd już dawno pracuje w innej firmie, w której zatrudnienie za lepsze wynagrodzenie otrzymał na podstawie wspaniałych wyników w rozwoju biznesu, którym zarządzał poprzednio. Nowy zarząd dziś jest zaskoczony ale co zostawił po sobie zarządzając wcześniej tym czym zarządzał?

Od czasu pojawienia się kasty menadżerów nie będących właścicielami należące do funduszy inwestycyjnych przedsiębiorstwa są regularnie okradane przez bandę złodziei w białych kołnierzykach. We współczesnej gospodarce większość akcji przedsiębiorstw jest własnością różnego rodzaju funduszy inwestycyjnych, emerytalnych, kapitałowych a a wiec de facto jest własnością nikogo, bo kim są obecni i przyszli emeryci oraz ex-milionerzy, którym wydaje się że są milionerami. Funkcja właścicielska – czyli doglądanie – została całkowicie zachwiana poprzez powierzenie zarządzania funduszami menadżerom bez własnych majątków.

A gdyby tak zapis w Kodeksie Spółek Handlowych mówiący o tym, że Spółka ma przynosić zysk przenieść do Kodeksu Karnego? Może zarząd bardziej by się starał mając w perspektywie gilotynę albo przynajmniej 15 lat ciężkich robót na zmywaku Mc Donald’sa.

Moja propozycja zmiany prawa:

Kodeks Spółek Handlowcyh
(…)
Art. 397. Jeżeli bilans sporządzony przez zarząd wykaże stratę przewyższającą sumę kapitałów zapasowego i rezerwowych oraz jedną trzecią kapitału zakładowego, zarząd obowiązany jest niezwłocznie zwołać walne zgromadzenie celem powzięcia uchwały dotyczącej dalszego istnienia spółki. Jeżeli w kolejnym roku zarząd nie podał się do dymisji a w 2 kolejnych latach kapitały nie zostaną odtworzone wobec zarządu wyciągnięte zostaną sankcje karne.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
ekonomia,
kapitalizm,
fundusze,
zarząd,
sfinks

Komentarze: (4)

anonim,

January 4, 2009 11:37

Skomentuj komentarz

Dziś zobaczyłem coś takiego i jest to coś nowego – widać, menadżerowie od finansów uczą się szybko:Ubezpieczenie inwestycyjne TwisterSprawdź strategię TwisterUbezpieczenie oparte o strategię Twister, która przyniosła 20,9%* wzrostu w okresie od 28.11.2007 do 28.11.2008. Maksymalne wykorzystanie wzrostowych trendów na rynku akcji przy jednoczesnej dynamicznej obronie przed spadkami.dowiedz się więcej* Dopasowanie do bieżącej sytuacji rynkowej* Gwarancja 100% zainwestowanej składki i brak podatku Belki na koniec okresu ubezpieczeniaZapytaj Doradcę!Produkty strukturyzowane Partnerów Wealth SolutionsUbezpieczenie inwestycyjne Nowy Świat Produkt strukturyzowany oparty o indeks BNP Paribas Millennium New World Index inwestujący na całym świecie na rynkach akcji, infrastruktury, surowców oraz na rynku walutowym. Zarabia na szerokim spektrum rynków wschodzących na świecie.dowiedz się więcej!Ubezpieczenie inwestycyjne Efektywna Inwestycja Produkt strukturyzowany oparty o indeks JPMorgan Efficiente (EUR Hedged) Index będący strategią globalnego inwestowania, której celem jest maksymalizowanie zysku przy określonym poziomie ryzyka.

hylanka,

January 8, 2009 22:57

Skomentuj komentarz

W końcu odważam się napisać o tym, co wydumałam sobie już jakiś czas temu. Otóż cały pomysł z tzw. „giełdą”, „akcjami” i „spółkami” jest wysoce podejrzany, głównie z dwóch powodów (a może być ich więcej):1. hazard / lichwa2. zanik własności – o czym mowa w Twoim luźnym przemyśleniu. W moim odczuciu powody te są ze sobą nierozdzielnie związane i tworzą błędne koło. Nie jestem żadnym specem, ledwo jarzę, o czym mowa w pierwszym komentarzu do Twojego dzisiejszego tekstu. Jednakże moim malym rozumkiem dostrzegam fundamentalną różnicę pomiędzy blokiem (spółdzielczym) a domem (zwykłym, w którym mieszka rodzina). Mam wrażenie, że prostota w myśleniu i jasne zasady są cechami jak najbardziej szkodliwymi w tym całym systemie finansowym.Mimo takiego nastawienia do giełdy itp. tematy te zajmują mnie, bo wiem, że bez własnej woli biorę udział w tym obrzydłym procederze wpłacając do banku lub na fundusz emerytalny. Zastanawiając się nad tym, czy mam alternatywę, doszłam do wniosku, że w pojedynkę nic się tu nie zdziała. Trzeba mieć zaplecze, społeczność ludzi, którzy nie padają plackiem przed złotym cielcem. I w tym kłopot. Pozdrawiam. A.

anonim,

January 12, 2009 09:41

Skomentuj komentarz

Cytat z gazeta.plRząd i NBP chcą ratować kredyty2009-01-11 19:44Obniżymy bankom prawie o połowę tzw. rezerwy obowiązkowe, by miały więcej pieniędzy na udzielanie kredytów – ujawnia „Gazecie” Zbigniew Chlebowski, szef sejmowego klubu PO. – Aby pożyczać w takiej skali jak przed kryzysem, potrzebujemy dziesiątków miliardów złotych – nie ma złudzeń Piotr Czarnecki, prezes banku Raiffeisen. (…)Komentarz:Te matoły z rządu niczego się przez ten amerykański kryzys finansowy nie nauczą! Już, chcąc gasić kryzys, którego jeszcze nie mam dają bankom możliwość jeszcze ostrzejszej gry zmniejszając obowiązkowe rezerwy. To przecież tworzenie pieniądza z niczego! Nigdy nikomu na dobre to jeszcze nie wyszło.Przemyślenie:Te wszystkie Rothschildy i Morgany mają bardzo sprawną armie wykonującą ich polecenia. To białe kołnierzyki – właśnie wyczytałem, że jeden z doradców CitiGroup zarobił … dużo, a przecież CitiGroup właśnie pada. Wysokie pensje i bezpieczeństwo, że jak wylecisz z tej posady to damy ci inną sprawia, że są posłuszni i wierząc w pseudoliberalizm oddają swoje życie.

w34,

April 11, 2009 19:46

Skomentuj komentarz

Sprawa Sfinksa okazała się być bardzie skomplikowana niż mi się pierwotnie wydawało. Moja wiedza o tej spółce pochodzi z czasów rozwoju razem z Enterprice Investors i przekonany byłem, że jest to już element typowo giełdowej korporacji. Ale nie – właściciel ciągle jest w spółce obecny i te ruchu z z opcjami i zarządem dotyczą procesu (uwaga: śląskie słowo) wyciulania go z tego biznesu. Ale dzisiejsze wiadomości są już bardziej optymistyczne – wywalić się nie da, ale pewnie będzie już mądrzejszy z podpisywaniem lub nie podpisywaniem umów których stroną są wysoko-opłacani menadżerowie ukierunkowani na cel.Myślę, że przypadek próby przejęcia Sfinksa będzie często pokazywany różnym studentom.W.

Skomentuj notkę
Od czasu pojawienia się kasty menadżerów nie będących właścicielami należące do funduszy inwestycyjnych przedsiębiorstwa są regularnie okradane przez bandę złodziei w białych kołnierzykach. We współczesnej gospodarce większość akcji przedsiębiorstw jest własnością różnego rodzaju funduszy inwestycyjnych, emerytalnych, kapitałowych a a wiec de facto jest własnością nikogo, bo kim są obecni i przyszli emeryci oraz ex-milionerzy, którym wydaje się że są milionerami. Funkcja właścicielska – czyli doglądanie – została całkowicie zachwiana poprzez powierzenie zarządzania funduszami menadżerom bez własnych majątków.

A gdyby tak zapis w Kodeksie Spółek Handlowych mówiący o tym, że Spółka ma przynosić zysk przenieść do Kodeksu Karnego? Może zarząd bardziej by się starał mając w perspektywie gilotynę albo przynajmniej 15 lat ciężkich robót na zmywaku Mc Donald’sa.

Moja propozycja zmiany prawa:

Kodeks Spółek Handlowcyh
(…)
Art. 397. Jeżeli bilans sporządzony przez zarząd wykaże stratę przewyższającą sumę kapitałów zapasowego i rezerwowych oraz jedną trzecią kapitału zakładowego, zarząd obowiązany jest niezwłocznie zwołać walne zgromadzenie celem powzięcia uchwały dotyczącej dalszego istnienia spółki. Jeżeli w kolejnym roku zarząd nie podał się do dymisji a w 2 kolejnych latach kapitały nie zostaną odtworzone wobec zarządu wyciągnięte zostaną sankcje karne.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
ekonomia,
kapitalizm,
fundusze,
zarząd,
sfinks

Komentarze: (4)

anonim,

January 4, 2009 11:37

Skomentuj komentarz

Dziś zobaczyłem coś takiego i jest to coś nowego – widać, menadżerowie od finansów uczą się szybko:Ubezpieczenie inwestycyjne TwisterSprawdź strategię TwisterUbezpieczenie oparte o strategię Twister, która przyniosła 20,9%* wzrostu w okresie od 28.11.2007 do 28.11.2008. Maksymalne wykorzystanie wzrostowych trendów na rynku akcji przy jednoczesnej dynamicznej obronie przed spadkami.dowiedz się więcej* Dopasowanie do bieżącej sytuacji rynkowej* Gwarancja 100% zainwestowanej składki i brak podatku Belki na koniec okresu ubezpieczeniaZapytaj Doradcę!Produkty strukturyzowane Partnerów Wealth SolutionsUbezpieczenie inwestycyjne Nowy Świat Produkt strukturyzowany oparty o indeks BNP Paribas Millennium New World Index inwestujący na całym świecie na rynkach akcji, infrastruktury, surowców oraz na rynku walutowym. Zarabia na szerokim spektrum rynków wschodzących na świecie.dowiedz się więcej!Ubezpieczenie inwestycyjne Efektywna Inwestycja Produkt strukturyzowany oparty o indeks JPMorgan Efficiente (EUR Hedged) Index będący strategią globalnego inwestowania, której celem jest maksymalizowanie zysku przy określonym poziomie ryzyka.

hylanka,

January 8, 2009 22:57

Skomentuj komentarz

W końcu odważam się napisać o tym, co wydumałam sobie już jakiś czas temu. Otóż cały pomysł z tzw. „giełdą”, „akcjami” i „spółkami” jest wysoce podejrzany, głównie z dwóch powodów (a może być ich więcej):1. hazard / lichwa2. zanik własności – o czym mowa w Twoim luźnym przemyśleniu. W moim odczuciu powody te są ze sobą nierozdzielnie związane i tworzą błędne koło. Nie jestem żadnym specem, ledwo jarzę, o czym mowa w pierwszym komentarzu do Twojego dzisiejszego tekstu. Jednakże moim malym rozumkiem dostrzegam fundamentalną różnicę pomiędzy blokiem (spółdzielczym) a domem (zwykłym, w którym mieszka rodzina). Mam wrażenie, że prostota w myśleniu i jasne zasady są cechami jak najbardziej szkodliwymi w tym całym systemie finansowym.Mimo takiego nastawienia do giełdy itp. tematy te zajmują mnie, bo wiem, że bez własnej woli biorę udział w tym obrzydłym procederze wpłacając do banku lub na fundusz emerytalny. Zastanawiając się nad tym, czy mam alternatywę, doszłam do wniosku, że w pojedynkę nic się tu nie zdziała. Trzeba mieć zaplecze, społeczność ludzi, którzy nie padają plackiem przed złotym cielcem. I w tym kłopot. Pozdrawiam. A.

anonim,

January 12, 2009 09:41

Skomentuj komentarz

Cytat z gazeta.plRząd i NBP chcą ratować kredyty2009-01-11 19:44Obniżymy bankom prawie o połowę tzw. rezerwy obowiązkowe, by miały więcej pieniędzy na udzielanie kredytów – ujawnia „Gazecie” Zbigniew Chlebowski, szef sejmowego klubu PO. – Aby pożyczać w takiej skali jak przed kryzysem, potrzebujemy dziesiątków miliardów złotych – nie ma złudzeń Piotr Czarnecki, prezes banku Raiffeisen. (…)Komentarz:Te matoły z rządu niczego się przez ten amerykański kryzys finansowy nie nauczą! Już, chcąc gasić kryzys, którego jeszcze nie mam dają bankom możliwość jeszcze ostrzejszej gry zmniejszając obowiązkowe rezerwy. To przecież tworzenie pieniądza z niczego! Nigdy nikomu na dobre to jeszcze nie wyszło.Przemyślenie:Te wszystkie Rothschildy i Morgany mają bardzo sprawną armie wykonującą ich polecenia. To białe kołnierzyki – właśnie wyczytałem, że jeden z doradców CitiGroup zarobił … dużo, a przecież CitiGroup właśnie pada. Wysokie pensje i bezpieczeństwo, że jak wylecisz z tej posady to damy ci inną sprawia, że są posłuszni i wierząc w pseudoliberalizm oddają swoje życie.

w34,

April 11, 2009 19:46

Skomentuj komentarz

Sprawa Sfinksa okazała się być bardzie skomplikowana niż mi się pierwotnie wydawało. Moja wiedza o tej spółce pochodzi z czasów rozwoju razem z Enterprice Investors i przekonany byłem, że jest to już element typowo giełdowej korporacji. Ale nie – właściciel ciągle jest w spółce obecny i te ruchu z z opcjami i zarządem dotyczą procesu (uwaga: śląskie słowo) wyciulania go z tego biznesu. Ale dzisiejsze wiadomości są już bardziej optymistyczne – wywalić się nie da, ale pewnie będzie już mądrzejszy z podpisywaniem lub nie podpisywaniem umów których stroną są wysoko-opłacani menadżerowie ukierunkowani na cel.Myślę, że przypadek próby przejęcia Sfinksa będzie często pokazywany różnym studentom.W.

Skomentuj notkę
A gdyby tak zapis w Kodeksie Spółek Handlowych mówiący o tym, że Spółka ma przynosić zysk przenieść do Kodeksu Karnego? Może zarząd bardziej by się starał mając w perspektywie gilotynę albo przynajmniej 15 lat ciężkich robót na zmywaku Mc Donald’sa.

Moja propozycja zmiany prawa:

Kodeks Spółek Handlowcyh
(…)
Art. 397. Jeżeli bilans sporządzony przez zarząd wykaże stratę przewyższającą sumę kapitałów zapasowego i rezerwowych oraz jedną trzecią kapitału zakładowego, zarząd obowiązany jest niezwłocznie zwołać walne zgromadzenie celem powzięcia uchwały dotyczącej dalszego istnienia spółki. Jeżeli w kolejnym roku zarząd nie podał się do dymisji a w 2 kolejnych latach kapitały nie zostaną odtworzone wobec zarządu wyciągnięte zostaną sankcje karne.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
ekonomia,
kapitalizm,
fundusze,
zarząd,
sfinks

Komentarze: (4)

anonim,

January 4, 2009 11:37

Skomentuj komentarz

Dziś zobaczyłem coś takiego i jest to coś nowego – widać, menadżerowie od finansów uczą się szybko:Ubezpieczenie inwestycyjne TwisterSprawdź strategię TwisterUbezpieczenie oparte o strategię Twister, która przyniosła 20,9%* wzrostu w okresie od 28.11.2007 do 28.11.2008. Maksymalne wykorzystanie wzrostowych trendów na rynku akcji przy jednoczesnej dynamicznej obronie przed spadkami.dowiedz się więcej* Dopasowanie do bieżącej sytuacji rynkowej* Gwarancja 100% zainwestowanej składki i brak podatku Belki na koniec okresu ubezpieczeniaZapytaj Doradcę!Produkty strukturyzowane Partnerów Wealth SolutionsUbezpieczenie inwestycyjne Nowy Świat Produkt strukturyzowany oparty o indeks BNP Paribas Millennium New World Index inwestujący na całym świecie na rynkach akcji, infrastruktury, surowców oraz na rynku walutowym. Zarabia na szerokim spektrum rynków wschodzących na świecie.dowiedz się więcej!Ubezpieczenie inwestycyjne Efektywna Inwestycja Produkt strukturyzowany oparty o indeks JPMorgan Efficiente (EUR Hedged) Index będący strategią globalnego inwestowania, której celem jest maksymalizowanie zysku przy określonym poziomie ryzyka.

hylanka,

January 8, 2009 22:57

Skomentuj komentarz

W końcu odważam się napisać o tym, co wydumałam sobie już jakiś czas temu. Otóż cały pomysł z tzw. „giełdą”, „akcjami” i „spółkami” jest wysoce podejrzany, głównie z dwóch powodów (a może być ich więcej):1. hazard / lichwa2. zanik własności – o czym mowa w Twoim luźnym przemyśleniu. W moim odczuciu powody te są ze sobą nierozdzielnie związane i tworzą błędne koło. Nie jestem żadnym specem, ledwo jarzę, o czym mowa w pierwszym komentarzu do Twojego dzisiejszego tekstu. Jednakże moim malym rozumkiem dostrzegam fundamentalną różnicę pomiędzy blokiem (spółdzielczym) a domem (zwykłym, w którym mieszka rodzina). Mam wrażenie, że prostota w myśleniu i jasne zasady są cechami jak najbardziej szkodliwymi w tym całym systemie finansowym.Mimo takiego nastawienia do giełdy itp. tematy te zajmują mnie, bo wiem, że bez własnej woli biorę udział w tym obrzydłym procederze wpłacając do banku lub na fundusz emerytalny. Zastanawiając się nad tym, czy mam alternatywę, doszłam do wniosku, że w pojedynkę nic się tu nie zdziała. Trzeba mieć zaplecze, społeczność ludzi, którzy nie padają plackiem przed złotym cielcem. I w tym kłopot. Pozdrawiam. A.

anonim,

January 12, 2009 09:41

Skomentuj komentarz

Cytat z gazeta.plRząd i NBP chcą ratować kredyty2009-01-11 19:44Obniżymy bankom prawie o połowę tzw. rezerwy obowiązkowe, by miały więcej pieniędzy na udzielanie kredytów – ujawnia „Gazecie” Zbigniew Chlebowski, szef sejmowego klubu PO. – Aby pożyczać w takiej skali jak przed kryzysem, potrzebujemy dziesiątków miliardów złotych – nie ma złudzeń Piotr Czarnecki, prezes banku Raiffeisen. (…)Komentarz:Te matoły z rządu niczego się przez ten amerykański kryzys finansowy nie nauczą! Już, chcąc gasić kryzys, którego jeszcze nie mam dają bankom możliwość jeszcze ostrzejszej gry zmniejszając obowiązkowe rezerwy. To przecież tworzenie pieniądza z niczego! Nigdy nikomu na dobre to jeszcze nie wyszło.Przemyślenie:Te wszystkie Rothschildy i Morgany mają bardzo sprawną armie wykonującą ich polecenia. To białe kołnierzyki – właśnie wyczytałem, że jeden z doradców CitiGroup zarobił … dużo, a przecież CitiGroup właśnie pada. Wysokie pensje i bezpieczeństwo, że jak wylecisz z tej posady to damy ci inną sprawia, że są posłuszni i wierząc w pseudoliberalizm oddają swoje życie.

w34,

April 11, 2009 19:46

Skomentuj komentarz

Sprawa Sfinksa okazała się być bardzie skomplikowana niż mi się pierwotnie wydawało. Moja wiedza o tej spółce pochodzi z czasów rozwoju razem z Enterprice Investors i przekonany byłem, że jest to już element typowo giełdowej korporacji. Ale nie – właściciel ciągle jest w spółce obecny i te ruchu z z opcjami i zarządem dotyczą procesu (uwaga: śląskie słowo) wyciulania go z tego biznesu. Ale dzisiejsze wiadomości są już bardziej optymistyczne – wywalić się nie da, ale pewnie będzie już mądrzejszy z podpisywaniem lub nie podpisywaniem umów których stroną są wysoko-opłacani menadżerowie ukierunkowani na cel.Myślę, że przypadek próby przejęcia Sfinksa będzie często pokazywany różnym studentom.W.

Skomentuj notkę
(…)
Art. 397. Jeżeli bilans sporządzony przez zarząd wykaże stratę przewyższającą sumę kapitałów zapasowego i rezerwowych oraz jedną trzecią kapitału zakładowego, zarząd obowiązany jest niezwłocznie zwołać walne zgromadzenie celem powzięcia uchwały dotyczącej dalszego istnienia spółki. Jeżeli w kolejnym roku zarząd nie podał się do dymisji a w 2 kolejnych latach kapitały nie zostaną odtworzone wobec zarządu wyciągnięte zostaną sankcje karne.
Art. 397. Jeżeli bilans sporządzony przez zarząd wykaże stratę przewyższającą sumę kapitałów zapasowego i rezerwowych oraz jedną trzecią kapitału zakładowego, zarząd obowiązany jest niezwłocznie zwołać walne zgromadzenie celem powzięcia uchwały dotyczącej dalszego istnienia spółki. Jeżeli w kolejnym roku zarząd nie podał się do dymisji a w 2 kolejnych latach kapitały nie zostaną odtworzone wobec zarządu wyciągnięte zostaną sankcje karne.
Dziś na spacerze spróbowałem sobie wyliczyć znane mi konflikty i napięcia w otaczającym mnie świecie. Zestawienie może wydawać się dziwne, dla ludzi myślących nieco inaczej niż ja bardzo szalone ale spisuję je jako wstęp do dalszych przemyśleń na ten temat. Przy lekturze nie należy zapominać, że wojna jest
tylko narzędziem prowadzenia polityki – przy czym pogląd Clauzewitz’a iż wojny dotyczą państw jest mocno nieaktualny. Już Lenin wykazywał, że dotyczą klas społecznych a wcześniej Jezus nauczał o wojnie duchowej więc pojęcie prowadzenie polityki należy rozumieć jako wolę wpływania jednych osób na inne,
przy czym niekoniecznie wszystkie osoby są ludźmi (tak, tak – wierzę w świat duchowy a więc diabły, anioły i nawet w Pana Boga też wierzę).
A teraz moja lista wojen w kolejności w jakiej sobie ją analizowałem:
Wojny toczone przy pomocy rakiet, czołgów a zwłaszcza kamer telewizyjnych wpływających na broń zwaną „opinią publiczną”. Tą opinię publiczną bardzo odpersonalizuję, gdyż w zasadzie nie jest ważne co ona myśli naprawdę – ważne jest czy jest usprawiedliwieniem działań takiego czy innego
polityka. W tej wojnie mam swój niechlubny udział gdyż z moich podatków UE finansuje prąd w Gazie co pewnie tuczy Hamasowców.
To wielka wojna kulturowa – menadżerowie konsumpcjonizmu z zachodu stale zastanawiają się jak zwiększyć zyski narzucając styl życia ludziom na całym świecie. Świat Arabski oraz Iran jest chyba jedynym, który jest temu jawnie przeciwstawia – inni, tak jak ja potrafią tylko psioczyć na ilość reklam w TV i złorzeczyć
w listopadzie świętemu mikołajowi na butelce coca-coli. No cóż – osobiście uważam, że jak podłożę bombę pod KFC w Bytomiu (a raz tam się porządnie zatrułem, więc mam motyw) to niewiele się zmieni.
Wbrew pozorom tu napięcie jest niewielkie a konflikty jakie widać to bardziej przejawy innych wojen przeniesione na terytorium religii. Jeżeli pojawi się tu jakaś inicjatywa pokojowa to się nie zdziwię.
Chodzi mi o stałą, duchowa walka o styl życia chrześcijan. Wydaje mi się, że walka toczy się przede wszystkim o mózgi a więc informacja, czas, styl życia, stres i strach. Coś co miało być solą ziemi nią nie jest.
Niektórzy uważają, że tego konfliktu nie ma, że jest tylko wymyślony na potrzeby tłumu telewidzów ale z drugiej strony ten tłum telewidzów zgodził się aby prezydent USA zaingerował w Irak, wysłał wojska do Afganistanu, finansował swoje służby specjalne, które robią na świecie niewiadomo co.
To pewne rozszerzenie konfliktu Kościół-Świat, bardziej widoczne bo może mniej duchowe. Znane mi bitwy toczą się najczęściej na polu etyki: rozumieniem małżeństwa, opis rodziny, eutanazja, przerywanie ciąży, granice medycyny i co ciekawego Watykan ma w tej dziedzinie sojusz z Islamem przeciwko systemom prawnym państw
zachodu i dowolności etycznej wschodu. W dziedzinie polityki przejawem tych wojen jest konflikt konserwatystów z lewakami a po części też walka z Kaczyzmem, który próbował aby było sprawiedliwiej nie tylko dla bogatych a historycy z IPN mogli sobie swobodnie dociekać czy Bolek był Bolkiem.
Jak wskazuje Norman Davis konflikt był i będzie i nie ma co się temu dziwić. Moim osobistym problemem jest to, że mieszkam w Polsce – a więc w kraju frontowym dla tego konfliktu, w i kraju który wielcy nauczyli się traktować dość instrumentalnie. Obym tylko niezapóźno przypomniał sobie, że „moja ojczyzna
jest w niebie skąd jako Zbawcy oczekuję Pana mojego…”
Tej wojny jeszcze nie ma ale może niedługo będzie. Nie będzie to pierwsza wojna na tej granicy a złośliwi twierdzą, że wojna tam zawsze się pojawia jak koncerny zbrojeniowe muszą zarobić nieco kasy.
W niektórych miejscach tej wojny giną ludzie a więc wojna jak najbardziej prawdziwa ale o co w niej chodzi?
From: ktos…@…..pl
To: Wojtek
Sent: Tuesday, December 23, 2008 9:20 AM
Subject: propozycja elektronicznej karti świątecznej
Niech Wigilia i Święta Bożego(…)
Dokument ten zawiera informacje poufne, które mogą być również objęte tajemnicą służbową. Jest on przeznaczony do wyłącznego użytku adresata (…)
The e-mail May contain confidential and/Or privileged information. If you are not the intended (…)
Dokument ten zawiera informacje poufne, które mogą być również objęte tajemnicą służbową. Jest on przeznaczony do wyłącznego użytku adresata (…)
The e-mail May contain confidential and/Or privileged information. If you are not the intended (…)
The e-mail May contain confidential and/Or privileged information. If you are not the intended (…)
W izraelskim nalocie na Strefę Gazy zginął palestyński bojownik. Dwaj inni Palestyńczycy zostali poważnie ranni.

Do nalotu doszło w dobę po ogłoszeniu przez zbrojne ramię palestyńskiego ugrupowania Hamas końca zawartego pół roku temu rozejmu z Izraelem. Wczoraj z południowej części Strefy Gazy wystrzelono w kierunku Izraela dwie rakiety. Atak nie spowodował żadnych ofiar i strat materialnych.

Celem sobotniego izraelskiego odwetowego nalotu była grupa bojowników palestyńskich na północy Strefy, przygotowujących nowy atak rakietowy.

Izraelska armia nie chciała komentować operacji lotniczej.
PAP
Do nalotu doszło w dobę po ogłoszeniu przez zbrojne ramię palestyńskiego ugrupowania Hamas końca zawartego pół roku temu rozejmu z Izraelem. Wczoraj z południowej części Strefy Gazy wystrzelono w kierunku Izraela dwie rakiety. Atak nie spowodował żadnych ofiar i strat materialnych.

Celem sobotniego izraelskiego odwetowego nalotu była grupa bojowników palestyńskich na północy Strefy, przygotowujących nowy atak rakietowy.

Izraelska armia nie chciała komentować operacji lotniczej.
PAP
Celem sobotniego izraelskiego odwetowego nalotu była grupa bojowników palestyńskich na północy Strefy, przygotowujących nowy atak rakietowy.

Izraelska armia nie chciała komentować operacji lotniczej.
PAP
Izraelska armia nie chciała komentować operacji lotniczej.
PAP
Fakt, że Hamas może zarządzać rozejm, potem go przestrzegać, potem go odwołać i rozpocząć działania wojenne wystrzeliwując rakiety dowodzi, że sprawuje on faktyczną władzę nad terytorium Gazy tworząc na tym kawałku ziemi organizm państwowy. Ale to przecież nic nowego. Podkreślam to tylko po to aby pokazać, że skoro Hamas rządzi Gazą, ogłasza rozejm, respektuje go, potem zawiesza rozejm i zaczyna wojnę to nikt nie powinien krzyczeć jeżeli w odpowiedzi na to państwo Izrael będzie próbować taki Hamas zniszczyć. Nie powinien – ale lada moment pewnie pojawią się krzyki, że znowu Izrael biednych Palestyńczyków morduje.
Zobaczymy.

Kategorie:
obserwator, izrael, _blog

Słowa kluczowe:
izrael,
hamas,
gaza

Komentarze: (2)

didymos.blog.pl,

December 28, 2008 14:52

Skomentuj komentarz

Ciekawe jest to, co piszesz. Choćby dlatego, że zupełnie odmienne od tego, jak te wszystkie wydarzenia komentuje większość osiągalnych krajowych mediów. Ah, ci okropni Żydzi…Ciekawy blog. Kiedyś zaglądałem – teraz pewnie na stałe będę wpadał. Linkuję 🙂

anonim,

February 2, 2009 20:46

Skomentuj komentarz

Hamas oskarżony o zbrodnie na Palestyńczykach z Fatachga IARhttp://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,6228881,Hamas_oskarzony_o_zbrodnie_na_Palestynczykach_z_Fatach.html2009-02-02, ostatnia aktualizacja 2009-02-02 18:43Fatah – partia popierająca prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa – opublikowała listę swoich członków, którzy zostali zabici, postrzeleni lub okaleczeni przez Hamas. Do aktów przemocy miało dochodzić podczas izraelskiej ofensywy w Strefie Gazy.”Zbrodnie Hamasu przeciwko patriotom” – tak umiarkowany Fatah nazwał działania radykalnego Hamasu. Na opublikowanej liście znajduje się 181 nazwisk. Podczas izraelskiej ofensywy bojownicy Hamasu mieli zabić 11 członków Fatahu. Poza tym 58 osobom mieli przestrzelić kolana, a 112 połamać nogi. Fatah wezwał międzynarodowe organizacje pomocowe w Strefie Gazy, aby zweryfikowały tę listę, skontaktowały się ze świadkami i przeprowadziły dochodzenie.Półtora roku temu radykalny Hamas przejął siłą kontrolę w Strefie Gazy. Od tamtej pory często dochodzi do starć między Hamasem, a Fatahem. Cześć członków umiarkowanego Fatahu uciekła na Zachodni Brzeg, na którym władze sprawuje prezydent Mahmud Abbas.

Skomentuj notkę
Zobaczymy.

Kategorie:
obserwator, izrael, _blog

Słowa kluczowe:
izrael,
hamas,
gaza

Komentarze: (2)

didymos.blog.pl,

December 28, 2008 14:52

Skomentuj komentarz

Ciekawe jest to, co piszesz. Choćby dlatego, że zupełnie odmienne od tego, jak te wszystkie wydarzenia komentuje większość osiągalnych krajowych mediów. Ah, ci okropni Żydzi…Ciekawy blog. Kiedyś zaglądałem – teraz pewnie na stałe będę wpadał. Linkuję 🙂

anonim,

February 2, 2009 20:46

Skomentuj komentarz

Hamas oskarżony o zbrodnie na Palestyńczykach z Fatachga IARhttp://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,6228881,Hamas_oskarzony_o_zbrodnie_na_Palestynczykach_z_Fatach.html2009-02-02, ostatnia aktualizacja 2009-02-02 18:43Fatah – partia popierająca prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa – opublikowała listę swoich członków, którzy zostali zabici, postrzeleni lub okaleczeni przez Hamas. Do aktów przemocy miało dochodzić podczas izraelskiej ofensywy w Strefie Gazy.”Zbrodnie Hamasu przeciwko patriotom” – tak umiarkowany Fatah nazwał działania radykalnego Hamasu. Na opublikowanej liście znajduje się 181 nazwisk. Podczas izraelskiej ofensywy bojownicy Hamasu mieli zabić 11 członków Fatahu. Poza tym 58 osobom mieli przestrzelić kolana, a 112 połamać nogi. Fatah wezwał międzynarodowe organizacje pomocowe w Strefie Gazy, aby zweryfikowały tę listę, skontaktowały się ze świadkami i przeprowadziły dochodzenie.Półtora roku temu radykalny Hamas przejął siłą kontrolę w Strefie Gazy. Od tamtej pory często dochodzi do starć między Hamasem, a Fatahem. Cześć członków umiarkowanego Fatahu uciekła na Zachodni Brzeg, na którym władze sprawuje prezydent Mahmud Abbas.

Skomentuj notkę
Zbigniew Jaworowski: Pogląd, że człowiek może wpływać – świadomie bądź nie – na klimat globalny, jest przejawem pychy. Naszym klimatem rządzi Słońce i naturalne procesy zachodzące na Ziemi – przekonuje naukowiec w rozmowie z Marcinem Rafałowiczem

Co może przynieść światu obradujący właśnie w Poznaniu szczyt klimatyczny?

Ten szczyt, podobnie jak zeszłoroczny na wyspie Bali, nie przyniesie żadnych konkretnych rezultatów. To duża impreza, w trakcie której goście mogą się najeść i pobawić na koszt organizatora. Pogląd, że tego typu wydarzenia są zdolne dokonać jakiejś rewolucji, szczególnie w obliczu kryzysu światowego, są błędne. Z drugiej strony jest to niepokojące wydarzenie, a postulowane zmiany w gospodarce światowej związane z ograniczeniem emisji CO2 to straszliwe zagrożenie. Warta uwagi jest też jeszcze jedna rzecz – oto jesteśmy świadkami procesu, gdy na fali nowej ideologii, ubranej w szaty troski o środowisko naturalne, wyłania się nowa formuła organizacji świata, coś w rodzaju światowego rządu. Taki rząd będzie mógł silniej niż przy obecnym podziale świata realizować antycywilizacyjne cele ideologów nowej wiary.

Ale szczyt zajmuje się przecież bardzo ważnym zjawiskiem, jakim jest globalne ocieplenie klimatu. Dotyczy to przyszłości całej ludzkości. Nie dostrzega pan tego zagrożenia?

To wszystko są manipulacje i zwyczajne kłamstwa. Teza o antropogenicznym pochodzeniu zjawiska efektu cieplarnianego jest rozpowszechniana od lat 70. przez ludzi, którzy poza nadzwyczaj sprawnymi działaniami lobbingowymi nie mogą się pochwalić żadnymi przekonującymi wynikami badań. Nagminnie stosują wybiórcze podejście do danych badawczych i odrzucają te, które nie pasują im do tezy. Doskonałym tego przykładem są argumenty dowodzące wzrostu średniej temperatury na Ziemi od momentu wejścia cywilizacji ludzkiej w erę przemysłową. Stosuje się zabieg stwarzający wrażenie, że przed tym okresem klimat miał stałą i niezmienną charakterystykę. Ten argument mija się z prawdą. Wystarczy wspomnieć o „małej” epoce lodowcowej z przełomu XVII i XVIII wieku. Wtedy rok do roku większość rzek w Europie była zamarznięta, podobnie jak Bałtyk. Do Szwecji jeździło się po zamarzniętym morzu saniami. Podróżni zatrzymywali się w karczmach stawianych na środku skutego lodem morza. Wcześniej mieliśmy ocieplenie – tak zwane średniowieczne, kiedy średnia temperatura globalna była wyższa niż obecnie. Jeszcze wcześniej była niezwykle zimna epoka Merowingów i poprzedzające ją ocieplenie zwane rzymskim, od cesarstwa rzymskiego. Ale środowisku wspierającemu pogląd o niszczycielskiej działalności człowieka te fakty nie pasują do tezy, więc pomijają je milczeniem.

Nie ma chyba wątpliwości, że człowiek oddziałuje na środowisko – wystarczy wspomnieć o wyrębie lasów albo o przemyśle, który zatruwa powietrze. A skoro naukowcy się spierają, to może warto dmuchać na zimne?

Powtarza pan propagandę ekologów. Proszę zauważyć, że człowiek najbardziej zaingerował w środowisko naturalne, gdy powstało rolnictwo, a więc kilka tysięcy lat temu. Gdyby jednak nie rolnictwo, to nadal mieszkalibyśmy w lasach. Mówi pan: przemysł, i zgoda. Wrzucamy do atmosfery różnego rodzaju związki chemiczne. Głównie dwutlenek węgla. Tylko proszę zwrócić uwagę na proporcje. Jeśli podzielimy strumienie CO 2 na: naturalne (oceany, lądy i wulkany) oraz pochodzenia ludzkiego (samochody, oddychanie ludzi, paliwa kopalne, cement, rolnictwo), to ten drugi stanowi zaledwie 4,7 proc. strumienia naturalnego. Wszelkie dane wskazują, że ocieplenie klimatu nie ma związku z zawartością CO2 w powietrzu. To znaczy wysokość stężenia tego gazu w okresach historycznych jest powiązana skutkowo, a nie przyczynowo z klimatem planety. Najpierw następuje ocieplenie, a dopiero wskutek rosnącej temperatury zwiększa się zawartość dwutlenku węgla w powietrzu. Dzieje się tak dlatego, że najwięcej CO2 jest w oceanach, które im wyższa temperatura, tym bardziej oddają ten gaz do atmosfery.

Jeśli nie człowiek i jego działania, to co, zdaniem pana, wpływa na zmianę klimatu na Ziemi?

Pogląd, że człowiek może wpływać – świadomie bądź nie – na klimat globalny, jest przejawem pychy. Naszym klimatem rządzi Słońce i naturalne procesy zachodzące na Ziemi. Słońce ma swoje okresy wysokiej i niskiej aktywności. W zależności od tego do Ziemi dociera mniej lub więcej ciepła, co musi odbijać się na wysokości temperatury na naszym globie. Ale to ma o wiele mniejsze znaczenie od zmian magnetycznych Słońca sterujących dopływem galaktycznych promieni kosmicznych do dolnej troposfery, które inicjują tworzenie w niej chmur. Wulkany wprowadzają do atmosfery najwyżej siedem gigaton węgla rocznie, czyli mniej niż ludzie.

Człowiek ma w tych sprawach niewiele do powiedzenia. Najnowsze prognozy oparte na przewidywanej aktywności Słońca, które właśnie kończy okres wysokiej aktywności, wskazują na czekającą nas kolejną miniepokę lodowcową, w którą, jak przewidują astronomowie, zaczniemy wchodzić około roku 2020. Natomiast wielka epoka lodowcowa, taka jak ta, która po 100 tysiącach lat trwania skończyła się około 11 tysięcy lat temu, może – jak uczy geologia – nastąpić za 50 albo za 500 lat, ale jest to realne zagrożenie.

Ale czy coś się złego stanie, jeśli na wszelki wypadek ograniczymy emisję CO2?

Działania środowiska realizującego cele antycywilizacyjne mają doprowadzić do stagnacji gospodarczej, a przez to technologicznej. Szczególnie groźne, z punktu widzenia ekonomicznego, mogą być te konsekwencje dla Polski, która w 95 proc. czerpie energię ze spalania węgla. Ograniczenia emisji CO2 oznaczają radykalny wzrost cen energii nawet o 60 – 100 proc. Przecież to będzie katastrofa. Tym bardziej że nie zdążymy w oczekiwanym czasie przestawić całej gospodarki na inne źródła energii. Pamiętamy wyłączenia prądu z okresu PRL, obawiam się, że mogłoby nas to ponownie czekać. Gdy przyjdzie mróz i ziemię skuje lód, wtedy tylko ta przeklinana cywilizacja i wytworzony przez nią przemysł będą mogły nas uratować. Obawiam się, czy do tego czasu będziemy przygotowani na te trudne chwile, jeśli hamować nas będą sztuczne ograniczenia postępu.

Skoro ma pan tak przekonujące dowody, to dlaczego pan i ludzie o podobnych panu poglądach nie organizujecie własnych zgromadzeń na wzór szczytu klimatycznego w Poznaniu. Może ci, którzy wierzą w niszczycielską działalność człowieka, są jednak bardziej wiarygodni?

Absolutnie nie. Kiedyś palenie czarownic było normalną praktyką, a rynki niektórych miast były usłane palami na stosy. I nikt z elity intelektualnej nie widział w tym nic wyjątkowego, aż po 200 latach jacyś trzeciorzędni myśliciele zaczęli mówić, że to wariactwo. Nie trwało długo, gdy stosy zniknęły. To, że coś się nie przedostaje do szerokiej opinii publicznej albo jest niezgodne z aktualnie obowiązującą opinią elit, nie oznacza, że nie jest warte uwagi.

Żeby się przekonać, o co w tym tak naprawdę chodzi, wystarczy porównać kwoty, jakie są przeznaczane na działania grupy wieszczącej katastrofę wywołaną działalnością człowieka i jej oponentów, do których się zaliczam. Posłużę się danymi z USA, gdzie w ciągu ostatnich 10 lat dotacje na badania nad ocieplaniem klimatu dla zwolenników tezy o niszczycielskiej sile cywilizacji wyniosły około 50 miliardów dolarów. W tym czasie ich oponenci otrzymali zaledwie 9,5 miliona dolarów, co stanowi 0,02 proc. pierwszej kwoty. Nie ma woli, aby drugiej stronie sporu pozwolić na prowadzenie własnych projektów na dużą skalę, bo wszyscy się boją ataków politycznych. To jest terror naukowy i intelektualny. Nazywa się nas ludźmi niemoralnymi, podobnie jak nasze projekty. Zdarzają się nawet głosy, że takich jak ja należy karać za to, co myślą.

Organizacje ekologiczne twierdzą, że troszczą się o przyszłość ludzkości. Zachęcają do konkretnych działań w obronie naszej planety. Państwo tego nie robicie.

Nie jestem przekonany, czy zwolennikom tezy o niszczącym wpływie działalności człowieka na środowisko naprawdę, o to chodzi. Jacques -Yves Cousteau, znany badacz mórz i podróżnik zmarły 11 lat temu, autorytet moralny i idol ekologów, powiedział kiedyś, że aby na Ziemi zapanowała równowaga, to „należy eliminować 300 tysięcy ludzi dziennie”, czyli 128 milionów rocznie, a inni podobni obrońcy ludzkości i środowiska twierdzą, że liczba ludzi nie powinna przekroczyć 500 milionów. Proszę to zderzyć z obecną liczbą ludności na Ziemi wynoszącą około 6 miliardów. Proszę pamiętać, że drugi raport Klubu Rzymskiego został opatrzony mottem, które brzmiało: „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. Może to zabrzmi brutalnie, ale należy zdać sobie sprawę, że są pewne grupy ludzi, które uważają, że człowiek jest zbędny i należy radykalnie ograniczyć jego liczebność. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zamiast rozwijać cywilizacyjnie Afrykę, wysyłamy tam żywność. Nikomu nie zależy na tworzeniu konkurencji i nikogo nie interesuje los ludzi dziesiątkowanych przez choroby, głód i niedobory wody. Rozwój cywilizacji, gospodarki światowej to postęp technologiczny dający coraz większe szanse na przeżycie w trudnych warunkach, a przez to wzrost liczby ludności. Ale są ludzie, którzy chcą to powstrzymać.

W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
Co może przynieść światu obradujący właśnie w Poznaniu szczyt klimatyczny?

Ten szczyt, podobnie jak zeszłoroczny na wyspie Bali, nie przyniesie żadnych konkretnych rezultatów. To duża impreza, w trakcie której goście mogą się najeść i pobawić na koszt organizatora. Pogląd, że tego typu wydarzenia są zdolne dokonać jakiejś rewolucji, szczególnie w obliczu kryzysu światowego, są błędne. Z drugiej strony jest to niepokojące wydarzenie, a postulowane zmiany w gospodarce światowej związane z ograniczeniem emisji CO2 to straszliwe zagrożenie. Warta uwagi jest też jeszcze jedna rzecz – oto jesteśmy świadkami procesu, gdy na fali nowej ideologii, ubranej w szaty troski o środowisko naturalne, wyłania się nowa formuła organizacji świata, coś w rodzaju światowego rządu. Taki rząd będzie mógł silniej niż przy obecnym podziale świata realizować antycywilizacyjne cele ideologów nowej wiary.

Ale szczyt zajmuje się przecież bardzo ważnym zjawiskiem, jakim jest globalne ocieplenie klimatu. Dotyczy to przyszłości całej ludzkości. Nie dostrzega pan tego zagrożenia?

To wszystko są manipulacje i zwyczajne kłamstwa. Teza o antropogenicznym pochodzeniu zjawiska efektu cieplarnianego jest rozpowszechniana od lat 70. przez ludzi, którzy poza nadzwyczaj sprawnymi działaniami lobbingowymi nie mogą się pochwalić żadnymi przekonującymi wynikami badań. Nagminnie stosują wybiórcze podejście do danych badawczych i odrzucają te, które nie pasują im do tezy. Doskonałym tego przykładem są argumenty dowodzące wzrostu średniej temperatury na Ziemi od momentu wejścia cywilizacji ludzkiej w erę przemysłową. Stosuje się zabieg stwarzający wrażenie, że przed tym okresem klimat miał stałą i niezmienną charakterystykę. Ten argument mija się z prawdą. Wystarczy wspomnieć o „małej” epoce lodowcowej z przełomu XVII i XVIII wieku. Wtedy rok do roku większość rzek w Europie była zamarznięta, podobnie jak Bałtyk. Do Szwecji jeździło się po zamarzniętym morzu saniami. Podróżni zatrzymywali się w karczmach stawianych na środku skutego lodem morza. Wcześniej mieliśmy ocieplenie – tak zwane średniowieczne, kiedy średnia temperatura globalna była wyższa niż obecnie. Jeszcze wcześniej była niezwykle zimna epoka Merowingów i poprzedzające ją ocieplenie zwane rzymskim, od cesarstwa rzymskiego. Ale środowisku wspierającemu pogląd o niszczycielskiej działalności człowieka te fakty nie pasują do tezy, więc pomijają je milczeniem.

Nie ma chyba wątpliwości, że człowiek oddziałuje na środowisko – wystarczy wspomnieć o wyrębie lasów albo o przemyśle, który zatruwa powietrze. A skoro naukowcy się spierają, to może warto dmuchać na zimne?

Powtarza pan propagandę ekologów. Proszę zauważyć, że człowiek najbardziej zaingerował w środowisko naturalne, gdy powstało rolnictwo, a więc kilka tysięcy lat temu. Gdyby jednak nie rolnictwo, to nadal mieszkalibyśmy w lasach. Mówi pan: przemysł, i zgoda. Wrzucamy do atmosfery różnego rodzaju związki chemiczne. Głównie dwutlenek węgla. Tylko proszę zwrócić uwagę na proporcje. Jeśli podzielimy strumienie CO 2 na: naturalne (oceany, lądy i wulkany) oraz pochodzenia ludzkiego (samochody, oddychanie ludzi, paliwa kopalne, cement, rolnictwo), to ten drugi stanowi zaledwie 4,7 proc. strumienia naturalnego. Wszelkie dane wskazują, że ocieplenie klimatu nie ma związku z zawartością CO2 w powietrzu. To znaczy wysokość stężenia tego gazu w okresach historycznych jest powiązana skutkowo, a nie przyczynowo z klimatem planety. Najpierw następuje ocieplenie, a dopiero wskutek rosnącej temperatury zwiększa się zawartość dwutlenku węgla w powietrzu. Dzieje się tak dlatego, że najwięcej CO2 jest w oceanach, które im wyższa temperatura, tym bardziej oddają ten gaz do atmosfery.

Jeśli nie człowiek i jego działania, to co, zdaniem pana, wpływa na zmianę klimatu na Ziemi?

Pogląd, że człowiek może wpływać – świadomie bądź nie – na klimat globalny, jest przejawem pychy. Naszym klimatem rządzi Słońce i naturalne procesy zachodzące na Ziemi. Słońce ma swoje okresy wysokiej i niskiej aktywności. W zależności od tego do Ziemi dociera mniej lub więcej ciepła, co musi odbijać się na wysokości temperatury na naszym globie. Ale to ma o wiele mniejsze znaczenie od zmian magnetycznych Słońca sterujących dopływem galaktycznych promieni kosmicznych do dolnej troposfery, które inicjują tworzenie w niej chmur. Wulkany wprowadzają do atmosfery najwyżej siedem gigaton węgla rocznie, czyli mniej niż ludzie.

Człowiek ma w tych sprawach niewiele do powiedzenia. Najnowsze prognozy oparte na przewidywanej aktywności Słońca, które właśnie kończy okres wysokiej aktywności, wskazują na czekającą nas kolejną miniepokę lodowcową, w którą, jak przewidują astronomowie, zaczniemy wchodzić około roku 2020. Natomiast wielka epoka lodowcowa, taka jak ta, która po 100 tysiącach lat trwania skończyła się około 11 tysięcy lat temu, może – jak uczy geologia – nastąpić za 50 albo za 500 lat, ale jest to realne zagrożenie.

Ale czy coś się złego stanie, jeśli na wszelki wypadek ograniczymy emisję CO2?

Działania środowiska realizującego cele antycywilizacyjne mają doprowadzić do stagnacji gospodarczej, a przez to technologicznej. Szczególnie groźne, z punktu widzenia ekonomicznego, mogą być te konsekwencje dla Polski, która w 95 proc. czerpie energię ze spalania węgla. Ograniczenia emisji CO2 oznaczają radykalny wzrost cen energii nawet o 60 – 100 proc. Przecież to będzie katastrofa. Tym bardziej że nie zdążymy w oczekiwanym czasie przestawić całej gospodarki na inne źródła energii. Pamiętamy wyłączenia prądu z okresu PRL, obawiam się, że mogłoby nas to ponownie czekać. Gdy przyjdzie mróz i ziemię skuje lód, wtedy tylko ta przeklinana cywilizacja i wytworzony przez nią przemysł będą mogły nas uratować. Obawiam się, czy do tego czasu będziemy przygotowani na te trudne chwile, jeśli hamować nas będą sztuczne ograniczenia postępu.

Skoro ma pan tak przekonujące dowody, to dlaczego pan i ludzie o podobnych panu poglądach nie organizujecie własnych zgromadzeń na wzór szczytu klimatycznego w Poznaniu. Może ci, którzy wierzą w niszczycielską działalność człowieka, są jednak bardziej wiarygodni?

Absolutnie nie. Kiedyś palenie czarownic było normalną praktyką, a rynki niektórych miast były usłane palami na stosy. I nikt z elity intelektualnej nie widział w tym nic wyjątkowego, aż po 200 latach jacyś trzeciorzędni myśliciele zaczęli mówić, że to wariactwo. Nie trwało długo, gdy stosy zniknęły. To, że coś się nie przedostaje do szerokiej opinii publicznej albo jest niezgodne z aktualnie obowiązującą opinią elit, nie oznacza, że nie jest warte uwagi.

Żeby się przekonać, o co w tym tak naprawdę chodzi, wystarczy porównać kwoty, jakie są przeznaczane na działania grupy wieszczącej katastrofę wywołaną działalnością człowieka i jej oponentów, do których się zaliczam. Posłużę się danymi z USA, gdzie w ciągu ostatnich 10 lat dotacje na badania nad ocieplaniem klimatu dla zwolenników tezy o niszczycielskiej sile cywilizacji wyniosły około 50 miliardów dolarów. W tym czasie ich oponenci otrzymali zaledwie 9,5 miliona dolarów, co stanowi 0,02 proc. pierwszej kwoty. Nie ma woli, aby drugiej stronie sporu pozwolić na prowadzenie własnych projektów na dużą skalę, bo wszyscy się boją ataków politycznych. To jest terror naukowy i intelektualny. Nazywa się nas ludźmi niemoralnymi, podobnie jak nasze projekty. Zdarzają się nawet głosy, że takich jak ja należy karać za to, co myślą.

Organizacje ekologiczne twierdzą, że troszczą się o przyszłość ludzkości. Zachęcają do konkretnych działań w obronie naszej planety. Państwo tego nie robicie.

Nie jestem przekonany, czy zwolennikom tezy o niszczącym wpływie działalności człowieka na środowisko naprawdę, o to chodzi. Jacques -Yves Cousteau, znany badacz mórz i podróżnik zmarły 11 lat temu, autorytet moralny i idol ekologów, powiedział kiedyś, że aby na Ziemi zapanowała równowaga, to „należy eliminować 300 tysięcy ludzi dziennie”, czyli 128 milionów rocznie, a inni podobni obrońcy ludzkości i środowiska twierdzą, że liczba ludzi nie powinna przekroczyć 500 milionów. Proszę to zderzyć z obecną liczbą ludności na Ziemi wynoszącą około 6 miliardów. Proszę pamiętać, że drugi raport Klubu Rzymskiego został opatrzony mottem, które brzmiało: „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. Może to zabrzmi brutalnie, ale należy zdać sobie sprawę, że są pewne grupy ludzi, które uważają, że człowiek jest zbędny i należy radykalnie ograniczyć jego liczebność. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zamiast rozwijać cywilizacyjnie Afrykę, wysyłamy tam żywność. Nikomu nie zależy na tworzeniu konkurencji i nikogo nie interesuje los ludzi dziesiątkowanych przez choroby, głód i niedobory wody. Rozwój cywilizacji, gospodarki światowej to postęp technologiczny dający coraz większe szanse na przeżycie w trudnych warunkach, a przez to wzrost liczby ludności. Ale są ludzie, którzy chcą to powstrzymać.

W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
Ten szczyt, podobnie jak zeszłoroczny na wyspie Bali, nie przyniesie żadnych konkretnych rezultatów. To duża impreza, w trakcie której goście mogą się najeść i pobawić na koszt organizatora. Pogląd, że tego typu wydarzenia są zdolne dokonać jakiejś rewolucji, szczególnie w obliczu kryzysu światowego, są błędne. Z drugiej strony jest to niepokojące wydarzenie, a postulowane zmiany w gospodarce światowej związane z ograniczeniem emisji CO2 to straszliwe zagrożenie. Warta uwagi jest też jeszcze jedna rzecz – oto jesteśmy świadkami procesu, gdy na fali nowej ideologii, ubranej w szaty troski o środowisko naturalne, wyłania się nowa formuła organizacji świata, coś w rodzaju światowego rządu. Taki rząd będzie mógł silniej niż przy obecnym podziale świata realizować antycywilizacyjne cele ideologów nowej wiary.

Ale szczyt zajmuje się przecież bardzo ważnym zjawiskiem, jakim jest globalne ocieplenie klimatu. Dotyczy to przyszłości całej ludzkości. Nie dostrzega pan tego zagrożenia?

To wszystko są manipulacje i zwyczajne kłamstwa. Teza o antropogenicznym pochodzeniu zjawiska efektu cieplarnianego jest rozpowszechniana od lat 70. przez ludzi, którzy poza nadzwyczaj sprawnymi działaniami lobbingowymi nie mogą się pochwalić żadnymi przekonującymi wynikami badań. Nagminnie stosują wybiórcze podejście do danych badawczych i odrzucają te, które nie pasują im do tezy. Doskonałym tego przykładem są argumenty dowodzące wzrostu średniej temperatury na Ziemi od momentu wejścia cywilizacji ludzkiej w erę przemysłową. Stosuje się zabieg stwarzający wrażenie, że przed tym okresem klimat miał stałą i niezmienną charakterystykę. Ten argument mija się z prawdą. Wystarczy wspomnieć o „małej” epoce lodowcowej z przełomu XVII i XVIII wieku. Wtedy rok do roku większość rzek w Europie była zamarznięta, podobnie jak Bałtyk. Do Szwecji jeździło się po zamarzniętym morzu saniami. Podróżni zatrzymywali się w karczmach stawianych na środku skutego lodem morza. Wcześniej mieliśmy ocieplenie – tak zwane średniowieczne, kiedy średnia temperatura globalna była wyższa niż obecnie. Jeszcze wcześniej była niezwykle zimna epoka Merowingów i poprzedzające ją ocieplenie zwane rzymskim, od cesarstwa rzymskiego. Ale środowisku wspierającemu pogląd o niszczycielskiej działalności człowieka te fakty nie pasują do tezy, więc pomijają je milczeniem.

Nie ma chyba wątpliwości, że człowiek oddziałuje na środowisko – wystarczy wspomnieć o wyrębie lasów albo o przemyśle, który zatruwa powietrze. A skoro naukowcy się spierają, to może warto dmuchać na zimne?

Powtarza pan propagandę ekologów. Proszę zauważyć, że człowiek najbardziej zaingerował w środowisko naturalne, gdy powstało rolnictwo, a więc kilka tysięcy lat temu. Gdyby jednak nie rolnictwo, to nadal mieszkalibyśmy w lasach. Mówi pan: przemysł, i zgoda. Wrzucamy do atmosfery różnego rodzaju związki chemiczne. Głównie dwutlenek węgla. Tylko proszę zwrócić uwagę na proporcje. Jeśli podzielimy strumienie CO 2 na: naturalne (oceany, lądy i wulkany) oraz pochodzenia ludzkiego (samochody, oddychanie ludzi, paliwa kopalne, cement, rolnictwo), to ten drugi stanowi zaledwie 4,7 proc. strumienia naturalnego. Wszelkie dane wskazują, że ocieplenie klimatu nie ma związku z zawartością CO2 w powietrzu. To znaczy wysokość stężenia tego gazu w okresach historycznych jest powiązana skutkowo, a nie przyczynowo z klimatem planety. Najpierw następuje ocieplenie, a dopiero wskutek rosnącej temperatury zwiększa się zawartość dwutlenku węgla w powietrzu. Dzieje się tak dlatego, że najwięcej CO2 jest w oceanach, które im wyższa temperatura, tym bardziej oddają ten gaz do atmosfery.

Jeśli nie człowiek i jego działania, to co, zdaniem pana, wpływa na zmianę klimatu na Ziemi?

Pogląd, że człowiek może wpływać – świadomie bądź nie – na klimat globalny, jest przejawem pychy. Naszym klimatem rządzi Słońce i naturalne procesy zachodzące na Ziemi. Słońce ma swoje okresy wysokiej i niskiej aktywności. W zależności od tego do Ziemi dociera mniej lub więcej ciepła, co musi odbijać się na wysokości temperatury na naszym globie. Ale to ma o wiele mniejsze znaczenie od zmian magnetycznych Słońca sterujących dopływem galaktycznych promieni kosmicznych do dolnej troposfery, które inicjują tworzenie w niej chmur. Wulkany wprowadzają do atmosfery najwyżej siedem gigaton węgla rocznie, czyli mniej niż ludzie.

Człowiek ma w tych sprawach niewiele do powiedzenia. Najnowsze prognozy oparte na przewidywanej aktywności Słońca, które właśnie kończy okres wysokiej aktywności, wskazują na czekającą nas kolejną miniepokę lodowcową, w którą, jak przewidują astronomowie, zaczniemy wchodzić około roku 2020. Natomiast wielka epoka lodowcowa, taka jak ta, która po 100 tysiącach lat trwania skończyła się około 11 tysięcy lat temu, może – jak uczy geologia – nastąpić za 50 albo za 500 lat, ale jest to realne zagrożenie.

Ale czy coś się złego stanie, jeśli na wszelki wypadek ograniczymy emisję CO2?

Działania środowiska realizującego cele antycywilizacyjne mają doprowadzić do stagnacji gospodarczej, a przez to technologicznej. Szczególnie groźne, z punktu widzenia ekonomicznego, mogą być te konsekwencje dla Polski, która w 95 proc. czerpie energię ze spalania węgla. Ograniczenia emisji CO2 oznaczają radykalny wzrost cen energii nawet o 60 – 100 proc. Przecież to będzie katastrofa. Tym bardziej że nie zdążymy w oczekiwanym czasie przestawić całej gospodarki na inne źródła energii. Pamiętamy wyłączenia prądu z okresu PRL, obawiam się, że mogłoby nas to ponownie czekać. Gdy przyjdzie mróz i ziemię skuje lód, wtedy tylko ta przeklinana cywilizacja i wytworzony przez nią przemysł będą mogły nas uratować. Obawiam się, czy do tego czasu będziemy przygotowani na te trudne chwile, jeśli hamować nas będą sztuczne ograniczenia postępu.

Skoro ma pan tak przekonujące dowody, to dlaczego pan i ludzie o podobnych panu poglądach nie organizujecie własnych zgromadzeń na wzór szczytu klimatycznego w Poznaniu. Może ci, którzy wierzą w niszczycielską działalność człowieka, są jednak bardziej wiarygodni?

Absolutnie nie. Kiedyś palenie czarownic było normalną praktyką, a rynki niektórych miast były usłane palami na stosy. I nikt z elity intelektualnej nie widział w tym nic wyjątkowego, aż po 200 latach jacyś trzeciorzędni myśliciele zaczęli mówić, że to wariactwo. Nie trwało długo, gdy stosy zniknęły. To, że coś się nie przedostaje do szerokiej opinii publicznej albo jest niezgodne z aktualnie obowiązującą opinią elit, nie oznacza, że nie jest warte uwagi.

Żeby się przekonać, o co w tym tak naprawdę chodzi, wystarczy porównać kwoty, jakie są przeznaczane na działania grupy wieszczącej katastrofę wywołaną działalnością człowieka i jej oponentów, do których się zaliczam. Posłużę się danymi z USA, gdzie w ciągu ostatnich 10 lat dotacje na badania nad ocieplaniem klimatu dla zwolenników tezy o niszczycielskiej sile cywilizacji wyniosły około 50 miliardów dolarów. W tym czasie ich oponenci otrzymali zaledwie 9,5 miliona dolarów, co stanowi 0,02 proc. pierwszej kwoty. Nie ma woli, aby drugiej stronie sporu pozwolić na prowadzenie własnych projektów na dużą skalę, bo wszyscy się boją ataków politycznych. To jest terror naukowy i intelektualny. Nazywa się nas ludźmi niemoralnymi, podobnie jak nasze projekty. Zdarzają się nawet głosy, że takich jak ja należy karać za to, co myślą.

Organizacje ekologiczne twierdzą, że troszczą się o przyszłość ludzkości. Zachęcają do konkretnych działań w obronie naszej planety. Państwo tego nie robicie.

Nie jestem przekonany, czy zwolennikom tezy o niszczącym wpływie działalności człowieka na środowisko naprawdę, o to chodzi. Jacques -Yves Cousteau, znany badacz mórz i podróżnik zmarły 11 lat temu, autorytet moralny i idol ekologów, powiedział kiedyś, że aby na Ziemi zapanowała równowaga, to „należy eliminować 300 tysięcy ludzi dziennie”, czyli 128 milionów rocznie, a inni podobni obrońcy ludzkości i środowiska twierdzą, że liczba ludzi nie powinna przekroczyć 500 milionów. Proszę to zderzyć z obecną liczbą ludności na Ziemi wynoszącą około 6 miliardów. Proszę pamiętać, że drugi raport Klubu Rzymskiego został opatrzony mottem, które brzmiało: „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. Może to zabrzmi brutalnie, ale należy zdać sobie sprawę, że są pewne grupy ludzi, które uważają, że człowiek jest zbędny i należy radykalnie ograniczyć jego liczebność. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zamiast rozwijać cywilizacyjnie Afrykę, wysyłamy tam żywność. Nikomu nie zależy na tworzeniu konkurencji i nikogo nie interesuje los ludzi dziesiątkowanych przez choroby, głód i niedobory wody. Rozwój cywilizacji, gospodarki światowej to postęp technologiczny dający coraz większe szanse na przeżycie w trudnych warunkach, a przez to wzrost liczby ludności. Ale są ludzie, którzy chcą to powstrzymać.

W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
Ale szczyt zajmuje się przecież bardzo ważnym zjawiskiem, jakim jest globalne ocieplenie klimatu. Dotyczy to przyszłości całej ludzkości. Nie dostrzega pan tego zagrożenia?

To wszystko są manipulacje i zwyczajne kłamstwa. Teza o antropogenicznym pochodzeniu zjawiska efektu cieplarnianego jest rozpowszechniana od lat 70. przez ludzi, którzy poza nadzwyczaj sprawnymi działaniami lobbingowymi nie mogą się pochwalić żadnymi przekonującymi wynikami badań. Nagminnie stosują wybiórcze podejście do danych badawczych i odrzucają te, które nie pasują im do tezy. Doskonałym tego przykładem są argumenty dowodzące wzrostu średniej temperatury na Ziemi od momentu wejścia cywilizacji ludzkiej w erę przemysłową. Stosuje się zabieg stwarzający wrażenie, że przed tym okresem klimat miał stałą i niezmienną charakterystykę. Ten argument mija się z prawdą. Wystarczy wspomnieć o „małej” epoce lodowcowej z przełomu XVII i XVIII wieku. Wtedy rok do roku większość rzek w Europie była zamarznięta, podobnie jak Bałtyk. Do Szwecji jeździło się po zamarzniętym morzu saniami. Podróżni zatrzymywali się w karczmach stawianych na środku skutego lodem morza. Wcześniej mieliśmy ocieplenie – tak zwane średniowieczne, kiedy średnia temperatura globalna była wyższa niż obecnie. Jeszcze wcześniej była niezwykle zimna epoka Merowingów i poprzedzające ją ocieplenie zwane rzymskim, od cesarstwa rzymskiego. Ale środowisku wspierającemu pogląd o niszczycielskiej działalności człowieka te fakty nie pasują do tezy, więc pomijają je milczeniem.

Nie ma chyba wątpliwości, że człowiek oddziałuje na środowisko – wystarczy wspomnieć o wyrębie lasów albo o przemyśle, który zatruwa powietrze. A skoro naukowcy się spierają, to może warto dmuchać na zimne?

Powtarza pan propagandę ekologów. Proszę zauważyć, że człowiek najbardziej zaingerował w środowisko naturalne, gdy powstało rolnictwo, a więc kilka tysięcy lat temu. Gdyby jednak nie rolnictwo, to nadal mieszkalibyśmy w lasach. Mówi pan: przemysł, i zgoda. Wrzucamy do atmosfery różnego rodzaju związki chemiczne. Głównie dwutlenek węgla. Tylko proszę zwrócić uwagę na proporcje. Jeśli podzielimy strumienie CO 2 na: naturalne (oceany, lądy i wulkany) oraz pochodzenia ludzkiego (samochody, oddychanie ludzi, paliwa kopalne, cement, rolnictwo), to ten drugi stanowi zaledwie 4,7 proc. strumienia naturalnego. Wszelkie dane wskazują, że ocieplenie klimatu nie ma związku z zawartością CO2 w powietrzu. To znaczy wysokość stężenia tego gazu w okresach historycznych jest powiązana skutkowo, a nie przyczynowo z klimatem planety. Najpierw następuje ocieplenie, a dopiero wskutek rosnącej temperatury zwiększa się zawartość dwutlenku węgla w powietrzu. Dzieje się tak dlatego, że najwięcej CO2 jest w oceanach, które im wyższa temperatura, tym bardziej oddają ten gaz do atmosfery.

Jeśli nie człowiek i jego działania, to co, zdaniem pana, wpływa na zmianę klimatu na Ziemi?

Pogląd, że człowiek może wpływać – świadomie bądź nie – na klimat globalny, jest przejawem pychy. Naszym klimatem rządzi Słońce i naturalne procesy zachodzące na Ziemi. Słońce ma swoje okresy wysokiej i niskiej aktywności. W zależności od tego do Ziemi dociera mniej lub więcej ciepła, co musi odbijać się na wysokości temperatury na naszym globie. Ale to ma o wiele mniejsze znaczenie od zmian magnetycznych Słońca sterujących dopływem galaktycznych promieni kosmicznych do dolnej troposfery, które inicjują tworzenie w niej chmur. Wulkany wprowadzają do atmosfery najwyżej siedem gigaton węgla rocznie, czyli mniej niż ludzie.

Człowiek ma w tych sprawach niewiele do powiedzenia. Najnowsze prognozy oparte na przewidywanej aktywności Słońca, które właśnie kończy okres wysokiej aktywności, wskazują na czekającą nas kolejną miniepokę lodowcową, w którą, jak przewidują astronomowie, zaczniemy wchodzić około roku 2020. Natomiast wielka epoka lodowcowa, taka jak ta, która po 100 tysiącach lat trwania skończyła się około 11 tysięcy lat temu, może – jak uczy geologia – nastąpić za 50 albo za 500 lat, ale jest to realne zagrożenie.

Ale czy coś się złego stanie, jeśli na wszelki wypadek ograniczymy emisję CO2?

Działania środowiska realizującego cele antycywilizacyjne mają doprowadzić do stagnacji gospodarczej, a przez to technologicznej. Szczególnie groźne, z punktu widzenia ekonomicznego, mogą być te konsekwencje dla Polski, która w 95 proc. czerpie energię ze spalania węgla. Ograniczenia emisji CO2 oznaczają radykalny wzrost cen energii nawet o 60 – 100 proc. Przecież to będzie katastrofa. Tym bardziej że nie zdążymy w oczekiwanym czasie przestawić całej gospodarki na inne źródła energii. Pamiętamy wyłączenia prądu z okresu PRL, obawiam się, że mogłoby nas to ponownie czekać. Gdy przyjdzie mróz i ziemię skuje lód, wtedy tylko ta przeklinana cywilizacja i wytworzony przez nią przemysł będą mogły nas uratować. Obawiam się, czy do tego czasu będziemy przygotowani na te trudne chwile, jeśli hamować nas będą sztuczne ograniczenia postępu.

Skoro ma pan tak przekonujące dowody, to dlaczego pan i ludzie o podobnych panu poglądach nie organizujecie własnych zgromadzeń na wzór szczytu klimatycznego w Poznaniu. Może ci, którzy wierzą w niszczycielską działalność człowieka, są jednak bardziej wiarygodni?

Absolutnie nie. Kiedyś palenie czarownic było normalną praktyką, a rynki niektórych miast były usłane palami na stosy. I nikt z elity intelektualnej nie widział w tym nic wyjątkowego, aż po 200 latach jacyś trzeciorzędni myśliciele zaczęli mówić, że to wariactwo. Nie trwało długo, gdy stosy zniknęły. To, że coś się nie przedostaje do szerokiej opinii publicznej albo jest niezgodne z aktualnie obowiązującą opinią elit, nie oznacza, że nie jest warte uwagi.

Żeby się przekonać, o co w tym tak naprawdę chodzi, wystarczy porównać kwoty, jakie są przeznaczane na działania grupy wieszczącej katastrofę wywołaną działalnością człowieka i jej oponentów, do których się zaliczam. Posłużę się danymi z USA, gdzie w ciągu ostatnich 10 lat dotacje na badania nad ocieplaniem klimatu dla zwolenników tezy o niszczycielskiej sile cywilizacji wyniosły około 50 miliardów dolarów. W tym czasie ich oponenci otrzymali zaledwie 9,5 miliona dolarów, co stanowi 0,02 proc. pierwszej kwoty. Nie ma woli, aby drugiej stronie sporu pozwolić na prowadzenie własnych projektów na dużą skalę, bo wszyscy się boją ataków politycznych. To jest terror naukowy i intelektualny. Nazywa się nas ludźmi niemoralnymi, podobnie jak nasze projekty. Zdarzają się nawet głosy, że takich jak ja należy karać za to, co myślą.

Organizacje ekologiczne twierdzą, że troszczą się o przyszłość ludzkości. Zachęcają do konkretnych działań w obronie naszej planety. Państwo tego nie robicie.

Nie jestem przekonany, czy zwolennikom tezy o niszczącym wpływie działalności człowieka na środowisko naprawdę, o to chodzi. Jacques -Yves Cousteau, znany badacz mórz i podróżnik zmarły 11 lat temu, autorytet moralny i idol ekologów, powiedział kiedyś, że aby na Ziemi zapanowała równowaga, to „należy eliminować 300 tysięcy ludzi dziennie”, czyli 128 milionów rocznie, a inni podobni obrońcy ludzkości i środowiska twierdzą, że liczba ludzi nie powinna przekroczyć 500 milionów. Proszę to zderzyć z obecną liczbą ludności na Ziemi wynoszącą około 6 miliardów. Proszę pamiętać, że drugi raport Klubu Rzymskiego został opatrzony mottem, które brzmiało: „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. Może to zabrzmi brutalnie, ale należy zdać sobie sprawę, że są pewne grupy ludzi, które uważają, że człowiek jest zbędny i należy radykalnie ograniczyć jego liczebność. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zamiast rozwijać cywilizacyjnie Afrykę, wysyłamy tam żywność. Nikomu nie zależy na tworzeniu konkurencji i nikogo nie interesuje los ludzi dziesiątkowanych przez choroby, głód i niedobory wody. Rozwój cywilizacji, gospodarki światowej to postęp technologiczny dający coraz większe szanse na przeżycie w trudnych warunkach, a przez to wzrost liczby ludności. Ale są ludzie, którzy chcą to powstrzymać.

W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
To wszystko są manipulacje i zwyczajne kłamstwa. Teza o antropogenicznym pochodzeniu zjawiska efektu cieplarnianego jest rozpowszechniana od lat 70. przez ludzi, którzy poza nadzwyczaj sprawnymi działaniami lobbingowymi nie mogą się pochwalić żadnymi przekonującymi wynikami badań. Nagminnie stosują wybiórcze podejście do danych badawczych i odrzucają te, które nie pasują im do tezy. Doskonałym tego przykładem są argumenty dowodzące wzrostu średniej temperatury na Ziemi od momentu wejścia cywilizacji ludzkiej w erę przemysłową. Stosuje się zabieg stwarzający wrażenie, że przed tym okresem klimat miał stałą i niezmienną charakterystykę. Ten argument mija się z prawdą. Wystarczy wspomnieć o „małej” epoce lodowcowej z przełomu XVII i XVIII wieku. Wtedy rok do roku większość rzek w Europie była zamarznięta, podobnie jak Bałtyk. Do Szwecji jeździło się po zamarzniętym morzu saniami. Podróżni zatrzymywali się w karczmach stawianych na środku skutego lodem morza. Wcześniej mieliśmy ocieplenie – tak zwane średniowieczne, kiedy średnia temperatura globalna była wyższa niż obecnie. Jeszcze wcześniej była niezwykle zimna epoka Merowingów i poprzedzające ją ocieplenie zwane rzymskim, od cesarstwa rzymskiego. Ale środowisku wspierającemu pogląd o niszczycielskiej działalności człowieka te fakty nie pasują do tezy, więc pomijają je milczeniem.

Nie ma chyba wątpliwości, że człowiek oddziałuje na środowisko – wystarczy wspomnieć o wyrębie lasów albo o przemyśle, który zatruwa powietrze. A skoro naukowcy się spierają, to może warto dmuchać na zimne?

Powtarza pan propagandę ekologów. Proszę zauważyć, że człowiek najbardziej zaingerował w środowisko naturalne, gdy powstało rolnictwo, a więc kilka tysięcy lat temu. Gdyby jednak nie rolnictwo, to nadal mieszkalibyśmy w lasach. Mówi pan: przemysł, i zgoda. Wrzucamy do atmosfery różnego rodzaju związki chemiczne. Głównie dwutlenek węgla. Tylko proszę zwrócić uwagę na proporcje. Jeśli podzielimy strumienie CO 2 na: naturalne (oceany, lądy i wulkany) oraz pochodzenia ludzkiego (samochody, oddychanie ludzi, paliwa kopalne, cement, rolnictwo), to ten drugi stanowi zaledwie 4,7 proc. strumienia naturalnego. Wszelkie dane wskazują, że ocieplenie klimatu nie ma związku z zawartością CO2 w powietrzu. To znaczy wysokość stężenia tego gazu w okresach historycznych jest powiązana skutkowo, a nie przyczynowo z klimatem planety. Najpierw następuje ocieplenie, a dopiero wskutek rosnącej temperatury zwiększa się zawartość dwutlenku węgla w powietrzu. Dzieje się tak dlatego, że najwięcej CO2 jest w oceanach, które im wyższa temperatura, tym bardziej oddają ten gaz do atmosfery.

Jeśli nie człowiek i jego działania, to co, zdaniem pana, wpływa na zmianę klimatu na Ziemi?

Pogląd, że człowiek może wpływać – świadomie bądź nie – na klimat globalny, jest przejawem pychy. Naszym klimatem rządzi Słońce i naturalne procesy zachodzące na Ziemi. Słońce ma swoje okresy wysokiej i niskiej aktywności. W zależności od tego do Ziemi dociera mniej lub więcej ciepła, co musi odbijać się na wysokości temperatury na naszym globie. Ale to ma o wiele mniejsze znaczenie od zmian magnetycznych Słońca sterujących dopływem galaktycznych promieni kosmicznych do dolnej troposfery, które inicjują tworzenie w niej chmur. Wulkany wprowadzają do atmosfery najwyżej siedem gigaton węgla rocznie, czyli mniej niż ludzie.

Człowiek ma w tych sprawach niewiele do powiedzenia. Najnowsze prognozy oparte na przewidywanej aktywności Słońca, które właśnie kończy okres wysokiej aktywności, wskazują na czekającą nas kolejną miniepokę lodowcową, w którą, jak przewidują astronomowie, zaczniemy wchodzić około roku 2020. Natomiast wielka epoka lodowcowa, taka jak ta, która po 100 tysiącach lat trwania skończyła się około 11 tysięcy lat temu, może – jak uczy geologia – nastąpić za 50 albo za 500 lat, ale jest to realne zagrożenie.

Ale czy coś się złego stanie, jeśli na wszelki wypadek ograniczymy emisję CO2?

Działania środowiska realizującego cele antycywilizacyjne mają doprowadzić do stagnacji gospodarczej, a przez to technologicznej. Szczególnie groźne, z punktu widzenia ekonomicznego, mogą być te konsekwencje dla Polski, która w 95 proc. czerpie energię ze spalania węgla. Ograniczenia emisji CO2 oznaczają radykalny wzrost cen energii nawet o 60 – 100 proc. Przecież to będzie katastrofa. Tym bardziej że nie zdążymy w oczekiwanym czasie przestawić całej gospodarki na inne źródła energii. Pamiętamy wyłączenia prądu z okresu PRL, obawiam się, że mogłoby nas to ponownie czekać. Gdy przyjdzie mróz i ziemię skuje lód, wtedy tylko ta przeklinana cywilizacja i wytworzony przez nią przemysł będą mogły nas uratować. Obawiam się, czy do tego czasu będziemy przygotowani na te trudne chwile, jeśli hamować nas będą sztuczne ograniczenia postępu.

Skoro ma pan tak przekonujące dowody, to dlaczego pan i ludzie o podobnych panu poglądach nie organizujecie własnych zgromadzeń na wzór szczytu klimatycznego w Poznaniu. Może ci, którzy wierzą w niszczycielską działalność człowieka, są jednak bardziej wiarygodni?

Absolutnie nie. Kiedyś palenie czarownic było normalną praktyką, a rynki niektórych miast były usłane palami na stosy. I nikt z elity intelektualnej nie widział w tym nic wyjątkowego, aż po 200 latach jacyś trzeciorzędni myśliciele zaczęli mówić, że to wariactwo. Nie trwało długo, gdy stosy zniknęły. To, że coś się nie przedostaje do szerokiej opinii publicznej albo jest niezgodne z aktualnie obowiązującą opinią elit, nie oznacza, że nie jest warte uwagi.

Żeby się przekonać, o co w tym tak naprawdę chodzi, wystarczy porównać kwoty, jakie są przeznaczane na działania grupy wieszczącej katastrofę wywołaną działalnością człowieka i jej oponentów, do których się zaliczam. Posłużę się danymi z USA, gdzie w ciągu ostatnich 10 lat dotacje na badania nad ocieplaniem klimatu dla zwolenników tezy o niszczycielskiej sile cywilizacji wyniosły około 50 miliardów dolarów. W tym czasie ich oponenci otrzymali zaledwie 9,5 miliona dolarów, co stanowi 0,02 proc. pierwszej kwoty. Nie ma woli, aby drugiej stronie sporu pozwolić na prowadzenie własnych projektów na dużą skalę, bo wszyscy się boją ataków politycznych. To jest terror naukowy i intelektualny. Nazywa się nas ludźmi niemoralnymi, podobnie jak nasze projekty. Zdarzają się nawet głosy, że takich jak ja należy karać za to, co myślą.

Organizacje ekologiczne twierdzą, że troszczą się o przyszłość ludzkości. Zachęcają do konkretnych działań w obronie naszej planety. Państwo tego nie robicie.

Nie jestem przekonany, czy zwolennikom tezy o niszczącym wpływie działalności człowieka na środowisko naprawdę, o to chodzi. Jacques -Yves Cousteau, znany badacz mórz i podróżnik zmarły 11 lat temu, autorytet moralny i idol ekologów, powiedział kiedyś, że aby na Ziemi zapanowała równowaga, to „należy eliminować 300 tysięcy ludzi dziennie”, czyli 128 milionów rocznie, a inni podobni obrońcy ludzkości i środowiska twierdzą, że liczba ludzi nie powinna przekroczyć 500 milionów. Proszę to zderzyć z obecną liczbą ludności na Ziemi wynoszącą około 6 miliardów. Proszę pamiętać, że drugi raport Klubu Rzymskiego został opatrzony mottem, które brzmiało: „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. Może to zabrzmi brutalnie, ale należy zdać sobie sprawę, że są pewne grupy ludzi, które uważają, że człowiek jest zbędny i należy radykalnie ograniczyć jego liczebność. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zamiast rozwijać cywilizacyjnie Afrykę, wysyłamy tam żywność. Nikomu nie zależy na tworzeniu konkurencji i nikogo nie interesuje los ludzi dziesiątkowanych przez choroby, głód i niedobory wody. Rozwój cywilizacji, gospodarki światowej to postęp technologiczny dający coraz większe szanse na przeżycie w trudnych warunkach, a przez to wzrost liczby ludności. Ale są ludzie, którzy chcą to powstrzymać.

W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
Nie ma chyba wątpliwości, że człowiek oddziałuje na środowisko – wystarczy wspomnieć o wyrębie lasów albo o przemyśle, który zatruwa powietrze. A skoro naukowcy się spierają, to może warto dmuchać na zimne?

Powtarza pan propagandę ekologów. Proszę zauważyć, że człowiek najbardziej zaingerował w środowisko naturalne, gdy powstało rolnictwo, a więc kilka tysięcy lat temu. Gdyby jednak nie rolnictwo, to nadal mieszkalibyśmy w lasach. Mówi pan: przemysł, i zgoda. Wrzucamy do atmosfery różnego rodzaju związki chemiczne. Głównie dwutlenek węgla. Tylko proszę zwrócić uwagę na proporcje. Jeśli podzielimy strumienie CO 2 na: naturalne (oceany, lądy i wulkany) oraz pochodzenia ludzkiego (samochody, oddychanie ludzi, paliwa kopalne, cement, rolnictwo), to ten drugi stanowi zaledwie 4,7 proc. strumienia naturalnego. Wszelkie dane wskazują, że ocieplenie klimatu nie ma związku z zawartością CO2 w powietrzu. To znaczy wysokość stężenia tego gazu w okresach historycznych jest powiązana skutkowo, a nie przyczynowo z klimatem planety. Najpierw następuje ocieplenie, a dopiero wskutek rosnącej temperatury zwiększa się zawartość dwutlenku węgla w powietrzu. Dzieje się tak dlatego, że najwięcej CO2 jest w oceanach, które im wyższa temperatura, tym bardziej oddają ten gaz do atmosfery.

Jeśli nie człowiek i jego działania, to co, zdaniem pana, wpływa na zmianę klimatu na Ziemi?

Pogląd, że człowiek może wpływać – świadomie bądź nie – na klimat globalny, jest przejawem pychy. Naszym klimatem rządzi Słońce i naturalne procesy zachodzące na Ziemi. Słońce ma swoje okresy wysokiej i niskiej aktywności. W zależności od tego do Ziemi dociera mniej lub więcej ciepła, co musi odbijać się na wysokości temperatury na naszym globie. Ale to ma o wiele mniejsze znaczenie od zmian magnetycznych Słońca sterujących dopływem galaktycznych promieni kosmicznych do dolnej troposfery, które inicjują tworzenie w niej chmur. Wulkany wprowadzają do atmosfery najwyżej siedem gigaton węgla rocznie, czyli mniej niż ludzie.

Człowiek ma w tych sprawach niewiele do powiedzenia. Najnowsze prognozy oparte na przewidywanej aktywności Słońca, które właśnie kończy okres wysokiej aktywności, wskazują na czekającą nas kolejną miniepokę lodowcową, w którą, jak przewidują astronomowie, zaczniemy wchodzić około roku 2020. Natomiast wielka epoka lodowcowa, taka jak ta, która po 100 tysiącach lat trwania skończyła się około 11 tysięcy lat temu, może – jak uczy geologia – nastąpić za 50 albo za 500 lat, ale jest to realne zagrożenie.

Ale czy coś się złego stanie, jeśli na wszelki wypadek ograniczymy emisję CO2?

Działania środowiska realizującego cele antycywilizacyjne mają doprowadzić do stagnacji gospodarczej, a przez to technologicznej. Szczególnie groźne, z punktu widzenia ekonomicznego, mogą być te konsekwencje dla Polski, która w 95 proc. czerpie energię ze spalania węgla. Ograniczenia emisji CO2 oznaczają radykalny wzrost cen energii nawet o 60 – 100 proc. Przecież to będzie katastrofa. Tym bardziej że nie zdążymy w oczekiwanym czasie przestawić całej gospodarki na inne źródła energii. Pamiętamy wyłączenia prądu z okresu PRL, obawiam się, że mogłoby nas to ponownie czekać. Gdy przyjdzie mróz i ziemię skuje lód, wtedy tylko ta przeklinana cywilizacja i wytworzony przez nią przemysł będą mogły nas uratować. Obawiam się, czy do tego czasu będziemy przygotowani na te trudne chwile, jeśli hamować nas będą sztuczne ograniczenia postępu.

Skoro ma pan tak przekonujące dowody, to dlaczego pan i ludzie o podobnych panu poglądach nie organizujecie własnych zgromadzeń na wzór szczytu klimatycznego w Poznaniu. Może ci, którzy wierzą w niszczycielską działalność człowieka, są jednak bardziej wiarygodni?

Absolutnie nie. Kiedyś palenie czarownic było normalną praktyką, a rynki niektórych miast były usłane palami na stosy. I nikt z elity intelektualnej nie widział w tym nic wyjątkowego, aż po 200 latach jacyś trzeciorzędni myśliciele zaczęli mówić, że to wariactwo. Nie trwało długo, gdy stosy zniknęły. To, że coś się nie przedostaje do szerokiej opinii publicznej albo jest niezgodne z aktualnie obowiązującą opinią elit, nie oznacza, że nie jest warte uwagi.

Żeby się przekonać, o co w tym tak naprawdę chodzi, wystarczy porównać kwoty, jakie są przeznaczane na działania grupy wieszczącej katastrofę wywołaną działalnością człowieka i jej oponentów, do których się zaliczam. Posłużę się danymi z USA, gdzie w ciągu ostatnich 10 lat dotacje na badania nad ocieplaniem klimatu dla zwolenników tezy o niszczycielskiej sile cywilizacji wyniosły około 50 miliardów dolarów. W tym czasie ich oponenci otrzymali zaledwie 9,5 miliona dolarów, co stanowi 0,02 proc. pierwszej kwoty. Nie ma woli, aby drugiej stronie sporu pozwolić na prowadzenie własnych projektów na dużą skalę, bo wszyscy się boją ataków politycznych. To jest terror naukowy i intelektualny. Nazywa się nas ludźmi niemoralnymi, podobnie jak nasze projekty. Zdarzają się nawet głosy, że takich jak ja należy karać za to, co myślą.

Organizacje ekologiczne twierdzą, że troszczą się o przyszłość ludzkości. Zachęcają do konkretnych działań w obronie naszej planety. Państwo tego nie robicie.

Nie jestem przekonany, czy zwolennikom tezy o niszczącym wpływie działalności człowieka na środowisko naprawdę, o to chodzi. Jacques -Yves Cousteau, znany badacz mórz i podróżnik zmarły 11 lat temu, autorytet moralny i idol ekologów, powiedział kiedyś, że aby na Ziemi zapanowała równowaga, to „należy eliminować 300 tysięcy ludzi dziennie”, czyli 128 milionów rocznie, a inni podobni obrońcy ludzkości i środowiska twierdzą, że liczba ludzi nie powinna przekroczyć 500 milionów. Proszę to zderzyć z obecną liczbą ludności na Ziemi wynoszącą około 6 miliardów. Proszę pamiętać, że drugi raport Klubu Rzymskiego został opatrzony mottem, które brzmiało: „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. Może to zabrzmi brutalnie, ale należy zdać sobie sprawę, że są pewne grupy ludzi, które uważają, że człowiek jest zbędny i należy radykalnie ograniczyć jego liczebność. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zamiast rozwijać cywilizacyjnie Afrykę, wysyłamy tam żywność. Nikomu nie zależy na tworzeniu konkurencji i nikogo nie interesuje los ludzi dziesiątkowanych przez choroby, głód i niedobory wody. Rozwój cywilizacji, gospodarki światowej to postęp technologiczny dający coraz większe szanse na przeżycie w trudnych warunkach, a przez to wzrost liczby ludności. Ale są ludzie, którzy chcą to powstrzymać.

W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
Powtarza pan propagandę ekologów. Proszę zauważyć, że człowiek najbardziej zaingerował w środowisko naturalne, gdy powstało rolnictwo, a więc kilka tysięcy lat temu. Gdyby jednak nie rolnictwo, to nadal mieszkalibyśmy w lasach. Mówi pan: przemysł, i zgoda. Wrzucamy do atmosfery różnego rodzaju związki chemiczne. Głównie dwutlenek węgla. Tylko proszę zwrócić uwagę na proporcje. Jeśli podzielimy strumienie CO 2 na: naturalne (oceany, lądy i wulkany) oraz pochodzenia ludzkiego (samochody, oddychanie ludzi, paliwa kopalne, cement, rolnictwo), to ten drugi stanowi zaledwie 4,7 proc. strumienia naturalnego. Wszelkie dane wskazują, że ocieplenie klimatu nie ma związku z zawartością CO2 w powietrzu. To znaczy wysokość stężenia tego gazu w okresach historycznych jest powiązana skutkowo, a nie przyczynowo z klimatem planety. Najpierw następuje ocieplenie, a dopiero wskutek rosnącej temperatury zwiększa się zawartość dwutlenku węgla w powietrzu. Dzieje się tak dlatego, że najwięcej CO2 jest w oceanach, które im wyższa temperatura, tym bardziej oddają ten gaz do atmosfery.

Jeśli nie człowiek i jego działania, to co, zdaniem pana, wpływa na zmianę klimatu na Ziemi?

Pogląd, że człowiek może wpływać – świadomie bądź nie – na klimat globalny, jest przejawem pychy. Naszym klimatem rządzi Słońce i naturalne procesy zachodzące na Ziemi. Słońce ma swoje okresy wysokiej i niskiej aktywności. W zależności od tego do Ziemi dociera mniej lub więcej ciepła, co musi odbijać się na wysokości temperatury na naszym globie. Ale to ma o wiele mniejsze znaczenie od zmian magnetycznych Słońca sterujących dopływem galaktycznych promieni kosmicznych do dolnej troposfery, które inicjują tworzenie w niej chmur. Wulkany wprowadzają do atmosfery najwyżej siedem gigaton węgla rocznie, czyli mniej niż ludzie.

Człowiek ma w tych sprawach niewiele do powiedzenia. Najnowsze prognozy oparte na przewidywanej aktywności Słońca, które właśnie kończy okres wysokiej aktywności, wskazują na czekającą nas kolejną miniepokę lodowcową, w którą, jak przewidują astronomowie, zaczniemy wchodzić około roku 2020. Natomiast wielka epoka lodowcowa, taka jak ta, która po 100 tysiącach lat trwania skończyła się około 11 tysięcy lat temu, może – jak uczy geologia – nastąpić za 50 albo za 500 lat, ale jest to realne zagrożenie.

Ale czy coś się złego stanie, jeśli na wszelki wypadek ograniczymy emisję CO2?

Działania środowiska realizującego cele antycywilizacyjne mają doprowadzić do stagnacji gospodarczej, a przez to technologicznej. Szczególnie groźne, z punktu widzenia ekonomicznego, mogą być te konsekwencje dla Polski, która w 95 proc. czerpie energię ze spalania węgla. Ograniczenia emisji CO2 oznaczają radykalny wzrost cen energii nawet o 60 – 100 proc. Przecież to będzie katastrofa. Tym bardziej że nie zdążymy w oczekiwanym czasie przestawić całej gospodarki na inne źródła energii. Pamiętamy wyłączenia prądu z okresu PRL, obawiam się, że mogłoby nas to ponownie czekać. Gdy przyjdzie mróz i ziemię skuje lód, wtedy tylko ta przeklinana cywilizacja i wytworzony przez nią przemysł będą mogły nas uratować. Obawiam się, czy do tego czasu będziemy przygotowani na te trudne chwile, jeśli hamować nas będą sztuczne ograniczenia postępu.

Skoro ma pan tak przekonujące dowody, to dlaczego pan i ludzie o podobnych panu poglądach nie organizujecie własnych zgromadzeń na wzór szczytu klimatycznego w Poznaniu. Może ci, którzy wierzą w niszczycielską działalność człowieka, są jednak bardziej wiarygodni?

Absolutnie nie. Kiedyś palenie czarownic było normalną praktyką, a rynki niektórych miast były usłane palami na stosy. I nikt z elity intelektualnej nie widział w tym nic wyjątkowego, aż po 200 latach jacyś trzeciorzędni myśliciele zaczęli mówić, że to wariactwo. Nie trwało długo, gdy stosy zniknęły. To, że coś się nie przedostaje do szerokiej opinii publicznej albo jest niezgodne z aktualnie obowiązującą opinią elit, nie oznacza, że nie jest warte uwagi.

Żeby się przekonać, o co w tym tak naprawdę chodzi, wystarczy porównać kwoty, jakie są przeznaczane na działania grupy wieszczącej katastrofę wywołaną działalnością człowieka i jej oponentów, do których się zaliczam. Posłużę się danymi z USA, gdzie w ciągu ostatnich 10 lat dotacje na badania nad ocieplaniem klimatu dla zwolenników tezy o niszczycielskiej sile cywilizacji wyniosły około 50 miliardów dolarów. W tym czasie ich oponenci otrzymali zaledwie 9,5 miliona dolarów, co stanowi 0,02 proc. pierwszej kwoty. Nie ma woli, aby drugiej stronie sporu pozwolić na prowadzenie własnych projektów na dużą skalę, bo wszyscy się boją ataków politycznych. To jest terror naukowy i intelektualny. Nazywa się nas ludźmi niemoralnymi, podobnie jak nasze projekty. Zdarzają się nawet głosy, że takich jak ja należy karać za to, co myślą.

Organizacje ekologiczne twierdzą, że troszczą się o przyszłość ludzkości. Zachęcają do konkretnych działań w obronie naszej planety. Państwo tego nie robicie.

Nie jestem przekonany, czy zwolennikom tezy o niszczącym wpływie działalności człowieka na środowisko naprawdę, o to chodzi. Jacques -Yves Cousteau, znany badacz mórz i podróżnik zmarły 11 lat temu, autorytet moralny i idol ekologów, powiedział kiedyś, że aby na Ziemi zapanowała równowaga, to „należy eliminować 300 tysięcy ludzi dziennie”, czyli 128 milionów rocznie, a inni podobni obrońcy ludzkości i środowiska twierdzą, że liczba ludzi nie powinna przekroczyć 500 milionów. Proszę to zderzyć z obecną liczbą ludności na Ziemi wynoszącą około 6 miliardów. Proszę pamiętać, że drugi raport Klubu Rzymskiego został opatrzony mottem, które brzmiało: „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. Może to zabrzmi brutalnie, ale należy zdać sobie sprawę, że są pewne grupy ludzi, które uważają, że człowiek jest zbędny i należy radykalnie ograniczyć jego liczebność. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zamiast rozwijać cywilizacyjnie Afrykę, wysyłamy tam żywność. Nikomu nie zależy na tworzeniu konkurencji i nikogo nie interesuje los ludzi dziesiątkowanych przez choroby, głód i niedobory wody. Rozwój cywilizacji, gospodarki światowej to postęp technologiczny dający coraz większe szanse na przeżycie w trudnych warunkach, a przez to wzrost liczby ludności. Ale są ludzie, którzy chcą to powstrzymać.

W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
Jeśli nie człowiek i jego działania, to co, zdaniem pana, wpływa na zmianę klimatu na Ziemi?

Pogląd, że człowiek może wpływać – świadomie bądź nie – na klimat globalny, jest przejawem pychy. Naszym klimatem rządzi Słońce i naturalne procesy zachodzące na Ziemi. Słońce ma swoje okresy wysokiej i niskiej aktywności. W zależności od tego do Ziemi dociera mniej lub więcej ciepła, co musi odbijać się na wysokości temperatury na naszym globie. Ale to ma o wiele mniejsze znaczenie od zmian magnetycznych Słońca sterujących dopływem galaktycznych promieni kosmicznych do dolnej troposfery, które inicjują tworzenie w niej chmur. Wulkany wprowadzają do atmosfery najwyżej siedem gigaton węgla rocznie, czyli mniej niż ludzie.

Człowiek ma w tych sprawach niewiele do powiedzenia. Najnowsze prognozy oparte na przewidywanej aktywności Słońca, które właśnie kończy okres wysokiej aktywności, wskazują na czekającą nas kolejną miniepokę lodowcową, w którą, jak przewidują astronomowie, zaczniemy wchodzić około roku 2020. Natomiast wielka epoka lodowcowa, taka jak ta, która po 100 tysiącach lat trwania skończyła się około 11 tysięcy lat temu, może – jak uczy geologia – nastąpić za 50 albo za 500 lat, ale jest to realne zagrożenie.

Ale czy coś się złego stanie, jeśli na wszelki wypadek ograniczymy emisję CO2?

Działania środowiska realizującego cele antycywilizacyjne mają doprowadzić do stagnacji gospodarczej, a przez to technologicznej. Szczególnie groźne, z punktu widzenia ekonomicznego, mogą być te konsekwencje dla Polski, która w 95 proc. czerpie energię ze spalania węgla. Ograniczenia emisji CO2 oznaczają radykalny wzrost cen energii nawet o 60 – 100 proc. Przecież to będzie katastrofa. Tym bardziej że nie zdążymy w oczekiwanym czasie przestawić całej gospodarki na inne źródła energii. Pamiętamy wyłączenia prądu z okresu PRL, obawiam się, że mogłoby nas to ponownie czekać. Gdy przyjdzie mróz i ziemię skuje lód, wtedy tylko ta przeklinana cywilizacja i wytworzony przez nią przemysł będą mogły nas uratować. Obawiam się, czy do tego czasu będziemy przygotowani na te trudne chwile, jeśli hamować nas będą sztuczne ograniczenia postępu.

Skoro ma pan tak przekonujące dowody, to dlaczego pan i ludzie o podobnych panu poglądach nie organizujecie własnych zgromadzeń na wzór szczytu klimatycznego w Poznaniu. Może ci, którzy wierzą w niszczycielską działalność człowieka, są jednak bardziej wiarygodni?

Absolutnie nie. Kiedyś palenie czarownic było normalną praktyką, a rynki niektórych miast były usłane palami na stosy. I nikt z elity intelektualnej nie widział w tym nic wyjątkowego, aż po 200 latach jacyś trzeciorzędni myśliciele zaczęli mówić, że to wariactwo. Nie trwało długo, gdy stosy zniknęły. To, że coś się nie przedostaje do szerokiej opinii publicznej albo jest niezgodne z aktualnie obowiązującą opinią elit, nie oznacza, że nie jest warte uwagi.

Żeby się przekonać, o co w tym tak naprawdę chodzi, wystarczy porównać kwoty, jakie są przeznaczane na działania grupy wieszczącej katastrofę wywołaną działalnością człowieka i jej oponentów, do których się zaliczam. Posłużę się danymi z USA, gdzie w ciągu ostatnich 10 lat dotacje na badania nad ocieplaniem klimatu dla zwolenników tezy o niszczycielskiej sile cywilizacji wyniosły około 50 miliardów dolarów. W tym czasie ich oponenci otrzymali zaledwie 9,5 miliona dolarów, co stanowi 0,02 proc. pierwszej kwoty. Nie ma woli, aby drugiej stronie sporu pozwolić na prowadzenie własnych projektów na dużą skalę, bo wszyscy się boją ataków politycznych. To jest terror naukowy i intelektualny. Nazywa się nas ludźmi niemoralnymi, podobnie jak nasze projekty. Zdarzają się nawet głosy, że takich jak ja należy karać za to, co myślą.

Organizacje ekologiczne twierdzą, że troszczą się o przyszłość ludzkości. Zachęcają do konkretnych działań w obronie naszej planety. Państwo tego nie robicie.

Nie jestem przekonany, czy zwolennikom tezy o niszczącym wpływie działalności człowieka na środowisko naprawdę, o to chodzi. Jacques -Yves Cousteau, znany badacz mórz i podróżnik zmarły 11 lat temu, autorytet moralny i idol ekologów, powiedział kiedyś, że aby na Ziemi zapanowała równowaga, to „należy eliminować 300 tysięcy ludzi dziennie”, czyli 128 milionów rocznie, a inni podobni obrońcy ludzkości i środowiska twierdzą, że liczba ludzi nie powinna przekroczyć 500 milionów. Proszę to zderzyć z obecną liczbą ludności na Ziemi wynoszącą około 6 miliardów. Proszę pamiętać, że drugi raport Klubu Rzymskiego został opatrzony mottem, które brzmiało: „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. Może to zabrzmi brutalnie, ale należy zdać sobie sprawę, że są pewne grupy ludzi, które uważają, że człowiek jest zbędny i należy radykalnie ograniczyć jego liczebność. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zamiast rozwijać cywilizacyjnie Afrykę, wysyłamy tam żywność. Nikomu nie zależy na tworzeniu konkurencji i nikogo nie interesuje los ludzi dziesiątkowanych przez choroby, głód i niedobory wody. Rozwój cywilizacji, gospodarki światowej to postęp technologiczny dający coraz większe szanse na przeżycie w trudnych warunkach, a przez to wzrost liczby ludności. Ale są ludzie, którzy chcą to powstrzymać.

W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
Pogląd, że człowiek może wpływać – świadomie bądź nie – na klimat globalny, jest przejawem pychy. Naszym klimatem rządzi Słońce i naturalne procesy zachodzące na Ziemi. Słońce ma swoje okresy wysokiej i niskiej aktywności. W zależności od tego do Ziemi dociera mniej lub więcej ciepła, co musi odbijać się na wysokości temperatury na naszym globie. Ale to ma o wiele mniejsze znaczenie od zmian magnetycznych Słońca sterujących dopływem galaktycznych promieni kosmicznych do dolnej troposfery, które inicjują tworzenie w niej chmur. Wulkany wprowadzają do atmosfery najwyżej siedem gigaton węgla rocznie, czyli mniej niż ludzie.

Człowiek ma w tych sprawach niewiele do powiedzenia. Najnowsze prognozy oparte na przewidywanej aktywności Słońca, które właśnie kończy okres wysokiej aktywności, wskazują na czekającą nas kolejną miniepokę lodowcową, w którą, jak przewidują astronomowie, zaczniemy wchodzić około roku 2020. Natomiast wielka epoka lodowcowa, taka jak ta, która po 100 tysiącach lat trwania skończyła się około 11 tysięcy lat temu, może – jak uczy geologia – nastąpić za 50 albo za 500 lat, ale jest to realne zagrożenie.

Ale czy coś się złego stanie, jeśli na wszelki wypadek ograniczymy emisję CO2?

Działania środowiska realizującego cele antycywilizacyjne mają doprowadzić do stagnacji gospodarczej, a przez to technologicznej. Szczególnie groźne, z punktu widzenia ekonomicznego, mogą być te konsekwencje dla Polski, która w 95 proc. czerpie energię ze spalania węgla. Ograniczenia emisji CO2 oznaczają radykalny wzrost cen energii nawet o 60 – 100 proc. Przecież to będzie katastrofa. Tym bardziej że nie zdążymy w oczekiwanym czasie przestawić całej gospodarki na inne źródła energii. Pamiętamy wyłączenia prądu z okresu PRL, obawiam się, że mogłoby nas to ponownie czekać. Gdy przyjdzie mróz i ziemię skuje lód, wtedy tylko ta przeklinana cywilizacja i wytworzony przez nią przemysł będą mogły nas uratować. Obawiam się, czy do tego czasu będziemy przygotowani na te trudne chwile, jeśli hamować nas będą sztuczne ograniczenia postępu.

Skoro ma pan tak przekonujące dowody, to dlaczego pan i ludzie o podobnych panu poglądach nie organizujecie własnych zgromadzeń na wzór szczytu klimatycznego w Poznaniu. Może ci, którzy wierzą w niszczycielską działalność człowieka, są jednak bardziej wiarygodni?

Absolutnie nie. Kiedyś palenie czarownic było normalną praktyką, a rynki niektórych miast były usłane palami na stosy. I nikt z elity intelektualnej nie widział w tym nic wyjątkowego, aż po 200 latach jacyś trzeciorzędni myśliciele zaczęli mówić, że to wariactwo. Nie trwało długo, gdy stosy zniknęły. To, że coś się nie przedostaje do szerokiej opinii publicznej albo jest niezgodne z aktualnie obowiązującą opinią elit, nie oznacza, że nie jest warte uwagi.

Żeby się przekonać, o co w tym tak naprawdę chodzi, wystarczy porównać kwoty, jakie są przeznaczane na działania grupy wieszczącej katastrofę wywołaną działalnością człowieka i jej oponentów, do których się zaliczam. Posłużę się danymi z USA, gdzie w ciągu ostatnich 10 lat dotacje na badania nad ocieplaniem klimatu dla zwolenników tezy o niszczycielskiej sile cywilizacji wyniosły około 50 miliardów dolarów. W tym czasie ich oponenci otrzymali zaledwie 9,5 miliona dolarów, co stanowi 0,02 proc. pierwszej kwoty. Nie ma woli, aby drugiej stronie sporu pozwolić na prowadzenie własnych projektów na dużą skalę, bo wszyscy się boją ataków politycznych. To jest terror naukowy i intelektualny. Nazywa się nas ludźmi niemoralnymi, podobnie jak nasze projekty. Zdarzają się nawet głosy, że takich jak ja należy karać za to, co myślą.

Organizacje ekologiczne twierdzą, że troszczą się o przyszłość ludzkości. Zachęcają do konkretnych działań w obronie naszej planety. Państwo tego nie robicie.

Nie jestem przekonany, czy zwolennikom tezy o niszczącym wpływie działalności człowieka na środowisko naprawdę, o to chodzi. Jacques -Yves Cousteau, znany badacz mórz i podróżnik zmarły 11 lat temu, autorytet moralny i idol ekologów, powiedział kiedyś, że aby na Ziemi zapanowała równowaga, to „należy eliminować 300 tysięcy ludzi dziennie”, czyli 128 milionów rocznie, a inni podobni obrońcy ludzkości i środowiska twierdzą, że liczba ludzi nie powinna przekroczyć 500 milionów. Proszę to zderzyć z obecną liczbą ludności na Ziemi wynoszącą około 6 miliardów. Proszę pamiętać, że drugi raport Klubu Rzymskiego został opatrzony mottem, które brzmiało: „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. Może to zabrzmi brutalnie, ale należy zdać sobie sprawę, że są pewne grupy ludzi, które uważają, że człowiek jest zbędny i należy radykalnie ograniczyć jego liczebność. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zamiast rozwijać cywilizacyjnie Afrykę, wysyłamy tam żywność. Nikomu nie zależy na tworzeniu konkurencji i nikogo nie interesuje los ludzi dziesiątkowanych przez choroby, głód i niedobory wody. Rozwój cywilizacji, gospodarki światowej to postęp technologiczny dający coraz większe szanse na przeżycie w trudnych warunkach, a przez to wzrost liczby ludności. Ale są ludzie, którzy chcą to powstrzymać.

W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
Człowiek ma w tych sprawach niewiele do powiedzenia. Najnowsze prognozy oparte na przewidywanej aktywności Słońca, które właśnie kończy okres wysokiej aktywności, wskazują na czekającą nas kolejną miniepokę lodowcową, w którą, jak przewidują astronomowie, zaczniemy wchodzić około roku 2020. Natomiast wielka epoka lodowcowa, taka jak ta, która po 100 tysiącach lat trwania skończyła się około 11 tysięcy lat temu, może – jak uczy geologia – nastąpić za 50 albo za 500 lat, ale jest to realne zagrożenie.

Ale czy coś się złego stanie, jeśli na wszelki wypadek ograniczymy emisję CO2?

Działania środowiska realizującego cele antycywilizacyjne mają doprowadzić do stagnacji gospodarczej, a przez to technologicznej. Szczególnie groźne, z punktu widzenia ekonomicznego, mogą być te konsekwencje dla Polski, która w 95 proc. czerpie energię ze spalania węgla. Ograniczenia emisji CO2 oznaczają radykalny wzrost cen energii nawet o 60 – 100 proc. Przecież to będzie katastrofa. Tym bardziej że nie zdążymy w oczekiwanym czasie przestawić całej gospodarki na inne źródła energii. Pamiętamy wyłączenia prądu z okresu PRL, obawiam się, że mogłoby nas to ponownie czekać. Gdy przyjdzie mróz i ziemię skuje lód, wtedy tylko ta przeklinana cywilizacja i wytworzony przez nią przemysł będą mogły nas uratować. Obawiam się, czy do tego czasu będziemy przygotowani na te trudne chwile, jeśli hamować nas będą sztuczne ograniczenia postępu.

Skoro ma pan tak przekonujące dowody, to dlaczego pan i ludzie o podobnych panu poglądach nie organizujecie własnych zgromadzeń na wzór szczytu klimatycznego w Poznaniu. Może ci, którzy wierzą w niszczycielską działalność człowieka, są jednak bardziej wiarygodni?

Absolutnie nie. Kiedyś palenie czarownic było normalną praktyką, a rynki niektórych miast były usłane palami na stosy. I nikt z elity intelektualnej nie widział w tym nic wyjątkowego, aż po 200 latach jacyś trzeciorzędni myśliciele zaczęli mówić, że to wariactwo. Nie trwało długo, gdy stosy zniknęły. To, że coś się nie przedostaje do szerokiej opinii publicznej albo jest niezgodne z aktualnie obowiązującą opinią elit, nie oznacza, że nie jest warte uwagi.

Żeby się przekonać, o co w tym tak naprawdę chodzi, wystarczy porównać kwoty, jakie są przeznaczane na działania grupy wieszczącej katastrofę wywołaną działalnością człowieka i jej oponentów, do których się zaliczam. Posłużę się danymi z USA, gdzie w ciągu ostatnich 10 lat dotacje na badania nad ocieplaniem klimatu dla zwolenników tezy o niszczycielskiej sile cywilizacji wyniosły około 50 miliardów dolarów. W tym czasie ich oponenci otrzymali zaledwie 9,5 miliona dolarów, co stanowi 0,02 proc. pierwszej kwoty. Nie ma woli, aby drugiej stronie sporu pozwolić na prowadzenie własnych projektów na dużą skalę, bo wszyscy się boją ataków politycznych. To jest terror naukowy i intelektualny. Nazywa się nas ludźmi niemoralnymi, podobnie jak nasze projekty. Zdarzają się nawet głosy, że takich jak ja należy karać za to, co myślą.

Organizacje ekologiczne twierdzą, że troszczą się o przyszłość ludzkości. Zachęcają do konkretnych działań w obronie naszej planety. Państwo tego nie robicie.

Nie jestem przekonany, czy zwolennikom tezy o niszczącym wpływie działalności człowieka na środowisko naprawdę, o to chodzi. Jacques -Yves Cousteau, znany badacz mórz i podróżnik zmarły 11 lat temu, autorytet moralny i idol ekologów, powiedział kiedyś, że aby na Ziemi zapanowała równowaga, to „należy eliminować 300 tysięcy ludzi dziennie”, czyli 128 milionów rocznie, a inni podobni obrońcy ludzkości i środowiska twierdzą, że liczba ludzi nie powinna przekroczyć 500 milionów. Proszę to zderzyć z obecną liczbą ludności na Ziemi wynoszącą około 6 miliardów. Proszę pamiętać, że drugi raport Klubu Rzymskiego został opatrzony mottem, które brzmiało: „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. Może to zabrzmi brutalnie, ale należy zdać sobie sprawę, że są pewne grupy ludzi, które uważają, że człowiek jest zbędny i należy radykalnie ograniczyć jego liczebność. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zamiast rozwijać cywilizacyjnie Afrykę, wysyłamy tam żywność. Nikomu nie zależy na tworzeniu konkurencji i nikogo nie interesuje los ludzi dziesiątkowanych przez choroby, głód i niedobory wody. Rozwój cywilizacji, gospodarki światowej to postęp technologiczny dający coraz większe szanse na przeżycie w trudnych warunkach, a przez to wzrost liczby ludności. Ale są ludzie, którzy chcą to powstrzymać.

W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
Ale czy coś się złego stanie, jeśli na wszelki wypadek ograniczymy emisję CO2?

Działania środowiska realizującego cele antycywilizacyjne mają doprowadzić do stagnacji gospodarczej, a przez to technologicznej. Szczególnie groźne, z punktu widzenia ekonomicznego, mogą być te konsekwencje dla Polski, która w 95 proc. czerpie energię ze spalania węgla. Ograniczenia emisji CO2 oznaczają radykalny wzrost cen energii nawet o 60 – 100 proc. Przecież to będzie katastrofa. Tym bardziej że nie zdążymy w oczekiwanym czasie przestawić całej gospodarki na inne źródła energii. Pamiętamy wyłączenia prądu z okresu PRL, obawiam się, że mogłoby nas to ponownie czekać. Gdy przyjdzie mróz i ziemię skuje lód, wtedy tylko ta przeklinana cywilizacja i wytworzony przez nią przemysł będą mogły nas uratować. Obawiam się, czy do tego czasu będziemy przygotowani na te trudne chwile, jeśli hamować nas będą sztuczne ograniczenia postępu.

Skoro ma pan tak przekonujące dowody, to dlaczego pan i ludzie o podobnych panu poglądach nie organizujecie własnych zgromadzeń na wzór szczytu klimatycznego w Poznaniu. Może ci, którzy wierzą w niszczycielską działalność człowieka, są jednak bardziej wiarygodni?

Absolutnie nie. Kiedyś palenie czarownic było normalną praktyką, a rynki niektórych miast były usłane palami na stosy. I nikt z elity intelektualnej nie widział w tym nic wyjątkowego, aż po 200 latach jacyś trzeciorzędni myśliciele zaczęli mówić, że to wariactwo. Nie trwało długo, gdy stosy zniknęły. To, że coś się nie przedostaje do szerokiej opinii publicznej albo jest niezgodne z aktualnie obowiązującą opinią elit, nie oznacza, że nie jest warte uwagi.

Żeby się przekonać, o co w tym tak naprawdę chodzi, wystarczy porównać kwoty, jakie są przeznaczane na działania grupy wieszczącej katastrofę wywołaną działalnością człowieka i jej oponentów, do których się zaliczam. Posłużę się danymi z USA, gdzie w ciągu ostatnich 10 lat dotacje na badania nad ocieplaniem klimatu dla zwolenników tezy o niszczycielskiej sile cywilizacji wyniosły około 50 miliardów dolarów. W tym czasie ich oponenci otrzymali zaledwie 9,5 miliona dolarów, co stanowi 0,02 proc. pierwszej kwoty. Nie ma woli, aby drugiej stronie sporu pozwolić na prowadzenie własnych projektów na dużą skalę, bo wszyscy się boją ataków politycznych. To jest terror naukowy i intelektualny. Nazywa się nas ludźmi niemoralnymi, podobnie jak nasze projekty. Zdarzają się nawet głosy, że takich jak ja należy karać za to, co myślą.

Organizacje ekologiczne twierdzą, że troszczą się o przyszłość ludzkości. Zachęcają do konkretnych działań w obronie naszej planety. Państwo tego nie robicie.

Nie jestem przekonany, czy zwolennikom tezy o niszczącym wpływie działalności człowieka na środowisko naprawdę, o to chodzi. Jacques -Yves Cousteau, znany badacz mórz i podróżnik zmarły 11 lat temu, autorytet moralny i idol ekologów, powiedział kiedyś, że aby na Ziemi zapanowała równowaga, to „należy eliminować 300 tysięcy ludzi dziennie”, czyli 128 milionów rocznie, a inni podobni obrońcy ludzkości i środowiska twierdzą, że liczba ludzi nie powinna przekroczyć 500 milionów. Proszę to zderzyć z obecną liczbą ludności na Ziemi wynoszącą około 6 miliardów. Proszę pamiętać, że drugi raport Klubu Rzymskiego został opatrzony mottem, które brzmiało: „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. Może to zabrzmi brutalnie, ale należy zdać sobie sprawę, że są pewne grupy ludzi, które uważają, że człowiek jest zbędny i należy radykalnie ograniczyć jego liczebność. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zamiast rozwijać cywilizacyjnie Afrykę, wysyłamy tam żywność. Nikomu nie zależy na tworzeniu konkurencji i nikogo nie interesuje los ludzi dziesiątkowanych przez choroby, głód i niedobory wody. Rozwój cywilizacji, gospodarki światowej to postęp technologiczny dający coraz większe szanse na przeżycie w trudnych warunkach, a przez to wzrost liczby ludności. Ale są ludzie, którzy chcą to powstrzymać.

W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
Działania środowiska realizującego cele antycywilizacyjne mają doprowadzić do stagnacji gospodarczej, a przez to technologicznej. Szczególnie groźne, z punktu widzenia ekonomicznego, mogą być te konsekwencje dla Polski, która w 95 proc. czerpie energię ze spalania węgla. Ograniczenia emisji CO2 oznaczają radykalny wzrost cen energii nawet o 60 – 100 proc. Przecież to będzie katastrofa. Tym bardziej że nie zdążymy w oczekiwanym czasie przestawić całej gospodarki na inne źródła energii. Pamiętamy wyłączenia prądu z okresu PRL, obawiam się, że mogłoby nas to ponownie czekać. Gdy przyjdzie mróz i ziemię skuje lód, wtedy tylko ta przeklinana cywilizacja i wytworzony przez nią przemysł będą mogły nas uratować. Obawiam się, czy do tego czasu będziemy przygotowani na te trudne chwile, jeśli hamować nas będą sztuczne ograniczenia postępu.

Skoro ma pan tak przekonujące dowody, to dlaczego pan i ludzie o podobnych panu poglądach nie organizujecie własnych zgromadzeń na wzór szczytu klimatycznego w Poznaniu. Może ci, którzy wierzą w niszczycielską działalność człowieka, są jednak bardziej wiarygodni?

Absolutnie nie. Kiedyś palenie czarownic było normalną praktyką, a rynki niektórych miast były usłane palami na stosy. I nikt z elity intelektualnej nie widział w tym nic wyjątkowego, aż po 200 latach jacyś trzeciorzędni myśliciele zaczęli mówić, że to wariactwo. Nie trwało długo, gdy stosy zniknęły. To, że coś się nie przedostaje do szerokiej opinii publicznej albo jest niezgodne z aktualnie obowiązującą opinią elit, nie oznacza, że nie jest warte uwagi.

Żeby się przekonać, o co w tym tak naprawdę chodzi, wystarczy porównać kwoty, jakie są przeznaczane na działania grupy wieszczącej katastrofę wywołaną działalnością człowieka i jej oponentów, do których się zaliczam. Posłużę się danymi z USA, gdzie w ciągu ostatnich 10 lat dotacje na badania nad ocieplaniem klimatu dla zwolenników tezy o niszczycielskiej sile cywilizacji wyniosły około 50 miliardów dolarów. W tym czasie ich oponenci otrzymali zaledwie 9,5 miliona dolarów, co stanowi 0,02 proc. pierwszej kwoty. Nie ma woli, aby drugiej stronie sporu pozwolić na prowadzenie własnych projektów na dużą skalę, bo wszyscy się boją ataków politycznych. To jest terror naukowy i intelektualny. Nazywa się nas ludźmi niemoralnymi, podobnie jak nasze projekty. Zdarzają się nawet głosy, że takich jak ja należy karać za to, co myślą.

Organizacje ekologiczne twierdzą, że troszczą się o przyszłość ludzkości. Zachęcają do konkretnych działań w obronie naszej planety. Państwo tego nie robicie.

Nie jestem przekonany, czy zwolennikom tezy o niszczącym wpływie działalności człowieka na środowisko naprawdę, o to chodzi. Jacques -Yves Cousteau, znany badacz mórz i podróżnik zmarły 11 lat temu, autorytet moralny i idol ekologów, powiedział kiedyś, że aby na Ziemi zapanowała równowaga, to „należy eliminować 300 tysięcy ludzi dziennie”, czyli 128 milionów rocznie, a inni podobni obrońcy ludzkości i środowiska twierdzą, że liczba ludzi nie powinna przekroczyć 500 milionów. Proszę to zderzyć z obecną liczbą ludności na Ziemi wynoszącą około 6 miliardów. Proszę pamiętać, że drugi raport Klubu Rzymskiego został opatrzony mottem, które brzmiało: „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. Może to zabrzmi brutalnie, ale należy zdać sobie sprawę, że są pewne grupy ludzi, które uważają, że człowiek jest zbędny i należy radykalnie ograniczyć jego liczebność. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zamiast rozwijać cywilizacyjnie Afrykę, wysyłamy tam żywność. Nikomu nie zależy na tworzeniu konkurencji i nikogo nie interesuje los ludzi dziesiątkowanych przez choroby, głód i niedobory wody. Rozwój cywilizacji, gospodarki światowej to postęp technologiczny dający coraz większe szanse na przeżycie w trudnych warunkach, a przez to wzrost liczby ludności. Ale są ludzie, którzy chcą to powstrzymać.

W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
Skoro ma pan tak przekonujące dowody, to dlaczego pan i ludzie o podobnych panu poglądach nie organizujecie własnych zgromadzeń na wzór szczytu klimatycznego w Poznaniu. Może ci, którzy wierzą w niszczycielską działalność człowieka, są jednak bardziej wiarygodni?

Absolutnie nie. Kiedyś palenie czarownic było normalną praktyką, a rynki niektórych miast były usłane palami na stosy. I nikt z elity intelektualnej nie widział w tym nic wyjątkowego, aż po 200 latach jacyś trzeciorzędni myśliciele zaczęli mówić, że to wariactwo. Nie trwało długo, gdy stosy zniknęły. To, że coś się nie przedostaje do szerokiej opinii publicznej albo jest niezgodne z aktualnie obowiązującą opinią elit, nie oznacza, że nie jest warte uwagi.

Żeby się przekonać, o co w tym tak naprawdę chodzi, wystarczy porównać kwoty, jakie są przeznaczane na działania grupy wieszczącej katastrofę wywołaną działalnością człowieka i jej oponentów, do których się zaliczam. Posłużę się danymi z USA, gdzie w ciągu ostatnich 10 lat dotacje na badania nad ocieplaniem klimatu dla zwolenników tezy o niszczycielskiej sile cywilizacji wyniosły około 50 miliardów dolarów. W tym czasie ich oponenci otrzymali zaledwie 9,5 miliona dolarów, co stanowi 0,02 proc. pierwszej kwoty. Nie ma woli, aby drugiej stronie sporu pozwolić na prowadzenie własnych projektów na dużą skalę, bo wszyscy się boją ataków politycznych. To jest terror naukowy i intelektualny. Nazywa się nas ludźmi niemoralnymi, podobnie jak nasze projekty. Zdarzają się nawet głosy, że takich jak ja należy karać za to, co myślą.

Organizacje ekologiczne twierdzą, że troszczą się o przyszłość ludzkości. Zachęcają do konkretnych działań w obronie naszej planety. Państwo tego nie robicie.

Nie jestem przekonany, czy zwolennikom tezy o niszczącym wpływie działalności człowieka na środowisko naprawdę, o to chodzi. Jacques -Yves Cousteau, znany badacz mórz i podróżnik zmarły 11 lat temu, autorytet moralny i idol ekologów, powiedział kiedyś, że aby na Ziemi zapanowała równowaga, to „należy eliminować 300 tysięcy ludzi dziennie”, czyli 128 milionów rocznie, a inni podobni obrońcy ludzkości i środowiska twierdzą, że liczba ludzi nie powinna przekroczyć 500 milionów. Proszę to zderzyć z obecną liczbą ludności na Ziemi wynoszącą około 6 miliardów. Proszę pamiętać, że drugi raport Klubu Rzymskiego został opatrzony mottem, które brzmiało: „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. Może to zabrzmi brutalnie, ale należy zdać sobie sprawę, że są pewne grupy ludzi, które uważają, że człowiek jest zbędny i należy radykalnie ograniczyć jego liczebność. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zamiast rozwijać cywilizacyjnie Afrykę, wysyłamy tam żywność. Nikomu nie zależy na tworzeniu konkurencji i nikogo nie interesuje los ludzi dziesiątkowanych przez choroby, głód i niedobory wody. Rozwój cywilizacji, gospodarki światowej to postęp technologiczny dający coraz większe szanse na przeżycie w trudnych warunkach, a przez to wzrost liczby ludności. Ale są ludzie, którzy chcą to powstrzymać.

W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
Absolutnie nie. Kiedyś palenie czarownic było normalną praktyką, a rynki niektórych miast były usłane palami na stosy. I nikt z elity intelektualnej nie widział w tym nic wyjątkowego, aż po 200 latach jacyś trzeciorzędni myśliciele zaczęli mówić, że to wariactwo. Nie trwało długo, gdy stosy zniknęły. To, że coś się nie przedostaje do szerokiej opinii publicznej albo jest niezgodne z aktualnie obowiązującą opinią elit, nie oznacza, że nie jest warte uwagi.

Żeby się przekonać, o co w tym tak naprawdę chodzi, wystarczy porównać kwoty, jakie są przeznaczane na działania grupy wieszczącej katastrofę wywołaną działalnością człowieka i jej oponentów, do których się zaliczam. Posłużę się danymi z USA, gdzie w ciągu ostatnich 10 lat dotacje na badania nad ocieplaniem klimatu dla zwolenników tezy o niszczycielskiej sile cywilizacji wyniosły około 50 miliardów dolarów. W tym czasie ich oponenci otrzymali zaledwie 9,5 miliona dolarów, co stanowi 0,02 proc. pierwszej kwoty. Nie ma woli, aby drugiej stronie sporu pozwolić na prowadzenie własnych projektów na dużą skalę, bo wszyscy się boją ataków politycznych. To jest terror naukowy i intelektualny. Nazywa się nas ludźmi niemoralnymi, podobnie jak nasze projekty. Zdarzają się nawet głosy, że takich jak ja należy karać za to, co myślą.

Organizacje ekologiczne twierdzą, że troszczą się o przyszłość ludzkości. Zachęcają do konkretnych działań w obronie naszej planety. Państwo tego nie robicie.

Nie jestem przekonany, czy zwolennikom tezy o niszczącym wpływie działalności człowieka na środowisko naprawdę, o to chodzi. Jacques -Yves Cousteau, znany badacz mórz i podróżnik zmarły 11 lat temu, autorytet moralny i idol ekologów, powiedział kiedyś, że aby na Ziemi zapanowała równowaga, to „należy eliminować 300 tysięcy ludzi dziennie”, czyli 128 milionów rocznie, a inni podobni obrońcy ludzkości i środowiska twierdzą, że liczba ludzi nie powinna przekroczyć 500 milionów. Proszę to zderzyć z obecną liczbą ludności na Ziemi wynoszącą około 6 miliardów. Proszę pamiętać, że drugi raport Klubu Rzymskiego został opatrzony mottem, które brzmiało: „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. Może to zabrzmi brutalnie, ale należy zdać sobie sprawę, że są pewne grupy ludzi, które uważają, że człowiek jest zbędny i należy radykalnie ograniczyć jego liczebność. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zamiast rozwijać cywilizacyjnie Afrykę, wysyłamy tam żywność. Nikomu nie zależy na tworzeniu konkurencji i nikogo nie interesuje los ludzi dziesiątkowanych przez choroby, głód i niedobory wody. Rozwój cywilizacji, gospodarki światowej to postęp technologiczny dający coraz większe szanse na przeżycie w trudnych warunkach, a przez to wzrost liczby ludności. Ale są ludzie, którzy chcą to powstrzymać.

W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
Żeby się przekonać, o co w tym tak naprawdę chodzi, wystarczy porównać kwoty, jakie są przeznaczane na działania grupy wieszczącej katastrofę wywołaną działalnością człowieka i jej oponentów, do których się zaliczam. Posłużę się danymi z USA, gdzie w ciągu ostatnich 10 lat dotacje na badania nad ocieplaniem klimatu dla zwolenników tezy o niszczycielskiej sile cywilizacji wyniosły około 50 miliardów dolarów. W tym czasie ich oponenci otrzymali zaledwie 9,5 miliona dolarów, co stanowi 0,02 proc. pierwszej kwoty. Nie ma woli, aby drugiej stronie sporu pozwolić na prowadzenie własnych projektów na dużą skalę, bo wszyscy się boją ataków politycznych. To jest terror naukowy i intelektualny. Nazywa się nas ludźmi niemoralnymi, podobnie jak nasze projekty. Zdarzają się nawet głosy, że takich jak ja należy karać za to, co myślą.

Organizacje ekologiczne twierdzą, że troszczą się o przyszłość ludzkości. Zachęcają do konkretnych działań w obronie naszej planety. Państwo tego nie robicie.

Nie jestem przekonany, czy zwolennikom tezy o niszczącym wpływie działalności człowieka na środowisko naprawdę, o to chodzi. Jacques -Yves Cousteau, znany badacz mórz i podróżnik zmarły 11 lat temu, autorytet moralny i idol ekologów, powiedział kiedyś, że aby na Ziemi zapanowała równowaga, to „należy eliminować 300 tysięcy ludzi dziennie”, czyli 128 milionów rocznie, a inni podobni obrońcy ludzkości i środowiska twierdzą, że liczba ludzi nie powinna przekroczyć 500 milionów. Proszę to zderzyć z obecną liczbą ludności na Ziemi wynoszącą około 6 miliardów. Proszę pamiętać, że drugi raport Klubu Rzymskiego został opatrzony mottem, które brzmiało: „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. Może to zabrzmi brutalnie, ale należy zdać sobie sprawę, że są pewne grupy ludzi, które uważają, że człowiek jest zbędny i należy radykalnie ograniczyć jego liczebność. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zamiast rozwijać cywilizacyjnie Afrykę, wysyłamy tam żywność. Nikomu nie zależy na tworzeniu konkurencji i nikogo nie interesuje los ludzi dziesiątkowanych przez choroby, głód i niedobory wody. Rozwój cywilizacji, gospodarki światowej to postęp technologiczny dający coraz większe szanse na przeżycie w trudnych warunkach, a przez to wzrost liczby ludności. Ale są ludzie, którzy chcą to powstrzymać.

W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
Organizacje ekologiczne twierdzą, że troszczą się o przyszłość ludzkości. Zachęcają do konkretnych działań w obronie naszej planety. Państwo tego nie robicie.

Nie jestem przekonany, czy zwolennikom tezy o niszczącym wpływie działalności człowieka na środowisko naprawdę, o to chodzi. Jacques -Yves Cousteau, znany badacz mórz i podróżnik zmarły 11 lat temu, autorytet moralny i idol ekologów, powiedział kiedyś, że aby na Ziemi zapanowała równowaga, to „należy eliminować 300 tysięcy ludzi dziennie”, czyli 128 milionów rocznie, a inni podobni obrońcy ludzkości i środowiska twierdzą, że liczba ludzi nie powinna przekroczyć 500 milionów. Proszę to zderzyć z obecną liczbą ludności na Ziemi wynoszącą około 6 miliardów. Proszę pamiętać, że drugi raport Klubu Rzymskiego został opatrzony mottem, które brzmiało: „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. Może to zabrzmi brutalnie, ale należy zdać sobie sprawę, że są pewne grupy ludzi, które uważają, że człowiek jest zbędny i należy radykalnie ograniczyć jego liczebność. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zamiast rozwijać cywilizacyjnie Afrykę, wysyłamy tam żywność. Nikomu nie zależy na tworzeniu konkurencji i nikogo nie interesuje los ludzi dziesiątkowanych przez choroby, głód i niedobory wody. Rozwój cywilizacji, gospodarki światowej to postęp technologiczny dający coraz większe szanse na przeżycie w trudnych warunkach, a przez to wzrost liczby ludności. Ale są ludzie, którzy chcą to powstrzymać.

W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
Nie jestem przekonany, czy zwolennikom tezy o niszczącym wpływie działalności człowieka na środowisko naprawdę, o to chodzi. Jacques -Yves Cousteau, znany badacz mórz i podróżnik zmarły 11 lat temu, autorytet moralny i idol ekologów, powiedział kiedyś, że aby na Ziemi zapanowała równowaga, to „należy eliminować 300 tysięcy ludzi dziennie”, czyli 128 milionów rocznie, a inni podobni obrońcy ludzkości i środowiska twierdzą, że liczba ludzi nie powinna przekroczyć 500 milionów. Proszę to zderzyć z obecną liczbą ludności na Ziemi wynoszącą około 6 miliardów. Proszę pamiętać, że drugi raport Klubu Rzymskiego został opatrzony mottem, które brzmiało: „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. Może to zabrzmi brutalnie, ale należy zdać sobie sprawę, że są pewne grupy ludzi, które uważają, że człowiek jest zbędny i należy radykalnie ograniczyć jego liczebność. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zamiast rozwijać cywilizacyjnie Afrykę, wysyłamy tam żywność. Nikomu nie zależy na tworzeniu konkurencji i nikogo nie interesuje los ludzi dziesiątkowanych przez choroby, głód i niedobory wody. Rozwój cywilizacji, gospodarki światowej to postęp technologiczny dający coraz większe szanse na przeżycie w trudnych warunkach, a przez to wzrost liczby ludności. Ale są ludzie, którzy chcą to powstrzymać.

W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
W jaki sposób?

Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
Odmawia się nam między innymi energii nuklearnej, która mogłaby rozwiązać wiele problemów świata. Mami się nas jakimiś technologiami „ekologicznymi”, odnawialnymi źródłami energii. Nie mówi się zaś o tym, że katastrofy wywołane chociażby przez elektrownie wodne, uważane za czystą i bezpieczną technologię, są odpowiedzialne za niesamowite tragedie i śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. Przypomnijmy choćby katastrofę tamy w Chinach w roku 1976. Zginęło tam około 200 tys. ludzi.

Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
Autor jest lekarzem, radiologiem, profesorem nauk medycznych, taternikiem. Pracował w Instytucie Onkologii w Gliwicach, w Instytucie Badań Jądrowych w Warszawie, od 1993 r. w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdzie kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej. Obecnie na emeryturze. Jest autorem wielu prac na temat zmian klimatycznych, znanym na świecie krytykiem teorii o zgubnym wpływie człowieka. Jego teorie były publikowane m.in. w magazynie popularnonaukowym „21st Century”. W marcu 2008 był jednym z autorów opracowania „Przyroda, a nie wpływ ludzi, decyduje o klimacie. Podsumowanie raportu Pozarządowego Panelu do spraw Klimatu”.
* Banki centralne jak szalone tną stopy procentowe * Bezrobocie wzrosło aż w 15 województwach * Emerytury w rozsypce. Państwo czeka katastrofa * Dramatyczne dane: Polacy przestali spłacać pożyczki * Prezes BZ WBK: Skończmy wojnę, bo się wykrwawimy * Kryzys? Najbardziej zaboli nas w 2010 roku * Najbogatszy człowiek: Podnieść podatki najbogatszym * Lepsza recesja w UK niż dobrobyt w Polsce
Czy żyjąc w świecie, w którym jest się stale bombardowanym takimi wiadomościami można być normalny?
Żeby to co piszą było chociaż prawdą! A tak wypisują kłamstwa, które nie niosą pożytecznych informacji ale psują nastrój „stając się przyczyną wielu groźnych chorób”.
Oglądając dziś rano, jak pan poseł PO kłóci się z dwiema paniami posłankami (PiS i SLD) o to – właściwie to nie wiadomo o co – doszedłem do wniosku, że posłowie są potrzebni. Są bardzo potrzebni abym mógł sobie uświadomić słabość systemu politycznego opartego na demokracji i prawie, tej demokracji broniącym.

W sobotę czytałem nieco o gen. Andersie. Otóż w 1925 roku, jeszcze nie jako generał przydzielony był do ochrony prezydenta. W dniach Zamachu Majowego dowodził ochroną Belwederu i to on razem z innymi oficerami złożył w tych dniach przysięgę, że „prędzej zginie, niż sztandar Rzeczypospolitej i osobę pana prezydenta w ręce buntowników odda”. Tym buntownikiem był Piłsudski a wybory, jakie wtedy musieli dokonać Polacy łatwe nie było.

Dziś nie ma Piłsudskiego. Ale gdyby się objawił czy będzie bardziej przypominał marszałka czy też będzie to kolejny Adolf, Berlusconiego lub też jego kolega Putin? Nie wiem – ale każdej z tej opcji można się obawiać. Marszałka też się obawiano a Witos to nawet potem siedział w więzieniu za Witosowanie. Trudne było uwierzenie, że marszałek przy pomocy armaty biorący władzę w kraju to dla jego obywateli dobrze. Okazało się, że dobrze. A może nie dobrze?

A jaka jest dziś alternatywa? Rządy PO, PSL, SDL i PiS albo może demokratów i republikanów? Nie, dziękuję. Takie państwo prawa dobre nie jest – i po tym tekście wszyscy mogą moją stronę (znaczy Luźne Przemyślenia) zaklasyfikować jako stronę faszystowską. Trudno.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
anders,
piłsudski,
demokracja

Komentarze: (2)

kalarepa,

November 21, 2008 18:32

Skomentuj komentarz

alez ta polska byla niedemokratyczna… z rozrzewnieniem o tym mysle 🙂

hub_lan,

February 22, 2009 00:11

Skomentuj komentarz

Nie wiem jak miała by wyglądać przyzwoita demokracja ale gdziekolwiek widzę w czymś jej jakieś objawy to niechybnie prędzej czy później to coś źle się kończy.Jak widać nie jesteś w anty-demokracji osamotniony ja również wolałbym jednego w miarę kumatego zamordystę a nie stado baranów ciągle piorących publicznie jakieś swoje brudy.Pozdrawiam zatem serdecznie i w myśl starej dobrej zasady „Viribus Units” zbierzemy podobnie myślących do kupy i dokopiemy politykopodobnym demokratom do d..y ;)Pozdowienia z (mam nadzieję niedługo ponownie) Królewskiego Miasta Krakowa hub_lan

Skomentuj notkę
W sobotę czytałem nieco o gen. Andersie. Otóż w 1925 roku, jeszcze nie jako generał przydzielony był do ochrony prezydenta. W dniach Zamachu Majowego dowodził ochroną Belwederu i to on razem z innymi oficerami złożył w tych dniach przysięgę, że „prędzej zginie, niż sztandar Rzeczypospolitej i osobę pana prezydenta w ręce buntowników odda”. Tym buntownikiem był Piłsudski a wybory, jakie wtedy musieli dokonać Polacy łatwe nie było.

Dziś nie ma Piłsudskiego. Ale gdyby się objawił czy będzie bardziej przypominał marszałka czy też będzie to kolejny Adolf, Berlusconiego lub też jego kolega Putin? Nie wiem – ale każdej z tej opcji można się obawiać. Marszałka też się obawiano a Witos to nawet potem siedział w więzieniu za Witosowanie. Trudne było uwierzenie, że marszałek przy pomocy armaty biorący władzę w kraju to dla jego obywateli dobrze. Okazało się, że dobrze. A może nie dobrze?

A jaka jest dziś alternatywa? Rządy PO, PSL, SDL i PiS albo może demokratów i republikanów? Nie, dziękuję. Takie państwo prawa dobre nie jest – i po tym tekście wszyscy mogą moją stronę (znaczy Luźne Przemyślenia) zaklasyfikować jako stronę faszystowską. Trudno.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
anders,
piłsudski,
demokracja

Komentarze: (2)

kalarepa,

November 21, 2008 18:32

Skomentuj komentarz

alez ta polska byla niedemokratyczna… z rozrzewnieniem o tym mysle 🙂

hub_lan,

February 22, 2009 00:11

Skomentuj komentarz

Nie wiem jak miała by wyglądać przyzwoita demokracja ale gdziekolwiek widzę w czymś jej jakieś objawy to niechybnie prędzej czy później to coś źle się kończy.Jak widać nie jesteś w anty-demokracji osamotniony ja również wolałbym jednego w miarę kumatego zamordystę a nie stado baranów ciągle piorących publicznie jakieś swoje brudy.Pozdrawiam zatem serdecznie i w myśl starej dobrej zasady „Viribus Units” zbierzemy podobnie myślących do kupy i dokopiemy politykopodobnym demokratom do d..y ;)Pozdowienia z (mam nadzieję niedługo ponownie) Królewskiego Miasta Krakowa hub_lan

Skomentuj notkę
Dziś nie ma Piłsudskiego. Ale gdyby się objawił czy będzie bardziej przypominał marszałka czy też będzie to kolejny Adolf, Berlusconiego lub też jego kolega Putin? Nie wiem – ale każdej z tej opcji można się obawiać. Marszałka też się obawiano a Witos to nawet potem siedział w więzieniu za Witosowanie. Trudne było uwierzenie, że marszałek przy pomocy armaty biorący władzę w kraju to dla jego obywateli dobrze. Okazało się, że dobrze. A może nie dobrze?

A jaka jest dziś alternatywa? Rządy PO, PSL, SDL i PiS albo może demokratów i republikanów? Nie, dziękuję. Takie państwo prawa dobre nie jest – i po tym tekście wszyscy mogą moją stronę (znaczy Luźne Przemyślenia) zaklasyfikować jako stronę faszystowską. Trudno.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
anders,
piłsudski,
demokracja

Komentarze: (2)

kalarepa,

November 21, 2008 18:32

Skomentuj komentarz

alez ta polska byla niedemokratyczna… z rozrzewnieniem o tym mysle 🙂

hub_lan,

February 22, 2009 00:11

Skomentuj komentarz

Nie wiem jak miała by wyglądać przyzwoita demokracja ale gdziekolwiek widzę w czymś jej jakieś objawy to niechybnie prędzej czy później to coś źle się kończy.Jak widać nie jesteś w anty-demokracji osamotniony ja również wolałbym jednego w miarę kumatego zamordystę a nie stado baranów ciągle piorących publicznie jakieś swoje brudy.Pozdrawiam zatem serdecznie i w myśl starej dobrej zasady „Viribus Units” zbierzemy podobnie myślących do kupy i dokopiemy politykopodobnym demokratom do d..y ;)Pozdowienia z (mam nadzieję niedługo ponownie) Królewskiego Miasta Krakowa hub_lan

Skomentuj notkę
A jaka jest dziś alternatywa? Rządy PO, PSL, SDL i PiS albo może demokratów i republikanów? Nie, dziękuję. Takie państwo prawa dobre nie jest – i po tym tekście wszyscy mogą moją stronę (znaczy Luźne Przemyślenia) zaklasyfikować jako stronę faszystowską. Trudno.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
anders,
piłsudski,
demokracja

Komentarze: (2)

kalarepa,

November 21, 2008 18:32

Skomentuj komentarz

alez ta polska byla niedemokratyczna… z rozrzewnieniem o tym mysle 🙂

hub_lan,

February 22, 2009 00:11

Skomentuj komentarz

Nie wiem jak miała by wyglądać przyzwoita demokracja ale gdziekolwiek widzę w czymś jej jakieś objawy to niechybnie prędzej czy później to coś źle się kończy.Jak widać nie jesteś w anty-demokracji osamotniony ja również wolałbym jednego w miarę kumatego zamordystę a nie stado baranów ciągle piorących publicznie jakieś swoje brudy.Pozdrawiam zatem serdecznie i w myśl starej dobrej zasady „Viribus Units” zbierzemy podobnie myślących do kupy i dokopiemy politykopodobnym demokratom do d..y ;)Pozdowienia z (mam nadzieję niedługo ponownie) Królewskiego Miasta Krakowa hub_lan

Skomentuj notkę
Odkryłem dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża
i trwała, ale czuję się z tym fatalnie… – te słowa Alana
Greenspana zdumiały jego zwolenników i przeciwników w Kongresie.

Przesłuchanie 82-letniego Greenspana, szefa Banku Rezerw
Federalnych Fed w latach 1987-2006, przed komisją Izby Reprezentantów
było wydarzeniem ubiegłego tygodnia w Waszyngtonie. Człowiek, który
przez wiele lat był największym autorytetem światowej gospodarki,
wyraźnie rozbity psychicznie sytuacją na Wall Street, przyznał się
do błędów.

Greenspan jest dziś obwiniany za to, że nie powstrzymał
pompowania „bańki” na rynku nieruchomości w Ameryce.
Utrzymywał przez wiele lat na minimalnym poziomie stopy procentowe
oraz własnym autorytetem chronił przed nadzorem rządowym rynek
finansowy i pojawiające się jak grzyby po deszczu nowe, coraz
dziwniejsze instrumenty finansowe. Oparte one były m.in. na handlu
ubezpieczeniami pożyczek hipotecznych dla ryzykownych klientów o
niskich dochodach. To upadek tego rynku, efekt gwałtownego spadku
cen nieruchomości, pociągnął za sobą bankructwo banków
inwestycyjnych na Wall Street i światowy kryzys finansowy.

Oto fragmenty ubiegłotygodniowego przesłuchania Greenspana w
Kongresie:

HENRY WAXMAN (demokrata, szef komisji): Przez długi czas w
Waszyngtonie dominowało podejście, że rynek zawsze wie najlepiej.
Fed miał uprawnienia, by powstrzymać nieodpowiedzialne praktyki
kredytowe, które sztucznie pompowały rynek pożyczek hipotecznych.
Ale wieloletni szef Fed Alan Greenspan odrzucał apele o interwencję.

Komisja Nadzoru Giełdowego (SEC) miała uprawnienia, by domagać się
zaostrzenia standardów przez agencje ratingowe. Ale nie zrobiła
nic mimo nacisków Kongresu.

Departament Skarbu mógł być inicjatorem odpowiedzialnego nadzoru
nad nowymi instrumentami finansowymi. Tyle tylko że przyłączył
się do opozycji wobec tych regulacji.

Lista tych błędów i złych decyzji jest długa. SEC osłabiała
kolejne regulacje na Wall Street. Inne instytucje rządowe uniemożliwiły
władzom poszczególnych stanów chronienie ludzi kupujących domy
przed bandyckimi pożyczkami. A Departament Sprawiedliwości przerwał
dochodzenia wymierzone w oszustów w białych kołnierzykach.

Raz za razem ideologia brała górę nad właściwymi decyzjami.
Instytucje nadzoru wspierały złe praktyki, zamiast je eliminować.
Ich wiara w nieomylność rynku była niewyczerpana. Zasada
„regulacje rządowe są złe, rynek jest nieomylny” stała
się mantrą.

GREENSPAN: Jesteśmy świadkami zdarzającego się raz na 100
lat kredytowego tsunami. Banki centralne i rządy zostały zmuszone
do bezprecedensowych kroków. Ten kryzys okazał się większy, niż
mogłem to sobie wyobrazić.

Jak pisałem w marcu, ci z nas, którzy oczekiwali od banków dbania
o interesy własne i swoich akcjonariuszy, w tym zwłaszcza ja, są
w stanie niedowierzania i szoku.

Biorąc pod uwagę ostatnie straty finansowe, nie wiem, jak możemy
uniknąć znaczącego wzrostu liczby zwolnień i bezrobocia. Niezbędnym
warunkiem tego, by kryzys się skończył, jest stabilizacja cen
nieruchomości w USA. Ta stabilizacja jest jednak jeszcze wiele
miesięcy przed nami. Gdy wreszcie przyjdzie, zamrożony rynek
kredytowy zacznie się stopniowo odmrażać, przerażeni inwestorzy
krok po kroku zaczną znów podejmować niezbędne ryzyko
inwestycyjne. Zerwane rynkowe kontakty między bankami, funduszami
emerytalnymi, inwestycyjnymi, sektorem niezwiązanym z finansami,
zostaną odtworzone. Nasza złożona gospodarka globalna znów ruszy
do przodu.

WAXMAN: Podczas swoich rządów w Fed był pan głównym
adwokatem deregulacji rynków finansowych. W 1997 r, powiedział
pan: „Nie widać żadnej potrzeby rządowych regulacji nowych
instrumentów finansowych”. W 2002 r., gdy upadek Enronu sprawił,
że Kongres zajął się tymi nowymi typami transakcji na Wall
Street, napisał pan do Senatu: „Nie widzę uzasadnienia dla tego
typu rządowej interwencji”. Także wtedy napisał pan w „Financial
Times”: „Z mojego doświadczenia wynika, że urzędnicy bankowi
opiniujący kredyty wiedzą o ryzyku transakcji o wiele więcej niż
rządowi nadzorcy”.

Moje pytanie jest proste: Czy pan się mylił?

GREENSPAN: Częściowo. Wśród tych nowych instrumentów
finansowych jest wiele takich, które okazały się pożyteczne dla
gospodarki. Ich zawsze broniłem.

Jeśli chodzi o bankierów… Pracowałem w banku centralnym i
bankach prywatnych dziesiątki lat. I zawsze ludzie udzielający
kredytów wiedzieli wiele więcej o ryzyku oraz o tych, którym
kredytu udzielają, niż nawet najlepsi urzędnicy Fed.

W tym właśnie tkwi mój problem: coś, co wydawało się
fundamentem systemu rynkowego, nawaliło. I to naprawdę był dla
mnie szok. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego tak się stało.
I nie wykluczam, że gdy poznam, jak do tego wszystkiego doszło,
zmienię swoje poglądy.

WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
Przesłuchanie 82-letniego Greenspana, szefa Banku Rezerw
Federalnych Fed w latach 1987-2006, przed komisją Izby Reprezentantów
było wydarzeniem ubiegłego tygodnia w Waszyngtonie. Człowiek, który
przez wiele lat był największym autorytetem światowej gospodarki,
wyraźnie rozbity psychicznie sytuacją na Wall Street, przyznał się
do błędów.

Greenspan jest dziś obwiniany za to, że nie powstrzymał
pompowania „bańki” na rynku nieruchomości w Ameryce.
Utrzymywał przez wiele lat na minimalnym poziomie stopy procentowe
oraz własnym autorytetem chronił przed nadzorem rządowym rynek
finansowy i pojawiające się jak grzyby po deszczu nowe, coraz
dziwniejsze instrumenty finansowe. Oparte one były m.in. na handlu
ubezpieczeniami pożyczek hipotecznych dla ryzykownych klientów o
niskich dochodach. To upadek tego rynku, efekt gwałtownego spadku
cen nieruchomości, pociągnął za sobą bankructwo banków
inwestycyjnych na Wall Street i światowy kryzys finansowy.

Oto fragmenty ubiegłotygodniowego przesłuchania Greenspana w
Kongresie:

HENRY WAXMAN (demokrata, szef komisji): Przez długi czas w
Waszyngtonie dominowało podejście, że rynek zawsze wie najlepiej.
Fed miał uprawnienia, by powstrzymać nieodpowiedzialne praktyki
kredytowe, które sztucznie pompowały rynek pożyczek hipotecznych.
Ale wieloletni szef Fed Alan Greenspan odrzucał apele o interwencję.

Komisja Nadzoru Giełdowego (SEC) miała uprawnienia, by domagać się
zaostrzenia standardów przez agencje ratingowe. Ale nie zrobiła
nic mimo nacisków Kongresu.

Departament Skarbu mógł być inicjatorem odpowiedzialnego nadzoru
nad nowymi instrumentami finansowymi. Tyle tylko że przyłączył
się do opozycji wobec tych regulacji.

Lista tych błędów i złych decyzji jest długa. SEC osłabiała
kolejne regulacje na Wall Street. Inne instytucje rządowe uniemożliwiły
władzom poszczególnych stanów chronienie ludzi kupujących domy
przed bandyckimi pożyczkami. A Departament Sprawiedliwości przerwał
dochodzenia wymierzone w oszustów w białych kołnierzykach.

Raz za razem ideologia brała górę nad właściwymi decyzjami.
Instytucje nadzoru wspierały złe praktyki, zamiast je eliminować.
Ich wiara w nieomylność rynku była niewyczerpana. Zasada
„regulacje rządowe są złe, rynek jest nieomylny” stała
się mantrą.

GREENSPAN: Jesteśmy świadkami zdarzającego się raz na 100
lat kredytowego tsunami. Banki centralne i rządy zostały zmuszone
do bezprecedensowych kroków. Ten kryzys okazał się większy, niż
mogłem to sobie wyobrazić.

Jak pisałem w marcu, ci z nas, którzy oczekiwali od banków dbania
o interesy własne i swoich akcjonariuszy, w tym zwłaszcza ja, są
w stanie niedowierzania i szoku.

Biorąc pod uwagę ostatnie straty finansowe, nie wiem, jak możemy
uniknąć znaczącego wzrostu liczby zwolnień i bezrobocia. Niezbędnym
warunkiem tego, by kryzys się skończył, jest stabilizacja cen
nieruchomości w USA. Ta stabilizacja jest jednak jeszcze wiele
miesięcy przed nami. Gdy wreszcie przyjdzie, zamrożony rynek
kredytowy zacznie się stopniowo odmrażać, przerażeni inwestorzy
krok po kroku zaczną znów podejmować niezbędne ryzyko
inwestycyjne. Zerwane rynkowe kontakty między bankami, funduszami
emerytalnymi, inwestycyjnymi, sektorem niezwiązanym z finansami,
zostaną odtworzone. Nasza złożona gospodarka globalna znów ruszy
do przodu.

WAXMAN: Podczas swoich rządów w Fed był pan głównym
adwokatem deregulacji rynków finansowych. W 1997 r, powiedział
pan: „Nie widać żadnej potrzeby rządowych regulacji nowych
instrumentów finansowych”. W 2002 r., gdy upadek Enronu sprawił,
że Kongres zajął się tymi nowymi typami transakcji na Wall
Street, napisał pan do Senatu: „Nie widzę uzasadnienia dla tego
typu rządowej interwencji”. Także wtedy napisał pan w „Financial
Times”: „Z mojego doświadczenia wynika, że urzędnicy bankowi
opiniujący kredyty wiedzą o ryzyku transakcji o wiele więcej niż
rządowi nadzorcy”.

Moje pytanie jest proste: Czy pan się mylił?

GREENSPAN: Częściowo. Wśród tych nowych instrumentów
finansowych jest wiele takich, które okazały się pożyteczne dla
gospodarki. Ich zawsze broniłem.

Jeśli chodzi o bankierów… Pracowałem w banku centralnym i
bankach prywatnych dziesiątki lat. I zawsze ludzie udzielający
kredytów wiedzieli wiele więcej o ryzyku oraz o tych, którym
kredytu udzielają, niż nawet najlepsi urzędnicy Fed.

W tym właśnie tkwi mój problem: coś, co wydawało się
fundamentem systemu rynkowego, nawaliło. I to naprawdę był dla
mnie szok. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego tak się stało.
I nie wykluczam, że gdy poznam, jak do tego wszystkiego doszło,
zmienię swoje poglądy.

WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
Greenspan jest dziś obwiniany za to, że nie powstrzymał
pompowania „bańki” na rynku nieruchomości w Ameryce.
Utrzymywał przez wiele lat na minimalnym poziomie stopy procentowe
oraz własnym autorytetem chronił przed nadzorem rządowym rynek
finansowy i pojawiające się jak grzyby po deszczu nowe, coraz
dziwniejsze instrumenty finansowe. Oparte one były m.in. na handlu
ubezpieczeniami pożyczek hipotecznych dla ryzykownych klientów o
niskich dochodach. To upadek tego rynku, efekt gwałtownego spadku
cen nieruchomości, pociągnął za sobą bankructwo banków
inwestycyjnych na Wall Street i światowy kryzys finansowy.

Oto fragmenty ubiegłotygodniowego przesłuchania Greenspana w
Kongresie:

HENRY WAXMAN (demokrata, szef komisji): Przez długi czas w
Waszyngtonie dominowało podejście, że rynek zawsze wie najlepiej.
Fed miał uprawnienia, by powstrzymać nieodpowiedzialne praktyki
kredytowe, które sztucznie pompowały rynek pożyczek hipotecznych.
Ale wieloletni szef Fed Alan Greenspan odrzucał apele o interwencję.

Komisja Nadzoru Giełdowego (SEC) miała uprawnienia, by domagać się
zaostrzenia standardów przez agencje ratingowe. Ale nie zrobiła
nic mimo nacisków Kongresu.

Departament Skarbu mógł być inicjatorem odpowiedzialnego nadzoru
nad nowymi instrumentami finansowymi. Tyle tylko że przyłączył
się do opozycji wobec tych regulacji.

Lista tych błędów i złych decyzji jest długa. SEC osłabiała
kolejne regulacje na Wall Street. Inne instytucje rządowe uniemożliwiły
władzom poszczególnych stanów chronienie ludzi kupujących domy
przed bandyckimi pożyczkami. A Departament Sprawiedliwości przerwał
dochodzenia wymierzone w oszustów w białych kołnierzykach.

Raz za razem ideologia brała górę nad właściwymi decyzjami.
Instytucje nadzoru wspierały złe praktyki, zamiast je eliminować.
Ich wiara w nieomylność rynku była niewyczerpana. Zasada
„regulacje rządowe są złe, rynek jest nieomylny” stała
się mantrą.

GREENSPAN: Jesteśmy świadkami zdarzającego się raz na 100
lat kredytowego tsunami. Banki centralne i rządy zostały zmuszone
do bezprecedensowych kroków. Ten kryzys okazał się większy, niż
mogłem to sobie wyobrazić.

Jak pisałem w marcu, ci z nas, którzy oczekiwali od banków dbania
o interesy własne i swoich akcjonariuszy, w tym zwłaszcza ja, są
w stanie niedowierzania i szoku.

Biorąc pod uwagę ostatnie straty finansowe, nie wiem, jak możemy
uniknąć znaczącego wzrostu liczby zwolnień i bezrobocia. Niezbędnym
warunkiem tego, by kryzys się skończył, jest stabilizacja cen
nieruchomości w USA. Ta stabilizacja jest jednak jeszcze wiele
miesięcy przed nami. Gdy wreszcie przyjdzie, zamrożony rynek
kredytowy zacznie się stopniowo odmrażać, przerażeni inwestorzy
krok po kroku zaczną znów podejmować niezbędne ryzyko
inwestycyjne. Zerwane rynkowe kontakty między bankami, funduszami
emerytalnymi, inwestycyjnymi, sektorem niezwiązanym z finansami,
zostaną odtworzone. Nasza złożona gospodarka globalna znów ruszy
do przodu.

WAXMAN: Podczas swoich rządów w Fed był pan głównym
adwokatem deregulacji rynków finansowych. W 1997 r, powiedział
pan: „Nie widać żadnej potrzeby rządowych regulacji nowych
instrumentów finansowych”. W 2002 r., gdy upadek Enronu sprawił,
że Kongres zajął się tymi nowymi typami transakcji na Wall
Street, napisał pan do Senatu: „Nie widzę uzasadnienia dla tego
typu rządowej interwencji”. Także wtedy napisał pan w „Financial
Times”: „Z mojego doświadczenia wynika, że urzędnicy bankowi
opiniujący kredyty wiedzą o ryzyku transakcji o wiele więcej niż
rządowi nadzorcy”.

Moje pytanie jest proste: Czy pan się mylił?

GREENSPAN: Częściowo. Wśród tych nowych instrumentów
finansowych jest wiele takich, które okazały się pożyteczne dla
gospodarki. Ich zawsze broniłem.

Jeśli chodzi o bankierów… Pracowałem w banku centralnym i
bankach prywatnych dziesiątki lat. I zawsze ludzie udzielający
kredytów wiedzieli wiele więcej o ryzyku oraz o tych, którym
kredytu udzielają, niż nawet najlepsi urzędnicy Fed.

W tym właśnie tkwi mój problem: coś, co wydawało się
fundamentem systemu rynkowego, nawaliło. I to naprawdę był dla
mnie szok. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego tak się stało.
I nie wykluczam, że gdy poznam, jak do tego wszystkiego doszło,
zmienię swoje poglądy.

WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
Oto fragmenty ubiegłotygodniowego przesłuchania Greenspana w
Kongresie:

HENRY WAXMAN (demokrata, szef komisji): Przez długi czas w
Waszyngtonie dominowało podejście, że rynek zawsze wie najlepiej.
Fed miał uprawnienia, by powstrzymać nieodpowiedzialne praktyki
kredytowe, które sztucznie pompowały rynek pożyczek hipotecznych.
Ale wieloletni szef Fed Alan Greenspan odrzucał apele o interwencję.

Komisja Nadzoru Giełdowego (SEC) miała uprawnienia, by domagać się
zaostrzenia standardów przez agencje ratingowe. Ale nie zrobiła
nic mimo nacisków Kongresu.

Departament Skarbu mógł być inicjatorem odpowiedzialnego nadzoru
nad nowymi instrumentami finansowymi. Tyle tylko że przyłączył
się do opozycji wobec tych regulacji.

Lista tych błędów i złych decyzji jest długa. SEC osłabiała
kolejne regulacje na Wall Street. Inne instytucje rządowe uniemożliwiły
władzom poszczególnych stanów chronienie ludzi kupujących domy
przed bandyckimi pożyczkami. A Departament Sprawiedliwości przerwał
dochodzenia wymierzone w oszustów w białych kołnierzykach.

Raz za razem ideologia brała górę nad właściwymi decyzjami.
Instytucje nadzoru wspierały złe praktyki, zamiast je eliminować.
Ich wiara w nieomylność rynku była niewyczerpana. Zasada
„regulacje rządowe są złe, rynek jest nieomylny” stała
się mantrą.

GREENSPAN: Jesteśmy świadkami zdarzającego się raz na 100
lat kredytowego tsunami. Banki centralne i rządy zostały zmuszone
do bezprecedensowych kroków. Ten kryzys okazał się większy, niż
mogłem to sobie wyobrazić.

Jak pisałem w marcu, ci z nas, którzy oczekiwali od banków dbania
o interesy własne i swoich akcjonariuszy, w tym zwłaszcza ja, są
w stanie niedowierzania i szoku.

Biorąc pod uwagę ostatnie straty finansowe, nie wiem, jak możemy
uniknąć znaczącego wzrostu liczby zwolnień i bezrobocia. Niezbędnym
warunkiem tego, by kryzys się skończył, jest stabilizacja cen
nieruchomości w USA. Ta stabilizacja jest jednak jeszcze wiele
miesięcy przed nami. Gdy wreszcie przyjdzie, zamrożony rynek
kredytowy zacznie się stopniowo odmrażać, przerażeni inwestorzy
krok po kroku zaczną znów podejmować niezbędne ryzyko
inwestycyjne. Zerwane rynkowe kontakty między bankami, funduszami
emerytalnymi, inwestycyjnymi, sektorem niezwiązanym z finansami,
zostaną odtworzone. Nasza złożona gospodarka globalna znów ruszy
do przodu.

WAXMAN: Podczas swoich rządów w Fed był pan głównym
adwokatem deregulacji rynków finansowych. W 1997 r, powiedział
pan: „Nie widać żadnej potrzeby rządowych regulacji nowych
instrumentów finansowych”. W 2002 r., gdy upadek Enronu sprawił,
że Kongres zajął się tymi nowymi typami transakcji na Wall
Street, napisał pan do Senatu: „Nie widzę uzasadnienia dla tego
typu rządowej interwencji”. Także wtedy napisał pan w „Financial
Times”: „Z mojego doświadczenia wynika, że urzędnicy bankowi
opiniujący kredyty wiedzą o ryzyku transakcji o wiele więcej niż
rządowi nadzorcy”.

Moje pytanie jest proste: Czy pan się mylił?

GREENSPAN: Częściowo. Wśród tych nowych instrumentów
finansowych jest wiele takich, które okazały się pożyteczne dla
gospodarki. Ich zawsze broniłem.

Jeśli chodzi o bankierów… Pracowałem w banku centralnym i
bankach prywatnych dziesiątki lat. I zawsze ludzie udzielający
kredytów wiedzieli wiele więcej o ryzyku oraz o tych, którym
kredytu udzielają, niż nawet najlepsi urzędnicy Fed.

W tym właśnie tkwi mój problem: coś, co wydawało się
fundamentem systemu rynkowego, nawaliło. I to naprawdę był dla
mnie szok. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego tak się stało.
I nie wykluczam, że gdy poznam, jak do tego wszystkiego doszło,
zmienię swoje poglądy.

WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
HENRY WAXMAN (demokrata, szef komisji): Przez długi czas w
Waszyngtonie dominowało podejście, że rynek zawsze wie najlepiej.
Fed miał uprawnienia, by powstrzymać nieodpowiedzialne praktyki
kredytowe, które sztucznie pompowały rynek pożyczek hipotecznych.
Ale wieloletni szef Fed Alan Greenspan odrzucał apele o interwencję.

Komisja Nadzoru Giełdowego (SEC) miała uprawnienia, by domagać się
zaostrzenia standardów przez agencje ratingowe. Ale nie zrobiła
nic mimo nacisków Kongresu.

Departament Skarbu mógł być inicjatorem odpowiedzialnego nadzoru
nad nowymi instrumentami finansowymi. Tyle tylko że przyłączył
się do opozycji wobec tych regulacji.

Lista tych błędów i złych decyzji jest długa. SEC osłabiała
kolejne regulacje na Wall Street. Inne instytucje rządowe uniemożliwiły
władzom poszczególnych stanów chronienie ludzi kupujących domy
przed bandyckimi pożyczkami. A Departament Sprawiedliwości przerwał
dochodzenia wymierzone w oszustów w białych kołnierzykach.

Raz za razem ideologia brała górę nad właściwymi decyzjami.
Instytucje nadzoru wspierały złe praktyki, zamiast je eliminować.
Ich wiara w nieomylność rynku była niewyczerpana. Zasada
„regulacje rządowe są złe, rynek jest nieomylny” stała
się mantrą.

GREENSPAN: Jesteśmy świadkami zdarzającego się raz na 100
lat kredytowego tsunami. Banki centralne i rządy zostały zmuszone
do bezprecedensowych kroków. Ten kryzys okazał się większy, niż
mogłem to sobie wyobrazić.

Jak pisałem w marcu, ci z nas, którzy oczekiwali od banków dbania
o interesy własne i swoich akcjonariuszy, w tym zwłaszcza ja, są
w stanie niedowierzania i szoku.

Biorąc pod uwagę ostatnie straty finansowe, nie wiem, jak możemy
uniknąć znaczącego wzrostu liczby zwolnień i bezrobocia. Niezbędnym
warunkiem tego, by kryzys się skończył, jest stabilizacja cen
nieruchomości w USA. Ta stabilizacja jest jednak jeszcze wiele
miesięcy przed nami. Gdy wreszcie przyjdzie, zamrożony rynek
kredytowy zacznie się stopniowo odmrażać, przerażeni inwestorzy
krok po kroku zaczną znów podejmować niezbędne ryzyko
inwestycyjne. Zerwane rynkowe kontakty między bankami, funduszami
emerytalnymi, inwestycyjnymi, sektorem niezwiązanym z finansami,
zostaną odtworzone. Nasza złożona gospodarka globalna znów ruszy
do przodu.

WAXMAN: Podczas swoich rządów w Fed był pan głównym
adwokatem deregulacji rynków finansowych. W 1997 r, powiedział
pan: „Nie widać żadnej potrzeby rządowych regulacji nowych
instrumentów finansowych”. W 2002 r., gdy upadek Enronu sprawił,
że Kongres zajął się tymi nowymi typami transakcji na Wall
Street, napisał pan do Senatu: „Nie widzę uzasadnienia dla tego
typu rządowej interwencji”. Także wtedy napisał pan w „Financial
Times”: „Z mojego doświadczenia wynika, że urzędnicy bankowi
opiniujący kredyty wiedzą o ryzyku transakcji o wiele więcej niż
rządowi nadzorcy”.

Moje pytanie jest proste: Czy pan się mylił?

GREENSPAN: Częściowo. Wśród tych nowych instrumentów
finansowych jest wiele takich, które okazały się pożyteczne dla
gospodarki. Ich zawsze broniłem.

Jeśli chodzi o bankierów… Pracowałem w banku centralnym i
bankach prywatnych dziesiątki lat. I zawsze ludzie udzielający
kredytów wiedzieli wiele więcej o ryzyku oraz o tych, którym
kredytu udzielają, niż nawet najlepsi urzędnicy Fed.

W tym właśnie tkwi mój problem: coś, co wydawało się
fundamentem systemu rynkowego, nawaliło. I to naprawdę był dla
mnie szok. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego tak się stało.
I nie wykluczam, że gdy poznam, jak do tego wszystkiego doszło,
zmienię swoje poglądy.

WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
Komisja Nadzoru Giełdowego (SEC) miała uprawnienia, by domagać się
zaostrzenia standardów przez agencje ratingowe. Ale nie zrobiła
nic mimo nacisków Kongresu.

Departament Skarbu mógł być inicjatorem odpowiedzialnego nadzoru
nad nowymi instrumentami finansowymi. Tyle tylko że przyłączył
się do opozycji wobec tych regulacji.

Lista tych błędów i złych decyzji jest długa. SEC osłabiała
kolejne regulacje na Wall Street. Inne instytucje rządowe uniemożliwiły
władzom poszczególnych stanów chronienie ludzi kupujących domy
przed bandyckimi pożyczkami. A Departament Sprawiedliwości przerwał
dochodzenia wymierzone w oszustów w białych kołnierzykach.

Raz za razem ideologia brała górę nad właściwymi decyzjami.
Instytucje nadzoru wspierały złe praktyki, zamiast je eliminować.
Ich wiara w nieomylność rynku była niewyczerpana. Zasada
„regulacje rządowe są złe, rynek jest nieomylny” stała
się mantrą.

GREENSPAN: Jesteśmy świadkami zdarzającego się raz na 100
lat kredytowego tsunami. Banki centralne i rządy zostały zmuszone
do bezprecedensowych kroków. Ten kryzys okazał się większy, niż
mogłem to sobie wyobrazić.

Jak pisałem w marcu, ci z nas, którzy oczekiwali od banków dbania
o interesy własne i swoich akcjonariuszy, w tym zwłaszcza ja, są
w stanie niedowierzania i szoku.

Biorąc pod uwagę ostatnie straty finansowe, nie wiem, jak możemy
uniknąć znaczącego wzrostu liczby zwolnień i bezrobocia. Niezbędnym
warunkiem tego, by kryzys się skończył, jest stabilizacja cen
nieruchomości w USA. Ta stabilizacja jest jednak jeszcze wiele
miesięcy przed nami. Gdy wreszcie przyjdzie, zamrożony rynek
kredytowy zacznie się stopniowo odmrażać, przerażeni inwestorzy
krok po kroku zaczną znów podejmować niezbędne ryzyko
inwestycyjne. Zerwane rynkowe kontakty między bankami, funduszami
emerytalnymi, inwestycyjnymi, sektorem niezwiązanym z finansami,
zostaną odtworzone. Nasza złożona gospodarka globalna znów ruszy
do przodu.

WAXMAN: Podczas swoich rządów w Fed był pan głównym
adwokatem deregulacji rynków finansowych. W 1997 r, powiedział
pan: „Nie widać żadnej potrzeby rządowych regulacji nowych
instrumentów finansowych”. W 2002 r., gdy upadek Enronu sprawił,
że Kongres zajął się tymi nowymi typami transakcji na Wall
Street, napisał pan do Senatu: „Nie widzę uzasadnienia dla tego
typu rządowej interwencji”. Także wtedy napisał pan w „Financial
Times”: „Z mojego doświadczenia wynika, że urzędnicy bankowi
opiniujący kredyty wiedzą o ryzyku transakcji o wiele więcej niż
rządowi nadzorcy”.

Moje pytanie jest proste: Czy pan się mylił?

GREENSPAN: Częściowo. Wśród tych nowych instrumentów
finansowych jest wiele takich, które okazały się pożyteczne dla
gospodarki. Ich zawsze broniłem.

Jeśli chodzi o bankierów… Pracowałem w banku centralnym i
bankach prywatnych dziesiątki lat. I zawsze ludzie udzielający
kredytów wiedzieli wiele więcej o ryzyku oraz o tych, którym
kredytu udzielają, niż nawet najlepsi urzędnicy Fed.

W tym właśnie tkwi mój problem: coś, co wydawało się
fundamentem systemu rynkowego, nawaliło. I to naprawdę był dla
mnie szok. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego tak się stało.
I nie wykluczam, że gdy poznam, jak do tego wszystkiego doszło,
zmienię swoje poglądy.

WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
Departament Skarbu mógł być inicjatorem odpowiedzialnego nadzoru
nad nowymi instrumentami finansowymi. Tyle tylko że przyłączył
się do opozycji wobec tych regulacji.

Lista tych błędów i złych decyzji jest długa. SEC osłabiała
kolejne regulacje na Wall Street. Inne instytucje rządowe uniemożliwiły
władzom poszczególnych stanów chronienie ludzi kupujących domy
przed bandyckimi pożyczkami. A Departament Sprawiedliwości przerwał
dochodzenia wymierzone w oszustów w białych kołnierzykach.

Raz za razem ideologia brała górę nad właściwymi decyzjami.
Instytucje nadzoru wspierały złe praktyki, zamiast je eliminować.
Ich wiara w nieomylność rynku była niewyczerpana. Zasada
„regulacje rządowe są złe, rynek jest nieomylny” stała
się mantrą.

GREENSPAN: Jesteśmy świadkami zdarzającego się raz na 100
lat kredytowego tsunami. Banki centralne i rządy zostały zmuszone
do bezprecedensowych kroków. Ten kryzys okazał się większy, niż
mogłem to sobie wyobrazić.

Jak pisałem w marcu, ci z nas, którzy oczekiwali od banków dbania
o interesy własne i swoich akcjonariuszy, w tym zwłaszcza ja, są
w stanie niedowierzania i szoku.

Biorąc pod uwagę ostatnie straty finansowe, nie wiem, jak możemy
uniknąć znaczącego wzrostu liczby zwolnień i bezrobocia. Niezbędnym
warunkiem tego, by kryzys się skończył, jest stabilizacja cen
nieruchomości w USA. Ta stabilizacja jest jednak jeszcze wiele
miesięcy przed nami. Gdy wreszcie przyjdzie, zamrożony rynek
kredytowy zacznie się stopniowo odmrażać, przerażeni inwestorzy
krok po kroku zaczną znów podejmować niezbędne ryzyko
inwestycyjne. Zerwane rynkowe kontakty między bankami, funduszami
emerytalnymi, inwestycyjnymi, sektorem niezwiązanym z finansami,
zostaną odtworzone. Nasza złożona gospodarka globalna znów ruszy
do przodu.

WAXMAN: Podczas swoich rządów w Fed był pan głównym
adwokatem deregulacji rynków finansowych. W 1997 r, powiedział
pan: „Nie widać żadnej potrzeby rządowych regulacji nowych
instrumentów finansowych”. W 2002 r., gdy upadek Enronu sprawił,
że Kongres zajął się tymi nowymi typami transakcji na Wall
Street, napisał pan do Senatu: „Nie widzę uzasadnienia dla tego
typu rządowej interwencji”. Także wtedy napisał pan w „Financial
Times”: „Z mojego doświadczenia wynika, że urzędnicy bankowi
opiniujący kredyty wiedzą o ryzyku transakcji o wiele więcej niż
rządowi nadzorcy”.

Moje pytanie jest proste: Czy pan się mylił?

GREENSPAN: Częściowo. Wśród tych nowych instrumentów
finansowych jest wiele takich, które okazały się pożyteczne dla
gospodarki. Ich zawsze broniłem.

Jeśli chodzi o bankierów… Pracowałem w banku centralnym i
bankach prywatnych dziesiątki lat. I zawsze ludzie udzielający
kredytów wiedzieli wiele więcej o ryzyku oraz o tych, którym
kredytu udzielają, niż nawet najlepsi urzędnicy Fed.

W tym właśnie tkwi mój problem: coś, co wydawało się
fundamentem systemu rynkowego, nawaliło. I to naprawdę był dla
mnie szok. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego tak się stało.
I nie wykluczam, że gdy poznam, jak do tego wszystkiego doszło,
zmienię swoje poglądy.

WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
Lista tych błędów i złych decyzji jest długa. SEC osłabiała
kolejne regulacje na Wall Street. Inne instytucje rządowe uniemożliwiły
władzom poszczególnych stanów chronienie ludzi kupujących domy
przed bandyckimi pożyczkami. A Departament Sprawiedliwości przerwał
dochodzenia wymierzone w oszustów w białych kołnierzykach.

Raz za razem ideologia brała górę nad właściwymi decyzjami.
Instytucje nadzoru wspierały złe praktyki, zamiast je eliminować.
Ich wiara w nieomylność rynku była niewyczerpana. Zasada
„regulacje rządowe są złe, rynek jest nieomylny” stała
się mantrą.

GREENSPAN: Jesteśmy świadkami zdarzającego się raz na 100
lat kredytowego tsunami. Banki centralne i rządy zostały zmuszone
do bezprecedensowych kroków. Ten kryzys okazał się większy, niż
mogłem to sobie wyobrazić.

Jak pisałem w marcu, ci z nas, którzy oczekiwali od banków dbania
o interesy własne i swoich akcjonariuszy, w tym zwłaszcza ja, są
w stanie niedowierzania i szoku.

Biorąc pod uwagę ostatnie straty finansowe, nie wiem, jak możemy
uniknąć znaczącego wzrostu liczby zwolnień i bezrobocia. Niezbędnym
warunkiem tego, by kryzys się skończył, jest stabilizacja cen
nieruchomości w USA. Ta stabilizacja jest jednak jeszcze wiele
miesięcy przed nami. Gdy wreszcie przyjdzie, zamrożony rynek
kredytowy zacznie się stopniowo odmrażać, przerażeni inwestorzy
krok po kroku zaczną znów podejmować niezbędne ryzyko
inwestycyjne. Zerwane rynkowe kontakty między bankami, funduszami
emerytalnymi, inwestycyjnymi, sektorem niezwiązanym z finansami,
zostaną odtworzone. Nasza złożona gospodarka globalna znów ruszy
do przodu.

WAXMAN: Podczas swoich rządów w Fed był pan głównym
adwokatem deregulacji rynków finansowych. W 1997 r, powiedział
pan: „Nie widać żadnej potrzeby rządowych regulacji nowych
instrumentów finansowych”. W 2002 r., gdy upadek Enronu sprawił,
że Kongres zajął się tymi nowymi typami transakcji na Wall
Street, napisał pan do Senatu: „Nie widzę uzasadnienia dla tego
typu rządowej interwencji”. Także wtedy napisał pan w „Financial
Times”: „Z mojego doświadczenia wynika, że urzędnicy bankowi
opiniujący kredyty wiedzą o ryzyku transakcji o wiele więcej niż
rządowi nadzorcy”.

Moje pytanie jest proste: Czy pan się mylił?

GREENSPAN: Częściowo. Wśród tych nowych instrumentów
finansowych jest wiele takich, które okazały się pożyteczne dla
gospodarki. Ich zawsze broniłem.

Jeśli chodzi o bankierów… Pracowałem w banku centralnym i
bankach prywatnych dziesiątki lat. I zawsze ludzie udzielający
kredytów wiedzieli wiele więcej o ryzyku oraz o tych, którym
kredytu udzielają, niż nawet najlepsi urzędnicy Fed.

W tym właśnie tkwi mój problem: coś, co wydawało się
fundamentem systemu rynkowego, nawaliło. I to naprawdę był dla
mnie szok. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego tak się stało.
I nie wykluczam, że gdy poznam, jak do tego wszystkiego doszło,
zmienię swoje poglądy.

WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
Raz za razem ideologia brała górę nad właściwymi decyzjami.
Instytucje nadzoru wspierały złe praktyki, zamiast je eliminować.
Ich wiara w nieomylność rynku była niewyczerpana. Zasada
„regulacje rządowe są złe, rynek jest nieomylny” stała
się mantrą.

GREENSPAN: Jesteśmy świadkami zdarzającego się raz na 100
lat kredytowego tsunami. Banki centralne i rządy zostały zmuszone
do bezprecedensowych kroków. Ten kryzys okazał się większy, niż
mogłem to sobie wyobrazić.

Jak pisałem w marcu, ci z nas, którzy oczekiwali od banków dbania
o interesy własne i swoich akcjonariuszy, w tym zwłaszcza ja, są
w stanie niedowierzania i szoku.

Biorąc pod uwagę ostatnie straty finansowe, nie wiem, jak możemy
uniknąć znaczącego wzrostu liczby zwolnień i bezrobocia. Niezbędnym
warunkiem tego, by kryzys się skończył, jest stabilizacja cen
nieruchomości w USA. Ta stabilizacja jest jednak jeszcze wiele
miesięcy przed nami. Gdy wreszcie przyjdzie, zamrożony rynek
kredytowy zacznie się stopniowo odmrażać, przerażeni inwestorzy
krok po kroku zaczną znów podejmować niezbędne ryzyko
inwestycyjne. Zerwane rynkowe kontakty między bankami, funduszami
emerytalnymi, inwestycyjnymi, sektorem niezwiązanym z finansami,
zostaną odtworzone. Nasza złożona gospodarka globalna znów ruszy
do przodu.

WAXMAN: Podczas swoich rządów w Fed był pan głównym
adwokatem deregulacji rynków finansowych. W 1997 r, powiedział
pan: „Nie widać żadnej potrzeby rządowych regulacji nowych
instrumentów finansowych”. W 2002 r., gdy upadek Enronu sprawił,
że Kongres zajął się tymi nowymi typami transakcji na Wall
Street, napisał pan do Senatu: „Nie widzę uzasadnienia dla tego
typu rządowej interwencji”. Także wtedy napisał pan w „Financial
Times”: „Z mojego doświadczenia wynika, że urzędnicy bankowi
opiniujący kredyty wiedzą o ryzyku transakcji o wiele więcej niż
rządowi nadzorcy”.

Moje pytanie jest proste: Czy pan się mylił?

GREENSPAN: Częściowo. Wśród tych nowych instrumentów
finansowych jest wiele takich, które okazały się pożyteczne dla
gospodarki. Ich zawsze broniłem.

Jeśli chodzi o bankierów… Pracowałem w banku centralnym i
bankach prywatnych dziesiątki lat. I zawsze ludzie udzielający
kredytów wiedzieli wiele więcej o ryzyku oraz o tych, którym
kredytu udzielają, niż nawet najlepsi urzędnicy Fed.

W tym właśnie tkwi mój problem: coś, co wydawało się
fundamentem systemu rynkowego, nawaliło. I to naprawdę był dla
mnie szok. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego tak się stało.
I nie wykluczam, że gdy poznam, jak do tego wszystkiego doszło,
zmienię swoje poglądy.

WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
GREENSPAN: Jesteśmy świadkami zdarzającego się raz na 100
lat kredytowego tsunami. Banki centralne i rządy zostały zmuszone
do bezprecedensowych kroków. Ten kryzys okazał się większy, niż
mogłem to sobie wyobrazić.

Jak pisałem w marcu, ci z nas, którzy oczekiwali od banków dbania
o interesy własne i swoich akcjonariuszy, w tym zwłaszcza ja, są
w stanie niedowierzania i szoku.

Biorąc pod uwagę ostatnie straty finansowe, nie wiem, jak możemy
uniknąć znaczącego wzrostu liczby zwolnień i bezrobocia. Niezbędnym
warunkiem tego, by kryzys się skończył, jest stabilizacja cen
nieruchomości w USA. Ta stabilizacja jest jednak jeszcze wiele
miesięcy przed nami. Gdy wreszcie przyjdzie, zamrożony rynek
kredytowy zacznie się stopniowo odmrażać, przerażeni inwestorzy
krok po kroku zaczną znów podejmować niezbędne ryzyko
inwestycyjne. Zerwane rynkowe kontakty między bankami, funduszami
emerytalnymi, inwestycyjnymi, sektorem niezwiązanym z finansami,
zostaną odtworzone. Nasza złożona gospodarka globalna znów ruszy
do przodu.

WAXMAN: Podczas swoich rządów w Fed był pan głównym
adwokatem deregulacji rynków finansowych. W 1997 r, powiedział
pan: „Nie widać żadnej potrzeby rządowych regulacji nowych
instrumentów finansowych”. W 2002 r., gdy upadek Enronu sprawił,
że Kongres zajął się tymi nowymi typami transakcji na Wall
Street, napisał pan do Senatu: „Nie widzę uzasadnienia dla tego
typu rządowej interwencji”. Także wtedy napisał pan w „Financial
Times”: „Z mojego doświadczenia wynika, że urzędnicy bankowi
opiniujący kredyty wiedzą o ryzyku transakcji o wiele więcej niż
rządowi nadzorcy”.

Moje pytanie jest proste: Czy pan się mylił?

GREENSPAN: Częściowo. Wśród tych nowych instrumentów
finansowych jest wiele takich, które okazały się pożyteczne dla
gospodarki. Ich zawsze broniłem.

Jeśli chodzi o bankierów… Pracowałem w banku centralnym i
bankach prywatnych dziesiątki lat. I zawsze ludzie udzielający
kredytów wiedzieli wiele więcej o ryzyku oraz o tych, którym
kredytu udzielają, niż nawet najlepsi urzędnicy Fed.

W tym właśnie tkwi mój problem: coś, co wydawało się
fundamentem systemu rynkowego, nawaliło. I to naprawdę był dla
mnie szok. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego tak się stało.
I nie wykluczam, że gdy poznam, jak do tego wszystkiego doszło,
zmienię swoje poglądy.

WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
Jak pisałem w marcu, ci z nas, którzy oczekiwali od banków dbania
o interesy własne i swoich akcjonariuszy, w tym zwłaszcza ja, są
w stanie niedowierzania i szoku.

Biorąc pod uwagę ostatnie straty finansowe, nie wiem, jak możemy
uniknąć znaczącego wzrostu liczby zwolnień i bezrobocia. Niezbędnym
warunkiem tego, by kryzys się skończył, jest stabilizacja cen
nieruchomości w USA. Ta stabilizacja jest jednak jeszcze wiele
miesięcy przed nami. Gdy wreszcie przyjdzie, zamrożony rynek
kredytowy zacznie się stopniowo odmrażać, przerażeni inwestorzy
krok po kroku zaczną znów podejmować niezbędne ryzyko
inwestycyjne. Zerwane rynkowe kontakty między bankami, funduszami
emerytalnymi, inwestycyjnymi, sektorem niezwiązanym z finansami,
zostaną odtworzone. Nasza złożona gospodarka globalna znów ruszy
do przodu.

WAXMAN: Podczas swoich rządów w Fed był pan głównym
adwokatem deregulacji rynków finansowych. W 1997 r, powiedział
pan: „Nie widać żadnej potrzeby rządowych regulacji nowych
instrumentów finansowych”. W 2002 r., gdy upadek Enronu sprawił,
że Kongres zajął się tymi nowymi typami transakcji na Wall
Street, napisał pan do Senatu: „Nie widzę uzasadnienia dla tego
typu rządowej interwencji”. Także wtedy napisał pan w „Financial
Times”: „Z mojego doświadczenia wynika, że urzędnicy bankowi
opiniujący kredyty wiedzą o ryzyku transakcji o wiele więcej niż
rządowi nadzorcy”.

Moje pytanie jest proste: Czy pan się mylił?

GREENSPAN: Częściowo. Wśród tych nowych instrumentów
finansowych jest wiele takich, które okazały się pożyteczne dla
gospodarki. Ich zawsze broniłem.

Jeśli chodzi o bankierów… Pracowałem w banku centralnym i
bankach prywatnych dziesiątki lat. I zawsze ludzie udzielający
kredytów wiedzieli wiele więcej o ryzyku oraz o tych, którym
kredytu udzielają, niż nawet najlepsi urzędnicy Fed.

W tym właśnie tkwi mój problem: coś, co wydawało się
fundamentem systemu rynkowego, nawaliło. I to naprawdę był dla
mnie szok. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego tak się stało.
I nie wykluczam, że gdy poznam, jak do tego wszystkiego doszło,
zmienię swoje poglądy.

WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
Biorąc pod uwagę ostatnie straty finansowe, nie wiem, jak możemy
uniknąć znaczącego wzrostu liczby zwolnień i bezrobocia. Niezbędnym
warunkiem tego, by kryzys się skończył, jest stabilizacja cen
nieruchomości w USA. Ta stabilizacja jest jednak jeszcze wiele
miesięcy przed nami. Gdy wreszcie przyjdzie, zamrożony rynek
kredytowy zacznie się stopniowo odmrażać, przerażeni inwestorzy
krok po kroku zaczną znów podejmować niezbędne ryzyko
inwestycyjne. Zerwane rynkowe kontakty między bankami, funduszami
emerytalnymi, inwestycyjnymi, sektorem niezwiązanym z finansami,
zostaną odtworzone. Nasza złożona gospodarka globalna znów ruszy
do przodu.

WAXMAN: Podczas swoich rządów w Fed był pan głównym
adwokatem deregulacji rynków finansowych. W 1997 r, powiedział
pan: „Nie widać żadnej potrzeby rządowych regulacji nowych
instrumentów finansowych”. W 2002 r., gdy upadek Enronu sprawił,
że Kongres zajął się tymi nowymi typami transakcji na Wall
Street, napisał pan do Senatu: „Nie widzę uzasadnienia dla tego
typu rządowej interwencji”. Także wtedy napisał pan w „Financial
Times”: „Z mojego doświadczenia wynika, że urzędnicy bankowi
opiniujący kredyty wiedzą o ryzyku transakcji o wiele więcej niż
rządowi nadzorcy”.

Moje pytanie jest proste: Czy pan się mylił?

GREENSPAN: Częściowo. Wśród tych nowych instrumentów
finansowych jest wiele takich, które okazały się pożyteczne dla
gospodarki. Ich zawsze broniłem.

Jeśli chodzi o bankierów… Pracowałem w banku centralnym i
bankach prywatnych dziesiątki lat. I zawsze ludzie udzielający
kredytów wiedzieli wiele więcej o ryzyku oraz o tych, którym
kredytu udzielają, niż nawet najlepsi urzędnicy Fed.

W tym właśnie tkwi mój problem: coś, co wydawało się
fundamentem systemu rynkowego, nawaliło. I to naprawdę był dla
mnie szok. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego tak się stało.
I nie wykluczam, że gdy poznam, jak do tego wszystkiego doszło,
zmienię swoje poglądy.

WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
WAXMAN: Podczas swoich rządów w Fed był pan głównym
adwokatem deregulacji rynków finansowych. W 1997 r, powiedział
pan: „Nie widać żadnej potrzeby rządowych regulacji nowych
instrumentów finansowych”. W 2002 r., gdy upadek Enronu sprawił,
że Kongres zajął się tymi nowymi typami transakcji na Wall
Street, napisał pan do Senatu: „Nie widzę uzasadnienia dla tego
typu rządowej interwencji”. Także wtedy napisał pan w „Financial
Times”: „Z mojego doświadczenia wynika, że urzędnicy bankowi
opiniujący kredyty wiedzą o ryzyku transakcji o wiele więcej niż
rządowi nadzorcy”.

Moje pytanie jest proste: Czy pan się mylił?

GREENSPAN: Częściowo. Wśród tych nowych instrumentów
finansowych jest wiele takich, które okazały się pożyteczne dla
gospodarki. Ich zawsze broniłem.

Jeśli chodzi o bankierów… Pracowałem w banku centralnym i
bankach prywatnych dziesiątki lat. I zawsze ludzie udzielający
kredytów wiedzieli wiele więcej o ryzyku oraz o tych, którym
kredytu udzielają, niż nawet najlepsi urzędnicy Fed.

W tym właśnie tkwi mój problem: coś, co wydawało się
fundamentem systemu rynkowego, nawaliło. I to naprawdę był dla
mnie szok. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego tak się stało.
I nie wykluczam, że gdy poznam, jak do tego wszystkiego doszło,
zmienię swoje poglądy.

WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
Moje pytanie jest proste: Czy pan się mylił?

GREENSPAN: Częściowo. Wśród tych nowych instrumentów
finansowych jest wiele takich, które okazały się pożyteczne dla
gospodarki. Ich zawsze broniłem.

Jeśli chodzi o bankierów… Pracowałem w banku centralnym i
bankach prywatnych dziesiątki lat. I zawsze ludzie udzielający
kredytów wiedzieli wiele więcej o ryzyku oraz o tych, którym
kredytu udzielają, niż nawet najlepsi urzędnicy Fed.

W tym właśnie tkwi mój problem: coś, co wydawało się
fundamentem systemu rynkowego, nawaliło. I to naprawdę był dla
mnie szok. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego tak się stało.
I nie wykluczam, że gdy poznam, jak do tego wszystkiego doszło,
zmienię swoje poglądy.

WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
GREENSPAN: Częściowo. Wśród tych nowych instrumentów
finansowych jest wiele takich, które okazały się pożyteczne dla
gospodarki. Ich zawsze broniłem.

Jeśli chodzi o bankierów… Pracowałem w banku centralnym i
bankach prywatnych dziesiątki lat. I zawsze ludzie udzielający
kredytów wiedzieli wiele więcej o ryzyku oraz o tych, którym
kredytu udzielają, niż nawet najlepsi urzędnicy Fed.

W tym właśnie tkwi mój problem: coś, co wydawało się
fundamentem systemu rynkowego, nawaliło. I to naprawdę był dla
mnie szok. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego tak się stało.
I nie wykluczam, że gdy poznam, jak do tego wszystkiego doszło,
zmienię swoje poglądy.

WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
Jeśli chodzi o bankierów… Pracowałem w banku centralnym i
bankach prywatnych dziesiątki lat. I zawsze ludzie udzielający
kredytów wiedzieli wiele więcej o ryzyku oraz o tych, którym
kredytu udzielają, niż nawet najlepsi urzędnicy Fed.

W tym właśnie tkwi mój problem: coś, co wydawało się
fundamentem systemu rynkowego, nawaliło. I to naprawdę był dla
mnie szok. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego tak się stało.
I nie wykluczam, że gdy poznam, jak do tego wszystkiego doszło,
zmienię swoje poglądy.

WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
W tym właśnie tkwi mój problem: coś, co wydawało się
fundamentem systemu rynkowego, nawaliło. I to naprawdę był dla
mnie szok. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego tak się stało.
I nie wykluczam, że gdy poznam, jak do tego wszystkiego doszło,
zmienię swoje poglądy.

WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
WAXMAN: Pan miał swoją ideologię. Wiarę, że nieskrępowany
rynek jest najlepszym rozwiązaniem. Mógł pan zapobiec
nieodpowiedzialnym praktykom na rynku kredytów hipotecznych. Wiele
osób to panu doradzało. Teraz nasza cała gospodarka płaci cenę.
Czy to pana ideologia sprawiła, że podjął pan decyzje, których
dzisiaj pan żałuje?

GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
GREENSPAN: Ideologia to przecież tylko konceptualna baza, która
pomaga ludziom mieć jakiś punkt odniesienia do rzeczywistości. Każdy
ma jakąś ideologię. Musi mieć. Pytanie tylko, czy ta ideologia
przystaje do rzeczywistości. Przyznaję dzisiaj: tak, odkryłem
dziurę w mojej ideologii. Nie wiem jeszcze, jak jest ona duża i
trwała, ale czuję się z tym fatalnie.

WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
WAXMAN: Odkrył pan dziurę???

GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
GREENSPAN: Odkryłem błąd w modelu, który uważałem za
kluczowy w opisie tego, jak funkcjonuje świat.

WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
WAXMAN: Czyli odkrył pan, że pana poglądy, ideologia okazały
się błędne? Że nie sprawdzają się?

GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
GREENSPAN: Dokładnie tak. I to jest właśnie powód tego,
że byłem tak zdruzgotany. Bo przez 40 lat albo dłużej byłem
przekonany, że działają wyjątkowo dobrze.

MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
MARK SOUDER (republikanin): Wciąż nie mogę zrozumieć,
dlaczego nikt nie wiedział lub nie mówił głośno prawdy o
sytuacji w firmach uzależnionych od tych instrumentów finansowych.
W lipcu AIG wypłaca swoim prezesom milionowe bonusy. W sierpniu nie
ma pieniędzy. We wrześniu rząd ratuje ich 61 miliardami dolarów.
Widać z tego, że sektor prywatny nie ma mechanizmów, dzięki którym
winni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. Za wszystko muszą
płacić podatnicy.

GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
GREENSPAN: Ale rynki przecież ukarały już tych ludzi. Większość
tych złych instrumentów finansowych znika i prawdopodobnie nigdy
już nie powróci. Wielkie pensje i premie, które były wypłacane
podczas rynkowej euforii, powodowane często wielką chciwością,
też już znikają. Cały rynek zmienił się, myślę, że trwale.

DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
DENNIS KUCINICH (demokrata): Pan Greenspan powiedział, że
rynek ukarał już winnych. Ale to nasi wyborcy są karani! Tracą
swoje domy. Pan Greenspan ustawił się w tym wszystkim w roli
widza, podczas gdy był uczestnikiem całej tej gry. Obwinia pan
banki, sekurytyzację pożyczek hipotecznych, agencje ratingowe,
modele badania ryzyka kredytowego, ale gdzie pan był jako szef
banku centralnego? Fed ma najlepszy zespół analityczny na świecie.
450 wybitnych specjalistów, połowa z doktoratami. Ale za pana czasów
dług publiczny i prywatny eksplodował – z 10,5 biliona do 43
bilionów dolarów.

W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
W czerwcu 2005 r. powiedział pan: „Nie da się wykluczyć
spadku cen nieruchomości, ale jeśli nawet do niego dojdzie, nie będzie
niosło to implikacji makroekonomicznych”.

W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
W połowie 2006 r. były już oznaki kryzysu na rynku mieszkań. Ale
pan stwierdził: „Najgorsze już chyba za nami. Podejrzewam, że
zbliżamy się do końca tego spowolnienia”. Kiedy pan wiedział,
że na rynku powstała wielka „bańka”?

GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
GREENSPAN: Z perspektywy czasu widzę, że istnienie „bańki”
było jasne w pierwszej połowie 2006 r. Nie przewidywałem znaczącego
spadku cen domów, bo nigdy nie mieliśmy takiego spadku cen na tym
rynku. Dopiero potem stało się jasne, że jesteśmy świadkami
globalnego spadku cen nieruchomości.

Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
Przy tej okazji warto powiedzieć coś o prognozach. Jednym z powodów
tego, że rządowe regulacje zawodzą, jest to, że te regulacje w
gospodarce są oparte o prognozy tego, co się może wydarzyć. Jeśli
prognoza jest błędna, regulacja też się nie działa. Muszę
powiedzieć, że jeśli 60 proc. naszych prognoz co do gospodarki się
sprawdza, to jest to świetny wynik. Tyle tylko że to oznacza, iż
w 40 proc. przypadków się mylimy. Jeśli spojrzymy na sektor
prywatny – tam też bardzo dużo zależy od prognozowania przyszłości.
A Fed z tymi 60 proc. trafnych prognoz jest i tak znacznie lepszy od
sektora prywatnego. Z tego powodu nie widzę, jak w przyszłości
uniknąć wielu tego typu problemów. Możemy się starać lepiej
prognozować, ale nigdy przecież nie można mieć racji w 100 proc.

WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
WAXMAN: Nasz dzisiejszy świadek mówi, że oni po prostu nie
wiedzieli… Nie umieli odgadnąć przyszłości albo że ich
prognozy są często błędne. Prawda jest taka, że było mnóstwo
znaków ostrzegawczych. A dla rządowych agencji pracują tłumy
ekspertów. Przecież powołaliśmy te agencje, dajemy im pieniądze
na nowe etaty, by zauważały problemy, zanim zmienią się one
finansową katastrofę.
Taka sobie obserwacja. Przedsiębiorstwa tworzące gospodarkę III RP z grubsza można podzielić na 3 grupy:

układowe – a więc stworzone przez ekipę PRL i polegające głównie na przejęciu majątku PRL
geszefciarskie – czyli tworzone przez ciężko pracujących ludzi, którzy uwierzyli, że wolno, że można, że się da, a ludzie PRL i biurokracja ich nie zniszczyli. Cecha – brak kapitału.
globalne – przez co rozumiem wejście wielkiego kapitału w Polskę i robienie tu tego, co ten kapitał robi wszędzie.

Kategorie:
obserwator, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
prl,
gospodarka,
geszefciarstwo,
geszeft,
kapitalizm,
rynek

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Dobrze jest mieć przyjaciół. Ja nie wiedziałem nawet, że mam jednego, gdzieś w dalekim kraju ale napisał do mnie i czuje się lepiej.

—– Original Message —–
From: Pablo Castro Di Tella
Sent: Tuesday, September 30, 2008 1:36 PM
Subject: Drogi Przyjacielu:

Drogi Przyjacielu:

Jesteśmy dużą firmę handlową. Sprzedajemy głównie produkty elektryczne, takie jak cyfrowe aparaty fotograficzne, telefon komórkowy, telewizor LCD, xbox, laptop, DV, MP4, GPS, odwiedź naszą stronę internetową: www.hwybj.com znaleźć coś, że sprawy w maju i skontaktuj się z nami swobodnie, jeśli haveany was zapytać, będziemy oferować bardziej konkurencyjne ceny i lepsze usługi dla biznesu współpracy z Tobą / Twojej firmy.

Mail: hwybj@hwybj.com
MSN: hwybj@hotmail.com

Podziękowania i najlepsze pozdrowienia.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
list od przyjaciela,
spam,
chińszczyzna

Komentarze: (15)

anonim,

October 17, 2008 16:42

Skomentuj komentarz

Ten też jest piękny:*Drogi Przyjacielu Jesteśmy huahai spółki, na naszej stronie internetowej: www.sugbay.com. Sprzedają głównie jako elektryczne product.such aparatów cyfrowych, telefonów komórkowych, LCD TV, xbox, Laptopy, DV, Mp4, GPS, i tak on.If chcesz kupić coś, skontaktuj się z nami swobodnie, nasza firma chce zaoferować więcej rabaty i najlepszych usług dla biznesu współpracy z Tobą / company.Any swoje inne zainteresowania nie ma za co do naszych visite website.please prosimy o kontakt pod adresem: *

anonim,

October 17, 2008 16:42

Skomentuj komentarz

KolejnyDear Sir / Madam: Proszę nam wybaczyć Zaburzenia wyceniane czasu. Jest to duże firmy hurtowego w Chinach, sprzedaży produktów elektronicznych dla wszystkich na świecie, takich jak laptop, aparat fotograficzny, telefon i tak dalej. Oferujemy niskie ceny i wysoką jakość dla Ciebie. Jeśli masz wolny czas, należy podjąć kilka do odwiedzenia naszej oficjalnej stronie internetowej: www.vxvtc.com. Wtedy wszelkie skrupuły, skontaktuj się z nami swobodnie. E-mail: postmaster@vxvtc.com MSN: vxvtc@hotmail.com

anonim,

October 24, 2008 16:58

Skomentuj komentarz

Teraz w liczbie mnogiej: *Drodzy przyjaciele, Sheng Hui jest nasza firma, naszej stronie internetowej: www.digitalseller.cn. My sprzedajemy głównie urządzenia elektryczne, aparaty cyfrowe, telefony komórkowe, telewizory LCD, konsole do gier, komputerów, notebooków, w domu z MP4, GPS, dokładne, jesteśmy jedną z największych hurtowni elektronicznych. Większość zysków można znaleźć tutaj, możemy tylko wygrać zaufanie klientów wysokiej jakości produktów, rozsądne ceny i dobre usługi, odwiedź naszą skontaktuj się z nami w każdej chwili. Web site: www.digitalseller.cn Online MSN: digital-sellers@hotmail.com *

anonim,

December 1, 2008 23:17

Skomentuj komentarz

Rewelacja! Ten jest najlepszy – do tego z tekstem oryginalnym.Witaj, W obchody zbliżającego się Festiwalu Christams, nasza firma jest uruchomienie preferencyjnej oferty do wszystkich starych i nowych klientów, którzy zawsze nas z powrotem do góry consistenly.The concret z zakresu polityki dyskontem w stosunku do niektórych bardziej delikatny prezent z chińskimi chracteristic zależy od objętości transakcji . Wszystkie te produkty będą na znacznie niższe ceny w wyższej jakości, jak zwykle, nasze usługi są zawsze szczere wokół boku, ponieważ jesteś Boga naszego, zawsze i na zawsze. Hello,In celebration of the upcoming Christams Festival,our company is launching a preferential offer to all the old and new clients who always back us up consistenly.The concret policies range from more discount to some delicate gift with Chinese chracteristic depend on the volum of the deal .All the products will be at a much lower price with higher quality,as usual,our sincere service is always around your side,because you are our God, ever and forever.8

anonim,

December 2, 2008 12:17

Skomentuj komentarz

Kolejny świąteczny…..Moi drodzy przyjaciele, Have a nice day!Mam nadzieję, że wszystko dobrze się dzieje z wami! Dziękujemy za wsparcie dla nas.Wydaje się, że czas Bożego Narodzenia jest tutaj po raz kolejny, i znów nadszedł czas, aby w Nowym Roku. Pragnę w merriest Bożego Narodzenia dla Ciebie i Twoich bliskich, a ja życzę szczęścia i dobrobyt w nadchodzącym roku.Pozdrowienia i Wesołych Świąt!Z poważaniem,Wendy Gaoyuanda Export Trade Co Ltd

anonim,

December 22, 2008 10:11

Skomentuj komentarz

Witaj przyjacielu: Wesołych Świąt! W celu pogratulować Boże Narodzenie 2009, większość naszych produktów są na sprzedaż. Najnowsze model motocykle, laptopy, telefony komórkowe, GPS, aparaty fotograficzne, telewizory i tak dalej są na 15% diposit. Ponadto towarowych może być więcej niż zwykle tańsze. Proszę nie przegap tej okazji i spróbować znaleźć coś dla swojej Christmas day. Any enquirement będą rozstrzygane przez nas uważnie. Twoje informacje są szybko appreiciated Z pozdrowieniami

anonim,

December 28, 2008 19:16

Skomentuj komentarz

Szanowny Panie / Pani: I am sorry zakłóceniem Ciebie! Jesteśmy hurtowym słynnego na całym świecie firma, która sprzedaje głównie produkty elektryczne, takie jak iPod, telefon, telewizor, laptop, ps3, xbox … i tak on.We może dostarczyć najlepszy serwis i rozsądną cenę z wysoką quality.Please skontaktuj się z nami Jeśli są Państwo zainteresowani w każdym z nich.

anonim,

February 18, 2009 15:31

Skomentuj komentarz

Drodzy przyjaciele Jesteśmy specjalne przyjaźń International Trading Company. My sprzedajemy głównie elektrycznych product.such aparaty cyfrowe, telefony komórkowe, telewizor LCD, Xbox, laptopy, DV, takich jak MP4, globalny system pozycjonowania, więc on.all projektów oraz 12-miesięczna gwarancja międzynarodowych. Jeśli chcesz kupić rzeczy, skontaktuj się z nami swobodnie, nasza firma chce zaoferować więcej rabaty i najlepszych usług dla biznesu współpracy z Tobą / Twojej company.any inne problemy, zapraszamy Cię do visite naszej stronie internetowej: …. Prosimy o kontakt:

anonim,

March 12, 2009 15:41

Skomentuj komentarz

Hello friends:Niestety zakłóceniem Ciebie. Jesteśmy hurtowym firmy. My sprzedajemy głównie w produktach elektronicznych, takich jak aparaty cyfrowe, telefonów, LCD TV, xbox, Laptopy, DV, Media Player, i tak dalej. Wszystkie pozycje są w zupełnie nowym polu z oryginalnych akcesoriów, pakowania, podręczniki, kartę rejestracyjną, numer seryjny itp. Jeśli potrzebujesz coś, proszę odwiedzić naszą stronę internetową: Dziękuję Ci za uwagę! Najlepsze życzenia!

anonim,

March 23, 2009 17:51

Skomentuj komentarz

Powitanie zamówienia, Może jesteś zajęty i nie mają czasu, aby znaleźć prezenty dla swoich kochanek, znajomych lub rodziny, na naszej stronie internetowej: (www.178me.com). Wybierz najlepszy prezent dla nich. Możemy pakiet Twój pakiet jako dar i wysyłać je bezpośrednio do Twojej pokazać miłość. Możemy dać ci przynajmniej masz czas na opakowaniel. Our Web site :www.178me.com MSN: todayshoping@msn.cn E-mail: mysite10086me@yahoo.cn welcome to order, Maybe you are busy and have no time in looking for a gift for your lover,your friends or your family,please come in our website: (www.178me.com) .Choose best gifts for them .we can pack your package as a gift and send them directly to shown your love.We can send your package to you at the least time.Our Web site :www.a178me.com MSN: todayshoping@msn.cn E-mail: mysite10086me@yahoo.cn

anonim,

March 26, 2009 14:33

Skomentuj komentarz

Jesteśmy handlu zagranicznego przedsiębiorstwa. Jesteśmy głównie selllectrical produktu. Dl, takich jak aparaty fotograficzne, telefon komórkowy, LCxboaptops, DV, Mp4, GPS, i tak on.If chcesz kupić coś, skontaktuj się z nami swobodnie, nasza firma wouke zaoferować więcej rabaty i najlepszych usług dla biznesu współpracy z Ciebie / Twojej company.Any inne obawy e visite Zapraszamy do naszej strony internetowej: wwwcenbse.com. pleafeel napisać do nas na adres: *We are the foreign trade company . We mainly selllectrical product .such as dl cameras,mobile,LCxboaptops,DV,Mp4, GPS, and so on.If you want to buy something ,please contact us freely ,our company wouke to offer more discounts and best service for business cooperation with you/your company.Any other concern e welcome to visite our website: wwwcenbse.com . pleafeel free to contact us at:

anonim,

April 3, 2009 15:28

Skomentuj komentarz

Drogi Przyjacielu: Jestemy elektronicznych produktów hurtowych. Nasze produkty s wysokiej jakoci i niskiej cenie. Jeli chcesz zrobi biznes, moemy zaoferowa Państwu najbardziej uzasadnione, aby zniki uzyskasz wicej zysków. Jestemy oczekujc dla Twojej firmy. Prosz odwiedzi nasz stron internetow: http://www.ietroqqy.com E-mail : ietroy@yahoo.cnMSN: ietrqoy@hotmqail.comCzekajc na swój kontakt i wspópraca z nami! Nasze produkty gównie takich jak telefony, PSP, ekran TV, notebook, video, komputery, Mp4, GPS, Xbox 360, aparaty cyfrowe i tak dalej. apraszamy do odwiedzenia naszej strony internetowej! Oczekiwanie na wiadomoci! Najlepsze yczenia!

anonim,

July 18, 2009 12:46

Skomentuj komentarz

Witaj, Jeste?my mi?dzynarodow? elektronicznych firmy, którzy szczerze poda?y najtańszych cena, doskona?a towarów i bezpieczne p?atno?ci. ustaw swój umys? na odpoczynek mi?dzy zakupy, w celu dzielenia si? ze znacznymi zamawiania towarów i bezpieczeństwa, odwied? stron?:kakueby.com nasza firma b?dzie odpowiedzialna za dostarczanie ich bezpo?rednio na konto bez wzgl?du na to jak wiele produktów, jak i du?ych. maybe it cant kończy nienawistnych i straszny kryzys gospodarczy, wspó?pracuj?cy z nami, ale zaoszcz?dziliby cz??ciowy koszt. Nie wahaj, let’go zakupy z rado?ci! Dotknij metody:

anonim,

October 15, 2009 10:18

Skomentuj komentarz

Wartość oferty! Hej, panowie, panie. Jesteś dobry! Sorry to bother you wypoczynku, wyrażamy głębokie ubolewanie, proszę was zrozumienie! Jeśli masz czas, proszę o cierpliwość, aby przeczytać tę wiadomość! Jesteśmy na przywóz i wywóz firma, zajmująca się głównie elektronicznej sprzedaży produktu! Na przykład, notebooki, aparaty cyfrowe, telewizory LCD, telefony komórkowe, nawigacja GPS, globalny system pozycjonowania, motocykl ….. Serdecznie witamy Państwa przyjazdu, prosimy odwiedzić naszą oficjalną stronę: http//…. Value Offer! Hey, gentlemen, ladies. You are good! Sorry to bother you rest, and we express our deep regret to you, please you understanding! If you have time, please be patient to read this message! We are an import and export company, mainly engaged in electronic product sales! For example, laptop computers, digital cameras, LCD TVs, mobile phones, GPS navigation, global positioning system, motorcycle …..

anonim,

December 18, 2009 08:23

Skomentuj komentarz

—– Original Message —– From: Margarita Garza To: wojtek.sm@interia.pl Sent: Friday, December 18, 2009 1:18 AMSubject: Drodzy przyjaciele:Drodzy przyjaciele: Boże Narodzenie zbliża. Firma aby podziękować starych i nowych klientów, wprowadziła działalności handlowej do wysyłania prezentów. Tak długo, jak kupujesz swoje ulubione towarów, nasza firma daje nieoczekiwane niespodzianki. Kup więcej dostać, mam nadzieję, że Państwu udany urlop!Wszelkie inne obawy zapraszamy na naszą stronę internetową visite;Strona WWW : www.fcwzj.cm E-mail : servicefczje.com MSN : fcwzj@hoail.co Wesołych Świąt! Dear friends: Christmas was coming. Company in order to thank the old and new customers, introduced the activities of shopping to send gifts. As long as you buy your favorite goods, our company will give you unexpected surprise. Buy more get, I hope you have an enjoyable holiday!Any other concern you are welcome to visite our website;Website : www.fccom E-mail : serviMSN : Merry Christmas!

Skomentuj notkę
—– Original Message —–
From: Pablo Castro Di Tella
Sent: Tuesday, September 30, 2008 1:36 PM
Subject: Drogi Przyjacielu:

Drogi Przyjacielu:

Jesteśmy dużą firmę handlową. Sprzedajemy głównie produkty elektryczne, takie jak cyfrowe aparaty fotograficzne, telefon komórkowy, telewizor LCD, xbox, laptop, DV, MP4, GPS, odwiedź naszą stronę internetową: www.hwybj.com znaleźć coś, że sprawy w maju i skontaktuj się z nami swobodnie, jeśli haveany was zapytać, będziemy oferować bardziej konkurencyjne ceny i lepsze usługi dla biznesu współpracy z Tobą / Twojej firmy.

Mail: hwybj@hwybj.com
MSN: hwybj@hotmail.com

Podziękowania i najlepsze pozdrowienia.
Drogi Przyjacielu:

Jesteśmy dużą firmę handlową. Sprzedajemy głównie produkty elektryczne, takie jak cyfrowe aparaty fotograficzne, telefon komórkowy, telewizor LCD, xbox, laptop, DV, MP4, GPS, odwiedź naszą stronę internetową: www.hwybj.com znaleźć coś, że sprawy w maju i skontaktuj się z nami swobodnie, jeśli haveany was zapytać, będziemy oferować bardziej konkurencyjne ceny i lepsze usługi dla biznesu współpracy z Tobą / Twojej firmy.

Mail: hwybj@hwybj.com
MSN: hwybj@hotmail.com

Podziękowania i najlepsze pozdrowienia.
Jesteśmy dużą firmę handlową. Sprzedajemy głównie produkty elektryczne, takie jak cyfrowe aparaty fotograficzne, telefon komórkowy, telewizor LCD, xbox, laptop, DV, MP4, GPS, odwiedź naszą stronę internetową: www.hwybj.com znaleźć coś, że sprawy w maju i skontaktuj się z nami swobodnie, jeśli haveany was zapytać, będziemy oferować bardziej konkurencyjne ceny i lepsze usługi dla biznesu współpracy z Tobą / Twojej firmy.

Mail: hwybj@hwybj.com
MSN: hwybj@hotmail.com

Podziękowania i najlepsze pozdrowienia.
Mail: hwybj@hwybj.com
MSN: hwybj@hotmail.com

Podziękowania i najlepsze pozdrowienia.
MSN: hwybj@hotmail.com

Podziękowania i najlepsze pozdrowienia.
Podziękowania i najlepsze pozdrowienia.
Własność obciążona hipoteką w istocie swej nie jest własnością. Wszak jako własność rozumie się pełną swobodę dysponowania własną rzeczą.
Ale cóż – czasy mamy takie, że słowa nie koniecznie muszą znaczyć to co znaczą, zwłaszcza jak się zachęca szaraczków do brania kredytów.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kredyt,
własność,
hipoteka

Komentarze: (1)

anonim,

January 29, 2009 21:15

Skomentuj komentarz

Cytuję, bo dobre. Z Rzeczpospolitej 29 stycznia 2009:http://blog.rp.pl/blog/2009/01/28/krzysztof-szwalek-co-bank-i-jego-klient-maja-sobie-do-powiedzenia/Krzysztof Szwałek: Co bank i jego klient mają sobie do powiedzeniaDrogi kliencie! Ponieważ wskutek kryzysu możesz mieć wkrótce mniej pieniędzy, podwyższamy ratę Twojego kredytu. Jeśli już go masz, poszerzymy Ci spread. Jeżeli dopiero się o niego starasz – podniesiemy marżę. Obiecujemy jednak obniżyć oprocentowanie, gdy tylko spadną LIBOR i WIBOR (albo pół roku później).Błyskawicznie za to obniżymy oprocentowanie twoich oszczędności. Uprzejmie przypominamy też, że dalsze obniżanie się Twojej zdolności kredytowej może spowodować wypowiedzenie umowy, nawet jeśli wszystkie raty płacisz w terminie. Co jeszcze możemy dla Ciebie zrobić?.Drogi banku! Dziękuję, że martwisz się o moją wypłacalność. Rzeczywiście jest z nią gorzej. Nie dlatego, że straciłem pracę – znajdę nową, bo jestem zdolny. Mam mniej pieniędzy, bo wzrosła moja rata.Uprzejmie dziękuję za przypomnienie, że możesz mi zabrać mieszkanie. Jeśli dobrze pamiętam, to możesz też wkrótce zażądać hipoteki na domu moich rodziców, bo spadła wartość mojego mieszkania. Tak, wiem, że to wszystko zgodne z umową, którą podpisaliśmy, i że Komisja Nadzoru Finansowego palcem w tej sytuacji nie kiwnie. Dziękuję też za przypomnienie, że taka polityka pozwoli Ci zachować płynność, bezpieczeństwo i coś tam jeszcze, dzięki czemu będziesz mógł w najbliższych latach najlepiej spełniać oczekiwania klientów.Pytanie tylko, jakich. Im więcej teraz udusisz swoją pazernością, tym więcej przypomni sobie archaiczne – wydawałoby się – poglądy rodziców, którzy od banków woleli się trzymać z daleka.

Skomentuj notkę
Ale cóż – czasy mamy takie, że słowa nie koniecznie muszą znaczyć to co znaczą, zwłaszcza jak się zachęca szaraczków do brania kredytów.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kredyt,
własność,
hipoteka

Komentarze: (1)

anonim,

January 29, 2009 21:15

Skomentuj komentarz

Cytuję, bo dobre. Z Rzeczpospolitej 29 stycznia 2009:http://blog.rp.pl/blog/2009/01/28/krzysztof-szwalek-co-bank-i-jego-klient-maja-sobie-do-powiedzenia/Krzysztof Szwałek: Co bank i jego klient mają sobie do powiedzeniaDrogi kliencie! Ponieważ wskutek kryzysu możesz mieć wkrótce mniej pieniędzy, podwyższamy ratę Twojego kredytu. Jeśli już go masz, poszerzymy Ci spread. Jeżeli dopiero się o niego starasz – podniesiemy marżę. Obiecujemy jednak obniżyć oprocentowanie, gdy tylko spadną LIBOR i WIBOR (albo pół roku później).Błyskawicznie za to obniżymy oprocentowanie twoich oszczędności. Uprzejmie przypominamy też, że dalsze obniżanie się Twojej zdolności kredytowej może spowodować wypowiedzenie umowy, nawet jeśli wszystkie raty płacisz w terminie. Co jeszcze możemy dla Ciebie zrobić?.Drogi banku! Dziękuję, że martwisz się o moją wypłacalność. Rzeczywiście jest z nią gorzej. Nie dlatego, że straciłem pracę – znajdę nową, bo jestem zdolny. Mam mniej pieniędzy, bo wzrosła moja rata.Uprzejmie dziękuję za przypomnienie, że możesz mi zabrać mieszkanie. Jeśli dobrze pamiętam, to możesz też wkrótce zażądać hipoteki na domu moich rodziców, bo spadła wartość mojego mieszkania. Tak, wiem, że to wszystko zgodne z umową, którą podpisaliśmy, i że Komisja Nadzoru Finansowego palcem w tej sytuacji nie kiwnie. Dziękuję też za przypomnienie, że taka polityka pozwoli Ci zachować płynność, bezpieczeństwo i coś tam jeszcze, dzięki czemu będziesz mógł w najbliższych latach najlepiej spełniać oczekiwania klientów.Pytanie tylko, jakich. Im więcej teraz udusisz swoją pazernością, tym więcej przypomni sobie archaiczne – wydawałoby się – poglądy rodziców, którzy od banków woleli się trzymać z daleka.

Skomentuj notkę
Dane z raportu dotyczącego sprzedaży komputerów, LCD i aparatów cyfrowych w Polsce
Władze Warszawy chcą w przyszłym roku wypróbować, a potem kupić system rozpoznający twarze przechodniów, na podstawie nagrań kamer monitoringu – ujawnia „Dziennik”.

Jak miałby działać ten system? Wykorzystane będą kamery monitoringu miejskiego – cyfrowe, o najlepszych parametrach obrazu. Ich sygnał zostanie przekazany do bardzo silnych komputerów. – Program wybiera jedną lub kilka klatek na sekundę, to zależy od jego wydajności. Następnie dokonuje detekcji twarzy, czyli odnajduje na obrazie te fragmenty, gdzie widać ludzką twarz – tłumaczy dr inż. Adam Nowosielski z Politechniki Szczecińskiej zajmujący się tą technologią od 8 lat. – Następny etap to ekstrakcja istotnych cech – tłumaczy zawile.

A to właśnie fundament systemu rozpoznawania twarzy – komputer mierzy indywidualne dla każdego człowieka cechy, takie jak rozstaw oczu, odległość oczu od czubka nosa, kącików ust, uszu itp. W ten sposób powstaje geometryczna mapa twarzy, którą komputer porównuje z tak samo przetworzonymi zdjęciami poszukiwanych ludzi. Jeśli uzna, że podobieństwo jest wystarczająco wysokie, wszczyna alarm – wyjaśnia gazeta.

– Ekstrakcja istotnych cech twarzy jest najtrudniejszym elementem. Komputer musi być nauczony interpretowania tych cech bez względu np. na mimikę twarzy, zarost, fryzurę. Dlatego ta technologia cały czas jeszcze się rozwija, a systemy są bardzo drogie – dodaje Nowosielski.

Jego zdaniem system rozpoznawania twarzy, jak każde urządzenie, można oszukać, ale bez takiego komputerowego wspomagania nie da się już obsługiwać setek kamer monitoringu. – Operator po 20 minutach wpatrywania się w ekran jest zmęczony. A system będzie działał całą dobę – wyjaśnia.

Policja liczy, że urządzenia identyfikacji osób zostanie zainstalowane. – Wskazanie nigdy nie będzie pewne na sto procent, ale stanie się podstawą np. do wylegitymowania człowieka – mówi specjalista od przestępczości komputerowej Zbigniew Urbański z Komendy Głównej Policji.

Test systemu w Warszawie ma odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę komputery potrafią i ile będą kosztować. Władze Warszawy zwróciły się do Ministerstwa Rozwoju Regionalnego o wsparcie z unijnych funduszy. Na kilka projektów związanych z bezpieczeństwem – w tym rozpoznawanie twarzy – urzędnicy chcą 230 mln zł – podaje „Dziennik”.
Jak miałby działać ten system? Wykorzystane będą kamery monitoringu miejskiego – cyfrowe, o najlepszych parametrach obrazu. Ich sygnał zostanie przekazany do bardzo silnych komputerów. – Program wybiera jedną lub kilka klatek na sekundę, to zależy od jego wydajności. Następnie dokonuje detekcji twarzy, czyli odnajduje na obrazie te fragmenty, gdzie widać ludzką twarz – tłumaczy dr inż. Adam Nowosielski z Politechniki Szczecińskiej zajmujący się tą technologią od 8 lat. – Następny etap to ekstrakcja istotnych cech – tłumaczy zawile.

A to właśnie fundament systemu rozpoznawania twarzy – komputer mierzy indywidualne dla każdego człowieka cechy, takie jak rozstaw oczu, odległość oczu od czubka nosa, kącików ust, uszu itp. W ten sposób powstaje geometryczna mapa twarzy, którą komputer porównuje z tak samo przetworzonymi zdjęciami poszukiwanych ludzi. Jeśli uzna, że podobieństwo jest wystarczająco wysokie, wszczyna alarm – wyjaśnia gazeta.

– Ekstrakcja istotnych cech twarzy jest najtrudniejszym elementem. Komputer musi być nauczony interpretowania tych cech bez względu np. na mimikę twarzy, zarost, fryzurę. Dlatego ta technologia cały czas jeszcze się rozwija, a systemy są bardzo drogie – dodaje Nowosielski.

Jego zdaniem system rozpoznawania twarzy, jak każde urządzenie, można oszukać, ale bez takiego komputerowego wspomagania nie da się już obsługiwać setek kamer monitoringu. – Operator po 20 minutach wpatrywania się w ekran jest zmęczony. A system będzie działał całą dobę – wyjaśnia.

Policja liczy, że urządzenia identyfikacji osób zostanie zainstalowane. – Wskazanie nigdy nie będzie pewne na sto procent, ale stanie się podstawą np. do wylegitymowania człowieka – mówi specjalista od przestępczości komputerowej Zbigniew Urbański z Komendy Głównej Policji.

Test systemu w Warszawie ma odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę komputery potrafią i ile będą kosztować. Władze Warszawy zwróciły się do Ministerstwa Rozwoju Regionalnego o wsparcie z unijnych funduszy. Na kilka projektów związanych z bezpieczeństwem – w tym rozpoznawanie twarzy – urzędnicy chcą 230 mln zł – podaje „Dziennik”.
A to właśnie fundament systemu rozpoznawania twarzy – komputer mierzy indywidualne dla każdego człowieka cechy, takie jak rozstaw oczu, odległość oczu od czubka nosa, kącików ust, uszu itp. W ten sposób powstaje geometryczna mapa twarzy, którą komputer porównuje z tak samo przetworzonymi zdjęciami poszukiwanych ludzi. Jeśli uzna, że podobieństwo jest wystarczająco wysokie, wszczyna alarm – wyjaśnia gazeta.

– Ekstrakcja istotnych cech twarzy jest najtrudniejszym elementem. Komputer musi być nauczony interpretowania tych cech bez względu np. na mimikę twarzy, zarost, fryzurę. Dlatego ta technologia cały czas jeszcze się rozwija, a systemy są bardzo drogie – dodaje Nowosielski.

Jego zdaniem system rozpoznawania twarzy, jak każde urządzenie, można oszukać, ale bez takiego komputerowego wspomagania nie da się już obsługiwać setek kamer monitoringu. – Operator po 20 minutach wpatrywania się w ekran jest zmęczony. A system będzie działał całą dobę – wyjaśnia.

Policja liczy, że urządzenia identyfikacji osób zostanie zainstalowane. – Wskazanie nigdy nie będzie pewne na sto procent, ale stanie się podstawą np. do wylegitymowania człowieka – mówi specjalista od przestępczości komputerowej Zbigniew Urbański z Komendy Głównej Policji.

Test systemu w Warszawie ma odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę komputery potrafią i ile będą kosztować. Władze Warszawy zwróciły się do Ministerstwa Rozwoju Regionalnego o wsparcie z unijnych funduszy. Na kilka projektów związanych z bezpieczeństwem – w tym rozpoznawanie twarzy – urzędnicy chcą 230 mln zł – podaje „Dziennik”.
– Ekstrakcja istotnych cech twarzy jest najtrudniejszym elementem. Komputer musi być nauczony interpretowania tych cech bez względu np. na mimikę twarzy, zarost, fryzurę. Dlatego ta technologia cały czas jeszcze się rozwija, a systemy są bardzo drogie – dodaje Nowosielski.

Jego zdaniem system rozpoznawania twarzy, jak każde urządzenie, można oszukać, ale bez takiego komputerowego wspomagania nie da się już obsługiwać setek kamer monitoringu. – Operator po 20 minutach wpatrywania się w ekran jest zmęczony. A system będzie działał całą dobę – wyjaśnia.

Policja liczy, że urządzenia identyfikacji osób zostanie zainstalowane. – Wskazanie nigdy nie będzie pewne na sto procent, ale stanie się podstawą np. do wylegitymowania człowieka – mówi specjalista od przestępczości komputerowej Zbigniew Urbański z Komendy Głównej Policji.

Test systemu w Warszawie ma odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę komputery potrafią i ile będą kosztować. Władze Warszawy zwróciły się do Ministerstwa Rozwoju Regionalnego o wsparcie z unijnych funduszy. Na kilka projektów związanych z bezpieczeństwem – w tym rozpoznawanie twarzy – urzędnicy chcą 230 mln zł – podaje „Dziennik”.
Jego zdaniem system rozpoznawania twarzy, jak każde urządzenie, można oszukać, ale bez takiego komputerowego wspomagania nie da się już obsługiwać setek kamer monitoringu. – Operator po 20 minutach wpatrywania się w ekran jest zmęczony. A system będzie działał całą dobę – wyjaśnia.

Policja liczy, że urządzenia identyfikacji osób zostanie zainstalowane. – Wskazanie nigdy nie będzie pewne na sto procent, ale stanie się podstawą np. do wylegitymowania człowieka – mówi specjalista od przestępczości komputerowej Zbigniew Urbański z Komendy Głównej Policji.

Test systemu w Warszawie ma odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę komputery potrafią i ile będą kosztować. Władze Warszawy zwróciły się do Ministerstwa Rozwoju Regionalnego o wsparcie z unijnych funduszy. Na kilka projektów związanych z bezpieczeństwem – w tym rozpoznawanie twarzy – urzędnicy chcą 230 mln zł – podaje „Dziennik”.
Policja liczy, że urządzenia identyfikacji osób zostanie zainstalowane. – Wskazanie nigdy nie będzie pewne na sto procent, ale stanie się podstawą np. do wylegitymowania człowieka – mówi specjalista od przestępczości komputerowej Zbigniew Urbański z Komendy Głównej Policji.

Test systemu w Warszawie ma odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę komputery potrafią i ile będą kosztować. Władze Warszawy zwróciły się do Ministerstwa Rozwoju Regionalnego o wsparcie z unijnych funduszy. Na kilka projektów związanych z bezpieczeństwem – w tym rozpoznawanie twarzy – urzędnicy chcą 230 mln zł – podaje „Dziennik”.
Test systemu w Warszawie ma odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę komputery potrafią i ile będą kosztować. Władze Warszawy zwróciły się do Ministerstwa Rozwoju Regionalnego o wsparcie z unijnych funduszy. Na kilka projektów związanych z bezpieczeństwem – w tym rozpoznawanie twarzy – urzędnicy chcą 230 mln zł – podaje „Dziennik”.
Dziś o 5.oo obudził mnie kot. Nie mogąc i nie chcą już zasnąć sięgnąłem po gazetę (w znaczeniu e-gazeta, bo chyba już tylko takie czytam) i poczytałem sobie nieco.

Wniosek z czytania: skończył się koniec historii! A skoro tak to należy to poważnie wziąć pod uwagę. Może mądrze jest, oprócz akcji i elektronicznym papierów wartościowych mieć jeszcze nieco srebra i złota bo co warty jest e-pieniądz jak nie ma prądu? Może warto do piwnicy zanieść 100 małych puszeczek groszku konserwowego – zawsze to można na tym kilka miesięcy przeżyć a ile teraz takie 100 puszeczek może kosztować? 200zł?!

Medytując w wannie zastanawiałem się nad możliwymi scenariuszami mogącej nastąpić wojny. Kiedyś było prosto: NATO miało nas zaatakować, my z bratnimi armiami Układu Warszawskiego mieliśmy się bronić gdzieś pod Paryżem i Kopenhagą, i żeby nam było się trudniej bronić amerykańce planowali zrzucić na Polskę 300-500 taktycznych pocisków jądrowych abym nie musiał myśleć o puszczach groszku konserwowego. A teraz? Może będzie to bardziej przypominać Serbie z precyzyjnymi bombardowaniami transformatorów wysokiego napięcia? A może Czeczenie i zrobi się partyzantka w Beskidach? Kto tu może chcieć przyjść albo przyjechać czołgiem i po co? Nie wiem – ale nie wyobrażam sobie aby ktoś miał interes w przyjeżdżaniu tu czołgiem. Po prostu czołg za dużo niszczy.

Tak sobie myślę i myślę, że jeżeli nawet nie będzie to scenariusz z całej apokalipsy to na pewno zadziała ten kawałek z apokalipsy dotyczący głodu, bo benzyny nie będzie, pieniędzy nie będzie, rolników już nie ma a producenci żywności nie mogą produkować nie mając półproduktów (np. prądu a rolnictwo bez prądu nie istnieje). Skoro nie będzie benzyny i jedzenia to nie będzie też bezpieczeństwa bo ludzie głodni i silni ani nie być głodni napadają na słabszych aby im zjeść zapasy groszku.

A ten Fukojama to taki głupi jest, że mógłby się pewnie sporo od mojego kota wiele nauczyć.

PS. Andrzej przysłał film o Bilderbergach dostępny pod http://video.google.pl/videoplay?docid=-5739634563260751371&hl=pl i znowu nie wiem co o tym myśleć.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
zimna wojna,
nato,
putin,
wojna,
fukojama,
koniec historii

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Wniosek z czytania: skończył się koniec historii! A skoro tak to należy to poważnie wziąć pod uwagę. Może mądrze jest, oprócz akcji i elektronicznym papierów wartościowych mieć jeszcze nieco srebra i złota bo co warty jest e-pieniądz jak nie ma prądu? Może warto do piwnicy zanieść 100 małych puszeczek groszku konserwowego – zawsze to można na tym kilka miesięcy przeżyć a ile teraz takie 100 puszeczek może kosztować? 200zł?!

Medytując w wannie zastanawiałem się nad możliwymi scenariuszami mogącej nastąpić wojny. Kiedyś było prosto: NATO miało nas zaatakować, my z bratnimi armiami Układu Warszawskiego mieliśmy się bronić gdzieś pod Paryżem i Kopenhagą, i żeby nam było się trudniej bronić amerykańce planowali zrzucić na Polskę 300-500 taktycznych pocisków jądrowych abym nie musiał myśleć o puszczach groszku konserwowego. A teraz? Może będzie to bardziej przypominać Serbie z precyzyjnymi bombardowaniami transformatorów wysokiego napięcia? A może Czeczenie i zrobi się partyzantka w Beskidach? Kto tu może chcieć przyjść albo przyjechać czołgiem i po co? Nie wiem – ale nie wyobrażam sobie aby ktoś miał interes w przyjeżdżaniu tu czołgiem. Po prostu czołg za dużo niszczy.

Tak sobie myślę i myślę, że jeżeli nawet nie będzie to scenariusz z całej apokalipsy to na pewno zadziała ten kawałek z apokalipsy dotyczący głodu, bo benzyny nie będzie, pieniędzy nie będzie, rolników już nie ma a producenci żywności nie mogą produkować nie mając półproduktów (np. prądu a rolnictwo bez prądu nie istnieje). Skoro nie będzie benzyny i jedzenia to nie będzie też bezpieczeństwa bo ludzie głodni i silni ani nie być głodni napadają na słabszych aby im zjeść zapasy groszku.

A ten Fukojama to taki głupi jest, że mógłby się pewnie sporo od mojego kota wiele nauczyć.

PS. Andrzej przysłał film o Bilderbergach dostępny pod http://video.google.pl/videoplay?docid=-5739634563260751371&hl=pl i znowu nie wiem co o tym myśleć.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
zimna wojna,
nato,
putin,
wojna,
fukojama,
koniec historii

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Medytując w wannie zastanawiałem się nad możliwymi scenariuszami mogącej nastąpić wojny. Kiedyś było prosto: NATO miało nas zaatakować, my z bratnimi armiami Układu Warszawskiego mieliśmy się bronić gdzieś pod Paryżem i Kopenhagą, i żeby nam było się trudniej bronić amerykańce planowali zrzucić na Polskę 300-500 taktycznych pocisków jądrowych abym nie musiał myśleć o puszczach groszku konserwowego. A teraz? Może będzie to bardziej przypominać Serbie z precyzyjnymi bombardowaniami transformatorów wysokiego napięcia? A może Czeczenie i zrobi się partyzantka w Beskidach? Kto tu może chcieć przyjść albo przyjechać czołgiem i po co? Nie wiem – ale nie wyobrażam sobie aby ktoś miał interes w przyjeżdżaniu tu czołgiem. Po prostu czołg za dużo niszczy.

Tak sobie myślę i myślę, że jeżeli nawet nie będzie to scenariusz z całej apokalipsy to na pewno zadziała ten kawałek z apokalipsy dotyczący głodu, bo benzyny nie będzie, pieniędzy nie będzie, rolników już nie ma a producenci żywności nie mogą produkować nie mając półproduktów (np. prądu a rolnictwo bez prądu nie istnieje). Skoro nie będzie benzyny i jedzenia to nie będzie też bezpieczeństwa bo ludzie głodni i silni ani nie być głodni napadają na słabszych aby im zjeść zapasy groszku.

A ten Fukojama to taki głupi jest, że mógłby się pewnie sporo od mojego kota wiele nauczyć.

PS. Andrzej przysłał film o Bilderbergach dostępny pod http://video.google.pl/videoplay?docid=-5739634563260751371&hl=pl i znowu nie wiem co o tym myśleć.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
zimna wojna,
nato,
putin,
wojna,
fukojama,
koniec historii

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Tak sobie myślę i myślę, że jeżeli nawet nie będzie to scenariusz z całej apokalipsy to na pewno zadziała ten kawałek z apokalipsy dotyczący głodu, bo benzyny nie będzie, pieniędzy nie będzie, rolników już nie ma a producenci żywności nie mogą produkować nie mając półproduktów (np. prądu a rolnictwo bez prądu nie istnieje). Skoro nie będzie benzyny i jedzenia to nie będzie też bezpieczeństwa bo ludzie głodni i silni ani nie być głodni napadają na słabszych aby im zjeść zapasy groszku.

A ten Fukojama to taki głupi jest, że mógłby się pewnie sporo od mojego kota wiele nauczyć.

PS. Andrzej przysłał film o Bilderbergach dostępny pod http://video.google.pl/videoplay?docid=-5739634563260751371&hl=pl i znowu nie wiem co o tym myśleć.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
zimna wojna,
nato,
putin,
wojna,
fukojama,
koniec historii

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A ten Fukojama to taki głupi jest, że mógłby się pewnie sporo od mojego kota wiele nauczyć.

PS. Andrzej przysłał film o Bilderbergach dostępny pod http://video.google.pl/videoplay?docid=-5739634563260751371&hl=pl i znowu nie wiem co o tym myśleć.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
zimna wojna,
nato,
putin,
wojna,
fukojama,
koniec historii

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
PS. Andrzej przysłał film o Bilderbergach dostępny pod http://video.google.pl/videoplay?docid=-5739634563260751371&hl=pl i znowu nie wiem co o tym myśleć.

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
zimna wojna,
nato,
putin,
wojna,
fukojama,
koniec historii

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
No i będziemy mieć tarcze! Chyba się cieszę, bo lewicowe idee wyparowały ze mnie jakieś 20 lat temu i w tej chwili bardziej wyznaje zasadę, że …

 
Musisz się zbroić jeżeli chcesz pokoju.
 
Każdy pacyfista powie, że to głupie hasło. Dążenie do pokoju za pomocą nabywania broni?
Pozornie jest tu sprzeczność ale czy rzeczywiście? Pomyślmy.

Lewicowy pacyfista powie tak:

 
Jeżeli chcesz pokoju musisz się rozbroić.
 
Musisz się rozbroić, najlepiej do zera. Problem w tym, że efektem takiego podejścia prędzej będzie niewola niż ogólnoświatowy pokój bo przecież na świecie na pewno znajdzie się ktoś, kto rozbrojonego napadnie aby go zniewolić.

Ludzie mają popsute przez grzech mózgi (teologowie mówią, że to grzech pierworodny ale czy ja wiem), z natury swej wybierają zło. Ten stan rzeczy sprawia, że większą motywacją do pokoju jest strach przed kosztami wojny (napadający może oberwać, dostać w dziób) niż humanistyczna wola czynienia wszystkim dobrze.

* * * * * *

Wspomnienie:
Dawno temu, Bolo włócząc się po Mazurach (festiwal w Brodnicy, potem Jarocin, potem…) wyznawał zasadę, że jak gdzieś można zrobić rozróbę to dlaczego nie. Ale jak jakaś większa osoba chciała mu przylać to krzyczał, że on jest pacyfista, nie uznaje przemocy i że to jest wystarczający powód aby go nie bić. Tak było.

Bolo i jego pacyfizm…….

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
tarcza antyrakietowa,
nato,
pokój,
wojna

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Musisz się zbroić jeżeli chcesz pokoju.
 
Każdy pacyfista powie, że to głupie hasło. Dążenie do pokoju za pomocą nabywania broni?
Pozornie jest tu sprzeczność ale czy rzeczywiście? Pomyślmy.

Lewicowy pacyfista powie tak:

 
Jeżeli chcesz pokoju musisz się rozbroić.
 
Musisz się rozbroić, najlepiej do zera. Problem w tym, że efektem takiego podejścia prędzej będzie niewola niż ogólnoświatowy pokój bo przecież na świecie na pewno znajdzie się ktoś, kto rozbrojonego napadnie aby go zniewolić.

Ludzie mają popsute przez grzech mózgi (teologowie mówią, że to grzech pierworodny ale czy ja wiem), z natury swej wybierają zło. Ten stan rzeczy sprawia, że większą motywacją do pokoju jest strach przed kosztami wojny (napadający może oberwać, dostać w dziób) niż humanistyczna wola czynienia wszystkim dobrze.

* * * * * *

Wspomnienie:
Dawno temu, Bolo włócząc się po Mazurach (festiwal w Brodnicy, potem Jarocin, potem…) wyznawał zasadę, że jak gdzieś można zrobić rozróbę to dlaczego nie. Ale jak jakaś większa osoba chciała mu przylać to krzyczał, że on jest pacyfista, nie uznaje przemocy i że to jest wystarczający powód aby go nie bić. Tak było.

Bolo i jego pacyfizm…….

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
tarcza antyrakietowa,
nato,
pokój,
wojna

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Każdy pacyfista powie, że to głupie hasło. Dążenie do pokoju za pomocą nabywania broni?
Pozornie jest tu sprzeczność ale czy rzeczywiście? Pomyślmy.

Lewicowy pacyfista powie tak:

 
Jeżeli chcesz pokoju musisz się rozbroić.
 
Musisz się rozbroić, najlepiej do zera. Problem w tym, że efektem takiego podejścia prędzej będzie niewola niż ogólnoświatowy pokój bo przecież na świecie na pewno znajdzie się ktoś, kto rozbrojonego napadnie aby go zniewolić.

Ludzie mają popsute przez grzech mózgi (teologowie mówią, że to grzech pierworodny ale czy ja wiem), z natury swej wybierają zło. Ten stan rzeczy sprawia, że większą motywacją do pokoju jest strach przed kosztami wojny (napadający może oberwać, dostać w dziób) niż humanistyczna wola czynienia wszystkim dobrze.

* * * * * *

Wspomnienie:
Dawno temu, Bolo włócząc się po Mazurach (festiwal w Brodnicy, potem Jarocin, potem…) wyznawał zasadę, że jak gdzieś można zrobić rozróbę to dlaczego nie. Ale jak jakaś większa osoba chciała mu przylać to krzyczał, że on jest pacyfista, nie uznaje przemocy i że to jest wystarczający powód aby go nie bić. Tak było.

Bolo i jego pacyfizm…….

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
tarcza antyrakietowa,
nato,
pokój,
wojna

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Lewicowy pacyfista powie tak:

 
Jeżeli chcesz pokoju musisz się rozbroić.
 
Musisz się rozbroić, najlepiej do zera. Problem w tym, że efektem takiego podejścia prędzej będzie niewola niż ogólnoświatowy pokój bo przecież na świecie na pewno znajdzie się ktoś, kto rozbrojonego napadnie aby go zniewolić.

Ludzie mają popsute przez grzech mózgi (teologowie mówią, że to grzech pierworodny ale czy ja wiem), z natury swej wybierają zło. Ten stan rzeczy sprawia, że większą motywacją do pokoju jest strach przed kosztami wojny (napadający może oberwać, dostać w dziób) niż humanistyczna wola czynienia wszystkim dobrze.

* * * * * *

Wspomnienie:
Dawno temu, Bolo włócząc się po Mazurach (festiwal w Brodnicy, potem Jarocin, potem…) wyznawał zasadę, że jak gdzieś można zrobić rozróbę to dlaczego nie. Ale jak jakaś większa osoba chciała mu przylać to krzyczał, że on jest pacyfista, nie uznaje przemocy i że to jest wystarczający powód aby go nie bić. Tak było.

Bolo i jego pacyfizm…….

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
tarcza antyrakietowa,
nato,
pokój,
wojna

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Jeżeli chcesz pokoju musisz się rozbroić.
 
Musisz się rozbroić, najlepiej do zera. Problem w tym, że efektem takiego podejścia prędzej będzie niewola niż ogólnoświatowy pokój bo przecież na świecie na pewno znajdzie się ktoś, kto rozbrojonego napadnie aby go zniewolić.

Ludzie mają popsute przez grzech mózgi (teologowie mówią, że to grzech pierworodny ale czy ja wiem), z natury swej wybierają zło. Ten stan rzeczy sprawia, że większą motywacją do pokoju jest strach przed kosztami wojny (napadający może oberwać, dostać w dziób) niż humanistyczna wola czynienia wszystkim dobrze.

* * * * * *

Wspomnienie:
Dawno temu, Bolo włócząc się po Mazurach (festiwal w Brodnicy, potem Jarocin, potem…) wyznawał zasadę, że jak gdzieś można zrobić rozróbę to dlaczego nie. Ale jak jakaś większa osoba chciała mu przylać to krzyczał, że on jest pacyfista, nie uznaje przemocy i że to jest wystarczający powód aby go nie bić. Tak było.

Bolo i jego pacyfizm…….

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
tarcza antyrakietowa,
nato,
pokój,
wojna

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Musisz się rozbroić, najlepiej do zera. Problem w tym, że efektem takiego podejścia prędzej będzie niewola niż ogólnoświatowy pokój bo przecież na świecie na pewno znajdzie się ktoś, kto rozbrojonego napadnie aby go zniewolić.

Ludzie mają popsute przez grzech mózgi (teologowie mówią, że to grzech pierworodny ale czy ja wiem), z natury swej wybierają zło. Ten stan rzeczy sprawia, że większą motywacją do pokoju jest strach przed kosztami wojny (napadający może oberwać, dostać w dziób) niż humanistyczna wola czynienia wszystkim dobrze.

* * * * * *

Wspomnienie:
Dawno temu, Bolo włócząc się po Mazurach (festiwal w Brodnicy, potem Jarocin, potem…) wyznawał zasadę, że jak gdzieś można zrobić rozróbę to dlaczego nie. Ale jak jakaś większa osoba chciała mu przylać to krzyczał, że on jest pacyfista, nie uznaje przemocy i że to jest wystarczający powód aby go nie bić. Tak było.

Bolo i jego pacyfizm…….

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
tarcza antyrakietowa,
nato,
pokój,
wojna

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ludzie mają popsute przez grzech mózgi (teologowie mówią, że to grzech pierworodny ale czy ja wiem), z natury swej wybierają zło. Ten stan rzeczy sprawia, że większą motywacją do pokoju jest strach przed kosztami wojny (napadający może oberwać, dostać w dziób) niż humanistyczna wola czynienia wszystkim dobrze.

* * * * * *

Wspomnienie:
Dawno temu, Bolo włócząc się po Mazurach (festiwal w Brodnicy, potem Jarocin, potem…) wyznawał zasadę, że jak gdzieś można zrobić rozróbę to dlaczego nie. Ale jak jakaś większa osoba chciała mu przylać to krzyczał, że on jest pacyfista, nie uznaje przemocy i że to jest wystarczający powód aby go nie bić. Tak było.

Bolo i jego pacyfizm…….

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
tarcza antyrakietowa,
nato,
pokój,
wojna

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
* * * * * *

Wspomnienie:
Dawno temu, Bolo włócząc się po Mazurach (festiwal w Brodnicy, potem Jarocin, potem…) wyznawał zasadę, że jak gdzieś można zrobić rozróbę to dlaczego nie. Ale jak jakaś większa osoba chciała mu przylać to krzyczał, że on jest pacyfista, nie uznaje przemocy i że to jest wystarczający powód aby go nie bić. Tak było.

Bolo i jego pacyfizm…….

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
tarcza antyrakietowa,
nato,
pokój,
wojna

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Wspomnienie:
Dawno temu, Bolo włócząc się po Mazurach (festiwal w Brodnicy, potem Jarocin, potem…) wyznawał zasadę, że jak gdzieś można zrobić rozróbę to dlaczego nie. Ale jak jakaś większa osoba chciała mu przylać to krzyczał, że on jest pacyfista, nie uznaje przemocy i że to jest wystarczający powód aby go nie bić. Tak było.

Bolo i jego pacyfizm…….

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
tarcza antyrakietowa,
nato,
pokój,
wojna

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W Gruzji się dzieje a ja zbieram myśli. Chyba nic nowego nie wymyślę ale pozbieranie tego co jest i zobrazowanie w nowym świetle może kiedyś się przydać do kolejnych przemyśleń. Może się przydać więc zanotuje:

Wojna to narzędzie prowadzenia polityki (Clausewitz). Wojna Rosyjsko-Gruzińska to Rosyjskie narzędzie stosowania polityki względem innych państw tego świata. A Gruzja? Gruzja się prawie się napatoczyła.

Polityka to dążenie do wywierania wpływu grupy ludzi. W szczególności to dążenie do władzy w państwie aby wpływać na ludzi, którzy tworzą to państwo lub tworzą inne państwa (Maks Weber). Polityka Rosji jest polityką imperialną – a więc władze Rosji dążą do wywierania wpływu na ludzi tworzących inne państwa. Napatoczyła się Gruzja ale tak naprawdę chodzi o to aby Ukraińcy, Polacy, Litwini, ale też Niemcy, Chińczycy i Amerykanie zachowywali się tak, jak sobie tego prezydent Putin życzy.

Ile energii musiał włożyć G.W.Bush w przekonanie swoich wyborców oraz tego, co się zwie światową opinią publiczną (ale chodzi o wyborców polityków państw sprzymierzonych z USA), że Sadam Husain jest zły i że należy go od władzy usunąć. Bush wykazywał, że Sadam ma związek z terrorystami (rzeczywiście – wypłacał rentę jednemu terroryście OWP bardzo aktywnemu w latach 70-tych). Udowadniał, że Sadam ma broń masowego rażenia, przypominał, że wojnę z Irakiem prowadził dość ostro a przy okazji zabił wielu Kurdów swoich współobywateli.
Putin nie musiał nikogo w Rosji przekonywać – po prostu zrobił sobie wojnę i już. Zrobił bo chciał zrobić a jego obywatele cieszę się, bo przecież Putin robi dobrze dla Rosji i dla nich. Po prostu jest autorytetem dla swoich obywateli i już.
Mógłbym napisać, że „wyborców” ale jakoś te słowo nie do końca tu pasuje, choć wybory w Rosji fałszowane na pewno nie są, bo nie muszą.
No i co demokraci? Czy naprawdę demokracja w zachodnim rozumieniu jest najlepszą metodą sprawowania władzy? Przekonacie do tego Rosjan (nieważne czy z Moskwy czy z Zabajkalskawo Pasiołka)? A może przekonacie do tego Chińczyka, który jest dumny z igrzysk w Pekinie? A może Irakijczyka, który ma dość do wspomina czasy Sadama znacznie lepiej niż Polacy czasy Gierka.
Niedemokratom znacznie łatwiej prowadzić wojnę i znacznie łatwiej im ją wygrać co jest jeszcze jedną wadą demokracji. Wadą, która pewnie ją kiedyś zniszczy.

Wojna ma wymiar militarny – ale ma też wymiar propagandowy (PiaRowy). W tej wojnie Rosji w tej dziedzinie idzie świetnie (przynajmniej do teraz) bo kłamstwa, manipulacje, blokady informacyjne to bardzo sprawne w ich rękach narzędzia.

Dziennikarze w niektórych polskich gazetach to albo idioci (chciało by się napisać „pożyteczni idioci”) albo rosyjscy szpiedzy. Idioci wypowiadają się nie mając danych, nie znając faktów albo mając dane zupełnie niesprawdzone. (niestety, prezydenta Wałesę zaliczam do grupy „idioci”). Szpiedzy są bardziej spójni bo działają na czyjeś zlecenie.

Tak mi się wydaje, że jakieś ABW albo inny kontrwywiad powinien sprawdzić który z dziennikarzy na temat wojny w Gruzji co pisał i dlaczego. Oczywiście dziennikarze-liberałowie będą krzyczeć o wolności słowa, że nie wolno, że poglądy… ale agenci rosyjscy w Polsce działali do 89 roku (mimo iż Polska to był sojusznik) a po tym roku nikt ich w Polsce nie łapał, więc pewnie działają dalej bo Polska nie przestała być dla nich atrakcyjna.

Nie wiem na ile wierzyć badaniom opinii publicznej ale wojna Rosyjsko-Gruzińska zmieniła myślenie wielu Polaków o umieszczeniu amerykańskiej instalacji rakietowej w Polsce. Ciekawostka.

Na razie tyle – ale może coś jeszcze dopiszę jak wymyślę.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
wojna,
rosja-gruzja,
putin

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Putin nie musiał nikogo w Rosji przekonywać – po prostu zrobił sobie wojnę i już. Zrobił bo chciał zrobić a jego obywatele cieszę się, bo przecież Putin robi dobrze dla Rosji i dla nich. Po prostu jest autorytetem dla swoich obywateli i już.
Mógłbym napisać, że „wyborców” ale jakoś te słowo nie do końca tu pasuje, choć wybory w Rosji fałszowane na pewno nie są, bo nie muszą.
No i co demokraci? Czy naprawdę demokracja w zachodnim rozumieniu jest najlepszą metodą sprawowania władzy? Przekonacie do tego Rosjan (nieważne czy z Moskwy czy z Zabajkalskawo Pasiołka)? A może przekonacie do tego Chińczyka, który jest dumny z igrzysk w Pekinie? A może Irakijczyka, który ma dość do wspomina czasy Sadama znacznie lepiej niż Polacy czasy Gierka.
Niedemokratom znacznie łatwiej prowadzić wojnę i znacznie łatwiej im ją wygrać co jest jeszcze jedną wadą demokracji. Wadą, która pewnie ją kiedyś zniszczy.

Wojna ma wymiar militarny – ale ma też wymiar propagandowy (PiaRowy). W tej wojnie Rosji w tej dziedzinie idzie świetnie (przynajmniej do teraz) bo kłamstwa, manipulacje, blokady informacyjne to bardzo sprawne w ich rękach narzędzia.

Dziennikarze w niektórych polskich gazetach to albo idioci (chciało by się napisać „pożyteczni idioci”) albo rosyjscy szpiedzy. Idioci wypowiadają się nie mając danych, nie znając faktów albo mając dane zupełnie niesprawdzone. (niestety, prezydenta Wałesę zaliczam do grupy „idioci”). Szpiedzy są bardziej spójni bo działają na czyjeś zlecenie.

Tak mi się wydaje, że jakieś ABW albo inny kontrwywiad powinien sprawdzić który z dziennikarzy na temat wojny w Gruzji co pisał i dlaczego. Oczywiście dziennikarze-liberałowie będą krzyczeć o wolności słowa, że nie wolno, że poglądy… ale agenci rosyjscy w Polsce działali do 89 roku (mimo iż Polska to był sojusznik) a po tym roku nikt ich w Polsce nie łapał, więc pewnie działają dalej bo Polska nie przestała być dla nich atrakcyjna.

Nie wiem na ile wierzyć badaniom opinii publicznej ale wojna Rosyjsko-Gruzińska zmieniła myślenie wielu Polaków o umieszczeniu amerykańskiej instalacji rakietowej w Polsce. Ciekawostka.
Mógłbym napisać, że „wyborców” ale jakoś te słowo nie do końca tu pasuje, choć wybory w Rosji fałszowane na pewno nie są, bo nie muszą.
No i co demokraci? Czy naprawdę demokracja w zachodnim rozumieniu jest najlepszą metodą sprawowania władzy? Przekonacie do tego Rosjan (nieważne czy z Moskwy czy z Zabajkalskawo Pasiołka)? A może przekonacie do tego Chińczyka, który jest dumny z igrzysk w Pekinie? A może Irakijczyka, który ma dość do wspomina czasy Sadama znacznie lepiej niż Polacy czasy Gierka.
Niedemokratom znacznie łatwiej prowadzić wojnę i znacznie łatwiej im ją wygrać co jest jeszcze jedną wadą demokracji. Wadą, która pewnie ją kiedyś zniszczy.

Wojna ma wymiar militarny – ale ma też wymiar propagandowy (PiaRowy). W tej wojnie Rosji w tej dziedzinie idzie świetnie (przynajmniej do teraz) bo kłamstwa, manipulacje, blokady informacyjne to bardzo sprawne w ich rękach narzędzia.

Dziennikarze w niektórych polskich gazetach to albo idioci (chciało by się napisać „pożyteczni idioci”) albo rosyjscy szpiedzy. Idioci wypowiadają się nie mając danych, nie znając faktów albo mając dane zupełnie niesprawdzone. (niestety, prezydenta Wałesę zaliczam do grupy „idioci”). Szpiedzy są bardziej spójni bo działają na czyjeś zlecenie.

Tak mi się wydaje, że jakieś ABW albo inny kontrwywiad powinien sprawdzić który z dziennikarzy na temat wojny w Gruzji co pisał i dlaczego. Oczywiście dziennikarze-liberałowie będą krzyczeć o wolności słowa, że nie wolno, że poglądy… ale agenci rosyjscy w Polsce działali do 89 roku (mimo iż Polska to był sojusznik) a po tym roku nikt ich w Polsce nie łapał, więc pewnie działają dalej bo Polska nie przestała być dla nich atrakcyjna.

Nie wiem na ile wierzyć badaniom opinii publicznej ale wojna Rosyjsko-Gruzińska zmieniła myślenie wielu Polaków o umieszczeniu amerykańskiej instalacji rakietowej w Polsce. Ciekawostka.
No i co demokraci? Czy naprawdę demokracja w zachodnim rozumieniu jest najlepszą metodą sprawowania władzy? Przekonacie do tego Rosjan (nieważne czy z Moskwy czy z Zabajkalskawo Pasiołka)? A może przekonacie do tego Chińczyka, który jest dumny z igrzysk w Pekinie? A może Irakijczyka, który ma dość do wspomina czasy Sadama znacznie lepiej niż Polacy czasy Gierka.
Niedemokratom znacznie łatwiej prowadzić wojnę i znacznie łatwiej im ją wygrać co jest jeszcze jedną wadą demokracji. Wadą, która pewnie ją kiedyś zniszczy.

Wojna ma wymiar militarny – ale ma też wymiar propagandowy (PiaRowy). W tej wojnie Rosji w tej dziedzinie idzie świetnie (przynajmniej do teraz) bo kłamstwa, manipulacje, blokady informacyjne to bardzo sprawne w ich rękach narzędzia.

Dziennikarze w niektórych polskich gazetach to albo idioci (chciało by się napisać „pożyteczni idioci”) albo rosyjscy szpiedzy. Idioci wypowiadają się nie mając danych, nie znając faktów albo mając dane zupełnie niesprawdzone. (niestety, prezydenta Wałesę zaliczam do grupy „idioci”). Szpiedzy są bardziej spójni bo działają na czyjeś zlecenie.

Tak mi się wydaje, że jakieś ABW albo inny kontrwywiad powinien sprawdzić który z dziennikarzy na temat wojny w Gruzji co pisał i dlaczego. Oczywiście dziennikarze-liberałowie będą krzyczeć o wolności słowa, że nie wolno, że poglądy… ale agenci rosyjscy w Polsce działali do 89 roku (mimo iż Polska to był sojusznik) a po tym roku nikt ich w Polsce nie łapał, więc pewnie działają dalej bo Polska nie przestała być dla nich atrakcyjna.

Nie wiem na ile wierzyć badaniom opinii publicznej ale wojna Rosyjsko-Gruzińska zmieniła myślenie wielu Polaków o umieszczeniu amerykańskiej instalacji rakietowej w Polsce. Ciekawostka.
Niedemokratom znacznie łatwiej prowadzić wojnę i znacznie łatwiej im ją wygrać co jest jeszcze jedną wadą demokracji. Wadą, która pewnie ją kiedyś zniszczy.

Wojna ma wymiar militarny – ale ma też wymiar propagandowy (PiaRowy). W tej wojnie Rosji w tej dziedzinie idzie świetnie (przynajmniej do teraz) bo kłamstwa, manipulacje, blokady informacyjne to bardzo sprawne w ich rękach narzędzia.

Dziennikarze w niektórych polskich gazetach to albo idioci (chciało by się napisać „pożyteczni idioci”) albo rosyjscy szpiedzy. Idioci wypowiadają się nie mając danych, nie znając faktów albo mając dane zupełnie niesprawdzone. (niestety, prezydenta Wałesę zaliczam do grupy „idioci”). Szpiedzy są bardziej spójni bo działają na czyjeś zlecenie.

Tak mi się wydaje, że jakieś ABW albo inny kontrwywiad powinien sprawdzić który z dziennikarzy na temat wojny w Gruzji co pisał i dlaczego. Oczywiście dziennikarze-liberałowie będą krzyczeć o wolności słowa, że nie wolno, że poglądy… ale agenci rosyjscy w Polsce działali do 89 roku (mimo iż Polska to był sojusznik) a po tym roku nikt ich w Polsce nie łapał, więc pewnie działają dalej bo Polska nie przestała być dla nich atrakcyjna.

Nie wiem na ile wierzyć badaniom opinii publicznej ale wojna Rosyjsko-Gruzińska zmieniła myślenie wielu Polaków o umieszczeniu amerykańskiej instalacji rakietowej w Polsce. Ciekawostka.
Tak mi się wydaje, że jakieś ABW albo inny kontrwywiad powinien sprawdzić który z dziennikarzy na temat wojny w Gruzji co pisał i dlaczego. Oczywiście dziennikarze-liberałowie będą krzyczeć o wolności słowa, że nie wolno, że poglądy… ale agenci rosyjscy w Polsce działali do 89 roku (mimo iż Polska to był sojusznik) a po tym roku nikt ich w Polsce nie łapał, więc pewnie działają dalej bo Polska nie przestała być dla nich atrakcyjna.

Nie wiem na ile wierzyć badaniom opinii publicznej ale wojna Rosyjsko-Gruzińska zmieniła myślenie wielu Polaków o umieszczeniu amerykańskiej instalacji rakietowej w Polsce. Ciekawostka.
Na razie tyle – ale może coś jeszcze dopiszę jak wymyślę.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
wojna,
rosja-gruzja,
putin

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Tylko pozornie trywialne obserwacje:

Aby ktoś mógł wygrać ktoś musi przegrać. Tych przegrywających jest zdecydowanie więcej.
Chińczycy na twarzy raczej nie okazują uczuć – może ich nie mają a wygrywają (lub przegrywają) bo tak trzeba – w końcu Chiny to kolejne wielkie i silne państwo.
Medalu olimpijskiego nie da się kupić, ale zawodnika zdobywającego medal kupuje się już bez większych problemów. Taki mam wniosek z biegu kobiet na 3km, który mogła wygrać Turczynka z Kenii bo takie biegi wygrywają przeważnie zawodnicy z Kenii albo Etiopii ale na pewno nie Turcji. Alternatywą była Etiopka z Holandii – ale za szybko wystartowała.
W Pekinie jest olimpiada, w Warszawie defilada wojskowa a na Śląsku tylko burza z piorunami, trąbami powietrznymi wywracającymi samochody na autostradzie i gradem wybijającym szyby w samochodach. A w Gruzji jest wojna.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Pekin 2008,
olimpiada,
Beijing 2008

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
#5. Kołobrzeg jest, a w Kołobrzegu jest firma, co fajnie daje interneto po WiFi.
#6. Kleszcze mają bardzo zły PiaR. Ten zły wizerunek został stworzony przez sprzedawców jakiejś szczepionki, która sprzedawana w Polsce w ilościach milionowych ma zapobiec tym 3 zgonom rocznie. Z punktu widzenia biznesu sprawa jest genialna – wydać niecały milion na PR i słabą reklamę a potem sprzedawać coś, co wcale ludziom potrzebne nie jest. W zasadzie można to porównać tylko do promocji tego świństwa, zwanego Beaujolais nouveau, którego pić się nie da a dobra akcja reklamowa sprawiła, że Polacy kupują namiętnie. Ale miało być o kleszczach…
#7. Niewątpliwym beneficjentem złego wizerunku kleszczy jest Urząd Morski w Szczecinie. Wystarczyło co kawałek, na wydmach umieścić tabliczkę „uwaga kleszcze” i od razu ludzie przestali tam włazić, przez co Urząd jest zadowolony, bo chroniąc trawę wydm chroni polskie wybrzeże. Co na to kleszcze? Nie wiem
#8. Międzyzdroje, Trzęsacz i Trzebiatów, Kołobrzeg, Koszalin, Słupsk, hotel przy szkole, CB-Marek-24, Miastko, Szczecinek, wyciąg narciarsko-wodny, Borne-Sulinowo, Czaplinek, Połczyn, poligony i lotniska, Połczyn (2), Wałcz, Drezdenko…
#9. Liczba lotnisk polowych (a właściwe drogowych) w okolicach Mirosławca jest znaczna. Zupełnie nie wiem dlaczego zajadanie się ogórkami konserwowymi na końcu pasa startowego sprawiło mi wielką radość. Zupełnie jak kąpiel w lekko poligonowym jeziorze w miejscowości Machliny (polecam miły hotelik przy trasie).
#10. Razem 9 dni i znacznie ponad 2600km. Fajnie było ale odpowiedzi na trudne pytania nie znalazłem.
Ostatniej podróży nie chciało mi się opisywać. Może teraz mi się zachce. Nie wiem, ale złapałem sieć więc spróbuję.
#0. Dopisek z 2023 roku: pierwszy raz pojechałem gdzieś swoją Mazdą 6, nie były to czasy iPhonów ani iPadów, ale WiFi w hotelach już bywało.
#1. Coś się ostatnio zmieniło w języku a ja do teraz tego nie zauważyłem (albo lepiej: nie usłyszałem). Zmieniło się i fakt, że wulgaryzmy przestały być czymś wstydliwym dotarł do mnie z całą siłą. Nad morzem starsza pani mówi do męża, że mamy „chujową pogodę”, w porządnej restauracji w Jeleniej Górze mąż do żony, w obecności dzieciaków stwierdza, że jest „popierdolona wyciągając codziennie tyle kasy z bankomatu”. Pani w recepcji hotelu, mówi, że coś jest „zajebiste” a przejść Aleją Gwiazd w Międzyzdrojach nie da się aby co 10 metrów nie usłyszeć jakiejś „kurwy”. Ot, taka obserwacja.
#2. Bogatynia jest w lewym, dolnym rogu Polski. Świnoujście w lewym, górnym. Czas przejazdu niecałe 5 godzin o ile jedzie się niemieckimi autostradami. Po drodze widać wieże w Berlinie. Po kolei o ile pamiętam: 4, 13, 10 (ring Berlina), 11. (Dopisek w 2015 – nieco wcześniej A. kupiła mi dobrą Mazdę 6).
#3. Na wyspie Wolin wybrzeże jest kawałkami klifowe. 11 km spaceru, połowa w deszczu. Coś pięknego.
#4. Ze względów ideologicznych nie przepadam za Pizza Hut ale będąc tam przypadkiem odkryłem coś doskonałego: pizza Marrakesz (ziołowy sos pomidorowy, trzy rodzaje sera, rukola, suszone pomidory) ale koniecznie na cienkim cieście. Z uwagi na świeżą rukole Marrakesz w Jeleniej Górze był nieco lepszy niż w Szczecinie.
Jak to jest spotkać kogoś po 30 latach? Jak to jest spotkać kogoś, z kim w czasach szczeniackich było się blisko, przez ławkę, przez podwórko, przez wspólną wycieczkę rowerową i wspólne próbowanie papierosów w piwnicy; był się blisko a potem była dziura w czasie. Jak to jest?

Jak to jest, gdy wspólną tożsamość określają przeboje grupy ABBA nagrywane na MK-145… nie! Piotrek miał MK-122 w czerwonej obudowie a ktoś (Michał albo Artur) miał też takiego kasieciaka tylko z radiem. Pamiętasz taki szczegół? Jak to możliwe skoro nie pamiętasz Michał czy Artur?

Jacek powiedział, że miał problem aby wytłumaczyć swojemu 19-letniemu (a ma jeszcze dwa młodsze) na jakie spotkanie idzie. Asia ma młodszą – czy jej tłumaczyła? Piotr ma troje i ciągle jest w posiadaniu tego mieszkania, które próbujemy w pamięci zlokalizować (bklok numer 4 czy 6? piętro czwarte czy siódme?) a Mariusz ma jedno, ale za to zabrakło mu już połowy i łata sobie jakoś. Czy wszyscy muszą tłumaczyć się swoim dzieciom? Może powinni, bo pewnie za 30 lat będzie internet v.3 i ich dzieci też pójdą na spotkanie z ludźmi, z którymi nie widzieli się lat 30. O ile świat za 30 lat będzie istniał.

Nie było ciszy. Nie było też głupiego paplania. Było ciekawie, bo ludzie zawsze są ciekawi, zwłaszcza ciekawi są innych ludzi.

Następne spotkanie będzie, może dlatego, że nie wszyscy byli a być by chcieli. Spotkanie będzie, ale wtedy ci co będą będą musieli dowiedzieć się wszystkiego tego, co ci co byli już się dowiedzieli. Przepływ informacji będzie przez to bardziej spolaryzowany, choć w dużej mierze zależeć to będzie od kształtu stolika jaki uda się wcześniej zarezerwować.

Informacje są ważne, albo przynajmniej wydają się takimi być: a to, że był wypadek, że hałbica, i już, po człowieku; a to, że skończył na kopalni jako sztygar – a mógł być ministrem od kopalń bo tak dobrze się zapowiadał; a to, że dwa warkocze albo wręcz przeciwnie, krótkie włosy czynią kobietę piękną lub wręcz najpiękniejszą, ale teraz czasy i postrzeganie jest inne i kto to na warkocze zwraca uwagę.

Otóż wszystkiego tego należy się dowiedzieć bo to jest ważne. Ale czy aż tak ważne? Czy ważniejsze od informacji, że (wg. danych ZUS) 65 lat jest wiekiem trudnym do osiągnięcia dla facetów z nadciśnieniem mimo corocznych życzeń, że niby 100-lat byśmy dla nich chcieli.

Ludzie są różni – i to w nich jest piękne.

Kategorie:
osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
nasza klasa

Komentarze: (1)

umiarkowana,

July 18, 2008 19:23

Skomentuj komentarz

Nie chciałabym się spotykać z ludźmi ze szkół. To jakieś wydaje mi się niezręczne.http://umiarkowana.blogspot.com

Skomentuj notkę
Jak to jest, gdy wspólną tożsamość określają przeboje grupy ABBA nagrywane na MK-145… nie! Piotrek miał MK-122 w czerwonej obudowie a ktoś (Michał albo Artur) miał też takiego kasieciaka tylko z radiem. Pamiętasz taki szczegół? Jak to możliwe skoro nie pamiętasz Michał czy Artur?

Jacek powiedział, że miał problem aby wytłumaczyć swojemu 19-letniemu (a ma jeszcze dwa młodsze) na jakie spotkanie idzie. Asia ma młodszą – czy jej tłumaczyła? Piotr ma troje i ciągle jest w posiadaniu tego mieszkania, które próbujemy w pamięci zlokalizować (bklok numer 4 czy 6? piętro czwarte czy siódme?) a Mariusz ma jedno, ale za to zabrakło mu już połowy i łata sobie jakoś. Czy wszyscy muszą tłumaczyć się swoim dzieciom? Może powinni, bo pewnie za 30 lat będzie internet v.3 i ich dzieci też pójdą na spotkanie z ludźmi, z którymi nie widzieli się lat 30. O ile świat za 30 lat będzie istniał.

Nie było ciszy. Nie było też głupiego paplania. Było ciekawie, bo ludzie zawsze są ciekawi, zwłaszcza ciekawi są innych ludzi.

Następne spotkanie będzie, może dlatego, że nie wszyscy byli a być by chcieli. Spotkanie będzie, ale wtedy ci co będą będą musieli dowiedzieć się wszystkiego tego, co ci co byli już się dowiedzieli. Przepływ informacji będzie przez to bardziej spolaryzowany, choć w dużej mierze zależeć to będzie od kształtu stolika jaki uda się wcześniej zarezerwować.

Informacje są ważne, albo przynajmniej wydają się takimi być: a to, że był wypadek, że hałbica, i już, po człowieku; a to, że skończył na kopalni jako sztygar – a mógł być ministrem od kopalń bo tak dobrze się zapowiadał; a to, że dwa warkocze albo wręcz przeciwnie, krótkie włosy czynią kobietę piękną lub wręcz najpiękniejszą, ale teraz czasy i postrzeganie jest inne i kto to na warkocze zwraca uwagę.

Otóż wszystkiego tego należy się dowiedzieć bo to jest ważne. Ale czy aż tak ważne? Czy ważniejsze od informacji, że (wg. danych ZUS) 65 lat jest wiekiem trudnym do osiągnięcia dla facetów z nadciśnieniem mimo corocznych życzeń, że niby 100-lat byśmy dla nich chcieli.

Ludzie są różni – i to w nich jest piękne.

Kategorie:
osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
nasza klasa

Komentarze: (1)

umiarkowana,

July 18, 2008 19:23

Skomentuj komentarz

Nie chciałabym się spotykać z ludźmi ze szkół. To jakieś wydaje mi się niezręczne.http://umiarkowana.blogspot.com

Skomentuj notkę
Jacek powiedział, że miał problem aby wytłumaczyć swojemu 19-letniemu (a ma jeszcze dwa młodsze) na jakie spotkanie idzie. Asia ma młodszą – czy jej tłumaczyła? Piotr ma troje i ciągle jest w posiadaniu tego mieszkania, które próbujemy w pamięci zlokalizować (bklok numer 4 czy 6? piętro czwarte czy siódme?) a Mariusz ma jedno, ale za to zabrakło mu już połowy i łata sobie jakoś. Czy wszyscy muszą tłumaczyć się swoim dzieciom? Może powinni, bo pewnie za 30 lat będzie internet v.3 i ich dzieci też pójdą na spotkanie z ludźmi, z którymi nie widzieli się lat 30. O ile świat za 30 lat będzie istniał.

Nie było ciszy. Nie było też głupiego paplania. Było ciekawie, bo ludzie zawsze są ciekawi, zwłaszcza ciekawi są innych ludzi.

Następne spotkanie będzie, może dlatego, że nie wszyscy byli a być by chcieli. Spotkanie będzie, ale wtedy ci co będą będą musieli dowiedzieć się wszystkiego tego, co ci co byli już się dowiedzieli. Przepływ informacji będzie przez to bardziej spolaryzowany, choć w dużej mierze zależeć to będzie od kształtu stolika jaki uda się wcześniej zarezerwować.

Informacje są ważne, albo przynajmniej wydają się takimi być: a to, że był wypadek, że hałbica, i już, po człowieku; a to, że skończył na kopalni jako sztygar – a mógł być ministrem od kopalń bo tak dobrze się zapowiadał; a to, że dwa warkocze albo wręcz przeciwnie, krótkie włosy czynią kobietę piękną lub wręcz najpiękniejszą, ale teraz czasy i postrzeganie jest inne i kto to na warkocze zwraca uwagę.

Otóż wszystkiego tego należy się dowiedzieć bo to jest ważne. Ale czy aż tak ważne? Czy ważniejsze od informacji, że (wg. danych ZUS) 65 lat jest wiekiem trudnym do osiągnięcia dla facetów z nadciśnieniem mimo corocznych życzeń, że niby 100-lat byśmy dla nich chcieli.

Ludzie są różni – i to w nich jest piękne.

Kategorie:
osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
nasza klasa

Komentarze: (1)

umiarkowana,

July 18, 2008 19:23

Skomentuj komentarz

Nie chciałabym się spotykać z ludźmi ze szkół. To jakieś wydaje mi się niezręczne.http://umiarkowana.blogspot.com

Skomentuj notkę
Nie było ciszy. Nie było też głupiego paplania. Było ciekawie, bo ludzie zawsze są ciekawi, zwłaszcza ciekawi są innych ludzi.

Następne spotkanie będzie, może dlatego, że nie wszyscy byli a być by chcieli. Spotkanie będzie, ale wtedy ci co będą będą musieli dowiedzieć się wszystkiego tego, co ci co byli już się dowiedzieli. Przepływ informacji będzie przez to bardziej spolaryzowany, choć w dużej mierze zależeć to będzie od kształtu stolika jaki uda się wcześniej zarezerwować.

Informacje są ważne, albo przynajmniej wydają się takimi być: a to, że był wypadek, że hałbica, i już, po człowieku; a to, że skończył na kopalni jako sztygar – a mógł być ministrem od kopalń bo tak dobrze się zapowiadał; a to, że dwa warkocze albo wręcz przeciwnie, krótkie włosy czynią kobietę piękną lub wręcz najpiękniejszą, ale teraz czasy i postrzeganie jest inne i kto to na warkocze zwraca uwagę.

Otóż wszystkiego tego należy się dowiedzieć bo to jest ważne. Ale czy aż tak ważne? Czy ważniejsze od informacji, że (wg. danych ZUS) 65 lat jest wiekiem trudnym do osiągnięcia dla facetów z nadciśnieniem mimo corocznych życzeń, że niby 100-lat byśmy dla nich chcieli.

Ludzie są różni – i to w nich jest piękne.

Kategorie:
osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
nasza klasa

Komentarze: (1)

umiarkowana,

July 18, 2008 19:23

Skomentuj komentarz

Nie chciałabym się spotykać z ludźmi ze szkół. To jakieś wydaje mi się niezręczne.http://umiarkowana.blogspot.com

Skomentuj notkę
Następne spotkanie będzie, może dlatego, że nie wszyscy byli a być by chcieli. Spotkanie będzie, ale wtedy ci co będą będą musieli dowiedzieć się wszystkiego tego, co ci co byli już się dowiedzieli. Przepływ informacji będzie przez to bardziej spolaryzowany, choć w dużej mierze zależeć to będzie od kształtu stolika jaki uda się wcześniej zarezerwować.

Informacje są ważne, albo przynajmniej wydają się takimi być: a to, że był wypadek, że hałbica, i już, po człowieku; a to, że skończył na kopalni jako sztygar – a mógł być ministrem od kopalń bo tak dobrze się zapowiadał; a to, że dwa warkocze albo wręcz przeciwnie, krótkie włosy czynią kobietę piękną lub wręcz najpiękniejszą, ale teraz czasy i postrzeganie jest inne i kto to na warkocze zwraca uwagę.

Otóż wszystkiego tego należy się dowiedzieć bo to jest ważne. Ale czy aż tak ważne? Czy ważniejsze od informacji, że (wg. danych ZUS) 65 lat jest wiekiem trudnym do osiągnięcia dla facetów z nadciśnieniem mimo corocznych życzeń, że niby 100-lat byśmy dla nich chcieli.

Ludzie są różni – i to w nich jest piękne.

Kategorie:
osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
nasza klasa

Komentarze: (1)

umiarkowana,

July 18, 2008 19:23

Skomentuj komentarz

Nie chciałabym się spotykać z ludźmi ze szkół. To jakieś wydaje mi się niezręczne.http://umiarkowana.blogspot.com

Skomentuj notkę
Informacje są ważne, albo przynajmniej wydają się takimi być: a to, że był wypadek, że hałbica, i już, po człowieku; a to, że skończył na kopalni jako sztygar – a mógł być ministrem od kopalń bo tak dobrze się zapowiadał; a to, że dwa warkocze albo wręcz przeciwnie, krótkie włosy czynią kobietę piękną lub wręcz najpiękniejszą, ale teraz czasy i postrzeganie jest inne i kto to na warkocze zwraca uwagę.

Otóż wszystkiego tego należy się dowiedzieć bo to jest ważne. Ale czy aż tak ważne? Czy ważniejsze od informacji, że (wg. danych ZUS) 65 lat jest wiekiem trudnym do osiągnięcia dla facetów z nadciśnieniem mimo corocznych życzeń, że niby 100-lat byśmy dla nich chcieli.

Ludzie są różni – i to w nich jest piękne.

Kategorie:
osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
nasza klasa

Komentarze: (1)

umiarkowana,

July 18, 2008 19:23

Skomentuj komentarz

Nie chciałabym się spotykać z ludźmi ze szkół. To jakieś wydaje mi się niezręczne.http://umiarkowana.blogspot.com

Skomentuj notkę
Otóż wszystkiego tego należy się dowiedzieć bo to jest ważne. Ale czy aż tak ważne? Czy ważniejsze od informacji, że (wg. danych ZUS) 65 lat jest wiekiem trudnym do osiągnięcia dla facetów z nadciśnieniem mimo corocznych życzeń, że niby 100-lat byśmy dla nich chcieli.

Ludzie są różni – i to w nich jest piękne.

Kategorie:
osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
nasza klasa

Komentarze: (1)

umiarkowana,

July 18, 2008 19:23

Skomentuj komentarz

Nie chciałabym się spotykać z ludźmi ze szkół. To jakieś wydaje mi się niezręczne.http://umiarkowana.blogspot.com

Skomentuj notkę
Ludzie są różni – i to w nich jest piękne.

Kategorie:
osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
nasza klasa

Komentarze: (1)

umiarkowana,

July 18, 2008 19:23

Skomentuj komentarz

Nie chciałabym się spotykać z ludźmi ze szkół. To jakieś wydaje mi się niezręczne.http://umiarkowana.blogspot.com

Skomentuj notkę
Niedawno znalazłem papierek, za pomocą którego rozliczyłem się z Urzędem Skarbowym chyba gdzieś w 1989 albo 1990 r. Nie było wtedy jeszcze podatku PIT a to czym mi wtedy przywalili to „podatek od ponadnormatywnych wynagrodzeń”. Byłem wtedy młodym programistą i zarabiałem jak na tamte czasy sporo, tzn. 4 razy więcej niż kolega – tokarz, czyli robotnik wykwalifikowany toczący coś na tokarce.
Ale miało być o papierku. Papierek do rozliczenia podatku ma wymiary 8*18cm, wpisałem tam imię, nazwisko, ile zarobiłem i w jakim zakładzie pracy. Na drugiej stronie pani wyliczyła, że polskiemu państwu (może jeszcze PRL a może już III RP nie pamiętam) należy się 19,20- które wpłaciłem w kasie czym sprawa się zakończyła.
Jak się ma to 8*18cm do PIT-37 z załącznikami PIT-O, PIT-D i nie tylko?

Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi. Przynajmniej tak mi się wydawało do czasu, gdy muszę zmierzyć się z lawiną korespondencji przychodzącą do mnie i przygniatającą moje biurko i mój umysł. Mając dwa miejsca zamieszkania mam 3 umowy na prąd, dwie na telefon od TP i dwie od NOM, wodę, dwa razy gaz, czynsz, podatek od nieruchomości, coś z radiem, wywóz śmieci, coś z komórkami, dwa konta w różnych bankach, jakieś trzy polisy na życie i dwie na dożycie, do tego samochód, poprzedni samochód więc kolejne polisy, jeszcze ZUSy na nas dwoje, OFE Skarbiec dwuosobowy co już nie jest Skarbiec, Urząd Skarbowy, Kasa Chorych, jakieś stowarzyszenia i fundacje. Ojej!
Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi. A może nie? Myślę, co by tu z tych papierów zredukować? – niewiele. Mogę olać ten NOM ale czy to coś zmieni? Wielką radość sprawiły mi gazociągi i TP bo mają płatność poprzez polecenie zapłaty więc tylko kontroluje ile zassali… ale zanim w tonie papieru od TP znajdę fakturę wywalając reklamy NeoWideoZdrady.
Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi ale radzić sobie nie chce. Nie chce!

W jednej potężnej kopercie znalazłem list, w którym jakaś pani dyrektor jeszcze raz (bo to jest trzeci jej list do mnie w tej samej kopercie) dziękuje mi za zaufanie jakim obdarzam jej firmę. Jednocześnie informuje mnie, że z dniem (to pewnie jest ważne, bo wytłuszczone) 4 kwietnia 2008 ich „marka XXX Xxxxxx-Xxxxxxx ulega skróceniu do XXX. Zmiana ta jest wynikiem globalnego ujednolicenia marki i dotyczy całej Grupy XXX na świecie, a jej celem jest lepsze dostosowanie się do potrzeb naszych Klientów w coraz bardziej wymagającym i konkurencyjnym środowisku runku finansowego”.
Ojej!

Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi. Jeszcze.
Ale miało być o papierku. Papierek do rozliczenia podatku ma wymiary 8*18cm, wpisałem tam imię, nazwisko, ile zarobiłem i w jakim zakładzie pracy. Na drugiej stronie pani wyliczyła, że polskiemu państwu (może jeszcze PRL a może już III RP nie pamiętam) należy się 19,20- które wpłaciłem w kasie czym sprawa się zakończyła.
Jak się ma to 8*18cm do PIT-37 z załącznikami PIT-O, PIT-D i nie tylko?

Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi. Przynajmniej tak mi się wydawało do czasu, gdy muszę zmierzyć się z lawiną korespondencji przychodzącą do mnie i przygniatającą moje biurko i mój umysł. Mając dwa miejsca zamieszkania mam 3 umowy na prąd, dwie na telefon od TP i dwie od NOM, wodę, dwa razy gaz, czynsz, podatek od nieruchomości, coś z radiem, wywóz śmieci, coś z komórkami, dwa konta w różnych bankach, jakieś trzy polisy na życie i dwie na dożycie, do tego samochód, poprzedni samochód więc kolejne polisy, jeszcze ZUSy na nas dwoje, OFE Skarbiec dwuosobowy co już nie jest Skarbiec, Urząd Skarbowy, Kasa Chorych, jakieś stowarzyszenia i fundacje. Ojej!
Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi. A może nie? Myślę, co by tu z tych papierów zredukować? – niewiele. Mogę olać ten NOM ale czy to coś zmieni? Wielką radość sprawiły mi gazociągi i TP bo mają płatność poprzez polecenie zapłaty więc tylko kontroluje ile zassali… ale zanim w tonie papieru od TP znajdę fakturę wywalając reklamy NeoWideoZdrady.
Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi ale radzić sobie nie chce. Nie chce!

W jednej potężnej kopercie znalazłem list, w którym jakaś pani dyrektor jeszcze raz (bo to jest trzeci jej list do mnie w tej samej kopercie) dziękuje mi za zaufanie jakim obdarzam jej firmę. Jednocześnie informuje mnie, że z dniem (to pewnie jest ważne, bo wytłuszczone) 4 kwietnia 2008 ich „marka XXX Xxxxxx-Xxxxxxx ulega skróceniu do XXX. Zmiana ta jest wynikiem globalnego ujednolicenia marki i dotyczy całej Grupy XXX na świecie, a jej celem jest lepsze dostosowanie się do potrzeb naszych Klientów w coraz bardziej wymagającym i konkurencyjnym środowisku runku finansowego”.
Ojej!

Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi. Jeszcze.
Jak się ma to 8*18cm do PIT-37 z załącznikami PIT-O, PIT-D i nie tylko?

Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi. Przynajmniej tak mi się wydawało do czasu, gdy muszę zmierzyć się z lawiną korespondencji przychodzącą do mnie i przygniatającą moje biurko i mój umysł. Mając dwa miejsca zamieszkania mam 3 umowy na prąd, dwie na telefon od TP i dwie od NOM, wodę, dwa razy gaz, czynsz, podatek od nieruchomości, coś z radiem, wywóz śmieci, coś z komórkami, dwa konta w różnych bankach, jakieś trzy polisy na życie i dwie na dożycie, do tego samochód, poprzedni samochód więc kolejne polisy, jeszcze ZUSy na nas dwoje, OFE Skarbiec dwuosobowy co już nie jest Skarbiec, Urząd Skarbowy, Kasa Chorych, jakieś stowarzyszenia i fundacje. Ojej!
Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi. A może nie? Myślę, co by tu z tych papierów zredukować? – niewiele. Mogę olać ten NOM ale czy to coś zmieni? Wielką radość sprawiły mi gazociągi i TP bo mają płatność poprzez polecenie zapłaty więc tylko kontroluje ile zassali… ale zanim w tonie papieru od TP znajdę fakturę wywalając reklamy NeoWideoZdrady.
Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi ale radzić sobie nie chce. Nie chce!

W jednej potężnej kopercie znalazłem list, w którym jakaś pani dyrektor jeszcze raz (bo to jest trzeci jej list do mnie w tej samej kopercie) dziękuje mi za zaufanie jakim obdarzam jej firmę. Jednocześnie informuje mnie, że z dniem (to pewnie jest ważne, bo wytłuszczone) 4 kwietnia 2008 ich „marka XXX Xxxxxx-Xxxxxxx ulega skróceniu do XXX. Zmiana ta jest wynikiem globalnego ujednolicenia marki i dotyczy całej Grupy XXX na świecie, a jej celem jest lepsze dostosowanie się do potrzeb naszych Klientów w coraz bardziej wymagającym i konkurencyjnym środowisku runku finansowego”.
Ojej!

Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi. Jeszcze.
Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi. A może nie? Myślę, co by tu z tych papierów zredukować? – niewiele. Mogę olać ten NOM ale czy to coś zmieni? Wielką radość sprawiły mi gazociągi i TP bo mają płatność poprzez polecenie zapłaty więc tylko kontroluje ile zassali… ale zanim w tonie papieru od TP znajdę fakturę wywalając reklamy NeoWideoZdrady.
Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi ale radzić sobie nie chce. Nie chce!

W jednej potężnej kopercie znalazłem list, w którym jakaś pani dyrektor jeszcze raz (bo to jest trzeci jej list do mnie w tej samej kopercie) dziękuje mi za zaufanie jakim obdarzam jej firmę. Jednocześnie informuje mnie, że z dniem (to pewnie jest ważne, bo wytłuszczone) 4 kwietnia 2008 ich „marka XXX Xxxxxx-Xxxxxxx ulega skróceniu do XXX. Zmiana ta jest wynikiem globalnego ujednolicenia marki i dotyczy całej Grupy XXX na świecie, a jej celem jest lepsze dostosowanie się do potrzeb naszych Klientów w coraz bardziej wymagającym i konkurencyjnym środowisku runku finansowego”.
Ojej!

Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi. Jeszcze.
Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi ale radzić sobie nie chce. Nie chce!

W jednej potężnej kopercie znalazłem list, w którym jakaś pani dyrektor jeszcze raz (bo to jest trzeci jej list do mnie w tej samej kopercie) dziękuje mi za zaufanie jakim obdarzam jej firmę. Jednocześnie informuje mnie, że z dniem (to pewnie jest ważne, bo wytłuszczone) 4 kwietnia 2008 ich „marka XXX Xxxxxx-Xxxxxxx ulega skróceniu do XXX. Zmiana ta jest wynikiem globalnego ujednolicenia marki i dotyczy całej Grupy XXX na świecie, a jej celem jest lepsze dostosowanie się do potrzeb naszych Klientów w coraz bardziej wymagającym i konkurencyjnym środowisku runku finansowego”.
Ojej!

Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi. Jeszcze.
Ojej!

Jestem człowiekiem, który w sprawach finansowych, prawnych, administracyjnych sobie radzi. Jeszcze.
Ku pamięci, z Instytutu Pamięci:

„Ketman” i „Monika” – żywoty równoległe
zespół historyków IPN
Wydawnictwo: „Aparat Represji w Polsce Ludowej 1944–1989”, tom II – IPN
Cena: zassane z internetu jako PDF

Warto poczytać bo daje do myślenia o tym jacy jesteśmy i jak działa ten świat. Warto zobaczyć w połączeniu z filmem „Trzech kumpli”.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
ketman,
gazeta wyborcza,
michnik,
trzech kumpli

Pliki

aparat_represji_ketman_i_monika.pdf

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Wydawnictwo: „Aparat Represji w Polsce Ludowej 1944–1989”, tom II – IPN
Cena: zassane z internetu jako PDF
Cena: zassane z internetu jako PDF
Warto poczytać bo daje do myślenia o tym jacy jesteśmy i jak działa ten świat. Warto zobaczyć w połączeniu z filmem „Trzech kumpli”.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
ketman,
gazeta wyborcza,
michnik,
trzech kumpli

Pliki

aparat_represji_ketman_i_monika.pdf

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ku pamięci, bo trudno kupić a warto przeczytać:

SB a Lech Wałęsa
Piotr Gontarczyk & Sławomir Cenckiewicz
Wydawnictwo: Instytut Pamięci Narodowej
– Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu
Stron: około 600, w PDF nie ma obrazków ani okładki
ISBN: 978-83-60464-74-8
Cena: zassane z internetu w PDF

Zassane z internetu, więc pewnie zachowując sobie to tu i udostępniając dalej naruszam prawa autorów i wydawców. Na obronę mam fakt, że książkę trudno kupić a autorzy chcieli aby była przeczytana.
A udostępniam, gdyż jest to ciekawe i to nie dlatego, aby odpowiedzieć sobie na pytanie: „był czy nie był Bolkiem”, ale aby przypomnieć sobie kilka ważnych prawd:
– że słabości się przytrafiają i że najlepszą na nią rzeczą jest opamiętanie i pokuta (łatwo powiedzieć)
– że opamiętanie i pokuta często jest wielką barierą;
– że jedno kłamstwo wymaga stworzenia kolejnych 20 kłamstw w celu obrony tego pierwszego;
– że tak trudno sie przyznać;
– że tak bardzo chcemy być w porządku, tak bardzo – że aby udawać przed innymi i przed samym sobą, często przestajemy być w porządku;
– że zawsze znajdą się fałszywi przyjaciele, którzy zamiast pomóc w pokucie i opamiętaniu będą w nieporządny sposób walczyć o nasze bycie w porządku.

Smutna ta książka. Smutna bo jest o ludziach, taki jak ja czyli grzesznych.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
sb,
lech wałesa,
ipn

Pliki

sb_a_lech_walesa.pdf

Komentarze: (2)

anonim,

May 21, 2009 22:49

Skomentuj komentarz

W Blogu Ziemkiewycza bo może się przydać:
http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/05/20/kara-boza-panie-premierze/

Z dnia na dzień symbol narodowy okazał się prostytutką (Piotr Stasiński, zastępca Michnika), agentem Putina (Jacek Żakowski, autorytet środowiskowy), pazernym chłopkiem (Władysław Frasyniuk, były bohater) i może czymś jeszcze gorszym – nie mam pewności, bo nie obserwuję zbyt uważnie, jak wiją się teraz hipokryci z warszawki i krakówka.

Nagle zaroiło się w salonie od “karłów moralnych”, najwyraźniej niezdolnych pogodzić się z tym, że Wałęsa ma miejsce w historii, a oni są tylko drobnymi, zaplutymi frustratami, którzy zazdroszczą mu wielkości. I będzie się roić coraz bardziej, bo skoro Wałęsa na pytanie, czy to prawda, że 4 czerwca będzie świętować, reklamując Libertas, odpowiada: “nie ma jeszcze ustaleń” i “zrobię, co będę chciał”, to wiadomo. (…)

anonim,

June 10, 2014 23:26

Skomentuj komentarz

LECH WAŁĘSA DO PAPIEŻA FRANCISZKA: TRZEBA WPROWADZIĆ 10 LAICKICH PRZYKAZAŃpiątek, Cze 06 2014Lech Wałęsa przyjęty na prywatnej audiencji przez papieża Franciszka w Watykanie.Były prezydent rozmawiał z Franciszkiem o sprawach „europejskich i polskich”. Jak mówi, udało mu się je „skondensować” w ciągu pół godziny, jakie poświęcił mu zwierzchnik Kościoła katolickiego.Wałęsa rozmawiał z papieżem również o pomyśle opracowania 10 laickich przykazań, które byłyby wspólne nie tylko dla wyznawców różnych religii, ale nawet dla ludzi niewierzących w jakiekolwiek bóstwo.Wałęsa trzyma się tej koncepcji, ponieważ, według niego, współcześnie zauważalne są dwie koncepcje budowy nowego świata.”Pierwsza to taka: budujmy przyszły świat na wolności – wszyscy ludzie jednakowo wolni, nałóżmy na to wolny rynek, a prawo niech wszystko trzyma w ryzach. A inni mówią wtedy: nic nie zbudujecie. Egoizm, cwaniactwo, mamona, populizm. (…) Mówią: przyszły świat musimy budować na wartościach” – mówił były prezydent jeszcze podczas ubiegłorocznego Szczytu Noblistów w Warszawie.Wałęsa chce, by 10 laickich przykazań mówiło o wartościach, na których zostanie zbudowany przyszły, „lepszy” świat.Wcześniej laureat Pokojowej Nagrody Nobla apelował także o utworzenie globalnego parlamentu. Według niego, obecna Rada Bezpieczeństwa ONZ powinna iść w kierunku rządu globalnego, a NATO – globalnego ministerstwa obrony.Źródło: dziennik.pl, TVP Info, dzieje.plEtykiety Lech Wałęsa Franciszek czasy ostateczne

Skomentuj notkę
Zassane z internetu, więc pewnie zachowując sobie to tu i udostępniając dalej naruszam prawa autorów i wydawców. Na obronę mam fakt, że książkę trudno kupić a autorzy chcieli aby była przeczytana.
A udostępniam, gdyż jest to ciekawe i to nie dlatego, aby odpowiedzieć sobie na pytanie: „był czy nie był Bolkiem”, ale aby przypomnieć sobie kilka ważnych prawd:
– że słabości się przytrafiają i że najlepszą na nią rzeczą jest opamiętanie i pokuta (łatwo powiedzieć)
– że opamiętanie i pokuta często jest wielką barierą;
– że jedno kłamstwo wymaga stworzenia kolejnych 20 kłamstw w celu obrony tego pierwszego;
– że tak trudno sie przyznać;
– że tak bardzo chcemy być w porządku, tak bardzo – że aby udawać przed innymi i przed samym sobą, często przestajemy być w porządku;
– że zawsze znajdą się fałszywi przyjaciele, którzy zamiast pomóc w pokucie i opamiętaniu będą w nieporządny sposób walczyć o nasze bycie w porządku.

Smutna ta książka. Smutna bo jest o ludziach, taki jak ja czyli grzesznych.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
sb,
lech wałesa,
ipn

Pliki

sb_a_lech_walesa.pdf

Komentarze: (2)

anonim,

May 21, 2009 22:49

Skomentuj komentarz

W Blogu Ziemkiewycza bo może się przydać:
http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/05/20/kara-boza-panie-premierze/

Z dnia na dzień symbol narodowy okazał się prostytutką (Piotr Stasiński, zastępca Michnika), agentem Putina (Jacek Żakowski, autorytet środowiskowy), pazernym chłopkiem (Władysław Frasyniuk, były bohater) i może czymś jeszcze gorszym – nie mam pewności, bo nie obserwuję zbyt uważnie, jak wiją się teraz hipokryci z warszawki i krakówka.

Nagle zaroiło się w salonie od “karłów moralnych”, najwyraźniej niezdolnych pogodzić się z tym, że Wałęsa ma miejsce w historii, a oni są tylko drobnymi, zaplutymi frustratami, którzy zazdroszczą mu wielkości. I będzie się roić coraz bardziej, bo skoro Wałęsa na pytanie, czy to prawda, że 4 czerwca będzie świętować, reklamując Libertas, odpowiada: “nie ma jeszcze ustaleń” i “zrobię, co będę chciał”, to wiadomo. (…)

anonim,

June 10, 2014 23:26

Skomentuj komentarz

LECH WAŁĘSA DO PAPIEŻA FRANCISZKA: TRZEBA WPROWADZIĆ 10 LAICKICH PRZYKAZAŃpiątek, Cze 06 2014Lech Wałęsa przyjęty na prywatnej audiencji przez papieża Franciszka w Watykanie.Były prezydent rozmawiał z Franciszkiem o sprawach „europejskich i polskich”. Jak mówi, udało mu się je „skondensować” w ciągu pół godziny, jakie poświęcił mu zwierzchnik Kościoła katolickiego.Wałęsa rozmawiał z papieżem również o pomyśle opracowania 10 laickich przykazań, które byłyby wspólne nie tylko dla wyznawców różnych religii, ale nawet dla ludzi niewierzących w jakiekolwiek bóstwo.Wałęsa trzyma się tej koncepcji, ponieważ, według niego, współcześnie zauważalne są dwie koncepcje budowy nowego świata.”Pierwsza to taka: budujmy przyszły świat na wolności – wszyscy ludzie jednakowo wolni, nałóżmy na to wolny rynek, a prawo niech wszystko trzyma w ryzach. A inni mówią wtedy: nic nie zbudujecie. Egoizm, cwaniactwo, mamona, populizm. (…) Mówią: przyszły świat musimy budować na wartościach” – mówił były prezydent jeszcze podczas ubiegłorocznego Szczytu Noblistów w Warszawie.Wałęsa chce, by 10 laickich przykazań mówiło o wartościach, na których zostanie zbudowany przyszły, „lepszy” świat.Wcześniej laureat Pokojowej Nagrody Nobla apelował także o utworzenie globalnego parlamentu. Według niego, obecna Rada Bezpieczeństwa ONZ powinna iść w kierunku rządu globalnego, a NATO – globalnego ministerstwa obrony.Źródło: dziennik.pl, TVP Info, dzieje.plEtykiety Lech Wałęsa Franciszek czasy ostateczne

Skomentuj notkę
A udostępniam, gdyż jest to ciekawe i to nie dlatego, aby odpowiedzieć sobie na pytanie: „był czy nie był Bolkiem”, ale aby przypomnieć sobie kilka ważnych prawd:
– że słabości się przytrafiają i że najlepszą na nią rzeczą jest opamiętanie i pokuta (łatwo powiedzieć)
– że opamiętanie i pokuta często jest wielką barierą;
– że jedno kłamstwo wymaga stworzenia kolejnych 20 kłamstw w celu obrony tego pierwszego;
– że tak trudno sie przyznać;
– że tak bardzo chcemy być w porządku, tak bardzo – że aby udawać przed innymi i przed samym sobą, często przestajemy być w porządku;
– że zawsze znajdą się fałszywi przyjaciele, którzy zamiast pomóc w pokucie i opamiętaniu będą w nieporządny sposób walczyć o nasze bycie w porządku.

Smutna ta książka. Smutna bo jest o ludziach, taki jak ja czyli grzesznych.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
sb,
lech wałesa,
ipn

Pliki

sb_a_lech_walesa.pdf

Komentarze: (2)

anonim,

May 21, 2009 22:49

Skomentuj komentarz

W Blogu Ziemkiewycza bo może się przydać:
http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/05/20/kara-boza-panie-premierze/

Z dnia na dzień symbol narodowy okazał się prostytutką (Piotr Stasiński, zastępca Michnika), agentem Putina (Jacek Żakowski, autorytet środowiskowy), pazernym chłopkiem (Władysław Frasyniuk, były bohater) i może czymś jeszcze gorszym – nie mam pewności, bo nie obserwuję zbyt uważnie, jak wiją się teraz hipokryci z warszawki i krakówka.

Nagle zaroiło się w salonie od “karłów moralnych”, najwyraźniej niezdolnych pogodzić się z tym, że Wałęsa ma miejsce w historii, a oni są tylko drobnymi, zaplutymi frustratami, którzy zazdroszczą mu wielkości. I będzie się roić coraz bardziej, bo skoro Wałęsa na pytanie, czy to prawda, że 4 czerwca będzie świętować, reklamując Libertas, odpowiada: “nie ma jeszcze ustaleń” i “zrobię, co będę chciał”, to wiadomo. (…)

anonim,

June 10, 2014 23:26

Skomentuj komentarz

LECH WAŁĘSA DO PAPIEŻA FRANCISZKA: TRZEBA WPROWADZIĆ 10 LAICKICH PRZYKAZAŃpiątek, Cze 06 2014Lech Wałęsa przyjęty na prywatnej audiencji przez papieża Franciszka w Watykanie.Były prezydent rozmawiał z Franciszkiem o sprawach „europejskich i polskich”. Jak mówi, udało mu się je „skondensować” w ciągu pół godziny, jakie poświęcił mu zwierzchnik Kościoła katolickiego.Wałęsa rozmawiał z papieżem również o pomyśle opracowania 10 laickich przykazań, które byłyby wspólne nie tylko dla wyznawców różnych religii, ale nawet dla ludzi niewierzących w jakiekolwiek bóstwo.Wałęsa trzyma się tej koncepcji, ponieważ, według niego, współcześnie zauważalne są dwie koncepcje budowy nowego świata.”Pierwsza to taka: budujmy przyszły świat na wolności – wszyscy ludzie jednakowo wolni, nałóżmy na to wolny rynek, a prawo niech wszystko trzyma w ryzach. A inni mówią wtedy: nic nie zbudujecie. Egoizm, cwaniactwo, mamona, populizm. (…) Mówią: przyszły świat musimy budować na wartościach” – mówił były prezydent jeszcze podczas ubiegłorocznego Szczytu Noblistów w Warszawie.Wałęsa chce, by 10 laickich przykazań mówiło o wartościach, na których zostanie zbudowany przyszły, „lepszy” świat.Wcześniej laureat Pokojowej Nagrody Nobla apelował także o utworzenie globalnego parlamentu. Według niego, obecna Rada Bezpieczeństwa ONZ powinna iść w kierunku rządu globalnego, a NATO – globalnego ministerstwa obrony.Źródło: dziennik.pl, TVP Info, dzieje.plEtykiety Lech Wałęsa Franciszek czasy ostateczne

Skomentuj notkę
Smutna ta książka. Smutna bo jest o ludziach, taki jak ja czyli grzesznych.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
sb,
lech wałesa,
ipn

Pliki

sb_a_lech_walesa.pdf

Komentarze: (2)

anonim,

May 21, 2009 22:49

Skomentuj komentarz

W Blogu Ziemkiewycza bo może się przydać:
http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/05/20/kara-boza-panie-premierze/

Z dnia na dzień symbol narodowy okazał się prostytutką (Piotr Stasiński, zastępca Michnika), agentem Putina (Jacek Żakowski, autorytet środowiskowy), pazernym chłopkiem (Władysław Frasyniuk, były bohater) i może czymś jeszcze gorszym – nie mam pewności, bo nie obserwuję zbyt uważnie, jak wiją się teraz hipokryci z warszawki i krakówka.

Nagle zaroiło się w salonie od “karłów moralnych”, najwyraźniej niezdolnych pogodzić się z tym, że Wałęsa ma miejsce w historii, a oni są tylko drobnymi, zaplutymi frustratami, którzy zazdroszczą mu wielkości. I będzie się roić coraz bardziej, bo skoro Wałęsa na pytanie, czy to prawda, że 4 czerwca będzie świętować, reklamując Libertas, odpowiada: “nie ma jeszcze ustaleń” i “zrobię, co będę chciał”, to wiadomo. (…)

anonim,

June 10, 2014 23:26

Skomentuj komentarz

LECH WAŁĘSA DO PAPIEŻA FRANCISZKA: TRZEBA WPROWADZIĆ 10 LAICKICH PRZYKAZAŃpiątek, Cze 06 2014Lech Wałęsa przyjęty na prywatnej audiencji przez papieża Franciszka w Watykanie.Były prezydent rozmawiał z Franciszkiem o sprawach „europejskich i polskich”. Jak mówi, udało mu się je „skondensować” w ciągu pół godziny, jakie poświęcił mu zwierzchnik Kościoła katolickiego.Wałęsa rozmawiał z papieżem również o pomyśle opracowania 10 laickich przykazań, które byłyby wspólne nie tylko dla wyznawców różnych religii, ale nawet dla ludzi niewierzących w jakiekolwiek bóstwo.Wałęsa trzyma się tej koncepcji, ponieważ, według niego, współcześnie zauważalne są dwie koncepcje budowy nowego świata.”Pierwsza to taka: budujmy przyszły świat na wolności – wszyscy ludzie jednakowo wolni, nałóżmy na to wolny rynek, a prawo niech wszystko trzyma w ryzach. A inni mówią wtedy: nic nie zbudujecie. Egoizm, cwaniactwo, mamona, populizm. (…) Mówią: przyszły świat musimy budować na wartościach” – mówił były prezydent jeszcze podczas ubiegłorocznego Szczytu Noblistów w Warszawie.Wałęsa chce, by 10 laickich przykazań mówiło o wartościach, na których zostanie zbudowany przyszły, „lepszy” świat.Wcześniej laureat Pokojowej Nagrody Nobla apelował także o utworzenie globalnego parlamentu. Według niego, obecna Rada Bezpieczeństwa ONZ powinna iść w kierunku rządu globalnego, a NATO – globalnego ministerstwa obrony.Źródło: dziennik.pl, TVP Info, dzieje.plEtykiety Lech Wałęsa Franciszek czasy ostateczne

Skomentuj notkę
W Blogu Ziemkiewycza bo może się przydać:
http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/05/20/kara-boza-panie-premierze/

Z dnia na dzień symbol narodowy okazał się prostytutką (Piotr Stasiński, zastępca Michnika), agentem Putina (Jacek Żakowski, autorytet środowiskowy), pazernym chłopkiem (Władysław Frasyniuk, były bohater) i może czymś jeszcze gorszym – nie mam pewności, bo nie obserwuję zbyt uważnie, jak wiją się teraz hipokryci z warszawki i krakówka.

Nagle zaroiło się w salonie od “karłów moralnych”, najwyraźniej niezdolnych pogodzić się z tym, że Wałęsa ma miejsce w historii, a oni są tylko drobnymi, zaplutymi frustratami, którzy zazdroszczą mu wielkości. I będzie się roić coraz bardziej, bo skoro Wałęsa na pytanie, czy to prawda, że 4 czerwca będzie świętować, reklamując Libertas, odpowiada: “nie ma jeszcze ustaleń” i “zrobię, co będę chciał”, to wiadomo. (…)
http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/05/20/kara-boza-panie-premierze/

Z dnia na dzień symbol narodowy okazał się prostytutką (Piotr Stasiński, zastępca Michnika), agentem Putina (Jacek Żakowski, autorytet środowiskowy), pazernym chłopkiem (Władysław Frasyniuk, były bohater) i może czymś jeszcze gorszym – nie mam pewności, bo nie obserwuję zbyt uważnie, jak wiją się teraz hipokryci z warszawki i krakówka.

Nagle zaroiło się w salonie od “karłów moralnych”, najwyraźniej niezdolnych pogodzić się z tym, że Wałęsa ma miejsce w historii, a oni są tylko drobnymi, zaplutymi frustratami, którzy zazdroszczą mu wielkości. I będzie się roić coraz bardziej, bo skoro Wałęsa na pytanie, czy to prawda, że 4 czerwca będzie świętować, reklamując Libertas, odpowiada: “nie ma jeszcze ustaleń” i “zrobię, co będę chciał”, to wiadomo. (…)
Z dnia na dzień symbol narodowy okazał się prostytutką (Piotr Stasiński, zastępca Michnika), agentem Putina (Jacek Żakowski, autorytet środowiskowy), pazernym chłopkiem (Władysław Frasyniuk, były bohater) i może czymś jeszcze gorszym – nie mam pewności, bo nie obserwuję zbyt uważnie, jak wiją się teraz hipokryci z warszawki i krakówka.

Nagle zaroiło się w salonie od “karłów moralnych”, najwyraźniej niezdolnych pogodzić się z tym, że Wałęsa ma miejsce w historii, a oni są tylko drobnymi, zaplutymi frustratami, którzy zazdroszczą mu wielkości. I będzie się roić coraz bardziej, bo skoro Wałęsa na pytanie, czy to prawda, że 4 czerwca będzie świętować, reklamując Libertas, odpowiada: “nie ma jeszcze ustaleń” i “zrobię, co będę chciał”, to wiadomo. (…)
Nagle zaroiło się w salonie od “karłów moralnych”, najwyraźniej niezdolnych pogodzić się z tym, że Wałęsa ma miejsce w historii, a oni są tylko drobnymi, zaplutymi frustratami, którzy zazdroszczą mu wielkości. I będzie się roić coraz bardziej, bo skoro Wałęsa na pytanie, czy to prawda, że 4 czerwca będzie świętować, reklamując Libertas, odpowiada: “nie ma jeszcze ustaleń” i “zrobię, co będę chciał”, to wiadomo. (…)
Przeczytane

Hiszpania: prawa człowieka dla małp?
gazeta.pl, 2008-06-26, ostatnia

Możliwe, że już niedługo prawa człowieka będą przysługiwać małpom. Hiszpańscy posłowie z komisji ds. ochrony środowiska poparli pomysł przyznania małpom prawa do życia i wolności – podaje Reuters.

Parlamentarna komisja ds. ochrony środowiska przegłosowała rezolucję, która wzywa Hiszpanię do przestrzegania Projektu Wielkich Małp, opracowanego przez naukowców i filozofów. Pomysłodawcy projektu przekonują, że nasi „najbliżsi genetyczni krewni” zasługują na przyznanie im praw zarezerwowanych dotąd dla ludzi – informuje Reuters.

Jak podaje agencja, rezolucję popiera większość posłów. Możemy się więc spodziewać, że już wkrótce parlament przegłosuje ustawę w tej sprawie.

… i nie mam siły tego komentować.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
prawa człowiekia,
parlamet hiszpani,
unia europejska

Komentarze: (2)

alberto grande,

July 1, 2008 01:25

Skomentuj komentarz

Szkoda,że najpierw rządnie postarał się o zapewnienie tych prawludziom.Podobno człowiekto bliski krewny małpi nawet czasem zachowuje się podobnie…

mobi,

July 8, 2008 16:41

Skomentuj komentarz

Może ewolucjoniści podchwycą temat i stwierdzą, że małpa pochodzi od człowieka

Skomentuj notkę
Możliwe, że już niedługo prawa człowieka będą przysługiwać małpom. Hiszpańscy posłowie z komisji ds. ochrony środowiska poparli pomysł przyznania małpom prawa do życia i wolności – podaje Reuters.

Parlamentarna komisja ds. ochrony środowiska przegłosowała rezolucję, która wzywa Hiszpanię do przestrzegania Projektu Wielkich Małp, opracowanego przez naukowców i filozofów. Pomysłodawcy projektu przekonują, że nasi „najbliżsi genetyczni krewni” zasługują na przyznanie im praw zarezerwowanych dotąd dla ludzi – informuje Reuters.

Jak podaje agencja, rezolucję popiera większość posłów. Możemy się więc spodziewać, że już wkrótce parlament przegłosuje ustawę w tej sprawie.
Parlamentarna komisja ds. ochrony środowiska przegłosowała rezolucję, która wzywa Hiszpanię do przestrzegania Projektu Wielkich Małp, opracowanego przez naukowców i filozofów. Pomysłodawcy projektu przekonują, że nasi „najbliżsi genetyczni krewni” zasługują na przyznanie im praw zarezerwowanych dotąd dla ludzi – informuje Reuters.

Jak podaje agencja, rezolucję popiera większość posłów. Możemy się więc spodziewać, że już wkrótce parlament przegłosuje ustawę w tej sprawie.
Jak podaje agencja, rezolucję popiera większość posłów. Możemy się więc spodziewać, że już wkrótce parlament przegłosuje ustawę w tej sprawie.
… i nie mam siły tego komentować.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
prawa człowiekia,
parlamet hiszpani,
unia europejska

Komentarze: (2)

alberto grande,

July 1, 2008 01:25

Skomentuj komentarz

Szkoda,że najpierw rządnie postarał się o zapewnienie tych prawludziom.Podobno człowiekto bliski krewny małpi nawet czasem zachowuje się podobnie…

mobi,

July 8, 2008 16:41

Skomentuj komentarz

Może ewolucjoniści podchwycą temat i stwierdzą, że małpa pochodzi od człowieka

Skomentuj notkę
Wstaję sobie rano, włączam radio a tu pada pytanie:
Czy ludzie będą mogli żyć na Marsie?
Pytanie zadała pani redaktor panu profesorowi a pan profesor odpowiadając zaczął snuć wizje i całkiem nieźle mu to szło. Pan profesor był też po części inżynierem, człowiekiem kreatywnym, gotowym za odrobinę pieniędzy stworzyć odpowiednią rakietę, kosmiczny domek z dachówką na meteoryty i marsjańską kapustę gotową rosnąć na Czerwonej Planecie.
Tak sobie słucham ale tak naprawdę to chciałbym wiedzieć, dlaczego ludzie mają żyć na Marsie? Po co mają żyć tam skoro zostali stworzeni po to aby żyć na ziemi? Pytań mam zresztą więcej:

Czy to tak ładnie zrobić bałagan na ziemi a potem uciekać na Marsa, bo tu już nie będzie się dało żyć?
Dlaczego ktoś za moje pieniądze (wszak jestem podatnikiem) finansuje takich panów profesorów, którzy jak dobrze pokombinują to odpowiedzą pozytywnie na pytanie: jak to zrobić aby człowiek mógł żyć na Marsie, zgrabnie uciekając od pytania po co miałby tam żyć.
Jeżeli jakiś człowiek, dajmy na to Al Gore albo jakiś inny Kolumb chce sobie żyć na Marsie to bardzo proszę, niech sobie zbuduje za swoje oszczędności rakietę, albo znajdzie sponsorów na finansowanie działań pana profesora.

Tak więc jeszcze raz stawiam to ważne pytanie:
Dlaczego ludzie mają żyć na Marsie?

Na koniec jeszcze słowo z mądrej księgi:

A wreszcie rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka a Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!
Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi.
Genesis, 1, 26

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
życie na marsie,
kolonizacja planet,
astronautyka,
mars

Komentarze: (2)

krre,

July 19, 2010 10:41

Skomentuj komentarz

Rozum ludzki musi oponować wszechświat a bajki z „mądrej księgi”są dobre do średniowiecza

anonim,

July 19, 2010 13:17

Skomentuj komentarz

Bóg powiedział „myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami” ale skoro ktoś uważa, że ludzki rozum jest ponad to to trudno. Widocznie niczego ze średniowiecza i wieków późniejszych się nie nauczył i jak każdy nieuk, będzie miał z historii powtórkę.W.

Skomentuj notkę
Czy ludzie będą mogli żyć na Marsie?
Pytanie zadała pani redaktor panu profesorowi a pan profesor odpowiadając zaczął snuć wizje i całkiem nieźle mu to szło. Pan profesor był też po części inżynierem, człowiekiem kreatywnym, gotowym za odrobinę pieniędzy stworzyć odpowiednią rakietę, kosmiczny domek z dachówką na meteoryty i marsjańską kapustę gotową rosnąć na Czerwonej Planecie.
Tak sobie słucham ale tak naprawdę to chciałbym wiedzieć, dlaczego ludzie mają żyć na Marsie? Po co mają żyć tam skoro zostali stworzeni po to aby żyć na ziemi? Pytań mam zresztą więcej:

Czy to tak ładnie zrobić bałagan na ziemi a potem uciekać na Marsa, bo tu już nie będzie się dało żyć?
Dlaczego ktoś za moje pieniądze (wszak jestem podatnikiem) finansuje takich panów profesorów, którzy jak dobrze pokombinują to odpowiedzą pozytywnie na pytanie: jak to zrobić aby człowiek mógł żyć na Marsie, zgrabnie uciekając od pytania po co miałby tam żyć.
Jeżeli jakiś człowiek, dajmy na to Al Gore albo jakiś inny Kolumb chce sobie żyć na Marsie to bardzo proszę, niech sobie zbuduje za swoje oszczędności rakietę, albo znajdzie sponsorów na finansowanie działań pana profesora.

Tak więc jeszcze raz stawiam to ważne pytanie:
Dlaczego ludzie mają żyć na Marsie?

Na koniec jeszcze słowo z mądrej księgi:

A wreszcie rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka a Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!
Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi.
Genesis, 1, 26

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
życie na marsie,
kolonizacja planet,
astronautyka,
mars

Komentarze: (2)

krre,

July 19, 2010 10:41

Skomentuj komentarz

Rozum ludzki musi oponować wszechświat a bajki z „mądrej księgi”są dobre do średniowiecza

anonim,

July 19, 2010 13:17

Skomentuj komentarz

Bóg powiedział „myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami” ale skoro ktoś uważa, że ludzki rozum jest ponad to to trudno. Widocznie niczego ze średniowiecza i wieków późniejszych się nie nauczył i jak każdy nieuk, będzie miał z historii powtórkę.W.

Skomentuj notkę
Pytanie zadała pani redaktor panu profesorowi a pan profesor odpowiadając zaczął snuć wizje i całkiem nieźle mu to szło. Pan profesor był też po części inżynierem, człowiekiem kreatywnym, gotowym za odrobinę pieniędzy stworzyć odpowiednią rakietę, kosmiczny domek z dachówką na meteoryty i marsjańską kapustę gotową rosnąć na Czerwonej Planecie.
Tak sobie słucham ale tak naprawdę to chciałbym wiedzieć, dlaczego ludzie mają żyć na Marsie? Po co mają żyć tam skoro zostali stworzeni po to aby żyć na ziemi? Pytań mam zresztą więcej:

Czy to tak ładnie zrobić bałagan na ziemi a potem uciekać na Marsa, bo tu już nie będzie się dało żyć?
Dlaczego ktoś za moje pieniądze (wszak jestem podatnikiem) finansuje takich panów profesorów, którzy jak dobrze pokombinują to odpowiedzą pozytywnie na pytanie: jak to zrobić aby człowiek mógł żyć na Marsie, zgrabnie uciekając od pytania po co miałby tam żyć.
Jeżeli jakiś człowiek, dajmy na to Al Gore albo jakiś inny Kolumb chce sobie żyć na Marsie to bardzo proszę, niech sobie zbuduje za swoje oszczędności rakietę, albo znajdzie sponsorów na finansowanie działań pana profesora.

Tak więc jeszcze raz stawiam to ważne pytanie:
Dlaczego ludzie mają żyć na Marsie?

Na koniec jeszcze słowo z mądrej księgi:

A wreszcie rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka a Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!
Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi.
Genesis, 1, 26

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
życie na marsie,
kolonizacja planet,
astronautyka,
mars

Komentarze: (2)

krre,

July 19, 2010 10:41

Skomentuj komentarz

Rozum ludzki musi oponować wszechświat a bajki z „mądrej księgi”są dobre do średniowiecza

anonim,

July 19, 2010 13:17

Skomentuj komentarz

Bóg powiedział „myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami” ale skoro ktoś uważa, że ludzki rozum jest ponad to to trudno. Widocznie niczego ze średniowiecza i wieków późniejszych się nie nauczył i jak każdy nieuk, będzie miał z historii powtórkę.W.

Skomentuj notkę
Tak sobie słucham ale tak naprawdę to chciałbym wiedzieć, dlaczego ludzie mają żyć na Marsie? Po co mają żyć tam skoro zostali stworzeni po to aby żyć na ziemi? Pytań mam zresztą więcej:

Czy to tak ładnie zrobić bałagan na ziemi a potem uciekać na Marsa, bo tu już nie będzie się dało żyć?
Dlaczego ktoś za moje pieniądze (wszak jestem podatnikiem) finansuje takich panów profesorów, którzy jak dobrze pokombinują to odpowiedzą pozytywnie na pytanie: jak to zrobić aby człowiek mógł żyć na Marsie, zgrabnie uciekając od pytania po co miałby tam żyć.
Jeżeli jakiś człowiek, dajmy na to Al Gore albo jakiś inny Kolumb chce sobie żyć na Marsie to bardzo proszę, niech sobie zbuduje za swoje oszczędności rakietę, albo znajdzie sponsorów na finansowanie działań pana profesora.

Tak więc jeszcze raz stawiam to ważne pytanie:
Dlaczego ludzie mają żyć na Marsie?

Na koniec jeszcze słowo z mądrej księgi:

A wreszcie rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka a Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!
Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi.
Genesis, 1, 26

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
życie na marsie,
kolonizacja planet,
astronautyka,
mars

Komentarze: (2)

krre,

July 19, 2010 10:41

Skomentuj komentarz

Rozum ludzki musi oponować wszechświat a bajki z „mądrej księgi”są dobre do średniowiecza

anonim,

July 19, 2010 13:17

Skomentuj komentarz

Bóg powiedział „myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami” ale skoro ktoś uważa, że ludzki rozum jest ponad to to trudno. Widocznie niczego ze średniowiecza i wieków późniejszych się nie nauczył i jak każdy nieuk, będzie miał z historii powtórkę.W.

Skomentuj notkę
Tak więc jeszcze raz stawiam to ważne pytanie:
Dlaczego ludzie mają żyć na Marsie?

Na koniec jeszcze słowo z mądrej księgi:

A wreszcie rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka a Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!
Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi.
Genesis, 1, 26

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
życie na marsie,
kolonizacja planet,
astronautyka,
mars

Komentarze: (2)

krre,

July 19, 2010 10:41

Skomentuj komentarz

Rozum ludzki musi oponować wszechświat a bajki z „mądrej księgi”są dobre do średniowiecza

anonim,

July 19, 2010 13:17

Skomentuj komentarz

Bóg powiedział „myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami” ale skoro ktoś uważa, że ludzki rozum jest ponad to to trudno. Widocznie niczego ze średniowiecza i wieków późniejszych się nie nauczył i jak każdy nieuk, będzie miał z historii powtórkę.W.

Skomentuj notkę
Dlaczego ludzie mają żyć na Marsie?

Na koniec jeszcze słowo z mądrej księgi:

A wreszcie rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka a Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!
Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi.
Genesis, 1, 26

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
życie na marsie,
kolonizacja planet,
astronautyka,
mars

Komentarze: (2)

krre,

July 19, 2010 10:41

Skomentuj komentarz

Rozum ludzki musi oponować wszechświat a bajki z „mądrej księgi”są dobre do średniowiecza

anonim,

July 19, 2010 13:17

Skomentuj komentarz

Bóg powiedział „myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami” ale skoro ktoś uważa, że ludzki rozum jest ponad to to trudno. Widocznie niczego ze średniowiecza i wieków późniejszych się nie nauczył i jak każdy nieuk, będzie miał z historii powtórkę.W.

Skomentuj notkę
Na koniec jeszcze słowo z mądrej księgi:

A wreszcie rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka a Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!
Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi.
Genesis, 1, 26

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
życie na marsie,
kolonizacja planet,
astronautyka,
mars

Komentarze: (2)

krre,

July 19, 2010 10:41

Skomentuj komentarz

Rozum ludzki musi oponować wszechświat a bajki z „mądrej księgi”są dobre do średniowiecza

anonim,

July 19, 2010 13:17

Skomentuj komentarz

Bóg powiedział „myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami” ale skoro ktoś uważa, że ludzki rozum jest ponad to to trudno. Widocznie niczego ze średniowiecza i wieków późniejszych się nie nauczył i jak każdy nieuk, będzie miał z historii powtórkę.W.

Skomentuj notkę
A wreszcie rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka a Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!
Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi.
Genesis, 1, 26
Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi.
Genesis, 1, 26
Truizm? Niby tak ale warto czasem sobie to zapisać aby być świadomym.

Ważny temat – społeczeństwo informacyjne. Ale co to jest? Rok temu musiałem sobie zdefiniować to pojęcie i aż się dziwię, ze tej definicji jeszcze tu nie zamieściłem. Naprawiam błąd.

Definicja:
Społeczeństwo informacyjne to społeczeństwo, dla którego istotnym towarem jest informacja. To społeczeństwo które zajmuje się wytwarzaniem, przetwarzaniem i konsumpcją informacji.

Czasem myślę, i co gorsza czasem mówię, że:
      „budując światłowody tworzymy trwałą podstawę Społeczeństwa Informacyjnego”.
A gdyby zapisać to inaczej? Spróbuję tak:
      „budując światłowody tworzymy trwałą podstawę Społeczeństwa Dezinformacyjnego”. I jak to wygląda? Czy czasem nie jest to bardziej prawdziwe?

Hasło dla naszej Kablówki 3 Generacji: „Teraz sam możesz decydować kto i kiedy będzie cię okłamywał”!

Telewizje walczą o widza. Tydzień temu, w niedziele musiałem wybierać pomiędzy „Podróż za jeden uśmiech” a „Wakacje z duchami”. Teraz jeszcze mogę popatrzyć na „Przygody pana Samochodzika z templariuszami”.
A gdyby zapisać to inaczej? Spróbuję tak:
      „budując światłowody tworzymy trwałą podstawę Społeczeństwa Dezinformacyjnego”. I jak to wygląda? Czy czasem nie jest to bardziej prawdziwe?

Hasło dla naszej Kablówki 3 Generacji: „Teraz sam możesz decydować kto i kiedy będzie cię okłamywał”!

Telewizje walczą o widza. Tydzień temu, w niedziele musiałem wybierać pomiędzy „Podróż za jeden uśmiech” a „Wakacje z duchami”. Teraz jeszcze mogę popatrzyć na „Przygody pana Samochodzika z templariuszami”.
I jak to wygląda? Czy czasem nie jest to bardziej prawdziwe?

Hasło dla naszej Kablówki 3 Generacji: „Teraz sam możesz decydować kto i kiedy będzie cię okłamywał”!

Telewizje walczą o widza. Tydzień temu, w niedziele musiałem wybierać pomiędzy „Podróż za jeden uśmiech” a „Wakacje z duchami”. Teraz jeszcze mogę popatrzyć na „Przygody pana Samochodzika z templariuszami”.
Miesięczne wpływy Polsatu z reklam to coś koło 400mln zł. Bez dużego błędu mogę założyć, że TNV ma tyle samo, a pewnie TVP też. Do tego jeszcze są inne stacje – niech będzie, że miesięczne na reklamę w telewizji idzie 1,5mld złotych.
W Polsce jest około 10 mln gospodarstw domowych posiadających telewizor.
Jak podzielić jedno przez drugie to wychodzi, że na jedną rodzinę przypada 150zł miesięcznie finansowania telewizji!
Gdzie się za to płaci? Bynajmniej nie w abonamencie i nie w lokalnej kablówce ale w supermarkecie kupując proszek do prania, jogurt i kosmetyki, płacąc za telefony komórkowe, usługi bankowe i co tam jeszcze w telewizji reklamują.
Te dane to szok! Ten świat jest pokopany i jak niewiele osób wie, że aż tak bardzo.
Znajomy przesłał mi dziś zaproszenie, do poparcia akcji „Zobacz Usłysz Powiedz” a ponieważ kilka dni temu widziałem przepiękną, pełną miłości scenę karcenia paskiem 10-latka przez jego miłującego ojca muszę zaprotestować przeciw akcji wtrącania się państwa w życie rodzin.
Aby poczuć się lepiej umieszczę tu tekst dobrze oddający o co tej akcji chodzi.
Całość opracowania można znaleźć tu: „Wyspa Szczęścia”

(…)
Ustawodawstwo zakazujące stosowania wobec dzieci kar cielesnych pozornie służy dzieciom. W istocie, w sposób podstępny i wielopłaszczyznowy, godzi w rodzinę. Eliminuje jeden z instrumentów władzy rodzicielskiej, który – prawidłowo pojęty i stosowany – jest korzystny także dla dziecka. Ludzie z cenzusami naukowymi (psychologowie, terapeuci, pedagodzy), których nazwiska firmują nowe prawo, reprezentują postmodernistyczne podejście do nauk humanistycznych, w którym podstawą jest nowa antropologia. Odejście od fundamentalnej zasady, iż czyny powinny mieć swoje konsekwencje, by można było mówić o uczeniu się dobrych zachowań, oznacza, że znajdujemy się w obrębie pedagogiki, która została postawiona na głowie. Władza zaś urzędników nad rodziną, ingerowanie w delikatną materię wzajemnych relacji, otwarcie drzwi domów biurokracji po to, by rodziców stosujących tradycyjne metody wychowawcze doprowadzić do prokuratora, budzi najżywsze obawy, iż „walka z klapsem” jest kolejnym zręcznym wymysłem nowomowy wysmażonej przez międzynarodowe komisje, pełne ekspertów od eliminowania prawdziwych znaczeń słów i pojęć i wpisywania w nie innej treści. W rzeczywistości chodzi o postawienie w stan oskarżenia rodziny. Prawdziwej rodziny. Warto bowiem zadać pytanie, czy przypadki maltretowania dzieci, szeroko ostatnio nagłaśniane, istotnie miały miejsce w rodzinach. Czy można nazwać rodzinami przypadkowe związki ludzi katujących własne dzieci? Nadużywanie pojęć prowadzi do karykaturalnego obrazu rzeczywistości. Otwiera drogę cynizmowi polityków i partii politycznych, zamienionych w najskuteczniejsze narzędzia wprowadzania nowej ideologii, poprawności politycznej, w cały obszar życia człowieka.
(…)

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
zakaz bicja dzieci,
antyrodzina,
Zobacz Usłysz Powiedz

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Aby poczuć się lepiej umieszczę tu tekst dobrze oddający o co tej akcji chodzi.
Całość opracowania można znaleźć tu: „Wyspa Szczęścia”

(…)
Ustawodawstwo zakazujące stosowania wobec dzieci kar cielesnych pozornie służy dzieciom. W istocie, w sposób podstępny i wielopłaszczyznowy, godzi w rodzinę. Eliminuje jeden z instrumentów władzy rodzicielskiej, który – prawidłowo pojęty i stosowany – jest korzystny także dla dziecka. Ludzie z cenzusami naukowymi (psychologowie, terapeuci, pedagodzy), których nazwiska firmują nowe prawo, reprezentują postmodernistyczne podejście do nauk humanistycznych, w którym podstawą jest nowa antropologia. Odejście od fundamentalnej zasady, iż czyny powinny mieć swoje konsekwencje, by można było mówić o uczeniu się dobrych zachowań, oznacza, że znajdujemy się w obrębie pedagogiki, która została postawiona na głowie. Władza zaś urzędników nad rodziną, ingerowanie w delikatną materię wzajemnych relacji, otwarcie drzwi domów biurokracji po to, by rodziców stosujących tradycyjne metody wychowawcze doprowadzić do prokuratora, budzi najżywsze obawy, iż „walka z klapsem” jest kolejnym zręcznym wymysłem nowomowy wysmażonej przez międzynarodowe komisje, pełne ekspertów od eliminowania prawdziwych znaczeń słów i pojęć i wpisywania w nie innej treści. W rzeczywistości chodzi o postawienie w stan oskarżenia rodziny. Prawdziwej rodziny. Warto bowiem zadać pytanie, czy przypadki maltretowania dzieci, szeroko ostatnio nagłaśniane, istotnie miały miejsce w rodzinach. Czy można nazwać rodzinami przypadkowe związki ludzi katujących własne dzieci? Nadużywanie pojęć prowadzi do karykaturalnego obrazu rzeczywistości. Otwiera drogę cynizmowi polityków i partii politycznych, zamienionych w najskuteczniejsze narzędzia wprowadzania nowej ideologii, poprawności politycznej, w cały obszar życia człowieka.
(…)

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
zakaz bicja dzieci,
antyrodzina,
Zobacz Usłysz Powiedz

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Całość opracowania można znaleźć tu: „Wyspa Szczęścia”

(…)
Ustawodawstwo zakazujące stosowania wobec dzieci kar cielesnych pozornie służy dzieciom. W istocie, w sposób podstępny i wielopłaszczyznowy, godzi w rodzinę. Eliminuje jeden z instrumentów władzy rodzicielskiej, który – prawidłowo pojęty i stosowany – jest korzystny także dla dziecka. Ludzie z cenzusami naukowymi (psychologowie, terapeuci, pedagodzy), których nazwiska firmują nowe prawo, reprezentują postmodernistyczne podejście do nauk humanistycznych, w którym podstawą jest nowa antropologia. Odejście od fundamentalnej zasady, iż czyny powinny mieć swoje konsekwencje, by można było mówić o uczeniu się dobrych zachowań, oznacza, że znajdujemy się w obrębie pedagogiki, która została postawiona na głowie. Władza zaś urzędników nad rodziną, ingerowanie w delikatną materię wzajemnych relacji, otwarcie drzwi domów biurokracji po to, by rodziców stosujących tradycyjne metody wychowawcze doprowadzić do prokuratora, budzi najżywsze obawy, iż „walka z klapsem” jest kolejnym zręcznym wymysłem nowomowy wysmażonej przez międzynarodowe komisje, pełne ekspertów od eliminowania prawdziwych znaczeń słów i pojęć i wpisywania w nie innej treści. W rzeczywistości chodzi o postawienie w stan oskarżenia rodziny. Prawdziwej rodziny. Warto bowiem zadać pytanie, czy przypadki maltretowania dzieci, szeroko ostatnio nagłaśniane, istotnie miały miejsce w rodzinach. Czy można nazwać rodzinami przypadkowe związki ludzi katujących własne dzieci? Nadużywanie pojęć prowadzi do karykaturalnego obrazu rzeczywistości. Otwiera drogę cynizmowi polityków i partii politycznych, zamienionych w najskuteczniejsze narzędzia wprowadzania nowej ideologii, poprawności politycznej, w cały obszar życia człowieka.
(…)

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
zakaz bicja dzieci,
antyrodzina,
Zobacz Usłysz Powiedz

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
(…)
Ustawodawstwo zakazujące stosowania wobec dzieci kar cielesnych pozornie służy dzieciom. W istocie, w sposób podstępny i wielopłaszczyznowy, godzi w rodzinę. Eliminuje jeden z instrumentów władzy rodzicielskiej, który – prawidłowo pojęty i stosowany – jest korzystny także dla dziecka. Ludzie z cenzusami naukowymi (psychologowie, terapeuci, pedagodzy), których nazwiska firmują nowe prawo, reprezentują postmodernistyczne podejście do nauk humanistycznych, w którym podstawą jest nowa antropologia. Odejście od fundamentalnej zasady, iż czyny powinny mieć swoje konsekwencje, by można było mówić o uczeniu się dobrych zachowań, oznacza, że znajdujemy się w obrębie pedagogiki, która została postawiona na głowie. Władza zaś urzędników nad rodziną, ingerowanie w delikatną materię wzajemnych relacji, otwarcie drzwi domów biurokracji po to, by rodziców stosujących tradycyjne metody wychowawcze doprowadzić do prokuratora, budzi najżywsze obawy, iż „walka z klapsem” jest kolejnym zręcznym wymysłem nowomowy wysmażonej przez międzynarodowe komisje, pełne ekspertów od eliminowania prawdziwych znaczeń słów i pojęć i wpisywania w nie innej treści. W rzeczywistości chodzi o postawienie w stan oskarżenia rodziny. Prawdziwej rodziny. Warto bowiem zadać pytanie, czy przypadki maltretowania dzieci, szeroko ostatnio nagłaśniane, istotnie miały miejsce w rodzinach. Czy można nazwać rodzinami przypadkowe związki ludzi katujących własne dzieci? Nadużywanie pojęć prowadzi do karykaturalnego obrazu rzeczywistości. Otwiera drogę cynizmowi polityków i partii politycznych, zamienionych w najskuteczniejsze narzędzia wprowadzania nowej ideologii, poprawności politycznej, w cały obszar życia człowieka.
(…)
Ustawodawstwo zakazujące stosowania wobec dzieci kar cielesnych pozornie służy dzieciom. W istocie, w sposób podstępny i wielopłaszczyznowy, godzi w rodzinę. Eliminuje jeden z instrumentów władzy rodzicielskiej, który – prawidłowo pojęty i stosowany – jest korzystny także dla dziecka. Ludzie z cenzusami naukowymi (psychologowie, terapeuci, pedagodzy), których nazwiska firmują nowe prawo, reprezentują postmodernistyczne podejście do nauk humanistycznych, w którym podstawą jest nowa antropologia. Odejście od fundamentalnej zasady, iż czyny powinny mieć swoje konsekwencje, by można było mówić o uczeniu się dobrych zachowań, oznacza, że znajdujemy się w obrębie pedagogiki, która została postawiona na głowie. Władza zaś urzędników nad rodziną, ingerowanie w delikatną materię wzajemnych relacji, otwarcie drzwi domów biurokracji po to, by rodziców stosujących tradycyjne metody wychowawcze doprowadzić do prokuratora, budzi najżywsze obawy, iż „walka z klapsem” jest kolejnym zręcznym wymysłem nowomowy wysmażonej przez międzynarodowe komisje, pełne ekspertów od eliminowania prawdziwych znaczeń słów i pojęć i wpisywania w nie innej treści. W rzeczywistości chodzi o postawienie w stan oskarżenia rodziny. Prawdziwej rodziny. Warto bowiem zadać pytanie, czy przypadki maltretowania dzieci, szeroko ostatnio nagłaśniane, istotnie miały miejsce w rodzinach. Czy można nazwać rodzinami przypadkowe związki ludzi katujących własne dzieci? Nadużywanie pojęć prowadzi do karykaturalnego obrazu rzeczywistości. Otwiera drogę cynizmowi polityków i partii politycznych, zamienionych w najskuteczniejsze narzędzia wprowadzania nowej ideologii, poprawności politycznej, w cały obszar życia człowieka.
(…)
(…)
Zacznę od wierszyka śp. Waligórskiego
Tytuł notki we wczorajszym wydaniu internetowym „Gazety” informuje: „Izrael zabił dzieci w strefie Gazy”. Czytam i nie rozumiem: jeżeli Izraelczycy rzeczywiście zabili dzieci, czyli spowodowali celowo ich śmierć, to jest to temat nie na notkę, lecz na artykuł na pierwszej stronie, z potępiającym taką zbrodnię komentarzem.
Ale z treści notki wynika, że dzieci zginęły przypadkowo, w wyniku izraelskiego ostrzału wymierzonego w grupę palestyńskich bojowników. Skoro tak, to notka winna nosić tytuł: „Od izraelskiego ostrzału zginęły dzieci”.
Tragedii to nie zmieni, ale uniknie się nieuzasadnionych oskarżeń. Czytelnik, który przeczyta notkę, zrozumie, co się stało – ale ten, który poprzestanie na tytule, pozostanie z wiadomością o izraelskich dzieciobójcach.
Czytelnik, który sięgnie do innych źródeł, na przykład do informacji agencyjnych, dowie się dużo więcej. Palestyńczycy twierdzą, że w dom trafiła nie rakieta, lecz pocisk czołgowy. To by obciążało Izraelczyków, bowiem wyposażyli oni swe czołgi w sprzęt zwiększający celność. Trudno byłoby uznać, że dom został trafiony przypadkiem.
Tymczasem jednak armia izraelska twierdzi, że nie prowadziła ostrzału czołgowego, lecz rakietowy z powietrza – i że rakieta trafiła nie w dom, lecz w palestyńskich bojowników nieopodal, zaś dom został zniszczony, gdy od uderzenia rakiety eksplodowały środki wybuchowe, które przenosili.
„Gazeta” najwyraźniej znała wersje izraelską, skoro pisze o rakiecie, nie o czołgu – lecz o tym, że Izraelczycy zaprzeczają wersji palestyńskiej, ani o tym, że to, co podała jako wiadomość, jest po prostu wersją jednej ze stron, nie wspomniała. To już nie tylko fałszywe oskarżenie w tytule, lecz po prostu dezinformacja.
Co naprawdę wydarzyło się w Gazie nie wiemy: nie ma powodu, by a priori wierzyć którejkolwiek ze stron. Ale czy to takie ważne? – spytać można. Przecież od izraelskiego ostrzału w Gazie stale giną ludzie, częściej cywile niż bojownicy. Czy Izrael nie powinien po prostu przestać strzelać?
Nie. Tego samego dnia, jak niemal co dzień od lat, z Gazy odpalono na Izrael 18 rakiet i kilkadziesiąt pocisków moździerzowych. Nie było ofiar, bo oba rodzaje pocisków są niecelne, a dodatkowo Palestyńczycy strzelają w pośpiechu: Gaza jest pod stałą obserwacją z powietrza i Izraelczycy najczęściej udaremniają atak jeszcze przed odpaleniem rakiet czy moździerzy.
Palestyńskie pociski czasem jednak trafiają w izraelskie miasteczko Sderot, siejąc śmierć i zniszczenie. Gdyby Izraelczycy przestali strzelać, z troski o palestyńskich cywili, oznaczałoby to, że o własnych troszczą się mniej. Trudno tego oczekiwać.
Ostrzał izraelski się skończy, gdy skończy się palestyński. Zaś gdy bojownicy strzelają z obszaru gęsto zabudowanego, kryjąc się często za domami, to uderzenie w nich niemal nieuchronnie powoduje także ofiary cywilne – choć armia izraelska z całą pewnością nie dokłada należytych starań, by ofiar tych było jak najmniej.
Tego wszystkiego się z „Gazety” tym razem nie dowiemy – nie ze złej woli, lecz z braku miejsca i nadmiaru tematów. Ale czytając prasowe doniesienia warto pamiętać także o tym, czego nie wiemy – i o tym, że to, czego się dowiadujemy, też niekoniecznie musi być prawdą.
Wydaje mi się, że facet grający na harfie nigdy nie będzie tworzył harmonii, podobnie jak kobieta grająca na puzonie.
Wiem, niektórzy powiedzą, że jestem seksistą!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
seksizm,
harfa,
puzon

Komentarze: (2)

hylanka,

May 10, 2008 00:37

Skomentuj komentarz

Sprawdź gościa: Andreas Vollenweider, www.vollenweider.com. Na stronie są przykłady jego muzyki. Może się okazać, że nie jest z Tobą tak źle (o ile postrzegasz seksizm jako rzecz niepożądaną :)Pozdrawiam, A.

w34,

May 11, 2008 01:00

Skomentuj komentarz

No tak… o Vollenveiderze nie pomyślałem… no to dla niego zrobię wyjątek – on tworzy harmonie.

Skomentuj notkę
Wiem, niektórzy powiedzą, że jestem seksistą!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
seksizm,
harfa,
puzon

Komentarze: (2)

hylanka,

May 10, 2008 00:37

Skomentuj komentarz

Sprawdź gościa: Andreas Vollenweider, www.vollenweider.com. Na stronie są przykłady jego muzyki. Może się okazać, że nie jest z Tobą tak źle (o ile postrzegasz seksizm jako rzecz niepożądaną :)Pozdrawiam, A.

w34,

May 11, 2008 01:00

Skomentuj komentarz

No tak… o Vollenveiderze nie pomyślałem… no to dla niego zrobię wyjątek – on tworzy harmonie.

Skomentuj notkę
Ustawa o ochronie danych osobowych to przykład sprawności polityków (naszych, ale i unijnych) produkujących piekne w swej idei ale przynoszące tylko szkody prawo.
Jako przedsiębiorca wchodzący na rynek usług masowych czuję się więcej niż związany nie mogąc w prosty sposób oferować swoich usług osobom, które wcześniej, na papierze nie wyraziły zgody na to abym im coż zaoferował. Jako konsument stale jestem atakowany telefonicznie i papierowo ofertami, których nie chcę, mimo iż gdzie tylko się da zaznaczam, iż „nie wyrażam zgodny na przetwarzanie moich danych do celów marketingowych”.
Ale ustawa jest, ma rygory karne i jedyne co wg. mnie przyniosła to to, że kilku cwaniaków wyciągneło już z banków i innych instytucji jakieś wielotysięczne odszkodowania, za to iż mają one bałagan w papierach i mimo zakazu coś do tych cwaniaków wysłali.
Państwo prawa? Państwo złego prawa? A może państwo bezprawia? Słyszałem, że w Afganistanie nie ma podatku VAT. Pewnie nie ma też ustawy o ochronie danych osobowych, ale czy to jest wystarczająca zachęta abym chciał tam żyć?

Kategorie:
obserwator, marketing, _blog

Słowa kluczowe:
ochrona danych osobowych,
ustawa,
polityka

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Jako przedsiębiorca wchodzący na rynek usług masowych czuję się więcej niż związany nie mogąc w prosty sposób oferować swoich usług osobom, które wcześniej, na papierze nie wyraziły zgody na to abym im coż zaoferował. Jako konsument stale jestem atakowany telefonicznie i papierowo ofertami, których nie chcę, mimo iż gdzie tylko się da zaznaczam, iż „nie wyrażam zgodny na przetwarzanie moich danych do celów marketingowych”.
Ale ustawa jest, ma rygory karne i jedyne co wg. mnie przyniosła to to, że kilku cwaniaków wyciągneło już z banków i innych instytucji jakieś wielotysięczne odszkodowania, za to iż mają one bałagan w papierach i mimo zakazu coś do tych cwaniaków wysłali.
Państwo prawa? Państwo złego prawa? A może państwo bezprawia? Słyszałem, że w Afganistanie nie ma podatku VAT. Pewnie nie ma też ustawy o ochronie danych osobowych, ale czy to jest wystarczająca zachęta abym chciał tam żyć?

Kategorie:
obserwator, marketing, _blog

Słowa kluczowe:
ochrona danych osobowych,
ustawa,
polityka

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ale ustawa jest, ma rygory karne i jedyne co wg. mnie przyniosła to to, że kilku cwaniaków wyciągneło już z banków i innych instytucji jakieś wielotysięczne odszkodowania, za to iż mają one bałagan w papierach i mimo zakazu coś do tych cwaniaków wysłali.
Państwo prawa? Państwo złego prawa? A może państwo bezprawia? Słyszałem, że w Afganistanie nie ma podatku VAT. Pewnie nie ma też ustawy o ochronie danych osobowych, ale czy to jest wystarczająca zachęta abym chciał tam żyć?

Kategorie:
obserwator, marketing, _blog

Słowa kluczowe:
ochrona danych osobowych,
ustawa,
polityka

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Państwo prawa? Państwo złego prawa? A może państwo bezprawia? Słyszałem, że w Afganistanie nie ma podatku VAT. Pewnie nie ma też ustawy o ochronie danych osobowych, ale czy to jest wystarczająca zachęta abym chciał tam żyć?

Kategorie:
obserwator, marketing, _blog

Słowa kluczowe:
ochrona danych osobowych,
ustawa,
polityka

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Nie wiem czy poniższy tekst wymaga komentarza:

Za kłopoty zagranicznego banku zapłaci polski podatnik
gazeta.pl. kar, 2008-04-25,

Unia Europejska chce wprowadzić dyrektywę, która dla polskiego rynku finansowego może okazać się większym zagrożeniem niż kryzys na rynku kredytów hipotecznych w USA – pisze „Dziennik”. W myśl tej dyrektywy za kłopoty finansowe działającego w Polsce towarzystwa ubezpieczeniowego czy banku zapłaci nie jego zagraniczny właściciel, lecz polski podatnik.

Jeżeli dyrektywa Solvency II wejdzie w życie, polski nadzór finansowy nie będzie miał wpływu na bezpieczeństwo instytucji finansowych w Polsce, ponieważ to nie on wyznaczy wysokość kapitałów, które pokrywałyby straty w razie bankructwa polskiego towarzystwa będącego w rękach zagranicznych właścicieli – pisze „Dziennik”. Takie towarzystwa to połowa polskiego rynku ubezpieczeniowego.

Ponadto, jak pisze „Dziennik”, dyrektywa przewiduje, że kapitał może być przenoszony między poszczególnymi spółkami przez podmiot dominujący, czyli zagranicznego akcjonariusza. Według gazety oznacza to np., że w sytuacji, gdy wielka grupa międzynarodowa przeżywa kłopoty, bez żadnego problemu ściągnie kapitał do swojej spółki w Warszawie. a to może prowadzić do obniżenia bezpieczeństwa klientów naszego rynku finansowego. Zagrożenie dla Polski jest tym większe, że KE rozważa wprowadzenie tego samego modelu również dla banków.

Dyrektywę Solvency II popierają m.in. Wielka Brytania, Holandia i Francja. Stamtąd pochodzą duże grupy finansowe oferujące swoje usługi w całej Europie. Przeciwne dyrektywie są kraje Europy Wschodniej. Koalicję, która wspólnie będzie walczyć o zmianę projektu według informacji „Dziennika” zawiązały m.in. Polska, Węgry, Bułgaria i Litwa.

Ja byłem przeciw przystąpieniu Polski do Uni. Do dziś pamiętam tą potężną psychomanipulacje, ten medialny atak piorący mózgi, przedstawiających takich jak ja jako oszołomów, zacofańców, ciemnotę… Z bilbordów w nas ładowano: „Tak, jestem europejczykiem”, wmawiano, że młodzież będzie mogła sobie swobodnie jeździć na zmywaki do Anglii, że swobodny przepływ kapitału, że gospodarka… tak! Mamy swobodny przepływ kapitału, czyli możliwość zrobienia w Polsce banku bez kapitału, bez nadzoru finansowego… taka „Bezpieczna Kasa Oszczędnościowa” pana Grobelnego (rocznik 1989) tylko w zgodzie z prawodawstwem unijnym.
Coś pięknego!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
system bankowy,
Solvency II

Komentarze: (2)

ky,

April 28, 2008 13:03

Skomentuj komentarz

Hej!Zagooglałem za tymże Solvency 2 i poczytałem ile się dało, może za mało, ale nie znalazłem niczego co mogłoby powodować, że polscy podatnicy będą płacić za jakąś unijną firmę…To co znalazłem to formalizację wymogów kapitałowych rozszerzoną na praktycznie wszystkie działalności ubezpieczeniowe i reasekuracyjne oraz miejsca ich wykonywania, oparte o jakieś modele zarządzania ryzykiem plus wymogi publikowania tychże. Bardziej to przypomina jakąś próbę wymuszenia upublicznienia wewnętrznych stanów kapitałowych ubezpieczycieli w porównywalnych formach (wg jakiegoś schematu) z uwzględnieniem działalności wykonywanej poza krajem macierzystym. Do tego jeszcze jakieś pomysły o równowadze rynkowej – kiedy nadzorca może ingerować, a zarząd stracić kontrolę nad firmą, a kiedy nie (w pomyśle, uzależnione jest to od tychże wskaźników). Skutek tego może być odwrotny od sugerowanego, bo w tej chwili nadzory krajów, w których jest wykonywana działalność (goszczących) nie mają prawa do informacji o ich podmiotach właścicielskich z ich krajów macierzystych, a firmy nie mają obowiązku informowania macierzystego nadzorcy co się dzieje z ich podmiotami w innym kraju. Ta dyrektywa ma to zmienić (prawo do informacji i obowiązek upubliczniania danych). Z bankami jest podobnie, no i pewnie one będą następne. Ja osobiście nie jestem przeciwnikiem przejrzystości bilansów dużych upublicznionych podmiotów, zmuszania ich do publikacji danych z uwzględnieniem działań w innych krajach również nie – wręcz przeciwnie. W tej chwili każdy podmiot działający w tych dziedzinach podlega nadzorowi i odprowadza jakieś składki na fundusz, który ewentualnie będzie pokrywał straty. Więcej informacji zwiększa szanse nadzorcy, a to jego niewiedza lub błędne działanie skutkuje skubaniem podatników i to raczej się nie zmieni. Sprawność nadzorcy zależy od samych Polaków, od tego kogo sobie wybiorą by rządził. A te ekipy i pomysły kosztują podatników więcej niż jakieś unijne dyrektywy, zwłaszcza poprawiające przejrzystość w gospodarce, ale łatwiej napisać (i pomysleć), że to unia jest problemem. Być może, jest tutaj jakieś „drugie dno”, ale tej konkretnej sytuacji raczej wygląda to na zwyczajne granie na nastrojach pro- lub anty-. Albo może komuś nie podoba się taka jawność finansowa i przygotowuje opinie publiczną „do spontanicznego protestu”? O wprowadzaniu braku wymogów kapitałowych i zniesieniu nadzoru, o których piszesz tam raczej nic nie ma… pozdrawiam serdecznie

w34,

April 29, 2008 00:07

Skomentuj komentarz

1. No i teraz nie wiem co myśleć. Może dziennikarze znaleźli coś, czego Ty się nie doszukałeś, a może ktoś ich poprosił aby znaleźli coś czego nie ma. Może jest tam jakaś mała dziurka, której nie znajdzie nikt poza tymi, którzy ją tam wsadzili…2. Ale UE w znaczeniu „swobodny przepływ kapitału” takim zjawiskom jak błąd maklera za 5mld euro w banku SG ewidentnie sprzyja. I teraz rząd francuski SG pomoże bo to po części państwowy bank. Ale jakby taki błąd się zrobił w filii polskiej i mieliby na tym stracić polscy ciułacze?3. Nie wiem …. może powinienem tą notkę włożyć w kategorie: uczucia i odczucia? A może powinienem na nowo wrócić do tekstu „pielgrzymem jestem na tej ziemi” – napisałem go tak nie dawno i już zapominam.4. Dziękuję za komentarz.W.

Skomentuj notkę
Unia Europejska chce wprowadzić dyrektywę, która dla polskiego rynku finansowego może okazać się większym zagrożeniem niż kryzys na rynku kredytów hipotecznych w USA – pisze „Dziennik”. W myśl tej dyrektywy za kłopoty finansowe działającego w Polsce towarzystwa ubezpieczeniowego czy banku zapłaci nie jego zagraniczny właściciel, lecz polski podatnik.

Jeżeli dyrektywa Solvency II wejdzie w życie, polski nadzór finansowy nie będzie miał wpływu na bezpieczeństwo instytucji finansowych w Polsce, ponieważ to nie on wyznaczy wysokość kapitałów, które pokrywałyby straty w razie bankructwa polskiego towarzystwa będącego w rękach zagranicznych właścicieli – pisze „Dziennik”. Takie towarzystwa to połowa polskiego rynku ubezpieczeniowego.

Ponadto, jak pisze „Dziennik”, dyrektywa przewiduje, że kapitał może być przenoszony między poszczególnymi spółkami przez podmiot dominujący, czyli zagranicznego akcjonariusza. Według gazety oznacza to np., że w sytuacji, gdy wielka grupa międzynarodowa przeżywa kłopoty, bez żadnego problemu ściągnie kapitał do swojej spółki w Warszawie. a to może prowadzić do obniżenia bezpieczeństwa klientów naszego rynku finansowego. Zagrożenie dla Polski jest tym większe, że KE rozważa wprowadzenie tego samego modelu również dla banków.

Dyrektywę Solvency II popierają m.in. Wielka Brytania, Holandia i Francja. Stamtąd pochodzą duże grupy finansowe oferujące swoje usługi w całej Europie. Przeciwne dyrektywie są kraje Europy Wschodniej. Koalicję, która wspólnie będzie walczyć o zmianę projektu według informacji „Dziennika” zawiązały m.in. Polska, Węgry, Bułgaria i Litwa.
Jeżeli dyrektywa Solvency II wejdzie w życie, polski nadzór finansowy nie będzie miał wpływu na bezpieczeństwo instytucji finansowych w Polsce, ponieważ to nie on wyznaczy wysokość kapitałów, które pokrywałyby straty w razie bankructwa polskiego towarzystwa będącego w rękach zagranicznych właścicieli – pisze „Dziennik”. Takie towarzystwa to połowa polskiego rynku ubezpieczeniowego.

Ponadto, jak pisze „Dziennik”, dyrektywa przewiduje, że kapitał może być przenoszony między poszczególnymi spółkami przez podmiot dominujący, czyli zagranicznego akcjonariusza. Według gazety oznacza to np., że w sytuacji, gdy wielka grupa międzynarodowa przeżywa kłopoty, bez żadnego problemu ściągnie kapitał do swojej spółki w Warszawie. a to może prowadzić do obniżenia bezpieczeństwa klientów naszego rynku finansowego. Zagrożenie dla Polski jest tym większe, że KE rozważa wprowadzenie tego samego modelu również dla banków.

Dyrektywę Solvency II popierają m.in. Wielka Brytania, Holandia i Francja. Stamtąd pochodzą duże grupy finansowe oferujące swoje usługi w całej Europie. Przeciwne dyrektywie są kraje Europy Wschodniej. Koalicję, która wspólnie będzie walczyć o zmianę projektu według informacji „Dziennika” zawiązały m.in. Polska, Węgry, Bułgaria i Litwa.
Ponadto, jak pisze „Dziennik”, dyrektywa przewiduje, że kapitał może być przenoszony między poszczególnymi spółkami przez podmiot dominujący, czyli zagranicznego akcjonariusza. Według gazety oznacza to np., że w sytuacji, gdy wielka grupa międzynarodowa przeżywa kłopoty, bez żadnego problemu ściągnie kapitał do swojej spółki w Warszawie. a to może prowadzić do obniżenia bezpieczeństwa klientów naszego rynku finansowego. Zagrożenie dla Polski jest tym większe, że KE rozważa wprowadzenie tego samego modelu również dla banków.

Dyrektywę Solvency II popierają m.in. Wielka Brytania, Holandia i Francja. Stamtąd pochodzą duże grupy finansowe oferujące swoje usługi w całej Europie. Przeciwne dyrektywie są kraje Europy Wschodniej. Koalicję, która wspólnie będzie walczyć o zmianę projektu według informacji „Dziennika” zawiązały m.in. Polska, Węgry, Bułgaria i Litwa.
Dyrektywę Solvency II popierają m.in. Wielka Brytania, Holandia i Francja. Stamtąd pochodzą duże grupy finansowe oferujące swoje usługi w całej Europie. Przeciwne dyrektywie są kraje Europy Wschodniej. Koalicję, która wspólnie będzie walczyć o zmianę projektu według informacji „Dziennika” zawiązały m.in. Polska, Węgry, Bułgaria i Litwa.
Ja byłem przeciw przystąpieniu Polski do Uni. Do dziś pamiętam tą potężną psychomanipulacje, ten medialny atak piorący mózgi, przedstawiających takich jak ja jako oszołomów, zacofańców, ciemnotę… Z bilbordów w nas ładowano: „Tak, jestem europejczykiem”, wmawiano, że młodzież będzie mogła sobie swobodnie jeździć na zmywaki do Anglii, że swobodny przepływ kapitału, że gospodarka… tak! Mamy swobodny przepływ kapitału, czyli możliwość zrobienia w Polsce banku bez kapitału, bez nadzoru finansowego… taka „Bezpieczna Kasa Oszczędnościowa” pana Grobelnego (rocznik 1989) tylko w zgodzie z prawodawstwem unijnym.
Coś pięknego!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
system bankowy,
Solvency II

Komentarze: (2)

ky,

April 28, 2008 13:03

Skomentuj komentarz

Hej!Zagooglałem za tymże Solvency 2 i poczytałem ile się dało, może za mało, ale nie znalazłem niczego co mogłoby powodować, że polscy podatnicy będą płacić za jakąś unijną firmę…To co znalazłem to formalizację wymogów kapitałowych rozszerzoną na praktycznie wszystkie działalności ubezpieczeniowe i reasekuracyjne oraz miejsca ich wykonywania, oparte o jakieś modele zarządzania ryzykiem plus wymogi publikowania tychże. Bardziej to przypomina jakąś próbę wymuszenia upublicznienia wewnętrznych stanów kapitałowych ubezpieczycieli w porównywalnych formach (wg jakiegoś schematu) z uwzględnieniem działalności wykonywanej poza krajem macierzystym. Do tego jeszcze jakieś pomysły o równowadze rynkowej – kiedy nadzorca może ingerować, a zarząd stracić kontrolę nad firmą, a kiedy nie (w pomyśle, uzależnione jest to od tychże wskaźników). Skutek tego może być odwrotny od sugerowanego, bo w tej chwili nadzory krajów, w których jest wykonywana działalność (goszczących) nie mają prawa do informacji o ich podmiotach właścicielskich z ich krajów macierzystych, a firmy nie mają obowiązku informowania macierzystego nadzorcy co się dzieje z ich podmiotami w innym kraju. Ta dyrektywa ma to zmienić (prawo do informacji i obowiązek upubliczniania danych). Z bankami jest podobnie, no i pewnie one będą następne. Ja osobiście nie jestem przeciwnikiem przejrzystości bilansów dużych upublicznionych podmiotów, zmuszania ich do publikacji danych z uwzględnieniem działań w innych krajach również nie – wręcz przeciwnie. W tej chwili każdy podmiot działający w tych dziedzinach podlega nadzorowi i odprowadza jakieś składki na fundusz, który ewentualnie będzie pokrywał straty. Więcej informacji zwiększa szanse nadzorcy, a to jego niewiedza lub błędne działanie skutkuje skubaniem podatników i to raczej się nie zmieni. Sprawność nadzorcy zależy od samych Polaków, od tego kogo sobie wybiorą by rządził. A te ekipy i pomysły kosztują podatników więcej niż jakieś unijne dyrektywy, zwłaszcza poprawiające przejrzystość w gospodarce, ale łatwiej napisać (i pomysleć), że to unia jest problemem. Być może, jest tutaj jakieś „drugie dno”, ale tej konkretnej sytuacji raczej wygląda to na zwyczajne granie na nastrojach pro- lub anty-. Albo może komuś nie podoba się taka jawność finansowa i przygotowuje opinie publiczną „do spontanicznego protestu”? O wprowadzaniu braku wymogów kapitałowych i zniesieniu nadzoru, o których piszesz tam raczej nic nie ma… pozdrawiam serdecznie

w34,

April 29, 2008 00:07

Skomentuj komentarz

1. No i teraz nie wiem co myśleć. Może dziennikarze znaleźli coś, czego Ty się nie doszukałeś, a może ktoś ich poprosił aby znaleźli coś czego nie ma. Może jest tam jakaś mała dziurka, której nie znajdzie nikt poza tymi, którzy ją tam wsadzili…2. Ale UE w znaczeniu „swobodny przepływ kapitału” takim zjawiskom jak błąd maklera za 5mld euro w banku SG ewidentnie sprzyja. I teraz rząd francuski SG pomoże bo to po części państwowy bank. Ale jakby taki błąd się zrobił w filii polskiej i mieliby na tym stracić polscy ciułacze?3. Nie wiem …. może powinienem tą notkę włożyć w kategorie: uczucia i odczucia? A może powinienem na nowo wrócić do tekstu „pielgrzymem jestem na tej ziemi” – napisałem go tak nie dawno i już zapominam.4. Dziękuję za komentarz.W.

Skomentuj notkę
Coś pięknego!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
system bankowy,
Solvency II

Komentarze: (2)

ky,

April 28, 2008 13:03

Skomentuj komentarz

Hej!Zagooglałem za tymże Solvency 2 i poczytałem ile się dało, może za mało, ale nie znalazłem niczego co mogłoby powodować, że polscy podatnicy będą płacić za jakąś unijną firmę…To co znalazłem to formalizację wymogów kapitałowych rozszerzoną na praktycznie wszystkie działalności ubezpieczeniowe i reasekuracyjne oraz miejsca ich wykonywania, oparte o jakieś modele zarządzania ryzykiem plus wymogi publikowania tychże. Bardziej to przypomina jakąś próbę wymuszenia upublicznienia wewnętrznych stanów kapitałowych ubezpieczycieli w porównywalnych formach (wg jakiegoś schematu) z uwzględnieniem działalności wykonywanej poza krajem macierzystym. Do tego jeszcze jakieś pomysły o równowadze rynkowej – kiedy nadzorca może ingerować, a zarząd stracić kontrolę nad firmą, a kiedy nie (w pomyśle, uzależnione jest to od tychże wskaźników). Skutek tego może być odwrotny od sugerowanego, bo w tej chwili nadzory krajów, w których jest wykonywana działalność (goszczących) nie mają prawa do informacji o ich podmiotach właścicielskich z ich krajów macierzystych, a firmy nie mają obowiązku informowania macierzystego nadzorcy co się dzieje z ich podmiotami w innym kraju. Ta dyrektywa ma to zmienić (prawo do informacji i obowiązek upubliczniania danych). Z bankami jest podobnie, no i pewnie one będą następne. Ja osobiście nie jestem przeciwnikiem przejrzystości bilansów dużych upublicznionych podmiotów, zmuszania ich do publikacji danych z uwzględnieniem działań w innych krajach również nie – wręcz przeciwnie. W tej chwili każdy podmiot działający w tych dziedzinach podlega nadzorowi i odprowadza jakieś składki na fundusz, który ewentualnie będzie pokrywał straty. Więcej informacji zwiększa szanse nadzorcy, a to jego niewiedza lub błędne działanie skutkuje skubaniem podatników i to raczej się nie zmieni. Sprawność nadzorcy zależy od samych Polaków, od tego kogo sobie wybiorą by rządził. A te ekipy i pomysły kosztują podatników więcej niż jakieś unijne dyrektywy, zwłaszcza poprawiające przejrzystość w gospodarce, ale łatwiej napisać (i pomysleć), że to unia jest problemem. Być może, jest tutaj jakieś „drugie dno”, ale tej konkretnej sytuacji raczej wygląda to na zwyczajne granie na nastrojach pro- lub anty-. Albo może komuś nie podoba się taka jawność finansowa i przygotowuje opinie publiczną „do spontanicznego protestu”? O wprowadzaniu braku wymogów kapitałowych i zniesieniu nadzoru, o których piszesz tam raczej nic nie ma… pozdrawiam serdecznie

w34,

April 29, 2008 00:07

Skomentuj komentarz

1. No i teraz nie wiem co myśleć. Może dziennikarze znaleźli coś, czego Ty się nie doszukałeś, a może ktoś ich poprosił aby znaleźli coś czego nie ma. Może jest tam jakaś mała dziurka, której nie znajdzie nikt poza tymi, którzy ją tam wsadzili…2. Ale UE w znaczeniu „swobodny przepływ kapitału” takim zjawiskom jak błąd maklera za 5mld euro w banku SG ewidentnie sprzyja. I teraz rząd francuski SG pomoże bo to po części państwowy bank. Ale jakby taki błąd się zrobił w filii polskiej i mieliby na tym stracić polscy ciułacze?3. Nie wiem …. może powinienem tą notkę włożyć w kategorie: uczucia i odczucia? A może powinienem na nowo wrócić do tekstu „pielgrzymem jestem na tej ziemi” – napisałem go tak nie dawno i już zapominam.4. Dziękuję za komentarz.W.

Skomentuj notkę
Kalendarz się zmienia… tylko tyle napisze, bo pisać mi się nie chce. Więcej w załączniku.

Kategorie:
obserwator, wielkanoc, _blog

Słowa kluczowe:
kalendarz,
wielkanoc,
purim,
pesach,
pascha,
data wielkanocy

Pliki

2008-03-21_kalendarz.pdf

2008-03-21_kalendarz.ppt

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ten tekst Dawida Warszawskiego bardzo mi się spodobał. Aż dziwne…

Warszawski: Izraelem się jest
Dawid Warszawski, gazeta.pl, 2008-03-04 17:09
Kolumbia – oznajmił prezydent Wenezueli Hugo Chavez – stała się Izraelem Ameryki. Na takie wyróżnienie Kolumbia zasłużyła po tym, kiedy jej lotnictwo naruszyło przestrzeń powietrzną Ekwadoru i zaatakowało mieszczący się niecałe dwa kilometry od granicy obóz FARC, lewicowej partyzantki od lat siejącej zniszczenie w Kolumbii.

Bojówki FARC wielokrotnie wcześniej przekraczały tę granicę, tyle że w przeciwnym kierunku, dokonując zamachów na kolumbijskim terytorium, po czym wracały do bezpiecznego sanktuarium chronionego przez ekwadorską suwerenność i armię.

Po ataku na FARC wspierające ją Ekwador i Wenezuela skierowały na kolumbijskie granice tysiące żołnierzy. Zapachniało wojną i liczne państwa potępiły kolumbijską akcję.

Podobnie dzieje się też zawsze po izraelskich akcjach odwetowych, w tym tej najnowszej w Gazie. Wysunięta przez Chaveza analogia jest więc z pozoru całkiem sensowna.

Czyni ona wprawdzie także z Ekwadoru południowoamerykańską Gazę, ale o to niech się martwią w Quito. Dużo bardziej interesujące jest logiczne rozszerzenie analogii na inne regiony świata.

„Izraelem” Środkowego Wschodu staje się więc Turcja, która właśnie zakończyła operację w Iraku przeciwko kurdyjskim partyzantom z PKK. Ankara potępia wprawdzie z kolei izraelskie akcje w Gazie, więc takie porównanie nie przypadłoby Turkom do gustu, ale jego logiki to nie zmienia.

„Izraelem” Azji Południowo-Zachodniej jeszcze kilka lat temu były Indie, atakujące na terytorium Pakistanu bojówki dokonujące aktów terroru w Indiach, ale już nie są – pakistański prezydent Pervez Musharraf powściągnął w końcu swoich terrorystów.

W Afryce Sudan i Czad oraz Etiopia i Erytrea są oba i „Izraelem”, i „Gazą” zarazem. Każde z tych państw udziela schronienia zbrojnym przeciwnikom drugiego, i atakuje na jego terytorium swoich własnych przeciwników.

Listę można by ciągnąć. „Izraelem” ma więc teoretycznie szansę stać się nie tylko Kolumbia, lecz każde państwo odpowiadające przez granicę na terrorystyczne ataki – ale ostatecznej nominacji dokonują nie prezydenci czy publicyści, lecz ONZ. Do tej pory jednak to nie terror, lecz odwet na terrorystach budził międzynarodowe potępienie.

Gdy jest inaczej – jak na przykład w latach 90., gdy Senegal atakował na terytorium Gwinei Bissau separatystów z Casamancji – Rada Bezpieczeństwa ONZ potwierdza nie nominację na „Izrael” lecz, przeciwnie, prawo każdego państwa do działań zbrojnych „przeciwko każdemu terytorium udzielającego schronienia lub poparcia działalności powodującej ataki terrorystyczne”.

Kiedy więc państwo zwalczające terrorystów za przyjazną im granicą staje się „Senegalem”, a kiedy „Izraelem”? Dokładnie nie wiadomo, choć liczba „Senegali” jest niewielka: irańskie ataki odwetowe w irackim Kurdystanie czy tadżyckie w Afganistanie, wyczerpują niemal w ostatnich kilkunastu latach ich listę.

Casamantyjscy bojówkarze naprawdę nie mieli, prócz Gwinei, żadnych przyjaciół, ale większość terrorystów czyimś poparciem z reguły się cieszy. W takich przypadkach ONZ zachowuje z reguły, zarówno wobec ich akcji zbrojnych, jak i odwetowych kontrakcji, dyskretne milczenie i nikogo nie potępia.

Podobnie zapewne też w końcu będzie, mimo latynoskiego oburzenia, w kwestii kolumbijskiej akcji w Ekwadorze. Wyłącznie bowiem w przypadku Izraela ONZ niemal zawsze postępuje inaczej i potępia jedynie izraelską ripostę zbrojną na terror. I dlatego Kolumbia „Izraelem Ameryki” nie zostanie.

„Izraelem” bowiem, inaczej niż „Senegalem”, stać się nie można. „Izraelem” się jest – i to wyłącznie wówczas, gdy się po prostu jest Izraelem.

Kategorie:
obserwator, izrael, _blog

Słowa kluczowe:
izrael,
chavez,
kolumbia,
dawid warszawski

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Kolumbia – oznajmił prezydent Wenezueli Hugo Chavez – stała się Izraelem Ameryki. Na takie wyróżnienie Kolumbia zasłużyła po tym, kiedy jej lotnictwo naruszyło przestrzeń powietrzną Ekwadoru i zaatakowało mieszczący się niecałe dwa kilometry od granicy obóz FARC, lewicowej partyzantki od lat siejącej zniszczenie w Kolumbii.

Bojówki FARC wielokrotnie wcześniej przekraczały tę granicę, tyle że w przeciwnym kierunku, dokonując zamachów na kolumbijskim terytorium, po czym wracały do bezpiecznego sanktuarium chronionego przez ekwadorską suwerenność i armię.

Po ataku na FARC wspierające ją Ekwador i Wenezuela skierowały na kolumbijskie granice tysiące żołnierzy. Zapachniało wojną i liczne państwa potępiły kolumbijską akcję.

Podobnie dzieje się też zawsze po izraelskich akcjach odwetowych, w tym tej najnowszej w Gazie. Wysunięta przez Chaveza analogia jest więc z pozoru całkiem sensowna.

Czyni ona wprawdzie także z Ekwadoru południowoamerykańską Gazę, ale o to niech się martwią w Quito. Dużo bardziej interesujące jest logiczne rozszerzenie analogii na inne regiony świata.

„Izraelem” Środkowego Wschodu staje się więc Turcja, która właśnie zakończyła operację w Iraku przeciwko kurdyjskim partyzantom z PKK. Ankara potępia wprawdzie z kolei izraelskie akcje w Gazie, więc takie porównanie nie przypadłoby Turkom do gustu, ale jego logiki to nie zmienia.

„Izraelem” Azji Południowo-Zachodniej jeszcze kilka lat temu były Indie, atakujące na terytorium Pakistanu bojówki dokonujące aktów terroru w Indiach, ale już nie są – pakistański prezydent Pervez Musharraf powściągnął w końcu swoich terrorystów.

W Afryce Sudan i Czad oraz Etiopia i Erytrea są oba i „Izraelem”, i „Gazą” zarazem. Każde z tych państw udziela schronienia zbrojnym przeciwnikom drugiego, i atakuje na jego terytorium swoich własnych przeciwników.

Listę można by ciągnąć. „Izraelem” ma więc teoretycznie szansę stać się nie tylko Kolumbia, lecz każde państwo odpowiadające przez granicę na terrorystyczne ataki – ale ostatecznej nominacji dokonują nie prezydenci czy publicyści, lecz ONZ. Do tej pory jednak to nie terror, lecz odwet na terrorystach budził międzynarodowe potępienie.

Gdy jest inaczej – jak na przykład w latach 90., gdy Senegal atakował na terytorium Gwinei Bissau separatystów z Casamancji – Rada Bezpieczeństwa ONZ potwierdza nie nominację na „Izrael” lecz, przeciwnie, prawo każdego państwa do działań zbrojnych „przeciwko każdemu terytorium udzielającego schronienia lub poparcia działalności powodującej ataki terrorystyczne”.

Kiedy więc państwo zwalczające terrorystów za przyjazną im granicą staje się „Senegalem”, a kiedy „Izraelem”? Dokładnie nie wiadomo, choć liczba „Senegali” jest niewielka: irańskie ataki odwetowe w irackim Kurdystanie czy tadżyckie w Afganistanie, wyczerpują niemal w ostatnich kilkunastu latach ich listę.

Casamantyjscy bojówkarze naprawdę nie mieli, prócz Gwinei, żadnych przyjaciół, ale większość terrorystów czyimś poparciem z reguły się cieszy. W takich przypadkach ONZ zachowuje z reguły, zarówno wobec ich akcji zbrojnych, jak i odwetowych kontrakcji, dyskretne milczenie i nikogo nie potępia.

Podobnie zapewne też w końcu będzie, mimo latynoskiego oburzenia, w kwestii kolumbijskiej akcji w Ekwadorze. Wyłącznie bowiem w przypadku Izraela ONZ niemal zawsze postępuje inaczej i potępia jedynie izraelską ripostę zbrojną na terror. I dlatego Kolumbia „Izraelem Ameryki” nie zostanie.

„Izraelem” bowiem, inaczej niż „Senegalem”, stać się nie można. „Izraelem” się jest – i to wyłącznie wówczas, gdy się po prostu jest Izraelem.
Bojówki FARC wielokrotnie wcześniej przekraczały tę granicę, tyle że w przeciwnym kierunku, dokonując zamachów na kolumbijskim terytorium, po czym wracały do bezpiecznego sanktuarium chronionego przez ekwadorską suwerenność i armię.

Po ataku na FARC wspierające ją Ekwador i Wenezuela skierowały na kolumbijskie granice tysiące żołnierzy. Zapachniało wojną i liczne państwa potępiły kolumbijską akcję.

Podobnie dzieje się też zawsze po izraelskich akcjach odwetowych, w tym tej najnowszej w Gazie. Wysunięta przez Chaveza analogia jest więc z pozoru całkiem sensowna.

Czyni ona wprawdzie także z Ekwadoru południowoamerykańską Gazę, ale o to niech się martwią w Quito. Dużo bardziej interesujące jest logiczne rozszerzenie analogii na inne regiony świata.

„Izraelem” Środkowego Wschodu staje się więc Turcja, która właśnie zakończyła operację w Iraku przeciwko kurdyjskim partyzantom z PKK. Ankara potępia wprawdzie z kolei izraelskie akcje w Gazie, więc takie porównanie nie przypadłoby Turkom do gustu, ale jego logiki to nie zmienia.

„Izraelem” Azji Południowo-Zachodniej jeszcze kilka lat temu były Indie, atakujące na terytorium Pakistanu bojówki dokonujące aktów terroru w Indiach, ale już nie są – pakistański prezydent Pervez Musharraf powściągnął w końcu swoich terrorystów.

W Afryce Sudan i Czad oraz Etiopia i Erytrea są oba i „Izraelem”, i „Gazą” zarazem. Każde z tych państw udziela schronienia zbrojnym przeciwnikom drugiego, i atakuje na jego terytorium swoich własnych przeciwników.

Listę można by ciągnąć. „Izraelem” ma więc teoretycznie szansę stać się nie tylko Kolumbia, lecz każde państwo odpowiadające przez granicę na terrorystyczne ataki – ale ostatecznej nominacji dokonują nie prezydenci czy publicyści, lecz ONZ. Do tej pory jednak to nie terror, lecz odwet na terrorystach budził międzynarodowe potępienie.

Gdy jest inaczej – jak na przykład w latach 90., gdy Senegal atakował na terytorium Gwinei Bissau separatystów z Casamancji – Rada Bezpieczeństwa ONZ potwierdza nie nominację na „Izrael” lecz, przeciwnie, prawo każdego państwa do działań zbrojnych „przeciwko każdemu terytorium udzielającego schronienia lub poparcia działalności powodującej ataki terrorystyczne”.

Kiedy więc państwo zwalczające terrorystów za przyjazną im granicą staje się „Senegalem”, a kiedy „Izraelem”? Dokładnie nie wiadomo, choć liczba „Senegali” jest niewielka: irańskie ataki odwetowe w irackim Kurdystanie czy tadżyckie w Afganistanie, wyczerpują niemal w ostatnich kilkunastu latach ich listę.

Casamantyjscy bojówkarze naprawdę nie mieli, prócz Gwinei, żadnych przyjaciół, ale większość terrorystów czyimś poparciem z reguły się cieszy. W takich przypadkach ONZ zachowuje z reguły, zarówno wobec ich akcji zbrojnych, jak i odwetowych kontrakcji, dyskretne milczenie i nikogo nie potępia.

Podobnie zapewne też w końcu będzie, mimo latynoskiego oburzenia, w kwestii kolumbijskiej akcji w Ekwadorze. Wyłącznie bowiem w przypadku Izraela ONZ niemal zawsze postępuje inaczej i potępia jedynie izraelską ripostę zbrojną na terror. I dlatego Kolumbia „Izraelem Ameryki” nie zostanie.

„Izraelem” bowiem, inaczej niż „Senegalem”, stać się nie można. „Izraelem” się jest – i to wyłącznie wówczas, gdy się po prostu jest Izraelem.
Po ataku na FARC wspierające ją Ekwador i Wenezuela skierowały na kolumbijskie granice tysiące żołnierzy. Zapachniało wojną i liczne państwa potępiły kolumbijską akcję.

Podobnie dzieje się też zawsze po izraelskich akcjach odwetowych, w tym tej najnowszej w Gazie. Wysunięta przez Chaveza analogia jest więc z pozoru całkiem sensowna.

Czyni ona wprawdzie także z Ekwadoru południowoamerykańską Gazę, ale o to niech się martwią w Quito. Dużo bardziej interesujące jest logiczne rozszerzenie analogii na inne regiony świata.

„Izraelem” Środkowego Wschodu staje się więc Turcja, która właśnie zakończyła operację w Iraku przeciwko kurdyjskim partyzantom z PKK. Ankara potępia wprawdzie z kolei izraelskie akcje w Gazie, więc takie porównanie nie przypadłoby Turkom do gustu, ale jego logiki to nie zmienia.

„Izraelem” Azji Południowo-Zachodniej jeszcze kilka lat temu były Indie, atakujące na terytorium Pakistanu bojówki dokonujące aktów terroru w Indiach, ale już nie są – pakistański prezydent Pervez Musharraf powściągnął w końcu swoich terrorystów.

W Afryce Sudan i Czad oraz Etiopia i Erytrea są oba i „Izraelem”, i „Gazą” zarazem. Każde z tych państw udziela schronienia zbrojnym przeciwnikom drugiego, i atakuje na jego terytorium swoich własnych przeciwników.

Listę można by ciągnąć. „Izraelem” ma więc teoretycznie szansę stać się nie tylko Kolumbia, lecz każde państwo odpowiadające przez granicę na terrorystyczne ataki – ale ostatecznej nominacji dokonują nie prezydenci czy publicyści, lecz ONZ. Do tej pory jednak to nie terror, lecz odwet na terrorystach budził międzynarodowe potępienie.

Gdy jest inaczej – jak na przykład w latach 90., gdy Senegal atakował na terytorium Gwinei Bissau separatystów z Casamancji – Rada Bezpieczeństwa ONZ potwierdza nie nominację na „Izrael” lecz, przeciwnie, prawo każdego państwa do działań zbrojnych „przeciwko każdemu terytorium udzielającego schronienia lub poparcia działalności powodującej ataki terrorystyczne”.

Kiedy więc państwo zwalczające terrorystów za przyjazną im granicą staje się „Senegalem”, a kiedy „Izraelem”? Dokładnie nie wiadomo, choć liczba „Senegali” jest niewielka: irańskie ataki odwetowe w irackim Kurdystanie czy tadżyckie w Afganistanie, wyczerpują niemal w ostatnich kilkunastu latach ich listę.

Casamantyjscy bojówkarze naprawdę nie mieli, prócz Gwinei, żadnych przyjaciół, ale większość terrorystów czyimś poparciem z reguły się cieszy. W takich przypadkach ONZ zachowuje z reguły, zarówno wobec ich akcji zbrojnych, jak i odwetowych kontrakcji, dyskretne milczenie i nikogo nie potępia.

Podobnie zapewne też w końcu będzie, mimo latynoskiego oburzenia, w kwestii kolumbijskiej akcji w Ekwadorze. Wyłącznie bowiem w przypadku Izraela ONZ niemal zawsze postępuje inaczej i potępia jedynie izraelską ripostę zbrojną na terror. I dlatego Kolumbia „Izraelem Ameryki” nie zostanie.

„Izraelem” bowiem, inaczej niż „Senegalem”, stać się nie można. „Izraelem” się jest – i to wyłącznie wówczas, gdy się po prostu jest Izraelem.
Podobnie dzieje się też zawsze po izraelskich akcjach odwetowych, w tym tej najnowszej w Gazie. Wysunięta przez Chaveza analogia jest więc z pozoru całkiem sensowna.

Czyni ona wprawdzie także z Ekwadoru południowoamerykańską Gazę, ale o to niech się martwią w Quito. Dużo bardziej interesujące jest logiczne rozszerzenie analogii na inne regiony świata.

„Izraelem” Środkowego Wschodu staje się więc Turcja, która właśnie zakończyła operację w Iraku przeciwko kurdyjskim partyzantom z PKK. Ankara potępia wprawdzie z kolei izraelskie akcje w Gazie, więc takie porównanie nie przypadłoby Turkom do gustu, ale jego logiki to nie zmienia.

„Izraelem” Azji Południowo-Zachodniej jeszcze kilka lat temu były Indie, atakujące na terytorium Pakistanu bojówki dokonujące aktów terroru w Indiach, ale już nie są – pakistański prezydent Pervez Musharraf powściągnął w końcu swoich terrorystów.

W Afryce Sudan i Czad oraz Etiopia i Erytrea są oba i „Izraelem”, i „Gazą” zarazem. Każde z tych państw udziela schronienia zbrojnym przeciwnikom drugiego, i atakuje na jego terytorium swoich własnych przeciwników.

Listę można by ciągnąć. „Izraelem” ma więc teoretycznie szansę stać się nie tylko Kolumbia, lecz każde państwo odpowiadające przez granicę na terrorystyczne ataki – ale ostatecznej nominacji dokonują nie prezydenci czy publicyści, lecz ONZ. Do tej pory jednak to nie terror, lecz odwet na terrorystach budził międzynarodowe potępienie.

Gdy jest inaczej – jak na przykład w latach 90., gdy Senegal atakował na terytorium Gwinei Bissau separatystów z Casamancji – Rada Bezpieczeństwa ONZ potwierdza nie nominację na „Izrael” lecz, przeciwnie, prawo każdego państwa do działań zbrojnych „przeciwko każdemu terytorium udzielającego schronienia lub poparcia działalności powodującej ataki terrorystyczne”.

Kiedy więc państwo zwalczające terrorystów za przyjazną im granicą staje się „Senegalem”, a kiedy „Izraelem”? Dokładnie nie wiadomo, choć liczba „Senegali” jest niewielka: irańskie ataki odwetowe w irackim Kurdystanie czy tadżyckie w Afganistanie, wyczerpują niemal w ostatnich kilkunastu latach ich listę.

Casamantyjscy bojówkarze naprawdę nie mieli, prócz Gwinei, żadnych przyjaciół, ale większość terrorystów czyimś poparciem z reguły się cieszy. W takich przypadkach ONZ zachowuje z reguły, zarówno wobec ich akcji zbrojnych, jak i odwetowych kontrakcji, dyskretne milczenie i nikogo nie potępia.

Podobnie zapewne też w końcu będzie, mimo latynoskiego oburzenia, w kwestii kolumbijskiej akcji w Ekwadorze. Wyłącznie bowiem w przypadku Izraela ONZ niemal zawsze postępuje inaczej i potępia jedynie izraelską ripostę zbrojną na terror. I dlatego Kolumbia „Izraelem Ameryki” nie zostanie.

„Izraelem” bowiem, inaczej niż „Senegalem”, stać się nie można. „Izraelem” się jest – i to wyłącznie wówczas, gdy się po prostu jest Izraelem.
Czyni ona wprawdzie także z Ekwadoru południowoamerykańską Gazę, ale o to niech się martwią w Quito. Dużo bardziej interesujące jest logiczne rozszerzenie analogii na inne regiony świata.

„Izraelem” Środkowego Wschodu staje się więc Turcja, która właśnie zakończyła operację w Iraku przeciwko kurdyjskim partyzantom z PKK. Ankara potępia wprawdzie z kolei izraelskie akcje w Gazie, więc takie porównanie nie przypadłoby Turkom do gustu, ale jego logiki to nie zmienia.

„Izraelem” Azji Południowo-Zachodniej jeszcze kilka lat temu były Indie, atakujące na terytorium Pakistanu bojówki dokonujące aktów terroru w Indiach, ale już nie są – pakistański prezydent Pervez Musharraf powściągnął w końcu swoich terrorystów.

W Afryce Sudan i Czad oraz Etiopia i Erytrea są oba i „Izraelem”, i „Gazą” zarazem. Każde z tych państw udziela schronienia zbrojnym przeciwnikom drugiego, i atakuje na jego terytorium swoich własnych przeciwników.

Listę można by ciągnąć. „Izraelem” ma więc teoretycznie szansę stać się nie tylko Kolumbia, lecz każde państwo odpowiadające przez granicę na terrorystyczne ataki – ale ostatecznej nominacji dokonują nie prezydenci czy publicyści, lecz ONZ. Do tej pory jednak to nie terror, lecz odwet na terrorystach budził międzynarodowe potępienie.

Gdy jest inaczej – jak na przykład w latach 90., gdy Senegal atakował na terytorium Gwinei Bissau separatystów z Casamancji – Rada Bezpieczeństwa ONZ potwierdza nie nominację na „Izrael” lecz, przeciwnie, prawo każdego państwa do działań zbrojnych „przeciwko każdemu terytorium udzielającego schronienia lub poparcia działalności powodującej ataki terrorystyczne”.

Kiedy więc państwo zwalczające terrorystów za przyjazną im granicą staje się „Senegalem”, a kiedy „Izraelem”? Dokładnie nie wiadomo, choć liczba „Senegali” jest niewielka: irańskie ataki odwetowe w irackim Kurdystanie czy tadżyckie w Afganistanie, wyczerpują niemal w ostatnich kilkunastu latach ich listę.

Casamantyjscy bojówkarze naprawdę nie mieli, prócz Gwinei, żadnych przyjaciół, ale większość terrorystów czyimś poparciem z reguły się cieszy. W takich przypadkach ONZ zachowuje z reguły, zarówno wobec ich akcji zbrojnych, jak i odwetowych kontrakcji, dyskretne milczenie i nikogo nie potępia.

Podobnie zapewne też w końcu będzie, mimo latynoskiego oburzenia, w kwestii kolumbijskiej akcji w Ekwadorze. Wyłącznie bowiem w przypadku Izraela ONZ niemal zawsze postępuje inaczej i potępia jedynie izraelską ripostę zbrojną na terror. I dlatego Kolumbia „Izraelem Ameryki” nie zostanie.

„Izraelem” bowiem, inaczej niż „Senegalem”, stać się nie można. „Izraelem” się jest – i to wyłącznie wówczas, gdy się po prostu jest Izraelem.
„Izraelem” Środkowego Wschodu staje się więc Turcja, która właśnie zakończyła operację w Iraku przeciwko kurdyjskim partyzantom z PKK. Ankara potępia wprawdzie z kolei izraelskie akcje w Gazie, więc takie porównanie nie przypadłoby Turkom do gustu, ale jego logiki to nie zmienia.

„Izraelem” Azji Południowo-Zachodniej jeszcze kilka lat temu były Indie, atakujące na terytorium Pakistanu bojówki dokonujące aktów terroru w Indiach, ale już nie są – pakistański prezydent Pervez Musharraf powściągnął w końcu swoich terrorystów.

W Afryce Sudan i Czad oraz Etiopia i Erytrea są oba i „Izraelem”, i „Gazą” zarazem. Każde z tych państw udziela schronienia zbrojnym przeciwnikom drugiego, i atakuje na jego terytorium swoich własnych przeciwników.

Listę można by ciągnąć. „Izraelem” ma więc teoretycznie szansę stać się nie tylko Kolumbia, lecz każde państwo odpowiadające przez granicę na terrorystyczne ataki – ale ostatecznej nominacji dokonują nie prezydenci czy publicyści, lecz ONZ. Do tej pory jednak to nie terror, lecz odwet na terrorystach budził międzynarodowe potępienie.

Gdy jest inaczej – jak na przykład w latach 90., gdy Senegal atakował na terytorium Gwinei Bissau separatystów z Casamancji – Rada Bezpieczeństwa ONZ potwierdza nie nominację na „Izrael” lecz, przeciwnie, prawo każdego państwa do działań zbrojnych „przeciwko każdemu terytorium udzielającego schronienia lub poparcia działalności powodującej ataki terrorystyczne”.

Kiedy więc państwo zwalczające terrorystów za przyjazną im granicą staje się „Senegalem”, a kiedy „Izraelem”? Dokładnie nie wiadomo, choć liczba „Senegali” jest niewielka: irańskie ataki odwetowe w irackim Kurdystanie czy tadżyckie w Afganistanie, wyczerpują niemal w ostatnich kilkunastu latach ich listę.

Casamantyjscy bojówkarze naprawdę nie mieli, prócz Gwinei, żadnych przyjaciół, ale większość terrorystów czyimś poparciem z reguły się cieszy. W takich przypadkach ONZ zachowuje z reguły, zarówno wobec ich akcji zbrojnych, jak i odwetowych kontrakcji, dyskretne milczenie i nikogo nie potępia.

Podobnie zapewne też w końcu będzie, mimo latynoskiego oburzenia, w kwestii kolumbijskiej akcji w Ekwadorze. Wyłącznie bowiem w przypadku Izraela ONZ niemal zawsze postępuje inaczej i potępia jedynie izraelską ripostę zbrojną na terror. I dlatego Kolumbia „Izraelem Ameryki” nie zostanie.

„Izraelem” bowiem, inaczej niż „Senegalem”, stać się nie można. „Izraelem” się jest – i to wyłącznie wówczas, gdy się po prostu jest Izraelem.
„Izraelem” Azji Południowo-Zachodniej jeszcze kilka lat temu były Indie, atakujące na terytorium Pakistanu bojówki dokonujące aktów terroru w Indiach, ale już nie są – pakistański prezydent Pervez Musharraf powściągnął w końcu swoich terrorystów.

W Afryce Sudan i Czad oraz Etiopia i Erytrea są oba i „Izraelem”, i „Gazą” zarazem. Każde z tych państw udziela schronienia zbrojnym przeciwnikom drugiego, i atakuje na jego terytorium swoich własnych przeciwników.

Listę można by ciągnąć. „Izraelem” ma więc teoretycznie szansę stać się nie tylko Kolumbia, lecz każde państwo odpowiadające przez granicę na terrorystyczne ataki – ale ostatecznej nominacji dokonują nie prezydenci czy publicyści, lecz ONZ. Do tej pory jednak to nie terror, lecz odwet na terrorystach budził międzynarodowe potępienie.

Gdy jest inaczej – jak na przykład w latach 90., gdy Senegal atakował na terytorium Gwinei Bissau separatystów z Casamancji – Rada Bezpieczeństwa ONZ potwierdza nie nominację na „Izrael” lecz, przeciwnie, prawo każdego państwa do działań zbrojnych „przeciwko każdemu terytorium udzielającego schronienia lub poparcia działalności powodującej ataki terrorystyczne”.

Kiedy więc państwo zwalczające terrorystów za przyjazną im granicą staje się „Senegalem”, a kiedy „Izraelem”? Dokładnie nie wiadomo, choć liczba „Senegali” jest niewielka: irańskie ataki odwetowe w irackim Kurdystanie czy tadżyckie w Afganistanie, wyczerpują niemal w ostatnich kilkunastu latach ich listę.

Casamantyjscy bojówkarze naprawdę nie mieli, prócz Gwinei, żadnych przyjaciół, ale większość terrorystów czyimś poparciem z reguły się cieszy. W takich przypadkach ONZ zachowuje z reguły, zarówno wobec ich akcji zbrojnych, jak i odwetowych kontrakcji, dyskretne milczenie i nikogo nie potępia.

Podobnie zapewne też w końcu będzie, mimo latynoskiego oburzenia, w kwestii kolumbijskiej akcji w Ekwadorze. Wyłącznie bowiem w przypadku Izraela ONZ niemal zawsze postępuje inaczej i potępia jedynie izraelską ripostę zbrojną na terror. I dlatego Kolumbia „Izraelem Ameryki” nie zostanie.

„Izraelem” bowiem, inaczej niż „Senegalem”, stać się nie można. „Izraelem” się jest – i to wyłącznie wówczas, gdy się po prostu jest Izraelem.
W Afryce Sudan i Czad oraz Etiopia i Erytrea są oba i „Izraelem”, i „Gazą” zarazem. Każde z tych państw udziela schronienia zbrojnym przeciwnikom drugiego, i atakuje na jego terytorium swoich własnych przeciwników.

Listę można by ciągnąć. „Izraelem” ma więc teoretycznie szansę stać się nie tylko Kolumbia, lecz każde państwo odpowiadające przez granicę na terrorystyczne ataki – ale ostatecznej nominacji dokonują nie prezydenci czy publicyści, lecz ONZ. Do tej pory jednak to nie terror, lecz odwet na terrorystach budził międzynarodowe potępienie.

Gdy jest inaczej – jak na przykład w latach 90., gdy Senegal atakował na terytorium Gwinei Bissau separatystów z Casamancji – Rada Bezpieczeństwa ONZ potwierdza nie nominację na „Izrael” lecz, przeciwnie, prawo każdego państwa do działań zbrojnych „przeciwko każdemu terytorium udzielającego schronienia lub poparcia działalności powodującej ataki terrorystyczne”.

Kiedy więc państwo zwalczające terrorystów za przyjazną im granicą staje się „Senegalem”, a kiedy „Izraelem”? Dokładnie nie wiadomo, choć liczba „Senegali” jest niewielka: irańskie ataki odwetowe w irackim Kurdystanie czy tadżyckie w Afganistanie, wyczerpują niemal w ostatnich kilkunastu latach ich listę.

Casamantyjscy bojówkarze naprawdę nie mieli, prócz Gwinei, żadnych przyjaciół, ale większość terrorystów czyimś poparciem z reguły się cieszy. W takich przypadkach ONZ zachowuje z reguły, zarówno wobec ich akcji zbrojnych, jak i odwetowych kontrakcji, dyskretne milczenie i nikogo nie potępia.

Podobnie zapewne też w końcu będzie, mimo latynoskiego oburzenia, w kwestii kolumbijskiej akcji w Ekwadorze. Wyłącznie bowiem w przypadku Izraela ONZ niemal zawsze postępuje inaczej i potępia jedynie izraelską ripostę zbrojną na terror. I dlatego Kolumbia „Izraelem Ameryki” nie zostanie.

„Izraelem” bowiem, inaczej niż „Senegalem”, stać się nie można. „Izraelem” się jest – i to wyłącznie wówczas, gdy się po prostu jest Izraelem.
Listę można by ciągnąć. „Izraelem” ma więc teoretycznie szansę stać się nie tylko Kolumbia, lecz każde państwo odpowiadające przez granicę na terrorystyczne ataki – ale ostatecznej nominacji dokonują nie prezydenci czy publicyści, lecz ONZ. Do tej pory jednak to nie terror, lecz odwet na terrorystach budził międzynarodowe potępienie.

Gdy jest inaczej – jak na przykład w latach 90., gdy Senegal atakował na terytorium Gwinei Bissau separatystów z Casamancji – Rada Bezpieczeństwa ONZ potwierdza nie nominację na „Izrael” lecz, przeciwnie, prawo każdego państwa do działań zbrojnych „przeciwko każdemu terytorium udzielającego schronienia lub poparcia działalności powodującej ataki terrorystyczne”.

Kiedy więc państwo zwalczające terrorystów za przyjazną im granicą staje się „Senegalem”, a kiedy „Izraelem”? Dokładnie nie wiadomo, choć liczba „Senegali” jest niewielka: irańskie ataki odwetowe w irackim Kurdystanie czy tadżyckie w Afganistanie, wyczerpują niemal w ostatnich kilkunastu latach ich listę.

Casamantyjscy bojówkarze naprawdę nie mieli, prócz Gwinei, żadnych przyjaciół, ale większość terrorystów czyimś poparciem z reguły się cieszy. W takich przypadkach ONZ zachowuje z reguły, zarówno wobec ich akcji zbrojnych, jak i odwetowych kontrakcji, dyskretne milczenie i nikogo nie potępia.

Podobnie zapewne też w końcu będzie, mimo latynoskiego oburzenia, w kwestii kolumbijskiej akcji w Ekwadorze. Wyłącznie bowiem w przypadku Izraela ONZ niemal zawsze postępuje inaczej i potępia jedynie izraelską ripostę zbrojną na terror. I dlatego Kolumbia „Izraelem Ameryki” nie zostanie.

„Izraelem” bowiem, inaczej niż „Senegalem”, stać się nie można. „Izraelem” się jest – i to wyłącznie wówczas, gdy się po prostu jest Izraelem.
Gdy jest inaczej – jak na przykład w latach 90., gdy Senegal atakował na terytorium Gwinei Bissau separatystów z Casamancji – Rada Bezpieczeństwa ONZ potwierdza nie nominację na „Izrael” lecz, przeciwnie, prawo każdego państwa do działań zbrojnych „przeciwko każdemu terytorium udzielającego schronienia lub poparcia działalności powodującej ataki terrorystyczne”.

Kiedy więc państwo zwalczające terrorystów za przyjazną im granicą staje się „Senegalem”, a kiedy „Izraelem”? Dokładnie nie wiadomo, choć liczba „Senegali” jest niewielka: irańskie ataki odwetowe w irackim Kurdystanie czy tadżyckie w Afganistanie, wyczerpują niemal w ostatnich kilkunastu latach ich listę.

Casamantyjscy bojówkarze naprawdę nie mieli, prócz Gwinei, żadnych przyjaciół, ale większość terrorystów czyimś poparciem z reguły się cieszy. W takich przypadkach ONZ zachowuje z reguły, zarówno wobec ich akcji zbrojnych, jak i odwetowych kontrakcji, dyskretne milczenie i nikogo nie potępia.

Podobnie zapewne też w końcu będzie, mimo latynoskiego oburzenia, w kwestii kolumbijskiej akcji w Ekwadorze. Wyłącznie bowiem w przypadku Izraela ONZ niemal zawsze postępuje inaczej i potępia jedynie izraelską ripostę zbrojną na terror. I dlatego Kolumbia „Izraelem Ameryki” nie zostanie.

„Izraelem” bowiem, inaczej niż „Senegalem”, stać się nie można. „Izraelem” się jest – i to wyłącznie wówczas, gdy się po prostu jest Izraelem.
Kiedy więc państwo zwalczające terrorystów za przyjazną im granicą staje się „Senegalem”, a kiedy „Izraelem”? Dokładnie nie wiadomo, choć liczba „Senegali” jest niewielka: irańskie ataki odwetowe w irackim Kurdystanie czy tadżyckie w Afganistanie, wyczerpują niemal w ostatnich kilkunastu latach ich listę.

Casamantyjscy bojówkarze naprawdę nie mieli, prócz Gwinei, żadnych przyjaciół, ale większość terrorystów czyimś poparciem z reguły się cieszy. W takich przypadkach ONZ zachowuje z reguły, zarówno wobec ich akcji zbrojnych, jak i odwetowych kontrakcji, dyskretne milczenie i nikogo nie potępia.

Podobnie zapewne też w końcu będzie, mimo latynoskiego oburzenia, w kwestii kolumbijskiej akcji w Ekwadorze. Wyłącznie bowiem w przypadku Izraela ONZ niemal zawsze postępuje inaczej i potępia jedynie izraelską ripostę zbrojną na terror. I dlatego Kolumbia „Izraelem Ameryki” nie zostanie.

„Izraelem” bowiem, inaczej niż „Senegalem”, stać się nie można. „Izraelem” się jest – i to wyłącznie wówczas, gdy się po prostu jest Izraelem.
Casamantyjscy bojówkarze naprawdę nie mieli, prócz Gwinei, żadnych przyjaciół, ale większość terrorystów czyimś poparciem z reguły się cieszy. W takich przypadkach ONZ zachowuje z reguły, zarówno wobec ich akcji zbrojnych, jak i odwetowych kontrakcji, dyskretne milczenie i nikogo nie potępia.

Podobnie zapewne też w końcu będzie, mimo latynoskiego oburzenia, w kwestii kolumbijskiej akcji w Ekwadorze. Wyłącznie bowiem w przypadku Izraela ONZ niemal zawsze postępuje inaczej i potępia jedynie izraelską ripostę zbrojną na terror. I dlatego Kolumbia „Izraelem Ameryki” nie zostanie.

„Izraelem” bowiem, inaczej niż „Senegalem”, stać się nie można. „Izraelem” się jest – i to wyłącznie wówczas, gdy się po prostu jest Izraelem.
Podobnie zapewne też w końcu będzie, mimo latynoskiego oburzenia, w kwestii kolumbijskiej akcji w Ekwadorze. Wyłącznie bowiem w przypadku Izraela ONZ niemal zawsze postępuje inaczej i potępia jedynie izraelską ripostę zbrojną na terror. I dlatego Kolumbia „Izraelem Ameryki” nie zostanie.

„Izraelem” bowiem, inaczej niż „Senegalem”, stać się nie można. „Izraelem” się jest – i to wyłącznie wówczas, gdy się po prostu jest Izraelem.
„Izraelem” bowiem, inaczej niż „Senegalem”, stać się nie można. „Izraelem” się jest – i to wyłącznie wówczas, gdy się po prostu jest Izraelem.
Pielgrzymem jestem na tej ziemi!
W Centrum Handlowym podobno urodzi się Bóg. Poszedłem zaproszony (a może zwiedzony) przez kolędników, którzy nie chcą płacić ZAiKSowi tantiem od „lulajże” woleli podzielić się ze mną reklamową gazetką w kolorze świętego Mikołaja. Czy Bóg się urodził nie widziałem. W zaobserwowaniu tego kosmicznego zjawiska przeszkodził mi tłum nieidiotów, który szturmował właśnie stoisko z żywymi telewizorami standardu HD. Obok, aktorzy lokalnego teatru śpiewali na chałturę, że właśnie się rodzi, więc może się urodził. Ale pewne jest, że tą świątynie Hermesa stać na opłacenie praw autorskich niejakiego Jahweh, który całą tą grandę z Betlejem wymyślił. A zbawienie? Że niby za darmo? Fajne te promocje kiedyś robili, nie to co teraz.
Pielgrzymem jestem na tej ziemi!
Czy w sprawie 11 września można wierzyć Bushowi? Nie wiem, bo w wypożyczonym w wypożyczalni filmie raz mówili tak, a raz inaczej. A może ojciec dyrektor w swojej telewizji wyjaśni mi dlaczego banki polskie powinny być polskie a nie tylko polskojęzyczne i liberalne jak media. Ale czy można wierzyć zakonnikowi w tak skomplikowanej materii jak 11 września?
Pielgrzymem jestem na tej ziemi!
Znajomy powiedział, że giełda rośnie, że już drugi rok z rzędu, że ma takie zyski, że hej (to „hej” zaakcentował tak jak w reklamie pewnego piwa). Inny znajomy wyraziło to tak: „Dla mnie nieważne czy rośnie czy spada bo i tak zarabiam. Mam taki świetny system, nie interesuje się spółkami! Po prostu spekuluje i mam na tym kilkanaście albo kilkadziesiąt tysięcy dziennie”. Fundusze Venture Capital obiecują pozyskać kapitał giełdowy na rozwój a Gazeta Wyborcza donosi: Panika na giełdach! Niechciane akcje zalewają rynek. „Dzisiejsza sesja na warszawskiej giełdzie zaczęła się od kolejnej mocnej wyprzedaży akcji”. Soros jak Izajasz wieszczy, że USA grozi recesja, albo najazd Babilończyków z prezydentem Ahmadineżadem na białym koniu?
Pielgrzymem jestem na tej ziemi!
W trakcie rozmowy dwóch profesjonalistów z branży komputerowej padło zdanie: „To jest świetne urządzenie! Może tylko napisany przez Chińczyków soft jest lekko do dupy, ale za są wbudowane watchdogi, więc najwyżej się zrebootuje”. Skoro już prawie cała produkcja przeniosła się do Chin to ja muszę zadać pytanie: w jaki sposób wyzyskiwane chińskie kobiety, za miskę ryżu dziennie produkują miód? Nie wiem!
Pielgrzymem jestem na tej ziemi!
Diclobert-retard skutecznie zahamowuje syntezę eikozanoidów – pochodnych kwasu arachidonowego, które są wytwarzane w większości tkanek. Diclac Duo też hamuje, tylko hamuje aktywność eyklooksygenazy prostaglandynowej. Za to Sirdalut jest z innej bajki, bo składając się z tyzanidyny skutecznie oddziałowuje na rdzeń kręgowy (o ile ktoś w tych czasach ma jeszcze kręgosłup). Bi-Profenid prawdopodobnie (podoba mi się to, bo nieco pachnie hazardem) hamuje syntezę prostaglandyn. Teraz już jestem mądrzejszy, bo wiem że po zadziałaniu na komórkę czynnika drażniącego następuje uwalnianie hormonów tkankowych. Powodują one zaburzenia wewnątrz komórki, m.in. uszkadzają błonę lizosomów, których enzymy lityczne, po przedostaniu się do cytozolu niszczą organelle. Hydrolazy mogą hydrolizować wiązania estrowe fosfolipidów błonowych, czego efektem jest uwolnienie wolnych kwasów tłuszczowych do cytoplazmy. Jeżeli uwolnionym kwasem jest kwas arachidonowy, ulega on kaskadzie kwasu arachidonowego w wyniku czego powstają właśnie te nieszczęsne prostalandyny. Programiści wymyślili init(0), elektronicy watch-doga a Pan Bóg musiał mieć wiele radości rozwiązując problemy stabilności białkowego systemu poprzez takie zawiłe procesy chemiczne. Pan Bóg? W Discovery Chanel mówili, że to ewolucja.
Pielgrzymem jestem na tej ziemi!
Rada gabinetowa, ring wolny, piąte starcie. Pan prezydent rozwalił łuk brwiowy panu premierowi, który wcześniej lewym sierpowym rozciął mu wargę. Obecna na miejscu minister zdrowia nie mogła im pomóc, z powodu zapaści systemu opieki zdrowotnej w całym kraju. Z tą zapaścią to rzeczywiście coś jest – nawet ojciec dyrektor zwrócił uwagę, że Służba Zdrowia (z akcentem na służba) poprzez Bezpłatną Opiekę Zdrowotną zmieniała się w Rynek Usług Medycznych (z akcentem na rynek) więc tylko opisana przez Świętego Mateusza służba Jezusa była tak naprawdę służbą.
Pielgrzymem jestem na tej ziemi!
Czasy mamy takie, że w promocji dostaniesz usługę przez 16 miesięcy za darmo, o ile krwią podpiszesz cyrograf o zaprzedaniu duszy internetowi u tego operatora na kolejne 36 miesięcy. U nowego i nowoczesnego ubezpieczyciela dostaniesz zawsze lepsze ceny niż u ubezpieczyciela dotychczasowego, a zniżki przechodzą za tobą, jak wszystkie dobre uczynki zważone na wadze w słynnym obrazie Memlinga. Tradycyjne, bo ważone już od XVIII wieku jest już tylko piwo, produkowane (sic!) w browarze zbudowanym z dotacji Unii Europejskiej gdzieś 3 lata temu. A przywiązanie i wierność możesz sobie schować między bajki, bo to iż „nie opuszczę cię aż do śmierci” dotyczy tylko reumatyzmu i nadciśnienia.
Pielgrzymem jestem na tej ziemi!
W gazecie napisali, że naukowcy amerykańskiego uniwersytetu stworzyli w laboratorium bijące serce szczura. Nie wiem co na to szczur, ale jakby tak udało im się stworzyć Serce Chopina to autorytety z Towarzystwa im. świętego Fryderyka mogli by je sprzedać Japończykom bez większej awantury z Narodowym Instytutem tegoż samego świętego.
Pielgrzymem jestem na tej ziemi!
Między telewizją Urbana (lata 1982-1988) a telewizją Kwiatkowskiego (1998-2004) różnica jest ogromna. W tej pierwszej kłamstwa nadawano głownie między 19.3o a 20.oo, choć we wtorki kłamstwa nasilały się w osobie rzecznika, szczególnie przez 15 minut po 20.oo. Kłamała też Trybuna Ludu. Teraz kłamstwami przeplatany jest każdy film na Polsacie co najmniej 3 razy po 10 minut, przy czym sam film jest zakłamany podobnie więc w tej dziedzinie poprawiła się tylko jakość kolorów. System SECAM zmieniono na PAL a niektórzy oglądają już tylko MPEGa-2, choć w swym zakłamaniu marketingowo też ciągle nazywanego PAL-em.
Pielgrzymem jestem na tej ziemi!
Jadąc terenówką po hałdzie Anuszka wymyśliła „samochód w napędem na lewe koła”. Fajny pomysł w czasach gdy lewica i prawica niewiele znaczy.
Pielgrzymem jestem na tej ziemi!
Moja ojczyzna jest w niebie, skąd też Zbawcy oczekuję, Pana mojego Jezusa Chrystusa, który przemieni moje ciało znikome, na podobne do swego chwalebnego ciała, tą potęgą i mocą, jaką może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować. (List do Filipian, rozdział 3, wersety od 20, parafraza własna).
Pielgrzymem jestem na tej ziemi! I może przez te bolące nogi nie dojdę już do Santiago de’Compostela ale wiem, że dzięki Tobie, mój Panie do celu dojdę niedługo.
Bielsko, 21 stycznia 2008
W Gazecie opisali, jako to klienci BHP po fuzji z PeKaO zostali pozbawieni dostępu do swoich pieniędzy. Bank wysłał im nowe karty bankomatowe, ale w niektórych miejscach zanim to zrobił to już wcześniej zablokował stare. Ludzie zostali bez dostępu do swoich pieniędzy: nie mogli płacić w kasach, nie mogli wybierać z bankomatów. Nie pomagały telefony do banku – karta zablokowana i już.

Pod wpływem tej informacji uświadomiłem sobie bardzo istotna zmianę w naszej bankowości. Do niedawna funkcjonowały dwa instrumenty płatnicze: czek i karta kredytowa (najczęściej odróżnialna od innych bo wypukła). Oba te instrumenty polegały na zaufaniu jakie bank miał do swojego klienta. Bank wierzył, że klient ma (albo będzie miał) odpowiednią liczbę pieniędzy, więc bank regulował rachunki klienta w miejscach, w których użył on czeku lub karty. Bank wierzył… bo też produkt był przeznaczony dla osób wiarygodnych (a może lepiej napisać: bogatych, bo wiarygodność i bogactwo są do siebie ortogonalne). Tak więc jak w miejscu nabywania usługi lub towaru pojawiał się ktoś z czekiem lub kartą kredytową to usługodawca lub sprzedawca miał pewność że jego bank rozliczając się z bankiem klienta pieniądze za transakcje rozliczy.

I tak było pięknie aż, jak to często bywa produkt stał się produktem masowym, a masy jak to masy – ani bogate, ani wiarygodne. No i pewnie dlatego wprowadzono karty debetowe, które cechują się tym, że zanim dokona się taką kartą transakcji bank obciąża konto swojego klienta, o ile uzna, że może je obciążyć. Nie potrzeba już zaufania do klienta – po prostu albo są pieniądze na koncie albo ich nie ma.

Ale czy zaufanie rzeczywiście nie jest potrzebne? Jest – ale teraz jest potrzebne zaufanie klienta do banku a z tym w przypadku BPH (i PeKaO) bywa już różnie.

Kiedyś bank zobowiązywał się, że pokryje moje rachunki. Teraz (jak wskazuje przykład) ja nie mam pewności, że zdeponowane w banku moje pieniądze będę mógł użyć gdy będę tego chciał. Ciekawa zamiana.

Modlitwa:
Panie Boże – W dziedzinie bankowości mamy tak wiele reklam, tak wiele ogłupiania, tak wiele kłamstw. Z wszystkich stron atakowani jesteśmy przez komunikaty, że pieniądze się nam należą, że w 10 minut można mieć dużo pieniędzy, że to takie proste a kredyt oddaję jak chcę. Proszę Cię o ochronę mojego umysłu, o myślenie, o mądrość – ale też proszę Cię o to samo dla innych obywateli Europy bo jakoś tak się porobiło, że chciwość bankowców poprzez kłamstwa marketingowców zamienia się w dramaty wszystkich innych. Ale jeżeli jest w tym jakiś Twój plan to bądź wola Twoja. Amen.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
karty kredytowe,
karty debetowe,
czeki,
VISA,
bankowość,
pieniądz

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Pod wpływem tej informacji uświadomiłem sobie bardzo istotna zmianę w naszej bankowości. Do niedawna funkcjonowały dwa instrumenty płatnicze: czek i karta kredytowa (najczęściej odróżnialna od innych bo wypukła). Oba te instrumenty polegały na zaufaniu jakie bank miał do swojego klienta. Bank wierzył, że klient ma (albo będzie miał) odpowiednią liczbę pieniędzy, więc bank regulował rachunki klienta w miejscach, w których użył on czeku lub karty. Bank wierzył… bo też produkt był przeznaczony dla osób wiarygodnych (a może lepiej napisać: bogatych, bo wiarygodność i bogactwo są do siebie ortogonalne). Tak więc jak w miejscu nabywania usługi lub towaru pojawiał się ktoś z czekiem lub kartą kredytową to usługodawca lub sprzedawca miał pewność że jego bank rozliczając się z bankiem klienta pieniądze za transakcje rozliczy.

I tak było pięknie aż, jak to często bywa produkt stał się produktem masowym, a masy jak to masy – ani bogate, ani wiarygodne. No i pewnie dlatego wprowadzono karty debetowe, które cechują się tym, że zanim dokona się taką kartą transakcji bank obciąża konto swojego klienta, o ile uzna, że może je obciążyć. Nie potrzeba już zaufania do klienta – po prostu albo są pieniądze na koncie albo ich nie ma.

Ale czy zaufanie rzeczywiście nie jest potrzebne? Jest – ale teraz jest potrzebne zaufanie klienta do banku a z tym w przypadku BPH (i PeKaO) bywa już różnie.

Kiedyś bank zobowiązywał się, że pokryje moje rachunki. Teraz (jak wskazuje przykład) ja nie mam pewności, że zdeponowane w banku moje pieniądze będę mógł użyć gdy będę tego chciał. Ciekawa zamiana.

Modlitwa:
Panie Boże – W dziedzinie bankowości mamy tak wiele reklam, tak wiele ogłupiania, tak wiele kłamstw. Z wszystkich stron atakowani jesteśmy przez komunikaty, że pieniądze się nam należą, że w 10 minut można mieć dużo pieniędzy, że to takie proste a kredyt oddaję jak chcę. Proszę Cię o ochronę mojego umysłu, o myślenie, o mądrość – ale też proszę Cię o to samo dla innych obywateli Europy bo jakoś tak się porobiło, że chciwość bankowców poprzez kłamstwa marketingowców zamienia się w dramaty wszystkich innych. Ale jeżeli jest w tym jakiś Twój plan to bądź wola Twoja. Amen.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
karty kredytowe,
karty debetowe,
czeki,
VISA,
bankowość,
pieniądz

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
I tak było pięknie aż, jak to często bywa produkt stał się produktem masowym, a masy jak to masy – ani bogate, ani wiarygodne. No i pewnie dlatego wprowadzono karty debetowe, które cechują się tym, że zanim dokona się taką kartą transakcji bank obciąża konto swojego klienta, o ile uzna, że może je obciążyć. Nie potrzeba już zaufania do klienta – po prostu albo są pieniądze na koncie albo ich nie ma.

Ale czy zaufanie rzeczywiście nie jest potrzebne? Jest – ale teraz jest potrzebne zaufanie klienta do banku a z tym w przypadku BPH (i PeKaO) bywa już różnie.

Kiedyś bank zobowiązywał się, że pokryje moje rachunki. Teraz (jak wskazuje przykład) ja nie mam pewności, że zdeponowane w banku moje pieniądze będę mógł użyć gdy będę tego chciał. Ciekawa zamiana.

Modlitwa:
Panie Boże – W dziedzinie bankowości mamy tak wiele reklam, tak wiele ogłupiania, tak wiele kłamstw. Z wszystkich stron atakowani jesteśmy przez komunikaty, że pieniądze się nam należą, że w 10 minut można mieć dużo pieniędzy, że to takie proste a kredyt oddaję jak chcę. Proszę Cię o ochronę mojego umysłu, o myślenie, o mądrość – ale też proszę Cię o to samo dla innych obywateli Europy bo jakoś tak się porobiło, że chciwość bankowców poprzez kłamstwa marketingowców zamienia się w dramaty wszystkich innych. Ale jeżeli jest w tym jakiś Twój plan to bądź wola Twoja. Amen.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
karty kredytowe,
karty debetowe,
czeki,
VISA,
bankowość,
pieniądz

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ale czy zaufanie rzeczywiście nie jest potrzebne? Jest – ale teraz jest potrzebne zaufanie klienta do banku a z tym w przypadku BPH (i PeKaO) bywa już różnie.

Kiedyś bank zobowiązywał się, że pokryje moje rachunki. Teraz (jak wskazuje przykład) ja nie mam pewności, że zdeponowane w banku moje pieniądze będę mógł użyć gdy będę tego chciał. Ciekawa zamiana.

Modlitwa:
Panie Boże – W dziedzinie bankowości mamy tak wiele reklam, tak wiele ogłupiania, tak wiele kłamstw. Z wszystkich stron atakowani jesteśmy przez komunikaty, że pieniądze się nam należą, że w 10 minut można mieć dużo pieniędzy, że to takie proste a kredyt oddaję jak chcę. Proszę Cię o ochronę mojego umysłu, o myślenie, o mądrość – ale też proszę Cię o to samo dla innych obywateli Europy bo jakoś tak się porobiło, że chciwość bankowców poprzez kłamstwa marketingowców zamienia się w dramaty wszystkich innych. Ale jeżeli jest w tym jakiś Twój plan to bądź wola Twoja. Amen.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
karty kredytowe,
karty debetowe,
czeki,
VISA,
bankowość,
pieniądz

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Kiedyś bank zobowiązywał się, że pokryje moje rachunki. Teraz (jak wskazuje przykład) ja nie mam pewności, że zdeponowane w banku moje pieniądze będę mógł użyć gdy będę tego chciał. Ciekawa zamiana.

Modlitwa:
Panie Boże – W dziedzinie bankowości mamy tak wiele reklam, tak wiele ogłupiania, tak wiele kłamstw. Z wszystkich stron atakowani jesteśmy przez komunikaty, że pieniądze się nam należą, że w 10 minut można mieć dużo pieniędzy, że to takie proste a kredyt oddaję jak chcę. Proszę Cię o ochronę mojego umysłu, o myślenie, o mądrość – ale też proszę Cię o to samo dla innych obywateli Europy bo jakoś tak się porobiło, że chciwość bankowców poprzez kłamstwa marketingowców zamienia się w dramaty wszystkich innych. Ale jeżeli jest w tym jakiś Twój plan to bądź wola Twoja. Amen.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
karty kredytowe,
karty debetowe,
czeki,
VISA,
bankowość,
pieniądz

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Modlitwa:
Panie Boże – W dziedzinie bankowości mamy tak wiele reklam, tak wiele ogłupiania, tak wiele kłamstw. Z wszystkich stron atakowani jesteśmy przez komunikaty, że pieniądze się nam należą, że w 10 minut można mieć dużo pieniędzy, że to takie proste a kredyt oddaję jak chcę. Proszę Cię o ochronę mojego umysłu, o myślenie, o mądrość – ale też proszę Cię o to samo dla innych obywateli Europy bo jakoś tak się porobiło, że chciwość bankowców poprzez kłamstwa marketingowców zamienia się w dramaty wszystkich innych. Ale jeżeli jest w tym jakiś Twój plan to bądź wola Twoja. Amen.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
karty kredytowe,
karty debetowe,
czeki,
VISA,
bankowość,
pieniądz

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Niektóre serwisy społecznościowe oferują usługę automatycznego wysyłania życzeń, do osób, z którymi ma się ustawioną jakąś relacje. Bardzo to wygodne, bo zupełnie nie potrzeba pamiętać o czyichś imieninach czy urodzinach a mimo to zrobi mu się przyjemność.

Niedawno dostałem kilka tego typu życzeń i teraz czekam, aż mój program pocztowy zostanie uzupełniony o funkcjonalność automatycznego odpisywania na tego typu życzenia, tak aby mi nie zawracano głowy a przy tym nadawca miał poczucie, że jednak jest fajnym facetem (seksistowsko piszę „facetem” bo kobiety jednak znacznie częściej o rocznicach pamiętają).

I tak społeczeństwo będzie bardziej informacyjne, strategia lizbońska będzie realizowana, ruch na łączach będzie większy, i mimo iż kanały komunikacyjne będą bardziej obciążone poziom wzajemnego zakłamania wzrośnie a ludzie się od siebie oddalą. Bo taki własnie jest jest ten świat. Jest grzeszny (co za niemodne słowo) a po współczesnemu pokopany.

Modlitwa:
Panie Boże. Źle reaguję na SMSy, hurtowe maile, e-kartki z debilnymi życzeniami, których celem nie jest przekazanie mi błogosławieństwa a jedynie zaakcentowanie w mojej świadomości faktu jestestwa nadawcy. Źle reaguje ale wierzę, że pomożesz mi znaleźć dobre rozwiązanie bo ani olewanie ich, ani idiotyczne odpisywanie, które pod wpływem emocji realizuje nie wydaje mi się właściwym.
Amen.

Kategorie:
obserwator, osobiste, modlitwy, _blog

Słowa kluczowe:
serwisy społecznościowe,
życzenia,
e-kartki,
ekartki,
święta

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Niedawno dostałem kilka tego typu życzeń i teraz czekam, aż mój program pocztowy zostanie uzupełniony o funkcjonalność automatycznego odpisywania na tego typu życzenia, tak aby mi nie zawracano głowy a przy tym nadawca miał poczucie, że jednak jest fajnym facetem (seksistowsko piszę „facetem” bo kobiety jednak znacznie częściej o rocznicach pamiętają).

I tak społeczeństwo będzie bardziej informacyjne, strategia lizbońska będzie realizowana, ruch na łączach będzie większy, i mimo iż kanały komunikacyjne będą bardziej obciążone poziom wzajemnego zakłamania wzrośnie a ludzie się od siebie oddalą. Bo taki własnie jest jest ten świat. Jest grzeszny (co za niemodne słowo) a po współczesnemu pokopany.

Modlitwa:
Panie Boże. Źle reaguję na SMSy, hurtowe maile, e-kartki z debilnymi życzeniami, których celem nie jest przekazanie mi błogosławieństwa a jedynie zaakcentowanie w mojej świadomości faktu jestestwa nadawcy. Źle reaguje ale wierzę, że pomożesz mi znaleźć dobre rozwiązanie bo ani olewanie ich, ani idiotyczne odpisywanie, które pod wpływem emocji realizuje nie wydaje mi się właściwym.
Amen.

Kategorie:
obserwator, osobiste, modlitwy, _blog

Słowa kluczowe:
serwisy społecznościowe,
życzenia,
e-kartki,
ekartki,
święta

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
I tak społeczeństwo będzie bardziej informacyjne, strategia lizbońska będzie realizowana, ruch na łączach będzie większy, i mimo iż kanały komunikacyjne będą bardziej obciążone poziom wzajemnego zakłamania wzrośnie a ludzie się od siebie oddalą. Bo taki własnie jest jest ten świat. Jest grzeszny (co za niemodne słowo) a po współczesnemu pokopany.

Modlitwa:
Panie Boże. Źle reaguję na SMSy, hurtowe maile, e-kartki z debilnymi życzeniami, których celem nie jest przekazanie mi błogosławieństwa a jedynie zaakcentowanie w mojej świadomości faktu jestestwa nadawcy. Źle reaguje ale wierzę, że pomożesz mi znaleźć dobre rozwiązanie bo ani olewanie ich, ani idiotyczne odpisywanie, które pod wpływem emocji realizuje nie wydaje mi się właściwym.
Amen.

Kategorie:
obserwator, osobiste, modlitwy, _blog

Słowa kluczowe:
serwisy społecznościowe,
życzenia,
e-kartki,
ekartki,
święta

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Modlitwa:
Panie Boże. Źle reaguję na SMSy, hurtowe maile, e-kartki z debilnymi życzeniami, których celem nie jest przekazanie mi błogosławieństwa a jedynie zaakcentowanie w mojej świadomości faktu jestestwa nadawcy. Źle reaguje ale wierzę, że pomożesz mi znaleźć dobre rozwiązanie bo ani olewanie ich, ani idiotyczne odpisywanie, które pod wpływem emocji realizuje nie wydaje mi się właściwym.
Amen.

Kategorie:
obserwator, osobiste, modlitwy, _blog

Słowa kluczowe:
serwisy społecznościowe,
życzenia,
e-kartki,
ekartki,
święta

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Panie Boże. Źle reaguję na SMSy, hurtowe maile, e-kartki z debilnymi życzeniami, których celem nie jest przekazanie mi błogosławieństwa a jedynie zaakcentowanie w mojej świadomości faktu jestestwa nadawcy. Źle reaguje ale wierzę, że pomożesz mi znaleźć dobre rozwiązanie bo ani olewanie ich, ani idiotyczne odpisywanie, które pod wpływem emocji realizuje nie wydaje mi się właściwym.
Amen.

Kategorie:
obserwator, osobiste, modlitwy, _blog

Słowa kluczowe:
serwisy społecznościowe,
życzenia,
e-kartki,
ekartki,
święta

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Amen.

Kategorie:
obserwator, osobiste, modlitwy, _blog

Słowa kluczowe:
serwisy społecznościowe,
życzenia,
e-kartki,
ekartki,
święta

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Konwergencja kultur przebiega tak sprawnie, że w szanowanej włoskiej pizzerni (Siciliana, Katowice, róg Kochanowskiego i Wojewódzkiej) standardem jest pizza gruba, a do tego oprócz pizzy „hawaja” pojawiła się pizza z frytkami.
Jak dla mnie szok! Wiem, że we Francji za sugestie takiego dania kelner potrafi z restauracji wyrzucić a u nas wszystko dla klienta, klienta – widza MTV.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
pizza,
restauracja włoska,
kuchnia włoska,
kuchnia francuska

Komentarze: (1)

Amen,

February 25, 2008 15:58

Skomentuj komentarz

Rysiu-bysiu! Napisałem do Ciebie. Jest w komentarzu do 2004 r.w sprawie ostatniej tamtego roku. Przeczytaj! Woj.

Skomentuj notkę
Jak dla mnie szok! Wiem, że we Francji za sugestie takiego dania kelner potrafi z restauracji wyrzucić a u nas wszystko dla klienta, klienta – widza MTV.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
pizza,
restauracja włoska,
kuchnia włoska,
kuchnia francuska

Komentarze: (1)

Amen,

February 25, 2008 15:58

Skomentuj komentarz

Rysiu-bysiu! Napisałem do Ciebie. Jest w komentarzu do 2004 r.w sprawie ostatniej tamtego roku. Przeczytaj! Woj.

Skomentuj notkę
Protestują bo chcą podwyżek:
1. Lekarze
2. Pielęgniarki
3. Nauczyciele
4. Górnicy
5. Sędziowie
6. Prokuratorzy
7. Celnicy
8. Policjanci (na razie tylko w Łodzi)
Szykują się:
9. Kolejarze
10. Pocztowcy
Pensje w Polsce muszą wzrosnąć, szkoda tylko, że tak wielu ciągle pracuje u pracodawcy państwowego albo budżetowego.

A przecież miały być tak, że ubezpieczalnie i prywatyzacja rynku usług medycznych (bo w służbę zdrowia to już nie uwierzę), nauczyciele mieli być zatrudniani przez gminy, kopalnie można by sprywatyzować a znosząc granice i redukując cła zrezygnować też z celników (zostaną wtedy tylko grzesznicy). Ale jakby jeszcze grzesznicy się nawrócili i w mocnym postanowieniu poprawy wytrwali – to sędziowie i prokuratorzy byli by niepotrzebni, co odciążyło by budżet i zmniejszyło podatki.

To może ja już pójdę spać zamiast wypisywać tu takie głupoty.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (2)

marta,

February 22, 2008 10:46

Skomentuj komentarz

„Nie płyń pieskiem kotku, płyń żabką rybko” czy to zdanie jest częścią jakiejś całości? jest coś dalej czy kończy sie tylko na tych 7 słowach?stronka dość ciekawa..trafiłam tu przypadkiem ale chyba jeszcze tu kiedyś wpadnę…;Ppozdrawiam 🙂

w34,

February 22, 2008 11:46

Skomentuj komentarz

#1. Chodzi o Ci o tekst zacytowany w notce z 29 czerwca 2004. Nie ma większej całości, nie było nawet dalszego ciągu bo po nim wszyscy zaczęli się śmiać, a niektórzy topić.

#2. Zapraszam.

W34

Skomentuj notkę
Szykują się:
9. Kolejarze
10. Pocztowcy
Pensje w Polsce muszą wzrosnąć, szkoda tylko, że tak wielu ciągle pracuje u pracodawcy państwowego albo budżetowego.

A przecież miały być tak, że ubezpieczalnie i prywatyzacja rynku usług medycznych (bo w służbę zdrowia to już nie uwierzę), nauczyciele mieli być zatrudniani przez gminy, kopalnie można by sprywatyzować a znosząc granice i redukując cła zrezygnować też z celników (zostaną wtedy tylko grzesznicy). Ale jakby jeszcze grzesznicy się nawrócili i w mocnym postanowieniu poprawy wytrwali – to sędziowie i prokuratorzy byli by niepotrzebni, co odciążyło by budżet i zmniejszyło podatki.

To może ja już pójdę spać zamiast wypisywać tu takie głupoty.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (2)

marta,

February 22, 2008 10:46

Skomentuj komentarz

„Nie płyń pieskiem kotku, płyń żabką rybko” czy to zdanie jest częścią jakiejś całości? jest coś dalej czy kończy sie tylko na tych 7 słowach?stronka dość ciekawa..trafiłam tu przypadkiem ale chyba jeszcze tu kiedyś wpadnę…;Ppozdrawiam 🙂

w34,

February 22, 2008 11:46

Skomentuj komentarz

#1. Chodzi o Ci o tekst zacytowany w notce z 29 czerwca 2004. Nie ma większej całości, nie było nawet dalszego ciągu bo po nim wszyscy zaczęli się śmiać, a niektórzy topić.

#2. Zapraszam.

W34

Skomentuj notkę
Pensje w Polsce muszą wzrosnąć, szkoda tylko, że tak wielu ciągle pracuje u pracodawcy państwowego albo budżetowego.

A przecież miały być tak, że ubezpieczalnie i prywatyzacja rynku usług medycznych (bo w służbę zdrowia to już nie uwierzę), nauczyciele mieli być zatrudniani przez gminy, kopalnie można by sprywatyzować a znosząc granice i redukując cła zrezygnować też z celników (zostaną wtedy tylko grzesznicy). Ale jakby jeszcze grzesznicy się nawrócili i w mocnym postanowieniu poprawy wytrwali – to sędziowie i prokuratorzy byli by niepotrzebni, co odciążyło by budżet i zmniejszyło podatki.

To może ja już pójdę spać zamiast wypisywać tu takie głupoty.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (2)

marta,

February 22, 2008 10:46

Skomentuj komentarz

„Nie płyń pieskiem kotku, płyń żabką rybko” czy to zdanie jest częścią jakiejś całości? jest coś dalej czy kończy sie tylko na tych 7 słowach?stronka dość ciekawa..trafiłam tu przypadkiem ale chyba jeszcze tu kiedyś wpadnę…;Ppozdrawiam 🙂

w34,

February 22, 2008 11:46

Skomentuj komentarz

#1. Chodzi o Ci o tekst zacytowany w notce z 29 czerwca 2004. Nie ma większej całości, nie było nawet dalszego ciągu bo po nim wszyscy zaczęli się śmiać, a niektórzy topić.

#2. Zapraszam.

W34

Skomentuj notkę
A przecież miały być tak, że ubezpieczalnie i prywatyzacja rynku usług medycznych (bo w służbę zdrowia to już nie uwierzę), nauczyciele mieli być zatrudniani przez gminy, kopalnie można by sprywatyzować a znosząc granice i redukując cła zrezygnować też z celników (zostaną wtedy tylko grzesznicy). Ale jakby jeszcze grzesznicy się nawrócili i w mocnym postanowieniu poprawy wytrwali – to sędziowie i prokuratorzy byli by niepotrzebni, co odciążyło by budżet i zmniejszyło podatki.

To może ja już pójdę spać zamiast wypisywać tu takie głupoty.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (2)

marta,

February 22, 2008 10:46

Skomentuj komentarz

„Nie płyń pieskiem kotku, płyń żabką rybko” czy to zdanie jest częścią jakiejś całości? jest coś dalej czy kończy sie tylko na tych 7 słowach?stronka dość ciekawa..trafiłam tu przypadkiem ale chyba jeszcze tu kiedyś wpadnę…;Ppozdrawiam 🙂

w34,

February 22, 2008 11:46

Skomentuj komentarz

#1. Chodzi o Ci o tekst zacytowany w notce z 29 czerwca 2004. Nie ma większej całości, nie było nawet dalszego ciągu bo po nim wszyscy zaczęli się śmiać, a niektórzy topić.

#2. Zapraszam.

W34

Skomentuj notkę
To może ja już pójdę spać zamiast wypisywać tu takie głupoty.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (2)

marta,

February 22, 2008 10:46

Skomentuj komentarz

„Nie płyń pieskiem kotku, płyń żabką rybko” czy to zdanie jest częścią jakiejś całości? jest coś dalej czy kończy sie tylko na tych 7 słowach?stronka dość ciekawa..trafiłam tu przypadkiem ale chyba jeszcze tu kiedyś wpadnę…;Ppozdrawiam 🙂

w34,

February 22, 2008 11:46

Skomentuj komentarz

#1. Chodzi o Ci o tekst zacytowany w notce z 29 czerwca 2004. Nie ma większej całości, nie było nawet dalszego ciągu bo po nim wszyscy zaczęli się śmiać, a niektórzy topić.

#2. Zapraszam.

W34

Skomentuj notkę
#1. Chodzi o Ci o tekst zacytowany w notce z 29 czerwca 2004. Nie ma większej całości, nie było nawet dalszego ciągu bo po nim wszyscy zaczęli się śmiać, a niektórzy topić.

#2. Zapraszam.

W34
#2. Zapraszam.

W34
W34
Tak sobie czytam …

Klienci odzyskają pieniądze, które znikły z ich kont w wyniku awarii
am/Alert24 2008-01-16, za gazeta.pl

Nasi czytelnicy zaalarmowali nas, gdy sprawdzili wczoraj wieczorem stan swoich kont bankowych w mBanku. Okazało się, że z ich kont znikły znaczne sumy pieniędzy. – Na moim koncie zarejestrowano 15 wypłat, mam wyczyszczone konto! – pisał zdenerwowany internauta. – Zostałem bez środków do życia.

– Awaria nie powstała z winy mBanku. Visa International, która dostarcza karty płatnicze naszym klientom, miała 14 stycznia awarię, system błędnie księgował operacje polegające na wybierania pieniędzy z innych bankomatów niż Euronet – mówi Magdalena Ossowska, rzeczniczka prasowa mBanku (grupa BRE Banku). – Nie wiedzieliśmy o błędach, dopóki operacje płatnicze kartami nie zostały przez nas zaksięgowane. Nie wiemy jeszcze, jakie były przyczyny awarii. Jeśli tylko Visa usunie awarię, my jak najszybciej oddamy naszym klientom pieniądze. Mamy nadzieję, że już dziś przelewy dojdą na konta klientów.

Pan Marcin jest jedną z wielu osób, którym znikły pieniądze z konta. Gdy we wtorek w nocy próbował uzyskać jakiekolwiek informacje w m-Linii banku usłyszał: „Visa International ma awarię, nie możemy nic z tym zrobić”.

– Zapytałem, kiedy odzyskam pieniądze i czy ktoś mnie o tym poinformuje. Dowiedziałem się jedynie, że mam sprawdzać stan mojego konta. Nie potrafili udzielić mi żadnej konkretnej informacji. Czuję się tak jakby ktoś mnie okradł. – mówi Marcin.

Ten sam problem dotknął również klientów banku Multibank.

– Umieściliśmy już stosowne oświadczenie na naszej stronie internetowej – mówi rzecznik banku Mateusz Żelechowski. – Pieniądze naszych klientów są bezpieczne i zostaną przelane na ich konta bankowe, gdy tylko Visa upora się z awarią, która polegała na błędnym zaksięgowaniu transakcji rozliczeniowych. Klienci, którzy pobierali pieniądze lub dokonywali płatności kartą od 14 stycznia mogą mieć źle zaksięgowane transakcje. Nie wiemy jakie są przyczyny awarii – dodaje.

Przed godziną 12 rzeczniczka mBanku Magdalena Ossowska poinformowała nas, że klienci mogą już w pełni bezpiecznie korzystać z kart płatniczych. Bank jeszcze dziś będzie zwracał pieniądze, które wyparowały z kont.

… rewelacja!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
bank,
pieniądze,
awaria,
apokalipsa

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Nasi czytelnicy zaalarmowali nas, gdy sprawdzili wczoraj wieczorem stan swoich kont bankowych w mBanku. Okazało się, że z ich kont znikły znaczne sumy pieniędzy. – Na moim koncie zarejestrowano 15 wypłat, mam wyczyszczone konto! – pisał zdenerwowany internauta. – Zostałem bez środków do życia.

– Awaria nie powstała z winy mBanku. Visa International, która dostarcza karty płatnicze naszym klientom, miała 14 stycznia awarię, system błędnie księgował operacje polegające na wybierania pieniędzy z innych bankomatów niż Euronet – mówi Magdalena Ossowska, rzeczniczka prasowa mBanku (grupa BRE Banku). – Nie wiedzieliśmy o błędach, dopóki operacje płatnicze kartami nie zostały przez nas zaksięgowane. Nie wiemy jeszcze, jakie były przyczyny awarii. Jeśli tylko Visa usunie awarię, my jak najszybciej oddamy naszym klientom pieniądze. Mamy nadzieję, że już dziś przelewy dojdą na konta klientów.

Pan Marcin jest jedną z wielu osób, którym znikły pieniądze z konta. Gdy we wtorek w nocy próbował uzyskać jakiekolwiek informacje w m-Linii banku usłyszał: „Visa International ma awarię, nie możemy nic z tym zrobić”.

– Zapytałem, kiedy odzyskam pieniądze i czy ktoś mnie o tym poinformuje. Dowiedziałem się jedynie, że mam sprawdzać stan mojego konta. Nie potrafili udzielić mi żadnej konkretnej informacji. Czuję się tak jakby ktoś mnie okradł. – mówi Marcin.

Ten sam problem dotknął również klientów banku Multibank.

– Umieściliśmy już stosowne oświadczenie na naszej stronie internetowej – mówi rzecznik banku Mateusz Żelechowski. – Pieniądze naszych klientów są bezpieczne i zostaną przelane na ich konta bankowe, gdy tylko Visa upora się z awarią, która polegała na błędnym zaksięgowaniu transakcji rozliczeniowych. Klienci, którzy pobierali pieniądze lub dokonywali płatności kartą od 14 stycznia mogą mieć źle zaksięgowane transakcje. Nie wiemy jakie są przyczyny awarii – dodaje.

Przed godziną 12 rzeczniczka mBanku Magdalena Ossowska poinformowała nas, że klienci mogą już w pełni bezpiecznie korzystać z kart płatniczych. Bank jeszcze dziś będzie zwracał pieniądze, które wyparowały z kont.
– Awaria nie powstała z winy mBanku. Visa International, która dostarcza karty płatnicze naszym klientom, miała 14 stycznia awarię, system błędnie księgował operacje polegające na wybierania pieniędzy z innych bankomatów niż Euronet – mówi Magdalena Ossowska, rzeczniczka prasowa mBanku (grupa BRE Banku). – Nie wiedzieliśmy o błędach, dopóki operacje płatnicze kartami nie zostały przez nas zaksięgowane. Nie wiemy jeszcze, jakie były przyczyny awarii. Jeśli tylko Visa usunie awarię, my jak najszybciej oddamy naszym klientom pieniądze. Mamy nadzieję, że już dziś przelewy dojdą na konta klientów.

Pan Marcin jest jedną z wielu osób, którym znikły pieniądze z konta. Gdy we wtorek w nocy próbował uzyskać jakiekolwiek informacje w m-Linii banku usłyszał: „Visa International ma awarię, nie możemy nic z tym zrobić”.

– Zapytałem, kiedy odzyskam pieniądze i czy ktoś mnie o tym poinformuje. Dowiedziałem się jedynie, że mam sprawdzać stan mojego konta. Nie potrafili udzielić mi żadnej konkretnej informacji. Czuję się tak jakby ktoś mnie okradł. – mówi Marcin.

Ten sam problem dotknął również klientów banku Multibank.

– Umieściliśmy już stosowne oświadczenie na naszej stronie internetowej – mówi rzecznik banku Mateusz Żelechowski. – Pieniądze naszych klientów są bezpieczne i zostaną przelane na ich konta bankowe, gdy tylko Visa upora się z awarią, która polegała na błędnym zaksięgowaniu transakcji rozliczeniowych. Klienci, którzy pobierali pieniądze lub dokonywali płatności kartą od 14 stycznia mogą mieć źle zaksięgowane transakcje. Nie wiemy jakie są przyczyny awarii – dodaje.

Przed godziną 12 rzeczniczka mBanku Magdalena Ossowska poinformowała nas, że klienci mogą już w pełni bezpiecznie korzystać z kart płatniczych. Bank jeszcze dziś będzie zwracał pieniądze, które wyparowały z kont.
Pan Marcin jest jedną z wielu osób, którym znikły pieniądze z konta. Gdy we wtorek w nocy próbował uzyskać jakiekolwiek informacje w m-Linii banku usłyszał: „Visa International ma awarię, nie możemy nic z tym zrobić”.

– Zapytałem, kiedy odzyskam pieniądze i czy ktoś mnie o tym poinformuje. Dowiedziałem się jedynie, że mam sprawdzać stan mojego konta. Nie potrafili udzielić mi żadnej konkretnej informacji. Czuję się tak jakby ktoś mnie okradł. – mówi Marcin.

Ten sam problem dotknął również klientów banku Multibank.

– Umieściliśmy już stosowne oświadczenie na naszej stronie internetowej – mówi rzecznik banku Mateusz Żelechowski. – Pieniądze naszych klientów są bezpieczne i zostaną przelane na ich konta bankowe, gdy tylko Visa upora się z awarią, która polegała na błędnym zaksięgowaniu transakcji rozliczeniowych. Klienci, którzy pobierali pieniądze lub dokonywali płatności kartą od 14 stycznia mogą mieć źle zaksięgowane transakcje. Nie wiemy jakie są przyczyny awarii – dodaje.

Przed godziną 12 rzeczniczka mBanku Magdalena Ossowska poinformowała nas, że klienci mogą już w pełni bezpiecznie korzystać z kart płatniczych. Bank jeszcze dziś będzie zwracał pieniądze, które wyparowały z kont.
– Zapytałem, kiedy odzyskam pieniądze i czy ktoś mnie o tym poinformuje. Dowiedziałem się jedynie, że mam sprawdzać stan mojego konta. Nie potrafili udzielić mi żadnej konkretnej informacji. Czuję się tak jakby ktoś mnie okradł. – mówi Marcin.

Ten sam problem dotknął również klientów banku Multibank.

– Umieściliśmy już stosowne oświadczenie na naszej stronie internetowej – mówi rzecznik banku Mateusz Żelechowski. – Pieniądze naszych klientów są bezpieczne i zostaną przelane na ich konta bankowe, gdy tylko Visa upora się z awarią, która polegała na błędnym zaksięgowaniu transakcji rozliczeniowych. Klienci, którzy pobierali pieniądze lub dokonywali płatności kartą od 14 stycznia mogą mieć źle zaksięgowane transakcje. Nie wiemy jakie są przyczyny awarii – dodaje.

Przed godziną 12 rzeczniczka mBanku Magdalena Ossowska poinformowała nas, że klienci mogą już w pełni bezpiecznie korzystać z kart płatniczych. Bank jeszcze dziś będzie zwracał pieniądze, które wyparowały z kont.
Ten sam problem dotknął również klientów banku Multibank.

– Umieściliśmy już stosowne oświadczenie na naszej stronie internetowej – mówi rzecznik banku Mateusz Żelechowski. – Pieniądze naszych klientów są bezpieczne i zostaną przelane na ich konta bankowe, gdy tylko Visa upora się z awarią, która polegała na błędnym zaksięgowaniu transakcji rozliczeniowych. Klienci, którzy pobierali pieniądze lub dokonywali płatności kartą od 14 stycznia mogą mieć źle zaksięgowane transakcje. Nie wiemy jakie są przyczyny awarii – dodaje.

Przed godziną 12 rzeczniczka mBanku Magdalena Ossowska poinformowała nas, że klienci mogą już w pełni bezpiecznie korzystać z kart płatniczych. Bank jeszcze dziś będzie zwracał pieniądze, które wyparowały z kont.
– Umieściliśmy już stosowne oświadczenie na naszej stronie internetowej – mówi rzecznik banku Mateusz Żelechowski. – Pieniądze naszych klientów są bezpieczne i zostaną przelane na ich konta bankowe, gdy tylko Visa upora się z awarią, która polegała na błędnym zaksięgowaniu transakcji rozliczeniowych. Klienci, którzy pobierali pieniądze lub dokonywali płatności kartą od 14 stycznia mogą mieć źle zaksięgowane transakcje. Nie wiemy jakie są przyczyny awarii – dodaje.

Przed godziną 12 rzeczniczka mBanku Magdalena Ossowska poinformowała nas, że klienci mogą już w pełni bezpiecznie korzystać z kart płatniczych. Bank jeszcze dziś będzie zwracał pieniądze, które wyparowały z kont.
Przed godziną 12 rzeczniczka mBanku Magdalena Ossowska poinformowała nas, że klienci mogą już w pełni bezpiecznie korzystać z kart płatniczych. Bank jeszcze dziś będzie zwracał pieniądze, które wyparowały z kont.
… rewelacja!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
bank,
pieniądze,
awaria,
apokalipsa

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Cytuję ten artykuł, bo sam w sobie jest już ciekawy, ale dużo, dużo ciekawsza jest wypowiedź na jego temat pani profesor Środy. Ciekawa jest o tyle, że jest pewną syntezą postępowego, europejskiego myślenia. Zobaczmy więc, że pani Magdalena będąc profesorem olewa naukowe metody (przykład: „Nie zamierzam podważać wyników badań naukowych [ ale ]”), lekceważy fakty (przykład: „Nawet jeżeli są prawdziwe, to nie zmieniają oceny …”) a w racjonalnej dyskusji używa demagogicznych, emocjonalnych i głupich argumentów („… stosowanie tortur czy publiczne wymierzanie chłosty …”). Za to dla pani profesor wartością nadrzędną jest tak trudny do zdefiniowania „rozwój cywilizacji”.
Moim zacofanym zdaniem pani profesor Środa jest po prostu głupia i już.
 

 

Naukowcy: kara śmierci działa odstraszająco
Rzeczpospolita, 20-11-2007
Według amerykańskich naukowców jedna egzekucja może zapobiec nawet 18 morderstwom

Takie informacje opublikował liberalny, znany ze sprzeciwu wobec kary śmierci, amerykański dziennik „New York Times”. Opisał wyniki najnowszych badań przeprowadzonych niezależnie od siebie w kilkunastu miejscach Stanów Zjednoczonych. Badacze doszli do wniosku, że wprowadzenie kary śmierci jednak powstrzymuje morderców.

Według naukowców jedna egzekucja może zapobiec od trzech do 18 morderstwom. Wskaźnik ten jest najwyższy w takich stanach jak Teksas, gdzie karę śmierci wykonuje się bardzo szybko i bardzo często. Badania, których część została przeprowadzona przez przeciwników stosowania najwyższego wymiaru kary, wywołały w Ameryce burzę.

Wyniki nie spodobały się wielu liberalnym naukowcom, którzy od lat wyśmiewali argument o odstraszającym działaniu kary śmierci. Wyniki badań są jednak trudne do podważenia. Ich autorzy szczegółowo przeanalizowali bowiem wskaźniki przestępczości zarówno w stanach, w których wykonuje się karę śmierci, jak i w tych, w których została ona zniesiona. Jeden z kompleksowych projektów obejmował ponad 3000 hrabstw w ciągu 20 lat.– Czy kara śmierci ratuje życie? Myślę, że mój artykuł daje na to jednoznaczną odpowiedź – powiedział „Rz” prof. Adrian Vermeule z Uniwersytetu Harvarda. W obszernym studium „Czy kara śmierci jest moralnie dopuszczalna?” napisał on: „Ci, którzy sprzeciwiają się karze w imię obrony życia, muszą się zastanowić, czy zniesienie kary śmierci nie oznacza tak naprawdę narażenia życia na niebezpieczeństwo”.

Do podobnych wniosków doszło wielu jego kolegów. Na przykład prof. Naci Mocan z Uniwersytetu Stanowego w Luizjanie. – Osobiście jestem przeciwnikiem kary śmierci, ale fakty mówią same za siebie. Uczciwość nie pozwala mi zachować milczenia: tak, kara śmierci ratuje ludzkie życie – powiedział „Rz” prof. Mocan.

Jako ekonomista przeanalizował on zależność występującą pomiędzy kodeksem karnym i zachowaniem przestępców. – Okazało się, że im wyższą cenę trzeba zapłacić za określone czyny, tym rzadziej się one zdarzają. Dla ludzi zajmujących się ekonomią nie jest to nic zaskakującego – podkreślił.Po opublikowaniu jego artykułu wielu kolegów miało do niego pretensje, otrzymał dużo krytycznych listów i telefonów. Zarzucono mu, że „promuje zabijanie ludzi”. – Niestety, wielu ludziom silne osobiste przekonania przysłaniają obiektywną naukową prawdę – mówi prof. Naci Mocan.

Z wyników badań zadowolone są organizacje zrzeszające ofiary przestępstw i ich rodziny. – „New York Times” przyznał, że kara śmierci działa odstraszająco? Coś takiego! My od dawna przekonujemy, że mordercy powinni być usuwani ze społeczeństwa – powiedziała „Rz” Shirley Shaw z Koalicji Sprawiedliwości na Florydzie.

Kara śmierci jest dozwolona w 38 z 50 stanów. Od 1977 roku, gdy w USA przywrócono karę śmierci, straconych zostało 1099 morderców (w 2006 roku 53).

Amerykańscy skazańcy najczęściej pozbawiani są życia za pomocą śmiertelnego zastrzyku lub na krześle elektrycznym. Bardzo rzadko stosowane są powieszenie, rozstrzelanie i egzekucje w komorze gazowej.

Komentarz
prof. Magdalena Środa, filozof

Nie zamierzam podważać wyników badań naukowych. Nawet jeżeli są prawdziwe, to nie zmieniają oceny kary śmierci. Zapewne stosowanie tortur czy publiczne wymierzanie chłosty również zapobiegałoby przestępstwom. Ale co z tego? Wraz z rozwojem cywilizacji odrzucamy barbarzyńskie metody karania ludzi. Argument, że mamy do wyboru albo życie mordercy, albo życie kilku niewinnych obywateli, jest demagogiczny. Bo przecież nigdy nie wiadomo, czy i komu rzeczywiście uratujemy życie, zabijając przestępcę. Na tej zasadzie moglibyśmy bowiem zabronić prowadzenia samochodów kierowcom poniżej 25. roku życia, bo to oni powodują najwięcej śmiertelnych wypadków.

Komentarz
prof. Bogusław Wolniewicz, filozof

Wyniki tych badań nie są żadnym zaskoczeniem. Podobne przeprowadził już w latach 70. Isaac Erlich. Obliczył on, że jedna egzekucja rocznie więcej oznacza siedem morderstw mniej. Jak działa ten mechanizm? Oczywiście nie dotyczy on ludzi, którzy zabijają w afekcie, na przykład kochanka żony (zresztą ich nie skazywałbym na powieszenie), ale osób mordujących z premedytacją. Wbrew temu, co się mówi, przestępcy doskonale znają kodeks karny i przed dokonaniem zbrodni dokonują kalkulacji. Zastanawiają się, co im się opłaci, a co nie. Poza tym mamy przypadki recydywy – wielekroć dowiadujemy się, że jakiś morderca został wypuszczony przedterminowo z więzienia i pierwsze co zrobił, to poderżnął komuś gardło.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kara śmierci,
Amnesty International,
Magdalena Środa,
Bogusław Wolniewicz

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Moim zacofanym zdaniem pani profesor Środa jest po prostu głupia i już.
 

 

Naukowcy: kara śmierci działa odstraszająco
Rzeczpospolita, 20-11-2007
Według amerykańskich naukowców jedna egzekucja może zapobiec nawet 18 morderstwom

Takie informacje opublikował liberalny, znany ze sprzeciwu wobec kary śmierci, amerykański dziennik „New York Times”. Opisał wyniki najnowszych badań przeprowadzonych niezależnie od siebie w kilkunastu miejscach Stanów Zjednoczonych. Badacze doszli do wniosku, że wprowadzenie kary śmierci jednak powstrzymuje morderców.

Według naukowców jedna egzekucja może zapobiec od trzech do 18 morderstwom. Wskaźnik ten jest najwyższy w takich stanach jak Teksas, gdzie karę śmierci wykonuje się bardzo szybko i bardzo często. Badania, których część została przeprowadzona przez przeciwników stosowania najwyższego wymiaru kary, wywołały w Ameryce burzę.

Wyniki nie spodobały się wielu liberalnym naukowcom, którzy od lat wyśmiewali argument o odstraszającym działaniu kary śmierci. Wyniki badań są jednak trudne do podważenia. Ich autorzy szczegółowo przeanalizowali bowiem wskaźniki przestępczości zarówno w stanach, w których wykonuje się karę śmierci, jak i w tych, w których została ona zniesiona. Jeden z kompleksowych projektów obejmował ponad 3000 hrabstw w ciągu 20 lat.– Czy kara śmierci ratuje życie? Myślę, że mój artykuł daje na to jednoznaczną odpowiedź – powiedział „Rz” prof. Adrian Vermeule z Uniwersytetu Harvarda. W obszernym studium „Czy kara śmierci jest moralnie dopuszczalna?” napisał on: „Ci, którzy sprzeciwiają się karze w imię obrony życia, muszą się zastanowić, czy zniesienie kary śmierci nie oznacza tak naprawdę narażenia życia na niebezpieczeństwo”.

Do podobnych wniosków doszło wielu jego kolegów. Na przykład prof. Naci Mocan z Uniwersytetu Stanowego w Luizjanie. – Osobiście jestem przeciwnikiem kary śmierci, ale fakty mówią same za siebie. Uczciwość nie pozwala mi zachować milczenia: tak, kara śmierci ratuje ludzkie życie – powiedział „Rz” prof. Mocan.

Jako ekonomista przeanalizował on zależność występującą pomiędzy kodeksem karnym i zachowaniem przestępców. – Okazało się, że im wyższą cenę trzeba zapłacić za określone czyny, tym rzadziej się one zdarzają. Dla ludzi zajmujących się ekonomią nie jest to nic zaskakującego – podkreślił.Po opublikowaniu jego artykułu wielu kolegów miało do niego pretensje, otrzymał dużo krytycznych listów i telefonów. Zarzucono mu, że „promuje zabijanie ludzi”. – Niestety, wielu ludziom silne osobiste przekonania przysłaniają obiektywną naukową prawdę – mówi prof. Naci Mocan.

Z wyników badań zadowolone są organizacje zrzeszające ofiary przestępstw i ich rodziny. – „New York Times” przyznał, że kara śmierci działa odstraszająco? Coś takiego! My od dawna przekonujemy, że mordercy powinni być usuwani ze społeczeństwa – powiedziała „Rz” Shirley Shaw z Koalicji Sprawiedliwości na Florydzie.

Kara śmierci jest dozwolona w 38 z 50 stanów. Od 1977 roku, gdy w USA przywrócono karę śmierci, straconych zostało 1099 morderców (w 2006 roku 53).

Amerykańscy skazańcy najczęściej pozbawiani są życia za pomocą śmiertelnego zastrzyku lub na krześle elektrycznym. Bardzo rzadko stosowane są powieszenie, rozstrzelanie i egzekucje w komorze gazowej.

Komentarz
prof. Magdalena Środa, filozof

Nie zamierzam podważać wyników badań naukowych. Nawet jeżeli są prawdziwe, to nie zmieniają oceny kary śmierci. Zapewne stosowanie tortur czy publiczne wymierzanie chłosty również zapobiegałoby przestępstwom. Ale co z tego? Wraz z rozwojem cywilizacji odrzucamy barbarzyńskie metody karania ludzi. Argument, że mamy do wyboru albo życie mordercy, albo życie kilku niewinnych obywateli, jest demagogiczny. Bo przecież nigdy nie wiadomo, czy i komu rzeczywiście uratujemy życie, zabijając przestępcę. Na tej zasadzie moglibyśmy bowiem zabronić prowadzenia samochodów kierowcom poniżej 25. roku życia, bo to oni powodują najwięcej śmiertelnych wypadków.

Komentarz
prof. Bogusław Wolniewicz, filozof

Wyniki tych badań nie są żadnym zaskoczeniem. Podobne przeprowadził już w latach 70. Isaac Erlich. Obliczył on, że jedna egzekucja rocznie więcej oznacza siedem morderstw mniej. Jak działa ten mechanizm? Oczywiście nie dotyczy on ludzi, którzy zabijają w afekcie, na przykład kochanka żony (zresztą ich nie skazywałbym na powieszenie), ale osób mordujących z premedytacją. Wbrew temu, co się mówi, przestępcy doskonale znają kodeks karny i przed dokonaniem zbrodni dokonują kalkulacji. Zastanawiają się, co im się opłaci, a co nie. Poza tym mamy przypadki recydywy – wielekroć dowiadujemy się, że jakiś morderca został wypuszczony przedterminowo z więzienia i pierwsze co zrobił, to poderżnął komuś gardło.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kara śmierci,
Amnesty International,
Magdalena Środa,
Bogusław Wolniewicz

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Naukowcy: kara śmierci działa odstraszająco
Rzeczpospolita, 20-11-2007
Według amerykańskich naukowców jedna egzekucja może zapobiec nawet 18 morderstwom

Takie informacje opublikował liberalny, znany ze sprzeciwu wobec kary śmierci, amerykański dziennik „New York Times”. Opisał wyniki najnowszych badań przeprowadzonych niezależnie od siebie w kilkunastu miejscach Stanów Zjednoczonych. Badacze doszli do wniosku, że wprowadzenie kary śmierci jednak powstrzymuje morderców.

Według naukowców jedna egzekucja może zapobiec od trzech do 18 morderstwom. Wskaźnik ten jest najwyższy w takich stanach jak Teksas, gdzie karę śmierci wykonuje się bardzo szybko i bardzo często. Badania, których część została przeprowadzona przez przeciwników stosowania najwyższego wymiaru kary, wywołały w Ameryce burzę.

Wyniki nie spodobały się wielu liberalnym naukowcom, którzy od lat wyśmiewali argument o odstraszającym działaniu kary śmierci. Wyniki badań są jednak trudne do podważenia. Ich autorzy szczegółowo przeanalizowali bowiem wskaźniki przestępczości zarówno w stanach, w których wykonuje się karę śmierci, jak i w tych, w których została ona zniesiona. Jeden z kompleksowych projektów obejmował ponad 3000 hrabstw w ciągu 20 lat.– Czy kara śmierci ratuje życie? Myślę, że mój artykuł daje na to jednoznaczną odpowiedź – powiedział „Rz” prof. Adrian Vermeule z Uniwersytetu Harvarda. W obszernym studium „Czy kara śmierci jest moralnie dopuszczalna?” napisał on: „Ci, którzy sprzeciwiają się karze w imię obrony życia, muszą się zastanowić, czy zniesienie kary śmierci nie oznacza tak naprawdę narażenia życia na niebezpieczeństwo”.

Do podobnych wniosków doszło wielu jego kolegów. Na przykład prof. Naci Mocan z Uniwersytetu Stanowego w Luizjanie. – Osobiście jestem przeciwnikiem kary śmierci, ale fakty mówią same za siebie. Uczciwość nie pozwala mi zachować milczenia: tak, kara śmierci ratuje ludzkie życie – powiedział „Rz” prof. Mocan.

Jako ekonomista przeanalizował on zależność występującą pomiędzy kodeksem karnym i zachowaniem przestępców. – Okazało się, że im wyższą cenę trzeba zapłacić za określone czyny, tym rzadziej się one zdarzają. Dla ludzi zajmujących się ekonomią nie jest to nic zaskakującego – podkreślił.Po opublikowaniu jego artykułu wielu kolegów miało do niego pretensje, otrzymał dużo krytycznych listów i telefonów. Zarzucono mu, że „promuje zabijanie ludzi”. – Niestety, wielu ludziom silne osobiste przekonania przysłaniają obiektywną naukową prawdę – mówi prof. Naci Mocan.

Z wyników badań zadowolone są organizacje zrzeszające ofiary przestępstw i ich rodziny. – „New York Times” przyznał, że kara śmierci działa odstraszająco? Coś takiego! My od dawna przekonujemy, że mordercy powinni być usuwani ze społeczeństwa – powiedziała „Rz” Shirley Shaw z Koalicji Sprawiedliwości na Florydzie.

Kara śmierci jest dozwolona w 38 z 50 stanów. Od 1977 roku, gdy w USA przywrócono karę śmierci, straconych zostało 1099 morderców (w 2006 roku 53).

Amerykańscy skazańcy najczęściej pozbawiani są życia za pomocą śmiertelnego zastrzyku lub na krześle elektrycznym. Bardzo rzadko stosowane są powieszenie, rozstrzelanie i egzekucje w komorze gazowej.

Komentarz
prof. Magdalena Środa, filozof

Nie zamierzam podważać wyników badań naukowych. Nawet jeżeli są prawdziwe, to nie zmieniają oceny kary śmierci. Zapewne stosowanie tortur czy publiczne wymierzanie chłosty również zapobiegałoby przestępstwom. Ale co z tego? Wraz z rozwojem cywilizacji odrzucamy barbarzyńskie metody karania ludzi. Argument, że mamy do wyboru albo życie mordercy, albo życie kilku niewinnych obywateli, jest demagogiczny. Bo przecież nigdy nie wiadomo, czy i komu rzeczywiście uratujemy życie, zabijając przestępcę. Na tej zasadzie moglibyśmy bowiem zabronić prowadzenia samochodów kierowcom poniżej 25. roku życia, bo to oni powodują najwięcej śmiertelnych wypadków.

Komentarz
prof. Bogusław Wolniewicz, filozof

Wyniki tych badań nie są żadnym zaskoczeniem. Podobne przeprowadził już w latach 70. Isaac Erlich. Obliczył on, że jedna egzekucja rocznie więcej oznacza siedem morderstw mniej. Jak działa ten mechanizm? Oczywiście nie dotyczy on ludzi, którzy zabijają w afekcie, na przykład kochanka żony (zresztą ich nie skazywałbym na powieszenie), ale osób mordujących z premedytacją. Wbrew temu, co się mówi, przestępcy doskonale znają kodeks karny i przed dokonaniem zbrodni dokonują kalkulacji. Zastanawiają się, co im się opłaci, a co nie. Poza tym mamy przypadki recydywy – wielekroć dowiadujemy się, że jakiś morderca został wypuszczony przedterminowo z więzienia i pierwsze co zrobił, to poderżnął komuś gardło.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kara śmierci,
Amnesty International,
Magdalena Środa,
Bogusław Wolniewicz

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Naukowcy: kara śmierci działa odstraszająco
Rzeczpospolita, 20-11-2007
Według amerykańskich naukowców jedna egzekucja może zapobiec nawet 18 morderstwom

Takie informacje opublikował liberalny, znany ze sprzeciwu wobec kary śmierci, amerykański dziennik „New York Times”. Opisał wyniki najnowszych badań przeprowadzonych niezależnie od siebie w kilkunastu miejscach Stanów Zjednoczonych. Badacze doszli do wniosku, że wprowadzenie kary śmierci jednak powstrzymuje morderców.

Według naukowców jedna egzekucja może zapobiec od trzech do 18 morderstwom. Wskaźnik ten jest najwyższy w takich stanach jak Teksas, gdzie karę śmierci wykonuje się bardzo szybko i bardzo często. Badania, których część została przeprowadzona przez przeciwników stosowania najwyższego wymiaru kary, wywołały w Ameryce burzę.

Wyniki nie spodobały się wielu liberalnym naukowcom, którzy od lat wyśmiewali argument o odstraszającym działaniu kary śmierci. Wyniki badań są jednak trudne do podważenia. Ich autorzy szczegółowo przeanalizowali bowiem wskaźniki przestępczości zarówno w stanach, w których wykonuje się karę śmierci, jak i w tych, w których została ona zniesiona. Jeden z kompleksowych projektów obejmował ponad 3000 hrabstw w ciągu 20 lat.– Czy kara śmierci ratuje życie? Myślę, że mój artykuł daje na to jednoznaczną odpowiedź – powiedział „Rz” prof. Adrian Vermeule z Uniwersytetu Harvarda. W obszernym studium „Czy kara śmierci jest moralnie dopuszczalna?” napisał on: „Ci, którzy sprzeciwiają się karze w imię obrony życia, muszą się zastanowić, czy zniesienie kary śmierci nie oznacza tak naprawdę narażenia życia na niebezpieczeństwo”.

Do podobnych wniosków doszło wielu jego kolegów. Na przykład prof. Naci Mocan z Uniwersytetu Stanowego w Luizjanie. – Osobiście jestem przeciwnikiem kary śmierci, ale fakty mówią same za siebie. Uczciwość nie pozwala mi zachować milczenia: tak, kara śmierci ratuje ludzkie życie – powiedział „Rz” prof. Mocan.

Jako ekonomista przeanalizował on zależność występującą pomiędzy kodeksem karnym i zachowaniem przestępców. – Okazało się, że im wyższą cenę trzeba zapłacić za określone czyny, tym rzadziej się one zdarzają. Dla ludzi zajmujących się ekonomią nie jest to nic zaskakującego – podkreślił.Po opublikowaniu jego artykułu wielu kolegów miało do niego pretensje, otrzymał dużo krytycznych listów i telefonów. Zarzucono mu, że „promuje zabijanie ludzi”. – Niestety, wielu ludziom silne osobiste przekonania przysłaniają obiektywną naukową prawdę – mówi prof. Naci Mocan.

Z wyników badań zadowolone są organizacje zrzeszające ofiary przestępstw i ich rodziny. – „New York Times” przyznał, że kara śmierci działa odstraszająco? Coś takiego! My od dawna przekonujemy, że mordercy powinni być usuwani ze społeczeństwa – powiedziała „Rz” Shirley Shaw z Koalicji Sprawiedliwości na Florydzie.

Kara śmierci jest dozwolona w 38 z 50 stanów. Od 1977 roku, gdy w USA przywrócono karę śmierci, straconych zostało 1099 morderców (w 2006 roku 53).

Amerykańscy skazańcy najczęściej pozbawiani są życia za pomocą śmiertelnego zastrzyku lub na krześle elektrycznym. Bardzo rzadko stosowane są powieszenie, rozstrzelanie i egzekucje w komorze gazowej.

Komentarz
prof. Magdalena Środa, filozof

Nie zamierzam podważać wyników badań naukowych. Nawet jeżeli są prawdziwe, to nie zmieniają oceny kary śmierci. Zapewne stosowanie tortur czy publiczne wymierzanie chłosty również zapobiegałoby przestępstwom. Ale co z tego? Wraz z rozwojem cywilizacji odrzucamy barbarzyńskie metody karania ludzi. Argument, że mamy do wyboru albo życie mordercy, albo życie kilku niewinnych obywateli, jest demagogiczny. Bo przecież nigdy nie wiadomo, czy i komu rzeczywiście uratujemy życie, zabijając przestępcę. Na tej zasadzie moglibyśmy bowiem zabronić prowadzenia samochodów kierowcom poniżej 25. roku życia, bo to oni powodują najwięcej śmiertelnych wypadków.

Komentarz
prof. Bogusław Wolniewicz, filozof

Wyniki tych badań nie są żadnym zaskoczeniem. Podobne przeprowadził już w latach 70. Isaac Erlich. Obliczył on, że jedna egzekucja rocznie więcej oznacza siedem morderstw mniej. Jak działa ten mechanizm? Oczywiście nie dotyczy on ludzi, którzy zabijają w afekcie, na przykład kochanka żony (zresztą ich nie skazywałbym na powieszenie), ale osób mordujących z premedytacją. Wbrew temu, co się mówi, przestępcy doskonale znają kodeks karny i przed dokonaniem zbrodni dokonują kalkulacji. Zastanawiają się, co im się opłaci, a co nie. Poza tym mamy przypadki recydywy – wielekroć dowiadujemy się, że jakiś morderca został wypuszczony przedterminowo z więzienia i pierwsze co zrobił, to poderżnął komuś gardło.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kara śmierci,
Amnesty International,
Magdalena Środa,
Bogusław Wolniewicz

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Według amerykańskich naukowców jedna egzekucja może zapobiec nawet 18 morderstwom

Takie informacje opublikował liberalny, znany ze sprzeciwu wobec kary śmierci, amerykański dziennik „New York Times”. Opisał wyniki najnowszych badań przeprowadzonych niezależnie od siebie w kilkunastu miejscach Stanów Zjednoczonych. Badacze doszli do wniosku, że wprowadzenie kary śmierci jednak powstrzymuje morderców.

Według naukowców jedna egzekucja może zapobiec od trzech do 18 morderstwom. Wskaźnik ten jest najwyższy w takich stanach jak Teksas, gdzie karę śmierci wykonuje się bardzo szybko i bardzo często. Badania, których część została przeprowadzona przez przeciwników stosowania najwyższego wymiaru kary, wywołały w Ameryce burzę.

Wyniki nie spodobały się wielu liberalnym naukowcom, którzy od lat wyśmiewali argument o odstraszającym działaniu kary śmierci. Wyniki badań są jednak trudne do podważenia. Ich autorzy szczegółowo przeanalizowali bowiem wskaźniki przestępczości zarówno w stanach, w których wykonuje się karę śmierci, jak i w tych, w których została ona zniesiona. Jeden z kompleksowych projektów obejmował ponad 3000 hrabstw w ciągu 20 lat.– Czy kara śmierci ratuje życie? Myślę, że mój artykuł daje na to jednoznaczną odpowiedź – powiedział „Rz” prof. Adrian Vermeule z Uniwersytetu Harvarda. W obszernym studium „Czy kara śmierci jest moralnie dopuszczalna?” napisał on: „Ci, którzy sprzeciwiają się karze w imię obrony życia, muszą się zastanowić, czy zniesienie kary śmierci nie oznacza tak naprawdę narażenia życia na niebezpieczeństwo”.

Do podobnych wniosków doszło wielu jego kolegów. Na przykład prof. Naci Mocan z Uniwersytetu Stanowego w Luizjanie. – Osobiście jestem przeciwnikiem kary śmierci, ale fakty mówią same za siebie. Uczciwość nie pozwala mi zachować milczenia: tak, kara śmierci ratuje ludzkie życie – powiedział „Rz” prof. Mocan.

Jako ekonomista przeanalizował on zależność występującą pomiędzy kodeksem karnym i zachowaniem przestępców. – Okazało się, że im wyższą cenę trzeba zapłacić za określone czyny, tym rzadziej się one zdarzają. Dla ludzi zajmujących się ekonomią nie jest to nic zaskakującego – podkreślił.Po opublikowaniu jego artykułu wielu kolegów miało do niego pretensje, otrzymał dużo krytycznych listów i telefonów. Zarzucono mu, że „promuje zabijanie ludzi”. – Niestety, wielu ludziom silne osobiste przekonania przysłaniają obiektywną naukową prawdę – mówi prof. Naci Mocan.

Z wyników badań zadowolone są organizacje zrzeszające ofiary przestępstw i ich rodziny. – „New York Times” przyznał, że kara śmierci działa odstraszająco? Coś takiego! My od dawna przekonujemy, że mordercy powinni być usuwani ze społeczeństwa – powiedziała „Rz” Shirley Shaw z Koalicji Sprawiedliwości na Florydzie.

Kara śmierci jest dozwolona w 38 z 50 stanów. Od 1977 roku, gdy w USA przywrócono karę śmierci, straconych zostało 1099 morderców (w 2006 roku 53).

Amerykańscy skazańcy najczęściej pozbawiani są życia za pomocą śmiertelnego zastrzyku lub na krześle elektrycznym. Bardzo rzadko stosowane są powieszenie, rozstrzelanie i egzekucje w komorze gazowej.

Komentarz
prof. Magdalena Środa, filozof

Nie zamierzam podważać wyników badań naukowych. Nawet jeżeli są prawdziwe, to nie zmieniają oceny kary śmierci. Zapewne stosowanie tortur czy publiczne wymierzanie chłosty również zapobiegałoby przestępstwom. Ale co z tego? Wraz z rozwojem cywilizacji odrzucamy barbarzyńskie metody karania ludzi. Argument, że mamy do wyboru albo życie mordercy, albo życie kilku niewinnych obywateli, jest demagogiczny. Bo przecież nigdy nie wiadomo, czy i komu rzeczywiście uratujemy życie, zabijając przestępcę. Na tej zasadzie moglibyśmy bowiem zabronić prowadzenia samochodów kierowcom poniżej 25. roku życia, bo to oni powodują najwięcej śmiertelnych wypadków.

Komentarz
prof. Bogusław Wolniewicz, filozof

Wyniki tych badań nie są żadnym zaskoczeniem. Podobne przeprowadził już w latach 70. Isaac Erlich. Obliczył on, że jedna egzekucja rocznie więcej oznacza siedem morderstw mniej. Jak działa ten mechanizm? Oczywiście nie dotyczy on ludzi, którzy zabijają w afekcie, na przykład kochanka żony (zresztą ich nie skazywałbym na powieszenie), ale osób mordujących z premedytacją. Wbrew temu, co się mówi, przestępcy doskonale znają kodeks karny i przed dokonaniem zbrodni dokonują kalkulacji. Zastanawiają się, co im się opłaci, a co nie. Poza tym mamy przypadki recydywy – wielekroć dowiadujemy się, że jakiś morderca został wypuszczony przedterminowo z więzienia i pierwsze co zrobił, to poderżnął komuś gardło.
Takie informacje opublikował liberalny, znany ze sprzeciwu wobec kary śmierci, amerykański dziennik „New York Times”. Opisał wyniki najnowszych badań przeprowadzonych niezależnie od siebie w kilkunastu miejscach Stanów Zjednoczonych. Badacze doszli do wniosku, że wprowadzenie kary śmierci jednak powstrzymuje morderców.

Według naukowców jedna egzekucja może zapobiec od trzech do 18 morderstwom. Wskaźnik ten jest najwyższy w takich stanach jak Teksas, gdzie karę śmierci wykonuje się bardzo szybko i bardzo często. Badania, których część została przeprowadzona przez przeciwników stosowania najwyższego wymiaru kary, wywołały w Ameryce burzę.

Wyniki nie spodobały się wielu liberalnym naukowcom, którzy od lat wyśmiewali argument o odstraszającym działaniu kary śmierci. Wyniki badań są jednak trudne do podważenia. Ich autorzy szczegółowo przeanalizowali bowiem wskaźniki przestępczości zarówno w stanach, w których wykonuje się karę śmierci, jak i w tych, w których została ona zniesiona. Jeden z kompleksowych projektów obejmował ponad 3000 hrabstw w ciągu 20 lat.– Czy kara śmierci ratuje życie? Myślę, że mój artykuł daje na to jednoznaczną odpowiedź – powiedział „Rz” prof. Adrian Vermeule z Uniwersytetu Harvarda. W obszernym studium „Czy kara śmierci jest moralnie dopuszczalna?” napisał on: „Ci, którzy sprzeciwiają się karze w imię obrony życia, muszą się zastanowić, czy zniesienie kary śmierci nie oznacza tak naprawdę narażenia życia na niebezpieczeństwo”.

Do podobnych wniosków doszło wielu jego kolegów. Na przykład prof. Naci Mocan z Uniwersytetu Stanowego w Luizjanie. – Osobiście jestem przeciwnikiem kary śmierci, ale fakty mówią same za siebie. Uczciwość nie pozwala mi zachować milczenia: tak, kara śmierci ratuje ludzkie życie – powiedział „Rz” prof. Mocan.

Jako ekonomista przeanalizował on zależność występującą pomiędzy kodeksem karnym i zachowaniem przestępców. – Okazało się, że im wyższą cenę trzeba zapłacić za określone czyny, tym rzadziej się one zdarzają. Dla ludzi zajmujących się ekonomią nie jest to nic zaskakującego – podkreślił.Po opublikowaniu jego artykułu wielu kolegów miało do niego pretensje, otrzymał dużo krytycznych listów i telefonów. Zarzucono mu, że „promuje zabijanie ludzi”. – Niestety, wielu ludziom silne osobiste przekonania przysłaniają obiektywną naukową prawdę – mówi prof. Naci Mocan.

Z wyników badań zadowolone są organizacje zrzeszające ofiary przestępstw i ich rodziny. – „New York Times” przyznał, że kara śmierci działa odstraszająco? Coś takiego! My od dawna przekonujemy, że mordercy powinni być usuwani ze społeczeństwa – powiedziała „Rz” Shirley Shaw z Koalicji Sprawiedliwości na Florydzie.

Kara śmierci jest dozwolona w 38 z 50 stanów. Od 1977 roku, gdy w USA przywrócono karę śmierci, straconych zostało 1099 morderców (w 2006 roku 53).

Amerykańscy skazańcy najczęściej pozbawiani są życia za pomocą śmiertelnego zastrzyku lub na krześle elektrycznym. Bardzo rzadko stosowane są powieszenie, rozstrzelanie i egzekucje w komorze gazowej.

Komentarz
prof. Magdalena Środa, filozof

Nie zamierzam podważać wyników badań naukowych. Nawet jeżeli są prawdziwe, to nie zmieniają oceny kary śmierci. Zapewne stosowanie tortur czy publiczne wymierzanie chłosty również zapobiegałoby przestępstwom. Ale co z tego? Wraz z rozwojem cywilizacji odrzucamy barbarzyńskie metody karania ludzi. Argument, że mamy do wyboru albo życie mordercy, albo życie kilku niewinnych obywateli, jest demagogiczny. Bo przecież nigdy nie wiadomo, czy i komu rzeczywiście uratujemy życie, zabijając przestępcę. Na tej zasadzie moglibyśmy bowiem zabronić prowadzenia samochodów kierowcom poniżej 25. roku życia, bo to oni powodują najwięcej śmiertelnych wypadków.

Komentarz
prof. Bogusław Wolniewicz, filozof

Wyniki tych badań nie są żadnym zaskoczeniem. Podobne przeprowadził już w latach 70. Isaac Erlich. Obliczył on, że jedna egzekucja rocznie więcej oznacza siedem morderstw mniej. Jak działa ten mechanizm? Oczywiście nie dotyczy on ludzi, którzy zabijają w afekcie, na przykład kochanka żony (zresztą ich nie skazywałbym na powieszenie), ale osób mordujących z premedytacją. Wbrew temu, co się mówi, przestępcy doskonale znają kodeks karny i przed dokonaniem zbrodni dokonują kalkulacji. Zastanawiają się, co im się opłaci, a co nie. Poza tym mamy przypadki recydywy – wielekroć dowiadujemy się, że jakiś morderca został wypuszczony przedterminowo z więzienia i pierwsze co zrobił, to poderżnął komuś gardło.
Według naukowców jedna egzekucja może zapobiec od trzech do 18 morderstwom. Wskaźnik ten jest najwyższy w takich stanach jak Teksas, gdzie karę śmierci wykonuje się bardzo szybko i bardzo często. Badania, których część została przeprowadzona przez przeciwników stosowania najwyższego wymiaru kary, wywołały w Ameryce burzę.

Wyniki nie spodobały się wielu liberalnym naukowcom, którzy od lat wyśmiewali argument o odstraszającym działaniu kary śmierci. Wyniki badań są jednak trudne do podważenia. Ich autorzy szczegółowo przeanalizowali bowiem wskaźniki przestępczości zarówno w stanach, w których wykonuje się karę śmierci, jak i w tych, w których została ona zniesiona. Jeden z kompleksowych projektów obejmował ponad 3000 hrabstw w ciągu 20 lat.– Czy kara śmierci ratuje życie? Myślę, że mój artykuł daje na to jednoznaczną odpowiedź – powiedział „Rz” prof. Adrian Vermeule z Uniwersytetu Harvarda. W obszernym studium „Czy kara śmierci jest moralnie dopuszczalna?” napisał on: „Ci, którzy sprzeciwiają się karze w imię obrony życia, muszą się zastanowić, czy zniesienie kary śmierci nie oznacza tak naprawdę narażenia życia na niebezpieczeństwo”.

Do podobnych wniosków doszło wielu jego kolegów. Na przykład prof. Naci Mocan z Uniwersytetu Stanowego w Luizjanie. – Osobiście jestem przeciwnikiem kary śmierci, ale fakty mówią same za siebie. Uczciwość nie pozwala mi zachować milczenia: tak, kara śmierci ratuje ludzkie życie – powiedział „Rz” prof. Mocan.

Jako ekonomista przeanalizował on zależność występującą pomiędzy kodeksem karnym i zachowaniem przestępców. – Okazało się, że im wyższą cenę trzeba zapłacić za określone czyny, tym rzadziej się one zdarzają. Dla ludzi zajmujących się ekonomią nie jest to nic zaskakującego – podkreślił.Po opublikowaniu jego artykułu wielu kolegów miało do niego pretensje, otrzymał dużo krytycznych listów i telefonów. Zarzucono mu, że „promuje zabijanie ludzi”. – Niestety, wielu ludziom silne osobiste przekonania przysłaniają obiektywną naukową prawdę – mówi prof. Naci Mocan.

Z wyników badań zadowolone są organizacje zrzeszające ofiary przestępstw i ich rodziny. – „New York Times” przyznał, że kara śmierci działa odstraszająco? Coś takiego! My od dawna przekonujemy, że mordercy powinni być usuwani ze społeczeństwa – powiedziała „Rz” Shirley Shaw z Koalicji Sprawiedliwości na Florydzie.

Kara śmierci jest dozwolona w 38 z 50 stanów. Od 1977 roku, gdy w USA przywrócono karę śmierci, straconych zostało 1099 morderców (w 2006 roku 53).

Amerykańscy skazańcy najczęściej pozbawiani są życia za pomocą śmiertelnego zastrzyku lub na krześle elektrycznym. Bardzo rzadko stosowane są powieszenie, rozstrzelanie i egzekucje w komorze gazowej.

Komentarz
prof. Magdalena Środa, filozof

Nie zamierzam podważać wyników badań naukowych. Nawet jeżeli są prawdziwe, to nie zmieniają oceny kary śmierci. Zapewne stosowanie tortur czy publiczne wymierzanie chłosty również zapobiegałoby przestępstwom. Ale co z tego? Wraz z rozwojem cywilizacji odrzucamy barbarzyńskie metody karania ludzi. Argument, że mamy do wyboru albo życie mordercy, albo życie kilku niewinnych obywateli, jest demagogiczny. Bo przecież nigdy nie wiadomo, czy i komu rzeczywiście uratujemy życie, zabijając przestępcę. Na tej zasadzie moglibyśmy bowiem zabronić prowadzenia samochodów kierowcom poniżej 25. roku życia, bo to oni powodują najwięcej śmiertelnych wypadków.

Komentarz
prof. Bogusław Wolniewicz, filozof

Wyniki tych badań nie są żadnym zaskoczeniem. Podobne przeprowadził już w latach 70. Isaac Erlich. Obliczył on, że jedna egzekucja rocznie więcej oznacza siedem morderstw mniej. Jak działa ten mechanizm? Oczywiście nie dotyczy on ludzi, którzy zabijają w afekcie, na przykład kochanka żony (zresztą ich nie skazywałbym na powieszenie), ale osób mordujących z premedytacją. Wbrew temu, co się mówi, przestępcy doskonale znają kodeks karny i przed dokonaniem zbrodni dokonują kalkulacji. Zastanawiają się, co im się opłaci, a co nie. Poza tym mamy przypadki recydywy – wielekroć dowiadujemy się, że jakiś morderca został wypuszczony przedterminowo z więzienia i pierwsze co zrobił, to poderżnął komuś gardło.
Wyniki nie spodobały się wielu liberalnym naukowcom, którzy od lat wyśmiewali argument o odstraszającym działaniu kary śmierci. Wyniki badań są jednak trudne do podważenia. Ich autorzy szczegółowo przeanalizowali bowiem wskaźniki przestępczości zarówno w stanach, w których wykonuje się karę śmierci, jak i w tych, w których została ona zniesiona. Jeden z kompleksowych projektów obejmował ponad 3000 hrabstw w ciągu 20 lat.– Czy kara śmierci ratuje życie? Myślę, że mój artykuł daje na to jednoznaczną odpowiedź – powiedział „Rz” prof. Adrian Vermeule z Uniwersytetu Harvarda. W obszernym studium „Czy kara śmierci jest moralnie dopuszczalna?” napisał on: „Ci, którzy sprzeciwiają się karze w imię obrony życia, muszą się zastanowić, czy zniesienie kary śmierci nie oznacza tak naprawdę narażenia życia na niebezpieczeństwo”.

Do podobnych wniosków doszło wielu jego kolegów. Na przykład prof. Naci Mocan z Uniwersytetu Stanowego w Luizjanie. – Osobiście jestem przeciwnikiem kary śmierci, ale fakty mówią same za siebie. Uczciwość nie pozwala mi zachować milczenia: tak, kara śmierci ratuje ludzkie życie – powiedział „Rz” prof. Mocan.

Jako ekonomista przeanalizował on zależność występującą pomiędzy kodeksem karnym i zachowaniem przestępców. – Okazało się, że im wyższą cenę trzeba zapłacić za określone czyny, tym rzadziej się one zdarzają. Dla ludzi zajmujących się ekonomią nie jest to nic zaskakującego – podkreślił.Po opublikowaniu jego artykułu wielu kolegów miało do niego pretensje, otrzymał dużo krytycznych listów i telefonów. Zarzucono mu, że „promuje zabijanie ludzi”. – Niestety, wielu ludziom silne osobiste przekonania przysłaniają obiektywną naukową prawdę – mówi prof. Naci Mocan.

Z wyników badań zadowolone są organizacje zrzeszające ofiary przestępstw i ich rodziny. – „New York Times” przyznał, że kara śmierci działa odstraszająco? Coś takiego! My od dawna przekonujemy, że mordercy powinni być usuwani ze społeczeństwa – powiedziała „Rz” Shirley Shaw z Koalicji Sprawiedliwości na Florydzie.

Kara śmierci jest dozwolona w 38 z 50 stanów. Od 1977 roku, gdy w USA przywrócono karę śmierci, straconych zostało 1099 morderców (w 2006 roku 53).

Amerykańscy skazańcy najczęściej pozbawiani są życia za pomocą śmiertelnego zastrzyku lub na krześle elektrycznym. Bardzo rzadko stosowane są powieszenie, rozstrzelanie i egzekucje w komorze gazowej.

Komentarz
prof. Magdalena Środa, filozof

Nie zamierzam podważać wyników badań naukowych. Nawet jeżeli są prawdziwe, to nie zmieniają oceny kary śmierci. Zapewne stosowanie tortur czy publiczne wymierzanie chłosty również zapobiegałoby przestępstwom. Ale co z tego? Wraz z rozwojem cywilizacji odrzucamy barbarzyńskie metody karania ludzi. Argument, że mamy do wyboru albo życie mordercy, albo życie kilku niewinnych obywateli, jest demagogiczny. Bo przecież nigdy nie wiadomo, czy i komu rzeczywiście uratujemy życie, zabijając przestępcę. Na tej zasadzie moglibyśmy bowiem zabronić prowadzenia samochodów kierowcom poniżej 25. roku życia, bo to oni powodują najwięcej śmiertelnych wypadków.

Komentarz
prof. Bogusław Wolniewicz, filozof

Wyniki tych badań nie są żadnym zaskoczeniem. Podobne przeprowadził już w latach 70. Isaac Erlich. Obliczył on, że jedna egzekucja rocznie więcej oznacza siedem morderstw mniej. Jak działa ten mechanizm? Oczywiście nie dotyczy on ludzi, którzy zabijają w afekcie, na przykład kochanka żony (zresztą ich nie skazywałbym na powieszenie), ale osób mordujących z premedytacją. Wbrew temu, co się mówi, przestępcy doskonale znają kodeks karny i przed dokonaniem zbrodni dokonują kalkulacji. Zastanawiają się, co im się opłaci, a co nie. Poza tym mamy przypadki recydywy – wielekroć dowiadujemy się, że jakiś morderca został wypuszczony przedterminowo z więzienia i pierwsze co zrobił, to poderżnął komuś gardło.
Do podobnych wniosków doszło wielu jego kolegów. Na przykład prof. Naci Mocan z Uniwersytetu Stanowego w Luizjanie. – Osobiście jestem przeciwnikiem kary śmierci, ale fakty mówią same za siebie. Uczciwość nie pozwala mi zachować milczenia: tak, kara śmierci ratuje ludzkie życie – powiedział „Rz” prof. Mocan.

Jako ekonomista przeanalizował on zależność występującą pomiędzy kodeksem karnym i zachowaniem przestępców. – Okazało się, że im wyższą cenę trzeba zapłacić za określone czyny, tym rzadziej się one zdarzają. Dla ludzi zajmujących się ekonomią nie jest to nic zaskakującego – podkreślił.Po opublikowaniu jego artykułu wielu kolegów miało do niego pretensje, otrzymał dużo krytycznych listów i telefonów. Zarzucono mu, że „promuje zabijanie ludzi”. – Niestety, wielu ludziom silne osobiste przekonania przysłaniają obiektywną naukową prawdę – mówi prof. Naci Mocan.

Z wyników badań zadowolone są organizacje zrzeszające ofiary przestępstw i ich rodziny. – „New York Times” przyznał, że kara śmierci działa odstraszająco? Coś takiego! My od dawna przekonujemy, że mordercy powinni być usuwani ze społeczeństwa – powiedziała „Rz” Shirley Shaw z Koalicji Sprawiedliwości na Florydzie.

Kara śmierci jest dozwolona w 38 z 50 stanów. Od 1977 roku, gdy w USA przywrócono karę śmierci, straconych zostało 1099 morderców (w 2006 roku 53).

Amerykańscy skazańcy najczęściej pozbawiani są życia za pomocą śmiertelnego zastrzyku lub na krześle elektrycznym. Bardzo rzadko stosowane są powieszenie, rozstrzelanie i egzekucje w komorze gazowej.

Komentarz
prof. Magdalena Środa, filozof

Nie zamierzam podważać wyników badań naukowych. Nawet jeżeli są prawdziwe, to nie zmieniają oceny kary śmierci. Zapewne stosowanie tortur czy publiczne wymierzanie chłosty również zapobiegałoby przestępstwom. Ale co z tego? Wraz z rozwojem cywilizacji odrzucamy barbarzyńskie metody karania ludzi. Argument, że mamy do wyboru albo życie mordercy, albo życie kilku niewinnych obywateli, jest demagogiczny. Bo przecież nigdy nie wiadomo, czy i komu rzeczywiście uratujemy życie, zabijając przestępcę. Na tej zasadzie moglibyśmy bowiem zabronić prowadzenia samochodów kierowcom poniżej 25. roku życia, bo to oni powodują najwięcej śmiertelnych wypadków.

Komentarz
prof. Bogusław Wolniewicz, filozof

Wyniki tych badań nie są żadnym zaskoczeniem. Podobne przeprowadził już w latach 70. Isaac Erlich. Obliczył on, że jedna egzekucja rocznie więcej oznacza siedem morderstw mniej. Jak działa ten mechanizm? Oczywiście nie dotyczy on ludzi, którzy zabijają w afekcie, na przykład kochanka żony (zresztą ich nie skazywałbym na powieszenie), ale osób mordujących z premedytacją. Wbrew temu, co się mówi, przestępcy doskonale znają kodeks karny i przed dokonaniem zbrodni dokonują kalkulacji. Zastanawiają się, co im się opłaci, a co nie. Poza tym mamy przypadki recydywy – wielekroć dowiadujemy się, że jakiś morderca został wypuszczony przedterminowo z więzienia i pierwsze co zrobił, to poderżnął komuś gardło.
Jako ekonomista przeanalizował on zależność występującą pomiędzy kodeksem karnym i zachowaniem przestępców. – Okazało się, że im wyższą cenę trzeba zapłacić za określone czyny, tym rzadziej się one zdarzają. Dla ludzi zajmujących się ekonomią nie jest to nic zaskakującego – podkreślił.Po opublikowaniu jego artykułu wielu kolegów miało do niego pretensje, otrzymał dużo krytycznych listów i telefonów. Zarzucono mu, że „promuje zabijanie ludzi”. – Niestety, wielu ludziom silne osobiste przekonania przysłaniają obiektywną naukową prawdę – mówi prof. Naci Mocan.

Z wyników badań zadowolone są organizacje zrzeszające ofiary przestępstw i ich rodziny. – „New York Times” przyznał, że kara śmierci działa odstraszająco? Coś takiego! My od dawna przekonujemy, że mordercy powinni być usuwani ze społeczeństwa – powiedziała „Rz” Shirley Shaw z Koalicji Sprawiedliwości na Florydzie.

Kara śmierci jest dozwolona w 38 z 50 stanów. Od 1977 roku, gdy w USA przywrócono karę śmierci, straconych zostało 1099 morderców (w 2006 roku 53).

Amerykańscy skazańcy najczęściej pozbawiani są życia za pomocą śmiertelnego zastrzyku lub na krześle elektrycznym. Bardzo rzadko stosowane są powieszenie, rozstrzelanie i egzekucje w komorze gazowej.

Komentarz
prof. Magdalena Środa, filozof

Nie zamierzam podważać wyników badań naukowych. Nawet jeżeli są prawdziwe, to nie zmieniają oceny kary śmierci. Zapewne stosowanie tortur czy publiczne wymierzanie chłosty również zapobiegałoby przestępstwom. Ale co z tego? Wraz z rozwojem cywilizacji odrzucamy barbarzyńskie metody karania ludzi. Argument, że mamy do wyboru albo życie mordercy, albo życie kilku niewinnych obywateli, jest demagogiczny. Bo przecież nigdy nie wiadomo, czy i komu rzeczywiście uratujemy życie, zabijając przestępcę. Na tej zasadzie moglibyśmy bowiem zabronić prowadzenia samochodów kierowcom poniżej 25. roku życia, bo to oni powodują najwięcej śmiertelnych wypadków.

Komentarz
prof. Bogusław Wolniewicz, filozof

Wyniki tych badań nie są żadnym zaskoczeniem. Podobne przeprowadził już w latach 70. Isaac Erlich. Obliczył on, że jedna egzekucja rocznie więcej oznacza siedem morderstw mniej. Jak działa ten mechanizm? Oczywiście nie dotyczy on ludzi, którzy zabijają w afekcie, na przykład kochanka żony (zresztą ich nie skazywałbym na powieszenie), ale osób mordujących z premedytacją. Wbrew temu, co się mówi, przestępcy doskonale znają kodeks karny i przed dokonaniem zbrodni dokonują kalkulacji. Zastanawiają się, co im się opłaci, a co nie. Poza tym mamy przypadki recydywy – wielekroć dowiadujemy się, że jakiś morderca został wypuszczony przedterminowo z więzienia i pierwsze co zrobił, to poderżnął komuś gardło.
Z wyników badań zadowolone są organizacje zrzeszające ofiary przestępstw i ich rodziny. – „New York Times” przyznał, że kara śmierci działa odstraszająco? Coś takiego! My od dawna przekonujemy, że mordercy powinni być usuwani ze społeczeństwa – powiedziała „Rz” Shirley Shaw z Koalicji Sprawiedliwości na Florydzie.

Kara śmierci jest dozwolona w 38 z 50 stanów. Od 1977 roku, gdy w USA przywrócono karę śmierci, straconych zostało 1099 morderców (w 2006 roku 53).

Amerykańscy skazańcy najczęściej pozbawiani są życia za pomocą śmiertelnego zastrzyku lub na krześle elektrycznym. Bardzo rzadko stosowane są powieszenie, rozstrzelanie i egzekucje w komorze gazowej.

Komentarz
prof. Magdalena Środa, filozof

Nie zamierzam podważać wyników badań naukowych. Nawet jeżeli są prawdziwe, to nie zmieniają oceny kary śmierci. Zapewne stosowanie tortur czy publiczne wymierzanie chłosty również zapobiegałoby przestępstwom. Ale co z tego? Wraz z rozwojem cywilizacji odrzucamy barbarzyńskie metody karania ludzi. Argument, że mamy do wyboru albo życie mordercy, albo życie kilku niewinnych obywateli, jest demagogiczny. Bo przecież nigdy nie wiadomo, czy i komu rzeczywiście uratujemy życie, zabijając przestępcę. Na tej zasadzie moglibyśmy bowiem zabronić prowadzenia samochodów kierowcom poniżej 25. roku życia, bo to oni powodują najwięcej śmiertelnych wypadków.

Komentarz
prof. Bogusław Wolniewicz, filozof

Wyniki tych badań nie są żadnym zaskoczeniem. Podobne przeprowadził już w latach 70. Isaac Erlich. Obliczył on, że jedna egzekucja rocznie więcej oznacza siedem morderstw mniej. Jak działa ten mechanizm? Oczywiście nie dotyczy on ludzi, którzy zabijają w afekcie, na przykład kochanka żony (zresztą ich nie skazywałbym na powieszenie), ale osób mordujących z premedytacją. Wbrew temu, co się mówi, przestępcy doskonale znają kodeks karny i przed dokonaniem zbrodni dokonują kalkulacji. Zastanawiają się, co im się opłaci, a co nie. Poza tym mamy przypadki recydywy – wielekroć dowiadujemy się, że jakiś morderca został wypuszczony przedterminowo z więzienia i pierwsze co zrobił, to poderżnął komuś gardło.
Kara śmierci jest dozwolona w 38 z 50 stanów. Od 1977 roku, gdy w USA przywrócono karę śmierci, straconych zostało 1099 morderców (w 2006 roku 53).

Amerykańscy skazańcy najczęściej pozbawiani są życia za pomocą śmiertelnego zastrzyku lub na krześle elektrycznym. Bardzo rzadko stosowane są powieszenie, rozstrzelanie i egzekucje w komorze gazowej.

Komentarz
prof. Magdalena Środa, filozof

Nie zamierzam podważać wyników badań naukowych. Nawet jeżeli są prawdziwe, to nie zmieniają oceny kary śmierci. Zapewne stosowanie tortur czy publiczne wymierzanie chłosty również zapobiegałoby przestępstwom. Ale co z tego? Wraz z rozwojem cywilizacji odrzucamy barbarzyńskie metody karania ludzi. Argument, że mamy do wyboru albo życie mordercy, albo życie kilku niewinnych obywateli, jest demagogiczny. Bo przecież nigdy nie wiadomo, czy i komu rzeczywiście uratujemy życie, zabijając przestępcę. Na tej zasadzie moglibyśmy bowiem zabronić prowadzenia samochodów kierowcom poniżej 25. roku życia, bo to oni powodują najwięcej śmiertelnych wypadków.

Komentarz
prof. Bogusław Wolniewicz, filozof

Wyniki tych badań nie są żadnym zaskoczeniem. Podobne przeprowadził już w latach 70. Isaac Erlich. Obliczył on, że jedna egzekucja rocznie więcej oznacza siedem morderstw mniej. Jak działa ten mechanizm? Oczywiście nie dotyczy on ludzi, którzy zabijają w afekcie, na przykład kochanka żony (zresztą ich nie skazywałbym na powieszenie), ale osób mordujących z premedytacją. Wbrew temu, co się mówi, przestępcy doskonale znają kodeks karny i przed dokonaniem zbrodni dokonują kalkulacji. Zastanawiają się, co im się opłaci, a co nie. Poza tym mamy przypadki recydywy – wielekroć dowiadujemy się, że jakiś morderca został wypuszczony przedterminowo z więzienia i pierwsze co zrobił, to poderżnął komuś gardło.
Amerykańscy skazańcy najczęściej pozbawiani są życia za pomocą śmiertelnego zastrzyku lub na krześle elektrycznym. Bardzo rzadko stosowane są powieszenie, rozstrzelanie i egzekucje w komorze gazowej.

Komentarz
prof. Magdalena Środa, filozof

Nie zamierzam podważać wyników badań naukowych. Nawet jeżeli są prawdziwe, to nie zmieniają oceny kary śmierci. Zapewne stosowanie tortur czy publiczne wymierzanie chłosty również zapobiegałoby przestępstwom. Ale co z tego? Wraz z rozwojem cywilizacji odrzucamy barbarzyńskie metody karania ludzi. Argument, że mamy do wyboru albo życie mordercy, albo życie kilku niewinnych obywateli, jest demagogiczny. Bo przecież nigdy nie wiadomo, czy i komu rzeczywiście uratujemy życie, zabijając przestępcę. Na tej zasadzie moglibyśmy bowiem zabronić prowadzenia samochodów kierowcom poniżej 25. roku życia, bo to oni powodują najwięcej śmiertelnych wypadków.

Komentarz
prof. Bogusław Wolniewicz, filozof

Wyniki tych badań nie są żadnym zaskoczeniem. Podobne przeprowadził już w latach 70. Isaac Erlich. Obliczył on, że jedna egzekucja rocznie więcej oznacza siedem morderstw mniej. Jak działa ten mechanizm? Oczywiście nie dotyczy on ludzi, którzy zabijają w afekcie, na przykład kochanka żony (zresztą ich nie skazywałbym na powieszenie), ale osób mordujących z premedytacją. Wbrew temu, co się mówi, przestępcy doskonale znają kodeks karny i przed dokonaniem zbrodni dokonują kalkulacji. Zastanawiają się, co im się opłaci, a co nie. Poza tym mamy przypadki recydywy – wielekroć dowiadujemy się, że jakiś morderca został wypuszczony przedterminowo z więzienia i pierwsze co zrobił, to poderżnął komuś gardło.
Tydzień temu, w centrum handlowym śpiewali, że im się tam bóg rodzi – i to był pierwszy poważny cios. I tak dobrze, że jakoś to wytrzymałem i tak poważnie oberwałem dopiero w połowie grudnia. Ale teraz jest coraz gorzej. Na szczęście na TVP Historia nie ma świątecznych reklam.
W każdym bądź razie, jak co roku dopadła mnie wielka, świąteczna depresja. Dlaczego świat wokoło mnie jest tak zakłamany? Jak w nim żyć?

Kategorie:
osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
boże narodzenie

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W każdym bądź razie, jak co roku dopadła mnie wielka, świąteczna depresja. Dlaczego świat wokoło mnie jest tak zakłamany? Jak w nim żyć?

Kategorie:
osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
boże narodzenie

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Dlaczego świat wokoło mnie jest tak zakłamany? Jak w nim żyć?

Kategorie:
osobiste, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
boże narodzenie

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Uwaga, informacje tu podane mogą być szokujące i mogą u osoby zastanawiającej się nad istotą tego świata wywołać niezłą depresje, choć w zasadzie wszyscy wiedzą, że tak jest.

Spadły wpływy z reklam TVN, duży wzrost Polsatu
2007-11-08, wirtualnemedia.pl
W październiku największe wpływy z reklam wśród stacji telewizyjnych zanotował Polsat: 306,8 mln zł, czyli o 25,2 proc. więcej niż rok wcześniej, zaś TVN spadł na drugie miejsce – na czele kanałów tematycznych Polsat Sport. Reklamodawcą numer jeden Unilever, który wyprzedził operatora sieci Era i Heyah.
(…)

Żyjemy w świecie, w którym poza miejscami odludnymi nie można nie być atakowanym reklamą. Wszędzie, gdzie człowiek spojrzy będzie przekonywany, że musi kupować takie produkty, żyć według określonego stylu życia, dokonywać takich wyborów a będzie przez to młody, szczęśliwy, seksi … będzie boski! To w realu, bo w wirtualu też się bez reklamy żyć nie da, a najlepszym przykładem jest cytowany artykuł (w załączniku oryginał), w którym 90% powierzchni webowej strony zajmowały reklamy.

Żyjemy w świecie, w którym kupując jogurt, proszek do prania, rozmawiając przez telefon czy też się lecząc nie płacimy za te produkty ale za informacyjne kanały elektronicznych mediów, które stale przekonywać nas będą, że taki styl życia jest jedynie możliwy.
Co robić? Jak żyć? Gdzie się schować aby przy tak silnym ataku medialnym być sobą? Bieszczady? – za blisko. Meah Shearim? – nie dla mnie, ale troszkę mnie kusi.
Jak to dobrze, że pielgrzymem jestem na tej ziemi!

Dopisek:
Wczoraj, będąc w Media Markt próbowałem pociągnąć wątek, że to jest ok, że ten świat jest piękny, że mam się cieszyć w możliwości jakie mam, że jest kolorowo, ślicznie, jest bogato a będzie bogaciej… nie wyszło mi nic z tego, ale próbowałem. Może nie wyszło dlatego, że byłem sam a nie można być z kimś mając tylko choćby najlepszy telewizor HD.

Cały tekst (bez moich podkreśleń)

Spadły wpływy z reklam TVN, duży wzrost Polsatu
2007-11-08, wirtualnemedia.pl
W październiku największe wpływy z reklam wśród stacji telewizyjnych zanotował Polsat: 306,8 mln zł, czyli o 25,2 proc. więcej niż rok wcześniej, zaś TVN spadł na drugie miejsce – na czele kanałów tematycznych Polsat Sport. Reklamodawcą numer jeden Unilever, który wyprzedził operatora sieci Era i Heyah.
W październiku największe cennikowe wpływy z reklam wśród stacji telewizyjnych zanotowała telewizja Polsat – 306,8 mln zł, czyli o 25,2 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2006 r. Pozwoliło to stacji należącej do Zygmunta Solorza-Żaka awansować na pierwszą pozycję w rankingu najlepiej
zarabiających z reklamy telewizyjnej – wynika z danych firmy TNS OBOP przygotowanych dla portalu Wirtualnemedia.pl (dane powstałe na podstawie oficjalnych cenników, nie obejmują rabatów).
Na drugim miejscu znalazła się telewizja TVN, która zanotowała przychody reklamowe na poziomie 257,1 mln zł (0,9 proc. mniej niż w październiku 2006 r.).
Na trzecim miejscu uplasowała się stacja TVP1 z kwotą 174,6 mln zł, o 16,8 proc. wyższą niż rok wcześniej.
Natomiast TVP2, czwarta w rankingu, odnotowała spadek wpływów z reklam z poziomu 129,4 mln zł do 125,9 mln zł.
Pierwszą piątkę zamknął TV4 z kwotą 36,5 mln zł, czyli o 96,9 proc. wyższą niż rok wcześniej.
Na szóstym miejscu uplasował się Polsat Sport z kwotą 33,4 mln zł, który zarobił najwięcej spośród wszystkich kanałów tematycznych. TVN 24 zwiększył w październiku wpływy z reklam o 29,9 proc. do 25,4 mln zł.

Tabele pochodzące z tego samego źródła

Nadawca
X 2007
zmiana roczna

Polsat
306 848 032 zł
25,2%

TVN
257 084 106 zł
-0,9%

TVP1
174 659 931 zł
16,8%

TVP2
125 963 933 zł
-2,6%

TV4
36 508 256 zł
96,9%

Polsat Sport
33 410 100 zł
X*

TVN 24
25 404 820 zł
29,9%

MTV Polska
20 914 535 zł
-18,2%

VIVA Polska
16 939 630 zł
142,2%

AXN
14 011 513 zł
X*

TVN Siedem
12 155 485 zł
28,0%

Jetix
11 970 334 zł
47,2%

Tele 5
11 241 561 zł
-13,2%

Discovery
11 159 030 zł
20,4%

TVP INFO
10 362 125 zł
24,3%

Cartoon Network
10 168 990 zł
34,9%

4fun TV
9 106 409 zł
X*

TV Puls
8 097 539 zł
X*

Polsat Zdrowie i Uroda
7 667 917 zł
X*

VH1 Polska
7 103 900 zł
X*

Uwagi do powyższej tabeli:

X – rok wcześniej stacja znajdowała się poza TOP20
* – powyższy ranking uwzględnia stacje wprowadzone przez TNS OBOP do monitoringu reklamowego w marcu 2007 (AXN, TV Puls, Vh1, 4fun.TV, Kino Polska, MiniMini, Polsat Sport, Polsat Zdrowie i Uroda, Zone Europe)

Dane za październik 2006

Nadawca
X 2006

TVN
259 459 224 zł

Polsat
245 140 633 zł

TVP1
149 515 945 zł

TVP2
129 380 006 zł

MTV Polska
25 571 342 zł

TVN 24
19 553 662 zł

TV4
18 543 812 zł

Tele 5
12 950 531 zł

TVN Siedem
9 493 720 zł

Discovery
9 266 815 zł

TVP INFO
8 335 643 zł

Jetix
8 130 416 zł

Cartoon Network
7 536 180 zł

VIVA Polska
6 993 310 zł

TVN Style
5 846 693 zł

National Geographic Channel
4 571 717 zł

Animal Planet
3 740 235 zł

Hallmark
3 366 748 zł

TVN Turbo
3 230 646 zł

ZigZap
2 704 794 zł

Top 20 reklamodawców – dane za październik 2007
Unilever-Bestfoods, PTC i Procter & Gamble to firmy, które przeznaczyły najwięcej na reklamę w telewizji w październiku 2007 r.

Reklamodawca
X 2007

UNILEVER – BESTFOODS
40 715 506 zł

POLSKA TELEFONIA CYFROWA
36 001 861 zł

PROCTER & GAMBLE
33 719 455 zł

L`OREAL POLSKA
25 477 162 zł

DANONE
24 189 389 zł

POLKOMTEL
23 833 103 zł

FERRERO
23 347 421 zł

NESTLE POLSKA
18 864 211 zł

US PHARMACIA
16 727 677 zł

HENKEL
16 054 352 zł

COLGATE – PALMOLIVE
15 804 723 zł

WRIGLEY’S
14 544 834 zł

PTK CENTERTEL
13 972 144 zł

TELEKOMUNIKACJA POLSKA
13 060 533 zł

P4
12 778 759 zł

GLAXOSMITHKLINE
12 671 093 zł

MASTER FOODS POLSKA
12 471 560 zł

GILLETTE POLAND
11 711 180 zł

COCA – COLA COMPANY
11 250 725 zł

TV PROMOTION GROUP
11 204 355 zł

Dane za październik 2006

 Reklamodawca
X 2006

UNILEVER – BESTFOODS
33 493 643 zł

NESTLE POLSKA
32 228 133 zł

FERRERO
29 481 910 zł

POLKOMTEL
27 743 060 zł

PROCTER & GAMBLE
27 633 350 zł

L`OREAL POLSKA
23 569 590 zł

US PHARMACIA
22 515 952 zł

POLSKA TELEFONIA CYFROWA
21 301 905 zł

DANONE
20 964 063 zł

HENKEL
16 630 477 zł

GLAXOSMITHKLINE
14 628 750 zł

MASPEX WADOWICE
12 586 188 zł

TELEKOMUNIKACJA POLSKA
9 589 952 zł

PTK CENTERTEL
9 146 933 zł

COCA – COLA COMPANY
9 007 627 zł

MASTER FOODS POLSKA
8 955 981 zł

STORCK POLSKA
8 767 408 zł

WRIGLEY’S
8 681 561 zł

n.a
8 525 803 zł

GRUPA ŻYWIEC
8 381 967 zł

Kategorie:
obserwator, marketing, _blog

Słowa kluczowe:
reklamy telewizyjne,
rynek reklam,
marketing,
tv,
polsat,
tvn,
tvp

Pliki

2007-11-08 WP Spadły wpływy z reklam TVN, duży wzrost Polsatu.pdf

2014-reklamodawcy-tv.jpg

2017 – radio grudzien 2016-luty2017.png

rynek-reklam-tv.mht

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W październiku największe wpływy z reklam wśród stacji telewizyjnych zanotował Polsat: 306,8 mln zł, czyli o 25,2 proc. więcej niż rok wcześniej, zaś TVN spadł na drugie miejsce – na czele kanałów tematycznych Polsat Sport. Reklamodawcą numer jeden Unilever, który wyprzedził operatora sieci Era i Heyah.
(…)
Żyjemy w świecie, w którym poza miejscami odludnymi nie można nie być atakowanym reklamą. Wszędzie, gdzie człowiek spojrzy będzie przekonywany, że musi kupować takie produkty, żyć według określonego stylu życia, dokonywać takich wyborów a będzie przez to młody, szczęśliwy, seksi … będzie boski! To w realu, bo w wirtualu też się bez reklamy żyć nie da, a najlepszym przykładem jest cytowany artykuł (w załączniku oryginał), w którym 90% powierzchni webowej strony zajmowały reklamy.

Żyjemy w świecie, w którym kupując jogurt, proszek do prania, rozmawiając przez telefon czy też się lecząc nie płacimy za te produkty ale za informacyjne kanały elektronicznych mediów, które stale przekonywać nas będą, że taki styl życia jest jedynie możliwy.
Co robić? Jak żyć? Gdzie się schować aby przy tak silnym ataku medialnym być sobą? Bieszczady? – za blisko. Meah Shearim? – nie dla mnie, ale troszkę mnie kusi.
Jak to dobrze, że pielgrzymem jestem na tej ziemi!

Dopisek:
Wczoraj, będąc w Media Markt próbowałem pociągnąć wątek, że to jest ok, że ten świat jest piękny, że mam się cieszyć w możliwości jakie mam, że jest kolorowo, ślicznie, jest bogato a będzie bogaciej… nie wyszło mi nic z tego, ale próbowałem. Może nie wyszło dlatego, że byłem sam a nie można być z kimś mając tylko choćby najlepszy telewizor HD.

Cały tekst (bez moich podkreśleń)

Spadły wpływy z reklam TVN, duży wzrost Polsatu
2007-11-08, wirtualnemedia.pl
W październiku największe wpływy z reklam wśród stacji telewizyjnych zanotował Polsat: 306,8 mln zł, czyli o 25,2 proc. więcej niż rok wcześniej, zaś TVN spadł na drugie miejsce – na czele kanałów tematycznych Polsat Sport. Reklamodawcą numer jeden Unilever, który wyprzedził operatora sieci Era i Heyah.
W październiku największe cennikowe wpływy z reklam wśród stacji telewizyjnych zanotowała telewizja Polsat – 306,8 mln zł, czyli o 25,2 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2006 r. Pozwoliło to stacji należącej do Zygmunta Solorza-Żaka awansować na pierwszą pozycję w rankingu najlepiej
zarabiających z reklamy telewizyjnej – wynika z danych firmy TNS OBOP przygotowanych dla portalu Wirtualnemedia.pl (dane powstałe na podstawie oficjalnych cenników, nie obejmują rabatów).
Na drugim miejscu znalazła się telewizja TVN, która zanotowała przychody reklamowe na poziomie 257,1 mln zł (0,9 proc. mniej niż w październiku 2006 r.).
Na trzecim miejscu uplasowała się stacja TVP1 z kwotą 174,6 mln zł, o 16,8 proc. wyższą niż rok wcześniej.
Natomiast TVP2, czwarta w rankingu, odnotowała spadek wpływów z reklam z poziomu 129,4 mln zł do 125,9 mln zł.
Pierwszą piątkę zamknął TV4 z kwotą 36,5 mln zł, czyli o 96,9 proc. wyższą niż rok wcześniej.
Na szóstym miejscu uplasował się Polsat Sport z kwotą 33,4 mln zł, który zarobił najwięcej spośród wszystkich kanałów tematycznych. TVN 24 zwiększył w październiku wpływy z reklam o 29,9 proc. do 25,4 mln zł.

Tabele pochodzące z tego samego źródła

Nadawca
X 2007
zmiana roczna

Polsat
306 848 032 zł
25,2%

TVN
257 084 106 zł
-0,9%

TVP1
174 659 931 zł
16,8%

TVP2
125 963 933 zł
-2,6%

TV4
36 508 256 zł
96,9%

Polsat Sport
33 410 100 zł
X*

TVN 24
25 404 820 zł
29,9%

MTV Polska
20 914 535 zł
-18,2%

VIVA Polska
16 939 630 zł
142,2%

AXN
14 011 513 zł
X*

TVN Siedem
12 155 485 zł
28,0%

Jetix
11 970 334 zł
47,2%

Tele 5
11 241 561 zł
-13,2%

Discovery
11 159 030 zł
20,4%

TVP INFO
10 362 125 zł
24,3%

Cartoon Network
10 168 990 zł
34,9%

4fun TV
9 106 409 zł
X*

TV Puls
8 097 539 zł
X*

Polsat Zdrowie i Uroda
7 667 917 zł
X*

VH1 Polska
7 103 900 zł
X*

Uwagi do powyższej tabeli:

X – rok wcześniej stacja znajdowała się poza TOP20
* – powyższy ranking uwzględnia stacje wprowadzone przez TNS OBOP do monitoringu reklamowego w marcu 2007 (AXN, TV Puls, Vh1, 4fun.TV, Kino Polska, MiniMini, Polsat Sport, Polsat Zdrowie i Uroda, Zone Europe)

Dane za październik 2006

Nadawca
X 2006

TVN
259 459 224 zł

Polsat
245 140 633 zł

TVP1
149 515 945 zł

TVP2
129 380 006 zł

MTV Polska
25 571 342 zł

TVN 24
19 553 662 zł

TV4
18 543 812 zł

Tele 5
12 950 531 zł

TVN Siedem
9 493 720 zł

Discovery
9 266 815 zł

TVP INFO
8 335 643 zł

Jetix
8 130 416 zł

Cartoon Network
7 536 180 zł

VIVA Polska
6 993 310 zł

TVN Style
5 846 693 zł

National Geographic Channel
4 571 717 zł

Animal Planet
3 740 235 zł

Hallmark
3 366 748 zł

TVN Turbo
3 230 646 zł

ZigZap
2 704 794 zł

Top 20 reklamodawców – dane za październik 2007
Unilever-Bestfoods, PTC i Procter & Gamble to firmy, które przeznaczyły najwięcej na reklamę w telewizji w październiku 2007 r.

Reklamodawca
X 2007

UNILEVER – BESTFOODS
40 715 506 zł

POLSKA TELEFONIA CYFROWA
36 001 861 zł

PROCTER & GAMBLE
33 719 455 zł

L`OREAL POLSKA
25 477 162 zł

DANONE
24 189 389 zł

POLKOMTEL
23 833 103 zł

FERRERO
23 347 421 zł

NESTLE POLSKA
18 864 211 zł

US PHARMACIA
16 727 677 zł

HENKEL
16 054 352 zł

COLGATE – PALMOLIVE
15 804 723 zł

WRIGLEY’S
14 544 834 zł

PTK CENTERTEL
13 972 144 zł

TELEKOMUNIKACJA POLSKA
13 060 533 zł

P4
12 778 759 zł

GLAXOSMITHKLINE
12 671 093 zł

MASTER FOODS POLSKA
12 471 560 zł

GILLETTE POLAND
11 711 180 zł

COCA – COLA COMPANY
11 250 725 zł

TV PROMOTION GROUP
11 204 355 zł

Dane za październik 2006

 Reklamodawca
X 2006

UNILEVER – BESTFOODS
33 493 643 zł

NESTLE POLSKA
32 228 133 zł

FERRERO
29 481 910 zł

POLKOMTEL
27 743 060 zł

PROCTER & GAMBLE
27 633 350 zł

L`OREAL POLSKA
23 569 590 zł

US PHARMACIA
22 515 952 zł

POLSKA TELEFONIA CYFROWA
21 301 905 zł

DANONE
20 964 063 zł

HENKEL
16 630 477 zł

GLAXOSMITHKLINE
14 628 750 zł

MASPEX WADOWICE
12 586 188 zł

TELEKOMUNIKACJA POLSKA
9 589 952 zł

PTK CENTERTEL
9 146 933 zł

COCA – COLA COMPANY
9 007 627 zł

MASTER FOODS POLSKA
8 955 981 zł

STORCK POLSKA
8 767 408 zł

WRIGLEY’S
8 681 561 zł

n.a
8 525 803 zł

GRUPA ŻYWIEC
8 381 967 zł

Kategorie:
obserwator, marketing, _blog

Słowa kluczowe:
reklamy telewizyjne,
rynek reklam,
marketing,
tv,
polsat,
tvn,
tvp

Pliki

2007-11-08 WP Spadły wpływy z reklam TVN, duży wzrost Polsatu.pdf

2014-reklamodawcy-tv.jpg

2017 – radio grudzien 2016-luty2017.png

rynek-reklam-tv.mht

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Żyjemy w świecie, w którym kupując jogurt, proszek do prania, rozmawiając przez telefon czy też się lecząc nie płacimy za te produkty ale za informacyjne kanały elektronicznych mediów, które stale przekonywać nas będą, że taki styl życia jest jedynie możliwy.
Co robić? Jak żyć? Gdzie się schować aby przy tak silnym ataku medialnym być sobą? Bieszczady? – za blisko. Meah Shearim? – nie dla mnie, ale troszkę mnie kusi.
Jak to dobrze, że pielgrzymem jestem na tej ziemi!

Dopisek:
Wczoraj, będąc w Media Markt próbowałem pociągnąć wątek, że to jest ok, że ten świat jest piękny, że mam się cieszyć w możliwości jakie mam, że jest kolorowo, ślicznie, jest bogato a będzie bogaciej… nie wyszło mi nic z tego, ale próbowałem. Może nie wyszło dlatego, że byłem sam a nie można być z kimś mając tylko choćby najlepszy telewizor HD.

Cały tekst (bez moich podkreśleń)

Spadły wpływy z reklam TVN, duży wzrost Polsatu
2007-11-08, wirtualnemedia.pl
W październiku największe wpływy z reklam wśród stacji telewizyjnych zanotował Polsat: 306,8 mln zł, czyli o 25,2 proc. więcej niż rok wcześniej, zaś TVN spadł na drugie miejsce – na czele kanałów tematycznych Polsat Sport. Reklamodawcą numer jeden Unilever, który wyprzedził operatora sieci Era i Heyah.
W październiku największe cennikowe wpływy z reklam wśród stacji telewizyjnych zanotowała telewizja Polsat – 306,8 mln zł, czyli o 25,2 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2006 r. Pozwoliło to stacji należącej do Zygmunta Solorza-Żaka awansować na pierwszą pozycję w rankingu najlepiej
zarabiających z reklamy telewizyjnej – wynika z danych firmy TNS OBOP przygotowanych dla portalu Wirtualnemedia.pl (dane powstałe na podstawie oficjalnych cenników, nie obejmują rabatów).
Na drugim miejscu znalazła się telewizja TVN, która zanotowała przychody reklamowe na poziomie 257,1 mln zł (0,9 proc. mniej niż w październiku 2006 r.).
Na trzecim miejscu uplasowała się stacja TVP1 z kwotą 174,6 mln zł, o 16,8 proc. wyższą niż rok wcześniej.
Natomiast TVP2, czwarta w rankingu, odnotowała spadek wpływów z reklam z poziomu 129,4 mln zł do 125,9 mln zł.
Pierwszą piątkę zamknął TV4 z kwotą 36,5 mln zł, czyli o 96,9 proc. wyższą niż rok wcześniej.
Na szóstym miejscu uplasował się Polsat Sport z kwotą 33,4 mln zł, który zarobił najwięcej spośród wszystkich kanałów tematycznych. TVN 24 zwiększył w październiku wpływy z reklam o 29,9 proc. do 25,4 mln zł.

Tabele pochodzące z tego samego źródła

Nadawca
X 2007
zmiana roczna

Polsat
306 848 032 zł
25,2%

TVN
257 084 106 zł
-0,9%

TVP1
174 659 931 zł
16,8%

TVP2
125 963 933 zł
-2,6%

TV4
36 508 256 zł
96,9%

Polsat Sport
33 410 100 zł
X*

TVN 24
25 404 820 zł
29,9%

MTV Polska
20 914 535 zł
-18,2%

VIVA Polska
16 939 630 zł
142,2%

AXN
14 011 513 zł
X*

TVN Siedem
12 155 485 zł
28,0%

Jetix
11 970 334 zł
47,2%

Tele 5
11 241 561 zł
-13,2%

Discovery
11 159 030 zł
20,4%

TVP INFO
10 362 125 zł
24,3%

Cartoon Network
10 168 990 zł
34,9%

4fun TV
9 106 409 zł
X*

TV Puls
8 097 539 zł
X*

Polsat Zdrowie i Uroda
7 667 917 zł
X*

VH1 Polska
7 103 900 zł
X*

Uwagi do powyższej tabeli:

X – rok wcześniej stacja znajdowała się poza TOP20
* – powyższy ranking uwzględnia stacje wprowadzone przez TNS OBOP do monitoringu reklamowego w marcu 2007 (AXN, TV Puls, Vh1, 4fun.TV, Kino Polska, MiniMini, Polsat Sport, Polsat Zdrowie i Uroda, Zone Europe)

Dane za październik 2006

Nadawca
X 2006

TVN
259 459 224 zł

Polsat
245 140 633 zł

TVP1
149 515 945 zł

TVP2
129 380 006 zł

MTV Polska
25 571 342 zł

TVN 24
19 553 662 zł

TV4
18 543 812 zł

Tele 5
12 950 531 zł

TVN Siedem
9 493 720 zł

Discovery
9 266 815 zł

TVP INFO
8 335 643 zł

Jetix
8 130 416 zł

Cartoon Network
7 536 180 zł

VIVA Polska
6 993 310 zł

TVN Style
5 846 693 zł

National Geographic Channel
4 571 717 zł

Animal Planet
3 740 235 zł

Hallmark
3 366 748 zł

TVN Turbo
3 230 646 zł

ZigZap
2 704 794 zł

Top 20 reklamodawców – dane za październik 2007
Unilever-Bestfoods, PTC i Procter & Gamble to firmy, które przeznaczyły najwięcej na reklamę w telewizji w październiku 2007 r.

Reklamodawca
X 2007

UNILEVER – BESTFOODS
40 715 506 zł

POLSKA TELEFONIA CYFROWA
36 001 861 zł

PROCTER & GAMBLE
33 719 455 zł

L`OREAL POLSKA
25 477 162 zł

DANONE
24 189 389 zł

POLKOMTEL
23 833 103 zł

FERRERO
23 347 421 zł

NESTLE POLSKA
18 864 211 zł

US PHARMACIA
16 727 677 zł

HENKEL
16 054 352 zł

COLGATE – PALMOLIVE
15 804 723 zł

WRIGLEY’S
14 544 834 zł

PTK CENTERTEL
13 972 144 zł

TELEKOMUNIKACJA POLSKA
13 060 533 zł

P4
12 778 759 zł

GLAXOSMITHKLINE
12 671 093 zł

MASTER FOODS POLSKA
12 471 560 zł

GILLETTE POLAND
11 711 180 zł

COCA – COLA COMPANY
11 250 725 zł

TV PROMOTION GROUP
11 204 355 zł

Dane za październik 2006

 Reklamodawca
X 2006

UNILEVER – BESTFOODS
33 493 643 zł

NESTLE POLSKA
32 228 133 zł

FERRERO
29 481 910 zł

POLKOMTEL
27 743 060 zł

PROCTER & GAMBLE
27 633 350 zł

L`OREAL POLSKA
23 569 590 zł

US PHARMACIA
22 515 952 zł

POLSKA TELEFONIA CYFROWA
21 301 905 zł

DANONE
20 964 063 zł

HENKEL
16 630 477 zł

GLAXOSMITHKLINE
14 628 750 zł

MASPEX WADOWICE
12 586 188 zł

TELEKOMUNIKACJA POLSKA
9 589 952 zł

PTK CENTERTEL
9 146 933 zł

COCA – COLA COMPANY
9 007 627 zł

MASTER FOODS POLSKA
8 955 981 zł

STORCK POLSKA
8 767 408 zł

WRIGLEY’S
8 681 561 zł

n.a
8 525 803 zł

GRUPA ŻYWIEC
8 381 967 zł

Kategorie:
obserwator, marketing, _blog

Słowa kluczowe:
reklamy telewizyjne,
rynek reklam,
marketing,
tv,
polsat,
tvn,
tvp

Pliki

2007-11-08 WP Spadły wpływy z reklam TVN, duży wzrost Polsatu.pdf

2014-reklamodawcy-tv.jpg

2017 – radio grudzien 2016-luty2017.png

rynek-reklam-tv.mht

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Co robić? Jak żyć? Gdzie się schować aby przy tak silnym ataku medialnym być sobą? Bieszczady? – za blisko. Meah Shearim? – nie dla mnie, ale troszkę mnie kusi.
Jak to dobrze, że pielgrzymem jestem na tej ziemi!

Dopisek:
Wczoraj, będąc w Media Markt próbowałem pociągnąć wątek, że to jest ok, że ten świat jest piękny, że mam się cieszyć w możliwości jakie mam, że jest kolorowo, ślicznie, jest bogato a będzie bogaciej… nie wyszło mi nic z tego, ale próbowałem. Może nie wyszło dlatego, że byłem sam a nie można być z kimś mając tylko choćby najlepszy telewizor HD.

Cały tekst (bez moich podkreśleń)

Spadły wpływy z reklam TVN, duży wzrost Polsatu
2007-11-08, wirtualnemedia.pl
W październiku największe wpływy z reklam wśród stacji telewizyjnych zanotował Polsat: 306,8 mln zł, czyli o 25,2 proc. więcej niż rok wcześniej, zaś TVN spadł na drugie miejsce – na czele kanałów tematycznych Polsat Sport. Reklamodawcą numer jeden Unilever, który wyprzedził operatora sieci Era i Heyah.
W październiku największe cennikowe wpływy z reklam wśród stacji telewizyjnych zanotowała telewizja Polsat – 306,8 mln zł, czyli o 25,2 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2006 r. Pozwoliło to stacji należącej do Zygmunta Solorza-Żaka awansować na pierwszą pozycję w rankingu najlepiej
zarabiających z reklamy telewizyjnej – wynika z danych firmy TNS OBOP przygotowanych dla portalu Wirtualnemedia.pl (dane powstałe na podstawie oficjalnych cenników, nie obejmują rabatów).
Na drugim miejscu znalazła się telewizja TVN, która zanotowała przychody reklamowe na poziomie 257,1 mln zł (0,9 proc. mniej niż w październiku 2006 r.).
Na trzecim miejscu uplasowała się stacja TVP1 z kwotą 174,6 mln zł, o 16,8 proc. wyższą niż rok wcześniej.
Natomiast TVP2, czwarta w rankingu, odnotowała spadek wpływów z reklam z poziomu 129,4 mln zł do 125,9 mln zł.
Pierwszą piątkę zamknął TV4 z kwotą 36,5 mln zł, czyli o 96,9 proc. wyższą niż rok wcześniej.
Na szóstym miejscu uplasował się Polsat Sport z kwotą 33,4 mln zł, który zarobił najwięcej spośród wszystkich kanałów tematycznych. TVN 24 zwiększył w październiku wpływy z reklam o 29,9 proc. do 25,4 mln zł.

Tabele pochodzące z tego samego źródła

Nadawca
X 2007
zmiana roczna

Polsat
306 848 032 zł
25,2%

TVN
257 084 106 zł
-0,9%

TVP1
174 659 931 zł
16,8%

TVP2
125 963 933 zł
-2,6%

TV4
36 508 256 zł
96,9%

Polsat Sport
33 410 100 zł
X*

TVN 24
25 404 820 zł
29,9%

MTV Polska
20 914 535 zł
-18,2%

VIVA Polska
16 939 630 zł
142,2%

AXN
14 011 513 zł
X*

TVN Siedem
12 155 485 zł
28,0%

Jetix
11 970 334 zł
47,2%

Tele 5
11 241 561 zł
-13,2%

Discovery
11 159 030 zł
20,4%

TVP INFO
10 362 125 zł
24,3%

Cartoon Network
10 168 990 zł
34,9%

4fun TV
9 106 409 zł
X*

TV Puls
8 097 539 zł
X*

Polsat Zdrowie i Uroda
7 667 917 zł
X*

VH1 Polska
7 103 900 zł
X*

Uwagi do powyższej tabeli:

X – rok wcześniej stacja znajdowała się poza TOP20
* – powyższy ranking uwzględnia stacje wprowadzone przez TNS OBOP do monitoringu reklamowego w marcu 2007 (AXN, TV Puls, Vh1, 4fun.TV, Kino Polska, MiniMini, Polsat Sport, Polsat Zdrowie i Uroda, Zone Europe)

Dane za październik 2006

Nadawca
X 2006

TVN
259 459 224 zł

Polsat
245 140 633 zł

TVP1
149 515 945 zł

TVP2
129 380 006 zł

MTV Polska
25 571 342 zł

TVN 24
19 553 662 zł

TV4
18 543 812 zł

Tele 5
12 950 531 zł

TVN Siedem
9 493 720 zł

Discovery
9 266 815 zł

TVP INFO
8 335 643 zł

Jetix
8 130 416 zł

Cartoon Network
7 536 180 zł

VIVA Polska
6 993 310 zł

TVN Style
5 846 693 zł

National Geographic Channel
4 571 717 zł

Animal Planet
3 740 235 zł

Hallmark
3 366 748 zł

TVN Turbo
3 230 646 zł

ZigZap
2 704 794 zł

Top 20 reklamodawców – dane za październik 2007
Unilever-Bestfoods, PTC i Procter & Gamble to firmy, które przeznaczyły najwięcej na reklamę w telewizji w październiku 2007 r.

Reklamodawca
X 2007

UNILEVER – BESTFOODS
40 715 506 zł

POLSKA TELEFONIA CYFROWA
36 001 861 zł

PROCTER & GAMBLE
33 719 455 zł

L`OREAL POLSKA
25 477 162 zł

DANONE
24 189 389 zł

POLKOMTEL
23 833 103 zł

FERRERO
23 347 421 zł

NESTLE POLSKA
18 864 211 zł

US PHARMACIA
16 727 677 zł

HENKEL
16 054 352 zł

COLGATE – PALMOLIVE
15 804 723 zł

WRIGLEY’S
14 544 834 zł

PTK CENTERTEL
13 972 144 zł

TELEKOMUNIKACJA POLSKA
13 060 533 zł

P4
12 778 759 zł

GLAXOSMITHKLINE
12 671 093 zł

MASTER FOODS POLSKA
12 471 560 zł

GILLETTE POLAND
11 711 180 zł

COCA – COLA COMPANY
11 250 725 zł

TV PROMOTION GROUP
11 204 355 zł

Dane za październik 2006

 Reklamodawca
X 2006

UNILEVER – BESTFOODS
33 493 643 zł

NESTLE POLSKA
32 228 133 zł

FERRERO
29 481 910 zł

POLKOMTEL
27 743 060 zł

PROCTER & GAMBLE
27 633 350 zł

L`OREAL POLSKA
23 569 590 zł

US PHARMACIA
22 515 952 zł

POLSKA TELEFONIA CYFROWA
21 301 905 zł

DANONE
20 964 063 zł

HENKEL
16 630 477 zł

GLAXOSMITHKLINE
14 628 750 zł

MASPEX WADOWICE
12 586 188 zł

TELEKOMUNIKACJA POLSKA
9 589 952 zł

PTK CENTERTEL
9 146 933 zł

COCA – COLA COMPANY
9 007 627 zł

MASTER FOODS POLSKA
8 955 981 zł

STORCK POLSKA
8 767 408 zł

WRIGLEY’S
8 681 561 zł

n.a
8 525 803 zł

GRUPA ŻYWIEC
8 381 967 zł

Kategorie:
obserwator, marketing, _blog

Słowa kluczowe:
reklamy telewizyjne,
rynek reklam,
marketing,
tv,
polsat,
tvn,
tvp

Pliki

2007-11-08 WP Spadły wpływy z reklam TVN, duży wzrost Polsatu.pdf

2014-reklamodawcy-tv.jpg

2017 – radio grudzien 2016-luty2017.png

rynek-reklam-tv.mht

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Jak to dobrze, że pielgrzymem jestem na tej ziemi!

Dopisek:
Wczoraj, będąc w Media Markt próbowałem pociągnąć wątek, że to jest ok, że ten świat jest piękny, że mam się cieszyć w możliwości jakie mam, że jest kolorowo, ślicznie, jest bogato a będzie bogaciej… nie wyszło mi nic z tego, ale próbowałem. Może nie wyszło dlatego, że byłem sam a nie można być z kimś mając tylko choćby najlepszy telewizor HD.

Cały tekst (bez moich podkreśleń)

Spadły wpływy z reklam TVN, duży wzrost Polsatu
2007-11-08, wirtualnemedia.pl
W październiku największe wpływy z reklam wśród stacji telewizyjnych zanotował Polsat: 306,8 mln zł, czyli o 25,2 proc. więcej niż rok wcześniej, zaś TVN spadł na drugie miejsce – na czele kanałów tematycznych Polsat Sport. Reklamodawcą numer jeden Unilever, który wyprzedził operatora sieci Era i Heyah.
W październiku największe cennikowe wpływy z reklam wśród stacji telewizyjnych zanotowała telewizja Polsat – 306,8 mln zł, czyli o 25,2 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2006 r. Pozwoliło to stacji należącej do Zygmunta Solorza-Żaka awansować na pierwszą pozycję w rankingu najlepiej
zarabiających z reklamy telewizyjnej – wynika z danych firmy TNS OBOP przygotowanych dla portalu Wirtualnemedia.pl (dane powstałe na podstawie oficjalnych cenników, nie obejmują rabatów).
Na drugim miejscu znalazła się telewizja TVN, która zanotowała przychody reklamowe na poziomie 257,1 mln zł (0,9 proc. mniej niż w październiku 2006 r.).
Na trzecim miejscu uplasowała się stacja TVP1 z kwotą 174,6 mln zł, o 16,8 proc. wyższą niż rok wcześniej.
Natomiast TVP2, czwarta w rankingu, odnotowała spadek wpływów z reklam z poziomu 129,4 mln zł do 125,9 mln zł.
Pierwszą piątkę zamknął TV4 z kwotą 36,5 mln zł, czyli o 96,9 proc. wyższą niż rok wcześniej.
Na szóstym miejscu uplasował się Polsat Sport z kwotą 33,4 mln zł, który zarobił najwięcej spośród wszystkich kanałów tematycznych. TVN 24 zwiększył w październiku wpływy z reklam o 29,9 proc. do 25,4 mln zł.

Tabele pochodzące z tego samego źródła

Nadawca
X 2007
zmiana roczna

Polsat
306 848 032 zł
25,2%

TVN
257 084 106 zł
-0,9%

TVP1
174 659 931 zł
16,8%

TVP2
125 963 933 zł
-2,6%

TV4
36 508 256 zł
96,9%

Polsat Sport
33 410 100 zł
X*

TVN 24
25 404 820 zł
29,9%

MTV Polska
20 914 535 zł
-18,2%

VIVA Polska
16 939 630 zł
142,2%

AXN
14 011 513 zł
X*

TVN Siedem
12 155 485 zł
28,0%

Jetix
11 970 334 zł
47,2%

Tele 5
11 241 561 zł
-13,2%

Discovery
11 159 030 zł
20,4%

TVP INFO
10 362 125 zł
24,3%

Cartoon Network
10 168 990 zł
34,9%

4fun TV
9 106 409 zł
X*

TV Puls
8 097 539 zł
X*

Polsat Zdrowie i Uroda
7 667 917 zł
X*

VH1 Polska
7 103 900 zł
X*

Uwagi do powyższej tabeli:

X – rok wcześniej stacja znajdowała się poza TOP20
* – powyższy ranking uwzględnia stacje wprowadzone przez TNS OBOP do monitoringu reklamowego w marcu 2007 (AXN, TV Puls, Vh1, 4fun.TV, Kino Polska, MiniMini, Polsat Sport, Polsat Zdrowie i Uroda, Zone Europe)

Dane za październik 2006

Nadawca
X 2006

TVN
259 459 224 zł

Polsat
245 140 633 zł

TVP1
149 515 945 zł

TVP2
129 380 006 zł

MTV Polska
25 571 342 zł

TVN 24
19 553 662 zł

TV4
18 543 812 zł

Tele 5
12 950 531 zł

TVN Siedem
9 493 720 zł

Discovery
9 266 815 zł

TVP INFO
8 335 643 zł

Jetix
8 130 416 zł

Cartoon Network
7 536 180 zł

VIVA Polska
6 993 310 zł

TVN Style
5 846 693 zł

National Geographic Channel
4 571 717 zł

Animal Planet
3 740 235 zł

Hallmark
3 366 748 zł

TVN Turbo
3 230 646 zł

ZigZap
2 704 794 zł

Top 20 reklamodawców – dane za październik 2007
Unilever-Bestfoods, PTC i Procter & Gamble to firmy, które przeznaczyły najwięcej na reklamę w telewizji w październiku 2007 r.

Reklamodawca
X 2007

UNILEVER – BESTFOODS
40 715 506 zł

POLSKA TELEFONIA CYFROWA
36 001 861 zł

PROCTER & GAMBLE
33 719 455 zł

L`OREAL POLSKA
25 477 162 zł

DANONE
24 189 389 zł

POLKOMTEL
23 833 103 zł

FERRERO
23 347 421 zł

NESTLE POLSKA
18 864 211 zł

US PHARMACIA
16 727 677 zł

HENKEL
16 054 352 zł

COLGATE – PALMOLIVE
15 804 723 zł

WRIGLEY’S
14 544 834 zł

PTK CENTERTEL
13 972 144 zł

TELEKOMUNIKACJA POLSKA
13 060 533 zł

P4
12 778 759 zł

GLAXOSMITHKLINE
12 671 093 zł

MASTER FOODS POLSKA
12 471 560 zł

GILLETTE POLAND
11 711 180 zł

COCA – COLA COMPANY
11 250 725 zł

TV PROMOTION GROUP
11 204 355 zł

Dane za październik 2006

 Reklamodawca
X 2006

UNILEVER – BESTFOODS
33 493 643 zł

NESTLE POLSKA
32 228 133 zł

FERRERO
29 481 910 zł

POLKOMTEL
27 743 060 zł

PROCTER & GAMBLE
27 633 350 zł

L`OREAL POLSKA
23 569 590 zł

US PHARMACIA
22 515 952 zł

POLSKA TELEFONIA CYFROWA
21 301 905 zł

DANONE
20 964 063 zł

HENKEL
16 630 477 zł

GLAXOSMITHKLINE
14 628 750 zł

MASPEX WADOWICE
12 586 188 zł

TELEKOMUNIKACJA POLSKA
9 589 952 zł

PTK CENTERTEL
9 146 933 zł

COCA – COLA COMPANY
9 007 627 zł

MASTER FOODS POLSKA
8 955 981 zł

STORCK POLSKA
8 767 408 zł

WRIGLEY’S
8 681 561 zł

n.a
8 525 803 zł

GRUPA ŻYWIEC
8 381 967 zł

Kategorie:
obserwator, marketing, _blog

Słowa kluczowe:
reklamy telewizyjne,
rynek reklam,
marketing,
tv,
polsat,
tvn,
tvp

Pliki

2007-11-08 WP Spadły wpływy z reklam TVN, duży wzrost Polsatu.pdf

2014-reklamodawcy-tv.jpg

2017 – radio grudzien 2016-luty2017.png

rynek-reklam-tv.mht

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Wczoraj, będąc w Media Markt próbowałem pociągnąć wątek, że to jest ok, że ten świat jest piękny, że mam się cieszyć w możliwości jakie mam, że jest kolorowo, ślicznie, jest bogato a będzie bogaciej… nie wyszło mi nic z tego, ale próbowałem. Może nie wyszło dlatego, że byłem sam a nie można być z kimś mając tylko choćby najlepszy telewizor HD.

Cały tekst (bez moich podkreśleń)

Spadły wpływy z reklam TVN, duży wzrost Polsatu
2007-11-08, wirtualnemedia.pl
W październiku największe wpływy z reklam wśród stacji telewizyjnych zanotował Polsat: 306,8 mln zł, czyli o 25,2 proc. więcej niż rok wcześniej, zaś TVN spadł na drugie miejsce – na czele kanałów tematycznych Polsat Sport. Reklamodawcą numer jeden Unilever, który wyprzedził operatora sieci Era i Heyah.
W październiku największe cennikowe wpływy z reklam wśród stacji telewizyjnych zanotowała telewizja Polsat – 306,8 mln zł, czyli o 25,2 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2006 r. Pozwoliło to stacji należącej do Zygmunta Solorza-Żaka awansować na pierwszą pozycję w rankingu najlepiej
zarabiających z reklamy telewizyjnej – wynika z danych firmy TNS OBOP przygotowanych dla portalu Wirtualnemedia.pl (dane powstałe na podstawie oficjalnych cenników, nie obejmują rabatów).
Na drugim miejscu znalazła się telewizja TVN, która zanotowała przychody reklamowe na poziomie 257,1 mln zł (0,9 proc. mniej niż w październiku 2006 r.).
Na trzecim miejscu uplasowała się stacja TVP1 z kwotą 174,6 mln zł, o 16,8 proc. wyższą niż rok wcześniej.
Natomiast TVP2, czwarta w rankingu, odnotowała spadek wpływów z reklam z poziomu 129,4 mln zł do 125,9 mln zł.
Pierwszą piątkę zamknął TV4 z kwotą 36,5 mln zł, czyli o 96,9 proc. wyższą niż rok wcześniej.
Na szóstym miejscu uplasował się Polsat Sport z kwotą 33,4 mln zł, który zarobił najwięcej spośród wszystkich kanałów tematycznych. TVN 24 zwiększył w październiku wpływy z reklam o 29,9 proc. do 25,4 mln zł.

Tabele pochodzące z tego samego źródła

Nadawca
X 2007
zmiana roczna

Polsat
306 848 032 zł
25,2%

TVN
257 084 106 zł
-0,9%

TVP1
174 659 931 zł
16,8%

TVP2
125 963 933 zł
-2,6%

TV4
36 508 256 zł
96,9%

Polsat Sport
33 410 100 zł
X*

TVN 24
25 404 820 zł
29,9%

MTV Polska
20 914 535 zł
-18,2%

VIVA Polska
16 939 630 zł
142,2%

AXN
14 011 513 zł
X*

TVN Siedem
12 155 485 zł
28,0%

Jetix
11 970 334 zł
47,2%

Tele 5
11 241 561 zł
-13,2%

Discovery
11 159 030 zł
20,4%

TVP INFO
10 362 125 zł
24,3%

Cartoon Network
10 168 990 zł
34,9%

4fun TV
9 106 409 zł
X*

TV Puls
8 097 539 zł
X*

Polsat Zdrowie i Uroda
7 667 917 zł
X*

VH1 Polska
7 103 900 zł
X*

Uwagi do powyższej tabeli:

X – rok wcześniej stacja znajdowała się poza TOP20
* – powyższy ranking uwzględnia stacje wprowadzone przez TNS OBOP do monitoringu reklamowego w marcu 2007 (AXN, TV Puls, Vh1, 4fun.TV, Kino Polska, MiniMini, Polsat Sport, Polsat Zdrowie i Uroda, Zone Europe)

Dane za październik 2006

Nadawca
X 2006

TVN
259 459 224 zł

Polsat
245 140 633 zł

TVP1
149 515 945 zł

TVP2
129 380 006 zł

MTV Polska
25 571 342 zł

TVN 24
19 553 662 zł

TV4
18 543 812 zł

Tele 5
12 950 531 zł

TVN Siedem
9 493 720 zł

Discovery
9 266 815 zł

TVP INFO
8 335 643 zł

Jetix
8 130 416 zł

Cartoon Network
7 536 180 zł

VIVA Polska
6 993 310 zł

TVN Style
5 846 693 zł

National Geographic Channel
4 571 717 zł

Animal Planet
3 740 235 zł

Hallmark
3 366 748 zł

TVN Turbo
3 230 646 zł

ZigZap
2 704 794 zł

Top 20 reklamodawców – dane za październik 2007
Unilever-Bestfoods, PTC i Procter & Gamble to firmy, które przeznaczyły najwięcej na reklamę w telewizji w październiku 2007 r.

Reklamodawca
X 2007

UNILEVER – BESTFOODS
40 715 506 zł

POLSKA TELEFONIA CYFROWA
36 001 861 zł

PROCTER & GAMBLE
33 719 455 zł

L`OREAL POLSKA
25 477 162 zł

DANONE
24 189 389 zł

POLKOMTEL
23 833 103 zł

FERRERO
23 347 421 zł

NESTLE POLSKA
18 864 211 zł

US PHARMACIA
16 727 677 zł

HENKEL
16 054 352 zł

COLGATE – PALMOLIVE
15 804 723 zł

WRIGLEY’S
14 544 834 zł

PTK CENTERTEL
13 972 144 zł

TELEKOMUNIKACJA POLSKA
13 060 533 zł

P4
12 778 759 zł

GLAXOSMITHKLINE
12 671 093 zł

MASTER FOODS POLSKA
12 471 560 zł

GILLETTE POLAND
11 711 180 zł

COCA – COLA COMPANY
11 250 725 zł

TV PROMOTION GROUP
11 204 355 zł

Dane za październik 2006

 Reklamodawca
X 2006

UNILEVER – BESTFOODS
33 493 643 zł

NESTLE POLSKA
32 228 133 zł

FERRERO
29 481 910 zł

POLKOMTEL
27 743 060 zł

PROCTER & GAMBLE
27 633 350 zł

L`OREAL POLSKA
23 569 590 zł

US PHARMACIA
22 515 952 zł

POLSKA TELEFONIA CYFROWA
21 301 905 zł

DANONE
20 964 063 zł

HENKEL
16 630 477 zł

GLAXOSMITHKLINE
14 628 750 zł

MASPEX WADOWICE
12 586 188 zł

TELEKOMUNIKACJA POLSKA
9 589 952 zł

PTK CENTERTEL
9 146 933 zł

COCA – COLA COMPANY
9 007 627 zł

MASTER FOODS POLSKA
8 955 981 zł

STORCK POLSKA
8 767 408 zł

WRIGLEY’S
8 681 561 zł

n.a
8 525 803 zł

GRUPA ŻYWIEC
8 381 967 zł

Kategorie:
obserwator, marketing, _blog

Słowa kluczowe:
reklamy telewizyjne,
rynek reklam,
marketing,
tv,
polsat,
tvn,
tvp

Pliki

2007-11-08 WP Spadły wpływy z reklam TVN, duży wzrost Polsatu.pdf

2014-reklamodawcy-tv.jpg

2017 – radio grudzien 2016-luty2017.png

rynek-reklam-tv.mht

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W październiku największe wpływy z reklam wśród stacji telewizyjnych zanotował Polsat: 306,8 mln zł, czyli o 25,2 proc. więcej niż rok wcześniej, zaś TVN spadł na drugie miejsce – na czele kanałów tematycznych Polsat Sport. Reklamodawcą numer jeden Unilever, który wyprzedził operatora sieci Era i Heyah.
W październiku największe cennikowe wpływy z reklam wśród stacji telewizyjnych zanotowała telewizja Polsat – 306,8 mln zł, czyli o 25,2 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2006 r. Pozwoliło to stacji należącej do Zygmunta Solorza-Żaka awansować na pierwszą pozycję w rankingu najlepiej
zarabiających z reklamy telewizyjnej – wynika z danych firmy TNS OBOP przygotowanych dla portalu Wirtualnemedia.pl (dane powstałe na podstawie oficjalnych cenników, nie obejmują rabatów).
Na drugim miejscu znalazła się telewizja TVN, która zanotowała przychody reklamowe na poziomie 257,1 mln zł (0,9 proc. mniej niż w październiku 2006 r.).
Na trzecim miejscu uplasowała się stacja TVP1 z kwotą 174,6 mln zł, o 16,8 proc. wyższą niż rok wcześniej.
Natomiast TVP2, czwarta w rankingu, odnotowała spadek wpływów z reklam z poziomu 129,4 mln zł do 125,9 mln zł.
Pierwszą piątkę zamknął TV4 z kwotą 36,5 mln zł, czyli o 96,9 proc. wyższą niż rok wcześniej.
Na szóstym miejscu uplasował się Polsat Sport z kwotą 33,4 mln zł, który zarobił najwięcej spośród wszystkich kanałów tematycznych. TVN 24 zwiększył w październiku wpływy z reklam o 29,9 proc. do 25,4 mln zł.
Uwagi do powyższej tabeli:
Unilever-Bestfoods, PTC i Procter & Gamble to firmy, które przeznaczyły najwięcej na reklamę w telewizji w październiku 2007 r.
To warto odnotować

Klimatyzm – nowa świecka religia
Josef Joffe
Die Zeit, gazeta.pl, 2007-11-06 14:54

2 000 lat po narodzeniu Chrystusa, a 1400 lat po Mahomecie nowa wiara ogarnia serca i umysły mieszkańców zachodniego świata. Owa religia to klimatyzm. Powstała przy pomocy Wikipedii, bez udziału Mojżesza czy św. Pawła, bo tu każdy jest znawcą świętych pism, i każdy jest oświecony.

Czy rzeczywiście mamy do czynienia z nową wiarą? Zaintrygowała mnie uwaga pewnego człowieka, który stwierdził, że „klimatycznych zmian występujących na ziemi w wyniku ludzkiej działalności nikt już nie poddaje w wątpliwość”. Wraz z pojawieniem się osób zaprzeczających ociepleniu klimatu teza ta zyskuje coraz większe potwierdzenie. Negowanie zmian klimatycznych jest w dzisiejszych czasach jawnym bluźnierstwem.

Pierwsze przypuszczenia na temat powstania nowej religii powoli stawały się faktem, gdy z Kalifornii, a dokładnie z Napa Valley na północny wschód od San Francisco, nadeszła następująca wiadomość: amerykański Hotel Gaia zastąpił Biblię, którą goście przez dziesięciolecia mogli znaleźć na hotelowych stolikach, światowym bestsellerem byłego wiceprezydenta Ala Gore’a pt. „An Inconvenient Truth” („Niewygodna prawda”).

Zarówno św. Paweł jak i Mahomet zaczynali od zera. Dziś to, co pojawia się w Kalifornii, rozprzestrzenia się najpierw na Amerykę, a następnie na cały świat (za doskonały przykład podać można katalizator). Przyjrzyjmy się więc psychologicznym i strukturalnym podobieństwom między wiarą w boga i klimatyzmem. Na jakich zasadach opiera się funkcjonowanie religii w społeczeństwie?

Wiara a klimatyzm

Wiara przede wszystkim potrzebuje swoich proroków, którzy jak Izajasz ześlą na ziemię deszcz ognia i siarki, którzy piętnować będą grzech, a głosić pokutę i nawrócenie. „Biada grzesznemu ludowi, narodowi pełnemu winy” – wołał prorok Izajasz. Jego słowa porównać można ze stwierdzeniem Ala Gore’a: „My, Amerykanie, zgrzeszyliśmy… Musimy odpokutować za grzechy, ofiarując w zamian wygody naszego życia.”

Następny krok w tworzeniu nowej religii to wykreowanie apokaliptycznej wizji przyszłości – za przykład podać można chrześcijańską Apokalipsę św. Jana ze „spadającym z nieba ogniem”. Jednak wizja końca świata nie musi się sprowadzać do ostatecznego pojedynku światła z ciemnością, walki ludów Goga i Magoga. Religia oddziaływuje na człowieka, dotykając jego odwiecznych obaw, odwołując się do pierwotnych uczuć. Wiara już za czasów Mojżesza zyskiwała nowych wyznawców poprzez wywoływanie w nich śmiertelnego strachu, zsyłając na ziemię potop, suszę (za czasów pobytu Józefa w Egipcie) czy pożar (płonący miecz Michała Archanioła, zniszczenie Sodomy i Gomory). Składniki nowoczesnej apokalipsy w klimatyźmie wcale nie różnią się od biblijnych: podnosi się poziom wód morskich, tereny, które nie zostaną dotknięte przez katastrofalne powodzie niszczy susza, a resztę ziemi pustoszą huragany.

Trzecim koniecznym filarem religii jest nadzieja i zbawienie. Biblijny deszcz siarki i ognia, który spadł z nieba, zmiótł z ziemi siły szatana. „Jezioro ognia” pochłonęło tylko tych, „którzy nie znaleźli się w Księdze Życia”, a więc dzięki swojemu nawróceniu mogli cieszyć się bożą łaską. Posłuszeństwo Bogu w judaizmie to podporządkowanie się boskiemu prawu, w katolicyzmie natomiast uniknąć piekła może ten, kto wyzna swoje grzechy, odprawi pokutę i przyrzeknie nawrócenie. A jak to wygląda w klimatyźmie?

Tu zbawiony może być każdy, kto nauczy się rezygnować z dóbr doczesnych, co w rzeczywistości jest również religijnym toposem. Prorok Izajasz grzmi: „Zniszczyliście winnicę, w waszych domach ukrytych jest mnóstwo przedmiotów, które zrabowaliście biednym.” Nowoczesny odpowiednik to wyzysk krajów trzeciego świata. Prorok ostrzega: nauczcie się pokory, „każdy człowiek musi pochylić głowę”, w przeciwnym wypadku „Pan zabierze wam wszelkie klejnoty”.

Dla wyznawców klimatyzmu grzechem jest bezgraniczna konsumpcja, która przez globalne ocieplenie prowadzi ludzkość do zagłady. Zrezygnujcie z nowomodnych zabawek: samochodów, podróży w dalekie zakątki świata, klimatyzacji, nie jedzcie mięsa. Zaniechajcie nadawania boskich cech wzrostowi gospodarczemu, pochylcie się ze skruchą przed matką naturą. Kupujcie odpusty z certyfikatem CO2!

Prognoza pogody, czyli znaki na niebie

Każda religia ma swoje znaki na niebie. O ziemskim katakliźmie pisał już św. Jan: „Słońce stało się czarne, księżyc przybrał barwę krwi.” Dziś znaki z nieba to codzienna prognoza pogody, w której tkwi tyle samo poetyckiej wolności, ile było jej w słowach proroka Izajasza czy autora ewangelii św. Jana.

Katastrofa klimatyczna to z jednej strony zbyt dużo, a z drugiej zbyt mało śniegu, za dużo deszczu, za dużo słońca, zbyt częste powodzie, a zarazem za mało wody. Wszystko to składa się na pojęcie klimatu, wszystko jest upomnieniem i znakiem ostrzegawczym.

Prorok słusznie się gniewa, ale w jego złości dostrzec też można odrobinę kuglarstwa, bo co będzie, jeżeli niedźwiedzie polarne w rzeczywistości nie wyginą, a Golfsztrom nie przestanie płynąć? Chodzi o ludzki strach i o głęboką wiarę. Te pierwotne instynkty stanowią punkt odniesienia i dzielą świat na wiernych i heretyków, członków społeczności i wygnańców. Sumienie triumfuje nad wiedzą, uczucie nad nauką.

Przywołajmy słowa Karla Poppera, który z kolei powtarza za Arystotelesem i Davidem Humem: „Wszystkie teorie to hipotezy, wszystkie można obalić. Naukowa gra z zasady nie ma końca. Kto zdecyduje się nie podawać naukowych mechanizmów w wątpliwość, odpada”. Do słów Poppera można jeszcze tylko dodać, że każdy, kto bezgranicznie ufa swoim przekonaniom, rozpoczyna przestarzałą rozgrywkę, w którą od czasów renesansu i oświecenia gra się już tylko w domu bożym, gdzie wiara i pewność to jedno.

Ocieplenie klimatu – progresywne czy cykliczne, spowodowane ingerencją człowieka lub nie – ma bezsprzecznie ogromny wpływ na losy ludzi w XXI wieku. Jednak kwestia ta wykracza poza granice wiary. Wiara to niezdobyta twierdza, natomiast nauka niczego nie jest pewna i opiera swoje istnienie na wiecznych wątpliwościach.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
klimatyzm,
nowa religia,
Gore

Komentarze: (4)

alberto grande,

November 15, 2007 23:20

Skomentuj komentarz

Znam kogoś, kto robi doktorat na wydziale geografii z klimatologii. Od niego dowiedzałem się, iż jest przyjęte rozpoczynać każdy referat, wykład, itp. na temat klimatu stwierdzeniem, że jak wiadomo klimat się ociepla, podczas gdy wyniki badań mówią coś zupełnie innego.Diagnoza w tej sprawie nie jest taka prosta, gdyż posiadamy jedynie ciągły zapis badań meteorologicznych z ostatnich 100 lat. Z wcześniejszego okresu istnieją tylko dzienniki z wypraw. Ten brak ciągłości sprawia, iż właściwie nie jesteśmy w stanie zaprognozować zmian klimatu na najbliższe 50 lat, a co dopiero mówić o jakiś zmianach globalnych na większą skalę w czasie i przestrzeni.Prawdą jest, że lata 90-te były cieplejsze od 80-tych. Ale za to przełom lat 60-tych i 70-tych był cieplejszy niż lata 90-te, a teraz patrząc na całość można ze spokojam stwierdzić, iż klimat się ochładza.Osobiście uważam, że wiele dziedzin nauk zaczyna przekraczać swoje kompetencje stając się czymś w rodzaju wiary w samą siebie.

hylanka,

November 17, 2007 19:51

Skomentuj komentarz

Fajnie, ze pojawił się ten temat u Ciebie. Bywając tu i tam stwierdzam, że w Polsce jest on eksploatowany jeszcze dość umiarkowanie. Z moich obserwacji i rozmów wynika jednak, że ludzie są przekonani o tym całym ociepleniu i że jest ono złe. A to robota i sukces PROPAGANDY, bo trzeźwo myślący człowiek nie opiera pewności na poszlakach.Pozdrowienia z totalnie zaśnieżonych i zamrożonych Tomic (aktualnie: -12 st.)A. 🙂

anonim,

February 2, 2009 21:12

Skomentuj komentarz

ABORCJA W WALCE Z CO2 ???http://www.niezalezna.pl/article/show/id/15728Szef brytyjskiej komisji ds. ekologii nawołuje, by ograniczać emisję CO2 poprzez limity na… rodzenie dzieci.Według guru ekologów i długoletniego szefa Partii Zielonych Jonathona Porritta – to właśnie kolejne miliony żyjących istot, stanowią poważne zagrożenie dla środowiska. „Dopuszczalne ma być dwoje dzieci” – powiedział Jonathon Porrit. Jego zdaniem pary, które mają większą liczbę dzieci, są „nieodpowiedzialne” i stwarzają nadmierne obciążenie dla środowiska. Szef komisji ds. ekologii zaznacza, iż należy dotować aborcję i antykoncepcję – nawet kosztem leczenia ciężkich chorób. Jak zaznacza Porrit, założenie to jest logiczne, brak leczenia ludzi śmiertelnie chorych też przyczyni się, jego zdaniem, do ograniczenia produkcji dwutlenku węgla. Porritt to jeden z najpopularniejszych brytyjskich ekologów. Znany jest też z bestsellerowej książki krytykującej kapitalizm.

anonim,

February 2, 2009 21:13

Skomentuj komentarz

#1. Jakiś matoł powiedział kiedyś: „Ziemia jest chora na raka – tym rakiem jest człowiek”#2. Bóg powiedział: „bądźcie płodni i czyńcie sobie ziemie poddaną”.

Skomentuj notkę
2 000 lat po narodzeniu Chrystusa, a 1400 lat po Mahomecie nowa wiara ogarnia serca i umysły mieszkańców zachodniego świata. Owa religia to klimatyzm. Powstała przy pomocy Wikipedii, bez udziału Mojżesza czy św. Pawła, bo tu każdy jest znawcą świętych pism, i każdy jest oświecony.

Czy rzeczywiście mamy do czynienia z nową wiarą? Zaintrygowała mnie uwaga pewnego człowieka, który stwierdził, że „klimatycznych zmian występujących na ziemi w wyniku ludzkiej działalności nikt już nie poddaje w wątpliwość”. Wraz z pojawieniem się osób zaprzeczających ociepleniu klimatu teza ta zyskuje coraz większe potwierdzenie. Negowanie zmian klimatycznych jest w dzisiejszych czasach jawnym bluźnierstwem.

Pierwsze przypuszczenia na temat powstania nowej religii powoli stawały się faktem, gdy z Kalifornii, a dokładnie z Napa Valley na północny wschód od San Francisco, nadeszła następująca wiadomość: amerykański Hotel Gaia zastąpił Biblię, którą goście przez dziesięciolecia mogli znaleźć na hotelowych stolikach, światowym bestsellerem byłego wiceprezydenta Ala Gore’a pt. „An Inconvenient Truth” („Niewygodna prawda”).

Zarówno św. Paweł jak i Mahomet zaczynali od zera. Dziś to, co pojawia się w Kalifornii, rozprzestrzenia się najpierw na Amerykę, a następnie na cały świat (za doskonały przykład podać można katalizator). Przyjrzyjmy się więc psychologicznym i strukturalnym podobieństwom między wiarą w boga i klimatyzmem. Na jakich zasadach opiera się funkcjonowanie religii w społeczeństwie?

Wiara a klimatyzm

Wiara przede wszystkim potrzebuje swoich proroków, którzy jak Izajasz ześlą na ziemię deszcz ognia i siarki, którzy piętnować będą grzech, a głosić pokutę i nawrócenie. „Biada grzesznemu ludowi, narodowi pełnemu winy” – wołał prorok Izajasz. Jego słowa porównać można ze stwierdzeniem Ala Gore’a: „My, Amerykanie, zgrzeszyliśmy… Musimy odpokutować za grzechy, ofiarując w zamian wygody naszego życia.”

Następny krok w tworzeniu nowej religii to wykreowanie apokaliptycznej wizji przyszłości – za przykład podać można chrześcijańską Apokalipsę św. Jana ze „spadającym z nieba ogniem”. Jednak wizja końca świata nie musi się sprowadzać do ostatecznego pojedynku światła z ciemnością, walki ludów Goga i Magoga. Religia oddziaływuje na człowieka, dotykając jego odwiecznych obaw, odwołując się do pierwotnych uczuć. Wiara już za czasów Mojżesza zyskiwała nowych wyznawców poprzez wywoływanie w nich śmiertelnego strachu, zsyłając na ziemię potop, suszę (za czasów pobytu Józefa w Egipcie) czy pożar (płonący miecz Michała Archanioła, zniszczenie Sodomy i Gomory). Składniki nowoczesnej apokalipsy w klimatyźmie wcale nie różnią się od biblijnych: podnosi się poziom wód morskich, tereny, które nie zostaną dotknięte przez katastrofalne powodzie niszczy susza, a resztę ziemi pustoszą huragany.

Trzecim koniecznym filarem religii jest nadzieja i zbawienie. Biblijny deszcz siarki i ognia, który spadł z nieba, zmiótł z ziemi siły szatana. „Jezioro ognia” pochłonęło tylko tych, „którzy nie znaleźli się w Księdze Życia”, a więc dzięki swojemu nawróceniu mogli cieszyć się bożą łaską. Posłuszeństwo Bogu w judaizmie to podporządkowanie się boskiemu prawu, w katolicyzmie natomiast uniknąć piekła może ten, kto wyzna swoje grzechy, odprawi pokutę i przyrzeknie nawrócenie. A jak to wygląda w klimatyźmie?

Tu zbawiony może być każdy, kto nauczy się rezygnować z dóbr doczesnych, co w rzeczywistości jest również religijnym toposem. Prorok Izajasz grzmi: „Zniszczyliście winnicę, w waszych domach ukrytych jest mnóstwo przedmiotów, które zrabowaliście biednym.” Nowoczesny odpowiednik to wyzysk krajów trzeciego świata. Prorok ostrzega: nauczcie się pokory, „każdy człowiek musi pochylić głowę”, w przeciwnym wypadku „Pan zabierze wam wszelkie klejnoty”.

Dla wyznawców klimatyzmu grzechem jest bezgraniczna konsumpcja, która przez globalne ocieplenie prowadzi ludzkość do zagłady. Zrezygnujcie z nowomodnych zabawek: samochodów, podróży w dalekie zakątki świata, klimatyzacji, nie jedzcie mięsa. Zaniechajcie nadawania boskich cech wzrostowi gospodarczemu, pochylcie się ze skruchą przed matką naturą. Kupujcie odpusty z certyfikatem CO2!

Prognoza pogody, czyli znaki na niebie

Każda religia ma swoje znaki na niebie. O ziemskim katakliźmie pisał już św. Jan: „Słońce stało się czarne, księżyc przybrał barwę krwi.” Dziś znaki z nieba to codzienna prognoza pogody, w której tkwi tyle samo poetyckiej wolności, ile było jej w słowach proroka Izajasza czy autora ewangelii św. Jana.

Katastrofa klimatyczna to z jednej strony zbyt dużo, a z drugiej zbyt mało śniegu, za dużo deszczu, za dużo słońca, zbyt częste powodzie, a zarazem za mało wody. Wszystko to składa się na pojęcie klimatu, wszystko jest upomnieniem i znakiem ostrzegawczym.

Prorok słusznie się gniewa, ale w jego złości dostrzec też można odrobinę kuglarstwa, bo co będzie, jeżeli niedźwiedzie polarne w rzeczywistości nie wyginą, a Golfsztrom nie przestanie płynąć? Chodzi o ludzki strach i o głęboką wiarę. Te pierwotne instynkty stanowią punkt odniesienia i dzielą świat na wiernych i heretyków, członków społeczności i wygnańców. Sumienie triumfuje nad wiedzą, uczucie nad nauką.

Przywołajmy słowa Karla Poppera, który z kolei powtarza za Arystotelesem i Davidem Humem: „Wszystkie teorie to hipotezy, wszystkie można obalić. Naukowa gra z zasady nie ma końca. Kto zdecyduje się nie podawać naukowych mechanizmów w wątpliwość, odpada”. Do słów Poppera można jeszcze tylko dodać, że każdy, kto bezgranicznie ufa swoim przekonaniom, rozpoczyna przestarzałą rozgrywkę, w którą od czasów renesansu i oświecenia gra się już tylko w domu bożym, gdzie wiara i pewność to jedno.

Ocieplenie klimatu – progresywne czy cykliczne, spowodowane ingerencją człowieka lub nie – ma bezsprzecznie ogromny wpływ na losy ludzi w XXI wieku. Jednak kwestia ta wykracza poza granice wiary. Wiara to niezdobyta twierdza, natomiast nauka niczego nie jest pewna i opiera swoje istnienie na wiecznych wątpliwościach.
Czy rzeczywiście mamy do czynienia z nową wiarą? Zaintrygowała mnie uwaga pewnego człowieka, który stwierdził, że „klimatycznych zmian występujących na ziemi w wyniku ludzkiej działalności nikt już nie poddaje w wątpliwość”. Wraz z pojawieniem się osób zaprzeczających ociepleniu klimatu teza ta zyskuje coraz większe potwierdzenie. Negowanie zmian klimatycznych jest w dzisiejszych czasach jawnym bluźnierstwem.

Pierwsze przypuszczenia na temat powstania nowej religii powoli stawały się faktem, gdy z Kalifornii, a dokładnie z Napa Valley na północny wschód od San Francisco, nadeszła następująca wiadomość: amerykański Hotel Gaia zastąpił Biblię, którą goście przez dziesięciolecia mogli znaleźć na hotelowych stolikach, światowym bestsellerem byłego wiceprezydenta Ala Gore’a pt. „An Inconvenient Truth” („Niewygodna prawda”).

Zarówno św. Paweł jak i Mahomet zaczynali od zera. Dziś to, co pojawia się w Kalifornii, rozprzestrzenia się najpierw na Amerykę, a następnie na cały świat (za doskonały przykład podać można katalizator). Przyjrzyjmy się więc psychologicznym i strukturalnym podobieństwom między wiarą w boga i klimatyzmem. Na jakich zasadach opiera się funkcjonowanie religii w społeczeństwie?

Wiara a klimatyzm

Wiara przede wszystkim potrzebuje swoich proroków, którzy jak Izajasz ześlą na ziemię deszcz ognia i siarki, którzy piętnować będą grzech, a głosić pokutę i nawrócenie. „Biada grzesznemu ludowi, narodowi pełnemu winy” – wołał prorok Izajasz. Jego słowa porównać można ze stwierdzeniem Ala Gore’a: „My, Amerykanie, zgrzeszyliśmy… Musimy odpokutować za grzechy, ofiarując w zamian wygody naszego życia.”

Następny krok w tworzeniu nowej religii to wykreowanie apokaliptycznej wizji przyszłości – za przykład podać można chrześcijańską Apokalipsę św. Jana ze „spadającym z nieba ogniem”. Jednak wizja końca świata nie musi się sprowadzać do ostatecznego pojedynku światła z ciemnością, walki ludów Goga i Magoga. Religia oddziaływuje na człowieka, dotykając jego odwiecznych obaw, odwołując się do pierwotnych uczuć. Wiara już za czasów Mojżesza zyskiwała nowych wyznawców poprzez wywoływanie w nich śmiertelnego strachu, zsyłając na ziemię potop, suszę (za czasów pobytu Józefa w Egipcie) czy pożar (płonący miecz Michała Archanioła, zniszczenie Sodomy i Gomory). Składniki nowoczesnej apokalipsy w klimatyźmie wcale nie różnią się od biblijnych: podnosi się poziom wód morskich, tereny, które nie zostaną dotknięte przez katastrofalne powodzie niszczy susza, a resztę ziemi pustoszą huragany.

Trzecim koniecznym filarem religii jest nadzieja i zbawienie. Biblijny deszcz siarki i ognia, który spadł z nieba, zmiótł z ziemi siły szatana. „Jezioro ognia” pochłonęło tylko tych, „którzy nie znaleźli się w Księdze Życia”, a więc dzięki swojemu nawróceniu mogli cieszyć się bożą łaską. Posłuszeństwo Bogu w judaizmie to podporządkowanie się boskiemu prawu, w katolicyzmie natomiast uniknąć piekła może ten, kto wyzna swoje grzechy, odprawi pokutę i przyrzeknie nawrócenie. A jak to wygląda w klimatyźmie?

Tu zbawiony może być każdy, kto nauczy się rezygnować z dóbr doczesnych, co w rzeczywistości jest również religijnym toposem. Prorok Izajasz grzmi: „Zniszczyliście winnicę, w waszych domach ukrytych jest mnóstwo przedmiotów, które zrabowaliście biednym.” Nowoczesny odpowiednik to wyzysk krajów trzeciego świata. Prorok ostrzega: nauczcie się pokory, „każdy człowiek musi pochylić głowę”, w przeciwnym wypadku „Pan zabierze wam wszelkie klejnoty”.

Dla wyznawców klimatyzmu grzechem jest bezgraniczna konsumpcja, która przez globalne ocieplenie prowadzi ludzkość do zagłady. Zrezygnujcie z nowomodnych zabawek: samochodów, podróży w dalekie zakątki świata, klimatyzacji, nie jedzcie mięsa. Zaniechajcie nadawania boskich cech wzrostowi gospodarczemu, pochylcie się ze skruchą przed matką naturą. Kupujcie odpusty z certyfikatem CO2!

Prognoza pogody, czyli znaki na niebie

Każda religia ma swoje znaki na niebie. O ziemskim katakliźmie pisał już św. Jan: „Słońce stało się czarne, księżyc przybrał barwę krwi.” Dziś znaki z nieba to codzienna prognoza pogody, w której tkwi tyle samo poetyckiej wolności, ile było jej w słowach proroka Izajasza czy autora ewangelii św. Jana.

Katastrofa klimatyczna to z jednej strony zbyt dużo, a z drugiej zbyt mało śniegu, za dużo deszczu, za dużo słońca, zbyt częste powodzie, a zarazem za mało wody. Wszystko to składa się na pojęcie klimatu, wszystko jest upomnieniem i znakiem ostrzegawczym.

Prorok słusznie się gniewa, ale w jego złości dostrzec też można odrobinę kuglarstwa, bo co będzie, jeżeli niedźwiedzie polarne w rzeczywistości nie wyginą, a Golfsztrom nie przestanie płynąć? Chodzi o ludzki strach i o głęboką wiarę. Te pierwotne instynkty stanowią punkt odniesienia i dzielą świat na wiernych i heretyków, członków społeczności i wygnańców. Sumienie triumfuje nad wiedzą, uczucie nad nauką.

Przywołajmy słowa Karla Poppera, który z kolei powtarza za Arystotelesem i Davidem Humem: „Wszystkie teorie to hipotezy, wszystkie można obalić. Naukowa gra z zasady nie ma końca. Kto zdecyduje się nie podawać naukowych mechanizmów w wątpliwość, odpada”. Do słów Poppera można jeszcze tylko dodać, że każdy, kto bezgranicznie ufa swoim przekonaniom, rozpoczyna przestarzałą rozgrywkę, w którą od czasów renesansu i oświecenia gra się już tylko w domu bożym, gdzie wiara i pewność to jedno.

Ocieplenie klimatu – progresywne czy cykliczne, spowodowane ingerencją człowieka lub nie – ma bezsprzecznie ogromny wpływ na losy ludzi w XXI wieku. Jednak kwestia ta wykracza poza granice wiary. Wiara to niezdobyta twierdza, natomiast nauka niczego nie jest pewna i opiera swoje istnienie na wiecznych wątpliwościach.
Pierwsze przypuszczenia na temat powstania nowej religii powoli stawały się faktem, gdy z Kalifornii, a dokładnie z Napa Valley na północny wschód od San Francisco, nadeszła następująca wiadomość: amerykański Hotel Gaia zastąpił Biblię, którą goście przez dziesięciolecia mogli znaleźć na hotelowych stolikach, światowym bestsellerem byłego wiceprezydenta Ala Gore’a pt. „An Inconvenient Truth” („Niewygodna prawda”).

Zarówno św. Paweł jak i Mahomet zaczynali od zera. Dziś to, co pojawia się w Kalifornii, rozprzestrzenia się najpierw na Amerykę, a następnie na cały świat (za doskonały przykład podać można katalizator). Przyjrzyjmy się więc psychologicznym i strukturalnym podobieństwom między wiarą w boga i klimatyzmem. Na jakich zasadach opiera się funkcjonowanie religii w społeczeństwie?

Wiara a klimatyzm

Wiara przede wszystkim potrzebuje swoich proroków, którzy jak Izajasz ześlą na ziemię deszcz ognia i siarki, którzy piętnować będą grzech, a głosić pokutę i nawrócenie. „Biada grzesznemu ludowi, narodowi pełnemu winy” – wołał prorok Izajasz. Jego słowa porównać można ze stwierdzeniem Ala Gore’a: „My, Amerykanie, zgrzeszyliśmy… Musimy odpokutować za grzechy, ofiarując w zamian wygody naszego życia.”

Następny krok w tworzeniu nowej religii to wykreowanie apokaliptycznej wizji przyszłości – za przykład podać można chrześcijańską Apokalipsę św. Jana ze „spadającym z nieba ogniem”. Jednak wizja końca świata nie musi się sprowadzać do ostatecznego pojedynku światła z ciemnością, walki ludów Goga i Magoga. Religia oddziaływuje na człowieka, dotykając jego odwiecznych obaw, odwołując się do pierwotnych uczuć. Wiara już za czasów Mojżesza zyskiwała nowych wyznawców poprzez wywoływanie w nich śmiertelnego strachu, zsyłając na ziemię potop, suszę (za czasów pobytu Józefa w Egipcie) czy pożar (płonący miecz Michała Archanioła, zniszczenie Sodomy i Gomory). Składniki nowoczesnej apokalipsy w klimatyźmie wcale nie różnią się od biblijnych: podnosi się poziom wód morskich, tereny, które nie zostaną dotknięte przez katastrofalne powodzie niszczy susza, a resztę ziemi pustoszą huragany.

Trzecim koniecznym filarem religii jest nadzieja i zbawienie. Biblijny deszcz siarki i ognia, który spadł z nieba, zmiótł z ziemi siły szatana. „Jezioro ognia” pochłonęło tylko tych, „którzy nie znaleźli się w Księdze Życia”, a więc dzięki swojemu nawróceniu mogli cieszyć się bożą łaską. Posłuszeństwo Bogu w judaizmie to podporządkowanie się boskiemu prawu, w katolicyzmie natomiast uniknąć piekła może ten, kto wyzna swoje grzechy, odprawi pokutę i przyrzeknie nawrócenie. A jak to wygląda w klimatyźmie?

Tu zbawiony może być każdy, kto nauczy się rezygnować z dóbr doczesnych, co w rzeczywistości jest również religijnym toposem. Prorok Izajasz grzmi: „Zniszczyliście winnicę, w waszych domach ukrytych jest mnóstwo przedmiotów, które zrabowaliście biednym.” Nowoczesny odpowiednik to wyzysk krajów trzeciego świata. Prorok ostrzega: nauczcie się pokory, „każdy człowiek musi pochylić głowę”, w przeciwnym wypadku „Pan zabierze wam wszelkie klejnoty”.

Dla wyznawców klimatyzmu grzechem jest bezgraniczna konsumpcja, która przez globalne ocieplenie prowadzi ludzkość do zagłady. Zrezygnujcie z nowomodnych zabawek: samochodów, podróży w dalekie zakątki świata, klimatyzacji, nie jedzcie mięsa. Zaniechajcie nadawania boskich cech wzrostowi gospodarczemu, pochylcie się ze skruchą przed matką naturą. Kupujcie odpusty z certyfikatem CO2!

Prognoza pogody, czyli znaki na niebie

Każda religia ma swoje znaki na niebie. O ziemskim katakliźmie pisał już św. Jan: „Słońce stało się czarne, księżyc przybrał barwę krwi.” Dziś znaki z nieba to codzienna prognoza pogody, w której tkwi tyle samo poetyckiej wolności, ile było jej w słowach proroka Izajasza czy autora ewangelii św. Jana.

Katastrofa klimatyczna to z jednej strony zbyt dużo, a z drugiej zbyt mało śniegu, za dużo deszczu, za dużo słońca, zbyt częste powodzie, a zarazem za mało wody. Wszystko to składa się na pojęcie klimatu, wszystko jest upomnieniem i znakiem ostrzegawczym.

Prorok słusznie się gniewa, ale w jego złości dostrzec też można odrobinę kuglarstwa, bo co będzie, jeżeli niedźwiedzie polarne w rzeczywistości nie wyginą, a Golfsztrom nie przestanie płynąć? Chodzi o ludzki strach i o głęboką wiarę. Te pierwotne instynkty stanowią punkt odniesienia i dzielą świat na wiernych i heretyków, członków społeczności i wygnańców. Sumienie triumfuje nad wiedzą, uczucie nad nauką.

Przywołajmy słowa Karla Poppera, który z kolei powtarza za Arystotelesem i Davidem Humem: „Wszystkie teorie to hipotezy, wszystkie można obalić. Naukowa gra z zasady nie ma końca. Kto zdecyduje się nie podawać naukowych mechanizmów w wątpliwość, odpada”. Do słów Poppera można jeszcze tylko dodać, że każdy, kto bezgranicznie ufa swoim przekonaniom, rozpoczyna przestarzałą rozgrywkę, w którą od czasów renesansu i oświecenia gra się już tylko w domu bożym, gdzie wiara i pewność to jedno.

Ocieplenie klimatu – progresywne czy cykliczne, spowodowane ingerencją człowieka lub nie – ma bezsprzecznie ogromny wpływ na losy ludzi w XXI wieku. Jednak kwestia ta wykracza poza granice wiary. Wiara to niezdobyta twierdza, natomiast nauka niczego nie jest pewna i opiera swoje istnienie na wiecznych wątpliwościach.
Zarówno św. Paweł jak i Mahomet zaczynali od zera. Dziś to, co pojawia się w Kalifornii, rozprzestrzenia się najpierw na Amerykę, a następnie na cały świat (za doskonały przykład podać można katalizator). Przyjrzyjmy się więc psychologicznym i strukturalnym podobieństwom między wiarą w boga i klimatyzmem. Na jakich zasadach opiera się funkcjonowanie religii w społeczeństwie?

Wiara a klimatyzm

Wiara przede wszystkim potrzebuje swoich proroków, którzy jak Izajasz ześlą na ziemię deszcz ognia i siarki, którzy piętnować będą grzech, a głosić pokutę i nawrócenie. „Biada grzesznemu ludowi, narodowi pełnemu winy” – wołał prorok Izajasz. Jego słowa porównać można ze stwierdzeniem Ala Gore’a: „My, Amerykanie, zgrzeszyliśmy… Musimy odpokutować za grzechy, ofiarując w zamian wygody naszego życia.”

Następny krok w tworzeniu nowej religii to wykreowanie apokaliptycznej wizji przyszłości – za przykład podać można chrześcijańską Apokalipsę św. Jana ze „spadającym z nieba ogniem”. Jednak wizja końca świata nie musi się sprowadzać do ostatecznego pojedynku światła z ciemnością, walki ludów Goga i Magoga. Religia oddziaływuje na człowieka, dotykając jego odwiecznych obaw, odwołując się do pierwotnych uczuć. Wiara już za czasów Mojżesza zyskiwała nowych wyznawców poprzez wywoływanie w nich śmiertelnego strachu, zsyłając na ziemię potop, suszę (za czasów pobytu Józefa w Egipcie) czy pożar (płonący miecz Michała Archanioła, zniszczenie Sodomy i Gomory). Składniki nowoczesnej apokalipsy w klimatyźmie wcale nie różnią się od biblijnych: podnosi się poziom wód morskich, tereny, które nie zostaną dotknięte przez katastrofalne powodzie niszczy susza, a resztę ziemi pustoszą huragany.

Trzecim koniecznym filarem religii jest nadzieja i zbawienie. Biblijny deszcz siarki i ognia, który spadł z nieba, zmiótł z ziemi siły szatana. „Jezioro ognia” pochłonęło tylko tych, „którzy nie znaleźli się w Księdze Życia”, a więc dzięki swojemu nawróceniu mogli cieszyć się bożą łaską. Posłuszeństwo Bogu w judaizmie to podporządkowanie się boskiemu prawu, w katolicyzmie natomiast uniknąć piekła może ten, kto wyzna swoje grzechy, odprawi pokutę i przyrzeknie nawrócenie. A jak to wygląda w klimatyźmie?

Tu zbawiony może być każdy, kto nauczy się rezygnować z dóbr doczesnych, co w rzeczywistości jest również religijnym toposem. Prorok Izajasz grzmi: „Zniszczyliście winnicę, w waszych domach ukrytych jest mnóstwo przedmiotów, które zrabowaliście biednym.” Nowoczesny odpowiednik to wyzysk krajów trzeciego świata. Prorok ostrzega: nauczcie się pokory, „każdy człowiek musi pochylić głowę”, w przeciwnym wypadku „Pan zabierze wam wszelkie klejnoty”.

Dla wyznawców klimatyzmu grzechem jest bezgraniczna konsumpcja, która przez globalne ocieplenie prowadzi ludzkość do zagłady. Zrezygnujcie z nowomodnych zabawek: samochodów, podróży w dalekie zakątki świata, klimatyzacji, nie jedzcie mięsa. Zaniechajcie nadawania boskich cech wzrostowi gospodarczemu, pochylcie się ze skruchą przed matką naturą. Kupujcie odpusty z certyfikatem CO2!

Prognoza pogody, czyli znaki na niebie

Każda religia ma swoje znaki na niebie. O ziemskim katakliźmie pisał już św. Jan: „Słońce stało się czarne, księżyc przybrał barwę krwi.” Dziś znaki z nieba to codzienna prognoza pogody, w której tkwi tyle samo poetyckiej wolności, ile było jej w słowach proroka Izajasza czy autora ewangelii św. Jana.

Katastrofa klimatyczna to z jednej strony zbyt dużo, a z drugiej zbyt mało śniegu, za dużo deszczu, za dużo słońca, zbyt częste powodzie, a zarazem za mało wody. Wszystko to składa się na pojęcie klimatu, wszystko jest upomnieniem i znakiem ostrzegawczym.

Prorok słusznie się gniewa, ale w jego złości dostrzec też można odrobinę kuglarstwa, bo co będzie, jeżeli niedźwiedzie polarne w rzeczywistości nie wyginą, a Golfsztrom nie przestanie płynąć? Chodzi o ludzki strach i o głęboką wiarę. Te pierwotne instynkty stanowią punkt odniesienia i dzielą świat na wiernych i heretyków, członków społeczności i wygnańców. Sumienie triumfuje nad wiedzą, uczucie nad nauką.

Przywołajmy słowa Karla Poppera, który z kolei powtarza za Arystotelesem i Davidem Humem: „Wszystkie teorie to hipotezy, wszystkie można obalić. Naukowa gra z zasady nie ma końca. Kto zdecyduje się nie podawać naukowych mechanizmów w wątpliwość, odpada”. Do słów Poppera można jeszcze tylko dodać, że każdy, kto bezgranicznie ufa swoim przekonaniom, rozpoczyna przestarzałą rozgrywkę, w którą od czasów renesansu i oświecenia gra się już tylko w domu bożym, gdzie wiara i pewność to jedno.

Ocieplenie klimatu – progresywne czy cykliczne, spowodowane ingerencją człowieka lub nie – ma bezsprzecznie ogromny wpływ na losy ludzi w XXI wieku. Jednak kwestia ta wykracza poza granice wiary. Wiara to niezdobyta twierdza, natomiast nauka niczego nie jest pewna i opiera swoje istnienie na wiecznych wątpliwościach.
Wiara przede wszystkim potrzebuje swoich proroków, którzy jak Izajasz ześlą na ziemię deszcz ognia i siarki, którzy piętnować będą grzech, a głosić pokutę i nawrócenie. „Biada grzesznemu ludowi, narodowi pełnemu winy” – wołał prorok Izajasz. Jego słowa porównać można ze stwierdzeniem Ala Gore’a: „My, Amerykanie, zgrzeszyliśmy… Musimy odpokutować za grzechy, ofiarując w zamian wygody naszego życia.”

Następny krok w tworzeniu nowej religii to wykreowanie apokaliptycznej wizji przyszłości – za przykład podać można chrześcijańską Apokalipsę św. Jana ze „spadającym z nieba ogniem”. Jednak wizja końca świata nie musi się sprowadzać do ostatecznego pojedynku światła z ciemnością, walki ludów Goga i Magoga. Religia oddziaływuje na człowieka, dotykając jego odwiecznych obaw, odwołując się do pierwotnych uczuć. Wiara już za czasów Mojżesza zyskiwała nowych wyznawców poprzez wywoływanie w nich śmiertelnego strachu, zsyłając na ziemię potop, suszę (za czasów pobytu Józefa w Egipcie) czy pożar (płonący miecz Michała Archanioła, zniszczenie Sodomy i Gomory). Składniki nowoczesnej apokalipsy w klimatyźmie wcale nie różnią się od biblijnych: podnosi się poziom wód morskich, tereny, które nie zostaną dotknięte przez katastrofalne powodzie niszczy susza, a resztę ziemi pustoszą huragany.

Trzecim koniecznym filarem religii jest nadzieja i zbawienie. Biblijny deszcz siarki i ognia, który spadł z nieba, zmiótł z ziemi siły szatana. „Jezioro ognia” pochłonęło tylko tych, „którzy nie znaleźli się w Księdze Życia”, a więc dzięki swojemu nawróceniu mogli cieszyć się bożą łaską. Posłuszeństwo Bogu w judaizmie to podporządkowanie się boskiemu prawu, w katolicyzmie natomiast uniknąć piekła może ten, kto wyzna swoje grzechy, odprawi pokutę i przyrzeknie nawrócenie. A jak to wygląda w klimatyźmie?

Tu zbawiony może być każdy, kto nauczy się rezygnować z dóbr doczesnych, co w rzeczywistości jest również religijnym toposem. Prorok Izajasz grzmi: „Zniszczyliście winnicę, w waszych domach ukrytych jest mnóstwo przedmiotów, które zrabowaliście biednym.” Nowoczesny odpowiednik to wyzysk krajów trzeciego świata. Prorok ostrzega: nauczcie się pokory, „każdy człowiek musi pochylić głowę”, w przeciwnym wypadku „Pan zabierze wam wszelkie klejnoty”.

Dla wyznawców klimatyzmu grzechem jest bezgraniczna konsumpcja, która przez globalne ocieplenie prowadzi ludzkość do zagłady. Zrezygnujcie z nowomodnych zabawek: samochodów, podróży w dalekie zakątki świata, klimatyzacji, nie jedzcie mięsa. Zaniechajcie nadawania boskich cech wzrostowi gospodarczemu, pochylcie się ze skruchą przed matką naturą. Kupujcie odpusty z certyfikatem CO2!

Prognoza pogody, czyli znaki na niebie

Każda religia ma swoje znaki na niebie. O ziemskim katakliźmie pisał już św. Jan: „Słońce stało się czarne, księżyc przybrał barwę krwi.” Dziś znaki z nieba to codzienna prognoza pogody, w której tkwi tyle samo poetyckiej wolności, ile było jej w słowach proroka Izajasza czy autora ewangelii św. Jana.

Katastrofa klimatyczna to z jednej strony zbyt dużo, a z drugiej zbyt mało śniegu, za dużo deszczu, za dużo słońca, zbyt częste powodzie, a zarazem za mało wody. Wszystko to składa się na pojęcie klimatu, wszystko jest upomnieniem i znakiem ostrzegawczym.

Prorok słusznie się gniewa, ale w jego złości dostrzec też można odrobinę kuglarstwa, bo co będzie, jeżeli niedźwiedzie polarne w rzeczywistości nie wyginą, a Golfsztrom nie przestanie płynąć? Chodzi o ludzki strach i o głęboką wiarę. Te pierwotne instynkty stanowią punkt odniesienia i dzielą świat na wiernych i heretyków, członków społeczności i wygnańców. Sumienie triumfuje nad wiedzą, uczucie nad nauką.

Przywołajmy słowa Karla Poppera, który z kolei powtarza za Arystotelesem i Davidem Humem: „Wszystkie teorie to hipotezy, wszystkie można obalić. Naukowa gra z zasady nie ma końca. Kto zdecyduje się nie podawać naukowych mechanizmów w wątpliwość, odpada”. Do słów Poppera można jeszcze tylko dodać, że każdy, kto bezgranicznie ufa swoim przekonaniom, rozpoczyna przestarzałą rozgrywkę, w którą od czasów renesansu i oświecenia gra się już tylko w domu bożym, gdzie wiara i pewność to jedno.

Ocieplenie klimatu – progresywne czy cykliczne, spowodowane ingerencją człowieka lub nie – ma bezsprzecznie ogromny wpływ na losy ludzi w XXI wieku. Jednak kwestia ta wykracza poza granice wiary. Wiara to niezdobyta twierdza, natomiast nauka niczego nie jest pewna i opiera swoje istnienie na wiecznych wątpliwościach.
Następny krok w tworzeniu nowej religii to wykreowanie apokaliptycznej wizji przyszłości – za przykład podać można chrześcijańską Apokalipsę św. Jana ze „spadającym z nieba ogniem”. Jednak wizja końca świata nie musi się sprowadzać do ostatecznego pojedynku światła z ciemnością, walki ludów Goga i Magoga. Religia oddziaływuje na człowieka, dotykając jego odwiecznych obaw, odwołując się do pierwotnych uczuć. Wiara już za czasów Mojżesza zyskiwała nowych wyznawców poprzez wywoływanie w nich śmiertelnego strachu, zsyłając na ziemię potop, suszę (za czasów pobytu Józefa w Egipcie) czy pożar (płonący miecz Michała Archanioła, zniszczenie Sodomy i Gomory). Składniki nowoczesnej apokalipsy w klimatyźmie wcale nie różnią się od biblijnych: podnosi się poziom wód morskich, tereny, które nie zostaną dotknięte przez katastrofalne powodzie niszczy susza, a resztę ziemi pustoszą huragany.

Trzecim koniecznym filarem religii jest nadzieja i zbawienie. Biblijny deszcz siarki i ognia, który spadł z nieba, zmiótł z ziemi siły szatana. „Jezioro ognia” pochłonęło tylko tych, „którzy nie znaleźli się w Księdze Życia”, a więc dzięki swojemu nawróceniu mogli cieszyć się bożą łaską. Posłuszeństwo Bogu w judaizmie to podporządkowanie się boskiemu prawu, w katolicyzmie natomiast uniknąć piekła może ten, kto wyzna swoje grzechy, odprawi pokutę i przyrzeknie nawrócenie. A jak to wygląda w klimatyźmie?

Tu zbawiony może być każdy, kto nauczy się rezygnować z dóbr doczesnych, co w rzeczywistości jest również religijnym toposem. Prorok Izajasz grzmi: „Zniszczyliście winnicę, w waszych domach ukrytych jest mnóstwo przedmiotów, które zrabowaliście biednym.” Nowoczesny odpowiednik to wyzysk krajów trzeciego świata. Prorok ostrzega: nauczcie się pokory, „każdy człowiek musi pochylić głowę”, w przeciwnym wypadku „Pan zabierze wam wszelkie klejnoty”.

Dla wyznawców klimatyzmu grzechem jest bezgraniczna konsumpcja, która przez globalne ocieplenie prowadzi ludzkość do zagłady. Zrezygnujcie z nowomodnych zabawek: samochodów, podróży w dalekie zakątki świata, klimatyzacji, nie jedzcie mięsa. Zaniechajcie nadawania boskich cech wzrostowi gospodarczemu, pochylcie się ze skruchą przed matką naturą. Kupujcie odpusty z certyfikatem CO2!

Prognoza pogody, czyli znaki na niebie

Każda religia ma swoje znaki na niebie. O ziemskim katakliźmie pisał już św. Jan: „Słońce stało się czarne, księżyc przybrał barwę krwi.” Dziś znaki z nieba to codzienna prognoza pogody, w której tkwi tyle samo poetyckiej wolności, ile było jej w słowach proroka Izajasza czy autora ewangelii św. Jana.

Katastrofa klimatyczna to z jednej strony zbyt dużo, a z drugiej zbyt mało śniegu, za dużo deszczu, za dużo słońca, zbyt częste powodzie, a zarazem za mało wody. Wszystko to składa się na pojęcie klimatu, wszystko jest upomnieniem i znakiem ostrzegawczym.

Prorok słusznie się gniewa, ale w jego złości dostrzec też można odrobinę kuglarstwa, bo co będzie, jeżeli niedźwiedzie polarne w rzeczywistości nie wyginą, a Golfsztrom nie przestanie płynąć? Chodzi o ludzki strach i o głęboką wiarę. Te pierwotne instynkty stanowią punkt odniesienia i dzielą świat na wiernych i heretyków, członków społeczności i wygnańców. Sumienie triumfuje nad wiedzą, uczucie nad nauką.

Przywołajmy słowa Karla Poppera, który z kolei powtarza za Arystotelesem i Davidem Humem: „Wszystkie teorie to hipotezy, wszystkie można obalić. Naukowa gra z zasady nie ma końca. Kto zdecyduje się nie podawać naukowych mechanizmów w wątpliwość, odpada”. Do słów Poppera można jeszcze tylko dodać, że każdy, kto bezgranicznie ufa swoim przekonaniom, rozpoczyna przestarzałą rozgrywkę, w którą od czasów renesansu i oświecenia gra się już tylko w domu bożym, gdzie wiara i pewność to jedno.

Ocieplenie klimatu – progresywne czy cykliczne, spowodowane ingerencją człowieka lub nie – ma bezsprzecznie ogromny wpływ na losy ludzi w XXI wieku. Jednak kwestia ta wykracza poza granice wiary. Wiara to niezdobyta twierdza, natomiast nauka niczego nie jest pewna i opiera swoje istnienie na wiecznych wątpliwościach.
Trzecim koniecznym filarem religii jest nadzieja i zbawienie. Biblijny deszcz siarki i ognia, który spadł z nieba, zmiótł z ziemi siły szatana. „Jezioro ognia” pochłonęło tylko tych, „którzy nie znaleźli się w Księdze Życia”, a więc dzięki swojemu nawróceniu mogli cieszyć się bożą łaską. Posłuszeństwo Bogu w judaizmie to podporządkowanie się boskiemu prawu, w katolicyzmie natomiast uniknąć piekła może ten, kto wyzna swoje grzechy, odprawi pokutę i przyrzeknie nawrócenie. A jak to wygląda w klimatyźmie?

Tu zbawiony może być każdy, kto nauczy się rezygnować z dóbr doczesnych, co w rzeczywistości jest również religijnym toposem. Prorok Izajasz grzmi: „Zniszczyliście winnicę, w waszych domach ukrytych jest mnóstwo przedmiotów, które zrabowaliście biednym.” Nowoczesny odpowiednik to wyzysk krajów trzeciego świata. Prorok ostrzega: nauczcie się pokory, „każdy człowiek musi pochylić głowę”, w przeciwnym wypadku „Pan zabierze wam wszelkie klejnoty”.

Dla wyznawców klimatyzmu grzechem jest bezgraniczna konsumpcja, która przez globalne ocieplenie prowadzi ludzkość do zagłady. Zrezygnujcie z nowomodnych zabawek: samochodów, podróży w dalekie zakątki świata, klimatyzacji, nie jedzcie mięsa. Zaniechajcie nadawania boskich cech wzrostowi gospodarczemu, pochylcie się ze skruchą przed matką naturą. Kupujcie odpusty z certyfikatem CO2!

Prognoza pogody, czyli znaki na niebie

Każda religia ma swoje znaki na niebie. O ziemskim katakliźmie pisał już św. Jan: „Słońce stało się czarne, księżyc przybrał barwę krwi.” Dziś znaki z nieba to codzienna prognoza pogody, w której tkwi tyle samo poetyckiej wolności, ile było jej w słowach proroka Izajasza czy autora ewangelii św. Jana.

Katastrofa klimatyczna to z jednej strony zbyt dużo, a z drugiej zbyt mało śniegu, za dużo deszczu, za dużo słońca, zbyt częste powodzie, a zarazem za mało wody. Wszystko to składa się na pojęcie klimatu, wszystko jest upomnieniem i znakiem ostrzegawczym.

Prorok słusznie się gniewa, ale w jego złości dostrzec też można odrobinę kuglarstwa, bo co będzie, jeżeli niedźwiedzie polarne w rzeczywistości nie wyginą, a Golfsztrom nie przestanie płynąć? Chodzi o ludzki strach i o głęboką wiarę. Te pierwotne instynkty stanowią punkt odniesienia i dzielą świat na wiernych i heretyków, członków społeczności i wygnańców. Sumienie triumfuje nad wiedzą, uczucie nad nauką.

Przywołajmy słowa Karla Poppera, który z kolei powtarza za Arystotelesem i Davidem Humem: „Wszystkie teorie to hipotezy, wszystkie można obalić. Naukowa gra z zasady nie ma końca. Kto zdecyduje się nie podawać naukowych mechanizmów w wątpliwość, odpada”. Do słów Poppera można jeszcze tylko dodać, że każdy, kto bezgranicznie ufa swoim przekonaniom, rozpoczyna przestarzałą rozgrywkę, w którą od czasów renesansu i oświecenia gra się już tylko w domu bożym, gdzie wiara i pewność to jedno.

Ocieplenie klimatu – progresywne czy cykliczne, spowodowane ingerencją człowieka lub nie – ma bezsprzecznie ogromny wpływ na losy ludzi w XXI wieku. Jednak kwestia ta wykracza poza granice wiary. Wiara to niezdobyta twierdza, natomiast nauka niczego nie jest pewna i opiera swoje istnienie na wiecznych wątpliwościach.
Tu zbawiony może być każdy, kto nauczy się rezygnować z dóbr doczesnych, co w rzeczywistości jest również religijnym toposem. Prorok Izajasz grzmi: „Zniszczyliście winnicę, w waszych domach ukrytych jest mnóstwo przedmiotów, które zrabowaliście biednym.” Nowoczesny odpowiednik to wyzysk krajów trzeciego świata. Prorok ostrzega: nauczcie się pokory, „każdy człowiek musi pochylić głowę”, w przeciwnym wypadku „Pan zabierze wam wszelkie klejnoty”.

Dla wyznawców klimatyzmu grzechem jest bezgraniczna konsumpcja, która przez globalne ocieplenie prowadzi ludzkość do zagłady. Zrezygnujcie z nowomodnych zabawek: samochodów, podróży w dalekie zakątki świata, klimatyzacji, nie jedzcie mięsa. Zaniechajcie nadawania boskich cech wzrostowi gospodarczemu, pochylcie się ze skruchą przed matką naturą. Kupujcie odpusty z certyfikatem CO2!

Prognoza pogody, czyli znaki na niebie

Każda religia ma swoje znaki na niebie. O ziemskim katakliźmie pisał już św. Jan: „Słońce stało się czarne, księżyc przybrał barwę krwi.” Dziś znaki z nieba to codzienna prognoza pogody, w której tkwi tyle samo poetyckiej wolności, ile było jej w słowach proroka Izajasza czy autora ewangelii św. Jana.

Katastrofa klimatyczna to z jednej strony zbyt dużo, a z drugiej zbyt mało śniegu, za dużo deszczu, za dużo słońca, zbyt częste powodzie, a zarazem za mało wody. Wszystko to składa się na pojęcie klimatu, wszystko jest upomnieniem i znakiem ostrzegawczym.

Prorok słusznie się gniewa, ale w jego złości dostrzec też można odrobinę kuglarstwa, bo co będzie, jeżeli niedźwiedzie polarne w rzeczywistości nie wyginą, a Golfsztrom nie przestanie płynąć? Chodzi o ludzki strach i o głęboką wiarę. Te pierwotne instynkty stanowią punkt odniesienia i dzielą świat na wiernych i heretyków, członków społeczności i wygnańców. Sumienie triumfuje nad wiedzą, uczucie nad nauką.

Przywołajmy słowa Karla Poppera, który z kolei powtarza za Arystotelesem i Davidem Humem: „Wszystkie teorie to hipotezy, wszystkie można obalić. Naukowa gra z zasady nie ma końca. Kto zdecyduje się nie podawać naukowych mechanizmów w wątpliwość, odpada”. Do słów Poppera można jeszcze tylko dodać, że każdy, kto bezgranicznie ufa swoim przekonaniom, rozpoczyna przestarzałą rozgrywkę, w którą od czasów renesansu i oświecenia gra się już tylko w domu bożym, gdzie wiara i pewność to jedno.

Ocieplenie klimatu – progresywne czy cykliczne, spowodowane ingerencją człowieka lub nie – ma bezsprzecznie ogromny wpływ na losy ludzi w XXI wieku. Jednak kwestia ta wykracza poza granice wiary. Wiara to niezdobyta twierdza, natomiast nauka niczego nie jest pewna i opiera swoje istnienie na wiecznych wątpliwościach.
Dla wyznawców klimatyzmu grzechem jest bezgraniczna konsumpcja, która przez globalne ocieplenie prowadzi ludzkość do zagłady. Zrezygnujcie z nowomodnych zabawek: samochodów, podróży w dalekie zakątki świata, klimatyzacji, nie jedzcie mięsa. Zaniechajcie nadawania boskich cech wzrostowi gospodarczemu, pochylcie się ze skruchą przed matką naturą. Kupujcie odpusty z certyfikatem CO2!

Prognoza pogody, czyli znaki na niebie

Każda religia ma swoje znaki na niebie. O ziemskim katakliźmie pisał już św. Jan: „Słońce stało się czarne, księżyc przybrał barwę krwi.” Dziś znaki z nieba to codzienna prognoza pogody, w której tkwi tyle samo poetyckiej wolności, ile było jej w słowach proroka Izajasza czy autora ewangelii św. Jana.

Katastrofa klimatyczna to z jednej strony zbyt dużo, a z drugiej zbyt mało śniegu, za dużo deszczu, za dużo słońca, zbyt częste powodzie, a zarazem za mało wody. Wszystko to składa się na pojęcie klimatu, wszystko jest upomnieniem i znakiem ostrzegawczym.

Prorok słusznie się gniewa, ale w jego złości dostrzec też można odrobinę kuglarstwa, bo co będzie, jeżeli niedźwiedzie polarne w rzeczywistości nie wyginą, a Golfsztrom nie przestanie płynąć? Chodzi o ludzki strach i o głęboką wiarę. Te pierwotne instynkty stanowią punkt odniesienia i dzielą świat na wiernych i heretyków, członków społeczności i wygnańców. Sumienie triumfuje nad wiedzą, uczucie nad nauką.

Przywołajmy słowa Karla Poppera, który z kolei powtarza za Arystotelesem i Davidem Humem: „Wszystkie teorie to hipotezy, wszystkie można obalić. Naukowa gra z zasady nie ma końca. Kto zdecyduje się nie podawać naukowych mechanizmów w wątpliwość, odpada”. Do słów Poppera można jeszcze tylko dodać, że każdy, kto bezgranicznie ufa swoim przekonaniom, rozpoczyna przestarzałą rozgrywkę, w którą od czasów renesansu i oświecenia gra się już tylko w domu bożym, gdzie wiara i pewność to jedno.

Ocieplenie klimatu – progresywne czy cykliczne, spowodowane ingerencją człowieka lub nie – ma bezsprzecznie ogromny wpływ na losy ludzi w XXI wieku. Jednak kwestia ta wykracza poza granice wiary. Wiara to niezdobyta twierdza, natomiast nauka niczego nie jest pewna i opiera swoje istnienie na wiecznych wątpliwościach.
Każda religia ma swoje znaki na niebie. O ziemskim katakliźmie pisał już św. Jan: „Słońce stało się czarne, księżyc przybrał barwę krwi.” Dziś znaki z nieba to codzienna prognoza pogody, w której tkwi tyle samo poetyckiej wolności, ile było jej w słowach proroka Izajasza czy autora ewangelii św. Jana.

Katastrofa klimatyczna to z jednej strony zbyt dużo, a z drugiej zbyt mało śniegu, za dużo deszczu, za dużo słońca, zbyt częste powodzie, a zarazem za mało wody. Wszystko to składa się na pojęcie klimatu, wszystko jest upomnieniem i znakiem ostrzegawczym.

Prorok słusznie się gniewa, ale w jego złości dostrzec też można odrobinę kuglarstwa, bo co będzie, jeżeli niedźwiedzie polarne w rzeczywistości nie wyginą, a Golfsztrom nie przestanie płynąć? Chodzi o ludzki strach i o głęboką wiarę. Te pierwotne instynkty stanowią punkt odniesienia i dzielą świat na wiernych i heretyków, członków społeczności i wygnańców. Sumienie triumfuje nad wiedzą, uczucie nad nauką.

Przywołajmy słowa Karla Poppera, który z kolei powtarza za Arystotelesem i Davidem Humem: „Wszystkie teorie to hipotezy, wszystkie można obalić. Naukowa gra z zasady nie ma końca. Kto zdecyduje się nie podawać naukowych mechanizmów w wątpliwość, odpada”. Do słów Poppera można jeszcze tylko dodać, że każdy, kto bezgranicznie ufa swoim przekonaniom, rozpoczyna przestarzałą rozgrywkę, w którą od czasów renesansu i oświecenia gra się już tylko w domu bożym, gdzie wiara i pewność to jedno.

Ocieplenie klimatu – progresywne czy cykliczne, spowodowane ingerencją człowieka lub nie – ma bezsprzecznie ogromny wpływ na losy ludzi w XXI wieku. Jednak kwestia ta wykracza poza granice wiary. Wiara to niezdobyta twierdza, natomiast nauka niczego nie jest pewna i opiera swoje istnienie na wiecznych wątpliwościach.
Katastrofa klimatyczna to z jednej strony zbyt dużo, a z drugiej zbyt mało śniegu, za dużo deszczu, za dużo słońca, zbyt częste powodzie, a zarazem za mało wody. Wszystko to składa się na pojęcie klimatu, wszystko jest upomnieniem i znakiem ostrzegawczym.

Prorok słusznie się gniewa, ale w jego złości dostrzec też można odrobinę kuglarstwa, bo co będzie, jeżeli niedźwiedzie polarne w rzeczywistości nie wyginą, a Golfsztrom nie przestanie płynąć? Chodzi o ludzki strach i o głęboką wiarę. Te pierwotne instynkty stanowią punkt odniesienia i dzielą świat na wiernych i heretyków, członków społeczności i wygnańców. Sumienie triumfuje nad wiedzą, uczucie nad nauką.

Przywołajmy słowa Karla Poppera, który z kolei powtarza za Arystotelesem i Davidem Humem: „Wszystkie teorie to hipotezy, wszystkie można obalić. Naukowa gra z zasady nie ma końca. Kto zdecyduje się nie podawać naukowych mechanizmów w wątpliwość, odpada”. Do słów Poppera można jeszcze tylko dodać, że każdy, kto bezgranicznie ufa swoim przekonaniom, rozpoczyna przestarzałą rozgrywkę, w którą od czasów renesansu i oświecenia gra się już tylko w domu bożym, gdzie wiara i pewność to jedno.

Ocieplenie klimatu – progresywne czy cykliczne, spowodowane ingerencją człowieka lub nie – ma bezsprzecznie ogromny wpływ na losy ludzi w XXI wieku. Jednak kwestia ta wykracza poza granice wiary. Wiara to niezdobyta twierdza, natomiast nauka niczego nie jest pewna i opiera swoje istnienie na wiecznych wątpliwościach.
Prorok słusznie się gniewa, ale w jego złości dostrzec też można odrobinę kuglarstwa, bo co będzie, jeżeli niedźwiedzie polarne w rzeczywistości nie wyginą, a Golfsztrom nie przestanie płynąć? Chodzi o ludzki strach i o głęboką wiarę. Te pierwotne instynkty stanowią punkt odniesienia i dzielą świat na wiernych i heretyków, członków społeczności i wygnańców. Sumienie triumfuje nad wiedzą, uczucie nad nauką.

Przywołajmy słowa Karla Poppera, który z kolei powtarza za Arystotelesem i Davidem Humem: „Wszystkie teorie to hipotezy, wszystkie można obalić. Naukowa gra z zasady nie ma końca. Kto zdecyduje się nie podawać naukowych mechanizmów w wątpliwość, odpada”. Do słów Poppera można jeszcze tylko dodać, że każdy, kto bezgranicznie ufa swoim przekonaniom, rozpoczyna przestarzałą rozgrywkę, w którą od czasów renesansu i oświecenia gra się już tylko w domu bożym, gdzie wiara i pewność to jedno.

Ocieplenie klimatu – progresywne czy cykliczne, spowodowane ingerencją człowieka lub nie – ma bezsprzecznie ogromny wpływ na losy ludzi w XXI wieku. Jednak kwestia ta wykracza poza granice wiary. Wiara to niezdobyta twierdza, natomiast nauka niczego nie jest pewna i opiera swoje istnienie na wiecznych wątpliwościach.
Przywołajmy słowa Karla Poppera, który z kolei powtarza za Arystotelesem i Davidem Humem: „Wszystkie teorie to hipotezy, wszystkie można obalić. Naukowa gra z zasady nie ma końca. Kto zdecyduje się nie podawać naukowych mechanizmów w wątpliwość, odpada”. Do słów Poppera można jeszcze tylko dodać, że każdy, kto bezgranicznie ufa swoim przekonaniom, rozpoczyna przestarzałą rozgrywkę, w którą od czasów renesansu i oświecenia gra się już tylko w domu bożym, gdzie wiara i pewność to jedno.

Ocieplenie klimatu – progresywne czy cykliczne, spowodowane ingerencją człowieka lub nie – ma bezsprzecznie ogromny wpływ na losy ludzi w XXI wieku. Jednak kwestia ta wykracza poza granice wiary. Wiara to niezdobyta twierdza, natomiast nauka niczego nie jest pewna i opiera swoje istnienie na wiecznych wątpliwościach.
Ocieplenie klimatu – progresywne czy cykliczne, spowodowane ingerencją człowieka lub nie – ma bezsprzecznie ogromny wpływ na losy ludzi w XXI wieku. Jednak kwestia ta wykracza poza granice wiary. Wiara to niezdobyta twierdza, natomiast nauka niczego nie jest pewna i opiera swoje istnienie na wiecznych wątpliwościach.
Amerykańscy naukowcy wyhodowali genetycznie zmodyfikowaną supermysz. Zwierzę jest szybsze, zwinniejsze i bardziej płodne od innych przedstawicieli swojego gatunku.

Transgeniczna mysz potrafi biec przez sześć godzin bez przerwy. Porusza się z prędkością dwudziestu metrów na minutę, dwa razy szybciej niż inne myszy. Do tego żyje znacznie dłużej, a rozmnażać się może nawet w wieku trzech lat – to tak, jakby kobieta urodziła dziecko, mając 80 lat.

Naukowcy z Ohio wyjaśniają, że ich supermyszy mają w mięśniach znacznie więcej mitochondriów – czyli komórkowych organów odpowiadających za produkcję energii.

Zdaniem specjalistów, wyniki eksperymentu mogą posłużyć do leczenia niektórych chorób, na przykład zaniku mięśni. Sceptycy obawiają się jednak, że opracowana w podobny sposób terapia genowa może zyskać popularność wśród sportowców – jako nowa forma dopingu.
Transgeniczna mysz potrafi biec przez sześć godzin bez przerwy. Porusza się z prędkością dwudziestu metrów na minutę, dwa razy szybciej niż inne myszy. Do tego żyje znacznie dłużej, a rozmnażać się może nawet w wieku trzech lat – to tak, jakby kobieta urodziła dziecko, mając 80 lat.

Naukowcy z Ohio wyjaśniają, że ich supermyszy mają w mięśniach znacznie więcej mitochondriów – czyli komórkowych organów odpowiadających za produkcję energii.

Zdaniem specjalistów, wyniki eksperymentu mogą posłużyć do leczenia niektórych chorób, na przykład zaniku mięśni. Sceptycy obawiają się jednak, że opracowana w podobny sposób terapia genowa może zyskać popularność wśród sportowców – jako nowa forma dopingu.
Naukowcy z Ohio wyjaśniają, że ich supermyszy mają w mięśniach znacznie więcej mitochondriów – czyli komórkowych organów odpowiadających za produkcję energii.

Zdaniem specjalistów, wyniki eksperymentu mogą posłużyć do leczenia niektórych chorób, na przykład zaniku mięśni. Sceptycy obawiają się jednak, że opracowana w podobny sposób terapia genowa może zyskać popularność wśród sportowców – jako nowa forma dopingu.
Zdaniem specjalistów, wyniki eksperymentu mogą posłużyć do leczenia niektórych chorób, na przykład zaniku mięśni. Sceptycy obawiają się jednak, że opracowana w podobny sposób terapia genowa może zyskać popularność wśród sportowców – jako nowa forma dopingu.
Myszka Miki, Pixi i Dixi oraz Jerry (ta od Toma) mają przerąbane, bo te supermyszy wyprodukowane przez Amerykańców pewnie zaraz uciekną (albo je ktoś wypuści) z laboratoriów.
A naukowcy pewnie biorą się za produkcje superczłowieka realizując transhumaniztyczne wizje.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
mysz,
genetyka,
transhumanizm,
myszka Micki

Komentarze: (2)

ky,

November 12, 2007 01:36

Skomentuj komentarz

Dziwne rzeczy…Myszy wszczepiono geny ludzkie (dlatego transgeniczna)…Euforia jest obowiązkowa po takim wydarzeniu – ale jak wszczepią człowiekowi to co myszy (czyli jego własne) to co się stanie? Dawno temu widziałem wyniki badań, z których wynikało, że na poziomie komórkowym człowiek ma najefektywniejszą przemianę materii – wygląda na to, że to się nie zmieniło…A co będzie jak te myszy uciekną, i na takiej samej porcji jedzenia jak do tej pory będzie ich trzy razy tyle, trzy razy częściej?Myszka Miki zrobi Fiki-Miki!

jaro,

November 29, 2007 22:39

Skomentuj komentarz

Co jak modyfikowane genetytcznie myszy uciekną? Będzie tak jak w Australii, tam uciekły króliki, a teraz są ich milony.Co do różnych eksperymentów na ludziach, to najciekawsze będą na mózgu, a raczej na świadomości->próby poszerzania świadomości, albo próby przyspieszana tempa przyswajania informacji. Może dzięki szybciej dziełającym synapsom (węższe szczeliny dzięki silniej wiążącym białkom, czy też grubsze osłonki mielinowe dzięki czemu szybciej będą przewodzić impulsy). Jednym słowem miniaturyzacja miejsc przetwarzania sygnałów, ale z równoczesnym rozbudowaniem dróg transmisji- grubsze osłonki mielinowe, być może więcej komórek glejowych. Więc w przyszłości ludzie będą mieć większe głowy, a kobiety szersze miednice, aby takie dziecko mogło się urodzić. Takie modyfikacje, a będzie ich na pewno więcej, napawają przerażeniem. Ale są całkowicie logiczne z punktu widzenia człowieka który stracił nadzieję na istnienie Boga, gdyż wtedy jego najważniejszym celem jest zachowanie swego życia. Odrzucając transcendencję jedyną nadzieję można znaleźć w technice. Wyzbycie się wszelkich problemów i osiągnięcie nieśmiertelności oraz szczęścia dzięki technologii może zależeć od odpowiedzi na jedno pytanie- co to jest świadomość. Jeśli obumarłe neurony można bez szkody dla świadomości zastępować innymi naturalnymi czy sztucznymi np. elektronicznymi, a najlepiej jeśli świadomość można przetłumaczyć na zbiór skomplikowanych algorytmów i zapisać w komputerze, to wtedy realizacja tej idei wydaje się być realna. Ale jeśli idealna, nie do odróżnienia imitacja świadomości może być nie tym samym co prawdziwa świadomość, wtedy mimo wysiłków może nastąpić koniec nadziei na osiągnięcie nieśmiertelności przez ludzi własnymi siłami.

Skomentuj notkę
A naukowcy pewnie biorą się za produkcje superczłowieka realizując transhumaniztyczne wizje.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
mysz,
genetyka,
transhumanizm,
myszka Micki

Komentarze: (2)

ky,

November 12, 2007 01:36

Skomentuj komentarz

Dziwne rzeczy…Myszy wszczepiono geny ludzkie (dlatego transgeniczna)…Euforia jest obowiązkowa po takim wydarzeniu – ale jak wszczepią człowiekowi to co myszy (czyli jego własne) to co się stanie? Dawno temu widziałem wyniki badań, z których wynikało, że na poziomie komórkowym człowiek ma najefektywniejszą przemianę materii – wygląda na to, że to się nie zmieniło…A co będzie jak te myszy uciekną, i na takiej samej porcji jedzenia jak do tej pory będzie ich trzy razy tyle, trzy razy częściej?Myszka Miki zrobi Fiki-Miki!

jaro,

November 29, 2007 22:39

Skomentuj komentarz

Co jak modyfikowane genetytcznie myszy uciekną? Będzie tak jak w Australii, tam uciekły króliki, a teraz są ich milony.Co do różnych eksperymentów na ludziach, to najciekawsze będą na mózgu, a raczej na świadomości->próby poszerzania świadomości, albo próby przyspieszana tempa przyswajania informacji. Może dzięki szybciej dziełającym synapsom (węższe szczeliny dzięki silniej wiążącym białkom, czy też grubsze osłonki mielinowe dzięki czemu szybciej będą przewodzić impulsy). Jednym słowem miniaturyzacja miejsc przetwarzania sygnałów, ale z równoczesnym rozbudowaniem dróg transmisji- grubsze osłonki mielinowe, być może więcej komórek glejowych. Więc w przyszłości ludzie będą mieć większe głowy, a kobiety szersze miednice, aby takie dziecko mogło się urodzić. Takie modyfikacje, a będzie ich na pewno więcej, napawają przerażeniem. Ale są całkowicie logiczne z punktu widzenia człowieka który stracił nadzieję na istnienie Boga, gdyż wtedy jego najważniejszym celem jest zachowanie swego życia. Odrzucając transcendencję jedyną nadzieję można znaleźć w technice. Wyzbycie się wszelkich problemów i osiągnięcie nieśmiertelności oraz szczęścia dzięki technologii może zależeć od odpowiedzi na jedno pytanie- co to jest świadomość. Jeśli obumarłe neurony można bez szkody dla świadomości zastępować innymi naturalnymi czy sztucznymi np. elektronicznymi, a najlepiej jeśli świadomość można przetłumaczyć na zbiór skomplikowanych algorytmów i zapisać w komputerze, to wtedy realizacja tej idei wydaje się być realna. Ale jeśli idealna, nie do odróżnienia imitacja świadomości może być nie tym samym co prawdziwa świadomość, wtedy mimo wysiłków może nastąpić koniec nadziei na osiągnięcie nieśmiertelności przez ludzi własnymi siłami.

Skomentuj notkę
Ku przyszłemu przemyśleniu:

Kategorie:
obserwator, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
kredyty,
kredyty hipoteczne

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Kategorie:
obserwator, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
kredyty,
kredyty hipoteczne

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Notka z 1 września 2004 powstała po moim odkryciu Radia Maryja (pierwsze spotkanie) i co ciekawe, jak ją dziś czytam, to zgadzam się z nią całkowicie. Powstało jeszcze kilka notek na temat tego zjawiska (oto zestawienie), wszystkie opisują postrzegane przeze mnie negatywy. Ale czy niema w tym zjawisku jakieś jasnej strony? Wiem, że jest a teraz sprowokowany komentarzem zachciało mi się ją opisać.

Otóż okryłem jeden pozytyw, o którym ciągle jeszcze nic nie napisałem – otóż Radio Maryja (i inne media o. Rydzyka) są wolne, niezależne … no nie, co ja pisze! Co to jest wolność? Co to niezależność? nie wiem! Więc inaczej – Radio Maryja (i inne media o.Rydzyka) są niewolne i zależne ale zależą od kogoś, kto ma zupełnie inne widzenie świata niż Michnik i jego okolice, czyli liberalne media. I to już wystarcza aby był pozytyw, bo za sprawą Radia Maryja polityka wykluczenia medialnego została w tym kraju choć częściowo przełamana. To jest ten jeden pozytyw.

Nawiasem mówiąc, ten sam pozytyw widzę w Al-Jazeer’ze 🙂 zwłaszcza tej angielskojęzycznej, a więc dostępnej dla świata.

* * * * * *

A teraz o PiS i ich współpracy. Ta pierwsza notka powstała po wysłuchaniu jakiś tam programów religijnych, przeudochrześcijańskich, ale jak sprawdziłem później, oprócz takich programów i paciorków w RM dużo jest treści społecznych i politycznych, przy czym te ostatnie bazują na zupełnie innym światopoglądzie, innym postrzeganiu świata i rzeczywistości – a skoro tak, to są inne a przez to ciekawe i inspirujące, jak wszystko czego się nie zna.

Otóż Wyborcza może zrobić wywiad z Zbigniewem Ziobro, ale choćby to był wywiad na 3 strony (pamiętam, że czytałem w GW taki wywiad z Giertychem) i choćby go 3 razy autoryzowano to mimo autoryzacji nie dowiem się z niego kim jest Ziobro, bo dziennikarze GW pytają go o rzeczy, które interesują czytelników GW przedstawione w sposób dla czytelników GW właściwy (choć tak naprawdę, pytają go o rzeczy, które każe im zapytać naczelny GW aby pokazać takiego Ziobro we właściwym dla GW świetle). A w Radio Maryja jest inaczej – taki Ziobro jest zapraszany przez wielebnego i w godzinnej, albo i dwugodzinnej rozmowie gadają sobie na tematy nawet takie same, ale w zupełnie w inny sposób, w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy. Oczywiście dziennikarze mają prawo do prokuratorskiej metody wyciągania z człowieka prawdy czyli do krzyżowego oginia pytań – ale czy rzeczywiście po takich odpowiedziach poznaje się poglądy człowieka?

Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
radio maryja,
pis,
macierewicz,
ziobro,
kaczyński

Komentarze: (5)

krisper,

October 27, 2007 00:42

Skomentuj komentarz

Ja mam jeszcze jeden pozytyw tegoż radia. Mianowicie moi rodzice w końcu wiedzą co to jest msza św. jakie ma części i dlaczego i po prostu mam punkt zaczepienia bo jest o czym rozmawiać i chcą o tym rozmawiać. Są czymś zainteresowani, a to wielka rzecz, bo w czsie rozmowy z osobą, która coś wie i chce wiedzieć można zacząć używać argumentów merytorycznych a nie tylko emocjonalnych.Może RM sami samo sobie dołki kopie edukując ludzi, ale robią świetną pracę u podstaw.

ky,

October 29, 2007 14:09

Skomentuj komentarz

Nie wiem czy „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, usłyszy ktokolwiek jakiegoś głosiciela homoseksualizmu, albo jakiego zdecydowanego antyklerykała lub satanistę. Inaczej mówiąc nie jest to atmosfera dla wszystkich. Czy jakikolwiek przeciwnik RM miał taką atmosferę? Wydaje mi się też, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w GW (i w dowolnych „Innych Mediach”(R)) będzie się cieszyć wywiadem przeprowadzonym „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, podczas gdy inni są przesłuchiwani przez dziennikarzy jak „przez prokuratorów”.Myślę sobie, że RM, podobnie jak inne media, reaguje na publikacje innych starając się we właściwym świetle przedstawić swoim odbiorcom to co piszą inni.A może zaskakujące jest, że ci w RM, potrafią zachowywać się jak ludzie „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, zionąc jednocześnie czymkolwiek?

w34,

October 29, 2007 21:09

Skomentuj komentarz

W RM przedstawia się tylko poglądy zbieżne ze światopogladem RM – zupełnie tak samo jak w Gazecie (i innych liberalnych mediach 🙂 polskojęzycznych), choć nie… w RM robi się to tak od siekiery, brutalnie, nieprofesjonalnie. Po prostu o. Rydzyk nie musi manipulować – i tak mu wierzą, ale nie to jest ważne – ważne jest, że zupełnie tak samo jak w Gazecie!Ziemkiewicz napisał, że RM jest dzieckiem Wyborczej, bo polityka wykluczenia prowadzona przez nich, w czasach gdy byli jedynym głosem spowodowała, że na ich skrajność pojawiła się inna skrajność. I nic po środku, choć może od niedawna na obiektywizm sili się Rzepa i nawet tak nazwał swój blog Ziemkiewicz.Ja nie napisałem, że RM jest OK, tylko, że pozytywem istnienia tej rozgłośni jest to, że mogę poznać inne głosy, inne wizje, inne światopoglądy – a to jest cenne, zwłaszcza przy monopolu informacyjnym pozostałych mediów.Ale bądź spokojny. Już panowie w UE nie pozwolą aby taki niezależny twór istniał. Wcześniej czy później Rydzyka uciszą, tak jak nie dali mu pieniędzy na szkołę. A jak piszesz o zionięciu to spójrz na Wyborczą. Np. dziś był cały tekst („o.Rydzyk:diabeł uwziął się na Polske”) o tym jak RM odebrano klęskę PiS. Po prostu ohydna manipulacja – tak sobie to przeczytałem, a ponieważ czasem słuchał RM to wiem, że nic tam nie było nieprawdą, wszystkie cytaty, teksty prawdopodobnie są prawdziwe – ale całość materiały skomponowana tak, aby przedstawić radio, prowadzących i słuchaczy jak ciemnogród, oszołomów, debili… dobrze, że nie terrorystów. Oświecony czytelnik poprze każdą petycje o zamknięcie tej tuby ciemnogrodu, zaraz poleci do swojego proboszcza i po linii kościelnej sprawi, że biskupi w trosce o Radio Maryja Rydzyka wyślą na misje do Afryki. Jak potem Rydzyk mówi o brutalnym ataku mediów na ich rozgłośnie to ja się wcale nie dziwie – ma chłop racje, spokoju to mu nie dają.

ky,

October 30, 2007 11:15

Skomentuj komentarz

Jakoś tak od kilku chyba lat nie czytam GW. Sam już nie wiem do końca dlaczego, chyba mnie coś w niej drażniło. Jakoś mi jej nie brak, nadal nie mam ochoty zaglądać na nic poza ogłoszeniami, jeśli już mam ją w ręce… Mogłem wypaść z głównego nurtu GW i nie do końca kojarzyć znane innym hasła (tak coś czasami czuję). Z tego co piszesz rozumiem, że i tak nie uwalnia mnie to spod jej wpływów. Pewnie tak jest… dlatego jeśli chodzi o PiS to starałem się oglądać to co dzieje się w np. sejmie, i to sami przygotują bez pomocy Innych Mediów (R) na licznych konferencjach – mnie to wystarczyło do wyrobienia sobie zdania. Może RM byłoby tu dobrym uzupełnieniem, ale nie sądzę by cokolwiek zmieniło.

w34,

October 30, 2007 21:02

Skomentuj komentarz

A ja czasem czytam a potem zauważam, jak jestem nieodporny na agitacje, manipulacje, kłamstwo, walkę emocjami. I to nie tylko w wydaniu GW czy innych liberalnych – po prostu łatwo mnie zakręcić, ale faktem jest, że też czasem się daje, że luzuję z ostrożnością, że za mało skupiam się na Wzorcu, za mało obcuję ze Źródłem. Słuchając RM łatwo wyłapać kłamstwa i manipulacje bo są szyte grubymi nićmi. O. Rydzyk nie musi się starać – słuchacze mu wierzą bezkrytycznie (i tym większy jest jego problem). Z GW jest inaczej – tam pracują zakręceni intelektualiści i oni inaczej nie potrafią myśleć jak pokrętnie a ta pokrętność jest niestety zaraźliwa.

Skomentuj notkę
Otóż okryłem jeden pozytyw, o którym ciągle jeszcze nic nie napisałem – otóż Radio Maryja (i inne media o. Rydzyka) są wolne, niezależne … no nie, co ja pisze! Co to jest wolność? Co to niezależność? nie wiem! Więc inaczej – Radio Maryja (i inne media o.Rydzyka) są niewolne i zależne ale zależą od kogoś, kto ma zupełnie inne widzenie świata niż Michnik i jego okolice, czyli liberalne media. I to już wystarcza aby był pozytyw, bo za sprawą Radia Maryja polityka wykluczenia medialnego została w tym kraju choć częściowo przełamana. To jest ten jeden pozytyw.

Nawiasem mówiąc, ten sam pozytyw widzę w Al-Jazeer’ze 🙂 zwłaszcza tej angielskojęzycznej, a więc dostępnej dla świata.

* * * * * *

A teraz o PiS i ich współpracy. Ta pierwsza notka powstała po wysłuchaniu jakiś tam programów religijnych, przeudochrześcijańskich, ale jak sprawdziłem później, oprócz takich programów i paciorków w RM dużo jest treści społecznych i politycznych, przy czym te ostatnie bazują na zupełnie innym światopoglądzie, innym postrzeganiu świata i rzeczywistości – a skoro tak, to są inne a przez to ciekawe i inspirujące, jak wszystko czego się nie zna.

Otóż Wyborcza może zrobić wywiad z Zbigniewem Ziobro, ale choćby to był wywiad na 3 strony (pamiętam, że czytałem w GW taki wywiad z Giertychem) i choćby go 3 razy autoryzowano to mimo autoryzacji nie dowiem się z niego kim jest Ziobro, bo dziennikarze GW pytają go o rzeczy, które interesują czytelników GW przedstawione w sposób dla czytelników GW właściwy (choć tak naprawdę, pytają go o rzeczy, które każe im zapytać naczelny GW aby pokazać takiego Ziobro we właściwym dla GW świetle). A w Radio Maryja jest inaczej – taki Ziobro jest zapraszany przez wielebnego i w godzinnej, albo i dwugodzinnej rozmowie gadają sobie na tematy nawet takie same, ale w zupełnie w inny sposób, w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy. Oczywiście dziennikarze mają prawo do prokuratorskiej metody wyciągania z człowieka prawdy czyli do krzyżowego oginia pytań – ale czy rzeczywiście po takich odpowiedziach poznaje się poglądy człowieka?

Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
radio maryja,
pis,
macierewicz,
ziobro,
kaczyński

Komentarze: (5)

krisper,

October 27, 2007 00:42

Skomentuj komentarz

Ja mam jeszcze jeden pozytyw tegoż radia. Mianowicie moi rodzice w końcu wiedzą co to jest msza św. jakie ma części i dlaczego i po prostu mam punkt zaczepienia bo jest o czym rozmawiać i chcą o tym rozmawiać. Są czymś zainteresowani, a to wielka rzecz, bo w czsie rozmowy z osobą, która coś wie i chce wiedzieć można zacząć używać argumentów merytorycznych a nie tylko emocjonalnych.Może RM sami samo sobie dołki kopie edukując ludzi, ale robią świetną pracę u podstaw.

ky,

October 29, 2007 14:09

Skomentuj komentarz

Nie wiem czy „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, usłyszy ktokolwiek jakiegoś głosiciela homoseksualizmu, albo jakiego zdecydowanego antyklerykała lub satanistę. Inaczej mówiąc nie jest to atmosfera dla wszystkich. Czy jakikolwiek przeciwnik RM miał taką atmosferę? Wydaje mi się też, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w GW (i w dowolnych „Innych Mediach”(R)) będzie się cieszyć wywiadem przeprowadzonym „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, podczas gdy inni są przesłuchiwani przez dziennikarzy jak „przez prokuratorów”.Myślę sobie, że RM, podobnie jak inne media, reaguje na publikacje innych starając się we właściwym świetle przedstawić swoim odbiorcom to co piszą inni.A może zaskakujące jest, że ci w RM, potrafią zachowywać się jak ludzie „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, zionąc jednocześnie czymkolwiek?

w34,

October 29, 2007 21:09

Skomentuj komentarz

W RM przedstawia się tylko poglądy zbieżne ze światopogladem RM – zupełnie tak samo jak w Gazecie (i innych liberalnych mediach 🙂 polskojęzycznych), choć nie… w RM robi się to tak od siekiery, brutalnie, nieprofesjonalnie. Po prostu o. Rydzyk nie musi manipulować – i tak mu wierzą, ale nie to jest ważne – ważne jest, że zupełnie tak samo jak w Gazecie!Ziemkiewicz napisał, że RM jest dzieckiem Wyborczej, bo polityka wykluczenia prowadzona przez nich, w czasach gdy byli jedynym głosem spowodowała, że na ich skrajność pojawiła się inna skrajność. I nic po środku, choć może od niedawna na obiektywizm sili się Rzepa i nawet tak nazwał swój blog Ziemkiewicz.Ja nie napisałem, że RM jest OK, tylko, że pozytywem istnienia tej rozgłośni jest to, że mogę poznać inne głosy, inne wizje, inne światopoglądy – a to jest cenne, zwłaszcza przy monopolu informacyjnym pozostałych mediów.Ale bądź spokojny. Już panowie w UE nie pozwolą aby taki niezależny twór istniał. Wcześniej czy później Rydzyka uciszą, tak jak nie dali mu pieniędzy na szkołę. A jak piszesz o zionięciu to spójrz na Wyborczą. Np. dziś był cały tekst („o.Rydzyk:diabeł uwziął się na Polske”) o tym jak RM odebrano klęskę PiS. Po prostu ohydna manipulacja – tak sobie to przeczytałem, a ponieważ czasem słuchał RM to wiem, że nic tam nie było nieprawdą, wszystkie cytaty, teksty prawdopodobnie są prawdziwe – ale całość materiały skomponowana tak, aby przedstawić radio, prowadzących i słuchaczy jak ciemnogród, oszołomów, debili… dobrze, że nie terrorystów. Oświecony czytelnik poprze każdą petycje o zamknięcie tej tuby ciemnogrodu, zaraz poleci do swojego proboszcza i po linii kościelnej sprawi, że biskupi w trosce o Radio Maryja Rydzyka wyślą na misje do Afryki. Jak potem Rydzyk mówi o brutalnym ataku mediów na ich rozgłośnie to ja się wcale nie dziwie – ma chłop racje, spokoju to mu nie dają.

ky,

October 30, 2007 11:15

Skomentuj komentarz

Jakoś tak od kilku chyba lat nie czytam GW. Sam już nie wiem do końca dlaczego, chyba mnie coś w niej drażniło. Jakoś mi jej nie brak, nadal nie mam ochoty zaglądać na nic poza ogłoszeniami, jeśli już mam ją w ręce… Mogłem wypaść z głównego nurtu GW i nie do końca kojarzyć znane innym hasła (tak coś czasami czuję). Z tego co piszesz rozumiem, że i tak nie uwalnia mnie to spod jej wpływów. Pewnie tak jest… dlatego jeśli chodzi o PiS to starałem się oglądać to co dzieje się w np. sejmie, i to sami przygotują bez pomocy Innych Mediów (R) na licznych konferencjach – mnie to wystarczyło do wyrobienia sobie zdania. Może RM byłoby tu dobrym uzupełnieniem, ale nie sądzę by cokolwiek zmieniło.

w34,

October 30, 2007 21:02

Skomentuj komentarz

A ja czasem czytam a potem zauważam, jak jestem nieodporny na agitacje, manipulacje, kłamstwo, walkę emocjami. I to nie tylko w wydaniu GW czy innych liberalnych – po prostu łatwo mnie zakręcić, ale faktem jest, że też czasem się daje, że luzuję z ostrożnością, że za mało skupiam się na Wzorcu, za mało obcuję ze Źródłem. Słuchając RM łatwo wyłapać kłamstwa i manipulacje bo są szyte grubymi nićmi. O. Rydzyk nie musi się starać – słuchacze mu wierzą bezkrytycznie (i tym większy jest jego problem). Z GW jest inaczej – tam pracują zakręceni intelektualiści i oni inaczej nie potrafią myśleć jak pokrętnie a ta pokrętność jest niestety zaraźliwa.

Skomentuj notkę
Nawiasem mówiąc, ten sam pozytyw widzę w Al-Jazeer’ze 🙂 zwłaszcza tej angielskojęzycznej, a więc dostępnej dla świata.

* * * * * *

A teraz o PiS i ich współpracy. Ta pierwsza notka powstała po wysłuchaniu jakiś tam programów religijnych, przeudochrześcijańskich, ale jak sprawdziłem później, oprócz takich programów i paciorków w RM dużo jest treści społecznych i politycznych, przy czym te ostatnie bazują na zupełnie innym światopoglądzie, innym postrzeganiu świata i rzeczywistości – a skoro tak, to są inne a przez to ciekawe i inspirujące, jak wszystko czego się nie zna.

Otóż Wyborcza może zrobić wywiad z Zbigniewem Ziobro, ale choćby to był wywiad na 3 strony (pamiętam, że czytałem w GW taki wywiad z Giertychem) i choćby go 3 razy autoryzowano to mimo autoryzacji nie dowiem się z niego kim jest Ziobro, bo dziennikarze GW pytają go o rzeczy, które interesują czytelników GW przedstawione w sposób dla czytelników GW właściwy (choć tak naprawdę, pytają go o rzeczy, które każe im zapytać naczelny GW aby pokazać takiego Ziobro we właściwym dla GW świetle). A w Radio Maryja jest inaczej – taki Ziobro jest zapraszany przez wielebnego i w godzinnej, albo i dwugodzinnej rozmowie gadają sobie na tematy nawet takie same, ale w zupełnie w inny sposób, w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy. Oczywiście dziennikarze mają prawo do prokuratorskiej metody wyciągania z człowieka prawdy czyli do krzyżowego oginia pytań – ale czy rzeczywiście po takich odpowiedziach poznaje się poglądy człowieka?

Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
radio maryja,
pis,
macierewicz,
ziobro,
kaczyński

Komentarze: (5)

krisper,

October 27, 2007 00:42

Skomentuj komentarz

Ja mam jeszcze jeden pozytyw tegoż radia. Mianowicie moi rodzice w końcu wiedzą co to jest msza św. jakie ma części i dlaczego i po prostu mam punkt zaczepienia bo jest o czym rozmawiać i chcą o tym rozmawiać. Są czymś zainteresowani, a to wielka rzecz, bo w czsie rozmowy z osobą, która coś wie i chce wiedzieć można zacząć używać argumentów merytorycznych a nie tylko emocjonalnych.Może RM sami samo sobie dołki kopie edukując ludzi, ale robią świetną pracę u podstaw.

ky,

October 29, 2007 14:09

Skomentuj komentarz

Nie wiem czy „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, usłyszy ktokolwiek jakiegoś głosiciela homoseksualizmu, albo jakiego zdecydowanego antyklerykała lub satanistę. Inaczej mówiąc nie jest to atmosfera dla wszystkich. Czy jakikolwiek przeciwnik RM miał taką atmosferę? Wydaje mi się też, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w GW (i w dowolnych „Innych Mediach”(R)) będzie się cieszyć wywiadem przeprowadzonym „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, podczas gdy inni są przesłuchiwani przez dziennikarzy jak „przez prokuratorów”.Myślę sobie, że RM, podobnie jak inne media, reaguje na publikacje innych starając się we właściwym świetle przedstawić swoim odbiorcom to co piszą inni.A może zaskakujące jest, że ci w RM, potrafią zachowywać się jak ludzie „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, zionąc jednocześnie czymkolwiek?

w34,

October 29, 2007 21:09

Skomentuj komentarz

W RM przedstawia się tylko poglądy zbieżne ze światopogladem RM – zupełnie tak samo jak w Gazecie (i innych liberalnych mediach 🙂 polskojęzycznych), choć nie… w RM robi się to tak od siekiery, brutalnie, nieprofesjonalnie. Po prostu o. Rydzyk nie musi manipulować – i tak mu wierzą, ale nie to jest ważne – ważne jest, że zupełnie tak samo jak w Gazecie!Ziemkiewicz napisał, że RM jest dzieckiem Wyborczej, bo polityka wykluczenia prowadzona przez nich, w czasach gdy byli jedynym głosem spowodowała, że na ich skrajność pojawiła się inna skrajność. I nic po środku, choć może od niedawna na obiektywizm sili się Rzepa i nawet tak nazwał swój blog Ziemkiewicz.Ja nie napisałem, że RM jest OK, tylko, że pozytywem istnienia tej rozgłośni jest to, że mogę poznać inne głosy, inne wizje, inne światopoglądy – a to jest cenne, zwłaszcza przy monopolu informacyjnym pozostałych mediów.Ale bądź spokojny. Już panowie w UE nie pozwolą aby taki niezależny twór istniał. Wcześniej czy później Rydzyka uciszą, tak jak nie dali mu pieniędzy na szkołę. A jak piszesz o zionięciu to spójrz na Wyborczą. Np. dziś był cały tekst („o.Rydzyk:diabeł uwziął się na Polske”) o tym jak RM odebrano klęskę PiS. Po prostu ohydna manipulacja – tak sobie to przeczytałem, a ponieważ czasem słuchał RM to wiem, że nic tam nie było nieprawdą, wszystkie cytaty, teksty prawdopodobnie są prawdziwe – ale całość materiały skomponowana tak, aby przedstawić radio, prowadzących i słuchaczy jak ciemnogród, oszołomów, debili… dobrze, że nie terrorystów. Oświecony czytelnik poprze każdą petycje o zamknięcie tej tuby ciemnogrodu, zaraz poleci do swojego proboszcza i po linii kościelnej sprawi, że biskupi w trosce o Radio Maryja Rydzyka wyślą na misje do Afryki. Jak potem Rydzyk mówi o brutalnym ataku mediów na ich rozgłośnie to ja się wcale nie dziwie – ma chłop racje, spokoju to mu nie dają.

ky,

October 30, 2007 11:15

Skomentuj komentarz

Jakoś tak od kilku chyba lat nie czytam GW. Sam już nie wiem do końca dlaczego, chyba mnie coś w niej drażniło. Jakoś mi jej nie brak, nadal nie mam ochoty zaglądać na nic poza ogłoszeniami, jeśli już mam ją w ręce… Mogłem wypaść z głównego nurtu GW i nie do końca kojarzyć znane innym hasła (tak coś czasami czuję). Z tego co piszesz rozumiem, że i tak nie uwalnia mnie to spod jej wpływów. Pewnie tak jest… dlatego jeśli chodzi o PiS to starałem się oglądać to co dzieje się w np. sejmie, i to sami przygotują bez pomocy Innych Mediów (R) na licznych konferencjach – mnie to wystarczyło do wyrobienia sobie zdania. Może RM byłoby tu dobrym uzupełnieniem, ale nie sądzę by cokolwiek zmieniło.

w34,

October 30, 2007 21:02

Skomentuj komentarz

A ja czasem czytam a potem zauważam, jak jestem nieodporny na agitacje, manipulacje, kłamstwo, walkę emocjami. I to nie tylko w wydaniu GW czy innych liberalnych – po prostu łatwo mnie zakręcić, ale faktem jest, że też czasem się daje, że luzuję z ostrożnością, że za mało skupiam się na Wzorcu, za mało obcuję ze Źródłem. Słuchając RM łatwo wyłapać kłamstwa i manipulacje bo są szyte grubymi nićmi. O. Rydzyk nie musi się starać – słuchacze mu wierzą bezkrytycznie (i tym większy jest jego problem). Z GW jest inaczej – tam pracują zakręceni intelektualiści i oni inaczej nie potrafią myśleć jak pokrętnie a ta pokrętność jest niestety zaraźliwa.

Skomentuj notkę
* * * * * *

A teraz o PiS i ich współpracy. Ta pierwsza notka powstała po wysłuchaniu jakiś tam programów religijnych, przeudochrześcijańskich, ale jak sprawdziłem później, oprócz takich programów i paciorków w RM dużo jest treści społecznych i politycznych, przy czym te ostatnie bazują na zupełnie innym światopoglądzie, innym postrzeganiu świata i rzeczywistości – a skoro tak, to są inne a przez to ciekawe i inspirujące, jak wszystko czego się nie zna.

Otóż Wyborcza może zrobić wywiad z Zbigniewem Ziobro, ale choćby to był wywiad na 3 strony (pamiętam, że czytałem w GW taki wywiad z Giertychem) i choćby go 3 razy autoryzowano to mimo autoryzacji nie dowiem się z niego kim jest Ziobro, bo dziennikarze GW pytają go o rzeczy, które interesują czytelników GW przedstawione w sposób dla czytelników GW właściwy (choć tak naprawdę, pytają go o rzeczy, które każe im zapytać naczelny GW aby pokazać takiego Ziobro we właściwym dla GW świetle). A w Radio Maryja jest inaczej – taki Ziobro jest zapraszany przez wielebnego i w godzinnej, albo i dwugodzinnej rozmowie gadają sobie na tematy nawet takie same, ale w zupełnie w inny sposób, w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy. Oczywiście dziennikarze mają prawo do prokuratorskiej metody wyciągania z człowieka prawdy czyli do krzyżowego oginia pytań – ale czy rzeczywiście po takich odpowiedziach poznaje się poglądy człowieka?

Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
radio maryja,
pis,
macierewicz,
ziobro,
kaczyński

Komentarze: (5)

krisper,

October 27, 2007 00:42

Skomentuj komentarz

Ja mam jeszcze jeden pozytyw tegoż radia. Mianowicie moi rodzice w końcu wiedzą co to jest msza św. jakie ma części i dlaczego i po prostu mam punkt zaczepienia bo jest o czym rozmawiać i chcą o tym rozmawiać. Są czymś zainteresowani, a to wielka rzecz, bo w czsie rozmowy z osobą, która coś wie i chce wiedzieć można zacząć używać argumentów merytorycznych a nie tylko emocjonalnych.Może RM sami samo sobie dołki kopie edukując ludzi, ale robią świetną pracę u podstaw.

ky,

October 29, 2007 14:09

Skomentuj komentarz

Nie wiem czy „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, usłyszy ktokolwiek jakiegoś głosiciela homoseksualizmu, albo jakiego zdecydowanego antyklerykała lub satanistę. Inaczej mówiąc nie jest to atmosfera dla wszystkich. Czy jakikolwiek przeciwnik RM miał taką atmosferę? Wydaje mi się też, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w GW (i w dowolnych „Innych Mediach”(R)) będzie się cieszyć wywiadem przeprowadzonym „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, podczas gdy inni są przesłuchiwani przez dziennikarzy jak „przez prokuratorów”.Myślę sobie, że RM, podobnie jak inne media, reaguje na publikacje innych starając się we właściwym świetle przedstawić swoim odbiorcom to co piszą inni.A może zaskakujące jest, że ci w RM, potrafią zachowywać się jak ludzie „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, zionąc jednocześnie czymkolwiek?

w34,

October 29, 2007 21:09

Skomentuj komentarz

W RM przedstawia się tylko poglądy zbieżne ze światopogladem RM – zupełnie tak samo jak w Gazecie (i innych liberalnych mediach 🙂 polskojęzycznych), choć nie… w RM robi się to tak od siekiery, brutalnie, nieprofesjonalnie. Po prostu o. Rydzyk nie musi manipulować – i tak mu wierzą, ale nie to jest ważne – ważne jest, że zupełnie tak samo jak w Gazecie!Ziemkiewicz napisał, że RM jest dzieckiem Wyborczej, bo polityka wykluczenia prowadzona przez nich, w czasach gdy byli jedynym głosem spowodowała, że na ich skrajność pojawiła się inna skrajność. I nic po środku, choć może od niedawna na obiektywizm sili się Rzepa i nawet tak nazwał swój blog Ziemkiewicz.Ja nie napisałem, że RM jest OK, tylko, że pozytywem istnienia tej rozgłośni jest to, że mogę poznać inne głosy, inne wizje, inne światopoglądy – a to jest cenne, zwłaszcza przy monopolu informacyjnym pozostałych mediów.Ale bądź spokojny. Już panowie w UE nie pozwolą aby taki niezależny twór istniał. Wcześniej czy później Rydzyka uciszą, tak jak nie dali mu pieniędzy na szkołę. A jak piszesz o zionięciu to spójrz na Wyborczą. Np. dziś był cały tekst („o.Rydzyk:diabeł uwziął się na Polske”) o tym jak RM odebrano klęskę PiS. Po prostu ohydna manipulacja – tak sobie to przeczytałem, a ponieważ czasem słuchał RM to wiem, że nic tam nie było nieprawdą, wszystkie cytaty, teksty prawdopodobnie są prawdziwe – ale całość materiały skomponowana tak, aby przedstawić radio, prowadzących i słuchaczy jak ciemnogród, oszołomów, debili… dobrze, że nie terrorystów. Oświecony czytelnik poprze każdą petycje o zamknięcie tej tuby ciemnogrodu, zaraz poleci do swojego proboszcza i po linii kościelnej sprawi, że biskupi w trosce o Radio Maryja Rydzyka wyślą na misje do Afryki. Jak potem Rydzyk mówi o brutalnym ataku mediów na ich rozgłośnie to ja się wcale nie dziwie – ma chłop racje, spokoju to mu nie dają.

ky,

October 30, 2007 11:15

Skomentuj komentarz

Jakoś tak od kilku chyba lat nie czytam GW. Sam już nie wiem do końca dlaczego, chyba mnie coś w niej drażniło. Jakoś mi jej nie brak, nadal nie mam ochoty zaglądać na nic poza ogłoszeniami, jeśli już mam ją w ręce… Mogłem wypaść z głównego nurtu GW i nie do końca kojarzyć znane innym hasła (tak coś czasami czuję). Z tego co piszesz rozumiem, że i tak nie uwalnia mnie to spod jej wpływów. Pewnie tak jest… dlatego jeśli chodzi o PiS to starałem się oglądać to co dzieje się w np. sejmie, i to sami przygotują bez pomocy Innych Mediów (R) na licznych konferencjach – mnie to wystarczyło do wyrobienia sobie zdania. Może RM byłoby tu dobrym uzupełnieniem, ale nie sądzę by cokolwiek zmieniło.

w34,

October 30, 2007 21:02

Skomentuj komentarz

A ja czasem czytam a potem zauważam, jak jestem nieodporny na agitacje, manipulacje, kłamstwo, walkę emocjami. I to nie tylko w wydaniu GW czy innych liberalnych – po prostu łatwo mnie zakręcić, ale faktem jest, że też czasem się daje, że luzuję z ostrożnością, że za mało skupiam się na Wzorcu, za mało obcuję ze Źródłem. Słuchając RM łatwo wyłapać kłamstwa i manipulacje bo są szyte grubymi nićmi. O. Rydzyk nie musi się starać – słuchacze mu wierzą bezkrytycznie (i tym większy jest jego problem). Z GW jest inaczej – tam pracują zakręceni intelektualiści i oni inaczej nie potrafią myśleć jak pokrętnie a ta pokrętność jest niestety zaraźliwa.

Skomentuj notkę
A teraz o PiS i ich współpracy. Ta pierwsza notka powstała po wysłuchaniu jakiś tam programów religijnych, przeudochrześcijańskich, ale jak sprawdziłem później, oprócz takich programów i paciorków w RM dużo jest treści społecznych i politycznych, przy czym te ostatnie bazują na zupełnie innym światopoglądzie, innym postrzeganiu świata i rzeczywistości – a skoro tak, to są inne a przez to ciekawe i inspirujące, jak wszystko czego się nie zna.

Otóż Wyborcza może zrobić wywiad z Zbigniewem Ziobro, ale choćby to był wywiad na 3 strony (pamiętam, że czytałem w GW taki wywiad z Giertychem) i choćby go 3 razy autoryzowano to mimo autoryzacji nie dowiem się z niego kim jest Ziobro, bo dziennikarze GW pytają go o rzeczy, które interesują czytelników GW przedstawione w sposób dla czytelników GW właściwy (choć tak naprawdę, pytają go o rzeczy, które każe im zapytać naczelny GW aby pokazać takiego Ziobro we właściwym dla GW świetle). A w Radio Maryja jest inaczej – taki Ziobro jest zapraszany przez wielebnego i w godzinnej, albo i dwugodzinnej rozmowie gadają sobie na tematy nawet takie same, ale w zupełnie w inny sposób, w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy. Oczywiście dziennikarze mają prawo do prokuratorskiej metody wyciągania z człowieka prawdy czyli do krzyżowego oginia pytań – ale czy rzeczywiście po takich odpowiedziach poznaje się poglądy człowieka?

Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
radio maryja,
pis,
macierewicz,
ziobro,
kaczyński

Komentarze: (5)

krisper,

October 27, 2007 00:42

Skomentuj komentarz

Ja mam jeszcze jeden pozytyw tegoż radia. Mianowicie moi rodzice w końcu wiedzą co to jest msza św. jakie ma części i dlaczego i po prostu mam punkt zaczepienia bo jest o czym rozmawiać i chcą o tym rozmawiać. Są czymś zainteresowani, a to wielka rzecz, bo w czsie rozmowy z osobą, która coś wie i chce wiedzieć można zacząć używać argumentów merytorycznych a nie tylko emocjonalnych.Może RM sami samo sobie dołki kopie edukując ludzi, ale robią świetną pracę u podstaw.

ky,

October 29, 2007 14:09

Skomentuj komentarz

Nie wiem czy „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, usłyszy ktokolwiek jakiegoś głosiciela homoseksualizmu, albo jakiego zdecydowanego antyklerykała lub satanistę. Inaczej mówiąc nie jest to atmosfera dla wszystkich. Czy jakikolwiek przeciwnik RM miał taką atmosferę? Wydaje mi się też, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w GW (i w dowolnych „Innych Mediach”(R)) będzie się cieszyć wywiadem przeprowadzonym „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, podczas gdy inni są przesłuchiwani przez dziennikarzy jak „przez prokuratorów”.Myślę sobie, że RM, podobnie jak inne media, reaguje na publikacje innych starając się we właściwym świetle przedstawić swoim odbiorcom to co piszą inni.A może zaskakujące jest, że ci w RM, potrafią zachowywać się jak ludzie „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, zionąc jednocześnie czymkolwiek?

w34,

October 29, 2007 21:09

Skomentuj komentarz

W RM przedstawia się tylko poglądy zbieżne ze światopogladem RM – zupełnie tak samo jak w Gazecie (i innych liberalnych mediach 🙂 polskojęzycznych), choć nie… w RM robi się to tak od siekiery, brutalnie, nieprofesjonalnie. Po prostu o. Rydzyk nie musi manipulować – i tak mu wierzą, ale nie to jest ważne – ważne jest, że zupełnie tak samo jak w Gazecie!Ziemkiewicz napisał, że RM jest dzieckiem Wyborczej, bo polityka wykluczenia prowadzona przez nich, w czasach gdy byli jedynym głosem spowodowała, że na ich skrajność pojawiła się inna skrajność. I nic po środku, choć może od niedawna na obiektywizm sili się Rzepa i nawet tak nazwał swój blog Ziemkiewicz.Ja nie napisałem, że RM jest OK, tylko, że pozytywem istnienia tej rozgłośni jest to, że mogę poznać inne głosy, inne wizje, inne światopoglądy – a to jest cenne, zwłaszcza przy monopolu informacyjnym pozostałych mediów.Ale bądź spokojny. Już panowie w UE nie pozwolą aby taki niezależny twór istniał. Wcześniej czy później Rydzyka uciszą, tak jak nie dali mu pieniędzy na szkołę. A jak piszesz o zionięciu to spójrz na Wyborczą. Np. dziś był cały tekst („o.Rydzyk:diabeł uwziął się na Polske”) o tym jak RM odebrano klęskę PiS. Po prostu ohydna manipulacja – tak sobie to przeczytałem, a ponieważ czasem słuchał RM to wiem, że nic tam nie było nieprawdą, wszystkie cytaty, teksty prawdopodobnie są prawdziwe – ale całość materiały skomponowana tak, aby przedstawić radio, prowadzących i słuchaczy jak ciemnogród, oszołomów, debili… dobrze, że nie terrorystów. Oświecony czytelnik poprze każdą petycje o zamknięcie tej tuby ciemnogrodu, zaraz poleci do swojego proboszcza i po linii kościelnej sprawi, że biskupi w trosce o Radio Maryja Rydzyka wyślą na misje do Afryki. Jak potem Rydzyk mówi o brutalnym ataku mediów na ich rozgłośnie to ja się wcale nie dziwie – ma chłop racje, spokoju to mu nie dają.

ky,

October 30, 2007 11:15

Skomentuj komentarz

Jakoś tak od kilku chyba lat nie czytam GW. Sam już nie wiem do końca dlaczego, chyba mnie coś w niej drażniło. Jakoś mi jej nie brak, nadal nie mam ochoty zaglądać na nic poza ogłoszeniami, jeśli już mam ją w ręce… Mogłem wypaść z głównego nurtu GW i nie do końca kojarzyć znane innym hasła (tak coś czasami czuję). Z tego co piszesz rozumiem, że i tak nie uwalnia mnie to spod jej wpływów. Pewnie tak jest… dlatego jeśli chodzi o PiS to starałem się oglądać to co dzieje się w np. sejmie, i to sami przygotują bez pomocy Innych Mediów (R) na licznych konferencjach – mnie to wystarczyło do wyrobienia sobie zdania. Może RM byłoby tu dobrym uzupełnieniem, ale nie sądzę by cokolwiek zmieniło.

w34,

October 30, 2007 21:02

Skomentuj komentarz

A ja czasem czytam a potem zauważam, jak jestem nieodporny na agitacje, manipulacje, kłamstwo, walkę emocjami. I to nie tylko w wydaniu GW czy innych liberalnych – po prostu łatwo mnie zakręcić, ale faktem jest, że też czasem się daje, że luzuję z ostrożnością, że za mało skupiam się na Wzorcu, za mało obcuję ze Źródłem. Słuchając RM łatwo wyłapać kłamstwa i manipulacje bo są szyte grubymi nićmi. O. Rydzyk nie musi się starać – słuchacze mu wierzą bezkrytycznie (i tym większy jest jego problem). Z GW jest inaczej – tam pracują zakręceni intelektualiści i oni inaczej nie potrafią myśleć jak pokrętnie a ta pokrętność jest niestety zaraźliwa.

Skomentuj notkę
Otóż Wyborcza może zrobić wywiad z Zbigniewem Ziobro, ale choćby to był wywiad na 3 strony (pamiętam, że czytałem w GW taki wywiad z Giertychem) i choćby go 3 razy autoryzowano to mimo autoryzacji nie dowiem się z niego kim jest Ziobro, bo dziennikarze GW pytają go o rzeczy, które interesują czytelników GW przedstawione w sposób dla czytelników GW właściwy (choć tak naprawdę, pytają go o rzeczy, które każe im zapytać naczelny GW aby pokazać takiego Ziobro we właściwym dla GW świetle). A w Radio Maryja jest inaczej – taki Ziobro jest zapraszany przez wielebnego i w godzinnej, albo i dwugodzinnej rozmowie gadają sobie na tematy nawet takie same, ale w zupełnie w inny sposób, w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy. Oczywiście dziennikarze mają prawo do prokuratorskiej metody wyciągania z człowieka prawdy czyli do krzyżowego oginia pytań – ale czy rzeczywiście po takich odpowiedziach poznaje się poglądy człowieka?

Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
radio maryja,
pis,
macierewicz,
ziobro,
kaczyński

Komentarze: (5)

krisper,

October 27, 2007 00:42

Skomentuj komentarz

Ja mam jeszcze jeden pozytyw tegoż radia. Mianowicie moi rodzice w końcu wiedzą co to jest msza św. jakie ma części i dlaczego i po prostu mam punkt zaczepienia bo jest o czym rozmawiać i chcą o tym rozmawiać. Są czymś zainteresowani, a to wielka rzecz, bo w czsie rozmowy z osobą, która coś wie i chce wiedzieć można zacząć używać argumentów merytorycznych a nie tylko emocjonalnych.Może RM sami samo sobie dołki kopie edukując ludzi, ale robią świetną pracę u podstaw.

ky,

October 29, 2007 14:09

Skomentuj komentarz

Nie wiem czy „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, usłyszy ktokolwiek jakiegoś głosiciela homoseksualizmu, albo jakiego zdecydowanego antyklerykała lub satanistę. Inaczej mówiąc nie jest to atmosfera dla wszystkich. Czy jakikolwiek przeciwnik RM miał taką atmosferę? Wydaje mi się też, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w GW (i w dowolnych „Innych Mediach”(R)) będzie się cieszyć wywiadem przeprowadzonym „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, podczas gdy inni są przesłuchiwani przez dziennikarzy jak „przez prokuratorów”.Myślę sobie, że RM, podobnie jak inne media, reaguje na publikacje innych starając się we właściwym świetle przedstawić swoim odbiorcom to co piszą inni.A może zaskakujące jest, że ci w RM, potrafią zachowywać się jak ludzie „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, zionąc jednocześnie czymkolwiek?

w34,

October 29, 2007 21:09

Skomentuj komentarz

W RM przedstawia się tylko poglądy zbieżne ze światopogladem RM – zupełnie tak samo jak w Gazecie (i innych liberalnych mediach 🙂 polskojęzycznych), choć nie… w RM robi się to tak od siekiery, brutalnie, nieprofesjonalnie. Po prostu o. Rydzyk nie musi manipulować – i tak mu wierzą, ale nie to jest ważne – ważne jest, że zupełnie tak samo jak w Gazecie!Ziemkiewicz napisał, że RM jest dzieckiem Wyborczej, bo polityka wykluczenia prowadzona przez nich, w czasach gdy byli jedynym głosem spowodowała, że na ich skrajność pojawiła się inna skrajność. I nic po środku, choć może od niedawna na obiektywizm sili się Rzepa i nawet tak nazwał swój blog Ziemkiewicz.Ja nie napisałem, że RM jest OK, tylko, że pozytywem istnienia tej rozgłośni jest to, że mogę poznać inne głosy, inne wizje, inne światopoglądy – a to jest cenne, zwłaszcza przy monopolu informacyjnym pozostałych mediów.Ale bądź spokojny. Już panowie w UE nie pozwolą aby taki niezależny twór istniał. Wcześniej czy później Rydzyka uciszą, tak jak nie dali mu pieniędzy na szkołę. A jak piszesz o zionięciu to spójrz na Wyborczą. Np. dziś był cały tekst („o.Rydzyk:diabeł uwziął się na Polske”) o tym jak RM odebrano klęskę PiS. Po prostu ohydna manipulacja – tak sobie to przeczytałem, a ponieważ czasem słuchał RM to wiem, że nic tam nie było nieprawdą, wszystkie cytaty, teksty prawdopodobnie są prawdziwe – ale całość materiały skomponowana tak, aby przedstawić radio, prowadzących i słuchaczy jak ciemnogród, oszołomów, debili… dobrze, że nie terrorystów. Oświecony czytelnik poprze każdą petycje o zamknięcie tej tuby ciemnogrodu, zaraz poleci do swojego proboszcza i po linii kościelnej sprawi, że biskupi w trosce o Radio Maryja Rydzyka wyślą na misje do Afryki. Jak potem Rydzyk mówi o brutalnym ataku mediów na ich rozgłośnie to ja się wcale nie dziwie – ma chłop racje, spokoju to mu nie dają.

ky,

October 30, 2007 11:15

Skomentuj komentarz

Jakoś tak od kilku chyba lat nie czytam GW. Sam już nie wiem do końca dlaczego, chyba mnie coś w niej drażniło. Jakoś mi jej nie brak, nadal nie mam ochoty zaglądać na nic poza ogłoszeniami, jeśli już mam ją w ręce… Mogłem wypaść z głównego nurtu GW i nie do końca kojarzyć znane innym hasła (tak coś czasami czuję). Z tego co piszesz rozumiem, że i tak nie uwalnia mnie to spod jej wpływów. Pewnie tak jest… dlatego jeśli chodzi o PiS to starałem się oglądać to co dzieje się w np. sejmie, i to sami przygotują bez pomocy Innych Mediów (R) na licznych konferencjach – mnie to wystarczyło do wyrobienia sobie zdania. Może RM byłoby tu dobrym uzupełnieniem, ale nie sądzę by cokolwiek zmieniło.

w34,

October 30, 2007 21:02

Skomentuj komentarz

A ja czasem czytam a potem zauważam, jak jestem nieodporny na agitacje, manipulacje, kłamstwo, walkę emocjami. I to nie tylko w wydaniu GW czy innych liberalnych – po prostu łatwo mnie zakręcić, ale faktem jest, że też czasem się daje, że luzuję z ostrożnością, że za mało skupiam się na Wzorcu, za mało obcuję ze Źródłem. Słuchając RM łatwo wyłapać kłamstwa i manipulacje bo są szyte grubymi nićmi. O. Rydzyk nie musi się starać – słuchacze mu wierzą bezkrytycznie (i tym większy jest jego problem). Z GW jest inaczej – tam pracują zakręceni intelektualiści i oni inaczej nie potrafią myśleć jak pokrętnie a ta pokrętność jest niestety zaraźliwa.

Skomentuj notkę
Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
radio maryja,
pis,
macierewicz,
ziobro,
kaczyński

Komentarze: (5)

krisper,

October 27, 2007 00:42

Skomentuj komentarz

Ja mam jeszcze jeden pozytyw tegoż radia. Mianowicie moi rodzice w końcu wiedzą co to jest msza św. jakie ma części i dlaczego i po prostu mam punkt zaczepienia bo jest o czym rozmawiać i chcą o tym rozmawiać. Są czymś zainteresowani, a to wielka rzecz, bo w czsie rozmowy z osobą, która coś wie i chce wiedzieć można zacząć używać argumentów merytorycznych a nie tylko emocjonalnych.Może RM sami samo sobie dołki kopie edukując ludzi, ale robią świetną pracę u podstaw.

ky,

October 29, 2007 14:09

Skomentuj komentarz

Nie wiem czy „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, usłyszy ktokolwiek jakiegoś głosiciela homoseksualizmu, albo jakiego zdecydowanego antyklerykała lub satanistę. Inaczej mówiąc nie jest to atmosfera dla wszystkich. Czy jakikolwiek przeciwnik RM miał taką atmosferę? Wydaje mi się też, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w GW (i w dowolnych „Innych Mediach”(R)) będzie się cieszyć wywiadem przeprowadzonym „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, podczas gdy inni są przesłuchiwani przez dziennikarzy jak „przez prokuratorów”.Myślę sobie, że RM, podobnie jak inne media, reaguje na publikacje innych starając się we właściwym świetle przedstawić swoim odbiorcom to co piszą inni.A może zaskakujące jest, że ci w RM, potrafią zachowywać się jak ludzie „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, zionąc jednocześnie czymkolwiek?

w34,

October 29, 2007 21:09

Skomentuj komentarz

W RM przedstawia się tylko poglądy zbieżne ze światopogladem RM – zupełnie tak samo jak w Gazecie (i innych liberalnych mediach 🙂 polskojęzycznych), choć nie… w RM robi się to tak od siekiery, brutalnie, nieprofesjonalnie. Po prostu o. Rydzyk nie musi manipulować – i tak mu wierzą, ale nie to jest ważne – ważne jest, że zupełnie tak samo jak w Gazecie!Ziemkiewicz napisał, że RM jest dzieckiem Wyborczej, bo polityka wykluczenia prowadzona przez nich, w czasach gdy byli jedynym głosem spowodowała, że na ich skrajność pojawiła się inna skrajność. I nic po środku, choć może od niedawna na obiektywizm sili się Rzepa i nawet tak nazwał swój blog Ziemkiewicz.Ja nie napisałem, że RM jest OK, tylko, że pozytywem istnienia tej rozgłośni jest to, że mogę poznać inne głosy, inne wizje, inne światopoglądy – a to jest cenne, zwłaszcza przy monopolu informacyjnym pozostałych mediów.Ale bądź spokojny. Już panowie w UE nie pozwolą aby taki niezależny twór istniał. Wcześniej czy później Rydzyka uciszą, tak jak nie dali mu pieniędzy na szkołę. A jak piszesz o zionięciu to spójrz na Wyborczą. Np. dziś był cały tekst („o.Rydzyk:diabeł uwziął się na Polske”) o tym jak RM odebrano klęskę PiS. Po prostu ohydna manipulacja – tak sobie to przeczytałem, a ponieważ czasem słuchał RM to wiem, że nic tam nie było nieprawdą, wszystkie cytaty, teksty prawdopodobnie są prawdziwe – ale całość materiały skomponowana tak, aby przedstawić radio, prowadzących i słuchaczy jak ciemnogród, oszołomów, debili… dobrze, że nie terrorystów. Oświecony czytelnik poprze każdą petycje o zamknięcie tej tuby ciemnogrodu, zaraz poleci do swojego proboszcza i po linii kościelnej sprawi, że biskupi w trosce o Radio Maryja Rydzyka wyślą na misje do Afryki. Jak potem Rydzyk mówi o brutalnym ataku mediów na ich rozgłośnie to ja się wcale nie dziwie – ma chłop racje, spokoju to mu nie dają.

ky,

October 30, 2007 11:15

Skomentuj komentarz

Jakoś tak od kilku chyba lat nie czytam GW. Sam już nie wiem do końca dlaczego, chyba mnie coś w niej drażniło. Jakoś mi jej nie brak, nadal nie mam ochoty zaglądać na nic poza ogłoszeniami, jeśli już mam ją w ręce… Mogłem wypaść z głównego nurtu GW i nie do końca kojarzyć znane innym hasła (tak coś czasami czuję). Z tego co piszesz rozumiem, że i tak nie uwalnia mnie to spod jej wpływów. Pewnie tak jest… dlatego jeśli chodzi o PiS to starałem się oglądać to co dzieje się w np. sejmie, i to sami przygotują bez pomocy Innych Mediów (R) na licznych konferencjach – mnie to wystarczyło do wyrobienia sobie zdania. Może RM byłoby tu dobrym uzupełnieniem, ale nie sądzę by cokolwiek zmieniło.

w34,

October 30, 2007 21:02

Skomentuj komentarz

A ja czasem czytam a potem zauważam, jak jestem nieodporny na agitacje, manipulacje, kłamstwo, walkę emocjami. I to nie tylko w wydaniu GW czy innych liberalnych – po prostu łatwo mnie zakręcić, ale faktem jest, że też czasem się daje, że luzuję z ostrożnością, że za mało skupiam się na Wzorcu, za mało obcuję ze Źródłem. Słuchając RM łatwo wyłapać kłamstwa i manipulacje bo są szyte grubymi nićmi. O. Rydzyk nie musi się starać – słuchacze mu wierzą bezkrytycznie (i tym większy jest jego problem). Z GW jest inaczej – tam pracują zakręceni intelektualiści i oni inaczej nie potrafią myśleć jak pokrętnie a ta pokrętność jest niestety zaraźliwa.

Skomentuj notkę
* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
radio maryja,
pis,
macierewicz,
ziobro,
kaczyński

Komentarze: (5)

krisper,

October 27, 2007 00:42

Skomentuj komentarz

Ja mam jeszcze jeden pozytyw tegoż radia. Mianowicie moi rodzice w końcu wiedzą co to jest msza św. jakie ma części i dlaczego i po prostu mam punkt zaczepienia bo jest o czym rozmawiać i chcą o tym rozmawiać. Są czymś zainteresowani, a to wielka rzecz, bo w czsie rozmowy z osobą, która coś wie i chce wiedzieć można zacząć używać argumentów merytorycznych a nie tylko emocjonalnych.Może RM sami samo sobie dołki kopie edukując ludzi, ale robią świetną pracę u podstaw.

ky,

October 29, 2007 14:09

Skomentuj komentarz

Nie wiem czy „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, usłyszy ktokolwiek jakiegoś głosiciela homoseksualizmu, albo jakiego zdecydowanego antyklerykała lub satanistę. Inaczej mówiąc nie jest to atmosfera dla wszystkich. Czy jakikolwiek przeciwnik RM miał taką atmosferę? Wydaje mi się też, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w GW (i w dowolnych „Innych Mediach”(R)) będzie się cieszyć wywiadem przeprowadzonym „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, podczas gdy inni są przesłuchiwani przez dziennikarzy jak „przez prokuratorów”.Myślę sobie, że RM, podobnie jak inne media, reaguje na publikacje innych starając się we właściwym świetle przedstawić swoim odbiorcom to co piszą inni.A może zaskakujące jest, że ci w RM, potrafią zachowywać się jak ludzie „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, zionąc jednocześnie czymkolwiek?

w34,

October 29, 2007 21:09

Skomentuj komentarz

W RM przedstawia się tylko poglądy zbieżne ze światopogladem RM – zupełnie tak samo jak w Gazecie (i innych liberalnych mediach 🙂 polskojęzycznych), choć nie… w RM robi się to tak od siekiery, brutalnie, nieprofesjonalnie. Po prostu o. Rydzyk nie musi manipulować – i tak mu wierzą, ale nie to jest ważne – ważne jest, że zupełnie tak samo jak w Gazecie!Ziemkiewicz napisał, że RM jest dzieckiem Wyborczej, bo polityka wykluczenia prowadzona przez nich, w czasach gdy byli jedynym głosem spowodowała, że na ich skrajność pojawiła się inna skrajność. I nic po środku, choć może od niedawna na obiektywizm sili się Rzepa i nawet tak nazwał swój blog Ziemkiewicz.Ja nie napisałem, że RM jest OK, tylko, że pozytywem istnienia tej rozgłośni jest to, że mogę poznać inne głosy, inne wizje, inne światopoglądy – a to jest cenne, zwłaszcza przy monopolu informacyjnym pozostałych mediów.Ale bądź spokojny. Już panowie w UE nie pozwolą aby taki niezależny twór istniał. Wcześniej czy później Rydzyka uciszą, tak jak nie dali mu pieniędzy na szkołę. A jak piszesz o zionięciu to spójrz na Wyborczą. Np. dziś był cały tekst („o.Rydzyk:diabeł uwziął się na Polske”) o tym jak RM odebrano klęskę PiS. Po prostu ohydna manipulacja – tak sobie to przeczytałem, a ponieważ czasem słuchał RM to wiem, że nic tam nie było nieprawdą, wszystkie cytaty, teksty prawdopodobnie są prawdziwe – ale całość materiały skomponowana tak, aby przedstawić radio, prowadzących i słuchaczy jak ciemnogród, oszołomów, debili… dobrze, że nie terrorystów. Oświecony czytelnik poprze każdą petycje o zamknięcie tej tuby ciemnogrodu, zaraz poleci do swojego proboszcza i po linii kościelnej sprawi, że biskupi w trosce o Radio Maryja Rydzyka wyślą na misje do Afryki. Jak potem Rydzyk mówi o brutalnym ataku mediów na ich rozgłośnie to ja się wcale nie dziwie – ma chłop racje, spokoju to mu nie dają.

ky,

October 30, 2007 11:15

Skomentuj komentarz

Jakoś tak od kilku chyba lat nie czytam GW. Sam już nie wiem do końca dlaczego, chyba mnie coś w niej drażniło. Jakoś mi jej nie brak, nadal nie mam ochoty zaglądać na nic poza ogłoszeniami, jeśli już mam ją w ręce… Mogłem wypaść z głównego nurtu GW i nie do końca kojarzyć znane innym hasła (tak coś czasami czuję). Z tego co piszesz rozumiem, że i tak nie uwalnia mnie to spod jej wpływów. Pewnie tak jest… dlatego jeśli chodzi o PiS to starałem się oglądać to co dzieje się w np. sejmie, i to sami przygotują bez pomocy Innych Mediów (R) na licznych konferencjach – mnie to wystarczyło do wyrobienia sobie zdania. Może RM byłoby tu dobrym uzupełnieniem, ale nie sądzę by cokolwiek zmieniło.

w34,

October 30, 2007 21:02

Skomentuj komentarz

A ja czasem czytam a potem zauważam, jak jestem nieodporny na agitacje, manipulacje, kłamstwo, walkę emocjami. I to nie tylko w wydaniu GW czy innych liberalnych – po prostu łatwo mnie zakręcić, ale faktem jest, że też czasem się daje, że luzuję z ostrożnością, że za mało skupiam się na Wzorcu, za mało obcuję ze Źródłem. Słuchając RM łatwo wyłapać kłamstwa i manipulacje bo są szyte grubymi nićmi. O. Rydzyk nie musi się starać – słuchacze mu wierzą bezkrytycznie (i tym większy jest jego problem). Z GW jest inaczej – tam pracują zakręceni intelektualiści i oni inaczej nie potrafią myśleć jak pokrętnie a ta pokrętność jest niestety zaraźliwa.

Skomentuj notkę
I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
radio maryja,
pis,
macierewicz,
ziobro,
kaczyński

Komentarze: (5)

krisper,

October 27, 2007 00:42

Skomentuj komentarz

Ja mam jeszcze jeden pozytyw tegoż radia. Mianowicie moi rodzice w końcu wiedzą co to jest msza św. jakie ma części i dlaczego i po prostu mam punkt zaczepienia bo jest o czym rozmawiać i chcą o tym rozmawiać. Są czymś zainteresowani, a to wielka rzecz, bo w czsie rozmowy z osobą, która coś wie i chce wiedzieć można zacząć używać argumentów merytorycznych a nie tylko emocjonalnych.Może RM sami samo sobie dołki kopie edukując ludzi, ale robią świetną pracę u podstaw.

ky,

October 29, 2007 14:09

Skomentuj komentarz

Nie wiem czy „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, usłyszy ktokolwiek jakiegoś głosiciela homoseksualizmu, albo jakiego zdecydowanego antyklerykała lub satanistę. Inaczej mówiąc nie jest to atmosfera dla wszystkich. Czy jakikolwiek przeciwnik RM miał taką atmosferę? Wydaje mi się też, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w GW (i w dowolnych „Innych Mediach”(R)) będzie się cieszyć wywiadem przeprowadzonym „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, podczas gdy inni są przesłuchiwani przez dziennikarzy jak „przez prokuratorów”.Myślę sobie, że RM, podobnie jak inne media, reaguje na publikacje innych starając się we właściwym świetle przedstawić swoim odbiorcom to co piszą inni.A może zaskakujące jest, że ci w RM, potrafią zachowywać się jak ludzie „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, zionąc jednocześnie czymkolwiek?

w34,

October 29, 2007 21:09

Skomentuj komentarz

W RM przedstawia się tylko poglądy zbieżne ze światopogladem RM – zupełnie tak samo jak w Gazecie (i innych liberalnych mediach 🙂 polskojęzycznych), choć nie… w RM robi się to tak od siekiery, brutalnie, nieprofesjonalnie. Po prostu o. Rydzyk nie musi manipulować – i tak mu wierzą, ale nie to jest ważne – ważne jest, że zupełnie tak samo jak w Gazecie!Ziemkiewicz napisał, że RM jest dzieckiem Wyborczej, bo polityka wykluczenia prowadzona przez nich, w czasach gdy byli jedynym głosem spowodowała, że na ich skrajność pojawiła się inna skrajność. I nic po środku, choć może od niedawna na obiektywizm sili się Rzepa i nawet tak nazwał swój blog Ziemkiewicz.Ja nie napisałem, że RM jest OK, tylko, że pozytywem istnienia tej rozgłośni jest to, że mogę poznać inne głosy, inne wizje, inne światopoglądy – a to jest cenne, zwłaszcza przy monopolu informacyjnym pozostałych mediów.Ale bądź spokojny. Już panowie w UE nie pozwolą aby taki niezależny twór istniał. Wcześniej czy później Rydzyka uciszą, tak jak nie dali mu pieniędzy na szkołę. A jak piszesz o zionięciu to spójrz na Wyborczą. Np. dziś był cały tekst („o.Rydzyk:diabeł uwziął się na Polske”) o tym jak RM odebrano klęskę PiS. Po prostu ohydna manipulacja – tak sobie to przeczytałem, a ponieważ czasem słuchał RM to wiem, że nic tam nie było nieprawdą, wszystkie cytaty, teksty prawdopodobnie są prawdziwe – ale całość materiały skomponowana tak, aby przedstawić radio, prowadzących i słuchaczy jak ciemnogród, oszołomów, debili… dobrze, że nie terrorystów. Oświecony czytelnik poprze każdą petycje o zamknięcie tej tuby ciemnogrodu, zaraz poleci do swojego proboszcza i po linii kościelnej sprawi, że biskupi w trosce o Radio Maryja Rydzyka wyślą na misje do Afryki. Jak potem Rydzyk mówi o brutalnym ataku mediów na ich rozgłośnie to ja się wcale nie dziwie – ma chłop racje, spokoju to mu nie dają.

ky,

October 30, 2007 11:15

Skomentuj komentarz

Jakoś tak od kilku chyba lat nie czytam GW. Sam już nie wiem do końca dlaczego, chyba mnie coś w niej drażniło. Jakoś mi jej nie brak, nadal nie mam ochoty zaglądać na nic poza ogłoszeniami, jeśli już mam ją w ręce… Mogłem wypaść z głównego nurtu GW i nie do końca kojarzyć znane innym hasła (tak coś czasami czuję). Z tego co piszesz rozumiem, że i tak nie uwalnia mnie to spod jej wpływów. Pewnie tak jest… dlatego jeśli chodzi o PiS to starałem się oglądać to co dzieje się w np. sejmie, i to sami przygotują bez pomocy Innych Mediów (R) na licznych konferencjach – mnie to wystarczyło do wyrobienia sobie zdania. Może RM byłoby tu dobrym uzupełnieniem, ale nie sądzę by cokolwiek zmieniło.

w34,

October 30, 2007 21:02

Skomentuj komentarz

A ja czasem czytam a potem zauważam, jak jestem nieodporny na agitacje, manipulacje, kłamstwo, walkę emocjami. I to nie tylko w wydaniu GW czy innych liberalnych – po prostu łatwo mnie zakręcić, ale faktem jest, że też czasem się daje, że luzuję z ostrożnością, że za mało skupiam się na Wzorcu, za mało obcuję ze Źródłem. Słuchając RM łatwo wyłapać kłamstwa i manipulacje bo są szyte grubymi nićmi. O. Rydzyk nie musi się starać – słuchacze mu wierzą bezkrytycznie (i tym większy jest jego problem). Z GW jest inaczej – tam pracują zakręceni intelektualiści i oni inaczej nie potrafią myśleć jak pokrętnie a ta pokrętność jest niestety zaraźliwa.

Skomentuj notkę
Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
radio maryja,
pis,
macierewicz,
ziobro,
kaczyński

Komentarze: (5)

krisper,

October 27, 2007 00:42

Skomentuj komentarz

Ja mam jeszcze jeden pozytyw tegoż radia. Mianowicie moi rodzice w końcu wiedzą co to jest msza św. jakie ma części i dlaczego i po prostu mam punkt zaczepienia bo jest o czym rozmawiać i chcą o tym rozmawiać. Są czymś zainteresowani, a to wielka rzecz, bo w czsie rozmowy z osobą, która coś wie i chce wiedzieć można zacząć używać argumentów merytorycznych a nie tylko emocjonalnych.Może RM sami samo sobie dołki kopie edukując ludzi, ale robią świetną pracę u podstaw.

ky,

October 29, 2007 14:09

Skomentuj komentarz

Nie wiem czy „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, usłyszy ktokolwiek jakiegoś głosiciela homoseksualizmu, albo jakiego zdecydowanego antyklerykała lub satanistę. Inaczej mówiąc nie jest to atmosfera dla wszystkich. Czy jakikolwiek przeciwnik RM miał taką atmosferę? Wydaje mi się też, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w GW (i w dowolnych „Innych Mediach”(R)) będzie się cieszyć wywiadem przeprowadzonym „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, podczas gdy inni są przesłuchiwani przez dziennikarzy jak „przez prokuratorów”.Myślę sobie, że RM, podobnie jak inne media, reaguje na publikacje innych starając się we właściwym świetle przedstawić swoim odbiorcom to co piszą inni.A może zaskakujące jest, że ci w RM, potrafią zachowywać się jak ludzie „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, zionąc jednocześnie czymkolwiek?

w34,

October 29, 2007 21:09

Skomentuj komentarz

W RM przedstawia się tylko poglądy zbieżne ze światopogladem RM – zupełnie tak samo jak w Gazecie (i innych liberalnych mediach 🙂 polskojęzycznych), choć nie… w RM robi się to tak od siekiery, brutalnie, nieprofesjonalnie. Po prostu o. Rydzyk nie musi manipulować – i tak mu wierzą, ale nie to jest ważne – ważne jest, że zupełnie tak samo jak w Gazecie!Ziemkiewicz napisał, że RM jest dzieckiem Wyborczej, bo polityka wykluczenia prowadzona przez nich, w czasach gdy byli jedynym głosem spowodowała, że na ich skrajność pojawiła się inna skrajność. I nic po środku, choć może od niedawna na obiektywizm sili się Rzepa i nawet tak nazwał swój blog Ziemkiewicz.Ja nie napisałem, że RM jest OK, tylko, że pozytywem istnienia tej rozgłośni jest to, że mogę poznać inne głosy, inne wizje, inne światopoglądy – a to jest cenne, zwłaszcza przy monopolu informacyjnym pozostałych mediów.Ale bądź spokojny. Już panowie w UE nie pozwolą aby taki niezależny twór istniał. Wcześniej czy później Rydzyka uciszą, tak jak nie dali mu pieniędzy na szkołę. A jak piszesz o zionięciu to spójrz na Wyborczą. Np. dziś był cały tekst („o.Rydzyk:diabeł uwziął się na Polske”) o tym jak RM odebrano klęskę PiS. Po prostu ohydna manipulacja – tak sobie to przeczytałem, a ponieważ czasem słuchał RM to wiem, że nic tam nie było nieprawdą, wszystkie cytaty, teksty prawdopodobnie są prawdziwe – ale całość materiały skomponowana tak, aby przedstawić radio, prowadzących i słuchaczy jak ciemnogród, oszołomów, debili… dobrze, że nie terrorystów. Oświecony czytelnik poprze każdą petycje o zamknięcie tej tuby ciemnogrodu, zaraz poleci do swojego proboszcza i po linii kościelnej sprawi, że biskupi w trosce o Radio Maryja Rydzyka wyślą na misje do Afryki. Jak potem Rydzyk mówi o brutalnym ataku mediów na ich rozgłośnie to ja się wcale nie dziwie – ma chłop racje, spokoju to mu nie dają.

ky,

October 30, 2007 11:15

Skomentuj komentarz

Jakoś tak od kilku chyba lat nie czytam GW. Sam już nie wiem do końca dlaczego, chyba mnie coś w niej drażniło. Jakoś mi jej nie brak, nadal nie mam ochoty zaglądać na nic poza ogłoszeniami, jeśli już mam ją w ręce… Mogłem wypaść z głównego nurtu GW i nie do końca kojarzyć znane innym hasła (tak coś czasami czuję). Z tego co piszesz rozumiem, że i tak nie uwalnia mnie to spod jej wpływów. Pewnie tak jest… dlatego jeśli chodzi o PiS to starałem się oglądać to co dzieje się w np. sejmie, i to sami przygotują bez pomocy Innych Mediów (R) na licznych konferencjach – mnie to wystarczyło do wyrobienia sobie zdania. Może RM byłoby tu dobrym uzupełnieniem, ale nie sądzę by cokolwiek zmieniło.

w34,

October 30, 2007 21:02

Skomentuj komentarz

A ja czasem czytam a potem zauważam, jak jestem nieodporny na agitacje, manipulacje, kłamstwo, walkę emocjami. I to nie tylko w wydaniu GW czy innych liberalnych – po prostu łatwo mnie zakręcić, ale faktem jest, że też czasem się daje, że luzuję z ostrożnością, że za mało skupiam się na Wzorcu, za mało obcuję ze Źródłem. Słuchając RM łatwo wyłapać kłamstwa i manipulacje bo są szyte grubymi nićmi. O. Rydzyk nie musi się starać – słuchacze mu wierzą bezkrytycznie (i tym większy jest jego problem). Z GW jest inaczej – tam pracują zakręceni intelektualiści i oni inaczej nie potrafią myśleć jak pokrętnie a ta pokrętność jest niestety zaraźliwa.

Skomentuj notkę
I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
radio maryja,
pis,
macierewicz,
ziobro,
kaczyński

Komentarze: (5)

krisper,

October 27, 2007 00:42

Skomentuj komentarz

Ja mam jeszcze jeden pozytyw tegoż radia. Mianowicie moi rodzice w końcu wiedzą co to jest msza św. jakie ma części i dlaczego i po prostu mam punkt zaczepienia bo jest o czym rozmawiać i chcą o tym rozmawiać. Są czymś zainteresowani, a to wielka rzecz, bo w czsie rozmowy z osobą, która coś wie i chce wiedzieć można zacząć używać argumentów merytorycznych a nie tylko emocjonalnych.Może RM sami samo sobie dołki kopie edukując ludzi, ale robią świetną pracę u podstaw.

ky,

October 29, 2007 14:09

Skomentuj komentarz

Nie wiem czy „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, usłyszy ktokolwiek jakiegoś głosiciela homoseksualizmu, albo jakiego zdecydowanego antyklerykała lub satanistę. Inaczej mówiąc nie jest to atmosfera dla wszystkich. Czy jakikolwiek przeciwnik RM miał taką atmosferę? Wydaje mi się też, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w GW (i w dowolnych „Innych Mediach”(R)) będzie się cieszyć wywiadem przeprowadzonym „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, podczas gdy inni są przesłuchiwani przez dziennikarzy jak „przez prokuratorów”.Myślę sobie, że RM, podobnie jak inne media, reaguje na publikacje innych starając się we właściwym świetle przedstawić swoim odbiorcom to co piszą inni.A może zaskakujące jest, że ci w RM, potrafią zachowywać się jak ludzie „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, zionąc jednocześnie czymkolwiek?

w34,

October 29, 2007 21:09

Skomentuj komentarz

W RM przedstawia się tylko poglądy zbieżne ze światopogladem RM – zupełnie tak samo jak w Gazecie (i innych liberalnych mediach 🙂 polskojęzycznych), choć nie… w RM robi się to tak od siekiery, brutalnie, nieprofesjonalnie. Po prostu o. Rydzyk nie musi manipulować – i tak mu wierzą, ale nie to jest ważne – ważne jest, że zupełnie tak samo jak w Gazecie!Ziemkiewicz napisał, że RM jest dzieckiem Wyborczej, bo polityka wykluczenia prowadzona przez nich, w czasach gdy byli jedynym głosem spowodowała, że na ich skrajność pojawiła się inna skrajność. I nic po środku, choć może od niedawna na obiektywizm sili się Rzepa i nawet tak nazwał swój blog Ziemkiewicz.Ja nie napisałem, że RM jest OK, tylko, że pozytywem istnienia tej rozgłośni jest to, że mogę poznać inne głosy, inne wizje, inne światopoglądy – a to jest cenne, zwłaszcza przy monopolu informacyjnym pozostałych mediów.Ale bądź spokojny. Już panowie w UE nie pozwolą aby taki niezależny twór istniał. Wcześniej czy później Rydzyka uciszą, tak jak nie dali mu pieniędzy na szkołę. A jak piszesz o zionięciu to spójrz na Wyborczą. Np. dziś był cały tekst („o.Rydzyk:diabeł uwziął się na Polske”) o tym jak RM odebrano klęskę PiS. Po prostu ohydna manipulacja – tak sobie to przeczytałem, a ponieważ czasem słuchał RM to wiem, że nic tam nie było nieprawdą, wszystkie cytaty, teksty prawdopodobnie są prawdziwe – ale całość materiały skomponowana tak, aby przedstawić radio, prowadzących i słuchaczy jak ciemnogród, oszołomów, debili… dobrze, że nie terrorystów. Oświecony czytelnik poprze każdą petycje o zamknięcie tej tuby ciemnogrodu, zaraz poleci do swojego proboszcza i po linii kościelnej sprawi, że biskupi w trosce o Radio Maryja Rydzyka wyślą na misje do Afryki. Jak potem Rydzyk mówi o brutalnym ataku mediów na ich rozgłośnie to ja się wcale nie dziwie – ma chłop racje, spokoju to mu nie dają.

ky,

October 30, 2007 11:15

Skomentuj komentarz

Jakoś tak od kilku chyba lat nie czytam GW. Sam już nie wiem do końca dlaczego, chyba mnie coś w niej drażniło. Jakoś mi jej nie brak, nadal nie mam ochoty zaglądać na nic poza ogłoszeniami, jeśli już mam ją w ręce… Mogłem wypaść z głównego nurtu GW i nie do końca kojarzyć znane innym hasła (tak coś czasami czuję). Z tego co piszesz rozumiem, że i tak nie uwalnia mnie to spod jej wpływów. Pewnie tak jest… dlatego jeśli chodzi o PiS to starałem się oglądać to co dzieje się w np. sejmie, i to sami przygotują bez pomocy Innych Mediów (R) na licznych konferencjach – mnie to wystarczyło do wyrobienia sobie zdania. Może RM byłoby tu dobrym uzupełnieniem, ale nie sądzę by cokolwiek zmieniło.

w34,

October 30, 2007 21:02

Skomentuj komentarz

A ja czasem czytam a potem zauważam, jak jestem nieodporny na agitacje, manipulacje, kłamstwo, walkę emocjami. I to nie tylko w wydaniu GW czy innych liberalnych – po prostu łatwo mnie zakręcić, ale faktem jest, że też czasem się daje, że luzuję z ostrożnością, że za mało skupiam się na Wzorcu, za mało obcuję ze Źródłem. Słuchając RM łatwo wyłapać kłamstwa i manipulacje bo są szyte grubymi nićmi. O. Rydzyk nie musi się starać – słuchacze mu wierzą bezkrytycznie (i tym większy jest jego problem). Z GW jest inaczej – tam pracują zakręceni intelektualiści i oni inaczej nie potrafią myśleć jak pokrętnie a ta pokrętność jest niestety zaraźliwa.

Skomentuj notkę
* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
radio maryja,
pis,
macierewicz,
ziobro,
kaczyński

Komentarze: (5)

krisper,

October 27, 2007 00:42

Skomentuj komentarz

Ja mam jeszcze jeden pozytyw tegoż radia. Mianowicie moi rodzice w końcu wiedzą co to jest msza św. jakie ma części i dlaczego i po prostu mam punkt zaczepienia bo jest o czym rozmawiać i chcą o tym rozmawiać. Są czymś zainteresowani, a to wielka rzecz, bo w czsie rozmowy z osobą, która coś wie i chce wiedzieć można zacząć używać argumentów merytorycznych a nie tylko emocjonalnych.Może RM sami samo sobie dołki kopie edukując ludzi, ale robią świetną pracę u podstaw.

ky,

October 29, 2007 14:09

Skomentuj komentarz

Nie wiem czy „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, usłyszy ktokolwiek jakiegoś głosiciela homoseksualizmu, albo jakiego zdecydowanego antyklerykała lub satanistę. Inaczej mówiąc nie jest to atmosfera dla wszystkich. Czy jakikolwiek przeciwnik RM miał taką atmosferę? Wydaje mi się też, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w GW (i w dowolnych „Innych Mediach”(R)) będzie się cieszyć wywiadem przeprowadzonym „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, podczas gdy inni są przesłuchiwani przez dziennikarzy jak „przez prokuratorów”.Myślę sobie, że RM, podobnie jak inne media, reaguje na publikacje innych starając się we właściwym świetle przedstawić swoim odbiorcom to co piszą inni.A może zaskakujące jest, że ci w RM, potrafią zachowywać się jak ludzie „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, zionąc jednocześnie czymkolwiek?

w34,

October 29, 2007 21:09

Skomentuj komentarz

W RM przedstawia się tylko poglądy zbieżne ze światopogladem RM – zupełnie tak samo jak w Gazecie (i innych liberalnych mediach 🙂 polskojęzycznych), choć nie… w RM robi się to tak od siekiery, brutalnie, nieprofesjonalnie. Po prostu o. Rydzyk nie musi manipulować – i tak mu wierzą, ale nie to jest ważne – ważne jest, że zupełnie tak samo jak w Gazecie!Ziemkiewicz napisał, że RM jest dzieckiem Wyborczej, bo polityka wykluczenia prowadzona przez nich, w czasach gdy byli jedynym głosem spowodowała, że na ich skrajność pojawiła się inna skrajność. I nic po środku, choć może od niedawna na obiektywizm sili się Rzepa i nawet tak nazwał swój blog Ziemkiewicz.Ja nie napisałem, że RM jest OK, tylko, że pozytywem istnienia tej rozgłośni jest to, że mogę poznać inne głosy, inne wizje, inne światopoglądy – a to jest cenne, zwłaszcza przy monopolu informacyjnym pozostałych mediów.Ale bądź spokojny. Już panowie w UE nie pozwolą aby taki niezależny twór istniał. Wcześniej czy później Rydzyka uciszą, tak jak nie dali mu pieniędzy na szkołę. A jak piszesz o zionięciu to spójrz na Wyborczą. Np. dziś był cały tekst („o.Rydzyk:diabeł uwziął się na Polske”) o tym jak RM odebrano klęskę PiS. Po prostu ohydna manipulacja – tak sobie to przeczytałem, a ponieważ czasem słuchał RM to wiem, że nic tam nie było nieprawdą, wszystkie cytaty, teksty prawdopodobnie są prawdziwe – ale całość materiały skomponowana tak, aby przedstawić radio, prowadzących i słuchaczy jak ciemnogród, oszołomów, debili… dobrze, że nie terrorystów. Oświecony czytelnik poprze każdą petycje o zamknięcie tej tuby ciemnogrodu, zaraz poleci do swojego proboszcza i po linii kościelnej sprawi, że biskupi w trosce o Radio Maryja Rydzyka wyślą na misje do Afryki. Jak potem Rydzyk mówi o brutalnym ataku mediów na ich rozgłośnie to ja się wcale nie dziwie – ma chłop racje, spokoju to mu nie dają.

ky,

October 30, 2007 11:15

Skomentuj komentarz

Jakoś tak od kilku chyba lat nie czytam GW. Sam już nie wiem do końca dlaczego, chyba mnie coś w niej drażniło. Jakoś mi jej nie brak, nadal nie mam ochoty zaglądać na nic poza ogłoszeniami, jeśli już mam ją w ręce… Mogłem wypaść z głównego nurtu GW i nie do końca kojarzyć znane innym hasła (tak coś czasami czuję). Z tego co piszesz rozumiem, że i tak nie uwalnia mnie to spod jej wpływów. Pewnie tak jest… dlatego jeśli chodzi o PiS to starałem się oglądać to co dzieje się w np. sejmie, i to sami przygotują bez pomocy Innych Mediów (R) na licznych konferencjach – mnie to wystarczyło do wyrobienia sobie zdania. Może RM byłoby tu dobrym uzupełnieniem, ale nie sądzę by cokolwiek zmieniło.

w34,

October 30, 2007 21:02

Skomentuj komentarz

A ja czasem czytam a potem zauważam, jak jestem nieodporny na agitacje, manipulacje, kłamstwo, walkę emocjami. I to nie tylko w wydaniu GW czy innych liberalnych – po prostu łatwo mnie zakręcić, ale faktem jest, że też czasem się daje, że luzuję z ostrożnością, że za mało skupiam się na Wzorcu, za mało obcuję ze Źródłem. Słuchając RM łatwo wyłapać kłamstwa i manipulacje bo są szyte grubymi nićmi. O. Rydzyk nie musi się starać – słuchacze mu wierzą bezkrytycznie (i tym większy jest jego problem). Z GW jest inaczej – tam pracują zakręceni intelektualiści i oni inaczej nie potrafią myśleć jak pokrętnie a ta pokrętność jest niestety zaraźliwa.

Skomentuj notkę
Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
radio maryja,
pis,
macierewicz,
ziobro,
kaczyński

Komentarze: (5)

krisper,

October 27, 2007 00:42

Skomentuj komentarz

Ja mam jeszcze jeden pozytyw tegoż radia. Mianowicie moi rodzice w końcu wiedzą co to jest msza św. jakie ma części i dlaczego i po prostu mam punkt zaczepienia bo jest o czym rozmawiać i chcą o tym rozmawiać. Są czymś zainteresowani, a to wielka rzecz, bo w czsie rozmowy z osobą, która coś wie i chce wiedzieć można zacząć używać argumentów merytorycznych a nie tylko emocjonalnych.Może RM sami samo sobie dołki kopie edukując ludzi, ale robią świetną pracę u podstaw.

ky,

October 29, 2007 14:09

Skomentuj komentarz

Nie wiem czy „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, usłyszy ktokolwiek jakiegoś głosiciela homoseksualizmu, albo jakiego zdecydowanego antyklerykała lub satanistę. Inaczej mówiąc nie jest to atmosfera dla wszystkich. Czy jakikolwiek przeciwnik RM miał taką atmosferę? Wydaje mi się też, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w GW (i w dowolnych „Innych Mediach”(R)) będzie się cieszyć wywiadem przeprowadzonym „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, podczas gdy inni są przesłuchiwani przez dziennikarzy jak „przez prokuratorów”.Myślę sobie, że RM, podobnie jak inne media, reaguje na publikacje innych starając się we właściwym świetle przedstawić swoim odbiorcom to co piszą inni.A może zaskakujące jest, że ci w RM, potrafią zachowywać się jak ludzie „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, zionąc jednocześnie czymkolwiek?

w34,

October 29, 2007 21:09

Skomentuj komentarz

W RM przedstawia się tylko poglądy zbieżne ze światopogladem RM – zupełnie tak samo jak w Gazecie (i innych liberalnych mediach 🙂 polskojęzycznych), choć nie… w RM robi się to tak od siekiery, brutalnie, nieprofesjonalnie. Po prostu o. Rydzyk nie musi manipulować – i tak mu wierzą, ale nie to jest ważne – ważne jest, że zupełnie tak samo jak w Gazecie!Ziemkiewicz napisał, że RM jest dzieckiem Wyborczej, bo polityka wykluczenia prowadzona przez nich, w czasach gdy byli jedynym głosem spowodowała, że na ich skrajność pojawiła się inna skrajność. I nic po środku, choć może od niedawna na obiektywizm sili się Rzepa i nawet tak nazwał swój blog Ziemkiewicz.Ja nie napisałem, że RM jest OK, tylko, że pozytywem istnienia tej rozgłośni jest to, że mogę poznać inne głosy, inne wizje, inne światopoglądy – a to jest cenne, zwłaszcza przy monopolu informacyjnym pozostałych mediów.Ale bądź spokojny. Już panowie w UE nie pozwolą aby taki niezależny twór istniał. Wcześniej czy później Rydzyka uciszą, tak jak nie dali mu pieniędzy na szkołę. A jak piszesz o zionięciu to spójrz na Wyborczą. Np. dziś był cały tekst („o.Rydzyk:diabeł uwziął się na Polske”) o tym jak RM odebrano klęskę PiS. Po prostu ohydna manipulacja – tak sobie to przeczytałem, a ponieważ czasem słuchał RM to wiem, że nic tam nie było nieprawdą, wszystkie cytaty, teksty prawdopodobnie są prawdziwe – ale całość materiały skomponowana tak, aby przedstawić radio, prowadzących i słuchaczy jak ciemnogród, oszołomów, debili… dobrze, że nie terrorystów. Oświecony czytelnik poprze każdą petycje o zamknięcie tej tuby ciemnogrodu, zaraz poleci do swojego proboszcza i po linii kościelnej sprawi, że biskupi w trosce o Radio Maryja Rydzyka wyślą na misje do Afryki. Jak potem Rydzyk mówi o brutalnym ataku mediów na ich rozgłośnie to ja się wcale nie dziwie – ma chłop racje, spokoju to mu nie dają.

ky,

October 30, 2007 11:15

Skomentuj komentarz

Jakoś tak od kilku chyba lat nie czytam GW. Sam już nie wiem do końca dlaczego, chyba mnie coś w niej drażniło. Jakoś mi jej nie brak, nadal nie mam ochoty zaglądać na nic poza ogłoszeniami, jeśli już mam ją w ręce… Mogłem wypaść z głównego nurtu GW i nie do końca kojarzyć znane innym hasła (tak coś czasami czuję). Z tego co piszesz rozumiem, że i tak nie uwalnia mnie to spod jej wpływów. Pewnie tak jest… dlatego jeśli chodzi o PiS to starałem się oglądać to co dzieje się w np. sejmie, i to sami przygotują bez pomocy Innych Mediów (R) na licznych konferencjach – mnie to wystarczyło do wyrobienia sobie zdania. Może RM byłoby tu dobrym uzupełnieniem, ale nie sądzę by cokolwiek zmieniło.

w34,

October 30, 2007 21:02

Skomentuj komentarz

A ja czasem czytam a potem zauważam, jak jestem nieodporny na agitacje, manipulacje, kłamstwo, walkę emocjami. I to nie tylko w wydaniu GW czy innych liberalnych – po prostu łatwo mnie zakręcić, ale faktem jest, że też czasem się daje, że luzuję z ostrożnością, że za mało skupiam się na Wzorcu, za mało obcuję ze Źródłem. Słuchając RM łatwo wyłapać kłamstwa i manipulacje bo są szyte grubymi nićmi. O. Rydzyk nie musi się starać – słuchacze mu wierzą bezkrytycznie (i tym większy jest jego problem). Z GW jest inaczej – tam pracują zakręceni intelektualiści i oni inaczej nie potrafią myśleć jak pokrętnie a ta pokrętność jest niestety zaraźliwa.

Skomentuj notkę
* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
radio maryja,
pis,
macierewicz,
ziobro,
kaczyński

Komentarze: (5)

krisper,

October 27, 2007 00:42

Skomentuj komentarz

Ja mam jeszcze jeden pozytyw tegoż radia. Mianowicie moi rodzice w końcu wiedzą co to jest msza św. jakie ma części i dlaczego i po prostu mam punkt zaczepienia bo jest o czym rozmawiać i chcą o tym rozmawiać. Są czymś zainteresowani, a to wielka rzecz, bo w czsie rozmowy z osobą, która coś wie i chce wiedzieć można zacząć używać argumentów merytorycznych a nie tylko emocjonalnych.Może RM sami samo sobie dołki kopie edukując ludzi, ale robią świetną pracę u podstaw.

ky,

October 29, 2007 14:09

Skomentuj komentarz

Nie wiem czy „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, usłyszy ktokolwiek jakiegoś głosiciela homoseksualizmu, albo jakiego zdecydowanego antyklerykała lub satanistę. Inaczej mówiąc nie jest to atmosfera dla wszystkich. Czy jakikolwiek przeciwnik RM miał taką atmosferę? Wydaje mi się też, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w GW (i w dowolnych „Innych Mediach”(R)) będzie się cieszyć wywiadem przeprowadzonym „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, podczas gdy inni są przesłuchiwani przez dziennikarzy jak „przez prokuratorów”.Myślę sobie, że RM, podobnie jak inne media, reaguje na publikacje innych starając się we właściwym świetle przedstawić swoim odbiorcom to co piszą inni.A może zaskakujące jest, że ci w RM, potrafią zachowywać się jak ludzie „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, zionąc jednocześnie czymkolwiek?

w34,

October 29, 2007 21:09

Skomentuj komentarz

W RM przedstawia się tylko poglądy zbieżne ze światopogladem RM – zupełnie tak samo jak w Gazecie (i innych liberalnych mediach 🙂 polskojęzycznych), choć nie… w RM robi się to tak od siekiery, brutalnie, nieprofesjonalnie. Po prostu o. Rydzyk nie musi manipulować – i tak mu wierzą, ale nie to jest ważne – ważne jest, że zupełnie tak samo jak w Gazecie!Ziemkiewicz napisał, że RM jest dzieckiem Wyborczej, bo polityka wykluczenia prowadzona przez nich, w czasach gdy byli jedynym głosem spowodowała, że na ich skrajność pojawiła się inna skrajność. I nic po środku, choć może od niedawna na obiektywizm sili się Rzepa i nawet tak nazwał swój blog Ziemkiewicz.Ja nie napisałem, że RM jest OK, tylko, że pozytywem istnienia tej rozgłośni jest to, że mogę poznać inne głosy, inne wizje, inne światopoglądy – a to jest cenne, zwłaszcza przy monopolu informacyjnym pozostałych mediów.Ale bądź spokojny. Już panowie w UE nie pozwolą aby taki niezależny twór istniał. Wcześniej czy później Rydzyka uciszą, tak jak nie dali mu pieniędzy na szkołę. A jak piszesz o zionięciu to spójrz na Wyborczą. Np. dziś był cały tekst („o.Rydzyk:diabeł uwziął się na Polske”) o tym jak RM odebrano klęskę PiS. Po prostu ohydna manipulacja – tak sobie to przeczytałem, a ponieważ czasem słuchał RM to wiem, że nic tam nie było nieprawdą, wszystkie cytaty, teksty prawdopodobnie są prawdziwe – ale całość materiały skomponowana tak, aby przedstawić radio, prowadzących i słuchaczy jak ciemnogród, oszołomów, debili… dobrze, że nie terrorystów. Oświecony czytelnik poprze każdą petycje o zamknięcie tej tuby ciemnogrodu, zaraz poleci do swojego proboszcza i po linii kościelnej sprawi, że biskupi w trosce o Radio Maryja Rydzyka wyślą na misje do Afryki. Jak potem Rydzyk mówi o brutalnym ataku mediów na ich rozgłośnie to ja się wcale nie dziwie – ma chłop racje, spokoju to mu nie dają.

ky,

October 30, 2007 11:15

Skomentuj komentarz

Jakoś tak od kilku chyba lat nie czytam GW. Sam już nie wiem do końca dlaczego, chyba mnie coś w niej drażniło. Jakoś mi jej nie brak, nadal nie mam ochoty zaglądać na nic poza ogłoszeniami, jeśli już mam ją w ręce… Mogłem wypaść z głównego nurtu GW i nie do końca kojarzyć znane innym hasła (tak coś czasami czuję). Z tego co piszesz rozumiem, że i tak nie uwalnia mnie to spod jej wpływów. Pewnie tak jest… dlatego jeśli chodzi o PiS to starałem się oglądać to co dzieje się w np. sejmie, i to sami przygotują bez pomocy Innych Mediów (R) na licznych konferencjach – mnie to wystarczyło do wyrobienia sobie zdania. Może RM byłoby tu dobrym uzupełnieniem, ale nie sądzę by cokolwiek zmieniło.

w34,

October 30, 2007 21:02

Skomentuj komentarz

A ja czasem czytam a potem zauważam, jak jestem nieodporny na agitacje, manipulacje, kłamstwo, walkę emocjami. I to nie tylko w wydaniu GW czy innych liberalnych – po prostu łatwo mnie zakręcić, ale faktem jest, że też czasem się daje, że luzuję z ostrożnością, że za mało skupiam się na Wzorcu, za mało obcuję ze Źródłem. Słuchając RM łatwo wyłapać kłamstwa i manipulacje bo są szyte grubymi nićmi. O. Rydzyk nie musi się starać – słuchacze mu wierzą bezkrytycznie (i tym większy jest jego problem). Z GW jest inaczej – tam pracują zakręceni intelektualiści i oni inaczej nie potrafią myśleć jak pokrętnie a ta pokrętność jest niestety zaraźliwa.

Skomentuj notkę
Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
radio maryja,
pis,
macierewicz,
ziobro,
kaczyński

Komentarze: (5)

krisper,

October 27, 2007 00:42

Skomentuj komentarz

Ja mam jeszcze jeden pozytyw tegoż radia. Mianowicie moi rodzice w końcu wiedzą co to jest msza św. jakie ma części i dlaczego i po prostu mam punkt zaczepienia bo jest o czym rozmawiać i chcą o tym rozmawiać. Są czymś zainteresowani, a to wielka rzecz, bo w czsie rozmowy z osobą, która coś wie i chce wiedzieć można zacząć używać argumentów merytorycznych a nie tylko emocjonalnych.Może RM sami samo sobie dołki kopie edukując ludzi, ale robią świetną pracę u podstaw.

ky,

October 29, 2007 14:09

Skomentuj komentarz

Nie wiem czy „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, usłyszy ktokolwiek jakiegoś głosiciela homoseksualizmu, albo jakiego zdecydowanego antyklerykała lub satanistę. Inaczej mówiąc nie jest to atmosfera dla wszystkich. Czy jakikolwiek przeciwnik RM miał taką atmosferę? Wydaje mi się też, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w GW (i w dowolnych „Innych Mediach”(R)) będzie się cieszyć wywiadem przeprowadzonym „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, podczas gdy inni są przesłuchiwani przez dziennikarzy jak „przez prokuratorów”.Myślę sobie, że RM, podobnie jak inne media, reaguje na publikacje innych starając się we właściwym świetle przedstawić swoim odbiorcom to co piszą inni.A może zaskakujące jest, że ci w RM, potrafią zachowywać się jak ludzie „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, zionąc jednocześnie czymkolwiek?

w34,

October 29, 2007 21:09

Skomentuj komentarz

W RM przedstawia się tylko poglądy zbieżne ze światopogladem RM – zupełnie tak samo jak w Gazecie (i innych liberalnych mediach 🙂 polskojęzycznych), choć nie… w RM robi się to tak od siekiery, brutalnie, nieprofesjonalnie. Po prostu o. Rydzyk nie musi manipulować – i tak mu wierzą, ale nie to jest ważne – ważne jest, że zupełnie tak samo jak w Gazecie!Ziemkiewicz napisał, że RM jest dzieckiem Wyborczej, bo polityka wykluczenia prowadzona przez nich, w czasach gdy byli jedynym głosem spowodowała, że na ich skrajność pojawiła się inna skrajność. I nic po środku, choć może od niedawna na obiektywizm sili się Rzepa i nawet tak nazwał swój blog Ziemkiewicz.Ja nie napisałem, że RM jest OK, tylko, że pozytywem istnienia tej rozgłośni jest to, że mogę poznać inne głosy, inne wizje, inne światopoglądy – a to jest cenne, zwłaszcza przy monopolu informacyjnym pozostałych mediów.Ale bądź spokojny. Już panowie w UE nie pozwolą aby taki niezależny twór istniał. Wcześniej czy później Rydzyka uciszą, tak jak nie dali mu pieniędzy na szkołę. A jak piszesz o zionięciu to spójrz na Wyborczą. Np. dziś był cały tekst („o.Rydzyk:diabeł uwziął się na Polske”) o tym jak RM odebrano klęskę PiS. Po prostu ohydna manipulacja – tak sobie to przeczytałem, a ponieważ czasem słuchał RM to wiem, że nic tam nie było nieprawdą, wszystkie cytaty, teksty prawdopodobnie są prawdziwe – ale całość materiały skomponowana tak, aby przedstawić radio, prowadzących i słuchaczy jak ciemnogród, oszołomów, debili… dobrze, że nie terrorystów. Oświecony czytelnik poprze każdą petycje o zamknięcie tej tuby ciemnogrodu, zaraz poleci do swojego proboszcza i po linii kościelnej sprawi, że biskupi w trosce o Radio Maryja Rydzyka wyślą na misje do Afryki. Jak potem Rydzyk mówi o brutalnym ataku mediów na ich rozgłośnie to ja się wcale nie dziwie – ma chłop racje, spokoju to mu nie dają.

ky,

October 30, 2007 11:15

Skomentuj komentarz

Jakoś tak od kilku chyba lat nie czytam GW. Sam już nie wiem do końca dlaczego, chyba mnie coś w niej drażniło. Jakoś mi jej nie brak, nadal nie mam ochoty zaglądać na nic poza ogłoszeniami, jeśli już mam ją w ręce… Mogłem wypaść z głównego nurtu GW i nie do końca kojarzyć znane innym hasła (tak coś czasami czuję). Z tego co piszesz rozumiem, że i tak nie uwalnia mnie to spod jej wpływów. Pewnie tak jest… dlatego jeśli chodzi o PiS to starałem się oglądać to co dzieje się w np. sejmie, i to sami przygotują bez pomocy Innych Mediów (R) na licznych konferencjach – mnie to wystarczyło do wyrobienia sobie zdania. Może RM byłoby tu dobrym uzupełnieniem, ale nie sądzę by cokolwiek zmieniło.

w34,

October 30, 2007 21:02

Skomentuj komentarz

A ja czasem czytam a potem zauważam, jak jestem nieodporny na agitacje, manipulacje, kłamstwo, walkę emocjami. I to nie tylko w wydaniu GW czy innych liberalnych – po prostu łatwo mnie zakręcić, ale faktem jest, że też czasem się daje, że luzuję z ostrożnością, że za mało skupiam się na Wzorcu, za mało obcuję ze Źródłem. Słuchając RM łatwo wyłapać kłamstwa i manipulacje bo są szyte grubymi nićmi. O. Rydzyk nie musi się starać – słuchacze mu wierzą bezkrytycznie (i tym większy jest jego problem). Z GW jest inaczej – tam pracują zakręceni intelektualiści i oni inaczej nie potrafią myśleć jak pokrętnie a ta pokrętność jest niestety zaraźliwa.

Skomentuj notkę
* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
radio maryja,
pis,
macierewicz,
ziobro,
kaczyński

Komentarze: (5)

krisper,

October 27, 2007 00:42

Skomentuj komentarz

Ja mam jeszcze jeden pozytyw tegoż radia. Mianowicie moi rodzice w końcu wiedzą co to jest msza św. jakie ma części i dlaczego i po prostu mam punkt zaczepienia bo jest o czym rozmawiać i chcą o tym rozmawiać. Są czymś zainteresowani, a to wielka rzecz, bo w czsie rozmowy z osobą, która coś wie i chce wiedzieć można zacząć używać argumentów merytorycznych a nie tylko emocjonalnych.Może RM sami samo sobie dołki kopie edukując ludzi, ale robią świetną pracę u podstaw.

ky,

October 29, 2007 14:09

Skomentuj komentarz

Nie wiem czy „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, usłyszy ktokolwiek jakiegoś głosiciela homoseksualizmu, albo jakiego zdecydowanego antyklerykała lub satanistę. Inaczej mówiąc nie jest to atmosfera dla wszystkich. Czy jakikolwiek przeciwnik RM miał taką atmosferę? Wydaje mi się też, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w GW (i w dowolnych „Innych Mediach”(R)) będzie się cieszyć wywiadem przeprowadzonym „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, podczas gdy inni są przesłuchiwani przez dziennikarzy jak „przez prokuratorów”.Myślę sobie, że RM, podobnie jak inne media, reaguje na publikacje innych starając się we właściwym świetle przedstawić swoim odbiorcom to co piszą inni.A może zaskakujące jest, że ci w RM, potrafią zachowywać się jak ludzie „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, zionąc jednocześnie czymkolwiek?

w34,

October 29, 2007 21:09

Skomentuj komentarz

W RM przedstawia się tylko poglądy zbieżne ze światopogladem RM – zupełnie tak samo jak w Gazecie (i innych liberalnych mediach 🙂 polskojęzycznych), choć nie… w RM robi się to tak od siekiery, brutalnie, nieprofesjonalnie. Po prostu o. Rydzyk nie musi manipulować – i tak mu wierzą, ale nie to jest ważne – ważne jest, że zupełnie tak samo jak w Gazecie!Ziemkiewicz napisał, że RM jest dzieckiem Wyborczej, bo polityka wykluczenia prowadzona przez nich, w czasach gdy byli jedynym głosem spowodowała, że na ich skrajność pojawiła się inna skrajność. I nic po środku, choć może od niedawna na obiektywizm sili się Rzepa i nawet tak nazwał swój blog Ziemkiewicz.Ja nie napisałem, że RM jest OK, tylko, że pozytywem istnienia tej rozgłośni jest to, że mogę poznać inne głosy, inne wizje, inne światopoglądy – a to jest cenne, zwłaszcza przy monopolu informacyjnym pozostałych mediów.Ale bądź spokojny. Już panowie w UE nie pozwolą aby taki niezależny twór istniał. Wcześniej czy później Rydzyka uciszą, tak jak nie dali mu pieniędzy na szkołę. A jak piszesz o zionięciu to spójrz na Wyborczą. Np. dziś był cały tekst („o.Rydzyk:diabeł uwziął się na Polske”) o tym jak RM odebrano klęskę PiS. Po prostu ohydna manipulacja – tak sobie to przeczytałem, a ponieważ czasem słuchał RM to wiem, że nic tam nie było nieprawdą, wszystkie cytaty, teksty prawdopodobnie są prawdziwe – ale całość materiały skomponowana tak, aby przedstawić radio, prowadzących i słuchaczy jak ciemnogród, oszołomów, debili… dobrze, że nie terrorystów. Oświecony czytelnik poprze każdą petycje o zamknięcie tej tuby ciemnogrodu, zaraz poleci do swojego proboszcza i po linii kościelnej sprawi, że biskupi w trosce o Radio Maryja Rydzyka wyślą na misje do Afryki. Jak potem Rydzyk mówi o brutalnym ataku mediów na ich rozgłośnie to ja się wcale nie dziwie – ma chłop racje, spokoju to mu nie dają.

ky,

October 30, 2007 11:15

Skomentuj komentarz

Jakoś tak od kilku chyba lat nie czytam GW. Sam już nie wiem do końca dlaczego, chyba mnie coś w niej drażniło. Jakoś mi jej nie brak, nadal nie mam ochoty zaglądać na nic poza ogłoszeniami, jeśli już mam ją w ręce… Mogłem wypaść z głównego nurtu GW i nie do końca kojarzyć znane innym hasła (tak coś czasami czuję). Z tego co piszesz rozumiem, że i tak nie uwalnia mnie to spod jej wpływów. Pewnie tak jest… dlatego jeśli chodzi o PiS to starałem się oglądać to co dzieje się w np. sejmie, i to sami przygotują bez pomocy Innych Mediów (R) na licznych konferencjach – mnie to wystarczyło do wyrobienia sobie zdania. Może RM byłoby tu dobrym uzupełnieniem, ale nie sądzę by cokolwiek zmieniło.

w34,

October 30, 2007 21:02

Skomentuj komentarz

A ja czasem czytam a potem zauważam, jak jestem nieodporny na agitacje, manipulacje, kłamstwo, walkę emocjami. I to nie tylko w wydaniu GW czy innych liberalnych – po prostu łatwo mnie zakręcić, ale faktem jest, że też czasem się daje, że luzuję z ostrożnością, że za mało skupiam się na Wzorcu, za mało obcuję ze Źródłem. Słuchając RM łatwo wyłapać kłamstwa i manipulacje bo są szyte grubymi nićmi. O. Rydzyk nie musi się starać – słuchacze mu wierzą bezkrytycznie (i tym większy jest jego problem). Z GW jest inaczej – tam pracują zakręceni intelektualiści i oni inaczej nie potrafią myśleć jak pokrętnie a ta pokrętność jest niestety zaraźliwa.

Skomentuj notkę
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
radio maryja,
pis,
macierewicz,
ziobro,
kaczyński

Komentarze: (5)

krisper,

October 27, 2007 00:42

Skomentuj komentarz

Ja mam jeszcze jeden pozytyw tegoż radia. Mianowicie moi rodzice w końcu wiedzą co to jest msza św. jakie ma części i dlaczego i po prostu mam punkt zaczepienia bo jest o czym rozmawiać i chcą o tym rozmawiać. Są czymś zainteresowani, a to wielka rzecz, bo w czsie rozmowy z osobą, która coś wie i chce wiedzieć można zacząć używać argumentów merytorycznych a nie tylko emocjonalnych.Może RM sami samo sobie dołki kopie edukując ludzi, ale robią świetną pracę u podstaw.

ky,

October 29, 2007 14:09

Skomentuj komentarz

Nie wiem czy „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, usłyszy ktokolwiek jakiegoś głosiciela homoseksualizmu, albo jakiego zdecydowanego antyklerykała lub satanistę. Inaczej mówiąc nie jest to atmosfera dla wszystkich. Czy jakikolwiek przeciwnik RM miał taką atmosferę? Wydaje mi się też, że zawsze znajdzie się ktoś, kto w GW (i w dowolnych „Innych Mediach”(R)) będzie się cieszyć wywiadem przeprowadzonym „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, podczas gdy inni są przesłuchiwani przez dziennikarzy jak „przez prokuratorów”.Myślę sobie, że RM, podobnie jak inne media, reaguje na publikacje innych starając się we właściwym świetle przedstawić swoim odbiorcom to co piszą inni.A może zaskakujące jest, że ci w RM, potrafią zachowywać się jak ludzie „w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy”, zionąc jednocześnie czymkolwiek?

w34,

October 29, 2007 21:09

Skomentuj komentarz

W RM przedstawia się tylko poglądy zbieżne ze światopogladem RM – zupełnie tak samo jak w Gazecie (i innych liberalnych mediach 🙂 polskojęzycznych), choć nie… w RM robi się to tak od siekiery, brutalnie, nieprofesjonalnie. Po prostu o. Rydzyk nie musi manipulować – i tak mu wierzą, ale nie to jest ważne – ważne jest, że zupełnie tak samo jak w Gazecie!Ziemkiewicz napisał, że RM jest dzieckiem Wyborczej, bo polityka wykluczenia prowadzona przez nich, w czasach gdy byli jedynym głosem spowodowała, że na ich skrajność pojawiła się inna skrajność. I nic po środku, choć może od niedawna na obiektywizm sili się Rzepa i nawet tak nazwał swój blog Ziemkiewicz.Ja nie napisałem, że RM jest OK, tylko, że pozytywem istnienia tej rozgłośni jest to, że mogę poznać inne głosy, inne wizje, inne światopoglądy – a to jest cenne, zwłaszcza przy monopolu informacyjnym pozostałych mediów.Ale bądź spokojny. Już panowie w UE nie pozwolą aby taki niezależny twór istniał. Wcześniej czy później Rydzyka uciszą, tak jak nie dali mu pieniędzy na szkołę. A jak piszesz o zionięciu to spójrz na Wyborczą. Np. dziś był cały tekst („o.Rydzyk:diabeł uwziął się na Polske”) o tym jak RM odebrano klęskę PiS. Po prostu ohydna manipulacja – tak sobie to przeczytałem, a ponieważ czasem słuchał RM to wiem, że nic tam nie było nieprawdą, wszystkie cytaty, teksty prawdopodobnie są prawdziwe – ale całość materiały skomponowana tak, aby przedstawić radio, prowadzących i słuchaczy jak ciemnogród, oszołomów, debili… dobrze, że nie terrorystów. Oświecony czytelnik poprze każdą petycje o zamknięcie tej tuby ciemnogrodu, zaraz poleci do swojego proboszcza i po linii kościelnej sprawi, że biskupi w trosce o Radio Maryja Rydzyka wyślą na misje do Afryki. Jak potem Rydzyk mówi o brutalnym ataku mediów na ich rozgłośnie to ja się wcale nie dziwie – ma chłop racje, spokoju to mu nie dają.

ky,

October 30, 2007 11:15

Skomentuj komentarz

Jakoś tak od kilku chyba lat nie czytam GW. Sam już nie wiem do końca dlaczego, chyba mnie coś w niej drażniło. Jakoś mi jej nie brak, nadal nie mam ochoty zaglądać na nic poza ogłoszeniami, jeśli już mam ją w ręce… Mogłem wypaść z głównego nurtu GW i nie do końca kojarzyć znane innym hasła (tak coś czasami czuję). Z tego co piszesz rozumiem, że i tak nie uwalnia mnie to spod jej wpływów. Pewnie tak jest… dlatego jeśli chodzi o PiS to starałem się oglądać to co dzieje się w np. sejmie, i to sami przygotują bez pomocy Innych Mediów (R) na licznych konferencjach – mnie to wystarczyło do wyrobienia sobie zdania. Może RM byłoby tu dobrym uzupełnieniem, ale nie sądzę by cokolwiek zmieniło.

w34,

October 30, 2007 21:02

Skomentuj komentarz

A ja czasem czytam a potem zauważam, jak jestem nieodporny na agitacje, manipulacje, kłamstwo, walkę emocjami. I to nie tylko w wydaniu GW czy innych liberalnych – po prostu łatwo mnie zakręcić, ale faktem jest, że też czasem się daje, że luzuję z ostrożnością, że za mało skupiam się na Wzorcu, za mało obcuję ze Źródłem. Słuchając RM łatwo wyłapać kłamstwa i manipulacje bo są szyte grubymi nićmi. O. Rydzyk nie musi się starać – słuchacze mu wierzą bezkrytycznie (i tym większy jest jego problem). Z GW jest inaczej – tam pracują zakręceni intelektualiści i oni inaczej nie potrafią myśleć jak pokrętnie a ta pokrętność jest niestety zaraźliwa.

Skomentuj notkę
Skoro Kaczyński to teraz będzie opozycja, to mogę po tych dwóch lata napisać co mi się bardzo podobało, a może dopisze (albo ktoś dopisze) co było fatalnego w ich rządach.

Uwaga, będzie wersja 2.0 bo sobie dopisuje i zmieniam.

Na plus, za co mogę być Kaczyńskiemu wdzięczny

Usunięcie Samoobrony z rzeczywistości politycznej. Mam nadzieje, że na zawsze.
Likwidacja WSI, czyli filmu „Psy 2.2” raczej już nie nakręcą. Na minus sposób, bo Macierewicz z wnioskami i kwitami to powinien do prokuratury chodzić a nie na konferencje prasową.
Poważne traktowanie policjantów – ot, choćby wprowadzenie rent rodzinnych i stypendiów dla dzieci tych policjantów, którzy giną na służbie.
Sądy 24-godzinne.
Pokazanie, że nie ma świętych krów w sądach (zwłaszcza w sądach), prokuratorze, policji, własnej partii. Na minus, że sami nie najlepiej ludzi dobierali o czym przykład Kaczmarka świadczył dobitnie.
Zmiany w IPN. Na minus, że tą ustawę lustracyjną to mu nieco spieprzyli ale przez te dwa lata poznaliśmy prawdziwe motywacje kilku mocnych autorytetów przeciwnych lustracji. A prokuratorzy i historycy też mają sporo do roboty (polecam www.ipn.gov.pl)
Nieco inne podejście do Brukseli i tematów związanych z Unią Europejską. Może za bardzo gburowate to było, ale fajnie.
Poważne podejście do historii. Uporządkowanie Katynia, ale nie tylko, wcześniej kombatantów AK i Powstania Warszawskiego (ale to Lech jak był prezydentem Warszawy zaczął).
Twarde potraktowanie roszczeń lekarzy i pielęgniarek. Na minus ugięcie się przed górnikami.
Ulgi rodzinne w podatku dochodowym – mniejsze podatki to zawsze coś dobrego!

Ale na minus też się znajdzie:

Z ostra kampania, za ostre słowa, często nieprawdziwe i krzywdzące (np. wypowiedziane w stoczni o tym, gdzie stało ZOMO ).
Poniżanie Balcerowicza, szczególnie jak jego sprawozdanie sejmowe odbierał marszałek (tfu) Lepper.
Wykorzystywanie efektów pracy CBA i ABW w polityce zamiast w prokuratorze.
Współpraca z Samoobroną… chyba nie powinien, ale może wszystkiego nie wiem.
Wpuszczenie w machinę sejmową kilku dobrych ustaw źle zapisanych a potem udowadnianie całemu światu, że były dobre tylko agenci z marsa kontratakują (np. sprawa lustracji).
Obniżanie rangi sądu, w tym TK (choć czasem uważam, że ktoś powinien te „niezawisłe” sądy wyprostować).
AntyTaniePaństwo i brak reform finansów publicznych mimo pracy Zyty.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
pis,
polityka,
kaczyński,
lepper,
sejm

Komentarze: (8)

ky,

October 24, 2007 01:19

Skomentuj komentarz

W zasadzie zgadzam się z Tobą z oceną zasług PiS, dopisałbym jeszcze Giertycha, ustrzelenie Wielgusaa ująłbym ulgi – to nie zasługa PiS.Do minusów dodałbym:- próba podporządkowania sobie Trybunału Konstytucyjnego- podporządkowanie sobie RPP i NBP- TVP- „naprawianie” NFZ przez zwiększanie podatków i ograniczanie dostępności świadczeń- wyłączenie kościoła z lustracji, bez którego lustracja WIELE straci.- „kotwica budżetowa” – i inne pierdoły na koszt podatników- 500 metrów autostrad- unieważnienie przetargu, wożenie się przez 2 lata z Kulczykiem i w końcu podpisanie za cenę +50%- akcja CBA z Lepperem- brak zmian w finansach publicznychDla mnie ocena ogólna zdecydowanie negatywna mimo wielu dobrych drobiazgów, głównie z powodu zapędów ustrojowych w kierunku totalitaryzmu, wykorzystania ABW i CBA,… i paru innych rzeczy, o których nie chcę pisać, bo tak mi łatwiej…pozdrawiam,Krzysztof

w34,

October 26, 2007 10:16

Skomentuj komentarz

Co uważam, dopisuje ale- lustracja kościoła (w znaczeniu KRK) to problem kościoła (w znaczeniu KRK)- o autostradach to się wygłupiasz – za rok PO będzie się chwalił odcinkiem koło Knurowa i to będzie ich sukces?- przetarg z Kulczykiem…. no coż, nie wiem, nie znam się. Ja tylko wiem, jaką zasługą Kulczyka i Układu jest regulacja rynku telekomunikacyjnego w Polsce. Na tym się znam, to widzę, widzę jakie koszty ponosimy przez to wszyscy. Może lepiej aby nie było autostrad niż mają być budowane przez Kulczyka………….. /ciach/ …….>>> MySQL error no 862.2

ky,

October 29, 2007 14:32

Skomentuj komentarz

Gdyby KRK był oddzielony od państwa to lustracja KRK była by problemem KRK, ale ponieważ duchowni KRK mają w Polsce status prawie urzędników państwowych (w zasadzie są osobami zaufania publicznego, są autorytetami moralnymi) to lustracja KRK jest problemem każdego, kto żyje w tym kraju – moim też.Czemu z tymi autostradami to wygłup? Tego nie rozumiem. Ja jestem prostym człowiekiem – wiem mniej więcej co trzeba zrobić by powstała autostrada i chcę żeby takowe powstały, a to jakoś nie chce zrobić się samo. I nie zrobi się, jeśli ktoś się nad tym problemem „nie pochyli”. Nie chcę aby za kilka(naście) lat okazało się, że nadal ich nie ma bo jakoś coś komuś nie było po drodze. Sam ich nie wybuduję na pewno.W tej kwestii oczekuję, że rząd mnie obsłuży jak obywatela.A może zamiast /ciach/ na email, o ile to istotne?

w34,

October 29, 2007 21:55

Skomentuj komentarz

1. Skoro uważasz, że KRK nie jest oddzielony od państwa to raczej rób tak aby go oddzielić. Lustracja podkreślała by ten związek.2. Z autostradami dlatego uważam, że się wygłupiasz, bo jest praktycznie niemożliwe, aby jedna ekipa zaczęła budowę (albo przynajmniej uruchomiła jakiś program budowy) i przed wyborami cokolwiek z tego politycznie skonsumowała. Jeżeli PO utrzyma się tylko 2 lata to i tak będą mieli sukces w tej dziedzinie, bo pojadą sobie przeciąć wstęgę pod Knurów i pod Tczew – tylko czy będzie to ich sukces?3. Ja czasem zastanawiam się, czy lepiej żyć w kraju bez autostrad (skoro Polacy nie potrafią się ich dobrze budować) czy też z autostradami zbudowanymi na kłamstwie i korupcji. Zastanów się – bo korupcja na poziomie władzy rządowej, oprócz tego, że buduje drogie i krzywe autostrady to demoralizuje wszystkie szczeble poniżej i potem nawet remontu skrzyżowania na Sikorniku nie można zrobić tak, aby za dwa lata to skrzyżowanie nie było dziurawe. A autostrada z Kulczykiem… no cóż, ludzie się zmieniają ale Kulczyk to nie jest Bill Gates i swojego bogactwa nie ma dzięki temu, że coś wymyślił i zrobił ale dzięki temu, że kogoś znał. Przykład TP jest dobitny – z naszej branży, na autostradach się nie znam, ale ludzie nie zmieniają się tak łatwo.Dobrze tzn. w stanie rzeczy, w jakim Bóg chciałby aby się one znajdowały. Dobrze to niekoniecznie znaczy z autostradami.

ky,

October 30, 2007 11:33

Skomentuj komentarz

Uważam, że ludzie KRK powinni być traktowani tak jak reszta: jeżeli ksiądz popełnił przestępstwo to powinien być ścigany, sądzony i karany tak samo jak inni obywatele. Jeżeli współpraca z SB jest dla zwykłych obywateli naganna i z tego powodu zostaną zlustrowani i coś ktoś im powie/zrobi to księża powinni być traktowani tak samo – czyli tak jakby KRK w ogóle nie istniał, a oni byli zwykłymi obywatelami.Lustracja wprowadzona prawem jest nad obywatelami tak to prawo, które ją wprowadza – narzuca pewną powinność, wskazuje to co złe, wyznacza karę. Jeżeli KRK sam ma to sobie zrobić wg. własnych reguł to jest ponad prawem, które obowiązuje pozostałych obywateli. W moich oczach to tak jakby dać mu możliwość rozliczania księży z przestępstw: kradzieży, rozbojów. Uważam, że każdy ksiądz powinien być poddany prawu tak samo jak każdy inny obywatel, KRK nic do tego.Dlatego uważam, że powinno się w tych kwestiach traktować KRK jakby nie istniał, a ludzi KRK tak samo jak innych. Wyłączenie ludzi KRK spod prawa obowiązującego innych obywateli tylko z powodu KRK jest uprzywilejowaniem KRK i nie powinno mieć miejsca.Co do autostrad to w zasadzie zgadzam się z Tobą, drażni mnie po prostu tracenie czasu… Ta historia z Kulczykiem i dowodzi, że PiS chodziło tylko do dostanie się do „układu” (R) – jeśli mam wybierać układ z autostradami lub bez to wybieram ten z autostradami, choć wolałbym, żeby mnie nikt nie okradał.

w34,

October 30, 2007 20:57

Skomentuj komentarz

KRK – no to skoro tak uważasz, to nie jesteś za lustracją księży, no chyba, że są redaktorami naczelnymi :-)A co do autostrad – może to moje smuteczki, ale mimo iż lubię jeździć, i lubię jeździć szybko po ładnych autostradach wydaje mi się, że to nie jest aż takie ważne. Podobnie jak wybory i modlitwy wiernych, że ma wygrać ten lub tamten. Coraz bardziej czuję, że Królestwo Boże jest w poprzek, jest ortogonalne do tego świata a niestety, za dużo zajmuję się tym ostatnim. O jakbym chciał aby ludzie bardziej patrzyli na Stwórce niż na premiera, jakby bardziej ufali Jahwe niż PO, radowali się ze zbawienia i nowego narodzenia tak jak się radują z Układu z Schengen, który to niewątpliwie ułatwi przekraczanie granic doczesnych nijak się nie mając do wkraczanie w wieczność. Jakbym chciał… ale co mam robić? Nie wiem – więc tylko w swym smuteczku patrzę się w niebo – może przyjdzie odpowiedź? Póki co proszę. A jest o co.

jacek,

October 24, 2007 21:48

Skomentuj komentarz

Brakuje mi w Twojej ciekawej analizie sprawy współpracy z Radiem Maryja, a wydaje mi się, że to sprawa na tyle ważna, że trzeba ją gdzieś umieścić, jeśli zależy nam na pelnej ocenie.W plusach albo w minusach, bo obojętnie trudno koło niej przejść. Więc ? Uprzedzam, że zajrzałem do Twojego wpisu z 1 września 2004 ! :-)Na trochę innej płaszczyźnie pojawia się u mnie problem próby oceny Kaczyńskich:- jacy to faceci (uczciwość, prawdomówność, zdolności przywódcze, posiadanie przymiotów mężów stanu…..)- kogo właściwie reprezentują/reprezentowali – interes jakiej grupy….dla kogo, wydaje im się, działają i kim, jakim wojskiem, się w swojej walce posługują.No i jak dla mnie – wypadają tu niestety 🙁 dość katastrofalnie. A dzisiejsze wystąpienia Jarosława w sprawie zaległych pozwów za 2 lata obrażania go przez opozycję – całkiem mnie przygnębiły.

w34,

October 26, 2007 01:15

Skomentuj komentarz

Notka z 1 września 2004 powstała po moim odkryciu Radia Maryja (pierwsze spotkanie) i co ciekawe, jak ją dziś czytam, to zgadzam się z nią całkowicie. Powstało jeszcze kilka notek na temat tego zjawiska (oto zestawienie), wszystkie opisują postrzegane przeze mnie negatywy. Ale czy niema w tym zjawisku jakieś jasnej strony? Wiem, że jest a teraz sprowokowany komentarzem zachciało mi się ją opisać.

Otóż okryłem jeden pozytyw, o którym ciągle jeszcze nic nie napisałem – otóż Radio Maryja (i inne media o. Rydzyka) są wolne, niezależne … no nie, co ja pisze! Co to jest wolność? Co to niezależność? nie wiem! Więc inaczej – Radio Maryja (i inne media o.Rydzyka) są niewolne i zależne ale zależą od kogoś, kto ma zupełnie inne widzenie świata niż Michnik i jego okolice, czyli liberalne media. I to już wystarcza aby był pozytyw, bo za sprawą Radia Maryja polityka wykluczenia medialnego została w tym kraju choć częściowo przełamana. To jest ten jeden pozytyw.

Nawiasem mówiąc, ten sam pozytyw widzę w Al-Jazeer’ze 🙂 zwłaszcza tej angielskojęzycznej, a więc dostępnej dla świata.

* * * * * *

A teraz o PiS i ich współpracy. Ta pierwsza notka powstała po wysłuchaniu jakiś tam programów religijnych, przeudochrześcijańskich, ale jak sprawdziłem później, oprócz takich programów i paciorków w RM dużo jest treści społecznych i politycznych, przy czym te ostatnie bazują na zupełnie innym światopoglądzie, innym postrzeganiu świata i rzeczywistości – a skoro tak, to są inne a przez to ciekawe i inspirujące, jak wszystko czego się nie zna.

Otóż Wyborcza może zrobić wywiad z Zbigniewem Ziobro, ale choćby to był wywiad na 3 strony (pamiętam, że czytałem w GW taki wywiad z Giertychem) i choćby go 3 razy autoryzowano to mimo autoryzacji nie dowiem się z niego kim jest Ziobro, bo dziennikarze GW pytają go o rzeczy, które interesują czytelników GW przedstawione w sposób dla czytelników GW właściwy (choć tak naprawdę, pytają go o rzeczy, które każe im zapytać naczelny GW aby pokazać takiego Ziobro we właściwym dla GW świetle). A w Radio Maryja jest inaczej – taki Ziobro jest zapraszany przez wielebnego i w godzinnej, albo i dwugodzinnej rozmowie gadają sobie na tematy nawet takie same, ale w zupełnie w inny sposób, w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy. Oczywiście dziennikarze mają prawo do prokuratorskiej metody wyciągania z człowieka prawdy czyli do krzyżowego oginia pytań – ale czy rzeczywiście po takich odpowiedziach poznaje się poglądy człowieka?

Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Skomentuj notkę
Uwaga, będzie wersja 2.0 bo sobie dopisuje i zmieniam.

Na plus, za co mogę być Kaczyńskiemu wdzięczny

Usunięcie Samoobrony z rzeczywistości politycznej. Mam nadzieje, że na zawsze.
Likwidacja WSI, czyli filmu „Psy 2.2” raczej już nie nakręcą. Na minus sposób, bo Macierewicz z wnioskami i kwitami to powinien do prokuratury chodzić a nie na konferencje prasową.
Poważne traktowanie policjantów – ot, choćby wprowadzenie rent rodzinnych i stypendiów dla dzieci tych policjantów, którzy giną na służbie.
Sądy 24-godzinne.
Pokazanie, że nie ma świętych krów w sądach (zwłaszcza w sądach), prokuratorze, policji, własnej partii. Na minus, że sami nie najlepiej ludzi dobierali o czym przykład Kaczmarka świadczył dobitnie.
Zmiany w IPN. Na minus, że tą ustawę lustracyjną to mu nieco spieprzyli ale przez te dwa lata poznaliśmy prawdziwe motywacje kilku mocnych autorytetów przeciwnych lustracji. A prokuratorzy i historycy też mają sporo do roboty (polecam www.ipn.gov.pl)
Nieco inne podejście do Brukseli i tematów związanych z Unią Europejską. Może za bardzo gburowate to było, ale fajnie.
Poważne podejście do historii. Uporządkowanie Katynia, ale nie tylko, wcześniej kombatantów AK i Powstania Warszawskiego (ale to Lech jak był prezydentem Warszawy zaczął).
Twarde potraktowanie roszczeń lekarzy i pielęgniarek. Na minus ugięcie się przed górnikami.
Ulgi rodzinne w podatku dochodowym – mniejsze podatki to zawsze coś dobrego!

Ale na minus też się znajdzie:

Z ostra kampania, za ostre słowa, często nieprawdziwe i krzywdzące (np. wypowiedziane w stoczni o tym, gdzie stało ZOMO ).
Poniżanie Balcerowicza, szczególnie jak jego sprawozdanie sejmowe odbierał marszałek (tfu) Lepper.
Wykorzystywanie efektów pracy CBA i ABW w polityce zamiast w prokuratorze.
Współpraca z Samoobroną… chyba nie powinien, ale może wszystkiego nie wiem.
Wpuszczenie w machinę sejmową kilku dobrych ustaw źle zapisanych a potem udowadnianie całemu światu, że były dobre tylko agenci z marsa kontratakują (np. sprawa lustracji).
Obniżanie rangi sądu, w tym TK (choć czasem uważam, że ktoś powinien te „niezawisłe” sądy wyprostować).
AntyTaniePaństwo i brak reform finansów publicznych mimo pracy Zyty.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
pis,
polityka,
kaczyński,
lepper,
sejm

Komentarze: (8)

ky,

October 24, 2007 01:19

Skomentuj komentarz

W zasadzie zgadzam się z Tobą z oceną zasług PiS, dopisałbym jeszcze Giertycha, ustrzelenie Wielgusaa ująłbym ulgi – to nie zasługa PiS.Do minusów dodałbym:- próba podporządkowania sobie Trybunału Konstytucyjnego- podporządkowanie sobie RPP i NBP- TVP- „naprawianie” NFZ przez zwiększanie podatków i ograniczanie dostępności świadczeń- wyłączenie kościoła z lustracji, bez którego lustracja WIELE straci.- „kotwica budżetowa” – i inne pierdoły na koszt podatników- 500 metrów autostrad- unieważnienie przetargu, wożenie się przez 2 lata z Kulczykiem i w końcu podpisanie za cenę +50%- akcja CBA z Lepperem- brak zmian w finansach publicznychDla mnie ocena ogólna zdecydowanie negatywna mimo wielu dobrych drobiazgów, głównie z powodu zapędów ustrojowych w kierunku totalitaryzmu, wykorzystania ABW i CBA,… i paru innych rzeczy, o których nie chcę pisać, bo tak mi łatwiej…pozdrawiam,Krzysztof

w34,

October 26, 2007 10:16

Skomentuj komentarz

Co uważam, dopisuje ale- lustracja kościoła (w znaczeniu KRK) to problem kościoła (w znaczeniu KRK)- o autostradach to się wygłupiasz – za rok PO będzie się chwalił odcinkiem koło Knurowa i to będzie ich sukces?- przetarg z Kulczykiem…. no coż, nie wiem, nie znam się. Ja tylko wiem, jaką zasługą Kulczyka i Układu jest regulacja rynku telekomunikacyjnego w Polsce. Na tym się znam, to widzę, widzę jakie koszty ponosimy przez to wszyscy. Może lepiej aby nie było autostrad niż mają być budowane przez Kulczyka………….. /ciach/ …….>>> MySQL error no 862.2

ky,

October 29, 2007 14:32

Skomentuj komentarz

Gdyby KRK był oddzielony od państwa to lustracja KRK była by problemem KRK, ale ponieważ duchowni KRK mają w Polsce status prawie urzędników państwowych (w zasadzie są osobami zaufania publicznego, są autorytetami moralnymi) to lustracja KRK jest problemem każdego, kto żyje w tym kraju – moim też.Czemu z tymi autostradami to wygłup? Tego nie rozumiem. Ja jestem prostym człowiekiem – wiem mniej więcej co trzeba zrobić by powstała autostrada i chcę żeby takowe powstały, a to jakoś nie chce zrobić się samo. I nie zrobi się, jeśli ktoś się nad tym problemem „nie pochyli”. Nie chcę aby za kilka(naście) lat okazało się, że nadal ich nie ma bo jakoś coś komuś nie było po drodze. Sam ich nie wybuduję na pewno.W tej kwestii oczekuję, że rząd mnie obsłuży jak obywatela.A może zamiast /ciach/ na email, o ile to istotne?

w34,

October 29, 2007 21:55

Skomentuj komentarz

1. Skoro uważasz, że KRK nie jest oddzielony od państwa to raczej rób tak aby go oddzielić. Lustracja podkreślała by ten związek.2. Z autostradami dlatego uważam, że się wygłupiasz, bo jest praktycznie niemożliwe, aby jedna ekipa zaczęła budowę (albo przynajmniej uruchomiła jakiś program budowy) i przed wyborami cokolwiek z tego politycznie skonsumowała. Jeżeli PO utrzyma się tylko 2 lata to i tak będą mieli sukces w tej dziedzinie, bo pojadą sobie przeciąć wstęgę pod Knurów i pod Tczew – tylko czy będzie to ich sukces?3. Ja czasem zastanawiam się, czy lepiej żyć w kraju bez autostrad (skoro Polacy nie potrafią się ich dobrze budować) czy też z autostradami zbudowanymi na kłamstwie i korupcji. Zastanów się – bo korupcja na poziomie władzy rządowej, oprócz tego, że buduje drogie i krzywe autostrady to demoralizuje wszystkie szczeble poniżej i potem nawet remontu skrzyżowania na Sikorniku nie można zrobić tak, aby za dwa lata to skrzyżowanie nie było dziurawe. A autostrada z Kulczykiem… no cóż, ludzie się zmieniają ale Kulczyk to nie jest Bill Gates i swojego bogactwa nie ma dzięki temu, że coś wymyślił i zrobił ale dzięki temu, że kogoś znał. Przykład TP jest dobitny – z naszej branży, na autostradach się nie znam, ale ludzie nie zmieniają się tak łatwo.Dobrze tzn. w stanie rzeczy, w jakim Bóg chciałby aby się one znajdowały. Dobrze to niekoniecznie znaczy z autostradami.

ky,

October 30, 2007 11:33

Skomentuj komentarz

Uważam, że ludzie KRK powinni być traktowani tak jak reszta: jeżeli ksiądz popełnił przestępstwo to powinien być ścigany, sądzony i karany tak samo jak inni obywatele. Jeżeli współpraca z SB jest dla zwykłych obywateli naganna i z tego powodu zostaną zlustrowani i coś ktoś im powie/zrobi to księża powinni być traktowani tak samo – czyli tak jakby KRK w ogóle nie istniał, a oni byli zwykłymi obywatelami.Lustracja wprowadzona prawem jest nad obywatelami tak to prawo, które ją wprowadza – narzuca pewną powinność, wskazuje to co złe, wyznacza karę. Jeżeli KRK sam ma to sobie zrobić wg. własnych reguł to jest ponad prawem, które obowiązuje pozostałych obywateli. W moich oczach to tak jakby dać mu możliwość rozliczania księży z przestępstw: kradzieży, rozbojów. Uważam, że każdy ksiądz powinien być poddany prawu tak samo jak każdy inny obywatel, KRK nic do tego.Dlatego uważam, że powinno się w tych kwestiach traktować KRK jakby nie istniał, a ludzi KRK tak samo jak innych. Wyłączenie ludzi KRK spod prawa obowiązującego innych obywateli tylko z powodu KRK jest uprzywilejowaniem KRK i nie powinno mieć miejsca.Co do autostrad to w zasadzie zgadzam się z Tobą, drażni mnie po prostu tracenie czasu… Ta historia z Kulczykiem i dowodzi, że PiS chodziło tylko do dostanie się do „układu” (R) – jeśli mam wybierać układ z autostradami lub bez to wybieram ten z autostradami, choć wolałbym, żeby mnie nikt nie okradał.

w34,

October 30, 2007 20:57

Skomentuj komentarz

KRK – no to skoro tak uważasz, to nie jesteś za lustracją księży, no chyba, że są redaktorami naczelnymi :-)A co do autostrad – może to moje smuteczki, ale mimo iż lubię jeździć, i lubię jeździć szybko po ładnych autostradach wydaje mi się, że to nie jest aż takie ważne. Podobnie jak wybory i modlitwy wiernych, że ma wygrać ten lub tamten. Coraz bardziej czuję, że Królestwo Boże jest w poprzek, jest ortogonalne do tego świata a niestety, za dużo zajmuję się tym ostatnim. O jakbym chciał aby ludzie bardziej patrzyli na Stwórce niż na premiera, jakby bardziej ufali Jahwe niż PO, radowali się ze zbawienia i nowego narodzenia tak jak się radują z Układu z Schengen, który to niewątpliwie ułatwi przekraczanie granic doczesnych nijak się nie mając do wkraczanie w wieczność. Jakbym chciał… ale co mam robić? Nie wiem – więc tylko w swym smuteczku patrzę się w niebo – może przyjdzie odpowiedź? Póki co proszę. A jest o co.

jacek,

October 24, 2007 21:48

Skomentuj komentarz

Brakuje mi w Twojej ciekawej analizie sprawy współpracy z Radiem Maryja, a wydaje mi się, że to sprawa na tyle ważna, że trzeba ją gdzieś umieścić, jeśli zależy nam na pelnej ocenie.W plusach albo w minusach, bo obojętnie trudno koło niej przejść. Więc ? Uprzedzam, że zajrzałem do Twojego wpisu z 1 września 2004 ! :-)Na trochę innej płaszczyźnie pojawia się u mnie problem próby oceny Kaczyńskich:- jacy to faceci (uczciwość, prawdomówność, zdolności przywódcze, posiadanie przymiotów mężów stanu…..)- kogo właściwie reprezentują/reprezentowali – interes jakiej grupy….dla kogo, wydaje im się, działają i kim, jakim wojskiem, się w swojej walce posługują.No i jak dla mnie – wypadają tu niestety 🙁 dość katastrofalnie. A dzisiejsze wystąpienia Jarosława w sprawie zaległych pozwów za 2 lata obrażania go przez opozycję – całkiem mnie przygnębiły.

w34,

October 26, 2007 01:15

Skomentuj komentarz

Notka z 1 września 2004 powstała po moim odkryciu Radia Maryja (pierwsze spotkanie) i co ciekawe, jak ją dziś czytam, to zgadzam się z nią całkowicie. Powstało jeszcze kilka notek na temat tego zjawiska (oto zestawienie), wszystkie opisują postrzegane przeze mnie negatywy. Ale czy niema w tym zjawisku jakieś jasnej strony? Wiem, że jest a teraz sprowokowany komentarzem zachciało mi się ją opisać.

Otóż okryłem jeden pozytyw, o którym ciągle jeszcze nic nie napisałem – otóż Radio Maryja (i inne media o. Rydzyka) są wolne, niezależne … no nie, co ja pisze! Co to jest wolność? Co to niezależność? nie wiem! Więc inaczej – Radio Maryja (i inne media o.Rydzyka) są niewolne i zależne ale zależą od kogoś, kto ma zupełnie inne widzenie świata niż Michnik i jego okolice, czyli liberalne media. I to już wystarcza aby był pozytyw, bo za sprawą Radia Maryja polityka wykluczenia medialnego została w tym kraju choć częściowo przełamana. To jest ten jeden pozytyw.

Nawiasem mówiąc, ten sam pozytyw widzę w Al-Jazeer’ze 🙂 zwłaszcza tej angielskojęzycznej, a więc dostępnej dla świata.

* * * * * *

A teraz o PiS i ich współpracy. Ta pierwsza notka powstała po wysłuchaniu jakiś tam programów religijnych, przeudochrześcijańskich, ale jak sprawdziłem później, oprócz takich programów i paciorków w RM dużo jest treści społecznych i politycznych, przy czym te ostatnie bazują na zupełnie innym światopoglądzie, innym postrzeganiu świata i rzeczywistości – a skoro tak, to są inne a przez to ciekawe i inspirujące, jak wszystko czego się nie zna.

Otóż Wyborcza może zrobić wywiad z Zbigniewem Ziobro, ale choćby to był wywiad na 3 strony (pamiętam, że czytałem w GW taki wywiad z Giertychem) i choćby go 3 razy autoryzowano to mimo autoryzacji nie dowiem się z niego kim jest Ziobro, bo dziennikarze GW pytają go o rzeczy, które interesują czytelników GW przedstawione w sposób dla czytelników GW właściwy (choć tak naprawdę, pytają go o rzeczy, które każe im zapytać naczelny GW aby pokazać takiego Ziobro we właściwym dla GW świetle). A w Radio Maryja jest inaczej – taki Ziobro jest zapraszany przez wielebnego i w godzinnej, albo i dwugodzinnej rozmowie gadają sobie na tematy nawet takie same, ale w zupełnie w inny sposób, w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy. Oczywiście dziennikarze mają prawo do prokuratorskiej metody wyciągania z człowieka prawdy czyli do krzyżowego oginia pytań – ale czy rzeczywiście po takich odpowiedziach poznaje się poglądy człowieka?

Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Skomentuj notkę
Na plus, za co mogę być Kaczyńskiemu wdzięczny

Usunięcie Samoobrony z rzeczywistości politycznej. Mam nadzieje, że na zawsze.
Likwidacja WSI, czyli filmu „Psy 2.2” raczej już nie nakręcą. Na minus sposób, bo Macierewicz z wnioskami i kwitami to powinien do prokuratury chodzić a nie na konferencje prasową.
Poważne traktowanie policjantów – ot, choćby wprowadzenie rent rodzinnych i stypendiów dla dzieci tych policjantów, którzy giną na służbie.
Sądy 24-godzinne.
Pokazanie, że nie ma świętych krów w sądach (zwłaszcza w sądach), prokuratorze, policji, własnej partii. Na minus, że sami nie najlepiej ludzi dobierali o czym przykład Kaczmarka świadczył dobitnie.
Zmiany w IPN. Na minus, że tą ustawę lustracyjną to mu nieco spieprzyli ale przez te dwa lata poznaliśmy prawdziwe motywacje kilku mocnych autorytetów przeciwnych lustracji. A prokuratorzy i historycy też mają sporo do roboty (polecam www.ipn.gov.pl)
Nieco inne podejście do Brukseli i tematów związanych z Unią Europejską. Może za bardzo gburowate to było, ale fajnie.
Poważne podejście do historii. Uporządkowanie Katynia, ale nie tylko, wcześniej kombatantów AK i Powstania Warszawskiego (ale to Lech jak był prezydentem Warszawy zaczął).
Twarde potraktowanie roszczeń lekarzy i pielęgniarek. Na minus ugięcie się przed górnikami.
Ulgi rodzinne w podatku dochodowym – mniejsze podatki to zawsze coś dobrego!

Ale na minus też się znajdzie:

Z ostra kampania, za ostre słowa, często nieprawdziwe i krzywdzące (np. wypowiedziane w stoczni o tym, gdzie stało ZOMO ).
Poniżanie Balcerowicza, szczególnie jak jego sprawozdanie sejmowe odbierał marszałek (tfu) Lepper.
Wykorzystywanie efektów pracy CBA i ABW w polityce zamiast w prokuratorze.
Współpraca z Samoobroną… chyba nie powinien, ale może wszystkiego nie wiem.
Wpuszczenie w machinę sejmową kilku dobrych ustaw źle zapisanych a potem udowadnianie całemu światu, że były dobre tylko agenci z marsa kontratakują (np. sprawa lustracji).
Obniżanie rangi sądu, w tym TK (choć czasem uważam, że ktoś powinien te „niezawisłe” sądy wyprostować).
AntyTaniePaństwo i brak reform finansów publicznych mimo pracy Zyty.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
pis,
polityka,
kaczyński,
lepper,
sejm

Komentarze: (8)

ky,

October 24, 2007 01:19

Skomentuj komentarz

W zasadzie zgadzam się z Tobą z oceną zasług PiS, dopisałbym jeszcze Giertycha, ustrzelenie Wielgusaa ująłbym ulgi – to nie zasługa PiS.Do minusów dodałbym:- próba podporządkowania sobie Trybunału Konstytucyjnego- podporządkowanie sobie RPP i NBP- TVP- „naprawianie” NFZ przez zwiększanie podatków i ograniczanie dostępności świadczeń- wyłączenie kościoła z lustracji, bez którego lustracja WIELE straci.- „kotwica budżetowa” – i inne pierdoły na koszt podatników- 500 metrów autostrad- unieważnienie przetargu, wożenie się przez 2 lata z Kulczykiem i w końcu podpisanie za cenę +50%- akcja CBA z Lepperem- brak zmian w finansach publicznychDla mnie ocena ogólna zdecydowanie negatywna mimo wielu dobrych drobiazgów, głównie z powodu zapędów ustrojowych w kierunku totalitaryzmu, wykorzystania ABW i CBA,… i paru innych rzeczy, o których nie chcę pisać, bo tak mi łatwiej…pozdrawiam,Krzysztof

w34,

October 26, 2007 10:16

Skomentuj komentarz

Co uważam, dopisuje ale- lustracja kościoła (w znaczeniu KRK) to problem kościoła (w znaczeniu KRK)- o autostradach to się wygłupiasz – za rok PO będzie się chwalił odcinkiem koło Knurowa i to będzie ich sukces?- przetarg z Kulczykiem…. no coż, nie wiem, nie znam się. Ja tylko wiem, jaką zasługą Kulczyka i Układu jest regulacja rynku telekomunikacyjnego w Polsce. Na tym się znam, to widzę, widzę jakie koszty ponosimy przez to wszyscy. Może lepiej aby nie było autostrad niż mają być budowane przez Kulczyka………….. /ciach/ …….>>> MySQL error no 862.2

ky,

October 29, 2007 14:32

Skomentuj komentarz

Gdyby KRK był oddzielony od państwa to lustracja KRK była by problemem KRK, ale ponieważ duchowni KRK mają w Polsce status prawie urzędników państwowych (w zasadzie są osobami zaufania publicznego, są autorytetami moralnymi) to lustracja KRK jest problemem każdego, kto żyje w tym kraju – moim też.Czemu z tymi autostradami to wygłup? Tego nie rozumiem. Ja jestem prostym człowiekiem – wiem mniej więcej co trzeba zrobić by powstała autostrada i chcę żeby takowe powstały, a to jakoś nie chce zrobić się samo. I nie zrobi się, jeśli ktoś się nad tym problemem „nie pochyli”. Nie chcę aby za kilka(naście) lat okazało się, że nadal ich nie ma bo jakoś coś komuś nie było po drodze. Sam ich nie wybuduję na pewno.W tej kwestii oczekuję, że rząd mnie obsłuży jak obywatela.A może zamiast /ciach/ na email, o ile to istotne?

w34,

October 29, 2007 21:55

Skomentuj komentarz

1. Skoro uważasz, że KRK nie jest oddzielony od państwa to raczej rób tak aby go oddzielić. Lustracja podkreślała by ten związek.2. Z autostradami dlatego uważam, że się wygłupiasz, bo jest praktycznie niemożliwe, aby jedna ekipa zaczęła budowę (albo przynajmniej uruchomiła jakiś program budowy) i przed wyborami cokolwiek z tego politycznie skonsumowała. Jeżeli PO utrzyma się tylko 2 lata to i tak będą mieli sukces w tej dziedzinie, bo pojadą sobie przeciąć wstęgę pod Knurów i pod Tczew – tylko czy będzie to ich sukces?3. Ja czasem zastanawiam się, czy lepiej żyć w kraju bez autostrad (skoro Polacy nie potrafią się ich dobrze budować) czy też z autostradami zbudowanymi na kłamstwie i korupcji. Zastanów się – bo korupcja na poziomie władzy rządowej, oprócz tego, że buduje drogie i krzywe autostrady to demoralizuje wszystkie szczeble poniżej i potem nawet remontu skrzyżowania na Sikorniku nie można zrobić tak, aby za dwa lata to skrzyżowanie nie było dziurawe. A autostrada z Kulczykiem… no cóż, ludzie się zmieniają ale Kulczyk to nie jest Bill Gates i swojego bogactwa nie ma dzięki temu, że coś wymyślił i zrobił ale dzięki temu, że kogoś znał. Przykład TP jest dobitny – z naszej branży, na autostradach się nie znam, ale ludzie nie zmieniają się tak łatwo.Dobrze tzn. w stanie rzeczy, w jakim Bóg chciałby aby się one znajdowały. Dobrze to niekoniecznie znaczy z autostradami.

ky,

October 30, 2007 11:33

Skomentuj komentarz

Uważam, że ludzie KRK powinni być traktowani tak jak reszta: jeżeli ksiądz popełnił przestępstwo to powinien być ścigany, sądzony i karany tak samo jak inni obywatele. Jeżeli współpraca z SB jest dla zwykłych obywateli naganna i z tego powodu zostaną zlustrowani i coś ktoś im powie/zrobi to księża powinni być traktowani tak samo – czyli tak jakby KRK w ogóle nie istniał, a oni byli zwykłymi obywatelami.Lustracja wprowadzona prawem jest nad obywatelami tak to prawo, które ją wprowadza – narzuca pewną powinność, wskazuje to co złe, wyznacza karę. Jeżeli KRK sam ma to sobie zrobić wg. własnych reguł to jest ponad prawem, które obowiązuje pozostałych obywateli. W moich oczach to tak jakby dać mu możliwość rozliczania księży z przestępstw: kradzieży, rozbojów. Uważam, że każdy ksiądz powinien być poddany prawu tak samo jak każdy inny obywatel, KRK nic do tego.Dlatego uważam, że powinno się w tych kwestiach traktować KRK jakby nie istniał, a ludzi KRK tak samo jak innych. Wyłączenie ludzi KRK spod prawa obowiązującego innych obywateli tylko z powodu KRK jest uprzywilejowaniem KRK i nie powinno mieć miejsca.Co do autostrad to w zasadzie zgadzam się z Tobą, drażni mnie po prostu tracenie czasu… Ta historia z Kulczykiem i dowodzi, że PiS chodziło tylko do dostanie się do „układu” (R) – jeśli mam wybierać układ z autostradami lub bez to wybieram ten z autostradami, choć wolałbym, żeby mnie nikt nie okradał.

w34,

October 30, 2007 20:57

Skomentuj komentarz

KRK – no to skoro tak uważasz, to nie jesteś za lustracją księży, no chyba, że są redaktorami naczelnymi :-)A co do autostrad – może to moje smuteczki, ale mimo iż lubię jeździć, i lubię jeździć szybko po ładnych autostradach wydaje mi się, że to nie jest aż takie ważne. Podobnie jak wybory i modlitwy wiernych, że ma wygrać ten lub tamten. Coraz bardziej czuję, że Królestwo Boże jest w poprzek, jest ortogonalne do tego świata a niestety, za dużo zajmuję się tym ostatnim. O jakbym chciał aby ludzie bardziej patrzyli na Stwórce niż na premiera, jakby bardziej ufali Jahwe niż PO, radowali się ze zbawienia i nowego narodzenia tak jak się radują z Układu z Schengen, który to niewątpliwie ułatwi przekraczanie granic doczesnych nijak się nie mając do wkraczanie w wieczność. Jakbym chciał… ale co mam robić? Nie wiem – więc tylko w swym smuteczku patrzę się w niebo – może przyjdzie odpowiedź? Póki co proszę. A jest o co.

jacek,

October 24, 2007 21:48

Skomentuj komentarz

Brakuje mi w Twojej ciekawej analizie sprawy współpracy z Radiem Maryja, a wydaje mi się, że to sprawa na tyle ważna, że trzeba ją gdzieś umieścić, jeśli zależy nam na pelnej ocenie.W plusach albo w minusach, bo obojętnie trudno koło niej przejść. Więc ? Uprzedzam, że zajrzałem do Twojego wpisu z 1 września 2004 ! :-)Na trochę innej płaszczyźnie pojawia się u mnie problem próby oceny Kaczyńskich:- jacy to faceci (uczciwość, prawdomówność, zdolności przywódcze, posiadanie przymiotów mężów stanu…..)- kogo właściwie reprezentują/reprezentowali – interes jakiej grupy….dla kogo, wydaje im się, działają i kim, jakim wojskiem, się w swojej walce posługują.No i jak dla mnie – wypadają tu niestety 🙁 dość katastrofalnie. A dzisiejsze wystąpienia Jarosława w sprawie zaległych pozwów za 2 lata obrażania go przez opozycję – całkiem mnie przygnębiły.

w34,

October 26, 2007 01:15

Skomentuj komentarz

Notka z 1 września 2004 powstała po moim odkryciu Radia Maryja (pierwsze spotkanie) i co ciekawe, jak ją dziś czytam, to zgadzam się z nią całkowicie. Powstało jeszcze kilka notek na temat tego zjawiska (oto zestawienie), wszystkie opisują postrzegane przeze mnie negatywy. Ale czy niema w tym zjawisku jakieś jasnej strony? Wiem, że jest a teraz sprowokowany komentarzem zachciało mi się ją opisać.

Otóż okryłem jeden pozytyw, o którym ciągle jeszcze nic nie napisałem – otóż Radio Maryja (i inne media o. Rydzyka) są wolne, niezależne … no nie, co ja pisze! Co to jest wolność? Co to niezależność? nie wiem! Więc inaczej – Radio Maryja (i inne media o.Rydzyka) są niewolne i zależne ale zależą od kogoś, kto ma zupełnie inne widzenie świata niż Michnik i jego okolice, czyli liberalne media. I to już wystarcza aby był pozytyw, bo za sprawą Radia Maryja polityka wykluczenia medialnego została w tym kraju choć częściowo przełamana. To jest ten jeden pozytyw.

Nawiasem mówiąc, ten sam pozytyw widzę w Al-Jazeer’ze 🙂 zwłaszcza tej angielskojęzycznej, a więc dostępnej dla świata.

* * * * * *

A teraz o PiS i ich współpracy. Ta pierwsza notka powstała po wysłuchaniu jakiś tam programów religijnych, przeudochrześcijańskich, ale jak sprawdziłem później, oprócz takich programów i paciorków w RM dużo jest treści społecznych i politycznych, przy czym te ostatnie bazują na zupełnie innym światopoglądzie, innym postrzeganiu świata i rzeczywistości – a skoro tak, to są inne a przez to ciekawe i inspirujące, jak wszystko czego się nie zna.

Otóż Wyborcza może zrobić wywiad z Zbigniewem Ziobro, ale choćby to był wywiad na 3 strony (pamiętam, że czytałem w GW taki wywiad z Giertychem) i choćby go 3 razy autoryzowano to mimo autoryzacji nie dowiem się z niego kim jest Ziobro, bo dziennikarze GW pytają go o rzeczy, które interesują czytelników GW przedstawione w sposób dla czytelników GW właściwy (choć tak naprawdę, pytają go o rzeczy, które każe im zapytać naczelny GW aby pokazać takiego Ziobro we właściwym dla GW świetle). A w Radio Maryja jest inaczej – taki Ziobro jest zapraszany przez wielebnego i w godzinnej, albo i dwugodzinnej rozmowie gadają sobie na tematy nawet takie same, ale w zupełnie w inny sposób, w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy. Oczywiście dziennikarze mają prawo do prokuratorskiej metody wyciągania z człowieka prawdy czyli do krzyżowego oginia pytań – ale czy rzeczywiście po takich odpowiedziach poznaje się poglądy człowieka?

Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Skomentuj notkę
Ale na minus też się znajdzie:

Z ostra kampania, za ostre słowa, często nieprawdziwe i krzywdzące (np. wypowiedziane w stoczni o tym, gdzie stało ZOMO ).
Poniżanie Balcerowicza, szczególnie jak jego sprawozdanie sejmowe odbierał marszałek (tfu) Lepper.
Wykorzystywanie efektów pracy CBA i ABW w polityce zamiast w prokuratorze.
Współpraca z Samoobroną… chyba nie powinien, ale może wszystkiego nie wiem.
Wpuszczenie w machinę sejmową kilku dobrych ustaw źle zapisanych a potem udowadnianie całemu światu, że były dobre tylko agenci z marsa kontratakują (np. sprawa lustracji).
Obniżanie rangi sądu, w tym TK (choć czasem uważam, że ktoś powinien te „niezawisłe” sądy wyprostować).
AntyTaniePaństwo i brak reform finansów publicznych mimo pracy Zyty.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
pis,
polityka,
kaczyński,
lepper,
sejm

Komentarze: (8)

ky,

October 24, 2007 01:19

Skomentuj komentarz

W zasadzie zgadzam się z Tobą z oceną zasług PiS, dopisałbym jeszcze Giertycha, ustrzelenie Wielgusaa ująłbym ulgi – to nie zasługa PiS.Do minusów dodałbym:- próba podporządkowania sobie Trybunału Konstytucyjnego- podporządkowanie sobie RPP i NBP- TVP- „naprawianie” NFZ przez zwiększanie podatków i ograniczanie dostępności świadczeń- wyłączenie kościoła z lustracji, bez którego lustracja WIELE straci.- „kotwica budżetowa” – i inne pierdoły na koszt podatników- 500 metrów autostrad- unieważnienie przetargu, wożenie się przez 2 lata z Kulczykiem i w końcu podpisanie za cenę +50%- akcja CBA z Lepperem- brak zmian w finansach publicznychDla mnie ocena ogólna zdecydowanie negatywna mimo wielu dobrych drobiazgów, głównie z powodu zapędów ustrojowych w kierunku totalitaryzmu, wykorzystania ABW i CBA,… i paru innych rzeczy, o których nie chcę pisać, bo tak mi łatwiej…pozdrawiam,Krzysztof

w34,

October 26, 2007 10:16

Skomentuj komentarz

Co uważam, dopisuje ale- lustracja kościoła (w znaczeniu KRK) to problem kościoła (w znaczeniu KRK)- o autostradach to się wygłupiasz – za rok PO będzie się chwalił odcinkiem koło Knurowa i to będzie ich sukces?- przetarg z Kulczykiem…. no coż, nie wiem, nie znam się. Ja tylko wiem, jaką zasługą Kulczyka i Układu jest regulacja rynku telekomunikacyjnego w Polsce. Na tym się znam, to widzę, widzę jakie koszty ponosimy przez to wszyscy. Może lepiej aby nie było autostrad niż mają być budowane przez Kulczyka………….. /ciach/ …….>>> MySQL error no 862.2

ky,

October 29, 2007 14:32

Skomentuj komentarz

Gdyby KRK był oddzielony od państwa to lustracja KRK była by problemem KRK, ale ponieważ duchowni KRK mają w Polsce status prawie urzędników państwowych (w zasadzie są osobami zaufania publicznego, są autorytetami moralnymi) to lustracja KRK jest problemem każdego, kto żyje w tym kraju – moim też.Czemu z tymi autostradami to wygłup? Tego nie rozumiem. Ja jestem prostym człowiekiem – wiem mniej więcej co trzeba zrobić by powstała autostrada i chcę żeby takowe powstały, a to jakoś nie chce zrobić się samo. I nie zrobi się, jeśli ktoś się nad tym problemem „nie pochyli”. Nie chcę aby za kilka(naście) lat okazało się, że nadal ich nie ma bo jakoś coś komuś nie było po drodze. Sam ich nie wybuduję na pewno.W tej kwestii oczekuję, że rząd mnie obsłuży jak obywatela.A może zamiast /ciach/ na email, o ile to istotne?

w34,

October 29, 2007 21:55

Skomentuj komentarz

1. Skoro uważasz, że KRK nie jest oddzielony od państwa to raczej rób tak aby go oddzielić. Lustracja podkreślała by ten związek.2. Z autostradami dlatego uważam, że się wygłupiasz, bo jest praktycznie niemożliwe, aby jedna ekipa zaczęła budowę (albo przynajmniej uruchomiła jakiś program budowy) i przed wyborami cokolwiek z tego politycznie skonsumowała. Jeżeli PO utrzyma się tylko 2 lata to i tak będą mieli sukces w tej dziedzinie, bo pojadą sobie przeciąć wstęgę pod Knurów i pod Tczew – tylko czy będzie to ich sukces?3. Ja czasem zastanawiam się, czy lepiej żyć w kraju bez autostrad (skoro Polacy nie potrafią się ich dobrze budować) czy też z autostradami zbudowanymi na kłamstwie i korupcji. Zastanów się – bo korupcja na poziomie władzy rządowej, oprócz tego, że buduje drogie i krzywe autostrady to demoralizuje wszystkie szczeble poniżej i potem nawet remontu skrzyżowania na Sikorniku nie można zrobić tak, aby za dwa lata to skrzyżowanie nie było dziurawe. A autostrada z Kulczykiem… no cóż, ludzie się zmieniają ale Kulczyk to nie jest Bill Gates i swojego bogactwa nie ma dzięki temu, że coś wymyślił i zrobił ale dzięki temu, że kogoś znał. Przykład TP jest dobitny – z naszej branży, na autostradach się nie znam, ale ludzie nie zmieniają się tak łatwo.Dobrze tzn. w stanie rzeczy, w jakim Bóg chciałby aby się one znajdowały. Dobrze to niekoniecznie znaczy z autostradami.

ky,

October 30, 2007 11:33

Skomentuj komentarz

Uważam, że ludzie KRK powinni być traktowani tak jak reszta: jeżeli ksiądz popełnił przestępstwo to powinien być ścigany, sądzony i karany tak samo jak inni obywatele. Jeżeli współpraca z SB jest dla zwykłych obywateli naganna i z tego powodu zostaną zlustrowani i coś ktoś im powie/zrobi to księża powinni być traktowani tak samo – czyli tak jakby KRK w ogóle nie istniał, a oni byli zwykłymi obywatelami.Lustracja wprowadzona prawem jest nad obywatelami tak to prawo, które ją wprowadza – narzuca pewną powinność, wskazuje to co złe, wyznacza karę. Jeżeli KRK sam ma to sobie zrobić wg. własnych reguł to jest ponad prawem, które obowiązuje pozostałych obywateli. W moich oczach to tak jakby dać mu możliwość rozliczania księży z przestępstw: kradzieży, rozbojów. Uważam, że każdy ksiądz powinien być poddany prawu tak samo jak każdy inny obywatel, KRK nic do tego.Dlatego uważam, że powinno się w tych kwestiach traktować KRK jakby nie istniał, a ludzi KRK tak samo jak innych. Wyłączenie ludzi KRK spod prawa obowiązującego innych obywateli tylko z powodu KRK jest uprzywilejowaniem KRK i nie powinno mieć miejsca.Co do autostrad to w zasadzie zgadzam się z Tobą, drażni mnie po prostu tracenie czasu… Ta historia z Kulczykiem i dowodzi, że PiS chodziło tylko do dostanie się do „układu” (R) – jeśli mam wybierać układ z autostradami lub bez to wybieram ten z autostradami, choć wolałbym, żeby mnie nikt nie okradał.

w34,

October 30, 2007 20:57

Skomentuj komentarz

KRK – no to skoro tak uważasz, to nie jesteś za lustracją księży, no chyba, że są redaktorami naczelnymi :-)A co do autostrad – może to moje smuteczki, ale mimo iż lubię jeździć, i lubię jeździć szybko po ładnych autostradach wydaje mi się, że to nie jest aż takie ważne. Podobnie jak wybory i modlitwy wiernych, że ma wygrać ten lub tamten. Coraz bardziej czuję, że Królestwo Boże jest w poprzek, jest ortogonalne do tego świata a niestety, za dużo zajmuję się tym ostatnim. O jakbym chciał aby ludzie bardziej patrzyli na Stwórce niż na premiera, jakby bardziej ufali Jahwe niż PO, radowali się ze zbawienia i nowego narodzenia tak jak się radują z Układu z Schengen, który to niewątpliwie ułatwi przekraczanie granic doczesnych nijak się nie mając do wkraczanie w wieczność. Jakbym chciał… ale co mam robić? Nie wiem – więc tylko w swym smuteczku patrzę się w niebo – może przyjdzie odpowiedź? Póki co proszę. A jest o co.

jacek,

October 24, 2007 21:48

Skomentuj komentarz

Brakuje mi w Twojej ciekawej analizie sprawy współpracy z Radiem Maryja, a wydaje mi się, że to sprawa na tyle ważna, że trzeba ją gdzieś umieścić, jeśli zależy nam na pelnej ocenie.W plusach albo w minusach, bo obojętnie trudno koło niej przejść. Więc ? Uprzedzam, że zajrzałem do Twojego wpisu z 1 września 2004 ! :-)Na trochę innej płaszczyźnie pojawia się u mnie problem próby oceny Kaczyńskich:- jacy to faceci (uczciwość, prawdomówność, zdolności przywódcze, posiadanie przymiotów mężów stanu…..)- kogo właściwie reprezentują/reprezentowali – interes jakiej grupy….dla kogo, wydaje im się, działają i kim, jakim wojskiem, się w swojej walce posługują.No i jak dla mnie – wypadają tu niestety 🙁 dość katastrofalnie. A dzisiejsze wystąpienia Jarosława w sprawie zaległych pozwów za 2 lata obrażania go przez opozycję – całkiem mnie przygnębiły.

w34,

October 26, 2007 01:15

Skomentuj komentarz

Notka z 1 września 2004 powstała po moim odkryciu Radia Maryja (pierwsze spotkanie) i co ciekawe, jak ją dziś czytam, to zgadzam się z nią całkowicie. Powstało jeszcze kilka notek na temat tego zjawiska (oto zestawienie), wszystkie opisują postrzegane przeze mnie negatywy. Ale czy niema w tym zjawisku jakieś jasnej strony? Wiem, że jest a teraz sprowokowany komentarzem zachciało mi się ją opisać.

Otóż okryłem jeden pozytyw, o którym ciągle jeszcze nic nie napisałem – otóż Radio Maryja (i inne media o. Rydzyka) są wolne, niezależne … no nie, co ja pisze! Co to jest wolność? Co to niezależność? nie wiem! Więc inaczej – Radio Maryja (i inne media o.Rydzyka) są niewolne i zależne ale zależą od kogoś, kto ma zupełnie inne widzenie świata niż Michnik i jego okolice, czyli liberalne media. I to już wystarcza aby był pozytyw, bo za sprawą Radia Maryja polityka wykluczenia medialnego została w tym kraju choć częściowo przełamana. To jest ten jeden pozytyw.

Nawiasem mówiąc, ten sam pozytyw widzę w Al-Jazeer’ze 🙂 zwłaszcza tej angielskojęzycznej, a więc dostępnej dla świata.

* * * * * *

A teraz o PiS i ich współpracy. Ta pierwsza notka powstała po wysłuchaniu jakiś tam programów religijnych, przeudochrześcijańskich, ale jak sprawdziłem później, oprócz takich programów i paciorków w RM dużo jest treści społecznych i politycznych, przy czym te ostatnie bazują na zupełnie innym światopoglądzie, innym postrzeganiu świata i rzeczywistości – a skoro tak, to są inne a przez to ciekawe i inspirujące, jak wszystko czego się nie zna.

Otóż Wyborcza może zrobić wywiad z Zbigniewem Ziobro, ale choćby to był wywiad na 3 strony (pamiętam, że czytałem w GW taki wywiad z Giertychem) i choćby go 3 razy autoryzowano to mimo autoryzacji nie dowiem się z niego kim jest Ziobro, bo dziennikarze GW pytają go o rzeczy, które interesują czytelników GW przedstawione w sposób dla czytelników GW właściwy (choć tak naprawdę, pytają go o rzeczy, które każe im zapytać naczelny GW aby pokazać takiego Ziobro we właściwym dla GW świetle). A w Radio Maryja jest inaczej – taki Ziobro jest zapraszany przez wielebnego i w godzinnej, albo i dwugodzinnej rozmowie gadają sobie na tematy nawet takie same, ale w zupełnie w inny sposób, w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy. Oczywiście dziennikarze mają prawo do prokuratorskiej metody wyciągania z człowieka prawdy czyli do krzyżowego oginia pytań – ale czy rzeczywiście po takich odpowiedziach poznaje się poglądy człowieka?

Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.

Skomentuj notkę
Notka z 1 września 2004 powstała po moim odkryciu Radia Maryja (pierwsze spotkanie) i co ciekawe, jak ją dziś czytam, to zgadzam się z nią całkowicie. Powstało jeszcze kilka notek na temat tego zjawiska (oto zestawienie), wszystkie opisują postrzegane przeze mnie negatywy. Ale czy niema w tym zjawisku jakieś jasnej strony? Wiem, że jest a teraz sprowokowany komentarzem zachciało mi się ją opisać.

Otóż okryłem jeden pozytyw, o którym ciągle jeszcze nic nie napisałem – otóż Radio Maryja (i inne media o. Rydzyka) są wolne, niezależne … no nie, co ja pisze! Co to jest wolność? Co to niezależność? nie wiem! Więc inaczej – Radio Maryja (i inne media o.Rydzyka) są niewolne i zależne ale zależą od kogoś, kto ma zupełnie inne widzenie świata niż Michnik i jego okolice, czyli liberalne media. I to już wystarcza aby był pozytyw, bo za sprawą Radia Maryja polityka wykluczenia medialnego została w tym kraju choć częściowo przełamana. To jest ten jeden pozytyw.

Nawiasem mówiąc, ten sam pozytyw widzę w Al-Jazeer’ze 🙂 zwłaszcza tej angielskojęzycznej, a więc dostępnej dla świata.

* * * * * *

A teraz o PiS i ich współpracy. Ta pierwsza notka powstała po wysłuchaniu jakiś tam programów religijnych, przeudochrześcijańskich, ale jak sprawdziłem później, oprócz takich programów i paciorków w RM dużo jest treści społecznych i politycznych, przy czym te ostatnie bazują na zupełnie innym światopoglądzie, innym postrzeganiu świata i rzeczywistości – a skoro tak, to są inne a przez to ciekawe i inspirujące, jak wszystko czego się nie zna.

Otóż Wyborcza może zrobić wywiad z Zbigniewem Ziobro, ale choćby to był wywiad na 3 strony (pamiętam, że czytałem w GW taki wywiad z Giertychem) i choćby go 3 razy autoryzowano to mimo autoryzacji nie dowiem się z niego kim jest Ziobro, bo dziennikarze GW pytają go o rzeczy, które interesują czytelników GW przedstawione w sposób dla czytelników GW właściwy (choć tak naprawdę, pytają go o rzeczy, które każe im zapytać naczelny GW aby pokazać takiego Ziobro we właściwym dla GW świetle). A w Radio Maryja jest inaczej – taki Ziobro jest zapraszany przez wielebnego i w godzinnej, albo i dwugodzinnej rozmowie gadają sobie na tematy nawet takie same, ale w zupełnie w inny sposób, w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy. Oczywiście dziennikarze mają prawo do prokuratorskiej metody wyciągania z człowieka prawdy czyli do krzyżowego oginia pytań – ale czy rzeczywiście po takich odpowiedziach poznaje się poglądy człowieka?

Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.
Otóż okryłem jeden pozytyw, o którym ciągle jeszcze nic nie napisałem – otóż Radio Maryja (i inne media o. Rydzyka) są wolne, niezależne … no nie, co ja pisze! Co to jest wolność? Co to niezależność? nie wiem! Więc inaczej – Radio Maryja (i inne media o.Rydzyka) są niewolne i zależne ale zależą od kogoś, kto ma zupełnie inne widzenie świata niż Michnik i jego okolice, czyli liberalne media. I to już wystarcza aby był pozytyw, bo za sprawą Radia Maryja polityka wykluczenia medialnego została w tym kraju choć częściowo przełamana. To jest ten jeden pozytyw.

Nawiasem mówiąc, ten sam pozytyw widzę w Al-Jazeer’ze 🙂 zwłaszcza tej angielskojęzycznej, a więc dostępnej dla świata.

* * * * * *

A teraz o PiS i ich współpracy. Ta pierwsza notka powstała po wysłuchaniu jakiś tam programów religijnych, przeudochrześcijańskich, ale jak sprawdziłem później, oprócz takich programów i paciorków w RM dużo jest treści społecznych i politycznych, przy czym te ostatnie bazują na zupełnie innym światopoglądzie, innym postrzeganiu świata i rzeczywistości – a skoro tak, to są inne a przez to ciekawe i inspirujące, jak wszystko czego się nie zna.

Otóż Wyborcza może zrobić wywiad z Zbigniewem Ziobro, ale choćby to był wywiad na 3 strony (pamiętam, że czytałem w GW taki wywiad z Giertychem) i choćby go 3 razy autoryzowano to mimo autoryzacji nie dowiem się z niego kim jest Ziobro, bo dziennikarze GW pytają go o rzeczy, które interesują czytelników GW przedstawione w sposób dla czytelników GW właściwy (choć tak naprawdę, pytają go o rzeczy, które każe im zapytać naczelny GW aby pokazać takiego Ziobro we właściwym dla GW świetle). A w Radio Maryja jest inaczej – taki Ziobro jest zapraszany przez wielebnego i w godzinnej, albo i dwugodzinnej rozmowie gadają sobie na tematy nawet takie same, ale w zupełnie w inny sposób, w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy. Oczywiście dziennikarze mają prawo do prokuratorskiej metody wyciągania z człowieka prawdy czyli do krzyżowego oginia pytań – ale czy rzeczywiście po takich odpowiedziach poznaje się poglądy człowieka?

Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.
Nawiasem mówiąc, ten sam pozytyw widzę w Al-Jazeer’ze 🙂 zwłaszcza tej angielskojęzycznej, a więc dostępnej dla świata.

* * * * * *

A teraz o PiS i ich współpracy. Ta pierwsza notka powstała po wysłuchaniu jakiś tam programów religijnych, przeudochrześcijańskich, ale jak sprawdziłem później, oprócz takich programów i paciorków w RM dużo jest treści społecznych i politycznych, przy czym te ostatnie bazują na zupełnie innym światopoglądzie, innym postrzeganiu świata i rzeczywistości – a skoro tak, to są inne a przez to ciekawe i inspirujące, jak wszystko czego się nie zna.

Otóż Wyborcza może zrobić wywiad z Zbigniewem Ziobro, ale choćby to był wywiad na 3 strony (pamiętam, że czytałem w GW taki wywiad z Giertychem) i choćby go 3 razy autoryzowano to mimo autoryzacji nie dowiem się z niego kim jest Ziobro, bo dziennikarze GW pytają go o rzeczy, które interesują czytelników GW przedstawione w sposób dla czytelników GW właściwy (choć tak naprawdę, pytają go o rzeczy, które każe im zapytać naczelny GW aby pokazać takiego Ziobro we właściwym dla GW świetle). A w Radio Maryja jest inaczej – taki Ziobro jest zapraszany przez wielebnego i w godzinnej, albo i dwugodzinnej rozmowie gadają sobie na tematy nawet takie same, ale w zupełnie w inny sposób, w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy. Oczywiście dziennikarze mają prawo do prokuratorskiej metody wyciągania z człowieka prawdy czyli do krzyżowego oginia pytań – ale czy rzeczywiście po takich odpowiedziach poznaje się poglądy człowieka?

Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.
* * * * * *

A teraz o PiS i ich współpracy. Ta pierwsza notka powstała po wysłuchaniu jakiś tam programów religijnych, przeudochrześcijańskich, ale jak sprawdziłem później, oprócz takich programów i paciorków w RM dużo jest treści społecznych i politycznych, przy czym te ostatnie bazują na zupełnie innym światopoglądzie, innym postrzeganiu świata i rzeczywistości – a skoro tak, to są inne a przez to ciekawe i inspirujące, jak wszystko czego się nie zna.

Otóż Wyborcza może zrobić wywiad z Zbigniewem Ziobro, ale choćby to był wywiad na 3 strony (pamiętam, że czytałem w GW taki wywiad z Giertychem) i choćby go 3 razy autoryzowano to mimo autoryzacji nie dowiem się z niego kim jest Ziobro, bo dziennikarze GW pytają go o rzeczy, które interesują czytelników GW przedstawione w sposób dla czytelników GW właściwy (choć tak naprawdę, pytają go o rzeczy, które każe im zapytać naczelny GW aby pokazać takiego Ziobro we właściwym dla GW świetle). A w Radio Maryja jest inaczej – taki Ziobro jest zapraszany przez wielebnego i w godzinnej, albo i dwugodzinnej rozmowie gadają sobie na tematy nawet takie same, ale w zupełnie w inny sposób, w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy. Oczywiście dziennikarze mają prawo do prokuratorskiej metody wyciągania z człowieka prawdy czyli do krzyżowego oginia pytań – ale czy rzeczywiście po takich odpowiedziach poznaje się poglądy człowieka?

Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.
A teraz o PiS i ich współpracy. Ta pierwsza notka powstała po wysłuchaniu jakiś tam programów religijnych, przeudochrześcijańskich, ale jak sprawdziłem później, oprócz takich programów i paciorków w RM dużo jest treści społecznych i politycznych, przy czym te ostatnie bazują na zupełnie innym światopoglądzie, innym postrzeganiu świata i rzeczywistości – a skoro tak, to są inne a przez to ciekawe i inspirujące, jak wszystko czego się nie zna.

Otóż Wyborcza może zrobić wywiad z Zbigniewem Ziobro, ale choćby to był wywiad na 3 strony (pamiętam, że czytałem w GW taki wywiad z Giertychem) i choćby go 3 razy autoryzowano to mimo autoryzacji nie dowiem się z niego kim jest Ziobro, bo dziennikarze GW pytają go o rzeczy, które interesują czytelników GW przedstawione w sposób dla czytelników GW właściwy (choć tak naprawdę, pytają go o rzeczy, które każe im zapytać naczelny GW aby pokazać takiego Ziobro we właściwym dla GW świetle). A w Radio Maryja jest inaczej – taki Ziobro jest zapraszany przez wielebnego i w godzinnej, albo i dwugodzinnej rozmowie gadają sobie na tematy nawet takie same, ale w zupełnie w inny sposób, w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy. Oczywiście dziennikarze mają prawo do prokuratorskiej metody wyciągania z człowieka prawdy czyli do krzyżowego oginia pytań – ale czy rzeczywiście po takich odpowiedziach poznaje się poglądy człowieka?

Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.
Otóż Wyborcza może zrobić wywiad z Zbigniewem Ziobro, ale choćby to był wywiad na 3 strony (pamiętam, że czytałem w GW taki wywiad z Giertychem) i choćby go 3 razy autoryzowano to mimo autoryzacji nie dowiem się z niego kim jest Ziobro, bo dziennikarze GW pytają go o rzeczy, które interesują czytelników GW przedstawione w sposób dla czytelników GW właściwy (choć tak naprawdę, pytają go o rzeczy, które każe im zapytać naczelny GW aby pokazać takiego Ziobro we właściwym dla GW świetle). A w Radio Maryja jest inaczej – taki Ziobro jest zapraszany przez wielebnego i w godzinnej, albo i dwugodzinnej rozmowie gadają sobie na tematy nawet takie same, ale w zupełnie w inny sposób, w sposób przyjazny, dogłębny, nieagresywny i twórczy. Oczywiście dziennikarze mają prawo do prokuratorskiej metody wyciągania z człowieka prawdy czyli do krzyżowego oginia pytań – ale czy rzeczywiście po takich odpowiedziach poznaje się poglądy człowieka?

Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.
Lubię wieczorne audycje w RM, bo przychodzili tam ciekawi (i nieciekawi) ludzie i mówili ciekawe (i nieciekawe) rzeczy, ale mówili to jakby na innych warunkach. Np. rozmowa o aborcji albo o homo… wiadomo, że będzie miała u podstaw że to grzech ciężki i koniec gadania, ale w trakcie takiej rozmowy padną argumenty, jakie nigdy nie pojawią się w innych mediach, bo w innych mediach takie argumenty nie mogą zaistnieć, nie mają prawa być podejmowane. Podobnie jest z rozmowami o gospodarce, polityce… W RM słucham sobie przez 3 godziny jak Macierewicz mówi o WSI przytaczając fakty ujawnione w raporcie z likwidacji i czuję, że gdzieś to widziałem. Gdzie? Psy 2 – pamiętasz? Był taki film. Ten sam Macierewicz był w innych mediach totalnie ośmieszany, pokazany jako oszołom ale tylko w RM mogłem usłyszeć jego zdanie, poznać jego sposób myślenia. Niekoniecznie się z nim w pełni zgadzam, ale wiem, że gość miał dużo racji (przekonany jestem, że istnienie WSI to znacznie większy problem dla kraju niż istnienie Radia Maryja, a sądząc z ilości artykułów w GW musi być na odwrót). Innym razem słucham tego Macierewicza jak jest skonfrontowany z wpuszczonym na antenę RN byłym premierem Estonii (skrajny liberał, ale konserwatysta – dali mu 2 godziny na wypowiedź, mam ją na mp3 w dziale „dzwięki” – jest doskonała!) i widzę, jak z tego Macierewicza debilny socjalizm wychodzi. Skąd miałem wiedzieć jaki on jest, skoro w TV jedyne co pokazują, to że oskarżył większość polskich ministrów spraw zagranicznych o bycie agentami. Jak się okazało niesłusznie, bo silne papiery w IPN są tylko na 3 z 10 a więc nie większość tylko 1/3.

* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.
* * * * * *

I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.
I tyle na temat dobrej strony Radia Maryja. A co do PiS i RM – po pierwsze, to ich elektorat i nie wolno go lekceważyć, bo te miliony moherów to też obywatele tego kraju, wbrew temu co mówią tolerancyjni, światli i postępowi (nawiasem mówiąc tu wychodzi tolerancja niektórych – pedałów tolerujemy, mohery i Rydzyki niech znikną). Jeżeli Kaczyńscy chcieli coś powiedzieć swoim to szli do RM a mohery cieszyły się, bo ich premier ich odwiedził i przemówił mówiąc prawdę jaką chcą słyszeć. W innych mediach PiSowcy nie mieli szans się przebić z poglądami.

Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.
Co ciekawego – ta miła atmosfera w RM sprawiała, że czasem PiSowcy dawali się sprowokować i mówili rzeczy albo straszne (bo czasami są straszni) albo odlotowe (bo czasem odlatywali) ale na pewno politycznie niepoprawne. Tam Ziobro powiedział, że śmierć Blidy to wina SLD. Ja rozumiem, że może tak myśleć, „bo gdyby SLD nie tolerowało jej kontaktów w mafią węglową”… ale jak SLD będąc partią mafiozów miało by potępiać kontakty polityka z mafią? Ten Ziobro to jakiś głupi jest! Albo Macierewicz… „większość ministrów z MSZ to agenci” – no tak, jak go ojczulkowie podpuścili o Bartoszewskim i Skubiszewskim zapomniał a dla niego przynależność do PZPR i bycie agentem to jedno – a więc „większość”.

I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.
I tu ciekawostka – w innych mediach stale ktoś nasłuchuje, sprawdza, pilnuje, bo jak taki PiSowiec coś w RM chlapnie, to zaraz należy to w odpowiednim świetle światu pokazać, spytać o opinie kilku „niezależnych” ekspertów, zrobić ankietę w portalu aby lud miał się gdzie wypowiedzieć i właściwie potępić… „Rozmowy niedokończone” kończą się o 24.oo a już o 4.oo na www.gazeta.pl jest wystawiony pręgierz sondażu.

* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.
* * * * * *

Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.
Zauważyłeś, jak często TVN (i nie tylko) mówi o „imperium o. Rydzyka”? Dlaczego nie mówią o imperium Walterów (kina, portal, telewizje, wytwórnie filmowe, platforma cyfrowa) albo imperium Michnika (gazety, radia, outdory produkcja medialna) – ano dlatego, że od czasów Gwiezdnych Wojen imperium to coś złego a więc ITI i Agora to koncerny a Rydzyk ma imperium. Ale to Rydzyk zieje nienawiścią… tak, bo nazywa ich media „polskojęzycznymi, nie mylić z polskimi”.

* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.
* * * * * *

Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.
Mam gdzieś notkę o antysemickim felietonie Michałkiewicza. O… jest tu! Antysemicki to on jest w warstwie uczuć wywołanych językiem, ale na ile sprawdziłem, wszystkie opisane fakty są prawdą. I jak jestem filosemitą to nie wiem co mam myśleć o tym, że te fakty jakoś nie mogą się przebić przez inne niż rydzykowe lub rydzykopodobne media.

* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.
* * * * * *
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.
Tyle się napisałem, że przenoszę ten komentarz do notki.
Znalazłem coś takiego:

Przedwyborcza umowa za 4 miliardy złotych
Parkiet.com, Tomasz Furman, 16 października 2007

Jeśli Platforma Obywatelska wygra wybory, pracownicy PGNiG dostaną darmowe akcje. Wykupi je… spółka?

Związki zawodowe działające w Polskim Górnictwie Naftowym i Gazownictwie podpisały umowę z Platformą Obywatelską. Udzielą partii poparcia w wyborach parlamentarnych, a ta w zamian obiecała, że jeżeli je wygra i stworzy rząd, to doprowadzi do wydania byłym i obecnym pracownikom spółki 750 tys. darmowych akcji (około 12,7 proc. kapitału). Akcje o wartości rynkowej około 4,4 mld zł trafiłyby do blisko 61 tys. osób. Na głowę przypada pakiet wart średnio 72 tys. zł. W umowie zapisano, że akcje, które ewentualnie dostanie załoga, mają być zabezpieczone przed przejęciem przez inwestora, którego nie akceptowałby rząd (teraz kontroluje ponad 84 proc. kapitału PGNiG). Jak to osiągnąć? – Będziemy mieli czas, żeby doprecyzować warunki umowy. Jednym z rozwiązań jest wykup akcji pracowniczych przez PGNiG – powiedział „Parkietowi” Aleksander Grad z PO, który razem z Bronisławem Komorowskim podpisał umowę ze związkowcami.
(…)
Całość: http://www.parkiet.com/news/art.jsp?idn=529590&dz=01000

Nie wiem na ile w to wierzyć, bo jedni mówią, że to skandal i oddawanie Polski (fakt, że Putiny tylko czyhają na polskie gazociągi a od pracowników łatwo się akcje kupuje) ale inni pokazują, że to tylko „wykonywanie prawa” bo 15% zawsze przy prywatyzacji pracownicy (łącznie z TP S.A.) dostawali (a niby jakim prawem? ja pracuje w prywatnych firmach i mi się nie należy?, też jestem Polakiem!).
Nie wiem co o tym myśleć. Ale wszystko to powoduje, że chce mi się myśleć o Polsce, myśleć przed Bogiem. A co z Polską Partią Jonaszy? (PPJ)

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
po,
pgnig,
ppj

Komentarze: (1)

anonim,

October 21, 2007 23:29

Skomentuj komentarz

Targowica?

Skomentuj notkę
Jeśli Platforma Obywatelska wygra wybory, pracownicy PGNiG dostaną darmowe akcje. Wykupi je… spółka?

Związki zawodowe działające w Polskim Górnictwie Naftowym i Gazownictwie podpisały umowę z Platformą Obywatelską. Udzielą partii poparcia w wyborach parlamentarnych, a ta w zamian obiecała, że jeżeli je wygra i stworzy rząd, to doprowadzi do wydania byłym i obecnym pracownikom spółki 750 tys. darmowych akcji (około 12,7 proc. kapitału). Akcje o wartości rynkowej około 4,4 mld zł trafiłyby do blisko 61 tys. osób. Na głowę przypada pakiet wart średnio 72 tys. zł. W umowie zapisano, że akcje, które ewentualnie dostanie załoga, mają być zabezpieczone przed przejęciem przez inwestora, którego nie akceptowałby rząd (teraz kontroluje ponad 84 proc. kapitału PGNiG). Jak to osiągnąć? – Będziemy mieli czas, żeby doprecyzować warunki umowy. Jednym z rozwiązań jest wykup akcji pracowniczych przez PGNiG – powiedział „Parkietowi” Aleksander Grad z PO, który razem z Bronisławem Komorowskim podpisał umowę ze związkowcami.
(…)
Całość: http://www.parkiet.com/news/art.jsp?idn=529590&dz=01000
Związki zawodowe działające w Polskim Górnictwie Naftowym i Gazownictwie podpisały umowę z Platformą Obywatelską. Udzielą partii poparcia w wyborach parlamentarnych, a ta w zamian obiecała, że jeżeli je wygra i stworzy rząd, to doprowadzi do wydania byłym i obecnym pracownikom spółki 750 tys. darmowych akcji (około 12,7 proc. kapitału). Akcje o wartości rynkowej około 4,4 mld zł trafiłyby do blisko 61 tys. osób. Na głowę przypada pakiet wart średnio 72 tys. zł. W umowie zapisano, że akcje, które ewentualnie dostanie załoga, mają być zabezpieczone przed przejęciem przez inwestora, którego nie akceptowałby rząd (teraz kontroluje ponad 84 proc. kapitału PGNiG). Jak to osiągnąć? – Będziemy mieli czas, żeby doprecyzować warunki umowy. Jednym z rozwiązań jest wykup akcji pracowniczych przez PGNiG – powiedział „Parkietowi” Aleksander Grad z PO, który razem z Bronisławem Komorowskim podpisał umowę ze związkowcami.
(…)
Całość: http://www.parkiet.com/news/art.jsp?idn=529590&dz=01000
(…)
Całość: http://www.parkiet.com/news/art.jsp?idn=529590&dz=01000
Całość: http://www.parkiet.com/news/art.jsp?idn=529590&dz=01000
Nie wiem na ile w to wierzyć, bo jedni mówią, że to skandal i oddawanie Polski (fakt, że Putiny tylko czyhają na polskie gazociągi a od pracowników łatwo się akcje kupuje) ale inni pokazują, że to tylko „wykonywanie prawa” bo 15% zawsze przy prywatyzacji pracownicy (łącznie z TP S.A.) dostawali (a niby jakim prawem? ja pracuje w prywatnych firmach i mi się nie należy?, też jestem Polakiem!).
Nie wiem co o tym myśleć. Ale wszystko to powoduje, że chce mi się myśleć o Polsce, myśleć przed Bogiem. A co z Polską Partią Jonaszy? (PPJ)

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
po,
pgnig,
ppj

Komentarze: (1)

anonim,

October 21, 2007 23:29

Skomentuj komentarz

Targowica?

Skomentuj notkę
Nie wiem co o tym myśleć. Ale wszystko to powoduje, że chce mi się myśleć o Polsce, myśleć przed Bogiem. A co z Polską Partią Jonaszy? (PPJ)

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
po,
pgnig,
ppj

Komentarze: (1)

anonim,

October 21, 2007 23:29

Skomentuj komentarz

Targowica?

Skomentuj notkę
Jedną z cech małych kłamstw jest to, że potem aby być konsekwentny człowiek musi się pchać w większe kłamstwa.
Choroba filipińska pana prezydenta jest chyba zaraźliwa, skoro zainteresował się nią Sanepid. Na pewno jest taką – widziałem na mieście wielu chorych!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kwaśniewski,
choroba filipińska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Choroba filipińska pana prezydenta jest chyba zaraźliwa, skoro zainteresował się nią Sanepid. Na pewno jest taką – widziałem na mieście wielu chorych!

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kwaśniewski,
choroba filipińska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A tylko my, stale piękniejsi. 1997, 2006.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
pik-net,
tkp

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A tylko my, stale piękniejsi. 1997, 2006.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
pik-net,
tkp

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Zobaczyłem ostatnio dwa filmy:
– Testosteron, reż. Konecki, Madejski, Saramonowicz, 2006
– Katyń, reż. Andrzej Wajda, 2007

Oba w bardzo ciekawy sposób traktują temat męskości. Ciekawy, ale jakże różny.

Kategorie:
film, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
testosteron,
katyń,
film,
wajda,
Konecki,
Madejski,
Saramonowicz

Komentarze: (1)

W.,

April 13, 2010 10:00

Skomentuj komentarz

Osobiste:Panie Boże – jak bardzo chciałbym być bardziej staroświecki (głos #2) a jak idąc na łatwiznę staję się nowoczesny (głos #1). Czy Ty potrafisz coś pozmieniać w trybrach mojego umysłu aby chciał się zmienić a potem zmienił się.W.

Skomentuj notkę
Oba w bardzo ciekawy sposób traktują temat męskości. Ciekawy, ale jakże różny.

Kategorie:
film, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
testosteron,
katyń,
film,
wajda,
Konecki,
Madejski,
Saramonowicz

Komentarze: (1)

W.,

April 13, 2010 10:00

Skomentuj komentarz

Osobiste:Panie Boże – jak bardzo chciałbym być bardziej staroświecki (głos #2) a jak idąc na łatwiznę staję się nowoczesny (głos #1). Czy Ty potrafisz coś pozmieniać w trybrach mojego umysłu aby chciał się zmienić a potem zmienił się.W.

Skomentuj notkę
#1. Mecz hokejowy „Naprzód Janów” z „Zagłębiem Sosnowiec” zakończył się wynikiem 3:4. Jak przylazłem (trzecia tercja) to było 1:2 po czym Janów wyrównał, zdobył przewagę, a potem, w ostatnich minutach stracił dwa punkty i na trybunach zrobiło się smutno.

#2. Aby zrozumieć kto jest kim, co jest wyświetlane na tablicy, komu wolno a komu nie wolno kibicować potrzebowałem 5 minut. Przez następne 5 próbowałem się zorientować o co to chodzi na tym lodzie – nie udało się i do końca gra sprawiała na mnie wrażenie wielkiego chaosu. Przez ostatnie minuty musiałem uważać, bo nastrój się udziela i jeszcze chwile a używając właściwych wyrazów zacząłbym myśleć i mówić o tych gorolach z Aldreichu to co mówili inni kibice. W tłumie nastrój się udziela… bardzo!

#3. Nikiszowiec jest piękny! A Pan Bóg też jest piękny dając mi takie małe radości jak ten mecz.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Naprzód Janów,
Zagłębie Sosnowiec,
Nikiszowiec

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
#2. Aby zrozumieć kto jest kim, co jest wyświetlane na tablicy, komu wolno a komu nie wolno kibicować potrzebowałem 5 minut. Przez następne 5 próbowałem się zorientować o co to chodzi na tym lodzie – nie udało się i do końca gra sprawiała na mnie wrażenie wielkiego chaosu. Przez ostatnie minuty musiałem uważać, bo nastrój się udziela i jeszcze chwile a używając właściwych wyrazów zacząłbym myśleć i mówić o tych gorolach z Aldreichu to co mówili inni kibice. W tłumie nastrój się udziela… bardzo!

#3. Nikiszowiec jest piękny! A Pan Bóg też jest piękny dając mi takie małe radości jak ten mecz.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Naprzód Janów,
Zagłębie Sosnowiec,
Nikiszowiec

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
#3. Nikiszowiec jest piękny! A Pan Bóg też jest piękny dając mi takie małe radości jak ten mecz.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Naprzód Janów,
Zagłębie Sosnowiec,
Nikiszowiec

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Przez chwile głupio pomyślałem że konserwatyzm (*) Radia Maryja wyraża się między innymi tym, że 3 lata po zlikwidowaniu w naszym kraju numerów kierunkowych ojcowie redaktorowie dalej podają numer do swej stacji jako numer lokalny a potem podają nieistniejący „kierunkowy do Torunia”.
Problem w tym, że nie jest to żaden konserwatyzm (*) ale głupota, oderwanie od rzeczywistości, funkcjonowanie poza prawdziwy życiem.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Radio Maryja

Komentarze: (4)

Vroobelek,

October 1, 2007 08:12

Skomentuj komentarz

Może i to, że radio M. jest nieczułe na uwagi z zewnątrz. Wyobraź sobie, że piszesz do nich, że źle podają numer. A oni by się zaczęli zastanawiać: czy to prowokacja? Co ten człowiek ma naprawdę na myśli? Co mu do naszych numerów? Czy chce, aby słuchacze nie dzwonili do nas? Przecież dzwonią, jaki więc problem?

w34,

October 1, 2007 18:49

Skomentuj komentarz

Masz całkowitą racje. Nawet nie próbuje im zasygnalizować, że coś jest nie tak (mimo iż mnie kusi) bo od razu będzie, że jakiś heretyk uczestniczy w nagonce na nich.

Ale swoją drogą warto przejrzeć się w nich jak w lustrze i pamiętać o sobie prosząc Boga, aby z moim umysłem, w moim własnym samozachwycie nas własnym rozumem nie stać się takim ślepcem i głupcem jak oni.

(…) Ciebie prosimy, wysłuchaj nas Panie!

krisper,

October 2, 2007 22:18

Skomentuj komentarz

A swoją drogą, oceniając ich bez zapytania o przyczyny właśnie to zrobiłeś.

krisper,

October 6, 2007 00:11

Skomentuj komentarz

Kurka chyba sie robi ze mnie radykał czy cóś?

Skomentuj notkę
Problem w tym, że nie jest to żaden konserwatyzm (*) ale głupota, oderwanie od rzeczywistości, funkcjonowanie poza prawdziwy życiem.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Radio Maryja

Komentarze: (4)

Vroobelek,

October 1, 2007 08:12

Skomentuj komentarz

Może i to, że radio M. jest nieczułe na uwagi z zewnątrz. Wyobraź sobie, że piszesz do nich, że źle podają numer. A oni by się zaczęli zastanawiać: czy to prowokacja? Co ten człowiek ma naprawdę na myśli? Co mu do naszych numerów? Czy chce, aby słuchacze nie dzwonili do nas? Przecież dzwonią, jaki więc problem?

w34,

October 1, 2007 18:49

Skomentuj komentarz

Masz całkowitą racje. Nawet nie próbuje im zasygnalizować, że coś jest nie tak (mimo iż mnie kusi) bo od razu będzie, że jakiś heretyk uczestniczy w nagonce na nich.

Ale swoją drogą warto przejrzeć się w nich jak w lustrze i pamiętać o sobie prosząc Boga, aby z moim umysłem, w moim własnym samozachwycie nas własnym rozumem nie stać się takim ślepcem i głupcem jak oni.

(…) Ciebie prosimy, wysłuchaj nas Panie!

krisper,

October 2, 2007 22:18

Skomentuj komentarz

A swoją drogą, oceniając ich bez zapytania o przyczyny właśnie to zrobiłeś.

krisper,

October 6, 2007 00:11

Skomentuj komentarz

Kurka chyba sie robi ze mnie radykał czy cóś?

Skomentuj notkę
Ale swoją drogą warto przejrzeć się w nich jak w lustrze i pamiętać o sobie prosząc Boga, aby z moim umysłem, w moim własnym samozachwycie nas własnym rozumem nie stać się takim ślepcem i głupcem jak oni.

(…) Ciebie prosimy, wysłuchaj nas Panie!

krisper,

October 2, 2007 22:18

Skomentuj komentarz

A swoją drogą, oceniając ich bez zapytania o przyczyny właśnie to zrobiłeś.

krisper,

October 6, 2007 00:11

Skomentuj komentarz

Kurka chyba sie robi ze mnie radykał czy cóś?
(…) Ciebie prosimy, wysłuchaj nas Panie!

krisper,

October 2, 2007 22:18

Skomentuj komentarz

A swoją drogą, oceniając ich bez zapytania o przyczyny właśnie to zrobiłeś.

krisper,

October 6, 2007 00:11

Skomentuj komentarz

Kurka chyba sie robi ze mnie radykał czy cóś?
#1. To czego brakuje ludziom, aby społeczeństwo było czymś fajny to Prawda i Miłość. Brak tych dwóch cech jest dużo większym problemem niż brak Mądrości czy też Aktywności.

#2. Manipulacja GW sondażami rzeczywiście jest ohydna, ale wygląda na to, że Kurski (szok!) miał racje – to manipulacja.

#3. „(…) zalecam, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, (…) odprawiane były za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władze (1tm2.1n)”.

O tych w sejmie.
Ciebie prosimy.
wysłuchaj nas Panie!

Kategorie:
obserwator, modlitwy, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (1)

www.glogowianin.pl,

September 8, 2007 07:34

Skomentuj komentarz

Deficyt..
Deficyt tu, deficyt tam, i „gospodarka” stoi w miejscu.

Bardzo podoba mi się tytuł: Deficyt prawdy i miłości
Tego nigdy dość… Ale czy tylko nam, polakom? Myślę, że my w naszej mentalności i narodowym kodzie genetycznym mamy wpisane minimalne zapotrzebowanie, a co za tym idzie – niewiele potrafimy z siebie dać. To smutne, bo są ludzie tacy, jak ja, których życie buduje jedynie miłość. A gdy jej brak – wszystko staje w miejscu i zastyga wieczną zimą.
Amen!

Skomentuj notkę
#2. Manipulacja GW sondażami rzeczywiście jest ohydna, ale wygląda na to, że Kurski (szok!) miał racje – to manipulacja.

#3. „(…) zalecam, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, (…) odprawiane były za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władze (1tm2.1n)”.

O tych w sejmie.
Ciebie prosimy.
wysłuchaj nas Panie!

Kategorie:
obserwator, modlitwy, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (1)

www.glogowianin.pl,

September 8, 2007 07:34

Skomentuj komentarz

Deficyt..
Deficyt tu, deficyt tam, i „gospodarka” stoi w miejscu.

Bardzo podoba mi się tytuł: Deficyt prawdy i miłości
Tego nigdy dość… Ale czy tylko nam, polakom? Myślę, że my w naszej mentalności i narodowym kodzie genetycznym mamy wpisane minimalne zapotrzebowanie, a co za tym idzie – niewiele potrafimy z siebie dać. To smutne, bo są ludzie tacy, jak ja, których życie buduje jedynie miłość. A gdy jej brak – wszystko staje w miejscu i zastyga wieczną zimą.
Amen!

Skomentuj notkę
#3. „(…) zalecam, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, (…) odprawiane były za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władze (1tm2.1n)”.

O tych w sejmie.
Ciebie prosimy.
wysłuchaj nas Panie!

Kategorie:
obserwator, modlitwy, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (1)

www.glogowianin.pl,

September 8, 2007 07:34

Skomentuj komentarz

Deficyt..
Deficyt tu, deficyt tam, i „gospodarka” stoi w miejscu.

Bardzo podoba mi się tytuł: Deficyt prawdy i miłości
Tego nigdy dość… Ale czy tylko nam, polakom? Myślę, że my w naszej mentalności i narodowym kodzie genetycznym mamy wpisane minimalne zapotrzebowanie, a co za tym idzie – niewiele potrafimy z siebie dać. To smutne, bo są ludzie tacy, jak ja, których życie buduje jedynie miłość. A gdy jej brak – wszystko staje w miejscu i zastyga wieczną zimą.
Amen!

Skomentuj notkę
Fakty dobrze udokumentowane i przedstawione jednoznacznie:
– Kaczmarek kłamie mówiąc, że nie był u Krauzego.
– Pomiędzy wizytą u Ziobry a wizytą u Krauzego Kaczmarek był o prezydenta.
– Prezydent osobiście zna Krauzego.

Fakty dodatkowe:
– Prezydentowa matką chrzestna statku Krauzego (w TV przedstawiono to już w piątek).
– Rycho dzwonił do prezydenta (bo zna numer) w trakcje akcji CBA (kancelaria potwierdziła).
– Mecenas Piotrowski jest adwokatem rodziny Blidów.

Insynuacje:
– Prezydent musi się natychmiast wytłumaczyć ze swojej roli w przecieku (Tusk, Giertych w piątek w nocy).
– TVN: prezydent, Krauze i Kaczmarek są z Trójmiasta, a Kaczmarek to studiował u prezydenta, czyli jest jego uczniem.
– Po telefonie Krauze prezydent odwołuje akcje CBA (tak sugeruje Gazeta Wyborcza).
– Po sieci krąży kawał: „…. na koniec Jarosław aresztuje Lecha”.
– W „Wysokich Obcasach” żona Kaczmarka stwierdza, że jej mąż jest tylko żołnierzem prezydenta.

Antyinsynuacje:
– Prezydent w wywiadzie: „nie ja poznałem Kaczmarka z Krauze”.
– Kancelaria: nie było interwencji po telefonie od Krauzego.
– Ziobro: „Od dłuższego czasu obserwowaliśmy przecieki ze śledztw (konta lewice, farmaceutyka) o których wiedział Kaczmarek”.
– Premier: „Kaczmarek to mój błąd i wielkie zło”.

Barwny szum informacyjny wpływający na oceny:
– Mecenas Piotrowski kandydatem PO do sejmu.
– Mecenas Piotrowski nie jest kandydatem PO do sejmu.
– Kaczmarek jeszcze coś wie, ale nie powie.
– Lepper ma taśmy, których nie ma.
– Polacy wierzą, że jest układ. (kim są ci Polacy?).
– Lepper zdradzał żonę (dwa razy).

Jak widać, ktoś tu lansuje tezę, że układ owszem jest, ale jego elementem jest Lech Kaczyński. No to przynajmniej ustaliśmy fakt: układ jest!

Ale chodziło o to, aby sprawdzić kto ostrzegł Leppera. No i oczywiście chodzi też o to aby budować społeczeństwo informacyjne i jak widać to ostatnie wychodzi doskonale – informacja przepływa.

Właśnie przygotowuje się to poprowadzenia skierowanego do polityków (tyle, że lokalnych) seminarium pt. „Techniczne aspekty budowania społeczeństwa informacyjnego”.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Ziobro,
Kaczmarek,
Kaczyński

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Fakty dodatkowe:
– Prezydentowa matką chrzestna statku Krauzego (w TV przedstawiono to już w piątek).
– Rycho dzwonił do prezydenta (bo zna numer) w trakcje akcji CBA (kancelaria potwierdziła).
– Mecenas Piotrowski jest adwokatem rodziny Blidów.

Insynuacje:
– Prezydent musi się natychmiast wytłumaczyć ze swojej roli w przecieku (Tusk, Giertych w piątek w nocy).
– TVN: prezydent, Krauze i Kaczmarek są z Trójmiasta, a Kaczmarek to studiował u prezydenta, czyli jest jego uczniem.
– Po telefonie Krauze prezydent odwołuje akcje CBA (tak sugeruje Gazeta Wyborcza).
– Po sieci krąży kawał: „…. na koniec Jarosław aresztuje Lecha”.
– W „Wysokich Obcasach” żona Kaczmarka stwierdza, że jej mąż jest tylko żołnierzem prezydenta.

Antyinsynuacje:
– Prezydent w wywiadzie: „nie ja poznałem Kaczmarka z Krauze”.
– Kancelaria: nie było interwencji po telefonie od Krauzego.
– Ziobro: „Od dłuższego czasu obserwowaliśmy przecieki ze śledztw (konta lewice, farmaceutyka) o których wiedział Kaczmarek”.
– Premier: „Kaczmarek to mój błąd i wielkie zło”.

Barwny szum informacyjny wpływający na oceny:
– Mecenas Piotrowski kandydatem PO do sejmu.
– Mecenas Piotrowski nie jest kandydatem PO do sejmu.
– Kaczmarek jeszcze coś wie, ale nie powie.
– Lepper ma taśmy, których nie ma.
– Polacy wierzą, że jest układ. (kim są ci Polacy?).
– Lepper zdradzał żonę (dwa razy).

Jak widać, ktoś tu lansuje tezę, że układ owszem jest, ale jego elementem jest Lech Kaczyński. No to przynajmniej ustaliśmy fakt: układ jest!

Ale chodziło o to, aby sprawdzić kto ostrzegł Leppera. No i oczywiście chodzi też o to aby budować społeczeństwo informacyjne i jak widać to ostatnie wychodzi doskonale – informacja przepływa.

Właśnie przygotowuje się to poprowadzenia skierowanego do polityków (tyle, że lokalnych) seminarium pt. „Techniczne aspekty budowania społeczeństwa informacyjnego”.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Ziobro,
Kaczmarek,
Kaczyński

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Insynuacje:
– Prezydent musi się natychmiast wytłumaczyć ze swojej roli w przecieku (Tusk, Giertych w piątek w nocy).
– TVN: prezydent, Krauze i Kaczmarek są z Trójmiasta, a Kaczmarek to studiował u prezydenta, czyli jest jego uczniem.
– Po telefonie Krauze prezydent odwołuje akcje CBA (tak sugeruje Gazeta Wyborcza).
– Po sieci krąży kawał: „…. na koniec Jarosław aresztuje Lecha”.
– W „Wysokich Obcasach” żona Kaczmarka stwierdza, że jej mąż jest tylko żołnierzem prezydenta.

Antyinsynuacje:
– Prezydent w wywiadzie: „nie ja poznałem Kaczmarka z Krauze”.
– Kancelaria: nie było interwencji po telefonie od Krauzego.
– Ziobro: „Od dłuższego czasu obserwowaliśmy przecieki ze śledztw (konta lewice, farmaceutyka) o których wiedział Kaczmarek”.
– Premier: „Kaczmarek to mój błąd i wielkie zło”.

Barwny szum informacyjny wpływający na oceny:
– Mecenas Piotrowski kandydatem PO do sejmu.
– Mecenas Piotrowski nie jest kandydatem PO do sejmu.
– Kaczmarek jeszcze coś wie, ale nie powie.
– Lepper ma taśmy, których nie ma.
– Polacy wierzą, że jest układ. (kim są ci Polacy?).
– Lepper zdradzał żonę (dwa razy).

Jak widać, ktoś tu lansuje tezę, że układ owszem jest, ale jego elementem jest Lech Kaczyński. No to przynajmniej ustaliśmy fakt: układ jest!

Ale chodziło o to, aby sprawdzić kto ostrzegł Leppera. No i oczywiście chodzi też o to aby budować społeczeństwo informacyjne i jak widać to ostatnie wychodzi doskonale – informacja przepływa.

Właśnie przygotowuje się to poprowadzenia skierowanego do polityków (tyle, że lokalnych) seminarium pt. „Techniczne aspekty budowania społeczeństwa informacyjnego”.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Ziobro,
Kaczmarek,
Kaczyński

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Antyinsynuacje:
– Prezydent w wywiadzie: „nie ja poznałem Kaczmarka z Krauze”.
– Kancelaria: nie było interwencji po telefonie od Krauzego.
– Ziobro: „Od dłuższego czasu obserwowaliśmy przecieki ze śledztw (konta lewice, farmaceutyka) o których wiedział Kaczmarek”.
– Premier: „Kaczmarek to mój błąd i wielkie zło”.

Barwny szum informacyjny wpływający na oceny:
– Mecenas Piotrowski kandydatem PO do sejmu.
– Mecenas Piotrowski nie jest kandydatem PO do sejmu.
– Kaczmarek jeszcze coś wie, ale nie powie.
– Lepper ma taśmy, których nie ma.
– Polacy wierzą, że jest układ. (kim są ci Polacy?).
– Lepper zdradzał żonę (dwa razy).

Jak widać, ktoś tu lansuje tezę, że układ owszem jest, ale jego elementem jest Lech Kaczyński. No to przynajmniej ustaliśmy fakt: układ jest!

Ale chodziło o to, aby sprawdzić kto ostrzegł Leppera. No i oczywiście chodzi też o to aby budować społeczeństwo informacyjne i jak widać to ostatnie wychodzi doskonale – informacja przepływa.

Właśnie przygotowuje się to poprowadzenia skierowanego do polityków (tyle, że lokalnych) seminarium pt. „Techniczne aspekty budowania społeczeństwa informacyjnego”.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Ziobro,
Kaczmarek,
Kaczyński

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Barwny szum informacyjny wpływający na oceny:
– Mecenas Piotrowski kandydatem PO do sejmu.
– Mecenas Piotrowski nie jest kandydatem PO do sejmu.
– Kaczmarek jeszcze coś wie, ale nie powie.
– Lepper ma taśmy, których nie ma.
– Polacy wierzą, że jest układ. (kim są ci Polacy?).
– Lepper zdradzał żonę (dwa razy).

Jak widać, ktoś tu lansuje tezę, że układ owszem jest, ale jego elementem jest Lech Kaczyński. No to przynajmniej ustaliśmy fakt: układ jest!

Ale chodziło o to, aby sprawdzić kto ostrzegł Leppera. No i oczywiście chodzi też o to aby budować społeczeństwo informacyjne i jak widać to ostatnie wychodzi doskonale – informacja przepływa.

Właśnie przygotowuje się to poprowadzenia skierowanego do polityków (tyle, że lokalnych) seminarium pt. „Techniczne aspekty budowania społeczeństwa informacyjnego”.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Ziobro,
Kaczmarek,
Kaczyński

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Jak widać, ktoś tu lansuje tezę, że układ owszem jest, ale jego elementem jest Lech Kaczyński. No to przynajmniej ustaliśmy fakt: układ jest!

Ale chodziło o to, aby sprawdzić kto ostrzegł Leppera. No i oczywiście chodzi też o to aby budować społeczeństwo informacyjne i jak widać to ostatnie wychodzi doskonale – informacja przepływa.

Właśnie przygotowuje się to poprowadzenia skierowanego do polityków (tyle, że lokalnych) seminarium pt. „Techniczne aspekty budowania społeczeństwa informacyjnego”.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Ziobro,
Kaczmarek,
Kaczyński

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ale chodziło o to, aby sprawdzić kto ostrzegł Leppera. No i oczywiście chodzi też o to aby budować społeczeństwo informacyjne i jak widać to ostatnie wychodzi doskonale – informacja przepływa.

Właśnie przygotowuje się to poprowadzenia skierowanego do polityków (tyle, że lokalnych) seminarium pt. „Techniczne aspekty budowania społeczeństwa informacyjnego”.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Ziobro,
Kaczmarek,
Kaczyński

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Właśnie przygotowuje się to poprowadzenia skierowanego do polityków (tyle, że lokalnych) seminarium pt. „Techniczne aspekty budowania społeczeństwa informacyjnego”.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Ziobro,
Kaczmarek,
Kaczyński

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W 1924 Włodzimierz Majakowski, w swym dziele „КОМСОМОЛЬСКАЯ”
napisał takie kłamstwa:

(…)

Ленин —

жил,

Ленин —

жив,

Ленин —

будет жить.

(…)

 

(…)

Lenin —

żył,

Lenin —

żyje,

Lenin —

będzie żyć.

(…)

 
Czy to ma coś wspólnego z dzisiejszymi kłamstwami komentatorów Gazety
Wyborczej? Nie wiem, ale może też jestem poetą i spróbuje napisać swój
wiersz:
 

Kwaśniewski, Oleksy, Miler –

nie było żadnego układu

Lepper, Giertych –

nie ma żadnego układu

Tusk, Komorowski –

nie będzie układu.

 

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Majakowski,
gazeta wyborcza

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Czy to ma coś wspólnego z dzisiejszymi kłamstwami komentatorów Gazety
Wyborczej? Nie wiem, ale może też jestem poetą i spróbuje napisać swój
wiersz:
Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Majakowski,
gazeta wyborcza

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Tak sobie wypunktuję co dziś uważam, za sukcesy diabła we współczesnym świecie.

Humanizm w kościele – dobry przykład to Tygodnik Powszechny.
Religia uczynkowa w kościele. Jeżeli przez pięć kolejny piątków … ojej!
Zmienianie znaczenia pojęć i słów. Przykładów jest wiele: rodzina, miłość, władza, życie, …
Piękna i poważna muzyka poważna tworzona na chwałę człowieka (stworzenia). Widać, że estetyka i etyka to zupełnie różne dziedziny. Przykłady diabelstwa:

Mozart – prawie wszystko, z Requiem na czele (boisz się śmierci?), mszą koronacyjną i masońskim Weselem Figara.
Beethoven z XI Symfonią (o Radości, iskro bogów) – jako hymn Unii dobrze się sprawdza.

Festiwal Wagnerowski w Bayreuth i pompatyczne pojawianie się na nim wielkich tego świata. Istny sabat!
Ostra gra kapitałowa łącząc i dzieląc spółki niekoniecznie cokolwiek produkujące, ale posiadające niby wartość.
Konsumpcjonizm w połączeniu z wszechobecną lichwą. Pieniądze ci się należą a kredyt wakacyjny spłacisz świątecznym.
Bezpieczeństwo jego europejski kult. W imię bezpieczeństwa, zwłaszcza po 11 września 2001 roku można zrobić wszystko.
Głęboka ekologia.
Demokracja.
Telewizja z jej siłą oddziaływania.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
wagner,
mozart,
humanizm w kościele

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
I znowu problemy definicyjne, bo diabeł niszczy myślenie poprzez psucie znaczenia słów. Ale tak jak liczba 3 nigdy nie będzie inną formą liczby parzystej tak dwóch homoseksualistów nie będzie tworzyć „alternatywnej formy rodziny”.

#2. Dla kogo prostuje się ścieżki?
Bezpieczeństwo jest najważniejsze! Właśnie w związku z wypadkiem polskiego autobisu jakiś unijny komisarz stwierdził, że będą wyrównywać drogi, prostować zakręty aby autobusy mogły jeździć bezpiecznie. To zupełnie jak głos proroka „przygotujcie drogę Panu, dla Niego prostujcie ścieżki.” (Mt 3:3)

#3. O śmieci conieco
Cytat: „umarł, bo Bóg tak chciał.”

Ludzie nie znający Boga mają wielki problem ze śmiercią i wymyślają różne głupie i głupsze teksty aby bronić się przed tą rzeczywistością. Dziś rano słyszałem, że jakiś komisarz unijny wymyślił, że będą teraz w Unii prostować zakręty i wyrównywać drogi. Pomyślałem, że zupełnie jakby chcieli przygotować komuś (komu?) drogę ale tak naprawdę to chodziło o bezpieczeństwo.

Będą prostować drogi aby ludzie się nie zabijali w wypadkach! Z tego samego powodu wprowadza się tysiące innych przepisów – bo przecież nie jest właściwe aby ludzie umierali w sposób niekontrolowany (to takie niehigieniczne). Niedługo wprowadzą wszędzie eutanazje i będzie jeszcze bezpieczniej, i jeszcze bardziej higienicznie, czysto, tak po europejsku.

Jak to się dzieje, że obowiązujący w Europie bezbożny humanizm sprawia, iż pokój i bezpieczeństwo staje się najważniejszą wartością i najważniejszym tematem? Ludzie chcą (taka jest definicja bezpieczeństwa) mieć kontrolę nas swoim życiem, chcą je planować, układać, realizować i w zasadzie nie ma tym nic złego gdyby nie było Boga, Stwórcy, Pana Wszechświata którego plany względem nas są jednak nadrzędne a mogą być nieco inne (choć na pewno będą dobre). Ale „kiedy będą mówić: pokój i bezpieczeństwo – tak niespodzianie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą.” (1 Tes 5:3)

#4. Prawo i Sprawiedliwość?
Informacja w gazecie brzmiała tak:

Po ponad 110 tys. zł dla rodzin osób poszkodowanych w katastrofie
met, PAP, 2007-07-23, za portalem gazeta.pl
Premier Jarosław Kaczyński zapowiedział w poniedziałek, że przeznaczy po 100 tys. zł dla każdej z rodzin osób poszkodowanych w wyniku niedzielnego wypadku polskiego autokaru we Francji. Kancelaria Prezydenta wesprze rodziny kwota po ponad 10 tys. zł. (…)

Niby pan premier (i prezydent też) mają swoje budżety i pewną swobodę w okazywaniu łaski poszkodowanym, więc nie jest to niesprawiedliwe ale z drugiej strony, zupełnie bez emocji zastanawiam się dlaczego tym rodzinom, tych poszkodowanych przyznaje się aż takie kwoty? Że niby za co? Że niby dlaczego? Rozumiem powodzian, albo tych, którym trąba powietrzna pod Częstochową (też sanktuarium maryjne) urwała dach, ale za wypadek samochodowy, choćby najstraszniejszy?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (1)

Paweł,

July 24, 2007 22:38

Skomentuj komentarz

A to wszystko przez te media….. i parcie na szkło. Zastanawia mnie, czy te pieniądze faktycznie dotrą – bo przeglądając listę pasażerów dość pobieżnie można zauważyć, że z jednej rodziny w wycieczce uczestniczyły 3 czy też 4 osoby. Czy oznacza to że rodzina otrzyma 440 tyś zł? Zaś ręce mi opadają jak widzę organizowaną zbiórkę pieniędzy za pośrednictwem SMSów….. – po prostu nie rozumiem tego.P.

Skomentuj notkę
Bezpieczeństwo jest najważniejsze! Właśnie w związku z wypadkiem polskiego autobisu jakiś unijny komisarz stwierdził, że będą wyrównywać drogi, prostować zakręty aby autobusy mogły jeździć bezpiecznie. To zupełnie jak głos proroka „przygotujcie drogę Panu, dla Niego prostujcie ścieżki.” (Mt 3:3)

#3. O śmieci conieco
Cytat: „umarł, bo Bóg tak chciał.”

Ludzie nie znający Boga mają wielki problem ze śmiercią i wymyślają różne głupie i głupsze teksty aby bronić się przed tą rzeczywistością. Dziś rano słyszałem, że jakiś komisarz unijny wymyślił, że będą teraz w Unii prostować zakręty i wyrównywać drogi. Pomyślałem, że zupełnie jakby chcieli przygotować komuś (komu?) drogę ale tak naprawdę to chodziło o bezpieczeństwo.

Będą prostować drogi aby ludzie się nie zabijali w wypadkach! Z tego samego powodu wprowadza się tysiące innych przepisów – bo przecież nie jest właściwe aby ludzie umierali w sposób niekontrolowany (to takie niehigieniczne). Niedługo wprowadzą wszędzie eutanazje i będzie jeszcze bezpieczniej, i jeszcze bardziej higienicznie, czysto, tak po europejsku.

Jak to się dzieje, że obowiązujący w Europie bezbożny humanizm sprawia, iż pokój i bezpieczeństwo staje się najważniejszą wartością i najważniejszym tematem? Ludzie chcą (taka jest definicja bezpieczeństwa) mieć kontrolę nas swoim życiem, chcą je planować, układać, realizować i w zasadzie nie ma tym nic złego gdyby nie było Boga, Stwórcy, Pana Wszechświata którego plany względem nas są jednak nadrzędne a mogą być nieco inne (choć na pewno będą dobre). Ale „kiedy będą mówić: pokój i bezpieczeństwo – tak niespodzianie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą.” (1 Tes 5:3)

#4. Prawo i Sprawiedliwość?
Informacja w gazecie brzmiała tak:

Po ponad 110 tys. zł dla rodzin osób poszkodowanych w katastrofie
met, PAP, 2007-07-23, za portalem gazeta.pl
Premier Jarosław Kaczyński zapowiedział w poniedziałek, że przeznaczy po 100 tys. zł dla każdej z rodzin osób poszkodowanych w wyniku niedzielnego wypadku polskiego autokaru we Francji. Kancelaria Prezydenta wesprze rodziny kwota po ponad 10 tys. zł. (…)

Niby pan premier (i prezydent też) mają swoje budżety i pewną swobodę w okazywaniu łaski poszkodowanym, więc nie jest to niesprawiedliwe ale z drugiej strony, zupełnie bez emocji zastanawiam się dlaczego tym rodzinom, tych poszkodowanych przyznaje się aż takie kwoty? Że niby za co? Że niby dlaczego? Rozumiem powodzian, albo tych, którym trąba powietrzna pod Częstochową (też sanktuarium maryjne) urwała dach, ale za wypadek samochodowy, choćby najstraszniejszy?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (1)

Paweł,

July 24, 2007 22:38

Skomentuj komentarz

A to wszystko przez te media….. i parcie na szkło. Zastanawia mnie, czy te pieniądze faktycznie dotrą – bo przeglądając listę pasażerów dość pobieżnie można zauważyć, że z jednej rodziny w wycieczce uczestniczyły 3 czy też 4 osoby. Czy oznacza to że rodzina otrzyma 440 tyś zł? Zaś ręce mi opadają jak widzę organizowaną zbiórkę pieniędzy za pośrednictwem SMSów….. – po prostu nie rozumiem tego.P.

Skomentuj notkę
Cytat: „umarł, bo Bóg tak chciał.”

Ludzie nie znający Boga mają wielki problem ze śmiercią i wymyślają różne głupie i głupsze teksty aby bronić się przed tą rzeczywistością. Dziś rano słyszałem, że jakiś komisarz unijny wymyślił, że będą teraz w Unii prostować zakręty i wyrównywać drogi. Pomyślałem, że zupełnie jakby chcieli przygotować komuś (komu?) drogę ale tak naprawdę to chodziło o bezpieczeństwo.

Będą prostować drogi aby ludzie się nie zabijali w wypadkach! Z tego samego powodu wprowadza się tysiące innych przepisów – bo przecież nie jest właściwe aby ludzie umierali w sposób niekontrolowany (to takie niehigieniczne). Niedługo wprowadzą wszędzie eutanazje i będzie jeszcze bezpieczniej, i jeszcze bardziej higienicznie, czysto, tak po europejsku.

Jak to się dzieje, że obowiązujący w Europie bezbożny humanizm sprawia, iż pokój i bezpieczeństwo staje się najważniejszą wartością i najważniejszym tematem? Ludzie chcą (taka jest definicja bezpieczeństwa) mieć kontrolę nas swoim życiem, chcą je planować, układać, realizować i w zasadzie nie ma tym nic złego gdyby nie było Boga, Stwórcy, Pana Wszechświata którego plany względem nas są jednak nadrzędne a mogą być nieco inne (choć na pewno będą dobre). Ale „kiedy będą mówić: pokój i bezpieczeństwo – tak niespodzianie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą.” (1 Tes 5:3)

#4. Prawo i Sprawiedliwość?
Informacja w gazecie brzmiała tak:

Po ponad 110 tys. zł dla rodzin osób poszkodowanych w katastrofie
met, PAP, 2007-07-23, za portalem gazeta.pl
Premier Jarosław Kaczyński zapowiedział w poniedziałek, że przeznaczy po 100 tys. zł dla każdej z rodzin osób poszkodowanych w wyniku niedzielnego wypadku polskiego autokaru we Francji. Kancelaria Prezydenta wesprze rodziny kwota po ponad 10 tys. zł. (…)

Niby pan premier (i prezydent też) mają swoje budżety i pewną swobodę w okazywaniu łaski poszkodowanym, więc nie jest to niesprawiedliwe ale z drugiej strony, zupełnie bez emocji zastanawiam się dlaczego tym rodzinom, tych poszkodowanych przyznaje się aż takie kwoty? Że niby za co? Że niby dlaczego? Rozumiem powodzian, albo tych, którym trąba powietrzna pod Częstochową (też sanktuarium maryjne) urwała dach, ale za wypadek samochodowy, choćby najstraszniejszy?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (1)

Paweł,

July 24, 2007 22:38

Skomentuj komentarz

A to wszystko przez te media….. i parcie na szkło. Zastanawia mnie, czy te pieniądze faktycznie dotrą – bo przeglądając listę pasażerów dość pobieżnie można zauważyć, że z jednej rodziny w wycieczce uczestniczyły 3 czy też 4 osoby. Czy oznacza to że rodzina otrzyma 440 tyś zł? Zaś ręce mi opadają jak widzę organizowaną zbiórkę pieniędzy za pośrednictwem SMSów….. – po prostu nie rozumiem tego.P.

Skomentuj notkę
Ludzie nie znający Boga mają wielki problem ze śmiercią i wymyślają różne głupie i głupsze teksty aby bronić się przed tą rzeczywistością. Dziś rano słyszałem, że jakiś komisarz unijny wymyślił, że będą teraz w Unii prostować zakręty i wyrównywać drogi. Pomyślałem, że zupełnie jakby chcieli przygotować komuś (komu?) drogę ale tak naprawdę to chodziło o bezpieczeństwo.

Będą prostować drogi aby ludzie się nie zabijali w wypadkach! Z tego samego powodu wprowadza się tysiące innych przepisów – bo przecież nie jest właściwe aby ludzie umierali w sposób niekontrolowany (to takie niehigieniczne). Niedługo wprowadzą wszędzie eutanazje i będzie jeszcze bezpieczniej, i jeszcze bardziej higienicznie, czysto, tak po europejsku.

Jak to się dzieje, że obowiązujący w Europie bezbożny humanizm sprawia, iż pokój i bezpieczeństwo staje się najważniejszą wartością i najważniejszym tematem? Ludzie chcą (taka jest definicja bezpieczeństwa) mieć kontrolę nas swoim życiem, chcą je planować, układać, realizować i w zasadzie nie ma tym nic złego gdyby nie było Boga, Stwórcy, Pana Wszechświata którego plany względem nas są jednak nadrzędne a mogą być nieco inne (choć na pewno będą dobre). Ale „kiedy będą mówić: pokój i bezpieczeństwo – tak niespodzianie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą.” (1 Tes 5:3)

#4. Prawo i Sprawiedliwość?
Informacja w gazecie brzmiała tak:

Po ponad 110 tys. zł dla rodzin osób poszkodowanych w katastrofie
met, PAP, 2007-07-23, za portalem gazeta.pl
Premier Jarosław Kaczyński zapowiedział w poniedziałek, że przeznaczy po 100 tys. zł dla każdej z rodzin osób poszkodowanych w wyniku niedzielnego wypadku polskiego autokaru we Francji. Kancelaria Prezydenta wesprze rodziny kwota po ponad 10 tys. zł. (…)

Niby pan premier (i prezydent też) mają swoje budżety i pewną swobodę w okazywaniu łaski poszkodowanym, więc nie jest to niesprawiedliwe ale z drugiej strony, zupełnie bez emocji zastanawiam się dlaczego tym rodzinom, tych poszkodowanych przyznaje się aż takie kwoty? Że niby za co? Że niby dlaczego? Rozumiem powodzian, albo tych, którym trąba powietrzna pod Częstochową (też sanktuarium maryjne) urwała dach, ale za wypadek samochodowy, choćby najstraszniejszy?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (1)

Paweł,

July 24, 2007 22:38

Skomentuj komentarz

A to wszystko przez te media….. i parcie na szkło. Zastanawia mnie, czy te pieniądze faktycznie dotrą – bo przeglądając listę pasażerów dość pobieżnie można zauważyć, że z jednej rodziny w wycieczce uczestniczyły 3 czy też 4 osoby. Czy oznacza to że rodzina otrzyma 440 tyś zł? Zaś ręce mi opadają jak widzę organizowaną zbiórkę pieniędzy za pośrednictwem SMSów….. – po prostu nie rozumiem tego.P.

Skomentuj notkę
Będą prostować drogi aby ludzie się nie zabijali w wypadkach! Z tego samego powodu wprowadza się tysiące innych przepisów – bo przecież nie jest właściwe aby ludzie umierali w sposób niekontrolowany (to takie niehigieniczne). Niedługo wprowadzą wszędzie eutanazje i będzie jeszcze bezpieczniej, i jeszcze bardziej higienicznie, czysto, tak po europejsku.

Jak to się dzieje, że obowiązujący w Europie bezbożny humanizm sprawia, iż pokój i bezpieczeństwo staje się najważniejszą wartością i najważniejszym tematem? Ludzie chcą (taka jest definicja bezpieczeństwa) mieć kontrolę nas swoim życiem, chcą je planować, układać, realizować i w zasadzie nie ma tym nic złego gdyby nie było Boga, Stwórcy, Pana Wszechświata którego plany względem nas są jednak nadrzędne a mogą być nieco inne (choć na pewno będą dobre). Ale „kiedy będą mówić: pokój i bezpieczeństwo – tak niespodzianie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą.” (1 Tes 5:3)

#4. Prawo i Sprawiedliwość?
Informacja w gazecie brzmiała tak:

Po ponad 110 tys. zł dla rodzin osób poszkodowanych w katastrofie
met, PAP, 2007-07-23, za portalem gazeta.pl
Premier Jarosław Kaczyński zapowiedział w poniedziałek, że przeznaczy po 100 tys. zł dla każdej z rodzin osób poszkodowanych w wyniku niedzielnego wypadku polskiego autokaru we Francji. Kancelaria Prezydenta wesprze rodziny kwota po ponad 10 tys. zł. (…)

Niby pan premier (i prezydent też) mają swoje budżety i pewną swobodę w okazywaniu łaski poszkodowanym, więc nie jest to niesprawiedliwe ale z drugiej strony, zupełnie bez emocji zastanawiam się dlaczego tym rodzinom, tych poszkodowanych przyznaje się aż takie kwoty? Że niby za co? Że niby dlaczego? Rozumiem powodzian, albo tych, którym trąba powietrzna pod Częstochową (też sanktuarium maryjne) urwała dach, ale za wypadek samochodowy, choćby najstraszniejszy?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (1)

Paweł,

July 24, 2007 22:38

Skomentuj komentarz

A to wszystko przez te media….. i parcie na szkło. Zastanawia mnie, czy te pieniądze faktycznie dotrą – bo przeglądając listę pasażerów dość pobieżnie można zauważyć, że z jednej rodziny w wycieczce uczestniczyły 3 czy też 4 osoby. Czy oznacza to że rodzina otrzyma 440 tyś zł? Zaś ręce mi opadają jak widzę organizowaną zbiórkę pieniędzy za pośrednictwem SMSów….. – po prostu nie rozumiem tego.P.

Skomentuj notkę
Jak to się dzieje, że obowiązujący w Europie bezbożny humanizm sprawia, iż pokój i bezpieczeństwo staje się najważniejszą wartością i najważniejszym tematem? Ludzie chcą (taka jest definicja bezpieczeństwa) mieć kontrolę nas swoim życiem, chcą je planować, układać, realizować i w zasadzie nie ma tym nic złego gdyby nie było Boga, Stwórcy, Pana Wszechświata którego plany względem nas są jednak nadrzędne a mogą być nieco inne (choć na pewno będą dobre). Ale „kiedy będą mówić: pokój i bezpieczeństwo – tak niespodzianie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą.” (1 Tes 5:3)

#4. Prawo i Sprawiedliwość?
Informacja w gazecie brzmiała tak:

Po ponad 110 tys. zł dla rodzin osób poszkodowanych w katastrofie
met, PAP, 2007-07-23, za portalem gazeta.pl
Premier Jarosław Kaczyński zapowiedział w poniedziałek, że przeznaczy po 100 tys. zł dla każdej z rodzin osób poszkodowanych w wyniku niedzielnego wypadku polskiego autokaru we Francji. Kancelaria Prezydenta wesprze rodziny kwota po ponad 10 tys. zł. (…)

Niby pan premier (i prezydent też) mają swoje budżety i pewną swobodę w okazywaniu łaski poszkodowanym, więc nie jest to niesprawiedliwe ale z drugiej strony, zupełnie bez emocji zastanawiam się dlaczego tym rodzinom, tych poszkodowanych przyznaje się aż takie kwoty? Że niby za co? Że niby dlaczego? Rozumiem powodzian, albo tych, którym trąba powietrzna pod Częstochową (też sanktuarium maryjne) urwała dach, ale za wypadek samochodowy, choćby najstraszniejszy?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (1)

Paweł,

July 24, 2007 22:38

Skomentuj komentarz

A to wszystko przez te media….. i parcie na szkło. Zastanawia mnie, czy te pieniądze faktycznie dotrą – bo przeglądając listę pasażerów dość pobieżnie można zauważyć, że z jednej rodziny w wycieczce uczestniczyły 3 czy też 4 osoby. Czy oznacza to że rodzina otrzyma 440 tyś zł? Zaś ręce mi opadają jak widzę organizowaną zbiórkę pieniędzy za pośrednictwem SMSów….. – po prostu nie rozumiem tego.P.

Skomentuj notkę
Informacja w gazecie brzmiała tak:

Po ponad 110 tys. zł dla rodzin osób poszkodowanych w katastrofie
met, PAP, 2007-07-23, za portalem gazeta.pl
Premier Jarosław Kaczyński zapowiedział w poniedziałek, że przeznaczy po 100 tys. zł dla każdej z rodzin osób poszkodowanych w wyniku niedzielnego wypadku polskiego autokaru we Francji. Kancelaria Prezydenta wesprze rodziny kwota po ponad 10 tys. zł. (…)

Niby pan premier (i prezydent też) mają swoje budżety i pewną swobodę w okazywaniu łaski poszkodowanym, więc nie jest to niesprawiedliwe ale z drugiej strony, zupełnie bez emocji zastanawiam się dlaczego tym rodzinom, tych poszkodowanych przyznaje się aż takie kwoty? Że niby za co? Że niby dlaczego? Rozumiem powodzian, albo tych, którym trąba powietrzna pod Częstochową (też sanktuarium maryjne) urwała dach, ale za wypadek samochodowy, choćby najstraszniejszy?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (1)

Paweł,

July 24, 2007 22:38

Skomentuj komentarz

A to wszystko przez te media….. i parcie na szkło. Zastanawia mnie, czy te pieniądze faktycznie dotrą – bo przeglądając listę pasażerów dość pobieżnie można zauważyć, że z jednej rodziny w wycieczce uczestniczyły 3 czy też 4 osoby. Czy oznacza to że rodzina otrzyma 440 tyś zł? Zaś ręce mi opadają jak widzę organizowaną zbiórkę pieniędzy za pośrednictwem SMSów….. – po prostu nie rozumiem tego.P.

Skomentuj notkę
Premier Jarosław Kaczyński zapowiedział w poniedziałek, że przeznaczy po 100 tys. zł dla każdej z rodzin osób poszkodowanych w wyniku niedzielnego wypadku polskiego autokaru we Francji. Kancelaria Prezydenta wesprze rodziny kwota po ponad 10 tys. zł. (…)
Niby pan premier (i prezydent też) mają swoje budżety i pewną swobodę w okazywaniu łaski poszkodowanym, więc nie jest to niesprawiedliwe ale z drugiej strony, zupełnie bez emocji zastanawiam się dlaczego tym rodzinom, tych poszkodowanych przyznaje się aż takie kwoty? Że niby za co? Że niby dlaczego? Rozumiem powodzian, albo tych, którym trąba powietrzna pod Częstochową (też sanktuarium maryjne) urwała dach, ale za wypadek samochodowy, choćby najstraszniejszy?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:

Komentarze: (1)

Paweł,

July 24, 2007 22:38

Skomentuj komentarz

A to wszystko przez te media….. i parcie na szkło. Zastanawia mnie, czy te pieniądze faktycznie dotrą – bo przeglądając listę pasażerów dość pobieżnie można zauważyć, że z jednej rodziny w wycieczce uczestniczyły 3 czy też 4 osoby. Czy oznacza to że rodzina otrzyma 440 tyś zł? Zaś ręce mi opadają jak widzę organizowaną zbiórkę pieniędzy za pośrednictwem SMSów….. – po prostu nie rozumiem tego.P.

Skomentuj notkę
Chciwość jest bałwochwalstwem a ING BSK robi wszystko aby ją w ludziach wzbudzić. Szkoda.A reklama ING Banku wygląda tak:
Szkoda. Szkoda, bo bankowcy odbiorą od Boga swoją zapłatę z odsetkami.
26 osób zginęło, a 24 zostały ranne w wypadku polskiego autokaru w pobliżu miejscowości Vizille koło Grenoble we Francji. Autokarem podróżowali pielgrzymi (…) którzy 10 lipca wyjechali na pielgrzymkę po europejskich sanktuariach maryjnych. (…)
(…) Nasz żal i smutek zamykamy w słowach modlitwy: Panie, daj wieczne odpoczywanie zmarłym i pociechę ich rodzinom; daj zdrowie rannym i szczęśliwy ich powrót do domu.
Nasze istnienie jest kruche, nietrwałe, tak bardzo narażone na różne zło, którego pojawienie się w określonym momencie czasem trudno zrozumieć. Tę prawdę o człowieku tak dramatycznie przypomniał wczorajszy wypadek autokaru wiozącego polskich pielgrzymów. Naturalnym jest, że w takich sytuacjach, gdy giną ludzie niewinni, gdy giną pielgrzymi, którzy jechali, aby oddać cześć Matce Najświętszej w jej licznych w Europie sanktuariach, pytamy „dlaczego?”. I ostateczną odpowiedź na to pytanie zna tylko Bóg. My jedynie po raz kolejny boleśnie doświadczamy prawdy, że cierpienie i śmierć w sposób nieuchronny towarzyszy człowiekowi od narodzin; że jesteśmy pielgrzymami do Domu Ojca, i On tylko wie kiedy i w jakich okolicznościach, nasza ziemska wędrówka się zakończy.
(…)
Sławomir Jagodziński
Nie chcemy, bracia, waszego trwania w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie smucili jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei.
Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim. To bowiem głosimy wam jako słowo Pańskie, że my, żywi, pozostawieni na przyjście Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy pomarli. Sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Potem my, żywi i pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób zawsze będziemy z Panem.
Przeto wzajemnie się pocieszajcie tymi słowami!
Dlaczego tak smutno, skoro mamy się pocieszać tymi słowami?
Czy rekordowo wysoki Światowid przyciągnie turystów do Milówki?
To największa na świecie rzeźba wykonana z jednego kawałka drewna. Odsłonięty w sobotę Światowid ma aż 14 m wysokości!
Leśny Gród na zboczach Prusowa jest nową atrakcją turystyczną Milówki. To botaniczny ogród zajmujący powierzchnię kilku hektarów. Na wiosnę zakwitło w nim pół miliona kwiatów.

Leśny Gród ozdabia także sto drewnianych rzeźb nawiązujących do kultur różnych narodów, w tym do wierzeń słowiańskich. Teraz przybyła tam kolejna atrakcja – mająca aż 14 m wysokości rzeźba Światowida. To niezwykłe dzieło wykonane z jednego kawałka topoli jest efektem kilkumiesięcznej pracy ponad 20 artystów z całej Polski.

– Nawołuje do tolerancji – mówi Grzegorz Śleziak, twórca niezwykłego ogrodu.

Dlatego wśród wielu innych elementów na rzeźbie pojawiają się splecione w uścisku dłonie. Rzeźba została zgłoszona do Księgi rekordów Guinnessa. Uroczystość odsłonięcia niecodziennego dzieła została połączona z obchodami nocy Kupały. Wieczorem w Leśnym Grodzie zapłonęło tysiąc pochodni – hołd dla lasów.
Leśny Gród ozdabia także sto drewnianych rzeźb nawiązujących do kultur różnych narodów, w tym do wierzeń słowiańskich. Teraz przybyła tam kolejna atrakcja – mająca aż 14 m wysokości rzeźba Światowida. To niezwykłe dzieło wykonane z jednego kawałka topoli jest efektem kilkumiesięcznej pracy ponad 20 artystów z całej Polski.

– Nawołuje do tolerancji – mówi Grzegorz Śleziak, twórca niezwykłego ogrodu.

Dlatego wśród wielu innych elementów na rzeźbie pojawiają się splecione w uścisku dłonie. Rzeźba została zgłoszona do Księgi rekordów Guinnessa. Uroczystość odsłonięcia niecodziennego dzieła została połączona z obchodami nocy Kupały. Wieczorem w Leśnym Grodzie zapłonęło tysiąc pochodni – hołd dla lasów.
– Nawołuje do tolerancji – mówi Grzegorz Śleziak, twórca niezwykłego ogrodu.

Dlatego wśród wielu innych elementów na rzeźbie pojawiają się splecione w uścisku dłonie. Rzeźba została zgłoszona do Księgi rekordów Guinnessa. Uroczystość odsłonięcia niecodziennego dzieła została połączona z obchodami nocy Kupały. Wieczorem w Leśnym Grodzie zapłonęło tysiąc pochodni – hołd dla lasów.
Dlatego wśród wielu innych elementów na rzeźbie pojawiają się splecione w uścisku dłonie. Rzeźba została zgłoszona do Księgi rekordów Guinnessa. Uroczystość odsłonięcia niecodziennego dzieła została połączona z obchodami nocy Kupały. Wieczorem w Leśnym Grodzie zapłonęło tysiąc pochodni – hołd dla lasów.
Konferencja naukowa poświęcona czarom z udziałem ponad 60 ekspertów z całego świata odbywa się w tym tygodniu w miasteczku Vardo na północy Norwegii – podał w czwartek portal BBC News.
Zwołane przez uniwersytety z USA i Skandynawii spotkanie poświęcone jest sztuce czarnoksięskiej na przestrzeni wieków i współcześnie. Naukowcy zajmować się będą czarami przez trzy dni, uczestnicząc w wykładach, dyskusjach i pokazach filmów na ten temat.

Konferencja odbywa się w Vardo nieprzypadkowo – w XVII wieku w tym miasteczku spalono na stosie około 80 domniemanych czarownic oskarżonych o kontakty z diabłem.
Zwołane przez uniwersytety z USA i Skandynawii spotkanie poświęcone jest sztuce czarnoksięskiej na przestrzeni wieków i współcześnie. Naukowcy zajmować się będą czarami przez trzy dni, uczestnicząc w wykładach, dyskusjach i pokazach filmów na ten temat.

Konferencja odbywa się w Vardo nieprzypadkowo – w XVII wieku w tym miasteczku spalono na stosie około 80 domniemanych czarownic oskarżonych o kontakty z diabłem.
Konferencja odbywa się w Vardo nieprzypadkowo – w XVII wieku w tym miasteczku spalono na stosie około 80 domniemanych czarownic oskarżonych o kontakty z diabłem.
I znowu bedzie, że się czepiam ale do niedawna nie wiedziałem, że pogaństwo istnieje a teraz co chwile o tym się pisze, kultywuje i nawet wmawia, że skoro żyjemy w Polsce to powinno się oddawać cześć polskim demonom (tak jakby polityków było za mało).

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
neopogaństwo,
noc kupały,
bałwochwalstwo,
pogaństwo

Komentarze: (1)

Wojtek,

December 11, 2009 18:10

Skomentuj komentarz

Nie pogaństwo ale rodzimowierstwo. Nazywanie wierzeń starosłowiańskich pogaństwem ma wydźwięk pejoratywny w języku polskim.

Skomentuj notkę
Jeden z najbardziej szanowanych rabinów napisał przed śmiercią
list, w którym ujawnił imię Mesjasza. Według niego brzmi
ono Jeszua – Jezus. Żydzi są w szoku.
W pogrzebie zmarłego w zeszłym roku rabina Icchaka
Kaduriego wzięło udział 300 tysięcy ludzi. Gigantyczny
kondukt żałobny przeszedł ulicami starej Jerozolimy. Mówiono
wówczas, że odszedł jeden z najważniejszych żydowskich
duchownych XX wieku. Miał -według różnych źródeł – od 106
do 118 lat.

Jego współpracownicy od dawna mówili, że Kaduri miał
wizję, podczas której rozmawiał z Mesjaszem. Na krótko przed
śmiercią rabin postanowił ujawnić jego imię. Zapisał je w
liście, który kazał otworzyć rok po swojej śmierci. Wierni
z niecierpliwością czekali na wyznaczony dzień.
To nie musiał być Chrystus
Gdy wreszcie list został otwarty, nie mogli uwierzyć własnym
oczom. Według Kaduriego imię Mesjasza brzmi Jeszua – Jezus.
Izraelska prasa, która rok wcześniej szeroko rozpisywała się
o pogrzebie rabina, teraz nabrała wody w usta. Sprawę opisało
tylko kilka hebrajskojęzycznych gazet i portal „Israel
Today”.
-Nie chcę oczywiście podważać autorytetu zmarłego
rabina, ale sprawa budzi wiele wątpliwości – powiedział
„Rz” rabin Jaakow Mosze Poupko z Jerozolimy. – Jeszua
to popularne imię wśród Żydów. Nie wiadomo, o którego
Jeszuę chodziło rabinowi. Niekoniecznie musiał to być Jezus
-dodał.
Od dawna znacie to imię
Część zwolenników rabina sugeruje, że list mógł zostać
sfałszowany. Według 80-letniego syna zmarłego Dawida
Kaduriego, jego ojciec pod koniec życia był w tak złym
stanie, że nie mógł go samodzielnie napisać.
Dwóch współpracowników rabina, do których dotarł „Israel
Today”, potwierdziło jednak autentyczność dokumentu.
Przypominają, że Kaduri zapowiadał rychłe przyjście
Mesjasza.
„Ludzie się zastanawiają, jak brzmi Jego imię? Wielu
je zna, ale nie wierzy, że to jest Mesjasz” -mówił
rabin.
Sensacyjna informacja o liście rabina wywołała w Izraelu
szok. „Czy to oznacza, że rabin Kaduri przeszedł na chrześcijaństwo?”,
„Chrześcijanie pewnie teraz tańczą i świętują” –
pisali zaskoczeni internauci.
– To faktycznie dobra wiadomość – powiedział „Rz”
John Vennari, redaktor naczelny amerykańskiego konserwatywnego
magazynu „Catholic Family News”.
– Ale nie oszukujmy się, jeśli Żydzi nie rozpoznali
Mesjasza, gdy był wśród nich, tym bardziej teraz w niego nie
uwierzą – dodał.
Choć Kaduri był jednym z najbardziej szanowanych rabinów,
prowadził niezwykle barwne życie. Rozdawał tysiące
specjalnych amuletów (według niektórych miały one właściwości
lecznicze), aw1996 roku zaangażował się w politykę i latał
helikopterem na wiece wyborcze jednej z partii religijnych. Mając
już ponad 90 lat, ożenił się z młodszą o połowę kobietą.
Ten list niczego nie zmieni
Największą niespodziankę sprawił po śmierci.
– To rzeczywiście zadziwiające. Może rabin się nawrócił,
a może rzeczywiście chodziło mu o jakiegoś innego Jeszuę
-powiedział „Rzeczpospolitej” profesor teologii Seth
D. Kunin z brytyjskiego Uniwersytetu Durham.
-Bez względu na to, co miał na myśli, nie sądzę, żeby
miało to poważne konsekwencje. Żydzi spierają się z chrześcijanami
oto, czy Jezus był Mesjaszem, od2000 lat, i żaden list rabina,
nawet najbardziej znanego, tego nie zmieni – mówi prof. Kunin.
źródło http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_070526/swiat/swiat_a_3.html
W pogrzebie zmarłego w zeszłym roku rabina Icchaka
Kaduriego wzięło udział 300 tysięcy ludzi. Gigantyczny
kondukt żałobny przeszedł ulicami starej Jerozolimy. Mówiono
wówczas, że odszedł jeden z najważniejszych żydowskich
duchownych XX wieku. Miał -według różnych źródeł – od 106
do 118 lat.

Jego współpracownicy od dawna mówili, że Kaduri miał
wizję, podczas której rozmawiał z Mesjaszem. Na krótko przed
śmiercią rabin postanowił ujawnić jego imię. Zapisał je w
liście, który kazał otworzyć rok po swojej śmierci. Wierni
z niecierpliwością czekali na wyznaczony dzień.
To nie musiał być Chrystus
Gdy wreszcie list został otwarty, nie mogli uwierzyć własnym
oczom. Według Kaduriego imię Mesjasza brzmi Jeszua – Jezus.
Izraelska prasa, która rok wcześniej szeroko rozpisywała się
o pogrzebie rabina, teraz nabrała wody w usta. Sprawę opisało
tylko kilka hebrajskojęzycznych gazet i portal „Israel
Today”.
-Nie chcę oczywiście podważać autorytetu zmarłego
rabina, ale sprawa budzi wiele wątpliwości – powiedział
„Rz” rabin Jaakow Mosze Poupko z Jerozolimy. – Jeszua
to popularne imię wśród Żydów. Nie wiadomo, o którego
Jeszuę chodziło rabinowi. Niekoniecznie musiał to być Jezus
-dodał.
Od dawna znacie to imię
Część zwolenników rabina sugeruje, że list mógł zostać
sfałszowany. Według 80-letniego syna zmarłego Dawida
Kaduriego, jego ojciec pod koniec życia był w tak złym
stanie, że nie mógł go samodzielnie napisać.
Dwóch współpracowników rabina, do których dotarł „Israel
Today”, potwierdziło jednak autentyczność dokumentu.
Przypominają, że Kaduri zapowiadał rychłe przyjście
Mesjasza.
„Ludzie się zastanawiają, jak brzmi Jego imię? Wielu
je zna, ale nie wierzy, że to jest Mesjasz” -mówił
rabin.
Sensacyjna informacja o liście rabina wywołała w Izraelu
szok. „Czy to oznacza, że rabin Kaduri przeszedł na chrześcijaństwo?”,
„Chrześcijanie pewnie teraz tańczą i świętują” –
pisali zaskoczeni internauci.
– To faktycznie dobra wiadomość – powiedział „Rz”
John Vennari, redaktor naczelny amerykańskiego konserwatywnego
magazynu „Catholic Family News”.
– Ale nie oszukujmy się, jeśli Żydzi nie rozpoznali
Mesjasza, gdy był wśród nich, tym bardziej teraz w niego nie
uwierzą – dodał.
Choć Kaduri był jednym z najbardziej szanowanych rabinów,
prowadził niezwykle barwne życie. Rozdawał tysiące
specjalnych amuletów (według niektórych miały one właściwości
lecznicze), aw1996 roku zaangażował się w politykę i latał
helikopterem na wiece wyborcze jednej z partii religijnych. Mając
już ponad 90 lat, ożenił się z młodszą o połowę kobietą.
Ten list niczego nie zmieni
Największą niespodziankę sprawił po śmierci.
– To rzeczywiście zadziwiające. Może rabin się nawrócił,
a może rzeczywiście chodziło mu o jakiegoś innego Jeszuę
-powiedział „Rzeczpospolitej” profesor teologii Seth
D. Kunin z brytyjskiego Uniwersytetu Durham.
-Bez względu na to, co miał na myśli, nie sądzę, żeby
miało to poważne konsekwencje. Żydzi spierają się z chrześcijanami
oto, czy Jezus był Mesjaszem, od2000 lat, i żaden list rabina,
nawet najbardziej znanego, tego nie zmieni – mówi prof. Kunin.
źródło http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_070526/swiat/swiat_a_3.html
Jego współpracownicy od dawna mówili, że Kaduri miał
wizję, podczas której rozmawiał z Mesjaszem. Na krótko przed
śmiercią rabin postanowił ujawnić jego imię. Zapisał je w
liście, który kazał otworzyć rok po swojej śmierci. Wierni
z niecierpliwością czekali na wyznaczony dzień.
Gdy wreszcie list został otwarty, nie mogli uwierzyć własnym
oczom. Według Kaduriego imię Mesjasza brzmi Jeszua – Jezus.
Izraelska prasa, która rok wcześniej szeroko rozpisywała się
o pogrzebie rabina, teraz nabrała wody w usta. Sprawę opisało
tylko kilka hebrajskojęzycznych gazet i portal „Israel
Today”.
-Nie chcę oczywiście podważać autorytetu zmarłego
rabina, ale sprawa budzi wiele wątpliwości – powiedział
„Rz” rabin Jaakow Mosze Poupko z Jerozolimy. – Jeszua
to popularne imię wśród Żydów. Nie wiadomo, o którego
Jeszuę chodziło rabinowi. Niekoniecznie musiał to być Jezus
-dodał.
Część zwolenników rabina sugeruje, że list mógł zostać
sfałszowany. Według 80-letniego syna zmarłego Dawida
Kaduriego, jego ojciec pod koniec życia był w tak złym
stanie, że nie mógł go samodzielnie napisać.
Dwóch współpracowników rabina, do których dotarł „Israel
Today”, potwierdziło jednak autentyczność dokumentu.
Przypominają, że Kaduri zapowiadał rychłe przyjście
Mesjasza.
„Ludzie się zastanawiają, jak brzmi Jego imię? Wielu
je zna, ale nie wierzy, że to jest Mesjasz” -mówił
rabin.
Sensacyjna informacja o liście rabina wywołała w Izraelu
szok. „Czy to oznacza, że rabin Kaduri przeszedł na chrześcijaństwo?”,
„Chrześcijanie pewnie teraz tańczą i świętują” –
pisali zaskoczeni internauci.
– To faktycznie dobra wiadomość – powiedział „Rz”
John Vennari, redaktor naczelny amerykańskiego konserwatywnego
magazynu „Catholic Family News”.
– Ale nie oszukujmy się, jeśli Żydzi nie rozpoznali
Mesjasza, gdy był wśród nich, tym bardziej teraz w niego nie
uwierzą – dodał.
Choć Kaduri był jednym z najbardziej szanowanych rabinów,
prowadził niezwykle barwne życie. Rozdawał tysiące
specjalnych amuletów (według niektórych miały one właściwości
lecznicze), aw1996 roku zaangażował się w politykę i latał
helikopterem na wiece wyborcze jednej z partii religijnych. Mając
już ponad 90 lat, ożenił się z młodszą o połowę kobietą.
Największą niespodziankę sprawił po śmierci.
– To rzeczywiście zadziwiające. Może rabin się nawrócił,
a może rzeczywiście chodziło mu o jakiegoś innego Jeszuę
-powiedział „Rzeczpospolitej” profesor teologii Seth
D. Kunin z brytyjskiego Uniwersytetu Durham.
-Bez względu na to, co miał na myśli, nie sądzę, żeby
miało to poważne konsekwencje. Żydzi spierają się z chrześcijanami
oto, czy Jezus był Mesjaszem, od2000 lat, i żaden list rabina,
nawet najbardziej znanego, tego nie zmieni – mówi prof. Kunin.
Na dom Dawida i na mieszkańców Jeruzalem wyleję Ducha pobożności. Będą patrzeć na tego, którego przebili, i boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem, i płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym.
(Ksiega proroka Zachariasza, rozdział 12, werset 10, tłumaczenie BT)
Nie chcę jednak, bracia, pozostawiać was w nieświadomości co do tej tajemnicy – byście o sobie nie mieli zbyt wysokiego mniemania – że zatwardziałość dotknęła tylko część Izraela aż do czasu, gdy wejdzie do Kościoła pełnia pogan.

I tak cały Izrael będzie zbawiony, jak to jest napisane: Przyjdzie z Syjonu wybawiciel, odwróci nieprawości od Jakuba.

I to będzie moje z nimi przymierze, gdy zgładzę ich grzechy.

Co prawdą – gdy chodzi o Ewangelię – są oni nieprzyjaciółmi Boga ze względu na wasze dobro; gdy jednak chodzi o wybranie, są oni – ze względu na praojców – przedmiotem miłości.

Bo dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne.

Podobnie bowiem jak wy niegdyś byliście nieposłuszni Bogu, teraz zaś z powodu ich nieposłuszeństwa dostąpiliście miłosierdzia,

tak i oni stali się teraz nieposłuszni z powodu okazanego wam miłosierdzia, aby i sami w czasie obecnym mogli dostąpić miłosierdzia.

Albowiem Bóg poddał wszystkich nieposłuszeństwu, aby wszystkim okazać swe miłosierdzie.

O głębokości bogactw, mądrości i wiedzy Boga! Jakże niezbadane są Jego wyroki i nie do wyśledzenia Jego drogi!

Kto bowiem poznał myśl Pana, albo kto był Jego doradcą?

Lub kto Go pierwszy obdarował, aby nawzajem otrzymać odpłatę?

Albowiem z Niego i przez Niego, i dla Niego jest wszystko. Jemu chwała na wieki.
Amen.

(Lisy apostoła Pawła do Rzymian, rozdział 11, werset 25 i następne, tłumaczenie BT)
Co prawdą – gdy chodzi o Ewangelię – są oni nieprzyjaciółmi Boga ze względu na wasze dobro; gdy jednak chodzi o wybranie, są oni – ze względu na praojców – przedmiotem miłości.

Bo dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne.

Podobnie bowiem jak wy niegdyś byliście nieposłuszni Bogu, teraz zaś z powodu ich nieposłuszeństwa dostąpiliście miłosierdzia,

tak i oni stali się teraz nieposłuszni z powodu okazanego wam miłosierdzia, aby i sami w czasie obecnym mogli dostąpić miłosierdzia.

Albowiem Bóg poddał wszystkich nieposłuszeństwu, aby wszystkim okazać swe miłosierdzie.

O głębokości bogactw, mądrości i wiedzy Boga! Jakże niezbadane są Jego wyroki i nie do wyśledzenia Jego drogi!

Kto bowiem poznał myśl Pana, albo kto był Jego doradcą?

Lub kto Go pierwszy obdarował, aby nawzajem otrzymać odpłatę?

Albowiem z Niego i przez Niego, i dla Niego jest wszystko. Jemu chwała na wieki.
Amen.

(Lisy apostoła Pawła do Rzymian, rozdział 11, werset 25 i następne, tłumaczenie BT)
O głębokości bogactw, mądrości i wiedzy Boga! Jakże niezbadane są Jego wyroki i nie do wyśledzenia Jego drogi!

Kto bowiem poznał myśl Pana, albo kto był Jego doradcą?

Lub kto Go pierwszy obdarował, aby nawzajem otrzymać odpłatę?

Albowiem z Niego i przez Niego, i dla Niego jest wszystko. Jemu chwała na wieki.
Amen.

(Lisy apostoła Pawła do Rzymian, rozdział 11, werset 25 i następne, tłumaczenie BT)
Amen.

(Lisy apostoła Pawła do Rzymian, rozdział 11, werset 25 i następne, tłumaczenie BT)
Czy już czas?
W każdym razie Kościół, który przez wieki był wielką przeszkodą w uznianiu przez Żydów mesjaństwa Jezusa przestaje mieć tak wielkie znaczenie a jak opadają emocje to niektórzy rabini zaczynają myśleć dochodząc to tak prostej i oczywiśtej prawdy.
Czy już czas? Maranatha!

Kategorie:
obserwator, znak czasów, _blog

Słowa kluczowe:
jezus,
mesjasz,
rabin,
izrael,
żydzi,
judaizm
Czy już czas? Maranatha!

Kategorie:
obserwator, znak czasów, _blog

Słowa kluczowe:
jezus,
mesjasz,
rabin,
izrael,
żydzi,
judaizm
Wczoraj byłem na nabożeństwie luterańskim i to nie byle jakim, bo konfirmacyjnym, odprawianym w obecności proboszcza przez samego biskupa. W obrzędzie spowiedzi, oprócz bardzo ważnego „Przeto jako powołany i ustanowiony sługa Jezusa Chrystusa zwiastuję wszystkim pokutującym że grzechy ich są odpuszczone”

zabrakło

„Wszystkim zaś niepokutującym ogłaszam, że grzechy ich są im zatrzymane.”

Zdziwiłem się bardzo ale ponieważ nabożeństwo było uroczyste, konfirmacyjne (coś jakby pierwsza komunia w KRK) pomyślałem, że to święto i po co straszyć konfirmowane małolaty. Po nabożeństwie spytałem proboszcza o ten szczegół i dowiedziałem się, że już od roku liturgia luterańska wywaliła to zdanie bo „po co straszyć – nabożeństwo ma być pozytywne”.

Dla proboszcza ta zmiana to coś pięknego – ale ja w tym widzę ładującą się do Kościoła herezję uniwersalizmu zaprawioną ohydnym postmodernizmem.

Fuj!

Kategorie:
obserwator, kościół, _blog

Słowa kluczowe:
luteranizm,
pokuta,
spowiedź,
kościół

Komentarze: (2)

mobi,

May 29, 2007 16:24

Skomentuj komentarz

A ja ostatnio przeczytałem, że kościół luterański nie uznaje homoseksualizmu za grzech. Luter przewrócił się w grobie poraz drugi i niestety pewnie jeszcze wiele razy mu się to zdarzy

w34,

May 29, 2007 16:47

Skomentuj komentarz

Jest kosćiół i Kościół i Kościoła Luterańskiego dotyczy tak samo jak innych deklaracja soborowa 🙂 mówiąca, że „Kościół Chrystusowy trwa w nim”.A tak poważnie to liberalizm protestanckich kościołów historycznych powoduje, że własnie się one rozsypują i dzielą na te, w który trwa Kościół Chrustusowy i te od Antychrysta. Dzieli się Kościół Reformowany w Holandii, niedługo podzieli się Anglikański – to chyba dobrze, bo dobrze jest jak neichrześcijanie się ekskomunikują wyrzucając z organizacji wierzących chrześcijan. Zrobili tak z Husem, zrobili z Lutrem a teraz nibyLuteranie wywalają jak ktoś zbyt poważnie Biblie traktuje.

Skomentuj notkę
Zdziwiłem się bardzo ale ponieważ nabożeństwo było uroczyste, konfirmacyjne (coś jakby pierwsza komunia w KRK) pomyślałem, że to święto i po co straszyć konfirmowane małolaty. Po nabożeństwie spytałem proboszcza o ten szczegół i dowiedziałem się, że już od roku liturgia luterańska wywaliła to zdanie bo „po co straszyć – nabożeństwo ma być pozytywne”.

Dla proboszcza ta zmiana to coś pięknego – ale ja w tym widzę ładującą się do Kościoła herezję uniwersalizmu zaprawioną ohydnym postmodernizmem.

Fuj!

Kategorie:
obserwator, kościół, _blog

Słowa kluczowe:
luteranizm,
pokuta,
spowiedź,
kościół

Komentarze: (2)

mobi,

May 29, 2007 16:24

Skomentuj komentarz

A ja ostatnio przeczytałem, że kościół luterański nie uznaje homoseksualizmu za grzech. Luter przewrócił się w grobie poraz drugi i niestety pewnie jeszcze wiele razy mu się to zdarzy

w34,

May 29, 2007 16:47

Skomentuj komentarz

Jest kosćiół i Kościół i Kościoła Luterańskiego dotyczy tak samo jak innych deklaracja soborowa 🙂 mówiąca, że „Kościół Chrystusowy trwa w nim”.A tak poważnie to liberalizm protestanckich kościołów historycznych powoduje, że własnie się one rozsypują i dzielą na te, w który trwa Kościół Chrustusowy i te od Antychrysta. Dzieli się Kościół Reformowany w Holandii, niedługo podzieli się Anglikański – to chyba dobrze, bo dobrze jest jak neichrześcijanie się ekskomunikują wyrzucając z organizacji wierzących chrześcijan. Zrobili tak z Husem, zrobili z Lutrem a teraz nibyLuteranie wywalają jak ktoś zbyt poważnie Biblie traktuje.

Skomentuj notkę
Dla proboszcza ta zmiana to coś pięknego – ale ja w tym widzę ładującą się do Kościoła herezję uniwersalizmu zaprawioną ohydnym postmodernizmem.

Fuj!

Kategorie:
obserwator, kościół, _blog

Słowa kluczowe:
luteranizm,
pokuta,
spowiedź,
kościół

Komentarze: (2)

mobi,

May 29, 2007 16:24

Skomentuj komentarz

A ja ostatnio przeczytałem, że kościół luterański nie uznaje homoseksualizmu za grzech. Luter przewrócił się w grobie poraz drugi i niestety pewnie jeszcze wiele razy mu się to zdarzy

w34,

May 29, 2007 16:47

Skomentuj komentarz

Jest kosćiół i Kościół i Kościoła Luterańskiego dotyczy tak samo jak innych deklaracja soborowa 🙂 mówiąca, że „Kościół Chrystusowy trwa w nim”.A tak poważnie to liberalizm protestanckich kościołów historycznych powoduje, że własnie się one rozsypują i dzielą na te, w który trwa Kościół Chrustusowy i te od Antychrysta. Dzieli się Kościół Reformowany w Holandii, niedługo podzieli się Anglikański – to chyba dobrze, bo dobrze jest jak neichrześcijanie się ekskomunikują wyrzucając z organizacji wierzących chrześcijan. Zrobili tak z Husem, zrobili z Lutrem a teraz nibyLuteranie wywalają jak ktoś zbyt poważnie Biblie traktuje.

Skomentuj notkę
Fuj!

Kategorie:
obserwator, kościół, _blog

Słowa kluczowe:
luteranizm,
pokuta,
spowiedź,
kościół

Komentarze: (2)

mobi,

May 29, 2007 16:24

Skomentuj komentarz

A ja ostatnio przeczytałem, że kościół luterański nie uznaje homoseksualizmu za grzech. Luter przewrócił się w grobie poraz drugi i niestety pewnie jeszcze wiele razy mu się to zdarzy

w34,

May 29, 2007 16:47

Skomentuj komentarz

Jest kosćiół i Kościół i Kościoła Luterańskiego dotyczy tak samo jak innych deklaracja soborowa 🙂 mówiąca, że „Kościół Chrystusowy trwa w nim”.A tak poważnie to liberalizm protestanckich kościołów historycznych powoduje, że własnie się one rozsypują i dzielą na te, w który trwa Kościół Chrustusowy i te od Antychrysta. Dzieli się Kościół Reformowany w Holandii, niedługo podzieli się Anglikański – to chyba dobrze, bo dobrze jest jak neichrześcijanie się ekskomunikują wyrzucając z organizacji wierzących chrześcijan. Zrobili tak z Husem, zrobili z Lutrem a teraz nibyLuteranie wywalają jak ktoś zbyt poważnie Biblie traktuje.

Skomentuj notkę
Sto batów otrzymał podczas publicznej chłosty Irańczyk z miasta Behszahr (na północy), który utrzymywał kontakty seksualne z mężatkami – poinformowała w niedzielę irańska prasa.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kara – jak na Islamską Republikę – była wyjątkowo lekka. Zgodnie z prawem, za cudzołóstwo w Iranie grozi śmierć przez ukamienowanie. Tak ostrej formy represji nie stosuje się od 2002 roku.

(…)
(…)
Rządy państw zachodnich, USA, Angli ale po części i Polski, chlubiąc się swoją chrześcijańską tradycją próbują wymusić na Iranie i innych państwach muzułmańskich demokracje (rozumianą jako równość i wolność) jako sposób ułożenia u nich relacji międzyludzkich. Może to i dobrze, bo równość wobec prawa (i Prawa) powinna być przypisana każdemu człowiekowi. Ale czy aby na pewno te kraje mają na co się powoływać? Czy rzeczywiście chrześcijańskie wartości nie są tylko zasłoną ukrywającą siłe armii gotowej wywrzeć presje dużo silniejszą niż moralna.
W dziedzinie moralności rząd Iranu jest dużo bardziej biblijny niż rządy zachodnie, o rządzącym w Polsce wicepremierze Lepperze już zupełnie nie wspominając.
A gdyby tak zaproponować ukamieniować, albo przynajmniej po 100 batów dla cudzołożników w Polsce, USA i Francji? Ale byłby krzyk!

Kategorie:
obserwator, islam, _blog

Słowa kluczowe:
cudzołóstwo,
iran,
islam

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W dziedzinie moralności rząd Iranu jest dużo bardziej biblijny niż rządy zachodnie, o rządzącym w Polsce wicepremierze Lepperze już zupełnie nie wspominając.
A gdyby tak zaproponować ukamieniować, albo przynajmniej po 100 batów dla cudzołożników w Polsce, USA i Francji? Ale byłby krzyk!

Kategorie:
obserwator, islam, _blog

Słowa kluczowe:
cudzołóstwo,
iran,
islam

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
A gdyby tak zaproponować ukamieniować, albo przynajmniej po 100 batów dla cudzołożników w Polsce, USA i Francji? Ale byłby krzyk!

Kategorie:
obserwator, islam, _blog

Słowa kluczowe:
cudzołóstwo,
iran,
islam

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Rano zaistniała u mnie potrzeba plasterka. Sięgnąłem więc do szufladki, do właściwego pudełeczka, wyjąłem kawałek i zobaczyłem narysowaną na plastrze bandę pokemontów. Brrrr…
Pokemony do rany przyłóż? No i kto mi powie, że nie żyjemy w kulturze śmierci?

Pokemony biorą swą nazwę od Pocket Monsters – kieszonkowe potwory (jap. ポケットモンスタ ー Poketto Monsutā).

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
pokemony

Komentarze: (1)

AsiaŻ,

March 29, 2007 14:57

Skomentuj komentarz

no cóż… współczuję potrzeby plasterka.Co do kieszonkowych potworów, to już chyba wolę puste kieszenie a co do kultury, to dostrzec da się kulturę śmieci również. Echhh…

Skomentuj notkę
Pokemony do rany przyłóż? No i kto mi powie, że nie żyjemy w kulturze śmierci?

Pokemony biorą swą nazwę od Pocket Monsters – kieszonkowe potwory (jap. ポケットモンスタ ー Poketto Monsutā).

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
pokemony

Komentarze: (1)

AsiaŻ,

March 29, 2007 14:57

Skomentuj komentarz

no cóż… współczuję potrzeby plasterka.Co do kieszonkowych potworów, to już chyba wolę puste kieszenie a co do kultury, to dostrzec da się kulturę śmieci również. Echhh…

Skomentuj notkę
Pokemony biorą swą nazwę od Pocket Monsters – kieszonkowe potwory (jap. ポケットモンスタ ー Poketto Monsutā).

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
pokemony

Komentarze: (1)

AsiaŻ,

March 29, 2007 14:57

Skomentuj komentarz

no cóż… współczuję potrzeby plasterka.Co do kieszonkowych potworów, to już chyba wolę puste kieszenie a co do kultury, to dostrzec da się kulturę śmieci również. Echhh…

Skomentuj notkę
Z mieszanymi uczuciami, ale umieszczam to tu, bo jest ciekawe.

Konferencja bp Stanisława Wielgusa, wygłoszona do profesorów Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie, w lutym 2004r.

Pobierz

Słuchaj

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
postmodernizm,
neomarksizm,
nowa lewica

Pliki

index.php

kaplan-wobec-ofenzywy.mp3

kaplan-wobec-ofenzywy.pdf

Komentarze: (1)

anonim,

April 12, 2012 21:37

Skomentuj komentarz

To ważny wykład. Chyba po jego wysłuchaniu zmieniła mi się nieco optyka. To już 5 lat!

Skomentuj notkę
Konferencja bp Stanisława Wielgusa, wygłoszona do profesorów Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie, w lutym 2004r.

Pobierz

Słuchaj

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
postmodernizm,
neomarksizm,
nowa lewica

Pliki

index.php

kaplan-wobec-ofenzywy.mp3

kaplan-wobec-ofenzywy.pdf

Komentarze: (1)

anonim,

April 12, 2012 21:37

Skomentuj komentarz

To ważny wykład. Chyba po jego wysłuchaniu zmieniła mi się nieco optyka. To już 5 lat!

Skomentuj notkę
Pobierz

Słuchaj

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
postmodernizm,
neomarksizm,
nowa lewica

Pliki

index.php

kaplan-wobec-ofenzywy.mp3

kaplan-wobec-ofenzywy.pdf

Komentarze: (1)

anonim,

April 12, 2012 21:37

Skomentuj komentarz

To ważny wykład. Chyba po jego wysłuchaniu zmieniła mi się nieco optyka. To już 5 lat!

Skomentuj notkę
Słuchaj

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
postmodernizm,
neomarksizm,
nowa lewica

Pliki

index.php

kaplan-wobec-ofenzywy.mp3

kaplan-wobec-ofenzywy.pdf

Komentarze: (1)

anonim,

April 12, 2012 21:37

Skomentuj komentarz

To ważny wykład. Chyba po jego wysłuchaniu zmieniła mi się nieco optyka. To już 5 lat!

Skomentuj notkę
Patrick Buchanan o globalnych korporacjach:

Jak globalizm jest antytezą patriotyzmu, tak międzynarodowa korporacja,
jest naturalnym nieprzyjacielem tradycji. Ze swą umiejętnością
przystosowania się, amoralnością i brakiem korzeni, może działać w każdym
systemie. Ponieważ wydajność jest jej główną zasadą, nie jest ona
lojalna w stosunku do pracowników i nie uznaje lojalności w stosunku do żadnego
kraju. Skoro ceny akcji i opcje giełdowe stanowią jej rację bytu, poświęci
ona wszystko i wszystkich na ołtarzu zysku. Globalny kapitalizm i prawdziwy
konserwatyzm są jak Kain i Abel.
Lecz nie można lekceważyć rosnącej potęgi
globalnego kapitalizmu. Mierząc na podstawie PKB, pięćdziesiąt dwie ze stu
największych potęg gospodarczych to korporacje a czterdzieści osiem to
kraje. (Śmierć Zachodu, str. 298)

Kategorie:
obserwator, globalizacja, _blog

Słowa kluczowe:
globalizacja,
kultura,
biznes,
korporacja,
Patrick Buchanan

Komentarze: (1)

anonim,

November 17, 2011 21:38

Skomentuj komentarz

De Soto i Stiglitz. Obecny porządek świata się wyczerpuje. Grozi nam wojna17.11.2011Tagi: stiglitz de soto ekonomia nobel herman praga kryzysDwaj wybitni ekonomiści nie pozostawiają złudzeń – kryzys będzie miał ogromne rozmiary. Przedstawiamy omówienie fascynującej debaty na Forum 2000 w Pradze.- Mamy bardzo niebezpieczne czasy głębokiej recesji – mówił w październiku w Pradze peruwiański ekonomista Hernando de Soto, a noblista Joseph Stiglitz tylko mu w tym przytakiwał. – Konsensus waszyngtoński (na którym opiera się międzynarodowy porządek ekonomiczny – red.) oparty jest na fundamentach, które dawno zostały podmyte. Niewidzialna ręka rynku okazała się naprawdę niewidzialna, bo jej po prostu nie ma – dodawał od siebie StiglitzKim są obaj panowie? Hernando de Soto to najwybitniejszy ekonomista latynoamerykański. Był doradcą prezydenta Peru Alberto Fujimoriego i szefem banku centralnego Peru. Joseph Stiglitz to noblista z ekonomii, był doradcą prezydenta USA Billa Clintona. Są autorami wielu książek z dziedziny ekonomii, dostępnych także na polskim rynku.Perwuwiańczyka można nazwać gospodarczym liberałem. Amerykanina lewicowcem. Ale żaden z nich nie jest dogmatykiem, mają raczej temperament naukowy, a nie polityczny, i słyną z uczciwości intelektualnej i charyzmy. Najpewniej dlatego ich diagnozy sytuacji w światowej gospodarce okazały się w paru istotnych punktach zbieżne.Gdzie jest 700 bilionów dolarów?Pasjonująca debata między nimi odbyła się w październiku w Pradze, podczas Forum 2000, organizowanej od lat prestiżowej konferencji intelektualistów, polityków i ekspertów z różnych dziedzin. Spotkanie de Soto i Stiglitza prowadził były minister transportu Czech Vladimir Dlouhy. Z polskich mediów zauważył je tylko specjalistyczny „Obserwator Finansowy”, biuletyn wydawany przez NBP. A szkoda, bo paneliści powiedzieli ważne rzeczy, niektóre z nich z każdym dniem coraz bardziej aktualne.Rozmowa zaczęła się jak akademicki panel, którego temat był dość ogólnie sformułowany – rządy prawa a gospodarka. Joseph Stiglitz zaczął od tego, że rządy prawa mogą być albo dobre dla ludzi, albo stać się „mechanizmem opresji”, na przykład służyć interesom wielkich graczy rynkowych kosztem zwykłych ludzi. Nawet złe, niejasne prawo może służyć rozwojowi gospodarczemu, jak np. w Chinach, ale nie zmienia to faktu, że takie prawo jest złe i niesprawiedliwe, a w dłuższej perspektywie antyrozwojowe. Powołując się na różne przykłady krajów Trzeciego Świata i tzw. krajów wschodzących przekonywał, że prawo powinno w nich służyć redukowaniu biedy i nierówności, rozwoju kapitału społecznego, a nie tylko dobrym wskaźnikom ekonomicznym. Inaczej rozwój będzie nierównomierny i kosztem różnych grup społecznych. Stiglitz zachwalał mikrokredyty jako świetny przykład działalności gospodarczej, która jest mało dochodowa, ale w dłuższej perspektywie służy krajom i społeczeństwom, bo upowszechnia własność. Dlatego, jak podkreślił Stiglitz, prawdziwe rządy prawa powinny mieć trzy cechy: przejrzystość, dostępność prawa dla wszystkich, demokratyczną legitymację.- Mówisz głównie o prawach własności w rozwijających się krajach. Ja chciałbym powiedzieć coś o prawach własności w Twoim kraju, w Stanach Zjednoczonych – zaczął w odpowiedzi de Soto – Bardzo się o nie martwię.Powrócił do wydarzeń z września 2008 roku, gdy w USA nastąpił krach na rynku finansowym. Rząd dostał od Kongresu 780 miliardów dolarów za obietnicę wykupienia tzw. tokstycznych aktywów. To miało zakończyć problem. – Po dwóch tygodniach okazało się, że rząd zmienił zdanie. Przeznaczy 780 mld dolarów na ratowanie konkretnych instytucji finansowych – mówił de Soto. – W tamtym okresie byłem gościem w Białym Domu. Spytałem jednego z wysoko postawionych ludzi – dlaczego nie zrealizowaliście planu A? Bo nie mogliśmy znaleźć i wycenić tych kłopotliwych aktywów – usłyszałem w odpowiedzi.Powołując się na wyliczenia gazety „Wall Street Jorunal”, de Soto przypomniał, że łączna suma toksycznych aktywów w systemie finansowym świata to około 700 bilionów dolarów! – Dla porównania, roczny produkt narodowy USA to 15 bilionów dolarów – powiedział de Soto.- Teoretycznie według prawa każda własność w Europie i USA jest zarejestrowana. Z jednym wyjątkiem – 700 bilionów dolarów w tych aktywach – ironizował de Soto nawiązując do przykładu Grecji. Tak naprawdę nie wiadomo, jego zdaniem, ile wynosi dług Grecji. – Na przykład, biorą pożyczki w euro, zamieniają na dolary, a różnica kursowa liczona jest w bilansie płatniczym jako wpływy. A przecież tak naprawdę to są te same pieniądze – mówił – A Grecja to małe piwo w porównaniu do Włoch. I nie wiadomo, ile banki francuskie zainwestowały w Grecji i Włoszech. Jeśli Grecja i Włochy pójdą na dno, pójdzie Francja. Jeśli pójdzie Francja, to i Niemcy. A jeśli Niemcy, to… – machnął ręką de Soto.Zachód zapomniał, co to jest prawda- Jesteśmy na progu długotrwałego kryzysu. Dlatego, że kraje rozwinięte zapomniały, co to jest prawda – unosił się de Soto. Jego zdaniem, prawo własności mówi właśnie prawdę o stosunkach międzyludzkich. Jeżeli jednak nie wiadomo, co do kogo należy, to nie ma informacji. A bez informacji rynek nie może funkcjonować. – Dokumenty księgowe z krajów rozwiniętych są coraz bardziej bezsensowne – dodał.- Zgadzam się z Tobą, Joe – zwrócił się znowu bezpośrednio do Stiglitza – że w ogromnym stopniu odpowiada za to prawica. Tylko, że ja uważam też, że winni są i na lewicy.De Soto nawiązał do serii rewolucji w krajach arabskich, które nazwane zostały arabską wiosną. Jego zdaniem, u początków był to bunt drobnych, biednych przedsiębiorców. – Zaczęło się od samopodpaleń. 35 osób podpaliło się w różnych krajach. Wszyscy byli sprzedawcami ulicznymi, bez praw własności, kredytów, mieszkań.De Soto powiedział, że bunt tych „biednych kapitalistów” brał się z tego, że nie mogli się rozwijać, szykanowani przez policję i państwo, nie mogli działać legalnie, nie mieli dostępu do żadnego większego kapitału. To stoi w kontraście do różnych przywilejów i, jak się wyraził de Soto „super duper” praw, które na całym świecie załatwiają sobie u polityków wielcy gracze.Nowa kolonizacja?- Teraz jest taka sytuacja, że na Zachodzie wszystko jest ryzykowne, nawet złoto. Zainteresowanie wielkich inwestorów i państw przesuwa się więc w kierunku rynków wschodzących. A to przybiera postać ekonomicznych podbojów. Np. korporacje chińskie kupują ziemię, gdzie się da – mówił de Soto przedstawiając się wielokrotnie w dyskusji jako przedstawiciel krajów wschodzących – Za każdym razem, gdy w Peru staramy się obronić górników przed żarłocznością korporacji, dać im własność, pierwsza i najgłośniej protestuje lewica. A korporacje górnicze z kraju i zagranicy się z lewicą w tym zgadzają.- Jak kreuje się wielkie pieniądze? Kreując bariery dla konkurencji – dodał od siebie Stiglitz podając przykład banków. – Banki są zainteresowane dużymi pieniędzmi, a te można zarobić, tworząc prawo kreujące sytuację bezkonkurencyjną. I wykonały tu „dobrą robotę”.- Wszystkie plany, regulacje, reformy, deklaracje wprowadzone po 2008 roku nic nie zmieniły. Dlaczego? Bo banki wiedzą, jak walczyć z przejrzystością finansów – ciągnął dalej amerykański noblista. Jego zdaniem, nikt nie wie, jaka jest naprawdę sytuacja światowej gospodarki.- Rynki generalnie nie są efektywne. Jest na nich asymetria informacji – przypomniał Stiglitz swoje tezy, które przyniosły mu Nobla. – Ludziom wydaje się, że podejmują racjonalne decyzje, a tymczasem system jest totalnie dysfunkcyjny.Przekręt stulecia- Ja jestem z Trzeciego Świata – odpowiadał na to de Soto – Wy na Zachodzie straciliście poczucie sensu historii. Rządy prawa to coś nieformalnego, to wartości, na których dopiero opierają się przepisy prawa.Zdaniem Peruwiańczyka, problemem jest właśnie to, że pogwałcone zostały wartości, na jakich opierał się kapitalizm. – Pracowali nad tym od lat (finansiści i prawnicy – red.) i w końcu was przekręcili – mówił obrazowo de Soto. Wymienił gwałty na prawie własności, do których doszło po II wojnie światowej, najpierw w USA, a potem reszcie rozwiniętego świata. Jego zdaniem najbardziej brzemienne w skutkach to pomieszanie praw własności z kontraktami i pogwałcenie zasady, że transakcje nie mogą szkodzić interesom żadnej ze stron, w tym strony trzeciej. – I rządy prawa zostały pogwałcone zarówno przez lewicę, jak i przez prawicę! – grzmiał de Soto.Jego zdaniem, te patologie nie zdążyły w pełni zakorzenić się na prowincji światowej gospodarki, w Ameryce Łacińskiej, czy w Europie Środkowej. Dlatego uważa, iż na razie kraje z tych regionów nieco łagodniej przechodzą kryzys. Ale w przyszłości, jak zwykle, najbiedniejsi zapłacą najwięcej.To już koniec światowego porządkuObaj rozmówcy zgodzili się, że problemem Europy jest euro. – Nie było i nie ma w rzeczywistości instytucji koniecznych do funkcjonowania euro, była tylko i jest nadzieja, że te instytucje powstaną. I wciąż jest ta nadzieja, tyle że jest coraz gorzej i gorzej – tłumaczył Stiglitz.- Nie mamy danych, tylko odczucia – dodał de Soto – rynek nie może funkcjonować bez wiedzy.Zdaniem Peruwiańczyka, to była sytuacja dobra dla „ludzi, którzy umieją zarabiać pieniądze za każdą cenę”. To się kończy. – Ale my teraz płacimy za nich – podkreślił.- Ten system musi się wyczerpać, mam tylko nadzieję, że nie będzie wojny, że zamiast tego zaczniemy normalnie rozmawiać – podsumował de Soto przy aprobacie Stiglitza.Marcin Herman

Skomentuj notkę
Jak globalizm jest antytezą patriotyzmu, tak międzynarodowa korporacja,
jest naturalnym nieprzyjacielem tradycji. Ze swą umiejętnością
przystosowania się, amoralnością i brakiem korzeni, może działać w każdym
systemie. Ponieważ wydajność jest jej główną zasadą, nie jest ona
lojalna w stosunku do pracowników i nie uznaje lojalności w stosunku do żadnego
kraju. Skoro ceny akcji i opcje giełdowe stanowią jej rację bytu, poświęci
ona wszystko i wszystkich na ołtarzu zysku. Globalny kapitalizm i prawdziwy
konserwatyzm są jak Kain i Abel.
Lecz nie można lekceważyć rosnącej potęgi
globalnego kapitalizmu. Mierząc na podstawie PKB, pięćdziesiąt dwie ze stu
największych potęg gospodarczych to korporacje a czterdzieści osiem to
kraje. (Śmierć Zachodu, str. 298)
Lecz nie można lekceważyć rosnącej potęgi
globalnego kapitalizmu. Mierząc na podstawie PKB, pięćdziesiąt dwie ze stu
największych potęg gospodarczych to korporacje a czterdzieści osiem to
kraje. (Śmierć Zachodu, str. 298)
Agenci byli wszędzie.
Agenci są wszędzie.
Idę zobaczyć do kuchni.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Raport Macierewicza

Pliki

2007-02-16 Raport Macierewicza jawny.pdf

raport-macierewicza.pdf

Komentarze: (3)

anonim,

February 17, 2007 00:06

Skomentuj komentarz

w kuchni nie ma agentówtylko czarny kocur wyleguje się na krześle

anonim,

February 20, 2007 20:51

Skomentuj komentarz

zlustruj tego kota luterkiem

Polak,

November 14, 2007 11:43

Skomentuj komentarz

I Z czego sie cieszysz?Nie zdajesz sobie sprawy co tu sie wyrabiało przez lata! Idź oglądać tv i dalej zyj w kosmosie

Skomentuj notkę
Agenci są wszędzie.
Idę zobaczyć do kuchni.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Raport Macierewicza

Pliki

2007-02-16 Raport Macierewicza jawny.pdf

raport-macierewicza.pdf

Komentarze: (3)

anonim,

February 17, 2007 00:06

Skomentuj komentarz

w kuchni nie ma agentówtylko czarny kocur wyleguje się na krześle

anonim,

February 20, 2007 20:51

Skomentuj komentarz

zlustruj tego kota luterkiem

Polak,

November 14, 2007 11:43

Skomentuj komentarz

I Z czego sie cieszysz?Nie zdajesz sobie sprawy co tu sie wyrabiało przez lata! Idź oglądać tv i dalej zyj w kosmosie

Skomentuj notkę
Idę zobaczyć do kuchni.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Raport Macierewicza

Pliki

2007-02-16 Raport Macierewicza jawny.pdf

raport-macierewicza.pdf

Komentarze: (3)

anonim,

February 17, 2007 00:06

Skomentuj komentarz

w kuchni nie ma agentówtylko czarny kocur wyleguje się na krześle

anonim,

February 20, 2007 20:51

Skomentuj komentarz

zlustruj tego kota luterkiem

Polak,

November 14, 2007 11:43

Skomentuj komentarz

I Z czego sie cieszysz?Nie zdajesz sobie sprawy co tu sie wyrabiało przez lata! Idź oglądać tv i dalej zyj w kosmosie

Skomentuj notkę
Kiedyś, gdzieś zasłyszałem slogan reklamowy jabcoka. Brzmiał tak:

Tanie wino jest dobre, bo jest dobre i tanie.

Teraz już wiem, że we Włoszech potrafią zrobić wino (bo z winogron), które nie jest ani tanie, ani dobre. Trudno.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
tanie wino,
wino

Komentarze: (2)

krisper,

February 13, 2007 01:21

Skomentuj komentarz

słowem kluczowym powinno być jednak tutaj słowo „dobre”.”dobre”-czyli jakie?

AsiaŻ.,

February 23, 2007 20:14

Skomentuj komentarz

no, nie… to przecież oczywiste – dobre znaczy: dobre i tanie!tylko ja wolę mniej dobre; no i trzeba za to więcej płacić…echh…

Skomentuj notkę
Tanie wino jest dobre, bo jest dobre i tanie.
Teraz już wiem, że we Włoszech potrafią zrobić wino (bo z winogron), które nie jest ani tanie, ani dobre. Trudno.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
tanie wino,
wino

Komentarze: (2)

krisper,

February 13, 2007 01:21

Skomentuj komentarz

słowem kluczowym powinno być jednak tutaj słowo „dobre”.”dobre”-czyli jakie?

AsiaŻ.,

February 23, 2007 20:14

Skomentuj komentarz

no, nie… to przecież oczywiste – dobre znaczy: dobre i tanie!tylko ja wolę mniej dobre; no i trzeba za to więcej płacić…echh…

Skomentuj notkę
#1. HGW to Hanna Gronkiewicz-Waltz nie mylić z Hanią Gronkowiec-Walec.

#2. MM zadał sobie trud sprawdzenia w polskim prawie jak to naprawdę jest i wnioskiej jaki z tego sprawdzenia płynie bardzo źle świadczy o prawodawcach. Ale zobaczmy sami:

USTAWA
z dnia 8 marca 1990 r.
o samorządzie gminnym

Art. 24h.(42)
1. Radny, wójt, zastępca wójta, sekretarz gminy, skarbnik
gminy, kierownik jednostki organizacyjnej gminy, osoba zarządzająca i
członek organu zarządzającego gminną osobą prawną oraz osoba wydająca
decyzje administracyjne w imieniu wójta są obowiązani do złożenia
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, zwanego dalej „oświadczeniem
majątkowym”. Oświadczenie majątkowe dotyczy ich majątku odrębnego oraz
majątku objętego małżeńską wspólnością majątkową.
[…]
4. Radny i wójt składają pierwsze oświadczenie majątkowe w terminie 30
dni od dnia złożenia ślubowania.[…]
 
Art. 24k. (48)
1. Niezłożenie oświadczenia majątkowego w terminie
określonym w art. 24h ust. 4 i 5, oświadczeń, o których mowa w art. 24j
ust. 1, lub informacji, o której mowa w art. 24j ust. 2, w terminie
określonym w art. 24j ust. 3 przez:
[…]
2) wójta, zastępcę wójta, sekretarza gminy, skarbnika gminy, kierownika
jednostki organizacyjnej gminy, osobę zarządzającą i członka organu
zarządzającego gminną osobą prawną oraz osobę wydającą decyzje
administracyjne w imieniu wójta – powoduje utratę ich wynagrodzenia za
okres od dnia, w którym powinny być złożone oświadczenie lub informacja,
do dnia złożenia oświadczenia lub informacji.
 

USTAWA
z dnia 20 czerwca 2002 r.
o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza i prezydenta miasta

Art. 26.
Wygaśnięcie mandatu wójta następuje wskutek:
[…]
1a. niezłożenia w terminach, określonych w odrębnych przepisach,
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności
gospodarczej prowadzonej przez małżonka, oświadczenia o umowach
cywilnoprawnych zawartych przez małżonka lub informacji o zatrudnieniu,
rozpoczęciu świadczenia pracy lub wykonywania czynności zarobkowych albo
zmianie stanowiska małżonka

#3 Wnioski MM, które kawałkami podzielam:

Z lektury tych dwu ustaw wnioski mam dwa:
1. prawo mamy niespojne i kiepskie co jest dokladnym odzwierciedleniem
jakosci parlamentu, ktory to prawo radosnie tworzy;
2. premier (poobno doktor prawa), ktory mowi publicznie, ze sprawa
jest oczywista najwyrazniej zupelnie nie wie o czym mowi i nie zadal
sobie trudu „pogooglowania” 😉 jak dla mnie po raz kolejny okazal
sie populista a nie ideowcem.

#4. …. a premier okazał się ideowcem niestety ponad prawem. Ale czy populistą? Lud nie oczekuje odwołania HGW – więcej, w Wawie, gdzie ją wybrano lepiej byłoby dla premiera jakby siedział cicho i nic nie mówił.

#5. MM dziekuję za wykonaną pracą, którą teraz sobie tu z radością publikuje.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
prezydent Warszawy,
Hanna Gronkiewicz-Waltz

Komentarze: (2)

jacek,

January 26, 2007 20:34

Skomentuj komentarz

a nie jest czasem tak, że nowsze prawo automatycznie uchyla starsze ?

cito1,

January 28, 2007 12:33

Skomentuj komentarz

Dokładnie, prawo sprawiedliwe, ale nie do końca. Za to samo przewinienie jednego karze mandatem drugiego utratą owego.Zastanawia mnie stale jedna sprawa – tak tu czytelnie przecież pisze:” Wygaśnięcie mandatu (prezydenta miasta) następuje wskutek:…niezłożenia w terminach… oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności gospodarczej prowadzonej przez małżonka „No matko z córką, jeśli osoby piastujące tak ważne stanowiska, podejmujące tak ważkie decyzje są analfabetami, abnegatami przepisów to jak ma być dobrze w naszym kraju? Chory kraj to nie tylko chore przepisy ale i chorzy ludzie. HGW otacza się sztabem doradców, finansowych, prawnych, stricte urzędniczych, biurowych. Jak oni mogli dopuścić do takiej sytuacji?Nikt nie chce jej odejścia. Ale z drugiej strony przydałaby się pokazówka, która nauczyłaby egzekwować przepisy przez nich tworzone.Pzdr.

Skomentuj notkę
#2. MM zadał sobie trud sprawdzenia w polskim prawie jak to naprawdę jest i wnioskiej jaki z tego sprawdzenia płynie bardzo źle świadczy o prawodawcach. Ale zobaczmy sami:

USTAWA
z dnia 8 marca 1990 r.
o samorządzie gminnym

Art. 24h.(42)
1. Radny, wójt, zastępca wójta, sekretarz gminy, skarbnik
gminy, kierownik jednostki organizacyjnej gminy, osoba zarządzająca i
członek organu zarządzającego gminną osobą prawną oraz osoba wydająca
decyzje administracyjne w imieniu wójta są obowiązani do złożenia
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, zwanego dalej „oświadczeniem
majątkowym”. Oświadczenie majątkowe dotyczy ich majątku odrębnego oraz
majątku objętego małżeńską wspólnością majątkową.
[…]
4. Radny i wójt składają pierwsze oświadczenie majątkowe w terminie 30
dni od dnia złożenia ślubowania.[…]
 
Art. 24k. (48)
1. Niezłożenie oświadczenia majątkowego w terminie
określonym w art. 24h ust. 4 i 5, oświadczeń, o których mowa w art. 24j
ust. 1, lub informacji, o której mowa w art. 24j ust. 2, w terminie
określonym w art. 24j ust. 3 przez:
[…]
2) wójta, zastępcę wójta, sekretarza gminy, skarbnika gminy, kierownika
jednostki organizacyjnej gminy, osobę zarządzającą i członka organu
zarządzającego gminną osobą prawną oraz osobę wydającą decyzje
administracyjne w imieniu wójta – powoduje utratę ich wynagrodzenia za
okres od dnia, w którym powinny być złożone oświadczenie lub informacja,
do dnia złożenia oświadczenia lub informacji.
 

USTAWA
z dnia 20 czerwca 2002 r.
o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza i prezydenta miasta

Art. 26.
Wygaśnięcie mandatu wójta następuje wskutek:
[…]
1a. niezłożenia w terminach, określonych w odrębnych przepisach,
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności
gospodarczej prowadzonej przez małżonka, oświadczenia o umowach
cywilnoprawnych zawartych przez małżonka lub informacji o zatrudnieniu,
rozpoczęciu świadczenia pracy lub wykonywania czynności zarobkowych albo
zmianie stanowiska małżonka

#3 Wnioski MM, które kawałkami podzielam:

Z lektury tych dwu ustaw wnioski mam dwa:
1. prawo mamy niespojne i kiepskie co jest dokladnym odzwierciedleniem
jakosci parlamentu, ktory to prawo radosnie tworzy;
2. premier (poobno doktor prawa), ktory mowi publicznie, ze sprawa
jest oczywista najwyrazniej zupelnie nie wie o czym mowi i nie zadal
sobie trudu „pogooglowania” 😉 jak dla mnie po raz kolejny okazal
sie populista a nie ideowcem.

#4. …. a premier okazał się ideowcem niestety ponad prawem. Ale czy populistą? Lud nie oczekuje odwołania HGW – więcej, w Wawie, gdzie ją wybrano lepiej byłoby dla premiera jakby siedział cicho i nic nie mówił.

#5. MM dziekuję za wykonaną pracą, którą teraz sobie tu z radością publikuje.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
prezydent Warszawy,
Hanna Gronkiewicz-Waltz

Komentarze: (2)

jacek,

January 26, 2007 20:34

Skomentuj komentarz

a nie jest czasem tak, że nowsze prawo automatycznie uchyla starsze ?

cito1,

January 28, 2007 12:33

Skomentuj komentarz

Dokładnie, prawo sprawiedliwe, ale nie do końca. Za to samo przewinienie jednego karze mandatem drugiego utratą owego.Zastanawia mnie stale jedna sprawa – tak tu czytelnie przecież pisze:” Wygaśnięcie mandatu (prezydenta miasta) następuje wskutek:…niezłożenia w terminach… oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności gospodarczej prowadzonej przez małżonka „No matko z córką, jeśli osoby piastujące tak ważne stanowiska, podejmujące tak ważkie decyzje są analfabetami, abnegatami przepisów to jak ma być dobrze w naszym kraju? Chory kraj to nie tylko chore przepisy ale i chorzy ludzie. HGW otacza się sztabem doradców, finansowych, prawnych, stricte urzędniczych, biurowych. Jak oni mogli dopuścić do takiej sytuacji?Nikt nie chce jej odejścia. Ale z drugiej strony przydałaby się pokazówka, która nauczyłaby egzekwować przepisy przez nich tworzone.Pzdr.

Skomentuj notkę
USTAWA
z dnia 8 marca 1990 r.
o samorządzie gminnym

Art. 24h.(42)
1. Radny, wójt, zastępca wójta, sekretarz gminy, skarbnik
gminy, kierownik jednostki organizacyjnej gminy, osoba zarządzająca i
członek organu zarządzającego gminną osobą prawną oraz osoba wydająca
decyzje administracyjne w imieniu wójta są obowiązani do złożenia
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, zwanego dalej „oświadczeniem
majątkowym”. Oświadczenie majątkowe dotyczy ich majątku odrębnego oraz
majątku objętego małżeńską wspólnością majątkową.
[…]
4. Radny i wójt składają pierwsze oświadczenie majątkowe w terminie 30
dni od dnia złożenia ślubowania.[…]
 
Art. 24k. (48)
1. Niezłożenie oświadczenia majątkowego w terminie
określonym w art. 24h ust. 4 i 5, oświadczeń, o których mowa w art. 24j
ust. 1, lub informacji, o której mowa w art. 24j ust. 2, w terminie
określonym w art. 24j ust. 3 przez:
[…]
2) wójta, zastępcę wójta, sekretarza gminy, skarbnika gminy, kierownika
jednostki organizacyjnej gminy, osobę zarządzającą i członka organu
zarządzającego gminną osobą prawną oraz osobę wydającą decyzje
administracyjne w imieniu wójta – powoduje utratę ich wynagrodzenia za
okres od dnia, w którym powinny być złożone oświadczenie lub informacja,
do dnia złożenia oświadczenia lub informacji.
 

USTAWA
z dnia 20 czerwca 2002 r.
o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza i prezydenta miasta

Art. 26.
Wygaśnięcie mandatu wójta następuje wskutek:
[…]
1a. niezłożenia w terminach, określonych w odrębnych przepisach,
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności
gospodarczej prowadzonej przez małżonka, oświadczenia o umowach
cywilnoprawnych zawartych przez małżonka lub informacji o zatrudnieniu,
rozpoczęciu świadczenia pracy lub wykonywania czynności zarobkowych albo
zmianie stanowiska małżonka
Art. 24h.(42)
1. Radny, wójt, zastępca wójta, sekretarz gminy, skarbnik
gminy, kierownik jednostki organizacyjnej gminy, osoba zarządzająca i
członek organu zarządzającego gminną osobą prawną oraz osoba wydająca
decyzje administracyjne w imieniu wójta są obowiązani do złożenia
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, zwanego dalej „oświadczeniem
majątkowym”. Oświadczenie majątkowe dotyczy ich majątku odrębnego oraz
majątku objętego małżeńską wspólnością majątkową.
[…]
4. Radny i wójt składają pierwsze oświadczenie majątkowe w terminie 30
dni od dnia złożenia ślubowania.[…]
 
Art. 24k. (48)
1. Niezłożenie oświadczenia majątkowego w terminie
określonym w art. 24h ust. 4 i 5, oświadczeń, o których mowa w art. 24j
ust. 1, lub informacji, o której mowa w art. 24j ust. 2, w terminie
określonym w art. 24j ust. 3 przez:
[…]
2) wójta, zastępcę wójta, sekretarza gminy, skarbnika gminy, kierownika
jednostki organizacyjnej gminy, osobę zarządzającą i członka organu
zarządzającego gminną osobą prawną oraz osobę wydającą decyzje
administracyjne w imieniu wójta – powoduje utratę ich wynagrodzenia za
okres od dnia, w którym powinny być złożone oświadczenie lub informacja,
do dnia złożenia oświadczenia lub informacji.
 

USTAWA
z dnia 20 czerwca 2002 r.
o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza i prezydenta miasta

Art. 26.
Wygaśnięcie mandatu wójta następuje wskutek:
[…]
1a. niezłożenia w terminach, określonych w odrębnych przepisach,
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności
gospodarczej prowadzonej przez małżonka, oświadczenia o umowach
cywilnoprawnych zawartych przez małżonka lub informacji o zatrudnieniu,
rozpoczęciu świadczenia pracy lub wykonywania czynności zarobkowych albo
zmianie stanowiska małżonka
1. Radny, wójt, zastępca wójta, sekretarz gminy, skarbnik
gminy, kierownik jednostki organizacyjnej gminy, osoba zarządzająca i
członek organu zarządzającego gminną osobą prawną oraz osoba wydająca
decyzje administracyjne w imieniu wójta są obowiązani do złożenia
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, zwanego dalej „oświadczeniem
majątkowym”. Oświadczenie majątkowe dotyczy ich majątku odrębnego oraz
majątku objętego małżeńską wspólnością majątkową.
[…]
4. Radny i wójt składają pierwsze oświadczenie majątkowe w terminie 30
dni od dnia złożenia ślubowania.[…]
 
Art. 24k. (48)
1. Niezłożenie oświadczenia majątkowego w terminie
określonym w art. 24h ust. 4 i 5, oświadczeń, o których mowa w art. 24j
ust. 1, lub informacji, o której mowa w art. 24j ust. 2, w terminie
określonym w art. 24j ust. 3 przez:
[…]
2) wójta, zastępcę wójta, sekretarza gminy, skarbnika gminy, kierownika
jednostki organizacyjnej gminy, osobę zarządzającą i członka organu
zarządzającego gminną osobą prawną oraz osobę wydającą decyzje
administracyjne w imieniu wójta – powoduje utratę ich wynagrodzenia za
okres od dnia, w którym powinny być złożone oświadczenie lub informacja,
do dnia złożenia oświadczenia lub informacji.
 

USTAWA
z dnia 20 czerwca 2002 r.
o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza i prezydenta miasta

Art. 26.
Wygaśnięcie mandatu wójta następuje wskutek:
[…]
1a. niezłożenia w terminach, określonych w odrębnych przepisach,
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności
gospodarczej prowadzonej przez małżonka, oświadczenia o umowach
cywilnoprawnych zawartych przez małżonka lub informacji o zatrudnieniu,
rozpoczęciu świadczenia pracy lub wykonywania czynności zarobkowych albo
zmianie stanowiska małżonka
4. Radny i wójt składają pierwsze oświadczenie majątkowe w terminie 30
dni od dnia złożenia ślubowania.[…]
 
Art. 24k. (48)
1. Niezłożenie oświadczenia majątkowego w terminie
określonym w art. 24h ust. 4 i 5, oświadczeń, o których mowa w art. 24j
ust. 1, lub informacji, o której mowa w art. 24j ust. 2, w terminie
określonym w art. 24j ust. 3 przez:
[…]
2) wójta, zastępcę wójta, sekretarza gminy, skarbnika gminy, kierownika
jednostki organizacyjnej gminy, osobę zarządzającą i członka organu
zarządzającego gminną osobą prawną oraz osobę wydającą decyzje
administracyjne w imieniu wójta – powoduje utratę ich wynagrodzenia za
okres od dnia, w którym powinny być złożone oświadczenie lub informacja,
do dnia złożenia oświadczenia lub informacji.
 

USTAWA
z dnia 20 czerwca 2002 r.
o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza i prezydenta miasta

Art. 26.
Wygaśnięcie mandatu wójta następuje wskutek:
[…]
1a. niezłożenia w terminach, określonych w odrębnych przepisach,
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności
gospodarczej prowadzonej przez małżonka, oświadczenia o umowach
cywilnoprawnych zawartych przez małżonka lub informacji o zatrudnieniu,
rozpoczęciu świadczenia pracy lub wykonywania czynności zarobkowych albo
zmianie stanowiska małżonka
Art. 24k. (48)
1. Niezłożenie oświadczenia majątkowego w terminie
określonym w art. 24h ust. 4 i 5, oświadczeń, o których mowa w art. 24j
ust. 1, lub informacji, o której mowa w art. 24j ust. 2, w terminie
określonym w art. 24j ust. 3 przez:
[…]
2) wójta, zastępcę wójta, sekretarza gminy, skarbnika gminy, kierownika
jednostki organizacyjnej gminy, osobę zarządzającą i członka organu
zarządzającego gminną osobą prawną oraz osobę wydającą decyzje
administracyjne w imieniu wójta – powoduje utratę ich wynagrodzenia za
okres od dnia, w którym powinny być złożone oświadczenie lub informacja,
do dnia złożenia oświadczenia lub informacji.
 

USTAWA
z dnia 20 czerwca 2002 r.
o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza i prezydenta miasta

Art. 26.
Wygaśnięcie mandatu wójta następuje wskutek:
[…]
1a. niezłożenia w terminach, określonych w odrębnych przepisach,
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności
gospodarczej prowadzonej przez małżonka, oświadczenia o umowach
cywilnoprawnych zawartych przez małżonka lub informacji o zatrudnieniu,
rozpoczęciu świadczenia pracy lub wykonywania czynności zarobkowych albo
zmianie stanowiska małżonka
Art. 24k. (48)
1. Niezłożenie oświadczenia majątkowego w terminie
określonym w art. 24h ust. 4 i 5, oświadczeń, o których mowa w art. 24j
ust. 1, lub informacji, o której mowa w art. 24j ust. 2, w terminie
określonym w art. 24j ust. 3 przez:
[…]
2) wójta, zastępcę wójta, sekretarza gminy, skarbnika gminy, kierownika
jednostki organizacyjnej gminy, osobę zarządzającą i członka organu
zarządzającego gminną osobą prawną oraz osobę wydającą decyzje
administracyjne w imieniu wójta – powoduje utratę ich wynagrodzenia za
okres od dnia, w którym powinny być złożone oświadczenie lub informacja,
do dnia złożenia oświadczenia lub informacji.
 

USTAWA
z dnia 20 czerwca 2002 r.
o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza i prezydenta miasta

Art. 26.
Wygaśnięcie mandatu wójta następuje wskutek:
[…]
1a. niezłożenia w terminach, określonych w odrębnych przepisach,
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności
gospodarczej prowadzonej przez małżonka, oświadczenia o umowach
cywilnoprawnych zawartych przez małżonka lub informacji o zatrudnieniu,
rozpoczęciu świadczenia pracy lub wykonywania czynności zarobkowych albo
zmianie stanowiska małżonka
1. Niezłożenie oświadczenia majątkowego w terminie
określonym w art. 24h ust. 4 i 5, oświadczeń, o których mowa w art. 24j
ust. 1, lub informacji, o której mowa w art. 24j ust. 2, w terminie
określonym w art. 24j ust. 3 przez:
[…]
2) wójta, zastępcę wójta, sekretarza gminy, skarbnika gminy, kierownika
jednostki organizacyjnej gminy, osobę zarządzającą i członka organu
zarządzającego gminną osobą prawną oraz osobę wydającą decyzje
administracyjne w imieniu wójta – powoduje utratę ich wynagrodzenia za
okres od dnia, w którym powinny być złożone oświadczenie lub informacja,
do dnia złożenia oświadczenia lub informacji.
 

USTAWA
z dnia 20 czerwca 2002 r.
o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza i prezydenta miasta

Art. 26.
Wygaśnięcie mandatu wójta następuje wskutek:
[…]
1a. niezłożenia w terminach, określonych w odrębnych przepisach,
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności
gospodarczej prowadzonej przez małżonka, oświadczenia o umowach
cywilnoprawnych zawartych przez małżonka lub informacji o zatrudnieniu,
rozpoczęciu świadczenia pracy lub wykonywania czynności zarobkowych albo
zmianie stanowiska małżonka
USTAWA
z dnia 20 czerwca 2002 r.
o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza i prezydenta miasta

Art. 26.
Wygaśnięcie mandatu wójta następuje wskutek:
[…]
1a. niezłożenia w terminach, określonych w odrębnych przepisach,
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności
gospodarczej prowadzonej przez małżonka, oświadczenia o umowach
cywilnoprawnych zawartych przez małżonka lub informacji o zatrudnieniu,
rozpoczęciu świadczenia pracy lub wykonywania czynności zarobkowych albo
zmianie stanowiska małżonka
USTAWA
z dnia 20 czerwca 2002 r.
o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza i prezydenta miasta

Art. 26.
Wygaśnięcie mandatu wójta następuje wskutek:
[…]
1a. niezłożenia w terminach, określonych w odrębnych przepisach,
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności
gospodarczej prowadzonej przez małżonka, oświadczenia o umowach
cywilnoprawnych zawartych przez małżonka lub informacji o zatrudnieniu,
rozpoczęciu świadczenia pracy lub wykonywania czynności zarobkowych albo
zmianie stanowiska małżonka
Art. 26.
Wygaśnięcie mandatu wójta następuje wskutek:
[…]
1a. niezłożenia w terminach, określonych w odrębnych przepisach,
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności
gospodarczej prowadzonej przez małżonka, oświadczenia o umowach
cywilnoprawnych zawartych przez małżonka lub informacji o zatrudnieniu,
rozpoczęciu świadczenia pracy lub wykonywania czynności zarobkowych albo
zmianie stanowiska małżonka
Wygaśnięcie mandatu wójta następuje wskutek:
[…]
1a. niezłożenia w terminach, określonych w odrębnych przepisach,
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności
gospodarczej prowadzonej przez małżonka, oświadczenia o umowach
cywilnoprawnych zawartych przez małżonka lub informacji o zatrudnieniu,
rozpoczęciu świadczenia pracy lub wykonywania czynności zarobkowych albo
zmianie stanowiska małżonka
[…]
1a. niezłożenia w terminach, określonych w odrębnych przepisach,
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności
gospodarczej prowadzonej przez małżonka, oświadczenia o umowach
cywilnoprawnych zawartych przez małżonka lub informacji o zatrudnieniu,
rozpoczęciu świadczenia pracy lub wykonywania czynności zarobkowych albo
zmianie stanowiska małżonka
1a. niezłożenia w terminach, określonych w odrębnych przepisach,
oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności
gospodarczej prowadzonej przez małżonka, oświadczenia o umowach
cywilnoprawnych zawartych przez małżonka lub informacji o zatrudnieniu,
rozpoczęciu świadczenia pracy lub wykonywania czynności zarobkowych albo
zmianie stanowiska małżonka
#3 Wnioski MM, które kawałkami podzielam:

Z lektury tych dwu ustaw wnioski mam dwa:
1. prawo mamy niespojne i kiepskie co jest dokladnym odzwierciedleniem
jakosci parlamentu, ktory to prawo radosnie tworzy;
2. premier (poobno doktor prawa), ktory mowi publicznie, ze sprawa
jest oczywista najwyrazniej zupelnie nie wie o czym mowi i nie zadal
sobie trudu „pogooglowania” 😉 jak dla mnie po raz kolejny okazal
sie populista a nie ideowcem.

#4. …. a premier okazał się ideowcem niestety ponad prawem. Ale czy populistą? Lud nie oczekuje odwołania HGW – więcej, w Wawie, gdzie ją wybrano lepiej byłoby dla premiera jakby siedział cicho i nic nie mówił.

#5. MM dziekuję za wykonaną pracą, którą teraz sobie tu z radością publikuje.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
prezydent Warszawy,
Hanna Gronkiewicz-Waltz

Komentarze: (2)

jacek,

January 26, 2007 20:34

Skomentuj komentarz

a nie jest czasem tak, że nowsze prawo automatycznie uchyla starsze ?

cito1,

January 28, 2007 12:33

Skomentuj komentarz

Dokładnie, prawo sprawiedliwe, ale nie do końca. Za to samo przewinienie jednego karze mandatem drugiego utratą owego.Zastanawia mnie stale jedna sprawa – tak tu czytelnie przecież pisze:” Wygaśnięcie mandatu (prezydenta miasta) następuje wskutek:…niezłożenia w terminach… oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności gospodarczej prowadzonej przez małżonka „No matko z córką, jeśli osoby piastujące tak ważne stanowiska, podejmujące tak ważkie decyzje są analfabetami, abnegatami przepisów to jak ma być dobrze w naszym kraju? Chory kraj to nie tylko chore przepisy ale i chorzy ludzie. HGW otacza się sztabem doradców, finansowych, prawnych, stricte urzędniczych, biurowych. Jak oni mogli dopuścić do takiej sytuacji?Nikt nie chce jej odejścia. Ale z drugiej strony przydałaby się pokazówka, która nauczyłaby egzekwować przepisy przez nich tworzone.Pzdr.

Skomentuj notkę
#4. …. a premier okazał się ideowcem niestety ponad prawem. Ale czy populistą? Lud nie oczekuje odwołania HGW – więcej, w Wawie, gdzie ją wybrano lepiej byłoby dla premiera jakby siedział cicho i nic nie mówił.

#5. MM dziekuję za wykonaną pracą, którą teraz sobie tu z radością publikuje.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
prezydent Warszawy,
Hanna Gronkiewicz-Waltz

Komentarze: (2)

jacek,

January 26, 2007 20:34

Skomentuj komentarz

a nie jest czasem tak, że nowsze prawo automatycznie uchyla starsze ?

cito1,

January 28, 2007 12:33

Skomentuj komentarz

Dokładnie, prawo sprawiedliwe, ale nie do końca. Za to samo przewinienie jednego karze mandatem drugiego utratą owego.Zastanawia mnie stale jedna sprawa – tak tu czytelnie przecież pisze:” Wygaśnięcie mandatu (prezydenta miasta) następuje wskutek:…niezłożenia w terminach… oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności gospodarczej prowadzonej przez małżonka „No matko z córką, jeśli osoby piastujące tak ważne stanowiska, podejmujące tak ważkie decyzje są analfabetami, abnegatami przepisów to jak ma być dobrze w naszym kraju? Chory kraj to nie tylko chore przepisy ale i chorzy ludzie. HGW otacza się sztabem doradców, finansowych, prawnych, stricte urzędniczych, biurowych. Jak oni mogli dopuścić do takiej sytuacji?Nikt nie chce jej odejścia. Ale z drugiej strony przydałaby się pokazówka, która nauczyłaby egzekwować przepisy przez nich tworzone.Pzdr.

Skomentuj notkę
#5. MM dziekuję za wykonaną pracą, którą teraz sobie tu z radością publikuje.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
prezydent Warszawy,
Hanna Gronkiewicz-Waltz

Komentarze: (2)

jacek,

January 26, 2007 20:34

Skomentuj komentarz

a nie jest czasem tak, że nowsze prawo automatycznie uchyla starsze ?

cito1,

January 28, 2007 12:33

Skomentuj komentarz

Dokładnie, prawo sprawiedliwe, ale nie do końca. Za to samo przewinienie jednego karze mandatem drugiego utratą owego.Zastanawia mnie stale jedna sprawa – tak tu czytelnie przecież pisze:” Wygaśnięcie mandatu (prezydenta miasta) następuje wskutek:…niezłożenia w terminach… oświadczenia o swoim stanie majątkowym, oświadczenia o działalności gospodarczej prowadzonej przez małżonka „No matko z córką, jeśli osoby piastujące tak ważne stanowiska, podejmujące tak ważkie decyzje są analfabetami, abnegatami przepisów to jak ma być dobrze w naszym kraju? Chory kraj to nie tylko chore przepisy ale i chorzy ludzie. HGW otacza się sztabem doradców, finansowych, prawnych, stricte urzędniczych, biurowych. Jak oni mogli dopuścić do takiej sytuacji?Nikt nie chce jej odejścia. Ale z drugiej strony przydałaby się pokazówka, która nauczyłaby egzekwować przepisy przez nich tworzone.Pzdr.

Skomentuj notkę
Biskupi, niezależnie od tego czy kapusie czy też nie, posłuchu w tym kraju nie mają już od dawna. Do kościoła ludzi chodzi niewielu, jeszcze mnie słucha co tam jest kazane a takich, na których te kazania, nauczania, zalecenia robią jakiekolwiek wrażenie pewnie jest jeszcze mniej.

Jeżeli kogoś się w tym kraju słucha to musi on mieć czerwone włosy, być Kubą Wojewódzkim albo być zaproszonym do programu telewizyjnego przez Szymona Majewskiego. O tak, taki ludzi to się słucha, tam przemiawiają teraz autorytety a ambona, katedra to już przeżytek!

Z kolorowych tygodników oraz programów talk-show można dowiedzieć się jakie znaczenie mają te i tamte święta (ponoć kościelne), jak stworzyć „tradycyjny związek” (bo „małżeństwo” jest przestarzałym słowem). Teraz Doda Elektrona a nie jakiś pryma da wyraźnie do zrozumienia, że lepiej być sławnym niż porządnym, bogatym niż uczciwym, seksi niż wiernym.

A taki biskup – co on w programie Szymona Majewskiego mógłby powiedzieć? Zresztą i tak mu już nie uwierzą, bo przecież biskup to kapuś.

Te tajemnicze siły, próbują nas przekonać do tego iż problem lustracji w kościele jest najwazniejszym problemem w chwli, gdy PiSowcy biorą się za lustracje np. dziennikarzy. Biskupi nie mają wpływu na ludzi ale jak dla przykładu wpływowy jest Daniel Passent czy Krzysztof Teodor Toeplitz (obydwoje zaprzeczają, podobnie jak biskup – ale ja Passenta pamiętam jeszcze z tamtych czasów i swoje wiem)? Jaki wpływ na wiadomości przekazywane przez TVN miał zwolniony niedawno agent Milan Subotić. Na ile istotnym w procesie kreowania medialnej rzeczywistości jest fakt, że Zygmunt Solorz współpracował – a potem, ktoś w tworzeniu Polsatu bardzo mu pomagał (np. zastanawiające jest porównanie liczby i mocy nadajników naziemnych Polsat i TVN, niedawno sprawdziłem wykaz na serwerach KRRiT i byłem pod wrażeniem, a przecież to wojsko zwalniało na początu lat 90-tych częstotliwości dla telewizji).

Nie widziałem jednak w portalu gazeta.pl badania opini na temat: „czy należy odebrać koncesje Polsatowi”, albo „czy Irena Dziedzić jako kapuś powinna przestać być taka piękna”. To nie są na tyle ważne pytania aby przebić się przez sondarz: „czy bp. Wielgus powinien czy też nie powinien”. Sprawy mniej ważne mogą poczekać.

Czy ja potrafiłbym tak publicznie przyznać się do grzechu i powiedzieć „przepraszam”? Czy nawet wiedząc kim jestem (a ponoć uważam, że jestem grzesznikiem) potrafiłbym przy innych wskazać na swój grzech i za niego pokutować? (pokuta – kolejne niemodne słowo) A może też czekam na tych diabelskich dziennikarzy lub od Boga posłanego proroka w stylu Natana i może wtedy, pod wpływem faktów pozwolę sobie na cyniczne stwierdzenie, że wszyscy mają swoje słabości. Jestem grzesznikiem!

Król Dawid – to chyba jedyny znany mi polityk, który publicznie wyznawał i publicznie pokutował. No cóż – miał swojego Natana. Miał też swoją bliską, bardzo intymną relacje z Bogiem i to w tym jest najważniejsze. A ja? A my?
Jeżeli kogoś się w tym kraju słucha to musi on mieć czerwone włosy, być Kubą Wojewódzkim albo być zaproszonym do programu telewizyjnego przez Szymona Majewskiego. O tak, taki ludzi to się słucha, tam przemiawiają teraz autorytety a ambona, katedra to już przeżytek!

Z kolorowych tygodników oraz programów talk-show można dowiedzieć się jakie znaczenie mają te i tamte święta (ponoć kościelne), jak stworzyć „tradycyjny związek” (bo „małżeństwo” jest przestarzałym słowem). Teraz Doda Elektrona a nie jakiś pryma da wyraźnie do zrozumienia, że lepiej być sławnym niż porządnym, bogatym niż uczciwym, seksi niż wiernym.

A taki biskup – co on w programie Szymona Majewskiego mógłby powiedzieć? Zresztą i tak mu już nie uwierzą, bo przecież biskup to kapuś.

Te tajemnicze siły, próbują nas przekonać do tego iż problem lustracji w kościele jest najwazniejszym problemem w chwli, gdy PiSowcy biorą się za lustracje np. dziennikarzy. Biskupi nie mają wpływu na ludzi ale jak dla przykładu wpływowy jest Daniel Passent czy Krzysztof Teodor Toeplitz (obydwoje zaprzeczają, podobnie jak biskup – ale ja Passenta pamiętam jeszcze z tamtych czasów i swoje wiem)? Jaki wpływ na wiadomości przekazywane przez TVN miał zwolniony niedawno agent Milan Subotić. Na ile istotnym w procesie kreowania medialnej rzeczywistości jest fakt, że Zygmunt Solorz współpracował – a potem, ktoś w tworzeniu Polsatu bardzo mu pomagał (np. zastanawiające jest porównanie liczby i mocy nadajników naziemnych Polsat i TVN, niedawno sprawdziłem wykaz na serwerach KRRiT i byłem pod wrażeniem, a przecież to wojsko zwalniało na początu lat 90-tych częstotliwości dla telewizji).

Nie widziałem jednak w portalu gazeta.pl badania opini na temat: „czy należy odebrać koncesje Polsatowi”, albo „czy Irena Dziedzić jako kapuś powinna przestać być taka piękna”. To nie są na tyle ważne pytania aby przebić się przez sondarz: „czy bp. Wielgus powinien czy też nie powinien”. Sprawy mniej ważne mogą poczekać.

Czy ja potrafiłbym tak publicznie przyznać się do grzechu i powiedzieć „przepraszam”? Czy nawet wiedząc kim jestem (a ponoć uważam, że jestem grzesznikiem) potrafiłbym przy innych wskazać na swój grzech i za niego pokutować? (pokuta – kolejne niemodne słowo) A może też czekam na tych diabelskich dziennikarzy lub od Boga posłanego proroka w stylu Natana i może wtedy, pod wpływem faktów pozwolę sobie na cyniczne stwierdzenie, że wszyscy mają swoje słabości. Jestem grzesznikiem!

Król Dawid – to chyba jedyny znany mi polityk, który publicznie wyznawał i publicznie pokutował. No cóż – miał swojego Natana. Miał też swoją bliską, bardzo intymną relacje z Bogiem i to w tym jest najważniejsze. A ja? A my?
Z kolorowych tygodników oraz programów talk-show można dowiedzieć się jakie znaczenie mają te i tamte święta (ponoć kościelne), jak stworzyć „tradycyjny związek” (bo „małżeństwo” jest przestarzałym słowem). Teraz Doda Elektrona a nie jakiś pryma da wyraźnie do zrozumienia, że lepiej być sławnym niż porządnym, bogatym niż uczciwym, seksi niż wiernym.

A taki biskup – co on w programie Szymona Majewskiego mógłby powiedzieć? Zresztą i tak mu już nie uwierzą, bo przecież biskup to kapuś.

Te tajemnicze siły, próbują nas przekonać do tego iż problem lustracji w kościele jest najwazniejszym problemem w chwli, gdy PiSowcy biorą się za lustracje np. dziennikarzy. Biskupi nie mają wpływu na ludzi ale jak dla przykładu wpływowy jest Daniel Passent czy Krzysztof Teodor Toeplitz (obydwoje zaprzeczają, podobnie jak biskup – ale ja Passenta pamiętam jeszcze z tamtych czasów i swoje wiem)? Jaki wpływ na wiadomości przekazywane przez TVN miał zwolniony niedawno agent Milan Subotić. Na ile istotnym w procesie kreowania medialnej rzeczywistości jest fakt, że Zygmunt Solorz współpracował – a potem, ktoś w tworzeniu Polsatu bardzo mu pomagał (np. zastanawiające jest porównanie liczby i mocy nadajników naziemnych Polsat i TVN, niedawno sprawdziłem wykaz na serwerach KRRiT i byłem pod wrażeniem, a przecież to wojsko zwalniało na początu lat 90-tych częstotliwości dla telewizji).

Nie widziałem jednak w portalu gazeta.pl badania opini na temat: „czy należy odebrać koncesje Polsatowi”, albo „czy Irena Dziedzić jako kapuś powinna przestać być taka piękna”. To nie są na tyle ważne pytania aby przebić się przez sondarz: „czy bp. Wielgus powinien czy też nie powinien”. Sprawy mniej ważne mogą poczekać.

Czy ja potrafiłbym tak publicznie przyznać się do grzechu i powiedzieć „przepraszam”? Czy nawet wiedząc kim jestem (a ponoć uważam, że jestem grzesznikiem) potrafiłbym przy innych wskazać na swój grzech i za niego pokutować? (pokuta – kolejne niemodne słowo) A może też czekam na tych diabelskich dziennikarzy lub od Boga posłanego proroka w stylu Natana i może wtedy, pod wpływem faktów pozwolę sobie na cyniczne stwierdzenie, że wszyscy mają swoje słabości. Jestem grzesznikiem!

Król Dawid – to chyba jedyny znany mi polityk, który publicznie wyznawał i publicznie pokutował. No cóż – miał swojego Natana. Miał też swoją bliską, bardzo intymną relacje z Bogiem i to w tym jest najważniejsze. A ja? A my?
A taki biskup – co on w programie Szymona Majewskiego mógłby powiedzieć? Zresztą i tak mu już nie uwierzą, bo przecież biskup to kapuś.

Te tajemnicze siły, próbują nas przekonać do tego iż problem lustracji w kościele jest najwazniejszym problemem w chwli, gdy PiSowcy biorą się za lustracje np. dziennikarzy. Biskupi nie mają wpływu na ludzi ale jak dla przykładu wpływowy jest Daniel Passent czy Krzysztof Teodor Toeplitz (obydwoje zaprzeczają, podobnie jak biskup – ale ja Passenta pamiętam jeszcze z tamtych czasów i swoje wiem)? Jaki wpływ na wiadomości przekazywane przez TVN miał zwolniony niedawno agent Milan Subotić. Na ile istotnym w procesie kreowania medialnej rzeczywistości jest fakt, że Zygmunt Solorz współpracował – a potem, ktoś w tworzeniu Polsatu bardzo mu pomagał (np. zastanawiające jest porównanie liczby i mocy nadajników naziemnych Polsat i TVN, niedawno sprawdziłem wykaz na serwerach KRRiT i byłem pod wrażeniem, a przecież to wojsko zwalniało na początu lat 90-tych częstotliwości dla telewizji).

Nie widziałem jednak w portalu gazeta.pl badania opini na temat: „czy należy odebrać koncesje Polsatowi”, albo „czy Irena Dziedzić jako kapuś powinna przestać być taka piękna”. To nie są na tyle ważne pytania aby przebić się przez sondarz: „czy bp. Wielgus powinien czy też nie powinien”. Sprawy mniej ważne mogą poczekać.

Czy ja potrafiłbym tak publicznie przyznać się do grzechu i powiedzieć „przepraszam”? Czy nawet wiedząc kim jestem (a ponoć uważam, że jestem grzesznikiem) potrafiłbym przy innych wskazać na swój grzech i za niego pokutować? (pokuta – kolejne niemodne słowo) A może też czekam na tych diabelskich dziennikarzy lub od Boga posłanego proroka w stylu Natana i może wtedy, pod wpływem faktów pozwolę sobie na cyniczne stwierdzenie, że wszyscy mają swoje słabości. Jestem grzesznikiem!

Król Dawid – to chyba jedyny znany mi polityk, który publicznie wyznawał i publicznie pokutował. No cóż – miał swojego Natana. Miał też swoją bliską, bardzo intymną relacje z Bogiem i to w tym jest najważniejsze. A ja? A my?
Nie widziałem jednak w portalu gazeta.pl badania opini na temat: „czy należy odebrać koncesje Polsatowi”, albo „czy Irena Dziedzić jako kapuś powinna przestać być taka piękna”. To nie są na tyle ważne pytania aby przebić się przez sondarz: „czy bp. Wielgus powinien czy też nie powinien”. Sprawy mniej ważne mogą poczekać.

Czy ja potrafiłbym tak publicznie przyznać się do grzechu i powiedzieć „przepraszam”? Czy nawet wiedząc kim jestem (a ponoć uważam, że jestem grzesznikiem) potrafiłbym przy innych wskazać na swój grzech i za niego pokutować? (pokuta – kolejne niemodne słowo) A może też czekam na tych diabelskich dziennikarzy lub od Boga posłanego proroka w stylu Natana i może wtedy, pod wpływem faktów pozwolę sobie na cyniczne stwierdzenie, że wszyscy mają swoje słabości. Jestem grzesznikiem!

Król Dawid – to chyba jedyny znany mi polityk, który publicznie wyznawał i publicznie pokutował. No cóż – miał swojego Natana. Miał też swoją bliską, bardzo intymną relacje z Bogiem i to w tym jest najważniejsze. A ja? A my?
Pięcioletni kanadyjski chłopczyk może mieć dwie mamy i jednego tatę – uznał sąd apelacyjny prowincji Ontario w precedensowym orzeczeniu, na nowo definiującym prawa w związkach homoseksualnych.

Zgodnie z opublikowanym w tym tygodniu orzeczeniem, partnerka biologicznej matki chłopca może być uznana za trzecie z rodziców. Biologiczny ojciec jest przyjacielem obu pań żyjących w lesbijskim związku i czynnie uczestniczy w wychowaniu syna.

Małżeństwa osób tej samej płci są legalne w Ontario od 2003 roku, a w całej Kanadzie od 2005 roku.
Zgodnie z opublikowanym w tym tygodniu orzeczeniem, partnerka biologicznej matki chłopca może być uznana za trzecie z rodziców. Biologiczny ojciec jest przyjacielem obu pań żyjących w lesbijskim związku i czynnie uczestniczy w wychowaniu syna.

Małżeństwa osób tej samej płci są legalne w Ontario od 2003 roku, a w całej Kanadzie od 2005 roku.
Małżeństwa osób tej samej płci są legalne w Ontario od 2003 roku, a w całej Kanadzie od 2005 roku.
Nie wiem dlaczego ta notka przeleżała się tak długo. Dziś publikuję.

Niestety, znowu mam piękny przykład manipulacji GW. Tytuł jest straszny i w zasadzie mówi o wszystkim. Aby choć trochę go zrównoważyć pozwalam sobie podkreślić kaławek całej notatki.

Izraelscy żołnierze ostrzelali palestyńskie kobiety
PAP, 2006-11-03, cytują za portalem gazeta.pl

Siły izraelskie otworzyły w piątek ogień do grupy kobiet, które udawały się do meczetu w Bejt Hanun w Strefie Gazy, by jako żywe tarcze osłaniać bojowników palestyńskich, którzy się tam schronili. Prawdopodobnie dwie Palestynki zginęły, a 10 zostało rannych – informują świadkowie
Wkrótce potem armia izraelska i naoczni świadkowie poinformowali, że z meczetu uciekło około 60 bojowników, osłanianych przez kilkadziesiąt kobiet, które ustawiły się między świątynią a Izraelczykami. Zaraz potem meczet się zawalił.

Wojsko izraelskie zajęło Bejt Hanun w środę, żeby powstrzymać prowadzone stamtąd ataki rakietowe na południowe rejony Izraela. Od tego czasu zginęło w tym mieście ponad 20 Palestyńczyków

Bojownicy palestyńscy – najprawdopodobniej ze zbrojnego skrzydła Hamasu, ugrupowania rządzącego w Autonomii Palestyńskiej – schronili się w meczecie w Bejt Hanun, uciekając przed Izraelczykami. Meczet otoczyły izraelskie czołgi i transportery opancerzone

W nocy z czwartku na piątek w rejonie meczetu trwała wymiana ognia. Żołnierze izraelscy użyli też granatów głuszących i świec dymnych, usiłując zmusić Palestyńczyków do poddania się. Świadkowie mówią, że izraelski buldożer zburzył jedną ze ścian meczetu.

W piątek rano rozgłośnia radiowa Hamasu wezwała kobiety, by udały się do Beit Hanun i jako żywe tarcze osłaniały bojowników. Kilkadziesiąt kobiet odpowiedziało na apel; dostały się pod ostrzał izraelski w drodze do meczetu. Najpierw mówiono o śmierci jednej kobiety, później – dwóch. Wojsko izraelskie twierdzi, że otworzyło ogień, kiedy zauważono dwóch bojowników palestyńskich, ukrywających się w grupie kobiet.

Także w Betlejem na Zachodnim Brzegu Jordanu zginęła w piątek Palestynka. 65-letnia kobieta dostała się w krzyżowy ogień między siłami izraelskimi a bojownikami palestyńskim, ostrzeliwującymi się z jednego z domów.

Kategorie:
obserwator, izrael, _blog

Słowa kluczowe:
izrael

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Niestety, znowu mam piękny przykład manipulacji GW. Tytuł jest straszny i w zasadzie mówi o wszystkim. Aby choć trochę go zrównoważyć pozwalam sobie podkreślić kaławek całej notatki.

Izraelscy żołnierze ostrzelali palestyńskie kobiety
PAP, 2006-11-03, cytują za portalem gazeta.pl

Siły izraelskie otworzyły w piątek ogień do grupy kobiet, które udawały się do meczetu w Bejt Hanun w Strefie Gazy, by jako żywe tarcze osłaniać bojowników palestyńskich, którzy się tam schronili. Prawdopodobnie dwie Palestynki zginęły, a 10 zostało rannych – informują świadkowie
Wkrótce potem armia izraelska i naoczni świadkowie poinformowali, że z meczetu uciekło około 60 bojowników, osłanianych przez kilkadziesiąt kobiet, które ustawiły się między świątynią a Izraelczykami. Zaraz potem meczet się zawalił.

Wojsko izraelskie zajęło Bejt Hanun w środę, żeby powstrzymać prowadzone stamtąd ataki rakietowe na południowe rejony Izraela. Od tego czasu zginęło w tym mieście ponad 20 Palestyńczyków

Bojownicy palestyńscy – najprawdopodobniej ze zbrojnego skrzydła Hamasu, ugrupowania rządzącego w Autonomii Palestyńskiej – schronili się w meczecie w Bejt Hanun, uciekając przed Izraelczykami. Meczet otoczyły izraelskie czołgi i transportery opancerzone

W nocy z czwartku na piątek w rejonie meczetu trwała wymiana ognia. Żołnierze izraelscy użyli też granatów głuszących i świec dymnych, usiłując zmusić Palestyńczyków do poddania się. Świadkowie mówią, że izraelski buldożer zburzył jedną ze ścian meczetu.

W piątek rano rozgłośnia radiowa Hamasu wezwała kobiety, by udały się do Beit Hanun i jako żywe tarcze osłaniały bojowników. Kilkadziesiąt kobiet odpowiedziało na apel; dostały się pod ostrzał izraelski w drodze do meczetu. Najpierw mówiono o śmierci jednej kobiety, później – dwóch. Wojsko izraelskie twierdzi, że otworzyło ogień, kiedy zauważono dwóch bojowników palestyńskich, ukrywających się w grupie kobiet.

Także w Betlejem na Zachodnim Brzegu Jordanu zginęła w piątek Palestynka. 65-letnia kobieta dostała się w krzyżowy ogień między siłami izraelskimi a bojownikami palestyńskim, ostrzeliwującymi się z jednego z domów.

Kategorie:
obserwator, izrael, _blog

Słowa kluczowe:
izrael

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Siły izraelskie otworzyły w piątek ogień do grupy kobiet, które udawały się do meczetu w Bejt Hanun w Strefie Gazy, by jako żywe tarcze osłaniać bojowników palestyńskich, którzy się tam schronili. Prawdopodobnie dwie Palestynki zginęły, a 10 zostało rannych – informują świadkowie
Wkrótce potem armia izraelska i naoczni świadkowie poinformowali, że z meczetu uciekło około 60 bojowników, osłanianych przez kilkadziesiąt kobiet, które ustawiły się między świątynią a Izraelczykami. Zaraz potem meczet się zawalił.

Wojsko izraelskie zajęło Bejt Hanun w środę, żeby powstrzymać prowadzone stamtąd ataki rakietowe na południowe rejony Izraela. Od tego czasu zginęło w tym mieście ponad 20 Palestyńczyków

Bojownicy palestyńscy – najprawdopodobniej ze zbrojnego skrzydła Hamasu, ugrupowania rządzącego w Autonomii Palestyńskiej – schronili się w meczecie w Bejt Hanun, uciekając przed Izraelczykami. Meczet otoczyły izraelskie czołgi i transportery opancerzone

W nocy z czwartku na piątek w rejonie meczetu trwała wymiana ognia. Żołnierze izraelscy użyli też granatów głuszących i świec dymnych, usiłując zmusić Palestyńczyków do poddania się. Świadkowie mówią, że izraelski buldożer zburzył jedną ze ścian meczetu.

W piątek rano rozgłośnia radiowa Hamasu wezwała kobiety, by udały się do Beit Hanun i jako żywe tarcze osłaniały bojowników. Kilkadziesiąt kobiet odpowiedziało na apel; dostały się pod ostrzał izraelski w drodze do meczetu. Najpierw mówiono o śmierci jednej kobiety, później – dwóch. Wojsko izraelskie twierdzi, że otworzyło ogień, kiedy zauważono dwóch bojowników palestyńskich, ukrywających się w grupie kobiet.

Także w Betlejem na Zachodnim Brzegu Jordanu zginęła w piątek Palestynka. 65-letnia kobieta dostała się w krzyżowy ogień między siłami izraelskimi a bojownikami palestyńskim, ostrzeliwującymi się z jednego z domów.
Wojsko izraelskie zajęło Bejt Hanun w środę, żeby powstrzymać prowadzone stamtąd ataki rakietowe na południowe rejony Izraela. Od tego czasu zginęło w tym mieście ponad 20 Palestyńczyków

Bojownicy palestyńscy – najprawdopodobniej ze zbrojnego skrzydła Hamasu, ugrupowania rządzącego w Autonomii Palestyńskiej – schronili się w meczecie w Bejt Hanun, uciekając przed Izraelczykami. Meczet otoczyły izraelskie czołgi i transportery opancerzone

W nocy z czwartku na piątek w rejonie meczetu trwała wymiana ognia. Żołnierze izraelscy użyli też granatów głuszących i świec dymnych, usiłując zmusić Palestyńczyków do poddania się. Świadkowie mówią, że izraelski buldożer zburzył jedną ze ścian meczetu.

W piątek rano rozgłośnia radiowa Hamasu wezwała kobiety, by udały się do Beit Hanun i jako żywe tarcze osłaniały bojowników. Kilkadziesiąt kobiet odpowiedziało na apel; dostały się pod ostrzał izraelski w drodze do meczetu. Najpierw mówiono o śmierci jednej kobiety, później – dwóch. Wojsko izraelskie twierdzi, że otworzyło ogień, kiedy zauważono dwóch bojowników palestyńskich, ukrywających się w grupie kobiet.

Także w Betlejem na Zachodnim Brzegu Jordanu zginęła w piątek Palestynka. 65-letnia kobieta dostała się w krzyżowy ogień między siłami izraelskimi a bojownikami palestyńskim, ostrzeliwującymi się z jednego z domów.
Bojownicy palestyńscy – najprawdopodobniej ze zbrojnego skrzydła Hamasu, ugrupowania rządzącego w Autonomii Palestyńskiej – schronili się w meczecie w Bejt Hanun, uciekając przed Izraelczykami. Meczet otoczyły izraelskie czołgi i transportery opancerzone

W nocy z czwartku na piątek w rejonie meczetu trwała wymiana ognia. Żołnierze izraelscy użyli też granatów głuszących i świec dymnych, usiłując zmusić Palestyńczyków do poddania się. Świadkowie mówią, że izraelski buldożer zburzył jedną ze ścian meczetu.

W piątek rano rozgłośnia radiowa Hamasu wezwała kobiety, by udały się do Beit Hanun i jako żywe tarcze osłaniały bojowników. Kilkadziesiąt kobiet odpowiedziało na apel; dostały się pod ostrzał izraelski w drodze do meczetu. Najpierw mówiono o śmierci jednej kobiety, później – dwóch. Wojsko izraelskie twierdzi, że otworzyło ogień, kiedy zauważono dwóch bojowników palestyńskich, ukrywających się w grupie kobiet.

Także w Betlejem na Zachodnim Brzegu Jordanu zginęła w piątek Palestynka. 65-letnia kobieta dostała się w krzyżowy ogień między siłami izraelskimi a bojownikami palestyńskim, ostrzeliwującymi się z jednego z domów.
W nocy z czwartku na piątek w rejonie meczetu trwała wymiana ognia. Żołnierze izraelscy użyli też granatów głuszących i świec dymnych, usiłując zmusić Palestyńczyków do poddania się. Świadkowie mówią, że izraelski buldożer zburzył jedną ze ścian meczetu.

W piątek rano rozgłośnia radiowa Hamasu wezwała kobiety, by udały się do Beit Hanun i jako żywe tarcze osłaniały bojowników. Kilkadziesiąt kobiet odpowiedziało na apel; dostały się pod ostrzał izraelski w drodze do meczetu. Najpierw mówiono o śmierci jednej kobiety, później – dwóch. Wojsko izraelskie twierdzi, że otworzyło ogień, kiedy zauważono dwóch bojowników palestyńskich, ukrywających się w grupie kobiet.

Także w Betlejem na Zachodnim Brzegu Jordanu zginęła w piątek Palestynka. 65-letnia kobieta dostała się w krzyżowy ogień między siłami izraelskimi a bojownikami palestyńskim, ostrzeliwującymi się z jednego z domów.
W piątek rano rozgłośnia radiowa Hamasu wezwała kobiety, by udały się do Beit Hanun i jako żywe tarcze osłaniały bojowników. Kilkadziesiąt kobiet odpowiedziało na apel; dostały się pod ostrzał izraelski w drodze do meczetu. Najpierw mówiono o śmierci jednej kobiety, później – dwóch. Wojsko izraelskie twierdzi, że otworzyło ogień, kiedy zauważono dwóch bojowników palestyńskich, ukrywających się w grupie kobiet.

Także w Betlejem na Zachodnim Brzegu Jordanu zginęła w piątek Palestynka. 65-letnia kobieta dostała się w krzyżowy ogień między siłami izraelskimi a bojownikami palestyńskim, ostrzeliwującymi się z jednego z domów.
Także w Betlejem na Zachodnim Brzegu Jordanu zginęła w piątek Palestynka. 65-letnia kobieta dostała się w krzyżowy ogień między siłami izraelskimi a bojownikami palestyńskim, ostrzeliwującymi się z jednego z domów.
Taki sobie cytat znalazłem i pal licho co on mówi o Islamie – więcej mówi o naszej, postchrześcijańskiej (a może PostNigdyNieChrześcijańskiej) kulturze, w której przyszło nam żyć, a którą tak wielu się zachwyca jakby to było coś najlepszego. Oto co pisze wyzwolona z pęt islamu, żyjąca na zachodzie kobieta:

Od czasu gdy nie noszę chustki, zauważyłam, że mężczyźni zaczęli na mnie zwracać uwagę. I to trochę… krępujące. Ide sobie ulicą i jakiś 60-latek mnie „niechcący” potrąca, obraca się i mówi: ”A w pani to się można zakochać!” Idę w Niemczech, a za mną dwóch facetów obgaduje mój biust. Siedzę na ławce, a jeden facet się na mnie chce położyć. Idę ulicą, a facet patrzy na mój biust i mówi: „O Boże”. Przykładów jest więcej, ale nie będę się zawstydzać. To mi zdecydowanie nie odpowiada. I oni mówią, że Arabowie instrumentalnie traktują kobiety?

I niech to będzie głos w dyskusji i materiał do przemyśleń.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
burka,
islam,
kobiety w islamie,
europa

Komentarze: (3)

Gosia [emi_grise],

December 11, 2006 14:43

Skomentuj komentarz

Hmmm,no tak. Mam wrażenie,że w Polsce bez przerwy kobiety są „narażone” na bycie „pod obstrzałem” ze strony mężczyzn, na niewybredne komentarze,etc.,etc. W Dublinie było zupełnie inaczej – wprost czuło się ogromny szacunek do kobiet, nie było wulgarnych zachowań i patrzenia na kobiety jak na przysłowiowy „towar”. W Polsce panuje okropne pod tym względem prostactwo i to bardzo mnie smuci.Zupełnie inną kwestią jest,że większość Polek zachowuje się, jak ów przysłowiowy „towar” właśnie – są wyzywające i często wulgarne i takie… „na sprzedaż”. Smutne,że tak mało się szanują.Coraz mniej w Polkach subtelnej, słowiańskiej kobiecości.Pozdrawiam.

krisper,

December 14, 2006 01:43

Skomentuj komentarz

Niech ta pani wyjdzie bez chustki w jakimś ciekawym kraju arabskim, to zostanie aresztowana albo ukamienowana, będzie szczęśliwsza. A wcześniej ze trzydziestu na sto chłopa ją zgwałci, ale zapewne nie instrumentalnie.W życiu poznałem bliżej ok dziesięciu Arabów i każdy z nich śmiało ubraną atrakcyjną kobietę traktował nie jak towar, ale jak mięso tj. zjeść i wysrać (przepraszam za ostre słowo). Ale może miałem pecha i spotykałem samych zboczków…

w34,

December 16, 2006 19:14

Skomentuj komentarz

Ponieważ dyskusja jest o naszej kulturze a nie o kulturze Islamu skomentuje to w ten sposób: spotkałeś ludzi, którzy zachowują się jak wygłodniałe psy wpuszczone bez kontroli do pełnego sklepu mięsnego.Ale dziwisz się? Od wielu lat w naszej kulturze liczy się to, co jest sex’i. Jeżeli nie jest atrakcyjne w tej dziedzinie to nie jest wcale atrakcyjne. Spójrz krytycznie na zachowanie się ludzi w europie, na filmy, reklamy, narzucaną modę, promowany styl życia – wszystko to ocieka seksem. Zobacz jak to dotyczy Ciebie, twojej rodziny, twoich dzieci w szkole.Efekty masz dwa: coraz większą liczbę impotentów w Europie (bez ostrego porno niektórzy nie potrafią się już podniecić) i coraz większy problem ludzi z kultur, w których sfera seksu dotyczy małżeństw i ich intymnych relacji realizowanych w sypialni.A co do Arabów w Polsce to myślę, że zachowują się tak po części dlatego, że nie przywykli jeszcze do takiego ataku na ich zmysły. Wiem, że niektórzy próbują się kontrolować, inni całkowicie się luzują ale to co dla nas jest normalnym zachowaniem (lekką kokieterią) dla nich jest rozpustą, to co jest dla nas drobną aluzją dla nich jest pornografią.

Skomentuj notkę
Od czasu gdy nie noszę chustki, zauważyłam, że mężczyźni zaczęli na mnie zwracać uwagę. I to trochę… krępujące. Ide sobie ulicą i jakiś 60-latek mnie „niechcący” potrąca, obraca się i mówi: ”A w pani to się można zakochać!” Idę w Niemczech, a za mną dwóch facetów obgaduje mój biust. Siedzę na ławce, a jeden facet się na mnie chce położyć. Idę ulicą, a facet patrzy na mój biust i mówi: „O Boże”. Przykładów jest więcej, ale nie będę się zawstydzać. To mi zdecydowanie nie odpowiada. I oni mówią, że Arabowie instrumentalnie traktują kobiety?

I niech to będzie głos w dyskusji i materiał do przemyśleń.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
burka,
islam,
kobiety w islamie,
europa

Komentarze: (3)

Gosia [emi_grise],

December 11, 2006 14:43

Skomentuj komentarz

Hmmm,no tak. Mam wrażenie,że w Polsce bez przerwy kobiety są „narażone” na bycie „pod obstrzałem” ze strony mężczyzn, na niewybredne komentarze,etc.,etc. W Dublinie było zupełnie inaczej – wprost czuło się ogromny szacunek do kobiet, nie było wulgarnych zachowań i patrzenia na kobiety jak na przysłowiowy „towar”. W Polsce panuje okropne pod tym względem prostactwo i to bardzo mnie smuci.Zupełnie inną kwestią jest,że większość Polek zachowuje się, jak ów przysłowiowy „towar” właśnie – są wyzywające i często wulgarne i takie… „na sprzedaż”. Smutne,że tak mało się szanują.Coraz mniej w Polkach subtelnej, słowiańskiej kobiecości.Pozdrawiam.

krisper,

December 14, 2006 01:43

Skomentuj komentarz

Niech ta pani wyjdzie bez chustki w jakimś ciekawym kraju arabskim, to zostanie aresztowana albo ukamienowana, będzie szczęśliwsza. A wcześniej ze trzydziestu na sto chłopa ją zgwałci, ale zapewne nie instrumentalnie.W życiu poznałem bliżej ok dziesięciu Arabów i każdy z nich śmiało ubraną atrakcyjną kobietę traktował nie jak towar, ale jak mięso tj. zjeść i wysrać (przepraszam za ostre słowo). Ale może miałem pecha i spotykałem samych zboczków…

w34,

December 16, 2006 19:14

Skomentuj komentarz

Ponieważ dyskusja jest o naszej kulturze a nie o kulturze Islamu skomentuje to w ten sposób: spotkałeś ludzi, którzy zachowują się jak wygłodniałe psy wpuszczone bez kontroli do pełnego sklepu mięsnego.Ale dziwisz się? Od wielu lat w naszej kulturze liczy się to, co jest sex’i. Jeżeli nie jest atrakcyjne w tej dziedzinie to nie jest wcale atrakcyjne. Spójrz krytycznie na zachowanie się ludzi w europie, na filmy, reklamy, narzucaną modę, promowany styl życia – wszystko to ocieka seksem. Zobacz jak to dotyczy Ciebie, twojej rodziny, twoich dzieci w szkole.Efekty masz dwa: coraz większą liczbę impotentów w Europie (bez ostrego porno niektórzy nie potrafią się już podniecić) i coraz większy problem ludzi z kultur, w których sfera seksu dotyczy małżeństw i ich intymnych relacji realizowanych w sypialni.A co do Arabów w Polsce to myślę, że zachowują się tak po części dlatego, że nie przywykli jeszcze do takiego ataku na ich zmysły. Wiem, że niektórzy próbują się kontrolować, inni całkowicie się luzują ale to co dla nas jest normalnym zachowaniem (lekką kokieterią) dla nich jest rozpustą, to co jest dla nas drobną aluzją dla nich jest pornografią.

Skomentuj notkę
I niech to będzie głos w dyskusji i materiał do przemyśleń.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
burka,
islam,
kobiety w islamie,
europa

Komentarze: (3)

Gosia [emi_grise],

December 11, 2006 14:43

Skomentuj komentarz

Hmmm,no tak. Mam wrażenie,że w Polsce bez przerwy kobiety są „narażone” na bycie „pod obstrzałem” ze strony mężczyzn, na niewybredne komentarze,etc.,etc. W Dublinie było zupełnie inaczej – wprost czuło się ogromny szacunek do kobiet, nie było wulgarnych zachowań i patrzenia na kobiety jak na przysłowiowy „towar”. W Polsce panuje okropne pod tym względem prostactwo i to bardzo mnie smuci.Zupełnie inną kwestią jest,że większość Polek zachowuje się, jak ów przysłowiowy „towar” właśnie – są wyzywające i często wulgarne i takie… „na sprzedaż”. Smutne,że tak mało się szanują.Coraz mniej w Polkach subtelnej, słowiańskiej kobiecości.Pozdrawiam.

krisper,

December 14, 2006 01:43

Skomentuj komentarz

Niech ta pani wyjdzie bez chustki w jakimś ciekawym kraju arabskim, to zostanie aresztowana albo ukamienowana, będzie szczęśliwsza. A wcześniej ze trzydziestu na sto chłopa ją zgwałci, ale zapewne nie instrumentalnie.W życiu poznałem bliżej ok dziesięciu Arabów i każdy z nich śmiało ubraną atrakcyjną kobietę traktował nie jak towar, ale jak mięso tj. zjeść i wysrać (przepraszam za ostre słowo). Ale może miałem pecha i spotykałem samych zboczków…

w34,

December 16, 2006 19:14

Skomentuj komentarz

Ponieważ dyskusja jest o naszej kulturze a nie o kulturze Islamu skomentuje to w ten sposób: spotkałeś ludzi, którzy zachowują się jak wygłodniałe psy wpuszczone bez kontroli do pełnego sklepu mięsnego.Ale dziwisz się? Od wielu lat w naszej kulturze liczy się to, co jest sex’i. Jeżeli nie jest atrakcyjne w tej dziedzinie to nie jest wcale atrakcyjne. Spójrz krytycznie na zachowanie się ludzi w europie, na filmy, reklamy, narzucaną modę, promowany styl życia – wszystko to ocieka seksem. Zobacz jak to dotyczy Ciebie, twojej rodziny, twoich dzieci w szkole.Efekty masz dwa: coraz większą liczbę impotentów w Europie (bez ostrego porno niektórzy nie potrafią się już podniecić) i coraz większy problem ludzi z kultur, w których sfera seksu dotyczy małżeństw i ich intymnych relacji realizowanych w sypialni.A co do Arabów w Polsce to myślę, że zachowują się tak po części dlatego, że nie przywykli jeszcze do takiego ataku na ich zmysły. Wiem, że niektórzy próbują się kontrolować, inni całkowicie się luzują ale to co dla nas jest normalnym zachowaniem (lekką kokieterią) dla nich jest rozpustą, to co jest dla nas drobną aluzją dla nich jest pornografią.

Skomentuj notkę
Pytany o przyczyny porażki, dotychczasowy komisarz Warszawy wymienił dwie, jego zdaniem, najważniejsze: poparcie kandydatutry Hanny Gronkiewicz-Waltz przez Aleksandra Kwaśniewskiego i Marka Borowskiego oraz nocne telefony do warszawiaków, które – według Marcinkiewicza – były poważną wpadką.
– Bardzo możliwe, że ta jedna noc telefonów do mieszkańców Warszawy, 10 tysięcy ludzi obudzonych w środku nocy lub nad ranem, mogły spowodować trochę gorsze notowania. To nie powinno się zdarzyć, bo była to fatalna pomyłka – ocenił były premier w rozmowie z dziennikarzmi.

– Trudno – pracuje się z ludźmi i ludzie takie pomyłki popełniają. Trzeba to brać pod uwagę w kampanii wyborczej – dodał.
(…)
– Trudno – pracuje się z ludźmi i ludzie takie pomyłki popełniają. Trzeba to brać pod uwagę w kampanii wyborczej – dodał.
(…)
(…)
Stosukowo łatwo się dowiedzieć ile zapłacił sztab Marcinkiewicza za usługę automatycznego telefonowania do ludzi. Takie usługi są świadczone typowo, mają swój cennik, dodatkowo można negocjować. Ale nie w tym miejscu skupia się moja ciekawość.

Ja bardziej ciekaw jestem ile zapłacili ci drudzy aby ta usługa została zrealizowana nocą.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Marcinkiewicz,
Gronkiewicz-Walz,
wybory w Warszawie,
wybory,
prezydent Warszawy

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ja bardziej ciekaw jestem ile zapłacili ci drudzy aby ta usługa została zrealizowana nocą.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Marcinkiewicz,
Gronkiewicz-Walz,
wybory w Warszawie,
wybory,
prezydent Warszawy

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W wywiadzie telewizyjnym po Wiadomościach, pan prezydent sformułował tezę, jakoby walka (klas?) zaostrzała się w miarę postępów w budowie IV RP.
Mam nadzieję, i jeszcze ciągle w to wierzę, że jest to tylko diagnoza sytuacji a na ile stalinowskie polecenie dla nowych pretorian.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
walka klas,
IV RP,
prezydent Kaczyński

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Mam nadzieję, i jeszcze ciągle w to wierzę, że jest to tylko diagnoza sytuacji a na ile stalinowskie polecenie dla nowych pretorian.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
walka klas,
IV RP,
prezydent Kaczyński

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Pytania:
#1. Czy Francją rządzą masoni?

Jak bronić się przed „układem”?
Jan Rokita, dodatek „Europa” do Dziennika z dnia 7 października 2007
(…)
Kilka dni temu podczas debaty europejskiej w Krakowie ambasador RP w Paryżu zaskoczył nieco uczestników relacją z dialogu, jaki zdarzyło mu się odbyć z jednym z członków francuskiego rządu. Ambasador chciał dojść faktycznych mechanizmów tak stanowczego sprzeciwu Francji wobec uwzględnienia w konstytucji europejskiej dość oczywistych historycznie zapisów o chrześcijańskich korzeniach Europy. „To, na co się zgodziliśmy – to maksimum, jakie wynegocjowaliśmy z klubami masońskimi: – odparł minister. Demokracja V Republiki słynie z rozległej sieci „heterii” (…)

#2. Czy Włochami rządzą narkowami?

Włoscy deputowani biorą narkotyki
iar za gazeta.pl, 2006-10-10 15:56
Włoski urząd ochrony danych osobowych zakazał emisji programu TV, którego realizatorzy odkryli, że jedna trzecia włoskich deputowanych używa narkotyków. Od 50 deputowanych pobrano próbki potu, na podstawie którego przeprowadzono testy. U czterech znaleziono ślady kokainy, u 12 haszyszu. Test przeprowadzono bez wiedzy posłów pod pozorem pudrowania ich przed wejściem do studia. Program „Hieny” jest emitowany od dziesięciu lat przez telewizję Silvia Berlusconiego Italia Uno.

#3. Kto rządzi Polską?

(…)

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
masoni,
narkomani,
Berlusconi

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
#1. Czy Francją rządzą masoni?

Jak bronić się przed „układem”?
Jan Rokita, dodatek „Europa” do Dziennika z dnia 7 października 2007
(…)
Kilka dni temu podczas debaty europejskiej w Krakowie ambasador RP w Paryżu zaskoczył nieco uczestników relacją z dialogu, jaki zdarzyło mu się odbyć z jednym z członków francuskiego rządu. Ambasador chciał dojść faktycznych mechanizmów tak stanowczego sprzeciwu Francji wobec uwzględnienia w konstytucji europejskiej dość oczywistych historycznie zapisów o chrześcijańskich korzeniach Europy. „To, na co się zgodziliśmy – to maksimum, jakie wynegocjowaliśmy z klubami masońskimi: – odparł minister. Demokracja V Republiki słynie z rozległej sieci „heterii” (…)

#2. Czy Włochami rządzą narkowami?

Włoscy deputowani biorą narkotyki
iar za gazeta.pl, 2006-10-10 15:56
Włoski urząd ochrony danych osobowych zakazał emisji programu TV, którego realizatorzy odkryli, że jedna trzecia włoskich deputowanych używa narkotyków. Od 50 deputowanych pobrano próbki potu, na podstawie którego przeprowadzono testy. U czterech znaleziono ślady kokainy, u 12 haszyszu. Test przeprowadzono bez wiedzy posłów pod pozorem pudrowania ich przed wejściem do studia. Program „Hieny” jest emitowany od dziesięciu lat przez telewizję Silvia Berlusconiego Italia Uno.

#3. Kto rządzi Polską?

(…)

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
masoni,
narkomani,
Berlusconi

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
(…)
Kilka dni temu podczas debaty europejskiej w Krakowie ambasador RP w Paryżu zaskoczył nieco uczestników relacją z dialogu, jaki zdarzyło mu się odbyć z jednym z członków francuskiego rządu. Ambasador chciał dojść faktycznych mechanizmów tak stanowczego sprzeciwu Francji wobec uwzględnienia w konstytucji europejskiej dość oczywistych historycznie zapisów o chrześcijańskich korzeniach Europy. „To, na co się zgodziliśmy – to maksimum, jakie wynegocjowaliśmy z klubami masońskimi: – odparł minister. Demokracja V Republiki słynie z rozległej sieci „heterii” (…)
#2. Czy Włochami rządzą narkowami?

Włoscy deputowani biorą narkotyki
iar za gazeta.pl, 2006-10-10 15:56
Włoski urząd ochrony danych osobowych zakazał emisji programu TV, którego realizatorzy odkryli, że jedna trzecia włoskich deputowanych używa narkotyków. Od 50 deputowanych pobrano próbki potu, na podstawie którego przeprowadzono testy. U czterech znaleziono ślady kokainy, u 12 haszyszu. Test przeprowadzono bez wiedzy posłów pod pozorem pudrowania ich przed wejściem do studia. Program „Hieny” jest emitowany od dziesięciu lat przez telewizję Silvia Berlusconiego Italia Uno.

#3. Kto rządzi Polską?

(…)

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
masoni,
narkomani,
Berlusconi

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Włoski urząd ochrony danych osobowych zakazał emisji programu TV, którego realizatorzy odkryli, że jedna trzecia włoskich deputowanych używa narkotyków. Od 50 deputowanych pobrano próbki potu, na podstawie którego przeprowadzono testy. U czterech znaleziono ślady kokainy, u 12 haszyszu. Test przeprowadzono bez wiedzy posłów pod pozorem pudrowania ich przed wejściem do studia. Program „Hieny” jest emitowany od dziesięciu lat przez telewizję Silvia Berlusconiego Italia Uno.
#3. Kto rządzi Polską?

(…)

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
masoni,
narkomani,
Berlusconi

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Niektóre wiadomości zachowuję, bo po prostu są ciekawe. Ciekawe i inspirujące.

Białoruska Cerkiew przyznała order Łukaszence
gazeta.pl, pi, PAP, 2006-09-26, 16:50

Białoruska Cerkiew prawosławna uhonorowała Alaksandra Łukaszenkę orderem św. Cyryla Turowskiego. Order wręczył prezydentowi we wtorek w Mińsku metropolita miński i słucki, patriarcha Filaret.

Zwierzchnik Kościoła prawosławnego na Białorusi podziękował prezydentowi w imieniu Cerkwi i życzył, by św. Cyryl pomagał mu „w dalszym trudzie dla dobra Ojczyzny”. W swym wystąpieniu zaznaczył, że życie na Białorusi „rozwija się harmonijnie na płaszczyźnie społeczno-gospodarczej i duchowej”.

Łukaszenka odpowiedział, że przyjmuje order jako nagrodę dla całego kierownictwa kraju, „wszystkich, którzy kierują trudnym procesem odrodzenia naszych ziem”. „Razem przezwyciężymy wszystkie trudności i osiągniemy życie, o jakim marzymy – zapewnił.

Order został wręczony prezydentowi podczas uroczystości poświęcenia dzwonów budowanej w Mińsku cerkwi Wszystkich Świętych.

Łukaszenka – „prawosławny ateista”

Opozycyjne portale internetowe na Białorusi przypominają, że sam Łukaszenka nazwał siebie kiedyś „prawosławnym ateistą”. „Jestem ateistą, ale prawosławnym ateistą – powiedział podczas jednego ze spotkań z patriarchą Filaretem.

W opublikowanym w połowie września amerykańskim raporcie na temat przestrzegania swobód religijnych na świecie w 2006 roku zaznaczono, że choć na Białorusi nie ma państwowej religii, to zawarty przez państwo konkordat z Kościołem prawosławnym daje mu uprzywilejowany status.

Biuro ds. demokracji praw człowieka i pracy wskazało w tym raporcie na naruszanie praw innych wyznań na Białorusi, zwłaszcza grup religijnych, które władze uznają za powiązane z obcymi wpływami kulturowymi lub polityką.

Słowniczek – pomocniczek (za wikipedią):

Ateizm
światopogląd lub stanowisko ontologiczne przeciwne teizmowi, odrzucające wiarę w istnienie bogów. Do ateistów zalicza się zarówno ludzi odrzucających wiarę w bogów jak i zaprzeczających ich istnieniu.
Kościół prawosławny
zbiorcze określenie Kościołów Wschodu wyznających chrześcijaństwo w odmianie prawosławnej.
Prawosławie
doktryna ortodoksyjnego (gr. orthodoxos – prawdziwie, prawidłowo wierzący) Kościoła chrześcijańskiego – jednej z dwóch grup Kościołów powstałych w wyniku rozłamu w Kościele chrześcijańskim z 1054 roku (tzw. schizmy wschodniej).

Kategorie:
obserwator, prawosławie, _blog

Słowa kluczowe:
prawosławie,
Łukaszenko,
Białoruś

Komentarze: (3)

Boruta,

September 27, 2006 06:12

Skomentuj komentarz

Kiedy przeczytałem tytuł blogu „Kandydat na Mesjasza” pomyślałem sobie, że w jednej z grup chasydzkich w Izraelu lub w USA pojawił się jakiś charyzmatyczny cadyk, którego uczniowie (zwolennicy) chcą „ochrzcić” tym mianem. Moja ciekawość przerodziła się w zdumienie kiedy okazało się, że treść w/w blogu odnosi się do prezydenta Białorusi, który został uhonorowany orderem przez tamtejszą cerkiew prawosławną. W związku z powyższym nasuwają mi się następujące pytania:- czy Aleksander Łukaszenka pochodzi z „domu” Dawida (tj. czy jest potomkiem Dawida syna Jessego) co usprawiedliwiałoby posądzanie go o pretensje do tego zaszczytnego miana???- czy „zdeklarowany” ateista jest właściwym kandydatem na Mesjasza???- czy Kościół Prawosławny dokonał poważnych zmian doktrynalnych i dlatego zamiast oczekiwać drugiego przyjścia Jezusa woli namaścić „nowego Mesjasza” jak sugeruje to informacja zawarta w tytule blogu???- Czy to wszystko nie jest wynikiem antybiałoruskiej histerii, gdzie „powszechne jak chleb” wydarzenie urasta w polskich oczach do niebotycznych rozmiarów. Pozdrawiam

w34,

September 27, 2006 16:19

Skomentuj komentarz

Nie…. myślę, że Łukaszenko nie pochodzi ani z linii Dawida ani z plemienia Dana 🙂 a notka zamieszczona jest tu nie po to aby nabijać się z stusunków politycznych na Białorusi ale aby pokazać czym jest Kościół Prawosławny i jego funkcjonariusze.

Boruta,

September 28, 2006 07:21

Skomentuj komentarz

Dziękuję za ustosunkowanie się do mojego komentarza.P.S.Nie przyszło mi do głowy, że ktoś mógłby „nabijać się” z wydarzeń na Białorusi, tak więc podeszłem całkiem poważnie do informacji zawartej w komentowanym blogu.Pozdrawiam

Skomentuj notkę
Białoruska Cerkiew prawosławna uhonorowała Alaksandra Łukaszenkę orderem św. Cyryla Turowskiego. Order wręczył prezydentowi we wtorek w Mińsku metropolita miński i słucki, patriarcha Filaret.

Zwierzchnik Kościoła prawosławnego na Białorusi podziękował prezydentowi w imieniu Cerkwi i życzył, by św. Cyryl pomagał mu „w dalszym trudzie dla dobra Ojczyzny”. W swym wystąpieniu zaznaczył, że życie na Białorusi „rozwija się harmonijnie na płaszczyźnie społeczno-gospodarczej i duchowej”.

Łukaszenka odpowiedział, że przyjmuje order jako nagrodę dla całego kierownictwa kraju, „wszystkich, którzy kierują trudnym procesem odrodzenia naszych ziem”. „Razem przezwyciężymy wszystkie trudności i osiągniemy życie, o jakim marzymy – zapewnił.

Order został wręczony prezydentowi podczas uroczystości poświęcenia dzwonów budowanej w Mińsku cerkwi Wszystkich Świętych.

Łukaszenka – „prawosławny ateista”

Opozycyjne portale internetowe na Białorusi przypominają, że sam Łukaszenka nazwał siebie kiedyś „prawosławnym ateistą”. „Jestem ateistą, ale prawosławnym ateistą – powiedział podczas jednego ze spotkań z patriarchą Filaretem.

W opublikowanym w połowie września amerykańskim raporcie na temat przestrzegania swobód religijnych na świecie w 2006 roku zaznaczono, że choć na Białorusi nie ma państwowej religii, to zawarty przez państwo konkordat z Kościołem prawosławnym daje mu uprzywilejowany status.

Biuro ds. demokracji praw człowieka i pracy wskazało w tym raporcie na naruszanie praw innych wyznań na Białorusi, zwłaszcza grup religijnych, które władze uznają za powiązane z obcymi wpływami kulturowymi lub polityką.
Zwierzchnik Kościoła prawosławnego na Białorusi podziękował prezydentowi w imieniu Cerkwi i życzył, by św. Cyryl pomagał mu „w dalszym trudzie dla dobra Ojczyzny”. W swym wystąpieniu zaznaczył, że życie na Białorusi „rozwija się harmonijnie na płaszczyźnie społeczno-gospodarczej i duchowej”.

Łukaszenka odpowiedział, że przyjmuje order jako nagrodę dla całego kierownictwa kraju, „wszystkich, którzy kierują trudnym procesem odrodzenia naszych ziem”. „Razem przezwyciężymy wszystkie trudności i osiągniemy życie, o jakim marzymy – zapewnił.

Order został wręczony prezydentowi podczas uroczystości poświęcenia dzwonów budowanej w Mińsku cerkwi Wszystkich Świętych.

Łukaszenka – „prawosławny ateista”

Opozycyjne portale internetowe na Białorusi przypominają, że sam Łukaszenka nazwał siebie kiedyś „prawosławnym ateistą”. „Jestem ateistą, ale prawosławnym ateistą – powiedział podczas jednego ze spotkań z patriarchą Filaretem.

W opublikowanym w połowie września amerykańskim raporcie na temat przestrzegania swobód religijnych na świecie w 2006 roku zaznaczono, że choć na Białorusi nie ma państwowej religii, to zawarty przez państwo konkordat z Kościołem prawosławnym daje mu uprzywilejowany status.

Biuro ds. demokracji praw człowieka i pracy wskazało w tym raporcie na naruszanie praw innych wyznań na Białorusi, zwłaszcza grup religijnych, które władze uznają za powiązane z obcymi wpływami kulturowymi lub polityką.
Łukaszenka odpowiedział, że przyjmuje order jako nagrodę dla całego kierownictwa kraju, „wszystkich, którzy kierują trudnym procesem odrodzenia naszych ziem”. „Razem przezwyciężymy wszystkie trudności i osiągniemy życie, o jakim marzymy – zapewnił.

Order został wręczony prezydentowi podczas uroczystości poświęcenia dzwonów budowanej w Mińsku cerkwi Wszystkich Świętych.

Łukaszenka – „prawosławny ateista”

Opozycyjne portale internetowe na Białorusi przypominają, że sam Łukaszenka nazwał siebie kiedyś „prawosławnym ateistą”. „Jestem ateistą, ale prawosławnym ateistą – powiedział podczas jednego ze spotkań z patriarchą Filaretem.

W opublikowanym w połowie września amerykańskim raporcie na temat przestrzegania swobód religijnych na świecie w 2006 roku zaznaczono, że choć na Białorusi nie ma państwowej religii, to zawarty przez państwo konkordat z Kościołem prawosławnym daje mu uprzywilejowany status.

Biuro ds. demokracji praw człowieka i pracy wskazało w tym raporcie na naruszanie praw innych wyznań na Białorusi, zwłaszcza grup religijnych, które władze uznają za powiązane z obcymi wpływami kulturowymi lub polityką.
Order został wręczony prezydentowi podczas uroczystości poświęcenia dzwonów budowanej w Mińsku cerkwi Wszystkich Świętych.

Łukaszenka – „prawosławny ateista”

Opozycyjne portale internetowe na Białorusi przypominają, że sam Łukaszenka nazwał siebie kiedyś „prawosławnym ateistą”. „Jestem ateistą, ale prawosławnym ateistą – powiedział podczas jednego ze spotkań z patriarchą Filaretem.

W opublikowanym w połowie września amerykańskim raporcie na temat przestrzegania swobód religijnych na świecie w 2006 roku zaznaczono, że choć na Białorusi nie ma państwowej religii, to zawarty przez państwo konkordat z Kościołem prawosławnym daje mu uprzywilejowany status.

Biuro ds. demokracji praw człowieka i pracy wskazało w tym raporcie na naruszanie praw innych wyznań na Białorusi, zwłaszcza grup religijnych, które władze uznają za powiązane z obcymi wpływami kulturowymi lub polityką.
Opozycyjne portale internetowe na Białorusi przypominają, że sam Łukaszenka nazwał siebie kiedyś „prawosławnym ateistą”. „Jestem ateistą, ale prawosławnym ateistą – powiedział podczas jednego ze spotkań z patriarchą Filaretem.

W opublikowanym w połowie września amerykańskim raporcie na temat przestrzegania swobód religijnych na świecie w 2006 roku zaznaczono, że choć na Białorusi nie ma państwowej religii, to zawarty przez państwo konkordat z Kościołem prawosławnym daje mu uprzywilejowany status.

Biuro ds. demokracji praw człowieka i pracy wskazało w tym raporcie na naruszanie praw innych wyznań na Białorusi, zwłaszcza grup religijnych, które władze uznają za powiązane z obcymi wpływami kulturowymi lub polityką.
W opublikowanym w połowie września amerykańskim raporcie na temat przestrzegania swobód religijnych na świecie w 2006 roku zaznaczono, że choć na Białorusi nie ma państwowej religii, to zawarty przez państwo konkordat z Kościołem prawosławnym daje mu uprzywilejowany status.

Biuro ds. demokracji praw człowieka i pracy wskazało w tym raporcie na naruszanie praw innych wyznań na Białorusi, zwłaszcza grup religijnych, które władze uznają za powiązane z obcymi wpływami kulturowymi lub polityką.
Biuro ds. demokracji praw człowieka i pracy wskazało w tym raporcie na naruszanie praw innych wyznań na Białorusi, zwłaszcza grup religijnych, które władze uznają za powiązane z obcymi wpływami kulturowymi lub polityką.
A w polityce dzieje się, oj się dzieje. Tam chamstwo i warcholstwo a tu zbierają się święci bojownicy aby mnie obronić. Oto wiadomość:

Powstał klub byłych posłów Samoobrony
gazeta.pl, kid, PAP, jg 2006-09-22

Były poseł Samoobrony Jan Bestry poinformował w piątek dziennikarzy, że utworzony został nowy klub parlamentarny Ruch Ludowo-Narodowy złożony z 15 posłów. Klub utworzyli b. posłowie Samoobrony oraz posłowie z Narodowego Koła Parlamentarnego.

Bestry zapowiedział, że klub od przyszłego tygodnia rozpocznie rozmowy o koalicji. „Nie zgadzamy się na to, aby to Andrzej Lepper wraz z liberałami zawiązywał koalicję” – powiedział.

Bestry powiedział, że Ruch Ludowo-Narodowy chce współtworzyć koalicję rządową i w przyszłym tygodniu rozpocznie rozmowy z PiS na ten temat.

Zygmunt Wrzodak tłumaczył, że posłowie zrzeszeni w Ruchu Ludowo-Narodowym chcą ratować obecną koalicją, gdyż obawiają się, że skutkiem przyspieszonych wyborów będą rządy koalicji PO i SLD. „Chcemy zapobiec rozkradaniu Polski i bronić naszych narodowych interesów” – mówi poseł Wrzodak.

W skład klubu weszli byli posłowie „Samoobrony”: Jan Bestry, Halina Molka, Józef Pilarz, Tadeusz Dębicki, Józef Cepil, Bernard Ptak i Andrzej Ruciński; posłowie Narodowego Koła Parlamentarnego: Anna Sobecka, Gabriela Masłowska, Zygmunt Wrzodak, Marian Daszyk i Bogusław Kowalski oraz niezrzeszeni: Krzysztof Szyga, Piotr Misztal i Ryszard Kaczyńki.

Już widzę jak poseł Piotr Misztal chce zapobiec „rozkradaniu Polski”; ale zgadzam się, że będzie on „bronić swoich narodowych interesów”.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
samoobrona,
Wrzodak,
Misztal,
Lepper

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Były poseł Samoobrony Jan Bestry poinformował w piątek dziennikarzy, że utworzony został nowy klub parlamentarny Ruch Ludowo-Narodowy złożony z 15 posłów. Klub utworzyli b. posłowie Samoobrony oraz posłowie z Narodowego Koła Parlamentarnego.

Bestry zapowiedział, że klub od przyszłego tygodnia rozpocznie rozmowy o koalicji. „Nie zgadzamy się na to, aby to Andrzej Lepper wraz z liberałami zawiązywał koalicję” – powiedział.

Bestry powiedział, że Ruch Ludowo-Narodowy chce współtworzyć koalicję rządową i w przyszłym tygodniu rozpocznie rozmowy z PiS na ten temat.

Zygmunt Wrzodak tłumaczył, że posłowie zrzeszeni w Ruchu Ludowo-Narodowym chcą ratować obecną koalicją, gdyż obawiają się, że skutkiem przyspieszonych wyborów będą rządy koalicji PO i SLD. „Chcemy zapobiec rozkradaniu Polski i bronić naszych narodowych interesów” – mówi poseł Wrzodak.

W skład klubu weszli byli posłowie „Samoobrony”: Jan Bestry, Halina Molka, Józef Pilarz, Tadeusz Dębicki, Józef Cepil, Bernard Ptak i Andrzej Ruciński; posłowie Narodowego Koła Parlamentarnego: Anna Sobecka, Gabriela Masłowska, Zygmunt Wrzodak, Marian Daszyk i Bogusław Kowalski oraz niezrzeszeni: Krzysztof Szyga, Piotr Misztal i Ryszard Kaczyńki.
Bestry zapowiedział, że klub od przyszłego tygodnia rozpocznie rozmowy o koalicji. „Nie zgadzamy się na to, aby to Andrzej Lepper wraz z liberałami zawiązywał koalicję” – powiedział.

Bestry powiedział, że Ruch Ludowo-Narodowy chce współtworzyć koalicję rządową i w przyszłym tygodniu rozpocznie rozmowy z PiS na ten temat.

Zygmunt Wrzodak tłumaczył, że posłowie zrzeszeni w Ruchu Ludowo-Narodowym chcą ratować obecną koalicją, gdyż obawiają się, że skutkiem przyspieszonych wyborów będą rządy koalicji PO i SLD. „Chcemy zapobiec rozkradaniu Polski i bronić naszych narodowych interesów” – mówi poseł Wrzodak.

W skład klubu weszli byli posłowie „Samoobrony”: Jan Bestry, Halina Molka, Józef Pilarz, Tadeusz Dębicki, Józef Cepil, Bernard Ptak i Andrzej Ruciński; posłowie Narodowego Koła Parlamentarnego: Anna Sobecka, Gabriela Masłowska, Zygmunt Wrzodak, Marian Daszyk i Bogusław Kowalski oraz niezrzeszeni: Krzysztof Szyga, Piotr Misztal i Ryszard Kaczyńki.
Bestry powiedział, że Ruch Ludowo-Narodowy chce współtworzyć koalicję rządową i w przyszłym tygodniu rozpocznie rozmowy z PiS na ten temat.

Zygmunt Wrzodak tłumaczył, że posłowie zrzeszeni w Ruchu Ludowo-Narodowym chcą ratować obecną koalicją, gdyż obawiają się, że skutkiem przyspieszonych wyborów będą rządy koalicji PO i SLD. „Chcemy zapobiec rozkradaniu Polski i bronić naszych narodowych interesów” – mówi poseł Wrzodak.

W skład klubu weszli byli posłowie „Samoobrony”: Jan Bestry, Halina Molka, Józef Pilarz, Tadeusz Dębicki, Józef Cepil, Bernard Ptak i Andrzej Ruciński; posłowie Narodowego Koła Parlamentarnego: Anna Sobecka, Gabriela Masłowska, Zygmunt Wrzodak, Marian Daszyk i Bogusław Kowalski oraz niezrzeszeni: Krzysztof Szyga, Piotr Misztal i Ryszard Kaczyńki.
Zygmunt Wrzodak tłumaczył, że posłowie zrzeszeni w Ruchu Ludowo-Narodowym chcą ratować obecną koalicją, gdyż obawiają się, że skutkiem przyspieszonych wyborów będą rządy koalicji PO i SLD. „Chcemy zapobiec rozkradaniu Polski i bronić naszych narodowych interesów” – mówi poseł Wrzodak.

W skład klubu weszli byli posłowie „Samoobrony”: Jan Bestry, Halina Molka, Józef Pilarz, Tadeusz Dębicki, Józef Cepil, Bernard Ptak i Andrzej Ruciński; posłowie Narodowego Koła Parlamentarnego: Anna Sobecka, Gabriela Masłowska, Zygmunt Wrzodak, Marian Daszyk i Bogusław Kowalski oraz niezrzeszeni: Krzysztof Szyga, Piotr Misztal i Ryszard Kaczyńki.
W skład klubu weszli byli posłowie „Samoobrony”: Jan Bestry, Halina Molka, Józef Pilarz, Tadeusz Dębicki, Józef Cepil, Bernard Ptak i Andrzej Ruciński; posłowie Narodowego Koła Parlamentarnego: Anna Sobecka, Gabriela Masłowska, Zygmunt Wrzodak, Marian Daszyk i Bogusław Kowalski oraz niezrzeszeni: Krzysztof Szyga, Piotr Misztal i Ryszard Kaczyńki.
Już widzę jak poseł Piotr Misztal chce zapobiec „rozkradaniu Polski”; ale zgadzam się, że będzie on „bronić swoich narodowych interesów”.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
samoobrona,
Wrzodak,
Misztal,
Lepper

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Czytając streszczenie oraz całą wypowiedź papieża (po angielsku dostępna jest w załączniku) widać wyraźnie, że komuś zależy na rozpętaniu światowej wojny kultury zachodu z kulturą Islamu.
Muzułmańskich przywódców nie mam za durni, aby nie zrozumieli co papież chciał powiedzieć, ale jeżeli im, a przede wszystkim szerokim, muzułmańskim masom powiedziano coś innego na temat wypowiedzi papieża (a w to wierzę wiedząc, że wszędzie na świecie są brukowce i że są one sterowane) to efekt jest jaki jest.

Benedykt XVI wzywa do dialogu kultur
KAI (ts, pb //mr), Ratyzbona, 12.09.2006
Do dialogu kultur wezwał Benedykt XVI podczas spotkania ze
światem nauki na uniwersytecie w Ratyzbonie. Podkreślił, że Zachód od
dawna stoi wobec groźby negacji podstaw rozumności i „może z tego
powodu ponieść wielką szkodę”. Dlatego teologia powinna wchodzić
„w dysputę ze współczesnością”.
Wspominając swoją pracę wykładowcy uniwersytetu ratyzbońskiego
Papież podkreślił, że są na nim wydziały teologii katolickiej i
ewangelickiej, których zadaniem było zadawanie pytań o rozumność wiary.
Nawet gdy jeden z naukowców stwierdził, że na uniwersytecie „działają
dwa wydziały, zajmujące się czymś, co nie istnieje – Bogiem”,
uniwersytet jako całość uważał za oczywiste, że „jest sprawą
potrzebną i rozsądną, aby na drodze rozumu stawiać pytania o Boga i czynić
to w kontekście tradycji wiary chrześcijańskiej”.
Odwołując się do dialogu cesarza bizantyjskiego Manuela
II i perskiego uczonego Ibn Hazna sprzed 600 lat, Ojciec Święty wskazał w
swoim wykładzie na różnice w pojmowaniu Boga w chrześcijaństwie i
islamie. Cesarz i Pers dyskutowali m.in. na temat pojęcia dżihadu – świętej
wojny.
Papież przypomniał, że jedna z pierwszych sur Koranu mówi,
że „nie ma przymusu w religii”, choć później są i takie, które
mówią o siłowym nawracaniu niewiernych. „Jeśli ktoś chce prowadzić
do wiary – cytował Benedykt XVI rozumowanie Manuela II – potrzebuje zdolności
dobrej rady i prawidłowego myślenia, a nie przemocy i groźby”.
Papież zaznaczył, że decydujące w argumentacji przeciwko
nawracaniu siłą jest to, że „działanie niezgodne z rozumem jest
sprzeczne z istotą Boga”. Było to oczywiste dla cesarza wyrosłego w
kulturze greckiej, natomiast nie dla muzułmanina, dla którego „Bóg
jest absolutnie transcendentny” i Jego wola nie jest związana z żadną
z ludzkich kategorii: „Bóg nie jest ograniczony nawet przez swoje słowo
i nic nie zmusi Go do objawienia nam prawdy”.
„Tu rozchodzą się drogi w rozumieniu Boga między
chrześcijanami i muzułmanami” – stwierdził Papież. Zgodnie z Biblią,
Bóg działa poprzez Logos – „rozum i słowo zarazem”. Dlatego
„spotkanie biblijnego orędzia z grecką filozofią nie było
przypadkiem”. „Wiara Kościoła zawsze trzymała się tego, że między
Bogiem a nami, między Jego duchem stwórczym i naszym stworzonym umysłem
istnieje prawdziwa analogia”. Choć niepodobieństwa są w niej większe
niż podobieństwa, to jednak jest ona prawdziwa. „Prawdziwie boskim
Bogiem jest Bóg, który ukazał się nam z miłością jako Słowo – logos,
(…) dlatego chrześcijańska służba Bogu jest nabożeństwem sprawowanym
w zgodzie z odwiecznym Słowem i z naszym rozumem” – przekonywał
Benedykt XVI.

Kategorie:
katolicyzm, obserwator, Islam, _blog

Słowa kluczowe:
Benedykt XVI,
Ratyzbona,
Islam,
Dzihad

Pliki

meeting_with_the_representatives_of_science_at_the_university_of_regensburg.mht

portal_islam_w_polsce_-_o_b-xvi.mht

Komentarze: (7)

Boruta,

September 23, 2006 08:37

Skomentuj komentarz

Szkoda, że obecnie urzędujący papież nie wspomniał o sposobie nawracania pogańskich Prusów przez Zakon NMP czy o wyczynach arcykatolickich konkwistadorów w Ameryce Łacińskiej, że nie wspomnę już o bliższych nam w czasie żołdakach z wypisanym na pasach „Bóg z nami”.Bądźmy szczerzy, my ludzie, a w szczególności „dzieci Abrahama” względem siebie jesteśmy jako ten Kain.Nie kłujmy muzułmanów w oczy kolcem, który tak samo uwiera nasze.Ani My, ani Oni nie jesteśmy „barankami”.Pozdrawiam

w34,

September 23, 2006 08:48

Skomentuj komentarz

No coż… proszę, przeczytaj całość jego wypowiedzi a myślę, że się mylisz. Czasy w których KK nie przyznawał się do swojej przeszłości to już przeszłośc. Oczywiście, nie wszyscy mundurowi i nie wszędzie sobie na to pozwalają, np. w Radio M. wszystko jest, było i będzie w porządku bo tak właśnie ma być i koniec. Ale teologowie (a takim właśnie jest Ratzinger), współcześni telologowie (a takim właśnie jest Ratzinger, choć już dość stary), a teologowie niemieccy (a takim szczególnie jest Ratzinger) mówiąc mówią jasno, czytelnie i jakby prawdziwie. Szkoda tylko, że dociera to (bo tak mówią) tylko do innych teologów.Proszę więc, nie daj się zwieść przez tytuły, nie wierz temu cytowanemu przeze mnie za KAI streszczeniu ale sięgnij do źródeł – np. do całej jego wypowiedzi w załączniku.Ale jeszcze lepiej, i myślę, że tylko to mogłem tu napisać – olej mundurowych, nie patrz na to co robią chrześcijanie, co inni ludzie, bo ludzie choćby najświętsi są tylko i wyłącznie ludźmi. Spójrz na Jezusa, sięgnij do jego słów i z tego wyciągaj wnioski, bo w tym jest życie i w Jego słowach musi być objawiona prawda nie tylko o świecie ale i o nas, o ludziach.Może to jest właśnie problem ludzkości – za bardzo patrzymy na siebie a za mało szukamy Boga.A co do muzułmanów to sam już nie wiem co myśleć, choć jednego jestem pewien. Są ludzie, którzy prowokują konflikt; są tacy, którym zależy aby informacje były przekłamywane, niedopowiedziane, inaczej zrozumiane.

Boruta,

September 23, 2006 16:26

Skomentuj komentarz

Szanuję Ratzingera (nie od dzisiaj), ale jego odwołanie się do XIV w sporu, w którym to chrześcijański cesarz „ma oczywistą rację” było moim zdaniem niezbyt fortunnym posunięciem.W pełni zgadzam się z Tobą, że w dobie obecnej Kościół Katolicki nie wypiera się swoich zbrodni (i chwała mu za to), ale niestety – „krew niewinnych” pozostanie już na nim jako kainowe znamię po wsze czasy.Nic nie usprawiedliwia zbrodni, niezależnie od tego jakie intencje przyświecały mordercom.Dużo piszesz o Jezusie … jak uważasz, co On sam by na to powiedział ??? Czy myślisz, że wygłosiłby chociaż jedno kazanie albo dokonał najmniejszego cudu o pójściu na krzyż nie wspominając gdyby wiedział, że z jego Imieniem na ustach oraz w jego Imieniu będzie się zabijać, grabić i palać … ?Tu nie chodzi o pojedyncze ofiary, ale o setki tysięcy, a może i więcej ??? … nie wiem, nie liczyłem.Nie można tłumaczyć tego w sposób, w jaki „widzi” to chrześcijańska teologia, „że wiedział”, a nawet pokazał Mu to sam szatan w Ogrójcu, albo na drzewie krzyża tylko po to, żeby nie dokonało się „nasze” zbawienie.Ta wizja może zadawalać teologów, którzy są w stanie „usprawiedliwić” każde łajdactwo.Należy spytać samego Jezusa … Nauczycielu, co Ty na to???Ale jak ???To „proste” … trzeba najpierw zapytać „samego siebie”,… co ja bym zrobił na Jego miejscu … przecież On ciągle nam to „podpowiada”P.S.Niech nie zmyli Pana mój nick – Boruta.Nie ma on żadnego związku z „siłą nieczystą”Jestem po prostu umiarkowanym słowianofilem i posługuję się imieniem jednego z pierwszych książąt słoweńskich (kraińskich).Pozdrawiam

anonim,

September 24, 2006 13:11

Skomentuj komentarz

1. Ta sprawa (piszę o wypowiedzi B-XVI i reakcji na nią) jest chyba głebsza niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Muszę pomyśleć… ale czy warto o tym myśleć? Na pewno warto myśleć, ale czy warto myśleć o ludziach tego świata? (o tym dalej, juz w pkt. 2)2. Pytasz co by moim zdaniem Jezus powiedział. Wydaje mi się, że nic. W jego czasach podobne problemy były: mieli w Izraelu okupacje Rzymską, mieli Cezara, narzucającego światu (w tym Żydom) styl życia, który raczej klasyfikuje się do pudełka z napisem „grzeszny”; mieli swoje partie polityczne: postępową lewice (sadyceusze), i konserwatywną prawice (faryzeusze), zdrajców i kolaborantów (Mateusz, ), walczących narodowców jak LPR (zeloci) i populistów z Samoobrony, choć Herod pewnie takim prostakiem jak Lepper nie był. I przychodzi Jezus i jest jakby ponad to – głosi Królestwo Boże, które nijak się ma do podatku VAT, i składania deklaracji PIT.I to najbardziej przekonuje mnie o tym, że to co powszechnie uważa się za chrześcijańskie, chrystusowe bynajmniej nie jest. Europa nie jest, i nie wiem czy kiedykolwiek była chrześcijańska, choć był czas, że to właśnie tu mieszkało najwięcej chrześcijan. Oczywiście w kulturze, obyczajach a nawet moralności pewnie ślady nauczania Jezusa są, ale są to rzeczy zewnętrzne, elementy kultury a nie to o co chodziło Jezusowi a więc o moc Ducha Świętego przemieniającą serce człowieka.Może więc Jezus wygłosił za dużo tych kazań, zrobił za wiele cudów – może miał się ograniczyć do tego co najważniejsze, do złożenia swojego życia w ofierze na nasze grzechy po to abyśmy mogli przyjść do Boga, być przemienieni i abyśmy na codzień, poprzez Ducha obcując z NIM nie zajmowali się takimi pierdołami jak polityka, pogoń za pieniądzem, wywyższanie się nad innych, ludzka mądrość. W dzisiejszej kantacie był przypomniany kawałek: Królestwa Bożego szukajcie wpierw… – myślę, że to wystarcza, więc czy naprawdę muszę teraz przemyśliwać na temat tego co powiedział B-XVI i kto tu co miesza? Chyba sobie wezmę na wychamowanie.3. Boruta zawsze brzmi lepiej niż AdolfHitler, który wpisał mi się niedawno pod tektem na temat „pożytecznego idioty”.

Boruta,

September 24, 2006 10:36

Skomentuj komentarz

„Posłuchajmy” (tj. poczytajmy) może co na ten temat mówią polscy muzułmanie:http://www.islam-in-poland.org/index.php/weblog/more/refleksja_na_temat_sow_papiea_benedykta_xvi_o_islamie/ Pozdrawiam

w34,

September 24, 2006 12:50

Skomentuj komentarz

dobre. i daje do myślenia. zachowuje sobie w załączniku, bo myślę, że warto to mieć.

Boruta,

September 24, 2006 18:28

Skomentuj komentarz

Dziękuję za ustosunkowanie się do mojego komentarza. Twoją wypowiedź przeczytałem jak zawsze z nieukrywanym zainteresowaniem.Pozdrawiam i do następnego razu.P.S.Boruta to brzmi dumnie.

Skomentuj notkę
Muzułmańskich przywódców nie mam za durni, aby nie zrozumieli co papież chciał powiedzieć, ale jeżeli im, a przede wszystkim szerokim, muzułmańskim masom powiedziano coś innego na temat wypowiedzi papieża (a w to wierzę wiedząc, że wszędzie na świecie są brukowce i że są one sterowane) to efekt jest jaki jest.

Benedykt XVI wzywa do dialogu kultur
KAI (ts, pb //mr), Ratyzbona, 12.09.2006
Do dialogu kultur wezwał Benedykt XVI podczas spotkania ze
światem nauki na uniwersytecie w Ratyzbonie. Podkreślił, że Zachód od
dawna stoi wobec groźby negacji podstaw rozumności i „może z tego
powodu ponieść wielką szkodę”. Dlatego teologia powinna wchodzić
„w dysputę ze współczesnością”.
Wspominając swoją pracę wykładowcy uniwersytetu ratyzbońskiego
Papież podkreślił, że są na nim wydziały teologii katolickiej i
ewangelickiej, których zadaniem było zadawanie pytań o rozumność wiary.
Nawet gdy jeden z naukowców stwierdził, że na uniwersytecie „działają
dwa wydziały, zajmujące się czymś, co nie istnieje – Bogiem”,
uniwersytet jako całość uważał za oczywiste, że „jest sprawą
potrzebną i rozsądną, aby na drodze rozumu stawiać pytania o Boga i czynić
to w kontekście tradycji wiary chrześcijańskiej”.
Odwołując się do dialogu cesarza bizantyjskiego Manuela
II i perskiego uczonego Ibn Hazna sprzed 600 lat, Ojciec Święty wskazał w
swoim wykładzie na różnice w pojmowaniu Boga w chrześcijaństwie i
islamie. Cesarz i Pers dyskutowali m.in. na temat pojęcia dżihadu – świętej
wojny.
Papież przypomniał, że jedna z pierwszych sur Koranu mówi,
że „nie ma przymusu w religii”, choć później są i takie, które
mówią o siłowym nawracaniu niewiernych. „Jeśli ktoś chce prowadzić
do wiary – cytował Benedykt XVI rozumowanie Manuela II – potrzebuje zdolności
dobrej rady i prawidłowego myślenia, a nie przemocy i groźby”.
Papież zaznaczył, że decydujące w argumentacji przeciwko
nawracaniu siłą jest to, że „działanie niezgodne z rozumem jest
sprzeczne z istotą Boga”. Było to oczywiste dla cesarza wyrosłego w
kulturze greckiej, natomiast nie dla muzułmanina, dla którego „Bóg
jest absolutnie transcendentny” i Jego wola nie jest związana z żadną
z ludzkich kategorii: „Bóg nie jest ograniczony nawet przez swoje słowo
i nic nie zmusi Go do objawienia nam prawdy”.
„Tu rozchodzą się drogi w rozumieniu Boga między
chrześcijanami i muzułmanami” – stwierdził Papież. Zgodnie z Biblią,
Bóg działa poprzez Logos – „rozum i słowo zarazem”. Dlatego
„spotkanie biblijnego orędzia z grecką filozofią nie było
przypadkiem”. „Wiara Kościoła zawsze trzymała się tego, że między
Bogiem a nami, między Jego duchem stwórczym i naszym stworzonym umysłem
istnieje prawdziwa analogia”. Choć niepodobieństwa są w niej większe
niż podobieństwa, to jednak jest ona prawdziwa. „Prawdziwie boskim
Bogiem jest Bóg, który ukazał się nam z miłością jako Słowo – logos,
(…) dlatego chrześcijańska służba Bogu jest nabożeństwem sprawowanym
w zgodzie z odwiecznym Słowem i z naszym rozumem” – przekonywał
Benedykt XVI.

Kategorie:
katolicyzm, obserwator, Islam, _blog

Słowa kluczowe:
Benedykt XVI,
Ratyzbona,
Islam,
Dzihad

Pliki

meeting_with_the_representatives_of_science_at_the_university_of_regensburg.mht

portal_islam_w_polsce_-_o_b-xvi.mht

Komentarze: (7)

Boruta,

September 23, 2006 08:37

Skomentuj komentarz

Szkoda, że obecnie urzędujący papież nie wspomniał o sposobie nawracania pogańskich Prusów przez Zakon NMP czy o wyczynach arcykatolickich konkwistadorów w Ameryce Łacińskiej, że nie wspomnę już o bliższych nam w czasie żołdakach z wypisanym na pasach „Bóg z nami”.Bądźmy szczerzy, my ludzie, a w szczególności „dzieci Abrahama” względem siebie jesteśmy jako ten Kain.Nie kłujmy muzułmanów w oczy kolcem, który tak samo uwiera nasze.Ani My, ani Oni nie jesteśmy „barankami”.Pozdrawiam

w34,

September 23, 2006 08:48

Skomentuj komentarz

No coż… proszę, przeczytaj całość jego wypowiedzi a myślę, że się mylisz. Czasy w których KK nie przyznawał się do swojej przeszłości to już przeszłośc. Oczywiście, nie wszyscy mundurowi i nie wszędzie sobie na to pozwalają, np. w Radio M. wszystko jest, było i będzie w porządku bo tak właśnie ma być i koniec. Ale teologowie (a takim właśnie jest Ratzinger), współcześni telologowie (a takim właśnie jest Ratzinger, choć już dość stary), a teologowie niemieccy (a takim szczególnie jest Ratzinger) mówiąc mówią jasno, czytelnie i jakby prawdziwie. Szkoda tylko, że dociera to (bo tak mówią) tylko do innych teologów.Proszę więc, nie daj się zwieść przez tytuły, nie wierz temu cytowanemu przeze mnie za KAI streszczeniu ale sięgnij do źródeł – np. do całej jego wypowiedzi w załączniku.Ale jeszcze lepiej, i myślę, że tylko to mogłem tu napisać – olej mundurowych, nie patrz na to co robią chrześcijanie, co inni ludzie, bo ludzie choćby najświętsi są tylko i wyłącznie ludźmi. Spójrz na Jezusa, sięgnij do jego słów i z tego wyciągaj wnioski, bo w tym jest życie i w Jego słowach musi być objawiona prawda nie tylko o świecie ale i o nas, o ludziach.Może to jest właśnie problem ludzkości – za bardzo patrzymy na siebie a za mało szukamy Boga.A co do muzułmanów to sam już nie wiem co myśleć, choć jednego jestem pewien. Są ludzie, którzy prowokują konflikt; są tacy, którym zależy aby informacje były przekłamywane, niedopowiedziane, inaczej zrozumiane.

Boruta,

September 23, 2006 16:26

Skomentuj komentarz

Szanuję Ratzingera (nie od dzisiaj), ale jego odwołanie się do XIV w sporu, w którym to chrześcijański cesarz „ma oczywistą rację” było moim zdaniem niezbyt fortunnym posunięciem.W pełni zgadzam się z Tobą, że w dobie obecnej Kościół Katolicki nie wypiera się swoich zbrodni (i chwała mu za to), ale niestety – „krew niewinnych” pozostanie już na nim jako kainowe znamię po wsze czasy.Nic nie usprawiedliwia zbrodni, niezależnie od tego jakie intencje przyświecały mordercom.Dużo piszesz o Jezusie … jak uważasz, co On sam by na to powiedział ??? Czy myślisz, że wygłosiłby chociaż jedno kazanie albo dokonał najmniejszego cudu o pójściu na krzyż nie wspominając gdyby wiedział, że z jego Imieniem na ustach oraz w jego Imieniu będzie się zabijać, grabić i palać … ?Tu nie chodzi o pojedyncze ofiary, ale o setki tysięcy, a może i więcej ??? … nie wiem, nie liczyłem.Nie można tłumaczyć tego w sposób, w jaki „widzi” to chrześcijańska teologia, „że wiedział”, a nawet pokazał Mu to sam szatan w Ogrójcu, albo na drzewie krzyża tylko po to, żeby nie dokonało się „nasze” zbawienie.Ta wizja może zadawalać teologów, którzy są w stanie „usprawiedliwić” każde łajdactwo.Należy spytać samego Jezusa … Nauczycielu, co Ty na to???Ale jak ???To „proste” … trzeba najpierw zapytać „samego siebie”,… co ja bym zrobił na Jego miejscu … przecież On ciągle nam to „podpowiada”P.S.Niech nie zmyli Pana mój nick – Boruta.Nie ma on żadnego związku z „siłą nieczystą”Jestem po prostu umiarkowanym słowianofilem i posługuję się imieniem jednego z pierwszych książąt słoweńskich (kraińskich).Pozdrawiam

anonim,

September 24, 2006 13:11

Skomentuj komentarz

1. Ta sprawa (piszę o wypowiedzi B-XVI i reakcji na nią) jest chyba głebsza niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Muszę pomyśleć… ale czy warto o tym myśleć? Na pewno warto myśleć, ale czy warto myśleć o ludziach tego świata? (o tym dalej, juz w pkt. 2)2. Pytasz co by moim zdaniem Jezus powiedział. Wydaje mi się, że nic. W jego czasach podobne problemy były: mieli w Izraelu okupacje Rzymską, mieli Cezara, narzucającego światu (w tym Żydom) styl życia, który raczej klasyfikuje się do pudełka z napisem „grzeszny”; mieli swoje partie polityczne: postępową lewice (sadyceusze), i konserwatywną prawice (faryzeusze), zdrajców i kolaborantów (Mateusz, ), walczących narodowców jak LPR (zeloci) i populistów z Samoobrony, choć Herod pewnie takim prostakiem jak Lepper nie był. I przychodzi Jezus i jest jakby ponad to – głosi Królestwo Boże, które nijak się ma do podatku VAT, i składania deklaracji PIT.I to najbardziej przekonuje mnie o tym, że to co powszechnie uważa się za chrześcijańskie, chrystusowe bynajmniej nie jest. Europa nie jest, i nie wiem czy kiedykolwiek była chrześcijańska, choć był czas, że to właśnie tu mieszkało najwięcej chrześcijan. Oczywiście w kulturze, obyczajach a nawet moralności pewnie ślady nauczania Jezusa są, ale są to rzeczy zewnętrzne, elementy kultury a nie to o co chodziło Jezusowi a więc o moc Ducha Świętego przemieniającą serce człowieka.Może więc Jezus wygłosił za dużo tych kazań, zrobił za wiele cudów – może miał się ograniczyć do tego co najważniejsze, do złożenia swojego życia w ofierze na nasze grzechy po to abyśmy mogli przyjść do Boga, być przemienieni i abyśmy na codzień, poprzez Ducha obcując z NIM nie zajmowali się takimi pierdołami jak polityka, pogoń za pieniądzem, wywyższanie się nad innych, ludzka mądrość. W dzisiejszej kantacie był przypomniany kawałek: Królestwa Bożego szukajcie wpierw… – myślę, że to wystarcza, więc czy naprawdę muszę teraz przemyśliwać na temat tego co powiedział B-XVI i kto tu co miesza? Chyba sobie wezmę na wychamowanie.3. Boruta zawsze brzmi lepiej niż AdolfHitler, który wpisał mi się niedawno pod tektem na temat „pożytecznego idioty”.

Boruta,

September 24, 2006 10:36

Skomentuj komentarz

„Posłuchajmy” (tj. poczytajmy) może co na ten temat mówią polscy muzułmanie:http://www.islam-in-poland.org/index.php/weblog/more/refleksja_na_temat_sow_papiea_benedykta_xvi_o_islamie/ Pozdrawiam

w34,

September 24, 2006 12:50

Skomentuj komentarz

dobre. i daje do myślenia. zachowuje sobie w załączniku, bo myślę, że warto to mieć.

Boruta,

September 24, 2006 18:28

Skomentuj komentarz

Dziękuję za ustosunkowanie się do mojego komentarza. Twoją wypowiedź przeczytałem jak zawsze z nieukrywanym zainteresowaniem.Pozdrawiam i do następnego razu.P.S.Boruta to brzmi dumnie.

Skomentuj notkę
Do dialogu kultur wezwał Benedykt XVI podczas spotkania ze
światem nauki na uniwersytecie w Ratyzbonie. Podkreślił, że Zachód od
dawna stoi wobec groźby negacji podstaw rozumności i „może z tego
powodu ponieść wielką szkodę”. Dlatego teologia powinna wchodzić
„w dysputę ze współczesnością”.
Wspominając swoją pracę wykładowcy uniwersytetu ratyzbońskiego
Papież podkreślił, że są na nim wydziały teologii katolickiej i
ewangelickiej, których zadaniem było zadawanie pytań o rozumność wiary.
Nawet gdy jeden z naukowców stwierdził, że na uniwersytecie „działają
dwa wydziały, zajmujące się czymś, co nie istnieje – Bogiem”,
uniwersytet jako całość uważał za oczywiste, że „jest sprawą
potrzebną i rozsądną, aby na drodze rozumu stawiać pytania o Boga i czynić
to w kontekście tradycji wiary chrześcijańskiej”.
Odwołując się do dialogu cesarza bizantyjskiego Manuela
II i perskiego uczonego Ibn Hazna sprzed 600 lat, Ojciec Święty wskazał w
swoim wykładzie na różnice w pojmowaniu Boga w chrześcijaństwie i
islamie. Cesarz i Pers dyskutowali m.in. na temat pojęcia dżihadu – świętej
wojny.
Papież przypomniał, że jedna z pierwszych sur Koranu mówi,
że „nie ma przymusu w religii”, choć później są i takie, które
mówią o siłowym nawracaniu niewiernych. „Jeśli ktoś chce prowadzić
do wiary – cytował Benedykt XVI rozumowanie Manuela II – potrzebuje zdolności
dobrej rady i prawidłowego myślenia, a nie przemocy i groźby”.
Papież zaznaczył, że decydujące w argumentacji przeciwko
nawracaniu siłą jest to, że „działanie niezgodne z rozumem jest
sprzeczne z istotą Boga”. Było to oczywiste dla cesarza wyrosłego w
kulturze greckiej, natomiast nie dla muzułmanina, dla którego „Bóg
jest absolutnie transcendentny” i Jego wola nie jest związana z żadną
z ludzkich kategorii: „Bóg nie jest ograniczony nawet przez swoje słowo
i nic nie zmusi Go do objawienia nam prawdy”.
„Tu rozchodzą się drogi w rozumieniu Boga między
chrześcijanami i muzułmanami” – stwierdził Papież. Zgodnie z Biblią,
Bóg działa poprzez Logos – „rozum i słowo zarazem”. Dlatego
„spotkanie biblijnego orędzia z grecką filozofią nie było
przypadkiem”. „Wiara Kościoła zawsze trzymała się tego, że między
Bogiem a nami, między Jego duchem stwórczym i naszym stworzonym umysłem
istnieje prawdziwa analogia”. Choć niepodobieństwa są w niej większe
niż podobieństwa, to jednak jest ona prawdziwa. „Prawdziwie boskim
Bogiem jest Bóg, który ukazał się nam z miłością jako Słowo – logos,
(…) dlatego chrześcijańska służba Bogu jest nabożeństwem sprawowanym
w zgodzie z odwiecznym Słowem i z naszym rozumem” – przekonywał
Benedykt XVI.
Znany norweski pisarz Jostein Gaarder ostro zaatakował Izrael. Oznajmił
wręcz, że nie uznaje tego państwa. Autor „Świata Zofii” – bestselleru
przetłumaczonego na 53 języki – wyraził tę opinię na łamach poczytnego
dziennika „Aftenposten”.

„Już nie uznajemy Izraela. Nie mogliśmy uznać południowoafrykańskiego
apartheidu i nie uznaliśmy afgańskiego reżimu talibów. Wielu nie uznało też
Iraku Saddama Husajna” – napisał. Izrael powinien – jego zdaniem – wrócić do
granic sprzed okupacji Palestyny i innych terytoriów arabskich.

W tekście utrzymanym w tonie proroków Starego Testamentu Gaarder potępił
terror wobec cywilów stosowany zarówno przez Hamas i Hezbollah, jak i przez
Izrael. W rozmowie z „Aftenposten” odpierał jednak zarzuty, że jest
antysemitą.

– Tu chodzi o Państwo Izrael, a nie o Żydów. Uważam, że są oni krzywdzeni
przez własny kraj – twierdził pisarz. Agencji informacyjnej NTB powiedział,
że do napisania tekstu w „Aftenposten” skłoniła go „wściekłość” z powodu
śmierci Libańczyków w wyniku konfliktu między Izraelem a Hezbollahem. Dodał,
że zdecydował się na publikację tylko dlatego, że to, co napisał, pozytywnie
ocenili jego przyjaciele.

Reakcje na artykuł były natychmiastowe. Potępiła go większość pisarzy,
naukowców i polityków. Publicystka „Aftenposten” Mona Levin tak skomentowała
artykuł: – Nie czytałam niczego gorszego od czasów „Mein Kampf”. Według
dyrektora ds. międzynarodowych Centrum Szymona Wiesenthala Shimona Samuelsa
„Gaarder służy siłom ciemności”.

Innego zdania był natomiast Walid al-Kubaisi – mieszkający w Norwegii pisarz
irackiego pochodzenia.

– To promyk nadziei dla świata arabskiego – stwierdził. Al-Kubaisi
przetłumaczył tekst na arabski i wysłał go do 40 redakcji i stron
internetowych w Iraku, Libanie, Egipcie i Syrii.
„Już nie uznajemy Izraela. Nie mogliśmy uznać południowoafrykańskiego
apartheidu i nie uznaliśmy afgańskiego reżimu talibów. Wielu nie uznało też
Iraku Saddama Husajna” – napisał. Izrael powinien – jego zdaniem – wrócić do
granic sprzed okupacji Palestyny i innych terytoriów arabskich.

W tekście utrzymanym w tonie proroków Starego Testamentu Gaarder potępił
terror wobec cywilów stosowany zarówno przez Hamas i Hezbollah, jak i przez
Izrael. W rozmowie z „Aftenposten” odpierał jednak zarzuty, że jest
antysemitą.

– Tu chodzi o Państwo Izrael, a nie o Żydów. Uważam, że są oni krzywdzeni
przez własny kraj – twierdził pisarz. Agencji informacyjnej NTB powiedział,
że do napisania tekstu w „Aftenposten” skłoniła go „wściekłość” z powodu
śmierci Libańczyków w wyniku konfliktu między Izraelem a Hezbollahem. Dodał,
że zdecydował się na publikację tylko dlatego, że to, co napisał, pozytywnie
ocenili jego przyjaciele.

Reakcje na artykuł były natychmiastowe. Potępiła go większość pisarzy,
naukowców i polityków. Publicystka „Aftenposten” Mona Levin tak skomentowała
artykuł: – Nie czytałam niczego gorszego od czasów „Mein Kampf”. Według
dyrektora ds. międzynarodowych Centrum Szymona Wiesenthala Shimona Samuelsa
„Gaarder służy siłom ciemności”.

Innego zdania był natomiast Walid al-Kubaisi – mieszkający w Norwegii pisarz
irackiego pochodzenia.

– To promyk nadziei dla świata arabskiego – stwierdził. Al-Kubaisi
przetłumaczył tekst na arabski i wysłał go do 40 redakcji i stron
internetowych w Iraku, Libanie, Egipcie i Syrii.
W tekście utrzymanym w tonie proroków Starego Testamentu Gaarder potępił
terror wobec cywilów stosowany zarówno przez Hamas i Hezbollah, jak i przez
Izrael. W rozmowie z „Aftenposten” odpierał jednak zarzuty, że jest
antysemitą.

– Tu chodzi o Państwo Izrael, a nie o Żydów. Uważam, że są oni krzywdzeni
przez własny kraj – twierdził pisarz. Agencji informacyjnej NTB powiedział,
że do napisania tekstu w „Aftenposten” skłoniła go „wściekłość” z powodu
śmierci Libańczyków w wyniku konfliktu między Izraelem a Hezbollahem. Dodał,
że zdecydował się na publikację tylko dlatego, że to, co napisał, pozytywnie
ocenili jego przyjaciele.

Reakcje na artykuł były natychmiastowe. Potępiła go większość pisarzy,
naukowców i polityków. Publicystka „Aftenposten” Mona Levin tak skomentowała
artykuł: – Nie czytałam niczego gorszego od czasów „Mein Kampf”. Według
dyrektora ds. międzynarodowych Centrum Szymona Wiesenthala Shimona Samuelsa
„Gaarder służy siłom ciemności”.

Innego zdania był natomiast Walid al-Kubaisi – mieszkający w Norwegii pisarz
irackiego pochodzenia.

– To promyk nadziei dla świata arabskiego – stwierdził. Al-Kubaisi
przetłumaczył tekst na arabski i wysłał go do 40 redakcji i stron
internetowych w Iraku, Libanie, Egipcie i Syrii.
– Tu chodzi o Państwo Izrael, a nie o Żydów. Uważam, że są oni krzywdzeni
przez własny kraj – twierdził pisarz. Agencji informacyjnej NTB powiedział,
że do napisania tekstu w „Aftenposten” skłoniła go „wściekłość” z powodu
śmierci Libańczyków w wyniku konfliktu między Izraelem a Hezbollahem. Dodał,
że zdecydował się na publikację tylko dlatego, że to, co napisał, pozytywnie
ocenili jego przyjaciele.

Reakcje na artykuł były natychmiastowe. Potępiła go większość pisarzy,
naukowców i polityków. Publicystka „Aftenposten” Mona Levin tak skomentowała
artykuł: – Nie czytałam niczego gorszego od czasów „Mein Kampf”. Według
dyrektora ds. międzynarodowych Centrum Szymona Wiesenthala Shimona Samuelsa
„Gaarder służy siłom ciemności”.

Innego zdania był natomiast Walid al-Kubaisi – mieszkający w Norwegii pisarz
irackiego pochodzenia.

– To promyk nadziei dla świata arabskiego – stwierdził. Al-Kubaisi
przetłumaczył tekst na arabski i wysłał go do 40 redakcji i stron
internetowych w Iraku, Libanie, Egipcie i Syrii.
Reakcje na artykuł były natychmiastowe. Potępiła go większość pisarzy,
naukowców i polityków. Publicystka „Aftenposten” Mona Levin tak skomentowała
artykuł: – Nie czytałam niczego gorszego od czasów „Mein Kampf”. Według
dyrektora ds. międzynarodowych Centrum Szymona Wiesenthala Shimona Samuelsa
„Gaarder służy siłom ciemności”.

Innego zdania był natomiast Walid al-Kubaisi – mieszkający w Norwegii pisarz
irackiego pochodzenia.

– To promyk nadziei dla świata arabskiego – stwierdził. Al-Kubaisi
przetłumaczył tekst na arabski i wysłał go do 40 redakcji i stron
internetowych w Iraku, Libanie, Egipcie i Syrii.
Innego zdania był natomiast Walid al-Kubaisi – mieszkający w Norwegii pisarz
irackiego pochodzenia.

– To promyk nadziei dla świata arabskiego – stwierdził. Al-Kubaisi
przetłumaczył tekst na arabski i wysłał go do 40 redakcji i stron
internetowych w Iraku, Libanie, Egipcie i Syrii.
– To promyk nadziei dla świata arabskiego – stwierdził. Al-Kubaisi
przetłumaczył tekst na arabski i wysłał go do 40 redakcji i stron
internetowych w Iraku, Libanie, Egipcie i Syrii.
No coż… Norwegia chyba też krzywdzi swoich obywateli skoro są tam jednostki gotowe tak pokrętnie myśleć. Zaślepiony demokracją zachodu nie widzi, że jedyną podobną demokracją na Bliskim Wschodzie jest Izrael – tam też, mimo iż demokratycznie wybrany rząd prowadzi wojne możliwe jest aby jakiś obywatel był przeciwko wojnie i mógł mówić o tym głośno. Gaarder nie jest antysemitą (albo tak mu się tylko wydaje) ale jest przeciwko państwu żydowskiemu, w którym sami Żydzi sobie rządząc jak chcą a w stwierdzeniu, że Izrael powinien wrócić to granic sprzed okupuacji Palestyny mówi praktycznie to samo co prezydent Iranu, że Izrael powinien być zepchnięty do morza.

A może za dużo słucha swoich (Hiobowych) przyjaciół?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Jostein Gaarder

Komentarze: (10)

lilienn,

August 19, 2006 22:49

Skomentuj komentarz

Jestem pełna podziwu dla tego co robisz.

Xahrog,

August 23, 2006 07:41

Skomentuj komentarz

sposob w jaki izrael „opiekuje się” religijna częścia społeczeństwa. koomętarza są przezabawne nie mozna tego powiedzieć o zdjęciach które są UWAGA DASTYCZE ( ciekawe czy modzi to puszcza )http://republika.pl/netureikartapl/vi.html

Boruta,

September 2, 2006 20:31

Skomentuj komentarz

Doprawdy?! to już tak nisko upadła demokracja „na Zachodzie”, że muszą jej bronić zbrodniarze wojenni???Panie Wojtku, jestem Europejczykiem jak Pan, ale nie życzę sobie żeby jakiekolwiek państwo w obronie swoich partykularnych interesów powoływało się na konieczność obrony naszych wartości.Tłumaczenie, że używając siły (z zastosowaniem zabronionych prawem międzynarodowym rodzajów amunicji przeciw obiektom i infrastrukturze cywilnej) czyni się to dla naszego dobra jest zwykłym oszustwem i kpiną z uczciwych ludzi.Szczerze współczuję Żydom z Izraela, zwłaszcza tym, którzy stracili swych ojców i synów w walkach z bojownikami libańskiego Hezbollahu w Bint Dżubail. Potraktowanie świetnie wyposażonych i wyszkolonych jednostek milicji szyickiej jak bandy zwykłych terrorystów skończyło się dość nieciekawie dla żołnierzy izraelskich.Nie jest to nasza wojna jak usiłują wmówić nam wysoko postawieni szaleńcy, którzy juz dawno przestali odróżniać krew ludzką od ropy naftowej.Niech Bóg im wybaczy i litując się nad Nami trzyma ich od Nas z daleka.

w34,

September 3, 2006 17:22

Skomentuj komentarz

Dziękuję za komentarz. Nie potrafię się oprzeć aby komentarz skomentować po to by moje stanowisko było do końca jasne.Z europejską liberalną demokracja jest bardzo źle – w zasadze sprowadza się ona do hasła „róbta co chceta” oraz do wykorzystywania władzy przez klasę cwaniaków-polityków, którzy do tej władzy łatwo dochodzą (nawiasem mówiąc to ciekawe jak w europie w tej chwli łatwo zdobyć władzę, być w parlamencie, w rządze, w instytucjach europejskich … i nie chodzi mi tu tylko o przykłady z Polski). W takich liberalnych i demokratycznych krajach poza wąską grupą narodowców-oszołomów nikomu nie chce się walczyć (w znaczeniu „ojciec prać?”) w swoje, bo w zasadzie każdy swoje ma. Ale są na świecie ludzie obcy, którzy tu chcą przyjść i nie mają ochoty podporządkowywać się tej demokracji, bo mają swój, wg. nich lepszy, bynajmniej niedemokratyczny pomysł na urządzenie świata. W tym kontekście wojna Izraela z Hezbollachem w Libanie to jest już nasza wojna. Wydaje mi się, że ona nie jest o rope dla bogatych naftowców z Hustion ale o to czy wolno ze swojego ogródka wystrzelić do sąsiada katiusze tylko dlatego, że się tego sąsiada nie lubi. Są tacy co uważają, że wolno a nawet należy – i jak tylko będą mieli katiusze co polecą dalej niż do Tel-Avivu to wycelują je nie w Sahare ale w Europe.* * * * *A co do konwencji prowadzenia wojen:- Izrael usiłował zniszczyć infrastrukturę wojskową i tą dla wojska niezbędną. Przy okazji dostali cywile, ale przy skali tych działań wojennych naprawdę, dziwi mnie, że straty były tylko takie.- Hezbollach z definicji strzela w cywilów, bo trafienie w w domy, szkoły (Hajfam, Safed, Afula, Ber-Szean) robi na przeciwniku większe wrażenie niż trafienie w czołg. Tylko pochodzące z czasów z przez 1967 r. bunkry i przystosowanie żydów do używania ich sprawiły, że ofiar było tak mało.- Ale powyższych obserwacji nie widać w 2 minutowych wiadomościach w TV, gdzie przebijają się efekty w postaci krwi a nie intencje.

Boruta,

September 3, 2006 18:34

Skomentuj komentarz

Pana argumenty mające przekonać mnie, że wojna „wewnątrz-semicka” (wszak Żydzi i Arabowie są Semitami) jest „naszą wojną” nie przekonują mnie ani trochę.W pełni rozumiem przywódców Izraela, którzy usiłują przekonać do swoich celów głównych graczy na arenie międzynarodowej. Nierozumiem jednak tych, którzy mylą swój interes z interesem obcego państwa, chociaż muszę przyznać, że nieraz może dojść do pewnej zbieżności takowych interesów.Właściwie nie pałając „miłością” do muzułmanów nie życzę sobie jednocześnie żeby „obrońcą” moich wartości byli inni mieszkańcy Bliskiego Wschodu, uprawiający politykę na sposób „azjatycki” całkowicie obcy naszej kulturze.Jeżeli chodzi o zagrożenie dla Europy ze strony „wojującego islamu”, to proszę – niech muzułmanie „popróbuja się z nami” … Kiedy siły powietrzne NATO bombardowały Serbię w obronie muzułmańskich Bośniaków i Albańczyków nikt nie mówił o zagrożeniu ze strony wyznawców Proroka dla naszego kontynentu.Wrogiem byli ci prawosławni Słowianie, którzy nie chcieli w sposób dobrowolny przyjąć reguł gry ustalonych dla nich na Zachodzie Europy.Kiedy teraz niektórzy Europejczycy nie chcą popierać awanturniczej polityki jednego z bliskowschodnich państewek, nagle przypomina im się o zagrożeniu ze strony nieprzyjaciół akurat tegoż organizmu państwowego. Paradoksem tamtejszej sytuacji może być to, że „zwycięstwo Hezbollahu może wyrządzić mniejszą szkodę Izraelowi niż reżimom arabskim.” Nie dajmy się zwaryiować, potrzeba prowadzić nam interesy z mieszkańcami Bliskiego Wschodu, im zresztą z nami też. To „narody handlowe” umiejące liczyć … z tego żyją, a nie z samej „wojaczki”.Pozdrawiam

w34,

September 4, 2006 18:24

Skomentuj komentarz

Wojna wewnątrzsemicka… no coż, ale czy aspekt narodowy w tej wojnie jest ważny? Na tą wojnę można patrzeć albo jak na wojnę o terytorium albo jak na wojnę kultur.Przyczyną wojna o terytorium jest to, że Syjoniści wymyślili, że skoro Żydzi są prześladowani we wszystkich państwach muszą mieć własne państwo, gdzie będą u siebie.Przyczyną wojny kulturowej jest to, że kultura Islamu nie dopuszcza czegoś takiego jak utrata terytorium, które kiedyś było pod panowaniem tej religii, a do tego nie dopuszcza tak upokarzającego traktowania wyznawców Proroka.I w tym drugim przypadku wojna Żydowsko-Muzułmańska może przenieść się na Europę, zresztą sami muzułmanie mówią: po ludziach soboty zajmiemy się ludźmi niedzieli.A prowadzenie polityki za pomocą wojny wcale nie jest takie obce naszej kulturze. To, że od 60 lat się jakoś udało w Europie przeżyć bez większych wojne niewiele znaczy – historyk powie, że to się nie liczy. I nie jest prawdą, że nie ma tego w naszej kulturze. Wojny są tylko wyrazem naszej nienawiści do innych i co prawda udało się stworzyć społeczeństwo, w którym tej nienawiści nie wyraża się w postaci wojen ale przyczyna, czyli nienawiść pozostała, bo serca ludzkie tak łatwo się nie zmieniają.

Boruta,

September 5, 2006 12:46

Skomentuj komentarz

Dziękuję za ustosunkowanie się do mojego ostatniego komentarza.To o czym Pan pisze daje mi do myślenia.Widzę też, że myliłem się „podejrzewając” Pana o „bezkrytyczny” stosunek w podejściu do działań podejmowanych przez jedną ze stron konfliktu na Bliskim Wschodzie. Szczerze pozdrawiam i mam nadzieję, że będę miał jeszcze okazję „nie zawsze” zgadzać się z Panem, korzystając jednocześnie z Pańskiej gościnności (wkońcu piszę na pańskim blogu).

w34,

September 5, 2006 13:02

Skomentuj komentarz

Mój bezkrytyczny stosunek do Izraela zmienił się pod wpływem rzetelnej (ale nie antysemickiej) krytyki działań Izraela wykonanej przez mojego bliskiego kolegę – po prostu coś musiałem zrobić z faktami. No i pod wpływem tego pogłebiłem nieco swoje studia nad Islamem i kulturą arabską.A mój wniosek jest taki: po ludzku tam nie da się doprowadzić do pokoju. Jeżeli jedni i drudzi nie opamiętają się (w znaczeniu pokuty, metanoi, nawrócenia do Boga, przemienienia umysłu, pojednianai ze Stwórcą) to nigdy tam pokoju nie będzie. Za to jest nadzieja na pokój jak już przyjdzie Mesjasz, albo Mahdi, albo Chrystus – jak kto woli.Maranatha!Dziękuję za polemikę. Pozostaje do dyspozycji.

adolfhitler.blog.pl,

September 21, 2006 12:59

Skomentuj komentarz

Dziwne, ze krytykuje Pan kogos kto ma absolutna racje w tym sporze – czyli fakt, ze panstwa Izrael jako sztucznego tworu po II wojnie swiatowej wsadzonemu na plecy swiatowi arabskiemu, nie powinno juz byc dla wspolnego swiatowego bezpieczenstwa.

w34,

September 21, 2006 15:02

Skomentuj komentarz

Idąc dalej tym tokiem myślenia, wogóle nie powinno być Żydów, bo skoro nie powinno być ich w Izraelu (to sztuczny twór), i nie powinno być ich w innych państwach (my tu Żydów nie chcemy) to albo mogą być w morzu albo … na wschodzie. Wspólne bezpieczeństwo jest ważniejsze! Oczywiście wspólne bez Żydów, bo Żydzi jako nieludzie pod pojęcia „wspólne” nie podpadają.Piękna rasistowka wypowiedź, ale co się dziwić – rasiści są wśród nas i nawet mają swoje blogi!

Skomentuj notkę
A może za dużo słucha swoich (Hiobowych) przyjaciół?

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Jostein Gaarder

Komentarze: (10)

lilienn,

August 19, 2006 22:49

Skomentuj komentarz

Jestem pełna podziwu dla tego co robisz.

Xahrog,

August 23, 2006 07:41

Skomentuj komentarz

sposob w jaki izrael „opiekuje się” religijna częścia społeczeństwa. koomętarza są przezabawne nie mozna tego powiedzieć o zdjęciach które są UWAGA DASTYCZE ( ciekawe czy modzi to puszcza )http://republika.pl/netureikartapl/vi.html

Boruta,

September 2, 2006 20:31

Skomentuj komentarz

Doprawdy?! to już tak nisko upadła demokracja „na Zachodzie”, że muszą jej bronić zbrodniarze wojenni???Panie Wojtku, jestem Europejczykiem jak Pan, ale nie życzę sobie żeby jakiekolwiek państwo w obronie swoich partykularnych interesów powoływało się na konieczność obrony naszych wartości.Tłumaczenie, że używając siły (z zastosowaniem zabronionych prawem międzynarodowym rodzajów amunicji przeciw obiektom i infrastrukturze cywilnej) czyni się to dla naszego dobra jest zwykłym oszustwem i kpiną z uczciwych ludzi.Szczerze współczuję Żydom z Izraela, zwłaszcza tym, którzy stracili swych ojców i synów w walkach z bojownikami libańskiego Hezbollahu w Bint Dżubail. Potraktowanie świetnie wyposażonych i wyszkolonych jednostek milicji szyickiej jak bandy zwykłych terrorystów skończyło się dość nieciekawie dla żołnierzy izraelskich.Nie jest to nasza wojna jak usiłują wmówić nam wysoko postawieni szaleńcy, którzy juz dawno przestali odróżniać krew ludzką od ropy naftowej.Niech Bóg im wybaczy i litując się nad Nami trzyma ich od Nas z daleka.

w34,

September 3, 2006 17:22

Skomentuj komentarz

Dziękuję za komentarz. Nie potrafię się oprzeć aby komentarz skomentować po to by moje stanowisko było do końca jasne.Z europejską liberalną demokracja jest bardzo źle – w zasadze sprowadza się ona do hasła „róbta co chceta” oraz do wykorzystywania władzy przez klasę cwaniaków-polityków, którzy do tej władzy łatwo dochodzą (nawiasem mówiąc to ciekawe jak w europie w tej chwli łatwo zdobyć władzę, być w parlamencie, w rządze, w instytucjach europejskich … i nie chodzi mi tu tylko o przykłady z Polski). W takich liberalnych i demokratycznych krajach poza wąską grupą narodowców-oszołomów nikomu nie chce się walczyć (w znaczeniu „ojciec prać?”) w swoje, bo w zasadzie każdy swoje ma. Ale są na świecie ludzie obcy, którzy tu chcą przyjść i nie mają ochoty podporządkowywać się tej demokracji, bo mają swój, wg. nich lepszy, bynajmniej niedemokratyczny pomysł na urządzenie świata. W tym kontekście wojna Izraela z Hezbollachem w Libanie to jest już nasza wojna. Wydaje mi się, że ona nie jest o rope dla bogatych naftowców z Hustion ale o to czy wolno ze swojego ogródka wystrzelić do sąsiada katiusze tylko dlatego, że się tego sąsiada nie lubi. Są tacy co uważają, że wolno a nawet należy – i jak tylko będą mieli katiusze co polecą dalej niż do Tel-Avivu to wycelują je nie w Sahare ale w Europe.* * * * *A co do konwencji prowadzenia wojen:- Izrael usiłował zniszczyć infrastrukturę wojskową i tą dla wojska niezbędną. Przy okazji dostali cywile, ale przy skali tych działań wojennych naprawdę, dziwi mnie, że straty były tylko takie.- Hezbollach z definicji strzela w cywilów, bo trafienie w w domy, szkoły (Hajfam, Safed, Afula, Ber-Szean) robi na przeciwniku większe wrażenie niż trafienie w czołg. Tylko pochodzące z czasów z przez 1967 r. bunkry i przystosowanie żydów do używania ich sprawiły, że ofiar było tak mało.- Ale powyższych obserwacji nie widać w 2 minutowych wiadomościach w TV, gdzie przebijają się efekty w postaci krwi a nie intencje.

Boruta,

September 3, 2006 18:34

Skomentuj komentarz

Pana argumenty mające przekonać mnie, że wojna „wewnątrz-semicka” (wszak Żydzi i Arabowie są Semitami) jest „naszą wojną” nie przekonują mnie ani trochę.W pełni rozumiem przywódców Izraela, którzy usiłują przekonać do swoich celów głównych graczy na arenie międzynarodowej. Nierozumiem jednak tych, którzy mylą swój interes z interesem obcego państwa, chociaż muszę przyznać, że nieraz może dojść do pewnej zbieżności takowych interesów.Właściwie nie pałając „miłością” do muzułmanów nie życzę sobie jednocześnie żeby „obrońcą” moich wartości byli inni mieszkańcy Bliskiego Wschodu, uprawiający politykę na sposób „azjatycki” całkowicie obcy naszej kulturze.Jeżeli chodzi o zagrożenie dla Europy ze strony „wojującego islamu”, to proszę – niech muzułmanie „popróbuja się z nami” … Kiedy siły powietrzne NATO bombardowały Serbię w obronie muzułmańskich Bośniaków i Albańczyków nikt nie mówił o zagrożeniu ze strony wyznawców Proroka dla naszego kontynentu.Wrogiem byli ci prawosławni Słowianie, którzy nie chcieli w sposób dobrowolny przyjąć reguł gry ustalonych dla nich na Zachodzie Europy.Kiedy teraz niektórzy Europejczycy nie chcą popierać awanturniczej polityki jednego z bliskowschodnich państewek, nagle przypomina im się o zagrożeniu ze strony nieprzyjaciół akurat tegoż organizmu państwowego. Paradoksem tamtejszej sytuacji może być to, że „zwycięstwo Hezbollahu może wyrządzić mniejszą szkodę Izraelowi niż reżimom arabskim.” Nie dajmy się zwaryiować, potrzeba prowadzić nam interesy z mieszkańcami Bliskiego Wschodu, im zresztą z nami też. To „narody handlowe” umiejące liczyć … z tego żyją, a nie z samej „wojaczki”.Pozdrawiam

w34,

September 4, 2006 18:24

Skomentuj komentarz

Wojna wewnątrzsemicka… no coż, ale czy aspekt narodowy w tej wojnie jest ważny? Na tą wojnę można patrzeć albo jak na wojnę o terytorium albo jak na wojnę kultur.Przyczyną wojna o terytorium jest to, że Syjoniści wymyślili, że skoro Żydzi są prześladowani we wszystkich państwach muszą mieć własne państwo, gdzie będą u siebie.Przyczyną wojny kulturowej jest to, że kultura Islamu nie dopuszcza czegoś takiego jak utrata terytorium, które kiedyś było pod panowaniem tej religii, a do tego nie dopuszcza tak upokarzającego traktowania wyznawców Proroka.I w tym drugim przypadku wojna Żydowsko-Muzułmańska może przenieść się na Europę, zresztą sami muzułmanie mówią: po ludziach soboty zajmiemy się ludźmi niedzieli.A prowadzenie polityki za pomocą wojny wcale nie jest takie obce naszej kulturze. To, że od 60 lat się jakoś udało w Europie przeżyć bez większych wojne niewiele znaczy – historyk powie, że to się nie liczy. I nie jest prawdą, że nie ma tego w naszej kulturze. Wojny są tylko wyrazem naszej nienawiści do innych i co prawda udało się stworzyć społeczeństwo, w którym tej nienawiści nie wyraża się w postaci wojen ale przyczyna, czyli nienawiść pozostała, bo serca ludzkie tak łatwo się nie zmieniają.

Boruta,

September 5, 2006 12:46

Skomentuj komentarz

Dziękuję za ustosunkowanie się do mojego ostatniego komentarza.To o czym Pan pisze daje mi do myślenia.Widzę też, że myliłem się „podejrzewając” Pana o „bezkrytyczny” stosunek w podejściu do działań podejmowanych przez jedną ze stron konfliktu na Bliskim Wschodzie. Szczerze pozdrawiam i mam nadzieję, że będę miał jeszcze okazję „nie zawsze” zgadzać się z Panem, korzystając jednocześnie z Pańskiej gościnności (wkońcu piszę na pańskim blogu).

w34,

September 5, 2006 13:02

Skomentuj komentarz

Mój bezkrytyczny stosunek do Izraela zmienił się pod wpływem rzetelnej (ale nie antysemickiej) krytyki działań Izraela wykonanej przez mojego bliskiego kolegę – po prostu coś musiałem zrobić z faktami. No i pod wpływem tego pogłebiłem nieco swoje studia nad Islamem i kulturą arabską.A mój wniosek jest taki: po ludzku tam nie da się doprowadzić do pokoju. Jeżeli jedni i drudzi nie opamiętają się (w znaczeniu pokuty, metanoi, nawrócenia do Boga, przemienienia umysłu, pojednianai ze Stwórcą) to nigdy tam pokoju nie będzie. Za to jest nadzieja na pokój jak już przyjdzie Mesjasz, albo Mahdi, albo Chrystus – jak kto woli.Maranatha!Dziękuję za polemikę. Pozostaje do dyspozycji.

adolfhitler.blog.pl,

September 21, 2006 12:59

Skomentuj komentarz

Dziwne, ze krytykuje Pan kogos kto ma absolutna racje w tym sporze – czyli fakt, ze panstwa Izrael jako sztucznego tworu po II wojnie swiatowej wsadzonemu na plecy swiatowi arabskiemu, nie powinno juz byc dla wspolnego swiatowego bezpieczenstwa.

w34,

September 21, 2006 15:02

Skomentuj komentarz

Idąc dalej tym tokiem myślenia, wogóle nie powinno być Żydów, bo skoro nie powinno być ich w Izraelu (to sztuczny twór), i nie powinno być ich w innych państwach (my tu Żydów nie chcemy) to albo mogą być w morzu albo … na wschodzie. Wspólne bezpieczeństwo jest ważniejsze! Oczywiście wspólne bez Żydów, bo Żydzi jako nieludzie pod pojęcia „wspólne” nie podpadają.Piękna rasistowka wypowiedź, ale co się dziwić – rasiści są wśród nas i nawet mają swoje blogi!

Skomentuj notkę
Termin „pożyteczni idioci” pochodzi ponoć od Stalina. Określał on w ten sposób zachodnich intelektualistów niekoniecznie komuninistów ale na pewno stających w jego obronie w chwilach, gdy realiści wskazywali na zakłamanie, militaryzm i zbrodnie reżimu.

Otóż teraz ponownie mamy doczynienia z pożytecznymi idiotami – niestety, również w Polsce (bo Polska to już też zachód). Przykładem może być debilizm Wawrzyniec Smoczyński, którego twórczość cytuję w tekście „Antysemicki 'Przekrój'” a zagrożenie głupotą ładnie opisał Ziemkiewicz w Rzepie co cytuje poniżej.

O terrorystach i pożytecznych idiotach
Rafał A. Ziemkiewicz, Rzeczpospolita

Nie sposób dziś dojść, kto puścił w obieg pojęcie „wojna asymetryczna”, ale z oczywistych względów robi ono karierę.

Wojna asymetryczna, czyli: jedna strona ma broń, na którą drugiej nie stać, ale ta druga nie ma skrupułów, które krępują tę pierwszą. Ostateczny efekt oglądamy w Libanie, gdzie zasadnicza taktyka islamistów polega na tym, żeby ściągnąć ogień przeciwnika na ludność cywilną, najlepiej na dzieci, co uważają za bardzo moralne, bo załatwiając w ten sposób Armii Boga poparcie świata, zapewniają też dziateczkom wieczne szczęście w raju.

Myślę sobie jednak, że najgroźniejsza asymetria w wojnie Zachodu z islamskim terroryzmem (i zresztą wszystkimi innymi) tkwi nie w różnicy uzbrojenia i kodeksów moralnych, ale w zupełnie innej roli, jaką w społeczeństwach islamskich i postchrześcijańskich odgrywają durnie. Durnie islamscy swą aktywność kierują przeciwko cywilizacji Zachodu. Durnie świata zachodniego – również.

Przypadkiem w przeddzień próby zamachu w Londynie „Gazeta Wyborcza” wydrukowała tekst o nowym, „narodowym programie nauczania” wysmażonym w brytyjskim kuratorium. Plan ten zakazuje nauczycielom „narzucać uczniowi, co jest dobre, a co złe, jakie zachowanie jest właściwe, ani przekazywać żadnych wartości”.

Zdaniem wtajemniczonych to i tak tylko usankcjonowanie codzienności brytyjskich szkół, w których młodzi muzułmanie biją i wyzywają nauczycieli, a ci boją się im zwrócić uwagę, żeby nie zostać oskarżonymi o rasizm. I których uczniowie ochoczo maszerują pod transparentami głoszącymi, że terrorystą jest Bush, a nie bin Laden.

Terroryści chcą zniszczyć naszą cywilizację bombami i podrzynaniem gardeł. Rodzimi durnie – tolerancją, popieraniem wszelkiego rodzaju aberracji i zohydzaniem wartości, na których przez stulecia opierały się społeczny ład i cywilizacyjny rozwój. Z terrorystami zbrojny w nowoczesne technologie Zachód jakoś sobie radzi.

Z własnymi durniami idzie mu dużo gorzej.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
pożyteczni idioci,
Rafał A. Ziemkiewicz,
Izrael,
wojna,
Liban,
Hezbollach

Komentarze: (1)

Dax,

February 5, 2011 13:48

Skomentuj komentarz

Termin „pożyteczny idiota” pochodzi od Lenina, którego to terminu Lenin używał już podczas rewolucji 1917 roku w odniesieniu do takich postaci jak John Reed – korespondent zachodniej prasy, zafascynowany rewolucją.

Skomentuj notkę
Otóż teraz ponownie mamy doczynienia z pożytecznymi idiotami – niestety, również w Polsce (bo Polska to już też zachód). Przykładem może być debilizm Wawrzyniec Smoczyński, którego twórczość cytuję w tekście „Antysemicki 'Przekrój'” a zagrożenie głupotą ładnie opisał Ziemkiewicz w Rzepie co cytuje poniżej.

O terrorystach i pożytecznych idiotach
Rafał A. Ziemkiewicz, Rzeczpospolita

Nie sposób dziś dojść, kto puścił w obieg pojęcie „wojna asymetryczna”, ale z oczywistych względów robi ono karierę.

Wojna asymetryczna, czyli: jedna strona ma broń, na którą drugiej nie stać, ale ta druga nie ma skrupułów, które krępują tę pierwszą. Ostateczny efekt oglądamy w Libanie, gdzie zasadnicza taktyka islamistów polega na tym, żeby ściągnąć ogień przeciwnika na ludność cywilną, najlepiej na dzieci, co uważają za bardzo moralne, bo załatwiając w ten sposób Armii Boga poparcie świata, zapewniają też dziateczkom wieczne szczęście w raju.

Myślę sobie jednak, że najgroźniejsza asymetria w wojnie Zachodu z islamskim terroryzmem (i zresztą wszystkimi innymi) tkwi nie w różnicy uzbrojenia i kodeksów moralnych, ale w zupełnie innej roli, jaką w społeczeństwach islamskich i postchrześcijańskich odgrywają durnie. Durnie islamscy swą aktywność kierują przeciwko cywilizacji Zachodu. Durnie świata zachodniego – również.

Przypadkiem w przeddzień próby zamachu w Londynie „Gazeta Wyborcza” wydrukowała tekst o nowym, „narodowym programie nauczania” wysmażonym w brytyjskim kuratorium. Plan ten zakazuje nauczycielom „narzucać uczniowi, co jest dobre, a co złe, jakie zachowanie jest właściwe, ani przekazywać żadnych wartości”.

Zdaniem wtajemniczonych to i tak tylko usankcjonowanie codzienności brytyjskich szkół, w których młodzi muzułmanie biją i wyzywają nauczycieli, a ci boją się im zwrócić uwagę, żeby nie zostać oskarżonymi o rasizm. I których uczniowie ochoczo maszerują pod transparentami głoszącymi, że terrorystą jest Bush, a nie bin Laden.

Terroryści chcą zniszczyć naszą cywilizację bombami i podrzynaniem gardeł. Rodzimi durnie – tolerancją, popieraniem wszelkiego rodzaju aberracji i zohydzaniem wartości, na których przez stulecia opierały się społeczny ład i cywilizacyjny rozwój. Z terrorystami zbrojny w nowoczesne technologie Zachód jakoś sobie radzi.

Z własnymi durniami idzie mu dużo gorzej.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
pożyteczni idioci,
Rafał A. Ziemkiewicz,
Izrael,
wojna,
Liban,
Hezbollach

Komentarze: (1)

Dax,

February 5, 2011 13:48

Skomentuj komentarz

Termin „pożyteczny idiota” pochodzi od Lenina, którego to terminu Lenin używał już podczas rewolucji 1917 roku w odniesieniu do takich postaci jak John Reed – korespondent zachodniej prasy, zafascynowany rewolucją.

Skomentuj notkę
Nie sposób dziś dojść, kto puścił w obieg pojęcie „wojna asymetryczna”, ale z oczywistych względów robi ono karierę.

Wojna asymetryczna, czyli: jedna strona ma broń, na którą drugiej nie stać, ale ta druga nie ma skrupułów, które krępują tę pierwszą. Ostateczny efekt oglądamy w Libanie, gdzie zasadnicza taktyka islamistów polega na tym, żeby ściągnąć ogień przeciwnika na ludność cywilną, najlepiej na dzieci, co uważają za bardzo moralne, bo załatwiając w ten sposób Armii Boga poparcie świata, zapewniają też dziateczkom wieczne szczęście w raju.

Myślę sobie jednak, że najgroźniejsza asymetria w wojnie Zachodu z islamskim terroryzmem (i zresztą wszystkimi innymi) tkwi nie w różnicy uzbrojenia i kodeksów moralnych, ale w zupełnie innej roli, jaką w społeczeństwach islamskich i postchrześcijańskich odgrywają durnie. Durnie islamscy swą aktywność kierują przeciwko cywilizacji Zachodu. Durnie świata zachodniego – również.

Przypadkiem w przeddzień próby zamachu w Londynie „Gazeta Wyborcza” wydrukowała tekst o nowym, „narodowym programie nauczania” wysmażonym w brytyjskim kuratorium. Plan ten zakazuje nauczycielom „narzucać uczniowi, co jest dobre, a co złe, jakie zachowanie jest właściwe, ani przekazywać żadnych wartości”.

Zdaniem wtajemniczonych to i tak tylko usankcjonowanie codzienności brytyjskich szkół, w których młodzi muzułmanie biją i wyzywają nauczycieli, a ci boją się im zwrócić uwagę, żeby nie zostać oskarżonymi o rasizm. I których uczniowie ochoczo maszerują pod transparentami głoszącymi, że terrorystą jest Bush, a nie bin Laden.

Terroryści chcą zniszczyć naszą cywilizację bombami i podrzynaniem gardeł. Rodzimi durnie – tolerancją, popieraniem wszelkiego rodzaju aberracji i zohydzaniem wartości, na których przez stulecia opierały się społeczny ład i cywilizacyjny rozwój. Z terrorystami zbrojny w nowoczesne technologie Zachód jakoś sobie radzi.

Z własnymi durniami idzie mu dużo gorzej.
Wojna asymetryczna, czyli: jedna strona ma broń, na którą drugiej nie stać, ale ta druga nie ma skrupułów, które krępują tę pierwszą. Ostateczny efekt oglądamy w Libanie, gdzie zasadnicza taktyka islamistów polega na tym, żeby ściągnąć ogień przeciwnika na ludność cywilną, najlepiej na dzieci, co uważają za bardzo moralne, bo załatwiając w ten sposób Armii Boga poparcie świata, zapewniają też dziateczkom wieczne szczęście w raju.

Myślę sobie jednak, że najgroźniejsza asymetria w wojnie Zachodu z islamskim terroryzmem (i zresztą wszystkimi innymi) tkwi nie w różnicy uzbrojenia i kodeksów moralnych, ale w zupełnie innej roli, jaką w społeczeństwach islamskich i postchrześcijańskich odgrywają durnie. Durnie islamscy swą aktywność kierują przeciwko cywilizacji Zachodu. Durnie świata zachodniego – również.

Przypadkiem w przeddzień próby zamachu w Londynie „Gazeta Wyborcza” wydrukowała tekst o nowym, „narodowym programie nauczania” wysmażonym w brytyjskim kuratorium. Plan ten zakazuje nauczycielom „narzucać uczniowi, co jest dobre, a co złe, jakie zachowanie jest właściwe, ani przekazywać żadnych wartości”.

Zdaniem wtajemniczonych to i tak tylko usankcjonowanie codzienności brytyjskich szkół, w których młodzi muzułmanie biją i wyzywają nauczycieli, a ci boją się im zwrócić uwagę, żeby nie zostać oskarżonymi o rasizm. I których uczniowie ochoczo maszerują pod transparentami głoszącymi, że terrorystą jest Bush, a nie bin Laden.

Terroryści chcą zniszczyć naszą cywilizację bombami i podrzynaniem gardeł. Rodzimi durnie – tolerancją, popieraniem wszelkiego rodzaju aberracji i zohydzaniem wartości, na których przez stulecia opierały się społeczny ład i cywilizacyjny rozwój. Z terrorystami zbrojny w nowoczesne technologie Zachód jakoś sobie radzi.

Z własnymi durniami idzie mu dużo gorzej.
Myślę sobie jednak, że najgroźniejsza asymetria w wojnie Zachodu z islamskim terroryzmem (i zresztą wszystkimi innymi) tkwi nie w różnicy uzbrojenia i kodeksów moralnych, ale w zupełnie innej roli, jaką w społeczeństwach islamskich i postchrześcijańskich odgrywają durnie. Durnie islamscy swą aktywność kierują przeciwko cywilizacji Zachodu. Durnie świata zachodniego – również.

Przypadkiem w przeddzień próby zamachu w Londynie „Gazeta Wyborcza” wydrukowała tekst o nowym, „narodowym programie nauczania” wysmażonym w brytyjskim kuratorium. Plan ten zakazuje nauczycielom „narzucać uczniowi, co jest dobre, a co złe, jakie zachowanie jest właściwe, ani przekazywać żadnych wartości”.

Zdaniem wtajemniczonych to i tak tylko usankcjonowanie codzienności brytyjskich szkół, w których młodzi muzułmanie biją i wyzywają nauczycieli, a ci boją się im zwrócić uwagę, żeby nie zostać oskarżonymi o rasizm. I których uczniowie ochoczo maszerują pod transparentami głoszącymi, że terrorystą jest Bush, a nie bin Laden.

Terroryści chcą zniszczyć naszą cywilizację bombami i podrzynaniem gardeł. Rodzimi durnie – tolerancją, popieraniem wszelkiego rodzaju aberracji i zohydzaniem wartości, na których przez stulecia opierały się społeczny ład i cywilizacyjny rozwój. Z terrorystami zbrojny w nowoczesne technologie Zachód jakoś sobie radzi.

Z własnymi durniami idzie mu dużo gorzej.
Przypadkiem w przeddzień próby zamachu w Londynie „Gazeta Wyborcza” wydrukowała tekst o nowym, „narodowym programie nauczania” wysmażonym w brytyjskim kuratorium. Plan ten zakazuje nauczycielom „narzucać uczniowi, co jest dobre, a co złe, jakie zachowanie jest właściwe, ani przekazywać żadnych wartości”.

Zdaniem wtajemniczonych to i tak tylko usankcjonowanie codzienności brytyjskich szkół, w których młodzi muzułmanie biją i wyzywają nauczycieli, a ci boją się im zwrócić uwagę, żeby nie zostać oskarżonymi o rasizm. I których uczniowie ochoczo maszerują pod transparentami głoszącymi, że terrorystą jest Bush, a nie bin Laden.

Terroryści chcą zniszczyć naszą cywilizację bombami i podrzynaniem gardeł. Rodzimi durnie – tolerancją, popieraniem wszelkiego rodzaju aberracji i zohydzaniem wartości, na których przez stulecia opierały się społeczny ład i cywilizacyjny rozwój. Z terrorystami zbrojny w nowoczesne technologie Zachód jakoś sobie radzi.

Z własnymi durniami idzie mu dużo gorzej.
Zdaniem wtajemniczonych to i tak tylko usankcjonowanie codzienności brytyjskich szkół, w których młodzi muzułmanie biją i wyzywają nauczycieli, a ci boją się im zwrócić uwagę, żeby nie zostać oskarżonymi o rasizm. I których uczniowie ochoczo maszerują pod transparentami głoszącymi, że terrorystą jest Bush, a nie bin Laden.

Terroryści chcą zniszczyć naszą cywilizację bombami i podrzynaniem gardeł. Rodzimi durnie – tolerancją, popieraniem wszelkiego rodzaju aberracji i zohydzaniem wartości, na których przez stulecia opierały się społeczny ład i cywilizacyjny rozwój. Z terrorystami zbrojny w nowoczesne technologie Zachód jakoś sobie radzi.

Z własnymi durniami idzie mu dużo gorzej.
Terroryści chcą zniszczyć naszą cywilizację bombami i podrzynaniem gardeł. Rodzimi durnie – tolerancją, popieraniem wszelkiego rodzaju aberracji i zohydzaniem wartości, na których przez stulecia opierały się społeczny ład i cywilizacyjny rozwój. Z terrorystami zbrojny w nowoczesne technologie Zachód jakoś sobie radzi.

Z własnymi durniami idzie mu dużo gorzej.
Z własnymi durniami idzie mu dużo gorzej.
Kto to napisał? Pożyteczny idiota? Miesza mu się Abraham z Mojżeszem, Syjon z Synajem – pewnie zamiast się uczyć chodził na manifestacje i krzyczał „Syjoniści do Syjamu”.

Ale tak czy inaczej ten tekst jest antysemicki – manipulując faktami, mieszając skutni z przyczynami gość promuje irańskie rozwiązania typu „rozwiazaniem problemy pokoju na Bliskim Wschodzie jest likwidacja państwa Izrael”. Szkoda.

Kres świętości Izraela
Wawrzyniec Smoczyński, Przekrój, 31/2006

Co powiedziałby Zachód, gdyby oddział muzułmańskich bojowników rozstrzelał z broni maszynowej 30 izraelskich dzieci? „Bezprecedensowy akt terroru”, „ludobójstwo budzące wspomnienia Holokaustu” – krzyczałyby zapewne zachodnie rządy. Gdy w niedzielę izraelskie bomby zabiły 34 libańskich dzieci, na Zachodzie krzyczały tylko media. Rządy zamilkły, a przyparte do muru zaczęły przebąkiwać o tragicznej pomyłce Izraela i przypadkowych ofiarach bombardowań. Hipokryzja zawsze była silną stroną Zachodu. Silną stroną Izraela jest to, że potrafi wykorzystać ją do własnych celów.

Widziałem niedawno piękne zdjęcie z izraelskiej strony frontu: na pierwszym planie rabini czytający Torę, w tle żołnierze przeładowujący katiuszę. Jedni w skupieniu modlą się nad świętą księgą, drudzy z wprawą opróżniają komorę wyrzutni z gorących łusek i ładują w ich miejsce kolejne pociski. Przekaz zdjęcia jest jasny: to wojna Żydów o starotestamentowe prawo do ziemi Izraela, wojna odwiecznie słuszna, uświęcona obietnicą daną Abrahamowi na górze Synaj przez samego Boga. W domyśle wojna także wasza, ludzie Zachodu, bo przecież wasze chrześcijaństwo bierze początek w naszej religii. Tylko czy Bóg pozwolił, by w jego imię zabito 34 śpiących dzieci? Który Bóg? A jeśli pozwolił, to czym, przepraszam, różni się dziś fundamentalizm Żydów mordujących w imię Jahwe, od fundamentalizmu muzułmanów wysadzających się w powietrze ku chwale Allaha?

Taktyka Izraela wobec Zachodu – z jednej strony szantaż historycznym poczuciem winy za bierność wobec Holokaustu, z drugiej instrumentalizacja religii, by w wojnie z Arabami przydać sobie moralnej wyższości i poparcia w świecie – przynosi efekty. Europa i Ameryka wciąż traktują Izrael jak państwo na specjalnych prawach, któremu więcej wolno, zasługujące na poparcie in blanco, od którego nie wypada niczego wymagać. Izrael chętnie korzysta z tych przywilejów, ale coraz częściej pokazuje, że na specjalnie traktowanie nie zasługuje. Bo armia, która masakruje 34 dzieci w sąsiednim kraju, nie różni się wiele od czeczeńskiego komanda ze szkoły w Biesłanie. A państwo, które oczyszcza ją z odpowiedzialności, jest moralnie równie karłowate co mocodawcy terrorystów z Hamasu i Hezbollahu.

Najlepsze, co Zachód może dziś zrobić dla Izraela, to zacząć traktować go jak normalny kraj. Stawiać mu te same wymagania co innym państwom i wyciągać konsekwencje z działań, za które potępia inne kraje. Izrael do tego dojrzał, skoro zachowuje się jak gracz na pełnych prawach. Nie dojrzał tylko Zachód, który od dwóch tygodni z milczącym przyzwoleniem obserwuje kolejne akty barbarzyństwa wobec cywilów i nie ma odwagi powiedzieć Żydom: „zaczynacie wyrządzać innym to samo, co wam kiedyś wyrządzono”.

Ale ten tekst dobrze pokazuje pewną alternatywę: albo na prawdę Bóg zawarł przymierzy z Abrahamem (i z Mojżeszem je potwierdził) i wtedy ta ziemia należy do Izraela albo nie zawarł i starotestamentowe teksty to zbiór kłamst, którymi nie należy się zajmować. Ale jeżeli Bóg rzeczywiście zawarł takie przymierze to lepiej nie przeciwiać się Bogu, lepiej być po Jego stronie.

Kategorie:
obserwator, Izrael, antysemityzm, _blog

Słowa kluczowe:
Izrael,
antysemityzm,
Przekrój

Komentarze: (1)

Janek G,

October 16, 2006 11:29

Skomentuj komentarz

świetna strona dopiero zaczunam czytać ale jestem bod sporym wrazeniem tego co tu robicie, BRAVO!ps.Jeszcze jeden poważny meroytoryczny błąd pana Smoczyńskiego – siwadczący o tym że nie dokońca wie o czym pisze. Napisał „…na pierwszym planie rabini czytający Torę, w tle żołnierze przeładowujący katiuszę.” tymczaesm IDF (armia Izraelska) nie posiada na swoim uzrbojeniu Katiuszy(są to rakiety produkowane w ZSRRw latach40′ obecnie Hezbolla posługuje się rakietami wzorowanymi na tamtej produkcji).

Skomentuj notkę
Ale tak czy inaczej ten tekst jest antysemicki – manipulując faktami, mieszając skutni z przyczynami gość promuje irańskie rozwiązania typu „rozwiazaniem problemy pokoju na Bliskim Wschodzie jest likwidacja państwa Izrael”. Szkoda.

Kres świętości Izraela
Wawrzyniec Smoczyński, Przekrój, 31/2006

Co powiedziałby Zachód, gdyby oddział muzułmańskich bojowników rozstrzelał z broni maszynowej 30 izraelskich dzieci? „Bezprecedensowy akt terroru”, „ludobójstwo budzące wspomnienia Holokaustu” – krzyczałyby zapewne zachodnie rządy. Gdy w niedzielę izraelskie bomby zabiły 34 libańskich dzieci, na Zachodzie krzyczały tylko media. Rządy zamilkły, a przyparte do muru zaczęły przebąkiwać o tragicznej pomyłce Izraela i przypadkowych ofiarach bombardowań. Hipokryzja zawsze była silną stroną Zachodu. Silną stroną Izraela jest to, że potrafi wykorzystać ją do własnych celów.

Widziałem niedawno piękne zdjęcie z izraelskiej strony frontu: na pierwszym planie rabini czytający Torę, w tle żołnierze przeładowujący katiuszę. Jedni w skupieniu modlą się nad świętą księgą, drudzy z wprawą opróżniają komorę wyrzutni z gorących łusek i ładują w ich miejsce kolejne pociski. Przekaz zdjęcia jest jasny: to wojna Żydów o starotestamentowe prawo do ziemi Izraela, wojna odwiecznie słuszna, uświęcona obietnicą daną Abrahamowi na górze Synaj przez samego Boga. W domyśle wojna także wasza, ludzie Zachodu, bo przecież wasze chrześcijaństwo bierze początek w naszej religii. Tylko czy Bóg pozwolił, by w jego imię zabito 34 śpiących dzieci? Który Bóg? A jeśli pozwolił, to czym, przepraszam, różni się dziś fundamentalizm Żydów mordujących w imię Jahwe, od fundamentalizmu muzułmanów wysadzających się w powietrze ku chwale Allaha?

Taktyka Izraela wobec Zachodu – z jednej strony szantaż historycznym poczuciem winy za bierność wobec Holokaustu, z drugiej instrumentalizacja religii, by w wojnie z Arabami przydać sobie moralnej wyższości i poparcia w świecie – przynosi efekty. Europa i Ameryka wciąż traktują Izrael jak państwo na specjalnych prawach, któremu więcej wolno, zasługujące na poparcie in blanco, od którego nie wypada niczego wymagać. Izrael chętnie korzysta z tych przywilejów, ale coraz częściej pokazuje, że na specjalnie traktowanie nie zasługuje. Bo armia, która masakruje 34 dzieci w sąsiednim kraju, nie różni się wiele od czeczeńskiego komanda ze szkoły w Biesłanie. A państwo, które oczyszcza ją z odpowiedzialności, jest moralnie równie karłowate co mocodawcy terrorystów z Hamasu i Hezbollahu.

Najlepsze, co Zachód może dziś zrobić dla Izraela, to zacząć traktować go jak normalny kraj. Stawiać mu te same wymagania co innym państwom i wyciągać konsekwencje z działań, za które potępia inne kraje. Izrael do tego dojrzał, skoro zachowuje się jak gracz na pełnych prawach. Nie dojrzał tylko Zachód, który od dwóch tygodni z milczącym przyzwoleniem obserwuje kolejne akty barbarzyństwa wobec cywilów i nie ma odwagi powiedzieć Żydom: „zaczynacie wyrządzać innym to samo, co wam kiedyś wyrządzono”.

Ale ten tekst dobrze pokazuje pewną alternatywę: albo na prawdę Bóg zawarł przymierzy z Abrahamem (i z Mojżeszem je potwierdził) i wtedy ta ziemia należy do Izraela albo nie zawarł i starotestamentowe teksty to zbiór kłamst, którymi nie należy się zajmować. Ale jeżeli Bóg rzeczywiście zawarł takie przymierze to lepiej nie przeciwiać się Bogu, lepiej być po Jego stronie.

Kategorie:
obserwator, Izrael, antysemityzm, _blog

Słowa kluczowe:
Izrael,
antysemityzm,
Przekrój

Komentarze: (1)

Janek G,

October 16, 2006 11:29

Skomentuj komentarz

świetna strona dopiero zaczunam czytać ale jestem bod sporym wrazeniem tego co tu robicie, BRAVO!ps.Jeszcze jeden poważny meroytoryczny błąd pana Smoczyńskiego – siwadczący o tym że nie dokońca wie o czym pisze. Napisał „…na pierwszym planie rabini czytający Torę, w tle żołnierze przeładowujący katiuszę.” tymczaesm IDF (armia Izraelska) nie posiada na swoim uzrbojeniu Katiuszy(są to rakiety produkowane w ZSRRw latach40′ obecnie Hezbolla posługuje się rakietami wzorowanymi na tamtej produkcji).

Skomentuj notkę
Co powiedziałby Zachód, gdyby oddział muzułmańskich bojowników rozstrzelał z broni maszynowej 30 izraelskich dzieci? „Bezprecedensowy akt terroru”, „ludobójstwo budzące wspomnienia Holokaustu” – krzyczałyby zapewne zachodnie rządy. Gdy w niedzielę izraelskie bomby zabiły 34 libańskich dzieci, na Zachodzie krzyczały tylko media. Rządy zamilkły, a przyparte do muru zaczęły przebąkiwać o tragicznej pomyłce Izraela i przypadkowych ofiarach bombardowań. Hipokryzja zawsze była silną stroną Zachodu. Silną stroną Izraela jest to, że potrafi wykorzystać ją do własnych celów.

Widziałem niedawno piękne zdjęcie z izraelskiej strony frontu: na pierwszym planie rabini czytający Torę, w tle żołnierze przeładowujący katiuszę. Jedni w skupieniu modlą się nad świętą księgą, drudzy z wprawą opróżniają komorę wyrzutni z gorących łusek i ładują w ich miejsce kolejne pociski. Przekaz zdjęcia jest jasny: to wojna Żydów o starotestamentowe prawo do ziemi Izraela, wojna odwiecznie słuszna, uświęcona obietnicą daną Abrahamowi na górze Synaj przez samego Boga. W domyśle wojna także wasza, ludzie Zachodu, bo przecież wasze chrześcijaństwo bierze początek w naszej religii. Tylko czy Bóg pozwolił, by w jego imię zabito 34 śpiących dzieci? Który Bóg? A jeśli pozwolił, to czym, przepraszam, różni się dziś fundamentalizm Żydów mordujących w imię Jahwe, od fundamentalizmu muzułmanów wysadzających się w powietrze ku chwale Allaha?

Taktyka Izraela wobec Zachodu – z jednej strony szantaż historycznym poczuciem winy za bierność wobec Holokaustu, z drugiej instrumentalizacja religii, by w wojnie z Arabami przydać sobie moralnej wyższości i poparcia w świecie – przynosi efekty. Europa i Ameryka wciąż traktują Izrael jak państwo na specjalnych prawach, któremu więcej wolno, zasługujące na poparcie in blanco, od którego nie wypada niczego wymagać. Izrael chętnie korzysta z tych przywilejów, ale coraz częściej pokazuje, że na specjalnie traktowanie nie zasługuje. Bo armia, która masakruje 34 dzieci w sąsiednim kraju, nie różni się wiele od czeczeńskiego komanda ze szkoły w Biesłanie. A państwo, które oczyszcza ją z odpowiedzialności, jest moralnie równie karłowate co mocodawcy terrorystów z Hamasu i Hezbollahu.

Najlepsze, co Zachód może dziś zrobić dla Izraela, to zacząć traktować go jak normalny kraj. Stawiać mu te same wymagania co innym państwom i wyciągać konsekwencje z działań, za które potępia inne kraje. Izrael do tego dojrzał, skoro zachowuje się jak gracz na pełnych prawach. Nie dojrzał tylko Zachód, który od dwóch tygodni z milczącym przyzwoleniem obserwuje kolejne akty barbarzyństwa wobec cywilów i nie ma odwagi powiedzieć Żydom: „zaczynacie wyrządzać innym to samo, co wam kiedyś wyrządzono”.
Widziałem niedawno piękne zdjęcie z izraelskiej strony frontu: na pierwszym planie rabini czytający Torę, w tle żołnierze przeładowujący katiuszę. Jedni w skupieniu modlą się nad świętą księgą, drudzy z wprawą opróżniają komorę wyrzutni z gorących łusek i ładują w ich miejsce kolejne pociski. Przekaz zdjęcia jest jasny: to wojna Żydów o starotestamentowe prawo do ziemi Izraela, wojna odwiecznie słuszna, uświęcona obietnicą daną Abrahamowi na górze Synaj przez samego Boga. W domyśle wojna także wasza, ludzie Zachodu, bo przecież wasze chrześcijaństwo bierze początek w naszej religii. Tylko czy Bóg pozwolił, by w jego imię zabito 34 śpiących dzieci? Który Bóg? A jeśli pozwolił, to czym, przepraszam, różni się dziś fundamentalizm Żydów mordujących w imię Jahwe, od fundamentalizmu muzułmanów wysadzających się w powietrze ku chwale Allaha?

Taktyka Izraela wobec Zachodu – z jednej strony szantaż historycznym poczuciem winy za bierność wobec Holokaustu, z drugiej instrumentalizacja religii, by w wojnie z Arabami przydać sobie moralnej wyższości i poparcia w świecie – przynosi efekty. Europa i Ameryka wciąż traktują Izrael jak państwo na specjalnych prawach, któremu więcej wolno, zasługujące na poparcie in blanco, od którego nie wypada niczego wymagać. Izrael chętnie korzysta z tych przywilejów, ale coraz częściej pokazuje, że na specjalnie traktowanie nie zasługuje. Bo armia, która masakruje 34 dzieci w sąsiednim kraju, nie różni się wiele od czeczeńskiego komanda ze szkoły w Biesłanie. A państwo, które oczyszcza ją z odpowiedzialności, jest moralnie równie karłowate co mocodawcy terrorystów z Hamasu i Hezbollahu.

Najlepsze, co Zachód może dziś zrobić dla Izraela, to zacząć traktować go jak normalny kraj. Stawiać mu te same wymagania co innym państwom i wyciągać konsekwencje z działań, za które potępia inne kraje. Izrael do tego dojrzał, skoro zachowuje się jak gracz na pełnych prawach. Nie dojrzał tylko Zachód, który od dwóch tygodni z milczącym przyzwoleniem obserwuje kolejne akty barbarzyństwa wobec cywilów i nie ma odwagi powiedzieć Żydom: „zaczynacie wyrządzać innym to samo, co wam kiedyś wyrządzono”.
Taktyka Izraela wobec Zachodu – z jednej strony szantaż historycznym poczuciem winy za bierność wobec Holokaustu, z drugiej instrumentalizacja religii, by w wojnie z Arabami przydać sobie moralnej wyższości i poparcia w świecie – przynosi efekty. Europa i Ameryka wciąż traktują Izrael jak państwo na specjalnych prawach, któremu więcej wolno, zasługujące na poparcie in blanco, od którego nie wypada niczego wymagać. Izrael chętnie korzysta z tych przywilejów, ale coraz częściej pokazuje, że na specjalnie traktowanie nie zasługuje. Bo armia, która masakruje 34 dzieci w sąsiednim kraju, nie różni się wiele od czeczeńskiego komanda ze szkoły w Biesłanie. A państwo, które oczyszcza ją z odpowiedzialności, jest moralnie równie karłowate co mocodawcy terrorystów z Hamasu i Hezbollahu.

Najlepsze, co Zachód może dziś zrobić dla Izraela, to zacząć traktować go jak normalny kraj. Stawiać mu te same wymagania co innym państwom i wyciągać konsekwencje z działań, za które potępia inne kraje. Izrael do tego dojrzał, skoro zachowuje się jak gracz na pełnych prawach. Nie dojrzał tylko Zachód, który od dwóch tygodni z milczącym przyzwoleniem obserwuje kolejne akty barbarzyństwa wobec cywilów i nie ma odwagi powiedzieć Żydom: „zaczynacie wyrządzać innym to samo, co wam kiedyś wyrządzono”.
Najlepsze, co Zachód może dziś zrobić dla Izraela, to zacząć traktować go jak normalny kraj. Stawiać mu te same wymagania co innym państwom i wyciągać konsekwencje z działań, za które potępia inne kraje. Izrael do tego dojrzał, skoro zachowuje się jak gracz na pełnych prawach. Nie dojrzał tylko Zachód, który od dwóch tygodni z milczącym przyzwoleniem obserwuje kolejne akty barbarzyństwa wobec cywilów i nie ma odwagi powiedzieć Żydom: „zaczynacie wyrządzać innym to samo, co wam kiedyś wyrządzono”.
Ale ten tekst dobrze pokazuje pewną alternatywę: albo na prawdę Bóg zawarł przymierzy z Abrahamem (i z Mojżeszem je potwierdził) i wtedy ta ziemia należy do Izraela albo nie zawarł i starotestamentowe teksty to zbiór kłamst, którymi nie należy się zajmować. Ale jeżeli Bóg rzeczywiście zawarł takie przymierze to lepiej nie przeciwiać się Bogu, lepiej być po Jego stronie.

Kategorie:
obserwator, Izrael, antysemityzm, _blog

Słowa kluczowe:
Izrael,
antysemityzm,
Przekrój

Komentarze: (1)

Janek G,

October 16, 2006 11:29

Skomentuj komentarz

świetna strona dopiero zaczunam czytać ale jestem bod sporym wrazeniem tego co tu robicie, BRAVO!ps.Jeszcze jeden poważny meroytoryczny błąd pana Smoczyńskiego – siwadczący o tym że nie dokońca wie o czym pisze. Napisał „…na pierwszym planie rabini czytający Torę, w tle żołnierze przeładowujący katiuszę.” tymczaesm IDF (armia Izraelska) nie posiada na swoim uzrbojeniu Katiuszy(są to rakiety produkowane w ZSRRw latach40′ obecnie Hezbolla posługuje się rakietami wzorowanymi na tamtej produkcji).

Skomentuj notkę
Koncern Royal Dutch Shell, światowy potentat paliwowy, uznał produkcję paliwa z roślin spożywczych za „moralnie niestosowną”, dopóki na świecie głodują ludzie – oświadczył w czwartek przedstawiciel firmy. Shell twierdzi, że wynalazł metody produkcji paliw z roślinnych odpadów

(…)

„Uważamy, że produkcja paliw z roślin spożywczych jest niemoralna, ponieważ zamieniamy żywność w paliwo. Tymczasem w Afryce wciąż są kraje, gdzie ludzie umierają z głodu” – powiedział przedstawiciel Shella na konferencji w Singapurze.
(…)

„Uważamy, że produkcja paliw z roślin spożywczych jest niemoralna, ponieważ zamieniamy żywność w paliwo. Tymczasem w Afryce wciąż są kraje, gdzie ludzie umierają z głodu” – powiedział przedstawiciel Shella na konferencji w Singapurze.
„Uważamy, że produkcja paliw z roślin spożywczych jest niemoralna, ponieważ zamieniamy żywność w paliwo. Tymczasem w Afryce wciąż są kraje, gdzie ludzie umierają z głodu” – powiedział przedstawiciel Shella na konferencji w Singapurze.
I temu panu nawet do głowy nie przyjdzie, że przyczyną głodu nie jest zbyt mała produkcja żywności, bo tej na świecie produkuje się aż za dużo a bardziej globalizacja realizowana przez takie koncerny jak Shell.
Dla białego kołnierzyka zatrudnionego na dobrej posadzie w światowym koncernie widoczne są tylko skutki pewnych zjawisk; oceny moralne dokonywane są tylko w oparciu o jego, zawodowe cele – produkują paliwo z rzepaku, więc sprzedaż paliw produkowanych przez Shell’a spada, więc mamy miejsze przychody, więc ŹLE – a skoro źle to należy to piętnować a odwołanie się do głodu jest bardzo efektownym piętnowaniem. Problem niewłaściwego podziału dóbr nie istnieje, pojęcia sprawiedliwości społecznej czy też solidarności są obce albo tak pobrudzone przez lewaków, że lepiej ich nie używać, szukanie przyczyn w pokopanym, grzesznym myśleniu jest niebezpieczne a słowo miłość na pewno nie oznacza czynienia dobrze tym, których na dobro nie stać.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
shell,
biopaliwa,
głód,
ropa naftowa

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Dla białego kołnierzyka zatrudnionego na dobrej posadzie w światowym koncernie widoczne są tylko skutki pewnych zjawisk; oceny moralne dokonywane są tylko w oparciu o jego, zawodowe cele – produkują paliwo z rzepaku, więc sprzedaż paliw produkowanych przez Shell’a spada, więc mamy miejsze przychody, więc ŹLE – a skoro źle to należy to piętnować a odwołanie się do głodu jest bardzo efektownym piętnowaniem. Problem niewłaściwego podziału dóbr nie istnieje, pojęcia sprawiedliwości społecznej czy też solidarności są obce albo tak pobrudzone przez lewaków, że lepiej ich nie używać, szukanie przyczyn w pokopanym, grzesznym myśleniu jest niebezpieczne a słowo miłość na pewno nie oznacza czynienia dobrze tym, których na dobro nie stać.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
shell,
biopaliwa,
głód,
ropa naftowa

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Wyczytane na onet.pl

Rosjanin chce poślubić krowę
AFP, onet.pl, Ananova, msu /00:48
Pewien rosyjski rolnik zwrócił się do prezydenta Władimira Putina z prośbą o pozwolenie na poślubienie… krowy – pisze serwis Ananova.Jak pisze MosNews Boris Gabov złożył to nietypowe zapytanie podczas internetowego czatu z Putinem. Rolnik wyjaśnił, że w jego wiosce nie ma już obiet jakie mógłby poślubić. Gabov żalił się, że wszystkie dziewczyny przeniosły się do miasta.

„Widzę rozwiązanie mojego problemu” – napisał do prezydenta desperat – „bardzo kocham zwierzęta, zatem chce zapytać, kiedy będzie możliwe wchodzenie związki małżeńskie ze zwierzętami, na przykład z krowami?”.REKLAMA Czytaj dalej

Nie jest jasne jakiej odpowiedzi udzielił Putin.

Jak zapytał Putina to ten mu się z odpowiedzią wyślizgał. Wiadomo za to jaką odpowiedź dałby Kaczyński a jaką José Luis Rodríguez Zapatero. Nie głosowałem na Kaczyńskiego, ale cieszę się, że jest prezydentem.

Kategorie:
obserwator, _blog

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Pewien rosyjski rolnik zwrócił się do prezydenta Władimira Putina z prośbą o pozwolenie na poślubienie… krowy – pisze serwis Ananova.Jak pisze MosNews Boris Gabov złożył to nietypowe zapytanie podczas internetowego czatu z Putinem. Rolnik wyjaśnił, że w jego wiosce nie ma już obiet jakie mógłby poślubić. Gabov żalił się, że wszystkie dziewczyny przeniosły się do miasta.

„Widzę rozwiązanie mojego problemu” – napisał do prezydenta desperat – „bardzo kocham zwierzęta, zatem chce zapytać, kiedy będzie możliwe wchodzenie związki małżeńskie ze zwierzętami, na przykład z krowami?”.REKLAMA Czytaj dalej

Nie jest jasne jakiej odpowiedzi udzielił Putin.
„Widzę rozwiązanie mojego problemu” – napisał do prezydenta desperat – „bardzo kocham zwierzęta, zatem chce zapytać, kiedy będzie możliwe wchodzenie związki małżeńskie ze zwierzętami, na przykład z krowami?”.REKLAMA Czytaj dalej

Nie jest jasne jakiej odpowiedzi udzielił Putin.
Nie jest jasne jakiej odpowiedzi udzielił Putin.
Jak zapytał Putina to ten mu się z odpowiedzią wyślizgał. Wiadomo za to jaką odpowiedź dałby Kaczyński a jaką José Luis Rodríguez Zapatero. Nie głosowałem na Kaczyńskiego, ale cieszę się, że jest prezydentem.

Kategorie:
obserwator, _blog

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Zachowuję, bo warto to zachować, ale świadom jestem że w takiej temperatorze (wczoraj 32, dziś ponoć ma być cieplej) ciężko się czyta i myśli.

Zachód zmierza ku przepaści
Dziennik 59/2006, 28 czerwca 2006, s. 6 (Europa). (JS)
Zachodnie „wojny kulturowe” od dawna przykuwają uwagę i budzą
niepokój. Niegdysiejsze walki o prawa socjalne czy sprawiedliwy podział
dochodu narodowego przeniosły się na teren kultury, jeszcze bardziej podważając
spójność zachodnich społeczeństw. George Weigel zwraca uwagę, że w
Europie mamy do czynienia z dwoma nakładającymi się na siebie płaszczyznami
kulturowego konfliktu: pierwsza dotyczy relatywizmu i wartości moralnych, druga
sensu, jaki nadajemy takim pojęciom jak tolerancja czy społeczeństwo
obywatelskie. Na pierwszej agresorami są wedle Weigla „radykalni sekularyści”,
którzy „dążą do usunięcia pozostałości kultury judeochrześcijańskiej
z postchrześcijańskiej Unii Europejskiej”, na drugiej zaś
„radykalni dżihadyści islamscy, którzy nienawidzą Zachodu”. Ukrytą
przyczyną obu konfliktów jest zachodni indywidualizm: podważa on wszelkie
tradycyjne wartości, a zarazem uniemożliwia stawienie czoła islamskiemu zagrożeniu.

W porannych godzinach szczytu 11 marca 2004 r. w pociągach i na stacjach
kolejowych Madrytu wybuchło dziesięć bomb. Ofiar śmiertelnych było prawie
200, a rannych około 2000. Następnego dnia wydawało się, że Hiszpania da
stanowczy odpór terroryzmowi, w całym kraju odbyły się demonstracje, na które
przyniesiono transparenty z napisami „mordercy” i „skrytobójcy”.
Nastrój ten nie utrzymał się jednak długo. 72 godziny po zamachu hiszpański
rząd José Marii Aznara, wiernego sojusznika Stanów Zjednoczonych i Wielkiej
Brytanii w Iraku, został wyraźnie pokonany w wyborach, które socjalistyczna
opozycja od dawna chciała zamienić w referendum na temat udziału Hiszpanii w
wojnie z terrorem.
Tego samego pragnęli działacze Al-Kaidy, którzy podłożyli bomby. Sporządzony
przez nich 54-stronicowy dokument ujawniony trzy miesiące po zamachach zawierał
analizy, które mówiły, że rząd Aznara „nie przetrzyma więcej niż dwóch,
trzech ataków, a potem wycofa się z Iraku pod presją własnego narodu”.
Okazało się, że wystarczył jeden atak – wojska hiszpańskie zostały wkrótce
wycofane, zgodnie z obietnicą złożoną przez nowego premiera José Luisa
Rodrigueza Zapatero.
W tym roku, pięć dni przed drugą rocznicą madryckich zamachów, rząd
Zapatero, który już wcześniej zalegalizował małżeństwa osób tej samej płci
i adopcję dzieci przez homoseksualistów, jak również podjął kroki mające
na celu ograniczenie nauczania religii w szkołach, oświadczył, że na świadectwach
urodzenia nie będą się już pojawiały słowa „ojciec” i
„matka”, zastąpione zostaną określeniami „rodzic A” i
„rodzic B”. Zwierzchnik hiszpańskich urzędów stanu cywilnego wyjaśnił
madryckiemu dziennikowi „ABC”, że zmiana ta ma na celu dostosowanie
świadectw urodzenia do ustawodawstwa hiszpańskiego dotyczącego małżeństwa
i adopcji. Bardziej przenikliwy był komentator irlandzki David Quinn, który w
nowych uregulowaniach dostrzegł „wycofanie przez państwo uznania dla roli
matek i ojców oraz uśmiercenie biologii i natury”.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że madryckie zamachy i
administracyjną nowomowę łączą ze sobą jedynie meandry demokratycznej
polityki: zamachy, które zraziły opinię publiczną do konserwatywnego rządu,
wyniosły na urząd premiera lewicowego polityka, który przystąpił do
realizacji wielu elementów programu wcześniej bezskutecznie podejmowanych
przez inne hiszpańskie rządy reprezentujące agresywny sekularyzm. W
rzeczywistości jednak związek ten jest bardziej skomplikowany. W hiszpańskich
wydarzeniach politycznych z okresu ostatnich dwóch lat można bowiem dostrzec w
skondensowanej postaci dwie powiązane ze sobą wojny kulturowe, które targają
dzisiejszą Europą Zachodnią.
Pierwsza z tych wojen – zainspirowani hiszpańskimi świadectwami urodzenia
nazwijmy ją „wojną kulturową A” – jest ostrzejszą formą amerykańskiego
podziału na stany czerwone (głosujące na republikanów) i niebieskie (głosujące
na demokratów): wojną między postmodernistycznymi siłami relatywizmu
moralnego a obrońcami tradycyjnych wartości moralnych. Druga – „wojna
kulturowa B” – dotyczy definicji społeczeństwa obywatelskiego, znaczenia
tolerancji i pluralizmu oraz ograniczeń multikulturalizmu w starzejącej się
Europie, gdzie spadek stopy urodzeń poniżej poziomu reprodukcyjnego otworzył
drzwi coraz liczniejszej i coraz bardziej pewnej siebie ludności muzułmańskiej.
Agresorami w wojnie kulturowej A są radykalni sekularyści, powodowani
„chrystofobią”, jak to określił prawoznawca Joseph Weiler. Dążą
do usunięcia pozostałości kultury judeochrześcijańskiej z postchrześcijańskiej
Unii Europejskiej, domagając się prawa do zawierania małżeństw przez osoby
tej samej płci w imię równości, ograniczenia wolności słowa w imię
cywilizowanych zasad i anulowania kluczowych aspektów wolności religii w imię
tolerancji. Agresorami w wojnie kulturowej B są radykalni dżihadyści
islamscy, którzy nienawidzą Zachodu, pragną narzucić zachodnim społeczeństwom
muzułmańskie tabu drogą gwałtownych protestów i innych form przymusu i widzą
w tych działaniach pierwszy etap islamizacji Europy – a w przypadku
„Al-Andalus”, jak często nazywają Hiszpanię, przywrócenia właściwego
porządku rzeczy, na jakiś czas pogwałconego przez króla Ferdynanda i królową
Izabelę.
Pytanie, które Europa musi sobie zadać, ale w większości nie ma na to
ochoty, brzmi: czy agresorzy w wojnie kulturowej A nie sprawili, że siłom
sprzyjającym prawdziwej tolerancji i autentycznemu społeczeństwu
obywatelskiemu niezwykle trudno będzie zwyciężyć w wojnie kulturowej B.
Stoczenie się Europy w ociężały stan „depolityzacji”, jak to
nazywają niektórzy analitycy, kiedyś zdawało się ograniczać do kwestii
rozbudowy państwa opiekuńczego, socjalistycznej ekonomiki i handlowego
protekcjonizmu. Wszystko to okraszone było irytującymi przepisami unijnymi
regulującymi takie sprawy jak wielkość pomidorów i sposób karmienia wieprzy
na Sardynii. Europa coraz mocniej zaciska biurokratyczny gorset. I tak osoba
odwiedzająca Polskę po przystąpieniu tego kraju do UE w 2004 r. nie mogła
nie zauważyć, że na wszystkich jajkach sprzedawanych w tamtejszych sklepach
spożywczych widnieje urzędowa pieczęć z długim unijnym kodem numerycznym, a
każda polska owca ma wpięty w ucho urzędowy unijny kolczyk. Dalej mamy
przepisy BHP, które kojarzą się z Wielkim Bratem. W zeszłym roku, na skutek
dyrektywy unijnej dotyczącej pracy na dużych wysokościach, elektrycy w
brytyjskim miasteczku Eccles nie mogli użyć drabin do zmiany pięciu żarówek
w kościele św. Beneta. Trzeba było postawić ogromne rusztowanie, a koszty
tej dwudniowej operacji wyniosły około 500 dol. za jedną żarówkę.
Co to wszystko ma wspólnego z wojną kulturową A? Otóż regulacyjne ciągoty
UE nie tylko negatywnie odbijają się na gospodarce, ale posiadają również
ostrze ideologiczne wymierzone między innymi w religię. Na przykład w październiku
ubiegłego roku urzędowi holenderscy strażnicy ortograficznej moralności zarządzili,
że z dniem 1 sierpnia 2006 r. „Chrystus” będzie pisany z małej
litery, a „Żydzi” (Joden) z dużej w odniesieniu do narodowości i z
małej w odniesieniu do wyznania. W bieżącym roku ateistyczny szkocki
nauczyciel matematyki wygrał proces o dyskryminację, zarzuciwszy szkole
katolickiej, że nie przyznała mu stanowiska „opiekuna duchowego”,
argumentując, że funkcja ta jest zarezerwowana dla katolików.
Wojna kulturowa A stanowi zatem element konsekwentnego dążenia sekularystów
– przy użyciu krajowej i unijnej machiny regulacyjnej – do zepchnięcia na
margines życia publicznego kurczącej się grupy praktykujących chrześcijan.
Odnosi się to również do zasadniczych pytań o początek i koniec życia,
szczególnie ostro stawianych w „uwolnionych od więzów tradycji”
krajach Beneluksu. Holandia od dawna ma renomę kraju zalegalizowanego
libertynizmu, gdy chodzi o narkotyki i prostytucję. Przewodzi również
marszowi Europy ku eutanazji i małżeństwom homoseksualnym. Holendrów usiłują
dziś dogonić powściągliwi dawniej Belgowie. Dorównali już sąsiadom, jeśli
chodzi o małżeństwa osób tej samej płci i eutanazję, a teraz
socjalistyczno-liberalna koalicja przyjęła ustawę umożliwiającą prokreację
metodą „wynajęcia macicy”.
Wojna kulturowa A znajduje swój wyraz również w dążeniu do wymuszenia i
narzucenia zachowań, które uważa się za postępowe, wrażliwe społecznie,
nieoceniające lub poprawne politycznie w skrajnie feministycznym lub
multikulturalistycznym rozumieniu tego pojęcia. W ostatnich latach z reguły
wygląda to tak, że państwa członkowskie wprowadzają ustawy regulujące, a
tym samym ograniczające, prawo do publicznego wypowiadania się. Na przykład
moralnie krytyczne wypowiedzi na temat zachowań homoseksualnych zostały uznane
za „mowę nienawiści” – francuskiego parlamentarzystę ukarano grzywną
za stwierdzenie, że heteroseksualizm moralnie przewyższa homoseksualizm.
Na poziomie międzynarodowym presja unijna poskutkowała ostatnio upadkiem
koalicji rządowej w jednym z krajów członkowskich UE – Słowacji. Sprawa
dotyczyła konkordatu z Watykanem zawierającego wymóg, że Słowacja nie będzie
zmuszała do wykonywania aborcji tych lekarzy, którzy nie akceptują tego
zabiegu z przyczyn moralnych. Ten punkt konkordatu stał się przedmiotem zajadłej
krytyki ze strony unijnej Sieci Niezależnych Ekspertów ds. Przestrzegania
Podstawowych Praw Człowieka. Organizacja ta orzekła, że prawo do usunięcia płodu
jest uniwersalnym prawem człowieka, a zatem lekarze nie mogą odmawiać
wykonania tego zabiegu. W Bratysławie wywiązała się debata na temat ryzyka
związanego z urażeniem humanitarnych uczuć mandarynów z Brukseli i
Strasburga. Spór ten do tego stopnia zdestabilizował rząd, że premier musiał
rozwiązać parlament i rozpisać nowe wybory.
Ten pełzający autorytaryzm można również dostrzec w rezolucji Parlamentu
Europejskiego ze stycznia 2006 r., potępiającej jako „homofobiczne”
te państwa, które nie zezwalają na małżeństwa homoseksualne, a wolność
religii określającej mianem „źródła dyskryminacji”. W trakcie
debaty nad tą rezolucją brytyjski eurodeputowany zrównał tradycyjne
prawodawstwo matrymonialne z „pogwałceniem praw ludzkich gejów i
lesbijek” oraz groził usunięciem z UE krajów takich jak Polska i Litwa.
Polsce zagrożono również zawieszeniem prawa głosu na unijnych spotkaniach
ministerialnych w przypadku przywrócenia kary śmierci.
Wydarzenia te nasuwają różne komentarze, ale nawet najżyczliwszy
obserwator powinien być zaskoczony, że Europa wdaje się w wewnętrzne spory
na temat narzucania reguł politycznej poprawności, stojąc w obliczu
najbardziej dramatycznego faktu we współczesnych dziejach tego kontynentu: własnego
demograficznego samobójstwa.
W żadnym państwie członkowskim UE stopa urodzeń nie osiąga poziomu
potrzebnego do utrzymania liczby ludności na stałym poziomie (czyli 2,1
dziecka na jedną kobietę). W 11 państwach Unii – między innymi w Niemczech,
Austrii, Włoszech, na Węgrzech i we wszystkich trzech krajach bałtyckich –
notuje się ujemny przyrost naturalny. To wyraźny krok w dół po
demograficznej spirali śmierci.
W Niemczech ani podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, ani po wyborach
nie podjęto kwestii coraz bardziej obciążonej państwowej służby zdrowia i
systemu emerytalnego, w którym malejąca liczba podatników utrzymuje rosnącą
liczbę emerytów. Tymczasem na skutek podobnych trendów demograficznych do połowy
stulecia zaludnienie Niemiec przypuszczalnie zmniejszy się o tyle, ilu mieszkańców
miała dawna NRD. Z przeprowadzonego ostatnio sondażu wynika jednak, że 25
proc. niemieckich mężczyzn i 20 proc. niemieckich kobiet z przedziału
wiekowego 20-30 lat nie zamierza mieć dzieci – i nie widzi w tym wyborze nic
kontrowersyjnego.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
wojna kultur,
europa,
Weigel,
Pera

Komentarze: (1)

Ted,

March 22, 2007 22:32

Skomentuj komentarz

Dobrze napisane.Polecam ksiazke Marka Steyn „America alone”.Nie wiem czy zostala prztlumaczona na jezyk polski.Uwazam, ze kazdy komu zalezy na pomyslnej przyszlosci Europy i wolnego swiata powinien ja przeczytac.

Skomentuj notkę
Zachodnie „wojny kulturowe” od dawna przykuwają uwagę i budzą
niepokój. Niegdysiejsze walki o prawa socjalne czy sprawiedliwy podział
dochodu narodowego przeniosły się na teren kultury, jeszcze bardziej podważając
spójność zachodnich społeczeństw. George Weigel zwraca uwagę, że w
Europie mamy do czynienia z dwoma nakładającymi się na siebie płaszczyznami
kulturowego konfliktu: pierwsza dotyczy relatywizmu i wartości moralnych, druga
sensu, jaki nadajemy takim pojęciom jak tolerancja czy społeczeństwo
obywatelskie. Na pierwszej agresorami są wedle Weigla „radykalni sekularyści”,
którzy „dążą do usunięcia pozostałości kultury judeochrześcijańskiej
z postchrześcijańskiej Unii Europejskiej”, na drugiej zaś
„radykalni dżihadyści islamscy, którzy nienawidzą Zachodu”. Ukrytą
przyczyną obu konfliktów jest zachodni indywidualizm: podważa on wszelkie
tradycyjne wartości, a zarazem uniemożliwia stawienie czoła islamskiemu zagrożeniu.

W porannych godzinach szczytu 11 marca 2004 r. w pociągach i na stacjach
kolejowych Madrytu wybuchło dziesięć bomb. Ofiar śmiertelnych było prawie
200, a rannych około 2000. Następnego dnia wydawało się, że Hiszpania da
stanowczy odpór terroryzmowi, w całym kraju odbyły się demonstracje, na które
przyniesiono transparenty z napisami „mordercy” i „skrytobójcy”.
Nastrój ten nie utrzymał się jednak długo. 72 godziny po zamachu hiszpański
rząd José Marii Aznara, wiernego sojusznika Stanów Zjednoczonych i Wielkiej
Brytanii w Iraku, został wyraźnie pokonany w wyborach, które socjalistyczna
opozycja od dawna chciała zamienić w referendum na temat udziału Hiszpanii w
wojnie z terrorem.
Tego samego pragnęli działacze Al-Kaidy, którzy podłożyli bomby. Sporządzony
przez nich 54-stronicowy dokument ujawniony trzy miesiące po zamachach zawierał
analizy, które mówiły, że rząd Aznara „nie przetrzyma więcej niż dwóch,
trzech ataków, a potem wycofa się z Iraku pod presją własnego narodu”.
Okazało się, że wystarczył jeden atak – wojska hiszpańskie zostały wkrótce
wycofane, zgodnie z obietnicą złożoną przez nowego premiera José Luisa
Rodrigueza Zapatero.
W tym roku, pięć dni przed drugą rocznicą madryckich zamachów, rząd
Zapatero, który już wcześniej zalegalizował małżeństwa osób tej samej płci
i adopcję dzieci przez homoseksualistów, jak również podjął kroki mające
na celu ograniczenie nauczania religii w szkołach, oświadczył, że na świadectwach
urodzenia nie będą się już pojawiały słowa „ojciec” i
„matka”, zastąpione zostaną określeniami „rodzic A” i
„rodzic B”. Zwierzchnik hiszpańskich urzędów stanu cywilnego wyjaśnił
madryckiemu dziennikowi „ABC”, że zmiana ta ma na celu dostosowanie
świadectw urodzenia do ustawodawstwa hiszpańskiego dotyczącego małżeństwa
i adopcji. Bardziej przenikliwy był komentator irlandzki David Quinn, który w
nowych uregulowaniach dostrzegł „wycofanie przez państwo uznania dla roli
matek i ojców oraz uśmiercenie biologii i natury”.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że madryckie zamachy i
administracyjną nowomowę łączą ze sobą jedynie meandry demokratycznej
polityki: zamachy, które zraziły opinię publiczną do konserwatywnego rządu,
wyniosły na urząd premiera lewicowego polityka, który przystąpił do
realizacji wielu elementów programu wcześniej bezskutecznie podejmowanych
przez inne hiszpańskie rządy reprezentujące agresywny sekularyzm. W
rzeczywistości jednak związek ten jest bardziej skomplikowany. W hiszpańskich
wydarzeniach politycznych z okresu ostatnich dwóch lat można bowiem dostrzec w
skondensowanej postaci dwie powiązane ze sobą wojny kulturowe, które targają
dzisiejszą Europą Zachodnią.
Pierwsza z tych wojen – zainspirowani hiszpańskimi świadectwami urodzenia
nazwijmy ją „wojną kulturową A” – jest ostrzejszą formą amerykańskiego
podziału na stany czerwone (głosujące na republikanów) i niebieskie (głosujące
na demokratów): wojną między postmodernistycznymi siłami relatywizmu
moralnego a obrońcami tradycyjnych wartości moralnych. Druga – „wojna
kulturowa B” – dotyczy definicji społeczeństwa obywatelskiego, znaczenia
tolerancji i pluralizmu oraz ograniczeń multikulturalizmu w starzejącej się
Europie, gdzie spadek stopy urodzeń poniżej poziomu reprodukcyjnego otworzył
drzwi coraz liczniejszej i coraz bardziej pewnej siebie ludności muzułmańskiej.
Agresorami w wojnie kulturowej A są radykalni sekularyści, powodowani
„chrystofobią”, jak to określił prawoznawca Joseph Weiler. Dążą
do usunięcia pozostałości kultury judeochrześcijańskiej z postchrześcijańskiej
Unii Europejskiej, domagając się prawa do zawierania małżeństw przez osoby
tej samej płci w imię równości, ograniczenia wolności słowa w imię
cywilizowanych zasad i anulowania kluczowych aspektów wolności religii w imię
tolerancji. Agresorami w wojnie kulturowej B są radykalni dżihadyści
islamscy, którzy nienawidzą Zachodu, pragną narzucić zachodnim społeczeństwom
muzułmańskie tabu drogą gwałtownych protestów i innych form przymusu i widzą
w tych działaniach pierwszy etap islamizacji Europy – a w przypadku
„Al-Andalus”, jak często nazywają Hiszpanię, przywrócenia właściwego
porządku rzeczy, na jakiś czas pogwałconego przez króla Ferdynanda i królową
Izabelę.
Pytanie, które Europa musi sobie zadać, ale w większości nie ma na to
ochoty, brzmi: czy agresorzy w wojnie kulturowej A nie sprawili, że siłom
sprzyjającym prawdziwej tolerancji i autentycznemu społeczeństwu
obywatelskiemu niezwykle trudno będzie zwyciężyć w wojnie kulturowej B.
Stoczenie się Europy w ociężały stan „depolityzacji”, jak to
nazywają niektórzy analitycy, kiedyś zdawało się ograniczać do kwestii
rozbudowy państwa opiekuńczego, socjalistycznej ekonomiki i handlowego
protekcjonizmu. Wszystko to okraszone było irytującymi przepisami unijnymi
regulującymi takie sprawy jak wielkość pomidorów i sposób karmienia wieprzy
na Sardynii. Europa coraz mocniej zaciska biurokratyczny gorset. I tak osoba
odwiedzająca Polskę po przystąpieniu tego kraju do UE w 2004 r. nie mogła
nie zauważyć, że na wszystkich jajkach sprzedawanych w tamtejszych sklepach
spożywczych widnieje urzędowa pieczęć z długim unijnym kodem numerycznym, a
każda polska owca ma wpięty w ucho urzędowy unijny kolczyk. Dalej mamy
przepisy BHP, które kojarzą się z Wielkim Bratem. W zeszłym roku, na skutek
dyrektywy unijnej dotyczącej pracy na dużych wysokościach, elektrycy w
brytyjskim miasteczku Eccles nie mogli użyć drabin do zmiany pięciu żarówek
w kościele św. Beneta. Trzeba było postawić ogromne rusztowanie, a koszty
tej dwudniowej operacji wyniosły około 500 dol. za jedną żarówkę.
Co to wszystko ma wspólnego z wojną kulturową A? Otóż regulacyjne ciągoty
UE nie tylko negatywnie odbijają się na gospodarce, ale posiadają również
ostrze ideologiczne wymierzone między innymi w religię. Na przykład w październiku
ubiegłego roku urzędowi holenderscy strażnicy ortograficznej moralności zarządzili,
że z dniem 1 sierpnia 2006 r. „Chrystus” będzie pisany z małej
litery, a „Żydzi” (Joden) z dużej w odniesieniu do narodowości i z
małej w odniesieniu do wyznania. W bieżącym roku ateistyczny szkocki
nauczyciel matematyki wygrał proces o dyskryminację, zarzuciwszy szkole
katolickiej, że nie przyznała mu stanowiska „opiekuna duchowego”,
argumentując, że funkcja ta jest zarezerwowana dla katolików.
Wojna kulturowa A stanowi zatem element konsekwentnego dążenia sekularystów
– przy użyciu krajowej i unijnej machiny regulacyjnej – do zepchnięcia na
margines życia publicznego kurczącej się grupy praktykujących chrześcijan.
Odnosi się to również do zasadniczych pytań o początek i koniec życia,
szczególnie ostro stawianych w „uwolnionych od więzów tradycji”
krajach Beneluksu. Holandia od dawna ma renomę kraju zalegalizowanego
libertynizmu, gdy chodzi o narkotyki i prostytucję. Przewodzi również
marszowi Europy ku eutanazji i małżeństwom homoseksualnym. Holendrów usiłują
dziś dogonić powściągliwi dawniej Belgowie. Dorównali już sąsiadom, jeśli
chodzi o małżeństwa osób tej samej płci i eutanazję, a teraz
socjalistyczno-liberalna koalicja przyjęła ustawę umożliwiającą prokreację
metodą „wynajęcia macicy”.
Wojna kulturowa A znajduje swój wyraz również w dążeniu do wymuszenia i
narzucenia zachowań, które uważa się za postępowe, wrażliwe społecznie,
nieoceniające lub poprawne politycznie w skrajnie feministycznym lub
multikulturalistycznym rozumieniu tego pojęcia. W ostatnich latach z reguły
wygląda to tak, że państwa członkowskie wprowadzają ustawy regulujące, a
tym samym ograniczające, prawo do publicznego wypowiadania się. Na przykład
moralnie krytyczne wypowiedzi na temat zachowań homoseksualnych zostały uznane
za „mowę nienawiści” – francuskiego parlamentarzystę ukarano grzywną
za stwierdzenie, że heteroseksualizm moralnie przewyższa homoseksualizm.
Na poziomie międzynarodowym presja unijna poskutkowała ostatnio upadkiem
koalicji rządowej w jednym z krajów członkowskich UE – Słowacji. Sprawa
dotyczyła konkordatu z Watykanem zawierającego wymóg, że Słowacja nie będzie
zmuszała do wykonywania aborcji tych lekarzy, którzy nie akceptują tego
zabiegu z przyczyn moralnych. Ten punkt konkordatu stał się przedmiotem zajadłej
krytyki ze strony unijnej Sieci Niezależnych Ekspertów ds. Przestrzegania
Podstawowych Praw Człowieka. Organizacja ta orzekła, że prawo do usunięcia płodu
jest uniwersalnym prawem człowieka, a zatem lekarze nie mogą odmawiać
wykonania tego zabiegu. W Bratysławie wywiązała się debata na temat ryzyka
związanego z urażeniem humanitarnych uczuć mandarynów z Brukseli i
Strasburga. Spór ten do tego stopnia zdestabilizował rząd, że premier musiał
rozwiązać parlament i rozpisać nowe wybory.
Ten pełzający autorytaryzm można również dostrzec w rezolucji Parlamentu
Europejskiego ze stycznia 2006 r., potępiającej jako „homofobiczne”
te państwa, które nie zezwalają na małżeństwa homoseksualne, a wolność
religii określającej mianem „źródła dyskryminacji”. W trakcie
debaty nad tą rezolucją brytyjski eurodeputowany zrównał tradycyjne
prawodawstwo matrymonialne z „pogwałceniem praw ludzkich gejów i
lesbijek” oraz groził usunięciem z UE krajów takich jak Polska i Litwa.
Polsce zagrożono również zawieszeniem prawa głosu na unijnych spotkaniach
ministerialnych w przypadku przywrócenia kary śmierci.
Wydarzenia te nasuwają różne komentarze, ale nawet najżyczliwszy
obserwator powinien być zaskoczony, że Europa wdaje się w wewnętrzne spory
na temat narzucania reguł politycznej poprawności, stojąc w obliczu
najbardziej dramatycznego faktu we współczesnych dziejach tego kontynentu: własnego
demograficznego samobójstwa.
W żadnym państwie członkowskim UE stopa urodzeń nie osiąga poziomu
potrzebnego do utrzymania liczby ludności na stałym poziomie (czyli 2,1
dziecka na jedną kobietę). W 11 państwach Unii – między innymi w Niemczech,
Austrii, Włoszech, na Węgrzech i we wszystkich trzech krajach bałtyckich –
notuje się ujemny przyrost naturalny. To wyraźny krok w dół po
demograficznej spirali śmierci.
W Niemczech ani podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, ani po wyborach
nie podjęto kwestii coraz bardziej obciążonej państwowej służby zdrowia i
systemu emerytalnego, w którym malejąca liczba podatników utrzymuje rosnącą
liczbę emerytów. Tymczasem na skutek podobnych trendów demograficznych do połowy
stulecia zaludnienie Niemiec przypuszczalnie zmniejszy się o tyle, ilu mieszkańców
miała dawna NRD. Z przeprowadzonego ostatnio sondażu wynika jednak, że 25
proc. niemieckich mężczyzn i 20 proc. niemieckich kobiet z przedziału
wiekowego 20-30 lat nie zamierza mieć dzieci – i nie widzi w tym wyborze nic
kontrowersyjnego.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
W porannych godzinach szczytu 11 marca 2004 r. w pociągach i na stacjach
kolejowych Madrytu wybuchło dziesięć bomb. Ofiar śmiertelnych było prawie
200, a rannych około 2000. Następnego dnia wydawało się, że Hiszpania da
stanowczy odpór terroryzmowi, w całym kraju odbyły się demonstracje, na które
przyniesiono transparenty z napisami „mordercy” i „skrytobójcy”.
Nastrój ten nie utrzymał się jednak długo. 72 godziny po zamachu hiszpański
rząd José Marii Aznara, wiernego sojusznika Stanów Zjednoczonych i Wielkiej
Brytanii w Iraku, został wyraźnie pokonany w wyborach, które socjalistyczna
opozycja od dawna chciała zamienić w referendum na temat udziału Hiszpanii w
wojnie z terrorem.
Tego samego pragnęli działacze Al-Kaidy, którzy podłożyli bomby. Sporządzony
przez nich 54-stronicowy dokument ujawniony trzy miesiące po zamachach zawierał
analizy, które mówiły, że rząd Aznara „nie przetrzyma więcej niż dwóch,
trzech ataków, a potem wycofa się z Iraku pod presją własnego narodu”.
Okazało się, że wystarczył jeden atak – wojska hiszpańskie zostały wkrótce
wycofane, zgodnie z obietnicą złożoną przez nowego premiera José Luisa
Rodrigueza Zapatero.
W tym roku, pięć dni przed drugą rocznicą madryckich zamachów, rząd
Zapatero, który już wcześniej zalegalizował małżeństwa osób tej samej płci
i adopcję dzieci przez homoseksualistów, jak również podjął kroki mające
na celu ograniczenie nauczania religii w szkołach, oświadczył, że na świadectwach
urodzenia nie będą się już pojawiały słowa „ojciec” i
„matka”, zastąpione zostaną określeniami „rodzic A” i
„rodzic B”. Zwierzchnik hiszpańskich urzędów stanu cywilnego wyjaśnił
madryckiemu dziennikowi „ABC”, że zmiana ta ma na celu dostosowanie
świadectw urodzenia do ustawodawstwa hiszpańskiego dotyczącego małżeństwa
i adopcji. Bardziej przenikliwy był komentator irlandzki David Quinn, który w
nowych uregulowaniach dostrzegł „wycofanie przez państwo uznania dla roli
matek i ojców oraz uśmiercenie biologii i natury”.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że madryckie zamachy i
administracyjną nowomowę łączą ze sobą jedynie meandry demokratycznej
polityki: zamachy, które zraziły opinię publiczną do konserwatywnego rządu,
wyniosły na urząd premiera lewicowego polityka, który przystąpił do
realizacji wielu elementów programu wcześniej bezskutecznie podejmowanych
przez inne hiszpańskie rządy reprezentujące agresywny sekularyzm. W
rzeczywistości jednak związek ten jest bardziej skomplikowany. W hiszpańskich
wydarzeniach politycznych z okresu ostatnich dwóch lat można bowiem dostrzec w
skondensowanej postaci dwie powiązane ze sobą wojny kulturowe, które targają
dzisiejszą Europą Zachodnią.
Pierwsza z tych wojen – zainspirowani hiszpańskimi świadectwami urodzenia
nazwijmy ją „wojną kulturową A” – jest ostrzejszą formą amerykańskiego
podziału na stany czerwone (głosujące na republikanów) i niebieskie (głosujące
na demokratów): wojną między postmodernistycznymi siłami relatywizmu
moralnego a obrońcami tradycyjnych wartości moralnych. Druga – „wojna
kulturowa B” – dotyczy definicji społeczeństwa obywatelskiego, znaczenia
tolerancji i pluralizmu oraz ograniczeń multikulturalizmu w starzejącej się
Europie, gdzie spadek stopy urodzeń poniżej poziomu reprodukcyjnego otworzył
drzwi coraz liczniejszej i coraz bardziej pewnej siebie ludności muzułmańskiej.
Agresorami w wojnie kulturowej A są radykalni sekularyści, powodowani
„chrystofobią”, jak to określił prawoznawca Joseph Weiler. Dążą
do usunięcia pozostałości kultury judeochrześcijańskiej z postchrześcijańskiej
Unii Europejskiej, domagając się prawa do zawierania małżeństw przez osoby
tej samej płci w imię równości, ograniczenia wolności słowa w imię
cywilizowanych zasad i anulowania kluczowych aspektów wolności religii w imię
tolerancji. Agresorami w wojnie kulturowej B są radykalni dżihadyści
islamscy, którzy nienawidzą Zachodu, pragną narzucić zachodnim społeczeństwom
muzułmańskie tabu drogą gwałtownych protestów i innych form przymusu i widzą
w tych działaniach pierwszy etap islamizacji Europy – a w przypadku
„Al-Andalus”, jak często nazywają Hiszpanię, przywrócenia właściwego
porządku rzeczy, na jakiś czas pogwałconego przez króla Ferdynanda i królową
Izabelę.
Pytanie, które Europa musi sobie zadać, ale w większości nie ma na to
ochoty, brzmi: czy agresorzy w wojnie kulturowej A nie sprawili, że siłom
sprzyjającym prawdziwej tolerancji i autentycznemu społeczeństwu
obywatelskiemu niezwykle trudno będzie zwyciężyć w wojnie kulturowej B.
Stoczenie się Europy w ociężały stan „depolityzacji”, jak to
nazywają niektórzy analitycy, kiedyś zdawało się ograniczać do kwestii
rozbudowy państwa opiekuńczego, socjalistycznej ekonomiki i handlowego
protekcjonizmu. Wszystko to okraszone było irytującymi przepisami unijnymi
regulującymi takie sprawy jak wielkość pomidorów i sposób karmienia wieprzy
na Sardynii. Europa coraz mocniej zaciska biurokratyczny gorset. I tak osoba
odwiedzająca Polskę po przystąpieniu tego kraju do UE w 2004 r. nie mogła
nie zauważyć, że na wszystkich jajkach sprzedawanych w tamtejszych sklepach
spożywczych widnieje urzędowa pieczęć z długim unijnym kodem numerycznym, a
każda polska owca ma wpięty w ucho urzędowy unijny kolczyk. Dalej mamy
przepisy BHP, które kojarzą się z Wielkim Bratem. W zeszłym roku, na skutek
dyrektywy unijnej dotyczącej pracy na dużych wysokościach, elektrycy w
brytyjskim miasteczku Eccles nie mogli użyć drabin do zmiany pięciu żarówek
w kościele św. Beneta. Trzeba było postawić ogromne rusztowanie, a koszty
tej dwudniowej operacji wyniosły około 500 dol. za jedną żarówkę.
Co to wszystko ma wspólnego z wojną kulturową A? Otóż regulacyjne ciągoty
UE nie tylko negatywnie odbijają się na gospodarce, ale posiadają również
ostrze ideologiczne wymierzone między innymi w religię. Na przykład w październiku
ubiegłego roku urzędowi holenderscy strażnicy ortograficznej moralności zarządzili,
że z dniem 1 sierpnia 2006 r. „Chrystus” będzie pisany z małej
litery, a „Żydzi” (Joden) z dużej w odniesieniu do narodowości i z
małej w odniesieniu do wyznania. W bieżącym roku ateistyczny szkocki
nauczyciel matematyki wygrał proces o dyskryminację, zarzuciwszy szkole
katolickiej, że nie przyznała mu stanowiska „opiekuna duchowego”,
argumentując, że funkcja ta jest zarezerwowana dla katolików.
Wojna kulturowa A stanowi zatem element konsekwentnego dążenia sekularystów
– przy użyciu krajowej i unijnej machiny regulacyjnej – do zepchnięcia na
margines życia publicznego kurczącej się grupy praktykujących chrześcijan.
Odnosi się to również do zasadniczych pytań o początek i koniec życia,
szczególnie ostro stawianych w „uwolnionych od więzów tradycji”
krajach Beneluksu. Holandia od dawna ma renomę kraju zalegalizowanego
libertynizmu, gdy chodzi o narkotyki i prostytucję. Przewodzi również
marszowi Europy ku eutanazji i małżeństwom homoseksualnym. Holendrów usiłują
dziś dogonić powściągliwi dawniej Belgowie. Dorównali już sąsiadom, jeśli
chodzi o małżeństwa osób tej samej płci i eutanazję, a teraz
socjalistyczno-liberalna koalicja przyjęła ustawę umożliwiającą prokreację
metodą „wynajęcia macicy”.
Wojna kulturowa A znajduje swój wyraz również w dążeniu do wymuszenia i
narzucenia zachowań, które uważa się za postępowe, wrażliwe społecznie,
nieoceniające lub poprawne politycznie w skrajnie feministycznym lub
multikulturalistycznym rozumieniu tego pojęcia. W ostatnich latach z reguły
wygląda to tak, że państwa członkowskie wprowadzają ustawy regulujące, a
tym samym ograniczające, prawo do publicznego wypowiadania się. Na przykład
moralnie krytyczne wypowiedzi na temat zachowań homoseksualnych zostały uznane
za „mowę nienawiści” – francuskiego parlamentarzystę ukarano grzywną
za stwierdzenie, że heteroseksualizm moralnie przewyższa homoseksualizm.
Na poziomie międzynarodowym presja unijna poskutkowała ostatnio upadkiem
koalicji rządowej w jednym z krajów członkowskich UE – Słowacji. Sprawa
dotyczyła konkordatu z Watykanem zawierającego wymóg, że Słowacja nie będzie
zmuszała do wykonywania aborcji tych lekarzy, którzy nie akceptują tego
zabiegu z przyczyn moralnych. Ten punkt konkordatu stał się przedmiotem zajadłej
krytyki ze strony unijnej Sieci Niezależnych Ekspertów ds. Przestrzegania
Podstawowych Praw Człowieka. Organizacja ta orzekła, że prawo do usunięcia płodu
jest uniwersalnym prawem człowieka, a zatem lekarze nie mogą odmawiać
wykonania tego zabiegu. W Bratysławie wywiązała się debata na temat ryzyka
związanego z urażeniem humanitarnych uczuć mandarynów z Brukseli i
Strasburga. Spór ten do tego stopnia zdestabilizował rząd, że premier musiał
rozwiązać parlament i rozpisać nowe wybory.
Ten pełzający autorytaryzm można również dostrzec w rezolucji Parlamentu
Europejskiego ze stycznia 2006 r., potępiającej jako „homofobiczne”
te państwa, które nie zezwalają na małżeństwa homoseksualne, a wolność
religii określającej mianem „źródła dyskryminacji”. W trakcie
debaty nad tą rezolucją brytyjski eurodeputowany zrównał tradycyjne
prawodawstwo matrymonialne z „pogwałceniem praw ludzkich gejów i
lesbijek” oraz groził usunięciem z UE krajów takich jak Polska i Litwa.
Polsce zagrożono również zawieszeniem prawa głosu na unijnych spotkaniach
ministerialnych w przypadku przywrócenia kary śmierci.
Wydarzenia te nasuwają różne komentarze, ale nawet najżyczliwszy
obserwator powinien być zaskoczony, że Europa wdaje się w wewnętrzne spory
na temat narzucania reguł politycznej poprawności, stojąc w obliczu
najbardziej dramatycznego faktu we współczesnych dziejach tego kontynentu: własnego
demograficznego samobójstwa.
W żadnym państwie członkowskim UE stopa urodzeń nie osiąga poziomu
potrzebnego do utrzymania liczby ludności na stałym poziomie (czyli 2,1
dziecka na jedną kobietę). W 11 państwach Unii – między innymi w Niemczech,
Austrii, Włoszech, na Węgrzech i we wszystkich trzech krajach bałtyckich –
notuje się ujemny przyrost naturalny. To wyraźny krok w dół po
demograficznej spirali śmierci.
W Niemczech ani podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, ani po wyborach
nie podjęto kwestii coraz bardziej obciążonej państwowej służby zdrowia i
systemu emerytalnego, w którym malejąca liczba podatników utrzymuje rosnącą
liczbę emerytów. Tymczasem na skutek podobnych trendów demograficznych do połowy
stulecia zaludnienie Niemiec przypuszczalnie zmniejszy się o tyle, ilu mieszkańców
miała dawna NRD. Z przeprowadzonego ostatnio sondażu wynika jednak, że 25
proc. niemieckich mężczyzn i 20 proc. niemieckich kobiet z przedziału
wiekowego 20-30 lat nie zamierza mieć dzieci – i nie widzi w tym wyborze nic
kontrowersyjnego.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Tego samego pragnęli działacze Al-Kaidy, którzy podłożyli bomby. Sporządzony
przez nich 54-stronicowy dokument ujawniony trzy miesiące po zamachach zawierał
analizy, które mówiły, że rząd Aznara „nie przetrzyma więcej niż dwóch,
trzech ataków, a potem wycofa się z Iraku pod presją własnego narodu”.
Okazało się, że wystarczył jeden atak – wojska hiszpańskie zostały wkrótce
wycofane, zgodnie z obietnicą złożoną przez nowego premiera José Luisa
Rodrigueza Zapatero.
W tym roku, pięć dni przed drugą rocznicą madryckich zamachów, rząd
Zapatero, który już wcześniej zalegalizował małżeństwa osób tej samej płci
i adopcję dzieci przez homoseksualistów, jak również podjął kroki mające
na celu ograniczenie nauczania religii w szkołach, oświadczył, że na świadectwach
urodzenia nie będą się już pojawiały słowa „ojciec” i
„matka”, zastąpione zostaną określeniami „rodzic A” i
„rodzic B”. Zwierzchnik hiszpańskich urzędów stanu cywilnego wyjaśnił
madryckiemu dziennikowi „ABC”, że zmiana ta ma na celu dostosowanie
świadectw urodzenia do ustawodawstwa hiszpańskiego dotyczącego małżeństwa
i adopcji. Bardziej przenikliwy był komentator irlandzki David Quinn, który w
nowych uregulowaniach dostrzegł „wycofanie przez państwo uznania dla roli
matek i ojców oraz uśmiercenie biologii i natury”.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że madryckie zamachy i
administracyjną nowomowę łączą ze sobą jedynie meandry demokratycznej
polityki: zamachy, które zraziły opinię publiczną do konserwatywnego rządu,
wyniosły na urząd premiera lewicowego polityka, który przystąpił do
realizacji wielu elementów programu wcześniej bezskutecznie podejmowanych
przez inne hiszpańskie rządy reprezentujące agresywny sekularyzm. W
rzeczywistości jednak związek ten jest bardziej skomplikowany. W hiszpańskich
wydarzeniach politycznych z okresu ostatnich dwóch lat można bowiem dostrzec w
skondensowanej postaci dwie powiązane ze sobą wojny kulturowe, które targają
dzisiejszą Europą Zachodnią.
Pierwsza z tych wojen – zainspirowani hiszpańskimi świadectwami urodzenia
nazwijmy ją „wojną kulturową A” – jest ostrzejszą formą amerykańskiego
podziału na stany czerwone (głosujące na republikanów) i niebieskie (głosujące
na demokratów): wojną między postmodernistycznymi siłami relatywizmu
moralnego a obrońcami tradycyjnych wartości moralnych. Druga – „wojna
kulturowa B” – dotyczy definicji społeczeństwa obywatelskiego, znaczenia
tolerancji i pluralizmu oraz ograniczeń multikulturalizmu w starzejącej się
Europie, gdzie spadek stopy urodzeń poniżej poziomu reprodukcyjnego otworzył
drzwi coraz liczniejszej i coraz bardziej pewnej siebie ludności muzułmańskiej.
Agresorami w wojnie kulturowej A są radykalni sekularyści, powodowani
„chrystofobią”, jak to określił prawoznawca Joseph Weiler. Dążą
do usunięcia pozostałości kultury judeochrześcijańskiej z postchrześcijańskiej
Unii Europejskiej, domagając się prawa do zawierania małżeństw przez osoby
tej samej płci w imię równości, ograniczenia wolności słowa w imię
cywilizowanych zasad i anulowania kluczowych aspektów wolności religii w imię
tolerancji. Agresorami w wojnie kulturowej B są radykalni dżihadyści
islamscy, którzy nienawidzą Zachodu, pragną narzucić zachodnim społeczeństwom
muzułmańskie tabu drogą gwałtownych protestów i innych form przymusu i widzą
w tych działaniach pierwszy etap islamizacji Europy – a w przypadku
„Al-Andalus”, jak często nazywają Hiszpanię, przywrócenia właściwego
porządku rzeczy, na jakiś czas pogwałconego przez króla Ferdynanda i królową
Izabelę.
Pytanie, które Europa musi sobie zadać, ale w większości nie ma na to
ochoty, brzmi: czy agresorzy w wojnie kulturowej A nie sprawili, że siłom
sprzyjającym prawdziwej tolerancji i autentycznemu społeczeństwu
obywatelskiemu niezwykle trudno będzie zwyciężyć w wojnie kulturowej B.
Stoczenie się Europy w ociężały stan „depolityzacji”, jak to
nazywają niektórzy analitycy, kiedyś zdawało się ograniczać do kwestii
rozbudowy państwa opiekuńczego, socjalistycznej ekonomiki i handlowego
protekcjonizmu. Wszystko to okraszone było irytującymi przepisami unijnymi
regulującymi takie sprawy jak wielkość pomidorów i sposób karmienia wieprzy
na Sardynii. Europa coraz mocniej zaciska biurokratyczny gorset. I tak osoba
odwiedzająca Polskę po przystąpieniu tego kraju do UE w 2004 r. nie mogła
nie zauważyć, że na wszystkich jajkach sprzedawanych w tamtejszych sklepach
spożywczych widnieje urzędowa pieczęć z długim unijnym kodem numerycznym, a
każda polska owca ma wpięty w ucho urzędowy unijny kolczyk. Dalej mamy
przepisy BHP, które kojarzą się z Wielkim Bratem. W zeszłym roku, na skutek
dyrektywy unijnej dotyczącej pracy na dużych wysokościach, elektrycy w
brytyjskim miasteczku Eccles nie mogli użyć drabin do zmiany pięciu żarówek
w kościele św. Beneta. Trzeba było postawić ogromne rusztowanie, a koszty
tej dwudniowej operacji wyniosły około 500 dol. za jedną żarówkę.
Co to wszystko ma wspólnego z wojną kulturową A? Otóż regulacyjne ciągoty
UE nie tylko negatywnie odbijają się na gospodarce, ale posiadają również
ostrze ideologiczne wymierzone między innymi w religię. Na przykład w październiku
ubiegłego roku urzędowi holenderscy strażnicy ortograficznej moralności zarządzili,
że z dniem 1 sierpnia 2006 r. „Chrystus” będzie pisany z małej
litery, a „Żydzi” (Joden) z dużej w odniesieniu do narodowości i z
małej w odniesieniu do wyznania. W bieżącym roku ateistyczny szkocki
nauczyciel matematyki wygrał proces o dyskryminację, zarzuciwszy szkole
katolickiej, że nie przyznała mu stanowiska „opiekuna duchowego”,
argumentując, że funkcja ta jest zarezerwowana dla katolików.
Wojna kulturowa A stanowi zatem element konsekwentnego dążenia sekularystów
– przy użyciu krajowej i unijnej machiny regulacyjnej – do zepchnięcia na
margines życia publicznego kurczącej się grupy praktykujących chrześcijan.
Odnosi się to również do zasadniczych pytań o początek i koniec życia,
szczególnie ostro stawianych w „uwolnionych od więzów tradycji”
krajach Beneluksu. Holandia od dawna ma renomę kraju zalegalizowanego
libertynizmu, gdy chodzi o narkotyki i prostytucję. Przewodzi również
marszowi Europy ku eutanazji i małżeństwom homoseksualnym. Holendrów usiłują
dziś dogonić powściągliwi dawniej Belgowie. Dorównali już sąsiadom, jeśli
chodzi o małżeństwa osób tej samej płci i eutanazję, a teraz
socjalistyczno-liberalna koalicja przyjęła ustawę umożliwiającą prokreację
metodą „wynajęcia macicy”.
Wojna kulturowa A znajduje swój wyraz również w dążeniu do wymuszenia i
narzucenia zachowań, które uważa się za postępowe, wrażliwe społecznie,
nieoceniające lub poprawne politycznie w skrajnie feministycznym lub
multikulturalistycznym rozumieniu tego pojęcia. W ostatnich latach z reguły
wygląda to tak, że państwa członkowskie wprowadzają ustawy regulujące, a
tym samym ograniczające, prawo do publicznego wypowiadania się. Na przykład
moralnie krytyczne wypowiedzi na temat zachowań homoseksualnych zostały uznane
za „mowę nienawiści” – francuskiego parlamentarzystę ukarano grzywną
za stwierdzenie, że heteroseksualizm moralnie przewyższa homoseksualizm.
Na poziomie międzynarodowym presja unijna poskutkowała ostatnio upadkiem
koalicji rządowej w jednym z krajów członkowskich UE – Słowacji. Sprawa
dotyczyła konkordatu z Watykanem zawierającego wymóg, że Słowacja nie będzie
zmuszała do wykonywania aborcji tych lekarzy, którzy nie akceptują tego
zabiegu z przyczyn moralnych. Ten punkt konkordatu stał się przedmiotem zajadłej
krytyki ze strony unijnej Sieci Niezależnych Ekspertów ds. Przestrzegania
Podstawowych Praw Człowieka. Organizacja ta orzekła, że prawo do usunięcia płodu
jest uniwersalnym prawem człowieka, a zatem lekarze nie mogą odmawiać
wykonania tego zabiegu. W Bratysławie wywiązała się debata na temat ryzyka
związanego z urażeniem humanitarnych uczuć mandarynów z Brukseli i
Strasburga. Spór ten do tego stopnia zdestabilizował rząd, że premier musiał
rozwiązać parlament i rozpisać nowe wybory.
Ten pełzający autorytaryzm można również dostrzec w rezolucji Parlamentu
Europejskiego ze stycznia 2006 r., potępiającej jako „homofobiczne”
te państwa, które nie zezwalają na małżeństwa homoseksualne, a wolność
religii określającej mianem „źródła dyskryminacji”. W trakcie
debaty nad tą rezolucją brytyjski eurodeputowany zrównał tradycyjne
prawodawstwo matrymonialne z „pogwałceniem praw ludzkich gejów i
lesbijek” oraz groził usunięciem z UE krajów takich jak Polska i Litwa.
Polsce zagrożono również zawieszeniem prawa głosu na unijnych spotkaniach
ministerialnych w przypadku przywrócenia kary śmierci.
Wydarzenia te nasuwają różne komentarze, ale nawet najżyczliwszy
obserwator powinien być zaskoczony, że Europa wdaje się w wewnętrzne spory
na temat narzucania reguł politycznej poprawności, stojąc w obliczu
najbardziej dramatycznego faktu we współczesnych dziejach tego kontynentu: własnego
demograficznego samobójstwa.
W żadnym państwie członkowskim UE stopa urodzeń nie osiąga poziomu
potrzebnego do utrzymania liczby ludności na stałym poziomie (czyli 2,1
dziecka na jedną kobietę). W 11 państwach Unii – między innymi w Niemczech,
Austrii, Włoszech, na Węgrzech i we wszystkich trzech krajach bałtyckich –
notuje się ujemny przyrost naturalny. To wyraźny krok w dół po
demograficznej spirali śmierci.
W Niemczech ani podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, ani po wyborach
nie podjęto kwestii coraz bardziej obciążonej państwowej służby zdrowia i
systemu emerytalnego, w którym malejąca liczba podatników utrzymuje rosnącą
liczbę emerytów. Tymczasem na skutek podobnych trendów demograficznych do połowy
stulecia zaludnienie Niemiec przypuszczalnie zmniejszy się o tyle, ilu mieszkańców
miała dawna NRD. Z przeprowadzonego ostatnio sondażu wynika jednak, że 25
proc. niemieckich mężczyzn i 20 proc. niemieckich kobiet z przedziału
wiekowego 20-30 lat nie zamierza mieć dzieci – i nie widzi w tym wyborze nic
kontrowersyjnego.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
W tym roku, pięć dni przed drugą rocznicą madryckich zamachów, rząd
Zapatero, który już wcześniej zalegalizował małżeństwa osób tej samej płci
i adopcję dzieci przez homoseksualistów, jak również podjął kroki mające
na celu ograniczenie nauczania religii w szkołach, oświadczył, że na świadectwach
urodzenia nie będą się już pojawiały słowa „ojciec” i
„matka”, zastąpione zostaną określeniami „rodzic A” i
„rodzic B”. Zwierzchnik hiszpańskich urzędów stanu cywilnego wyjaśnił
madryckiemu dziennikowi „ABC”, że zmiana ta ma na celu dostosowanie
świadectw urodzenia do ustawodawstwa hiszpańskiego dotyczącego małżeństwa
i adopcji. Bardziej przenikliwy był komentator irlandzki David Quinn, który w
nowych uregulowaniach dostrzegł „wycofanie przez państwo uznania dla roli
matek i ojców oraz uśmiercenie biologii i natury”.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że madryckie zamachy i
administracyjną nowomowę łączą ze sobą jedynie meandry demokratycznej
polityki: zamachy, które zraziły opinię publiczną do konserwatywnego rządu,
wyniosły na urząd premiera lewicowego polityka, który przystąpił do
realizacji wielu elementów programu wcześniej bezskutecznie podejmowanych
przez inne hiszpańskie rządy reprezentujące agresywny sekularyzm. W
rzeczywistości jednak związek ten jest bardziej skomplikowany. W hiszpańskich
wydarzeniach politycznych z okresu ostatnich dwóch lat można bowiem dostrzec w
skondensowanej postaci dwie powiązane ze sobą wojny kulturowe, które targają
dzisiejszą Europą Zachodnią.
Pierwsza z tych wojen – zainspirowani hiszpańskimi świadectwami urodzenia
nazwijmy ją „wojną kulturową A” – jest ostrzejszą formą amerykańskiego
podziału na stany czerwone (głosujące na republikanów) i niebieskie (głosujące
na demokratów): wojną między postmodernistycznymi siłami relatywizmu
moralnego a obrońcami tradycyjnych wartości moralnych. Druga – „wojna
kulturowa B” – dotyczy definicji społeczeństwa obywatelskiego, znaczenia
tolerancji i pluralizmu oraz ograniczeń multikulturalizmu w starzejącej się
Europie, gdzie spadek stopy urodzeń poniżej poziomu reprodukcyjnego otworzył
drzwi coraz liczniejszej i coraz bardziej pewnej siebie ludności muzułmańskiej.
Agresorami w wojnie kulturowej A są radykalni sekularyści, powodowani
„chrystofobią”, jak to określił prawoznawca Joseph Weiler. Dążą
do usunięcia pozostałości kultury judeochrześcijańskiej z postchrześcijańskiej
Unii Europejskiej, domagając się prawa do zawierania małżeństw przez osoby
tej samej płci w imię równości, ograniczenia wolności słowa w imię
cywilizowanych zasad i anulowania kluczowych aspektów wolności religii w imię
tolerancji. Agresorami w wojnie kulturowej B są radykalni dżihadyści
islamscy, którzy nienawidzą Zachodu, pragną narzucić zachodnim społeczeństwom
muzułmańskie tabu drogą gwałtownych protestów i innych form przymusu i widzą
w tych działaniach pierwszy etap islamizacji Europy – a w przypadku
„Al-Andalus”, jak często nazywają Hiszpanię, przywrócenia właściwego
porządku rzeczy, na jakiś czas pogwałconego przez króla Ferdynanda i królową
Izabelę.
Pytanie, które Europa musi sobie zadać, ale w większości nie ma na to
ochoty, brzmi: czy agresorzy w wojnie kulturowej A nie sprawili, że siłom
sprzyjającym prawdziwej tolerancji i autentycznemu społeczeństwu
obywatelskiemu niezwykle trudno będzie zwyciężyć w wojnie kulturowej B.
Stoczenie się Europy w ociężały stan „depolityzacji”, jak to
nazywają niektórzy analitycy, kiedyś zdawało się ograniczać do kwestii
rozbudowy państwa opiekuńczego, socjalistycznej ekonomiki i handlowego
protekcjonizmu. Wszystko to okraszone było irytującymi przepisami unijnymi
regulującymi takie sprawy jak wielkość pomidorów i sposób karmienia wieprzy
na Sardynii. Europa coraz mocniej zaciska biurokratyczny gorset. I tak osoba
odwiedzająca Polskę po przystąpieniu tego kraju do UE w 2004 r. nie mogła
nie zauważyć, że na wszystkich jajkach sprzedawanych w tamtejszych sklepach
spożywczych widnieje urzędowa pieczęć z długim unijnym kodem numerycznym, a
każda polska owca ma wpięty w ucho urzędowy unijny kolczyk. Dalej mamy
przepisy BHP, które kojarzą się z Wielkim Bratem. W zeszłym roku, na skutek
dyrektywy unijnej dotyczącej pracy na dużych wysokościach, elektrycy w
brytyjskim miasteczku Eccles nie mogli użyć drabin do zmiany pięciu żarówek
w kościele św. Beneta. Trzeba było postawić ogromne rusztowanie, a koszty
tej dwudniowej operacji wyniosły około 500 dol. za jedną żarówkę.
Co to wszystko ma wspólnego z wojną kulturową A? Otóż regulacyjne ciągoty
UE nie tylko negatywnie odbijają się na gospodarce, ale posiadają również
ostrze ideologiczne wymierzone między innymi w religię. Na przykład w październiku
ubiegłego roku urzędowi holenderscy strażnicy ortograficznej moralności zarządzili,
że z dniem 1 sierpnia 2006 r. „Chrystus” będzie pisany z małej
litery, a „Żydzi” (Joden) z dużej w odniesieniu do narodowości i z
małej w odniesieniu do wyznania. W bieżącym roku ateistyczny szkocki
nauczyciel matematyki wygrał proces o dyskryminację, zarzuciwszy szkole
katolickiej, że nie przyznała mu stanowiska „opiekuna duchowego”,
argumentując, że funkcja ta jest zarezerwowana dla katolików.
Wojna kulturowa A stanowi zatem element konsekwentnego dążenia sekularystów
– przy użyciu krajowej i unijnej machiny regulacyjnej – do zepchnięcia na
margines życia publicznego kurczącej się grupy praktykujących chrześcijan.
Odnosi się to również do zasadniczych pytań o początek i koniec życia,
szczególnie ostro stawianych w „uwolnionych od więzów tradycji”
krajach Beneluksu. Holandia od dawna ma renomę kraju zalegalizowanego
libertynizmu, gdy chodzi o narkotyki i prostytucję. Przewodzi również
marszowi Europy ku eutanazji i małżeństwom homoseksualnym. Holendrów usiłują
dziś dogonić powściągliwi dawniej Belgowie. Dorównali już sąsiadom, jeśli
chodzi o małżeństwa osób tej samej płci i eutanazję, a teraz
socjalistyczno-liberalna koalicja przyjęła ustawę umożliwiającą prokreację
metodą „wynajęcia macicy”.
Wojna kulturowa A znajduje swój wyraz również w dążeniu do wymuszenia i
narzucenia zachowań, które uważa się za postępowe, wrażliwe społecznie,
nieoceniające lub poprawne politycznie w skrajnie feministycznym lub
multikulturalistycznym rozumieniu tego pojęcia. W ostatnich latach z reguły
wygląda to tak, że państwa członkowskie wprowadzają ustawy regulujące, a
tym samym ograniczające, prawo do publicznego wypowiadania się. Na przykład
moralnie krytyczne wypowiedzi na temat zachowań homoseksualnych zostały uznane
za „mowę nienawiści” – francuskiego parlamentarzystę ukarano grzywną
za stwierdzenie, że heteroseksualizm moralnie przewyższa homoseksualizm.
Na poziomie międzynarodowym presja unijna poskutkowała ostatnio upadkiem
koalicji rządowej w jednym z krajów członkowskich UE – Słowacji. Sprawa
dotyczyła konkordatu z Watykanem zawierającego wymóg, że Słowacja nie będzie
zmuszała do wykonywania aborcji tych lekarzy, którzy nie akceptują tego
zabiegu z przyczyn moralnych. Ten punkt konkordatu stał się przedmiotem zajadłej
krytyki ze strony unijnej Sieci Niezależnych Ekspertów ds. Przestrzegania
Podstawowych Praw Człowieka. Organizacja ta orzekła, że prawo do usunięcia płodu
jest uniwersalnym prawem człowieka, a zatem lekarze nie mogą odmawiać
wykonania tego zabiegu. W Bratysławie wywiązała się debata na temat ryzyka
związanego z urażeniem humanitarnych uczuć mandarynów z Brukseli i
Strasburga. Spór ten do tego stopnia zdestabilizował rząd, że premier musiał
rozwiązać parlament i rozpisać nowe wybory.
Ten pełzający autorytaryzm można również dostrzec w rezolucji Parlamentu
Europejskiego ze stycznia 2006 r., potępiającej jako „homofobiczne”
te państwa, które nie zezwalają na małżeństwa homoseksualne, a wolność
religii określającej mianem „źródła dyskryminacji”. W trakcie
debaty nad tą rezolucją brytyjski eurodeputowany zrównał tradycyjne
prawodawstwo matrymonialne z „pogwałceniem praw ludzkich gejów i
lesbijek” oraz groził usunięciem z UE krajów takich jak Polska i Litwa.
Polsce zagrożono również zawieszeniem prawa głosu na unijnych spotkaniach
ministerialnych w przypadku przywrócenia kary śmierci.
Wydarzenia te nasuwają różne komentarze, ale nawet najżyczliwszy
obserwator powinien być zaskoczony, że Europa wdaje się w wewnętrzne spory
na temat narzucania reguł politycznej poprawności, stojąc w obliczu
najbardziej dramatycznego faktu we współczesnych dziejach tego kontynentu: własnego
demograficznego samobójstwa.
W żadnym państwie członkowskim UE stopa urodzeń nie osiąga poziomu
potrzebnego do utrzymania liczby ludności na stałym poziomie (czyli 2,1
dziecka na jedną kobietę). W 11 państwach Unii – między innymi w Niemczech,
Austrii, Włoszech, na Węgrzech i we wszystkich trzech krajach bałtyckich –
notuje się ujemny przyrost naturalny. To wyraźny krok w dół po
demograficznej spirali śmierci.
W Niemczech ani podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, ani po wyborach
nie podjęto kwestii coraz bardziej obciążonej państwowej służby zdrowia i
systemu emerytalnego, w którym malejąca liczba podatników utrzymuje rosnącą
liczbę emerytów. Tymczasem na skutek podobnych trendów demograficznych do połowy
stulecia zaludnienie Niemiec przypuszczalnie zmniejszy się o tyle, ilu mieszkańców
miała dawna NRD. Z przeprowadzonego ostatnio sondażu wynika jednak, że 25
proc. niemieckich mężczyzn i 20 proc. niemieckich kobiet z przedziału
wiekowego 20-30 lat nie zamierza mieć dzieci – i nie widzi w tym wyborze nic
kontrowersyjnego.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że madryckie zamachy i
administracyjną nowomowę łączą ze sobą jedynie meandry demokratycznej
polityki: zamachy, które zraziły opinię publiczną do konserwatywnego rządu,
wyniosły na urząd premiera lewicowego polityka, który przystąpił do
realizacji wielu elementów programu wcześniej bezskutecznie podejmowanych
przez inne hiszpańskie rządy reprezentujące agresywny sekularyzm. W
rzeczywistości jednak związek ten jest bardziej skomplikowany. W hiszpańskich
wydarzeniach politycznych z okresu ostatnich dwóch lat można bowiem dostrzec w
skondensowanej postaci dwie powiązane ze sobą wojny kulturowe, które targają
dzisiejszą Europą Zachodnią.
Pierwsza z tych wojen – zainspirowani hiszpańskimi świadectwami urodzenia
nazwijmy ją „wojną kulturową A” – jest ostrzejszą formą amerykańskiego
podziału na stany czerwone (głosujące na republikanów) i niebieskie (głosujące
na demokratów): wojną między postmodernistycznymi siłami relatywizmu
moralnego a obrońcami tradycyjnych wartości moralnych. Druga – „wojna
kulturowa B” – dotyczy definicji społeczeństwa obywatelskiego, znaczenia
tolerancji i pluralizmu oraz ograniczeń multikulturalizmu w starzejącej się
Europie, gdzie spadek stopy urodzeń poniżej poziomu reprodukcyjnego otworzył
drzwi coraz liczniejszej i coraz bardziej pewnej siebie ludności muzułmańskiej.
Agresorami w wojnie kulturowej A są radykalni sekularyści, powodowani
„chrystofobią”, jak to określił prawoznawca Joseph Weiler. Dążą
do usunięcia pozostałości kultury judeochrześcijańskiej z postchrześcijańskiej
Unii Europejskiej, domagając się prawa do zawierania małżeństw przez osoby
tej samej płci w imię równości, ograniczenia wolności słowa w imię
cywilizowanych zasad i anulowania kluczowych aspektów wolności religii w imię
tolerancji. Agresorami w wojnie kulturowej B są radykalni dżihadyści
islamscy, którzy nienawidzą Zachodu, pragną narzucić zachodnim społeczeństwom
muzułmańskie tabu drogą gwałtownych protestów i innych form przymusu i widzą
w tych działaniach pierwszy etap islamizacji Europy – a w przypadku
„Al-Andalus”, jak często nazywają Hiszpanię, przywrócenia właściwego
porządku rzeczy, na jakiś czas pogwałconego przez króla Ferdynanda i królową
Izabelę.
Pytanie, które Europa musi sobie zadać, ale w większości nie ma na to
ochoty, brzmi: czy agresorzy w wojnie kulturowej A nie sprawili, że siłom
sprzyjającym prawdziwej tolerancji i autentycznemu społeczeństwu
obywatelskiemu niezwykle trudno będzie zwyciężyć w wojnie kulturowej B.
Stoczenie się Europy w ociężały stan „depolityzacji”, jak to
nazywają niektórzy analitycy, kiedyś zdawało się ograniczać do kwestii
rozbudowy państwa opiekuńczego, socjalistycznej ekonomiki i handlowego
protekcjonizmu. Wszystko to okraszone było irytującymi przepisami unijnymi
regulującymi takie sprawy jak wielkość pomidorów i sposób karmienia wieprzy
na Sardynii. Europa coraz mocniej zaciska biurokratyczny gorset. I tak osoba
odwiedzająca Polskę po przystąpieniu tego kraju do UE w 2004 r. nie mogła
nie zauważyć, że na wszystkich jajkach sprzedawanych w tamtejszych sklepach
spożywczych widnieje urzędowa pieczęć z długim unijnym kodem numerycznym, a
każda polska owca ma wpięty w ucho urzędowy unijny kolczyk. Dalej mamy
przepisy BHP, które kojarzą się z Wielkim Bratem. W zeszłym roku, na skutek
dyrektywy unijnej dotyczącej pracy na dużych wysokościach, elektrycy w
brytyjskim miasteczku Eccles nie mogli użyć drabin do zmiany pięciu żarówek
w kościele św. Beneta. Trzeba było postawić ogromne rusztowanie, a koszty
tej dwudniowej operacji wyniosły około 500 dol. za jedną żarówkę.
Co to wszystko ma wspólnego z wojną kulturową A? Otóż regulacyjne ciągoty
UE nie tylko negatywnie odbijają się na gospodarce, ale posiadają również
ostrze ideologiczne wymierzone między innymi w religię. Na przykład w październiku
ubiegłego roku urzędowi holenderscy strażnicy ortograficznej moralności zarządzili,
że z dniem 1 sierpnia 2006 r. „Chrystus” będzie pisany z małej
litery, a „Żydzi” (Joden) z dużej w odniesieniu do narodowości i z
małej w odniesieniu do wyznania. W bieżącym roku ateistyczny szkocki
nauczyciel matematyki wygrał proces o dyskryminację, zarzuciwszy szkole
katolickiej, że nie przyznała mu stanowiska „opiekuna duchowego”,
argumentując, że funkcja ta jest zarezerwowana dla katolików.
Wojna kulturowa A stanowi zatem element konsekwentnego dążenia sekularystów
– przy użyciu krajowej i unijnej machiny regulacyjnej – do zepchnięcia na
margines życia publicznego kurczącej się grupy praktykujących chrześcijan.
Odnosi się to również do zasadniczych pytań o początek i koniec życia,
szczególnie ostro stawianych w „uwolnionych od więzów tradycji”
krajach Beneluksu. Holandia od dawna ma renomę kraju zalegalizowanego
libertynizmu, gdy chodzi o narkotyki i prostytucję. Przewodzi również
marszowi Europy ku eutanazji i małżeństwom homoseksualnym. Holendrów usiłują
dziś dogonić powściągliwi dawniej Belgowie. Dorównali już sąsiadom, jeśli
chodzi o małżeństwa osób tej samej płci i eutanazję, a teraz
socjalistyczno-liberalna koalicja przyjęła ustawę umożliwiającą prokreację
metodą „wynajęcia macicy”.
Wojna kulturowa A znajduje swój wyraz również w dążeniu do wymuszenia i
narzucenia zachowań, które uważa się za postępowe, wrażliwe społecznie,
nieoceniające lub poprawne politycznie w skrajnie feministycznym lub
multikulturalistycznym rozumieniu tego pojęcia. W ostatnich latach z reguły
wygląda to tak, że państwa członkowskie wprowadzają ustawy regulujące, a
tym samym ograniczające, prawo do publicznego wypowiadania się. Na przykład
moralnie krytyczne wypowiedzi na temat zachowań homoseksualnych zostały uznane
za „mowę nienawiści” – francuskiego parlamentarzystę ukarano grzywną
za stwierdzenie, że heteroseksualizm moralnie przewyższa homoseksualizm.
Na poziomie międzynarodowym presja unijna poskutkowała ostatnio upadkiem
koalicji rządowej w jednym z krajów członkowskich UE – Słowacji. Sprawa
dotyczyła konkordatu z Watykanem zawierającego wymóg, że Słowacja nie będzie
zmuszała do wykonywania aborcji tych lekarzy, którzy nie akceptują tego
zabiegu z przyczyn moralnych. Ten punkt konkordatu stał się przedmiotem zajadłej
krytyki ze strony unijnej Sieci Niezależnych Ekspertów ds. Przestrzegania
Podstawowych Praw Człowieka. Organizacja ta orzekła, że prawo do usunięcia płodu
jest uniwersalnym prawem człowieka, a zatem lekarze nie mogą odmawiać
wykonania tego zabiegu. W Bratysławie wywiązała się debata na temat ryzyka
związanego z urażeniem humanitarnych uczuć mandarynów z Brukseli i
Strasburga. Spór ten do tego stopnia zdestabilizował rząd, że premier musiał
rozwiązać parlament i rozpisać nowe wybory.
Ten pełzający autorytaryzm można również dostrzec w rezolucji Parlamentu
Europejskiego ze stycznia 2006 r., potępiającej jako „homofobiczne”
te państwa, które nie zezwalają na małżeństwa homoseksualne, a wolność
religii określającej mianem „źródła dyskryminacji”. W trakcie
debaty nad tą rezolucją brytyjski eurodeputowany zrównał tradycyjne
prawodawstwo matrymonialne z „pogwałceniem praw ludzkich gejów i
lesbijek” oraz groził usunięciem z UE krajów takich jak Polska i Litwa.
Polsce zagrożono również zawieszeniem prawa głosu na unijnych spotkaniach
ministerialnych w przypadku przywrócenia kary śmierci.
Wydarzenia te nasuwają różne komentarze, ale nawet najżyczliwszy
obserwator powinien być zaskoczony, że Europa wdaje się w wewnętrzne spory
na temat narzucania reguł politycznej poprawności, stojąc w obliczu
najbardziej dramatycznego faktu we współczesnych dziejach tego kontynentu: własnego
demograficznego samobójstwa.
W żadnym państwie członkowskim UE stopa urodzeń nie osiąga poziomu
potrzebnego do utrzymania liczby ludności na stałym poziomie (czyli 2,1
dziecka na jedną kobietę). W 11 państwach Unii – między innymi w Niemczech,
Austrii, Włoszech, na Węgrzech i we wszystkich trzech krajach bałtyckich –
notuje się ujemny przyrost naturalny. To wyraźny krok w dół po
demograficznej spirali śmierci.
W Niemczech ani podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, ani po wyborach
nie podjęto kwestii coraz bardziej obciążonej państwowej służby zdrowia i
systemu emerytalnego, w którym malejąca liczba podatników utrzymuje rosnącą
liczbę emerytów. Tymczasem na skutek podobnych trendów demograficznych do połowy
stulecia zaludnienie Niemiec przypuszczalnie zmniejszy się o tyle, ilu mieszkańców
miała dawna NRD. Z przeprowadzonego ostatnio sondażu wynika jednak, że 25
proc. niemieckich mężczyzn i 20 proc. niemieckich kobiet z przedziału
wiekowego 20-30 lat nie zamierza mieć dzieci – i nie widzi w tym wyborze nic
kontrowersyjnego.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Pierwsza z tych wojen – zainspirowani hiszpańskimi świadectwami urodzenia
nazwijmy ją „wojną kulturową A” – jest ostrzejszą formą amerykańskiego
podziału na stany czerwone (głosujące na republikanów) i niebieskie (głosujące
na demokratów): wojną między postmodernistycznymi siłami relatywizmu
moralnego a obrońcami tradycyjnych wartości moralnych. Druga – „wojna
kulturowa B” – dotyczy definicji społeczeństwa obywatelskiego, znaczenia
tolerancji i pluralizmu oraz ograniczeń multikulturalizmu w starzejącej się
Europie, gdzie spadek stopy urodzeń poniżej poziomu reprodukcyjnego otworzył
drzwi coraz liczniejszej i coraz bardziej pewnej siebie ludności muzułmańskiej.
Agresorami w wojnie kulturowej A są radykalni sekularyści, powodowani
„chrystofobią”, jak to określił prawoznawca Joseph Weiler. Dążą
do usunięcia pozostałości kultury judeochrześcijańskiej z postchrześcijańskiej
Unii Europejskiej, domagając się prawa do zawierania małżeństw przez osoby
tej samej płci w imię równości, ograniczenia wolności słowa w imię
cywilizowanych zasad i anulowania kluczowych aspektów wolności religii w imię
tolerancji. Agresorami w wojnie kulturowej B są radykalni dżihadyści
islamscy, którzy nienawidzą Zachodu, pragną narzucić zachodnim społeczeństwom
muzułmańskie tabu drogą gwałtownych protestów i innych form przymusu i widzą
w tych działaniach pierwszy etap islamizacji Europy – a w przypadku
„Al-Andalus”, jak często nazywają Hiszpanię, przywrócenia właściwego
porządku rzeczy, na jakiś czas pogwałconego przez króla Ferdynanda i królową
Izabelę.
Pytanie, które Europa musi sobie zadać, ale w większości nie ma na to
ochoty, brzmi: czy agresorzy w wojnie kulturowej A nie sprawili, że siłom
sprzyjającym prawdziwej tolerancji i autentycznemu społeczeństwu
obywatelskiemu niezwykle trudno będzie zwyciężyć w wojnie kulturowej B.
Stoczenie się Europy w ociężały stan „depolityzacji”, jak to
nazywają niektórzy analitycy, kiedyś zdawało się ograniczać do kwestii
rozbudowy państwa opiekuńczego, socjalistycznej ekonomiki i handlowego
protekcjonizmu. Wszystko to okraszone było irytującymi przepisami unijnymi
regulującymi takie sprawy jak wielkość pomidorów i sposób karmienia wieprzy
na Sardynii. Europa coraz mocniej zaciska biurokratyczny gorset. I tak osoba
odwiedzająca Polskę po przystąpieniu tego kraju do UE w 2004 r. nie mogła
nie zauważyć, że na wszystkich jajkach sprzedawanych w tamtejszych sklepach
spożywczych widnieje urzędowa pieczęć z długim unijnym kodem numerycznym, a
każda polska owca ma wpięty w ucho urzędowy unijny kolczyk. Dalej mamy
przepisy BHP, które kojarzą się z Wielkim Bratem. W zeszłym roku, na skutek
dyrektywy unijnej dotyczącej pracy na dużych wysokościach, elektrycy w
brytyjskim miasteczku Eccles nie mogli użyć drabin do zmiany pięciu żarówek
w kościele św. Beneta. Trzeba było postawić ogromne rusztowanie, a koszty
tej dwudniowej operacji wyniosły około 500 dol. za jedną żarówkę.
Co to wszystko ma wspólnego z wojną kulturową A? Otóż regulacyjne ciągoty
UE nie tylko negatywnie odbijają się na gospodarce, ale posiadają również
ostrze ideologiczne wymierzone między innymi w religię. Na przykład w październiku
ubiegłego roku urzędowi holenderscy strażnicy ortograficznej moralności zarządzili,
że z dniem 1 sierpnia 2006 r. „Chrystus” będzie pisany z małej
litery, a „Żydzi” (Joden) z dużej w odniesieniu do narodowości i z
małej w odniesieniu do wyznania. W bieżącym roku ateistyczny szkocki
nauczyciel matematyki wygrał proces o dyskryminację, zarzuciwszy szkole
katolickiej, że nie przyznała mu stanowiska „opiekuna duchowego”,
argumentując, że funkcja ta jest zarezerwowana dla katolików.
Wojna kulturowa A stanowi zatem element konsekwentnego dążenia sekularystów
– przy użyciu krajowej i unijnej machiny regulacyjnej – do zepchnięcia na
margines życia publicznego kurczącej się grupy praktykujących chrześcijan.
Odnosi się to również do zasadniczych pytań o początek i koniec życia,
szczególnie ostro stawianych w „uwolnionych od więzów tradycji”
krajach Beneluksu. Holandia od dawna ma renomę kraju zalegalizowanego
libertynizmu, gdy chodzi o narkotyki i prostytucję. Przewodzi również
marszowi Europy ku eutanazji i małżeństwom homoseksualnym. Holendrów usiłują
dziś dogonić powściągliwi dawniej Belgowie. Dorównali już sąsiadom, jeśli
chodzi o małżeństwa osób tej samej płci i eutanazję, a teraz
socjalistyczno-liberalna koalicja przyjęła ustawę umożliwiającą prokreację
metodą „wynajęcia macicy”.
Wojna kulturowa A znajduje swój wyraz również w dążeniu do wymuszenia i
narzucenia zachowań, które uważa się za postępowe, wrażliwe społecznie,
nieoceniające lub poprawne politycznie w skrajnie feministycznym lub
multikulturalistycznym rozumieniu tego pojęcia. W ostatnich latach z reguły
wygląda to tak, że państwa członkowskie wprowadzają ustawy regulujące, a
tym samym ograniczające, prawo do publicznego wypowiadania się. Na przykład
moralnie krytyczne wypowiedzi na temat zachowań homoseksualnych zostały uznane
za „mowę nienawiści” – francuskiego parlamentarzystę ukarano grzywną
za stwierdzenie, że heteroseksualizm moralnie przewyższa homoseksualizm.
Na poziomie międzynarodowym presja unijna poskutkowała ostatnio upadkiem
koalicji rządowej w jednym z krajów członkowskich UE – Słowacji. Sprawa
dotyczyła konkordatu z Watykanem zawierającego wymóg, że Słowacja nie będzie
zmuszała do wykonywania aborcji tych lekarzy, którzy nie akceptują tego
zabiegu z przyczyn moralnych. Ten punkt konkordatu stał się przedmiotem zajadłej
krytyki ze strony unijnej Sieci Niezależnych Ekspertów ds. Przestrzegania
Podstawowych Praw Człowieka. Organizacja ta orzekła, że prawo do usunięcia płodu
jest uniwersalnym prawem człowieka, a zatem lekarze nie mogą odmawiać
wykonania tego zabiegu. W Bratysławie wywiązała się debata na temat ryzyka
związanego z urażeniem humanitarnych uczuć mandarynów z Brukseli i
Strasburga. Spór ten do tego stopnia zdestabilizował rząd, że premier musiał
rozwiązać parlament i rozpisać nowe wybory.
Ten pełzający autorytaryzm można również dostrzec w rezolucji Parlamentu
Europejskiego ze stycznia 2006 r., potępiającej jako „homofobiczne”
te państwa, które nie zezwalają na małżeństwa homoseksualne, a wolność
religii określającej mianem „źródła dyskryminacji”. W trakcie
debaty nad tą rezolucją brytyjski eurodeputowany zrównał tradycyjne
prawodawstwo matrymonialne z „pogwałceniem praw ludzkich gejów i
lesbijek” oraz groził usunięciem z UE krajów takich jak Polska i Litwa.
Polsce zagrożono również zawieszeniem prawa głosu na unijnych spotkaniach
ministerialnych w przypadku przywrócenia kary śmierci.
Wydarzenia te nasuwają różne komentarze, ale nawet najżyczliwszy
obserwator powinien być zaskoczony, że Europa wdaje się w wewnętrzne spory
na temat narzucania reguł politycznej poprawności, stojąc w obliczu
najbardziej dramatycznego faktu we współczesnych dziejach tego kontynentu: własnego
demograficznego samobójstwa.
W żadnym państwie członkowskim UE stopa urodzeń nie osiąga poziomu
potrzebnego do utrzymania liczby ludności na stałym poziomie (czyli 2,1
dziecka na jedną kobietę). W 11 państwach Unii – między innymi w Niemczech,
Austrii, Włoszech, na Węgrzech i we wszystkich trzech krajach bałtyckich –
notuje się ujemny przyrost naturalny. To wyraźny krok w dół po
demograficznej spirali śmierci.
W Niemczech ani podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, ani po wyborach
nie podjęto kwestii coraz bardziej obciążonej państwowej służby zdrowia i
systemu emerytalnego, w którym malejąca liczba podatników utrzymuje rosnącą
liczbę emerytów. Tymczasem na skutek podobnych trendów demograficznych do połowy
stulecia zaludnienie Niemiec przypuszczalnie zmniejszy się o tyle, ilu mieszkańców
miała dawna NRD. Z przeprowadzonego ostatnio sondażu wynika jednak, że 25
proc. niemieckich mężczyzn i 20 proc. niemieckich kobiet z przedziału
wiekowego 20-30 lat nie zamierza mieć dzieci – i nie widzi w tym wyborze nic
kontrowersyjnego.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Agresorami w wojnie kulturowej A są radykalni sekularyści, powodowani
„chrystofobią”, jak to określił prawoznawca Joseph Weiler. Dążą
do usunięcia pozostałości kultury judeochrześcijańskiej z postchrześcijańskiej
Unii Europejskiej, domagając się prawa do zawierania małżeństw przez osoby
tej samej płci w imię równości, ograniczenia wolności słowa w imię
cywilizowanych zasad i anulowania kluczowych aspektów wolności religii w imię
tolerancji. Agresorami w wojnie kulturowej B są radykalni dżihadyści
islamscy, którzy nienawidzą Zachodu, pragną narzucić zachodnim społeczeństwom
muzułmańskie tabu drogą gwałtownych protestów i innych form przymusu i widzą
w tych działaniach pierwszy etap islamizacji Europy – a w przypadku
„Al-Andalus”, jak często nazywają Hiszpanię, przywrócenia właściwego
porządku rzeczy, na jakiś czas pogwałconego przez króla Ferdynanda i królową
Izabelę.
Pytanie, które Europa musi sobie zadać, ale w większości nie ma na to
ochoty, brzmi: czy agresorzy w wojnie kulturowej A nie sprawili, że siłom
sprzyjającym prawdziwej tolerancji i autentycznemu społeczeństwu
obywatelskiemu niezwykle trudno będzie zwyciężyć w wojnie kulturowej B.
Stoczenie się Europy w ociężały stan „depolityzacji”, jak to
nazywają niektórzy analitycy, kiedyś zdawało się ograniczać do kwestii
rozbudowy państwa opiekuńczego, socjalistycznej ekonomiki i handlowego
protekcjonizmu. Wszystko to okraszone było irytującymi przepisami unijnymi
regulującymi takie sprawy jak wielkość pomidorów i sposób karmienia wieprzy
na Sardynii. Europa coraz mocniej zaciska biurokratyczny gorset. I tak osoba
odwiedzająca Polskę po przystąpieniu tego kraju do UE w 2004 r. nie mogła
nie zauważyć, że na wszystkich jajkach sprzedawanych w tamtejszych sklepach
spożywczych widnieje urzędowa pieczęć z długim unijnym kodem numerycznym, a
każda polska owca ma wpięty w ucho urzędowy unijny kolczyk. Dalej mamy
przepisy BHP, które kojarzą się z Wielkim Bratem. W zeszłym roku, na skutek
dyrektywy unijnej dotyczącej pracy na dużych wysokościach, elektrycy w
brytyjskim miasteczku Eccles nie mogli użyć drabin do zmiany pięciu żarówek
w kościele św. Beneta. Trzeba było postawić ogromne rusztowanie, a koszty
tej dwudniowej operacji wyniosły około 500 dol. za jedną żarówkę.
Co to wszystko ma wspólnego z wojną kulturową A? Otóż regulacyjne ciągoty
UE nie tylko negatywnie odbijają się na gospodarce, ale posiadają również
ostrze ideologiczne wymierzone między innymi w religię. Na przykład w październiku
ubiegłego roku urzędowi holenderscy strażnicy ortograficznej moralności zarządzili,
że z dniem 1 sierpnia 2006 r. „Chrystus” będzie pisany z małej
litery, a „Żydzi” (Joden) z dużej w odniesieniu do narodowości i z
małej w odniesieniu do wyznania. W bieżącym roku ateistyczny szkocki
nauczyciel matematyki wygrał proces o dyskryminację, zarzuciwszy szkole
katolickiej, że nie przyznała mu stanowiska „opiekuna duchowego”,
argumentując, że funkcja ta jest zarezerwowana dla katolików.
Wojna kulturowa A stanowi zatem element konsekwentnego dążenia sekularystów
– przy użyciu krajowej i unijnej machiny regulacyjnej – do zepchnięcia na
margines życia publicznego kurczącej się grupy praktykujących chrześcijan.
Odnosi się to również do zasadniczych pytań o początek i koniec życia,
szczególnie ostro stawianych w „uwolnionych od więzów tradycji”
krajach Beneluksu. Holandia od dawna ma renomę kraju zalegalizowanego
libertynizmu, gdy chodzi o narkotyki i prostytucję. Przewodzi również
marszowi Europy ku eutanazji i małżeństwom homoseksualnym. Holendrów usiłują
dziś dogonić powściągliwi dawniej Belgowie. Dorównali już sąsiadom, jeśli
chodzi o małżeństwa osób tej samej płci i eutanazję, a teraz
socjalistyczno-liberalna koalicja przyjęła ustawę umożliwiającą prokreację
metodą „wynajęcia macicy”.
Wojna kulturowa A znajduje swój wyraz również w dążeniu do wymuszenia i
narzucenia zachowań, które uważa się za postępowe, wrażliwe społecznie,
nieoceniające lub poprawne politycznie w skrajnie feministycznym lub
multikulturalistycznym rozumieniu tego pojęcia. W ostatnich latach z reguły
wygląda to tak, że państwa członkowskie wprowadzają ustawy regulujące, a
tym samym ograniczające, prawo do publicznego wypowiadania się. Na przykład
moralnie krytyczne wypowiedzi na temat zachowań homoseksualnych zostały uznane
za „mowę nienawiści” – francuskiego parlamentarzystę ukarano grzywną
za stwierdzenie, że heteroseksualizm moralnie przewyższa homoseksualizm.
Na poziomie międzynarodowym presja unijna poskutkowała ostatnio upadkiem
koalicji rządowej w jednym z krajów członkowskich UE – Słowacji. Sprawa
dotyczyła konkordatu z Watykanem zawierającego wymóg, że Słowacja nie będzie
zmuszała do wykonywania aborcji tych lekarzy, którzy nie akceptują tego
zabiegu z przyczyn moralnych. Ten punkt konkordatu stał się przedmiotem zajadłej
krytyki ze strony unijnej Sieci Niezależnych Ekspertów ds. Przestrzegania
Podstawowych Praw Człowieka. Organizacja ta orzekła, że prawo do usunięcia płodu
jest uniwersalnym prawem człowieka, a zatem lekarze nie mogą odmawiać
wykonania tego zabiegu. W Bratysławie wywiązała się debata na temat ryzyka
związanego z urażeniem humanitarnych uczuć mandarynów z Brukseli i
Strasburga. Spór ten do tego stopnia zdestabilizował rząd, że premier musiał
rozwiązać parlament i rozpisać nowe wybory.
Ten pełzający autorytaryzm można również dostrzec w rezolucji Parlamentu
Europejskiego ze stycznia 2006 r., potępiającej jako „homofobiczne”
te państwa, które nie zezwalają na małżeństwa homoseksualne, a wolność
religii określającej mianem „źródła dyskryminacji”. W trakcie
debaty nad tą rezolucją brytyjski eurodeputowany zrównał tradycyjne
prawodawstwo matrymonialne z „pogwałceniem praw ludzkich gejów i
lesbijek” oraz groził usunięciem z UE krajów takich jak Polska i Litwa.
Polsce zagrożono również zawieszeniem prawa głosu na unijnych spotkaniach
ministerialnych w przypadku przywrócenia kary śmierci.
Wydarzenia te nasuwają różne komentarze, ale nawet najżyczliwszy
obserwator powinien być zaskoczony, że Europa wdaje się w wewnętrzne spory
na temat narzucania reguł politycznej poprawności, stojąc w obliczu
najbardziej dramatycznego faktu we współczesnych dziejach tego kontynentu: własnego
demograficznego samobójstwa.
W żadnym państwie członkowskim UE stopa urodzeń nie osiąga poziomu
potrzebnego do utrzymania liczby ludności na stałym poziomie (czyli 2,1
dziecka na jedną kobietę). W 11 państwach Unii – między innymi w Niemczech,
Austrii, Włoszech, na Węgrzech i we wszystkich trzech krajach bałtyckich –
notuje się ujemny przyrost naturalny. To wyraźny krok w dół po
demograficznej spirali śmierci.
W Niemczech ani podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, ani po wyborach
nie podjęto kwestii coraz bardziej obciążonej państwowej służby zdrowia i
systemu emerytalnego, w którym malejąca liczba podatników utrzymuje rosnącą
liczbę emerytów. Tymczasem na skutek podobnych trendów demograficznych do połowy
stulecia zaludnienie Niemiec przypuszczalnie zmniejszy się o tyle, ilu mieszkańców
miała dawna NRD. Z przeprowadzonego ostatnio sondażu wynika jednak, że 25
proc. niemieckich mężczyzn i 20 proc. niemieckich kobiet z przedziału
wiekowego 20-30 lat nie zamierza mieć dzieci – i nie widzi w tym wyborze nic
kontrowersyjnego.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Pytanie, które Europa musi sobie zadać, ale w większości nie ma na to
ochoty, brzmi: czy agresorzy w wojnie kulturowej A nie sprawili, że siłom
sprzyjającym prawdziwej tolerancji i autentycznemu społeczeństwu
obywatelskiemu niezwykle trudno będzie zwyciężyć w wojnie kulturowej B.
Stoczenie się Europy w ociężały stan „depolityzacji”, jak to
nazywają niektórzy analitycy, kiedyś zdawało się ograniczać do kwestii
rozbudowy państwa opiekuńczego, socjalistycznej ekonomiki i handlowego
protekcjonizmu. Wszystko to okraszone było irytującymi przepisami unijnymi
regulującymi takie sprawy jak wielkość pomidorów i sposób karmienia wieprzy
na Sardynii. Europa coraz mocniej zaciska biurokratyczny gorset. I tak osoba
odwiedzająca Polskę po przystąpieniu tego kraju do UE w 2004 r. nie mogła
nie zauważyć, że na wszystkich jajkach sprzedawanych w tamtejszych sklepach
spożywczych widnieje urzędowa pieczęć z długim unijnym kodem numerycznym, a
każda polska owca ma wpięty w ucho urzędowy unijny kolczyk. Dalej mamy
przepisy BHP, które kojarzą się z Wielkim Bratem. W zeszłym roku, na skutek
dyrektywy unijnej dotyczącej pracy na dużych wysokościach, elektrycy w
brytyjskim miasteczku Eccles nie mogli użyć drabin do zmiany pięciu żarówek
w kościele św. Beneta. Trzeba było postawić ogromne rusztowanie, a koszty
tej dwudniowej operacji wyniosły około 500 dol. za jedną żarówkę.
Co to wszystko ma wspólnego z wojną kulturową A? Otóż regulacyjne ciągoty
UE nie tylko negatywnie odbijają się na gospodarce, ale posiadają również
ostrze ideologiczne wymierzone między innymi w religię. Na przykład w październiku
ubiegłego roku urzędowi holenderscy strażnicy ortograficznej moralności zarządzili,
że z dniem 1 sierpnia 2006 r. „Chrystus” będzie pisany z małej
litery, a „Żydzi” (Joden) z dużej w odniesieniu do narodowości i z
małej w odniesieniu do wyznania. W bieżącym roku ateistyczny szkocki
nauczyciel matematyki wygrał proces o dyskryminację, zarzuciwszy szkole
katolickiej, że nie przyznała mu stanowiska „opiekuna duchowego”,
argumentując, że funkcja ta jest zarezerwowana dla katolików.
Wojna kulturowa A stanowi zatem element konsekwentnego dążenia sekularystów
– przy użyciu krajowej i unijnej machiny regulacyjnej – do zepchnięcia na
margines życia publicznego kurczącej się grupy praktykujących chrześcijan.
Odnosi się to również do zasadniczych pytań o początek i koniec życia,
szczególnie ostro stawianych w „uwolnionych od więzów tradycji”
krajach Beneluksu. Holandia od dawna ma renomę kraju zalegalizowanego
libertynizmu, gdy chodzi o narkotyki i prostytucję. Przewodzi również
marszowi Europy ku eutanazji i małżeństwom homoseksualnym. Holendrów usiłują
dziś dogonić powściągliwi dawniej Belgowie. Dorównali już sąsiadom, jeśli
chodzi o małżeństwa osób tej samej płci i eutanazję, a teraz
socjalistyczno-liberalna koalicja przyjęła ustawę umożliwiającą prokreację
metodą „wynajęcia macicy”.
Wojna kulturowa A znajduje swój wyraz również w dążeniu do wymuszenia i
narzucenia zachowań, które uważa się za postępowe, wrażliwe społecznie,
nieoceniające lub poprawne politycznie w skrajnie feministycznym lub
multikulturalistycznym rozumieniu tego pojęcia. W ostatnich latach z reguły
wygląda to tak, że państwa członkowskie wprowadzają ustawy regulujące, a
tym samym ograniczające, prawo do publicznego wypowiadania się. Na przykład
moralnie krytyczne wypowiedzi na temat zachowań homoseksualnych zostały uznane
za „mowę nienawiści” – francuskiego parlamentarzystę ukarano grzywną
za stwierdzenie, że heteroseksualizm moralnie przewyższa homoseksualizm.
Na poziomie międzynarodowym presja unijna poskutkowała ostatnio upadkiem
koalicji rządowej w jednym z krajów członkowskich UE – Słowacji. Sprawa
dotyczyła konkordatu z Watykanem zawierającego wymóg, że Słowacja nie będzie
zmuszała do wykonywania aborcji tych lekarzy, którzy nie akceptują tego
zabiegu z przyczyn moralnych. Ten punkt konkordatu stał się przedmiotem zajadłej
krytyki ze strony unijnej Sieci Niezależnych Ekspertów ds. Przestrzegania
Podstawowych Praw Człowieka. Organizacja ta orzekła, że prawo do usunięcia płodu
jest uniwersalnym prawem człowieka, a zatem lekarze nie mogą odmawiać
wykonania tego zabiegu. W Bratysławie wywiązała się debata na temat ryzyka
związanego z urażeniem humanitarnych uczuć mandarynów z Brukseli i
Strasburga. Spór ten do tego stopnia zdestabilizował rząd, że premier musiał
rozwiązać parlament i rozpisać nowe wybory.
Ten pełzający autorytaryzm można również dostrzec w rezolucji Parlamentu
Europejskiego ze stycznia 2006 r., potępiającej jako „homofobiczne”
te państwa, które nie zezwalają na małżeństwa homoseksualne, a wolność
religii określającej mianem „źródła dyskryminacji”. W trakcie
debaty nad tą rezolucją brytyjski eurodeputowany zrównał tradycyjne
prawodawstwo matrymonialne z „pogwałceniem praw ludzkich gejów i
lesbijek” oraz groził usunięciem z UE krajów takich jak Polska i Litwa.
Polsce zagrożono również zawieszeniem prawa głosu na unijnych spotkaniach
ministerialnych w przypadku przywrócenia kary śmierci.
Wydarzenia te nasuwają różne komentarze, ale nawet najżyczliwszy
obserwator powinien być zaskoczony, że Europa wdaje się w wewnętrzne spory
na temat narzucania reguł politycznej poprawności, stojąc w obliczu
najbardziej dramatycznego faktu we współczesnych dziejach tego kontynentu: własnego
demograficznego samobójstwa.
W żadnym państwie członkowskim UE stopa urodzeń nie osiąga poziomu
potrzebnego do utrzymania liczby ludności na stałym poziomie (czyli 2,1
dziecka na jedną kobietę). W 11 państwach Unii – między innymi w Niemczech,
Austrii, Włoszech, na Węgrzech i we wszystkich trzech krajach bałtyckich –
notuje się ujemny przyrost naturalny. To wyraźny krok w dół po
demograficznej spirali śmierci.
W Niemczech ani podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, ani po wyborach
nie podjęto kwestii coraz bardziej obciążonej państwowej służby zdrowia i
systemu emerytalnego, w którym malejąca liczba podatników utrzymuje rosnącą
liczbę emerytów. Tymczasem na skutek podobnych trendów demograficznych do połowy
stulecia zaludnienie Niemiec przypuszczalnie zmniejszy się o tyle, ilu mieszkańców
miała dawna NRD. Z przeprowadzonego ostatnio sondażu wynika jednak, że 25
proc. niemieckich mężczyzn i 20 proc. niemieckich kobiet z przedziału
wiekowego 20-30 lat nie zamierza mieć dzieci – i nie widzi w tym wyborze nic
kontrowersyjnego.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Stoczenie się Europy w ociężały stan „depolityzacji”, jak to
nazywają niektórzy analitycy, kiedyś zdawało się ograniczać do kwestii
rozbudowy państwa opiekuńczego, socjalistycznej ekonomiki i handlowego
protekcjonizmu. Wszystko to okraszone było irytującymi przepisami unijnymi
regulującymi takie sprawy jak wielkość pomidorów i sposób karmienia wieprzy
na Sardynii. Europa coraz mocniej zaciska biurokratyczny gorset. I tak osoba
odwiedzająca Polskę po przystąpieniu tego kraju do UE w 2004 r. nie mogła
nie zauważyć, że na wszystkich jajkach sprzedawanych w tamtejszych sklepach
spożywczych widnieje urzędowa pieczęć z długim unijnym kodem numerycznym, a
każda polska owca ma wpięty w ucho urzędowy unijny kolczyk. Dalej mamy
przepisy BHP, które kojarzą się z Wielkim Bratem. W zeszłym roku, na skutek
dyrektywy unijnej dotyczącej pracy na dużych wysokościach, elektrycy w
brytyjskim miasteczku Eccles nie mogli użyć drabin do zmiany pięciu żarówek
w kościele św. Beneta. Trzeba było postawić ogromne rusztowanie, a koszty
tej dwudniowej operacji wyniosły około 500 dol. za jedną żarówkę.
Co to wszystko ma wspólnego z wojną kulturową A? Otóż regulacyjne ciągoty
UE nie tylko negatywnie odbijają się na gospodarce, ale posiadają również
ostrze ideologiczne wymierzone między innymi w religię. Na przykład w październiku
ubiegłego roku urzędowi holenderscy strażnicy ortograficznej moralności zarządzili,
że z dniem 1 sierpnia 2006 r. „Chrystus” będzie pisany z małej
litery, a „Żydzi” (Joden) z dużej w odniesieniu do narodowości i z
małej w odniesieniu do wyznania. W bieżącym roku ateistyczny szkocki
nauczyciel matematyki wygrał proces o dyskryminację, zarzuciwszy szkole
katolickiej, że nie przyznała mu stanowiska „opiekuna duchowego”,
argumentując, że funkcja ta jest zarezerwowana dla katolików.
Wojna kulturowa A stanowi zatem element konsekwentnego dążenia sekularystów
– przy użyciu krajowej i unijnej machiny regulacyjnej – do zepchnięcia na
margines życia publicznego kurczącej się grupy praktykujących chrześcijan.
Odnosi się to również do zasadniczych pytań o początek i koniec życia,
szczególnie ostro stawianych w „uwolnionych od więzów tradycji”
krajach Beneluksu. Holandia od dawna ma renomę kraju zalegalizowanego
libertynizmu, gdy chodzi o narkotyki i prostytucję. Przewodzi również
marszowi Europy ku eutanazji i małżeństwom homoseksualnym. Holendrów usiłują
dziś dogonić powściągliwi dawniej Belgowie. Dorównali już sąsiadom, jeśli
chodzi o małżeństwa osób tej samej płci i eutanazję, a teraz
socjalistyczno-liberalna koalicja przyjęła ustawę umożliwiającą prokreację
metodą „wynajęcia macicy”.
Wojna kulturowa A znajduje swój wyraz również w dążeniu do wymuszenia i
narzucenia zachowań, które uważa się za postępowe, wrażliwe społecznie,
nieoceniające lub poprawne politycznie w skrajnie feministycznym lub
multikulturalistycznym rozumieniu tego pojęcia. W ostatnich latach z reguły
wygląda to tak, że państwa członkowskie wprowadzają ustawy regulujące, a
tym samym ograniczające, prawo do publicznego wypowiadania się. Na przykład
moralnie krytyczne wypowiedzi na temat zachowań homoseksualnych zostały uznane
za „mowę nienawiści” – francuskiego parlamentarzystę ukarano grzywną
za stwierdzenie, że heteroseksualizm moralnie przewyższa homoseksualizm.
Na poziomie międzynarodowym presja unijna poskutkowała ostatnio upadkiem
koalicji rządowej w jednym z krajów członkowskich UE – Słowacji. Sprawa
dotyczyła konkordatu z Watykanem zawierającego wymóg, że Słowacja nie będzie
zmuszała do wykonywania aborcji tych lekarzy, którzy nie akceptują tego
zabiegu z przyczyn moralnych. Ten punkt konkordatu stał się przedmiotem zajadłej
krytyki ze strony unijnej Sieci Niezależnych Ekspertów ds. Przestrzegania
Podstawowych Praw Człowieka. Organizacja ta orzekła, że prawo do usunięcia płodu
jest uniwersalnym prawem człowieka, a zatem lekarze nie mogą odmawiać
wykonania tego zabiegu. W Bratysławie wywiązała się debata na temat ryzyka
związanego z urażeniem humanitarnych uczuć mandarynów z Brukseli i
Strasburga. Spór ten do tego stopnia zdestabilizował rząd, że premier musiał
rozwiązać parlament i rozpisać nowe wybory.
Ten pełzający autorytaryzm można również dostrzec w rezolucji Parlamentu
Europejskiego ze stycznia 2006 r., potępiającej jako „homofobiczne”
te państwa, które nie zezwalają na małżeństwa homoseksualne, a wolność
religii określającej mianem „źródła dyskryminacji”. W trakcie
debaty nad tą rezolucją brytyjski eurodeputowany zrównał tradycyjne
prawodawstwo matrymonialne z „pogwałceniem praw ludzkich gejów i
lesbijek” oraz groził usunięciem z UE krajów takich jak Polska i Litwa.
Polsce zagrożono również zawieszeniem prawa głosu na unijnych spotkaniach
ministerialnych w przypadku przywrócenia kary śmierci.
Wydarzenia te nasuwają różne komentarze, ale nawet najżyczliwszy
obserwator powinien być zaskoczony, że Europa wdaje się w wewnętrzne spory
na temat narzucania reguł politycznej poprawności, stojąc w obliczu
najbardziej dramatycznego faktu we współczesnych dziejach tego kontynentu: własnego
demograficznego samobójstwa.
W żadnym państwie członkowskim UE stopa urodzeń nie osiąga poziomu
potrzebnego do utrzymania liczby ludności na stałym poziomie (czyli 2,1
dziecka na jedną kobietę). W 11 państwach Unii – między innymi w Niemczech,
Austrii, Włoszech, na Węgrzech i we wszystkich trzech krajach bałtyckich –
notuje się ujemny przyrost naturalny. To wyraźny krok w dół po
demograficznej spirali śmierci.
W Niemczech ani podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, ani po wyborach
nie podjęto kwestii coraz bardziej obciążonej państwowej służby zdrowia i
systemu emerytalnego, w którym malejąca liczba podatników utrzymuje rosnącą
liczbę emerytów. Tymczasem na skutek podobnych trendów demograficznych do połowy
stulecia zaludnienie Niemiec przypuszczalnie zmniejszy się o tyle, ilu mieszkańców
miała dawna NRD. Z przeprowadzonego ostatnio sondażu wynika jednak, że 25
proc. niemieckich mężczyzn i 20 proc. niemieckich kobiet z przedziału
wiekowego 20-30 lat nie zamierza mieć dzieci – i nie widzi w tym wyborze nic
kontrowersyjnego.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Co to wszystko ma wspólnego z wojną kulturową A? Otóż regulacyjne ciągoty
UE nie tylko negatywnie odbijają się na gospodarce, ale posiadają również
ostrze ideologiczne wymierzone między innymi w religię. Na przykład w październiku
ubiegłego roku urzędowi holenderscy strażnicy ortograficznej moralności zarządzili,
że z dniem 1 sierpnia 2006 r. „Chrystus” będzie pisany z małej
litery, a „Żydzi” (Joden) z dużej w odniesieniu do narodowości i z
małej w odniesieniu do wyznania. W bieżącym roku ateistyczny szkocki
nauczyciel matematyki wygrał proces o dyskryminację, zarzuciwszy szkole
katolickiej, że nie przyznała mu stanowiska „opiekuna duchowego”,
argumentując, że funkcja ta jest zarezerwowana dla katolików.
Wojna kulturowa A stanowi zatem element konsekwentnego dążenia sekularystów
– przy użyciu krajowej i unijnej machiny regulacyjnej – do zepchnięcia na
margines życia publicznego kurczącej się grupy praktykujących chrześcijan.
Odnosi się to również do zasadniczych pytań o początek i koniec życia,
szczególnie ostro stawianych w „uwolnionych od więzów tradycji”
krajach Beneluksu. Holandia od dawna ma renomę kraju zalegalizowanego
libertynizmu, gdy chodzi o narkotyki i prostytucję. Przewodzi również
marszowi Europy ku eutanazji i małżeństwom homoseksualnym. Holendrów usiłują
dziś dogonić powściągliwi dawniej Belgowie. Dorównali już sąsiadom, jeśli
chodzi o małżeństwa osób tej samej płci i eutanazję, a teraz
socjalistyczno-liberalna koalicja przyjęła ustawę umożliwiającą prokreację
metodą „wynajęcia macicy”.
Wojna kulturowa A znajduje swój wyraz również w dążeniu do wymuszenia i
narzucenia zachowań, które uważa się za postępowe, wrażliwe społecznie,
nieoceniające lub poprawne politycznie w skrajnie feministycznym lub
multikulturalistycznym rozumieniu tego pojęcia. W ostatnich latach z reguły
wygląda to tak, że państwa członkowskie wprowadzają ustawy regulujące, a
tym samym ograniczające, prawo do publicznego wypowiadania się. Na przykład
moralnie krytyczne wypowiedzi na temat zachowań homoseksualnych zostały uznane
za „mowę nienawiści” – francuskiego parlamentarzystę ukarano grzywną
za stwierdzenie, że heteroseksualizm moralnie przewyższa homoseksualizm.
Na poziomie międzynarodowym presja unijna poskutkowała ostatnio upadkiem
koalicji rządowej w jednym z krajów członkowskich UE – Słowacji. Sprawa
dotyczyła konkordatu z Watykanem zawierającego wymóg, że Słowacja nie będzie
zmuszała do wykonywania aborcji tych lekarzy, którzy nie akceptują tego
zabiegu z przyczyn moralnych. Ten punkt konkordatu stał się przedmiotem zajadłej
krytyki ze strony unijnej Sieci Niezależnych Ekspertów ds. Przestrzegania
Podstawowych Praw Człowieka. Organizacja ta orzekła, że prawo do usunięcia płodu
jest uniwersalnym prawem człowieka, a zatem lekarze nie mogą odmawiać
wykonania tego zabiegu. W Bratysławie wywiązała się debata na temat ryzyka
związanego z urażeniem humanitarnych uczuć mandarynów z Brukseli i
Strasburga. Spór ten do tego stopnia zdestabilizował rząd, że premier musiał
rozwiązać parlament i rozpisać nowe wybory.
Ten pełzający autorytaryzm można również dostrzec w rezolucji Parlamentu
Europejskiego ze stycznia 2006 r., potępiającej jako „homofobiczne”
te państwa, które nie zezwalają na małżeństwa homoseksualne, a wolność
religii określającej mianem „źródła dyskryminacji”. W trakcie
debaty nad tą rezolucją brytyjski eurodeputowany zrównał tradycyjne
prawodawstwo matrymonialne z „pogwałceniem praw ludzkich gejów i
lesbijek” oraz groził usunięciem z UE krajów takich jak Polska i Litwa.
Polsce zagrożono również zawieszeniem prawa głosu na unijnych spotkaniach
ministerialnych w przypadku przywrócenia kary śmierci.
Wydarzenia te nasuwają różne komentarze, ale nawet najżyczliwszy
obserwator powinien być zaskoczony, że Europa wdaje się w wewnętrzne spory
na temat narzucania reguł politycznej poprawności, stojąc w obliczu
najbardziej dramatycznego faktu we współczesnych dziejach tego kontynentu: własnego
demograficznego samobójstwa.
W żadnym państwie członkowskim UE stopa urodzeń nie osiąga poziomu
potrzebnego do utrzymania liczby ludności na stałym poziomie (czyli 2,1
dziecka na jedną kobietę). W 11 państwach Unii – między innymi w Niemczech,
Austrii, Włoszech, na Węgrzech i we wszystkich trzech krajach bałtyckich –
notuje się ujemny przyrost naturalny. To wyraźny krok w dół po
demograficznej spirali śmierci.
W Niemczech ani podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, ani po wyborach
nie podjęto kwestii coraz bardziej obciążonej państwowej służby zdrowia i
systemu emerytalnego, w którym malejąca liczba podatników utrzymuje rosnącą
liczbę emerytów. Tymczasem na skutek podobnych trendów demograficznych do połowy
stulecia zaludnienie Niemiec przypuszczalnie zmniejszy się o tyle, ilu mieszkańców
miała dawna NRD. Z przeprowadzonego ostatnio sondażu wynika jednak, że 25
proc. niemieckich mężczyzn i 20 proc. niemieckich kobiet z przedziału
wiekowego 20-30 lat nie zamierza mieć dzieci – i nie widzi w tym wyborze nic
kontrowersyjnego.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Wojna kulturowa A stanowi zatem element konsekwentnego dążenia sekularystów
– przy użyciu krajowej i unijnej machiny regulacyjnej – do zepchnięcia na
margines życia publicznego kurczącej się grupy praktykujących chrześcijan.
Odnosi się to również do zasadniczych pytań o początek i koniec życia,
szczególnie ostro stawianych w „uwolnionych od więzów tradycji”
krajach Beneluksu. Holandia od dawna ma renomę kraju zalegalizowanego
libertynizmu, gdy chodzi o narkotyki i prostytucję. Przewodzi również
marszowi Europy ku eutanazji i małżeństwom homoseksualnym. Holendrów usiłują
dziś dogonić powściągliwi dawniej Belgowie. Dorównali już sąsiadom, jeśli
chodzi o małżeństwa osób tej samej płci i eutanazję, a teraz
socjalistyczno-liberalna koalicja przyjęła ustawę umożliwiającą prokreację
metodą „wynajęcia macicy”.
Wojna kulturowa A znajduje swój wyraz również w dążeniu do wymuszenia i
narzucenia zachowań, które uważa się za postępowe, wrażliwe społecznie,
nieoceniające lub poprawne politycznie w skrajnie feministycznym lub
multikulturalistycznym rozumieniu tego pojęcia. W ostatnich latach z reguły
wygląda to tak, że państwa członkowskie wprowadzają ustawy regulujące, a
tym samym ograniczające, prawo do publicznego wypowiadania się. Na przykład
moralnie krytyczne wypowiedzi na temat zachowań homoseksualnych zostały uznane
za „mowę nienawiści” – francuskiego parlamentarzystę ukarano grzywną
za stwierdzenie, że heteroseksualizm moralnie przewyższa homoseksualizm.
Na poziomie międzynarodowym presja unijna poskutkowała ostatnio upadkiem
koalicji rządowej w jednym z krajów członkowskich UE – Słowacji. Sprawa
dotyczyła konkordatu z Watykanem zawierającego wymóg, że Słowacja nie będzie
zmuszała do wykonywania aborcji tych lekarzy, którzy nie akceptują tego
zabiegu z przyczyn moralnych. Ten punkt konkordatu stał się przedmiotem zajadłej
krytyki ze strony unijnej Sieci Niezależnych Ekspertów ds. Przestrzegania
Podstawowych Praw Człowieka. Organizacja ta orzekła, że prawo do usunięcia płodu
jest uniwersalnym prawem człowieka, a zatem lekarze nie mogą odmawiać
wykonania tego zabiegu. W Bratysławie wywiązała się debata na temat ryzyka
związanego z urażeniem humanitarnych uczuć mandarynów z Brukseli i
Strasburga. Spór ten do tego stopnia zdestabilizował rząd, że premier musiał
rozwiązać parlament i rozpisać nowe wybory.
Ten pełzający autorytaryzm można również dostrzec w rezolucji Parlamentu
Europejskiego ze stycznia 2006 r., potępiającej jako „homofobiczne”
te państwa, które nie zezwalają na małżeństwa homoseksualne, a wolność
religii określającej mianem „źródła dyskryminacji”. W trakcie
debaty nad tą rezolucją brytyjski eurodeputowany zrównał tradycyjne
prawodawstwo matrymonialne z „pogwałceniem praw ludzkich gejów i
lesbijek” oraz groził usunięciem z UE krajów takich jak Polska i Litwa.
Polsce zagrożono również zawieszeniem prawa głosu na unijnych spotkaniach
ministerialnych w przypadku przywrócenia kary śmierci.
Wydarzenia te nasuwają różne komentarze, ale nawet najżyczliwszy
obserwator powinien być zaskoczony, że Europa wdaje się w wewnętrzne spory
na temat narzucania reguł politycznej poprawności, stojąc w obliczu
najbardziej dramatycznego faktu we współczesnych dziejach tego kontynentu: własnego
demograficznego samobójstwa.
W żadnym państwie członkowskim UE stopa urodzeń nie osiąga poziomu
potrzebnego do utrzymania liczby ludności na stałym poziomie (czyli 2,1
dziecka na jedną kobietę). W 11 państwach Unii – między innymi w Niemczech,
Austrii, Włoszech, na Węgrzech i we wszystkich trzech krajach bałtyckich –
notuje się ujemny przyrost naturalny. To wyraźny krok w dół po
demograficznej spirali śmierci.
W Niemczech ani podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, ani po wyborach
nie podjęto kwestii coraz bardziej obciążonej państwowej służby zdrowia i
systemu emerytalnego, w którym malejąca liczba podatników utrzymuje rosnącą
liczbę emerytów. Tymczasem na skutek podobnych trendów demograficznych do połowy
stulecia zaludnienie Niemiec przypuszczalnie zmniejszy się o tyle, ilu mieszkańców
miała dawna NRD. Z przeprowadzonego ostatnio sondażu wynika jednak, że 25
proc. niemieckich mężczyzn i 20 proc. niemieckich kobiet z przedziału
wiekowego 20-30 lat nie zamierza mieć dzieci – i nie widzi w tym wyborze nic
kontrowersyjnego.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Wojna kulturowa A znajduje swój wyraz również w dążeniu do wymuszenia i
narzucenia zachowań, które uważa się za postępowe, wrażliwe społecznie,
nieoceniające lub poprawne politycznie w skrajnie feministycznym lub
multikulturalistycznym rozumieniu tego pojęcia. W ostatnich latach z reguły
wygląda to tak, że państwa członkowskie wprowadzają ustawy regulujące, a
tym samym ograniczające, prawo do publicznego wypowiadania się. Na przykład
moralnie krytyczne wypowiedzi na temat zachowań homoseksualnych zostały uznane
za „mowę nienawiści” – francuskiego parlamentarzystę ukarano grzywną
za stwierdzenie, że heteroseksualizm moralnie przewyższa homoseksualizm.
Na poziomie międzynarodowym presja unijna poskutkowała ostatnio upadkiem
koalicji rządowej w jednym z krajów członkowskich UE – Słowacji. Sprawa
dotyczyła konkordatu z Watykanem zawierającego wymóg, że Słowacja nie będzie
zmuszała do wykonywania aborcji tych lekarzy, którzy nie akceptują tego
zabiegu z przyczyn moralnych. Ten punkt konkordatu stał się przedmiotem zajadłej
krytyki ze strony unijnej Sieci Niezależnych Ekspertów ds. Przestrzegania
Podstawowych Praw Człowieka. Organizacja ta orzekła, że prawo do usunięcia płodu
jest uniwersalnym prawem człowieka, a zatem lekarze nie mogą odmawiać
wykonania tego zabiegu. W Bratysławie wywiązała się debata na temat ryzyka
związanego z urażeniem humanitarnych uczuć mandarynów z Brukseli i
Strasburga. Spór ten do tego stopnia zdestabilizował rząd, że premier musiał
rozwiązać parlament i rozpisać nowe wybory.
Ten pełzający autorytaryzm można również dostrzec w rezolucji Parlamentu
Europejskiego ze stycznia 2006 r., potępiającej jako „homofobiczne”
te państwa, które nie zezwalają na małżeństwa homoseksualne, a wolność
religii określającej mianem „źródła dyskryminacji”. W trakcie
debaty nad tą rezolucją brytyjski eurodeputowany zrównał tradycyjne
prawodawstwo matrymonialne z „pogwałceniem praw ludzkich gejów i
lesbijek” oraz groził usunięciem z UE krajów takich jak Polska i Litwa.
Polsce zagrożono również zawieszeniem prawa głosu na unijnych spotkaniach
ministerialnych w przypadku przywrócenia kary śmierci.
Wydarzenia te nasuwają różne komentarze, ale nawet najżyczliwszy
obserwator powinien być zaskoczony, że Europa wdaje się w wewnętrzne spory
na temat narzucania reguł politycznej poprawności, stojąc w obliczu
najbardziej dramatycznego faktu we współczesnych dziejach tego kontynentu: własnego
demograficznego samobójstwa.
W żadnym państwie członkowskim UE stopa urodzeń nie osiąga poziomu
potrzebnego do utrzymania liczby ludności na stałym poziomie (czyli 2,1
dziecka na jedną kobietę). W 11 państwach Unii – między innymi w Niemczech,
Austrii, Włoszech, na Węgrzech i we wszystkich trzech krajach bałtyckich –
notuje się ujemny przyrost naturalny. To wyraźny krok w dół po
demograficznej spirali śmierci.
W Niemczech ani podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, ani po wyborach
nie podjęto kwestii coraz bardziej obciążonej państwowej służby zdrowia i
systemu emerytalnego, w którym malejąca liczba podatników utrzymuje rosnącą
liczbę emerytów. Tymczasem na skutek podobnych trendów demograficznych do połowy
stulecia zaludnienie Niemiec przypuszczalnie zmniejszy się o tyle, ilu mieszkańców
miała dawna NRD. Z przeprowadzonego ostatnio sondażu wynika jednak, że 25
proc. niemieckich mężczyzn i 20 proc. niemieckich kobiet z przedziału
wiekowego 20-30 lat nie zamierza mieć dzieci – i nie widzi w tym wyborze nic
kontrowersyjnego.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Ten pełzający autorytaryzm można również dostrzec w rezolucji Parlamentu
Europejskiego ze stycznia 2006 r., potępiającej jako „homofobiczne”
te państwa, które nie zezwalają na małżeństwa homoseksualne, a wolność
religii określającej mianem „źródła dyskryminacji”. W trakcie
debaty nad tą rezolucją brytyjski eurodeputowany zrównał tradycyjne
prawodawstwo matrymonialne z „pogwałceniem praw ludzkich gejów i
lesbijek” oraz groził usunięciem z UE krajów takich jak Polska i Litwa.
Polsce zagrożono również zawieszeniem prawa głosu na unijnych spotkaniach
ministerialnych w przypadku przywrócenia kary śmierci.
Wydarzenia te nasuwają różne komentarze, ale nawet najżyczliwszy
obserwator powinien być zaskoczony, że Europa wdaje się w wewnętrzne spory
na temat narzucania reguł politycznej poprawności, stojąc w obliczu
najbardziej dramatycznego faktu we współczesnych dziejach tego kontynentu: własnego
demograficznego samobójstwa.
W żadnym państwie członkowskim UE stopa urodzeń nie osiąga poziomu
potrzebnego do utrzymania liczby ludności na stałym poziomie (czyli 2,1
dziecka na jedną kobietę). W 11 państwach Unii – między innymi w Niemczech,
Austrii, Włoszech, na Węgrzech i we wszystkich trzech krajach bałtyckich –
notuje się ujemny przyrost naturalny. To wyraźny krok w dół po
demograficznej spirali śmierci.
W Niemczech ani podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, ani po wyborach
nie podjęto kwestii coraz bardziej obciążonej państwowej służby zdrowia i
systemu emerytalnego, w którym malejąca liczba podatników utrzymuje rosnącą
liczbę emerytów. Tymczasem na skutek podobnych trendów demograficznych do połowy
stulecia zaludnienie Niemiec przypuszczalnie zmniejszy się o tyle, ilu mieszkańców
miała dawna NRD. Z przeprowadzonego ostatnio sondażu wynika jednak, że 25
proc. niemieckich mężczyzn i 20 proc. niemieckich kobiet z przedziału
wiekowego 20-30 lat nie zamierza mieć dzieci – i nie widzi w tym wyborze nic
kontrowersyjnego.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Wydarzenia te nasuwają różne komentarze, ale nawet najżyczliwszy
obserwator powinien być zaskoczony, że Europa wdaje się w wewnętrzne spory
na temat narzucania reguł politycznej poprawności, stojąc w obliczu
najbardziej dramatycznego faktu we współczesnych dziejach tego kontynentu: własnego
demograficznego samobójstwa.
W żadnym państwie członkowskim UE stopa urodzeń nie osiąga poziomu
potrzebnego do utrzymania liczby ludności na stałym poziomie (czyli 2,1
dziecka na jedną kobietę). W 11 państwach Unii – między innymi w Niemczech,
Austrii, Włoszech, na Węgrzech i we wszystkich trzech krajach bałtyckich –
notuje się ujemny przyrost naturalny. To wyraźny krok w dół po
demograficznej spirali śmierci.
W Niemczech ani podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, ani po wyborach
nie podjęto kwestii coraz bardziej obciążonej państwowej służby zdrowia i
systemu emerytalnego, w którym malejąca liczba podatników utrzymuje rosnącą
liczbę emerytów. Tymczasem na skutek podobnych trendów demograficznych do połowy
stulecia zaludnienie Niemiec przypuszczalnie zmniejszy się o tyle, ilu mieszkańców
miała dawna NRD. Z przeprowadzonego ostatnio sondażu wynika jednak, że 25
proc. niemieckich mężczyzn i 20 proc. niemieckich kobiet z przedziału
wiekowego 20-30 lat nie zamierza mieć dzieci – i nie widzi w tym wyborze nic
kontrowersyjnego.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
W żadnym państwie członkowskim UE stopa urodzeń nie osiąga poziomu
potrzebnego do utrzymania liczby ludności na stałym poziomie (czyli 2,1
dziecka na jedną kobietę). W 11 państwach Unii – między innymi w Niemczech,
Austrii, Włoszech, na Węgrzech i we wszystkich trzech krajach bałtyckich –
notuje się ujemny przyrost naturalny. To wyraźny krok w dół po
demograficznej spirali śmierci.
W Niemczech ani podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, ani po wyborach
nie podjęto kwestii coraz bardziej obciążonej państwowej służby zdrowia i
systemu emerytalnego, w którym malejąca liczba podatników utrzymuje rosnącą
liczbę emerytów. Tymczasem na skutek podobnych trendów demograficznych do połowy
stulecia zaludnienie Niemiec przypuszczalnie zmniejszy się o tyle, ilu mieszkańców
miała dawna NRD. Z przeprowadzonego ostatnio sondażu wynika jednak, że 25
proc. niemieckich mężczyzn i 20 proc. niemieckich kobiet z przedziału
wiekowego 20-30 lat nie zamierza mieć dzieci – i nie widzi w tym wyborze nic
kontrowersyjnego.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
W Niemczech ani podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej, ani po wyborach
nie podjęto kwestii coraz bardziej obciążonej państwowej służby zdrowia i
systemu emerytalnego, w którym malejąca liczba podatników utrzymuje rosnącą
liczbę emerytów. Tymczasem na skutek podobnych trendów demograficznych do połowy
stulecia zaludnienie Niemiec przypuszczalnie zmniejszy się o tyle, ilu mieszkańców
miała dawna NRD. Z przeprowadzonego ostatnio sondażu wynika jednak, że 25
proc. niemieckich mężczyzn i 20 proc. niemieckich kobiet z przedziału
wiekowego 20-30 lat nie zamierza mieć dzieci – i nie widzi w tym wyborze nic
kontrowersyjnego.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Dalej mamy Włochy, w wyobraźni świata zaludnione przez wielodzietne,
wielopokoleniowe rodziny. Prawda jest bardzo odmienna od tego obrazu: w 2050 r.
przy utrzymaniu się obecnych trendów prawie 60 proc. Włochów nie będzie
wiedziało z własnego doświadczenia, co to jest brat, siostra, ciotka, wujek
albo kuzyn. Krach ludnościowy nie ogranicza się do starej Europy – prognozy mówią,
że do 2050 r. liczba ludności Bułgarii spadnie o 36 proc., a Estonii o 52
proc.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
W ciągu następnego ćwierćwiecza liczba zatrudnionych obniży się o 7
proc., a liczba osób w wieku emerytalnym podniesie się o 50 proc., co
spowoduje wzrost obciążeń fiskalnych nie do udźwignięcia przez budżety państw.
Powstałe napięcia między pokoleniami odcisną się głębokim piętnem na życiu
politycznym wszystkich krajów. Zjawiska te mogą położyć kres projektowi
„Europa” rozwijanemu od czasów Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali. Co gorsza, demograficzne pikowanie Europy w dół jest ogniwem łączącym
wojnę kulturową A z wojną kulturową B.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
 Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Historia nie znosi próżni, a próżnię demograficzną wytwarzaną przez
samobójczą europejską stopę urodzeń od kilku pokoleń wypełnia masowa
imigracja ze wszystkich obszarów świata muzułmańskiego. Imigracja znajduje
odbicie w wyglądzie wielu europejskich miast: ubogie muzułmańskie peryferia
otaczają bogaty europejski rdzeń.
Zmieniło się jednak znacznie więcej niż tylko fizyczny wygląd
europejskich metropolii. We Francji istnieje wiele obszarów, nad którymi państwo
nie ma kontroli: przede wszystkim przedmieścia z przewagą muzułmanów, gdzie
prawo francuskie nie sięga, a policja się nie zapuszcza. Podobne
eksterytorialne enklawy, w których lokalni muzułmańscy duchowni egzekwują
prawo szariatu, można znaleźć w innych krajach europejskich.
Nie chodzi tylko o to, że rządy europejskie postanowiły odwrócić wzrok
od takich zjawisk. Europejskie systemy zabezpieczeń społecznych hojnie łożą
na imigrantów nienawidzących krajów, które ich przyjęły lub dopuszczających
się przeciwko nim aktów przemocy – czego jaskrawym przykładem były zamachy
londyńskie z lipca 2005 r. Ponadto dzięki liberalnemu europejskiemu prawu
karnemu muzułmańscy przestępcy często traktowani są w sposób, który
nasuwa skojarzenia ze światem Alicji w Krainie Czarów. I tak Muhammad Bouyeri,
Holender z Indonezji, który w 2004 r. zamordował filmowca Theo van Gogha na środku
amsterdamskiej ulicy, a potem za pomocą noża kuchennego przytwierdził do
piersi ofiary kartkę z osobistą fatwą, zachował prawo wyborcze – i gdyby
zechciał, mógłby kandydować do holenderskiego parlamentu. Tymczasem co
najmniej dwóch holenderskich parlamentarzystów krytykujących islamski
ekstremizm musi przebywać w więzieniu lub w koszarach pod policyjną bądź
wojskową strażą.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Sześćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej w Europie wciąż żywa
jest tradycja ugodowej postawy wobec śmiertelnego wroga. Z powodu muzułmańskich
protestów na francuskich publicznych basenach wprowadzono segregację płciową.
Z niektórych sklepów zniknęły kubki z Prosiaczkiem, bo muzułmanie skarżyli
się, że postać z książek A.A. Milnego obraża ich uczucia religijne. To
samo dotyczy lodów czekoladowych w Burger Kingu, niektórym muzułmanom kojarzących
się z arabskim pismem z Koranu. Europejskie media często stosują autocenzurę
i nie piszą o radykalizmie islamskim w swoich krajach ani o przestępstwach
popełnianych przez muzułmanów, a wojnę z terroryzmem relacjonują tak, że główne
media amerykańskie wyglądają przy nich na całkiem bezstronne.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Jak być może dało się przewidzieć, zadanie ostrzeżenia innych, że z
integracją islamską coś jest nie tak, spadło na europejskich Żydów. Dwa
lata temu pewien paryski didżej został brutalnie zamordowany, a napastnik
krzyknął: „Zabiłem Żyda! Pójdę do nieba!”. Tego samego wieczoru
inny muzułmanin zabił Żydówkę na oczach jej przerażonej córki. Jak napisał
publicysta Mark Steyn, „żadna duża francuska gazeta nie zamieściła
informacji” o tych zabójstwach. W lutym tego roku prasa francuska mimo
wszystko zainteresowała się makabryczną śmiercią 23-letniego Żyda Ilana
Halimiego, którego przez trzy tygodnie torturował islamski gang. Kiedy rodzina
otrzymywała telefony z żądaniem okupu, mogła usłyszeć w słuchawce wrzaski
torturowanego oraz „czytane przez oprawców wersety Koranu”. Steyn
cytuje oficera śledczego, który zbył dżihadystyczny wymiar tego bestialstwa,
mówiąc, że sprawa jest prosta: „Żydzi to pieniądze”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Ten schemat działalności wywrotowej i pobłażliwości państwa zwrócił
wreszcie uwagę świata w związku z historią duńskich karykatur. Karykatury
przedstawiające Mahometa nie wzbudziły zbytniego zainteresowania ani w Danii,
ani gdzie indziej, kiedy zostały opublikowane w ubiegłym roku na łamach
kopenhaskiego dziennika „Jyllands-Posten”. Gdy jednak islamistyczni duńscy
imamowie rozpoczęli agitację na całym na Bliskim Wschodzie (z pomocą trzech
własnych, dużo bardziej obraźliwych karykatur), wybuchł międzynarodowy
skandal i dziesiątki ludzi poniosły śmierć w zamieszkach wywołanych przez
muzułmanów w Europie, Afryce i Azji.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
 Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Reakcja Europy generalnie zmierzała w stronę ugodowości. Włoski
„minister ds. reform”, Roberto Calderoli, został zmuszony do złożenia
rezygnacji po tym, jak pokazał się w podkoszulku ozdobionym jedną ze
wspomnianych karykatur – „bezmyślny akt”, który – jak uznał premier
Silvio Berlusconi – wywołał zamieszki pod włoskim konsulatem w Bengazi, w których
zginęło 11 osób. Gazety, które przedrukowały karykatury, znalazły się pod
ogromną presją polityczną. Niektórym dziennikarzom postawiono zarzuty karne,
zamykano strony internetowe. Międzynarodowa sieć hipermarketów Carrefour ugięła
się pod żądaniem bojkotu duńskich towarów i zamieściła w swoich sklepach
napisy po arabsku i angielsku, w których wyraziła „solidarność ze społecznością
islamską”. Rząd norweski zmusił wydawcę chrześcijańskiego czasopisma
do publicznego przeproszenia za przedruk duńskich karykatur. Minister spraw
zagranicznych UE Javier Solana podróżował z jednego kraju arabskiego do
drugiego, przekonując, że Europejczycy podzielają „ból” muzułmanów
„urażonych” karykaturami. Nie chcąc pozostać w tyle, minister
sprawiedliwości UE Franco Frattini oznajmił, że Unia wprowadzi „kodeks
medialny”, który będzie zachęcał do „rozwagi” – co w tym
kontekście jest synonimem kapitulacji, niezależnie od tego, co się sądzi o
poziomie artystycznym czy wrażliwości kulturowej znajdującej odbicie w tych
najsłynniejszych karykaturach świata.
Obwinianie politycznej poprawności spod znaku „multi-kulti”
za paraliż Europy to jednak wynik powierzchownej analizy. Wojna kulturowa A –
próba narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez
ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i
moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia
„społecznej inkluzji” i „społecznej wrażliwości” – jest
wojną o znaczenie pojęcia tolerancji. Rozpasana europejska poprawność
polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że
ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o
rzeczywistości – przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło
fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu.
Postmodernistyczna europejska kultura wysoka zrezygnowała z tego
przekonania. I ponieważ w jej pojęciach mieści się tylko „twoja
prawda” i „moja prawda”, natomiast „prawda w ogóle”
jest stanowczo odrzucana, Europa pojmuje tolerancję jako obojętność wobec
inności – obojętność, którą może wyegzekwować siłą państwo, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w
cywilizowanych ramach uchodzi za… nietolerancyjną. Tym, którzy chcieliby
bronić prawdziwej tolerancji polegającej na spokojnym publicznym sporze o to,
czyje przekonania (w tym także religijne i moralne) są prawdziwe, grozi, że
zostaną napiętnowani jako „szowiniści” i przegnani z europejskiej
agory. Wiele osób już spotkał taki los.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Ale problem sięga jeszcze głębiej. Chociaż europejscy postmoderniści hałaśliwie
deklarują swoje przywiązanie do względności wszystkich prawd, w praktyce
przekłada się to na coś zgoła odmiennego – a mianowicie deprecjonowanie
tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z wystudiowaną czcią dla prawd
niezachodnich bądź antyzachodnich. Okazuje się zatem, że dla relatywisty nie
wszystkie przekonania religijne i moralne to szowinizm, który należy tępić –
dotyczy to tylko judeochrześcijaństwa. Słowem, europejski relatywizm często
jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie
samego.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
I druga sprawa, związana z poprzednią. Przytłaczającemu sceptycyzmowi
Europy towarzyszy coś, co Allan Bloom nazwał kiedyś „poczciwym
nihilizmem” – nihilizmem, który w swojej obojętności na wszystko oprócz
samolubnego „ja” przyczynił się do tego, że Europa nie chce płodzić
kolejnych pokoleń, czyli budować swojej przyszłości.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Bruce Bawer w książce „While Europe Slept” sugeruje, że Europa
mogłaby odzyskać wigor i bronić swoich wolnych społeczeństw, odrzucając
multikulturalistyczną poprawność polityczną przy jednoczesnym zachowaniu
sceptycyzmu i relatywizmu w sferze politycznej: wolności jako chronionej przez
prawo radykalnej autonomii jednostki. Tymczasem to właśnie radykalna autonomia
jednostki jest przyczyną demograficznej zapaści Europy; to właśnie radykalna
autonomia jednostki kazała Europie deprecjonować swoje osiągnięcia
cywilizacyjne i dostrzegać w dziejach tego kontynentu wyłącznie ucisk i
nietolerancję; to właśnie radykalna autonomia jednostki legła u podstaw
politycznej poprawności z jej niszczącym wpływem na zdolność Europy do
bronienia się przed wewnętrzną agresją islamską.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Inna, znacznie bardziej przekonująca analiza europejskich wojen kulturowych
wyłoniła się z niezwykłego dialogu, który miał miejsce w 2004 r. Obsada
tej dwuosobowej sztuki może zaskakiwać: Marcello Pera, włoski agnostyk, który
zamienił karierę akademicką na polityczną (pełnił wówczas funkcję marszałka
włoskiego Senatu) oraz kardynał Joseph Ratzinger, w tamtym okresie prefekt
Kongregacji Nauki Wiary, głównego teologicznego ośrodka Kościoła
katolickiego.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
 Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Pera wygłosił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim wykład o
„Relatywizmie, chrześcijaństwie i Zachodzie”, a Ratzinger zrewanżował
się wykładem o „Duchowych korzeniach Europy”, z którym na
zaproszenie Pery wystąpił we włoskim Senacie. Następnie umówili się na
wymianę listów dotyczących zaskakującej zbieżności analizy zawartej w tych
dwóch wykładach. Na początku 2005 r. wykłady i listy wydano w formie książkowej.
Publikacja ta nie przeszła bez echa, a jeszcze bardziej zwróciła uwagę po
kwietniowym konklawe, w wyniku którego Joseph Ratzinger został papieżem
Benedyktem XVI.
Ratzinger, powszechnie szanowany intelektualista, który po śmierci
Andrieja Sacharowa objął po nim katedrę w prestiżowej francuskiej Académie
des Sciences Morales et Politiques, na długo przed ostatnim konklawe ostrzegał
swoich europejskich krajanów, że ich zabawy w intelektualnej piaskownicy
postmodernizmu przysporzą wielu poważnych problemów w życiu społecznym i
politycznym. W omawianej książce Ratzinger dowodzi, że problemy te mają
charakter zarazem intelektualny, duchowy i moralny. „Runięcie pierwotnych
pewników [europejskiego] człowieka na temat Boga, siebie samego i wszechświata”
doprowadziło do „upadku moralnego sumienia zakorzenionego w wartościach
absolutnych” oraz do „prawdziwego niebezpieczeństwa autodestrukcji
europejskiego sumienia”. Dlaczego, pyta Ratzinger, Europa „nie umie już
kochać samej siebie”? Dlaczego Europa widzi w swojej historii tylko
„to, co godne pogardy i niszczycielskie […] a nie potrafi już dostrzec
tego, co wielkie i czyste”?
Sekularyści europejscy już wcześniej słyszeli tego rodzaju krytyczne
uwagi i odrzucili je jako stronniczy głos zaangażowanych chrześcijan. Miłą
niespodziankę sprawia odpowiedź Marcella Pery: to bardzo podobna krytyka wygłoszona
przez niewierzącego filozofa nauki. „Zakażeni epidemią
relatywizmu”, pisze Pera, Europejczycy uważają, „że akceptacja i
obrona ich kultury byłaby aktem hegemonicznym i nietolerancyjnym, [zdradzającym]
antydemokratyczną, antyliberalną, lekceważącą postawę”. Tymczasem ta
właśnie toksyna wpędziła ich do „więzienia” politycznej poprawności,
do „klatki”, w której „zamknęła się Europa […] dla ucieczki
przed odpowiedzialnością oraz z obawy przed mówieniem rzeczy, które wcale
nie są niepoprawne, lecz stanowią całkiem banalne prawdy”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Pera mówi także bez ogródek o europejskim braku woli obrony przed
radykalnym islamem. Czy Europejczycy rozumieją, pyta, „że na szali jest
ich istnienie, że ich cywilizacja została wzięta na cel, że ich kultura jest
atakowana? Czy rozumieją, że muszą bronić swojej tożsamości? W kulturze,
edukacji, negocjacjach dyplomatycznych, stosunkach politycznych, wymianie
gospodarczej. Przez dialog, nauczanie religijne, ale także, jeśli trzeba,
przez użycie siły”?
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
W eseju zamieszczonym w analizowanej książce Ratzinger postuluje w ślad za
Toynbeem, że odbudowa cywilizacyjnego morale Europy może się dokonać tylko
za sprawą „twórczych mniejszości”, które podważą sekularyzm,
czyli niepisaną ideologię Unii Europejskiej, za sprawą powrotu do judeochrześcijańskiego
dziedzictwa religijnego i moralnego. Z kolei Pera sugeruje, że „dzieła
odnowy […] mogą wspólnie dokonać chrześcijanie i sekularyści”.
Polegałoby to na stworzeniu „religii obywatelskiej, która wpajałaby
jednostkom swoje wartości na poziomie rodziny, stowarzyszeń, wspólnot
lokalnych i społeczeństwa obywatelskiego, nie wkraczając w domenę partii
politycznych, programów rządowych i przymusu państwowego, a tym samym nie
naruszając rozdziału Kościoła od państwa w sferze doczesnej”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
„Religia obywatelska” jawi się tu jako dosyć ogólnikowa, ale w
lutym tego roku zyskała pewne ukonkretnienie, kiedy Pera powołał nowy ruch
pod nazwą „Dla Zachodu, nosiciela cywilizacji”. Manifest ruchu
zaczyna się od zwięzłego opisu dwóch europejskich wojen kulturowych, a następnie
cywilizacja zachodnia określona zostaje mianem „źródła uniwersalnych i
niezbywalnych zasad”. Wreszcie sygnatariusze (grupa centroprawicowych włoskich
intelektualistów i polityków) zobowiązują się: „pozbawić [terroryzm]
wszelkich usprawiedliwień i wsparcia”; asymilować imigrantów „w imię
wspólnych wartości”; bronić „prawa do życia od poczęcia do
naturalnej śmierci”; zlikwidować zbędną biurokrację; „głosić
wartość rodziny jako naturalnego partnerstwa opartego na małżeństwie”;
krzewić „wolność i demokrację jako wartości uniwersalne”; zachować
instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa „bez ulegania świeckiej
pokusie relegowania wymiaru religijnego wyłącznie do sfery prywatnej”;
propagować zdrowy pluralizm w szkolnictwie. Manifest kończy się wezwaniem do
walki i ostrzeżeniem: „Ludzie, którzy zapominają o swoich korzeniach,
tracą wolność i szacunek innych”.
Dopiero się okaże, czy tego rodzaju inicjatywy, jak również analizy
podobne do zaprezentowanych przez Marcella Perę i papieża Benedykta wywrą
jakiś wpływ na kształt europejskiej kultury wysokiej. Niektórzy twierdzą,
że jest już za późno, że demograficzny punkt krytyczny został przekroczony
oraz że, jak pisze Mark Steyn, „kiedy ludność islamska osiągnie
dominację […] pozostanie tylko pytanie, ile krwi pochłonie transfer
nieruchomości”. Ale jeśli nie chcemy, by dwie europejskie wojny kulturowe
doprowadziły do rychłego powstania „Eurabii”, inicjatywy w rodzaju
podjętej przez Perę będą musiały nabrać rozpędu i to szybko.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Odmienne podejście do przyszłości Europy zyskało jaskrawy wyraz w
sierpniu ubiegłego roku po śmierci Robina Cooka, byłego brytyjskiego ministra
spraw zagranicznych (i krytyka wojny w Iraku). Nabożeństwo żałobne w
prezbiteriańskim kościele św. Idziego w Edynburgu odprawił biskup Richard
Holloway, niegdysiejszy anglikański prymas Szkocji i autor wydanej przed kilku
laty książki, w której usiłował pogodzić czytelników z „przytłaczającą
obojętnością wszechświata”. Holloway tak później napisał o tym
pogrzebie: „Oto ja, anglikanin agnostyk, w prezbiteriańskim kościele
odprawiam nabożeństwo żałobne za ateistycznego polityka. I było to według
mnie po prostu piękne!”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Nihilizm zakorzeniony w sceptycyzmie, ułomna religia moralnego relatywizmu i
obrzydzenia Zachodu dla samego siebie, znajdująca pociechę w pusto brzmiącym
humanitaryzmie – to nie tylko nie jest piękne, lecz przyczynia się do
demograficznej śmierci Europy i paraliżuje ten kontynent w obliczu agresywnej
ideologii dążącej do zniszczenia zachodniego humanizmu w imię zabójczo
wypaczonego rozumienia woli Bożej. Ci, którzy kochają Europę i szanują ją
za wielki pozytywny wkład w dzieje świata, mogą tylko trzymać kciuki za to,
by w dwóch wojnach kulturowych Europy zwyciężył Marcello Pera i jego
sojusznicy wśród wierzących, a nie biskup Holloway i inni poczciwi nihiliści.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
© Commentary, 2006, przeł. Tomasz Bieroń

George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
George Weigel, ur. 1951, katolicki teolog, publicysta, wykładowca Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, redaktor wpływowego miesięcznika „First Things”. Obok Richarda J. Neuhausa i Michaela Novaka jest jednym z najważniejszych katolickich intelektualistów amerykańskich, którzy poparli tamtejszą rewolucję konserwatywną oraz obecną politykę George’a W. Busha. W Polsce znany jest przede wszystkim jako autor fundamentalnej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei” (2000). Oprócz tego po polsku wydano jego książki „Ostateczna rewolucja. Kościół sprzeciwu a upadek komunizmu” (1994) oraz „Sześcian i katedra” (2006). W „Europie” nr 21 z 24 maja br. gazeta „Dziennik” opublikowała wywiad z Weiglem „Unia Europejska narzuca relatywizm”.
Doniesienia „Gazety Wyborczej”, że MEN chce kupić dla wszystkich szkół średnich zebrane dzieła Jana Pawła II są nieprawdziwe – poinformował w piątek na konferencji prasowej wicepremier, minister edukacji Roman Giertych.
(…)
Pogrubione podkreśnia oczywiście są moje, a jak ktoś chce cały artykuł to tu jest w wersji graficznej pod tym obrazkiem:

2. Obserwacja

Wczoraj artykuł na portalu GW miał nieco bardziej krzykliwy tytuł. Pamiętam, że już w tytule było, że MEN zapłaci 19mln. Dziś widać, że o 9.30 tytuł nieco się zmienił – Ministrstwo Prawdy w dobie internetu ma dużo łatwiej realizować zadanie niż w „1984” Orwell’a.
To wczoraj to był potężny news jak to w procesie klerykalizacji państwa Giertych z naszych podatków wciska do szkół ideologię JP2. Dziś okazuje się, że to nie tak, że to nie rozdają mercedesy tylko kradną rowery. Ale kto jeszcze wczoraj mógł mieć wątpliwości to dziś już na pewno Giertycha nie lubi.
A jeżeli dziś jeszcze ktoś ma wątpliwości, to może sobie dziś popatrzyć na jego gębe – zdjęcie zrobione dokładnie wg. schematu w jaki Gazeta pokazuje prezydenta Łukaszenke.
Rzetelne dziennikartwo to może gdzieś i jest, ale na pewno nie jest to Gazeta Wyborcza, która za bardzo mi zaczyna przypominać Trybunę Robotniczą (albo Trubunę Ludu, jak ktoś jest z Warszawy) z lat wcześniejszych. Jednak Adam Michnik to fachowiec… miało dobrych nauczycieli.
Przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał, wrogów poszukam sobie sam…

3. Przypomnienie
I właśnie ze specjalną decykacją dla red. Adama Michnika zamieszczam tu piosenkę, która w roku 1981 pewnie i dla niego była ważna ale dziś mu już przeszło. Szkoda. Posłuchajmy, a kto nie ma głośników to może sobie tylko poczytać.

Przyjaciół nikt nie bedzie mi wybierał
A.Garczarek

przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam
dlaczego kurwa mać bez przerwy
poucza ktoś w co wierzyć mam…?

niech się gazeta „Neues Deutschland”
wstrzyma z wstępniakiem o pomocy
bo tu są ludzie którzy jeszcze
budzą się z krzykiem w środku nocy

zaiste wierny to przyjaciel
wszak znów pucuje śniedź pomników
na wieczną chwałę i pamiątkę
pruskich kaprali Fryderyków

przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam…

jakim wy prawem o wolności
głosicie bracia w „Rudym Prawie”
wszak to od waszej nie ostatni
zwariował pisarz Ota Pawel…!

przebacz mi smutna Bratysławo
Hradcu Kralovy Zlata Praho…
za śmierć jaskółki tamtej wiosny
i polskie tanki nad Wełtawą…

przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam
dlaczego kurwa mać bez przerwy
poucza ktoś w co wierzyć mam…?

1981

Nagranie amatorskie:

ściągaj (970KB)
graj (40kb/s)
Live (dużo lepsze):

ściągaj (970KB)
graj (40kb/s)

Kategorie:
to lubię, muzyka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Giertych,
Michnik,
Garczarek,
Solidarność,
Gazeta Wyborcza

Pliki

Andrzej Garczarek – Przyjaciol nikt nie bedzie mi wybieral v1.mp3

Andrzej Garczarek – Przyjaciol nikt nie bedzie mi wybieral v2.mp3

graj.gif

gw-123.gif

index.php

sciagnij.gif

Komentarze: (1)

kafar,

February 1, 2007 18:43

Skomentuj komentarz

Bardzo fajna strona no i oczywiście piosenka. BRAWA i POZDROWIENIA dla autorów tej strony!

Skomentuj notkę
I właśnie ze specjalną decykacją dla red. Adama Michnika zamieszczam tu piosenkę, która w roku 1981 pewnie i dla niego była ważna ale dziś mu już przeszło. Szkoda. Posłuchajmy, a kto nie ma głośników to może sobie tylko poczytać.

Przyjaciół nikt nie bedzie mi wybierał
A.Garczarek

przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam
dlaczego kurwa mać bez przerwy
poucza ktoś w co wierzyć mam…?

niech się gazeta „Neues Deutschland”
wstrzyma z wstępniakiem o pomocy
bo tu są ludzie którzy jeszcze
budzą się z krzykiem w środku nocy

zaiste wierny to przyjaciel
wszak znów pucuje śniedź pomników
na wieczną chwałę i pamiątkę
pruskich kaprali Fryderyków

przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam…

jakim wy prawem o wolności
głosicie bracia w „Rudym Prawie”
wszak to od waszej nie ostatni
zwariował pisarz Ota Pawel…!

przebacz mi smutna Bratysławo
Hradcu Kralovy Zlata Praho…
za śmierć jaskółki tamtej wiosny
i polskie tanki nad Wełtawą…

przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam
dlaczego kurwa mać bez przerwy
poucza ktoś w co wierzyć mam…?

1981

Nagranie amatorskie:

ściągaj (970KB)
graj (40kb/s)
Live (dużo lepsze):

ściągaj (970KB)
graj (40kb/s)

Kategorie:
to lubię, muzyka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Giertych,
Michnik,
Garczarek,
Solidarność,
Gazeta Wyborcza

Pliki

Andrzej Garczarek – Przyjaciol nikt nie bedzie mi wybieral v1.mp3

Andrzej Garczarek – Przyjaciol nikt nie bedzie mi wybieral v2.mp3

graj.gif

gw-123.gif

index.php

sciagnij.gif

Komentarze: (1)

kafar,

February 1, 2007 18:43

Skomentuj komentarz

Bardzo fajna strona no i oczywiście piosenka. BRAWA i POZDROWIENIA dla autorów tej strony!

Skomentuj notkę
przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam
dlaczego kurwa mać bez przerwy
poucza ktoś w co wierzyć mam…?

niech się gazeta „Neues Deutschland”
wstrzyma z wstępniakiem o pomocy
bo tu są ludzie którzy jeszcze
budzą się z krzykiem w środku nocy

zaiste wierny to przyjaciel
wszak znów pucuje śniedź pomników
na wieczną chwałę i pamiątkę
pruskich kaprali Fryderyków

przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam…

jakim wy prawem o wolności
głosicie bracia w „Rudym Prawie”
wszak to od waszej nie ostatni
zwariował pisarz Ota Pawel…!

przebacz mi smutna Bratysławo
Hradcu Kralovy Zlata Praho…
za śmierć jaskółki tamtej wiosny
i polskie tanki nad Wełtawą…

przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam
dlaczego kurwa mać bez przerwy
poucza ktoś w co wierzyć mam…?

1981
niech się gazeta „Neues Deutschland”
wstrzyma z wstępniakiem o pomocy
bo tu są ludzie którzy jeszcze
budzą się z krzykiem w środku nocy

zaiste wierny to przyjaciel
wszak znów pucuje śniedź pomników
na wieczną chwałę i pamiątkę
pruskich kaprali Fryderyków

przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam…

jakim wy prawem o wolności
głosicie bracia w „Rudym Prawie”
wszak to od waszej nie ostatni
zwariował pisarz Ota Pawel…!

przebacz mi smutna Bratysławo
Hradcu Kralovy Zlata Praho…
za śmierć jaskółki tamtej wiosny
i polskie tanki nad Wełtawą…

przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam
dlaczego kurwa mać bez przerwy
poucza ktoś w co wierzyć mam…?

1981
zaiste wierny to przyjaciel
wszak znów pucuje śniedź pomników
na wieczną chwałę i pamiątkę
pruskich kaprali Fryderyków

przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam…

jakim wy prawem o wolności
głosicie bracia w „Rudym Prawie”
wszak to od waszej nie ostatni
zwariował pisarz Ota Pawel…!

przebacz mi smutna Bratysławo
Hradcu Kralovy Zlata Praho…
za śmierć jaskółki tamtej wiosny
i polskie tanki nad Wełtawą…

przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam
dlaczego kurwa mać bez przerwy
poucza ktoś w co wierzyć mam…?

1981
przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam…

jakim wy prawem o wolności
głosicie bracia w „Rudym Prawie”
wszak to od waszej nie ostatni
zwariował pisarz Ota Pawel…!

przebacz mi smutna Bratysławo
Hradcu Kralovy Zlata Praho…
za śmierć jaskółki tamtej wiosny
i polskie tanki nad Wełtawą…

przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam
dlaczego kurwa mać bez przerwy
poucza ktoś w co wierzyć mam…?

1981
jakim wy prawem o wolności
głosicie bracia w „Rudym Prawie”
wszak to od waszej nie ostatni
zwariował pisarz Ota Pawel…!

przebacz mi smutna Bratysławo
Hradcu Kralovy Zlata Praho…
za śmierć jaskółki tamtej wiosny
i polskie tanki nad Wełtawą…

przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam
dlaczego kurwa mać bez przerwy
poucza ktoś w co wierzyć mam…?

1981
przebacz mi smutna Bratysławo
Hradcu Kralovy Zlata Praho…
za śmierć jaskółki tamtej wiosny
i polskie tanki nad Wełtawą…

przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam
dlaczego kurwa mać bez przerwy
poucza ktoś w co wierzyć mam…?

1981
przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam
dlaczego kurwa mać bez przerwy
poucza ktoś w co wierzyć mam…?

1981
1981
Nagranie amatorskie:

ściągaj (970KB)
graj (40kb/s)
Live (dużo lepsze):

ściągaj (970KB)
graj (40kb/s)
ściągaj (970KB)
graj (40kb/s)
Live (dużo lepsze):

ściągaj (970KB)
graj (40kb/s)
graj (40kb/s)
Live (dużo lepsze):

ściągaj (970KB)
graj (40kb/s)
Live (dużo lepsze):

ściągaj (970KB)
graj (40kb/s)
ściągaj (970KB)
graj (40kb/s)
graj (40kb/s)
Z powodu awarii w elektrowni w Ostrołęce w Mazowieckiem, bez prądu jest
prawie cała północno-wschodnia Polska. Prądu nie mają m.in. mieszkańcy
Suwałk, Ełku, Augustowa i Giżycka
Nie wiadomo, jak długo potrwa usuwanie awarii i jak jest poważna.
Podejmowane są próby przełączenia zasilania miast pozbawionych energii na
zasilanie z innych źródeł z linii od Białegostoku.
Na warszawskim lotnisku Okęcie przez ponad godzinę wystąpił spadek napięcia
energii elektrycznej. Wysiadła klimatyzacja. (…)
O godz. 13.50 z powodu awarii prądu stanęły warszawskie tramwaje, m.in. na
ul. Jagiellońskiej i na Słomińskiego. (…)
Pewne zakłócenia pojawiły się też w metrze. (…)
Dyżurny w Zespole Elektrowni Ostrołęka SA powiedział PAP, że przyczyna
awarii nie leży po stronie samej elektrowni, nazwał ją „zewnętrzną”.
Wiadomo, że związana jest z siecią wysokiego napięcia, w wyniku czego w
Ostrołęce wyłączyły się bloki energetyczne o mocy 400 megawatów. Dyżurny
ocenił, że w ciągu godziny powinny być już uruchomione oba wyłączone
bloki energetyczne, nie był jednak w stanie ocenić, czy od razu przywróci to
zasilanie w miastach bez prądu.
Uzależnienie od prądu współczesnych społeczeństw wzrasta, a o tym jak bardzo nie jesteśmy świadomi tego, że jesteśmy uzależnieni niech świadczy sondaż jaki przeprowadziła pod tą informacją Gazeta Wyborcza.

Zacytuje:

SONDAŻ

Czy odczułaś(eś) dzisiaj skutki awarii?

81%
nie (848)

19%
tak (205)

Liczba oddanych głosów: 1053
 

Przecież jak ktoś nie ma prądu to nie może korzystać z portalu Gazety Wyborczej, a skoro nie może wejść na portal to nie mogą dać się zasondować. Po co więc takie zafałszowane z definicji sondaże robić?

Po co to prawie wiadomo – aby było zabawniej, aby internetowiec poczuł się ważny (bo go pytają), aby wydawało mu się, że ma na coś wpływ (bo wyraził opinie) i aby wrócił po raz kolejny na portal GW i zobaczył odpowiednią liczbę reklam. A więc wiadomo po co: dla kasy.
Ciekawe jednak jak będzie robić się kase jak przytrafi się zapowiadany przez polskich energetyków blackout obejmujący całą Warszawę albo nawet całą Polskę. Pewnie w redakcji GW nie dowiedzą się o tym (mają porządne zasilanie awaryjne) i co najwyżej będzie się dziwić dlaczego że nikt nie wypowiada się w idiotycznych sondażach.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
backout,
energetyka

Komentarze: (1)

marekm,

June 26, 2006 20:22

Skomentuj komentarz

W ramach testowania nowego sposobu komentowania…
(dosyć zgrabnie mi to idzie 😉 )
Jak GW ma zasilanie awaryjne a do tego chłopaki w LIMie
się postaraja to dalej będzie na ankietach GW klikać kilka tysięcy ludzi ze Śląska mających dostęp do sieci światłowodowej najlepszego operatora w okolicy… 😉

Jestem zadowolony z:
początku swojej wypowiedzi oraz jej końca, ale najbardziej z nowego systemu dodawania komentarzy 🙂

Skomentuj notkę
Zacytuje:

SONDAŻ

Czy odczułaś(eś) dzisiaj skutki awarii?

81%
nie (848)

19%
tak (205)

Liczba oddanych głosów: 1053
 

Przecież jak ktoś nie ma prądu to nie może korzystać z portalu Gazety Wyborczej, a skoro nie może wejść na portal to nie mogą dać się zasondować. Po co więc takie zafałszowane z definicji sondaże robić?

Po co to prawie wiadomo – aby było zabawniej, aby internetowiec poczuł się ważny (bo go pytają), aby wydawało mu się, że ma na coś wpływ (bo wyraził opinie) i aby wrócił po raz kolejny na portal GW i zobaczył odpowiednią liczbę reklam. A więc wiadomo po co: dla kasy.
Ciekawe jednak jak będzie robić się kase jak przytrafi się zapowiadany przez polskich energetyków blackout obejmujący całą Warszawę albo nawet całą Polskę. Pewnie w redakcji GW nie dowiedzą się o tym (mają porządne zasilanie awaryjne) i co najwyżej będzie się dziwić dlaczego że nikt nie wypowiada się w idiotycznych sondażach.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
backout,
energetyka

Komentarze: (1)

marekm,

June 26, 2006 20:22

Skomentuj komentarz

W ramach testowania nowego sposobu komentowania…
(dosyć zgrabnie mi to idzie 😉 )
Jak GW ma zasilanie awaryjne a do tego chłopaki w LIMie
się postaraja to dalej będzie na ankietach GW klikać kilka tysięcy ludzi ze Śląska mających dostęp do sieci światłowodowej najlepszego operatora w okolicy… 😉

Jestem zadowolony z:
początku swojej wypowiedzi oraz jej końca, ale najbardziej z nowego systemu dodawania komentarzy 🙂

Skomentuj notkę
Przecież jak ktoś nie ma prądu to nie może korzystać z portalu Gazety Wyborczej, a skoro nie może wejść na portal to nie mogą dać się zasondować. Po co więc takie zafałszowane z definicji sondaże robić?

Po co to prawie wiadomo – aby było zabawniej, aby internetowiec poczuł się ważny (bo go pytają), aby wydawało mu się, że ma na coś wpływ (bo wyraził opinie) i aby wrócił po raz kolejny na portal GW i zobaczył odpowiednią liczbę reklam. A więc wiadomo po co: dla kasy.
Ciekawe jednak jak będzie robić się kase jak przytrafi się zapowiadany przez polskich energetyków blackout obejmujący całą Warszawę albo nawet całą Polskę. Pewnie w redakcji GW nie dowiedzą się o tym (mają porządne zasilanie awaryjne) i co najwyżej będzie się dziwić dlaczego że nikt nie wypowiada się w idiotycznych sondażach.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
backout,
energetyka

Komentarze: (1)

marekm,

June 26, 2006 20:22

Skomentuj komentarz

W ramach testowania nowego sposobu komentowania…
(dosyć zgrabnie mi to idzie 😉 )
Jak GW ma zasilanie awaryjne a do tego chłopaki w LIMie
się postaraja to dalej będzie na ankietach GW klikać kilka tysięcy ludzi ze Śląska mających dostęp do sieci światłowodowej najlepszego operatora w okolicy… 😉

Jestem zadowolony z:
początku swojej wypowiedzi oraz jej końca, ale najbardziej z nowego systemu dodawania komentarzy 🙂

Skomentuj notkę
Po co to prawie wiadomo – aby było zabawniej, aby internetowiec poczuł się ważny (bo go pytają), aby wydawało mu się, że ma na coś wpływ (bo wyraził opinie) i aby wrócił po raz kolejny na portal GW i zobaczył odpowiednią liczbę reklam. A więc wiadomo po co: dla kasy.
Ciekawe jednak jak będzie robić się kase jak przytrafi się zapowiadany przez polskich energetyków blackout obejmujący całą Warszawę albo nawet całą Polskę. Pewnie w redakcji GW nie dowiedzą się o tym (mają porządne zasilanie awaryjne) i co najwyżej będzie się dziwić dlaczego że nikt nie wypowiada się w idiotycznych sondażach.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
backout,
energetyka

Komentarze: (1)

marekm,

June 26, 2006 20:22

Skomentuj komentarz

W ramach testowania nowego sposobu komentowania…
(dosyć zgrabnie mi to idzie 😉 )
Jak GW ma zasilanie awaryjne a do tego chłopaki w LIMie
się postaraja to dalej będzie na ankietach GW klikać kilka tysięcy ludzi ze Śląska mających dostęp do sieci światłowodowej najlepszego operatora w okolicy… 😉

Jestem zadowolony z:
początku swojej wypowiedzi oraz jej końca, ale najbardziej z nowego systemu dodawania komentarzy 🙂

Skomentuj notkę
Ciekawe jednak jak będzie robić się kase jak przytrafi się zapowiadany przez polskich energetyków blackout obejmujący całą Warszawę albo nawet całą Polskę. Pewnie w redakcji GW nie dowiedzą się o tym (mają porządne zasilanie awaryjne) i co najwyżej będzie się dziwić dlaczego że nikt nie wypowiada się w idiotycznych sondażach.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
backout,
energetyka

Komentarze: (1)

marekm,

June 26, 2006 20:22

Skomentuj komentarz

W ramach testowania nowego sposobu komentowania…
(dosyć zgrabnie mi to idzie 😉 )
Jak GW ma zasilanie awaryjne a do tego chłopaki w LIMie
się postaraja to dalej będzie na ankietach GW klikać kilka tysięcy ludzi ze Śląska mających dostęp do sieci światłowodowej najlepszego operatora w okolicy… 😉

Jestem zadowolony z:
początku swojej wypowiedzi oraz jej końca, ale najbardziej z nowego systemu dodawania komentarzy 🙂

Skomentuj notkę
Łapią mnie, mają mnie. Oszukują a ja daję się oszukać.

Cena: 4,99-

No więc okazało się, że na takie proste kłamstewko jestem całkowicie nieodporny. Skupiam się na innych rzeczach i 4,99 to dla mnie 4 podczas gdy niewątpliwie bliższe prawdy (a co to jest prawda w marketingu) jest 5.

Kategorie:
obserwator, marketing, _blog

Słowa kluczowe:
markieting

Komentarze: (1)

krisper,

May 23, 2006 00:09

Skomentuj komentarz

a ja już nie :-).
a moze tak wyskoczylibyśmy do pięciu stawów?

Skomentuj notkę
Cena: 4,99-
No więc okazało się, że na takie proste kłamstewko jestem całkowicie nieodporny. Skupiam się na innych rzeczach i 4,99 to dla mnie 4 podczas gdy niewątpliwie bliższe prawdy (a co to jest prawda w marketingu) jest 5.

Kategorie:
obserwator, marketing, _blog

Słowa kluczowe:
markieting

Komentarze: (1)

krisper,

May 23, 2006 00:09

Skomentuj komentarz

a ja już nie :-).
a moze tak wyskoczylibyśmy do pięciu stawów?

Skomentuj notkę
Mafia zaangażowała się w 2002 r. w wybory samorządowe w Bytomiu. Sześciu gangsterów oskarżono o zorganizowanie i koordynowanie akcji kupowania wódką głosów wyborców. Jednak sąd umorzył sprawę. – Nie złamali przepisów ustawy o prowadzeniu kampanii wyborczej – uznali sędziowie. Prokuratura złożyła zażalenie na tę decyzję.
(…)
Sprawą oszustw wyborczych zajął się sąd w Będzinie (bytomski sąd wyłączył się w prowadzenia sprawy, bo ojciec „Stryja” jest adwokatem). „Gazeta” dowiedziała się, że sprawa została umorzona. Sąd uznał, że oferując w dniu wyborów wódkę za głosy, oskarżeni nie złamali przepisów o prowadzeniu kampanii wyborczej. – Zgodnie z ustawą kampania wyborcza rozpoczyna się z dniem ogłoszenia i kończy na 24 godziny przed dniem wyborów, a zatem ten dzień nie wchodzi w zakres określonego przez ustawę pojęcia kampania wyborcza – argumentował sędzia Piotr Horzela.
(…)
(…)
Sprawą oszustw wyborczych zajął się sąd w Będzinie (bytomski sąd wyłączył się w prowadzenia sprawy, bo ojciec „Stryja” jest adwokatem). „Gazeta” dowiedziała się, że sprawa została umorzona. Sąd uznał, że oferując w dniu wyborów wódkę za głosy, oskarżeni nie złamali przepisów o prowadzeniu kampanii wyborczej. – Zgodnie z ustawą kampania wyborcza rozpoczyna się z dniem ogłoszenia i kończy na 24 godziny przed dniem wyborów, a zatem ten dzień nie wchodzi w zakres określonego przez ustawę pojęcia kampania wyborcza – argumentował sędzia Piotr Horzela.
(…)
Sprawą oszustw wyborczych zajął się sąd w Będzinie (bytomski sąd wyłączył się w prowadzenia sprawy, bo ojciec „Stryja” jest adwokatem). „Gazeta” dowiedziała się, że sprawa została umorzona. Sąd uznał, że oferując w dniu wyborów wódkę za głosy, oskarżeni nie złamali przepisów o prowadzeniu kampanii wyborczej. – Zgodnie z ustawą kampania wyborcza rozpoczyna się z dniem ogłoszenia i kończy na 24 godziny przed dniem wyborów, a zatem ten dzień nie wchodzi w zakres określonego przez ustawę pojęcia kampania wyborcza – argumentował sędzia Piotr Horzela.
(…)
(…)
Na taką głupotę sędziów to nawet minister Źiobro nie pomoże – tu potrzeba Walęsy z siekierką! Ale z drugiej strony właśnie zobaczyłem sobie film „Sophie Schoole” (o opozycyjnej Białej Róży w III Rzeszy) i mogę mieć wątpliwości. Demokracja rodzi takie wypatrzenia, dyktatura inne…
Znowu się niepotrzebnie denerwuje a przecież należy zakrzyknąć „Przyjdź Królestwo Twoje!” i być pewnym, że przyjdzie.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
kampania wyborcza,
wybory,
demokracja

Komentarze: (2)

w34 -> mm,

May 7, 2006 20:28

Skomentuj komentarz

1. więcej niż thx.

2. Zbieżność inicjałów przypadkowa 🙂

marekm,

May 4, 2006 23:28

Skomentuj komentarz

Najlepsze w tym artykule jest zdanie: „Doktor Marek Mazur, politolog z Uniwersytetu Śląskiego, taką interpretację uważa za kuriozalną. Jego zdaniem kampania wyborcza trwa ciągle, bez względu na ramy czasowe określone w ustawie.”

Strzalem w dziesiatke jest pytanie o opinie politologa a nie prawnika 😉 Tym bardziej, ze pytany pan twierdzi, ze nie jest istotne to co definiuje prawo – no bo po co sugerowac sie tym, ze ktos jasno okreslil co to jest „kampania wyborcza” skoro mozna sobie przyjac inna definicje. Moze per analogia napisza w GW takie zdanie: „Doktor Marek Mamlas z adiunkt z Akademi Medycznej powiedzial, ze twierdzenie jakoby bajt skladal sie z bitow jest kuriozalne bo nalezy podejsc do tego szerzej i przyjac rowniez inne skladniki tegoz jako akceptowalne.” Pewnie za chwile po takiej wypowiedzi autorytetu spora grupa informatykow zweryfikuje swoje poglady.

Oczywiscie zupelnie inna sprawa jest brak w tym artykule jakiejkolwiek informacji na temat tego co zawieral akt oskarzenia i jaka (ewentualnie) niekompetencja wykazali sie prokuratorzy zle kwalifikujac czyn.

Ale coz wydawanie opinii bez posiadania wiedzy na dany temat lub tez swiadome pomijanie faktow, ktore nie pasuja do ukladanki pozwala tak dobrze sie poczuc na fali sprytnie budowanych nastrojow polactwa czytajacego GW…

Chyba faktycznie powinienem sie przylaczyc do tlumow wolajacych „na pohybel” – w grupie razniej.

Skomentuj notkę
Znowu się niepotrzebnie denerwuje a przecież należy zakrzyknąć „Przyjdź Królestwo Twoje!” i być pewnym, że przyjdzie.
Na początek definicja:

 
Prawda to opis rzeczywistości
 

A teraz można próbować dochodzić prawdy analizują takie dwie wypowiedzi:

Gazeta Wyborcza:

Przyboczny Rydzyka stracił na giełdzie
miliony
Marcin Kowalski, Piotr Głuchowski 08-04-2006
Co się stało z częścią świadectw udziałowych NFI, które
Radio Maryja zbierało na ratowanie Stoczni Gdańskiej?
Pełnomocnik księdza Króla przynosił kilogramy świadectw w
torbach turystycznych – wspomina pracownik nieistniejącego już
biura maklerskiego Eastbrokers (Global Capital Partners). – Świadectw
było około pół miliona. Na niektórych widniały ręczne dopiski
„Dar dla Radia Maryja”.
Ks. Jan Król to główny dziennikarz polityczny toruńskiego
radia i TV Trwam. Prowadzi audycje z udziałem prezesa Jarosława
Kaczyńskiego, premiera i goszczących w Toruniu ministrów. Jego
sukcesem było „parafowanie” paktu stabilizacyjnego wyłącznie
przed kamerami toruńskiej telewizji.
Ks. Król jest też kasjerem Radia Maryja, współwłaścicielem
TV Trwam, kwestorem toruńskiej uczelni o. Rydzyka i właścicielem
25 proc. akcji giełdowej spółki ESPEBEPE.
To jemu o. Rydzyk przekazał świadectwa NFI zebrane w latach
1997-98 od słuchaczy na ratowanie Stoczni Gdańskiej. Ile ich było
– zakonnicy nie ujawnili. Według naszych informacji – od 600 tys.
do miliona. Cena jednego wahała się między 60 a 160 zł.
Część świadectw ks. Król zamienił na akcje NFI. W
transakcji pośredniczyło małe warszawskie biuro Eastbrokers z ul.
Solec. Ks. Król nie zaglądał tam osobiście. Działał przez pełnomocnika
– inżyniera Aleksandra R.
Były pracownik Eastbrokers wspomina, że inżynier podpisywał
wszystkie zlecenia od księdza. W latach 1998-99 Aleksander R. obracał w jego imieniu wielkimi pakietami akcji.
Ks. Król był wczoraj dla nas nieuchwytny. Inżynier zaś odmówił
odpowiedzi na pytanie, skąd pochodziły pieniądze na tamte
transakcje. – Pierwsze słyszę, że pan Król jest z tego radia i
że jest księdzem – mówi Aleksander R. – Zawsze gdy się widywaliśmy,
był po cywilnemu. Skąd pochodziły świadectwa – nawet gdybym
wiedział, bym nie zdradził.
Były pracownik biura maklerskiego: – Jan Król i jego pełnomocnik
kupowali spółki, o których można było przeczytać w gazetach,
że dobrze rokują. Nie mieli wielkich zysków. Aż pewnego dnia pan
R. przyszedł z nowym pomysłem – ESPEBEPE.
Szczecińskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego trafiło
na giełdę w 1994 r. Akcje kosztowały zrazu ponad 30 zł, potem
taniały. W latach 1999-2000 płacono za jedną między 3 a 10 zł,
co oznaczało, że spółkę można było przejąć za 5-15 mln zł.
Ale ESPEBEPE było i jest właścicielem terenów w Szczecinie
(np. przy wylotówce na Warszawę – ul. Strugi) i w Świnoujściu.
Ich wartość to co najmniej 50 mln. Do tego spółka ma warte
kolejne miliony udziały w firmach zależnych.
Od 1999 r. Aleksander R. za pośrednictwem Eastbrokers masowo
skupował akcje ESPEBEPE – na siebie i ks. Króla. Wielkie zakupy
podbiły kurs o kilkaset procent. Inżynier, aby kupować dalej,
podparł się kilkumilionowym kredytem inwestycyjnym.
W 2001 r. roku Jan Król ma już 25 proc. ESPEBEPE, zaś
Aleksander R. – 9 proc. Obaj zyskują bezwzględną większość na
walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. Inżynier zostaje szefem rady
nadzorczej.
A spółka tonie. Gigant, który zatrudniał kilka tysięcy ludzi
i budował autostradę w Czechach, staje się bankrutem. Rosną długi,
pracownicy nie dostają pensji. W trakcie 2001 r. cena akcji spada
trzydziestokrotnie: z 9 zł w marcu do 37 groszy w grudniu. W maju
2002 sąd ogłasza upadłość. Zdaniem Aleksandra R. pochopnie. –
Firma była do uratowania, ale załatwiła ją rządząca lewica z
powodów politycznych – mówi tajemniczo.
Władzę nad ESPEBEPE przejmuje syndyk. Ks. Król i jego pełnomocnik
tracą zainwestowane pieniądze i nadzieje na sprzedaż terenów.
Traci ważność m.in. sporządzona już umowa wstępna na sprzedaż
działki przy ul. Strugi, za którą kupiec miał dać 30 mln zł.
Akcji ESPEBEPE też nie można sprzedać, bo wycofano je z notowań
giełdowych.
Ks. Król i Aleksander R. zostają z niespłaconą czteromilionową
pożyczką bankową – zastawem pod nią są weksle. Wykupuje je za 2
mln zł Warszawska Prowincja Redemptorystów, spłacając część
pożyczki. Pieniądze pochodzą z konta Radia Maryja.

Nasz dziennik:

Nieprawdziwe treści „Gazety
Wyborczej”
Informacja własna redakcji Radia Maryja, 8 kwietnia 2006
„Gazeta Wyborcza” z 8-9 kwietnia 2006 r. zamieszcza
artykuł pt. „Przyboczny Rydzyka stracił na giełdzie
miliony”. Otóż, informacja ta w sposób sensacyjny prezentuje
treści, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością i nie
są prawdziwe.
Rzeczywiście, Warszawska Prowincja Redemptorystów pozyskała świadectwa
udziałowe Narodowych Funduszy Inwestycyjnych – jeśli pamięć nas
nie myli – o wartości nominalnej około 15 złotych. W pewnym
momencie podjęto decyzję o ich dematerializacji, a to można było
uczynić poprzez otwarcie rachunku inwestycyjnego w biurze
maklerskim. Tak też uczyniono.
Faktycznie, korzystano z pomocy osób trzecich, co do których
wiedzy, kompetencji i uczciwości nie mieliśmy zastrzeżeń. Osoby
te przekazały nam informacje, że jeżeli pieniądze pochodzące z
zamiany świadectw na gotówkę nie muszą być wydane, to
konkurencyjną ofertą – w sensie pozytywnym, by je zabezpieczyć,
by przynosiły pożytki w postaci odsetek – nie jest rachunek
terminowy czy zwykła lokata bankowa, lecz propagowany w owym czasie
zakup papierów wartościowych w postaci akcji notowanych na giełdzie.
W tym okresie również „Gazeta Wyborcza” promowała te
formy oszczędzania i przyrostu wartości pieniądza. Sugerowano nam
i doradzano, by rzeczywiście zakupić akcje spółki giełdowej.
Tak też się stało. Nasi doradcy proponowali nam – być może
cynicznie – że warto kupić akcje takich spółek giełdowych, które
są nabywane przez banki czy środowiska finansistów.
Wybrano spółkę ESPEBEPE, m.in. dlatego że znaczącym
inwestorem w akcje tej spółki była grupa kapitałowa bardzo
dynamicznie rozwijającego się banku, a także osoby uchodzące za
zawiadujące finansami potężnej grupy, niekarane sądownie, mające
w miejscach zamieszkania dobre opinie, uznawane w środowiskach
ludzi biznesu za wiarygodne. Daliśmy się przekonać i zezwoliliśmy
na taki zakup.
Niestety, bardzo bogata spółka, mająca dużo bardzo dobrych
nieruchomości, przewyższających swoją wartością giełdową
wartość kapitału akcyjnego – okazała się niedobrą inwestycją.
To, co się stało, do tej pory jest zagadkowe. Znakomita spółka,
zatrudniająca bardzo dużo pracowników rzetelnie wykonujących
swoje powinności, ogłosiła upadłość. Pracę stracili niewinni
ludzie, a pieniądze – ogromna liczba akcjonariuszy. Nie pogodziliśmy
się z tą sytuacją.
Powierzyliśmy zbadanie tej sprawy adwokatom, niestety, mającym
z natury rzeczy bardzo ograniczony dostęp do dowodów w tej
sprawie, stąd długotrwałość badania i kwerendy dowodowej.
Właśnie niedawno nasi adwokaci zakomunikowali nam, że
aktualnie jest stworzony klimat w Polsce i będzie można pokusić
się o szczegółowe wyjaśnienie tych wielu zagadek, czy
przypadkiem działania przestępcze nie legły u podstaw upadłości
tej spółki. W szczególności trzeba będzie zbadać, jak to się
stało, że atrakcyjne składniki majątkowe na niekorzystnych
warunkach opuściły spółkę.
Nasi adwokaci rozpoczęli przygotowywanie oficjalnego
zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa do organów ścigania.
W tym celu m.in. nawiązali kontakt – na razie werbalny – z
organami ścigania. Mamy nadzieję, że zbyt wczesne upublicznienie
sprawy przez „Gazetę Wyborczą”, przed rozpoczęciem
aktywności organów ścigania, nie zaszkodzi dochodzeniu prawdy
materialnej, albowiem sprzyja uruchomieniu tych osób i tych środków,
które były kreatorami tej upadłości.
Nie chcemy przez to powiedzieć, że „Gazeta Wyborcza”
pozyskała informacje z kancelarii naszych adwokatów lub osób, z
którymi się oni spotykali, by zabezpieczyć dowody w sprawie, i
przedwcześnie je ujawniła, choć niektórzy i takie wnioski mogą
wyciągnąć.

Dziennikarzom pracującym w mediach skupionych wokół ojca Rydzyka
chciałbym postawić pytanie: w którym miejscu informacje GW są
nieprawdziwe, skoro ich komunikat podaje dokładnie te same fakty w
równie sensacyjny sposób.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Radio Maryja,
media,
Nasz Dziennik,
Gazeta Wyborcza

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Prawda to opis rzeczywistości
A teraz można próbować dochodzić prawdy analizują takie dwie wypowiedzi:

Gazeta Wyborcza:

Przyboczny Rydzyka stracił na giełdzie
miliony
Marcin Kowalski, Piotr Głuchowski 08-04-2006
Co się stało z częścią świadectw udziałowych NFI, które
Radio Maryja zbierało na ratowanie Stoczni Gdańskiej?
Pełnomocnik księdza Króla przynosił kilogramy świadectw w
torbach turystycznych – wspomina pracownik nieistniejącego już
biura maklerskiego Eastbrokers (Global Capital Partners). – Świadectw
było około pół miliona. Na niektórych widniały ręczne dopiski
„Dar dla Radia Maryja”.
Ks. Jan Król to główny dziennikarz polityczny toruńskiego
radia i TV Trwam. Prowadzi audycje z udziałem prezesa Jarosława
Kaczyńskiego, premiera i goszczących w Toruniu ministrów. Jego
sukcesem było „parafowanie” paktu stabilizacyjnego wyłącznie
przed kamerami toruńskiej telewizji.
Ks. Król jest też kasjerem Radia Maryja, współwłaścicielem
TV Trwam, kwestorem toruńskiej uczelni o. Rydzyka i właścicielem
25 proc. akcji giełdowej spółki ESPEBEPE.
To jemu o. Rydzyk przekazał świadectwa NFI zebrane w latach
1997-98 od słuchaczy na ratowanie Stoczni Gdańskiej. Ile ich było
– zakonnicy nie ujawnili. Według naszych informacji – od 600 tys.
do miliona. Cena jednego wahała się między 60 a 160 zł.
Część świadectw ks. Król zamienił na akcje NFI. W
transakcji pośredniczyło małe warszawskie biuro Eastbrokers z ul.
Solec. Ks. Król nie zaglądał tam osobiście. Działał przez pełnomocnika
– inżyniera Aleksandra R.
Były pracownik Eastbrokers wspomina, że inżynier podpisywał
wszystkie zlecenia od księdza. W latach 1998-99 Aleksander R. obracał w jego imieniu wielkimi pakietami akcji.
Ks. Król był wczoraj dla nas nieuchwytny. Inżynier zaś odmówił
odpowiedzi na pytanie, skąd pochodziły pieniądze na tamte
transakcje. – Pierwsze słyszę, że pan Król jest z tego radia i
że jest księdzem – mówi Aleksander R. – Zawsze gdy się widywaliśmy,
był po cywilnemu. Skąd pochodziły świadectwa – nawet gdybym
wiedział, bym nie zdradził.
Były pracownik biura maklerskiego: – Jan Król i jego pełnomocnik
kupowali spółki, o których można było przeczytać w gazetach,
że dobrze rokują. Nie mieli wielkich zysków. Aż pewnego dnia pan
R. przyszedł z nowym pomysłem – ESPEBEPE.
Szczecińskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego trafiło
na giełdę w 1994 r. Akcje kosztowały zrazu ponad 30 zł, potem
taniały. W latach 1999-2000 płacono za jedną między 3 a 10 zł,
co oznaczało, że spółkę można było przejąć za 5-15 mln zł.
Ale ESPEBEPE było i jest właścicielem terenów w Szczecinie
(np. przy wylotówce na Warszawę – ul. Strugi) i w Świnoujściu.
Ich wartość to co najmniej 50 mln. Do tego spółka ma warte
kolejne miliony udziały w firmach zależnych.
Od 1999 r. Aleksander R. za pośrednictwem Eastbrokers masowo
skupował akcje ESPEBEPE – na siebie i ks. Króla. Wielkie zakupy
podbiły kurs o kilkaset procent. Inżynier, aby kupować dalej,
podparł się kilkumilionowym kredytem inwestycyjnym.
W 2001 r. roku Jan Król ma już 25 proc. ESPEBEPE, zaś
Aleksander R. – 9 proc. Obaj zyskują bezwzględną większość na
walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. Inżynier zostaje szefem rady
nadzorczej.
A spółka tonie. Gigant, który zatrudniał kilka tysięcy ludzi
i budował autostradę w Czechach, staje się bankrutem. Rosną długi,
pracownicy nie dostają pensji. W trakcie 2001 r. cena akcji spada
trzydziestokrotnie: z 9 zł w marcu do 37 groszy w grudniu. W maju
2002 sąd ogłasza upadłość. Zdaniem Aleksandra R. pochopnie. –
Firma była do uratowania, ale załatwiła ją rządząca lewica z
powodów politycznych – mówi tajemniczo.
Władzę nad ESPEBEPE przejmuje syndyk. Ks. Król i jego pełnomocnik
tracą zainwestowane pieniądze i nadzieje na sprzedaż terenów.
Traci ważność m.in. sporządzona już umowa wstępna na sprzedaż
działki przy ul. Strugi, za którą kupiec miał dać 30 mln zł.
Akcji ESPEBEPE też nie można sprzedać, bo wycofano je z notowań
giełdowych.
Ks. Król i Aleksander R. zostają z niespłaconą czteromilionową
pożyczką bankową – zastawem pod nią są weksle. Wykupuje je za 2
mln zł Warszawska Prowincja Redemptorystów, spłacając część
pożyczki. Pieniądze pochodzą z konta Radia Maryja.

Nasz dziennik:

Nieprawdziwe treści „Gazety
Wyborczej”
Informacja własna redakcji Radia Maryja, 8 kwietnia 2006
„Gazeta Wyborcza” z 8-9 kwietnia 2006 r. zamieszcza
artykuł pt. „Przyboczny Rydzyka stracił na giełdzie
miliony”. Otóż, informacja ta w sposób sensacyjny prezentuje
treści, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością i nie
są prawdziwe.
Rzeczywiście, Warszawska Prowincja Redemptorystów pozyskała świadectwa
udziałowe Narodowych Funduszy Inwestycyjnych – jeśli pamięć nas
nie myli – o wartości nominalnej około 15 złotych. W pewnym
momencie podjęto decyzję o ich dematerializacji, a to można było
uczynić poprzez otwarcie rachunku inwestycyjnego w biurze
maklerskim. Tak też uczyniono.
Faktycznie, korzystano z pomocy osób trzecich, co do których
wiedzy, kompetencji i uczciwości nie mieliśmy zastrzeżeń. Osoby
te przekazały nam informacje, że jeżeli pieniądze pochodzące z
zamiany świadectw na gotówkę nie muszą być wydane, to
konkurencyjną ofertą – w sensie pozytywnym, by je zabezpieczyć,
by przynosiły pożytki w postaci odsetek – nie jest rachunek
terminowy czy zwykła lokata bankowa, lecz propagowany w owym czasie
zakup papierów wartościowych w postaci akcji notowanych na giełdzie.
W tym okresie również „Gazeta Wyborcza” promowała te
formy oszczędzania i przyrostu wartości pieniądza. Sugerowano nam
i doradzano, by rzeczywiście zakupić akcje spółki giełdowej.
Tak też się stało. Nasi doradcy proponowali nam – być może
cynicznie – że warto kupić akcje takich spółek giełdowych, które
są nabywane przez banki czy środowiska finansistów.
Wybrano spółkę ESPEBEPE, m.in. dlatego że znaczącym
inwestorem w akcje tej spółki była grupa kapitałowa bardzo
dynamicznie rozwijającego się banku, a także osoby uchodzące za
zawiadujące finansami potężnej grupy, niekarane sądownie, mające
w miejscach zamieszkania dobre opinie, uznawane w środowiskach
ludzi biznesu za wiarygodne. Daliśmy się przekonać i zezwoliliśmy
na taki zakup.
Niestety, bardzo bogata spółka, mająca dużo bardzo dobrych
nieruchomości, przewyższających swoją wartością giełdową
wartość kapitału akcyjnego – okazała się niedobrą inwestycją.
To, co się stało, do tej pory jest zagadkowe. Znakomita spółka,
zatrudniająca bardzo dużo pracowników rzetelnie wykonujących
swoje powinności, ogłosiła upadłość. Pracę stracili niewinni
ludzie, a pieniądze – ogromna liczba akcjonariuszy. Nie pogodziliśmy
się z tą sytuacją.
Powierzyliśmy zbadanie tej sprawy adwokatom, niestety, mającym
z natury rzeczy bardzo ograniczony dostęp do dowodów w tej
sprawie, stąd długotrwałość badania i kwerendy dowodowej.
Właśnie niedawno nasi adwokaci zakomunikowali nam, że
aktualnie jest stworzony klimat w Polsce i będzie można pokusić
się o szczegółowe wyjaśnienie tych wielu zagadek, czy
przypadkiem działania przestępcze nie legły u podstaw upadłości
tej spółki. W szczególności trzeba będzie zbadać, jak to się
stało, że atrakcyjne składniki majątkowe na niekorzystnych
warunkach opuściły spółkę.
Nasi adwokaci rozpoczęli przygotowywanie oficjalnego
zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa do organów ścigania.
W tym celu m.in. nawiązali kontakt – na razie werbalny – z
organami ścigania. Mamy nadzieję, że zbyt wczesne upublicznienie
sprawy przez „Gazetę Wyborczą”, przed rozpoczęciem
aktywności organów ścigania, nie zaszkodzi dochodzeniu prawdy
materialnej, albowiem sprzyja uruchomieniu tych osób i tych środków,
które były kreatorami tej upadłości.
Nie chcemy przez to powiedzieć, że „Gazeta Wyborcza”
pozyskała informacje z kancelarii naszych adwokatów lub osób, z
którymi się oni spotykali, by zabezpieczyć dowody w sprawie, i
przedwcześnie je ujawniła, choć niektórzy i takie wnioski mogą
wyciągnąć.

Dziennikarzom pracującym w mediach skupionych wokół ojca Rydzyka
chciałbym postawić pytanie: w którym miejscu informacje GW są
nieprawdziwe, skoro ich komunikat podaje dokładnie te same fakty w
równie sensacyjny sposób.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Radio Maryja,
media,
Nasz Dziennik,
Gazeta Wyborcza

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Co się stało z częścią świadectw udziałowych NFI, które
Radio Maryja zbierało na ratowanie Stoczni Gdańskiej?
Pełnomocnik księdza Króla przynosił kilogramy świadectw w
torbach turystycznych – wspomina pracownik nieistniejącego już
biura maklerskiego Eastbrokers (Global Capital Partners). – Świadectw
było około pół miliona. Na niektórych widniały ręczne dopiski
„Dar dla Radia Maryja”.
Ks. Jan Król to główny dziennikarz polityczny toruńskiego
radia i TV Trwam. Prowadzi audycje z udziałem prezesa Jarosława
Kaczyńskiego, premiera i goszczących w Toruniu ministrów. Jego
sukcesem było „parafowanie” paktu stabilizacyjnego wyłącznie
przed kamerami toruńskiej telewizji.
Ks. Król jest też kasjerem Radia Maryja, współwłaścicielem
TV Trwam, kwestorem toruńskiej uczelni o. Rydzyka i właścicielem
25 proc. akcji giełdowej spółki ESPEBEPE.
To jemu o. Rydzyk przekazał świadectwa NFI zebrane w latach
1997-98 od słuchaczy na ratowanie Stoczni Gdańskiej. Ile ich było
– zakonnicy nie ujawnili. Według naszych informacji – od 600 tys.
do miliona. Cena jednego wahała się między 60 a 160 zł.
Część świadectw ks. Król zamienił na akcje NFI. W
transakcji pośredniczyło małe warszawskie biuro Eastbrokers z ul.
Solec. Ks. Król nie zaglądał tam osobiście. Działał przez pełnomocnika
– inżyniera Aleksandra R.
Były pracownik Eastbrokers wspomina, że inżynier podpisywał
wszystkie zlecenia od księdza. W latach 1998-99 Aleksander R. obracał w jego imieniu wielkimi pakietami akcji.
Ks. Król był wczoraj dla nas nieuchwytny. Inżynier zaś odmówił
odpowiedzi na pytanie, skąd pochodziły pieniądze na tamte
transakcje. – Pierwsze słyszę, że pan Król jest z tego radia i
że jest księdzem – mówi Aleksander R. – Zawsze gdy się widywaliśmy,
był po cywilnemu. Skąd pochodziły świadectwa – nawet gdybym
wiedział, bym nie zdradził.
Były pracownik biura maklerskiego: – Jan Król i jego pełnomocnik
kupowali spółki, o których można było przeczytać w gazetach,
że dobrze rokują. Nie mieli wielkich zysków. Aż pewnego dnia pan
R. przyszedł z nowym pomysłem – ESPEBEPE.
Szczecińskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego trafiło
na giełdę w 1994 r. Akcje kosztowały zrazu ponad 30 zł, potem
taniały. W latach 1999-2000 płacono za jedną między 3 a 10 zł,
co oznaczało, że spółkę można było przejąć za 5-15 mln zł.
Ale ESPEBEPE było i jest właścicielem terenów w Szczecinie
(np. przy wylotówce na Warszawę – ul. Strugi) i w Świnoujściu.
Ich wartość to co najmniej 50 mln. Do tego spółka ma warte
kolejne miliony udziały w firmach zależnych.
Od 1999 r. Aleksander R. za pośrednictwem Eastbrokers masowo
skupował akcje ESPEBEPE – na siebie i ks. Króla. Wielkie zakupy
podbiły kurs o kilkaset procent. Inżynier, aby kupować dalej,
podparł się kilkumilionowym kredytem inwestycyjnym.
W 2001 r. roku Jan Król ma już 25 proc. ESPEBEPE, zaś
Aleksander R. – 9 proc. Obaj zyskują bezwzględną większość na
walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. Inżynier zostaje szefem rady
nadzorczej.
A spółka tonie. Gigant, który zatrudniał kilka tysięcy ludzi
i budował autostradę w Czechach, staje się bankrutem. Rosną długi,
pracownicy nie dostają pensji. W trakcie 2001 r. cena akcji spada
trzydziestokrotnie: z 9 zł w marcu do 37 groszy w grudniu. W maju
2002 sąd ogłasza upadłość. Zdaniem Aleksandra R. pochopnie. –
Firma była do uratowania, ale załatwiła ją rządząca lewica z
powodów politycznych – mówi tajemniczo.
Władzę nad ESPEBEPE przejmuje syndyk. Ks. Król i jego pełnomocnik
tracą zainwestowane pieniądze i nadzieje na sprzedaż terenów.
Traci ważność m.in. sporządzona już umowa wstępna na sprzedaż
działki przy ul. Strugi, za którą kupiec miał dać 30 mln zł.
Akcji ESPEBEPE też nie można sprzedać, bo wycofano je z notowań
giełdowych.
Ks. Król i Aleksander R. zostają z niespłaconą czteromilionową
pożyczką bankową – zastawem pod nią są weksle. Wykupuje je za 2
mln zł Warszawska Prowincja Redemptorystów, spłacając część
pożyczki. Pieniądze pochodzą z konta Radia Maryja.
Ks. Jan Król to główny dziennikarz polityczny toruńskiego
radia i TV Trwam. Prowadzi audycje z udziałem prezesa Jarosława
Kaczyńskiego, premiera i goszczących w Toruniu ministrów. Jego
sukcesem było „parafowanie” paktu stabilizacyjnego wyłącznie
przed kamerami toruńskiej telewizji.
Ks. Król jest też kasjerem Radia Maryja, współwłaścicielem
TV Trwam, kwestorem toruńskiej uczelni o. Rydzyka i właścicielem
25 proc. akcji giełdowej spółki ESPEBEPE.
To jemu o. Rydzyk przekazał świadectwa NFI zebrane w latach
1997-98 od słuchaczy na ratowanie Stoczni Gdańskiej. Ile ich było
– zakonnicy nie ujawnili. Według naszych informacji – od 600 tys.
do miliona. Cena jednego wahała się między 60 a 160 zł.
Część świadectw ks. Król zamienił na akcje NFI. W
transakcji pośredniczyło małe warszawskie biuro Eastbrokers z ul.
Solec. Ks. Król nie zaglądał tam osobiście. Działał przez pełnomocnika
– inżyniera Aleksandra R.
Były pracownik Eastbrokers wspomina, że inżynier podpisywał
wszystkie zlecenia od księdza. W latach 1998-99 Aleksander R. obracał w jego imieniu wielkimi pakietami akcji.
Ks. Król był wczoraj dla nas nieuchwytny. Inżynier zaś odmówił
odpowiedzi na pytanie, skąd pochodziły pieniądze na tamte
transakcje. – Pierwsze słyszę, że pan Król jest z tego radia i
że jest księdzem – mówi Aleksander R. – Zawsze gdy się widywaliśmy,
był po cywilnemu. Skąd pochodziły świadectwa – nawet gdybym
wiedział, bym nie zdradził.
Były pracownik biura maklerskiego: – Jan Król i jego pełnomocnik
kupowali spółki, o których można było przeczytać w gazetach,
że dobrze rokują. Nie mieli wielkich zysków. Aż pewnego dnia pan
R. przyszedł z nowym pomysłem – ESPEBEPE.
Szczecińskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego trafiło
na giełdę w 1994 r. Akcje kosztowały zrazu ponad 30 zł, potem
taniały. W latach 1999-2000 płacono za jedną między 3 a 10 zł,
co oznaczało, że spółkę można było przejąć za 5-15 mln zł.
Ale ESPEBEPE było i jest właścicielem terenów w Szczecinie
(np. przy wylotówce na Warszawę – ul. Strugi) i w Świnoujściu.
Ich wartość to co najmniej 50 mln. Do tego spółka ma warte
kolejne miliony udziały w firmach zależnych.
Od 1999 r. Aleksander R. za pośrednictwem Eastbrokers masowo
skupował akcje ESPEBEPE – na siebie i ks. Króla. Wielkie zakupy
podbiły kurs o kilkaset procent. Inżynier, aby kupować dalej,
podparł się kilkumilionowym kredytem inwestycyjnym.
W 2001 r. roku Jan Król ma już 25 proc. ESPEBEPE, zaś
Aleksander R. – 9 proc. Obaj zyskują bezwzględną większość na
walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. Inżynier zostaje szefem rady
nadzorczej.
A spółka tonie. Gigant, który zatrudniał kilka tysięcy ludzi
i budował autostradę w Czechach, staje się bankrutem. Rosną długi,
pracownicy nie dostają pensji. W trakcie 2001 r. cena akcji spada
trzydziestokrotnie: z 9 zł w marcu do 37 groszy w grudniu. W maju
2002 sąd ogłasza upadłość. Zdaniem Aleksandra R. pochopnie. –
Firma była do uratowania, ale załatwiła ją rządząca lewica z
powodów politycznych – mówi tajemniczo.
Władzę nad ESPEBEPE przejmuje syndyk. Ks. Król i jego pełnomocnik
tracą zainwestowane pieniądze i nadzieje na sprzedaż terenów.
Traci ważność m.in. sporządzona już umowa wstępna na sprzedaż
działki przy ul. Strugi, za którą kupiec miał dać 30 mln zł.
Akcji ESPEBEPE też nie można sprzedać, bo wycofano je z notowań
giełdowych.
Ks. Król i Aleksander R. zostają z niespłaconą czteromilionową
pożyczką bankową – zastawem pod nią są weksle. Wykupuje je za 2
mln zł Warszawska Prowincja Redemptorystów, spłacając część
pożyczki. Pieniądze pochodzą z konta Radia Maryja.
„Gazeta Wyborcza” z 8-9 kwietnia 2006 r. zamieszcza
artykuł pt. „Przyboczny Rydzyka stracił na giełdzie
miliony”. Otóż, informacja ta w sposób sensacyjny prezentuje
treści, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością i nie
są prawdziwe.
Rzeczywiście, Warszawska Prowincja Redemptorystów pozyskała świadectwa
udziałowe Narodowych Funduszy Inwestycyjnych – jeśli pamięć nas
nie myli – o wartości nominalnej około 15 złotych. W pewnym
momencie podjęto decyzję o ich dematerializacji, a to można było
uczynić poprzez otwarcie rachunku inwestycyjnego w biurze
maklerskim. Tak też uczyniono.
Faktycznie, korzystano z pomocy osób trzecich, co do których
wiedzy, kompetencji i uczciwości nie mieliśmy zastrzeżeń. Osoby
te przekazały nam informacje, że jeżeli pieniądze pochodzące z
zamiany świadectw na gotówkę nie muszą być wydane, to
konkurencyjną ofertą – w sensie pozytywnym, by je zabezpieczyć,
by przynosiły pożytki w postaci odsetek – nie jest rachunek
terminowy czy zwykła lokata bankowa, lecz propagowany w owym czasie
zakup papierów wartościowych w postaci akcji notowanych na giełdzie.
W tym okresie również „Gazeta Wyborcza” promowała te
formy oszczędzania i przyrostu wartości pieniądza. Sugerowano nam
i doradzano, by rzeczywiście zakupić akcje spółki giełdowej.
Tak też się stało. Nasi doradcy proponowali nam – być może
cynicznie – że warto kupić akcje takich spółek giełdowych, które
są nabywane przez banki czy środowiska finansistów.
Wybrano spółkę ESPEBEPE, m.in. dlatego że znaczącym
inwestorem w akcje tej spółki była grupa kapitałowa bardzo
dynamicznie rozwijającego się banku, a także osoby uchodzące za
zawiadujące finansami potężnej grupy, niekarane sądownie, mające
w miejscach zamieszkania dobre opinie, uznawane w środowiskach
ludzi biznesu za wiarygodne. Daliśmy się przekonać i zezwoliliśmy
na taki zakup.
Niestety, bardzo bogata spółka, mająca dużo bardzo dobrych
nieruchomości, przewyższających swoją wartością giełdową
wartość kapitału akcyjnego – okazała się niedobrą inwestycją.
To, co się stało, do tej pory jest zagadkowe. Znakomita spółka,
zatrudniająca bardzo dużo pracowników rzetelnie wykonujących
swoje powinności, ogłosiła upadłość. Pracę stracili niewinni
ludzie, a pieniądze – ogromna liczba akcjonariuszy. Nie pogodziliśmy
się z tą sytuacją.
Powierzyliśmy zbadanie tej sprawy adwokatom, niestety, mającym
z natury rzeczy bardzo ograniczony dostęp do dowodów w tej
sprawie, stąd długotrwałość badania i kwerendy dowodowej.
Właśnie niedawno nasi adwokaci zakomunikowali nam, że
aktualnie jest stworzony klimat w Polsce i będzie można pokusić
się o szczegółowe wyjaśnienie tych wielu zagadek, czy
przypadkiem działania przestępcze nie legły u podstaw upadłości
tej spółki. W szczególności trzeba będzie zbadać, jak to się
stało, że atrakcyjne składniki majątkowe na niekorzystnych
warunkach opuściły spółkę.
Nasi adwokaci rozpoczęli przygotowywanie oficjalnego
zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa do organów ścigania.
W tym celu m.in. nawiązali kontakt – na razie werbalny – z
organami ścigania. Mamy nadzieję, że zbyt wczesne upublicznienie
sprawy przez „Gazetę Wyborczą”, przed rozpoczęciem
aktywności organów ścigania, nie zaszkodzi dochodzeniu prawdy
materialnej, albowiem sprzyja uruchomieniu tych osób i tych środków,
które były kreatorami tej upadłości.
Nie chcemy przez to powiedzieć, że „Gazeta Wyborcza”
pozyskała informacje z kancelarii naszych adwokatów lub osób, z
którymi się oni spotykali, by zabezpieczyć dowody w sprawie, i
przedwcześnie je ujawniła, choć niektórzy i takie wnioski mogą
wyciągnąć.
Rzeczywiście, Warszawska Prowincja Redemptorystów pozyskała świadectwa
udziałowe Narodowych Funduszy Inwestycyjnych – jeśli pamięć nas
nie myli – o wartości nominalnej około 15 złotych. W pewnym
momencie podjęto decyzję o ich dematerializacji, a to można było
uczynić poprzez otwarcie rachunku inwestycyjnego w biurze
maklerskim. Tak też uczyniono.
Faktycznie, korzystano z pomocy osób trzecich, co do których
wiedzy, kompetencji i uczciwości nie mieliśmy zastrzeżeń. Osoby
te przekazały nam informacje, że jeżeli pieniądze pochodzące z
zamiany świadectw na gotówkę nie muszą być wydane, to
konkurencyjną ofertą – w sensie pozytywnym, by je zabezpieczyć,
by przynosiły pożytki w postaci odsetek – nie jest rachunek
terminowy czy zwykła lokata bankowa, lecz propagowany w owym czasie
zakup papierów wartościowych w postaci akcji notowanych na giełdzie.
W tym okresie również „Gazeta Wyborcza” promowała te
formy oszczędzania i przyrostu wartości pieniądza. Sugerowano nam
i doradzano, by rzeczywiście zakupić akcje spółki giełdowej.
Tak też się stało. Nasi doradcy proponowali nam – być może
cynicznie – że warto kupić akcje takich spółek giełdowych, które
są nabywane przez banki czy środowiska finansistów.
Wybrano spółkę ESPEBEPE, m.in. dlatego że znaczącym
inwestorem w akcje tej spółki była grupa kapitałowa bardzo
dynamicznie rozwijającego się banku, a także osoby uchodzące za
zawiadujące finansami potężnej grupy, niekarane sądownie, mające
w miejscach zamieszkania dobre opinie, uznawane w środowiskach
ludzi biznesu za wiarygodne. Daliśmy się przekonać i zezwoliliśmy
na taki zakup.
Niestety, bardzo bogata spółka, mająca dużo bardzo dobrych
nieruchomości, przewyższających swoją wartością giełdową
wartość kapitału akcyjnego – okazała się niedobrą inwestycją.
To, co się stało, do tej pory jest zagadkowe. Znakomita spółka,
zatrudniająca bardzo dużo pracowników rzetelnie wykonujących
swoje powinności, ogłosiła upadłość. Pracę stracili niewinni
ludzie, a pieniądze – ogromna liczba akcjonariuszy. Nie pogodziliśmy
się z tą sytuacją.
Powierzyliśmy zbadanie tej sprawy adwokatom, niestety, mającym
z natury rzeczy bardzo ograniczony dostęp do dowodów w tej
sprawie, stąd długotrwałość badania i kwerendy dowodowej.
Właśnie niedawno nasi adwokaci zakomunikowali nam, że
aktualnie jest stworzony klimat w Polsce i będzie można pokusić
się o szczegółowe wyjaśnienie tych wielu zagadek, czy
przypadkiem działania przestępcze nie legły u podstaw upadłości
tej spółki. W szczególności trzeba będzie zbadać, jak to się
stało, że atrakcyjne składniki majątkowe na niekorzystnych
warunkach opuściły spółkę.
Nasi adwokaci rozpoczęli przygotowywanie oficjalnego
zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa do organów ścigania.
W tym celu m.in. nawiązali kontakt – na razie werbalny – z
organami ścigania. Mamy nadzieję, że zbyt wczesne upublicznienie
sprawy przez „Gazetę Wyborczą”, przed rozpoczęciem
aktywności organów ścigania, nie zaszkodzi dochodzeniu prawdy
materialnej, albowiem sprzyja uruchomieniu tych osób i tych środków,
które były kreatorami tej upadłości.
Nie chcemy przez to powiedzieć, że „Gazeta Wyborcza”
pozyskała informacje z kancelarii naszych adwokatów lub osób, z
którymi się oni spotykali, by zabezpieczyć dowody w sprawie, i
przedwcześnie je ujawniła, choć niektórzy i takie wnioski mogą
wyciągnąć.
Dziennikarzom pracującym w mediach skupionych wokół ojca Rydzyka
chciałbym postawić pytanie: w którym miejscu informacje GW są
nieprawdziwe, skoro ich komunikat podaje dokładnie te same fakty w
równie sensacyjny sposób.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Radio Maryja,
media,
Nasz Dziennik,
Gazeta Wyborcza

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Art. 1.
1. Dochody budżetu państwa ustala się, zgodnie z załącznikiem nr 1, na kwotę 174.703.733 tys. zł.
2. Wydatki budżetu państwa ustala się, zgodnie z załącznikiem nr 2, na kwotę nie większą niż 209.703.733 tys. zł.
3. Deficyt budżetu państwa ustala się na kwotę nie większà niż 35.000.000 tys. zł.
Art. 1.
1. Dochody budżetu państwa ustala się, zgodnie z załącznikiem nr 1, na kwotę 154.552.589 tys. zł.
2. Wydatki budżetu państwa ustala się, zgodnie z załącznikiem nr 2, na kwotę nie większą niż 199.851.862 tys. zł.
3. Deficyt budżetu państwa ustala się na kwotę nie większą niż 45.299.273 tys. zł.
USTAWA BUDŻETOWA NA ROK 2002 z dnia 14 marca 2002 r.
Art. 1.
1. Dochody budżetu państwa ustala się, zgodnie z załącznikiem nr 1, na kwotę 145.101.632 tys. zł.
2. Wydatki budżetu państwa ustala się, zgodnie z załącznikiem nr 2, na kwotę nie większą niż 185.101.632 tys. zł.
3. Deficyt budżetu państwa ustala się na  kwotę nie większą niż 40.000.000 tys. zł.
(…)
Art. 1.
1. Dochody budżetu państwa ustala się, zgodnie z załącznikiem nr 1, na kwotę 155.697.654 tys. zł.
2. Wydatki budżetu państwa ustala się, zgodnie  z załącznikiem nr 2, na kwotę nie większą niż 194.431.654 tys. zł.
3. Deficyt budżetu państwa ustala się na kwotę nie większą niż 38.734.000 tys. zł.
(…)
Źródło: www.sejm.gov.pl
Te liczby są głęboko inspirujące: 194 miliardy! 156 miliardów! … i to wszystko w imieniu i dla 40 mln obywateli, dla których najczęściej kwoty powyżej 10 tys. zł to czysta abstrakcja.
Jak się podzieli 194 miliardy przez niecałe 40 milionów to wychodzi około 5 tys. zł na obywatela. Ciekawe, czy obywatel sam nie zrobiłby sobie lepiej, za to 5 tys. zł rocznie? I to pytanie wcale nie jest propagandą UPR-u, tylko bardzo poważnym pytaniem o sens istnienia państwa.
Do przemyślenia jest wysokość deficytu finansowanego poprzez zadłużenie. Przecież to 20%! Wygląda na to, że żyjemy na koszt przyszłych pokoleń.
Taki oto kawałek znalazłem dziś na news://pl.soc.polityka

Tadeusz Rydzyk w Toruniu mieszka
czarną sukienkę ma ten koleżka.
Uczy, tłumaczy w Radiu Maryja
kto godny chwały a kto wręcz kija.
Leje na serce miód swoim gościom
do adwersarzy zionie miłością.
Żyda, Masona czuje z daleka
wszystko w nim widzi oprócz człowieka.
Glemp traci nerwy: „Rydzyk – łobuzie”,
Tadzio z uśmiechem nadyma buzię.
Pieronek błaga: „Daj na wstrzymanie”,
to on rozkręca nową kampanię.
Życiński prosi: „weź – odpuść sobie”,
a Rydzyk: „spadaj, co zechcę – zrobię”.
Rząd go popiera, prezydent chwali
Lepper z Giertychem pokłony wali.
Czuje się bosko jak w siódmym niebie
do Sejmu wchodzi tak jak do siebie.
A gdy podskoczyć ktoś mu próbuje
armię beretów mobilizuje.
Ich nie obchodzi, co sądzi prasa
– że dla Rydzyka Bogiem jest kasa.
Mohery wielbią swego pasterza
dla nich ważniejszy jest od papieża.

I jedna sprawa nie podlega dyskusji – zaangażowanie się funkcjonariuszy KRK w politykę będzie powodowało pojawianie się takiej twórczości.

Kategorie:
obserwator, katolicyzm, _blog

Słowa kluczowe:
Rydzyk,
Radio Maryja

Komentarze: (2)

w34 -> funkcjonarius,

March 17, 2006 09:00

Skomentuj komentarz

Jak słucham czasem RM to słyszę (i to bez większego wysiłku bo jest to szyte grubymi nićmi) wiele typowych dla sekt elementów psychomanipulacji. Najbardziej zabawne jest wychwytywanie tych elementów w audycjach, które mówią o sektcie Świadków Jehowy – w jedym zdaniu ekspert wypowie się o jakiejś metodzie manipulacji, o jakimś sekciarstwie a w następnym, o.prowadzący przywali właśnie takim zdaniem.

Teraz łatwo mi pisać, bo wiem, że Jezus mnie wyzwolił – ale jak to zrobić aby wyzwolił wszystkich (a taka jest przcież jego wola w myśl 1Tm2.4)? Słuchając czasem modlę się o innych słuchaczy bo co by nie mówić ojcowie siekciarze zachęcają i do bojaźni bożej i do szukania prawdy, dużo mówią o Piśmie i jego studiowaniu – jeżeli więc tylko słuchacz postawi Jezusa przed organizacją to z sekty się wymknie jak nic.

funkcjonariusz KRK,

March 16, 2006 22:49

Skomentuj komentarz

Zastanawiam się czy Tadek to bardziej funckjonariusz KRK (jak napisałeś) czy może bardziej guru sekty moherowych beretów.

Nie znam się na sektach ale wydaje mi się, że moherowe berety mają wiele wspólnego z ofiarami sekt.

Skomentuj notkę
I jedna sprawa nie podlega dyskusji – zaangażowanie się funkcjonariuszy KRK w politykę będzie powodowało pojawianie się takiej twórczości.

Kategorie:
obserwator, katolicyzm, _blog

Słowa kluczowe:
Rydzyk,
Radio Maryja

Komentarze: (2)

w34 -> funkcjonarius,

March 17, 2006 09:00

Skomentuj komentarz

Jak słucham czasem RM to słyszę (i to bez większego wysiłku bo jest to szyte grubymi nićmi) wiele typowych dla sekt elementów psychomanipulacji. Najbardziej zabawne jest wychwytywanie tych elementów w audycjach, które mówią o sektcie Świadków Jehowy – w jedym zdaniu ekspert wypowie się o jakiejś metodzie manipulacji, o jakimś sekciarstwie a w następnym, o.prowadzący przywali właśnie takim zdaniem.

Teraz łatwo mi pisać, bo wiem, że Jezus mnie wyzwolił – ale jak to zrobić aby wyzwolił wszystkich (a taka jest przcież jego wola w myśl 1Tm2.4)? Słuchając czasem modlę się o innych słuchaczy bo co by nie mówić ojcowie siekciarze zachęcają i do bojaźni bożej i do szukania prawdy, dużo mówią o Piśmie i jego studiowaniu – jeżeli więc tylko słuchacz postawi Jezusa przed organizacją to z sekty się wymknie jak nic.

funkcjonariusz KRK,

March 16, 2006 22:49

Skomentuj komentarz

Zastanawiam się czy Tadek to bardziej funckjonariusz KRK (jak napisałeś) czy może bardziej guru sekty moherowych beretów.

Nie znam się na sektach ale wydaje mi się, że moherowe berety mają wiele wspólnego z ofiarami sekt.

Skomentuj notkę
Pojawił się taki sobie news:
Liderzy wielkich światowych religii powinni stworzyć „Religijną Organizację Narodów Zjednoczonych”, działającą na wzór ONZ – uważa aszkenazyjski główny rabin Izraela Ion Metzger.
Opinię taką wyraził on podczas spotkania z Dalaj Lamą w Jerozolimie. – Zwierzchnicy wielkich religii powinni się ze sobą spotkać po to, by dostrzec, że między nimi jest o wiele więcej wspólnego niż im się wydaje – tłumaczył Metzger. Centrum tej organizacji powinna stać się Jerozolima, a jej zwierzchnikiem powinien być, zdaniem rabina, właśnie Dalaj Lama.
W spotkaniu tym poza duchowym liderem buddystów tybetańskich uczestniczył także główny sefardyjski rabin Izraela, rabin David Rosen – przedstawiciel Amerykańskiego Kongresu Żydowskiego, oraz rabini żydowskiej wspólnoty etiopskiej.
Oczywiście siedziba w Jerozolimie, zwierzchnik, najlepiej zwany Pontifex Maximus to może być nawet Dalaj Lama, potem tylko zbudować wspaniałą świątynie w miejscu świętym zarówno dla żydów jak i dla muzułmanów. Wielu chrześcijanom pewnie też się to spodoba bo ekumenizm to fajna rzecz. A potem Dala Lama sobie wejdzie do środka, zasiądzie i ogłosi…
Gdzieś już o tym czytałem. Jak to było? Potem będzie pokój, i bezpieczeństwo … … przez trzy i pół roku.
Maranatha!
Pewnym fenomen jest dla mnie to, że Polacy potrafią nie lubieć radia, którego
nie słuchają.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Radio Maryja,
media

Komentarze: (6)

Boruta,

February 25, 2006 14:17

Skomentuj komentarz

” …Pewnym fenomen jest dla mnie to, że Polacy potrafią nie lubieć radia, którego nie słuchają… ”

Takim samym jeżeli nie większym fenomenem jest, to że wierzą w rzeczy, których nigdy nie widzieli.

tmki,

February 23, 2006 23:43

Skomentuj komentarz

seks analny jest na pewno dużo lepszy niż radio maryja. Wiem, bo próbowałem obu.

Jak jest z psem… no cóż, nie wszystkiego się w życiu próbowało.

tmki,

February 23, 2006 23:41

Skomentuj komentarz

jakże inteligenta sonda!

Czy lubisz seks analny?
Czy lubisz psie mięso?
i milion innych równie fantastycznych pytań

lilienn,

February 22, 2006 08:53

Skomentuj komentarz

no coż
wszyscy wiedzą
że jak Polak
chce- to potrafi 😀

anonim,

February 18, 2006 08:58

Skomentuj komentarz

Hmm. Muszę to przemyśleć, ale to co się narzuca to propozycja wsadzenia dżumy, Radia Maryja i (to moje) Gazety Wyborczej do tej samem kategorii.

Moja sprzeczność polega na tym, że zaraz sobie pójdę kupić Świąteczną i będę czytał z wieloma kawałkami się nie zgadzając 🙁

pepegi,

February 16, 2006 14:45

Skomentuj komentarz

podobnym fenomenem jest to, że nie miałem nigdy dżumy (tylko coś tam o niej słyszałem), a pomimo to wcale jej nie lubię.
oczywiście mogę się mylić.

Skomentuj notkę
Microsoft Corporation uruchomi w Warszawie Centrum Rozwoju Oprogramowania. Będzie to trzecie takie centrum na świecie, po ośrodkach w Niemczech i Wielkiej Brytanii – poinformował w czwartek na konferencji prasowej założyciel Microsoft Corporation i prezes rady nadzorczej Bill Gates.

W firmie na początku pracować będzie około 40 osób. Rekrutacja zostanie przeprowadzona wyłącznie w Polsce. Bill Gates mówi, że nowe centrum będzie się zajmowało pracami nad oprogramowaniem, rozwijaniem nowych aplikacji, a także szkoleniami. Budowa centrum ruszy jeszcze w tym roku.

O tę inwestycję rywalizowała z Polską Rumunia. Minister spraw wewnętrznych i administracji Ludwik Dorn powiedział, że Amerykanie wybrali nasz kraj ze względu na tradycje i osiągnięcia polskich naukowców. Polscy studenci informatyki i matematyki od kilku lat wygrywają w konkursach organizowanych przez Microsoft, są także dobrze postrzegani na międzynarodowych rynkach pracy.

Amerykanie nie zdradzili, ile będzie kosztowało uruchomienie centrum. Bill Gates powiedział także, że chce w Polsce otworzyć dodatkowe centra dydaktyczno- szkoleniowe i dzięki stypendiom wspierać rozwój polskiej nauki oraz wyrównywać szanse młodzieży wiejskiej.

Wbrew zapowiedziom Bill Gates nie spotkał się z prezydentem Lechem Kaczyńskim. W imieniu głowy państwa szefa Microsoftu przyjął Andrzej Urbański.
W firmie na początku pracować będzie około 40 osób. Rekrutacja zostanie przeprowadzona wyłącznie w Polsce. Bill Gates mówi, że nowe centrum będzie się zajmowało pracami nad oprogramowaniem, rozwijaniem nowych aplikacji, a także szkoleniami. Budowa centrum ruszy jeszcze w tym roku.

O tę inwestycję rywalizowała z Polską Rumunia. Minister spraw wewnętrznych i administracji Ludwik Dorn powiedział, że Amerykanie wybrali nasz kraj ze względu na tradycje i osiągnięcia polskich naukowców. Polscy studenci informatyki i matematyki od kilku lat wygrywają w konkursach organizowanych przez Microsoft, są także dobrze postrzegani na międzynarodowych rynkach pracy.

Amerykanie nie zdradzili, ile będzie kosztowało uruchomienie centrum. Bill Gates powiedział także, że chce w Polsce otworzyć dodatkowe centra dydaktyczno- szkoleniowe i dzięki stypendiom wspierać rozwój polskiej nauki oraz wyrównywać szanse młodzieży wiejskiej.

Wbrew zapowiedziom Bill Gates nie spotkał się z prezydentem Lechem Kaczyńskim. W imieniu głowy państwa szefa Microsoftu przyjął Andrzej Urbański.
O tę inwestycję rywalizowała z Polską Rumunia. Minister spraw wewnętrznych i administracji Ludwik Dorn powiedział, że Amerykanie wybrali nasz kraj ze względu na tradycje i osiągnięcia polskich naukowców. Polscy studenci informatyki i matematyki od kilku lat wygrywają w konkursach organizowanych przez Microsoft, są także dobrze postrzegani na międzynarodowych rynkach pracy.

Amerykanie nie zdradzili, ile będzie kosztowało uruchomienie centrum. Bill Gates powiedział także, że chce w Polsce otworzyć dodatkowe centra dydaktyczno- szkoleniowe i dzięki stypendiom wspierać rozwój polskiej nauki oraz wyrównywać szanse młodzieży wiejskiej.

Wbrew zapowiedziom Bill Gates nie spotkał się z prezydentem Lechem Kaczyńskim. W imieniu głowy państwa szefa Microsoftu przyjął Andrzej Urbański.
Amerykanie nie zdradzili, ile będzie kosztowało uruchomienie centrum. Bill Gates powiedział także, że chce w Polsce otworzyć dodatkowe centra dydaktyczno- szkoleniowe i dzięki stypendiom wspierać rozwój polskiej nauki oraz wyrównywać szanse młodzieży wiejskiej.

Wbrew zapowiedziom Bill Gates nie spotkał się z prezydentem Lechem Kaczyńskim. W imieniu głowy państwa szefa Microsoftu przyjął Andrzej Urbański.
Wbrew zapowiedziom Bill Gates nie spotkał się z prezydentem Lechem Kaczyńskim. W imieniu głowy państwa szefa Microsoftu przyjął Andrzej Urbański.
Jakoś nie chce mi się wierzyć, że sam BG fatygował by się do jakiegoś kraju na końcu świata aby odpalić coś, co zatrudnia 40 fachowców. Przecież polski oddział M$ jest dużo większy, więc albo tu jest jakieś fatalne przekłamanie albo ktoś z PR jutro wyleci za źle zredagowaną informacje dla mediów.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
informatyka,
Bill Gates,
Microsoft,
inwestycje

Komentarze: (1)

anonim,

February 3, 2006 13:55

Skomentuj komentarz

Cóż, widać jesteś niewierzący, jeśli nie wierzysz w wielkoduszność Billa G. On zmniejsza bezrobocie wśród informatyków w Warszawie!

Skomentuj notkę
Znowu wieczorem słuchałem Radia Maryja. Ale nie będzie o polityce tylko o przerywniku, który został zapowiedziany jako „przepiękny i dobra”. A leciało to mniej więcej tak:
Głupota tej kolędy jest porażająca! Chyba piewszy raz z życiu wysłychałem jej w sposób krytyczny i przeraziło mnie to bo jak można powiedzieć o tej kolędzie „dobra”. A wykonania pana Wiesława Ochmana wzmacniało tylko ten porażający efekt.
Ale aby mój zarzut o głupocie nie był gołosłowny pozwolę sobie na chwilę analizy:
co wywnioskować można o matce dziecka, które nie będąc ubrane (nie dała mu matula sukienki) płacze z zimna?

co wywnioskowac można o kobiecie, która spodziewając się nie przygotowała zawczasu pieluszek, kaftaników, wdzianek, pampersów i innych produktów niekoczniecznie Procter & Gamble. Że niby byli w podróży i to ich zaskoczyło? Przesada – Józef, mąż Maryi to nie był bezrobotnym pijakiem – miał pracę
i jak na owe czasy całkiem niezłą. Podróżowanie z Nazaretu do Betlejem mimo iż nie było tanich linii lotniczy było w tych czasach i tamtym kraju rzeczą normalną dla Żydów.

A. opowiadała, że tego typu teksty biorą się z totalnego niezrozumienia tekstu Biblijnego a dokładnie z odczytywania go w oderwaniu od tamtejszej kultury… ale tego wątku nie chce mi się ciągnąc.
co wywnioskowac można o kobiecie, która spodziewając się nie przygotowała zawczasu pieluszek, kaftaników, wdzianek, pampersów i innych produktów niekoczniecznie Procter & Gamble. Że niby byli w podróży i to ich zaskoczyło? Przesada – Józef, mąż Maryi to nie był bezrobotnym pijakiem – miał pracę
i jak na owe czasy całkiem niezłą. Podróżowanie z Nazaretu do Betlejem mimo iż nie było tanich linii lotniczy było w tych czasach i tamtym kraju rzeczą normalną dla Żydów.

A. opowiadała, że tego typu teksty biorą się z totalnego niezrozumienia tekstu Biblijnego a dokładnie z odczytywania go w oderwaniu od tamtejszej kultury… ale tego wątku nie chce mi się ciągnąc.
A. opowiadała, że tego typu teksty biorą się z totalnego niezrozumienia tekstu Biblijnego a dokładnie z odczytywania go w oderwaniu od tamtejszej kultury… ale tego wątku nie chce mi się ciągnąc.
Niektórzy kAtOliCy (np. integryście z Radia Maryja) uważają, że jak jest coś stare, narodowe, polskie, tradycyjne to już samo z siebie musi być dobre i można (a nawet należy) to promować.

Widać, jak te oJcoWie dYreKtoRzy wykorzystując przywiązanie prostych ludzi do tradycji promują głupotę i ogłupianie. Oczywiście mając tak propagandową tubę można by zaprosić do studia fachowca-biblistę, który opowiedziałby jak to mogło być. Ale potem nie można by puszcać tego typu kolęd.
Edukacja w RM to nauczanie tradycyjnych głupot bo ogłupionym ludkiem łatwiej sterować, zwłaszcza jak się im sekciarsko wmawia, że wszędzie manipulują a w RM nie, bo to dobre, polskie, katolickie, nasze.

Ale lepszą obserwacją jest to, że sami ojcowie z RM są ogłupieni i są tylko narzędziem w ręku jakiegoś mądrego bytu, który korzystając z ich głupoty i zaślepienia ogłupia szerokie masy. Szatan ma swoich agentów i coraz bardziej przekonany jestem, że nie tylko komunistyczni finckjonariusze do nich
należeli. Ojcowie z RM są z tej samej partii Złego.
Widać, jak te oJcoWie dYreKtoRzy wykorzystując przywiązanie prostych ludzi do tradycji promują głupotę i ogłupianie. Oczywiście mając tak propagandową tubę można by zaprosić do studia fachowca-biblistę, który opowiedziałby jak to mogło być. Ale potem nie można by puszcać tego typu kolęd.
Edukacja w RM to nauczanie tradycyjnych głupot bo ogłupionym ludkiem łatwiej sterować, zwłaszcza jak się im sekciarsko wmawia, że wszędzie manipulują a w RM nie, bo to dobre, polskie, katolickie, nasze.

Ale lepszą obserwacją jest to, że sami ojcowie z RM są ogłupieni i są tylko narzędziem w ręku jakiegoś mądrego bytu, który korzystając z ich głupoty i zaślepienia ogłupia szerokie masy. Szatan ma swoich agentów i coraz bardziej przekonany jestem, że nie tylko komunistyczni finckjonariusze do nich
należeli. Ojcowie z RM są z tej samej partii Złego.
Ale lepszą obserwacją jest to, że sami ojcowie z RM są ogłupieni i są tylko narzędziem w ręku jakiegoś mądrego bytu, który korzystając z ich głupoty i zaślepienia ogłupia szerokie masy. Szatan ma swoich agentów i coraz bardziej przekonany jestem, że nie tylko komunistyczni finckjonariusze do nich
należeli. Ojcowie z RM są z tej samej partii Złego.
W tygodniku OZON przeczytałem bardzo ciekawy tekst, który dobrze wyraża to co nie tak dawno zauważyłem a czego nie umiałbym tak ładnie ująć w słowa. Nie pamiętam numeru, tytułu, autora więc (mimo iż tak nie do końca wypada) cytuję tak jak jest zaznaczając tylko, że czytałem to jakieś 3 tygodnie temu.
Nieliczni murzyńscy publicyści pytający, co ich bracia czynią z darem wolności, są na marginesie publicznej debaty w USA. Nowy Orlean powoli wraca do życia, ale nie osłabia to ostrości dyskusji nad przyczynami horroru, jaki przeżyli Amerykanie. George W. Bush ma się z czego tłumaczyć – akcja ratunkowa była chaotyczna, zaś on sam za późno pojął skalę problemu.
W ofensywie są oczywiście Demokraci krytykujący go za brak szybkiej pomocy dla ofiar huraganu. Tym razem jednak złamano niepisaną zasadę unikania zarzutów rasizmu. Oto Benjamin Barber, były doradca Clintona, stawia tezę wprost: ofiary kataklizmu w zaludnionym w 68 proc. przez czarną ludność Nowym Orleanie pozostawiono swojemu losowi z racji ich koloru skóry. Jak pisze Barber: „Gdyby ta tragedia zdarzyła się w Hollywood albo w Nowym Jorku – władze robiłyby wszystko, aby ratować ludzi. Ludzi białych i bogatych”.
Podkreślanie afroamerykańskiego charakteru metropolii niesie jednak wnioski niewygodne także dla liberalnej lewicy. Jak to się mogło stać, że kataklizm tak łatwo unieważnił wszystkie więzi społeczne i wywołał falę bezprawia? Komentator „Time’a” Joe Klein stwierdził: „W dniach kataklizmu nie było czegoś takiego jak społeczeństwo na ulicach Nowego Orleanu”. Chwila próby ujawniła wśród czarnej społeczność brak cech uważanych za typowo amerykańskie. Zabrakło umiejętności wzajemnej pomocy, samoorganizowania się, nie pojawiali się spontaniczni liderzy. Media wskazują, że tłumy porażonych kataklizmem Murzynów reagowały całkowitą biernością. W jej wyniku w próżnię władzy weszły gangi, rabując i gwałcąc. Nikt nie pomyślał o tworzeniu samorzutnej straży obywatelskiej mogącej choć częściowo ograniczyć bezprawie.
Demokraci rozważania tego typu odrzucają, szermując oskarżeniami o rasizm. Ale to bardzo tani chwyt. Lekcja Nowego Orleanu każe postawić pytanie, w jakim kierunku zmierza czarna społeczność w USA.
Jeszcze 50 lat temu południe tego kraju naznaczone było podziałem rasowym. Upokarzał on Murzynów i obrażał zasady demokracji. Jednocześnie bariery rasowe na zasadzie kontrakcji pchały czarną społeczność do pracy nad sobą. Liczne murzyńskie organizacje społeczne i religijne ułatwiały pięcie się ku górze społecznej drabiny. W latach 60. Martin Luther King surowo napominał Murzynów, by wykorzystywali wszystkie szanse na rozwój społeczny. Akcja afirmatywna, jaka od lat 70. miała wyrównywać nierówności rasowe, początkowo zwiększyła liczbę Afroamerykanów na uczelniach. Ale sukcesom Kinga towarzyszyły idee lewicowej rewolty ’68 w postaci czarnej ideologii kontestacji państwa białych. Zasypanie murzyńskiej społeczności zasiłkami i preferencjami zabijało inicjatywę. Zmiany były najwyraźniej widoczne na Południu. Erozji uległa tradycyjna struktura życia czarnych Amerykanów skupiona wokół protestanckich kościołów oraz ich pastorów. Owi czarni „wiktorianie” mieli wpojone głębokie poczucie odpowiedzialności za swe czyny i etykę purytańskiej nienawiści do grzechu.
Antytezą ich kultury była „cywilizacja rapu”, usprawiedliwiająca agresję i łamanie norm społecznych argumentami o „świecie jako wielkim getcie”. W Nowym Orleanie stara cywilizacja czarnego protestantyzmu przegrała ze światem rapu.

Utkwiła mi w pamięci telewizyjna wypowiedź nowoorleańskiego czarnego pastora z czasu kataklizmu: – Gdy przez lata wskazywałem, że ideologie rapu i hip-hopu szykują nam pokolenie aspołecznych bandytów, wyszydzano moją surowość sądów i rzekome przewrażliwienie. Teraz, gdy doszło do dziesiątków gwałtów, a setki młodych czarnych nie wstydziło się kraść, co popadnie, z rozbitych sklepów sąsiadów, poucza się mnie, że wobec katastrofy nie czas na moralizowanie. Powstaje pytanie: kiedy mówić o tym, że nasza czarna społeczność zamienia się w chwili katastrofy w stado wilków skaczące sobie do gardeł? Może właśnie teraz, gdy oglądamy to na własne oczy na ulicach naszych dzielnic.

Szerszej dyskusji nie wywołała wydana w 2001 r. książka „Losing the Race” Johna H. McWhortera, czarnoskórego profesora uniwersytetu w Berkeley. Ostrzegał w niej przed niepokojącym kultem antyintelektualizmu wśród swojej społeczności. Czarni studenci odzwyczaili się od etosu ciężkiej pracy i samodoskonalenia, jaki ukształtował ich klasę średnią w latach 60. Ów cywilizacyjny regres – w opinii McWhortera – wynika z trzech szkodliwych mód intelektualnych: kultu cierpiętnictwa (postrzegania się wciąż jako ofiar przeszłości oczekujących specjalnego traktowania), kultu separatyzmu (przekonania, że cokolwiek proponują biali, czarni powinni iść swoją, odrębną drogą), kultu antyintelektualizmu (odrzucenia anglosaskiej tradycji naukowej jako „pseudomądrości białych”). Wszystkie te przesądy mają realne korzenie w przeszłej dyskryminacji, ale od około 20 lat żyją już własnym życiem i służą usprawiedliwianiu bierności i lenistwa. Ostrzeżenia McWhortera sprawdziły się w Nowym Orleanie.

Na łamach „Gazety Wyborczej” amerykański badacz Joel Kotkin przypomniał, że w latach 20. i 30. stworzono w Nowym Orleanie wiele miejsc pracy dla biednej większości murzyńskiej. W latach 50. i 60. zaczęła się tworzyć czarna klasa średnia. Ale ostatnie 30 lat w dziejach miasta to katastrofa. W tym czasie ludność murzyńska stała się mimowolną ofiarą liberalnej lewicy z jej ideologicznymi akcjami afirmacyjnymi.

Lęk przed oskarżeniami o rasizm zniechęca białych konserwatystów do stawiania pytań o kierunek, w jakim zmierza czarna społeczność. Nieliczni publicyści murzyńscy pytający, co ich bracia czynią z darem wolności, pozostają outsiderami.

Szok wywołany wydarzeniami w Nowym Orleanie powinien być ostrzeżeniem dla liderów czarnej społeczności. Obawiam się jednak, że taką dyskusję zagłuszą biali liberałowie. O wiele łatwiej jest oskarżyć prezydenta Busha o rasizm lub żądać kolejnych dotacji dla południowych miast molochów. Znacznie trudniej skłonić kogokolwiek do szczerego rachunku sumienia.
Nowy Orlean powoli wraca do życia, ale nie osłabia to ostrości dyskusji nad przyczynami horroru, jaki przeżyli Amerykanie. George W. Bush ma się z czego tłumaczyć – akcja ratunkowa była chaotyczna, zaś on sam za późno pojął skalę problemu.
W ofensywie są oczywiście Demokraci krytykujący go za brak szybkiej pomocy dla ofiar huraganu. Tym razem jednak złamano niepisaną zasadę unikania zarzutów rasizmu. Oto Benjamin Barber, były doradca Clintona, stawia tezę wprost: ofiary kataklizmu w zaludnionym w 68 proc. przez czarną ludność Nowym Orleanie pozostawiono swojemu losowi z racji ich koloru skóry. Jak pisze Barber: „Gdyby ta tragedia zdarzyła się w Hollywood albo w Nowym Jorku – władze robiłyby wszystko, aby ratować ludzi. Ludzi białych i bogatych”.
Podkreślanie afroamerykańskiego charakteru metropolii niesie jednak wnioski niewygodne także dla liberalnej lewicy. Jak to się mogło stać, że kataklizm tak łatwo unieważnił wszystkie więzi społeczne i wywołał falę bezprawia? Komentator „Time’a” Joe Klein stwierdził: „W dniach kataklizmu nie było czegoś takiego jak społeczeństwo na ulicach Nowego Orleanu”. Chwila próby ujawniła wśród czarnej społeczność brak cech uważanych za typowo amerykańskie. Zabrakło umiejętności wzajemnej pomocy, samoorganizowania się, nie pojawiali się spontaniczni liderzy. Media wskazują, że tłumy porażonych kataklizmem Murzynów reagowały całkowitą biernością. W jej wyniku w próżnię władzy weszły gangi, rabując i gwałcąc. Nikt nie pomyślał o tworzeniu samorzutnej straży obywatelskiej mogącej choć częściowo ograniczyć bezprawie.
Demokraci rozważania tego typu odrzucają, szermując oskarżeniami o rasizm. Ale to bardzo tani chwyt. Lekcja Nowego Orleanu każe postawić pytanie, w jakim kierunku zmierza czarna społeczność w USA.
Jeszcze 50 lat temu południe tego kraju naznaczone było podziałem rasowym. Upokarzał on Murzynów i obrażał zasady demokracji. Jednocześnie bariery rasowe na zasadzie kontrakcji pchały czarną społeczność do pracy nad sobą. Liczne murzyńskie organizacje społeczne i religijne ułatwiały pięcie się ku górze społecznej drabiny. W latach 60. Martin Luther King surowo napominał Murzynów, by wykorzystywali wszystkie szanse na rozwój społeczny. Akcja afirmatywna, jaka od lat 70. miała wyrównywać nierówności rasowe, początkowo zwiększyła liczbę Afroamerykanów na uczelniach. Ale sukcesom Kinga towarzyszyły idee lewicowej rewolty ’68 w postaci czarnej ideologii kontestacji państwa białych. Zasypanie murzyńskiej społeczności zasiłkami i preferencjami zabijało inicjatywę. Zmiany były najwyraźniej widoczne na Południu. Erozji uległa tradycyjna struktura życia czarnych Amerykanów skupiona wokół protestanckich kościołów oraz ich pastorów. Owi czarni „wiktorianie” mieli wpojone głębokie poczucie odpowiedzialności za swe czyny i etykę purytańskiej nienawiści do grzechu.
Antytezą ich kultury była „cywilizacja rapu”, usprawiedliwiająca agresję i łamanie norm społecznych argumentami o „świecie jako wielkim getcie”. W Nowym Orleanie stara cywilizacja czarnego protestantyzmu przegrała ze światem rapu.

Utkwiła mi w pamięci telewizyjna wypowiedź nowoorleańskiego czarnego pastora z czasu kataklizmu: – Gdy przez lata wskazywałem, że ideologie rapu i hip-hopu szykują nam pokolenie aspołecznych bandytów, wyszydzano moją surowość sądów i rzekome przewrażliwienie. Teraz, gdy doszło do dziesiątków gwałtów, a setki młodych czarnych nie wstydziło się kraść, co popadnie, z rozbitych sklepów sąsiadów, poucza się mnie, że wobec katastrofy nie czas na moralizowanie. Powstaje pytanie: kiedy mówić o tym, że nasza czarna społeczność zamienia się w chwili katastrofy w stado wilków skaczące sobie do gardeł? Może właśnie teraz, gdy oglądamy to na własne oczy na ulicach naszych dzielnic.

Szerszej dyskusji nie wywołała wydana w 2001 r. książka „Losing the Race” Johna H. McWhortera, czarnoskórego profesora uniwersytetu w Berkeley. Ostrzegał w niej przed niepokojącym kultem antyintelektualizmu wśród swojej społeczności. Czarni studenci odzwyczaili się od etosu ciężkiej pracy i samodoskonalenia, jaki ukształtował ich klasę średnią w latach 60. Ów cywilizacyjny regres – w opinii McWhortera – wynika z trzech szkodliwych mód intelektualnych: kultu cierpiętnictwa (postrzegania się wciąż jako ofiar przeszłości oczekujących specjalnego traktowania), kultu separatyzmu (przekonania, że cokolwiek proponują biali, czarni powinni iść swoją, odrębną drogą), kultu antyintelektualizmu (odrzucenia anglosaskiej tradycji naukowej jako „pseudomądrości białych”). Wszystkie te przesądy mają realne korzenie w przeszłej dyskryminacji, ale od około 20 lat żyją już własnym życiem i służą usprawiedliwianiu bierności i lenistwa. Ostrzeżenia McWhortera sprawdziły się w Nowym Orleanie.

Na łamach „Gazety Wyborczej” amerykański badacz Joel Kotkin przypomniał, że w latach 20. i 30. stworzono w Nowym Orleanie wiele miejsc pracy dla biednej większości murzyńskiej. W latach 50. i 60. zaczęła się tworzyć czarna klasa średnia. Ale ostatnie 30 lat w dziejach miasta to katastrofa. W tym czasie ludność murzyńska stała się mimowolną ofiarą liberalnej lewicy z jej ideologicznymi akcjami afirmacyjnymi.

Lęk przed oskarżeniami o rasizm zniechęca białych konserwatystów do stawiania pytań o kierunek, w jakim zmierza czarna społeczność. Nieliczni publicyści murzyńscy pytający, co ich bracia czynią z darem wolności, pozostają outsiderami.

Szok wywołany wydarzeniami w Nowym Orleanie powinien być ostrzeżeniem dla liderów czarnej społeczności. Obawiam się jednak, że taką dyskusję zagłuszą biali liberałowie. O wiele łatwiej jest oskarżyć prezydenta Busha o rasizm lub żądać kolejnych dotacji dla południowych miast molochów. Znacznie trudniej skłonić kogokolwiek do szczerego rachunku sumienia.
Utkwiła mi w pamięci telewizyjna wypowiedź nowoorleańskiego czarnego pastora z czasu kataklizmu: – Gdy przez lata wskazywałem, że ideologie rapu i hip-hopu szykują nam pokolenie aspołecznych bandytów, wyszydzano moją surowość sądów i rzekome przewrażliwienie. Teraz, gdy doszło do dziesiątków gwałtów, a setki młodych czarnych nie wstydziło się kraść, co popadnie, z rozbitych sklepów sąsiadów, poucza się mnie, że wobec katastrofy nie czas na moralizowanie. Powstaje pytanie: kiedy mówić o tym, że nasza czarna społeczność zamienia się w chwili katastrofy w stado wilków skaczące sobie do gardeł? Może właśnie teraz, gdy oglądamy to na własne oczy na ulicach naszych dzielnic.

Szerszej dyskusji nie wywołała wydana w 2001 r. książka „Losing the Race” Johna H. McWhortera, czarnoskórego profesora uniwersytetu w Berkeley. Ostrzegał w niej przed niepokojącym kultem antyintelektualizmu wśród swojej społeczności. Czarni studenci odzwyczaili się od etosu ciężkiej pracy i samodoskonalenia, jaki ukształtował ich klasę średnią w latach 60. Ów cywilizacyjny regres – w opinii McWhortera – wynika z trzech szkodliwych mód intelektualnych: kultu cierpiętnictwa (postrzegania się wciąż jako ofiar przeszłości oczekujących specjalnego traktowania), kultu separatyzmu (przekonania, że cokolwiek proponują biali, czarni powinni iść swoją, odrębną drogą), kultu antyintelektualizmu (odrzucenia anglosaskiej tradycji naukowej jako „pseudomądrości białych”). Wszystkie te przesądy mają realne korzenie w przeszłej dyskryminacji, ale od około 20 lat żyją już własnym życiem i służą usprawiedliwianiu bierności i lenistwa. Ostrzeżenia McWhortera sprawdziły się w Nowym Orleanie.

Na łamach „Gazety Wyborczej” amerykański badacz Joel Kotkin przypomniał, że w latach 20. i 30. stworzono w Nowym Orleanie wiele miejsc pracy dla biednej większości murzyńskiej. W latach 50. i 60. zaczęła się tworzyć czarna klasa średnia. Ale ostatnie 30 lat w dziejach miasta to katastrofa. W tym czasie ludność murzyńska stała się mimowolną ofiarą liberalnej lewicy z jej ideologicznymi akcjami afirmacyjnymi.

Lęk przed oskarżeniami o rasizm zniechęca białych konserwatystów do stawiania pytań o kierunek, w jakim zmierza czarna społeczność. Nieliczni publicyści murzyńscy pytający, co ich bracia czynią z darem wolności, pozostają outsiderami.

Szok wywołany wydarzeniami w Nowym Orleanie powinien być ostrzeżeniem dla liderów czarnej społeczności. Obawiam się jednak, że taką dyskusję zagłuszą biali liberałowie. O wiele łatwiej jest oskarżyć prezydenta Busha o rasizm lub żądać kolejnych dotacji dla południowych miast molochów. Znacznie trudniej skłonić kogokolwiek do szczerego rachunku sumienia.
Szerszej dyskusji nie wywołała wydana w 2001 r. książka „Losing the Race” Johna H. McWhortera, czarnoskórego profesora uniwersytetu w Berkeley. Ostrzegał w niej przed niepokojącym kultem antyintelektualizmu wśród swojej społeczności. Czarni studenci odzwyczaili się od etosu ciężkiej pracy i samodoskonalenia, jaki ukształtował ich klasę średnią w latach 60. Ów cywilizacyjny regres – w opinii McWhortera – wynika z trzech szkodliwych mód intelektualnych: kultu cierpiętnictwa (postrzegania się wciąż jako ofiar przeszłości oczekujących specjalnego traktowania), kultu separatyzmu (przekonania, że cokolwiek proponują biali, czarni powinni iść swoją, odrębną drogą), kultu antyintelektualizmu (odrzucenia anglosaskiej tradycji naukowej jako „pseudomądrości białych”). Wszystkie te przesądy mają realne korzenie w przeszłej dyskryminacji, ale od około 20 lat żyją już własnym życiem i służą usprawiedliwianiu bierności i lenistwa. Ostrzeżenia McWhortera sprawdziły się w Nowym Orleanie.

Na łamach „Gazety Wyborczej” amerykański badacz Joel Kotkin przypomniał, że w latach 20. i 30. stworzono w Nowym Orleanie wiele miejsc pracy dla biednej większości murzyńskiej. W latach 50. i 60. zaczęła się tworzyć czarna klasa średnia. Ale ostatnie 30 lat w dziejach miasta to katastrofa. W tym czasie ludność murzyńska stała się mimowolną ofiarą liberalnej lewicy z jej ideologicznymi akcjami afirmacyjnymi.

Lęk przed oskarżeniami o rasizm zniechęca białych konserwatystów do stawiania pytań o kierunek, w jakim zmierza czarna społeczność. Nieliczni publicyści murzyńscy pytający, co ich bracia czynią z darem wolności, pozostają outsiderami.

Szok wywołany wydarzeniami w Nowym Orleanie powinien być ostrzeżeniem dla liderów czarnej społeczności. Obawiam się jednak, że taką dyskusję zagłuszą biali liberałowie. O wiele łatwiej jest oskarżyć prezydenta Busha o rasizm lub żądać kolejnych dotacji dla południowych miast molochów. Znacznie trudniej skłonić kogokolwiek do szczerego rachunku sumienia.
Na łamach „Gazety Wyborczej” amerykański badacz Joel Kotkin przypomniał, że w latach 20. i 30. stworzono w Nowym Orleanie wiele miejsc pracy dla biednej większości murzyńskiej. W latach 50. i 60. zaczęła się tworzyć czarna klasa średnia. Ale ostatnie 30 lat w dziejach miasta to katastrofa. W tym czasie ludność murzyńska stała się mimowolną ofiarą liberalnej lewicy z jej ideologicznymi akcjami afirmacyjnymi.

Lęk przed oskarżeniami o rasizm zniechęca białych konserwatystów do stawiania pytań o kierunek, w jakim zmierza czarna społeczność. Nieliczni publicyści murzyńscy pytający, co ich bracia czynią z darem wolności, pozostają outsiderami.

Szok wywołany wydarzeniami w Nowym Orleanie powinien być ostrzeżeniem dla liderów czarnej społeczności. Obawiam się jednak, że taką dyskusję zagłuszą biali liberałowie. O wiele łatwiej jest oskarżyć prezydenta Busha o rasizm lub żądać kolejnych dotacji dla południowych miast molochów. Znacznie trudniej skłonić kogokolwiek do szczerego rachunku sumienia.
Lęk przed oskarżeniami o rasizm zniechęca białych konserwatystów do stawiania pytań o kierunek, w jakim zmierza czarna społeczność. Nieliczni publicyści murzyńscy pytający, co ich bracia czynią z darem wolności, pozostają outsiderami.

Szok wywołany wydarzeniami w Nowym Orleanie powinien być ostrzeżeniem dla liderów czarnej społeczności. Obawiam się jednak, że taką dyskusję zagłuszą biali liberałowie. O wiele łatwiej jest oskarżyć prezydenta Busha o rasizm lub żądać kolejnych dotacji dla południowych miast molochów. Znacznie trudniej skłonić kogokolwiek do szczerego rachunku sumienia.
Szok wywołany wydarzeniami w Nowym Orleanie powinien być ostrzeżeniem dla liderów czarnej społeczności. Obawiam się jednak, że taką dyskusję zagłuszą biali liberałowie. O wiele łatwiej jest oskarżyć prezydenta Busha o rasizm lub żądać kolejnych dotacji dla południowych miast molochów. Znacznie trudniej skłonić kogokolwiek do szczerego rachunku sumienia.
W ubiegłym roku komunistyczny dyktator Fidel Castro pozwolił 400 kubańskim Żydom wyemigrować do Izraela. W dyskretnej operacji, o której Izrael i komunistyczna Kuba milczeli jak grób, pomógł m.in. były hiszpański premier Felipe Gonzalez
Kubańscy Żydzi – w większości młodzi – dotarli do Izraela w małych grupach, żeby uniknąć rozgłosu w mediach. W tajemnicy zostali rozwiezieni do różnych miejsc, m.in. do kibucu Aszkelon pod Tel Awiwem. Rząd Izraela bał się bowiem, by wrzawa nie zaszkodziła trwającej już od pięciu lat akcji. (…)
Za jaką cenę komunistyczna Kuba zgodziła się wypuścić Żydów? Ile Izrael gotów był za to zapłacić? Wiele wskazuje na to, że sekret tkwi w gospodarczych powiązaniach oraz pragnieniu Castro zjednania sobie Żydów amerykańskich. (…)
Albowiem Ja jestem Pan, twój Bóg, Święty Izraela, twój Zbawca. (…) Nie lękaj się, bo jestem z tobą. Przywiodę ze Wschodu twe plemię i z Zachodu cię  pozbieram. Północy powiem: Oddaj! i Południowi: Nie zatrzymuj! Przywiedź moich synów z daleka i córki moje z krańców ziemi. (Iz 43:3nn) 3. Moja uwaga W proroctwie nie ma mowy o Fidelu i Kubie ale i tak mi pasuje. Jest takie stare przysłowie: „Jak Fidel Bogu tak Bóg Kubie”, i mimo iż nie wiadomo na ile w tym bożym „oddaj!” było prośby a na ile groźby to i tak spodziewać się można na Kubie wielkich zmian.

Kategorie:
Izrael, polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Fidel,
Fidel Castro,
Kuba,
Bóg,
Izrael,
proroctwo,
alija

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W proroctwie nie ma mowy o Fidelu i Kubie ale i tak mi pasuje. Jest takie stare przysłowie: „Jak Fidel Bogu tak Bóg Kubie”, i mimo iż nie wiadomo na ile w tym bożym „oddaj!” było prośby a na ile groźby to i tak spodziewać się można na Kubie wielkich zmian.

Kategorie:
Izrael, polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Fidel,
Fidel Castro,
Kuba,
Bóg,
Izrael,
proroctwo,
alija

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Związki oskarżają Mittal Steel o transfer zysków Dariusz Malinowski, Gazeta Wyborcza, 15-07-2005 Śląscy związkowcy oskarżają hutniczy koncern Mittal Steel Holdings o transfer zysków z Polski. To kłamstwo – zaprzecza firma. Sytuację bada resort skarbu. Sprzedaż Mittal Steel Polskich Hut Stali była jedną z kluczowych prywatyzacji rządu Leszka Millera. Największy na świecie koncern hutniczy kupił za 1,4 mld zł cztery polskie huty skupiające ok. 70 proc. krajowej produkcji. Prawdopodobnie bez inwestora huty padłyby. Dzięki mocnej poprawie koniunktury na stal ubiegły rok dla spółki-córki Mittal Steel Polska, kontrolującej nasze huty, był bardzo udany. Zanotowała ona ok. 1,7 mld zł. zysku netto. (…)
Dariusz Malinowski, Gazeta Wyborcza, 15-07-2005 Śląscy związkowcy oskarżają hutniczy koncern Mittal Steel Holdings o transfer zysków z Polski. To kłamstwo – zaprzecza firma. Sytuację bada resort skarbu. Sprzedaż Mittal Steel Polskich Hut Stali była jedną z kluczowych prywatyzacji rządu Leszka Millera. Największy na świecie koncern hutniczy kupił za 1,4 mld zł cztery polskie huty skupiające ok. 70 proc. krajowej produkcji. Prawdopodobnie bez inwestora huty padłyby. Dzięki mocnej poprawie koniunktury na stal ubiegły rok dla spółki-córki Mittal Steel Polska, kontrolującej nasze huty, był bardzo udany. Zanotowała ona ok. 1,7 mld zł. zysku netto. (…)
Śląscy związkowcy oskarżają hutniczy koncern Mittal Steel Holdings o transfer zysków z Polski. To kłamstwo – zaprzecza firma. Sytuację bada resort skarbu. Sprzedaż Mittal Steel Polskich Hut Stali była jedną z kluczowych prywatyzacji rządu Leszka Millera. Największy na świecie koncern hutniczy kupił za 1,4 mld zł cztery polskie huty skupiające ok. 70 proc. krajowej produkcji. Prawdopodobnie bez inwestora huty padłyby. Dzięki mocnej poprawie koniunktury na stal ubiegły rok dla spółki-córki Mittal Steel Polska, kontrolującej nasze huty, był bardzo udany. Zanotowała ona ok. 1,7 mld zł. zysku netto.
(…)
Chyba brak mi słów na komentarz… Ta sama liberalna GW będzie tępić oszołomów z pod znaku LPR i Samoobrony, co sprzeciwiają się wyprzedaży majątku narodowego ale te kilka zdań cytowanych powyżej pokazuje, że jednak jest problem. Nie potrzeba być znawcą by wiedzieć o koniunkturze na stal i węgiel. Nie potrzeba być specem od ekonomi aby wiedzieć, że przejęcie za 1,4 mld firm, które po roku, w ciągu roku przynoszą 1,7 mld zysku po opodatkowaniu stawia pod znakiem zapytania prawdziwość tezy, jakoby „bez inwestora huty padłyby”. Ale właściciel (Skarb Państwa? kto to jest Skarb Państwa? raczej jakiś minister skarbu z rządzącej ekipy) może tak zarządzać zarządem aby ten wykazał to, co jest potrzebne do wykazania. Zarząd wykazał, inwestor kupił, jest fajnie.
Ale obecne w notatce nazwisko Leszka Milera wyjaśnia wszystko. Nie wyjaśni tylko skali poparcia jakie w wyborach prezydenckich ma jego kolega z SLD (a wcześniej w PZPR) Włodzimierz Cimoszewicz.
1,7 mld zł / 40 mln obywateli = 42,50zł kapitału na osobę.
Czy to dużo czy mało? Nie wiem.
Polacy wyjątkowo cenią swoich biskupów. (…) zapytaliśmy Polaków, co myślą o swoich duszpasterzach. Oceny są zaskakująco wysokie: wszyscy biskupi uzyskali ponad połowę pozytywnych. Krytyczne noty – poza jednym wyjątkiem – stanowią ledwie ok. 10 proc.
Tym wyjątkiem jest kard. Józef Glemp. (…) Drugi kardynał – Franciszek Macharski – zebrał aż 83 proc. pozytywnych odpowiedzi. Takie notowania osiągali kilka lat temu Jacek Kuroń i Aleksander Kwaśniewski, ale dziś to się w sondażach nie zdarza.
(…)
Badanie wykonane 23 kwietnia telefonicznie przez PBS dla „Gazety” na 1000-osobowej próbie reprezentatywnej dla dorosłej ludności Polski
Za sprawą takich newsów zaczynam wierzyć w teorie głoszone przez integrystów, twierdzące że spisek żydomasoński w Gazecie Wyborczej chce zniszczyć kościół. Bo czym jest ten news jak nie działaniem przeciwko?
A może się mylę? Może powinienem myśleć bardziej nowocześnie, bardziej światowo, tak jak redaktorzy, którzy patrząc na kościół widzą organizacje społeczno-polityczną, patrząc na biskupów widzą działaczy, reprezentantów, polityków – a przecież działacze podlegają ocenie i teraz redakcja po prostu tą ocenę bada i publikuje. Mogę tak myśleć, ot choćby dlatego, że niektórzy mundurowi działacze tej organizacji o popularność zabiegają i zabiegać o nią lubią. Lubią władzę, poklask, uwielbienie, tłum któremu przewodzą i w imieniu którego mogą się wypowiadać.
Jak to dobrze, że Kościół Jezusowy jest w poprzek, jest do tej ziemskiej organizacji ortogonalny, niezależny, jakby w innym wymiarze. A skoro taki jest (bo jest) to działania Gazety mu nie zaszkodzą. I niech sobie urządzają wybory, zawody, poszukiwania mis piękności – na relacje Boga do ludzi, i ludzi do Boga wpływu to żadnego nie ma, choć ludziom, którzy z Bogiem się nie znają w poznaniu go pewnie nie pomoże.
Kiedyś, a było to z 10 lat temu jak nic, Monika Olejnik dorwała na lotnisku powracającego z Rzymy prymasa Glempa i na oczach telewidzów zadała mu w związku z ustawą antyaborcyjną takie pytanie:
– Czy ksiądz prymas nie obawia się, że kościół straci na popularności upierając się w sprawie tej ustawy?
– Droga pani – kościołowi nie zależy na popularności.
Jak nie przepadam za Glempem tak tą odpowiedzią bardzo mi zaimponował. Niech sobie kundelki w Gazecie i gazetach szczekają. Ważne jest aby człowiek robił to co uważa niezależnie od tego, co na ten temat uważają inni.
Lepiej się uciec do Pana, niż pokładać ufność w człowieku. (Psalm 118:8)
Panie – pomóż mi rozpoznać co jest prawdą. Pomóż mi zrozumieć jak to wszystko działa w takim zakresie bym lepiej wiedział, czego oczekujesz ode mnie.
A jak już będę to wiedział, to daj moc aby to zrobił jednocześnie zupełnie się nie przejmując tym, co na ten temat sądzą inni ludzie.
Proszę, uchroń mnie przed zabieganiem o popularność, uchroń przed liczeniem się z opinią tłumu. Uchroń przed szukaniem własnej chwały.
Spraw aby to co Ty masz dla mnie były jedynie ważne i wiążące.
Amen
Byłem wczoraj na wystawie…
Od prawie dwóch lat przymierzam się do tego aby zrobić sobie przyjemność i kupić album pt. „Ziemia widziana z nieba”. To co mnie powstrzymuje to brak powierzchni magazynowej w naszej  przestrzeni mieszkalnej (ale mieszam te dimenstion-y). Kiedyś nawet spędziłem 4 godziny we wrocławskim Empiku, nad kolejnymi ciastkami i kawą, oglądając to cudo bo niezłe jest a w Empiku wolno siedzieć i oglądać albumy.
A dziś byłem na wystawie, widziałem wielkie plansze z tym zdjęciami – robi wrażenie. Jjak piszą autorzy, nieodłącznym elementem wystawy są komentarze. Niektóre ciekawe, niektóre inspirujące ale niektóre (a jest ich nie mało) z lekka manipulujące prawdą. Tzn. z faktami się nie dyskutuje, ale formą w jakiej przedstawia się fakty można osiągnąć dużo więcej niż samymi faktami.
Ot, taki przykład hasła wywieszonego między zdjęciami:
Stanowiący 20% ludzkości mieszkańcy krajów najbogatszych zużywają 60% wytwarzanej na świecie energii.
No i mamy tu wodę na młyn chmar ekologów i band zielonych, najczęściej zaliczających się tych 20% i świadomie korzystających z dobrodziejstw np. używania energii. Już widzą jak będą krzyczeć, że rabujemy (znaczy się „my”), że powinniśmy się dzielić, że niesprawiedliwość, że rozwój…
Ale gdyby tak lekko przekomponować to hasło, po to by było równie prawdziwe a manipulujące w nieco inną stronę?
Stanowiący 20% ludzkości mieszkańcy krajów najbogatszych produkuje 60% wytwarzanej na świecie energii.
I jak to teraz brzmi?
Tytuł notki brzmi „Ziemia widziana z nieba” ale nie wiem czy nie powinienem go zmienić na „Manipulacja widziana z ziemi”.
Szwedzki koncern Elektorlux wybuduje na Dolnym Śląsku dwie fabryki inwestując w nie łącznie około 130 mln zł. W Oławie pod Wrocławiem Electrolux zamierza wybudować fabrykę pralek, a w Żarowie fabrykę zmywarek. Oba zakłady powstaną w podstrefach Wałbrzyskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, zatrudnienie znajdzie
w nich łącznie około 850 osób. Budowa fabryk ma ruszyć wiosną tego roku. Do Electroluksa (jeden z czołowych producentów sprzętu AGD na świecie) należą m.in. takie marki jak AEG, Zanussi, czy Husqvarna.
W Pulsie Biznesu (nie lubię tego brukowca) znalazłem informacje, że fabryki te mają produkować do 1mln produktów (cokolwiek to znaczy) rocznie.
Jakoś to dziwnie mało, ale może się nie znam.
Policzmy wydajność (na sztuki):
1 mln produktów (cokolwiek to znaczy) rocznie / 850 pracowników = 1176
a to w przeliczeniu na dzień pracy w roku daje:
1176 / 240 dni roboczych = 5 produktów na pracownika dziennie.
Oszacujmy przychody:
Mogę założyć, że produkt (pralka, zmywarka) średnio kosztuje 1000zł (e, chyba za mało) to sprzedaż roczna będzie na poziomie 1 mld zł.
Oszacujmy zysk na produkcji:
Rentowność na produkcji nie powinna być gorsza niż 50% więc fabryka (nie całość biznesu – tylko fabryka!) przyniesie jak nic 500 mln zł zysku.
Oszacujmy zysk do opodatkowania:
0 zł – nie ma co szacować, a na dodatek budują to w strefie, więc podatków lokalnych też nie będzie.
Elektrolux to dobra marka (a do tego ma jeszcze kilka innych marek, niektóre z nich inspirują). Ta marka, technologia oraz kapitał muszą kosztować 400mln rocznie aby to co robi ta firma w Polsce miało jakiś sens.
Jak porównać sprzedaż (1 mld) z inwestycją (130 mln) oraz transferowanym do inwestora zyskiem na produkcji (500 mln) to widać, że współczesna gospodarka nie opiera się na fabrykach, sile roboczej, pracy ale na marketingu, kapitale oraz technologii.
Jak wyglądałby świat, gdyby ludzie z taką samą łatwością kupowali pralki marli Elektrolux jak identyczne pralki marki pralka?
W „Mini wykładach o maxi sprawach” Kołakowskiego czytałem kiedyś ciekawe rozważanie na temat tego jak wyglądałby świat bez kredytu. Teraz już wiem, że wyglądałby piękniej!
Powyższy wnioski wcale nie powodują, że zostanę na starość komunistą – wręcz przeciwnie, potwierdza to moje widzenie świata w której tak ważną rolę odgrywa chciwość (ostra gra kapitałem) i kłamstwo (marketing).
Zobowiązania stron:
1. zakończenie akcji wojskowych wymierzonych w Palestyńczyków;
2. kresu aktom przemocy wymierzonym w Izrael.

Zobaczymy.

Kategorie:
obserwator, Izrael, _blog

Słowa kluczowe:
pokój,
polityka,
Izrael,
OWP,
Autonomia Palestyńska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
1. zakończenie akcji wojskowych wymierzonych w Palestyńczyków;
2. kresu aktom przemocy wymierzonym w Izrael.

Zobaczymy.

Kategorie:
obserwator, Izrael, _blog

Słowa kluczowe:
pokój,
polityka,
Izrael,
OWP,
Autonomia Palestyńska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
2. kresu aktom przemocy wymierzonym w Izrael.

Zobaczymy.

Kategorie:
obserwator, Izrael, _blog

Słowa kluczowe:
pokój,
polityka,
Izrael,
OWP,
Autonomia Palestyńska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Zobaczymy.

Kategorie:
obserwator, Izrael, _blog

Słowa kluczowe:
pokój,
polityka,
Izrael,
OWP,
Autonomia Palestyńska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Emerytom jest źle, bo urzędnicy nie zrobili tego co im kazałem zrobić. Ale już wydałem stosowne polecenie aby od jutra wszystkim emerytom było dobrze.
(Władimir Putin, 17 stycznia 2005, parafraza)
A oni mu wierzą!

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
Putin,
polityka,
Bizancjum

Komentarze: (4)

lilienn,

January 20, 2005 19:19

Skomentuj komentarz

czepiasz się… jak Putin powiedział że im będzie dobrze od następnego dnia, to będzie i kropka:P:P:P hehehe w każdym razie głośno nie poweidzą że jest inaczej:)

anonim,

January 19, 2005 10:15

Skomentuj komentarz

ale jakie to bezpieczne…
the show must go on

Marciocha,

January 19, 2005 08:19

Skomentuj komentarz

taaa… naiwni…sa….ludzie

wings,

January 18, 2005 18:06

Skomentuj komentarz

no wierzą niestety… a końca tych kłamstw nie widać !!

Skomentuj notkę
A oni mu wierzą!

Kategorie:
obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
Putin,
polityka,
Bizancjum

Komentarze: (4)

lilienn,

January 20, 2005 19:19

Skomentuj komentarz

czepiasz się… jak Putin powiedział że im będzie dobrze od następnego dnia, to będzie i kropka:P:P:P hehehe w każdym razie głośno nie poweidzą że jest inaczej:)

anonim,

January 19, 2005 10:15

Skomentuj komentarz

ale jakie to bezpieczne…
the show must go on

Marciocha,

January 19, 2005 08:19

Skomentuj komentarz

taaa… naiwni…sa….ludzie

wings,

January 18, 2005 18:06

Skomentuj komentarz

no wierzą niestety… a końca tych kłamstw nie widać !!

Skomentuj notkę
Kiedyś, a było to gdzieś w czasach wczesnego Gierka moja mama wyczytała w jakiejś kolorowej gazecie (za kolorową gazetę w naszym domu robił „Przekrój”) że w Japonii, typowa rodzina ma w domu 10 wyposażonych w silnik elektryczny a ułatwiających żyje urządzeń mechanicznych. Po przeanalizowaniu tej informacji moja mama przystąpiła do obliczeń, które wyglądały mniej więcej tak: pralka jest, wirówka, odkurzacz, froterka, a w kuchni mikser, młynek do kawy produkcji NRD, pochodzący z tego samego kraju robot kuchenny Komet-8 (szał w trampkach!), gramofon „Bambino”, lodówka – wyszło 9.
W tym momencie moja mama uświadomiła sobie, że nie jest tak źle ale poszła dalej za ciosem, dokonała nadsubtelnego przejścia i zakładając, że pralka skoro jest automatyczna to pewnie ma dwa silniki a i telewizor pewnie w środku jakiś silnik ma. W efekcie doszła do wniosku, że w domu mamy 11 silników a więc nie tylko Polska wypada lepiej w dziedzinie produkcji węgla, stali i siarki ale również z jakością ułatwiania sobie życia domowego jesteśmy do przodu względem Japończyków. Gierek budował wtedy drugą Polskę (a gdzie była ta pierwsza?), Wałęsa drugą Japonie, potem Jaruzelski bronił socyjalizmu jak niepodległości w każdym razie gdzieś w okolicy 1984 roku mój robiony komputer oparty na Intelu 8080 mnie załamał więc zaopatrzyłem się we własnego ZX-Spectrum. Do domu zawitał komputer.
Minęło 20 lat i ciekaw jestem ile w mieszkaniu Japończyka jest teraz komputerów. Oczywiście problem definicji jest problemem poważnym, bo o ile silnik łatwo zdefiniować (silnik to urządzenie mechaniczne przetwarzające energię w pracę mechaniczną, najczęściej wyprowadzaną poprzez moment obrotowy) to z komputerem tak prosto już nie jest. Ale spróbujmy. Na potrzeby tego tekstu niech komputer to będzie urządzenie pracujące w oparciu o zapisany w nim kod, po wymianie którego urządzenie to może robić coś innego albo to co robi robić inaczej. Może być? Pewnie tak, więc ile komputerów mam w domu? Z PeCetami jest łatwo: mój Pecet, mój laptop, komputer A. laptop A., serwer odleciał więc już go nie ma ale jest stary komputer A. z biura właśnie przybył – niech będzie, że 5. No i pierwszy problem, bo we wnętrzu każdego z tych komputerów tkwi co najmniej kilka następnych komputerów bo przecież teraz to byle jaka karta grafiki jest silniejszą maszyną niż mój Spectrum z przez 20 lat. Ale co w środku to się nie liczy – liczę wiec dalej: najpierw to co łatwe: iPAQ, 4 komórki, modem CabTV, AccesPoint WiFi, NT od sieci ISDN, 2 drukarki, skaner… to wszystko było łatwe bo przynależy do świata IT, teraz będzie trudniej: 3 aparaty cyfrowe i jeden chemiczny ale tak mądry, że ho ho, dyktafon, telefon jeden i drugi (ten drugi to ISDN – kobyła wielka a do tego jakie ma dzwonki!), wieża nibyHiFi (przestała przełączać się na programy parzyste więc na pewno jest w niej komputer), wieża od A., pilot do niej (nie! pilot się nie liczy), golarka (w końcu ktoś musi pilnować ładowania akumulatora i zapalać te trzy lampki – przynajmniej w instrukcji pisze, że komputer), kuchenka mikrofalowa, kuchenka gazowa (wbudowany w nią zegar jest tak mądry, że na pewno tkwi w nim co najmniej 4004 w wydaniu CMOS), jeden, drugi i trzeci mądry budzik, lampki choinkowe, pralka (jak ja nie lubię jej programować!), zapalacz lampek dla rybki (na każdy dzień tygodnia o innej godzinie + programy typu randomize, żeby się rybka nie czuła samotna), automatyka do CO, rzutnik, odbiornik TVsat, (nie mam telewizora więc nie będzie +1), maszynka do mierzenia ciśnienia krwi i dwa elektroniczne termometry (ekologiczne bo nie mają rtęci), no ta nowość, maszynka do pieczenia chleba, która to mnie sprowokowała do dzisiejszych wyliczeń. Ale dosyć! Jak bym się sprężył to może by do 50 dobiło bo w końcu nie wiem czy ta grającą kolędę kartkę wywaliłem już czy jeszcze gdzieś leży.
No i co? Czy przeciętny Japończyk w domu ma 50 komputerów?
Ale jedna ważna uwaga: na przykładzie tej wyliczanki widać jak wzrasta potrzeba na informatyków i jak masowa produkcja tychże powoduje, że informatyka przestała być sztuką za zaczęła rzemiosłem. Programować każdy może…
I jeszcze dygresja: jak mi ktoś kiedyś powiedział, że adresów IP zabraknie to nie wierzyłem ale teraz zastanawiam się czy nowy piec C.O. ma mieć tylko interfejs telefoniczny czy też od razu dokupić z Ethernetem – w końcu pralki takie już sprzedają.
A dla młodzieży czytających ten tekst mam zagadkę: co to jest NRD?
„Prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie zaczyna”To powiedział Leszek Miller o premierze Jerzym Buzku a ja teraz ze smutkiem przyłączam się do przypominaczy tych słów bo teraz dokładnie widać kto naprawdę jest zerem.Szkoda tylko, że w tej dyskusji chodzi o urząd premiera.A grafika jest taka jak potrafię zrobić – zresztą dla Leszka Milera nie warto wychodzić poza Windowsowego Paint’a.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Leszek Miler,
Miler,
SLD

Komentarze: (4)

myslicielka,

December 18, 2004 10:29

Skomentuj komentarz

rany jak ja nie lubie tego człowieka

krisper,

December 18, 2004 00:16

Skomentuj komentarz

wydaje mi się, że powiedział to dużo wcześniej, na początku „nowej rzeczywistości”,gdy jedna pani napisała książkę o tym, jak to sypiała z politykami. o millerze wypowiadała się o ile dobrze pamiętam dość pochlebnie , że długo może czy coś w tym rodzaju i wtedy te słowa millera padły jako komentarz do tej opinii. chyba, że coś totalnie pokręciłem.

Wycbrzy,

September 20, 2007 20:28

Skomentuj komentarz

Panie Miler , jest Pan zero !!

larka,

October 4, 2007 00:43

Skomentuj komentarz

wiec ja powiem tak lubie tego goscia ma to cos co innym mpolityka brakuje zaluje ze wyjechalam z polski i nie moge na niego zaglosowac P.Leszku jest pan super

Skomentuj notkę
To powiedział Leszek Miller o premierze Jerzym Buzku a ja teraz ze smutkiem przyłączam się do przypominaczy tych słów bo teraz dokładnie widać kto naprawdę jest zerem.Szkoda tylko, że w tej dyskusji chodzi o urząd premiera.A grafika jest taka jak potrafię zrobić – zresztą dla Leszka Milera nie warto wychodzić poza Windowsowego Paint’a.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Leszek Miler,
Miler,
SLD

Komentarze: (4)

myslicielka,

December 18, 2004 10:29

Skomentuj komentarz

rany jak ja nie lubie tego człowieka

krisper,

December 18, 2004 00:16

Skomentuj komentarz

wydaje mi się, że powiedział to dużo wcześniej, na początku „nowej rzeczywistości”,gdy jedna pani napisała książkę o tym, jak to sypiała z politykami. o millerze wypowiadała się o ile dobrze pamiętam dość pochlebnie , że długo może czy coś w tym rodzaju i wtedy te słowa millera padły jako komentarz do tej opinii. chyba, że coś totalnie pokręciłem.

Wycbrzy,

September 20, 2007 20:28

Skomentuj komentarz

Panie Miler , jest Pan zero !!

larka,

October 4, 2007 00:43

Skomentuj komentarz

wiec ja powiem tak lubie tego goscia ma to cos co innym mpolityka brakuje zaluje ze wyjechalam z polski i nie moge na niego zaglosowac P.Leszku jest pan super

Skomentuj notkę
Szkoda tylko, że w tej dyskusji chodzi o urząd premiera.A grafika jest taka jak potrafię zrobić – zresztą dla Leszka Milera nie warto wychodzić poza Windowsowego Paint’a.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Leszek Miler,
Miler,
SLD

Komentarze: (4)

myslicielka,

December 18, 2004 10:29

Skomentuj komentarz

rany jak ja nie lubie tego człowieka

krisper,

December 18, 2004 00:16

Skomentuj komentarz

wydaje mi się, że powiedział to dużo wcześniej, na początku „nowej rzeczywistości”,gdy jedna pani napisała książkę o tym, jak to sypiała z politykami. o millerze wypowiadała się o ile dobrze pamiętam dość pochlebnie , że długo może czy coś w tym rodzaju i wtedy te słowa millera padły jako komentarz do tej opinii. chyba, że coś totalnie pokręciłem.

Wycbrzy,

September 20, 2007 20:28

Skomentuj komentarz

Panie Miler , jest Pan zero !!

larka,

October 4, 2007 00:43

Skomentuj komentarz

wiec ja powiem tak lubie tego goscia ma to cos co innym mpolityka brakuje zaluje ze wyjechalam z polski i nie moge na niego zaglosowac P.Leszku jest pan super

Skomentuj notkę
A grafika jest taka jak potrafię zrobić – zresztą dla Leszka Milera nie warto wychodzić poza Windowsowego Paint’a.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Leszek Miler,
Miler,
SLD

Komentarze: (4)

myslicielka,

December 18, 2004 10:29

Skomentuj komentarz

rany jak ja nie lubie tego człowieka

krisper,

December 18, 2004 00:16

Skomentuj komentarz

wydaje mi się, że powiedział to dużo wcześniej, na początku „nowej rzeczywistości”,gdy jedna pani napisała książkę o tym, jak to sypiała z politykami. o millerze wypowiadała się o ile dobrze pamiętam dość pochlebnie , że długo może czy coś w tym rodzaju i wtedy te słowa millera padły jako komentarz do tej opinii. chyba, że coś totalnie pokręciłem.

Wycbrzy,

September 20, 2007 20:28

Skomentuj komentarz

Panie Miler , jest Pan zero !!

larka,

October 4, 2007 00:43

Skomentuj komentarz

wiec ja powiem tak lubie tego goscia ma to cos co innym mpolityka brakuje zaluje ze wyjechalam z polski i nie moge na niego zaglosowac P.Leszku jest pan super

Skomentuj notkę
„Nie można zaoferować dobrego zdrowia wszystkim obywatelom Europy, bo niektórzy z nich nie chcą dobrego zdrowia, potrzebują po prostu choroby, żeby odgrywać swoje role społeczne; inni mają bardzo złe geny albo nie mają szczęścia – to opinia polskiego wiceministra zdrowia, która wywołała konsternację w Brukseli.” – wywodził na oficjalnym papierze resortu zdrowia wiceminister Rafał Niżankowski.
(…)
Taki był polski wkład w debatę o tym, co zrobić, by obywatele Unii byli zdrowsi. List stał się w Brukseli przedmiotem kpin, a Belka nazwał go „kompromitacją”.
(…)
Minister napisał co myśli, to co myśli było niezgodne z polityką Brukseli więc minister przestaje być ministrem.
Odwracając wypowiedź ministra można dojść do wniosku, że w Unii oferuje się zdrowie wszystkim obywatelom, nawet tym którzy nie chcą dobrego zdrowia bo z jakiś powodów potrzebują choroby, oraz tym, którzy mając złe geny lub nie mając szczęścia są nieuleczalnie chorzy lub kalecy. Ale przecież to nie jest prawda!
W każdej społeczności są ludzie, którym bycie chorym jest na rękę. Dzieje się tak zwłaszcza w społecznościach, gdzie opieka zdrowotna jest dostępna za darmo a status chorego wyższy niż status zdrowego. Na starość lepiej być rencistą niż emerytem (więcej dodatków a przecież choroby są prawie zawsze składnikiem starości), w szkole lepiej być dyslektykiem niż normalnym (więcej czasu na klasówkach i maturze) – a skoro tak jest to kwestia doszukania w sobie jakiejś choroby jest już tylko kwestią zaangażowanych w diagnostykę środków. Jest hipochondryk – znajdzie się choroba.
W naszych zanieczyszczonych ekologicznie społeczeństwach coraz częściej rodzą się chore dzieci, których leczenie jest tak kosztowne, że nie jest tego wstanie tego ponieść żaden system ubezpieczeń społecznych. Oczywiście do takich dzieci zaraz docierają dziennikarze bo bardzo medialne jest dziecko skazane na śmierć przez Ministra Finansów, szefa Kasy Chorych albo Ministra Zdrowia. Taki Minister siedzi w pięknym garniturze za swoim biurkiem w bogatym gabinecie, nie chce dać na ten konkretny przypadek 4 mln i od razu widać, że jest złym człowiekiem na którym wyładuje się agresja tłumu czytelników. Dziennikarze robią zadymę i od razu ludzie zrzucają się i znajdują ten jeden milion z potrzebnych czterech (pamiętna akcja „TVN dzieciom”) – no i dobrze, jedno dziecko prawie uratowanie, ale ktoś zapomina, że tych dzieci są setki (!) a czasu antenowego wystarcza na jedno.
Czy robiąc taką akcje dla jednego dzieciaka myśli się o tych pozostałych, którym serwuje się fałszywą nadzieje? A przecież hasło „zdrowie dla wszystkich Europejczyków” jest właśnie takim fałszywym hasłem zwłaszcza wtedy, gdy widać, że 4mln jako koszt leczenia jednego dziecka jest porównywalne z rocznym budżetem oddziału dziecięcego w jakimś szpitalu powiatowym. Na takim oddziale, za takie pieniądze można wyleczyć znacznie więcej dzieci chorych na nieco mniej kosztowne, aczkolwiek równie nieprzyjemne choroby. Ale skoro z przyczyn finansowych należy dokonywać wyborów to nie wolno szafować hasłami zahaczającymi o absolut w stylu „dla każdego”.
„Zdrowie dla każdego” to kłamstwo, które może jest miłe, na pewno jest niezłym hasłem wyborczym ale jest fałszywą nadzieją a więc czymś co rodzi więcej zła niż dobra.
I tu powinienem zastanowić się nad tym skąd biorą się choroby i czy da się ten problem jakoś całościowo rozwiązać. Powinienem, ale nie mam czasu, więc się zastanawiać nie będę. Zresztą nie ja jestem Ministrem Zdrowia.
Biorąc pod uwagę fakty, Niemcom wciąż nie powodzi się tak źle, jak to wygląda z zewnątrz i jak sami Niemcy to odczuwają. W porównaniu z innymi krajami nasze bezpieczeństwo socjalne wciąż jest wysokie. Także liczba bezrobotnych nie jest wcale ogromna. (…) Ale rzeczywiście, od pięciu lat obserwujemy u nas proces, który nazwałbym przechodzeniem od społeczeństwa, w którym wszystkiego jest coraz więcej, do społeczeństwa, w którym wszystkiego jest coraz mniej. Po II wojnie światowej żyliśmy w przekonaniu, że wszystko będzie się tylko poprawiać – dochody będą rosnąć, będziemy mieć coraz więcej wolnego czasu, będzie więcej bezpieczeństwa socjalnego itd. Dziś stwierdzamy, że ta winda jedzie w dół: dochody spadają, jest mniej pracy, mniej bezpieczeństwa socjalnego, mniej dzieci… Tak dzieje się nie tylko u nas, ale w Niemczech to zjawisko jest szczególnie dotkliwe, zwłaszcza psychologicznie. Powracają więc konflikty o podział dóbr. Dopóki tort rósł, łatwo było je łagodzić. Gdy gospodarka nie rośnie, gdy spada liczba miejsc pracy, a fabryki przenoszą się za granicę, wybuchają konflikty, od których zdążyliśmy się już odzwyczaić. Wszędzie na świecie rodzice pragną, by ich dzieciom powodziło się lepiej niż im samym. Ale w Niemczech w przewidywalnej przyszłości jest to pragnienie nierealne. Rodzice i dzieci muszą się pogodzić z tym, że wykształcenie nie gwarantuje już kariery zawodowej, że bezrobocie i związana z nim niepewność będą coraz bardziej dotykać klasy średniej. Wiele osiągnięć zdobytych w poprzedniej epoce nie będzie już udziałem przyszłych pokoleń. (Gazeta Wyborcza, Państwo socjalne nie wróci, 26-11-2004 r., rozmowa z prof. Ulrich Beck – socjologiem, szefem Instytutu Socjologii na uniwersytecie w Monachium, wykładowcą w London School of Economics and Political Science.)

Kategorie:
obserwator, globalizacja, _blog

Słowa kluczowe:
polityka,
ekonomia,
biznes,
kryzys,
model 20:80,
model 2/3

Komentarze: (2)

lilienn,

November 30, 2004 16:21

Skomentuj komentarz

Biedni Niemcy… niedługo to u nich Etiopia będzie… brak wody, żywności i sami bezrobotni…

falista,

November 29, 2004 10:17

Skomentuj komentarz

to jest przykre … i smutne niestety. Wykształcenie nawet w Polsce nie gwarantuje zatrudnienia, a jeśli zatrudnienie się ma – to nie gwarantuje odpowiednich zarobków. I mając tą świadomość ciągłego ubożenia ekonomicznego, socjalnego, kulturowego czy obyczajowego społeczeństwa – jak tu się decudować na dzieci? Przecież robie im krzywdę powołując je do życia.

… tak sobie wydumałam mimochodem …

Skomentuj notkę
Ale rzeczywiście, od pięciu lat obserwujemy u nas proces, który nazwałbym przechodzeniem od społeczeństwa, w którym wszystkiego jest coraz więcej, do społeczeństwa, w którym wszystkiego jest coraz mniej. Po II wojnie światowej żyliśmy w przekonaniu, że wszystko będzie się tylko poprawiać – dochody będą rosnąć, będziemy mieć coraz więcej wolnego czasu, będzie więcej bezpieczeństwa socjalnego itd. Dziś stwierdzamy, że ta winda jedzie w dół: dochody spadają, jest mniej pracy, mniej bezpieczeństwa socjalnego, mniej dzieci…
Tak dzieje się nie tylko u nas, ale w Niemczech to zjawisko jest szczególnie dotkliwe, zwłaszcza psychologicznie. Powracają więc konflikty o podział dóbr. Dopóki tort rósł, łatwo było je łagodzić. Gdy gospodarka nie rośnie, gdy spada liczba miejsc pracy, a fabryki przenoszą się za granicę, wybuchają konflikty, od których zdążyliśmy się już odzwyczaić.
Wszędzie na świecie rodzice pragną, by ich dzieciom powodziło się lepiej niż im samym. Ale w Niemczech w przewidywalnej przyszłości jest to pragnienie nierealne. Rodzice i dzieci muszą się pogodzić z tym, że wykształcenie nie gwarantuje już kariery zawodowej, że bezrobocie i związana z nim niepewność będą coraz bardziej dotykać klasy średniej. Wiele osiągnięć zdobytych w poprzedniej epoce nie będzie już udziałem przyszłych pokoleń.
(Gazeta Wyborcza, Państwo socjalne nie wróci, 26-11-2004 r., rozmowa z prof. Ulrich Beck – socjologiem, szefem Instytutu Socjologii na uniwersytecie w Monachium, wykładowcą w London School of Economics and Political Science.)
Muszę przyznać, że współczesna medycyna w służbie polityki zrobiła potężne postępy. W przypadku tow. Józefa Stalina walka o władzę musiała się ograniczyć do 3 dni; było ciężko ale zdążyli. Teraz jest łatwiej, teraz lekarze dają polityką możliwość aby spokojnie sobie uzgodnili kto następny, za ile, ile dla wdowy, ile ma jaką partie a na koniec aby uzgodnili decyzję o dacie śmierci wodza. Jakie to wygodne! Można wcześniej przygotować ceremonie pogrzebu, bez niepotrzebnej nerwowości, bez pośpiechu.
A politycy robią sobie swoje – czyli z „dobrem” swojego narodu na ustach walczą o władzę i pieniądze dla siebie. Opinia publiczna (a kto to jest?) urabiania przez media jest równie dobrym narzędziem w tej walce co niemodne dziś już czołgi i trucizny. Palestyńczycy, nie mając czołgów opanowali sztukę walki mediami doskonale. Szkoda tylko, że robią to kosztem swojej godności, nawet kosztem godności swojego wodza – nawiasem mówiąc najlepszego spośród nich polityka. Można więc powiedzieć, że Arafat sam sobie zgotował taką śmierć. W każdy razie dziś skończyła się pewna epoka a my zobaczymy co dalej.
Od dawna wydawało mi się to nieuniknione ale czy to już czy nie już do końca jeszcze nie wiem. W każdy razie w Holandii się dzieje i dziać się będzie pewnie nie tylko w Holandii ale wszędzie w Europie, gdzie ostatnio zrobiło się kolorowo.
Konflikt pomiędzy kulturą islamu a kulturą zachodu istnieje od dawna i bagatelizowanie go przez polityków UE jest głupotą. Jeszcze większą głupotą są próby oswajania islamu poprzez takie dziwne działania jak negocjowanie z Sadamem (to już historia), wspierania wielką kasą skorumpowanych liderów Autonomii Palestyńskiej czy też idiotyczne twierdzenia, głoszone przez liberalnych teologów, że w trzech wielkich monoteistycznych religiach chodzi o tego samego Boga. Dla kogoś kto poczytał Koran jasne jest, ze Allah to nie Jahweh i Jahweh nic wspólnego nie ma; jasne jest też, że ludzie pod wpływem Allaha, (zwłaszcza potomkowie Izmaela) nie szukają miłości, nie umieją żyć w pokoju, nie godzą się na kompromisy a więc nie dają się oswoić.
W każdy razie w Holandii się zaczęło, bo przecież oprócz większości społeczeństwa holenderskiego, które bardzo ceni sobie nie tyle pokój co święty spokój są jeszcze w tym kraju ludzie, którym mniejszości nie tylko się nie podobają ale jeszcze są wstanie to niepodobanie się poprzez jakieś agresywne działania wyrazić. No i wyrażają. I tak działanie rodzi działanie, przemoc rodzi przemoc, za odwet będzie odwet i za chwile będzie wojna, którą ugasić będzie trudno.
Uwagi:
Po czym Anioł Pański oznajmił Hagar: Rozmnożę twoje potomstwo tak bardzo, że nie będzie można go policzyć. Jesteś brzemienna i urodzisz syna, któremu dasz imię Izmael, bo słyszał Pan, gdy byłaś upokorzona. A będzie to człowiek dziki jak onager: będzie on walczył przeciwko wszystkim i wszyscy – przeciwko niemu; będzie on utrapieniem swych pobratymców. (Genesis 16.10-12)
Wyjaśnienie:
„rozmnożę twoje potomstwo” – Arabów jest sporo. Lekkie szacunki mówią o 300mln. Arabowie zamieszkują w Afryce od Maroko (i częściowo w Mauretani, choć tam już są Maurowie) do Egiptu i w Azji od Egiptu do Iraku (Iran to już Persowie).
onager – to takie dzikie zwierzątko, żyjące na pustyni. niby jak osioł ale nie dający się ujarzmić
Hagar – niewolnica Sary, żony Abrahama. Problemem Abrahama (i po części Sary) jest to, że dorobił się z Hagar dziecka.
Izmaelici (nie wiem czy nie powinno być Ismaelici) to protoplaści ludów arabski. Arabowie podkreślają, że są potomstwem Abrahama ale nie pochodzącym od Izaaka (od Izaaka pochodzą Żydzi) ale od Izmaela, który był starszy ale jakby nie do końca urodzony „w prawie”.
Jeszcze jedno proroctwo o Arabach z Księgi Rodzaju, 25:12nn
Oto dzieje rodów Ismaela, syna Abrahama, którego urodziła (…) Hagar. To są imiona synów Ismaela: (…) Pierworodnym Ismaela był Nebajot. Następnymi synami byli Kedar, Adbeel, Mibsam (…) Ismael dożył stu trzydziestu siedmiu lat. Po śmierci dołączył do grona swoich przodków. Zamieszkiwali oni obszar od Chawili po Szur, które leży na wschód od Egiptu, idąc w kierunku Asyrii. Rozmieszczali oni swoje siedziby na przekór swoim braciom.
Jaser Arafat w stanie śmierci klinicznej
(…)
Eksperci uważają, że mózg Arafata jest już martwy, ale będzie on sztucznie podtrzymywany przy życiu jeszcze przez jakiś czas po to, by przyzwyczaić Arabów do myśli o jego śmierci. A także, by przygotować po nim sukcesję.
(…)
Gazeta Wyborcza, Jaser Arafat w stanie śmierci klinicznej
tobi, pi, IAR 04-11-2004, ostatnia aktualizacja 04-11-2004 21:01
Jakie to cyniczne i z drugiej strony arabskie – grać śmiercią swojego wodza i przywódcy, traktować go jako narzędzie w walce, nawet niekoniecznie o jego idee niepodległej Palestyny ale w walce o kase, o wpływy, o władzę.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Arafat,
Izrael,
OWP,
Autonomia Palestyńska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Jakie to cyniczne i z drugiej strony arabskie – grać śmiercią swojego wodza i przywódcy, traktować go jako narzędzie w walce, nawet niekoniecznie o jego idee niepodległej Palestyny ale w walce o kase, o wpływy, o władzę.

Kategorie:
polityka, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Arafat,
Izrael,
OWP,
Autonomia Palestyńska

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Ustawienia / Ustawianie daty i godziny / Autoregulacja / [ Tak / Najpierw pytaj / Nie ]
No i jest pięknie, bo teraz będę zawsze miał dobrze ustawiony zegarek w telefonie, a nie jak to często bywa 3 minuty do przodu albo 6 do tyłu. Ponoć podobną funkcjonalność można zainstalować na każdy Unix-ie (zwie się to chyba NTP), pod Windowsy też są takie programiki, a przecież nadawany z Frankfurtu na falach bardzo długich (77.5kHz) sygnał czasu to dokładnie to samo, tyle że wymyślone i wdrożone w latach 70-tych wieku ubiegłego.
O tym więc czy kupię czy też nie decyduje nie stan mojego portfela ale jakiś komputer w banku, któremu z powodu mojej wygody powierzyłem moje pieniądze oraz pewne informacje na mój temat. Chodząc więc z plastikiem (zamiast ze złotem) mam mniej ciężarów w kieszeniach, za to jestem w chwilach płacenia nieco mniej suwerenny. Ja takiej przygody nie miałem, ale wiem, że posiadacze kart płaski już przerabiali dramaty w polskich hipermarketach jak w PeKaO albo innym PKO coś się popsuło.
To co teraz wyczyniają panowie koledzy z polskiej klasy politycznej bardzo dobrze obrazuje, że polityka w polskim wydaniu to już nawet nie oddziaływanie jakiejś grupy ludzi na innych ale brutalna walka o wpływy w państwie, które nie jest już organizacją wszystkich ale zarządcą wartości, która teoretycznie należy do wszystkich ale w praktyce tylko do tych, którzy te wpływy (zwana władzą) chwilowo mają. Ci inni, ci wszyscy są do tej walki potrzebni instrumentalnie, jedynie jako pan Wyborca, którego należy zmanipulować raz na kilka lat obiecując gruszki na wierzbie i pani Opinia Publiczna, którą straszy się karmiąc ją jednocześnie za pośrednictwem mediów kontrolowanymi przeciekami z demaskowania kolejnych afer.
Aby poprawić sobie humor przypomnę sobie kilka słów, które w naszym życiu politycznym mają już zupełnie inne znaczenia, ale wiem, że w Królestwie Bożym jest inaczej, słowa te ciągle są ważne a więc jest na czym budować:
Jeden z liderów Hamasu zginął w zamachu bombowym w stolicy Syrii Damaszku. Do zamachu przyznały się izraelskie służby specjalne.
Izz ad-Din Szejk Chalil – członek organizacji odpowiedzialnej za większość zamachów w Izraelu – zginął w niedzielę rano od wybuchu bomby podłożonej w jego samochodzie. Ukryty pod siedzeniem ładunek eksplodował, kiedy Chalil wsiadł do samochodu zaparkowanego w dzielnicy Damaszku az-Zahira. Komentując to
wydarzenie, jeden z izraelskich urzędników powiedział: – To wynik niebezpiecznego trybu życia, jaki prowadzą niektórzy ludzie.
(…) Hamas nazywa niedzielny zamach „tchórzliwą zbrodnią syjonistycznego Mossadu” i zapowiada zemstę. Rzecznik organizacji Sami Abu az-Zuhri powiedział po zamachu, że „izraelskie zbrodnie, takie jak ta, nie powstrzymają dżihadu. Wojna Hamasu z Izraelem nie ma końca”.
(…)
Gazeta Wyborcza, mk 26-09-2004
Żyd, urzędnik państwa prowadzącego wojnę z organizacją Hamas powiedział: „To wynik niebezpiecznego trybu życia, jaki prowadzą niektórzy ludzie.” a więc powiedział prawdę. Wydaje mi się, że prowadzenie wojny z jakimś państwem jest niebezpieczne i grozi śmiercią.
Arab, członek organizacji Hamas powiedział, że opisywany fakt to „tchórzliwą zbrodnią syjonistycznego Mossadu”. Cztery słowa i 3 kłamstwa bo kłamstwem pewnie nie jest jedynie to, że stoi za tym Mosad. Ale kłamstwem niewątpliwie jest:
nazwanie akcji „tchórzliwą” to pierwsze kłamstwo. Wydaje mi się, że pamiętając jak skończył w 1965 r. w Damaszku Eli Cohen potrzebna jest odwaga i ci, którzy tą akcję przeprowadzili byli odważni.
„zbrodnia” to kolejne kłamliwe słowo. W czasie wojny zabija się wrogów więc trudno mówić o zbrodniach na nich. Oczywiście używanie eufemizmów typu „eliminacji siły przeciwnika” też jakoś nie brzmi niech więc zostanie na tym, że ktoś kogoś po prostu, w trakcie wojny
zabił. Ciekawe jest, że Hamas skoro tak wiele mówi o wojnie z Izraelem nie potrafi o swoich zabitych członkach mówić jak o poległych na wojnie.
„syjonistyczna” to ciekawy przymiotnik, który można przykleić do wielu rzeczy po to by je zdyskredytować. A przecież to pozytywne słowo oznaczające umiłowanie Syjonu przez naród, którego centrum życia jest właśnie wzgórze Syjon. Słowo „patriotyzm” ma pozytywne
znaczenie, „narodowy” już niekoniecznie (a niby dlaczego? czy tylko dlatego, że mieści się w skrócie NSDAP i w skrótach podobnych?). Oczywiście od czasu rezolucji ONZ (1975) określającej syjonizm rasizmem znaczenia słów nie można być już pewnym.
Arabowie z Hamas podkładają bomby pod autobusy i restauracje i nazywają to walką z Izraelem. Izraelczycy nazywają to terroryzmem.
Żydzie podkładają bomby pod samochody przywódców Hamasu. Nazywają to wojną z terrorystami podczas, gdy Arabowie nazywają to zbrodnią.
Wydaje mi się, że jestem obserwatorem faktów. Ale już widzę, jak będę nazwany syjonistą, filosemitą, polskojęzycznym polakożercą. Na szczęście komentarze mogę kasować – takie mam prawo.
http://www.jewish.org.pl/polskie/materialy/antysemityzm/nawrot/nawrot_antysemityzmu.html – lubię czytać świadectwa. Świadectwa zazwyczaj brzmią prawdziwie.
http://www.starwon.com.au/~korey/Kaluski/Durban.htm – warto zwrócić uwagę na zwroty typu: „uzasadnione naukowo”, „nikt przy zdrowych zmysłach” czy też „nie ulega wątpliwości”. Podoba mi się też to,
że na konferencji w Durbanie głos zabrała „ludzkość”… a mnie tam nie było.
http://www.iyp.org/polish/history/antypolonizmy/jedwabne_1030.html – artykuł pokazuje ciekawą tendencje. Dobry materiał do studiów nad manipulacją.
http://elicohen.org
Deputowani z 45 państw Rady Europy opowiedzieli się wczoraj w Strasburgu za wprowadzeniem ogólnoeuropejskiego zakazu bicia dzieci, zwłaszcza w rodzinie.
Chcą, by poprzez mocniejszą legislację i jej nagłośnienie skończyć z powszechną obecnie praktyką bicia i poniżania dzieci oraz sądową i społeczne akceptacją takich praktyk. Z raportu Heleny Bargholtz (szwedzka liberał) wynika, że w Polsce 80 proc. dorosłych przyznało się, iż było w młodości bitych. W Rumunii, gdy zbadano 11-13-latków, 75 proc. przyznało się, że są bici, 20 proc. przy użyciu różnych przedmiotów, 15 proc. bało się wrócić do domu, by nie zostać zbite, a 5 proc. trzeba było po zbiciu udzielić pomocy medycznej. W Grecji lanie raz na tydzień dostaje co trzecie dziecko, a codziennie co szóste. W Wielkiej Brytanii co czwarta pociecha poniżej roku życia została uderzona przez matkę, a 14 proc. z „umiarkowaną surowością”. Trzy czwarte ankietowanych Słowaków uważa, że rodzice powinni mieć prawo dać dzieciom „klapsa” raz na jakiś czas, a 23 proc. twierdzi, że częste bicie pociech jest akceptowalne.
Debata w Strasburgu była dość ożywiona, bo grupa deputowanych pod wodzą włoskiego senatora chadeka Renzo Guberta chciała wprowadzić zapisy, by nie uznawać za przemoc wobec dzieci „umiarkowanego, rozsądnego bicia w celach edukacyjnych, np. za świadome złe zachowanie, agresję wobec innych dzieci, rodzeństwa, systematyczne nieposłuszeństwo wobec rodziców”. Te sformułowania zostały skrytykowane przez Billa Etheringtona (brytyjski laburzysta) i odrzucone w głosowaniu.
Zalecenia Rady Europy nie są zobowiązujące wobec państw członkowskich. W głośnych ostatnio procesach belgijskiego pedofila-mordercy Marca Dutroux czy siatki pedofilskiej na północy Francji wyszło na jaw, że sprawcy zbrodni sami byli w dzieciństwie bici i poniżani przez nadużywających przemocy rodziców.
Po przerażających wiadomościach z Łodzi (rodzice zabili swoje dzieci) oraz faktach, jakie wypłynęły przy procesie pedofila można by pomyśleć, że chodzi o dobro dzieci. Ale skoro głos rozsądku wyrażony przez włoskiego chadeka został odrzucony przekonany jestem, że chodzi o coś zupełnie innego – wydaje mi się, że to kolejny zamach na tradycyjne wartości mające swoje źródło w Bogu.
To co zapisałem wygląda jakby pochodziło od jakiegoś oszołoma z LPR ale ja naprawdę tak myślę. Wiem jednak, że pisząc to już jestem na przegranej pozycji, bo właśnie się zaszufladkowałem.
Biorąc to jednak bez emocji, tak na rozum, z przytoczonych w notce faktów wywnioskować niczego nie można. To co, że 80% Polaków przyznało się, że było w dzieciństwie bitych – ja też byłem i do dziś jestem rodzicom wdzięczny za to, że mnie wychowali – czasem, jak tego wymagałem przy pomocy niezbyt przyjemnych dla mnie metod.
O co więc tu chodzi? Zabawię się w proroka: Przed zboczeńcami to prawo dzieci nie obroni, ale skutecznie uniemożliwi wychowanie dzieci w karności oraz da możliwość ingerowania państwa w życie rodzin, które wyznają tradycyjne wartości. Zawsze się znajdzie jakaś libertyńska organizacja, która przyjdzie z pomocą bitemu i poniżanemu dziecku, które właśnie dostało klapsa.
Właśnie przez takie numery jestem coraz bardziej przeciwko Unii. Przeraża mnie Wielkie Superpaństwo nakazujące obywatelom jak żyć. Rozumiałem EWG jako otwarty obszar gospodarczy, ale ta inicjatywa PE to coś więcej niż cło, kapitał i ludzie.
No cóż Panie Rafale.

1. Życzę Panu powodzenia w wychowywaniu dzieci, ale zanim przyjmie Pan model szwedzki proponuję zapoznać się z badaniami dzieci pochodzących z rodzin, które stosują stresowe i bezstresowe wychowanie dzieci. Pomysł ten nie jest nowy i już spokojnie można przebadać jedno pokolenie.

Ja jednak, jako element tej społeczności będę się bardziej obawiał Pana dzieci niż dzieci jakiegoś konserwatysty.

2. Może Pan zacząć od lektury np. artykułu pt. Wyspa Szczęścia. Polecam

3. Z Pana komentarza na pewno można wyciągnąć dwa słowa, będące doskonałą esencją wypowiedzi – a obawiam się również, że całego Pana światopoglądu. Napisał Pan, że „nie ma prawa” i mimo iż dotyczy to bicia dzieci, wydaje mi się iż chciałby Pan zastosować to do wszelkich relacji międzyludzkich.

Dlaczego tak myślę? Otóż bicie dzieci (i wyraźnie zaznaczyłem, że nie chodzi tu o znęcanie się ale o klapsy, tak niezbędne w procesie wychowania) jest najbardziej czytelną dla małych dzieci formą karania. Skoro Pan chce wyeliminować karę to jest to jednoznaczne z wyeliminowaniem prawa, które w swej naturze oprócz części normatywnej – o ile ma szanować naszą wolność – zawsze musi mieć też część karną.

4. Co do ubiorów ludzi – rzeczywiście – zmieniły się. Właśnie cieszę się nowym polarem, niedostępnym jeszcze 30 lat temu. Ale zapewniam Pana, że ludzie w swej naturze nie zmienili się od czasów Adama. Mają te same motywacje a to jest ważniejsze niż to jakie mają samochody. Biblia dużo mówi o ludziach i może dlatego warto ją czytać.

W.

robert,

December 18, 2011 20:13

Skomentuj komentarz

Wyeliminowanie pojęcia „bolesnej” kary z rzeczywistości dorastających dzieci i nastolatków jest równoznaczne z wyeliminowaniemm konceptów prawa, autorytetu, i konsekwencji za przestepstwa! Biblia ma tysiące lat, i przez tysiące lat rodzice stosują rózgę jako karę. Gdyby była lepsza metoda, stosowaliby lepszą! Niestety, jak pani mówi, od czasów Adama nikt lepszej i skuteczniejszej kary nie wymyślił, i nikomu rozsądnemu do głowy nie przyszło, jak Szwedom, że „kary są niepotrzebne”!
1. Życzę Panu powodzenia w wychowywaniu dzieci, ale zanim przyjmie Pan model szwedzki proponuję zapoznać się z badaniami dzieci pochodzących z rodzin, które stosują stresowe i bezstresowe wychowanie dzieci. Pomysł ten nie jest nowy i już spokojnie można przebadać jedno pokolenie.

Ja jednak, jako element tej społeczności będę się bardziej obawiał Pana dzieci niż dzieci jakiegoś konserwatysty.

2. Może Pan zacząć od lektury np. artykułu pt. Wyspa Szczęścia. Polecam

3. Z Pana komentarza na pewno można wyciągnąć dwa słowa, będące doskonałą esencją wypowiedzi – a obawiam się również, że całego Pana światopoglądu. Napisał Pan, że „nie ma prawa” i mimo iż dotyczy to bicia dzieci, wydaje mi się iż chciałby Pan zastosować to do wszelkich relacji międzyludzkich.

Dlaczego tak myślę? Otóż bicie dzieci (i wyraźnie zaznaczyłem, że nie chodzi tu o znęcanie się ale o klapsy, tak niezbędne w procesie wychowania) jest najbardziej czytelną dla małych dzieci formą karania. Skoro Pan chce wyeliminować karę to jest to jednoznaczne z wyeliminowaniem prawa, które w swej naturze oprócz części normatywnej – o ile ma szanować naszą wolność – zawsze musi mieć też część karną.

4. Co do ubiorów ludzi – rzeczywiście – zmieniły się. Właśnie cieszę się nowym polarem, niedostępnym jeszcze 30 lat temu. Ale zapewniam Pana, że ludzie w swej naturze nie zmienili się od czasów Adama. Mają te same motywacje a to jest ważniejsze niż to jakie mają samochody. Biblia dużo mówi o ludziach i może dlatego warto ją czytać.

W.

robert,

December 18, 2011 20:13

Skomentuj komentarz

Wyeliminowanie pojęcia „bolesnej” kary z rzeczywistości dorastających dzieci i nastolatków jest równoznaczne z wyeliminowaniemm konceptów prawa, autorytetu, i konsekwencji za przestepstwa! Biblia ma tysiące lat, i przez tysiące lat rodzice stosują rózgę jako karę. Gdyby była lepsza metoda, stosowaliby lepszą! Niestety, jak pani mówi, od czasów Adama nikt lepszej i skuteczniejszej kary nie wymyślił, i nikomu rozsądnemu do głowy nie przyszło, jak Szwedom, że „kary są niepotrzebne”!
Ja jednak, jako element tej społeczności będę się bardziej obawiał Pana dzieci niż dzieci jakiegoś konserwatysty.

2. Może Pan zacząć od lektury np. artykułu pt. Wyspa Szczęścia. Polecam

3. Z Pana komentarza na pewno można wyciągnąć dwa słowa, będące doskonałą esencją wypowiedzi – a obawiam się również, że całego Pana światopoglądu. Napisał Pan, że „nie ma prawa” i mimo iż dotyczy to bicia dzieci, wydaje mi się iż chciałby Pan zastosować to do wszelkich relacji międzyludzkich.

Dlaczego tak myślę? Otóż bicie dzieci (i wyraźnie zaznaczyłem, że nie chodzi tu o znęcanie się ale o klapsy, tak niezbędne w procesie wychowania) jest najbardziej czytelną dla małych dzieci formą karania. Skoro Pan chce wyeliminować karę to jest to jednoznaczne z wyeliminowaniem prawa, które w swej naturze oprócz części normatywnej – o ile ma szanować naszą wolność – zawsze musi mieć też część karną.

4. Co do ubiorów ludzi – rzeczywiście – zmieniły się. Właśnie cieszę się nowym polarem, niedostępnym jeszcze 30 lat temu. Ale zapewniam Pana, że ludzie w swej naturze nie zmienili się od czasów Adama. Mają te same motywacje a to jest ważniejsze niż to jakie mają samochody. Biblia dużo mówi o ludziach i może dlatego warto ją czytać.

W.

robert,

December 18, 2011 20:13

Skomentuj komentarz

Wyeliminowanie pojęcia „bolesnej” kary z rzeczywistości dorastających dzieci i nastolatków jest równoznaczne z wyeliminowaniemm konceptów prawa, autorytetu, i konsekwencji za przestepstwa! Biblia ma tysiące lat, i przez tysiące lat rodzice stosują rózgę jako karę. Gdyby była lepsza metoda, stosowaliby lepszą! Niestety, jak pani mówi, od czasów Adama nikt lepszej i skuteczniejszej kary nie wymyślił, i nikomu rozsądnemu do głowy nie przyszło, jak Szwedom, że „kary są niepotrzebne”!
2. Może Pan zacząć od lektury np. artykułu pt. Wyspa Szczęścia. Polecam

3. Z Pana komentarza na pewno można wyciągnąć dwa słowa, będące doskonałą esencją wypowiedzi – a obawiam się również, że całego Pana światopoglądu. Napisał Pan, że „nie ma prawa” i mimo iż dotyczy to bicia dzieci, wydaje mi się iż chciałby Pan zastosować to do wszelkich relacji międzyludzkich.

Dlaczego tak myślę? Otóż bicie dzieci (i wyraźnie zaznaczyłem, że nie chodzi tu o znęcanie się ale o klapsy, tak niezbędne w procesie wychowania) jest najbardziej czytelną dla małych dzieci formą karania. Skoro Pan chce wyeliminować karę to jest to jednoznaczne z wyeliminowaniem prawa, które w swej naturze oprócz części normatywnej – o ile ma szanować naszą wolność – zawsze musi mieć też część karną.

4. Co do ubiorów ludzi – rzeczywiście – zmieniły się. Właśnie cieszę się nowym polarem, niedostępnym jeszcze 30 lat temu. Ale zapewniam Pana, że ludzie w swej naturze nie zmienili się od czasów Adama. Mają te same motywacje a to jest ważniejsze niż to jakie mają samochody. Biblia dużo mówi o ludziach i może dlatego warto ją czytać.

W.

robert,

December 18, 2011 20:13

Skomentuj komentarz

Wyeliminowanie pojęcia „bolesnej” kary z rzeczywistości dorastających dzieci i nastolatków jest równoznaczne z wyeliminowaniemm konceptów prawa, autorytetu, i konsekwencji za przestepstwa! Biblia ma tysiące lat, i przez tysiące lat rodzice stosują rózgę jako karę. Gdyby była lepsza metoda, stosowaliby lepszą! Niestety, jak pani mówi, od czasów Adama nikt lepszej i skuteczniejszej kary nie wymyślił, i nikomu rozsądnemu do głowy nie przyszło, jak Szwedom, że „kary są niepotrzebne”!
3. Z Pana komentarza na pewno można wyciągnąć dwa słowa, będące doskonałą esencją wypowiedzi – a obawiam się również, że całego Pana światopoglądu. Napisał Pan, że „nie ma prawa” i mimo iż dotyczy to bicia dzieci, wydaje mi się iż chciałby Pan zastosować to do wszelkich relacji międzyludzkich.

Dlaczego tak myślę? Otóż bicie dzieci (i wyraźnie zaznaczyłem, że nie chodzi tu o znęcanie się ale o klapsy, tak niezbędne w procesie wychowania) jest najbardziej czytelną dla małych dzieci formą karania. Skoro Pan chce wyeliminować karę to jest to jednoznaczne z wyeliminowaniem prawa, które w swej naturze oprócz części normatywnej – o ile ma szanować naszą wolność – zawsze musi mieć też część karną.

4. Co do ubiorów ludzi – rzeczywiście – zmieniły się. Właśnie cieszę się nowym polarem, niedostępnym jeszcze 30 lat temu. Ale zapewniam Pana, że ludzie w swej naturze nie zmienili się od czasów Adama. Mają te same motywacje a to jest ważniejsze niż to jakie mają samochody. Biblia dużo mówi o ludziach i może dlatego warto ją czytać.

W.

robert,

December 18, 2011 20:13

Skomentuj komentarz

Wyeliminowanie pojęcia „bolesnej” kary z rzeczywistości dorastających dzieci i nastolatków jest równoznaczne z wyeliminowaniemm konceptów prawa, autorytetu, i konsekwencji za przestepstwa! Biblia ma tysiące lat, i przez tysiące lat rodzice stosują rózgę jako karę. Gdyby była lepsza metoda, stosowaliby lepszą! Niestety, jak pani mówi, od czasów Adama nikt lepszej i skuteczniejszej kary nie wymyślił, i nikomu rozsądnemu do głowy nie przyszło, jak Szwedom, że „kary są niepotrzebne”!
Dlaczego tak myślę? Otóż bicie dzieci (i wyraźnie zaznaczyłem, że nie chodzi tu o znęcanie się ale o klapsy, tak niezbędne w procesie wychowania) jest najbardziej czytelną dla małych dzieci formą karania. Skoro Pan chce wyeliminować karę to jest to jednoznaczne z wyeliminowaniem prawa, które w swej naturze oprócz części normatywnej – o ile ma szanować naszą wolność – zawsze musi mieć też część karną.

4. Co do ubiorów ludzi – rzeczywiście – zmieniły się. Właśnie cieszę się nowym polarem, niedostępnym jeszcze 30 lat temu. Ale zapewniam Pana, że ludzie w swej naturze nie zmienili się od czasów Adama. Mają te same motywacje a to jest ważniejsze niż to jakie mają samochody. Biblia dużo mówi o ludziach i może dlatego warto ją czytać.

W.

robert,

December 18, 2011 20:13

Skomentuj komentarz

Wyeliminowanie pojęcia „bolesnej” kary z rzeczywistości dorastających dzieci i nastolatków jest równoznaczne z wyeliminowaniemm konceptów prawa, autorytetu, i konsekwencji za przestepstwa! Biblia ma tysiące lat, i przez tysiące lat rodzice stosują rózgę jako karę. Gdyby była lepsza metoda, stosowaliby lepszą! Niestety, jak pani mówi, od czasów Adama nikt lepszej i skuteczniejszej kary nie wymyślił, i nikomu rozsądnemu do głowy nie przyszło, jak Szwedom, że „kary są niepotrzebne”!
4. Co do ubiorów ludzi – rzeczywiście – zmieniły się. Właśnie cieszę się nowym polarem, niedostępnym jeszcze 30 lat temu. Ale zapewniam Pana, że ludzie w swej naturze nie zmienili się od czasów Adama. Mają te same motywacje a to jest ważniejsze niż to jakie mają samochody. Biblia dużo mówi o ludziach i może dlatego warto ją czytać.

W.

robert,

December 18, 2011 20:13

Skomentuj komentarz

Wyeliminowanie pojęcia „bolesnej” kary z rzeczywistości dorastających dzieci i nastolatków jest równoznaczne z wyeliminowaniemm konceptów prawa, autorytetu, i konsekwencji za przestepstwa! Biblia ma tysiące lat, i przez tysiące lat rodzice stosują rózgę jako karę. Gdyby była lepsza metoda, stosowaliby lepszą! Niestety, jak pani mówi, od czasów Adama nikt lepszej i skuteczniejszej kary nie wymyślił, i nikomu rozsądnemu do głowy nie przyszło, jak Szwedom, że „kary są niepotrzebne”!
Gazeta Wyborcza nazwała to tak: „kolejne etapy sejmowego teleturnieju”. A jak się to ma do rzeczywistości?
Poseł Gadzinowski (SLD) w nocy doszedł do wniosku, że „prawdy się nie głosuje”. Genialne! Szkoda tylko, że do takich wniosków dochodzi w chwili, gdy nie pasuje mu głosowanie.
Nie bawisz się – nie żyjesz!
Flagi zmieniły się, ale czy zmienili się ludzie? Na pewno, ale czy zmienili się na lepsze? Znowu oczekuję jednowymiarowej odpowiedzi na wielowymiarowe pytanie, ale skoro potrafię przekształcić opis otaczającej mnie rzeczywistości w jednowymiarowy wektor przyrostu dobra to moją odpowiedzią będzie w
najlepszym przypadku, że nie wiem.
Przy okazji wciągnięto pana prezydenta miasta w „zaklinanie fortuny” – dobrze, że nie składali na scenie jakiejś krwawej ofiary dla bożka Mamona. Nie składali, ale w całości imprezy chodziło mniej więcej o to samo. Diabelstwo!
Ciekawostką było miejsce – fajnie ogląda się przedstawienie stojąc na dnie basenu. Pomysł, inscenizacja, wykonanie – super, szkoda tylko, że nie w tą stronę.
Gospodarka gospodarka, prawo prawem, ale powstaje potężny twór polityczny o wielkim potencjale, który może być wykorzystany dla ludzi albo przeciw ludziom. Ponieważ jednak rządzą w Unii jakieś Milery, Szredery i co lepsze Berluskoniery to chyba wiadomo, że dla ludzi to dobre nie będzie.
Przeraża mnie właśnie to – wielki twór polityczny, mający potężny potencjał. Do tego jeszcze pycha człowiecza tak pięknie podkreślona przez IX Symfonie Bethowena.
Pani Marta Fox, twórca tego przedstawienia o muzyce napisała tak:
Najpierw muzyka. Muzyka rzuca o ścianę wrażliwego człowieka, a za takiego się uważam. Porwie absolutnie każdego, bez względu na to, czy słucha piosenek Wiśniewskiego, Liroya, czy też wyłącznie Mozarta w najlepszych wykonaniach. W tej muzyce jest patos, szaleństwo, magia, liryzm, są wszystkie moje i
cudze doświadczenia życiowe. Te dobre, i te złe.
Źródło: serwis http://www.carmina-burana.pl
Mnie nie porwała. Mnie nie rzuciła o ścianę gdyż ja jestem bezpieczny w ręku Boga, za to obserwując widowisko wiem, że jej wypowiedź jest jak najbardziej prawdziwa. Tyle tylko że to nie muzyka rzuca po ścianach – muzyka nie jest osobą i nie ma takiej mocy. A jakie osoby za tym stoją i jaką mocą
rzucają można wyczytać nawet ze słów pani reżyser: http://www.carmina-burana.pl/projekt.htm#moja
Tak więc nie muzyka rzuca i nie wrażliwego, tylko diabeł i tego, który mu na to pozwala.
Najpierw muzyka. Muzyka rzuca o ścianę wrażliwego człowieka, a za takiego się uważam. Porwie absolutnie każdego, bez względu na to, czy słucha piosenek Wiśniewskiego, Liroya, czy też wyłącznie Mozarta w najlepszych wykonaniach. W tej muzyce jest patos, szaleństwo, magia, liryzm, są wszystkie moje i
cudze doświadczenia życiowe. Te dobre, i te złe.
Źródło: serwis http://www.carmina-burana.pl
Mnie nie porwała. Mnie nie rzuciła o ścianę gdyż ja jestem bezpieczny w ręku Boga, za to obserwując widowisko wiem, że jej wypowiedź jest jak najbardziej prawdziwa. Tyle tylko że to nie muzyka rzuca po ścianach – muzyka nie jest osobą i nie ma takiej mocy. A jakie osoby za tym stoją i jaką mocą
rzucają można wyczytać nawet ze słów pani reżyser: http://www.carmina-burana.pl/projekt.htm#moja
Tak więc nie muzyka rzuca i nie wrażliwego, tylko diabeł i tego, który mu na to pozwala.
Ale było w tym też dużo pozytywnych wiadomości. Otóż są w mieście ludzie, którzy się nawracają, przychodzą do Boga, a Bóg czyni w ich życiu i za ich przyczyną rzeczy cudowne. Allelujah!
Źródło: http://www.micha.waw.pl/~micha/carmina.html
Znajdziesz tu pełny tekst kantaty Carmina Burana Carla Orffa w
oryginale oraz w polskim przekładzie Mariana Piechala.
Fortuna Imperatrix Mundi

1. O Fortuna
(chorus)

O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis;
vita detestabilis
nunc obdurat
et tunc curat
ludo mentis aciem,
egestatem,
potestatem
dissolvit ut glaciem.

Sors immanis
et inanis,
rota tu volubilis,
status malus,
vana salus
semper dissolubilis,
obumbrata
et velata
michi quoque niteris;
nunc per ludum
dorsum nudum
fero tui sceleris.

Sors salutis
et virtutis
michi nunc contraria,
est affectus
et defectus
semper in angaria.
Hac in hora
sine mora
corde pulsum tangite;
quod per sortem
sternit fortem,
mecum omnes plangite!

2. Fortune plango vulnera
(chorus)

Fortune plango vulnera
stillantibus ocellis
quod sua michi munera
subtrahit rebellis.
Verum est, quod legitur,
fronte capillata,
sed plerumque sequitur
Occasio calvata.

In Fortune solio
sederam elatus,
prosperitatis vario
flore coronatus;
quicquid enim florui
felix et beatus,
nunc a summo corrui
gloria privatus.

Fortune rota volvitur:
descendo minoratus;
alter in altum tollitur;
nimis exaltatus
rex sedet in vertice
caveat ruinam!
nam sub axe legimus
Hecubam reginam.

I. PRIMO VERE

3. Veris leta facies
(chorus)

Veris leta facies
mundo propinatur,
hiemalis acies
victa iam fugatur,
in vestitu vario
Flora principatur,
nemorum dulcisono
que cantu celebratur.

Flore fusus gremio
Phebus novo more
risum dat, hac vario
iam stipate flore.
Zephyrus nectareo
spirans in odore.
Certatim pro bravio
curramus in amore.

Cytharizat cantico
dulcis Philomena,
flore rident vario
prata iam serena,
salit cetus avium
silve per amena,
chorus promit virgin
iam gaudia millena.

4. Omnia sol temperat
(solus)

Omnia sol temperat
purus et subtilis,
novo mundo reserat
faciem Aprilis,
ad amorem properat
animus herilis
et iocundis imperat
deus puerilis.

Rerum tanta novitas
in solemni vere
et veris auctoritas
jubet nos gaudere;
vias prebet solitas,
et in tuo vere
fides est et probitas
tuum retinere.

Ama me fideliter,
fidem meam noto:
de corde totaliter
et ex mente tota
sum presentialiter
absens in remota,
quisquis amat taliter,
volvitur in rota.

5. Ecce gratum
(chorus)

Ecce gratum
et optatum
Ver reducit gaudia,
purpuratum
floret pratum,
Sol serenat omnia.
Iamiam cedant tristia!
Estas redit,
nunc recedit
Hyemis sevitia.

Iam liquescit
et decrescit
grando, nix et cetera;
bruma fugit,
et iam sugit
Ver Estatis ubera;
illi mens est misera,
qui nec vivit,
nec lascivit
sub Estatis dextera.

Gloriantur
et letantur
in melle dulcedinis,
qui conantur,
ut utantur
premio Cupidinis:
simus jussu Cypridis
gloriantes
et letantes
pares esse Paridis.

Uf dem anger

6. Tanz

7. Floret silva nobilis

(chorus)
Floret silva nobilis
floribus et foliis.

Ubi est antiquus
meus amicus?
Hinc equitavit,
eia, quis me amabit?

(chorus)
Floret silva undique,
nah min gesellen ist mir we.

Gruonet der walt allenthalben,
wa ist min geselle alse lange?
Der ist geriten hinnen,
o wi, wer sol mich minnen?

8. Chramer, gip die varwe mir
(supraton, chorus)

Chramer, gip die varwe mir,
die min wengel roete,
damit ich die jungen man
an ir dank der minnenliebe noete.
Seht mich an,
jungen man,
lat mich iu gevallen!

Minnet, tugentliche man,
minnecliche frouwen,
minne tuot iu hoch gemout
unde lat iuch in hohen eren schouwen!
Seht mich an
jungen man,
lat mich iu gevallen!

Wol dir, werit, daz du bist
also freudenriche!
ich will dir sin undertan
durch din liebe immer sicherliche.
Seht mich an,
jungen man,
lat mich iu gevallen!

9. Reie

Swaz hie gat umbe
(chorus)

Swaz hie gat umbe,
daz sint alles megede,
die wellent an man
allen disen sumer gan!

Chume, chum, geselle min
(chorus)

Chume, chum, geselle min,
ih enbite harte din,
ih enbite harte din,
chume, chum, geselle min.

Suzer rosenvarwer munt,
chum un mache mich gesunt
chum un mache mich gesunt,
suzer rosenvarwer munt

Swaz hie gat umbe
(chorus)

Swaz hie gat umbe,
daz sint alles megede,
die wellent an man
allen disen sumer gan!

10. Were diu werlt alle min
(chorus)

Were diu werlt alle min
von deme mere unze an den Rin
des wolt ih mih darben,
daz diu chunegin von Engellant
lege an minen armen.

II. IN TABERNA

11. Estuans interius
(barytonos solus)

Estuans interius
ira vehementi
in amaritudine
loquor mee menti:
factus de materia,
cinis elementi
similis sum folio,
de quo ludunt venti.

Cum sit enim proprium
viro sapienti
supra petram ponere
sedem fundamenti,
stultus ego comparor
fluvio labenti,
sub eodem tramite
nunquam permanenti.

Feror ego veluti
sine nauta navis,
ut per vias aeris
vaga fertur avis;
non me tenent vincula,
non me tenet clavis,
quero mihi similes
et adiungor pravis.

Mihi cordis gravitas
res videtur gravis;
iocis est amabilis
dulciorque favis;
quicquid Venus imperat,
labor est suavis,
que nunquam in cordibus
habitat ignavis.

Via lata gradior
more iuventutis
inplicor et vitiis
immemor virtutis,
voluptatis avidus
magis quam salutis,
mortuus in anima
curam gero cutis.

12. Olim lacus colueram,
(Cignus ustus cantat)

(tenor solus)
Olim lacus colueram,
olim pulcher extiteram,
dum cignus ego fueram.

Miser, miser!
modo niger
et ustus fortiter!

(tenor solus)
Girat, regirat garcifer;
me rogus urit fortiter;
propinat me nunc dapifer,

Miser, miser!
modo niger
et ustus fortiter!

(tenor solus)
Nunc in scutella iaceo,
et volitare nequeo
dentes frendentes video:

Miser, miser!
modo niger
et ustus fortiter!

13. Ego sum abbas

(chorus)
Ego sum abbas Cucaniensis
et consilium meum est cum bibulis,
et in secta Decii voluntas mea est,
et qui mane me quesierit in taberna,
post vesperam nudus egredietur,
et sic denudatus veste clamabit:

(barytonos, chorus)
Wafna, wafna!
Quid fecisti
sors turpassi?
Nostre vite gaudia
abstulisti omnia!

14. In taberna quando sumus
(chorus)

In taberna quando sumus
non curamus quid sit humus,
sed ad ludum properamus,
cui semper insudamus.
Quid agatur in taberna
ubi nummus est pincerna,
hoc est opus ut queratur,
si quid loquar, audiatur.

Quidam ludunt, quidam bibunt,
quidam indiscrete vivunt.
Sed in ludo qui morantur,
ex his quidam denudantur
quidam ibi vestiuntur,
quidam saccis induuntur.
Ibi nullus timet mortem
sed pro Baccho mittunt sortem.

Primo pro nummata vini,
ex hac bibunt libertini;
semel bibunt pro captivis,
post hec bibunt ter pro vivis,
quater pro Christianis cunctis
quinquies pro fidelibus defunctis,
sexies pro sororibus vanis,
septies pro militibus silvanis.

Octies pro fratribus perversis,
nonies pro monachis dispersis,
decies pro navigantibus
undecies pro discordaniibus,
duodecies pro penitentibus,
tredecies pro iter agentibus.
Tam pro papa quam pro rege
bibunt omnes sine lege.

Bibit hera, bibit herus,
bibit miles, bibit clerus,
bibit ille, bibit illa,
bibit servis cum ancilla,
bibit velox, bibit piger,
bibit albus, bibit niger,
bibit constans, bibit vagus,
bibit rudis, bibit magnus.

Bibit pauper et egrotus,
bibit exul et ignotus,
bibit puer, bibit canus,
bibit presul et decanus,
bibit soror, bibit frater,
bibit anus, bibit mater,
bibit ista, bibit ille,
bibunt centum, bibunt mille.

Parum sexcente nummate
durant, cum immoderate
bibunt omnes sine meta.
Quamvis bibant mente leta,
sic nos rodunt omnes gentes
et sic erimus egentes.
Qui nos rodunt confundantur
et cum iustis non scribantur.

III. COUR D’AMOURS

15. Amor volat undique

(chorus puerilis)
Amor volat undique,
captus est libidine.
Iuvenes, iuvencule
coniunguntur merito.

(supraton solus)
Siqua sine socio,
caret omni gaudio,
tenet noctis infima
sub intimo
cordis in custodia

(chorus puerilis)
fit res amarissima.

16. Dies, nox et omnia
(barytonos solus)

Dies, nox et omnia
michi sunt contraria;
virginum colloquia
me fay planszer,
oy suvenz suspirer,
plu me fay temer.

O sodales, ludite,
vos qui scitis dicite
michi mesto parcite,
grand ey dolur,
attamen consulite
per voster honur.

Tua pulchra facies
me fay planszer milies,
pectus habet glacies.
A remender
statim vivus fierem
per un baser.

17. Stetit puella
(supraton solus)

Stetit puella
rufa tunica;
si quis eam tetigit,
tunica crepuit.
Eia.

Stetit puella
tamquam rosula;
facie splenduit,
os eius fioruit.
Eia.

18. Circa mea pectora
(barytonos solus, chorus)

Circa mea pectora
multa sunt suspiria
de tua pulchritudine,
que me ledunt misere.

Manda liet,
Manda liet
min geselle
chumet niet.

Tui lucent oculi
sicut solis radii,
sicut splendor fulguris
lucem donat tenebris.

Manda liet
Manda liet,
min geselle
chumet niet.

Vellet deus, vallent dii
quod mente proposui:
ut eius virginea
reserassem vincula.

Manda liet,
Manda liet,
min geselle
chumet niet.

19. Si puer cum puellula
(tenor, bassus)

Si puer cum puellula
moraretur in cellula,
felix coniunctio.
Amore suscrescente
pariter e medio
avulso procul tedio,
fit ludus ineffabilis
membris, lacertis, labii

20.Veni, veni, venias
(chorus duplex)

Veni, veni, venias,
ne me mori facias,
hyrca, hyrce, nazaza,
trillirivos…

Pulchra tibi facies
oculorum acies,
capillorum series,
o quam clara species!

Rosa rubicundior,
lilio candidior
omnibus formosior,
semper in te glorior!

21. In truitina
(supraton solus)

In truitina mentis dubia
fluctuant contraria
lascivus amor et pudicitia.
Sed eligo quod video,
collum iugo prebeo,
ad iugum tamen suave transeo.

22. Tempus es iocundum
(supraton, barytonos, chorus puerilis)

Tempus es iocundum,
o virgines,
modo congaudete
vos iuvenes.

Oh, oh, oh,
totus floreo,
iam amore virginali
totus ardeo,
novus, novus amor
est, quo pereo.

Mea me confortat
promissio,
mea me deportat
negatio.

Oh, oh, oh
totus floreo
iam amore virginali
totus ardeo,
novus, novus amor
est, quo pereo.

Tempore brumali
vir patiens,
animo vernali
lasciviens.

Oh, oh, oh,
totus floreo,
iam amore virginali
totus ardeo,
novus, novus amor
est, quo pereo.

Mea mecum ludit
virginitas,
mea me detrudit
simplicitas.

Oh, oh, oh,
totus floreo,
iam amore virginali
totus ardeo,
novus, novus amor
est, quo pereo.

Veni, domicella,
cum gaudio,
veni, veni, pulchra,
iam pereo.

Oh, oh, oh,
totus floreo,
iam amore virginali
totus ardeo,
novus, novus amor
est, quo pereo.

23. Dulcissime
(supraton solus)

Dulcissime,
totam tibi subdo me!

Blanziflor Et Helena

24. Ave formosissima
(tous)

Ave formosissima,
gemma pretiosa,
ave decus virginum,
virgo gloriosa,
ave mundi luminar,
ave mundi rosa,
Blanziflor et Helena,
Venus generosa!

Fortuna Imperatrix Mundi

25. O Fortuna
(chorus)

O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis;
vita detestabilis
nunc obdurat
et tunc curat
ludo mentis aciem,
egestatem,
potestatem
dissolvit ut glaciem.

Sors immanis
et inanis,
rota tu volubilis,
status malus,
vana salus
semper dissolubilis,
obumbrata
et velata
michi quoque niteris;
nunc per ludum
dorsum nudum
fero tui sceleris.

Sors salutis
et virtutis
michi nunc contraria,
est affectus
et defectus
semper in angaria.
Hac in hora
sine mora
corde pulsum tangite;
quod per sortem
sternit fortem,
mecum omnes plangite!
Fortuna Władczyni Świata

1. O Fortuno
(chór)

O Fortuno
niby Księżyc
nieustannie zmienna,
ciągle rośniesz
lub zanikasz
ciemna lub promienna.
Życie podłe
wciąż kapryśnie
chłodzi nas lub grzeje,
niedostatek
lub bogactwo
jak lód w nim topnieje.

Kołem toczy
się Fortuna
zła i nieżyczliwa,
nasze szczęście
w swoich trybach
miażdży i rozrywa,
z twarzą szczelnie
zasłoniętą
często u mnie gości,
by na kręgach
mego grzbietu
grać swe złośliwości.

Los zbawienia,
cnót zasługi
przeciw mnie są teraz,
w mej słabości
albo woli
wspierały mnie nieraz.
A więc zaraz
nie mieszkając
uderzajcie w struny
i użalcie
się nade mną,
ofiarą Fortuny!

2. Rany od Fortuny ciosów
(chór)

Rany od Fortuny ciosów
opłakuję łzami
nigdy zresztą mnie nie psuła
skąpymi łaskami.
Wprawdzie mówię, że jej czoło
zdobią pukle złote,
lecz czas spod nich też obnaży
łysiny sromotę.

Na Fortuny złotym tronie
siedziałem wyniosły,
zdobny w wieniec powodzenia
z wszystkich darów wiosny.
Lecz choć stałem u zenitu
o swe szczęście wsparty,
nagle spadłem z wszystkich darów
do szczętu obdarty.

Obróciło się Fortuny
koło nieżyczliwe,
innego już po mnie wznosi
na szczyty zdradliwe,
król im wyżej nad tłum siędzie,
tym pewniejsza zguba,
gdyż na kole tym czytamy:
„Królowa Hekuba”.

I. WIOSNA

3. Znów świat się przyoblókł
(chór)

Znów świat się przyoblókł
w jasny uśmiech wiosny,
z pól śniegi i srogie
wiatry się wyniosły,
w barwnej szacie Flora
władzę już objęła,
lasy głoszą śpiewem
pochwałę jej dzieła.

Znowu w łonie Flory
Febus promienieje,
znowu Zefir lekki
zapachami wieje,
oddycha nektarem,
tonie w kwiecistości.
Biegnijmy, by zdobyć
nagrodę miłości.

Filomena słodka
czaruje pieśniami.
Łąki aż się mienią
barwnymi kwiatami.
Lasy ptaków pełne
śpiewem rozbrzmiewają,
dziewczęta ponętne
z radości pląsają.

4. Świat łagodzi słońce
(solo)

Świat łagodzi słońce,
światła siła żywa,
kwieciem swe oblicze
przed światem odkrywa,
miłość w sercach mężów
wre coraz goręcej,
wszystkim, co jest miłe,
włada bóg chłopięcy.

Taka to odnowa
w uroczystej wiośnie
żąda, byśmy żyli
mocno i radośnie –
oto drogowskazy
wzajemnej prawości:
wierzę w twoją wierność,
zawierz mej wierności!

Kochaj mnie uczciwie,
spójrz w uczciwość moją:
z serca mego płynie,
jest wiary ostoją,
przy tobie, choć z dala,
zawsze wierny gołąb,
wpleciony w twą miłość
jak w Fortuny koło.

5. Oto z dawna
(chór)

Oto z dawna
upragniona
wraca radość wiosny,
purpurowa
kwitnie łąka,
słońca hymn radosny
smutku mgły rozprasza,
idzie lato,
resztki zimy
ze świata wypłasza.

Śnieg topnieje,
mróz ucieka
gdzieś na koniec świata,
pierzcha zima,
a zaś wiosna
już ssie piersi lata;
o, pozwólmy szlochać
tym, co wioną
nie potrafią
cieszyć się i kochać.

Dostępują
słodkich miodów
że aż leci ślina
ci, co chętnie
korzystają
z nagród Kupidyna.
Według słodkiej rady
pani Wenus
każdy gotów
iść w Parysa ślady.

Wśród Zieleni

6. Taniec

7. Las cały w ozdobie

(chór)
Las cały w ozdobie
kwiatów i zieleni.

(mały chór)
Gdzieś jest przyjacielu?
Szukam ciebie wszędzie.
Odjechał na koniu,
któż kochał mnie będzie?

(chór)
Cały las w zieleni,
a ja tęsknię za nim.

(mały chór)
Las cały w zieleni,
ja go szukam wszędzie.
Odjechał na koniu,
któż mnie kochał będzie?

8. Kramarzu, farb mi użycz
(sopran, chór)

Kramarzu, farb mi użycz
do twarzy malowania,
bym mogła pięknych chłopców
nakłonić do kochania.
Spójrzcie młodzi,
czas nadchodzi,
aby mnie podziwiać!

Kochajcie, cni mężowie,
kochajcie miłe panie,
bo nic szlachetniejszego
nad szczere miłowanie!
Spójrzcie młodzi,
czas nadchodzi,
aby mnie podziwiać!

Cześć i chwiała ci, świecie,
żeś tak pełen radości!
Chcę być twoją czcicielką,
godną twej życzliwości.
Spójrzcie młodzi,
czas nadchodzi,
aby mnie podziwiać!

9. Koło Taneczne

Z tych tu dziewcząt
(chór)

Z tych tu dziewcząt, które tańczą
kolistego węża,
każda pragnie tego lata
mieć swojego męża.

Pójdź, pójdź, miły mój
(chór)

Pójdź, pójdź, miły mój
dawno już na ciebie czekam,
dawno już na ciebie czekam,
pójdź, pójdź, miły mój!

O różowe, słodkie usta,
chodźcie i uzdrówcie mnie,
chodźcie i uzdrówcie mnie,
o różowe, słodkie usta!

Z tych tu dziewcząt
(chór)

Z tych tu dziewcząt, które tańczą
kolistego węża,
każda pragnie tego lata
mieć swojego męża.

10. Choćby świat u stóp mych legł
(chór)

Choćby świat u stóp mych legł
od Renu po morza brzeg,
oddałbym go, gdyby ona,
królowa Anglii, zechciała
paść w me ramiona.

II. W GOSPODZIE

11. Kipiąc gorącą…
(baryton solo)

Kipiąc gorącą
gwałtownością
do serca mego
mówię ze złością:
jestem stworzony
z prochu tej ziemi
jak liść targany
wichrami ziemi.

Jeżeli mędrzec
ku własnej chwale
gmach swoich myśli
stawia na skale,
to, ach, głupiec,
jestem ja rzeka,
która tą skałę
mija z daleka.

Płynę po fali,
jak łódź bez wiosła,
jak ptak, którego
burza poniosła,
nie ma przede mną
żadnej przystani,
ląduję w gronie
zbirów i drani.

Cnota to tylko
ciężki frasunek,
lepszy żart sprośny
i mocny trunek,
służby Wenerze
to trud przyjemny,
tylko dla tchórza
zawsze daremny.

Wzdyma mi piersi
młoda ochota,
w spółce z występkiem
mierzi mnie cnota,
chcę grzeszyć ciałem,
furda zbawienie,
w rozkoszy stracić
ostatnie tchnienie.

12. Niegdyś po stawie pływałem
(Śpiewa łabędź na rożnie)

(tenor solo)
Niegdyś po stawie pływałem,
wdzięk mój w wodzie oglądałem,
gdy postać łabędzia miałem.

(chór męski)
Ach, los marny
mnie na czarny
kolor przemalował!

(tenor solo)
Na rożnie mnie obracają,
ogniem żywym przypiekają,
potem do stołu podają.

(chór męski)
Ach, los marny
mnie na czarny
kolor przemalował!

(tenor solo)
Na półmisku leżę stęgły,
pływać w sosie nie ma kędy,
w koło wyszczerzone zęby.

(chór męski)
Ach, los marny
mnie na czarny
kolor przemalował!

13. Jestem przeorem nad Kukanią

(chór)
Jestem przeorem nad Kukanią
i radzę właśnie z całą pijacką kompanią
o mej przychylności dla grających w kości
i że kto rano odwiedza mnie w gospodzie,
ten z niej wychodzi po słońca zachodzie,
a wychodząc wrzeszczy:

(baryton i męski chór)
Wafne, wafne!
Coś uczynił z nami,
zgrają obrzydliwą?
Odebrałeś wszystkim
radość żywą!

14. Kiedy w gospodzie siedzimy
(chór)

Kiedy w gospodzie siedzimy,
o zmarłych nie rozmawiamy,
lecz do gier się sposobimy
i do dziewcząt zabieramy.
Co się może dziać w gospodzie,
jeśli wino ciurkiem płynie,
kto ciekawy jest w narodzie,
niech przysłucha się nowinie.

Jedni piją, drudzy wyją,
inni czkając w karty grają.
Łachmany brud ciał ich kryją,
jedni drugich okradają,
nawzajem się często biją,
rany w worki owijają,
nóż w zanadrzu nieraz kryją,
śmierci się nie obawiają.

Kto przegra za wszystkich płaci,
i wszyscy piją i jedzą,
raz piją za swoich braci,
dwa za tych, co w ciupie siedzą,
trzy razy za tych, co żyją,
cztery za biedne cygaństwo,
pięć za tych, co w ziemi gniją,
sześć razy za chrześcijaństwo.

Siedem za klan przemytników,
osiem za siostry upadłe,
dziewięć za cech rozbójników,
dziesięć za wdowy bezradne,
jedenaście za żołnierzy,
dwanaście za zdrowie staruch,
za królów i za papieży
piją wszyscy bez umiaru.

Pije kmiotek, pije lekarz,
pije rycerz, pije hycel,
pije sędzia, pije piekarz,
pije przeor, pije szpicel,
pije żebrak, pije bogacz,
pije głupia, pije mądra,
pije kleryk, pije rogacz,
pije szachraj, pije flądra.

Pije kuzyn, pije szwagier,
pije mniszka, pije mamka,
pije murarz, pije blagier,
pije Jóźka, pije Franka,
pije dziadek, pije babka,
piją wnuki, piją brzdące,
pije ojciec, pije matka,
piją setki i tysiące.

Kraj marnieje, młódź dziczeje,
gdy bez miary wszyscy chlają,
cały świat już z nas się śmieje,
już nas palcem wytykają.
Lecz tych, wobec nas zelżywych,
co po świecie z plotką krążą,
wymarzą z ksiąg sprawiedliwych
i w głąb piekła ich pogrążą.

III. COUR D’AMOURS

15. Lata Amor skrzydlaty

(chór chłopców)
Lata Amor skrzydlaty,
zrywa więzy i pęta.
Spotykają się ze sobą
chłopcy i dziewczęta.

(sopran solo)
Jeśli któraś z dziewcząt
nie ma przyjaciela,
w jej sercu
noc panuje,
radości upragnionej

(chór chłopców)
darmo upatruje.

16. Dzień, noc i wszystko
(baryton solo)

Dzień, noc i wszystko
jest przeciw mnie,
szept dziewcząt słyszę
jakby we śnie,
wzdycham i spływa
z ócz łza po łzie.

O przyjaciele,
przykry wasz żart,
nie odkrywajcie
przede mną kart,
proszę, udzielcie
mi waszych rad!

Twe lico łez mi
wyciska zdrój,
serce twe z lodu,
o Boże mój,
do życia wróci mnie
całus twój.

17. Stała dziewczyna
(sopran solo)

Stała dziewczyna
w czerwonej sukience,
pod bluzką się rusza
coś bardzo dziewczęce.
Oho!

Stała dziewczyna
jak świeża różyczka,
twarz jej rozjaśniona,
na ustach barwiczka.
Oho!

18. Tłumię w mej piersi
(baryton solo, chór)

Tłumię w mej piersi
westchnień tony
twoją pięknością
urzeczony.

Wzdycham w dnie,
wzdycham w śnie,
me dziewczę
nie przyjdzie, nie!

Niby dwa słońca
są twe oczy,
jak błyskawice
w czarnej nocy.

Wzdycham w dnie,
wzdycham w śnie,
me dziewczę
nie przyjdzie, nie!

O boskie błagam
pośrednictwo,
bym mógł rozplatać
jej dziewictwo.

Wzdycham w dnie,
wzdycham w śnie,
me dziewczę
nie przyjdzie, nie!

19. Gdy kawaler z podwiką
(tenor, bas)

Gdy kawaler z podwiką
znajdą się w pokoiku,
w szczęśliwej samotności –
wtedy w nagłej czułości
wyzbyci wstydliwości
zaczynają miłosny targ,
grę rozkoszną swych kolan,
swych ramion i warg.

20. Chodźże, chodź, przybywaj!
(podwójny chór)

Chodźże, chodź, przybywaj,
nie daj mi umierać,
masz mnie, bierz… że… żywaj,
aj, ła mi, ma mie rać…

Piękne twoje oczy,
cóż im zdoła sprostać,
piękne włosów sploty,
piękna cała postać.

Czerwieńsza od róży
i od lilii bielsza,
ze wszystkich na świecie
piękność najpiękniejsza!

21. Chwieją się na wadze serca
(sopran solo)

Chwieją się na wadze serca
wstydliwość i pożądanie.
Lecz wybieram to co widzę,
wchodzę na stos jak skazaniec.
Konam w ogniu pożądania,
bowiem słodkie to kochanie.

22. Nadszedł czas radości
(sopran, baryton, chór chłopców)

Nadszedł czas radości
dziewczęcej,
radujcie się z nami,
młodzieńcy!

Oh, oh, oh,
wszystko rozkwita,
wszystko płonie
w miłości lubej,
w tej miłości, co wiedzie
do zguby.

Odważna mnie czule
namawia,
pogardza mną, kiedy
się wzbraniam.

Oh, oh, oh,
wszystko rozkwita,
wszystko płonie
w miłości lubej,
w tej miłości, co wiedzie
do zguby.

Mąż jest podczas zimy
niemrawy,
lecz z powiewem wiosny
znów żwawy.

Oh, oh, oh,
wszystko rozkwita,
wszystko płonie
w miłości lubej,
w tej miłości, co wiedzie
do zguby.

Kusi mnie, bo jestem
dziewica,
obraża, żem głupia
pannica.

Oh, oh, oh,
wszystko rozkwita,
wszystko płonie
w miłości lubej,
w tej miłości, co wiedzie
do zguby.

Przyjdź, niech nas ogarną
płomienie,
przyjdź, przyjdź, bo się w popiół
zamienię.

Oh, oh, oh,
wszystko rozkwita,
wszystko płonie
w miłości lubej,
w tej miłości, co wiedzie
do zguby.

23. Najsłodszy!
(sopran solo)

Najsłodszy, chcę,
abyś sobą nakrył mnie.

Blanziflor i Helena

24. Chwała ci, najpiękniejszy
(wszyscy)

Chwała ci, najpiękniejszy
dziewictwa klejnocie,
chwała ci, perło niewiast
jaśniejących w cnocie,
chwała ci, światło świata,
różo wybujała,
Blanziflor i Helena,
Wenero wspaniała!

Fortuna Władczyni Świata

25. O Fortuno
(chór)

O Fortuno
niby Księżyc
nieustannie zmienna,
ciągle rośniesz
lub zanikasz
ciemna lub promienna.
Życie podłe
wciąż kapryśnie
chłodzi nas lub grzeje,
niedostatek
lub bogactwo
jak lód w nim topnieje.

Kołem toczy
się Fortuna
zła i nieżyczliwa,
nasze szczęście
w swoich trybach
miażdży i rozrywa,
z twarzą szczelnie
zasłoniętą
często u mnie gości,
by na kręgach
mego grzbietu
grać swe złośliwości.

Los zbawienia,
cnót zasługi
przeciw mnie są teraz,
w mej słabości
albo woli
wspierały mnie nieraz.
A więc zaraz
nie mieszkając
uderzajcie w struny
i użalcie
się nade mną,
ofiarą Fortuny!
Wielka Brytania: elektroniczne bransoletki dla podejrzanych o terroryzm
Brytyjskie władze chcą zmienić prawo, tak by osobom podejrzanym o terroryzm można było zakładać elektroniczne bransoletki umożliwiające ich śledzenie. W ten sposób policja mogłaby śledzić osoby, które są zwalniane z aresztu, bo nie ma wystarczających dowodów, by je oskarżyć. Propozycja ustawy w tej sprawie jest już w parlamencie. GW, afp, dp 22-04-2004, ostatnia aktualizacja 22-04-2004 18:56
Bezpieczeństwo to stan, w którym kontrolujemy sytuacje i czujemy, że może się wydarzyć tylko to co jesteśmy w stanie przewidzieć.
W Liście do Rzymian znajduje się coś takiego: „Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują” (8.28) i to słowo „we wszystkim” ma tu swoją szczególną wymowę.
Co ciekawe, twarda, wojenna polityka Szarona przynosi efekty, od jej początku a więc od prawie roku liczba zamachów na cywilów w Izraelu spadła. To prawda, że odbywa się to kosztem mas palestyńskich, którzy z powodu blokady nie mogą pracować w Izralu, ale problem Palestyńczyków to problem przywódców palestyńskich a problem Szarona to problem Żydów. Gdyby przywódcy palestyńscy powiedzieli, że celem jest pokój z Izraelem pewnie było by inaczej. Ale Arafat nie zdecydował się na pokój, toleruje na swoim terytorium Hamas więc mają to co mają… niestety.
Myślę, że przywódcy światowi po części są też winni temu konfliktowi. Jakoś nie słyszę aż takich potępień po wysadzeniu kolejnego autobusu w Jerozolimie, albo po podłożeniu bomby w dyskotece, a właśnie brak tych potępień jest jakby poparciem polityki terroryzmu.
Co takiego jest w Jerozolimie, że jak się tam coś dzieje, to w sprawie zabiera głos prezydent Irlandii, szef niemieckiej dyplomacji Joschka Fischer, szef greckiego MSZ, Gheorgios Kumutsakos, rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, szefowa dyplomacji japońskiej, pani Yoriko Kawaguczi, Miguel Angel Moratinos z Hiszpanii (nowy minister SZ). Wypowiedzieli się też władcy z Chin, z Francji, Anglii (Jack Straw). Po co? Co im do tego? Czy może jest już czas na wypełnienie się proroctwa zachariaszowego?
A może to tylko przymiarka?
Maranatha!
Papież o decyzji Trumpa: nie mogę tego przemilczećKAI / 06.12.2017 12:10
O przestrzeganie szczególnego statusu Jerozolimy, jako miasta świętego trzech religii monoteistycznych zaapelował Franciszek na zakończenie dzisiejszej audiencji ogólnej w Watykanie.
Papież odniósł się do napięcia związanego z zapowiedzią prezydenta USA, Donalda Trumpa o uznaniu Jerozolimy za stolicę Izraela i przeniesieniu tam ambasady amerykańskiej.
„Moja myśl biegnie teraz ku Jerozolimie. W związku z tym nie mogę przemilczeć mego głębokiego zaniepokojenia z powodu sytuacji, która powstała w minionych dniach, a jednocześnie zwrócić się z żarliwym apelem do wszystkich, aby zobowiązali się do przestrzegania status quo Miasta, zgodnie z odpowiednimi rezolucjami Narodów Zjednoczonych. Jerozolima to wyjątkowe miasto, święte dla Żydów, chrześcijan i muzułmanów, którzy czczą w nim święte miejsca swoich religii i które jest szczególnie powołane do pokoju. Modlę się do Pana, aby ta tożsamość została zachowana i umocniona dla dobra Ziemi Świętej, Bliskiego Wschodu i całego świata oraz aby zwyciężyła mądrość i roztropność, aby nie dodawano nowych elementów napięcia w świecie już wstrząsanym i naznaczonym przez wiele okrutnych konfliktów” – powiedział Franciszek.
Kwestia ta była przedmiotem rozmowy papieża Franciszka z przywódcą palestyńskim, Mahmudem Abbasem.
Jak stwierdził rzecznik Stolicy Apostolskiej, Greg Burke rozmowa miała miejsce wczoraj wieczorem w wyniku inicjatywy Abbasa. Była ona związana z serią kontaktów prezydenta Palestyny po jego rozmowie z Donaldem Trumpem, podczas której prezydent USA poinformował zamiar przeniesienia ambasady z Tel Awiwu do Jerozolimy. Było to jedną z jego obietnic wyborczych. Przeniesienia amerykańskiej ambasady do Jerozolimy może potrwać nawet kilka lat.
Putin wyraził poparcie dla Abbasa ws. statusu Jerozolimy
Prezydent Rosji Władimir Putin wyraził we wtorek poparcie dla prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa ws. statusu Jerozolimy i konieczności „natychmiastowego podjęcia bezpośrednich rozmów palestyńsko-izraelskich w kwestiach spornych” – podał Kreml.
Putin zapewnił Abbasa o swym poparciu przez telefon, tuż po innej rozmowie telefonicznej, w której prezydent USA Donald Trump poinformował przywódcę Autonomii Palestyńskiej o zamiarze przeniesienia ambasady USA z Tel Awiwu do Jerozolimy.
Abbas zaapelował po tym komunikacie do papieża Franciszka oraz przywódców Rosji, Francji i Jordanii, by zainterweniowali w sprawie planów Trumpa i nie dopuścili do wcielenia ich w życie – powiedział rzecznik Abbasa Nabil Abu Rudeina.
Niebezpieczne reperkusje decyzji Trumpa
Wcześniej Rudeina przekazał w oświadczeniu, że w rozmowie z prezydentem USA „prezydent Abbas ostrzegł, że konsekwencje takiej decyzji byłyby niebezpieczne dla procesu pokojowego i stabilności oraz pokoju regionu i świata”. Również służby prasowe króla Jordanii Abdullaha II podały, że Trump przekazał monarsze informację o planie przeniesienia ambasady USA do Jerozolimy. Król ostrzegł prezydenta, że jego decyzja „miałaby niebezpieczne reperkusje dla bezpieczeństwa i stabilności regionu”.
Sprzeciw wobec planów amerykańskiej administracji wyrazili też we wtorek premier Iraku Hajdar Dżawad al-Abadi i prezydent Egiptu Abd el-Fatah es-Sisi oraz przywódca Turcji Recep Tayyip Erdogan. Abadi powiedział, że rząd Iraku ubolewa z powodu tej decyzji i uznaje, że niesie ona zagrożenie dla regionu i świata. Sisi – jak głosi komunikat jego kancelarii – ostrzegł Trumpa przed krokami, które spowodują załamanie procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie.
Zapowiedź Erdogana
Erdogan zapowiedział, że może zerwać stosunki dyplomatyczne z Izraelem, jeśli Waszyngton uzna Jerozolimę za izraelską stolicę. Agencja AP zwraca uwagę, że sprzeciw wobec zmiany statusu Jerozolimy konsoliduje nie tylko świat arabski, ale też niemal cały świat islamu. Przed uznaniem Jerozolimy za stolicę ostrzegali Trumpa prezydent Francji Emmanuel Macron, szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini i sekretarz generalny Ligi Państw Arabskich Ahmed Abul-Gheit.
Przedstawiciele administracji Trumpa poinformowali w ubiegłym tygodniu, że prezydent rozważa uznanie Jerozolimy za stolicę Izraela i może to ogłosić w środę.
Zgodnie z ustawą z 1995 roku rząd USA powinien docelowo przenieść ambasadę z Tel Awiwu do Jerozolimy. Prezydent może odroczyć ten proces ze względów bezpieczeństwa narodowego. Decyzja w tej sprawie jest podejmowana co sześć miesięcy.
W związku z obawami, że zagrozi to procesowi pokojowemu na Bliskim Wschodzie, kolejni prezydenci podpisywali rozporządzenia o czasowym odroczeniu realizacji ustawy. W czerwcu także Trump odroczył tę decyzję, ale Biały Dom dawał do zrozumienia, że prezydent wciąż zamierza przenieść placówkę.
#1. W wieczornej „Panoramie” zaproszony specjalista od spraw bliskowschodnich przedstawił Jasina jako wielki autorytet moralny. I ja znowu czegoś nie rozumiem, bo często ten samy tytuł odnoszony jest do papieża. Może zapiszę te dwa zdania obok siebie:
Nie dziwie się, że ludzie słuchając telewizji głupieją.
#2. Ale faktem jest, że emocjonalnie palestyńczycy jak zwykle wygrywają w przekazach medialnych. Tu starzec, ślepy, chromy a tu silna armia, rakiety, helikoptery. No dobrze, to emocje a gdzie fakty?
#3. Dziś uwierzyłem w pokój na bliskim wschodzie. On jest możliwy i to właśnie wg planu, który przeprowadzi Szaron. On wie co robi. Najpierw wytnie wszystkich terorystów (ciekawe, czy odważy się też usunąć Arafata – no może Arafat mu pomoże i sam niedługo umrze). Potem, przy wielkiej opozycji prawicy Izraelskiej wycofa Żydów z terenów Autonomi, potem może wspomoże Autonomie gospodarczo, bo jak już nie będzie wśród Palestyńczyków oszołomów to na pewno znajdą się tak jacyś normalni, gotowi współpracować z Izraelem z korzyścią dla obu stron. Dla Żydów na pewno będzie to tańsze niż ciągła wojna. To może przejść o ile znowu się jacyś wielcy tego świata nie zaczną wtrącać.
Ale nie to jest powód dla którego uwierzyłem w pokój. Powód jest inny – wydaje się iż proroctwa wskazujące na wojnę w tym regionie nie pasują do wojny arabsko-żydowskiej. Chyba chodzi o coś więcej a ta wojna jest potrzebna tylko jako jeden z elementów prowadzący do Nowego Ładu. Znowu do przeczytania 9 rozdział Księgi Daniela? Tak. Właśnie tak.
#4. Matanatha!
Przywódcy państw świata niemal jednym głosem potępili w poniedziałek zabicie przez armię izraelską duchowego przywódcy Hamasu, Ahmeda Jasina, wyrażając obawy, że będzie to prowadzić do nasilenia przemocy i terroru oraz zablokowania bliskowschodniego procesu pokojowego (…) szef polskiego MSZ Włodzimierz Cimoszewicz wyraził w poniedziałek obawy, że zabicie szejka Jasina może mieć „bardzo, bardzo negatywne konsekwencje nie tylko dla konfliktu izraelsko-palestyńskiego, ale obawiam się, żeby nie wzrosło zagrożenie atakami terrorystycznymi na inne kraje, także europejskie”
1. Nie lubię pojęcia „przywódcy państw świata” bo zawsze się zastanawiam, którzy to. No więc którzy? Król Butanu też? A prezydent Mikronezji? A prezydent Kwaśniewski?

2. Jak słysze o „przywódcach państw” to muszę się zastanowić z czyjego mantatu. Oczywiście, w wielu państwach nie ma demokracji (i tam przynajmniej sprawa jest jasna) ale jeżeli jest, to czy np. u nas, ja sobie życzę aby przemawiać w moim imieniu?

3. Czy rzeczywiście dla procesu pokojowego jest to bardzo źle, gdy zabija się kogoś, kto od początku ten proces z definicji bojkotuje? O jakim pokoju wielcy tego świata mówią? Czy czasem nie o pokoju opisanym w Dn9.27

4. Aby nie było wątpliwości zacytuje jeszcze raz, co o Jasinie podała PAP jakieś 4 godziny wcześniej: „W ciągu lat swej działalności grupa (Hamas) zabiła wielu Izraelczyków, torpedując jednocześnie wysiłki, zmierzające do porozumienia izraelsko-palestyńskiego (…) Jasin wielokrotnie wykluczał jakiekolwiek zawieszenie broni z Izraelem”. Warto to skonfrontować z np. z wypowiedzą Cimoszewicza.

5. O co tu chodzi? Znaczy się o co chodzi w Izraelu to wiem, pytanie dotyczy bardzie przywódców tego świata.

Kategorie:
Izrael, obserwator, polityka, _blog

Słowa kluczowe:
Jasin,
Ahmed Jasin,
OWP,
Autonomia Palestyńska,
Izrael,
Hamas

Komentarze: (3)

axe,

March 22, 2004 14:29

Skomentuj komentarz

dodam jeszcze do ad3 ze Icchaka Rabina zabili zydzi, a wiec jego rodacy, wlasnie za to ze poszedl na ustepstwa wobec Palestynczykow…

axe,

March 22, 2004 14:27

Skomentuj komentarz

ad2: glosujac w wyborach na kandydata zgadzasz sie, zeby on Ciebie i Twoje poglady reprezentowal wiec wybieraj takiego, ktory wg ciebie ma zdanie najbardziej zblizone do Twojego.

ad3: Jasin byl tak samo nieugietym i zawzietym w sprawach pokojowych czlowiekiem jakim jest Ariel Szaron. Ariela Szarona powinno sie tez zlikwidowac. Przywodca zydowski jest rownie wielkim wrogiem pokoju i porozumienia jak Jasin.
Jedynym czlowiekiem, ktorego uwazam za dazacego do pokoju w tym wszystkim jest przywodca Palestynski. Znam dobrze jego podejscie do tej sprawy. Ale wiem tez ze nie wiele on ma pola manewru poniewaz hamas itp groza mu ze go zabija jesli pojdzie na jakiekolwiek ustepstwa wobec zydow. Sytuacja jest patowa a Ariel Szaron stara sie sprowokowac Palestynczykow do jakichs wielkich zamachow w izraelu aby miec wytlumaczenie do pacyfikacji i totalnego zrownania z ziemia Palestyny.

anonim,

July 19, 2006 17:41

Skomentuj komentarz

do Twojego ad 3. Jest wojna i Szarona też próbują zabić. Po prostu Palestyńczykom nie udało się jeszcze wyeliminować przywódców Izraela a Izraelowi udaje się eliminacja przywódców Hamasu.W zasadzie wojna polega na tym, że dwie strony eliminują przeciwników, którymi oczywiście są osoby dążące do pokoju, bo wygrana wojna kończy się pokojem.

Skomentuj notkę
Duchowy przywódca Hamasu, szejk Ahmed Jasin (Yassin) zginął w poniedziałek, ostrzelany z izraelskich helikopterów, kiedy opuszczał rano meczet w Gazie. Hamas natychmiast zapowiedział krwawy odwet
Gdy we wrześniu 2003 r. nie powiodła się podobna próba likwidacji Jasina przez izraelskie śmigłowce i szejk został jedynie lekko ranny, przed jego domem demonstrowały tysiące Palestyńczyków, deklarując gotowość obrony przywódcy Hamasu.
67-letni, ociemniały, poruszający się na wózku inwalidzkim Jasin był w 1989 roku skazany przez Izrael na karę dożywotniego więzienia za założenie Hamasu, który sprzeciwia się istnieniu państwa izraelskiego oraz nakłanianie Palestyńczyków do ataków na Izraelczyków.
Izrael zwolnił go w 1997 roku, ale w 1998 roku Jaser Arafat nałożył na niego areszt domowy, co wywołało zamieszki palestyńskie w obronie szejka.
Urodzony w małej arabskiej wiosce rybackiej w pobliżu dzisiejszego izraelskiego miasta Aszkelon, Jasin był nastolatkiem, kiedy w 1948 roku powstało państwo Izrael.
Jasin wówczas uciekł i został uchodźcą w Strefie Gazy. Studiował w Kairze teologię – tam też zetknął się z ideami Bractwa Muzułmańskiego. W grudniu 1987 roku, po wybuchu pierwszej palestyńskiej intifady, stanął na czele ugrupowania Hamas, którego nazwa jest skrótem od Islamskiego Ruchu Oporu i oznacza „zapał”.
W ciągu lat swej działalności grupa zabiła wielu Izraelczyków, torpedując jednocześnie wysiłki, zmierzające do porozumienia izraelsko-palestyńskiego. Jest także odpowiedzialna za kampanię samobójczych ataków bombowych, trwającą od początku obecnego powstania.
USA umieściły Hamas na liście międzynarodowych grup terrorystycznych, które są pod ścisłą kontrolą finansową.
Hamas jest największą wewnętrzną opozycją dla Arafata, a według analityków poparcie dla niego wzrosło do 25 procent w porównaniu z 14 procentami przed wybuchem powstania – drugiej intifady.
Jasin wielokrotnie wykluczał jakiekolwiek zawieszenie broni z Izraelem, do którego wzywał poddawany zachodnim presjom Jaser Arafat po przeprowadzanych przez Hamas samobójczych zamachach.
„Gdybym zaakceptował zawieszenie broni, znaczyłoby to… że wywieszam białą flagę” – mówił Jasin. „Oni (Izrael) powinni usunąć swoich osadników. Nasza ziemia musi być zwrócona, a nasi ludzie muszą uzyskać wyzwolenie”.
Ja teraz zapisałem ewangelię w 6 punktach – film Gibsona „Pasja” porusza tylko jeden z nich, lekko zahaczając o zmartwychwstanie (20 sekund). Film „Pasja” ewangelią więc nie jest!
A ja, na przekór Gibsonowi zamiast umieścić scenę z jego filmu przytoczę tu obraz Szymona Czechowicza (1689-1775) pt. „Zmartwychwstanie”. Zgodność z realiami podobna jak w filmie za to treść bardziej chwalebna.
Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny.
Bill Gates powiedział: „nie sądzę aby w ludzkiej inteligencji było coś wyjątkowego”.Skoro Gate jest człowiekiem, to ja mogę dodać iż nie sądzę, aby w inteligencji Gates’a było coś wyjątkowego.Jeszcze jeden genialny głupiec? Jeden z tych, co to „podając się za mądrych stali się głupi”?Źródło: H. Jonescher Życie okablowane, Warszawa 2001, str. 317

Kategorie:
humanizm, obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
transhumanizm,
humanizm,
Bill Gates,
inteligencja,
umysł

Komentarze: (2)

anonim,

February 22, 2004 21:22

Skomentuj komentarz

no, w dziedzinie kasy jest mu czego zazdroscic

zycie-z-nim,

February 22, 2004 09:15

Skomentuj komentarz

po prostu wiedziała co i jak ale jest takim samym człowiekiem jak każdy inny tyle, że bogatszym i tu mu zazdroszcze

Skomentuj notkę
Skoro Gate jest człowiekiem, to ja mogę dodać iż nie sądzę, aby w inteligencji Gates’a było coś wyjątkowego.
Jeszcze jeden genialny głupiec? Jeden z tych, co to „podając się za mądrych stali się głupi”?
Źródło: H. Jonescher Życie okablowane, Warszawa 2001, str. 317
Samuel Beckett urodził się 13 kwietnia 1906 r. Ten dzień wypadał wtedy w Wielki Piątek i Beckett ciągle podkreślał, że fakt ten ma w jego życiu symboliczne znaczenie.
Pan Bóg sprawił, że zmarł krótko przed Bożym Narodzeniem bo 22 grudnia 1989 r. i ta data również jest symboliczna zważywszy na jego twórczość i sposób myślenia.
Po prostu „Czekając na Godota” nie doczekał.
Nowy odcinek filmy Harry’ego Pottera ma kosztować ponad 250 mln$. Producent skomentował to tak: „Na ten film czekają miliony 10-latków na całym świecie. Przecież nie możemy ich zawieść!”
A ja sobie coś policzę:
Jedno jest pewne. Inwestorów to pan producent na pewno nie zawiedzie. Tylko proszę nie wmawiać mi, że tu o dzieciaki chodzi.
I jeszcze jedna ważna rzecz: warto sobie przy okazji uświadomić ile to jest 250 mln$. To może nie być łatwe ale warto o tym pomyśleć.

Kategorie:
obserwator, ekonomia, marketing, _blog

Słowa kluczowe:
Harry Poter,
ekonomia,
biznes,
moralność,
media,
marketing

Komentarze: (3)

jayin,

January 25, 2004 12:26

Skomentuj komentarz

życie.
bez popytu nie ma podaży.

tylko ten przepływ kasy mógłby np. na moje konto iść… a co:-)

wings,

January 25, 2004 11:32

Skomentuj komentarz

policzyłam… sporo kasy… ale przecież chodzi wyłącznie o dzieciaki… !!! o nic innego… !!! nikt nie chce wszak się bogacić tylko dziecią dawać radość.. !!! (haha)

believe-in-imaginati,

January 24, 2004 15:45

Skomentuj komentarz

bedzie wmawail dalej

Skomentuj notkę
1) Inspiracja do badań:- Zauważam, że obrazki w Alicjach „są namalowane tą samą ręką co obrazki z „Narni”.- Podobieństwo Śródziemia do Narni jest zadziwiające. Właściwie nie chodzi mi o podobieństwo tych dwóch światów (lub wszechświatów) ale podobieństwo podejść autorów do problemu.
2) Narzędzie prowadzenia badań: Internet Explorer, łącze xDSL, Google, troszkę czasu.
3) Lewis Carroll, właściwie Charles Lutwidge Dodgson, 1832-1898:- matematyk, choć znany jako autor Alicji,- ukończył Oxford i tam wykładał w latach 1855-1881,- potem został duchownym anglikańskim,- Alicja to 1865 a po drugiej stronie lustra to rok 1871,- bawił się też fotografią.
4) Clive Staples Lewis, 1898-1963:- studiował na Oxfordzie,- a potem wykładał na Oxfordzie,- Opowieści z Narnii powstały w latach 1950-1956,- Inklingowie to nieformalna grupa oksfordzkich pisarzy intelektualistów (Lewis, Tolkien ale nie tylko).
5) John Ronald Reuel Tolkien, 1892-1973:- wykładał na Oxfordzie język staroangielski,- w tym czasie coś tam pisał, ale pierwsze wydanie Trylogii to 1954 rok.
notka przeredagowana w listopadzie 2018
23.59 i 55 sekund, 56, 57, 58, 59 (!!!) Mamy nowy, 2004 rok!
To znaczy, że za 1998 już nas nie mogą kontrolować! Można wywalić wszystkie faktury, zaświadczenia, rachunku, papiery, PIT-y i VAT-y, bo za 1998 już przyleźć nie mogą!
Czy Sylwester może być smutny? Radujmy się bo Urząd Skarbowy za 1998 rok już nas nie ruszy!
Mogą jeszcze za 2003, 2002, 2001, 2000, 1999 więc do następnego Nowego Roku.
Taki cytat sobie odnotowuję:
„Nie ufajcie mediom. Najbardziej nieprawdziwy obraz świata kształtuje telewizja – widzowie są przekonani, że nasz glob jest przesycony wojnami, konfliktami i terroryzmem, podczas gdy zjawiska te dotyczą tylko kilku punktów na ziemi. Najważniejszym problemem świata jest przeraźliwa bieda, której się nie pokazuje, bo jest statyczna. Bieda to najwyżej atrakcja turystyczna w stacji Travel. Hitler oszukał 40 milionów ludzi – pisze Kapuściński – Stalin 200 milionów, telewizja zaś oszukuje trzy miliardy.”
Ryszard Kapuściński, Autoportret reportera.
Dopisek z grudnia 2017:
Materiał źródłowy:USTAWA BUDŻETOWA NA ROK 2002 z dnia 14 marca 2002 r. Art. 1.1. Dochody budżetu państwa ustala się, zgodnie z załącznikiem nr 1, na kwotę 145.101.632 tys. zł.2. Wydatki budżetu państwa ustala się, zgodnie z załącznikiem nr 2, na kwotę nie większą niż 185.101.632 tys. zł. 3. Deficyt budżetu państwa ustala się na  kwotę nie większą niż 40.000.000 tys. zł. (…)   USTAWA BUDŻETOWA NA ROK 2003 z dnia 18 grudnia 2002 r. Art. 1. 1. Dochody budżetu państwa ustala się, zgodnie z załącznikiem nr 1, na kwotę 155.697.654 tys. zł. 2. Wydatki budżetu państwa ustala się, zgodnie  z załącznikiem nr 2, na kwotę nie większą niż 194.431.654 tys. zł. 3. Deficyt budżetu państwa ustala się na kwotę nie większą niż 38.734.000 tys. zł. (…)   Źródło: www.sejm.gov.plPrzemyślenia:Te liczby są głęboko inspirujące: 194 miliardy! 156 miliardów! … i to wszystko w imieniu i dla 40 mln obywateli, dla których najczęściej kwoty powyżej 10 tys. zł to czysta abstrakcja.Jak się podzieli 194 miliardy przez niecałe 40 milionów to wychodzi około 5 tys. zł na obywatela. Ciekawe, czy obywatel sam nie zrobiłby sobie lepiej, za to 5 tys. zł rocznie? I to pytanie wcale nie jest propagandą UPR-u, tylko bardzo poważnym pytaniem o sens istnienia państwa.Do przemyślenia jest wysokość deficytu finansowanego poprzez zadłużenie. Przecież to 20%! Wygląda na to, że żyjemy na koszt przyszłych pokoleń.Do zapamiętania:Budżet państwa to około 200mld.Na obywatela to około 5 tys. zł.Deficyt około 40 mld czyli 20% budżetu.

Kategorie:
obserwator, polityka, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
polityka,
budżet,
ekonomia,
deficyt budżetowy,
sejm,
ustawa budżetowa

Komentarze: (2)

marekm,

December 21, 2003 23:46

Skomentuj komentarz

Jak dla mnie to na obywatela wychodzi tylko jakieś 4 tysie, bo Państwo dostanie te 20% budżetu na kredyt a pojedynczy Obywatel to już nie tak łatwo – dyży może więcej 😉

khan-goor,

December 19, 2003 10:22

Skomentuj komentarz

bronić UPRu będę jeśli zaatakowan – obywatel może i lepiej by ich nei wydał, ale przynajmniej sam mógłby zdecydować. afterall to są jego pieniądze…

Skomentuj notkę
USTAWA BUDŻETOWA NA ROK 2002 z dnia 14 marca 2002 r. Art. 1.1. Dochody budżetu państwa ustala się, zgodnie z załącznikiem nr 1, na kwotę 145.101.632 tys. zł.2. Wydatki budżetu państwa ustala się, zgodnie z załącznikiem nr 2, na kwotę nie większą niż 185.101.632 tys. zł. 3. Deficyt budżetu państwa ustala się na  kwotę nie większą niż 40.000.000 tys. zł. (…)   USTAWA BUDŻETOWA NA ROK 2003 z dnia 18 grudnia 2002 r. Art. 1. 1. Dochody budżetu państwa ustala się, zgodnie z załącznikiem nr 1, na kwotę 155.697.654 tys. zł. 2. Wydatki budżetu państwa ustala się, zgodnie  z załącznikiem nr 2, na kwotę nie większą niż 194.431.654 tys. zł. 3. Deficyt budżetu państwa ustala się na kwotę nie większą niż 38.734.000 tys. zł. (…)   Źródło: www.sejm.gov.plPrzemyślenia:Te liczby są głęboko inspirujące: 194 miliardy! 156 miliardów! … i to wszystko w imieniu i dla 40 mln obywateli, dla których najczęściej kwoty powyżej 10 tys. zł to czysta abstrakcja.Jak się podzieli 194 miliardy przez niecałe 40 milionów to wychodzi około 5 tys. zł na obywatela. Ciekawe, czy obywatel sam nie zrobiłby sobie lepiej, za to 5 tys. zł rocznie? I to pytanie wcale nie jest propagandą UPR-u, tylko bardzo poważnym pytaniem o sens istnienia państwa.Do przemyślenia jest wysokość deficytu finansowanego poprzez zadłużenie. Przecież to 20%! Wygląda na to, że żyjemy na koszt przyszłych pokoleń.Do zapamiętania:Budżet państwa to około 200mld.Na obywatela to około 5 tys. zł.Deficyt około 40 mld czyli 20% budżetu.

Kategorie:
obserwator, polityka, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
polityka,
budżet,
ekonomia,
deficyt budżetowy,
sejm,
ustawa budżetowa

Komentarze: (2)

marekm,

December 21, 2003 23:46

Skomentuj komentarz

Jak dla mnie to na obywatela wychodzi tylko jakieś 4 tysie, bo Państwo dostanie te 20% budżetu na kredyt a pojedynczy Obywatel to już nie tak łatwo – dyży może więcej 😉

khan-goor,

December 19, 2003 10:22

Skomentuj komentarz

bronić UPRu będę jeśli zaatakowan – obywatel może i lepiej by ich nei wydał, ale przynajmniej sam mógłby zdecydować. afterall to są jego pieniądze…

Skomentuj notkę
Art. 1.
1. Dochody budżetu państwa ustala się, zgodnie z załącznikiem nr 1, na kwotę 145.101.632 tys. zł.
2. Wydatki budżetu państwa ustala się, zgodnie z załącznikiem nr 2, na kwotę nie większą niż 185.101.632 tys. zł.
3. Deficyt budżetu państwa ustala się na  kwotę nie większą niż 40.000.000 tys. zł.
(…)
USTAWA BUDŻETOWA NA ROK 2003 z dnia 18 grudnia 2002 r.
Art. 1.
1. Dochody budżetu państwa ustala się, zgodnie z załącznikiem nr 1, na kwotę 155.697.654 tys. zł.
2. Wydatki budżetu państwa ustala się, zgodnie  z załącznikiem nr 2, na kwotę nie większą niż 194.431.654 tys. zł.
3. Deficyt budżetu państwa ustala się na kwotę nie większą niż 38.734.000 tys. zł.
(…)
Źródło: www.sejm.gov.pl
Przemyślenia:Te liczby są głęboko inspirujące: 194 miliardy! 156 miliardów! … i to wszystko w imieniu i dla 40 mln obywateli, dla których najczęściej kwoty powyżej 10 tys. zł to czysta abstrakcja.Jak się podzieli 194 miliardy przez niecałe 40 milionów to wychodzi około 5 tys. zł na obywatela. Ciekawe, czy obywatel sam nie zrobiłby sobie lepiej, za to 5 tys. zł rocznie? I to pytanie wcale nie jest propagandą UPR-u, tylko bardzo poważnym pytaniem o sens istnienia państwa.Do przemyślenia jest wysokość deficytu finansowanego poprzez zadłużenie. Przecież to 20%! Wygląda na to, że żyjemy na koszt przyszłych pokoleń.Do zapamiętania:Budżet państwa to około 200mld.Na obywatela to około 5 tys. zł.Deficyt około 40 mld czyli 20% budżetu.

Kategorie:
obserwator, polityka, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
polityka,
budżet,
ekonomia,
deficyt budżetowy,
sejm,
ustawa budżetowa

Komentarze: (2)

marekm,

December 21, 2003 23:46

Skomentuj komentarz

Jak dla mnie to na obywatela wychodzi tylko jakieś 4 tysie, bo Państwo dostanie te 20% budżetu na kredyt a pojedynczy Obywatel to już nie tak łatwo – dyży może więcej 😉

khan-goor,

December 19, 2003 10:22

Skomentuj komentarz

bronić UPRu będę jeśli zaatakowan – obywatel może i lepiej by ich nei wydał, ale przynajmniej sam mógłby zdecydować. afterall to są jego pieniądze…

Skomentuj notkę
Te liczby są głęboko inspirujące: 194 miliardy! 156 miliardów! … i to wszystko w imieniu i dla 40 mln obywateli, dla których najczęściej kwoty powyżej 10 tys. zł to czysta abstrakcja.Jak się podzieli 194 miliardy przez niecałe 40 milionów to wychodzi około 5 tys. zł na obywatela. Ciekawe, czy obywatel sam nie zrobiłby sobie lepiej, za to 5 tys. zł rocznie? I to pytanie wcale nie jest propagandą UPR-u, tylko bardzo poważnym pytaniem o sens istnienia państwa.Do przemyślenia jest wysokość deficytu finansowanego poprzez zadłużenie. Przecież to 20%! Wygląda na to, że żyjemy na koszt przyszłych pokoleń.Do zapamiętania:Budżet państwa to około 200mld.Na obywatela to około 5 tys. zł.Deficyt około 40 mld czyli 20% budżetu.

Kategorie:
obserwator, polityka, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
polityka,
budżet,
ekonomia,
deficyt budżetowy,
sejm,
ustawa budżetowa

Komentarze: (2)

marekm,

December 21, 2003 23:46

Skomentuj komentarz

Jak dla mnie to na obywatela wychodzi tylko jakieś 4 tysie, bo Państwo dostanie te 20% budżetu na kredyt a pojedynczy Obywatel to już nie tak łatwo – dyży może więcej 😉

khan-goor,

December 19, 2003 10:22

Skomentuj komentarz

bronić UPRu będę jeśli zaatakowan – obywatel może i lepiej by ich nei wydał, ale przynajmniej sam mógłby zdecydować. afterall to są jego pieniądze…

Skomentuj notkę
Jak się podzieli 194 miliardy przez niecałe 40 milionów to wychodzi około 5 tys. zł na obywatela. Ciekawe, czy obywatel sam nie zrobiłby sobie lepiej, za to 5 tys. zł rocznie? I to pytanie wcale nie jest propagandą UPR-u, tylko bardzo poważnym pytaniem o sens istnienia państwa.Do przemyślenia jest wysokość deficytu finansowanego poprzez zadłużenie. Przecież to 20%! Wygląda na to, że żyjemy na koszt przyszłych pokoleń.Do zapamiętania:Budżet państwa to około 200mld.Na obywatela to około 5 tys. zł.Deficyt około 40 mld czyli 20% budżetu.

Kategorie:
obserwator, polityka, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
polityka,
budżet,
ekonomia,
deficyt budżetowy,
sejm,
ustawa budżetowa

Komentarze: (2)

marekm,

December 21, 2003 23:46

Skomentuj komentarz

Jak dla mnie to na obywatela wychodzi tylko jakieś 4 tysie, bo Państwo dostanie te 20% budżetu na kredyt a pojedynczy Obywatel to już nie tak łatwo – dyży może więcej 😉

khan-goor,

December 19, 2003 10:22

Skomentuj komentarz

bronić UPRu będę jeśli zaatakowan – obywatel może i lepiej by ich nei wydał, ale przynajmniej sam mógłby zdecydować. afterall to są jego pieniądze…

Skomentuj notkę
Do przemyślenia jest wysokość deficytu finansowanego poprzez zadłużenie. Przecież to 20%! Wygląda na to, że żyjemy na koszt przyszłych pokoleń.Do zapamiętania:Budżet państwa to około 200mld.Na obywatela to około 5 tys. zł.Deficyt około 40 mld czyli 20% budżetu.

Kategorie:
obserwator, polityka, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
polityka,
budżet,
ekonomia,
deficyt budżetowy,
sejm,
ustawa budżetowa

Komentarze: (2)

marekm,

December 21, 2003 23:46

Skomentuj komentarz

Jak dla mnie to na obywatela wychodzi tylko jakieś 4 tysie, bo Państwo dostanie te 20% budżetu na kredyt a pojedynczy Obywatel to już nie tak łatwo – dyży może więcej 😉

khan-goor,

December 19, 2003 10:22

Skomentuj komentarz

bronić UPRu będę jeśli zaatakowan – obywatel może i lepiej by ich nei wydał, ale przynajmniej sam mógłby zdecydować. afterall to są jego pieniądze…

Skomentuj notkę
Do przemyślenia jest wysokość deficytu finansowanego poprzez zadłużenie. Przecież to 20%! Wygląda na to, że żyjemy na koszt przyszłych pokoleń.Do zapamiętania:Budżet państwa to około 200mld.Na obywatela to około 5 tys. zł.Deficyt około 40 mld czyli 20% budżetu.

Kategorie:
obserwator, polityka, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
polityka,
budżet,
ekonomia,
deficyt budżetowy,
sejm,
ustawa budżetowa

Komentarze: (2)

marekm,

December 21, 2003 23:46

Skomentuj komentarz

Jak dla mnie to na obywatela wychodzi tylko jakieś 4 tysie, bo Państwo dostanie te 20% budżetu na kredyt a pojedynczy Obywatel to już nie tak łatwo – dyży może więcej 😉

khan-goor,

December 19, 2003 10:22

Skomentuj komentarz

bronić UPRu będę jeśli zaatakowan – obywatel może i lepiej by ich nei wydał, ale przynajmniej sam mógłby zdecydować. afterall to są jego pieniądze…

Skomentuj notkę
Do zapamiętania:Budżet państwa to około 200mld.Na obywatela to około 5 tys. zł.Deficyt około 40 mld czyli 20% budżetu.

Kategorie:
obserwator, polityka, ekonomia, _blog

Słowa kluczowe:
polityka,
budżet,
ekonomia,
deficyt budżetowy,
sejm,
ustawa budżetowa

Komentarze: (2)

marekm,

December 21, 2003 23:46

Skomentuj komentarz

Jak dla mnie to na obywatela wychodzi tylko jakieś 4 tysie, bo Państwo dostanie te 20% budżetu na kredyt a pojedynczy Obywatel to już nie tak łatwo – dyży może więcej 😉

khan-goor,

December 19, 2003 10:22

Skomentuj komentarz

bronić UPRu będę jeśli zaatakowan – obywatel może i lepiej by ich nei wydał, ale przynajmniej sam mógłby zdecydować. afterall to są jego pieniądze…

Skomentuj notkę
Lee Malvo, młodszy z dwóch snajperów terroryzujących rok temu Waszyngton, uważa, że jak filmowy Neo walczył ze złowrogim systemem na kształt Matrixa.
Taką linię obrony przedstawiają adwokaci podczas trwającego właśnie w Wirginii procesu 17-letniego Malvo.
(…)
Taka linia obrony jedynie pozornie nie ma sensu. W ciągu ostatnich dwóch lat w USA już dwóm osobom podejrzanym o morderstwa udało się uniknąć kary śmierci właśnie dzięki „Matrixowi”.
W San Francisco 27-letni student zabił i poćwiartował właścicielkę swego mieszkania, ponieważ „próbowała go wciągnąć do Matrixa”. W Ohio sąd uznał za niepoczytalną 36-letnią barmankę, która uważała się za Trinity – jedną z bohaterek „Matrixa”.
(…)
Taka linia obrony jedynie pozornie nie ma sensu. W ciągu ostatnich dwóch lat w USA już dwóm osobom podejrzanym o morderstwa udało się uniknąć kary śmierci właśnie dzięki „Matrixowi”.
W San Francisco 27-letni student zabił i poćwiartował właścicielkę swego mieszkania, ponieważ „próbowała go wciągnąć do Matrixa”. W Ohio sąd uznał za niepoczytalną 36-letnią barmankę, która uważała się za Trinity – jedną z bohaterek „Matrixa”.
W San Francisco 27-letni student zabił i poćwiartował właścicielkę swego mieszkania, ponieważ „próbowała go wciągnąć do Matrixa”. W Ohio sąd uznał za niepoczytalną 36-letnią barmankę, która uważała się za Trinity – jedną z bohaterek „Matrixa”.
Nie wiem czy to mam sens komentować, bo czuję, że to nie jest żadna choroba psychiczna tylko prawnicza ucieczka przed karą, która powinna być wymierzona.A może się mylę? Może rzeczywiście „Matrix”, taki dobry film robi z ludźmi takie złe rzeczy? Ale jak to może być, że dobrzy ludzie tak się psują pod wpływem dobrego filmu? A może to nie jest dobry film? Albo może jest tak, że na świecie nie ma dobrych ludzi?
A może po prostu to jeszcze jeden dowód na to, że przytoczona kiedyś definicja dobra wykazuje, że cały ten świat (ludzie i ich produkcje filmowe) są złe, tylko tak trudno się nam do tego przyznać przed sobą i co gorsza przed Bogiem.
Jeżeli powyższe pytania są jednak bez sensu i jednak jest to tylko taktyka obrońców, to jak to możliwe, że dobrzy ludzie zabijają a prawnicy (inni, też dobrzy ludzie) wymyślają takie kłamliwe fortele aby zbrodniarzy przed karą uchronić.
I jeszcze drobiazg: ponieważ umieszczenie na swoim blogu obrazka z Matrix-a jest teraz „trendne” to znowu jestem do przodu 🙂 Zdjęcie popsułem sam – w końcu mając Paint’a każdy może psuć.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Matrix,
choroba Matrixa,
etyka,
moralność

Komentarze: (2)

maynka,

December 13, 2003 22:07

Skomentuj komentarz

na jaką kare zasługują Ci, którzy zabijają?

demirja,

December 9, 2003 10:23

Skomentuj komentarz

a moze faktycznie wszystko jest matriksem … nie ma dobra i zla – tylko pelna sterowalnosc, a ludzie boja sie rzeczywistosci 😐

Skomentuj notkę
A może się mylę? Może rzeczywiście „Matrix”, taki dobry film robi z ludźmi takie złe rzeczy? Ale jak to może być, że dobrzy ludzie tak się psują pod wpływem dobrego filmu? A może to nie jest dobry film? Albo może jest tak, że na świecie nie ma dobrych ludzi?
A może po prostu to jeszcze jeden dowód na to, że przytoczona kiedyś definicja dobra wykazuje, że cały ten świat (ludzie i ich produkcje filmowe) są złe, tylko tak trudno się nam do tego przyznać przed sobą i co gorsza przed Bogiem.
Jeżeli powyższe pytania są jednak bez sensu i jednak jest to tylko taktyka obrońców, to jak to możliwe, że dobrzy ludzie zabijają a prawnicy (inni, też dobrzy ludzie) wymyślają takie kłamliwe fortele aby zbrodniarzy przed karą uchronić.
I jeszcze drobiazg: ponieważ umieszczenie na swoim blogu obrazka z Matrix-a jest teraz „trendne” to znowu jestem do przodu 🙂 Zdjęcie popsułem sam – w końcu mając Paint’a każdy może psuć.
Oglądając TV tak się wzruszyłem nad łzami składającej swój immunitet i prześladowanej posłanki Renaty Berger, że nie mogłem już zapłakać nad gazetą w której wyczytałem iż właśnie skazano niewinną posłankę Danutą Hojarską.

Kiedyś (1 października – „Bez ściemy”) podobnie się wzruszyłem, tyle tylko że związane to było z SLD a nie Samoobroną.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
Samoobrona,
polityka

Komentarze: (1)

soul-sister,

November 28, 2003 10:44

Skomentuj komentarz

też się wzruszyłam, i to bardzo. bo to uciskana kobieta jest. biedactwo. jestem nadwrażliwa na samoobronę, która sama się obronić przezd złym światem nie może.

Skomentuj notkę
Lekko nieświeże (3 miesiące) ale niestety aktualne:

Światowej sławy fizyk profesor Stephen Hawking uważa, że genetyczna inżynieria może być zastosowana po to, by zapobiec wyprzedzeniu inteligencji ludzkiej przez komputery.
W wywiadzie dla najnowszego tygodnika „Focus” autor głośnej książki „Krótka Historia Czasu” powiedział, że genetyczne zmiany mogą być zaprojektowane tak, by zwiększyć złożoność DNA i „udoskonalić” ludzi. 
Naukowiec z Cambridge, który jest od lat sparaliżowany i porozumiewa się za pomocą specjalnie dla niego skonstruowanego komputera nie wyklucza, że osiągnięcie tego celu może wymagać długiego procesu, ale jest to ważne jeśli biologiczny system (człowieka) ma pozostać wyższy niż elektroniczny (maszyn).
W odróżnieniu od naszego intelektu komputery podwajają swoją wydajność co 18 miesięcy. Z tego powodu zachodzi realne niebezpieczeństwo, że mogą rozwinąć wyższe formy inteligencji i przejąć świat – obawia się Hawking.
Musimy jak najszybciej rozwinąć technologie, które zapewniają bezpośredni związek pomiędzy mózgiem człowieka a komputerem tak, by sztuczne mózgi komputera wzbogacały ludzką inteligencję, a nie przeciwstawiały się jej – dodał Hawking.
Mariusz Blonski, „Chip” 3 września 2001 r.

Całość pod:
http://republika.pl/w34/archiwum/Hawking.htm
http://www.wsm.gdynia.pl/~tpng/aktualnosci/Hawkins.htm
Parafrazując nieco jego wypowiedź można zapisać to tak: „My ludzie musimy się ulepszyć się, ponieważ tworzymy maszyny, które stają się lepsze od nas.”
To naprawdę fajny przykład ateistycznej pychy. Ludzie są kreatywni ale jak w swej kreatywności nie uznaje się Stwórcy to samemu wchodzi się na jego miejsce. Czy jednak wolno tam wchodzić.
Kiedyś chciał to zrobić Lucyfer i został strącony z wyżyn (cokolwiek to znaczy). Potem zrobiła to Ewa skuszona obietnicą węża „będziecie jak Bóg” (to z Genesis, rozdział 3) a skończyło się to wypędzeniem z Edenu.
Za nimi robią to inni, między innymi prof. Hawking, który „przepowiedział, że ludzkość … zaprojektuje i udoskonali ludzką rasę”. To udoskonalanie skończy się zniszczeniem ziemi przez Boga, co jest już zapowiedziane w Apokalipsie i czego obrazem był potop.
A moje osobiste zdanie jest takie: ja nie chcę być przez prof. Hawkingsa udoskonalany. Nie chcę aby grzebał on we mnie ani też aby grzebał on w dzieciach bo z takie grzebania to prędzej kolejne Hitlery wykorzystają niż ci, w których się grzebie dla których ponoć się to robi.
Maranatha!

Kategorie:
obserwator, humanizm, transhumanizm, _blog

Słowa kluczowe:
Hawking,
transhumanizm,
ateizm,
ewolucja

Komentarze: (4)

khan-goor,

November 25, 2003 13:15

Skomentuj komentarz

Hitlery i Staliny się wzieły bez grzebania, czyli „po-bożemu”…

anonim,

September 17, 2010 17:31

Skomentuj komentarz

Zbyteczna hipoteza BogaPawel Lisickihttp://blog.rp.pl/lisicki/2010/09/17/zbyteczna-hipoteza-boga/Od poniedziałku już wiem, że Boga nie ma. Tak przynajmniej utrzymuje Stephen Hawking, astrofizyk wspierany przez redakcję „Newsweeka”, która uważa, że jego słowa „otwierają nowy rozdział w sporze między nauką a religią”.Na temat wybitności Hawkinga jako naukowca wypowiadać się nie zamierzam. Wszakże po przeczytaniu jego rozważań na temat religii trudno mi w nią wierzyć. Pisze otóż Hawking, a ma to być jego kluczowa teza, że „to spontaniczna kreacja jest przyczyną, w wyniku której istnieje raczej coś niż nic. Nie ma potrzeby przywoływać Boga”. Czytałem to zdanie i przecierałem oczy ze zdumienia. To ma być owo genialne odkrycie? To ma być cios ostateczny, miażdżący i śmiertelny, co to raz na zawsze strąci wiarę w Stwórcę w otchłań zapomnienia? Koń by się uśmiał. Nie jest to wprawdzie najbardziej banalna wypowiedź na temat istnienia Boga w dziejach, bywały bardziej prymitywne, że przypomnę, jak to kiedyś radziecki kosmonauta Jurij Gagarin nie dostrzegł Boga w kosmosie, co miało być koronnym dowodem na nieistnienie istoty najwyższej. A jednak w galerii myśli płaskich dowody Hawkinga zajmą poczesne miejsce.Bo też zarówno kreacja, jak i jej spontaniczność – to, co ma tłumaczyć według angielskiego astrofizyka istnienie świata – są pojęciami zrozumiałymi jedynie w obrębie języka osobowej metafizyki i religii. Spontaniczny może być tylko podmiot, istota rozumna, ktoś, kto ma wolę i rozum. Ani roślina, ani nawet zwierzę nie mogą być w dosłownym znaczeniu spontaniczne – to znaczy decydujące i chcące same z siebie. A już z pewnością nie może być spontaniczna kreacja. Kreacja to inaczej akt stworzenia, to skok bytu z niebytu. W myśli chrześcijańskiej kreacja mogła być wyłącznie dziełem Boga, on tylko mógł czynić rzeczy nieistniejące istniejącymi. Tylko analogicznie i metaforycznie można mówić, jak robi się to dziś powszechnie, o kreacji ludzkiej. Bezosobowa spontaniczna kreacja jako przyczyna świata to sprzeczność sama w sobie.Pierwszym, który sformułował pytanie, dlaczego jest raczej coś niż nic, był niemiecki filozof Wilhelm Leibniz. Jego refleksja nad tym pytaniem doprowadziła do uznania Boga. Skoro z niczego nic nie powstaje, rozumował, to, że raczej jest coś niż nic, musi mieć swą rację w czymś istniejącym, ostatecznie Bogu. Pomysł, że świat sam się stwarza, jest równie godny uznania, powiedziałby Leibniz, jak twierdzenie, że łapiąc się za włosy, człowiek sam może się unieść do góry.W tym samym numerze przeczytałem wyznania niejakiego Michela Onfraya, według którego „religii zawdzięczamy pogardę, rasizm, kolonializm, nietolerancję, wojny, niesprawiedliwość społeczną, ksenofobię”. Mocne. I tak samo pełne tupetu jak słowa Hawkinga. Tylko czekam, kiedy odkrycia tego ostatniego uzna się za obowiązujące, a ludzi religijnych zacznie się resocjalizować. Wygląda na to, że nadchodzą piękne czasy.

anonim,

March 23, 2013 09:51

Skomentuj komentarz

Porzuć swoje ciało i stań się nieśmiertelnyEra cyborgów nadchodzi. Czy tego chcemy, czy nie, wkrótce na naszej planecie będzie rządził nowy, lepszy gatunek człowieka. Co stanie się z tymi, którzy nie zechcą się mu podporządkować? Kevin Warwick to osoba, która zna miejsce cyborgów we współczesnym i przyszłym świecie. W końcu sam jest jednym z nich.Od człowieka do cyborga – taka droga rasy ludzkiejKevin Warwick zajmuje stanowisko profesora cybernetyki na Uniwersytecie w Reading, w Wielkiej Brytanii. Żyje na tyle długo, by wiedzieć, że ludzka rasa długo nie przetrwa bez ulepszeń swojego ciała. Wątłe kości i organy wewnętrzne z czasem zaczną przeszkadzać. Jedynym rozwiązaniem może być wyzwolenie się z cielesnych kajdan i przeniesienie mózgu do innego, lepszego „opakowania”. Pewnego dnia każdy z nas stanie przed wyborem: czy stać się cyborgiem i ewoluować, czy pozostać reliktem przeszłości, pożywką dla mas…Uwolnij swój umysł- Nasze ciała to poważne ograniczenia. Kiedy rodzisz się, nie wiesz, ile pożyjesz. Ale masz pewność, że pewnego dnia twoje ciało zacznie odmawiać ci posłuszeństwa. Po co to wszystko? Dlaczego nie porzucić cielesnej otoczki i nie wyzwolić umysłu? To przecież mózg jest najważniejszy – Kevin Warwick przekonuje, że już na obecnym etapie rozwoju nauki mózg może funkcjonować bez ciała.Warwick został okrzyknięty przez media „profesorem cyborgiem”, bowiem – jak sam przyznaje – „urodził się człowiekiem, ale nie zamierza poddawać się temu ograniczeniu”. Brytyjczyk zasłynął z wszczepienia sobie zintegrowanego z układem nerwowym implantu, który pozwolił mu na komunikację z maszynami i sterowanie nimi za pomocą myśli. Naukowiec przekonuje, że już teraz uzyskanie stałego połączenia z komputerem jest możliwe.- Co mną kierowało? Mój umysł krzyczał, gdy obserwowałem ograniczenia wynikające z cielesnych ułomności. Wiedziałem wewnątrz, że to może się zmienić. Podświadomie tego chciałem.INTERIA.PL: Czyli nie chodziło o zwykłą naukową ciekawość?- Myślę, że ostatecznie to właśnie ten element zadecydował. Bez ciekawości świata i potrzeby odpowiadania na trudne pytania, nigdy bym nie zaryzykował. Przecież prawie przez 3 miesiące miałem w swoim przedramieniu chip ze 100 elektrodami podłączonymi do mojego układu nerwowego. Niestety, nie mógł on zostać tam na zawsze. Po zakończeniu eksperymentów z nim związanych lekarze mi go usunęli. Zostały blizny i kilka platynowych obwodów pod skórą, ale znowu jestem zwykłym człowiekiem – twierdzi prof. Kevin Warwick.Kevin Warwick – pierwszy cyborg wśród ludziMożliwości, które zyskał Warwick wraz z wszczepionym implantem, były ogromne. Podczas jednego z eksperymentów naukowiec podłączył się do internetu (miał własny adres IP) i będąc w Nowym Jorku sterował mechaniczną ręką robota umieszczoną w angielskim Reading. Opóźnienie w przesyle sygnału było znikome, więc cyberręka była w stanie wykonywać nawet bardziej skomplikowane czynności, jeżeli Warwick właśnie tego chciał. Na podobnej zasadzie działa prężnie rozwijający się dział telemedycyny, w której wykorzystuje się roboty chirurgiczne, takie jak Zeus czy da Vinci. Jedynym ograniczeniem w ekspansji tej technologii jest szybkość łącza internetowego.Kevin Warwick w swoich badaniach poszedł krok dalej. Zdecydował się połączyć swój układ nerwowy z układem swojej żony, Ireny. Dzięki tej nietypowej więzi Warwick nie widząc swojej połówki i tak wiedział, kiedy poruszała ręką. Impulsy nerwowe w przedramieniu, płynące do jej mózgu, tworzyły dodatkową pętlę, która zahaczała o mózg Warwicka. To coś na kształt „neuronalnego telegrafu” – badacz nie odczuwał ani bólu, ani przyjemności płynących z kontaktu z żoną, ale „wiedział” o wykonywanych przez nią czynnościach.- Czy tego chcemy, czy nie, człowieka można by ograniczyć do jego mózgu. Eksperymenty przeprowadzone na szczurach i małpach jednoznacznie wskazują, że dla wszystkich istot na naszej planecie w życiu liczy się przyjemność. W laboratoriach niejednokrotnie dochodziło do paradoksalnych sytuacji, w których zwierzęta umierały z głodu, ale za to w ekstazie, bo stymulowano im obszar mózgu odpowiedzialny za przyjemność. Identycznie działa ludzki mózg. Kiedy już scalimy go z komputerem, podłączymy do internetu czy innej wirtualnej sieci, osiągnie on najwyższe stadium rozwoju – ta koncepcja wyraźnie pobudza Warwicka.Ale w „Matrixie” Neo chciał tak bardzo wyzwolić się z komputerowego snu, że wybrał życie w chłodzie, głodzie i cierpieniu, jako wyrzutek ścigany przez maszyny. Gdzie tu przyjemność?- Ta decyzja była kompletnie irracjonalna, bo każdy człowiek, mając do wyboru krzywdzącą prawdę lub przyjemne kłamstwo, wybierze to drugie. Skoro wyobrażenie jest równie silne jak rzeczywistość, to co za różnica? Z każdą sekundą wszyscy się starzejemy, a nasze ciała odmawiają posłuszeństwa. Pełno wokół osób otyłych, niepełnosprawnych i umierających. Rozwiązanie wydaje się proste – porzucić niedoskonałe ciało i żyć poza nim. Gdybym mógł zrobić to dzisiaj, nie wahałbym się ani chwilę.Jesteśmy ślepi i głusiWyniki badań prowadzonych przez Kevina Warwicka na Uniwersytecie w Reading mają niebagatelne znaczenie zarówno dla medycyny, jak i przemysłu zbrojeniowego. Anglik cały czas pracuje nad neurostymulatorem, który – wszczepiony do mózgu cierpiącym na chorobę Parkinsona – będzie blokował tę jego część, która odpowiada za drżenie kończyn. Naukowiec uważa, że elektroniczne chipy są w stanie wyleczyć wiele schorzeń neurologicznych, takich jak demencja starcza czy choroba Alzheimera.- Działanie naszego mózgu opiera się na przetwarzaniu sygnałów chemicznych na impulsy elektryczne i odwrotnie. Elektroniczny implant wszczepiony w odpowiednie miejsce i prowadzący do głębokiej stymulacji mózgu, może całkowicie zmienić sposoby leczenia chorób neurodegeneracyjnych. Sam kiedyś pewnie zdecyduję się na taki zabieg, by chronić to, co najcenniejsze – mózg – wyjaśnia Warwick.Budowa cyborga pod względem technicznym jest możliwa. Profesor udowodnił to podczas jednego ze swoich pierwszych projektów. Polegał on na wszczepieniu specjalnie spreparowanych neuronów do pancerza niewielkiego robota. Maszyna miała wbudowany sonar, dzięki czemu mogła omijać otaczające ją przedmioty. Zespół naukowy codziennie umieszczał cyborga w zamkniętym pojemniku, a celem eksperymentu było nauczenie maszyny, by nie wjeżdżała w ściany. Po 3 miesiącach osiągnięto sukces, a obecne w robocie komórki nerwowe wykształciły nowe połączenia, które kontrolowały jego zachowania.Naukowcy szacują, że robot, o którym mowa, miał zaledwie 100 tys. neuronów. To wciąż niewiele w porównaniu do 100 mld, które składają się na ludzki mózg. Moment, w którym uda się sprawić, by ludzki mózg całkowicie autonomicznie kontrolował maszynę, niechybnie się zbliża. Czy zgodnie z tym, co przewidział amerykański futurolog Ray Kurzweil, maszyny faktycznie otrzymają uczucia i ostatecznie zbuntują się przeciwko człowiekowi?- Przyjdzie taka chwila, że będziemy musieli zadecydować, czy to, co stworzyliśmy, można nazwać istotą żywą. Czy łącząc żywy mózg z ciałem maszyny, powołujemy do życia nowy gatunek? Czy to „coś” będzie czuć, mieć swoją świadomość, a co za tym idzie – zyska prawa wyborcze? To wszystko metafizyczne pytania, na które nie znam odpowiedzi. Ale tak, technicznie już teraz możliwe jest połączenie mózgu z komputerem. Ten mechanizm pewnego dnia może zapewnić nam nieśmiertelność – mówi Kevin Warwick.A co z tą częścią społeczeństwa, która nie będzie chciała modyfikować swoich ciał? Co z tymi, których nie będzie stać na implanty? Wybuchnie wojna?- Obecnie jesteśmy ślepi i głusi. Nasze zmysły rejestrują zaledwie 5 proc. docieranych do nas informacji. Nie odbieramy ultradźwięków, nie widzimy w podczerwieni, a dodatkowo nasz mózg obrazuje rzeczywistość tylko trójwymiarowo. Tyle komunikatów wszechświata nam umyka! Kiedy podłączymy nasz mózg do komputera, liczba postrzeganych wymiarów znacznie wzrośnie. To może nie sprawi, że rejestrowana rzeczywistość stanie się lepsza, ale na pewno będzie bardziej złożona. Dzięki temu będziemy w stanie błyskawicznie podróżować, nie tylko między poszczególnymi państwami, ale także między gwiazdami. – To wszystko sprawia, że ogromnym marnotrawstwem byłaby świadoma rezygnacja z dóbr, które oferuje nam cyborgizacja. A osoby, które z jakichś innych powodów nie będą mogły ulepszać swojego ciała implantami, nie będą stanowić dla tych „lepszych” żadnego zagrożenia. Nie będzie mowy o wszczynaniu żadnego konfliktu. To tak jakby teraz człowiek chciał porozumieć się lub walczyć ze stadem krów.Nowy, lepszy człowiekKiedyś wszyscy będziemy cyborgamiEksperymentami Warwicka szybko zainteresowała się DARPA (Agencja Zaawansowanych Obronnych Projektów Badawczych Departamentu Obrony USA), która chce, by żołnierze przyszłości byli wspomagani implantami i chipami wzmacniającymi ich ciała. Nowe technologie dają ogromną przewagę na polu walki, więc przemysł zbrojeniowy prędzej czy później je przechwyci.- Kilku moich studentów ma obecnie wszczepione w dłonie magnesy, które zasilone prądem zaczynają wibrować. Można je podłączyć np. do sonaru i w ten sposób rozpoznawać naszą odległość od przedmiotów – poprzez słabsze lub mocniejsze wibracje. Jeden z moich studentów zdecydował się podpiąć do magnesów czujnik podczerwieni, który pozwala mu dosłownie widzieć przez ściany. Łatwo wyobrazić sobie, że te projekty mogą znaleźć zastosowanie w wojsku, a także przy zastępowaniu niepełnosprawnym brakujących zmysłów. Jak można by przeoczyć ogromny potencjał płynący z wszczepiania do naszych ciał implantów? – emocjonuje się prof. Kevin Warwick.Jak widać, wiele wskazuje na to, że pewnego dnia na Ziemi faktycznie będą rządzić istoty „bardziej ludzkie niż człowiek”…Marcin Powęska——Z Kevinem Warwickiem rozmawialiśmy przy okazji 9. Studenckiego Festiwalu Informatycznego na AGH, podczas którego brytyjski naukowiec wygłosił wykład na temat ewolucji cyborgów.Zachowane ku pamięci z INTERIA.PL 1999-2013.

Jan,

December 15, 2013 21:17

Skomentuj komentarz

Teoria Hawkinga jest nieuprawniona, nie wiedząc nic na temat świadomości i bardzo mało na temat działania mózgu twierdzenie że już niedługo skopiujemy zawartość do komputera jest delikatnie mówiąc fantasmagorią. Nie wiemy jak działa mózg (hardware) i oprogramowanie (software) . Wiedzą to wszyscy którzy tematem się zajmują głębiej , pomysł na uzyskanie świadomości to „skopiowanie” struktury mózgu i czekanie co się wydarzy.

Wiele wskazuje że nie wydarzy się nic . Wiele wskazuje że świadomość jest gdzie indziej a mózg pełni formę odbiornika (telewizora) i przetwornika
wskazują na to badania wielu naukowców na temat: Życie po śmierci

Skomentuj notkę
Światowej sławy fizyk profesor Stephen Hawking uważa, że genetyczna inżynieria może być zastosowana po to, by zapobiec wyprzedzeniu inteligencji ludzkiej przez komputery.
W wywiadzie dla najnowszego tygodnika „Focus” autor głośnej książki „Krótka Historia Czasu” powiedział, że genetyczne zmiany mogą być zaprojektowane tak, by zwiększyć złożoność DNA i „udoskonalić” ludzi.
Naukowiec z Cambridge, który jest od lat sparaliżowany i porozumiewa się za pomocą specjalnie dla niego skonstruowanego komputera nie wyklucza, że osiągnięcie tego celu może wymagać długiego procesu, ale jest to ważne jeśli biologiczny system (człowieka) ma pozostać wyższy niż elektroniczny (maszyn).
W odróżnieniu od naszego intelektu komputery podwajają swoją wydajność co 18 miesięcy. Z tego powodu zachodzi realne niebezpieczeństwo, że mogą rozwinąć wyższe formy inteligencji i przejąć świat – obawia się Hawking.
Musimy jak najszybciej rozwinąć technologie, które zapewniają bezpośredni związek pomiędzy mózgiem człowieka a komputerem tak, by sztuczne mózgi komputera wzbogacały ludzką inteligencję, a nie przeciwstawiały się jej – dodał Hawking.
Całość pod:
http://republika.pl/w34/archiwum/Hawking.htm
http://www.wsm.gdynia.pl/~tpng/aktualnosci/Hawkins.htm
Parafrazując nieco jego wypowiedź można zapisać to tak: „My ludzie musimy się ulepszyć się, ponieważ tworzymy maszyny, które stają się lepsze od nas.”
To naprawdę fajny przykład ateistycznej pychy. Ludzie są kreatywni ale jak w swej kreatywności nie uznaje się Stwórcy to samemu wchodzi się na jego miejsce. Czy jednak wolno tam wchodzić.
Kiedyś chciał to zrobić Lucyfer i został strącony z wyżyn (cokolwiek to znaczy). Potem zrobiła to Ewa skuszona obietnicą węża „będziecie jak Bóg” (to z Genesis, rozdział 3) a skończyło się to wypędzeniem z Edenu.
Za nimi robią to inni, między innymi prof. Hawking, który „przepowiedział, że ludzkość … zaprojektuje i udoskonali ludzką rasę”. To udoskonalanie skończy się zniszczeniem ziemi przez Boga, co jest już zapowiedziane w Apokalipsie i czego obrazem był potop.
A moje osobiste zdanie jest takie: ja nie chcę być przez prof. Hawkingsa udoskonalany. Nie chcę aby grzebał on we mnie ani też aby grzebał on w dzieciach bo z takie grzebania to prędzej kolejne Hitlery wykorzystają niż ci, w których się grzebie dla których ponoć się to robi.
Maranatha!

Kategorie:
obserwator, humanizm, transhumanizm, _blog

Słowa kluczowe:
Hawking,
transhumanizm,
ateizm,
ewolucja

Komentarze: (4)

khan-goor,

November 25, 2003 13:15

Skomentuj komentarz

Hitlery i Staliny się wzieły bez grzebania, czyli „po-bożemu”…

anonim,

September 17, 2010 17:31

Skomentuj komentarz

Zbyteczna hipoteza BogaPawel Lisickihttp://blog.rp.pl/lisicki/2010/09/17/zbyteczna-hipoteza-boga/Od poniedziałku już wiem, że Boga nie ma. Tak przynajmniej utrzymuje Stephen Hawking, astrofizyk wspierany przez redakcję „Newsweeka”, która uważa, że jego słowa „otwierają nowy rozdział w sporze między nauką a religią”.Na temat wybitności Hawkinga jako naukowca wypowiadać się nie zamierzam. Wszakże po przeczytaniu jego rozważań na temat religii trudno mi w nią wierzyć. Pisze otóż Hawking, a ma to być jego kluczowa teza, że „to spontaniczna kreacja jest przyczyną, w wyniku której istnieje raczej coś niż nic. Nie ma potrzeby przywoływać Boga”. Czytałem to zdanie i przecierałem oczy ze zdumienia. To ma być owo genialne odkrycie? To ma być cios ostateczny, miażdżący i śmiertelny, co to raz na zawsze strąci wiarę w Stwórcę w otchłań zapomnienia? Koń by się uśmiał. Nie jest to wprawdzie najbardziej banalna wypowiedź na temat istnienia Boga w dziejach, bywały bardziej prymitywne, że przypomnę, jak to kiedyś radziecki kosmonauta Jurij Gagarin nie dostrzegł Boga w kosmosie, co miało być koronnym dowodem na nieistnienie istoty najwyższej. A jednak w galerii myśli płaskich dowody Hawkinga zajmą poczesne miejsce.Bo też zarówno kreacja, jak i jej spontaniczność – to, co ma tłumaczyć według angielskiego astrofizyka istnienie świata – są pojęciami zrozumiałymi jedynie w obrębie języka osobowej metafizyki i religii. Spontaniczny może być tylko podmiot, istota rozumna, ktoś, kto ma wolę i rozum. Ani roślina, ani nawet zwierzę nie mogą być w dosłownym znaczeniu spontaniczne – to znaczy decydujące i chcące same z siebie. A już z pewnością nie może być spontaniczna kreacja. Kreacja to inaczej akt stworzenia, to skok bytu z niebytu. W myśli chrześcijańskiej kreacja mogła być wyłącznie dziełem Boga, on tylko mógł czynić rzeczy nieistniejące istniejącymi. Tylko analogicznie i metaforycznie można mówić, jak robi się to dziś powszechnie, o kreacji ludzkiej. Bezosobowa spontaniczna kreacja jako przyczyna świata to sprzeczność sama w sobie.Pierwszym, który sformułował pytanie, dlaczego jest raczej coś niż nic, był niemiecki filozof Wilhelm Leibniz. Jego refleksja nad tym pytaniem doprowadziła do uznania Boga. Skoro z niczego nic nie powstaje, rozumował, to, że raczej jest coś niż nic, musi mieć swą rację w czymś istniejącym, ostatecznie Bogu. Pomysł, że świat sam się stwarza, jest równie godny uznania, powiedziałby Leibniz, jak twierdzenie, że łapiąc się za włosy, człowiek sam może się unieść do góry.W tym samym numerze przeczytałem wyznania niejakiego Michela Onfraya, według którego „religii zawdzięczamy pogardę, rasizm, kolonializm, nietolerancję, wojny, niesprawiedliwość społeczną, ksenofobię”. Mocne. I tak samo pełne tupetu jak słowa Hawkinga. Tylko czekam, kiedy odkrycia tego ostatniego uzna się za obowiązujące, a ludzi religijnych zacznie się resocjalizować. Wygląda na to, że nadchodzą piękne czasy.

anonim,

March 23, 2013 09:51

Skomentuj komentarz

Porzuć swoje ciało i stań się nieśmiertelnyEra cyborgów nadchodzi. Czy tego chcemy, czy nie, wkrótce na naszej planecie będzie rządził nowy, lepszy gatunek człowieka. Co stanie się z tymi, którzy nie zechcą się mu podporządkować? Kevin Warwick to osoba, która zna miejsce cyborgów we współczesnym i przyszłym świecie. W końcu sam jest jednym z nich.Od człowieka do cyborga – taka droga rasy ludzkiejKevin Warwick zajmuje stanowisko profesora cybernetyki na Uniwersytecie w Reading, w Wielkiej Brytanii. Żyje na tyle długo, by wiedzieć, że ludzka rasa długo nie przetrwa bez ulepszeń swojego ciała. Wątłe kości i organy wewnętrzne z czasem zaczną przeszkadzać. Jedynym rozwiązaniem może być wyzwolenie się z cielesnych kajdan i przeniesienie mózgu do innego, lepszego „opakowania”. Pewnego dnia każdy z nas stanie przed wyborem: czy stać się cyborgiem i ewoluować, czy pozostać reliktem przeszłości, pożywką dla mas…Uwolnij swój umysł- Nasze ciała to poważne ograniczenia. Kiedy rodzisz się, nie wiesz, ile pożyjesz. Ale masz pewność, że pewnego dnia twoje ciało zacznie odmawiać ci posłuszeństwa. Po co to wszystko? Dlaczego nie porzucić cielesnej otoczki i nie wyzwolić umysłu? To przecież mózg jest najważniejszy – Kevin Warwick przekonuje, że już na obecnym etapie rozwoju nauki mózg może funkcjonować bez ciała.Warwick został okrzyknięty przez media „profesorem cyborgiem”, bowiem – jak sam przyznaje – „urodził się człowiekiem, ale nie zamierza poddawać się temu ograniczeniu”. Brytyjczyk zasłynął z wszczepienia sobie zintegrowanego z układem nerwowym implantu, który pozwolił mu na komunikację z maszynami i sterowanie nimi za pomocą myśli. Naukowiec przekonuje, że już teraz uzyskanie stałego połączenia z komputerem jest możliwe.- Co mną kierowało? Mój umysł krzyczał, gdy obserwowałem ograniczenia wynikające z cielesnych ułomności. Wiedziałem wewnątrz, że to może się zmienić. Podświadomie tego chciałem.INTERIA.PL: Czyli nie chodziło o zwykłą naukową ciekawość?- Myślę, że ostatecznie to właśnie ten element zadecydował. Bez ciekawości świata i potrzeby odpowiadania na trudne pytania, nigdy bym nie zaryzykował. Przecież prawie przez 3 miesiące miałem w swoim przedramieniu chip ze 100 elektrodami podłączonymi do mojego układu nerwowego. Niestety, nie mógł on zostać tam na zawsze. Po zakończeniu eksperymentów z nim związanych lekarze mi go usunęli. Zostały blizny i kilka platynowych obwodów pod skórą, ale znowu jestem zwykłym człowiekiem – twierdzi prof. Kevin Warwick.Kevin Warwick – pierwszy cyborg wśród ludziMożliwości, które zyskał Warwick wraz z wszczepionym implantem, były ogromne. Podczas jednego z eksperymentów naukowiec podłączył się do internetu (miał własny adres IP) i będąc w Nowym Jorku sterował mechaniczną ręką robota umieszczoną w angielskim Reading. Opóźnienie w przesyle sygnału było znikome, więc cyberręka była w stanie wykonywać nawet bardziej skomplikowane czynności, jeżeli Warwick właśnie tego chciał. Na podobnej zasadzie działa prężnie rozwijający się dział telemedycyny, w której wykorzystuje się roboty chirurgiczne, takie jak Zeus czy da Vinci. Jedynym ograniczeniem w ekspansji tej technologii jest szybkość łącza internetowego.Kevin Warwick w swoich badaniach poszedł krok dalej. Zdecydował się połączyć swój układ nerwowy z układem swojej żony, Ireny. Dzięki tej nietypowej więzi Warwick nie widząc swojej połówki i tak wiedział, kiedy poruszała ręką. Impulsy nerwowe w przedramieniu, płynące do jej mózgu, tworzyły dodatkową pętlę, która zahaczała o mózg Warwicka. To coś na kształt „neuronalnego telegrafu” – badacz nie odczuwał ani bólu, ani przyjemności płynących z kontaktu z żoną, ale „wiedział” o wykonywanych przez nią czynnościach.- Czy tego chcemy, czy nie, człowieka można by ograniczyć do jego mózgu. Eksperymenty przeprowadzone na szczurach i małpach jednoznacznie wskazują, że dla wszystkich istot na naszej planecie w życiu liczy się przyjemność. W laboratoriach niejednokrotnie dochodziło do paradoksalnych sytuacji, w których zwierzęta umierały z głodu, ale za to w ekstazie, bo stymulowano im obszar mózgu odpowiedzialny za przyjemność. Identycznie działa ludzki mózg. Kiedy już scalimy go z komputerem, podłączymy do internetu czy innej wirtualnej sieci, osiągnie on najwyższe stadium rozwoju – ta koncepcja wyraźnie pobudza Warwicka.Ale w „Matrixie” Neo chciał tak bardzo wyzwolić się z komputerowego snu, że wybrał życie w chłodzie, głodzie i cierpieniu, jako wyrzutek ścigany przez maszyny. Gdzie tu przyjemność?- Ta decyzja była kompletnie irracjonalna, bo każdy człowiek, mając do wyboru krzywdzącą prawdę lub przyjemne kłamstwo, wybierze to drugie. Skoro wyobrażenie jest równie silne jak rzeczywistość, to co za różnica? Z każdą sekundą wszyscy się starzejemy, a nasze ciała odmawiają posłuszeństwa. Pełno wokół osób otyłych, niepełnosprawnych i umierających. Rozwiązanie wydaje się proste – porzucić niedoskonałe ciało i żyć poza nim. Gdybym mógł zrobić to dzisiaj, nie wahałbym się ani chwilę.Jesteśmy ślepi i głusiWyniki badań prowadzonych przez Kevina Warwicka na Uniwersytecie w Reading mają niebagatelne znaczenie zarówno dla medycyny, jak i przemysłu zbrojeniowego. Anglik cały czas pracuje nad neurostymulatorem, który – wszczepiony do mózgu cierpiącym na chorobę Parkinsona – będzie blokował tę jego część, która odpowiada za drżenie kończyn. Naukowiec uważa, że elektroniczne chipy są w stanie wyleczyć wiele schorzeń neurologicznych, takich jak demencja starcza czy choroba Alzheimera.- Działanie naszego mózgu opiera się na przetwarzaniu sygnałów chemicznych na impulsy elektryczne i odwrotnie. Elektroniczny implant wszczepiony w odpowiednie miejsce i prowadzący do głębokiej stymulacji mózgu, może całkowicie zmienić sposoby leczenia chorób neurodegeneracyjnych. Sam kiedyś pewnie zdecyduję się na taki zabieg, by chronić to, co najcenniejsze – mózg – wyjaśnia Warwick.Budowa cyborga pod względem technicznym jest możliwa. Profesor udowodnił to podczas jednego ze swoich pierwszych projektów. Polegał on na wszczepieniu specjalnie spreparowanych neuronów do pancerza niewielkiego robota. Maszyna miała wbudowany sonar, dzięki czemu mogła omijać otaczające ją przedmioty. Zespół naukowy codziennie umieszczał cyborga w zamkniętym pojemniku, a celem eksperymentu było nauczenie maszyny, by nie wjeżdżała w ściany. Po 3 miesiącach osiągnięto sukces, a obecne w robocie komórki nerwowe wykształciły nowe połączenia, które kontrolowały jego zachowania.Naukowcy szacują, że robot, o którym mowa, miał zaledwie 100 tys. neuronów. To wciąż niewiele w porównaniu do 100 mld, które składają się na ludzki mózg. Moment, w którym uda się sprawić, by ludzki mózg całkowicie autonomicznie kontrolował maszynę, niechybnie się zbliża. Czy zgodnie z tym, co przewidział amerykański futurolog Ray Kurzweil, maszyny faktycznie otrzymają uczucia i ostatecznie zbuntują się przeciwko człowiekowi?- Przyjdzie taka chwila, że będziemy musieli zadecydować, czy to, co stworzyliśmy, można nazwać istotą żywą. Czy łącząc żywy mózg z ciałem maszyny, powołujemy do życia nowy gatunek? Czy to „coś” będzie czuć, mieć swoją świadomość, a co za tym idzie – zyska prawa wyborcze? To wszystko metafizyczne pytania, na które nie znam odpowiedzi. Ale tak, technicznie już teraz możliwe jest połączenie mózgu z komputerem. Ten mechanizm pewnego dnia może zapewnić nam nieśmiertelność – mówi Kevin Warwick.A co z tą częścią społeczeństwa, która nie będzie chciała modyfikować swoich ciał? Co z tymi, których nie będzie stać na implanty? Wybuchnie wojna?- Obecnie jesteśmy ślepi i głusi. Nasze zmysły rejestrują zaledwie 5 proc. docieranych do nas informacji. Nie odbieramy ultradźwięków, nie widzimy w podczerwieni, a dodatkowo nasz mózg obrazuje rzeczywistość tylko trójwymiarowo. Tyle komunikatów wszechświata nam umyka! Kiedy podłączymy nasz mózg do komputera, liczba postrzeganych wymiarów znacznie wzrośnie. To może nie sprawi, że rejestrowana rzeczywistość stanie się lepsza, ale na pewno będzie bardziej złożona. Dzięki temu będziemy w stanie błyskawicznie podróżować, nie tylko między poszczególnymi państwami, ale także między gwiazdami. – To wszystko sprawia, że ogromnym marnotrawstwem byłaby świadoma rezygnacja z dóbr, które oferuje nam cyborgizacja. A osoby, które z jakichś innych powodów nie będą mogły ulepszać swojego ciała implantami, nie będą stanowić dla tych „lepszych” żadnego zagrożenia. Nie będzie mowy o wszczynaniu żadnego konfliktu. To tak jakby teraz człowiek chciał porozumieć się lub walczyć ze stadem krów.Nowy, lepszy człowiekKiedyś wszyscy będziemy cyborgamiEksperymentami Warwicka szybko zainteresowała się DARPA (Agencja Zaawansowanych Obronnych Projektów Badawczych Departamentu Obrony USA), która chce, by żołnierze przyszłości byli wspomagani implantami i chipami wzmacniającymi ich ciała. Nowe technologie dają ogromną przewagę na polu walki, więc przemysł zbrojeniowy prędzej czy później je przechwyci.- Kilku moich studentów ma obecnie wszczepione w dłonie magnesy, które zasilone prądem zaczynają wibrować. Można je podłączyć np. do sonaru i w ten sposób rozpoznawać naszą odległość od przedmiotów – poprzez słabsze lub mocniejsze wibracje. Jeden z moich studentów zdecydował się podpiąć do magnesów czujnik podczerwieni, który pozwala mu dosłownie widzieć przez ściany. Łatwo wyobrazić sobie, że te projekty mogą znaleźć zastosowanie w wojsku, a także przy zastępowaniu niepełnosprawnym brakujących zmysłów. Jak można by przeoczyć ogromny potencjał płynący z wszczepiania do naszych ciał implantów? – emocjonuje się prof. Kevin Warwick.Jak widać, wiele wskazuje na to, że pewnego dnia na Ziemi faktycznie będą rządzić istoty „bardziej ludzkie niż człowiek”…Marcin Powęska——Z Kevinem Warwickiem rozmawialiśmy przy okazji 9. Studenckiego Festiwalu Informatycznego na AGH, podczas którego brytyjski naukowiec wygłosił wykład na temat ewolucji cyborgów.Zachowane ku pamięci z INTERIA.PL 1999-2013.

Jan,

December 15, 2013 21:17

Skomentuj komentarz

Teoria Hawkinga jest nieuprawniona, nie wiedząc nic na temat świadomości i bardzo mało na temat działania mózgu twierdzenie że już niedługo skopiujemy zawartość do komputera jest delikatnie mówiąc fantasmagorią. Nie wiemy jak działa mózg (hardware) i oprogramowanie (software) . Wiedzą to wszyscy którzy tematem się zajmują głębiej , pomysł na uzyskanie świadomości to „skopiowanie” struktury mózgu i czekanie co się wydarzy.

Wiele wskazuje że nie wydarzy się nic . Wiele wskazuje że świadomość jest gdzie indziej a mózg pełni formę odbiornika (telewizora) i przetwornika
wskazują na to badania wielu naukowców na temat: Życie po śmierci

Skomentuj notkę
Tak powiedział dzisiaj pan prezydent, więc ja czuję się jak składnik 🙂

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
polityka,
prezydent,
prezydent Kwaśniewski,
Polska

Komentarze: (5)

pepegi,

November 17, 2003 14:11

Skomentuj komentarz

Grunt, żeby ta suma była powyżej zera. Bo jak się za dużo ujemnych składników pododaje (a mamy trochę takich w naszym kraju…), to jeszcze gotowiśmy znaleźć się pod kreską.

krisper,

November 14, 2003 21:34

Skomentuj komentarz

No i cóż. Dzisiaj też nie czuję się składnikiem…

eutanazja-kaska,

November 13, 2003 05:51

Skomentuj komentarz

Za każdym razem jak czytam Twoje notki, muszę sie zawsze dłuuuugo zastanawiać o co chodzi,dlatego Twojego bloga odwiedzam zawsze na początku:) Czasem i tak nie wiem, ale chociaż pobudzasz moją sieć neuronową do myślenia. Dzięki:*

krisper,

November 12, 2003 16:36

Skomentuj komentarz

Odniosłem wrażenie , że jesteś niepoprawnym marzycielem…

crazymary-75,

November 11, 2003 20:44

Skomentuj komentarz

a te składniki muszą być jakos wymieszane i połaczone.. 🙂

Skomentuj notkę
Polski żołnierz nie żyje
Polski żołnierz został śmiertelnie raniony w szyję podczas ataku irackich bojówkarzy na polski konwój wojskowy. Zmarł po półtoragodzinnej reanimacji w szpitalu polowym w Karbali. (…)
GW, tobi, Mariusz Zawadzki, 06-11-2003
Katastrofa w kopalni Sośnica: jedna osoba nie żyje, osiem rannych
W kopalni Sośnica zapalił się w poniedziałek metan. Jedna osoba nie żyje, osiem jest rannych. Do tragedii doszło w południe 950 m pod ziemią. (…)
GW dodatek Katowicki, Piotr Purzyński, Sławomir Starzyński 07-11-2003
Lepper: prezydent i premier winni śmierci mjr. Kupczyka
Andrzej Lepper, przewodniczący Samoobrony, odpowiedzialnością za śmierć majora Hieronima Kupczyka w Iraku obciążył w piątek prezydenta, premiera i opozycję, która popierała wysłanie polskich wojsk do tego kraju.
PAP 07-11-2003
Pełna dowolność w ocenie jakie dokumenty należy mieć, co wykupić i za co gdzie zapłacić. Szczególnie przy wyjeździe brak czegoś może oznaczać dożywotnie uwięzienie na 300m przez granicznym mostem.
Pociągiem: Wars jest ale przepaść kulturowa nie pozwala korzystać z niego nawet tubylcom. Na stacjach do pociągu przychodzą ludzie ze wsi i sprzedają pysze, domowe jedzonko oraz wódkę.
Czy piwo może być zielone?
Odpowiedź: tak. Należy tylko dodać do niego niebieski sok malinowy. Sok oczywiście naturalny albo tylko indentyczny z naturalnym, w każdym razie jest to sok porządnej firmy „Herbapol”.

Ale poza tym żyjemy w normalnym świecie.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
zielone piwo,
piwo

Komentarze: (4)

wings.blog.pl,

October 29, 2003 10:30

Skomentuj komentarz

Jak pierwszy raz zobaczyłam zielone piwo to troszkę sie zdziwiłam ale na szczęście na krótko….niebieski sok to jest to….:):):)

anonim,

October 28, 2003 07:45

Skomentuj komentarz

Normalnym.. to nie ulega wątpilowością..;)))

khan-goor,

October 27, 2003 09:50

Skomentuj komentarz

herbapol czyli w tłumaczeniu polskie ziele. ziele… ziele?
zielono mi 🙂

Xitey,

June 22, 2007 13:21

Skomentuj komentarz

hehe… tam jest chyba Ludwik dodany 😀

Skomentuj notkę
Odpowiedź: tak. Należy tylko dodać do niego niebieski sok malinowy. Sok oczywiście naturalny albo tylko indentyczny z naturalnym, w każdym razie jest to sok porządnej firmy „Herbapol”.

Ale poza tym żyjemy w normalnym świecie.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
zielone piwo,
piwo

Komentarze: (4)

wings.blog.pl,

October 29, 2003 10:30

Skomentuj komentarz

Jak pierwszy raz zobaczyłam zielone piwo to troszkę sie zdziwiłam ale na szczęście na krótko….niebieski sok to jest to….:):):)

anonim,

October 28, 2003 07:45

Skomentuj komentarz

Normalnym.. to nie ulega wątpilowością..;)))

khan-goor,

October 27, 2003 09:50

Skomentuj komentarz

herbapol czyli w tłumaczeniu polskie ziele. ziele… ziele?
zielono mi 🙂

Xitey,

June 22, 2007 13:21

Skomentuj komentarz

hehe… tam jest chyba Ludwik dodany 😀

Skomentuj notkę
Ale poza tym żyjemy w normalnym świecie.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
zielone piwo,
piwo

Komentarze: (4)

wings.blog.pl,

October 29, 2003 10:30

Skomentuj komentarz

Jak pierwszy raz zobaczyłam zielone piwo to troszkę sie zdziwiłam ale na szczęście na krótko….niebieski sok to jest to….:):):)

anonim,

October 28, 2003 07:45

Skomentuj komentarz

Normalnym.. to nie ulega wątpilowością..;)))

khan-goor,

October 27, 2003 09:50

Skomentuj komentarz

herbapol czyli w tłumaczeniu polskie ziele. ziele… ziele?
zielono mi 🙂

Xitey,

June 22, 2007 13:21

Skomentuj komentarz

hehe… tam jest chyba Ludwik dodany 😀

Skomentuj notkę
Możesz stać się bogaty i szczęśliwy, jeśli możesz ubiegać się o Pustą Kartę ATM, za pomocą tej karty możesz zrobić 3000 Euro dziennie przez 6 miesięcy, jestem obecnie w Polsce i używam tej karty codziennie, aby 3000 bez żadnych problemów. Korzystam również z tej karty w supermarkecie, a także bezpiecznie robię zakupy online.
Jeśli chcesz dostać tę kartę, skontaktuj się z bardzo znanym hackerem Mr Divine (divinecardhacker@gmail.com), a otrzymasz swoją własną kartę dostarczoną do drzwi wejściowych, a agent pokaże ci dokładnie, jak obsługiwać kartę, abyś mógł potrafię robić własne 3000 codziennie. ta karta działa dla dowolnego kraju, więc kup teraz.
Aby uzyskać kartę pieniężną, prosimy o kontakt: divinecardhacker@gmail.com lub whatsapp +16317433683
Dzięki
W pociągach InterCity, w wagonach pierwszej I klasy też czytuje się Super Ekspres. Dziwne, choć może nie powinienem się dziwić – wszak tymi pociągami podróżują też politycy.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
InterCity,
pociąg,
Super Expres

Komentarze: (1)

khan-goor,

September 29, 2003 17:40

Skomentuj komentarz

dziwić się nie należy…
raczej smucić…

Skomentuj notkę
Dziwne, choć może nie powinienem się dziwić – wszak tymi pociągami podróżują też politycy.

Kategorie:
obserwator, _blog

Słowa kluczowe:
InterCity,
pociąg,
Super Expres

Komentarze: (1)

khan-goor,

September 29, 2003 17:40

Skomentuj komentarz

dziwić się nie należy…
raczej smucić…

Skomentuj notkę
Billboardy o tej treści pojawiły się w Warszawie. Tak zastanawiam się jak daleko w swojej nieukrywanej głupocie mogą posunąć się ludzie. Może rzeczywiście szefowie tego radia zwiększą słuchalność (a więc swoje zyski) poprzez tą reklamę ale przecież zniszczona jakość życia odbije się również na nich.

J. wyczytał, że Dani przyjemność z współżycia seksualnego deklaruje już mniej niż 10% populacji. A przecież to ma być przyjemne bo Bóg tak chciał… No tak, ale tam już wcześniej mieli takie bilbordy.

I tak małymi kroczkami dojdziemy do tego czego chce Szatan: zero przyjemności, pełnia pożądania i do tego pożądania gotowego niszczyć, niszczyć, niszczyć.

Kategorie:
marketing, obserwator, hasła na murach, _blog

Słowa kluczowe:
reklama,
marketing,
seks,
sex

Komentarze: (1)

khan-goor,

September 4, 2003 14:49

Skomentuj komentarz

tak… też to widziałem…

i się zastanawiam czy to dotyczy też lasek do chodzenia…
😐

Skomentuj notkę
J. wyczytał, że Dani przyjemność z współżycia seksualnego deklaruje już mniej niż 10% populacji. A przecież to ma być przyjemne bo Bóg tak chciał… No tak, ale tam już wcześniej mieli takie bilbordy.

I tak małymi kroczkami dojdziemy do tego czego chce Szatan: zero przyjemności, pełnia pożądania i do tego pożądania gotowego niszczyć, niszczyć, niszczyć.

Kategorie:
marketing, obserwator, hasła na murach, _blog

Słowa kluczowe:
reklama,
marketing,
seks,
sex

Komentarze: (1)

khan-goor,

September 4, 2003 14:49

Skomentuj komentarz

tak… też to widziałem…

i się zastanawiam czy to dotyczy też lasek do chodzenia…
😐

Skomentuj notkę
I tak małymi kroczkami dojdziemy do tego czego chce Szatan: zero przyjemności, pełnia pożądania i do tego pożądania gotowego niszczyć, niszczyć, niszczyć.

Kategorie:
marketing, obserwator, hasła na murach, _blog

Słowa kluczowe:
reklama,
marketing,
seks,
sex

Komentarze: (1)

khan-goor,

September 4, 2003 14:49

Skomentuj komentarz

tak… też to widziałem…

i się zastanawiam czy to dotyczy też lasek do chodzenia…
😐

Skomentuj notkę
W zależności od taryfy, jakości połączenia i stresu możemy rozmowy telefoniczne
podzielić na 3 rodzaje:

1) Wymiana komunikatów. Mamy z nią doczynienia gdy jakość połączenia
jest fatalna („nic nie słysze, zadzwonię później”) albo też
taryfa jest taka, że człowiek zastanawia się czy wogóle dzwonić (np.
roaming w czasie pobytu w Rosji). Często też z wymianą komunikatów mamy
miejsce, gdy naprawdę nie ma nic do powiedzenia albo z jakiegoś powodu wchodzić
w głębszy dialog nie chcemy („Nie będę na obiedzie. Cześć.”).
Wymiana komunikatów zamyka się w 60 sekundach, choć znam przypadki, że 10
sekund to aż nadto.
2) Wymianę informacji. Taka rozmowa jest już dłuższa gdyż osoby
rozmawiające odczuwają radość z tej rozmowy. Ponieważ rozmowy międzymiastowe
i międzynarodowe są ostatnio bardzo reklamowane najczęściej na tych
relacjach mamy z nimi doczynienia. Wtedy to można zadać pytanie „co u
was słychać”, które jest tak ogólne, że odpowiedź o ile nie będzie
rzetelna (9 symfonia Dworzaka w II programie radia”) to będzie tak
samo ogólna („wszyscy zdrowi”).
Wymiana informacji to z reguły 2 do 5 minut, no chyba, że ktoś się zagapi
i może niechcący przejść na poziom trzeci czyli …
3) Wymiana myśli. Aby wejść na ten etap komunikacji należy się
wyluzować. Osoby rozmawiające muszą zapomnieć o taryfach i rachunkach
(przynajmniej ta jedna, która wykonała połączenie). Ponieważ nowe
technologie (zwłaszcza VoIP) i nowe, dziwne taryfy (15 centów za 20 minut albo
30 minut do Polski jak kupisz u nas te spodnie) prowokują do długich połączeń
z wymianą myśli mamy coraz częściej doczynienia. Rozmowy po 30, 60 albo i 90
minut nie są już  dziwne a ich ograniczeniem często jest temperatura
ucha jak przyciska się tą niewygodną słuchawkę albo chęć zrobienia siusiu
(tu przychodzą z pomocą telefony bezprzewodowe).
W czasie wymiany myśli naprawdę można wymienić myśli. Długi czas
rozmowy powoduje, że po chwili, jak jednak osoba wystrzela się już z
wszystkiego co miała powiedzieć to może w końcu posłuchać co ma ten drugi
do powiedzenia, więcej – może dopytać się o znaczenie słów, poprosić o
wyjaśnienie dokładniej, dojść intencji i podtekstów.
O takim korzystaniu z telefonu marzą wszyscy operatorzy telekomunikacyjni stąd
ich reklamy pokazujące ludzi gadających właśnie na tym poziomie: małolata kładzie
się na tapczanie i oddzwania do inne małolaty; facet przy biurku wyciąga sie
na fotelu, kładzie nogi na biurku  i gada, gada, gada ….

Kategorie:
obserwator, komunikacja, telekomunikacja, styl życia, _blog

Słowa kluczowe:
telefonia,
GSM,
filozofia,
komunikacja,
telefonia

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
1) Wymiana komunikatów. Mamy z nią doczynienia gdy jakość połączenia
jest fatalna („nic nie słysze, zadzwonię później”) albo też
taryfa jest taka, że człowiek zastanawia się czy wogóle dzwonić (np.
roaming w czasie pobytu w Rosji). Często też z wymianą komunikatów mamy
miejsce, gdy naprawdę nie ma nic do powiedzenia albo z jakiegoś powodu wchodzić
w głębszy dialog nie chcemy („Nie będę na obiedzie. Cześć.”).
Wymiana komunikatów zamyka się w 60 sekundach, choć znam przypadki, że 10
sekund to aż nadto.
2) Wymianę informacji. Taka rozmowa jest już dłuższa gdyż osoby
rozmawiające odczuwają radość z tej rozmowy. Ponieważ rozmowy międzymiastowe
i międzynarodowe są ostatnio bardzo reklamowane najczęściej na tych
relacjach mamy z nimi doczynienia. Wtedy to można zadać pytanie „co u
was słychać”, które jest tak ogólne, że odpowiedź o ile nie będzie
rzetelna (9 symfonia Dworzaka w II programie radia”) to będzie tak
samo ogólna („wszyscy zdrowi”).
Wymiana informacji to z reguły 2 do 5 minut, no chyba, że ktoś się zagapi
i może niechcący przejść na poziom trzeci czyli …
3) Wymiana myśli. Aby wejść na ten etap komunikacji należy się
wyluzować. Osoby rozmawiające muszą zapomnieć o taryfach i rachunkach
(przynajmniej ta jedna, która wykonała połączenie). Ponieważ nowe
technologie (zwłaszcza VoIP) i nowe, dziwne taryfy (15 centów za 20 minut albo
30 minut do Polski jak kupisz u nas te spodnie) prowokują do długich połączeń
z wymianą myśli mamy coraz częściej doczynienia. Rozmowy po 30, 60 albo i 90
minut nie są już  dziwne a ich ograniczeniem często jest temperatura
ucha jak przyciska się tą niewygodną słuchawkę albo chęć zrobienia siusiu
(tu przychodzą z pomocą telefony bezprzewodowe).
W czasie wymiany myśli naprawdę można wymienić myśli. Długi czas
rozmowy powoduje, że po chwili, jak jednak osoba wystrzela się już z
wszystkiego co miała powiedzieć to może w końcu posłuchać co ma ten drugi
do powiedzenia, więcej – może dopytać się o znaczenie słów, poprosić o
wyjaśnienie dokładniej, dojść intencji i podtekstów.
O takim korzystaniu z telefonu marzą wszyscy operatorzy telekomunikacyjni stąd
ich reklamy pokazujące ludzi gadających właśnie na tym poziomie: małolata kładzie
się na tapczanie i oddzwania do inne małolaty; facet przy biurku wyciąga sie
na fotelu, kładzie nogi na biurku  i gada, gada, gada ….
Miało być pogodnie, ale chyba się nie da widząc jak fachowo przeprowadzają u nas kolejną kampanie na rzecz aborcji. Widać, że zdolny gość to zaprojektował bo sekwencja wszystkich wydarzeń, wypowiedzi polityków, news-ów, artykułów prasowych i dyskusji jest poukładana naprawdę genialnie. Szkoda tylko, że znowu do złego …..
W związku z tym, po raz kolejny przypomniałem sobie o co tu chodzi i dlaczego tak jest: aby lepiej zapamiętać postanowiłem sparafrazować nieco źródło i zapisać to nieco bardziej nowocześnie.
Oto co mi wyszło:

Moja parafraza 1 rozdziału Listu do Rzymian
Bogu bardzo nie podobają się na postawy ludzi, którzy odrzucają prawdę o Bogu, którą mają bo Bóg im ją objawił ponieważ cały czas widać w świecie jego cechy: potęgę i bóstwo. Obserwując i zastanawiając się nad wszechświatem można uświadomić sobie jak wielkie są dzieła Boga więc osoby zaprzeczające jego istnieniu nie mogą się wykręcić.

Ponieważ jednak ludzie Ci, choć Boga w stworzeniu poznali, nie oddali mu czci jako Bogu pokopało się ich rozumowanie i zaciemniły się ich umysły. Myśląc, że są niesłychanie mądrzy w rzeczywistości stali się głupcami chwaląc się i ciesząc ze swych dzieł.

Dlatego Bóg sprawił, że ich kierują się własnymi żądzami w sposób nie szanujący i niszczący ich własne ciała. Kobiety zaczęły uprawiać seks lesbijski a faceci zaczęli się pedalić by potem sami ponieść zapłatę na swoich ciałach chorując na AIDS i inne choróbska.

Ich zakręcony rozum sprawił, że czynią rzeczy złe: są chciwi i kłamliwi, propagują ateizm, agnostycyzm i różne demoniczne religie wschodu. Zazdroszczą, zabijają, korumpują, podstępnie walczą o władzę a wszystko to w swojej pysze i zuchwałości, braku poszanowania dla zwyczajów i tradycji, bez serca i rozumu, wykorzystując wszystkie swoje zdolności do złego.

Oni to, wiedząc że ci co tak robią mają przed Bogiem przechlapane nie tylko sami tak czynią ale również pochwalają i zachęcają innych aby tak czynili.

A teraz tekst w oryginale:

Biblią Tysiąclecia, List do Rzymian, rodział 1, wersety od 18
Albowiem gniew Boży ujawnia się z nieba na wszelką bezbożność i nieprawość tych ludzi, którzy przez nieprawość nakładają prawdzie pęta. To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił.

Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy.

Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów.
Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen.

Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.

A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.

Kategorie:
obserwator, etyka, _blog

Słowa kluczowe:
etyka,
List do Rzymian,
parafraza Listu do Rzymian,
moralność,
aborcja,
kobiety na falach

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
W związku z tym, po raz kolejny przypomniałem sobie o co tu chodzi i dlaczego tak jest: aby lepiej zapamiętać postanowiłem sparafrazować nieco źródło i zapisać to nieco bardziej nowocześnie.
Oto co mi wyszło:

Moja parafraza 1 rozdziału Listu do Rzymian
Bogu bardzo nie podobają się na postawy ludzi, którzy odrzucają prawdę o Bogu, którą mają bo Bóg im ją objawił ponieważ cały czas widać w świecie jego cechy: potęgę i bóstwo. Obserwując i zastanawiając się nad wszechświatem można uświadomić sobie jak wielkie są dzieła Boga więc osoby zaprzeczające jego istnieniu nie mogą się wykręcić.

Ponieważ jednak ludzie Ci, choć Boga w stworzeniu poznali, nie oddali mu czci jako Bogu pokopało się ich rozumowanie i zaciemniły się ich umysły. Myśląc, że są niesłychanie mądrzy w rzeczywistości stali się głupcami chwaląc się i ciesząc ze swych dzieł.

Dlatego Bóg sprawił, że ich kierują się własnymi żądzami w sposób nie szanujący i niszczący ich własne ciała. Kobiety zaczęły uprawiać seks lesbijski a faceci zaczęli się pedalić by potem sami ponieść zapłatę na swoich ciałach chorując na AIDS i inne choróbska.

Ich zakręcony rozum sprawił, że czynią rzeczy złe: są chciwi i kłamliwi, propagują ateizm, agnostycyzm i różne demoniczne religie wschodu. Zazdroszczą, zabijają, korumpują, podstępnie walczą o władzę a wszystko to w swojej pysze i zuchwałości, braku poszanowania dla zwyczajów i tradycji, bez serca i rozumu, wykorzystując wszystkie swoje zdolności do złego.

Oni to, wiedząc że ci co tak robią mają przed Bogiem przechlapane nie tylko sami tak czynią ale również pochwalają i zachęcają innych aby tak czynili.

A teraz tekst w oryginale:

Biblią Tysiąclecia, List do Rzymian, rodział 1, wersety od 18
Albowiem gniew Boży ujawnia się z nieba na wszelką bezbożność i nieprawość tych ludzi, którzy przez nieprawość nakładają prawdzie pęta. To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił.

Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy.

Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów.
Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen.

Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.

A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.

Kategorie:
obserwator, etyka, _blog

Słowa kluczowe:
etyka,
List do Rzymian,
parafraza Listu do Rzymian,
moralność,
aborcja,
kobiety na falach

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Oto co mi wyszło:

Moja parafraza 1 rozdziału Listu do Rzymian
Bogu bardzo nie podobają się na postawy ludzi, którzy odrzucają prawdę o Bogu, którą mają bo Bóg im ją objawił ponieważ cały czas widać w świecie jego cechy: potęgę i bóstwo. Obserwując i zastanawiając się nad wszechświatem można uświadomić sobie jak wielkie są dzieła Boga więc osoby zaprzeczające jego istnieniu nie mogą się wykręcić.

Ponieważ jednak ludzie Ci, choć Boga w stworzeniu poznali, nie oddali mu czci jako Bogu pokopało się ich rozumowanie i zaciemniły się ich umysły. Myśląc, że są niesłychanie mądrzy w rzeczywistości stali się głupcami chwaląc się i ciesząc ze swych dzieł.

Dlatego Bóg sprawił, że ich kierują się własnymi żądzami w sposób nie szanujący i niszczący ich własne ciała. Kobiety zaczęły uprawiać seks lesbijski a faceci zaczęli się pedalić by potem sami ponieść zapłatę na swoich ciałach chorując na AIDS i inne choróbska.

Ich zakręcony rozum sprawił, że czynią rzeczy złe: są chciwi i kłamliwi, propagują ateizm, agnostycyzm i różne demoniczne religie wschodu. Zazdroszczą, zabijają, korumpują, podstępnie walczą o władzę a wszystko to w swojej pysze i zuchwałości, braku poszanowania dla zwyczajów i tradycji, bez serca i rozumu, wykorzystując wszystkie swoje zdolności do złego.

Oni to, wiedząc że ci co tak robią mają przed Bogiem przechlapane nie tylko sami tak czynią ale również pochwalają i zachęcają innych aby tak czynili.

A teraz tekst w oryginale:

Biblią Tysiąclecia, List do Rzymian, rodział 1, wersety od 18
Albowiem gniew Boży ujawnia się z nieba na wszelką bezbożność i nieprawość tych ludzi, którzy przez nieprawość nakładają prawdzie pęta. To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił.

Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy.

Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów.
Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen.

Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.

A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.

Kategorie:
obserwator, etyka, _blog

Słowa kluczowe:
etyka,
List do Rzymian,
parafraza Listu do Rzymian,
moralność,
aborcja,
kobiety na falach

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Bogu bardzo nie podobają się na postawy ludzi, którzy odrzucają prawdę o Bogu, którą mają bo Bóg im ją objawił ponieważ cały czas widać w świecie jego cechy: potęgę i bóstwo. Obserwując i zastanawiając się nad wszechświatem można uświadomić sobie jak wielkie są dzieła Boga więc osoby zaprzeczające jego istnieniu nie mogą się wykręcić.

Ponieważ jednak ludzie Ci, choć Boga w stworzeniu poznali, nie oddali mu czci jako Bogu pokopało się ich rozumowanie i zaciemniły się ich umysły. Myśląc, że są niesłychanie mądrzy w rzeczywistości stali się głupcami chwaląc się i ciesząc ze swych dzieł.

Dlatego Bóg sprawił, że ich kierują się własnymi żądzami w sposób nie szanujący i niszczący ich własne ciała. Kobiety zaczęły uprawiać seks lesbijski a faceci zaczęli się pedalić by potem sami ponieść zapłatę na swoich ciałach chorując na AIDS i inne choróbska.

Ich zakręcony rozum sprawił, że czynią rzeczy złe: są chciwi i kłamliwi, propagują ateizm, agnostycyzm i różne demoniczne religie wschodu. Zazdroszczą, zabijają, korumpują, podstępnie walczą o władzę a wszystko to w swojej pysze i zuchwałości, braku poszanowania dla zwyczajów i tradycji, bez serca i rozumu, wykorzystując wszystkie swoje zdolności do złego.

Oni to, wiedząc że ci co tak robią mają przed Bogiem przechlapane nie tylko sami tak czynią ale również pochwalają i zachęcają innych aby tak czynili.
Ponieważ jednak ludzie Ci, choć Boga w stworzeniu poznali, nie oddali mu czci jako Bogu pokopało się ich rozumowanie i zaciemniły się ich umysły. Myśląc, że są niesłychanie mądrzy w rzeczywistości stali się głupcami chwaląc się i ciesząc ze swych dzieł.

Dlatego Bóg sprawił, że ich kierują się własnymi żądzami w sposób nie szanujący i niszczący ich własne ciała. Kobiety zaczęły uprawiać seks lesbijski a faceci zaczęli się pedalić by potem sami ponieść zapłatę na swoich ciałach chorując na AIDS i inne choróbska.

Ich zakręcony rozum sprawił, że czynią rzeczy złe: są chciwi i kłamliwi, propagują ateizm, agnostycyzm i różne demoniczne religie wschodu. Zazdroszczą, zabijają, korumpują, podstępnie walczą o władzę a wszystko to w swojej pysze i zuchwałości, braku poszanowania dla zwyczajów i tradycji, bez serca i rozumu, wykorzystując wszystkie swoje zdolności do złego.

Oni to, wiedząc że ci co tak robią mają przed Bogiem przechlapane nie tylko sami tak czynią ale również pochwalają i zachęcają innych aby tak czynili.
Dlatego Bóg sprawił, że ich kierują się własnymi żądzami w sposób nie szanujący i niszczący ich własne ciała. Kobiety zaczęły uprawiać seks lesbijski a faceci zaczęli się pedalić by potem sami ponieść zapłatę na swoich ciałach chorując na AIDS i inne choróbska.

Ich zakręcony rozum sprawił, że czynią rzeczy złe: są chciwi i kłamliwi, propagują ateizm, agnostycyzm i różne demoniczne religie wschodu. Zazdroszczą, zabijają, korumpują, podstępnie walczą o władzę a wszystko to w swojej pysze i zuchwałości, braku poszanowania dla zwyczajów i tradycji, bez serca i rozumu, wykorzystując wszystkie swoje zdolności do złego.

Oni to, wiedząc że ci co tak robią mają przed Bogiem przechlapane nie tylko sami tak czynią ale również pochwalają i zachęcają innych aby tak czynili.
Ich zakręcony rozum sprawił, że czynią rzeczy złe: są chciwi i kłamliwi, propagują ateizm, agnostycyzm i różne demoniczne religie wschodu. Zazdroszczą, zabijają, korumpują, podstępnie walczą o władzę a wszystko to w swojej pysze i zuchwałości, braku poszanowania dla zwyczajów i tradycji, bez serca i rozumu, wykorzystując wszystkie swoje zdolności do złego.

Oni to, wiedząc że ci co tak robią mają przed Bogiem przechlapane nie tylko sami tak czynią ale również pochwalają i zachęcają innych aby tak czynili.
Oni to, wiedząc że ci co tak robią mają przed Bogiem przechlapane nie tylko sami tak czynią ale również pochwalają i zachęcają innych aby tak czynili.
A teraz tekst w oryginale:

Biblią Tysiąclecia, List do Rzymian, rodział 1, wersety od 18
Albowiem gniew Boży ujawnia się z nieba na wszelką bezbożność i nieprawość tych ludzi, którzy przez nieprawość nakładają prawdzie pęta. To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił.

Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy.

Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów.
Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen.

Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.

A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.

Kategorie:
obserwator, etyka, _blog

Słowa kluczowe:
etyka,
List do Rzymian,
parafraza Listu do Rzymian,
moralność,
aborcja,
kobiety na falach

Komentarze: (0)
Skomentuj notkę
Albowiem gniew Boży ujawnia się z nieba na wszelką bezbożność i nieprawość tych ludzi, którzy przez nieprawość nakładają prawdzie pęta. To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił.

Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy.

Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów.
Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen.

Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.

A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.
Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy.

Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów.
Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen.

Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.

A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.
Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów.
Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen.

Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.

A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.
Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen.

Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.

A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.
Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.

A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.
A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.

Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.
Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.
Amerykanie prowadzili w tym tygodniu w Warszawie rozmowy w sprawie udziału Rafinerii Gdańskiej w odbudowie Iraku – dowiedziała się „Gazeta”. Zapłatą dla Polaków byłaby dzierżawa części irackich złóż naftowych – z dobrą i tanią w wydobyciu ropą.
(…)
Po południu do mieszkańców Iraku zwrócą się brytyjski premier Tony Blair i prezydent USA George W. Bush. Przemówienie opatrzone arabskimi napisami wyemituje nowa iracka telewizja. Nagrano je podczas poniedziałkowego spotkania przywódców w Irlandii Płn, ma obwieścić, że „reżim Saddama upadł”. Premier Tony Blair zapewnił Irakijczyków, że sami będą odpowiadali za powojenne rządy w Iraku, i tylko oni będą mogli korzystać z pieniędzy ze sprzedaży irackiej ropy naftowej.
(…)
Komentarzem będzie cytat ze pewnej opery Stanisława Moniuszki:
Jontek: … i ty mu wierzysz piękna dziewczyno?
Disclaimers 🙂 bo w stopce coś wyglądającego mądrze można napisać. Wszystkie powyższe notatki są moim © wymysłem i jako takie związane są ze mną. Ale są też materiały obce, które tu przechowuję lub cytuje ze względu na ich dobrą jakość, na inspiracje, bądź ilustracje prezentowanego lub omawianego tematu. Jeżeli coś narusza czyjeś prawa – proszę o sygnał abym mógł czym prędzej naprawić błąd i naruszeń zaniechać.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments