Niewielki samolot z pięcioma osobami na pokładzie awaryjnie wylądował na boliwijskich bagnach 48 godzin po zniknięciu z radarów. Pasażerowie, w tym dziecko, byli uwięzieni w podmokłym terenie przez 36 godzin, otoczeni przez aligatory. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
- Samolot awaryjnie wylądował na boliwijskich bagnach 48 godzin po zniknięciu z radarów.
- Pasażerowie, w tym dziecko, spędzili 36 godzin w podmokłym terenie, otoczeni przez aligatory.
- Wszyscy pasażerowie byli w "doskonałym stanie" po odnalezieniu przez lokalnych rybaków.
- Pilot lądował w pobliżu rzeki Itanomas z powodu awarii silnika.
- Po odkryciu samolotu, pasażerowie zostali przetransportowani do bezpiecznego miejsca przez śmigłowiec.
Okoliczności zdarzenia
Samolot leciał z miasta Baures do Trinidadu, kiedy zniknął z radarów w środkowej Boliwii. Misja poszukiwawczo-ratownicza rozpoczęła się w czwartek, a maszyna została odnaleziona przez lokalnych rybaków w piątek. Pilot, Andres Velarde, poinformował, że awaria silnika zmusiła go do lądowania w pobliżu rzeki Itanomas.
Stan pasażerów
Na pokładzie samolotu znajdowały się trzy kobiety, dziecko oraz 29-letni pilot. Po odnalezieniu wszyscy byli w „doskonałym stanie”, jak przekazał Wilson Avila, dyrektor centrum operacji ratunkowych departamentu Beni.
Trudne warunki oczekiwania
Pasażerowie spędzili 36 godzin w podmokłym terenie, gdzie musieli zmagać się z obecnością aligatorów. Pilot relacjonował, że byli otoczeni przez drapieżniki, które zbliżyły się na odległość trzech metrów. W oczekiwaniu na ratunek jedli lokalną mąkę z manioku, którą przywiózł jeden z pasażerów.
Interwencja ratunkowa
Po odkryciu rozbitej jednostki przez lokalnych rybaków, na miejsce wysłano śmigłowiec, który przetransportował pasażerów do bezpiecznego miejsca.