Myśle, że wiele kibiców ma jeszcze cień nadziei na dobry występ swojej warszawskiej drużyny w dzisiejszym rewanżowym spotkaniu Legii Warszawa w Londynie z Chelsea. Po porażce 0:3 u siebie trudno jednak o optymizm. Niemniej na pewno będę śledzić to spotkanie. W końcu nie zawsze polska drużyna gra w ćwierćfinale europejskiego pucharu. Do tego z taką potęgą.
Pierwszy mecz był smutny nie tylko dla Legionistów, ale całej polskiej piłki. Spotkanie to pokazało, jak wielka jest przepaść między naszą Ekstraklasą, a czołowymi w Europie drużynami. Niby człowiek wiedział, ale jednak się łudził, że Legia, przy niesamowitym dopingu swoich fanów po raz kolejny sprawi chociażby mini niespodziankę. Choć na chwilę podejmie rękawice z lepszym od siebie rywalem. Nikt nie myślał o wygranej, bo remis czy jednobramkowa przegrana „po walce” już dałaby wiele satysfakcji.
Przecież nie tak dawno z kwitkiem z Warszawy odjeżdżał Aston Villa, tegoroczny ćwierćfinalista Ligi Mistrzów. Przecież jeszcze w tej edycji Ligi Konferencji Europy, Betis Sewilla zasłużenie wyjechał bez punktów.
Niestety, dla Legii najważniejsze być może tegoroczne starcie przypadło na niezbyt sprzyjajace warunki. Po pierwsze, Legia ostatecznie już wypisała się z walki o mistrzostwo Polski, po kolejnych niezbyt udanych zawodach. Po drugie ze składy wypadli, jaby nie było, bardzo ważni dla zespołu Bartosz Kapustka i mimo wszystko Marc Gual, strzelec bramki dającej ćwierćfinał.
Co gorsza, Chelsea wcale pierwszego meczu nie rozegrała w najsilniejszym zestawieniu, a stołeczny zespół i tak wyglądał jak klub o conajmniej klasę gorszy. Młodzi zawodnicy Chelsea, mimo, że na początku swoich karier, są szybsi, skoczniejsi, silniejsi i bardziej wytrzymali niż zawodnicy z naszego podwórka. Nie wspominając już o umiejętnościach czysto piłkarskich.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że jeśli Chelsea z jakiś powodów musiałaby ten mecz wygrać 7:0, to wygrałaby go co najmniej 8:0, żeby nie pozostawić złudzeń.
To prawdziwy dysonans. Z jednej strony jako kibic cieszę się, że dwie polskie drużyny grają w ćwierćinale europesjkiego pucharu, z drugiej przepaść jaka dzieli polskie drużyny i ich przeciwników (Jagiellonię nieco mniej) przytłacza.
Ale nie marudźmy, cieszmy się z ostatniego europejskiego wieczoru z udziałem naszych. 15. miejsca w rankingu UEFA, które nam zapewnili, nikt im nie zapomni. Mecze już o 18:45 (Jaga) i 21:00 (Legia).