Amerykańskie pickupy i SUV-y: Giganci na drodze, ale czy naprawdę potrzebni?
W USA trwa nieustanna obsesja na punkcie dużych samochodów. Chociaż można się zastanawiać, co takiego pociągającego jest w jeżdżeniu potężnym pickupem czy SUV-em, to faktem jest, że ich popularność nie maleje. To zjawisko nie jest przypadkowe – amerykański system „CAFE footprint” zdecydowanie sprzyja produkcji dużych pojazdów, gdzie norma emisji uzależniona jest od powierzchni zajmowanej przez samochód. W praktyce oznacza to, że im większy samochód, tym mniej ograniczeń dotyczących jego zużycia paliwa. I tak oto mamy do czynienia z sytuacją, w której duże SUV-y i pickupy, mimo że palą jak smoki, są wciąż na czołowej pozycji w sprzedaży.
Statystyki mówią same za siebie
Przyjrzyjmy się nieco bliżej, jak zmieniały się wymiary najpopularniejszych modeli przez ostatnie trzy dekady:
- Ford F150: 30 lat temu miał długość 632 cm, a dzisiaj 636 cm oraz szerokość, która wzrosła z 200 do prawie 203 cm.
- Chevrolet Silverado: Model z 1999 roku mierzył od 516 do 626 cm, a obecna wersja to co najmniej 533 cm długości i 206 cm szerokości.
- Dodge RAM: W podstawowej wersji z 1994 roku urósł aż o 70 cm.
Te zmiany są wręcz oszałamiające, ale nie tylko wymiary budzą kontrowersje. Właściciele tych ogromnych maszyn skarżą się, że nie tylko są one nieporęczne, ale także kiepsko radzą sobie w terenie z powodu niskich kątów rampowych. W efekcie, wielu z nich woli starsze modele, które są po prostu bardziej praktyczne.
System CAFE i jego kontrowersje
Normy zużycia paliwa w USA, znane jako CAFE (Corporate Average Fuel Economy), mają swoje dziwactwa. W 2025 roku standard dla „light trucks” wynosi 29 mil na galonie, co odpowiada około 8,1 l/100 km. To jednak nie jest łatwe do osiągnięcia. Realne zużycie paliwa może być nawet o 20% wyższe niż teoretyczne, co daje producentom spore pole do manewru, a raczej do oszukiwania.
Co więcej, pickupy i duże SUV-y nie są obciążone „podatkiem od żłopania paliwa”, który dotyczy aut osobowych palących więcej niż 10,5 litra na 100 km. W praktyce oznacza to, że producentom opłaca się tworzyć gąsienice, które zużywają morze paliwa, a wciąż mogą być tańsze od mniejszych aut osobowych. W Europie zaś, malutki samochodzik spalający 6 l/100 km wciąż jest uważany za nieekologiczny, podczas gdy ogromny SUV z hybrydą pluginową, który na papierze „spala” 2 l/100 km, jest traktowany jak ekologiczny wybór.
Co na to klienci?
W obliczu rosnących rozmiarów samochodów, klienci zaczynają zadawać pytania. Czy naprawdę potrzebujemy takich gigantów? Choć amerykańska infrastruktura jest obfita, to zdarza się, że kierowcy czują się, jakby prowadzili pełnowymiarowe ciężarówki, co w połączeniu z niską zwrotnością nie przyczynia się do ich satysfakcji. Liczni właściciele pickupów skarżą się na problemy z manewrowaniem i parkowaniem, co tylko potwierdza, że wielkość nie zawsze jest atutem.
W międzyczasie w Europie pojawia się zupełnie inny problem – ludzie jeżdżą małymi, ale nieco starszymi samochodami, co w oczach niektórych sprawia, że są większymi „trucicielami” niż ich amerykańscy koledzy w ogromnych pickupach. To rodzi pytanie: która strona oceanu tak naprawdę jest bardziej oderwana od rzeczywistości?
Podsumowanie
Nie da się ukryć, że amerykański rynek motoryzacyjny stanowi unikalny fenomen. Pickupy i SUV-y, choć mają swoje wady, wciąż przyciągają uwagę i sprzedają się jak świeże bułeczki. Jednak pytanie brzmi: czy ich czas już minął? Czy może wkrótce zobaczymy powrót do bardziej kompaktowych i praktycznych rozwiązań? Czas pokaże, a my będziemy z uwagą obserwować te zmiany na motoryzacyjnej mapie świata.