- Debata w Sejmie dotyczyła pilotażowego programu skrócenia czasu pracy.
- Program ma być elastyczny i dostosowany do różnych branż.
- Finansowanie pochodzi z Funduszu Pracy, a koszt wyniesie 10 milionów złotych.
- Opinie posłów są podzielone, z krytyką i poparciem dla programu.
- Minister podkreśliła, że program ma poprawić jakość życia pracowników.
W czwartek w Sejmie odbyła się debata na temat pilotażowego programu skrócenia czasu pracy, który ma być dostosowany do specyfiki różnych branż i wielkości przedsiębiorstw. Szefowa Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS) Agnieszka Dziemianowicz-Bąk podkreśliła, że program ma na celu odpowiedź na wyzwania związane z kryzysem demograficznym oraz postępującą automatyzacją. Pomysł wzbudził kontrowersje wśród posłów, gdzie Lewica go popiera, a PiS krytykuje jako populistyczny.
Elastyczność programu
Podczas wystąpienia w Sejmie, Dziemianowicz-Bąk zaznaczyła, że model skracania czasu pracy będzie elastyczny i dostosowany do potrzeb poszczególnych sektorów. „Po pierwsze – wiedza zamiast uprzedzeń. Po drugie – dobrowolność, a nie odgórny przymus. Po trzecie – rozwiązania szyte na miarę, a nie jak od sztancy” – wymieniła kluczowe założenia pilotażu. Minister podkreśliła, że będzie to pierwszy taki program w tej części Europy, co może stanowić istotny krok w kierunku poprawy jakości życia pracowników.
Finansowanie i koszty
Program pilotażowy ma być finansowany z Funduszu Pracy, a jego koszt w pierwszym roku realizacji wyniesie 10 milionów złotych. Dziemianowicz-Bąk zwróciła uwagę na doświadczenia innych krajów Unii Europejskiej, takich jak Francja, Dania czy Belgia, gdzie czas pracy już został skrócony. „Ograniczenie godzinowego wymiaru pracy ma szansę być odpowiedzią na wyzwania związane z kryzysem demograficznym, rozwojem sztucznej inteligencji i postępującą automatyzacją” – dodała.
Opinie posłów
Debata w Sejmie ujawniła podziały wśród posłów. Przedstawiciele PiS krytykowali pomysł, nazywając go „przedwyborczym populizmem”. Posłanka Anna Baluch stwierdziła, że „ten populizm zmierza do tego, aby zadać pytanie, czy Polskę jest na to stać”. Ewa Leniart dodała, że program jest jedynie „zabiegiem PR-owym”. Z drugiej strony, Małgorzata Tracz z KO podkreśliła, że skrócenie czasu pracy to dobry krok w kierunku podniesienia jakości życia Polaków. „Pracujemy, aby żyć, a nie żyjemy, aby pracować” – zaznaczyła.
Wątpliwości i obawy
Wiceminister cyfryzacji Michał Gramatyka wyraził obawy, że skrócenie czasu pracy może negatywnie wpłynąć na jakość publicznych usług. Adam Dziedzic z PSL-TD zauważył, że 35-godzinny tydzień pracy już obowiązuje w niektórych urzędach i sprawdza się, jednak podkreślił konieczność zbadania wpływu takiego rozwiązania na różne gałęzie gospodarki. Anna Maria Żukowska z Lewicy zwróciła uwagę na to, że Polacy są jednym z najbardziej przepracowanych narodów w Europie, co może sugerować, że skrócenie czasu pracy mogłoby wpłynąć na wydajność.
Podsumowanie i przyszłość
Dziemianowicz-Bąk, odpowiadając na krytykę, zaznaczyła, że zmiany mogą budzić obawy, ale pilotaż ma na celu ograniczenie tych lęków. „Termin ogłoszonego pilotażu nie ma nic wspólnego z kalendarzem politycznym” – podkreśliła. Minister dodała, że zakończono już etap analiz i konsultacji z przedsiębiorcami, co pozwoliło na przejście do kolejnego etapu prac. „Polska nie musi być państwem, którego podstawową gospodarczą przewagą jest konkurowanie tanią siłą roboczą” – zakończyła swoje wystąpienie.