Impreza w szpitalu psychiatrycznym w Warszawie, która miała być zwykłym spotkaniem pacjentów, zamieniła się w tragedię. W nocy z piątku na sobotę, pięcioro uczestników zażyło środki odurzające, co doprowadziło do śmierci jednego z nich. To zdarzenie zszokowało nie tylko bliskich, ale także cały personel placówki, który nie miał pojęcia, co dzieje się na oddziale.
Jak to się zaczęło?
Wszystko zaczęło się w III oddziale psychiatrycznym Szpitala Nowowiejskiego. Pięciu pacjentów, w tym trzy mężczyzn i dwie kobiety, postanowiło zorganizować spontaniczną imprezę. W trakcie nocnych posiadówek, które miały miejsce w szpitalu, doszło do zażywania substancji psychoaktywnych. Gdy w pewnym momencie jeden z uczestników, Maciej B., źle się poczuł, sytuacja szybko wymknęła się spod kontroli.
Tragiczne skutki
- 1. Maciej B. – zmarł na skutek zatrzymania krążenia
- 2. Eryk B. – trafił do szpitala, jednak po krótkim czasie odzyskał przytomność i został wypuszczony, niestety, zasłabł na komendzie policji
- 3. Weronika – również wymagała interwencji medycznej, ale jej stan jest stabilny
Osoby zamieszane w sprawę
Na czoło sprawy wysuwają się dwie osoby: 39-letnia Natalia G.-J. oraz 22-letni Eryk B., którzy zostali zatrzymani przez policję. Obydwoje są już w areszcie i usłyszeli zarzuty posiadania oraz udzielania znacznych ilości środków odurzających. Jak informuje prokuratura, grozi im do 13 lat pozbawienia wolności. Natalia G.-J. jest adwokatką i córką znanego warszawskiego dewelopera.
Reakcja szpitala
Dyrektor szpitala, Cezary Kostrzewa, nie kryje zaskoczenia i podkreśla, że personel nie miał pojęcia o tym, co dzieje się na oddziale. Jak mówi, placówka była monitorowana, a pracownicy nie mogą przeszukiwać odwiedzających pacjentów. To stawia pod znakiem zapytania bezpieczeństwo w takim miejscu.
Co dalej?
Prokuratura prowadzi śledztwo, które wymaga dokładnej analizy. Ustalenie przyczyny zgonu oraz rodzaju zażytych substancji będzie możliwe po przeprowadzeniu sekcji zwłok i badań toksykologicznych. Sprawa jest niezwykle delikatna, a okoliczności tragicznego zdarzenia wciąż pozostają niejasne.
Ta sytuacja przypomina, że nawet w miejscach, które powinny oferować bezpieczeństwo i opiekę, mogą wydarzyć się tragiczne incydenty. Jak mówi dyrektor, takiej sytuacji nigdy wcześniej nie było, co tylko potwierdza, jak istotne jest zapewnienie odpowiedniej kontroli nad pacjentami.
Sprawa wciąż się rozwija, a odpowiedzialność za tę tragedię może ponieść nie tylko Eryk B. i Natalia G.-J., ale także osoby odpowiedzialne za opiekę nad pacjentami w szpitalu. Cała Polska wstrzymuje oddech, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.