Dlaczego niebo jest niebieskie?

Widok bezchmurnego, błękitnego nieba jest dla nas tak powszechny, że rzadko zastanawiamy się, skąd bierze się jego niebieski kolor. Pytanie „dlaczego niebo jest niebieskie?” stawiają często ciekawscy – od małych dzieci po dociekliwych dorosłych. Odpowiedź kryje się w zjawiskach fizycznych związanych ze światłem słonecznym i atmosferą Ziemi. W tym artykule, w przystępny sposób, wyjaśnimy szczegółowo przyczyny błękitu nieba w dzień oraz zmian barw przy zachodzie Słońca. Omówimy takie pojęcia jak rozpraszanie Rayleigha, właściwości białego światła i długości fal oraz to, jak światło zachowuje się w ziemskiej atmosferze. Dowiemy się również, czemu niebo przy zachodzie słońca jest czerwone/pomarańczowe, porównamy zjawisko z innymi ciałami niebieskimi (np. dlaczego niebo na Marsie wygląda inaczej niż na Ziemi) i sprawdzimy, jaki wpływ mają czynniki atmosferyczne – takie jak zanieczyszczenia, pyły czy wilgoć – na barwę nieba. Zapraszamy do lektury!

Światło słoneczne i jego kolory

Słońce emituje białe światło, które jest w istocie mieszaniną wielu barw widzialnych. Świadczy o tym choćby tęcza – gdy promienie słoneczne przechodzą przez krople deszczu (działające jak maleńkie pryzmaty), białe światło rozszczepia się na pasmo kolorów tęczy: czerwony, pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski, indygo i fioletowy. Podobny efekt rozszczepienia możemy uzyskać za pomocą szklanego pryzmatu. Każdy z tych kolorów odpowiada światłu o innej długości fali elektromagnetycznej w zakresie widzialnym.

Długość fali to odległość między kolejnymi „grzbietami” fali świetlnej. Nasze oko odbiera różne długości fal jako różne kolory. Światło czerwone ma najdłuższą długość fali spośród barw widzialnych – około 650–700 nanometrów (nm, czyli miliardowych części metra). Światło niebieskie ma krótszą falę, rzędu ~450 nm, zaś fioletowe jeszcze krótszą (~400 nm). Pełne widmo światła widzialnego rozciąga się mniej więcej od 380 nm (fiolet) do 750 nm (czerwień). Białe światło słoneczne zawiera wszystkie te długości fal jednocześnie – jest “miksem” kolorów, który zazwyczaj postrzegamy jako białawy lub lekko żółtawy blask. To, jaki kolor dominuje w danym kierunku, zależy jednak od tego, jak światło oddziałuje z materią na swojej drodze, zanim trafi do naszych oczu.

Rozpraszanie światła w atmosferze

Zanim światło słoneczne dotrze do powierzchni Ziemi i naszych oczu, musi przejść przez atmosferę – warstwę gazów otaczającą naszą planetę. Ziemska atmosfera składa się głównie z bardzo drobnych cząsteczek gazów (przede wszystkim azotu N₂ i tlenu O₂) oraz z niewielkich domieszek pary wodnej, aerozoli i pyłów. Gdy promienie słoneczne wpadają w atmosferę, wchodzą w interakcje z tymi cząsteczkami. Kluczowym zjawiskiem, które decyduje o kolorze nieba, jest rozpraszanie światła – czyli rozbijanie się promieni na różne kierunki wskutek zderzeń z cząsteczkami materii.

Najważniejszy mechanizm to tzw. rozpraszanie Rayleigha (nazwane tak od nazwiska lorda Rayleigha, który badał to zjawisko). Rozpraszanie Rayleigha zachodzi wtedy, gdy cząstki, na których rozprasza się fala, są bardzo małe w porównaniu z długością fali światła. W przypadku atmosfery są to właśnie pojedyncze molekuły gazu – dużo mniejsze od długości fal światła widzialnego. Fizyka rozpraszania Rayleigha mówi, że efektywność (intensywność) rozpraszania zależy od długości fali: im krótsza fala, tym silniejsze rozproszenie. Mówiąc prościej – światło o krótszych falach (na fioletowo-niebieskim końcu widma) rozprasza się dużo silniej niż światło o dłuższych falach (czerwone i pomarańczowe). W modelu Rayleigha natężenie rozproszenia maleje odwrotnie proporcjonalnie do czwartej potęgi długości fali. Oznacza to, że np. światło o barwie niebieskiej (~400–450 nm) rozproszy się aż około 9–10 razy intensywniej niż światło czerwone (~700 nm) przy przechodzeniu przez czyste powietrze. Ta ogromna różnica sprawia, że krótsze fale “łatwiej” ulegają rozproszeniu na drobnych cząsteczkach.

Kiedy światło słoneczne wpada w atmosferę, większość fal długich – czyli światło czerwone, pomarańczowe, żółte, a nawet zielone – przenika przez powietrze w dość prosty sposób, ulegając tylko nieznacznemu rozproszeniu. Natomiast fale krótkie – niebieskie i fioletowe – są skutecznie “wybijane” z pierwotnego kierunku i rozpraszane na wszystkie strony już przez mikroskopijne cząsteczki gazu. Można sobie wyobrazić, że fotony niebieskiego światła są ciągle odbijane i rozpraszane w różnych kierunkach niczym bilardowe bile obijające się o bandy – przez to rozchodzą się po całym niebie. W efekcie, gdy w pogodny dzień patrzymy w górę (w kierunku nieba, ale nie prosto na Słońce), to dociera do nas głównie rozproszone światło słoneczne pochodzące z atmosfery. A ponieważ spośród promieni słonecznych to właśnie niebieskie domieszki zostały rozproszone najefektywniej, rozproszone światło docierające do naszych oczu ma dominujący odcień niebieski. Stąd całe niebo wydaje się nam błękitne.

Warto zauważyć, że także światło fioletowe ulega bardzo silnemu rozproszeniu (nawet silniejszemu niż niebieskie). Dlaczego więc niebo nie jest fioletowe? Powody są dwa: po pierwsze, najwyższe warstwy atmosfery oraz stratosferyczny ozon pochłaniają sporą część promieniowania w kolorze fioletowym (a jeszcze bardziej ultrafioletowym, którego w ogóle nie widzimy). Po drugie, ludzkie oczy są mniej czułe na fiolet, za to bardzo dobrze odbierają kolor niebieski. W praktyce więc mieszanka rozproszonego światła, którą widzimy z powierzchni Ziemi, ma barwę od błękitnej do bladoniebieskiej, a nie fioletowej.

Jeszcze innym efektem rozpraszania Rayleigha jest to, że niebo nie wszędzie jest tak samo niebieskie. Jeśli spojrzymy w kierunku zenitu (prosto w górę), kolor nieba bywa bardziej głęboki, granatowo-niebieski. Natomiast przy horyzoncie często widzimy odcień jaśniejszy, mleczno-niebieski lub wręcz białawy. Dzieje się tak, ponieważ światło docierające z okolic horyzontu pokonuje grubszą warstwę atmosfery – po drodze ulega wielokrotnemu rozpraszaniu i osłabieniu. Niebieskie promienie są po drodze częściowo “wytrącane”, więc z kierunku horyzontu dociera mniej niebieskiego koloru niż z kierunku pionowo w dół. W rezultacie niebo nad horyzontem wydaje się jaśniejsze i bledsze niż w zenicie. To zjawisko możemy łatwo zaobserwować podczas lotu samolotem – patrząc z okna, u góry dostrzegamy ciemniejsze, czystsze błękity nieba, a przy linii horyzontu odcień przechodzi w wyraźnie bielszy lub mglisty.

Błękit dzienny a barwy zachodu

W południe, gdy Słońce stoi wysoko na niebie, światło słoneczne ma do pokonania stosunkowo krótki dystans przez atmosferę zanim dotrze do obserwatora na Ziemi. Niebieskie promienie rozpraszają się wprawdzie na boki, ale dociera do nas mnóstwo rozproszonego światła ze wszystkich kierunków – całe sklepienie niebieskie “świeci” błękitem. Dlatego w słoneczny, bezpośredni dzień niebo ma intensywnie niebieską barwę (o ile powietrze jest w miarę czyste). Samo Słońce, oglądane w południe (ostrzegamy: nigdy nie należy patrzeć prosto na Słońce gołym okiem!), wydaje się jasnożółte albo białe – to dlatego, że dociera do nas jego światło z niewielką utratą niebieskich składników (część z nich rozproszyła atmosferę), co nadaje tarczy słonecznej delikatnie cieplejszy odcień.

Gdy jednak Słońce zbliża się do horyzontu – czyli mamy zachód albo wschód Słońca – sytuacja diametralnie się zmienia. Teraz promienie słoneczne padają na atmosferę pod ostrym kątem i muszą przebyć znacznie dłuższą drogę przez powietrze, zanim dotrą do naszych oczu. Wyobraźmy sobie promień światła słonecznego, który o zachodzie sunie prawie równolegle do powierzchni Ziemi – musi on przeciąć grubą warstwę atmosfery nad horyzontem. W trakcie tej długiej wędrówki niemal całe światło o krótkich falach (niebieskie i fioletowe) zostaje rozproszone i rozproszone ponownie tak skutecznie, że właściwie nie dociera już bezpośrednio do obserwatora. Innymi słowy, błękity “gubią się” po drodze, rozpraszając się gdzieś wysoko w atmosferze (oddając niebu swój kolor, ale daleko od naszego widoku). Do naszych oczu z kierunku zachodzącego Słońca dociera prawie wyłącznie światło, które zostało po odfiltrowaniu niebieskiego – a więc barwy długo falowe: żółte, pomarańczowe, czerwone. Dlatego tarcza Słońca nisko nad horyzontem przybiera barwę pomarańczowo-czerwoną, często dużo bardziej nasyconą niż w południe.

Wraz z czerwienią Słońca zmienia się także kolor nieba wokół. Podczas zachodu (lub wschodu) Słońca nisko położone chmury i aerozole atmosferyczne (cząstki pyłu, dymu, itp.) rozpraszają resztki światła czerwonego na boki, przez co całe niebo może nabrać złocistych tonów. Słoneczne światło rozproszone w atmosferze o tej porze ma przewagę czerwieni i żółci (bo błękit już się “wysypał”), w efekcie często obserwujemy widowiskowe ogniste barwy zachodu – od żółci przez pomarańcz po głęboką czerwień, a nawet róż. Im więcej rozproszonych w powietrzu cząstek (pyłów, kropelek), tym efekt bardziej spektakularny – niebo może wtedy płonąć czerwienią na całej zachodniej stronie. Po zachodzie, gdy Słońce schowa się już pod horyzontem, rozproszone w wysokich warstwach atmosfery promienie mogą jeszcze przez kilkanaście minut zabarwiać niebo na różowo-fioletowe pasma (zorza wieczorna), nim nastanie szarówka i ciemność.

Warto dodać, że każde “zanieczyszczenie” optyczne atmosfery wzmacnia czerwone zachody i załamanie koloru nieba. Czasem po dużych wybuchach wulkanów (które wyrzucają do stratosfery drobny pył) albo podczas wielkich pożarów lasów (emitujących dymy) notowano niezwykle krwistoczerwone zachody słońca na dużych obszarach świata. Przykładowo pod koniec XIX wieku erupcja wulkanu Krakatau spowodowała tak intensywne czerwone zorze wieczorne na całym globie, że malarze uwieczniali niezwykłe kolory nieba na obrazach. Nawet w ciągu dnia Słońce przy bardzo zapylonej lub zadymionej atmosferze może wyglądać jak ciemnoczerwona kula (efekt znany mieszkańcom miast podczas epizodów smogowych lub w okolicach wielkich pożarów).

Wpływ zanieczyszczeń, pyłów i wilgoci na kolor nieba

Dotychczas zakładaliśmy, że światło rozprasza się głównie na cząsteczkach gazów, a powietrze jest idealnie czyste. W rzeczywistości jednak atmosfera zawiera też inne drobiny, które wpływają na barwę i przejrzystość nieba. Aerozole atmosferyczne to wszelkie mikroskopijne cząstki stałe lub ciekłe unoszące się w powietrzu. Należą do nich m.in. pyły mineralne (np. drobinki piasku znad pustyń), popioły wulkaniczne, cząstki smogu i zanieczyszczeń (sadza, siarczany, spaliny), drobne kropelki wody tworzące mgłę i zamglenie, a nawet pyłki roślin czy sól morska unoszona z oceanów. Te cząsteczki są większe od pojedynczych molekuł gazu – często mają rozmiary porównywalne z długością fali światła widzialnego, a nawet większe. Światło słoneczne również ulega na nich rozpraszaniu, ale działa tu inny regułusz.

Gdy rozmiar cząstek jest zbliżony do długości fali, rozpraszanie światła odbywa się według modelu opisanego przez tzw. rozpraszanie Mie (od nazwiska Gustava Miego). Rozpraszanie Mie, w przeciwieństwie do rozpraszania Rayleigha, nie faworyzuje aż tak bardzo krótkich fal. Duże cząstki (jak krople wody czy cząstki pyłu) rozpraszają wszystkie kolory w podobnym stopniu – niebieskie, czerwone i inne fale rozchodzą się bardziej równomiernie. W efekcie światło rozproszone przez takie większe cząstki ma barwę białą lub szarawą (mieszanina wszystkich kolorów), zamiast wyraźnego odcienia niebieskiego.

Najbardziej oczywistym przykładem rozpraszania Mie są chmury na niebie: zbudowane z kropelek wody o średnicy dużo większej niż długość fal widzialnych, rozpraszają światło słoneczne niezależnie od koloru, dlatego chmury wydają się białe (lub szare, jeśli są grubsze – bo wtedy część światła zostaje pochłonięta). Podobny efekt dotyczy zamglenia i mgły – mikroskopijne kropelki wody w mgle rozpraszają światło we wszystkich zakresach jednakowo, dając białą poświatę i ograniczając widoczność.

Jeśli w powietrzu znajduje się dużo takich większych cząstek (pyłów lub kropelek), niebo traci swój głęboki błękitny kolor i staje się bardziej mleczne, blade. W wilgotny dzień nad morzem niebo bywa jasne, niemal białoniebieskie – to skutek rozpraszania światła na zawieszonej w powietrzu mgle morskiej (drobnych kropelkach słonej wody). Nad dużymi miastami, gdzie powietrze jest zanieczyszczone, często obserwujemy bladoniebieskie lub szarawe niebo. Smog i pyły unoszące się w atmosferze powodują powstanie białej lub szaro-żółtej mgiełki, która przesłania czysty błękit. Drobiny te rozpraszają padające światło słoneczne we wszystkie strony, tworząc coś w rodzaju świetlnego „szumu tła”, który rozjaśnia niebo, ale zarazem przytłumia niebieską barwę (pochodzącą od cząsteczek gazów). Innymi słowy: im brudniejsze lub wilgotniejsze powietrze, tym bledsze i bardziej białe wydaje się niebo.

Odwrotna sytuacja ma miejsce, gdy atmosfera jest wyjątkowo czysta i sucha. Po przejściu frontu atmosferycznego, silnym deszczu albo daleko od miast (np. wysoko w górach czy na pustyni po burzy piaskowej) powietrze jest pozbawione większości pyłów i aerozoli. Zostają głównie molekuły gazów, które powodują rozpraszanie Rayleigha. Wtedy niebo ma barwę intensywnie niebieską, niemal kobaltową – brak białego “mleczu” podbijającego jasność, więc uwidacznia się prawdziwy głęboki błękit rozproszonego światła. Często po deszczu mówimy, że “niebo wydaje się bardziej niebieskie” – to właśnie rezultat oczyszczenia atmosfery z drobin, które wcześniej powodowały rozpraszanie Mie.

Podsumowując ten wątek: czynniki atmosferyczne w postaci cząstek (pył, dym, wilgoć) mogą modyfikować kolor nieba. Czyste powietrze sprzyja błękitowi (rozpraszanie Rayleigha dominuje), a zanieczyszczone lub wilgotne – daje efekt zamglenia i rozjaśnienia, przez co niebo jest bledsze, bardziej białe lub szare. W skrajnych przypadkach zanieczyszczenia mogą nadawać niebu nietypowe odcienie (np. pomarańczowe niebo podczas burzy pyłowej, gdy w powietrzu unosi się mnóstwo drobin piasku, lub brunatnoczerwone niebo podczas pożarów lasów, gdy dym filtruje światło słoneczne).

Niebo na innych ciałach niebieskich

Wiemy już, że kolor nieba na Ziemi zależy od rozpraszania światła w naszej atmosferze. A jak wygląda niebo na innych planetach czy księżycach? Okazuje się, że nie wszędzie niebo jest niebieskie – wszystko zależy od obecności i właściwości atmosfery danego ciała niebieskiego oraz od charakterystyki światła docierającego od lokalnej gwiazdy.

Brak atmosfery – czarne niebo: Jeśli planeta lub księżyc nie ma atmosfery, niebo zawsze będzie czarne. Przykładem jest Księżyc – nawet w środku dnia księżycowego (gdy Słońce świeci nad horyzontem), niebo widziane z powierzchni Księżyca jest czarne, usiane gwiazdami. Dzieje się tak, ponieważ brak atmosfery oznacza brak cząsteczek, które mogłyby rozpraszać światło słoneczne – więc nic nie “wypełnia” nieba kolorem. Podobnie kosmonauci w przestrzeni kosmicznej widzą czarny kosmos, mimo że Słońce świeci – poza atmosferą promienie słoneczne poruszają się praktycznie tylko po liniach prostych i nie rozpraszają się na boki.

Planety z atmosferą – różne kolory nieba: W przypadku planet posiadających atmosferę, kolor nieba zależy od składu i gęstości atmosfery oraz od ewentualnych aerozoli. Dobrym przykładem jest Mars, nasz sąsiedni “Czerwona Planeta”. Mars ma atmosferę złożoną głównie z dwutlenku węgla, ale jest ona bardzo rzadka – ciśnienie przy gruncie to zaledwie ok. 0,6% ciśnienia ziemskiego (atmosfera jest ponad 100 razy rzadsza niż nasza). Co ważne, marsjańskie powietrze zawiera mnóstwo drobnego pyłu bogatego w tlenki żelaza (to właśnie ten pył nadaje marsjańskiemu gruntowi i ogólnie Marsowi rdzawo-czerwony wygląd).

W efekcie niebo na Marsie wygląda zupełnie inaczej niż na Ziemi. W ciągu dnia ma zwykle kolor opisywany jako żółtawo-brązowy, rdzawy lub różowawy – przypomina czasem ziemskie niebo podczas burzy piaskowej czy smogu. Dzieje się tak, bo światło słoneczne rozprasza się tam głównie na cząstkach pyłu zawieszonych w atmosferze. Marsjańskie cząstki pyłu są znacznie większe od cząsteczek ziemskiego powietrza, dlatego rozpraszanie światła na Marsie odbywa się w znacznym stopniu na zasadzie rozpraszania Mie (opisanym wcześniej). To rozpraszanie mniej selektywne sprawia, że rozproszone światło ma kolor zbliżony do barwy samego Słońca – które na Marsie świeci nieco chłodniejszym, czerwonawym blaskiem (Słońce jest dalej od Marsa niż od Ziemi, więc ogólnie światło ma tam nieco mniejsze natężenie). W rezultacie rozproszone światło marsjańskie przybiera właśnie odcienie żółto-pomarańczowo-brązowe, nadając niebu “zapieczony” kolor.

Zachody słońca na Marsie kryją jednak niezwykłą niespodziankę: są niebieskie! Brzmi to paradoksalnie – u nas Słońce barwi zachód na czerwono, a na czerwonej planecie zachód jest niebieskawy. Fotografie wykonane przez marsjańskie łaziki (np. NASA Spirit, Opportunity czy Curiosity) pokazały, że tuż wokół tarczy zachodzącego Słońca marsjańskie niebo nabiera chłodnego, niebiesko-szarego odcienia. Dlaczego tak się dzieje? Okazuje się, że drobinki pyłu w marsjańskiej atmosferze mają specyficzne rozmiary – na tyle małe, że niebieskie światło przenika przez atmosferę Marsa nieco skuteczniej niż czerwone. Czerwone promienie słoneczne są przez pył silnie rozpraszane na boki (więc “gubią się” zanim dotrą do naszego oka), podczas gdy pewna część światła niebieskiego potrafi przelecieć względnie prosto. W efekcie w kierunku zachodzącego Słońca dociera więcej niebieskich promieni (rozproszonych, ale skupionych blisko tarczy), a rozproszone promienie czerwonawe rozlewają się po reszcie nieba. Marsjański zachód Słońca wygląda więc tak, że Słońce otoczone jest niebieską poświatą, przechodzącą dalej w typowy dla Marsa żółtawo-rdzawy kolor nieba. To niemal odwrotność sytuacji ziemskiej – na Ziemi błękit “ucieka” z okolic Słońca przy zachodzie, a na Marsie właśnie tam się koncentruje.

Oczywiście Mars to tylko jeden przykład. Na innych planetach Układu Słonecznego również występują różnorodne barwy nieba:

  • Wenus – ma niezwykle gęstą atmosferę (ponad 90 razy gęstszą od ziemskiej), złożoną z CO₂ i pokrytą grubymi chmurami kwasu siarkowego. Na powierzchni Wenus panuje wieczny pomarańczowo-żółty półmrok; niebo widziane z powierzchni (o ile moglibyśmy je zobaczyć przez chmury) byłoby jasne i żółtawe lub białe, ponieważ gęsta atmosfera rozprasza prawie całe światło we wszystkich kierunkach. Bezpośredniego Słońca nie widać – rozprasza się zanim dotrze do powierzchni.
  • Jowisz i Saturn – gazowe olbrzymy z gęstymi, wielowarstwowymi atmosferami. Gdybyśmy unosili się w górnych warstwach tych atmosfer, prawdopodobnie wokół nas byłoby blade, białoniebieskie niebo przechodzące w żółtawe odcienie, z uwagi na mieszanki wodoru, helu oraz metanu i innych gazów. W głębszych warstwach znajdują się chmury różnych związków chemicznych, które nadają tym planetom pasiaste wzory widoczne z kosmosu, ale lokalny wygląd “nieba” wewnątrz atmosfery byłby raczej jednolity i mglisty.
  • Uran i Neptun – te odległe lodowe olbrzymy mają atmosfery zawierające metan, który pochłania czerwone światło. W efekcie światło rozproszone w ich atmosferach ma piękne błękitno-turkusowe odcienie (to dlatego planety te widziane z daleka są niebiesko-zielone). Gdyby stać na hipotetycznej platformie w górnej atmosferze Urana/Neptuna, najpewniej widzielibyśmy otaczające nas niebo jako intensywnie blade niebiesko-zielone, a słońce byłoby małym, bladym punktem.
  • Tytan (księżyc Saturna) – ma grubą atmosferę azotową z domieszką metanu i gęstą warstwą pomarańczowego smogu (aerozole związków węglowodorowych). Niebo na Tytanie jest zapewne pomarańczowo-brązowe i mroczne; słońce ledwo prześwieca przez pomarańczową mgłę.

Jak widzimy, błękit nieba to nie uniwersalna zasada, lecz wynik specyficznych warunków panujących na Ziemi. Gdy zmienia się skład i gęstość atmosfery, zmieniają się też warunki rozpraszania światła – a więc i barwy nieboskłonu. Na Ziemi mamy szczęście doświadczać żywego błękitu za dnia i ognistych zachodów dzięki odpowiedniej ilości powietrza i umiarkowanej ilości cząstek. Inne światy mogą prezentować nam niebo w zupełnie innych kolorach, od czerni kosmosu po odcienie czerwieni, żółci, a nawet zielonkawego błękitu.

Podsumowanie

Niebieskie niebo nad naszymi głowami zawdzięczamy rozpraszaniu Rayleigha – zjawisku, w którym cząsteczki atmosfery rozpraszają krótsze fale światła (niebieskie) znacznie silniej niż dłuższe (czerwone). W rezultacie całe sklepienie niebieskie w pogodny dzień wypełnia się rozproszonym błękitnym światłem pochodzącym od Słońca. Białe światło słoneczne rozszczepia się na kolory, a niebo działa jak wielki dyfuzor, który rozrzuca po nim głównie odcienie niebieskie. Gdy Słońce jest wysoko, niebo jest najintensywniej błękitne; gdy się zniża (zachód), gruba warstwa atmosfery “wysysa” z promieni słonecznych błękit, pozwalając dotrzeć tylko czerwieniom – stąd czerwone i pomarańczowe zachody słońca. Atmosfera Ziemi i to, co się w niej znajduje, ma ogromny wpływ na te zjawiska: czyste powietrze daje głęboki błękit, zaś zanieczyszczenia, pyły i wilgoć rozpraszają światło każdej barwy, rozjaśniając niebo i czyniąc jego kolor bardziej blady (lub wręcz biały czy szary). Na innych planetach, w zależności od atmosfery, niebo może przybierać różne barwy – Mars słynie z żółtawo-różowego nieba i niebieskich zachodów, a planety olbrzymy prezentują blade odcienie błękitu lub nawet zielonkawe tonacje.

Pozornie zwykły błękit ziemskiego nieba jest zatem wynikiem pięknej gry światła i materii. Następnym razem spoglądając w górę, warto pamiętać, że widzimy światło słoneczne tańczące na cząsteczkach powietrza – subtelny, lecz wszechobecny pokaz fizyki w codziennym życiu.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments